Równina Drivii[Kal Idrion] Duchy przeszłości

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

[Kal Idrion] Duchy przeszłości

Post autor: Galanoth »

Nagłe zniknięcie Aphrael wybiło Elfa z równowagi. Spodziewał się innego sposobu dostania się na drugi koniec jeziora; teleportacji - nigdy. Stojąc w miejscu jak jedno z rosnących wkoło drzew, przysłuchiwał się śpiewom porannych ptaków, oglądał łabędzie wychodzące na doreńską taflę. Natura od niezmierzonych stuleci wybijała rytm prowadzonego życia. Nadawała takt i harmonię wszystkiemu, co miało swój początek u źródeł nieuchwytnej duchowo przyrody. Galanoth czuł się wespół z łonem pierwotnej matki. Być może przyczyną tego było jego elfickie pochodzenie, być może dorastanie wśród gęstwin leśnych. Powrotne pojawienie się Aphrael rozwiało wszelkie wątpliwości. Rycerz odkrył, co tak utrzymywało go przy naturze.
- Skoro już wszystko zostało ustalone, możemy ruszać. Kal Idrion jest niedaleko stąd. Osada położona jest na wysokim płaskowyżu, więc spacer po górkach trochę na zajmie. Och, jeszcze została panienka...
Znacząco spojrzał na lewy bark na którym leżała wygodnicka Zmiennokształtna. Czując potrzebę przewodnictwa, Galanoth gestem dłoni wskazał kierunek marszu - małą ścieżkę między brzózkami - i ruszył w zapunktowaną stronę. Kto by przypuszczał, że w tak dobrym humorze i nastroju, dwójka herosów Meot zacznie szukać nowych przygód.


Zgodnie z wcześniejszymi słowami, Sulin została oddana w dobre ręce na obrzeżach Fargoth. Zaprzyjaźniona gospodyni wiejskiego domostwa, Pani Habs - pół-krasnolud, pół-człowiek - za drobną opłatą 35 ruenów przygarnęła śpiącą królewnę, obiecała dać pożywienie, świeżą odzież i w miarę święty spokój. Obrońca-Łowca przystanął na wszystkie warunki umowy.
Bohaterowie podczas pobytu na krańcach Fargoth usłyszeli parę intrygujących nowin z niedalekiego wschodu. Nieliczni mieszkańcy opowiadali o długich karawanach poruszających się w stronę nekropolis, o Krasnoludach, które dzierżąc wielkie skrzynie wypchane bojowym ekwipunkiem i kilofami kopalnianymi wraz z Mrocznymi Elfami szły od strony morza do Kal Idrion. Wszystkie plotki, choćby były nieprawdą, wprawiły Galanotha w zakłopotanie. Wszelki ruch na trasie prowadzącej do opuszczonego miasteczka to znak, że coś jest nie w porządku. Kal Idrion, dawna twierdza i bastion sił ludzkich, powinna być martwa od mniej więcej 150 lat. Nagłe pojawienie się "przypadkowych podróżnych" nie zwiastuje niczego dobrego. Elf czuł to tuż pod skórą.

Zbliżał się koniec podróży. Aphrael na swym rumaku i Galanoth na wiernych stopach właśnie pokonywali ostatni ciasny zakręt wielkiego sklepienia, masywu górskiego. Grzbiet skalny wyrastający znad płaskich równin przypominał z daleka ciało uśpionego, największego w historii Alaranii smoka. Unosząc się na jego szczycie para mogła wyłącznie rozmyślać o pokonanej trasie, nie ujawniającym się na razie zmęczeniu. Elf rad, że w końcu zobaczy prawdopodobnie nawiedzoną mieścinę, chwycił głęboko powietrze... rozejrzał się po wielkim obozowisku. Dziesiątki namiotów i ognisk tkwiły na płaskowyżu góry. Przy każdym z nich głównie mężczyźni. Młodzi, starzy, grubi, chudzi... każdej w miarę inteligentnej i humanitarnej rasy. Co jakiś czas oczom śmiałków ukazywał się kobiecy biust. Dorodne piersi zaproszonych dam, kobiet (do towarzystwa) i panien podskakiwały w pląsach przy trzeszczących ogniach. Siadały przy nich Elfy, Fellarianie, Naturianie, również zwykli ludzie ubrani w dostojne szaty, wieśniacze szmatłachy czy zbroje z różnych materiałów i tym bardziej jakości. Wśród zgiełku bawiącej się gawiedzi Galanoth próbował wychwycić tylko jedno: logikę. Momentalnie chwycił za rękojeść Różyczki, nie wyciągał jednak broni ze skórzanego obicia przy biodrze.
- Nie rozumiem... Panno Aphrael, może ty...?
Spojrzał pytająco na kompankę. Poszczególne czubki rozłożonych namiotów zasłaniały po części wspaniałe, choć na wpół zniszczone mury Kal Idrion. Opuszczona twierdza widziana z dystansu 1/3 staja [1 kilometra] jarzyła się na rogach zapalonymi ogniskami wież. Drewniane konstrukcje o dziwo nie zapalały się pod wpływem palenisk... zapewne są osłaniane kamieniem.

Galanoth podszedł do pierwszego obozu na skraju jednego wielkiego cyrku. Minął roznegliżowaną Nimfę, która właśnie chciała zawiesić mu się na szyi, ruchem rozkładania na widok broni roztrwonił gadatliwe towarzystwo nieustępliwych wieśniaków. Jedyna osoba, która wyglądała na godną rozmowy, przypominała starego najemnika. Siwowłosy starzec o twardym podbródku i jeszcze mocniejszej koziej bródce, siedział na trawie, a między nogami trzymał kołczan wypełniony wieloma strzałami. Na plecach przewiesił szeroki łuk. Prawe oko, niezasłonięte przez czarną chustę na głowie, właśnie wlepiło się w postać mocarnego Rycerza.
- A czoś pan za jeden? Przyjeżdny jakiś? - spytał bez żadnego zastanowienia.
- Spocznij z tonu, staruszku. Szukam... szukamy tylko wyjaśnień. Co się tu właściwie dzieje?
- Kal Idrion, panie, łot dzo. Bramy otwierzono, sztraże zaczęły patrole, mieszkańcy szaczęli zapełniadź chatynki... Żydzie wradza, powiadam. Żydzie wradza!
Niedokładnie mówiący staruszek zachybotał się na miękkiej ziemi. Spojrzał w stronę zamku, zmrużył oczy.
- Ża moich czasów to było czmentarzysko, byle szwinia mogła taplać się w błocku.
- A teraz?
- Terasz, panie... terasz wszysztko się zmieniło dzięki magiów. Przyszła dwójka Magiów, chiba Czarodziejów... nie pamiętam... a sz resztą. Przyszedli tutaj i w cziągu jednej noczy naprzawili szniszczone miaszto.
Galanoth pokręcił niezrozumiale głową.
- Przecież to było cmentarzysko. Pochowano tutaj wielu mieszkańców. Traktaty między królestwami gwarantowały spokój zmarłym.
- Aś tam, panie, traktaty! - emerytowany machnął niedbale ręką. - Czarodziejowie powiadajom, że wszysztkich umarłych odeszłali w jedno miejszcze głęboko pod warsztwami ziemnymi Kal Idrion. Że szrobili im prawdziwy czmentarz! No, szkoro poszbyli się truposzy... to ino ludy okaszji szukajom. Każdy chcze się dosztać do środka miaszta. Pieniądże pono na dżewach nie rosznom...

Elf skinieniem głowy podziękował staruszkowi za garść cennych informacji. Rezolutnie zrównał się wzrokiem z siedzącą na koniu kobietą.
- Co o tym wszystkim myślisz? Masz może jakiś plan działania?
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Od kiedy ujrzeli pierwszych podróżnych, miała bardzo, bardzo złe przeczucia. Instynkt podpowiadał jej, że była głupia godząc się na tę wyprawę. Coś się działo, coś niedobrego. Ale nie mogła ot tak zrezygnować z podróży. "Instynkt każe mi zawrócić"?! Musiała jechać dalej.
        Im bliżej Kal Idrion, tym bardziej nerwowa się stawała, co na pewno nie uszło uwadze Elfa. Była małomówna, często zagłębiała się w ponurych rozmyślaniach o tym, co ujrzą w Kal Idrion. Miała kilka alternatywnych wersji w głowie. Widok namiotów wokół twierdzy nie był dla niej tak wstrząsający, jak dla Galanotha. W końcu kiedyś ludzie muszą odbudować to miasto, żeby Elf mógł je później zniszczyć, prawda? Prawda. Galanoth spytał jakiegoś człowieka o to, co się dzieje - niepotrzebnie, sama mogła mu to powiedzieć. Kal Idrion odradzało się na nowo.
- Co myślę? Kal Idrion było kiedyś potężną, wspaniałą twierdzą. Pamiętam ją taką. Może owi Czarodzieje również pamiętają ją ze "starych, dobrych czasów'" i nie mogli już patrzeć na ruiny tej potęgi, więc wznieśli ją na nowo? - odpowiedziała Galanothowi. W historii zdarzyło się już kilka podobnych przypadków, nie było to więc nierealne. Milczała chwilę.
- Plan działania? Przecież to ty śpieszyłeś to Kal Idrion, by sprawdzić pogłoski o jakichś potworach. Ja jestem tu tylko dla towarzystwa - mrugnęła z szerokim uśmiechem.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Elf nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Uśmiechnął się zawadiacko, ujmując prawą dłoń schodzącej z konia Aphrael. Wykazując się dobrze znaną mu ogładą kulturalnego rycerza, pozwolił kobiecie osiąść na ziemi w pobliżu starego najemnika oraz ogniska nad którym ktoś bliżej nieokreślony piekł grubego świniaka. Spasione zwierzę rumieniło się oplatane z dołu przez pomarańczowe płomienie. Trzaski niszczonego w ogniach drewna umilały nienaturalną ciszę między rozmówcami. Podstarzały łowca pieniędzy spojrzał z ukosa na Czarodziejkę, zmrużył nienawistnie powieki. Zamruczał coś niewyraźnie, to przekręcił głową, podrapał się po gęstej bródce. Zainteresowała go mała błyskotka leżąca tuż nad piersiami kobiety. Dekoracyjny listek z kamieniem w środku przyciągnął uwagę jegomościa. Staruszek wstał z ziemnego siedzenia, kolana strzyknęły rozciąganymi stawami. Zatrzymał się tuż przed Galanothem, który zagrodził mu drogę do Aphrael.
- Czegoś chcesz od damy, poczciwy staruszku? To nie jest jedna z tych, które pląsają w obozie.
- Wiem, wiem. Szasztanawia mnie tylko ten mały błyszkotek, czo go ma panna na szyjcze. Podobne widziałem u paru mężczyszn,przechodżili tutej ostatnio...
- Mężczyzn? Czy mieli przypadkiem czerwono-białe zbroje? Albo czarno-niebieskie napierśniki?
- Och tak tak! Wyglądali w nich jak królowie i królowe! Wszród ryczerzy była jedna dziewuszka... mmm, szkarbek młodoszci! Ttrzymała w szwych delikatnych dłoniach szłoczisty łuk... chyba roboty Szmiennokształtnych. Czemu panicz w ogóle pytasz?
Elf pokręcił nienaturalnie głową. Zapomniał, że nadal trzyma dłoń kobiety. Odwrócił się do niej, lecz ręki jak nie puszczał, tak nie puszcza.
- Chyba ich znam - oznajmił uroczyście. - To zakonnicy z Runicznego Przymierza. Każdy, kto zostaje głównym czeladnikiem zakonu, zakłada na sobie czerwono-białą zbroję, ślubuje wierność sprawiedliwości i podróżuje po Alaranii wykonując zadania dla zakonu. Sam zakon jest jakby wyższym etapem Szkoły Odrodzonego Liścia. Każdy absolwent kawalerskiej uczelni ma zapewnione miejsce w zakonie. Ja też tam byłem...
Zmarkotniał na moment, spojrzał na poczciwego staruszka.
- Dziękuję ci za wyjaśnienia, miły panie. Nie wiesz może, gdzie poszli ci wojownicy?
Staruszek podrapał się po łysince na czubku głowy.
- Och, żebym to ja... ach, już wiem! Kierowali się w sztronę kużni...
- Kuźni w Kal idrion?
- Nie, no czo pan.. w oboszowiszku. Kie Krasnale pżygnały sze szobom czały szpżęt i za eksztra opłatom robią czacuszka, że hej! Jeśli chcze pan się tam dostać, proszę iźć za dymem.
Najemnik zapunktował wskazującym palcem miejsce na niebie, w stronę prawej baszty wychodzącej zza murów miasta. Faktycznie, czarny słup dymu unosił się nad namiotami.
Galanoth raz jeszcze podziękował mężczyźnie skinieniem głowy. Odszedł na bok wraz z towarzyszką, popatrzył na nią dokładnie. Westchnął.
- Wygląda na to, że zakon również coś podejrzewa. Nie przysyłaliby całej grupy do miasta, które nagle się odrodziło... gdyby faktycznie nic się nie działo. Musimy poszukać zakonników i dowiedzieć się, co takiego się dzieje. Chyba, że masz jakiś inny pomysł. Zawsze wierzyłem w twoją pomysłowość, Aphrael.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Zsiadła ze swojego konia korzystając z pomocy Galanotha i stanęła obok niego, choć chwilę później Elf wysunął się naprzód w obronnym geście. Mężczyzna, z którym Galanoth rozmawiał, wykazał niebezpieczne zainteresowanie nią i jej naszyjnikiem. Machinalnie zacisnęła palce na wisiorku - ruch ten zawsze dodawał jej otuchy, jakby czerpała z liścia dobrą energię Galanotha. W razie czego sama potrafiłaby się obronić, ale nie wyglądało na to, by miała być do tego zmuszona - Elf szybko zajął się człowiekiem i odwiódł go od zamiaru bliższego zapoznania się z Czarodziejką i jej naszyjnikiem.
        Wzruszyła ramionami.
- Nie mam żadnego konkretnego celu. Poszukajmy twoich przyjaciół - uśmiechnęła się krzywo. Chwyciła uzdę swego konia i owinęła sobie wokół nadgarstka. W takim ogromnym obozowisku łatwo "przypadkowo" stracić cenne rzeczy - takie jak konia, na przykład. A ona wcale nie miała ochoty rozstawać się ze swoim towarzyszem.
- A więc: do krasnoludzkich kuźni! - powiedziała dziarskim tonem i ruszyła między namiotami.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth przystanął na energiczną reakcję kobiety, poszedł przodem by utorować drogę prowadzącą między namiotami i ogniskami. Mijane postaci, na ogół zakapturzone lub pokryte grubymi płaszczami, śpiewały, tańczyły, popijały piwo prosto z dębowych beczułek. Pochyleni nad stołami kupcy rozkładali małe woreczki z brzęczącymi monetami, mamrotali niewyraźnie skupiając wzrok na wymienianych poufnie towarach. Z niedaleka jakiś zdolny trubadur przygrywał na lutni wesołą melodyjkę. Na liniach melodycznych półnagie dziewczęta tańczyły wraz z chętnymi panami, na ogół uzbrojonymi po zęby. Z zakątka pola namiotowego rozległ się okrutny, wręcz soczysty bluzg pełen przekleństw i rzucania krwawym mięsem. Z kolejnego natomiast damski głos nawoływał chętnych mężczyzn do "wejścia w namiocik i poczucia się szczęśliwym". Elf prowadził Aphrael wraz z jej wierzchowcem przez cały ten ambaras, raz po raz spoglądał na czarny słup unoszący się nad ziemią. Do uszu bohaterów dotarł dźwięk obijanego młotem żelastwa. Rytmiczne stuki w końcu stały się coraz głośniejsze, uczepione trawy namioty w końcu oddały część obozowiska małej drewnianej chatce. Lekko podniszczony, dwupoziomowy budynek przypominał chatkę starego rybaka bądź drwala. Odrapane okiennice zasłaniały widok na wnętrze domostwa, a wygryzione przez mole drzwi uchylały rąbek przedsionka. Tuż przy budyneczku brązowowłosy Krasnolud naciskał na pompę kamiennego pieca. Ognie w palenisku rozjaśniały włosy na bardziej rudawy kolor, zaplecione warkocze o mało co nie wpadały do środka.
Tuż obok pieca ustawiono kubeł pełen zimnej wody, garść stalowych prętów, a także czarne kowadło na którym leżał niedawno wykonany toporek. Stworzony dla drobnych rąk, lekki i poręczny, zatańczył w dłoni rzemieślnika. Spojrzał na przybyłych z niejakim zachwytem.
- Niech mnie Izerra w dupsko świśnie, jeśli to nie ONI! Na wszystkich bogów, kogoś ja goszczę!
Krasnolud wyciągnął ubrudzone dłonie w geście powitania.
- Znamy się? - Galanoth wyszedł z inicjatywą.
- Ino tego... tak i nie. Bo widzisz pan, jejku! Gdzieś są moje manierasy? Cholibka, jestem Grizmald Sten, skromny pracownik na rzecz Meot. Widziałem wasze portrety pamięciowe na głównych ulicach miasta! To wam zawdzięczam uratowanie mojego zakładu i rodziny! Gdyby nie wy i straż, wszystkich nas pochłonęłaby zagłada.
- Zrobiliśmy to, co należało do naszych powinności.
- I za taką kurewską powinność trzeba honorować, a jak! Proszę, proszę... składajcie zamówienia na cokolwiek chcecie. Dzięki zabiciu smoczyska mogłem ogrzać się przy bułeczkach mojej dziuni. Co wam wykonać? Może hełm? Albo pas cnoty? A może dwunastoręczny topór ogrów?
Grizmald zmarszczył czoło oglądając Aphrael. Powtórnie przenikliwy wzrok obłapił jej piersi, naszyjnik z liściem, lecz przede wszystkim...
- Laska na lasce, fiu fiu! Doskonała robota! Już z daleka widzę, że sprytnie pokryta jakimś użytecznym metalem... zapewne nierdzewnym. Ach, proszę proszę, nie krępujcie się! Życzcie sobie co tylko chcecie!

Galanoth wyprężył przed siebie tors. Zawadiacki Krasnolud należał do grupy nadaktywnych szaleńców. Wybuchy w oczach kowala stanowczo przesadzały zwyczajną miarę "radości i podniecenia". Thelas spojrzał na moment w stronę Czarodziejki.
- Masz pierwszeństwo, Aphrael. Tak tylko jeszcze spytam... przyjmujesz, panie...
- Mów mi Griz.
- Przyjmujesz, Griz, zamówienia także na magiczne wyroby? Potrafiłbyś coś ulepszyć... na przykład?
- Ależ oczywiście! Mam atesty, licencje, pozwolenia kupieckie i gildii. Proście, o czym tylko marzycie.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Rozgardiasz był typowy dla takich obozowisk. Znajdowało się tu wszystko: od sklepów z jedzeniem, przez namioty projektantów ubrań do kuźni. Po zaimprowizowanych uliczkach przechadzały się "kobiety do towarzystwa", raz po raz rzucając się w ramiona przechodzącym mężczyznom. Niewielu odmawiało proponowanym przez nie usługom.
        Była tu zaledwie chwilę, a już zaczynała boleć ją głowa od hałasu. Krzyki karczmarzy, ochrypłe, najczęściej sprośne pieśni i przede wszystkim głośne rozmowy - nie było mowy o ciszy, nawet daleko poza ostatnim rzędem namiotów.
        Dotarli do podniszczonego, małego budynku. Zawadiacki styl bycia krasnoluda wywołał uśmiech na twarzy Czarodziejka. Zaskoczony uśmiech - jakoś nie spodziewała się zostać wielką bohaterką. I jak ją poznał? A, tak... powiedział ON... Poznał Galanotha i domyślił się jej tożsamości. Błyskotliwy człowiek, ale co by było, gdyby jego domysły nie był słuszne? Hm, ciekawe...
- Laska? - podniosła kostur w górę i zaprezentowała go krasnoludowi. Przy okazji upewniła się, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. - Niestety nie wiem, kto wykonał to cudo - pieszczotliwym gestem przejechała palcami po drewnie, po czym zacisnęła ją na metalowym okuciu.
        Chciała odmówić jego propozycji skorzystania z usług, ale wiedziała, że byłby szczęśliwszy mogąc wykonać pracę. Zaczęła więc myśleć i nagle wpadł jej do głowy pomysł.
- Skoro jesteśmy przy lasce... Spójrz - wskazała na swój pas. Było tam coś w rodzaju metalowego uchwytu, jednak Aphrael wyjęła laskę z widniejącego obok, skórzanego. - Zatrzask się popsuł - powiedziała. Spróbowała nacisnąć, ale metal ani drgnął. Chwyciła mocniej i szarpnęła palcami. Uchwyt otworzył się z cichym trzaskiem. Podniosła go na wyciągniętej dłoni. Dwa połączone zawiasami półkola, o wymiarach idealnych dla jej laski.
- Mógłbyś stworzyć coś podobnego? - spytała.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Ognistobrody skrzyżował ramiona tuż pod piersiami. Mocarne łapska Krasnoluda bez żadnego problemu mogłyby złamać szkielet ludzki w paru miejscach, przynajmniej tak wyglądały z perspektywy stalowych mięśni i fizjonomii rozbudowanej wieczną pracą i dźwiganiem ciężarów. Grizmald uśmiechał się od ucha do ucha rad z powodu wizyty dwójki bohaterów Meot. Szczerzył malutkie białe ząbki spod warstwy niedbale ułożonego wąsika. Przypominał kupca, który właśnie podpisał akt sprzedaży wart milion ruenów. Ze wzrokiem porywczego szaleńcza przecierał raz po raz owłosione dłonie, chrząkał i dumał oglądając magiczny kostur Aphrael. Spoglądał na nią z każdej strony, w końcu za pozwoleniem Czarodziejki chwycił laskę, by móc przyjrzeć się znacznie bliżej. Zważył w rękach, podrzucił do góry na odległość jednego ramienia. Chuchnął w metal stopiony na drewnie, włosami środkowego warkocza brody przejechał po krańcu kija. Mistrz rzemieślniczego ceremoniału zahuczał gromko. Znów roześmiany, przyznał:
- W życiu nie widziałem tak misternej roboty! Mmmm, czuję krasnoludzką rudę z najgłębszych zakamarków kopalni, odrobinkę elfiej staranności i delikatności w tworzeniu drewna... czarny dąb, mało spotykana odmiana... chyba zachodnia.
Powąchał z wolna broń, nozdrzem przejechał po jego środku.
- Wykonanie arcymistrzowskie... czy sam tego przypadkiem nie robiłem? - Krasnolud zaśmiał się ponownie przypatrując się dalej linii stopu metalu z drewnem.
- Nie wątpię, że twoja broń, panienko, posiada w sobie coś magicznego... Słyszałem, że potrafisz nią władać biegle jak mieczem i źródłem magicznej energii... - Zmrużył oczy. - W Alaranii plotki są szybsze niż fakty zdarzeń. No, jakby nie patrzeć, muszę spełnić twoje życzenie. Przy okazji spróbuję dowiedzieć się, kto stoi za pierwszorzędną obróbką metalurgiczną i kowalską.
Z wszelką opiekuńczością i lekkością w ruchach położył laskę na chłodnym kowadle. Sten spojrzał to na laskę, to na Aphrael i Galanotha. Mężczyznę zlustrował zabójczo miłym wzrokiem.
- A Ty? Platynowy rycerzyku? Życzyłbyś sobie czegoś? Coś tak widzę i patrzę, że... twój runiczny miecz jest całkiem... drobny, cienki jak męskość u Chochlika. Mogę go pokryć czymś odpowiednim dla takich twardzieli jak ty, jeśli tylko chcesz.
- Czym dokładnie?
- Deritem.
- Deritem? Co to? Jakaś ruda metalu?
- Powiedzmy. Derit to kryształ naturalnie wyhodowany na szczątkach magicznego stworzenia. U nas, na północy, powszechnie uznajemy tworzenie różnych przedmiotów z deritu, zwłaszcza opancerzenia i broni. Skutki pokrycia, czy samego wykreowania danej rzeczy deritem są nieznane. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje materia na zetknięcie z kryształem.
- Więc mam ryzykować utratę Różyczki?
- Oh, wcale nie! Derit to surowiec jak najbardziej sprawdzony. Drogi jak całoroczna wypłata kurtyzany królewskiej, ale działa bez zarzutu. Kryształ jest twardy, przypomina odcieniem szafir... nie kruszy się ani nie odłupuje. Przypomina stare dobre krasnoludzie żelastwo. Albo... mój wielki bełcun. W dodatku mogę zapewnić, że pańskie runiczne cacuszko będzie o wiele potężniejsze... i zacznie przyciągać więcej panien. Jedną już, jak widzę, pan żeś znalazł.
Griz usiadł na małym krześle tuż przy kowadle. Drewniana konstrukcja zaskrzypiała zdradziecko pod wpływem ciężaru mężczyzny. Tuż obok laski Aphrael położył miecz, z którym obchodził się równie delikatnie, co z własnością Czarodziejki.
- Tak w ogóle, mości bohaterowie: co was sprowadza w moje skromne rzemieślnicze progi? Jak widzicie, nie mam z kim walczyć o rynek, jestem jedynym kowalem w okolicy... jak nie na Równinach Drivii. Czyżby chęć zdobycia autografu?
- Jeśli twoje dzieła okażą się w połowie tak dobre, jak mówiłeś... oczywiście. Prawdę mówiąc chcieliśmy się dowiedzieć, czy nie widziałeś przypadkiem ludzi ubranych w czerwono-białe zbroje. Była wśród nich dziewczyna, ponoć bardzo piękna...
- Zakonnicy z Runicznego Przymierza? Pewnie! Właśnie siedzą u mnie w domku. To znaczy... tylko pani The'sal i jej giermek, jak mniemam... Poczciwa chłopina. Strasznie przystojny, i lekko homoseksualny z wyglądu; Leśnego Elfa powinność. Jeśli tylko chcecie, możecie ich odwiedzić. Z pewnością będą chcieli poznać tych, co w pojedynkę pokonali Nekromantę. Ja w tym czasie zajmę się nową robótką.

Aphrael miała więc wolną rękę. Mogła pozostać przy rycerzu i iść z nim do domu, pogadać jeszcze z kowalem lub... udać się na dalsze zwiedzanie obozowiska. Mogła również udać się od razu do Kal Idrion... ma wolną, nieograniczoną wolę.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Przyglądała się bacznie krasnoludowi, gdy oglądał jej laskę. Nie mogła ryzykować zniszczenia czy stracenia broni - obserwowała więc i wahała się, czy może zaufać Grizmaldowi. Miała nadzieję, że tak.
        Krasnolud przeszedł teraz do rozmowy z Galanothem, której przysłuchiwała się z obojętnością wypisaną na twarzy. Próbowała sobie przypomnieć, co czytała i słyszała o Dericie, ale jej wiedza nie wykraczała poza słowa krasnoluda. Mars na jej twarzy przerwał uśmiech, który pojawił się jedynie na chwilę, gdy Grizmald mówił o "pociągającej" naturze Różyczki. Rozmowa zainteresowała ją dopiero wówczas, gdy Galanoth zapytał o Zakonników z Runicznego Przymierza. Runiczne Przymierze... teraz, kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać, miała niejasne wrażenie, że gdzieś słyszała tę nazwę, ale nie pamiętała, gdzie. Później nad tym pomyśli... Musi sobie przypomnieć, bo będzie ją to gnębiło tak długo, aż uda jej się odkryć mroki swej niepamięci.
- Pozwiedzam obozowisko - stwierdziła. Nie będzie przeszkadzać Elfowi w spotkaniu z, jak się wydawało, starymi znajomymi. - Wrócę przed północą - obiecała. Poruszyła nogą upewniając się, że sztylet tkwi w bucie. Prawą dłoń położyła na rękojeści miecza, wiszącego w pochwie u jej pasa. Musiała sama o siebie zadbać. W takim obozowisku samotna kobieta jest narażona na swego rodzaju niebezpieczeństwo. Ale ona była wystarczająco silna, by sobie poradzić.
- Do zobaczenia - powiedziała z ujmującym uśmiechem, wychodząc z chatki. Szła nie nazbyt szybkim krokiem, delektując się wieczornym spacerem i mając nadzieję na unikniecie kłopotów i zaczepek. Ha ha.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Griz ponownie uchwycił w dłoń obydwie bronie herosów. W lewej trzymał miecz, a w prawej kostur. Uśmiechał się z wesela, dokazywał humorem i tryskał radością. Galanoth miał niejasne przeczucie, że jego "trzecia" ręka trafiła pod opiekę katastroficznego szaleńca. Spojrzał na odchodzącą Aphrael, zawiesił na niej wzrok.
- Nie zgub się po drodze, uważaj na siebie. Nie wiadomo jeszcze, kto może w być w obozie.
- Tylko okoliczne szumowiny i naciągacze - wtrącił krasnolud, rozkładając paletę metalowych narzędzi na kowadle. - Wszystkie ważniejsze gnidy udały się już pod bramy Kal Idrion. Wpuszczają bodajże co trzeciego, ale i tak żeby przejść przez mury jest strasznie trudno. Proszę sobie pomyśleć, że nie wybrali mnie, bo jestem za niski! To jest cholibka zwykły rasizm i tandetyzm, a nie osada spokoju!
Kowal na moment zapowietrzył się. Przyjrzał się bacznie parze, by dalej dodać:
- Och, przepraszam. Nie chcę waszmości straszyć, ale kurewsko jest i tyle, dlatego postanowiłem sobie otworzyć zakład tutaj, na płaskowyżu. Na brak klientów nie narzekam, wręcz przeciwnie. Musicie tylko uważać, byśta nie oberwali z jednego z moich cacuszek, co je ostatnio sprzedawałem. Toporki, włócznie, małe sztyleciki i cienkie miecze... każdy broni się jak może.

I tymi oto słowy krasnolud zamknął cały temat aktualnego stanu rzeczy w obozie pod miastem. Dłutkiem zaczął grzebać przy zepsutym spuście, małym młotkiem naciskał na jego powierzchnię. Galanoth spokojnym krokiem wszedł po zniszczonych przez mole schodkach domostwa za jego plecami, uchylił podstarzałe drzwi. Poczuł zapach letniej polanki, co oznacza, że zapewne gdzieś jest kobieta, bądź dziewczyna, o której tak się mówiło. Żadna rudera nie ma prawa pachnieć drogimi perfumami.

Aphrael udała się w przechadzkę przez obozowisku. Nogi niosły ją przez wydeptane krępe ścieżki, trawy porastające wzgórze od dawnych wieków. Mijając kolejne namioty Czarodziejka miała wrażenie, że tkwi w miejscu; nic się praktycznie nie zmieniało, a rozbite domki wcale się nie kończyły. Wśród zgiełków różnych okrzyków - od tych wulgarnych po całkiem miłe - Pradawna odnalazła głosy rozmawiających głośno mężczyzn. Stali w kole, ramię przy ramieniu. Głowy mając pochylone patrzyli się na coś w środku, uśmiechali się i śmieli głośno. Najroślejszy z nich, wielki jak szafa drab trzymał w dłoniach bat. Stalowy sznur uczepiony rękojeści smagał po plecach skórę... być może człowieka. Nierytmiczne łoskoty tworzonych rozszarpań i uwalnianej krwi ginęły w krzykach bólu i rozpaczy.
- To cię nauczy, głupia, nie kraść naszych skarbów! Ktoś ci kazał, hę? Jesteś złodziejką, głupia suko?! Mów, albo zginiesz!
Do tortur dołączył się niziołek. Okutymi w grube buty stopami zaczął bić małą dziewczynkę po brzuchu. Nastolatka, wyglądająca mniej więcej na szesnaście lat, cała ubrudzona błotem i krwią, kurczowo trzymała się podbrzusza. Miała na sobie tylko brunatne spodnie z rozerwanymi nogawkami. Jej nagie ciało pokryte świeżymi bliznami wołało o pomstę. Albo... o dokończenie kary za niby przewinienie.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Zapowiadał się miły wieczór. W obozie panował nawet względny spokój, a przynajmniej nie zbytni rozgardiasz. Właśnie zaczęła doceniać tę wieczorną przechadzkę, gdy natknęła się na grupę mężczyzn stojących w kole. Od razu wiedziała, co to oznacza: kłopoty. Zaklęła w myśli. Była jak magnes na kłopoty - gdzie by nie poszła, zawsze zastawała problemy - wydawałoby się - nie do rozwiązania, z którymi musiała sobie poradzić. Mogła mieć tylko nadzieję, że tym razem szybko to załatwi i będzie mogła spacerować sobie dalej.
        Zastanowiła się, co robić. Nie chciała zabijać tych wszystkich mężczyzn - chciała dać im nauczkę, by w przyszłości nie robili podobnych rzeczy. Dać im drugą szansę. W takich wypadkach najsilniejszym orężem był strach. Usunęła się w cień. Na chwilę straciła kontakt z rzeczywistością. Zmieniła się; czarne włosy, biała skóra, oczy całkiem czerwone, jak krew. Zmieniła swój strój; czarna, prosta sukienka ze szpiczastym dekoltem i szerokimi, postrzępionymi rękawami. Na rękach i twarzy dziwne, czarne tatuaże. Całą przemianę obserwowała w kałuży u swych stóp.
        Oceniła swój wygląd na ledwie zadowalający.
        Z jej kąta zaczęły wypływać iluzja dymu, mgły spowijającej i zasłaniającej Aphrael. Minęła dłuższa chwila, nim z jeden z napastników zauważył to. Szturchnął swojego kolegę i spojrzeli w kąt. Oparów było coraz więcej, kolejni mężczyźni zostawiali w spokoju nastolatkę i rozglądali się dookoła. Czarodziejka powoli zaczęła wyłaniać się z dymu. Gdy stanęła, jej postać była jeszcze odrobinę zamazana, jakby duch nawiedził obozowisko. Jako ostatni spojrzał na nią ten z batem, wyraźny przywódca bandy. Zdenerwowany, a także zdjęty strachem, gdyż nie wiedział, z czym czy z kim na do czynienia, wykrzyknął:
- Czego chcesz?! To nie twoja sprawa! - wyraźnie chciał już wrócić do torturowania dziewczyny, rozciągniętej na bruku i płaczącej z bólu.
- Gaszona iskra życia jest jak najbardziej moją sprawą - powiedziała Czarodziejka, niskim, ochrypłym głosem, modląc się w duchu, żeby to przedstawienie odniosło skutek. Wyciągnęła prostą rękę do przodu i wskazującym palcem pokazała na bicz mężczyzny. Narzędzie w jednej chwili pochłonęła Pustka. Człowiek stał zdziwiony, z pustymi rękami.
- Za każdy czyn zagrażający życiu trzeba ponieść karę - powiedziała grobowym głosem. Za nią zaczęły się pojawiać coraz to nowe postaci - widmowe cienie nadnaturalnie dużych ludzi, potworów rodem z legend czy demonów żyjących do dnia dzisiejszego. Wszystko, co jej przyszło na myśl, co kiedykolwiek widziała czy sobie wyobrażała, a było wystarczająco straszne, zmieniało się w cień we mgle za jej plecami. Najmłodszym z bandy puściły nerwy i zaczęli uciekać z krzykiem, który szybko umilkł w oddali.
        Aphrael rozpaczliwie szukała nowych pomysłów.
        Przez chwilę nie działo się nic nowego i przywódca zdążył otrząsnąć się z oszołomienia.
- K-kim jesteś? - zająknął się.
        Wspaniale. Teraz musiała wymyślić jakieś imię.
- Moje imię nie jest ważne - powiedziała. - Zwą mnie... Pani Śmierci. - Naprawdę, zaczyna mi brakować dobrych pomysłów - pomyślała. Ale dla zwykłych ludzi nawet taki tytuł wywoływał grozę, jeżeli towarzyszyły mu odpowiednie efekty specjalne, w tym wypadku złowrogi błysk w jej krwistoczerwonych oczach i odległe wycie.
        Z placyku odbiegło kilku kolejnych ludzi, został jedynie przywódca. Próbował wyglądać groźnie i odważnie; wyprostował się i spojrzał na nią, ale z satysfakcją zauważyła, że unika patrzenia w jej oczy. Obok niego, na ziemi, leżała dalej owa pobita nastolatka.
- Odejdź! Zostaw na... mnie w spokoju! - powiedział, choć głos mu lekko zadrżał.
        Aphrael postarała się,by uśmieszek na jej ustach wyglądał złowrogo.
- Za czyny twe przewidziana jest kara i mnie zesłano, bym jej dopełniła! - krzyknęła prawie. Wycie wzmagało się, a za nią rosła ciemność. Dym zastąpiła czarna ściana mroku. Aphrael wykrzyczała jeszcze kilka słów i gwałtownie wyrzuciła ręce w górę. Mężczyzna uciekł z krzykiem.
        Czarodziejka nie czekała długo. Zanim ludzie dokoła otrząsnęli się ze zdumienia i strachu, podbiegła do dziewczyny. Stworzyła płaszcz, którym ją okryła. Chwyciła płaczącą za ramiona, postawiła i pod osłoną dymu, który znów się pojawił, odbiegła z miejsca zdarzenia. Ukryły się w ślepym zaułku. Aphrael szybko się uspokoiła i zaczęła leczyć dotkliwe rany dziewczyny, używając magii Życia. Nastolatka przestała płakać. Czarodziejka spojrzała na nią i oczekiwała uśmiechu, ale ujrzała jedynie ogromny przestrach. Bardzo chciała znów przeobrazić się, by wyglądać tak, jak przed spotkaniem grupy mężczyzn, ale nie mogła się ujawnić przed dziewczyną.
- Następnym razem uważaj - powiedziała i zostawiła nastolatkę. Skryła się w cieniu niedaleko miejsca "wypadku" i przemieniła się. Ach, jak dobrze było znów mieć kręcone, złote loki, niebieskie oczy i zwykłą suknie! Jak dobrze było znów nie wyróżniać się zbytnio z tłumu! Wyszła na ulicę i kontynuowała spacer, choć nie uważała już, by był to spokojny wieczór.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Mężczyźni klęli wniebogłosy, wyżywając się na młodej, pozbawionej pomocy dziewczynce. Czując na sobie kolejne kopnięcia niziołka wcale nie miała siły płakać. Leżała bezbronnie i poruszała nienaturalnie małymi krępymi ramionami. Drobne palce u dłoni uginały się pod naporem bólu. Herszt zgromadzonej bandy, plując sobie pod stopy, uśmiechał się szeroko. Przestał co prawda używać bicza, lecz jego mocarne kopnięcia wcale nie okazały się lepsze. To, co właśnie robił wraz z karzełkiem, znalazło aprobatę w gromkich śmiechach pozostałych mężczyzn. Wśród nich szybko rozpętał się popłoch. Aphrael nie czekała długo na reakcję. Pełna pogardy w stosunku do drani, ociekająca pewnością siebie i siłą, od razu pochłonęła broń trzymaną w ręku siłacza. Cała akcja poszła zgodnie z jej błyskotliwymi przemyśleniami. Magiczne dzieło sprawiło, że część hołoty rozeszła się w podskokach, aż się za nimi kurzyło. Kolejny ułamek bestialskich chłopów spojrzał uważnie na postać Czarodziejki. "Pani Śmierci", jak sama kazała się nazywać, stała przed zgrają pięciu najodważniejszych. Tuż pod nimi, tuż pod nogami okrutnego mściciela, malutka drobinka płaszcząca się na ziemi.

Nie starczyło czasu. Na wszystko nie starczyło czasu. Na szczęście - dla przeciwników Aphrael. Wystraszenie pospólstwa zadziałało. Gęstwiny dymu uchroniły kobietę przed zmasowanym atakiem mężczyzn. Uciekając z dala od czarodziejskich kłębów pozbywali się różnego rodzaju uzbrojenia, na przykład metalowych nakładek na tors, czy zwykłych broni: mieczy, sztyletów... im lżej, tym szybciej.

Pradawna Bohaterka pomogła wstać poranionej dziewczynce. Ciężko utrzymywała równowagę, ciągle upadała na prawą nogę okaleczoną w taki bestialski sposób, że... aż szkoda słów. Świeże blizny roniły kropelki krwi, nieznajoma panna pozbawiona energii łkała cicho pod nosem. Unosząc się na rękach wspomożycielki prędko trafiła za parawan mnóstwa namiotów. Opuszczone stały sobie z boczku, tuż obok ściany skalnej prowadzącej w dół góry. Zapewne właściciele czwórki zielonych domków z płótna wrócą niedługo, lecz jak na razie posłużyły one jako ochrona i ukrycie dwóch postaci. Zanim pokrzywdzona zorientowała się, kto ją w ogóle uratował, uleczył i ubrał, Aphrael zniknęła. W poprzedniej formie wsunęła się w tłum okolicznej masy ludzi. Przebijała się łokciami przez zebrany tłumnie lud, poczuła w pasie męską dłoń, która ją oplata tylko na moment, potem rytmiczne stukanie w kark. Urocza postać Elfa obdarzonego niebagatelnym strojem i wyglądem boga miłości wyrosła tuż za plecami Aphrael. Czarodziejka poczuła przy sobie duże skupisko magicznej aury. Blondwłosy jegomość odziany w kosztowny strój i z mieczem w lewej dłoni, przenikliwym wzrokiem zbadał sylwetkę Czarodziejki. Jego słowa nie zlewały się z hałasami tłumi.
- Proszę mi wybaczyć najście, ale jestem skłonny uciąć pani głowę za użycie magii na terenie obozowiska. Rozumiem manierę wymierzania sprawiedliwości, jednak... czemu panienka nie zabiła tamtych opryszków? Trzeba było się nie krępować - doradził normalnym, kojącym tonem głosu.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Wyrzuciła z pamięci całe zajście i delektowała się spacerem. A raczej chciałaby się nim delektować, ale przepychanie się przez tłum daleko odbiegało od idei spokojnej przechadzki. Nagle poczuła rękę obejmującą ja w pasie i palce rytmicznie stukające ją w kark. Błyskawicznie się odwróciła i ujrzała przed sobą Elfa o boskim wyglądzie, odzianego w kosztowne, wystawne szaty. Miecz u jego boku wyglądał bardzo... wytwornie.
        Nie spodziewała się usłyszeć podobnych słów. Czyżby zabroniono używania magii? Dlaczego? Jakim prawem? Kto wymyślił coś takiego? Aphrael cieszyła się pełną sakiewką, ale znała ludzi, w większości magów, którzy zarabiali poprzez rzucanie uroków czy słabych zaklęć. Jakim prawem ktoś odbierał im źródło zarobku?
        Kal Idrion coraz mniej jej się podobało.
- Czyżby zabroniono tu wykorzystywać talenty, którymi obdarzył nas Stwórca? - spytała, unosząc jedną brew. Skrzyżowała ręce na piersi.
- Każdy zasługuje na drugą szansę. Postarałam się, by swojej nie zaprzepaścili. Poza tym - straszenie ludzi jest wspaniałą rozrywką, ot co! - uśmiechnęła się do nieznajomego i mrugnęła. Rozbawiło ją to stwierdzenie, tak niepodobne do świetlanych idei, według których postępowała. Cóż, czasami trzeba trochę odmienić monotonną rzeczywistość.
- Czy możesz już, książę z bajki, przestać zawracać mi głowę czczymi groźbami i pozwolić mi kontynuować wieczorny spacer? - dodała słodkim głosem. Odwróciła się, by znów zniknąć w tłumie i kontynuować spacer.
- Chyba, że masz mi do powiedzenia coś ciekawszego, niż byle pogróżki? - rzuciła przez ramię, wbijając w mężczyznę rozbawione spojrzenie swoich głębokich, niebieskich oczu.
        Od kiedy zaczęła się lubować w irytowaniu innych? Od kiedy polubiła straszenie prostych ludzi? Sama siebie nie poznawała, ale podobało jej się to, co robiła. Odkryła jakby nową pewność siebie i dystans do świata, który pomagał jej właściwie oceniać sytuację i podejmować właściwe - lub po prostu zabawne - decyzje. Zmieniła się. Nie wiedziała kiedy ani dlaczego, ale się zmieniła. Może tak wpłynęło na nią towarzystwo Galanotha? Łowcy-Obrońcy? Czy może był to jakby kaprys, może potrzebowała po prostu rozrywki? Szczerze mówiąc, niewiele ją to teraz obchodziło.
        Ale zabawa - pomyślała Aphrael, pozwalając sobie na lekki uśmieszek, będący zaledwie wykrzywieniem warg.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

- Talenty są po to, by je wykorzystywać, droga pani. - Elf wyprostował się, wypinając przed siebie męski tors. - Szkoda tylko, że nie skróciłaś żywota tamtych oprychów. Kanalie dopadną prędzej czy później inną dziewczynę. Zgwałcą ją, upodlą... wrzucą do błota tuż obok świń i kur. Obedrą ofiarę z godności i szacunku do samej siebie. Jak myślisz... czy ukaranie ich odpowiednio nie byłoby lepsze niż pozwolić im uciec? Proszę się nad tym głęboko zastanowić. Obecnie bandziory idą w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku, są speszeni zaistniałą sytuacją i trochę minie, zanim kogoś ponownie dopadną... Zajmę się nimi później. Albo ktoś inny z zakonu...
Skończył swoją skromną przemowę delikatnym ukłonem. Niskim co prawda, ale pozostawiającym wiele do życzenia w tłumie ludzi napierających z każdej strony. Z tego to powodu nieznajomy rycerz potknął się, ale szybko złapał równowagę. Zbliżony bardziej do Aphrael ujął jej prawą dłoń, którą namaścił pieszczotliwym, pięknym pocałunkiem. Z zachowania względem damy można było go ocenić na... celująco.
- Owszem, jestem księciem, ale proszę... odstawmy na bok tytuły. One nic nie znaczą. Jestem Serven Ardenal, miłościwie pilnujący porządku w tym rozgardiaszu... Przynajmniej teoretycznie.
Spokojnym krokiem, wcale nie spiesznym, dołączył do spaceru wśród gąszczów prostackiej gawiedzi.
- Proszę tylko spojrzeć: burdele nad burdelami, obozowiska hazardzistów, wojowników, zepsutych najemników. Runiczne Przymierze pręży się jak może, by dowiedzieć się skąd to się wszystko wzięło. W ciągu dwóch obiegów słońca Kal Idrion, wieczna zapadlina i cmentarzysko, nagle ożyło. Wieże palą swoje sztosy, istoty zamieszkujące Alaranię szukają tutaj drugiej szansy... nawet poczciwe Krasnoludy otwierają bogate sklepy i rzemiosła. A Ty, Czarodziejko? Należysz do osób, które przybyły z zaproszenia Magów, czy chciałaś towarzysko odwiedzić swoich współbraci, którzy odtworzyli twierdzę na nowo?
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Już miała się kulturalnie, acz stanowczo pożegnać, gdy padły słowa "z zakonu". Skrzywiła się lekko. Doprawdy, ciekawych znajomych ma Galanoth - pomyślała. Nie pałała zbytnią sympatią do napotkanego Elfa mimo, iż był piękny jak obrazek i wysoce kulturalny, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Czarodziejce jego zachowanie wydawało się dziwnie sztuczne i jakby wymuszone. Ledwo powstrzymała się od wyrwania dłoni z jego uścisku, ale zauważyła, że ucałował ją z równym namaszczeniem, jak Galanoth. To porównanie bardzo jej się nie spodobało.
- Aphrael vonSineth - przedstawiła się z lekkim skinieniem głowy. Mogłaby wymienić tytuły, ale nie zamierzała marnować czasu. Tak po prawdzie, nie pamiętała wszystkich.
- Przybyłam tu po to, by wybadać, co się tu dzieje - chociaż dobrze to wiem. Nikt mnie nie zapraszał - odpowiedziała takim tonem, jakby brak zaproszenia był dla niej obrazą.
- Towarzyskie odwiedziny? Pan raczy żartować - prychnęła. Machnęła ręką. - Odwiedzać innych Czarodziei? Magów działających na własną korzyść? Dobre sobie.
        Odetchnęła głęboko. Zacisnęła kilka razy pięści, a po krótkim milczeniu dodała:
- Czy teraz pozwolisz mi kontynuować mój spacer? - spytała, unosząc brwi i patrząc nań wyczekująco. Skrzyżowała ręce na piersi i zakołysała się na piętach.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Mężczyzna zmarszczył zagadkowo brwi. Z grymasu twarzy dało się wyczytać ciekawość, roztargnienie, po trochu melancholię wpisaną w rozmarzone oczy, po trochu zbyt delikatny charakter, który zapieczętowany w ciele bez skazy właśnie próbował uwolnić się na zewnątrz. Przez skorupę wrażliwego, acz dumnego rycerza przebijała się z wolna pewność siebie i przekonanie, że kolejne słowa, jakie wypowie, mogą choć na trochę zmienić myślenie Aphrael. Kobieta była bardzo spięta i nie raczyła czekać. Serven musiał cały czas dotrzymywać kroku Czarodziejce. Pradawna nie ustępowała ani na moment, cały czas bacznie postawiona i twarda zachowywała się tak, jakby on sam był dla niej wrogiem. Skąd to zachowanie? Zakonnik spróbował doszukać się przyczyny.
- Cóż, myślę, że skoro obydwoje działamy w tej samej sprawie, w końcu towarzystwo sir Thelasa czyni swoje... To mogę się podzielić z tobą, panno, odrobiną informacji.
Książę chrząknął cichutko. W końcu, po niespełna pięciu minutach, wydostał się wraz z Aphrael na świeże powietrze płaskowyżu z dala od gwarnego tłumu pospólstwa. Przechadzając się wzdłuż gigantycznych murów Kal Idrion, stąpając po wyblakłej śmiercią ziemi, czego Aphrael doświadczyła już we śnie, mijali kolejne obozowiska, ogniska i pola namiotowe. Sytuacja nic a nic się nie zmieniała. Zewsząd otaczał parę hałas gawiedzi, zapach lanego na ziemię chmielu, gdzieniegdzie na krępych drzewkach wisiała damska bielizna, ewentualnie sama kobieta.
- Z tego co wiem, to nie wszyscy Magowie działają na własną korzyść. Są tacy, którzy podróżują w grupach... często liczniejszych niż jedna osoba. Zwłaszcza, kiedy można którąś z nich zabić. Krążą krwawe plotki, że Czarodziej Xanis, odpowiedzialny za ożywienie twierdzy, zabił niedawno swego brata, Mordechaia. Zgadnij, kim on jest, a właściwie to był... i gdzie go powiesił, jak nie na starodawnym dębie na środku królewskiego placu. Oczywiście to tylko plotki, ale stanowczo w nie wierzę. Gdzie dwóch Magów, tam i walka. Oczywiście rad będę, jeśli nie zaczniesz pytać skąd to wiem. Powiedzmy, że mam dobre ucho.
Rycerz uśmiechnął się w stronę Czarodziejki, stanął tuż przed nią zawadzając dalszą drogę. Wyglądał na całkiem zadowolonego. Ba, raczył nawet pokazać perliste ząbki. Szczerze!
- W tobie natomiast widzę... pewną złośliwość. Wybacz, proszę, jeśli denerwuje cię zachowaniem albo słowami. Nie chcę uczynić z ciebie kolejnego wroga. Sir Thelas mówił o tobie w samych superlatywach. Możesz mi zaufać.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        W myślach zmieniła słowa "znajomych" w "przyjaciół". Jeśli miała wątpliwości co do tego, czy Galanoth naprawdę znał Elfa, to szybko się one rozwiały.
- Tak, tak, wiele moich, jak to ująłeś, braci popełnia straszliwe zbrodnie. W życiu niektórych zabójstwa są zwykłą, szarą codziennością. Na szczęście nie wszyscy tacy są - zdarzają się nieliczne wyjątki. Masz szczęście, jeśli spotkałeś kiedy jeden z owych wyjątków - wzruszyła ramionami.
        Elf stanął przed nią, zagradzając jej drogę. Zatrzymała się więc, chociaż baardzo ją kusiło, że odepchnąć go na bok jakimś zmyślnym czarem i iść dalej. Nie wiedziała, dlaczego, ale nie żywiła ciepłych uczuć do Servana. Niby dlaczego miałaby nie lubić osoby, która ni z tego ni z owego zaczepia ją na ulicy i grozi ścięciem głowy? Doprawdy, jej niechęć była aż śmieszna!
- Może Galanoth nie zna mnie aż tak dobrze, jak mu się wydaje - powiedziała. - I jest we mnie pewna złośliwość - uśmiechnęła się lekko. - Taak, jest - dodała po chwili, nie mówiąc jednak do Elfa, a do siebie. Założyła za ucho kilka zbłąkanych, złotych loków.
- Zaufać? Nad tym się muszę jeszcze zastanowić - stanowczo nie była w zbyt dobrym humorze. Ba! Była wściekła. Nie wiedziała, na kogo, ale była. A Elf był najbliższą osobą, toteż na nim wyładowywała swoją furię, która przerodziła się w, jak zauważył, złośliwość.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości