Leonia[Gospoda "Złota Ostryga"] Rum i lutnia

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Zablokowany
Hayden
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Gospoda "Złota Ostryga"] Rum i lutnia

Post autor: Hayden »

Drzwi od karczmy otworzyły się z nieprzyjemnym dla ucha skrzypnięciem i z hukiem obiły się o ścianę. Wraz z ciepłym, wieczornym powietrzem, do środka wdarł się zapach morza, rumu i krwi.
Bez wątpienia przybyszami byli piraci.
Na ich czele stał obwieszony złotą biżuterią młodzieniec o błękitnych oczach i blond, częściowo sfilcowanych włosach, wysoki i umięśniony. Wyglądał na pewnego siebie, mimo, że już od progu trochę się zataczał.

- To znowu ty? Na sześćset tysięcy mil morskich! Ziikovah, nie dostaniesz ani kropli więcej... Wynoś się stąd, precz! - burknął wyraźnie poirytowany karczmarz, przerzucając przez ramię ścierkę, którą do tej pory wycierał blat i wychodząc zza lady z zaciśniętymi w pięści rękoma, jakby gotów był dać w zęby temu, który ośmielił się przekroczyć próg jego lokalu, nie uregulowawszy wcześniejszych rachunków, zmierzał w stronę przybyszów z groźną miną.
Hayden uśmiechnął się do swoich towarzyszy z pogardą dla tego człowieka, spuszczając lekko głowę, pewnie aby tego nie zauważył. Odpiął od paska mieszek, który rzucił w jego kierunku. Zaskoczony mężczyzna złapał go w locie.

- To za dzisiejszy wieczór, oraz ten dwa tygodnie wstecz... No i... Ten miesiąc temu też. Mówiłem, że spłacę, jeśli się odbiję, a ty mnie przepędzasz? Nie tak traktuje się starych przyjaciół... Jones. - Nowo przybyły poklepał zszokowanego karczmarza po ramieniu, wymijając go i zmierzając w stronę baru. Najwidoczniej ciągle żył na długach, które teraz w końcu postanowił spłacić.
W drodze przeciągnął się, aż strzeliły mu wszystkie kości i prześliznął wzrokiem po pomieszczeniu, natrafiając na kilka przerażonych albo obrzydzonych spojrzeń. Czyżby dziś pachniał rybą bardziej intensywnie niż poprzednim razem? A może chodziło o to, że większość go tutaj znała? Nie cieszył się jednak dobrą opinią...
Załoga z którą przybył rozpierzchła się po całej karczmie. Niektórzy poszli z nim do lady. Było ich z dwudziestu, albo trzydziestu. Jeden groźniej wyglądający od drugiego... Częściowo przepędzili marynarzy i rybaków, którzy dotąd zajmowali miejsca przy stolikach.

Karczmarz po wróceniu za kontuar, od razu podał mu butelkę rumu, który ten odkorkował zębami, wypluwając korek na ziemię, co odbiło się lekką irytacją na twarzy właściciela lokalu, lecz wcale nie zwrócił mu na to uwagi. Pociągnął kilka łyków trunku z gwinta i od razu poczuł się lepiej. Jones oparł się ramionami o blat i uśmiechnął szeroko, ukazując kilka swoich złotych zębów.

- Co tym razem? Ograbiłeś bogatą dziwkę? - zapytał, na co jego rozmówca parsknął cichym, kpiącym śmiechem. - No dalej, powiedz, skąd masz tyle złota?
Awatar użytkownika
Lyssa
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:

Post autor: Lyssa »

Ostatnimi czasy Lyssa cierpiała nieco na nadmiar wolnego czasu, a to dlatego, że nie miała aktualnie do wykonania żadnego zadania. O ile jeszcze miesiąc temu urabiała się niemal po łokcie, co by jej podopieczni unikali tarapatów, tak teraz nic... Czyżby ją tam oszczędzali? A może zabrakło duszyczek, którymi mogłaby się zająć? Przecież była w doskonałej formie, a błądzących od zawsze pełno po Ziemi chodziło... "A może to jakaś próba?" W sumie to nawet możliwe i podobne do Naeltha, jej przełożonego. Od zawsze lubił on sprawdzać swoich podkomendnych, czy aby na pewno postępują tak jak powinni...

- Zróbcie sobie przerwę - powiedział jeden z pracowników karczmy do "grajka przewodniego" całą dzisiejszą kapelą. Dzień jak co dzień, zapewnianie dodatkowej rozrywki osobistościom spędzającym wolny czas w gospodzie, zajęcie idealne dla barda. Jednak tym razem anielica dołączyła się do innej grupy, ot bo dlaczego by nie? Cała piątka grać potrafiła, a ze zgraniem się problemu nie mieli. Dodatkowo rudowłosej najlepiej wychodziło śpiewanie szant, więc "nie męczyła się" graniem na lutni przez cały koncert; miała nieco wolnego. Pracowali praktycznie od rana, drugi dzień z rzędu, więc z miłą chęcią odsapną. Przy okazji podano im coś na ząb oraz pragnienie, cztery piwa oraz sok. Nietrudno się domyślić, któraż to istotka wyłamała się z tego schematu...
- Mam słabą głowę - odparła na nieme pytania reszty grupy. Dwa, może trzy kufle i zapewne wylądowałaby pod stołem...

Wkroczenie do przybytku sporej grupy mężczyzn, których dało się opisać jednym słowem, piratami, nie mogło zostać niezauważone. Lyssa słyszała trochę o ludziach tej "profesji" i powiedzieć mogła jedno, za wiele wspólnego z nimi mieć raczej nie chciała. Owszem, jeśli przełożeni każą, "pójdzie i porozmawia", ale skoro nie musi to jakoś jej się do tego nie paliło, a obecni tutaj korsarze na przyjacielskich nie wyglądali.
Z całej ich gromady szczególnie wyróżniał się blondyn idący przodem, najpewniej kapitan całej załogi. Wysoki i nienagannie zbudowany mężczyzna, chociaż z twarzy do urodziwych raczej mu brakowało. Do tego masa biżuterii oraz stan wskazujący na to, że wyznawał zasadę nieprzychodzenia trzeźwemu do tawerny. Ogólne wrażenie zrobił na rudowłosej negatywne.

Ale cóż zrobić, "dobór" gości zależał od karczmarza, ona tu tylko umilała czas grą i śpiewem za opłatą. W końcu była tylko bardem popijającym soczek w czasie przerwy... Artyści trzymali się z boku całego przybytku, więc nie przebywała nawet blisko większości z tej licznej i bezczelnej grupy. Czyżby nie nauczono ich elementarnej kultury osobistej? Westchnęła cicho, po czym odwróciła się nieco plecami w stosunku do nich, co by nie mieć wesołej gromadki w zasięgu wzroku. Samo usłyszenie rozmowy kapitana z karczmarzem wystarczyło do stwierdzenia, że zapoznawać się z nim nie chciała.

Zaczęła snuć nawet domysły odnośnie tego, że może dojść do bójki... i jakieś dziesięć sekund później tak się stało! Początkowo sądziła, że może całość skończy się szybko, ale latające tu i ówdzie butelki sprawiły, że wraz z grajkami woleli wynieść się z tego miejsca... opłacono ich z góry a karczmarz miał lepsze rzeczy do roboty...

<ciąg dalszy nastąpi>
Ostatnio edytowane przez Lyssa 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Hayden
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hayden »

- A może okradłeś swoją własną matkę, paniczu? - zgryźliwy komentarz padł nagle zza jego pleców. Ziikovah zamarł z butelką w ręce, wpół drogi do ust. Zaraz na jego twarzy pojawił się typowy dla niego, wyjątkowo irytujący uśmieszek, gdy podnosił się z miejsca. Odwrócił się w stronę mężczyzny z którego ust padły te słowa i który teraz w irytujący sposób mu się pokłonił, śmiejąc się do rozpuku. Był mocno pijany, co od razu było po nim widać. I miał najwidoczniej słabą głowę.

Hayden położył butelkę rumu na ladzie, opierając się o nią biodrami. Przez chwilę przyglądał się z zainteresowaniem, jego wygłupom. Sam nie powiedział ani słowa. Zamiast tego, po chwili wymierzył celny cios wprost w szczękę tego, który ośmielił się z nim zadrzeć. I wcale nie przejmował się faktem, że mężczyzna był od niego wyższy o głowę.

Wściekły dryblas, gdy tylko się pozbierał, już chciał go pochwycić i spuścić łomot, lecz mężczyzna jednym susem wskoczył na ladę i porwał z niej swoją butelkę rumu, przebiegając zwinnie między kuflami, by na końcu zeskoczyć na parkiet i puścić się pędem przez salę. Mężczyzna ruszył za nim, wyraźnie wściekły, choć kapitan "Gwiazdy Zarannej" bardziej wyglądał jakby się z nim bawił. Wystarczyła chwila, by rozpętała się prawdziwa pijacka burda.
Jego ludzie i ludzie stojący po stronie mężczyzny, który go zaczepił, stanęli do walki między sobą. Komuś wybito zęby, wylano mnóstwo alkoholu, zniszczono parę krzeseł.
Jones rwał z nerwów ostatnie włosy z głowy, próbując opanować gości, choć i jemu, koniec końców się dostało.

Ziikovah nie mógł jednak uciekać w nieskończoność. Szczęście go opuściło, gdy, odwracając się do swojego przeciwnika, nie zdążył wykonać ciosu, tylko sam, złapany za koszulę wylądował na jednym ze stołów, łamiąc go na pół i zrzucając z niego wszystkie trunki. Potłuczone szkło poraniło mu plecy, choć w ogóle tego nie poczuł, napędzany adrenaliną i alkoholem.
Podniesiony za łachmany przez dryblasa, kopnął go w wiadome miejsce, przez co ten go puścił i z bólu, zgiął się wpół, klękając na posadzce.

Właśnie wtedy, gdy uniósł wzrok na salę, by zobaczyć to pobojowisko, w tle dojrzał piękną, rudowłosą kobietę. Przez chwilę nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Jego przeciwnik warcząc coś pod nosem, złapał go za nogawkę spodni, lecz Hayden, nie odrywając wzroku od urodziwej bardki, kopnął go w twarz, by się odczepił. Kciukiem otarł swoje usta i od razu, torując sobie drogę, przeskoczył przez walczących na podłodze ludzi, krzesła i stoły, udając się w jej kierunku.

Zanim jednak zdążył dobiec, musiał odepchnąć na bok jednego pijaczynę, który zamierzał z nim walczyć, przeceniając swoje możliwości po alkoholu i przez ten czas zdążył już stracić ją z oczu.
Przeklął w duchu, kątem oka widząc, jak bardowie opuszczają karczmę...
Awatar użytkownika
Shila
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek, Łowczyni Nagród
Profesje:

Post autor: Shila »

Shila siedziała w samym rogu gospody "Złota Ostroga", na lewo od wejścia, przez co wielu po prostu nie zdawało sobie sprawy z jej obecności... i o to chodziło. Łowczyni skończyła właśnie zlecenie, gdzie polowała na jakiegoś przerośniętego kotowatego. Przypominał pumę, o ile odjąć mu pysk, bo ten łudząco podobny do hieny był. Zdaje się, że kolejnemu czarodziejowi eksperyment uciekł... i dobrze, zawsze to rueny za głowę bestyjki dla niej. Bełt prosto w czaszkę załatwiał wszystkie problemy, a jeśli jeden nie dawał rady, to kolejne dwa już na pewno.

Raczyła więc się butelką rumu, w końcu najpopularniejszy alkohol w okolicach Jadeitowego Wybrzeża, dopóki do przybytku nie wkroczyli piraci. Korsarz jak to korsarz, o suchym pysku długo nie pociągnie, więc niespecjalnie zdziwił ją widok całej załogi chcącej ugasić pragnienie czymkolwiek procentowym. Banda ponad dwudziestu chłopa z blondwłosym kapitanem na czele, a przynajmniej tak się ta obwieszona złotem istota jawiła. W końcu herszt zawsze na pierwszej linii, o ile chodziło o chlanie, co innego w czasie walki...

Niespecjalnie się nimi przejmowała, bo w razie czego mogła urwać co bardziej narwanemu jego pusty łeb lub też zapewnić inne nieprzyjemności, broń miała na wyciągnięcie ręki. Zaczęła wręcz odliczać sekundy do wybuchnięcia bójki, gdy jeden ze wstawionych bywalców podszedł nieco chwiejnego pirata od tyłu i chyba go uraził, bo nie dane jej było usłyszeć ich dialogu. "Siedem." Wtedy kolos dostał prosto w twarz, po czym padł na ziemię. "No to będzie się działo!" W końcu i grupy obu tych mężczyzn skoczyły sobie do gardeł, a zaraz potem cała reszta lokalu... oprócz niej. Shila siedziała sobie spokojnie i nadal piła rum, jak gdyby nic się nie stało.
- Faceci... - mruknęła pod nosem, odstawiając butelkę. Rozważała pozbieranie swoich manatków i pójście gdzie indziej, ale gdy tylko wstała i sięgnęła po tarczę, jakiś palant zabrał jej butelkę.
- Kolego, ten rum należy do mnie - grzecznie uświadomiła jednego z tej pirackiej bandy, przy okazji delikatnie pukajac go w ramię. Odrobina uprzejmości jeszcze nikomu nie zaszkodziła...
- Spieprzaj dziwko albo cię wychędożę tak, że nie usiądziesz na dupie przez dwa tygodnie. - Nawet się nie odwrócił...i chyba nie trzeba mówić, że płazem mu to nie ujdzie. Przywłaszczenie mienia należącego do łowczyni nagród połączone z obrazą, ktoś dostanie za chwilę w mordę!
- Ty śmieciu! - rzuciła, po czym szarpnęła go mocno za ramię i uderzyła pięścią w jego nie do końca szlachetne oblicze. Mężczyzna padł na stół otumaniony, przy okazji niszcząc taki fajny mebel... - Któryś jeszcze, huh!?! - Najemniczka dopiero się rozgrzewała...
Hayden
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hayden »

Co jak co, ale tutaj akurat Shila miała rację. Hayden był pierwszy do picia i niekoniecznie pierwszy do bójki. Zazwyczaj wszczynał awanturę, a później obserwował rozwój wydarzeń i rozpatrywał ewentualne korzyści dla siebie. Tak było i tym razem.
Rozejrzawszy się przez chwilę, czy nikt nie zmierza w jego kierunku, wszedł na stół i podskoczył, podciągając się na belce, tuż przy tarasie, by się na niego wdrapać. Wbrew pozorom wcale nie było wysoko, choć dzięki temu, że się tam usadowił, uniknął szarpaniny z bandą pijaków i mógł w spokoju napić się rumu.
Przechylił butelkę i wlał w swoje gardło pokaźną ilość trunku, przerywając, gdy usłyszał w tym harmidrze głos jednego z członków jego załogi, niedaleko miejsca w którym się znajdował. Wszędzie poznałby tego obdartusa, Freda. Wyjątkowo paskudny przypadek szowinisty.
- "No proszę... Na podrywy mu się zebrało" - mruknął, obserwując całą akcję z góry. To jak obraża kobietę, której wcześniej nie dostrzegł w tym zamieszaniu, a następnie dostaje od niej po mordzie.

Nagle do uszu Shily dobiegło klaskanie.
Nie mógł się przed tym powstrzymać. Na jego ustach wykwitł wyjątkowo irytujący uśmieszek, gdy tak siedział na tarasie, z nogami spuszczonymi swobodnie w przestrzeń. Butelka stała tuż obok niego.

- Pięknie, Fred, dałeś się sprać na kwaśne jabłko i to w dodatku kobiecie... - kapitanowi "Gwiazdy Zarannej" było najwidoczniej wesoło. Dopił resztkę rumu po czym rzucił butelkę w dwóch, szarpiących się na podłodze gości, którzy po oberwaniu nią padli na ziemię, nieprzytomni. - Niezły cios. Zawsze jesteś taka ostra?

Pytanie rozległo się na tyle głośno, by Shila je usłyszała. Był przygotowany na to, że ktoś będzie próbował go stamtąd za chwilę ściągnąć, dlatego miał się na baczności, by się zebrać w odpowiednim momencie i wycofać całkowicie na taras.
Awatar użytkownika
Shila
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek, Łowczyni Nagród
Profesje:

Post autor: Shila »

Łowczyni nagród pogardliwie spojrzała na osobę zwracającą się wpierw do swojego kamrata, a potem do niej samej. Oczywiście nie mógł to być nikt inny jak sam kapitan, który niczym małpka pokładowa skakał teraz przy tarasie, racząc się przy tym rumem. Jedno musiała mu przyznać, zajmował teoretycznie najbezpieczniejsze miejsce, gdzie w spokoju dało się sączyć alkohol. Byłoby dużo gorzej, gdyby ktoś trafił blondasa... Najemniczce aż serce pękało na widok marnowanego alkoholu, naprawdę!
- Zejdź na dół to się przekonasz! - odkrzyknęła mu. Tymczasem mężczyzna któremu przywaliła prosto w pysk zaczął jednak wstawać, jednak ogólne otumanienie niespecjalnie mu to ułatwiało. W końcu natrafił na istotkę, która siłą przewyższała typową niewiastę...
- Co to do siedmiuset beczek rumu byyyyyy.... - Nie dane mu było dokończyć swego zdania, bo gdy tylko odwrócił się w jej stronę, otrzymał cios kolanem w miejsce... gdzie raczej nikt nie chciałby oberwać. Dla Shili było to niczym zabranie dziecku łakoci i przegonienie z piaskownicy, co nastąpiło chwilę później.
- Już cię tu nie ma! - Jeszcze tylko kop w miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę i korsarz poleciał gdzieś na podłogę w okolicy wejścia. Nie, nie z powodu uderzenia wojowniczki, a po prostu potknął się ob innego dostojnika, który w wirze walki postanowił uciąć sobie drzemkę.

I żeby sprawiedliwości stała się zadość, ktoś musiał zrekompensować jej kradzież rumu, a jak wiadomo, kapitan odpowiada za swoją załogę. Dobrze się składało, butelkę miał obok siebie, a sposób na dostanie jej w swoje łapki był prosty. Podniosła z ziemi kawałek drewna, prawdopodobnie z fragment krzesła, po czym rzuciła nim w alkohol. Zgodnie z prawami fizyki, dynamiki czy innymi takimi, butelka spadła... wprost do jej ręki.
- I to rozumiem - mruknęła, pociągając spory łyk.
Hayden
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hayden »

Hayden roześmiał się krótko, słysząc jej słowa: "Zejdź na dół to się przekonasz!". Odważna była.
Obserwował ją ze swojego bezpiecznego miejsca z lekką fascynacją wymalowaną na twarzy. Nigdy nie widział tak wojowniczej przedstawicielki płci pięknej, która pałała, zdaje się, podobną miłością do alkoholu, jak on sam. W dodatku miała cięty języczek i ostry charakterek. To dlatego na jego ustach pojawił się lekki, łobuzerski uśmiech. Nie pogardziłby takim członkiem załogi. Udowodniła mu, że jest więcej warta niż pożal się boże, Fred, który nawet nie potrafił się pozbierać z podłogi.

O dziwo nie pluł się też z powodu butelki rumu, która już w większości była pusta i którą kobieta mu w cwany sposób, podwędziła.
Normalny człowiek już leżałby pod stołem, gdyby wypił taką ilość alkoholu jak Hayden, ale on miał niesamowicie mocną głowę. Tylko nieco bardziej mu się w niej zakręciło, ale to akurat było dla niego dużym plusem. Gdy grunt pod nogami nie był zbyt stabilny, czuł się lekki jak piórko, no i bardziej przez to wyzwolony. Twarde stąpanie po ziemi nie było dla niego. Już nie.

- Mamy tego więcej... - oznajmił zachęcająco z tajemniczym błyskiem w oku, widząc jak raczy się zawartością jego butelki, zakupionej za... Właśnie. W tym całym chaosie, do ich uszu dotarł krzyk karczmarza.

- Otoczaki?! Sprzedałem ci rum za otoczaki? - Jones, który najwyraźniej zdołał uniknąć większego łomotu, wysypał na blat kontuaru kamienie, które w niczym nie przypominały złota, choć sprawiały, że sakwa była pełna.

- Niech no ja cię... - no i nie było żartów. Mężczyzna sięgnął po maczetę.
Ziikovah pokazał Mu z oddali, że nie ma niczego w rękach, za to Shila została przyłapana na gorącym uczynku. Jones przez chwilę zawahał się, w którą stronę ruszyć, jednak szybko podjąwszy decyzję, podbiegł do drzwi karczmy i otworzył je na oścież - Straż! Złodzieje! Piraci!

- Głupi jak zawsze... - mruknął pod nosem kapitan "Gwiazdy Zarannej", lekko kręcąc przy tym głową. Zagwizdał na palcach, na swych ludzi, którzy od razu zaczęli ulatniać się z gospody. Sam z powrotem wdrapał się na taras.

- Pani pozwoli? - zapytał, kucając i podając jej rękę, chcąc wciągnąć do siebie. Już wcześniej dostrzegł, że okienko znajdujące się na końcu tarasu, prowadzące na dach jest lekko uchylone, prawdopodobnie dla lepszego przepływu powietrza. Wraz z zastawieniem jego wcześniejszych słów, można by odebrać to jako swoistą propozycję... Właściwie wybór miała marny. Mogła zostać w karczmie, by posądzono ją o kradzież lub piractwo, albo ruszyć za nim.
Wyjście przez drzwi nie było możliwe, ponieważ zastawił je karczmarz, a chwilę później zaczęli wpadać przez nie strażnicy Leonii.
Awatar użytkownika
Shila
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek, Łowczyni Nagród
Profesje:

Post autor: Shila »

- W końcu jesteście piratami do stu tysięcy kartaczy! - Logiczne więc, że alkoholu, zapewne w większości rumu, musieli mieć pod dostatkiem. W końcu ta "grupa zawodowa" stanowiła przeciwieństwo wielbłądów i o ile one mogły pociągnąć przez te dwa tygodnie bez picia, tak szczury morskie przez taki sam okres czasu chlały, z ewentualną przerwą na rewizję jakiegoś słabo bronionego handlowca. Ot typowi bandyci, jeśli odnieść ich do rzezimieszków lądowych, zarobić bez wysiłku i bawić się jak się tylko najlepiej da. Czy takimi pogardzała? No niezupełnie... ktoś mający naprawdę wartościowe rzeczy i podróżujący z JEDNYM strażnikiem aż sam się prosi o dostanie po głowie. Ona sama, jeśli ktoś odpowiednio ją opłacił, mogła spokojnie zajmować się i fuchami uznanymi za bandyckie. Ot praca jak każda inna, choć polowanie na bestyjki nadal pozostaje jej ulubioną rzeczą. Chyba tylko dlatego, że jest w tym taka dobra, lokalne władze przymykały oczy na jej działalność... Kogo obchodzi jakiś tam mieszczuch z obitą mordą, skoro sprawczyni powaliła wilkołaka zagrażającego wszystkim?

Szkoda tylko, że całą tę zabawę postanowił przerwać karczmarz, wzywając straż miejską. No niby logiczne, w końcu demolowali mu przybytek, ale zapewne nie pierwszy raz... a ona nawet nie zdążyła porządnie komukolwiek przywalić! Miała dwa wyjścia, albo przyjąć rękę kapitana i najprawdopodobniej uniknąć użerania się z wojakami, albo wykłócać się, gdzie na 70% wyszłaby z tego bez jakichkolwiek problemów teraz, albo po kilku godzinach w strażnicy...
Nim ci zdołali rozeznać się w sytuacji, kobieta zgarnęła swój sprzęt, który mimo wszystko był przystosowany do tego typu akcji i skorzystała z "oferty" blondyna...
Hayden
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hayden »

Hayden bez większych problemów pomógł jej dostać się na taras. Kątem oka dostrzegł jak niektórzy z jego załogi, którzy nie byli dość mądrzy, albo dość trzeźwi, by uciekać, zostają pojmani przez strażników. Cóż. Nic nie mógł na to poradzić. Może i nimi dowodził, ale każdy dbał o własną skórę, nie był niczyją niańką. Jeśli sam zostałby pojmany, pewnie też daliby nogę bez niego.

- Tędy. - powiedział do Shili, pędem przecinając taras, zmierzając w stronę uchylonego okna. Wystarczyło lekkie popchnięcie, by wydostać się na zewnątrz.
Jednak dach nie był tak stabilny jak mu się wydawało. Ledwie postawił na nim nogę, a ta już wpadła do środka, przez co omal z niego nie spadł.

- Cholera, wygląda jak pałac, a tu taka rudera! - fakt faktem było to dość mocno przesadzone stwierdzenie, ale gospoda nie należała też do najtańszych w okolicy. Na szczęście jeden z członków załogi, który opuścił karczmę wcześniej, podstawił im drabinę.

- Kapitanie, statek jest już gotowy, możemy wypływać! - zawołał z dołu, trzymając im drabinę, która lekko chybotała się przy każdym kolejnym ich kroku.

Ziikovah zeskoczył z niej zgrabnie i stanął obok, unosząc wzrok na swoją wojowniczą towarzyszkę.

- Płyń z nami, a obiecuję, że złota i rumu ci nie zabraknie. - zaproponował, gdy Shila już kończyła schodzić na dół. Właściwie liczył na to, że się zgodzi. Gdzieś miał przesądy mówiące o tym, że kobieta na pokładzie przynosiła pecha...
Awatar użytkownika
Shila
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek, Łowczyni Nagród
Profesje:

Post autor: Shila »

Łowczyni nagród nie chciała być w skórze tych, którzy bardzo niefortunnie dali się złapać jakże skutecznym organom ścigania. Gdyby tylko mieli choć trochę umiaru w chlaniu alkoholu, daliby dyla bez problemu tym nieudacznikom ze straży miejskiej, którzy fachu najczęściej uczyli się w zagrodzie dla świń.
- Wspina się po ośnieżonych górach - rzuciła na marudzenie kapitana odnośnie stanu tej gospody, swoją drogą marnego, wszakże portowego z uwzględnieniem pirackiej klienteli. - Wtedy dopiero wypowiadaj się na ten temat. - Stracić równowagę i spaść na dół lub też cokolwiek w tym rodzaju stanowiłoby wyzwanie dla najemniczki, nawet jeśli byłaby naprawdę wstawiona, a do tego potrzeba kilku, jeśli nie kilkunastu butelek wódy. Kto wie, może wtedy dopadłaby ją jakaś nostalgia odnośnie domu?
- I powinnam w to uwierzyć, hę? - Rumu jak to rumu, mieć pełno musieli... ale złota? Ależ oczywiście już pędziła! Gdyby tak "zebrała" wszystko to co jej obiecywano, nie musiałaby pracować do końca życia, mając przy tym luksusową siedzibę w jakimś bogatym mieście. Poza tym przebywać jako najprawdopodobniej jedyna istotka płci pięknej na statku pośród osobników o wątpliwej reputacji... strasznie kuszące. Nawet bełtów na wszystkich by nie starczyło! Dodatkowo z pływaniem u Shili raczej średnio... a roboty na lądzie i tak dostatek... i to dobrze płatnych... pewnych!
- Udanych łowów - powiedziała, po czym zniknęła gdzieś w zaułkach... Ot drobne posiłki stróżom prawa przybyły... Komu ciemne interesy miłe, niechaj schowa się na te kilka minut...

<ciąg dalszy kiedyś nastąpi... Shila>
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości