Leonia ⇒ [Miasto i jego okolice] W poszukiwaniu wróża
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Trzy walki rozpoczęły się praktycznie jednocześnie, przez co znajdujący się na widowni obserwatorzy mogli się wahać na którym skupić wzrok, bowiem każdy był inny. Loring i czarnoskóry wykazywali się dużą zręcznością i zmyślnością, wymieniając ze sobą najróżniejsze kombinacje uderzeń, krasnolud i Ur prezentowali metody spokojniejsze, próbując wyczekać rywala, wyczuć go i wtedy zaatakować, a Kerran… cóż, pożeracz robił swoje, czyli wirował wręcz, zadając multum najróżniejszych ciosów i pokazując jak bardzo przewyższa ograniczenia ludzkiego ciała.
- No co jest, bobasie, nie potrafisz mnie trafić? Po co ci to żelastwo, skoro nie umiesz zrobić z niego użytku? – wojownik cały czas kpił z uśmiechem z młodzieńca, bezbłędnie unikając jego ciosów, mimo, że te były bardzo szybkie i dokładne. Widać było, że jest wojownikiem znacznie lepszym niż pokazywałaby na to jego twarz. Cóż, gdyby nie trafił na pożeracza, kto wie, może sprawiłby melmaro duże trudności? Los jednak wybrał inaczej. Kerran po kolejnym uderzeniu pięścią wybił się i uderzył lewą stopą w tors przeciwnika, odrzucając go do tyłu i wybijając się w górę, robiąc salto i lądując pewnie na nogach, od razu wybijając się i wykonując duży, szybki skok do przodu, wpadając na młodzieńca, lądując wraz z nim na ziemi, po czym chwytając go za ramię i rzucając nim na ścianę.
- Znudziła mi się już zabawa, pora pokazać wszystkim do czego naprawdę jestem zdolny – na twarzy pożeracza pojawił się uśmiech, a on sam sięgnął do pleców i dobył znajdującego się tam ostrza, na co te rozbłysło czerwienią, jak gdyby uśmiechając się na samą zapowiedź najbliższej przyszłości. – Nadchodzę!
Ciało Kerrana błyskawicznie się poruszyło, kiedy ten pochylony ruszył do przodu, wykonując mocny i szeroki zamach zza pleców. Pędzące ostrze napotkało skuteczną blokadę, jednak potraktowało ostrze Cadora jak zwykłe masło, bez problemu przecinając klingę i sprawiając, że z miecza została jedynie jego marna imitacja.
- Przegrałeś – pożeracz przyłożył czubek ostrza do szyi obrońcy i uniósł mu wyżej podbródek, po czym przechylił głowę w prawo i uśmiechnął się. – Życie.
Nim ktokolwiek zdążyłby zareagować, osobnik wykonał błyskawiczny piruet, nadając swemu ostrzu większej szybkości, po czym klinga napotkała szyję Cadora, bez najmniejszego oporu przecinając ją i posyłając głowę młodzieńca w górę. Mocne kopnięcie w tors posłało niepełne truchło na ścianę, wywołując wstrząs, a głowa w końcu opadła na piasek.
Nie zwracając uwagi na publiczność i magów, pożeracz oparł miecz na ramieniu i odwrócił się w kierunku pozostałej dwójki, zaczynając się do nich zbliżać spokojnym krokiem.
- Wasze walki trwają za długo, ja to zakończę.
Oczy obserwatora zamknęły się na chwilę, by przesłać obraz który ujrzały, odzwierciedlając każdy szczegół, urozmaicając go pozostałymi zmysłami.
„Zabił go? Jest bardziej niebezpieczny niż myśleliśmy.” Na odpowiedź głowa osobnika drgnęła niezauważalnie. „Owszem, nie ma na tym turnieju nikogo kto mógłby choćby spróbować mu dorównać. Nie spotkałem nigdy kogoś takiego jak on, nie mam pojęcia skąd ta siła, kim on jest, skąd pochodzi. Po prostu nic.” W odpowiedzi która nadeszła można było wyczuć zaniepokojenie, ale też determinację i stanowczość. „To nic, wykonamy rozkaz za wszelką cenę, to nasz priorytet. Czy oni są gotowi, by po turnieju się nim zająć?” „Tak, każdy na swoim stanowisku.” Nastąpiła chwila ciszy, po której znowu rozbrzmiał przekaz. „Ilu?” „Dziesięciu, więcej nie ma sensu. Jeżeli dałby im radę, to dałby radę też większej ilości, niepotrzebne straty.” „W porządku. Jestem już w drodze do miasta, przed końcem turnieju powinienem być na miejscu, zacznijcie już przygotowania.” Obserwator drgnął, jednak niezauważalnie dla osób go otaczających. „Mam zaczekać na kolejne jego walki?” „Nie, już widzieliśmy wystarczająco. Udaj się na stanowisko i na mnie czekaj.” „Dobrze, ruszam.” Kiedy odpowiedź nie nadeszła, postać wstała spokojnie, by nie zwrócić na siebie uwagi, spojrzała jeszcze na podchodzącego do pozostałej dwójki Kerrana, przyjrzała się Loringowi i Urgothowi, którzy przestali walczyć ze swymi przeciwnikami, a teraz wpatrywali się w to co za chwilę ma nastąpić, nie wiedząc jak zareagować, zerknęła na krasnoluda i czarnoskórego, którzy zerkali wręcz błagalnie na magów, trzymając się blisko i zasłaniając uniesionymi broniami, po czym zeszła z widowni i zniknęła z zasięgu oczu i zmysłów kogokolwiek.
- No co jest, bobasie, nie potrafisz mnie trafić? Po co ci to żelastwo, skoro nie umiesz zrobić z niego użytku? – wojownik cały czas kpił z uśmiechem z młodzieńca, bezbłędnie unikając jego ciosów, mimo, że te były bardzo szybkie i dokładne. Widać było, że jest wojownikiem znacznie lepszym niż pokazywałaby na to jego twarz. Cóż, gdyby nie trafił na pożeracza, kto wie, może sprawiłby melmaro duże trudności? Los jednak wybrał inaczej. Kerran po kolejnym uderzeniu pięścią wybił się i uderzył lewą stopą w tors przeciwnika, odrzucając go do tyłu i wybijając się w górę, robiąc salto i lądując pewnie na nogach, od razu wybijając się i wykonując duży, szybki skok do przodu, wpadając na młodzieńca, lądując wraz z nim na ziemi, po czym chwytając go za ramię i rzucając nim na ścianę.
- Znudziła mi się już zabawa, pora pokazać wszystkim do czego naprawdę jestem zdolny – na twarzy pożeracza pojawił się uśmiech, a on sam sięgnął do pleców i dobył znajdującego się tam ostrza, na co te rozbłysło czerwienią, jak gdyby uśmiechając się na samą zapowiedź najbliższej przyszłości. – Nadchodzę!
Ciało Kerrana błyskawicznie się poruszyło, kiedy ten pochylony ruszył do przodu, wykonując mocny i szeroki zamach zza pleców. Pędzące ostrze napotkało skuteczną blokadę, jednak potraktowało ostrze Cadora jak zwykłe masło, bez problemu przecinając klingę i sprawiając, że z miecza została jedynie jego marna imitacja.
- Przegrałeś – pożeracz przyłożył czubek ostrza do szyi obrońcy i uniósł mu wyżej podbródek, po czym przechylił głowę w prawo i uśmiechnął się. – Życie.
Nim ktokolwiek zdążyłby zareagować, osobnik wykonał błyskawiczny piruet, nadając swemu ostrzu większej szybkości, po czym klinga napotkała szyję Cadora, bez najmniejszego oporu przecinając ją i posyłając głowę młodzieńca w górę. Mocne kopnięcie w tors posłało niepełne truchło na ścianę, wywołując wstrząs, a głowa w końcu opadła na piasek.
Nie zwracając uwagi na publiczność i magów, pożeracz oparł miecz na ramieniu i odwrócił się w kierunku pozostałej dwójki, zaczynając się do nich zbliżać spokojnym krokiem.
- Wasze walki trwają za długo, ja to zakończę.
Oczy obserwatora zamknęły się na chwilę, by przesłać obraz który ujrzały, odzwierciedlając każdy szczegół, urozmaicając go pozostałymi zmysłami.
„Zabił go? Jest bardziej niebezpieczny niż myśleliśmy.” Na odpowiedź głowa osobnika drgnęła niezauważalnie. „Owszem, nie ma na tym turnieju nikogo kto mógłby choćby spróbować mu dorównać. Nie spotkałem nigdy kogoś takiego jak on, nie mam pojęcia skąd ta siła, kim on jest, skąd pochodzi. Po prostu nic.” W odpowiedzi która nadeszła można było wyczuć zaniepokojenie, ale też determinację i stanowczość. „To nic, wykonamy rozkaz za wszelką cenę, to nasz priorytet. Czy oni są gotowi, by po turnieju się nim zająć?” „Tak, każdy na swoim stanowisku.” Nastąpiła chwila ciszy, po której znowu rozbrzmiał przekaz. „Ilu?” „Dziesięciu, więcej nie ma sensu. Jeżeli dałby im radę, to dałby radę też większej ilości, niepotrzebne straty.” „W porządku. Jestem już w drodze do miasta, przed końcem turnieju powinienem być na miejscu, zacznijcie już przygotowania.” Obserwator drgnął, jednak niezauważalnie dla osób go otaczających. „Mam zaczekać na kolejne jego walki?” „Nie, już widzieliśmy wystarczająco. Udaj się na stanowisko i na mnie czekaj.” „Dobrze, ruszam.” Kiedy odpowiedź nie nadeszła, postać wstała spokojnie, by nie zwrócić na siebie uwagi, spojrzała jeszcze na podchodzącego do pozostałej dwójki Kerrana, przyjrzała się Loringowi i Urgothowi, którzy przestali walczyć ze swymi przeciwnikami, a teraz wpatrywali się w to co za chwilę ma nastąpić, nie wiedząc jak zareagować, zerknęła na krasnoluda i czarnoskórego, którzy zerkali wręcz błagalnie na magów, trzymając się blisko i zasłaniając uniesionymi broniami, po czym zeszła z widowni i zniknęła z zasięgu oczu i zmysłów kogokolwiek.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Na arenach niewątpliwie zdarzają się wypadki. Zdarzają się i wypadki tak poważne, że któryś z uczestników traci życie. Zazwyczaj jest to dla obserwujących walki ludzi czymś ekscytującym, co znacznie urozmaica cały turniej. W końcu zmarłym był tylko jakiś przybłęda zza miasta, który najwyraźniej nie zarabiał dosyć dużo, aby móc się utrzymać. Kiedy jednak doszło do takiego „wypadku” ze strony osoby już i tak znienawidzonej przez ludzi, rezultat musiał być zupełnie inny. Gdy tylko głowa Cadora upadła na ziemię, większość osób przebywających na trybunach natychmiast się podniosła, po arenie rozniosły się oburzone, obraźliwe oraz wściekłe okrzyki pod adresem pożeracza. Nawet ci, którzy wcześniej byli bezstronni, teraz przyłączyli się do tego wielkiego kręgu nienawiści. Nagłe pchnięcie od tyłu tak zaskoczyło Dérigéntirha, że o mało nie wypadł przez balustradę i nie spadł na ring. Ocalił go jedynie jego smoczy refleks. Zdołał powstrzymać upadek, po czym rozejrzał się. Został zepchnięty przez kilkudziesięciu ludzi, którzy przypadli do balustrady i wymachiwali pięściami w stronę pożeracza. Smok nie mógł ruszyć się z miejsca, o ile nie zapchałby najpierw całkiem sporo osób, które otaczały go ze wszystkich stron.
- A dziwią się, dlaczego nie przepadam za turniejami – mruknął do siebie smok i przyjrzał się temu, co działo się na arenie. Pozostali dwaj towarzysze drużyny zmarłego przeszli do defensywy, wyraźnie bojąc się zabójcy ich kompana. Smok spróbował spojrzeniem doszukać magów na trybunach, ale nie udało mu się znaleźć ani jednego. Najwyraźniej wszyscy zostali zaskoczeni przez wściekły tłum, nic więc dziwnego, że pożeracz mógł przez taki czas chodzić swobodnie. W końcu jednak ujrzał jednego. Gniewnie odepchnął na bok jakąś kobietę, po czym spojrzał na ring, wysoko uniósł dłoń i wypowiedział kilka słów. Pożeracz zniknął z areny. Pojawił się w okrągłym pomieszczeniu o kamiennych ścianach, kilka metrów pod ziemią. Nawet gdyby chciał, nie miał jak się stamtąd wydostać. Gdyby zawalił ściany, spadłoby na niego kilka ton skał.
Tymczasem ludzie zaczęli się uspokajać. Gdy tylko zniknęła nienawidzona przez nich osoba, tłum stracił sporą część zapału. Wiele osób patrzyło ze zdumieniem na ludzi wokoło i wracało na swoje miejsce, wyraźnie wstydząc się swoich emocji. Dérigéntirh poczuł, że znowu może oddychać i z zadowoleniem odsunął się od drewnianej bariery, biorąc przy tym głęboki wdech. ”I co teraz? Śmierci niby się zdarzają, ale ten turniej to nie byle jakie walki. Wątpię, aby organizatorzy chcieli być tak zapamiętani.” Tymczasem wyglądało na to, że rzeczywiście pojawił się problem. Na ringu panował spokój, wszystkie osoby na trybunach przyglądały się osobom organizatorów turnieju, którzy gorączkowo coś z sobą omawiali. W końcu jeden z nich powiedział coś do jednego z magów, a ten kiwnął głową. Loring i Ur zostali przeniesieni do pomieszczenia zwycięzców, ich dwaj przeciwnicy także zniknęli z areny.
- Bardzo nam przykro z zaistniałej sytuacji – rozległ się magicznie wzmocniony głos. - Ta sprawa zostanie wkrótce wyjaśniona, a winni ukarani.
Dérigéntirh zmarszczył brwi. Słowo „winni” nie brzmiało zbyt dobrze dla melmaro. Smok pomyślał, że zdecydowanie musi porozmawiać z Loringiem. Zaczął przepychać się przez tłum, grzecznie mówiąc „przepraszam”, jeżeli kogoś popychał. W końcu jednak wyszedł z areny na ulicę i rozejrzał się. Wokół nie było nikogo, więc szybko otoczył się całunem niewidzialności i ruszył w stronę wejścia do podziemi.
- A dziwią się, dlaczego nie przepadam za turniejami – mruknął do siebie smok i przyjrzał się temu, co działo się na arenie. Pozostali dwaj towarzysze drużyny zmarłego przeszli do defensywy, wyraźnie bojąc się zabójcy ich kompana. Smok spróbował spojrzeniem doszukać magów na trybunach, ale nie udało mu się znaleźć ani jednego. Najwyraźniej wszyscy zostali zaskoczeni przez wściekły tłum, nic więc dziwnego, że pożeracz mógł przez taki czas chodzić swobodnie. W końcu jednak ujrzał jednego. Gniewnie odepchnął na bok jakąś kobietę, po czym spojrzał na ring, wysoko uniósł dłoń i wypowiedział kilka słów. Pożeracz zniknął z areny. Pojawił się w okrągłym pomieszczeniu o kamiennych ścianach, kilka metrów pod ziemią. Nawet gdyby chciał, nie miał jak się stamtąd wydostać. Gdyby zawalił ściany, spadłoby na niego kilka ton skał.
Tymczasem ludzie zaczęli się uspokajać. Gdy tylko zniknęła nienawidzona przez nich osoba, tłum stracił sporą część zapału. Wiele osób patrzyło ze zdumieniem na ludzi wokoło i wracało na swoje miejsce, wyraźnie wstydząc się swoich emocji. Dérigéntirh poczuł, że znowu może oddychać i z zadowoleniem odsunął się od drewnianej bariery, biorąc przy tym głęboki wdech. ”I co teraz? Śmierci niby się zdarzają, ale ten turniej to nie byle jakie walki. Wątpię, aby organizatorzy chcieli być tak zapamiętani.” Tymczasem wyglądało na to, że rzeczywiście pojawił się problem. Na ringu panował spokój, wszystkie osoby na trybunach przyglądały się osobom organizatorów turnieju, którzy gorączkowo coś z sobą omawiali. W końcu jeden z nich powiedział coś do jednego z magów, a ten kiwnął głową. Loring i Ur zostali przeniesieni do pomieszczenia zwycięzców, ich dwaj przeciwnicy także zniknęli z areny.
- Bardzo nam przykro z zaistniałej sytuacji – rozległ się magicznie wzmocniony głos. - Ta sprawa zostanie wkrótce wyjaśniona, a winni ukarani.
Dérigéntirh zmarszczył brwi. Słowo „winni” nie brzmiało zbyt dobrze dla melmaro. Smok pomyślał, że zdecydowanie musi porozmawiać z Loringiem. Zaczął przepychać się przez tłum, grzecznie mówiąc „przepraszam”, jeżeli kogoś popychał. W końcu jednak wyszedł z areny na ulicę i rozejrzał się. Wokół nie było nikogo, więc szybko otoczył się całunem niewidzialności i ruszył w stronę wejścia do podziemi.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Na srebrny księżyc, co ten głupiec narobił! – syknął głośno Urgoth, obserwując reakcję rozwścieczonego tłumu. Barierki trzeszczały pod naporem rozemocjonowanej gawiedzi, a fakt, że nie pękły i ludzie nie dostali się na piasek, był chyba po prostu cudem. Zresztą to i lepiej, nie wiadomo co byłoby większą katastrofą, morderczy tłum, czy stojący po drugiej stronie Kerran… Co się tyczyło jego samego, kiedy tylko ludzie zerwali się z miejsc, jak gdyby zapomniał o pozostałych przeciwnikach, gdyż schował z powrotem miecz i obrócił się bezpośrednio do jednej z części trybun, po czym wybuchnął głośnym śmiechem, wykonując dłońmi gesty podobne do podżegania ogniska.
- No dalej, chodźcie tutaj, kto się odważy zejść na arenę? Z przyjemnością rozdrobnię was na milion kawałeczków, śmiało!
Pożeracz w najlepsze prowokował ludność, mając przy tym najwyraźniej niesamowity ubaw, o czym świadczyło jego roześmiane oblicze. Dziwnym było, że nikt nadal nie zareagował, ale sytuacja od razu się wyjaśniła, kiedy ten spojrzał nie miejsce w którym znajdowali się magowie, teraz zatopione w fali ludzi. Z pewnością fakt ten nie pomagał organizatorom turnieju, jednak kiedy już udało się jakiemuś człowiekowi w szacie przedrzeć naprzód, Kerran ukłonił się przed nim i pozwolił, by przez chwilę otaczała go magia tego drugiego, nie dając się jej, po czym – by nie wzbudzić podejrzeń – pochłonął jej malutką część i pozwolił się teleportować.
Pomieszczenie w którym się znalazł sprawiło, że brwi pożeracza uniosły się lekko ze zdziwienia. Nie spodziewał się co prawda, że zostanie od razu przeniesiony do pomieszczenia dla zwycięzców, ale oczekiwał… czegoś innego. W reakcji na to w jaki sposób i w czym został zamknięty, zaśmiał się głośno i rozłożył szeroko ręce.
- Ej! – krzyknął głośno, a uśmiech mu zniknął. – Doskonale wiem, że jestem słyszany! Macie dwie minuty, by mnie stąd wypuścić, bo inaczej rozwalę to więzienie i całe miasto! Wierzcie mi, że to co na mnie spadnie nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem, macie dwie minuty na podjęcie decyzji!
Ciało pożeracza skoczyło do przodu, a wyciągnięta pięść łupnęła w nagi kamień, przez co otaczający go masyw zatrząsł się, a na ścianie pojawiło się solidne pęknięcie, rozszerzając się niczym korzenie drzew i obejmując swym zasięgiem cały jeden bok.
- Zegar tyka!
Melmaro zostali przeniesieni do pokoju dla zwycięzców, od razu zauważając, że kogoś ubyło z ich drużyny.
- Gdzie jest Kerran? – Loring zmarszczył brwi, rozglądając się po pomieszczeniu, ale nie, nie było możliwym, by przeniósł się tutaj razem z nimi, kogoś takiego od razu się zauważa.
- Pewnie otrzymuje karę… - mruknął leśny i wraz z towarzyszem pomaszerował pod jedną ze ścian pomieszczenia, zauważając drużynę Weihlondera, jednak nie odpowiadając na jego po części pytające spojrzenie. Zresztą, czy aby smoki nie miały wyczulonego słuchu? Jeżeli będzie chciał się czegoś dowiedzieć, to po prostu to podsłucha.
- Co on najlepszego narobił! – warknął złotowłosy, uderzając pięścią w kamienną ścianę. – Równie dobrze mogą nas przez niego zdyskwalifikować! Co za arogancji, chełp…
Dalszy potok słów przewodniego przerwało mocne łupnięcie gdzieś pod stopami zgromadzonych i drobne zatrzęsienie się ścian, co skutkowało chmurą kurzu.
- Co to było? – Ur zmarszczył brwi i spojrzał na Loringa, który również odwzajemnił zdekoncentrowane spojrzenie, jednak odpowiedź była prawie tak oczywista, sama nasuwała się wręcz na usta…
- Pewnie Kerran.
- No dalej, chodźcie tutaj, kto się odważy zejść na arenę? Z przyjemnością rozdrobnię was na milion kawałeczków, śmiało!
Pożeracz w najlepsze prowokował ludność, mając przy tym najwyraźniej niesamowity ubaw, o czym świadczyło jego roześmiane oblicze. Dziwnym było, że nikt nadal nie zareagował, ale sytuacja od razu się wyjaśniła, kiedy ten spojrzał nie miejsce w którym znajdowali się magowie, teraz zatopione w fali ludzi. Z pewnością fakt ten nie pomagał organizatorom turnieju, jednak kiedy już udało się jakiemuś człowiekowi w szacie przedrzeć naprzód, Kerran ukłonił się przed nim i pozwolił, by przez chwilę otaczała go magia tego drugiego, nie dając się jej, po czym – by nie wzbudzić podejrzeń – pochłonął jej malutką część i pozwolił się teleportować.
Pomieszczenie w którym się znalazł sprawiło, że brwi pożeracza uniosły się lekko ze zdziwienia. Nie spodziewał się co prawda, że zostanie od razu przeniesiony do pomieszczenia dla zwycięzców, ale oczekiwał… czegoś innego. W reakcji na to w jaki sposób i w czym został zamknięty, zaśmiał się głośno i rozłożył szeroko ręce.
- Ej! – krzyknął głośno, a uśmiech mu zniknął. – Doskonale wiem, że jestem słyszany! Macie dwie minuty, by mnie stąd wypuścić, bo inaczej rozwalę to więzienie i całe miasto! Wierzcie mi, że to co na mnie spadnie nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem, macie dwie minuty na podjęcie decyzji!
Ciało pożeracza skoczyło do przodu, a wyciągnięta pięść łupnęła w nagi kamień, przez co otaczający go masyw zatrząsł się, a na ścianie pojawiło się solidne pęknięcie, rozszerzając się niczym korzenie drzew i obejmując swym zasięgiem cały jeden bok.
- Zegar tyka!
Melmaro zostali przeniesieni do pokoju dla zwycięzców, od razu zauważając, że kogoś ubyło z ich drużyny.
- Gdzie jest Kerran? – Loring zmarszczył brwi, rozglądając się po pomieszczeniu, ale nie, nie było możliwym, by przeniósł się tutaj razem z nimi, kogoś takiego od razu się zauważa.
- Pewnie otrzymuje karę… - mruknął leśny i wraz z towarzyszem pomaszerował pod jedną ze ścian pomieszczenia, zauważając drużynę Weihlondera, jednak nie odpowiadając na jego po części pytające spojrzenie. Zresztą, czy aby smoki nie miały wyczulonego słuchu? Jeżeli będzie chciał się czegoś dowiedzieć, to po prostu to podsłucha.
- Co on najlepszego narobił! – warknął złotowłosy, uderzając pięścią w kamienną ścianę. – Równie dobrze mogą nas przez niego zdyskwalifikować! Co za arogancji, chełp…
Dalszy potok słów przewodniego przerwało mocne łupnięcie gdzieś pod stopami zgromadzonych i drobne zatrzęsienie się ścian, co skutkowało chmurą kurzu.
- Co to było? – Ur zmarszczył brwi i spojrzał na Loringa, który również odwzajemnił zdekoncentrowane spojrzenie, jednak odpowiedź była prawie tak oczywista, sama nasuwała się wręcz na usta…
- Pewnie Kerran.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Wszyscy na arenie mogli poczuć niewielki wstrząs. Teraz niemal każda osoba rozglądała się dookoła, próbując odnaleźć źródło tego zjawiska. Tylko trzej mężczyźni nie byli tym zdziwieni, a przynajmniej nie zdezorientowani.
- I co my teraz mamy zrobić? - spytał jeden z nich, najwyraźniej mocno zaniepokojony.
- Blefuje – mruknął mężczyzna w zbroi. - Nawet gdyby udałoby mu się zniszczyć te ściany, to nie ma szans, aby przeżył coś takiego. Tutaj już nie chodzi o siłę, smok nie przeżyłby, gdyby na niego zawalić górę.
- Brzmi dość przekonująco – odezwał się trzeci, w szacie. - Ta siła uderzyła mu do głowy, co zresztą mieliśmy okazję zobaczyć. Nie warto ryzykować, że się opamięta, bo po prostu tego nie zrobi.
- Czyli co? - Mężczyzna w zbroi spojrzał na niego groźnie. - Mamy odwołać turniej, zabrać stąd wszystkich mieszkańców?
- Ależ skąd. - Człowiek w szacie uśmiechnął się. - Po co zabierać stąd wszystkich, skoro można tylko jedną osobę?
Pozostali dwaj mężczyźni wysoko unieśli brwi.
- Chcesz go przenieść poza miasto?
- Daleko poza miasto.
- Nie pozwoli ci.
- Przecież on sam chce, abyśmy go stąd zabrali. Nie zrobimy tego tak, jakby chciał, ale przecież nie może wyczuć, dokąd go przenosimy.
Dwaj pozostali mężczyźni spojrzeli po sobie.
- Zrób to.
Człowiek w szacie skinął głową, wstał i podszedł do maga, który znajdował się nieopodal. Nachylił się nad nim i wyszeptał mu coś do ucha, a ten skinął głową i zmarszczył brwi w skupieniu. W podziemnym pomieszczeniu pożeracz mógł poczuć, jak otacza go magia. Zanim jednak zdołał się zorientować, został przeniesiony na małą wyspę pośrodku morza. W oddali widać było ląd, ale nigdzie nie dało się dostrzec miasta.
Dérigéntirh minął strażnika przy wejściu do podziemi. Zauważył, że ten chyba usłyszał jego kroki, bo położył dłoń na maczudze wiszącej mu przy pasie, ale nie zdołał zrozumieć, co wydaje ten dźwięk, bo smok czym prędzej się oddalił i szedł na dół. Gdy znalazł się w podziemnym korytarzu, rozejrzał się. Nigdzie nie widział ani jednej osoby, widocznie znajdowali się gdzieś indziej. ”Na pewno tutaj wrócą, przecież widzę, że te korytarze prowadzą na arenę. Trzeba tylko poczekać na koniec tej rundy.” Smok podszedł do ściany i oparł się o nią. Zdecydowanie nie chciał, aby tłum wojowników na niego wpadł.
Tymczasem na górze sytuacja się uspokoiła i rozpoczęły się kolejne walki. Dużo ich już nie miało być i już wkrótce rozpocznie się kolejna runda, już jedna z ostatnich, jak smok wywnioskował po liczbie pozostałych wojowników.
- I co my teraz mamy zrobić? - spytał jeden z nich, najwyraźniej mocno zaniepokojony.
- Blefuje – mruknął mężczyzna w zbroi. - Nawet gdyby udałoby mu się zniszczyć te ściany, to nie ma szans, aby przeżył coś takiego. Tutaj już nie chodzi o siłę, smok nie przeżyłby, gdyby na niego zawalić górę.
- Brzmi dość przekonująco – odezwał się trzeci, w szacie. - Ta siła uderzyła mu do głowy, co zresztą mieliśmy okazję zobaczyć. Nie warto ryzykować, że się opamięta, bo po prostu tego nie zrobi.
- Czyli co? - Mężczyzna w zbroi spojrzał na niego groźnie. - Mamy odwołać turniej, zabrać stąd wszystkich mieszkańców?
- Ależ skąd. - Człowiek w szacie uśmiechnął się. - Po co zabierać stąd wszystkich, skoro można tylko jedną osobę?
Pozostali dwaj mężczyźni wysoko unieśli brwi.
- Chcesz go przenieść poza miasto?
- Daleko poza miasto.
- Nie pozwoli ci.
- Przecież on sam chce, abyśmy go stąd zabrali. Nie zrobimy tego tak, jakby chciał, ale przecież nie może wyczuć, dokąd go przenosimy.
Dwaj pozostali mężczyźni spojrzeli po sobie.
- Zrób to.
Człowiek w szacie skinął głową, wstał i podszedł do maga, który znajdował się nieopodal. Nachylił się nad nim i wyszeptał mu coś do ucha, a ten skinął głową i zmarszczył brwi w skupieniu. W podziemnym pomieszczeniu pożeracz mógł poczuć, jak otacza go magia. Zanim jednak zdołał się zorientować, został przeniesiony na małą wyspę pośrodku morza. W oddali widać było ląd, ale nigdzie nie dało się dostrzec miasta.
Dérigéntirh minął strażnika przy wejściu do podziemi. Zauważył, że ten chyba usłyszał jego kroki, bo położył dłoń na maczudze wiszącej mu przy pasie, ale nie zdołał zrozumieć, co wydaje ten dźwięk, bo smok czym prędzej się oddalił i szedł na dół. Gdy znalazł się w podziemnym korytarzu, rozejrzał się. Nigdzie nie widział ani jednej osoby, widocznie znajdowali się gdzieś indziej. ”Na pewno tutaj wrócą, przecież widzę, że te korytarze prowadzą na arenę. Trzeba tylko poczekać na koniec tej rundy.” Smok podszedł do ściany i oparł się o nią. Zdecydowanie nie chciał, aby tłum wojowników na niego wpadł.
Tymczasem na górze sytuacja się uspokoiła i rozpoczęły się kolejne walki. Dużo ich już nie miało być i już wkrótce rozpocznie się kolejna runda, już jedna z ostatnich, jak smok wywnioskował po liczbie pozostałych wojowników.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Kerran czekając na decyzję magów, w spokoju oparł się o jedną ze ścian i wybuchł głośnym, szyderczym wręcz śmiechem. Miał cichą nadzieję, że ten turniej będzie troszeczkę bardziej bez zasad i on sam otrzyma troszeczkę więcej miejsca do popisu, jednak prawda była niestety inna i wystarczyło jedno zabójstwo, by już zostać wykluczonym. Tylko, czy on aby tak naprawdę nie miał pojęcia o ścisłych zasadach?
Lekki uśmiech zastygł na twarzy pożeracza, kiedy śmiech dobiegł końca. W jego głowie pojawiła się myśl, co teraz będzie z pozostałymi członkami drużyny, z Loringiem i Urgothem. „Cóż, na pewno odpadną. Albo zostaną zdyskwalifikowani w akcie kary zbiorowej, albo po prostu przydzielony zostanie im trzeci członek, jednak to nie zmieni tego, że przy trafieniu chociażby na smoka, ich szanse są takie, że spokojnie mogą się pożegnać z turniejem."
- No szybciej! Długo mam jeszcze czekać?! – krzyknął i oderwał się od ściany. Nie minęła nawet minuta po zrobieniu tego, kiedy poczuł, że magowie oddziałują na jego ciało swoją magią, chcąc go przenieść, więc ten uśmiechnął się jedynie i na to pozwolił, zastanawiając się, czy znajdzie się z powrotem na arenie, czy może zajmie miejsce od razu w pomieszczeniu dla zwycięzców.
Kiedy jednak tylko kamienna pułapka zniknęła, a Kerran dostrzegł miejsce docelowe, uśmiech gwałtownie mu zniknął, a na jego twarzy zagościło bardzo dawno już niewidziane osłupienie, które trwało kilka sekund, po których głowa mężczyzny gwałtownie się odchyliła, a on parsknął głośnym śmiechem, rozglądając się.
- A niech mnie! Co za cwane lisy, tak mnie urządzić. No, no, no, tego to się po nich nie spodziewałem… W trakcie całego mojego życia takie coś właśnie zdarzyło mi się pierwszy raz. Jednak egzystencja potrafi mnie jeszcze zaskoczyć…
Pożeracz zamknął oczy, by dokładniej przyjrzeć się magii którą wchłonął od maga i poznać miejsce w którym teraz się znajdował, ale kiedy tylko to zrobił, stało się coś dziwnego. Poczuł w sobie niematerialną igłę, od której aż się cofnął i dojrzał skąpane w czerni oczy, które się otworzyły, a ze skrytych niżej ust dało się słyszeć dwa słowa.
- Mam cię.
Lekki uśmiech zastygł na twarzy pożeracza, kiedy śmiech dobiegł końca. W jego głowie pojawiła się myśl, co teraz będzie z pozostałymi członkami drużyny, z Loringiem i Urgothem. „Cóż, na pewno odpadną. Albo zostaną zdyskwalifikowani w akcie kary zbiorowej, albo po prostu przydzielony zostanie im trzeci członek, jednak to nie zmieni tego, że przy trafieniu chociażby na smoka, ich szanse są takie, że spokojnie mogą się pożegnać z turniejem."
- No szybciej! Długo mam jeszcze czekać?! – krzyknął i oderwał się od ściany. Nie minęła nawet minuta po zrobieniu tego, kiedy poczuł, że magowie oddziałują na jego ciało swoją magią, chcąc go przenieść, więc ten uśmiechnął się jedynie i na to pozwolił, zastanawiając się, czy znajdzie się z powrotem na arenie, czy może zajmie miejsce od razu w pomieszczeniu dla zwycięzców.
Kiedy jednak tylko kamienna pułapka zniknęła, a Kerran dostrzegł miejsce docelowe, uśmiech gwałtownie mu zniknął, a na jego twarzy zagościło bardzo dawno już niewidziane osłupienie, które trwało kilka sekund, po których głowa mężczyzny gwałtownie się odchyliła, a on parsknął głośnym śmiechem, rozglądając się.
- A niech mnie! Co za cwane lisy, tak mnie urządzić. No, no, no, tego to się po nich nie spodziewałem… W trakcie całego mojego życia takie coś właśnie zdarzyło mi się pierwszy raz. Jednak egzystencja potrafi mnie jeszcze zaskoczyć…
Pożeracz zamknął oczy, by dokładniej przyjrzeć się magii którą wchłonął od maga i poznać miejsce w którym teraz się znajdował, ale kiedy tylko to zrobił, stało się coś dziwnego. Poczuł w sobie niematerialną igłę, od której aż się cofnął i dojrzał skąpane w czerni oczy, które się otworzyły, a ze skrytych niżej ust dało się słyszeć dwa słowa.
- Mam cię.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Wkrótce ostatnia walka kolejnej rundy się zakończyła, a w pomieszczeniu dla zwycięzców otworzyło się tajne przejście, prowadzące z powrotem do głównej sali. Nie pojawił się jednak w nim nikt, więc wojownicy sami z siebie przeszli przez nie i ponownie stanęli przed dwoma korytarzami. Większość z nich patrzyła na nie nieco niepewnie, rozglądając się za kimś, kto poinformowałby ich, co robić dalej. Nikogo takiego jednak nie było, a jedna z drużyn widocznie uznała, że wobec tego mogą udać się na ring. Reszta szybko poszła ich przykładem i korytarze szybko zaczęły się zapełniać.
Stojący we własnym cieniu Dérigéntirh obserwował, jak mijają go kolejne osoby. W pewnym momencie dostrzegł Weihlondera; ten widocznie też go zauważył, bo skinął głową w jego stronę, przyglądając się z ciekawością. Młodszy z braci zamachał, a po chwili Weihlonder zniknął wśród tłumu, w którym smok próbował znaleźć melmaro. W turnieju nie zostało zbyt wielu zawodników, więc nie trwało to długo. Wkrótce ujrzał niepełną drużynę Loringa. Ruszył w ich stronę i zatrzymał się metr przed nimi. Następnie rozejrzał się. Wyglądało na to, że nikt nie powinien dostrzec nagłego pojawienia się jednej osoby, toteż zrzucił z siebie iluzję.
- Zrobił się całkiem spory bałagan – odezwał się, materializując się centralnie przed Loringiem. - Skąd tak właściwie wzięliście tego mężczyznę? Nie wyglądał mi na kogoś, kogo spotyka się na co dzień.
W tej chwili smok ujrzał jakiś ruch za plecami melmaro. Przyjrzał się uważniej i dostrzegł mężczyznę w zbroi, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Rozglądał się uważnie po wszystkich obecnych w sali wojownikach, ale widocznie nie widział tego, co chciał, bo na jego twarzy gościł grymas zirytowania. Minął melmaro i ruszył w stronę korytarzy, po czym wszedł do jednego, przepychając się przez wypełniających je ludzi.
- Wątpię, aby tak po prostu wypuścili waszego towarzysza, a we dwóch was tam nie wpuszczą. Mógłbym pomóc wam w walce, choć nie spodziewajcie się po mnie zbyt dużo. Przynajmniej nie w tym ciele.
W sumie mogliby już stąd wyjść, ale pozostawał problem Weihlondera. On na pewno nie odpuściłby zwycięstwa tak łatwo, a Dérigéntirh bał się go zostawić samego wśród tylu ludzi. Najpewniej w razie porażki przyjąłby prawdziwą postać i spaliłby organizatorów oraz tych, z którymi przegrał. ”Muszę go kiedyś nauczyć przegrywać. Zwykły człowiek może zrobić paskudne rzeczy, kiedy przegra, ale smok to już zupełnie inny wymiar. Może w Kryształowym Królestwie coś z tym zrobimy. Sirithiel zawsze potrafiła go uspokoić. Cóż, prawie zawsze.” Więc nawet gdyby melmaro zrezygnowali z udziału w turnieju, to i tak musieliby tu jeszcze trochę zostać.
Stojący we własnym cieniu Dérigéntirh obserwował, jak mijają go kolejne osoby. W pewnym momencie dostrzegł Weihlondera; ten widocznie też go zauważył, bo skinął głową w jego stronę, przyglądając się z ciekawością. Młodszy z braci zamachał, a po chwili Weihlonder zniknął wśród tłumu, w którym smok próbował znaleźć melmaro. W turnieju nie zostało zbyt wielu zawodników, więc nie trwało to długo. Wkrótce ujrzał niepełną drużynę Loringa. Ruszył w ich stronę i zatrzymał się metr przed nimi. Następnie rozejrzał się. Wyglądało na to, że nikt nie powinien dostrzec nagłego pojawienia się jednej osoby, toteż zrzucił z siebie iluzję.
- Zrobił się całkiem spory bałagan – odezwał się, materializując się centralnie przed Loringiem. - Skąd tak właściwie wzięliście tego mężczyznę? Nie wyglądał mi na kogoś, kogo spotyka się na co dzień.
W tej chwili smok ujrzał jakiś ruch za plecami melmaro. Przyjrzał się uważniej i dostrzegł mężczyznę w zbroi, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Rozglądał się uważnie po wszystkich obecnych w sali wojownikach, ale widocznie nie widział tego, co chciał, bo na jego twarzy gościł grymas zirytowania. Minął melmaro i ruszył w stronę korytarzy, po czym wszedł do jednego, przepychając się przez wypełniających je ludzi.
- Wątpię, aby tak po prostu wypuścili waszego towarzysza, a we dwóch was tam nie wpuszczą. Mógłbym pomóc wam w walce, choć nie spodziewajcie się po mnie zbyt dużo. Przynajmniej nie w tym ciele.
W sumie mogliby już stąd wyjść, ale pozostawał problem Weihlondera. On na pewno nie odpuściłby zwycięstwa tak łatwo, a Dérigéntirh bał się go zostawić samego wśród tylu ludzi. Najpewniej w razie porażki przyjąłby prawdziwą postać i spaliłby organizatorów oraz tych, z którymi przegrał. ”Muszę go kiedyś nauczyć przegrywać. Zwykły człowiek może zrobić paskudne rzeczy, kiedy przegra, ale smok to już zupełnie inny wymiar. Może w Kryształowym Królestwie coś z tym zrobimy. Sirithiel zawsze potrafiła go uspokoić. Cóż, prawie zawsze.” Więc nawet gdyby melmaro zrezygnowali z udziału w turnieju, to i tak musieliby tu jeszcze trochę zostać.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Wojownicy czekali do samego końca turnieju, wpatrując się uparcie w miejsce materializacji kolejnych zwycięzców, co jakiś czas zamieniając ze sobą kilka słów, jednak wraz z ubiegiem następujących po sobie minut, ich ochota na rozmowę była mniejsza, a na twarzach zarysowywało się stopniowo rosnące napięcie. Obserwowali tak uważnie to miejsce do chwili otworzenia się ściany, co symbolizowało zakończenie rundy, a nawet krótko po tym nie ruszyli się, tylko mieli utkwiony wzrok w jednym punkcie.
- To bez sensu, chodź już – powiedział przygnębiony Loring, pociągając za rękaw Urgotha. – Przegrali i odpadli.
Leśny w odpowiedzi jedynie westchnął i posłusznie ruszył do przodu, jednak na jego twarzy widać było wyraźny smutek. – Ciekawe na kogo trafili, że Gotlandzki duet przegrał…
- To już bez znaczenia, nie mówmy o tym – złotowłosy opuścił pomieszczenie, trzymając się z tyłu uczestników. – Na tym turnieju jest wielu świetnych wojowników, nic dziwnego, że trafili na kogoś lepszego, nie jesteśmy bogami, a zwykłymi ludźmi. Zresztą jeżeli porównać nas chociażby do bra…
W tej chwili przed Loringiem pojawił się Dar, na co przewodni błyskawicznie odskoczył do tyłu i dobył miecza, tak samo jak zresztą Urogth, który wybrał jednak sztylet. Wystarczył jednak jeden uważniejszy rzut oka na przybysza, by Gotlandczycy schowali broń i się uspokoili.
- Ghhr, Dar! Nigdy więcej tak nie rób, myślałem, że mi serce wyleci! – warknął Loring i odetchnął głęboko, próbując uspokoić tętno. – Ale żeś mnie wystraszył.
Leśny na zaistniałą sytuację, a zwłaszcza reakcję brata – jakby zapominając o swojej własnej – zaśmiał się głośno, porządnie rozbawiony, po czym wojownicy wysłuchali tego co smok miał im do powiedzenia, w reakcji udzielając odpowiedzi.
- Ten mężczyzna to Kerran – odezwał się spokojnie Loring i przesunął dłonią po policzku. – I tak, zdecydowanie nie jest on pierwszym, lepszym nabytkiem… Sam zwie się jakimś „pożeraczem”, twierdząc, że jest to istota znana w Alaranii, co chyba dobitnie podkreślały reakcje tłumu na każde jego wystąpienie. Chociaż z drugiej strony może po prostu był tutaj znany jako rzezimieszek i tego typu rzeczami tak bardzo wszystkich do siebie zniechęcił? Nie wiem, nie mam pojęcia. Mieliśmy się ciebie zapytać czy wiesz o nim cokolwiek, w końcu jesteś smokiem z bardzo dużym bagażem doświadczenia, więc może kiedyś w przeszłości spotkałeś się z tym terminem bądź jego przedstawicielami. Pytałem twojego brata, ale ten nic nie wie, w dodatku chciał żebym powiedział mu jak smakują wnętrzności Kerrana, by może po tym sobie go przypomniał. Dziwne z was istoty… Ale wracając do samego pożeracza, chyba nie muszę ci opowiadać o jego sile, prawda? Domyślam się, że sam wszystko widziałeś… W każdym bądź razie przed jedną z walk zrobił z nami taki test pokazujący jego zdolności.
W tym miejscu Loring na chwilę przestał mówić, by dać odpocząć gardłu, po czym dokładnie opisał to o czym wyżej wspomniał, jednak sam przytoczył jedynie ogólniki, bo to Urgoth był głównym uczestnikiem testu i to on opisał smokowi uczucia towarzyszące mu podczas zabierania jego mocy życiowej i te późniejsze, kiedy dostał dawkę na tyle dużą, że bez najmniejszego kłopotu mógł rzucić blondynem.
Kiedy padła propozycja dołączenia do ich drużyny przez Dara, przewodni poprosił o chwilę, unosząc dłoń, po czym zamknął oczy i posłał w myślach głośne zapytanie, czy może wycofać się z turnieju, czy musi brać w nim udział dalej, zaznaczając od razu, że brak reakcji potraktuje jako zgodę na wycofanie się. Trwało to chwilę, jednak nie było żadnego odzewu, na co melmaro otworzył oczy.
- To nie będzie konieczne, Dar. Nasi towarzysze już odpadli, a my bez Kerrana nie mamy żadnych szans na zwycięstwo. Nie oszukujmy się, co prawda nie widziałem żadnej walki poza tymi naszymi, ale coś czuję, że tylko Kerran mógł stanąć na drodze Weihlondera i wilkołaka do zwycięstwa oraz pokrzyżować im plany. Bez niego nie wygramy, a walka przy świadomości, iż jest ona z góry skazana na porażkę, nie ma najmniejszego sensu.
- Lor jak zwykle ma rację – wtrącił się leśny i podparł pod boki rękoma. – Bardzo dziękujemy za twoją propozycję, ale skoro nic nie stoi Loringowi na przeszkodzie, to najwyższy czas zrezygnować, daliśmy z siebie ile się dało. Jeżeli i tak z jakiegoś względu musimy zaczekać, to z chęcią przeniesiemy się na trybuny i pooglądamy twojego brata.
„Namierzyłem go!” Stanowczy, pełen napięcia przekaz pomknął błyskawicznie do umysłu postaci która opuściła arenę i aktualnie znajdowała się w głębokim cieniu rzucanym przez wysoki budynek nieopodal areny.
- Ma go – z zamaskowanych ust wydobył się zachrypnięty głos, na co dało się słyszeć drgania i szuranie, kiedy pozostałe ciała przemieściły się. Do chwili w której pozostawały w bezruchu, były idealnie zlane z otoczeniem, niczym kameleony, a nawet jeszcze lepiej, jednak po jego wykonaniu zmaterializowało się dziesięć ciał, które w tej chwili wylądowały na kostce i pochowały dobyte miecze.
„Gdzie jest dokładniej?” obserwator również zeskoczył ze ściany i zaczekał na odbiór mapy, po czym skinął głową na resztę.
- Za mną, ruszamy!
„A ty gdzie jesteś?” „Jestem już niedaleko, widzę zarysy miasta, lada moment do was dołączę.” „Trochę ci się spieszyło, skoro tak szybko tutaj dotarłeś.” „Teraz spieszy mi się jeszcze bardziej, bo mamy idealną okazję do ataku! Jest sam i nikt mu nie pomoże, tak więcej ruszajcie się szybciej!”
- To bez sensu, chodź już – powiedział przygnębiony Loring, pociągając za rękaw Urgotha. – Przegrali i odpadli.
Leśny w odpowiedzi jedynie westchnął i posłusznie ruszył do przodu, jednak na jego twarzy widać było wyraźny smutek. – Ciekawe na kogo trafili, że Gotlandzki duet przegrał…
- To już bez znaczenia, nie mówmy o tym – złotowłosy opuścił pomieszczenie, trzymając się z tyłu uczestników. – Na tym turnieju jest wielu świetnych wojowników, nic dziwnego, że trafili na kogoś lepszego, nie jesteśmy bogami, a zwykłymi ludźmi. Zresztą jeżeli porównać nas chociażby do bra…
W tej chwili przed Loringiem pojawił się Dar, na co przewodni błyskawicznie odskoczył do tyłu i dobył miecza, tak samo jak zresztą Urogth, który wybrał jednak sztylet. Wystarczył jednak jeden uważniejszy rzut oka na przybysza, by Gotlandczycy schowali broń i się uspokoili.
- Ghhr, Dar! Nigdy więcej tak nie rób, myślałem, że mi serce wyleci! – warknął Loring i odetchnął głęboko, próbując uspokoić tętno. – Ale żeś mnie wystraszył.
Leśny na zaistniałą sytuację, a zwłaszcza reakcję brata – jakby zapominając o swojej własnej – zaśmiał się głośno, porządnie rozbawiony, po czym wojownicy wysłuchali tego co smok miał im do powiedzenia, w reakcji udzielając odpowiedzi.
- Ten mężczyzna to Kerran – odezwał się spokojnie Loring i przesunął dłonią po policzku. – I tak, zdecydowanie nie jest on pierwszym, lepszym nabytkiem… Sam zwie się jakimś „pożeraczem”, twierdząc, że jest to istota znana w Alaranii, co chyba dobitnie podkreślały reakcje tłumu na każde jego wystąpienie. Chociaż z drugiej strony może po prostu był tutaj znany jako rzezimieszek i tego typu rzeczami tak bardzo wszystkich do siebie zniechęcił? Nie wiem, nie mam pojęcia. Mieliśmy się ciebie zapytać czy wiesz o nim cokolwiek, w końcu jesteś smokiem z bardzo dużym bagażem doświadczenia, więc może kiedyś w przeszłości spotkałeś się z tym terminem bądź jego przedstawicielami. Pytałem twojego brata, ale ten nic nie wie, w dodatku chciał żebym powiedział mu jak smakują wnętrzności Kerrana, by może po tym sobie go przypomniał. Dziwne z was istoty… Ale wracając do samego pożeracza, chyba nie muszę ci opowiadać o jego sile, prawda? Domyślam się, że sam wszystko widziałeś… W każdym bądź razie przed jedną z walk zrobił z nami taki test pokazujący jego zdolności.
W tym miejscu Loring na chwilę przestał mówić, by dać odpocząć gardłu, po czym dokładnie opisał to o czym wyżej wspomniał, jednak sam przytoczył jedynie ogólniki, bo to Urgoth był głównym uczestnikiem testu i to on opisał smokowi uczucia towarzyszące mu podczas zabierania jego mocy życiowej i te późniejsze, kiedy dostał dawkę na tyle dużą, że bez najmniejszego kłopotu mógł rzucić blondynem.
Kiedy padła propozycja dołączenia do ich drużyny przez Dara, przewodni poprosił o chwilę, unosząc dłoń, po czym zamknął oczy i posłał w myślach głośne zapytanie, czy może wycofać się z turnieju, czy musi brać w nim udział dalej, zaznaczając od razu, że brak reakcji potraktuje jako zgodę na wycofanie się. Trwało to chwilę, jednak nie było żadnego odzewu, na co melmaro otworzył oczy.
- To nie będzie konieczne, Dar. Nasi towarzysze już odpadli, a my bez Kerrana nie mamy żadnych szans na zwycięstwo. Nie oszukujmy się, co prawda nie widziałem żadnej walki poza tymi naszymi, ale coś czuję, że tylko Kerran mógł stanąć na drodze Weihlondera i wilkołaka do zwycięstwa oraz pokrzyżować im plany. Bez niego nie wygramy, a walka przy świadomości, iż jest ona z góry skazana na porażkę, nie ma najmniejszego sensu.
- Lor jak zwykle ma rację – wtrącił się leśny i podparł pod boki rękoma. – Bardzo dziękujemy za twoją propozycję, ale skoro nic nie stoi Loringowi na przeszkodzie, to najwyższy czas zrezygnować, daliśmy z siebie ile się dało. Jeżeli i tak z jakiegoś względu musimy zaczekać, to z chęcią przeniesiemy się na trybuny i pooglądamy twojego brata.
„Namierzyłem go!” Stanowczy, pełen napięcia przekaz pomknął błyskawicznie do umysłu postaci która opuściła arenę i aktualnie znajdowała się w głębokim cieniu rzucanym przez wysoki budynek nieopodal areny.
- Ma go – z zamaskowanych ust wydobył się zachrypnięty głos, na co dało się słyszeć drgania i szuranie, kiedy pozostałe ciała przemieściły się. Do chwili w której pozostawały w bezruchu, były idealnie zlane z otoczeniem, niczym kameleony, a nawet jeszcze lepiej, jednak po jego wykonaniu zmaterializowało się dziesięć ciał, które w tej chwili wylądowały na kostce i pochowały dobyte miecze.
„Gdzie jest dokładniej?” obserwator również zeskoczył ze ściany i zaczekał na odbiór mapy, po czym skinął głową na resztę.
- Za mną, ruszamy!
„A ty gdzie jesteś?” „Jestem już niedaleko, widzę zarysy miasta, lada moment do was dołączę.” „Trochę ci się spieszyło, skoro tak szybko tutaj dotarłeś.” „Teraz spieszy mi się jeszcze bardziej, bo mamy idealną okazję do ataku! Jest sam i nikt mu nie pomoże, tak więcej ruszajcie się szybciej!”
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh niezbyt zdziwiła reakcja melmaro na jego pojawienie się. Jeżeli pojawiający się znikąd człowiek mógł ich przestraszyć (może i było to jedynie zaskoczenie, ale jednak), to co dopiero zmaterializowanie się smoka w pełnej okazałości przy kimś o o wiele słabych nerwach. Były już przypadki, w których Dérigéntirh musiał tak zrobić. I choć zazwyczaj nie lubił wykorzystywać takich metod, to w niektórych sytuacjach nie było wyjścia. A przynajmniej nie takiego, którego można by szybko użyć. ”Już sam smok jest wielce przekonywający, a co jeżeli dodać do tego element zaskoczenia. Chyba tylko jedna osoba rzuciła się na mnie z krzykiem, ale to był paladyn. Mam nadzieję, że Weihlonder nie zna tej sztuczki.”
Słysząc słowa Loringa, uśmiechnął się pod nosem.
- Nie powinno to was dziwić, Weihlonder w pewien sposób zapamiętuje każde stworzenie, jakie zje. Potem jest w stanie odtworzyć je i przybrać jego ciało. W moim przypadku jest trochę inaczej, ludzie ciekawie rozwinęli naukę o anatomii, dzięki czemu mogę się przemieniać, nie zjadając żadnego człowieka. Albo jakiekolwiek innego stworzenia.
Gdy Loring opowiadał o Kerranie, Dérigéntirh przysłuchiwał się temu o wiele uważniej niż czemukolwiek innemu. Smok był zaintrygowany. Rzadko zdarzały się pojawiać rzeczy, o których nie miał większej wiedzy. Melmaro byli wyjątkiem, bo pochodzili spoza Alaranii, ale pożeracz? Dérigéntirh mógł przysiąc, że gdzieś już to słyszał, ale nie mógł sobie przypomnieć, kiedy. Kolejna zadziwiająca rzecz, jego pamięć zwykle była całkowicie niezawodna.
- Nie potrafię sobie zbyt dużo przypomnieć, ale nazwa „pożeracz” coś mi mówi. Z tego jednak, co mówisz wynika, że to wielce interesująca rasa, choć jak widać niebezpieczna. Potężnym osobom często się wydaje, że mogą wszystko. Cóż, czasami odrobina sprytu może pokonać każdego. Nikt nie jest odporny na wszystko i nikt nie może wszystkiego przewidzieć. Nie wiedzie tak w ogóle, co się z nim stało? Bo nie widzę go tu nigdzie.
Skinął głową, gdy Loring zadecydował o wycofaniu się z turnieju. Jednak rzecz jasna nie mógł tego pozostawić bez swojego słowa.
- Wiehlonder nie jest aż tak niepokonany, jak mogłoby się zdawać. - Smok szeroko się uśmiechnął. - Nigdy nie liczyłem, ale wygranych walk było chyba tak pół na pół. Kiedy żyje się z kimś przez tysiąc lat, to zaczyna być straszliwie przewidywalny. Pamiętam, jak bardzo go to irytowało. W sumie może i lepiej, że nie dojdzie do tej walki. Gdyby tutaj się tak zdenerwował...
Nieco zaskoczyło go to, że melmaro tak dobrze przewidział jego następne słowa. Cóż, może i on sam zaczynał się mimo wszystko robić przewidywalny.
- Cóż, wolałbym raczej mieć oko na brata. Z doświadczenia wiem, że lepiej nie zostawiać go samego w takich miejscach. Możemy iść na trybuny, ale gdzie są pozostali?
Smoka cieszyło to, że znowu nie będzie musiał przechodzić przez wejście jak jakiś złodziej. Ruszył w jej stronę, przez cały czas zwracając uwagę na towarzyszy.
Słysząc słowa Loringa, uśmiechnął się pod nosem.
- Nie powinno to was dziwić, Weihlonder w pewien sposób zapamiętuje każde stworzenie, jakie zje. Potem jest w stanie odtworzyć je i przybrać jego ciało. W moim przypadku jest trochę inaczej, ludzie ciekawie rozwinęli naukę o anatomii, dzięki czemu mogę się przemieniać, nie zjadając żadnego człowieka. Albo jakiekolwiek innego stworzenia.
Gdy Loring opowiadał o Kerranie, Dérigéntirh przysłuchiwał się temu o wiele uważniej niż czemukolwiek innemu. Smok był zaintrygowany. Rzadko zdarzały się pojawiać rzeczy, o których nie miał większej wiedzy. Melmaro byli wyjątkiem, bo pochodzili spoza Alaranii, ale pożeracz? Dérigéntirh mógł przysiąc, że gdzieś już to słyszał, ale nie mógł sobie przypomnieć, kiedy. Kolejna zadziwiająca rzecz, jego pamięć zwykle była całkowicie niezawodna.
- Nie potrafię sobie zbyt dużo przypomnieć, ale nazwa „pożeracz” coś mi mówi. Z tego jednak, co mówisz wynika, że to wielce interesująca rasa, choć jak widać niebezpieczna. Potężnym osobom często się wydaje, że mogą wszystko. Cóż, czasami odrobina sprytu może pokonać każdego. Nikt nie jest odporny na wszystko i nikt nie może wszystkiego przewidzieć. Nie wiedzie tak w ogóle, co się z nim stało? Bo nie widzę go tu nigdzie.
Skinął głową, gdy Loring zadecydował o wycofaniu się z turnieju. Jednak rzecz jasna nie mógł tego pozostawić bez swojego słowa.
- Wiehlonder nie jest aż tak niepokonany, jak mogłoby się zdawać. - Smok szeroko się uśmiechnął. - Nigdy nie liczyłem, ale wygranych walk było chyba tak pół na pół. Kiedy żyje się z kimś przez tysiąc lat, to zaczyna być straszliwie przewidywalny. Pamiętam, jak bardzo go to irytowało. W sumie może i lepiej, że nie dojdzie do tej walki. Gdyby tutaj się tak zdenerwował...
Nieco zaskoczyło go to, że melmaro tak dobrze przewidział jego następne słowa. Cóż, może i on sam zaczynał się mimo wszystko robić przewidywalny.
- Cóż, wolałbym raczej mieć oko na brata. Z doświadczenia wiem, że lepiej nie zostawiać go samego w takich miejscach. Możemy iść na trybuny, ale gdzie są pozostali?
Smoka cieszyło to, że znowu nie będzie musiał przechodzić przez wejście jak jakiś złodziej. Ruszył w jej stronę, przez cały czas zwracając uwagę na towarzyszy.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Twój brat zmienia cielesną formę na istotę którą uprzednio zjadł? Czyli ten osobnik którym jest jako człowiek… Najpierw został przez Weihlondera zjedzony? – Loring zmarszczył brwi, zdziwiony tym co usłyszał. Do tej chwili sądził, że jest to zwykła przemiana poprzez magię, którą to istoty tak potężne jak smoki z pewnością władały, ale teraz okazało się, że to nie było takie proste, a przynajmniej w przypadku starszego z rodzeństwa. A może smok po prostu wolał taki sposób, nie patrząc nawet na to, że można to zrobić bez ofiary? W sumie, to byłoby całkiem realne, biorąc pod uwagę charakter Weihlondera.
- Szczerze powiedziawszy to niespecjalnie dziwi mnie różnica między waszymi sposobami. On wie, że można robić to bez zbędnego przelewu krwi? A jeżeli tak, to dlaczego nie korzysta? Nie chce mu się tego uczyć, czy po prostu woli po swojemu, co by do niego całkiem pasowało?
Melmaro w spokoju wysłuchali dopowiedzenia wysnutego przez Dara, a kiedy ten napomniał o Kerranie, głos zabrał Urgoth.
- Nie wiemy nic więcej od ciebie. Nie wiem w sumie ile widziałeś, w każdym bądź razie po całym tym harmidrze który spowodował, kiedy sytuacja się trochę uspokoiła, jeden z magów dopchał się wreszcie do balustrady, po czym przeniósł pożeracza. Myślałem, że do pokoju zwycięzców, tak jak po chwili nas, ale nigdzie go nie ma. Mogę się domyślać jedynie, że dziwny huk ma coś z nim wspólnego. Może się go pozbyli? Nie wiem, w każdym bądź razie narobił już wystarczająco dużo problemów. Za bardzo eksponował swoją siłę, ale prawda też jest taka, że walczył ze zwykłymi płotkami, nie trafił na prawdziwego twardziela. Myślisz, że twój brat dałby mu radę?
Po zakończeniu tego tematu, mężczyźni ruszyli ku wyjściu, by udać się na trybuny, po drodze dochodząc do wniosku, że najprawdopodobniej właśnie tam będą znajdować się przegrani. Nie pomylili się, bo kiedy tylko stanęli na drewnianej kondygnacji, usłyszeli nawoływania z góry trybun, a po spojrzeniu w tamto miejsce dostrzegli pozostałych melmaro, którzy machali im i wskazywali na wolne miejsca obok siebie.
- No to mamy już dobre miejsce – odezwał się spokojnie Loring i pewnie ruszył do towarzyszy, docierając tam po chwili.
- Wy też odpadliście? – na twarzy Vernary’ego pojawił się grymas zadowolenia wskazujący jednoznacznie na to, że nie jest zadowolony z tego, że przegrał. – My trafiliśmy na trójkę przypominającą połączenie magów z wojownikami, każdy miał dziwną zbroję i zaklętą broń. Nie wiem czy w ogóle powinni być dopuszczeni z takim wyposażeniem, ale w każdym bądź razie polegliśmy.
- Nie, u nas inaczej wygląda sytuacja. Zostaliśmy bez Kerrana, więc stwierdziliśmy, że nie ma sensu dłużej walczyć. Dar oferował nam zastępstwo, ale nie jest to konieczne.
Gotlandczycy wraz ze smokiem zajęli miejsca na jednej z trybun, po czym dwójka melmaro dokładnie opowiedziała reszcie o tym co się wydarzyło, a przez co zrezygnowali z dalszego uczestnictwa w turnieju.
- Szczerze powiedziawszy to niespecjalnie dziwi mnie różnica między waszymi sposobami. On wie, że można robić to bez zbędnego przelewu krwi? A jeżeli tak, to dlaczego nie korzysta? Nie chce mu się tego uczyć, czy po prostu woli po swojemu, co by do niego całkiem pasowało?
Melmaro w spokoju wysłuchali dopowiedzenia wysnutego przez Dara, a kiedy ten napomniał o Kerranie, głos zabrał Urgoth.
- Nie wiemy nic więcej od ciebie. Nie wiem w sumie ile widziałeś, w każdym bądź razie po całym tym harmidrze który spowodował, kiedy sytuacja się trochę uspokoiła, jeden z magów dopchał się wreszcie do balustrady, po czym przeniósł pożeracza. Myślałem, że do pokoju zwycięzców, tak jak po chwili nas, ale nigdzie go nie ma. Mogę się domyślać jedynie, że dziwny huk ma coś z nim wspólnego. Może się go pozbyli? Nie wiem, w każdym bądź razie narobił już wystarczająco dużo problemów. Za bardzo eksponował swoją siłę, ale prawda też jest taka, że walczył ze zwykłymi płotkami, nie trafił na prawdziwego twardziela. Myślisz, że twój brat dałby mu radę?
Po zakończeniu tego tematu, mężczyźni ruszyli ku wyjściu, by udać się na trybuny, po drodze dochodząc do wniosku, że najprawdopodobniej właśnie tam będą znajdować się przegrani. Nie pomylili się, bo kiedy tylko stanęli na drewnianej kondygnacji, usłyszeli nawoływania z góry trybun, a po spojrzeniu w tamto miejsce dostrzegli pozostałych melmaro, którzy machali im i wskazywali na wolne miejsca obok siebie.
- No to mamy już dobre miejsce – odezwał się spokojnie Loring i pewnie ruszył do towarzyszy, docierając tam po chwili.
- Wy też odpadliście? – na twarzy Vernary’ego pojawił się grymas zadowolenia wskazujący jednoznacznie na to, że nie jest zadowolony z tego, że przegrał. – My trafiliśmy na trójkę przypominającą połączenie magów z wojownikami, każdy miał dziwną zbroję i zaklętą broń. Nie wiem czy w ogóle powinni być dopuszczeni z takim wyposażeniem, ale w każdym bądź razie polegliśmy.
- Nie, u nas inaczej wygląda sytuacja. Zostaliśmy bez Kerrana, więc stwierdziliśmy, że nie ma sensu dłużej walczyć. Dar oferował nam zastępstwo, ale nie jest to konieczne.
Gotlandczycy wraz ze smokiem zajęli miejsca na jednej z trybun, po czym dwójka melmaro dokładnie opowiedziała reszcie o tym co się wydarzyło, a przez co zrezygnowali z dalszego uczestnictwa w turnieju.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh musiał się przez chwilę zastanowić, w jaki sposób odpowiedzieć na pytania melmaro. Szczerze powiedziawszy, to dla niego nie było nic dziwnego, że jego brat nie przejmuje się zbytnio rozlewem krwi, ale nie wiedział, jak mógłby wytłumaczyć to melmaro. Dzieliło ich kilkanaście setek lat różnicy, w dodatku należeli do różnych ras.
- Cóż, jakby to powiedzieć... - powiedział w końcu. - Nie, on najpewniej nie ma pojęcia, że coś takiego można zrobić. Rybie nigdy nie przyjdzie do głowy, że istnieje coś poza wodą, z nim w pewien sposób jest podobnie. Nigdy nie miałem okazji mu o tym powiedzieć, zresztą wątpię, aby marnował czas na coś takiego, jak poznawanie waszej natury. I tak, na pewno go zjadł. Chociaż wątpię, aby zrobił to namyślnie. Pewnie działał w samoobronie, jakkolwiek śmiesznie by to nie zabrzmiało, albo ten człowiek po prostu go sprowokował. Ponoć wasze mięso jest strasznie żylaste, Weihlonder nie polowałby ot tak sobie na ludzi. Zawsze jest w okolicy coś lepszego, nie trzeba się posuwać do tak drastycznych środków.
Gdy melmaro powiedzieli mu o Kerranie, smok zamyślił się. Tak, zdecydowanie miał okazję obejrzeć pokaz sił pożeracza. Mały człowieczek wyglądał zdecydowanie zbyt niepozornie jak na tak kruche ciało, za czymś takim musiała stać magia. Wyglądał na kogoś, kto przywykł do tego, że może robić wszystko, co tylko chce, że nikt nie może mu zagrozić. ”Wygląda jednak na to, że magowie się już nim zajęli. Tylko pozostaje pytanie, co tak właściwie z nim zrobili. Ten wstrząs rzeczywiście mógł przestraszyć.”
Czy jego brat poradziłby sobie z pożeraczem? Tutaj smok musiał się zastanowić dłuższą chwilę. Zdecydowanie Weihlonder był bardzo silny, nawet jak na smoka. Całe tysiąc lat przeznaczył na ćwiczenie się w walce, przez drugie tyle pewnie też nie próżnował. Jego instynkt wymuszał od niego ciągłą walkę o siłę, walkę o pozycję. Nigdy mu się to najpewniej nie nudziło, ale kto to wie? Nawet smok nie zawsze wie, co drugiemu smokowi chodzi po głowie.
- Być może. Weihlonder zdecydowanie nie jest łatwym przeciwnikiem, w dodatku potrafi naprawdę zaskoczyć na starcie. Jest to stara taktyka drapieżników polegająca na tym, aby zasiać strach w umyśle ofiary. Mój brat bardzo dobrze to opanował, czasami wydaje się, że jest jeszcze silniejszy niż w rzeczywistości, a to często zbywa zgubne. Nie wiem, czy w przypadku waszego pożeracza by to zadziałało, miał dosyć wysoką samoocenę. No i jeszcze Weihlonder zadziwiająco dobrze porozumiewa się z tym wilkołakiem, jakby znali się od lat. Różnie mogłoby być.
Strażnicy przy wyjściu przepuścili ich bez żadnych komplikacji, Dérigéntirh uśmiechnął się, gdy po raz drugi przechodził przez wrota. Było mu trochę żal biednych strażników. Gdyby był kimś o groźniejszych zamiarach, nie mogliby nic zrobić, a odpowiedzialność za wszystko pewnie spadłaby na nich. Cokolwiek by ten ktoś nie zrobił.
Szybko okazało się, że pozostali melmaro znajdują się na trybunach. Dérigéntirh zdziwił się, widząc wolne miejsca. Wydawało mu się, że wszystkie zostały już zajęte. Może po prostu zaczynał niedowidzieć na starość? Tak czy owak usiedli, a Loring i Urgoth opowiedzieli towarzyszom o tym, co się stało. Dérigéntirh tymczasem spojrzał na arenę. Kolejne dwie trójki toczyły walkę.
- Chyba powoli zbliżamy się do końca – powiedział do melmaro. - Nie ma przecież tych wojowników aż tak dużo.
Miał nadzieję, że Weihlonderowi uda się wygrać. Bardzo nie chciał uspokajać wściekłego brata, zwłaszcza na oczach tylu ludzi.
- Cóż, jakby to powiedzieć... - powiedział w końcu. - Nie, on najpewniej nie ma pojęcia, że coś takiego można zrobić. Rybie nigdy nie przyjdzie do głowy, że istnieje coś poza wodą, z nim w pewien sposób jest podobnie. Nigdy nie miałem okazji mu o tym powiedzieć, zresztą wątpię, aby marnował czas na coś takiego, jak poznawanie waszej natury. I tak, na pewno go zjadł. Chociaż wątpię, aby zrobił to namyślnie. Pewnie działał w samoobronie, jakkolwiek śmiesznie by to nie zabrzmiało, albo ten człowiek po prostu go sprowokował. Ponoć wasze mięso jest strasznie żylaste, Weihlonder nie polowałby ot tak sobie na ludzi. Zawsze jest w okolicy coś lepszego, nie trzeba się posuwać do tak drastycznych środków.
Gdy melmaro powiedzieli mu o Kerranie, smok zamyślił się. Tak, zdecydowanie miał okazję obejrzeć pokaz sił pożeracza. Mały człowieczek wyglądał zdecydowanie zbyt niepozornie jak na tak kruche ciało, za czymś takim musiała stać magia. Wyglądał na kogoś, kto przywykł do tego, że może robić wszystko, co tylko chce, że nikt nie może mu zagrozić. ”Wygląda jednak na to, że magowie się już nim zajęli. Tylko pozostaje pytanie, co tak właściwie z nim zrobili. Ten wstrząs rzeczywiście mógł przestraszyć.”
Czy jego brat poradziłby sobie z pożeraczem? Tutaj smok musiał się zastanowić dłuższą chwilę. Zdecydowanie Weihlonder był bardzo silny, nawet jak na smoka. Całe tysiąc lat przeznaczył na ćwiczenie się w walce, przez drugie tyle pewnie też nie próżnował. Jego instynkt wymuszał od niego ciągłą walkę o siłę, walkę o pozycję. Nigdy mu się to najpewniej nie nudziło, ale kto to wie? Nawet smok nie zawsze wie, co drugiemu smokowi chodzi po głowie.
- Być może. Weihlonder zdecydowanie nie jest łatwym przeciwnikiem, w dodatku potrafi naprawdę zaskoczyć na starcie. Jest to stara taktyka drapieżników polegająca na tym, aby zasiać strach w umyśle ofiary. Mój brat bardzo dobrze to opanował, czasami wydaje się, że jest jeszcze silniejszy niż w rzeczywistości, a to często zbywa zgubne. Nie wiem, czy w przypadku waszego pożeracza by to zadziałało, miał dosyć wysoką samoocenę. No i jeszcze Weihlonder zadziwiająco dobrze porozumiewa się z tym wilkołakiem, jakby znali się od lat. Różnie mogłoby być.
Strażnicy przy wyjściu przepuścili ich bez żadnych komplikacji, Dérigéntirh uśmiechnął się, gdy po raz drugi przechodził przez wrota. Było mu trochę żal biednych strażników. Gdyby był kimś o groźniejszych zamiarach, nie mogliby nic zrobić, a odpowiedzialność za wszystko pewnie spadłaby na nich. Cokolwiek by ten ktoś nie zrobił.
Szybko okazało się, że pozostali melmaro znajdują się na trybunach. Dérigéntirh zdziwił się, widząc wolne miejsca. Wydawało mu się, że wszystkie zostały już zajęte. Może po prostu zaczynał niedowidzieć na starość? Tak czy owak usiedli, a Loring i Urgoth opowiedzieli towarzyszom o tym, co się stało. Dérigéntirh tymczasem spojrzał na arenę. Kolejne dwie trójki toczyły walkę.
- Chyba powoli zbliżamy się do końca – powiedział do melmaro. - Nie ma przecież tych wojowników aż tak dużo.
Miał nadzieję, że Weihlonderowi uda się wygrać. Bardzo nie chciał uspokajać wściekłego brata, zwłaszcza na oczach tylu ludzi.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Charakterystyczny chlupot wody oznajmił, że ktoś wyłonił się z morskiej tafli i wyszedł właśnie na brzeg. Ktoś, a tak dokładniej Kerran, który po stanięciu na piasku potrząsnął głową i poprawił leżący na sobie strój, wraz z zamontowanym na plecach mieczem. „Już nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem zmuszony do pływania. Dobrze, że woda nie zaszkodzi mojemu ostrzu, które jest odporne na tak prymitywne rzeczy jak mgła. Oj kiedy tylko dorwę tych magów to pożałują swojej decyzji. Chociaż w sumie… Świetnie się bawię, miła odmiana, coś nie zależące ode mnie. Najwyżej w nagrodę zakończę ich żywota szybko.” Pożeracz zaśmiał się głośno i postąpił kilka kroków naprzód i już miał postawić kolejny, kiedy błyskawicznie dobył ostrza i się odwrócił. Powietrze przeciął głośny, czysty dźwięk zderzenia się dwóch kling, a Kerran dostrzegł czarną szatę, która odskoczyła od niego na kilka kroków. Bardzo szybko usłyszał odgłosy stąpania, a kiedy się rozejrzał, dostrzegł, że jest otoczony przez kilka identycznie wyglądających postaci.
- Niełatwo cię zaskoczyć, co? – jedna z zamaskowanych postaci zmrużyła oczy i dokładnie zaczęła się przyglądać Kerranowi. – Kim ty w ogóle jesteś?
- Poznaję, to jednego z was zobaczyłem w swojej głowie – pożeracz obejrzał się dookoła i zmarszczył brwi. Wyczuwał w tych istotach coś innego. Nie miał wątpliwości, że nie są to Alarańczycy, więc kto? – Nie wiem jak to zrobiliście, ale nikomu innemu nie udało się włamać do mojego środka i przez to mnie namierzyć. Musicie być naprawdę nieźli, gratulacje. A teraz czego chcecie?
Zamaskowani nie odpowiedzieli, a jedynie każdy ruszył na pożeracza, unosząc miecz i szykując się do zadania ciosu, na ten przyjął pozycję i ruszył w jedną stronę do przodu.
- W porządku, więc zginiecie bez gadania.
- Czyli mówisz, że Weihlonder bardzo dobrze dogaduje się z wilkołakiem? Smoki mają to w naturze, czy może kiedyś mieli okazję się już poznać, jak myślisz? – Loring zwrócił twarz w stronę Dara, od czasu do czasu jedynie zerkając na rozgrywające się walki. Szczerze powiedziawszy niezbyt go interesowały wydarzenia rozgrywające się na arenie. No, może z chęcią obejrzy jedynie dwie drużyny – Weihlondera i tą która pokonała jego towarzyszy.
- Ciekawe jak tam radzi sobie Ilever, czy już cokolwiek znalazł? Już dawno powinniśmy byli wrócić do klanu z głową Setiana, starszyzna z pewnością nas ukarze i wcale im się nie dziwię, sam na ich miejscu zrobiłbym to samo – odezwał się z przekąsem w głosie Urgoth, który uważnie przypatrywał się wszystkiemu co działo się na arenie. – Chcę już mieć to za sobą, odszukać tego zdrajcę i wreszcie wrócić do domu. Alarania może i ma swój klimat, jednak nie ma co ukrywać, lepiej mi w ojczystych stronach.
- Mógłbyś nas w sumie kiedyś odwiedzić – Pequris zerknął wesoło na Dara, nie wiedząc czemu, rozbawiony. – Z pewnością zainteresowałaby cię nasza architektura, nasze społeczeństwo oraz fauna, znacznie poszerzyłbyś swoją wiedzę oraz stałbyś się pierwszym alarańskim smokiem, który przekroczył naszą granicę.
- Niełatwo cię zaskoczyć, co? – jedna z zamaskowanych postaci zmrużyła oczy i dokładnie zaczęła się przyglądać Kerranowi. – Kim ty w ogóle jesteś?
- Poznaję, to jednego z was zobaczyłem w swojej głowie – pożeracz obejrzał się dookoła i zmarszczył brwi. Wyczuwał w tych istotach coś innego. Nie miał wątpliwości, że nie są to Alarańczycy, więc kto? – Nie wiem jak to zrobiliście, ale nikomu innemu nie udało się włamać do mojego środka i przez to mnie namierzyć. Musicie być naprawdę nieźli, gratulacje. A teraz czego chcecie?
Zamaskowani nie odpowiedzieli, a jedynie każdy ruszył na pożeracza, unosząc miecz i szykując się do zadania ciosu, na ten przyjął pozycję i ruszył w jedną stronę do przodu.
- W porządku, więc zginiecie bez gadania.
- Czyli mówisz, że Weihlonder bardzo dobrze dogaduje się z wilkołakiem? Smoki mają to w naturze, czy może kiedyś mieli okazję się już poznać, jak myślisz? – Loring zwrócił twarz w stronę Dara, od czasu do czasu jedynie zerkając na rozgrywające się walki. Szczerze powiedziawszy niezbyt go interesowały wydarzenia rozgrywające się na arenie. No, może z chęcią obejrzy jedynie dwie drużyny – Weihlondera i tą która pokonała jego towarzyszy.
- Ciekawe jak tam radzi sobie Ilever, czy już cokolwiek znalazł? Już dawno powinniśmy byli wrócić do klanu z głową Setiana, starszyzna z pewnością nas ukarze i wcale im się nie dziwię, sam na ich miejscu zrobiłbym to samo – odezwał się z przekąsem w głosie Urgoth, który uważnie przypatrywał się wszystkiemu co działo się na arenie. – Chcę już mieć to za sobą, odszukać tego zdrajcę i wreszcie wrócić do domu. Alarania może i ma swój klimat, jednak nie ma co ukrywać, lepiej mi w ojczystych stronach.
- Mógłbyś nas w sumie kiedyś odwiedzić – Pequris zerknął wesoło na Dara, nie wiedząc czemu, rozbawiony. – Z pewnością zainteresowałaby cię nasza architektura, nasze społeczeństwo oraz fauna, znacznie poszerzyłbyś swoją wiedzę oraz stałbyś się pierwszym alarańskim smokiem, który przekroczył naszą granicę.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
- Wydaje mi się, że to przez zbieżność ich charakterów – odpowiedział Dérigéntirh w odpowiedzi na pytanie Loringa. - Ja na przykład wątpię, abym zdołał go naprawdę polubić, jest zbyt... drapieżny. Zresztą pewnie dlatego tak dobrze się dogadują. Ja tam nigdy nie byłem jakimś szczególnie groźnym drapieżnikiem.
Melmaro zaczęli rozmawiać o swoich ojczystych stronach, więc smok wsłuchał się uważniej. Zwiedził niemal każdy fragment Alaranii, przyzwyczaił się już do wszystkiego, co może w niej znaleźć, natomiast zupełnie nowa kraina... tak, to zdecydowanie było kuszące. Ale na pewno w najbliższym czasie nie zdoła tam się udać. Pozostawała kwestia jego brata i tych czarnych smoków, które ich zaatakowały.
- Chętnie bym odwiedził waszą krainę – powiedział. - Tak, z przyjemnością obserwowałbym wszystko, co mógłbym tam zobaczyć. Choć wątpię, abym w najbliższym czasie miał na to chwilę, ale przecież jeszcze dużo, dużo życia przede mną, na pewno znajdę kiedyś wolny czas. I nie będę czasami nie tylko pierwszym smokiem, ale i osobą z Alaranii, która ujrzała wasz dom?
Może po prostu wyszczególnili go jako smoka, ale może ktoś z kontynentu już wcześniej udał się do ich krainy? Taka sytuacja bardzo zainteresowałaby smoka
Tymczasem na arenę wkroczył Weihlonder wraz z wilkołakiem oraz mężczyzną z nożem, który jak dotąd nie miał nawet najmniejszej okazji się wykazać. Teraz nawet nie liczył na to, że cokolwiek zrobi, oparł się o ścianę i przyglądał swoim towarzyszom. Naprzeciwko nim stanęli ci zbrojni, którzy pokonali melmaro. Pewnie ruszyli na swoich wrogów. Weihlonder spojrzał na wilkołaka, ten skinął głową. Dérigéntirhowi wydawało się, że usłyszał jak jego brat mówi „biorę dwóch”, ale nie był pewien. Hałas był zbyt duży.
Smok i wilkołak dobyli bronie i poczekali, aż przeciwnicy do nich dotrą. Potem nie trwało to długo. Zbrojni atakowali ich we trzech naraz, jeden był po prawej, drugi po lewej, trzeci na środku. Dwaj wojownicy zaatakowali tych bocznych zbrojnych i uporali się z nimi, zanim ich towarzysz zdołał im pomóc. Wilkołak cofnął się i schował topór, a smok ruszył na ostatniego przeciwnika. Ten pewniej chwycił broń i ciął, ale Weihlonder bez większego problemu zdołał zablokować cios, po czym równie łatwo wyrwał broń z ręki przeciwnika. Ten natychmiast zniknął, podobnie jak jego towarzysze oraz zwycięska drużyna. Rozległy się brawa.
- Coś mi się zdaje, że bez problemu zdoła to wygrać – mruknął Dérigéntirh na tyle głośno, aby melmaro mogli bez problemu go usłyszeć i zrozumieć.
Melmaro zaczęli rozmawiać o swoich ojczystych stronach, więc smok wsłuchał się uważniej. Zwiedził niemal każdy fragment Alaranii, przyzwyczaił się już do wszystkiego, co może w niej znaleźć, natomiast zupełnie nowa kraina... tak, to zdecydowanie było kuszące. Ale na pewno w najbliższym czasie nie zdoła tam się udać. Pozostawała kwestia jego brata i tych czarnych smoków, które ich zaatakowały.
- Chętnie bym odwiedził waszą krainę – powiedział. - Tak, z przyjemnością obserwowałbym wszystko, co mógłbym tam zobaczyć. Choć wątpię, abym w najbliższym czasie miał na to chwilę, ale przecież jeszcze dużo, dużo życia przede mną, na pewno znajdę kiedyś wolny czas. I nie będę czasami nie tylko pierwszym smokiem, ale i osobą z Alaranii, która ujrzała wasz dom?
Może po prostu wyszczególnili go jako smoka, ale może ktoś z kontynentu już wcześniej udał się do ich krainy? Taka sytuacja bardzo zainteresowałaby smoka
Tymczasem na arenę wkroczył Weihlonder wraz z wilkołakiem oraz mężczyzną z nożem, który jak dotąd nie miał nawet najmniejszej okazji się wykazać. Teraz nawet nie liczył na to, że cokolwiek zrobi, oparł się o ścianę i przyglądał swoim towarzyszom. Naprzeciwko nim stanęli ci zbrojni, którzy pokonali melmaro. Pewnie ruszyli na swoich wrogów. Weihlonder spojrzał na wilkołaka, ten skinął głową. Dérigéntirhowi wydawało się, że usłyszał jak jego brat mówi „biorę dwóch”, ale nie był pewien. Hałas był zbyt duży.
Smok i wilkołak dobyli bronie i poczekali, aż przeciwnicy do nich dotrą. Potem nie trwało to długo. Zbrojni atakowali ich we trzech naraz, jeden był po prawej, drugi po lewej, trzeci na środku. Dwaj wojownicy zaatakowali tych bocznych zbrojnych i uporali się z nimi, zanim ich towarzysz zdołał im pomóc. Wilkołak cofnął się i schował topór, a smok ruszył na ostatniego przeciwnika. Ten pewniej chwycił broń i ciął, ale Weihlonder bez większego problemu zdołał zablokować cios, po czym równie łatwo wyrwał broń z ręki przeciwnika. Ten natychmiast zniknął, podobnie jak jego towarzysze oraz zwycięska drużyna. Rozległy się brawa.
- Coś mi się zdaje, że bez problemu zdoła to wygrać – mruknął Dérigéntirh na tyle głośno, aby melmaro mogli bez problemu go usłyszeć i zrozumieć.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Kwintesencją odbywającego się w Leonii turnieju była walka finałowa, pojedynek w którym jedną ze stron był Weihlonder wraz z wilkołakiem oraz człowiekiem. Odkąd zniknął Kerran nie było już żadnych incydentów ani gwałtownych emocji tłumu, może za wyjątkiem tych pozytywnych, kiedy dane im było oglądać fascynujące widowisko, a smok na swej drodze nie spotkał nikogo na tyle mocnego, by mógł on być pretendentem finału. Mimo, iż ostatnia walka wymusiła na pradawnym odrobinę wysiłku i poświęcenia, to jednak już przed jej rozpoczęciem nie było żadnych złudzeń co do tego kto ową walkę zwycięży. Jak trafnie przewidział Dar, jego starszy brat wraz z wilkiem bez problemu uporali się z przeciwnikami, zdobywając pieniądze i podziw, podziw którego Weihlonder, na co wskazywała jego mina, tak bardzo pragnął.
Same walki zajęły znacznie więcej czasu niż wszyscy przypuszczali, dlatego po powrocie do wróżbity nie obyło się bez srogiej reprymendy. Ilever sobie tylko znanymi sposobami odkrył, iż Setian przebywa w Valladonie, mieście oddalonym od Leonii na tyle, by wymagane było natychmiastowe wyruszenie w drogę. No, co innego fakt, iż podróż na smoczym grzbiecie redukuje czas podróży znacznie bardziej niż jazda na koniu, choćby był on najszybszym rumakiem.
Pewność co do słuszności obranego kierunku podróży i decyzji o zaufaniu wróżbicie nadały Gotlandczykom spotkania z ludźmi raczej drugiej klasy, którzy na widok znaków malujących się na leśnych pelerynach opowiadali im o niepokonanym zabójcy z Valladonu, który pojawił się z nikąd i pokonał ówcześnie panującego mistrza. To co było rozpoznawalne, poza jego niezwykłym okrucieństwem, to tatuaż na piersi identyczny do tych które posiadali melmaro. Symbol piętna na wieki, symbol zniewolenia. I symbol-wabik, wabik dobrze użyty przez szatyna, wabik który spełnił swoje zadanie w stu procentach.
Mimo niezwykłego tempa przemieszczania się, dotarcie do celu zajęło im kilka dni, chociaż najprawdopodobniej bez różnych postojów byłoby trochę krócej. Po dotarciu już przed miasto nie pozostało nic innego jak wkroczyć do środka, odszukać uciekiniera i wreszcie wymierzyć mu sprawiedliwość. Sprawiedliwość bezwzględną, bez jakiejkolwiek możliwości przebaczenia.
- Niebo przewiduje to co się niedługo wydarzy – odezwał się spokojnie i po części tak jakby był nieobecny, Loring. Swój wzrok utkwił w bezkresie nieboskłonu, a wyraz jego twarzy przedstawiał głębokie zamyślenie, powagę i gotowość. – Będzie padać…
- Ruszajmy, musimy dostać się do środka zanim zamkną bramy miasta na noc, byśmy nie musieli spędzić jej poza – stanowczy ton Urgotha pokazywał, że ten nie przejmuje się czymś takim jak rzekome znaki dawane przez pogodę, a myśli jego skupiają się wyłącznie na rzeczach przyziemnych, na tym co tu i teraz.
Melmaro spokojnymi krokami ruszyli do przodu, a Pequris spojrzał na towarzyszącego im smoka
- Jak sobie wyobrażasz nasze spotkanie, Dar? Co będziesz wtedy robił? Jak się zachowywał? Stał z boku? Oglądał? Słuchał? Czy może zamierzasz interweniować?
Same walki zajęły znacznie więcej czasu niż wszyscy przypuszczali, dlatego po powrocie do wróżbity nie obyło się bez srogiej reprymendy. Ilever sobie tylko znanymi sposobami odkrył, iż Setian przebywa w Valladonie, mieście oddalonym od Leonii na tyle, by wymagane było natychmiastowe wyruszenie w drogę. No, co innego fakt, iż podróż na smoczym grzbiecie redukuje czas podróży znacznie bardziej niż jazda na koniu, choćby był on najszybszym rumakiem.
Pewność co do słuszności obranego kierunku podróży i decyzji o zaufaniu wróżbicie nadały Gotlandczykom spotkania z ludźmi raczej drugiej klasy, którzy na widok znaków malujących się na leśnych pelerynach opowiadali im o niepokonanym zabójcy z Valladonu, który pojawił się z nikąd i pokonał ówcześnie panującego mistrza. To co było rozpoznawalne, poza jego niezwykłym okrucieństwem, to tatuaż na piersi identyczny do tych które posiadali melmaro. Symbol piętna na wieki, symbol zniewolenia. I symbol-wabik, wabik dobrze użyty przez szatyna, wabik który spełnił swoje zadanie w stu procentach.
Mimo niezwykłego tempa przemieszczania się, dotarcie do celu zajęło im kilka dni, chociaż najprawdopodobniej bez różnych postojów byłoby trochę krócej. Po dotarciu już przed miasto nie pozostało nic innego jak wkroczyć do środka, odszukać uciekiniera i wreszcie wymierzyć mu sprawiedliwość. Sprawiedliwość bezwzględną, bez jakiejkolwiek możliwości przebaczenia.
- Niebo przewiduje to co się niedługo wydarzy – odezwał się spokojnie i po części tak jakby był nieobecny, Loring. Swój wzrok utkwił w bezkresie nieboskłonu, a wyraz jego twarzy przedstawiał głębokie zamyślenie, powagę i gotowość. – Będzie padać…
- Ruszajmy, musimy dostać się do środka zanim zamkną bramy miasta na noc, byśmy nie musieli spędzić jej poza – stanowczy ton Urgotha pokazywał, że ten nie przejmuje się czymś takim jak rzekome znaki dawane przez pogodę, a myśli jego skupiają się wyłącznie na rzeczach przyziemnych, na tym co tu i teraz.
Melmaro spokojnymi krokami ruszyli do przodu, a Pequris spojrzał na towarzyszącego im smoka
- Jak sobie wyobrażasz nasze spotkanie, Dar? Co będziesz wtedy robił? Jak się zachowywał? Stał z boku? Oglądał? Słuchał? Czy może zamierzasz interweniować?
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Kiedy okazało się, że Weihlonder dojdzie do finału, jego brat nie miał już żadnych złudzeń, kto wygra ten turniej. Zwłaszcza, że doszedł razem z wilkołakiem, z którym tak dobrze się dogadywał. Po zakończeniu walk starszy brat czym prędzej czmychnął z areny, wyraźnie nie chciał przyjąć ustalonej nagrody, to jest spotkać się z włodarzem miasta. Smoki miały to do siebie, że władców traktowali w inny sposób niż zwykli ludzie. Pewnie chodziło o złoto. A dokładniej o dość sporą jego ilość zgromadzoną przez nich. Może chodziło tu o zwykłą zazdrość? Kto to wiedział?
Ilever nie wyglądał na zadowolonego ich spóźnieniem, ale Dérigéntirh wiedział, że wróżbita tak naprawdę był zachwycony tym, iż nie przyszli wcześniej. Gdyby weszli do pomieszczenia w samym środku wróżby... wtedy dopiero mężczyzna byłby wściekły. Smok podejrzewał, że w jego mieszkaniu zapanowałby o wiele większy bałagan, niż był teraz. W dodatku już teraz zdawał się taki być, wyglądało na to, że wróżbita z frustracji rzucał kilkoma przedmiotami. Ale najważniejsze było, że podał im miejsce przebywania Setiana.
Podczas podróży do Valladonu w pewnym momencie odłączył się od nich Weihlonder. Po rozmowie z Dérigéntirhem odleciał w stronę Szepczącego Lasu, obiecując też, że będzie na niego czekać w Kryształowym Królestwie. Młodszy brat nie był pewien, na ile może być tego pewny, ale nie widział sposobu, aby zatrzymać niecierpliwego smoka. Był on o wiele od niego większy, zresztą i tak nie zamierzał przekonywać go w ten sposób. Najgorszą konsekwencją tego było to, że Dérigéntirh musiał teraz mieć na grzbiecie wszystkich melmaro, co stanowczo wydłużyło całą drogę.
Dérigéntirh spojrzał na zachmurzone niebo i musiał przyznać rację Loringowi. Ale skoro nieboskłon ma płakać, to nie może się wydarzyć nic dobrego. Smok spojrzał na melmaro, który zadał mu pytanie nurtujące go od dobrej chwili. Zdecydował się pomóc odnaleźć im zabójcę, ale nie zamierzał go osądzać. Nie znał się na ich świecie, ich kulturze. Była to jedna z niewielu spraw, o których Dérigéntirh nie miał zbytniego pojęcia.
- Podejrzewam, że będę przyglądał się temu z boku – odpowiedział w końcu. - Wadą długowieczności jest to, że ma się aż nazbyt wiele czasu na rozpatrywanie błędów. Wy życie przebiegacie, nie musicie się zbytnio martwić na przyszłość. A my? Jeżeli zrobimy coś źle, będzie nas to męczyć przez tysiąclecia. Więc wolę raczej się nie mieszać, zbyt mało wiem o tej sprawie.
Ilever nie wyglądał na zadowolonego ich spóźnieniem, ale Dérigéntirh wiedział, że wróżbita tak naprawdę był zachwycony tym, iż nie przyszli wcześniej. Gdyby weszli do pomieszczenia w samym środku wróżby... wtedy dopiero mężczyzna byłby wściekły. Smok podejrzewał, że w jego mieszkaniu zapanowałby o wiele większy bałagan, niż był teraz. W dodatku już teraz zdawał się taki być, wyglądało na to, że wróżbita z frustracji rzucał kilkoma przedmiotami. Ale najważniejsze było, że podał im miejsce przebywania Setiana.
Podczas podróży do Valladonu w pewnym momencie odłączył się od nich Weihlonder. Po rozmowie z Dérigéntirhem odleciał w stronę Szepczącego Lasu, obiecując też, że będzie na niego czekać w Kryształowym Królestwie. Młodszy brat nie był pewien, na ile może być tego pewny, ale nie widział sposobu, aby zatrzymać niecierpliwego smoka. Był on o wiele od niego większy, zresztą i tak nie zamierzał przekonywać go w ten sposób. Najgorszą konsekwencją tego było to, że Dérigéntirh musiał teraz mieć na grzbiecie wszystkich melmaro, co stanowczo wydłużyło całą drogę.
Dérigéntirh spojrzał na zachmurzone niebo i musiał przyznać rację Loringowi. Ale skoro nieboskłon ma płakać, to nie może się wydarzyć nic dobrego. Smok spojrzał na melmaro, który zadał mu pytanie nurtujące go od dobrej chwili. Zdecydował się pomóc odnaleźć im zabójcę, ale nie zamierzał go osądzać. Nie znał się na ich świecie, ich kulturze. Była to jedna z niewielu spraw, o których Dérigéntirh nie miał zbytniego pojęcia.
- Podejrzewam, że będę przyglądał się temu z boku – odpowiedział w końcu. - Wadą długowieczności jest to, że ma się aż nazbyt wiele czasu na rozpatrywanie błędów. Wy życie przebiegacie, nie musicie się zbytnio martwić na przyszłość. A my? Jeżeli zrobimy coś źle, będzie nas to męczyć przez tysiąclecia. Więc wolę raczej się nie mieszać, zbyt mało wiem o tej sprawie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości