LeoniaSkowronek

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Skowronek

Post autor: Sarpedon »

Migotliwe światło. Sarpedon otworzył oczy. Maluteńka wiązka światła przebijała się przez kamienną ścianę. Tryton powoli podniósł obolałe ciało i dotknął dłonią szczeliny. Skrzywił się z bólu. Jego ciało było w opłakanym stanie. Chyba jeszcze nigdy nie czuł takiego bólu... Nawet po starciu z Szlachtogryzem. Wtedy przynajmniej mógł się najeść do syta, a teraz... Przez pierwszy tydzień jakoś zdołał się powstrzymywać i z olbrzymią męką dzień po dniu przeżuwał chleb – jedyną rzecz, jaką dawano mu do jedzenia. W końcu jednak nie wytrzymał. Ludzkie mięso w tej postaci miało naprawdę nużący smak, ale gdy się na ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Strażnik, zwiedziony magią, nie stawiał zbyt wielkiego oporu. Gdy tryton już się najadł, spróbował poszukać klucza, ale okazało się, że mężczyzna go nie miał. Widocznie uważali go za zbyt wielkie zagrożenie. Dlatego też musiał siedzieć w celi i czekać, aż strażnik przychodzący na zmianę dostrzeże jego robotę.
        Wrzucili go do ciemnicy. Dobrze przynajmniej, że pamiętali, aby zapełnić ją wodą. Gdy po raz pierwszy o mało nie zginął, ocalił go mag. Od tamtego czasu uważali, aby nie przebywał poza wodą dłużej niż dziesięć godzin. Początkowo Sarpedon nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak bardzo się nim przejmowali, ale zrozumiał, gdy przejrzał umysł jednego ze strażników.

        W tłumie otaczający zamek znajdowali się zarówno ludzie, jak i elfy. I choć twarze wszystkich emanowały nienawiścią, to pomiędzy dwoma rasami dało się dostrzec różnicę. Ludzie wydawali się być raczej oburzeni, niż rozzłoszczeni, w dodatku widać po nich było, że dla nich bardziej liczyła się zabawa wynikająca z tego wszystkiego niż sam fakt ukarania złoczyńcy. Zupełnie inaczej było w przypadku elfów. W ich oczach płonął ogień. Strażnicy miejscy z trudem utrzymywali ich w ryzach, nie pozwalając rozerwać skazańca na strzępy.
        Sarpedon rozejrzał się. Nie wyglądało to dobrze. Żadnych potencjalnych sprzymierzeńców, żadnych dróg ucieczki. Gdyby nawet jakoś udało mu się rozerwać krępujące go liny i umknąć strażnikom, cały ten tłum rzuciłby się do pogoni za nim. Spojrzał na trzy postacie spoglądające na plac z balkonu Pałacu Lazurytowego. Król, jego córka oraz nadworny mag. Jakżeby inaczej. Wielka egzekucja, która na wiele lat zapadnie w pamięci mieszkańców Leonii. Bardziej niż królewskiego wzroku obawiał się jednak magów. Ten przy władcy był tylko jednym z wielu przyglądających się ceremonii. Zdołali odczytać jego aurę i zdali sobie sprawę, jak wielkim zagrożeniem może być. Gdyby nie oni, najpewniej Sarpedon zdołałby użyć iluzji i czmychnąć. A tak? Nie mógł nic zrobić.
        Coś twardego uderzyło go w głowę, zrobiło mu się ciemno przed oczami i zachwiał się. Metalowa rękawica strażnika poderwała go do pionu i popchnęła do przodu. Spojrzał na rzecz, która go trafiła. Stalowa rzeźba przedstawiająca ptaka, tryton nie był w stanie stwierdzić, jakiego. Zbyt słabo się na nich znał. Zmarszczył brwi. ”Nie mają nic lepszego do rzucania”
        W końcu doszli do drewnianego rusztowania. Kat już czekał, jego strój wyglądał na nowy. ”Wszyscy pragną, aby to wszystko wypadło jak najlepiej. Poza mną.” Przełknął ślinę. Obok kata stała konstrukcja z dwóch skrzyżowanych belek z żelaznymi pierścieniami na końcu każdej. No tak.
- Przestępca, który dopuścił się zamordowania elfickiej rodziny oraz pożarcie ich ciał skazany zostaje na karę najsurowszą w postaci wyłamania stawów i wypalenia wnętrzności.
        Skrzywił się. Strażnicy rozwiązali go i chwycili za ramiona. Nagle tryton poczuł coś swoim szóstym zmysłem, kilku ludzi krzyknęło. Magowie. Drewniana podłoga rozstąpiła się pod nim i uderzył plecami w twardą ziemię. Kątem oka zauważył dwa błyski. Zamrugał i ujrzał, że znajduje się wewnątrz drewnianego rusztowania. Obok leżały ciała dwóch strażników, nad nimi stali dwaj ludzie w czarnych płaszczach, w dłoniach trzymali noże. Nie, sztylety.
- Co... - Sarpedona zagłuszył ryk wściekłego tłumu. Poczuł wielkie skupienie energii magicznej. Magowie coś szykowali, w dodatku bez większej koordynacji. ”Jeżeli wszyscy to zrobią, to ten tłum zaraz przestanie istnieć.” Jeden z ludzi chwycił go za ramię. Tryton był zbyt słaby, aby się opierać. Nagle poczuł, że leci w dół. Niespodziewanie wpadł do wody. Rozejrzał się. Zupełnie nie zauważył wcześniej tego kanału. Pomknął przed siebie, oddalając się od pałacu.
        Instynkt i logika same mu mówiły, dokąd ma płynąć. Jak najdalej od placu. Najlepiej do slumsów. Tamtejszych ludzi mało interesują zbrodnie popełnione przeciwko mieszczanom. Mają na to zbyt wiele własnych problemów. Zatrzymał się, gdy nagle dostrzegł coś na ścianie kanału. Srebrny znak przedstawiający ptaka. Identycznego jak ten, którym dostał w głowę. Dzięki pazurom zdołał wdrapać się na ścianę kanału i wyjść na ląd. Rozejrzał się. Znajdował się w niewielkiej uliczce, wokół były same drewniane budynki, których stan nie był najlepszy. Nad ulicą rozwieszone były suszące się ubrania. Sarpedon potoczył po nich spojrzeniem i od razu to dostrzegł. Jedne z nich nie były mokre, w dodatku w zaskakująco dobrej jakości. Dziwne, że jakieś dzieciaki ich nie zabrały. Wisiały dostatecznie nisko, aby tryton mógł po nie sięgnąć. Spodnie, koszula i błękitny płaszcz z kapturem. Wszystko w zaskakująco dobrej jakości. Następnie schylił się. Od razu dostrzegł niewielki znak w kształcie ptaka na jednej ze ścian. Pod nim coś tkwiło w ziemi, a raczej błocie. Okazało się, że jest to biała maska, idealna na bale. Za pomocą magii wody oczyścił ją z brudu, po czym schował do kieszeni płaszcza. Ku swojemu zdziwieniu odkrył, że w tej ma ukryty niewielki mieszek. Wyjął go i otworzył. Był pełen monet.
        Nieopodal znajdowała się jadłodajnia, do której Sarpedon natychmiast się udał. W środku zamówił tyle mięsa, ile było w stanie zmieścić się na stole. Ludzie trochę dziwnie na niego patrzyli, gdy pożerał to całe jedzenie, ale tryton nie widział w ich oczach, aby zdołali go rozpoznać. Gdy skończył jeść, oparł się na krześle z zadowoleniem. Od razu poczuł się lepiej. Wyjął z kieszeni maskę i zaczął ją oglądać z zamyśleniem.
- Należy się osiemdziesiąt ruenów.
Sarpedon zapłacił sto. Co mu szkodziło wydawać nie jego pieniądze? Mężczyzna, któremu je wręczył, od razu się rozpromienił.
- Miłej zabawy na balu – powiedział, odwracając się.
- Słucham?
- No, przecie widać, że udajecie się na Bal Skowronka. Maska, ten strój...
        ”Skowronek? Tak, możliwe. Nie jest to przypadek. Ktoś strasznie się natrudził, aby mnie uratować. Co oznacza, że chce mnie wykorzystać. Chyba będę musiał zrobić to, co ode mnie zechce. Skoro zdołał coś takiego zorganizować, to lepiej nie narażać mu się.”

        Bal odbywał się w zachodniej części miasta, Sarpedon z maską na twarzy i naciągniętym kapturem nie wyróżniał się z tłumu bogatszych mieszczan. Jego bogaty strój pasował idealnie do otoczenia, zostało na niej jedynie kilka plam tłuszczu, których tryton nie zdołał się pozbyć, ale nie zwracały na siebie większą uwagę. Sarpedon przekonał się, że ludzie, w przeciwieństwie do niego, nie korzystają ze swoich zmysłów.
        Bal maskowy odbywał się w ogrodzie pełnym roślin, które tryton pierwszy raz na oczy widział. W powietrzu unosiła się niesamowita mieszanka zapachów, od której Sarpedonowi kręciło się w głowie. Ogród był tak rozległy, że najęto aż kilku artystów do bawienia gości, dlatego tryton słyszał multium dźwięków. Czuł się zdezorientowany. Mijał się z innymi zamaskowanymi osobami, starając się znaleźć jakieś wskazówki. Dostrzegał mnóstwo szczegółów, lecz żaden nie wydawał mu się istotny.
Undine
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:

Post autor: Undine »

        Śpiewała. Wiatr niósł jej głos po centralnych ulicach Lenonii. Dziś był dzień targowy, więc na brak słuchaczy syrena nie mogła narzekać. Nic dziwnego, w końcu wszyscy przygotowywali się na Bal Skowronka, który nie schodził z ust mieszkańcom. Z tego co udało jej się dowiedzieć była to wyjątkowa okazja, kiedy to o świcie słońca uwalniano całe tuziny wspomnianych ptaków by wypełniły całe miasto swoim śpiewem. Zmarła przed laty królowa Leonii bardzo ceniła sobie ich wyjątkowy trel. To właśnie żeby uczcić jej pamięć monarcha zdecydował się wyprawiać co roku w dniu urodzin dawnej władczyni bal, żeby pamięć o niej nigdy nie zginęła. Przez całą noc bawiono się, pito i jedzono, żeby nad ranem wznieść toast na cześć rodziny królewskiej. Zaproszeni na uroczystość byli wszyscy mieszkańcy, a i wielu przyjezdnych nie brakowało. Szczególnie, że dziś miała miejsce pełnia księżyca.
        Śpiewała. Spokojne dźwięki harfy podkreślały jej delikatny głos, gdy opowiadała historię, która tego wieczory nabierała zupełnie nowego znaczenia. Dlaczego? Tej nocy każda dziewczyna mogła zostać księżniczką, a kobieta królową. Przeciętny chłop na tą jedną noc mógł stać się bohaterem...
        - W idealnym świecie z baśni, gdzieś świat był pełen odważnych i dobrych ludzi, tam rycerz chwyta twą dłoń, a miłość rozkwita. Lecz życie to inna gra, pełna cierpienia i zła, gdzie to właśnie ty możesz zmienić swój świat. Spraw by twój uśmiech rozświetlił niebo a dusza wzniosła się do gwiazd! - przeciągnęła ostatnie wyrazy podnosząc jednocześnie głos. W tym momencie szarpnęła nieco mocniej struny w piosenka nabrała tempa. Chociaż syrena nie używała hipnozy na swoich słuchaczach, to jednak czuć było płynącą od niej energię. Nie miało to żadnego związku z magią. Widać, że dziewczyna uwielbiała śpiewać i czerpała z tego wielką radość, która z kolei udzielała się ludziom przysłuchujących się jej utworowi. Jej głos napełniał ich pewnością siebie i wprawiał w niesamowicie pozytywny nastrój.
        Co rusz kolejne rueny wpadały do wyłożonego przed Undine woreczka, a gdy w końcu pieśń dobiegła końca rozległy się gromkie brawa. Śpiewała już w wielu różnych miejscach, lecz to właśnie Leonia zdawała się być najbardziej wdzięczna dla jej talentu. Ludzie tutaj zawsze chętnie przystanęli, żeby jej wysłuchać i choć nigdy nie zostawała w danym miejscu na dłużej, to jednak była w stanie rozpoznać z widzenia niektóre twarze.
        Wtem podszedł do niej mężczyzna inny od reszty. Jego ubrania były najwyższej jakości, zaś na szyi lśnił z najwyższym staraniem wygrawerowany herb miasta. To właśnie on podarował dziewczynie monetę, która okazała się złotym gryfem.
        - Pani, król i księżniczka są pod wrażeniem twego talentu. Pytają, czy zechcesz zaszczyć dzisiejszy bal swoją obecnością i uraczyć gości koncertem? - Gestem dłoni wskazał na stojącą nieopodal karocę. Syrena zaskoczona przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć, zaś herold zdawał się to od razu zauważyć. - Oczywiście nie będziesz musiała, pani, śpiewać przez całą noc. Przewidujemy rotacje artystów tak, żeby każdy mógł cieszyć się balem.
        - Ja... - Przez chwilę chciała odmówić. W końcu nikt tutaj nie wiedział, że jest syreną a sama dziewczyna starała się unikać zainteresowania swoją osobą bardziej wpływowe osoby. Jak widać tym razem zupełnie jej się to nie udało. Chociaż z drugiej strony ten bal był bardzo kuszący. - Tak... tak oczywiście. Z miłą chęcią.
        Widać, że swoją odpowiedzią bardzo go ucieszyła. O dziwo jednocześnie zdawało się, że wielki ciężar spadł mu z barków, a gdy skinął głową w stronę karocy ta po chwili ruszyła z miejsca. On sam również się oddalił, zapewne szukać innych artystów.
        - No ładnie... i w co ja się wpakowałam? - Pokręciła głową. No nic! Trzeba się było przygotować do balu, prawda? Skoro tyle czasy ma spędzić na powierzchni musi zadbać, by wpierw dać swojej syreniej postaci tyle swobody ile tylko się da. Opuściwszy targowisko udała się na jedną z plaż, by następnie wskoczyć do wody.

        Wieczór nastał szybciej niż sądziła. Krocząc przez ulice Leonii ściągała na siebie zainteresowanie wielu osób, którzy zaraz ustępowali jej drogi. Było to o tyle wygodne, że do zachodniej części miasta zmierzało bardzo dużo ludzi, elfów i kto wie przedstawicieli jakich ras uda jej się jeszcze spotkać? Zaraz po wyjściu na ląd i pozbyciu się ogona jej morfia przybrała postać sukni. Ciemnobłękitny materiał okrył nagie do tej pory ciało dziewczyny. Ciasno związany gorset stał się podporą dla biustu jednocześnie podkreślając talię kobiety, by zaraz poniżej płynnie przejść w wąską spódnicę w tym samym kolorze. Suknia była dopasowana do ciała i dopiero od kolan kolejne warstwy materiału rozlewały się swobodnie dookoła nóg dziewczyny tworząc złudzenie fal. W jej stroju nie zabrakło również pereł. Tak jak zwykle zdobiły jej włosy, lecz tym razem można się ich było również doszukać na gorsecie, kiedy to tworzyły fantazyjne wzory. Sam dół sukni ich nie posiadał, lecz zdawać by się mogło, jakby ktoś zaklął w nich blask gwiazd. Suknia ozdobiona srebrzystymi drobinkami nie dość, że delikatnie falowała z każdym krokiem kobiety, to jeszcze mieniła się delikatnie w świetle świec. Stroju dopełniała maska tak delikatna, że równie dobrze mogłoby jej nie być. Z daleka można by sądzić, iż syrena pomalowała twarz srebrzystym barwnikiem, jednak to właśnie maska wiła się delikatnie dookoła jej oczu.
        Dotarłszy na miejsce spotkania z zapoznanym wcześniej heroldem została poprowadzona do części ogrodu, w której przez najbliższy czas miała uprzyjemniać czas swoją muzyką. Specjalnie dla niej przygotowano niewielkie podwyższenie oraz wygodne krzesło, na którym mogła spocząć podczas śpiewania. Dookoła było pełno ludzi poprzebieranych w najbardziej wyszukane stroje, jakie Undine kiedykolwiek widziała. Zdawało się jej jednak, że goście zebrani w tym miejscu uciekali od głośnej, energicznej muzyki, która pośród obecnej roślinności zdawała się tracić na swojej energii. To właśnie dlatego zdecydowała się na coś spokojniejszego, a że księżyc w pełni rozświetlał nieboskłon wybór piosenki również okazał się nadzwyczaj prosty.
        Delikatnie dotknąwszy naszyjnika w jej rękach pojawiła się srebrzysta lira. Magiczny instrument zdawał się wyczuwać, iż tej nocy to właśnie on odegra na tym balu główną rolę. Dziewczyna przymknęła oczy pociągając lekko za struny, a kojące dźwięki potoczyły się wśród nocnego ogrodu przynosząc chwilę wytchnienia tym, którzy jej słuchali.
        -Kroczymy szlakiem gwiazd
Roztacza się księżyca blask
A ludzi w dole, hen! Głęboki zmorzył sen.

Kurczowo trzymam się
Północy dosiadając grzbiet
W niebo się mogę wzbić, gdy obok jesteś ty.

Mijamy w dole świat
Znikają wioski, znika las,
Pagórki, wstęgi rzek, strumienie, rzędy drzew.

Dzieci już, widząc nas, niemy wznoszą krzyk
Na ziemi swym oczom nie wierzy nikt.

Suniemy szlakiem gwiazd
Zmarzlina zórz opływa nas
Pod nami skrzy się lód mijanych szczytów gór.

Lecz nagle spadam w dół, w czarną otchłań mórz,
Potężną uwalniając bestię z okowów snu.

        Tak jak w przypadku gry na targowisku tak i teraz dookoła dziewczyny wytworzyła się pewna specyficzna atmosfera. Śpiewając jeszcze raz refren zdawało się, że syrena jest już w zupełnie innym miejscu. Z zamkniętymi oczami zupełnie przeniosła się myślami do chwili, o której opowiadała w swojej pieśni. Dopiero gdy rozbrzmiały ostatnie dźwięki liry otworzyła oczy dostrzegając, że pomimo wcześniej niewielkiej ilości osób w tej części ogrodu teraz zaczęło zjawiać się ich coraz więcej. Ona jednak zaczęła się zastanawiać nad czymś zupełnie innym. "Czy świetliki były tutaj cały czas?" Niewielkie owady latały dookoła zupełnie nie zniechęcone ludzkimi towarzyszami. Sama Undine zaś kolejny raz pociągnęła struny swego instrumentu, żeby zaśpiewać kolejną historię. Tym razem miała to być opowieść dwójki istot darzących się wielkim uczuciem, jednak żyjących w dwóch zupełnie różnych światach...
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

Choć z początku ludzi nie było jeszcze aż tak wielu, podobnie jak muzyków czy innych artystów mających ich zabawić, to wraz z upływającym czasem w tej części ogrodu zaczął się zbierać spory tłum. Sarpedon powoli panikował. Nieco ratowało go to, że miał na sobie maskę ukrywającą w pełni jego twarz, co pozwalało mu poczuć się przynajmniej w pewnym stopniu jak bezosobowy obserwator. Problem polegał na tym, że wszyscy tu nosili maski. Nie było aż tak dużo do obserwowania, jakby chciał, a równocześnie zbyt wiele. Wypatrując poszlak, mogących zaprowadzić go do ludzi, którzy uratowali mu życie, a przy okazji przedłużyć trochę owoce ich pracy, skupiał się na każdym możliwym szczególe. W ubiorze, sposobie chodzenia, muzyce czy rodzajach roślin. Na tych dwóch ostatnich nie znał się zbyt dobrze. Co prawda wskazówki powinny być tak zaplanowane, aby mógł bez problemu je rozpoznać i się nimi pokierować, jednakże już wcześniej o mało nie przegapił balu. Pomogło mu szczęście oraz hojność, która zazwyczaj mu nie towarzyszyła.
        Mało wiedział o balach. Jakoś się złożyło, że niewiele pożartych przez niego ludzi miało styczność z takim zjawiskiem. Podejrzewał, że wskazówka jest ukryta w samej strukturze balu. Ale on nie miał nawet bladego pojęcia, co on sam ma tutaj robić. Obserwował ludzi wokół, lecz ci z reguły rozmawiali pomiędzy sobą. Co wydawało się Sarpedonowi czynnością tak zwykłą, że jej obecność na balu nie jest czymś wartym uwagi. Po jakimś czasie zauważył, że najczęściej mężczyzna towarzyszy kobiecie, z rzadka zdarzali się samotnicy tacy jak on. Może w tym właśnie tkwiła wskazówka? Powinien znaleźć odpowiednią partnerkę? Tylko po czym ją poznać? Najbardziej spodziewałby się broszki w kształcie skowronka lub czegokolwiek przedstawiającego ten symbol. Co prawda niektórzy mieli na sobie rzeczy ze słowikiem, lecz zawsze wyglądał on inaczej niż ten, który widział wcześniej tryton. Może powinien zwrócić uwagę na kolor maski?
        Wkrótce w tej części ogrodu zebrało się tyle ludzi, że Sarpedon czym prędzej czmychnął. Na jego szczęście bal odbywał się na o wiele większej przestrzeni, niż nawet początkowo sądził. Szybko znalazł miejsce o wiele mniej zatłoczone i spokojne. Przyjrzał się roślinom, które rosły w pobliżu. Nic. Żadnych powiązań czy skojarzeń. Nie wiedział na ich temat zbyt dużo. ”W sumie niewiele też wiem na temat samych skowronków. Jak używają ich ludzie, jakie są ich zwyczaje? Ech, trzeba by się tutaj wypytać o to. Tylko kogo? Pytanie o powszechnie znane rzeczy nie jest czymś normalnym.”
        Nagle rozległa się nieopodal muzyka. Sarpedon spojrzał na tego, kto ją śpiewał. Kobieta. Odziana w błękitną suknię z licznymi srebrzystymi szczegółami, w srebrnej masce, ze srebrną lirą w dłoni... jeżeli chodziło o kolor jego maski, to zdecydowanie to był dla niego znak. Zwłaszcza, że znajdowała się na scenie, gdzie była dobrze widoczna. W jej pieśni było coś dziwnego, co zaniepokoiło trytona. W całej jej postaci było coś niepokojąco znajomego. Spojrzenie na jej Aurę tylko potwierdziło jego przypuszczenia. Oto śpiewała przed nim syrena. To już zdecydowanie sprawiło, że Sarpedon uznał, iż to właśnie jej powinien tu szukać. Raczej nie można było mówić o przypadku w takiej sytuacji. Tylko co miałby zrobić? Porozmawiać? Chyba taka możliwość nie wchodziła w grę. Może coś było ukryte w jej pieśni? Tryton początkowo bardziej skupiał się na niej samej niż śpiewanych przez nią słowach, lecz teraz zwrócił na nie większa uwagę. Zdołał usłyszeć tylko dwie ostatnie zwrotki. Ostatni wers upewnił go jeszcze bardziej w jego racjach. ”Szlak gwiazd, zmarzlina zórz, lód szczytów gór... coś z niebem? Powinienem szukać tam wskazówki? Czarna otchłań mórz... Ha, coś o niej wiem. Ale bestia i okowy snu? Czy jest to tylko drogowskaz, mający mi wskazać tę właśnie pieśń, czy też posiada głębsze znaczenie? Za mało wiem, wciąż za mało wiem.”
        Tymczasem i w tej części ogrodu zaczął się zbierać tłum, przyciągnięty najpewniej pieśnią syreny. Sarpedon z pewnym niepokojem się rozejrzał, zapomniał jedynie przestać patrzeć na aury i dostrzegł mimowolnie kilkunastu elfów. Dobrze, że się wcześniej najadł, bo miałby teraz trudności z utrzymaniem w ryzach swojego głodu. Elfie mięso znacząco różniło się od ludzkiego, było mniej sycące, ale pod względem smaku zdecydowanie wygrywało.
Undine
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:

Post autor: Undine »

        Godziny mijały, a bal powoli zaczynał przypominać to, czym powinien być. Wszyscy goście dotarli już na miejsce. Wirowali na parkiecie, a blask świec odbijał się od zjawiskowych sukni oraz garniturów, fraków i innego rodzaju ubiorów. Leonia przyciągnęła istną mieszankę rasową, a co za tym idzie również kulturową. Syrena podejrzewała, że to właśnie z tego powodu zatrudniono różnorakich muzyków o odmiennych stylach twórczości. Elfy z wyraźnym grymasem na twarzach (lub ich fragmentach, których nie zakrywały maski) unikały gwałtownej muzyki szukając czegoś bardziej zharmonizowanego, podobnie jak wiekowi już przedstawiciele rasy ludzkiej. Co młodsi oddawali się przyjemności płynącej z tańca. Niektórzy nawet odważyli się ruszyć na podboje miłosne...
        Tak właśnie stało się też w krańcowej części ogrodów, którą upodobał sobie Sarpedon. Jedno trzeba mu było przyznać, figurę miał naprawdę niezłą. Podobnie włosy, które idealnie komponowały się z jego maską. Nic więc dziwnego, że aura otaczająca mężczyznę okazała się być niezmiernie pociągająca dla dwóch młodych panien, które zdecydowały się do niego podejść. Początkowo trzymały się w pewnej odległości jakby niepewne. Widząc jednak, że mężczyzna nadal pozostaje bez partnerki zdecydowały się spróbować swoich szans akurat kiedy Undine zamieniła lirę na lutnię i zaczęła śpiewać...
        - Teraz o zmierzchu
W świetle księżyca
Czuje twe wygłodniałe oczy
Bębny w oddali
Echa szaleństwa
Wokół światła ognia

W biciu serca nocy

Hej hej hej
Aż do świtu
La, la, la, la, la, la
La, la, la, la, la, la
Hej hej hej
Tańcz przez całą noc
Nic się nie dostanie
Między tancerza i księżyc

Podążaj blisko za mną
Otocz mnie ramionami
Życie jest słodkim, słodkim winem
Błyszczącym złotem
jak nieopowiedziana historia
Te sekrety zaginęły w czasie

Ku biciu serca nocy

Władco losu
Jakże mnie urzekłeś
Wypełniając mnie jednym pragnieniem
dwóch rodzajów
W jednym stanie umysłu
Wysłałeś cały mój świat w ogień

        Pierwsza z kobiet była elfką o naprawdę niezwykłej urodzie. Jej skóra była odcieniu jasnego brązu, zaś rdzawe pasma opadały jej swobodnie aż do talii zakrywając nagą skórą pleców. Jej suknia w kolorze świeżej trawy ciasno przylegała do ciała, odsłaniając dopiero jej zgrabne łydki obwiązane złotymi sznureczkami ciągnące się aż od jej modnych trzewików. Maska kobiety przyozdobiona była piórami, jednak odróżniało ją od innych to, że nie była przyczepiona do twarzy elfki. Ta trzymała ją w swojej drobnej dłoni na przedłużce, dzięki czemu raz po raz mogła onieśmielać przechodzących mężczyzn urodą z górnej półki. Druga panien była już nieco bardziej stonowana. Ciemne kręcone włosy zdawały się żyć własnym życiem. Jej skóra przypominała śnieg, zaś czerwone fale materiału sukni rozpływały się dookoła jej ludzkiej sylwetki. Złota maska skrywała większość twarzy kobiety przed wzrokiem ciekawskich. O ile o pierwszej z nich można by rzecz "egzotyczna", tak odnośnie drugiej wręcz samo cisnęło się na usta określenie "namiętna". Odezwała się jednak elfka.
        - Czemuż taki przystojny młodzieniec spędza największe wydarzenie roku samotnie? Pozwolisz, że dotrzymamy Ci towarzystwa? Nazywam się Esmira, moja towarzyszka z kolei to Aurelia. - Trzepoczące rzęsy zdawały się tworzyć delikatne podmuchy wiatru, zaś kobieta w czerwieni jedynie rozciągnęła swe krwiste usta w ponętnym uśmiechu.
        - Pomyślałyśmy, że dzisiejszy bal zawsze jest przyjemniej spędzić we dwoje. Może poprosisz którąś z nas do tańca? Ta muzykantka w końcu zdecydowała się zagrać coś żywszego, żal nie skorzystać. - Na zachętę Aurelia wyciągnęła swoją delikatną dłoń w odcieniu kości słoniowej w kierunku trytona wyraźnie spodziewając się, że to jej ofiaruje pierwszy taniec.
        W tym samym momencie gdzieś nieopodal błysnąć srebrny skowronek. Ten jeden, charakterystyczny, tak dobrze znany Sarpedonowi. Znikał i powiał się wśród tłumu gości ciągle w nowym miejscu. Czy brosza należała cały czas do tego samego człowieka? Czy może to kilku wybawicieli trytona zdecydowało się naraz pojawić, by jeszcze bardziej utrudnić mu swoją identyfikację, a jednocześnie zwrócić jego uwagę? Z pewnością trajkoczące młode panny mu w tym nie pomagały.

        Do Undine podszedł mężczyzna w czarnym fraku i srebrnej masce przedstawiającą dziób ptaka. Ten sam skowronek zdobił jego pierś w postaci broszy, lecz dobrze znany syrenie głos zupełnie go zdradził. Kiedy tylko się odezwał wiedziała już, że przed sobą ma tego samego herolda, który hojnie nagrodził jej występ na rynku.
        - Pani, twój występ trwa już kilka godzin. Z pewnością chciałabyś odpocząć. Twój zmiennik już się szykuje, lecz nim udasz się na zabawę chciałbym prosić o jeszcze jeden, specjalny utwór...
        Po chwili tłumaczenia dziewczyna wiedziała już, czego od niej oczekuje. Utwór owszem, był piękny i bardzo... magiczny, lecz czy na pewno pasował do tej nocy? Nie była do końca przekonana, no ale przecież od mówić nie wypadało. Zmieniła swój intrument z powrotem na lirę i po chwili kolejne dźwięki potoczyły się po okolicy. O ile sama pieśń nie zawierała w sobie prawdziwej mocy, to jej tekst i tak zdawał się być swoistą inkantacją. Uczucie to potęgował tym bardziej syreni głos. Nieszkodliwa magia zawirowała w powietrzu nocy.
        - Stałam tu już kiedyś
Z twarzą w dłoniach
Bo wiedziałam tyle na temat miejsca
Którego nigdy nie zrozumiałam...

Na wzgórzu ogień płonął o północy
Przepowiednie plugawiły powietrze
Iskry latały gdy ogień płonął o północy
Gwiazdy odeszły I magia jest tu…

Poprosiłam siedem sióstr
By dały mi wiedzę epoki
Całą, która była zamknięta wewnątrz księgi tajemnic
Tęskniłam za wiedzą na etapie…

Na wzgórzu ogień płonął o północy
Przepowiednie plugawiły powietrze
Iskry latały, gdy ogień płonął o północy
Gwiazdy odeszły I magia jest tu…

Więc siostry uśmiechnęły się do siebie
I świecąc zaczęły szeptać
Od tamtej pory
Wiedziałam, że nigdy nie będę sama

Kiedy na wzgórzach
Ogień płonął o północy
Przepowiednie plugawiły powietrze
Iskry latały, gdy ogień płonął o północy
Gwiazdy odeszły I magia jest tu…
Gwiazdy odeszły I magia jest tu…

Wiele gwiazd zostało zapomnianych
Wiele spadło I stało się duchami
Jednak moje siostry nadal świeciły na niebie
Zawsze tam będąc, gdy ich najbardziej potrzebowałam...

I na wzgórzu ogień płonął o północy
Przepowiednie plugawiły powietrze
Iskry latały, gdy ogień płonął o północy
Gwiazdy odeszły i magia jest tu…
Gwiazdy odeszły i magia jest tu…

Stałam tu już kiedyś
Z twarzą w dłoniach
Bo wiedziałam tyle na temat miejsca
Którego nigdy nie zrozumiałam...

Na wzgórzu ogień płonął o północy
Przepowiednie plugawiły powietrze
Iskry latały gdy ogień płonął o północy
Gwiazdy odeszły i magia jest tu
Gwiazdy odeszły i magia jest tu

        Na koniec rozległy się oklaski, zaś syrena zeszła ze sceny. Jej miejsce zajął jeszcze stosunkowo młody mężczyzna z lutnią przewieszoną przez ramię. Mistrz ballad, tak o nim mawiali w miastach położonych przy szlakach handlowych. Ponoć słynął z tego, iż wszędzie go było pełno oraz miał wyraźną słabość do pięknych kobiet. Ważne jednak, że to dzięki niemu Undine mogła teraz zacząć uczestniczyć w Balu Skowronka...
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

Ludzie wokół zaczynali robić coś... coś naprawdę dziwnego. Sarpedon przyglądał się z brakiem zrozumienia temu, w jak dziwny sposób się poruszali. Odnalazł w myślach odpowiednie na to słowo: „taniec”. Większość marynarzy jednak nie uznawała tego za coś nad wyraz dobrego. Jeśli mylił się co do syreny i to właśnie w tym miała znajdować się jego wskazówka, to miał poważny problem. ”Ci ludzie wiedzą o mnie zaskakująco dużo, ale nie mogę przecież oczekiwać, aby wiedzieli, co ja wiem. Oby tylko nie zakładali, że posiadam wiedzę na mniej elementarne tematy.” Tryton początkowo miał zamiar nie ruszać się i pozwalać, aby tańczący po prostu go mijali, ale szybko się okazało, że nie jest to możliwe. Kiedy trzeci raz ktoś na niego wpadł, Sarpedon powstrzymał narastającą irytację i stwierdził, że trzeba coś z tym zrobić. Zaczął zwracać uwagę na ruchy tancerzy i w odpowiednich chwilach unikać ich. Początkowo nie szło mu najlepiej, ale kiedy złapał rytm, mógł już to robić nawet bez zastanowienia. Przypominało to może nieco taniec. Straszliwie wolny i z długimi przerwami, ale jednak oparty na podobnej zasadzie.
        Kiedy już sposób poruszania się przestał zajmować mu większość uwagi, mógł ponownie skupić się na słowach śpiewanych przez syrenę. Ta pieśń zawierała o wiele dosadniejszy przekaz. „Wygłodniałe oczy” wydawały się być zbyt trafione, aby to mógł być przypadek. Słowa o tancerzu, księżycu i tym, że nic się pomiędzy nimi nie dostanie mogło być wiadomością, iż jest tu bezpieczny. A jeżeli się mylił? W głowie miał kilka marynarskich piosenek i teraz odkrył, że znaczna ich część także mogła w metaforze dotyczyć jego i tej sytuacji. ”Czemu te wszystkie pieśni są takie... uniwersalne. Ich treść można odnieść niemal do wszystkiego!” Z zaskoczeniem stwierdził, że kilka, które pamiętał, rzeczywiście opowiadało o nim, w niezbyt przychylnym świetle, ale to w końcu było oczywiste. Rzeczywiście urósł do miana legendy, ale nigdy by nie pomyślał, że ktoś zechce to oddać w pieśni. ”Muszę jakoś posegregować to wszystko, co mam w głowie. Już co prawda wiem, kim jestem, ale nadal jest tam mnóstwo wiedzy, o której nie mam pojęcia. Choć dowiadywał się o niej będę prędzej przez przypadek niż medytację.”
        Drgnął, kiedy uświadomił sobie, że kilka spośród licznych wypowiadanych wokół słów, zagłuszanych w dodatku przez pieśń, jest skierowana do niego. Szybko przyjrzał się dwóm kobietom. Jedna z nich posiadała nadzwyczaj jasną cerę, obszerna suknia. Gdy wyciągnęła ku trytonowi dłoń, ten stwierdził, kim jest. ”Arystokratka. Delikatna dłoń bez odcisków czy zranień, nie trudziła się nigdy pracą. Zamożna rodzina, inaczej nie byłoby ją stać na taki strój i makijaż. Niezamężna, aż dziwne, że tutaj jest. Jeśli ma brata, to pewnie kręci się gdzieś w pobliżu, pilnując, aby do niczego nie doszło. W przeciwnym razie robi to jakiś służący.” Krótko jednak zwracał na nią uwagę, kiedy jego wzrok padł na elfkę, poczuł, że nie jest w stanie go oderwać. ”Jej uszy...” Elfka. Samo w sobie sprawiało to, że była ciekawsza. ”Ciemna skóra? Pochodzi z... pustyni? Dziwne miejsce, mało o nim wiem. Pustynny elf? Mam tę nazwę w głowie, ale mało co z nią kojarzę. Możliwe. Ale to nic pewnego. Jej suknia... ech, za mało się na tym znam, aby móc coś stwierdzić. Ale ma nietypową maskę... utrudnia jej taniec, ale co z tego ma? Jest... większą enigmą.” Sarpedon poczuł irytację na swoje ludzkie ciało i ludzkie odruchy. ”Ludzie naprawdę nie znają żadnego umiaru? Czemu mam ochotę zrobić to właśnie teraz? Zdecydowanie zły czas, złe miejsce.”
        Obok głowy elfki dostrzegł jakiś błysk, przez chwilę wydawało mu się, że widzi srebrny znak. Jeśli jednak nawet, to szybko zniknął. Jego pojawienie się pomogło mu jednak się opanować. Teraz musiał skupić się na przetrwaniu tej nocy. Na przyjemności będzie czas później. Podejrzewał, że zdoła odnaleźć elfkę, nawet pomimo tego, że nie widział jej twarzy. Sam jej wygląd był nietypowy, a jeszcze bardziej nietypowe było, aby ktoś taki przybył na bal z arystokratką. Dwa tropy, które były aż nad wyraz wystarczające.
- Przykro mi, ale nie najlepszy ze mnie partner do tańca – odparł beznamiętnym tonem głosu, wpatrując się ciągle w elfkę. Jego kolejne słowa, choć odpowiadały na wypowiedź arystokratki, skierowane były właśnie do niej. Miał nadzieję, że ta pozna to po jego spojrzeniu. - Złe to miejsce i zły czas, ale jestem przekonany, że niedługo się spotkamy. Zresztą muzyka i tak się zmieniła.
        Umknął w tłum, spokojnym co prawda krokiem, ale z niespokojnym umysłem. Zaczął ponownie wsłuchiwać się w słowa syreny, manewrując przy tym pomiędzy tańczącymi i starając się jak najmniej rzucać w oczy. Kątem oka zauważył coś, co nieco go przestraszyło. Dwóch strażników, którzy kłócili się z jakimś człowiekiem, jego strój wskazywał na to, że nie przyszedł na bal, a wprost przeciwnie. Tym bardziej Sarpedon wysilił się, aby wtapiać się w otoczenie. Jego włosy niezbyt mu to ułatwiały. Był bardziej charakterystyczny od tej elfki, co stanowiło poważny problem. Tyle przynajmniej dobrego, że nie był wysoki. Wtedy nie miałby co próbować.
        Słuchając pieśni czuł... niepokój. Emocje ponownie zaczynały go atakować. Nie było to jednak pożądanie jak w przypadku elfki, ale coś bardziej... złożonego. Jedynym elementarnym uczuciem był strach. Irracjonalny, jak zwykle, ale tym razem o wiele bardziej. ”Coś jest w tej pieśni nie tak. Ona... nie powinna być tu śpiewana. Zły czas, złe miejsce. Na pewno. Ale dlaczego? Nie widzę odpowiedzi w głowie. To nie wiedza... to chyba instynkt. Cholera.” Jedyną rzeczą, którą mu to przypominało, były odruchy jego mniej ludzkiej postaci. Już nawet zaczynał czuć, jak ta chce dojść do głosu. ”Rzeź na balu... I tak już jestem legendą, ale coś takiego jeszcze bardziej utrwaliłoby moją reputację.” Powstrzymywał się jednak od poniesienia się pragnieniom. Z trudem przychodziło mu analizowanie tekstu.
        Zauważył, że syrena schodzi ze sceny i dołącza do balujących. Niewiele myśląc, podążył w jej stronę. Z początku miał trudności z odnalezieniem jej, całe szczęście, że jej aura była odmienna. Dzięki temu zdołał się do niej zbliżyć na tyle, aby ciągle mieć ją na oku. Chciał ją o to wypytać, ale nie miał pojęcia, jak ma to zrobić. Skowronek nie był dobrą dwuznacznością, przez ten bal nabierał trzeciego znaczenia. Mówienie otwarcie byłoby zbyt niebezpieczne, za dużo uszu, zresztą nie miał nawet pewności, czy nawet ta syrena w ogóle jest w to zamieszana. Postanowił za nią podążać. Z każdą minutą twierdził, że trwa to zbyt długo. O wiele zbyt długo za nią chodził. Trzeba było się od niej wszystkiego dowiedzieć, ale jak? Przynajmniej nie było nigdzie śladu po elfce i arystokratce. Tyle dobrego...
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości