Turmalia[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Wzruszył lekko ramionami i tak samo lekko uśmiechnął się do niej krótko po tym, jak skomentowała jego pożegnanie z Mikaelem.
         – Niech się cieszy, że nie zrobiłem czegoś, co spowodowałoby trwały uszczerbek na jego ciele – odezwał się, w ogóle nie przyjmując się tym, że przez pewne osoby mogłoby być to uznane za groźby. Saszkiawaland najpewniej nawet nie podejrzewał tego, co Fenrir myślał sobie o jego osobie i, gdyby w dalszym ciągu przebywali w jednym pomieszczeniu, mogłoby się to źle skończyć. Źle dla lichwiarza, oczywiście.
Smokołak odprowadził go wzrokiem i znowu się uśmiechnął, gdy dotarło do niego, że jest to najpewniej ostatni raz, gdy spotkał tego człowieka. Nawet nie musiał pytać o to, czy Sanaya poczuła coś podobnego, bo po prostu wiedział, że właśnie tak było.
         – Gdybyś teraz mi tu padła, wziąłbym cię w ramiona i zaniósł do jednej z karczm w mieście. Wynająłbym tam pokój, zaniósłbym cię do niego i położył na łóżku – powiedział po chwili, głosem jakby w ogóle nie było to dla niego coś trudnego do zrobienia. Miał tylko dwie ręce, więc całkiem możliwe, że podszedłby do karczmarza, powiedział mu o pokoju i poprosił, aby zaprowadził go do tego pokoju i otworzył drzwi. Wtedy położyłby alchemiczkę na łóżku, a gospodarzowi zapłacił odpowiednią kwotę za zajęcie pokoju przez noc. Jednak wyglądało na to, że do tego nie dojdzie.
Ruszyli w stronę wyjścia. Czuł na sobie spojrzenia mężczyzn zgromadzonych w magazynie, w końcu usłyszał też jednego z nich. Odpowiedziała mu kobieta, chociaż i tak nie użyła do tego słów. Później oboje wyszli z magazynu i skierowali się w stronę jednej z karczm. Znowu pozwolił na to, żeby było to kwestią wyboru Sanayi.

Drogę przebyli w milczeniu. Domyślił się, że kobieta nad czymś rozmyśla i nie chciał jej przerywać, więc sam też zaczął myśleć o paru rzeczach, przy okazji obserwując drogę przed nimi. Był już późny wieczór, właściwie słońce już zaszło, więc mieli większą szansę na to, że trafią na jakichś rzezimieszków. Chociaż, persony tego typu powinny zrezygnować z podejścia do nich już po tym, jak zobaczą Fenrira i jego broń. Ich małe móżdżki powinny podsunąć im myśl, że taka osoba jest dla nich zbyt niebezpieczna i próba okradnięcia go może skończyć się dla nich naprawdę źle.
Na szczęście, głównie dla tych drobnych bandytów, smokołak i alchemiczka dotarli do karczmy bez problemów. Chciał zapłacić za nocleg, naprawdę chciał to zrobić, jednak Tai pierwsza wyciągnęła rueny.
         – Mogłaś pozwolić mi na opłacenie pokoju – powiedział do niej krótko po tym, jak odebrała klucz od gospodarza. Nie powiedział tego z wyrzutem, jednak uważał, że gdy przebywa w jego towarzystwie, to on powinien uiszczać wszelakie opłaty związane z posiłkami, noclegiem i innymi rzeczami.

Wszedł do pokoju zaraz za nią, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał się po pokoju i podszedł bliżej łóżka. Odpiął pas z pochwą, w której spoczywał jego miecz i umieścił przy szafce nocnej po tej stronie łóżka, na której będzie spał. Teraz, zamiast zacząć zdejmować części zbroi, po prostu użył medalionu, żeby je tam przechować. Został w koszuli, spodniach i butach.
         – Zrób trochę miejsca dla mnie – powiedział do Sanayi, uśmiechając się przy okazji. Po chwili zrobił to, co wcześniej zrobiła ona sama. Stanął plecami do łóżka i przewrócił się na nie, lądując tuż obok niej.
         – Bywało gorzej – odparł, gdy już zdążył chwilę poleżeć. Przypomniał sobie te wszystkie razy, gdy musiał spać na ziemi albo nawet na gołym kamieniu.
         – To… gdzie udamy się jutro? - zapytał po chwili ciszy, która pojawiła się w pokoju.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - Mmm, jesteś prawdziwym rycerzem w lśniącej zbroi - zapewniła Fenrira z uśmiechem, gdy ten bez większego zastanowienia zaproponował, że mógłby ją ponieść w razie gdyby sama nie była w stanie iść. To było naprawdę urocze i wprawiło ją w doskonały nastrój. Przez moment nawet rozważała, czy nie skorzystać z nadarzającej się okazji i nie wprosić mu się na ręce, ale uznała, że nie będzie go męczyć - on również dostał w kość tą całą bieganiną. Teraz czekał ich zresztą tylko spacer do karczmy i będą mogli odpoczywać ile dusza zapragnie.

        - Kiedyś mi się zrewanżujesz - uznała alchemiczka, gdy Fenrir zakwestionował płacenie przez nią w karczmie. To było dla niej jakieś takie odruchowe, by sięgać od razu po sakiewkę, jeszcze nie przyzwyczaiła się do partnera, który zachowywałby się w ten sposób.
        - Jesteś bardzo szarmancki - zapewniła go jeszcze szeptem, nim weszli do pokoju. Cieszyło ją to, bo jak chyba każda kobieta lubiła być adorowana i wiedzieć, że jej partner poczuwa się do obowiązku dbania o nią. Fenrir zaś na prawie każdym kroku sprawiał, że robiło jej się bardzo miło. Była przy nim szczęśliwa.

        San chwilę zwlekała z odpowiedzią na prośbę swego ukochanego - najpierw przez moment przyglądała mu się z uśmiechem. Nie przeciągała jednak struny i po chwili złożyła ręce i przeturlała się na bok. Patrzyła z zainteresowaniem, jak Fenrir ustawia się plecami do posłania, tak jak ona wcześniej, a zaraz potem przewraca się na łóżko. Leżąca blisko niego alchemiczka lekko podskoczyła na sienniku przy kontrolowanym upadku swojego chłopaka, co wywołało jej lekki chichot. Zaraz przysunęła się jeszcze odrobinę do smokołaka i wtuliła w niego.
        - Nim się spotkaliśmy, planowałam wracać do siebie - przyznała z pewną powściągliwością. - I w sumie nadal tak myślę… Ale jeśli masz jakiś ciekawszy pomysł, chętnie posłucham - zapewniła. - Nie chcę jednak zostawać tutaj, bo pewnie bym nie wytrzymała i poszła opieprzyć Shana, a nie chce mi się tym zajmować. To dorosły facet, nie będę go niańczyć i pouczać. Jestem na niego obrażona, bo to przez jego głupotę mieliśmy dzisiaj tyle kłopotów - dodała. - Ale dziękuję za to, że biegałeś dzisiaj ze mną po całym mieście za tymi dokumentami. Ja już w którymś momencie prawie straciłam cierpliwość, a co dopiero ty… Swoją drogą, ciekawe, co jest w tej sakiewce…
        San jakby dopiero teraz przypomniała sobie o zachęcie do trzymania języka za zębami, jaką dostała od Saszkiawalanda. Sięgnęła więc po woreczek, który schowała wcześniej do kieszeni i rozsupłała spinający go sznurek. Zerknęła do środka, lecz w tym świetle prawie nic nie widziała, więc wysypała jego zawartość na dłoń. Z sakiewki wypadło kilka złotych i srebrnych monet oraz niepozorne na pierwszy rzut oka wahadełko. Na pierwszy rzut oka…
        - O! - Sanaya wyglądała na bardzo zaskoczoną. Odłożyła monety na kołdrę i skupiła się na wahadełku. Była to dość prosta ozdoba na łańcuszku, coś, co absolutnie nie zwróciłoby uwagi na straganie z biżuterią. Dla maga czy alchemika była to bardzo cenna błyskotka.
        - To jest wahadło Stangra - oświadczyła San. - Gdy ustawi się je nad źródłem magii zaczyna się kiwać na boki, im mocniej tym mocniejsze źródło. To bardzo pomocna błyskotka dla takich osób jak ja, które nie mają zbyt rozwiniętego zmysłu magicznego i tak naprawdę nie do końca zajmują się czarowaniem tylko wykorzystują magię do zaklinania albo przemian… Ale mi się trafiło - ucieszyła się, oplatając łańcuszek wahadełka wokół dłoni.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Objął ją ramieniem, gdy wtuliła się w niego. Po chwili usłyszał odpowiedź na pytanie, które jej zadał.
         – ...Nic nie przechodzi mi do głowy. Wydaje mi się, że najpierw powinniśmy upewnić się, że twoje dokumenty znajdują się w bezpiecznym miejscu – powiedział na początku. Chyba nie musiał dodawać, że takim miejscem niezaprzeczalnie był dom alchemiczki, w końcu zawartość kasetki należała do niej i była bardzo ważna dla wyżej wymienionej osoby.
         – A tego to on sam mógłby nie wytrzymać – dodał z uśmiechem po tym, jak San wspomniała o upominaniu Shana, między innymi, za całą tę sytuację z kasetką. Nie chciał wspominać, że w trakcie tej bieganiny miał ochotę na pobicie Saszkiawalanda lub kogoś innego. Na szczęście, przeszło mu to, zanim zdążyło przejść nad nim kontrolę i spowodować, że naprawdę kogoś by pobił, albo nawet zabił. Chociaż... nie było tak źle, żeby zdenerwowanie działało na niego, aż tak źle.

Zaczął patrzeć na nią zaciekawionym spojrzeniem, gdy wspomniała o sakiewce, którą dał jej Mikael. Fenrir spodziewał się, że będą tam wyłącznie pieniądze, jednak prawda okazała się inna.
Z zaskoczeniem widocznym w oczach, przyglądał się wahadełku wyjętym przez alchemiczkę. Ona musiała pochwycić to spojrzenie, bo po chwili wytłumaczyła mu, co to jest i jak działa. Dobrze, że to zrobiła, chociaż gdyby tak nie było, smokołak najpewniej zacząłby zadawać pytania na temat tego przedmiotu, zaczynając od „Co to jest?”.
         – O, to bardzo ci się przyda – odezwał się, kiedy ona przestała mówić. Właściwie, teraz cieszył się, że w worku nie znajdowały się wyłącznie monety. Takie wahadło mogłoby być dla niego nieprzydatne, jednak San bardzo się ucieszyła z tego, że je tam znalazła.

         – Musimy zmienić pozycję, jeżeli mamy iść spać – powiedział do niej i krótko po tym wziął w ramiona. Podniesienie Sanayi nie sprawiało mu problemów, nie dość, że był silnym mężczyzną, to ona sama nie ważyła dużo. Położył ją na łóżku, głową na poduszce. Oczywiście, nie musieli jeszcze iść spać, jednak teraz nawet zwykłe leżenie powinno być wygodniejsze. Po chwili położył się obok niej i złożył namiętny pocałunek na jej ustach.
         – Wiesz, jutrzejsza podróż nie będzie długa, w końcu mogę zmienić się w latającego jaszczura i takie tam – powiedział z uśmiechem. Właściwie, od momentu ucieczki z tego dziwnego więzienia, w ogóle nie zmieniał się w smoczą postać, jakby coś w jego umyśle sprawiało, że czuje niechęć w związku z tym, przez co nie czuje potrzeby przemiany i, może nawet, nie chce jej czuć. Miał nadzieję, że jutro uda mu się to pokonać. Chciał, żeby to się udało.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya miała to do siebie, że na tematy alchemiczne mogła mówić bez końca, a do takich zaliczał się również jej przypadkiem nabyte wahadełko. Przez to Fenrir musiał wysłuchać jej tłumaczeń, czy tego chciał czy też nie, skoro jednak sam był zainteresowany cóż to za znalezisko skrywało się w sakiewce od Saszkiawalanda, tym lepiej dla obojga.
        Alchemiczka, gdy już napatrzyła się na swój cenny łup, zsunęła zwoje łańcuszka z dłoni i schowała wahadełko z powrotem do sakiewki. Wyłuskała też monety spomiędzy pościeli i dorzuciła je do woreczka, a gdy już wyzbierała wszystko, zaciągnęła sznureczki i odłożyła je gdzieś na bok, bo póki co nie były jej potrzebne. Przyszło jej jeszcze do głowy, że mogła sprawdzić czy przyrząd na pewno działa tak jak powinien, ale zrezygnowała z tego pomysłu: nie wiedziała jakie są przepływy magii w karczmie, w której się znajdowali, więc byłby to strzał na ślepo, bez żadnej wartości informacyjnej. Z wszelkimi próbami zdecydowała się poczekać do powrotu do domu: tam wiedziała doskonale gdzie znajdują się najsilniejsze źródła, a gdzie tak zwane "suche pola" - w końcu skoro budowała ten dom od podstaw, miała okazję usytuować go tak, by mieć w nim dogodne warunki do prowadzenia przemian bez konieczności wychodzenia z pracowni. Cała okolica włącznie z ogrodem została sprawdzona pod kątem przepływu magii i nawet gdzieś w stertach papierzysk musiała istnieć stworzona wtedy mapa, na podstawie której będzie można stwierdzić czy odczyty z wahadełka będą poprawne. San już się cieszyła na myśl, że wkrótce będzie mogła to sprawdzić.
        Sanaya wydała z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, gdy Fenrir ją objął i podniósł jak suchą gałąź, ale wcale mu się nie wyrywała, wręcz przeciwnie - objęła go za szyję i pozwoliła się przenieść, choć przez moment zupełnie nie wiedziała co też smokołak zamierza. Gdy już leżała wzdłuż łóżka wcale nie wpuściła zmiennokształtnego z objęć, bo jakoś podświadomie czuła, że on położy się zaraz obok niej. Z przyjemnością odwzajemniła jego pocałunek, a gdy ten ustał, zaczęła głaskać swojego chłopaka po głowie i plecach.
        - Dobrze - zgodziła się z tym, jaki plan przedstawił na podróż następnego dnia. - To na pewno będzie wygodniejsze... Jesteś przekonany, że dasz radę? Nie chcę, byś robił coś ponad swoje siły, skoro tak dawno się nie przemieniałeś...
        San nadal miała w pamięci ich rozmowę z rana, gdy Fenrir przyznał jej się, że po ucieczce od łowcy zmiennokształtnych czuł opór przed zmianą formy.
        - Oczywiście wiesz, że ja cię wesprę bez względu na wszystko - zapewniła tak jak za pierwszym razem. - A w razie czego możemy wracać tradycyjną drogą, przecież nigdzie nam się nie spieszy.
        Alchemiczka złożyła kilka pocałunków na twarzy swego ukochanego, a na końcu pocałowała go w usta.
        - Powinieneś dobrze wypocząć - uznała w końcu. - Wiem, że po przemianie to nie będzie dla ciebie żadna odległość, ale po co masz sobie życie utrudniać, dzisiejszy dzień był dla nas obojga męczący. Odbijemy sobie wszystko już u mnie, obiecuję - zapewniła i na zachętę po raz kolejny go pocałowała.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Tym przeniesieniem jej na inny obszar łóżka zaskoczył ją, chociaż nie miał zamiaru tego zrobić. Sanaya nie sprzeciwiała się temu, w końcu nie chciał zrobić niczego złego, poza tym możliwe, że była ciekawa, co też kombinuje. Szybko pozbył się butów przed położeniem się obok alchemiczki. I tak niedługo powinni iść spać, więc tak czy inaczej musiałby je zdjąć. Co prawda były one częścią jego zbroi, jednak nie znikły razem z hełmem, napierśnikiem, naramiennikami i karwaszem połączonym z rękawicą, który nosi na ręce nieporytej smoczą łuską zapewniającej jej ochronę na poziomie zbroi. Przy ściąganiu butów musiał się trochę postarać, bo San nie miała zamiaru go puścić, nawet gdy już znalazła się na łóżku i z głową na poduszce. Dobrze, że udało mu się zostawić je na podłodze na chwilę przed tym, jak go pocałowała, bo możliwe, że przerwałby w połowie wykonywania tej czynności, żeby bardziej skupić się na jej ustach. W końcu położył się obok niej.

         – Chcę zobaczyć, czy dam radę. Teraz jestem pewien, że chcę to zrobić. Muszę się dowiedzieć, czy ta blokada to tylko moja wyobraźnia, czy osobnik, który mnie porwał, rzeczywiście kazał swoim magom zrobić ze mną coś, co uniemożliwiało mi przemianę – odpowiedział z pewnością siebie w głosie. Chciał, żeby wiedziała, że podjął już decyzję.
         – A najlepiej będzie dowiedzieć się tego poprzez próbę przemiany – dodał po chwili, nieco ciszej niż normalnie. Chyba zrobił to nieświadomie i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, iż ona mogłaby to odebrać jako wątpliwości, z którymi próbuje walczyć. Fenrir wiedział, że nie czuje niepewności w związku z decyzją, którą podjął i teraz, jak sobie o tym pomyślał, był całkowicie pewien, że jutro spróbuje zmienić się w smoka. W dodatku cały czas będzie liczył na to, że mu się uda. Takie „pozytywne myślenie” może sprawić, że napotka mniejsze trudności, o ile w ogóle wystąpią.
         – Tak, to prawda… Dlatego, jeżeli coś pójdzie nie tak i spełnią się najgorsze scenariusze… Musimy być przygotowani na to, że będziemy musieli wracać konno lub wozem – powiedział po chwili.
Dla smokołaków możliwość zmiany formy była częścią ich jestestwa, czymś, co było dla nich tak naturalne, jak oddychanie, a utrata tego mogłaby być porównywalna z utratą fragmentu duszy. Po prostu… jeżeli ktoś to utraci, staje się inną osobą. Ktoś może powiedzieć, że wie, jak czuje się taka osoba, jednak tak naprawdę będzie wiedział to dopiero, gdy sam tego doświadczy.

         – Oboje powinniśmy odpocząć – odparł krótko. Nie miał zamiaru poczynić kroków w stronę zasugerowania jej, że chciałby powtórzyć ostatnią noc. Oboje byli na to zbyt zmęczeni i lepiej byłoby, gdyby po prostu poszli spać.
         – To… Dobranoc – powiedział, przyciszając nieco głos i pocałował ją w usta, nie przejmując się tym, że przed chwilą ona też go pocałowała. Położył się na plecach, w dogodnej dla Sanayi pozycji, bo mogła położyć głowę na jego klatce piersiowej i przytulić się do niego, a on mógł ją objąć bez problemowo. Chyba, że ona będzie miała inne plany i będzie wolała spać na boku czy coś. On się dostosuje.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya kiwała głową, gdy Fenrir tłumaczył jej swoje motywy, podejrzenia i postanowienia. Cały czas bardzo uważnie na niego patrzyła i choć głaskała go po głowie i ramionach, można było poznać, że jej czułość była bezwiedna, bo uwagę bez reszty poświęcała jego przemowie. Alchemiczka, choć była zwykłą ludzką kobietą, rozumiała powagę sytuacji i wiedziała jak ważna dla jej ukochanego (i dla każdego innego zmiennokształtnego) jest przemiana. Do wsparcia i współczucia wystarczyła wszak empatia, nie były potrzebne podobne traumatyczne doświadczenia. Skoro Sanaya nie wiedziała jak konkretnie wygląda przemiana i co może pójść nie tak, postanowiła sobie jedynie, że wstrzyma się z dawaniem jakichkolwiek rad, bo to może okazać się bardziej irytujące i dekoncentrujące, niż faktycznie pomocne.
        - Hm? - Lekko przygłucha od wybuchów w laboratorium Tai nie dosłyszała jednego z wypowiedzianych przez Fenrira zdań, lecz już po chwili domyśliła się wszystkiego z kontekstu. Uśmiechnęła się do niego - takie doświadczalne podejście do tematu miało w sobie jedną ważną zaletę: świadczyło o harcie ducha i odwadze, a to była już niejednokrotnie połowa sukcesu. Sanayi nawet przez myśl by nie przeszło, że Fenrir jest zrezygnowany: widziała to w jego oczach. Już nawet nie życzyła sobie w duchu, by wszystko poszło dobrze - ona po prostu wiedziała, że tak będzie.
        - Tym będziemy się martwić jeśli w ogóle zajdzie taka potrzeba - zapewniła pogodnym głosem, gdy zmiennokształtny mężczyzna wspomniał o alternatywnej metodzie transportu.

        - Masz rację. Dobranoc - zgodziła się. Żadne z nich nie miało ochoty na spędzenie tego wieczoru w dużo bardziej intymny sposób - nic dziwnego, skoro w ciągu dnia zeszli całe miasto wzdłuż i wszerz, a Fenrir na dodatek miał okazję spuścić łomot dwóm osiłkom od Saszkiawalanda.
        Po pocałunku Sanaya poczekała chwilę aż Fenrir dobrze się umości do snu, a gdy to już uczynił, przysunęła się i wtuliła w jego bok. Poprawiła włosy, by nie łaskotać go po twarzy, gdy będzie opierać głowę na jego ramieniu i jednocześnie przełożyła nogę przez jego udo, by w ten sposób pewniej się go trzymać i by obojgu było wygodnie. Odetchnęła z ulgą.
        Jednak z powodu nadal krążącej w krwiobiegu adrenaliny alchemiczka nie umiała zasnąć. Długo leżała spokojnie, z zamkniętymi oczami i oddychając miarowo z nadzieją, że to będzie dla jej organizmu wystarczający sygnał, że ma w końcu dać za wygraną i odpocząć. Sen jednak nadal nie nadchodził - Sanaya sapnęła cicho z irytacją i otworzyła oczy. Przez moment gapiła się w sufit, później zaś przeniosła spojrzenie na pogrążone we śnie oblicze ukochanego. Na jej wargach od razu pojawił się uśmiech.
        - Cieszę się, że wróciłeś - szepnęła na granicy słyszalności, po czym uniosła się lekko i pocałowała go ostrożnie w kącik ust. Gdy wróciła do swojej poprzedniej pozycji poczuła, jak smokołak - świadomie czy też nie - mocniej obejmuje ją ramieniem. Chwilę potem napięcie zaczęło z niej schodzić i w końcu zapadła w sen.

        Alchemiczka spała bardzo głęboko przez całą noc i chyba głównie dzięki temu wypoczęła na tyle, by obudzić się przed południem... Choć stwierdzenie "skoro świt" również by tu nie pasowało, bo słońce stało już całkiem wysoko na niebie, a większość sklepów i zakładów na zewnątrz już dawno zapomniało, kim byli ich pierwsi klienci.
        - Dzień dobry, skarbie - przywitała się z uśmiechem alchemiczka. Fenrir już nie spał, nadal jednak widać było u niego te nieuchwytne cechy wyglądu charakteryzujące osobę, która niedawno się obudziła. "Wygląda bosko...", westchnęła w myślach Sanaya. Nadstawiła usta do powitalnego pocałunku.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Miał problemy ze snem. Jeszcze zanim zasnął, jego myśli zajmowało to, co stało się w twierdzy, w której przetrzymywany był przez pewien czas jako żywy eksponat. Zresztą, nie tylko on. Całkiem możliwe, że gdyby był tam sam, ucieczka nie powiodłaby się, a on dalej siedziałby w celi albo zostałby zabity w trakcie próby przedarcia się do wyjścia i wolności. Teraz najbardziej martwiło go to, że jego przypuszczenia mogą się sprawdzić i rzeczywiście stało się z nim coś, co nie pozwoli mu na przyjęcie smoczej formy. Byłby to najgorszy scenariusz i na pewno zmieniłby smokołaka. Podejrzewał też, że musiałby ponownie rozstać się z Sanayą, żeby odszukać mężczyznę, który stał za porwaniem go z domu Voro. Nie chciał zabierać jej ze sobą, bo wyprawa ta byłaby niebezpieczna, a on nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. W jego głowie pojawiły się różne scenariusze i to nie tylko związane z jutrem, bo także nawiązujące do tego, co może stać się później. W zależności od tego, czy uda mu się przyjąć smoczą formę, czy nie, widział inne obrazy. Te obrazy prowadziły do jeszcze innych i tak dalej, w końcu miał dość i przestał o tym rozmyślać. Skupił się na próbie zaśnięcia, chociaż i tak cały czas miał zamknięte oczy i oddychał spokojnie, mogłoby wydawać się, że śpi.

Zbudził się pierwszy. Ostrożne zdjął rękę alchemiczki ze swojej klatki piersiowej. Później, tak samo ostrożnie, wysunął się z łóżka, a głowa Sanayi spoczęła na miękkiej poduszce. Usiadł na brzegu i zaczął wpatrywać się w okno. Był już dzień, co było doskonale widoczne. Jego umysł znowu zajęły rozmyślania, jednak szybko wrócił do pokoju w karczmie, bo usłyszał, jak San się budzi. Sam był jeszcze nieco zaspany, co pewnie było widoczne. Odwrócił się do niej i uśmiechnął lekko.
         – Dzień dobry – odpowiedział i przechylił się w jej stronę. Pocałował ją, jednak nie był to krótki, powitalny pocałunek. Fenrir zadbał o to, żeby przerodził się on w długi i bez wątpienia namiętny.
         – To, co? Chyba czas w drogę – odparł po tym, jak ich usta oddzieliły się od siebie. Właściwie, smokołak niechętnie to przerwał i wydawało mu się, że ona miała podobne zdanie na ten temat.
         – Wyspałaś się? - zapytał. Wstał z łóżka i podszedł do miejsca, w którym zostawił koszulę. Zabrał się za nałożenie jej. San, chyba, nie miała w planach zatrzymać go w łóżku na dłużej, chociaż teraz byli wypoczęci i w pełni sił, a on nie wiedział, co też chodzi jej po głowie i jakie pomysły mogą się tam zrodzić. Docenił nową, magiczną sztuczkę, którą odkrył w swoim medalionie. Mianowicie, chodziło o to, że może w nim przechowywać wyłącznie zbroję i to nawet wtedy, kiedy nie przemienia się w formę posiadającą umiejętność latania. Jego głowę znowu zaprzątały czarne myśli na temat momentu, w którym będzie musiał się przemienić, jednak nie chciał się nimi z nią dzielić. Powiedział jej, że jest pewien tego, iż chce spróbować zmienić formę i nie miał zamiaru zmieniać zdania.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya uśmiechnęła się po tym jak Fenrir ją przywitał - jego głos z samego rana wprowadził ją w doskonały nastrój. Gdy zaś smokołak się nachylił, ona natychmiast wyszła mu naprzeciw: podniosła się na łokciu i przysunęła do niego. Ich buziak na powitanie nie był tak prozaiczny jak z początku zakładała, że będzie... Lecz wcale jej to nie przeszkadzało. Ledwo pojęła jego zamysł, już podniosła się do pozycji siedzącej i objęła go za szyję. Gdy w końcu Fenrir przerwał ich pocałunek, Sanaya jeszcze się do niego wychyliła i go powtórzyła, tym razem był on jednak znacznie krótszy. Ani na moment nie wypuściła go z objęć - wszak przytulanie się nie przeszkadzało w rozmowie, a dotyk jego ciała był tak przyjemny. Alchemiczka z lubością otarła się policzkiem o jego szorstką żuchwę. Spojrzała mu w oczy jeszcze lekko zaspanym wzrokiem - wytatuowane kropeczki pod jej dolnymi powiekami sprawiały, że wyglądała wyjątkowo zalotnie.
        - Uhm - zgodziła się ze smokołakiem, kiwając lekko głową. - Pora w drogę. Mam dość Turmalii na najbliższy rok.
        Po tych słowach Sanaya odsunęła się odrobinę od Fenrira i przeciągnęła się z jękiem, wyciągając ręce wysoko nad głowę. Smokołak musiał przez to chwilę czekać na odpowiedź na swoje pytanie, chociaż... Chyba samo jej zachowanie wystarczyło za jasne świadectwo tego, że dobrze wypoczęła.
        - Wyspałam - potwierdziła, rozczesując włosy palcami, chociaż niespecjalnie pomogło to na jej pościelową fryzurę. - A ty? Dobrze spałeś?
        Alchemiczka również wstała i zaczęła się ubierać. Pamiętała poprzednie loty z Fenrirem i to, że poza ogromem niesamowitych doznań wizualnych (ziemia z powietrza była taka piękna!) musiała brać pod uwagę jedną bardzo ważną zmienną: pęd powietrza, który wysysał temperaturę z ciała. Musiała się w miarę ciepło ubrać - nie było mowy o samym staniku czy takich krótkich spodenkach, jakie miała podczas spotkania z Fenrirem dwa dni temu. Zdecydowała się więc na typowe długie spodnie z dopasowanymi nogawkami i bluzkę z głębokim dekoltem tak z przodu jak i na plecach, uszytą z materiału o pięknym miętowym kolorze, pomalowanego we wzór z czapli i żurawi. Pogoda nie była wszak aż taka zła, by musiała opatulać się swetrem.
        - Hm... - Sanaya wzięła do ręki wahadełko, w którego posiadanie weszła poprzedniego dnia. Zastanowiła się przez moment czy noszenie go na szyi jest aby na pewno dobrym pomysłem, bo wiadomo jak to bywało ze źle noszonymi magicznymi przedmiotami, uznała jednak, że zaryzykuje i najwyżej później go zdejmie. Na pewno nie powinien zaszkodzić, spodziewała się raczej, że zacznie wibrować i kręcić się na jej szyi - to mogło co najwyżej irytować.
        - Jak wygląda? - zapytała, gdy już założyła wahadełko, dumnie prezentując się przed swoim ukochanym. Sakiewkę, w której Saszkiawaland dał jej magiczny przedmiot schowała do swojej przepastnej torby.
        - Chcesz od razu wyruszyć? - upewniła się na wypadek, gdyby Fenrir potrzebował jeszcze chwili dla siebie. Sanaya pamiętała o tym, że dzisiaj miał być jego dzień prawdy, ale była przekonana, że wszystko pójdzie dobrze i po jego myśli - to było widać po jej uśmiechu. Jednak nie naciskała i nie popędzała, jej wszak nigdzie się nie spieszyło. Tak długo jak była przy nim, mogła być gdziekolwiek - w Turmalii, w Sadach, na szlaku. To Fenrir był najważniejszy.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Nie przeszkadzało mu, że Sanaya ponowiła pocałunek, chociaż był on krótszy od wcześniejszego. To, że cały czas, nawet w trakcie rozmowy, obejmowała go za szyję, także mu nie przeszkadzało. Uśmiechnął się lekko, gdy poczuł jej skórę na policzku, w momencie, w którym otarła się o tą część twarzy smokołaka.
         – Ja chyba też… Przez jakiś czas będzie tak, że nawet jeżeli zapomnę o tym zdarzeniu, i tak przypomnę je sobie, gdy będę już pod murami miasta i najpewniej od razu zawrócę — odparł, a jego uśmiech powiększył się nieznacznie. Mogłoby wydawać, iż już za chwilę zacznie się śmiać, jednak tak się nie stało.
Odsunął się od niej, gdy przeszła do przeciągania się. Przyglądał się temu procesowi i nie mógł narzekać na to, co ma przed oczami. Znowu zdał sobie sprawę z tego, że jest szczęściarzem. Nie tylko, ponieważ udało mu się odnaleźć Sanayę, ale też dlatego, że zaakceptowała go zarówno wcześniej, gdy dopiero się poznawali, jak i teraz, kiedy zeszli się ponownie. Swoją drogą, noc spędzona wspólnie w karczmie już po tym, jak spotkali się nad brzegiem morza, na pewno zapadnie w jego pamięci na długo.
         – Tak, chociaż miałem niewielkie problemy z zaśnięciem – powiedział, nie okłamując jej. Nie powinni się okłamywać, byli dla siebie kimś o wiele więcej niż zwykłymi towarzyszami podróży, byli też dla siebie ważniejsi, a ich relacja była zupełnie inna od takiej pomiędzy dwójką podróżników, których los połączył trakt. Chociaż… nawet oni mogliby stać się tym, czym teraz są Fenrir i Sanaya. Zawsze istniała taka szansa.

Dokończył ubieranie się i na sam koniec przywołał zbroję, chociaż nadal pozostał bez hełmu. Dopiero teraz podszedł do miejsca, gdzie zostawił miecz i założył go sobie na plecy. Był gotowy do drogi, czego nie można było powiedzieć o alchemiczce. Nie przeszkadzało mu to, w końcu się nie spieszyli.
Przyjrzał się strojowi San, a także wahadełku, które założyła na szyję. Podobało mu się. Chociaż jemu podobała się zawsze, bez różnicy, co miała na sobie. Oczywiście, najbardziej lubił na nią patrzeć, gdy nie jej ciało nie było zakryte odzieniem, ale nie czas i miejsce na to, a smokołak pewnie będzie miał jeszcze dużo okazji, żeby ją taką zobaczyć.
         – Ładnie, jak twój cały strój zresztą – odpowiedział w końcu, uśmiechając się do Sanayi w sposób, który lubiła i, który jej się podobał.
         – Mhm, nie ma co z tym zwlekać – wypowiedział te słowa i momentalnie przypomniały mu się jego wątpliwości związane z momentem przemiany. Na pewno nie zapomniał, jak to się robi, takie rzeczy zawsze się pamięta.

         – Chodźmy – powiedział i przejął klucz do pokoju. Przepuścił ją w drzwiach i wyszedł, zamykając je za sobą. Zszedł na dół i podszedł do karczmarza, któremu oddał klucz. Po chwili znaleźli się na zewnątrz.
         – Po wyjściu z miasta będziemy musieli poszukać miejsca, w którym będę mógł się przemienić – przypomniał. Nie miał pewności, czy o tym wspomniał, chociaż wydawało mu się, że San pamięta o tym, w końcu już raz się przy niej przemieniał. W każdym razie, wolał o tym wspomnieć.
Rozejrzał się wokół. Prawdę mówiąc, Turmalia była miastem, w którym Fenrir nie bywał zbyt często, dlatego też dość słabo je znał.
         – Hmm… Droga w stronę bramy głównej – zamyślił się na krótką chwilę.
         – Tędy…? - dodał, w jego głosie dało się usłyszeć pytanie, chociaż to spojrzenie zmiennokształtnego bardziej je wyrażało. Wiele wskazuje na to, że alchemiczka znowu będzie musiała objąć rolę przewodnika.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Fenrir nie zaśmiał się pod wpływem własnego żartu, za to Sanaya zrobiła to bez cienia oporu - roześmiała się szczerze i serdecznie, przysłaniając jednak lekko usta dłonią. Sama wizja tego, jak jej ukochany staje na drodze, patrzy na mury miejskie i z lekko zniesmaczonym "może jednak nie..." obraca się i odchodzi zdawała jej się zabawna. Co więcej podzielała jego zdanie, więc nie można było jej zarzucić, że złośliwie się z niego naśmiewa.
        - Hm? - Sanaya zdawała się być zaskoczona tym, że smokołak nie umiał zasnąć. - Wiesz, że miałam podobny problem? A byłam pewna, że ty tak szybko zasnąłeś... Hm... Obojgu nam udzieliła się adrenalina tego pożal się boże pościgu - orzekła, wzruszając przy tym ramionami. To nie było w końcu coś, nad czym warto byłoby się pochylić, bo każdy miał prawo nie móc zasnąć z powodu wrażeń, a tych para miała przez ostatnie dni aż nadto. Z tą myślą więc alchemiczka wróciła do przygotowań do drogi.
        Panna Tai uchwyciła wpatrzone w siebie oczy Fenrira i w sumie samo to starczyło jej za odpowiedź na zadane pytanie. Nie odpuściła mu jednak i czekała, aż wyrazi swoją opinię na głos - wszak każda kobieta lubi słuchać komplementów, czy się ich spodziewa, czy też nie. Gdy więc zmiennokształtny powiedział, że wygląda ładnie, Sanaya uśmiechnęła się szeroko, a potem jeszcze szerzej, gdy on również się uśmiechnął. Zaraz wyciągnęła do niego ręce i objęła go za szyję, stając przy tym lekko na palcach.
        - Uwielbiam cię - zapewniła, swoje słowa pieczętując pocałunkiem złożonym na jego wargach. - Dla takiego twojego uśmiechu zrobiłabym wszystko - dodała i znowu go pocałowała.

        - Yhm - zgodziła się alchemiczka, gdy otrzymała wytyczne gdzie powinna ich poprowadzić. Pamiętała, że Fenrir po przemianie nie jest wcale taki mały a i sam proces zmiany formy wymaga odrobiny przestrzeni. W końcu wydarzenia z Menaos nie były wcale tak odległe, a poza tym czegoś takiego się nie zapomina.
        - Tak, tędy - zgodziła się z Fenrirem, szeroko się do niego uśmiechając. Złapała go za dłoń i poszła we wskazanym kierunku. Ani przesadnie się nie spieszyła, ani też wybitnie nie wlokła, drogę wybierała jednak jak najkrótszą i najbardziej optymalną, bo inaczej po prostu nie potrafiła - za dobrze znała to miasto. Żadne z nich zresztą niczego nie potrzebowało, więc tym bardziej nie było sensu przedłużać momentu opuszczenia Turmalii. Sanaya z początku więc trochę kluczyła uliczkami, które o tej porze były puste i łatwe do pokonania, a dopiero gdy nie miała już innego wyjścia, wybrała szeroką i bardzo tłoczną główną ulicę prowadzącą do bramy. Jak to w mieście portowym, wśród wszechobecnego gwaru dało się tu słyszeć nawoływania we wszelkich znanych Alaranii językach, porykiwania zwierząt, rżenie koni i gwizdy woźniców, którzy próbowali dotrzeć na rozładunek tak, aby nikogo nie rozjechać, ale też się nie spóźnić - ta sztuka wymagała odpowiedniej dozy chamstwa i opanowania jednocześnie. Całe szczęście gdy było się pieszym, zadanie było nieco ułatwione - można było przecisnąć się gdzieś między budynkami, straganami, wozami, wmieszać się w płynącą nieustannie rzekę podróżnych i jakoś w końcu docierało się na miejsce, czyli w przypadku tej konkretnej dwójki poza bramy Turmalii. Sanaya aż odetchnęła z ulgą, gdy znaleźli się po drugiej stronie murów, choć tłum z początku prawie nie zrzedł - dopiero z czasem ludzie zaczynali się rozwlekać, każdy podróżował swoim tempem i dzięki temu nie było już tak tłoczno. Sanaya jednak nie zamierzała podróżować pieszo - raptem kawałek za bramą miejską skręciła w bok i razem z Fenrirem odeszła między gaje pomarańczowe, w których o tej porze roku jeszcze było stosunkowo mało pracowników. Między drzewkami owocowymi znajdował się cel ich krótkiego spaceru: plac, który w sezonie służył do załadunku skrzynek z plonami na wozy.
        - Duża, pusta przestrzeń - zaprezentowała miejsce Sanaya, szeroko rozkładając ręce. Kilka razy tupnęła w ziemię pod stopami. - Uklepana. Nadaje się, prawda? Jeśli chcesz od razu spróbować, odsunę się pod drzewa, byśmy na siebie nie wpadli. Powodzenia, kochanie - życzyła mu na koniec, po czym dała mu buziaka i odeszła na bezpieczną odległość. Nie okazywała tego przed Fenrirem, ale chyba zaczynała się denerwować równie mocno co on. A może nawet bardziej.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Mimo, że udało mu się wybrać dobry kierunek marszu, i tak pozwolił na to, żeby Sanaya objęła rolę przewodnika. Dobrze, że to zrobił, bo wybierała ona mniej uczęszczane ulice i dzięki temu szybciej znaleźli się pod bramą wyjściową z miasta. Co prawda, nie spieszyło im się, jednak nieprzyjemne wspomnienia związane z wczorajszym dniem, które także były związane z samą Turmalią, powodowały, że, może nawet mimowolnie, chcieli być już poza murami. Przynajmniej tak mu się wydawało i on sam tak to odczuwał.
Zanim znaleźli się za bramą, musieli przecisnąć się przez różnorodny tłum, zmierzający w tym samym kierunku, co oni. Fenrir szedł przodem, dzięki temu torował drogę dla Sanayi, bo ludzie schodzili na bok, czasem nawet przed tym, jak smokołak wypowiedział niezbyt głośne „Przepraszam” do kogoś, kto aktualnie szedł przed nim. Cóż… wzrost i ogólny wygląd były przydatne w takich przypadkach bardziej, niż mu się wydawało. Do tego dochodziła też smocza łapa, akurat teraz pomagała mu ona w przedzieraniu się przez tłum.
W końcu dotarli do bramy. Poza nią miasto kończyło się, co oznaczało także to, że powietrze miało inny zapach. Było świeższe. Sam zmiennokształtny miał dziwne wrażenie, że oddycha się nim lepiej niż miejskim.

Pozostało im poszukać odpowiedniej przestrzeni do tego, aby mógł się przemienić. Tutaj również pomogła mu San, bo to ona wypatrzyła odpowiednie miejsce i zaprowadziła go tam.
         – Nada się, z pewnością – zgodził się z nią i rozejrzał wokół. Sam chciał upewnić się, że na pewno nikogo nie ma w pobliżu, poza tym poddał bardziej szczegółowej ocenie miejsce wybrane przez alchemiczkę.
         – W takim razie, odsuń się pod drzewa – powiedział do niej. Chciał się już przemienić i sprawdzić, czy uda mu się to zrobić, czy może spełni się najgorszy scenariusz z możliwych i nie będzie mógł zmienić się w smoka.

Stanął na środku placu. Przymknął oczy i powoli wypuścił powietrze z płuc. Pamiętał, jak się przemieniać, bo tego się nie zapomina, nawet jeżeli nie robiło się tego od jakiegoś czasu. Poczuł, jak zbroja i miecz zaczynają znikać i trafiają do naszyjnika zawieszonego na jego szyi. To samo stało się z koszulą, spodniami i butami. Był nagi, jednak nie było tego widać przy tym, jak całe ciało Fenrira rozbłysło i zaczęło się powiększać. Ludzkie ciało zaczęło mieć kontury smoczego, z widocznymi skrzydłami i ogonem. Mogłoby wydawać się, że przemiana przebiegnie pomyślnie, jednak tak się nie stało…
Smocza postać zaczęła się kurczyć i przygasać, aż w końcu ponownie stała się ludzka. Ubranie, zbroja i miecz od razu zajęły swe miejsce na ciele smokołaka.
         – Nie — jedno słowo wydobyło się z jego ust tonem głosu, któremu nie brakowało dużo do stania się krzykiem. Spróbował ponownie. Musiał to zrobić. Procedura przebiegła identycznie jak wcześniej. Tym razem Fenrir wyglądał na bardziej wyczerpanego, aż opadł na kolana.
         – Nie! - krzyknął, kierując swój wzrok w górę. Zupełnie, jakby chciał odszukać tam odpowiedzi. Później skierował swój wzrok w dół i wpatrzył się w ziemię, w którą po chwili uderzył smoczą łapą z taką siłą, że powstało wgniecenie.
         – Straciłem to… Straciłem część duszy… - mówił do siebie. Nie zwracał uwagi na to, czy Sanaya stoi obok niego, czy nadal gdzieś przy drzewach w bezpiecznej odległości. Nie chciał, żeby do tego doszło, jednak stało się, a jego najgorsze przypuszczenia sprawdziły się co do jednego.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya czekała na werdykt Fenrira powoli zaczynając odczuwać presję tego, co wkrótce miało się wydarzyć. Przemiana sama w sobie była zdarzeniem bardzo ekscytującym, lecz teraz, gdy istniał chociażby cień niepewności, ekscytacja mieszała się ze stresem, a to odbijało się na wszystkim wokół - nawet na tym, że Tai miała wątpliwości, czy plac pośrodku sadu będzie dla smokołaka odpowiedni. Może jednak był za bardzo odsłonięty? Może wolałby wyższe i gęściej rosnące drzewa, które dawałyby więcej intymności - mogli pójść kawałek dalej, do lasu... Lecz Sanaya po prostu nie chciała zanadto przedłużać - w końcu cokolwiek miało się stać, było i tak nie do uniknięcia.
        - Yhm... - zgodziła się, gdy Fenrir kazał jej się odsunąć. Pamiętała jak to było przy poprzedniej przemianie, wiedziała, że do tego potrzeba wiele miejsca. Zresztą - z daleka lepiej się patrzyło. I chociaż w kulminacyjnym momencie blask był tak silny, że alchemiczka i tak nie była w stanie patrzeć bezpośrednio na swojego ukochanego, to resztę chciała widzieć jak najlepiej. Tak... Na wszelki wypadek. By mieć pewność, że wszystko idzie dobrze, bo mimo nerwów cały czas powtarzała sobie, że się uda.
        Szkoda, że ten jeden raz była głucha na głos swojej intuicji. Może w przeciwnym razie nie zawiodłaby się tak bardzo, jak to miało miejsce.

        Sanaya odłożyła swoją torbę na ziemię, cały czas jednak trzymała ją za pasek. Bogu ducha winny kawałek materiału był przez nią mięty na wszelkie możliwe sposoby, bo inaczej zupełnie nie wiedziałaby co zrobić z rękami, a nie mogła tak po prostu stać spokojnie. Denerwowała się bardziej niż przed swoim pierwszym publicznym odczytem. Gdy więc spostrzegła, że Fenrir zaczął przemianę, podświadomie wstrzymała oddech i przestała mrugać. Z początku zdawało się, że wszystko idzie zgodnie z tym, co zapamiętała - już nawet zaczęła się z tego powodu cieszyć. Jego rzeczy znikały zamknięte w amulecie, a ciało zaczęło nabierać masy i jarzyć się jakimś wewnętrznym światłem... Alchemiczka już, już dostrzegała zarys jego smoczej sylwetki i nawet wypuściła z ulgą powietrze z płuc, bo przecież to już prawie było to. Jednak okazało się, że odrobiny zabrakło. Przemiana nagle przygasła i zaczęła się cofać, aż w końcu wróciła do formy wejściowej. Sanaya poczuła, jak coś ściska ją za serce, a ból nasilił się dodatkowo, gdy usłyszała "nie" wypowiedziane pełnym emocji głosem Fenrira. "Nie uda się", wiedziała już, lecz i tak stała bez ruchu, milcząca i patrzyła, jak jej ukochany próbuje ponownie. Nie potrafił opanować rozpaczy, jaka i ją opanowała w tym momencie. Było jej tak bardzo przykro - mogła się jedynie domyślać jak bardzo cierpi w tym momencie jej ukochany, jak głęboka rozpacz go ogarnia.
        Alchemiczka w końcu ruszyła się z miejsca, gdy smokołak upadł na kolana. Drgnęła słysząc jego krzyk, ale nie cofnęła się. Ostrożnie podeszła i uklęknęła naprzeciw niego. Serce jej się krajało, ale dla niego zdecydowała się być silna i nie rozkleić się, nie płakać. Delikatnym, ale zarazem dość stanowczym ruchem złapała go za ramiona i zmusiła, by się odrobinę podniósł. Pocałowała go w czoło i przytuliła. Gładząc po głowie czekała aż się chociaż troszeczkę uspokoi.
        - Tak mi przykro - szepnęła. Nie płakała, nie było słychać płaczu w jej głosie. Obiecała sobie, że się nie rozklei, bo to nie ona w tym momencie cierpiała tylko on - chciała być dla niego teraz wsparciem.
        - Fenrir... - zaczęła po pewnym czasie. - Poradzimy sobie z tym. Obiecuję. Odzyskasz to co utraciłeś. Ja zawsze będę przy tobie, bez względu na to co się stanie.
        Sanaya odrobinę odsunęła się od smokołaka. Spojrzała mu w oczy i chociaż widać było, że również jest strasznie przejęta tym co zaszło, w jej spojrzeniu jaśniało szczere wsparcie. Pocałowała Fenrira, było to jednak tylko muśnięcie ust - ten gest jasno świadczył o tym, że nieważne co się dalej stanie, ona nie przestanie go kochać.
        - Do pewnego momentu szło dobrze - zauważyła z nadzieją w głosie. - To znaczy, że nie wszystko stracone. Na pewno istnieje sposób, byś odzyskał swoją zdolność przemiany. To siedzi gdzieś w tobie tylko jest zablokowane. Na pewno istnieje sposób, by zdjąć tą blokadę.
        Sanaya dała Fenrirowi moment na to, by przetrawił jej słowa, by dotarła do niego sensowność jej argumentów. Czy miała rację - tego nie wiedziała. Nie znała się ani na magii ani na mechanizmie przemiany zmiennokształnych, lecz teraz po prostu chciała wierzyć, że ma rację i wszystko będzie dobrze. Dla niego.
        - Posiedźmy tu chwilę - zaproponowała, by dać Fenrirowi czas na uspokojenie się.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Wiedział, że to, co stało się przed chwilą, wywołało u niego emocje. Nic dziwnego, bo nawet kogoś takiego jak on poruszyło to na tyle, że zaczął zachowywać się tak, a nie inaczej. Wbicie pięści w ziemię było aktem złości, którą smokołak musiał jakoś uwolnić, razem z towarzyszącym jej napięciem.
Musiał się opanować. Chciał to zrobić, jednak niezbyt mu to wychodziło. Był świadom tego, że może już nigdy nie poczuć ciężaru skrzydeł na plecach i emocji związanych z lataniem i obserwacją Alaranii z góry. Z drugiej strony, nie musiało to od razu oznaczać, że już nigdy nie przybierze formy innej niż ta, w której znajduje się aktualnie. Może było to tylko tymczasowe. Zresztą, nawet jeśli nie zniknie to z czasem, na pewno da się tego jakoś pozbyć. Ta myśl sprawiła, że Fenrir od razu przywołał to, co działo się po tym, jak go porwali. Uświadomił sobie, że osoba stojąca z tym wszystkim, może mieć z tym coś wspólnego. To oznaczałoby, że zmiennokształtny musi odszukać tego osobnika. Wiedział już, gdzie zacznie poszukiwania.
Dopiero teraz zauważył, że Sanaya do niego podeszła i nawet się odezwała.
         – Wiem już, co zrobię – powiedział do niej. W jego głosie znowu zagościł spokój. Tak, udało mu się opanować emocje, co stało się po części dzięki temu, że zaczął myśleć o tym, jak odzyskać utraconą moc.
         – Jestem niemalże pewien, że za moją niemożliwością przemiany stoi osoba odpowiedzialna za porwanie mnie i kilku innych osób. Możliwe, że osobnik ten zapłacił magowi albo poprosił o to, jeżeli znał maga, i ten uzdolniony magicznie mężczyzna… lub kobieta, nałożył na mój umysł coś, jakby blokadę. Hmm… wyobraź sobie mur. Po jednej jego stronie są wszystkie myśli, wspomnienia i tak dalej, a po drugiej coś, co odpowiada za to, że mogę zmieniać formę ciała. I mur ten może zniszczyć tylko osoba, która go postawiła – wytłumaczył jej. Nie miał pewności, czy na pewno jest tak, jak mówi. A jeżeli chodzi o obrazowanie magicznej blokady, właśnie tak ją sobie wyobrażał, więc podzielił się tym z Sanayą, żeby też mogła widzieć to tak jak on.

         – Nie musimy tu siedzieć, lepiej będzie, jeżeli poszukamy jakiegoś wozu, którym dostaniemy się do Sadów – zaproponował. Był już spokojny, opanował emocje i uspokoił się, o czym świadczył ton jego głosu.
         – Chodźmy. Gdy wychodziliśmy z miasta, widziałem też sporo wozów kierujących się w tę samą stronę, może jeden z nich będzie przejeżdżał przez Równiny Andurii albo kierował się w stronę Valladonu – powiedział do niej, łapiąc ją za dłoń. Po chwili prowadził ją za sobą, z powrotem na trakt.
         – Tym razem ja się tym zajmę i ja zapłacę za podróż – odezwał się, spoglądając na alchemiczkę. W jego głosie dało się usłyszeć upór związany z tym, co powiedział i to, że nie zmieni zdania.

Podszedł do pierwszego wozu, który wypatrzył. Szybko okazało się, że jest to karawana złożona z trzech wozów handlowych. Dało się to poznać po tym, że wszystkie miały ten sam odcień ciemnej żółci. Pierwszy załadowany był egzotycznymi owocami, a drugi i trzeci tkaninami, jednak było tam także widać gotowe ubrania, które najpewniej zostały stworzone z tychże tkanin. Jednakże, na każdym z nich było też nieco miejsca tak, że na każdym z nich mogło zmieścić się kilka osób. Smokołak podszedł do mężczyzny wyglądającego na handlarza przewodzącego karawaną, najpewniej także należała do niego.
         – Witaj handlarzu, zmierzacie może w stronę Valladonu? - zapytał w miarę uprzejmie.
         – Witajcie. Tak się składa, że właśnie tam wiozę swoje towary – odpowiedział mężczyzna, tak samo uprzejmie. Fenrir uśmiechnął się, bo mieli szczęście, że za pierwszym razem trafili na transport.
         – Znajdzie się może miejsce dla naszej dwójki? Oczywiście, nie za darmo – była to swego rodzaju propozycja. Zmiennokształtny wiedział, że bez odpowiedniej zapłaty raczej nie uda im się zdobyć transportu.
         – Proponuję złotego gryfa i obronę waszej karawany, jeżeli będzie to potrzebne. Najpewniej macie kogoś, kto się tym zajmuje, jednak szlaki ostatnio robią się niebezpieczne i myślę, że nigdy za dużo ludzi do ochrony wozów – przedstawił swoją propozycję. Mógłby zaproponować większą kwotę, jednak wtedy nie wspomniałby o tym, że potrafi walczyć i jest najemnikiem. Niby nie powiedział tego wprost, jednak jego propozycja musiała sprawić, iż kupiec o tym pomyślał. Teraz mężczyzna ten zastanawiał się nad tym, co usłyszał, a Fenrir miał okazję do przyjrzenia mu się. Wyglądał na człowieka, miał czarne włosy, jednak było w nich widać pasma siwizny, więc musiał mieć ponad czterdzieści lat. Był wysoki, bo brakowało mu naprawdę niewiele do tego, żeby być tego samego wzrostu co smokołak. Na twarzy miał krótką, starannie przyciętą brodę. Na sobie nosił zwykły, skórzany strój podróżny, więc raczej nie był bogatym kupcem.
         – Dobrze. Zajmijcie miejsce na jednym z trzech wozów, bo wyruszały od razu po tym, jak wróci mój pomocnik – powiedział do nich, a Fenrir od razu przekazał mu złotą monetę. Nie wspomniał nic o tym, że zapłaci od razu, jednak wolał to zrobić, żeby kupiec uznał go za uczciwego. Dopiero teraz zauważył, że w pobliżu odpoczywa grupka licząca kilku wojaków, najpewniej strażnicy wozów, zarówno w miastach, jak i na trakcie.
         – Jestem Odrin Talar – przedstawił się im i wyciągnął dłoń w jego stronę.
         – Fenrir. Moja towarzyszka ma na imię Sanaya – odpowiedział mu i uścisnął podaną dłoń. Dopiero po chwili zorientował się, że wyciągnął smoczą łapę w stronę Odrina, w końcu była ona jego prawą ręką. Zaskoczył go nieco to, że kupiec nie pokazał po sobie tego, iż przejął się szczególnym wyglądem tej części ciała smokołaka i uścisnął ją tak, jakby była normalna.
         – Nieczęsto się to zdarza, prawda? - zapytał Odrin, gdy już zabrał dłoń. – To, że ktoś reaguje normalnie na twoją rękę? - dopowiedział szybko, chociaż Fenrir wiedział, co chodzi po głowie handlarzowi.
         – Tak. Przyzwyczaiłem się już do tego na tyle, że czasami zaskakuje mnie zachowanie podobne do twojego. Pozytywnie zaskakuje – odpowiedział mu i nawet uśmiechnął się lekko.
         – Po prostu… widziałem na oczy gorsze rzeczy niż osoba z ręką zakończoną szponami i pokrytą łuską – odparł kupiec i odwzajemnił uśmiech. Zmiennokształtnemu wydawało się, że mówił on szczerze.
         – O! Wraca mój pomocnik. Lepiej szybko zajmijcie miejsce na wozie. Nie lubię być niemiły dla innych, ale nie chciałbym spóźnić się z terminem dostawy – powiedział na koniec, wskazując na chłopaka, który, na oko, wygląd na nieco ponad dwadzieścia lat. Odrin wyszedł chłopakowi naprzeciw i zaczął z nim rozmawiać.
         – Miły człowiek… Chodźmy. Co powiesz na ostatni wóz? - spojrzał na Sanayę z pytaniem w oczach. Takie miejscu mu odpowiadało, bo mógł także spełnić funkcję ochroniarza tej niedużej karawany. W końcu, gdyby ktoś chciał zaatakować ją od tyłu, będzie w stanie zauważyć napastników i ostrzec resztę.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya dopiero po czasie zrozumiała, że mówiła do ściany - była przekonana, że Fenrir jej nie słyszał albo nie słuchał, tylko był zatopiony w swoich myślach. Trochę było jej z tego powodu żal, bo chyba chciała, by bardziej na niej polegał a nie starał się załatwić wszystkiego sam, ale... może tak faktycznie było lepiej. W tym konkretnym przypadku ma się rozumieć. Wszak jego wiedza, niezbędna do rozwiązania tego przypadku, była znacznie większa od tej, którą posiadała ona. To on znał mechanizm swojej przemiany, wiedział na którym etapie została ona zablokowana, jakie to uczucie i z czym je porównać. Wiedział też jakie może być rozwiązanie tego problemu, a jego przeświadczenie graniczyło z pewnością. To dobrze. Sanaya poczuła odrobinę ulgi na myśl, że jej ukochany tak szybko doszedł do tak logicznych wniosków, a nie załamał się i nie zamknął w sobie. Z wielką uwagą słuchała jego wyjaśnień i bez przerywania, chociaż sens jego domysłów pojęła znacznie szybciej niż on skończył mówić. Uwierzyła mu na słowo - nie wiedziała z autopsji jakie jest to uczucie, a metafora muru do niej bardzo trafiła.
        - Rozumiem - zgodziła się i nawet uśmiechnęła do Fenrira, chociaż nadal nie umiała pozbyć się strachu i zmartwienia. Nie musiała jednak tego okazywać, bo po co podkopywać jego pewność siebie?
        - Dobrze, chodźmy - przystała momentalnie na jego propozycję, by ruszać dalej tradycyjnymi środkami transportu. Wstała z ziemi i otrzepała spodnie, pozwoliła mu złapać się za dłoń i poprowadzić. Jego dotyk pozwalał jej się uspokoić. Chociaż smokołak nie patrzył, ona spoglądała na niego z wdzięcznością.
        - Nikt pewnie nie będzie zajeżdżał do Sadów, ale wiem gdzie na trakcie będzie nam najlepiej wysiąść, by skrócić sobie drogę przez pola - zapewniła, gdy omawiali kwestię podróży. W końcu już wielokrotnie przebywała trasę z Turmalii albo innego nadbrzeżnego miasta do swojego domu i mogła polegać na skrótach.

        W kontaktach z kupcami Sanaya pozwoliła Fenrirowi przejąć inicjatywę - sama stała z tyłu i po prostu ładnie i niegroźnie wyglądała. Uśmiechnęła się na wieść, że już pierwszy strzał okazał się być trafiony. Również się przywitała, mrucząc ciche “Witam” i kiwając głową. Coś jej mówiło, że nie będą musieli dalej szukać, ba, może nawet gdyby zaproponowali mniejszą kwotę albo w ogóle próbowali wprosić się na piękne oczy, to dałoby radę. Uczciwość jednak nakazywała zapłacić za transport, a kwota zaproponowana przez Fenrira była z tych uczciwych.
        - Sanaya - powtórzyła swoje imię, gdy przyszło do przedstawiania się. - Miło poznać.
        Jej uwadze również nie umknęło to, jak Talar swobodnie postępował ze smoczą łapą Fenrira. Zrobiło to na niej dobre wrażenie - lubiła osoby otwarte, a taka swoboda była szczytem jej marzeń. Zaintrygowały ją słowa kupca o tych “gorszych rzeczach” - ciekawe, co miał na myśli? Może kiedyś pałał się innym fachem, był poszukiwaczem przygód na ten przykład? Aż szkoda, że tak głupio o to pytać, chętnie poznałaby szczegół.
        - Miły - zgodziła się, gdy już z Fenrirem odeszli od kupca. - I ma nazwisko pasujące do zawodu. Talar - powtórzyła, jakby ten zbieg okoliczności faktycznie był dla niej całkiem zabawny. Nie naśmiewała się jednak z kupca, to była tylko luźna uwaga.
        - Mnie pasuje - przytaknęła, gdy Fenrir zaproponował ostatni wóz. Od razu się na niego wdrapała i usiadła z nogami przewieszonymi przez burtę. Ledwo znalazła sobie miejsce, a już podszedł do nich pomocnik Talara.
        - Witajcie! Jestem Ehir Zyndu - przedstawił się. Alchemiczka również podała mu swoje pełne imię. Nie umknęło jej uwadze, z jakim zainteresowaniem przyglądał się im ten chłopak, kwestią czasu było, aż zacznie ich przepytywać...
        - Skąd jesteście? - wypalił niemal od razu, co wywołało uśmiech na twarzy alchemiczki. “Kwestia czasu” nie trwała nawet sekundę.
        - Z Sadów na Równinach Andurii - odpowiedziała, od razu spostrzegając cień zawodu na twarzy chłopaka.
        - Och… A byłem pewny, że jesteście zza oceanu - usprawiedliwił się. Gdy mówił te słowa, wozy powoli zaczęły się toczyć przed siebie.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Właściwie nie spodziewał się, że uda im się natrafić na kogoś, kto zmierza w stronę, w którą oni by chcieli. Mieli szczęście, że pierwszy kupiec, którego Fenrir zapytał o drogę zmierzał właśnie w stronę Valladonu. W dodatku, mężczyzna okazał się miłym człowiekiem i z chęcią przyjął ich towarzystwo, a smokołakowi wydawało się, że to, co zaproponował w zamian, miało naprawdę mały udział w samopoczuciu handlarza i tego, jak ich traktował. Odrin także nie przejął się smoczą łapą Fenrira, co też było naprawdę pozytywną rzeczą. Zmiennokształtnemu poprawiło to odrobinę humor, chociaż bliskość Sanayi też poprawiała jego samopoczucie.
         – Tak, to prawda – zgodził się z jej słowami i nawet uśmiechnął lekko.
         – Założę się, że już pewnie nieraz słyszał coś takiego – dodał szybko, żeby było wiadome, że odnosi się do jej ostatnich słów. Ciekawe, od jak dawna Talar zajmował się handlem i co zmusiło go do tego, żeby zmienił zawód. Fenrir miał przeczucie, że przywódca karawany wcześniej, w latach młodości, był kimś innym, niż jest teraz. Dlatego też smokołak przez chwilę zastanawiał się nad tym, jaki mógłby być wcześniejszy zawód Odrina. Najbardziej prawdopodobny wydawał mu się poszukiwacz przygód, nie wiedział dokładnie, dlaczego taki był jego wybór, jednak przeczucie podpowiadało mu, że właśnie tym kupiec zajmował się wcześniej.

Oboje zajęli miejsca na ostatnim wozie, wedle jego propozycji. San usiadła pierwsza, a on usiadł tuż obok niej, jednak najpierw kręcił się chwilę, żeby usadowić się tak, aby było mu wygodnie. Już chciał zacząć rozmowę z alchemiczką, ale podszedł do nich pomocnik Talara.
         – Fenrir – podał mu swoje imię po tym, jak chłopak sam się im przedstawił. Ciekawe, o co ich zapyta, bo na pewno jakieś pytania zebrały się już w jego głowie i chciałby uzyskać na nie odpowiedzi.
         – Z Równin Theryjskich – odparł po chwili. Raczej nie powinien mówić o tym, że nie pamięta, bo kiedyś stracił pamięć, więc zamiast tego podał po prostu nazwę krainy, w której znajduje się dom Voro. Chciał zapytać o to, dlaczego Ehir tak pomyślał, ale wozy ruszyły, a oni usłyszeli podniesiony głos Odrina Talara, który wzywał do siebie pomocnika. Chłopak szybko ruszył w stronę mistrza, w końcu nie chciał go zdenerwować.

Ciąg dalszy: Sanaya i Fenrir
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości