TurmaliaPodróż po nowe życie.

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Gdy tylko znaleźli się w przesmyku wszędzie wokół towarzyszyły im dziwne odgłosy. Winka nie potrafiła zidentyfikować ich źródła. W jednej chwili była przekonana iż ów nasilający się hałas jest spowodowany przez wiatr, by następnie twierdzić że wywołują go krople wody, sączącej się w jakimś zagłębieniu lub też spadające gdzieś tam w oddali drobne kamyki. Cichy stukot wydawał się nazbyt rytmiczny aby przypasować go do czegokolwiek. Tak jakby coś ostrego cały czas uderzało o okoliczne skały. Co gorsza niepokojące odgłosy zdawały się przesuwać wraz z grupą strażników. Skryba napominała siebie w myślach by nie dać się ponieść wyobraźni. Cokolwiek tam hałasowało nie było ich zmartwieniem. Przynajmniej do czasu w którym owo „tam” nie znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie ich ścieżki.
Nagle tajemnicze światło pozwoliło ludzkim oczom ogarnąć otoczenie w którym się znaleźli. Otoczyło ich mrowie pająków. Bibliotekarka miała wrażenie ze wszystko co żyło, miało trzy pary odnóży, kolczasty odwłok, olbrzymie oczy i jadowe zęby, zgromadziło się tu i teraz nie kryjąc swoich wrogich zamiarów. Setki, a być może tysiące pająków przyglądały im się w milczeniu. Pajęczaki były różnej wielkości, od najmniejszych, wielkości palców u nóg, po te rozmiarów dużego psa. Stwory były dosłownie wszędzie. Wokół nich i nad nimi. Skryba czytała o pająkach pożerających innych przedstawicieli swojego gatunku, nawet takich które były gotowe pożreć własne potomstwo czy tez własną rodzicielkę, ale nigdy nie słyszała by mrowia pajęczaków współpracowały z sobą, zachowując się niczym armia gotowa do stoczenia bitwy. Ów widok był bardziej przerażający niż sam obraz złowrogich stworzeń.
Żołnierze oraz Winka od razu ustawili się w czworobok, ściskając posiadaną broń aż do granicy bólu. Po twarzach strażników był widać jak krucha była ich odporność psychiczna i jak niewiele dzieliło mężczyzn od rzucenia się do rozpaczliwej ucieczki. Nawet wielkolud nie był wstanie wykrztusić z siebie słowa mobilizującego pozostałych do walki. Wpatrywał się tępo w otaczające ich pająki jakby szukając tego którego zamierza powalić nim tysiące jadowych ugryzień zakończy jego żywot.
Skryba, którą śmiało można było nazwać największym tchórzem w całej grupie, o dziwo zachowywała spokój. Winka bała się wielu rzeczy, ale szczęśliwym dla siebie zbiegiem okoliczności nie zaliczała do nich pająków. W swojej bibliotece miała ich aż nadto. Śmiało mogła powiedzieć iż swoim ciężkim obcasem uśmierciła więcej takich stworzeń niż jakakolwiek ludzka armia w dziejach. Gdyby istoty te miały świadomość i cos czego potrafiły się bać, to bibliotekarka idealnie nadawała się na obiekt ich lęków. Ilość i wielkość zdawała się w tej chwili być niewielkim problemem.
Winka zdecydowała się odrzucić przekazany jej miecz. Tą bronią prędzej zrobi krzywdę samej sobie niż którejkolwiek z otaczającej ją bestii.
- Colick, czy masz przy sobie pochodnię? – Zwróciła się do najmłodszego z strażników, będącego jednocześnie tragarzem w ich grupie. Ten pokiwał twiedząco. – Daj mi wszystkie. I cały zapas oliwy jaki wam pozostał. Chciałabym by płomień był jak największy. – Bibliotekarka uznała że włochate cielska powinny stanowić doskonały palny materiał, a jedna pochodnia jest w stanie zdziałać więcej nić tuzin mieczy. Tymczasem ona sama miała ich pod dostatkiem. Modliła się tylko o dobrą wentylację panującą w przesmyk, a także o to aby tajemniczy byt który powołał do działania tą armię, miał jeszcze tyle cierpliwości nim ona i strażnik zdąża rozpalić swoją broń.
I zdążyła. Pierwsze języki ognia strzeliły w górę dokładnie w tym samym momencie w którym pajęczaki ruszyły do przodu. Kapitan Medir rzucił się do rozpaczliwej ucieczki, Wielkolud wrzeszczał, Colick rozpalał kolejne łuczywa od tych świecących już wysokim płomieniem, a bibliotekarka skierowała swój oręż w stronę własnych stóp, gotowa usmażyć tyle ohydnych stworów ile tylko nawinie się jej pod rękę.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Ostrzegł ich - tylko tyle mógł zrobić z tej odległości.
Odwróciwszy się, zmaterializował dwie sfery szmaragdowej energii. Ich łagodny blask - w przeciwieństwie do wściekle pulsującej zieleni - rzucał miękką poświatę na otaczającą go skały. Skonsternowany, maie uklęknął przy chrapiącym mężczyźnie i podrapał się po brązowej czuprynie.
- I co ja mam z tobą zrobić? - Na pytanie odpowiedziało jedynie echo.
Znając Winkę i jej ostry język, jeśliby zostawił nieprzytomnego żołdaka w legowisku bestii, litania narzekań i wyrzutów nie miałaby końca. Uszy odpadły by mu, nim jeszcze dotarliby do ludzkich zabudowań. Dodatkowo zbulwersowani porzuceniem towarzysza gwardziści, mogliby stanowić dodatkowe zagrożenie dla dziewczyny. Z drugiej strony, oni już jej zagrażali, a jemu w najlepszym razie przeszkadzali. Na ognie piekielne! Nawet pogrążeni w głębokim śnie, jakimś cudem potrafili pokrzyżować jego plany.
- Gdyby cię tu nie było, mógłby uwolnić moją moc obszarowo... - mruknął, ściągając stalowy szyszak z głowy mężczyzny i mierzwiąc mu spocone włosy. Było w tym ruchu coś niemal tak ludzkiego, że Darshes się wzdrygnął.
Na zanurzoną we włosach gwardzisty rękę, wlazł malutki pajączek.
- "Mięso? To być dobre mięso!" - Stawonóg zatańczył na wierzchu dłoni. - "Matka mówić, świecącego nie tykać. Ale ten drugi być dobry, prawda?"
Druid przymknął oczy i zaklął po cichu. Był nieostrożny. Ale to nic. Błąd ten można szybko naprawić.
- "Bracia się cieszyć, matka również." - ciągnął pajączek, wciąż kręcąc się w kółko. - "Jeśli ja przynieść ofiarę, ja móc nawet zdobyć samice!"
- "Twoja samica niewielki będzie miała pożytek z martwego mięsa." - odparł maie stosunkowo spokojnie, głos mu jednak lekko drżał. Słowa tego malucha wskazywały na to, że były tu co najmniej trzy pająki, które jeszcze nie ujawniły przed nim swojej obecności. Miał nadzieje, że poprzedni był tylko wyjątkiem, jednakże... Cholera, czy naprawdę musi rozmyślać o dziesiątkach jadowitych bestii rozmiaru małego psa?
Czarne oczka spojrzały na niego i niemal od razu odwróciły wzrok, porażone intensywnie szmaragdowym światłem.
- "Świecący się mylić! Matka lubić martwe mięso, więc inne samice też je lubić!" - Nastąpiła chwila niepewnej ciszy. - "Chyba... Matka jest dość wyjątkowa."
Pewność i uwielbienie, jakie słyszał w głosie malucha, doprawdy go rozbawiły. Była to miła odmiana od warczenia dwunożnych samców i samic. Powstrzymał jednak wybuch śmiechu, pamiętając z jak zdradliwą rasą ma do czynienia.
- "Niezupełnie to miałem na myśli." - Na psychicznej nici nadszedł impuls zdziwienia i ostrożnego zainteresowania. Darshes pomyślał, że może rzeczywiście stawał się coraz bardziej podobny do ludzi, skoro zwierzęta zaczynają mieć problem ze zrozumieniem go. - "Mówiłem, że ten człowiek należy do mnie i jeśli go tkniesz, nie wrócisz do nory żywym."
Znów zapadła głęboka cisza. W końcu zwierzak potarł nerwowo nogogłaszczkami o siebie i zapytał niepewnie:
- "A więc to być twoje mięso?"
Maie nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Zwierzęcy koncept posiadania, różnił się znacznie od ludzkiego. Posiadać można było gniazdo, posiadać można było mięso. Nawet terytorium można było posiadać. Ale nie drugą istotę. Jeśli określałeś to w ten sposób, znaczyło to, że nie tyle jesteś zainteresowany nią samą, a mięsem, którego ona jest źródłem. A to czyniło z ciebie konkurenta. Mały pajączek był zaś rozdarty między idea walki na śmierć i życie ze znacznie potężniejszym przeciwnikiem, a ucieczką bez żadnej zdobyczy.
- "Dogadajmy się więc." - powiedział w końcu, gdy zdołał wreszcie złapać oddech. - "Odstąpię ci to mięso." - Może to było złudzenie, a może oczy pajęczaka rzeczywiście zalśniły. Tak czy inaczej, zainteresowanie zwierzęcia wzrosło jeszcze bardziej. - "Chcę jednak czegoś w zamian."
Chwila wahania. - "Czego chcesz?"
- "Chcę wiedzieć, jak rozwinęliście zdolność komunikacji mentalnej." - Odpowiedziało mu tylko zdziwienie, napływające na całej szerokości psychicznego pasma. Przemyślał więc swoje pytanie i zadał je inaczej, w sposób, który miał nadziej, że zwierzak zrozumie. - "Jak nauczyliście się porozumiewać z ludźmi?"
- "Rozmowa z ludźmi?" - Powtórzył dumny, że wreszcie udało mu się zrozumieć świecącego. - "Matka nas uczyć."
Zamyślił się na chwilę, po czym dodał:
- "Ojciec nie umieć i matka mówić, że ojciec być głupi. Matka zjeść ojciec zeszłej zimy. Ona mówić, że z ojciec żadnego pożytku."
Darshesa niespecjalnie interesowały kanibalistyczne zapędy tej rodzinki, słuchał jednak dalej, mając nadzieje, że pająk wyjawi coś ciekawszego.
- "Matka mówić, że Mistrz nie być taki głupi. Mówić, że on tu przyjść i nas wszystkich zabrać, a potem my mu służyć! I mieć dużo mięsa!"
Mistrz? Czyżby chodziło o druida, który wziął pajęczą samicę jako towarzyszkę? Jeśli tak, to szaleniec ów zapewne już nie żył. Druidzi nie pozbywają się swoich Zwierzęcych Towarzysz, chyba że są pewni swojej śmierci. Martwiła go jednak informacja, że pajęczyca kusiła samców takimi obietnicami. Nie było to w zwierzęcym stylu - sentencja ta zabrzmiała tak, jakby padła z człowieczych ust. Nie było to do końca zagranie na chciwości, ale subtelna zachęta dla naiwnej szarej masy. To albo... Może z jakiegoś powodu to druid chciał stworzyć podległą mu pajęczą armię.
Tylko po co mu taka armia?
No i gdzie ów szaleniec miałby teraz przebywać.
- "Czy ten... Mistrz..." - Słowo to utknęło mu w gardle i stało się gulą nie do przełknięcia. Cieszył się, że nie musi je wypowiadać nagłos. - "Czy twoja matka mówiła, kiedy ma się zjawić?"
- "Matka nie powiedzieć." - Przyznał niechętnie stawonóg. Wydawał się skonsternowany. - "Ona mówić to od dawna, a samce się niepokoić, że Mistrz nie nadejść."
Ahhh, czyli pajęczyca była na tyle inteligentna, by wymusić poddaństwo samców, jednak z biegiem czasu wątpliwości zaczęły narastać. Ciekawe ile jeszcze czasu potrzebują inne pająki by stracić cierpliwość. Jakby czytając Darshesowi w myślach, pajączek dodał:
- "Matka zjadać takie samce. Zjadać i mówić, że żaden z nich pożytek."
A więc może to nie był blef. Może samica rzeczywiście dostała takie polecenie od owego Mistrza i wiernie wypełniała rozkazy. Jeśli jednak potrafi sobie poradzić z większością samców, musi być naprawdę ogromna. Albo cholernie inteligentna. Tak czy inaczej, stanowiła zagrożenie - jeśli nie dla niego, to przynajmniej dla Winki i reszty.
Ciekawe, czy zdołałby wyłapać jej esencję.
Powietrze przeszył rozdzierający uszy wrzask. Początkowo myśląc, że to wrota piekieł otworzyły się nad nimi, Darshes zużył jedną ze sfer, by otoczyć się grubym kokonem energii życia. Nie zatrzymałoby to co prawda żadnego ataku, magia jednak natychmiast zaczęłaby leczyć zadane obrażenia. Minęło jednak kilka sekund od urwania się dźwięku, a atak nie nastąpił. Mimo iż złoto-zielone oczy wpatrywały się w wylot tunelu, ledwie mogły zauważyć cokolwiek poza rozciągającym się za nim brudem. W ciszy szemrała woda.
- Cóż to na ognie piekielne było? - burknął, spoglądając tym razem za siebie.
Kokon mroku, niczym magicznie rzucone zaklęcie ciemności, nie dawał się przejrzeć nawet jego wyostrzonemu wzrokowi. Słuch również nie był tu pomocom - niesione i zniekształcane przez kamienie odgłosy nie dawały mu żadnego pojęcia o sytuacji. Chrobotanie, szczęki oręża, syczenie i... Maie pociągnął nosem. Dym? Czuł jeszcze przypalone mięso, choć nie był to zapach, do jakiego przywykł.
- Na wszystkie czarty piekieł, cóż u licha się tam wyprawia?
Ponownie sięgnął do swojego rezerwuaru energii i z niepokojem stwierdził, że nie pozostało mu już jej za wiele. Parę prostych zaklęć, nic więcej. MUSIAŁ jednak znać sytuację, a bez swej mocy czuł się jak ślepiec ze związanymi rękami.
- Grrr - warknął sam na siebie. Zbytnio uzależnił się od Kamienia Magazynującego. Bez tej błyskotki jego możliwości były strasznie ograniczone.
Wykonując parę kroków w kierunku z którego przyszedł, Darshes potknął się kilka razy, klnąc w większej liczbie języków, niż oficjalnie przyznawał się znać. No dobrze, z tych języków znał tylko przekleństwa, ale nawet te były tak dosadne, że niejeden ulicznik zaczerwieniłby się po uszy. Kiedy jednak odzyskał równowagę i stanął na w miarę prostym terenie, odetchnął kilkukrotnie i uspokoił pracę serca. Ostatnią rzeczą, której teraz pragnął, to zmagania się z własną, niekontrolowaną magia. Odetchnąwszy ponownie, rozesła swe wici wzdłuż skalnych ścian, a wynik go nie zadowolił.
Nie zadowoliło go również to, co działo się za nim.
- A kto wam powiedział, że możecie go dotknąć? - złocisto-zielone oko powędrował w bok, a ostatnia zielonkawa sfera pomknęła w kierunku chrapiącego mężczyzny, Połączenie mentalne wypełniło się krzykami agonii. Sześć martwych ciał, niewiele większych od polnej myszy, opadło bez życia na ziemię. Cieniutkie czarne odnóża wznosiły się ku niebu, niczym pomniki nad ofiarami rzezi, za którymi nikt nie zapłacze.
"No dobra" pomyślał, tworząc około tuzina mniejszych, szmaragdowych sfer. Te nie zabiłby nikogo, wystarczyło im jednak mocy, by sparaliżować niewielkiego napastnika na kilka minut. Były to resztki - wszystko, co mógł dać i się przy tym nie zabić. "Mam nadzieje, że Winka i jej beztroska kompania przerzedzą trochę wrogie zastępy."
Zanim wyruszył w stronę walczących, spojrzał jeszcze w górę. Na widocznym pomiędzy dwiema skalnymi ścinami kawałku nocnego nieba, wesoło migały gwiazdy. Przynajmniej one miały jakiś powód do radości.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Pomysł wykorzystania ognia do obrony przeciw pajęczakom sprawdzał sie znakomicie. Wystarczyło kilka minut walki by Winka miała na swym sumieniu dziesiątki a może nawet setki atakujących ich owadów. Colick i wielkolud zabili drugie tyle. Jeśli wcześniej bibliotekarka skłonna była podejrzewać że pajęcza armią kieruje jakąś tajemna siła, to obecne zachowanie stworów zdawała sie przeczyć tej logice. Chyba ze mieli do czynienia z bytem będącym kiepskim strategiem ale za to kimś o despotycznej władzy, nie mającym skrupułów posłać na śmierć tysiące swoich podopiecznych.
Pająki parły na przód nie zważając na to iż podążają na pewną śmierć w straszliwych męczarniach. Dopiero w chwili gdy ogień zaczął trawić ich ciała, instynkt przetrwania brał górą nad siłą która przymuszała ich do posłuszeństwa. Płonąc, usiłowały wycofywać się do swoich nor, czym jeszcze bardziej przysługiwały sie obrońcom, rozprzestrzeniając ogień na dalsze szeregi swoich pobratymców. Niestety mrowia pająków wydawały się nieprzebrane. W miejsce dziesiątek poległych cały czas wyłaniały się nowe. Jeśli cokolwiek napawało Winkę niepokojem to fakt iż uwikłani w walkę nie byli w stanie przesuwać się w stronę wyjścia, a zapasy materiałów które mogli wykorzystać do podtrzymywania ognia drastycznie się kurczyły.
Skryba i dwójka strażników poza używanymi w walce pochodniami, rozrzucili wokół siebie wszystkie zbędne przedmioty które mogły zwiększyć otaczającą ich bezpieczną ścianę ognia. Prawie wszystkie, jako że pewnych rzeczy nie byli skłonni poświęcić.
- Wyrzuć je! - Namawiał Colick.
- Co?! Nigdy!
- Przecież to tylko głupie książki.
- To nie są głupie książki. To SĄ KSIĄŻKI! - Protestowała Winka dla której sam pomysł spalenia jej podręcznej biblioteczki był wizją dużo bardziej przerażającą niż wszystkie otaczające ich pająki razem wzięte.
- Do chuja, musimy się stąd wynosić! - Przerwał dyskusję barczysty strażnik - Nie utrzymamy się tu długo. Zostawcie wszystko. Na mój znak spróbujemy biec w kierunku wyjścia. - Rozkazał.
Nagle wokół trójki ludzi zapanowała kompletna cisza a chmary pająków wycofały się w ciemność. Przez krótką chwilę Winka zdolna była uwierzyć w odniesione zwycięstwo. A potem zobaczyli ją. Olbrzymią pajęczyce, będącą najpewniej matką wszystkich pomniejszych stworów. Bestia swoim wzrostem dorównywała dorosłemu człowiekowi. Z jej włochatego cielska przebijało kilka par złowróżbnie spoglądających oczu. W pysku wyposażonym w dwa olbrzymie jadowe kolce, skryba i jej towarzysze byli w stanie dostrzec szczątki czegoś co do niedawna stanowiło ciało kapitana Medira, a co obecnie przykuwało ich uwagę dużo bardziej niż sam wygląd poczwary. .
- Na wszystkie piekła. Co to do cholery jest! - Warknął potężny żołnierz. - Zatrzymam to kurestwo, a wy dwoje wynoście się stąd i tu już. - Oznajmił mężczyzna chwytając miecz i pochodnię. - Pospieszcie się. - Dodał, chociaż skrybie i Colickowi nie trzeba było tego powtarzać. Od razu rzucili się do biegu w stronę wyjścia z przesmyku. Nie było czasu na dyskusję i spory, a poza tym żadne z nich nie było stworzone do bohaterskich czynów.
Tymczasem wielkolud ruszył do boju usiłując wystraszyć pajęczyce trzymaną pochodnią. Jednak walka nie trwała długo. Jad wystrzelony z kolcy poczwary, podziałał niczym kwas, a ostre odnóża z łatwością cięły pancerz, skórę i kości człowieka.
Biegnąca przodem Winka odwróciła się na chwile by spojrzeć na agonię swojego towarzysza, po czym z impetem wpadła na przeszkodę znajdującą sie na jej drodze.
- Ty? - Z zdziwieniem spojrzała na twarz stojącego przed nią druida.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Nie, psi przewodnik. - odparł półżartem. Zza Winki rozległ się stukot i coś, co niewprawny znawca zwierząt mógłby uznać za ryk wściekłości. Darshes spojrzał w tamtą stronę i całe zadowolenie z odnalezienia dziewczyny prysło. - Cholera...
Wskazał kciukiem ukryty w mroku korytarz, z którego przed chwilą się wyłonił.
- Na końcu znajdziesz śpiącego gwardzistę. Zabierz go, oczywiście, jeśli wciąż jeszcze żyje. - Złapał bibliotekarkę za poły poszarpanej tkaniny, która kiedyś była piękną suknią i niemal przeciągnął ją na swoją drugą stronę. W korytarzu nie było zbyt wiele miejsca, więc cały proces odbył się raczej niezdarnie. - U wylotu znajdziesz bród. Pająki nie podążą za wami przez wodę, ale... - Wyczul zbliżającą się esencje monstrum, królowej pająków. Nie było czasu na tłumaczenia. Nie było go nawet na zruganie dziewczyny, za wpakowanie się do leża bestii. - Szybko! Nie zatrzymam jej na długo!
Popchnął lekko Winkę i modląc się w duchu, by miała dość zdrowego rozsądku aby uciec, zwrócił się w stronę ośmionożnego giganta.
Ogień zdążył już niemal strawić wszystko, co ludzie zostawili mu na podpałkę. Płonęły również pajęcze truchła, choć i te pochodnie zdawały się szybko przygasać. Stanowiły jednak morze żaru między nimi a pajęczą królową. Spowijające ściany pajęczyny przed chwilą musiały się zająć ogniem, bo boki wąskiego tunelu w zabójczym tempie zmieniały się ze skalnych w ogniste. Pośród całego tego inferna stała ona, olbrzymia pajęczyca.
Długie na niemal półtora sążnia, owłosione nogi, zginały się w kilku miejscach, starając się pomieścić w wąskim przesmyku olbrzymie cielsko. Wcześniej zapewne biegała z odnóżami opartymi o skały po obu stronach bądź też poruszała się tylko po jednej ścianie. Teraz jednak ogień odebrał jej i tę przewagę. Oczy, oświetlone ciepłym, pomarańczowym blaskiem, lśniły niczym kawałki obsydianu, wypolerowane do połysku. Z tej odległości i przy takim świetle, mógł niemal dostrzec własne odbicie, choć z odczytaniem w nich uczuć miał spore problemy. Dalej, tuż za parą potężnych szczękoczułek i nogogłaszczek, Darshes dojrzał odwłok, dorównujący wielkością piwnym beczkom i owłosiony równie mocno, co pozostałe elementy pajęczego cielska. Wysyłając odrobinę magii, mógł nawet stwierdzić liczne rany, pozostawione przez jej partnerów, kiedy ci ja zapładniali.
- "Świecący!" - głos pajęczycy był znacznie starszy niż samca, spotkanego przed kilkunastoma minutami. Po prawdzie wydawał się najstarszym głosem, jaki maie kiedykolwiek słyszał i smoki nie stanowiły tu wyjątku. - "Jakim prawem wdzierasz się do mojego gniazda?! Jakim prawem zabijasz moje dzieci?!"
W powietrzu panował gorąc, a mimo to Darshes zadrżał z zimna. Wiedział, że gdyby był człowiekiem, nawet nie dostałby okazji do rozmowy. Prawdopodobnie już by nie żył.
- "Nie udawaj, że obchodzi cię los twojego potomstwa i nie wciskaj mi w oczy gówna. O jakim prawie mówisz?"
Pająk tylko poruszył odnóżami, a na psychicznej nici dało się wyczuć zniecierpliwienie. Jedynym powodem, dla którego go jeszcze tolerowała, był fakt, że zabicie maie z jej umiejętnościami było niemożliwe.
- "Uwiłaś sobie gniazdko w przesmyku. Twoje dzieci są zaś tak samo winne swojej śmierci, jak i ich mordercy. Myśliwy w każdej chwili stać się może zwierzyną."
Chwila ciszy wypełnionej trzaskaniem płomieni.
- "Prawdę mówisz" - Tylko tyle. Jakby to wystarczyło za wszystkie odpowiedzi.
Jednakże odpowiedź ta, nie spodobała mu się w najmniejszym stopniu. Chociaż brzmiała jak zgodzenie się z rozmówcą, na jej dnie leżało jeszcze inne przesłanie. Myśliwy może stać się ofiarą, lecz to nie sprawia, że przestaje być myśliwym. Wciąż ma zęby i pazury, a w tym przypadku posiada również zabójczy jad, potężne szczęki, osiem par odnóż i mrowie posłusznego mu potomstwa.
- "Odejdź!" - rozkazała w końcu pajęcza królowa, bezskutecznie próbując, by nie zabrzmiało to jak rozkaz. - "Nie będzie z ciebie mięsa. Nie jesteś zdobyczą, na którą warto polować."
To było ciekawe. Już wcześniej zaczął się tego domyślać, a teraz miał już właściwie pewność. Pajęczyca wiedziała, kim jest. I nie chodziło tu wcale o imię czy pochodzenie. Znała jego rasę i rozumiała, że umierając, nie pozostawi po sobie nic, co można by było zjeść. Zabolał go jedynie dobór słów i z samego tego powodu, miał ochotę rzucić jej wyzwanie.
Nie zrobi jednak tego - musiał kupić Wince i ocalałym czas na ucieczkę. Może i w walce zdołałby powstrzymać jednego potwora, jednak w tym samym czasie pajęcza armia dopadnie uciekinierów.
- "Czy ludzie mogą odejść ze mną?" - zapytał, doskonale wiedząc, co zaraz usłyszy.
Znowu chwila ciszy. Zaczął się zastanawiać, czy w tych przerwach, pajęcza królowa nie tłumaczy sobie jego myśli na język, który rozumie znacznie lepiej. Na przykład ludzki.
- "Nie. Oni zostaną. Staną się pokarmem dla mojego potomstwa."
Świetnie. To by było na tyle, jeśli chodzi o kupowanie czasu.
- "Nie mamy więc chyba, o czym ze sobą rozmawiać."
- "Nie mamy." - zgodziła się pajęcza królowa.
Znowu nastała chwila ciszy i znowu jedynym słyszalnym odgłosem był trzask płomieni. Tym razem jednak w powietrzu dało się wyczuć napięcie. Światło padało teraz z góry, gdyż ogień strawił na dole wszystko, co mogło zostać strawione.
Pajęczyca zaatakowała pierwsza, gdy spadający z góry kawał płonącej kłody przerwał impas.
Gwałtowny i szybki skok zakończyłby się dla jej przeciwnika śmiercią, gdyby ten w tym samym momencie nie postanowił przywrzeć do ściany. Zakończone pazurkami nogogłaszczki wbiły się dość głęboko w skalne podłoże, wiążąc pająka na chwile. Darshes wykonał gwałtowny ruch ręką, a dwie z tuzina unoszących się w powietrzu sfer, uderzyły w śmiercionośne szczękoczułki, obierając olbrzymiemu pająkowi władze nad nimi. Żałował, że niema więcej mocy, gdyż w innym wypadku to uderzenie zakończyłby walkę.
Wykonał kolejny ruch ręką, lecz pajęcza królowa zdążyła już się uwolnić i odskoczyła do tyłu, unikając dalszej immobilizacji. Zaryczała donośnie i ponownie przystąpiła do ataku. Raz za razem, jej pazury wymierzały zabójcze ciosy w stronę tułowia maie i raz za razem, ów maie unikał śmiercionośnych odnóży z gracją, na jaką nie stać było żadnego człowieka. Będąc nieopancerzonym i posiadając odpowiednie przeszkolenie, był znacznie trudniejszym celem do trafienia niżeli gwardziści, którym zbroja nie zapewniła żadnej ochrony w starciu z olbrzymią siłą pajęczej królowej.
Jednak tym, kto pierwszy zaczął zwalniać, był Darshes.
Jego kondycja okazała się znacznie gorsza od przeciwniczki i z kolejnym unikiem spóźnił się o ułamek sekundy. Prawe odnóże przebiło mu brak, przygważdżając go do ściany. Krew trysnęła, zalewając szkarłatną posoką czarne ciało przeciwnika. Krzyk bólu, szybko zduszony w ciężkie stęknięcie, wyrwał się z ust maie. To ciało mogło zostać stworzone magicznie, wciąż jednak bolało jak cholera.
- "Odejdź!" - Rozkazała ponownie pajęczyca, a druid dostał szanse, by przyglądnąć się z bliska jej nieludzkim oczom. Wszystkim czterem oczywiście, a zobaczenie w nich własnej twarzy, nie było najprzyjemniejszym doświadczeniem.
- Pieprz się. - warknął i splunął jej w jedno z olbrzymich oczu.
Pajęczyca zaryczał wściekle i kolejnym uderzeniem rozerwał mu jamę brzuszną. Darshes wrzasnął, a z ust, wraz ze śliną, pociekła i krew. Krzyk zaczął powoli przeradzać się w obłąkańczy śmiech, który dziwnie kontrastował z wylewającymi się na ziemię flakami. Zdziwiona tą reakcją, pajęcza królowa wycofał się w tył, tylnymi odnóżami wchodząc na przeciwległą ścianę. Uwolniony, druid upadł w szkarłatną kałuże. Ciało odmówiło mu już posłuszeństwa, przesłał więc swe następne słowa na psychicznej nici:
- "A teraz moja kolej."

Stał w najwyższym punkcie kanionu, a świat widziany z pajęczej perspektywy był doprawdy cudowny. Wcześniej uważał te zwierzęta za obrzydliwe, głównie z usposobienia i wyglądu. Teraz zaś, zaczynał doceniać ich piękno z racji fizycznej formy i możliwości. Obiecał sobie nawet, że kiedyś nauczy się przybierać i tę postać.
Zabarwione na złoto oczy ponownie spojrzały w dół, na dziesięciometrową przepaść rozciągającą się pod nimi. Pajęcza królowa po raz kolejny rozpoczęła mentalną szarpaninę, jednak to nie jej umysł został uwięziony w mocy maie, a ciało. Ona jednak zdawała się nie pojmować różnicy, zaślepiona przerażeniem. Jedyne więc, co udało jej się osiągnąć, to przyprawić Darshesa o ból nieswojej głowy i pełne irytacji westchnięcie.
Pajęcze oczy spojrzały teraz ku górze, na rozgwieżdżone, nocne niebo.
- "Moja droga, czy wiesz, dlaczego pająki nie potrafią latać?" - zapytał, nabierając powietrza w płucotchawki.
Nie odpowiedziała.
Darshes odpowiedział więc za nią, odrywaj się od skał.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Biegnąc przed siebie Winka nie mogła przestać myśleć o pozostawionym w przesmyku druidzie. Zastanawiała się jakie szanse może mieć Darshes z starciu z olbrzymim pająkiem. Biorąc pod uwagę że kapitan Medir i barczysty żołnierz wytrwali w tym pojedynku ledwie kilka sekund prawdopodobieństwo zwycięstwa druida było zerowe. Przecież strażnicy uzbrojeni byli w ciężkie zbroje i najlepszej jakości oręże. Tymczasem druid był nagi. Znowu. Fakt ten jeszcze bardziej niepokoił bibliotekarkę. Ostatnimi czasy zbyt często widzi przez sobą nagiego mężczyznę. Przypadek? Pech? A może to co bierze za rzeczywistość to tylko wytwory jej wyobraźni? Czyżby z jej głową było coś nie w porządku? Skryba uznała ze pierwsze co zrobi gdy tylko wydostaną się w bezpieczne miejsce, to spyta Colicka czy on również widział tam w tunelu nagiego człowieka.
Wkrótce para uciekinierów dotarła do miejsca gdzie znaleźli Gailangera. Łucznik klęczał oszołomiony jak po potężnym ciosie. Nie mając czasu na wyjaśnienia Winka i młody żołnierz chwycili kompana za ramiona i siłą wyciągnęli go z zagrożonego miejsca. Pająków nigdzie nie był widać. Cala trójka zatrzymała się dopiero po przekroczeniu brodu o którym wspominał druid. Dysząc ciężko Winka padła na ziemię.
- Udało się. – Powiedziała uspokoiwszy wreszcie oddech.
- Psiakrew. Ktoś mi raczy wytłumaczyć co się tu dzieje? – Spytał Gailanger powoli odzyskujący pełnię świadomości.
- Nie żyją. Wszyscy. – Odpowiedział Colick.
- I wy to nazywacie sukcesem? Kurwa! – Wściekał się łucznik widząc własną bezsilność.
Zapadła cisza. Nikt z obecnych nie wiedział co powiedzieć. Nikt tez nie potrafił podjąć decyzji co powinni zrobić dalej. Pająki przeprowadziły w oddziale strażników dość niezwykłą selekcję w skutek której ocalały w nim jednostki najsłabsze i bez umiejętności przywódczych. Potrzebowali chwili by ochłonąć, zebrać myśli i odzyskać siły. Póki co nikt w całej trójce nie miał ochoty dyskutować na temat tego co wydarzyło się w pajęczych korytarzach. Mieli za to świadomość faktu że powrót do Turmalii nie jest teraz najlepszym pomysłem. Jeśli pojawią się w mieście z informacją iż stracili większą część oddziału, nie posiadając jednocześnie żadnego dowodu na zbliżające się zagrożenie, zostaną uznali za łgarzy i dezerterów, lub jak w przypadku Winki za sprawców wszelkich zniszczeń. Wbrew własnym chęciom musieli kontynuować misję w zniszczonej garbarni.
- Co teraz? – Spytał wreszcie Gailanger. – Ktoś z was mianował się nowym dowódcą?
Skryba i Colick spojrzeli niepewnie na siebie.
- Nie. – Odpowiedziała Winka. – Ponieważ nie ma takiej potrzeby. Czekamy właśnie na tego który ma nas poprowadzić. – Stwierdziła myśląc o Darshesie.
Przeczucie podpowiadało skrybie że wbrew wszelkiej logice druidowi uda się przetrwać. Poza tym pewne elementy zaczynały układać się jej w jakiś schemat. Wprawdzie bibliotekarka nie była w stanie opisać go żadnymi słowami, a tym bardziej nie potrafiła uzasadnić go w żaden racjonalny sposób, ale niektórych powtarzających się reguł nie dało się ignorować. Darshes pojawiał się zawsze wtedy gdy wokół niej zaczęły dziać się rzeczy dziwne i niewytłumaczalne, a co ważniejsze narażające ją na niebezpieczeństwo jakiego ona sama nie byłaby w stanie wyobrazić sobie w najbardziej niezwykłych snach. Niby sam druid nic nie robił, a przynajmniej Winka nie widziała by w jakikolwiek sposób oddziaływał na toczące się wydarzenia, ale nie miała złudzeń co do tego iż nie jest on zwykłym obserwatorem. Jeśli cokolwiek mogła przyjąć tu za pewnik to przekonanie iż druid wie znacznie więcej niż jej mówi, a to z kolei oznacza ze będzie musiała wyciągnąć z niego te wiadomości gdy tylko znów go zobaczy. Bibliotekarka była zdeterminowana by dowiedzieć się kto taki bawi się jej losem, co tak naprawdę zagraża Turmalii oraz tego dlaczego jak dotąd nic jej nie zabiło? Z wszystkich opresji wychodziła poturbowana, brudna i wykończona ale mimo to w dalszym ciągu trzymała się na nogach, co w jej przypadku musiało było czymś więcej niż niesamowitym szczęściem.
- Jakoś nie mam złudzeń że wkrótce do nas wróci. – Odpowiedziała widząc niedowierzanie malujące się na twarzy Colicka.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Wiatr świszczał wokół spadającej postaci i niósł się echem wśród kamiennych ścian. Pająk, o oczach zabarwionych złotem, zmierzał w kierunku dna kanionu z zabójczą prędkością. Rozbije się - to właśnie myśleli wszyscy oglądający tą scenę, choć w większości były to tylko pajęczaki. Setki par oczu śledziło wspólny upadek maie i pajęczej królowej, a także śmierć tej ostatniej. W skalnym przesmyku rozległ się głuchy odgłos uderzenia i zapadła cisza.
Delikatnie opadłszy ku ziemi w swej naturalnej postaci, Darshes przywołał do siebie osiem z dziesięciu pozostałych sfer i pochłonął ich energię. Fala mocy wypełniła go na nowo, choć była zaledwie odrobiną w niemal pustym już teraz zbiorniku. Przeklnąwszy swoją głupotę, maie zawisł stopę nad skalną nawierzchnia i z fascynacją przyglądał się zmiażdżonemu ciału swej przeciwniczki.
Grawitacja nie obeszła się z nią łagodnie, wyciskając z chitynowego pancerzyka wszystko, co tylko dało się wycisnąć. Niektórych narządów wewnętrznych, nawet przy całej swojej wiedzy medycznej, druid nie potrafił nazwać. Obrzydzenie budził również płyn, który zastępował krew - równie gęsty co u ludzi, tutaj przybierał jednak szarozielony odcień. Brakowało mu metalicznego zapachu żelaza, choć odór z pewnością był nie do zniesienia.
Podziękowawszy Prasmokowi za pozbawienie go w tej formie zmysłu węchu, Darshes odwrócił się i oddalił od zdeformowanego truchła. Pozwolił, by pajęcze potomstwo zajęło się matką w sposób, jaki uważali za stosowny.

Dotarłszy do wylotu kanionu, nieco ponad kwadrans później, maie z ulgą przywitał szemranie rzeki i cichy odgłos pieśni, nucony pośród drzew na przeciwnym brzegu. W tej postaci jego pole widzenia było nieco ograniczone i nie chodziło tu bynajmniej, o zalegający wokół mrok. Bród miał szerokość kilku sążni i dopóki nie przedostanie się na druga stronę, nie będzie mógł stwierdzić, czy grupa przeżyła ucieczkę. Jeśli jednak im się udało, z pewnością zauważą go pierwsi.
To, co przywitało go po drugiej stronie brodu, to poddenerwowanie i niepewność. Pierwsza zauważyła go bibliotekarka, zapewne wpatrująca się od dłuższego czasu w wejście do przesmyku. Musiała dać jakiś sygnał swoim kompanom, bo i oni powstali od pospiesznie rozpalonego ogniska. Każdy z tych rosłych jak dąb mężczyzn, sięgnął teraz opancerzoną dłonią po miecz. Żadne jednak ostrze nie błysnęło w księżycowej poświacie. Niepewność wypełniała spojrzenia gwardzistów, a ich zmęczone, ogorzałe twarze rozświetlało światło energetycznej postaci Darshesa.
- Sięgnijcie po miecze, a obiecuje, że oprócz dziewczyny, nie pozostawię na tych kamieniach nikogo żywego. - warknął wiatr, a przynajmniej tak mogliby pomyśleć jego ludzcy towarzysze.
Tornado szmaragdowego świtał wzbiło się w powietrze, nie porywając za sobą nawet najmniejszego kamyczka czy drobinki piasku, przykrywając jednak całunem świetlistą postać nieznanej obozowiczom istoty. Przez chwile na żwirowatej plaży zapanował dzień, jasnością przyćmiewający nawet blask niewielkiego ogniska. Ludzie przysłaniali rękami wzrok, a nieodległa sowa zahukała w proteście, gdy jej nienawykłe do światła oczy, porażone zostały tak olbrzymią jego dawką.
"Przyodziawszy" się w swą ludzką formę - zdrową, jak gdyby walka z pajęczą królową nigdy nie miała miejsca - Darshes skorzystał z zamieszania i lekkim krokiem minął klnących gwardzistów. Usłyszawszy chrzęst kamieni pod jego bosymi stopami, strażnicy podążyli za nim wzrokiem, widać jednak było, że jeszcze nie w pełni odzyskał ostrości widzenia.
- Pozwolicie, że się rozgoszczę? - zapytał, bezceremonialnie siadając przy ogniu. Wyciągając ręce w stronę płomieni, wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu. - Wasze ciała cholernie źle znoszą nocny chłód.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Fakt iż zarówno Winka jak i ocaleni strażnicy oczekiwali druida i spodziewali się jego pojawienia, w żaden sposób nie przygotował ich do tego co nastąpiło w chwili gdy Darsches zdecydował się na dołączenie do ich ogniska. Maie może i dokonywał wielkich czynów, potrafił tez zadbać o to by jego wejście było nader efektowne ale ostateczna forma, prezencja i sposób bycia druida odbiegał od tego jak w świadomości ludzi powinien wyglądać typowy bohater. Gailanger i Colick nie byli w stanie ukryć zaskoczenia lub też zniesmaczenia tym że ich przyszły przywódca przypominał szalonego dzikusa któremu już dawno życie w leśnych odmętach pomieszało rozum. Z wyrazem pretensji spoglądali raz za razem to na skrybę to na Darschesa, usiłując zrozumieć w jaki sposób mieli by powierzyć własny los komuś takiemu.
- Colick rzuć mu jakieś zapasowe rzeczy, coby nie świecił nam tu więcej gołym zadem. - Łucznik przerwał wreszcie kłopotliwe milczenie, swoim zwyczajem usiłując obrócić wszystko w żart, a młodszy żołnierz wykonał jego polecenie, przekazując druidowi uniform strażnika.
Tymczasem bibliotekarka zajęta własnymi rozważaniami zupełnie nie zwracała uwagi na zachowanie i słowa strażników. Nerwowo chodziła wokół ogniska usiłując uporządkować swoje myśli. W chwili obecnej targała nią masa sprzecznych emocji. Była gotowa rzucić się na szyję Darschesa, wtulić się w jego tors i z łzami w oczach błagać by nie zostawiał jej więcej samą. Jego bliskość wydawał się Wince jedyną bezpieczną przystanią w otaczającym ją morzu szaleństwa. Z drugiej strony skryba miała ogromną ochotę kopnąć druida w kostkę i obkładać go pięściami tak długo dopóki nie pozdziera sobie dłoni przy tej czynności. Była na niego wściekła. Za wszystko. Za porzucenie na pastwę wilków, nasłanie na nią olbrzymiego dzika czy chmary pająków, wywołanie pogodowych anomalii, oraz za zmuszenie jej do szukania pomocy u nieprzychylnych jej miejskich strażników.
Jednak przede wszystkim to co zajmowało umysł bibliotekarki to problem z przypomnieniem sobie tego co z całą pewnością miała zapisane w swoich domowych zbiorach. Winka była przekonana że już kiedyś czytała o druidach, bezgranicznej oddaniu się naturze, zmianie postaci czy światłach bez formy. Ba, mogła nawet z dokładnością co do miesiąca określić kiedy po raz ostatni miała w rękach ową księgę. Czwarty regał licząc od kominka w stronę okna. Górna półka, niewielki tomik z pożółkłymi stronnicami i niezdarnym, trudnym do odszyfrowania pismem. Do księgi tej dołożono sporo luźnych kartek z zapiskami tłumaczącymi zawarte w niej informacje, przez co sama sztywna oprawa z ledwością byłą w stanie objąć zawarty w niej materiał. Wydanie aż prosiło się o nadanie mu nowej formy, na co skrybie zwykle brakowało czasu.
Na tym właśnie polegała praca bibliotekarki. Uczenie sie na pamięć zawartości całego księgozbioru nie miało sensu. Najważniejsze to wiedzieć co mniej więcej jest w danej pozycji i gdzie w razie potrzeby po takową pozycję sięgnąć. Tyle że Winka potrzebowała tej wiedzy tu i teraz, a jej księgi znajdowały osę obecnie dziesiątki mil stąd, będąc poza jej zasięgiem.
- Winko! - Głos Colicka uzmysłowił skrybie że w obecnej sytuacji winna jest coś powiedzieć.
- Tak, to jest właśnie ten o którym wam wspominałam - Zaczęła z wyraźnym ociąganiem - Druidzie... wiem że nie zabrzmi to nienajlepiej i zdaję sobie sprawę że ów pomysł raczej ci się nie spodoba, ale... ale zważywszy na sytuację i okoliczności... i na wszystko to co dzieję się wokół nas, chcielibyśmy prosić cię o pomoc. Nie zamierzam ukrywać że nie rozumiemy tego co nas otacza, a tym bardziej nie mamy pojęcia jak powinnyśmy reagować na zaistniałe wydarzenia, więc myślę ... myślę że bez ciebie nie damy sobie rady.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Skąd pewność, że i ze mną dacie sobie radę? - mruknął markotnie, wciągając na grzbiet lnianą koszule. Nie usłyszawszy jednak odpowiedzi, spojrzał na swych towarzyszy i zobaczył na ich twarzach zaskoczenie. Przynajmniej na twarzy Winki.
Westchnął.
- Co mam ci powiedzieć? - Pytanie było raczej retoryczne. - Że nic się nie dzieje? Że tak zwykle wygląda dzicz? Że po prostu trafiliście w nieodpowiednie miejsca w nieodpowiednim czasie? - Szukał u bibliotekarki choć śladu zrozumienia, przebłysku mówiącego, że zrozumiała ironię. Na pewno by zrozumiała, gdyby nie była człowiekiem. Teraz jednak wpatrywała się w niego pytająco. Wskazał więc wylot z kotliny, od którego oddzielał ich teraz tylko płytki bród. - Sama widziałaś co się tam działo. - Zniżył głos, jak gdyby bojąc się, że samo rozmawianie o tym, wyciągnie stwory z ich legowiska. - Winka, ich tam było tysiące! Nie dziesiątki. Nie setki. Tysiące! I sama widziałaś ich nienaturalne rozmiary. Czy jeszcze coś muszę ci mówić? Czy naprawdę potrzebujesz kogoś... - Spojrzał na mężczyzn, rozsiadających się wokół ogniska. W końcu do nich też mówił. - Czy potrzebujecie kogoś, kto powie wam, że tylko ingerencja jakiejś inteligentnej istoty mogła stworzyć taki twór? Ludzie, przecież to przejście jest siedliskiem armii!
Na twarzach dwojga strażników pojawił się głupkowaty uśmieszek, a kiedy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, Darshes zrozumiał, że uważają go za kolejnego, obściskującego drzewa, szaleńca. Westchnienie, tym razem już nie teatralne, samowolnie wydobyło się z jego piersi. Nie przekona ich, tak jak nigdy nie udało się to żadnemu druidowi na przełomie wieków. Może jednak uda się Wince przemówić do rozumu.
- Widziałaś, co się działo w garbarni. - zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny. Mężczyźni przyglądali mu się z nieskrywaną wesołością, najwyraźniej traktując to jako dobrą rozrywkę. Głupcy. - Winka, podczas swoich podróży odwiedziłem Maurię, miasto umarłych. Choć niewiele mam z tamtego okresu wspomnień, nie przypominam sobie, bym na jej ulicach widział taka ilość umarlaków.
Widząc, że dziewczyna nie bardzo rozumie, do czego zmierza, dodał:
- Ci umarli nie pojawili się tam przypadkiem. Coś ich obudziło. To coś sprawia również, że niemal każdy w pobliżu zaczyna rzucać się drugiemu do gardła. - Nieświadomy tego gestu, maie złapał się smukłą dłonią za krtań. - Jeśli ktoś lub coś posiada taka moc, zniszczenie wioski czy małego miasteczka nie zajmie mu więcej niż kilka dni. A jeśli do tego dołożyć pajęczą armię, bądź nawet oddział umrałych, celem mogą stać się i duże miasta...
- Turmalia w rękach wielkich i strasznych pająków - postraszył swego kamrata Gailanger, z głupkowatym wyrazem twarzy przebierając palcami. - Pokłoń się widmowej pajęczej królowej! Uważaj tylko byś jej przypadkiem przy tym nie zgniótł.
Colick wybuchnął śmiechem.
Obaj śmiali się tak długo, aż dłoń łucznika nie wyrżnęła go w ryja. Straciwszy równowagę, na przyciągniętej do ogniska kłodzie, uderzył plecami o żwir. Jego dłoń jeszcze chwile jaśniała szmaragdową poświatą, po czym zgasła. Tak samo ręka druida, wyciągnięta ponad ogniskiem. Oczy Darshesa lśniły nie magią, a wściekłością.
Zapadła cisza.
- Przez takich idiotów jak wy dwaj, wiele ludzkich istnień jest dziś w niebezpieczeństwie. Bezkarnie zajmowaliście niczyje ziemię. Pozostaliście również bezkarni, gdy wyrąbywaliście drzewa, by stworzyć pola uprawne i ogołocić ziemię. Gdy zwabione głodem zwierzęta przychodziły na wsze farmy, by najeść się do syta, albo kończyły na waszym talerzu, albo ścianie chaty. Kiedy zaś wasi myśliwi polowali na i tak już nieliczną zwierzynę łowną, inne drapieżniki musiały głodować. - Nie podnosił głosu, jednak w ciszy jego słowa grzmiały. - Nie ma dzikiej istoty, która by nie uciekałaby na wasz widok. Jesteście najgorszą z istniejących plag. Wycinacie, palicie, zabijacie, skórujecie, bierzecie do niewoli i sprzedajecie.
- A co dostajemy w zamian? - zapytał nieświadom, że wreszcie użył zdania w pierwszej osobie. Zresztą nie obchodziło go to już. Teraz mógł dać upust swojemu gniewowi. - Kilka drzew sadzonych raz w roku. Ochłapy mięsa czy resztki z waszych stołów. Niezdatną do picia wodę z rzek i strumieni. Powietrze, wypełnione siarką i węglem. Widzieliście kiedyś śnieg w pobliżu Żelaznej Twierdzy? Jest szary.
- Teraz jednak znalazł się ktoś, komu nie spasował obecny ład. Nie będę ukrywał - najwyraźniej któryś z druidów w końcu powiedział dość.
Pochylił się nad ogniskiem i spojrzał na Winkę. Żar niemal parzył mu twarz.
- Mówiłaś, że jesteście drapieżnikami najwyższego rzędu. Zgadza się, jesteście. Potraficie myśleć i wykorzystywać swą wiedzę w praktyce. Ale co jeśli drugiej stronie przewodzi ktoś równie inteligentny? Co się stanie, gdy ktoś nauczy zwierzęta nienawiści? Co się stanie, gdy budząc się pewnego ranka, odkryjesz, że twoje miasto zmieniło się w pokryte sieciami legowisko gigantycznych pająków? Że twoja rodzina jest zaledwie mięskiem, przechowywanym w kamiennych spiżarniach? Czy podejmiesz walkę? Czy puścisz całe miasto z dymem, by pozbyć się najeźdźców? I co dalej? Zaczniesz organizować wyprawy na dzikie tereny? Zaczniesz podpalać lasy i łąki? Czy doprowadzisz do wojny.. - Zawahał się i potrząsnął głową. Źle to ujął. - Czy doprowadzisz do rzezi?
- Czyż nie chciałaś mi udowodnić, że większość ludzi jest dobra? - Roześmiał się, a był to śmiech ponury, wręcz nieludzki. - Ahhh, tak! Teraz rozumiem! Wasza dobroć ogranicza się do My. Nie obejmuje nikogo, kto nie jest człowiekiem. Kim wiec dla was jesteśmy, Winka? Służącymi? Niewolnikami? Narzędziami? Mięsem?
        
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Skryba prosiła o pomoc a w zamian dostała tyradę gniewu, oskarżeń i pretensji. Darshes nienawidził ludzi tak bardzo że podejmowanie z nim jakiejkolwiek dyskusji w temacie człowieka i jego wpływu na przyrodę było pozbawione sensu. Aż trudno uwierzyć ale najwyraźniej druid znalazł sobie bratnią duszę, która pałała do ludzkości równie wielkim uczuciem co ich niedoszły przywódca. Co więcej ten drugi ktoś okazywał się być dużo bardziej praktyczny i skory do działania, a przy okazji władał mocami o które ciężko podejrzewać kogoś żyjącego sobie w leśnych gęstwinach.
Jeżeli Darsches miał rację to faktycznie byli zgubieni. Tym bardziej ze on sam nie zamierzał im pomagać. Pozostawało jeszcze pytanie po co w takim razie przyszedł do ich ogniska? Przekazać im wieści o rychłej zagładzie i nieuchronnej śmierci? A może chciał napawać się ich przerażeniem i poczuciem bezsilności? Z całą pewnością aprobował poczynaniom drugiego z druidów, uważając działania tamtego za słuszne i prowadzące do czegoś dobrego. Skoro ludzie byli przyczyną wszelkiego zła to ich brak sprawi że świat będzie lepszy.
Oczywiście będzie lepszy zaraz po tym jak stanie w płomieniach gdy mieszkańcy Turmalii ruszą w obronie swoich domów. Jak sam zdążył wspomnieć to ostatnie wcale druidowi nie przeszkadzało. Roślinność doskonale do sobie radę odbudować się na zgliszczach upadłej cywilizacji.
- Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? Czy zawiniłam ci tylko dlatego że jestem bibliotekarką? - Spytała wreszcie Winka, zastanawiając się w jaki sposób spisująca ludzkie dokonania skryba, trzymająca się od przyrody tak daleko jak to tylko możliwe, była w stanie zajść za skórę komuś takiemu jak Darsches. Winka nie mogła zaprzeczyć że gdyby nie umiejętność pisania i przekazywania zdobytej wiedzy, ludzkość nie stałaby się tym kim jest teraz. Gromadzenie informacji sprawiało że posiadana wiedza, zdobyte umiejętności czy dokonane odkrycia, nie przepadałyby w kolejnych pokoleniach, dając tym samym możliwość nieustannego ich doskonalenia i rozpowszechniania na całym świecie. Pismo dało ludzkości możliwość wzniesienia się na wyższy poziom. Poziom którego tak bardzo nienawidził druid. Darsches poniekąd przyrównywał człowieka do niszczącej wszystko szarańczy, chociaż działania tej ostatniej na pewno potrafił zrozumieć i wytłumaczyć.
- Bez względu na to co na ten temat myślisz, ja i tak pozostanę dumna z swojej działalności. Spisywanie w księgach rzeczy takich wynalezione medykamenty, metale, narzędzia, techniki budownictwa, polowania, uprawy czy hodowli, sprawiają ze nawet jeśli początkowo nie znajdują one zrozumienia w otoczeniu najbliższych, to w końcu trafią na kogoś kto jest gotów je rozwijać i wykorzystać z pożytkiem dla ludzkości. Masz nas za głupców. Zapewne potrafisz powiedzieć dlaczego ludzkie osady czy miasta nie przemieszczają się? Przecież zaraz po ty jak wykarczujemy wokół siebie wszystkie lasy i zjemy wszelka zwierzynę w okolicy, powinniśmy porzucić swoje siedziby z braku pożywienia i ciepła? Pewnie ciężko ci w to uwierzyć ale mamy świadomość że jesteśmy zależni od przyrody. Dlatego hodujemy zwierzęta, uprawiamy pola i dbamy o sadzenie nowych lasów. Zajmujemy też niewielki obszar w stosunku do tego co pozostaje dzikie i dostępne tylko dla twoich przyjaciół. – Wystarczyło spojrzeć na mapę ile jest miast i jak wielkie są obszary leśne. Problem w tym że dla druida każde zabudowanie było solą w oku. – A jeśli nam się nie uda i nieumarli z terenów garbarni zapanują ostatecznie nad Turmalią, to … cóż ghoule, zombie i inne paskudztwa nie potrzebują do życia tego co rośnie. One najlepiej czują się wśród zgnilizny, rozkładu i odoru śmierci, a wszystko co żywe i zielone prędzej czy później podzieli los ludzi. Może wtedy zastanowisz się czy warto było walczyć o takie zmiany. – Winka była wściekła za zniszczenie swoich nadziei pokładanych w Darschesie. Głos łamał się dziewczynie kilkakrotnie ale głownie z względu na obecność dwójki strażników, była w stanie wytrwać dzielnie do końca swojej przemowy, nie zalewając się przy niej potokiem łez .
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Kiedy skończyła swój wywód, odparł jej krótko:
- Dalej tego nie widzisz? To WY się rozwijacie. WY wykorzystujecie wszystko z pożytkiem dla LUDZKOŚCI. - Zaakcentowawszy ostatnie słowo, wskazał na dziewczynę. - W waszych wynalazkach, ideach, prawach i filozofiach nie ma miejsca dla nikogo, kto nie jest istotą ludzką. Wszystko co robicie, nie jest ukierunkowane w świat, a w was samych.
Westchnąwszy, usadowił się wygodniej na kamieniach. "Raczej nie prześpimy dzisiejszej nocy." pomyślał.
- Chcesz się dowiedzieć, czemu ludzkość, a raczej jej większość, nie prowadzi koczowniczego trybu życia? Dam ci podpowiedź: wóz wypełniony dziećmi.
Pozwolił bibliotekarce przez chwilę przetrawić tą informację, po czym uprzedził jej słowa.
- Tak, nawet dzisiaj uprawiacie niewolnictwo. I to, jasna cholera, w świetle dnia! - Wkurzony poderwał się z miejsca. Nie wiedział, skąd miał dość mocy na kolejna przemianę. Może to wściekłość dodawała mu sił, a może coś innego. Tak czy inaczej, błysnęło światło i zamiast mężczyzny, w kręgu obozowym stał chłopczyk o jasnych włoskach w przydużym mundurze strażnika miejskiego. Piegowata twarz była raczej urocza.
Któryś z gwardzistów zaklną paskudnie.
- Tato, tato! - powiedział maie, parodiując głos dziecka, widzianego kiedyś w Rododendroni. - Zobacz jaki śliczny piesek! - wskazał malutką rączką nieistniejącego pupilka. Jego palce ledwo wystawały z przydługiego rękawa. Następnie spojrzał w bok, jak gdyby patrząc się na niewidzialną osobę. - Możemy go kupić? Możemy? Możemy?!
Przerwawszy tandetną pospisówkę, spojrzał na towarzyszących mu ludzi. W zielonych oczach jarzyła się taka nienawiść, że potwornie kontrastowało to z anielską twarzą chłopca. Złote źrenice zdawały się przewiercać obecnych na wylot.
- Rozumiesz? Handlujecie psami i kotami, że o krowach, świniach, kozach, owcach, koniach i innych zwierzętach już nie wspomnę. Ale przecież one nie są niewolnikami. - Wystarczyło pstryknięcie palcami i krótki rozbłysk świstała, a z powrotem przyjął swą domyślną ludzką formę. - Nie mogą być niewolnikami, bo do nich zaliczają się jedynie istoty ludzkie. - Ironia ściekał wręcz z jego słów wprost na kamienie. - Nikogo też nie obchodzi, że w przeszłości myśliwi zabijali dorosłe osobniki, zabierali młode i przymuszali je do życia w klatkach czy zagrodach. Taki oto jest początek zwierząt domowych, więc nie wciskaj mi gówna, że wasze prawo zakazało niewolnictwa.
Ciężko opadając na żwir, przez chwilę napawał się ciszą.
- Pola uprawne i świeża woda, czy tak? - podrapawszy się po brodzie, zastanowił się przez chwilę. - Większość terenów, które są dziś przekształcone w pola, kiedyś stanowiły lasy i łąki. Jeśli brać to waszymi kategoriami, ziemie te były niczyje. Rośliny i zwierzęta to nie ludzie, a więc niszczenie ich nor i legowisk nie miało większego znaczenia.
- Woda, tak? Pływałaś kiedyś we wspaniałych rzekach otaczających większe miasta? Ja miałem taką okazję, w okolicy Meot. Gówno gównem poganiało. - Zaśmiał się, widząc wyraz twarzy rozmówców. - A co myśleliście? Że wasz syf jest wywożony na pola i używany do... Jak to nazywacie..? Ahhh! Wzbogacanie gleby. - Roześmiał się.
Oczywiście, nie oznaczało to, że na wsiach takich rzeczy się nie robiło. Kału ludzkiego było pod dostatkiem, więc używało się go wymiennie, a czasem ponoć nawet w mieszance z zwierzęcymi odchodami. Darshes nie znał się co prawda na rolnictwie, ale słyszał, jak jeden z druidów wyśmiewał wieśniaków z ogarniętej zarazą wioski. Wtedy był wściekły na współczłonka Kręgu, dziś jedynie mógł się z nim zgodzić. Ludzie to idioci.
Wskazał na torbę Winki.
- Masz książkę, a więc papier. Wspaniała rzecz i wcale nie taka tania. Sam znajdowałem się w posiadaniu kilku zwojów, choć w większości były to tylko pergaminy. - Przekrzywił głowę, podnosząc wzrok na twarz dziewczyny. Przez chwili mierzyli się wzajemnie spojrzeniami. To maie pierwszy odwrócił wzrok. - Jestem jednym z niewielu mężczyzn, którym dane było wychować się pośród driad. Piękne kobiety, niezrównane łuczniczki i empatyczne uzdrowicielki. Ich społeczeństwo może nie jest idealne, cechuje się jednak dużą dozą troski o wszelakie żywe stworzenie.
Przerwał na chwilę i postanowił, że więcej nie będzie odwlekał nieuniknionego.
- Wasi drwale nie potrafią rozróżnić zwykłego drzewa od drzewa powiązanego z duszą driady. Za każdym razem, gdy ich topory zagłębiają się w pniu, driada odczuwa to, jak gdyby ktoś rąbał jej własną duszę. Kiedy takie drzewo zostaje ścięte, driada umiera. To straszliwa i powolna śmierć. Mało ludzka, że się tak wyrażę.
- Ile masz książek w bibliotece? Dziesięć? Sto? Tysiąc? Czy przechodząc między półkami, nie czułaś się nigdy jak na cmentarzu? Otaczały cię w końcu nagrobki, zawierającymi fałszywe imiona i daty. Poczułaś ją? Lodowatą obręcz zaciskającą się na trzewiach? I to wrażenie, że nie jesteś sama, że coś czai się pośród cieni i tylko czeka na stosowną okazję?
Zapewne nigdy tego nie poczuła. Jeśli sobie dobrze przypominał, a ostatnio sporo o tym rozmyślał, bibliotekarze to osoby, które nie tylko zajmują się książkami. Oni poświęcają im życie. W niektórych opowieściach, ludzie ci tak umiłowali książki, że ponoć woleli zginąć wśród trawiących kartki płomieni, niżeli żyć ze świadomością, że cała ich praca zmieniła się w kupkę popiołu. Tacy ludzie kochają książki, a kochając kogoś, nigdy nie patrzysz w jego mroczne oblicze.
No i ostatni temat. Może najwłaściwszy w obecnej sytuacji.
- Jak już wspomniałem, podczas mojej wędrówki miałem okazję zwiedzić Maurię. Od kanałów po nekromanckie wieże. Lepiej niż ty wiem, jak wygląda kraina rządzona przez umarłych. - Jego głos stał się ciężki i udręczony. - To pokryte pyłem miejsce, gdzie doszukiwanie się śladów życia jest praktycznie niemożliwe. Natura schodzi tam głęboko pod ziemie i czeka. Czeka na właściwy moment, gdy plaga umarłych przeminie.
- Jednak czym jest przy was taka plaga? Nieumarłego można zniszczyć, a jego duszę przegnać. Was jednak można zabijać i zabijać. Mordować jednego po drugim, a i tak nie zauważy się różnicy. Jest was po prostu za dużo. Za dużo by cokolwiek mogło was powstrzymać.
Dojrzawszy zaskoczenie, wysilił się na zmęczony uśmiech i opuścił głowę. Jemu wcale nie było do śmiechu.
- Tak. Dobrze usłyszałaś. Być może Turmalia krwawo okupi to zwycięstwo. Zginą was setki, może tysiące. Ofiarą, co smutne, padną głównie kobiety i dzieci. Ale to was nie powstrzyma. Zalejecie nas jak plaga i wyrżniecie. A potem... A potem skierujecie swą wściekłość nie na własne czyny, a na nas.
Głos mu drżał - z bezsilności.
- "Dla bezpieczeństwa" będziecie mówić. "Te potwory mogą pożreć nasze dzieci w każdej chwili" powiecie. I uderzycie. Uderzycie z pełną siłą, zmiatając to, co postanowi stawić wam opór. - Oczy maie wypełniły się łzami i cieszył się więc, że ani Winka, ani żołnierze nie mogli dojrzeć jego twarzy. - Czy śmierć kilkuset ludzi warta jest wieku? Wieku lub nawet kilku stuleci, których my będziemy potrzebować na odbudowanie? Powiedz! - Zażądał. - Powiedz, bo ja nie widzę w tym przyszłości dla żadnej z ras.
Pojedyncza, słona kropla upadła na kamienie i zniknęła wśród szarego żwiru.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

W innych okolicznościach skryba być może wdałaby się z druidem w dłuższe spory. Nie mieli szansy by dojść do porozumienia w kwestii dzielących ich różnic, ale już sama okazja poznania sposobu myślenia Darshesa była dla niej kuszącą pokusą i okazją do poszerzenia wiedzy. Jednak takie dysputy dobre są na chłodne, deszczowe wieczory przy kominku, a nie w sytuacji gdy los całego miasta wisi na przysłowiowym włosku. Winka nie miała wyjścia. Musiała przyjąć założenie że jej towarzysz jest szalony i nie ma co liczyć na jego pomoc. Dokładnie rzecz ujmując skryba uznała ze Darshes nie tyle stoi nad przepaścią szaleństwa co dawno już przemawia z jej otchłani. Rozmowa z kimś kto zwykłą krowę traktuje za niewolnika, a nieumartych uważa za bardziej przyjaznych naturze niż ludzie, nie miała sensu.
Mszycae niszczące drzewa była częścią przyrody i mogły liczyć na zrozumienie z strony druida, natomiast człowiek ścinający drzewo był z gruntu zły i nie pomoże mu nawet to jeśli w miejsce jednego posadzi tysiąc innych. Bo przecież ściął to przeklęte drzewo i należy mu to wypominać na każdym kroku. Pal licho że potrzebował je do życia tak samo jak owe cholerne mszyce. Przeklęty zły człowiek. Wyhodował sobie następne tylko po to by znów je ściąć, co jeszcze bardziej pogłębia jego zbrodnie. Jest winny bo nie dochował sie grubej sierści pazurów i zębów.
- W takim razie proszę traktować moją prośbę jako niebyłą.- Odpowiedziała Winka. Jeśli Darsches nie chciał nimi przewodzić, to ona to zrobi i niech wszystkie dobre duchy mają w opiece, Colicka, Gailangera i cała Turmalię co wyjdzie z takiego dowódcy. - Życzę miłego oglądania jak nasza cywilizacja popada w zagładę. Z całą pewnością będziesz miał przy tym ubaw, a ostatecznie osiągniesz swój cel bez względu na to jaki będzie wynik przyszłego starcia.
Być może wkrótce będziesz miał tu drugą Maurię. Zacznij wiec budować legowiska dla swoich zwierzęcych przyjaciół, bo kto wie, może za tysiąc lat nieumarli zdecydują sie jednak odchodzić z tego świata. - Teza o uśpionej przyrodzie w świecie ogarniętym zgnilizną i odorem śmierci była absurdem zbudowanym na bzdurach i nonsensach. Winka była w stanie dać wiarę, że gdzieś tam głęboko pod ziemią mogłyby przetrwać nasiona które w odpowiednich warunkach na powrót zaczną kiełkować pomimo minionych setek lat oczekiwania, ale co z zwierzętami? Te mogą co najwyżej na powrót zasiedlić tereny odzyskane przez zielone drzewa. A co w sytuacji gdy ludzi nie będzie i nieumarli zajmą całą Alaranię? Skąd Darsches weźmie nowe pokolenie wilków, niedźwiedzi i zajęcy? Pewnie właśnie takie pytanie zadałaby mu bibliotekarka gdyby siedzieli teraz przy herbatce w jaj bibliotece.
A jeśli jakimś cudem dane nam będzie zwyciężyć, to idąc twoim tokiem rozumowania będzie to tylko zwycięstwo chwilowe. Jako urodzeni destruktorzy, wkrótce zniszczymy wszystko wokół nas, a zaraz potem zniszczymy samych siebie, będąc częścią natury od której to jesteśmy uzależnieni, a czego jak mówisz nie dostrzegamy. Oczywiście w świecie bez ludzi przyroda na powrót powróci, a ty obudzisz swoje zwierzęta.
W mojej bibliotece są całe tomy na temat ludzi skazanych za kłusownictwo i niszczenie objętych ochroną połaci leśnych czy unikalnych gatunków. Są tam opisy wojen jakie prowadzono w tym imieniu, czy kar grożących za dręczenie zwierząt. Rzecz jasna ty tego nie wiesz jako że wszystkich ludzi dawno już umieściłeś w jednym worku. Całe szczęście ze ludzkie rozumowanie dalekie jest od myślenia druidów. Gdybyśmy za zbrodnie jednostek wytaczali święte wojny całym rasom czy gatunkom, świat dawno popadłby już w ruinę.
- Panowie idziemy. - Na koniec skryba zwróciła się do obu strażników. Przez umysł Winki przetaczała sie cała fala emocji. Gniew, determinacja, pogarda, smutek. - Mamy coś do zrobienia. - Rozkazała, a przestraszeni żołnierze nie mieli odwagi jej odmówić. Zresztą żaden z nich nie chciałby teraz pozostawać w obecności druida.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Powiedz mi w takim razie, gdzie są jednorożce, Winka?! - Rzucił za znikającymi w mroku. - Nie wyginęły same z siebie.
Odpowiedziała mu cisza. Nie widział już ani dziewczyny, ani rosłych strażników. Postanowili oni albo zignorować jego słowa, albo też w ogóle ich niedosłyszeli. A może zdawali sobie sprawę z prawdy? Że magicznie potężne stworzenia, nienastawione wrogo do innych zwierząt i niezwykle płochliwe, miały tylko jednego wroga. Wroga ceniącego sobie ich lśniące rogi i wypełnioną magią krew. Wroga, dość sprytnego, by niestawiający czoła tym śmiertelnie niebezpiecznym istotom, pochwycić je w sidła bądź nawet zabić.
Acz był to fakt, który - jak obiło mu się o uszy - nie był głośno wspominany w ludzkim społeczeństwie, a rogate konie umieszczano pośród baśni i legend. Głupie, owłosione małpy właśnie taką taktykę przyjmowały, gdy jakiś fakt stawał się dla nich mało wygodny.
- Kłusownictwo, tak? - mruknął, zgarniając garść kamyczków i ciskając je w ogień. - Dobre sobie.
Garść ludzi, którzy trzymali władze na danym terenie, ustalała kto, kiedy i gdzie może polować. Oczywiście zwierzyna nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia, więc jeśli jakiś możnowładca stwierdził, że wilków jest za dużo, ogłaszał sezon polowań na wilki. A to, że na cały las i trzy okoliczne wioski przypadało jedno lub dwa stada... Cóż, to nie miało znaczenia. Najlepiej, żeby wilków w ogóle nie było. Przecież to tylko "pasożyty".
- A może powinniśmy zapolować na ludzi?
Maie poderwał głowę.
Ktoś stał na skraju ogniska. Jego formę trudno było uznać za ludzką, nie do końca była ona jednakże wilcza. Wydłużony pysk, porośnięty sierścią. Długie szponiaste pazury, które z pewnością lepiej nadawały się do drapania, niżeli trzymania miecza. Tors, który może i przypominał nieco ludzki, ciężko jednak było to określić przy takim świetle, zważywszy że wszystko pokrywała gęsta sierść. Dół w całości należał do wilka, z tą jednak różnicą, że przystosowany został zarówno do poruszania się na czterech łapach, jak i w pionie.
Maje warknął, nie mając teraz ochoty na towarzystwo demi-ludzi. Przybysz również zawarczał i udowodnił im obu, kto ma bardziej imponujące kły.
- Pozwolisz, że się przysiądę? - zapytał, podchodząc do ogniska. Nie słysząc sprzeciwu, z niemałym wysiłkiem usiadł w pozycji wyprostowanej. Widać że silił się na ludzkie gesty, do których, rzecz jasna, zdawał się nie być przyzwyczajony. - A więc, Bracie...
- Nie jestem twoim bratem. - Uciął krótko druid.
- Jak sobie życzysz. - mruknął. Wydawał się rozbawiony złym nastrojem rozmówcy. - Zostałem wysłany, by usunąć przeszkodę... - Darshes drgnął niemal niedostrzegalnie, ale, sądząc z błysku w ciemnych oczach rozmówcy, wilkołak - a na takiego wyglądał ów nieznajomy - i tak to zauważył. - Ale przysłuchawszy się waszej rozmowie, postanowiłem zmienić zdanie.
- Proponuje ci układ. Pakt, jeśli wolisz. - Niemal wypluł owo ludzkie słowo, co zabrzmiał dość interesująco, zważywszy na to, że jego mowa zadziwiająco przypominała warczenie. - Turmalia upadnie i to jest fakt. Pytanie jednak brzmi: po której stronie ty się opowiesz?
- Czemu muszę się opowiadać po którejkolwiek stronie? - mruknął druid. - Czemu nie mogę po prostu pozostać neutralny, jak to druidzi mają w zwyczaju?
- Ponieważ druidzi są obrońcami natury? - zapytał ironicznie rozmówca.
Świetnie. Kolejny niedouczony przygłup, tym razem jednak z przeciwnej strony.
- Nie zapominaj, że ludzie również są członkami natury, czego o umarłych powiedzieć nie mogę. - wilkołak zawarczał, a maie się zastanowił czy to z powodu tego, że uznał ludzi za część naturalnego porządku rzeczy, czy dlatego, że wiedział o umarłej armii. - Druidzi stoją na straży porządku i równowagi. Jeśli jakiś gatunek zaczyna wykazywać niezdrowe zainteresowanie drugim, my wkraczamy. Poza tym, możecie się wzajemnie zarzynać.
- Ludzkiej samicy powiedziałeś coś innego.
- Wince - Zaznaczył dobitnie. - Wince starałem się wytłumaczyć, dlaczego to oni maja na nas najbardziej destruktywny wpływ. Nigdy jej nie powiedziałem, że ludzie nie są częścią natury.
- A jednak wolisz zabijać ludzi niż zwierzęta? - Przypuszczenie - to właśnie słyszał w jego głosie.
- Moje skrupuły są moja prywatną sprawą i ani człowiek, ani zmiennokształtny nie ma prawa wtykać w nie nosa. - odpowiedź była spokojna. Za spokojna. Jego rozmówca wpływał na niebezpieczne wody i coraz bardziej przypominał pewnego elfa. - Sądzę jednak, że powinno się wytępić trochę ich populację. W dużej ilości zagrażają swojemu środowisku równie mocno, co wyklinana przez nich szarańcza.
- Czyli możemy liczyć na twoje wsparcie? - zadane nonszalancko pytanie, kryło jakieś drugie dno i Darshes obawiał się, że jest ono najeżone szpikulcami.
- Nie. Ten plan to samobójstwo. Nie możecie stawić czoła ludziom w polu. Zwierzęta to nie armia.
- Nie walczymy w szyku, jeśli o to ci chodzi.
- Właśnie. - Przytaknął maie. - Ludzie maja pancerze i broń, i są nauczeni walczyć w formacjach. Wielu z nich również włada magią. Jeśli zwalicie się na nich luźną kupą, zostaniecie wyrżnięci, nim nawet dotrzecie do murów miejskich.
- Skąd pewność, że ktokolwiek stawi na opór?
- Oczywiście, że stawią wam opór..! - Czego jego rozmówca nie rozumiał? Przecież nawet jeśli uda im się w nocy wtargnąć do miasta, ludzie szybko się przegrupują, zamykając ich w żelaznym i ognistym pierścieniu. Ciężkie do zdobycia miasto, stanie się pułapką, otoczona murami.
Rozmówca nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się po prostu i znikł. Rozpłynął się wręcz w powietrzu. Poderwawszy się z kamieni, druid przeszukał magicznie okolice i zaklną. Nic. Po nieznajomym nie było nawet śladu, jak gdyby był tylko złudzeniem. Zaledwie iluzją. A może zaczyna wariować? Może stracił już resztki rozumu i widzi rzeczy, których tu tak naprawdę nie ma? Czy rozmawiał właśnie sam ze sobą?
Potężne ziewnięcie przerwało te niepokojące rozmyślania. Był zmęczony w sposób, który ciężko wytłumaczyć ludziom. Można by to nazwać niedoborem magii lub magicznym wyczerpaniem. Zużył dziś znacznie więcej mocy niż zwykle i może stąd to dziwaczne zachowanie? "Cóż, odpoczynek z pewnością mi nie zaszkodzi." pomyślał, kładąc się na żwirze. Nie było to zbyt wygodne, lecz nie zamierzał spać.
- Wince nic przecież nie będzie do rana. - mruknął, przymykając oczy. Obiecał jej w końcu, że odprowadzi ją bezpiecznie do ludzkich osiedli, gdziekolwiek by one nie były. - Te dwa goryle ich przecież ochronią.
Odrzucił napływające mu do umysłu obrazy bestii, gotowych rozszarpać trójkę nieostrożnych podróżników i zanurzył się w świecie mar i marzeń, widmową ręką sięgając ku gwiazdom, czerpiąc siłę z ich zimnego światła.
        
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Mieszkańcy Turmalia rozpoczęli dyskusję gdy tylko uznali że odległość dzieląca ich od druida pozwala na prowadzenie swobodnej rozmowy.
- Nie powinniśmy go zostawiać. Przecież uratował nas przed pająkami. – Wyraził swoje obawy Colick. Akurat w kwestii tego kto tu kogo zostawiał i kto poradzi sobie lepiej na tym rozstaniu, Winka miała zupełnie inny pogląd niż młody żołnierz. Darshes z całą pewnością nie potrzebował ich pomocy. Byli dla niego tylko niewygodnym obciążeniem i powodem do zmartwień. Chociaż z drugiej strony zastanawiającym był fakt po co ryzykował tyle ratując ich z opresji. Skoro tak wielką niechęcią pałał do ludzi, to czemu robił wszystko by zachować kilku z nich przy życiu? A może powinni go o to zapytać? Nawet jeśli odpowiedź im się nie spodoba.
- O nie, ja tam nie wracam. Ciary mnie przechodzą w obecności tego dziwaka. Zwiewajmy stąd póki jeszcze możemy. – Zaprotestował Gailanger. Łucznik niewiele pamiętał z wydarzeń w przesmyku, natomiast skryba i Colick mieli świadomość ile zawdzięczają druidowi. Rozumieli tez że będzie to dług którego najprawdopodobniej nigdy nie będą mieli okazji spłacić.
- Darshes sobie poradzi. Nie wygląda na takiego co potrzebuje jakiejkolwiek pomocy. – „Albo nie umie o nią prosić” pomyślała Winka. W każdym razie istotniejsze było to co oni powinni w obecnej sytuacji zrobić. W rzeczywistości mieli dwa wyjścia. Mogli wrócić do Turmali i spróbować przekonać miejscowe władze o konieczności przeszukania terenów zrujnowanej garbarni. Zeznania trzech osób powinny zostać potraktowane poważnie, nawet jeśli nie mieli nic więcej poza własnymi spostrzeżeniami. Jeśli natomiast zaryzykują i spróbują na własną rękę zdobyć jakieś dowody, być może okaże się ze nie będzie komu zeznawać, a mieszkańcy nie zostaną ostrzeżeni przed zbliżającą się katastrofą.
Niestety istniało tez duże prawdopodobieństwo tego że same słowa nie wystarczą. Niewielu jest władców gotowych poderwać armię wyłącznie na podstawie informacji od szeregowych wojaków i anonimowej bibliotekarki. A za szerzenie zamętu i fałszywych opinii łatwo było trafić do lochów.
Winka usiłowała podjąć decyzję wpatrując się beznamiętnie w wody płynącego strumyku. Jej uwagę przykuła stara gałąź podążająca z nurtem. Niby nie było w niej nic takiego co zmuszało by do rozważań nad zwiędłym konarem, a jednak w jakiś sposób nie dawał ona bibliotekarce spokoju. Nieliczne liście trzymające się uparcie gałęzi były czarne, jakby ktoś za długo przetrzymywał je w piecu. Ale wówczas w ogóle nie powinno być liści. Kora również nie wyglądała normalnie. Sprawiała wrażenie zapadniętej do środka, lub też usiłującej się schować do wnętrza drzewa.
Nie chcąc tracić z oczy dziwnego obiektu, skryba zdecydowała się zanurzyć w wodzie i wyciągnąć stamtąd tajemniczą roślinę. Mając ją już na brzegu zrobiła nacięcie na korze chcąc sprawdzić trzon drzewa. Nic, ani śladu wilgoci. Wszystko uschło ale co dziwne wierzchnia warstwa nie dawała się oderwać jak to zwykle bywa w suszkach.
- Co robisz? – Spytał Colick.
- Jest taka teoria… książkowa teoria … mówiąca o tym że do ruchu potrzebna jest energia. Magiczna lub czysto fizyczna. Nieważne jaka. Do poruszania niezbędna jest siła sprawcza. – Usiłowała tłumaczyć bibliotekarka ale im bardziej zagłębiała się w temat tym większe niezrozumienie malowało się na twarzy jej towarzyszy. – Chodzi mi o to że nieumarli również nie są wyłączeni z owego prawa. Nie odżywiają się tak jak my, nie wytwarzają ciepła, a zatem musze czerpać energię z czegoś innego. W pierwszej fazie wyczerpują więc zapasy własnego organizmu. Dlatego zwykle są chłodni, bladzi i poskręcani – Winka powyginała ręce chcąc obrazowo wyjaśnić jakiego umarlaka ma na myśli. – A gdy nie mogą już czerpać z swojego wnętrza wtedy pochłaniają życie w istniejące w otoczeniu. Rozumiecie. Wysysają je na przykład z drzew. My dla nich jesteśmy niczym wilgotna gąbka, a to – skryba wskazała na trzymaną gałąź – jest tym co pozostaje gdy usunąć całą energię.
- I to wszystko powiedziała ci stara kłoda? – Zadrwił Gailanger.
- To wszystko powiedziały mi książki. – Broniła się Winka. – Powiedziały mi tez że garbarnia potrzebuje stałego zasilania w wodę i zwykle stawia się taki warsztat w pobliżu strumieni. A skoro to wygląda jak po kontakcie z umarlakami to idąc w kierunku źródła naszej rzeczki, najprawdopodobniej trafimy tam gdzie zamierzamy. Ale najpierw chciałabym pokazać ją Darshesowi.
- I myślisz że się wzruszy jak zobaczy spróchniałą gałąź? – Zaśmiał się łucznik, gdy skryba wróciła do ogniska.
- Przynajmniej niech wie o co walczymy.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

W pierwszej chwili nie usłyszał kroków. Prawdę mówiąc, gdy poczuł delikatny nacisk na swoje ramię, zareagował odruchowo i złapał napastnika za nadgarstek. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazała się nim bibliotekarka. Bynajmniej się jej nie spodziewał, a już na pewno nie tej dwójki za jej plecami. "Nie mogli zginąć, rozszarpani przez leśne zwierzęta?"
- Winka..? - mruknął, dochodząc do siebie. Wciąż jeszcze kręciło mu się w głowie, po gwałtownym wyrwaniu z głębokiego transu. - Co ty tu robisz?
Naszła go myśl: może to kolejne złudzenie? Co prawda uzupełnił już zapasy energii, jednak doświadczenie medyczne podpowiadało mu, że halucynację mogą zostać wywołane przez wiele czynników. Na przykład przez głód, a tak się składało, że żołądek wygrywał mu wojskowego marsza. Zacisnąwszy palce na przegubie, wbił paznokieć w śniadą skórę. Dziewczyna pisnęła i wyrwała dłoń.
- Więc nie jesteście iluzją... - mruknął, podnosząc się z ziemi. Bibliotekarka zdążyła już wycofać się pomiędzy gwardzistów, a ci zatrzymali ręce na głowniach, niepewni czy dobyć broni. Nieufność, niechęć, może nawet strach - oczy wojowników wypełniała cała gama emocji i maie po raz pierwszy uświadomił sobie, jak młodzi byli jego kompani. - Więc, co was do mnie sprowadza? Noc zbyt ciemna, na samotną wędrówkę?
Gwiazdy lśniły na niebie, mrugając do nich wesoło, zupełnie jakby cały dzisiejszy dzień był tylko złym snem, poprzeplatanym nudniejszymi scenkami. Jeśli tak rzeczywiście było, to Darshes ucieszył się, że zwykle nie śni - szkoda czasu na tak beznadziejne, pozbawione większego sensu wizje. Co ludzie w nich widzą? A jeśli to nie był sen, to może lepiej byłoby się zdrzemnąć. Im głębiej wchodził w to bagno, tym mocniej nim śmierdział.
- No, wykrztuście to z sieeee-bie. - Ziewnął potężnie, przecierając oczy. Nie pokwapił się nawet, by zasłonić usta - nie bardzo mu się chciało. Zza pazuchy, Winka wyciągnęła podłużny przedmiot.
W blasku dogasającego ogniska, maie ujrzał odłamaną gałąź. W pierwszej chwili pomyślał, że albo dziewczyna jest cholernie odważna, albo cholernie głupia. Jeśli chciał go wkurzyć, niszcząc drzewo i ofiarując mu akt swojego wandalizmu, to szła właśnie po stromej pochylnie, wprost do piekła. Potem jednak uderzyła go kolorystyka liści, a także pewne napięcie, które od dłuższego czasu nie opuszczało mięśni. Spojrzał na trójkę ludzi. Miał co do tego złe przeczucia.
- Mogę? - spytał, wyciągając rękę. Bibliotekarka wręczyła mu swoje znalezisko, nic przy tym nie mówiąc. Widać, że czegoś od niego oczekiwała, a jego aż zżerała ciekawość.
Przyjrzawszy się badylowi z bliska, obrócił go kilka razy na dłoni. Następnie roztarł sczerniały listek między palcami i powąchał. Zmarszczywszy brwi, otoczył gałązkę sferą szmaragdowego światła i pozwolił swojej mocy badać przez chwilę przedmiot. Na koniec przelał weń odrobinę energii życiowej, z konsternacją obserwując, jak roślina zakwita w jego ręku i znów umiera. Coś stale wysysało z niej życie.
Oddał znalezisko właścicielce.
- Splugawione. - odparł, niemal z ulgą przyjmując fakt, że pozbył się przeklętego przedmiotu.
Przypomniawszy sobie przestrogi belfrów, maie kontynuował:
- Plugastwo atakuje istoty żywe, które mają zbyt długi kontakt fizyczny z ofiarą przekleństwa. Podczas mojego pobytu w Maurii zauważyłem, że tamtejsza ziemia również została splugawiona, jednak wbrew wszystkiemu czego mnie uczono, klątwa zabijała tylko rośliny i to jedynie do pewnej głębokości. - mruknął, wyłamując nerwowo palce. Wolałby zapomnieć o tym, co zdarzyło się w Mieście Umarłych. - Podejrzewam więc, że splugawienie może być do pewnego stopnia kontrolowane i jeśli miałby zgadywać, takich możliwości dostarcza nekromancja.
Podrapawszy się po czuprynie, rzucił niespokojne spojrzenie na gałąź.
- Splugawienie nie tyle zabija, co wysysa energię życiową. - starał się mówić jak najogólniej. - Różnica jest niewielka, a dla niemagicznych praktycznie żadna. Dla większości magów jest to rozróżnienie czysto teoretyczne, choć sądzę, że słowo "akademickie" lepiej by tu pasowało. - Wywrócił oczami, jakby miał swój pogląd na temat akademickiej wiedzy. - Rzecz w tym, że ofiara wciąż jest zabijana, nawet długo po swojej śmierci. Jakiekolwiek próby ożywienia, są niczym więcej, niż marnotrawstwem czasu i mocy.
Otarłszy z czoła pot, maie spojrzał z zaciekawieniem na Winkę. Dziwne, zwłaszcza że w powietrzu panował przyjemny chłodek.
- O co chodzi? - Wskazał głową na badyl. - Skąd to macie?
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Wince nie spodobało się to co usłyszała i nawet ta delikatna nutka satysfakcji wynikająca z faktu że Darshes potwierdził jej teoretyczne wywody na temat wysysania energii z istot żywych, nie była w stanie poprawić ogólnego wrażania jakie wywołały słowa druida. W pierwszym momencie bibliotekarka miała nawet ochotę zakomunikować swojemu towarzyszowi iż właśnie zgadza sie z wiedzą zawartą w księgach, czyli czymś czym tak bardzo pogardzał. Wprawdzie Darshes przemawiał po swojemu i w sposób niełatwy do zrozumienia, jednak sens tej wypowiedzi z grubsza zgadzał się z przemyśleniami skryby. A to niestety oznaczało że mają poważne kłopoty.
Nekromancja. Skryba do końca nie wiedziała o co w tym chodzi. Coś tam z grubsza kojarzyło jej sie z umarłymi ale gdyby kazano jej sprecyzować wywód na ten temat, jak mało kiedy, wolałaby siedzieć cicho nie chcąc wyjść na nieuka. Przynajmniej ta teoria pasowała znacznie lepiej do obecnych wydarzeń, niż wcześniejsze przemyślenia druida mówiące o tym że za poczynaniami armii nieumarłych stoi jakiś druid. Bo niby jak ktoś kto z definicji zajmuje się opieką nad istotami żywymi miałby mieć władze nad zombie, ghoulami i innymi duchami?
Poza tym, Winka może nie wiedziała wiele na temat samej nekromancji ale była pewna iż praktyki takie są zakazane w królestwie Turmalii, co z kolei dawało im szansę na pobudzenie do działania miejscowych władz. Wystarczyło tylko udowodnić ze powyższe działania miały miejsce, a rządzący będą musieli podjąć określone kroki. Kłopot w tym że sama gałąź jako kluczowy dowód nadawała się raczej mizernie. Może i udałoby się znaleźć maga który publicznie potwierdziłby teorię Darshesa, ale biorąc pod uwagę jakiego rodzaju środowiskiem było zgromadzenie czarodziei, natychmiast znalazłoby się kilku którzy zaprzeczyliby takiej interpretacji.
Stojący u boku Winki żołnierze również mieli swoje pytania na ten temat.
- Jak można zabić coś co jest martwe? - Usiłował się dowiedzieć Gailanger.
- Czy to coś może sie rozszerzać i czy jest na to lekarstwo? - Zastanawiał się Colick.
- Co to jest nekromancja? Czy taki ktoś potrafi stworzyć gigantyczną dziurę w ziemi i sprowadzić stamtąd setki żywych trupów. Resztek ciał które z całą pewnością nie znajdowały się tam wcześniej? I czy może zrobić to w dowolnym miejscu? - Wyraziła swoje obawy Winka.
- Co teraz robimy? Pokażemy to coś na dworze? - Spytał Colick z nadzieją ze ich misja wkrótce dobiegnie końca. To Winka miała podjąć decyzję w te sprawie. Była przecież urzędnikiem miejskim. Co prawda urzędnikiem najniższego stopnia, ale doskonale wiedziała jak funkcjonuje cały ten system i jakie daje im to możliwości.
- Niestety, taki dowód w niczym nam nie pomoże. Wasze zeznania również będą niewystarczające. - Odpowiedziała bibliotekarka. Nawet gdyby zaciągnęli przed oblicze królowej samego Darshesa, co w chwili obecnej wydawało sie wizją tak abstrakcyjną że aż ciężko było ogarnąć ją wyobraźnią, słowa druida niewiele by znaczyły. - Co gorsze nie przychodzi mi obecnie do głowy żadna inna koncepcja niż dostarczenie przed oblicze władców ciała któregokolwiek z nieszczęśników poległych tam w garbarni. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak mielibyście to zrobić i wolałabym nawet nie myśleć jak wyglądają takie zwłoki - Winka wolała mówić w formie "wy" licząc na to że ona sama nie stanie się częścią tej misji - ale tylko w ten sposób uda się osiągnąć odpowiednie wrażenie na osobach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo mieszkańców miasta.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Zaraz, zaraz! Powoli! - Radzenie sobie z jednym człowiekiem naraz, było jak na Darshesa i tak już dość sporym wyzwaniem, a tu nagle trójka brzęczy mu nad uchem, jak stado uciążliwych much. No cóż, sam zadał pytanie i chociaż nie uzyskał odpowiedzi, jest sobie winien rozwinięcia dyskusji.
- Winka, jeśli myślisz o ciałach z garbarni, to nie liczyłbym na zbyt wiele. - Mruknął, przypominając sobie hordę, która ni z tego, ni z owego zaatakowała ich, wyłaniając się spod ziemi niczym najgorszy koszmar. - To były ghule.
Nigdy wcześniej co prawda żadnego ghula nie widział, jednak w tamtej chwili nie miał żadnej wątpliwości przeciwko czemu staje do walki. Zresztą... Bloodged był jedyna ofiarą, której mogli być pewni, a został on zaciągnięty żywcem pod ziemię. Ghule pożywiają się żywym jeszcze mięsem, jeśli więc nie zabrały go w celu konsumpcji, to maie nie miał pojęcia, po co był im potrzebny "świeży".
Cóż, to nie tak oczywiście, że był ekspertem w dziedzinie nekromancji, ale swoje widział i wie.
- Odpowiadając dalej na wasze pytania... - Mruknął po chwili ciszy. Właściwie to zatopił się w myślach tak bardzo, iż możliwe, że teraz przerwał im jakąś dysputę. - Nekromancja, mówiąc wprost, pozwala na kontrolowanie martwych obiektów, a także czerpanie korzyści z tego, co znajduje się poza zasłoną życia. - Wystawił przed siebie pięść i wyliczając, odginał kolejno palce. - Kontrolowanie przedmiotów nieożywionych i pozostałych po śmierci szczątków. Manipulacja energią negatywną, przejrzenie zasłony oraz kontakt z umarłymi duszami. Oczywiście dziedzina ta zajmuje się również zapewne wieloma innymi rzeczami, ale nie są one znane ludziom spoza fachu.
Wzruszywszy ramionami, przeszedł do kolejnego pytanie.
- Nie można zabić umarłego. Z samej swojej natury jest on martwy i dawno już przekroczył zasłonę oddzielającą oba światy. - Podrapawszy się po delikatnym zaroście, kontynuował: - Można jednak, w zależności od tego z czym mamy do czynienia, albo zniszczyć ciało, albo odegnać jego duszę. - Naglę przypomniała mu się brama Maurii, i niechętnie dodał: - Potężni magowie mogliby również spróbować przerwać kontrolę nekromanty nad zmarłymi, chociaż to akurat nie wydaje mi się zbyt uniwersalnym sposobem.
Nad rzeką zaczęło jaśnieć. Jeszcze godzina bądź półtorej do świtu, a wszyscy mieli za sobą ciężki dzień wypełniony wędrówka, walką i strachem. Z obecnego towarzystwa to druid był najprawdopodobniej najmniej wytrzymały, ale w przeciwieństwie do ludzi, maie mogli w szybki sposób zregenerować siły, porzucając zmęczoną fizycznie powłokę. Ludzki organizm natomiast ulegał osłabieniu, a umysł dekoncentracji. Jeśli Winka i gwardziści wkrótce choć na chwilę się nie prześpią, nie będzie z nich żadnego pożytku - czy to w walce, czy w dyskusji.
- Gwiazdy zaczynają znikać z firmamentu, a słońce niedługo opromieni tą krainę. - rzekł, kładąc dłoń na ramieniu Winki. - Wasze ciała potrzebują odpoczynku bardziej, niż wam się wydaję. Gdy wypoczniecie, będziemy mogli kontynuować tą rozmowę i określić nasze dalsze poczynania. Tymczasem obejmę pierwszą wartę.
Spojrzał kolejno każdemu z nich w oczy. - Mówię to jako druid i medyk: jeśli sami nie prześpicie się kilka godzin, uśpię was magicznie.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości