Równina Drivii[Fargoth i okolice] Ciągnie złe do złego

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Niby on sam w głębi swojego plugawego serca, cieszył się ze spotkania z siostrą, która, czego można się było domyślić po pobieżnym spojrzeniu na jej nowy wygląd, zmądrzała. Chciał się uśmiechnąć z tryumfem i wyższością, poklepać po ramieniu i z dumą pochwalić ją za przejrzenie na oczy oraz podjęcie prawidłowej decyzji, odnośnie opuszczenia Planów Niebiańskich i uwolnienie się spod jarzma Najwyższego. Na przeszkodzie tym pozytywnym zachowaniom stała wysokim i grubym murem zdrada jakiej się Hanti dopuściła wobec własnego bliźniaka. Przez silną więź jaka łączyła ich oboje od samych narodzin oraz to, że była tak naprawdę jego jedyną przyjaciółką, popełnił ten błąd i ją jako pierwszą powiadomił o swoim planie rebelii, na której czele wcale nie stawiał tylko siebie, gdyż chciał dzielić władzę razem z nią. Gdyby wiedział, że tak będzie, nigdy by do niej nie przyszedł tego felernego dnia. Niestety przeszłości już nie cofnie i musi już do końca swojej egzystencji żyć jako wróg publiczny i banita zarówno Niebios jak i Piekielnych Czeluści. Do tych drugich zamierza jednak rychło wrócić i znów spróbować zmierzyć się z Władcą. Tym jednak razem będzie dużo cierpliwszy i dołoży wszelkich starań by się odpowiednio przygotować do tej walki.

        - Nie odwracaj wzroku nędzna dziewko, tylko podziwiaj swoje dzieło. - Wyprostował się z psychopatyczną satysfakcją i przyjemnością rysującą się na jego twarzy, kiedy dostrzegł, że ciężko upadłej jest znieść jego obecny wygląd, to jak drastycznie się zmienił.
        Mina mu zrzedła i poprzedni grymas zastąpiony został falą wzbierającej w nim złości, kiedy ta bezczelna samica psa miała czelność wypominać mu to, że sam kiedyś był lojalny Najwyższemu i nie widzi w tym wszystkim swojej winy, a nawet skamle, że to ona jest najbardziej poszkodowana. Ciężko było mu to zdzierżyć i w połowie jej skarg rozległ się brzdęk rozwijanego łańcucha oraz odgłos upadającego na drewniany parkiet, metalowego sznura, którym miał zamiar zakneblować jej usta i tak się owinąć wokół jej głowy, by po mocniejszym szarpnięciu, przyłączona do szyi została jedynie dolna część szczęki. Nie widział jednak sensu podejmowania takiego rozwiązania, nie miał zamiaru tracić na taki wrzód swojego czasu i sił, tak przynajmniej sobie tłumaczył. Nie dopuszczał do siebie myśli, że nie chciał tego robić, bo to była jego młodsza, kochana siostrzyczka.

        - Wal się - warknął do Vyrhina słysząc jego "polecenie", wypowiedziane jakby był nie wiadomo kim, kiedy Dante zaczął się kierować w stronę schodów na górę. Przez ramię rzucił mu jeszcze wrogie spojrzenie i pokazał środkowy palec, życząc mu w myślach by ta zdrajczyni nadziała go jak prosię na swoją włócznię, kiedy tylko mężczyzna się do niej odwróci plecami. Wątpił by doszło do czegoś takiego, raczej staną się najlepszymi przyjaciółmi, albo nawet parą i wspólnie będą obmyślać podczas romantycznych kolacji jak najskuteczniej ubezwłasnowolnić jednoskrzydłego, bądź zabić go przy pierwszej lepszej okazji. Nawet niebianie tak postępują, więc czemu piekielni mieliby być niby lepsi od tych tych chodzących ucieleśnień dobra i miłosierdzia?

        Był tak rozdrażniony i poirytowany, że w ogóle nie zwracał uwagi na to co robi z wynajętymi przez siebie kurtyzanami, ani na ich krzyki i błagania ze łzami w oczach. Jego stosunek z nimi bardziej przypominał bitwę na śmierć i życie, niźli zwyczajne oddanie się przyjemności i relaksowi u boku, dwóch młodych, pięknych i jeszcze pierwszej świeżości dziewek. Jedna uciekła z histerycznym płaczem i złamaną ręką z pokoju zaraz po tym, jak piekielny skończył i się względnie uspokoił. Druga postanowiła zaryzykować i wytrzymać u jego boku do rana wierząc, że zarobi przez to coś ekstra. Ostatecznie ta co została nie wyszła na tym źle, ponieważ szkaradny, krwawooki mężczyzna jedynie wysyłał ją już po wszystkim po kolejne butelki jakiejś podrzędnej siwuchy i okazyjnie coś do jedzenia, przy czym nie zwracał na to ile jej dawał do zapłaty, ani też nie domagał się reszty, którą ognistowłosa dziewczyna uznawała w takim wypadku za napiwek dla niej.

        Dość szybko zasnął, a kurtyzana, choć mogła go opuścić i wrócić z rana do pokoju, udając, że spędziła przy nim całą noc, okazała się być wierniejszą niż wskazywałaby na to jej profesja i została przy śpiącym upadłym aż do rana, choć nie należało to do najprzyjemniejszych pomysłów na jakie kiedykolwiek wpadła. Dante strasznie się wiercił i mruczał niezrozumiale przez sen, a co za tym idzie ona miała nienajlepsze warunki do odpoczynku, jednakże i to postanowiła dzielnie znieść węsząc dodatkową premię.
        Jednoskrzydły nie pamiętał kiedy ostatnim razem coś mu się naprawdę śniło, jednakże to co zastało go tym razem, było istnym koszmarem, najgorszym w całym jego życiu. Na okrągło wyrywano mu skrzydło, w nieskończoność spadał do Piekieł, gdzie Kelisha i wiele innych istot nad którymi w przeszłości się okrutnie znęcał zasypywało go miliardem potwornych tortur, których w większości sam się dopuścił, aż ostatecznie unieruchomiony piekielnym łańcuchem trzymanym przez Vyrhina i Sulimgara, przebijany zostawał na wylot włócznią trzymaną mocno w dłoniach Hanti. I tak w kółko, i w kółko, i w kółko...
        Aż obudził się przed pierwszymi promieniami słońca z ogromnym bólem i cały oblany potem. Przez szok i nagłe obudzenie się nie był jeszcze do końca świadom otaczającej go rzeczywistości. Z jakiegoś powodu czuł ciepło na brzuchu po boku, a lepka dłoń była mocno zaciśnięta na czymś twardym i zimnym. Uczucie bólu rozwiewało się jak mgła, przypominając, że przecież on go w ogóle nie czuje, a to czego właśnie doświadczył było jedynie dziwnym i idiotycznym snem.

        Ze stanu tego dziwnego zamroczenia wyrwał go dźwięk wstrzymywanego oddechu, a następnie energiczne zatrzaśnięcie za sobą w pośpiechu drzwi. Spojrzał w tamtą stronę, zastanawiając się czemu i ta kurtyzana od niego uciekła, ale zagadka się rozwiązała jak tylko wstał. Z prawej strony brzucha wystawał mu dość duży kawałek szkła, które jak się domyślił sam musiał sobie wbić podczas koszmaru.
        - Psia mać - zaklął z niezadowoleniem i popatrzył na zniszczone łóżko i podarte przykrycie. Podrapał się z zakłopotaniem po głowie, a po tym ze wzruszeniem ramion udał się do łaźni, aby umyć się podczas gdy jego ciało będzie się regenerowało. Po drodze wziął swoje spodnie, buty, bieliznę i pelerynę, choć z pokoju wyszedł w pełnej zbroi, jedynie bez hełmu.

        Cudownie zapowiadający się dzień to taki, w którym na dzień dobry zamiast dobrego i pożywnego śniadanka, dostajesz rachunek mający pokryć wszystkie wyrządzone szkody (także te psychiczne) oraz zakaz wstępu w przyszłości do danego przybytku. Żyć nie umierać. Przynajmniej karczmarz nie miał nic przeciwko, kiedy Dante sprzedając mu lewego sierpowego w żołądek, zagarnął sobie do torby coś do picia na drogę zza baru. Akurat innych klientów była garstka (trzeźwych, choć na kacu mordercy) i nikt nie zamierzał tracić, w najlepszym wypadku, życia za kilka butelek alkoholu gorszego, niż własne siki z dodatkiem spirytusu. Założył hełm pozbawiony dolnej połowy przyłbicy odsłaniającej jego usta i kawałek nosa, po czym usiadł na ławce przed karczmą i na spokojnie sobie popijał rozmyślając nad tym gdzie się dalej udać, choć nie chciał jeszcze opuszczać Fargoth. Całkowicie nie interesowało go też wyrabiała para zdrajców, kiedy on usunął się z planu.
Awatar użytkownika
Vyrhin
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vyrhin »

        Do upadłego powoli docierało to co się dzieje między tą dwójką. Burza emocji, którą oboje rozpętują oraz wielkie słowa jakie rzucają do siebie, nie mogą zostać bez odzewu drugiej strony. Niekończąca się pętla kłótni i dawnych zadr. Vyrh zdążył dowiedzieć się już pewnie większości szczegółów upadku Teta, na pewno wszystko ma głębszy podtekst, ale nie chciał teraz tego wiedzieć. Najważniejsze było to, że jego kolega ma poważne rozchwianie emocjonalne i najlepiej jeśli tę noc spędzi w sposób jaki zamierzał od początku. Przyda mu się porządny wypoczynek, w tym samym czasie Vyrh postara się o dodatkowe informację od upadłej anielicy. Po emocjonującej rozmowie rodzeństwa dostał jeszcze jeden opieprz od starszego anioła i gdy ten zniknął robiąc za sobą niezłą burdę, Vyrh przystępując z nogi na nogę zemdlał niespodziewanie. Miał jeszcze tyle do zrobienia.
...
        Widział wszystko, a zarazem nic. Świat, który mógł być każdym snem, każdym miejscem z osobna jak i jednością. Różniący się tylko nieznacznie od tego co widział na co dzień. Czytał w różnych księgach o świecie astralnym, tak zwanej drugiej stronie, ale nie spodziewał się, że doświadczy go tak nagle. Do końca nie mógł zrozumieć, dlaczego akurat teraz to się wydarzyło. Wszystko stało pod znakiem zapytania.

        Do ręki wziął dziwny dzban, który napotkał idąc trawiastą ścieżką wśród martwego, bezlistnego lasu. Mijał dziwaczne istoty, na które starał się nie zwracać uwagi. Doskonale wiedział, że nie jest przygotowany na tak bliskie kontakty ze zmarłymi. Myślał o swoich plugawych rodzicach, którzy może gdzieś tu są? Nie zamierzał kontynuować tej myśli, więc pobiegł wzrokiem dalej, pod horyzont. Ścieżka długa, niezbyt szeroka, z nieba opada tuman mgły, który rozwiewa się przy samej ziemi. ”To wszystko jest takie irracjonalne.” - pomyślał, po czym przyśpieszył kroku, by dojść do pierwszego jako tako wyglądającego skrzyżowania dróg. Skrzyżowanie nie było zbyt rozległe, ani oznaczone. Droga po prawej była zniszczona, obdarta z kamienia, a korzenie drzew wyrastały po jej środku. Po lewej zaś wyglądała pięknie. Wyłożona równym, szlachetnym kamieniem, na poboczu kwitły wszelkiego rodzaju kwiaty i owocowe krzaki, dodatkowo zachęcała ona odpowiednio przygotowanymi drogowskazami jakie skrzydlaty ujrzał w pewnej odległości. Domyślał się czego jest to metafora, więc wybrał ścieżkę prawą i ruszył ku nieodkrytemu.

        Skrzętnie skradał się po obozie w poszukiwaniu jedzenia. Dzień zalewa noc, noc zalewa dzień.

        Poranek był niezwykle soczysty. Pełnia sił rozpierała Vyrha, sam nie wiedział ile dni spędził w tym świecie, ale już sporo informacji wyciągnął z poszczególnych zmarłych. Najciekawszym spotkaniem na pewno było napotkanie swojego dawnego przyjaciela, którego Vyrh stracił podczas jednej z misji. Nie była to wina elegancika, a raczej czysty przypadek. Strzała, która przebiła jego serce, puszczona bezwładnie po to, by przebić jednego z rzezimieszków trafiła akurat jego. Pięćdziesiąt procent szans na przeżycie, pół na pół, równe szanse. Vyrh zdołał uciec, jego przyjaciel nie. Długa rozmowa jaką przeprowadzali w dość metaforycznym stylu dała sporo wskazówek młodemu piekielnikowi. Dowiedział się paru rzeczy na temat swoich artefaktów, ale dokładnie nie mógł zrozumieć sensu niektórych słów, stąd też zdołał zapamiętać jak najwięcej, a po powrocie przeanalizuje je powoli i rozpisze w wykresach wszystkie ważne informacje. Dwóch rzezimieszków w końcu się spotkało.

        Zdołał się obudzić. Leżał na łóżku, prawdopodobnie Hanti jakimś sposobem zdołała go przenieść. Uczucie przebudzenia, było tak samo nagłe jak samo zemdlenie. Siedziała na krześle wpatrując się w eleganta z rozczochranymi włosami.
- No i jak tam? - patrzył w jej oczy z wyrazem dziękczynienia na twarzy. Chciał podziękować, ale gardło było tak zaschnięte, że bolało w sposób niewyobrażalny, jakby ktoś obdzierał go wewnątrz z wszelkich tkanek. - Wody... pro...szę - prosił, pragnął choć małego łyczka wody. Wiedział, ze może Hanti okaże odrobinę serca, choć niczego nie wolno spodziewać się, ani po niebianach, ani po piekielnych.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

Po zniknięciu Dantego na piętrze z dziewkami, Hanti miała ogromną ochotę wyjść i odlecieć. Długo zastanawiała się nad tym, co powie bratu, gdy go odnajdzie. Była świadoma i przygotowana na jego ostre reakcje, gniew, żal, wściekłość. Nie wykluczała rękoczynów, gotowa była nawet z nim walczyć, choć tylko głównie po to, by samej przeżyć niż zrobić mu krzywdę. Wiedziała, że nie ma z nim najmniejszych szans w czystej i uczciwej walce. Dantalian zawsze był od niej lepszy, ich bratersko-siostrzana rywalizacja sięgała czasów dziecięcych i nigdy, nawet na moment nie ustała. I nigdy też Hanti nie potrafiła z nim wygrać. Zawsze była tą drugą na podium, ale też nie specjalnie ją to zamartwiało. Umiała przegrywać. Nawet jeśli to była codzienność. Teraz natomiast jej świat ponownie ulegał załamaniu. Oto odnalazła brata, a ten nie chce jej znać. Nawet nie próbował jej wysłuchać, czy zrozumieć, tylko z góry skazał na "ścięcie". Ale Hanti nie zamierzała się poddać. Przed opuszczeniem karczmy powstrzymał ją nagły atak słabości u Vyrhina.

Nie wiedząc, co z nim zrobić (w końcu nie mogła go tak zostawić), Upadła namówiła karczmarza i razem zaciągnęli anioła do jednego z pokoi i ułożyli go na łóżku. Potem dziewczyna zamknęła drzwi i usiadła przy stole razem z butelką wina, chcąc zapić cały ten żal, jaki otoczył jej serce. Słowa i myśli przelatywały w jej głowie chmarami, jakby były komarami i wszystkie kręciły się wokół Dantego. Hanti nie widziała go tyle lat. Od czasu jego Upadku popadła w żałobę, a gdy sama zeszła do Piekła, żyła jedynie wspomnieniami swojej rodziny, podsycając w sobie wszystko, co złe. Stała się obojętna na zadawane zło, a z czasem nawet sama nauczyła się je zadawać. Odrzuciła nauki Najwyższego, przyjmując bolesne praktyki z najniższych pięter Piekła. Wszystko to, by móc odnaleźć jedyną osobę, która dla niej coś znaczyła.

Rozmyślając nad tym, Hanti nawet nie zauważyła, kiedy wzeszło słońce. Jego pierwsze promienie odbiły się od na wpół pustego kieliszka i powędrowały po ostrzu włóczni, strzelając długim refleksem, rozjaśniającym mrok. W jego świetle dziewczyna dostrzegła ruch na łóżku i wstała niepewnie, kierując broń w stronę anioła. Nie miała żadnych powodów, by mu ufać, nawet najmniejszych, więc nie zamierzała ryzykować.
- W końcu się obudziłeś - stwierdziła krótko, podając mu karafkę z wodą, a następnie wino i czysty kieliszek. Sama wypiła niewiele, więc Upadły mógł się częstować do woli.
- Co się stało mojemu bratu? - zapytała po chwili, nie zwracając uwagi na to, że Vyrhin może być zmęczony i jeszcze nie do końca przytomny. - Czy był już taki, odkąd razem podróżujecie, czy ktoś mu to zrobił niedawno? Pamiętam go jako przystojnego i silnego, a wygląda jak potwór, którym straszy się dzieci. Jego Upadek nie mógł przecież tak bardzo go zniszczyć. Mój mnie ledwo drasnął.

Następnie zza drzwi dotarł do niej odgłos ciężkich kroków i salwa przekleństw. Rozpoznając wśród nich głos Dantaliana, Hanti zabrała swoją broń i przepraszająco zerknęła na nietypowego towarzysza, kiedy mijała jego łóżko w drodze do wyjścia.
- Dante, zaczekaj! - krzyknęła na schodach, a gdy zrównała się z bratem, zrobiła krok w tył, by go nie prowokować. - Możemy porozmawiać? - jej głos był dalej miękki i ciepły, nie ruszony w żadną, negatywną stronę. - Proszę. Wiem, że nie chcesz mnie znać, ale nie możesz teraz uciec. A przynajmniej ja ci na to nie pozwolę.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Od samego rana był rozdrażniony przez to co mu się śniło w nocy i co zastał po przebudzeniu się. Z początku myślał, że to ta durna dziewka, z którą spędził noc odważyła się go dźgnąć i spanikowała widząc, że Upadły nawet tego nie poczuł i przez to zainscenizowała, iż zrobił to sobie sam. Odrzucił jednak po chwili tę teorię, gdyż w takim wypadku starałaby się go pozbyć do skutku zmieniając jego ciało w prawdziwą mielonkę dla bezdomnych kundli, a zamiast tego miał tylko jedną ranę z wciąż tkwiącym w niej ostrzem. Dodatkowo w swoim śnie był dźgany, więc bardzo prawdopodobne, że nieświadomie sam to sobie zrobił i tą właśnie wersję przyjął do siebie.

        Nie mógł się nad tym głowić w nieskończoność, bo miał robotę go wykonania zaplanowaną przez siebie na dzień dzisiejszy i nie mógł sobie pozwolić na zwłokę, gdyż kwestią czasu było zainteresowanie się tym przez strażników miejskich i ostatecznie udaremnienie jego planów. Nie lubił jak psuje mu się założony cel. Z tego też powodu nie zamierzał poświęcać zbyt dużo uwagi tej rozpadającej się, zawszonej spelunie, nawet nie będzie się zbytnio rozwodził jeśli ktoś go sprowokuje do bójki, tylko od razu powie mu dobranoc jednym ciosem. Nie miał humoru na zajmowanie się błahostkami, jednakże jak na złość wszystkie jego plany musi już na wstępie szlag jasny trafić. W tej chwili - Hanti, na którą spojrzał groźnie kątem oka przez ramię, odwracając głowę w bok.

        - To nie mój problem czy pozwolisz czy nie. - Burknął oschle, nie zamierzając być ani na moment miłym. - Po pierwsze nie nazywaj mnie tak. - Warknął z jeszcze większą złością. - Po drugie jeśli masz zamiar wciskać mi ciemnotę jak ci przykro z powodu tego co się stało, albo wciskać, że to nie twoja wina bo Najwyższy cię zmusił, to daruj sobie, ale nie mam czasu na takie gówna. A po trzecie lepiej zajmij się swoim kochasiem, bo nie wygląda najlepiej. - Dodał na odchodnym widząc ponad ramieniem dziewczyny, jak z pokoju, z którego wyszła, wygląda również Vyrhin. Poza tym miała kilka jego kawałków jego pierza poprzyczepianych do ubrania.
        - Z bogiem - rzucił z szyderstwem nie dając jej chwili na zastanowienie i po drobnej awanturze wyszedł z przybytku. Nie wierzył w jej dobre chęci.

        Przez moment siedział przed karczmą zbierając myśli i popijając alkohol z butelki, ale ostatecznie ruszył przed siebie ulicami miasta przywdziewając wcześniej na głowę hełm, który miał chronić jego oczy przed słońcem i oślepnięciem.

        Przyglądając się całej awanturze brzydal, z którym wcześniej Dantalian dobijał jakiś interesów, ociągał się w tej chwili z wyjściem i "zaoferowaniem" pomocy spławionej ślicznotce, jednakże ostatecznie zdecydował się na podjęcie tych działań, w nadziei, że mu się to opłaci i to nie małą sumką.
        - Przepraszam, ślicznotko, ale słyszałem co nie co. Jak się domyślam zapewne będziesz ucieszona z informacji jakie mogę posiadać na temat tego gdzie się udał twój blaszany przyjaciel. Zapewniam, że wcale nie będzie cię to drogo kosztować. - Zapewnił ze szkaradnym uśmiechem, który sprawiał, że jego twarz stawała się jeszcze bardziej odrażająca. Faktem jednak było, że miał rację odnośnie informacji, gdyż to właśnie on dał rycerzowi notkę z adresem gdzie zbierają się łowcy wszelkiej maści i sprzedają swoje okazy żywe bądź martwe w zależności złożonego zamówienia. - Trzydzieści sztuk złota to chyba niezbyt wygórowana cena za dokładne podanie miejsca gdzie właśnie się udał, prawda? - z niecierpliwością czekał na jej odpowiedź, a oczy mu się świeciły na myśl o takim bogactwie jak wygłodniałemu, dzikiemu zwierzęciu. Miał szczerą nadzieję, że anielica zapłaci bez zbędnych słów i targowania się.
        - Oby strażnicy złapali tego sukinsyna i całą jego bandę. - Mruknął karczmarz dochodząc powoli do siebie po ciosie jakim poczęstował go mężczyzna, a po chwili podniósł wzrok na tłok robiący się na schodach, czyli na skrzydlatą i brzydala. - Na południe stąd i dwie ulice na wschód od bramy znajduje się stary magazyn, będziesz bohaterką miasta jeśli pozbędziesz się tych szumowin, ale wcześniej lepiej załatw sobie obstawę wszystkich strażników, panienko. Jeśli się ich pozbędziesz zapewnię ci dożywotnie i bezpłatne korzystanie ze wszystkich usług w moim lokalu. - Zwrócił się do Hanti, nienawidził Dantego i całej jego świty, stąd ta jego cała desperacja.

        W tym też czasie rycerz przekraczał własnie zaryglowane drzwi do opuszczonego budynku, w którym pełno było klatek z przeróżnymi stworzeniami w środku, także humanoidalnymi, a wokół przewijała się masa typów spod ciemnej gwiazdy, w większości potępieńców i jakiś słabszych diablisk, które nie mogły już dłużej bezpiecznie przebywać w Czeluściach.
        - Gipsoda, ładny okaz. Chylę czoła łowcy który ją pochwycił. - Zagwizdał z uznaniem kiedy przechodził obok zaczarowanej klatki widmowego konia, na którego pysku i szyi widniało ogłowie i uzda z wodorostów. Zaraz jednak roześmiał się, kiedy jak na zawołanie obok klatki pojawił się zdobywca tego stworzenia - tryton. - A mówiono mi, że trytony są całkowicie bezużyteczne na lądzie, dobra robota. - Poklepał łowcę po ramieniu i ze śmiechem poszedł dalej.

        Kilka klatek zajętych było przez piekielne konie, niewielka ilość przez pseudo smoki i inne latające stworzenia. Nie zabrakło też wystawy najróżniejszych zwierząt z Otchłani, nic jednak nie przykuło uwagi Dantaliana tak, jak niewielka klatka, w której z ledwością mieścił się zapłakany chłopiec o oślepiająco białych skrzydłach.
        - A kogo my tu mamy? - zapytał sam siebie, otwierając cele i pomagając z niej dziecku wyjść.
        - Dzieciak plątał się pod nogami kiedy jego rodzice przepłaszali nas ze swojej rezydencji na ziemiach Alaranii. Myśleliśmy, że jeśli się nie przyda to można go komuś opchnąć za niemałą sumkę. - Zaśmiał się jeden z piekielnych trącając łokciem drugiego. W między czasie prowokacyjnie kołysząc biodrami podeszła do rycerza skąpo odziana rogata kobieta, która zaraz uwiesiła mu się na ramieniu i patrzyła z zaciekawieniem na dwójkę idiotów.
        - Jak myślisz mały, dobrze zrobili, że zabrali cię z domu? - spytał łagodnie Dante kucając przed płaczącym chłopcem i udając szczerą troskę o jego szczęście.
        - Chcę do mamy, proszę mnie nie jeść. - Buczał cały czas, a jednoskrzydły pogładził go po jasnej czuprynie i spojrzał karcąco na podwładnych, w jedną sekundę łamiąc małemu kark i rzucając od niechcenia w stronę klatki Raranagha, piekielnego kota wielkością dorównującego wiwernie, do tego postury niedźwiedzia. Krwiożerczy zwierz wcisnął pysk między pręty chwytając ciałko i rozszarpując je z jak szmacianą lalkę potężnymi szczękami. Kilku łowców widząc szalejące stworzenie od razu zareagowało i zaczęło je karcić i uspokajać w obawie, że wywróci klatkę na wozie i ucieknie. Stwór rzucił zakrwawione i zniekształcone ciało, którego skrzydła już tylko w niewielu miejsca wciąż pozostawały niewinnie białe.
        - Banda nieudaczników, przecież przez waszą bezmyślność całe moje przedsięwzięcie mogło dostać w łeb. - Uderzył jednego w twarz, a kiedy ten padł na ziemię, stanął mu butem na gardle podduszając nieszczęśnika. Spojrzał z rozdrażnieniem na drugiego. - Do roboty, albo to was rzucę na pożarcie tym bestiom! - Jego rozkaz poniósł się echem po całej hali, a czarownicy, który z własnej woli bądź za sprawą szantażu postanowili pomóc Upadłemu, połączyli siły i otworzyli ogromny portal, przez który pogonieni zostali wszyscy obecni wraz z wozami, na których znajdowały się ich zdobycze.
        - Dopiero co przybyłeś do miasta, a już kipisz od złości. Powinieneś się nieco zrelaksować. - Mruknęła pokusa przesuwając dłonią po jego napierśniku, nawet jeśli nie mógł przez niego poczuć jej pieszczotliwego dotyku.
        - Zrelaksuję się jak chociaż połowa tych debili zmądrzeje. Wracaj do domu i dopilnuj by niczego nie schrzanili znowu. - Odparł nieco spokojniej.
        - Gdy zmądrzeją nie będą już tak ślepo posłuszni. - Odpowiedziała z rozbawieniem, a po chwili westchnęła. - Ty również szybko wróć, powoli brakuje mi do nich cierpliwości. - Dodała i poszła w stronę znikającej karawany.
Awatar użytkownika
Vyrhin
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vyrhin »

        Łapczywie koił swój przełyk kolejnymi porcjami płynów. Świat stał przed nim niczym bajka, którą trzeba sobie wyobrazić. Nie wiedział co może, a co nie może mówić po całej tej sytuacji. Leżał na łóżku, a jego świat kołował w rytmie wskazówek zegara. Nie był w pełni świadomy tego, co to wszystko może oznaczać. Czuł, że powoli staje się jedynie pustą skorupą, a wnętrze gdzieś ucieka, w niewiadome rejony, skąd nic ani nikt nie może wrócić. Czerpał z otwartego okna każdy promień słońca, tlen delikatnie przepływał przez jego płuca, a chłód wiatru opływał skórę i łagodził cały stres. Nie chciał tak prędko odpowiadać, na pytania kobiety, którą ledwo znał. Ta podróż uświadomiła mu parę bardzo istotnych rzeczy, o których miał dowiedzieć się w niedalekiej przyszłości.

        Spojrzał raz jeszcze na upadłą, która z niecierpliwością oczekiwała choć jednego słowa na temat jej brata. Nie obchodził jej stan, bądź co bądź obcego dla niej Vyrha, ale jeżeli chce coś ugrać i się dowiedzieć powinna bardziej się postarać.
- Dziewko, wiesz że osobie chorej nie zadaję się tak skomplikowanych pytań? – spojrzał na nią z wyższością i położył swoją głowę z powrotem na poduszkę. Nie chciał wdawać się w niepotrzebne dyskusje, a już w oddali słyszał kroki Dantego. Wiedział, że muszą odbyć męską rozmowę, ale na pewno nie jest to dobry moment na tego typu rozmowy.

        Przyglądał się biednej Hanti, nieubłaganie starającej się zatrzymać brata, który najwyraźniej również z nią, nie chce mieć nic do czynienia. Nie mógł i nie potrafił nic na to zaradzić, za to sam wziął się w garść i powoli wstał na nogi. Kręcenie w głowie nie ustawało tak szybko, jak myślał, więc powoli ubrał spodnie, buty i resztę odzienia. Stojąc przed oknem napełnił płuca życiodajnym tlenem, czuł że wypełnia go życie, czuł że jest to jakiś krok milowy, którego nie do końca rozumie. Zszedł na dół i zobaczył Hanti, która rozmawiała z tym obrzydliwym typem spod ciemnej gwiazdy, już miała zamiar odchodzić, ale Vyrh złapał ją za ramię i chciał powiedzieć, by zaczekała, ale raz jeszcze obrócił się w stronę kontuaru. Karczmarz patrzył na niego spod łba, Vyrh poczuł, że nie będzie tu mile widzianym gościem. Przez przypadek, również usłyszał słowa jakie oberżysta rzucił do Hanti, ale postanowił olać sprawę. Chciał wspomóc rycerza, być przy nim na dobre i na złe, wiedział że mu się to opłaci. W całym zamieszaniu myśli, obudził go jedynie dotyk na jego ręce trzymanej na ramieniu skrzydlatej.
        - Wiesz, poczekaj. Wyruszę z tobą, daj mi jedynie 10 minut. – Szybkim susem wskoczył na schody prowadzące na górę, chciał dokładnie sprawdzić wszelkie zakamarki swojego pokoju. Zabrał wszystkie rzeczy, jakie mogą im się potem przydać.

        Zmierzał ku schodom, by móc wyruszyć, ale dopadło go pewne przeczucie. Zajrzał do pokoju Dantego. Znajdował się on zaledwie parę kroków od jego własnego lokum, tak więc zaglądając do środka, nie spodziewał się aż takiej rzezi. Na łóżku zobaczył krew, ostrze i inne narzędzia, które mogły należeć do kogokolwiek. ”Czy Dante był atakowany?” – pomyślał przez chwilę, lecz ta myśl uciekła równie szybko jak się pojawił. Zamknął drzwi do pokoju przyjaciela i starał się zapomnieć o całej tej scenie jaką ujrzał.

        - To jak? Gotowa? – rzucił w jej stronę i ruszył przodem jedynie odwracając głowę i cicho mówiąc. – Prowadź Pani. – W jego głosie można było wyczuć szczyptę ironii, ale sam doskonale wiedział, że tylko ona może w tej chwili dojść do Teta i to nie tylko fizycznie, ale i mentalnie.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

Jeśli myślał, że jego upomnienie jakoś na nią wpłynie, to trochę się przeliczył. Hanti już dawno przestała liczyć się ze zdaniem innych, przekładając własne cele ponad ich dobro. A w tym momencie jej celem był Dantalian. Nie ważąc na słowa Vyrhina, zaczekała aż ten skończy pić i dopiero wtedy powtórzyła pytanie, nie kryjąc swojego zirytowania.
- Twój stan mnie nie obchodzi, jeśli koniecznie musisz znać moje zdanie w tej sprawie - powiedziała, mrużąc oczy w kształcie dorodnych migdałów. - Chcę wiedzieć, co dokładnie stało się z moim bratem?
Na jego poczucie wyższości także odpowiedziała lekceważąco, przewracając oczami i zalewając myśli potokiem przekleństw na jego osobę. Żadne jednak nie opuściło jej ust, bowiem Hanti nie chciała tracić czasu na bezsensowne dyskusje i czym prędzej ruszyła za bratem. Miałaby liczyć się ze zdaniem podrzędnego upadłego, który daje sobą pomiatać Dantemu? Jego niedoczekanie.

Rozmowa z Upadłym była krótsza niż mogłaby przypuszczać. Dantalian spławił ją i odszedł, pozostawiając w jej głowie natłok myśli. Nawet nie raczył na nią spojrzeć, jedynie rzucił kilka słów przez ramię i ruszył dalej, jakby w ogóle jej tu nie było. To zabolało ją bardziej niż jego wczorajsza próba pozbawienia ją życia. Hanti nie ukrywała, że z tych pozytywnych uczuć, których Piekło z niej nie wymazało, była miłość do brata, który był jej jedyną rodziną. Nie zamierzała tak tego zostawić i choćby miała przy tym pobrudzić dłonie, zmusi piekieknika do rozmowy, wygarnie mu wszystko i uderzy, jeśli nie pohamuje swojego języka. Jak on mógł stwierdzić, że ona i Vyrhin spółkowali. Fakt, jego pióra oblazły jej szaty, kiedy go zanosiła do pokoju i rzucała na łóżko, ale nic po za tym. Upadły nie był w kręgu jej zainteresowań, figurował w nim jako marionetka, bo skoro on i Dante podróżowali razem, to istniał cień szansy na wykorzystanie tej znajomości.
- Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak - rzuciła jedynie za nim, gdy opuszczał karczmę, a następnie sama zaczęła się szykować. Jeśli myślał, że sobie odpuści, to był w błędzie. W końcu łączyła ich ta sama, ośla upartość.

Jej rychłe plany na wyjście za Dantalianem przerwał jednak brzydki człowieczek, który podskoczył do niej w dwóch susach i niczym wiersz, zaczął recytować swoje usługi. Hanti słuchała tego z uwagą, co jakiś czas zerkając na schody, czy aby Vyrhin nie zamierza zejść i ruszyć za Upadłym. Cicho liczyła na to, że będzie mogła go śledzić i w ten sposób odnajdzie brata w obcym mieście pełnym szemranych gęb. Kiedy informator podał swoją cenę, dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i wycelowała grotem włóczni w gardło śmiertelnika.
- Słabo ci idzie prowadzenie negocjacji - powiedziała z udawanym przejęciem, stukając zimną stalą o jego podbródek. - Skoro wiesz, gdzie jest ten, jak to ująłeś, mój Blaszany Przyjaciel, to mnie do niego zaprowadzisz. A ja wtedy pomyślę, czy było to warte trzydziestu sztuk złota i czy warto ci w ogóle płacić. Nie znam miasta, więc cieszę się, że przewodnicy sami mnie znajdują. Zaoszczędzę trochę cennego czasu, a ty, jeśli ci życie miłe, nie będziesz próbował mnie wykiwać. Zrozumiano?
Odpowiedzi od szpetnego się jednak nie doczekała, z drugiego końca karczmy wtrącił się bowiem jej właściciel, mamrocząc coś, przechylony przez blat. Mimo to Hanti usłyszała to, co chciała i zostawiając szpetnego z czasem na przemyślenia, podeszła do lady.
- Stary magazyn - powtórzyła z diabelskich uśmiechem, po czym obróciła drzewca i jego tępym końcem, wyrżnęła karczmarza z całej siły w skroń. Jego oczy zaszły bielą, a język uciekł na bok gdy ważące z dobre sto kilo cielsko upadało na zakurzoną podłogę. - Dziękuję bardzo - dodała jeszcze na odchodnym.

Zamiast jednak odetchnąć zatęchłym powietrzem uliczki, Hanti westchnęła rozdrażniona już do granic wytrzymałości i zamachnęła się ponownie, tym razem w kierunku ręki, która złapała ją za ramię. Szybko się powstrzymała, widząc twarz Vyrhina. Co on znowu od niej chciał? Informacji o bracie nie potrafił jej udzielić, toteż jego przydatność zmalała, a brzydkiego przewodnika wzrosła, gdy ten wyszeptał iż doskonale zna magazyn o którym mowa. Mimo to Hanti pozwoliła mu dokończyć myśl, a następnie odczekała wyproszone dziesięć minut, stukając włócznią o podłogę w dwuminutowych odstępach. Tym sposobem, gdy doliczyła do pięciu, nie patrząc na Upadłego, ruszyła do wyjścia.
- Prowadź do magazynu, a ty nie nazywają mnie Panią - rozkazała swoim towarzyszom.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Widząc rosnące zainteresowanie Hanti, tym co Brzydal miał do powiedzenia, liczył na łatwe i szybkie zgarnięcie wymienionej wcześniej sumy, aby jeszcze szybciej móc z nią uciec z tej karczmy pełnej sępów tylko czekających na okazję do przejęcia od niego tych pieniędzy. Niestety przebywające tu szumowiny, jak również sama szkarada za wysoko mierzyli swoimi planami, które Upadła roztrzaskała w drobny mak z niebywałą łatwością i bez mrugnięcia okiem. Mężczyzna, któremu natura poskąpiła urody stanął na baczność jakby połknął kija, w momencie gdy kobieta mu podłożyła ostrze swojej broni pod brodę. W ogóle się tego nie spodziewał i z jego przerażonej miny oraz drżącego ciała, widać było, że nie wiele mu brakuje, aby wyrosła pod nim mokra, cuchnąca moczem plama.

        Chwilę mu zabrało nim się pozbierał i wył w stanie coś z siebie wyrzucić, ale wtedy uwaga dziewczyny skupiona została na karczmarzu. Brzydal odetchnął z ulgą i skulony niemal do połowy swojego naturalnego rozmiaru i rozejrzał się pobieżnie szukając najlepszej drogi ucieczki. W słabym świetle przedostającym się przez szczeliny w zabitych dechami oknach oraz skromnych płomieniach świec w kinkietach mogłoby się wydawać, że szkarada zbrzydła jeszcze bardziej, a nawet była bardzo podobna do szczura, wraz z długim futrzastym ryjkiem i czarnymi perełkami oczu. Właśnie wypatrzył sobie idealną, kryjówkę, do której miał umknąć przed okrutną anielicą, ale z piskiem zawrócił w miejscu i pobiegł pod ścianę, gdy na drodze do bezpiecznego schronienia stanął mu Vyrhin, a klienci obecni na sali okazali swoje niezadowolenie, podniesieniem się z miejsc i nieprzyjemnymi mruknięciami, kiedy Hanti bez żadnego powodu znów znokautowała właściciela tego uroczego i ciepłego przybytku.

        Tym większy był ich gniew przez fakt, że oberżysta bez oczekiwania od niej zapłaty podał dokładną lokalizację miejsca, w którym przebywał ten "diabeł" i nawet wspomniał o nagrodzie za jego głowę. Oni sami ruszyliby na Dantaliana, gdyby się go nie bali, albo wiedzieliby, że mają jakieś szanse z tym szarlatanem, nie mówiąc o jego piekielnej bandzie. Chociaż będąc świadkiem obecnej sytuacji zaczęli się zastanawiać czy ta kobieta nie jest aby po stokroć razy gorsza od niego.

        To był idealny moment dla szczurołaka, który ostrożnie, kroczek po kroczu zbliżał się do upragnionego schronienia, ale i tym razem miał pecha. Pisnął cicho ze strachem i zadrżał na całym ciele, kiedy się do niego zwróciła. Ponownie się skulił i zbliżył do niej niepewnie wracając do poprzedniej szkaradnej, ale ludzkiej, postaci. Jednakże przez targający nim strach sporo stracił na swojej wyrafinowanej elokwencji.
        - Za-zaprowadzę c-cię z-z-za darmo, t-tylko mnie n-n-niee zabijaj... - wydukał, szczękając pozostałością po pożółkłych i potwornie zepsutych zębach.

        Nie ociągając się i nie czekając też na żadną obietnicę w tej kwestii z jej strony, wyszedł przodem, domyślając się, że każda, choćby najdrobniejsza chwila zwłoki zmniejszać będzie jego szansę na przeżycie. Aczkolwiek miał świadomość, że w tym momencie znajdował się między młotem i kowadłem, albo prościej - między rozdrażnioną kobietą, która go zabije jeśli nie dostanie tego czego chce, a bestialskim piekielnym, który również go zabije, gdy się dowie (albo zauważy), że to właśnie Brzydal doprowadził dwójkę Upadłych do niego. Przez to właśnie w trakcie przechodzenia między mało uczęszczanymi, tak jak wcześniej poinstruował karczmarz, szczurek starał się wynegocjować zapewnienie sobie ochrony przed uśmierceniem go z ręki któregoś z tych skrzydlatych.

        W tym czasie Rycerz nadzorował bezpieczne przejście swoich podwładnych i nowo nabytych bestyjek przez portal do opuszczonej warowni, którą przejął jakiś czas temu, a która dzięki zaklęciom sprzymierzonych z nim czarodziejów różnego sortu oraz nekromantów, była ukryta przed ciekawskimi. Można nawet powiedzieć, że nie koniecznie znajdowała się na ziemiach Alaranii. Kiedy Brzydal doprowadził ich na miejsce, w portalu znikali jego ostatni najemnicy wraz z klatkami, a piekielny pozbywał się dowodów, że cokolwiek miało tu kiedyś miejsce, stojąc przy jeszcze otwartym magicznym przejściu i wrzucając do niego zwłoki tych, którzy przez nieuwagę podeszli zbyt blisko klatek potworów, popełnili jakiś błąd, który nie spodobał się nadzorcy, pokusie, albo samemu Dantemu, bądź ten przez własne widzimisię pozbył się tych, którzy do niczego by mu się nie przydali, albo ściągnęliby kłopoty, jak na przykład, ten mały aniołek, którego zmasakrowane ciałko zostawił na sam koniec. W końcu po co zostawiać świeże trupy w jakimś opuszczonym magazynie, skoro można nimi nakarmić swoje zwierzaki.
Awatar użytkownika
Vyrhin
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vyrhin »

        Droga dłużyła się niesamowicie, a powolne krople deszczu spadające na głowę Vyrha, drażniły go w naturalnym rytmie. Mroczne i śmierdzące zabudowania zmieniały się w luksusowe apartamenty i na odwrót. Hanti, która kroczyła zaraz obok piekielnego, wyrażała swoją postawą ogromną pewność siebie. Gdzieś głęboko skrzydlaty wyobrażał sobie ogromne wkurwienie rycerzyka, kiedy znów ją ujrzy. Od razu do myśli doszła chęć opuszczenia tego niby pościgu za Tetem, lecz nie mógł zapomnieć o tym, że mają pewne wspólne sprawy, o których nie może nikt wiedzieć. Tajemnica.

        Brzydal prowadził ich między kolejnymi mało uczęszczanymi uliczkami, czarnooki starał się trzymać odpowiednią gardę, nie mógł być pewien, że to nie zasadzka, choć z drugiej strony, po co? Kto chciałby napaść na dwójkę uzbrojonych piekielnych, którzy kroczą w poszukiwaniu jeszcze bardziej niebezpiecznego piekielnego, wyglądającego jeszcze straszniej od nich. Nie wiedział tego, choć uśmiech nie schodził mu w tamtej chwili z twarzy. Sytuacja z karczmy stawiała pewne sprawy inaczej, mogło się to kiedyś zemścić nie tylko na piekielnej, ale i na nim i jego towarzyszu. Ostatnie dni są niezwykle emocjonujące pod względem wrażeń i sytuacji jakie ich napotykają, ale czy jest to powód do zamartwiania się? Zastanawiał się również, jak można być tak wściekłym na zwykłego człowieka? To co przeszedł każdy upadły, nie miało odzwierciedlenia w Alaranii w żadnym aspekcie życia. Czy to nie jest pewnego rodzaju forma przerostu danej sytuacji lub rozmowy na poziomie wielkiej katastrofy? Nie mógł tego po raz kolejny zrozumieć, lecz co innego robić w czasie podróży, niż rozmyślać nad trudnymi zagadnięciami społecznymi.

        Hanti przyśpieszyła swój krok, on zaś spowolnił, kroczył teraz zaraz za nią, podziwiając jej piękne kształty.
- Powiedz mi... Aż tak bardzo zależy ci na tym wszystkim? Ja myślę, że tak, ale odpowiedz po co? Co z tego wszystkiego Ci wyjdzie? - splótł swoje dłonie za głową i mocno się przeciągnął, maszerując dalej za piękną piekielnicą i skupiając wzrok tym razem na szarych, deszczowych chmurach. Z niecierpliwością oczekiwał dotarcia na miejsce, lecz właśnie patrząc na strachliwego brzydala, negocjującego o swoje życie, bał się że nigdy nie dotrą do „magazynu”.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

"Takich towarzyszy to ze świecą szukać", powtarzała sobie Hanti, idąc w samym środku tej dziwnej kolumny, przemierzającej szemrane uliczki jeszcze bardziej szemranych dzielnic Fargoth. "Wykidajło, który każdego chce wykiwać, by zarobić, głośny jeśli chodzi o sprzedawanie informacji i zapewne kompanów, ale weź takiemu przystaw ostrze do gardła to milczy. Do tego strachajło i jąkała, który pozabijałby się o własne nogi, gdyby odpowiednio go nastraszyć. Że też muszę użerać się z takimi ludźmi. No i jeszcze ten... Vyrhin, przyjaciel Dantego, o ile w ogóle łączy ich jakaś znajomość. Pewny siebie pustak, który najlepiej czuje się z piwem w jednej ręce i kobiecą piersią w drugiej. Uważa się za pępek świata, jeszcze ma czelność uczyć mnie manier. Mnie! Taki młokos. Ile on w ogóle ma lat? Sto, sto pięćdziesiąt, proszę... gdzie mu do mnie. Dobrze, że idzie z tyłu i nie wtrąca się w moje sprawy... chociaż, czy on właśnie patrzy się na mój tyłek?!" Takie i inne, zapewne gorsze, myśli chodziły Hanti po głowie, gdy wraz z brzydalem i Upadłym, przemierzała ciasne ulice miasta. Brud i pleśń porastały tu każdą ścianę, każdy słup i narożnik, latarnie rdzewiały w blasku słońca, balustrady na schodach kamienic sypały się od próchnicy i korników, wszystko pachniało uryną i mokrym psem. Choć ostatnie twierdzenie mogłoby obrazić te czworonogi, które, mimo zapchlenia, wydawały się pachnąć znacznie lepiej niż otoczenie, w którym biły się z żebrakami o kawałki słoniny przyczepionej do kości. Co też Dantalian widział w takich miejscach? Zjedzenie tutaj choćby kawałka szynki skutkowało zapewne złapaniem większej ilości chorób, niż jest w stanie przenieść kurtyzana z pobliskiego zamtuza.

W głowie Upadłej coraz bardziej zakorzeniała się chęć ucieczki. Zwykłe rozwinięcie skrzydeł i zniknięcie gdzieś, gdzie jest ciepłe i czyste łóżko, woda i jedzenie, które nie wygląda na takie, które ze strachu przed śmietnikiem wróciło z podłogi na talerz. Niestety nie mogła dać za wygraną. Oto udało jej się odnaleźć brata, jedyną rodzinę, jaką miała i nie zamierzała się tak łatwo poddać. Nawet jeśli zaowocuje to siniakiem bądź złamaną ręką.
- Bo to mój brat - odpowiedziała Vyrhinowi, postukując włócznią po lepkich, od nie wiadomo czego, kamieniach. - Tylko on mi pozostał na tym świecie. Jeśli tego nie rozumiesz, a nie masz zamiaru pójść w swoją stronę, to przynajmniej mi nie przeszkadzaj. Mnie i Dantego zawsze łączyła więź, taka jak wszystkie bliźnięta i wiem, że pod tą blachą on nadal tam jest. Mój kochany, starszy o kilka minut brat, który prał mnie kijem na każdym treningu, a potem prał tych, którzy się ze mnie śmiali. Może i upadłam, ale wiem jaką wartość ma miłość.

Nieoczekiwanie pogoda uległa pogorszeniu, a na czarne skrzydła Hanti spadły pierwsze krople deszczu. Ciemne chmury przysłoniły słońce, rzucając ciemności na Fargoth, które większość powitała z westchnieniem ulgi. Ale nie ona. Czując na sobie spojrzenia brzydala i Vyrhina, piekielna gestem nakazała wznowienie marszu, aż nie zatrzymały ich wielkie drewniane drzwi, jak do stodoły z mniejszym otworem po boku, tyle że zapieczętowanym wielką kłódką.
- To tutaj? - zapytała Hanti, której wystawiony na deszcz strój zdążył przylgnąć do ciała i podkreślić jej kształty. Z tego powodu wykidajło zamiast odpowiedzieć, jęknął coś niezrozumiale i kiwnął głową, za co oberwał trzonkiem włóczni w skroń.
- Wy, mężczyźni jesteście bardzo prymitywni - podsumowała, przenosząc wzrok na Vyrhina, by zmierzyć go karcącym spojrzeniem. - Użyczyłbyś płaszcza, a nie gapił się na mój tyłek... chociaż teraz to już nie ważne. Wchodzimy do środka - powiedziała, przechodząc nad ciałem nieprzytomnego przewodnika, który wbrew zapewnieniom Hanti, wciąż oddycha. Naparła na drzwi. Gdy te ani drgnęły, anielica wzbiła się w powietrze w poszukiwaniu wejścia numer dwa, w tym wypadku dużego okna na dachu.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Kiedy jego nużące porządku dobiegły końca, portal się zamknął jak na rozkaz, zaraz po wrzuceniu do magicznego przejścia tego co zostało z małego aniołka, którego rodzice niewątpliwie wyślą kogoś na poszukiwanie sprawcy tej największej zbrodni. W końcu nie każda anielska para mogła mieć swojego potomka, będącego błogosławieństwem i wynagrodzeniem ich służby przez samego Najwyższego, przez co kara za krzywdę wyrządzoną takiemu dziecku, choćby i przez samych rodziców zawsze była tą najsurowszą. Dlatego pozostawało Dantemu jedynie zadzierać głowę do góry, wypatrując nadlatujących niebian i przygotować się do zajadłej walki. Kto by pomyślał, że przez głupotę i niesubordynację dwóch debili, całe jego przedsięwzięcie mogło wziąć w łeb. Nie mógł do tego dopuścić, dlatego pierwszy musiał znaleźć te anioły i się ich pozbyć, nim one dotrą do prawdziwych sprawców porwania. W ostateczności Sashka wiedziała co robić i jak pokierować całą zbieraniną jego myślących inaczej podwładnych.

        Omiótł ostatni raz spojrzeniem to zapomniane przez Najwyższego miejsce, w którym po całej zbieraninie najemników różnej maści zostały jedynie tu i ówdzie kałuże krwi, spijane w pośpiechu przez uważnie przypatrujące się otoczeniu szczury, oraz moczu czy to przetrzymywanych tu bestii, czy również samych osób wcześniej tu będących. Kiedy nie miał już nic więcej do roboty, przeciągnął się mocno szeleszcząc zbroją i założył na głowę hełm, aby wyjść na zewnątrz i pójść do karczmy się zabawić oraz napić. Może, gdy będzie po tym w humorze wróci do oberży, w której spędził noc i postanowi porozmawiać z Vyrhinem, aby się dowiedzieć czy upadły jest z nim, czy przeciw niemu. W tym drugim przypadku niestety byłby zmuszony się go pozbyć, ponieważ za dużo wiedział, ale wątpił by elegant był na tyle głupi. Chociaż kto wie? Kobieta w twoim łóżku miała dar przekonywania i przeciągania na swoją stronę, nie mówiąc już o namawianiu do zdrady bez znaczenia czy dotyczyć ona miała obcego, członka rodziny czy przyjaciela. A Hanti miała to do siebie, że bez zastanowienia wydała odpowiednim niebianom plany mężczyzny będącym obiema tymi ostatnimi osobami, przez to jednoskrzydły nie chciał mieć z nią nic wspólnego, a nawet jeśli to w każdym jej słowie i czynie doszukiwałby się podstępu. Nawet nie wierzył w to, by taka dobrotliwa i lojalna służka Najwyższego faktycznie dopuściła się własnego upadku. Bardziej prawdopodobnym według niego było to, że ich Pan wcielił w życie nowe sposoby na wyszukiwanie swoich zbłąkanych owieczek, aby się ich łatwiej pozbywać z tego świata. Podsumowując - nie zamierzał już nigdy zaufać... nie tylko jej, ale komukolwiek, gdyż na tej i innych Łuskach, jak również wymiarach egzystowali jeszcze gorsi w swoich postępowaniach niż jego siostra.

        Zacisnął pięść i odetchnął głęboko starając się opanować wzbierający gniew, po czym ruszył przez magazyn w stronę głównego wejścia. Przechodząc pod świetlikiem w dachu, zatrzymał się na moment, ponieważ zrobiło się nagle ciemniej niż powinno, przez co zatarł głowę do góry, a widząc ciemny zarys jakiejś skrzydlatej, humanoidalnej istoty zaklął szpetnie i rzucił się na bok, wykonując przy upadku fikołka po ziemi, aby od razu wstać na równe nogi. Te rozstawił zaraz szeroko i lekko ugiął, a dłonie podniósł w gardzie, gotowy do walki. Nie spodziewał się, że anioły mogłyby go tak szybko znaleźć, choć lepiej wcześniej, niż później. Chwila nie minęła kiedy jego przymrużone oczy schowane w hełmie rozpoznały skrzydlatą postać, która nie była wcale niebianinem. Nie napawało go to jednak spokojem i radością, ponieważ oto wylądowała przed nim jego podła siostra.
        - Chyba już mówiłem, że nigdzie z tobą nie idę i w rzyć możesz sobie wsadzić te czułe słówka! - warknął tracąc cierpliwość i zaszarżował na nią bez ostrzeżenia, szeleszcząc przy każdym ruchu swoją segmentową zbroją zapewniającą mu o dziwo sporą swobodę ruchów. Wyrzucając do niej swoją pięść od prawej, zamierzał jedynie zmanipulować jej ruchy, aby drugą ręką wykręcić i wyszarpnąć z jej dłoni włócznie, a następnie pochwycić bezpośrednio pozbawioną broni piekielną.

        Zaabsorbowany atakiem na Hanti, nawet nie zwrócił uwagi na pojawienie się Vyrhina. Elegant miał idealną okazję się wykazać i określić się czyim był sprzymierzeńcem.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

- Nic nie poradzę, że twój wygląd namawia do grzechu - spróbował wytłumaczyć się Vyrhin, taksując Hanti wzrokiem od kostek po soczyście czerwone usta. W jego głowie zaczęła powstawać myśl, jak piękna była upadła przed tym całym zerwaniem lojalności wobec Najwyższego. Jeśli budziła podobne zainteresowanie, zapewne wielu młodych aniołów miało problemy z zaśnięciem. A co dopiero teraz, gdy jej urodę podkreślały piekielne aury i kusy strój, w jakim zazwyczaj spotkać można było bezwstydne pokusy.
Na szczęście, czy też raczej nieszczęście dla mężczyzny, kobieta miała inne plany niż wysłuchiwanie tego, jaka jest piękna. Jej uwaga skupiona była na postawionym sobie celu - dotarciu do uczuć Dantaliana - zatem próby podlizania się, licząc na coś więcej niż pełne wzgardy spojrzenie, były skazane na porażkę. Rozkładając skrzydła, Vyrhin wzbił się w powietrze i poleciał za piekielną, zostawiając biednego, szpetnego przewodnika samego na deszczu w najbardziej szemranej dzielnicy Fargoth.
- Zaczekaj! - zawołał za nią, nim ta zniknęła we framudze otwartego okna, ale w tym samym momencie coś złapało go za nogę. Wędrując po tym czymś spojrzeniem, Upadły dostrzegł, że to srebrny, bijący jasną poświatą łańcuch, na końcu którego stoi mężczyzna z białymi jak śnieg włosami, ubrany w świetlistą zbroję i wielki miecz na plecach.
- A ty dokąd?! - zarechotał basem, który był niczym dudniące echo, jak z krasnoludzkich korytarzy i jednym szybkim ruchem ściągnął Vyrhina na ziemię. Obijając się o bruk, skrzydlaty zaklął paskudnie, kątem oka widząc uciekającego w podskokach brzydala.
- W imię Pana Nieba, Najwyższego Stwórcy, Księcia Światła i Suwerena Dobra zamierzam oczyścić ten świat z jego wrogów - wyrecytował Palladyn, puszczając magiczny łańcuch, uniemożliwiający upadłym aniołom latanie z powodu swojej magicznej ciężkości i dobył wielkiego, dwuręcznego ostrza, z klingą ociekającą wodą święconą. - Jeśli ty i ta dziwka liczyliście na to, że się ukryjecie, to Książę Ciemności rozdaje wam chyba inteligencje małych dzieci. - Zażartował i zaszarżował na Upadłego.
Resztkami sił, które nie uleciały z niego po bolesnym kontakcie z podłożem, Vyrhin zdołał odskoczyć do tyłu i swoim impetem roztrzaskać zamknięte na kłódkę drzwi. Sam nie dałby rady Palladynowi, liczył na pomoc Dantaliana i jego siostry, którzy może choć na chwilę przestaną być samolubni, myśląc tylko i wyłącznie o własnych potrzebach.
W ciemnościach magazynu para skrzydlatych wyróżniała się jak czarny kamień w morzu białych pereł. Niestety wszystko wyglądało na to, że męski odpowiednik ma gdzieś świat i za wszelką cenę chce wyrządzić krzywdę swojej siostrze, do której wciąż czuje żal.
- Hej! - zawołał w ich stronę Vyrhin, wskazując na uśmiechniętego za sobą Palladyna, który szykował się właśnie do starcia z trzema piekielnikami. - Może mi pomożecie? Później będzie czas na te wasze ckliwości.
Jego słowa zniknęły w ciężkich krokach niebianina, który z fanatyczną lojalnością zamierzał wykonać rozkaz i zgładzić Piekielnych. Kroki swoje stawiał jednak powoli i ostrożnie, był w mniejszości, dlatego nie mógł pozwolić sobie na błąd. Na jego korzyść przemawiało jednak trzysta lat doświadczenia w tępieniu diabłów, pokus i upadłych aniołów.
- No proszę - zarechotał ponownie rycerz niebios, wskazując sztychem w postać Dantego. - Dantalian Yanviel we własnej osobie. Ten, który chciał wykonać zamach na naszym Panu. I jego urocza siostra... Co...? Przyszłaś go ostrzec? Wątpię czy nawet to uchroniłoby go przed śmiercią z mojej ręki. Ale oczywiście nie mogłaś wiedzieć, że nadchodzę. My, Palladyni lubimy zaskakiwać. Poddajcie się, a obiecuję wam szybką śmierć - w jego głosie było coś nienaturalnie spokojnego, nawet kiedy przywołał z powrotem do siebie swój łańcuch, który opuścił Vyrhina, wyrównując tym samym szanse w starciu.
I na taki moment właśnie liczył Upadły. Ledwo odzyskał wolność, rozwinął skrzydła i uciekł - wykorzystując do tego to samo okno, którym weszła Hanti. Jego szaleństwo miało swoje granice, ale z całą pewnością nie łapało się pod chęć samobójstwa w starciu ze sługą Najwyższego. "A Hanti i Dante? No cóż poradzą sobie. Albo przynajmniej pozabijają się nawzajem", pomyślał, obierając kurs na północ.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Obiecuję ci, że zaczniesz żałować zdradzenia mnie - warknął z pobrzmiewającą w głosie przyjemnością psychopaty i ścisnął mocniej swoją dłoń na jej gardle, odrywając jej stopy od ziemi. O sekundę za długo zastanawiał się co mógłby z nią i jej truchłem zrobić, ponieważ przez to została mu uniemożliwiona ucieczka, a w zasięgu wzroku pojawiło się gorsze robactwo od jej siostry. Przez moment tylko przyglądał się Palladynowi i unieruchomionemu towarzyszowi, po czym prychnął z pogardą i wypuścił kobietę odrzucając na bok jej zabaweczkę.

        Zmrużył z gniewem oczy skryte za czarną blachą hełmu obserwując jak Vyrhin zwiewa niczym szczur z tonącego statku. Od samego początku miał pewne podejrzenia co do osoby młodego Upadłego i w sumie nawet się w duchu cieszył, że teraz się co do niego w pełni przekonał, odprowadzając go pogardliwym spojrzeniem gdy wylatywał przez świetlik. Dantalian nie wątpił, że Elegant mógłby zniweczyć cały jego plan oraz wszystkie starania, jak tylko Jednoskrzydły doprowadziłby go do swojej warowni. Wtedy Dante nie byłby w stanie się podnieść po takiej zdradzie i odbudować tego nad czym tak pieczołowicie i ciężko pracował jeszcze podczas pobytu w Piekle. Właśnie dlatego niemałą ulgą była dla niego obecna ucieczka młodszego, poza tym w tej chwili zapewne by tylko przeszkadzał.

        Czarny rycerz przeciągnął się leniwie stojąc nad sylwetką swojej siostry, której chciał odpłacić pięknym za nadobne na wszelkie wymyślne i okrutne sposoby jakie tylko przyszłyby mu do głowy, już nie tyle ze względu na zemstę, co chęć zapewnienia sobie czystej rozrywki, nie mówiąc już o upajającej satysfakcji. Do tego, gdyby zrobił to warowni na oczach wszystkich swoich podwładnych byłaby to dla nich również przestroga, że z nim nie należy igrać.
        - No proszę, Chędożony Łazęga we własnej osobie. - Sparodiował wypowiedź Palladyna, dopiero teraz zwracając na niego należytą uwagę, choć nie wyglądał by się przejął jego obecnością. Pokłonił mu się bardzo nisko, niemal palcami dłoni zamiatając podłogę, nie jako wyraz szacunku, ale szyderstwa. - Chociaż nie, przepraszam za moje maniery wy się inaczej w Planach kłaniacie. - Powiedział z drwiną po wyprostowaniu się i odwrócił do niego tyłem, po czym wypiął jednoznacznie, zerkając przez ramię i przykładając palec do hełmu w miejscu gdzie miałby usta, robiąc pod blachą głupkowatą minę. Nie darował sobie również klepnięcia się w stalowy pośladek, po czym wybuchnął pogardliwym śmiechem. W ogóle nie zauważał żadnego zagrożenia w tej chwili, po prostu uważał tą sytuację za zabawę.

        Palladyn był ponad zniewagi piekielnika, a przynajmniej takie chciał sprawiać pozory, bo kim by był gdyby zareagował na prowokacje takiego śmiecia.
        - Drugi raz powtarzać nie będę. Poddajcie się, a oszczędzę wam cierpienia podczas śmierci. - Burknął pod nosem, niemal przez zaciśnięte zęby, co utwierdziło Dantego tylko w przekonaniu, że niebianin już dawno by się na nich rzucił jak dzika bestia gdyby nie samokontrola. Ścisnął mocniej ostrze w swoich dłoniach skupiając się na podchodzącym do niego rycerzu w czarną blachę zakutym.
        - I wcale nie musisz się powtarzać niebiański przydupasie. Może jesteśmy starsi niż ty, ale słuch mamy tak samo dobry, nie mówiąc już o innych rzeczach. - Zachichotał z rozbawieniem znów łącząc sprawy alkowy Najwyższego ze służącymi mu niebianinami. - Jeśli się już nagadałeś to teraz zmykaj, bo, jakbyś nie zauważył, jesteśmy zajęci, a z twojego tonu wnioskuję, że dzisiaj jest twoja kolej dostąpienia zaszczytu pucowania Najświętszego Miecza i Klejnotów. - Dodał wykonując kilka jednoznacznych ruchów dłonią, coby pozbawić palladyna wszelkich wątpliwości o co dokładnie chodziło piekielnemu.

        Tego białowłosy nie był już w stanie znieść i rzucił w stronę czarnego rycerza swoim łańcuchem. Dante nie zrobił uniku, ani za bardzo nie przejął się, że wyświęcona broń oplotła się wokół jego ręki, zaczynając niszczyć piekielny pancerz w tym miejscu i ranić jego rękę. Upadły stał niewzruszony, a nawet bardziej owinął sobie śmiercionośne pęta wokół kończyny i złapał dłonią za napięty łańcuch. Niepojęte to było dla niebianina, ale wydawał się zaniepokojony. Aura piekielnika stała się niemal namacalna, a wokół jego postaci pojawiła się czarna emanacja.
        - No chodź tu kochasiu - mruknął namiętnie jak do kochanki, po czym szarpnął z całej siły za łańcuch. Białowłosy wytrącony z równowagi, nie chcąc upaść, postanowił rzucić się szarżą z dobytym mieczem, a Dante zrobił dokładnie to samo, tylko bez ostrza i zachwiania się na nogach. Nie miał w ogóle żadnej broni przy sobie, jedynie tę czarną, grzechoczącą przy każdym ruchu zbroję, a i tak bez namysłu postanowił stawić czoła zagrożeniu.

        Palladyn ustawił broń tak, aby nadbiegający napastnik się na nią bezpośrednio nadział, ale zaraz zmienił postawę, gdy tylko piekielny przebiegł obok niego, kierując się w stronę otwartych szeroko drzwi od magazynu. Nie mógł mu pozwolić na ucieczkę, dlatego rzucił się za nim w pogoń, ale Dantalian zdawał się tego właśnie oczekiwać, ponieważ znów zmienił kierunek, a po tym ponownie. Gdyby nie szelest łańcucha plączącego się im pod nogami, niebianin nie wiedziałby o co chodzi upadłemu, który postanowił wykorzystać broń jasnowłosego przeciw niemu. Nie chcąc do tego dopuścić, sługa Najwyższego skupił się przez moment na srebrnej linii wokół swoich nóg, aby nie dać się złapać w tak żałosną zagrywkę, jednoskrzydły mu jednak to uniemożliwił przez próbę zaplątania go w łańcuch jeszcze bardziej. Tak się przynajmniej niebianinowi wydawało, gdyż upadłby zamiast znów wokół niego krążyć postanowił postawić mu się pod miecz i zaatakować. Czarny rycerz, z tego co Palladyn zauważył, nie był nazbyt szybki ani zwinny, w czym wysłaniec Najwyższego go bił na głowę, ale w jego z pozoru chaotycznych ruchach, kryła się zabójcza pomysłowość, godna prawdziwie podstępnego taktyka.

        Dante nawet nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku, gdy święcone ostrze zatopiło mu się głęboko w ramieniu, omal nie odcinając mu ręki. Lekko pociągnął srebrnym łańcuchem owiniętym wokół swojej drugiej kończyny, a niebianin patrzył z niedowierzaniem jak jego dłoń trzymająca ostrze się cofa. Wyglądało tak jakby Upadły był mistrzem marionetek i pociągając odpowiednio za sznurek kontrolował ruchy swojej lalki, a w tym wypadku jasnowłosego. Ten nie rozumiał jak do tego doszło, ale nie miał chwili do stracenia. Zamachnął się stanowczo przecinając z łatwością pętający go łańcuch i z całej siły kopnął od siebie piekielnego, do którego następnie podszedł z szałem w oczach i przebijając czarny napierśnik, przybił powalonego do ziemi by mu już nie przeszkadzał. Może i to by go nie zabiło, ale na pewno na jakiś czas unieszkodliwiło, pozwalając by palladyn mógł w spokoju zająć się, na pierwszy rzut oka, słabszą od tego potwora kobietą.

        Nim jednak zdołał się zbliżyć do Hanti, jego ciało zastygło gwałtownie w ułamku sekundy by zaraz obalić się na ziemię. Nie mógł ruszyć nogą, a gdy zerknął przez ramię aby spojrzeć na przygwożdżonego do posadzki czarnego blaszaka, zrozumiał co się stało. Ostry, ciemniejszy od jego własnego, łańcuch owinięty był wokół jego kostki, ale obecnie jak jakiś wąż owijał się coraz wyżej, wżynając boleśnie w jego ciało. Palladyn krzyknął z bólu i gniewu, starając się uwolnić od przeklętej broni, jednakże ranił przy tym nie tylko swoją nogę, ale również dłonie przez ostre krawędzie.
        - Wara od mojej siostry, jej głowa należy do mnie. - Zarechotał ochryple upadły, leżący bezsilnie nieopodal z poranioną przez święcony łańcuch, którego resztki wciąż się oplatały wokół jego prawej ręki, będącej już zniszczoną przez piekielne moce i jego własną broń. A to, że nie czuł bólu nie oznaczało, że wcale nie słabł, co było słychać po jego głosie i oddechu wprost proporcjonalnie do rosnącej pod nim kałuży krwi. Rana na ramieniu już się zregenerowała, ale broń tkwiąca mu w torsie i ta wypalająca mu tkankę uzbrojonej ręki, nie pozwalały mu zaleczyć tych bardziej niebezpiecznych obrażeń.

        Zamiast próbować pozbyć się ostrza, używał dogasających sił by utrzymać napastnika w poziomie i przyciągać go do siebie, by Lewiatan mógł opleść się wokół większej części ciała niebianina i z czasem go zabić. W tej chwili niemocy Dantego, Brzydal przyglądający się z ukrycia całej sytuacji, dostrzegł swoją szansę na ułaskawienie i zbliżył się do Czarnego rycerza, aby uwolnić go od święconego ostrza i resztek łańcucha palladyna. Niestety reszta, a w tym los obu powalonych mężczyzn, należała już tylko i wyłącznie do Hanti.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

- Od pierwszego dnia żałuję - wychlipała, zaciskając swoje palce na jego dłoni i próbując powyginać mu własne, aby zwolnił uścisk na gardle. Dopiero gdy przestała czuć grunt pod stopami zrozumiała, że dalsza walka nie ma sensu. W końcu czego się spodziewała: nigdy nie mogła pokonać brata gdy byli aniołami, więc jaka była na to szansa po Upadku. Mimo to bezcelowo się wyrywała, nie zważając na otarcia po rękawicach, by zaczerpnąć tlenu, którego nieograniczony zapas był skutecznie odcinany przez złego bliźniaka. Jeśli miała teraz umrzeć, to przynajmniej w jego rękach, może wtedy do Dantaliana dotrze coś z tego, co do niego mówiła i przebaczy jej. Choćby połowicznie, bo sama za wiele od niego nie oczekiwała.

Kiedy przed oczami zaczynała dostrzegać pierwsze czarne plamki, rozmazujące i tak już szpetne oblicze Dantego, nagle poczuła ulgę i to, jak upada na zakurzoną, wyłożoną słomą podłogę starego magazynu. Powoli podnosząc wzrok, Hanti dostrzegła, że jej brat skupia się na czymś na przeciwległym końcu pomieszczenia, ale była zbyt oszołomiona, aby sama sprawdzić na czym dokładnie. Dopiero podniesione głosy wszystko jej wyjawiły. W pierwszej chwili nawet się tym nie przejęła - trzy upadłe anioły kontra jeden palladyn to samobójstwo, przez które Najwyższy coraz więcej traci swoich fanatyków do walki z Piekłem. A warto nadmienić, że to właśnie fanatycy są najlepszą formacją niebios. Nieprzekupni i zdeterminowani, trzymani żelazną dyscypliną i gotowi położyć się na ostrych drutach, żeby inni mogli przejść. Ich siłę mierzyło się nie umiejętnościami, lecz fartem z jakim wychodzili z szaleńczych potyczek. A ta właśnie miała być jedną z nich.

Dochodząc do siebie, kobieta zauważyła ruch i z miejsca przetoczyła się na bok, widząc sunący ku niej cień. Spodziewała się oszczepu bądź poświęconego krzyża, rzucnego w nią, ale był to jedynie uciekający Vyrhin, którego lotki zaczepiły o framugę okna, gdy uciekał w popłochu.
- Też mi mężczyzna - mruknęła do siebie, przenosząc wzrok na brata, który ledwie ją puścił, już brał się za kolejnego. On i palladyn starli się z siłą pędzących koni, wymieniając cios za ciosem, a każdy z nich zdradzał czystą chęć zamordowania tego drugiego. Szkoda tylko, że Dante robił to tylko po to, aby później na spokojnie wykończyć swoją siostrę.

Przez pierwsze minuty walka pozostawała nierozstrzygnięta, obaj pancernie zakuci mężczyźni, okładali się pięściami, stal ich napierśników gięła się we wszystkie strony, a oni sami non-stop szukali wad u przeciwnika, by wykorzystać przewagę. Nagle coś brzdęknęło i potoczyło się po obu sylwetkach. Hanti dostrzegła łańcuchy, a przynajmniej jeden z nich. Drugi wyglądał jak kręgosłup potwora, żyjący własnym życiem, owinięty wokół ramienia Piekielnika niczym wąż. Wtedy do kobiety dotarło, jak potężny jest wpływ Piekła nie tylko na charakter, ale i wygląd anioła. Zawsze myślała, że czarne skrzydła to wszystko, ale była w błędzie. To, że ona tak wygląda zawdzięczała jedynie ucieczce z Planów, nie poprzedzonej morderstwem anioła, kradzieżą bądź buntem, jak w przypadku Dantego.

W pewnym momencie ten zaczął przegrywać i palladyn skupił swoją uwagę na niej, wciąż oszołomionej po duszeniu i lekko wystraszonej. Odnajdując spojrzeniem swoją włócznię, bestialsko odrzuconą przez Dantaliana poza zasięg jej rąk, Hanti użyła skrzydeł przy skoku, a następnie stanęła na ugiętych nogach i z bronią o ostrzu zwróconym ku twarzy rycerza. Wszystko okazało się niepotrzebne - żyjący swoim życiem łańcuch powalił mężczyznę i wyrównywał właśnie obrażenia, które zadał jego niebiański odpowiednik jego panu. Obserwując obu wijących się po ziemi, Hanti doskoczyła do niebianina i z całych sił przyrżnęła mu tępym końcem włóczni w skroń, aż stracił przytomność, a jego masywne ciało zwiotczało.
- Żałuję tego, co zaszło - powtórzyła jakby w pustkę, nie patrząc na brata. - Ale chcę to naprawić. Nie wiesz jaki to ból, kiedy najpierw tracisz rodziców, a potem patrzysz jak twój brat ucieka ścigany przez archanioły. Myślisz, że uciekłam, by cię wydać? Po za tobą nie mam nikogo i myślałam, że to chociaż do ciebie dotrze.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Jeśli chciałabyś to naprawić, nie cackałabyś się z tym ścierwem tylko od razu wbiłabyś mu swój drąg między oczy - burknął bez emocji odpychając od siebie Brzydala, gdy tylko ten wyjął palladyński miecz przebijający tors upadłego.

        Niby domyślał się, że nawet po Upadku Hanti nikogo by bez przyczyny nie skrzywdziła, a tym bardziej zabiła, ale takim postępowaniem mogła na siebie ściągać jedynie kolejne lawiny jego podejrzliwości i nieufności. Jednakże wydawał się obecnie być nieco łagodniejszy dla niej, a może stracił zbyt dużo krwi podczas tej walki i jego siły pozostaną jeszcze przez jakiś czas poważnie nadwątlone? Chyba nawet on sam tego do końca nie wiedział. Niby nie słyszał w głosie siostry kłamstwa, ale wiadomo, że kobiety są najlepsze w intrygach i podstępach, dlatego wolał zachować czujność.

        - T-Test, s-s-skoro, no wiesz... Pomogłem t-to może... - zaczął skromnie, jąkając się ze strachu szczuroczłek, ostrożnie podążając za Upadłym zmierzającym w stronę kobiety i powalonego palladyna. Wiadomo, że starał się zyskać jakieś profity ze swojej pomocy, choćby jedynie miało mu to ocalić skórę (o więcej chyba nawet nie pragnął w tej sytuacji prosić).

        Dante zatrzymał się w pół kroku i spojrzał spod hełmu na skomlącego za nim Brzydala, który zadrżał wyraźnie na jego przystanięcie.
        - Oczywiście przyjacielu, ale nie możesz odejść z pustymi rękami. Podejdź, a dam ci coś w nagrodę za twą pomoc. - Powiedział przyjaźnie, łagodnym, anielskim tonem z dawnych lat odwracając się do zmiennokształtnego i wyciągając w jego stronę dłoń z materializującym się mieszkiem z brzęczącymi ruenami w środku.

        Szczur był wniebowzięty. Nie dość, że nie zginie z ręki opancerzonego potwora, to jeszcze będzie miał za co pić. Nie zamierzał porzucić takiej oferty i bez wahania, ba nawet w podskokach, zbliżył się do Upadłego z błyszczącymi chciwością oczami, które same wyglądały jak rueny. Stanowczo za późno obudził się w nim zwierzęcy instynkt, alarmujący, że coś jest nie tak. Brzydal nie miał wtedy już czasu na ucieczkę, ponieważ jego odrażające cielsko osuwało się bezwładnie na ziemię z głową obróconą o 180 stopni.
        - A to za pomoc, dzięki. - Zostawił mieszek na plecach stygnącego ciała i pokonał resztę odległości dzielącej go od siostry i palladyna.

        - Mam nadzieję, że niczego nie zostawiłaś w karczmie. Najwyższy czas zostawić tę wiochę i się stąd wynieść. - Rzucił nawet na nią nie patrząc i wyrwał jej z rąk włócznię, aby ostrym końcem ukrócić żywot niebianina i dopiero po tym oddał siostrze jej broń. - Pojawienie się tu innych niebian jest tylko kwestią czasu, a i miejscy strażnicy zapewne są w drodze, zmiataj stąd.

        Chwycił martwego mężczyznę o jasnych włosach za nogę i pogwizdując beztrosko, jakby się nic nie stało, zaciągnął go pod ścianę, o którą go oparł. Tak samo zrobił też z Brzydalem, do którego tylko mruknął ze zdziwieniem, że skoro on nie chce zapłaty od Dantaliana to Upadły z chęcią przyjmie z powrotem te pieniądze. Oczywiście nie ustawiał tak obu denatów, aby jakoś z szacunkiem odnieść się do ich śmierci, na co wskazywało to co zrobił po tym, a mianowicie trzymając szczuroczłeka za wykręconą głowę, zsunął mu spodnie razem z bielizną i usadził "godnie" opierającego się z lekko rozszerzonymi nogami i usadowił obok palladyńskie cielsko tak, by niebiański rycerz leżał twarzą na nagim kroczu zmiennokształtnego. Dante przyjrzał się uważnie swojemu dziełu i zarechotał nieprzyjemnie z rozbawieniem, po czym z dumą wrócił do siostry, aby jak najszybciej opuścić to miasto.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

Gdyby szczurek nie upomniał się o swoją dolę, Hanti nawet by go nie zauważyła, a jedynie poszła dalej, niczym rwąca rzeka zabierająca ze sobą wszystko, co do niej wpadnie. Już dawno przestała zawracać sobie głowę sprawami innych, stawiając własne potrzeby na pierwszym miejscu, jak na złą piekielną przystało. Los maluczkich jej nie obchodził, przynajmniej do czasu, aż ich jestestwo nie zaczynało robić się przydatne, jak wtedy, gdy brzydal ofiarował swoje usługi przewodnika. Zwykle jednak anielica na tym poprzestawała i po wszystkim zbywała "sługusa", zazwyczaj dokładając do tego trochę siły, kiedy "sługus" nie do końca zrozumiał przekaz, a zapłatę za usługę chciał wydobyć od niej własnoręcznie. I tak dobrze, że następnego dnia budził się co najwyżej z przetrąconym ramieniem, a nie w trumnie, gdyż Hanti nigdy nie była zwolenniczką zabijania dla zabawy. W jej przypadku potrzebny był bardzo konkretny powód, by chciała zabić, ale już do pokaleczenia to niekoniecznie. Przebić komuś ramię ostrym grotem mogła zawsze i od niechcenia robiła to.

Trzask kręgów szyjnych uświadomił ją, że Dante również nie pochlebia podlizywania się, a przy tym jest strasznym sknerą, jeśli chodzi o pieniądze. W końcu ludzie pokroju takiego szczura nigdy nie mieli honoru, więc zanim ona i jej brat opuściliby miasto, wszyscy dowiedzieliby się o tej masakrze. A tak to wilk syty i owca cała, czytaj zapłaciłem i jeszcze zachowałem swoje pieniądze.

- Wszystko co mam to ta włócznia - odpowiedziała, gdy brat oddał jej broń i nachylając się nad martwym palladynem, wytarła ostrze w jego płaszcz. - Dokąd chcesz lecieć? - zapytała, unosząc ku górze swoje skrzydła, które lśniły czernią w wąskim snopie światła.
Tak naprawdę kierunek był jej obojętny, byle tylko Dantalian nie próbował jej po drodze zgubić lub porzucić związaną w jakiejś ciemnej uliczce, gdzie następnego ranka znajdzie ją pijany chłop i zechce brutalnie wykorzystać. Wszystko w tej chwili wydawało się Upadłej lepsze niż kolejne tygodnie poszukiwań. W końcu odnalazła swojego brata i zamierzała się z nim pogodzić, nie ważne jak wiele siniaków zbierze po drodze. Rodzina to rodzina, jedyna wartość, o którą sens było walczyć.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Chwalmy za to Najwyższego - rzucił kpiącym tonem wznosząc teatralnie ku górze dłonie jakby faktycznie zamierzał zaraz wznosić modły do istot, której się zbuntował i przypłacił to swoim oszpeceniem oraz Upadkiem. W rzeczywistości chciał tylko uświadomić siostrze swoją pogardę względem jej osoby, wciąż będąc bardziej zainteresowanym podziwianiem swojego dzieła niż zwracaniem na nią uwagi. Musiał wymyślić jak się jej pozbyć, aby nie zniszczyła jego najnowszego przedsięwzięcia, ale obecnie był na to zbyt zmęczony walką z palladynem, przez co bardziej skory do tolerowania przez jakiś czas jej towarzystwa o ile nie będzie mu się plątała pod nogami.
        - Do Arturonu - odparł krótko w odpowiedzi na jej pytanie, nie zamierzając wdawać się w szczegóły.

        Im mniej wiedziała, tym bezpieczniejszy się czuł. A najlepiej by mu było jakby jej w ogóle nie było, ale jak już zadecydował - najpierw odpoczynek i regeneracja sił, po tym zastanawianie się czy rzucić ją swoim podwładnym do zaspokojenia swoich żądz, czy po prostu nakarmić nią swoje kochane bestyjki. W swojej odpowiedzi pominął również fakt, że on raczej nie poleci, a już na pewno nie za dnia. Chyba że miałby czymś zasłonięte, albo zamknięte oczy, ale nie zamierzał się podczas lotu zderzyć z jakimś ptasim kluczem, albo brutalnie pocałować ścianę jakiejś wysokiej wieży. Poza tym sama miała rozum i mogła się domyślić czegoś takiego, tym bardziej, że zamiast rozciągnąć skrzydła tak jak ona, Dante po prostu skierował się w stronę wyważonych drzwi od magazynu. Jego cel na tę chwilę był bardzo prosty, udawać, że nic się nie stało, że bajzel w magazynie to nie jego sprawa, bezproblemowo dostać się do stajen przed murami Fargoth, gdzie wynajmie jakąś żałosną kobyłę po uprzednim zabiciu właściciela i skierować się galopem w stronę wspomnianego miasta. Plan doskonały.

        Jak pomyślał tak też zrobił, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na Hanti, nie odwracając się za nią co chwila czy idzie, czy leci, czy pełznie, czy się chędoży... W sumie sam by sobie pochędożył, ale z tym niestety musiał jeszcze poczekać aż nie dotrą do Arturonu. Podobno Mara przygotowała tam dla niego jakąś niespodziankę "skoro był taki rozdrażniony po wejściu do magazynu", a o czym przeczytał w romantycznej wiadomości od niej napisanej krwią na jednym ze śnieżnobiałych piórek aniołka, którego truchło wrzucił przez portal jako żarcie dla swoich pupili. Spotkał ją jeszcze jak "pracował" w piekielnej Torturowni i od razu wiedział, że jest w niej to coś. To właśnie pokusa zasiała w nim to ziarno, dzięki któremu przejmował coraz to więcej dzielnic Czeluści, ale już wtedy mógł się domyślić, że brak mu było jakiegokolwiek pohamowania i nawet jej prośby, by jeszcze zaczekać z rzucaniem się na Władcę, spotykały się z kategoryczną, czasami również brutalną odmową. Może gdyby wtedy posłuchał piekielnej, oboje obecnie rządzili by Piekłem? Ale nic nie jest jeszcze straconego, najpierw Alarania, po tym Czeluść i Otchłań, po tym Plany, a na końcu cały świat!

        - Pomoooooocy!!! Aaaaaa...!!! - Rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk pod bramami miasta, a dokładnie ze stajen nieopodal mur. Przechodzący opok parobek nie potrzebował specjalnego polecenia, aby od razu zareagować na to wołanie i podrywając oparte o dom widły pobiegł do stajni sąsiada. Przyglądająca się temu osoba mogłaby pęknąć ze śmiechu widząc chłopa z bojowym nastawieniem, który po ujrzeniu czarnego, metalowego potwora przy swoim krewniaku, błyskawicznie porzucił swoją broń i biorąc nogi za pas pognał do miasta powiadomić "odpowiednich" do tego typu zadań ludzi.

        - Oby sobie nóg nie połamał - mruknął Dantalian z udawaną troską w swoim tonie, kiedy dostrzegł kątem oka "świadka", po czym wiszącym przy wyjściu ze stajni fartuchem przetarł swoją zbroję z krwi stajennego i dosiadając bez problemu potężnego ogiera dla którego zbroja upadłego nie była spowalniającym ciężarem, dał Hanti znak, w jaką stronę się udają i spiął brutalnie wierzchowca ruszając z miejsca galopem. W chałupie został tylko dyndający na łańcuchu mężczyzna, a konkretniej jego górna połowa, gdyż z dolną uwiązaną do kantara biegała po okolicy z resztą stada spłoszona kobyła.

        Gdy nastał wieczór, Dante pozwolił sobie zarządzić postój i rozbić na noc obozowisko. Zeskoczył z ukradzionego konia i niemal natychmiast "zrzucił" z siebie całą blachę, która zniknęła po chwili jak czarna mgła. Przeciągnął się mocno i rozciągnął zesztywniałe skrzydło na całą szerokość, a następnie zadusił wierzchowca swoim łańcuchem.
        - Ja zdobyłem kolację - rzucił do siostry od niechcenia, wskazując przy tym na martwego konia. - Twoje jest zbieranie gałęzi i rozpalenie ogniska, a no i oczywiście przygotowanie kolacji. - Zdjął z powalonego zwierzęcia siodło, które po chwili posłużyło mu jako poduszka pod głowę gdy się położył, czekając na jedzenie. - Głodny jestem, na co czekasz?
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości