Demara[targ i okolice]Raźnym krokiem w przygodę

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        W końcu sytuacja zaczynała się poprawiać. Nie byli już otoczeni w ciasnej uliczce. To był spory krok w stronę ujścia z życiem. Ezechiel zaczynał się uspokajać. Pozwolił sobie nawet na chwilę odpoczynku. Siedział spokojnie, wdychał powietrze i patrzył jak mała zadymka śnieżna leniwie przesuwa się za swoim celem. Był zadowolony z tego co zrobił. Oszczędzając siły, wciąż skutecznie rozpraszał swoich oponentów. Dalej, gdy chłopak się ruszył i zaczął przesuwać Deana, starcowi aż się zrobiło miło, że młodzież jednak umie słuchać. Już zaczynał myśleć, że niepotrzebnie nękał bogu ducha winną istotę, zamiast wierzyć we wcześniej zdobytego pomocnika. Było dobrze. Żaba przymknęła ślepia i czuła lekki ruch powietrza, gdy postać, na której siedziała była ciągnięta. Jednak zbyt wcześnie uznała to wszystko za triumf.
        Nagle Ezechiel poczuł zbliżające się wyładowanie magiczne. Otworzył ślepie i zamarł. Połowa postaci wychylające się z zamieci celowało w niego i pozostałych ognistym pociskiem. Był całkiem bezradny. Co by nie zrobił, jego reakcja była za późna. "Nie, nie, nie... Znów, chwile człowiek chce odpocząć i co? I znowu dostaje takie zaskoczenie... Świetnie. Doskonale! O ile to przeżyję, przez najbliższy tydzień nawet nie przymknę oka... W końcu, spać nie muszę. Ooo, wszyscy bogowie... miejcie nas w opiece." Tak myśląc, żabi mędrzec przylgnął bardziej do barku, na którym spoczywał i zaczął godzić się zmyślą o śmierci, czy też oparzeniach trzeciego stopnia.
        Wtem, szarpnięci... i wybuch, który miał zwiastować koniec egzystencji, spowodował tylko gruntowne uszkodzenia uliczki. Ezechiel spojrzał na chłopaka. "Nie... gdyby to był on, już dawno by się nie patyczkował, tylko coś zrobił." Przeniósł wzrok na nieznajomą. I kolejne zaklęcie w jej wykonaniu. "O tak, to było jej dzieło. Bezapelacyjnie. W sumie, aura to potwierdza. Przeżyjemy."
        Starzec zebrał siły jeszcze na jedną sztuczkę. Skołowany, mdlejący wręcz mag nie był wielki wyzwaniem. Nastała pora na trochę wilgoci na oblodzonej uliczce i zemstę wykiwanej zamieci. Woda zwinnie jak wąż wśliznęła się pod buty ofiary, a następnie latający śnieg niczym stado wilków rzucił się na napastnika. Mała lawina powstała w ten sposób przewróciła go i przysypała. Biedak nie miał szans nawet spróbować uskoczyć. Dostał za to doskonałą okazję by uderzyć się głową o bruk. Wielce prawdopodobnym było, że mag po tym zemdlał już całkowicie.
        W końcu Ezechiel poczuł się znów bezpieczny, ale nie zamkną teraz oczu. Spojrzał na obie osoby, które w to wciągnął i które mu pomogły. Aż głupio mu było, że narobił się taki bałagan. Zdusił w sobie na chwile godność i zrobił to co w takiej chwili wypadało uczynić - zaczął dziękować.
- Dziękuję wam - stwierdził, lekko skrzeczącym głosikiem. - Winny wam jestem garść wyjaśnień... ribit... ale to później. Teraz, oddalmy się.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Gadająca żaba był tak surrealistycznym widokiem, że w Lanie coś wreszcie pękło. Chłopak osunął się na ziemię; nie był zmęczony, a przynajmniej nie w fizycznym tego słowa sensie, parę zaklęć to za mało, by zwalić pół czarodzieja z nóg. Ale żył, był relatywnie bez szwanku i bezpieczny, kryzys został zażegnany - a przecież jeszcze kilka sekund wcześniej już myślał, że jest po nim. Tak więc ulga dosłownie zwaliła go z nóg, aż oparł się o wciąż nieprzytomnego starca, oddychając głęboko.

        Co ciekawe, starzec powoli otworzył oczy i zamrugał, jakby oślepiony światłem. Potem wyprostował się niespodziewanie szybkim ruchem, nieomal pozbawiając Lane'a równowagi.
        - Ale co... - wybełkotał, wciąż wyraźnie zdezorientowany. - Co się u diaska stało?...

        Lane uśmiechnął się niemal wbrew sobie. To było takie dziwne - ledwo co był przerażony, a teraz czuł się jakby miał wybuchnąć śmiechem. Jakby nie do końca był sobą. Powstrzymał się jednak i wziął jeszcze parę głębszych wdechów, by dojść do ładu z kłębiącymi się bezwładnie myślami i kołaczącym sercem. Już miał odpowiedzieć, jednak ubiegł go zupełnie obcy, zimny głos.
        - Co tu się wyprawia?

        Lane zesztywniał, po czym uniósł wzrok. Niepostrzeżenie, skwer stolarski stał się wyjątkowo zaludnionym miejscem, a wszyscy przybyli nosili mundury miejscowej straży. Większość dzierżyła miecze, lecz Lane dojrzał kilka osób bez broni; siła ich aur wyraźnie sugerowała magię. Łącznie przybyłych było kilkunastu, pełny oddział jak nic - a najbliżej stojący mężczyzna o surowym wejrzeniu najwyraźniej nimi dowodził. Zmierzył całą uliczkę wzrokiem, od pokrytego śniegiem maga przez siedzących na ziemi Lane'a i starca, aż wreszcie po nowo przybyłą kobietę i zamarzniętego nożownika. Gdy skończył oględziny, zaklął głośno i zakreślił mieczem półkrąg.

        - Jesteście aresztowani za naruszanie porządku w przestrzeni publicznej oraz nieautoryzowane użycie magii! - warknął. - Wszyscy! - Zwrócił się ku swoim podwładnym. - Do wspólnej celi ich! Numer cztery, specjalnie dla magów; niech trochę ochłoną zanim zaczniemy przesłuchanie. Ruchy! Ropuchę też!
Tiva
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Tiva »

Całe szczęście, Maie nie musiała prosić dwa razy o drobną pomoc w tej walce. Utrzymując swój wpływ na organizm czarodzieja sprawiła, że rytm jego serca stał się niebezpiecznie wolny, oddech zaczął urywać się, zupełnie dezorientując przeciwnika. Niestety nie mogła długo działać w ten sposób, ale w samą porę pojawiło się wsparcie. Po raz kolejny chłód zdominował okolicę, lecz najbardziej ucierpiał na tym czarodziej, którego zamarznięte ciało zatrzymało się bez ruchu. Tiva opuściła dłoń i odetchnęła głęboko, klęcząc na bruku, a dłońmi wspierając się o zimny grunt. Przez krótką chwilę odpoczywała po wysiłku, który był niezaplanowany, lecz w końcu podniosła spojrzenie i odgarnęła dłońmi włosy. Po chwili wstała z kolan i nieco chwiejnym krokiem podeszła do tych, którym udało się pomóc, by ocenić, czy wszystko z nimi w porządku.

- Chciałabym zapytać o to samo – powiedziała robiąc wielkie oczy, gdy usłyszała słowa młodego chłopaka, ale nie to było najbardziej zaskakujące. Prawdziwe podziękowania popłynęły z pyszczka żaby.
- Jestem ciekawa jak wyjaśnimy sprawę tym tam… - Skinęła głową w kierunku gapiów. Tak jak myślała, to co działo się w tej części miasta, w końcu przykuło uwagę tych, którzy raczej widzieć tego nie powinni.
- Jestem Ti… - chciała przedstawić się po całym zamieszaniu, w końcu od czegoś trzeba było zacząć, by potem dowiedzieć się w co miała okazję wdepnąć, lecz w tym momencie pojawiła się straż, która nie do końca była zadowolona z tego co się stało.
- To nie nasza wina! – powiedziała, wybiegając przed pozostałych, by porozmawiać z dowódcą.
- To tego tam powinniście aresztować – dodała spokojniej wskazując na czarodzieja, którego ciało zostało skute lodem. Ale nic to… Kto by posłuchał kobiety w takim towarzystwie?
Tiva została otoczona przez dwójkę strażników, choć dostrzegła, że mieli wsparcie w razie, gdyby miała zamiar się wyrywać. Wkrótce na jej nadgarstkach pojawiły się kajdany, skutecznie krępując jej ruchy.
- To jakieś nieporozumienie, nie zrobiliśmy niczego co mogłoby zaszkodzić… Wręcz przeciwnie – próbowała tłumaczyć, ale wszystko kończyło się fiaskiem.
- Skończ gadać! – Tiva poczuła pchnięcie, które zmusiło ją do ruszenia na przód, przez co prawie straciła równowagę.
Kobieta odwróciła spojrzenie, wlepiając wściekły wzrok w strażnika, który za nic miał wszelkie dobre maniery. Chciała coś powiedzieć, zbesztać za zachowanie, lecz w porę opamiętała się, bo skoro mają trafić do celi, a potem kto wie jak gęsto będą musieli tłumaczyć się z zamieszania, to lepiej nie dawać im przewagi…
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

         Spóźniona interwencja straży miejskiej była do przewidzenia. Strażnicy nigdy nie przybywają na czas, a jedynie wtedy gdy już jest pozamiatane. I tak jak walka była o tyle komfortowa, że zawsze można podkulić ogon i uciec, tak w przypadku władzy nie było takiej alternatywy. Można było tylko się postarać o łagodniejsze traktowanie.
        Pobudka Deana była małym cudem, którego potrzebowali. Stary mag nie musiał nawet pytać by poznać żabę na swoim ramieniu. Jedno porozumiewawcze spojrzenie i już było wszystko jasne. Ezechiela trochę bolało, że nagle zrobił się tu taki tłum. Nie wiedział co zrobić. Irytował go fakt, że za jego sprawą w to bagno wpadło jeszcze dwoje całkowicie przypadkowych podróżnych. Godził się z myślą, że będzie musiał się ujawnić i siłą swego autorytetu negować podejrzenia i inne głupoty. Na szczęście dla niego, nieznajoma wyłamała się i postanowiła ugłaskać sytuacje sama. Jednak reakcja przedstawicieli litery prawa, żabiemu mędrcowi potwierdziła jednoznacznie, że nie chce on mieć z nimi ani trochę styczności. Jego aura była skutecznie maskowana, z wyglądu był zwykłym płazem. Mógł się tak chować, zaś Dean zapewne zrozumie by zadbać o jego ukrycie.
        Tak też, Ezechiel przybrał najbardziej naturalny wyraz pyszczka i najbardziej nieinteligentny wyraz ślepi. Płaz malowany. Jeszcze dodatkowe: "ribit..." i ropucha doskonała. Po chwili Dean dyskretnym ruchem wsunął żabę do kieszeni w kubraku. Raczej nikt nie przykuje poważnej uwagi do faktu, że aresztowana żaba nagle wyparowała. Taka już cecha małych istotek, że łatwo przychodzi im znikanie... a nawet jeśli, każdy człek wie, że każdy ceniący się czarodziej ma jakieś "fikuśne" stworzenie, zwane chowańcem.
        Jednak mimo wszystko coś tu śmierdziało starcowi. Cały oddział na jedno aresztowanie? Tak jak przed ich przybyciem brakowało tu ludzi, teraz było ich nad wyraz dużo. Co więcej, na takie miejsca zwykle zbiegają się pierwsi gapie. Wyglądało to zbyt... teatralnie. Zero oględzin. Zero pytań. Widać, że chcieli zamieść to wszystko pod dywan. Poza tym, czy kiedykolwiek magia była kontrolowana i wydzielana przez władze miasta? Prędzej gildie magów, ale one wiedziały, jak załatwiać spory gustownie. Ezechiel czuł, że ta grupa zabójców była tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Straż Miejska, pomimo oczywistego opóźnienia, działała sprawnie. Dwaj z grupki magów podeszli do zamrożonych niedoszłych zabójców, po czym odmrozili ich sprawnie. Jednocześnie skuli i zakneblowali ich obu, a nożownika dodatkowo przeszukali - wygrzebując z fałd jego ubrań o wiele więcej ostrych narzędzi niż tylko dwa noże. Odmrożeni mężczyźni byli zbyt słabi by stawiać opór, nie próbowali nawet nic powiedzieć; najwyraźniej uznali milczenie za najlepszą strategię.

        Dwóch innych strażników zajęło się niefortunną kobietą; Lane skrzywił się widząc, że bynajmniej się przy tym nie cackali. Najwyraźniej próby przemówienia do rozsądku byłyby w tej sytuacji... cóż, nierozsądne. Chłopak wstał więc spokojnie zanim dwóch kolejnych mężczyzn obrało go sobie na cel i nawet posłusznie wystawił ręce.
        - Knebel naprawdę konieczny? - zapytał z westchnięciem.
        Mężczyzna łypnął na niego.
        - Magia - rzucił sucho, jakby to wszystko wyjaśniało.
        Cóż, zakneblowany Lane z pewnością nie mógłby rzucić żadnego zaklęcia - już same kajdanki były poważnym utrudnieniem. Westchnął ponownie.
        - W porządku - powiedział głośniej. - Ale zanim, być może chcielibyście wiedzieć, że w całym tym zamieszaniu brał udział jeszcze jeden człowiek. Powinien być na dachu, po lewej.

        Kapitan zmierzył Lane'a wzrokiem - chłopakowi zrobiło się od niego zimno... cóż, zimniej - po czym skinął krótko na jednego z pozostałych magów-strażników. Ten zniknął na moment, najwyraźniej teleportował się na dach i z powrotem.
        - Nikogo tam nie ma - oświadczył po powrocie. - Na sąsiednich budynkach też nie, sprawdziłem.
        Lane'owi bynajmniej się to nie podobało, ale co mógł zrobić? Nalegać, by strażnicy jednak wszystko dokładnie przeszukali? Jakoś wątpił, żeby to zadziałało. Poza tym ciężko nalegać, kiedy jakiś facet akurat knebluje ci usta.

        Wkrótce pięcioro więźniów zostało starannie związanych i zakneblowanych - nawet biedny starzec, pomimo posiadanej przez niego przepustki na używanie magii w mieście, wydanej mu przez wojsko jako jednemu z weteranów - a następnie ustawionych w rządku pomiędzy strażnikami. W międzyczasie dookoła pojawiło się kilku gapiów, jednak stosunkowo niewielu; najwyraźniej większość ludności była zbyt skupiona na targu i jego atrakcjach.

        Ruszyli więc. Wlekąc się smętnie za jednym z magów ze straży, Lane zauważył, że w ogólnym zamieszaniu żaba mimo wszystko gdzieś zniknęła. Poczuł się przez to wyjątkowo źle, wręcz zdradzony - w końcu to ten nieznajomy wpakował go w to wszystko, powinien przynajmniej zostać do końca... No chyba, że któryś ze strażników włożył go do kieszeni czy coś.

        - Co to się dzieje w tym mieście - mruknął jeden z wojowników idących gdzieś z tyłu. - Żeby to znowu magowie robili rozpierduchę. Niech się biją między sobą, jak już muszą, ale przynajmniej poza miastem, a nie żeby dokładali nam roboty...
        - Ciszej tam! - warknął strażnik z tych idących na czele, zapewne sierżant lub inny pomocnik kapitana.
        "Ciekawe," pomyślał Lane, jednak nie dane mu było nic więcej się dowiedzieć, ponieważ narzekający mężczyzna posłusznie umilkł i nikt inny już nie próbował się odezwać.

        Po kilku minutach dotarli wreszcie do dużego, ponurego budynku. Wykonany z kamienia i otoczony wysokim murem, nie sprawiał gościnnego wrażenia. Czterech kolejnych strażników stało przy bramie - a więc dwukrotnie więcej, niż Lane by się spodziewał. Niewielka procesja przeszła przez środek dziedzińca i wspięła się po krótkich schodach do głównego wejścia. Tam więźniowie zostali poprowadzeni korytarzem, następnie w dół, do jednej ze znajdujących się w podziemiach cel. Już zbliżając się, Lane wyczuł aktywną magię, niby buczenie rozlegające się jedynie w jego głowie. Na ile mógł stwierdzić, celę otaczało swego rodzaju pole energii, zapewne odbijające ataki i uniemożliwiające teleportację. Zadziwiająco skuteczne jak na straż miejską - ale najwyraźniej w Demarze traktowano magię i jej możliwości bardzo poważnie.

        Cała piątka - napastnicy i ofiary po równo - zostali wepchnięci do środka. Tuż przed tym zdjęto im kneble, jednak kajdanki pozostawiono na miejscu. Całe szczęście, cela była dość duża, najwyraźniej mająca pomieścić znacznie więcej ludzi, więc nie musieli siedzieć zbyt blisko siebie.

        Lane opadł na jedną z ław, zrezygnowany. Gorszego dnia już chyba nie mógł mieć, w dodatku ogarnęło go to potworne uczucie osaczenia. Znowu był uwięziony, jak przez niemal całe swoje życie, choć tym razem zamiast sporej posiadłości z setkami książek i innych dogodności, miał do dyspozycji jedynie ponurą celę. Czy mogło być gorzej?
        A, no tak. Mógł przecież być martwy. "A niech to wszyscy diabli..." pomyślał, po czym wreszcie odezwał się na głos:
        - Wątpię, żeby mogli nas tutaj magicznie podsłuchiwać przez całą tą barierę, więc... No, może na początek się przedstawię. Lane Venture, podróżnik, którego niektórzy tu obecni z jakiegoś powodu próbowali zabić. Miło poznać.
Tiva
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Tiva »

Przez całą drogę do miejsca, gdzie cała ekipa miała zostać zamknięta, Tiv szła ze spuszczoną głową, ale nie była to postawa, która wskazywałaby na załamanie całą zaistniałą sytuacją. Maie była zamyślona, rozważała to co właśnie się stało. Nigdy wcześniej nie była aresztowana, nigdy też nie była wystawiona na widok publiczny jako ktoś, kto zrobił coś złego. W tym momencie byli prowadzeni jak skazańcy, którzy dopuścili się najokrutniejszych zbrodni, co też nie umknęło uwadze tych wszystkich gapiów, którzy poszukując sensacji, przyglądali się całemu konduktowi. Wielu z nich szeptało coś między sobą, inni poruszali ustami w niemych modlitwach, niektórzy byli przerażeni, bo przecież coś mogło im grozić, a znowu inni byli zwyczajnie ciekawi tego, co się stało. Może była to jedyna rozrywka?
Lecz to co bardziej interesowało Tiv, to nie ci wszyscy patrzący na nich, a właśnie jej przypadkowi towarzysze. Tak naprawdę nie wiedziała zbyt wiele, nie było nawet okazji by porozmawiać. Chciała jedynie pomóc, a to co ją spotkało wcale nie było odpowiednią „nagrodą”. Poza tym, pozostawał fakt samej tożsamości co poniektórych. Wszyscy mieli coś wspólnego z magią, a do tego żaba… Maie westchnęła, bo w końcu miała okazję spotkać kogoś, kogo rozpoznała za późno, a całe to spotkanie odbyło się w takich warunkach.

Strażniczka podniosła spojrzenie dopiero wtedy, gdy zostali doprowadzeni pod budynek, który samym swoim wyglądem mógł skutecznie odwodzić od popełnienia czynu karalnego. Blondwłosa odwróciła spojrzenie od tej architektonicznej maszkary i ponownie zerknęła przed siebie, gdy podejrzani zostali wprowadzeni między szare mury. Nie żeby ktoś okazał się delikatny… Mocne pchnięcie na sam środek celi sprawiło, że niemal straciła równowagę, ale nie upadła na kolana. Kajdanki skutecznie krępowały jej ruchy, nawet nie mogła przemienić się w naturalną postać, bo „ci dobrzy” przemyśleli sprawę.

Po dłuższej chwili stania w kącie, Maie podniosła spojrzenie i powiodła nim po współlokatorach. Miny mieli nietęgie, co nie było niczym zaskakującym w owej sytuacji. Jako pierwszy odezwał się młodzieniec, noszący imię Lane. Tiv przyglądała się mu, choć może jej wzrok wydawał się pozbawiony jakiegokolwiek myślenia.
- Jestem Tiva… Tiva Thamae. Maie lasu – powiedziała spokojnym głosem, który o dziwo brzmiał, jakby wcale się nie bała.
- Cóż, po twoich słowach to już nie wiem kogo ratowałam – parsknęła cicho, uśmiechając się nikle pod nosem.
- Z miłą chęcią dowiem się, co się stało, o co chodzi, co tutaj robię, kim jesteście i dlaczego mam kajdany na rękach. – Podniosła dłonie pokazując swoje nadgarstki.
- Ktoś celowo pomylił strony barykady? – Zmrużyła nieco oczy, ale może wszystko rozbijało się o to, że świat wcale nie był taki prosty jak myślała.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Ezechiel przesiedział całą drogę na komendę w kieszenie swego przyjaciela. Powody były dwa. Po pierwsze, musiał wciąż wypocząć, więc warto było wykorzystać każdą okazję do tego. Po drugie, trzeba było wymyślić plan postępowania. Główną słabością bycia więzionym była bezradność wobec woli strażników więziennych i ich przełożonych. Już kapitan oddziału popisał się jak skutecznie się spóźnić i narobić problemów. Starca bardzo, ale to bardzo irytowało takie podejście. Szanował i służył sprawiedliwości, a tutejsi przedstawiciele prawa mu to utrudniali.

        Kiedy Dean wszedł do celi, w jego kieszeni już nie było Ezechiela. Ufał, że stary druh go tu nie zostawi, jak i innych jeńców ślepej sprawiedliwości albo po prostu więźniów straży miejskiej. Usiadł obok młodziana, który przedstawił się jako Lane, i zaczął przyglądać się zakrwawionemu ubraniu oraz bliźnie na brzuchu, gdzie kiedyś znajdował się nóż. Wciąż odczuwał pewien dyskomfort i doskonale pamiętał sylwetkę zbliżającego się nożownika. Jednak miła atmosfera zapoczątkowana przez chłopca udzieliła mu się.
- Witajcie, Lane, Tivo. Jestem Dean Salieri, stary mag, który chciał trochę odpocząć i którego niektórzy tu obecni. - Rzucił spojrzeniem na czarne sylwetki. - Jak sądzę, zabili. - Przerwał na chwile i milczał, tak jak starzy ludzie mają zwyczaj robić. I mimo że wyglądało to na koniec, kontynuował. - Ten... hm... ta istota, którą mieliście szczęście, albo i nieszczęście poznać, to Ezechiel. Myślę, że powie wam o sobie więcej, kiedy... no, na pewno później. - Znów przerwał i odchrząknął. - O co tu chodzi? Nie wiem sam. Wiem tylko, że ci tutaj od pewnego czasu mnie obserwowali, a w jakim celu, to już widzieliście. - Obrócił się cały do napastników. - Ej wy, kundle, powiecie nam o co wam chodzi? - Czarne postaci tylko prychnęły i dalej izolowały się w swoim kacie. Dean zaś powrócił do głównego kółka dyskusyjnego. - Widzisz. A co do kajdan... taka już bywa straż. Wybitnie zaradcza.

        Tymczasem starzec, który w czasie kluczenia po korytarzach w budynku zdążył się wymknąć, teraz po kryjomu skakał sobie po zawiłościach małej twierdzy, w poszukiwaniu celu swej wyprawy.
        Po drodze stwierdził, że teraz on postara się przemówić do rozumu władzy. Skakał sobie i skakał, aż trafił na dowódce, który ich aresztował. To było doskonałe zrządzenie losu. Logicznym było, że po akcji szedł złożyć raport swojemu przełożonemu. Staruszkowi zostało przyśpieszyć tępa i podążać za tym człowiekiem.
        Niemal elegancko zaczekał aż kapitan wyjdzie, po czym w obłoku pary przybrał znów formę człowieka. Zapukał. Odpowiedziało mu szorstkie: "wejść". Otworzył drzwi i znalazł się w dobrze umeblowanym burze. W centralnej części pomieszczenia, za biurkiem, nad stertą papierów siedział naczelnik straż. Była to osoba budząca niepokój samym wyglądem. Miał siwiejące już, równo przystrzyżone włosy. Na twarzy poza rzędami blizn, większych jak i mniejszych, rzucał się w oczy porządny, zadbany wąs. Ten typ zarostu zwykli nosić starzy wyjadacze armii, ludzie czynu. Ci co samej śmierci się nie bali.
        Znad czytanego raportu rzucił na gościa ostrym wzrokiem. Ezechiel nie zostawał dłużny i też posłał chłodne wejrzenie. Po dłuższej chwili ruszył w stronę krzesła naprzeciw naczelnika i usiadł. Pojedynek spojrzeń trwał dalej. W końcu mędrzec przerwał ciszę.
- Przybyłem w sprawie niedoszłego morderstwa, które miało mieć miejsce...
- Dokładnie paręnaście minut temu - dokończył naczelnik.
Chwila milczenia.
- Tak. Dokładnie o to mi chodzi. - Znowu pauza. - Byłem tam i zapobiegłem śmierci jednego z tam obecnych.
- Rozumiem. To dlaczego nie ma cię w areszcie, szanowny panie?
- Dobre pytanie - stwierdził starzec. Był to fakt, który uwierał jego poczucie sprawiedliwości, ale postawił sobie za punkt honoru samemu odkręcić zamęt jaki wywołał. - Jak tylko się z wami rozmówię, dobrowolnie dołączę do więźniów.
- Mów więc.
- Dziękuję - powiedział. - Pragnę pomóc w schwytaniu jeszcze jednego sprawcy najścia. Dwaj przez was pojmani to mag i nożownik. Ich kompanem był jakiś truciciel. - Tu starzec położył na stole strzałkę, którą miał wbitą Dean. Naczelnik przejął ją, obejrzał dokładnie, obrócił w palcach i znów patrzył na Ezechiela. - Sądzę, że działali jako grupa. Gdy ci pojmani zwracali na siebie uwagę, ich kompan usypiał ofiary z ukrycia. - Przerwał, przełkną i mówił dalej. - Wiem, że ich przyjaciel może szukać uzdrowicieli. Ma połamane obie ręce. Istotnym jest to o tyle, że nie sądzę by działali sami, więc korzystnym by było schwytać go nim się skontaktuje z resztą... lub też śledzenie go.
- Rozumiem. Przemyślę to, a tym czasem, odsyłam pana do innych.
        Tak jak powiedział, tak też zrobił. Bezzwłocznie powrócił do aresztu, poprosił strażnika o otwarcie, pokazał specjalny kwit, dał się zakuć w kajdany i już po chwili siedział zamknięty z innymi.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Lane przyglądał się zarówno Tivie jak i Deanowi z zainteresowaniem. Po raz pierwszy miał do czynienia z maie i w innych okolicznościach zapewne od razu zasypałby ją pytaniami. Dotąd jedynie czytał o tych magicznych istotach w księgach, a i tam ich opisy były jedyne ogólnikowe. Wątpliwości mnóstwo - na przykład, czy maie w ludzkiej postaci muszą jeść jak i ludzie? Czy mogą się spocić? Jak postrzegają świat w formie energetycznej? Czy zmienia się wówczas ich sposób myślenia? I wiele innych.

        W tej chwili jednak to Dean przykuł uwagę chłopaka w znacznie większym stopniu. Starzec wydawał się być najzwyklejszym ludzkim magiem, jakich Lane spotkał już całkiem sporo - a jednak to on stanowił centrum całego tego zamieszania. Dlaczego został zaatakowany? Skoro sam poszkodowany tego nie wiedział, nie pozostało nic innego jak tylko przycisnąć niedoszłych zabójców. Tylko jak? Lane nie miał pojęcia jak skłonić ich do rozmowy, skupił się więc na Deanie.

        - Biorąc pod uwagę sposób, w jaki zostałeś zaatakowany i że najwyraźniej przy okazji zastawiono pułapkę na twojego żabiego przyjaciela, możemy założyć, że napastnicy wiedzieli gdzie dokładnie będziesz i nawet o której godzinie zamierzacie się spotkać. - Mówiąc, Lane obserwował twarze napastników. Dość dobrze potrafił odczytać mimikę i gesty innych ludzi, być może w ten sposób czegoś się dowie. Twarz nożownika pozostała jak z kamienia, jednak mag najwyraźniej nieco się denerwował.
        - W jaki sposób kontaktowałeś się z Ezechielem? - kontynuował więc Lane. - Czy wiadomość mogła zostać przechwycona?
        Dean zmarszczył brwi.
        - Tak... Przypuszczam, że mogła...
        - Tylko pytanie: po co? - Lane udał, że zastanawia się na głos. - Domyślam się, że nie znasz tych typów, więc osobista uraza raczej nie wchodzi w grę... No chyba, że ktoś ich wynajął. To by nawet pasowało, jak na tak niehonorową bandę. Atakować starca we troje, w dodatku jeszcze podstępem? Co za tchórze!
        Kiedy Lane mówił, mag coraz bardziej czerwieniał na twarzy. Wreszcie zerwał się na równe nogi, niemalże purpurowy.
        - Dość tego! - warknął. - Tchórze, co? A on niby lepszy? Kłamca! Złodziej! Niewiniątko będzie zgrywał!
        Dean również się poderwał. Leczenie Ezechiela musiało być naprawdę skuteczne, skoro ledwo co śmiertelnie ranny mężczyzna mógł poruszać się tak nagle i nawet nie chwiał się na nogach, a jedynie promieniował słusznym gniewem.
        - Złodziej? - prychnął. - W życiu niczego nie ukradłem!

        Dwaj mężczyźni mierzyli się wściekłym wzrokiem. Lane zaniepokoił się trochę, ale potem przypomniał sobie, że przecież mag ma ręce skute z tyłu - w ten sposób mógł co najwyżej się poparzyć, nawet gdyby zdążył wykrzyczeć zaklęcie. Co ciekawe, nożownik nie próbował nawet interweniować - siedział w kącie i obserwował wszystko spokojnie.
        - Ach tak? - warknął mag. - Domniemanie niewinności, co? Szkoda tylko, że nasz tropiciel aur złapał trop złodzieja i zgadnij dokąd prowadził? Do twojego domu! Oczywiście, że cię obserwowaliśmy! Sądziliśmy tylko, że weźmiesz go ze sobą na spotkanie; cóż, każdy się może pomylić. Zresztą, wystarczyłoby tylko przeszukać twój dom i po sprawie. Jaki mieliśmy wybór? Jest zbyt niebezpieczny, żeby cackać się z kimkolwiek, kto go ukradł!
        - Niczego. Od. Was. Nie. Ukradłem. - Dean cedził każde słowo powoli, przez zęby, jak człowiek walczący od zachowanie kontroli nad sobą.

        Na moment zapadła cisza.

        - To dziwne - odezwał się Lane, obserwując obu mężczyzn ostrożnie. - Co prawda mogę się mylić, ale... nie wydaje mi się, żeby któryś z was kłamał. Obaj mówicie prawdę.
        - W takim razie jak wyjaśnisz trop? - nożownik odezwał się po raz pierwszy, chłodno. - Nasz tropiciel nigdy się nie myli; co prawda nie wskazał nam konkretnej osoby, a budynek, jednak siła aury wokół wyraźnie wskazywała, że złodziej tam właśnie mieszka.
        Dean zmrużył oczy, po czym nagle otworzył je szeroko, jakby jakaś myśl zaświtała mu w głowie. Powoli opadł z powrotem na ławę.
        - Zydra...

        Więcej nic nie zdążył powiedzieć, ponieważ w tej chwili w korytarzu rozległy się kroki. Po chwili ukazał się strażnik, prowadzący nikogo innego jak Ezechiela. Lane poczuł się nieco raźniej widząc, że starzec nie zostawił ich na pastwę losu - nawet jeśli oznaczało to o nieszczęśnika w celi więcej. Starzec usiadł, a strażnik odwrócił się, by odejść - jednak nim to nastąpiło, nożownik wstał.
        - Panie władzo! - zawołał.
        Strażnik zatrzymał się niechętnie.
        - Czego?
        - Natura wzywa. - Nożownik wzruszył ramionami. - Ciężko wytrzymać.
        Strażnik uśmiechnął się złośliwie i bez cienia współczucia.
        - Od tego macie rowek.
        - Tak, ale... - Nożownik spojrzał na Tivę wymownie. - Jak to tak, przy damie?
        Strażnik podążył za nim spojrzeniem, zatrzymując je dłużej na piersiach Tivy - po czym zarumienił się lekko.
        - Dobra - mruknął. - Chodź no tu.
        Nożownik posłusznie zbliżył się do wyjścia. Lane spojrzał na jego ręce, trzymane za plecami - i poderwał się. Było już jednak zbyt późno; ledwo strażnik uchylił drzwi, kajdany brzękły o podłogę, a nożownik doskoczył do niego i wbił mu w krtań szpilkę - niechybnie tę samą, którą wcześniej posłużył się jako wytrychem. Następnie wyrwał ją sprawnym ruchem, okręcił się i pochwycił Lane'a za ramię. Chłopak nie wiedział, co się dokładnie stało - nie zdołał nawet krzyknąć, a już jego ręce zostały boleśnie wykręcone, a szpilka wbijała mu się w gardło, choć jeszcze nie dość mocno, by upuścić krwi. Bał się przełknąć; ba, bał się nawet oddychać!

        - Jeden ruch, jakiekolwiek podejrzane zawirowanie w powietrzy, cokolwiek, co sugeruje magię i chłopak nie żyje - oznajmił nożownik spokojnym głosem, jakby mówił o pogodzie. Następnie przeniósł wzrok na swojego towarzysza. - Jamie, wstawaj. Wynosimy się.
Tiva
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Tiva »

Kobieta spojrzała na starca, który wyjawił swoje imię, ale też podzielił się informacjami, które mogły dać jej nieco szerszy obraz tego, w co się wpakowała. Odruchowo spojrzała na pozostałych, określonych "mordercy", co prawda niedoszli, ale zawsze. Wyglądało na to, że to właśnie oni byli przyczyną całego tego zajścia.
Tiva chciała zapytać o coś jeszcze, lecz Dean zwrócił się do napastników, w dosyć prowokujący sposób, co według niej było bardzo złym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, że przecież kiedyś stąd wyjdą. Niemal przewróciła oczami, ale w ostatniej chwili powstrzymała ten gest i zwyczajnie zamilkła na moment „rozmowy”, która okazała się nieudaną próbą zaczepienia „tych złych”.
- Zaradczy… i niesamowicie delikatni – mruknęła w temacie kajdan i zachowania strażników.
- Kiedy nas wypuszczą? – powiedziała bardziej w przestrzeń, niż do swoich towarzyszy, po czym wsparła się plecami o ścianę i powiodła wzrokiem po współwięźniach, pozwalając im na rozmowę. Lane miał wiele do powiedzenia, z kilkoma punktami widzenia nawet mogła się zgodzić. W końcu postanowiła też zabrać głos.
- Tchórze? Według mnie to była głupota albo kompletnie nie potrafią obserwować i przeliczyli swoje siły. – Wzruszyła lekko ramionami.
- Musiało chodzić o coś bardzo poważnego, że porwali się na taki czyn – dodała po chwili, spoglądając na siedzących w kącie.
Pech chciał, że kilka słów wypowiedzianych przez Lane’a okazało się być jak iskra, która szybko wznieciła prawdziwy ogień. Tym razem Tiva przewróciła oczami, bo rozgorzała taka kłótnia, że gdyby nie bariera, oprócz słów zapewne leciałyby konkretne zaklęcia.
- Dajcie spokój! Nic nie wskóracie jakąś beznadziejną kłótnią – powiedziała w końcu, lecz jej słowa rozpłynęły się gdzieś w powietrzu, zupełnie nie docierając do towarzyszy.

Gdy zapadła cisza, Tiva spojrzała na każdego z mężczyzn, czując w kościach, że to zwiastowało istną burzę. Odruchowo przylgnęła do ściany, nie mając zamiaru uczestniczyć w kolejnych przepychankach.
- Prosicie się o kłopoty – skomentowała zajście i pokręciła głową. Jakby teraz było im mało, to jeszcze będą zaogniać? Maie spojrzała na czarodzieja, który przerwał milczenie i zadał pytanie, które okazało się bardzo trafne. Jej wzrok skupił się na nożowniku, który postanowił dorzucić swoje trzy grosze.
- Nie ma istot nieomylnych – powiedziała całkiem poważnie, bo przecież taka była prawda, czyż nie?
Im dalej brnęła rozmowa, tym więcej informacji wypływało, ale to jedynie mieszało Tivie w głowie. Kobieta próbowała zrozumieć kto jest kim, ale tak naprawdę nie była w stanie wyciągnąć sensownych wniosków. Po niedługiej chwili, dialog został przerwany, bo do celi wprowadzono kolejnego więźnia. Sądząc po minie Deana, był to ten, który wcześniej przebywał pod postacią żaby, a i aura, którą był otoczony, wyglądała całkiem podobnie.
Zanim strażnik odszedł, nożownik postanowił zaczepić go i przypomnieć o swoich potrzebach. Tiv zrobiła wielkie oczy, gdy strażnik wspomniał o miejscu do załatwienia swoich potrzeb znajdującym się w celi. Jeszcze tego jej brakowało… Zresztą, nożownik zapewne pomyślał podobnie, bo jego spojrzenie na chwilę utkwiło w jej oczach. Inaczej sytuacja miała się ze strażnikiem, którego wzrok zatrzymał się na jej piersiach, zupełnie jakby chciał upewnić się, że Tiva jest kobietą. Rumieniec na jego policzkach zapewne wskazywał na to, że informacja dotarła do mózgu i Maie faktycznie w jego oczach okazała się kobietą. I dopiero w tym momencie zaczęła się cała akcja… Nożownik użył podstępu by wydostać się z celi, ale nie żeby od razu zwiał… Bez wahania zaatakował strażnika, który nie miał żadnych szans. Tiva oderwała się od ściany, chciała jakoś zareagować, ale kajdany były naprawdę uporczywe. Wszystko działo się tak szybko, że chwilę potem nożownik pochwycił Lane’a, po czym posłał w ich kierunku groźbę odebrania mu życia.
- Wypuść go natychmiast – warknęła na nożownika, mierząc go wzrokiem. Mimo to nie wykonała żadnego ruchu, bo zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyzna gotowy jest na wszystko, byleby wydostać się z tego miejsca.
Wkrótce odezwał się do swojego towarzysza, zwracając się do niego po imieniu. Tiv wlepiła w niego swoje spojrzenie, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, lecz wcale nie tak przyjemny, jakby mógł być. Teraz wszyscy wiedzieli jak wygląda, jak ma na imię, czy tez może jak jest nazywany. Maie spojrzała na pozostałych, jej wzrok mówił jedno: trzeba coś zrobić. I to już!
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Starzec tak jak siadł w milczeniu, tak też nie odzywał się cały czas. Postąpił słusznie. Teraz musiał tylko wyczekiwać owocu swoich działań. Omiótł spojrzeniem wszystkich obecnych. Po zbladłej twarzy Deana, staruszek wnioskował, że odbyło się tu coś wartego uwagi. "Warto by było ich zapytać, ale może to później", myślał, gdy nożownik negocjował ze strażnikiem. W swojej koncentracji całkowicie nie zwracał uwagi na temat dyskusji. Swoją droga, jego słuch do najlepszych też nie należał.
        Postawiony warunek i wzięcie zakładnika było jednak wystarczającym zdarzeniem by przykuć uwagę Ezechiela. Patrzył na napastnika i nie wierzył. "Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego co robi. Czy to jakiś psychopata? Od tak zabijać strażnika? I to w ich siedzibie? Nawet jeśli... to zapomniał o mnie?", westchnął i skoncentrował spojrzenie na nożowniku. "Przysięgam ci, nie przekroczysz nawet tego progu, o ile ci nie pozwolę." W tym momencie, starzec przejmował kontrolę nad każdym mięśniem wroga. Najdelikatniej jak mógł odsuną szpilkę od gardła chłopaka. Nie chciał by stała mu się krzywda, lecz jednocześnie nie miał zamiaru pozwolić tym zakapiorom na ucieczkę.
- I sądzicie, że możecie od tak stąd wyjść? - Spojrzał na konającego strażnika. Cios w gardło. Nie mógł już mu pomóc. Może jedynie nie pozwolić zbiec jego mordercy. - Pamiętaj, że za morderstwo nie aresztują cie ponownie. Zabiją na miejscu. Czy to jest to czego chcesz?
        Starzec wstał i ruszył ku zakładnikowi i nożownikowi. To zdarzenie na tyle zdziwiło maga ognia, że zatrzymał się jak wryty. Starca bawiło przerażenie w oczach zabójcy, gdy ten zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie się ruszyć nawet odrobinę. Zatrzymał się o krok od nich. Dłoń złoczyńcy rozwarła się, a szpilka upadła na ziemię. Starzec ruchem głowy dał znać młodzieńcowi by się odsunął, sam zaś zaczął kluczyć dookoła swego celu, zatrzymanemu w tej pozie.
- Widzisz, jak łatwo było cie powstrzymać? - Spojrzał na resztę. - Zawołajcie strażników. Takie zajście rozwieje ich wszystkie wątpliwości.
        Starzec pilnował by jego uwaga nie uległa rozproszeniu. To było jedyne czego potrzebował, koncentracji swojej uwagi. Po pewnym czasie widocznie mag też to zrozumiał. Gdy nikt się tego nie spodziewał, Jamie wbiegł i obalił Ezechiela na ziemie. Czar puścił i nożownik na nowo mógł się poruszać.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Lane odsunął się chwiejnie, kiedy tylko nożownik go puścił. Szyja wciąż bolała go w miejscu, gdzie tamten wbijał szpilkę, ale kiedy jej dotknął, przekonał się, że nie ma rany - choć zapewne niewiele brakowało. Mógł skończyć tak jak ten biedak wciąż charczący na podłodze, choć charkot szybko przeszedł w gulgot, a potem ustał zupełnie. Cóż, szczęśliwie dla Lane'a, Ezechiel ponownie uratował sytuację...

        ...tyle że nie.

        Chyba nikt nie spodziewał się, że ten porywczy, czerwieniący się mag - Jamie - zdobędzie się na taki akt odwagi i powali Ezechiela na ziemię. To wystarczyło, by starzec utracił koncentrację, a nożownik odzyskał sprawność ruchów. Mężczyzna poruszył się błyskawicznie, bez zbędnych przekleństw czy innych ozdobników; brutalnym ruchem wyciągnął Jamiego na zewnątrz, a następnie zatrzasnął celę. Lane doskoczył, próbując otworzyć drzwi zanim będzie za późno, ale oczywiście nożownik był o wiele silniejszy od niego. W dodatku jego towarzysz szybko schylił się po klucz, włożył go do zamka i przekręcił, tym samym ukracając wszelkie zapędy chłopaka.

        - Zmywamy się - rzucił nożownik.
        Jamie tylko skinął głową, po czym zaczął mruczeć zaklęcie; Lane szybko rozpoznał magię przestrzeni, z której sam w ograniczonym stopniu przecież korzystał. Mag najwyraźniej nie był w tym dobry, nawet zająknął się raz i musiał zacząć od początku, jednak wreszcie magia zaczęła krążyć wokół niego i nożownika, który położył mu rękę na ramieniu.
        - Zydra, tak? - wymruczał ten ostatni, spoglądając Deanowi w oczy. - Dobrze wiedzieć.

        Gdzieś z tyłu korytarza rozległ się krzyk i po chwili nadbiegło dwoje strażników. Jeden z nich niósł naciągniętą już kusze, którą szybko wycelował i wystrzelił - jednak w tym samym momencie Jamie ukończył zaklęcie. Mag i jego towarzysz zniknęli, a bełt odbił się od pola energetycznego wokół celi nie czyniąc nikomu krzywdy. Strażnicy podbiegli natychmiast, jeden z nich ukląkł przy martwym kompanie.
        - Co tu się stało? - rzucił drugi.

        - Też chciałbym wiedzieć - odezwał się nowy głos. - Wypuście ich.
        Do korytarza wpadli kolejni strażnicy, najwyraźniej zaalarmowani, natomiast za nimi kroczył wysoki, siwiejący już mężczyzna o twarzy poznaczonej bliznami. Niechybnie ktoś wysoko postawiony, skoro pozostali bez sprzeciwów ruszyli, by wykonać polecenie.
        - Wygląda na to, że mamy o czym rozmawiać - uznał nowo przybyły mężczyzna. Wpatrywał się w Ezechiela, jakby ci dwaj już się znali. - Ale wcześniej przejdźmy do pokoju na górze. Z pewnością przyjemniej tam niż w celi.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Ezechielowi leżącemu na ziemi wszystkie kolejne wydarzenia zdały się być odleglejsze niż były realnie. Uderzenie głową o ziemię, wprowadziło umysł starca w swoiste kołatanie. Maie wstawał powoli, opierając się ścianę i obserwując ostatnie chwile, w których przestępcy znikali nie tylko z pola widzenia, ale też z całego tego miejsca. Wzrok mędrca powędrował na Deana, który siedział załamując ręce. Niezależnie co się działo w trakcie nieobecności Ezechiela, nie zakończyło problemów, a wręcz je pogłębiło.
        Z zamyślenia starca wyrwały głosy na korytarzu i otwarcie drzwi. Spotkawszy wzrok naczelnika, skinął głową na powitanie. Ucieczka napastników była ostatecznym potwierdzeniem kto tu jest dobry, a kto jest zły. Strażnik wmaszerował do celi i po kolei zaczął rozkuwać więźniów. Dwaj inni przynieśli nosze i zanieśli zmarłego towarzysza w bardziej odpowiednie miejsce niż korytarz.
        Mędrzec po tym jak został rozkuty, podszedł do Deana i pomógł mu wstać. Poklepał go po ramieniu i ruszyli wszyscy za naczelnikiem.
- Zydra jest zagrożona... - mówił Dean powstrzymując łzy.- I to przeze mnie... jak mogłem do tego dopuścić?
- Więc i ona jest w to wplątana?
- Gorzej... wychodzi na to, że to ona rozpętała ten zamęt!
        Ezechiel milczał. "Ta dziewczyna miała tendencje sprawiać problemy. Ale co dziś naskrobała?" Zastanawiał się, idąc za innymi. "Chociaż... Przez jej temperament, może być większym zagrożeniem od swego dziadka. Jej błyskawice mają skłonność latać nisko..." Spekulował, przypominając sobie jak ostatnio stracił spory kawałek włosów.
        Ezechiel powrócił na ziemię. Wchodzili właśnie do biura. Zaraz drzwi się za nimi zamknęły, a naczelnik chodził od ściany do ściany.
- Parę rzeczy trzeba naświetlić - stwierdził dowódca straży. - Już od jakiegoś czasu poszukujemy grupy odpowiedzialnej za niewyjaśnione zabójstwa. Nigdy nie było świadków, ale jest coś co łączy tę trójkę z pozostałymi zbrodniami. - W tym momencie naczelnik pokazał wszystkim małą strzałkę, tę samą którą znalazł Ezechiel. - Takie same pociski, znaleźliśmy na miejscach zbrodni. - Przerwał na chwilę i zrobił jedno puste przejście. - Ucieczka z aresztu oraz morderstwo funkcjonariusza straży klasyfikują podejrzanych jako wyjątkowo niebezpiecznych. Co za tym idzie, straży przysługuje prawo do włączenia osób trzecich w tę sprawę. Wiem już, że co poniektórzy tu obecni byliby tym zainteresowani. - Spojrzał przelotnie na Ezechiela. Znów przeszedł chwile w milczeniu. - Więc zapytuję: czy chce pomóc ująć tych złoczyńców? - zapytał i zatrzymał się wyczekując odpowiedzi.
        Ezechiel z Deanem wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a następnie równo wystąpili i zawołali: "Tak jest, panie naczelniku." Przypominało to bardziej fragment musztry niż odpowiedź, ale klimat jaki to wprowadziło stanowczo podobał się naczelnikowi. Teraz z lekkim uśmiechem patrzył na resztę, wyczekując kolejnych ochotników.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Lane z ogromną ulgą opuścił tamtą nieszczęsną celę. Jasne, wciąż znajdowali się w budynku straży, ale teraz nareszcie strażnicy zaczęli traktować ich po ludzku - no i gdyby bardzo chciał, mógłby użyć magii. Wrażenie duszenia się zelżało, by wreszcie całkiem zniknąć, kiedy wkroczyli do biura naczelnika. Pomieszczenie było schludne, przestronne i dobrze przewietrzone, a duże okno za biurkiem wpuszczało światło powoli chylącego się nad horyzontem słońca. To uświadomiło Lane'owi jak wiele czasu minęło odkąd przybył do miasta - oraz że wciąż nie jadł obiadu.

        Z powodu tych wszystkich ponurych myśli chłopak nie od razu usłyszał skierowane do niego pytanie. W końcu jednak otrząsnął się, kiedy zdał sobie sprawę, że straszny strażnik wpatruje się w niego - oraz w Tivę.
        - Hę? - Lane zamrugał. Potem przypomniał sobie, o co szło. - Czy ja wiem? W sumie jestem ciekawy, o co w tym wszystkim chodzi, więc wchodzę. Ale nie wiem, czy na wiele się przydam, nie mam doświadczenia w walce poza tym, co stało się dzisiaj. - Wzruszył lekko ramionami. Nie zamierzał kłamać.
        Potem przypomniał sobie o pewnym szczególe.
        - A, ale zanim, to ten pan jest mi winny trochę kasy - oświadczył, wskazując na Ezechiela. - Albo przynajmniej obiad. Choć obawiam się, że możemy nie mieć czasu porządnie się najeść - dodał raczej do siebie.

        "W końcu zdaje się, że czyjaś wnuczka jest w niebezpieczeństwie..." pomyślał, zerkając na Deana. Mag jakoś się trzymał, choć jeszcze chwilę temu był wyraźnie roztrzęsiony.

        - Sądzę, że powinniście wysłać kogoś do domu Deana - oznajmił Lane, na moment zapominając o tym, jak straszną aurę roztaczał dowódca straży. - Macie teleportatorów, prawda? Wątpię, by tamci dwaj udali się tam natychmiast, jeśli się pośpieszymy, to może ich wyprzedzimy i dowiemy się, o co im w ogóle chodzi. Co to za tajemniczy przedmiot został ukradziony.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

- Doskonały pomysł - przyznał starzec. - Będąc w domu Deana możemy też zjeść strawę i rozejrzeć się za jakimiś poszlakami. - Pomilczał chwile, po czym dodał. - A moja część nagrody z pomoc w tej sprawie po wszystkim trafi w twoje ręce. - Nie było to celowe, lecz Ezechiel w podróży niezbyt dbał o pieniądze. W końcu, fizjonomia ludzkiego ciała była mu odmówiona i wszelkie karczmy raczej omijał, niż z nich korzystał. Początkowo miał zamiar nagrodzić chłopaka paroma jabłkami, które sam otrzymał, ale przy obecnej sytuacji, zasłużył sobie za narażanie swojego życia na coś sowitszego.
        Po krótkim omówieniu z naczelnikiem szczegółów współpracy, tego na co mogą sobie pozwolić wobec podejrzanych, a czego raczej maja uniknąć, oraz potencjalnych tropów, sytuacja rysowała się następująco: za zadanie mają w miarę możliwości schwytać przestępców, ale w razie zagrożenia, mogą ich zabić. Co do tropów, poza znikomymi pogłoskami o tajemniczych kultach, jedynym istotnym był fakt, że będą ścigać Zydre. Zapłata zaś została narzucona na wysokość tygodniowego żołdu strażnika, czyli 5 srebrnych orłów na łepka. Niby symboliczny pieniądz, ale też wcale nie taki znikomy.
        Po zakończeniu swoistej odprawy, gdy przeszli do rozważania pomysłu teleportacji, Dean zabrał głos.
- Sądzę, że teleportacja jest tu niepotrzebna - stwierdził i wskazał pewien budynek przez okno. -Widzicie tę kamienice? No właśnie. Spokojny spacer jest lepszym pomysłem. Nie jest to daleko, a teleportacja ma to do siebie, że w większej grupie łatwo się nie udaje, a konsekwencje są opłakane.
- I tak wyślę dwóch magów przodem, tak na zaś - stwierdził naczelnik i zasiadł do papierkowej roboty. - Coś jeszcze? - Powiódł wzrokiem po wszystkich, po czym już zajął się pisaniem. - Dobrze. Ruszajcie więc. I do rychłego spotkania. Powodzenia.
        Wyszli z budynku straży i zaczęli kierować się w stronę domu Deana. Ulica była łagodnie oświetlana przez światło zachodzącego słońca. Po bruku błąkało się paru mieszkańców. Prawdopodobnie wracali z kończącego się targu. Czyste niebo i lekki wiatr nadawały wyjątkowego spokoju tej scenerii.
- Może byś się w końcu przedstawił temu chłopcu - zwrócił uwagę Dean, patrząc na starca. Ezechiel zaś westchnął. Czuł, że w końcu nadejdzie ten znienawidzony moment gdy trzeba się zapoznać z człowiekiem. - No dalej. W końcu ten młodzian chce nam pomóc, zasługuje na zaufanie - zachęcał mędrca stary mag. Wiedział, że w takich przypadkach, zagranie na uczuciach jak lojalność i zaufanie zawsze skutkuje.
-Już... już dobrze - uległ smętnie starzec. - Jestem Ezechiel. - I już chciał zamilknąć, ale wzrok Deana zachęcał by mówił dalej. Nie tylko zachęcał, ale wręcz ciągnął za język. - Ech... Widziałeś tę waćpannę, z którą byliśmy uwięzieni. Mam nadzieję, że jako mag wiesz kim była. Powiedzmy, że jestem podobną istotą. - Milczał chwilę. - Zresztą, sam zobacz. - Po czym Ezechiel zsunął z palca swój zaklęty pierścień. Dał chwilę by Lane miał czas zapoznać się z jego aurą, po czym nałożył pierścień znów. Po tym czynie starzec spotkał się z zadowolonym kiwnięciem Deana, które sugerowało, że powiedział wystarczająco.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Ujawnienie aury przez Ezechiela zapewne powiedziałoby Lane'owi więcej, gdyby tylko potrafił je lepiej czytać. Niestety, przy jego umiejętnościach i w otoczeniu innych aur przypadkowych przechodniów, chłopak potrafił tylko stwierdzić, że prezencja starca była zadziwiająco silna. Nic, czego nie domyślałby się po jego popisach w kontroli wody i leczeniu. Na szczęście Ezechiel wspomniał też o Tivii - maie, jak Lane dobrze pamiętał - i to rzuciło nieco więcej światła na całą tę sprawę. Chociaż w jaki sposób maie i ludzki mag tak bardzo się zaprzyjaźnili, to pozostawało zagadką, o którą Lane chętnie by wypytał, gdyby nie fakt, że akurat dotarli na miejsce.

        Kamienica nie wyróżniała się szczególnie spośród innych w Demarze - kamienna i dość toporna, o ciasnym wejściu, który z łatwością można by zabarykadować, gdyby zaszła taka potrzeba. Obecnie jednak drzwi były otwarte, tak więc przybysze weszli do środka i - zgodnie ze wskazówkami Deana - wspięli się na drugie piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie maga.

        - Zydra? - Dean wszedł pierwszy.
        Nikt nie odpowiedział. Lane poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach, kiedy przekraczał próg. Wyobraźnia podsuwała mu najróżniejsze obrazy - młodą dziewczynę zamordowaną na wiele różnych sposobów - jednak szybko przekonał się, że mieszkanie jest puste. Było też czyste, bez śladów walki czy rzucanych zaklęć. Jeżeli Zydra faktycznie przechowywała gdzieś tutaj magiczny przedmiot, to albo jego moc była maskowana albo też został już dawno temu wyniesiony na zewnątrz.
        - Nikt nie wchodził ani nie wychodził przez ostatni kwadrans - poinformował ich jeden z magów-strażników, którzy, jako że nie znali numeru mieszkania, pozostawieni byli przy bramie.

        - Dziwne - wymruczał Dean z niepokojem. - Powinna być w domu o tej porze.
        Lane również zaczął rozglądać się po mieszkaniu. Wreszcie w oczy rzuciła mu się niewielka karteczka, położona na stole. "Przez pewien czas nie będzie mnie w mieście" - było na niej napisane. - "Nie martw się o mnie, spacer po lasie dobrze mi zrobi. Zydra"
        - Cóż, to co nieco wyjaśnia... - mruknął Lane, po czym wziął karteczkę, by pokazać ją pozostałym. Czuł się przy tym nieco zawiedziony - wyglądało na to, że spóźnili się, podobnie zresztą jak potencjalni zabójcy. Zydra zagrała obu grupom na nosie i opuściła miasto zanim ktokolwiek zdążył odnaleźć ją czy też tajemniczy przedmiot.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Starzec wszedł do mieszkania. Porządek jak zawsze. Zero śladów pośpiesznego, chaotycznego przeszukiwania mieszkania. Jeśli zbiegowie tu byli, to widocznie zrezygnowali z pomysłu, że skradziona rzecz może być w domu. Zapewne przeczytanie kartki zasugerowało im, że nie ma takiej możliwości. Jednak nie było tu czuć żadnej energii czarów, więc raczej tu się nie teleportowali.
- Sądzę, że tu ich jeszcze nie było. - Pomyślał chwilę i dodał. - Zapewne udali się do jakiegoś umówionego wcześniej miejsca, by spotkać się z trzecim. - Usiadł spokojnie przy stole, gdy pozostali rozglądali się po mieszkaniu. Przymknął oczy i myślał jakby wykorzystać przewagę jaką był ten liścik.
- Ale że do lasu? - zaczął Dean dokładnie się przyglądając literkom. - Niby jej charakter pisma, ale to do niej co najmniej niepodobne.
- Też mnie to ruszyło, ale myślałem, że może się zmieniła.
- Oj nie. Ani trochę się nie zmieniła.
        Ezechiel westchnął. Coraz mniej mu się to podobało. Jak dojdzie do konfrontacji wszystkich zainteresowanych, równie dobrze może skończyć się bitwą w stylu wszyscy na wszystkich. I jeszcze jakiś tajemniczy magiczny przedmiot. W dodatku ukradziony jakiejś tajemniczej grupie. Coś jednak było trzeba zrobić. W końcu i Dean zasiadł do stołu.
- To co robimy? - Pierwszy odezwał się stary mag.
- Najpierw zjedzmy obiad - stwierdził mędrzec, patrząc na Lane'a i nawet lekko się uśmiechając. Dean wzruszył ramionami i ruszył w kierunku składziku, po trochę mięsa i bochen chleba. Po chwili Ezechiel kontynuował. - Co więcej sądzę, że powinieneś tu zostać.
- Ja? - Zdziwił się stary mag, wrzucając mięso do gara i zapalając magicznie palenisko.
- Ano ty. Zakładając, że złoczyńcy tu jeszcze nie byli, mogą jeszcze tu powrócić. - Odetchnął ciężko. - Co więcej z czasem sama Zydra może wrócić. A nawet jak nie, będziesz miał czas dokładnie poszukać, czy nie ukryła tego czegoś tutaj.
- Brzmi nawet sensownie. Ale sądzisz, że będę wystarczającym zagrożeniem dla nich? - zapytał, wymachując chochlą, którą nalewał śmietany do strawy. - Zresztą, to moja wnuczka. To ja powinienem działać.
- Wciąż będziesz miał asystę straży. - Drugą część było trudniej obalić. - Zgoda. Czujesz się w obowiązku. Rozumiem. Ale to twoje mieszkanie, ludzie cie tu znają. Łatwiej będzie kontrolować rzeczy niecodzienne.
- Świetnie - burknął Dean, dosypując suszonej cebuli do sosu. Widać było, że bezczynne siedzenie nie było jego ulubionym zajęciem w takich momentach.
        Jedzenie w garnku powoli bulgotało, a za oknem już zapadał zmierzch. Ezechiel spojrzał na horyzont. Chmury zakrywały niebo. Dla zajęcia, wyciągnął mały zestaw szachów i rozstawił powoli na stole. Następnie spojrzał pytająco na Deana. Ten uderzył chochlą o brzeg garnka i dodał tylko: "gotuję". Starzec przeniósł wzrok na młodzieńca.
- Chciałbyś zagrać? - spytał. A po chwili dodał. - Co ty myślisz o tym wszystkim?
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości