Starzec wszedł do mieszkania. Porządek jak zawsze. Zero śladów pośpiesznego, chaotycznego przeszukiwania mieszkania. Jeśli zbiegowie tu byli, to widocznie zrezygnowali z pomysłu, że skradziona rzecz może być w domu. Zapewne przeczytanie kartki zasugerowało im, że nie ma takiej możliwości. Jednak nie było tu czuć żadnej energii czarów, więc raczej tu się nie teleportowali.
- Sądzę, że tu ich jeszcze nie było. - Pomyślał chwilę i dodał. - Zapewne udali się do jakiegoś umówionego wcześniej miejsca, by spotkać się z trzecim. - Usiadł spokojnie przy stole, gdy pozostali rozglądali się po mieszkaniu. Przymknął oczy i myślał jakby wykorzystać przewagę jaką był ten liścik.
- Ale że do lasu? - zaczął Dean dokładnie się przyglądając literkom. - Niby jej charakter pisma, ale to do niej co najmniej niepodobne.
- Też mnie to ruszyło, ale myślałem, że może się zmieniła.
- Oj nie. Ani trochę się nie zmieniła.
Ezechiel westchnął. Coraz mniej mu się to podobało. Jak dojdzie do konfrontacji wszystkich zainteresowanych, równie dobrze może skończyć się bitwą w stylu wszyscy na wszystkich. I jeszcze jakiś tajemniczy magiczny przedmiot. W dodatku ukradziony jakiejś tajemniczej grupie. Coś jednak było trzeba zrobić. W końcu i Dean zasiadł do stołu.
- To co robimy? - Pierwszy odezwał się stary mag.
- Najpierw zjedzmy obiad - stwierdził mędrzec, patrząc na Lane'a i nawet lekko się uśmiechając. Dean wzruszył ramionami i ruszył w kierunku składziku, po trochę mięsa i bochen chleba. Po chwili Ezechiel kontynuował. - Co więcej sądzę, że powinieneś tu zostać.
- Ja? - Zdziwił się stary mag, wrzucając mięso do gara i zapalając magicznie palenisko.
- Ano ty. Zakładając, że złoczyńcy tu jeszcze nie byli, mogą jeszcze tu powrócić. - Odetchnął ciężko. - Co więcej z czasem sama Zydra może wrócić. A nawet jak nie, będziesz miał czas dokładnie poszukać, czy nie ukryła tego czegoś tutaj.
- Brzmi nawet sensownie. Ale sądzisz, że będę wystarczającym zagrożeniem dla nich? - zapytał, wymachując chochlą, którą nalewał śmietany do strawy. - Zresztą, to moja wnuczka. To ja powinienem działać.
- Wciąż będziesz miał asystę straży. - Drugą część było trudniej obalić. - Zgoda. Czujesz się w obowiązku. Rozumiem. Ale to twoje mieszkanie, ludzie cie tu znają. Łatwiej będzie kontrolować rzeczy niecodzienne.
- Świetnie - burknął Dean, dosypując suszonej cebuli do sosu. Widać było, że bezczynne siedzenie nie było jego ulubionym zajęciem w takich momentach.
Jedzenie w garnku powoli bulgotało, a za oknem już zapadał zmierzch. Ezechiel spojrzał na horyzont. Chmury zakrywały niebo. Dla zajęcia, wyciągnął mały zestaw szachów i rozstawił powoli na stole. Następnie spojrzał pytająco na Deana. Ten uderzył chochlą o brzeg garnka i dodał tylko: "gotuję". Starzec przeniósł wzrok na młodzieńca.
- Chciałbyś zagrać? - spytał. A po chwili dodał. - Co ty myślisz o tym wszystkim?
Demara ⇒ [targ i okolice]Raźnym krokiem w przygodę
- Lane
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Pół czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Lane kiwał głową, przysłuchując się rozmowie Ezechiela z Deanem. Decyzja, by starzec pozostał w mieszkaniu wraz ze strażnikami była jak najbardziej rozsądna - zwłaszcza, że zapewne nie nadawał się do dłuższej wyprawy po lesie. Obiad również wyglądał zachęcająco, choć jeszcze niegotowy. No cóż, czasem trzeba było czekać.
Oferta Ezechiela wzięła Lane'a nieco z zaskoczenia. Chłopak zamrugał, po czym skupił spojrzenie na planszy. Znał oczywiście zasady, ale jedynie w teorii, praktyki miał niewiele. Szachy nie należały do zestawu zajęć jakie odbywał pod okiem Kręgu, choć parokrotnie przypatrywał się jak jego nauczyciele grają wieczorami. Wzruszył nieznacznie ramionami, po czym usiadł.
- Czemu nie? - Uśmiechnął się. - Choć obawiam się, że raczej nie będę godnym przeciwnikiem.
Jako młodszemu przypadło mu grać białymi, otworzył więc partię najbardziej standardowym ruchem.
- Myślę, że cokolwiek Zydra ukradła, powinniśmy skupić się na tym w pierwszej kolejności - powiedział. - Skoro ci czarnoodziani są gotowi rozpętać wojnę ze strażą, byle tylko to odzyskać. Skoro dziewczyna wyszła z miasta, najpewniej zabrała ten fant ze sobą, być może żeby go sprzedać, a być może żeby wykorzystać... Szkoda, że nie mamy żadnych wskazówek co do natury tego przedmiotu - westchnął. - Czy to jakiś nowatorski wynalazek, czy może wręcz przeciwnie, pradawny artefakt. No i czemu do lasu?... Spotkanie z kupcem miałoby trochę sensu, ale tylko przy jakimś rozpoznawalnym punkcie, nie wiem, szczególnie wielkie drzew czy skała o charakterystycznym kształcie, coś w tym rodzaju. A jeśli nie, to może gdzieś w okolicy jest jakieś miejsce szczególnie magiczne? Jakieś starożytne ruiny czy inne źródła mocy? Być może ten przedmiot wymaga czegoś podobnego, by dało się go użyć.
Oferta Ezechiela wzięła Lane'a nieco z zaskoczenia. Chłopak zamrugał, po czym skupił spojrzenie na planszy. Znał oczywiście zasady, ale jedynie w teorii, praktyki miał niewiele. Szachy nie należały do zestawu zajęć jakie odbywał pod okiem Kręgu, choć parokrotnie przypatrywał się jak jego nauczyciele grają wieczorami. Wzruszył nieznacznie ramionami, po czym usiadł.
- Czemu nie? - Uśmiechnął się. - Choć obawiam się, że raczej nie będę godnym przeciwnikiem.
Jako młodszemu przypadło mu grać białymi, otworzył więc partię najbardziej standardowym ruchem.
- Myślę, że cokolwiek Zydra ukradła, powinniśmy skupić się na tym w pierwszej kolejności - powiedział. - Skoro ci czarnoodziani są gotowi rozpętać wojnę ze strażą, byle tylko to odzyskać. Skoro dziewczyna wyszła z miasta, najpewniej zabrała ten fant ze sobą, być może żeby go sprzedać, a być może żeby wykorzystać... Szkoda, że nie mamy żadnych wskazówek co do natury tego przedmiotu - westchnął. - Czy to jakiś nowatorski wynalazek, czy może wręcz przeciwnie, pradawny artefakt. No i czemu do lasu?... Spotkanie z kupcem miałoby trochę sensu, ale tylko przy jakimś rozpoznawalnym punkcie, nie wiem, szczególnie wielkie drzew czy skała o charakterystycznym kształcie, coś w tym rodzaju. A jeśli nie, to może gdzieś w okolicy jest jakieś miejsce szczególnie magiczne? Jakieś starożytne ruiny czy inne źródła mocy? Być może ten przedmiot wymaga czegoś podobnego, by dało się go użyć.
- Ezechiel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 125
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Maie
- Profesje: Mędrzec , Mag
- Kontakt:
Obiad powoli bulgotał na ogniu, gdy Dean kroił i suto smarował masłem chleb. Gdy skończył, usiadł przy palenisku i zaczął oglądać grę pozostałych. Nie miał zbytnio co innego robić, mięso potrzebowało czasu, a za oknem robiło się całkiem ciemno.
Ezechiel chciał wyczuć chłopaka. Nie rozważał zbyt misternych strategii, dał pole manewru chłopakowi. Sam zaś rozmyślał o potencjalnej potędze tajemniczego przedmiotu. Jednak w końcu pewna myśl zaświtała w głowie starca.
- Dean...
- Hmm? - mrukną pytająco mag popadający w lekkie znudzenie.
- Nie czułeś ostatnio niczego anormalnego?
- No... nie... - urwał Dean, wyczuwając o co chodzi Ezechielowi.
- Właśnie. - Mędrzec jednym ruchem wprowadził zamęt na szachownicy, wstał i zastukał palcami w stół. - Skoro to coś tu było, a tego nie wyczułeś, to rzeczywiście może być niekompletne lub uszkodzone i po prostu nie działać. - Pomilczał chwile i usiadł znów. - Dobrze mówisz chłopcze, musi to być czymś potężnym, skoro tyle siły angażują w poszukiwania.
Chwilę gra kontynuowana była w milczeniu. Parę coraz zmyślniejszych posunięć i partia nabierała wypieków. Atmosferę wzbogacał coraz mocniejszy aromat polędwiczek w sosie cebulowym. Za oknem zaczął panować nieprzejednany mrok, potęgowany przez gęstniejące chmury.
- Jest jeszcze jedna sprawa - przerwał milczenie kucharz. - Tak teraz myślę... taka oczywista notatka, jej znienawidzony las... jest mądrą dziewczyną. Sądzę, że to złudny trop, który zostawiła celowo. - Wskazał na kartkę, którą zastali w domu. - Co więcej, nie wtajemniczyła mnie w swoje plany, więc nie wiem czy i nas nie postrzega jako potencjalne zagrożenie. Prędzej trzeba jej szukać w ruinach, po których uwielbia się włóczyć.
- Fakt - skwitował starzec, teraz bardziej pochłonięty rozgrywką. Taka reakcja trochę zadziałała na nerwy Deanowi, spodziewał się więcej powagi od swego przyjaciela.
Gdy minęło trochę czasu, Dean zabrał odrobinę sosu łyżką, spróbował, a następnie zdjął garnek z ognia. Następnie zaczął nakładać gotową już potrawę do misek. Przyniósł talerz z kromkami chleba, oraz porcje na stół. Patrząc, że Ezechiel i chłopak nie mają zamiaru kończyć w tym momencie, jednym szybkim ruchem pochwycił garść przypadkowych figur z szachownicy i schował do kieszeni. Złośliwy uśmieszek Deana spotkał się z posępnym wzrokiem Ezechiela.
- No, panowie. Uznajmy to za remis, a teraz do jedzenia.
Ezechiel chciał wyczuć chłopaka. Nie rozważał zbyt misternych strategii, dał pole manewru chłopakowi. Sam zaś rozmyślał o potencjalnej potędze tajemniczego przedmiotu. Jednak w końcu pewna myśl zaświtała w głowie starca.
- Dean...
- Hmm? - mrukną pytająco mag popadający w lekkie znudzenie.
- Nie czułeś ostatnio niczego anormalnego?
- No... nie... - urwał Dean, wyczuwając o co chodzi Ezechielowi.
- Właśnie. - Mędrzec jednym ruchem wprowadził zamęt na szachownicy, wstał i zastukał palcami w stół. - Skoro to coś tu było, a tego nie wyczułeś, to rzeczywiście może być niekompletne lub uszkodzone i po prostu nie działać. - Pomilczał chwile i usiadł znów. - Dobrze mówisz chłopcze, musi to być czymś potężnym, skoro tyle siły angażują w poszukiwania.
Chwilę gra kontynuowana była w milczeniu. Parę coraz zmyślniejszych posunięć i partia nabierała wypieków. Atmosferę wzbogacał coraz mocniejszy aromat polędwiczek w sosie cebulowym. Za oknem zaczął panować nieprzejednany mrok, potęgowany przez gęstniejące chmury.
- Jest jeszcze jedna sprawa - przerwał milczenie kucharz. - Tak teraz myślę... taka oczywista notatka, jej znienawidzony las... jest mądrą dziewczyną. Sądzę, że to złudny trop, który zostawiła celowo. - Wskazał na kartkę, którą zastali w domu. - Co więcej, nie wtajemniczyła mnie w swoje plany, więc nie wiem czy i nas nie postrzega jako potencjalne zagrożenie. Prędzej trzeba jej szukać w ruinach, po których uwielbia się włóczyć.
- Fakt - skwitował starzec, teraz bardziej pochłonięty rozgrywką. Taka reakcja trochę zadziałała na nerwy Deanowi, spodziewał się więcej powagi od swego przyjaciela.
Gdy minęło trochę czasu, Dean zabrał odrobinę sosu łyżką, spróbował, a następnie zdjął garnek z ognia. Następnie zaczął nakładać gotową już potrawę do misek. Przyniósł talerz z kromkami chleba, oraz porcje na stół. Patrząc, że Ezechiel i chłopak nie mają zamiaru kończyć w tym momencie, jednym szybkim ruchem pochwycił garść przypadkowych figur z szachownicy i schował do kieszeni. Złośliwy uśmieszek Deana spotkał się z posępnym wzrokiem Ezechiela.
- No, panowie. Uznajmy to za remis, a teraz do jedzenia.
- Lane
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Pół czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Jedzenie skutecznie rozproszyło uwagę Lane'a. Dawno nie miał ciepłego, a w dodatku tak wyśmienicie przygotowanego, posiłku. Przedwczesny koniec partii również powitał z pewną ulgą - może i nie szło mu najgorzej, ale miał wrażenie, że Ezechiel nie przykłada się szczególnie do gry. Zresztą, "nie najgorzej" to wciąż daleko od "dobrze".
Dean dołączył do nich i tak posiłek zniknął w przeciągu kilku minut. Kiedy skończyli, Lane poczuł nagły przypływ energii. Wstał, zacierając ręce.
- No, to skoro mamy już jakiś pomysł gdzie Zydra może się podziewać, to może warto to sprawdzić - powiedział. - A więc... ruiny poza miastem, tak?
Zamilkł na moment, zastanawiając się. W drodze do twierdzy zbłądził na chwilę w lesie, ale nie natknął się na żadne ruiny ani też nie wyczuł żadnej magicznej aktywności - a szedł od północy, obok Trzech Jezior. Skoro więc północ odpadała, trzeba by udać się na południe, a może na zachód... i liczyć na szczęśliwy traf.
Oczywiście, istniał też inny sposób.
- To ten... - Lane uśmiechnął się z lekkim zawstydzeniem, spoglądając na dwóch mężczyzn wyczekująco. - Znacie drogę?
Dean dołączył do nich i tak posiłek zniknął w przeciągu kilku minut. Kiedy skończyli, Lane poczuł nagły przypływ energii. Wstał, zacierając ręce.
- No, to skoro mamy już jakiś pomysł gdzie Zydra może się podziewać, to może warto to sprawdzić - powiedział. - A więc... ruiny poza miastem, tak?
Zamilkł na moment, zastanawiając się. W drodze do twierdzy zbłądził na chwilę w lesie, ale nie natknął się na żadne ruiny ani też nie wyczuł żadnej magicznej aktywności - a szedł od północy, obok Trzech Jezior. Skoro więc północ odpadała, trzeba by udać się na południe, a może na zachód... i liczyć na szczęśliwy traf.
Oczywiście, istniał też inny sposób.
- To ten... - Lane uśmiechnął się z lekkim zawstydzeniem, spoglądając na dwóch mężczyzn wyczekująco. - Znacie drogę?
- Ezechiel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 125
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Maie
- Profesje: Mędrzec , Mag
- Kontakt:
Po skończonym posiłku Dean sprzątnął naczynia i narada zaczęła się na nowo. W międzyczasie, Ezechiel milczącym wyciągnięciem ręki zażądał zwrotu figur, a gdy je otrzymał, sprzątnął szybko grę.
- Tak jak sobie dłużej pomyśleć... - zaczął Dean. - To pewnie zatrzymała się na noc w samotnej baszcie. Zna to miejsce i pewnie uznaje za bezpieczne.
- Masz na myśli tę na zachód stąd?
- Tak, tak, tak. Właśnie tę.
- No to cóż... zostaje nam wyruszyć. - Starzec, wstał i kierował się już do drzwi.
- Ależ zaczekajcie. - Ezechiel się odwrócił i spojrzał na Deana pytająco. - Wiemy, że nasi "przyjaciele" umieją tropić magię, tak? No właśnie. Poznali wasze aury i sądzę, że chętnie to wykorzystają. I dlatego... - kontynuował, wychodząc do swojego pokoju w poszukiwaniu dawnej księgi zaklęć. Mimo że cały czas mówił, do pokoju docierał tylko niezrozumiały szum. Po paru chwilach wrócił. - ...więc jeśli się nie pomylę, będziecie mieć przewagę - podsumował dumny z siebie Dean.
- Czyli chcesz... - dyplomatycznie zaczął starzec.
- Zniekształcić wasze aury - stwierdził z uśmiechem rzucając księgę na stół.
Dłuższy moment stary mag wertował strony swego kompendium. Mruczał coś pod nosem, drapał się po brodzie, po czym szukał dalej. W końcu jednak klasnął w dłonie i odwrócił się do pozostałych. Podniósł do góry ręce. Odwrócił głowę do tyłu, by raz jeszcze przeczytać inkantacje i zaczął recytować. W końcu dwie fale ciepłego wiatru uderzyły Ezechiela i Lena. Z tą fizyczną manifestacją czaru dało się wyczuć działanie magii.
- No. I się udało - stwierdził zdyszany mag. Usiadł sobie na krzesełku i mówił dalej. - Dopóki nie będziecie czarować, jesteście nie do rozpoznania.
- Dzięki ci - powiedział Ezechiel i spojrzał na młodzieńca. - Wyruszamy, nie ma czasu do stracenia.
Gdy starzec miał już przekraczać próg domostwa, Dean wstał i podszedł do nich. Powiódł wzrokiem po obu i dodał.
- Proszę, sprowadźcie ją do domu - wyszeptał, tłumiąc łzy. Czego by nie mówi o Zydrze, dziadek ją kochał. Ezechiel tylko przytaknął i opuścił mieszkanie, następnie zaś kamienicę, a dalej i mury miejskie.
Ciąg dalszy: Ezechiel, Lane
- Tak jak sobie dłużej pomyśleć... - zaczął Dean. - To pewnie zatrzymała się na noc w samotnej baszcie. Zna to miejsce i pewnie uznaje za bezpieczne.
- Masz na myśli tę na zachód stąd?
- Tak, tak, tak. Właśnie tę.
- No to cóż... zostaje nam wyruszyć. - Starzec, wstał i kierował się już do drzwi.
- Ależ zaczekajcie. - Ezechiel się odwrócił i spojrzał na Deana pytająco. - Wiemy, że nasi "przyjaciele" umieją tropić magię, tak? No właśnie. Poznali wasze aury i sądzę, że chętnie to wykorzystają. I dlatego... - kontynuował, wychodząc do swojego pokoju w poszukiwaniu dawnej księgi zaklęć. Mimo że cały czas mówił, do pokoju docierał tylko niezrozumiały szum. Po paru chwilach wrócił. - ...więc jeśli się nie pomylę, będziecie mieć przewagę - podsumował dumny z siebie Dean.
- Czyli chcesz... - dyplomatycznie zaczął starzec.
- Zniekształcić wasze aury - stwierdził z uśmiechem rzucając księgę na stół.
Dłuższy moment stary mag wertował strony swego kompendium. Mruczał coś pod nosem, drapał się po brodzie, po czym szukał dalej. W końcu jednak klasnął w dłonie i odwrócił się do pozostałych. Podniósł do góry ręce. Odwrócił głowę do tyłu, by raz jeszcze przeczytać inkantacje i zaczął recytować. W końcu dwie fale ciepłego wiatru uderzyły Ezechiela i Lena. Z tą fizyczną manifestacją czaru dało się wyczuć działanie magii.
- No. I się udało - stwierdził zdyszany mag. Usiadł sobie na krzesełku i mówił dalej. - Dopóki nie będziecie czarować, jesteście nie do rozpoznania.
- Dzięki ci - powiedział Ezechiel i spojrzał na młodzieńca. - Wyruszamy, nie ma czasu do stracenia.
Gdy starzec miał już przekraczać próg domostwa, Dean wstał i podszedł do nich. Powiódł wzrokiem po obu i dodał.
- Proszę, sprowadźcie ją do domu - wyszeptał, tłumiąc łzy. Czego by nie mówi o Zydrze, dziadek ją kochał. Ezechiel tylko przytaknął i opuścił mieszkanie, następnie zaś kamienicę, a dalej i mury miejskie.
Ciąg dalszy: Ezechiel, Lane
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości