Strona 1 z 1

[Plac w Centrum]W potrzebie

: Pon Lut 20, 2012 12:42 pm
autor: Teanella
Tea zignorowała swoje przeczucia, uznając, że to tylko jej bujna wyobraźnia płata jej figle pod wpływem przeżyć i wiadomości, które przyniósł Carl. Dziewczynom udało się jakoś załagodzić rodzący się konflikt, ale atmosfera w grupie była dość gęsta. Demonica zrezygnowała z uzupełniania swojego dziennika i zwyczajnie położyła się spać, gdy tylko rozbili obóz, wykręcając się od kolacji brakiem apetytu.
W nocy obudził ją jakiś hałas, jakieś krzyki. Zanim rozbudziła się na tyle, by zrozumieć, że nie jest w zamku w Otchłani, a gdzieś w alarańskim lesie, dookoła pojawiło się kilku, może kilkunastu uzbrojonych mężczyzn. Choć nie miała pojęcia, co się dzieje, napastnicy nie wydawali się jakby mieli dobre zamiary, ale też nie chcieli ich chyba zabić, bo mogli to o wiele łatwiej uczynić po cichu. Tak czy siak, gdy dwóch z nich zainteresowało się Teą, nie miała zamiaru z nimi rozmawiać. Błyskawicznie oceniła, że w walce z nimi nie ma żadnych szans, bo jej umiejętność posługiwania się sztyletem jest raczej mierna w porównaniu z dwoma bandziorami. Zerwała się na równe nogi i rzuciła do ucieczki, porywając przy okazji swoje, rzeczy, ciesząc się, że nie ma tego wiele i nie zdążyła niczego wyjąć z torby. Przemknęła obok jednego mężczyzn, o włos unikając jego miecza, który zapewne poważnie uszkodziłby jej ramię. Biegła w stronę, gdzie zostawili konie, ale panowało tam chyba największe zamieszanie, więc skręciła w stronę drzew, które wcześniej widziała, w nadziei, że może łatwiej będzie się między nimi ukryć, a napastnicy nie będą jej specjalnie szukać. W końcu była tu tylko przypadkiem, jeśli jej przeczucia były słuszne. Nie zdążyła jednak do nich dotrzeć. Kilka kroków przed nimi poczuła nagle jak coś uderza ją w tył głowy i potworny ból przeszywający czaszkę, a potem straciła przytomność.

Ocknęła się w jakimś wozie. Dość szybko doszła do siebie, chociaż głowa strasznie jej ciążyła i miała wrażenie, jakby ktoś w jej wnętrzu założył kuźnię. Wnętrze pojazdu było właściwie puste. Prócz niej leżało tam kilka worków, dwie skrzynki i jej rzeczy, których z niewiadomych powodów bandyci sobie nie przywłaszczyli. Tea miała związane ręce, ale z przodu, nie na plecach, co dawało jej dość spore możliwości ruchu. Ostrożnie przeczołgała się na tył wozu i wyjrzała na zewnątrz. Był już dzień, choć demonica nie potrafiła na podstawie pobożnienia słońca określić pory dnia. Wydawało się więc, że była nieprzytomna no najmniej kilka godzin. Za nimi, po nieźle utrzymanej, choć wąskiej drodze, biegnącej przez las jechał jeszcze jeden, prawdopodobnie taki sam furgon, a obok uzbrojony strażnik. Demonica schowała się ponownie i zastanowiła nad sytuacją. Nie miała bladego pojęcia, czego od niej chcą, bo cała sytuacja jawiła jej się dość absurdalnie. Nie tak wyobrażała sobie napaść i porwanie, a sami napastnicy byli jakby zbyt ostrożni i zbyt… mili. W pewnym sensie. Mimo to nie zamierzała zostać tu, nawet gdyby dzięki temu mogła zaspokoić swoją ciekawość. Ta cecha jej charakteru rzeczywiście często popychała ją do robienia głupich rzeczy, ale nie aż tak.
Po pierwsze musiała uwolnić ręce. Nie było to w sumie trudne, po prostu skupiła się przez chwilę i nadpaliła sznur w odpowiednim miejscu. Sprawdziła swoje obrażenia. Rozbita głowa, otarte nadgarstki, ale nic wymagającego natychmiastowej pomocy. Gdy więzy sprawdziła zawartość swojej torby. Nie brakowało niczego, włącznie z sakiewką z pieniędzmi, co tym bardziej dało jej do myślenia. Otrząsnęła się jednak i jeszcze raz wyjrzała na zewnątrz oceniając swoje szanse na ucieczkę „w las”. Nie były one wielkie. Może udałoby jej się w ostateczności zastrzelić w łuku kilku mężczyzn, ale wyglądało na to, że tej osobliwej „karawany” pilnuje, co najmniej kilkunastu, jak nie więcej, niejeden miał w dodatku całkiem porządną zbroję. Westchnęła ciężko. W tej sytuacji jedynym wyjściem była chyba teleportacja. Biorąc pod uwagę warunki, skutki mogły być mało przyjemne. Miała rozbitą głowę, czuła pod palcami zaschniętą krew, choć rana nie wydawała się jakoś specjalnie poważna, to utrudniała jej skupienie się. W dodatku nie zdążyła w pełni odpocząć po poprzednim przeniesieniu i nie miała bladego pojęcia gdzie się obecnie znajduje, a przy jej zdolnościach magicznych źle to wyglądało. Wydawało się jej jednak, że nie ma innego wyjścia. Pomyślała jeszcze o swoich towarzyszach. Zostawienie ich tak na pastwę losu, bez słowa wydawało jej się podłe, ale nie miała możliwości przedostania się do drugiego wozu. W teorii mogłaby się tam też teleportować, w praktyce jednak różnica w zmęczeniu w zależności od odległości była niewielka, nie demonica prawdopodobnie nie dałaby rady tego powtórzyć, a już na pewno nie zabierając kogokolwiek ze sobą. Nie przy jej zdolnościach. Po za tym nie miała nawet pewności czy oni tam są, czy w ogóle są gdzieś w pobliżu, mogło stać się cokolwiek, podczas tych kilku godzin. Zresztą znała ich zaledwie kilka godzin, podczas których niewiele tak naprawdę rozmawiali. Uznała więc, że wybaczyliby jej tą ucieczkę i uspokoiła tym swoje sumienie.
Potem założyła torbę na ramię, a łuk na plecy i usiadła na podłodze, starając się maksymalnie skoncentrować mimo pulsującego bólu w czaszce.

Przypadkowy przechodzień, który spacerowałby sobie po Leonii nie patrzył raczej w gorę i nie obserwował dachów budynków. Gdyby jednak zrobił to na placu w centrum miasta i miał trochę szczęścia, mógłby ujrzeć jak na dachu, a właściwie jakąś stopę ponad nim, pojawia się znikąd odziana w zieloną suknię, czarnowłosa kobieta. Zaraz tez zwróciła na siebie uwagę wszystkich osób znajdujących się w okolicy, gdy upadła na dach i zjechała z niego, przy akompaniamencie głośnego, wysokiego wrzasku. Tea próbowała wprawdzie uczepić się jakoś dachówek, ale te próby spełzły na niczym. Ześlizgnęła się więc po dachu i upadla na brukowany placyk, dostarczając mieszkańcom nieco wątpliwej rozrywki i tematu do wieczornego plotkowania.
Przez dłuższą chwilę leżała tylko bez ruchu, dochodząc do siebie. Następnie spróbowała poruszyć się, ale jej nogą przeszył ból. Syknęła głośno przez zęby i spojrzała w tamtym kierunku niechętnie i tak jak się spodziewała, zobaczyła nogę wygiętą pod dość nieodpowiednim kątem. Na ile potrafiła to ocenić złamanie nie było specjalnie poważne, ale z pewnością wykluczało chodzenie. Podciągnęła się ostrożnie na rękach, do trochę wygodniejszej półleżącej pozycji. I spojrzała dookoła:
- Czy ktoś mógłby wezwać lekarza? – zawołała. – Pomocy!
Potem znów zerknęła na nogę i położyła się na bruku, wzdychając ciężko, a zaraz potem roześmiała histerycznie. Prawdopodobnie w oczach mieszkańców zachowywała się jak wariatka, ale nie przejęła się tym zbytnio. Dopiero zaczynał się drugi dzień w Alaranii, a przeżyła więcej niż przez ładnych kilka lat w Otchłani i z całą pewnością odniosła więcej obrażeń. Dwukrotnie teleportowała się w okropnym stylu, ściągając na siebie uwagę gapiów, przypuszczalnie poznała likantropa i dziwne rodzeństwo, przez które została napadnięta i porwana, a teraz leżała, niezdolna do ruchu, wyczerpana na placu, nie wiedząc nawet gdzie się znalazła. To był cud, że jeszcze żyła, a jeśli jej pobyt tutaj miał dalej wyglądać w ten sposób, to jej szanse na powrót do domu były istotnie bardzo niskie.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Pon Lut 20, 2012 6:38 pm
autor: Tuahall
[Poprzednia część]

Przeszła kilka kroków uliczką. Niestety, od razu usłyszała szybkie kroki i wołanie.
- Hej, ty! Ty tam! - przyspieszyła nieco swój chód, lecz to samo uczynił podążający za nią osobnik. Tuahall niemalże wbiegła za róg najbliższego domu i obejrzała się. Był to jeden z owych nieszczęsnych strażników, ciągnących wcześniej tamtego chłopaka. Nie miała pojęcia, czego on może od niej chcieć, ale nie chciała sprawdzać. Sam jej wygląd stwarzał duże podejrzenia, a bynajmniej nie mogła wytłumaczyć, kim jest... Nawet w innym przypadku, nie zamierzała opowiadać o sobie innym ludziom.
Prędko obróciła głowę i ruszyła dalej. Podeszwy jej butów uderzały o nierówny bruk w regularnych odstępach. Stuk-stuk, a dalej, z tyłu - ciężkie łup-łup podkutego obuwia strażnika. Zaczął biec, zrozumiała, gdy kroki przestały się rytmicznie powtarzać. Przeszła jeszcze niewielki odcinek i odwróciła się - akurat, by zobaczyć tuż przed sobą mężczyznę, który właśnie wyciągał broń. Jego twarz wydała się jej dziwnie znajoma... A co ważniejsze, on zmrużył oczy, jakby gdzieś już widział Ti. Nie było czasu. Przemieniona wydobyła swój miecz płynnym ruchem; wyprowadziła szybkie cięcie w nieosłoniętą pancerzem krtań. Gwardzista stęknął i osunął się na ziemię, unosząc dłonie do rozciętej szyi. Tuahall rękawem starła większą część krwi z ostrza. Nie miała pojęcia, kim był. Ale to on zawinił. Nie powinien jej atakować.
Gdy już miała się oddalić, jej uwagę zwrócił ktoś, kto wcześniej musiał podążać w pewnej odległości za nią. Przeklęty, czarnowłosy młodzieniec, którego widziała wleczonego w okolicach mijanej karczmy, później zaś w bramie. Demonica splunęła i zaczęła biec.
Wpadła na pełen ludzi plac. Nie mogła wmieszać się w tłum, górując nad większością ludzi. Pewnie poradziłaby sobie z tamtym, ale zabijanie bynajmniej nie sprawiało jej przyjemności. Jeszcze by się zaczął drzeć i sprowadził więcej osób. Wolała, aby chłopak po prostu o niej zapomniał.
Na środku placu leżała krzycząca dziewczyna. Okazja idealna. Tuahall prędko nachyliła się nad nią, równocześnie przestając być tak łatwo widoczną, uspokoiła najbliższego przechodnia skinięciem głowy i podniosła nieznajomą, jakby ta nie ważyła nic. Miała nadzieję, że obca nie zacznie jeszcze głośniej wrzeszczeć. Posłała jej przeciągłe, wymowne spojrzenie czerwonego oka - spokojnie, a nic ci się nie stanie. Pod pretekstem ratunku dla dziewczyny, nie wzbudzając większych podejrzeń, oddaliła się w jeszcze inną uliczkę, potem następną, klucząc dla zmylenia ewentualnego pościgu. Dopiero po pewnym czasie niezbyt wprawnie posadziła porwaną przez siebie osóbkę na ziemi.

Cóż... z pewnością dla samej Teanelli było to bardzo dziwne wydarzenie.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Pon Lut 20, 2012 7:34 pm
autor: Solve
Solve podążał za nieznaną kobietą z mieszanymi uczuciami. Przecież to nie w jego stylu tak śledzić ludzi... A co, jeśli weźmie go za wroga i postanowi go zaatakować? Nie... To na prawdę nie był dobry pomysł. Ale przecież nie jest to znowu tak daleko. Podniósł wzrok, żeby znów spojrzeć na wysoką postać kilkaset metrów przed nim. Coś tu jest nie tak... Nagle zobaczył, że zza rogu wyszedł strażnik Leonii. Czy... czy ona? Ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się, jak kobieta zabiła tamtego. No to trafił cudownie... Jak on kocha ludzi, którzy mogą mordować sobie innych, jakby to była codzienna czynność. Nieee... on jej tego nie odpuści! Przecież to strażnik prawa! Chłopak przyspieszył kroku, starając się dogonić kobietę. Co chwilę wpadał na jakichś przechodniów, ignorując jednak ich obelgi. Wreszcie wyszedł na centralny plac. Tłum ludzi przyglądał się jakiejś kobiecie, leżącej na ziemi. Zdaje się, że ma złamaną nogę, normalnie kończyny nie są odgięte w taki sposób.

Nieee... Czy ta kobieta jest szalona? Czemu podniosła tamtą jak gdyby nigdy nic? Po jaką cholerę? Chłopak aż prychnął śmiechem, widząc co tamta wyprawia. Zaczął biec, nie spuszczając nieznajomej z oczu, co wcale nie było takie trudne. Skręciła, no jasne, już się zorientowała, że ją śledzi... Gdy wbiegł w mniej zaludnioną uliczkę zaczął biec. Dobrze, że nikt tego nie widzi, bo normalny człowiek nie mógłby chyba tak pędzić. Wypadł zza rogu i zobaczył wreszcie tamtą kobietę. Doskoczył do niej i zagrodził jej dalszą drogę.

Przyglądał się przez chwilę jej i tej okaleczonej. W sumie pewnie ta kobieta jest od niego silniejsza. No cóż... może akurat ma szczęście i obca jest jej sztuka magiczna. Z jego palców kapnęło kilka kropel wody. Nieświadomie użył magii, instynktownie pokazując jej, że lepiej go nie atakować. Nie wiedział, do czego jest zdolna, w końcu przed chwilą z zimną krwią zamordowała drugiego człowieka, który wykonywał tylko swoją pracę.

Ugiął kolana, można by go teraz porównać do polującego tygrysa...
- Dlaczego zabiłaś tamtego człowieka? - spytał spokojnie - Wiesz, że powinienem cię teraz zgłosić strażnikom, ale jestem ci winien wolność... - rzekł cicho i spojrzał na ranną kobietę. - I czemu, u licha, bierzesz z placu jakieś połamane kobiety? - mimowolnie się zaśmiał, tamta sytuacja naprawdę była groteskowa. - Czy jesteś człowiekiem zdrowym na umyśle? - spytał zupełnie poważnie.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Pon Lut 20, 2012 8:41 pm
autor: Teanella
Gdy tak leżała, otoczona tłumkiem gapiów, nagle zbliżyła się do niej jakaś wysoka postać o jasnych włosach i pochyliła nad nią. Tea zdążyła dostrzec blado czerwone oko i okaleczone usta, zanim kobieta po prostu wzięła ją na ręce. Nie dała jej szansy się odezwać, więc tylko ponownie wciągnęła powietrze przez zęby, gdy ból przeszył nogę. Chciała już protestować, bo wolałaby poczekać na lekarza na miejscu. Pomysł ruszania się gdziekolwiek z tą nogą, nawet nie o własnych siłach, wybitnie jej się nie podobał. Kobieta jednak posłała jej wymowne i nieco przerażające spojrzenie, więc demonica zamilkła, zaciskając zęby. Mogło być w końcu jeszcze gorzej, choć nie rozumiała całej tej sytuacji. Jasnowłosa poruszała się wąskimi uliczkami i Tei wydawało się, że kluczy. Po co jednak miałaby to robić? Kilka zakrętów dalej posadziła demonicę na ziemi, ale tym razem dziewczynie wyrwał się cichy okrzyk bólu. Rozejrzała się dookoła, ale naprawdę nie wyglądało na to, żeby mogły znaleźć tu lekarza.
-Co się tu dzieje? – zwróciła się do kobiety zdezorientowana i zmrużyła podejrzliwie oczy.
W tym momencie z przeciwnej strony, pojawił się w uliczce ciemnowłosy mężczyzna. Z jego palców kapnęło kilka kropel wody, a przynajmniej tak to wyglądało z tej odległości. Potem ugiął kolana i przybrał przyczajoną postawę, która coś demonicy przypominała, ale nie mogła przypomnieć sobie, co to było.
Tea przysłuchiwała się jego słowom z rosnącym zdziwieniem, ale tez niepokojem. Nie po to przecież uciekała od porywaczy, żeby dać się teraz zamordować w zaułku jakiejś istocie, o której nie miała najmniejszego pojęcia. Po dziewczyna nie potrafiła dopasować stojącej przed nią kobiety do żadnej z ras, o których czytała. Gdy jednak mężczyzna wspomniał o niej i zaśmiał się , skierowała zirytowany wzrok zielonych oczu na niego.
-Uważasz, że to zabawne? – warknęła. Sięgnęła do torby i wymacała w niej sztylet. Sytuacja była nieco absurdalna i mocno demonicę niepokoiła, więc wolała mieć coś ostrego pod rękę, a strzelanie z łuku w pozycji, w której siedziała było niewykonalne.
-Żądam wyjaśnień. Co tu się dzieje? – powtórzyła następnie stanowczo, wbijając wzrok w czerwonooką istotę. Może w tym momencie brzmiało to dość dziwnie, ale była szlachecką córką, demonicą i potrafiła walczyć o swoje. Potrzebowała lekarza, a nie jakiejś rozróby w zaułku i była już w wyjątkowo podłym humorze.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Wto Lut 21, 2012 10:16 am
autor: Tuahall
Cóż, odłożyła kobietę na ziemię. Była ona potrzebna Tuahall wyłącznie jako pretekst do nagłego opuszczenia placu, wszak mało kto z ewentualnie zaalarmowanych strażników pomyślałby, że niedoszła morderczyni próbuje teraz bezinteresownie pomóc rannej dziewczynie. Niestety... Młodzieniec z bramy znów pojawił się tuż przed nią. Ti parsknęła i cofnęła się szybko kilka kroków.
Wypowiedział dość złożone, jak dla niej, zdania; Przemieniona nie była przyzwyczajona do zwrotów bardziej skomplikowanych niż rzucane najczęściej przez straż bądź jakichś rzezimieszków polecenia "Stój!", "Zatrzymaj się!", czy "Rzuć broń"(do których, nawiasem mówiąc, nigdy się nie stosowała). Ponadto, sama nie mówiła, co tylko pogarszało jej znajomość znaczenia poszczególnych wyrazów. Musiała chwilę zastanowić się nad sensem jego słów - któż zaś wie, co on mógł w tym czasie zrobić? Demonica bardzo sugestywnie trzymała dłoń w okolicach rękojeści miecza, jednocześnie intensywnie myśląc.
Zrozumiała ogólny sens jego wypowiedzi. Miał pretensje o zabicie strażnika, uważał, że zawdzięcza jej wolność?, miał pretensje o zabranie kobiety, uważał, że Tuahall jest... bodajże chora na głowę? Raz czy dwa zdarzyła się jej taka sytuacja; ktoś zauważył na przykład ciało, a potem, choć na szczęście nie sprowadzał straży, nie chciał po prostu jakby nigdy nic zniknąć z jej drogi. "Zainteresowanie" zabójstwem było dość naturalnym ludzkim zachowaniem, ale Ti musiała się jeszcze wiele nauczyć. Ponadto siedząca na ziemi dziewczyna również zaczęła coś mówić...
Noga chyba ją bolała, acz Przemieniona nie miała w ogóle pojęcia, co należy z tym zrobić. Nigdy sobie niczego nie złamała, a nawet jeśli, nie wiedziała o tym, bo i tak musiała zostawić uraz na łaskę losu. Uznała, że skoro obcy mężczyzna nie uważa porywania tamtej z placu za dobry pomysł, sam będzie wiedział lepiej, co z nią zrobić. Patrząc na młodzieńca, z cichym pomrukiem wskazała głową na Nemoriankę, jakby chciała mu coś zasugerować.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Wto Lut 21, 2012 3:35 pm
autor: Solve
Uśmiechnął się do niej, prostując ciało.
- Taaak...- przeciągnął słowo - Uważam, że to śmieszne. Wiesz, nie na co dzień zabiera się z placu głównego ranne osoby ot tak, czyż nie? - spytał retorycznie. Rozbawiła go ta kobieta, czepia się o to, że się uśmiechnął i na dodatek jeszcze ma zamiar go atakować. Chłopakowi oczywiście nie uszedł uwagi ruch dziewczyny.- Hmmm, myślę, że w obecnej sytuacji nie byłabyś w stanie się bronić, a co dopiero atakować. - zauważył i spojrzał w niebo, pragnąc zorientować się, która to godzina. Słońce powoli kończyło swą wędrówkę po nieboskłonie. Pierzaste chmurki mieniły się różnymi kolorami, poczynając od żółtego, a kończąc na fioletowym.
Chłopak westchnął.
- Jak będziesz miła, to ci pomogę. Znam się co nieco na nastawianiu złamanych kończyn.- powiedział. - A przy okazji, czy mógłbym poznać twe imię?- ukłonił się z galanterią - Mówcie mi Solve.
Znów rzucił okiem na wysoką kobietę, która wydawała się niezbyt rozumieć to, co mówi. Przyjrzał jej się dokładniej. No, piękna to ona nie była na pewno. Pomijając już figurę... czy jemu się zdaje? Czy brakuje jej kawałka warg i... nie, to chyba zwidy. Przecież kobietom na ogól nie odcina się języka! Zastanowił się przez chwilę.
- Czy... umiesz mówić? Jak masz na imię? - czuł się dosyć głupio formułując takie prosty wypowiedzi. Byłoby ciekawie, gdyby ta jednak mówiła, wyszedłby na kompletnego idiotę!

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Wto Lut 21, 2012 5:41 pm
autor: Teanella
Jasnowłosa kobieta nie zareagowała ani na słowa mężczyzny, ani na jej pytania. Jej dłoń powędrowała w kierunku rękojeści miecza, jednak póki co nie sięgnęła po broń. Wyglądała jakby rozmyślała intensywnie nad wypowiedzią czarnowłosego.
Ten z kolei uśmiechnął się do Tei, prostując i wyjaśnił powód swojego rozbawienia. Demonicy nadal się to nie podobało. Może sytuacja faktycznie jest niecodzienna, ale kto śmieje się z rannych? Nie skomentowała jednak jego zachowania, nie chciała wdawać się w dyskusje. Następnie mężczyzna zaproponował pomoc, wprawdzie pod warunkiem, że „będzie miła”, co w pierwszym momencie ponownie ją zirytowało. Po chwili jednak zrozumiała, że on przecież nie wie, w jakiej sytuacji się znalazła i co ostatnio przeszła, więc nic nie usprawiedliwia jej zachowania.
Ukryła na chwilę twarz w dłoniach, próbując jeszcze raz zanalizować sytuację, uspokoić się nieco i wmówić, że wszystko na pewno dobrze się skończy i kiedyś będzie się z tego śmiała. Ostatecznie czarnowłosy, chyba nie chciał jej skrzywdzić. Nie wyglądał też jakby specjalnie chciał atakować kobietę, która ją tu przyniosła. Ona również jeszcze nie zrobiła nic, co wskazywałoby, by planowała kogoś mordować. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
W tym czasie mężczyzna zdążył ukłonić się i przedstawić. Tea opuściła ręce i spojrzała na niego z delikatną skruchą.
-Przepraszam za moje zachowanie- powiedziała. –Po prostu… Trochę ostatnio przeszłam i nie jestem sobą. Na imię mi Tea.
Uznała, że obszerniejsze wyjaśnienia, nie będą potrzebne. Nie zamierzała się w końcu zwierzać obcym osobom w takich okolicznościach. W jakimś dogodniejszym miejscu i z opatrzoną nogą - czemu nie? Ale nadal leżała na bruku w zaułku, wolała się więc streszczać. Może dzięki temu szybciej ją stąd zabiorą.
Solve zmierzył wzrokiem wysoką kobietę, a potem zadał dość oryginalne pytania, jak na początek znajomości. Tea także przyjrzała się jej uważniej, choć widok do najprzyjemniejszych nie należał i czekała na jej odpowiedź. Jeśli ona rzeczywiście nie mówi, to sytuacja byłaby niemal jasna. Prócz tej sytuacji z mordowaniem strażnika, ale w tym momencie Nemoriankę nieszczególnie interesował los jakiegoś hipotetycznego gwardzisty.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Śro Lut 22, 2012 7:44 pm
autor: Tuahall
Ludzie rozmawiali między sobą, co nie wydawało się Ti szczególnie interesujące. Jednak po chwili obydwoje, jak na komendę, spojrzeli na nią, a Solve zadał zasadnicze pytanie. Ale przynajmniej proste. Bystrzak. Tuahall przekrzywiła głowę i spojrzała uważnie na dwójkę.
- Ti - rzuciła gardłowym głosem. Artykuacja tego dźwięku w zupełności wystarczała za całą odpowiedź. Cóż, zdrobniałe miano własnej osoby było jednym z bardzo nielicznych słów, jakie kobieta mogła z siebie wydobyć. Ale czemu, do licha, tak się na nią gapili? Czyżby nie pasowało im, że demonica nie dorównuje im urodą?
Parsknięciem zbyła mężczyznę i zerknęła w poprzednią uliczkę. W ich stronę szła jakaś młoda para, świergotali do siebie, najszczęśliwsi pod słońcem i wydawali się świata poza sobą nie widzieć. Jakoś zabolało to Ti, ale nie dała po sobie tego poznać. Po raz kolejny spojrzała na Solvego. Czy miał zamiar konwersować z tą tutaj, czy może jednak jej pomóc? Przemieniona uznała, że najlepiej mieć już z tym wszystkim spokój, ponownie podniosła Teę i wskazała chłopakowi kierunek marszu - budynek, który pachniał ziołami i chorobą, przychodził więc do głowy Tuahall jako miejsce, gdzie być może zajmą się dziewczyną. Jeśli tamta znowu zacznie marudzić, Ti z chęcią ją tutaj zostawi. I tak czuła się dziwnie, nie porzucając jej od razu. Pozostawało żywić nadzieję, że któreś z nich zna pismo runiczne i rozpozna wyryte na rękojeści sztyletu imię Gerbena... być może wiedzą coś na jego temat, a w takim wypadku demonica była gotowa zapłacić każdą cenę za informację o czarodzieju.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Pon Lut 27, 2012 1:17 pm
autor: Solve
Solve skinął głową, gdy Ti wskazała na szpital. Nie jest chyba jednak kompletnie pozbawiona rozumu. Zaraz jednak przypomniał sobie zasady, którymi jako dżentelmen powinien się kierować. Nie ważne jaka - czy brzydka, czy ładna, czy stara, czy młoda, kobieta zasługuje na szacunek i powinno się ją wyręczyć.
- Proszę, ja ją poniosę. - powiedział z galanterią i delikatnie przejął kobietę. Dla niego także nie stanowiła żadnego ciężaru, wszak jako tygrysołak był obdarzony nadzwyczajną siłą.
Zerknął teraz z ukosa na kobietę, która przedstawiła się jako Tea. Bez wątpienia była ładna. Jej oczy niemalże hipnotyzowały chłopaka. Szybko jednak odwrócił wzrok. Nie dajmy się zwariować! A co jeśli ona chce go zauroczyć - rzecz jasna chodziło mu o magię?
Skierował się w stronę szpitala, by zaraz stanąć przed bramą ośrodka publicznego.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Wto Lut 28, 2012 7:20 pm
autor: Teanella
Jedynym co uzyskali ze strony czerwonookiej kobiety była jedna sylaba - Ti. Jako, że ciężko było uznać, że to odpowiedź na pytanie odnośnie jej umiejętności mówienia, Tea założyła, że to jej imię. Więc Solve miał rację. Ti parsknęła jeszcze w jego stronę i odwróciła się w zajrzeć z jedną z uliczek. Potem odwróciła się z powrotem do nich, spojrzała na czarnowłosego i znów zbliżyła się do demonicy. Ta spróbowała zaprotestować cicho, ale kobieta już podniosła ją z ziemi. Westchnęła w duchu, krzywiąc się z bólu. Byle tym razem zaniosła ją do lekarza.
Po chwili przejął ją Solve. Tea czuła się w tej sytuacji dość niezręcznie, trochę jak zbędny bagaż. Miała jednak nadzieję, że szybko dotrą do kogoś, kto nastawi jej nogę, opatrzy i będzie mogła już, przynajmniej częściowo, jakoś sobie radzić. Zastanawiała się też, jak to się dzieje, że nie może natrafić na zwyczajnych mieszkańców. Wydawało się, że przyciąga jakieś interesujące indywidua. Gdy tak przypatrywała się mężczyźnie z bliska również miała wrażenie, że nie jest zwyczajnym obywatelem. W końcu nie każdy się tak zachowuje. Miał też nietypowe, przenikliwe szarobłękitne oczy.
-Tak właściwie… gdzie jesteśmy? –zapytała cicho, na chwilę prze tym jak stanęli przed jakąś bramą. Demonica miała nadzieję, że tu ktoś się nią zajmie.

Re: [Plac w Centrum]W potrzebie

: Sob Mar 10, 2012 4:08 pm
autor: Tuahall
Ledwie Tuahall ruszyła, już ów Solve odebrał jej niesioną dziewczynę. Przemieniona nie miała pojęcia, o co mu chodzi, ale że nie chciał zrobić jej samej krzywdy, nie uznała tego za wielki problem. Jako iż była bardzo silna, po prostu nie rozumiała, że młodzieniec chce ją wyręczyć - dla Ti Teanella nie ważyła prawie nic.
Cała sytuacja wyniknęła jako dość nietypowa, demonica stwierdziła jednak, że dobrze będzie zabrać czarnowłosą do kogoś, kto się nią zajmie. By osiągnąć cel swej wędrówki, nie musieli iść zbyt długo.
Albinoska spojrzała przenikliwie na przygodnie spotkaną dwójkę, gdy stanęli już pod właściwą bramą. Nie wiedziała jeszcze, co o nich myśleć. Tę ze złamaną nogą w sumie już zaakceptowała - Teanella przecież nie wyglądała na groźną. Znacznie większą nieufność Ti wykazywała w stosunku do mężczyzny, ale póki co nie dał jej żadnych powodów do agresji. Z jakiegoś powodu poszedł za nią i tyle; cóż, póki co warto zabrać dziewczynę do środka, a potem się zobaczy.
Tuahall pchnęła skrzydło bramy.

[Teanella, Solve, Tuahall - ciąg dalszy]