Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dobrze, że Kimiko przynajmniej nie przeszkadzała. Trochę rozpraszała chichotem, który rozlegał się co jakiś czas. Szeptała, dmuchała i śpiewała, za cel i ofiarę obierając diable ucho, ale czart tylko kręcił głową podśmiewając się pod nosem. Pomoc w pokonaniu pierwszych schodów pominął grzecznym milczeniem - ktoś przecież musiał chociaż wyglądać na poważnego i względnie przytomnego. Wystarczyło, że dziewczyna śmiała się bez wyraźnego powodu. Odezwał się dopiero na zadane pytanie.
        - A gdzie tam - prychnął rozbawiony. - Na tym zadupiu nie ma bruków. A jeśli jakiś jest to tylko na dworach i na pewno nie robią go z dobrych chęci, prędzej z łez i krwi robotników - rechotał czart, odpowiadając na żartobliwie filozoficzną zagadkę.
To urobił kociaka... Chyba ostatnia funkcja jaka zanikała w przypadku pijanej pantery to nie oddychanie, a gadanie. Dziewczyna mogła nie wiedzieć co działo się wokół, ale nawijała lepiej niż stała, chociaż gubiła trochę sens i logikę.
Z plusów spacerku, pantera była nawet względnie przytomna i trzymała się grzecznie na swoim miejscu, dzięki czemu jedną rękę Dagon miał wolną. Do tego nie była ciężkim tobołkiem dla biesa, więc niosąc dziewczynę nie męczył się bardzo i radził sobie całkiem przyzwoicie. Jedyne utrudnienia napotykał ze strony otoczenia. Gdyby nie trafiająca się sporadycznie dziura bądź silniejszy powiew wiatru, nikt by nie posądził czarta o lekko zawiany stan.

        W zajeździe obsługa wykazała się nienagannym wychowaniem. Nie tylko nie patrzyła na gości zbyt nachalnie, ale zupełnie nie zwróciła uwagi na ich mozolną wspinaczkę po schodach, a przynajmniej bardzo dobrze udawała, że nie zwróciła. Tym razem diabeł nie wytrzymał i prychnął cichym śmiechem.
        - Co ty nie powiesz, nie zauważyłem - odpowiedział podśmiewając się cicho, by nie przyciągać ciekawskich spojrzeń gdy przy pomocy uczynnej poręczy pokonywał kolejne kroki.
Do pokoju dotarli bez większych problemów, jedynie klucz trochę nie współpracował, ale poza tym podróż została uwieńczona pełnym sukcesem.
Jak oznajmił, tak zamierzał uczynić nie czekając zgody złodziejki. Po dzisiejszym dniu kanapa była stanowczo za mała i zdecydowanie zbyt niewygodna by się jeszcze miał męczyć. Zgoda dziewczyny tylko ułatwiała sprawę. By było zabawniej Kimiko przytaknęła, czy też złożyła propozycję, wyjątkowo entuzjastycznie, ale nawet gdyby chciał, nie potrafił poczytać jej słów jako sugestii czy zachęty. A potem… a potem dywan go zdradził. Wykładzina podstępnie wykorzystała chwilę gdy czujne diable zmysły, refleks drapieżnika i nienaganna równowaga, zajęte były pomocą przy zdejmowaniu buta.
        Runął jak długi na miękki materac i dokładnie gdy jego wyjątkowo już ciężka głowa dotknęła łóżka, przedsięwziął decyzję, iż dzisiejszej nocy już się nie rusza. Zamierzał zostać i zasnąć tak jak padł. Niby czemu nie? Przerwał mu wiercący się kot. Niechętnie uchylił powieki przyglądając się dziewczynie. Też mu się trafił oryginał. W ustach niejednej kobiety „Choć ze mną na spacer” brzmiało grzeszniej. A brunetka siedziała sobie na nim rozkosznie, rzucając łóżkowymi aluzjami, które nawet nie brzmiały dwuznacznie. Zresztą porządnym facetem nie był, nigdy nie próbował być, ale wykorzystywać dziewczyny w takim stanie nie zamierzał, choćby dla własnej godności. Nawet nie wiedziałaby, że z kimś śpi, co to więc była za zabawa czy wyzwanie?
        Przyglądał się chwilę gramolącemu się z niego kotu i już zamierzał zamknąć ślepia licząc na sen, gdy dziewczyna znów zaczęła się wiercić. Widząc jak wychodziła z pokoju podpierając się wszystkim co tylko stało, westchnął i zmodyfikował plany, skoro i tak go rozbudziła. Podniósł się ciężko na łokciach i niedbale ściągnął marynarkę, wywracając rękawy na drugą stronę i rzucając ją gdzieś obok łóżka. Potem wgramolił się głębiej, głowę układając na puchowej poduszce.
        Nawet nie zwrócił uwagi na wracającą do pokoju Kimiko, zignorował mruczenie i początkowy delikatny dotyk. Mruknął pytająco i uchylił ślepie dopiero gdy stał się on bardziej natarczywy. Dziewczyna właśnie kończyła się mościć. Normalnie jaja jak arbuzy. Znalazł sobie kot poduszkę. Otoczyła go nogami. Rozpuszczone włosy opadły w nieładzie, częściowo wpadając pod kołnierzyk koszuli, łaskocząc go delikatnie. Twarz wtuliła w szyję i teraz czuł oddech śpiącej brunetki na skórze. Świat się kończył. Spał z kobietą, atrakcyjną do tego, bez spania… Więcej, przez te wszystkie dni nawet jakoś specjalnie nie próbował zaciągnąć brunetki do łóżka. Początkowo można było tłumaczyć podobne zachowanie skupieniem się na interesach, nie odciąganiem uwagi od ważniejszego zadania, ale teraz… Nawet ślepiec dostrzegłby, tak właśnie, dostrzegłby, że ten związek szedł w jak najbardziej niewłaściwym kierunku.
Czart westchnął sennie i po omacku odnalazł rant tej części kołdry, która nie była przygnieciona. Naciągnął ją na Kimiko, przy okazji przykrywając też siebie. Rękę pozostawił na pościeli i plecach dziewczyny. Drugą oparł gdzieś na jej ramieniu i bawiąc się kosmykami czarnych włosów zasnął.

        Było trochę po południu. Pokojówki sprzątały pokoje omijając drzwi z wywieszkami „nie przeszkadzać”. Pod ósemką kartki nie było, więc weszła cicho. Rozejrzała się po pokoju z każdym krokiem zwalniając. Panował tu lekki nieład, płaszcz leżał w jednym miejscu, kapelusz w zupełnie innym. Buty dwóch różnych par wędrowały po całej długości pomieszczenia. Dziewczyna rozglądała się czujnie czy aby na pewno powinna zacząć sprzątać.
        Diabeł ostatnio podejrzanie dobrze sypiał. Nie przeszkadzało mu nawet iż pewno kocisko wylegiwało się na jego piersi i brzuchu, mrucząc do tego intensywnie póki nie zapadło w całkiem głęboki sen. Ocknął się dopiero słysząc otwierany zamek. Chwilę walczył z ciężkimi powiekami, które wcale nie chciały się ruszyć. Później musiał zmagać się z oczami, które próbowały przywyknąć do światła. Gdy wreszcie udało mu się względnie ostro dojrzeć pokój, spotkał się wzrokiem z pokojówką. Pomachał do niej z miną szelmy, a dziewczyna zarumieniła się jak dojrzały pomidor i w przepraszających dygnięciach prysnęła z pokoju.
No to poczuł się obudzony. Dagon ziewnął szeroko, przeciągając się na tyle na ile umożliwiał mu to śpiący kot i położył ręce z powrotem na plecach Kimiko.
        - Jak się spało? - wyszeptał ochrypłym, jeszcze trochę zaspanym głosem. Gdyby nie pokojówka, pewnie jeszcze by się nie zbudził.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko spała tak głęboko, że przez całą noc nie poruszyła się nawet o włos, cudem nie zapominając o oddychaniu. Nie przeszkadzała jej wcale podnosząca się klatka piersiowa diabła, zgodnie z jego miarowym oddechem. Bicie serca tylko uspokajało stonowanym rytmem, a ogólne ciepło sprawiało, że mogłaby nie wychodzić z łóżka aż do następnego wieczoru. Jakże byłoby cudownie, spędzić pod kołdrą cały dzień i wstać dopiero, gdy słońce będzie chylić się ku zachodowi, by później w blasku księżyca pędzić przez las i polować. Dagon jednak zaczął się powoli ruszać, tym samym stopniowo wybudzając panterę, która buntowała się przeciwko wstawaniu, mrucząc przecząco i moszcząc się na mężczyźnie jeszcze wygodniej, jakby swoim skromnym ciężarem próbowała przekonać go do bezruchu. Gdyby też oczywiście nieco lepiej zdawała sobie sprawę, na czym, a właściwie na kim dokładnie śpi.
        Do rzeczywistości przywrócił ją znajomy ochrypły głos, jednak objęcie wciąż nie skłaniało do wstawania. Tym razem zamruczała tylko twierdząco w diablą szyję, jednak przebudzenie postępowało, a wraz nim świadomość dziewczyny. Niechętnie otworzyła oczy, a źrenice zaraz zwęziły się w pionowe kreski, broniąc przed jasnym światłem. Nabierając pełnej wiedzy, w jakiej pozycji się znajduje, wyciągnęła spod siebie ręce i podniosła się na nich lekko, wciąż opierając na piersi Laufeya. Dopiero teraz zielone tęczówki napotkały jego ciemne spojrzenie.
        Kimiko nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, którym obdarzyła mężczyznę, chociaż zaraz z wyraźnym zakłopotaniem spuściła wzrok, zatrzymując go na moment na diablich ustach, nim westchnęła cicho i szybko zsunęła się z niego na bok.
        - Przepraszam, jeśli ci było przeze mnie niewygodnie – powiedziała, z wyraźnym trudem ubierając w słowa niezręczną dla niej sytuację. Jej co prawda wcale nie było nieprzyjemnie, ale jednak nie powinno pozostawiać się bez słowa takiego bezpardonowego wchodzenia na kogoś, nawet jeśli ta osoba też nie wyglądała na specjalnie poszkodowaną.
        Głupi kot, zupełnie nie uczący się na błędach i coraz bardziej przegrywający z własną naturą, niekoniecznie kocią, o zgrozo. Ile ona wczoraj wypiła?! Druga noc z tym facetem przestawała być przypadkiem, a zaczynała stawać się niepokojącym i zdecydowanie zbyt przyjemnym nawykiem. Wczoraj obecność Dagona w łóżku była dla niej zaskoczeniem, ale dzisiaj niestety doskonale pamiętała, że sama się na nim ułożyła, traktując jak poduszkę. Diabli wiedzą, jak będzie wyglądała kolejna noc.
        - Która jest godzina? – zapytała w końcu nieco przytomniej, podniosła się do siadu, odgarniając na bok pozostające w artystycznym nieładzie włosy i przecierając twarz dłońmi. Jeśli ją pamięć nie myliła, dzisiaj był ten wielki bal i kulminacja ich jakże szalonych i wyczerpujących przygotowań, a ona nawet nie za bardzo jeszcze wiedziała, gdzie jest jej ogon. O, tutaj. U Bajera. Cholera.
        Pozbierała w końcu wszystkie swoje kończyny, ogon, poprawiła rozchełstaną koszulę i wymknęła się poza łóżko. Stojąc już na własnych nogach i z daleka od przystojnego piekielnika poczuła się nieco pewniej, przeciągając się i po chwili obejmując czule swój brzuch.
        - Rany, ale ja jestem głodna. Umierająco! – jęknęła. – Idę po śniadanie. Albo po obiad, bo w sumie późno, a wczoraj i tak nie jedliśmy… prawda? – zawahała się, zerkając na moment na towarzysza, ale mruknęła coś pod nosem, szybko unikając jego spojrzenia i wyszła z sypialni. Zaraz jednak wróciła, z jednym butem w ręce, ewidentnie poszukując drugiego. W końcu znalazła go pod łóżkiem i znów opuściła pomieszczenie, a po chwili ciche zamknięcie się drzwi zdradziło jej nieobecność.

        Do pokoju wróciła z zastawioną po brzegi tacą, nogą zamykając za sobą drzwi i wciąż zachodząc w głowę, dlaczego ta miła dziewczyna z obsługi tak dziwnie jej się przyglądała. Jakby coś wiedziała, o czym wiedzieć powinna również Kimiko, a na dodatek rumieniła się jak szalona, jednak panterołaczka odpowiadała jej niezmiennie pytającym spojrzeniem, później już zupełnie poświęcając swoją uwagę jedzeniu, które niosła.
        - Mam steki! – zawołała, odnajdując Dagona spojrzeniem w salonie i stawiając tacę na stoliku.
        Usiadła zaraz na ziemi, zdejmując z talerzy pokrywki i z przymkniętymi oczami, i niemal namacalną przyjemnością, westchnęła głęboko, wdychając zapach grillowanego mięsa. Do tego na tacy stała szklana karafka z wodą, gdyż pantera uznała, że chociaż kilka godzin przerwy w ciągłym spożywaniu alkoholu dobrze jej zrobi, oraz… ciasto.
        - Nie brałam specjalnie, dawali dzisiaj kawałek do każdego obiadu – obroniła się szybko, wskazując na kawałek szarlotki i gestem widelca zaprosiła Laufeya do jedzenia, a coraz szerszy uśmiech zwiastował powrót dobrego nastroju złodziejki. Czuła się dodatkowo usprawiedliwiona, bo w końcu pominęła wczorajszy obiad i dzisiejsze śniadanie, a znając też preferencje bogatych nudziarzy na imprezie nie będzie nic konkretnego i drinki znów zagryzać będzie mikroskopijnymi kawałkami żółtego sera lub cząstkami owoców. Z sumieniem czystym jak łza, zabrała się więc za wcinanie mocno wysmażonego steku.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Odwiedzając pokój, sprzątająca dziewczyna miała całkiem ładny widok na Kimiko ułożoną na diable. Skrawka kołdry starczyło raptem na przykrycie części pleców i bioder dziewczyny. Cała reszta była przygnieciona dwójką śpiących. Najwyraźniej jednak czuli się komfortowo, gdyż żadnemu z nich nie wpadło do głowy by szukać większego okrycia. Nim pokojówka uciekła, zdążyła jeszcze spostrzec moszczącą się panterołaczkę, co tylko przyspieszyło jej speszony odwrót.
        Czart oczekiwał trochę szybszego przebudzenia złodziejki, nie zadowolonej odpowiedzi wymruczanej w swoją szyję. Stłumił śmiech i leniwie palcami pogłaskał plecy dziewczyny, zamiast drwić słowami „to dobrze”. Jej uśmiech również był trochę mniej przewidywalnym powitaniem, ucieczka wzrokiem bardziej. Mina Dagona ze zrelaksowanej szybko przeszła w bezczelną.
        - Nieprawda - dopowiedział czart. - Traktujesz mnie przedmiotowo bez najmniejszych oporów - z uśmiechem drażnił się z lekko skrępowaną dziewczyną.
Skrzyżował ręce za głową by mieć lepszy widok na Kimiko, gdy ta próbowała się dobudzić i pozbierać.
        - Nie mam pojęcia - odpowiedział, nieustannie z siebie zadowolony, gdy dziewczynie jeszcze chwilę czas upływał na doprowadzeniu się do względnego porządku.
Ciągle leżąc, odprowadził spojrzeniem zmykającą z łóżka panterę, a wyznaniu dziewczyny odpowiedział tylko diabli rechot. Wyspać się, najeść i Kimiko była najszczęśliwszym domowym zwierzątkiem na świecie, bo chyba to porównanie byłoby najtrafniejsze. Poprzyglądał się jeszcze trochę zmiennokształtnej, snującej się w poszukiwaniu elementów garderoby i dopiero zamknięcie drzwi oznajmiło chwilowy koniec diablej rozrywki.
Przeciągnął się ospale i dopiero zgramolił z materaca. Potem wolnym krokiem ruszył do salonu, a z niego do łazienki. Jak przystało na prawdziwego eleganta, jak to Kimiko w myślach nazywała piekielnika, najpierw należało się uporządkować, a dopiero potem jeść. Nikt nie zanotował śmierci głodowej po niespełna jednodniowej diecie, tym bardziej nie groziła ona rogatemu. W drodze zadzwonił jeszcze magicznym dzwoneczkiem, przyzywając wróżkę.

        Gdy Kimiko wróciła z obiadem, bo na śniadanie było zdecydowanie zbyt późno, ubrania w pokoju były uprzątnięte, a czart z mokrymi włosami, w czystych spodniach i koszuli, snuł się gdzieś przy oknie, oczywiście z whisky w dłoni. Odwrócił się na szelest otwieranych drzwi, w samą porę, by zobaczyć panterę wchodzącą z tacami.
        - Następnym razem wyciągnę cię na całą sarnę - zacytował wieczorną wypowiedź dziewczyny. Zupełnie nie przeszkadzało mu, że brunetka „upolowała” też ciasto, niezależnie czy było w gratisie czy trzeba byłoby za nie zapłacić. Drażnił się z nią dla czystej przyjemności, a nie ze skąpstwa.
        - Jaka to będzie oszczędność - bezczelnie żartował sobie ze złodziejki, siadając do swojej porcji.
Chociaż w myślach już kombinował plany na wieczór, rozpatrując wszystkie możliwe sytuacje, chętnie zabrał się do posiłku.
Zazwyczaj gdy Laufey skupiał się na czymś, w pełni poświęcał się knuciu, urozmaicając je sobie jedynie paleniem cygar i piciem alkoholu, które pomagały mu się skupić. Jednak dzisiaj, prawdopodobnie z powodu intensywnego wieczoru, stek spotkał się z wielką aprobatą diabła.
        Z oczywistych przyczyn wody nawet nie dotykał - to szklaneczka z alkoholem znalazła się obok talerza. Po porcji mięsa, deser również zniknął, chociaż szarlotka trochę bawiła rogatego. Jabłka… skąd wzięły się podania kojarzące te właśnie owoce i piekielników?
Właśnie odkładał sztućce, a z powrotem zjawiła się wróżka, rozkładając po pokoju ubrania na wieczór. Najpierw rozwiesiła zieloną suknię, która chociaż nowa, z jakichś powodów, według skrzydlatej wymagała odświeżenia. Drobnymi rączkami wygładziła każdą fałdkę materiału, na koniec przytulając policzek do lśniącej zieleni. Obserwując z daleka można było nawet odnieść wrażenie, że przez chwilę rozmawiała z sukienką. Samo odejście od kreacji kosztowało wróżkę dużo siły woli, co również dało się zauważyć.
Bies nawet patrzył przez chwilę podparty o oparcie kanapy, mrużąc ślepia z uśmiechem, ale nie śmiał się odezwać. Wreszcie wróżka klepnęła się kilka razy w policzki, pogłaskała sukienkę na pożegnanie tym razem i zajęła się czarcią garderobą. Nad nią już zdecydowanie mniej się roztkliwiała, chociaż białej koszuli poświęciła chwilę uwagi, tak jak i krawatowi dobranemu do kreacji. Zadowolona z siebie, nawet się nie pożegnała, tylko zwyczajnie znikła.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Lekkie skrępowanie dziewczyny na moment ugięło się pod jej pobłażliwym spojrzeniem, gdy Dagon od samego (prawie) rana rozpoczął swoje zaczepki. Jego słów nie wzięła na poważnie, po pierwsze ze względu na bezczelnie wyszczerzoną diablą facjatę, a po drugie zdążyła mężczyznę już trochę poznać i jeśli ktoś tu kogoś przedmiotowo traktował, to na pewno nie ona jego.
        - Jakoś ci to wynagrodzę – odgryzła się z lekkim uśmiechem, obdarzając mężczyznę przelotnym spojrzeniem, nim znów odwróciła wzrok.
        Ciężko było udawać, że nie widzi się rozwalonego na łóżku Laufeya, który nie spuszczał z niej oczu, chyba umyślnie pesząc złodziejkę, gdy ta naprawdę robiła co w jej mocy, by dojść do siebie. Kaca nie miała, w głowie nie huczało, ale brzuch był nieprzyjemnie pusty a światło absurdalnie jasne, no bez przesady, żeby chociaż chmurka jedna na niebie, ale nie! Zabić koci wzrok, oto demarskie zadanie na dziś.
        Mrucząc pod nosem udało jej się doprowadzić do porządku, w miarę skutecznie ignorować nieznośnie odczuwalne spojrzenia Dagona i upolować obiad. Zatrzymała się na moment z tacą w rękach, nieco zdezorientowana panującym w pokoju porządkiem, ale pachnące mięso nie pozwoliło jej długo czekać. Szybko ulokowała się przy stoliku i zaczęła wcinać rostbef, aż trzęsły jej się uszka z radości. Pomogło jej to nawet znieść zapach alkoholu, z którym Bajer podszedł do jedzenia, a który wciąż znacząco drażnił nos panterołaczki. Ona nalała sobie wody, którą popijała, jedząc w milczeniu i spoglądając na diabła tylko, gdy ten się odzywał. Humor poprawił jej się znacząco, więc i zadziorność wróciła, a dziewczyna oparła się na łokciu o stolik, spoglądając na mężczyznę.
        - Gdzie mnie na nią zabierzesz? – zamruczała. – Do lasu? I kto ją upoluje, ja czy ty? – droczyła się dalej, z coraz szerszym uśmiechem, wracając po chwili do posiłku, przerywanego krótkim śmiechem.
        - Trzeba było najpierw poznać partnera zbrodni, nim wyskoczyłeś z inwestowaniem we mnie. Łatwiej mnie ubierać niż żywić – pyskowała dalej, nim spoważniała na moment, chociaż rozbawienie wciąż zdobiło jej twarz. – Jak cię boli moje jedzenie, to posiłki możesz potrącić mi z mojej części zysku, jeśli jakaś będzie. A jak nie, to też się jakoś dogadamy. – Wzruszyła ramionami, nie widząc większych problemów w ich współpracy, niezależnie od decyzji mężczyzny.
        Jej naprawdę powoli przestała robić różnicę ewentualna wypłata i było to dla niej niemałym zaskoczeniem. Jasne, chciała zarobić, to ustawiłoby ją o wiele lepiej niż gwizdnięte raz na jakiś czas fragmenty biżuterii. Ale ostatnie dni były dla niej… miłe. Przyjemne. Zabawne. Póki co, sam czas spędzony w towarzystwie Dagona był już dla niej wystarczającą korzyścią z tej współpracy, zwłaszcza gdy myślała o alternatywie. W każdym razie cieszyła się z jego obecności, o czym nie miała najmniejszego zamiaru mu powiedzieć. A obraz ukradnie, chociażby go sam smok strzegł, tylko po to, by demarskiej elicie utrzeć nosa.
        Zjadła swój obiad i zabierała się za deser, gdy Laufey skończył jeść. Odruchowo zerknęła na odkładane sztućce, a później podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem.
        - To ona! – szepnęła konspiracyjnie, zamierając w bezruchu z szeroko otwartymi oczami zerkając to na wróżkę, to na Dagona. – Co… Kto to jest? – poprawiła się, wciąż mówiąc przyciszonym głosem, jakby bała się spłoszyć małe stworzonko. Rozumiała, że istotka jest w jakiś sposób związana z diabłem, więc grzecznie nie próbowała jej upolować, ale cała jej postawa mówiła, że najchętniej ponownie rzuciłaby się za skrzydlatym drobiazgiem w pogoń.
        Osobna sprawa to suknia, z którą wróżka przybyła, a która na równi porywała uwagę złodziejki. Kimiko kawałek szarlotki prawie stanął w gardle, gdy zobaczyła lejący się, cudownie zielony materiał. Była taka piękna i gładka, że naprawdę chciało się ją założyć i dotykać cały wieczór, ale… no mogłaby jednak mieć plecy! Panterołaczka odłożyła sztućce, zaczynając nieznacznie stresować się nadchodzącym balem, a nic nie robi lepiej na rozluźnienie mięśni, jak gorąca kąpiel.
        - Pójdę się szykować – usprawiedliwiła się krótko i wstała, kierując się do łazienki.

        Tam rozebrała się, napuściła wody do balli, a nawet wpuściła do ciepłej wody kilka kropel ładnie pachnącego olejku. Później zanurzyła się z przyjemnością, relaksując i przygotowując do przyjęcia. Nie miała zamiaru pozwolić, by nerwy i wstyd zepsuły cały jej misterny plan. Obiecała sobie, że da z siebie wszystko i miała ku temu wszelkie dostępne środki, pozostawało je wykorzystać! Ostatni raz, zepnie się w sobie, odstawi przedstawienie życia i będzie miała spokój od tych nadętych bufonów.
        Potaknęła sobie sama, dodając odwagi, a po jakimś czasie opuściła wannę i wytarła się dokładnie, owijając później puszystym ręcznikiem. Mokre włosy rozczesała i osuszyła je lepiej, otwierając też okno, by przewietrzyć pomieszczenie. Przez moment zastanawiała się, czy może wyjść tak do salonu, ale i tak musiała pozbierać swoje rzeczy, a przy tym, co miała dzisiaj na siebie założyć, jej aktualny strój był całkiem skromny.
        Nie przejmując się więc obecnością Dagona, wyszła z łazienki na boso i opatulona jedynie białym ręcznikiem. Roztrzepując dłonią wilgotne włosy, by szybciej wyschły, przechadzała się po pokoju, w sypialni wyciągając swoją starą torbę i zabierając z niej kilka drobiazgów oraz porywając buty, suknię z drzwi, a w salonie kradnąc bez słowa całą szkatułkę z biżuterią. Przyłapana diablim spojrzeniem tylko puściła do Laufeya oko z zaczepnym uśmiechem i zniknęła znów w łazience.
        Bacząc na lekki materiał sukni, wytarła się dokładnie, nim założyła ją na siebie, bo podejrzewała, że jedwab wykorzysta każdą okazję, by jeszcze bardziej uwydatnić jej figurę. Nieprzyzwyczajona zupełnie do takich materiałów pozwoliła sobie na chwilę słabości, zauroczona obserwując jak puszczona luźno zieleń leje się po niej, opadając aż do stóp.
        - O cholera… - westchnęła cicho, spoglądając w lustro. Wyglądała… ładnie.
        Próbowała poprawić jakoś materiał, by tak bezczelnie jej nie odkrywał, ale ten za nic miał sobie starania złodziejki, układając się po swojemu i dokładnie tak jak powinien. Suknia może nie posiadała dekoltu z przodu, ale rękawów również jej brakowało. Zielona tkanina delikatnie otulała biust dziewczyny, by opaść aż do jej talii i dopiero tam pomknąć w tył, łącząc się na wysokości krzyża, pozostawiając całe plecy i ramiona odkryte. Dziewczynie pozostało więc tylko zapiąć ukryty w obróżce guzik i przeczesać suche już włosy, które opadały do końca jej pleców, przysłaniając je niemal w całości. Kimiko początkowo uśmiechnęła się z zadowoleniem na ten widok, ale zaraz przechyliła lekko głowę, przyglądając swojemu odbiciu. Mogła tak wyjść. Ale…
        Ale miała się postarać, tak? Dać z siebie wszystko, a nie się chować, jak dzieciak, zawstydzona własną figurą. Nie będzie tchórzem, bojącym się własnego ciała. Fuknęła pod nosem i sprawnym ruchem zebrała czarne loki, zakręcając je na dłoni w zgrabny, choć umyślnie nieco niedbały kok, który przebiła szpilą ze szmaragdowym okiem, wyjętą ze szkatułki z biżuterią. Chciała wpleść ją inaczej, by mieć jakąkolwiek broń pod ręką, bo przypasanie sztyletów do ud nie wchodziło w ogóle w grę. Odznaczały się pod materiałem sukni na jednej nodze albo ukazywały w dość sporym rozcięciu na drugiej. Teraz jednak umyślnie odsłoniła plecy, skoro taki był zamysł sukni, nie będzie tego psuła. Drobny tatuaż między łopatkami był widoczny na gładkiej skórze jak na dłoni, ale trudno. Ma robić za przynętę, nie ma sprawy.
        Odgarnęła lekko włosy na głowie, by odsłonić uszy, oraz wysupłała dwa pasma loków, puszczając je luzem przy twarzy. Wystający lekko rzemień z medalionem ukryła lepiej pod obróżką. W przyniesionych drobiazgach znajdowała się też mała fiolka z czernidłem, którym dziewczyna zazwyczaj smarowała powieki oraz skórę pod oczami, dla ochrony przed słońcem. Tym razem skorzystała z cienkiego patyczka i precyzyjnymi ruchami wymalowała cienkie czarne kreski na górnych powiekach oraz jeszcze delikatniejsze na dolnych, podciągając optycznie kąciki oczu i jeszcze intensywniej upodabniając je do kocich ślepi. Poza tym darowała sobie jakikolwiek makijaż. Ani takiego nie posiadała, ani nie była w tym dobra, ani nie czuła się w nim komfortowo. Więcej biżuterii też nie zakładała, obróżka przy sukni wykluczała jakikolwiek naszyjnik, kocie uszy nie były przekłute, a bransoletek na dłoniach nie lubiła, bo trudno się w nich kradło. Wsunęła jeszcze buty na obcasie i opuściła łazienkę.
        Odnalazła Dagona i podeszła do niego z lekkim uśmiechem na ustach, wyprostowana i nie spuszczając wzroku.
        - Jak wyglądam?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Od momentu, w którym się przebudził, Dagon cały czas zastanawiał się jaki będzie następny krok czy reakcja dziewczyny. Widział jej wahanie i niepewność. Westchnięcie również nie umknęło diablej uwadze, tylko nie miał pewności nad czym ubolewała. Na koniec jednak dziewczyna nie zrobiła prawie nic. Ani nie uciekła, ani nie droczyła się z nim. Tak jakby Kimiko pogodziła się z niewygodną sytuacją i przechodząc z nią do porządku dziennego, skupiła się na dojściu do siebie po libacji.
Dopiero po chwili doczekał się jakiegoś odzewu. Krótkiego, ale piekielnik wyszczerzył się szeroko.
        - Nie wątpię - wymruczał uśmiechając się jeszcze szerzej. Już wcześniej wyrobił sobie zdanie na ten temat. Sama zabawa z panterą stanowiła wynagrodzenie pewnych niedogodności, chociaż spanie z brunetką nawet jeśli trochę inne niż zwykle uskuteczniał, niedogodnością nie było, bardziej... nowym doświadczeniem. To chyba było najlepsze określenie.
Później pantera usilnie próbowała udawać, że go tutaj nie ma i wcale jej się nie przygląda, co oczywiście przyjmował z aroganckim uśmieszkiem.
Poranna rozrywka trwała jednak dość krótko i brunetka znikła w poszukiwaniu pożywienia. Takie to diable życie, usłane przyjemnościami, ale jakże krótkimi i ulotnymi. Skoro rozrywka się skończyła, należało przejść do wstępu do interesów. Zamiast dłużej się wylegiwać i zwlekać, wstał z łóżka.

        Panterołaczka szybko wróciła z obiadem dla nich obojga. Jak się potem okazało (zresztą po raz kolejny), głodny kot nie był sobą, ale tylko postawić przed dziewczyną pełen talerz a odzyskiwała animusz i pazurki. Czart z rozbawieniem podjął przekomarzanie się, uśmiechając się pod nosem.
        - Czyżbyś we mnie nie wierzyła? - zapytał zaczepnie, gdy pantera się podśmiewała.
        - To nie była planowana współpraca, więc i konsekwencje są mniej przewidywalne - zamruczał na swój sposób Dagon. - Ale nie wątpię, że się dogadamy - zakończył z miną szelmy. Zupełnie nie bolał go apetyt Kimiko i tak jak rozumiał cieszenie się przyjemnościami dostarczanymi przez życie, a przecież jedzenie było jedną z nich, tak domyślał się, że chociaż brunetka miała drobne ciałko to jej metabolizm przypominał drapieżnika, którym była. Polubił dziewczynę i dobrze się z nią bawił, więc nie zamierzał jej rozliczać z błahostek jak posiłki, ale elementem zabawy, było drażnienie kotka, więc Dagon rozpoczynał je prawie dla zasady.
        Posiłek był bardzo smaczny, tym smaczniejszy po dłuższej głodówce zapijanej alkoholem. To nie był jednak czas na zachwycanie się tutejszą kuchnią. Laufeyowi przyświecał konkretny cel i na jego osiągnięciu należało się skupić. Do kompletu, jak w zegarku, zjawiła się wróżka dostarczając ubiory i ogłaszając koniec odpoczynku.
Bajer obserwował krzątającą się istotkę, ale słysząc głos Kimiko, oderwał wzrok od skrzydlatej. Spojrzał w szeroko otwarte oczy pantery, by zaraz potem zerknąć w kierunku, w którym patrzyła, chociaż domyślał się powodu zdziwienia.
        - Ach, ona… - uśmiechnął się czart, wracając do dziewczyny.
        - Wróżka, czyli trochę szurnięte wsparcie logistyczne - dodał szeptem podobnym do Kimiko.
        - Jak się oswoi, przywita się sama. Zawsze robi tylko to na co ma ochotę - dodał normalnym głosem, tłumacząc rzadko spotykaną istotkę. Później Dagon odwrócił się by zerknąć przez okno i przytaknął. Dzień był już późny i zdecydowanie była najwyższa pora by zacząć się szykować.

        Sam był już prawie gotów. W trakcie gdy Kimiko „polowała” zmył z siebie wczorajszy dzień. Mokre włosy, puszczone swobodnie zdążyły już przeschnąć układając się w wyraźne fale, które teraz wystarczyło związać. Poza tym należało ubrać strój wizytowy, a nie codzienne spodnie i koszulę.
Powoli przebierał się w przygotowane przez wróżkę, eleganckie ubrania. W porównaniu ze szlachtą pewnie będzie wyglądał raczej skromnie, a przynajmniej mało ekstrawagancko. Jego garnitur był jak zawsze nienaganny, ale przy krzykliwych strojach bogaczy z Horusem na czele, wypadał prawie szaro. Jedyne co wyróżniało się na tle spokojnych barw to krawat o deseniu nawiązującym do sukni Kimiko i jednolita zielona poszetka. Diabeł cenił sobie klasyczny i niekrzykliwy styl.
        Właśnie zapinał koszulę, gdy z łazienki, tylko w ręczniku, wyszła dziewczyna. Przerwał na chwilę, odprowadzając brunetkę zainteresowanym spojrzeniem, a w odpowiedzi na puszczone oczko, uśmiechnął się bezczelnie.
Niedługo później był prawie gotowy. Kończył wiązać włosy, gdy Kimiko wreszcie wyszła z łazienki.
Zbliżającą się dziewczynę, obdarzył długim spojrzeniem od rozcięcia sukni, w którym błyskała zgrabna noga, przez ładną talię, po odsłonięte ramiona i związane wysoko włosy. Na koniec z trudnym do odczytania wyrazem twarzy zatrzymał się na kocich oczach, podkreślonych ciemną kreską.
Ostatni dzielący ich krok pokonał Dagon, wyciągając rękę by dotknąć twarzy dziewczyny. Delikatnie podparł podbródek Kimiko, by nawet nie próbowała spuszczać oczu i kciukiem pogłaskał jej policzek.
        - Pięknie - odpowiedział patrząc w szmaragdowe tęczówki. Twarz czarta chociaż zadowolona, wciąż kryła jego myśli i brakowało w niej zwykłego zawadiackiego uśmieszku.
        - Zastanawiam się czy nie za dobrze. Teraz sam nie wiem, czy mam ochotę byś była przynętą czy wolę cię zatrzymać dla siebie. - Uśmiechnął się, palcami gładząc luźny kosmyk czarnych włosów.
Ciężko było wyczuć ile w słowach Bajera było prawdy a ile dowcipu, ale niezależnie od prawdziwości wypowiedzi, na bal należało iść. Bies zwinnie wsunął ramię pod rękę Kimiko i poprowadził ją do wyjścia.

        W holu spojrzenia obsługi znów nie wykraczały poza służbowe, a przynajmniej te ponadstandardowe, ciekawskie sprytnie skrywano. Powóz oczywiście wezwano niezwłocznie. Nie minęło wiele czasu nim złodziejka i czart ruszyli na bal, lecz pechowa pokojówka miała okazję znów wpaść na parę spod ósemki i spłonąć rumieńcem starając się umknąć jak najszybciej, gdy najpierw spojrzała na nieskromną kreację czarnowłosej piękności, potem napotkała uśmiech mężczyzny.
        Dorożka przemieszczała się równym tempem, ale droga jaką mieli do pokonania nie była krótka, więc nim opuścili brukowane ulice, barwy zachodu słońca kolorowały niebo. Przejechali całe miasto, które mogli podziwiać z okien. Minęli park i stopniowo przemieszczali się w mniej gęsto oblegane rejony.
        Posiadłość Whitakera znajdowała się na obrzeżach Demary. Ulokowana w prywatnym parku poprzecinanym dróżkami wysypanymi białym żwirem, skryta była przed nieproszonymi spojrzeniami.
Im głębiej wjeżdżali tym bardziej gęstniał wieczorny mrok i tym wyraźniej rozświetlany był przez niewielkie lampki oliwne ulokowane po bokach ścieżki znajdującej się w najbliższym sąsiedztwie dworu. Żwir chrzęścił pod kopytami koni i kołami powozów, których w miarę zbliżania się do domostwa, zebrało się kilka. Teraz już droga była jasno oświetlona, a białe wysokie ściany prześwitywały między drzewami.
Wreszcie zatrzymali się wprost przy schodach. Dagon wysiadł pierwszy i podał Kimiko rękę pomagając i jej stanąć na ziemi. Służący otworzył drzwi zapraszając parę do środka, z którego uderzał jasny blask i rozlegał się już gwar i muzyka. Większość gości już przybyła, dając złodziejce i piekielnikowi ładne i widowiskowe wejście. Ich oczy szybko mogły wyłapać wśród tłumu znajome twarze śmietanki z Jaskini.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Podniosła na Laufeya rozbawione spojrzenie, gdy mężczyzna podjął zaczepkę. Wyłącznie dla żartu otaksowała go ostentacyjnie spojrzeniem, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia.
        - Zaraz nie wierzyła… – ciągnęła dowcip, podśmiewując się pod nosem. – Ale żeby sarnę upolować, trzeba ją złapać, czyli dogonić. Coś wspominałeś, że miłośnikiem biegania nie jesteś, więc wybacz, że upewniam się co do twoich umiejętności łowieckich.
        Na komentarz o współpracy pokiwała głową rozbawiona, darując już sobie ripostę, że ta współpraca i tak była planowana przez niego dłużej, nim łaskawie wciągnął w swoje pomysły samą zainteresowaną. Zamyśliła się na moment, wspominając pierwszą wizytę w Jaskini i obiad u ekstrawaganckiego krasnoluda, po czym uśmiechnęła pod nosem, ukradkiem przyglądając Dagonowi. Nic jednak nie powiedziała. Przyjmując do wiadomości oszczędne informacje o wróżce, a z wyjątkową ciekawością fakt, że ta mała być może sama się w końcu przywita, Kimiko skończyła jedzenie i zniknęła w łazience, by się przygotować.

        Czuła się niepewnie w tej sukni, ale robiła wszystko, by nie dać po sobie tego poznać i całkiem jej to wychodziło. Chyba tylko znający ją już trochę Laufey mógłby odnaleźć wahanie w spojrzeniu dziewczyny, chociaż akurat gdy spoglądała na niego, brak było tego wyrazu w zielonych ślepiach.
        Zdecydowanie przestała już próbować poprawić kreację. Świadoma własnych słabości, postanowiła umyślnie przybrać standardową w takich sytuacjach mentalność, gdy ma wrażenie, że ktoś spogląda na nią z krytyką, że mogą oni iść się wszyscy pieprzyć. Wyglądała dobrze. Widziała to w lustrze i w oczach Dagona, który powitał ją długim spojrzeniem, bez skrępowania obejmując jej sylwetkę od stóp do głów. Spodziewała się jednak znajomego zaczepnego uśmiechu na twarzy mężczyzny, ta jednak była dla niej chwilowo nieodgadniona, co wywołało dziwny niepokój. Chyba jednak zbyt się do niego przyzwyczaiła.
        Ona sama uśmiechnęła się lekko na widok elegancko ubranego Laufeya, zwłaszcza przenosząc spojrzenie na deseń krawatu i jednolicie zieloną poszetkę, jakimś cudem idealnie w kolorze jej sukni. Mężczyzna jak zwykle prezentował się nadzwyczaj dobrze i z pewnością nie potrzebował żadnych zapewnień, by trwać w tym mniemaniu. Zresztą nie chodziło nawet o idealnie skrojony garnitur. Cholernik był diabelnie przystojny, zdecydowanie nie wróżył nic dobrego, a ona wpadła po uszy.
        Zatrzymała się, gdy Laufey zrobił krok w jej stronę, ale nie cofnęła przed wyciągniętą ręką, pozwalając ująć się pod brodą i przygwoździć spojrzeniem. Delikatniej nie umiała tego nazwać, bo chociaż dotyk na policzku był łagodny i niemalże czuły, ciemne oczy diabła nie pozwalały jej odwrócić wzroku, więc tylko wodziła spojrzeniem od jednej jego źrenicy do drugiej. Na komplement uśmiechnęła się, jednak unieruchomiona niemal całkowicie tak niewinnym gestem mogła tylko na moment przymknąć oczy w niemym podziękowaniu, nim znów spojrzała na diabła.
        Na jego kolejne słowa odruchowo uniosła wyzywająco jedną brew. „Zatrzymać ją dla siebie? Dowcipniś.” Złodziejka ku własnemu zdziwieniu jednocześnie z wyraźną przyjemnością przyjęła tak ukształtowany komplement i zbuntowała się wewnętrznie przeciw takim sformułowaniom, nawet rzuconym po części dowcipnie. Żarty żartami, ale warto jednak naprowadzić nieco mężczyznę na właściwe tory, nim się zupełnie nie zrozumieją. Może i sama zdecydowanie zbyt mocno przywiązała się do tymczasowego towarzysza zbrodni, jednak z pewnością kocia natura nie pozwalała tak lekko zagarniać sobie jej osoby.
        Jeden kącik ust uniósł się nieco wyżej, zmieniając niewinny uśmiech na nieco zaczepny, a dziewczyna wspięła się na palce i przyciągając sobie mężczyznę delikatnie za klapę marynarki, pocałowała go lekko w policzek – zaledwie muśnięcie ustami i z racji znacznej różnicy wzrostu bliżej kącika ust i linii szczęki, niż tam gdzie składało się go zazwyczaj.
        - Na szczęście Dagon… – zaczęła, cofając się nieznacznie i wracając do poprzedniego, skromnego, ale jednak dystansu między nimi. – …nie wszystko zależy od twojej ochoty. A na pewno nie ja. – Ukazała kiełki w uśmiechu, ujmując Dagona pod ramię i opuszczając z nim pokój.

        Podróż w dorożce minęła im w większości w milczeniu, a przynajmniej panterołaczka nie odzywała się zbyt wiele. Humor jej dopisywał, ale zajęta była wyglądaniem przez okno, a kocie ślepia w pędzie odprowadzały mijane przez nich krajobrazy. Widok miasta nocą był jej znany, jednak i tak go uwielbiała. Na równi ze spędzaniem czasu w dziczy, złodziejka lubiła zaludnione metropolie, gęste zabudowania, wąskie uliczki. Nie przeszkadzały jej te wszystkie negatywne elementy, którymi zasłaniali się fani przyrody, wskazując w miastach brak higieny, ciasnotę, zgiełk i motłoch. Miasto brało się całe takie, jakie było, nawet z tymi ciemniejszymi alejami. Osobna sprawa, że na tych głównych lub podmiejskich rzadko bywała, nie zapuszczając się dalej niż do okalających rezydencję parków i lasów. Okazjonalnie wbiła się na jakiś bal, ale to i tak było ryzyko. A tym razem dostała zaproszenie. Bardzo starając się nie przyklejać tak ostentacyjnie do okna powozu, wsparła się na nim lekko, zza zasłonki obserwując zmieniającą się okolicę. Oliwne lampy rzucały ciepły blask na białą, żwirowaną aleję. No na los, oni nawet drogi mieli czyste!
        W końcu powóz zatrzymał się pod potężną rezydencją, a Kimiko odwróciła się w stronę Dagona, wspierając się na jego dłoni i ostrożnie wysiadając z powozu. Zadrżała lekko, gdy chłodne wieczorne powietrze popłynęło po jej odsłoniętych plecach, ale zmierzali już po schodach do wejścia, a służba pełną podniosłością otworzyła przed przybywającymi dwa potężne skrzydła drzwi wejściowych. Razem ze światłem i gwarem, ze środka popłynęło ciepło. Złodziejka rozluźniła się widocznie, prostując i pod ramię z diabłem wchodząc do paszczy lwa.
        - Dagon! Kimiko!
        W ich stronę z rozpostartymi ramionami zmierzał Whitaker, a przy jego boku dreptała szybciutko w wąskiej sukni Konstancja. Gospodarze byli ubrani w pełni na biało, a Wąsacz nawet wytrzasnął skądś barwione na ten kolor skórzane buty. Jego małżonka natomiast, z wyrazem zwyczajowej pogardy, w swojej nieskazitelnie białej sukni, z bladą cerą i jasnymi włosami wyglądała… nie najlepiej. Może gdyby była ładniejsza i miała co najmniej kilkanaście lat mniej, takie zestawienie byłoby dla niej korzystne, teraz wyglądała po prostu na chorą. Do tego nawet nie udawała, że obdarza brunetkę uśmiechem, łypiąc na nią z wyższością, gdy jej mąż z pietyzmem całował dłoń dziewczyny. No to się zaczęło.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wiedział, że dziewczynie nie brakowało powabu nawet jeśli sama w to nie wierzyła, miał przecież oczy i co więcej umiał z nich korzystać. Ale to właśnie pewność siebie dodała jej blasku. Nie kryła się po kątach, nie garbiła, jak wcześniej u krawca. Szła dokładnie tak jak powinna iść czarna pantera, wzbudzając przyspieszone bicie serca u potencjalnych ofiar. Chwilami dostrzegał cień wahania. Drobiazg, prawie nieuchwytny, który nawet nie psuł obrazu, a dodawał mu prawdziwości. Najprościej było powiedzieć, że Dagon lubił kobiety i potrafił docenić piękno w większości z nich, ale brunetka wyjątkowo mu się podobała. Co więcej wcale nie tylko w zielonym jedwabiu, on był jedynie wisienką na torcie. Za atrakcyjny uważał zarówno wygląd jak i charakter zmiennokształtnej, co już przeciwnie do znajdowania uroku w różnych niewiastach, zdarzało się czartowi wyjątkowo rzadko.
        Piekielnik nawet się nie droczył, nie sypał kwiecistymi zdaniami. W tym momencie jedno słowo znaczyło więcej niż całe poematy. Chociaż przez chwilę sądził, że Kimiko bardziej oswoiła się z jego obecnością i spojrzeniem. Pantera jednak zamarła na moment, ale nie była wystraszona, bardziej może zaskoczona… W tym momencie nie umiał zinterpretować kocich ślepi. Widział jednak uśmiech, jego znaczenie rozumiał. Do tego złodziejka szybko pozbyła się początkowego wahania i zaserwowała Dagonowi uroczą, drwiącą reprymendę.
Diabeł niczym lustro odpowiedział podobnym uśmiechem, czując jak dziewczyna przyciąga go do siebie. Jego usta rozciągnęły się odrobinę, gdy wargi Kimiko dotknęły policzka... prawie policzka.
        - Na szczęście - powtórzył za dziewczyną, głosem zbliżonym do szeptu.

        Żadne z nich nie wiedziało gdzie mieścił się dwór Whitakera. Znali tylko adres i to nim kierował się woźnica. Dagon podobnie jak Kimiko, obserwował miasto, co jakiś czas tylko zerkając na siedzącą dziewczynę. Mieli sporo szczęścia. Tydzień, dwa później i taka suknia odsłaniałaby zbyt wiele na tę porę roku. Wciąż jednak mieli złotą, względnie ciepłą jesień i poza wieczornym chłodem nie musieli obawiać się niepogody.
        Dagon nie nawijał niepotrzebnie, nie mając zbyt wiele do powiedzenia, ale dla odmiany pędzących w głowie myśli miał aż nadto. Od posiadłości dzieliła ich znaczna odległość co na dwa różne sposoby wpływało na ich położenie. Długa trasa dawała mnogość opcji na ucieczkę. Całą gamę kryjówek, a rozwlekłym i kluczącym tropem znacznie trudniej było podążać. Długa droga też wydłużała potencjalny pościg. Nabijała czas, który spędzało się na nieznanym terenie utrudniającym mylenie pogoni, czy krycie się przed nią.
        Nim ze zwykłego traktu wjechali na prywatną żwirówkę, zapamiętał przynajmniej dwa ciekawsze zaułki, widoczne z głównej alei, które mogły przydać się w razie problemów. Przez chwilę zapanowała prawie całkowita ciemność, gdy nikłe światło młodego księżyca ledwie przebijało się przez gałęzie, a jeszcze nie pojawiły się rozstawione lampy. Diabeł znów zerknął na profil dziewczyny i odbijające się w szybie kocie oczy, które lśniły chwilami, refleksami naturalnego światła.
        - W razie komplikacji, wycofaj się - odezwał się cicho, zaraz zerkając w las, z podobnym celem jak podczas obserwowania miasta.
Park wokół posiadłości tak jak droga, był doskonałym dodatkiem do ich planu. Wysokie drzewa, w których cieniu można było się skryć, umożliwiały niepostrzeżone zakradnięcie się w samo pobliże dworu. Do tego były prawie naturalnym środowiskiem dla pantery, która mogła wykorzystać swoje atuty. Mógł też kryć pułapki, których się nie spodziewali.
Także i tu wypatrzył kilka ciekawszych punktów. Szczególnie upodobał sobie jeden z nich, w postaci kępy trzech drzew i jakiegoś krzaka. Dalej nie sięgał wzrokiem, z powodu ciemności, ale był to całkiem niezły początek w zbieraniu informacji.

        Chociaż podjazd był sowicie oświetlony, światło lamp oliwnych wciąż było ciepłe i delikatne, w sam raz po czerni nocy, która dominowała podczas większości podróży. Nie drażniło oczu i przyzwyczajało je powoli do jasności. Nic jednak nie mogło oswoić z blaskiem, który napotkali we wnętrzu holu. Jasność aż zmusiła do zmrużenia oczu, a potem było już tylko gorzej.
        Whitakerowie w bieli, jakby wpadli do balii z wapnem lub też ubzdurali sobie, że są parą niebian czy innego ustrojstwa powitali swoich gości. Teraz to dopiero oczy zaczęły boleć.
Diabeł uśmiechnął się miło, w pierwszej kolejności witając panią domu. Bladym suczyskom jak Konstancja w bieli było wyjątkowo źle. W jej urodzie jakoś diabeł nie potrafił dopatrzeć się zalet. Blada cera, mdłe oczy, wąskie usta zaciśnięte w grymasie pełnym wyższości, zamiast uśmiechu. Oczywiście mina nie zmieniła się ani odrobinę, gdy spojrzenie pani Whitaker przeniosło się z wyraźnie nielubianej Kimiko na mężczyznę, którym ewidentnie gardziła wcale nie mniej. Po błyskawicznym namyśle, w czerni też nie byłoby jej dobrze, teraz wyglądała jak złośliwa zjawa, a tak nabrałaby wyglądu kostuchy. To co w czarcim mniemaniu najlepiej pasowało Konstancji, to ciasno zawiązany szalik dowolnego koloru.
        Przeciwnie do żony Daniel Whitaker wyglądał na aż nazbyt szczęśliwego. Oczy świeciły mu się jak dziecku w swoje urodziny, gdy witał panterołaczkę. Diabeł obserwował wszystko kątem oka, uwagę dzieląc pomiędzy zgorzkniałą gospodynię przyjęcia, gospodarza czyniącego umizgi, a nadciągające pozostałe sępy czyli królową lodu ze świtą, chociaż przez moment przyćmiewał ją własny mąż, rzucając się w oczy jako pierwszy.
Horus oczywiście jak to miał w zwyczaju, dosłownie lśnił. Dzisiaj jednak świecił bardziej niż kryształowe żyrandole, literalnie odziany w złoto. Smoking w kolorze starego kruszcu, przyozdabiały hafty wyszyte złotymi nićmi oraz wszyte w nie klejnoty. Chyba porozumiał się z Danielem w kwestiach oryginalności ubioru, gdyż tak jak pierwszy zadbał by i buty były śnieżnobiałe, tak te Tussalda były wysadzane drobnymi klejnocikami tak gęsto, że pantofle większości kobiet na balu były skromniejsze. Jeśli jednak ktoś miałby wątpliwości czy już to była przesada czy jeszcze granica dobrego gustu, Horus zadbał i o to. Pośrodku każdego z nich znajdowała się klamra z ciemnym rubinem, tak dla zaostrzenia kolorystyki.
        Żona jak zawsze prezentowała się lepiej. Suknia o rozłożystym dekolcie i szerokiej spódnicy ze sporą ilością drapowań i falban idealnie balansowała między nadmierną pysznością a szykiem, zupełnie nie wyglądając ani na ciężką ani przesadną. Burgundowy atłas, zdobiony drobnymi złotymi akcentami sprawiał, że przy Konstancji wyglądała jak pani zamku obok straszącej tam białej damy.
        Jarvis odstawał od ojca normalnością, za to doskonale pasował do matki jasno dając do zrozumienia po kim odziedziczył gust, lub też kto go ubierał, chociaż nie brakowało mu typowo szlacheckiej ekstrawagancji nie oszczędzającej na soczystych kolorach. Całe szczęście nie raził w oczy tak jak głowa rodu. Więcej takich Horusów i można było oślepnąć.
Jak już byliśmy przy oczach, brunet wyglądał jakby witając się z Kimiko nie wiedział gdzie ma je podziać. Dagon choć diabeł, miał takt i póki celowo nie drażnił złodziejki, nie wlepiał oczu jak sroka w gnat w nagą skórę. A nawet jeśli przyglądał się złodziejce, to nie jak głodny kundel, czego nie można było powiedzieć o chłopaku. Cóż, pewnie nieczęsto widział takie sukienki, a niektóre kreacje - jak na przykład ta Konstancji - mogły ostudzić każdy zapał. Patrząc jednak po jego zdolnościach to też nie zapowiadało się by w przyszłości miał okazję podziwiać co ładniejszą kobietę, bo jeśli jakaś miała polecieć na podobne awanse dzieciaka amatora, to chyba tylko rachityczna szlachcianka podobna do białej zjawy. Przynajmniej takie były przemyślenia piekielnika, wymieniającego powitania, z którego facjaty nie znikał kurtuazyjny uśmiech.
        Serafina wyglądała uroczo w pudrowym róży ułożonym w eleganckie fale i kaskady, który ujmował jej ładnych parę lat. A Ronald, cóż Ronald… jak mógł wyglądać krępy facet z nadwagą i brodą? Prezentował się niezbyt ponętnie, grubo i oczywiście bogato. Chociaż nie świecił cekinami jak Horus, to brocha - bo już nie broszka - spinająca askot z wielkim szlachetnym kamieniem i podobne jej sygnet porozkładane po pulchnych palcach, mówiły za siebie.
Powitania przeszły prawie sympatycznie i zaraz przyniesiono szampana.
        - Chodźcie głębiej - zaprosił Whitaker, prowadząc kompletną już grupkę do sali balowej. W jej rogu ustawione były niewielkie stoliki, gdzie gęsto chodziła obsługa, oraz w pobliżu których znajdował się barek. Wysokie okna zasłaniały długie ciężkie kotary, a w tyle widać było szerokie schody prowadzące na piętro otaczające salę balustradą, z ginącymi w mroku, węższymi korytarzami.
        - Jak długo zostaniecie? - rozpoczęła rozmowę Silvia, wyręczając drętwą gospodynię.
        - Czyżbyście jednak przedłużyli pobyt? - Daniel dodał swoje pytanie, nim zdążyli odpowiedzieć.
        - Nie, wyjeżdżamy zaraz po balu - odpowiedział diabeł z grzecznym uśmiechem. - Przed południem muszę być u ostatniego kontrahenta, więc pewnie jeszcze nim wybije północ albo niewiele po niej, będziemy w drodze.
        - Tak szybko? - zapytał Jarvis, ale pytanie skierował bardziej do Kimiko niż Laufeya.
        - Popieram - zaraz wsparł młodzieńca Pessoa. - Zostańcie dłużej.
        - Już i tak nagiąłem grafiki - odparł czart, grzecznie, ale nie zostawiając pola do dyskusji.
        - Ale wciąż mówisz tylko za siebie - wtrąciła się Silvia, z miłym uśmiechem. - Skąd jesteście? - uzupełniła wypowiedź kolejnym pytaniem, jakby chciała odpowiednio dobrać argumenty.
        - Leonia - bez zawahania odpowiedział diabeł, uśmiechając się czarująco do Silvia.
        - Leonia? - teatralnie zapowietrzyła się kobieta, zakrywając usta palcami wypielęgnowanej dłoni.
        - Dagonie co to za pomysł by ciągać kobietę ze sobą po całym świecie, męcząc ją podróżami. Mam wspaniałą propozycję - dodała, jakby pomysł faktycznie jej się spodobał. - Niech Kimiko zostanie z nami, gdy ty zajmiesz się swoimi sprawami. Spędziłaby miło czas, a potem wrócilibyście razem - przedstawiła swój plan, ale już nie patrząc na diabła, a kierując wzrok na dziewczynę rozmawiającą z jej synem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Podróż przebiegała wyjątkowo spokojnie, co pomogło Kimiko odprężyć się przed balem. Wyciszała się, słuchając zgrzytu żwiru pod kołami powozu i końskimi kopytami, skupiając na szczegółach parku, który mijali. Ciszę przerwał Dagon, dość niespodziewanie i enigmatycznie, nawet jak na siebie. Odwróciła się od okna, by spojrzeć na Laufeya. Ten jednak zaraz po swoich słowach zwrócił spojrzenie na las, a jej pozostawało tylko przyglądanie się jego profilowi. Zmarszczyła nieznacznie brwi, ale nic nie powiedziała. Zwłaszcza nie potaknęła.

        Gospodarze balu dopadli ich, gdy tylko Kimiko i Dagon przekroczyli próg, porywając ich w swoje szpony i rozpoczynając rytuał powitań. Pierwszy pochwycił ją pan domu, ujmując ostrożnie dłoń, jakby była ze szkła i składając na knykciach przydługi pocałunek, który nie uszedł uwadze jego małżonki. Złodziejka początkowo tylko uśmiechała się grzecznie, ale widząc kątem oka buzującą ze złości Konstancję, która już zupełnie darowała sobie pozory (między innymi jakiekolwiek kulturalne powitanie gości), nie mogła powstrzymać się od filuternego uśmiechu w stronę jej męża, który rozpromienił się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe. „Laufey, coś ty ze mną zrobił?”, przemknęło dziewczynie przez myśl. A przecież dopiero weszli.
        W końcu jednak Wąsacz musiał od niej odejść, by dopuścić resztę śmietanki. Na widok Tussaldów Kimiko uśmiechnęła się wyjątkowo szczerze, ich wszystkich z tego całego towarzystwa lubiąc najbardziej.
        - Silvia, wyglądasz nieziemsko – powiedziała z autentycznym podziwem, a lodowa królowa przymknęła oczy z przyjemnością i podziękowała za komplement aż trzema pozorowanymi całusami po obu stronach twarzy złodziejki.
        Witając się z Horusem panterołaczka prawie oślepła. Kocie źrenice zwęziły się w niemal idealnie pionowe czarne kreski na tle szmaragdowych tęczówek, gdy tylko dziewczynę zalało światło wnętrza posiadłości. Jednak nawet to nie pomogło w zetknięciu ze szczerozłotym smokingiem, który miał na sobie jaszczurowaty jegomość. Przymrużyła lekko powieki, próbując odnaleźć najbardziej neutralne kolorystycznie miejsce, jednak nawet na twarzy mężczyzny obijał się złoty poblask. Masakra jakaś.
        Uratowała ją stonowana sylwetka Jarvisa. Ciemnogranatowy garnitur całkiem przyjemnie komponował się z burgundową koszulą, pasującą do sukni matki, a złote nici, którymi obszyto klapy marynarki, złoty fular i poszetka nawiązywały do dzisiejszego wydania Horusa. Mimo bogactwa kolorów, były one odpowiednio skomponowane i stonowane, a Jarvis wyglądał całkiem przystojnie.
        - Kimiko – powitał ją cicho i dla ratunku dla własnych rozbieganych oczu skłonił się by ucałować jej dłoń. Zdaje się jednak, że nawet to nie uspokoiło młodzieńca, bo wyprostował się, wodząc oczyma po jej nagim ramieniu. Nie puszczając dłoni dziewczyny przysunął się i pochylił do niej, całując krótko w policzek.
        - Wyglądasz pięknie – szepnął, nim odsunął się na bardziej taktowną odległość, jednak Silvia i tak zerknęła kontrolnie na Dagona. Kimiko tylko podziękowała z miłym uśmiechem, spoglądając na chłopaka spod rzęs, nieco zaskoczona wyjątkowo ciepłym powitaniem o tak wczesnej jeszcze porze.
        Atmosferę na nowo rozluźnili państwo Pessoa, ona w uroczym różu, on w niezbyt wyszczuplającym, ale dodającym mu nieco sympatyczniejszego wyglądu, błękicie. Powitali przybyłego diabła i złodziejkę najbardziej bezstronnie, ot jako kolejnych towarzyszy na balu, co i tak mówiło wiele o tym, jak daleko udało się zajść Kimiko i Dagonowi przez te kilka dni. Poznali się zupełnym przypadkiem pierwszego wieczoru jaskini, a już traktowani byli jak dobrzy znajomi, mimo że nikt nie wiedział o nich więcej niż imiona i nazwiska, które im podali, a które w przypadku panterołaczki nie były nawet do końca prawdziwe.
        Pociągnięci wkrótce w głąb sali, z kieliszkami szampana w dłoni szybko zostali zaatakowani z drugiej strony. Ledwo weszli, a już pytano, o której wychodzą. Panterołaczka zanurzyła usta w szampanie, zupełnym przypadkiem oddając przewodnictwo w tłumaczeniu się Laufeyowi. Dopiero gdy Jarvis zwrócił się bezpośrednio do niej, nie odstępując dziewczyny na krok swoją drogą, odsunęła kieliszek od ust uśmiechając się tylko i wzruszając nieznacznie ramionami, co znów odciągnęło uwagę młodzieńca, który skupił spojrzenie na jej odsłoniętej skórze. Naprawdę, rozpraszał się jeszcze łatwiej niż ona.
        - Dagona wzywa praca – odparła przepraszającym tonem, spoglądając krótko na czarta. Wtedy jednak wtrąciła się Silvia i Kimiko nie mogła już powstrzymać uśmiechu, słysząc krótką uwagę z jej strony. Później kobieta wyraźnie się nakręciła, próbując zapędzić Dagona w kozi róg i tylko szykując na niego pociski. Panterołaczka nawet nie mrugnęła, słysząc o Leonii, ale wciąż uśmiechała się pod nosem, obserwując na zmianę lodową królową i piekielnika, zastanawiając się, które z nich postawi na swoim. Oficjalnie oczywiście, bo Kimiko nie miała najmniejszego zamiaru zostawać tutaj sama.
        - Leonia jest daleko – mruknął cicho Jarvis nad jej ramieniem, a ona spojrzała na niego unosząc lekko brwi.
        - Jarvis…
        - Zostań.
        - Z tobą? – zapytała bezpośrednio, spoglądając na młodego Tussalda.
        - Może – odparł ten od razu, zupełnie nie wytrącony ze swej pozy, a Kimiko prychnęła cichym śmiechem, kręcąc lekko głową.
        - Jesteś bezczelny – mruknęła i tym razem to chłopak zaśmiał się nieco głośniej, wzruszając lekko ramionami i wcale nie poczuwając się do winy. Nie wdawała się w dalszą dyskusję, bo swoją uwagę przeniosła na nich Silvia.
        - Nie mam nic przeciwko podróżom, zwłaszcza w takim towarzystwie – odpowiedziała Kimiko, spoglądając na Dagona i nie odwracając od niego spojrzenia nawet na ostentacyjne westchnięcie pani Tussald.
        - Nie no wy w ogóle ze mną nie współpracujecie. – Pokazowo załamała ręce, a rozbawiony Horus podszedł do żony otaczając ją złotym ramieniem.
        - No już dobrze skarbie, masz cały wieczór, by ich przekonać – zaśmiał się cicho, próbując udobruchać lodową królową, ale ta machnęła tylko na niego dłonią, chociaż uśmiechając się lekko pod nosem. To była chyba jedyna w miarę poufała scena w wykonaniu tego małżeństwa, jaką Kimiko miała okazję obserwować.
        - Niezależnie od tego jak długo zostaniecie, ja i Konstancja bardzo cieszymy się, że postanowiliście dzisiaj do nas dołączyć. Przyjaciół nigdy nie ma się zbyt wielu – zamknął temat Whitaker, a jego żona wyjątkowo milczała, chociaż jej mina jasno pokazywała, jak bardzo jest zachwycona. Wąsacz zobaczył to i ukradkiem przewrócił oczami, gestem zapraszając gości jeszcze dalej w stronę sali balowej i pokazując znajomym ich stolik.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Pomyśleć, że podobnie i jeszcze gorzej zapowiadał się cały wieczór. Godziny bezsensownych pogadanek o niczym, z bogaczami. Znoszenie ich bezpodstawnego samozadowolenia. Odpowiadanie uśmiechami na złośliwości i zawoalowane obelgi. Granie w kretyńskie podchody dla zdobycia nawet nie obrazu, co planu domu. Do kradzieży przecież dopiero miało dojść, ale wcześniej należało przynajmniej ogólnie wiedzieć, gdzie szukać. Gra właśnie się rozpoczeła.
        Wylewne powitanie młodzieńca nie umknęło diablej uwadze, który Jarvisowi potrafił poświęcać odrobinę więcej swojej atencji niż reszcie towarzystwa, szczególnie w takich chwilach. Tak samo pomiędzy grzecznościową wymianą zdań i miłymi, sztucznymi uśmiechami, zauważył ukradkowe i kontrolne spojrzenia Silvii.
Ciekawe czego najbardziej się obawiała? Potencjalnego skandalu, jak romans jedynaka z kobietą wątpliwego pochodzenia? A może martwiła się o reputację syna i plotki o tym jak odbił towarzyszkę innemu mężczyźnie na balu? Czy powód był odmienny… Bała się, że Laufey mógłby zażądać satysfakcji za podobną zniewagę. Nie wiedziała jakim szermierzem był diabeł, ale samą posturą dominował nad Jarvisem, więc jeśli młodzian sam nie był wirtuozem białej broni, to rozsądek nakazywał obawiać się o jego dobro, nie wspominając, że Bajer gołymi rękoma mógłby ukręcić jarvisowy łepek. Twarz królowej lodu pozostała jednak odpowiednia do jej przydomku. Niewzruszona niczym zmrożona tafla jeziora, z zastygłym na niej ciepłym i lekko wielkopańskim uśmiechem, nieodgadnionym dla diabła.
        Podstępnie zagadywano ich z dwóch różnych stron. Dagona dorwała Silvia, za jakiś czas poświęcając też uwagę Kimiko. W tym czasie właśnie, Jarvis nie rozmieniał się na drobne, cały czas skupiając się tylko i wyłącznie na dziewczynie i jej ramionach.
Dzieciak, zaiste jak podsumowała brunetka był bezczelny. Stał naprzeciw niej, czyli tuż obok Dagona i proponował pozostanie u swego boku. Przyjacielska mina czarta nie uległa zmianie ani podczas szeptanej i podśmiewywanej wymiany zdań, ani gdy piękna kobieta dolała oliwy do ognia.
Dowcipnisie, zupełnie jakby mówili "zostaw swoją towarzyszkę, a my dobrze się nią zajmiemy". Nie wątpił, śmiał założyć, że zajęliby się nią nawet bardzo troskliwie. Na tym właśnie zamierzał zbudować dalszy plan. Jeśli dziewczyna budziła takie zaciekawienie, szczególnie męskiej części grupy, nie powinna być dla niej problemem wycieczka po posiadłości. Spojrzenie Whitakera, które prawie równie często odnajdowało panterę, jak młodego Tussald, tylko upewniało diabła w pomyślnych przemyśleniach.
Na podział jednak nie nadszedł jeszcze czas. Oczywiście z zadowoleniem powitał wsparcie, odwzajemniając spojrzenie w panterze oczy.         Chwila nie była długa, ale dla towarzystwa wystarczająco rozwlekła. Silvia westchnęła ostentacyjnie, Konstancja wywróciła oczami, gdy Jarvis spoglądał na panterę z wyrzutem, a Whitaker, Pessoa i Tussald wymienili między sobą znaczące zerknięcia, które tylko oni rozumieli.
Po niecałym uderzeniu serca, Dagon wrócił wzrokiem do towarzystwa, które udawało jakoby nic nie dostrzegli, z wyjątkiem pani Tussald, która od razu dała upust swojemu niepocieszeniu. Laufey uśmiechnął się bezradnie do blondynki i spojrzał w niemym podziękowaniu na jaszczura, który nieznacznie kiwnął głową.
        Jeszcze raz podziękował grzecznie za zaproszenie i powitanie, po czym wszyscy ruszyli we wskazanym kierunku. Zachowując się jakby faktycznie byli wśród przyjaciół, zamiast podawać ramię Bajer otoczył plecy dziewczyny, rękę opierając na jej talii, prowadząc ją delikatnie. Jarvis najchętniej szedłby razem z Kimiko, ale diabli gest na moment ostudził jego zapał i chłopak dreptał obok, razem z rodzicami.
        Sala była już pełna, goście wędrowali w różnych kierunkach. Podczas gdy ślamazarnie szli w kierunku stolików, gospodarze jeszcze witali się z niektórymi, z innymi wymieniali standardowe grzecznościowe dialogi. Panie mniej lub bardziej zawistnie spoglądały na zupełnie nieznaną w ich kręgach piękność, mężczyźni nie zastanawiali się nad tak nieistotnymi błahostkami ciesząc oczy długim rozporkiem i odsłoniętymi plecami, które ukazywały się im po chwili.
Przy stoliku czart odsunął krzesło dla brunetki, zasłaniając ją przez chwilę, gdy Jarvis zajmował swoje miejsce, przez co chłopak znów nie mógł lepiej przyjrzeć się dekoltowi dziewczyny. Potem diabeł sam zajął miejsce, które wypadło obok Serafiny. Kobieta uśmiechnęła się wesoło i przedstawienie trwało dalej.
        - Musieliście w takim razie zwiedzić pół świata - szczebiotała podpierając podbródek na dłoni.
        - Takie podróże wydają się nawet romantyczne, ale czy się nie boicie? Rozbójnicy, bandyci… Przecież na traktach czyha tyle niebezpieczeństw… - zagadywała kobieta zainteresowana nową ciekawostką.
Bies obdarzył ją przemiłym uśmiechem, na który Serafina odpowiedziała zadowoloną miną.
        - Staramy się wędrować bezpiecznymi szlakami - odpowiedział Dagon. - Wybieramy dobrze chronione karawany. Nie zabrałbym Kimiko w niebezpieczną podróż - opowiadał swoje bajki czart, zyskując kolejną zaciekawioną minę Serafiny i kolejny cień złości na twarzy Konstancji.
W tym czasie kelner przyniósł nowe pełne kieliszki szampana, zabierając te opróżnione, a Jarvis zajmując miejsce zaraz obok pantery nachylił się do kolejnego szeptanego dialogu.
        - Naprawdę nie nudzisz się z tym drągalem? Ile on ma lat? - prychnął młodzieniec, starając się mówić tak by nie usłyszał nikt postronny, psiocząc w myślach na oparcia krzeseł. Znów jego ciekawość nie została zaspokojona.
Na niewielkim podwyższeniu ostatni muzycy z orkiestry kończyli zajmować swoje miejsca. Dyrygent stanął naprzeciw artystów. Pierwsze skrzypce skinęły głową w znaku gotowości i wybrzmiał pierwszy walc tego wieczora. Muzyka pięknymi nutami poniosła się po wielkiej sali. Początkowo tańczyło niewiele osób. Wieczór był jeszcze młody. Z kolejnymi minutami jednak parkiet zapełniał się. Potrzeba było pierwszego odważnego, za nim podążyła reszta. Najpierw głównie młodzi. To ich najbardziej nudziły rozmowy i bezczynne siedzenie przy stolikach. Piękne panny aż prosiły o atencję dziarskich młodzieńców. Podobne katusze cierpiał Jarvis. Wreszcie widząc niewielki tłumek, jaki zdążył się już uzbierać, zebrał całą swoją odwagę. Nawet nie spoglądał w stronę matki. W tej chwili nie był ciekaw jej zdania. Wstał eleganckim ruchem i szarmancko wyciągnął dłoń do Kimiko.
        - Zatańczysz? - Uśmiechnął się czarująco.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko na razie bez większych problemów utrzymywała grzeczny uśmiech. Nie było najgorzej, a przynajmniej spodziewała się jeszcze wielu utrudnień z biegiem wieczoru, więc na razie nie narzekała. Dała poprowadzić się Dagonowi do stolika, zajmując tam miejsce między nim a Jarvisem. Serafina szybko porwała diabła na ploteczki, okazując się coraz sympatyczniejszą osobą. Złodziejka doskonale pamiętała paskudne wrażenie, jakie blondynka wywołała w niej na torze wyścigowym, jednak nie chowała urazy i cieszyła się, że liczba nieprzychylnych im osób zmniejsza się stopniowo. Dla Konstancji ratunku chyba nie było, bo zdawała się nie ulegać nawet diablemu czarowi, który zawsze zdawał się skutecznie roztaczać na obecne kobiety. Chwilowo pod ręką miał tylko Serafinę i Kimiko, więc cały jego toksyczny urok opływał jasnowłosą szlachciankę, jako że złodziejkę dawno już miał po swojej stronie.
        Jarvis za to jakby się szaleju najadł. Ledwo usiedli, a znów poczuła jego zapach, gdy się pochylił w jej stronę. Pytanie skwitowała rozbawionym uśmiechem, zdając sobie sprawę, że jej instynktowne wątpliwości nie były bezpodstawne i ze względu na swoją rasę Laufey naprawdę może nie mieć tylu lat, na ile wygląda. Tussald nie mógł o tym oczywiście wiedzieć, więc jego pytanie było tym śmieszniejsze, że stanowiło jedynie przejaw irytacji, a nie faktyczną ciekawość.
        - Umiem sobie zorganizować rozrywkę – odparła na pytanie o nudę, chwilę zastanawiając się, jak spławić pytanie o wiek towarzysza, dopóki nie dostrzegła, że Whitaker przysłuchuje im się wyjątkowo niedyskretnie i momentalnie zmieniła podejście. – Co do wieku, lubię dojrzałych mężczyzn, czy to źle? – zapytała niewinnie, spoglądając na Jarvisa i kątem oka rejestrując jak gospodarz uśmiecha się pod wąsem. "Tak, to było specjalnie dla ciebie, paskudo".
        Wkrótce jednak jej sąsiad postawił na swoim i całkowicie pochłonął uwagę dziewczyny, prosząc ją do tańca. Zaklęła w myślach, poświęcając tchnienie na zastanowienie się, które na szczęście i tak zostało poczytane jako niepewność co do partnera, nie samego tańca. Ostatecznie jednak uznała, że wyjątkową nieuprzejmością byłoby odmówić bez wyraźnego powodu, więc z uśmiechem ujęła dłoń Jarvisa, podążając z nim na parkiet i mając nadzieję, że jest chociaż dobrym tancerzem.
        Zdziwieniem nie było, że nie tańczył tak dobrze jak Dagon, ale prowadził dziewczynę pewnie, więc ta, znając już podstawowe kroki, nie miała większego problemu z dotrzymaniem mu tempa. Trzymanie zaś nerwów na wodzy, gdy Jarvis najpierw zagapił się na jej odsłonięte plecy, prowadząc na parkiet, a później gubił chwyt, gdy dłoń zjeżdżała mu po jej łopatce, próbując odnaleźć granice materiału… to było trudniejsze. Nieco komiczne, to prawda, ale w głównej mierze denerwujące, bo nawet nie można było powiedzieć, by peszyło ją jego zachowanie. Jak mogło, gdy to on nie wiedział gdzie ma oczy i ręce podziać, cudem nie myląc się podczas tańca, co zawdzięczał chyba pamięci mięśni, bo cholera wiedziała, gdzie popłynął myślami.
        - Jarvis… - mruknęła Kimiko, gdy po raz pierwszy poczuła opadającą niżej dłoń. Wówczas szybko się poprawił i uśmiechnął w ramach przeprosin.
        - Czemu nie chcesz zostać? – zapytał, prowadząc ją lekko po parkiecie, na tyle spokojnie, by mogli rozmawiać.
        - Bo to z Dagonem przyjechałam i z nim wyjadę. Jarvis, ręka.
        - Wybacz. To nie jest żadne uzasadnienie.
        - Jest takie, że nie mam w zwyczaju zmieniać partnerów jak rękawiczki. Za kogo ty mnie masz?
        - Daj spokój, przecież wiesz, że nie mam nic złego na myśli...
        - Jarvis! – syknęła przez zęby, wciąż jednak uśmiechnięta, przerywając mu w pół zdania, gdy jego dłoń znów uciekła niebezpiecznie poza ramy przyjęte dla tańca. – Jeszcze raz i dostaniesz w twarz na środku parkietu – ostrzegła słodkim głosem, a chłopak westchnął przez nos, wracając dłonią na miejsce, a rozmową znów na interesujący go temat.
        - Nic poważnego was nie łączy przecież.
        - Skąd ten pomysł? – zapytała na tyle szczerze zdziwiona, że młodzieniec na moment zwątpił, zerkając na nią pytająco, ale nie zdążył odpowiedzieć.
        Utwór się skończył, dając krótki sygnał dla gości, po czym muzyka znów ruszyła, by ci chcący kontynuować taniec, nie musieli czekać długo na parkiecie. Jarvis chciał zostać, w końcu odważył się poprosić dziewczynę do tańca dopiero w połowie utworu i naturalnie uważał, że należy mu się co najmniej jeszcze jeden. Kimiko zaś wolałaby odejść już do stolika, ale z pewnością nie próbowałaby dyskutować z młodzieńcem na środku sali. Od kolejnego tańca została jednak uratowana przez kogoś, kogo nawet nie spodziewała się tutaj spotkać.
        - Mogę porwać ci panterkę, och przepraszam, partnerkę, Jarvis?
        Seth pojawił się przy nich nagle. Ubrany cały na czarno, od butów, przez garnitur, po koszulę, której nawet nie dopiął na ostatni guzik, jak zwykle nonszalancko rezygnując z jakiegokolwiek krawata, muchy lub fularu. Bezczelnie uśmiechnięty, z uszami i ogonem na wierzchu, wyciągał rękę w jej stronę, jednak młody Tussald nie kwapił się do oddania dłoni dziewczyny. Jeszcze uderzenie serca zwłoki i zaczęłoby robić się niezręcznie, ale w końcu młodzieniec skłonił się Kimiko i rzucając ostatnie niechętne spojrzenie panterołakowi, oddalił się w stronę stolika.
        - Silvia go rozpuściła - westchnął Seth, odprowadzając jeszcze wzrokiem bruneta, nim powrócił spojrzeniem do swojej partnerki. Eleganckim ruchem ujął jej dłoń, drugą podpierając plecy i przyjmując niemalże poprawną pozycję do walca, gdyby nie palce sunące po nagiej łopatce brunetki.
        - No i chyba nie jest przyzwyczajony do takich wrażeń - dodał z uśmiechem, dopiero ruszając z Kimiko do tańca. Dziewczyna powstrzymała się od prychnięcia. Ona nie była przyzwyczajona do niczego, co tutaj spotykała, a jednak nie rzucała się na to i nie obmacywała rzeźbionych krzeseł i diamentowych kolii na szyjach innych kobiet. Milczała jednak. - W każdym razie wybacz, nie brałem udziału w wychowywaniu syna, może wbiłbym mu do głowy jakieś minim…
        - Syna? - wyrwało się Kimiko, która cudem zachowała w miarę neutralny wyraz twarzy, skupiając się na tym, by nie wytrzeszczyć na panterołaka oczu. Ten najpierw przyjrzał jej się uważnie, dopiero po chwili orientując się w czym rzecz.
        - Nie jesteś typem plotkary, co? - zaśmiał się cicho. - Wybacz, myślałem, że ktoś już was wtajemniczył w demarskie skandale.
        - Syna? - powtórzyła znów wstrząśnięta Kimiko, a Seth zaśmiał się już krótko na głos.
        - Tak, Jarvis Tussald jest moim synem. Jestem starszy niż wyglądam. Obrót - przezornie uprzedził zupełnie zdekoncentrowaną dziewczynę, od której cofnął się lekko i okręcił ją, nim znów powróciła w jego ramiona.
        Przez chwilę milczała, lekko prowadzona w tańcu, układając sobie fakty i ukradkiem zerkając w kierunku ich stolika. To by bardzo wiele wyjaśniało, chociażby ciemne włosy chłopaka i, trzeba przyznać, przyjemną dla oka aparycję. Co prawda urodę mógł akurat odziedziczyć po matce, ale w istocie niewiele było rzeczy, w których Jarvis przypominał Horusa Tussalda. W niczym, właściwie, co przecież było jej pierwszą myślą, gdy poznała Jaszczura.
        - Czemu mi to mówisz? - zapytała w końcu, a brunet uniósł lekko brwi.
        - Ależ kotku, to żadna tajemnica.
        - Horus wie? - Kimiko wciąż zachowywała pogodny wyraz twarzy, ale nawet gdy szeptała było słychać w jej głosie zaskoczenie.
        - Wszyscy wiedzą. Nie przyglądają mi się tylko dlatego, że jestem przystojny.
        - Jesteś wyjątkowo pewny siebie - mruknęła, raczej nie mając na myśli swoich słów, jako komplementu, a mimo to kpiący uśmiech nie znikał z ust mężczyzny.
        - Czyli wpisuję się w twój gust? - zapytał panterołak i wyszczerzył się z zadowoleniem, widząc karcące spojrzenie dziewczyny. – Jak myślisz, czemu pani Tussald jest taka chłodna? Mechanizm obronny, kiedyś była wesolutka i zadziorna, jak ty.
        Panterołaczka może nie czuła się najpewniej na balowym parkiecie, ale była zbyt ciekawa historii stojącej za tymi pikantnymi plotkami, by uciekać, a poza tym panterołak tańczył dobrze i odpowiednio prowadzona nie musiała się bać żadnej wpadki. Utwór, który tańczyli właśnie się bowiem zakończył, płynnie przechodząc jednak w następny, a że Seth nawet nie puścił dziewczyny, tańczyli dalej, podczas gdy on zaczął opowiadać jej przyciszonym tonem.
        - Silvia i Horus są jedną z niewielu obecnych tu par, które pobrały się z miłości. Jak pewnie wiesz, większość małżeństw jest aranżowanych i uczucia przyszłych małżonków mają niewielkie znaczenie. Z państwem Tussald było ciekawiej o tyle, że znali się długo, a Horus od zawsze się w niej podkochiwał i nic w tym dziwnego, Silvia jest wyjątkowo piękną kobietą. Dlatego sam się kiedyś skusiłem - zaśmiał się bezczelnie.
        - Jesteś z siebie dumny? – zakpiła, wtrącając się, ale nawet nie drasnęła jego pewności siebie.
        - Całkiem – odparł spokojnie. – Ale dzieciak mi niepotrzebny, a nie moja wina, że ją matka nie uczyła wywarów przygotowywać. Oczywiście był dramat, skandal, ja byłem ten zły i w ogóle, piekło się otworzyło, ale z czasem ucichło, jak wszystko – opowiadał spokojnym, beznamiętnym czasami tonem. - Ciężarna panna Hovets miała oczywiście problem ze znalezieniem małżonka, gdy w konkury po raz tysięczny chyba, przybył Horus. Wtedy pewnie wyszła za niego, by nie zostać sama z dzieckiem, ale z czasem go doceniła. Wierz mi kotku, z całego tego towarzystwa, Horus to najszczersza osoba. Dzisiaj nie wygląda, ja wiem, w końcu szlachcicem wciąż pozostaje i to się na nim odbija. Ale to całkiem w porządku facet. A przynajmniej jak coś mu nie pasuje to mówi wprost, a nie knuje za plecami. Tutaj to się nazywa nietaktem, ale lepsze to niż obłuda, nie zgodzisz się?
        - Jakże bym mogła – odparła złodziejka cynicznie. Seth okazał się straszną gadułą, ale dawno nie usłyszała tylu interesujących informacji, więc mu nie przerywała. Wciąż też była nieco skołowana napływem faktów, a zwłaszcza próbą umiejscowienia bezczelnego kocura w tym świecie.
        - Złośliwa istotka – zamruczał rozbawiony.
        - Czyli tą znajomą, którą odwiedzasz w Demarze, jest właśnie Silvia?
        - W rzeczy samej.
        - Że też ona jeszcze chce cię widzieć… - mruknęła złodziejka pod nosem, a brunet zaśmiał się, przyciągając ją nieco bliżej w tańcu.
        - Nie można mi się oprzeć.
        - Założysz się? – fuknęła mu w ucho, na co zareagował tylko większym zadowoleniem.
        Na jej szczęście właśnie w tym momencie zakończył się kolejny utwór i Kimiko odsunęła się od panerołaka, jasno dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na kolejny taniec. Spotkała się tylko z nieco kpiącym uśmiechem, ale grzecznym ukłonem, który odwzajemniła dygnięciem, i Seth odprowadził ją do stolika.
        - Porwałem, ale już oddaję! – usprawiedliwił się przed towarzystwem, odsuwając dla dziewczyny krzesło, które ta zajęła. – Danielu, na słówko? – zerknął na Whitakera, a ten oderwał spojrzenie od Kimiko i ochoczo skinął głową, po czym przeprosił naburmuszoną wciąż małżonkę i odszedł od stołu, kierując się z Sethem gdzieś na drugi koniec sali.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Teraz nastąpił czas rozgrywek przy stoliku. Należało towarzystwo trochę zaprawić alkoholem dla osłabienia czujności. Tak naprawdę, sami to uczynią, wystarczyło zapewnić im czas. Możliwości mieli na starcie. Kelner tylko spostrzegając, że kieliszki zaczynały być chociaż zbliżone do pustych, a przecież ledwie usiedli, zaraz wymienił je na świeże i pełne. Wystarczyło poczekać, lekko popchnąć w odpowiednią stronę, a rozmowy były najlepszym sposobem. Do tańca pary raczej się nie paliły, parkiet pozostawiając młodszym.
        Dagon zagadywany przez Serafinę, całe szczęście dla młodzieńca, nie słyszał prowadzonych cicho dialogów. Widział niewielkie poruszenie i reakcje rozmówców włącznie z Whitakerem. Założył więc, że kotek wykonuje swoje zadanie, a jak - nie miało specjalnego znaczenia. Jarvis nie byłby jednak w tak korzystnej sytuacji. Już był nielubiany przez biesa i chociaż Bajer domyślał się, że z wzajemnością, jednym były niepochlebne myśli, a drugim bezczelne słowa padające zaraz pod jego nosem. Czart mógł się wydawać spokojny, ale tak naprawdę było to wyrachowanie, a bies potrafił być pamiętliwym sukinkotem, który czasem uznawał iż komuś należała się lekcja życia oraz oceny własnych możliwości. Młody szlachcic w swojej arogancji mógłby się na nią załapać i wątpliwe by była ona przyjemna.
        - Ale czy ciągła podróż w powozie nie jest nużąca? - kontynuowała Serafina. Pani Pessoa chyba marzyły się opowiastki przypominające romantyczne powieści, ponieważ, chociaż zadawała wątpiące pytania, oczy zupełnie nie wyglądały na znudzone. Uśmiechała się sympatycznie wpatrując się w czarta, podczas gdy ten wypił łyk szampana, zwlekając z odpowiedzią.
        - Wszystko zależy od organizacji, nikt nie mówi o wożeniu się z bandą przewoźników - odparł śmiejąc się lekko. Bajer czarował nie tylko treścią, czasem jej nie było, a rozmówca nawet tego nie zauważał. Za sukces diabła w dużej mierze odpowiadał sposób opowiadania, snucie całych historii lub też krótkich zdanek barwą głosu odpowiednią do nich. Potrafił budować napięcie gdy trzeba było, umiał budzić marzenia gdy chciał. Teraz właśnie zyskał uwagę Serafiny, a stopniowo też jej męża siedzącego nieopodal. Silvia wciąż więcej uwagi poświęcała synowi i Kimiko, zaś Konstancja skupiła całe swoje jestestwo na okazywaniu niezadowolenia.
        - Wiadomo, podróż nigdy nie zapewni luksusów własnej rezydencji… - zawiesił na chwilę głos. - Ale też rezydencja pozwala na podziwianie świata jedynie przez swoje okna. Nie można go dotknąć, poznać ani posmakować - bajał dalej.
        - Żaden dwór nie potrafi zaspokoić na dłużej. Nudzi się z czasem, a książka nigdy nie odda na swych stronach promieni zachodzącego słońca odbijających się w falach Oceanu Jadeitów. Próżno w nich szukać majestatu gór Dasso. Nawet ręka znamienitego pisarza nie uchwyci ich w pełni. - Na chwilę diabeł przerwał, gdyż uwaga wszystkich skupiła się na wstającej Kimiko. Whitaker już wcześniej cały czas uciekał spojrzeniem w jej stronę, ale teraz zamarł w pozycji grożącej poważnym kręczem szyi. Serafina zamrugała z wrażenia, podczas gdy zaskoczony Ronald gotów był otworzyć usta. Najprzytomniejszy okazał się Horus, który tylko uśmiechnął się z uznaniem. Bajer zmrużył trochę oczy, jakby zapatrzył się na własną partnerkę, tak naprawdę obserwując reakcje przy stoliku i widząc idealną okazję do odpowiedniej kontynuacji.
        - Odważna kreacja… Och Konstancjo, do twarzy ci w różu - przerwała ciszę Silvia, na co Serafina odpowiedziała chichotem.
        - Pięknemu we wszystkim jest do twarzy - Dagon załgał jak ostatni pies, czyniąc to tak gładko, że chyba sama Konstancja uwierzyła w jego słowa, spoglądając wściekle na bezczelnego mężczyznę. O ile tchnienie temu policzki zaróżowiły jej się ze zgorszenia, teraz jawne oburzenie nadało jej barw soczyście wybarwionej czerwonej malwy.
Czart uśmiechnął się niewinnie, podczas gdy pani Pessoa szybko zasłoniła się wachlarzem i tłumiła nieprzystojący jej śmiech.
        - Zapewne masz rację. - Silvia uśmiechnęła się niby wesoło, ale z wyraźną satysfakcją. Gospodyni przyjęcia trochę gorzej kryła swoje emocje. Ewidentnie miała ochotę kogoś zadusić swoimi chudymi rękoma, jedynie trudno było wytypować pierwszą wymarzoną ofiarę. Tymczasem Laufey wrócił do tematu.
        - Żaden zamek nie zastąpi spotkania z kobietą tak piękną, że mogłaby zawstydzić elfki i nimfy. - Jak psy na gwizdek, ciekawskie spojrzenia zwróciły się na diabła, z niego zaraz przenosząc się na brunetkę. Mniej lub bardziej i na różne sposoby, ale każdy zdawał się zainteresowany.
        - Poznaliście się z Kimiko podczas podróży? - zapytała Serafina. Na pierwszy rzut oka, to ona zadawała pytania piekielnikowi. Tak naprawdę jednak, czart odpowiednio wykorzystał jej pytanie, by poprowadzić rozmowę w korzystnym kierunku. Czart skinął głową, ale jego wzrok powędrował w kierunku parkietu. Akurat ręka Jarvisa próbowała znaleźć właściwe dla siebie miejsce, szukając go zdecydowanie niżej niż oczekiwała tego etykieta.
        - Gdybym wiedział, że tu tak niebezpiecznie, wyjechalibyśmy zamiast zjawiać się na tym balu - odezwał się z lekko pobłażliwym uśmiechem, zmieniając temat. Wszystko szło we właściwym kierunku. Zainteresowanie kotem wzrosło. Dagon celowo pozostawił niedosyt, nie kontynuując opowiadania. Konstancja, zmieniła taktykę, wlepiając wzrok w obrus, jakby chciała wypalić w nim dziurę, gdy pan domu natomiast uśmiechał się sam do siebie, już nawet nie kryjąc spojrzeń w kierunku pantery.
        - Co z zaufaniem? - zapytała Silvia uśmiechając się delikatnie, ale powiedzenie, że chyba tylko sami diabli wiedzieli co działo się w jej głowie, nie miało racji bytu. Diabeł nie miał pojęcia co myślała sobie lodowa królowa. Dostrzegał tylko jej subtelną satysfakcję i oczywiście złośliwość nieskazitelnie skrytą pod grzecznością.
        - Zaufanie sprawdza się najlepiej przy niewielkiej dozie ostrożności - odparł czarująco. - Obawiam się, że zostawiłbym Kimiko z wami przez chwilę, a nie miałbym do czego wracać - zaraz zaśmiał się, jakby drwił z własnej niemocy.
        - Aż tak nisko się cenisz? - zażartowała Serafina.
        - Właśnie, ktoś ostatnio deklarował większe starania. - Królowa lodu połączyła siły z towarzyszką, wbijając diabłu szpilkę. Jakby na zawołanie muzyka się zmieniła, a na parkiecie pojawił się inny gracz. Drugi panterołak. Dokładnie ten sam dupek, który zmusił Dagona do licytacji. Najistotniejszy jednak był niepyszny powrót Jarvisa, który po raptem niecałym utworze i kilku nieudanych macankach, został wyrzucony z parkietu przez konkurencję. Laufey oczywiście grał dalej.
        - Deklaracje swoją drogą, a brutalna prawda swoją. Dzikie koty są kapryśne - odpowiedział piekielnik, razem z całym towarzystwem przyglądając się powrotowi młodzieńca.
        - Zdaje ci się, że jesteś w ich łaskach, a one znajdują sobie inną zabawkę - dokończył, gdy młodzieniec zasiadał na swoim miejscu.
Młody Tussald spochmurniał jeszcze bardzie, spoglądając na diabła z zaciętym wyrazem twarzy. W tym czasie jego matka zerknęła czujniej na Dagona, doszukując się planowanej złośliwości. Któż mógł wiedzieć czy podczas nawet tak krótkiego pobytu ktoś nie wprowadził ich w plotki. O ile Silvia szybko się opanowała, nie znajdując realnych wskazań do obrazy, o tyle Jarvisowi humor wyraźnie się pogorszył. Brunet siedział przygaszony i obrażony, patrząc jak panterołak przyciąga Kimiko bliżej, a ona szepcze mu coś na ucho. Whitaker również z zainteresowaniem przyglądał rozwojowi wydarzeń na parkiecie. Podobnie Dagon, chociaż on niepostrzeżenie śledził też emocje śmietanki towarzyskiej zgromadzonej przy stoliku. Ronald i Horus byli mniej zafiksowani na panterołaczce i nie powstrzymali się przed wymianą szeptanych żartów. Poza tym panowie nie wtrącali się do rozmowy, która zeszła na bardziej neutralne tematy, czyli jak to mężczyźni powinni lepiej zabiegać o swoje wybranki i traktować je z większym zaangażowaniem, który to zaczęły prowadzić Serafina i Silvia.
Powracającą Kimiko przywitały wlepione w nią i Setha spojrzenia. Jedyną osobą wyłamującą się z kanonu był Daniel, który przeprosił grzecznie by porozmawiać z mężczyzną w czerni.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        O ile podczas tańca Seth spokojnie trzymał się granic narzuconych przez figury, nie zmieniając ułożenia swoich rąk nawet o włos, teraz nonszalancko złożył dłoń nisko na plecach dziewczyny, lekko prowadząc ją do stolika. Kimiko chociażby bardzo chciała, nie mogła nie zauważyć utkwionych w niej i drugim panterołaku spojrzeń całego towarzystwa, jak również wyraźnie naburmuszonego Jarvisa. Skrzywiła się w duchu, samej już nie wiedząc jak ma postępować z tym chłopakiem. Nie chciała go urazić, nie od niej zależała przecież ostatnia decyzja, proszenie dam do tańca było właściwie formalnością, bo nie odmawiało się bez dobrego powodu, a ona takiego nie miała. Z drugiej strony młodzieńcowi wystarczył jeden jej uśmiech, by znów stał się bezczelny, czy naprawdę nie było niczego pośrodku? Zajęła swoje miejsce w milczeniu, a w tym samym momencie swoje krzesło opuścił Whitaker, oddalając się z Sethem. Chwilę odprowadzała ich wzrokiem, ale nie chciała tak ostentacyjnie się oglądać, a też dokładnie w tym momencie kelner znów uzupełnił kieliszki, wprowadzając subtelne zamieszanie, gdy każdy zajmował się swoim szkłem.
        Kimiko odruchowo zawiesiła spojrzenie na Silvii, której dotyczyły ostatnio usłyszane informacje, ale wzrok z jakim się spotkała niemal zmroził ją do kości. Zdawałoby się, że od początku przychylna jej kobieta spoglądała na nią teraz wyzywająco, jakby tylko prowokowała do zdradzenia poznanych plotek. Bo to, że wiedziała, o czym usłyszała Kimiko, nie budziło wątpliwości. Bez magii, ot czysta kobieca intuicja połączona z doświadczeniem i inteligencją. Złodziejka uśmiechnęła się krótko do kobiety, sięgając później po swój kieliszek, a gdy wróciła do niej spojrzeniem, oblicze pani Tussald złagodniało nieco, powracając do zwykłej uprzejmej obojętności. Szybko wrócił też do stołu Whitaker, w coraz lepszym nastroju, co powoli zaczynało budzić jej niepokój. Zazwyczaj ufała swojej intuicji, a ta podpowiadała jej teraz, że coś jest nie tak. Niestety koci zmysł nie był na tyle uprzejmy, by nieco rozwinąć temat i Kimiko pozostawało po prostu mieć się na baczności.
        - Interesujący tatuaż masz na plecach Kimiko. Coś oznacza? - zapytała nagle Silvia, prostując się w krześle i popijając szampana ze wzrokiem utkwionym w dziewczynie.
        Brunetka zastanowiła się krótką chwilę nad odpowiedzią, nie uważając tej informacji za istotną, ale może dość kontrowersyjną w tym towarzystwie. Lepiej dla niej, że lodowa królowa postanowiła uczepić się tatuażu, a nie blizny na jej przedramieniu, teraz niestety doskonale widocznej. Najwyraźniej jednak aż tak osobiste pytania były już daleko poza granicami uprzejmej ciekawości. Tą związaną z wymalowanym czarnym tuszem kształtem między swoimi łopatkami mogła zaspokoić, a przy okazji dodać nudnej rozmowie przy stoliku nieco pikanterii.
        - Ułatwia mi przemianę. Przed przeistoczeniem się w panterę nie muszę się rozbierać, a wracając do ludzkiej postaci nie staję się naga.
        Siedzący koło niej Jarvis zakrztusił się czymś nagle, szybko przykładając pięść do ust, by odkaszlnąć ukradkiem. Horus, Daniel i Ronald przerwali rozmowę, wracając zainteresowanym spojrzeniem do towarzystwa. Serafinie wyrwało się ciche “och”, które próbowała ukryć za wachlarzem, Konstancja powróciła kolorytem twarzy do barwy truskawek na stole, a Silvia pobłażliwym spojrzeniem do łapiącego oddech syna. Kimiko spokojnie upiła szampana, powstrzymując rozbawienie. Czyżby mówiła zbyt obrazowo?
        - No cóż, dzisiaj niewiele ci brakuje - uszczypliwie rzuciła Konstancja, odnajdując język w gębie, a wyjątkową bezpośredniością przytyku zaskoczyła nawet swoich znajomych, którzy zerknęli na nią krótko, by zaraz wystrzelić spojrzeniem do Kimiko. Whitakerowi wymsknęło się nawet wyszeptane karcąco “Konstancjo!”, które zmiennokształtna wyłapała, zdradzając się jedynie lekkim drgnięciem kociego ucha. Czy zakładali, że dziewczyna poczuje się urażona, ciężko powiedzieć, ale na pewno zdziwili się widząc lekki uśmiech na jej twarzy.
        - Obawiam się, że to wina Dagona. – Złodziejka bezczelnie przerzuciła uwagę na mężczyznę, wywołując jeszcze większą konsternację i ponowny przeskok ciekawskich oczu, nim te wróciły do dziewczyny, głodne kolejnych ciekawostek. - Chyba do gustu przypadła mu południowo alarańska moda, gdzie taka suknia zostałaby wręcz uznana za skromną - dodała Kimiko, już w trakcie mówienia widząc poszerzające się oczy Serafiny, która najwyraźniej była całkiem zaznajomiona z realiami, tym lepiej. Złodziejka sięgnęła po kieliszek, zanurzając usta w szampanie, gdy opowieść wznowiła pani Pessoa.
        - Wiem, o czym mówisz! Niedawno na jednym z przyjęć poznaliśmy pewną damę z południa, pamiętasz Ronaldzie? - urwała na moment, spoglądając na męża, którego rozmarzone spojrzenie stanowiło jednoznaczną odpowiedź. Pamiętał ową kobietę doskonale. Serafina przez moment wyglądała na zbitą z pantałyku, ale opowieść była widocznie ważniejsza, wymówki mężowi będzie czynić później, zaraz więc wróciła podekscytowanym spojrzeniem do pozostałych rozmówców. - Rzeczywiście miała podobną kreację, ale jeszcze odważniejszą! Dwa rozporki w sukni, całe plecy odsłonięte, głęboki dekolt, niezwykle cienka tkanina! - Mówiła szybko, jakby samo wspomnienie nietypowego gościa było ekscytujące. - A do tego miała zasłoniętą połowę twarzy półprzezroczystym materiałem, tylko oczy było jej widać. - Pessoa pokiwała głową, wyraźnie zadowolona, że również obeznana jest ze światem i wie co nieco, a jednocześnie stanowi godną partnerkę do rozmowy dla takiego doświadczonego podróżnika, jakim był Dagon, w którym na nowo utkwiła oczarowane spojrzenie.
        - Trafili nam się oryginalni znajomi - skomentował Ronald, zaczynając nagle interesować się swoją żoną, która dla odmiany chyba zapomniała o jego istnieniu, obrócona prawie całkowicie w stronę Laufeya, próbując złowić jego spojrzenie i uwagę.
        - Niepowtarzalni - dorzucił milczący od powrotu Whitaker, przyglądając się Kimiko już bez najmniejszego skrępowania czy zachowania pozorów. I o ile nawet bardziej ukradkowe zerknięcia w jej kierunku przez Jarvisa zdawały się być w pełni rejestrowane przez towarzystwo, o tyle zafiksowany wzrok Daniela zdawał się umykać wszystkim poza nią i, prawdopodobnie, Dagonem. Ciekawe.
        Rozmowy znów przerwano na moment, gdy do stolika podeszły kolejne, o dziwo znajome Kimiko osoby. Lilia Moris z matką przywitały się z obecnymi krótkimi dygnięciami, siedzące kobiety odpowiedziały im skinieniami, a mężczyźni lekkimi półukłonami, ledwo podnosząc się z krzeseł. Takie powitania były o wiele wygodniejsze i stanowiły normę, gdyż nie sposób było wstawać i dopełniać grzeczności za każdym razem, gdy pojawił się w okolicy ktoś nowy. Obie kobiety rozpoznały Dagona i Kimiko, i u obu widać było zdziwienie nagłym odkryciem rasy brunetki. Gdy krótko powitano przybyłe, wymieniając zdawkowe uśmiechy, jedynie Konstancja wstała, by zaprowadzić koleżankę i jej córkę do ich stolika. Lilia zatrzymała się tylko na chwilę, by pochylić do ucha złodziejki z teatralnym szeptem.
        - Normalnie się tak wyzywająco nie ubierasz? – zachichotała, przypominając jej ich pierwszą rozmowę, i delikatnie dotknęła palcem nagich pleców dziewczyny. - I musimy koniecznie porozmawiać o tych uszach! - dorzuciła, po czym umknęła, rzucając jeszcze tęsknym wzrokiem za Dagonem. Rozbawiona panterołaczka odprowadziła ją spojrzeniem, już wyobrażając sobie ilość pytań o jej rasę, którymi zarzuci ją szlachcianka. Ale i tak było miło ją tu widzieć.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Ponowne pojawienie się drugiego panterołaka szybko zrodziło w diablej głowie pomysł. Podobno nie można było mieć ciastka i go zjeść, otóż właśnie los subtelnie podpowiadał, że może można… Wcale nie musiał być stratnym zatrzymując kota dla siebie, podczas gdy drugi aż prosił się by dać mu w łepek jak tylko się ściemni i sprzedać z ładnym zyskiem. Tylko to wcale nie naiwna prezencja skłaniała do podobnych pomysłów. Odwrotnie. Kocur emanował zawadiacką pewnością siebie i czymś co najprościej było porównać do doświadczenia dachowca, który całe swoje życie spędził na ulicach. Tylko dlatego diabeł chwilowo zaniechał podobnych planów, skupiając się na jednym zadaniu na raz. A upłynnić kota chciał właśnie za tę jego nonszalancję i bezczelne podchodzenie mu pod nogi. Już nie mówiąc o tupecie z jakim omijał podstawowe zasady grzeczności, jakby go tutaj każdy znał. Patrząc po spojrzeniach, pewnie znał, ale nie zwalniało to z podstaw dobrego wychowania.
Jeszcze do tego dupek śmiał stwierdzić, że mu kota porwał, bo chociaż odbił partnerkę Jarvisowi, to odprowadzając dziewczynę do stolika patrzył w stronę Laufeya. Arogancki sukinkot, jakby w ogóle był w stanie mu cokolwiek zabrać. Oczywiście mina diabła pozostała grzeczna jak sprzed tańca, nie ujawniając jego antypatii, ale w głowie rogatego równym tempem maszerowały kolejne niepochlebne opinie i coraz brutalniejsze pomysły.
        Daniel odszedł z Sethem całkowicie na ubocze, stając w rogu sali, gdzie nikt nie tańczył a do stolików było daleko. Co jakiś czas tylko ktoś z obsługi przechodził obok, ale panowie mogli ze spokojem toczyć rozmowę. Nie gestykulowali i nie widać było by mówili o czymś wzbudzającym większe emocje. Sporadycznie jeden lub drugi skinął oszczędnie głową, a na koniec na twarzy Whitakera pojawił się zadowolony uśmiech, po którym każdy z mężczyzn ruszył w swoją stronę. Seth zniknął w tłumie gości, a gospodarz wrócił do stolikowego towarzystwa.
        W międzyczasie obsługa po raz kolejny uzupełniła kieliszki szampanem, a w zależności od tempa spożywania napoju, była to już mniej więcej czwarta kolejka. Uzupełniono też stół o nowe przystawki. Standardowe truskawki i owoce morza urozmaicił barwnie dekorowany talerz z serami.
        Atmosfera jeszcze nie zaczęła się porządnie rozluźniać, ale dyskusje stopniowo ewoluowały i stawały się żwawsze. Teraz padło na tatuaż złodziejki. Czart uśmiechnął się nieco tajemniczo, podczas gdy odpowiedź na zadane pytanie chyba przerosła oczekiwania gości. Jarvis walczył o powietrze, panowie nagle zbystrzeli a panie niby skrępowane zmieniły się w słuch, szczególnie Serafina, która chyba lubiła podobne tematy. Oczy chociaż skupione na brunetce, co jakiś czas zerkały na diabła gdy wyobraźnia towarzystwa pracowała na pełnych obrotach. Nagość i przemiana w panterę użyte w jednym zdaniu, wśród znudzonej socjety nie mogła wywołać skojarzeń innych niż te podszyte erotyzmem, by nie powiedzieć lubieżne. Może z wyjątkiem jednej osoby. Zjawa skojarzenia pewnie miała te same, ale albo przemawiała przez nią pruderia, albo zawiść, a najprawdopodobniej jedno i drugie, tak też po odzyskaniu gruntu po pierwszym szoku, kobieta szybko pokusiła się o złośliwy komentarz. Kimiko z tej sytuacji wybrnęła chyba jeszcze lepiej niż z poprzedniej.
        - Przyznaję się bez bicia. - Diabeł uśmiechnął się prawie bezradnie, jakby go na czymś przyłapano gdy wszyscy jak na zawołanie spojrzeli w jego stronę.
Potem rozmowa znów się ożywiła, pozostało więc tylko słuchać i obserwować. Zresztą nawet jeśli ktoś chciałby przerwać, nie dałby rady gdy rozemocjonowana Serafina opowiedziała o poznanej kobiecie, prawie na jednym wdechu. Sylvia przyglądała jej się z umiarkowanym zaciekawieniem, które błyskawicznie przeszło w pobłażliwość. Właśnie zerknęła na syna, a ten zarumienił się prawie jak wcześniej Konstancja. Wszystkiemu oczywiście winna była bardzo obrazowa opowieść pani Pessoa, siedząca obok Kimiko i wyobraźnia chłopaka, która rozhulała się niczym puszczony luzem ogierek. Królowa lodu nawet już nie wzdychała licząc, że nikt nie zauważył podobnego wystąpienia pociechy. Bajer zaś podłapał spojrzenie Serafiny i uśmiechnął się na swój sprawdzony, czarujący sposób.
        - Właśnie zupełnie nie rozumiem, dlaczego kobiece piękno ma być krępowane przez nadmierne i obłudne konwenanse - odparł czart, wywołując kolejną gamę emocji.
Laufey, chociaż powierzchownie skupiony był na rozmówczyni, przyglądał się też reakcjom pozostałych, w tym Whitakerowi, który połknął haczyk. Serafina już miała odpowiedź i nieświadomie coraz bardziej pochylała się w stronę piekielnika, gdy całe szczęście rozmowa została przerwana, przez przybycie dwóch kobiet. Dagon nie miał okazji ich poznać, ale młodą dziewczynę widział krótko z Kimiko, jeszcze w Jaskini.

        Męska część stolika ograniczyła się do grzecznościowego minimum, ale oczywiście nie Bajer. Diabeł wcale nie uważał by wstanie z krzesła było zbyt wielkim wyzwaniem, jeśli chciał przywitać kobietę, tym bardziej jeśli jej jeszcze nie znał. Traktował to też jako doskonały sposób dla podrażnienia towarzystwa w najróżniejszy sposób.
Skoro tylko Laufey wstał by w pierwszej kolejności przywitać się ucałowaniem ręki, jednocześnie przedstawiając się Pani Moris, Jarvis na przykład wywrócił teatralnie oczyma, za co pod stołem otrzymał krótkie kopnięcie od matki, co dało się wyczytać z gwałtownej zmiany mimiki. Pozostali panowie wyrażali zaciekawione rozbawienie w zmiennym natężeniu. Konstancja chociaż wstała, dała sobie chwilę wytchnienia udając, że nie widzi spektaklu. Silvia jak zawsze nie dała po sobie nic poznać, ale maślane oczy Serafiny były łatwe do odczytania. Tym bardziej gdy myśląc, że nikt nie widzi, zerknęła na swojego męża z delikatną tęsknotą i naganą w jednym.
Jako drugą, wymieniając z nią standardowe grzeczności piekielnik pocałował w dłoń Lilię, która wyglądała na zupełnie urzeczoną. Gdy Dagon prostując się powiedział niby standardowe słowa skierowane przecież do obu dam - „Wyglądają panie pięknie”, ale patrzył w tym czasie w oczy panny Moris i dopiero puszczał jej dłoń, dziewczyna nawet nie potrafiła ukryć zadowolenia z jakim przyjęła komplement. Zatrzepotała rzęsami i podziękowała skromnie, na tę chwilę żegnając się by jeszcze podejść do Kimiko, a później razem z matką podążyć z Konstancją do ich stolika.

        Muzyka grała cały czas zmieniając nuty z kalsycznych na bardziej romantycznie i odwrotnie, tak by tańczący się nie nudzili. W miarę upływu czasu i wypijanych drinków parkiet zapełniał się coraz bardziej sprawiając, że sala w momencie gdy Kimiko tańczyła przy obecnym stanie zdawała się prawie pusta.
Daniel, który na moment został słomianym wdowcem, nie namyślał się dwa razy. Wstał i ruszył prawie kocim krokiem w kierunku Kimiko. Dagon, widział co się święci i domyślał się planów mężczyzny, gdy ten tylko poruszył się na krześle. Aktualnie Whitaker był łatwiejszy do odczytania, niż mógłby przypuszczać, czart więc przystąpił do swojej części gry.
Sytuacja w finale gdy wąsacz wyciągnął dłoń do brunetki, wyglądała tak jakby uprzedził on Laufeya.
        - Jak na kogoś, kto nie chce wracać do domu samotnie, jesteś mój przyjacielu strasznie opieszały - mężczyzna odezwał się z satysfakcją, pomagając Kimiko wstać.
        - Nie przypuszczałem, że będę musiał się z kimś ścigać - odparł Dagon lekko przyciszonym i naburmuszonym tonem, ku rozbawieniu siedzących. Może Jarvis nie cieszył się z ponownego zepchnięcia na margines, ale podobało mu się upokorzenie nielubianego mężczyzny, nawet jeśli tak maleńkie. Czart jeszcze przed kilka uderzeń serca wyglądał na porzuconego, gdy przyglądał się dziewczynie odchodzącej z innym, po czym wstał uśmiechając się zalotnie.
        - Skoro przy tym stoliku nie obowiązują zasady... - Szarmanckim gestem wyciągnął rękę do Serafiny. Kobieta zasłoniła się wachlarzem, odwracając się na moment do męża i po bardzo krótkim namyśle przyjęła diablą dłoń. Ronald patrzył przez moment za żoną, ogłupiałym wzrokiem niezupełnie chyba rozumiejąc co się właśnie stało. Horus zaśmiał się krótko, ale szybko się zreflektował. Zamierzał uczyć się na błędach kolegów. Wstał z gracją i skłonił się elegancko swojej żonie.
        - Czy wyświadczysz mi ten zaszczyt? - Silvia uśmiechnęła się pogodnie z czułością patrząc na swojego męża.
        - Z przyjemnością mój drogi - odpowiedziała wstając.
        Przy stoliku, zapijając smutki szampanem zostali zagubiony Ronald i naburmuszony Jarvis. Właśnie do takiego stolika wróciła Konstancja nie pojmując co się wydarzyło. W przeciwieństwie jednak do Jarvisa, który chyba potrzebował jeszcze chwili by się pozbierać, Ronald opróżnił kieliszek i jak tylko nuty zaczęły zwiastować zmianę utworu, popędził na parkiet odzyskać żonę.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Serafina była święcie przekonana, że po raz pierwszy w swoim życiu się zakochała. Głębokie, ciemne spojrzenie nowopoznanego bruneta wbijało ją w krzesło za każdym razem, gdy je napotkała, a czekała cierpliwie, wlepiając w niego oczy, by nie przegapić cennego momentu jego uwagi. Ta nagła bezradność silnego mężczyzny, niedbały uśmiech i cudowne opowieści sprawiały, że czuła się jakby znów była młodą dziewczyną z motylkami w brzuchu. Ale przecież i tak wyglądała dobrze! Nawet Dagon to powiedział. Czuła się wyjątkowo pięknie i młodo, szampan i dobry humor dodał jej rumieńców i wśród swoich rówieśniczek czuła się naprawdę pewnie. Nawet nie spoglądała na brylującą zawsze w towarzystwie Silvię, która skradała całą uwagę otoczenia, ani nawet na uroczą Kimiko, która chociaż śliczna i młoda, zdawała się być zupełnie nieświadoma skarbu, który miała zaraz obok! Serafina otrząsnęła się z zamyślenia tylko na moment, gdy przybyła Leonia Moris z córką, którym Laufey natychmiast poświęcił uwagę, nawet wstając, by je powitać! Cóż za maniery! Był idealnym przykładem tego, jak powinien zachowywać się mężczyzna, czego nie omieszkała zaznaczyć, spoglądając z zaprawioną tęsknotą urazą na swojego męża. Jakby tego było mało, Ronaldowi akurat wszedł między zęby kawałek sera i teraz dyskretnie próbował pozbyć się natręta, zupełnie nie rejestrując pełnego rozczarowania westchnięcia swojej małżonki.

        Co ciekawe, Lilia Moris również była święcie przekonana, że po raz pierwszy w swoim życiu się zakochała. Motylki w jej brzuchu nie przetrwały jednak długo, zdepnięte wysokimi obcasami motywacji i zdeterminowania, gdy postanowiła sobie, że ten barczysty przystojniak, który całował ją w dłoń, będzie robił to do końca swojego życia. A przynajmniej miała taką nadzieję, próbując opanować rozanielone spojrzenie na komplement banalny w słowach jednak piorunujący w formie przekazu. Wystarczyło jej krótkie spojrzenie na siedzącą nieopodal Kimiko, by zinterpretować miły uśmiech dziewczyny jako absolutne przyzwolenie na uprowadzenie jej mężczyzny. Młoda Morisówna naprawdę bardzo lubiła swoją nową przyjaciółkę, jej partnera polubiła jednak jeszcze bardziej. A właściwie… intensywniej. Kimiko przecież i tak nie miała zamiaru wychodzić za mąż (głupota doprawdy, jeszcze ją do tego przekona), a ona przecież nie może pozwolić, by zmarnował się taki przystojniak. Więc chociaż powitania były krótkie, a ona z matką została zaraz uprowadzona przez panią Whitaker, zdążyła jeszcze szepnąć Kimiko kilka słów na ucho i pożegnać Dagona Laufeya rozmarzonym spojrzeniem.
        Złodziejka natomiast usilnie próbowała powstrzymać niedowierzanie w swoich oczach, obserwując, jak wszystkie kobiety wokół Bajera totalnie tracą głowę. Nie winiła ich za uleganie urokowi czarta, byłoby to skrajną hipokryzją z jej strony, ale powoli zaczynała odnosić wrażenie, że ktoś rozpalił w pomieszczeniu wyjątkowo sugestywne ziele, sprawiające, że panie dostawały zupełnie małpiego rozumu. Maślane spojrzenie Lilii Moris nie było niczym nowym, dokładnie tak samo wlepiała się w Dagona w Jaskini, ale tym razem z jakiegoś powodu panterołaczki to tak nie bawiło. "Opanowałaby się naprawdę", mruczała w myślach, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
        Panterołaczka nie traciła jednak miłego uśmiechu z twarzy, który poszerzył się jak na zawołanie, gdy zobaczyła podnoszącego się, z utkwionym w niej spojrzeniem, Whitakera. Na moment spuściła wzrok, udając, że wcale nie wie, gdzie zmierza mężczyzna i podnosząc na niego zielone ślepia dopiero gdy stanął przy niej z wyciągniętą dłonią, jednocześnie rzucając przepełnione satysfakcją spojrzenie w stronę Laufeya. Mężczyźni. Wdzięcznym gestem ujęła dłoń Wąsacza, powoli podnosząc się z miejsca i podpatrzywszy odpowiednie spojrzenie u Serafiny, zerknęła na Dagona z wyrazem tęsknej urazy, starając się nie parsknąć śmiechem, słysząc ten przygaszony ton. Zaraz później została porwana przez Daniela…

        …pod czujną obserwacją Lilii Moris. Dziewczyna rozpierała się w krześle, zupełnie ignorując towarzystwo przy swoim stoliku i uważnie obserwując, co dzieje się przy sąsiednim. Dziewczyna była równie piękna, co inteligentna i nie zajęło jej wiele nim domyśliła się konsekwencji obserwowanej sceny. Odczekała tylko cierpliwie, aż Dagon odejdzie z rozpływającą się Serafiną i przeprosiwszy znajomych udała się do sąsiadów, gdzie dyskretnie zajęła miejsce koło Jarvisa.
        - Podoba ci się Kimiko, co? – zanuciła, wspierając się na łokciach o stół i składając brodę na splecionych palcach dłoni. Zaskoczony Jarvis zerknął na dziewczynę kątem oka, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć na tak bezpośrednio postawione pytanie. Sprawę ułatwiłaby oczywiście szczerość, gdyż pragnienia obojga uzupełniały się idealnie, jednak jak to w przypadku szlachty bywa, nie może obejść się bez podstępów i niedomówień. Jedynie determinacja i wyrachowanie blondynki miały uratować ich obojga. A może nie? Kto wie…
        - Zrobimy tak. Teraz poprosisz mnie do tańca. Moja matka będzie wniebowzięta. Pan Pessoa zaraz będzie próbował odbić swoją żonę, a wówczas ty musisz zostawić mnie, dla tamtej dziewczyny. Widzisz, kręci się taka, nikt jej do tańca nie prosi.
        - Dziwisz się? To córka Hackney, nie chcę z nią tańczyć.
        - Zamknij się i słuchaj – syknęła Lilia, a młody Tussald posłusznie zamknął buzię, spoglądając na znajomą z rosnącym niepokojem. Ta kontynuowała z zadowoleniem.
        - Wtedy, mając partnerkę, możesz spokojnie podbić do Kimi i pana Whitakera, wtedy ci nie odmówią.
        - Wybujały ten twój plan – prychnął. - Po prostu ją poproszę.
        - Ależ proszę, chcę widzieć jak odbijasz partnerkę przyjacielowi matki, zostawiając go samego na parkiecie – zakpiła z taką pewnością siebie, że brunet zacisnął usta, wyraźnie się poddając. Chociaż sam nigdy nie podjąłby się planowania takich zawirowań, rzeczywiście miało to sens.
        - A co z tobą wtedy? – zapytał w końcu, kontynuując szeptaną rozmowę, a Lilia przymrużyła oczy, spoglądając maślanym wzrokiem na Dagona Laufeya.
        - Och, o mnie się nie martw, poradzę sobie – westchnęła i poprawiła dekolt sukni.
        - Wyjdę na idiotę, zostawiając ciebie dla Hackney – podjął ostatnią próbę pojęcia planów dziewczyny, ale ta spojrzała na niego surowo.
        - Chcesz Kimiko? – zapytała brutalnie wprost, a chociaż odpowiedziało jej milczenie, uśmiechnęła się z satysfakcją na widok miny chłopaka. – No właśnie. To rób co mówię. I na miłość boską, nie śliń się tak, dziewczyny lubią zdecydowanych mężczyzn, weź się w garść chłopie! – skarciła go jeszcze, na co szlachcic uniósł już brwi w skrajnym zdziwieniu. Dawno już go nikt tak nie zrugał, a zwłaszcza nie spodziewał się tego od tej niepozornej blondyneczki, z którą ciągle usiłowała zeswatać go jej matka. I chociaż nigdy nie odmawiał Lilii urody, po prostu nie była w jego typie, a teraz najzwyczajniej w świecie zaczynał się jej bać.
        Podczas gdy młodzi szeptali, Ronald Pessoa dochodził bardzo powoli do konkluzji, że ktoś, chyba, odbija mu właśnie żonę. Dagon Laufey właśnie rozpoczynał taniec z Serafiną, która nabrała nagle niesłychanego wdzięku, tonąc w ramionach nowego znajomego, podczas gdy trybiki w głowie jej męża powoli, ze szczękiem, zaczynały pracować, aż w końcu zaskoczyły z niemal słyszalnym kliknięciem. W momencie, w którym brodacz podniósł się z miejsca, Lilia Moris dyskretnie kopnęła Jarvisa pod stołem, a ten klnąc w myślach na obolałą już kostkę wstał zaraz, szarmancko podając jej dłoń.

        Kimiko zaś już od jakiegoś czasu prowadzona była przez Daniela Whitakera, który chyba zupełnie nie pojmował niezręczności nieustannego kontaktu wzrokowego, wlepiając oczy w panterze ślepia, jakby nie był świadomy, że ona go widzi. Tańczony przez nich walc był nieco wolniejszy niż zwykle, pozwalając mężczyźnie przygarnąć dziewczynę bliżej i rozpocząć rozmowę.
        - Mam nadzieję, że nie gniewasz się Kimiko, że pozwoliłem sobie wyprzedzić Dagona w tym tańcu? – zapytał, a złodziejka nagle odkryła, że jego wąsy poruszają się wyjątkowo śmiesznie, gdy mówił.
        - Ależ skąd, bardzo mi miło – odparła z uśmiechem spoglądając na mężczyznę. – Nie mieliśmy jeszcze okazji spokojnie porozmawiać.
        - W istocie! A, wybacz impertynencję, wydajesz się niezwykle fascynującą kobietą.
        - Obawiam się Danielu, że nieco mnie przeceniasz – odparła skromnie, co raczej kłóciło się z jej wyzywającym spojrzeniem, utkwionym w Wąsaczu. Zaraz jednak spuściła oczy, odwracając lekko spojrzenie. Zrobiła to tylko dla efektu, ale przez to umknął jej moment, w którym mężczyzna rzucił czujnym spojrzeniem po jej przedramieniu, na pociągłą bladą bliznę. – Jak widzisz nawet mój własny towarzysz traci zainteresowanie – powiedziała Kimiko cicho, po czym westchnęła bezgłośnie, lekko kręcąc głową, a Whitaker wrócił spojrzeniem do jej oczu, akurat gdy dziewczyna wznowiła kontakt wzrokowy. – Wybacz, nie chciałam…
        - Ależ nie przepraszaj – przerwał jej szlachcic w odpowiednim momencie. – Nie powinnaś się tym przejmować, to zaniedbanie było niewybaczalne – odparł z pełną powagą, a Kimiko spojrzała na niego z wdzięcznością.
        - Muszę po prostu zająć czymś innym myśli – zaśmiała się cicho i potrząsnęła lekko głową, tocząc spojrzeniem po kryształowych żyrandolach. – Imponująca rezydencja – szepnęła, niby mimochodem i jakby sama do siebie, ale tak, by Whitaker na pewno ją usłyszał. Plan powiódł się, gdy zobaczyła uśmiech rozciągający się pod nawoskowanymi wąsami. Dość przerażający i chłodny uśmiech, swoją drogą…
        - Może miałabyś ochotę ją zwiedzić? Jak się przekonasz, ogromna jej część jest nieużywana, a pokoje gościnne marnują się okrutnie. Brak nam gości, większość naszych znajomych mieszka w Demarze, stąd pewnie szalona chęć towarzystwa, byś została z nami jeszcze kilka dni. Ja bardzo bym chciał – dodał, nieustannie świdrując dziewczynę spojrzeniem, a ta tym razem odwzajemniła się dokładnie tym samym.
        - Ja również… bardzo chętnie zwiedzę posiadłość.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Whitaker nawet nie próbował kryć zadowolenia i zwycięstwa malującego się na jego twarzy, gdy wyprzedził Dagona. Nie wiedział, że diabeł w tym momencie wodził go za nos śmiejąc się do siebie w duszy. Mina jaką prezentował rogaty, godna była najlepszego aktora i nie pozostawiała wątpliwości co do żalu piekielnika. Żalu, który niby szybko minął w momencie gdy czart poprosił do tańca rozanieloną Serafinę.
        Kobieta dawała się lekko prowadzić, a jej krokom nagle przybyło gracji i lekkości. To był cały sekret, który Bajer potrafił wykorzystać i czynił to wielokrotnie. Był niereformowalnym recydywistą, na równi w kwestiach manipulacji i uwodzenia. Dobrze więc wiedział, iż żadna kreacja, żadna biżuteria nie potrafiła dodać kobiecie tyle powabu co pewność siebie i poczucie, że dla kogoś była piękna. Wtedy jakby zaczynała działać magia. Właśnie to działo się z Serafiną, a podczas tańca czart dostrzegł w tłumie kolejną swoją „ofiarę” na dzisiejszy wieczór, w końcu czymś się musiał zająć gdy Kimiko będzie inwigilowała wąsacza. No właśnie Kimiko…
Przy kolejnym obrocie Dagon spostrzegł jak tańczy wolnego walca w bliskich objęciach pana domu. O czymś rozmawiali, a facet nawet na moment nie spuszczał zachłannych oczu ze swojej zdobyczy. Chyba aż za dobrze wybrał przynętę...
        - Doskonale tańczysz. - Diabeł nachylił się do swojej partnerki, szepcząc jej na ucho komplement. Ruch był w pełni przemyślany. Powierzchownie zajęty, mógł spod półprzymkniętych oczu niepostrzeżenie uważniej przyjrzeć się sali. Widział niby niewinny gest Kimiko spoglądającej na żyrandol. Nie potrzebował wiele czasu by domyślić się powodu. Sprytny kociak…
        - Jesteś niepoprawnym komplemenciarzem - zachichotała Serafina, jakby była młódką na pierwszej randce, a nie wieloletnią mężatką. Dagon jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi, zupełnie jakby w tym momencie istniała dla niego tylko jego partnerka, sprawiając, że kobieta skryła oczy pod rzęsami. Nie zastanawiała się, nie racjonalizowała, zamiast tego zatopiła się w tym przyjemnym uczuciu bycia pożądaną. Diabeł zaś dalej robił swoje.
        Walc miał tę zaletę, że można było przyglądać się całej sali. Tak jak miał wgląd na Kimiko tańczącą z Danielem, tak teraz spostrzegł Lilię Moris rozmawiającą z Jarvisem. Widząc zagubioną minę chłopaka i zadowoloną z siebie dziewczynę, spodziewał się tylko coraz ciekawszego biegu zdarzeń. Na koniec zobaczył zbliżającego się w ich stronę Ronalda. Teraz się obudził zazdrośnik, trochę czasu mu to zajęło…

        Na parkiecie dużo szybciej znalazła się Lilia i Jarvis. Pessoa wstrzymał się do zmiany utworu, stając na brzegu i patrzył na żonę z oszołomioną, oczarowaną i na raz zawziętą miną. Młodzi natomiast rozpoczęli taniec nie przejmując się nutami powoli zwiastującymi koniec melodii. Oczywiście nie trudno się domyślić, że wykonali raptem kilka prostych kroków i na sali zapadła cisza. Orkiestra zgrabnie dała sygnał do kolejnego utworu, mającego się zaraz rozpocząć, podczas gdy plan godny opery mydlanej został wprowadzony w życie.
        - Teraz - sugestywnie szepnęła Lilia. Jarvis przez chwilę wahał się, ale ponaglony chrząknięciem wzrokiem znalazł stojącą przy ścianie młodą Hackney. Bajer kątem oka obserwował ciekawą zagrywkę, jednocześnie skupiając się na tym co działo się przed nim.
        - Odbiję ci moją żonę - uśmiechnął się Ronald, skłaniając się krótko przed Serafiną, z uśmiechem wyciągając rękę.
        - Oczywiście - Dagon skłonił się nisko, taktownym uśmiechem odpowiadając mężczyźnie.
        - To był zaszczyt. - Oddał rękę kobiety, wcześniej całując ją krótko.
Ronald odzyskał żonę, ale Serafina rozpoczynając taniec jeszcze wiodła tęsknymi oczyma za swoim ideałem. Że też ten stary leń musiał się ruszyć tak szybko. Ten wieczór chociaż tak krótki, będzie chyba towarzyszył jej w snach… A może zdoła jeszcze chociaż raz zatańczyć z Dagonem. Do ostatnich dni nie sądziła by tacy mężczyźni żyli naprawdę.
Równolegle Jarvis z niepewną miną podszedł do Hackneyówny. To już wolał Lilię, ale bojąc się blondynki, grzecznie zastosował się do planu. Podziękował jej za zakończony taniec, gdy znajdowali się tuż przy Laufeyu. Zresztą pomysł był tak zagmatwany, że nawet mógł się udać, a to znaczyło, że po krótkich mękach miał wrócić do Kimiko.
        Skłonił się lekko, starając się by nie ujawnić niechęci i poprosił rudzielca do tańca. W tym samym czasie Dagon uśmiechając się w duchu, podszedł do osamotnionej blondyneczki.
        - Porzucono panienkę? - Uśmiechnął się zawadiacko, spoglądając w niebieskie oczy. Dziewczyna zatrzepotała rzęsami grając niepewną i faktycznie zszokowaną opuszczeniem na środku parkietu.
        - Mężczyźni są niestali - odparła prawie nieśmiało. Diabeł przyciągnął ją delikatnie do siebie, rozpoczynając taniec razem z kolejnym taktem muzyki. Trzeba było przyznać, mała była dobrą aktorką. Każdy inny pewnie by uwierzył w zaprezentowany pokaz. Do tego z oczu panny Moris przebijała inteligencja godna szpiega, która co prawda tylko w oczach rogatego, ale psuła szopkę. Mimo to czart doskonale się bawił udając, że dał się nabrać.
        Tym razem utwór był żwawszy, ku niezadowoleniu Lilii. Dziewczyna planowała jednak dłużej zagościć w ramionach bruneta, więc pierwszy mało udany utwór nie wydawał się rujnować planu. W tym czasie Whitaker kontynuował taniec z Kimiko. Ze zwiedzaniem trzeba było się wstrzymać jeszcze chociaż chwilę, aż towarzystwo będzie bardziej rozweselone i mniej spostrzegawcze. Szczególnie Laufey, to jego musiał unieszkodliwić w pierwszej kolejności.
Jarvisowi taniec dłużył się niemiłosiernie. Z Hackneyówną jak ona miała na imię… Melania chyba… Imię równie niewyględne i drętwe jak ona sama… W każdym razie zupełnie się nie zgrywali. Ich kroki były nierówne i szarpane, prawie jakby obydwoje całkiem nie potrafili tańczyć.
Dla Lilii taniec minął stanowczo zbyt szybko. Po prawdzie liczyła na kontynuację, ale wtedy jej wymarzony przyszły mąż zrobił coś całkiem nieprzewidzianego. Jarvis odbił Kimiko zgodnie z ustaleniami, najgorszą partnerkę z jaką miał okazję tańczyć, zostawiając niekoniecznie zadowolonemu Danielowi. Szczery uśmiech rozjaśnił twarz młodzieńca, gdy ręka znów odnalazła miejsce na nagiej łopatce pięknej dziewczyny. Gdy jednak Whitaker już przymierzał się do przyjęcia pozy, Dagon zjawił się zaraz obok.
        - Jeszcze jedna zmiana - uśmiechnął się czart, eleganckim ruchem oddając w jego ręce blondyneczkę zaskoczoną nie mniej niż sam wąsacz i zabierając przeciwnie do dwójki nie zszokowaną, ale wręcz zmrożoną Melanię. Orkiestra zaś dziarsko dała znać do wolnego. Bajer przedstawił się dżentelmeńsko, na co Melania odpowiedziała z wyraźnym wahaniem. Później ostrożnie jakby trzymał porcelanową lalkę, ustawił płomiennowłosą dziewczynę w tanecznej pozycji.
        Nie była brzydka. Tylko nie miała dość szczęścia by ktoś zatroszczył się o nią odpowiednio. Rude loki na siłę próbowano okiełznać, spinając w standardową modną fryzurę. Skutkowało to szalona burzą, z której w każdej wolnej chwili wymykały się niepokorne serpentyny. Kolor sukni podkreślił piegi na policzkach dziewczyny, które zamiast dodawać jej urody, nieprzyjemnie rzucały się w oczy. Nawet krój stroju zamiast podkreślać atuty, uwydatniał wszystkie jej wady. Dziewczyna była szczupła i dość wysoka, ale zamiast tych zalet w oczy raził prawie całkowity brak biustu. Ktokolwiek wypuścił tę istotę z domu w takim stanie, był albo ślepy, albo głupi, a w diablej ocenie najprawdopodobniej jedno i drugie. Oczy zielone prawie tak bardzo jak kocie, cały czas niepewnie szukały miejsca dla siebie niezbyt przyzwyczajone do atencji kogokolwiek, a na pewno nie w jej pozytywnym aspekcie.
Do tego Melania była sztywna jakby właśnie połknęła rozżarzony kij. Tak to właśnie była ta niewiasta, którą Bajer wypatrzył w tłumie licząc się nią zająć. Kto by przypuszczał, że Lilka tak doskonale pomoże zrealizować jego plan.
        - Nie bój się, nie gryzę - wyszeptał czart, a dziewczyna spaliła raka. Z każdym następnym krokiem jednak coraz śmielej zerkała na nieznajomego bruneta. Niby się przedstawił, ale wcześniej go nie widziała, a i nazwisko nic jej nie mówiło, więc traktowała go jako obcego. Nieznany mężczyzna onieśmielał i intrygował zarazem, i Melania nawet się nie obejrzała jak rozluźniła się w jego objęciach, płynąc po parkiecie lekkim krokiem.
Magia działa się po raz kolejny. Diabeł miał oko do klejnotów we wszelkiej postaci, zarówno tych gotowych, jak i jeszcze nie oszlifowanych. Dziewczynie potrzeba było trochę pewności siebie. Kroki znała lepiej niż Lilia. Blondynka nadrabiała jednak animuszem, a rudzielec przyzwyczajony do podpierania ścian nawet nie wiedział jak wykorzystać wiedzę w praktyce. W odpowiednich rękach jednak, a czart jak najbardziej uznawał się za osobę kompetentną, taki pączek potrafił rozkwitnąć w najpiękniejszą różę.
Goście znający niezbyt urzekającą dziewczynę, zaskoczeni przyglądali się przemianie. Co się działo z samą Melanią? Dziewczyna po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaczęła się dobrze bawić. Nie przypuszczała, że taniec mógł być tak przyjemny. Nawet zaczęła się uśmiechać. Dagon odpowiedział podobną miną.
        - Masz piękny uśmiech - odezwał się delikatnie obracając dziewczynę. Tym razem nie uciekła oczami, a roześmiały się one, wesoło przyjmując komplement.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Minął kolejny utwór, podczas którego Whitaker i Kimiko zdążyli poczuć się na tyle pewnie, by coraz swobodniej rozmawiać, chociaż każde z własnymi planami, co do drugiej osoby. Złodziejka parę razy napomknęła coś niezobowiązująco o pani Whitaker, na co Daniel już mniej subtelnie dał do zrozumienia, że to żaden problem. Ponoć jego małżonka bardzo lubi organizować takie przyjęcia, ale niekoniecznie w nich uczestniczyć i kwestią czasu jest, nim tłumacząc się bólem głowy niewiadomego pochodzenia pójdzie się wcześniej położyć. Wąsacz nie omieszkał również napomknąć o poprzednich małżonkach, jawnie okazując swoje rozczarowanie i przygnębienie tym, że tak ciężko jest znaleźć mu odpowiednią kobietę, która by do niego pasowała. Kimiko natomiast nawet wiele nie musiała robić. Wystarczyło, by kolejne obroty w tańcu ukazywały Dagona z rozpływającą się w jego ramionach Serafiną, a później Lilią. Ciche szepty Laufeya i rozanielone twarze jego partnerek wyrażały więcej, niż złodziejka mogłaby powiedzieć – widziała to w zadowolonym wzroku Whitakera i jego triumfalnym uśmiechu. Wówczas jej cichy komentarz, że ona z kolei chyba nie ma największego szczęścia do mężczyzn, wyszedł niesłychanie naturalnie.
        Wszystko poszło idealnie, a Lilia Moris po raz kolejny w duchu pogratulowała sobie znakomitej przemyślności. Matka niech sobie chodzi po stolikach i szuka jej jakiegoś młodzika z dobrym nazwiskiem, ona już sobie wybrała mężczyznę. Był obcy, przystojny, i tajemniczy, czyli spełniał wszystkie wymogi, by jej matka go znienawidziła, a Lilia pokochała. Co prawda był też chyba w takim wieku, że mógłby być jej ojcem, no ale przecież nie można mieć wszystkiego! Ważne, że trzymał się wyjątkowo dobrze, a też zdawał się mieć co przekazać małżonce, gdyby niefortunnie go przeżyła. Zupełnie hipotetycznie, naprawdę! Bo chociaż blondynka dołożyła nieco odpowiedniej gry aktorskiej, by wyglądać na jeszcze bardziej onieśmieloną jego uwagą, okazało się to wcale nie takie trudne. Lilia była całkowicie i zupełnie urzeczona swoim partnerem w tańcu, niemalże zapominając, że to ona się o niego upomniała i we wspomnieniach pozostawiając tylko fakt, że Laufey uratował ją od samotnego opuszczania parkietu.
        Później coś się zepsuło. Tańczący wcześniej z Melanią Jarvis, zgodnie z planem podszedł do Whitakera i Kimiko, by wymienić partnerki. Ale tego, że Dagon poprowadzi ją do tych czworga, wymieniając ją (JĄ!) na Hackneyównę zupełnie nie było w założeniach Lilii Moris. Była na tyle zszokowana, że bez słowa dała się przekazać Whitakerowi, u którego zdumienie mieszało się z ulgą. Bo chociaż zdecydowanie wolałby zatrzymać przy sobie Kimiko, to jeśli już miał ją stracić to prędzej na rzecz młodej Morisówny niż tej rudej od Hackney. Ostatecznie więc Dagon porwał pozostającą w ciężkim szoku Melanię, Daniel popłynął do tańca z rozczarowaną Lilią, a Jarvis uprowadził Kimiko, która już z milszym uśmiechem obserwowała czarta oswajającego w tańcu wystraszoną dziewczynę. Widok dziwnie znajomy i przyjemnie szczery, chociaż tego ostatniego już nie mogła być pewna. Nie miała jednak więcej czasu na podglądanie towarzysza, bo młody Tussald grzecznie, ale stanowczo oddalił się z nią w tańcu niemal na drugi koniec parkietu. Nie wiedziała, czy dostrzegł jej spojrzenia, czy po prostu chciał uniknąć powtórki z odbijania mu partnerki, ale nie protestowała, ciesząc się, że tym razem przynajmniej mu ręce nie uciekają.

        Melanii Hackney zajęło dłuższą chwilę, nim rozeznała się w tym, co się wokół niej właśnie wydarzyło. Najpierw prawie zakrztusiła się szampanem, gdy do tańca poprosił ją nikt inny, a sam Jarvis Tussald, za którym oglądały się chyba wszystkie młode panny na balu. Zmieszana, najpierw nie wiedziała, co ma zrobić z kieliszkiem, a gdy już go odstawiła i podała młodzieńcowi drżącą dłoń, odniosła dziwne wrażenie, że mimo zaproszenia, brunet wcale nie chce z nią tańczyć. I nie dziwiłaby mu się wcale, nikt nie chciał z nią tańczyć, ale logikę psuł fakt, że z jakiegoś powodu ją poprosił. A może to miał być dowcip? Może chciał zrobić jej kawał i zamierza wpędzić w jakąś wyjątkowo kompromitującą sytuację, na oczach tych wszystkich gości? Dziewczyna spięła się jeszcze bardziej i to, co początkowo wyglądało jak sztywny taniec, zaczynało przypominać jego parodię, gdy dwójka partnerów niemal potykała się o siebie nawzajem. Ulga, jaką odczuła, gdy się zakończył trwała krótko, bo młodzieniec nie odprowadził jej z parkietu, a podszedł do innej pary tańczących, pana Daniela Whitakera, którego znała, oraz jakiejś młodej brunetki, którą zobaczyła pierwszy raz dopiero na tym balu, a miała doskonałą pamięć do twarzy. Dziewczyna o kocich oczach i uszach przykuła jej wzrok na tyle długo, by ta złapała jej spojrzenie i uśmiechnęła się sympatycznie, na co Melania uciekła wzrokiem, nim po chwili, karcąc sama siebie w duchu, spojrzała na dziewczynę w zielonej sukni ponownie, tym razem nieśmiało odwzajemniając uśmiech.
        Znów jednak, gdy rozluźniła się na ułamek chwili, odnajdując sympatyczną twarz w tłumie jej nieprzychylnych, wykorzystano jej nieuwagę i jakimś cudem, do tańca poprosił ją ten mężczyzna, z którym przyszła dziewczyna o kocich oczach. Melania Hackney była bowiem wyjątkowo spostrzegawczą osobą, głównie przez to, że z nikim nie rozmawiała i miała mnóstwo czasu na obserwacje. Nie pomogło jej to jednak w kolejnej sytuacji, z której nie miała jak wybrnąć. Nie mając większego wyboru pozwoliła poprowadzić się Dagonowi Laufeyowi, jak się przedstawił, a później rozpocząć z nim kolejny taniec. Ten był jednak inny! Nie chodziło tylko o to, że mężczyzna tańczył lepiej, bo wiedziała, że Tussald też dobrze tańczy, ale różnica polegała na tym, że Dagon chciał z nią tańczyć, co było równie zaskakujące, co peszące. Nie rozumiała dlaczego. Nie była ani ładna, ani znana, a wysokie urodzenie psuła profesja jej matki, gdyż zielarki, nawet te nadworne, nie zawsze traktowane były z odpowiednim szacunkiem, częstokroć nazywane po prostu wiedźmami. Teraz jednak czuła się wyjątkowo komfortowo i mogła rozluźnić się, pierwszy raz nie przejmując otoczeniem i odnajdując spokój w pewności siebie swojego partnera. Któryś obrót z kolei wywołał u niej nieśmiały uśmiech, a niespodziewany komplement sprawił, że dziewczyna się rozpromieniła.

        Stoliki już oficjalnie opuszczono, a ze względu na to, że noc zagościła na dobre na niebie, ciężkie kotary odsłonięto, udostępniając klimatycznie oświetlone tarasy dla tych, którzy chcą skorzystać z chwili prywatności lub po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza. Część gości zajmowała parkiet, dając ponieść się nastrojowej muzyce, pozostali krążyli po sali, wymieniając grzeczności i formując się w niewielkie grupki, by nadrobić zaległości i, oczywiście, wymienić się najnowszymi plotkami. Podczas gdy Kimiko toczyła własny plan, podchodząc zgrabnie Whitakera, a później pogrążając się w wyjątkowo przyjemnej rozmowie z Jarvisem (który odzyskał chyba zdrowy rozsądek), a Dagon tańczył z kolejnymi paniami, każdą pozostawiając zupełnie oczarowaną, pewna niewielka grupa arystokratów zebrała się, by omówić nowe twarze. Kim jest piękna panterołaczka w wyzywającej sukni, która bryluje w towarzystwie niczym dama z wyższych sfer? Czy jest własnością czy partnerką eleganckiego nieznajomego o nienagannych manierach? Kim jest on sam? Co tutaj robią?
        - Podobno podróżnicy.
        - Nie wyglądają.
        - Tak mówiła Serafina Pessoa. On nazywa się Dagon Laufey, ona Kimiko Alatris.
        - Zna ich?
        - Osobiście! Tak mówiła.
        - Możliwe, w końcu z nią tańczył.
        - Z młodą Hackneyówną też, a wyglądała na zaskoczoną.
        - Każdy wyglądał na zaskoczonego, gdy ją poprosił!
        - Mnie by mógł poprosić.
        - Wyjątkowo postawny. I taki elegancki.
        - A jaki przystojny.
        - A ta kotołaczka? Kimiko?
        - Podobno to panterołaczka.
        - Znajoma Setha Aswada?
        - Nie wiem, ale chyba to z nim by przyszła?
        - Może wolała Laufeya po prostu, mnie by to nie zdziwiło.
        - Ale tańczyła z Sethem, a z nim nie.
        - Ponoć odbił ją młodemu Tussaldowi.
        - Co za różnica. Zgrabniutka…
        - Ciekawe ma oczy, hipnotyzujące.
        - Kocie po prostu. Ale te plecy…
        - Rozcięcie w sukni mogłoby być dłuższe.
        - Wy tylko o jednym. A podobno to rzadka rasa.
        - Jeszcze rzadsze jest to, że ktoś z kocimi uszami przychodzi na proszony bal.
        - Racja. Znalazłbym dla niej inne miejsce.
        - Uważaj, ten facet nie wygląda, jakby lubił się dzielić.
        - Na razie wygląda, jakby w ogóle się nie interesował.
        - A i w kolejce najwyraźniej trzeba się ustawić.
        - Do niej, czy do niego?
        - Chyba do obojga.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości