Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Cygaro było śmieszne. Wielkie i średnio poręczne w dłoni, ciężkie w zapachu, ostre w smaku i kopciło jak płonąca stodoła, przez co sklep szybko wypełnił się dymem, drażniąc nos panterołaczki. Teraz była już do tego trochę przyzwyczajona, chociaż podejrzewała też, że pierwsze zaciągnięcie się po prostu coś jej w mózgu uszkodziło. Miałoby to nawet sens, patrząc na wiecznie palącego Dagona. Rozbawiona obserwowała, jak mężczyzna śmieje się z niej ze złośliwą satysfakcją, nic nie robiąc sobie nawet z żartobliwego skarcenia, a wręcz rechocząc jeszcze bardziej. Świnia. Na udawaną reprymendę nie dała się nabrać, a jedynie podchwyciła znów zaczepkę.
        - Czarującym dupkiem – potaknęła znów, przyglądając mu się. – Ale przyzwyczajam się powoli do ciebie – dodała z beztroskim zadowoleniem, pokornie znosząc dotyk na policzku i tylko przez moment zastanawiając się, co by zrobił, gdyby go dziabnęła w ten palec.
        Doświadczenie było ciekawe już z samego faktu nowości, ale dziewczyna chętnie zmieniła cygaro na znajomą drobną lufkę. Ona jej tak nie skrzywdziła i Kimiko mogła spokojnie zaciągnąć się dymem ze znajomej mieszanki ziół. Kiedyś nawet sama zbierała i suszyła odpowiednie liście, ale od kiedy straciła swoją fajeczkę nie było sensu nosić ze sobą zielska, które można dostać o wiele łatwiej niż większość ludzi sądzi. Panterołaczka od bardzo dawna nie bawiła się w zielarkę, ale przebywanie w sklepie przepełnionym znajomymi roślinami bardzo ją uspokajało i nie był to tylko wpływ substancji powoli rozchodzących się w jej organizmie. Zwłaszcza, że długo się nimi nie nacieszyła.
        Czarne uszy stanęły na sztorc, otrzepując się z przykrywających je włosów. Kimiko pochyliła się lekko, zaglądając pod zazdrostką z ziół przez okno, ale w środku było już tyle dymu, że widziała nie dalej niż do granic pomieszczenia. Zaczęła chichotać, słysząc okrzyki ostrzegające o pożarze i nie mogła przestać. Nawet gdy Laufey zaczął rozglądać się za wyjściem ona wciąż siedziała na podłodze, śmiejąc się niepohamowanie. Na słowa mężczyzny skinęła tylko głową i przymknęła na moment oczy w jego objęciu, by ułatwić sobie nieprzyjemną podróż.
        Otworzyła je dopiero czując świeże powietrze na skórze. Opierała się o wciąż obejmującego ją uparcie Dagona, przyglądając się biegającym w popłochu ludziom. Spojrzała pytająco na znajomego, gdy ten gestem nakazał jej milczenie, ale posłusznie się nie odzywała, niemal przygryzając pięść, by się nie roześmiać, gdy samozwańczy strażacy wpadli z impetem do sklepu. Pomarudzili, posprzątali po nich nawet i wyszli, mijając parę bez zaszczycenia ich najmniejszym spojrzeniem. „Iluzja”, pomyślała Kimiko i uśmiechnęła się wesoło, stwierdzając że te diabelskie sztuczki Bajera już któryś raz ratują im skórę.
        Zaraz też zaczęła się zastanawiać dlaczego wisior od Zony nie blokuje tych iluzji. Zastanawiała się nad tym odkąd Laufey nałożył na nią magiczną czerwoną kreację kilka dni temu, ale wymyśliła tylko tyle, że być może medalion reagował tylko na zaklęcia, które miały ją skrzywdzić, pomijając te niegroźne. Wciąż nie znała bowiem dokładnie jego działania, z doświadczenia wiedząc tylko tyle, że czuła, gdy ktoś ją atakuje magią i wtedy ma szansę uciec, bo drugi strzał zawsze w nią trafia. Nie wiedziała, ile czasu musi minąć między atakami ani czy zasady, którymi rządzi się amulet mają znaczenie przy różnych arkanach magii czy nie, bo nie zawsze nawet wiedziała, co jej groziło. Zazwyczaj uciekała, by nie przekonać się o tym na własnej skórze.

        Teraz nie mogła. Zatrzymała się z Dagonem, a rozbawienie przeszło jej jak ręką odjął, gdy wyłowiła z cienia pierwszą sylwetkę, a później odwróciła się przez ramię, gdy drugi zwrócił na siebie uwagę. Szlag. Co teraz?
        Wampir, który zaczepił ją w Jaskini, stał w bezpiecznej odległości od nich, w niedbałej pozie, z rękami w kieszeniach i lekko przechyloną głową. Zdawał się w ogóle nie obawiać oporu z ich strony, a Kimiko zachodziła w głowę, czy to zwykła arogancja, czy naprawdę jest taki silny.
        - Laufey tak? – zapytał pogardliwie, spoglądając na Dagona. – Nazwisko nic mi nie mówiło, więc zasięgnąłem trochę języka, ale dowiedziałem się tylko, że masz burdel w Nowej Aerii i możesz załatwić co nieco. Czyli w sumie można powiedzieć, że jesteś po prostu znanym alfonsem, nie? – wyszczerzył kły w złośliwym uśmiechu.
        - Z każdą swoją dziwką się tak publicznie prowadzisz? – zapytał, przenosząc złe spojrzenie na Kimiko, która zjeżyła się całą, prychając wściekle i ruszając w jego stronę.
        - Ty zawszony…
        - Spokój – rozkazał cicho, a dziewczyna aż cofnęła się o krok pchnięta sugestią i zamilkła zaskoczona, co wyglądało jakby faktycznie dała sobie wejść do głowy. Syknęła jednak przez zęby, gdy rozgrzany nagle medalion sparzył skórę, ale nie miała czasu zareagować, gdy padło kolejne polecenie. – Dobrze. Teraz tu podejdź dziewczyno.
        Tym razem pchnięcie magii nie odbiło się od złodziejki tylko oplotło nieprzyjemnie, wykluczając na moment jej wolną wolę. Z cichym westchnieniem wysunęła się spod bezpiecznie ciężkiego ramienia Dagona i ruszyła posłusznie w stronę wampira. Ten uśmiechnął się, w końcu usatysfakcjonowany, i gdy dziewczyna zbliżyła się wystarczająco, objął ją w talii, przyciągając do siebie. Kimiko wzdrygnęła się lekko, czując jak powoli opuszcza ją magiczny przymus. Nawet wówczas jednak, wbrew każdej cząstce swojego ciała, objęła mężczyznę jedną ręką za szyję, a drugą w pasie, niemal przytulając się do niego.
        - Grzeczny kotek – mruknął, trzymając ją przy sobie, a wolną dłonią pogardliwie trącając panterze ucho, gdy wtuliła w niego twarz.
        Odgarnął sobie na bok włosy dziewczyny i odsłaniając smukłą szyję złapał złodziejkę za kark, ustawiając ją sobie pod odpowiednim do posiłku kątem. Zerkając ponad jej ramieniem na swojego towarzysza i kontrolnie na drugiego mężczyznę, przesunął nosem i rozchylonymi ustami po napiętej skórze dziewczyny, napawając się jej zapachem. Zupełnie nie zwracał uwagi na ogon zmiennokształtnej, smagający wściekle powietrze przy jej nogach, ani na zaciskające się na swojej marynarce drobne dłonie. Boi się, nic dziwnego, a i wreszcie prawidłowa reakcja.

        Ostre jak brzytwa kły przebiły skórę, jakby była z cienkiego pergaminu.

        Wampir wrzasnął z bólu i zaskoczenia, próbując odczepić od siebie dziewczynę, ale jego dłonie zjechały bezradnie po smolistej sierści. Silne łapy przytrzymywały sobie szarpiącego się mężczyznę, podczas gdy szczęki pantery z siłą imadła miażdżyły jego szyję. Przemieniona i wściekła jak diabli Kimiko postąpiła krok na tylnych łapach, przewracając nieumarłego na ziemię i bezceremonialnie przydeptując go sobie, by nie uciekł, wciąż trzymając kłami za kark niczym nieposłusznego kociaka. Normalny człowiek już by nie żył od utraty krwi, która lała się teraz gęsto na bruk, albo by się udusił, gdy zwierzęce kły przebiły tchawicę. Wampir jednak wciąż dychał, zarówno dlatego, że wcale nie tak łatwo go zabić, ale też pantera z jakiegoś powodu postanowiła nie próbować odrywać mu głowy, a na razie jedynie unieruchomiła. Mogła sobie na to pozwolić, bo nieumarły, chociaż nie umierał od upływu krwi, ten znacznie go osłabiał, więc zepchniecie z siebie upartego drapieżnika, który za punkt honoru postawił sobie nie puścić ofiary, było raczej niewykonalne.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wampir wyszedł z cienia emanując jawną pogardą i pewnością siebie. Dagon prychnął cicho. Dlatego nie znosił pijawek. Były trudne podczas rozmów, nie współpracujące i cierpiały na znaczny przerost ego. Gdyby jeszcze szło to w parze z inteligencją czy chociaż siłą. Zwykle było na odwrót. Należeli oni do grupy najbardziej znienawidzonej przez diabła. Myśleli, że mogli wszystko tylko dlatego, że wraz z urodzeniem zyskali trochę przywilejów i odrobinę siły.
Arogancja nie była zła, jeśli umiało się z niej korzystać i ją kontrolować. Gdy jednak to ona rządziła i decydowała o poczynaniach, dodatkowo nie idąc w parze z podstawami do niej, był to doskonały przepis na wkurzenie niewłaściwych ludzi i uciążliwy bałagan, który potem trzeba było posprzątać. Oczywiście Dagon stawiał się właśnie na pozycji tych niewłaściwych ludzi, którzy musieli użerać się potem z całym tym bajzlem.

        Nie był to pierwszy raz, gdy jakiś żółtodziób próbował sprowokować Laufeya. Czart pozostał więc niewzruszony. Na bezczelne złośliwości nieumarłego odpowiedział nieznikającym samozadowoleniem.
        - Nawet nie - odparł swobodnie. - Jakbym był znanym alfonsem nie musiałbyś pytać, prawda? - Szczególną uwagę poświęcił podkreśleniu znanym, wyciągając je odpowiednio dobitnie.
        Niegasnąca nonszalancja cwaniaczka w garniturze tylko poirytowała wampira. Postanowił dopiąć swego i utrzeć nosa elegancikowi, który według niego przeceniał swoje wpływy i możliwości.
Dziewczyna zareagowała bardziej emocjonalnie. Nie odpuściła zniewagi tak jak piekielnik. Dagon nie puszczał złodziejki licząc, że może uda się wszystko załagodzić by uniknąć niepotrzebnych komplikacji.
        - Kimiko - szepnął, starając się dotrzeć do pantery, uprzedzić by nie dała się podpuścić, gdyż nic dobrego z tego nie mogło wyjść. Wtedy poczuł uderzenie magii. Diabeł spojrzał spode łba na wampira, wyraźnie dając mu ostatnią szansę na uratowanie nieumarłego tyłka. Krwiopijca zamiast zweryfikować swoje postępowanie uśmiechnął się bezczelnie i rzucił kolejny czar.
Dagon poczuł jak za pierwszym razem zaklęcie spłynęło z pantery jakby rozproszone, oraz jak następne uderzyło z pełną mocą i sukcesem. Nie zdążył jednak zareagować, gdy Kimiko wymsknęła się z jego objęć. Nie miał czasu zastanawiać się nad nierównym działaniem czarów. Nawet zabrakło mu momentu na kontrę, gdyż dokładnie w tej samej chwili do akcji włączył się pomijany wcześniej drugi wampir.
Błyskawicznie doskoczył do Laufeya, korzystając z zajętej uwagi diabła i zarzucił mu garotę na szyję. Szarpnięty w tył piekielnik warknął rozzłoszczony. Najwyraźniej pijawki przygotowały się lepiej niż można by sądzić. Dagon był trochę zbyt wysoki i nieco nazbyt potężny by wampir mógł go skutecznie dusić gołymi rękoma, więc nieumarły wyposażył się odpowiednie narzędzia.
Bajer zdążył jeszcze zobaczyć jak Kimiko przytula się do wołającego ją gnojka, nim drugi dupek w pełni odciągnął mu głowę do tyłu. Tego było zbyt wiele. Smarkaczom w dupach się poprzewracało i myśleli, że mając jakieś tam kiełki wszystko im było wolno. Właśnie nastał czas by nauczyć upośledzone jednostki, że nie zabiera się diabłu jego zabawek by je nadgryzać.
        Czart wiedział, że nie mógł sięgnąć zwinniejszego wampira. Mimo to machał przez chwilę rękoma by uśpić czujność atakującego i korzystniej się ustawić. Pewny swej przewagi wampir zaśmiał się złośliwie, nie zastanawiając się zbyt wiele, choć powinien.
Biedna pijawka nie wiedziała, że do uduszenia diabła potrzebował trochę więcej siły, odrobinę silniejszego zapału i znacznie większego doświadczenia. Bajer szarpnął się do przodu, a wampir stracił równowagę i poluzował uścisk. Na to Laufey liczył. Odwinął się do tyłu uderzając pijawkę łokciem. Nieumarły zatoczył się całkiem puszczając swoją broń. Nim wampir zdążył zorientować się w sytuacji, zanim nawet pomyślał o odzyskaniu równowagi czy rezonu, czarcia łapa zacisnęła się na jego karku unosząc go w powietrze. Krwiopijca zamachał bezsilnie nogami. Sięgnął w tył pazurzastymi rękoma rozpaczliwie łapiąc rękaw marynarki. Nic mu to nie dało. Chwyt jedynie się zacieśnił, a wampir z rozpędem wylądował twarzą na ścianie. Jęknął boleśnie, gdy Dagon docisnął go do muru z taką siłą, że coś w karku nieumarłego zachrzęściło.
Teraz prawdziwa panika ogarnęła wampira, ale przestał się bezowocnie rzucać orientując się, że tylko pogarsza swoją sytuację. Puścił szarpany rękaw i zwiesił kończyny bezwładnie mając nadzieję na litość. Złamany kark nie mógł go zabić, ale zanim by się zrósł… aż się wzdrygnął na tę myśl. Doczekałby poranka, bezsilny, bezbronny, połamany, chyba, że ocaliłby go towarzysz.
Znów ten pajac, który zwał się jego przyjacielem wpakował ich w tarapaty. Dlaczego w ogóle zgodził się z nim iść? Od razu powinni się domyślić, że z tym facetem coś było nie tak.
Całe szczęście biedy wampir przytłoczony przez Dagona nie widział co właśnie działo się z jego koleżką, bo pewnie jego nieumarłe serce padłoby na wampirzy zawał.
        Ku uldze nieumarłego, drągal przyjął chyba kapitulację, bo puścił swoją ofiarę. Upadł z łoskotem na tyłek do jego nóg i tak pozostał. Wstrząśnięty krwiopijca siedział pod ścianą, a diabeł pospiesznie odwrócił się w stronę dziewczyny. Już miał ratować Kimiko nim ta zrobi sobie krzywdę lub krzywdę jej zrobią, ale widok miło zaskoczył Bajera. Bies uśmiechnął się szeroko i wolnym krokiem podszedł do pantery i wykrwawiającego się wampira. Po drodze zdążył obejrzeć poszarpany rękaw garnituru z wyraźną dezaprobatą. Zaś zbliżając się do pobojowiska, z obrzydzeniem spojrzał na rozlewającą się po bruku lepką posokę nieumarłego. Początkowo starał się w nią nie wejść by nie ubrudzić butów. Krew strasznie ciężko się zmywała, szczególnie taka. W końcu poddał się, prychając z niesmakiem. Wróżka będzie marudzić.
Zachlapanymi nogawkami spodni się nie martwił. Garniak i tak był do wyrzucenia przez nieszczęsny, zniszczony rękaw.
Kucnął by znaleźć się na poziomie pantery, kolano opierając o prawie truchło. Może spodnie były do wyrzucenia, ale przecież nie musiał paćkać we krwi całych nogawek. Z czułością wyciągnął rękę w kierunku wielkiego drapieżnika i delikatnie pogłaskał sierść na łopatce.
        - Już… - zamruczał łagodnie. - Dałaś nauczkę niewychowanemu komarowi. - Uśmiechnął się do zielonych ślepi i zadziornie cmoknął panterę w nos. Zaraz potem wyprostował się i zerknął z pogardą na wampira.
        - Może to nauczy cię traktować kobiety z należytym szacunkiem - zadrwił diabeł.
        - A jak będziecie skamlać jak to was napadnięto, nie zapomnijcie dodać, że to wy nas zaatakowaliście. My poprzestaliśmy na niezbędnej obronie, wspaniałomyślnie oszczędzając wasze życie - warknął szturchając wampira butem, a jego słowa miały wyczuwalną siłę. Potem znów spojrzał w lśniące w ciemności oczy.
        - Idziemy? - zapytał z uśmieszkiem, wyciągając do pantery dłoń.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Gdyby mimika pantery nie ograniczała się jedynie do zwierzęcych grymasów, można byłoby dostrzec niesmak, z jakim zwierzę zezuje na ciało wiszące mu z pyska, ale też satysfakcję z zamiany miejsc między ofiarą i drapieżnikiem. To znaczy Kimiko nigdy nie oddawała tego tytułu, świadoma swojej natury niezależnie od postaci, jaką przybierała. Była drapieżnikiem zawsze, nawet jeśli nie zawsze była najsilniejsza czy w przewadze.
        Teraz jednak zmiennokształtna pokazała swoje drugie oblicze w pełnej krasie. Zagrożona ugryzieniem, co było dla niej nie tylko potencjalnie niebezpieczne, ale też najzwyczajniej w świecie odstręczające, momentalnie przeszła do ofensywy. Wampir może byłby silniejszy w uczciwym pojedynku, ale zaskoczony i szybko obezwładniony tracił siły w takim tempie, że Kimiko stała na nim beztrosko, przytrzymując za kark przy ziemi i nad nim rozglądając się za Dagonem.
        Wcześniej była obrócona do niego tyłem, nie widziała więc tego, jak go zaatakowano, słyszała jedynie szamotaninę za plecami. Teraz jednak Laufey akurat trzymał drugiego wampira za kark (tak jak ona!) i właśnie wkomponowywał jego twarz w mur pobliskiego budynku. Pantera zamruczała z aprobatą, a wampir w jej pysku szarpnął się na ten widok, ale Kimiko tylko zacisnęła kły karcąco i obróciła go, by lepiej widział. ”Patrz! Patrz, jak go pierze!”, mruczała w myślach i ze zwierzęcym zadowoleniem potrząsała nieumarlakiem, a ten przezornie nie szarpał się już z kotem, gładko przełykając przekleństwa cisnące mu się na usta. Przemieniona złodziejka z wyraźnym podziwem obserwowała, jak Dagon jedną ręką przytrzymuje wampira nad ziemią, mając jeszcze tyle siły, by nim uderzać, jak szmacianą lalką. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest silny, barki szerokie miał nie od parady, ale i tak ta demonstracja ją nieco zaskoczyła. Pozytywnie rzecz jasna.
        W końcu druga pijawka padła na ziemię, a Laufey odwrócił się w jej stronę. Ucieszona podniosła nieco łeb (ciągnąc za głowę jęczącego wampira) i bujając za sobą ogonem śledziła mężczyznę łagodnym spojrzeniem. Gdy podszedł bliżej, wstępując w kałużę krwi, Kimiko puściła w końcu trzymaną wciąż ofiarę. Twarz wampira z plaśnięciem padła w uwalany posoką bruk, a gdy i tak spróbował się podnieść, pantera postąpiła krok do przodu, stając wielką łapą na jego głowie i przyciskając ją do ziemi. Spojrzenie utkwione miała w Dagonie, który przykucnął przy niej, z czułością głaszcząc po czarnym futrze. Pantera rozdziawiła lekko pysk w zadowoleniu, mrucząc gardłowo i bystrymi oczami obserwując towarzysza. „Zobacz! Upolowałam wampira!” Na niespodziewane cmoknięcie w nos i słowa pochwały przymknęła ślepia, prezentując swoje zadowolenie. Chciała nawet wspaniałomyślnie i oficjalnie zaakceptować eleganta, ocierając się pyskiem o jego policzki, ale ten wstał zbyt szybko, przez co kot postąpił kolejny krok na głowę nieszczęsnej pijawki, usiłując go sięgnąć.
        Wampir sarknął, zirytowany porażką, upokorzeniem, złośliwym przytykiem tego przeklętego alfonsa i cholernym kotem, który całą swoją masą spoczywał teraz tylnymi łapami na jego łopatkach, a przednimi wbijał mu twarz w zakrwawiony bruk. Co za popieprzony wieczór! Nie tak miało być! Żadna cięta odzywka nie cisnęła mu się jednak na usta, bo po pierwsze nie chciał bełkotać z policzkiem przyciśniętym do ziemi, a też mimo targającej nim wściekłości stracił trochę animuszu, starając się po prostu przeżyć.
        Kimiko zatrzymała spojrzenie na Dagonie słysząc pytanie, po czym zielone ślepia przymknęły się na moment, a po chwili stanęła na wampirze w swojej ludzkiej postaci, balansując nieco na nierównym gruncie. Zgrabnie ujęła jednak podaną jej dłoń i w ślad za krokiem swojego towarzysza zeskoczyła z wampira na czysty bruk. Obejrzała się na pozostawione ciała tylko raz, a jej uśmiech zachwiał się na moment, nim oczy znów błysnęły nocą, a dziewczyna odwróciła się w stronę drogi, nie poświęcając pijawkom drugiej myśli. No... prawie…

        - Ale im dowaliliśmy, nie? – zawołała wesoło, spoglądając na moment na Dagona. Zaraz jednak puściła jego dłoń i wyprzedziła mężczyznę, w podskokach niemal mknąc uliczką, zwalniając, gdy dostrzegała, że elegant zostawał w tyle. - Ty jak go złapałeś, jedną ręką, łał! I w mur! Bang! – Gestykulowała żywiołowo, pokazując najpierw unoszenie nieistniejącego ciała, a później przywalanie nim w równie nieistniejącą ścianę.
        - Myślą, że jak umieją ludziom w głowach mącić magią to zaraz im się wszystko upiecze, nie ma tak łatwo! Zęby to zęby jednak, nie to, co te jego kiełki, pff, igiełki takie, nie ma to tamto, „podejdź dziewczyno”, sam sobie podejdź… - mówiła coraz ciszej, ostatecznie schodząc do mamrotania pod nosem z zaciętym uśmieszkiem i oczami błyszczącymi, jak w gorączce.
        W międzyczasie wskoczyła też na biegnący wzdłuż uliczki murek. Z każdym krokiem przybliżał on podróżnych do niewielkiego mostku nad jedną ze skromniejszych rzeczek, która przecinała miasto. Kimiko z kocią gracją balansowała na murku, wąskim na szerokość ułożonej równolegle do ulicy cegły. Ogon bujał się za nią nieco chaotycznie, łapiąc ewentualne odchyły i wyrównując ciężar ciała, podczas gdy dziewczyna niezrażona kontynuowała spacer, spokojnie przekraczając rzekę na drugą stronę. Buzia jej się nie zamykała, zielone oczy często szukały Laufey’a, a z buzi nie schodził wesoły uśmieszek.
        - Ale wiesz, za alfonsa to bym cię nie wzięła, to naprawdę jest taki dochodowy interes? Dziwny wybór profesji nie powiem, ale w sumie nie oceniam, lepsze to niż handel ludźmi, i tak Bajer, ci zakupieni do walk też się liczą. Powiedz mi lepiej, czy rzeczywiście to miałeś na myśli, mówiąc, że jesteś „cholernie dobrym biznesmenem od spraw delikatnych”? Bo wiesz, ja się nie znam, ale akurat prowadzenie zamtuzu i wkręcanie się w walki do subtelności nie należy…
        Panterze właśnie skończył się murek, a że uznała zwykłe zeskakiwanie na chodnik za zbyt nudne, odwróciła się w stronę swojego towarzysza z podstępnym uśmieszkiem.
        - Łap mnie! – zaśmiała się i skoczyła w jego stronę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dziewczyna wyszła obronną ręką czy może w tym momencie obronną łapą, z niebezpieczeństwa, co zaskoczyło Dagona tak samo jak go ucieszyło. Ostatnią chwilą, którą widział, było jak złodziejka poddała się czarowi i posłusznie podeszła do wampira. Nie były to najmądrzejsze pijawki jakie miał okazję spotkać. Wykrwawiający się właśnie półgłówek najwyraźniej nie wpadł na pomysł, że z chwilą gdy Kimiko wykona rozkaz, polecenie się dopełni i zmiennokształtna na powrót będzie wolna. Walcząc diabeł nie miał pewności czy wampir nie rzuci kolejnego zaklęcia, co dokładało się do pewnego zaniepokojenia. Na korzyść złodziejki nieumarły nie okazał się być tak przezornym.
        Teraz pantera balansowała na ciele schwytanego, wyraźnie zadowolona z siebie, swojego polowania oraz, o dziwo, z zachowania Laufeya. Co do ostatniego, nie miał pewności jaki wywoła efekt. Zagrał i najwyraźniej wygrał, gdyż odpowiedziało mu zadowolone mruczenie, a po buziaku kocica wychyliła się w jego kierunku, wdeptując pokonanego w kałużę jego własnej posoki. Diabeł uśmiechnął się szeroko na ten uroczy widok, podając rękę dziewczynie, która szybko zastąpiła czworonożnego drapieżnika.
Noc pełna zawirowań. Więcej wynikało z niej strat niż zysków, ale złodziejka wyraźnie świetnie się bawiła, więc Dagon nie narzekał i nie zatruwał się myślami o bezproduktywnym spędzaniu wieczora. Z tym kotem wszystko odrobinę przekraczało poziom niezbędnych inwestycji, ale Bajer nie był przecież bankierem, a nadmierny rozmach w wielu sytuacjach sprawiał czartowi radość podobną do gier hazardowych. Teraz więc na swój sposób cieszył się chwilą.

        Idąc najpierw prowadzonym przez Kimiko, później za nią, prychnął śmiechem w reakcji na jej entuzjazm. Zamiast przyłączyć się do słownych przechwałek wieńczących zwycięską potyczkę, jedynie zażartował.
        - Masz tu coś - zaśmiał się, wskazując kąt ust, jakby dziewczyna ubrudziła się jedzeniem, którego namiastką był jeszcze chwilę temu trzymany w ustach czy pysku (jak zwał tak zwał), kark pijawki.
W tym czasie Kimiko tylko się rozkręcała. Opowiadała i demonstrowała, trochę jak dziecko zafascynowane jakimś wydarzeniem. Całe szczęście nie mieli towarzystwa, bo zdecydowanie przyciągaliby znaczną uwagę. Była jednak późna godzina, czy może bardziej już wczesna... Uliczki całkiem opustoszały. Co prawda szli też takimi mało uczęszczanymi i oddalonymi od centrum, ale pora również dodawała swoje parę groszy, pozbawiając bruki ostatnich niedobitków, którzy zwykle przynajmniej raz na jakiś czas przewijali się i w takich zaułkach.
        Diabeł wciąż uśmiechał się rozbawiony słuchając dziewczyny i przytakując jej z pewnym pobłażaniem. Zmienił minę dopiero gdy odstąpiła od tematu walki, a przeszła w zasłyszane od krwiopijcy informacje. Uśmiechnął się półgębkiem.
        - To chyba dobrze… - zaczepił dziewczynę przymilnym, mruczącym tonem.
Pośród nocy, gdy nie było wokół żywego ducha, nawet szept niósł się wyraźnie. Nie było potrzeby głośnego rozmawiania. Do tego Dagon lubił bawić się głosem i wywoływać nim oczekiwane w danym momencie efekty.
        - A jak według ciebie wygląda alfons? - drążył piekielnik z zadziorną miną, odpowiadającą zaczepnemu nastrojowi pantery. Zaraz później kontynuował dyskusję, wcale nie poważniej, balansując gdzieś pomiędzy tonem nadającym się na kołysankę a szeptanie komplementów.
        - Bliżej mi do głównego inwestora i na pewno ładniej to brzmi. A interes? Najważniejsze, że jest pewny - podsumował.
Dagon wyraźnie zupełnie nie przejmował się faktem, że pijawka ujawniła jego profesję, raczej nie uznawaną za powód do dumy. Mówił, jakby rozprawiali o najnormalniejszej rzeczy na świecie jednocześnie chcąc wykorzystać temat do droczenia się ze swoją towarzyszką.
        - Jak mawiają, najstarszy interes świata, ale przede wszystkim stały. Świat się zmienia, raz panuje wojna, raz dobrobyt, ale pracy nigdy nie zbraknie dla grabarzy i burdeli. Wolę odpowiadać za szczęście ludzi, nie za smutek - skwitował całkiem wesoło.
Gdy pantera drążyła dalej, uśmiechnął się nieco drapieżniej, pozwalając sobie na większą swobodę i opowiedział pytaniem.
        - Zasłona dymna, pamiętasz? - szept poniósł się uliczką. Ciemne oczy czarta w przeciwieństwie do tęczówek Kimiko, które odbijały światło, zdawały się stanowić jedność z ciemnością. Jakby stapiały się z nią i ją chłonęły.
        - O delikatnych sprawach takie niedojdy nie mają pojęcia. - Ochrypły głos Bajera pogardliwie, ale z wciąż obecną nutą rozbawienia, odniósł się do pokonanych wampirów.
        - Nie mam konkretnej dziedziny, zajmuję się tym co może przynieść zyski i robię to o czym głośno się nie mówi. Załatwiam to czego inni nie mogą lub nie mają odwagi. - Przybrał bardziej konspiracyjny ton dodając barw swojej wypowiedzi, jakby cała dyskusja z Kimiko była jedną wielką gawędą, którą prządł ku zadowoleniu publiki.
        - W walkach nie robię i nie zamierzam. To nie moja branża - zakończył swobodnie, jednocześnie nie widząc powodów dla których miałby sam zgłębiać temat wykupienia walczącego wilkołaka.

        Diabeł miał pewien talent. Z łatwością zdobywał zaufanie ludzi. Obcy błyskawicznie zaczynali postrzegać go jako przyjaciela. Każdego urzekało co innego, każdy otrzymywał inną maskę biesa, ale łączyło ich jedno. Tracili ostrożność i lgnęli do czarta niczym ćmy do światła, na swoją zgubę.
Dagon doszedł do wniosku, że kota chyba całkiem mocno złapało tego wieczoru. Stracił resztki ostrożności i rozsądku. Co prawda z półsłówek pantery i nagłej zmiany wnioskował, że coś jeszcze miało wpływ na jej zachowanie, ale mimo w oczy biła sympatia jaką zaczynała go darzyć.
        Trajkotała wesoło przez wszystkie przecznice. Teraz balansowała spacerując po murku, a pokaz postanowiła zakończyć z przytupem. Rzuciła bezczelnie „łap mnie” i wesołym skokiem w przestrzeń, zmusiła Bajera do reakcji.
Gdyby jej nie złapał, pewnie na kocią modłę odwróciłaby się w locie i spadła na cztery łapy. Może nie była rozsądna, ale zwinna już na pewno. Co do tego nie miał wątpliwości. Czart jednak podjął grę. Wykonał szybki krok w kierunku dziewczyny i ta dosłownie wpadła mu w ręce jak ratowana z opałów dama. Złapał ją ze stęknięciem, jakby rzucono mu jakiś wyjątkowo ciężki tobół. Trochę był to przejaw udawanej dezaprobaty, dało się w westchnięciu usłyszeć ciut rozbawienia, oraz oczywiście miało ono sugerować, że Kimiko zmusiła biesa do wysiłku. Co prawda dla piekielnika panterołaczka nie ważyła wiele więcej od zwykłego kociaka, ale tak było o znacznie zabawniej.
Odrobinę podrzucił złodziejkę, lepiej układając ją w rękach i wznowił spacer niosąc dziewczynę jak w niektórych kulturach pannę młodą wnoszono do jej nowego domu.
        - Powiedz mi - wymruczał w panterze ucho, które teraz cały czas było blisko.
        - Czemu za pierwszym razem urok nie zadziałał, a zaraz potem tak?
Miał chwilową przewagę i zamierzał ją wykorzystać. Kimiko sama rzuciła się w pułapkę i wydostanie się z niej teraz mogłoby stanowić problem. Diabeł chyba nie zamierzał puścić dziewczyny. Bawiło go jej unieruchomienie w tym nietypowym potrzasku, nawet jeśli przez to musiał ją nieść.
Z daleka wyglądali jak para zakochanych. Całe szczęście nie było nikogo, kto mógłby zwrócić im uwagę. To samo tyczyło się braku świadków, gdyby dziewczyna próbowała się wyrywać by uniknąć odpowiedzi na pytanie lub z innych pobudek. Brał te opcje pod rozwagę. Na co nie zamierzał pozwolić choćby z przekory.
Szli brzegiem rzeczki, którą moment temu przekroczyli, a która swoim wymurowanym korytem urozmaicała krajobraz.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Nie za wiele myślała tej nocy, a o analizowaniu i podejrzeniach w ogóle nie mogło być mowy. W nów tylko czuła, i to intensywnie. Wszystkie emocje były skrajnie spotęgowane, by ostatecznie i tak przekształcić się w jedną – euforię, niezależnie od tego, jaki był ich początek lub koniec. Zazwyczaj na ten czas umykała w głębokie lasy pod postacią pantery, by tam dać upust radości i nie ściągnąć sobie na głowę kłopotów. Co prawda to wcale nie było zabawne i gdy ten czas nadchodził zupełnie nie popierała wyborów swojej racjonalnej osoby sprzed kilku dni. O wiele bardziej wolałaby siać zamęt w mieście, niż tylko straszyć zwierzęta w lesie i tracić zmysły, biegając aż nie padnie z sił. Nie pamiętała, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na przeżycie tej nocy w ludzkiej formie, a już na pewno bardzo dawno nie miała wówczas towarzystwa. Mało kto potrafił znieść odurzoną nowiem panterołaczkę, więc ta ogromnie się cieszyła, że Dagon jeszcze nie próbował jej ukrócić.
        - Hm? – Zerknęła na niego, a widząc jak gestem wskazuje kącik ust, odruchowo wyciągnęła język, sięgając nim w bok i oblizując wskazane miejsce. Dopiero wtedy zorientowała się, że mężczyzna tylko z niej kpił i czym prędzej schowała język, fukając pod nosem. Naiwnością byłoby jednak myśleć, że to ją przyhamuje. Nieznacznie tylko spowolniło, na chwilę przerywając tok myślenia, ale dziewczyna szybko wróciła na stare tory, kontynuując wątek. Kuszące szepty Dagona przyciągały jej spojrzenia za każdym razem, gdy się odzywał, ale dziś nie peszyły, stanowiąc jedynie przyjemne tło dla nocy.
        Na dłużej zwróciła na niego spojrzenie, gdy zapytał, jak jej zdaniem wygląda alfons. Nogi pewnie stąpały po wąskim murku, gdy Kimiko przeleciała Dagona spojrzeniem, próbując znaleźć odpowiedź.
        - W sumie nie wiem – odparła w końcu, wzruszając ramionami i zwracając znów wzrok przed siebie. – Po prostu nie przyszło mi to do głowy – dorzuciła, zwalniając na moment, gdy myśli wiły jej się w głowie, skacząc z tematu na temat.
        Pewien jegomość zaproponował jej kiedyś pracę w domu publicznym, kusząc dachem nad głową, pełną miską i brzękiem monet. Z perspektywy czasu widziała, że był to jeden z lepszych przybytków tego rodzaju, ale Kimiko uciekła wówczas tak szybko, jakby ktoś podpalił jej ogon. Już wolała swoje złodziejstwo. Nie oceniała jednak ani dziewczyn pracujących w takich miejscach, ani ludzi je prowadzących, dopóki wszystko odbywało się bez przymusu. Na kolejne słowa Laufeya uśmiechnęła się bezczelnie, zerkając na niego.
        - Inwestora? Faktycznie ładniej brzmi – zaczęła niewinnie. – I teraz już wiem o jakich laleczkach mówiłeś. A w co głównie się inwestuje przy takim interesie? W sukienki? – Wyszczerzyła się złośliwie, chwilowo bezpieczna poza zasięgiem mężczyzny. Zwolniła jednak, dotrzymując mu kroku swoim spacerkiem na murku, bo wreszcie zdradził coś więcej o sobie, a Kimiko oczywiście wyłapała to w momencie, stawiając uszy na sztorc.
        O dziwo jednak nie ciągnęła Dagona za język, co z pewnością mogło zdziwić. Przyglądała mu się tylko uważnie, gdy na nią nie patrzył, marszcząc lekko brwi w zamyśleniu. Nie odezwała się jednak, a jakiekolwiek myśli kłębiły jej się w głowie, zostały zepchnięte na bok, gdy odwróciła wzrok. Teraz nie był czas na myślenie, tylko na zabawę.
        O walkach już nie usłyszała, przyglądając się kończącemu się murkowi, a później odwracając w stronę Laufeya. Był tak cudownie nieświadomy jej pomysłu, że po prostu nie mogła sobie tego darować i ostrzegła go dopiero przed samym skokiem. Roześmiała się wesoło, gdy wylądowała miękko w podstawionych ramionach, jakby wykręciła mu najlepszy numer, zwłaszcza, że jego mina prezentowała mieszaninę rozbawienia i dezaprobaty dla takiego zachowania. Na szczęście uliczka była w pełni opustoszała, bo panterołaczka w swoim aktualnym stanie nawet nie przejęłaby się ewentualną publiką. W jej mniemaniu Laufeyowi i tak uszło na sucho, bo mogła skoczyć na niego, jako pantera i dopiero miałby zagwozdkę, jak złapać w locie lecącego drapieżnego kota.
        - Brawo! – pochwaliła mężczyznę, klepiąc go lekko w ramię i poruszając się nieznacznie, gdy ją podrzucił, by poprawić uchwyt. Chciała wtedy już zdjąć nogi z podtrzymującego je w kolanach przedramienia i stanąć, ale Dagon jej wcale tego nie ułatwiał. Gdy nie puścił jej od razu, objęła go jedną ręką za ramię, by przy ewentualnej zmianie zdania nie runąć jak worek owsa na bruk.
        - Hm? – zastrzygła podrażnionym szeptem uchem i spojrzała na niego, orientując się, że zadał jej pytanie. Na moment zostawiła swoją nową przymusową pozycję w spokoju, skupiając się na odpowiedzi. A tą był początkowo tylko coraz szerszy uśmiech, ukazujący zwierzęce kiełki i ewidentnie nie zapowiadający jakiejkolwiek współpracy w wyciąganiu z dziewczyny informacji.
        - Też mam swoje sekrety – zamruczała, mrużąc ślepia i dalej szczerząc się bezczelnie. Druga najskrzętniej skrywana przez dziewczynę tajemnica nie wydawała się dzisiaj specjalnie istotna. Może nawet by mu powiedziała prawdę o medalionie, ale droczenie się z nim ją bawiło i chwilowo ten drobiazg wystarczył dziewczynie, by trzymać język za zębami. Na szczęście dla niej, co niestety pojmie dopiero rano.
        - Poza tym nie musisz wszystkiego wiedzieć – dorzuciła już złośliwie, zadowolona ze zgrabnie zamkniętego tematu.
        Zawinęła do siebie ogon, by go nie przydepnąć i podjęła drugą próbę postawienia nóg na ziemi. Znów, tylko szarpnęła się bezcelowo w sztywnym objęciu. Cholernik nie tyle ją podtrzymywał pod plecami i udami, co ją po prostu trzymał. Spojrzała na niego lekko zdziwiona.
        - Możesz mnie już postawić na ziemię – mruknęła, kolejny raz próbując zabrać nogi, ale znów napotkała opór, teraz dodatkowo w komplecie z wrednym uśmiechem Dagona. Dowcipniś się znalazł.
        - Jak dziecko, naprawdę – wytknęła mu, zupełnie ignorując fakt, że sama się dokładnie tak samo zachowuje całą noc.
        – Bo zacznę krzyczeć! – ostrzegła z wesołym uśmiechem, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że to w sumie całkiem niezły pretekst, żeby wydrzeć się w cichą noc.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Z każdą chwilą tylko utwierdzał się w przekonaniu, że pantera zachowywała się jakby była pod wpływem środków odurzających. Towar musiał być naprawdę dobry by doprowadzać umysł do takiego stanu. Był tylko jeden drobiazg. Nie widział by Kimiko cokolwiek zażywała. Harce rozpoczęły się znacznie przed paleniem zioła, więc to nie fajka była sprawcą radości dziewczyny. Najśmieszniejszy był fakt, że to co drażniło lub peszyło dziewczynę, teraz jedynie wprawiało ją w bardziej dowcipny nastrój. A diabeł? Czart zaś bawił się wcale nie gorzej. Cały wieczór obserwował kociaka z rozbawieniem. Nawet piekielnikowi służyła odmiana i odpoczynek od ciągłego knucia, gierek i podchodów, przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz.
Dagon śmiał się złośliwie, gdy złodziejka oblizała usta nabierając się na przytyk.
Uśmiechnął się też, gdy wydrwiła możliwość inwestycji w burdelu. Laleczek nie skomentował. Szczegółowe wyjaśnienie nie było potrzebne dziewczynie do szczęścia, a jedynie mogłoby go niepotrzebnie pogrążyć. Żarty żartami, ale to kot był na haju nie on. Nie musiał się przyznawać, że takie niezbyt pozytywne mniemanie miał o większości kobiet nie tylko tych „pracujących”. Były łatwe do kupienia, chociaż oficjalnie się nie sprzedawały. Łatwe do manipulowania i kierowania nimi. Nie ceniły się zbyt wysoko. Powiedział co uznał za stosowne, resztę czasu poświęcając na dalsze podziwianie odpałów kotki.
Zabawnie było obserwować jak Kimiko wydawała się zainteresowana by momentalnie pogrążyć się we własnym świecie. Nie przypuszczał jednak, że będzie coraz bardziej kreatywna w swoich wygłupach. Bez sprzeciwów włączył się do zabawy, przerabiając ją na swój sposób. Uśmiechnął się diabelsko, gdy pantera pochwaliła go za refleks. Dla niej był to koniec żartu, ale nie dla Laufeya co za chwilę miało się okazać.
        - Widzę - odezwał się odwzajemniając bezczelną minę. Jeśli nie tak, dowie się w inny sposób. Przecież mu się nie spieszyło.
        - Nie musze, ale lubię - odbił piłeczkę. Domyślał się, że Kimiko celowo się z nim sprzeczała, nie doszukiwał się drugiego dna w zatajaniu specjalnego sposobu na czary. Jeszcze nie. Ale brak odpowiedzi tylko zachęcił diabła do jej znalezienia.
Podobnie zadziałała informacja, że może czyli, że powinien postawić dziewczynę na ziemi.
        - Mogę, ale nie chcę - wyszczerzył się bezczelnie. Nie rzuca się diabłu w ramiona, licząc, że łatwo można się z nich wywinąć. Przecież nikt nie mówił, że Dagon zawsze bywał poważny. Skoro odbijało złodziejce on też mógł się trochę pobawić. Oczywiście jej kosztem, jakże by inaczej, choćby w takich drobiazgach jak robienie jej na przekór.
        - Podobno wszyscy mężczyźni są jak dzieci - zaśmiał się bies, twardo obstając przy swoim, trzymając dziewczynę mocno, uniemożliwiając jej wywinięcie się.
        - No i? - zadrwił idąc niewzruszenie.
        - Wokół noc, ani żywej duszy, myślisz, że ktoś ci pomoże? - drażnił się bies.
        - Zanim na dobre piśniesz, wyniosę nas do lasu i na pewno nikt cię nie usłyszy. Jesteś zdana na moją łaskę - kpił bezczelnie, idąc malowniczą uliczką wzdłuż rzeki.
        - Aż tak ci źle ty niewdzięczny kocie? - Zawadiacki uśmiech nie schodził z facjaty piekielnika, kryjąc jego następne intencje.
Lampy już pogasły zostawiając miasto w ciemności rozjaśnianej jedynie nikłym światłem gwiazd. Powoli zbliżała się jutrzenka, były to więc najciemniejsze godziny podczas nocy.
Początkowo aleja biegła sporo wyżej niż koryto rzeki. Teren jednak pomalutku opadał cierpliwie zrównując się z płytką, wartką strugą. W tym właśnie miejscu, gdzie kończyły się strome brzegi, zaczynał się podobny murek do mostkowego. Elegancko oddzielał on deptak od rzeczki płynącej tuż obok.
        - Skoro tak ci niewygodnie, wracaj na swój murek - znienacka odezwał się złośliwie. W tym samym momencie Bajer wyrzucił dziewczynę w kierunku bariery postawionej wodzie. Nie zrobił tego z dużą siłą, nie zamierzał jej uszkodzić ani utopić, ale nadał jej wystarczającego rozpędu, by teraz łapała równowagę na kamieniach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wokół noc, ani żywej duszy, myślisz, że ktoś ci pomoże? Zanim na dobre piśniesz, wyniosę nas do lasu i na pewno nikt cię nie usłyszy.
        Nawet wypowiedziane żartobliwym tonem, słowa Laufeya wywołały lawinę wspomnień, których obrazy przemykały dziewczynie teraz przed oczami. Otumaniony emocjami umysł na moment stracił kontakt z rzeczywistością, przeplatając to, co Kimiko aktualnie odbierała zmysłami, z tym co czuła i widziała dwa lata temu. Uśmiech zadrgał na jej ustach, jakby siłą próbowała go utrzymać, a w oczach dosłownie na uderzenie serca błysnął czysty strach. Zaparła się rękami o ramię i pierś Dagona, jednocześnie się go trzymając i minimalnie odsuwając od siebie. To trwało tylko chwilę, ale i tak nie słyszała tego, co dalej mówił, chociaż widziała, że porusza ustami. Potrząsnęła głową i przetarła dłonią oczy, próbując wrócić do siebie.
        Nie czuła się źle zbyt długo, nie mogła przecież. Nieprzyjemne wspomnienia zaraz wyleciały z głowy, niby wywiane wiatrem, a wówczas sama już nie pamiętała, co tak zaprzątnęło jej myśli i panterołaczka podniosła na Laufeya rozbawione spojrzenie zielonych oczu. Pyskówka ugrzęzła jej jednak w gardle, gdy poczuła, jak opada nieznacznie w jego ramionach, podświadomie wiedząc, co to oznacza.
        - Dagon! – pisnęła odruchowo, gdy poczuła, jak wylatuje w powietrze, wypchnięta dość silnie w stronę rzeki. Chyba jednak to, co mówił, było istotne.
        Złapała stopami krawędź murku i zachwiała na nim ze śmiechem, próbując złapać równowagę, w czym nieodzownie pomógł długi czarny ogon, tańcząc za nią chaotyczne. Stanęła w końcu na wąskim murowaniu, a będąc przodem do Bajera miała doskonały widok na jego złośliwy uśmiech. Zmrużyła wtedy lekko ślepia i nonszalancko przełożyła ciężar ciała na jedną nogę, wolną stopą bujając za krawędzią cegieł. Poczekała aż mężczyzna zbliży się o krok.
        - Nie jestem zdana na niczyją łaskę – mruknęła, ukazując kły i pochylając się w jego stronę. Zaraz jednak groźna mina złagodniała, a uśmiech poszerzył się znów. Murek może nie był wysoki, ale stojąc na nim, Kimiko i tak ledwie dorównywała Dagonowi wzrostem. Wyciągnęła ręce, łapiąc go za klapy marynarki i powoli przyciągając mężczyznę jeszcze bliżej.
        - Masz czarne oczy – szepnęła, przysuwając swoją twarz tak blisko, że prawie dotykała go nosem. Zerkała z uwagą od jednego jego oka do drugiego, jakby sprawdzając jego reakcje, sama mając tak rozszerzone źrenice, że ledwo było widać cienką zieloną tęczówkę. Ciszę przerwało gardłowe mruczenie, a panterołaczka przytuliła się buzią do policzka Laufeya i otarła o niego kącikiem ust, powtarzając tą samą czynność na drugiej stronie jego twarzy. W najmniejszym stopniu nie przejmowała się tym, jak to zachowanie odbierze mężczyzna, w tym momencie zbyt pochłonęły ją zwierzęce instynkty. Gdy otworzyła oczy szept znów zastąpił mruczenie.
        - Lubię cię – powiedziała po prostu i trąciła Bajera nosem, a jej uśmiech nagle rozciągnął się szeroko w wesołym grymasie. – Bawmy się! – rzuciła i pociągnęła go za sobą do tyłu.

        Nie wiedziała, czy specjalnie nie protestował, czy go zaskoczyła, czy po prostu się potknął, ale przecież to nie miało znaczenia. Ważne, że gdy ona poleciała z murku w tył, prosto do rzeki, on poleciał za nią, a tafla wody zamknęła się za obojgiem, urywając śmiech dziewczyny. Pływak był z niej raczej średni, na szczęście wpadli do rzeczki w miejscu, gdzie stromy brzeg dawał jeszcze jakiś grunt. Sama woda jej nie przeszkadzała, lubiła ją zarówno w ludzkiej, jak i zwierzęcej postaci. Myć się przecież trzeba, to po pierwsze, nic tak nie łagodzi upałów, jak chłodna kąpiel, to po drugie, a świeża rybka to jeden z jej ulubionych przysmaków, to po trzecie. Gdy się wynurzyła, woda sięgała jej do bioder, a dziewczyna cofnęła się przezornie o kilka kroków, od miejsca, gdzie chyba zostawiła Bajera. Mimo tego, że była przemoknięta do suchej nitki, ubrania i włosy się do niej kleiły, a uszy oklapły, uśmiech miała szeroki i zadziorny, gdy rozglądała się za Dagonem.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Trzymając Kimiko blisko, nie widział jej twarzy zbyt dokładnie. Nie mógł więc dostrzec niekomfortowego uśmiechu złodziejki i dziwnego spojrzenia utkwionego w przestrzeni z przemykającym w nim cieniem strachu. Zauważył jednak brak dyskusji, która raczej już powinna się pojawić. Poczuł też jak dziewczyna się spięła, jakby sama nie wiedziała co powinna, ani co chce zrobić. Jakby jednocześnie chciała uciekać i zostać. Czyli jednak w tej czarnej główce tliły się resztki rozsądku. Diabeł uśmiechnął się pod nosem z powodu wywartego wrażenia. Niestety było ono krótkie. Zaraz powrócił kot na haju.
Nie żałował ani przez moment decyzji, a pisk dziewczyny tylko utwierdził czarta w przekonaniu o słuszności swoich dokonań. Zatrzymał się z bezczelną satysfakcją patrząc jak pantera łapała równowagę na wąskim murku.
        - Doprawdy? - Podchodząc bliżej wyszczerzył się złośliwie do nachylającej się złodziejki. Trochę robił jej na złość, trochę było w tym prawdy, tylko kociak chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Miała niewielkie przebłyski, ale chyba na nich się skończyło.
Złapany za marynarkę uniósł tylko brew, ale dał się podprowadzić bliżej, ciekaw co też pantera wymyśliła tym razem.
        - Ciemno jest, dlatego… - zamruczał opierając ręce na talii dziewczyny.
Przychylił się odrobinę, gdy Kimiko otarła się o jego policzek. Dłoń powędrowała wyżej na plecy pieszczotliwie gubiąc się w rozpuszczonych włosach. Kocie mruczenie wraz z kocimi zachowaniami i dziewczęcą sylwetką był całkiem ponętnym połączeniem.
Na wyznanie sympatii sam zamruczał z aprobatą. Piekielnik nie miał absolutnie nic przeciw takiemu rozwojowi wydarzeń. Przeciw zabawie tym bardziej. Tylko ton jakim propozycja została złożona wprawił biesa w poważną konsternację. Krótką, trwała ona ledwie mgnienie, gdyż zaraz potem poczuł gwałtowne szarpnięcie. Postąpił krok naprzód by złapać równowagę. Trafił jednak na murek, który tylko pogorszył sprawę. Diabeł zachwiał się mocniej i runął w przód w ślad za panterą. Rozległ się donośny podwójny plusk. Dagon jak oparzony zerwał się na nogi, z warknięciem łapiąc oddech. Oczy miał szeroko otwarte i oddychał ciężko, wzrokiem odnajdując wynurzającą się z wody Kimiko. Odgarnął z twarzy mokre włosy i strzepnął wodę z rąk, jakby mogło to coś pomóc na przemoczony garnitur. Złodziejka profilaktycznie odsunęła się o parę kroków, chyba licząc, że jej to pomoże, ale szczerzyła się bezczelnie zadowolona ze swojego fortelu.
Garnitur i tak wcześniej był zniszczony, ale wrzucać kogoś znienacka do wody, diabła wrzucać do wody! Przecież to nie tylko proszenie się o kłopoty ale i zupełny brak jakichkolwiek uczuć.
Zniknął materializując się tuż za Kimiko i mocno chwycił dziewczynę w pasie, przyciągając do siebie, by uniemożliwić jej ucieczkę.
        - Zamorduję - warknął w mokre włosy złodziejki.
Wolną ręką złapał podpływający do nich kapelusz i mokry z rozmachem założył dziewczynie na głowę, naciskając go jej na oczy.
        - W normalnych okolicznościach używa się worka - szepnął ochryple podrywając dziewczynę z wody i zniknął.

        Zmaterializował się tuż obok, na bruku z Kimiko pod pachą, ociekając wodą i zostawiając sporą kałużę na deptaku.
        - Co ty kocie odpierdalasz? - mruknął ruszając powoli. Niósł panterę jak spory worek z kończynami, pozostawiając mokre ślady.
        - Zima za pasem, a tobie się na kąpiele pod chmurką marzą? - Spod warkotu powoli przebijało się rozbawienie piekielnika, który ani myślał odstawić złodziejkę na ziemię.
        - Co ja mam z tobą zrobić? Może wrzucę cię z powrotem do tej rzeki, tylko wpierw przywiążemy ci coś ciężkiego do nogi? - Groźba zabrzmiałaby pewnie wiarygodniej, gdyby diabeł wypowiedział ją poważniejszym tonem, który gdzieś się ulotnił.
W którym momencie przestał rozważać zamordowanie kociaka? Nie miał pewności. Złodziejka była zabawna i najpierw pogodził się z myślą, że z chęcią zatrzyma ją dla siebie. Potem podejrzliwość gdzieś znikła. Teraz dał się skąpać i wciąż nie planował obedrzeć jej ze skóry. Całe szczęście nie należał do stworzeń, których działania zawsze musiały mieć sens. Robił to na co miał ochotę, a teraz mimo wszystko nie miał chęci mordować kota, na jej szczęście.

        Skierował się z powrotem na rynek. Nawet i na jarmarku, pomiędzy kramami kręciły się ostatnie niedobitki, a właściciele zamykali swoje maleńkie mobilne przybytki, szykując się do zasłużonego odpoczynku. Pomiędzy nimi bies przyspieszył, odstawiając panterę dopiero przy upatrzonym stoisku.
        - Biedactwa co wam się stało? - Załamała ręce niemłoda już kobiecina. Była niewysoka i pulchna, ale jeszcze nie otyła. Policzki miała rumiane, włosy w kolorze słomy i zielone wesołe oczy. Ciepły uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wyglądała jak idealna reklama swojego kramu.
        - Jedna dama wpadła nas do rzeki - odparł zgodnie z prawdą. Kobieta jedynie wywróciła oczyma w czytelnym komunikacie „ach ci młodzi”.
        - Zdążyliście w ostatniej chwili. - Uśmiechnęła się pogodnie, soczyście gestykulując i zaraz wzięła się za szykowanie swojego specjału.
Moment później na niewielkiej ladzie postawiła dwa gliniane kufle z mocnym, przyprawionym winem własnego wyrobu. Dagon uśmiechnął się do Kimiko i wzniósł pękaty kubek w niemym toaście. Po takiej kąpieli, o tej porze roku rozgrzewka była wskazana.
Alkohol był słodki, aromatyczny i co najważniejsze mocny, więc sprawnie i przyjemnie rozgrzewał przemoczone ciało. Mimo procentów i pokaźnej ilości, dość szybko wypił swojego drinka nakłaniając dziewczynę do tego samego.
Czarta taka ilość alkoholu nie ruszyła. Co do Kimiko nie miał pewności, ale uznał, że dzisiaj to nic jej nie zaszkodzi a co najwyżej pomoże.

        Potem ruszyli prosto do zajazdu. W drodze względnie obeschli, a przynajmniej obciekli. Wpełzli do pokoju, gdy niebo nabierało nieśmiałych rumieńców pokrywających mdławą szarość i nocną czerń.
Kimiko zatoczyła się do sypialni a czart popatrzył na kanapę. Zrzucił mokrą marynarkę i przemoczone buty. Przebierać wilgotnej koszuli i spodni mu się nie chciało. Był zmęczony jak rzadko i marzył by odpocząć. Pacykować będzie się jutro. Dzisiaj - poprawił się w myślach, ale jak nastanie jakaś ludzka pora. Teraz chciał się zdrzemnąć. Pogardliwym wzrokiem jeszcze raz otaksował kanapę. Niedoczekanie. Po tym wszystkim miał jeszcze spać na kanapie jak jakiś zapchlony kundel. Jeszcze czego. Cicho poszedł do sypialni i wpakował się na łóżko. Przyciągnął dziewczynę do siebie traktując ją trochę jak poduszkę, trochę jako termofor, a trochę robiąc jej na złość, za tę podłą, podstępną i obrzydliwą kąpiel w zimnej rzece. Zaraz potem, w miłym towarzystwie, na wygodnym łożu, pogrążył się w przyjemnym letargu. Sen diabła różnił się od ludzkiego odpoczynku. Piekielnik prawie nigdy nie zasypiał całkowicie. Jego wypoczynek przypominał trochę drzemkę plasującą się gdzieś pomiędzy jawą a snem. Był świadom otoczenia ale podsypiał z zamkniętymi oczyma. Tak samo przytulał dziewczynę dość mocno by wymknięcie się wcale nie było takie łatwe jak z objęć zwykłego śpiącego
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Gdy zobaczyła przemoczonego Dagona parsknęła śmiechem i chichotała niepohamowanie nawet gdy zabijał ją spojrzeniem, bezskutecznie usiłując strzepnąć z siebie wodę. Ależ był wściekły! Gdy zniknął, zawahała się na moment, ale nie zdążyła się nawet rozejrzeć, by odnaleźć go spojrzeniem, gdy poczuła mocne szarpnięcie od tyłu. Zachłysnęła się zaskoczona, a po plecach przebiegł jej dreszcz, ale wciąż rozbawiona zrzuciła to na chłód, pełznący po wilgotnej skórze. Uśmiechała się więc dalej, mimo wyraźnej groźby warkniętej prosto w ucho i swojej zdominowanej pozycji. Gdyby była w pełni poczytalna, a tej nocy nie była wcale, raczej nie stawiałaby na to swojego życia, ale aktualnie uznała, że mężczyzna wystarczająco często rzuca w jej stronę czcze groźby, by i teraz się nimi nie przejmować. Nawet, jeśli brzmiały bardzo poważnie.
        - Daj spokój Bajer, to tylko trochę… aj! – zapowietrzyła się, gdy mokry jak ściera kapelusz wylądował z rozmachem na jej głowie, oblewając ją kolejnymi strugami wody i zasłaniając widok. Nie ukrył jednak szerokiego uśmiechu dziewczyny, która przygryzała wargę, by się nie roześmiać na głos i nie rozdrażnić Dagona bardziej.
        Poderwana z wody nie zdążyła nawet pisnąć, a gdy pojawili się na deptaku jej pozycja z niekomfortowej stała się niewygodna. Próbowała odciągnąć złożoną na jej brzuchu dłoń, ale czuła się jakby walczyła ze stalową obręczą. Nogi i ręce wisiały jej w dole, kawałek nad brukiem, i tylko głowę zadzierała do góry, by widzieć, gdzie idą, no i by kapelusz jej z niej nie spadł. Machnęła bezradnie wszystkimi kończynami, a bujając ogonem utrzymywała jaki taki poziom. Próbowała sięgnąć nogami ziemi, ale Laufey znów postawił na swoim, niosąc ją jak tobołek pod pachą i marudząc.
        - Nic – odparła niewinnie z już nie tak niewinnym szerokim uśmiechem, majtając w powietrzu nogami i drżąc z zimna i ze śmiechu jednocześnie. Zadarła bardziej głowę, zerkając spod ronda kapelusza w górę na Dagona, gdy usłyszała lekkie rozbawienie przebijające się przez groźny do tej pory ton.
        - Czyżbyś nie lubił wody? – zamruczała tonem pod tytułem „oho kochany, czyżbym poznała twą kolejną słabość?”, wciąż kręcąc się w niewygodnym objęciu.
        - Na początek możesz mnie puścić, niekoniecznie do wody – śmiała się, wciąż niezrażona. Na dodatek wyczuła już, że Dagon nie będzie się złościł, więc folgowała sobie do woli. – Ale wiesz, następnym razem chociaż kapelusz zdejmij przed kąpaniem, bo ci się odkształci.

        Gdy pojawili się na jarmarku przestała pyskować, rozglądając się z zaciekawieniem i wodząc nosem za opływającymi ją zapachami. Ludzi było już niewielu, ale ci nieliczni, którzy ich mijali, obdarzali parę długim spojrzeniem, nieprzyzwyczajeni do takich widoków. Kimi tylko uprzejmie machała tym bardziej nachalnym, którzy wówczas przyłapani na gapieniu się, szybko odchodzili w swoją stronę.
        - No nareszcie. – Otrzepała się, postawiona na ziemi, i objęła ramiona dłońmi dla ogrzania, rozglądając jednocześnie, gdzie się znaleźli.
        Urocza kobieta za ladą zdawała się przesympatyczną osobą (wszyscy się dzisiaj tacy wydawali), a na odpowiedź Dagona złodziejka wyszczerzyła się szeroko, wyraźnie z siebie dumna, machając ogonem za plecami. Do podstawionego jej kubka zajrzała z ciekawością, a zapach, który uderzył ją w nozdrza sprawił, że mało znów nie zaczęła mruczeć. Grzane wino! Z nieschodzącym jej z ust uśmiechem wzniosła naczynie do toastu i objęła je obiema dłońmi, chłonąc ciepło i zanurzając usta w trunku. Przyjemne uczucie ciepła rozchodzącego się po wyziębionym ciele sprawiało, że Kimiko chłeptała alkohol duszkiem, jak nie przymierzając, kot mleko z miski. Tylko oczy błądziły ponad krawędzią kufla, pilnując otoczenia, ale na zachęcający gest Laufeya również ślepia utkwiła w winie, niemal wpadając buzią w gliniane naczynie. Rety, ale to było smaczne! I ciepłe! I mocne…
        Do zajazdu wracała już na własnych nogach, ale obejmując ramię Dagona, dla utrzymania równowagi, naruszonej nieco zmęczeniem i zbyt dużą ilością alkoholu, pochłoniętą zdecydowanie za szybko. Po schodach wspięła się ziewając szeroko, a do pokoju zatoczyła nucąc znajomą piosenkę i chichocząc ciągle.
        - Wlazł kotek na murek i skoczył! Ładna to piosenka… ale się nie rymuje. Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz! Wlazł kotek…
        Nawet nie spojrzała, czy jest sama w pokoju, z ulgą ściągając mokre ubrania i rzucając je beztrosko na komodę. Rozgrzana nieco alkoholem od środka, ale wciąż przemarznięta po kąpieli, przebrała się w suchą koszulę i stare spodnie, i padła na twarz do łóżka. Dopiero poduszka zamknęła jej usta, a panterołaczka zaczęła się wyciszać, gdy tylko otulił ją zapach świeżej pościeli. Dagon stąpał cicho, ale i tak go usłyszała, przekręcając głowę, by go widzieć. Uśmiechnęła się lekko, na widok przemoczonego mężczyzny.
        - A ty co, kąpałeś się w ubraniu? – zadrwiła, przesuwając tylko trochę, gdy padł na łóżko.
        Nie protestowała w ogóle, przecież to i tak jego pokój, ona była tu gościem, a mebel był tak ogromny, że jeszcze jedna osoba by się tu zmieściła, a i tak wszyscy mieliby pełen komfort. Widząc jednak, jak mężczyzna wyciąga rękę w jej stronę, kocie oczy rozszerzyły się w nagłym strachu. Próbowała szybko przekulać się na drugi koniec łóżka, ale zaraz jęknęła, czując jak mężczyzna oplata ją ramieniem w pasie i przyciąga w swoją stronę.
        - Nie… nie Dagon, zostaw mnie, proszę! Matko, przecież ty jesteś cały mokry! O rety i zimny, no weź, przepraszam za tą rzekę, już będę grzeczna, proszę nie… aaaa!
        Rękami i nogami próbowała jeszcze zaczepić się o pościel i odpełznąć, ale nie miała szans. Znów zajęczała żałośnie, gdy przylgnęła do Dagona plecami i poczuła, jak jej sucha i ciepła koszula przesiąka wodą z rzeki, którą ten głupek przywlókł do łóżka! Jeszcze zrobił sobie z niej poduszkę, układając wygodnie i przytulając, jak ona kołdrę przed snem! Bezczelny! I mokry, i zimny, matko kochana, brr! Zadrżała, gdy jego mokre włosy spadły jej na kark i znów próbowała odczepić od siebie oplatające ją ramię, bezskutecznie.
        Wtulona całkowicie w leżącego na boku Laufeya poddała się w końcu i westchnęła, opadając bezwładnie w pościel. Gdy kolejny dreszcz przebiegł po jej plecach sięgnęła tylko po wolny brzeg kołdry (bo na części oczywiście leżeli) i zarzuciła go na nich, przykrywając chociaż trochę. Pantera zaczynała sama ich ogrzewać, działając jak mały piecyk, a skoro była już skazana na towarzystwo Dagona, to i jego miała zamiar ogrzać i wysuszyć, żeby przestał oddawać jej chłód. Przytuliła się więc do niego bardziej i zawinęła nieco wokół oplatającego ją ramienia, układając się do snu. Nie trwało to długo, dziewczyna była wykończona bezsenną nocą, szaleństwami i alkoholem. Po krótkim czasie sypialnię wypełniło jednostajne, kojące mruczenie, a pantera zaczęła oddawać ciepło.

        Wibrujący dźwięk ustał dopiero, gdy Kimiko obudziła się koło południa. W nocy nie zmieniała pozycji, poruszając się tylko nieznacznie, by lepiej się ułożyć, obudziła się więc wyspana, przyjemnie wygrzana i przytulana… zaraz, zaraz… Dziewczyna otworzyła nagle oczy i spojrzała w dół, na obejmującą ją w pasie rękę. Pobiegła po niej wzrokiem w tył i…
        - O żesz… - szepnęła i zwinęła się z powrotem w swój kłębek, wpatrując szeroko otwartymi oczami w pościel przed sobą, którą obejmowała tak kurczowo, jak ją przytulał od tyłu Dagon.
        Leżała bez ruchu przez dobrą chwilę, przypominając sobie wydarzenia wczorajszej nocy. Uspokoił ją nieco fakt, że oboje byli ubrani, czyli zdecydowanie mogło być gorzej, ale i tak dobrze byłoby pamiętać, jak do tego doszło. Migawki wspomnień nie były wyraźne, ale dawały jakieś informacje. Obiad z tym dupkowatym elfem, jarmark, włamała się do sklepu zielarki (świetnie po prostu), spotkali te wampiry (co za pech), ale jakoś się wykaraskali, a ona później wrzuciła ich do rzeki. Nie no, po prostu fantastycznie. Warknięte wtedy przez Laufeya „zamorduję” zabrzmiało w jej głowie teraz jakoś poważniej, ale skoro miała co wspominać, to mężczyzna ewidentnie groźby nie spełnił.
        O dziwo ta niekomfortowa, a właściwie zaskakująco wygodna pozycja, w jakiej się obudziła, nieco ją uspokoiła, bo to znaczyło, że niezależnie od tego, co nawywijała wczoraj, Laufey jakoś jej odpuścił, w końcu nadal oddychała i miała ogon. To już całkiem niezły początek. Nie sprawiało to jednak, że poczuła się mniej niezręcznie, spróbowała więc po cichu wysmyknąć się z objęcia i z łóżka. Fuknęła cicho pod nosem, gdy bariera z męskiego ramienia nie ustąpiła pod naporem. Dziewczyna wierciła się przez chwilę, ostrożnie próbując pozbyć się obciążenia, a w końcu doszła do wniosku, że Dagon chyba udaje, że śpi, bo to niemożliwe, żeby tak mocno ją trzymał przez sen. Zastrzygła uszami, łaskocząc go po szczęce, licząc, że sam się wybudzi, zmieni pozycję i zabierze rękę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Mógłby ukręcić jej ten uszaty łebek. Mógłby wynieść jedynie on sam wiedziałby gdzie, ale lęki panterze minęły, chociaż była najbliżej przekroczenia granicy diablej cierpliwości. Czasem widać było jak stresowała się drobiazgami nie będąc pewną jaką uzyska reakcję, a paradoksalnie gdy naprawdę mogła się ona nie spodobać, pantera świetnie się bawiła. Jak wrócą jej zmysły, trzeba będzie porozmawiać o tych chwilach wątpliwej poczytalności. Prychnął na nieudolną próbę zgrywania niewiniątka.
        - Zimnej? Jesienią? Nie lubię - odpowiedział warkotliwie, nie wdając się w szczegóły. Nic sobie nie robił z machania rękoma i nogami, wychodząc z założenia - w dupie z pozorami. Nie było to większym utrudnieniem niż bunty zwykłego dachowca. Tylko słysząc wzmiankę o kapeluszu, wstrząsnął lekko swoim pakunkiem.
        - Nie przeginaj, bo ciebie odkształcę - burknął, ale humor diabła był już całkiem ułagodzony, więc i jego burczenie było raczej niegroźne. Przynajmniej na tyle na ile nieszkodliwe mogło być niezadowolenie bandyty z piekła. Kotu upiekło się, po raz kolejny.

        W głębokim poważaniu miał gapienie się ostatnich bezsennych tułających się uliczkami, trzeźwych czy też pijanych. Dagon nie był narwańcem. Póki każdy z nich pilnował swoich spraw czart nie zamierzał zwracać na nich uwagi. Gdy uwolnił złodziejkę, uśmiechnął się złośliwie usatysfakcjonowany. Wieczór nie był zimny, ale po kąpieli i jemu dreszcze ciągnęły po plecach. Naprawdę, świetny to był pomysł.
        Może gdyby duma wypisana na twarzy dziewczyny była perfidna i złośliwa. Gdyby pantera próbowała go w jakiś sposób upokorzyć, nie folgowałby jej nawet chwili. Ale poznał już trochę dziewczynę i dzisiaj chociaż odstawiała najróżniejsze dziwactwa, były raczej nieszkodliwe. Pajacowała jak młody kociak i była w tym całkiem urocza. Laufey lubił budzić strach. Uwielbiał szacunek podszyty trwogą jakim go darzono, ale Kimiko była zabawną odmianą. Zdążył dojść do wniosku, że nie zamierza go wykorzystać i wyrolować, co już dawało jej pewien margines tolerancji. Z drugiej strony, choć na co dzień głupotę i naiwność osób, które nie miały dość rozsądku by nie wierzyć w urok diabła, Dagon wykorzystywał brutalnie i bez skrupułów, gardząc swoimi ofiarami, o tyle pantera była na tyle wdzięczna w swojej łatwowierności mieszanej z ostrożnością, że nawet go nie drażniła, a dostarczała rozrywki.
Nie czując zagrożenia ani pogardy, wykorzystywał więc zabawne chwile mieszając je z pracą.
        Alkohol pomógł na wiele sposobów. Chociaż na chwilę rozgrzał przemoczone ciało, zastępując dreszcze swoim przyjemnym, nawet jeśli złudnym, ciepłem. Do tego pantera się ładnie ululała i dzięki temu teraz, wraz ze zmęczeniem, jedynym z czym musiał się borykać to jej plączące się nogi i piosenka, którą mruczała sobie pod nosem gdy już weszli do pokoju. Tak więc na swoją stancję wrócili bez kolejnych urozmaiceń, nawet jeśli musiał prowadzić dziewczynę niekoniecznie pewną swoich kroków.

        Chociaż skradał się cichutko, panterołaczka od razu zauważyła jego obecność, nawet pijana. Na drwinę odpowiedział jedynie złośliwym uśmiechem. O dziwo obeszło się bez protestów jak wlazł na materac. Czyli kotek chociaż czujny, był całkiem nieświadomy... Dobrze. To, że diabeł nie zrobił jej krzywdy, nie znaczyło, że daruje wrzucanie swojej osoby do rzeki bez żadnego odzewu.
Kimiko zorientowała się za późno co się święci, na co czart tylko szerzej się uśmiechnął.
        - Mi też jest zimno - zamruczał z satysfakcją gdy dziewczyna piszczała próbując się odsunąć.
        - Trzeba było pomyśleć wcześniej, już ci nie wierzę - odpowiedział zadowolony z osiągniętego piorunującego efektu. Na protesty i próby wydostania się z potrzasku tylko rechotał pod nosem, bardziej nimi zachęcony niż odstręczony. Mogła być czujna. Mogła być cicha jak dziki kot i tak jak ten drapieżnik zwinna i zabójcza. Ale gdy już dostała się w łapy biesa, była na przegranej pozycji jak zwykły kociak.

        Dagon wypoczął jak rzadko. Było mu miło, wygodnie i ciepło, a do tego mu mruczano utulając do snu lepiej niż kołysanka.
Diabła przebudził dopiero gwałtowny ruch dziewczyny i urwanie mruczenia. Powstrzymał śmiech, słysząc zszokowany szept. Trochę tak jakby Kimiko urwał się film i dopiero teraz dowiedziała się co zrobiła. Oczy wciąż trzymał zamknięte, ale nie pozwolił wymknąć się swojej tegonocnej maskotce. Kimiko jednak nie dawała za wygraną. Skoro próby oswobodzenia się spaliły na panewce, zaczęła smyrać go uszami po twarzy.
        - Nie wierć się, śpię - mruknął chrapliwie, wciąż tłumiąc rozbawienie. Tę przestrzeń, którą dziewczynie udało się wywalczyć wiercąc się i próbując nawiać, diabeł zatarł mocniej przytulając dziewczynę. Otarł policzek o jej głowę i westchnął głęboko, jakby ani myśląc się ruszyć.
        Dopiero po chwili zsunął z niej rękę, pozwalając jej umknąć, zadowolony odpowiednio długim w swoim mniemaniu uwięzieniem złodziejki. Przekręcił się na plecy i otworzył oczy powoli przyzwyczajając je do jasności południowego słońca.
        - Dokąd ci tak spieszno? - zamruczał, podkładając rękę pod głowę, by lepiej widzieć Kimiko.
        - Podobno mnie lubisz, a już uciekasz? - odezwał się nęcącym półgłosem. Dagon puścił dziewczynę, ale to nie znaczyło, że piekielnik skończył zabawę kosztem brunetki. Leniwy uśmiech, który pojawił się na twarzy moment temu, ani myślał zniknąć.
Bies wyglądał jak po dość rozrywkowej nocy. Ubrania, które obeschły na nim prezentowały się co najmniej luzacko. Wymięta koszula pozbawiona eleganckiego zwieńczenia kołnierzyka, była sama w sobie rzadkim widokiem, a co dopiero o kilka guzików niedopięta jak teraz. Spod jej wygniecionej bieli wymykał się niewielki fragment tatuażu. Rozpuszczone włosy, które wysychały podczas snu, teraz w artystycznym nieładzie rozsypały się po poduszce i kręconymi kosmykami opadały na ciemne oczy. Ślepia, które swoim szelmowskim spojrzeniem z odrobinę groźną nutą idealnie pasowały do uśmieszku diabła.

        Skoro jednak już wstał, westchnął głęboko i zszedł z łóżka. Piekielnik przeciągnął się powoli i poruszył głową, aż chrupnął mu kark. Dopiero wtedy, odgarniając włosy wpadające do oczu, Bajer poszedł do salonu. Nie czekał aż pantera się namyśli. Darował sobie dżentelmeńskie zagrywki (nie po tym co zafundowała mu wieczorem), sprawnie wybrał świeże ubrania i poszedł do łazienki. Zdecydowanie potrzebował ciepłej kąpieli.

        Gdy moczył się się w gorącej wodzie, na ręce zmaterializował mu się niewielki dzwoneczek, którym zadzwonił. O dziwo przedmiot nie wydał z siebie głosu. Zamiast dźwięczącej melodii, właśnie w dźwięku dzwoneczków pojawiła się wróżka znana już z wcześniejszych wieczorów.
Wyraźnie oburzona zaczęła majtać coś drobnymi rączkami, które szybko skrzyżowała na piersi, patrząc na diabła z naganą.
Przecież zjawiła się wieczorem jak zawsze, a tam nic! Zero naszykowanych ubrań. Przenosiła się bez powodu.
        - Daj spokój skarbie. Późno wróciliśmy - zamruczał czart, na co wróżka tylko fuknęła ostentacyjnie odwracając wzrok.
        - Teraz potrzebuję twojej pomocy. - Uśmiechnął się czarująco. Wróżka wywróciła oczętami, ale machnęła rączką, jakby mówiła no dobrze, znaj łaskę pani i zgrabnie poleciała do salonu, wymykając się szczeliną drzwi, które swoim ciężarem zaraz się za nią zamknęły.
Pomknęła do stosu ubrań i aż się zapowietrzyła. Niczym wściekła osa pomknęła z powrotem do łazienki.
        - No był mały wypadek... - mruknął bies, rozbawiony złością małej istotki.
Ta zaś dopiero w tym momencie rozsierdziła się na dobre. Dagon zdążył wyjść z wanny gdy skrzydlata rozpoczęła swoją tyradę. Całe szczęście tak drobne stworzonko mówiło równie szybko co latało inaczej chyba Laufey by nie wytrzymał i parsknąłby śmiechem, a to nie było wskazane, bo mała obraziłaby się śmiertelnie. Tak więc z uśmieszkiem plączącym się na ustach słuchał brzęczenia, które przypominało dzwonki i ważkowe skrzydełka zmieszane w jedną uroczą symfonię. W niej dało się wyłapać coś na kształt - Wypadek, ja ci dam wypadek. Mgnienie później wypadła z łazienki z hukiem otwierając drzwi.
        - Weź zachowuj się i zamykaj za sobą - mruknął diabeł, który chwilowo za jedyny ubiór miał ręcznik przewiązany przez biodra. Odwrócony na wpół tyłem do wyjścia nawet nie widział co działo się za otwartymi drzwiami. Te zaraz do wtóru rozeźlonego brzęczenia zamknęły się z nie mniejszym hukiem.
        - Dziękuję - odezwał się teatralnie zza drzwi. Wrózia zaś wzniosła swe drobne rączki do niebios w pantomimicznej skardze i wróciła do całego nieszczęścia, zupełnie nie zważając na Kimiko.
"Ubrania, takie piękne ubrania zniszczył! I buty!"
Z piskiem podniosła poszarpany rękaw marynarki i miąchała nim chwilę w powietrzu jak martwym przyjacielem, którego żale mogłyby wskrzesić. Potem podleciała do kapelusza, wciąż mokrego. Co ten niewdzięczny diabeł wczoraj robił?! Jaki brak szacunku do wspaniałych materiałów.
        Wróżka była dość nietypową istotką. Zamiast tkwić w lesie i opiekować się przyrodą, całym sercem ukochała materiały wszelkiego rodzaju. Zakochała się w nich gdy Dagon odmienił się z psa (którego postanowiła otoczyć opieką, używając go jako pretekstu by opuścić swoją wioseczkę) w to dwunogie, rogate coś. Została by opiekować się nie Bajerem, a jego domem i ubraniami. Zauroczyły ją jedwabie, luksusowa bawełna. Lubiła meble z egzotycznego drewna, chociaż przecież trzeba było ściąć na nie drzewa. W jej oczach jednak, to nadawało im nowe jakże oryginalne, wartościowe i jedyne w swoim rodzaju życie.
Latała więc jeszcze dobrą chwilę użalając się nad niesprawiedliwym losem, który spotkał tak wspaniałe wyroby, nim znikła by wrócić z dwoma nowymi, skompletowanymi garniturami, nowym kapeluszem i butami. Później zabrała to co było do prania lub było zniszczone. Wszystko zaś czyniła tak jak zwykle, wyciągając swój magiczny worek i wyjmując rzeczy z niego i do niego je pakując.
        W tym czasie Dagon już ubrany, w świeżej koszuli, może bez krawata, ale trochę lepiej zapiętej, i ze związanymi mokrymi włosami wyszedł z łazienki.
Ostatnio edytowane przez Dagon 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        - Udajesz, że śpisz, to się nie liczy – uznała, słysząc niezadowolony pomruk mężczyzny.
        Korzystając jednak z okazji, że był przytomny, znów próbowała zabrać z siebie jego rękę, ale ten uparciuch tylko przytulił ją mocniej do siebie, powiercił się, poocierał i westchnął z zadowoleniem. Brakowało tylko ostentacyjnego chrapania na koniec. Niezręczne samopoczucie powoli zastępowała irytacja, gdy Kimiko buntowała się wewnętrznie przeciwko byciu czyjąś maskotką. Do samego przytulania nigdy nic nie miała, ale gdy przygarniano ją do siebie na siłę, budził się w niej kocia przekora i dziewczyna próbowała się wywinąć dla samej zasady. Zwłaszcza, gdy zorientowała się, że Dagon robi jej po prostu na złość. Panterołaczka przytula się, łasi i ociera wtedy, kiedy ona ma na to ochotę, a próby wymuszenia tego u niej mogą skończyć się tragicznie. Wczoraj miał facet fory, bo ciężko było jej zajść za skórę podczas nowiu, dzisiaj stąpał już po cienkim lodzie.
        Upiekło mu się, bo puścił złodziejkę w tym samym momencie, w którym postanowiła sprzedać mu kopniaka w goleń. Zamiast więc realizować plan wywinęła się szybko, nim Laufey zmieni zdanie, i zeszła z łóżka, obchodząc je dookoła, by uporządkować rzucone wczorajszej nocy w nieładzie mokre ubrania. Pierwsze pytanie zignorowała, pozornie pochłonięta składaniem suchych, ale skrajnie wygniecionych ubrań na komodzie, przy drugiej zaczepce odwróciła się w stronę mężczyzny, spoglądając na niego spod rzęs.
        Nieświadomie wstrzymała oddech, gdy wzrok uciekł jej na moment i powoli przepłynął po rozrzuconej wręcz teatralnie na łóżku sylwetce, by z nieco innym blaskiem w oczach wrócić szybko do jego twarzy. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, krótko nad czymś zastanawiając, po czym podeszła bliżej, przygryzając wargę i przeczesując palcami zmierzwione w nocy włosy. Ogon bujał się wysoko w górze, nad linią bioder, gdy złodziejka weszła na czworakach na materac, podchodząc do Dagona i zatrzymując dopiero nad nim.
        - Masz rację, lubię cię – szepnęła, pochylając się nieznacznie i mrużąc ślepia. – Nie powinnam, ale polubiłam. Ale coś innego nie daje mi spokoju, nie mogę przestać o tym myśleć, odkąd się obudziłam w twoich ramionach. I wiesz, na co mam teraz straszną ochotę? – mruczała kusząco, zniżając się jeszcze bardziej i zatrzymując nagle przy jego policzku.
        - Na śniadanie – westchnęła mu do ucha, po czym zaśmiała się wesoło i szybko umknęła z łóżka, zanim dostanie po uszach. Wciąż rozbawiona, wybiegła z sypialni, a po chwili trzasnęły za nią drzwi pokoju.

        Ciężko powiedzieć jak pantera zdobyła śniadanie, bo zaledwie po chwili, gdy Laufey wychodził z sypialni, Kimiko wróciła z tacą w rękach, balansując na jednej nodze, by drugą zamknąć za sobą drzwi. Odstawiła paterę na stoliczek w salonie i przysiadła do jedzenia, zerkając tylko na Dagona, gdy nie dołączył do niej, a zniknął w łazience. Wzruszyła jednak ramionami i zabrała się za swoją jajecznicę. Zastrzygła lekko uchem, słysząc głos mężczyzny za drzwiami, ale zbagatelizowała sprawę, w końcu każdy czasem gada do siebie. Nagle jednak coś małego wyleciało z łazienki i przeleciało jej przed nosem.
        Źrenice pantery rozszerzyły się momentalnie, gdy ta upuściła sztućce i rzuciła się w pogoń. Kimiko przeskoczyła fotel, dopadając do małego, brzęczącego czegoś, co zawisło teraz nad garniturem Bajera, po czym nagle wystrzeliło w stronę łazienki, a zmiennokształna oczywiście w ślad za nim. Z niezadowolonym prychnięciem zatrzymała się jednak na zamkniętych drzwiach, nie mogąc się przemóc, by po prostu wejść do środka, tak bezceremonialnie jak Dagon ją ostatnio naszedł. Przebrała nogami w zniecierpliwieniu i ostrożnie przyłożyła dłonie i ucho do drzwi, próbując coś usłyszeć. Była tak podekscytowana wyłapaniem cichego brzęczenia, że zupełnie nie zwracała uwagi na to, co mówi Laufey, a gdy zorientowała się, że furkot zbliża się do drzwi, odskoczyła od nich jak oparzona, czekając na tajemnicze coś.
        Drzwi otworzyły się na oścież, a wróżka przeleciała jej przed samym nosem, ale Kimiko nie podążyła za nią spojrzeniem, zbyt zajęta gapieniem się z głupio otwartą buzią na ubranego tylko w ręcznik Dagona. I nie, wcale nie mierzyła wzrokiem jego umięśnionego brzucha i ramion, ani szerokich barków (cholera, na tej klacie mogłaby się zwinąć w kłębek i zasnąć), ani nawet ogromnego tatuażu, plączącego się czarnymi smugami po ciele. Nawet spiczaste uszy zajęły w jej myślach mało miejsca. Panterołaczka wpatrywała się w rogi. Pieprzone rogi, wyrastające Laufeyowi z głowy.
        Zaskoczona (przyłapana) podskoczyła z dzikim syknięciem, gdy usłyszała koło ucha trzepot skrzydełek, a po chwili drzwi przed nią zamknęły się z hukiem. Dziewczyna przełknęła ślinę. Pieprzone rogi! Gdy jednak przestała je widzieć, zainteresowała się małym stworzonkiem, które unosiło się z nad garniturem Dagona i z piskiem potrząsało zniszczonym rękawem. Kimiko podeszła zaintrygowana, nie spuszczając oczu z wróżki. Czytała kiedyś o nich, ale nigdy żadnej nie spotkała, a teraz bała się ruszyć, żeby nie spłoszyć stworzonka, chociaż ogon bujał się za nią niespokojnie, jakby polowała. Gdy istotka poleciała dalej, pantera skradała się za nią bezszelestnie, obserwując jak chowa zniszczone stroje do worka, a później znika. Ze zdumieniem rozejrzała się wokoło, próbując zlokalizować uciekinierkę, a po chwili znów usłyszała brzęczenie, zupełnie w innym miejscu i ruszyła tam w bezgłośnych podskokach. Wróżka wyciągała teraz nowe stroje z tego magicznego worka i zostawiała je na fotelu, a ubrania Kimiko na łóżku w sypialni. Później znów zniknęła, a rozczarowana panterołaczka ze swoimi świeżymi strojami w rękach, chwilę szukała jej po salonie, nim zrozumiała, że chyba już nie wróci.
        Gdy usłyszała, że otwierają się za nią drzwi do łazienki, od razu się odwróciła, wychodząc Dagonowi naprzeciw i pochylając w stronę mężczyzny przyjrzała się uważnie jego głowie. Rogów brak.
        - No co jest – mruknęła niemal bezgłośnie, łypiąc na niego podejrzliwie i obeszła go łukiem, znikając szybko w łazience.
        Wciąż zamyślona nie pamiętała nawet kiedy napuściła sobie wody do wanny, a podczas kąpieli była tak rozkojarzona, że dwa razy umyła włosy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Cofnęła się myślami do wczorajszej nocy, a minione wydarzenia wyostrzyły się i wzbogaciły o szczegóły, ale też o mącące w głowie dźwięki i zapachy. Przypomniała sobie jednak między innymi, o co pytał ją Dagon, a czego mu nie chciała powiedzieć, jak również jego reakcje na jej nietypowe zachowania. W końcu poukładała sobie wszystko, podjęła pewne decyzje, wyszła z wanny, wytarła się, ubrała i rozczesała grzebieniem wilgotne włosy. Łazienkę opuściła mierzwiąc je dłonią, by szybciej wyschły i rozglądając się za Laufeyem. Zawahała się na moment, odnajdując go w salonie, ale zaraz pokonała zwątpienie i podeszła bliżej, z jednej strony zachowując dystans, z drugiej chyląc się ciekawsko w jego stronę.
        - Wczoraj zachowywałam się tak a nie inaczej, ponieważ był nów. W tę jedną, czasem dwie, noce w miesiącu totalnie mi odbija, nie mam na to wpływu, ale i tak przepraszam, że wrzuciłam nas do rzeki. Możesz być jednak pewny, że nie zgłupieję ani jutro na balu, ani podczas kradzieży. Mogę też powiedzieć ci, dlaczego wczoraj jedno zaklęcie na mnie nie zadziałało, a następne już tak, i skąd mam bliznę – mówiła spokojnie i rzeczowo, bez strachu w głosie, ale też bez zwykłego dla niej uśmiechu na ustach. Wszystko to chciał o niej wiedzieć i chociaż były to dość istotne fakty o niej, teraz zamierzała się nimi z Dagonem podzielić. Jej wypowiedź jednak nie pozostawiała miejsca na domysły i w końcu padł wymóg konieczny dla panterzej szczerości.
        - Ale ty pokażesz mi rogi, powiesz kim jesteś i odpowiesz na moje pytania – zakończyła swoją propozycję, nawet zadowolona z jej kształtu. W końcu też uśmiechnęła się lekko, gdy niby łaskawie dodała:
        - Warunki podlegają negocjacjom.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Kimiko odpowiedziała na zaczepkę, ku pewnemu zadowoleniu piekielnika. Dagon śledził wzrokiem dziewczynę, która z kocią gracją zbliżyła się do łóżka by niczym skradający się drapieżnik, znaleźć się nad nim. Początkowo diabeł nawet wierzył dziewczynie. Może dlatego, że oparła się na prawdzie. Wcześniej wydała się z sympatią, a chlapiąca co jej wpadnie, niezbyt poczytalna pantera, była o ironio dość wiarygodnym źródłem informacji. Jeśli zaś sama by się nie sypnęła, robiła mnóstwo innych rzeczy świadczących o słabości do niego. Równie prawdziwe było stwierdzenie, że nie powinna. Zdecydowanie lubienie Dagona mogło się źle skończyć.
Do tego zupełnie nie miał nic przeciw urozmaiceniu pobytu w zajeździe. Do balu mieli jeszcze sporo czasu, czemu więc nie mogliby spędzić go na czymś przyjemnym?
Czart uśmiechnął się szelmowsko, z każdym następnym słowem powolutku wietrząc postęp. Taki nagły zwrot w zachowaniach bardziej zachowawczej brunetki obudził podejrzenia. To było zbyt piękne by było prawdziwe. Tylko jeszcze nie wiedział co planowała.
Bezczelny grymas nie opuścił facjaty diabła, który mruknął pytająco, gdy Kimiko szeptała. Usłyszawszy "śniadanie" parsknął śmiechem, podczas gdy kot już umykał z sypialni.
        - Mówiłem, że jesteś okrutną kobietą - zarechotał za znikającym czarnym ogonem, ale nie wiedział czy pochłonięta chyba właśnie tym śniadaniem dziewczyna usłyszała choćby słowo.

        Zniknął w łazience chcąc najpierw doprowadzić się do porządku a dopiero później siąść do śniadania. W międzyczasie wezwał wrózię by zrobiła porządek z garderobą. Oczywiście nie obeszło się bez buntu, gdy małe stworzenie musiało pogodzić się ze zniszczonym garniturem.
Piekielnik nawet nie zwrócił uwagi na niedomknięte drzwi, które miały trochę skomplikować dalszy rozwój wydarzeń. Dagon zwyczajnie nie przypuszczał, że Kimiko stała pod nimi i miała piękny wgląd na nie jego sylwetkę nie okrytą iluzją.
Wyszedł z kąpieli jak gdyby nigdy nic i dopiero dziwne zachowanie pantery nieco zaskoczyło Bajera. Patrzył na nią czujniej niż zwykle gdy dziewczyna szmerając coś pod nosem obchodziła go łukiem. Nie domyślił się jeszcze przyczyny. Rozważał, że może nie była pewna jego reakcji po porannych dowcipach, ale nie połączył otwartych drzwi z możliwością dostrzeżenia rogów.
Zostawił sprawę wiedząc, że prędzej czy później wyjaśni się sama i siadł do późnego śniadania. Jajecznica i wciąż gorąca kawa były dobrym pomysłem na początek dnia po takiej nocy. Skończył posiłek i zaczął pić kawę akurat gdy Kimiko wyszła z łazienki.
Dziwaczne zachowanie dziewczyny nie tylko nie ustąpiło, ale wręcz się nasiliło, po raz kolejny na moment przyciągając wzrok czarta. Diabeł postanowił jednak dalej grać na zwłokę. Powolutku pił kawę, gdy złodziejka ze śmiertelną powagą zaczęła mówić.
Dopiero wtedy poświęcił dziewczynie więcej uwagi i słuchał jej dokładnie, popijając kawę jako dodatek.
Przeprosiny przyjął o dziwo ze spokojem, bez drwin czy dręczenia ewentualnego dziewczęcego poczucia winy, chociaż pewnie ich można by się spodziewać. Skinął tylko głową, nawet darowując sobie złośliwe grymasy czy bezczelne uśmieszki. Ze zrelaksowaną, ale równie poważną jak Kimiko miną, czekał co nadejdzie dalej. Wyjaśnienia chciał usłyszeć. Lubił wiedzieć na czym stał i czego się spodziewać w różnych sytuacjach, by móc się do nich przygotować. Zadowolony przyjął kolejne zapewnienie, że złodziejka nie zamierza położyć całej akcji. Tylko trochę nie podobał mu się ton dziewczyny. Ona wciąż nie skończyła mówić i miał dziwne wrażenie, że to nie wróżyło nic przyjemnego.
Tego się jednak w żaden sposób nie spodziewał. Pech chciał, że akurat brał łyk napoju, którym momentalnie się zakrztusił, gdy do jego uszu dotarło "pokażesz rogi".
Przez moment wpatrywał się czarnymi źrenicami zmrużonych oczu, w siedzącą naprzeciw dziewczynę. Mógłby ja oszukać, spróbować omamić, ponownie użyć iluzji lub wykpić się w podobny sposób. Mógłby, ale chyba nie chciał. Przecież nie uciekała, nie bała się a przynajmniej nie bardziej niż powinna, była wręcz dziwnie spokojna. Poza tym nieraz ciekawiła go możliwa reakcja złodziejki, no to teraz się doczekał.
Odwzajemniła mu się wróżka wypadkiem. Nie miał pewności, czy był to nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czy złośliwy drobiazg celowo narobił ambarasu. Ze skrzydlatym złośnikiem wszystko było możliwe.

        Pierwsze zaskoczenie szybko minęło i diabeł uśmiechnął się bezczelnie, odstawiając filiżankę.
        - Zastanawiałem się czasami kiedy się dowiesz, ale kto by przypuszczał, że sprawa rypnie się w tak głupi sposób - sarknął piekielnik. Pewnie powinien bardziej przejąć się takim początkiem dnia. Jednak po krótkiej chwili gdy psiakrew samo cisnęło się na usta, z godnością i arogancją charakterystyczną dla siebie, przeszedł do zmierzenia się z nieplanowanymi komplikacjami.
        - Nic się nie zmieniło - odpowiedział spokojnym, przyjemnie ochrypłym głosem, już dobrze znanym Kimiko. Wprawnym ruchem zaczął zdejmować spinkę z lewego mankietu. Obraz w okolicy diabła jakby zaczął falować, zupełnie jak powietrze nad rozżarzoną ziemią. Poza tym nic więcej nie dało się dostrzec, a Dagon wyglądał jak zawsze.
        - Jestem biznesmenem, jak powiedziałem - zaczął odpinać drugą ze spinek. Obraz znów zafalował niczym fatamorgana. Dopiero gdy bies odłożył spinki na ławę, obok filiżanki, cała ułuda prysła. Spomiędzy włosów wystawała para sporych zawiniętych rogów, a czarne niczym noc w nowiu oczy wpatrywały się uważnie w dziewczynę
        - Tego że jestem jednorożcem pewnie ci nie wcisnę? - Uśmiechnął się bezczelnie rozpierając się ramionami na oparciu kanapy.
        - Możemy zacząć przesłuchanie. - Wyszczerzył się zadziornie, a mroczne ślepia błyszczały szelmowsko.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, Kimiko zbierając się do postawienia warunku swojej szczerości, a Dagon najwyraźniej zachodząc w głowę, czego ona od niego chce. Siedziała bokiem na kanapie, zwrócona przodem do rozmówcy, a chociaż nie można było powiedzieć o dziewczynie, że była zrelaksowana, to spokojna na pewno. Gdy Laufey zakrztusił się kawą drgnęła tylko lekko z zaskoczenia, ale nawet uśmiechnęła się pod nosem, nie spodziewając się takiej reakcji. Twardo zniosła jego niezadowolone spojrzenie, unosząc butnie brodę, co z pewnością wróżyło, że jeśli mężczyzna sam się nie przyzna do tego, co już widziała albo będzie próbował kombinować, pantera mu nie odpuści. Może w większości sytuacji przegrywała z Dagonem w dyskusjach, ostatecznie uznając słuszność jego argumentów, albo po prostu darując sobie udowadnianie własnej racji dla świętego spokoju, ale tym razem temat był zbyt istotny, by dać się zahukać. Nie co dzień dowiaduje się przecież, że twój znajomy ma rogi, prawda?
        W końcu Laufey otrząsnął się z zaskoczenia i uśmiechnął, a ona poprawiła się na sofie, podwijając nogi pod siebie i opierając lekko bokiem o oparcie. Już się go nie bała, chociaż tą deklarację można opacznie zrozumieć. Wiedziała, że jest niebezpieczny, czuła jego pewność siebie, gdy rzucał groźby, które wiedział, że może spełnić i zdawała sobie sprawę, że gdyby chciał jej coś zrobić, to mogłaby liczyć tylko na to, że zdąży uciec zanim ją złapie, ale nawet to nie było pewne. Czuła przed nim respekt charakterystyczny dla myślącego człowieka, ale nie drżała w strachu pod surowymi spojrzeniami i nie bała się podejść zbyt blisko w obawie, że coś jej zrobi. Przyzwyczaiła się po prostu do otaczającej go aury, która tak przytłaczała ją na początku ich znajomości. Ale nawet to nie było przejawem naiwności dziewczyny, co po prostu wynikiem logicznego rozumowania i najprostszej na świecie prawdy – gdyby chciał jej coś zrobić, to już dawno by to zrobił. Ot cała przyczyna kociego tupetu. I chociaż zdawała sobie sprawę, że każdy ma granice cierpliwości, po których zmienia zdanie, nie odnosiła wrażenia, by swoim zachowaniem aż tak je naruszała. Co więcej, jeśli wyszła bez większego szwanku po wczorajszych harcach, to można było nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest względnie bezpieczna.
        Gdy mężczyzna w końcu się odezwał, zdawał się być już w pełni pogodzony z faktami, chociaż niekoniecznie zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Co oznaczało, że się nie myliła i nic jej się nie przywidziało. Oczywiście, gdyby próbował jej to wmówić, to zapierałaby się wszystkimi czterema łapami, ale prawda była taka, że sama przez moment zastanawiała się, czy oszukany parą w łazience wzrok nie płatał jej figli. Teraz jednak Dagon sam przyznał, że było coś na rzeczy, a dziewczyna dosłownie zamarła na swoim miejscu, zamieniając się w słuch i przypominając posążek, gdy nawet ogon spoczął nieruchomo, przyciśnięty dłońmi na jej kolanach, i tylko oczy śledziły czujnie każdy gest mężczyzny.
        Nie wiedziała, czy robi to specjalnie, żeby jej nie spłoszyć, czy to przypadek, ale w duchu była wdzięczna za to, że Laufey nie wykonywał gwałtownych ruchów, mówił powoli i spokojnie, przyjemnym dla niej głosem, jakby świadomie uspokajał zwierzę. Oswajana z każdą zmianą panterołaczka pochylała się ciekawsko w jego stronę, odprowadzając wzrokiem każdą spinkę i wpatrując się szeroko otwartymi oczami w falujące wokół mężczyzny powietrze. Płatki jej nosa poruszały się lekko, gdy próbowała wyczuć inne czynniki mogące mieć wpływ na tą anomalię, ale sztuczki skończyły się, gdy spinki z cichym stuknięciem zostały odłożone na blat. Gdy się wyprostował, wciągnęła głośno powietrze, wytrzeszczając na niego oczy.
        - Ja cię pieprzę, diabeł! – pisnęła cicho i zakryła usta dłonią, gdy nagle przypomniała sobie, że kimkolwiek jest tak naprawdę Dagon Laufey, na pewno nie jest głuchy.
        – Sorki – mruknęła już zza palców.
        Poza tą reakcją nie ruszyła się o włos, wpatrując z rozchylonymi ustami to w wielkie zawinięte rogi, to w kompletnie czarne oczy, od których spojrzenia przechodził ją dreszcz. Z takich ślepi nic nie mogła wyczytać i tylko bezczelny uśmiech mężczyzny zdradzał jego dobry humor. O dziwo zaczepka, która padła z ust Dagona, sprawiła, że dziewczyna rozluźniła się nieco, odnajdując coś znajomego wśród chwilowo przytłaczających zmian w jego aparycji.
        - Pomijając oczywisty fakt, że masz dwa rogi zamiast jednego, to podobno jednorożce ciągną do dziewic, a ty Bajer masz burdel – parsknęła z nieśmiałym rozbawieniem.
        Jego spojrzenia nadal unikała, nie umiejąc sobie jeszcze poradzić z nietypowymi, pozbawionymi białek oczami i skupiła się na rogach, pochylając powoli w stronę rozpartego na kanapie… diabła.
        - Możemy, tylko nie ruszaj się teraz przez moment, bo zawału dostanę – ostrzegła, poddając się zupełnie kociej ciekawości i podniosła na kolana, nachylając w stronę nowych rogów. Chciała je sobie obejrzeć, a nawykła do badania nowych rzeczy z bliska. Nie żartowała jednak, bo w tej chwili była tak spięta, że wystarczyłoby, żeby Laufey zerwał się w jej stronę z głupim „Bu!”, a złodziejka chyba wyleciałaby w powietrze, sycząc i prychając.
        Rogi wyglądały trochę zwierzęco, były prawie czarne, śmiesznie karbowane i zawijały się w różne strony zwężając coraz bardziej aż do ostrej końcówki. Panterołaczka przechyliła lekko głowę, próbując dojrzeć miejsce, w którym wyrastają z głowy, ale nasada znikała we włosach, w okolicy skroni. Początkowo splecione za plecami dłonie świerzbiły jednak zbyt mocno.
        Dziewczyna sięgnęła w końcu do jednego z rogów i najpierw musnęła delikatnie chropowatą powierzchnię, a po chwili złapała i pociągnęła go delikatnie, ale na tyle stanowczo, by nietrudno się było domyślić, że sprawdzłaa, czy to naprawdę jest na stałe przyczepione do bajerowej czaszki. Dopiero gdy głowa mężczyzny zachwiała się lekko po tym małym teście, pantera opadła na pięty i odważyła się spojrzeć w czarne oczy.
        - Jesteś diabłem? – upewniła się, gwoli formalności, splatając już ręce na podołku i tylko czasem zezując w stronę rogów. Wyglądała na w pewien sposób przejętą, ale jeśli Laufey spodziewał się, że po ujawnieniu jego tożsamości dziewczyna wpadnie w panikę, to w założeniach solidnie minął się z rzeczywistością.
        Nigdy nie widziała diabła na oczy, nie wierzyła nawet w ich istnienie, chociaż czytała o nich i wiedziała mniej więcej jak wyglądają. To znaczy wiedziała, że mają rogi i w sumie tyle. No bo bez przesady, już w to, że jak będzie niegrzeczna to pójdzie do piekła nigdy nie wierzyła, podobnie jak nie liczyła na wakacje w niebie za dobre uczynki, a w takie durnoty ludzie ponoć wierzą. Ale była ciekawa innych rzeczy, dlatego pytała.
        - Wszystkie diabły mają takie spiczaste uszy? Jak elfy trochę. Ukrywasz rogi, żeby się ciebie nie bali, tak? To dlatego nie pozwalałeś mi dotykać spinek? – na tą wzmiankę jej dłonie odruchowo popłynęły w stronę wspomnianych drobiazgów, które zabrała ze stołu i bawiła się nimi teraz w palcach.
        Nie dbała o to, czy brzmi naiwnie albo głupio. Tak samo nie chciała go zirytować swoim zachowaniem lub pytaniami, była po prostu ciekawa. Oceniała sytuację trochę przez własny pryzmat, a sama nie miała nigdy nic przeciwko pytaniom o jej rasę, bo rozumiała że jest to dla niektórych nietypowe, a to co ukrywała, było tylko dla jej własnego bezpieczeństwa. Laufey z kolei chyba nie musiał się niczego obawiać, z jej strony przynajmniej.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wiele różnych reakcji już widział. Prawdą było, że raczej nikt nie cieszył się widząc diabła. Zazwyczaj ludzie i nieludzie prezentowali cały wachlarz zachowań, ale plasujący się pomiędzy zwykłym strachem a śmiertelnym przerażeniem. W tym wypadku Kimiko zachowała w miarę możliwości fason. Szok był całkiem zrozumiały, choć forma jaką przybrał była wyjątkowo zabawna. Powstrzymał śmiech, gdy dziewczynie wyrwały się myśli na głos, ale już zaśmiał się na cicho wyszeptane przeprosiny.
Z anielską cierpliwością akceptował wpatrzone w siebie zielone ślepia, ale sytuacja była na tyle pocieszna, a mina brunetki komiczna, że nie dał rady milczeć przez cały czas. Żart odrobinę rozluźnił atmosferę, chociaż złodziejka wyglądała jakby potrzebowała jeszcze dobrej chwili by pogodzić się z nową rzeczywistością.
Na odpowiedź dziewczyny na zaczepkę, uśmiechnął się szerzej.
        - Burdel to tylko praca, nie wyklucza posiadania hobby - zaśmiał się czart, ale przychylił się do prośby dziewczyny. Siedział nieruchomo, spokojnie znosząc panterze oględziny. Nachylała się i zglądała, a czart tylko wywrócił oczami, co z oczywistej przyczyny pozostawało trudno niezauważalne. Czarcia cierpliwość była niewzruszona i godna podziwu. Czując szarpnięcie, nawet wpadło biesowi do głowy, by podążyć za nim i opaść prosto na kolana dziewczyny. Uznał jednak, że na takie żarty było ciut za wcześnie.
Zamiast tego westchnął głęboko.
        - No wiesz... ja cię za uszy czy ogon nie ciągam - mruknął cicho, ale bez złości. Poza tym nie było źle. Zapowiadało się, że wreszcie da się z panterołaczką nawiązać jakiś logiczny kontakt.
        - Tak. - Pokiwał powoli głową, zakładając, że już może się ruszać. Nawał pytań zniósł podobnie jak badanie. Z bezczelnym uśmiechem i aroganckim spokojem. Po kolei odpowiadając na lawinowe zaciekawienie brunetki.
        - Nie, jestem wyjątkowo przystojnym diabłem - Bajer mruczał swoje wyjaśnienia, przyglądając się panterze z zainteresowaniem.
        - Niektórzy mają uszy jak rogate zwierzęta, byki czy barany, inni bardziej zwykłe, podobne do ludzkich. Niektórzy mają też kopyta lub ogon. Jesteśmy dość różnorodnym gatunkiem. - Uśmiechnął się zaczepnie, a ślepia zmrużyły się łobuzersko.
        - Uprzedzam, ja ogona nie mam, nie musisz sprawdzać - Dagon nawiązał do macania rogów. Miał wiele dziwnych sytuacji, ale za rogi to jeszcze nikt go nie ciągnął, a przy okazji miał okazję trochę podrwić z kota.
        - By się nie bali - potwierdził, chociaż pytanie było dość banale.
Laufey zauważył już, że pantera nie była głupiutką dziewczyną, banalne wątpliwości zrzucił na zaskoczenie, które jeszcze nie wygasło i dlatego zaniechał odbijania piłeczki. Odpowiadając nawet na najprostsze pytania, czekał aż złodziejka oswoi się ponownie.
        - By nie nie chlapali wodą święconą, bo źle to wpływa na interesy - kontynuował dopowiadając żartobliwie.
        - I by nie chowali dziewic - zaśmiał się piekielnik, podsumowując wypowiedź. To nie był jednak koniec, więc nie przerywał potoku wątpliwości Kimiko starając się powoli rozwiać wszystkie.
        - Utrzymywanie iluzji jest bardzo męczące, nie dałbym rady robić tego dzień w dzień i na dłuższą metę, a ty masz niebezpiecznie lepkie rączki - zaśmiał się gardłowo. Gdyby wtedy w jaskini odstawiła mu taki numer, przez głupi przypadek, posprzątanie całego bałaganu mogłoby wcale nie być łatwe.
        - Papierośnicę przeżyję, ale zdobycie takiego artefaktu to nie taka lekka sprawa - chociaż lekkim tonem, Dagon zasugerował by pantera nawet nie myślała o zwędzeniu spinek.
        - W takim razie chyba moja kolej. - Wyszczerzył się złośliwie. - Dlaczego czar zadziałał za drugim razem?
W tym momencie ten pozorny drobiazg ciekawił diabła najbardziej, z czysto praktycznego punktu widzenia. Mógł mieć on największy wpływ na wiele różnych sytuacji, na ich powodzenie lub fiasko.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Już była spokojna. Jak ta tafla jeziora. Totalnie ją to nie ruszało. Zobaczyła, dała się zaskoczyć, oswoiła, jesteśmy w domu…
        „Ja cię pieprzę, diabeł!"
        Luz. Nie takie rzeczy widziała przecież, prawda? Nieprawda. Najdziwniejsza istota jaką w życiu widziała to smok, a i tak nie wywarł na niej takiego wrażenia, gdyż pantera zakwalifikowała go wówczas po prostu do świata bestii. Ludzie byli zwyczajni do bólu, elfy nudne, zmiennokształtni naturalnie swojscy. Ale diabeł to inna bajka, nie jej bajka. Ale nic to, poradzi sobie, zawsze sobie radzi.
        Doceniała, że z taką cierpliwością zniósł jej oględziny. Łatwiej było jej się przekonać do nowych rzeczy, gdy się z nimi zapoznała, a to że w procesie zazwyczaj wszystkiego dotykała było poza jej kontrolą. Dopiero, gdy pozwoliła sobie na pociągnięcie rogu, mężczyzna zareagował, a Kimiko zamarła, słysząc zaledwie westchnięcie.
        - Ale macasz – wytknęła po chwili w swojej obronie. – Ja tylko chciałam zobaczyć, czy one są… no wiesz… prawdziwe – dopiero teraz speszyła się nieco i zabrała ręce.
        Odetchnęła głębiej, siadając wygodniej na kanapie i opierając się znów bokiem o oparcie. Wciąż nie spuszczała z Dagona oczu, ale nie gapiła się już na niego tak bezczelnie, co po prostu spoglądała z zainteresowaniem, zaznajamiając się z hipnotyzująco czarnymi ślepiami. Udzielał jej się jego spokój, więc zwinęła się grzecznie na siedzisku i obejmując ogon dłońmi słuchała odpowiedzi.
        Zaskoczył ją, nawet nie samymi informacjami, co wyjątkową szczerością. Mimo że postawiła taki warunek, że ma odpowiedzieć na jej pytania, nie spodziewała się najwyraźniej, że faktycznie te odpowiedzi usłyszy. A Dagon był wręcz wylewny, swobodnie z nią rozmawiając, jakby zupełnie się nie przejmował tą nagłą dekonspiracją. Z uwagą rejestrowała wszystkie fakty, a gdy usłyszała „ogon”, rozchyliła lekko usta w zdziwieniu, prostując się zaintrygowana, nim Laufey sam sprostował, że tej części ciała nie posiada.
        - Za ogon bym nie ciągnęła przecież, tak się nie robi – odparła z pełną powagą i lekkim rozczarowaniem, nie dodając jednak, że byłaby ciekawa, jak wygląda.
        Na wytknięcie jej lepkich łapek wyszczerzyła się szeroko, najwyraźniej bardzo dumna ze swoich złodziejskich słabości. Skoro nic nie może na to poradzić, to żyje z nimi w zgodzie i jeśli czuje nieodpartą potrzebę posiadania czegoś, po prostu ją zaspokaja. Nie jest jednak zupełnie poza kontrolą, więc też nie ma zamiaru stawiać Laufeya w niezręcznej sytuacji, kradnąc mu drobiazgi w miejscu publicznym. Obróciła je w dłoniach, wyczuwając bijącą od nic moc i znów przeniosła spojrzenie na Dagona.
        - Obiecuję nie ruszać spinek – zapewniła mężczyznę i odłożyła je na stolik, jakby na dowód prawdziwości swoich słów. Chociaż słowo „artefakt” poruszyło czuły na wartościowe przedmioty zmysł dziewczyny, postanowiła naprawdę nie czepiać się akurat tej własności diabła. Papierośnica jej w zupełności wystarczy… na razie.
        Gdy Bajer znów się odezwał, uśmiech Kimiko powoli zniknął jej z twarzy, jakby w odpowiedzi na pojawiający się złośliwy grymas mężczyzny. Strzeliła spojrzeniem w bok, grając nieco na zwłokę, ale powoli ubierając myśli w słowa. Może nie chciała zaraz oszukać bruneta, ale nie spodziewała się, że tak chętnie rozwieje jej wątpliwości, zmuszając tym samym do odwzajemnienia szczerości. Panterołaczka może i była złodziejką, ale na swój koci, popaprany sposób była honorowa i nie wyobrażała sobie teraz po prostu wykiwać Dagona. Osobną sprawą była świadomość (drobna, słaba i zepchnięta gdzieś na tył umysłu), że gdyby próbowała mężczyznę oszukać, zawsze mógłby po prostu zagrozić jej skręceniem karku, wówczas z pewnością zrobiłaby się bardziej rozmowna. Wolała więc przeprowadzić rozmowę w cywilizowany sposób.
        - Pytanie powinno brzmieć, dlaczego czar nie zadziałał za pierwszym razem – poprawiła go delikatnie, nie ze złośliwości, tylko ze względu na charakter swojej odpowiedzi.
        Zawahała się jeszcze na moment, po czym sięgnęła do rozpiętej lekko koszuli i odpięła jeszcze dwa guziki. Opleciony kilkukrotnie wokół jej szyi czarny rzemień biegł jeszcze głębiej w dekolt, ale dziewczyna wyciągnęła ozdobę na wierzch i przełożyła przez dłoń. Na jej wnętrzu leżał teraz niepozorny medalion z rozpisaną na okręgu pięcioramienną gwiazdą. Wyglądał wręcz jak jakaś stara moneta, którą ktoś przedziurawił, by przepleść przez nią rzemień. Metal był już mocno zużyty, jakby Kimiko nie była jego pierwszą właścicielką, jednak pentagram wciąż był doskonale widoczny, nadając medalionowi chropowatej struktury. Dziewczyna nie zdjęła ozdoby całkiem z szyi, ale odwinęła z niej jedną pętlę rzemienia, by sięgał dalej i Dagon mógł go zobaczyć, jeśli chciał.
        - Odbija pierwsze zaklęcie, jakie we mnie trafi, tylko jedno. Metal rozgrzewa się wówczas, ostrzegając mnie i mam szansę uciec. Wczoraj nie zdążyłam. Ale nie wszystko jeszcze o nim wiem. W końcu za każdym razem, jak testuję jego moc to znaczy, że ktoś chce mi zrobić krzywdę.
        Mówiła powoli i niepewnie, ale spokojnie, można się było więc domyślać, że nie tyle boi się zdradzić swoją tajemnicę, co najwyraźniej robi to po raz pierwszy. „Nawet Owen nie wiedział”, pomyślała zaskoczona, zastanawiając się od razu, czy to znaczy, że zaczyna ufać Dagonowi. Prychnęła w myślach. W życiu! Po prostu gdy podróżowała z bandą, medalion prawie nigdy się nie odzywał, a ona niemal uwierzyła, że jest tylko ozdobą, którą trzyma z sentymentu do Zony. A Laufey zapytał, więc no. Poza tym dobrze, że jej herszt nie wiedział o pentagramie, bo pewnie i to próbowałby jej odebrać. A właśnie…
        - Tylko nie próbuj mi go zabrać, działa tylko na mnie – mruknęła jeszcze ostrzegawczo w stronę Bajera. Właściwie nie wiedziała do końca, czy to prawda, nie miała nigdy okazji przetestować mocy przedmiotu na kimś innym, ale taka wersja była dla niej chwilowo bezpieczniejsza. Kto wie, co wpadnie mu do tej rogatej głowy.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Rzeczywiście tylko sprawdzała, do tego całkiem dokładnie. Przecież do czorta nie dokleiłby sobie rogów, po jakiego groma miałby to robić? Był jednak bardzo wyrozumiałym diabłem, sam też za takiego się uważał, więc nawet nie wyśmiewał dziewczyny, która odrobinę się speszyła. Badanie i spokój opłaciły się. Nie musiał długo znosić oględzin, a Kimiko usiadła już wyraźnie pewniejsza i otwarta na współpracę. To był dobry objaw. Jutro musieli stawić się na balu i zgrzyty były zupełnie niewskazane.
        Dość niecodziennie jak na siebie, Dagon odpowiedział na zadane pytania wprost. W tym przypadku nie widział powodów, dla których miałby kłamać czy naginać fakty. Informacje, których udzielał ani nie były poufne, ani nie stanowiły zagrożenia. Cóż, był diabłem. Na co dzień taił ten drobiazg, bo psuł interesy. Jednak niektórzy wiedzieli o piekielnym pochodzeniu Laufeya, czasami dla uzyskania większego respektu, czasem dla zwykłej wygody, a często z powodu aury, której przecież nie krył, więc kretynizmem byłoby iść w zaparte.
Gdyby zwodził Kimiko, dziewczyna z pewnością zaczęłaby drążyć. Nie wątpił co prawda, że dałby radę oszwabić zmiennokształtną, zdobywając interesujące go informacje umykając przed zdradzeniem własnych. Nie takich spryciarzy kutych na wszystkie kopyta ogrywał. Tylko pojawiało się pytanie - po co? Mógł się wykpić, cwaniakując, pantera musiałaby odpowiedzieć na pytania, ale wiedziałaby o oszustwie. Zyskałby tym jedynie podejrzliwość, której nie potrzebował. Na pewno co chwila pojawiałyby się kolejne pytania, bo przecież orientując się w kanciarstwie złodziejka nie odpuściłaby tak łatwo. Same komplikacje pojawiłyby się kosztem wątpliwie istotnego na tym etapie znajomości sekretu.
Przecież nie zacznie biegać krzycząc i wskazując na niego, "zobaczcie pracuję z diabłem". Do tego ile radości miał z tą prawdomównością. Nie tylko początkowo jakby zbiła ona dziewczynę z tropu. Najwyraźniej Kimi już nastawiła się na przepychanki i wydzieranie tajemnic siłą, a otrzymała je podane na eleganckiej tacy, wraz z uśmiechem właściciela.
Obserwowanie całej ciekawości, niepewności i skrępowania, a wszystkiego na przemian i w jednym też było świetną zabawą. Dodać jeszcze ubaw jaki miał, gdy spostrzegł minę złodziejki jak tylko wspomniał o ogonie i jak zarzekła się, iż za ogony się nie ciąga. Przednia i niespotykana komedia. Więcej, chyba gotowa była od razu sprawdzić czy, jak i gdzie, ma ten ogon. Jeśli kociak regularnie będzie dostarczał mu podobnych wrażeń, to diabeł gotów był uznać, że nigdy się nią nie znudzi.
        Przyjrzał się bezczelnemu uśmiechowi dziewczyny. Oby była tak dobra w swoim fachu jak uważa. Miał już okazję się przekonać, jak zdolnym i zręcznym kieszonkowcem była. Pytanie brzmiało jak poradzi sobie przy większej akcji. Nie zdenerwował się, gdy pantera bawiła się chwilę spinkami, uznając, że miała dość rozumu, tym bardziej teraz, świadoma z kim ma do czynienia by znać granice tolerowanego brojenia. Deklarację przyjął z uśmiechem.
        - Cieszy mnie to - odezwał się zgodnie z prawdą. Teraz otrzymał potwierdzenie swoich przypuszczeń. Brunetka mogła mieć słabość do przywłaszczania sobie nieswoich przedmiotów, ale wciąż to ona kontrolowała swoje skłonności, a nie na odwrót.

        Nie poganiał Kimiko, równie cierpliwie czekając na odpowiedź na swoje pytanie, jak wcześniej znosił ciekawskie zachowania. Dziewczyna zebrała myśli, a czart zamruczał zainteresowany odwróceniem zdania. Bajer lubił takie słowne gierki i niuanse. Cała egzystencja i większość umów oraz interesów piekielnika opierała się właśnie na nich. Nie tylko były wyjątkowo przydatnym narzędziem, ale też zwyczajnie lubił się tak bawić. Taka zagrywka tylko zaostrzyła apetyt na oczekiwaną informacje. Nie mówiąc już o rozpinanej bluzce. Nie oczekiwał niczego owocnego po stosunkowo niewinnym i raczej praktycznym zagraniu, ale przecież podobać mu się mogło. Uśmieszek uniósł kąty diablich ust, gdy ten przyglądał się panterze.
Ciężko było dostrzec ruchy mrocznych ślepi. Jedynie połyskujące w nich światło, nieśmiało ukazywało, że diabeł wodził oczyma za ręką dziewczyny, a później wzdłuż rzemienia, aż do medalionu.
        - To dlatego za pierwszym razem, w jaskini, udało ci się umknąć pijawkom... - bardziej stwierdził niż spytał. Mówił cichym ochrypłym głosem, w którym przebrzmiewała nuta zainteresowania.
        - Jedno zaklęcie... ale to by znaczyło, że nie jedno jedyne od tej samej osoby, tylko jest ograniczenie czasowe lub coś podobnego... - mruczał pod nosem, dzieląc swoją uwagę między dziewczynę a zaklęty przedmiot. Z chęcią wyciągnął rękę w kierunku artefaktu, ale zrobił to powolnym, prawie niedbałym ruchem. Nachylając się w stronę brunetki, ostrożnie chwycił przyjemnie zużyty medalion, oglądając go z obu stron, gładząc kciukiem jego chropawą powierzchnię.
        - Nie zrobiłbym tego - wyszeptał przez całą rozmowę przybierając kuszące nuty. Z zewnątrz nie sposób było stwierdzić, na ile robił to świadomie, na ile przywykł do takiego używania swojego głosu w podobnych sytuacjach. Wciąż trzymał wisior, ale spojrzał w zielone panterze tęczówki, które teraz znajdowały się dość blisko.
        - Z tego duetu ty jesteś złodziejem nie ja. - Uśmiechnął się odsłaniając zęby, żartując lekko, by zaraz kontynuować swoje szeptanki.
        - Poza tym tobie bardziej się przyda - wymruczał, a uśmiech nie schodził Dagonowi z twarzy.
        - Przyciągasz kłopoty. - Pozwolił by medalion wysunął mu się z dłoni i dotknął twarzy dziewczyny. Podobnym gestem jak wcześniej bawił się wisiorem, podparł podbródek dziewczyny i kciukiem pogładził policzek.
        - Nadal nie boisz się byle czego, prawda? - zapytał zaczepnie.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości