Strona 1 z 1

[Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty!

: Nie Sie 28, 2011 12:09 pm
autor: Cillian
- Śliczne chmurki. Świecą... - mamrotał do siebie Arathain obserwując pierwsze promienie słońca. Trafił na okazję sprawdzenia swojego nowego "ja" właśnie tutaj, w Demarze. Fakt - miał udać się z powrotem do własnej Wieży, ale jakimś sposobem zepsuł teleportację i nie trafił. Bywa. W mieście przebywał od tygodnia, poranki poświęcając na odświeżenie więzi z Bryzą, a popołudnia lub wieczory spędzając w karczmie. Lud był tu prosty, acz z tradycjami i własnymi przyzwyczajeniami. Czarodzieja bawiły opowiadane tu w każdym miejscu i każdym momencie wyssane z palca historyjki, przebarwione heroiczne opowieści i relacje dam z kolejnych niepowodzeń przy gotowaniu ogórkowej. Miejsce przyjemne dla każdego, kto pragnie odpocząć od wszystkich nieprzyjaznych oczu, czy nieprzyjaznych i zimnych sztyletów. Brrr... Demara była chyba najbardziej wysuniętym na południowy wschód cywilizowanym miastem środkowej Alaranii.

- Nie wyczuli mnie. Wyczuli. Nie wyczuli. Wyczuli. Nie... - Zasuszone kwiecie traciło po kolei wszystkie swoje płatki. Jeśli im zawierzyć, zasiałoby to tylko jeszcze większą dezinformację. No ale cóż... Najwyraźniej żadne z jego - miał nadzieję - przyszłych towarzyszy nie zorientowało się, że pewien wesoły kapelusznik zerka na nich przy pierwszej lepszej okazji. A może to jednak lepiej? Może będzie mieć szanse zrobić dobre wrażenie? "O nie, mój drogi, możesz o tym całkowicie zapomnieć. Chyba, że strasznie lubisz okłady z soku pomarańczowego na swoich włosach" - dobijał się. Spoglądał na niebo od góra kilku kwadransów, ale wciąż było mu mało. Fascynacja... Tak! Zastanawiał się, co za tym niebieskim morzem się kryje. Klaczka pozwoliła sobie pogryźć nieco trawy, gęsto i zdrowo rosnącej na uboczu naprzeciw bramy. Aratek siedział koło niej na starym pniaku i by nie zostać skonsumowanym przez magożerne mrówki odbudował im przy pomocy Magii Ziemi mrowisko. "Dzięki, że nie wskakujecie mi do butów!" - zachichotał.

Szli. Wychodzili przez bramę chyba całą grupą. Nie. Brakowało tej od soku, nekromantki i kogoś jeszcze. Reszta weszła na trakt i zaczęła przeglądać swoje manatki. Wiedział, którą drogą będą musieli przejść. Naciągnął kapelusz na oczy, a z torby wyciągnął i odpakował lizaczka. Łapczywie przystąpił do jego dezintegracji w swoich ustach. To była chyba najsłodsza agonia cukru w historii. "Są. Są wszyscy. Śpieszą się? Idą tu..."

Kiedy mógł im już spojrzeć prosto w oczy (a oni tego zrobić nie mogli! Ha! Punkt dla Tkacza Zaklęć za przebiegłość!), na chwilę rozstał się ze swoją słodyczką.
- Cześć - chlapnął tylko lakonicznie, ale jego głos był łagodny i cichy, a jednocześnie odbijał się echem w głowach całej kompanii. Taaak, nie mogli tego przegapić. Nikogo w pobliżu oprócz nich nie było. Aratek na powrót zajął się arcydziełem alarańskiego cukiernictwa...

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Wto Sie 30, 2011 2:39 am
autor: Sheridan
Sheridan przystanął, słysząc powitanie nieznajomego. Otaksował go uważnym, dość znudzonym spojrzeniem, nieznacznie zmarszczył czoło, po czym westchnął teatralnie głośno, wciskając ręce do kieszeni. No tak, zgubiony uczestnik wyprawy, czemu go to nie zdziwiło? Aczkolwiek prezentował się dziwnie, jakoś tak... No, na pewno pierwszą myślą łowcy na widok młodzieńca nie byłoby - o, ten to z nami idzie, bez kitu! Prędzej pomyliłby go ze zbłąkanym wędrowcem.
- My chyba zmierzamy do niego - uznał na tyle głośno, by pozostali usłyszeli, i skierował swoje kroki w stronę nieznajomego, nie za bardzo przejąwszy się faktem, że ten wcale nie musiał być uczestnikiem zadania. Ale on się rzadko czymkolwiek przejmował.
Kiedy już stanął nieopodal młodzieńca, spojrzał na resztę, a potem obejrzał się na Demarę, ponownie westchnął.
- A Larkina i reszty rudych nie widać, masz ci los - mruknął pod nosem.
Czy naprawdę muszę mówić, że dla Sheridana jedynym dobrym towarzystwem był Larkin? Nie? Tak myślałem.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Wto Sie 30, 2011 3:31 am
autor: Anabde
Poklepała po szyi Lantano, który aktualnie wyczyniał najdziwniejsze rzeczy, kątem oka ciągle patrząc na stępującą obok Faryale. Kwiczał, prychał, rżał, kopał wszystkimi nogami we wszystkie strony, potrząsał łbem, robił wszystko by przypomnieć całemu światu, że jest ogierem. Co spotkało się tylko z parsknięciem pełnym dezaprobaty ze strony interesującej go klaczy. Siedząca w siodle amazonka zdawała się nie zważać na cyrki, jakie odstawiał jej wierzchowiec- bryknięcia, dęby i temu podobne nie robiły na niej najmniejszego wrażenia, z gracją wysiadywała wszystkie podskoki. Odzywały się tylko przypięte do siodła tobołki, pobrzękując klamrami z wyjątkowym niezadowoleniem.
Minęli bramę miasta, nie zauważywszy nikogo z towarzyszy podróży. Larkin już zaczął żartować, że prawdopodobnie przestraszyli się Aithne i zwali, gdy w zasięgu ich wzroku pojawiła się reszta grupy. Ruszyli w tamtą stronę; Anabde od razu zauważyła, że w grupa jest o osobę liczniejsza. I jak Larkin oraz Aithne zmierzali w obraną stronę dość spokojnie, to Lantano na widok innych koni dostał kolejnego ataku- wspiął się na dwie nogi, zamachał przednimi w powietrzu, zarżał donośnie, po czym opadł na cztery, by strzelić pięknego baranka.
- Opanuj się trochę, siwy.- mruknęła Anabde, ściągając wodze. Koń zatańczył jeszcze w miejscu, po czym odpuścił; wyciągnął nos do przodu i ruszył energicznym stępem w stronę stada. Przybyła do nich pierwsza, ponieważ rumaki pozostałych w tyle Larkina i Aithne nie były na tyle ambitne, by próbować dogonić ogiera. Ogiera, który aktualnie miał stać w miejscu, toteż grzebał z niezadowolenia przednią nogą w ziemi.
Dziewczyna przechyliła głowę na bok, przypatrując się nieznajomemu uważnie. Nie mogła dostrzec jego twarzy (ach, to sprytne ułożenie kapelusza!), więc szybko dała sobie z nim spokój.
- Dzień dobry.- rzuciła do reszty kompanii, patrząc na wszystkich razem i każdego z osobna.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Wto Sie 30, 2011 4:27 pm
autor: Aithne
Aithne wyjątkowo bawiło zachowanie wierzchowca Anabde, dlatego też co i rusz chichotała w rękaw, przymrużając radośnie oczy. Ogier był naprawdę piękny i naprawdę miał sieczkę w głowie, ale wisienką na torcie okazało się powarkiwanie zniesmaczonej Faryale.
Co za dzieciak, hormony w głowie, mamrotała niezadowolona, od czasu do czasu potrząsając łbem i parskając głośno, jakby chciała Lantano zdmuchnąć z powierzchni świata.
- To nie jego wina, że masz na karku parę setek lat, starucho - zauważyła złośliwie Aithne, z ciekawością przenosząc wzrok na grupę, do której podjechała Anabde. Ujrzała same znajome twarze... prócz jednej. Zmarszczyła czoło.
Już tak nie demonizuj, nie jestem taka stara!, obruszyła się klacz, tuląc uszy, jednak zaraz podążyła za wzrokiem swojej przyjaciółki, unosząc wyżej łeb, by lepiej widzieć. To oni?, spytała po prostu, rozdymając chrapy, by wyłapać więcej zapachów.
- Tak. Ale tego siwego nie znam - odparła i mimowolnie zerknęła na Larkina, jakby on miał wszystkich w Alaranii znać.
Przecież mówiłaś, że ci rękę obślinił, przypomniała usłużnie Faryale i zarżała cicho, co nasuwało na myśl uroczy, złośliwy chichot.
Aithne zgrzytnęła zębami i pociągnęła klacz w złości za ucho, dlatego też ona machnęła łbem, uciekając nim poza zasięg rąk Upadłej.
- Ale ich jest teraz dwóch! - syknęła zdenerwowana.
Do chwili, w której nie zatrzymali się obok zbiegowiska ani Aithne, ani Faryale nie odezwały się do siebie słowem. Na miejscu dziewczyna zmierzyła wszystkich wzrokiem, zmarszczyła czoło, po czym wbiła spojrzenie w nieznajomego, tym razem marszcząc nos.
- A ty co za jeden? - bardzo kulturalnie wyraziła chęć poznania tożsamości nowego kolegi, unosząc wyzywająco brew.
Ai, ostrożnie. Czuję magię, ostrzegła lojalnie Faryale, nastawiwszy uszy i wyciągnąwszy bardziej w przód łeb.
- Magia srargia, ten tamten umie czarować - warknęła zirytowana Aithne i machnęła ręką na biednego Erriana, całkowicie ignorując słowa mądrości towarzyszki.
Bardzo nie lubiła, kiedy ktoś ją pouczał.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Śro Sie 31, 2011 11:20 pm
autor: Larkin
Przysłuchiwanie się gawędzącej ze sobą Aithne było wyjątkowo zabawne. Wiedział, że w jakiś niewyjaśniony sposób potrafi komunikować się ze swoją klaczą, jednak to nie zmieniało faktu, iż brzmiała jak wariatka. Do grupy przyszłych towarzyszy podjechał jako ostatni, ale prawdopodobnie jako pierwszy zauważył nieznajomego- przypatrywał mu się już od dłuższej chwili. W burgundowych oczach tańczyły płomyki.
- Wybaczcie spóźnienie. Te dwie- tutaj rzucił krótkie, ale bardzo znaczące spojrzenie w stronę towarzyszących mu rudych pań- nie potrafiły się zebrać.- kiedy już się usprawiedliwił i przyjrzał każdej z zebranych tu osób, skupił swoje zainteresowanie na panu kapeluszniku.
- A ten to...?- mruknął, mając nadzieję, że jego kamraci wiedzą coś na temat ów nie wiadomo kogo.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Czw Wrz 01, 2011 12:00 am
autor: Errian
- Co złego to nie ja - mruknął pod nosem na oskarżenie Aithne Errian, unosząc wysoko brwi, bo to takie trochę dziwne było, jakby komuś odpowiadała, ale przecież nikt się do niej nie odezwał.
Mimowolnie rozejrzał się dokoła, jednak nie dostrzegł nikogo, kto by pasował na rozmówcę upadłej. Gadała do siebie? Miała z kimś telepatyczne porozumienie? Ciekawe, będzie musiał się temu bliżej przyjrzeć, bo mu to nie da spokoju, ot co.
Na pytanie Larkina wzruszył ramionami, bo właściwie ledwie do nieznajomego (dlaczego niby wszyscy posłuchali się Sheridana? Nieważne), a pozostała trójka już przyszła. Errian westchnął, przyglądając się nowemu towarzyszowi zajadającemu się lizaczkiem, po czym popatrzył na Aithne, wyobrażając sobie, jak ona się nie może zebrać.
Może nie mogła się wygrzebać spod włosów? Rude rozczochrane całkiem do niej pasowało.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Pon Wrz 05, 2011 9:12 pm
autor: Revelin
Revelin aktualnie promieniał szczęściem. Wpatrywał się z boskim uwielbieniem w Ariene, która tego dnia stała się jego mistrzynią, muzą i cudem natury. Zaopatrzyła go w tabakę! Nie ma lepszej kobiety na świecie, co powtarzał jej co kwadrans od chwili otrzymania podarunku. A jednak stracił nią na chwilę zainteresowanie- wrodzona ciekawość kazała mu zwrócić uwagę na nieznajomego mężczyznę (prawdopodobnie mężczyznę, kto wie co się kryje pod kapeluszem. Może jakaś licho obdarzona przez naturę dama?). Zatrzymał swojego wierzchowca zaraz koło konia Ariene (no przecież nie odpuści jej na krok, tak? Zaprzedał jej swą duszę, od kiedy okazała mu serce). Blondyn pochylił się w siodle, przypatrując nieznajomemu z grzbietu niebrzydkiego gniadosza, którego zakupił poprzedniego wieczora.
- Ty... Ty masz cukierki!- wykrzyknął nagle, gdy tylko dotarło do niego co pożera ów tajemnicza postać. - PODZIEL SIĘ.- zażądał od razu. Niebieskie oczka nadal świeciły jak sroce na widok biżuterii.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Pon Wrz 05, 2011 11:11 pm
autor: Ariene
Ariene znosiła to nagłe uwielbienie z całą swoją godnością, co jakiś czas uśmiechając się z niejakim zażenowaniem i mrucząc, że już to zapamiętała i nie ma potrzeby ciągle tego powtarzać. Prośby spotykały się jednak z zerowym odzewem, co podsumowała ciężkim westchnieniem. A zaraz potem westchnieniem ulgi, kiedy Revelin zainteresował się nowym nieznajomym.
Najgorzej tę sytuację znosiła Jutrzenka, która towarzystwo wierzchowca młodzieńca bardzo i wyjątkowo szybko znielubiła. Parsknęła głośno, stuliła uszy, tupnęła buntowniczo nogą i ogółem niezwykle się rozeźliła. Ariene nawet nie próbowała uspokajać klaczy, doskonale wiedząc, że to nic nie da.
Zapatrzyła się zamiast tego na nowego znajomego, lekko przekrzywiwszy głowę. Tak, coś było na rzeczy. Uśmiechnęła się pod nosem do swoich myśli, a potem zdecydowanie szerzej, już do niego, przymrużając szafirowe oczy.
- W każdym razie miło poznać - postanowiła przedstawić się jako pierwsza. - Ariene Tenshi, witam.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Śro Wrz 07, 2011 8:34 pm
autor: Cillian
Wcale nie czuł się jak piąte koło u wozu. Wcale. Ani trochę! No, może troszeczkę? Cała pomylona rodzinka zaczęła się ze sobą witać, warczeć do siebie i skakać na lianach z drzewa na drzewo. Wróć, tego ostatniego jednak chyba Arathain tutaj nie doświadczył, ale spodziewał się absolutnie wszystkiego po każdym z uczestników. Właściwie, to nie wiedział nawet, dlaczego to robi. Czekała na niego Wieża. Nie chciał się zastanawiać, bo pewnie po niedługiej chwili zrezygnowany opuściłby to zacne inaczej grono. Mimo wszystko, póki co miał na swoje potrzeby chorych towarzyszy, luksusowe - bezsprzecznie - podparcie kupra w postaci pieńka i nieodkryte jeszcze, kuszące atrakcje.

Zbiorowisko było przez niego obserwowane. Każdy z przebywających w jego pobliżu był traktowany jako oddzielne zło, tzn. indywidualną osobistość. Tak też różne osoby mogły różnie na niego zareagować. Instynkt podpowiadał mu, by choć przez pierwsze chwile znajomości z Sheridanem nie odzywać się do niego. Aratek lubi swój instynkt! Aratek bardzo słucha się swojego instynktu! Aratek do Sheridana się nie odzywał, nie zaszczycił go nawet swym spojrzeniem na dłużej, niż ułamek sekundy (komisyjnie zaszczyt można uznać za wątpliwy, lecz... czy te oczy mogą kłamać?). Anabde zignorował. Chwilę zajęło mu przyswojenie faktu, że ona faktycznie istnieje i nie jest jakimś majakiem. A że Czarodziejowi nie chciało się usprawiedliwiać własnego nierozgarnięcia, to postanowił o sytuacji zapomnieć. Aithne - nieopisany gagatek - zdegradowana została do próbnej wersji człowieka. Strasznie się na wszystkich pluła. "No ja już sam nie wiem, może ona glebę użyźnia, czy co..." Jedyne co w tym momencie miał jej do zaoferowania był wystawiony język. A niech się obrazi! Był też Larkin. Nie, nie! Wcale nie był inny, nie przedstawił się. Errian również. "Cóż, jeśli tak strasznie boją się swoich imion, nie będę ich chyba do niczego zmuszał. Najwyżej sam się dowiem tego i owego na swój sposób" - w głębi własnego umysłu Czarownik już zacierał swoje łapki.

Tymczasem pojawiły się dwie osoby, które swym zachowaniem zwróciły uwagę Maga. "Ariene Tenshi, jakie ślicznie brzmiące nazwisko!" Nad szczerością jej zachowania Arathain się nie zastanawiał. A to niesforny leń! By to zrekompensować, posłał do jej umysłu telepatyczny sygnał.
~ Mów mi Aratek.

Jeszcze bardziej zaintrygował go Revelin, kategorycznie żądając podzielenia się cukierkami. Zdziwiony odbiorca tych nakazów aż zdjął kapelusz, by przyjrzeć się tej istocie. Przez moment miał nadzieję, że z wyglądu przestanie funkcjonować jako najmłodszy uczestnik wyprawy. Płonne nadzieje. Robiąc minę pt. "zmuś mnie" zaczął poprawiać grzywkę, by po chwili z zadziornym uśmiechem na potrzeby tej nędznej, teatralnej sztuki, odwrócić się do niego plecami i na powrót nałożyć kapelusz. Nieopisane szczęście zaś wstąpiło w Bryzę. Bo choć klacz z niej była atrakcyjna, najwyraźniej cała reszta wolała zajmować się sobą i zwierzątko mogło oszczędzić sobie stawania dęba i "krzywdzenia" kopytami ewentualnych adoratorów. Kryjąc się za właścicielem momentami trącała go łbem, dając znać, że jest gotowa wyruszyć. Trącany zaś tylko uśmiechał się z politowaniem, na przemian głaskając i poklepując po szyi, by na koniec wyciągnąć z torby marchew i poczęstować wierzchowca. Uszy się trzęsły, tak pałaszowała...

Miła atmosfera...

Gdy grupa gotowa była do wymarszu, Pradawny wsiadł w siodło i z wolna ruszył przed siebie. Trzymał się z tyłu obok Ariene, oraz Revelina, przed sobą miał jeszcze Erriana. Dalej na przedzie jechali Ci bardziej nienorm... ci inni. Wciąż jeszcze będąc w okolicach Demary, delikatnie zbliżył się do Reva (nie znał jego wierzchowca, a płoszyć nikogo nie chciał), złapał go gwałtownie za przedramię, wcisnął do ręki lizaka i ze spojrzeniem "weź to, bo cię zniszczę zanim zdążysz odmówić", tudzież arcygroźną miną spokojnie się oddalił na odległość, z której bezpieczne udawanie, iż nie usłyszało się "nie, dziękuję!" staje się wiarygodne. Ach... teraz tylko pozostaje pogodzić się ze stratą ulubieńca, co może okazać się niemożliwe... Marcepanowy lizak-gryzak powędrował w cudze ręce. Skaaarb!

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Pią Wrz 09, 2011 11:43 am
autor: Sheridan
Sheridan specjalnie się nie przejął tym zignorowaniem. Właściwie tożsamość kolesia miał w... gdzieś, dlatego też i on go w końcu zignorował, kiedy ruszyli. Spytał tylko Ariene, czy jakoś się do niej odezwał, a kiedy odparła, jak prosił, by go nazywać, mruknął pod nosem coś niezrozumiałego i nieznacznie pogonił swoją klacz. Z drugiej strony podróżowanie z kimś, kto nie raczył się przedstawić i kto nie pyta o ich tożsamość...
"Z kim ja tu jestem?", pomyślał niejako rozbawiony, wywracając oczami. Rozejrzał się po twarzach zebranych, w duchu uznawszy, że on nie zacznie przedstawiania. To by było grzeczne i kulturalne, na to miał uczulenie, prawda?
- Te, rude rozczochrane, jazgocz trochę ciszej - zwrócił się do Aithne, wywróciwszy oczami.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Pią Wrz 09, 2011 11:38 pm
autor: Anabde
Bryzie nie było dane długo cieszyć się spokojem. Zignorowany przez Faryale Lantano (któremu, swoją drogą, klacz od początku wydawała się taka mało... końska. Coś w niej było niepokojącego, więc skoro nie jest już jedyną kobyłą w towarzystwie, to można się od niej odsunąć) zainteresował się piękną panią, która dreptała w jakiejś odległości od niego. Ponieważ odległość była spora, powstrzymał się od odstawiania kolejnych cyrków; ograniczył się do tęsknego spoglądania w stronę Bryzy i cichych rżeń od czasu do czasu. Anabde mogła spokojnie puścić wodze, ponieważ ogier nie wymagał już ciągłej kontroli. Usadowiła się wygodniej w siodle i przeciągnęła z cichym pomrukiem, wyciągając ręce wysoko w górę.
Jechała z boku, trzymając się z dala od innych koni. Lantano czasami dostawał ataku i nabierał morderczych zapędów; nie chciała mieć na sumieniu niewinnego rumaka któregoś z towarzyszy. Zresztą, taki układ całkiem jej odpowiadał, delektowała się ciszą i spokojem, a dochodzące od boku fukania Aithne jakby jej nie dotyczyły, miała wrażenie, że dobiegają z innego świata. Uśmiechnęła się, zadowolona z takiej wizji podróży; chociaż, z drugiej strony, nie wytrzyma całej wyprawy w nudzie.
Przyjrzała się uważnie każdemu z towarzyszy podróży. Stanowili osobne jednostki, znacznie się od siebie różnili, ciekawa była, w jaki sposób uda im się wszystkim dogadać. Zdążyła już polubić Ariene, której piękny, szczery uśmiech był nie do przeoczenia. Larkin był przyjacielem jej przyjaciółki, toteż zyskał jej sympatię zanim jeszcze się poznali. Sheridan zaintrygował ją podczas pierwszego spotkania i nadal w jakiś sposób ją pociągał. Nie chciała do niczego doprowadzać, to tylko powoduje kłopoty w grupie, ale z drugiej strony uśmiechała się na pewne... myśli. Podobało jej się beztroskie podejście Erriana do Aithne, której ciężki charakter sprawiał wielu osobom problemy; białowłosy radził sobie z nią, więc był czegoś warty. Był jeszcze Revelin; na razie nie potrafiła zdefiniować uczuć, jakie do niego żywiła. Z jednej strony był rozbrajający: na przykład żądaniem słodyczy czy uwielbieniem, jakim aktualnie obdarzał Ariene. Jednak z drugiej strony było w nim coś niepokojącego. Jego oczy miały zły wyraz. No i ten nowy, który ni z tego ni z owego dołączył się do ich grupy. Ani się nie przedstawił, ani nie wyjaśnił swojej obecności, pozostawały im jedynie domysły. Anabde zerknęła na niego, pochylając się do przodu (kiedy siedziała wyprostowana, sylwetkę nieznajomego zasłaniała jej Ariene). Zmrużyła powieki, uznała, że nie warto zaprzątać sobie kolesiem głowy i powróciła do pozycji pionowej.
"To będzie długa podróż" uznała, kiedy trakt zrobił się całkowicie opustoszały. Otaczał ich gęsty las, gałęzie starych drzew wisiały nad głowami wędrowców niczym łapy czyhających na zdobycz potworów, z ciemnych krzaków dobiegały ich odgłosy tupania małych nóżek. Uszu podróżujących dobiegały piękne melodie, trele dzikich ptaków, przyjemne dla ucha dźwięki. Anabde przymrużyła z zachwytu oczy, wsłuchując się w śpiew słowików i innych pierzastych. Nie zauważyła, kiedy Lantano przyspieszył i niebezpiecznie zbliżył do Faryale, która ni z tego ni z owego znów wzbudziła jego zainteresowanie. Przeciągły kwik wybudził amazonkę z transu.
- Prry, lowelasie.- fuknęła na ogiera, który już pokazywał się w pełnej krasie. Podkłusował, unosząc wysoko nogi, tak, by przypodobać się siwej klaczy. Co on pocznie, że najbardziej lubi blondynki?
- Zachowuj się, to nie czas na robienie dzieci.- dodała, ściągając gwałtownie wodze. Ogier naparł na wędzidło, zamachał głową, ale w końcu poddał się i odpuścił w pysku, słuchając rozkazu pani i zwalniając do stępa.

Re: [Brama miejska - brzask] Lubię placki i wio po artefakty

: Pią Wrz 09, 2011 11:47 pm
autor: Aithne
Aithne do szczęścia nie potrzebowała więcej - był Larkin, była Anabde, była Faryale. O czymś takim nawet nie śmiała marzyć, przekonana, że już nigdy z przyjaciółmi się nie spotka. A tu proszę, taka niespodzianka! Nie mogła narzekać, nawet ten nieznajomy, co to się nie przedstawił, ale się ich uczepił, nie mógł jej popsuć humoru. Nawet Ariene!
... No dobrze, były takie dwie osoby, które działały jej na nerwy.
- Morda, Sheridan - warknęła na Łowcę, obrzuciwszy go rozjuszonym spojrzeniem. - Nikt cię o zdanie nie pytał - dodała, prychnęła głośno, a potem zamordowała Erriana wzrokiem, bo przed chwilą rzucił bardzo niefajny, żartobliwy komentarz, który doprowadził ją niemal do wrzenia. - Pozabijam ich wszystkich - wycedziła ciszej.
Życzę powodzenia, mruknęła Faryale, parsknąwszy wymownie, po czym stuliła uszy na Lantano, niezadowolona z obrotu sytuacji. Jeśli któregoś pewnego dnia wybiję mu jego żółte zęby celnym kopnięciem, nie będziesz mogła mnie winić, zastrzegła wściekła i zgrzytnęła zębami, machając ze świstem ogonem.
- Faryale grozi mu wybiciem zębów - doniosła uprzejmie Aithne, przenosząc wzrok na rozciągające się przed nimi ostępy. - O, hura, las. O, hura, grzybki - podsumowała flegmatycznie, bardzo niezadowolona z trasy podróży.
Zapowiadała się bardzo długa droga.

Ciąg dalszy: Aithne, Anabde, Larkin, Revelin, Arathain, Ariene, Sheridan, Errian.