Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wyszczerzyła ząbki w uśmiechu na miłe słowa, które pierwszy raz zdawały się tak naturalne, niezamierzone i niegroźne na dodatek. Przyglądała mu się przez moment, by później znów podążyć spojrzeniem po bogatym wnętrzu. Jej uwagę ponownie przykuła łazienka i Kimiko już postanowiła, że jeszcze tego wieczoru sprawdzi czy na wyposażeniu ma wannę. Teraz jednak zerknęła zdziwiona na wstającego Dagona.
        - Uziemiony? – powtórzyła za nim jak echo, patrząc jak zrzuca z siebie marynarkę i kamizelkę. Przy krawacie obróciła się w jego stronę. Jeszcze godzinę temu naciskał na zrobienie z niej damy, a teraz odkładał całe przedsięwzięcie ze względu na co właściwie?
        - A propos sypialni właśnie… - zaczęła nieco poważniejszym tonem, skoro sam poruszył temat, ale urwała w momencie, gdy mężczyzna zniknął jej z oczu, a na jego miejscu stał znajomy czarny pies. Kimiko miała minę, jakby ktoś ją właśnie okradł, a ona się nie zorientowała i tym zszokowanym spojrzeniem właśnie, i z rozchylonymi ustami, śledziła kroki zwierzęcia, które umościło się wygodnie na sofie. Dopiero wówczas odstąpienie jej sypialni nabrało sensu. Nagle odwróciła się w fotelu w stronę psa i spojrzała na niego bystro, a kącik jej ust drgnął lekko w czymś co mogło być zaledwie cieniem uśmiechu.
        - Ty tego nie kontrolujesz – powiedziała bardzo powoli, spoglądając w obojętne bursztynowe oczy. Oparła się na łokciu o fotel, przykrywając palcami usta w głębokim zamyśleniu, a druga ręka bezwiednie popłynęła w stronę zwierzęcia, by podrapać je za uchem. Niby dowiedziała się czegoś nowego o swoim nowym znajomym, a jednak wywołało to kolejne pytania, jeszcze pilniejsze i obiecujące o wiele ciekawsze odpowiedzi. W końcu jednak tylko mruknęła coś do siebie pod nosem i zaprzestając głaskania zabrała rękę i wstała z fotela.

        Skoro rzeczywiście na towarzystwo Laufeya nie będzie mogła w najbliższym czasie liczyć, pomijając okazjonalne drapanie psa za uchem, i w istocie miała dla siebie trochę czasu, miała zamiar wykorzystać dobrą radę i korzystać z „nowego świata”. Zdjęła kapelusz z głowy i położyła go na psim łbie z wesołym uśmiechem, po czym zniknęła w sypialni.
        Łóżko było gigantyczne, spokojnie mogłyby w nim spać co najmniej cztery osoby, a jednak były na nim tylko dwie poduszki. I kołdra. Wielka i puchowa, niemal dorównująca grubością materacowi. Kimiko oczywiście wskoczyła zaraz na łóżko i przeturlała się przez nie, lądując z drugiej strony. Takie miękkie. Uchyliła okno, wpuszczając do środka wieczorne powietrze, przejrzała szafki, pochodziła boso po dywanie i z beztroskim uśmiechem na ustach pogapiła się w sufit zawinięta w pościel. Po jakimś czasie jednak znów pojawiła się w salonie, zabrała z barku karafkę z winem, kieliszek i zniknęła w łazience.
        Wanna w istocie tutaj była. I to nie w postaci drewnianej, przeciekającej balii tylko prawdziwa, metalowa wanna na nogach! Kimiko nalała sobie wina i popijając je obchodziła zbiornik dookoła, zastanawiając się, skąd ma wziąć do niego wodę. Na zydelku obok stało kilka małych fiolek z kolorowymi płynami i jakieś kawałki kamienia, a obok zwinięte w rulony białe ręczniki. Z ziemi wystawała też miedziana rura z kurkami, która wyginała się w dół, w kierunku wnętrza wanny. Dziewczyna kierowana bardziej instynktem niż jakąkolwiek wiedzą na temat tego co robi, zaczęła jedną ręką manipulować przy kurkach. Jak można się było tego spodziewać panterołaczka odskoczyła z wystraszonym, cichym piskiem, gdy z rury strzeliła nagle woda, ale po chwili wróciła, wyraźnie zadowolona ze swojego odkrycia. Odstawiła wino na podłogę i nie bez trudu wydostała się ze swojej nowej sukni. Musiała wziąć na to poprawkę, że przez najbliższe kilka dni ubieranie się i rozbieranie będzie zajmować jej nieco więcej czasu niż zwykle.
        Gdy wanna była prawie pełna, Kimiko ostrożnie weszła do środka, nawet nie krzywiąc się na temperaturę wody. Nie była ona ciepła, ale i do zimnej wiele jej brakowało, zwłaszcza dla kogoś, kto zwykł kąpać się w lodowatych rzekach. Zanurzyła się aż po czubek głowy i tylko uszka wystawały nad taflę wody, dopóki nie wynurzyła się znowu i oparła głowę o brzeg zbiornika, przymykając oczy i czasami sięgając po kieliszek z winem. Chyba mogłaby się do tego przyzwyczaić.
        Zawartość tajemniczych buteleczek pachniała wyjątkowo ładnie, lecz diabelsko intensywnie. Dziewczyna na próbę wylała zaledwie kroplę jednego z płynów do wanny, by od razu poczuć delikatny zapach trawy cytrynowej. Podejrzewała, że efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby woda była gorąca, ale ani takiej nie lubiła, ani nie wiedziała jak ją otrzymać, więc odłożyła fiolki na miejsce. Kamień obracała w dłoniach krótko, bo przeraźliwie syczał w zetknięciu z jej mokrymi dłońmi. Od razu odrzuciła go z powrotem na zydelek, domyślając się, że również ma jakieś kąpielowe zastosowanie, ale nie chciała go sprawdzać, nie podobało jej się to syczenie.
        Nie wiedziała ile czasu spędziła w łazience, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do pokoju. Momentalnie wyszła z wody, poruszając się jednak powoli, by pluskiem nie zdradzić się przed intruzem. Owinięta lekko ręcznikiem podeszła ostrożnie do drzwi i uchyliła je nieco, zerkając na pokój. Stała tam kobieta z naręczem pakunków, kłaniając się psu na kanapie. Kimiko przewróciła oczami, domyślając się, że jest to ta tajemnicza osoba, która miała zabrać ich rzeczy od krawca. Obserwowała jednak wciąż kobietę, gdy ta odwieszała suknie w sypialni i garnitury w salonie, układając też jakieś pudełka na stoliczku. Później wyszła, a panterołaczka zamknęła się z powrotem w łazience. Wyciągnęła już jednak korek z wanny, przez moment przyglądając się z fascynacją znikającej wodzie, nim osuszyła lekko włosy i z ubraniami przewieszonymi przez rękę wyszła w ręczniku do saloniku. Spojrzała przelotnie na śpiącego psa i oczywiście ruszyła pozaglądać do pozostawionych szkatułek. Suknia wypadła jej z ręki, gdy oniemiała dziewczyna przerzucała palcami błyszczącą biżuterię wyjątkowego kunsztu. Duszę by sprzedała i nie byłoby ją na to stać. Losie drogi, kim jest ten człowiek? Zamknęła z powrotem puzderka, pozbierała szaty i czmychnęła do sypialni. Przebrała się w swoją starą koszulę, pogłaskała czule kuszę, rozwiesiła suknię i wskoczyła do łóżka, zawijając się w kołdrę jak w kokon. Śniły jej się szafiry, szmaragdy, diamenty i inne klejnoty. I czarny pies.

        Obudziła się na podłodze, zwinięta w kłębek na kołdrze, którą najwyraźniej zwlekła w nocy ze sobą na ziemię. Chwilę jej zajęło nim w ogóle zorientowała się gdzie jest, ale w końcu pozbierała się na nogi, pościeliła po sobie łóżko (mniej więcej) i przebrała w suknię, zawieszając znów na szyi rzemyk z medalionem. Ukradkiem zajrzała do drugiego pomieszczenia, jednak zamiast śpiącego na sofie psa zobaczyła wyciągniętego na całej długości mebla Dagona i uśmiechnęła się pod nosem.
        Prawie podskoczyła, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Spojrzała odruchowo na mężczyznę, ale wciąż miał zamknięte oczy, więc na palcach podeszła do drzwi, uchylając je nieco. Zastała tam młodą, uśmiechniętą dziewczynę z tacą w rękach.
        - Dzień dobry, przyniosłam dla państwa śniadanie – powiedziała dziarsko, a Kimiko spojrzała zaskoczona na pełne talerze. Korciło ją, żeby spytać skąd wiedziała, że już nie śpią, ale ugryzła się w język. - Wnieść do środka?
        - Nie, dziękuję bardzo. – Uśmiechnęła się w końcu i odebrała tacę, a dziewczyna dygnęła energicznie i odfrunęła, zamiatając fartuszkiem. Kimi wyjrzała jeszcze za nią z ciekawością, ale zapach jajecznicy na boczku skutecznie wdzierał się do jej nozdrzy drażniąc żołądek obietnicą pysznego śniadania. Wróciła do środka, biodrem zamykając drzwi i odstawiła cicho tacę na stoliku przy sofie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Widząc bezczelny uśmiech, diabeł zaczął się zastanawiać czy za jakiś czas nie będzie musiał utemperować panterołaczki, gdyby ta nadmiernie się rozbrykała i zaczęła stwarzać problemy. Na chwilę obecną było to całkiem zabawne. Tak jak scenka w sklepie, nazywanie go bajerantem czy teraz przebieranka z kapeluszem. Pytanie jednak jak długo będzie to pocieszne i czy nie stanie się irytujące.
        Nie uznał za konieczne powtarzać tego co powiedział. Zignorował więc żeńskie echo. Nie zamierzał też rozwijać tematu sypialni. Może był diabłem bez skrupułów, ale podstawy taktu posiadał. Nigdy nie pozwoliłby kobiecie, którą zaprosił, spać na kanapie, gdy on zająłby łóżko. Prędzej ponownie wybrałby się do piekła.
Prawie poważna rozmowa o sypialni, okazała się jednak niczym, przy aparycji jaką zafundowała mu Kimiko widząc moment przeistoczenia w kundla. Doprawdy jak ktoś, kto zmieniał się w wielkiego kota, mógł być tak zdziwionym. Dziewczyna patrzyła na Dagona jakby zobaczyła coś zupełnie nieprawdopodobnego. Przekomiczna mina odprowadziła go aż na sofę. Tam jej miejsce zajęło bystre spojrzenie, które trochę mniej mu się spodobało. Przynajmniej oceniając je z perspektywy wypatrywania jego własnych słabości. To był minus jednego pokoju. Diabeł wolał jednak mieć złodziejkę na oku, nawet za cenę informacji o psiej postaci. Uważał, że dziewczyna powinna utrzymać język za zębami, a nawet jeśli zacznie paplać, wątpliwe by jej ktoś uwierzył. Jeśli zaś zrobi się niebezpiecznie, cóż, dziewczyna zniknie.
Dagon warknął cicho, wyraźnie niezadowolony, ale wciąż patrzył na dziewczynę. Zdziwił się trochę, gdy ta zdecydowanie niezdrowo zaciekawiona i pogrążona w swoich myślach wyciągnęła do niego rękę. Śmieszna sprawa. Wciąż był tym samym mężczyzną, przed którego wzrokiem uciekała. Tym samym, który onieśmielał ją swoim dotykiem. Gdy jednak pokrywało go smoliste futro, nagle sytuacja się zmieniła? Nagle dotykanie go z pewną czułością, nie było dla Kimiko stresujące? Przecież umysł miał ten sam. Zabawne i ciekawe jednocześnie.
Przymrużył oczy i oparł się o głaszczącą go dłoń. Bajer mógł być zimnym i bezwzględnym draniem, ale niecodzienna pieszczota była przyjemna. Prosta, niewymuszona, nastrajająca wręcz melancholijnie.
Chwilę później kapelusz wylądował na jego głowie. Bezczelna dziewczyna.
Wysunął łeb spod nakrycia, przytrzymując je łapą, by zostało na oparciu, a sam rozciągnął się wygodniej na sofie i powoli zaczął przysypiać.

        Nie spał niewzruszonym snem, odpoczynek bardziej przypominał letarg. Przyjemna i kojącą ciemność co jakiś czas przerywała aktywność Kimiko. Z psich trzewi wydostał się pomruk, który pewnie byłby śmiechem, gdy bies usłyszał pisk i dźwięk lecącej wody.
Trochę później zastrzygł uchem słysząc szelest ubrań. Oczy otworzył w momencie gdy suknia spadła na podłogę. Zaśmiałby się znowu, ale nie chciał zdradzić, że nie śpi. Zamiast tego cicho przyglądał się dziewczynie owiniętej ręcznikiem, która buszowała w biżuterii. Przez moment przemknęło mu przez myśl, czy nie zgarnie tego co ma pod ręką i wykorzystując jego niedyspozycję zwieje w siną dal. Kimiko zdała jednak nieplanowany test diabła.
W nocy przebudził się na chwilę i zajrzał do sypialni. Nie dostrzegł dziewczyny na łóżku. Wszedł więc trochę głębiej, a tam za łożem, pantera spała w najlepsze na podłodze, zwinięta na kołdrze. Dagon wyszedł równie cicho jak wszedł i wrócił na swoją sofę. Ocknął się również gdy zmienił postać. Jednak było jeszcze zbyt wcześnie by wstawać. Wolał podrzemać jeszcze trochę. Taki relaks przyjemnie regenerował siły.
        Rankiem słyszał pukanie. Chwilę wcześniej jednak zauważył, że dziewczyna już nie spała, więc dalej leżał z zamkniętymi oczami.
Poczekał aż dziewczyna postawiła tacę z jedzeniem i zabrała się za aromatyczną jajecznicę. Dopiero wtedy otworzył oczy i podpierając głowę na dłoni odezwał się do Kimiko.
        - Jak się podoba lepsza strona życia?

        Chwilę później wstał przeciągając się. Wziął świeżą koszulę ze spodniami i niespiesznym krokiem udał się do łazienki. Kąpiel była dobrym pomysłem. Był wyspany, teraz zrelaksował się w gorącej kąpieli. Dagon poczuł się jak nowo narodzony. W nowym odzieniu i z mokrymi włosami opadającymi na kołnierzyk koszuli, wrócił do salonu.
Śniadanie nie zainteresowało czarta jakoś szczególnie, nie przed porannym dymkiem. Odnalazł papierośnicę w kieszeni wczorajszej marynarki i wyjął cygaro, zabierając również krzesiwo.
Uchylił okno, by dym nie przeszkadzał dziewczynie i wychylił się lekko na dwór. Z cienia, zza ozdobnego gzymsu wyłoniła się ręka, podając diabłu kopertę. Laufey wziął ją bez słowa i otworzył, trzymając cygaro zębami. Wyjął z niej niewielki liścik i coś na kształt wizytówki. Notatkę wraz z kopertą podpalił od papierosa, pozostawioną wizytówkę schował do kieszeni.
        - Dzisiaj na wieczór w Jaskini cudów zaplanowano ciekawsze wydarzenia. Może dowiemy się czegoś o przyszłej ofierze - odezwał się, odwracając się w kierunku Kimiko, jednocześnie gasząc tytoń.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Pałaszowała gorącą jajecznicę, obserwując jak mężczyzna w końcu otwiera oczy i zerka na nią. Przyglądała mu się przez moment znad widelca i z niemałym wysiłkiem powstrzymała się od uśmiechu, pozorując jedynie obojętność i wzruszając ramionami.
        - Może być – stwierdziła, przechylając lekko głowę na bok, po czym wróciła do jedzenia, uśmiechając się pod nosem dopiero, gdy Dagon wstał i odwrócił się do niej plecami.

        Kot był zadowolony, bez najmniejszych wątpliwości. Była najedzona, wyspana w miękkościach i ciepełku, i tylko ludzka forma powstrzymywała ją przed donośnym mruczeniem. Chociaż jeszcze jeden bodziec i nawet przed tym się nie cofnie, wywalając jako pantera na plecy i domagając się głaskania po brzuchu. Jednak już teraz jej spojrzenie było błogie i leniwe, a gdy tylko Laufey zniknął w łazience, ona zajęła miejsce na wygrzanych siedziskach kanapy, wyciągając się swobodnie i przymykając oczy. Płatki nosa poruszyły jej się lekko, gdy do nozdrzy dobiegała woń porzuconego haniebnie śniadania, nad które mężczyzna wybrał chwilowo kąpiel, jakby nie wiedział, że nie ma nic bardziej niesmacznego, niż zimna jajecznica.

        Otworzyła jedno oko, gdy Dagon wyszedł z łazienki w oparach jakiegoś innego zapachu niż interesujące ją do tej pory jedzenie. Widząc, że mężczyzna znów ignoruje śniadanie chciała przymknąć oczy znowu, ale wtedy błysnęła jej srebrna papierośnica i dziewczyna otrząsnęła się ostatecznie z sennego amoku. Śledząc przedmiot spojrzeniem podniosła się na sofie do półsiadu, splotła ramiona na oparciu, na nich kładąc brodę i chcąc nie chcąc obserwowała poranne rytuały mężczyzny. Straciła nieco zainteresowanie, gdy srebrne cudeńko zniknęło jej z oczu, ale zaraz zobaczyła przez okno, jak zza gzymsu wyłoniła się obca ręka. Kimiko podniosła głowę, strzygąc jednym uchem.
        ”Jesteś dziwny”, zarzuciła brunetowi w myślach, ale nie pytała o nic, świadoma tego, że z pewnością nie uzyska satysfakcjonujących odpowiedzi. Łowiła tylko spojrzeniem karteczkę, którą odczytywał, a później spalał, a ogon poruszył się jej pod spódnicą z zaintrygowania. Tajemnice i sekrety, czyli coś co jest jej zupełnie do życia niepotrzebne, ale i tak nie będzie dawało jej spokoju, aż się nie dowie. Czyli całkiem krótko, jak się okazało.
        - Och – odpowiedziała zaskoczona, gdy z własnej woli wprowadził ją w temat, ale szybko wróciła na normalne tory, opierając znów brodę na splecionych na oparciu ramionach.
        - Trzeba będzie się znów elegancko ubrać? – zapytała, być może głupiutko dla kogoś obeznanego z realiami, ale w najbliższym czasie Kimiko będzie potrzebowała podpowiedzi, którą z nowych sukien założyć w dane miejsce. Rozróżniała co prawda te na co dzień od tych wieczorowych, ale z niechęcią przyznawała, że nawet na damskich strojach Laufey znał się lepiej, a przynajmniej wiedział, czego będą się spodziewać po niej w danym miejscu.
        Zastanawiała się też, czym zdaniem mężczyzny są „ciekawsze wydarzenia”, ale coś mówiło jej, że tym razem może już nie spotkać Lilii. Szkoda, dziewczyna była dość… specyficzna, ale przynajmniej Kimiko kogoś tam znała.
        - A to dopiero wieczorem, co będziemy robić cały dzień?
        Liczby mnogiej użyła przypadkiem, ale gdy słowa już padły zdała sobie sprawę, że chyba podświadomie zakładała, że Laufey nie pozwoli jej buszować samej po mieście. Spięła się nieco, gdy dotarły do niej ograniczenia tej ich całej umowy, ale zaraz jej wzrok machinalnie podążył w stronę pozostawionych wczoraj przez tajemniczą kobietę puzderek. Parę dni względnego hamowania się i później będzie szalała do woli, w sam raz na nów. Nawet jeśli zlecenie im nie wypali, to przecież Dagon obiecał, że będzie mogła zatrzymać swoje rzeczy, a to już samo było wystarczającym argumentem za współpracą, nawet jeśli targowała się o więcej. On przecież nie musi o tym wiedzieć.
        - Możemy iść pobiegać, jak zamienisz się w psa – beztrosko podjęła przerwany wątek, ale tym razem oczy błysnęły jej łobuzersko a w uśmiechu ukazały się białe ząbki. – Chyba, że nie możesz – zamruczała, łypiąc wciąż na niego czujnie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Gdyby nie rozmarzony wzrok, pewnie by dziewczynie uwierzył. W zasadzie poza rozanielonymi zielonymi oczyma, nic nie zdradziło Kimiko. Nie widział uśmieszku, tak jak ona nie widziała zadowolonego grymasu czarta. Gdy wrócił z łazienki, wylegujące się leniwie kocisko tylko utwierdziło go w przeświadczeniu, że oczy dziewczyny jako jedyne nie kłamały. Jak prawdziwy kot, wyspała się, najadała i znów poszłaby spać.
"Najpierw należało zarobić na swoje utrzymanie" - pomyślał uszczypliwie. Brunetka jeszcze nie zyskała statusu pełnoprawnej maskotki, by utrzymywać ją dla samego jej istnienia, chociaż nieświadomie dostarczała Dagonowi rozrywki.
Uważnie przeczytał notatkę z informacjami, o które prosił i zapamiętał istotne kwestie. Niedopałek zgasił na dachówkach i dopiero odwrócił głowę w stronę Kimiko. Domyślał się, że dziewczyna mogła dostrzec posłańca. Zdziwiło go jednak grzeczne milczenie. Spodziewał się czegoś całkiem odmiennego. Pantera jedyne o co spytała, to jak powinna się ubrać na wieczór. W rogatej głowie od razu zaświtała myśl - cisza przed burzą. Nie wiedział jednak jakiej zawieruchy powinien się spodziewać. Czy dziewczyna w końcu nie wytrzyma i zacznie zasypywać go pytaniami, czy może sama zacznie kombinować. Bez względu na swoje podejrzliwe przemyślenia, skinął głową.
        - Coś wieczorowego, ale bez szaleństw. Zielona suknia przyda się na inną okazję. - Sam jeden wiedział co dokładnie chodziło mu po myślach, ale widać było, że Bajer chciał wykorzystać wyzywającą kreację w zaplanowanym już scenariuszu.

        Tak jak wyczekiwał pytań związanych z wiadomością, tak czekał kiedy padnie pytanie związane z psią postacią. Nie liczył jednak na tak banalny wybieg. Biegać? On? Nawet jako kundel starał się mieć swoją godność. Biegał tylko gdy naprawdę musiał. Kimiko chyba traktowała to jako rozrywkę. O ile polowanie dla zabawy mógł zrozumieć, o tyle męczenie się dla samej istoty wysiłku rozmijała się z diablim postrzeganiem rozrywki. Jeśli jednak dziewczyna w ten sposób chciała wymóc zwierzenia, cóż, powinna się lepiej postarać. Diabeł uśmiechnął się zupełnie nie przejmując się przytykiem. Podszedł do kanapy i oparł ręce na oparciu, po obu stronach skrzyżowanych rąk dziewczyny. Przychylił się w jej stronę i swoim zwyczajem odnalazł tęczówki w kolorze szlachetnych kamieni.
        - Są lepsze sposoby spędzania wolnego czasu niż bieganie... - powiedział uwodzicielsko. Kilkukrotnie już dostrzegł ogon poruszający co jakiś czas spódnicą. Niestety do ogona nie miał dostępu, ale zadowolił się uchem. Musnął palcem jego brzeg. - A na pewno są bardziej opłacające się. - Zupełnie nie zmienił sposobu mówienia, ale temat jakby uległ modyfikacji. Chociaż ciężko powiedzieć, co Laufey myślał, co było grą i zaczepką, a co jedynie domysłami rozmówcy.
        - Zamiast brykać beztrosko, trzeba rozpocząć polowanie. Rozciągnąć sieci i zanęcić ofiarę. Wieczór jest czasem łowców. Dzień porą ofiar. My skorzystamy z jednego i drugiego. Za dnia oswoimy owieczkę. Nocą poszukamy jej słabych stron. - Nie ruszył się nawet na cal, tradycyjnie półsłówkami tłumacząc plan. Jeśli coś tak ogólnego można było ochrzcić planem. Zapewne w umyśle piekielnika całość miała wyraźniejszy kształt. Słowa raczej go nie oddawały.
        - Ta dzienna suknia będzie w sam raz. Idziemy wmieszać się w ciżbę głupiutkich bogaczy - dopowiedział, dopiero teraz prostując się. Skierował się do pudełeczek. Tam chwilę zastanawiał się nad wyborem, aż znalazł to co uznał za właściwe. Wrócił w kierunku Kimiko z wisiorkiem przewieszonym przez dłoń. Zaczekał aż dziewczyna domyśli się, że chciałby zapiąć naszyjnik.
Gdy brunetka była przygotowana, sam założył kamizelkę i marynarkę. Po nich kapelusz i Dagon również był gotów do wyjścia.

        Poprowadził dziewczynę do holu. Na dole poprosił by wezwano im powóz. Gdy już siedzieli wygodnie jadąc do celu, zagadał do Kimiko.
        - Tylko nie szalej z lepkimi rączkami, szczególnie gdy już zaproszą nas do siebie. Nie chcemy by naszą obecność powiązano z dziwnymi zaginięciami biżuterii. - Uśmiechnął się ze złośliwą nutką. Niemniej, wcale nie żartował. Gdyby ktoś dopatrzył się zbiegów okoliczności, pokrzyżowałoby to ich szyki.
Powóz jechał dłuższą chwilę, jakby zbliżał się do opuszczenia miasta. Wreszcie zatrzymali się i woźnica otworzył drzwi. Diabeł wysiadł pierwszy i podał Kimiko rękę. Wokół stało jeszcze kilka innych powozów, a elegancko ubrane pary przemieszczały się w jednym kierunku. Co jakiś czas dało się słyszeć rżenie koni.
Dagon powiódł dziewczynę w tę samą stronę, w którą udawali się inni. Moment później wyszli z alejki otoczonej wysokimi żywopłotami i różanami krzewami, by znaleźć się na olbrzymim placu. Na jego obwodzie rozciągał się wydeptany owalny gościniec, całkiem pozbawiony trawy, jakby zaorany. Na trawniku otaczającym owal, poustawiane były co jakiś czas jakiś stoliki z parasolami i siedzeniami. Między nimi kręcili się ludzie. Na tor prowadziła bliźniacza ścieżka wśród żywopłotu. Odrębna dla koni, jeźdźców i luzaków, biegnąca równolegle do tej dla gości. Ich ujścia łączyły się zaraz przed torem.
        Właśnie zaczęto prowadzić konie. Wierzchowiec idący jako pierwszy podejrzliwie uniósł łeb, łypiąc okiem na sunących akurat diabła i kobietę. Drugi nie miał równie silnych nerwów. Zaczął chrapać nerwowo, drobić krok i wspinać się na tylne nogi. Po chwili robił wszystko, tylko nie szedł na przód, hamując cały peleton. Dopiero gdy para zniknęła na terenie przeznaczonym dla widzów, udało się zwierzę opanować i zaprowadzić je na start.
Tam, dwóch ludzi trzymało poziomo sznur. Konie ustawiały się wzdłuż niego. Dreptały niespokojnie i podskakiwały, czekając aż umowna bariera zniknie. Gdy lina upadła wraz z dźwiękiem trąbki, konie wystrzeliły jak z procy. Los najwyraźniej sprzyjał biesowi i złodziejce. Dzisiaj był dzień wyścigów. Gdzie zaś można było spotkać bogaczy jeśli nie przebywali akurat na bankietach...
Hazard zawsze przyciągał szczególnie tych, którzy nigdy nie musieli ciężko zapracowywać na swoje pieniądze.
Tętent ósemki dzianetów niósł się gromkim echem do wtóru pokrzykiwań widzów. Nie tylko arystokracja spędzała tu swój czas. Ale to oni marnotrawili nierozsądne sumy na zakładach.
Laufey w pierwszej kolejności, zamiast zainteresować się gonitwą, prowadząc Kimiko ruszył w stronę stolika, który wypatrzył jakiś moment wcześniej. Przywitał się grzecznie i chyba nie było dla pantery zaskoczeniem kogo spotkali. Jaszczur z synem, brodacz i wąsacz, wszyscy wraz z towarzyszkami. Najwyraźniej wielka trójca znała się nieźle, skoro rozrywkom oddawali się we wspólnym towarzystwie.
        - Witamy - odezwał się Horus Tussald. - Już się obawialiśmy, że na dobre pan zniknął wraz ze swoją partnerką - przemówił, przyglądając się Kimiko.
        - Ważkie sprawy - odparł spokojnie diabeł, uśmiechając się taktownie, jednocześnie kombinując jak możnaby wykorzystać zmiennokształtną i zainteresowanie jej osobą. Już wcześniej planował użycie sprytnej dziewczyny jako przynęty, wabika i oczywiście rozpraszacza uwagi. Jednak wraz z rozwojem sytuacji koncept nabierał barw.
Trąbka zagrała, gdy tylko konie przekroczyły metę. Ta gonitwa miała dwa okrążenia, lepsze wierzchowce wystawiano do ostatnich, bardziej prestiżowych biegów, liczących sobie cztery kółka.
        - Proszę, masz biegi - szepnął Kimiko do ucha, wykorzystując moment gdy wszyscy podnieśli się z krzeseł klaszcząc lub klnąc, gdy przegrali. - Czy uznasz iż spełniłem kolejne życzenie? - Uniósł brew wyraźnie zaczepiając panterołaczkę. - Czy nie są one bardziej emocjonujące, niż bieganie po lesie?
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Jak zwykle jej własne zaczepki odwróciły się przeciwko niej, uderzając z jeszcze większą siłą, gdy mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie, nic nie robiąc sobie z przytyku. Brak odpowiedzi jej nie zdziwił, zaczynała się przyzwyczajać, że ignorował zupełnie jej ciekawość, tylko ją niezdrowo podsycając. Podniosła głowę, odruchowo gotowa do ucieczki, gdy ruszył w jej kierunku, ale przygwożdżona spojrzeniem nawet nie drgnęła, gdy oparł się nad nią na rękach.
        Odpowiedzią były mu tylko szeroko otwarte oczy i kompletny bezruch. Wciąż nie mogła oswoić się z takimi niespodziewanymi zagraniami, zwłaszcza, że teraz byli sami i Dagon przed nikim się nie zgrywał. Osobną sprawą było to, że dziewczyna z uwodzeniem miała do czynienia głównie na zasadzie odciągania czyjejś uwagi, czyli zwykłego oszustwa lub głupich zaczepek, a teraz ani jedno ani drugie nie miało zastosowania. I chociaż podejrzewała, że Laufey się z nią bezczelnie bawi to i tak z trudem powstrzymała się przed podłożeniem całej głowy pod jego dłoń, gdy zahaczył palcami o czarne ucho. To właśnie dlatego nie pozwalała dotykać uszu, bo zaraz jej się zbierało na łaszenie do prawie obcych ludzi, jak byle dachowiec. „Opanuj się głupi kocie”, skarciła się w myślach i zamrugała, doprowadzając półprzymknięte już ślepia do porządku.
        Potoku metaforycznych słów nie powstrzymywała pytaniami, zdając sobie już sprawę, że odpowiedzi i tak nie uzyska, a wszystko wyjaśni się w swoim czasie. Nie oznaczało to oczywiście, że nie będzie wścibska, nad tym panowania nie miała, ale przynajmniej teraz nie przerywała. Odetchnęła głębiej dopiero, gdy się wyprostował i przeczesała dłonią włosy na głowie, poprawiając je na uszkach. Znajomy już, dokładnie zapamiętany odgłos otwieranego pudełka z biżuterią zaraz jednak zwrócił jej uwagę i podniosła się z sofy, z bezpiecznej odległości kukając Dagonowi nad ramieniem. Przez moment stała kawałek dalej, bez zrozumienia przyglądając się to srebrnemu wisiorkowi, to twarzy mężczyzny, nim zaskoczyła, że Laufey czeka, żeby zapiąć łańcuszek. Zbliżyła się więc i odwróciła, ostrożnie odgarniając włosy i zerkając na nową ozdobę. Ładniutka.

        Gdy schodzili na dół i czekali na powóz, znów ogarnęło ją to dziwne uczucie nierealności. W tej sukni, butach na obcasie, pod ramię z obcym właściwie człowiekiem. Co ona w ogóle wyprawiała? Dagon mógł sobie wyśmiewać jej bieganie, ale ona koniecznie będzie się musiała w którymś momencie wymknąć do lasu, żeby pęd wiatru oczyścił jej myśli. Może wtedy głupie pomysły wylecą uszami i Kimiko ogarnie się na tyle, żeby zauważyć, w co się pcha. Na uszczypliwą uwagę na temat jej skłonności uśmiechnęła się tylko wesoło.
        - Będę grzeczna – obiecała z tym samym, zupełnie nie pasującym do słów uśmieszkiem na twarzy i zerknęła krótko na eleganta.
        Gdy wysiadali z powodu pomocna dłoń Laufeya okazała się nieoceniona, gdyż panterołaczka w ogóle nie patrzyła pod nogi, węsząc jawnie w powietrzu, a gdy usłyszała rżenie koni, ogon śmignął niekontrolowanie pod spódnicą. Trzymała się blisko Dagona, wyciągając jednak szyję, by dojrzeć coś za wygradzającymi ścieżki żywopłotami. Wtedy minęli prowadzone za uzdy konie, które momentalnie zaczęły się wyrywać i płoszyć. Kimiko patrzyła na nie czujnie, prowadzona zupełnie na ślepo przez Bajera, ciągnąc spojrzeniem za wierzchowcami. Głupie, przecież była najedzona.
        Nie spuszczała jednak wzroku ze zwierząt. Może i żołądek miała przyjemnie pełny, jednak napięcie ustawionych na linii startu koni udzielało się panterołaczce o wiele bardziej niż by chciała. Zielone oczy sunęły od jednego rumaka do drugiego, a gdy wystartowały gwałtownie, wszystkie na raz, Kimiko złapała mocniej stabilizujące ją męskie ramię, by nie pognać za pędzącymi zwierzętami. Oddalające się końskie zady tylko niebezpiecznie pobudzały drapieżnika. To będzie dla niej trudny dzień, jeśli ma tylko ładnie wyglądać w sukience, podczas gdy mogłaby przemienić się w panterę i pognać za uciekinierami!
        - Nie rozumiem, jak możesz nie lubić biegać – westchnęła tylko, wciąż spoglądając tęsknie za końmi, gdy Laufey poprowadził ją w stronę stolików i wypatrzonych już znajomych. Uśmiechnęła się grzecznie na ich widok, a Horus Tussald wstał ich powitać i poczuł się od razu do przedstawienia obecnych, jako że jedyny poznał już wszystkich z towarzystwa. Wyjaśniła się też przyjemna dla oka aparycja Jarvisa, gdyż małżonka pana Tussalda (Nivia? Livia? Silvia!) była najpiękniejszą kobietą, jaką Kimiko kiedykolwiek widziała. Co prawda minę miała taką, że bez wątpienia była też jedną z chłodniejszych i wiecznie niezadowolonych z życia istot, ale mimo wszystko była piękna. Partnerki pozostałych panów wyraźnie zgadzały się z opinią panterołaczki, bo gdy nie uśmiechały się do koleżanki słodko, łypały na nią spode łba, szepcząc między sobą. Kimiko prawie się wzdrygnęła: „co za okropnie fałszywe środowisko". Zamiast tego jednak dygnęła kilka razy, uśmiechnęła się nieco szczerzej, łapiąc przyjazne spojrzenie Jarvisa i usiadła na wskazanym jej miejscu, obok Dagona oczywiście.
        W tym samym momencie rozległ się dźwięk trąbki, a dziewczyna drgnęła zaskoczona, gdy wszyscy wokół poderwali się ze swoich miejsc. Oprócz niej i Bajera oczywiście, który znów nachylił się do dziewczyny, tym razem jednak musiał walczyć o jej uwagę z powracającymi z padoku parskającymi końmi. Spojrzała w końcu na swojego towarzysza uśmiechając się szeroko, aż kąciki ust ukazały nieco dłuższe zwierzęce kły.
        - Podoba mi się tutaj – odparła szczerze podekscytowana i tym razem to ona nachyliła się do jego ucha. – Życzenie spełnisz, jak pójdziesz ze mną pobiegać. Ale nie martw się, nie musisz dotrzymać mi kroku – zamruczała i cofnęła się, a w tym czasie ich towarzystwo zdążyło już z powrotem zająć miejsca.
        - Cholera jasna, znowu drugi, czy ten dżokej robi to specjalnie?! Płacą mu za wąchanie zadu zwycięzcy, czy co jest!? – wrzeszczał wąsacz, przedstawiony jako Whitaker, zupełnie ignorując swoją oburzoną żonę, kładącą mu dłoń na udzie w prawie uspokajającym geście, gdyby nie pazury, gdy przy okazji wbijała mu karcąco w nogę, aż się nie opanował.
        - Wybacz moja droga – mruknął w końcu i opadł na siedzenie, znajdując ukojenie w wymyślnym kolorowym drinku przed sobą. Pozostali dyplomatycznie nie skomentowali wybuchu, chociaż brodaty Pessoa uśmiechał się zadowolony, najwyraźniej obstawiwszy zwycięzcę. Panie powachlowały się tylko, a Kimiko szurnęła butem pod stołem, starając się nie wyglądać na znudzoną, gdy niespotykanie chuda blondynka, chyba żona brodacza, nachyliła się w jej stronę.
        - Chodź, przejdziemy się – powiedziała tylko i podniosła się z krzesła z szelestem spódnicy, a pozostałe damy wstały w tym samym czasie, jakby dostały jakiś tajny sygnał. – Zaraz wracamy – oznajmiła Serafina Pessoa i nie czekając na żadne pozwolenia pociągnęła za sobą zdezorientowaną Kimiko.

        - Boże drogi, zwariuję tu z nudów, Konstancjo masz te ziółka od Hackney? Ta kobieta przyprawia mnie o ciarki, doprawdy, ale już nie mogę bez nich zasnąć!
        Panie od brodacza i wąsacza zaczęły niezwykle tajnie wymieniać się jakimiś maleńkimi sakiewkami, które chowały następnie w fałdach sukien, pod czujnym spojrzeniem Silvii Tussald. Panterołaczka natomiast stała z nimi przy wybiegu dla koni, nieco mniej zainteresowana bieżącymi ploteczkami, a bardziej pasącymi się za bandą zwierzętami. Spojrzała tylko przez ramię na pozostawionych przy stoliku panów, po czym oparła dłonie o drewnianą belkę, śledząc uważnie kasztanka, który cofał się przezornie, gdy nad jej głową rozległ się piskliwy głos Zimnej Królowej.
        - Moja droga, czy ty masz kocie uszy?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Miał do czynienia z drapieżna panterą, która właśnie zamarła niczym osaczona łania. Kobieta wyglądała jakby w pierwszym odruchu chciała uciec albo przynajmniej odsunąć się. Domyślił się patrząc jak poderwała do góry głowę, która jeszcze chwilę temu spoczywała zawadiacko na skrzyżowanych rękach. Arogancka poza rozsypała się jak domek z kart. Diabeł nie bez satysfakcji patrzył w szeroko rozwarte oczy, które nawet nie mogły albo nie chciały umknąć. Dotknięcie kociego ucha okazało się równie celnym strzałem. Kto by nie dostrzegł jak Kimiko walczy sama ze sobą, gdy najpierw zielone oczy przymknęły się w wyrazie zadowolenia, by potem zamrugać gwałtownie.
Zemsta bywała słodka, choćby za ten kapelusz, lekceważąco rzucony mu na łeb. Tak, Bajer również łasił się na głaskanie, z tą jedną różnicą, że on przytulił się do ręki dziewczyny całkowicie świadomie i z własnej woli. Diabłem nie kierowały zwierzęce instynkty. Pieszczota była zwyczajnie bardzo przyjemna. W końcu kto głaskał diabła za uchem? Niezależnie czy przebywał w psiej postaci, skrywał się pod iluzją czy tym bardziej gdy był sobą. Lista nie była długa, wystarczyło powiedzieć - nikt. Wymuszając jedzenie, traktowano go jak zwierzaka, bez zbędnych czułości. Krótkie romanse nie miały nic wspólnego z ciepłymi uczuciami. Co więc ukrywać, dotyk bez podtekstów czy strachu był niespotykanie miły. Czemu miał nie skorzystać z chwili przyjemności? Kimiko jednak wyraźnie reagowała bardziej instynktownie.
Zadowolony z uzyskania kolejnej ciekawostki związanej z trzymaniem pantery, mianowicie, że nie tylko ogon był wrażliwy na dotyk, ale i uszy. Skierował się po biżuterię, myśląc jednocześnie, że to nie tylko ciekawy sposób na ucinanie dyskusji, ale i temat, któremu chętnie bliżej się przyjrzy.
         W końcu dziewczyna zorientowała się, że czart chce zapiąć ozdobę. Brunetka zgarnęła włosy, a rozbawiony poprzednią reakcją dziewczyny Dagon miał wręcz diabelską ochotę podrażnić ją jeszcze trochę. Odsłonięty kark i fakt jak uroczo traciła grunt przy tak banalnych zagrywkach aż wołał o wykorzystanie okazji. Dmuchnąć w szyję albo znów dobrać się do kocich uszu.
Powstrzymał się. Nie chciał by ciągłe nagabywanie odstraszyło kociaka, ani by dziewczyna zamiast się przyzwyczajać, zaczęła mieć się na baczności. Wolał by stopniowo opuszczała gardę, odrobinę presji, potem odwrót, niech sama podejdzie. Nie należało wykorzystywać chwil bezbronności, nawet tak niewielkiej. Bez zbędnych i niepotrzebnych ruchów zapiął delikatny naszyjnik, który wyszedł spod zdolnych elfich rąk. Zaraz potem odsunął się, trochę wbrew własnym pragnieniom, nie przedłużając momentu.

        Podróż upłynęła im spokojnie. Kimiko była dziwnie milcząca, nie drążyła, ku rosnącemu zdziwieniu piekielnika. Z kolei co do bycia grzeczną, diabeł nie czuł się specjalnie przekonany. Musiał jednak uwierzyć Kimiko na słowo, przynajmniej na tę chwilę.
Kolejną niespodzianka okazało się zachowanie zmiennokształtnej, gdy zwietrzyła konie. Nie przypuszczał, że drapieżnik czaił się tak blisko pod skórą dziewczyny. Panterołaczka miała wyraźny problem ze skupieniem się i powstrzymaniem odruchu pogoni. Nawet skryty pod spódnicą ogon poruszał się jak u zwykłej pantery, o czym informował ruch materiału.
Spojrzał na dziewczynę, która tęsknym spojrzeniem odprowadzała stawkę.
        - Lubię polować - zaczął dwuznacznie, tonem, który tak skutecznie wyprowadzał dziewczynę z równowagi. - Lubię pościg, ale bieganie bez celu, po próżnicy, mnie nie bawi - zakończył, gdyż podeszli do stolików i skończył się czas na prywatne żarty.
Potem wpadli w szpony nudziarzy. Cel uświęcał środki. Bajer gotów był znosić zblazowanych bogaczy, by potem ich wykorzystać.
Gonitwa się skończyła, tłum rozszalał się w mniejszym lub większym stopniu, a brunetka obdarzyła go tak euforycznym uśmiechem, jakiego jeszcze nie widział.
        - Cieszę się. - Odwzajemnił uśmiech, chociaż bardziej powściągliwy i zaraz przychylił się w kierunku dziewczyny by we wrzawie usłyszeć co chciała powiedzieć. Parsknął lekko tłumionym śmiechem. - Nie wiedziałem, że pantery trzeba na spacer wyprowadzać... - Zabawy ciąg dalszy. Kotka znów zaczęła go brać pod włos, chociaż gdyby byli sami, pewnie uciekałaby unikając jego wzroku. Początkowo obawiał się, że to była sprytna gra. Teraz coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to była zwyczajnie urocza natura panterołaczki. - Jak będziesz grzeczna, w co wlicza się, że nie zjesz żadnej z chabet i spiszesz się wieczorem, to zabiorę cię na noc do lasu, co ty na to?

        Gdy chwilowe emocje opadły, a towarzystwo wróciło na swoje miejsca, panie postanowiły się odłączyć. Kątem oka widział jak Jarvis odprowadza wzrokiem jego panterę, w jednoznaczny sposób obserwując jej ruchy.
        - Co państwa sprowadziło do naszego pięknego miasta? - odezwał się jak zawsze najbardziej gadatliwy z grupy, Horus.
        - Rozrywka - oparł zdawkowo, obserwując Kimiko z odległości. Dagon jakby wyczuwając właściwy moment, trafił w samą porę, gdy wśród kobiet zapanowało poruszenie. Szybko domyślił się powodu. Już wcześniej miał zamiar użyć rasy złodziejki jako atutu. Tussauld i Pessoa przyznawali się do swoich zwierzęcych upodobań. Wąsacz jeszcze nie zdradzał się ze swoimi gustami, ale na całkiem normalnego nie wyglądał, więc wciąż była nadzieja. Bajer miał konkretny cel, zostać zaproszonym do posiadłości. Kobieta swoimi wdziękami potrafiła cudownie omotać i odciągać uwagę, co dopiero zaś istota tak rzadka i pożądana przez niektórych, jak panterołak. Nie ma tego złego, może szybciej ci panowie zainteresują się Kimiko, oszczędzając im nudy.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko już drugi raz dzisiaj została osaczona, z tym że Dagon ją onieśmielał, a trzy wystrojone panny jedynie irytowały, ale też ograniczały możliwości utarcia im nosa. Obiecała w końcu, że będzie grzeczna, a to z kolei oznaczało, że nie może nikogo gryźć, drapać, a zwłaszcza obrażać potencjalnie użytecznych osób. Panowie mogą sobie siedzieć zadowoleni przy stole, podejmując swoje ważne decyzje i dobijając targów, ale nawet wychowana w lesie panterołaczka wiedziała, kto tak naprawdę kręci tym wszystkim. I dlatego teraz zamiast unosić butnie brodę z miną „no i co z tego?!”, uśmiechnęła się tylko lekko i odgarnęła nieco włosy, by trzy wiszące nad nią sępy mogły się napatrzeć.
        - Jesteś kotołaczką? – zapytała od razu Konstancja, a Kimiko uznała to za doskonały pomysł, by nie wyskakiwać zaraz ze swoją oryginalnością, jednak ubiegła ją prowodyrka całego zamieszania.
        - Nie bądź głupia, koty nie mają takich uszu. To panterołaczka – oceniła Silvia tonem znawcy, a dziewczyna chcąc nie chcąc doceniła jej spostrzegawczość, zwłaszcza, że była świadoma tego, jak rzadka jest jej rasa.
        - No, no, no – zacmokała Serafina Pessoa, unosząc cienkie jak nitki brwi. – Taka z ciebie maskoteczka… - dodała wystarczająco pogardliwie, żeby Kimiko musiała gryźć się w polik, by nie odpyskować. O dziwo na ratunek przybyła jej Silvia Tussald, która wyraźnie miała tutaj najwięcej do powiedzenia i możliwe, że dostrzegła wściekłe ogniki w zielonych oczach brunetki.
        - Daj dziewczynie spokój Sera, wszystkie wiemy, że twój mąż trzyma dwie lisołaczki, ta tutaj przynajmniej na smyczy nie chodzi – rzuciła chłodno, a chuda blondynka momentalnie skuliła się pod tym tonem, wyraźnie niezadowolona, ale też nie mając odwagi się postawić.
        - Powiedziałam wam to w zaufaniu, on myśli, że ja nie wiem – mruknęła jeszcze Pessoa, ale już nikt jej nie słuchał.
        - Och daj spokój, wielkie rzeczy, my mamy syrenę, chociaż też nie wiem po jakie licho, nieużyteczne to takie, a głupie jak ostatnia dziewczyna mojego syna – dodała znów Silvia i tym samym ostatecznie rozładowała atmosferę, gdy wszystkie cztery kobiety wybuchnęły śmiechem. Kimiko może nieco wymuszonym, bo chociaż z ulgą pożegnała temat swojego chodzenia na smyczy, to nagle przestała jej się tak podobać obróżka w zielonej sukni. Poza tym nie podobało jej się, że tak swobodnie rozmawia się tutaj o trzymanych jak zwierzątka dziewczynach, których jedyną winą było to, że nie były ludźmi. Ona sama mogła przecież tak skończyć, chociaż prawdopodobnie rozszarpałaby każdego, kto usiłowałby się do niej zbliżyć zanim dałaby się zamknąć w klatce.
        - Mój mąż nie trzyma żadnej dziewczyny w piwnicy – rzuciła nagle Konstancja Whitaker, zwracając na siebie całą uwagę, czego niezwłocznie pożałowała.
        - Żadnej, o której wiesz – dopowiedziała jej Silvia usłużnie, a płowowłosa żona wąsacza skrzywiła się nieco.
        - W sumie na strychu ma pokój, do którego mnie nie wpuszcza, ale przecież dziewczyny tam nie trzyma, prawda? - zapytała wyraźnie szukając wsparcia, ale panie tylko wzruszyły ramionami, wciąż śmiejąc się pod nosem.
        - Czy oni nie mogą chodzić do burdelu, jak normalni faceci? – wypaliła w końcu wkurzona nie na żarty Kimiko, zanim zdążyła ugryźć się w język, ale o dziwo jej słowa zostały przyjęte z entuzjazmem i rozbawieniem.
        - Otóż to dziewczyno, otóż to – pokiwała z zadumą pani Tussald i zmierzyła ją uważnym spojrzeniem. – Bystra jesteś – dodała jeszcze i chociaż panterołaczka spodziewała się, że padną jeszcze jakieś słowa, wyjaśniające ten niespodziewany komplement, chłodna piękność zamiotła w ich stronę wachlarzem, niemo nakazując powrót do stolika.

        Wróciły do stolika już w dość przyjaznej komitywie, a Kimiko zauważyła, że Silvia Tussald taką nieprzyjemną zgrywa tylko przy większym towarzystwie, czując się najwyraźniej swobodniej przy swoich koleżankach. Miała w sobie to coś, co sprawiało, że osoba obdarzona jej sympatią zaraz czuła się lepiej, nawet sama przed sobą. I chyba nawet panterołaczce się to udzieliło, bo na swoim miejscu usiadła wyraźnie rozluźniona, nawet mimo drobnej wpadki z uszami. A propos, obserwowała teraz uważnie swoje nowe znajome, czy pędzą naskarżyć swoim partnerom, i o ile Silvia puściła do niej dyskretnie oko, Konstancja i Serafina nachyliły się ku swoim mężom, szepcząc im coś na ucho. Kimiko westchnęła lekko i zerknęła na Dagona, ale sama darowała sobie szepty. Później mu powie. Zwłaszcza, że to drobne potknięcie mogło niekoniecznie w jego oczach zaliczać się do „bycia grzeczną”. A na bieganie i tak go wyciągnie, niech sobie nie myśli, elegant.
        - Jarvis, czy to nie twój faworyt? – odezwał się nagle Horus, wskazując na konie ustawiające się do kolejnej gonitwy. Nietrudno było domyślić się, o którego wierzchowca chodzi. Czarny jak smoła ogier drobił i parskał niespokojnie, nie mogąc ustać w jednym miejscu. Szczupła sylwetka i długie, ale silne nogi zwiastowały prędkość, a narowisty charakter w gonitwie mógł tylko pomóc, jeśli dżokej umiał okiełznać zwierzę.
        - Piękny – wyrwało się dziewczynie, a młodzieniec uśmiechnął się, zerkając na nią z ciekawością.
        - Znasz się na koniach? – zagadnął zaraz, ale ona potrząsnęła szybko głową.
        - Niespecjalnie, ale… widać, że jest szybki – stwierdziła oględnie, raczej nie spiesząc się do przyznania, że potrafi ocenić jaka ofiara jest w stanie jej umknąć, a którą będzie umiała dogonić.
        - Coś mi mówi, że panna Alatris może mieć do tego nosa – odezwała się jednak Konstancja, rzucając koleżankom porozumiewawcze spojrzenie i nawiązując do rasy nowo poznanej dziewczyny. Kimiko zawiesiła znów spojrzenie na wierzchowcu, chcąc uniknąć obserwowania reakcji towarzystwa na ten drobny przytyk. Chyba nawet nie chciała wiedzieć, kto zrozumie tą niezbyt zgrabną aluzję.
        - W takim razie którego nie obstawiać? – podjął znów temat Horus Tussald, a Kimiko dopiero po chwili zorientowała się, że to do niej mówi.
        - Nie śmiałabym oceniać… – zaczęła, ale Jarvis zachęcił ją spojrzeniem i słowem.
        - Tak niezobowiązująco, sprawdzimy tylko tego twojego nosa. – Uśmiechnął się, a ona w odpowiedzi również uniosła lekko kąciki ust i spojrzała znowu na stawkę koni, nie musząc nawet długo szukać. Zwierzę już wcześniej zwróciło jej uwagę. Spojrzała kontrolnie na Dagona, jakby niemo pytając o pozwolenie, nim odpowiedziała.
        - Ten kasztanek z jedną białą skarpetką na tylnej nodze – orzekła w końcu i niemal podskoczyła, gdy Horus ryknął głośnym śmiechem, klepiąc Pessoę w plecy.
        - Pani właśnie obwieściła twoją przegraną – zaśmiał się wesoło, a ona otworzyła szeroko oczy.
        - Ja nie chciałam...
        - Nie, nie, nic się nie stało, proszę się nie przejmować – Tussald wyraźnie nie mógł powstrzymać rozbawienia, w przeciwieństwie do brodacza, któremu zrzedła mina.
        - Ten koń wygrał cztery ostatnie gonitwy – mruknął Pessoa, próbując zachować własny optymizm, ale i tak go zagłuszono.
        - Można zapytać skąd ta ocena? – odezwał się znów Jarvis, a dziewczyna zawahała się na moment, nie wiedząc, czy zobaczą to co ona.
        - On utyka – powiedziała w końcu, a panowie jak jeden mąż zaczęli wyciągać szyje w stronę koni.
        - Ja nic nie widzę – odezwała się Serafina, nagle również zainteresowana potencjalną utratą drobnej części majątku.
        - Dżokej by zauważył – dorzucił Whitaker, ale nie tak pewnie, przyglądając się Kimiko z zainteresowaniem. Ta z kolei uznała, że wpadła w temat już tak głęboko, że nie ma sensu go unikać, tylko szybko zamknąć.
        - Jeszcze nie kuleje widocznie – zaczęła wyjaśniać. – Może tylko mi się wydawało, ale odniosłam wrażenie, że opiera ciężar ciała znacznie na pozostałych nogach, widocznie odciążając prawą przednią. Ale proszę nie przejmować się moimi słowami, naprawdę nie znam się na koniach, to tylko było takie przeczucie. – Uśmiechnęła się możliwie uroczo, dość udanie udając zawstydzoną, aż wąsacz zaczął ją pocieszać.
        - Proszę się w ogóle nie przejmować, każdy tutaj ocenia konie, na los, po to tu jesteśmy! – zawołał wesoło, wyraźnie próbując dodać dziewczynie otuchy. – Ale jeśli ma panienka rację, to następną kolejkę stawiam ja, by odciążyć nieco kieszeń Ronalda – stwierdził, szturchając naburmuszonego Passoę w bok i chichocząc pod nosem.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Niewielkie zamieszanie nie umknęło obserwującemu kobiety diabłu z prostego powodu. Drobiazgi niezauważalne dla innych, dla Dagona stanowiły czytelne informacje. Zainteresowanie wokół głowy Kimiko. To jak brunetka odgarnęła włosy. Nie słyszał kobiet, widział je z całkiem sporej odległości, ale sprytny obserwator i wiecznie czujny kanciarz jakim był Bajer, nie potrzebował więcej. Podczas gdy reszta mężczyzn śledziła konie, czart pod tym samym pretekstem przyglądał się niewiastom.
        Kociak sprawiał się nad wyraz dobrze. Wyglądało na to, że zmiennokształtna z wdziękiem wybrnęła z kłopotliwej sytuacji, dodatkowo asymilując się z grupką arystokratek. Kobiety wróciły w całkiem dobrych nastrojach, co również dało się zauważyć. Od dłuższej chwili uwagę diabła przykuwała złotowłosa Silvia Tussald. Na pierwszy rzut oka grzeczna i podporządkowana mężowi. Klasyczna szara eminencja, chociaż w pięknej kobiecie nie było nic szarego. Bez najmniejszych obaw mogła by stanąć obok koronowanych głów i niejeden miałby problem ocenić kto tak naprawdę posiada błękitną krew.
        Silvia pozostała niewzruszona, tylko z Kimiko wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, podczas gdy pozostałe żony zdawały raport mężusiom. Złapał też ulotne zerknięcie w swoim kierunku. No tak, normalnie do udawania arystokraty niejeden przygotowywałby się tygodniami. Czart rzucił panterę zabraną z miejskich zaułków bardziej dzikich i okrutnych niż dżungla, bez przygotowanie, prosto między harpie. Oczywiście, że nie miał wyrzutów sumienia. Dziewczyna radziła sobie doskonale, sprawiając, że w jego oczach wydawała się wartą zachodu i wierzył, że podoła zadaniu. Ona jednak tego nie wiedziała.

        Laufey ożywił się i prawie zastrzygł uchem gdy dyskusja przerodziła się w omawianie zdolności pantery do obstawiania wyścigów. Po części miał zamiar zaproponować jej tą rozrywkę, widząc jak podobało się dziewczynie na gonitwie, ale ubiegli go. A w zasadzie Kimiko sama się wsypała. Dziewczyna stanowiła cudowną mieszankę. Sama pakował się w niezręczne sytuacje by potem wybrnąć z nich z naturalnym wdziękiem. Dzięki temu zjednywała sobie obcych i nieraz nieprzychylnych ludzi, a mężczyzn w pierwszej kolejności. Dzięki temu nikt nie brał jej za zagrożenie. Naprawdę los tym razem się do niego uśmiechnął, krzyżując jego ścieżkę z drogą złodziejki.
Jeśli miałby wątpliwości co do małego sekretu, który odkryły kobiety, rozwiałaby je żona brodacza. Przytyk nie należał do subtelnych. By jednak było jasne jak nieistotny był, diabeł udał, że go nie słyszał. Potem już tylko z łagodnym rozbawieniem obserwował jak dyskusja o obstawianiu nabiera tempa i jak Kimiko próbuje umknąć od niepotrzebnych komplikacji. Gdy zielone ślepia odnalazły jego własne uśmiechnął się arogancko.
- Mogę zaryzykować każdą stawkę kierując się pani nosem.
        Kimiko rozpoczęła wyjaśnianie obserwacji, skupiając na sobie zainteresowanie panów. Żona wąsacza co jakiś czas zerkała podejrzliwie w stronę zainteresowanego męża, który starał się wyglądać obojętnie. Serafina prawie się zapowietrzyła, widząc jak jej intrygi odnosiły odwrotny skutek. Złośliwe babsko zamiast pogrążyć brunetkę, nieświadomie tylko zbliżało ją do towarzystwa.
Oczywiście twarz Silvii pozostawała niewzruszona. W wewnętrznej opinii Dagona z każdą minutą to ona zyskiwała miano groźnego gracza w tym towarzystwie. Grupka coraz bardziej wkręcała się w teorie o kulawiźnie i właściwym obstawianiu. A panterołaczka sprytnie dobrała się nawet do Whitakera, nawet jeśli nie było to celowym działaniem. Biesowi pozostało obserwować i uśmiechać się, jak plan sam obierał właściwe tory.
        Na dźwięk trąbki wszyscy zamarli. Lina opadła, a konie ruszyły. Podobno nieszczęsny kasztanek wyrwał do przodu jakby goniły go psy piekielne. Już na pierwszej prostej wysforował się na czoło obejmując prowadzenie. Kary faworyt zaś zamiast grzecznie pobiec do przodu, w kulminacyjnym momencie wspiął się na tylne nogi tańcząc niepokornie. Dżokej rzucił się wierzchowcowi na szyję, ratując siebie i konie przed upadkiem. Pessoa ryknął śmiechem, oczyma wyobraźni widząc swoją wygraną. Serafina zerknęła na panterę z ledwie krytym niesmakiem. Whitaker i Tussald spokojnie skupiali się na gonitwie. Jarvis upodabniając się do matki, pozostał niewzruszony i z nieodgadnionym uśmieszkiem obserwował tor i brunetkę. A diabeł? Diabeł jak zawsze obstawiał własne zakłady. Niby patrzył na tor, by dla przykrywki być świadomym rozgrywających się tam wydarzeń, ale to ludzie stanowili jego główne zainteresowanie.
        Stawka koni oddaliła się o dobre sześć długości, gdy przednie kopyta karego ogiera dotknęły wreszcie ziemi. Jeżeli kasztan cwałował jak ścigany przez ogary z czeluści otchłani, to karosz ruszył jak samo piekło. W ciągu pierwszego okrążenia nadrobił zaległości, znajdując się w połowie peletonu. Od momentu gdy dopadł reszty, widać było, że dżokej rozpoczął kolejną walkę z koniem, by odrobinę go wyhamować. Minęli słupek graniczny i rozpoczęli drugie koło. W tym momencie karemu popuszczono wodzy i smoliste zwierzę znów zaczęło nabierać prędkości. Wyciągnął krok i składał się do każdego skoku coraz bardziej, szybko wywierając presję na niezmiennie prowadzącego kasztana. Pod koniec prostej liczyły się dwa konie. Wyścig właśnie miał rozgorzeć na dobre, kasztanek nagle zaczął tracić rytm i zwalniać. Jeździec powoli skierował konia na zewnętrzny obwód hamując, gdy mijała ich reszta koni. Z każdą sekundą mina Ronalda rzedła razem z aparycją jego żony, zaś Jarvis szczerzył się coraz mocniej. Kary wygrał o cztery i pół długości, deklasując pozostałe konie. Dekoracja okazała się nie łatwiejsza od ustawienia wierzchowca na linii startu. Ostatnie na co ogier miał ochotę, to stanie w miejscu, podczas gdy mógłby wyrwać się by znów pognać przed siebie. Rzucał głową i kopał tylnymi nogami, wyraźnie nie mając dość.

        - To stawiam! - zakrzyknął Whitaker, który najwyraźniej świetnie się bawił. - Nos panienki okazał się wyjątkowo dobry, może następnym razem powinieneś skorzystać z rady - zwrócił się do naburmuszonego brodacza, bo w takim tempie więcej przegra niż wygrał. Po rozmowach obu jegomościów można było się domyślić, że poza zwykłymi zakładami panowie rywalizowali też między sobą.
        - To nic nadzwyczajnego - wtrąciła się Serafina, która od początku stanowiła najbardziej złośliwe stworzenie przy stoliku. - Nie nowiną jest, że zwierzęta wyczuwają więcej niż my ludzie, kieruje nimi instynkt nie rozum - rozkręciła się pani Pessoa. W większym towarzystwie nie musiała się obawiać reprymendy od Silvii, która teraz spojrzała na nią chłodno.
        - No tak, pańska towarzyszka jest panterołakiem - zupełnie otrząsnął się z rozpaczy Pessoa, kierując się znacznie większym zainteresowaniem niż powinien. - To jakaś magia, że pana słucha i nie ucieka? - kontynuował jakby rozprawiał o trzymaniu psa.
Nie dopatrzyłby się prawdziwych emocji na twarzy Dagona. Grzeczny uśmiech przykrywał wszystkie emocje, skutecznie kryjąc myśli czarta. Ustawienie krzeseł przy stole i wcześniejsza żwawa dyskusja sprawiły, że teraz siedział na wpół obok, na wpół za Kimiko. Jeżeli brunetka chciałaby popatrzeć na rogatego, musiałaby odwrócić głowę.
        - Taką kobietę prosi się grzecznie, by została - odparł bies. - Można mieć tylko nadzieję, że jeszcze się nie znudziła, że wciąż jest się w jej łaskach. - Mężczyźni przyjęli zdziwione miny, wyraźnie nie do końca rozumiejąc takie podejście.
        - Ale, że dowiadujemy się przez przypadek... Nie chwalił się pan - drążył brodacz.
        - Mówiłem, że kocham dzieła sztuki. Czy może być coś doskonalszego niż połączenie kobiety i drapieżnego kota? Piękna i zabójcza. - zaczął mówić niskim głosem, a przy stoliku zapadła chwilowa cisza. - Nie jakiś tam kociak, nawet nie tygrys. Czy jest coś zapierającego dech bardziej niż gracja czarnej pantery? Większy dreszczyk niepewności, niż w momencie gdy spojrzysz w zielone ślepia z nadzieją czy pani okaże się łaskawa czy już nie masz jej nic do zaoferowania i przywita cię pazurami. - Bajer snuł swój czar, pobudzając wyobraźnię towarzystwa, całą uwagę skupiając nie na sobie, a na Kimiko właśnie.
Nie wykonywał żadnych protekcjonalnych gestów. Nie dominował nad brunetką jak to czasami lubił ją drażnić. Zamiast tego podkreślając swój punkt widzenia, szarmancko uniósł rękę dziewczyny i nachylając się nad jej ramieniem, zostawił na wierzchu dłoni pocałunek trochę bardziej przeciągły niż wymagała etykieta.
Tak nie traktowało się niewolnicy czy pierwszej lepszej kochanki, nikt z obecnych nie miał co do tego wątpliwości. Co gorsza mało która żona doświadczała takiego uznania. Planowaną złośliwość, diabeł obrócił na korzyść Kimiko i siebie. Na twarzach Konstancji i Serafiny wyrysowała się zazdrość. Kobiety patrzyły to na panterołaczkę to na mężczyznę z mieszaniną zawiści, podziwu i oczarowania. Prawdopodobnie gdyby diabeł zaoferował którejś z nich swoje ramię, to porzuciłaby męża bez jednego zastanowienia. Jedynie Sylvia jak zawsze była trudna do odczytania.
A mężczyźni? Wcale nie byli trudniejsi do zmanipulowania. Spoglądali na Kimiko z ciekawością i pożądaniem. Laufey nie wyglądał na kogoś łatwego do okręcenia wokół palca. Zwykła chęć posiadania charakterystyczna dla ludzi mogących kupić wszystko, łączyła się z męskim pragnieniem tego co niedostępne i chęcią zniewolenia tego co do nich nie należało.
Przyniesiono drinki i jako pierwszy odezwał się wąsacz, podając Kimiko kieliszek.
        - Więc zdrowie Królowej Bestii, niech spojrzy na nas łaskawym okiem. - Uśmiechnął się czarująco. A chociaż sprawiał wrażenie mniej zainteresowanego zmiennokształtnymi niż dwóch starszych bogaczy, jego wzrok mówił co innego. Uniósł swój kieliszek i stuknął się nim z Kimiko.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Uśmiechnęła się lekko do Dagona, gdy swoimi słowami wsparł ją nieco w tej małej dyskusji. Nawet jeśli robił to na pokaz to i tak było miłe, w końcu mógł się w ogóle nie odezwać i nikt by tego źle nie odebrał. Kimiko przeniosła jednak zaraz spojrzenie na tor, podobnie jak wszyscy inni i przez moment przy stole było aż podejrzanie cicho, a napięcie unosiło się w powietrzu, gdy każdy śledził wzrokiem właściwie tylko dwa konie. Mimo że kasztanek początkowo prowadził, dziewczyna i tak uśmiechała się lekko, w jego cwale jeszcze lepiej dostrzegając drobną ułomność, którą wykryła wcześniej, a co do której zaczynała już mieć wątpliwości po tak niechętnym przyjęciu jej wersji. Bardziej martwiła się, że kary ogier Jarvisa miotał się jak szatan po torze, bo dżokej nie mógł go opanować. Na szczęście nie trwało to długo i teraz jej nowy faworyt wyrwał do przodu, mijając inne konie niczym przydrożne drzewa. Dziewczyna kurczowo zaciskała splecione na podołku dłonie wyciągając szyję w kierunku gonitwy, a gdy ogier minął w końcu linię mety, uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona. Od emocjonalnego klaśnięcia w dłonie powstrzymała się w ostatniej chwili, dostrzegając naburmuszoną minę Ronalda Passei. Whitaker w ogóle nie miał takich oporów i bezczelnie wykpił kolegę, wywołując lekkie rozbawienie u Kimiko. Ale znów szybko jej przeszło, gdy wyszedł w końcu temat jej rasy.
        Zacisnęła usta, by nie powiedzieć chudej Serafinie, żeby wsadziła sobie swoją opinię dokładnie tam skąd ją wyciągnęła. I że owszem, kierują nią instynkty, o wiele bardziej niż sądzi, ale panuje nad nimi, czego dowodem jest to, że głupia dzida jeszcze tu siedzi a nie wykrwawia się pod stołem. Po chwili spojrzenie przeniosła na jej męża, unosząc jedną brew w wyrazie skrywanej pogardy, wciąż bardzo starając się, żeby nie wyszczerzyć na niego zębów. Cholera, jak tak ma wyglądać każda impreza to Laufey będzie musiał sprecyzować ile konkretnie dostanie jej się z tego przedsięwzięcia, bo za byle co znosić tego nie będzie.
        Pierwsze słowa Dagona sprawiły, że i w oczach dziewczyny błysnęło zdziwienie. Chociaż po cichu liczyła, że stanie nieco w jej obronie, nie cieszyła się jeszcze z tego, mając złe przeczucia, co do tego tonu głosu. Nie odwróciła się jednak ostentacyjnie, by spojrzeć na swojego towarzysza, jednak jej wzrok opadł lekko, gdy słuchała, co też on wygaduje. Grę rozpoznała od razu, więc nie robiła scen, powstrzymując się nawet od cięższego oddechu przez nos, czym normalnie chociaż trochę uwolniłaby irytację. Teraz jednak, przez te diabelskie sztuczki, znalazła się w absolutnym centrum uwagi i jakakolwiek wpadka zostałaby niezwłocznie dostrzeżona i wyciągnięta na światło dzienne. Siedziała więc tak samo prosto jak wcześniej, nieznacznie tylko opuszczając głowę, jednak wyraźnie się spięła, starając się zachować spokój.
        Słowa były miłe, to nie ulegało wątpliwości. Niezwykle miłe. Zbyt miłe. Chciałaby wierzyć w jego dobre intencje, ale jakoś nie potrafiła. Zrobił z niej przedstawienie, wykorzystując to na swoją korzyść. Może nie na podeście, nie na aukcji i nie bezpośrednio za pieniądze, ale sprzedawał ją w tej właśnie chwili. Powinna się wcześniej domyślić, głupia. Złodziei mógł mieć na pęczki, z takimi zasobami, z takimi znajomościami. Ale Laufey nie potrzebował tylko sprawnych dłoni, ale czegoś oryginalnego, czym wkupi się w łaski obcego środowiska. I akurat napatoczyła mu się panterołaczka. Kimiko wciąż miała na ustach słaby uśmiech, ale w środku się cała gotowała. Och, już ona mu da dreszczyk niepewności, niech tylko zostaną sami na moment.
        Tutaj bowiem nie zamierzała robić scen. Owszem, była wściekła jak wszyscy diabli, ale rumieniec gniewu można było wziąć za skutek działania czarujących słów Dagona, a błyszczące złością oczy ukryć pod rzęsami. Jak to mówią, przedstawienie musi trwać. Bo chociaż zerwanie się od stołu, spoliczkowanie mężczyzny, przemiana w panterę i odgryzienie głowy chudej Serafinie byłoby dla niej przerażająco satysfakcjonujące, to wiedziała, że trwałoby tylko chwilę. Później byłaby już tylko zawstydzona swoim wybuchem, winna zabicia jakieś głupiej, ale niewinnej kobiety, a przede wszystkim wściekła na siebie za stracenie dobrej okazji tylko z powodu własnej dumy. Sama umowa może nie była dla niej święta, w końcu Laufey pokazał właśnie, że będzie się ona kształtować tak jak jemu się podoba, ale nie zmieniało to faktu, że Kimiko nie miała zamiaru uciekać. I chociaż starcie mężczyźnie tego zadowolonego z siebie uśmiechu z twarzy było niezwykle kuszące, miała dziwne przeczucie, że do tego potrzeba było czegoś więcej niż siarczystego policzka.
        A więc grała dalej. Ostentacyjny pocałunek w dłoń skomentowała tylko uniesieniem kącików ust, spoglądając krótko na Dagona, z żądzą mordu w oczach oczywiście, nie kontrolując już jednak gęsiej skórki, jaka pokryła jej przedramię. W końcu odważyła się też potoczyć spojrzeniem po towarzystwie, znosząc dzielnie zarówno niezadowolone miny pań, jak i dziwnie intensywne spojrzenia panów. Jedynie Silvia odpowiedziała jej sympatycznym, jednak wciąż dumnym uśmiechem, a Kimiko przez moment zastanawiała się, czy kobieta rzeczywiście ją polubiła, czy panterołaczka ma tak tylko myśleć. Dziewczyna powstrzymała się też od chłodnego komentarza w stronę Whitakera, który zabłysnął jednym z durniejszych tekstów, jakie słyszała w swoim życiu. Zamiast tego uśmiechnęła się do niego uprzejmie, delikatnie stukając się z nim kieliszkiem.

        Może nawet lepiej, że minęła chwila, nim towarzystwo zmieniło temat rozmów. Nie wątpiła, że jeszcze do tego wrócą, są w końcu pytania, które zawsze padają w kontekście zmiennokształtnych, ale w tym momencie uwaga wszystkich przeniosła się na kolejną gonitwę. Kimiko wykorzystała ten moment, opróżniła swój kieliszek i odstawiła go na stół, pochylając się w stronę Dagona.
        - Pozwolisz na słówko? – zapytała cicho, kryjąc jad w głosie pod słodkim uśmiechem, po czym wstała z przygotowaną wymówką. Jak na zawołanie, głowy odwróciły się w ich stronę.
        - Już nas państwo opuszczają? – Whitaker był wyraźnie niepocieszony, ale dziewczyna dygnęła szybko, z przepraszającym uśmiechem.
        - Tylko na chwilę, chciałam jeszcze obejrzeć kilka koni przed następną gonitwą – odparła, ujmując pod ramię Dagona, który na szczęście nie robił jej kolejnych niespodzianek tylko wstał razem z nią.
        - W takim razie proszę wrócić przed obstawieniem, chętnie znów skorzystam z tej kobiecej intuicji – zażartował, nie spuszczając z niej wzroku, więc pozostało jej jedynie przytaknąć z kolejnym uśmiechem.
        - Wrócimy nim się państwo spostrzegą – obiecała i dla pozorów ruszyła wolnym krokiem w stronę stajni. Nie odzywała się do swojego towarzysza słowem, rozglądając tylko dyskretnie, ale wszędzie kręcili się dżokeje i obsługa. W końcu zirytowana wyłapała moment, kiedy nikt na nich nie patrzył i pociągnęła mężczyznę za sobą do siodlarni, zamykając za nimi drzwi.

        - Zadowolony? – wyjechała na dzień dobry, łypiąc wściekle na Laufeya i łapiąc dopiero głębszy oddech, pierwszy raz od całego incydentu z odkryciem jej uszu. Może i umiała całkiem niezgorzej ukrywać swoje emocje, ale przez to kumulowały się w niej i teraz niemalże buchały z całej jej postawy, gdy krążyła po niewielkim pomieszczeniu niczym drapieżnik w klatce.
        - Umawialiśmy się, że ci pomogę, bo mówiłeś, że potrzebujesz złodziejki, a nie „damy” do towarzystwa! – syknęła podchodząc bliżej, żeby przypadkiem nie było jej słychać przez cienkie ściany, ale wciąż miotała iskrami z oczu.
        – Piękna i zabójcza… – mamrotała pod nosem, prychając jak wściekła kotka. – Uważaj, bo ci ktoś jeszcze w to uwierzy. Co to w ogóle było za przedstawienie? Jak niby mam teraz niepostrzeżenie cokolwiek komukolwiek ukraść, jak ściągasz na mnie wszystkie oczy? Mieliśmy się ponoć wmieszać w tłum, a ty robisz ze mnie maskotkę na pokaz, uhh! Mam ochotę odgryźć ci głowę!
        Westchnęła, przysiadając zrezygnowana na jednym z siodeł ustawionych na koźle. Kilka oddechów i wyraźnie się uspokoiła, nadal jednak spoglądała na mężczyznę z urazą. Zrobił ją w balona, tyle w temacie. Do tej pory tłumaczyła sobie, że pokazuje się z nią publicznie, bo do miejsca, z którego chce to tajemnicze coś ukraść, nie można się tak łatwo włamać tylko trzeba wejść tam od środka, i to przyjmowała do wiadomości. Ale takie jawne rzucanie jej na pożarcie?
        - Co to niby miało na celu? Gapią się na mnie teraz, jak na… no nie wiem na co, ale na pewno przyciągnąłeś zbyt wiele uwagi, zupełnie niepotrzebnie moim zdaniem. Nawet jakby przez tamte kobiety rozeszła się w jakiś sposób informacja o mojej rasie to można było się tym chyba jakoś bardziej subtelnie zająć, prawda?
        Osobna sprawa była taka, że zaniepokoiła się nieco o własne bezpieczeństwo, ale tym już nie chciała się z nim dzielić. Nie wiedziała ile ludzi jest zaznajomionych z charakterystyką jej rasy, ani jak dobrze, ale takie przyklejenie jej na czoło karteczki z wielkim napisem „PANTERA” mogło się dla niej bardzo źle skończyć. Szkoda tylko, że nie mogła mu o tym powiedzieć, bo po pierwsze jemu też nie ufała w tej kwestii, a po drugie wątpiła by się tym przejął. Ale pewne rzeczy nie miały wyjść na jaw i tyle. Ależ się wpakowała…
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Zerknął na Kimiko i skinął głową w niemej zgodzie. Widział napięcie dziewczyny, które potęgowało się wraz z rozwijaniem tematu, ale nie zastanawiał się specjalnie nad przyczyną, zrzucając to na nieśmiałość brunetki. Bez sprzeciwów i drażnienia złodziejki posłusznie dał się poprowadzić. Nie stawiał też oporu, gdy zmiennokształtna wciągnęła go do siodlarni, zamykając za sobą drzwi. Dopiero teraz spojrzała na niego. Tak wściekłych zielonych oczu nie widział nawet w sklepie. Stanął wygodnie pod ścianą, krzyżując ręce na piersi.
        - Dość - odparł butnie tłumiąc śmiech. - Ale sprecyzuj o co ci chodzi - dokończył ani trochę nie wystraszony. Przechylił głowę, tak jak często czynił w psiej skórze widząc nerwowe zachowanie Kimiko, ale milczał. Obserwował rozsierdzone kroki pantery, wypatrując właściwego wybuchu. W końcu się doczekał.
        - Nie potraktowałem cię jak damy do towarzystwa i tego nie zrobię - odpowiedział niby łagodnie, ale czający się w kącie diablich ust uśmiech nie zwiastował kajania się. - Przynajmniej póki nie poprosisz. - Bajer wyszczerzył się bezczelnie, niewiele robiąc sobie ze złości Kimiko, która moment temu wyglądała jakby chciała mu przyłożyć. Mgnienie później trochę spoważniał. - Ludzie oceniają według siebie. Czego bym nie powiedział oni już mieli o tobie opinię. Jak myślisz, czy którykolwiek z tych facetów postrzega kobietę jako coś więcej niż zabawkę? Czy którakolwiek z tych dam zna inne życie niż bycie utrzymanką tolerującą fanaberie swojego sponsora? - mówił chłodnym tonem, a każde słowo ociekało pogardą wobec bogaczy. Twarz diabła przybrała chłodny wyraz, którego wcześniej nie ukazywał.
        - W ich oczach od początku byłaś kosztowną i rzadką zabawką, informacja o twojej tożsamości tylko utwierdziła ich w tym przekonaniu i bez mojego udziału. - Oziębła maska znów ustąpiła miejsca zawadiace. - Teraz przynajmniej urosłaś do rangi femme fatale. - Następne słowa brunetki tylko ustabilizowały ten wyraz.
        - Mówiłem piękna i zabójcza czyż nie? - zaśmiał się czart, słysząc groźbę utraty głowy. Nieporuszony przeczekał moment gdy zmiennokształtna próbowała odzyskać spokój, w czym oczywiście ani trochę nie pomagał.
        - Patrzą na ciebie jak na upragnione trofeum - uczynnie podpowiedział bies, który zamiast uszanować żal dziewczyny, potraktował go jak pytanie. Dopiero potem spoważniał na stałe i zaczął powoli mówić, bez drwin i z pewną łagodnością.
        - To co najbardziej chcesz ukryć, zostaw na widoku? - przypomniał. - Jak postępuje dobry oszust? Nie kryje się - tłumaczył nie tracąc animuszu, ale starając się nie przytłaczać dziewczyny. - Robi wokół siebie szum, odwraca w ten sposób uwagę od istotniejszych rzeczy i dla swoich celów wykorzystuje zamieszanie - dokończył.
        - Rzeczywiście mogłem cię uprzedzić - dodał po krótkim namyśle. Było to wyznanie najbliższe przyznaniu się do winy, jakie można by uzyskać od Bajera. - Ale asa w postaci twoich uszek chciałem zostawić na inny moment, więc improwizowałem.
W trakcie rozmowy Laufey zaczął dochodzić do wniosku, że chyba trochę polubił panterę, bo rzadko kiedy traktował kogokolwiek tak ulgowo. Oczywiście nie chciał stracić swojej złodziejki, która miała mu się przydać, ale też częściowo dobrze się bawił w towarzystwie Kimiko i jeszcze nie nabrał ochoty na zakończenia tej znajomości.
        - Nie lubię subtelności. - Cóż, czart zbyt długo nie potrafił zaniechać drażnienia złodziejki, zbyt uroczo stroszyła się i prychała. - Wiesz, że jeszcze nigdy nikt mnie nie opieprzył za komplement. - Dagon uśmiechnął się tak jak zeszłego wieczoru, gdy dziewczyna podała mu whiskey, naturalnie i niewymuszenie. Tak jak wtedy, był to krótki moment, dało się go jednak zauważyć.
        - A teraz posłuchaj uważnie. - Uśmiech zniknął pozostawiając chłodnego człowieka interesu. - Współpraca polega na zaufaniu, a ufać obcym lubię tak samo jak i ty - powiedział spokojnie, ale z pewnym dystansem. Diabeł zdecydowanie wolał manipulować by osiągać upragniony skutek, niż tłumaczyć i prosić. - Właśnie zrobię wyjątek i lepiej bym tego nie żałował - zastrzegł krótko.
        - Musimy dostać się do posiadłości Whitakera. Robimy rozpoznanie, nic więcej. Jeśli traktują cię jak maskotkę, dobrze, nikt nie będzie patrzył na twoje ręce. Skok robimy zupełnie innego wieczora. Chcemy poznać jego zabezpieczenia, czy chroni się magią i jaki jest orientacyjny rozkład pomieszczeń. Wieczorem dostaniemy trochę informacji, ale i tak zwiad jest konieczny by nie wpakować się w jakieś gówno. Nie ma wyjścia, musi nas zaprosić - mówiąc patrzył uważnie na Kimiko i jej reakcję.
        - Chciałem się tam dostać mniej widowiskowo, ale niechcący sama z siebie zrobiłaś doskonałą przynętę, więc to wykorzystałem.
Od dłuższej chwili, jeszcze zanim prawdziwie zaczął rozmawiać z brunetką, poza złością dostrzegał coś więcej. Był dobrym obserwatorem i rzadko kiedy coś mu umykało. Nie zawsze znał przyczynę tej czy innej reakcji, ale potrafił je rozpoznać.
        - Nie pozwolę im cię skrzywdzić. - Dopiero teraz ruszył w stronę dziewczyny. - Pójdziemy tam, gdy nas zaproszą, a jest to kwestią raczej krótkiego czasu, oceniając po maślanych gałach pana Whitakera i wyjdziemy razem. Potem oficjalnie opuścimy miasto i zaplanujemy włam. Nie zostawię cię żadnemu z nich na pożarcie - zapewnił bez sztucznych uśmieszków czy zgrywania czarusia. - I więcej nie potraktuję cię jak pionka, może być? - Cóż tu ukrywać, nie lubił takich rozwiązań. Zdecydowanie wolał kombinować, nikogo nie wprowadzając w swoje interesy. Używanie innych bez ich świadomości przychodziło mu z łatwością i nie niosło ze sobą takiego ryzyka jak wdrażanie ich w swoje plany. Zdążył już jednak zauważyć, że z panterołaczką wszystko układało się trochę inaczej. Uznał więc, że akurat z nią łatwiej pójdzie gdy zagra szczerze.
        - Ale jeśli spróbujesz mnie wydymać. - Podszedł jeszcze bliżej, stając tuż przy Kimiko. Odnalazł swoje ulubione szmaragdowe tęczówki i wymruczał cicho. - Znajdę cię i osobiście uduszę.
Dziewczyna sama doigrała się diablej szczerości.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko zaciągnęła go tutaj z dwóch powodów. Przede wszystkim chciała sama się uspokoić, bo naprawdę już ją roznosiło, a przecież nie należała do osób porywczych. To wzmagająca się irytacja i uraza, w połączeniu z koniecznością duszenia tego w sobie i przykrywania pozorami ułożonej, to znaczy kulturalnej osoby, wywołały ten wybuch. Druga sprawa była jednak taka, że dziewczyna miała tendencję do wpadania w dość toksyczne związki, zarówno emocjonalne, jak i profesjonalne. Uczyła się jednak na swoich błędach, co prawda dość wolno, ale jednak, i widziała że znów ktoś próbuje ją wykorzystać do swoich własnych celów. A teraz nie było jeszcze za późno, by zaprotestować i ewentualnie wyplątać się z tego wszystkiego. Liczyła jednak na cud. Na to, że Dagon poczuje się nieco i naprostuje sytuację, wyjaśni jej wszystko, bo wcale nie chciała się wycofywać. Potrzebowała tylko dobrego powodu, by tego nie robić. Laufey jednak swoim zwyczajem zaczął dość topornie, tylko podjudzając złość Kimiko, tlącą się gdzieś w jej wnętrzu.
        Trochę prychała pod nosem, słuchając zaczepek, do których o zgrozo zaczynała się przyzwyczajać, ona, famme fatale, na miłość boską…. Ale milczała, słuchając Dagona, który zmieniał oblicza tak szybko, że powoli gubiła się we własnych myślach. Opierała się pupą o siodło, skubiąc materiał spódnicy i wbijając wzrok we własne dłonie. W głowie przyznawała rację słowom mężczyzny, wszystko co mówił było logiczne i była tego świadoma. Po prostu nic nie mogła nic poradzić na to, że nie podoba jej się taka rzeczywistość. Nie chce być traktowana jako trofeum do zdobycia, nie bawi jej stawianie jej osoby na piedestale. Nie rozumiała tych ludzi i nie chciała zrozumieć. Bała się jednak, że bez tego jej gra aktorska runie niczym zamek z piasku, a do tego nie chciała dopuścić. Wygrana w postaci zdobycia kosztowności to jedno, ale powoli zaczynała się klarować inna nagroda – utarcie nosa tym wszystkim bogatym dupkom.
        Unosząc jedną brew podniosła spojrzenie na Dagona dopiero, gdy przyznał, że mógł ją nieco bardziej wprowadzić w swój plan. Uch! Uśmiechnęła się jednak lekko, niby lustrzane odbicie grymasu mężczyzny, gdy zarzucił jej strofowanie go za miłe słowa.
        - Zawsze musi być ten pierwszy raz. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się nieco szerzej, lecz teraz już znowu tylko do chłodnego eleganta.
        Zastrzygła uszami, biorąc do siebie jego polecenie. Skinęła głową, raz przyznając mu rację w kwestiach zaufania (przynajmniej tu się zgadzali) i drugi raz, gdy podjął najwyraźniej trudną decyzję o współpracowaniu z nią. Słuchała jak przedstawiał swój plan i nie przerywała mu, nawet gdy przyznał, że chodzi o Whitakera. Widziała, jak wypatruje jej reakcji, ale w odpowiedzi tylko znów wzruszyła ramionami.
        - W porządku – odpowiedziała ulegle, nie widząc przeszkód w realizacji założeń mężczyzny. Póki co, nic z tego co mówił nie brzmiało inaczej niż się spodziewała, więc nie była zaskoczona i jedynie przyjęła plan do wiadomości, uśmiechając się tylko krzywo przez moment, gdy okazało się, że sama z siebie zrobiła przynętę. No kurcze, przecież nie specjalnie.
        Kolejne słowa Laufeya sprawiły, że spojrzała nagle na niego czujnie i z wyraźnym dystansem. Wstała odruchowo, gdy zaczął się do niej zbliżać, jakby szukała już drogi ucieczki. Jakim cudem mówił jej dokładnie to, co chciałaby usłyszeć?
        - Nie boję się, potrafię o siebie zadbać – prychnęła od razu, unosząc butnie brodę.
        Nie była jednak na tyle głupia, by powiedzieć mu, że ma sobie wsadzić swoją ochronę. Ona na niej polegać i tak nie będzie, bo jak to mówią: umiesz liczyć, licz na siebie, ale nie było sensu też zgrywać bohatera i wypinać się na oferowaną pomoc. Powiedzmy, że jeśli się takowe wsparcie ujawni to ona protestować nie będzie, ale oczekiwać go też nie zamierza. "Najważniejsze, by nie wyczuł, że się boisz", pomyślała, bezwiednie przypisując zwierzęce myślenie również Dagonowi, który stał już tak blisko niej, że musiała zadzierać głowę, by na niego spojrzeć. Po raz kolejny nieudolnie próbowała dopatrzeć się prawdziwego koloru jego oczu, ale one były po prostu czarne. Poza tym skutecznie rozpraszała ją groźba, wypowiedziana lekkim tonem, lecz jakaś taka… rzeczywista. Ukradkiem przełknęła nerwowo ślinę.
        - Nie dramatyzuj, złodzieje mają swój honor – powiedziała cicho, usiłując odzyskać rezon, ale bliskość mężczyzny skutecznie jej to uniemożliwiała. Za sobą czuła już siodło, nie miała nawet gdzie się wycofać, więc dłońmi odsunęła nieco Dagona od siebie i wymknęła się bokiem, łapiąc głębszy oddech na środku niewielkiego pomieszczenia.
        - No dobrze, czyli wpraszamy się do Whitakera – zaczęła, zmieniając chętnie temat, chociaż zaraz zacięła się, spoglądając z irytacją w sufit, gdy zdała sobie sprawę z kolejnego faktu.
        - No tak, Tussald trzyma syrenę, Pessoa lisołaczki, a ty liczysz, że Wąsacz połasi się na panterę, świetnie, po prostu cudnie – mruknęła do siebie, splatając ręce pod biustem, ale najwyraźniej godząc się na takie rozwiązanie, nawet jeśli z wyraźnym niezadowoleniem.
        - Ale da się zrobić – zaczęła ostrożnie, spoglądając na swojego towarzysza. - Chociaż ta jego żona… - zawiesiła głos, kręcąc głową i znów przemilczając swoje plany co do tykowatej blondynki.
        – W każdym razie Serafina mówiła, że facet ma na strychu jakiś pokój, do którego jej nie wpuszcza. Sylvia i Konstancja oczywiście od razu zasugerowały, że może również trzyma tam jakąś dziewczynę, ale może to to, czego szukasz – stwierdziła, spoglądając znów na Laufey’a.
        – A co to dokładnie jest? – zapytała, testując tą jego skłonność do współpracy w świetle przekazanych przez nią informacji.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wykrzyczenie złości wyraźnie pomogło Kimiko, ale nie całkiem usunęło zły nastrój złodziejki. Zamiast tego dziewczyna traktowała diabła, jakby ten już ją sprzedał na aukcji, a przynajmniej tak jej zachowanie odbierał Dagon. A przecież darował sobie ten pomysł. Mógł ją tak łatwo przehandlować, a jednak zatrzymał sobie. Wiadomo miał w tym swój interes. Była nie tylko złodziejką, której potrzebował, ale też zapewniała mu rozrywkę. Cudowną odskocznię od monotonii codziennych machlojek. Złodzieja zawsze mógł znaleźć, o dobrą zabawę było już trudniej. Z brunetką szło trochę inaczej niż z przeciętną kobietą, może nie trudniej, ale zawsze odmiennie i chyba to właśnie stanowiło wyzwanie i całą zabawę. To co przyciągało inne, Kimiko odstraszało. Przednie po prostu.
Dziewczyna nie wiedziała jednak, że diabeł już nie traktował jej jako zwierzaka do wystawienia na aukcji, więc nie zdawała sobie sprawy z tego jak blisko i jednocześnie jak daleko od prawdy znajdowały się jej przemyślenia. Może to i dobrze, bo wątpliwe by argumenty Bajera odpowiadające za współpracę ze zmiennokształtną, poprawiły jego pozycję w oczach dziewczyny.
        Tak czy inaczej, teraz musiał posprzątać bałagan, którego narobił wpędzając kociaka w oburzenie. Oczywiście nie zmienił frontu. Swoje zdanie obronił chyba dość skutecznie, bo zmiennokształtna się nie kłóciła. Trochę szkoda, bo była wtedy wyjątkowo pocieszna. Zdecydowanie wolał prychająca panterę niż siedzącą cicho patrząc w swoje dłonie. Niemniej to znaczyło, że powoli dawała się przekonać.
        Na dobre ożywiła się, gdy przyznał, że mógł ją uprzedzić. A więc jednak, najbardziej zirytował Kimiko fakt, że została zmanipulowana. Dziewczyna uczyła się na swoich błędach, Laufey na swoich. Zapamiętywał i łączył drobne fakty, by odpowiednio dopasować swoje późniejsze działanie. Zaś informację o strofowaniu potraktowała tak jak powinna komplement. Osobliwe stworzenie.
Dostrzegł też na nowo budzące się zainteresowanie brunetki, zarówno jego wyznaniem jak i całym przedsięwzięciem. Gdy ta poderwała się z siedziska uśmiechnął się do swoich myśli, chociaż twarz nie zdradziła Dagona. Chyba poruszył właściwą strunę, niezależnie czy trafną interpretacją jej zachowania czy to przez obudzenie buty dziewczyny. Tak jakby powiedział dziecku "nie dasz rady wejść na to drzewo". Wiadomym było, że zaraz spróbuje. "Nie bój się tych złych i podłych bogaczy" - wcale się nie boję! A jednak harda odzywka wcale nie przekonała Laufeya. Kimiko chciała wyglądać na pewniejszą siebie, niż była w rzeczywistości. Pewnie większość się na to nabierała. Na pewno jednak przy nich pantera nie reagowała tak jak przy diable.
        - To dobrze - uśmiechnął się czart. - Bo sami bogacze nie są niebezpieczni, ale mają dość pieniędzy by zapewnić sobie tych groźnych - odparł swobodnie. Nie wiadomo co ich czekało, strażnicy albo inne paskudztwo. Tego właśnie chcieli się dowiedzieć.
Podświadome dodawanie sobie otuchy, jakie zastosowała Kimiko, okazywało się wyjątkowo trafne. Zwierzęta wyczuwały strach, a Bajer? Bajer go dostrzegał w minimalnym napięciu ciała, w zmianie tonu głosu, w wahaniu odbijającym się w spojrzeniu. Gra aktorska pozostawała tylko grą, nawet jeśli doskonałą. Nieważne czy przenikliwość Dagona zrzucić na piekło, które w dosłownym sensie przeżył, czy na prostą ludową prawdę, że kłamca zawsze pozna kłamcę. Mimo to imponowało mu jak dziewczyna testuje swoje siły w starciu na charaktery. Wcale nie byłoby diablą arogancją stwierdzenie, że mało kto w ogóle próbował nie tracić przy nim odwagi.
Pozwolił dziewczynie się wymknąć z bezczelnym uśmieszkiem przyklejonym do ust. Odprowadził ją wzrokiem, znów dając Kimiko trochę przestrzeni, przynajmniej fizycznie - Honor najlepiej się sprawdza, gdy wesprzeć go odpowiednimi argumentami.

        Dagon nie omieszkał wyszczerzyć się ponownie, obserwując jak dziewczyna segreguje fakty. Pozwolił jej mówić i dopiero gdy brunetka skrzyżowała ręce, lekkim krokiem zaczął zmniejszać dystans. Przecież nie będzie wydzierał się przez całą długość pokoju, no i oczywiście ostatnio jego najlepszą formą rozrywki stało się granie na panterzych nerwach.
        - Żona guzik wie - mruknął cicho. - Jest niegroźna jak pokojowy piesek, który jazgocze, ale wystarczy przydusić go poduszką. Myślę, że bardziej niebezpieczna jest Silvia i sam Whitaker. - To były tylko przypuszczenia, którymi czart postanowił się podzielić, w końcu właśnie zaczęli udawać, że są drużyną. Przechylił głowę wyraźnie rozważając informację o pokoju. - Może... - zamyślił się. Czy mógłby tam trzymać obraz, oczywiście, że tak.
        - Wątpliwe by trzymał tam dziewczynę czy chłopca. Nie wygląda na niespełnionego erotomana - zawiesił głos znów patrząc gdzieś przed siebie, cały czas wyraźnie myśląc. - A jeśli już to nie na zwykłego gościa z osobliwymi upodobaniami jak dwóch starych. W tym pokoju może być wszystko, łącznie ze zmumifikowanymi zwłokami mamusi - zaśmiał się czart, chociaż bardziej był to czarny humor. Wąsacz wydawał mu się dziwny, a już trochę dziwnych ludzi widział. To nie był ktoś kogo wpuściłby do swojego burdelu. Przynajmniej takie wrażenie odniósł po tych kilku chwilach spędzonych w towarzystwie niegroźnie wyglądającego mężczyzny. Oczywiście, że mógł się mylić, ale lepiej przygotować się na gorsze niż zostać zaskoczonym.
Słysząc pytanie, od razu wrócił wzrokiem do Kimiko.
        - Jak zdradzę co to, nie będzie już odwrotu i fochów. - Wyszczerzył się odsłaniając kły. Niby dziewczyna zgodziła się wcześniej, ale chciał ją jeszcze trochę podrażnić. Poczekał na odpowiedź i dopiero kontynuował.
        - Obraz - odpowiedział - Magiczny portret - dodał lakonicznie.

        - Chodź obejrzeć te konie - zmieniając temat, zamruczał jak to Bajer, bo poważny ton już dawno opuścił piekielnika. - I tak już mają teorię dlaczego wyciągnęłaś mnie tak nagle. - Zadziorna mina biesa nie dawała zbyt wielkiego pola do domysłów. Jasno sugerowała, że pozostawione towarzystwo sprowadzało cały świat do dwóch wartości: pieniędzy i alkowy.
        - Opinii nie zmienimy. - Dagon był wyraźnie rozbawiony, jak zawsze kosztem Kimiko i nawet nie raczył się z tym kryć.
        - Choćbyś opanowała wszystkie rodowody, nie uwierzą ci, ale przynajmniej nie wyjdziesz na głupiutkiego napaleńca - podkreślił głupiutkiego jakby opinia "napaleńca" była przesądzona, śmiejąc się jawnie gdy oferował swoje ramię. Oczywiście, że diabła bawił taki obrót sprawy, jakże by inaczej. Kimiko złościła się niesprawiedliwą konstrukcją świata, Dagon wykorzystywał ją do swoich celów, gardząc głupotą osób które wykorzystywał. Skoro zaś wybiła chwila prawdy, żerując na rozproszeniu dziewczyny oraz tym jak blisko stała, zaatakował z zupełnie innej strony. Delikatnie ujął rękę z blizną i przeciągnął kciukiem po nadgarstku, gdzie spod rękawa wystawał koniec szramy - Ktoś próbował skrwawić cię jak jagnię? - pytanie było całkiem ślepym strzałem. Zwyczajnie ślad nie wyglądał na przypadek, a im dłużej przebywał z panterą, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie była samobójczynią.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Nieśmiało parsknęła śmiechem, gdy Dagon przyrównał panią Whitaker do jazgotliwego psiaka, które można uciszyć poduszką. Tym bardziej, że akurat z jego ust wszelkie psie odwołania brzmiały dość zabawnie.
        - Nie mam na myśli tego, że jest niebezpieczna, tylko upierdliwa i ewidentnie mnie nie lubi – sprostowała. Co do pozostałych się nie wypowiadała, bo chociaż Silvia rzeczywiście wydawała jej się intrygującą postacią, wręcz ledwo pasującą do tego towarzystwa, to sam Daniel Whitaker nie zrobił na niej jakiegoś większego wrażenia. Ale może Laufey widział coś, co jej umknęło, w końcu lepiej się na tych bogackich znał.
        Przewróciła lekko oczami, gdy znów zaczął stawiać jej warunki i już chciała powiedzieć, że przecież żadnych fochów nie strzela, grzeczna jest niesłychanie, ale nagle przyznał co takiego planuje ukraść.
        - Obraz? – powtórzyła, nie kryjąc zdziwienia. – Tyle zachodu dla obrazu?
        Spoglądała na niego podejrzliwie, ale nic więcej nie powiedział, a samo „magiczny” mogło odnosić się do czegokolwiek. Trochę się rozczarowała, nie da się ukryć. Może nie oczekiwała czegoś tak prozaicznego, jak rodowe klejnoty Whitakerów, ale… portret? Skrzywiła lekko usta w zamyśleniu, ostatecznie dochodząc do wniosku, że co ją właściwie to obchodzi. Ważne, że wiedziała na co poluje, a to co z obrazem zrobi Laufey już jej nie obchodziło. Niech sobie nawet go nad łóżkiem powiesi, byle ona dostała swój obiecany udział w zyskach. Poza tym w jednym mężczyzna miał rację. To co w nią „inwestował” już było wystarczające, by zachęcić Kimiko do współpracy.
        Bezwiednie skinęła głową na propozycję, by poszli w końcu zrobić to, co było oficjalnym powodem ich zniknięcia, ale zamarła w pół kroku, otwierając szeroko oczy na kolejne słowa Dagona. Widziała jak uśmiecha się złośliwie, najwyraźniej doskonale przewidując, jak wpłyną na nią jego zaczepki, a to wcale nie poprawiało jej humoru. Dopiero teraz bowiem zdała sobie sprawę z kontekstu sytuacji i tego, jak wyglądało to z boku. Jęknęła cicho zrezygnowana, przykrywając twarz dłońmi, a jej ramiona opadły.
        - O rany… - westchnęła tylko, opuszczając dłonie i spoglądając na mężczyznę z lekkim, zażenowanym uśmiechem. – Nie pomyślałam o tym – przyznała wprost i pokręciła głową, przygryzając wargę i unikając już jego wzroku. Chociaż teraz udzielało jej się rozbawienie Dagona i, mimo lekko zaróżowionych policzków, uśmiechała się słabo, wiedziała że będzie jej trudniej gdy rzeczywiście skonfrontuje się z pytającymi spojrzeniami towarzystwa.
        - Wypraszam sobie! – zaśmiała się na samo sformułowanie „głupiutki napaleniec” i spojrzała na niego krótko, zaraz znów odwracając wzrok. Podeszła jednak, ujmując męskie ramię i sięgała już w stronę klamki, gdy Laufey miękkim i niewinnym gestem złapał jej dłoń. Spojrzała na niego pytająco, po raz kolejny dając się mu podejść i orientując w sytuacji dopiero, gdy poczuła kciuk na nadgarstku i dobiegającej do niego bliźnie. Pytanie było nie tylko niespodziewane, ale też tak brutalnie postawione i, czego nie wiedział, tak cholernie trafne, że panterołaczka dosłownie zamarła w bezruchu.
        Jeśli Laufey wcześniej sądził, że z dziewczyny można czytać jak z otwartej księgi, teraz będzie musiał zrewidować swój pogląd. Kimiko wyglądała, jakby ktoś naprawdę wyssał z niej życie. Zamarło jej ciało, oczy i twarz, nie zdradzając złodziejki nawet drgnięciem powieki i tylko oczy wzbogacając o nietypowy dla nich mrok. Nie ciskała jednak z nich gromami, nie panikowała, nie zaciskała ust, ani nie pyskowała. Wyrwała tylko nagle swoją rękę i bez słowa wyszła z siodlarni, nie oglądając się nawet na Dagona. Nie była ani spięta, ani roztrzęsiona, tylko… inna. Szła teraz korytarzem wzdłuż boksów, zaglądając do koni, które jeden po drugim dostawały czystej histerii gdy tylko jej twarz pojawiała się nad drzwiczkami. Rżały, parskały, tłukły kopytami, obijając się o ściany boksów i stawały na tylnych nogach. Na szczęście w stajni nie było już poza nimi nikogo, kto byłby świadkiem tego zbiorowego szaleństwa. Prawie nikogo.

        - Jednak nie uciekłaś – dobiegł ją przyjemny głos i odwróciła się, z uprzejmym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Jarvis szedł wzdłuż stanowisk koni z rękami w kieszeniach i ze zdumieniem i rozbawieniem jednocześnie obserwując szalejące przy dziewczynie zwierzęta.
        - Widzę, że zabranie cię na konną przejażdżkę może stanowić większe wyzwanie niż się spodziewałem – powiedział, a Kimiko uśmiechnęła się znów, na moment spuszczając spojrzenie i podnosząc je znów na młodzieńca.
        - Nie mam ręki do koni, jak widać – powiedziała, wzruszając lekko ramionami i odsuwając się przezornie od szalejącego w boksie obok kasztanka, którego oczy prawie wychodziły z orbit, gdy tylko panterze kły ukazywały się w uśmiechu.
        - Jacyś faworci? – drążył brunet, nie spuszczając z niej wzroku, który zapewne miał dziewczynę zawstydzać, jednak przy przeszywającym spojrzeniu czarnych oczu Dagona wypadał dość blado.
        - Tequila – odparła lakonicznie Kimiko, z rozbawieniem obserwując dla odmiany zmieszanie młodego Tussalda.
        - Emm… czy to znaczy, że mam zabrać cię na drinka? – zapytał, a ona zaśmiała się z tego zgrabnego wybrnięcia.
        - Tequila, gniada klacz po drugiej stronie stajni, wygląda obiecująco… – wyjaśniła, urywając, gdy zobaczyła, że Jarvis spogląda na coś za nią. Albo na kogoś, co bardziej prawdopodobne…
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Miło było obserwować jak pantera podśmiewa się pod nosem. Równie zadowolony patrzył jak tym razem właściwie dobrane kroki przynoszą oczekiwany efekt. Z podobną satysfakcją obserwował jak do Kimiko docierają pewne fakty rządzące brutalnym i znudzonym światem arystokratów. To jak zrezygnowana skryła się w swoich dłoniach. Jak później posłała mu speszony uśmiech, szybko uciekając wzrokiem. Dawno nie bawił się tak świetnie. Do tego stopnia, że powoli sam diabeł zaczynał się obawiać, kiedy w ogóle coś dawało mu taką czystą radość jak chwile spędzane z Kimiko. W tym momencie Dagon naprawdę poważnie zaniepokoił się, że kociak zbyt mu się podoba. Jej reakcje były takie pociesznie naturalne, bez nudnej kokieterii i pruderii. Spodziewał się speszenia, ale zakłopotany uśmiech był ciekawą nowością. Odebrał to za dobry znak, że chyba Kimiko czuła się w jego towarzystwie coraz lepiej.
        Gdy właśnie przekonany był, że rozgryzł panterę, poczuł jakby drugi raz w życiu nastąpił na potrzask na wilki. Oczekiwał przestrachu z jakim powinna na niego spojrzeć, gdy odkrył jej sekret. Brał pod uwagę złość, może nawet uderzenie w twarz. Oczywiście, że Dagon miał już przygotowany scenariusz i reakcje. Przecież Kimiko nie miała szans z takim wyjadaczem jak on. Miał zamiar jeszcze zbliżyć się do dziewczyny, może trochę ją osaczyć, mocniej przywiązać do siebie grając na emocjach. Pantera zaś wyrwała rękę zostawiając zmieszanego diabła w siodlarni. Nie dostrzegł nic poza pustką. Zmiana była tak diametralna, że kilka uderzeń serca Laufey stał jak zamurowany. Mógł jedynie przypuszczać, że trafił, w końcu z jakichś powodów Kimiko zachowała się tak odmiennie, wciąż jednak były to tylko przypuszczenia. Przegiął, zazwyczaj był roztropniejszy i lepiej oceniał przeciwnika. Nie brakowało mu czujności i nie zdarzały mu się tak banalne wpadki. Bajer nie wiedział czy zaślepił go urok Kimiko, czy własna arogancją, ale taka pomyłka nie powinna mieć miejsca. Twarz diabła nie wyrażała nic, gdy ten stał porzucony, pozwalając by fakty o tym jak bardzo spieprzył powoli docierały do jego rogatej głowy. Wszystko zaczęło się tak cudownie układać, ale on musiał wykonać o jeden krok za dużo i wszystko spartolić. Warknął pod nosem wychodząc z pomieszczenia. Jeszcze gdy zamykał drzwi, mina diabła wciąż nie wyrażała nic.
Po wyjściu zatrzymał się ponownie i rozejrzał po korytarzu. Wtedy przez chłodną maskę obojętności przebił się wyraz niezadowolenia, gdy bies spostrzegł jak Kimiko rozmawiała z Jarvisem. Stał tak kolejne uderzenie serca. Nie miał jednak koncepcji co dalej, a i godność nie pozwalała mu na gonienie za dziewczyną tym bardziej w obecności szczawika. Zamiast podążyć w kierunku panterołaczki udał się w stronę wyjścia, wcześniej nie szczędząc mężczyźnie groźby kryjącej się w spojrzeniu.
Przez obecność Kimiko, konie panikowały i szalały reagując jak powinny reagować na drapieżnika. Wyczuwając przechodzącego obok czarta, zamierały łypiąc białkami i parskając niespokojnie.

        Trąbka obwieściła koniec gonitwy a zaraz potem zapowiedziano gwóźdź programu - długą rundę, w której udział brały lepsze i starsze konie. Jak tylko Dagon opuścił stajnię, zapalił cygaro i stanął przy bandzie. Skryty przed wzrokiem sępów, obserwował przygotowania do gonitwy i rozmyślał. Dopiero zgasiwszy niedopałek udał się do stolika. Kimiko jeszcze nie wróciła tak jak i Jarvis.
        - A gdzie pan zgubił panią? - na wejście zapytał Whitaker z bezczelnym uśmieszkiem. Diabeł odpowiedział czarującą miną, która była zarezerwowana głównie dla pań.
        - Nabroiłem i muszę pogodzić się z chwilową niełaską.
Machnął ręką na kelnera prosząc o drinka, podczas gdy wpatrywały się w niego bystre bystre oczy pani Tussald.
        - Skąd pewność, że tylko chwilową? - przemówiła Silvia, co nieczęsto czyniła.
        - Mam zamiar zrobić wszystko by odzyskać utracone względy - odpowiedział jak zawsze pewny siebie. Po złości czy zaskoczeniu nie było śladu, nie gdy trwało przedstawienie.
        - Co jeśli wszystko nie wystarczy, bo znajdzie się ktoś, kogo nie trzeba upominać za wpadki... - Silvia uśmiechnęła się zagadkowo, nie dając Dagonowi ani jednej wskazówki co kryło się w jej głowie. Twarz biesa była wcale nie łatwiejsza do odgadnięcia. Uśmiechnął się szarmancko w jedynej odpowiedzi. "Co jeśli znajdzie się ktoś?" - pomyślał diabeł - "Jeśli ktoś wejdzie mi w paradę, to lepiej by wcześniej pożegnał się z rodziną" - Laufey nigdy się nie wahał, jeśli ktoś miał pokrzyżować jego plany. Te przemyślenia jednak nie opuściły głowy czarta, nie dając najmniejszych podejrzeń co do bezwzględności Dagona. Miny pozostałych kobiet były znacznie prostsze do rozszyfrowania, tak jak ich partnerów.
        Diabeł szybko otrzymał swój alkohol i znad kryształowego brzegu zaczął spoglądać na wyprowadzane konie.
Chabety oczywiście nie interesowały go bardziej niż obsługa plącząca się za kulisami. Obiekt zainteresowania diabła po chwili wyłonił się zza żywopłotu idąc w towarzystwie chłoptasia Tussaldów. Dagon nie lubił dzielić się swoimi rzeczami, ale rozważał też potencjalne zyski związane ze zbliżeniem się Kimiko do bogaczy. Bies mógł nie być zadowolony z takiego obrotu spraw. Głównie dlatego, że go nie zaplanował. Przez to, że to zielonooka złodziejka zostawiła go i teraz wędrowała ze szlachciątkiem. Ale od podejścia w stronę brunetki i jej nowego adoratora, Bajera dzieliło całe piekło, a do piekła nie udawał się nigdy.
Cierpliwie więc znosił plączące się w okolicy chłopczątko, podczas gdy trąbka ogłosiła start gonitwy.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Obróciła się nieznacznie, spoglądając za siebie i szukając tego, co tak wybiło z rytmu młodego Tussalda. Nie zdążyła już jednak dostrzec spojrzenia Dagona, a jedynie jego plecy, gdy wychodził ze stajni inną stroną. Zmarkotniała nieco, ale na szczęście Jarvis tego chyba nie zauważył.
        - Problemy w raju? – zapytał, a ona uśmiechnęła się pobłażliwie, jednocześnie krzywiąc się w myślach. Albo zauważył.
        Nie tłumaczyła się jednak w żaden sposób, co jej towarzysz przyjął z niemalże płonącym z ciekawości wzrokiem. A ona nawet nie tyle specjalnie chciała trzymać kogokolwiek w niepewności, co po prostu nie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji. Nagle okazało się bowiem, że rzeczywiście to Laufey ma jakiś plan na to, jak mają się razem prezentować. Ona ma tylko w miarę ładnie wyglądać, co i tak wymaga mnóstwa starań w postaci ubrań i biżuterii, odciągających wzrok od jej raczej prostej urody. Nie mając jednak innego wyboru udawała taką strasznie tajemniczą, bo nie wiedziała czy może przyznać, że rzeczywiście doszło między nimi do małego spięcia. Dla niej co prawda takie sytuacje były normalne, każdy się kłóci, nie da się tego uniknąć. Ale czort jeden wie, co siedzi w głowie tych zadufanych w sobie bogaczy i czy takich „normalnych” sytuacji nie odbierają zupełnie opacznie.
        Jarvis na szczęście nie zaproponował jej ramienia, którego nie chciała przyjmować, więc spacerowali przez chwilę po korytarzu, oglądając konie. On z rękoma splecionymi za plecami, ona przed sobą, idąc po zewnętrznej stronie, by nie płoszyć aż tak zwierząt. Po chwili jednak i tak prawie wszystkie konie zrobiły się niespokojne i para opuściła stajnię. Gdy wyłonili się już zza żywopłotu, znajdując w zasięgu wzroku gości, Kimiko starała się zbyt ostentacyjnie nie spoglądać za Dagonem, więc uciekała spojrzeniem tylko, gdy młody Tussald skupiał się na torze, co niestety nie działo się zbyt często. Ale też pytań trudnych nie zadawał, ot gadka szmatka, głównie o jego osobie i rodzinie zresztą, a panterołaczce pozostawał do odegrania uroczy uśmiech i przytakiwanie lub wyrażanie zachwytu w odpowiednich momentach.
        W międzyczasie analizowała w głowie, to co się w ogóle stało. Cieszyła się, że Dagon pozwolił jej wtedy odejść, bo nie umiała powiedzieć, co by zrobiła, gdyby ją z nim wtedy zamknięto w pokoju. Słowa mężczyzny, chociaż rzucone beztrosko, uderzyły w nią jak silny policzek, a umysł zalała fala obrazów, prześladujących ją do tej pory tylko w koszmarach. To było raptem dwa lata temu i dziewczyna wciąż nie doszła do siebie po tych przeżyciach. Nie wiedziała nawet, co bolało bardziej. Czy to, że zaplanowano dla niej iście zwierzęcą śmierć, spuszczając z niej krew do bukłaka i wyraźnie sugerując, że ta ściekająca po jej ręce czerwona ciecz to najcenniejsze, co dziewczyna ma do zaoferowania? Czy to, że zrobili to ludzie, z którymi żyła i rabowała przez osiem lat? Czy to, że nóż trzymał herszt ich bandy, z którym ona… który był dla niej…
        - Kimiko?
        - Hm? – ocknęła się nagle, spoglądając w pytające miodowe oczy chłopaka przed nią. Musiała ewidentnie przegapić jakieś jego pytanie, ale na szczęście wydawał się raczej zdziwiony niż urażony.
        - Wszystko w porządku? – zapytał, a ona zaraz uśmiechnęła się ładnie.
        - Oczywiście, przepraszam. – Machnęła ręką i spojrzała na ruszające z dźwiękiem trąbki konie. – To przez te zapachy w stajni, mam wrażliwy nos. – Uśmiechała się, trzepocząc rzęsami, nim w końcu i on się rozpogodził i uniósł lekko rękę. Była przekonana, że gestem chce zaprosić ją do dalszego spaceru, ale on uniósł ją do twarzy dziewczyny, odgarniając jeden z czarnych kosmyków z ramienia na plecy. Odsunęła się o krok.
        - Pozwalasz sobie na zbyt wiele – stwierdziła, wykorzystując sformułowanie nie raz słyszane z ust innych dam w podobnym kontekście. Miała co prawda ochotę odtrącić gwałtownie natrętną rękę, więc też za opanowanie już sama sobie przyznała punkt. Co za bezczelny typ, przecież widzi, że przyszła z Dagonem.
        - Proszę o wybaczenie – odparł Jarvis momentalnie, jednak ani jego uśmiech, ani oczy nie potwierdzały tych słów. Zmrużyła podejrzliwie ślepia, ale on już tym razem gestem zaprosił spowrotem w kierunku stolika.

        Usiadła na swoim krześle, a Jarvis po drugiej stronie stolika, wyjątkowo z siebie zadowolony. A już prawie go polubiła, wydawał się sympatyczny, a teraz takie numery wywija, przystojny skurczybyk. Nim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, nachyliła się w stronę siedzącego obok niej Dagona i położyła mu dłoń na przedramieniu.
        - Zobacz, Tequila wychodzi na prowadzenie. – Uśmiechnęła się do niego, dość oszczędnie, ale jednak.
        Wskazywała gniadą klacz, o której w stajni wspominała młodemu Tussaldowi, specjalnie zachowując się, jak gdyby Laufey miał wiedzieć, o co chodzi. Miała w końcu zapewnić sobie odpowiednie alibi i to zrobiła, a teraz wtajemniczała swojego partnera, by nie został na lodzie, gdyby ktoś jego o to zapytał. Może i była na niego zła, ale była też lojalna, skoro mieli razem pracować. Na to, że facet jest aroganckim dupkiem nic nie poradzi, ale swoją rolę miała zamiar dobrze odegrać, tylko po prostu nieco czujniej pilnować swojego ogona. Nadal nie wiedziała, jak powinni się razem prezentować, ale w międzyczasie uznała, że na razie będzie to po prostu robić po swojemu, a jak Dagonowi coś nie będzie pasować to jej przy okazji coś podpowie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Cały czas rozmyślał i kombinował starając się rozważyć wszelkie możliwe scenariusze, by przynajmniej częściowo się do nich przygotować. Musiał ratować to co jeszcze trzymało się kupy, czego nie zdążył zniszczyć swoją głupią zagrywką. Chodziło zaś zarówno o przykrywkę, którą tak skrzętnie pletli od początku, w którą tyle zainwestował jak i o związany z nią plan. To dopiero byłaby klapa. Nie dość, że zyskałby jedno wielkie nic, strat już nawet nie liczył, to jeszcze do kompletu nawet zabawa skończyłaby się zanim na dobre zdążyła się rozpocząć. Był w trakcie poważnych rozważań, gdy para wyłoniła się zza żywopłotu rozmawiając w najlepsze. Beztroski obrazek nie poprawiał skrzętnie skrywanego nastroju czarta. Gdy brunet odgarnął włosy Kimiko, bies był na granicy kontrolowania własnej mimiki.
        By tylko pogorszyć sytuację, poufałe zachowanie Jarvisa nie umknęło niczyjej uwadze z osób siedzących przy stoliku. Jakby na złość, bogacze zamiast skupić się na durnych czworonogach, które skłaniano do ganiania w kółko ku uciesze tłumu, ufiksowali oczy na Kimiko i brunecie. Oczywiście taki obrót spraw dawał znacznie więcej możliwości niż posiadali na starcie. Jakimś trafem jednak diabeł nie potrafił się cieszyć. Dagon zmrużył nieznacznie oczy, naprawdę pilnując się, by nie zrobić więcej jak na przykład stłuczenie trzymanej szklanki. Wtedy złość czarta od razu zostałby poczytana za zazdrość. Oczywiście, że nie był zazdrosny! Znów też i ten wątek można by doskonale wykorzystać, ale Bajer jakoś nie był w nastroju.

        Dagon zastanawiał się właśnie jak odważny byłby dzieciak, gdyby złapał go za kołnierz i powiesił na najbliższym żywopłocie, gdy z rozmyślań wyrwała go Serafina swoim złośliwym głosem.
        - Mężczyźni i ich pewność siebie. - Patrzyła na Lufeya, jawnie kierując słowa do niego. Za wzrokiem uszczypliwej kobiety podążyły pozostałe panie i panowie. Co było lepsze niż szukanie pikantnych historyjek? Oczywiście, że drwiny z pechowca, któremu kobieta przyprawiała rogi. Droga z obiektu uwielbienia do ofiary żartów okazywała się krótsza niż można by przypuszczać. Jak zawsze niewzruszona pozostała tylko Silvia, chociaż i na jej twarzy wykwitł uśmieszek, który mógł oznaczać wszystko. Serafina nieświadoma po jak kruchym lodzie stąpa kontynuowała swoją zabawę.
        - Myślą, że są niezastąpieni. - Laufey zaś uznał, że na co komu poduszka. Jedną ręką udusiłby złośliwe babsko, ściskając tę jej chudą szyjkę, i miał dziką ochotę to zrobić. Na twarzy wywołał jednak uśmiech i dopił alkohol.
        - W takim razie pozostanie mi tylko uschnąć z tęsknoty.
Serafina wyraźnie chciała kontynuować docinki, ale zamarła z półotwartymi ustami. O dziwo diabła uratowała sama przyczyna drwin. Odsunęła się od młodzieńca, co skwitowano uśmieszkami. Podobnie jak powrót Kimiko do stolika. Odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna kontynuowała swoją grę wskazując mu chabetę o wdzięcznym imieniu Tequila i takim samym jak trunek, złocistym połysku sierści, kontrastującej z kruczą grzywą. Skinął głową, odwzajemniając uśmiech. Niby patrzył na biegnące konie, ale cały czas próbował znaleźć wyjście z niekomfortowego położenie, w które sam się wpakował. Emocje gonitwy na krótko przysłoniły wcześniejszy temat rozmów wszystkim, poza młodym Tussaldem, który miał irytująco podzielną uwagę.
        Oczywiście to wskazana przez złodziejkę klacz wygrała. Przy stoliku na moment zawrzało, ale dosłownie na chwilę. Zaraz później wścibskie spojrzenia grupy znudzonych arystokratów wyraźnie zdradzały ich zainteresowanie tematem odmiennym od wyścigów.
Jarvis spojrzał bezczelnie na brunetkę, co od kilku chwil czynił nagminnie, coraz mocniej drażniąc diabła.
        - Z taką partnerką to można chodzić na wyścigi - pierwszy przerwał ciszę Horus, uśmiechając się szerzej niż w diablim mniemaniu powinien. Cały dobry humor Bajera ulotnił się bezpowrotnie - chociaż piekielnik kontynuował robienie dobrej miny, miał szczerą ochotę zrobić komuś krzywdę. A najlepiej kilku ktosiom. Właśnie powoli kiełkowała w jego myślach kolejka, do której stopniowo dołączały kolejne ofiary.
        - Ale tak jak świetnie bawi, równie szybko nuży. - Uśmiechnął się taktownie, wstając i podając Kimiko dłoń.
        - Żartuje pan chyba, już uciekacie? - ze złośliwym uśmieszkiem wtrącił Ronald. To wystarczyło by towarzystwo wyrobiło sobie opinię co do prawdziwego powodu opuszczenie toru, jeśli oczywiście wcześniej jej nie miało. Chociaż Kimiko zachowywała się równie grzecznie jak poprzednio, a pewnie niejeden oczekiwał ciekawszego obrotu spraw. Mimo iż Laufey niby nie zmienił swojego zachowania, to wyraźnie wszyscy wyczuwali pewne napięcie. Jarvis swoimi spojrzeniami i uśmieszkami nie poprawiał sytuacji. Klamka zapadła, a zdanie bogaczy zostało ustalone: pan Laufey uskuteczniał taktyczny odwrót.
        - Najwyższa pora - uśmiechnął się spokojnie czart.
        - Och, przecież słyszałeś skarbie, że pan ma dużo pracy. Zrobić wszystko, nie tylko nie jest łatwo, ale zdecydowanie potrzeba dużo czasu. - Serafina uśmiechnęła się jadowicie, na co Dagon odpowiedział najbardziej czarującym uśmiechem jaki posiadał w repertuarze. Blondynka na moment straciła impet, zaś diabeł rozmyślał, że jeszcze chwila a ukatrupi kobietę nie zważając na konsekwencje.

        Bez słowa powędrowali do czekającej dorożki. W powozie cisza była nie mniej irytująca. Kimiko milczała uparcie. Dagon robił to samo. Nie miał najmniejszego pojęcia co teraz powinien zrobić i jak pantera zareaguje, wolał więc wstrzymać się z ryzykiem aż będą w wynajętym pokoju. Nawet nie patrzył w kierunku brunetki. Posępna twarz diabła odbijała się w szybie powozu, gdy ten obserwował mijany krajobraz.
        Gdy dotarli na miejsce, pomógł dziewczynie wysiąść podając jej rękę, ale nie zmuszał zmiennokształtnej do przyjęcia bądź odrzucenia proponowanego ramienia. Zamiast tego puścił jej dłoń, pozwalając by sama wróciła do pokoju. Szedł jakieś dwa kroki za Kimiko, zatrzymując się na chwilę by szepnąć słówko obsłudze. Gdy wreszcie znalazł się w pokoju, pantera siedziała w sypialni.
        Rzucił kapelusz na siedzisko fotela. Na chwilę wszedł do pokoju, jedynie przelotnie spoglądając na dziewczynę. Spośród sukien wybrał czarną wieczorową kreację i wrócił do salonu. Atmosfera stawała się wręcz nieznośna, wpędzając Bajera w poczucie winy. Osobliwe, bo nie żałował tego jak mógł zranić dziewczynę, od tego był daleki. Wyrzucał sobie, jak przepięknie położył sprawę. Do tego, co nie zdarzało mu się zbyt często, czuł się bezsilny gdyż widział raptem jedno wyjście z sytuacji, a i tak nie miał pewności, czy zadziała. Oczywiście pomijając ewentualne rozwiązania siłowe.
        Nalał sobie whiskey, co powoli zaczynało przypominać nawyk i zapalił cygaro, ostatnie. Szlag by to, nawet cygara mu się kończyły. Odłożył pustą papierośnicę na szafkę z dziwnym przekonaniem, że chyba los postanowił wyrównać swoje korzystne sploty zdarzeń złośliwym pechem.
Nie spieszył się, jak zawsze paląc w oknie i delektując się ostatnimi wdechami ulubionego dymu. Zgasił resztę cygara na parapecie i cicho zamknął okno, po czym powoli skierował się do sypialni. Tym razem nie wchodził do środka. Stanął w łukowatym przejściu opierając się o ścianę i przez chwilę patrzył na brunetkę. Nic się nie zmieniło, Kimiko milczała. Nawet go nie opieprzyła a zwyczajnie nie wymówiła ani jednego słowa.
        - Przepraszam - odezwał się cicho. Ochrypłe brzmienie, które zabarwiło głos diabła nadało mu nietypowo łagodnego wydźwięku. O dziwo nie wypatrywał reakcji dziewczyny jak zazwyczaj robił. Zamiast tego odsunął się od ściany i wrócił na kanapę. Nie było żadnej innej opcji. Tak się cieszył kiedy ostatnio miał tyle zabawy? Proszę bardzo. Rzadkich sytuacji zapowiadało się więcej. Kiedy ostatnio ktoś zmusił go do przeprosin... to dopiero było wydarzenie. Kto jak kto, ale Bajer nie przepraszał. Oparł głowę na dłoni, pocierając palcami czoło. Był zły i zmęczony.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości