Turmalia[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Post autor: Fenrir »

Zrobił tak jak sobie postanowił, więc najpierw udał się do Voro, sprawdził co u niego i dał znać, że żyje, a na poszukiwania alchemiczki wyruszył jeszcze tego samego dnia. Opiekun dał mu trochę prowiantu na drogę i życzył powodzenia, które jak najbardziej mu się przyda. Nie miał pojęcia, gdzie znajdzie Sanayę, jednak wiedział, gdzie mógłby zacząć. Dotarł do Sadów, jednak nie zastał jej tam, więc musiał liczyć na łut szczęścia i na to, że uda mu się ją odnaleźć w trakcie wędrówek po miastach znajdujących się na terytorium Alaranii. Chciał ją odnaleźć i wyjaśnić jej wszystko to, dlaczego nagle znikła spod domu Voro i pojawiła się u siebie, dlaczego nie odwiedził ją przez te kilka miesięcy i tak dalej.

Szedł jednym ze szlaków handlowych, które przebiegają przez Jadeitowe Wybrzeże. Właśnie zmierzał do Turmalii, a szedł od strony Leonii, w której był wcześniej i spędził noc w jednej z karczm w mieście i uzupełnił zapasy. Szedł rubinowym szlakiem - był w stanie to stwierdzić na podstawie tego, że po swojej lewej cały czas miał brzeg Oceanu Jadeitów. Słońce, powoli, zbliżało się do linii horyzontu, którą, akurat z perspektywy Fenrira, wyznaczało nic innego jak linia oceanu i wody zgromadzonej w tym wielkim zbiorniku. Szedł dalej, co jakiś czas patrząc się w stronę oceanu i obserwując wodę, niebo i słońce. W pewnym momencie przed jego oczami zaczął wyrastać klif, którego wysokość smokołak oszacował na kilka prętów, a po tym, jak podszedł bliżej i przyjrzał mu się ponownie, szybko stwierdził, iż ma on, przynajmniej, cztery pręty (około osiemnastu metrów). Góra klifu porośnięta była zieloną trawą i kilkoma drzewami, w tym jedno rosło przy samej krawędzi, a jego korzenie wystawały z ziemi. Zmiennokształtny zauważył, że wejść tam można tylko bezpośrednio od strony szlaku, bo strome ściany boczne i ta znajdująca się bezpośrednio naprzeciw oceanu skutecznie utrudniały wspinaczkę, a właściwie to ich stromość sprawiała, iż była ona praktycznie niemożliwa, no, może jedynie ktoś naprawdę odważny i umiejący wspinać się naprawdę dobrze miałby szansę na dotarcie na samą górę tą drogą. Łagodne wejście na klif, które widoczne było ze szlaku, również porastała trawa.
Smokołak postanowił wejść na górę, a właściwie to wlecieć tam, bo rozwinął skrzydła, po tym, jak upewnił się, że nikt go nie widzi i wzniósł się na nich w górę, aby wylądować gdzieś między drzewami. Podszedł do krawędzi i spojrzał w dół, następnie zrobił jeszcze jeden krok i w tym samym czasie rozłożył skrzydła, aby momentalnie znaleźć się w powietrzu. Zatoczył koło nad klifem i zniżył lot tak, aby bez problemu móc dotknąć tafli wody. Uśmiechnął się przy tym, bo bycie w powietrzu zawsze powodowało w nim uczucie wolności, a zwłaszcza, gdy przybierał smoczą formę i mógł pozwolić sobie na loty w chmurach. Był świadom tego, że nie każdy posiada skrzydła i takie osoby, ci nieposiadający skrzydeł, nie mogą sobie pozwolić na to, na co on może, chyba że ktoś im w tym pomoże - ktoś, kto może zmaterializować skrzydła na swoich plecach. Fenrir wzbił się w górę, a później zapikował w dół i ponownie przeleciał tak nisko nad wodą, że miał ją dosłownie na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie wylądował na brzegu, niedaleko prawej strony klifu.

Rozejrzał się wokół siebie. Czuł pod butami piasek, bo nie był on tak twardy jak ziemia, więc jego buty zapadały się lekko. Dopiero teraz zauważył, że pod prawą ścianą klifu leży przewrócone, pokryte mchem drzewo, które kiedyś musiało rosnąć na górze, jednak woda, która podmywała wzgórze, musiała sprawić, że roślinie nie udało się utrzymać i upadła, a później umarła. W piasku, który tworzył plażę, spoczywało kilka, większych lub mniejszych, kamieni, które, na dodatek, miały różne kolory - kilka było białych z czarnymi i szarymi kropkami, inne były brązowe, szary albo nawet czarne lub granatowe, a jeszcze inne różowe lub czerwone, nawet im natura nie oszczędziła udziwnień w postaci białych lub czarnych kropek. Niektóre kamienie miały na sobie białe pęknięcia, które swym wyglądem przypomniały blizny. Fenrir podszedł do jednego z kamieni, który akurat był czerwonawy, zdjął hełm i położył go na tym kamieniu. Następnie spojrzał na słońce - powoli robiło się ono czerwone - a także na ocean, który w tym samym czasie przybierał barwę zbliżoną do życiodajnej kuli światła. Następnym gestem, jaki wykonał smokołak był uśmiech, najzwyklejszy uśmiech, którego tak bardzo mu brakowało, a którego nie potrafił zmusić do tego, aby zagościł na jego twarzy.
Odpiął pas z pochwą, w której schowany był miecz i oparł go rękojeścią o kamień, z którego później zdjął hełm i położył obok broni. Usiał na kamieniu i przypomniał sobie, że z tego wszystko nie schował swych skrzydeł, co zrobił chwilę później. Nie wyglądało na to, żeby ktokolwiek przechodził tym szlakiem, a przynajmniej nie widział nikogo, gdy zmierzał w stronę klifu. Wydawało mu się, że zostanie tu dłuższą chwilę... Spojrzał na horyzont, który zlewał się w całość z wodą tworzącą ocean, a na jego ustach ponownie pojawił się uśmiech...
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya przebywając w Turmalii tylko dwie góra trzy noce korzystała z gościny swego mistrza, gdyż ten po wypuszczeniu podopiecznej spod swoich skrzydeł może i dalej widział w niej bliską sobie osobę, lecz jednocześnie dostrzegł w niej konkurencję, która może chociażby przypadkiem podpatrzeć coś w jego badaniach i ubiec go w odkryciu. Tai rozumiała podejrzliwość Saara i nie widziała w tym układzie nic złego - przez kolejne kilka dni mieszkała u Shana, by razem mogli zaprojektować jej nowe tatuaże, które przez swą bolesność wymagały wiele czasu podczas wykonywania i rekonwalescencji. Dopiero gdy skóra na dłoniach w miarę się zagoiła, tatuażysta pozwolił Sanayi poszukać jakiegoś noclegu w mieście - należał do tych troskliwych i uczynnych osób, które nie porzucą przyjaciela nawet w najmniejszej potrzebie. Jaka szkoda, że jednocześnie w kuchni był taką łamagą, że nawet wodę potrafił przypalić, a porządku nie umiał utrzymać nawet w pracowni...
        Alchemiczka już od kilku dni miała wynajęty pokój na obrzeżach miasta, gdzie było zdecydowanie taniej i mniej tłoczno niż w pobliżu portu. Chociaż już od kilku dni obiecywała sobie, że wkrótce wróci do Sadów, nadal z tym zwlekała i by zagłuszyć wyrzuty sumienia codziennie wybierała się na wycieczki po okolicy, by szukać próbek do swoich badań, a wieczorami w tajemnicy przed właścicielami karczmy wykonywała analizy w pokoju wychodząc z założenia, że dopóki nie sięga po wyższe przemiany ani po otwarty ogień, nic nikomu nie może się stać i w związku z tym nie można mieć do niej pretensji. Drobnych rozbłysków światła wydobywające się ze szpary pod drzwiami pewnie i tak nikt nie zauważył.

        Tego dnia Sanaya urządziła sobie dłuższy spacer niż zwykle. Od samego początku jej celem była dzika plaża na wschód od Turmalii - dwa dni wcześniej pogoda była dość gwałtowna i wiał silny wiatr od morza, więc alchemiczka liczyła, że w takim miejscu z dala od miasta znajdzie ciekawe rzeczy wyrzucone na brzeg. Oczywiście nie miała na myśli skarbów, bo w cuda nie wierzyła, jednak gdyby udało jej się pozbierać trochę wodorostów, mogłaby ich używać do ksperymentów. Miałaby pewność, że są świeże, mogłaby je sobie odpowiednio przetworzyć, a na dodatek trochę by zaoszczędziła... To było warte zachodu. Dlatego dziarskim krokiem skoro świt opuściła Turmalię z zamiarem spędzenia całego dnia poza miastem i powrotu dopiero po zmroku. Była przygotowana na taką wyprawę - założyła bardzo krótkie spodnie z grubego płótna, tak krótkie, że odsłaniały jej tatuaże na udach, bo w takich nie zamoczy sobie nogawek wchodząc do wody. Pogoda była piękna, więc nie zrezygnowała z typowej dla siebie kusej bluzeczki odsłaniającej brzuch, lecz ze względu na to, że miała wracać późnym wieczorem, zabrała ze sobą również gruby, długi sweter, który miał ochronić ją przed wilgotnym chłodem wieczoru. Jej nieodzowna alchemiczna torba była na razie prawie pusta i smętnie zwisała przy biodrze właścicielki, która dla odmiany wręcz tryskała dobrym humorem. Coś mówiło jej, że tego dnia zdarzy się coś dobrego i z tego powodu była w tak dobrym nastroju, że aż pomachała na powitanie mijanym w miejskiej bramie strażnikom. Mężczyźni długo odprowadzali ją zaskoczonym spojrzeniem zastanawiając się "kto to u licha był?".
        Wiele godzin później, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi i była już najwyższa pora by wracać, Sanaya brodziła po kolana w wodzie. Jej torba była wypchana próbkami skorodowanych skał i wodorostami, więc poszukiwania mogła uznać za udane. A teraz szukała muszelek. Nie planowała ich zbierać, ale pierwszą znalazła przez przypadek, drugą również, trzeciej już wypatrywała... I tak jakoś wyszło. Teraz miała pełną garść i dalej szukała. Muszelki były bardzo ładne - małe, różowe i gładkie - więc planowała zrobić sobie z nich bransoletkę, a to co zostanie utrzeć na proszek i zostawić na zaś. Taki pył miał wiele różnorodnych zastosowań i to nie tylko tych alchemicznych, chociaż można było go wykorzystać do chyba tuzina przeróżnych mikstur - był jednym z najłatwiej dostępnych składników z grupy Toni.
        Sanaya zdecydowała się obejść martwy pień i rumowisko skał bez wychodzenia na ląd, dlatego musiała się nad tym naprawdę skupić, by jeden nieuważny ruch nie posłał jej pod wodę. Spienione fale kotłujące się wśród martwych gałęzi obmywały brzegi jej tatuaży, więc w tym miejscu było już wystarczająco głęboko, by przy odrobinie pecha się utopić. Alchemiczka nieustannie obserwowała swoje najbliższe otoczenie i dopiero gdy minęła rumowisko podniosła wzrok. Wtedy też zorientowała się, że nie jest sama. Na plaży stał mężczyzna - wysoki szatyn o sylwetce kojarzącej się z siłą i harmonią. Jego ramię miało barwę zachodzącego za jej plecami słońca. Sanaya poczuła, jak coś ukuło ją w serce - poznała kto przed nią stał.
        - Fenrir - powiedziała półgłosem, jakby dopiero wymówienie tego imienia miało sprawić, że by w to uwierzyła. Na dłuższą chwilę przymknęła oczy, a później rozchyliła powieki, by upewnić się, że się jej nie przewidziało. On jednak nadal tam był. Sanaya w pierwszym odruchu chciała go zawołać i pobiec by się przywitać, rzucić mu na szyję i zapewnić jak bardzo cieszy się, że go spotkała... Ale przecież ten niecały rok temu on tak po prostu z niej zrezygnował. Gdy zostali w tajemniczy sposób rozdzieleni on nie próbował jej odszukać, chociaż przecież wiedział o tylu miejscach gdzie mógłby ją spotkać: Sady, Menaos, Turmalia, na upartego nawet jej rodzinna Leonia! Może więc wcale nie było to takie szczęśliwe spotkanie, jemu najwyraźniej zależało dużo mniej niż jej. Alchemiczka miała mętlik w głowie i tak po prostu stała jak słup soli trzymając przed sobą garść muszelek. Fale obmywały jej nagie kolana, a kosmyki włosów wpadały do oczu, gdy ona myślała, jak ma się przywitać ze swoim dawnym kochankiem.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Zasiedział się na kamieniu. Nie wykonywał żadnych ruchów, a jeśli ktoś przechodziłby szlakiem, mógłby uznać, że widzi jakiś posąg, a nie żywą osobę, która po prostu zamyśliła się i, przy okazji, zapatrzyła w taflę wody, horyzont i słońce, które powoli zmierzało w stronę linii wody. Przyglądał się słońcu powoli sunącemu w dół na nieboskłonie, wydawać się mogło, że już niedługo ocean, niczym jakaś żarłoczna bestia, połknie słońce, a później wypluje po drugiej stronie, czyli w miejscu, w którym ono wschodzi.
Nie spodziewał się zastać w okolicy żywą istotę, która chciałaby nawiązać z nim jakąkolwiek rozmowę, więc rozkoszował się ciszą. Dopiero po tym, jak zaczął wiać lekki wiatr, a woda wzburzyła się, cisza została przerwana przez fale, które uderzały w kamienie, a także w klif. Fenrir wsłuchał się w ten dźwięk i nawet nie usłyszał innych odgłosów, które mogłyby wzbudzić w nim podejrzenia dotyczące obecności kogoś jeszcze. Wyrwał się z tego stanu dopiero wtedy, gdy do jego uszu dobiegł jakiś głos i zaczęło wydawać mu się, że usłyszał swoje imię. Rozejrzał się wokół, energicznie ruszając głową, zupełnie jakby jakiś nagły dźwięk obudził go ze snu.

Zobaczył ją. Stała niedaleko powalonego pnia, który kiedyś musiał spaść z klifu. Mimo że miała krótsze włosy, to i tak rozpoznał ją niemalże od razu. Fioletowe włosy... gdy widział je ostatnim razem były dłuższe, jednak wyglądało na to, że Sanaya postanowiła je skrócić. Tatuaże... Wydawało mu się, że jest ich więcej niż ostatnio, jednak nie mógł stwierdzić tego z tej odległości... Wiedział, że to ona. Po tym, co między nimi zaszło nie mógłby pomylić jej z inną kobietą. Miała na sobie bluzkę odsłaniającą brzuch, a także krótkie spodnie, które odsłaniały tatuaże na udach, a przy biodrze wisiała jej torba alchemiczna.
        - Sanaya... - powiedział do siebie. Musiał powiedzieć to na głos, jednak takim tonem, że słyszał to tylko on. Szukał jej niemalże miesiąc, a ostatecznie to ona znalazła jego i mógłby założyć się o swój miecz, że to wszystko było dziełem przypadku. Mimo tego, Fenrir odczuwał radość w sercu na myśl, że w końcu udało mu się ją odnaleźć.
Wstał gwałtownie z kamienia, który tymczasowo służył mu jako siedzenie. Pochwę miecza przyczepił do pasa, najszybciej jak umiał, i złapał za hełm. Szybkim krokiem ruszył w stronę alchemiczki z hełmem trzymanym przez smoczą łapę, mimo że nie miał pojęcia, jak powinien się z nią przywitać. Żałował, że ma na sobie zbroję, bo mimo że nie należała ona do ciężkich pancerzy, to i tak wolałby jej na sobie nie mieć, bo już wiedział co zrobić.
Nie wiedział, co zrobi Sanaya... Wyjdzie mu naprzeciw czy dalej będzie stała w wodzie? Nie robiło mu to różnicy. Od razu objął ją i przytulił, gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko. Nie był to uścisk, którym witają się przyjaciele, którzy nie widzieli się przez jakiś czas... Fenrir przytulił do siebie alchemiczkę tak, jak zrobiłaby to osoba, która po jakimś czasie rozłąki zobaczyła w końcu kogoś, kogo darzy uczuciem większym niż przyjaźń.
        - Przepraszam... - tylko tyle był w stanie powiedzieć. Czuł, że musi powiedzieć to słowo, które w tej sytuacji miało duże znaczenie, w dodatku wypowiedziane szczerze, nawet bardzo, a to tylko oznaczało, że naprawdę chce przeprosić. Zdawał sobie sprawę z tego, że wydarzenie, które zapoczątkowało ich rozłąkę trwającą, prawie, pół roku, nie było w pełni jego winą, jednak ponosił za to odpowiedzialność, bo w końcu to jego miała złapać grupa tamtych mężczyzn i to dla jakiegoś bogacza, który ubzdurał sobie, że może trzymać w klatkach żywe i rozumne istoty tylko dlatego, że inaczej traktowane są przez społeczeństwo. Jednak, gdy już zdecydował się na ucieczkę z miejsca, w którym był przetrzymywany, wiedział, że od tamtego momentu miał nowych wrogów i podejrzewał, że tajemniczy "kolekcjoner" nie zrezygnuje tak łatwo i będzie chciał wyłapać swoje "okazy".
        - Wszystko ci wyjaśnię... Chcę ci wszystko wyjaśnić... tylko że nie tutaj. Niedługo będzie przypływ... - powiedział, w dalszym ciągu przytulać Sanayę do siebie albo... przytulając się do niej. Tak, to drugie określenie, chyba, pasuje bardziej. Dopiero po chwili, w końcu, wypuścił alchemiczkę ze swych objęć i spojrzał na nią.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya stała bez ruchu, przypominając trochę łanię zahipnotyzowaną wzrokiem drapieżnika. Z początku Fenrir również się nie poruszał i była naprawdę święcie przekonana, że ma omamy, później zaś zaczęła się zastanawiać, czy nie wycofać się i nie uciec jak zwykły tchórz. Serce biło jej jak szalone, w głowie miała mętlik, a w oczach szkliły się łzy. Zdawało się, że nie oddycha i nie mruga.
        I nagle smokołak się poruszył. Jak obudzony z głębokiego snu powiódł wzrokiem wokół siebie, aż w końcu zogniskował na niej wzrok. Była pewna, że dostrzegł ją i rozpoznał, wpatrzony w nią poruszył ustami, jednak szum fal zagłuszył jego głos. Gdy wstał, Sanayi na moment stanęło serce. Widziała to spojrzenie, ten wyraz twarzy wyrażający jednoczesną radość i niepewność, ten strach, czy gdy się mrugnie, obraz nie zniknie sprzed oczu. Sama czuła to samo. Z początku zła i rozżalona, szybko jednak odrzuciła na bok negatywne uczucia. Nie bez znaczenia była reakcja Fenrira. No bo gdyby chociaż odrobinę mu nie zależało, czy zrywałby się tak gwałtownie ze swojego miejsca by wyjść jej naprzeciw, wszedłby między fale tak bez zastanowienia, nawet nie zdejmując butów? Alchemiczka zaczęła się łudzić, że wtedy w domu Voro nie odpuścił jej sobie, tylko może zaszło coś, przez co nie mógł do niej wrócić?
        Sanaya przestała cokolwiek roztrząsać. Gdy tylko woda obmyła kostki Fenrira, z dłoni alchemiczki wysypały się wszystkie zebrane dotąd muszle, a ona wyszła mu naprzeciw, wpatrzone w jego oblicze z tym samym wyrazem twarzy, który widziała u niego - szczęścia, niedowierzania i niepewności, ale równocześnie nadziei, że to nie jest sen. Gdy smokołak wyciągnął do niej ramiona, ona uczyniła to samo. Chciała odbić się od dna, by móc objąć go za szyję, lecz piasek pod stopami był zbyt miałki. Mimo to gdy otoczyły ją jego silne ramiona, zdołała wspiąć się na palce i wsparta na nim wtuliła się w niego najmocniej jak potrafiła, w tym geście okazując, jak bardzo za nim tęskniła. Niespecjalnie obchodziło ją, że zbroja drapie jej odsłonięty brzuch, że woda sięga coraz wyżej ich nóg. Znowu, po tylu miesiącach rozłąki, mogła być blisko Fenrira. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo za nim tęskniła.
        To jedno "przepraszam" wypowiedziane przez smokołaka sprawiło, że Sanaya się rozpłakała. Objęła go mocniej i wtuliła twarz w zgięcie jego szyi. Fenrir mógł poczuć jej ciepły oddech i chłodne łzy spływające po skórze i wsiąkające w materiał koszuli. No bo jak miała się nie rozpłakać słysząc tak proste, szczere wyznanie? Poznała po jego głosie, że to nie jest wyświechtany frazes, że mówi z głębi serca.
        - Masz za co przepraszać - powiedziała łykając łzy. Chciała chyba tym jednym zdaniem ratować resztki swojej godności, ale i tak już przecież zupełnie się rozkleiła i pokazała, jak bardzo zależało jej na smokołaku i jak wiele emocji wywołało u niej to spotkanie. Całe szczęście to, że się odezwała, pozwoliło jej trochę odzyskać władzę nad swoimi reakcjami i już powoli przestawała płakać. Pociągnęła lekko nosem i wytatuowaną podstawą dłoni otarła łzy z twarzy. Odsunęła się odrobinę i spojrzała smokołakowi w oczy. Uśmiechnęła się szeroko i chociaż jej źrenice znowu zaszkliły się łzami, wyglądała na naprawdę szczęśliwą.
        - Dobrze - zgodziła się. - Chodźmy.
        Gdy brnęli przez fale, Sanaya trzymała kurczowo zmiennokształtnego za rękę i patrzyła na niego z prawdziwym uwielbieniem.
        - Fenrir - wezwała go. - Cieszę się, że znów cię spotkałam.
        Później alchemiczka skupiła się już na brnięciu przez fale, a gdy stanęli na suchym lądzie, przystanęła i wciągnęła na stopy schowane do tej pory w torbie sandały. Czekała, aż to smokołak pierwszy się odezwie, jej było jakoś tak... niezręcznie. Cokolwiek by nie powiedziała - czy wspomniałaby o tym, że czekała, czy o tym, że od tamtej pory o nim myślała - brzmiałoby jak wyrzut, a ona nie była już zła. Cieszyła się z tego ponownego spotkania tak bardzo, że aż nie wiedziała co ze sobą zrobić, bo w końcu istnieją jakieś granice tego, co wypada kobiecie, która za kilka dni kończy trzydziestkę. Gdyby mogła, skakałaby w miejscu i piszczała jak mała dziewczynka albo rzuciła się na smokołaka i zasypała go pocałunkami.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Szedł w jej stronę skupiając swój wzrok wyłącznie na jej osobie. Widział, jak na początku stoi w miejscu, a woda obmywa jej nogi, jednak po chwili ruszyła się i zaczęła iść w jego stronę. Nawet nie zauważył muszelek, które wcześniej wysypały się z dłoni alchemiczki i z cichym pluskiem powpadały do wody, bo nie było to dla niego czymś ważnym. Wpatrywali się w siebie spojrzeniami, które wyrażały bardzo podobne, jeśli nie takie same, odczucia - szczęście, niedowierzanie, niepewność, nadzieję, a także tęsknotę, która wzbierała zarówno w nim jak i w niej. Spotkali się w miejscu, w którym woda sięgała mu, mniej więcej, do kostek. Wpadli sobie w objęcia, chociaż wydawało mu się, że to Sanaya wpadła na niego, a on tylko objął ją i przycisnął do siebie, zupełnie jakby od tego momentu nie chciał jej wypuścić.

Czuł na skórze odsłoniętej szyi jej oddech, a także łzy, które wywołało jedno słowo wypowiedziane właśnie przez niego. Nie chciał doprowadzić jej do łez, mimo że wiedział, iż łzy, które teraz spływają po jej policzku, są, raczej, oznaką szczęścia. Objął ją jeszcze mocniej i tym samym przycisnął do siebie, jednak uważał, żeby nie zrobić tego za mocno, w końcu miał na sobie zbroję. Niestety miał ją na sobie. Poczuł, że coś w jego sercu i umyśle zostaje przełamane, jakaś niewidzialna bariera, która odgradzała go od czegoś. Teraz ta bariera rozpadła się na drobne kawałki, a po policzku smokołaka spłynęła łza. Najpierw jedna, później druga, trzecia i czwarta. Możliwe, że jedna z nich nawet spadła na ramię lub plecy Sanayi. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo za nią tęsknił.
"Wojownicy twojego pokroju nie płaczą, Fenrir... Opanuj się, chłopie" - powiedział do siebie w myślach w momencie, w którym zdał sobie sprawę z tego, że po jego policzku spływa kolejna łza. Była to ostatnia kropla, której udało się wydostać przez kącik jego oka. Ukradkiem otarł oczy, jednak Sanaya mogła poczuć, jak jego ręka porusza się, mimo że w dalszym ciągu obejmował ją smoczą łapą. W końcu odsunęli się od siebie, a stało się to chwilę po tym, jak powiedział, że wszystko jej wytłumaczy i powie, co się z nim działo przez ten cały czas.

Zaczęli iść w stronę brzegu. Cały czas trzymała go za rękę, jakby bała się, że znowu go straci, przynajmniej tak to odczuwał on sam.
        - A ja cieszę się, że cię odnalazłem — powiedział do niej. Tymi słowami dał jej też do zrozumienia, że nie stała się dla niego obojętna po tym, jak czar Voro ich rozłączył. Gdyby udało im się wtedy zabić całą grupę mężczyzn, którzy mieli porwać Fenrira, to smokołak od razu wyruszyłby na poszukiwania alchemiczki, jednak wtedy wiedziałby, gdzie ma jej szukać.
W końcu wyszli na brzeg, tam, gdzie woda już im nie "dokuczała". Przez chwilę stali w ciszy, patrząc się na siebie... Chciał zdjąć zbroję w tej chwili i przytulić ją raz jeszcze i tym razem poczuć dotyk jej skóry na swojej, jednak powstrzymał się przed tym.
        - Może najpierw usiądźmy... - zaproponował, a kiwnięciem głowy wskazał pobliskie kamienie, które były na tyle duże, że można było na nich usiąść i znajdowały się niemalże obok siebie. Wykorzystał to, że Tai w dalszym ciągu trzyma go za rękę i pociągnął ją w stronę niewielkich głazów, które wskazał przed chwilą. Usiadł na jednym i zachęcił ją, aby zrobiła to samo, tylko że na tym stojącym obok. Gdyby nie zbroja, to z chęcią pociągnąłby ją w swoją stronę i usadowił na swoich kolanach.
        - Nie wiem, od czego mam zacząć... Może po prostu opowiem ci w porządku chronologicznym o wszystkich, co się działo — odezwał się po chwili. Jego ogniste oczy spoczęły na alchemiczce. Pamiętał, jak się nimi zachwycała, gdy światło jednej z lamp odbijało się w nich, a oni siedzieli na jednym z foteli znajdujących się w jej domu w Sadach.
        - Voro nie zawołał mnie do domu po to, żebym mu przy czymś pomógł, a po to, żeby ostrzec mnie przed grupą mężczyzn, którzy zmierzali w stronę domu. Zauważył ich przez okno. Mieli ze sobą broń, jednak wyłącznie pałki, żadnych toporów czy mieczy. Voro jest odpowiedzialny za to, że nagle pojawiłaś się w swoim domu. On... zna się trochę na magii i poprosiłem go, żeby przeniósł cię do Sadów, do domu, w którym mieszkasz... Nie chciałem, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda... - Tutaj przerwał na chwilę, przymknął oczy i po uderzeniu serca otworzył je, aby ponownie spojrzeć na Sanayę. Obiecał jej, że wszystko wyjaśni i miał zamiar to zrobić właśnie teraz.
        - Walczyliśmy z nimi i zabiliśmy kilku, jednak ich przywódca był dobry, bardzo dobry, i udało mu się ogłuszyć zarówno mnie, jak i Voro. Ocknąłem się w celi, nie miałem pojęcia czy mój opiekun nadal żyje, gdzie się znajduję, ani gdzie są moje rzeczy. Strażnik przyszedł mi z pomocą chwilę po tym, jak zauważył, że się ocknąłem. Wyjaśnił mi wszystko, powiedział, że znajduję się w budynku, w którym jego pracodawca trzyma swoje okazy, a człowiek ten "kolekcjonował" osoby o nietypowym wyglądzie, osoby, które przez innych nazywane były odmieńcami. Wiesz... Nie byłem jedynym, który był tam przetrzymywany, bo w budynku znajdowało się również kilku innych więźniów, jednak większość cel była pusta i, chyba, czekały tylko na to, aż ktoś w nich "zamieszka". Spędziłem tam prawie cztery miesiące, aż w końcu udało mi się uciec, razem z innymi więźniami. Okazało się, że budynek znajdował się poza granicami Alaranii, a my postanowiliśmy, że lepiej będzie, jeśli każdy ruszy w swoją stronę. Udało mi się odnaleźć jakiś szlak handlowy i ruszyłem nim z nadzieją, że trafię w końcu na kogoś, kto powie mi, w którą stronę mam iść, żeby dotrzeć do Alaranii. Trzy dni wędrówki zaowocowały tym, że dotarłem do wioski, w której zostałem kilka dni, odpocząłem, zjadłem coś porządnego i pomogłem mieszkańcom, a oni powiedzieli mi, gdzie mam iść... - przerwał na chwilę. Wyciągnął z torby podróżnej manierkę z wodą i napił się, mówił długo i dużo, więc nic dziwnego, że zaschło mu w gardle.
        - To jeszcze nie koniec. Kilka dni później postawiłem pierwsze kroki na terenie Alaranii, poza której terenem znajdowałem się dobre pięć miesięcy. Pierwszym, o czym pomyślałem było odszukanie ciebie i sprawdzenie, czy Voro żyje. Odwiedziłem go przy okazji bycia w okolicy, powiedziałem mu, co się ze mną działo... cieszył się, że żyję i dał mi prowiant na drogę. Nie chciał mnie długo zatrzymywać, bo powiedziałem mu, że muszę cię odnaleźć. Byłem w Sadach, a później w Meanos... Teraz byłem w drodze do Turmalii z nadzieją, że znajdę cię właśnie tam — dokończył swoją opowieść. Spojrzał na Sanayę w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję z jej strony.
        - Tęskniłem za tobą... nawet nie wiesz jak bardzo... - dodał, w dalszym ciągu patrząc w jej oczy.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Nawet jeśli Sanaya zorientowała się, że Fenrir też uronił łezkę, nie dała tego po sobie poznać. Pojedynczą łzę, która spłynęła na jej skórę, uznałaby za zabłąkaną kroplę morskiej wody, a ten ruch ręką mógł oznaczać cokolwiek, wcale nie musiało to być osuszanie oczu. W końcu niewielu mężczyzn lubi okazywać swoją słabość, a jej nie zależało na ośmieszaniu smokołaka. Za bardzo cieszyła się z ponownego spotkania z nim, za bardzo za nim tęskniła, by sobie z niego żartować. Sama zresztą rozpłakała się jak małe dziecko i ani trochę tego nie żałowała, jednak jej jako kobiecie takie emocjonalne wybuchy uchodziły płazem.
        - Ale... woda tu nie podejdzie? - upewniła się cicho, gdy Fenrir zaproponował by usiąść na kamieniach kawałeczek od brzegu. Obróciła wzrok na morze i sama sobie odpowiedziała, że nie, a na pewno jeszcze nie teraz. Woda musiała podchodzić pod sam klif - to było widać po śladach erozji - ale pływy w tym rejonie nie były specjalnie gwałtowne, na pewno zdążą się jeszcze przenieść. A ona tak bardzo chciała usłyszeć, co Fenrir ma jej do powiedzenia, naprawdę nie chciała już dłużej czekać. Dlatego też gdy smokołak poprosił ją by usiadła, ona bez dyskusji przysiadła na wskazanym jej kamieniu. Nogi podciągnęła i oparła o bok skały, którą zajmował zmiennokształtny, by nie zamoczyć sobie przypadkiem stóp. Cała była wychylona w stronę Fenrira, dłonie opierała na kolanach i wpatrywała się w niego jak w obraz, z taką nadzieją w oczach, bo naprawdę chciała usłyszeć, że ich rozstanie nie było kwestią jego złej woli. Z drugiej strony jednak bała się, jaka mogłaby być alternatywa, cóż go mogło zatrzymać.
        - Nie spiesz się - wcięła się w jego wypowiedź, gdy zdradził, że nie wie od czego zacząć. - Mamy czas, a ja… chcę zrozumieć. Spokojnie, po kolei.
        Później Sanaya już nie przeszkadzała Fenrirowi w jego opowieści. Już po pierwszych słowach bardzo żywo zareagowała, zasłaniając usta w wyrazie niemej grozy. Ona nic wtedy nie zauważyła, w najlepsze chodziła sobie na zewnątrz, podczas gdy raptem na wyciągnięcie ręki mogli czaić się jacyś bandyci. To nie mieściło się w jej głowie. W tym momencie była naprawdę wdzięczna i wręcz wzruszona, że Fenrir wymyślił taki sposób na zapewnienie jej bezpieczeństwa, bo na pewno na miejscu jedynie by zawadzała. Zaskoczenie na wieść o zdolnościach magicznych Voro trwało zaledwie mgnienie oka, bo zaraz alchemiczka została uraczona kolejnymi niezwykłymi faktami. Wierzyła w każde słowo Fenrira i nie zamierzała niczego kwestionować, chociaż ta historia zdawała się być taka niezwykła, wręcz absurdalna. Może właśnie o to chodziło, bo wszak kto wymyślałby tak skomplikowaną intrygę tylko po to, by jakoś ugłaskać byłą kochankę? Sanaya nawet się nie spostrzegła, gdy wyciągnęła rękę do smokołaka i ujęła go za dłoń w oznace zaufania i wsparcia. Z niedowierzaniem pokręciła głową.
        - To straszne… - szepnęła. Aż mdło jej się robiło na myśl, że ktoś mógłby tak po prostu “kolekcjonować” żywe rozumne istoty jakby były to motyle pod szkłem. W jej oczach widać było żal z powodu tamtych wydarzeń, lecz jednocześnie czuła tak wielką ulgę, że Fenrir wyszedł z tego cało i znów było dane im się spotkać. Gdy smokołak zrobił krótką przerwę w mówieniu, Sanaya puściła jego rękę, pogładziła go jednak z czułością po barku i przysunęła się odrobinę. Siedziała już naprawdę na samym brzegu swojego kamienia. A już chwilę później jej tam nie było - bez żadnej zachęty wprosiła się na kolana Fenrira i mocno się w niego wtuliła. I nic to, że był w zbroi - jego uda okryte pancerzem nie były wcale twardsze od skały, a bliskość była w stanie wszystko zrekompensować. W oczach Sanayi po raz kolejny wezbrały łzy.
        - Ależ byłam podła… - szepnęła. - Przepraszam. Nie wiedziałam, że przeszedłeś przez takie piekło. Pomyślałam sobie wtedy takie okropne rzeczy o tobie… Bo gdy tak nagle znalazłam się u siebie, pomyślałam z początku, że to wypadek, anomalia magiczna, aby to raz coś takiego się zdarzyło w Alaranii. I czekałam. Ale czekałam miesiąc i ciebie nie było, a sama nie wiedziałam jak trafić do ciebie z powrotem, to nie pozostawało mi nic innego jak czekanie. A gdy się nie zjawiłeś, to pomyślałam, że sobie mnie odpuściłeś i byłam na ciebie tak strasznie zła… Przepraszam. Gdybym wiedziała… Tak mi wstyd, że byłam taka samolubna.
        Sanaya westchnęła i odsunęła się odrobinę, by móc patrzeć na oblicze Fenrira. Pogładziła go delikatnie dłonią po policzku, a na jej wargach błąkał się czuły uśmiech. Zwróciła uwagę na wszystkie miejsca, które wymienił - dokładnie te, o których mu wspominała w trakcie ich znajomości, to znaczyło, że ją słuchał. I tak bardzo się starał, by znów mogli się spotkać.
        - Ja również tęskniłam - przyznała. - Bardzo… I gdy cię teraz zobaczyłam, aż bałam się, że to mi się tylko śni, no bo przecież jakim cudem moglibyśmy się spotkać na takim odludziu… Pozwól, że będę sobie wmawiać, że to przeznaczenie.
        Sanaya nagle zacisnęła wargi i gdyby tylko światło było lepsze, można by dostrzec, jak się rumieni. Poruszyła się niespokojnie na kolanach Fenrira i po chwili znowu podniosła na niego wzrok.
        - Gdy opuszczaliśmy mój dom, zaproponowałam ci, że możesz tam wracać jak do siebie - powiedziała cicho. - I ta propozycja jest nadal aktualna. O ile byś chciał - dodała już prawie szeptem.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

W jego oczach nie było już śladu łez, z których kilka wydostało się poza oko i spłynęło mu po policzku. Udało mu się szybko opanować to wszystko, jednak był pewien, że Sanaya doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że cieszy się z ich ponownego spotkania i że tęsknił za nią.
         - Podejdzie, jednak jeszcze nie teraz — odezwał się po chwili, przy okazji rzucając okiem na ocean, a później na klif. Łatwo było domyślić się, że woda często docierała do podnóża klifu i podmywała go. Ostatecznie jego wzrok ponownie spoczął na alchemiczce.
Oboje zajęli miejsca na kamieniach, które stały obok siebie. Czuł na sobie jej wzrok i to, że tylko czekała na to, aż zacznie swą opowieść i tym samym wyjaśni jej wszystko, co się z nim działa przez czas, w którym byli rozdzieleni.
Nie zdziwił go wyraz twarzy Sanayi, w końcu nie wiedziała o tym wszystkim i mogło ją to zaskoczyć. Zaskoczenie pojawiło się na jej twarzy także wtedy, gdy Fenrir wspomniał o zdolnościach magicznych Voro, czemu też się nie dziwił, bo naprawdę mało kto wiedział o tym, że jego opiekun zna się na magii i potrafi używać zaklęć. Właściwie, to była to jedna z tajemnic starszego smokołaka. Zajęty był opowiadaniem o tych wszystkich wydarzeniach, a jego oczy patrzyły się w oczy alchemiczki i, czasami, spoglądały na jej twarz, więc nawet nie zauważył, gdy ujęła go za rękę. Mimowolnie ścisnął jej dłoń, jednak zrobił to na tyle lekko, iż mogła to poczuć, jednak nie zadał jej przy tym żadnego bólu. Nie ściskał jej dłoni mocniej nawet wtedy, gdy opowiadał o tych gorszych rzeczach. Na chwilę całkowicie pochłonęło go mówienie i przypominanie sobie tego wszystkiego i właśnie w tym czasie Sanaya usiadła mu na kolanach i wtuliła się w niego. Kolejny raz zaczął żałować, że ma na sobie zbroję, która uniemożliwia mu poczucie tego, jak skóra kobiety styka się z jego skórą. W końcu skończył swą opowieść, a po chwili głos zabrał ktoś inny.

Wysłuchał tego, co miała do powiedzenia i nie miał do niej żalu, bo rozumiał jej postępowanie i to, co wtedy czuła. W końcu nie dał jej żadnego znaku życia przez ten okres i nawet nie odwiedził jej w Sadach, bo przecież nie mógł tego zrobić, będąc więźniem w jakimś budynku, który znajdował się poza granicami Alaranii. Gdyby nie doszło do takiej sytuacji, a jemu i Voro udałoby się pokonać grupę tych łowców, to od razu odszukałby Sanayę i najpewniej znalazłby ją tam, gdzie została przeniesiona.
        - Nie przepraszaj. Ja... rozumiem, nie miałaś ode mnie żadnych wieści, nie odwiedziłem cię w Sadach, więc nic dziwnego, że pomyślałaś sobie takie a nie inne rzeczy... - powiedział w końcu i objął ją ramieniem, a następnie przytulił do siebie. Wydawać się mogło, że chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak w ostatnich chwili zrezygnował.
        - Na samym początku, też myślałem, że to mi się śni albo mam zwidy i ciebie tam tak naprawdę nie ma... Na szczęście okazało się, że stałaś tam i byłaś jak najbardziej realna — odezwał się, cały czas przytulając ją do siebie.
        - Wiesz co... Zmierzałem w stronę Turmalii, a ty, tymczasowo, przebywasz w tym mieście, prawda? Wydaje mi się, że tylko kwestią czasu był moment, w którym byśmy się spotkali — dodał po chwili. Naprawdę tak myślał i dało się to wywnioskować po szczerym tonie jego głosu.

Przestał ją obejmować i odsunął się na tyle, żeby móc widzieć jej w twarz. Spojrzał jej w oczy chwilę po tym, jak przypomniała mu o swojej propozycji, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
        - Wracać do domu, który dzieliłbym z najpiękniejszą alchemiczką w całej Alaranii? Musiałbym być głupcem, żeby się na to nie zgodzić — odpowiedział, a jego uśmiech stał się nieco bardziej widoczny. Dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, co chce teraz zrobić i nie zamierzał się wahać.
Zbliżył twarz do jej twarzy na tyle blisko, że ich czoła oparły się o siebie. Przez krótką chwilę spoglądał jej w oczy i, w końcu, zainicjował pocałunek, w którym ich usta stały się jednością. Na początku nie był on namiętny, jakby smokołak chciał skosztować jej ust i na nowo poznać ich smak, mogło wydawać się, że trwa do długo, jednak tak naprawdę była to tylko chwila. Dopiero później objął ją i namiętnie pocałował. Fala przyjemnego ciepła rozlała się po całym ciele zmiennokształtnego, a on uśmiechnął się, mimo że nadal trwali w pocałunku. Jego serce zaczęło bić mocniej, zupełnie jakby robili to pierwszy raz. Smocza łapa, wbrew woli Fenrira, powędrowała w okolice pleców Sanayi i zaczęła, delikatnie, gładzić ją w tamtym rejonie tym samym sprawiając, że jej skóra weszła w kontakt z lekko chropowatą łuską, która pokrywała jego prawą rękę. Jeśli dobrze pamiętał, to ona sama określiłaby tego typu zabieg jako dość przyjemny. Zresztą... nic nie stało na przeszkodzie, aby przypomnieli sobie o tym, co sprawia im przyjemność, jednak plaża, mimo że opustoszała, i tak nie była do tego najlepszym miejscem.
Niechętnie oderwał się od jej ust.
        - Zapomniałem wspomnieć, że w trakcie tych pięciu czy szczęściu miesięcy, na moim ciele znalazły sobie miejsce nowe blizny... — powiedział po chwili i uśmiechnął się do niej, a uśmiechu tym była zawarta nuta tajemniczości i, może, obietnicy pokazania jej tych blizn co pewnie i tak stałoby się prędzej czy później.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Dotyk Fenrira, sposób w jaki delikatnie ściskał jej rękę, sprawiał radość alchemiczce. Chyba po prostu brakowało jej go bardziej niż z początku przypuszczała, bo teraz cieszył ją nawet najmniejszy przejaw jego obecności. Nigdy nie przypuszczałaby, że tak mocno zadurzy się w takim mężczyźnie jak on, tak zupełnie innym od tych, którymi do tej pory się otaczała. To było chyba to przeznaczenie, w które tak bardzo chciała wierzyć.
        Sanaya ufnie wtuliła się w Fenrira, gdy ten przygarnął ją do siebie. Lekko ppokiwała głową.
        - Odwiedzałam swojego mistrza i znajomych z tych stron - przyznała. - Zrobiłam sobie przerwę, bo niedawno skończyłam badania i należała mi się chwila odpoczynku. Właśnie tu, kilka tygodni temu, zrobiłam sobie kolejne tatuaże - pochwaliła się, pokazując Fenrirowi swoje wytatuowane dłonie. Rysunki na skórze pasowały do wzorów na reszcie ciała, obejmowały palce, wierzch dłoni i nadgarstek, pojedynczymi zawijasami wspinając się na przedramię, jakby Shan zostawił sobie furtkę do kontynuowania tej pracy. Pewnie wiedział, że za kilka miesięcy alchemiczka do niego wróci, bo tacy ludzie zawsze wracają. Tatuaże są ich uzależnieniem.
        - Ale już od kilku dni zbierałam się do powrotu, tak naprawdę planowałam, że dzisiaj jeszcze pozbieram kilka próbek i wyruszę do domu, bo kończą mi się już pieniądze - wyjaśniła szczerze. - Więc dobrze trafiłeś, naprawdę dobrze trafiłeś. Z tym, że gdybyś w Turmalii wspomniał o moim mistrzu, to już pewnie łatwo by poszło, pokierowaliby cię dalej. Dziwne, że w Sadach nie kazali ci poczekać - zauważyła, marszcząc przy tym brwi jakby ją to zastanawiało, w końcu jednak wzruszyła ramionami. Podniosła wzrok na Fenrira chwilę przed tym, gdy on w końcu zdecydował się ją pocałować. Była zaskoczona, lecz nie opierała się. Jej oddech zadrżał, gdy ich czoła się zetknęły, powieki drżały jak motyle skrzydła na wietrze. Zamknęła oczy nim ich usta się zetknęły, mocno objęła Fenrira za szyję i całą sobą zaangażowała w ten pocałunek. Pozwoliła, by to smokołak nadawał tempo i poddawała się jego inicjatywie. Cicho westchnęła, gdy łuski jego smoczej łapy otarły się o skórę jej pleców. Poczuła charakterystyczny dreszcz rozchodzący się po ciele i wyprężyła się mimowolnie w jego ramionach.
        Z ust alchemiczki uciekło kolejne westchnienie, gdy pocałunek dobiegł końca. Krew pulsowała w jej żyłach tak szybko, że pociemniały jej usta, a na policzkach wystąpił subtelny rumieniec. Wzrok miała odrobinę zamglony, zaraz jednak zamrugała i otrzeźwiała.Wyznanie Fenrira sprawiło, iż zacisnęła wargi, a na jej twarzy odmalowało się teatralne niezadowolonienie. Uderzyła go w ramię otwartą dłonią, co on ledwo poczuł, a ona wyraźnie zrobiła sobie krzywdę. Potrząsnęła ręką, jakby chciała strzepnąć z niej ból.
        - Nie mów tak więcej - skarciła go. - To znaczy… Wiem do czego zmierzałeś i nie powiem, że nie cieszę się na tę myśl, ale naprawdę nowe blizny to nic zabawnego. Kiedyś odniesiesz naprawdę poważną ranę i co wtedy? Nie chcę się dowiedzieć. Dbaj o siebie, dobrze? Na ile to możliwe… Naprawdę wolę byś był bezpieczny niż chwalił mi się nowymi bliznami.
        Sanaya zakończyła swoją wypowiedź kolejnym pocałunkiem. Wiedziała, że Fenrir jest wojownikiem i rany to jego ryzyko zawodowe, ale teraz, gdy znowu się spotkali, chciała nacieszyć się jego towarzystwem, a nie bać się, że któregoś dnia nie wróci, bo odniesie tak poważne rany albo że będzie do końca życia okaleczony - bez ręki albo oka. Opiekowałaby się nim, tego była pewna, ale nie chciała dla niego takiego losu.
        - Może już stąd pójdziemy? - zaproponowała, spoglądając w stronę morza. - Woda zaraz podejdzie pod sam klif, robi się ciemno… I tak nie dotrzemy do Turmalii przed zmrokiem. Zatrzymałam się w karczmie na obrzeżach miasta, na pewno będzie można zamienić mój pokój na taki dwuosobowy na jedną noc. Nadal planuję jutro wracać do Sadów, jeśli ci to nie przeszkadza…
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Przyjrzał się nowym tatuażom Sanayi. Dostrzegł je już wcześniej, jednak teraz mógł obejrzeć je z bliska.
        - Te tatuaże bardzo ładnie wyglądają na twoim ciele. Nie mówię tu tylko o tych, które zrobiłaś sobie ostatnio, ale o całości — powiedział, w dalszym ciągu przyglądając się wzorowi, który zdobił dłoń i przedramię alchemiczki. Naprawdę podobały mu się tatuaże w połączeniu z jej ciałem, mógłby się założyć, że, nawet gdyby nie posiadała na skórze takich dodatków, to i tak podobałaby mu się tak samo.
        - W takim razie spotkalibyśmy się w Turmalii, gdyby nie to, że postanowił zatrzymać się w tym miejscu — powiedział po chwili.
        - Nie kazali mi czekać, bo, szczerze mówiąc, to nie wiem, czy wiedzieli o tym, że cię szukam. Z drugiej strony to dobrze, że jednak nie trafiłem w Sadach na nikogo, kto powiedziałby mi, żebym poczekał... Inaczej nasze spotkanie odbyłoby się później, a ja w końcu i tak bym wyruszył po kilku dniach, bo pewnie miałbym dość czekania i zbyt dużo chęci do tego, żeby cię odnaleźć — dopowiedział do tego, o czym wspomniał wcześniej. Nie lubił siedzieć w jednym miejscu zbyt długo, zwłaszcza wtedy, gdy musiał ten czas spędzać samotnie. Nie przeszkadzały mu samotne podróże, bo wtedy był cały czas na szlaku i poruszał się, a nie siedział w miejscu, tak samo traktował również zlecenia, bo wtedy też robił coś konkretnego... Takie siedzenie w jednym miejscu i czekanie na coś po prostu nie było dla kogoś takiego jak on.

Przez chwilę wydawało mu się, że zaskoczył Sanayę tym pocałunkiem, jednak szybko skończył się tym przejmować i skupił swoją uwagę na niej i na jej ustach. Poczuł jak obejmuje go za szyję, a także jak wypręża się w jego ramionach, co stało się chwilę po tym, jak łuski dotknęły jej pleców. Najwidoczniej nie tylko on był niezadowolony z tego, że, w końcu, musieli to przerwać, bo usłyszał westchnienie, które wydostało się z ust San, gdy tylko przerwali pocałunek.
        - Będziesz mogła poprawić to uderzenie, gdy już nie będę miał na sobie zbroi. Jeśli chcesz, oczywiście — powiedział do niej i uśmiechnął się szczerze. Naprawdę jej to zaproponował i, jeśli przystanie na propozycję, to nawet nie będzie próbował się bronić przed kolejnym ciosem w ramię.
        - Kochana, proszę cię, naprawdę trudno mnie zabić... Musisz uwierzyć mi na słowo. A blizny, o których wspomniałem i tak ci pokażę, ale to jak już będziemy w bardziej prywatnym miejscu i będę mógł ściągnąć z siebie zbroję — kolejne słowa padły z jego ust i zawierały w sobie kolejną obietnicę. Prędzej czy później i tak zobaczyłaby nowe blizny na brzuchu smokołaka, a także tą, która znajdowała się na jego lewej łydce, chociaż z tą drugą mogłaby mieć trochę więcej problemu. Mógłby też opowiedzieć jej o okolicznościach, w których zdobył te blizny, jednak zrobi to tylko wtedy, gdy alchemiczka go o to zapyta. W innym wypadku uzna, że ją to nie interesuje.
Chciał odpowiedzieć na to, co powiedziała, jednak skutecznie zamknęła mu usta pocałunkiem, który zainicjowała. Fenrir postanowił poczekać na to, aż ich usta ponownie się rozłączą i powie to, co chciał powiedzieć wcześniej.
        - Wiem, że się o mnie martwisz tak jak ja o ciebie, jednak moja praca niesie ze sobą pewne ryzyko zawodowe, któremu muszę się przeciwstawić i, czasem, wynikiem tego są właśnie pamiątki w postaci blizn. Jednak w razie, gdyby groziło ci niebezpieczeństwo, moim obowiązkiem jest zrobić wszystko, żebyś nie była zagrożona — znowu mówił szczerze, w dodatku cały czas patrzył jej w oczy. Przykładem tego, że potrafił wywiązać się z tego, o czym mówi, było właśnie to, że powiedział Voro, aby przeniósł Sanayę do Sadów, żeby nie groziło jej niebezpieczeństwo ze strony mężczyzn, z którymi smokołaki walczyły później.

        - To dobry pomysł — odparł na propozycję opuszczenia plaży, do której nadchodzący powoli przypływ zbliżał wodę.
Wstał razem z Sanayą, trzymając ją cały czas w ramionach. Uśmiechnął się do niej.
        - Mogę cię ponieść do karczmy, w której się zatrzymałaś, dla mnie to żaden problem — powiedział po chwili, na jego twarzy nadal gościł uśmiech. Przypomniał sobie, że jego miecz i hełm nadal oparte są o kamień.
        - Ale to za chwilę... najpierw muszę zabrać swoje rzeczy — dopowiedział i poczekał na to, aż alchemiczka postawi stopy na miękkim podłożu, które pokrywał piasek. Sięgnął po miecz, którego pochwę na specjalnym pasie przypiął sobie przy udzie.
        - Ech... Chyba nici z tej propozycji, bo nie mam zamiaru zakładać hełmu, więc będę musiał go nieść w jednej ręce... - odezwał się po chwili. Pancerz ochraniający jego głowę, w pewnym stopniu, ograniczał też widoczność, a smokołak chciał widzieć Sanayę w całości i bez zbędnych ograniczeń w postaci metalu, z którego wykonany był hełm.
        - Podejrzewam też, że będzie trzeba dopłacić do tego, żeby zamienili twój pokój na dwuosobowy, jednak tym się nie martw - ja za to zapłacę — zapewnił ją po chwili. Warto byłoby wydać każde pieniądze, po to, żeby móc ponownie spocząć obok Sanayi, naprawdę dużo dla niego znaczyła.
        - Nie przeszkadza mi to, z chęcią wybiorę się z tobą do Sadów — powiedział na koniec, gdy przypomniał sobie, że wspomniała również o tym.
Ostatni raz spojrzał na klif, plażę z kamieniami i wodę, która powoli zbliżała się do klifu. Na koniec przeniósł wzrok na Sanayę.
        - To w drogę — powiedział i nadstawił ramię. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby szli "pod ramię", tak mu się przynajmniej wydawało.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya przyjęła komplement Fenrira z uśmiechem radości i sama jakby na nowo dostrzegła urok swoich świeżych tatuaży. Nikomu nie zamierzała mówić o chwili zwątpienia, która ją ogarnęła po tym, jak kilka dni opatrunki nie pozwalały jej na wiele czynności, a skóra pulsowała bólem - wtedy naprawdę żałowała, że zdecydowała się na tatuowanie dłoni. Całe szczęście w tym kryzysowym momencie opiekował się nią Shan, który już niejedno u swoich klientów widział - obłożył jej ręce zimnymi kompresami i co do dnia opisał, jak będzie wyglądał proces gojenia, gdyż wiedział, że takie konkretne dane wyjątkowo silnie przemawiają do ścisłego umysłu Sanayi. To pozwoliło alchemiczce na powrót cieszyć się z nowej ozdoby, a teraz, gdy smokołak również wyraził swoją aprobatę, jej radość była naprawdę olbrzymia.
        - Aha… - mruknęła tylko, gdy Fenrir wyjaśnił jej sytuację zastaną w jej wiosce. Cóż, dzięki temu nikt nie będzie słuchał wyrzutów alchemiczki po powrocie, bo naprawdę Tai miałaby ogromny żal do mieszkańców za to, że nie zaproponowaliby mu gościny, chociaż wcześniej już bywały sytuacje, gdy ktoś czekał na nią w Sadach. Był to z reguły uczony, z którym prowadziła wspólne badania albo taki, który dopiero chciał zaproponować jej dyskusję czy współpracę, bo często się z nimi rozmijała.
        - Jak dotarło za pierwszym razem, to więcej nie będę - odpowiedziała alchemiczka jeszcze rozmasowując dłoń po nieudanym ciosie wymierzonym w smokołaka. Ton jej głosu był pogodny, bo chociaż temat był poważny, nie musiała robić z jego powodu scen i dramatu. Chciała, by Fenrir był świadomy jej troski i wierzyła jednocześnie w jego zdrowy rozsądek, umiejętności i odwagę. Wiedziała, że pewnych sytuacji nie da się niestety uniknąć, bo wilk nigdy nie zostanie owcą.
        ”Kochana?” nagle dotarł do niej sens jego słów. Podniosła na niego błyszczące z emocji oczy i teraz smokołak mógł jej wmówić już wszystko, a ona posłusznie by słuchała. Serce próbowało wyrwać się z jej piersi i na moment zapomniała o oddychaniu, a gdy już ponownie nabrała powietrza, prawie zaczęłaby się śmiać ze szczęścia. Pocałunek jednak uratował ją od takich niezręcznych sytuacji, bo wszak jak by się miała wytłumaczyć Fenrirowi, że nie śmieje się z niego tylko to taka reakcja na nadmiar emocji? Pewnie by nie uwierzył.
        - Nawet nie musisz o tym wspominać - zapewniła ciepłym głosem, gdy zmiennokształtny zadeklarował gotowość do bronienia jej. - Już dwa… trzykrotnie mnie ratowałeś, chociaż tak krótko się znamy. Jestem ci za to bardzo wdzięczna - oświadczyła tonem, w którym kryła się pewna obietnica.
        Sanaya nie spanikowała, gdy smokołak wstał nadal trzymając ją w ramionach. Objęła go mocniej za szyję i tylko lekko wierzgnęła, by złapać równowagę podczas podnoszenia, nie wpłynęło to w negatywny sposób na postawę Fenrira. Alchemiczka zaś była tak rozanielona tymi wszystkimi następującymi po sobie wydarzeniami, że nawet nie umiała wydobyć z siebie głosu, a jedynie skinęła głową, gdy smokołak zasugerował, by na moment stanęła na własnych nogach.
        - Och, nic nie szkodzi - zapewniła gorliwie, gdy jednak zmiennokształtny zrezygnował z noszenia jej na rękach. - Zresztą… Nic mi nie jest, mogę iść sama przecież. Tylko mnie obejmij - poprosiła, wpraszając się pod jego ramię. Nie złapała go za łokieć, raczej wtuliła się w jego bok tak, by on mógł otoczyć ręką jej ramiona. Po prostu chciała być jak najbliżej niego.
        - Chodźmy - zgodziła się. Niebo nad oceanem przybrało już granatową barwę muśniętą ciemnym różem tuż nad linią horyzontu. Nim się spostrzegli, zapadła noc.

        Karczma, w której zatrzymała się Sanaya, była bardzo spokojna, gdyż omijał ją zgiełk dzielnic położonych najbliżej portu i rzesze podróżnych, którym śpieszno było wynająć cokolwiek byle tylko móc w końcu odpocząć po rejsie. To miejsce wybierali raczej ci, którym się nie spieszyło, którzy zamierzali zostać w mieście dłużej niż na jedną noc - czyli właśnie tacy ludzie jak alchemiczka.
        Gdy po długim milczącym spacerze, podczas którego para po prostu cieszyła się swoją obecnością, oboje weszli do karczmy, wnętrze było zapełnione tylko w połowie, a ci goście, którzy jeszcze byli na nogach, zajmowali się głównie rozmowami i grą w karty. Na nowych przybyszy uwagę zwróciły dwie dziewczyny za barem, które usługiwały gościom. Widać było, jak szturchają się za ladą, gdy dostrzegły nowego towarzysza panny Tai.
        - Poczekaj - poprosiła Sanaya, gestem ręki sugerując Fenrirowi, by ten stał gdzie stoi. Sama podeszła do baru i po bardzo krótkiej rozmowie dostała nowy klucz do pokoju. Widać było, jak od czegoś się wykręcała, gdy kierowała już swe kroki w stronę smokołaka.
        - Bez problemu zamieniłam pokoje - wyjaśniła. - Mam tylko jeszcze dziś znieść ten stary klucz jak przeniosę swoje rzeczy. Proponowały nam kolację, ale powiedziałam im, że później…
        Alchemiczka zawiesiła głos jakby pozwalała Fenrirowi zmienić swoją decyzję, chociaż jednocześnie pociągnęła go do korytarza, gdzie znajdował się pokoje do wynajęcia. Otworzyła przed nim jedną z sypialń i wyjaśniła, że zaraz przyjdzie, tylko zabierze torbę ze swojego poprzedniego pokoju - jak zapewniła, była już spakowana do drogi.

        - Już… - powiedziała Sanaya, wchodząc do ich wspólnego pokoju. Miała ze sobą niewielką torbę i osobną teczkę z papierami i przyborami do pisania. Wszystko to położyła pod ścianą razem z torbą pełną znalezisk z tego dnia, po czym obróciła się do Fenrira i objęła go za szyję. Nie ukrywała szerokiego uśmiechu na swojej twarzy ani tego jak błyszczały jej oczy.
        - Na plaży zwróciłeś się do mnie “kochana” - zauważyła z lekkim podekscytowaniem i zażenowaniem jednocześnie. Jej wzrok był rozbiegany. - Czy to znaczy…?
        Nie dokończyła, zdołała jedynie podnieść na oblicze smokołaka przepełniony nadzieją wzrok. Tak bardzo chciała usłyszeć to jedno konkretne wyznanie, ale trochę głupio było jej, że tak się o nie dopomina.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        - Nie obiecuję, że dotarło... Możliwe, że będziesz musiała poprawić jak już pozbędę się zbroi — odparł i uśmiechnął się do niej, mimo że zdawał sobie sprawę, że kwestia tego w jaki sposób nabawił się blizn, że w każdej takiej sytuacji jego życie było zagrożone i, że powinien na siebie uważać, był dość poważny. Z drugiej strony, smokołak zdawał sobie sprawę z tego, że trudno go zabić, bo nie dość, że bardzo dobrze walczy i nosi na sobie zbroję, to dodatkowo jest zmiennokształtnym, który może zmienić się w mniejszą wersję smoka, która jednak i tak pokryta jest wytrzymałą łuską, a nawet jeśli nie od razu w smoka, to może przybrać formę hybrydy, w której jego skórę i tak pokryją łuski.
Spojrzał w jej oczy, które teraz wydawały się błyszczeć od nagromadzonych w nich emocji. Czyżby to jak się do niej zwrócił tak na nią podziałało? W sumie wcześniej nie mówił do niej "kochana", więc zrobił to pierwszy raz, a tym samym mógł dać jej coś do zrozumienia, mianowicie to, że jest dla niego kimś bardzo ważnym.
        - I podziękowałaś mi za uratowanie ci życia... Najpierw w Meanos, a później w Sadach i na koniec będąc przy mnie, gdy odwiedzałem Voro. Sama twoja obecność przy mnie jest wystarczającą nagrodą... - odparł po chwili. Dotarło do niego to, że w tonie Sanayi kryła się pewna obietnica i całkiem możliwe, że już domyślał się, o co może chodzić, jednak najpewniej o tym, czy jego przypuszczenia były prawdziwe czy nie, dowie się, jak już będą w karczmie, o której wspomniała alchemiczka, a konkretniej w dwuosobowym pokoju.
        - I będę cię bronił czwarty, piąty i szósty raz, a nawet pięćdziesiąty, jeśli będzie trzeba. Zawsze stanę w twojej obronie... - dodał na sam koniec, specjalnie wypowiadając to nieco cichszym głosem niż zazwyczaj.
Wstał, razem z nią w ramionach i z chęcią zaniósłby ją aż pod karczmę, jednak nie mógł tego zrobić, gdyż musiał nieść swój hełm w jednej ręce. Zamiast tego zaproponował, że całą drogę przejdą pod rękę, jednak ona miała inny pomysł i wprosiła się pod jego ramię, czemu Fenrir nie protestował i objął alchemiczkę, przytulając ją do swojego boku.

Dotarli do karczmy. Zmiennokształtny nie wiedział, ile czasu im to zajęło, bo miał o wiele lepsze zajęcia niż odliczanie czasu. Weszli do środka, a Fenrir od razu rozejrzał się po wnętrzu. Jego uwadze nie uszło to, że dwie dziewczyny stojące za barem zwróciły na nich uwagę. Czuł na sobie ich wzrok, gdy Sanaya ruszyła w ich stronę.
        - Nie musiałaś nic dopłacać? - zapytał, głównie dla pewności. Wcześniej zadeklarował, że jeśli będzie trzeba coś dopłacać do tego, żeby można było zmienić pokój na dwuosobowy, to nie będzie miał problemu z tym, żeby uiścić tę opłatę. W międzyczasie dał się pociągnąć w stronę pokoi, ona miała klucz, więc wiedziała, do którego pokoju się udać.

Gdy alchemiczka udała się po swoje rzeczy, on postanowił, że w końcu zdejmie z siebie zbroję. Podszedł do niewielkiej komody i położył na niej hełm i płaszcz, a miecz oparł o ścianę tuż obok mebla. Zbroję osłaniającą jego górną część ciała i rękawicę z lewej ręki także zdjął i położył na płaszczu. Został w koszuli, spodniach i butach. Właśnie takiego zobaczyła go Sanaya, bo gdy wróciła do ich pokoju, on odkładał właśnie pancerz i rękawicę.
Podeszła do niego, gdy już zamknęła za sobą drzwi, i objęła za szyję. Wydawało mu się, że jeszcze chwila i ich usta ponownie złączą się ze sobą w pocałunku, jednak z jej ust padło pytanie. Ważne pytanie. Smokołak spojrzał jej w oczy, zanim zabrał się za odpowiedź.
        - Że cię kocham? - dokończył za nią.
        - Tak, to znaczy, że cię kocham. Jesteś pierwszą kobietą w moim życiu, co do której mam pewność, że czuję naprawdę dużo, a tym samym jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Zaakceptowałaś to, kim jestem, to, że jestem... odmieńcem i to, że nie jestem człowiekiem, tylko zmiennokształtnym... - dopowiedział. Musiał to powiedzieć i chciał, żeby to usłyszała. Momentalnie objął ją w talii, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Pocałunek trwał dość długo, aż w końcu on sam go przerwał, chociaż zrobił to niechętnie.
        - Jeśli już pytamy siebie o to, co do siebie czujemy... To chciałbym wiedzieć, czy darzysz mnie tym samym uczuciem, co ja ciebie? - zadał jej pytanie, chociaż już i tak wiedział, jaką usłyszy odpowiedź. Chociaż... nie muszą to być słowa, bo nawet jeśli pocałowałaby go po tym pytaniu i zawarła w tym wszystkie uczucia, którymi go darzy, to bez problemu by je odczytał.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Dla alchemiczki chwile spędzone ze smokołakiem mijały zdecydowanie zbyt szybko i nie miała przez to czasu na przejmowanie się takimi detalami jak na przykład opłata za zmianę pokoju.
        - Wiesz, że nie zapytałam? - odpowiedziała z zażenowaniem, które próbowała zakryć uśmiechem. - Jutro się dowiemy. A w razie czego nadal mam trochę gotówki, więc na pewno starczy i nie będzie żenujących scen.
        Sanaya mocniej pociągnęła Fenrira za sobą, bo już bardzo chciała być z nim sam na sam i temat pieniędzy obchodził ją w tym momencie najmniej. Nawet gdyby następnego dnia miała prosić Miguela o pożyczkę to trudno, najwyżej tak zrobi. Teraz liczył się dla niej tylko on.

        Już samo to, że Fenrir pojął jej intencje, wystarczyło Sanayi za odpowiedź. Gdy zadał swoje retoryczne pytanie, ona stanęła na palcach i czule pocałowała go w policzek. Kolejny pocałunek złożyła odrobinę bliżej ust, cały czas jednak słuchając jego romantycznego wyznania. Była pewna, że smokołak czuje na torsie bicie jej serca, tak szybko i mocno kołatało się w jej piersi. Dawno nie czuła takiej ekscytacji, wzruszenia, szczęścia, tylu emocji na raz. Jego słowa po tym, gdy powiedział, że ją kocha, docierały do niej z opóźnieniem. Nie zdążyła nawet pomyśleć o odpowiedzi, gdy zmiennokształtny przygarnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Chętnie mu się poddała i po prostu pozwoliła, by ta chwila trwała. Nie myślała o tym co przed ani o tym co po, przez ten moment była po prostu szczęśliwa. Poranne przeczucie jej nie myliło - to był dobry dzień, chyba najlepszy w jej życiu.
        Gdy Fenrir w końcu odsunął się od alchemiczki, ona spojrzała na niego zamglonym wzrokiem, uśmiechając się lekko. Znowu chwilę jej zajęło, nim dotarł do niej sens jego słów. Zaśmiała się cicho i z czułością pogładziła go po policzku.
        - Naprawdę musisz pytać? - zapytała retorycznie, bez cienia wyrzutu w głosie, a prędzej z rozbawieniem, chociaż i to nie byłoby dobre określenie. W milczeniu delikatnie pocałowała go w usta, chwilę przytrzymując jego dolną wargę. Po tym krótki pocałunku spojrzała mu w oczy i jeszcze przez moment milczała.
        - Kocham cię - zapewniła. Tak jak wcześniej może nie zdawała sobie sprawy ze swoich uczuć, tak po tym przypadkowym a jednocześnie tak wymarzonym spotkaniu wiedziała już dokładnie, co czuje. Rozumiała, dlaczego żaden ze spotkanych po drodze mężczyzn specjalnie jej nie urzekał, a ich zaloty przyjmowała bez entuzjazmu, raczej na próbę, bo może przy bliższym poznaniu coś z tego wyjdzie... Nigdy jednak nie wychodziło, bo ona chyba czuła, że znów spotka Fenrira i cały czas na niego czekała. Nie przypuszczała, że po tak krótkiej znajomości smokołak tak głęboko zaszyje się w jej sercu. Nie, by jej to przeszkadzało - była przeszczęśliwa, a możliwość powiedzenia "kocham cię" z taką pewnością odwzajemnienia uczucia stanowiła spełnienie marzeń dla wielu kobiet, a nie tylko dla niej.
        - Jesteśmy tak różni, ale... - próbowała jakoś wytłumaczyć to co czuła. - Tylko przy tobie czuję, że to jest to. Że jestem szczęśliwa, bezpieczna, na swoim miejscu. Naprawdę tęskniłam za tobą przez te miesiące rozłąki, nawet nie wiedziałam, że aż tak bardzo. Kocham cię - zapewniła po raz kolejny, mocno przytulając się do Fenrira. Czuła, jak z emocji drżą jej kolana i w końcu musiała usiąść. Pociągnęła Fenrira za sobą na łóżko.
        - To co ci się stało w trakcie tej... niewoli i podróży? - dokończyła, robiąc wyraźną pauzę przed wzmianką o uwięzieniu, jakby bała się, czy to słowo jest aby na pewno stosowne. Oczywiście w domyśle miała te blizny, którymi chciał jej się pochwalić smokołak. - Chcesz o tym teraz mówić?
        Alchemiczka usiadła Fenrirowi na kolanach, przytuliła jego głowę do swojego dekoltu i czule gładziła go po włosach, by mógł czuć jej bliskość w trakcie opowieście, gdyby były to dla niego zbyt świeże traumatyczne wspomnienia. Przynajmniej tyle mogła zrobić, by trochę ułatwić mu opowiadanie o własnych ranach.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Pokręcił głową i uśmiechnął się na słowa, które wypowiedziała alchemiczka. Nie mógł winić jej za to, że nie zdążyła zapytać.
        - Nie będziesz dopłacać do tej wymiany pokoju, jeśli będzie trzeba to zrobić, to ja to zrobię — powiedział stanowczo, nie chciał, żeby Sanaya sprzeciwiała się temu, bo nie chciał narażać jej na dodatkowe wydatki związane z jego osobą, skoro miał pewien zapas gotówki przy sobie i tym samym był w stanie zapłacić kwotę, którą będzie trzeba zapłacić, o ile będzie trzeba to zrobić. Szczerze mówiąc, podejrzewał, że będzie trzeba, jednak zrobi to już jutro, bo właśnie teraz był ciągnięty za rękę w stronę pokoju przez kobietę, którą wpuścił do swojego serca i wiedział, że ją kocha.

Znajdowali się bardzo blisko siebie, gdy wyznawał jej miłość. On mówił, a ona tymczasem składała pocałunki na jego twarzy i słuchała tego, co mówił. Był pewien, że słyszy każde słowo, które padło z jego ust. Gdy już skończył, przyciągnął ją do siebie i pocałował, myśląc jedynie o tym, jak dobrze jest ponownie móc to zrobić, połączyć swoje usta z jej ustami.
Następnie on zdał jej to samo pytanie, jednak już w tym momencie wiedział, jaką odpowiedź usłyszy i nie pomylił się, w tym samym czasie poddał się pocałunkowi, który tym razem rozpoczęła Sanaya.
        - Znałem odpowiedź, jednak chciałem usłyszeć, jak te dwa ważne słowa padają z twoich ust — powiedział już po tym, jak wyznała mu miłość. Wydawało mu się, że teraz mogli być pewni tego, co do siebie czują, a także tego, że wiedzą, co czuje do nich druga osoba, szczególnie że oboje powiedzieli sobie "kocham cię", a alchemiczka nawet dwukrotnie zapewniła go w tym, jakimi uczuciami go darzy. Dopiero teraz uświadomił sobie, że poczuł się naprawdę szczęśliwy, w końcu udało mu się odnaleźć kobietę, na której naprawdę mu zależy i za którą naprawdę tęsknił, w dodatku wiedział też, że jej tak samo zależy na nim i tęskniła za nim równie mocno, jak on za nią.

Ponownie pozwolił, żeby go za sobą pociągnęła, jednak tym razem skończyło się to tak, że usiadł na łóżku, a ona usiadła mu na kolanach. Po chwili przytuliła go do siebie, a konkretniej to jego głowę w okolice swojego dekoltu, jednak ich ciała znajdowały się tak blisko, że niemalże ocierały się o siebie. Poczuł też, jak czule gładzi go po włosach.
        - Nie chcę narzekać, bo to co robisz jest naprawdę miłe i mógłbym tak przesiedzieć kilka godzin... jednak... utrudnia mi to trochę mówienie, moja droga — powiedział, poruszając lekko głową, aby jego twarz znalazła się gdzieś z boku, a głowa, cóż, chcąc nie chcąc, spoczęła na jej piersiach. Wolałby, żeby Sanaya pozwoliła mu zabrać głowę, bo wtedy mógłby opowiadać jej o bliznach przy równoczesnym patrzeniu w oczy, a także nie miałby problemów ze zdjęciem koszuli, aby pokazać jej jedną z nowo nabytych blizn. W "nagrodę" ujął jej dłoń, gdy już przestała nią gładzić go po włosach i pocałował w nadgarstek, o ile dobrze pamiętał, to było to jedno z miejsc na jej ciele, które było wrażliwe na tego typu działania.
        - Ogólnie rzecz biorąc to mam nowe blizny w dwóch miejscach: po prawej stronie brzucha i na całej długości lewej łydki — powiedział po chwili, jakby słowami wstępu, czym rzeczywiście mogłyby być.
        - Pewnie w swoim czasie i tak pozbyłbym się koszuli, więc zrobię to teraz, przy okazji będziesz mogła zobaczyć bliznę na brzuchu — dodał po chwili i, o ile alchemiczka go obejmowała, to zabrał jej dłonie, a jeśli nie, to od razu położył się na plecach i szybko poradził sobie ze swoją koszulą, która wylądowała gdzieś z boku. Pamiętał, że Sanaya lubiła patrzeć na jego umięśnioną klatkę piersiową, brzuch i ramiona, więc teraz mogła ponownie nacieszyć swoje oczy tym widokiem. Przez chwilę się nie odzywał, jakby chciał dać jej trochę czasu na napatrzenie się i, może, rzeczywiście tak było?
        - Blizna, a właściwie trzy blizny, znajdują się tutaj — tymi słowami pozwolił sobie skupić jej uwagę na sobie i dłonią wskazał jej trzy blizny biegnące wzdłuż prawego boku jego brzucha.
        - Zostawiły ją szpony, taka broń, którą najprościej opisać jako kastet z trzema ostrzami, które przeważnie mają długość kilku palców. Władał nimi ktoś, kogo można by było nazwać zarządcą więzienia, w którym się znajdowałem. Stoczyłem z nim walkę i wygrałem ją, jednak pozostała mi po niej pamiątka w postaci tych blizn. Cięcie nie było na tyle głębokie, żeby poważnie uszkodzić mój organizm, jednak nie było też na tyle płytkie, aby nie pozostawić śladów, które będę miał do końca życia. Swoją drogą, ten elf walczył naprawdę dobrze, jednak, nie chwaląc się, ja walczyłem lepiej — opowiedział jej o bliźnie, w końcu i tak miał to zrobić. Przez cały ten czas leżał na plecach na łóżku. Chciał, żeby alchemiczka miała przed oczami obraz tych trzech szram, które zostawił na jego ciele przeciwnik, w końcu właśnie o nich opowiadał. Po chwili przyciągnął do siebie Sanayę, tak żeby położyła się tuż obok niego, a jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej.
        - Druga blizna ciągnie się przez całą długość lewej łydki i jest pamiątką po tym, jak bardzo myśliwym zależy na złapaniu zwierzyny. Może później będziesz mogła ją zobaczyć, o ile będziesz chciała. Wracając... Zatrzymałem się w wiosce, w tej, w której powiedzieli mi, jak mam dotrzeć do Alaranii. Jednego dnia zaprosili mnie na polowanie, jednak powiedzieli, że mam nie brać swojej zbroi, bo oni mają jakieś specjalne ubranie przeznaczone wyłącznie do polowania. Okazało się, że są to zwykłe, skórzane spodnie, buty i kamizelki lub kurtki, a wyróżniało je to, że wszyte miały w siebie kawałki traw, liście i czasami gałęzie, które pozwalały na lepsze ukrycie się w zaroślach lub w gęstej trawie. Zgodziłem się, bo już wcześniej powiedziałem, że pomogę im trochę ze wszystkimi pracami... Goniłem zwierzynę, gdy w pewnym momencie moja noga wpadła w sidła. Smoczą łapą zablokowałem jedną ich stronę, przy czym nie została nawet rysa, jednak pojedynczy kolec po drugiej stronie pułapki wbił się w moją nogę, w dodatku pod pułapką był niewielki otwór, w który wpadła moja noga, a kolec ten wbił się jeszcze bardziej i rozorał mi łydkę. Szczęście w nieszczęściu było takie, że nie uszkodził mi nogi na tyle, że miałbym potem problemy z chodzeniem i mógłbym kuleć lekko na lewą nogę. Po całym zdarzeniu pozostała jedynie blizna, a także to, że wioskowi zielarze czasem naprawdę znają się na rzeczy — opowiedział jej historię drugiej blizny i na chwilę spojrzał w sufit, jednak szybko przeniósł wzrok z powrotem na Sanayę i uśmiechnął się do niej. Już wcześniej zwrócił uwagę na to, że ma krótsze włosy i, szczerze mówiąc, wolał ją z długimi włosami, jednak po chwili pomyślał sobie, że, dla niego, w każdym wydaniu będzie piękna, a ta myśl sprawiła, że przestała przeszkadzać mu długość jej włosów.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        San zerknęła w dół, gdy Fenrir wyrażał swój nieśmiały i jakby trochę niechętny protest. Z tej perspektywy niespecjalnie widziała jego twarz, ale sama intonacja jego głosu jej wystarczyła. Uśmiechnęła się szeroko i gdy jeszcze mówił przestała go głaskać, po czym puściła go i pozwoliła się odsunąć. Nie miała z tym najmniejszego problemu, gdyż w tym momencie liczył się przede wszystkim jego komfort. Sama alchemiczka gdyby musiała wracać myślami do tak traumatycznych przeżyć, pewnie długo by zwlekała, a na koniec schowała się w ramionach Fenrira i dopiero bezpieczna w jego objęciach zaczęłaby mówić. Smokołak jednak najwyraźniej nie miał z tym takiego problemu i wolał mieć więcej przestrzeni - podziękował nawet Sanayi za to, że go puściła i pocałował ją w rękę, co absolutnie ją rozczuliło.
        - Och... - westchnęła na wieść o ranach, których ślady nosił na sobie Fenrir. Tą na łydce aż tak bardzo się nie przejęła, gdyż wcześniej nie dostrzegła, aby jej ukochany utykał, jednak ta na brzuchu brzmiała groźnie - w tym rejonie ciała nie trzeba się specjalnie starać, by zrobić komuś dużą krzywdę, gdyż bardzo wrażliwe narządy nie są tam w prawie żaden sposób chronione... No ale smokołak żył, więc nie było powodu do niepokoju, Sanaya jedynie współczuła mu tego, co musiał przeżyć. Chciała go przytulić, jednak on delikatnie złapał ją za ręce i jej to uniemożliwił, bo chciał zaprezentować jej jedną ze swoich blizn. Nie oponowała, a wręcz współpracowała - odsunęła się trochę, by Fenrirowi miejsce, a gdy przeciągał tunikę przez głowę, pomogła mu by materiał się nie skołtunił. Złapała odrzucone w bok ubranie i chociaż prowizorycznie je złożyła, by się nie pogniotło. Cały czas ukradkiem zerkała na nagi tors smokołaka. Głupio jej było tak otwarcie się na niego gapić, ale nic nie mogła poradzić na to, że tak bardzo jej się podobał, był taki przystojny... W końcu alchemiczka porzuciła głupie skrupuły - przecież nie była cnotliwą białogłową, która nigdy nie widziała nagiego mężczyzny, z tym tu konkretnym nawet spała i to nie raz! I gdy to już sobie wyjaśniła, mogła już zachowywać się swobodnie, patrzeć Fenrirowi w oczy, podziwiać jego ciało, a nawet dotknąć zaprezentowanych jej blizn, chociaż uczyniła to dość ostrożnie, jakby obawiała się, że te miejsca mogą być jeszcze bolesne. Szybko jednak spostrzegła, że nic mu się nie dzieje, więc już pewniej go dotknęła.
        San podniosła wzrok na twarz Fenrira, po czym zeszła z jego kolan i położyła się obok. Wsparta na łokciu patrzyła to na niego, to na bliznę i widać było, że jest bardzo zainteresowana jego historią. Co jakiś czas przez jej oblicze przebiegał cień strachu czy żalu. Była oczywiście bardzo dumna i szczęśliwa, że smokołak zwyciężył w tamtej walce, ale jednak nadal się o niego martwiła.
        - Jesteś najlepszy - zapewniła, akcentując sylabę "naj". Na potwierdzenie szczerości swych słów pocałowała go w policzek. Później jednak znowu skupiła się na tym, co mówił. Już miała się podnieść, by zobaczyć bliznę na jego łydce, jednak Fenrir zbył ją słowami "może później", co wcale jej nie przeszkadzało. Wtuliła się w jego bok, oparła brodę na torsie i dalej słuchała. Przez moment bała się, że usłyszy, iż to on nagle stał się ofiarą w trakcie tego polowania i cała wioska sprzysięgła się przeciw niemu, dlatego z jej ust wyrwało się westchnienie ulgi. Tak bardzo nie na miejscu, zupełnie jakby cieszyły ją jego rany... Ale na razie powstrzymała się od tłumaczeń i cierpliwie słuchała. Syknęła, nie potrafiąc powstrzymać reakcji na wieść o paskudnej genezie tej blizny. Gdy smokołak skończył mówić, zaraz podniosła się lekko i o ile to możliwe, przysunęła się jeszcze bliżej.
        - Mój biedaku - pożałowała go, swoje współczucie popierając całusem. Czule pogłaskała go po policzku. - To straszne, co musiałeś przejść. Naprawdę, tamci wieśniacy byli bardzo nierozsądni, skoro tak się upierali przy swoim sposobie polowania, przecież widać, że ty też na pewno znasz się na rzeczy. Dobrze, że nie skończyło się gorzej - odetchnęła z wyraźną ulgą, po czym na chwilę zamilkła i powiodła wzrokiem wzdłuż ciała Fenrira, lekko przygryzając wargę od środka.
        - Mogę zobaczyć tamtą bliznę? - upewniła się i nim jeszcze uzyskała potwierdzenie podniosła się i przechyliła, by podwinąć smokołakowi nogawkę. - Wiesz, gdyby ci to przeszkadzało, gdyby skóra cię ciągnęła albo była zbyt tkliwa, mogę sporządzić dla ciebie maść, która poprawi kondycję blizny. Nie usunie jej całkowicie, ale trochę wygładzi i uelastyczni. Ale to tylko jak będziesz chciał, ja kocham cię bez względu na to ile masz blizn.
        Jakby na potwierdzenie swych słów Sanaya dotknęła czule trzech jasnych szram na brzuchu Fenrira, po czym delikatnie je pocałowała.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Uśmiechnął się, gdy okazało się, że trafnie przypomniał sobie, iż nadgarstki alchemiczki były miejscami, które były wrażliwe na czułości. Wcześniej, oczywiście, Sanaya nie sprzeciwiła się temu, żeby zmienili trochę pozycje, w której siedzieli, bo, jak się później okazało, smokołak chciał pokazać jej jedną ze swoich blizn, dokładniej tą, która znajdowała się na jego brzuchu. Był to też pretekst do tego, żeby mógł pozbyć się górnej części ubioru, na co San nie mogła narzekać, ponieważ dobrze pamiętał, że lubiła zawiesić swój wzrok na jego klatce piersiowej albo ramionach.
Później zaczął opowiadać jej o bliznach, najpierw mówić o nich ogólnie, czyli ile ich ma i gdzie się znajdują, dopiero później zaczął mówić o nich bardziej szczegółowo. Zaczął od blizn po szponie, które znajdowały się na jego brzuchu, bo właśnie je chciał pokazać kobiecie. Zdziwił się nieco, gdy złapała w locie jego koszulę i prowizorycznie ją złożyła, jednak nie pozwolił zaskoczeniu na to, żeby ukazało się na jego twarzy. Czuł na sobie jej wzrok, jednak nic z tym nie robił, bo po co, skoro ściągnął z siebie koszulę i tym samym pozwolił jej na to, żeby się przyglądała. Nie sprzeciwiał się też, gdy dotknęła jego blizn, bo i tak sam chciał to zaproponować. Akurat ta na boku była nieco starsza od tej, która znajduje się na łydce, więc była lepiej zagojona, chociaż blizna na nodze również nie dawała się we znaki, co mogłaby robić poprzez przypominanie o sobie bólem w miejscu, w którym została stworzona. Sam chciał, żeby Sanaya położyła się obok niego, więc w ogóle mu to nie przeszkadzało, tym bardziej że później wsparła podbródek na jego torsie. Starał się też opowiadać to wszystko tak, żeby jej nie znudzić i, z tego, co zaobserwował, jak na razie udawało mu się to.

Domyślił się, że także chciałaby zobaczyć drugą bliznę, jednak powiedział, że pokaże ją później i słowa miał zamiar dotrzymać. Leżeli obok siebie, a Fenrir starał się patrzeć na twarz San, aby dostrzec na niej różnorodne emocje, jednak czasami zerkał na swoją nogę, konkretniej w miejsce, w którym znajdowała się blizna, o której mówił.
        - Była możliwość, że rana mogła zostać zanieczyszczona, bo sama pułapka była nieco zardzewiała, wtedy... mógłbym nawet stracić nogę... Jednak, na szczęście, okazało się, że rana była czysta, chociaż zielarz i tak, dla pewności, sprawdził ranę i polał ją czymś, co miałoby ją oczyścić — powiedział po chwili. W jego głosie było słychać, że utrata nogi byłaby dla niego naprawdę poważnym wypadkiem, bo wtedy równie dobrze mógłby oficjalnie zakończyć życie wojownika i zająć się czymś spokojniejszym; czymś, co nie wymaga tak dużej pracy nóg, jak walka lub pogoń za czymś albo kimś.
        - Pewnie — zgodził się na to, żeby alchemiczka zobaczyła jego drugą bliznę. Nawet podniósł się do pozycji siedzącej i pomógł jej z podwinięciem nogawki skórzanych spodni, a także, przy okazji, zdjął buty i odstawił je gdzieś na bok.
        - To bardzo miłe z twojej strony, jednak nie musisz tego robić, bo zielarz, o którym wcześniej wspomniałem, posmarował mi obydwie blizny ziołową maścią o podobnym działaniu do maści, o której mówisz — odparł i nawet uśmiechnął się do alchemiczki. Chociaż uśmiech ten, równie dobrze, mogło wywołać to, że ponownie dotknęła jego blizn, a później pocałowała je.

        - Pamiętasz noc, którą spędziliśmy w Meanos? — zapytał po chwili, chociaż domyślał się, jaką odpowiedź usłyszy. Mimo swych domysłów, poczekał na to, aż usłyszy odpowiedź wypowiedzianą głosem San.
        - Konkretniej chodzi mi o moment, w którym poznawaliśmy swoje ciała przez masaż... Może go powtórzymy? — zaproponował i znowu się uśmiechnął. Najprościej mówiąc, pytaniem tym, po prostu, zapytał ją o to, czy ma ochotę na masaż i z chęcią zacząłby jako pierwszy tylko, że istniała jedna przeszkoda, mianowicie, górna część ubrania partnerki, której, miał nadzieję, że niedługo już tam nie będzie i było mu bez różnicy, czy zostanie poproszony o pomoc w ściągnięciu jej, czy Sanaya sama rozwiąże ten "problem".
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya była uważną i całkiem cierpliwą słuchaczką, zwłaszcza gdy przemawiała do niej osoba, którą darzyła sympatią. Fenrir musiałby być naprawdę kiepskim mówcą, który duka i nie potrafi złożyć zdania składającego się z więcej niż trzech słów, by zaczęła się niecierpliwić, przemawiał jednak ładnie, a ona miała do niego taką słabość, że mógłby nawet zacząć opowiadać o technicznych szczegółach, na których ona zupełnie by się nie wyznawała. Co najwyżej wypytałaby go o wszystko po skończonej opowieści.
        - Nie straciłbyś nogi - orzekła z całą stanowczością alchemiczka, gdy smokołak podsunął taki scenariusz pod rozwagę. - Fakt, gdyby pułapka była zanieczyszczona, mogłoby dojść do komplikacji, ale ty jesteś silny i na pewno byś się z tego wylizał. Z tego co opowiadasz, ich zielarz też znał się na rzeczy, pewnie dałby radę odkazić tę ranę. Ale dobrze, że nie spełnił się ten scenariusz - dodała z uśmiechem, gładząc Fenrira po łydce. Nie powiedziała tego na głos, ale również przyszły jej do głowy konsekwencje, jakie niosłaby za sobą bardziej dramatyczna wersja tamtego wypadku. Nie tylko kolec pułapki mógł być zatruty albo zwyczajnie brudny i zainicjować infekcję, ale też gdyby smokołak nie przyblokował drugiej szczęki swą smoczą łapą, drugi kolec wbiłby się w jego nogę i taka rana byłaby już niezwykle trudna do wyleczenia, na pewno skończyłaby się okulawieniem, a gdyby nie obejrzał tego dobry medyk, to pewnie i gorzej. Fenrir miał naprawdę sporo szczęścia.
        - Cieszę się, że skończyło się tylko na powierzchownej ranie - zapewniła go, nadal wpatrzona w ślad po tamtych wydarzeniach. Przez moment w zamyśleniu wodziła palcem po brzegach blizny jakby ją badała, po czym uśmiechnęła się szczerze i podniosła wzrok na jego oblicze.
        - Masz rację, niewiele mogłabym tu już zdziałać - oświadczyła. - Tkanki są miękkie, elastyczne, widać, że w porę ktoś się nimi zajął. To dobrze, gdy taki specyfik poprawiający blizny zaaplikuje się wcześnie, efekty są dużo lepsze i trwalsze niż wtedy, gdy leczy się stare, mocno zastygłe już zrosty.
        Sanaya doskonale wiedziała co mówiła, bo nie była to wcale informacja zarezerwowana dla medyków, znały ją również kobiety, którym zależało na zachowaniu ładnego wyglądu przez jak najdłuższy czas. Blizn można wszak dorobić się nie tylko w walce, ale również przy pracach domowych albo podczas badań w laboratorium. Między innymi dzięki takiemu szybkiemu zapobieganiu Tai nie miała na ciele żadnych blizn po nieudanych eksperymentach, które przecież każdemu mogą się zdarzyć.
        - Hm? - Sanaya była szczerze zaintrygowana wspomnieniem nocy spędzonej w Menaos. Spojrzała smokołakowi głęboko w oczy, a na jej ustach pojawił się cień kuszącego uśmiechu, gdyż już wiedziała, do czego zmierza ta rozmowa. Zbliżyła się odrobinę do Fenrira, dłoń przesuwając płynnym ruchem z jego łydki na kolano.
        - Pamiętam - przyznała mruczącym z zadowolenia głosem. Zabrała rękę z jego nogi i oparła ją na torsie smokołaka. - Tak kuszącej propozycji naprawdę nie mogłabym odmówić. Naprawdę często wspominałam tamtą noc.
        San w porę ugryzła się w język nim pociągnęła tę myśl dalej i dotarła od bardziej żenujących wyznań. Fenrir pewnie nawet nie zwrócił uwagi na to, jak alchemiczka zawiesiła głos na ostatniej zgłosce - zamaskowała to przygryzając wargę. Aż oczy jej się świeciły i dziw brał, że jeszcze nie rzuciła się na swego kochanka. Nie kazała mu jednak czekać. Przesunęła się odrobinę na łóżku i zaraz siedziała za nim. Położyła dłonie na ramionach wojownika i nim zaczęła masaż, spojrzała na jego plecy poznaczone bliznami po spotkaniu z wilkołakiem. Tak, pamiętała tamtą historię.
        - Pewnie jesteś zmęczony po podróży, pozwól więc, że ja się tobą zajmę, dobrze? - szepnęła, zdanie kończąc nie kropką a pocałunkiem złożonym na płatku jego ucha. Zaczęła już masaż, na razie zaczynając od delikatnego głaskania jego ramion i karku. Po chwili pocałowała go delikatnie w szyję.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość