Demara[targ i okolice]Raźnym krokiem w przygodę

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Starzec wszedł do mieszkania. Porządek jak zawsze. Zero śladów pośpiesznego, chaotycznego przeszukiwania mieszkania. Jeśli zbiegowie tu byli, to widocznie zrezygnowali z pomysłu, że skradziona rzecz może być w domu. Zapewne przeczytanie kartki zasugerowało im, że nie ma takiej możliwości. Jednak nie było tu czuć żadnej energii czarów, więc raczej tu się nie teleportowali.
- Sądzę, że tu ich jeszcze nie było. - Pomyślał chwilę i dodał. - Zapewne udali się do jakiegoś umówionego wcześniej miejsca, by spotkać się z trzecim. - Usiadł spokojnie przy stole, gdy pozostali rozglądali się po mieszkaniu. Przymknął oczy i myślał jakby wykorzystać przewagę jaką był ten liścik.
- Ale że do lasu? - zaczął Dean dokładnie się przyglądając literkom. - Niby jej charakter pisma, ale to do niej co najmniej niepodobne.
- Też mnie to ruszyło, ale myślałem, że może się zmieniła.
- Oj nie. Ani trochę się nie zmieniła.
        Ezechiel westchnął. Coraz mniej mu się to podobało. Jak dojdzie do konfrontacji wszystkich zainteresowanych, równie dobrze może skończyć się bitwą w stylu wszyscy na wszystkich. I jeszcze jakiś tajemniczy magiczny przedmiot. W dodatku ukradziony jakiejś tajemniczej grupie. Coś jednak było trzeba zrobić. W końcu i Dean zasiadł do stołu.
- To co robimy? - Pierwszy odezwał się stary mag.
- Najpierw zjedzmy obiad - stwierdził mędrzec, patrząc na Lane'a i nawet lekko się uśmiechając. Dean wzruszył ramionami i ruszył w kierunku składziku, po trochę mięsa i bochen chleba. Po chwili Ezechiel kontynuował. - Co więcej sądzę, że powinieneś tu zostać.
- Ja? - Zdziwił się stary mag, wrzucając mięso do gara i zapalając magicznie palenisko.
- Ano ty. Zakładając, że złoczyńcy tu jeszcze nie byli, mogą jeszcze tu powrócić. - Odetchnął ciężko. - Co więcej z czasem sama Zydra może wrócić. A nawet jak nie, będziesz miał czas dokładnie poszukać, czy nie ukryła tego czegoś tutaj.
- Brzmi nawet sensownie. Ale sądzisz, że będę wystarczającym zagrożeniem dla nich? - zapytał, wymachując chochlą, którą nalewał śmietany do strawy. - Zresztą, to moja wnuczka. To ja powinienem działać.
- Wciąż będziesz miał asystę straży. - Drugą część było trudniej obalić. - Zgoda. Czujesz się w obowiązku. Rozumiem. Ale to twoje mieszkanie, ludzie cie tu znają. Łatwiej będzie kontrolować rzeczy niecodzienne.
- Świetnie - burknął Dean, dosypując suszonej cebuli do sosu. Widać było, że bezczynne siedzenie nie było jego ulubionym zajęciem w takich momentach.
        Jedzenie w garnku powoli bulgotało, a za oknem już zapadał zmierzch. Ezechiel spojrzał na horyzont. Chmury zakrywały niebo. Dla zajęcia, wyciągnął mały zestaw szachów i rozstawił powoli na stole. Następnie spojrzał pytająco na Deana. Ten uderzył chochlą o brzeg garnka i dodał tylko: "gotuję". Starzec przeniósł wzrok na młodzieńca.
- Chciałbyś zagrać? - spytał. A po chwili dodał. - Co ty myślisz o tym wszystkim?
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Lane kiwał głową, przysłuchując się rozmowie Ezechiela z Deanem. Decyzja, by starzec pozostał w mieszkaniu wraz ze strażnikami była jak najbardziej rozsądna - zwłaszcza, że zapewne nie nadawał się do dłuższej wyprawy po lesie. Obiad również wyglądał zachęcająco, choć jeszcze niegotowy. No cóż, czasem trzeba było czekać.

        Oferta Ezechiela wzięła Lane'a nieco z zaskoczenia. Chłopak zamrugał, po czym skupił spojrzenie na planszy. Znał oczywiście zasady, ale jedynie w teorii, praktyki miał niewiele. Szachy nie należały do zestawu zajęć jakie odbywał pod okiem Kręgu, choć parokrotnie przypatrywał się jak jego nauczyciele grają wieczorami. Wzruszył nieznacznie ramionami, po czym usiadł.
        - Czemu nie? - Uśmiechnął się. - Choć obawiam się, że raczej nie będę godnym przeciwnikiem.

        Jako młodszemu przypadło mu grać białymi, otworzył więc partię najbardziej standardowym ruchem.
        - Myślę, że cokolwiek Zydra ukradła, powinniśmy skupić się na tym w pierwszej kolejności - powiedział. - Skoro ci czarnoodziani są gotowi rozpętać wojnę ze strażą, byle tylko to odzyskać. Skoro dziewczyna wyszła z miasta, najpewniej zabrała ten fant ze sobą, być może żeby go sprzedać, a być może żeby wykorzystać... Szkoda, że nie mamy żadnych wskazówek co do natury tego przedmiotu - westchnął. - Czy to jakiś nowatorski wynalazek, czy może wręcz przeciwnie, pradawny artefakt. No i czemu do lasu?... Spotkanie z kupcem miałoby trochę sensu, ale tylko przy jakimś rozpoznawalnym punkcie, nie wiem, szczególnie wielkie drzew czy skała o charakterystycznym kształcie, coś w tym rodzaju. A jeśli nie, to może gdzieś w okolicy jest jakieś miejsce szczególnie magiczne? Jakieś starożytne ruiny czy inne źródła mocy? Być może ten przedmiot wymaga czegoś podobnego, by dało się go użyć.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Obiad powoli bulgotał na ogniu, gdy Dean kroił i suto smarował masłem chleb. Gdy skończył, usiadł przy palenisku i zaczął oglądać grę pozostałych. Nie miał zbytnio co innego robić, mięso potrzebowało czasu, a za oknem robiło się całkiem ciemno.
        Ezechiel chciał wyczuć chłopaka. Nie rozważał zbyt misternych strategii, dał pole manewru chłopakowi. Sam zaś rozmyślał o potencjalnej potędze tajemniczego przedmiotu. Jednak w końcu pewna myśl zaświtała w głowie starca.
- Dean...
- Hmm? - mrukną pytająco mag popadający w lekkie znudzenie.
- Nie czułeś ostatnio niczego anormalnego?
- No... nie... - urwał Dean, wyczuwając o co chodzi Ezechielowi.
- Właśnie. - Mędrzec jednym ruchem wprowadził zamęt na szachownicy, wstał i zastukał palcami w stół. - Skoro to coś tu było, a tego nie wyczułeś, to rzeczywiście może być niekompletne lub uszkodzone i po prostu nie działać. - Pomilczał chwile i usiadł znów. - Dobrze mówisz chłopcze, musi to być czymś potężnym, skoro tyle siły angażują w poszukiwania.
        Chwilę gra kontynuowana była w milczeniu. Parę coraz zmyślniejszych posunięć i partia nabierała wypieków. Atmosferę wzbogacał coraz mocniejszy aromat polędwiczek w sosie cebulowym. Za oknem zaczął panować nieprzejednany mrok, potęgowany przez gęstniejące chmury.
- Jest jeszcze jedna sprawa - przerwał milczenie kucharz. - Tak teraz myślę... taka oczywista notatka, jej znienawidzony las... jest mądrą dziewczyną. Sądzę, że to złudny trop, który zostawiła celowo. - Wskazał na kartkę, którą zastali w domu. - Co więcej, nie wtajemniczyła mnie w swoje plany, więc nie wiem czy i nas nie postrzega jako potencjalne zagrożenie. Prędzej trzeba jej szukać w ruinach, po których uwielbia się włóczyć.
- Fakt - skwitował starzec, teraz bardziej pochłonięty rozgrywką. Taka reakcja trochę zadziałała na nerwy Deanowi, spodziewał się więcej powagi od swego przyjaciela.
        Gdy minęło trochę czasu, Dean zabrał odrobinę sosu łyżką, spróbował, a następnie zdjął garnek z ognia. Następnie zaczął nakładać gotową już potrawę do misek. Przyniósł talerz z kromkami chleba, oraz porcje na stół. Patrząc, że Ezechiel i chłopak nie mają zamiaru kończyć w tym momencie, jednym szybkim ruchem pochwycił garść przypadkowych figur z szachownicy i schował do kieszeni. Złośliwy uśmieszek Deana spotkał się z posępnym wzrokiem Ezechiela.
- No, panowie. Uznajmy to za remis, a teraz do jedzenia.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Jedzenie skutecznie rozproszyło uwagę Lane'a. Dawno nie miał ciepłego, a w dodatku tak wyśmienicie przygotowanego, posiłku. Przedwczesny koniec partii również powitał z pewną ulgą - może i nie szło mu najgorzej, ale miał wrażenie, że Ezechiel nie przykłada się szczególnie do gry. Zresztą, "nie najgorzej" to wciąż daleko od "dobrze".

        Dean dołączył do nich i tak posiłek zniknął w przeciągu kilku minut. Kiedy skończyli, Lane poczuł nagły przypływ energii. Wstał, zacierając ręce.
        - No, to skoro mamy już jakiś pomysł gdzie Zydra może się podziewać, to może warto to sprawdzić - powiedział. - A więc... ruiny poza miastem, tak?
        Zamilkł na moment, zastanawiając się. W drodze do twierdzy zbłądził na chwilę w lesie, ale nie natknął się na żadne ruiny ani też nie wyczuł żadnej magicznej aktywności - a szedł od północy, obok Trzech Jezior. Skoro więc północ odpadała, trzeba by udać się na południe, a może na zachód... i liczyć na szczęśliwy traf.

        Oczywiście, istniał też inny sposób.
        - To ten... - Lane uśmiechnął się z lekkim zawstydzeniem, spoglądając na dwóch mężczyzn wyczekująco. - Znacie drogę?
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Po skończonym posiłku Dean sprzątnął naczynia i narada zaczęła się na nowo. W międzyczasie, Ezechiel milczącym wyciągnięciem ręki zażądał zwrotu figur, a gdy je otrzymał, sprzątnął szybko grę.
- Tak jak sobie dłużej pomyśleć... - zaczął Dean. - To pewnie zatrzymała się na noc w samotnej baszcie. Zna to miejsce i pewnie uznaje za bezpieczne.
- Masz na myśli tę na zachód stąd?
- Tak, tak, tak. Właśnie tę.
- No to cóż... zostaje nam wyruszyć. - Starzec, wstał i kierował się już do drzwi.
- Ależ zaczekajcie. - Ezechiel się odwrócił i spojrzał na Deana pytająco. - Wiemy, że nasi "przyjaciele" umieją tropić magię, tak? No właśnie. Poznali wasze aury i sądzę, że chętnie to wykorzystają. I dlatego... - kontynuował, wychodząc do swojego pokoju w poszukiwaniu dawnej księgi zaklęć. Mimo że cały czas mówił, do pokoju docierał tylko niezrozumiały szum. Po paru chwilach wrócił. - ...więc jeśli się nie pomylę, będziecie mieć przewagę - podsumował dumny z siebie Dean.
- Czyli chcesz... - dyplomatycznie zaczął starzec.
- Zniekształcić wasze aury - stwierdził z uśmiechem rzucając księgę na stół.
        Dłuższy moment stary mag wertował strony swego kompendium. Mruczał coś pod nosem, drapał się po brodzie, po czym szukał dalej. W końcu jednak klasnął w dłonie i odwrócił się do pozostałych. Podniósł do góry ręce. Odwrócił głowę do tyłu, by raz jeszcze przeczytać inkantacje i zaczął recytować. W końcu dwie fale ciepłego wiatru uderzyły Ezechiela i Lena. Z tą fizyczną manifestacją czaru dało się wyczuć działanie magii.
- No. I się udało - stwierdził zdyszany mag. Usiadł sobie na krzesełku i mówił dalej. - Dopóki nie będziecie czarować, jesteście nie do rozpoznania.
- Dzięki ci - powiedział Ezechiel i spojrzał na młodzieńca. - Wyruszamy, nie ma czasu do stracenia.
        Gdy starzec miał już przekraczać próg domostwa, Dean wstał i podszedł do nich. Powiódł wzrokiem po obu i dodał.
- Proszę, sprowadźcie ją do domu - wyszeptał, tłumiąc łzy. Czego by nie mówi o Zydrze, dziadek ją kochał. Ezechiel tylko przytaknął i opuścił mieszkanie, następnie zaś kamienicę, a dalej i mury miejskie.

Ciąg dalszy: Ezechiel, Lane
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości