Turmalia[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Słowa Fenrira wywołały pewną konsternację i wpłynęły na zmianę postawy strażnika z toporem - już nie był taki butny, chyba nawet troszkę zaintrygowały go te słowa. Smokołak brzmiał jak poszukujący zbiega strażnik miejski albo pałacowy, lecz zdecydowanie na takiego nie wyglądał. Chociaż również wysyłał sygnały, że jest gotowy do walki, sam jej nie zainicjował i był niezwykle spokojny jak na dysproporcję sił obu stron. No i jeszcze przywlókł ze sobą jakąś kobietę…
        Wywołana przed szereg Sanaya nie zamierzała z uporem kryć się za plecami Fenrira - miała wszak trzydzieści lat a nie trzy. Mimo to gdy pokazała się strażnikom, wyglądała trochę niepewnie, jak to bezbronna kobieta w konfrontacji z dużą grupą uzbrojonych mężczyzn. Całe szczęście obecność jej ukochanego trochę ją uspokajała i pozwalała zachować resztki godności, bo gdyby była sama pewnie nie zapanowałaby nad nerwami i już kuliła się pod ścianą albo uciekała gdzie pieprz rośnie. Przetoczyła po wszystkich spojrzeniem, by przekonać się, co o niej myślą. Część strażników sprawiała wrażenie zaskoczonych, niektórzy okazywali lekceważenie, większość jednak wolała skupić się na zmiennokształtnym i ją jedynie zauważyli kątem oka.
        - Na głowę wam padło - sarknął ten, który od początku prowadził rozmowę. - Ten cały Saszkiawaland to przecież lichwiarz, co on miałby robić w magazynach? Konfiskować długi?
        - Poszukajcie przy głównej ulicy, tam ma zakład - zawtórował mu inny strażnik.
        - Nie ma go tam - wtrąciła się nagle Sanaya, w końcu skupiając na sobie uwagę najemników. - A ponoć często tutaj zagląda… Hej? - Alchemiczka gwałtownie zmrużyła oczy i przyjrzała się jednemu z obecnych w magazynie mężczyzn. Był to drugi z pary marynarzy, którzy byli u Shana - ten, któremu udało się zwiać. Teraz najwyraźniej również planował dać nogę, bo zaczął się powoli cofać, Tai jednak nie zamierzała mu tego umożliwić.
        - O nie, nie! - zawołała, wskazując go palcem i ruszając przed siebie. - Ani mi się waż, drugi raz się nie nabierzemy!
        Ku lekkiemu zaskoczeniu Sanayi, reszta mężczyzn zamiast ją zatrzymać i umożliwić kumplowi ucieczkę, wolała się nie wtrącać i schodziła z drogi i jemu i jej. Niektórzy wyglądali na rozbawionych, pewnie przez zupełnie zaskoczony wyraz twarzy egzekutora długów.
        - Komu przekazałeś fanty od Shana? - zapytała ostro alchemiczka, gdy już stanęła przed nim na wyciągnięcie ręki. - I gdzie, co?
        - Ale o co ci chodzi, dziewczyno…
        - Nie czaruj mnie! - zirytowała się uczona, przybierając zimny ton rozzłoszczonej do granic możliwości kobiety. - To co zabraliście od tatuażysty, gdzie to jest?
        - U Haralda, a gdzie niby? - odpowiedział marynarz. Zaskoczone oblicze Sanayi i u niego wywołało konsternację, przez moment oboje gapili się na siebie tępo, mężczyzna jednak pierwszy zorientował się o co chodzi, widać to było po wyrazie jego oczu, w których nagle błysnęło zrozumienie.
        - Gąsko, ty myślałaś, że twój przyjaciel jest zadłużony tylko u Saszki? - zapytał rozbawiony. - On wisi pieniądze połowie miasta!
        - Ja go zabiję… - jęknęła alchemiczka, co wywołało śmiech reszty obserwujących tę wymianę zdań mężczyzn. San jednak nie było do śmiechu, czuła się oszukana przez Shana i na dodatek nie mogła powstrzymać zmartwienia z powodu kłopotów, jakie sobie narobił. Przecież to był taki porządny mężczyzna jeszcze te kilka lat temu, co też mu przyszło do głowy, tak uwikłać się w hazard, by nie wiedzieć nawet komu ile jest się winnym?!
        - Będę chciał to zobaczyć - zaśmiał się egzekutor długów, po czym odetchnął i udzielił w końcu jakiejś satysfakcjonującej informacji. - Harald siedzi u siebie w dyżurce, idźcie i spróbujcie sobie z nim szczęścia.
        Informacji towarzyszył niedbały ruch ręką w kierunku, gdzie pewnie znajdowało się rzeczone biuro. Nikt nie przeszkadzał Sanayi i Fenrirowi w udaniu się w to miejsce, nikt ich nawet nie eskortował. Strażnicy wrócili do przerwanych rozmów i gry w karty.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Jego słowa zadziałały lepiej niż przypuszczał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Stwierdził tak głównie przez tę zauważalną zmianę w nastawieniu i zachowaniu mężczyzny z toporem, który jako pierwszy zagrodził im drogę do środka magazynu.
Pozwolili mu nawet zrobić krok do przodu, aby Sanaya również mogła stanąć w środku budynku i pokazać się wszystkim w nim zgromadzonym, gdy smokołak o niej wspomniał. Rozejrzał się raz jeszcze, ponownie oceniając tych, z którymi mógłby walczyć w magazynie. Co prawda wydawało mu się, że szanse na walkę są coraz mniejsze z chwili na chwilę, jednak zawsze lepiej mieć jakiś wgląd na sytuację i ekwipunek potencjalnych przeciwników. Tymczasem oni wszyscy przyglądali się alchemiczce i pewnie wyrabiali sobie o niej pierwsze zdania. Już chciał się odezwać, żeby kontynuować rozmowę z mężczyzną z toporem, ale San zrobiła to pierwsza, więc Fenrir postanowił nie odzywać się i pozwolić jej na poprowadzenie tej rozmowy.

Podążył wzrokiem w miejsce, w które spojrzała, a raczej na osobę, na którą spojrzała. Szybko skojarzył, że to jeden z marynarzy, którzy ściągali dług od Shana. Najwidoczniej ona też się tego domyśliła, i to szybciej niż on. Ruszył za nią. Zdziwiło go to, że mężczyźni zebrani w magazynie nie próbowali zagrodzić im drogi. Działało to na ich korzyść, więc dobrze, że nie spróbowali tego zrobić. Taka sytuacja mogłaby sprawić, że prawdopodobieństwo walki między nimi a smokołakiem wzrosłoby. Szybko udało im się znaleźć blisko marynarza. Tę konwersację również poprowadziła alchemiczka, co, według niego, było najlepszym rozwiązaniem.
Fenrir sam uśmiechnął się, gdy usłyszał słowa San i śmiech otaczającej ich grupy. Chciał jej powiedzieć, żeby zachowała spokój, ale pomyślał, że ona sama o tym wie, więc nadal zachowywał milczenie.

Sytuacja sama się uspokoiła chwilę po tym, jak dostali informacje co do tego, gdzie mogą znaleźć poszukiwaną szkatułkę. Oni musieli odwiedzić tego Haralda, o którym wspomniał marynarz, a reszta nie utrudniała im tego i wróciła do swoich wcześniejszych zajęć.
Mniej więcej w połowie drogi zmiennokształtny zaczął iść o pół kroku przed Sanayą, żeby tuż przed samym celem wyprzedzić ją i otworzyć drzwi przed dziewczyną.
         – To wchodzimy… – powiedział cicho. Mogłoby wydawać się, że mówi do siebie, jednak ona także mogła to usłyszeć.
Nie spodziewał się tam żadnego niebezpieczeństwa, poza tym, oni sami nie mieli złych zamiarów wobec Haralda. Chcieli tylko odzyskać coś, co było ważne wyłącznie dla alchemiczki. Fenrir już wcześniej wspomniał, że będzie w stanie zapłacić za odzyskanie szkatułki, jeżeli będzie trzeba to zrobić. Przeczucie podpowiadało mu, że mężczyzna, którego spotkają w biurze nie rozstanie się z tym przedmiotem tak łatwo, mimo że dla niego może on nie mieć żadnego znaczenia. Pieniądze mogą sprawić różne rzeczy, dlatego smokołak spodziewał się, że za odpowiednią opłatą, uda im się odzyskać to, czego szukają. Miał nadzieję, że nie okaże się, iż Harald nie posiada tej szkatułki, bo wszystkie zabrane towary wysyła wieczorami do kogoś innego.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya była nerwowa, chociaż nie umiała jednoznacznie stwierdzić co było powodem takiego stanu rzeczy: strach, że tym razem się nie uda, ekscytacja na myśl, że jednak się powiedzie, czy też może desperacja i zniechęcenie, bo już tak długo grali z tymi ludźmi w kotka i myszkę… Alchemiczka przeczuwała, że tego wieczoru padnie z wycieńczenia do łóżka i już z niego nie wstanie, prześpi jak kłoda całą noc i nie pomoże jej nawet to, że obok będzie leżał nagi Fenrir, za którym tak bardzo tęskniła. Szybko jednak odstawiła tę myśl na bok, bo przecież wieczór i noc były jeszcze tak odległe, tyle mogło się w międzyczasie wydarzyć…
        - Yhm - zgodziła się mruknięciem ze swoim ukochanym, gdy ten zakomunikował, że wchodzą. Sama wcześniej odruchowo wyciągnęła rękę, by zapukać w futrynę, ale i tak było już za późno, bo Fenrir zdążył otworzyć drzwi.
        Biuro magazynu było, delikatnie rzecz ujmując, ascetycznie urządzone. Wciśnięte między dwa potężne filary podtrzymujące strop, od reszty rozległej przestrzeni zostało oddzielone cienką ścianą z bielonych wapnem desek, które wykorzystano też do obniżenia sufitu, by przestrzeń nie przypominała komina. ”Ale za to przypomina skrzynkę na owoce…”, pomyślała San. Na tak małej przestrzeni nawet to jedno biurko i dwa wąskie regału archiwalne z szufladami zdawały się zajmować za dużo miejsca. A do tego nagle w pokoju zrobiło się tłoczno - tak, dwie dodatkowe osoby wystarczyły, by wywołać taki efekt!
        - Niech to, w stodole mie… A państwo do kogo?
        Zirytowany jegomość zaraz zmienił ton na taki wyrażający zupełne zaskoczenie. Sanaya przyjrzała mu się, z zadowoleniem stwierdzając, że trafili na jakiegoś poczciwego staruszka, który nie powinien chyba sprawiać takich kłopotów, jak cwany Saszkiawaland. Harald - o ile w rzeczywistości to był on - miał czoło kończące się na potylicy i długą, białą jak mleko brodę, a jego tusza wskazywała na zamiłowanie do piwa i smażonej wieprzowiny jedzonej stanowczo zbyt późno w nocy. Był to jednak mężczyzna schludny i sprawiający dobre wrażenie, co wlało w serce alchemiczki nadzieję na to, że jednak dadzą radę doprowadzić sprawę do końca.
        - Szukamy pana Haralda - zagaiła alchemiczka najsympatyczniejszym tonem, na jaki było ją stać. - Ja nazywa się San…
        - O na łuski Prasmoka! Co to?! Potworność! Nie zbliżaj się do mnie, nie podchodź!
        Starszy jegomość zerwał się gwałtownie, przewracając krzesło, na którym siedział, oraz zahaczając brzuchem o stół, którego zawartość niebezpiecznie się zachwiała, lecz o dziwo nic nie spadło z blatu na podłogę. Przerażony staruszek wcisnął się w kąt pomieszczenia, swój wzrok wlepiając w Fenrira, a konkretniej w jego smoczą rękę.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Rozejrzał się po biurze, do którego właśnie weszli. Szczerze mówiąc, spodziewał się trochę większego pomieszczenia, bo w tym trzy osoby robiły już tłok i sprawiały, że pozostaje mało wolnej przestrzeni. Całość wyglądała jak kwadratowa skrzynia, którą ktoś powiększył, pomalował w środku na biało i wstawił dwa kamienie wyrzeźbione w kształt filarów. Takie pomieszczenie mogłoby zmieścić cztery osoby albo pięć chudych i nie więcej. Samo wyposażenie ograniczało się wyłącznie do biurka i dwóch regałów. Właśnie za biurkiem siedział jegomość z długą, białą brodą, który najpewniej miał na imię Harald.

Minęło już trochę czasu od ostatniego momentu, w którym widział taką reakcję na smoczą łapę. Chciał się uśmiechnąć, jednak tym samym mógłby spowodować jeszcze większy strach u starszego mężczyzny, więc zrezygnował z tego. Nie próbował podchodzić bliżej, zamiast tego, po prostu, zatrzymał się w miejscu i tak stał, jeszcze raz rozglądając się po pomieszczeniu. Ostatecznie ponownie spojrzał na Haralda, jednak nie patrzył mu prosto w oczy, bo najpewniej ten przestraszyłby się jeszcze bardziej, gdyby spojrzał prosto w oczy smokołaka i zobaczył w nich ten ogień, który bardzo podobał się Sanayi. U brodacza ten widok mógłby wywołać przeciwne odczucia. Przeszło mu przez myśl, że zabawnie byłoby oglądać mężczyznę próbującego wcisnąć się jeszcze bardziej w kąt swojego gabinetu czy tam czegoś, czym było to niewielkie pomieszczenie, jednak zrezygnował ze zrobienia kroków w stronę wywołania takiej reakcji. Mrugnął i postarał się, aby jego wzrok był spokojny, głos zresztą też.
         – Ehh… Nie mam zamiaru zrobić panu krzywdy – powiedział. Westchnął na początku, bo, co prawda miał w głowie dość zabawne dla siebie wizje tego, jak mógł rozegrać zaistniałą sytuację, to i tak to całe bieganie po mieście zaczynało go męczyć.
         – Naprawdę. Na dowód swoich słów, pozostanę w miejscu, w którym stoję i nie ruszę się w pana stronę nawet o krok – dodał. Cofnął się nawet i ostrożne oparł o ścianę. Chociaż i tak ledwo co dotykał jej plecami, bo bał się, że mocniejszy nacisk może sprawić, że wypadnie z drugiej strony. Dodatkowo taka dziura mogłaby sprawić, że cała ściana by się zawaliła albo, co gorsza, całe pomieszczenie.
         – Chcemy tylko odzyskać pewną ważną rzecz i naszego poszukiwania doprowadziły nas tutaj – powiedział na sam koniec. Cóż… rozmowa z Haraldem na temat zaginionej kasetki musi spaść na barki alchemiczki. Przed nią brodaty mężczyzna nie czuje przynajmniej lęku.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        W tym momencie chyba wszystkie osoby obecne w pomieszczeniu miały głupie miny: domniemany Harald wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha albo rozpaść się na kawałki, Fenrir starał się zachować kamienną twarz i nie prowokować panikarza, a Sanaya patrzyła to na jednego to na drugiego z szeroko otwartymi z niedowierzania ustami. "Jakaś komedia... Dobra, spokojnie, San, dasz radę to opanować, przecież to nic wielkiego...", przekonywała samą siebie, gdy smokołak próbował wstępnie jakoś załagodzić sytuację. Co prawda wspominał on swego czasu, że ludzie różnie reagują na jego smoczą łapę, lecz alchemiczka nie przypuszczała nawet, że można z tego powodu zasiać taką panikę. Przecież Fenrir nawet nie robił groźnej miny, ot, wszedł i stał. Widać Harald był wielkim tchórzem - nie docierały do niego nawet logiczne argumenty i spokojny ton rozmowy.
        Sanaya pojęła, że jej ukochany nie chce dodatkowo prowokować staruszka i oddaje jej pałeczkę w tej rozmowie. Zaraz chętnie z tego skorzystała i podeszła krok wgłąb pomieszczenia, uśmiechając się miło.
        - Proszę pana... - zaczęła, lecz znowu przerwał jej bardzo niemęski pisk przerażanie.
        - O matko, bandyci! - pisnął Harald. - Wiedźma, kryminalistka!
        - Ale... - Sanaya, chociaż z początku trochę ją zatkało z zaskoczenia, próbowała się tłumaczyć. - Przecież my nic...
        - Nie podchodź! Ja znam takich jak wy! Ci wytatuowani są najgorsi, wy nie macie skrupułów! Z którego gangu jesteś? Od Vicci? Z Zaułka Bednarzy? Czy od tych szumowin z Nowej Dzielnicy co handlują podrabianą bronią?
        "O matko, gdybym dała mu jeszcze trochę mówić, to wsypałby połowę podziemia, co za oszołom...", pomyślała z gorzkim rozbawieniem Sanaya. Zrozumiała, że została wzięta za kryminalistkę i co gorsza chyba nie istniał argument, by przekonać Haralda, że jest inaczej. Ciekawe co by sobie pomyślał, gdyby znał prawdę i wiedział, z jak pacyfistycznie nastawioną do życia osobą ma do czynienia?
        - Przyszliśmy w sprawie długu... - Tai w akcie desperacji spróbowała zagaić właściwy temat bez wstępnych formułek grzecznościowych obejmujących przedstawianie się i tłumaczenie jak tu dotarli, bo uznała, że w ten sposób nigdy nie przejdą do sedna. Znowu jednak nie było jej dane dokończyć zdania, gdyż Harald przerwał jej swoimi histerycznymi wrzaskami.
        - Nie mam długów! - oświadczył. - I w ogóle odsuń się ode mnie, bandytko!
        - Panie Haraldzie! - Sanaya w końcu nie wytrzymała i weszła na podobny poziom wrzasków co jej rozmówca. Skoro nie dało się prowadzić tej rozmowy w cywilizowany, kulturalny sposób, trzeba było dopasować się do panujących warunków. A San, chociaż z reguły była miła i sympatyczna, gdy ktoś był w stosunku do niej nie w porządku, potrafiła podnieść głos, z czego już nieraz musiała korzystać w trakcie dysput na wiecach i odczytach.
        - Chodzi o dług Shana Tiena, który dzisiaj został od niego odebrany, ale wśród rzeczy było coś, co należy do mnie - oświadczyła ostrym tonem alchemiczka, po czym czekała na efekt. Nie była pewna, czy cokolwiek dotarło do Haralda, gdyż ten patrzył na nią szklanym wzrokiem, w którym czaiła się panika, a jego dolna warga wyraźnie drżała. W końcu jednak staruszek zamrugał, a w jego spojrzeniu pojawiła się świadomość.
        - Niech ona się cofnie! - zwrócił się nagle do Fenrira proszącym tonem. - Z dwojga już lepiej zarazić się tym... czymś. Bo ona jest straszna!
        Sanayi szczęka opadła jednocześnie z zaskoczenia i z oburzenia. Nie spodziewała się, że Harald mógł uznać smoczą łapę jej ukochanego za przejaw jakiejś choroby. I przede wszystkim nie mogła uwierzyć, że ktoś mógł powiedzieć, że jest straszna! Przecież ona nigdy nikomu nie zaszkodziła, gdy tu weszła była miła i słodka, a on uprzedził się do niej na podstawie czego? Tatuaży? "Małomiasteczkowy bufon! Dewot! Stary kawaler z tuzinem kotów!", przeklinała w duchu alchemiczka, ale nie odezwała się na głos nawet słowem. Z założonymi rękami i bardzo obrażoną miną oddała pałeczkę w rozmowie Fenrirowi.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Stał pod ścianą, w końcu oświadczył przed chwilą, że nie będzie zbliżał się do Haralda, żeby nie bał się jego bardziej niż powinien. Pomieszczenie nie było duże, więc dokładnie słyszał rozmowę między starcem a Sanayą. W sumie… nawet gdyby było większe, podniesiony głos Haralda i tak powodowałby, że Fenrir usłyszałby wszystko. A na pewno było czego słuchać, bo już po chwili dowiedział się, że starszy mężczyzna uznał alchemiczkę za bandytkę i wiedźmę. Na początku zaskoczyło go to, bo naprawdę nie spodziewałby się takiej reakcji, jednak gdy uczucie zaskoczenia minęło, smokołak zaśmiał się cicho.
Dość szybko skończył się śmiać, słysząc że San próbuje wytłumaczyć brodaczowi, po co tu przyszli i robi to mimo tego, że nazwał ją bandytką. Zmiennokształtny nadal przysłuchiwał się rozmowie, a z ewentualnymi komentarzami czekał na to, aż się ona zakończy lub zostanie poproszony o odpowiedzenie na jakiejś pytanie albo o swoją opinię na dany temat. Jego brew uniosła się w górę, sprawiając że na twarzy Fenrira pojawiło się zaskoczenie, gdy usłyszał, że ten człowiek woli rozmawiać z nim, a nie z Sanayą.

Powoli i spokojnie podszedł bliżej Haralda. Właściwie stanął obok alchemiczki, o ile było to w ogóle możliwe.
         – Po pierwsze panie Haraldzie, nie należy oceniać książki po okładce. Sanaya jest najmilszą osobą, jaką znam. Na pewno nie jest żadną bandytką, ma zbyt pacyfistyczne nastawienie do innych, żeby mogła być kimś pokroju bandyty – odezwał się, spoglądając przez chwilę na nią, później przenosząc wzrok na Haralda.
         – Po drugie, to co zmieniło moją rękę, nie było chorobą i nie można się tym zarazić… - kontynuował. Na początku rozmowy mógł mieć dość dobry humor, zważywszy na to, co działo się wcześniej, jednak teraz zmienił się on na gorsze, gdy wspomniał o smoczej łapie. Co prawda pogodził się już tym, że jego prawa ręka wygląda tak jak wygląda, jednak czasem przyłapywał się na myśleniu, że o wiele lepiej żyłoby mu się z ludzką ręką.
         – Teraz wróćmy do tematu i do tego, po co tu przyszliśmy. Sanaya mówiła prawdę, szukamy pewnej ważnej rzeczy, która została zabrana razem z długiem Shana. Jest to metalowa kasetka, której zawartość jest ważna jedynie dla niej – odparł, na sam koniec kiwnięciem głowy wskazał stojącą obok niego kobietę, żeby było wiadomo, że mówi o niej.
         – Naprawdę chcemy rozwiązać ten problem pokojowo i najlepiej byłoby, gdyby pan nam pomógł. Jestem nawet w stanie zapłacić nieco ruenów za przedmiot naszych poszukiwań – dodał. Miał nadzieję, że Harald należał do ludzi, którzy robią się bardziej pomocni, gdy usłyszą, iż zostaną wynagrodzeni pieniędzmi, jeżeli pomogą osobie, która im je proponuje. Milczał przez chwilę, tym samym dając mężczyźnie czas na zastanowienie się nad tym, co powiedział.
         – To jak będzie? Pomoże nam pan? - zapytał. Starał się, naprawdę się starał, żeby jego głos brzmiał dość miło.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Ograniczanie przestrzeni między Haraldem a jego niby-wrogami nie było specjalnie dobrym rozwiązaniem, gdyż każda, nawet najmniejsza zmiana odległości sprawiała, że starzec kurczył się jeszcze bardziej. Sanaya zaczęła się wręcz zastanawiać czy jest możliwe, by człowiek ze strachu zmniejszył się do rozmiarów myszy. Z początku, skoro została odsunięta od rozmowy, cofnęła się odrobinę i udawała, że jej tam nie ma. Starała się nawet nie patrzeć na Haralda, by go nie prowokować i nie podsycać jego paranoi. W myślach nadal mu złorzeczyła za to, jak ją potraktował, wystarczyło jednak jedno zdanie wypowiedziane przez Fenrira, by alchemiczka się rozpromieniła i spojrzała na swojego ukochanego z prawdziwą wdzięcznością. Harald chyba aż nabrał wątpliwości co do swojego osądu, gdy stanął przed tak kategorycznym sądem wypowiedzianym przez zmiennokształtnego i dojrzał nagle bardzo sympatyczne oblicze domniemanej bandytki. To trochę uspokoiło jego paranoję, lecz niestety nie uśpiło jej zupełnie. Wystarczyło tylko na tyle, by wyprostował się w swoim kącie i w końcu podjął sensowny dialog. Nim jednak się odezwał, przełknął dramatycznie ślinę i poprawił kołnierzyk, który nagle zrobił mu się za ciasny.
        - Dług mówicie? Kasetka? - powtórzył, jakby próbował wygrzebać z zakamarków pamięci jakieś wspomnienia, które pasowałyby do tych haseł. Odchrząknął, znowu poprawiając kołnierzyk. - Jeszcze raz, co to za człowiek był?
        - Shan Tien, tatuażysta - podpowiedziała usłużnie Sanaya, nie rozgadując się, by nie spłoszyć dziadka w momencie, gdy ten zaczął współpracować.
        - Ach, tak, tak... I chcecie odkupić jakiś przedmiot, który został mu zabrany za długi? - powtarzał Harald.
        - Owszem - przyznała Sanaya. Zaraz zwróciła uwagę, jak starzec przeinaczył fakty na swoją korzyść, lecz już nie zwracała na to uwagi. Za bardzo zależało jej na odzyskaniu patentów. - To kasetka na dokumenty z inkrustowaną gwiazdką na wieku, zamykana na kod. Nie ma żadnej wartości materialnej, jedynie intelektualną.
        - Phi! Terefere.
        Głos za plecami alchemiczki rozbrzmiał jakby znikąd, nie poprzedzały go żadne odgłosy kroków, rozmowy. Był on jednak doskonale znany całej trójce okupującej maleńki kantorek: należał do pewnego rudego lichwiarza z kiepskim gustem w kwestii ubioru.
        - Jak na te wszystkie słodkie słowa jesteś straszną kłamczuchą - zakpił Saszkiawaland, który stał sobie jakby nigdy nic w progu pomieszczenia, opierając się nonszalancko ramieniem o futrynę. Uśmiechał się, jakby to on rozdawał karty w tym spotkaniu.
        - Mówię prawdę! - obruszyła się Sanaya.
        - Tak, jasne - kontynuował Mikael tym samym tonem ociekającym kpiną. - Tak się składa, że już się z Haraldem dogadaliśmy i teraz ta kasetka jest moja. To ile twoim zdaniem jest warta jej zawartość? Podaj swoją cenę, ja podam swoją.
        - Och, nie wiem... Ze sto ruenów, więcej na pewno nie - oszacowała po pewnej chwili wahania, za najcenniejszą rzecz uznając oczywiście samą kasetkę, gdyż papiery w środku same w sobie nie miały wielkiej wartości, o ile nie trafiłyby w ręce doświadczonego alchemika, któremu chciałoby się kontynuować w ciemno jej badania. Saszkiawaland słysząc jednak tę kwotę ryknął histerycznym śmiechem, który świdrował uszy gorzej niż kobiecy wrzask.
        - Kłamczucha i na dodatek naciągaczka - oświadczył, gdy już się uspokoił. Następne słowa skierował do Fenrira, a ton jego wypowiedzi był bardzo poważny. - Osiemset ruenów.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Jego słowa musiały podziałać, zwłaszcza te, które dotyczyły Sanayi, bo nawet w spojrzeniu Haralda dało się zauważyć, że zastanawia się nad tym, co wcześniej powiedział na jej temat. Wyglądało też na to, że starszy mężczyzna zaczął mniej się bać zarówno jego, jak i jej. W każdym razie, w końcu zaczął normalnie mówić i to na temat, który interesował smokołaka i alchemiczkę.
Pałeczka oznaczająca rozmowę z Haraldem ponownie wylądowała w dłoni San, gdy ta przypomniała mężczyźnie o osobie, od której został odebrany dług razem z kasetką należącą do niej.

Nagle usłyszał już znany mu głos. Należał do Saszkiawalanda, co do tego Fenrir nie miał wątpliwości. Zmiennokształtny odniósł wrażenie, że rudzielec albo cały czas wyprzedza ich o krok, albo był już w posiadaniu wspomnianej wielokrotnie kasetki i, gdy pierwszy raz odwiedzili go w sklepie, nie chciał z nimi współpracować. Smokołak pamiętał, że wcześniej powiedział mu, iż jest w stanie zapłacić za odzyskanie metalowego pudełka, więc wystarczyłoby, aby Mikael zgodził się na propozycję i podał swoją cenę. Oczywiście, teraz też ją podał, jednak nawet jemu wydawała się ona zbyt wysoka jak na taki przedmiot.

Fenrir właśnie spostrzegł, że osobnik ten denerwuje go samą swoją obecnością i tym, że w ogóle człowiek taki jak on nadal żyje. Wymijając wcześniej alchemiczkę, w dwóch lub trzech krokach błyskawicznie znalazł się przy rudowłosym i złapał go za szyję smoczą łapą. Bez problemu uniósł go w górę.
         – Mógłbym ci teraz skręcić kark. Wystarczyłoby, że przekręciłbym nadgarstek w bok – powiedział spokojnie. W środku był zdenerwowany, jednak nie dopuszczał tych emocji do drzwi prowadzących na zewnątrz jego ciała.
         – Jesteś niepoważny. Nie zapłacimy ci ośmiuset ruenów – dodał, nadal spokojnym głosem. Mężczyzna trzymany przez niego w górze próbował się szarpać. Na zmiennokształtnym nie robiło to najmniejszego wrażenie i właśnie dlatego próby te spełzły na niczym.
         – Przyjmiesz czterysta i nie więcej – odezwał się smokołak. Nie było to pytanie, bo rudy nie powinien nawet zakładać, że będzie mógł się targować o wyższą cenę. Uścisk na szyi Saszkiawalanda stał się lżejszy, w końcu Fenrir i tak go puścił. Nie oddalił się od niego, nie chciał, żeby ten człowieczek ponownie posłużył się czarami i znikł im z oczu. W razie czego, po prostu będzie mógł go złapać czy coś. Spojrzał mu prosto w oczy, a jego wzrok zdawał się mówić „Nie próbuj żadnych sztuczek, bo nie skończy się to dobrze”. Wcześniej, gdy wspomniał, że mógłby go zabić jednym ruchem nadgarstka, była to prawda, bo łapę zacisnął tak, że rzeczywiście wystarczyłoby mu przekręcenie jej w bok. Gdyby nie zapanował nad emocjami i wypuścił je z siebie, najpewniej teraz przed nim leżałoby martwe ciało Mikaela, więc ten człowiek powinien być mu wdzięczny za to, że go nie zabił.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Saszka był bardzo pewny siebie i bawił się chyba zbyt dobrze grając na nerwach dwójce przypadkowych osób, by spostrzec moment, w którym przeciągnął strunę. Dlatego dał się złapać Fenrirowi z taką łatwością, jakby był nowo narodzonym szczeniakiem. Gdy już nie było dla niego ucieczki lichwiarz mógł jedynie majtać nogami w powietrzu i trzymając się kurczowo nadgarstka zmiennokształtnego walczyć o oddech. Patrzył na napastnika wzrokiem, w którym widać było zaskoczenie i przerażenie, które jednak nie było aż tak silne, by nie był w stanie przyswajać informacji. Widać było, że warunki i groźby do niego docierają.
        Stojąca z tyłu Sanaya nie wtrącała się w dość brutalne jak na jej gust negocjacje prowadzone przez Fenrira. Z początku dało się usłyszeć, jak gwałtownie nabiera powietrza i już można było się spodziewać, że zacznie protestować... Jednak ufała, że on wie co robi, a wystraszony i zaskoczony Mikael nie będzie myślał dość trzeźwo, by mu zaszkodzić. I wyglądało na to, że niewiele pomyliła się w swojej ocenie. Saszka wysłuchał propozycji zmiennokształtnego do końca bez żadnych nagłych zwrotów akcji i kolejnych asów wyciągniętych z rękawa. Gdy w końcu został uwolniony ze stalowego chwytu smokołaka, z początku zachwiał się i zatoczył, kaszląc i trzymając się jedną dłonią za obolałą szyję, drugą oparł się o ścianę kantorku. Syczał coś i gderał pod nosem, lecz chociaż nie była to wspólna mowa dało się poznać, że jest to tylko stek wyzwisk i przekleństw, a nie konkretna odpowiedź. Jednak sam fakt, że Fenrir nadal nad nim stał i wywierał na niego psychiczny jak i może trochę fizyczny nacisk wystarczył, by Saszkiawaland nie próbował sztuczek i w końcu zdecydował się współpracować. Jeszcze masując szyję łypnął złowrogo na zmiennokształtnego.
        - Niech cię szlag - syknął. - Czterysta... A to ponoć lichwiarze zaniżają ceny poniżej granic przyzwoitości.
        - Przecież to tylko plik notatek i obliczeń - wtrąciła się Sanaya już trochę poirytowanym tonem, bo powtarzała się już nie wiadomo po raz który.
        - "Plik notatek i obliczeń" - zmałpował ją Mikael. - Błagam cię, kłamca kłamcy nie oszuka... Czekaj... - zreflektował się nagle, uważnie lustrując oblicze Sanayi. Zachichotał.
        - O na matkę i córkę, ty dziewczyno naprawdę w to wierzysz! - zaśmiał się. - Nie mów mi, że nie byłaś w ogóle świadoma w czego posiadaniu jesteś?
        - O czym ty w ogóle mówisz? - dopytywała Sanaya, już bardzo zdezorientowana tym co bredził Saszkiawaland. Lichwiarz jednak był tak uradowany tym, że znowu to on trzyma w rękach najlepsze karty, że jeszcze trochę zwlekał z odpowiedzią, by napawać się tą chwilą.
        - No rusz głową - zachęcił alchemiczkę, chociaż w jego głosie pobrzmiewała fałszywa nuta kpiny. - Co było w kasetce? Po kolei. Skoro to twoje powinnaś dokładnie wiedzieć, co tam wkładałaś.
        Sanaya zamilkła dokładnie tak samo jak wtedy, gdy chłopcy w dokach zadali jej zagadkę i musiała nad nią chwilę głębiej pomyśleć. Saszka pojął co dzieje się w jej głowie i spokojnie czekał, choć i tak nie umiał darować sobie cwaniackiego i mocno lekceważącego uśmieszku. San w tym czasie w myślach wertowała swoje notatki, papierek po papierku, rozważając co też mogło być w nich takiego ważnego, cennego bądź istotnego, by lichwiarz tak uparcie drążył ten temat. Nic nie wydawało jej się jakoś specjalnie nietypowe czy cenne...
        - Nie... - mruknęła zaskoczona, podnosząc wzrok na Saszkiawalanda. On już widział w jej oczach odpowiedź i uśmiechnął się szyderczo.
        - No i co wykombinowałaś? - drążył, bo bardzo chciał usłyszeć odpowiedź na głos.
        - Chodzi ci o ten stary zwój z cyrografem?
        - Brawo! - Lichwiarz szyderczo zaklaskał w dłonie. - I co, nadal będziecie szli w zaparte, że to tylko plik niepotrzebnych kartek? To nie jest warte stu ruenów, nawet te czterysta to obelga. Siedemset - targował się, patrząc na Fenrira jako na tego, który zaproponował odkup kasetki. Widać było, że ugina nogi, by w razie czego próbować uskoczyć przed ciosem albo ponowną próbą pochwycenia.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

W sumie mógł trzymać Saszkiawalanda za szyję cały czas, regulując tylko ucisk na gardło i inne fragmenty tej części jego ciała, jednak wtedy mężczyzna mógłby mu nie odpowiedzieć, a Fenrir nie wiedziałby, czy postawione przez niego warunki zostały przyjęte przez Mikaela. Owszem, mógł mu to oznajmić prostym kiwnięciem głowy, jednak nie wszystko dało się wyrazić wyłącznie gestami. Smokołak pomyślał, że nie będzie go tak dłużej trzymał i puścił, chociaż nie oddalił się od lichwiarza. Nadal stał obok niego i cały czas przyglądał mu się tym swoim wzrokiem, sugerującym, iż głupim posunięciem z jego strony byłaby próba podjęcia negocjacji co do zwiększenia ilości ruenów, który miałby dostać za metalową kasetkę. Przyglądał się, jak rudzielec zatacza się i kaszle, w tym samym czasie trzymając się za, najpewniej obolałą, szyję, drugą opierając się o ścianę. Fenrirowi udało się powstrzymać uśmiech próbujący wydostać się na zewnątrz.

Chciał coś odpowiedzieć Mikaelowi, jednak do rozmowy wtrąciła się Sanaya i zaczęła z nim rozmawiać. Zmiennokształtny zaczął słuchać ich konwersacji, a im dłużej ta dwójka rozmawiała, tym bardziej nie wiedział, o co chodzi. Smokołak nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać miejsca, w razie czego będzie mógł złapać Sasziawalanda bez problemu i w ciągu krótkiej chwili.
         – Jaki stary zwój z cyrografem? O czym wy mówicie? - zapytał w końcu, przenosząc wzrok z alchemiczki na rudego i z powrotem. Zastanawiał się też nad tym, dlaczego ona nie powiedziała mu o tym wcześniej, gdy mówiła o tym, co znajduje się wewnątrz metalowego pojemnika z zamkiem na szyfr. Może miała swoje powody, żeby mu o tym nie mówić. Może uznała, iż taki szczegół nie jest ważny dla całej sprawy. Mógł tylko wysuwać hipotezy i zadawać sobie takie pytania w głowie, chociaż postanowił porozmawiać o tym z San i zapytać o to, dlaczego nie powiedziała mu o tym cyrografie.
Jak na razie nie nawiązał do nowej ceny podanej przez lichwiarza, najpierw chciał usłyszeć odpowiedź na swoje pytania, dopiero później będzie mógł zareagować na te siedemset monet.

         – Czego nie zrozumiałeś w zdaniu „Przyjmiesz czterysta i nie więcej”? - zwrócił się bezpośrednio do Saszki. Czekając na jego odpowiedź, jakakolwiek by ona nie była, zastanowił się nad tym, czy może dać więcej niż cena, o której wspomniał.
         – Ehh… Mogę zapłacić ci pięćset ruenów i myślę, że jest to ostatnia oferta z mojej strony – powiedział, słowa swe poprzedzając westchnięciem. W sumie, sam nie wiedział, czym było ono wywołane. W jego głosie nie było zrezygnowania czy czegoś, co byłoby podobnym uczuciem. Głos Fenrira był dość spokojny, mimo iż ta cała sprawa zaczęła go powoli denerwować i najchętniej przespałby się gdzieś, żeby jego umysł mógł odpocząć. Zauważył pozycję przybraną przez Mikaela i wiedział też o tym, że to i tak nic mu nie da. Kupiec na pewno nie ma on szybszego czasu reakcji niż ktoś taki jak on. Mimo wszystko, miał nadzieję na potoczenie się tego w sposób korzystny dla niego.

Właściwie, czuł też w sobie złość wywołaną całą sprawą z kasetką i jej odzyskaniem. Mógłby pozwolić tym emocjom na opuszczenie jego ciała i najpewniej skończyłoby się to tym, że zrobiłby coś, czego mógłby później żałować. Zawsze mógł dać upust złości przez pobicie lub nawet zabicie takiego denerwującego typa jak Mikael Saszkiawaland, ale Fenrir szybko przyznał przed samym sobą głupotę tego pomysłu.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Mało brakowało, by Sanaya z rozmachem pacnęła się w czoło. Gdyby od razu wpadła na to, żeby dokładnie przemyśleć zawartość swojej kasetki, może od początku inaczej rozmawiałaby z napotkanymi do tej pory osobami i dzięki temu wszystko skończyłoby się o wiele szybciej. Mleko się już jednak rozlało i teraz mogła jedynie próbować naprowadzić na właściwe tory to, co już było w ruchu.
        - Mam taki stary cyrograf - wyjaśniła Fenrirowi. - Znalazłam go gdy rozpakowywałam książki po przeprowadzce do Sadów, po prostu wypadł spomiędzy nich, ale nikt nie wiedział skąd on się tam wziął, no bo ja go na pewno nie pakowałam. Miguel twardo powtarzał, że to nie jego, że on takich gratów nie zbiera. Nie za bardzo wiedziałam co z nim zrobić, bo jakoś miałam opory wyrzucać takie rzeczy, przekładałam go z kąta w kąt i w końcu włożyłam go na dno tej kasetki w ramach wyściółki. I zapomniałam o nim zupełnie - dodała. - Zresztą wiesz, że ja z magią nie mam za wiele wspólnego, nie byłam nawet w stanie oszacować jego wartości. To tak w skrócie wyglądało - zakończyła, uznając, że powiedziała wszystko co najistotniejsze. Zwróciła uwagę, że Saszkiawaland słuchał jej wyjaśnień z mieszaniną rozbawienia i irytacji wymalowaną na twarzy. Śmieszyło go na pewno to, jak bardzo nieświadoma wartości cyrografu była jego właścicielka, ale co sprawiało, że był taki zdenerwowany? Czyżby rozmowa mu się dłużyła? Sanaya nie potrafiła znaleźć innego rozwiązania, a na dodatek gdy to sobie trochę przemyślała, doszła do wniosku, że chyba niespecjalnie ją to interesuje. Miała ważniejsze sprawy na głowie niż odgadywanie nastrojów Mikaela - chciała odzyskać od niego swoje rzeczy i więcej go nie widzieć, bo działał jej na nerwy. Na pewno mniej niż Fenrirowi, ale jednak. Swoją drogą, alchemiczkę bardzo zaskoczyło to, z jakim spokojem jej ukochany znosił dalsze naciąganie ze strony Saszki - była pewna, że w końcu nie wytrzyma, skoro już raz puściły mu nerwy i posunął się do użycia argumentacji siłowej. Mimo to podjął grę lichwiarza, lecz tym razem to Sanaya nie zamierzała tak łatwo odpuścić.
        - Chwila - wtrąciła się nim Saszkiawaland zaczął brnąć w dalsze negocjacje. - A jaką wartość miałaby ta szkatułka BEZ cyrografu?
        - Wartość podpałki - odpowiedział natychmiast lichwiarz, spodziewając się pewnie, że w ten sposób dopiecze alchemiczce i ją zirytuje, lecz niestety nie udała mu się ta sztuka, bo ją nurtowała zupełnie inna kwestia. Gdy więc usłyszała taką odpowiedź, parsknęła i machnęła lekceważąco ręką.
        - To bierz sobie ten cały cyrograf tylko oddaj mi resztę - oświadczyła natychmiast, co wywołało wyraz zaskoczenia na twarzy Saszki. - Poważnie mówię, bierz sobie ten cyrograf, skoro jest dla ciebie taki cenny, ja go nie potrzebuję i nie chcę.
        - Na głowę upadłaś - parsknął lichwiarz. Był dobrym negocjatorem i z jego twarzy nie dało się poznać, czy ta oferta go zainteresowała. - Chcesz mi oddać prawdziwy magiczny cyrograf?
        - Mnie i tak nie jest potrzebny - przyznała Sanaya. Po tej deklaracji nastąpiła dłuższa chwila milczenia, w której Mikael pewnie dokonywał kalkulacji, czy aby na pewno taka opcja mu się opłaca i, przede wszystkim, gdzie tkwi haczyk. Wszak każdy mierzy innych swoją miarą.
        - Dobra - uznał w końcu, postępując krok w stronę alchemiczki. Wyciągnął do niej rękę, jakby chciał w ten sposób przypieczętować ich ustne porozumienie. - Załatwmy to od razu. Ale on niech wyjdzie na zewnątrz, bo się tu podusimy. Spokojnie, może stać na progu - dodał, spodziewając się, że może nieźle oberwać za takie sugestie. Oczywiście wyjść kazał Fenrirowi.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Skupił swą uwagę na Sanayi, wyjaśniającej mu teraz, o co chodzi z cyrografem, o którym wspomniał Saszkiawaland. Zrozumiał, dlaczego mu o nim nie powiedziała wcześniej, bo w końcu o nim zapomniała. Nic dziwnego, że wypadło jej z głowy to, iż znajduje się on w tej kasetce. Pokiwał głową twierdząco, gdy powiedziała, że ma niewiele wspólnego z magią. Wiedział to.
Fenrir sam zdziwił się, że tak dobrze udaje mu się panować nad złością i innymi emocjami, które wywołuje w nim Mikael, i które sprawiają, iż smokołak chce go uderzyć, więcej niż raz, i coś mu złamać, tak przy okazji. Hmm… Może zrobi to później, jak już San będzie miała kasetkę w dłoniach. Naprawdę o tym pomyślał? Wygląda na to, że tak. Była w tym wina wyłącznie Saszkiawalanda, jego charakteru i zachowania. Miał dziwne wrażenie, że alchemiczka też z chęcią by go uderzyła i, gdyby miała inny charakter, całkiem możliwe, iż zrobiłaby to.

Wtrąciła się do rozmowy, a raczej negocjacji, a Fenrir znowu zamilkł, pozwalając jej rozmawiać. Już po pierwszym pytaniu jakie zadała Mikaelowi domyślił się, co kobieta planuje i nawet uśmiechnął się lekko. Cyrograf nie był jej potrzebny, a okazało się, że metalowa kasetka praktycznie nie ma wartości bez niego w środku. Sanaya chciała go oddać lichwiarzowi, co było dobrym pomysłem, jeżeli i tak nie wiedziała, co zrobić z tym magicznym pergaminem. Nie zdziwił się, gdy powiedziała mu, żeby wziął sobie ten cyrograf, w końcu przed chwilą domyślił się tego, co chciała zrobić. Mika tego nie zrobił i było to widać po wyrazie zaskoczenia na jego twarzy.
Szczerze mówiąc, z jednej strony interesował go ten cyrograf. Nie w sensie użycia go, po prostu ciekawiła go jego treść, dla kogo był przeznaczony i tak dalej. Z drugiej strony, dzięki temu papierowi przesiąkniętemu magią nie musiał prowadzić dalszych negocjacji z Saszkiawalandem, co mogłoby spowodować, że ostatecznie zapłaciłby więcej niż te pięćset ruenów, które podawał jako ostateczną cenę. Co prawda nie był osobą łatwowierną i podatną na manipulację, bo trzymał się swojego zdania i ciężko go było do czegoś przekonać, jednak nie znał się na targowaniu na tyle dobrze jak osoba, która zajmuje się tym przez większość swojego życia.

         – Pamiętaj, że te ściany są cienkie i nie będą stanowić dla mnie przeszkody – powiedział, patrząc dokładnie w oczy Mikaela. To chyba wystarczyło jako zasugerowanie mu, że nadal powinien się zachowywać i jeżeli będzie coś kombinował albo spróbuje zrobić coś Sanayi… spotka go „coś” bardzo złego. Hmm… Może niedługo też coś takiego go spotka, nawet jeżeli nie będzie próbował zrobić czegoś, czego nie powinien.
Chwilę po tym ostrzeżeniu, smokołak wyszedł z pomieszczenia i zaczął przechadzać się to w jedną, to w drugą stronę, cały czas będąc niedaleko ściany, na której osadzone były drzwi. Był jak wartownik pilnujący jedynego wejścia do skarbca albo komnaty lub budynku, w którym odbywają się ważne rozmowy z rodzaju tych, które nie są przeznaczone dla uszu każdej osoby, a jedynie dla bardzo wąskiego grona wtajemniczonych.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Saszka prychnął, jakby groźby Fenrira były naprawdę zbędne, bo on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że te ściany mu w niczym nie pomogą w razie czego. Był zresztą całkiem zadowolony z perspektywy targu, jaki dobił - dostał w swoje łapy to czego chciał, idealny materiał do sprzedania na czarnym rynku albo do szantażu, a reszta tak naprawdę niespecjalnie go obchodziła i jeśli oddając te papierzyska mógł pozbyć się tej dwójki, to czynił to z radością. Najwyraźniej jemu ten dzień dłużył się tak samo jak im.
        - Harald, daj klucz. - Lichwiarz wyciągnął rękę do starszego mężczyzny, który przez ten krótki moment, gdy nikt się nim nie interesował, usiadł sobie z wrażenia, a teraz nerwowo klepał się po kieszeniach. W końcu z jednej z nich wyciągnął dwa kluczyki na kółeczku, które drążącą ręką podał Mikaelowi. Ten przyjął przedmiot bez słowa i podszedł do jednej z szafek archiwalnych stojących w pomieszczeniu. Przykucnął, by otworzyć tę znajdującą się najniżej, z jakiegoś powodu jednak bardzo się starał, by swoimi plecami zasłonić zawartość szuflady przed wścibskim wzrokiem Sanayi i Fenrira. Alchemiczka z początku próbowała zerkać mu nad ramieniem, ale gdy spostrzegła, że i tak nic to nie da, po prostu sobie odpuściła. To nie było ważne, zaglądała tylko wiedziona babską ciekawością. Chwilę później zresztą lichwiarz zatrzasnął szafkę, przekręcił ponownie klucz w zamku, a na stolik zasłany papierami Haralda rzucił niedbale znajomą kasetkę Sanayi. Właścicielka bardzo się ucieszyła, zaraz wzięła ją do ręki i od razu zauważyła, że nie jest ona w idealnym stanie. Mina jej odrobinę zrzedła
        - Zamek jest wyłamany - mruknęła, oglądając uszkodzone zamknięcie.
        - Jakoś trzeba było dostać się do środka - oświadczył Saszkiawaland tonem, jakby to było oczywiste i nie było o co robić aferę. Alchemiczka miała jednak kwaśną minę i długo oglądała zniszczony mechanizm zamka w nadziei, że jest do odratowania. Nie był. Skoro nie dało się go uratować, San wyjęła ze środka papiery i zaczęła je przeglądać. Z ulgą znalazła między nimi swój najnowszy patent i kilka najważniejszych obliczeń, które ostatnimi czasy poczyniła. Na samym spodzie tego stosiku znajdował się zaś przedmiot handlu - cyrograf, na którym tak zależało Saszce. Tai podała mu go, coś ją jednak tknęło. Podbiła rękę do góry, gdy tylko lichwiarz sięgnął po nagrodę.
        - Zniszczyłeś mi kasetkę - oświadczyła zaskakująco pewnym tonem.
        - To był badziew przecież, dostaniesz taką w pierwszym lepszym sklepie - zbagatelizował ją jednak Saszka.
        - Mogę rozgadać jakie interesy prowadzisz i co właśnie ode mnie kupiłeś... - zagroziła Sanaya, przeciągając ostatnie zgłoski jakby groźba miała swój niewypowiedziany ciąg dalszy. Mikael spojrzał na nią jak na totalną idiotkę, lecz im dłużej patrzył, tym bardziej mina mu rzedła. Harald w tym czasie pociągnął go za rękaw.
        - Mika, ja wiedziałem, że to jakaś kryminalistka - szepnął drżącym głosem. - Daj jej coś, ja nie chcę kłopotów...
        - Oczadziałeś!
        - Mika, proooszę. Z nimi nie ma żartów - dodał z wielkim przejęciem, łypiąc kątem oka na Fenrira i Sanayę. Saszka kilkakrotnie otwierał i zamykał usta, by coś powiedzieć. W końcu zaklął, splunął.
        - Jasna cholera, co za dzień, co za parszywy dzień, a niech was wszystkich choroba morska... - złorzeczył, ponownie otwierając szufladę na samym dole szafki z dokumentami. Wyciągnął stamtąd mały woreczek i rzucił go w stronę alchemiczki. Ta ledwo zdążyła go złapać.
        - Masz - powiedział twardo. - I zejdź mi z oczu, bo mnie zaraz szlag trafi.
        Sanaya uśmiechnęła się szeroko i w końcu oddała lichwiarzowi cyrograf. Ten prawie wyrwał jej go z ręki, a jego spojrzenie w trakcie czynienia tego gestu mogło zabić.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Już nawet nie przejmował się reakcją Saszkiawalanda na jego słowa, po prostu wyszedł z pomieszczenia i poczekał na zewnątrz. Cienkie ściany i jego ponadprzeciętny słuch pozwalały mu na usłyszenie rozmowy, w końcu była ona prowadzona normalnymi tonami głosu. Fenrir miał dziwne wrażenie, że, nawet gdyby szeptali, wystarczyłoby, że zatrzymałby się przy ścianie i zaczął słuchać. W takiej sytuacji też nie miałby problemów z usłyszeniem tego, o czym rozmawiają w tym niewielkim biurze Haralda.
Przechadzał się w jedną i w drugą stronę spokojnym i dość wolnym krokiem i im dłużej to robił, tym lepiej dostrzegał, że wszystkie negatywne emocje, które miał w sobie, powoli znikają. W końcu zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że to już koniec bieganiny za kasetką, bo w końcu udało im się ją odzyskać. Miał też nadzieję, że ostatnie spotkanie jego i Mikaela miało miejsce właśnie w pomieszczeniu, obok którego teraz się zatrzymał. Naprawdę się uspokoił, a napięcie i zdenerwowanie uszły z niego niczym powietrze z płuca, gdy przebije się je ostrzem. Zdawał sobie sprawę z tego, że w magazynie znajduje się też grupa mężczyzn, którzy zajmują się swoimi sprawami, jednak nie hałasowali tak, jakby można było się tego spodziewać. Całkiem możliwe, że pora i miejsce miały tu swoją rolę.

Smokołak przestał chodzić w kółko, gdy poczuł, że jest naprawdę spokojny i się opanował. Teraz stał obok drzwi, czekając na to, aż Sanaya stamtąd wyjdzie, przy okazji nadal przysłuchiwał się rozmowie.
Usłyszał ostatnie słowa Saszkiawalanda, które wyraźnie wskazywały, że alchemiczce udało się osiągnąć to, czego chciała, a poszukiwany przedmiot znalazł się w końcu w jej posiadaniu. Chwilę później drzwi się otworzyły i wyszła przez nie San. Zmiennokształtny uśmiechnął się do niej widząc, że naprawdę się udało i w końcu odzyskali metalową skrzynkę. Nawet nie zdążył się odezwać, gdy parę dobiegł podniesiony głos Haralda, który kazał wyjść Mikaelowi. Po chwili zobaczyli wychodzącego lichiwarza. Wyraz jego twarzy wskazywał na zdenerwowanie i nie wróżył niczego dobrego.
Fenrir, mimo wszystko, podszedł do niego i uśmiechnął się lekko i nieco złośliwie.
         – Interesy z tobą to czysta przyjemność – powiedział po chwili i klepnął go w plecy z tak dobraną siłą, że rudowłosemu na pewno to zabolało i całkiem możliwe, iż przez krótką chwilę nie mógł złapać tchu. Smokołak żałował trochę, że nie miał sygnetu z niewielkim ostrzem, które wysuwałoby się z niego od razu pokryte trucizną. Taki gest klepnięcia w plecy mógłby wykorzystać, żeby dostarczyć truciznę do ciała lichwiarza, a ten nawet by się nie zorientował. Toksyna i tak zaczęłaby działać dopiero po jakimś czasie.

Wrócił do alchemiczki, przypominając sobie o skrytobójczyni, którą kiedyś poznał. Ta kobieta lubiła biżuterię i wykorzystywała ją, żeby zabijać swoje ofiary. Sygnet z ukrytym ostrzem i trucizną także znajdował się na liście zabójczej biżuterii, którą posiadała. Nie do końca mógł sobie przypomnieć, w jaki sposób ją poznał, jednak całkiem możliwe było to, że zabił osobą, na którą się czaiła albo coś podobnego. W każdym razie, ta kobieta traktowała jego smoczą łapę w sposób podobny do Sanayi, jednak ich znajomość nie przerodziła się w to, w co zmieniła się znajomość jego i alchemiczki.
         – W końcu się udało – powiedział do kobiety, najpierw spoglądając na metalową kasetkę, a później na nią. Bez ostrzeżenia przyciągnął ją do siebie i pocałował.
         – Hmm… To gdzie teraz? Szczerze mówiąc, wynająłbym pokój na noc i przespał się w nim – odparł po chwili. Oczywiście, nie musiał już wspominać, że pokój na pewno będzie miał na wyposażeniu jedno, dwuosobowe łóżko. Co prawda, zawsze istniała możliwość, że wszystkie takie pokoje będą zajęte, jednak szansa na to wydawała się Fenrirowi dość niska.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - Obyśmy się więcej nie spotkali - pożegnała się Sanaya tonem tak uprzejmym, jakby wyrażała zgoła odmienne życzenie. Nie sprawdzała póki co zawartości woreczka, który dostała od lichwiarza, bo tak naprawdę niespecjalnie się to dla niej liczyło - chciała mu tylko utrzeć nosa pokazując, że ona również potrafi posunąć się do szantażu, jeśli tylko warunki są ku temu odpowiednie. Saszkiawaland najwyraźniej nie był specjalnie uradowany tym pokazem mentalnej siły alchemiczki i nie potrafił przyjąć przegranej z honorem - nie odpowiedział nic na jej lekko ironiczne pozdrowienie i tylko łypnął na nią nieprzychylnie, nie wskazując nawet wyjścia.
        - To do widzenia - uznała na głos Tai, po czym skinęła głową na pożegnanie Haraldowi (odpowiedział jej nerwowy tik, który chyba miał być również lekkim skinieniem) i wyszła z kantorka. Na zewnątrz czekał na nią Fenrir i sam jego widok wystarczył, by Sanaya uśmiechnęła się promiennie. Mina jej jednak zrzedła, gdy usłyszała za plecami płaczliwy krzyk Haralda.
        - Mika, przez ciebie i twoje lewe interesy umrę tu kiedyś na serce! - poskarżył się. - Zejdź mi z oczu ty niewdzięczniku! Jak ja mogłem dać się namówić twojej matce na współpracę z tobą...
        - Dobra, dobra, przestań biadolić! - przerwał mu rozdrażniony Saszka. - Idę już, idę. Też nie mogę już na ciebie patrzeć...
        Lichwiarz po przekroczeniu progu kantorka trzasnął za sobą drzwiami, a na widok zbliżającego się doń Fenrira stanął jak wryty i zdawało się, że waha się między wzywaniem pomocy a ucieczką. Nie uczynił jednak żadnego ruchu poza lekkim skuleniem się w sobie - pewnie domyślał się, że wszelki opór z jego strony będzie bezcelowy i lepiej mieć nadzieję, że jakoś to przeżyje. Skulił się jeszcze bardziej, gdy ręka smokołaka już była w locie, a gdy w końcu dosięgła celu oczy Saszkiawalanda niemal wyszły z orbit, a on stracił dech. Zakrztusił się i powoli odzyskiwał oddech, kuląc się jak stary dziadek i rozmasowując obolałe plecy. Klął pod nosem i wyzywał na Fenrira w dość niewybredny sposób, lecz przy tym metodycznie przemieszczał się w kierunku wyjścia z magazynu - nie było już sensu zawracać sobie nim głowy. Z tą też myślą Sanaya odprowadziła go kawałek wzrokiem, po czym skupiła się na Fenrirze - uśmiechnęła się do niego radośnie.
        - Łobuz z ciebie - oświadczyła. - Podobasz mi się taki.
        Chwilę później smokołak objął ją i pocałował. Sanayi przyszło do głowy, że chyba czytał jej w myślach - ona również z tej radości miała ochotę okazać mu odrobinę czułości, skoro jednak to on wykazał się inicjatywą, nie śmiała narzekać. Chętnie mu się poddała, lecz nie przesadzała uznając, że jeszcze będą mieli dla siebie czas.
        - Nareszcie koniec - zgodziła się, spoglądając na zawartość zniszczonej kasetki. - Tyle miesięcy pracy, co za ulga...
        Jakby na potwierdzenie swych słów alchemiczka głośno odetchnęła i jeszcze ostatni raz przejrzała kartki, nim złożyła je w zgrabny plik i schowała. Z uśmiechem podniosła wzrok na Fenrira.
        - Masz rację - przytaknęła mu natychmiast. - Też jestem wykończona tą bieganiną, padłabym jak stoję. Chodźmy.
        San ujęła smokołaka za dłoń i razem z nim skierowała się w stronę wyjścia z magazynu. Odprowadzały ich ciekawskie spojrzenia przesiadujących w nim ludzi, w końcu wręcz jeden z nich nie wytrzymał i zawołał za nimi "i jak?!". Alchemiczka nie wdawała się z nim w dyskusje: za całą odpowiedź z jej strony służył uniesiony w górę kciuk i szeroki uśmiech. Symbol był aż nadto jasny, więc mężczyzna nie drążył i para zakochanych mogła opuścić magazyn bez żadnych postojów.
        Już na zewnątrz Tai przez moment milczała - widać było, że intensywnie nad czymś myśli. Jej umysł był zaprzątnięty tym, co powinna teraz zrobić z Shanem. Teoretycznie wskazane było, by do niego poszła i poważnie z nim porozmawiała... Ale najzwyczajniej w świecie nie chciała go teraz widzieć. Obawiała się, że z tych emocji wyleje na niego więcej żali niż powinna i nie osiągnie żadnego efektu, bo Tien uzna, że to pretensje a nie rady. Obawiała się, że jej przyjaciel popadł w nałóg, lecz nie wiedziała jak mu pomóc. Przyszło jej jednak do głowy, że jest jedna osoba, która mogłaby mu pomóc, a na dodatek była na miejscu - Miguel. Ten ekscentryczny stary kawaler z pewnością byłby w stanie przemówić tatuażyście do rozsądku. Powinna wysłać mu jakąś wiadomość, ale to już z domu, gdy będzie miała czas na opisanie wszystkiego logicznym językiem. Dojście do takiego rozwiązania przyniosło jej ulgę, dzięki czemu z dobrym nastrojem mogła poświęcić czas Fenrirowi.

        Sanaya wzięła na siebie obowiązek znalezienia miejsca na noc, bo w końcu lepiej znała to miasto. Udało jej się więc wynająć pokój w karczmie, która była w miarę niedroga i dobrze utrzymana, nie trzeba było się obawiać ani o podejrzane towarzystwo w niej przesiadujące, ani o pluskwy i pchły w sienniku. Pokój był może przy tym trochę mały, ale przede wszystkim liczyło się łóżko, którego rozmiary zaliczały się do tych raczej komfortowych. Sanaya gdy tylko zostali sami zaraz je przetestowała - stanęła plecami do materaca i przewróciła się na niego z szeroko rozłożonymi rękami. Westchnęła.
        - Może być - uznała, moszcząc się.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Wzruszył lekko ramionami i tak samo lekko uśmiechnął się do niej krótko po tym, jak skomentowała jego pożegnanie z Mikaelem.
         – Niech się cieszy, że nie zrobiłem czegoś, co spowodowałoby trwały uszczerbek na jego ciele – odezwał się, w ogóle nie przyjmując się tym, że przez pewne osoby mogłoby być to uznane za groźby. Saszkiawaland najpewniej nawet nie podejrzewał tego, co Fenrir myślał sobie o jego osobie i, gdyby w dalszym ciągu przebywali w jednym pomieszczeniu, mogłoby się to źle skończyć. Źle dla lichwiarza, oczywiście.
Smokołak odprowadził go wzrokiem i znowu się uśmiechnął, gdy dotarło do niego, że jest to najpewniej ostatni raz, gdy spotkał tego człowieka. Nawet nie musiał pytać o to, czy Sanaya poczuła coś podobnego, bo po prostu wiedział, że właśnie tak było.
         – Gdybyś teraz mi tu padła, wziąłbym cię w ramiona i zaniósł do jednej z karczm w mieście. Wynająłbym tam pokój, zaniósłbym cię do niego i położył na łóżku – powiedział po chwili, głosem jakby w ogóle nie było to dla niego coś trudnego do zrobienia. Miał tylko dwie ręce, więc całkiem możliwe, że podszedłby do karczmarza, powiedział mu o pokoju i poprosił, aby zaprowadził go do tego pokoju i otworzył drzwi. Wtedy położyłby alchemiczkę na łóżku, a gospodarzowi zapłacił odpowiednią kwotę za zajęcie pokoju przez noc. Jednak wyglądało na to, że do tego nie dojdzie.
Ruszyli w stronę wyjścia. Czuł na sobie spojrzenia mężczyzn zgromadzonych w magazynie, w końcu usłyszał też jednego z nich. Odpowiedziała mu kobieta, chociaż i tak nie użyła do tego słów. Później oboje wyszli z magazynu i skierowali się w stronę jednej z karczm. Znowu pozwolił na to, żeby było to kwestią wyboru Sanayi.

Drogę przebyli w milczeniu. Domyślił się, że kobieta nad czymś rozmyśla i nie chciał jej przerywać, więc sam też zaczął myśleć o paru rzeczach, przy okazji obserwując drogę przed nimi. Był już późny wieczór, właściwie słońce już zaszło, więc mieli większą szansę na to, że trafią na jakichś rzezimieszków. Chociaż, persony tego typu powinny zrezygnować z podejścia do nich już po tym, jak zobaczą Fenrira i jego broń. Ich małe móżdżki powinny podsunąć im myśl, że taka osoba jest dla nich zbyt niebezpieczna i próba okradnięcia go może skończyć się dla nich naprawdę źle.
Na szczęście, głównie dla tych drobnych bandytów, smokołak i alchemiczka dotarli do karczmy bez problemów. Chciał zapłacić za nocleg, naprawdę chciał to zrobić, jednak Tai pierwsza wyciągnęła rueny.
         – Mogłaś pozwolić mi na opłacenie pokoju – powiedział do niej krótko po tym, jak odebrała klucz od gospodarza. Nie powiedział tego z wyrzutem, jednak uważał, że gdy przebywa w jego towarzystwie, to on powinien uiszczać wszelakie opłaty związane z posiłkami, noclegiem i innymi rzeczami.

Wszedł do pokoju zaraz za nią, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał się po pokoju i podszedł bliżej łóżka. Odpiął pas z pochwą, w której spoczywał jego miecz i umieścił przy szafce nocnej po tej stronie łóżka, na której będzie spał. Teraz, zamiast zacząć zdejmować części zbroi, po prostu użył medalionu, żeby je tam przechować. Został w koszuli, spodniach i butach.
         – Zrób trochę miejsca dla mnie – powiedział do Sanayi, uśmiechając się przy okazji. Po chwili zrobił to, co wcześniej zrobiła ona sama. Stanął plecami do łóżka i przewrócił się na nie, lądując tuż obok niej.
         – Bywało gorzej – odparł, gdy już zdążył chwilę poleżeć. Przypomniał sobie te wszystkie razy, gdy musiał spać na ziemi albo nawet na gołym kamieniu.
         – To… gdzie udamy się jutro? - zapytał po chwili ciszy, która pojawiła się w pokoju.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości