Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Słysząc początek historii, z uśmiechem usadowiła się odpowiednio na kanapie, przysuwając do siebie podwinięte nogi i opierając się wygodnie bokiem o oparcie, na którym złożyła nawet głowę, przyglądając się Dagonowi. Wyglądała teraz zupełnie niegroźnie i niewinnie, a gdyby nie szklanka whisky w spoczywających na kolanach dłoniach, też na o wiele młodszą.
        Nie przerywała, pozwalając mężczyźnie pleść opowieść tak przyjemnym dla niej głosem, nie spuszczając z niego kocich oczu i od czasu do czasu zanurzając usta w alkoholu. Uśmiechnęła się tylko lekko, słysząc o słabości maga, którą jej skromnym zdaniem można by przypisać większości mężczyzn, w tym tu obecnemu. Jednak poza tym lekkim wygięciem warg, nawet mimiką nie rozpraszała mówiącego diabła, chociaż czujnie wyłapała istotny dla niej element historii. Obraz zapewniał długowieczność, ale nie chronił przed śmiercią od obrażeń lub chorób. Panterza krew już owszem. Czy Whitaker o tym wiedział? Mimo rosnących wątpliwości zachowała kamienny wyraz twarzy, popijając znów tę poślednią whisky, leniwym mrugnięciem powiek komentując koniec opowieści.
        Kwestia jej wynagrodzenia sprawiła, że wyprostowała już głowę zainteresowana, przygryzając wnętrze polika na widok wyszczerzonego Bajera. Żadna przedstawiona przez niego opcja nie była idealna i on o tym wiedział. Albo zgodzi się na mniejszy udział, bo oszacowany przez pasera, a ci nie tylko zawsze zaniżają nieco ceny, ale też nigdy dokładnie nie wiedzą, za ile przedmiot sprzeda się na aukcji. Różnice mogły wynosić nawet wielokrotność pierwotnej wyceny. Albo poczeka na większy kąsek, chociaż niekoniecznie pewny, bo rogatemu elegantowi ufała na tyle, na ile go widziała, jeśli nie mniej. Nie była zachłanna, ale ciekawska już owszem, dlatego skrzywiła się lekko, zdając sobie sprawę, że decyzję już podjęła.
        - Poczekam – mruknęła w końcu. – Ale lepiej dla ciebie, żeby szybko nadarzyła się okazja do sprzedaży, bo do tego czasu jesteś skazany na moje towarzystwo – zerknęła na niego podejrzliwie, ciekawa jak się odniesie do takiego zastrzeżenia. Strzeżonego Prasmok strzeże, jak to mówią. W prastarego, przerośniętego gada nie wierzyła, ale powiedzenie trafne. Jeśli się Dagon uprze, żeby jej uciec, to wystarczy przecież, że się teleportuje z obrazem i tyle gościa (i swoją dolę) widziała, była tego świadoma. Jeśli jednak rzeczywiście nie miał zamiaru jej wykiwać to musi znieść jej obecność jeszcze jakiś czas, albo na inny sposób zapewnić, że jej nie oszuka. I niech nie próbuje wykpić się jakimś świstkiem z mętną obietnicą zapłaty, bo inaczej do czasu aukcji wielki czarny kot będzie prześladował go niczym zły omen z powieści.
        Na informację, że sprzedaż jej błyskotek również nie będzie problemem, skinęła głową z zadowoleniem. W sakiewce jeszcze jej brzęczały monety, ale nie dało się ukryć, że wizja zarobku i te kilka dni spędzone w mieście nieco nadszarpnęły jej budżet. Zwłaszcza to cygaro dla Dagona, drogie dziadostwo, ale chciała sprawić mu przyjemność, a przecież i tak za większość rzeczy tutaj on płaci. Niby taka była umowa, ale nawet złodziejka ma swój honor, więc się nie zawahała przed sprawieniem mu prezentu. Uśmiechem odpowiedziała na jego rechot, gdy z ciekawością sięgnęła rogów, nawet za swoją ciekawość nie przepraszając, bo Laufey chyba się już przyzwyczaił.
        Gdy wyszła z sypialni mężczyzna był już gotowy, a ona kolejny raz przetestowała jego cierpliwość podbierając kapelusz. I znów została obdarowana tylko uśmiechem, miast reprymendy, więc z zadowoleniem i nowym nakryciem głowy opuściła pokój.

        W barze zdjęła kapelusz i odłożyła go na blat, strzygąc uwolnionymi spod włosów uszami. Płaszcz wisiał za nią niemal do ziemi, ukrywając długi czarny ogon, oplatający barowy stołek. Słysząc toast Laufeya, panterołaczka rzuciła mu przeciągłe spojrzenie. Chyba mu się towarzystwo z panami od pokera pomyliło, bo Kimiko na nic były "piękne i niebezpieczne kobiety". Nic jednak nie powiedziała, postanawiając jedynie, że następny toast wznosi ona, a po krótkim brzdęknięciu szkła wychyliła swój kieliszek, odtwarzając znajomy rytuał. Odkładając skórkę po limonce nachyliła się odruchowo do pochylającego się w jej stronę Dagona, by w panującym tu gwarze usłyszeć co mówi. Kocia anatomia sprawiała, że szeptanie dziewczynie do ucha odbywało się nie przy jej twarzy, a bliżej czubka głowy, dostrzeżenie więc wesołego grymasu dziewczyny nie było oczywiste. Ta jednak zaraz podniosła spojrzenie na swojego towarzysza, ukazując też wyszczerzone w uśmiechu kiełki.
        - Jestem w stanie się do tego przyzwyczaić – żartobliwie skomentowała prośbę, ale bez zbędnej zwłoki sięgnęła do tylnej kieszeni, unosząc się nieco na stołku, i wyjęła papierośnicę. Otworzyła ją już sprawniej niż za pierwszym razem, kierując w stronę Dagona i częstując zawartością. Później schowała swoją wygraną z powrotem i gestem zamówiła sobie jeszcze jeden kieliszek.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Nawet w zupełnie nieznanym mu barze, diabeł czuł się jak u siebie. Stąpał pewnym krokiem, jednym leniwym i szerokim spojrzeniem orientując się we wnętrzu. Wszystkie bary z jednakowej kategorii były do siebie podobne. Ten również nie odbiegał od swojej grupy. Próżno było szukać w nim szlachcica czy choćby zamożniejszego kupca. Jeśli zaś jakiś nieroztropnie zapuścił się w podobne okolice to zwykle uciekał wystraszony specyficzną muzyką i ciężką atmosferą lub mając mniej szczęścia czyli rozumu by się ulotnić, budził się bez swojej sakiewki gdzieś pod stołem. Miejsca takie przyciągały cały wachlarz indywiduów nawykłych do prawdziwego życia.
Wywrotowców i artystyczną bohemę, ale nie wydelikatniałych malarzy wprost z magnackich dworów, tworzących portrety ku chwale swoich mecenasów. Byli to ludzie podobni muzykom grającym tego wieczora. Chodzili własnymi ścieżkami niejednokrotnie tworząc nowe trendy często nieakceptowane przez większość społeczeństwa a nawet twórców. Różnorodnych grajków i zespoły, które oceniając po tym dziś ubarwiających klimat tawerny, za zgodą właściciela mogły próbować swoich sił na scenie. Nie brakowało wszelakich podróżników szukających ciekawego miejsca do odpoczynku czy rozrywki, które znajdowało się poza podziałami politycznymi i społecznymi. Oraz oczywiście pewną grupę rzezimieszków, nie typowych bandytów i zakapiorów mordujących ludzi w zaułkach, ale też nie "Szanowanych obywateli". Jednym słowem diabeł uznał wybrany bar za całkiem przyjemne miejsce.
W krok za Kimiko podążył bezpośrednio do baru i zajął miejsce na krześle obok niej. Również jak zmiennokształtna usiadł bokiem, łokieć opierając o kontuar w rękę biorąc napełnioną szklankę. Upił łyk alkoholu i wyszczerzył się w kierunku złodziejki.
        - Pijemy twoje zdrowie a toast chyba nie przypadł ci do gustu - zagadnął bies, widząc brak większej reakcji na toast.
Uśmiechnął się również gdy pantera wyciągała papierośnicę. Nie pomylił się, zabrała zdobycz ze sobą.
        - Ja chyba nie - odgryzł się wesoło diabeł, zapalając cygaro.
Bar dopiero się wypełniał. Jak na razie wciąż były w nim puste stoliki i miejsca przy barze. Podrygujących na parkiecie również nie było aż tak wielu i wciąż między nimi były wolne przestrzenie. Wystarczyło jednak przyjrzeć się zużytym meblom i podłodze by szybko zweryfikować ewentualne poglądy, że było to standardowe obłożenie. Zespół grał już w pełni, ale goście dopiero napływali wraz z coraz późniejszą porą. Nikt nie imprezował za dnia dlatego Kimiko z Dagonem byli jednymi z pierwszych gości.
Na pierwszy rzut oka siedział zupełnie zrelaksowany i rozluźniony. Czart był jednak czujniejszy niż można by oceniać. Lubił podobne miejsca, przecież to był jego świat, tym bardziej więc był świadom na co należało zwrócić większą uwagę. Może nie groził mu nóż pod żebrami, przynajmniej nie w barze, bo na bruku gdzieś w zaułku, gdy wszyscy będą zaprawieni zbyt dużą ilością alkoholu, gdy nadejdzie pełnoprawna noc wypuszczając na ulicę łowców, to była odrębna historia, którą zajmie się, gdy opuszczą lokal. Potencjalna próba uwolnienia go spod ciężaru zbyt wielu monet już jak najbardziej wchodziła w rachubę. Diabeł wiedział jak wyglądał. Mimo bardziej swobodnego ubioru, co przecież wliczało raptem rezygnację z kamizelki i krawata, drogi garnitur aż prosił o większą uwagę. Dlatego pod osłoną gęstego dymu, którego tak mu brakowało, Bajer mógł niepostrzeżenie przyglądać się zarówno obecnym gościom jak i tym przybywającym. Siedział tak by mieć oko na wejście, za plecami zostały raptem dwa, wciąż wolne krzesła, więc bardzo nie musiał martwić się o tyły. Jedną flankę chroniła mu lada, drugą zaś obserwował kątem oka.
        - Teraz twoja kolej. Za co wypijemy? - Wziął kolejny łyk uśmiechając się w myślach. On sączył tę samą porcję drinka a dziewczyna za każdym razem wychylała kolejną tequilę. By było zabawniej, z odpornością na trucizny charakteryzującą piekielnych, jeżeli podjąć zakład, to Laufey byłby tym z mocniejszą głową, a to pantera piła więcej, przynajmniej na razie.
        Whisky miała przyjemny ziemisty smak i co pewnie zdziwiłoby złodziejkę, była lepsza niż ta w zajeździe. Marne bary i karczmy słynęły z kiepskich alkoholi. W lepszych zajazdach serwowano trunki z większych i bardziej znanych gorzelni gdyż gorszych nie strawiliby goście, ale może produkowały one przyzwoity alkohol, według diabła jak śmiesznie by to nie zabrzmiało, brakowało im duszy.
Często właśnie w mniejszych barach odstraszających bogaczy za to ceniących swoją oryginalną klientelę, takich jak ten, w którym właśnie siedzieli, można było wypić prawdziwe perełki wśród alkoholi. Pędzone w małych, lokalnych i rodzinnych firmach, miały bogaty bukiet oddający klimat regionu kryjący się zarówno w składnikach jak i drewnie. Dąb, dębowi był nierówny. Miejsce, w którym rósł wpływało na jego właściwości i drewno, a przecież to beczka w dużej mierze tworzyła unikalny smak whisky.
        Zaciągnął się dymem i kolejnym łykiem opróżnił szklankę. Połączenie idealne. Z takich powierzchownie drobnych przyjemności Bajer nie zrezygnowałby nigdy. Postawił puste szkło na wytartej i zmatowiałej ladzie gestem prosząc barmana o napełnienie szklanki. Teraz on zapłacił za drinki, gdy podszedł do nich jeden z gości.
        - Czy mogę panią porwać na parkiet? - zagadnął do Kimiko błyskając zębami w uśmiechu.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Samoocena Kimiko to była dość zabawna sprawa, chociaż nie dla niej samej oczywiście. Z jednej strony dziewczyna nie pozwalała sobie wmówić niektórych rzeczy, przekonana o własnej wartości, ale dotyczyło to chyba tylko jej umiejętności, a zwłaszcza złodziejskich. Albo nie daj losie podpuścić ją na wyścigi, to znajdzie się na czterech łapach zanim człowiek się obejrzy. Jeśli jednak chodziło o jej wygląd, charakter czy osobę jaką była ogółem… tu już zaczynały się schody. Połączenie niskiego mniemania o sobie, przez lata wyrabianego przez nieprzychylne jej osoby (które naiwnie miała za przyjaciół lub rodzinę) z zapobiegawczą podejrzliwością, wykształconą przez życie, sprawiało, że na wszelkie komplementy panterołaczka reagowała co najmniej niedowierzaniem. Te fałszywe i wciskane na siłę szybko demaskując, a te bardziej szczere lub umiejętnie dobrane, obchodząc łukiem niby otwarte wnyki.
        Bajerowe czarowanie zaś… cholernik znał się na rzeczy, a przy tym, co już o młodej złodziejce wspomniano, ta czuła się czasem jak jego worek treningowy. Chyba tylko właśnie dzięki tej podejrzliwości i zwykłym nie dawaniu wiary w słyszane zaczepki nie traciła jeszcze na swojej zuchwałości. A nawet gdy coś brzmiało prawdziwiej lub szczerzej, z przekory i przyzwyczajenia nie dawała temu wiary lub dla własnego bezpieczeństwa puszczała mimo uszu. Nie znaczyło to jednak, że na jego słowa była głucha, a oswajając się coraz bardziej z tym jego mruczeniem, coraz częściej można było ją przyłapać z opuszczoną gardą.
        - Moje… och – Kimiko początkowo tylko zdziwiona teraz zmieszała się wyraźnie, uciekając oczami przed wzrokiem Dagona, gdy wyjaśnił się podniesiony toast. Chociaż zdążyła się już przyzwyczaić do tych jego zgrabnie plecionych zaczepek, teraz była zbyt zaskoczona, by złośliwie je zripostować. Pozostało jej więc umykanie spłoszonym spojrzeniem, z zupełnie nieproszonym uśmiechem na ustach i nadzieją, że Laufey nie zorientuje się, że wcześniej po prostu trzymała fason. Temu rozdmuchanemu ego zdecydowanie nie potrzeba więcej dokładać, a i jej się ta chwila okazania słabości może odbić czkawką.
        Później chętnie spuściła głowę w poszukiwaniach papierośnicy, w międzyczasie odzyskując rezon i uśmiechając się weselej, gdy zastanawiała się, jak długo Dagon będzie miał cierpliwość prosić ją o cygara, nim się znudzi i sprawi sobie nową papierośnicę (która na pewno nie będzie taka cudowna jak ta!).
        - Na razie musisz – rzuciła tylko uszczypliwie, poczęstowała diabła tytoniem i schowała swoją własność. Sama na razie nie paliła, chociaż nie wykluczała, że z biegiem wieczoru i nocy zacznie mieć apetyt na towarzysza do alkoholu i z braku własnej fajki skusi się na cygaro.
        Zaproszona do podsunięcia kolejnego toastu nie namyślała się długo.
        - Za nasze powodzenie jutro – powiedziała ciszej, nachylając się w jego stronę, by nikt postronny nie usłyszał tych słów, nawet jeśli bez kontekstu nie brzmiały groźnie. Zaraz się wyprostowała i trąciła jego szklankę kieliszkiem, wychylając drugiego drinka.
        Słysząc obcy głos zwróciła się ku zaczepiającemu ją gościowi. Chłopak był młody i przy najlepszych chęciach nie mogłaby mu dać więcej niż dwadzieścia lat, a podejrzewała, że i tak wygląda po prostu na więcej niż ma. Co już dawało mu punkty za odwagę, skoro podszedł do niej, gdy siedziała z Laufeyem. Na głos biesowi słodzić nie będzie, ale nie dało się ukryć, że samą postawą i aurą będzie dziś niechcący odstraszał jej potencjalnych partnerów do tańca. Widząc chłopaka w lekkim stroju, niezbyt dobrym jakościowo, ale nie przetartym i znoszonym, szybko zakwalifikowała go do mieszkańców miasta, nie przypadkowego podróżnego. Rozczochrana czupryna i łobuzerski błysk w oku ostatecznie zdobyły przychylność dziewczyny.
        Uśmiechnięta spojrzała kontrolnie na Dagona, w końcu z nim przyszła i bez słowa towarzysza by nie zostawiła, ale niemal od razu wzrok zsunął jej się z jego twarzy. Bez ostrzeżenia dziewczyna miękkim ruchem pochyliła się w stronę Laufeya, prawie się o niego opierając. Dla równowagi wsparła dłoń na udzie mężczyzny i stopę na szczeblu jego stołka, drugą ręką sięgając do jego boku i w ostatniej chwili łapiąc zaskakująco silnie za nadgarstek niedoszłego złodziejaszka, który zakradłszy się za eleganta, już wsuwał palce w kieszeń diablej marynarki.
        Tradycyjne odwrócenie uwagi i atak z drugiej strony, zagrywka stara jak świat. Chłopak, który ją zagadał miał zająć ich oboje, z dziewczyną rozmawiając, a spojrzenie mężczyzny ściągając na siebie samym bezpardonowym podejściem do jego towarzyszki. W tym samym czasie inny obszedł eleganta łukiem poza polem jego widzenia, a później zakradł się bliżej od tyłu, mając zamiar gwizdnąć mu cokolwiek chyba, podczas gdy oni poświęcą uwagę pierwszemu łobuzowi. Widać było jednak, że trafiło im się dwóch młodych złodziejaszków, bo ten próbujący wpakować rękę do kieszeni Dagona wybrał sobie tą zewnętrzną, najbliżej niego i najłatwiej dostępną, w której właśnie z tego samego powodu prawdopodobnie nic nie było. Poza tym huncwot mógł mieć nie więcej niż kilkanaście lat.
        - Dzieciaki – mruknęła pod nosem i przytrzymała chwilę szamoczącą się w uchwycie dłoń chłopaczka, a gdy jego oczy zrobiły się wystarczająco wielkie z przerażenia, puściła szczupły nadgarstek i z tłumionym rozbawieniem popukała się w czoło. Młody umknął wówczas tak szybko, że tyle go widziała, jak zniknął między gośćmi w barze, którzy chyba nawet nie zorientowali się co miało właśnie miejsce. Chłopak, który wcześniej „prosił ją do tańca”, doszedł najwyraźniej do takiego samego wniosku, bo starając się utrzymać ten stan wycofał się spokojniejszym krokiem, jakby zwyczajnie opuszczał lokal, chociaż nie spuszczał wielkich oczu z Laufeya.
        Dopiero wtedy Kimiko zorientowała się, że wciąż opiera się na Dagonie będąc zdecydowanie zbyt blisko niego, więc wycofała się zaraz z powrotem na swój stołek. Nagłe ciepło zrzuciła już jednak na drinki, które uczynny barman postanowił uzupełniać jej po każdym opróżnieniu kieliszka i jeśli chciała zrobić sobie przerwę, to musiała zostawić alkohol nietknięty na jakiś czas. Delikatnym wzruszeniem ramion zsunęła z nich płaszcz, ściągając go zupełnie i odwieszając na oparcie stołka. Uwolniony czarny ogon smagnął powietrze, przyciągając kilka spojrzeń.
        - Kusisz – uśmiechnęła się lekko do Bajera w komentarzu na nieudaną kradzież. – Też tak zaczynałam – dodała rozbawiona, tłumacząc też swoją spolegliwość dla takiego zachowania w tej sytuacji.
        Ona właściwie była jeszcze młodsza, gdy pierwszy raz próbowała gwizdnąć coś więcej niż jabłko na targowisku. Czasem jej się powodziło, czasem nie, ale udało jej się umknąć, a czasem prano jej skórę, więc skromnym zdaniem panterołaczki tych dwóch miało niebywałe szczęście. A sądząc po początkowo wystraszonych minach może nawet się czegoś nauczyli. Na przykład by nie okradać innych złodziei lub ich towarzyszy.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon otrzymał swoją brakującą reakcję gdy tylko skończył pytać o toast. Złodziejka mu się zająknęła i umknęła spojrzeniem wszędzie tylko byle dalej od jego oczu. Czart przez chwilę próbował podłapać jej oczy, ale nadaremno.
Gdy już myślał, że złodziejka się w pełni oswoiła, ona nagle reagowała jak na początku znajomości, powodując czarcie rozbawienie. Zwykle diabeł pogrywał z Kimiko tak jak zwykł czynić z innymi kobietami, typowo dla własnej i czystej przyjemności. Efekty bywały dość przewidywalne w przypadku większości niewiast, z panterą trochę mniej, ale wszystkie nieodmiennie dostarczały biesowi tej czy innej rozrywki.
Tym razem poza wywołaną wesołością jeszcze inna myśl zajęła uwagę Dagona -co będzie jutro. Oczywiście odczuwał pewnego rodzaju satysfakcję gdy pewna siebie i butna złodziejka plątała się i peszyła, ale na balu będzie musiała się pilnować. Chociaż z drugiej strony takie spuszczanie wzroku działało nie gorzej niż pewność siebie, przyciągało uwagę do brunetki, a przecież na to właśnie liczył. Póki dziewczyna była w stanie wykorzystać ją na swoją korzyść i nie stracić głowy, będzie dobrze.
        Wyszczerzył się szelmowsko, gdy tylko złodziejka odbiła sobie chwilową słabość drażniąc się z nim. "Musiał", jeszcze czego. On nic nie musiał. Co czynił, robił to z własnej nieprzymuszonej woli. Bawił się chwilą nawet powierzchownie tak niekorzystną dla niego. Bezczelna mina Bajera dość dobrze odzwierciedlała jego przemyślenia, podczas gdy piekielnik odezwał się znanym dobrze, uwodzicielskim tonem.
        - Dziękuję. - W podzięce próżno było szukać układności. Brzmienie słów pasowało do facjaty rogatego.

        Skinął głową z aprobatą, stukając się szklanką z panterołaczką i wypił whisky. Może nie wierzył w szczęście, ale toast za powodzenie kradzieży nie mógł zaszkodzić, co najwyżej pomóc. Beztroskie chwile przerwał jeden z gości.
Słysząc głos zaczepiający mu kota, Bajer zerknął pobłażliwie znad szklanki. Nie zamierzał być psem ogrodnika, a przynajmniej nie dzisiejszego wieczoru. Niech się pantera pobawi i wyhasa, by na balu była grzeczna. Najwyraźniej wzrok diabła podziałał trochę inaczej bo chociaż zapraszający, jakaś wątła chłopaczyna mimo uśmiechu zatrzymała się w półkroku, jakby diabeł miał się na niego rzucić. Bez przesady - nie wdawał się w bójki o kobiety, nie musiał. Co prawda rozważał zrobienie maleńkiego wyjątku dla Jarvisa, ale to wciąż nie dlatego by zatrzymać złodziejkę przy sobie, a zwyczajnie dla satysfakcji utarcia nosa paniczykowi, który trochę bezpodstawnie wierzył w swoją wyższość nad piekielnikiem. Oczywiście nie zamierzał angażować pięści, myślał o jakimś bardziej finezyjnym rozwiązaniu. Utopienie w pięknym demarskim jeziorze brzmiało znacznie lepiej.
Tak jak na początku podążył za głosem, tak tchnienie później powędrował w kierunku zerkającej na niego dziewczyny. Już miał dać do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko jej rozrywce, gdy dziewczyna zrobiła coś całkiem niespodziewanego. Prawie wpakowała mu się na kolana. Chociaż to co zrobiła było chyba jeszcze bardziej dwuznaczne niż zwykłe przycupniecie na nodze diabła. Brunetka nie wypiła aż tak dużo, a i alkohol raczej nie działał tak piorunująco, by jej zachowanie Laufey przypisał przyswojonym promilom. Najpierw powinien dostrzegać jakieś oznaki minimalnego upojenia i rozluźnienia. Tymczasem bez żadnego ostrzeżenia Kimiko zniwelowała dzielącą ich odległość. Nie tylko pochyliła się do czarta, ale oparła stopę na poprzeczce stołka, kolanem znajdując się między nogami diabła, prawie ocierając się o jedną z nich. Do tego jeszcze złapała go za udo.
Bajer spojrzał na Kimiko z aroganckim pytaniem, ale zorientował się w czym rzecz, zerkając w ślad za oczami dziewczyny, które od początku patrzyły w dziwnym kierunku. Kątem oka zobaczył schwytanego dzieciaka. Sam również wcale nie mniej złapany niż chłopak, nie mógł się odwrócić by lepiej zobaczyć zdobycz pantery.
Właśnie się okazało, że plecy miał lepiej zabezpieczone niż przypuszczał. Zamiast łypać na przyłapanego łobuza, zerknął na drugiego z nich, wprost znad ramienia dziewczyny. Może się nieszczęścia nauczą odróżniać ofiarę od ryby większej od siebie. W pierwszej chwili nie zauważył skradającego się złodziejaszka, ale prawdopodobnie patrząc po bijącym z niego doświadczeniu, za moment zorientowałby się w czym rzecz. Głowy by drobiazgowi nie urwał, ale pewnie byłby mniej miły niż pantera.
Wystraszone oczy prawie nie pasowały do spokojnego kroku z jakim wycofywał się chłopak chwilę temu proponujący wspólną zabawę. No to sobie dziewczyna potańczyła.
        - Przecież takie moje powołanie, kusić i ściągać na złą drogę - zażartował czart, sugestywnie przyglądając się odsłoniętym ramionom dziewczyny. Tym bardziej, że przytyk można było dwuznacznie poczytać, nawet jeśli znał przyczynę nagłego zbliżenia się brunetki.
        - Ale chyba lepiej ci szło, wciąż żyjesz - zadrwił beztrosko, biorąc ponownie napełnioną szklaneczkę, o którą barman dbał z należytym zaangażowaniem, nie dopuszczając by straszyła dnem.
Upił whisky rozglądając się po sali. Gości przybyło i przybywało, gdy miejskie wieczorne życie wreszcie budziło się z dziennego letargu.
        - To może teraz zdrowie naiwnych, niech pozostaną sobą - wyszczerzył się rogaty. To właśnie dzięki nim kwitły interesy kanciarzy podobnych czartowi oraz złodziei od tych drobnych i niewiele znaczących po prawdziwych mistrzów.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko na szczęście nie zauważyła powątpiewającego spojrzenia rzuconego w jej stronę, bo tylko speszyłaby się nagłym zbliżeniem i przedwcześnie puściłaby dzieciaka, a przecież w tamtym momencie było to dla niej naturalne, Bajer stanowił chwilowo zwykłe wsparcie dla utrzymania równowagi. Dopiero później zreflektowała się w swojej poufałej pozycji i odchrząkując wycofała na swój stołek.
        Intuicyjnie wyczuła spojrzenie Dagona, które nawet nie musnęło, a przepływało powoli po jej odsłoniętych teraz ramionach, ale nie skomentowała tego, podobnie jak przemilczała diabli przytyk co do sprowadzania na złą drogę. Ona nie czuła się w żaden sposób pokrzywdzona, z prawem na bakier była od zawsze i większy rozmach jej nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie – otwierał nowe możliwości, które zawsze kusiły, jednocześnie pozostając wyraźnie poza zasięgiem zwykłej bandytki.
        - Zdecydowanie lepiej mi szło – prychnęła, nie odpuszczając już bezczelnej drwiny i spoglądając na mężczyznę z ukosa. – Ale ja też nie porywałam się z motyką na słońce. Zuchwałość cechuje każdego złodzieja, bez niej nie stawiałby sobie wyzwań, ale trzeba wiedzieć, kiedy nie ulegać apetytom na więcej niż jest się w stanie zdobyć – mruknęła, wzruszając lekko ramionami.
        Odruchowo pomyślała, czy sama odważyłaby się okraść Laufeya, gdyby spotkała go gdzieś przypadkiem i szybko doszła do wniosku, że musiałaby być albo bardzo pijana, albo podczas nowiu, bo od faceta wiało grozą na staję. Chociaż gdyby nieopatrznie zostawił gdzieś tą swoją cudną papierośnicę… mogła by się nie powstrzymać.
        Na kolejny toast uśmiechnęła się tylko kącikiem ust, wnosząc kieliszek. „Póki się do nich dla ciebie nie zaliczam”, uzupełniła w duchu i wychyliła drinka, odstawiając szkło do góry dnem na blacie, by barmana nie pokusiło o dolewkę pod jej nieobecność.
        - Dobra, partnera sobie sama spłoszyłam, ale potańczyć zamierzam. Jak się stęsknisz to będę na parkiecie. – Uśmiechnęła się do Dagona i zsunęła ze stołka, na którym zostawiła płaszcz, bo wiedziała, że na niego się nikt nie pokusi, a po chwili wtopiła w tłum gości.

        Przemykała w stronę parkietu, teraz obejmując już ogon dłońmi przed sobą, gdy już po kilku krokach jakiś natręt trącił bujającą się za nią czarną sierść z głupią ciekawością. Nie zatrzymując się tylko fuknęła z niezadowoleniem na rozbawionego mężczyznę i w podskokach już niemal wpadła na parkiet.
        Zespół zdawał się tańczyć na równi z gośćmi. Siedzący przy bongosach mroczny elf unosił się już nieznacznie na ugiętych nogach, a rozczapierzone palce jego dłoni uderzały w napiętą koźlą skórę z taką lekkością i prędkością, że przypominały biegające po membranie pająki. Z przymkniętymi oczami i pochyloną głową dopasowywał się do wygrywanego przez siebie rytmu, a długie srebrne włosy podskakiwały chaotycznie wokół jego twarzy i opadały aż na poruszające się wciąż dłonie. Jego towarzysz natomiast prawie skakał wokół swojego instrumentu. Dorównujący mu wzrostem drewniany korpus o kobiecych wręcz kształtach opierał się na ziemi na smukłej metalowej nóżce, a wzdłuż przecinały go długie struny, które elf szarpał z pasją, wydobywając przyjemnie niskie tony. Urzeczony własną melodią mężczyzna nawet nie spoglądał na dłonie, albo przymykając oczy, albo tocząc radosnym spojrzeniem po tańczących. Przytupywał do rytmu wygrywanego przez mrocznego elfa, a w ferworze muzyki potrafił nawet obrócić kilkukrotnie instrumentem, który wirował chwilę wokół własnej osi, nim zatrzymał się gwałtownie, a elf wracał do szarpania strun ku uciesze tańczących. Grupę artystów zamykała elfka o równie srebrzystych jak jej towarzysz włosach, jednak wyjątkowo bladej skórze, przy której jej niezwykle jasne oczy sprawiały wrażenie martwych lub ślepych. Nieczęsto jednak można było dostrzec bladoniebieskie tęczówki, gdyż niemal stale przysłaniały je powieki, gdy dziewczyna z pasją wygrywała szybszy rytm na długim flecie. Przyzwyczajoną do wysokich tonów tego instrumentu Kimiko zaskoczyła stonowana barwa dźwięków, ale była to przyjemna odmiana i idealnie komponowała się z całością wygrywanej muzyki.
        Nieograniczana sztywnymi krokami, natrętnymi spojrzeniami i wąską suknią, brunetka pląsała wdzięcznie między tańczącymi, zupełnie nie przejmując się otoczeniem. Ogon pomykał za nią w tańcu, swobodnie przedłużając każdy ruch dziewczyny i tylko czasem przytulał się bliżej jej ciała, gdy kogoś niechcący trącił. Kimiko ledwo postawiła kilka kroków na parkiecie, a już porwały ją do tańca jakieś męskie dłonie. Rzuciła krótkim spojrzeniem na swojego partnera, ale wyglądał sympatycznie i nienachalnie, więc dała się porwać w tany. Cieszyła się, że na chwilę może przestać się pilnować (pod względem etykiety oczywiście, wciąż była bowiem naturalnie czujna) i po prostu dobrze bawić, a taniec, chociaż bardziej kręcony i bujany niż standardowe karczemne skoczne przygrywki, był satysfakcjonującą alternatywą dla biegania. Gnanie na łeb, na szyję zawsze pozwalało oczyścić jej myśli, a przed balem u Whitakera taka chwila swobody jej się przyda. Dzisiaj jednak taniec jej wystarczy.
        Musi wytrzymać jeszcze tylko do jutrzejszego balu, który prawdopodobnie będzie jej popisowym numerem, jeśli chodzi o aktorskie zdolności. Chociaż marudziła i kręciła nosem na suknie, delikatne pantofle i uprzejme uśmiechy, od których rozdawania bolały ją policzki, potrafiła się odpowiednio zmotywować. Miała zamiar nie tylko zadowalająco odegrać swoją rolę, ale na ten jeden wieczór i noc po prostu stać się kimś innym, by wpasować się w to towarzystwo aroganckich, obrzydliwie bogatych nudziarzy z kijami w tyłkach. Ciężko byłoby znaleźć środowisko równie odległe od tego, do którego przynależała złodziejka, a jednak była pewna, że sobie poradzi.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon uśmiechnął się znad opróżnianej szklanki, wznosząc ją w cichym toaście.
        - Baw się dobrze - odparł nie paląc się do pójścia w ślady pantery. W klubach Bajer czuł się jak u siebie, ale na parkiet nie wychodził o ile nie musiał, czyli nie miał w tym interesu. W chwili obecnej nie widział powodów, dla których miałby podejmować podobną aktywność. Podrygiwanie w takt muzyki tak samo jak bieganie, samo w sobie nie stanowiło dla czarta rozrywki. Patrzenie na poruszającą się z gracją panterę, to było coś zupełnie innego.
Rozsiadł się wygodniej, plecy opierając o bar, dzięki czemu wiedział co działo się wokół i jednocześnie mógł pocieszyć oczy. Leniwym wzrokiem odprowadził ginącą w tłumie towarzyszkę. Złodziejka nie umywała się do kobiet bardziej obytych w towarzystwie, a mimo to one nie mogłyby gracją równać się z nią. W Kimiko było coś nieuchwytnego w każdym kroku przybliżającego dziewczynę do drapieżnego kota, w którego się przemieniała. Naturalny wdzięk, którego nie można było się nauczyć. Dziewczyna siebie nie doceniała. Chociaż Bajer lubił mydlić oczy komplementami, tutaj nie musiał silić się na kreatywność. Ani razu nie kłamał chwaląc panterze zalety, trochę teatralizował dla lepszego efektu, ale postrzegał panterołaczkę inaczej niż ona siebie. Widział ją w znacznie korzystniejszym świetle. Przy odrobinie pracy mogła stać się prawdziwym diamentem i śmiertelnie niebezpieczną bronią.
        Rozejrzał się po coraz barwniejszym tłumie, wesoło bawiącym się w takt muzyki. Dzisiejszego wieczora nie widział na parkiecie równie interesującej panny. Widząc jak zaczepiona dziewczyna zaczęło chronić ogon przed cudzym dotykiem, uśmiechnął się pod nosem. To dopiero była niewygoda. Sam chętnie drażnił złodziejkę w ten sposób. Chyba nie był zbyt oryginalny ani pomysłowy.
Tańcząca dziewczyna szybko przyciągnęła partnera do tańca. Niedługo później dołączył się drugi. Mężczyźni najwyraźniej postanowili "podzielić się" pląsającą brunetką, gdyż pierwszy z nich, w pewnym momencie posłał Kimiko w szereg obrotów, które zakończyły się w objęciach drugiego z nich.
        Dagon bez większego poruszenia przyglądał parkietowi. Poza panterą, nie było nikogo ciekawego by zawiesić oko. Zapowiadał się raczej monotonny wieczór. Piekielnikowi nie pozostawało wiele opcji. Mógł siedzieć i pić dalej obserwując gości lub też uznać, że znudził się siedzeniem albo jak wolała to określić Kimiko, że się za nią stęsknił i dołączyć do tańczących. Poprosił barmana o kolejną whisky.

        Brał kolejny łyk napoju bez większego zaangażowania przyglądając się sali, gdy kątem oka dostrzegł zmierzającą w jego kierunku osobę. Nieznajoma bez słowa przysiadła się na stołku sąsiadującym z diabłem.
Kobieta była szczupła i względnie wysoka, ale to co najbardziej przyciągało uwagę to był jej wygląd. Włosy w kolorze przydymionego mosiądzu miała spięte we dość skromny kok z luźnymi kosmkami spływającymi przed uszami. Fryzura od pierwszego spojrzenia wyraźnie kontrastowała z ciemnym garniturem. Tak, garniturem. Kontrast nie wynikał tylko z dwóch odbijających się od siebie barw, ale wpływały na niego dwie całkiem różne stylistyki. Do raczej nieekstrawaganckiego uczesania, kobieta nie była odziana w suknię. Nie były to też ubrania podróżnika, którym łatwo wybaczano męskie naleciałości. Ta osóbka miała na sobie najprawdziwszy trzyczęściowy garnitur. Projekt typowo męski, ale idealnie skrojony na jej sylwetkę.
        - Mam oczekiwać kłopotów? - zagaiła zupełnie swobodnie, siadając nie mniej nonszalancko od diabła. Najwyraźniej nie czuła się zobligowana do przedstawienia się, czy choćby krótkiego powitania poprzedzającego pytanie. Jedną nogę oparła na poprzeczce stołka i machnęła rękę na barmana. Ten bez zwłoki nalał kobiecie whisky.
        - Nie wiem skąd te przypuszczenia - diabeł odparł całkiem niewinnie, śladem nieznajomej podając swoją szklankę do uzupełnienia. Bez skrępowania obdarzył przybyłą dłuższym spojrzeniem, w zamian otrzymując dokładnie to samo. Wnioski nasuwały się same. Właśnie miał przyjemność poznać właścicielkę lokalu.
        - Przeczucie - odbiła pytanie równie zdawkową odpowiedzią, na chwilę spuszczając czarta z oczu by rozejrzeć się po sali.
        - Zupełnie bezpodstawne. - Dagon uśmiechnął się słodko. - Jestem potulny jak owieczka i zupełnie nieszkodliwy.
Kobieta prychnęła znad rantu szkła. Nie urodziła się wczoraj. Nawet gdyby nie potrafiła czytać aur, mężczyzna kojarzył się z kłopotami. Może świętych nie uświadczyło się w tej karczmie, ale grubszych bandytów również i kobieta wolała by tak pozostało. Niestety aury czytać umiała, a ta tylko utwierdzała niewiastę w jej "przeczuciu".
        - Co w takim razie sprowadza tak potulna owieczkę do mojego przybytku? - zadała kolejne pytanie, znów całą uwagę poświęcając diabłu.
        - Czy musi to być coś konkretnego? - Dagon jak zwykle odpowiedział, nie odpowiadając nic konkretnego.
        - Chcę wiedzieć czym mój lokal zasłużył sobie na odwiedziny - kontynuowała kobieta, nie dając za wygraną.
        - Rozrywka, nic więcej - odezwał się, obdarowując nieznajomą kolejnym czarującym uśmiechem. Czyżby zamierzała go wyrzucić gdyby nie spodobała jej się odpowiedź... Nie wyglądała na zupełnego nowicjusza, skąd więc podobne asekuranctwo? Towarzystwo, które zgromadziło się w karczmie było co najmniej barwne i jeden Laufey nie powinien wzbudzać aż takiej sensacji. Fakt faktem, że piekielnicy raczej wywoływali burzliwe emocje, ale żeby zaraz właściciel sam się fatygował. Chyba, że rozniosło się jakoby był w Demarze i lokalni przedsiębiorcy starali się upewnić czy aby nie powinni o czymś wiedzieć.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Dla Kimiko świat na moment ograniczył się do rytmu wybijanego na bębnach, który idealnie pasował do kocich kroków, dźwięcznych szarpnięć za struny, kojarzących się ze smagnięciem powietrza czarnym ogonem i kołyszącej kobiecymi biodrami głównej melodii fletu. Dziewczyna trafiła też na chętnego do tańca partnera, a jak się po chwili okazało, dwóch właściwie, gdy wyprowadzona w szereg obrotów ze śmiechem wpadła w czyjeś ramiona. Mężczyźni znali się wcześniej, sądząc po tym, jak się do siebie zwracali, ale na rozmowy i tak nie było sposobności. Jeśli nie zagłuszała ich bliskość muzyki, robił to tańczący wokół tłum, więc pozostawało się jedynie dostosować.
        Złodziejka spędzała czas tym lepiej, że mimo dwóch mężczyzn u boku nie musiała znosić niczyich zaczepek. Parkiet był miejscem do tańca, więc wszelkie próby nieudanego podrywu były raczej wyjątkami, a natrętów szybko przeganiano, by nie psuli innym zabawy. To bar stanowił ryzykowne miejsce dla samotnych kobiet, gdyż nawet jeśli szukały tylko własnego towarzystwa zaprawionego kilkoma drinkami, musiały się liczyć z mnogością zaczepek przez cały wieczór. Kimiko zerknęła przelotnie w tamtą stronę, a łapiąc spojrzenie Bajera uśmiechnęła się i pomachała mu, jak pierwszego wieczoru w Jaskini, później znów uciekając w tany.
        Hipnotyzująca melodia z jednoczesnymi ostrzejszymi wydźwiękami wywoływał specyficzny klimat bliskości, któremu ulegała nawet stroniąca zazwyczaj od takiego bezpośredniego kontaktu brunetka. Taniec rządził się bowiem własnymi prawami i usprawiedliwiał tak ścisłe objęcia, w których ciała ocierały się o siebie, a nogi przeplatały podczas kolejnych kroków. Rozluźniona, nie przytłaczana sztywnymi zespołami ruchów przewidzianych dla danego tańca i w przyjemnie znajomym środowisku Kimiko mogła więc beztrosko poddać się rozrywce i nie przejmować zupełnie niczym.
        Ocknęła się dopiero po jakimś czasie, gdy zespół zrobił sobie krótką przerwę, wymuszając takową również u gości lokalu, a ci skrzętnie wykorzystywali to, by uzupełnić płyny. Roześmiana brunetka dygnięciem podziękowała swoim towarzyszom za wspólnie spędzony taniec, mając zamiar wrócić już do baru. Po drodze jednak jej humor miał prysnąć jak bańka mydlana.
        O ile do natrętów była przyzwyczajona na tyle, na ile musi każda młoda kobieta, to do zaczepiania jej na tle rasowym nic nie miała, dopóki ciekawość ograniczała się do pytań, a nie gestów. Dotykanie jej uszu czy ogona drażniło już tak samo, jakby ktoś trącał ludzkie ucho albo najzwyczajniej w świecie głaskał kogoś obcego po krzyżu. No tak się po prostu nie robi! Zwierzęce instynkty potrafiły zamienić to w pieszczotę, gdy kogoś polubiła, ale takie bezceremonialne obłapianie za puszyste czarne futerko było co najmniej niegrzeczne. Jednak to, czego nie tolerowała i nie znosiła nigdy i od nikogo, było ciągnięcie za ogon. Nie lubiło tego żadne zwierzę ani zmiennokształtny, podobnie jak żaden człowiek nie znosiłby szarpania za delikatne części swojego ciała. A dokładnie to ją spotkało.
        Przemykając znów z parkietu w stronę baru pozwoliła, by ogon podążał za nią swoim rytmem, bujając się w rytm kroków dziewczyny. Było to dla niej normalne. Towarzystwo w lokalu było już jednak coraz bardziej wstawione i ten sam brodaty jegomość, który wcześniej jedynie musnął przemykający koło niego ogon, gdy Kimiko szła w stronę parkietu, teraz wstał i postąpił krok za dziewczyną, łapiąc ją za ogon i ciągnąc lekko w swoją stronę. Jego intencje nie były złe, kierował się tylko wzmocnioną alkoholem ciekawością, co widać było po uśmiechu na twarzy, ten jednak szybko zniknął, gdy mężczyznę dopadły konsekwencje jego akcji.
        Pociągnięta za ogon Kimiko w momencie położyła po sobie uszy, obnażyła zęby i odwinęła się w stronę atakującego niczym wąż, próbując zmniejszyć napór na narażoną część ciała i wymykając go z natrętnych rąk. Ryk, który wydobył się z jej gardła w ogóle nie był ludzki, dziewczyna zabrzmiała jak pantera, w którą się przemieniała, a wibrujący dźwięk rozlał się wokół sprawiając, że siedzący nieopodal zrywali się z miejsc, szukając wokół siebie drapieżnego kota. Najbardziej przerażony był jednak sam prowodyr zdarzenia, który chociaż postawny, cofnął się kilka kroków, przed następującą na niego, o wiele niższą i drobniejszą, ale jednak jakoś przekonująco groźnie wyglądającą brunetką. Zwężone do pionowych kresek źrenice jadowicie zielonych oczu łypały na niego wściekle z dołu, a obnażone zęby wyróżniały się spośród standardowych dziewczęcych uśmiechów nieco przydługimi kłami. Kimiko zacisnęła pięści na koszuli mężczyzny, po czym odepchnęła go lekko, starając się opanować. Była o włos od tego, by na niego skoczyć i przycisnąć do ziemi, do czego pchał ją instynkt drzemiącego w środku drapieżnika, który aż prosił się o uwolnienie. Ani jednak wszczynanie bójki w ludzkiej postaci, ani prezentowanie swojej panterzej formy w przepełnionym już barze nie było najlepszym pomysłem.
        - Za ogon się nie ciągnie – warknęła więc tylko, obejmując swój ogon i wygładzając go dłońmi po całej długości, jakby sprawdzała, czy nic mu nie jest. Mężczyzna od razu uniósł dłonie w obronnym geście.
        - Nie chciałem… - mruknął, wciąż zbity z pantałyku i przez chwilę spoglądał na dziewczynę w milczeniu, podczas gdy postronni obserwatorzy wracali do swoich rozrywek, orientując się, że nie ma jednak co liczyć na efektowną bójkę. – Mogę postawić ci drinka? W ramach przeprosin? – odważył się opuścić ręce i poprawić zmierzwioną przez brunetkę koszulę, wciąż jednak pod jej czujnym spojrzeniem.
        - Możesz. Trzy – burknęła złodziejka, wciąż nieco urażona, ale trochę udobruchana poczuciem winy mężczyzny, który powoli odzyskiwał rezon, zbierając się nawet na ostrożny uśmiech i skinął zgodnie głową, gestem zapraszając dziewczynę w stronę baru.
        Dopiero zbliżając się do lady Kimiko dostrzegła towarzyszkę Dagona i uśmiechnęła się pod nosem. „Pani Bajerowa!”, pomyślała z rozbawieniem przyglądając się krótko ubranej w garnitur kobiecie, która zarówno z wyglądu, jak i władczego zachowania pasowała do Laufeya jak ulał, chociaż razem tworzyli też nieco groteskowy obraz w tym, dość swobodnym w swoim klimacie, lokalu. Nie przeszkadzając im jednak w rozmowie zajęła swoje miejsce, które oznaczone jej płaszczem wciąż pozostało wolne, a po drugiej stronie dosiadł się brodacz, gestem zamawiając dwa drinki. Kelner kojarzył już oboje, więc mężczyźnie podał czystą wódkę, a dziewczynie tequilę.
        - Nazywam się Keith.
        - Kimiko.
        - Jeszcze raz proszę o wybaczenie – powiedział, unosząc kieliszek, w który dziewczyna stuknęła lekko swoim szkłem.
        - Póki obiecujesz poprawę.
        - Obiecuję. – Wyszczerzył się i oboje wychylili drinki.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Czart dzielił swoją leniwą uwagę pomiędzy tańczącą Kimiko a rozmówczynię. Na tę pierwszą aż chciało się patrzeć. Bajer nie lubił się powtarzać, ale połączenie dzikiego kota i kobiety było wyjątkowo udanym eksperymentem magii. Dziewczyna pląsała będąc żywym uosobieniem gracji i drapieżności. Nie tylko diabeł dochodził do takich wniosków. Nie minęło wiele czasu, a dziewczyna tańczyła nie z jednym, a z dwoma mężczyznami.
I ona wciąż twierdziła, że nie jest kokietką. By było zabawniej nie przemawiała przez nią fałszywa skromność. Urokliwa brunetka tak bardzo w siebie nie wierzyła albo była tak skrajnie nieświadoma, ale były to jej prawdziwe uczucia. Druga z dam dzisiejszego wieczoru nie budziła wielkiego zainteresowania Dagona. Przyszła by bez większej finezji poznać powód przybycia diabła, co w czarcim mniemaniu było może nawet nie tyle niegrzeczne co zdecydowanie mało zabawne. Przecież ten sam skutek, a nawet lepszy można było osiągnąć bardziej wyrafinowanymi środkami niż prosto z mostu pytając co go tu sprowadza. Na logikę, jeśli pytała o powód wizyty, przynajmniej częściowo znała reputację Dagona, skąd więc pomysł, że chociaż jedno jego słowo byłoby prawdziwe? Podobna naiwność wręcz nie pasowała do raczej profesjonalnej prezencji, nawet jeśli przebieranie się za mężczyznę a powaga, mogły być dyskusyjną kwestią.
        - Jak na typowo rozrywkowe pobudki długo się pan kręci w okolicy - kontynuowała kobieta nie przejęta rozproszoną uwagą swojego rozmówcy. Diabeł już miał na chwilę oderwać oczy od pantery by skomentować stwierdzenie wkraczające niebezpiecznie na wścibski i mało taktowny grunt, ale wtedy dostrzegł przekomiczną sytuację. Jakiś mężczyzna złapał czarny ogon panterołaczki, w osobliwych zalotach próbując przyciągnąć dziewczynę do siebie. Przecież chyba każdy wiedział, że kotów się za ogony nie ciągnie, no chyba, że chciało się oberwać pazurzastą łapą. Chociaż patrząc na faceta, najwyraźniej nie każdy był świadom owego prawa natury.
Zwierzęcy ryk jaki rozszedł się po sali, wywołał diabli chichot. To się właśnie jegomość dowiedział. Cała sala również. Wszyscy poczęli rozglądać się trwożnie szukając niebezpieczeństwa. Przybyła kobieta aż podskoczyła z wrażenia i teraz jak inni poszukiwała dzikiego kota. Tymczasem Bajer z jawnym rozbawieniem obserwował dalszy bieg zdarzeń.
Chyba tylko Kimiko, winowajca zajścia oraz oczywiście diabeł, znali prawdziwe źródło dźwięku. Czart szczerzył się jeszcze chwilę, obserwując jak dziewczyna szarpie gościa za obszewki, a później gładzi ogon z oburzeniem.
Tak jak kobieta w garniturze zamilkła gwałtownie, tak też nie wznowiła przepytywania nie widząc zainteresowania diabła. W przemyśleniach piekielnika chociaż teraz wykazała się odrobiną rozsądku.

        Spojrzenie jakim podejrzany gość obdarzył kocicę, która moment temu narobiła rabanu z niewiadomej przyczyny, uświadomiły właścicielkę lokalu, że nie dogada się z facetem. Zbywał ją półsłówkami, a teraz całkowicie ignorował wodząc oczyma za brunetką. Kobieta hojnie obdzieliła diabła kilkoma nieprzychylnymi opiniami, które chętnie przytaczała całemu męskiemu rodowi, po czym odezwała się na odchodne.
        - Życzę więc udanej zabawy. - Dopiero w tym momencie diabeł zerknął na kobietę, jakby wreszcie powiedziała coś wartościowego.
        - Dziękuję - odparł krótko, ale uśmiech jaki zaserwował kobiecie mówił więcej niż całe zdania. Dagon bezczelnie i wyraźnie wierzył, że "zabawa będzie udana". Chociaż kobieta wglądu w rogatą głowę nie miała i nie mogła wiedzieć co bies uważał w danym momencie za dobra rozrywkę, miała swoje przemyślenia. Pożegnała się zwięźle, a odchodząc miała jeszcze mniej pochlebną opinią o Laufeyu. Jeśli ktoś w tym momencie spytałby niewiastę w garniturze o jej zdanie, bez zastanowienia powiedziałaby, że opowieści o nim są znacznie przesadzone, a mężczyzna niczym nie różni się od innych bogatych facetów.

        Dagon, wreszcie wolny, nachylił głowę w stronę Kimiko kończącej toast z przywleczonym z parkietu mężczyzną, który wcześniej targnął ją za ogon. Barman w tym czasie po raz kolejny uzupełnił jego szklankę.
        - Widzę, że polowanie się udało - zagaił do panterołaczki, szczerząc się do niej bezczelnie.
        - Najpierw wystraszyłaś biedaka, a teraz naciągasz go na drinki. Naprawdę podstępna z ciebie bestia. - Palcem odgarnął długie czarne włosy z ramienia dziewczyny przypadkiem muskając odsłoniętą skórę, drażniąc się z nią i częściowo z siedzącym obok nieznajomym.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Ledwie Kimiko odstawiła opróżniony kieliszek na stół, jej towarzysz gestem zamówił od razu następne, a ona spojrzała na niego rozbawiona. Nic jednak nie powiedziała, słysząc nagle znajomy głos z drugiej strony i odwróciła się do Dagona, zerkając krótko ponad jego ramieniem i dostrzegając brak eleganckiej damy.
        - Polowanie? – zapytała zdziwiona. – Byłam tylko potańczyć – odpowiedziała, przyjaznym uśmiechem odpowiadając na diabli grymas, nim w zdziwieniu uniosła wysoko brwi, prychając pod nosem.
        - Pan nie jest poszkodowany, tylko ja. Pociągnął mnie za ogon! – fuknęła urażona i oparła się na łokciach o ladę baru. No co za oszczerstwa! Co za diabeł no! Wystraszyła… No i dobrze, to się nauczy! I nikogo nie naciąga, chciał się zrehabilitować, sam zaproponował, a przecież darmowym drinkom się nie odmawia. Ci, którzy liczą na coś w zamian, po prostu gorzko się rozczarują.
        Złagodniała momentalnie, czując lekki dotyk na skórze. Kimiko uśmiechnęła się nieśmiało, śledząc spojrzeniem diabli gest, po czym oparła brodę o odsłonięte teraz ramię i utkwiła spojrzenie w oczach Dagona. Nie mogła go rozgryźć. To jak się w stosunku do niej czasem zachowywał, w wykonaniu jakiegokolwiek innego mężczyzny, niechybnie wzięłaby za próby uwodzenia, jednak w przypadku Laufeya to nie było takie proste, a przynajmniej nie dla niej. Może to była kwestia tego, że mu nie ufała i bała się zupełnie opuścić gardę, a może po prostu mu nie wierzyła. Widziała, że umyślnie się z nią drażni, bawi wręcz, jak to kiedyś ujęła, chociaż wtedy zaprotestował, jak zawsze przeinaczając jej słowa. Ale i tak miała nieodparte wrażenie, że Dagon tylko sprawdza, co złodziejka zrobi, chociaż nie mogła pojąć celowości tych zaczepek. Przeszło jej przez myśl, że granie jej na nerwach stanowi dla niego czystą rozrywkę, ale czy nie znudziłby się już tym dawno? Wpatrywała się w niego i nie wiedziała, co myśleć, a w międzyczasie Keith postanowił zwrócić na siebie ponownie jej uwagę.
        - Czy ten facet ci się narzuca? – zapytał, a Kimiko nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, chichocząc przez chwilę niepohamowanie i zakrywając usta dłonią. Brodacz wyglądał na bez mała zmieszanego, wiec dziewczyna czym prędzej chciała wyjaśnić sytuację, ale nie mogła przestać się śmiać.
        - Nie, nie – powiedziała w końcu, potrząsając lekko głową i zerkając krótko na Bajera. – Ja przyszłam z tym facetem – powiedziała ze śmiechem, spoglądając wciąż na diabła, nim wróciła spojrzeniem do Keitha, który wydusił z siebie tylko krótkie „och…”. – Poza tym on mnie za ogon nie ciągnął – wytknęła mu bezlitośnie, a szatyn jęknął, szarpiąc brodę w zamyśleniu.
        - Przeprosiłem!
        - Jakbym cię między nogi kopnęła i przeprosiła to też byłoby w porządku? – z lekkością odbiła piłeczkę i sięgnęła po swój, pełny znów, kieliszek.
        - Dagon, Keith. Keith, Dagon – dokonała ekspresowej prezentacji, opierając się lekko o oparcie, by mężczyźni się widzieli i kręciła lekko dłonią z tequilą, wskazując ich sobie nawzajem. Brodacz zerknął krótko na eleganta i w ramach powitania zasalutował mu niedbale palcami, spoglądając znów na Kimiko.
        Dziewczyna tym razem już nawet nie czekała na żaden toast, tylko wychyliła kieliszek i odstawiła go z lekkim stuknięciem na ladę, po czym jeszcze z limonką w zębach podniosła się lekko na stołku i przechyliła przez blat, szukając czegoś po drugiej stronie. Oczywiście kompletnie nieświadoma taksowania wzrokiem swojego wypiętego tyłka przez Keitha, który nawet nie kłopotał się z ukrywaniem zainteresowania, ale tym razem trzymał ręce z dala od bujającego się w powietrzu ogona.
        Panterołaczka miała ważniejsze rzeczy na głowie, a mianowicie pusty żołądek. Ileż można pić, zajadając do tego tylko kawałki cytrusów? Ogryzioną skórkę już wyrzuciła do ukrytego za barem kubła na odpadki, a teraz przeczesywała półkę pod ladą, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. W knajpach zawsze mają jakieś drobne zakąski, które można skubać do alkoholu, musi je tylko szybko znaleźć…
        - Mam! – rzuciła triumfalnie, wracając na swoje miejsce, a przed sobą z dumą stawiając drewnianą miseczkę orzeszków wszelkiego rodzaju. Od razu złapała jeden i podrzuciła w górę, łapiąc go do buzi w locie i zjadając ze smakiem. - Można się częstować – zaprosiła gestem swoich towarzyszy, wyraźnie dumna z upolowanej zdobyczy.
        - A ty skąd to masz? – Usłyszała nagle i podniosła wzrok na barmana, który przerzucił sobie ścierkę przez ramię i oparł na dłoniach o ladę, spoglądając z góry to na orzeszki, to na dziewczynę i znacząco pukając palcami o blat.
        - Ukradłam – wyszczerzyła się złodziejka wesoło, a mężczyzna prychnął krótkim śmiechem na tą bezczelność. Przyglądał się chwilę towarzystwu, ale ostatecznie uznał, że kłopotów nie sprawiają, drinki zamawiają i, co ważniejsze, za nie płacą, a przekąski i tak sam chciał im niedługo podać. Wzruszył więc tylko ramionami i dla zabawy wziął jednego orzeszka, rzucając w stronę dziewczyny, która posłusznie otworzyła buzię, łapiąc smakołyk. Barman znów się zaśmiał i spojrzał na Dagona.
        - Pan pilnuje kotka, dobra? – rzucił do mężczyzny porozumiewawczo i dolał wszystkim alkoholu, po czym wrócił do obsługiwania innych gości. Do Kimiko natomiast to pośrednie i lekkie skarcenie chyba w ogóle nie dotarło. Uszykowała sobie na jednej dłoni szczyptę soli, drugą uniosła kieliszek i spojrzała z pytającym uśmiechem na swoich towarzyszy.
        - Toast?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Oburzenie Kimiko było tak szczere a uraza dogłębna, że diabeł prawie się nie śmiał. W zarodku stłumił budzący się rechot i gdy uzyskał uwagę dziewczyny, odezwał się z całą powagą na jaką mógł się zdobyć.
        - Co za brutal i nieokrzesaniec. Jak można ciągnąć za ogon - odparł wpatrując się w nienaturalnie zielone ślepia. Nawet gdyby dziewczyna nie miała ogona i zwierzęcych uszek, a źrenica oczu byłaby okrągła, nie sposób pomylić tych hipnotyzujących tęczówek z ludzkimi. Zastanawiał się przez chwilę czy dla kontrastu do zachowania bywalca knajpy, pogłaskać czarną sierść, czy jeszcze się wstrzymać. Od dawna co jakiś czas korciło diabła by znów dobrać się do panterzego atrybutu bronionego z taką zawziętością, ale nim podjął decyzję odezwał się "nieupolowany". Kimiko parsknęła śmiechem, a diabeł nachylił się w stronę dziewczyny, przesuwając w jej pobliże oparty na blacie łokieć, tak, że dziewczyna śmiała się prawie w jego ramię. Sam niemalże oparł policzek o jej skórę zerkając wyzywająco na mężczyznę.
        - Nieustannie i niestrudzenie - wymruczał odpowiedź na pytanie, irytując faceta, podczas gdy pantera wciąż próbowała się uspokoić
Gość, który już był po kilku drinkach (a w zasadzie na pewno o kilka za dużo) gotów był wszcząć bójkę z czartem w obronie brunetki. Czy chciał uratować swoje dobre imię, czy był większym dżentelmenem niż mogło się wydawać, a może próbował uchodzić za większego dżentelmena niż był rzeczywiście, bies w każdym razie jak zawsze świetnie się bawił kosztem innych. Zapał brodacza ostudziła sama Kimiko, która nareszcie pohamowała chichot i sprostowała sytuację.
        Dagon jeszcze dobrą chwilę ani myślał się odsuwać. Siedział stanowczo zbyt blisko jak na zwykłą przyjacielską potańcówkę. No chyba, że wzięłoby się pod uwagę wypity alkohol, który zawsze zacieśniał więzy i rozluźniał konwenanse. W takiej właśnie pozycji łypiąc trochę znad karku dziewczyny przyglądał się besztaniu niefortunnego podrywacza, szczerząc się z jego przeprosin i podśmiewając gdy szybko został zrównany z ziemią, po której właśnie niespiesznie przespacerowała się pantera.
Dopiero nieco wymuszone przez dziewczynę powitanie zmusiło Dagona do pełnego powrotu na własne miejsce. Uśmiechnął się już bez drwiny, ale nie mniej bezczelnie, wznosząc swoją szklaneczkę na powitanie. Zaraz potem dopił whisky, śladem swojej towarzyszki puste szkło stawiając na barze.

        Mężczyzna nie wyglądał na jakoś szczególnie zadowolonego z nowej znajomości, ale też nie wyglądał jakby chciał wrócić na parkiet. Wręcz przeciwnie, w jego oczach zalśniła motywacja do podjęcia rywalizacji. Podczas gdy Kimiko zupełnie nieświadoma spojrzeń wymienianych przez siedzących obok niej mężczyzn, zapuściła żurawia przez kontuar.
Bajer nawet nie poczuł się lekceważony, gdy Keith głodnym spojrzeniem wodził po pośladkach Kimiko i bujającego się za nimi ogona, który pomagał dziewczynie złapać równowagę. W myślach zaś komentował - "amator". Zwykły barowy podglądacz, który wlepiał gały w kobiety poza ich wzrokiem, dla którego szczytem odwagi było obłapianie piszczących kelnerek. Zresztą złodziejkę potraktował właśnie w taki sposób. Dagon wychodził z zupełnie odmienną taktyką. Kobietę należało podziwiać tak by była tego świadoma. Uzyskać można było cały wachlarz reakcji w zależności od poziomu zaangażowania we flirt, ale przede wszystkim była interakcja a nie dziecięce wgapianie się w zakazany obrazek.
To było jak lizanie przez szybkę ciastka, którego cena wykraczała poza posiadany budżet. Bajer zawsze miał o sobie jak najlepsze mniemanie i oczywiście uważał się za doskonałego gracza, ale by nim zostać przede wszystkim inni musieli być świadomi, że weszło się do gry. Tak więc pobłażliwie podśmiewał się w duchu, nie traktując gościa nawet jako namiastki konkurencji.
Dziwna sprawa była z Jarvisem. Niby również nie traktował gówniarza poważnie, ale koleś działał mu na nerwy jak mało kto i nie potrafił olać go tak jak pozostałych wymoczków. Czy to przez minioną scysję w stajni, która była niewielką i krótką ale zupełnie nie zaplanowaną przegraną? Nie, na pewno nie. Oczywiście, że diabeł nie lubił gdy coś szło nie po jego myśli, ale przecież nie przejmowałby się tyle czasu jednym drobiazgiem. Nie. Gość zwyczajnie był nad wyraz irytujący. To wszystko.
        Wreszcie Kimiko "wróciła" ze swoim łupem i wyrwała podglądacza z podziwiania jej wdzięków, który z niewielkim chrząknięciem odwrócił wzrok, jakby nic nie robił. Dagon zaś lekko niedowierzającym spojrzeniem popatrzył na skromną miseczkę orzeszków, a później na zadowoloną panterę, jakby miał zamiar spytać "Naprawdę chcesz to jeść?".
Nie zdążył zwerbalizować swoich wątpliwości, gdyż "mam!" ściągnęło barmana. Piekielnik nie wytrzymał i zaczął rechotać zarówno z upomnienia, karmienia kota, jak i prośby by pilnował dziewczyny.
        - A co ja mogę? - prychnął półśmiechem, zerkając na posilającą się dziewczynę.
        - Wiesz ile osób przed tobą macało te orzeszki? - zadrwił czart, nawet nie planując zbliżyć się do przekąski, w których lądowały ręce najróżniejszych bywalców, których to łapy bywały wcześniej w najróżniejszych i niekoniecznie czystych miejscach.
Za to propozycję toastu podłapał bez zwłoki, tym bardziej, że barman obsługiwał ich wyjątkowo pieczołowicie i znów miał pełną szklankę.
        - Za piękne, aksamitne ogony. - Uniósł szkło, nie czekając aż odezwie się kto inny. Wolną ręką podparł się na oparciu stołka dziewczyny. Tę z alkoholem przesunął w stronę Keitha, ale uczynił przechylając się nad Kimiko, przez chwilę zakleszczając ją między swoimi ramionami, grając brodatemu mężczyźnie na nosie.
        - Które przyciągają nowych znajomych - dodał mrucząco, w drugiej kolejności stukając się z dziewczyną. Nie pamiętał dokładnie, ale podczas pierwszego spotkania, gdy dziewczyna wciągnęła go w zaułek by skryć się przed strażnikami patrolującymi ogród, to chyba właśnie reakcja na dotknięcie ogona przeważyła szalę diablego zainteresowania. Złodziejka go bawiła, ale wtedy... wtedy po raz pierwszy go rozbawiła i zainteresowała jednocześnie, a później tylko utwierdzał się w zaciekawieniu, stopniowo modyfikując plany co do osoby kociaka.
        - I za które się nie szarpie - wyszeptał w kocie uszko, zabierając rękę z oparcia. Zamiast jednak odsunąć się na swój stołek, zsunął dłoń nisko na plecy dziewczyny i wolno przeciągnął po nich a potem po czarnym futerku kiwającego się ogona. Tym razem zwyczajnie nie mógł, czy może właściwie nie chciał się powstrzymywać.
Dopiero usatysfakcjonowany mógł prawie grzecznie wrócić na swoje miejsce.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Dziewczyna przyglądała się uważnie Laufeyowi, który wsparł ją w jej oburzeniu, a gdy kocie uszy nie wyłapały drwiny w głosie, potaknęła zdecydowanie. Brutal i nieokrzesaniec, otóż to. Bardzo ładnie powiedziane. Brzmi o wiele lepiej niż cham zbłąkany.
        - No właśnie, nie można – stwierdziła z zadowoleniem.
        Później już tylko parsknęła śmiechem na niewinne i pewnie prawie szlachetne w intencjach pytanie Keitha, ale przy tym tak trafione i chybione jednocześnie, że dziewczyna nie dała rady utrzymać powagi. Powstrzymaniu chichotu nie pomagał ani wypity dziś alkohol, ani wymruczana odpowiedź „natręta”, tylko pogłębiając rozbawienie dziewczyny. Kimiko chwilę zajęło nim przestała się śmiać, jedną ręką zakrywając usta, drugą dłoń odruchowo składając na przedramieniu Dagona, w uspokajającym geście, by nie pogrążał ich już bardziej, bo się z tego nie wyplączą, a przynajmniej jej będzie groziła śmierć ze śmiechu.
        Pomijała już fakt, że takie narzucanie się w diablim wykonaniu było dla niej wyjątkowo przyjemne. Laufey przysunął się do złodziejki tak blisko, że czuła jego oddech na ramieniu gdy mówił, a wciąż w wesołym nastroju nawet nie zwróciła uwagi, że mężczyzna po prostu drażni się z facetem po jej drugiej stronie. Było całkiem miło, a przede wszystkim swobodnie i złodziejka nawet nie peszyła się bliskim towarzystwem Dagona.
        Brodacz był jednak o krok od jakiegoś działania w związku z usłyszanym stwierdzeniem i panterołaczka szybko doprowadziła się do porządku, uspokajając jednocześnie mężczyznę, a później dokładając mu trochę, by nie poczuł się zbyt pewnie. Co jak co, ale nie traktowała lekko takiego traktowania, jakie jej zaserwowano. Ciągnąć za ogon, że też naprawdę… Pozwoliła postawić sobie drinki w ramach przeprosin, bo nie była zołzą i doceniała poczucie się do winy, nie zmieniało to jednak faktu, że gość póki co pozostawał w kociej niełasce, bo Kimiko bardzo łatwo krzywdy wybaczała, ale długo o nich nie zapominała.

        Ze swojej przekąskowej zdobyczy była całkiem zadowolona, mając w końcu coś do wcinania w międzyczasie, a barmanem zupełnie się nie przejęła, w końcu nawet złego słowa nie powiedział. Sięgała akurat po kolejnego orzeszka, gdy dopadła ją bajerowa drwina i kocica oklapnęła z lekka, niechętnie odrzucając bakalię do miseczki.
        - Musisz mi przypominać? Jestem głodna! – burknęła z niezadowoleniem, splatając ramiona na piersi. Oczywiście, że nie wiedziała, pewnie trudno było zliczyć, ale o takich rzeczach się po prostu nie myślało, tylko uczciwie zalewało robaka. Tequilą na przykład.
        - A wiesz, ile osób zwymiotowało na ten bar, o który się opierasz? – odpowiedziała nagle z psotnym uśmiechem na drwinę, chichocząc pod nosem. Dagon zdawał się czuć doskonale w każdym środowisku, zarówno na eleganckich przyjęciach, jak i z nią w piwnicznym barze, a jednak i tu i tu znajdował sobie jakiś powód do narzekania.
        Słysząc natychmiastową propozycję toastu wyszczerzyła się zadowolona, spoglądając na Laufeya z wyraźnym zadowoleniem. Tak, ogony zdecydowanie warte są toastów! Otoczona ramionami mężczyzny zadarła lekko głowę, śledząc jego twarz spojrzeniem, gdy stuknął się szkłem z Keithem. Zastanawiała się przez moment, czy czart robi to dla siebie, dla niej, czy na pokaz dla brodacza, ale nie skomentowała tego w żaden sposób, a słysząc mruczenie do ucha uśmiechnęła się, przymykając leniwie ślepia. Bajerant. Zastrzygła uchem, pacając nim mężczyznę w usta i wiedząc już czego się spodziewać, gdy poczuła jego dłoń na plecach. Nie uciekała jednak. Ciche, kocie mruczenie niknęło w gwarze baru, ale rozległo się jeszcze zanim czarcia ręka popłynęła po jej ogonie. Kimiko bez skrępowania oparła się czołem o Dagona, ocierając o jego ramię i szyję, po czym wsunęła głowę pod brodę mężczyzny, mierzwiąc panterze uszy. Miłe to było głaskanie.
        Keith natomiast nic z tego nie rozumiał. Przecież on za pierwszym razem też tylko pogłaskał czarną sierść, dopiero później niefortunnie się jej uczepił, a dziewczyna i tak tylko fuknęła na niego i czym prędzej zabrała ogon spoza jego zasięgu. A później to już w ogóle skoczyła na niego, jakby chciała wgryźć mu się w gardło. Cóż, brzmiało nawet sympatycznie, ale wtedy biła z brunetki tylko obietnica polania się krwi, a nie drapieżnych pieszczot. Teraz jednak w ogóle jej nie przeszkadzało, że facet ją po ogonie smyra. Oczywiście, już na pierwszy rzut oka było widać, że są ze sobą dość zżyci, ale mimo wszystko, jej reakcji nawet nie można było nazwać tolerowaniem obcego dotyku, ale wręcz ciepłym przyjęciem, takim, jakiego on chciał!
        - To za ogony! – rzucił nagle, a Kimiko z uśmiechem odsunęła się na swoje miejsce, gdy Laufey zajmował swoje.
        - Za ogony – odpowiedziała i trąciła się szkłem z brodaczem, by po chwili odprawić swój mały rytuał picia tequili. Wygładziła nieco rozczochrane włosy, o których przypomniała sobie dopiero, gdy Keith uciekł na nie spojrzeniem i przeciągnęła się na stołku, rozglądając po barze.
        - To co tu jeszcze można robić? – zapytała głośno, a pan brutal i nieokrzesaniec momentalnie pochylił się w jej stronę, zwracając na siebie uwagę.
        - Masz ochotę zatańczyć?
        - Hm… - zamruczała, zerkając ukradkiem na Dagona, który zdawał się przyrosnąć do baru. – Nie bardzo.
        - To może rzutki?
        - Rzutki? – zainteresowała się, stawiając uszy na sztorc.
        - No takie strzałki. Rzucanie do celu. – Wskazał na wiszącą na jednej ze ścian tarczę i uśmiechnął się, widząc entuzjazm dziewczyny, ale mina mu zrzedła, gdy ta obróciła się zaraz w stronę eleganta.
        - Dagon, idziemy na rzutki? Może ci się uda odegrać – zamruczała z uśmiechem, opierając się na łokciach i składając brodę na dłoniach, wpatrzona w towarzysza. - Prrrrroszę? – dodała słodko, gardłowo przeciągając słowo na kocią modłę. Keith poddał się już chyba zupełnie, opadając na oparcie i gestem zamawiając następną kolejkę, a tym samym ostatni drink dla kocicy.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Podparł skroń na pięści, podczas gdy łokieć cały czas spoczywał na blacie, tylko nieznacznie zmieniając swoje położenie w zależności od sytuacji i potrzeby, przesuwając się wzdłuż lakierowanego drewna wyświeconego latami użytkowania. Uniósł brew w wyrazie będącym mieszanką kpiny i rozbawienia.
        - Czy są chwile gdy nie jesteś głodna? - Popatrzył w oczy Kimiko, lekkim tonem rzucając złośliwe pytanie. Złodziejka postanowiła nie być mu dłużna i bies moment później wyszczerzył się słysząc panterzy chichot.
        - Wolę nawet nie myśleć. - Dagon zupełnie nie przejął się drwiną, a bezczelny uśmiech ani myślał zniknąć z diablej twarzy, gdy kontynuował przepychankę.
        - Ale nie liżę blatu, ręce umyję, a garnitur oddam do prania - skwitował zadowolony z siebie, najwyraźniej ciesząc się z osiągniętego skutku i miny z jaką Kimiko chwilę temu pozbyła się przekąski. Tak po prawdzie nie takie rzeczy czart znosił. Brudził ręce krwią i niejednym świństwem bez mrugnięcia okiem. Powodzenie niektórych spraw często wymagało poświęceń, ale by z własnej woli zjadać brudne niewyględne orzeszki... Nie podlegało to ani pod przyjemność, ani pod konieczność. A, że mógł też trochę podrażnić złodziejkę... To przyszło tak przy okazji.

        Z toastem, wcale mocno nie naginanym, trafił w dziesiątkę. Dało się to od razu dostrzec po zadowolonej i szelmowskiej minie złodziejki. By było ciekawiej Dagonem nie kierował jeden właściwy powód, dla którego naruszał strefę osobistą Kimiko. Lubił kobiety, umizgi do nich i wszelkiej maści romanse, więc podobna bliskość była przyjemnością samą w sobie. Na podobne zaczepki Kimiko reagowała w różny, ale zawsze zabawny sposób, więc tylko dodawała diabłu powodów do zadowolenia.
Z mężczyzną z kolei drażnił się dla czystej sadystycznej przyjemności. Jakże komicznie było podziwiać niezrozumienie na jego twarzy, co właściwie zrobił nie tak. Bajer szybko odpowiedziałby "wszystko", ale nie zamierzał go uświadamiać, wolał drwić w duchu z nieudolności mężczyzny. Dodać do tego bezsilną i nieszczęśliwą zazdrość Keitha i powstawał przepis na doskonałe samopoczucie piekielnika.
        Nie cały czas jednak przyglądał się Keithowi. Zajmując się panterołaczką, poświęcił pełnię uwagi jej i tylko jej. Przez moment sam również zmrużył oczy i westchnął cicho, czując delikatne muśnięcie na wargach. O dziwo brunetka nawet nie próbowała się odsuwać ani wzbraniać przed zdradzającym ją instynktem.
Dla Bajera zaś kocie łaszenie okazało się dziwnie przyjemne. Sam czart był zszokowany jak miłe to było uczucie. Nawet przychylił głowę, by przedłużyć dotyk na swojej skórze. Albo Kimiko oswajała się z nim lub też oswoił ją alkohol. A może szybko poznawała go i uczyła się, a przez to osiągała coraz lepsze efekty... Lub o zgrozo coraz bardziej przywiązywał się do złodziejki i z tego powodu czerpał coraz większą przyjemność z przebywania przy niej. Niestety brutalną prawdą było, że naprawdę, wbrew wszelkiemu piekielnemu rozsądkowi i na swoją zgubę, zdążył polubić tego kota.

        Wciskanie się faceta między ich wódkę a zakąskę było tak nieszkodliwe, że nawet nie irytowało, a na swój żałosny sposób rozśmieszało Laufeya. Brutal zdecydował głośno zwrócić na siebie uwagę, jakby chciał obrazić się na cały świat. Gdy kot kombinował co by jeszcze mógł zbroić, bies powoli dopijał whisky.
W tym samym czasie brodacz cały czas usilnie próbował odzyskać grunt i zyskać przychylność dziewczyny, starając się wymyślić dla niej rozrywkę, aż padło newralgiczne słowo "rzutki". Dagon parsknął cicho w swoją szklankę widząc zainteresowanie zmiennokształtnej. Przez chwilę miał wrażenie, że znów kota straci czy będzie miał go z głowy, jak kto wolał określić stan nieobecności złodziejki. Ta jednak zaraz zwróciła się w jego stronę.
        Wychylił się w stronę Kimiko, jak zawsze korzystając z wspartego na blacie łokcia i znajdując się z nią prawie nos w nos, wyszczerzył się bezczelnie słysząc kocie "proszę". Normalnie jeszcze "miau" brakowało.
        - Znów chcesz mnie obrobić, czy tym razem tylko pozbawić godności? - żartował widząc jaką radość dziewczynie sprawiają podobne zawody. Kątem oka jeszcze zdążył zobaczyć jak załamany facet dał za wygraną. Satysfakcji w diable to nie obudziło, ale przynajmniej nie będzie się dalej plątał pod nogami. Do tej pory nieźle szła mu rola klauna, ale na dłuższą metę zacząłby nużyć.
        - No dobrze pij ostatniego drinka wymuszonego od oszukanego brutala i idziemy porzucać. - Uśmiechnął się szeroko, dopijając swoją whisky.
        - Ale gramy kolejki po jednym rzucie. Przegrany stawia tequilę. Pijemy i dopiero rzucamy jeszcze raz. - Bies szelmowsko się szczerzył. Zmiana alkoholu nie mogła mu aż tak bardzo zaszkodzić. Co najwyżej szybciej poczuje szmerek w głowie. Po takiej ilości whisky już czuł, że trochę alkoholu w siebie wlał, ale bardziej prawdopodobne będzie, że to kot odpadnie pierwszy i będzie ją musiał zatargać do zajazdu.
        - Ale jak sobie poradzisz z jutrzejszym kacem, koteczku? - szepnął przechylając głowę na bok gdy zbliżyli się do wybranej tarczy. Akurat za plecami wciąż mieli barową ladę, więc w zasadzie wystarczyło się odwrócić i zawołać o drinka.

        Już po pierwszej kolejce widowiskowy duet zyskał fanów w postaci osób siedzących przy pobliskich stolikach. Po kolejnej gapiów przybyło i teraz tłum ustawiając się w nieuporządkowanym półkolu dopingował grających gwizdami, wesołymi krzykami "do dna" i nawoływaniami o następne kolejki połączonymi z wykrzykiwaniem imienia faworyta.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        - Phi, oczywiście! Jak zjem całą sarnę na raz to nie muszę jeść przez tydzień – stwierdziła z zadowoleniem na diablą złośliwość.
        Dagon z pewnością domyślił się, że mówiła o posilaniu się pod postacią pantery, chociaż takie twierdzenie z ust drobnej dziewczyny, wyrwane z kontekstu i usłyszane przypadkiem mogło zabrzmieć wyjątkowo oryginalnie. Dalej złodziejka już tylko podśmiewała się wesoło, słysząc jak Laufey wypiera się wszelkiej styczności z blatem, mało co nie obiecując palenia stosu odzieży po wizycie tutaj. Nie zmieniało to jednak faktu, że Kimiko wciąż była głodna, a znikąd nie było szans na stek.
        Szybko dała się jednak udobruchać pieszczotami, na które połasiła się jak rasowy kocur. Zwierzęcą stronę jej natury Dagon miał już w garści i nawet nie próbowała wypierać się tego przed samą sobą, co najwyżej zachować jeszcze jako taki umiar przed biesem. Później oczywiście, bo teraz jego kwadratowa szczęka stanowiła zbyt przyjemny punkt do ocierania się głową, by tak po prostu sobie to odpuścić.
        Z trudem przeniosła uwagę na Keitha, o którym dosłownie zapomniała na moment, ale teraz znów zyskał na wartości, gdy podrzucił wyjątkowo interesującą rozrywkę. Kimiko jakimś cudem nie miała jeszcze przyjemności z tą zabawą, ale brzmiało jak nieco bezpieczniejsze rzucanie nożami, czyli idealna gra dla wstawionej złodziejki. W tym samym momencie zapomniała o brodaczu i odwróciła się w stronę Laufeya, który momentalnie z szelmowskim uśmiechem zniżył się do jej poziomu na blacie, wywołując tym samym koci chichot.
        - Wypraszam sobie, to była uczciwa wygrana. Nie musiałeś rezygnować z papierośnicy, zawsze była opcja głośnego i publicznego przyznania, jak cudownymi istotami są pantery – mruczała, siląc się na względnie poważny ton, ale zupełnie jej nie wychodziło. Usta drgały w tłumionym śmiechu, a oczy błyszczały wesoło. Lubiła rywalizować i lubiła wygrywać, a chociaż zdarzało jej się oszukiwać, nic nie smakowało tak dobrze, jak uczciwe zwycięstwo, którego nie można podważyć. Zwłaszcza, że niedługo prawdopodobnie przegra z kretesem, biorąc pod uwagę fakt, że Dagon zgodził się na zabawę oraz lekki szum w kociej głowie do kompletu.
        Kimiko zaśmiała się wesoło, wychyliła ostatni kieliszek i zeskoczyła ze stołka, w tanecznych podskokach pędząc w stronę tarczy. Po drodze dopiero Bajer przedstawił swoje zasady i panterołaczka zawahała się wyraźnie.
        - To niesprawiedliwe, ty masz mocniejszą głowę – mruknęła spostrzegawczo, ale oprócz wytknięcia rażącej niesprawiedliwości nie wycofała się z gry. Będzie ona chyba po prostu dość krótka. Uśmiechnęła się znów dopiero na kolejny przytyk.
        - Ja nie miewam kaca – zamruczała z zadowoleniem, odwracając się w stronę diabła i szturchając go zaczepnie, nim podeszła do tarczy, by wyciągnąć z niej strzałki. Z pewnością od rana będzie czuła skutki wieczornej popijawy, ale tylko jako lekką niedogodność, a nie całkowite porażenie organizmu, co obserwowała u niektórych. Zje jakieś porządne śniadanie i będzie jak nowa.
        Podała Dagonowi jego komplet, składający się z trzech rzutek i zerknęła na swój, z parsknięciem zdając sobie sprawę, że już po tej serii będzie jej o wiele weselej. Cwaniak zarządził, że piją oboje, a nie tylko przegrany, więc dziewczyna nie miała co liczyć na taryfę ulgową. Na osłodę miała jedynie wygrane pierwsze trzy kolejki, przy czym po każdej następowało rytualne wypijanie tequili oraz powiększanie się grona obserwujących ich osób. Po dwóch następnych barman już nawet nie odchodził od baru po ich stronie, obserwując tylko postępy i czekając z butelką alkoholu w gotowości, by po raz kolejny utrudnić grającym rzucanie do celu.
        Po szóstym z kolei kieliszku, a cholera wiedziała którym w ogóle tego wieczoru, Kimiko śmiała się tak bardzo, że ledwo trzymała na własnych nogach. Czasem zwiało ją na boki, gdy szła wyciągnąć swoją rzutkę z tarczy, a wówczas zawsze znalazł się jakiś uprzejmy, który pomógł dziewczynie wrócić do pionu. Do tej pory wygrała cztery na sześć kolejek i jej cel zaczął coraz bardziej tańczyć przed oczami, co wcale nie pomagało jej zachować powagi. Żeby było śmieszniej, kocica stojąc prawie się nie chwiała, trwając niemal zupełnie prosto przed tarczą, jednak ogon za nią bujał się jak szalony, utrzymując właśnie tą dumną postawę dziewczyny. W istocie czuła się ona, jakby balansowała na cienkim murku.
        Ktoś krzyknął jej imię, a panterołaczka z ciągłym chichotem próbowała sobie przypomnieć kiedy się temu człowiekowi przedstawiła, ale szybko pogubiła myśli, skupiając się na tarczy. Kolejny rzut był prawie, prawie w środek, więc nie rozumiała dlaczego przegrała, a przy kolejnym faktycznie nieco jej rzutka uciekła, ledwo trafiając w tarczę. Co to za magia sprawiała, że szło jej coraz gorzej, a Laufeyowi coraz lepiej? Barman natomiast zastanawiał się, jakie czary sprawiały, że dziewczyna wciąż stała, mimo tej ilości alkoholu, którą w nią dzisiaj wlał. Kimiko odwróciła się, szukając biesa spojrzeniem.
        - Ty i twoja mocna głowa oszukujecie! – zarzuciła mu ze śmiechem, wpatrując się rozszerzonymi źrenicami w Dagona. Na moment zawiesiła wzrok na jego twarzy, podchodząc bliżej i opierając się o jego pierś, a później podniosła oczy jeszcze bardziej, gdy szukała wzrokiem niewidocznych rogów. Ktoś z tłumu gwizdnął, widząc nagłe zbliżenie interesującej pary i odczytując je oczywiście po swojemu, a po nim padły inne zachęcające okrzyki. Wtedy dziewczyną wstrząsnął tłumiony chichot i spoglądając wciąż w oczy Laufeya przyłożyła palec do ust w niemym „ciii!”, po czym znów parsknęła śmiechem, a jej głowa opadła i potoczyła się po diablej koszuli. Diabeł. Ale jaja. Normalnie z rogami taki. Ale schowanymi. I bez ogona. Ale śmiesznie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Przez chwilę diabeł droczył się z Kimiko dla samej zasady mówienia i robienia jej na przekór, szczerząc się bezczelnie, podczas gdy Kimiko już całkiem nieźle zaprawiona chichotała próbując zachować powagę.
        - Nie lubię krzyczeć - zamruczał przyglądając się rozbawionym kocim ślepiom. Chociaż wypominał panterze nieuczciwe zwycięztwo, to przecież sam zaproponował zawody, ciut by przetestować złodziejkę, trochę by mogła się rozerwać i wcale nie przeżywał przegranej aż tak bardzo. Papierośnicy może było szkoda, ale kociak bawił się dobrze, nawet aż za dobrze, a i on miał niezgorszą rozrywkę obserwując ją. Skoro pantera miała ochotę znów porzucać, nie miał nic przeciw. Plan i urozmaicenie zasad szybko sam zjawił się w rogatej głowie. To dopiero będzie zabawa. Kimiko już miała niewielkie problemy, chwilowo głównie z samokontrolą, ale podczas kolejnych rzutów lotkami dołączą się też kłopoty z równowagą. To było warte każdych pieniędzy. Śladem Kimiko dopił drinka, stawiając pustą szklankę na barze i na migi porozumiał się z barmanem, że skończył z whisky. W zamian głową wskazał róg baru przy którym znajdowała się tarcza do rzucania. Z Keithem zalewającym smutki pożegnał się skinięciem głową, Kimiko nawet tego mu nie dała i bezczelnym krokiem z szelmowską miną, dołączył do brunetki.
        - A ty masz lepszego cela, więc szanse będą wyrównane - drażnił się Dagon, śmiejąc się pod nosem. O kaca spytał dopiero teraz. Tak naprawdę chyba powinien zacząć od takiego drobiazgu. Oczyma wyobraźni wręcz widział dramat rozgrywający się jutro na balu, gdyby Kimiko miała odchorować dzisiejszą libację. Sam również nie miewał takich problemów. Ledwie możliwe było spicie piekielnika, co dopiero oczekiwać u niego typowo ludzkiej reakcji na alkoholowe zatrucie.
        - To dobrze, inaczej byłoby krucho - zarechotał, będąc w nie gorszym humorze niż kocica. Oczywiście nie chichotał tak często, ale było widać większe niż zwykle rozluźnienie biesa.

        - Powodzenia - zamruczał niskim głosem, odbierając swój komplet rzutek. Przyjrzał się lotkom, przymierzył je do ręki i obserwował strzały dziewczyny. Rzuty były prawie idealne, jeden doskonały środek, dwa bardzo bliskie. Nie miał szans tak samo jak przy zabawie z nożami. Takie życie, ale jakie wesołe. Kot był wniebowzięty. Bies uniósł rękę przyzywając barmana. Mężczyzna nalał tequili z uśmiechem wykraczającemu poza zwykłą grzeczność, dostrzegając jaka ciekawa zabawa szykowała się tego wieczora. Dawno nie mieli tu równie zabawnych gości.
        Dagon najpierw podał kieliszek panterołaczce, dopiero potem wziął swój i wypili drinka na raz.
Druga kolejka przebiegła podobnie. Diabeł przegrał, ale przynajmniej różnica w wynikach nie była aż tak druzgocąca. Tym razem barman sam podszedł do pary strzelców podając alkohol. Ponieważ była późna godzina, większość klientów zwolniła tempo picia i miał trochę chwili wytchnienia. Oparł się łokciami o kontuar i śledził partię numer trzy. Po dziewczynie wreszcie było widać wypity alkohol. Nadal jednak nie pojmował jakim cudem ona jeszcze nie dość, że stało, to wciąż rzucała. Nalał kolejną kolejkę, którą duet opróżnił bez zawahania. Wokół zrobiło się trochę tłoczniej. Nie tylko barmana zainteresował ciekawy pojedynek. Kolejne rzuty i diabeł wreszcie wygrał, ale liczenie punktów przychodziło mu z trochę większym trudem niż na początku. Całe szczęście pomagała publika głośno dopingując swoich faworytów.
O ile diabeł nie wzbudzał większej sensacji o tyle Kimiko przyciągała spojrzenia i sympatię widzów w przerwach wędrując tańczącym krokiem marynarza znajdującego się na statku nie tracąc nic ze swojej kociej gracji.
        Gdy doszli do etapu, że Kimiko musiała skupić się na celowaniu równie mocno jak na staniu, Dagon zyskał przewagę, a zakłady zmieniły swoją formę. Już nie obstawiano zwycięzcy osiągającego wyższe noty i celniejsze strzały. Teraz obstawiano kto dłużej będzie zdolny do rzucania we właściwym kierunku. Czart śmiał się coraz bardziej gdy Kimiko celowała, ona wręcz zataczała się ze śmiechu, ale ani wsparcie ze strony gości, ani wykrzykiwanie jej imienia nie było w stanie pomóc panterołaczce.
        Podobno sześć jest diabelską liczbą. Po szóstej tequilli z rzędu złodziejka trafiła w tarczę, to chyba wszystko co można było powiedzieć o jej popisie. Dagon spotkał się spojrzeniem z zaszklonymi i rozbawionymi oczami dziewczyny i odłożył swoje rzutki, a barman kręcił głową w szczerym niedowierzaniu. Obaj mężczyźni zorientowali się, że zabawa dobiegła końca, ale goście wciąż jeszcze wierzyli w swoją ulubienicę.
        - Tak kończą się zawody z diabłami - odezwał się zadowolony z siebie, postępując krok w kierunku zbliżającej się pantery. Gdy dziewczyna przylgnęła do niego, wsparł ręce na jej biodrach i uciszony, chociaż nie miał pewności, czy dziewczyna uciszała jego, ludzi w karczmie czy może samą siebie, zaczął rechotać. W tle rozległy się najpierw niezadowolone pomruki ze skończonego rzutkowego pojedynku a później szmery, ciche gwizdy i głosy podjudzaczy nawołujących "całuj".
Z całowania nie wyszło nic, bo pantera osunęła się na biesową pierś, wywołując koleją salwę jego rechotu i szepty zawodu w tłumie.
        - No dobrze... Chodź tutaj - nieustannie śmiał się Bajer, podnosząc dziewczynę, tak jak chwilę temu ją przytrzymywał. Jedną ręką podparł pośladki Kimiko, gdy jej nogi zawisły po obu stronach pasa mężczyzny, a głowa mogła spocząć na jego ramieniu. Drugą złapał się baru, bo gdy chciał wykonać krok jakoś dziwnie go zawiało. Podłoga krzywa czy jak...
        Barman taktownie śmiał się pod nosem zamiast zanosić w głos. Podał Laufeyowi zostawiony kapelusz i płaszcz dziewczyny, za co czart podziękował skinięciem głowy. Kapelusz założył sobie, płaszcz przerzucił przez wolne ramię, uregulował ewentualne nieścisłości w rachunkach i odprowadzany ciekawskimi i rozbawionymi spojrzeniami, skierował swoje kroki w stronę drzwi.
        Co za kretyn robił bar poniżej poziomu ulicy. Schody? W miejscu skąd ludzie w najróżniejszym stanie musieli się wydostać i dobrze gdyby mogli uczynić to bezpiecznie. Oczywiście, że nie był pijany... ale trzeźwy też już raczej nie. Mocną głowę zawdzięczał pochodzeniu. Alkohol jakby nie patrzeć był rodzajem trucizny, a Bajer z racji rasy był na nie odporny. To jednak znaczyło tyle, że nie mogły go na przykład zabić, a nie, że nie miały żadnego wpływu na organizm piekielnika. Tak więc po takiej ilości whisky, którą wypił podczas pobytu w barze oraz szybkich kolejkach tequili, podłoga sprawiała wrażenie trochę nierównej i wiał widmowy wiaterek. Chociaż tyle, że projektant pomyślał o poręczy. Wspomagając się jej nieocenioną powierzchnią, diabeł wydostał się na ulicę.

        Rześkie powietrze charakterystyczne dla jesiennego wieczoru trochę obudziło zmysły biesa, ale wciąż do trzeźwego było mu daleko. Z tego powodu zrezygnował z teleportacji. Dorożkarz nie powinien prowadzić po pijaku, a diabły nie powinny przenosić się w takim stanie. Łatwo było o wypadek, a z magią nigdy nie było żartów.
Dlatego Bajer podjął spacer powrotny do zajazdu. Noc była późna, ulice wciąż jeszcze były pełne osób w stanie podobnym do Dagona lub Kimiko, a bruk to już na pewno był nierówny.
Panterołaczka mamrotała, podśpiewywała i robiła sporo podobnych rzeczy, ale najważniejsze, że była jeszcze dość przytomna by nie utrudniać diablego marszu.
        Trochę zajęło im dotarcie do zajazdu, ale noc była całkiem przyjemna, towarzystwo dobre więc i spacerek nie był przykry. Gorsze były schody. Gdy już dotarli do karczmy, musieli dostać się na piętro, ale z pomocą kolejnej usłużnej poręczy i to udało się uczynić. Chwilę szukał klucza do pokoju, a gdy już wreszcie weszli, drzwi zamknął nogą.
        - Nie ma mowy bym spał na kanapie - wyszeptał ochryple w panterze ucho, kierując się prosto do sypialni. Przy łóżku zrzucił buty, ale ściągając drugiego z nich Bajer potknął się o wykładzinę i runął wprost na materac. O tyle dobrze, że zachował dość przytomności i refleksu, by padając obrócić się na plecy, zamiast przygnieść niesioną dziewczynę.
        - Ściągasz mnie na złą drogę kocie - zamruczał sennym głosem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Do tego, że podłoga w barze była nierówna i opadała lub wybijała panterze stopy w zupełnie nieodpowiednich momentach, sprawiając, że Kimiko chwiała się, stawiając nieplanowane kroki w bok, dziewczyna się przyzwyczaiła. Ale gdy oparta o diabła nagle straciła całkowicie grunt pod nóg, pisnęła z zaskoczeniem i objęła szyję Dagona ramionami. Dopiero po chwili do niej dotarło, że mężczyzna po prostu ją podniósł i chichocząc nad własnym stanem, objęła go nogami, a rękoma oplotła szyję, składając głowę na swoim ramieniu i palcami odgarniając jego włosy, żeby nie padały jej na twarz.
        - Wygrałam? – zamruczała średnio przytomnie, uśmiechając się jednak nieustannie, gdy słyszała diabli rechot. Kątem oka spojrzała na pojawiający się, w sposób zupełnie magiczny kapelusz na głowie Laufeya, a lądujący na jego ramieniu płaszcz, szybko przygarnęła dłonią, by nie spadł. Później rozpoczęły się regularne wstrząsy i zachwiania, gdy Dagon ruszył z dziewczyną do wyjścia. Kimiko pomachała na do widzenia barmanowi, który odmachał jej, kręcąc głową z rozbawieniem.
        - Uważaj, schody – podpowiadała do czarciego ucha, widząc je ponad jego ramieniem, co oznaczało, że Bajer już je pokonał i szli teraz względnie równym brukowanym chodnikiem. No cóż, chciała pomóc, a liczą się chęci.
        - Bajer to prawda, że w piekle bruk jest z dobrych chęci? – przekuła potok myśli w słowa, pokrętnie odtwarzając znane powiedzenie.
        Nie było nawet sposobu stwierdzić, czy kocie pytanie było poważne czy nie, bo dziewczyna co jakiś czas i tak ciągle się śmiała, przerywając tylko po to, by w diable ucho mruczeć, dmuchać lub śpiewać cicho piosenki. Na zmianę takie nadające się na kołysanki i te, których dzieci zdecydowanie nie powinny słyszeć, jeśli mają później nie przychodzić do rodziców z dziwnymi pytaniami, od których twarze rodzicieli bledną w zgrozie.
        W ten sposób dotarli do zajazdu, który Kimiko poznała po zapachu jedzenia, unosząc zaraz głowę i węsząc w okolicy, wciąż jednak niesiona do pokoju.
        - O patrz, znowu schody! – poinformowała uprzejmie swojego towarzysza, tym razem nawet trafiając w odpowiedni moment, gdyż czart wspinał się jeszcze przy nieodłącznej pomocy balustrady.
        Gdy weszli do pokoju pomagała dalej, dopychając rękami popchnięte czarcią nogą drzwi, zwijając później dłonie między sobą, a Dagonem i opierając czoło o jego ramię. Na chrapliwy śmiech przy swoim uchu westchnęła i otarła głową o marynarkę mężczyzny.
        - Śpij ze mną – zaproponowała beztrosko, nieświadoma nawet, że już są w sypialni, gdy świat zachwiał się znów, a ona zaczęła nagle lecieć w tył. Odruchowo ścisnęła Laufeya mocniej udami w pasie, ale nagle odwrócili się i kot w kolejnym refleksie zabrał nieco nogi, by ich nie przygnieciono, lądując całkiem miękko.
        Kimiko podniosła się, odgarniając włosy, które opadły jej na twarz i rozglądając się średnio przytomnym wzrokiem. Dobrze, sypialnia, to już jakieś informacje. Nawet znajoma, jeszcze lepiej. Dopiero po chwili spojrzała w dół i parsknęła śmiechem, zdając sobie sprawę, że tym miękkim czymś, na czym wylądowała, był diabeł, na którym teraz siedziała okrakiem.
        - Droga do łóżka to nigdy nie jest zła droga – odparła w pełni niewinnie i z czystymi intencjami spania do południa. Uśmiechnęła się, wspierając na ręce o pierś mężczyzny i zabrała mu z głowy kapelusz, zakładając go sobie na głowę i schodząc z Dagona, na tyle niekontrolowanie, że opadła zaraz obok, znów uderzając w chichot.
        Pościel była tak miękka i pachnąca, że Kimiko zaraz zaczęła mruczeć z twarzą wciśniętą w materiał, ale znów poruszyła się niespokojnie, podnosząc na rękach. Gorset zaczynał kłuć w boki, a buty przeszkadzały. Poza tym ludowe prawdy mówiły, nie śpij w ciuchach, bo cię okradną. Dziewczyna podniosła się do siadu i potoczyła zmęczonym wzrokiem w poszukiwaniu swojej koszuli. Nie ma. Ukradli. Mruknęła coś, znowu odgarniając włosy, które kapelusz zarzucił jej na twarz i wstała chwiejnie, rozglądając się po pokoju.
        Zgubę znalazła dopiero w łazience, gdzie korzystając z prywatności, na której odszukanie nie wpadłaby pewnie wcześniej, przebrała się w koszulę i wróciła do sypialni, po drodze zrzucając buty (i gubiąc gdzieś kapelusz), a jednocześnie odnajdując wsparcia we wszystkich ścianach, framugach drzwi i meblach, jakie mijała. Gdy dotarła do łóżka, zatrzymała się, spoglądając zdziwiona na leżącego w innym miejscu Laufeya, a mózg łaskawie podsunął jej pomysł, że mężczyzna być może po prostu się przesunął. Skinięciem głowy uznała to za całkiem logiczne rozwiązanie i mając już dość myślenia na dzisiaj, wlazła na materac. A później z postępującym mruczeniem wspięła się z powrotem na Dagona.
        Czy była tak pijana, że po prostu robiła co chciała, bez rozważenia konsekwencji swoich czynów, czy koci mózg najzwyczajniej w świecie wziął drągala za pień drzewa, ciężko stwierdzić. Faktem pozostaje, że panterołaczka ułożyła się bez skrępowania na Dagonie, otulając go po bokach nogami i tylko ręce splatając na jego piersi, a głowę składając gdzieś w okolicach obojczyka, by twarz swobodnie wtulić w czarcią szyję. Uszami grzecznie nie smyrała, ogon leżał bezwładnie gdzieś na nogach mężczyzny, a dziewczyna spała, jak zabita, mrucząc cichutko.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dobrze, że Kimiko przynajmniej nie przeszkadzała. Trochę rozpraszała chichotem, który rozlegał się co jakiś czas. Szeptała, dmuchała i śpiewała, za cel i ofiarę obierając diable ucho, ale czart tylko kręcił głową podśmiewając się pod nosem. Pomoc w pokonaniu pierwszych schodów pominął grzecznym milczeniem - ktoś przecież musiał chociaż wyglądać na poważnego i względnie przytomnego. Wystarczyło, że dziewczyna śmiała się bez wyraźnego powodu. Odezwał się dopiero na zadane pytanie.
        - A gdzie tam - prychnął rozbawiony. - Na tym zadupiu nie ma bruków. A jeśli jakiś jest to tylko na dworach i na pewno nie robią go z dobrych chęci, prędzej z łez i krwi robotników - rechotał czart, odpowiadając na żartobliwie filozoficzną zagadkę.
To urobił kociaka... Chyba ostatnia funkcja jaka zanikała w przypadku pijanej pantery to nie oddychanie, a gadanie. Dziewczyna mogła nie wiedzieć co działo się wokół, ale nawijała lepiej niż stała, chociaż gubiła trochę sens i logikę.
Z plusów spacerku, pantera była nawet względnie przytomna i trzymała się grzecznie na swoim miejscu, dzięki czemu jedną rękę Dagon miał wolną. Do tego nie była ciężkim tobołkiem dla biesa, więc niosąc dziewczynę nie męczył się bardzo i radził sobie całkiem przyzwoicie. Jedyne utrudnienia napotykał ze strony otoczenia. Gdyby nie trafiająca się sporadycznie dziura bądź silniejszy powiew wiatru, nikt by nie posądził czarta o lekko zawiany stan.

        W zajeździe obsługa wykazała się nienagannym wychowaniem. Nie tylko nie patrzyła na gości zbyt nachalnie, ale zupełnie nie zwróciła uwagi na ich mozolną wspinaczkę po schodach, a przynajmniej bardzo dobrze udawała, że nie zwróciła. Tym razem diabeł nie wytrzymał i prychnął cichym śmiechem.
        - Co ty nie powiesz, nie zauważyłem - odpowiedział podśmiewając się cicho, by nie przyciągać ciekawskich spojrzeń gdy przy pomocy uczynnej poręczy pokonywał kolejne kroki.
Do pokoju dotarli bez większych problemów, jedynie klucz trochę nie współpracował, ale poza tym podróż została uwieńczona pełnym sukcesem.
Jak oznajmił, tak zamierzał uczynić nie czekając zgody złodziejki. Po dzisiejszym dniu kanapa była stanowczo za mała i zdecydowanie zbyt niewygodna by się jeszcze miał męczyć. Zgoda dziewczyny tylko ułatwiała sprawę. By było zabawniej Kimiko przytaknęła, czy też złożyła propozycję, wyjątkowo entuzjastycznie, ale nawet gdyby chciał, nie potrafił poczytać jej słów jako sugestii czy zachęty. A potem… a potem dywan go zdradził. Wykładzina podstępnie wykorzystała chwilę gdy czujne diable zmysły, refleks drapieżnika i nienaganna równowaga, zajęte były pomocą przy zdejmowaniu buta.
        Runął jak długi na miękki materac i dokładnie gdy jego wyjątkowo już ciężka głowa dotknęła łóżka, przedsięwziął decyzję, iż dzisiejszej nocy już się nie rusza. Zamierzał zostać i zasnąć tak jak padł. Niby czemu nie? Przerwał mu wiercący się kot. Niechętnie uchylił powieki przyglądając się dziewczynie. Też mu się trafił oryginał. W ustach niejednej kobiety „Choć ze mną na spacer” brzmiało grzeszniej. A brunetka siedziała sobie na nim rozkosznie, rzucając łóżkowymi aluzjami, które nawet nie brzmiały dwuznacznie. Zresztą porządnym facetem nie był, nigdy nie próbował być, ale wykorzystywać dziewczyny w takim stanie nie zamierzał, choćby dla własnej godności. Nawet nie wiedziałaby, że z kimś śpi, co to więc była za zabawa czy wyzwanie?
        Przyglądał się chwilę gramolącemu się z niego kotu i już zamierzał zamknąć ślepia licząc na sen, gdy dziewczyna znów zaczęła się wiercić. Widząc jak wychodziła z pokoju podpierając się wszystkim co tylko stało, westchnął i zmodyfikował plany, skoro i tak go rozbudziła. Podniósł się ciężko na łokciach i niedbale ściągnął marynarkę, wywracając rękawy na drugą stronę i rzucając ją gdzieś obok łóżka. Potem wgramolił się głębiej, głowę układając na puchowej poduszce.
        Nawet nie zwrócił uwagi na wracającą do pokoju Kimiko, zignorował mruczenie i początkowy delikatny dotyk. Mruknął pytająco i uchylił ślepie dopiero gdy stał się on bardziej natarczywy. Dziewczyna właśnie kończyła się mościć. Normalnie jaja jak arbuzy. Znalazł sobie kot poduszkę. Otoczyła go nogami. Rozpuszczone włosy opadły w nieładzie, częściowo wpadając pod kołnierzyk koszuli, łaskocząc go delikatnie. Twarz wtuliła w szyję i teraz czuł oddech śpiącej brunetki na skórze. Świat się kończył. Spał z kobietą, atrakcyjną do tego, bez spania… Więcej, przez te wszystkie dni nawet jakoś specjalnie nie próbował zaciągnąć brunetki do łóżka. Początkowo można było tłumaczyć podobne zachowanie skupieniem się na interesach, nie odciąganiem uwagi od ważniejszego zadania, ale teraz… Nawet ślepiec dostrzegłby, tak właśnie, dostrzegłby, że ten związek szedł w jak najbardziej niewłaściwym kierunku.
Czart westchnął sennie i po omacku odnalazł rant tej części kołdry, która nie była przygnieciona. Naciągnął ją na Kimiko, przy okazji przykrywając też siebie. Rękę pozostawił na pościeli i plecach dziewczyny. Drugą oparł gdzieś na jej ramieniu i bawiąc się kosmykami czarnych włosów zasnął.

        Było trochę po południu. Pokojówki sprzątały pokoje omijając drzwi z wywieszkami „nie przeszkadzać”. Pod ósemką kartki nie było, więc weszła cicho. Rozejrzała się po pokoju z każdym krokiem zwalniając. Panował tu lekki nieład, płaszcz leżał w jednym miejscu, kapelusz w zupełnie innym. Buty dwóch różnych par wędrowały po całej długości pomieszczenia. Dziewczyna rozglądała się czujnie czy aby na pewno powinna zacząć sprzątać.
        Diabeł ostatnio podejrzanie dobrze sypiał. Nie przeszkadzało mu nawet iż pewno kocisko wylegiwało się na jego piersi i brzuchu, mrucząc do tego intensywnie póki nie zapadło w całkiem głęboki sen. Ocknął się dopiero słysząc otwierany zamek. Chwilę walczył z ciężkimi powiekami, które wcale nie chciały się ruszyć. Później musiał zmagać się z oczami, które próbowały przywyknąć do światła. Gdy wreszcie udało mu się względnie ostro dojrzeć pokój, spotkał się wzrokiem z pokojówką. Pomachał do niej z miną szelmy, a dziewczyna zarumieniła się jak dojrzały pomidor i w przepraszających dygnięciach prysnęła z pokoju.
No to poczuł się obudzony. Dagon ziewnął szeroko, przeciągając się na tyle na ile umożliwiał mu to śpiący kot i położył ręce z powrotem na plecach Kimiko.
        - Jak się spało? - wyszeptał ochrypłym, jeszcze trochę zaspanym głosem. Gdyby nie pokojówka, pewnie jeszcze by się nie zbudził.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości