Równina Drivii[Główny trakt] Podróż z ładunkiem

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Zastanawiało go, co też planował Czarodziej. Zrobić z niego wasala? Straciłby wtedy resztki szacunku. On – potomek głowy głównej gałęzi Pelagiusów. Najstarszego rodu, którego włości i wpływy obiegają całą Alaranię. On miałby zostać czyimś wasalem. Wasalem…sługą! Będąc jednym z królewskich gwardzistów znał się odpowiednio na polityce by wiedzieć, że wasal pozbawiony prestiżu i wpływów był niczym więcej niż służalcem. Jakby mógł wrócić do swego króla, do swej rodziny, będąc jednocześnie wasalem zupełnie innego rodu. Innej osoby. Zostałby wydziedziczony, wyśmiany i poniżony. Na to nie mógł się zgodzić. Nie pozwalała mu dumna, honor oraz korzenie. A co najważniejsze nie pozwalała mu przysięga.
- Proszę o wybaczenie, ale ja już mam swego seniora. Jest nim król Arturon i tylko jemu jestem wierny. Nie mogę zostać Pańskim wasalem, zaś co się tyczy rady…
Pozwolił sobie na delikatny uśmiech. Być może nie był magiem, ba, nie potrafił nawet jej używać, ale wciąż miał swój rodowód. Dumny rodowód
- Nie wiem czy Pan wie, ale ród Pelagiusów jest największym, najsilniejszym i najbardziej oddanym rodem Czarodziei wobec rady oraz powinności strzeżenia ludzkości. To byłaby hańba dla mnie jako potomka głowy rodu zostać Pańskim wasalem. Nie jest to nic osobistego.
Skłonił się z szacunkiem jak żołnierz.
- Proszę o wybaczenie. Czy jest coś jeszcze, co zechce Pan ze mną omówić, czy mogę się już oddalić?
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

-Stój. - Warknął. Metatron był wybuchowy, a już do szału go doprowadzało oddalenie się bez zezwolenia. Nie odmowa, a właśnie okazanie wyższości poprzez gest, poprzez władzę nad samym sobą – nie chce z tobą gadać, pokazuje ci plecy i tyłek, jesteś niczym, nie czekam na koniec tego po co mnie wezwałeś. Więc był zły. Poczerwieniał odrobinę na twrzy, a lewa powieka wraz z częścią twarzy drgała mu w nerwowym tiku. Zielarka zaczeka przebierać nerwowo w torbie.
-Przysięgę wasalną składało mi wielu uczniów. Jakim idiotą... - warknął. Chyba chciał dalej bluzgać le w porę się zreflektował. - Trzeba być aby myśleć o klęczeniu na sakiewce złota, pojawianiu na zgrupowaniach wojska i oddawaniu przychodów?
Teraz oddychał ciężko, od podniesionego tonu bolało go gardło. Chwila przerwy dobrze mu zrobiła na ochłonięcie. Jeśli chodzi o ton głosu...
-Tu chodzi o jebany szacunek! Ja daje coś, a jakieś chędożony w rzyć ślubuje w za to szacunek i w miarę możliwości również pomoc. Gdzieś mam tych nieopierzonych rycerzyków którzy wilkiem każdemu jebanemu...
Zamilkł. Oddychał ciężko, w głowie się mu kręciło strasznie, zielarka podała mu do napicia się jakiś napar. Wypił wszystko ale chyba tylko z tego powodu, że zaschło mu w ustach. Za kilka chwil pewnie przyjdzie reakcja skruchy za wyzwiska. Teraz jeszcze przez te chwile pradawny był zły.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Lolarian z trudem opanował gniew, który wstąpił w niego po słowach starca. Puszczał mimo uszu ciągłe uwagi starca odnośnie wychowania, choć samemu nie był świętym. Starał się go nawet zrozumieć, gdyż ułomność cielesna z pewnością oddziaływała na umysł Pradawnego. Teraz jednak miarka się przebrała. Czarodziej zachował się wulgarnie i pogwacił wszystkie świętości, które liczyły się dla młodego Pelagiusa. Uraził jego rycerski kodeks.
- Nie jestem jednym z twoich uczniów – rzekł z mocą, nie kryjąc goryczy – Nie znam się na magii. Cały wasz świat Czarodziei jest mi obcy. Jestem rycerzem i jestem z tego powodu dumny. Gdyby nie wy, Czarodzieje, świat były o wiele lepszym miejscem do życia – przerwał, wpatrując się w oczy Czarodzieja – Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a nie go wymagać. Tak mnie nauczono.
Skłonił się ponownie i nie czekając na reakcję mężczyzny opuścił namiot.
Awatar użytkownika
Veril
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Veril »

Nie uszło uwadze Verila, że zapytana o swoje pochodzenie Cecilia zwleka z odpowiedzią. Nie popędzał jej i tak nie liczył na usłyszenie prawdy. By jednak jej dodatkowo nie krępować przesunął się nieco i oparł o drzewo tak by stać plecami do kobiety. Ludzie bywali strasznie drażliwi gdy próbowano oglądać ich bez ubrań, Maie nie miał pojęcia dlaczego...

Zaśmiał się cicho z żartu towarzyszki. Jej zachowanie było coraz bardziej interesujące. Grajkowi chodziły po głowie różne rzeczy, ale póki co skupił się na słuchaniu historii opowiadanej przez jasnowłosą. Tuż przedtem usłyszał szelest jej ubrania, z ulgą stwierdził, że dobrze zrobił zmieniając swoją pozycję. Nie musiał niepotrzebnie krępować dziewczyny, choć wątpił by to jej przeszkadzało. Następnie był plusk.
To co usłyszał potem w pierwszym momencie potraktował jako żart. Ona miała być kontaktem skrytobójców? Dobre sobie! Przeanalizował sobie sposób jej zachowania, ewidentnie była kłamczuchą i to w dodatku świetną. Talentu aktorskiego też jej nie brakowało, no i tamten Pelagius chyba musiał ją uważać za atrakcyjną. Strasznie łatwo dał się przekabacić...
Następnie wzmianka o Żelaznej Pięści... Coś o tym słyszał, mówiono o nich, a raczej szemrano gdzieś w katach karczm, tak by nikt nie usłyszał. - Tak! To jakaś organizacja przestępcza. Zorganizowana... i... no... - słowem - nie wiedział co to jest. Na potrzeby rozmowy założył jednak, że jest to jakaś organizacja zrzeszająca przestępców. Tak, to chyba było to, a ona w dodatku była ich córką. Ich córką?

Pokiwał głową, jakby sam się z sobą zgadzał. Miał więc przed sobą, a dokładniej za sobą wyrachowaną przestępczynię. Zastanawiał się jaki zatem jest jej cel tutaj. Jeśli oczywiście założyć, że to co mówi jest prawdą. Niemniej na razie nie będzie się zdradzał ze swoimi wątpliwościami.
- A zatem jesteś groźną przestępczynią.- skwitował starając się do zrobić bez emocji. - Nasuwa się zatem pytanie co osoba taka jak ty tutaj robi... Domyślam się, że nie chodzi o nic nie znaczącego grajka. Pozostaje młody pan Pelagius oraz nasz zacny czarodziej.
To co powiedział nie było zbyt odkrywcze. Każdy dobry obserwator dostrzegł by to samo. Niemniej nie chciał wcale chwalić się przed Cecilią swoim nosem, po prostu głośno gdybał nawet nie oczekując potwierdzenia czy jasnej odpowiedzi.
- No i dlaczego zimnokrwista zbrodniarka zwierza się prostemu podróżnikowi? Wiem, że lubisz koty, ale chyba nie o to chodzi, prawda? - zaśmiał się. Nie zamierzał naciskać. Dbał o to by jego głos nie brzmiał zbyt agresywnie. Mówił swobodnie, z lekką nonszalancją, no i co dziwniejsze spokojem. Czy normalny człowiek rozmawia o takich rzeczach bez odczuwania silnych emocji? Dla niego było to jak rozmowa o pogodzie, zwyczajna.

Strumykiem spłynęła blada, jasna plama, ale ten fakt umknął Verilowi. Usłyszał przytłumione głosy dobiegające z największego z namiotów w obozie. Jeden z pewnością należał do czarodzieja.
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecilia »

Charmaine tworzyła palcem wskazującym niewielkie kółka rozpływające się w coraz większe i większe dopóki nie znikały niczym sen. Grajek odwrócił się, cóż mogła się tego spodziewać. Zarówno Veril, jak Lolarian byli porządnymi mężczyznami, a dziewczyna zauważała między nimi coraz więcej podobieństw. Zapytana o cel jej pobytu nie mogła powstrzymać się od prychnięcia. Oburzyła się słowami flecisty. Jak ktoś kto jej nie zna może nazywać ją przestępczynią? Nawet jeżeli nią była. Spojrzała na swoje dłonie, długie, zgrabne palce, zadbane paznokcie. Starała się skupić na ich kształcie, dopóki rosnący gniew nie zmalał.
-Nie jestem tym czym jestem z wyboru. To środowisko w którym dorastamy nas kształtuje. My możemy jedynie patrzeć. - zrezygnowana podskoczyła wydostając się z wody. Strugi ściekały z niej obficie, toteż dziewczyna zdecydowała się jedynie na założenie spódnicy. Rozwiązała chustę dając włosom wylać się na plecy, patrząc z narastającym strachem na krople barwiące na biało zieloną trawę. Będzie musiała coś z tym zrobić.
-Mówiłam Ci, że jestem tu przypadkiem? Chciałam...- zawahała się. - ...chcę się zemścić na kimś kto mnie oszukał. Przyłożyła ciemny materiał do klatki piersiowej marszcząc brwi w zastanowieniu. Kurtyzana przybliżyła się do zmiennokształtnego, wodząc wzrokiem po rozsznurowanym, brązowym gorsecie. Zebrała wszystkie drobne przedmioty, które poszybowały ku ziemi, gdy zdejmowała ubrania. Założyła buty. Spódnica szeleściła głośniej od spływającego po jej lewej stronie strumienia. Założyła "zbroję" zapinając busk, jednak sznury wciąż ciągnęły się za nią, niczym podarty welon. Niezadowolona zezowała na draśnięcie ,którego nabawiła się podczas kłótni ze strażnikami miejskimi w Valladonie. Cudem udało się jej uniknąć rany. Gorset nie po raz pierwszy uratował jej piękne ciało przed skaleczeniem. Zamyślona nie zwróciła uwagi na to jak blisko znajdował się niebieskowłosy. Niemal wparowała mu na plecy.
Białowłosa otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak przerwał jej krzyk dochodzący z jednego z namiotów w obozie. Charakterystyczny głos Metatrona.
-Tego już za wiele. Wredny staruch. - burknęła chowając ekwipunek na miejsce. Swoje obojczyki skropiła delikatnie perfumami zanim wcisnęła je między biust. - Zawiąż to cholerstwo, mam tu kilka spraw do załatwienia. - obeszła "Pulpeta", opierając dłonie na drzewie tuż przed nim. Wyprostowała łokcie czekając na pomoc kompana. Zniecierpliwiona zerkała w stronę obozu.
Ostatnio edytowane przez Cecilia 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Kiedy młody czarodziej opuścił namiot... Metatron uspokoił się. Gdyby człopak tam stał trochę dłużej, z ust pradawnego opłynęłyby kolejne bluzgi, oszczerstwa, piana z pyska. Lecz dgy odszedł złość zmieniła się w skruchę. Chciał nawet przeprosić chłopca. Na bogów, chciał to zrobić! Lecz czasem każda istota, człowiek, czarodziej, elf, zapędzi się za daleko kiedy z trudem stanąć twarzą w twarz. Tak było i tym razem. Czarodziej chwilę odczekał po wyjściu Lolarian. Nawet specjalnie nie troszczył się wymową zaklęcia, a tylko niedbale wymówił kilka słów w myśal, usta ledwo się poruszył. Żaden fizyczny dźwięk nie dobiegł świata lecz słowa poruszyły istotę rzeczy. Istotę świata. Metatron zamknął oczy. Nie musiałsię nawet specjalnie skupiać.
Miał przed sobą Lolariana Pelagiusa. Znaczy się nie całego, bez skry, ścięgien, kości czy duszy. Była tylko energia, energia płynąca w ciele młodego czarodzieja, pulsująca, w witalnych miejscach skupiająca się w wiry, w innych pulsowała niemrawo, niemal się zatrzymywała, czasem gnała nie tętniącym lecz stałym strumieniem. Na to wszystko nakładła się energia świata w charakterystyczny sposób obmywającą wzorzec osobnika zrzeszając go barwami które nie miały nazwy. Jeśli dodać do tego, że sam wzorzec w ktoś płynęła osobiste energia był też także mocą tylko jakby zakrzepniętą... Wszystko mieniło się w barwach. Metatron dokładnie zapamiętał ten obraz. Umysł pracował u niego doskonale, tak jak potrafił zapamiętać schematy wielu konstrukcji tak mógł to. Energia również drgała, wibrowała tworząc swą własna, metafizyczną muzykę. Otworzył oczy. Skończył. Schemat energetyczny młodego czarodzieja powędrował na swoją półkę w pamięci starca.
-Co robiłeś, panie? - Zapytała zaintrygowana zielarka.
-Ściągnąłem informacje o energetycznej części wzorca rycerza.
-Gdyż?
-To bracia, nie różnią się wiele.
Lecz ciągle gryzła go chęć przeprosin, on to widział i widziały to dwie pozostałe osoby w namiocie jak na twarzy pojawia się mu zmieszanie. Kazał wyjąć ze skrzyni na lektyce pierścień. Był to srebrny, prosty okrąg, bardziej damski. Nie cechowały go diamenty czy tym podobne zbytki. W wprawionym szkle obracał się całkiem materialny teserakt. Metatron jednym słowem wyjałowił pierścień z jakichkolwiek powiązań ze swoją osobą (kiedyś słyszał, że jest paranoikiem, czasem jego świta by przytaknęła). Douma podszedł do czarodzieja.
-Daj mu ten pierścień i przeproś z mojej strony.
-To damski.
-To niech do licha da jakieś pannie. Nie mam zamiaru go – kaszlał. Chciał zaprzeczyć, że nie ma zamiaru go śledzić.
-Metatronie... Będziesz chronił tego chłopca? - Zapytała zielarka.
-Tak. - Stwierdził sucho. Chociaż wątpił aby jakaś większa krzywda spotkała go z ręki brata.
***

Douma wybiegł za Lolarianem. Dobiegłszy doń, skłonił się lekko. W tym czasie jego brat rugał szefa najemniku chroniących karawanę.
-Pan Metatron jako dowód szczerego żalu nad swym postępowaniem przesyła tenże pierścień. W sam raz da wybranki serca – mrugnął serdecznie. W odróżnieniu od swego brata był bardziej światowy chociaż obydwaj odznaczali się żelaznymi nerwami.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Kiedy młody czarodziej opuścił namiot... Metatron uspokoił się. Gdyby człopak tam stał trochę dłużej, z ust pradawnego opłynęłyby kolejne bluzgi, oszczerstwa, piana z pyska. Lecz dgy odszedł złość zmieniła się w skruchę. Chciał nawet przeprosić chłopca. Na bogów, chciał to zrobić! Lecz czasem każda istota, człowiek, czarodziej, elf, zapędzi się za daleko kiedy z trudem stanąć twarzą w twarz. Tak było i tym razem. Czarodziej chwilę odczekał po wyjściu Lolarian. Nawet specjalnie nie troszczył się wymową zaklęcia, a tylko niedbale wymówił kilka słów w myśal, usta ledwo się poruszył. Żaden fizyczny dźwięk nie dobiegł świata lecz słowa poruszyły istotę rzeczy. Istotę świata. Metatron zamknął oczy. Nie musiałsię nawet specjalnie skupiać.
Miał przed sobą Lolariana Pelagiusa. Znaczy się nie całego, bez skry, ścięgien, kości czy duszy. Była tylko energia, energia płynąca w ciele młodego czarodzieja, pulsująca, w witalnych miejscach skupiająca się w wiry, w innych pulsowała niemrawo, niemal się zatrzymywała, czasem gnała nie tętniącym lecz stałym strumieniem. Na to wszystko nakładła się energia świata w charakterystyczny sposób obmywającą wzorzec osobnika zrzeszając go barwami które nie miały nazwy. Jeśli dodać do tego, że sam wzorzec w ktoś płynęła osobiste energia był też także mocą tylko jakby zakrzepniętą... Wszystko mieniło się w barwach. Metatron dokładnie zapamiętał ten obraz. Umysł pracował u niego doskonale, tak jak potrafił zapamiętać schematy wielu konstrukcji tak mógł to. Energia również drgała, wibrowała tworząc swą własna, metafizyczną muzykę. Otworzył oczy. Skończył. Schemat energetyczny młodego czarodzieja powędrował na swoją półkę w pamięci starca.
-Co robiłeś, panie? - Zapytała zaintrygowana zielarka.
-Ściągnąłem informacje o energetycznej części wzorca rycerza.
-Gdyż?
-To bracia, nie różnią się wiele.
Lecz ciągle gryzła go chęć przeprosin, on to widział i widziały to dwie pozostałe osoby w namiocie jak na twarzy pojawia się mu zmieszanie. Kazał wyjąć ze skrzyni na lektyce pierścień. Był to srebrny, prosty okrąg, bardziej damski. Nie cechowały go diamenty czy tym podobne zbytki. W wprawionym szkle obracał się całkiem materialny teserakt. Metatron jednym słowem wyjałowił pierścień z jakichkolwiek powiązań ze swoją osobą (kiedyś słyszał, że jest paranoikiem, czasem jego świta by przytaknęła). Douma podszedł do czarodzieja.
-Daj mu ten pierścień i przeproś z mojej strony.
-To damski.
-To niech do licha da jakieś pannie. Nie mam zamiaru go – kaszlał. Chciał zaprzeczyć, że nie ma zamiaru go śledzić.
-Metatronie... Będziesz chronił tego chłopca? - Zapytała zielarka.
-Tak. - Stwierdził sucho. Chociaż wątpił aby jakaś większa krzywda spotkała go z ręki brata.
***

Douma wybiegł za Lolarianem. Dobiegłszy doń, skłonił się lekko. W tym czasie jego brat rugał szefa najemniku chroniących karawanę.
-Pan Metatron jako dowód szczerego żalu nad swym postępowaniem przesyła tenże pierścień. W sam raz da wybranki serca – mrugnął serdecznie. W odróżnieniu od swego brata był bardziej światowy chociaż obydwaj odznaczali się żelaznymi nerwami.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Zmierzał w stronę pobliskiego jeziora, w którym mógłby się wykąpać, gdy nagle dopadł go jeden z najemników Czarodzieja. Wręczył mu pierścień, przekazując jednocześnie słowa Pradawnego.
- Powiedz, że doceniam ten gest – rzekł w podzięce, przyjmując błyskotkę. Mężczyzna skłonił się i odszedł, on natomiast zastanowił się, co miałby zrobić z otrzymanym prezentem.
- Dla wybranki serca – powtórzył z wymuszonym uśmiechem, podrzucając pierścionek w dłoni – Szkoda, że takiej nie mam.
W swoim dość krótkim życiu miał już parę kobiet, ale żadna z nich nie mogła być nazwana wybranką serca. Były to przelotne uczucia, a ściślej rzecz ujmując zauroczenia. Pociąg fizyczny dwóch ciał. Schemat zawsze był taki sam. Ona niewinna, on pociesza, ona dziękuje i lądują w łóżku…
Westchnął kontynuując drogę. Po chwili znalazł się na brzegu spokojnego jeziorka ukrytego w gęstym lesie. Szybko zrzucił z siebie całe wierzchnie odzienie, wyjmując jedynie ziółka i olejki trzymane w specjalnym mieszku przy pasie. Woda była lodowata, ale orzeźwiająca. A takiej właśnie potrzebował. Krystalicznie czysta błyszczała w srebrzystej łunie księżyca. Zanurzył się po głowę, wylewając na głowę zapachowy olejek, który następnie zaczął mocno się pienić. Wtarł piankę we włosy, spłukując ją głębokim nurem pod taflę. Później zaczął uważnie nacierać całe ciało. Magiczne olejki sprawiły, że poczuł się na nowo świeżo i rześki. Zmęczone mięśnie rozluźniły się. Usiadł, opierając się o wystający z dna kamień. Chociaż ciało było zadowolone, to dusza nie dawała mu spokoju. Cały czas dręczyły go wątpliwości.
Zanurzył się po brodę w wodzie zamykając oczy. Gdyby wszystko mogło być jak dawniej…
Awatar użytkownika
Veril
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Veril »

Cecilia miała rację, to środowisko wpływa na to kim jesteśmy, dlatego też Veril pożałował swojego wcześniejszego stwierdzenia. Niewątpliwie można było zejść na złą drogę, ale to od nas zależało czy z niej zawrócimy. Maie lekko się zakłopotał, ale nie chciał dać tego po sobie poznać.
Dopóki dziewczyna nie opuściła strumyka jego zajęciem było dłubanie czubkiem buta w ziemi. W milczeniu i z niejaką konsternacją słuchał jej wywodu. A więc nadal zemsta, w dodatku sprawa prywatna. Tym razem nie czuł się zobligowany pytać o to. Uznał to za lekką przesadę.
Wzdrygnął się gdy przed oczami zamajaczyło mu częściowo nagie ciało kobiety. Od razu dało się dostrzec niezbyt ciekawie wyglądającą bliznę. Veril lekko zaczerwienił się na twarzy. Charmaine zaskakiwała go na każdym kroku swoją spontanicznością. Mógł nawet pokusić się o osąd, iż kiedyś był do niej bardzo podobny. W sumie nie tak dawno, bo około dwieście lat...
W milczeniu spełnił prośbę kobiety, a poszło mu nad wyraz sprawnie, ciekawe czy miał w tym doświadczenie? Jednak swoje zadanie wypełnił solidnie i z największą dozą delikatności i precyzji na jaką go stać. W sumie zastanawiał się dlaczego kobiety dobrowolnie zakładają te narzędzia tortur... Tylko dlatego, że mężczyznom się to podobało?
- To stary człowiek, ma swoje wariactwa. - powiedział w komentarzu na wrzask. Chrząknął. - Gotowe...

Zastanowił się chwilę nad tym co jeszcze mógłby powiedzieć. Czuł, że kobieta ma już dość jego towarzystwa, no i stracił już element zaskoczenia w postaci zmiany w kota. Ale cóż... Są jeszcze inne zwierzęta.
- Nie będę cię już męczył moim towarzystwem. - wykonał coś na kształt ukłonu. - Teraz nieco więcej rozumiem, ale mimo to spróbuj nikogo nie zabić, życie jest kruche.
Zrobił się bardzo poważny. Przez większość czasu maskował się, udawał pajaca byle tylko nie myśleć o przeszłości, co poradzić? Taki był. Po prostu...
- Aha... I wymyśl lepsze imię dla tego kota. - dodał z uśmiechem, po czym udał się z powrotem do swojego miejsca przy ognisku. Przygrywał cichutko na flecie.
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecilia »

Charmaine zmierzyła grajka wzrokiem. Nie przeszkadzała jej obecność kompana, jednak uwaga Verila nieco wyprowadziła ją z równowagi. Poruszyła się w stronę brzegu, odwracając jeszcze głowę.
-Zapomnij, Pulpecie.
Kobieta chwiejnym krokiem ruszyła wzdłuż strumyka, co i raz potykając się o wystające korzenie. Nienawidziła dzikiej przyrody. Nieposkromiona, zdawała się chwytać dziewczynę za kostki z nadzieją, że ta padnie jak długa na leśną ściółkę. W dodatku myśli dziewczęcia błądziły, szukając odpoczynku. Chwila ulgi minęła pozostawiając za sobą frustrację. Flecista znał prawdę, lecz czy cokolwiek to zmieniało? Niezupełnie. Po pierwsze - nikt i tak nie uwierzy w jego ewentualne pokrętne wyjaśnienia, po drugie - niebieskowłosemu zdawało się obojętne kim była. W głowie nadal dźwięczało jej jedno słowo "przestępczyni". Zawsze uznawała się za "kontakt", "szpiega", jednak nigdy nie myślała, że jej pracę ktoś zechce tak uogólniać. Do tej pory pewna była swego, teraz jednak, gdy wyznała komuś całą prawdę poczuła się negatywnie oceniona. Momentalnie zrozumiała zdanie wypowiedziane jeszcze kilka minut temu przez zmiennokształtnego. W rzeczy samej - ona także nie mogła zrozumieć tego pokrętnego toku myślenia, który niemal piętnował ją niczym najgorszą zbrodniarkę. Nie, nie najgorszą. "Groźną." W sumie samo określenie było niejako komplementem. W rzeczy samej kobieta była groźna. Jej wzrok automatycznie powędrował w stronę zadrapania na ubraniu. Zacmokała, przejeżdżając palcem po rozdarciu. Będzie musiała to zszyć, tylko gdzie na środku równiny znaleźć krawcową? Dziewczyna westchnęła zrezygnowana. W sumie nie mogła narzekać. Droga była prosta, ludzie Metatrona ochraniali ich bez zarzutów, pomijając wizytę Szayela było spokojnie. Aż odechciewało się robić cały ten szum wokół skrzyni. Podrapała się po karku. Jak można to coś otworzyć?
Stary dziad, jest naprawdę inteli...
Charmaine zaklęła siarczyście spadając w dół. Jeden z korzeni wreszcie zwyciężył, z triumfem zawijając się nad ziemią. Na szczęście pod dziewczęciem znajdowała się sterta bliżej niezidentyfikowanych ubrań w których wylądowała twarzą. Roztarła obolały nos obracając się na plecy. Skoro już leżała na tej miękkiej kupce postanowiła ją wykorzystać. Obserwowała rozgałęzienia, soczyste liście przez które dostrzegała lśniący na niebie księżyc. Uniosła dłoń zakrywając jaśniejącą na niebie kulę. Bezsensowny gest kurtyzana pozostawiła bez komentarza wzdychając ciężko. Ręka opadła z trzaskiem łamiąc leżącą nieopodal gałązkę.
Białowłosa uniosła się na łokciach obserwując nogi. Lewe udo znaczyła delikatna szrama, zapewne zahaczyła się w czasie upadku.
-Świetnie. - wyszeptała, z nutką goryczy w głosie. - Genialnie.
Powoli wstała otrzepując się z ziemi, dopiero po chwili zauważając złoty przebłysk w wodzie. Z niewyjaśnioną paniką spojrzała na stertę ubrań. Oczywiście należały do zażywającego kąpieli Lolariana. Cecilia widziała wiele nagich mężczyzn, jednak teraz odwróciła się gwałtownie, sama nie rozumiejąc - dlaczego? Głowę skierowała w bok, wolno powracając do stania przodem.
-Lolarian? - upewniła się.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Siedząc w wodzie i odpoczywając zastanawiał się, co robić dalej. Wyruszył w ślad za Szayelem. Nawet nie został na ceremonię pogrzebową ojca, która pewnie właśnie miała miejsce w Arturon. Natychmiast ponowił drogę w stronę Kryształowego Miasta mając nadzieję, że tam odnajdzie Szayela. Cóż…ten punkt spełnił. Odnalazł brata, a raczej on jego. Jednak nie tak to sobie wyobrażał. Myślał…miał nadzieję, że będzie inaczej. Rzeczywistość jednak zakpiła sobie z niego ponownie. Co w takim razie miał zrobić? Kontynuować drogę do Kryształowego Miasta? W jakim celu? Szayel wspominał, że jest w nim hrabią. Jeżeli to było prawdą, to Kryształowe Miasto stało się najmniej bezpiecznym z miejsc. Nie miał zamiaru ryzykować politycznego skandalu. Jako gwardzista królewski władcy Arturon jakiekolwiek działania przeciwko hrabiemu Kryształowego Miasta, jakim jest Szayel, mogłyby skończyć się…co najmniej ochłodzeniem stosunków miedzy państwami. A Szayel z pewnością wykorzystałby całą sytuację by tylko wzmocnić swoje wpływy. Może należało wrócić do Arturon? Tylko w jakim celu. Teraz zapewne wybuchła zażarta wojna o przewodnictwo w rodzie. On się nie liczył. Według Starszyzny nie był godny, gdyż nie znał się na magii. Nie miał im tego za złe. Jak mógłby przewodzić największej rodzinie Czarodziei samemu nie potrafiąc korzystać z magii? Co w takim razie powinien zrobić?
Nagle usłyszał chrzęst. Tuż po tym kobiecy głos wypowiedział jego imię. Od razu rozpoznał, że należał on do okradzionej kobiety. Co robiła tak daleko od obozu?
- Tak, to ja – odpowiedział nieco zmieszany całą sytuacją. Nie miał przecież na sobie żadnych ubrań. Na szczęście jeziorko było wystarczająco głębokie i tkwił w wodzie po samą brodę – Chcesz o czymś porozmawiać?
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecilia »

-Przyszłam Cię wykąpać, mój Panie. Zapewne w domu, masz sztab ludzi pomagających Ci przy kąpieli. - skłoniła się delikatnie, przez uderzenie serca czekała na reakcję Pelagiusa, nie wytrzymała jednak długo, parskając śmiechem. - Chociaż z moimi umiejętnościami mogłabym jedynie wykonać jakiś taniec dla umilenia czasu, pewnie nie jesteś zainteresowany, co? - krótka przerwa, znudzone westchnienie. - Rozumiem, że...trzeba przychodzić do Ciebie z czymś konkretnym? Nie pozwalasz sobie na rozmowę o niczym ze zwykłym pospólstwem czy "przestępcami"? - ostatnie słowo wyrwało jej się przypadkowo. Cecilia za późno ugryzła się w język, więc zajęła się przypatrywaniem szramie na udzie. Z zadrapania płynęła strużka krwi kończąc swój byt gdzieś w wysokiej cholewie buta. Kobieta bez większego zainteresowania Lolarianem przeszła nad brzeg, zanurzyła białą chustkę w wodzie i docisnęła chłodny materiał, niczym okład do rany, przy okazji czyszcząc nogę z krwi. W czasie tego jakże interesującego zajęcia mamrotała pod nosem, lecz mężczyzna mógł usłyszeć zaledwie urywki zdań:
-Nie wierzę...zawsze to samo...niewdzięczny...
Po zakończonej czynności kurtyzana z niemałą ulgą patrzyła na delikatne, czyste draśnięcie. Przeniosła wzrok na blondyna.
-Nie mów mi, że wszyscy jesteście tacy sami. - wyszeptała, ponownie mocząc chustę i wyżymając ją. - Cholerne hrabiostwo, ślepe i głuche bez swoich ludzi, a jednak wciąż uważające się za lepszych.
Bezceremonialnie oparła się o konar drzewa niby przypadkiem prezentując długie, zgrabne, blade nogi. Czy miała zamiar odejść? Na pewno nie. Patrzyła wprost na wystającą znad powierzchni, jasnowłosą głowę zastanawiając się, jak jeszcze można sprawdzić granice Pelagiusa.
-Nie mogę wrócić do Kryształowego Królestwa. - wypaliła nagle mrużąc oczy. - Coś się zaczyna, nie wiem jeszcze co, ale coś się dzieje.
Zerknęła w stronę obozu w zamyśleniu. Już dawno powinna była otrzymać od Larsa wiadomość zwrotną, a jednak elf zwlekał z jej wysłaniem, lub nie chciał...bądź nie mógł jej wysłać.
-Kłopoty. - przełknęła głośniej ślinę, mówiąc te słowa bardziej do siebie niż do towarzysza - Ale Ciebie zapewne niewiele to obchodzi. To jak z tym tańcem? Znany w całym Valladonie. "Perła półświatka". - uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie beztroskich chwil.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Metaron lezal w swym namiocie i myślał o wiele sprawach. O dziwo kwestie dzisiejszego dnia jeszcze kwestia czy dożyje tego czasu. Czy przetrwa czy też pozostanie po nim grób i tajemnica. Dzschodziły na plan dalszy, odległy i niemal nierealny. Na pierwszej pozycji pojawiały się dni przyszłe. Powtórzenie krok po kroku całej ścieżki dzięki której odkrył kryształy. Pozostawała iwna lekkość ogarnęła ciało. Niegdy nie mógł się przyzwyczaić do finalnego działania maści.
-Panie.. - rzekł Douma wchodząc do namiotu. - Kazano mi przekazać, iż Lolarian docenia ten podarek.
- Dobrze. - Pradawny wyrwany ze świata swych myśli spojrzał nieprzytomnym (i w gruncie rzeczy amol widzącym) wzrokiem na woja. Ile to już po dozowali razem? Długo. Jak wróci do klanu będzie miał o czym opowiadać.
-Złodziej gra przy ognisku – stwierdził Douma od niechcenia, a następnie ziewnął zasłaniając usta.
-Przyprowadź go. Mam pomy.. - nie skończył. Zakręciło się mu w głowie.
Członek świty skłonił lekko głowę i wyszedł z namiotu. Verila odszukał tuż przy ognisku, z uśmiechem i niejakim, nieodgadnionym rozbawieniem.
-Te, bandyta – zaśmiał się – pan Metatron pragnie porozmawiać z postrachem wsi, wiosek i traktów. - Żartował, był ubawiony. Nawet jemu nie wyglądał on na złodzieja. Kpił w serdeczny sposób. - Daj, zaprowadzę cię.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Z początku słowa kobiety wprawiły go w niemałe zdziwienie. Wytrącony z myśli i nieco zaskoczony całą tą sytuacją miał lekki mętlik w głowie. Dopiero coś w nim drgnęło, gdy kobieta wspomniała o przestępcach. Czy to były jakieś wyrzuty? Przecież nic jej złego nie zrobił. A może chciała po prostu mu się wyżalić?
- N-nie jestem hrabią jeżeli o to ci chodzi, ani tym bardziej żadnym Panem – odparł z początku nieco zbity z tropu, ale chrząknął, nadając swemu głosu odpowiedniej tonacji pełnej zdecydowania - Jestem rycerzem, królewskim gwardzistą. Poprzysiągłem strzec króla Arturon i jego ludzi nawet za cenę swojego życia. Nie uważam cię za pospólstwo czy tym bardziej…przestępczynię? – Samemu się zdziwił mówią to – Czemu w ogóle o tym pomyślałaś?
Przyglądał się jej ukradkiem, gdy ta podeszła nad brzeg wody. Trudno było nie zauważyć piękna kobiety. Miała w sobie coś takiego, sam dokładnie nie umiał tego określić, coś dzikiego, nieposkromionego. Jak dzikie, ale zarazem dumne zwierzę. Pewną dozę egzotyczności. Jego ciało na to reagowało, ale szybko potrząsł głową odganiając od siebie te nieczyste myśli. Przecież nawet nie znał jej imienia. Uciekł wzrokiem w bok czując pieczenie w okolicach policzków na samą myśl o tym.
- Ja też nie mogę wrócić do Kryształowego Miasta – westchnął z uśmiechem goryczy – Mój ukochany braciszek jak widać namieszał w umyśle nawet samemu elfiemu królowi. A bardziej niż taniec chciałbym poznać twoje imię, droga Pani. Jeżeli nie masz nic przeciwko.
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecilia »

-Gdyby każdy był taki jak Ty, Panie... - zaczęła spokojnym, niemal zmęczonym głosem, kończąc cichym westchnieniem.
...nie miałabym pracy.
-Zwą mnie Charmaine. - dziewczyna niepewnie lustrowała twarz mężczyzny. Nie była przekonana czy powinna mu ufać, jednak póki co zdecydowała się pozostać przy nim i porozmawiać. Pytanie o jej wzmiankę na temat pospólstwa i przestępczości zignorowała spinając brwi w skupieniu. Nie mogłaby powiedzieć mu prawdy, nie teraz. Nie była mu ona do niczego potrzebna, a mogłaby jedynie popsuć i tak nieciekawe relacje między nim, a kurtyzaną. Kobieta miała pewność , iż chłopak nie przepada za jej widokiem. Chłonęła każde słowo Lolariana starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W jaki sposób mówi, patrzy, uśmiecha się gorzko na wspomnienie brata. Każdy szczegół składa się przecież na złożoną osobowość, do której trzeba dostosować odpowiednie podejście.
-W takich momentach cieszę się, że nie mam rodzeństwa. - prychnęła na samą myśl o starszej, "złej" siostrze, jednak przez jej twarz przeszedł cień uśmiechu. Oczy natrętnie zezowały w stronę nogi. - Jako małe dziecko, nie miałam zbyt wiele styczności z rówieśnikami. Można powiedzieć, że wychowywałam się w...zamkniętej społeczności. Nie żałuję. - dodała szybko. Nie pragnęła litości, czy zrozumienia. Księżyc błyskał spomiędzy liści, rzucając na ziemię jasne pasma światła. Przez chwilę spojrzenie białowłosej zaszło mgłą, jakby na wspomnienie domu poczuła narastającą w piersi tęsknotę. Po chwili jednak ruszyła jeszcze bliżej brzegu. Fakt, iż młodzieniec jest nagi nie zdawał się jej przeszkadzać czy peszyć.
-Czy TO jest bardzo widoczne? - przejechała palcem po zadrapaniu na wewnętrznej stronie uda, siadając na brzegu. Z nóg zdjęła ciężkie buty rzucając je w stronę ubrań towarzysza. Zanurzona w wodzie ranka niemiłosiernie szczypała, Cecilia nie była w stanie skupić się na niczym innym niż obecność krwistego śladu. - Nie wda się zakażenie, prawda?
Z przestrachem zerknęła na wystający konar, przyczynę jej "cierpienia". Kilka razy zraniła się podczas walki czy ćwiczeń w obozie, jednak wzdrygnęła się na myśl o kolejnej bliźnie. Dopiero, gdy przeniosła wzrok na blondyna jej mięśnie nieco się rozluźniły. Pozwoliła sobie na filuterne puszczenie oczka.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Jeżeli się wstydzisz po prostu powiedz. - świdrowała go szarym, intensywnym spojrzeniem.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

- Charmaine – powtórzył cicho. Rzeczywiście. Imię miała równie egzotyczne jak sama się wydawała.
- Cóż, trudno do końca nazwać mnie i Szayela rodzeństwem – odparł wpatrując się nieobecnym wzrokiem w taflę wody, pod którą miał ukryte dłonie – On ma tysiąc lat, a ja ledwo trzydzieści. W ogóle się nie znamy – Uśmiechnął się pod nosem – Jesteśmy jak ogień i woda…tak przynajmniej mówił mój ojciec, gdy jeszcze żył…
Zacisnął usta i spiął brwi. Gniew, smutek i żal mieszały się z konsternacją. Czy aby rzeczywiście Mateus był jego ojcem? Co prawda nigdy nie czuł się przez niego jakoś odtrącony, ale ta „klątwa” - brak daru magii nie dawała mu spokoju. Czy to był tylko przypadek? A może zaczynał już popadać w paranoję i doszukiwać się problemów tam, gdzie ich nie było?
- Wychowywałaś się w zamkniętej społeczności i nie żałujesz? – zapytał nie kryjąc zdumienia, samemu przypominając swoje własne wczesne lata dzieciństwa. Otoczony przez armię sług, zamknięty w czterech ścianach rodowej posiadłości. Też był odseparowany od zwykłych ludzi, co zmieniło się dopiero po wysłaniu go do szkoły wojskowej. Jednak mimo to nawet tam czuł się obco…jak wszędzie zresztą – Ja też, ale wiele bym oddał, by móc dorastać pośród zwykłych ludzi. Chodzić jak normalne dziecko do szkoły bez obstawy strażników – zaśmiał się – nawet się bić. Byłem dość wybuchowym dzieciakiem, przez co zawsze miałem ochotę do bójki. Nikt jednak nigdy nie chciał się ze mną bić. Nie przez to, że byłem silniejszy, nie, nawet silniejsze dzieciaki wolały potulnie przyjmować moje ciosy niż mi oddać. Wszystko przez to, że byłem synem Pelagiusów.
Przerwał, gdy kobieta wskazała mu rankę i zadała pytanie, czy jest widoczna.
- Jestem pewien, że Czarodziej ma coś, co natychmiast by usunęło rankę, a o zakażenie się nie martw – wskazał swoje ubrania, wśród których leżał pasek, a do niego przymocowany woreczek z ziołami – Przetrzyj zielonym liściem. Nie jest to poważna rana, więc nic ci się nie stanie.
- Nie, nie przeszkadzasz mi – odpowiedział zgodnie z prawdą – Sądzę, że nie mam się czego wstydzić, droga Pani – dodał z uśmiechem.
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości