LeoniaSiła strachu.

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Bluen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Bluen »

        Bluen nie zdążyła wyjaśnić sensu swoich słów, gdy Ilian już zaczął działać. Jednocześnie postanowienie o nie używaniu magii szybko stało się nieaktualne. Tak naprawdę anielica nie bała się zostawić „Kropli Rosy” zamkniętej przez kilka dni. Była przekonana, że jej klienci sami z siebie będą strzegli bezpieczeństwa warsztatu, ponieważ jego sprawne funkcjonowanie było dla nich nad wyraz korzystne. Niebianka pomagała miejscowej społeczności, robiąc to w gruncie rzeczy bezinteresownie, dzięki czemu zgłaszali się do niej głównie ci,których nie stać było na innego medyka. Uzdrowicielka była ludziom potrzebna, dlatego też mogła liczyć na darmową ochronę z ich strony. Czasem zdarzało się że jakiś młokos skradł z warsztatu kilka naczyń, czy fiolkę z lakami, ale zwykle kończyło się to tak, iż po kilku godzinach, ten sam złodziej zjawiał się tutaj targany przez rodzica za ucho i z łzami w oczach błagał o wybaczenie.
        Za to pozostawienie „kropli Rosy” pod nadzorem Rany lub co gorsze Titivillusa, napawała Bluen autentycznym przerażeniem. Każde z nich miało olbrzymie chęci by się wykazać, udzielając uzdrowicielce wszelkiej możliwej pomocy. Niestety owa pomoc prędzej rozniosłaby warsztat w pył, niż w jakikolwiek sposób okazała się przydatna. Najgorsze w tym było to że zarówno chochlika jak i dziewczynę niemal roznosiła energia, która zwyczajnie nie pozwalała im siedzieć bezczynnie. Prawdopodobnie zaczęłoby się od tego że zechcą tu posprzątać. Być może naprawić dach. A potem seria wypadków zdarzy się lawinowo.
        Istota przywołana przez Iliana również nie napawała niebiankę optymizmem. Paradoksalnie ci którzy życzyli anielicy dobrze, okazywali się dla niej większym zagrożeniem niż osoby jej obojętne czy nawet niechętne.
        - Jesteś piękna. – Zauważyła Bluen wpatrując się w nowego gościa. Po chwili Niebianka przeniosła swój wzrok na Iliana, milcząco oczekując od niego wyjaśnień, głównie w kwestii tego czym to Elaris miałaby się zajmować w czasie ich nieobecności. Przy swoich obecnych pomocnikach, każdy kolejny wzbudzał w anielicy niepokój.
        Tymczasem Rana postanowiła sobie za punkt honoru udowodnić własną przydatność.
        - Jak to nie widzisz celu? – Oburzyła się praczka. – Obiecuje że nie będziesz żałował. Znam się na wielu rzeczach. Umiem gotować, sprzątać, zdobywać pożywienie, budować schronienia, a poza tym jestem czujna, odpowiedzialna, zręczna, odważna no i mam dobrą orientacje w terenie. A właśnie może zechcecie spróbować gulaszu? To moje popisowe danie. Tak się składa ze właśnie dochodzi na piecu. Po tak długiej podróży na pewno burczy wam w brzuchach. Titek, odsuń się od gara i umyj ręce. Za chwilę będziemy jedli.
        - Nie jestem pewna. – Powątpiewała Bluen która zdolności kulinarne swojej podopiecznej oceniała dość krytycznie. Dziewczyna miała znacznie więcej zapału niż talentu. – Znaczy się jeśli chcecie oboje spróbować to proszę bardzo.
        Nim się spostrzegli, na stole pojawiły się cztery miski, chleb pokrojony w kromki i wspomniana wcześniej zupa, w doprawienie której tak bardzo angażował się chochlik. Rana pytająco spojrzała na mężczyznę, nie będąc pewną czy magiczna istota którą przywołał, również będzie zainteresowana posiłkiem.
        - Zapraszam i smacznego. – Ogłosiła dziewczyna.
        Bluen dopiero po chwili chwyciła się na tym iż ściska łyżkę z wszystkich sił, a zamiast jeść, obie z Raną wpatrują się w Iliana, w napięciu czekając na jego opinie dotyczącą przygotowanego posiłku. Zwłaszcza dla młodszej z nich, zdanie anioła było niezwykle ważne, ponieważ ewentualny wyraz uznania, mógł przedstawić ją jako samodzielną, dojrzałą kobietę. Z kolei myśląca dużo bardziej praktycznie Niebianka, zastanawiała się jakimi dysponuje lekami na ewentualną niestrawność czy bóle żołądka. Miała nadzieję że ktoś taki jak Ilian raczej nie mógł się rozchorować od kilku łyżek zupy.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Obok słoika z pieprzem stało kilka innych. Chochlik rozglądając się w poszukiwaniu lubczyku stwierdził, że miał znaleźć też paprykę. Czy to czerwone coś w słoiczku za tym żółtym, może być papryką? Nie zastanawiając się zbyt długo, chwycił oba słoiczki. Zawartość czerwonego wsypał do gara. Z drugim nie zdążył się uporać, bo w tej właśnie chwili dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie: po pierwsze – wypatrzył zioła. Tak, tam na pewno był i lubczyk, i koziołek! Szkoda, że Titivillus nie do końca był pewny jak wygląda lubczyk. Ale przecież zioła nikomu nie zaszkodzą. Nawet jeśli będzie ich trochę więcej niż to niezbędne.
Nim zdołał dofrunąć do suszących się ziół, w pomieszczeniu pojawił się ktoś jeszcze. Titi postanowił nie zawracać sobie tym na razie głowy, nie przyjrzał się nawet kto to taki. Chwycił pęk suszonego ziela i wtedy usłyszał, że ma się odsunąć. Będą jedli! Nie mógł nawet przypuszczać, że to będzie takie proste! Zgniótł całe zielsko i wrzucił do gara, zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać.
Przekrzywił łepek, spoglądając jak zioła chwilę utrzymują się na powierzchni i podrapał się za uchem. Nie był pewny, wydawało mu się, że coś jeszcze miał dodać do mikstury, ale nie mógł sobie przypomnieć co to takiego miało być.
Trudno, musi wystarczyć. Zresztą, jeśli będzie mało, zawsze może zrobić kolejną magiczną miksturę w bardziej sprzyjających okolicznościach. Najwyżej jego piękna pani będzie musiała chwilę dłużej poczekać na powalającą miłość. Chwilowo zrobił wszystko, co mógł.
Westchnął i rozpogodził się. Pomachał łapką do Rany i pofrunął do jednego z podstawionych naczyń, w którym zbierała się woda z przeciekającego dachu. W tej właśnie wodzie umył posłusznie łapki. Nie zamierzał sprzeciwiać się Bluen, o nie!
Zamoczył łapki, rozchlapał sporo wody dookoła i otrzepał energicznie wodę. Na pewno kogoś pochlapał, ale zupełnie nie zwrócił no to uwagi. Zastanawiał się co też się wydarzy po spróbowaniu potrawy z jego magicznymi dodatkami.
Awatar użytkownika
Ilian
Szukający Snów
Posty: 161
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilian »

        - Dziękuję! - odpowiedziała Elaris na komplement ze strony Bluen, dodając przy tym miły uśmiech w jej stronę.
        - Elaris jest moją towarzyszką od kilku miesięcy. Gdy jest zmęczona, czasami chowa się w mój pierścień, aby odpocząć. Możecie myśleć, że to jakaś magiczna istota, ale nic bardziej mylnego, jest jak najbardziej żywą istotą jak my wszyscy tu obecni. Zna się trochę na magii, ale jej zasoby energii magicznej są raczej niewielkie, przez co czasami użyczam jej swojej i właśnie z tego powodu jest ten pierścień, aby zachować więź między nami. - W tym momencie przypomniał sobie o doświadczeniu Bluen, przez co zwrócił się do wróżko podobnej istoty.
        - Postaraj się na jakiś czas nie używać magii, dobrze? - Zapytał ją, a ona po chwili krótko przytaknęła głową. Anioł spojrzał jeszcze raz na sukienkę z cienkiego materiału. - Musimy ci znaleźć lepsze, cieplejsze ubranie i jakieś porządne buty...
        - Mogłabym... - dziewczynka zaczęła swoją wypowiedź, ale Ilian przerwał jej w pół słowa.
        - Bez magii. - powtórzył jeszcze raz niebianin

        - Jestem ciekawy twoich zdolności kulinarnych... - zwrócił się wpierw do Bluen, gdy rozpoczęli temat jedzenia - Zastanawiam się, czy znasz jakieś dania pochodzące z Planów Niebiańskich. Sam nigdy nie uczyłem się ich przyrządzać i w sumie minęło sporo czasu, od kiedy ostatni raz spożywałem jedzenie pochodzące z naszej ojczyzny... - przerwał na chwilę i zamknął oczy, próbując sobie przypomnieć smak niebiańskich posiłków. Zrobił to w taki sposób, że stojąca tuż obok niej Elaris również rozmarzyła się na temat anielskiej strawy, chociaż prawdopodobnie, nigdy jej nie posmakowała...
        - Dziękuję - odpowiedział na zaproszenie do jedzenia - Z przyjemnością skosztuję twojego popisowego dania, Rano. Elis prawdopodobnie też nie będzie miała nic przeciwko.

        W przeciągu minuty, wszyscy zasiedli do stołu. Wszyscy spoglądali w stronę niebianina, jakby czegoś od niego oczekując, z pewnością było to dla niego niezwykle dziwne uczucie, ale nie dał po sobie żadnego znaku, jakby w ogóle mu to nie przeszkadzało. Nabrał sporą łyżkę owego gulaszu i wcześniej lekko dmuchając, aby ostudzić gorący pokarm, połknął całą nałożoną na łyżkę zawartość.

        - Łooo... - wpierw nie był w stanie powstrzymać ostrego smaku potrawy, a następnie zaoferował wszystkim szeroki uśmiech. - Wyśmienite! - zawołał nagle. W tym momencie z trudem opanował śmiech i płacz, nie dając po sobie żadnego znaku po diabelskiej zupie.
        - Śmiało, spróbujcie! - na jego ochocze słowa zareagowali wszyscy i niemal jednocześnie, również skosztowali po jednej łyżce potrawy... Dopiero wtedy niebianin dał po sobie jakiś znak, nie mogąc już tego wytrzymać. Jego kanaliki łzowe jak i kubki smakowe płonęły niczym ognisty demon z czeluści, dając jasno do zrozumienia, że druga łyżka tej strawy zamieni cię w bezdusznego arcy-demona albo po prostu w zwiędłe warzywo. Trzecia łyżka tego czegoś obudziłaby nawet prasmoka. Zamówienie dwóch garów takiej zupy do eliminacji diabłów i demonów nie byłoby głupim pomysłem, może sprawdziłaby się lepiej niż sama woda święcona... Z trudem pozostawiając lekki uśmiech na twarzy, pozostało mu tylko przypatrywać się trzem wrobionym przez niego dziewczynom na ich reakcję co do tego posiłku. Chociaż myślenie wydawałoby się niemożliwe w tym stanie, a łączenie faktów, że chochlik majstrował w pomieszczeniu gdzie przebywała zupa było awykonalne i tak podświadomie czuł, że z pewnością była w tym także jego ręka. Nie był jednak w stanie zaserwować Titivillusowi spojrzenia w obecnym stanie i miał tylko nadzieję, że Bluen potraktuje to równie spokojnie co on sam, a być może ozdobi także swoją twarz uśmiechem w akompaniamencie łez, tak jak on sam to zrobił... To byłoby dobre wspomnienie. Deszcz powoli przestawał padać...
Bluen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Bluen »

        Bluen od początku była sceptyczna w kwestii kulinarnego talentu Rany. Pomijając oczywisty fakt, że samo wspomnienie rzekomych umiejętności miało miejsce tylko po to, by przekonać Iliana do zabrania dziewczyny na wyprawę, Niebiance ciężko było uwierzyć aby jej pomocnica kiedykolwiek zmagała się z takim problemem, jak smak potraw. Pochodząc z tak zwanych nizin społecznych, Rana zwykła jadać to co udało jej się zdobyć, dostać, znaleźć, a czasem ukraść, zaś całe „gotowanie” sprowadzało się do takiego przygotowania potrawy, aby była ona zjadliwa i nie wywoływała dolegliwości chorobowych. Większość podobnych jej dzieciaków, o ile udało im się przeżyć i nie zostać sprzedanym przez rodziców czy prawnych opiekunów, zwykle kończyło na ulicy. Czy to jako żebracy, złodzieje, czy najemni robotnicy. Szczęściem Rany ta potrafiła patrzeć w przyszłość. Miała zacięcie do nauki przydatnych zawodów oraz potrafiła pilnować powierzanych jej obowiązków, nawet wówczas jeśli dana praca nie poprawiała wydatnie jej statusu materialnego, a jedynie gwarantowała przetrwanie kolejnego dnia. Praktyka w „Kropli Rosy” również nie należała do dochodowych, ponieważ sama Bluen nie uchodziła za zamożną, za to zdobycie umiejętności medyka mogło zapewnić byt na lata.
        Mając na uwadze wszystko powyższe, anielica nabrała na łyżkę tylko niewielką porcje gulaszu, po czym zachęcona pozytywną oceną wystawioną przez Iliana, zdecydowała się spróbować. Momentalnie zrozumiała jak czują się połykacze ognia w czasie swoich występów. Uzdrowicielka miała wrażenie że wszystko ja piecze. Język, gardło, podniebienie, a nawet wargi. Niczym chomik wydęła policzki, obawiając się przełknąć trzymaną w ustach potrawę, by ta nie wypaliła jej żołądka i przełyku. W pierwotnym odruchu chciała wszystko wypluć, ale przecież nie mogła zrobić czegoś takiego w sytuacji gdy Ilian zachwalił gulasz.
        Niebianka doskonale zdawała sobie sprawę że przy własnej prezencji ,w porównaniu z innymi przedstawicielami swojej rasy, sama wypada nad wyraz skromnie. Bez względu na to ile wkładałaby wysiłku w poprawę swojego wizerunku, jak chodzi o urodę, majestat, sposób bycia, wiedzę i umiejętności, pozostawała daleko w tyle za takimi jak chociażby Ilian. Być może właśnie dlatego tak łatwo było jej wpasować się w społeczność ludzi, ponieważ bliżej jej było do nich niż do innych aniołów. Mimo tego, wszystko co robiła, starała się czynić z powagą, godnością, dumą i pietyzmem należnym miejscu swojego pochodzenia. Jej działania musiały nosić znamiona perfekcjonizmu, dokładności i ogólnej pojętej klasy. Nawet wówczas gdy owe kwieciste maniery nie bardzo pasowały do aktualnie wykonywanych czynności, ponieważ Bluen jednocześnie stawiała na praktyczność i skuteczność swoich działań. Bywało że jako uzdrowicielka musiała sprawdzić czym struli się klienci gospody, a wówczas bez wahania wkładała ręce w odpadki czy pomyje. Nie miała też oporów by zaglądać w ludzkie wnętrzności, czy zszyć krwawiącą ranę, nawet jeśli po takiej operacji sama wyglądała jakby ktoś zasztyletował ja w ciemnym zaułku. Czasem po prostu należało wykonać mało eleganckie rzeczy, a jedyne co mogła przy tym zrobić, to starać się zachować przy tym maksimum szyku i wytworności.
        Jedną z takich rzeczy było natychmiastowe zanurzenie głowy w wiadrze z wodą, w nadziei ugaszenia szalejącego w niej płomienia. Na szczęście tych ostatnich obecnie nie brakowało na podłodze, więc Niebianka nie musiała długo cierpieć, popijając to co zjadła litrami lodowatej cieczy. I pomyśleć że dopiero co wysuszyła włosy.
        - Oszalałaś Rana? Chciałaś na otruć? - Oskarżycielsko rzucił Bluen gdy tylko jej stan pozwolił na odzyskanie swobody myśli.
        Tymczasem dziewczyna nabrała na łyżkę maksymalnie dużą porcje. Jako kucharka czuła się w obowiązku pokazać innym że danie jest dobre. Nawet w chwili w której łzy ciekły jej strumieniami, Rana zachowywał dobrą minę do złej gry, przełykając kolejne parte mięsa.
        - Wyszmienite. Co nie. – Powiedziała praczka, ochoczo przeżuwając to co akurat miała w ustach.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Titivillus usiadł grzecznie na stole obok swojej miski, ale nie zamierzał jeść. O nie! Nie zamierzał też pozwolić by pomocnica Bluen zjadła potrawę. To było bardzo trudne zadanie. Na szczęście Rana czekała aż pozostali spróbują potrawy. Pozostali czyli dwie osoby, którymi żywo zainteresowany był chochlik. Był tak podekscytowany, że nie mógł usiedzieć na swoim miejscu i prawie podskakiwał. Uszy podwinęły mu się do góry, a oczka przyglądały się wszystkim biesiadującym.
O tak, Ilian już po spróbowaniu doprawionej potrawy zachował się tak jak powinien. Wyraźnie się rozpromienił i z promiennym uśmiechem spojrzał na anielicę. Przyglądał się jej ze łzami w oczach. Tak! Miłosna mikstura działała! Teraz Bluen!
Titi był gotów sam ją nakarmić, tak bardzo nie mógł się doczekać, co będzie dalej. Jak oni pięknie będą razem wyglądać, siedząc tak przy stole i wpatrując się w siebie załzawionymi ze szczęścia oczami... Wtedy Titi, jako doskonale wychowany chochlik, wycofa się do pomieszczenia na tyłach pracowni, wraz ze wszystkimi nie zainteresowanymi osobami i tam poczekają, aż młodzi zakochani nacieszą się swoim uczuciem...
Jego rozmyślania i radość zmąciło nagłe pogorszenie się zdrowia Bluen. Titivillus, choć był bardzo szybkim chochlikiem, ledwo zauważył moment, kiedy anielica zerwała się z miejsca i zanurzyła twarz w jednym z wiader. Chochlik natychmiast był gotów by ją ratować! Zanim zdążył nawet pomyśleć, już był obok, przysiadł na brzegu wiadra i spojrzał na swą piękną panią. Na tył jej głowy. Uszy jeszcze nie zdążyły mu oklapnąć, bo nie wiedział jeszcze co o tym wszystkim myśleć. Pochylił łepek i odruchowo przytrzymał włosy Bluen, kiedy ta po raz kolejny zanurzała głowę w wiadrze. Przecież niedobrze by było, gdyby znów trzeba było je suszyć.
Siedział tak z zatroskaną miną z pięknymi, ciemnymi włosami anioła w łapkach, podtrzymując je troskliwie, jakby były najcenniejszym skarbem.
Gdy w końcu kobieta była w stanie przemówić, a Titi usłyszał co powiedziała, uświadomił sobie, że mogą być kłopoty. Dziwna reakcja anioła zdekoncentrowała go na tyle, że nie zdążył powstrzymać Rany przed zjedzeniem zupy. - Ojej! - pisnął cichutko i zaczął się zastanawiać, co będzie, jeśli teraz i praczka zakocha się w Ilianie...
Zerwał się błyskawicznie, niemal przewracając wiadro, na którego brzegu wciąż siedział i podfrunął do dziewczyny. - Wypluj to natychmiast! - pisnął jej wprost do ucha zdesperowanym, konspiracyjnym szeptem - Ty nie możesz się zakochać! - dla Rany, a także dla kogokolwiek, kto go usłyszał, mogło brzmieć to zupełnie idiotycznie, Titek jednak wierzył głęboko w to, co mówił. Dla wzmocnienia swojego argumentu poklepał jedzącą jeszcze kobietę po plecach tak mocno, jak tylko chochlik potrafił: - No wypluj... - wymamrotał desperacko.
Awatar użytkownika
Ilian
Szukający Snów
Posty: 161
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilian »

        Nie spodziewał się zupełnie takiej reakcji ze strony Bluen, choć była ona całkowicie zrozumiała. W pewnym sensie był na siebie zły, ponieważ to właśnie on chciał wkręcić dziewczyny w spróbowanie tego gulaszu. Elaris zareagowała podobnie do Bluen, z początku nie wiedząc co ze sobą zrobić gdy pierwszy raz w życiu miała coś tak ostrego w swoich ustach. Za przykładem niebianki rzuciła się w stronę jednego z wiader, które leżały na ziemi. Ilian nie mógł siedzieć bezczynnie, podchodząc do Bluen i Elis kucając przy nich. Z pewnością - było mu głupio. Po jakimś czasie Bluen oskarżycielsko przemówiła w stronę Rany, a zaraz po niej przemówił Ilian.

        - To również mój błąd... Przepraszam... Mogłem wam powiedzieć, że zupa jest jaka jest. - stwierdził anioł z lekko przybitą miną, by zaraz po tym pomóc siedzącej Elaris, która wciąż łapała ciężkie oddechy. Poczucie winy niemalże sprawiło, że niebianin zapomniał już o smaku tej nieszczęsnej zupy.

        Zaraz po tym był świadkiem jednak dziwnego zachowania Titivillusa i choć był w dużej mierze przekonany, że to właśnie chochlik - chcąc, lub nie chcąc - był odpowiedzialny za swoiste ulepszenie tej zupy. Nie chciał go jednak oskarżać, ni dalej kontynuować tematu potrawy, czas więc było podjąć się tego, co było jedną z głównych przyczyn jego przybycia, a szczęśliwe niewiele wcześniej przestał padać deszcz.

        - Deszcz przestał padać... Wyruszenie na poszukiwania pustelnika dopóki jeszcze słońce świeci wydaję się być dobrym pomysłem... Wybaczcie za mój głupi pomysł. Jestem wam coś winien, więc jeśli załatwimy sprawę z twoim dostawcą, chciałbym was wszystkich zaprosić do jakiejś restauracji w Leonii... Tak. To chyba będzie dobry pomysł... Muszę tylko znaleźć jakieś odpowiednie ubranie i buty dla Elaris i możemy wyruszać...

        Łatwo zauważalne było nagłe speszenie się niebianina, który poniekąd wziął na siebie odpowiedzialność za zaistniałą sytuację. Jego samego bolało najbardziej to, że przyszło mu na myśl, aby poniekąd sprawić Bluen przykrość. Tej Bluen, anielicy mieniącej się w jego snach oraz wspomnieniach. Tej, którą pokochał jeszcze za czasów przebywania w Planach Niebiańskich, gdy oboje byli jeszcze niezwykle młodzi. To właśnie ta anielica siedziała tuż przed nim w tym momencie, nie żadna inna... Ukradkiem spojrzał na swoją lewą dłoń, która od górnej strony posiadała cztery mało widoczne szramy, których nabył sobie kilka miesięcy wcześniej. Lekkie blizny zostały zasłonięte przez drugą dłoń a on sam nie miał żadnego pojęcia jakby mógł pomóc Bluen. W końcu uświadomił sobie coś, być może właśnie przez tą dłoń. Być może on sam zapomniał jak to jest być obok kogoś, kogo darzył czymś więcej niż tylko zwykłą przyjaźnią? Z innej strony, jak mógłby myśleć, że anielica, która żyła swoim życiem przez podobnie długi czas co on sam, znalazłaby miejsce dla kogoś takiego jak on? Westchnął opuszczając głowę, jakby chcąc rozpędzić złe myśli, które wcale nie chciały się rozwiać. Prawdopodobnie znów wróci do standardu jakim żył sprzed dwóch miesięcy do momentu incydentu w Ostatnim Bastionie. Przyjdzie, da o sobie znać, zrobi coś w czym może pomóc, a następnie ruszy dalej, żyjąc nieustannie tokiem samotnego, wędrownego anioła, strażnika życia. Zresztą, jemu samemu ciężko było nawiązać zwyczajną rozmowę z tą tak ważną dla niego osobą, a powody były tego różne. I choć on sam zdecydowanie wyolbrzymiał zaistniałą sytuację, to właśnie takie myśli znalazły się w jego głowie w tym momencie.

        Prawdę mówiąc to właśnie od momentu incydentu w Ostatnim Bastionie, przeszedł kolejną zmianę. To przez wydostanie się z problematycznej sytuacji, w której był pod wpływem potężnej demonicznej klątwy przez całe pięć tygodni, gdzie nie był w stanie korzystać z żadnej magii, zaś jego siły fizyczne były ograniczone do poziomu zwykłego człowieka, a całe jego ciało było w fatalnym stanie. I od tego momentu, gruntownie myślał, nie będąc w stanie przez większość czasu nic innego robić. Myślał o tym, jakby to było, gdyby mógł mieć osobę, której bez wahania powierzyłby całego siebie, a ta osoba zrobiłaby to samo dla niego? Długo się zastanawiał, czy względnie samotnicze życie nie wyzbyło z niego całkowicie tego płomienia życia i miłości, który kiedyś w nim tak mocno płonął?

        Natłok przemyśleń i wspomnień z przeszłości tkwił w jego głowie nie dając mu trzeźwo myśleć, a chwilami miał wrażenie, że jego myśli rozwijały się zupełnie niepotrzebnie i w zupełnie złe strony... A to może właśnie dlatego, że przebywał tak blisko niej? Może to właśnie był ten natłok niepotrzebnych myśli, pojawiający się znikąd, w tym momencie gdy jesteś tak blisko osoby, przy której nie jesteś w stanie określić swoich uczuć? Chwila słabości jednak minęła po dłuższej chwili, zostawiając po sobie tylko wyraz smutnej miny, który symbolizował nic innego jak przejęcia zaistniałą sytuacją, której już nie da się odwrócić... Czas... wyruszać?

        Niebianin w krótkim czasie zorganizował ubranie i buty dla swojej towarzyszki, a następnie w niewielki sposób pomógł jej w zapinaniu płaszczu oraz wiązaniu butów. Jego wyraz twarzy nagle uległ zmianie, gdy podczas chwili skupienia, odkrył aury w lesie, w którym zaginął pustelni. Określenie ich z takiej odległości bez pomocy wytężonej medytacji były w zasadzie niemożliwe, ale wykrycie ich nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Nagłe jego odwrócenie się w stronę ściany z oknem właśnie w kierunku lasu dało niejaki znak reszcie uczestników tej wyprawy.
Bluen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Bluen »

        Bluen niechętnie wracała myślami do czasów swojej młodości i upokarzających treningów jakie musiał odbyć każdy Niebianin. Nie błyszczała na tych zajęciach, a z czasem sama konieczność udania się na kolejne lekcje, okazywała się, dla anielicy psychiczną męką. Nawet nie chodziło tu o sam fakt iż radziła sobie na nich słabo, a bardziej o wewnętrzne przekonania, które kazały jej się buntować przeciw wpajanym tam zasadom, wskutek czego szybko zyskała sobie miano tej, na którą instruktorzy zwracali szczególną uwagę. A wszystko zgodnie z powiedzeniem iż bzdurne myśli najlepiej wypchnąć z głowy poprzez ciężką pracę. Niebianka zawsze odnosiła wrażenie, że musiała zrobić dwa razy wiecej niż inni. W każdym razie, nawet jeśli te najbardziej przykre wspomnienia udało jej się wyprzeć ze swojej pamięci, w sytuacjach takich jak obecna, zwykle budziły się one w jej głowie, tylko zwiększając zażenowanie dziewczyny. Oczyma wyobraźni Bluen wiedziała swojego mistrza szermierki, niczym mantrę wbijającego swoim uczniom, jak ważną jest umiejętność ukrywania swoich słabości i nie pokazywania kiedy się cierpi. W ogóle Niebianie co do zasady powinni być odporni na ból, a takie rzeczy jak ostra zupa, należało wypijać uśmiechem na ustach.
        Uzdrowicielka szybko zrozumiała jak wielka dała plamę, w związku z czym jedyną rzeczą jaka jej pozostała, było ukrycie własnego wstydu za rzekomym oburzeniem i gniewną miną skierowaną w stronę Rany. Zwalenie winy na kogoś innego było mało szlachetne, jednak w tym przypadku Bluen uznała owo działanie za jak najbardziej usprawiedliwione. Tymczasem jej młoda pomocnica na swój sposób próbowała ratować sytuację.
        - Za późno Titek. Trzeba mi było to powiedzieć zanim książę z bajki pojawił się w Kropli Rosy. – Rana, nawet jeśli zdawała sobie sprawę że nie ma szans w walce w względy anioła, to nie zamierzała poddawać się bez walki. Uważała iż jeśli tak po prostu odpuści, do końca życia będzie żałowała, że chociaż nie spróbowała. – W ogóle nie wiem o co wam chodzi? Nie moja wina że macie takie delikatne podniebienia. Przecież gulasz jest świetny.
        - Cudownie że chociaż tobie smakuje. – Odpowiedziała oburzona Bluen. - Będziesz mogła zjeść go całego, nawet jeśli zajmie ci to tydzień. Bo nie mam w zwyczaju niczego wyrzucać. Pójdę się przebrać do drogi. Nie zapomnij umyć misek gdy skończycie posiłek.
Gdy tylko uzdrowicielka znikła za drzwiami, Rana wymownie spojrzała w kierunku chochlika.
        - Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że nie wezmę całej winy na siebie i ktoś tu będzie musiał mi pomóc rozprawić się z tym garem? – Oświadczyła praczka, chwytając w dłoń wielką łyżkę i próbując nakarmić nią latające stworzonko. – Otwieraj pyszczek.
        Rana była zdeterminowana wepchnąć do małego brzucha chochlika tyle gulaszu ile tylko się tam zmieści. Niestety Titek był dla niej za szybki. Nawet biegając po stole nie była w stanie dopaść skrzydlatego urwisa, za to dość łatwo wpadła w poślizg, a cała zawartość trzymanej przez nią łyżki wylądowała na koszuli Iliana.
        - O nie. Tylko nie to. Czekaj. Zaraz to naprawię. – Dziewczyna desperacko usiłowała zetrzeć plamę, cały czas tylko powiększając obszar wyrządzonych zniszczeń. – Albo przyniosę ci nową koszulę. – Oświadczyła Rana wbiegając na górę, gdzie znajdowała się garderoba Bluen.
        Zastanawiając się nad wyborem odpowiedniego stroju, Niebianka doszła do wniosku iż najlepiej będzie założyć rzeczy które nosiło się na co dzień. Przecież nie szykowała się na wojnę, więc nie powinna wywoływać niepotrzebnego zamieszania. Wystarczyło iż sam Ilian wyglądał jakby właśnie zakończył służbę w królewskiej gwardii. Niech to wygląda na zwykły spacer, albo zakupy z torbą podróżną przy pasie.
        - Mogę pożyczyć coś z twoich rzeczy? Dzięki. – Rana poruszała się z prędkością podekscytowanego chochlika. – Wezmę to skórzane coś. I to. I to, i to. Pospiesz się bo wszyscy już czekają. – Wyjaśniła dziewczyna, po czym wypadła z pokoju tak szybko jak się w nim pojawiła.
        Po chwili praczka znalazła się na dole, wręczając aniołowi koszule swojej szefowej, w tym samym czasie próbując założyć na siebie skórzane spodnie Bluen, a jednocześnie wyrzucając zawartość wszystkich misek za okno. Koty powinny to zjeść, a co ważniejsze nie zwykły marudzić przy posiłku. Szczęściem dziewczyny, Bluen również była zainteresowana tym, by jak najszybciej rozpocząć podróż i odwrócić uwagę Iliana od nieszczęsnego posiłku, przez co nie zwracała uwagi na poczynania praczki, a jeśli już, to nie zamierzała ich teraz komentować.
        - Chodźmy. – Niebianka chwyciła swojego gościa pod ramię i czym prędzej poprowadziła w stronę drzwi. – Przepraszam za to wszystko. Titek i Rana są u mnie od niedawna i jeszcze nie do końca się rozumiemy. A co u ciebie? Miałeś ostatnio jakąś ważna misję?
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Titkowi prawie zabrakło tchu. Troszkę nawet się wystraszył. No bo co teraz będzie? Jak Rana zakocha się w aniele, to będzie kłopot. Przysiadł na stole obok Rany i podrapał się po czubku głowy lekko zakłopotany. Uszy mu opadły na blat. W końcu pomyślał, że zawsze może spróbować uwarzyć to… anty… anti… , no to coś przeciwnego do miłosnej mikstury. Pomyśli o tym za chwilę.
Ocknął się z rozmyślań akurat w chwili, kiedy Rana postanowiła się zemścić. Nie, nie zamierzał dać się nakarmić! Zresztą dziewczyna nie miała szans go dogonić. Ale zabawa była świetna. Nie miał co prawda teraz głowy do wymyślania dowcipów, ale okazało się, że bratnia dusza była tuż obok. Rana biegała z pełną łyżką, wspinała się na krzesła i stół, a on uskakiwał z coraz większą radością. Wyglądało to przezabawnie! Titi zaczął chichotać najpierw cichutko, ale po chwili śmiał się do rozpuku, kiedy część potrawy wylądowała na koszuli anioła.
Wstrzymał oddech na chwilę, kiedy Rana pobiegła na górę. Nie wierzył, że zabawa skończyła się tak szybko. I nie pomylił się. Aż pisnął z radości gdy dziewczyna zbiegła na dół, tupiąc głośno na schodach. Stwierdził, że zabrakło jej trochę fantazji, mogła zjechać po poręczy albo chociaż przeskakiwać po kilka schodków naraz. Ale zaraz potem, kiedy już założyła w biegu na siebie jakieś spodnie, zaczęła przez otwarte okna wyrzucać niedojedzoną zawartość misek wprost na ulicę. Titi nie mógł przepuścić takiej okazji i dołączył się z ogromną radością. Złapał jedną miskę i ochoczo chlusnął jej zawartością za okno. Za pierwszym razem zupa plasnęła tuż za jakimś przechodniem, ale Titivillus był perfekcjonistą. Podfrunął z miską do gara, nabrał kolejną porcję i rzucił się znów do okna, rozchlapując po drodze tylko troszkę. Przyczaił się zamachnął, tym razem porządniej. Trafił! Jakaś gruba kobieta, która właśnie przechodziła w pobliżu, nie zdołała uskoczyć, i zawartość miski wylądowała na jej spódnicy! Chochlik pisnął z zadowolenia i zerknął, czy Rana widziała, jak doskonale trafił. To w końcu ona była pomysłodawcą tej zabawy, powinna go docenić…
Od świetnej zabawy oderwał go stukot drzwi wejściowych i głos jego anioła. Wyszli? Bez niego? Mieli przecież iść razem na tą wyprawę!
Cisnął pustą miskę w kąt, otarł łapki w jakąś szmatę i popędził za Bluen. Na wyprawie też na pewno będzie super zabawa. Zwłaszcza teraz, kiedy już wie, że Rana jest taką świetną towarzyszką: - Chodź! – zawołał do niej – Chodź bo nam się zgubią! – i wyfrunął na ulicę, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Rozejrzał się dokoła i szybko wypatrzył piękną parę. Popędził za nimi.
Dogonienie ich nie stanowiło żadnego problemu. Miał czas by po drodze zanucić pieśń, którą właśnie wymyślił:
Będzie wyprawa!
To świetna sprawa!
Ruszam do lasu,
nie tracę czasu!

W lesie są drzewa
i ptaszek śpiewa,
jest romantycznie –
po prostu ślicznie.

Czasu nie tracę,
zaraz zobaczę
miłość kwitnącą,
bardzo gorącą!

Całkiem nieźle mu wyszła ta piosenka. Zatarł łapki z zadowolenia i zaśpiewał jeszcze raz. Niech wszyscy usłyszą to dzieło!
Awatar użytkownika
Ilian
Szukający Snów
Posty: 161
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilian »

        Wraz z załatwieniem stosownych ubrań dla Elaris przez Iliana, a także za sprawą szybkich przygotowań Bluen, już po chwili opuścili Kroplę Rosy i ruszyli w kierunku bagien. Na czele tej grupy radośnie dreptała Elis, zaraz za nią stąpało dwoje aniołów, a następnie Rana oraz latający chochlik. Ciężko było nie odnieść wrażenia, że cała pozostała trójka z grupy spoglądała na idącą ze sobą dwójkę niebian... Cóż, nie tylko ich trójka, ale pewnie i większość tutejszej ludności. A przyczyny były rozmaite, to jeden na widok takiej pary zapatrzył się niczym w lusterko, drugi z zastanowieniem pomrukiwał nad zainteresowaniami tutejszej kobiet, inna - trzecia z kolei ukradkiem spoglądała na tego wysokiego, dostojnego partnera tej jakże znanej lekarki, następna o urodzie nieprzeciętnej, bujnych blond włosach i z bogatymi krągłościami, wręcz wysłała znak pełen flirtu do nieznajomego. Jakież było jej zdziwienie i późniejsze wpatrywanie się w odchodzącego jegomościa, który nawet nie zwrócił na nią uwagi. A była to dobrze znana tutejsza szlachcianka o wpływach godnych prawdziwej hrabiny... Zapewne tak bardzo zdziwiona mogła być jeszcze tylko jedna osoba, a była nią sama Bluen, która chciała tylko pod ramieniem odprowadzić gościa do drzwi, by potem ruszyć na bagna, nie zaś iść środkiem ulicy przy jego ramieniu przyciągając zdecydowanie zbyt dużo uwagi. W przeciągu dwudziestu minut znaleźli się poza miastem, by następnie podążyć traktem prowadzącym na północ. Dopiero po opuszczeniu miasta Ilian odpowiedział na pytania zadane przez Bluen.

        - W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie miałem zbyt wielu przygód... Odzyskiwałem siły po groźnym incydencie w Ostatnim Bastionie, starałem się nie nadwyrężać, jeśli chcesz wiedzieć. Dopiero od niedawna powróciłem do pełni sił... A przynajmniej tak mi się wydaje. Kilka tygodni przerwy chyba dobrze mi zrobiło, a codzienne ćwiczenia rehabilitacyjne pozwoliły mi utrzymać formę sprzed incydentu, więc nie powinienem mieć problemów z czymkolwiek co moglibyśmy spotkać na naszej wyprawie. - uśmiechnął się, po czym kontynuował. - Oczywiście, twoje ograniczenie w całkowitym nieużywaniu magii może być problematyczne w trudniejszych starciach, ale nie będzie to chyba problemem. Nie wiem czy ci mówiłem, ale jeszcze przez miesiąc czasu po wspomnianym wcześniej incydencie, również nie mogłem wcale używać magii. Dawniej, żyjąc wśród murów Rododendronii z ludźmi, również był taki czas gdy moje umiejętności magiczne zostały skutecznie przyblokowane. Nie pierwszy to raz, cóż za wojownik byłby ze mnie, gdybym nie poradził sobie bez używania magicznych sztuczek? Zresztą... Prawdopodobnie nawet nie spotkamy nic co chciałoby nam rzucić się do gardeł. Chyba nie za każdym rogiem czai się zło, prawda? - przerwał na chwilę, a oboje przez chwilę spoglądali na Elaris, która radośnie podskakiwała kilka sążni przed nimi. - U Ciebie z pewnością było ciekawiej, w końcu, w tak dużym mieście codziennie się coś dzieje, a robota miastowego lekarza to o wiele więcej niż zwykłe pójdź, zneutralizuj i wróć, mam rację? - O ile Ilian mocno przesadził z utartym schematem każdego wojownika, tak był pewny co do większej rozmaitości zadań podejmowanych przez Bluen niż przez niego samego. I choć prawdopodobnie poradziłby sobie ze znacznie większą różnorodnością problemów niż anielica, tak jego przeznaczenie w rozwiązywaniu problemów było z głębsza inne.

        Wkrótce znaleźli się na skraju bagna, pośrodku niezbyt gęstego lasu. Tak przynajmniej zaprowadziła ich Rana. Przedzieranie się przez bagno po takiej ulewie nie należało do najprostszych zadań, przez co długość ich podróży się wydłużać, szczególnie z powodu Rany, której było zdecydowanie najciężej. Nie śpieszyło im się jednak w żaden sposób, więc zwolnienie tempa nie było żadnym problemem. Pół godziny później praczka dała znak, że są już całkiem blisko do chaty pustelnika. Gdy tylko dała ten znak, Ilian dał również swój do przerwania marszu, jego nagły znak mógł być tylko powodem do zmartwienia się. Będąc na dwa kroki przed całą resztą gromady, zamknął oczy i wytężył swoje zmysły, a przede wszystkim umiejętność wykrywania aur. Wykrycie bardziej intensywnych aur w sporej części lasu nie będzie stanowiło żadnego problemu dla niebianina, o ile ktoś naprawdę dobrze nie potrafi jej ukryć. Jeśli pustelnik nadal jest w tych rejonach, anioł będzie o tym wiedział. Jeśli przystanęli, może oznaczać to, że Ilian poczuł już coś wcześniej, choć nie miał jeszcze chwili na dalszą identyfikację emanującej aury w leśnej gęstwinie. Na wprost od nich znajdowało się miejsce, gdzie bagno zanikało, a zaczynała się rozpościerać polana z niewielkim wzgórzem. Na lewo zaś, gdzieś dalej znajdowała się chata pustelnika, a przynajmniej taki kierunek pokazywała Rana jeszcze przed chwilą. Wkrótce, mieli się wszystkiego dowiedzieć od samego niebianina...
Bluen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Bluen »

        Bluen nie przepadała za podróżami. Gdy tylko mogła starała się ich unikać. Tłumaczyła to sobie w ten sposób, że w czasie poświęconym na dotarcie do jednego potrzebującego, trzech innych zrozpaczonych chorych odbije się od drzwi Kropli Rosy nie uzyskując wsparcia, natomiast w rzeczywistości nie potrafiła zrezygnować z ułatwień jakie gwarantowało miejskie życie, jak również z poczucia bezpieczeństwa i przynależności do danej społeczności. Może i nie potrzebowała specjalnych wygód, jednak wolała gdy poszukiwane przez nią rzeczy, najzwyczajniej w świecie stały na półkach, bez konieczności uganiania się za nimi po lasach. A tym bardziej po moczarach czy innych zamulonych akwenach, gdzie szansa na spotkanie żab jest równie prawdopodobna co znalezienie oszusta na miejskim targu. Dla anielicy nawet wycieczka do pobliskiego boru urastała do miana podróży na drugi koniec Alaranii, w skutek czego uzdrowicielka nie była w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o czekających ich trudnościach.
        Z tegoż powodu zamiast delektować się spacerem u boku przystojnego Iliana, Bluen zachowywała się jak kłębek nerwów. Co więcej z zawstydzeniem zauważyła, że jest jedynym członkiem drużyny który przygotował się na wyprawę, dźwigając z sobą stos tobołków. Cóż z tego że planowali wrócić przed wieczorem? A jeśli coś pójdzie nie tak? Dla pewności lepiej było zabrać zapas prowiantu na kilka dni, do tego garnki, sztućce, kubki, patelnie, ubrania na zmianę, mapy, koce, maści, leki i wszystkie inne przedmioty które jej zdaniem mogły okazać się niezbędne, jak na przykład świece czy deska do krojenia.
        - W mieście zawsze się coś dzieje, choć nie koniecznie są to sprawy wielkiej wagi. – Odpowiedziała Niebianka.
        - Ścigamy się Titek! – Rana przebiegła wokół pary starszych towarzyszy z prędkością pocisku wystrzelonego z procy. W odróżnieniu od Bluen, praczka nie zabrała z sobą niczego poza dobrym humorem. – Naprawdę potrafisz zrobić napój miłosny? – Spytała gdy wraz z chochlikiem znalazła się na tyle daleko od aniołów że miała pewność że nie zostanie usłyszana. – A potrafisz złapać żabę? Bo widzisz Bluen się ich boi i musimy zrobić wszystko by te małe ziółka nie straszyły nam żywicielki. Jak znajdziesz taką wyłupiastą, od razu przynieść ją do mnie.
        Początkowo ich droga prowadziła przez szeroki leśny trakt, a młoda dziewczyna bez problemu wskazywała kolejne ścieżki, jednak w miarę gdy te ostatnie stawały się coraz gęstsze i dzikie, pewność młodej przewodniczki zaczęła spadać, a każda następna decyzja przychodziła wolniej i z większym wahaniem. Co najdziwniejsze wciąż daleko byli od miejsca które chociażby w części przypominałoby tradycyjne bagna.
        - Jesteś pewna że to gdzieś tutaj? – Spytała Bluen z powątpiewaniem przyglądając się swojej mapie.
        - Czemu zawsze podważasz moje kompetencje. – Oburzyła się Rana. – Przecież mówiłam że znam ten las. Dorabiam sobie na zbieractwie. Tam są najlepsze pola jagód, tędy dojdzie się do zagajnika dzikich jeżyn, a w tą stronę jest wielki ul pełen słodkiego miodu, chociaż z jego zdobyciem nie będzie łatwo.
        - Ale co z chatą pustelnika?
        - Yyyy … no z chatą, to … no wiesz, gdybyś była odludkiem który wyprowadza się z dala od ludzi i absolutnie nie chce nieproszonego towarzystwa, to też ukryłabyś swój domek tak aby żadna przybłęda ci się w nim nie pałętała.
        - Czyli nie wiesz? Tak jak podejrzewałam. A mówiłaś że już tam byłaś. – Oskarżycielsko stwierdziła Bluen.
        - Bo byłam. Chociaż nie z własnej woli. Chatka jest na drzewie, wokół niej pełno wiszących mostów, a pod nimi bagna tak głębokie że przykryją cię całego. Natomiast tu w pobliżu jest składowisko, gdzie ten dziwak trzyma rzeczy którymi chce handlować. Zwykle zostawia tam spis rzeczy jakie potrzebuje i to co oferuje w zamian. Aaaa i lepiej aby nic z tego nie ruszać. Byłam przekonana że chcemy sprawdzić właśnie to miejsce.
        - A do tego ukrytego domostwa, potrafisz nas zaprowadzić?
        - Nie. Wolałabym nie. – Natychmiast zaprotestowała Rana.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Szli tak, i szli… To znaczy Titivillus na początku fruwał wokół podśpiewując w kółko swoją piosenkę. Na początku było zabawnie, zwłaszcza w mieście. Kilka osób uważnie im się przyglądało, a kilka nawet szło parę kroków za nimi. Nie spotkali niestety tych mieszczan, którzy mieli niewątpliwą przyjemność wziąć udział w zabawie, jaką wymyśliła Rana, czyli w trafianiu w przechodniów zupą z miski przez okno… Szkoda. Ale trudno, wymyśli się zaraz coś innego.
Szli… i szli… Małe stworzonko zaczynało się nudzić. W mieście było ciekawiej. Chociaż skoro Bluen wraz z Ilianem szli zgodnie zatopieni w rozmowie, mogło to oznaczać tylko jedno: miłosny wywar zaczynał działać. Co prawda zdaniem chochlika, Bluen powinna omdlewać w ramionach swojego ukochanego, a on powinien co najmniej nosić ją na rękach i śpiewać serenady, ale może trochę mało zjedli? Jak wrócą, to uwarzy im kolejną porcję. Tak! Wtedy będzie już pewny, że napój zadziała.
Póki co miał swoją piosenkę.
(…) W lesie są drzewa
i ptaszek śpiewa,
jest romantycznie –
po prostu ślicznieeeee! (…)

Titi wahał się czy melodia nie powinna być bardziej rzewna, ale uznał, że wystarczy pozaciągać nieco końcówki zwrotek.
Na szczęście nowa towarzyszka zabaw nie zawiodła go. Co prawda ściganie się chochlika z człowiekiem można by uznać za bezsensowne zajęcie, ale Titek docenił chęć przerwania nudnego spaceru. Ruszył wraz z dziewczyną fruwając wokół niej tak, jakby chciał dać się złapać, zrobił kilka kółek wokół zakochanych i tej dziwnej dziewczyny z pierścienia, a potem popędził za Raną naprzód. Chwilę trwało nim zauważył, że się zatrzymała, bo akurat zapatrzył się na czubek wielkiej sosny, na której dostrzegł wiewiórkę. Ale szybko wrócił do dziewczyny. – Pewnie, odpowiedział na jej pytanie prawie z prychnięciem – Każdy szanujący się chochlik z mojej rodziny potrafi warzyć mikstury. A ja jestem w tym wyjątkowo świetny. – Tak, Titi nie zamierzał być skromny. W końcu kto go doceni, jeśli on sam nie będzie się szanował.
- Żabę? Jasne, że potrafię złapać żabę! Nawet całe stado żab! – i już zaczął się rozglądać po lesie, gdzie te żaby są, żeby zacząć je łapać. To będzie super! – Pewnie, że przyniosę! – był gotowy wyłapać wszystko, czego boi się Bluen, nawet dżdżownice!
Skoro znalazł bratnią duszę, a w dodatku miał ważne zadanie, wycieczka przestała mu się dłużyć. Przysiadł na ramieniu Rany i nucił jej do ucha różne piosenki, które wymyślił. Był przecież w tym świetny.
Kiedy towarzysze ich dogonili, zerkał na nich co jakiś czas. I niestety dochodził do wniosku, że zupełnie nie rozumie kobiet. No bo co jego anioł widział w tym Ilianie? Ładny może i był, taki gładziutki, ale nie miał za grosz poczucia humoru. I jaki był wyniosły. Wcale nie zwracał uwagi na Titivillusa, nie mówiąc już o jakimś podziękowaniu za dar, którym niewątpliwie był miłosny napar. Pokręcił łebkiem zniesmaczony. Cóż, nie ma co liczyć na wdzięczność…
Rozmyślał tak sobie, aż dotarło do niego, że Bluen chyba jest trochę zdenerwowana. Zgubili się? Ha! – to teraz on będzie mógł pokazać co pokazać co potrafi! Chochliki świetnie odnajdują się w lesie, nawet takim całkiem nieznajomym. – Ja was zaprowadzę! – zawołał wesoło, podskakując na ramieniu dziewczyny – To gdzie mamy iść?! – popatrzył pytająco na anielicę.
Awatar użytkownika
Anais
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anais »

Duży polny zając, który jeszcze do niedawna kicał sobie na polu, piekł się teraz na okrągłym kamieniu, ku wielkiemu niezadowoleniu swojego oprawcy - wielkiej, pomarańczowej bestii o żółtych ślepiach, która nie mogła zrozumieć dlaczego ta dziewucha, szturchająca mięso patykiem, psuje cały smak. Tłuszcz spływał obficie po ścięgnach i kamieniu, skapywał do ogniska i podsycał płomienie, wesoło trzaskające między suchymi gałęziami. Siwy dym temu towarzyszący gęsto otulał pysk zwierza, sprawiając, że ten co rusz kichał lub kręcił nosem. Mimo to, ani na moment nie spuścił wzroku. Jako świetnie wyszkolony łowca nie mógł sobie pozwolić na utratę tak przedniej zdobyczy, jak duży, okrąglutki zajączek.
- Wybij to sobie z głowy - pisnęła gniewnie dziewczyna po drugiej stronie ogniska, dźgając osmolonym patykiem odsłonięty bok wielkiego kota. Bestia podniosła na nią duże, zaskoczone oczy, a następnie, widząc wznoszony do ponownego dźgnięcia patyk, przywarowała do samej ziemii i miauknęła urażona, kładąc po sobie uszy. - Ty już zjadłeś trzy wiewiórki i chyba z tuzin gołębi. Ja, wyobraź to sobie, też chciałabym zjeść, ale w przeciwieństwie do ciebie ja nie jadam surowizny. Królik musi się najpierw usmażyć. I nie patrz tak na mnie. Od tego leśnego szczurzostwa tyjesz i potem wyglądasz, jak wyglądasz. Idź pobiegaj. O popatrz...

Zachęcony jej gestem, pomarańczowy kocur odwrócił głowę i skierował wzrok na samotny krzew pełen białych kropek, które w rzeczywistości okazały się rojem białych motyli, ilekroć wiatr mocniej zakołysał ich domem. Setki, jeśli nie tysiące par małych skrzydełek powiewało niczym chorągiewki, kusząc małego kotka, jaki siedział w zabójczym ciele hybrydy. Vorth, rzeczona bestia, od razu zerwał się na równe nogi i skoczył ku owadom, radośnie machając segmentowanym ogonem, na końcu którego, w blasku słońca, połyskiwał czerwony kolec. Niestety małe istoty nie podzielały jego entuzjazmu i gdy tylko się zbliżył, uciekły we wszystkie strony świata, co wyglądało jakby wypuszczono tysiące konfetti z okazji nowego roku. Nie wiedząc, na którym kawałku zawiesić oko, Vorth skakał w kółku, kłapiąc zębami i chwytając łapami powietrze, chcą złapać te "kwiatki", które jeszcze przed chwilą tańczyły wraz z całym krzakiem. Wydawał się przy tym przeogromnie szczęśliwy, tak bardzo, że nawet nie spostrzegł kiedy jego towarzyszka zaczęła w spokoju konsumować upolowanego przez niego zająca.

Szarak był w smaku dość łykowaty i żylasty, a jego mięso mogłoby być okadzone dymem z jałowca, ale Anais nie dysponowała w tej chwili takimi luksusami. Odkąd opuściła rodzinne Maagoth, przyszło jej żyć z tego, co znajdzie w lesie lub okazjonalnie z tego, co nataszczy jej, jej pupil. A był on w tym po prostu nieoceniony. Wszystko, od martwych szczurów po zardziewiałe żelastwo porzucone w trawie, Vorth wyciągał i przynosił jej w pysku, domagając się za to nagrody, jakby to, co znalazł miało jej jakoś pomóc. I rzeczywiście ostry patyk lub kawałek sznurka były nawet przydatne, lecz jak radzić sobie z problemem, gdy twój zwierzak przynosi upolowaną wiewiórkę, która w dodatku już sama jest dla niego nagrodą, gdyż jej większa połowa przechodzi właśnie przez jego układ pokarmowy. Mimo to Anais nie mogła go nie doceniać, w końcu był on dla niej jedynym i najlepszym wsparciem jakie miała. Dom opuściła bez nawet cienia planu, sądząc, że poradzi sobie w wielkim świecie, mając zaledwie osiemnaście lat, ale aż za nadto się przeliczyła. Nie wypadało jej jednak zawrócić i błagać wuja o przebaczenie, nawet jeśli by je uzyskała. Musiała być silna.

By o tym nie myśleć, dziewczyna, gdy tylko skończyła jeść, otarła kąciki ust z resztek tłuszczu i podbiegła do towarzysza, by mu pomóc w złapaniu choćby jednego motyla. Ten jednak, widząc ją obok, skoczył naprzód i pognał przez kępy wysokiej trawy, które zaczęły falować i opadać pod ciężarem jego łap. Anais ruszyła za nim, uważając, by jej stopy nie ugrzęzły między szczelinami i starymi pniami, rozsianymi po całym torfowisku, będącym wstępem do położonych dalej bagien. Grunt nie był tu najstabilniejszy, ale też nie rozmiękły, więc bez trudu można było nim spacerować. W pewnych miejscach woda radośnie chlupała spod butów, w innych błoto było tak lepkie i gęste, że bez problemu można było w nim buty stracić. Anais stąpała zatem bardzo ostrożnie, jednocześnie nie spuszczając wzroku towarzysza, który nawoływał ją głośnym miauczeniem.

- Mam cię! - zawołała uśmiechnięta, gdy w końcu przystanęli na leśnej polanie, otoczeni zewsząd wysoką trawą i trzciną. Vorth, który uwielbiał otwarte przestrzenie, a przy tym pieszczoty, natychmiast padł na grzbiet i wytarzał się w trawie, pozwalając dziewczynie masować jego jasny brzuch. Łapami rył w powietrzu małe okręgi, bądź opierał je na ramionach towarzyszki, a długi ogon złożył obok, okazyjnie poruszając kończącą go gulą.
- Po południu będziemy w Leonii i tam zjemy coś lepszego niż te pełne pcheł wiewiórki, dobrze? - zapytała, wtulając twarz w puchate cielsko, które zamruczało z zadowolenia i przygniotło ją łapami, nie chcąc wypuścić jej z objęć.

Ich spokój nie trwał jednak zbyt długo, kiedy coś dużego przemknęło pomiędzy trzcinami, część z nich łamiąc z donośnym trzaskiem. Anais, słysząc zagrożenie od razu wstała i zaczęła się uważnie rozglądać, gotowa w każdej chwili uciec podczas gdy Vorth zawarczał złowrogo i wysuwając pazury począł krążyć wokół niej. Sierść na jego grzbiecie jerzyła się do granic możliwości - coś większego i groźniejszego niż on czaiło się w pobliżu. Tylko co?
Nagle zza pleców Anais wystrzelił słup błota i reszty podszycia, odsłaniając oblepione ziemią cielsko wielkiego, błotnego węża. Stwór syczał i kłapał szeroką paszczą, odsłaniając cztery wielkie kły oraz uderzając długim ogonem o rozmiękłą ziemię. Innego sygnału dziewczyna nie potrzebowała dziś oglądać. Nie wiele się zastanawiając, trąciła bok towarzysza łokciem i zerwała się do ucieczki przez torfowisko, którym tu przyszła. Tym razem jednak nie mogła sobie pozwolić na omijanie kałuż. Fakt, iż nie wywróciła się przy pierwszym wykorcie, zawdzięczała parze białych skrzydeł, które w ostatnim momencie rozwinęła i użyła ich do zachowania równowagi. Biegnący obok Vorth nie miał tyle szczęścia. W biegu nie zauważył i potknął się o wystający korzeń. Zatrzymał się jakieś pięć metrów dalej, po ostrym hamowaniu łap na błotnistej kałuży.
- Pomocy! - krzyknęła skrzydlała dziewczyna, stając za plecami przyjaciela i patrząc, jak wielkie, brązowe cielsko sunie ku nim z niewyobrażalną prędkością.
Awatar użytkownika
Ilian
Szukający Snów
Posty: 161
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilian »

        Skupienie Iliana w poszukiwaniu wszelakich aur w całym lesie nie trwało zbyt długo, prawdopodobnie mijała dopiero druga minuta od czasu zamknięcia przez niego oczu w celu wyostrzenia swojej umiejętności, a trzeba przyznać, że jest całkiem biegły w posługiwaniu się nią. To co jednak wyczuł, nie napawało go zbyt wielkim optymizmem. Wpierw aura o niewielkiej sile, która z pewnością była iście niebiańska, a znajdowała się na wprost przed nimi w odległości nie większej niż 100 sążni, tuż za malutkim pagórkiem, który właśnie przesłaniał ich widok. Aura była jednak inna, bardziej unikatowa od niebian, których wcześniej spotkał. Była na tyle wyjątkowa, że był niemal pewny, że nie jest ona sztucznie wytworzona. W nieco dziwny sposób przypominała mu... dzieciństwo. Tak, jakby jeszcze nie w pełni rozwinięta, nieukształtowana przez niebiański trening w Planach, chociaż nadal mieniąca się wręcz czekającym potencjałem. Jeśli jego przypuszczenia były prawidłowe, to nasuwało się tylko jedno pytanie. Dlaczego nieletni anioł przebywał w Alaranii? Przestał się o tym jednak zastanawiać, gdy tylko odkrył osiem innych aur, które były odległe o niecałe pół staji. Jedna z nich z pewnością należała do człowieka, prawdopodobnie owego pustelnika. Trzy kolejne również przypominały ludzkie, jedna zaś była elficka. Trzy pozostałe były częściowo rozmyte, ktoś celowo starał się je zmodyfikować, chociaż robił to co najmniej nieudolnie. W tym przypadku, nie miał jednak zastrzeżeń. Paskudne aury z pewnością należały do piekielnych...

        Odwrócił się do pozostałej czwórki towarzyszów, którzy czekali na jakiś znak. I z pewnością niebianin przekazałby im teraz dobrą i złą wiadomość, gdyby nie dziewczęcy krzyk, który z łatwością mogli usłyszeć. Z pewnością była to niebianka, jednak nie została zaatakowana przez piekielnych. Oj nie, wyczułby to już dawno. Nie było teraz czasu na wyjaśnienia.

        - Załatwię to. Trzymajcie bezpieczny dystans, a potem dołączcie do mnie gdy zrobi się spokojniej. - spojrzał jeszcze szybko w kierunku Bluen i uśmiechnął się do niej, dokładnie pamiętając ich rozmowę o nieużywaniu magii. Rozłożył imponujące, dużo większe skrzydła od anielicy stojącej niecałe dwa i pół sążnia od niego i z impetem odbił się od ziemi, nabierając od razu względnie dużą prędkość, chociaż dopiero co wybił się z ziemi. W ciągu niecałych dwóch sekund znalazł się parę sążni nad nieopodal leżącym pagórkiem i zaraz po tym zniknął z ich wzroku, gdy ten zaczął w pośpiesznym tempie pikować w miejsce gdzieś za pagórkiem.

        Znad pagórka, ledwo sążeń nad koronami drzew, rozciągała się doskonała panorama na całą leśną polanę wypełnioną po brzegi trzciną i wysoką trawą sięgającą niekiedy trzech stóp. Nie było jednak czasu aby podziwiać ten widok. Po środku tej polany zauważył anielicę skrywającą się za jakimś stworzeniem, które prawdopodobnie było chimerą na pierwszy rzut oka niebianina. Nie ono było jednak zagrożeniem, a pędzący w ich stronę spory wąż błotny. Gad był znacznie większy od chimery, być może nawet dwu lub i trzykrotnie z tak dalekiej perspektywy. Nie było czasu do stracenia, a anioł posiadał już wystarczającą wysokość do przeprowadzenia błyskawicznego pikowania w dół, aby po chwili znaleźć się pomiędzy sunącym wężem a przerażoną niebianką. Cóż, kwestia przybycia w to miejsce nie sprawiła mu żadnego problemu, jednak powstrzymanie szarży węża bez użycia magii stanowiło już większy problem. Użycie elfickich czy krasnoludzkiego miecza tylko rozgniewałoby węża doprowadzając do dalszej walki, która nadal była do uniknięcia. Wykorzystanie zaklętego miecza natomiast mogłoby zaalarmować piekielnych, których wykrył jakiś czas temu. Nie było czasu na dalsze rozmyślania, niebiański awanturnik ponownie zatrzepotał z hukiem skrzydłami i wystrzelił niczym z procy w kierunku wrogo nastawionego węża. Niespodziewany zupełnie atak ze strony skrzydlatego postawił węża w niefortunnej sytuacji. Stwór nie miał czasu na reakcję, czyli w tym wypadku otwarcia groźnie uzębionej paszczy, a co za tym idzie jego głównej broni. Zderzyli się oboje wraz ze swoim momentem - gad zamkniętą paszczą, zaś niebianin wyciągniętymi dłońmi w jej kierunku. Ryzykowny atak ze strony anioła zakończył się powodzeniem. Ilian był w stanie wytrzymać napór i fizyczną siłę stwora, zaś oboje zostali odepchnięci w przeciwne kierunki. Niebianin wylądował niecały sążeń przed chimerą, a jego w pełni rozstawione skrzydła zasłoniły potencjalną zdobycz gada. Żmija została wybita z rytmu napastnika a fizyczne zderzenie przed chwilą dało jej jasno do zrozumienia, że przeciwnik tym razem nie jest aż tak łatwym łupem. Oboje spoglądali na siebie, niebianin nie wykonał jednak najmniejszego ruchu, pokazując wrogowi, że nie stanowi on dla niego żadnego realnego zagrożenia. W ciągu kilku chwil gad coraz bardziej niepewnie przyglądał się obrońcy jego obiadu, aż wkrótce powoli zaczął się wycofywać, aby następnie ponownie zniknąć w mokradłach znajdujących się całkiem spory dystans od środka polany. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane przy minimalnym wysiłku, chociaż sam anioł wiedział, że fizyczny pojedynek z tym wężem bez magicznego wsparcia byłby raczej niezbyt dobrym planem. I choć tym razem wytrzymał zderzenie bez większych przeszkód, dalsza eskalacja tego konfliktu na tej płaszczyźnie prawdopodobnie przechyliłaby szalę zwycięstwa na stronę błotnego węża, przynajmniej do momentu, w którym Ilian nie używałby swojej magii, przedmiotów czy innych atutów.

        Niebianin obrócił się na pięcie w kierunku obronionych istot z lekkim uśmiechem. Nie było jednak po nim widać niczego, co sugerowałoby, że właśnie zatrzymał gołymi rękami dość dużego błotnego węża. Młoda anielica lekko wystawiła głowę znad sierści swojego przyjaciela.

        - Wszystko w porządku? - zapytał, jego wcześniejsze przypuszczenia były prawdopodobnie trafne, napotkana anielica wyglądała zbyt młodo, aby posiadać dopuszczalny wiek zezwalający na opuszczenie Planów Niebiańskich... przynajmniej takie były jego pierwsze spostrzeżenia.

        - Jestem Ilian - rozpoczął bez zbędnych ogródek podchodząc nieco luzacko do rozmowy, nie chcąc pytać dlaczego się tutaj znalazła i jakim sposobem, aby nie potraktowała jego osoby w zły sposób. Powody jej przebywania tutaj mogły być różne i choć niebianin z całą pewnością chciał pomóc białowłosej, tak nie chciał tego robić wbrew jej woli, czy bez wstępnego zapoznania się z jej historią. - Błotne węże do szczwane bestie i umieją bardzo dobrze wybierać sobie dogodny cel do zaatakowania. Ten był nawet całkiem duży, patrząc po jego rozmiarach. Twój przyjaciel nie miałby z nim zbyt dużych szans w bezpośredniej walce, chociaż z pewnością nie można mu odjąć siły. I chociaż ty prawdopodobnie zdołałabyś uciec ze względu na swoje skrzydła... - mimowolnie poruszył swoimi dużo większymi od niej skrzydłami, a następnie schował je za plecami, zmniejszając nieco i tak wszechobecny majestat bijący z jego osoby. - ... Chimera nie miałaby jednak prawie żadnych szans na ucieczkę. - Dał jej jasno do zrozumienia, że ten wąż mógł być ostatnią rzeczą jaką by zobaczyli.
        - Dobrze, że byłem akurat w pobliżu... - dodał po chwili.
        - Jak się nazywasz? - zapytał po chwili, chcąc się dowiedzieć przynajmniej jakie imię posiada młoda anielica. To będzie dobry start, aby jej pomóc... O ile tylko będzie to możliwe.
Bluen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Bluen »

        Bluen z niedowierzaniem wpatrywała się w chochlika. Ostatnią rzeczą jakiej się spodziewała w lesie, był fakt iż to Tiitvillus zostanie ich przewodnikiem. O dziwo jej pomocnik wyglądał na pewnego siebie, w jego głosie dało się wyczuć przekonanie o tym że dobrze wie co mówi , a wskazanie drogi nie będzie stanowiło dla niego większej trudności. Niebianka miała w tej kwestii znacznie więcej wątpliwości. Poznała małego urwisa na tyle, by zorientować się iż słowa „Titek” i „powaga” raczej nie występują w jednym zdaniu. Mimo to może powinna mu zaufać? Przecież by jej nie oszukał. Anielica nigdy nie kłamała, w związku z czym wychodziła z założenia że inni czynią podobnie. Z drugiej strony, do chwili w której przygarnęła pod swój dach chochlika i Ranę, nie wiedziała o istnieniu czegoś takiego jak „żart”. Teraz natomiast miała pewność, że wszystkie te psoty nie są niczym innym jak specyficznym określeniem kłamstwa. No ale Tiitvillusa podarowano jej z Niebios właśnie dlatego by malec jej pomagał, wobec czego istniało duże prawdopodobieństwo iż chochlika obdarowano szczególnie przydatnymi umiejętnościami, takimi jak na przykład doskonałe rozeznanie w geografii świata.
        - Naprawdę potrafisz wskazać nam drogę do Zielarza? – Upewniła się Bluen.
        Niespodziewany krzyk dochodzący z głębi lasu przerwał tą dyskusje. Uzdrowicielka nawet nie dostała szansy zorientowania się w sytuacji i określenie skąd dochodzi wołanie o pomoc, ponieważ Ilian zareagował błyskawicznie, natychmiast wzbijając się w powietrze. Niebianka przyznała w myślach iż lot wojownika jest nad wyraz imponujący i … i po chwili straciła go z oczu. Biorąc pod uwagę szybkość z jaką przemieszczał się anioł, mógł być teraz wszędzie, przez co jego własna prośba by podążać zaraz z nim, brzmiała co najmniej niezręcznie. Bluen szybko doszła do wniosku że najlepiej będzie pozostać na miejscu i pozwolić by to Ilian sam ich odnalazł. Tym bardziej że intuicja podpowiadała uzdrowicielce, że próba podążania za swoim towarzyszem, doprowadziłaby ją w bardziej podmokłą część lasu, gdzie znacznie wzrastała możliwość spotkania którego anielica starała się za wszelka cenę uniknąć.
        - A więc tak, najpierw sprawdzimy ten punkt wymiany. – Zdecydowała Niebianka. – Być może trafimy tam na jakąś wskazówkę dotyczącą tego co stało się z naszym człowiekiem. A jeśli nie, Titek zaprowadzi nas do celu. W międzyczasie odszukamy też Iliana.
        Uzdrowicielka rozejrzała się po twarzach swoich kompanów, chcąc się upewnić ze wszyscy zrozumieli jej przekaz. Niestety pyszczek chochlika nigdy nie zdradzał jego myśli, przez co ciężko było prorokować co takiego siedzi w wielkiej głowie stworzonka, natomiast Rana już wcześniej wyłączyła się z dyskusji, zamiast tego z zapałem przeszukując okoliczne zarośla.
        - Mogłabym spytać co ty tam robisz?
        - Jeszcze chwila. Czekaj. – Odpowiedziała dziewczyna, nie przerywając wykonywanych czynności. W końcu z entuzjastycznym okrzykiem „mam cię”, praczka wyciągnęła ku górze ręce, podstawiając prosto pod nos Bluen pokaźną jaszczurkę. – Buuu!
        - Co to ma być? – Mina anielicy nie zdradzała niczego poza irytacją.
        - Psia kość! Spaliłam. – Powiedziała rozczarowana Rana. – Jak to możliwe że boisz się żab, a nie reagujesz na dużo bardziej obrzydliwego jaszczura?
        - Wolałabym aby zamiast dociekań w tym temacie, każde z was skupiło się na celu naszej misji. – Oskarżycielsko podsumowała uzdrowicielka.
        - Tak, wiem. Przepraszam. Obiecuję że od tej pory już tak będzie. – Odpowiedziała skruszona dziewczyna. Poczucia winy praczki nie starczyło na długo, ponieważ już po chwili jaj źrenice znów zaczęły błyszczeć od chęci zabawy. Tym razem jej celem stała się istota z pierścienia. Rana nagle zaczęła wykazywać żywiołowe zainteresowanie historią Elis. – Czym ty właściwie jesteś? A to całe zmienianie kształtu to jakaś skomplikowana sztuczka? Ale by było gdyby udało nam si powiększyć Titka.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Chochlik pękał z dumy: - Oczywiście, że potrafię! - odparł z przekonaniem - Zaprowadzę was gdzie tylko zechcecie! - tak, naprawdę miał szczere chęci. Cóż z tego, że na razie nie miał pojęcia gdzie są. Zaraz się dowie i pójdą dalej...
Coś przerwało tę cudowną rozmowę z Bluen. Coś się chyba wydarzyło, bo Ilian zerwał się i gdzieś poleciał. Normalnie Titivillus pofrunąłby ochoczo za nim, nie miałby problemów, żeby nadążyć za aniołem. Właściwie to byłby nawet całkiem fajne zawody, bo Titi był pewny, że anioł by go nie dogonił... I już, już miał zerwać się do lotu z ramienia Rany, ale uświadomił sobie, że to zupełnie bez sensu. Po co ma się ścigać z Ilianem, skoro jest tu dla Bluen. I właśnie został jej jedynym obrońcom. No bo gdyby teraz nadeszło jakieś niebezpieczeństwo, to właśnie on, chochlik, mógłby z narażeniem własnego małego życia uratować kobiety. Och, Titi już widział siebie jako bohatera. Zaczynał nawet cichutko marzyć o tym, by coś im zaczęło grozić...
Otrząsnął się i postanowił skupić na zadaniu. Bo Bluen najwyraźniej miała dla niego jakieś zadanie.
- Punkt wymiany!... - Titi wcale nie wiedział co to takiego, ale zrobił bardzo mądrą minę i rozejrzał się wokół. Jego anioł chyba życzył sobie odnaleźć jakiś punkt. - Oczywiście - wydął usta, podniósł łapkę i pokazał kierunek całkowicie przeciwny do tego, z którego przyszli. Nie był to też kierunek, gdzie znikł Ilian. - Ruszajmy! - Och, jaki poczuł się ważny!
Gdy Rana zaczęła łapać jaszczurki, zachichotał głośno, ale zaraz udał, że to tylko taki sobie dziwny odgłos, gdy zobaczył, ze Bluen nie jest zadowolona z tej rozrywki. Miał być w końcu Bardzo Poważnym Przewodnikiem. Tak.
Nadstawił uszy, kiedy Rana zaczęła wypytywać tę trzecią kobietę. Chciaż wcale nie był ażtak ciekaw jej historii. Zdecydowanie wolałby, gdyby to jego anioł mówił. Cokolwiek. Mógłby tak słuchać jej pięknego głosu i wtedy mogliby iść i iść. A gdyby jeszcze mówiła tylko do niego... Ech, chochlik rozmarzył się. Podfrunął wyżej by rozejrzeć się po okolicy i zorientował się, że wszędzie jest jakoś tak dziwnie... Tak jakby bardziej mokro? Bzyczały jakieś owady, a w powietrzu unosił się taki nieciekawy zapach... Bagno? Może lepiej, żeby...
Usłyszał też rechotanie żab. I wtedy skojarzył. Rana kazała mu łapać żaby!
Rzucił się przed siebie i popędził co sił w skrzydełkach przed siebie. Wypatrzył taką całkiem dorodną żabę i rzucił się na nią. Nie wyhamował, bo bał się, że mu ucieknie, więc trochę utaplał się w mokradle. Ale złapał ją! Ha! Teraz trzeba zanieść zwierzątko do praczki. Żaba była dość ciężka i trochę się szamotała, ale na szczęście chochlik był bardzo dzielny i zdesperowany. Dowlókł stworzenie do kobiet i pokazał Ranie. Właściwie to rzucił żabę w jej ramiona: - Mam! - zawołał z dumą - Mówiłem, że umiem złapać żabę!
Awatar użytkownika
Anais
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anais »

Anais była sparaliżowana strachem. Jej nogi odmówiły posłuszeństwa, wrastając w rozmiękły grunt niczym korzenie drzew. Żołądek poskoczył do gardła, dławiąc kolejną falę krzyku i wołania o pomoc. Unieruchomiona mogła jedynie patrzeć, jak wielki wąż napiera na nią z siłą lodołamacza, niszcząc wszystko na swojej drodze. W okamgnieniu z powierzchni ziemii zniknął dom motyli, pień, na którym siedziała, roztrzaskany w drobne drzazgi oraz ognisko, przy którym piekła. Teraz ich miejsce zajmował pas zrytej ziemii, a jego wykonawca był już coraz bliżej. Stojący między nim, a dziewczyną Vorth nastroszył grzbiet i przywarował na przednich łapach, wznosząc jadowity kolec do zadania ciosu. Nie zamierzał tak łatwo paść ofiarą większego drapieżnika i w miarę szczęścia chciał zabrać go ze sobą do grobu, żeby tylko ocalić przyjaciółkę. Inne zdanie w tej kwestii miała sama skrzydlata. Odzyskując władzę w nogach i rękach, Anais złapała towarzysza za ogon i pociągnęła w swoją stronę, chcąc zmusić go do skoku w bok. Vorth posłusznie wykonał rozkaz, lecz zaraz potem stanął bokiem do zagrożenia i jeszcze mocniej obnażył białe kły, wydając z siebie głośny ryk.

W tym samym momencie wąż wystrzelił w ich stronę i w powietrzu zdeżył się z czymś dużym, co wleciało w niego z prędkością wystrzelonej z kuszy strzały. Anais krzyknęła przejęta, padając płasko na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach. Choć nic nie widziała, to doskonale słyszała, jak wąż pada i ślizga się wśród traw, a następnie się wycofuje. Powoli podniosła głowę i zobaczyła przed sobą wysokiego mężczyznę o śnieżnobiałych skrzydłach. Stał do niej przodem i coś mówił, ale do dziewczyny niwiele z tego docierało, była jeszcze zbyt oszołomiona zaistniałą sytuacją.
- Chyba tak - wyjąkała na początek, podpierając się na grzbiecie towarzysza i robiąc krok w tył. - Nic mi nie jest, dziękuję.
Słysząc niepokój w głosie anielicy Vorth zerknął na obcego podejrzliwie i stanął w pełnej gotowości do ataku, bujając na boki ogonem, by zmilić ewentualnym atakiem.

W tym momencie do dziewczyny docierało z kim ma doczynienia. Lśniąca zbroja, białe skrzydła, przy pasie broń - anioł światłości. Patrzyła na niego, mając w pamięci opowieści wuja, który nie chciał, by Anais zapomniała o swoich rodzicach. Jej ojciec też był aniołem, świetnym wojownikiem i sługą Najwyższego. On trochę go przypominał, a przynajmniej budził jakieś podwaliny zaufania i bezpieczeństwa. W końcu przyszedł jej z pomocą.
- Nie mogłabym go zostawić - odpowiedziała na jego uwagę o ucieczce przy pomocy skrzydeł. - To mój przyjaciel, wolałabym raczej zginąć razem z nim - dodała, tuląc do siebie chimerę, by ją uspokoić.

- Jestem Anais... Riddle - przedstawiła się cicho i wstała, by otrzepać ubranie z kurzu i błota. - A to Vorth - wskazała na nastroszonego dzikiego kota, który nie spuszczał z nieznajomego wzroku.
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości