Kiedy pierwsze promienie słońca wdarły się przez niedokładnie zasłonięte zasłony, obejmując swoim miłym dotykiem twarze śpiących dziewcząt, powieki jednej z nich uchyliły się. Anabde podniosła się ostrożnie i bardzo powoli wstała z łóżka, cały czas obserwując Aithne i uważając, by ta się nie obudziła. Zamarła, kiedy panele podłogi skrzypnęły pod naporem jej stóp; na szczęście Aithne tylko zadrżały powieki, ale spała dalej. Anabde odetchnęła z ulgą i ruszyła cichutko w stronę krzesła, na którym leżało już wcześniej przygotowane ubranie. Wzięła je i czmychnęła do łazienki. Ubierała się w pośpiechu, jednak cały czas uważając, by jej zachowanie nie obudziło śpiącej przyjaciółki. Kiedy była już gotowa, czyli po mniej więcej kwadransie, wyszła z łazienki i zatrzymała się nad łóżkiem. Schowała swoją koszulę nocną pod poduszkę i obdarowała ciepłym spojrzeniem upadłą, pogrążoną w błogim śnie. Nie mogła się powstrzymać; pogłaskała dziewczynę po głowie, na tyle delikatnie, by nie wyrwało jej to z objęć Morfeusza.
Nim wyszła, zostawiła na stole kartkę przyciśniętą do blatu sporym, mosiężnym kluczem.
To jest zapasowy klucz do pokoju. Nocuj tu kiedy tylko będziesz potrzebowała.
Ja wyszłam załatwić pełne sprawy. Ale wrócę. Tym razem wrócę.
Kocham Cię. Anabde
Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju, zastanawiając się czy wzięła ze sobą wszystko, czego będzie potrzebowała. Zarzuciła na ramiona swój długi, czarny płaszcz, wsunęła dłoń do kieszeni i upewniła się, że sztylet nadal tam jest. Do drugiej kieszeni wrzuciła sakiewkę, w której znajdowało się kilka niezbędnych składników potrzebnych do odprawienia rytuału. Być może jej własne moce nie starczą i będzie musiała się w ten sposób wspomóc. Kiwnęła głową sama do siebie; tak, chyba była gotowa.
- Przepraszam, Aithne. Ale poszłabyś za mną, a tego muszę uniknąć - wyszeptała, czując w sercu pewien żal; nie chciała, by jej przyjaciółka znów poczuła się opuszczona. Powstrzymała się przed westchnięciem. Zarzuciła na ogniście rude włosy kaptur, upychając pod nim co bardziej niesforne kosmyki, po czym odwróciła się i wyszła z pokoju. Klucz obrócił się w zamku, który szczęknął, oznajmiając tym samym, że udało się go zamknąć.
Demara ⇒ [Oberża "Na końcu zaułka", pokój Anabde] Spotkanie po latach
- Anabde
- Szukający Snów
- Posty: 183
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Nekromanta
- Profesje:
- Kontakt:
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Aithne obudziła się jakąś godzinę, może trochę później po bezczelnej ucieczce przyjaciółki. Najpierw niczego nie przeczuwała, otworzyła oczy, skrzywiła się i przeciągnęła z cichym pomrukiem, czując, że wszystkie kości ją bolą. Tak właśnie, nie przywykła do sypiania na miękkich materacach - nawet jak nie były wyjątkowo miękkie - dla niej od długiego czasu idealnym posłaniem była ziemia i ciepły koc, którym się otulało pod jakimś drzewem.
Uniosła się na ręku, rozejrzała się zaspanym wzrokiem po pokoju, starając się ogarnąć rozczochrane, rude włosy, w końcu usiadła i zapatrzyła się na puste miejsce obok siebie. Bardzo powoli dotarło do niej, że Anabde musiała już wstać, dlatego też znowu przyjrzała się pustemu pomieszczeniu, zdezorientowana tym, że przyjaciółki nigdzie nie ma. Potem, wraz z rozjaśnianiem się nadal zaspanych myśli, zrozumiała, że Anabde nie ma, bo jej... no, nie ma.
- Co jest? - burknęła pod nosem, spuściła nogi z łóżka i podniosła się.
Po drodze zaplątała się w kołdrę, zatrzepotała wściekła skrzydłami, zwalając na ziemię pobliskie krzesło, zaklęła szpetnie i wreszcie się od pościeli uwolniła, stając w miarę prosto. Rozejrzała się dokoła pociemniałymi od irytacji oczami, podeszła do łazienki, zajrzała do środka, ale po nekromantce nie pozostał żaden ślad.
I wreszcie dostrzegła zostawioną na stole karteczkę - czy raczej karteczkę pod stołem, bo zdmuchnęła ją machnięciem skrzydłami. Klęknęła na ziemi, sięgnęła po zwitek papieru i usiadła na podłodze, zaczynając czytać. Najpierw zdezorientowała ją wzmianka o kluczu, jednak zgubę znalazła, okazało się, że przedmiot spadł za sprawą krzesła, które, nim samo upadło, gruchnęło w blat. Ileż to zamieszania z powodu głupiej kołdry!
Sam liścik przeczytała chyba cztery razy, westchnęła, a potem wyrzuciła z siebie taką wiązankę przekleństw, że to się w głowie nie mieściło.
- Wrócę, wrócę, srócę, nie wrócę - warknęła wściekła i uderzyła karteczką w blat stołu, przyciskając ją brutalnie ręką do drewna. - Pewnie, zostawmy uciążliwą Upadłą w karczmie, niech sobie posiedzi, pewnie - marudziła dalej, podniósłszy się z ziemi. - Wspaniale, Anabde, jak myślisz, że tak cię po prostu gdzieś puszczę, żebyś robiła swoje głupoty, to się grubo mylisz - parsknęła na koniec i dopadła do swoich, nadal wilgotnych, ubrań.
Jak tylko się odziała, wściekając się jeszcze na guziki koszuli, które ciężko się zapinało przy mokrym materiale, złapała klucz od pokoju i skoczyła do drzwi, wypadając niczym burza na korytarz. O tyle dobrze, że pamiętała, by później zamknąć drzwi.
"No, Faryale, czeka nas małe śledztwo", pomyślała, zbiegając truchtem ze schodów. Znajdzie Anabde choćby nie wiadomo co. Nawet tylko po to, żeby nekromantce wywrzeszczeć w twarz to, co o tym wszystkim myśli.
A co!
Ciąg dalszy: Anabde, Aithne.
Uniosła się na ręku, rozejrzała się zaspanym wzrokiem po pokoju, starając się ogarnąć rozczochrane, rude włosy, w końcu usiadła i zapatrzyła się na puste miejsce obok siebie. Bardzo powoli dotarło do niej, że Anabde musiała już wstać, dlatego też znowu przyjrzała się pustemu pomieszczeniu, zdezorientowana tym, że przyjaciółki nigdzie nie ma. Potem, wraz z rozjaśnianiem się nadal zaspanych myśli, zrozumiała, że Anabde nie ma, bo jej... no, nie ma.
- Co jest? - burknęła pod nosem, spuściła nogi z łóżka i podniosła się.
Po drodze zaplątała się w kołdrę, zatrzepotała wściekła skrzydłami, zwalając na ziemię pobliskie krzesło, zaklęła szpetnie i wreszcie się od pościeli uwolniła, stając w miarę prosto. Rozejrzała się dokoła pociemniałymi od irytacji oczami, podeszła do łazienki, zajrzała do środka, ale po nekromantce nie pozostał żaden ślad.
I wreszcie dostrzegła zostawioną na stole karteczkę - czy raczej karteczkę pod stołem, bo zdmuchnęła ją machnięciem skrzydłami. Klęknęła na ziemi, sięgnęła po zwitek papieru i usiadła na podłodze, zaczynając czytać. Najpierw zdezorientowała ją wzmianka o kluczu, jednak zgubę znalazła, okazało się, że przedmiot spadł za sprawą krzesła, które, nim samo upadło, gruchnęło w blat. Ileż to zamieszania z powodu głupiej kołdry!
Sam liścik przeczytała chyba cztery razy, westchnęła, a potem wyrzuciła z siebie taką wiązankę przekleństw, że to się w głowie nie mieściło.
- Wrócę, wrócę, srócę, nie wrócę - warknęła wściekła i uderzyła karteczką w blat stołu, przyciskając ją brutalnie ręką do drewna. - Pewnie, zostawmy uciążliwą Upadłą w karczmie, niech sobie posiedzi, pewnie - marudziła dalej, podniósłszy się z ziemi. - Wspaniale, Anabde, jak myślisz, że tak cię po prostu gdzieś puszczę, żebyś robiła swoje głupoty, to się grubo mylisz - parsknęła na koniec i dopadła do swoich, nadal wilgotnych, ubrań.
Jak tylko się odziała, wściekając się jeszcze na guziki koszuli, które ciężko się zapinało przy mokrym materiale, złapała klucz od pokoju i skoczyła do drzwi, wypadając niczym burza na korytarz. O tyle dobrze, że pamiętała, by później zamknąć drzwi.
"No, Faryale, czeka nas małe śledztwo", pomyślała, zbiegając truchtem ze schodów. Znajdzie Anabde choćby nie wiadomo co. Nawet tylko po to, żeby nekromantce wywrzeszczeć w twarz to, co o tym wszystkim myśli.
A co!
Ciąg dalszy: Anabde, Aithne.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości