Równina Drivii[Wzgórza i ich okolice] Każdy tunel skrywa tajemnicę

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

[Wzgórza i ich okolice] Każdy tunel skrywa tajemnicę

Post autor: Jon »

Jon zaczął wędrować w stronę Morza Cienia i przybrzeżnych miast. Poruszał się trasą, którą sam sobie ustalił i znalazł się na terenie Równiny Drivii. Czasem zdarzało mu się, że specjalnie schodził ze szlaku, żeby przemieszczać się lasem lub wśród wysokich traw porastających równinę. Właściwie, nie miał konkretnego celu i nie spieszył się nigdzie, więc mógł pozwolić sobie na wolny marsz wśród natury. Właśnie w ten sposób dotarł też w pobliże wzgórz na terenie tej krainy, a także do lasu, który otaczał naturalne wzniesienia. Zresztą, słońce powoli znikało za horyzontem, więc możliwe, że Jon przenocuje właśnie w tej okolicy. Może nawet wejdzie – lub użyje skrzydeł i podleci – trochę wyżej. Tym samym będzie mógł też obserwować większy obszar.
Zatrzymał się na chwilę i przymknął oczy, wsłuchując się w otoczenie. Już wcześniej wydawało mu się, że ktoś może go śledzić, ale nigdy nie miał pewności, bo gdy zatrzymywał się, żeby sprawdzić to zmysłami… wtedy po prostu już tego nie wyczuwał. Nie sądził, żeby była to dziewczyna, którą spotkał wcześniej. Ona po prostu dość obojętnie przyjęła to, że jednak odejdzie z miejsca, do którego go zabrała i ruszy swoją drogą, nie narażając tamtego zagajnika na to, że jednak diabły wyczują go, pojawią się tam i będą z nim walczyć, przy okazji niszcząc też tamto miejsce. Może była to jakaś grupa zwiadowcza wysłana przez tamtych najemników, którzy odpowiadają za to, że Jon był jeszcze bardziej wyczulony na niebezpieczeństwo, bo przecież powiedzieli mu, że wrócą silniejsi i wtedy wykonają zadanie, które powierzył im ich zleceniodawca. Poza tym, możliwe też, że mogli dostać zadanie zaatakowania go, gdy nie będzie się tego spodziewał i próbę zadania mu ran, aby go osłabić — wtedy ich główne siły mogłyby się pojawić, aby dokończyć dzieła, chociaż łowca dusz nie był pewien, czy chcą go zabić, czy może osłabić i zabrać do kogoś, kto chciał, żeby go pojmali, a nie pozbawiali życia.

Ostatecznie skończyło się na tym, że jednak nie miał zamiaru wspinać się na wzgórza, ale i tak chciał poszukać jakiegoś dogodnego miejsca na odpoczynek, które znajdowałoby się u ich podnóża. Chwilę później usłyszał szelest i od razu odwrócił się w jego stronę… okazało się, że był to wyłącznie lis – może polował, a może wracał ze zdobyczą lub może uciekał przed czymś, co mogło go spłoszyć. W każdym razie, na pewno nie stanowił zagrożenia dla łowcy, który ruszył dalej.
Wędrówka ta nie trwała długo, bo zaledwie po kilku uderzeniach serca piekielny zatrzymał się ponownie i znów wsłuchał się w otoczenie. Tym razem też usłyszał szelest i nawet gałązkę trzaskającą pod czyjąś nogą, jednak teraz przeczucie podpowiadało mu, że nie jest to lis lub inne stworzenie żyjące w tej okolicy.
         – Wyłaźcie, wiem, że tam jesteście – odezwał się w końcu, ale nie odwrócił się w stronę, z której wydawało mu się, że mogą wyjść. Po prostu stał w miejscu, próbując dać im do zrozumienia, że jeszcze mogą spróbować zaskoczyć go i wyjść (lub od razu zaatakować) z miejsca, z którego może nie spodziewać się ataku. Wydawało mu się, że słyszał też szepty i to może w czarnej mowie, jednak żeby być tego pewnym, musiałby mieć naprawdę dobrze wyczulony słuch. Na początku nie działo się nic, co mogłoby zwiastować, że Jon nie mylił się i w krzakach naprawdę siedział ktoś, kto go śledził… Dopiero po tym czasie za jego plecami pojawiła się grupka diabłów złożona z pięciu jednostek. Łowca dusz odwrócił się do nich, przy okazji dobywając broni. Mieli lekkie wyposażenie – miecze i sztylety, a do tego skórzane zbroje – bo przecież byli zwiadowcami i musieli poruszać się w miarę szybko i cicho.
         – Mieliśmy cię tylko śledzić… I zaatakować, gdy zorientujesz się, że tu jesteśmy… - powiedział jeden z nich. Co prawda, mówienie wspólnym sprawiało mu pewne trudności, ale wyglądało na to, że z tej grupy wyłącznie on posługiwał się tym językiem.
         – To zapraszam – odezwał się Jon. Nie zaatakował ich, bo wolał poczekać na to, aż jeden z nich zrobi to pierwszy. Diabły rozdzieliły się i otoczyły go, a później zaatakowały. Łowca dusz też ruszył, dzięki temu nie dość, że pozbawił życia jednego z nich, to uniknął też ich zbiorowego ataku. Gdyby cały czas stał i czekał na ich ofensywę, najpewniej nie uniknąłby któregoś z kolei ciosu. Wydawało mu się, że nie używali pobłogosławionych ostrzy… jednak nie mógł mieć pewności, dlatego musiał postarać się, żeby unikać ich cięć. Wolał taką niepewność niż nadstawianie się tylko po to, żeby sprawdzić, czy ostrza ich broni wyrządzą mu jakąś krzywdę, czy może nie.
W każdym razie, zostało ich czterech, a śmierć jednego z nich chyba tylko podniosła ich morale i zawziętość w walce. Zaatakowali łowcę dusz znów i to podobną taktyką, co wcześniej, tylko że tym razem szybciej i nie patrząc też na to, gdzie celują – po prostu chcieli go zranić, bez różnicy, czy rana ta powstanie na nodze, brzuchu czy gdzieś indziej.
Jon nie zamierzał stać i czekać na ich ruchy, dlatego też zasłonił się mieczem przed sztyletem jednego z nich i wyskoczył z „kręgu” przez lukę między jednym diabłem a drugim. Próbowali go trafić, jednak nie udało im się to. Jon miał więcej szczęścia, bo właśnie skrócił o głowę jednego z nich. Bezgłowie ciało padło na trawę, a głowa potoczyła się kilka kroków do przodu i tam zatrzymała. Została mu trójka zwiadowców do zabicia i czuł, że uda mu się tego dokonać bez problemu.
Awatar użytkownika
Reinar
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reinar »

Zaczynało zmierzać. Wiał lekki wiatr niosący zapach stepu - traw, ziół, pyłu. Reinar jednak zostawiał to właśnie za sobą, przynajmniej na jakiś czas, wchodząc w podnóże gór. Odmiana scenerii jednak w żaden sposób nie uspokoiła najemnika, od dłuższego czasu podróżującego po monotonnym terenie Równin Drivii. Powód tego podłego nastroju był bardzo konkretny, i nie napawał optymizmem - od kilku dni Reinar wiedział, że jest śledzony.

Wydawało mu się, że pokonał już na tyle znaczną odległość od swoich rodzinnych stron, że stare problemy zostawił za sobą, ale najwidoczniej się mylił. To nie mógł być przypadek, że uzbrojona grupa szła prawie dokładnie po jego śladach. Narzucił więc ostatnio nieco szybsze tempo marszu, żeby chociaż trochę zwiększyć dystans dzielący go od prześladowców.

Kiedy rozbił swój obóz u podnóża tych gór i wyszedł się rozejrzeć w okolicy, zauważył ich jak szli tym samym szlakiem, którym on sam wędrował kilka godzin wcześniej. Czyli nie udało mu się daleko uciec. Było ich pięciu. Dobrze uzbrojeni (chociaż te rogate hełmy wyglądały nieco jarmarcznie), wyglądali na doświadczonych. To nie poprawiało jego nastroju. Zastanawiał się w co się tak naprawdę wplątał, że wysłano za nim taką drużynę, ale im dłużej nad tym myślał tym bardziej pochłaniały go czarne myśli. Ktoś wyłożył za niego naprawdę spore pieniądze. Na tyle spore, że Reinar nie był pewien czy jego umiejętności wyceniono by na tyle samo.

Uznał, że nie ma sensu czekać aż go dogonią. Ukrył obozowisko, i okrężną drogą zaczął skradać się w ich kierunku. Szli powoli, byli ostrożni. Reinar równie powoli skradał się za nimi. Nagle tuż przed nim zmaterializował się łeb pokryty rudym futrem, zwieńczony parą spiczastych rudych uszu - lis. Drapieżnik również dopiero teraz go dostrzegł; spłoszył się, odwrócił, i machając kitą odbiegł w krzaki. Szlag!

Tamci jednak najwyraźniej uznali, że to oni spłoszyli lisa, i sami też się zatrzymali. Po chwili jednak ruszyli dalej, tym razem nieco ostrożniej.

- Wyłaźcie, wiem, że tam jesteście. - Jakiś nowy głos. Tego się nie spodziewał.

Grupa pięciu mężczyzn słysząc to wstała i już zupełnie nie kryjąc się wyszła na ścieżkę.

- Mieliśmy cię tylko śledzić... I zaatakować, gdy zorientujesz się, że tu jesteśmy... - wycharczał któryś z siepaczy. W tym momencie Reinarowi podniosły się włoski na ciele, a po plecach przebiegły ciarki - zorientował się, że to nie są ludzie, a rogi na ich głowach to nie ozdoba hełmów. Diabły.

Przybliżył się, chcąc lepiej widzieć co się właściwie dzieje. Diabły otoczyły stojącego na ścieżce wędrowca i ruszyły do ataku. Broniący się jednak nie był bierny. Płynnie uniknął pierwszych cięć, po czym sam wyprowadził kontratak - pchnięciem eliminując jednego z przeciwników. Wyglądało na to, że to ich jedynie rozjuszyło. Zaatakowali jeszcze raz. Cięcie od góry, z prawej. Z przeciwnej strony sztylet wycelowany w brzuch. Obrońca wykonał zręczny piruet, zbił sztylet, i zakończył cios dekapitując kolejnego napastnika. Wydostał się z okrążenia. Wyglądało to tak jakby w ogóle się nie zmęczył.

Reinar doszedł do wniosku, że nie ma sensu się kryć w krzakach. Również wyszedł na ścieżkę. Wyciągnął miecz. "Rozpadnij się", wyszeptał, kierując energię w stronę oręża i pancerzy trzech pozostałych diabłów. Przyspieszył. Ciął od dołu po skosie, mając doskonały widok na plecy najbliższego diabła. Zbroja pękła, miecz wszedł w ciało. Ryk jaki wydobył się z gardła ranionego zdecydowanie nie był ludzki. Reinar poprawił cios tnąc między szyję a obojczyk. Diabeł padł na kolana. Reinar dobił go sztychem pod łopatkę.

Nie szło mu tak dobrze jak temu, kogo te diabły rzeczywiście ścigały. Trzy cięcia na jednego przeciwnika? Słabo. Zawsze walczył tylko z ludźmi, i teraz musiał się mocno trzymać żeby nie dopuścić do siebie myśli, że właśnie wszedł w konflikt z istotami z piekła rodem. To nijak nie pomagało w walce.

Pozostałe diabły odskoczyły na boki, spojrzały po sobie, i w ułamku sekundy podjęły decyzję. Jeden z nich ruszył w kierunku Reinara. Drugi powoli zbliżał się do nieznanego Nordowi wojownika.

- Zostało jeden na jednego. Teraz masz równe szanse - Reinar krzyknął do sojusznika, i uniósł ostrze szykując się do odparcia ataku.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Od czasów ucieczki z płonącego Meot i utraty konia minęło kilka tygodni, a Sherani wciąż nie nabyła nowego wierzchowca. Przez cały ten czas wojowniczka podróżowała pieszo, możliwie jak najdalej odganiając od siebie myśl jakoby to nagłe pogłębienie więzi z wewnętrznym duchem drapieżnika czy sentyment po krnąbrnej chabecie wstrzymywały ją od znalezienia nowego konia. Niezmiennie i wyjątkowo sumiennie znajdowała co najmniej kilka czysto praktycznych powodów.
        Przykładowo musiałaby nadkładając drogi, zacząć włóczyć się po większych miastach, gdzie można było liczyć na odpowiedniej wielkości targowisko. Potem poświęcić czas na poszukiwanie właściwego czworonoga, bo przecież niemożliwym było z marszu znalezienie tego nawet nie idealnego co chociaż względnie poprawnego. Potem oczywiście poświęcić się odpowiedniemu układaniu go. Strasznie dużo zachodu a i tak, mimo całego trudu, w niektórych sytuacjach koń był większym utrudnieniem niż ułatwieniem. Trzeba było troszczyć się o stajnie, czy na przykład w przypadku polowania w pręgowanej skórze wracać po niego. Dodatkowo teraz, odkąd nie musiała martwić się o ubrania i broń, mogąc znacznie swobodniej korzystać z własnych czterech nóg, koń przestawał być aż tak niezbędnym. I oczywiście, że nie chodziło o przyjemność jaką po ingerencji demonicy czerpała z podróżowania jako tygrys. To również miało czysto praktyczne aspekty. W ten sposób pokonywała znacznie większe odległości niż pieszo i szybciej nawet niż konny chociażby z u wagi na sprawne przemieszczenie się na przełaj, bez konieczności korzystania z traktów.
        Tak było i tym razem. Truchtała bezszelestnie przez las, z zainteresowaniem odbierając go wszystkimi zmysłami, gdy do tygrysich uszu dotarł hałas charakterystyczny dla zbrojnych potyczek. Zmiennokształtna zatrzymała się na moment, przysłuchując się uważniej i węsząc odruchowo. Normalnie minęłaby bójkę szerokim łukiem by nie tracić czasu ani nie zaplątać się niechcący w coś na co nie miała ochoty. Teraz jednak nie miała roboty ani nawet orientacyjnego kierunku czy planu, w którym miałaby owego zatrudnienia poszukiwać. Tym samym nie miała również celu podróży nawet tak banalnego jak chociażby obiad. Do tego poza oczywistą irytacją związaną z nagłym postawieniem całego życia do góry nogami, już zdążyła zacząć odczuwać nudę. Nie zastanawiając się dłużej podążyła za dźwiękami.
        Z każdym sążniem hałasy nabierały wyrazistości, a zapachy nie tylko stawały się bardziej nasycone, ale i łatwiejsze do odróżnienia. Od początku tygrysicy zdawało się, że czuła piekielnych, teraz już była tego pewna. To byłby drugi powód, dla którego w zwykłych warunkach dziewczyna unikałaby wtrącania się w nieswoje sprawy i to był drugi powód dla którego tym razem udała się w tamtym kierunku.
        Ani nie musiała długo szukać, ani daleko iść. W prostej linii przez chaszcze, akcja toczyła się całkiem niedaleko. Kocie oczy dojrzały całą scenerię jeszcze zanim ktokolwiek mógł zobaczyć czającego się drapieżnika. Sherani nie siedziała w ciszy obserwując niezauważona, ale i nie ujawniła się od razu. Wpierw na modłę dzikiego zwierzęcia, skryta w gąszczu okrążyła walczących. Szlag by to jasny trafił. Kiedyś dobrze wiedziała, w którym momencie instynkty zwierzęcia przejmowały kontrolę nad ludzkimi odruchami, a przez demonicę z pokręconym poczuciem humoru jaźń jej i zamieszkującego ją tygrysa scaliły się w jedno. Warknęła pod nosem w wyrazie niezadowolenia i wyszła z pomiędzy drzew.
        Wciąż trzymając się umownych obrzeży terenu potyczki, przestąpiła nad jednym z rogatych trucheł i stanęła pod drzewem, ale już nie jako tygrysica a wojowniczka. Przeciągnęła się jak po drzemce na niewygodnym posłaniu i oparła plecy o pień, krzyżując ramiona. Przez chrzaniony tatuaż nawet ból i dyskomfort przeistoczenia zmienił swój charakter, bardziej niż złość i cierpienie przynosząc dziwną satysfakcję. Wcześniej życie zmiennokształtnej było jak ciągła walka dwóch przeciwieństw żyjących w jednym ciele, teraz czuła się jak kompletna całość. To było nienaturalne i chwilowo drażniło Sherani nie mniej niż sama lykantropia. Przechyliła głowę porządkując własne myśli i odczucia, oraz przyglądając się dwójce mężczyzn właśnie kończących pojedynek.
Jeden, brunet, był jej całkiem obcy, ale blondyna gdzieś już chyba widziała. Przyglądała mu się znacznie dłużej niż pierwszemu, mrużąc ślepia i przeszukując pamięć. Wtedy ją olśniło. Na płocie sołtysa jakiejś wiochy mijanej kilka dni temu go widziała. A dokładniej jego podobiznę na liście gończym. To się nazywało szczęście. Jak już nie ścigała przestępców to ci sami jej się nawijali. Pieprzone życie.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Nie spodziewał się, że ktoś przyłączy się do jego walki z diabłami. Właściwie, nie spodziewał się, że ktoś będzie tędy w ogóle przechodził. Miejsce to nie znajdowało się blisko traktu, którym woli poruszać się zdecydowana większość podróżników. Jon specjalnie zszedł ze ścieżki, żeby uniknąć przypadkowego spotkania z jakimś podróżującym mężczyzną, kobietą lub grupą osób. Na początku nie wiedział nawet, że jest śledzony, ale gdy już miał tego świadomość… zaczął uważać, że zejście ze szlaku naprawdę było dobrym pomysłem. Co prawda uniknął w ten sposób tego, że przypadkowy nieznajomy zostanie w to wplątany, ale… tylko chwilowo, bo ostatecznie i tak ktoś się przyłączył.
Ten, który dołączył do walki, na początku wydał mu się bardzo wysokim człowiekiem. Trochę zaskoczyło go to, że nieznajomemu udało się pokonać jednego z piekielnych zwiadowców… Zwykły człowiek musiał być naprawdę dobrze wyszkolony i silny, aby mógł zrobić coś takiego. Ewentualnie mężczyzna ten mógłby być nordem, człowiekiem z Północy.
         – Dałbym sobie radę z całą grupą. Nie musiałeś się angażować, nieznajomy – odpowiedział, ciągle przyglądając się diabłowi, który stał bliżej niego i szykował się do ataku. Jego słowa nie były przechwałkami, bo Jon doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak silny jest i też z tego, jak bardzo rozwinięte są jego umiejętności. Poza tym, to byli jedynie zwiadowcy i nie było ich wielu – może miałby problemy, gdyby wysłali za nim więcej diabłów lub od razu pojawiliby się tutaj wszyscy piekielni najemnicy albo ich większość. Chociaż wtedy mógłby też korzystać z pełni swych sił, co oznaczałoby też, że zmieniłby formę, czego nie robił zbyt często.
Piekielny odskoczył w tył i od razu wyprowadził kontratak, który skrócił o głowę kolejnego diabła. Przebiegło to szybko, a samo cięcie było czyste, od razu sprawiając, że rogata głowa oddzieliła się od ciała i upadła gdzieś obok, wcześniej nawet odbijając się od ramienia pokonanego wroga. Jon machnął mieczem w powietrzu, pozbywając się z niego tej nielicznej krwi piekielnych, a później schował go. Spojrzał też w stronę nieznajomego, który dołączył do walki i zobaczył, że jemu także udało się zabić diabła.

         – Powinieneś stąd odejść i ruszyć swoją drogą. Sam też to zrobię… Te diabły szły za mną i pewnie niedługo pojawi się kolejna grupa z tym samym zadaniem, które miały one – odezwał się, kucając przy tym, którego zabił na końcu i zaczął przeszukiwać jego kieszenie.
         – Jak wspomniałem wcześniej, poradziłbym sobie sam i… nie to, że nie jestem wdzięczny za pomoc, ale nie powinieneś mieszać się w coś, co nie dotyczy ciebie – dopowiedział, wstając. Nie znalazł przy ciele niczego, co mogłoby go zainteresować. Jeden z nich na pewno był dowódcą tej grupki i prawdopodobnie to właśnie przy nim będzie mógł znaleźć jakieś notatki. Niekoniecznie muszą one dotyczyć samego zadania lub wytycznych z nim związanym, może dzięki nim pozna jakiś słaby punkt tej grupy najemników albo dowie się, gdzie ci rezydują… a może zadanie dotyczącego jego osoby nie było jedynym, które mieli? Może mają jakieś inne, w którym łowca dusz będzie mógł im przeszkodzić? Wtedy mógłby sprawić, że albo utrudni im wykonanie go, albo (co byłoby lepsze) sprawiłby, że w ogóle nie będą mogli go wykonać. Dlatego też zamierzał przeszukać ciało każdego z rogatych zwiadowców, przy okazji obserwując też nieznajomego, aby zobaczyć, co ten zamierza. Jon miał nadzieję, że mężczyzna nie będzie chciał zostać, bo to mogłoby sprawić mu pewne problemy i… niekoniecznie chodziło tu wyłącznie o to, że nord mógłby zginąć przez wzięcie udziały w czymś, co go w ogóle nie dotyczyło. Poza tym, miał dziwne przeczucie, że są obserwowani – nie wiedział tylko, czy może przez jakiegoś drapieżnika zwabionego zapachem krwi i martwych ciał, czy może grupa zwiadowców liczyła sobie sześciu członków i ten jeden żywy właśnie ich obserwował.
Awatar użytkownika
Reinar
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reinar »

- Dałbym sobie radę z całą grupą. Nie musiałeś się angażować, nieznajomy - powiedział wojownik zaatakowany przez diabły. Reinar wierzył mu na słowo, tym bardziej po tym co widział. Skutecznej pracy mieczem mógł mu zazdrościć, a na dodatek wyglądało na to, że walka z rogatymi istotami nie była dla niego niczym nowym. Napotkany szermierz mówił coś jeszcze, ale Reinar nie dosłyszał. Musiał zająć się parowaniem ataków diabła.

Zasłonił się przed silnym cięciem z góry. Cicho wyszeptał "Płoń" i skierował moc w przeciwnika, ale niewiele to dało. Uskoczył przed kolejnym cięciem. Zbił pchnięcie i spróbował wyprowadzić atak. Skierował miecz na korpus diabła, który zrobił nieco zbyt duży wykrok. Zdążył zanim przeciwnik zdołał się zasłonić, naparł masą ciała. Nordowi nie udało się wyrządzić tym manewrem znaczących szkód, ale diabeł stracił równowagę i przewrócił się na plecy. Reinar nie dał mu czasu. Jednym okutym stalą butem stanął na dłoni piekielnego, drugim na jego brzuchu. Obrócił miecz ostrzem w dół i zaczął dźgać. W szyję, klatkę piersiową, ręce. Jak najszybciej i jak najgłębiej. Ostatni cios trafił w rozwarty pysk diabła, pogruchotał mu kły, i sprawił, że w końcu przestał wierzgać.

Szermierz, którego diabły ścigały, zdążył w międzyczasie pozbyć się swojego diabła i nawet wyczyścić miecz.

Zdyszany, spocony, z wciąż ściśniętymi strachem wnętrznościami Reinar odszedł na kilka kroków od diabła, odłożył na ziemię ubabrany krwią, kawałkami mięsa i kości miecz, i spojrzał na to co zrobił. O ile pierwszy zabity był załatwiony mniej-więcej zgodnie ze sztuką, to drugi wyglądał tak jakby stanął naprzeciw rzeźnika w ubojni, a nie najemnika. Z drugiej strony, jeśli jest skuteczność to brak smaku i stylu można wybaczyć. Oparł dłonie o kolana, i pochylony łapał oddech. Żyje. I to się liczy. Teraz można myśleć co dalej.

- ...coś, co nie dotyczy ciebie. - Usłyszał, że jego sojusznik z przypadku coś do niego mówi. Jakaś część wypowiedzi musiała mu umknąć. Chyba nawet ta większa część, bo nieznajomy nie kontynuował, a wziął się za przeszukiwanie zabitych.

Reinar uznał, że bardziej od zawartości kieszenie i mieszków zabitych interesuje go jednak uspokojenie się. Wyjął zza pasa chustę i wziął się za wycieranie miecza. Lepiej nie zostawiać brudu na ostrzu, trudno to potem doczyścić.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Łowczyni zjawiła się akurat gdy walka trwała w najlepsze, pierwsze trupy już leżały na trawie, ale jeszcze nie została w pełni rozstrzygnięta. Dwóch mężczyzn podzieliło się rogatymi stworami i dzielnie stawiało im czoła. Takie pojedynki to można było oglądać, nie jakieś tam turnieje rycerskie. Banda blaszaków okładała się po hełmach mieczami, zupełnie jak gospodynie tłukące chochlami w gary wzywając swoich chłopów na obiad. Albo za pomocą drągów próbowali jeden drugiego zsadzić z konia. Też mi rozrywka. Owszem Sherani znała ogólne zasady rządzące stanem rycerskim, co jednak w żaden sposób nie przeszkadzało jej w nazywaniu rzeczy po imieniu. Żenujące cyrkowe popisy a nie walka, tak widziała całą rycerską szkopkę.
Tu zaś była walka najprawdziwsza, do tego wcale nie tak częsta do spotkania, gdy jednym z walczących obozów była najprawdziwsza piekielna chorda. Może mało liczna jak na zastępy, ale wciąż jak najbardziej rogata. Zapowiadało się całkiem ładnie, lecz kontynuacja była już nieco mniej widowiskowa. O ile brunet trzymał fason, o tyle blondynowi wyraźnie puściły nerwy. Rani przechyliła głowę obserwując młóckę bardziej zaciekawiona niż na początku przyglądania się starciu. Grunt, że gość był skuteczny, to nie turniej, punktów nikt nie przyznawał, a białogłowy chusteczkami nie rzucały, a i tak widok dla niej był dość zajmujący.
        Zdziwiła się jednak słysząc wymianę zdań obu mężczyzn. Od początku była przekonana, że stanowili drużynę albo przynajmniej wspólnie podróżowali, natomiast wychodziło na to, że wpadli na siebie przypadkiem, prawie jak ona na nich. O dziwo zajęci walką i rozmową ze sobą nawzajem oraz dojściem do siebie po bijatyce, wojownicy nawet nie zauważyli postaci stojącej pod drzewem. Uśmiechnęła się pod nosem, uznając przewagę drapieżnika. Cholera jasna, jeszcze trochę i przez tę demonicę - no bo przecież przez kogo, to od tatuażu zaczęły się te przeboje - zupełnie polubi korzystanie z futra. Gdyby była z diabłami, właśnie zupełnie nieświadomi i odsłonięci wystawiliby się na jej atak. Cóż, grzeczność wymagała przywitania się, zanim mężczyźni postanowiliby się wreszcie ocknąć, zorientować, że ktoś ich obserwuje tym samym stanowiąc dla nich potencjalne zagrożenie, i na przykład ruszyć we dwójkę do ataku. Nudziła się, ale nie aż tak by stawiać życie na szali w tak idiotyczny sposób.
        Odepchnęła się od pnia, wychodząc na bardziej otwartą przestrzeń by znaleźć się w polu widzenia obu wojów, a idąc podniosła jeden z rogatych łbów, który oddzielony od tułowia leżał sobie beztrosko na ściółce. Pierwszy raz miała w rękach diabli czerep i widziała piekielnika z tak bliska, szkoda byłoby stracić taką okazję. Ciężki był, za połowę wagi odpowiadało pewnie baranie poroże. Uniosła głowę za rogi właśnie, na wysokość swoich oczu i obracając z lekka na jedną to na drugą stronę oceniła niecodzienną zdobycz, odbijając się w czarnych półprzymkniętych oczach. Z wystających z pyska kłów można by zrobić całkiem fajne, plemienne kolczyki, o ile oczywiście ktoś gustował w podobnej biżuterii z upolowanych pazurów czy kłów.
        - Skąd pewność, że diabły szły za tobą? - tygrysica zagaiła rozmowę przerzucając w rękach diabli łeb, by teraz patrzył w tę samą stronę co ona, czyli dokładnie w twarz Jona.
        - To on jest poszukiwany - kontynuowała, tym razem kierując martwe spojrzenie mrocznych ślepi denata, wprost na Norda. Diabla głowa sprawdzała się doskonale jako wskaźnik, a o ile była zabawniejsza niż wskazywanie kogoś ręką, poza tym oczywistym faktem, że wytykanie ludzi palcami było jawnie niegrzeczne. A przynajmniej łowczynię w tej chwili bawiło doskonale.
        - Chyba, że obu was ścigają. Niemniej polecałabym dupę w troki zabrać stąd jak najszybciej. Ciebie nie widziałam. - Diabli łeb tym razem wylądował pod pachą dziewczyny, która już własną brodą wskazała Jona. - Za to ty ślicznoto, wisisz na każdym płocie w okolicy pięciu staj. - Zielone oczy powędrowały wprost na Reinara. Zaraz potem tygrysie ślepia zmrużyły się zaintrygowane, na chwilę znajdując sobie inny, ciekawszy obiekt niż wojownicy.
Coś odbiło się w trawie, nagłym rozbłyskiem przyciągając wzrok zmiennokształtnej. Nierozłącznie z diablą głową podeszła do miejsca nieopodal kolejnego truchła i podniosła stalową tubę, która chyba w trakcie walki wypadła piekielnikowi zza pazuchy i teraz przeoczona leżała w zaroślach. Była niewiele szersza niż szyjka standardowej butelki. Wokół niej na metalowym łańcuchu, zapętlony był raczej siermiężnie wykonany wisior czy jakaś pieczęć. Nieregularny płat powycieranego i wyraźnie zużytego metalu, z zatopionymi w nim kilkoma nieoszlifowanymi okruchami szlachetnych kamieni. Zdecydowanie nie był to szczyt sztuki jubilerskiej, ale patrząc na dawnych właścicieli ciekawostki, ciężko by oczekiwać elfickiego arcydzieła. Wzięła ozdobę w palce i zaczęła oglądać ją pod różnymi kątami, ale nie przypominała nic znanego. Co najwyżej nieliczne runy i symbole można było wziąć za maleńką mapę albo artystycznie umieszczone wskazówki.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Zajęty był szukaniem… właściwie czegokolwiek, co mogłoby mu powiedzieć coś więcej na temat sytuacji, w której się teraz znajdował. Mimo że wiedział, że ścigają go diabły i prawdopodobnie chcą go zabić, to były to jedyne informacje, jakie posiadał. Nie wiedział na czyje zlecenie działają, dlatego też nie mógł wiedzieć, co złego zrobił osobie, która wysłała za nim zorganizowaną grupę najemników z rogami, chcąc się go pozbyć ich rękami. Skupienie na przeszukiwaniu i chęć znalezienia czegoś, co pomoże mu zrozumieć sytuację sprawiła, że nawet nie dostrzegł obecności trzeciej istoty w okolicy. Owszem, wcześniej wydawało mu się, że są obserwowani, jednak myślałem, że może jest to jakiś leśny drapieżnik, którego zwabił tu zapach krwi. Tymczasem okazało się, że była to istota ludzka i to kobieta, co Jon ocenił po jej głosie, gdy ta postanowiła się odezwać.
         – Stąd, że nie jest to moje pierwsze spotkania z kimś z tej grupy rogatych najemników i wiem, że to właśnie na mnie polują – odezwał się, nawet nie spoglądając w jej stronę. Nadal sprawdzał ciała zabitych piekielnych. Naprawdę chciał znaleźć przy nich coś, co mu się przyda. Co prawda, nie liczył na to, że od razu trafi na treść zlecenia i imię osoby, która jest tymczasowym pracodawcą diabłów, bo coś takiego znalazłby najpewniej dopiero przy ciele jakiegoś ich dowódcy, jeżeli takiego w ogóle mają. Pewnie byłby to najsilniejszy osobnik w grupie czy coś takiego.
         – Może jest, ale na pewno nie przez nich – dopowiedział. On był tego pewien, jednak kobieta wydawała się nie być przekonana jego słowami. Dopiero teraz na nią spojrzał, jednak już wcześniej mógł tak pomyśleć przez słowa, które wypowiedziała. Przyglądał jej się przez chwilę, a później spojrzał też na jej aurę, z której między innymi odczytał to, że jest ona zmiennokształtną, prawdopodobnie tygrysołakiem. Jego wcześniejsze przypuszczenia mogły być prawidłowe, jeśli na początku przyglądała im się, ukrywając się w zaroślach jako tygrys, a nie człowiek.

Przez chwilę przyglądał się sytuacji – kobieta patrzyła na mężczyznę, który mu pomógł w taki sposób, że wydawało mu się, iż chciała go pojmać i oddać gdzieś, gdzie dostanie za niego nagrodę. Mógłby się tym nie przejmować i to zignorować, ale – chcąc lub nie chcąc – nord pomógł mu w walce, nawet jeśli on tej pomocy nie potrzebował.
         – Jeśli chcesz go pojmać, a on będzie stawiał opór… Pomogę mu w walce z tobą za to, że on wcześniej przyłączył się do mojej potyczki z diabłami – odezwał się poważnym i jednocześnie spokojnym głosem. Nie było w nim też wahania, więc można było mieć pewność, że Jon zrobi właśnie to, o czym ich przed chwilą poinformował. A tygrysica… cóż, jego słowa mogła traktować jako swego rodzaju ostrzeżenie.
Jego wzrok także przyciągnęło coś, co leżało w trawie, jednak to zmiennokształtna była najbliżej tego przedmiotu i to ona podniosła go pierwsza. Łowca dusz ruszył w jego stronę, ale nie mógł go zdobyć. Nie znał jej, więc pewnie będzie musiał się o to handlować – przynajmniej tak mu się wydawało.
         – Potrzebuję… zawartości tej tuby – powiedział, patrząc tygrysicy prosto w oczy. Jego wzrok nie mówił, że ma mu go oddać albo będzie z nią o to walczyć. Nie. On nie był taki, dlatego też jeszcze nie skończył mówić.
         – Co chciałabyś w zamian? - zapytał. Był pewien, że w środku znajduje się jakiś pergamin. Tuba ta musiała wypaść jednemu ze zwiadowców i właśnie to, co w sobie ukrywała, było aktualnie największą szansą dla niego na dowiedzenie się czegoś więcej na temat diabłów, ich zleceniodawcy lub czegoś innego, co może mu pomóc.
Awatar użytkownika
Reinar
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reinar »

Reinar otaksował wzrokiem wojowniczkę, która wyszła z ukrycia, oceniając zagrożenie. A takie było, jak zawsze. On i jego przypadkowy towarzysz dopiero co skończyli starcie, a ona wyglądała na wypoczętą i gotową do działania.

- I tak ci się spodobałem, że przyszłaś za mną aż tutaj? Ślicznotko? - Nord spróbował kupić sobie nieco czasu wciągając kobietę w rozmowę. Mówiąc te słowa przestał jednak czyścić broń i poprawił chwyt. Być może za chwilę będzie musiał znów użyć miecza. Przewaga liczebna była po jego stronie; wojownik, który najwyraźniej był wytrawnym zabójcą diabłów, zadeklarował się mu pomóc.
- Wydaje mi się, że nie będzie powodu do walki. Nikt tu nie będzie stawiać oporu, bo też nikt nikogo nie będzie chciał złapać, pojmać, lub w jakikolwiek inny sposób pozbawić swobody pójścia w swoją stronę... prawda, ślicznotko?

Nie był pewien czy jego wypowiedź ktokolwiek usłyszał, a nawet jeśli tak, to czy się nią przejął, bo rozmowa zeszła na inny temat. Wojowniczka i jego towarzysz wydawali się oboje zainteresowani zawartością metalowej tuby, którą miały ze sobą teraz już nieżywe diabły. Niespecjalnie przeszkadzało mu to, że przestał być w centrum uwagi. Im mniej się nim interesował ktokolwiek, kto zwraca uwagę na listy gończe, tym lepiej.

- Może tam jest po prostu mapa z zaznaczonym wejściem do starej kopalni w tej okolicy... Czego innego ci rogacze mogliby szukać w tej dziczy, gdzie nic nie ma, jak nie wejścia na powrót do siebie? - wyszeptał do siebie Nord, po czym kontynuował przysłuchiwanie się rozmowie pozostałych.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Człowiek był miły. Grzecznie ostrzegał, że na wojów mogą czekać kłopoty, a tu go straszyli. No co za niespodzianka. Tygrysica prychnęła w myślach na deklaracje wspólnej walki. Jakby powiedziała, że na kogoś poluje, no co za typ. Zero wdzięczności. Uśmiechnęła się też półgębkiem słysząc słowa norda, który podłapał jej zaczepkę. Ten drugi przynajmniej miał trochę poczucia humoru. Co z tego, że w innym wypadku obiłaby pysk rzucający "ślicznotkami". Tym razem sama zaczęła. Wolna ręka szybko spoczęła na rękojeści szabli, gdy wojowniczka szła w upatrzonym kierunku.
Jedynie na moment zatrzymała się, gdy podnosiła z trawy znalezisko, skupiając się na fancie. Zaraz potem wznowiła ruch, teraz dryfując nieco w bok, by okrążyć obu mężczyzn.
        - Zawartość tej tuby mówisz - zaczęła mrużąc oczy. Napotkane na swojej drodze ciało, zamiast ominąć, przestąpiła stając na klatce piersiowej diabła.
        - A co jeśli powiem “jego”? - zapytała, stalą wskazując na blondyna. Wiedziała co mogła usłyszeć, wiele opcji nie było. Mimo to prowokowała obu mężczyzn, chyba z nudów. Jednym było uciekać i unikać pościgu. Zupełnie czym innym dobry pościg czy walka. Nie te emocje, nie ta adrenalina. Czemu więc odrobina niewinnych żartów miałaby zaszkodzić?
Nie czekała jednak aż sprawy potoczą się same. Dowcipy swoją drogą, ale wywołać pojedynku nie planowała w tym momencie. Może pokomplikowały jej się sprawy zatrudnienia i plany na przyszłość, ale nie nabyła w ten sposób skłonności samobójczych. Wprawnym ruchem odwinęła łańcuch i rzuciła tubę brunetowi.
        - Spokojnie chłopcy, nie jestem tu służbowo. - Uśmiechnęła się bezczelnie do obu mężczyzn. - Niestety - dodała jeszcze mruczącym tonem, spoglądając na wisior, który sobie zostawiła. W końcu mowa była o tubie, czyż nie? Czułe uszy wyłapały słowa wypowiadane pod nosem i zaraz zielone oczy spojrzały uważniej na blondyna.
        - Kopalnia z wejściem do piekła, jaja sobie robisz? - zapytała lekko rozbawiona, ale i zainteresowana. To wymyślił. Ciekawe czy do piekła faktycznie można było się tak dostać. Portal chyba musieli by tam jakiś umieścić, a że miejsce mało uczęszczane i łatwe do obrony, to faktycznie mogłoby się dobrze w takiej a nie innej roli sprawdzić.
        Na moment diabla głowa, która zresztą powoli zaczynała ciążyć, zeszła na drugi plan. Wojowniczka postawiła czerep na ziemi i poklepała go po czole jakby na pożegnanie. Potem jakby rozproszona czymś innym zmarszczyła krótko nos i zerknęła na ubrudzoną krwią rękę. Liznęła dłoń i od razu mina zmiennokształtnej jasno sugerowała, że nie był to najsmaczniejszy z możliwych posiłków. Resztę juchy obojętnie wytarła o spodnie, znów skupiając się na domniemanej mapie. Nic nie szło z tego wyczytać, a nieznajomość okolicy i terenu tylko pozbawiała Sherani możliwych punktów odniesienia ułatwiających interpretację. Dziewczyna już nawet nie przejmowała się dziwnymi naleciałościami, które coraz intensywniej przechodziły z tygrysa i na nią. Jak kiedyś zje kogoś a nie coś i to w pełni świadomie, to będzie to wina tej popieprzonej demonicy, jakoś wcześniej nie miała takich problemów, a przynajmniej nie w takim nasileniu. Cóż, przynajmniej dowiedziała się, że na diabły nie ma co ostrzyć zębów.
Z rozmyślań wyrwały ją odległe szelesty. Nic specyficznego, ale Rani zapatrzyła się w las nasłuchując i węsząc ostrożnie.
        - Ja nie w robocie, ale lasem idą tacy, którzy mogą być - odezwała się cicho. Zawinęła łańcuch na nadgarstku i zaczęła iść w stronę zarośli.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Kiwnął głową, potwierdzając swe słowa – naprawdę była mu potrzebna tylko jej zawartość. Sam pojemnik miał dla niego znikomą wartość, bo to właśnie wewnątrz ukrywały się informacje, które mogłyby przydać się właśnie jemu.
         – A co, jeśli powiem, że wystarczy mi jedno uderzenie serca, aby doskoczyć do ciebie, uciąć ci rękę lub dłoń i w ten sposób odzyskać tubę i to, co znajduje się w jej wnętrzu? - zapytał, a przez jego oblicze przebiegł uśmieszek, który mógłby świadczyć o tym, że już wcześniej rozważał coś takiego i że także byłby zdolny do takich czynności. Tylko, że zostawił ten „plan” na później, najpierw próbując załatwić sprawę słowami i propozycjami.
         – Także… odzyskam tubę w taki albo inny sposób. Tylko od ciebie zależy, czy zostaniesz z ręką, bez niej… czy może stracisz życie – dopowiedział. Słowa te mogły sugerować groźbę, jednak spokojny ton głosu łowcy dusz sprawiał też, że osoba lub osoby słyszące to musiałyby zastanowić się, czy aby na pewno słyszą tam groźbę – czy może jest to po prostu ostrzeżenie i ukryta propozycja co do tego, co powinna zrobić osoba, do której słowa te były skierowane.
Dla tygrysicy dobre było to, iż podjęła słuszną decyzję i rzuciła mu tubę, wcześniej ściągając z niej nieistotne zdobienie i zabierając to sobie. Jon złapał przedmiot, przez chwilę oglądał go, czytając znaki w czarnej mowie. Później jedną dłonią przytrzymał jej dolną część, wciskając tam niewielki przycisk – jednocześnie też przekręcił jej górną część. Następnie przechylił ją, a nieduży, zwinięty pergamin wylądował na jego dłoni. Piekielny zamknął tubę i schował ją do torby, może przyda mu się później… albo sprzeda ją, gdy będzie w jakimś mieście. Nie była ona zwykłym przedmiotem, a gdyby ktoś spróbował ją otworzyć bez przeczytania inskrypcji, nie wiedziałby, że przycisk na dole dezaktywuje drobną pułapkę połączoną z górną częścią – gdyby pułapka nadal była aktywna, dokument wewnątrz tuby spłonąłby i zostałby po nim wyłącznie popiół.

Jon rozwinął dokument i zaczął go czytać. Był tym zajęty, dlatego też nie powiedział nic na temat tej „kopalni do Piekła”, o której wspomniał nord. Normalnie łowca mógłby go poprawić i powiedzieć, że Piekło jest całkowicie inną krainą i nie da się do niej dostać po prostu ciągle idąc w dół, przy tym rozpoczynając swą wędrówkę na powierzchni Alaranii.
         – Sztolnia w tej okolicy… Główny tunel zasypany tak, że nie warto go odgradzać, ale w pobliżu jest boczny, którym można dostać się do środka… Wewnątrz, gdzieś na dnie, znajduje się artefakt, na którym zależy naszemu pracodawcy… Duża nagroda, duże niebezpieczeństwo… - przeczytał Jon sam sobie, chociaż to i tak nie był cały tekst, który tam widział. Poza tym, najpewniej czytał to też na tyle głośno, że pozostali także mogli to usłyszeć. Cóż, trudno. Zauważył też, że w zleceniu dość dobrze opisane jest to, jak wygląda wejście, a także okolica, w której powinno się go szukać.
         – Cóż… Ja wiem, gdzie się teraz udam. Jeśli o was chodzi, to róbcie, co tam chcecie – oświadczył, przyglądając się przez chwilę kobiecie i mężczyźnie. Może właśnie oceniał ich pod względem tego, w jakim stopniu może przydać mu się pomoc każdego z nich i rozważał to, czy zaproponować im udział w tej małej wyprawie i poszukiwaniach artefaktu? Stał jeszcze tak w milczeniu, teraz rozważając słowa, które powie i to, czy na pewno chce je wypowiedzieć.
         – Jeśli chcecie, możecie iść ze mną, jeśli nie… to nie – dopowiedział. Później ruszył w stronę lasu i to niekoniecznie w tę samą stronę, co tygrysica, bo treść dokumentu prowadziła go w inny rejon tego zbiorowiska różnych gatunków drzew. Łowcy nagród, o których wcześniej wspomniała kobieta, także niezbyt go obchodzili. W końcu nie był poszukiwany, a jeśli jednak natknie się na nich i go zaatakują… najwyżej wybije całą ich grupę, bo wątpił w to, żeby dali mu radę.
Awatar użytkownika
Reinar
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reinar »

- A co jeśli powiem "jego"? - zapytała wojowniczka.
- Nie musisz negocjować z moim towarzyszem. Jeśli chcesz mnie to oddam ci się sam... ślicznotko. Całkiem po dobroci - zażartował Reinar. - Wydaje mi się, że obędzie się bez ucinania dłoni czy innych części ciała. - Tu spojrzał na swojego towarzysza, próbując ocenić jego intencje, po czym wrócił do obserwowania kobiety.

Wojowniczka oddała tubę głównemu zainteresowanemu jej zawartością, co prawdopodobnie zażegnało ryzyko nawiązania walki. Ten otworzył pojemnik i zaczął czytać pergamin, który był w środku. Do uszu Norda doleciały strzępki zdań, które prawdopodobnie zawierał tekst. "Sztolnia", "zasypany główny tunel", coś o bocznym wejściu i artefaktach ukrytych w dolnych korytarzach kopalni. Czyżby pogłoski o tym, że gdzieś tutaj istnieje tunel do piekła były prawdziwe? Reinar był co prawda pewien, że wejście do kopalni znajdowało się gdzieś w tej okolicy (nie wiedział wprawdzie gdzie), ale nie do końca dawał wiarę temu, że jest tam jakiś portal czy magiczne przejście. Uznał to za historię jaką opowiadają sobie podróżni, żeby urozmaicić sobie wędrówkę przez te okolice, a rzucił tu jako coś na co można było skierować rozmowę, żeby odciągnąć myśli zebranych od mieczy.

Kobieta - prawdopodobnie łowczyni nagród, inaczej aż tak nie zwracałaby uwagi na listy gończe - najwyraźniej straciła zainteresowanie Reinarem i jego kompanem. Odwróciła się i zaczęła iść w kierunku drzew, ale na odchodnym rzuciła uwagę, która nie spodobała się najemnikowi - że ktoś za nim mógł jednak podążać.

Przypadkowy sojusznik Reinara skończył lekturę dokumentu - mapy, listu, cokolwiek by to nie było, i także oznajmił, że rusza w swoją stronę.

- Poczekajcie - rzucił do obojga Nord. - Czemu iść osobno, skoro możemy wędrować razem? Ty dobrze robisz mieczem - tu zwrócił się do wojownika. - A ty masz wprawę w podchodzeniu niezauważoną. Ja znam się na... różnych rzeczach, a do tego umiem rozmawiać z ludźmi. Czemu nie połączyć sił?

To była jego szansa. Jeśli uda mu się przekonać wojownika i łowcę do tego, żeby z nim podróżowali to nie będzie musiał sam patrzeć za siebie. W nocy będą mogli wystawić warty i rozpalić ognisko tlące się do rana. A w razie czego nie będzie walczył sam.

- Nie będę ukrywał, że moja propozycja nie jest bezinteresowna. Jak słusznie zauważyłaś, jestem ścigany; nie wiem, czy było napisane za co. Mogę cię jednak zapewnić, że nie zwracam się przeciwko swoim kompanom. Słyszałaś, jak czytał papier z tuby? - Wskazał głową na wojownika. - Tutaj rzeczywiście jest, albo raczej była, jakaś kopalnia. To wiem od ludzi, których spotkałem na drodze. Teraz wiemy, że jest tam coś ukryte. Nie udało mi się dowiedzieć dlaczego kopalnię porzucono, więc jestem skłonny uwierzyć, że coś tam się musiało stać. Stać nagle. A jak coś się dzieje nagle i ludzie opuszczają z powodu tego nagłego wydarzenia jakieś miejsce, to zostawiają za sobą rzeczy. Czasem cenne rzeczy.

Reinar zrobił pauzę i spojrzał obojgu wędrowcom w oczy.

- Proponuję sprawdzić co jest w tej kopalni, i podzielić się po równo. Dla każdego jedna trzecia tego co znajdziemy. Mi pieniądze są potrzebne na dalszą podróż, a moja sakiewka robi się coraz lżejsza, więc perspektywa... wydobycia zasobów z tej kopalni jest, przynajmniej moim zdaniem, kusząca. Co wy na to?

- Nazywam się Reinar. - Schował miecz, zdjął rękawicę, zrobił krok w stronę szykującego się do odejścia wojownika i wyciągnął do niego na powitanie dłoń.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Nord dowcipem przyciągnął ponowne spojrzenie wojowniczki. Rani uśmiechnęła się odsłaniając zęby, przyglądając się blondynowi uważniej. Ten przynajmniej nie przynudzał i nie mędził, a zażartował wystarczająco bezczelnie by igrać z ogniem i dość bezpiecznie by zamiast wesołości nie wywołać odwrotnego efektu, tym samym rozluźniając ogólną atmosferę. Rzuciła znalezisko brunetowi bardziej skupiając się na ocenie norda, wyglądającego na bardziej strawnego w interakcjach. Czarnowłosy chciał ją straszyć, bezczelny arogant. W dupach się tym piekielnym przewracało. Myślał, że jak przylazł na inny plan to może groźby rzucać i zgrywać chojraka. Utratą ręki groził, jakby to było takie proste i nikt przed nim nie próbował, zuchwalec. W tej kwestii najwyraźniej wszyscy faceci niezależnie od rasy byli tacy sami, tylko do jednego się nadawali - do pyskowania i przechwałek kto dalej sika, to szło im najlepiej. Tożsamość bezczelnego gościa nie była aż tak wielką tajemnicą, przynajmniej nie dla zmiennokształtnej - cuchnął piekielnikiem na odległość. Dlatego też nie słuchała odczytu dokumentów, chociaż brunet mamrotał na głos. W dupie z kopalniami, sztolniami czy mapami. Nie przepadała za łażeniem pod ziemią, skarby czy tajemnice jakoś jej nie kręciły, a towarzystwo mogło być na równi ciekawe co zwyczajnie wkurzające. Miałaby się użerać z piekielnym pomiotem z przerostem ego, niedoczekanie, a przynajmniej musieli by jej dobrze zapłacić, a tu ani wypłaty, ani tym bardziej chęci. Poszukiwany chociaż bardziej przystępny, przynajmniej na starcie, pewnie też niczym nie różnił się od innych w ostatecznym rozrachunku, chociaż prezencją z brunetem stanowili kontrast niczym biel i czerń, nie tylko wyglądem. Pora było się zbierać i tyle. Oczywiście, że zamierzała robić co chce, jak inaczej miałaby postępować.
"I szerokiej drogi" - odpowiedziała w myślach zaczynając marsz w odmiennym kierunku. Zatrzymał ją głos norda.
Sherani obróciła się na pięcie i krzyżując ręce przechyliła głowę.
        - Tak, bo ja z ludźmi nie umiem rozmawiać - tygrysica wymamrotała pod nosem, ale kąt jej ust powędrował ku górze. Co zrobić, “blond ślicznota” dostał taryfę ulgową i wojowniczka postanowiła go wysłuchać. Uniosła brew na propozycję połączenia sił. Zupełnie jakby się na jakąś misję wybierali, ale niech mu będzie, czekała konkretów.
        - Zapewne za niewinność - mruknęła rozbawiona. Wszystkich za niewinność ścigali. Prawie każdego oprycha jakiego złapała ścigano “przez pomyłkę”. Ironią losu było oskarżenie jej własnej osoby, które autentycznie było wyjątkowo pechową pomyłką, ale to była odrębna historia.
Przyjęła do wiadomości deklarację o wierności wobec towarzyszy. Zakodowała i za grosz nie dała wiary słowom norda. Każdy potrafił zwrócić się przeciwko towarzyszom i to wieloletnim, coś już o tym wiedziała, kwestią były odpowiednie okoliczności i motywacja, a oni byli jedynie przelotnymi znajomymi. Ale nie znaczyło to, że już na starcie miałaby się wycofywać, więc nie wtrącając się wysłuchała propozycji wojownika. Cenne rzeczy jakoś wyjątkowo silnie nie nęciły, chociaż fakt, gotówka by się przydała, gdy w sakiewce powoli zaczynał hulać wiatr, a widoków na jakąkolwiek robotę wciąż było brak. Zabicie nudy stanowiło kolejny argument "za".
        - Sherani - zasalutowała butnie obu wojom i wróciła na polanę, między trupy. Wspólna wyprawa, niech im będzie, ale na pewno nie na trzeźwo jeśli cała ich trójka miała przeżyć i nie doświadczyć żadnych uszczerbków na zdrowiu, konkretniej na myśli miała jednego bruneta. Przynajmniej oswajać się z dupkami należało ze wsparciem procentów. Później może będzie łatwiej, a jak nie, to chociaż przez chwilę mniej będzie bolało.
Diabły nie pijały nic innego niż alkohol z tego co było jej wiadomo, więc z nadzieją na odrobinę szczęścia zaczęła poszukiwania manierki. Bukłak znalazła już przy drugich zwłokach. Odkorkowała i powąchała zawartość. Wódka… chociaż tyle, że nie jakiś cienkusz. Pociągnęła solidny łyk i wróciła wzrokiem do dwójki mężczyzn. Teraz już była gotowa na wyprawę.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Im dłużej rozmyślał nad propozycją, którą im złożył, tym głupsza mu się ona wydawała. Przecież poradziłby sobie sam z przeciwnościami, które mogłyby go spotkać – i nie chodzi tu tylko o najemne diabły, które najwidoczniej ciągle są na jego tropie i pewnie zaatakują go jeszcze kilka razy, ale też o to, co może spotkać go w miejscu, do którego teraz zmierza. Opuszczona sztolnia może być teraz miejscem zamieszkania jakichś dzikich zwierząt albo nawet potworów, z którymi pewnie i tak by sobie poradził. Teraz zaczął uważać, że tamta propozycja była głupia i nieprzemyślana przez niego. Gdyby zastanowił się nad tym przynajmniej przez chwilę, doszedłby do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli zostawi dwójkę nieznajomych i sam wyruszy do miejsca wspomnianego w dokumencie. Cała sprawa najbardziej była związana właśnie z nim, więc niepotrzebne byłoby mu dodatkowe towarzystwo. Jemu zależało na tym, żeby pokrzyżować plany diabłom, które także chcą go pojmać lub nawet zabić.
Słowa norda zatrzymały go, ale tylko na chwilę – po to, żeby wysłuchać, co tam ma on do powiedzenia. „Dobrze robisz mieczem” było dla niego obrazą – w pewnym sensie – bo brzmiało to tak, jakby był zwykłym najemnikiem, który zna się wyłącznie na tym. A nie był kimś takim, bo znał się też na magii i ukrywał w sobie moc, którą wyzwala wyłącznie wtedy, gdy jest naprawdę niebezpiecznie. Dlatego też cicho parsknął śmiechem pod nosem, jednak z jego ust nie padły żadne słowa.
         – Ja potrzebuję wyłącznie artefaktu, który ma się znajdować gdzieś w tej sztolni – odparł po chwili, jednak jeszcze nie skończył. Jego głos nawet brzmiał tak, jakby zastanawiał się nad tym, co jeszcze chciałby od siebie dodać.
         – Zastanowiłem się nad tym, co powiedziałem wcześniej i doszedłem do wniosku, że moja propozycja niekoniecznie była potrzebna. Cała sytuacja dotyczy mnie i z zagrożeniami i tak poradzę sobie w pojedynkę, więc nieznajomi towarzysze raczej nie są mi potrzebni – dopowiedział. Oczywiście, nie miał zamiaru z nimi walczyć – chyba że dadzą mu ku temu powód – dlatego też nawet nie miał zamiaru używać siły, żeby ich zatrzymywać. Podejrzewał, że nawet musiałby użyć magicznej lub fizycznej siły, żeby upewnić się, że na pewno za nim nie pójdą i, aby skutecznie ich zatrzymać.
Poza tym, tutaj ważna też była kwestia odpoczynku, bo w aktualnej sytuacji nie mógł przecież być pewien, że nie zaatakują go, gdy będzie spał. Mogłoby okazać się, że tak naprawdę współpracują z diabłami, których przywódca obiecał im dużo pieniędzy albo coś innego, co sprawiło, że tamci stali się ich szpiegami.
         – Jon – rzucił, na chwilę odwracając się w ich stronę. Poszukiwany przez władzę i alkoholiczka – też mu się trafili kompanii… I to tacy, których nie do końca chciał mieć.

Łowca dusz ruszył przed siebie, chyba dość dobrze wskazując na to, że nadal w jakimś stopniu liczy na to, że jednak pójdą w swoją stronę, a on dalszą drogę pokona samotnie. Wiedział gdzie iść, bo na kawałku pergaminu było też opisane miejsce, gdzie powinna znajdować się opuszczona sztolnia. Opis ten był ogólny, jednak lokalizacja wejścia nie powinna sprawiać problemów. Chociaż wejście główne i tak było tylko punktem orientacyjnym, bo jego obchodziło boczne, którym można dostać się do tuneli. Z nim zresztą związane były dwie możliwości – może być ono jakoś zablokowane deskami lub nie. Deski mogą być wyrwane albo nie… Mogą znaleźć coś, co podpowie im, że w środku może znajdować się ktoś lub coś albo i nie. Tylko, że to nie będzie od razu oznaczać tego, że wewnątrz też niczego nie będzie, bo przecież mogą żyć tam jakieś stworzenia przyzwyczajone do ciemności i niewychodzące poza tunele, uważając na to, żeby nie narazić ciała lub samych oczu na działanie promieni słonecznych.
Musiał być gotowy na wszystkie możliwości i teraz jego myśli skupione były na różnych planach, czasem ze sobą połączonych, a czasami nie. Sposób działania i wybór planu zależał od różnych czynników, o których zresztą też pomyślał już wcześniej i przypisał do nich poszczególne sposoby reakcji. Słyszał też za sobą kroki, więc domyślił się, że tamta dwójka zdecydowała się za nim podążać. Po jakimś czasie udało im się też dotrzeć do celu – wejście było podtrzymywane belkami, jednak wystarczyło spojrzeć dalej i można było ujrzeć fragmenty sufitu i ścian, zawalone i blokujące dalszą drogę. To pewnie było wejście główne, więc boczne powinno znajdować się gdzieś w pobliżu.
         – Ci łowcy „w pracy”, chyba cię znaleźli – odparł, słowa te kierując do Reinara. Chwilę wcześniej do ich uszu dotarł odgłos łamanej gałęzi, na którą jeden z tamtych musiał przypadkowo nadepnąć. Jon odruchowo przeniósł dłoń na rękojeść miecza. Nie byli oni jego przeciwnikami, jednak będzie walczył, jeśli otwarcie go zaatakują albo będą sprawiać wrażenie takich, co chcą to zrobić.
Awatar użytkownika
Reinar
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reinar »

Dostrzegł uśmiech Sherani. Pokazywała zęby w ten ciekawy, drapieżny sposób, który zawsze przyciągał jego wzrok. Jak kotka, który pokazuje kły zanim wysunie pazurki. Reinarowi wydawało się, że w jej oczach dostrzegł błysk refleksu słońca, jakby spojrzał w oczy zwierzęcia, nie człowieka, chociaż nie był pewien czy to nie było przywidzenie.

- Podejrzewam, że są ludzie, którzy mają powody, żeby mnie ścigać. Ale ten list gończy to zmyślona historia... Musiałem przez przypadek wejść w drogę komuś, komu nie powinienem. Stąd to. Więc nie do końca za niewinność - rozwiał wątpliwości wojowniczki. Kłamstwa nigdy nie były dobrym wyjściem, a tym bardziej w rozmowie z sojusznikiem. Może w wyższych kręgach uważali inaczej, ale Reinar nigdy nie dotarł tak wysoko w drabinie społecznej.

- Artefakt mnie nie interesuje. Dla mnie ważne są wyłącznie pieniądze, które tam możemy znaleźć. Artefakt trudno sprzedać, a moneta nie przyciąga uwagi. W razie czego... - Otaksował wzrokiem Jona. - Nie wyglądasz na takiego, który miałby trudności z wyrównaniem części wartości skarbu w gotówce. - Nord założył, że skoro po przestudiowaniu mapy jego towarzysz mówi o artefakcie, to jest szansa rzeczywiście coś znaleźć.

Podszedł do Sherani, wziął butelkę, którą wyciągnęła w ich kierunku, zadając nieme pytanie.

- Skol. - Uniósł trunek nad głowę, po czym pociągnął łyk przepijając zdrowie wojowniczki i głośno wciągnął powietrze nosem. Paliło. - Tak mówimy na północy, pozdrawiając towarzyszy i życząc im zdrowia kiedy pijemy.

Oddał butelkę kobiecie. Nie wiedział czy dokładnie to miała na myśli, ale spotykał się już ze zwyczajem picia z nowym towarzyszem. Wystarczy łyk, nie chodziło o upicie się, ale o symbol i wiadomość. Nie mam wrogich zamiarów, a mój trunek nie jest zatruty - to łyk oferującego; dzielę się z tobą tym co mam - tu przekazanie naczynia towarzyszowi. Reinar wyciągnął swoje zasoby (alkohol był podły, ale miał moc - służył w równym stopniu do konsumpcji, co do dezynfekcji), wziął łyk i podał Sherani.

Jon najwyraźniej nie miał zamiaru brać udziału w "rytuale", bo odwrócił się i nie patrząc na dwójkę najemników ruszył gdzieś przed siebie.

Słońce zaczynało już zachodzić kiedy dotarli przed zawalone wejście do kopalni. Jon stanął przed nim i wyraźnie nad czymś myślał. Po dłuższej chwili odwrócił się do Norda, który zajęty był obserwowaniem przyrody, zachodu słońca (kolory były tu zupełnie inne niż na północy) i Sherani, i wyrwał go z zamyślenia oznajmiając, że...

- Ci łowcy "w pracy" chyba cię jednak znaleźli.

Reinar zrzucił plecak, który miał na sobie i wyciągnął miecz, rozglądając się po okolicy. Sam nic nie widział. Wyszeptał ciche pytanie "Gdzie jesteście?", na które dostał niesłyszalną odpowiedź określającą mniej więcej kierunek, z którego nadchodzili ci, którzy go śledzili. Szybko rzucił okiem na Sherani, złapał jej wzrok i kiwnął pytająco głową. Odpowiedziała mu. Dobrze. To mu się podobało. Miał obok siebie kogoś, kto rozumie nieme znaki przed walką. Szybkie spojrzenie na Jona utwierdziło go w przekonaniu o tym, że on podchodzi do sprawy bardziej nonszalancko.

Szzzzyt! Tuż koło stopy Sherani wbił się bełt z kuszy. Obok ucha Reinara śmignął kolejny.

- ...wa mać! - Usłyszeli końcówkę przekleństwa, po czym na drogę do wejścia do kopalni wybiegła drużyna ścigających. Dwóch z pięciu oprychów właśnie odrzucało kusze i sięgało po broń. Pozostali biegli już uzbrojeni. Jeden, ubrany w pancerz ze skóry jakiegoś zwierzęcia, wyraźnie wysforował się przed resztę szarżując na Reinara.

Nord wyszedł mu na spotkanie. Uchylił się przed ciosem topora na długim trzonku i zrobił wypad w kierunku napastnika. Nie udało się. Odstąpił na dwa kroki i krzyknął "Płoń!", a z trzonka topora buchnęły płomienie. Reinar wykorzystał zaskoczenie przeciwnika, który aż odrzucił broń, żeby podejść i zadać głębokie cięcie w ramię. Mężczyzna o gęstej czarnej brodzie i skołtunionej czuprynie złapał się z krwawiącą kończynę, po czym runął na ziemię z głową rozbitą przez kolejne cięcie.

Przed atakiem następnego, uzbrojonego w krótki miecz i sztylet, Reinar musiał się zastawić. Pchnięcie sztyletu zbił rękawicą. Dobrze, że miał w nią wszyte metalowe wzmocnienia. Atakujący był szybki. Z nim nie pójdzie tak łatwo.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        No więc właśnie zyskała sposób na zabicie nudy w postaci wycieczki z zadufanym brunetem i przynajmniej szczerym blondynem. Ledwie się przedstawiła i rozpoczęła poszukiwania zapasu płynów niezbędnego na podróż, gdy brunet odezwał się ponownie. Normalnie jeszcze chwila a znajdzie po drodze jakiegoś kapłana, chociaż nie żyła z nimi w zbytniej przyjaźni (pomijając drobiazg, że raczej nikt na przyjaznej liście łowczynie nie widniał) i normalnie znajdzie patent czy go wodą święconą, pluciem przez lewe ramię, czarnym kotem czy innym ustrojstwem utłuc, bo zwyczajnie nie wytrzyma i nerwy jej puszczą. Całe szczęście, że w ludzkiej formie nie miała sierści, która mogła się zjeżyć zdradzając poirytowanie. Psia mać sobie sam poradzi i niepotrzebnie mówił, to na kiego gromowładnego kija w ogóle się odzywał, czas marnował i dupę zawracał.
        - W takim razie nie idziemy z tobą a za tobą, co nie, rogasiu? - burknęła wyszarpując bukłak zza paska czarta, który niespecjalnie miał możliwość potwierdzić propozycję zmiennokształtnej gadającej do wyboru z trupem lub samej ze sobą.
        Zaopatrzona odwróciła się właśnie do lekko niezgranej, ale jednak uformowanej ekipy, gdy blondas bezczelnie zawinął jej ledwie co upolowaną flaszkę. Stała przez moment z wyciągniętą ręką w pełnym oszołomieniu zastanawiając się czy rąbnąć złodzieja przez łeb, czy cieszyć się, bo w kupie raźniej się piło. Odebrała manierkę i wciąż nieco zaskoczona odparła:
- Skol.
Co kraj to obyczaj. To musiał być chyba przyzwoity kraj skoro na powitanie piło się z towarzyszami. W końcu był to zacny sposób na rozpoczęcie znajomości. Ale najwyraźniej nie był to koniec rytuału, Sherani przechyliła głowę obserwując poczynania norda, na koniec przyjmując od niego alkohol. Pociągnęła solidny łyk i oddała naczynie, wolno łapiąc powietrze. Grunt, że nie jakieś marne i rozcieńczone szczyny. Chyba przeżyje tę zabawę, przynajmniej póki starczy samogonu.

        Droga minęła sprawnie, niestety nie dość szybko by zdążyli przed łowcami. Znaleźli się przed wejściem akurat gdy grupka przymierzała się do ataku. Piekielnik grał chojraka, na co Rani wywróciła ślepiami tylko po to by zaraz trafić wzrokiem na niebieskie oczy norda. Szlag by to jasny wziął, walczyć razem ze ściganym - oszczędnie skinęła głową. Im szybciej przywyknie tym mniej i krócej będzie bolało, utwierdzała się w myślach, chociaż trudniej było przekonać dumę niż umysł. Opcja uświadomienia innych łowców, że się spóźnili bo nagroda była już zajęta, znacznie lepiej docierała do jaźni wojowniczki. Grunt było znaleźć motywację i wytłumaczenie, nad ich prawdziwością będzie się zastanawiać później. Wtedy właśnie strzała wbiła się w ziemię tuż przy jej stopie. Łucznicy. Co do jasnej cholery wszystkich wzięło na te łuki!
        - Wyłazić i walczyć zamiast kryć się po krzakach jak cioty! - wrzasnęła zrywając się do biegu, akurat gdy na drogę wybiegała grupa najemników.

        Zaszarżowała wyciągając Pierścienie i zaatakowała nie zwalniając, a wybijając się do skoku. Mężczyzna ciął mieczem spodziewając się uderzenia szabli, trafił jednak na powietrze. Siła bezwładności poprowadziła klingę szerokim łukiem a za nią ramię odsłaniając korpus dla lądującego na nim tygrysa. Kły zacisnęły się na gardle wyszarpując sporą ranę, razem z fragmentem chroniącego pancerza. Skórzana zbroja z metalowymi płytkami mogła być przyzwoitą ochroną, ale w trochę odmiennych sytuacjach. Na tygrysy polowało się przede wszystkim tak, by nie mógł się do nikogo zbliżyć, a Sher właśnie postanowiła przetestować nowe możliwości i na razie bawiła się całkiem nieźle.
Gdy więc następna dwójka rzuciła się na pomoc towarzyszowi przyciśniętemu pręgowanym cielskiem, nie wiedząc, że było już zbyt późno, i odruchowo zaatakowali tak jak atakowało się zwierzęta, natknęli się na szablę dziewczyny parującej z przyklęku na plecach ich kompana. Ich szok i przerażenie było bezcenne nie tylko w oczach łowczyni. Rozproszenie jednego z łowców wykorzystała na swoją korzyść. Zbiła broń wystraszonego mężczyzny, który jeszcze nie pojmował czemu chwilę temu próbował zabić dzikiego kota a teraz walczył z kobietą z twarzą uwalaną krwią drugiego najemnika. Jednym było wiedzieć o zmiennokształtnych, zupełnie czym innym na własne widzieć takiego w akcji. Po szybkiej kontrze cięła szeroko, nawet nie napotykając wielkiego oporu, prędzej wciąż szok i niedowierzanie, gdy łowca głów upadał na ziemię obok kompana, którego chciał ratować. Drugi nawet nie pomagał. Najwyraźniej doświadczenia lub odwagi miał jeszcze mniej i korzystając z zajętej uwagi bestii kimś innym, właśnie próbował ratować życie niezbyt chlubnym, taktycznym odwrotem. Tygrys dopadł go w kilku susach, szczękami łamiąc kark nieboraka. Normalnie musiała by biec za cykorem i pewnie dobrą chwilę pościg by jej zajął, a kocimi susami złapała go zanim skrył się w lesie. Przednia zabawa. Zielone oczy podniosły się znad ciała i rozejrzały się wokół, próbując zorientować się w sytuacji i odnaleźć towarzyszy.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Łowcy zaatakowali szybciej, niż przypuszczał – spodziewał się, że na początku spróbują ocenić to, czy uda im się pokonać nie tylko tego, na którego polują, lecz także dwie osoby, które mu towarzyszą. Możliwe, że tego nie zrobili… lub byli zbyt pewni siebie i zwycięstwa, którego spodziewali się od początku. Mieli przynajmniej jedną osobę, która posługiwała się łukiem i, raczej, nie będzie ona walczyła w zwarciu, pozostając w miejscu, z którego będzie mogła oddawać dobre strzały.
Nord i tygrysica ruszyli do ataku, a Jon – nadal z jedną dłonią na rękojeści miecza, którego jeszcze nie wyciągnął z pochwy – skierował drugą dłoń w stronę zarośli, w których ukrywał się łucznik, wykonał kilka szybkich gestów palcami, szepnął coś i z wnętrza dłoni łowcy dusz wystrzeliła czerwona linia, z której dało wyczuć się złą aurę. „Wstęga zła” skierowała się prosto w stronę ukrywającego się strzelca i uderzyła w niego – Jon celował nią w klatkę piersiową przeciwnika, konkretniej w jego serce, biorąc też pod uwagę to, że może on kucać. Jeśli jednak stał, to czerwona linia magii zła i tak go zabiła, przebijając brzuch łucznika i powodując ból, a także rozpad części jego ciała… A patrząc na to, że nie usłyszał krzyku związanego z bólem, prawdopodobnie trafił go właśnie w serce, niszcząc je i szybko zabijając strzelca.
Dopiero teraz zamknął dłoń, dobył ostrza i jednocześnie odskoczył w tył, gdy jeden z łowców rzucił się w jego stronę i zaczął wymachiwać mieczem. Zauważył też kolejną strzałę, która leciała prosto w niego, więc skoczył w bok i dowiedział się też, że jednak w grupie tej znajdują się strzelcy, a nie strzelec. Zresztą, ich przeciwnicy i tak tworzyli dość sporą grupę, co było trochę dziwne – było ich aż dziesięciu, w tym (minimum) dwóch łuczników. Trzeba było się ich pozbyć, jeśli mieliby ruszać dalej.

Piekielny zamachnął się mieczem i ciął na wysokości klatki piersiowej jednego z przeciwników. Przebił jego skórzaną zbroję i poważnie go ranił, sprawiając, że mężczyźnie nie udało się utrzymać na nogach. Jon już się nim nie przejmował, bo pewnie i tak niedługo umrze przez zbyt dużą utratę krwi. Musiał skupić uwagę na dwóch innych, którzy postanowili go zaatakować – jeden miał tarczę i buławę z kolcami, a drugi wielki, dwuręczny miecz. Łowca dusz szybko ocenił sytuacją, żeby zdecydować, którego pozbyć się najpierw – obaj byli warci uwagi i ostrza Jona, jednak ten zdecydował, że najpierw uśmierci wojownika z mieczem.
Ruszyli na siebie w tym samym czasie, chociaż za wrogiem piekielnego biegł też jego kompan, ten mężczyzna z tarczą. Ostrza obu zderzyły się, jednak Jon wiedział, jak to wykorzystać i kopnięciem w kolano wytrącił przeciwnika z równowagi. Ciął go od razu, jednak ostrze zraniło tylko jego brzuch, gdyż łowca dusz został odepchnięty przez tarczownika, który teraz chciał uderzyć go swą bronią, a nie tarczą. Jon wykonał półobrót, zmieniając chwyt na rękojeści broni i szybko użył zaklęcia rozpadu na tarczy przeciwnika. Jego dłoń pokryła czerwona mgiełka, a gdy uderzył nią w tarczę łowcy, przeniosła się ona na nią i zaczęła ją niszczyć, zmieniając ją w czerwonawy pył. Widać było, że w walce łatwo posługuje się połączeniem swej magii i ostrza.
Zaskoczony tarczownik szybko odrzucił „narzędzie obronne” na bok – możliwe, że obawiając się, iż magia z tarczy przejdzie na jego rękę i ją także zacznie niszczyć – a wtedy Jon wykorzystał to i zaatakował, skutecznie oddzielając jego głowę od reszty ciała. Od razu odskoczył w tył, chociaż troszeczkę za późno… Co prawda ostrze miecza przeciwnika ucięło tylko kosmyk jego włosów, jednak, zamiast tego mógł przecież doznać poważniejszych obrażeń, jeśli ostrze było przystosowane do walki z rasą, do której należał. Co prawda bardziej obawiał się strzał, gdyż te nie musiały być specjalne, żeby go zranić, jednak wydawało mu się, że łucznik bardziej skupił się na tygrysicy albo nordzie. Jon, nadal trzymając miecz tylko w jednej dłoni, zamachnął się nim, jakby chciał ciąć od boku. Jego przeciwnik odruchowo zasłonił się swoim mieczem, a wtedy łowca dusz ponownie wykorzystał okazję i kopnął przeciwnika w brzuch – ten zrobił krok w tył i skulił się lekko. Dopiero teraz piekielny wyprowadził cięcie i zabił go – chociaż nie było to tak precyzyjne, jak poprzednie, bo głowa mężczyzny utrzymała się przy ciele na skrawku skóry… ale udało mu się go zabić, a ciało padło na ziemię.

Rozejrzał się, orientując się w sytuacji, gdy nagle zobaczył strzałę lecącą prosto w niego. Nie myśląc, wykonał przewrót w przód, tym samym lądując plecami na ciele pokonanego przeciwnika i wybijając się z niego. Cóż, przynajmniej udało mu się uniknąć strzały i wiedział też, gdzie ukrywa się kolejny łucznik. Błyskawicznie ruszył w stronę zarośli, z których wyleciał pocisk – biegł tak, że zmieniał kierunek lekko w lewo i prawo, tak żeby strzelec miał trudności z wycelowaniem i trafieniem go. W końcu wskoczył w krzaki. Nie wiedział, gdzie konkretnie znajduje się przeciwnik, więc wyłącznie przypadek zadecydował o tym, że butami wylądował prosto na nim. Szybko go dobił, wykorzystując to, że jako pierwszy otrząsnął się z zaskoczenia, które dotknęło ich obu. Chwilę później wyskoczył z zarośli, znów rozglądając się po okolicy.
         – Wszyscy zabici? - zapytał, głównie dla pewności. Cóż… może także po to, żeby wiedzieć, że jego „grupa” też żyje. Wyglądało na to, że będzie z nimi przez jakiś czas podróżował i będzie musiał się do tego przyzwyczaić.
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości