Turmalia[Antykwariat] Rozdział drugi

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Zablokowany
Amarok
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Rozbójnik
Kontakt:

[Antykwariat] Rozdział drugi

Post autor: Amarok »

        Jeszcze tchnienie temu znajdował się wewnątrz chaty na morskim wybrzeżu. Teraz z rozpędem wylądował twarzą prosto w zaspie, gdzieś na skraju zimowego lasu. Wiatr wył złowrogo, płatki śniegu sypały się bezlitośnie, a niezadowolony Amarok wstał i spróbował wytrzepać śnieg zza kołnierza. Bezskutecznie, większa część już zaczęła się rozpuszczać ziębiąc nieprzyjemnie kark. Mieszaniec zaklął szpetnie i rozejrzał się po okolicy klnąc jeszcze intensywniej. Było miasto, i nie ma miasta. Znajdował się czort, tfu, wiedział gdzie. Nadstawił ucha. Przynajmniej nie było słychać odgłosów pogoni, tętentu koni, czy wycia psów gończych czy samych piekielnych ogarów. Chociaż tyle dobrego. Otrzepał płaszcz ze śniegu, jakby to mogło coś zmienić
        O ile sam Amarok bywał całkiem sympatycznym stworzeniem jeśli trafił na podatne okoliczności, o tyle z racji profesji pewnie nie należał do najlepszych kompanów, przynajmniej jeśli nie należało się do zbójeckiej bandy lub innych zakał społeczeństwa przebywających akurat w jakimś szemranym barze. W innych wypadkach p potrafił wprowadzać deczko nerwową atmosferę, szczególnie gdy czuł się zagrożony. Zaś cała ta historia sprawiała, że Amar jak najbardziej się stresował, zaczynając od pościgu na wszechobecnych magicznych i nienaturalnych wątkach kończąc. Pomyślałby kto, że przemieniony w demona półelf nie lubił magii. A jednak. Magii zbój nie ufał jak wszystkiemu nad czym nie miał kontroli, więc nie podobało mu się w zasadzie wszystko od momentu wątpliwego umknięcia pościgowi.
        Brunet rozejrzał się ostrożnie. Las, zima, ramię bolało, czyli niby wszystko się zgadzało. Dobył szabli. Broń była jak najbardziej jego, świadczył o tym cichy, wewnętrzny głos. Coś jak własne myśli, z którymi niejeden toczył dyskusje, z tą różnicą, że te myśli nie należały do niego, a stanowiły odrębny byt. Nie był jednak w mieście, ani nie krwawił. Czyli nie dostał w głowę i dziwna historia z antykwariatem musiała wydarzyć się naprawdę. Brakowało mu też noża.
Amarok ponownie rozejrzał się snując całe listy ponurych scenariuszy wyjaśniających lokację, myśląc jednocześnie co teraz powinien uczynić. Noża było szkoda, lubił go, ostry dobrze wyważony, jeszcze nie maczeta, ale też nie scyzoryk. Taki w sam raz do walki, sprawienia zwierza czy uwalniania się z więzów. Idealne zbójnickie ostrze.
Z drugiej strony, śladów nie zostawił, bo dosłownie wyrzuciło go w pole, więc ewentualny pościg nijak nie miał jak go odnaleźć. Psim fartem ucieczka idealna.
I wcale się nie zastanawiał czy z dziewczyną o wielkich, smutnych, nieco wystraszonych oczach, wszystko było w porządku. A może ją też wyrzuciło gdzieś w świat. Czy sobie poradzi?
Czy to był jego problem? Nie. No właśnie. Nóż mógł kupić, równie dobry, a może lepszy. Tamten chociaż darzony sympatią, na pewno nie był wart powrotu do Turmalii i ryzykowania pojmania. Właśnie dlatego nie powinien kierować się tam, gdzie właśnie zwrócił swoje kroki.
        Z rycerzem w lśniącej zbroi miał tyle wspólnego, że tak jak i wojak, umiał jeździć konno. Umiał, bo wierzchowca nie posiadał, dlaczego więc interesował go los dziewczyny? Nie interesował przecież. No właśnie! Przekleństwo jakieś. Wystarczyło, że zatrzepotała taka rzęsami, a znalazł powód pod postacią straconego noża, by sprawdzić czy z nią wszystko w porządku.
        Śnieg sypał jak wściekły, zaspy tworzyły się na trakcie i już zmierzchało, gdy Amarok znalazł się a powrotem w Turmalii. Okazało się, że wcale nie wyrzuciło go aż tak daleko.
        Pod osłoną nocy podróżowało się dużo łatwiej. Zakapturzony kształt przemykał od jednego cienia budynku do drugiego. W razie potrzeby właził na dachy jak kot i kontynuował bezszelestne pomykanie górą, przeskakując nad uliczkami, żeby wylądować z cichym tąpnięciem.
        Szukając schronienia był w takim stanie, że nie pamiętał jak znalazł się w antykwariacie, więc trochę drogi nadłożył klucząc po dzielnicach, ale w końcu, gdy słońce zdążyło całkiem skryć się za horyzontem, znalazł właściwy budynek.
        Rozejrzał się dokładnie nim zeskoczył z dachu i dopiero wtedy zsunął się w zaspę wypełniającą uliczkę. Odnalazł właściwe okno i tak jak poprzednim razem wsunął się cicho do środka, zostawiając za sobą resztki śniegu szybko topniejącego w ciepłym wnętrzu zmieniając się w niewielkie kałuże. Deja vu.
        Wnętrze było pogrążone w półmroku, ale wątłe światło kaganka rozbijało się po wszechobecnych regałach pełnych książek. Czyli ktoś w antykwariacie nadal przebywał. Zatrzymał się nasłuchując rozmów. Dla odmiany panowała zupełna cisza. Stopa za stopą ruszył w stronę światła.
        Lilly siedziała zgarbiona nad stolikiem, pogrążona w księgach, zupełnie nieświadoma gościa. Dobrą chwilę Amarok przyglądał się dziewczynie, ale ta nawet nie drgnęła. Bezbronna istotka. W zasadzie to mógłby przeszukać wnętrze, a szatynka nadal nie dowiedziałaby się o jego odwiedzinach. Wisienka na torcie, była cała i zdrowa. Mógł więc znaleźć nóż i ze spokojem ducha udać się w dalszą drogę. Dlatego właśnie zupełnie bezsensownym było to co uczynił w następnym uderzeniu serca.
        - Lilly... - szepnął głosem ochrypłym od długiego milczenia.
Awatar użytkownika
Mimosa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Kolekcjoner , Opiekun , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Mimosa »

        Lilly siedziała półdupkiem na fotelu w większości zajętym przez rozwalonego na grzbiecie Nesbo. Smoczek spał z wszystkimi łapkami w górze i pochrapywał cichutko, czasem brzmiąc jak mruczący kot, a czasem jak papużka. Mim przywykła do tych nietypowych dźwięków, które razem z szumiącym na knocie świecy ognikiem stwarzały idealne tło do lektury. Nogi miała ciasno złączone razem, bo na kolanach spoczywała otwarta mapa Alaranii, a na niej drobny palec, którego krótki blady paznokieć zatrzymał się na miejscu, co do którego wszystkie mity i podania się zgadzają, jakoby miał się tam znajdować legendarny Asgard. Wzrok utkwiony zaś miała w leżącym na stoliczku dzienniku, przeczytanym już w trzech czwartych grubości, ale przecież i tak nie po raz pierwszy. Lilly wpadła w temat po odejściu palladyna i tak z jednej lektury do drugiej, nawet nie zauważyła kiedy zrobił się wieczór. Przerwała niechętnie dopiero, by zapalić świecę na parapecie i przy okazji zrobić sobie herbatę, która zimna i nietknięta stała na stoliczku, zapomniana.
        Jak bowiem miała przerwać teraz, kiedy dotarła do momentu, w którym podróżnik opisuje swój udział w wykonywaniu kary śmierci na jednym z mieszkańców wioski. Doskonale pamiętała ten fragment, jak również to, że miała po nim koszmary, ale jak zwykle nie powstrzymało jej to od dalszego czytania. Dokonali na nim czegoś, co mieszkańcy nazywali Krwawym Orłem. Oznaczało to tyle, że przywiązywano nieszczęśnika, rozcinano mu plecy i dosłownie rozrywano żebra, wyciągając je na zewnątrz ciała, a później to samo robiono z płucami. Wygląd wciąż żyjącego, ale konającego w mękach nieszczęśnika miał niby oddawać wówczas skrzydła ptaka. Bujna wyobraźnia walczyła z absolutnym brakiem doświadczenia w tak drastycznych scenach, gdy dziewczyna próbowała wyobrazić sobie ten widok. Podróżnik zamieścił niezbyt umiejętny szkic, który pomagał wyobraźni.
        Lilly miała już gęsią skórkę na ramieniu, z którego zjechał dekolt swetra i na karku, a smyrające dodatkowo skórę jej własne włosy wcale nie pomagały w dziwnym wrażeniu, jakby ktoś za nią stał. Wtedy usłyszała swoje imię wypowiedziane ochrypłym szeptem, niemal przy samym jej uchu i zdrętwiała, a włoski na karku stanęły jej dęba. Dosłownie zmroził ją strach. Bo przecież nikogo nie mogło za nią być, nie tutaj, była przecież sama. Za nią była tylko ciemność antykwariatu, zakluczone drzwi, lada i … przejście na zaplecze. Serce zaczęło jej walić jak szalone i chociaż minęło zaledwie tchnienie, ona miała wrażenie, że wrosła w fotel. Nie chciała się obracać, ale musiała sprawdzić. Przecież nikogo nie mogło tam być.
        Wtedy otworzył oczy Nesbo i skrzeknął przerażony, usiłując momentalnie wstać z absurdalnej pozycji, w której spał. Mimosa podskoczyła, jak oparzona, zrzucając z kolan atlas i szturchając biodrem stolik, z którego spadł kubek z herbatą, tłukąc się na deskach. A na błogosławioną spoglądały błyszczące oczy w otoczeniu ciemności. Szatynka ni to pisnęła, ni jęknęła, gubiąc nogi w ucieczce między regały. Drżała na całym ciele, chowając się za swoimi najlepszymi przyjaciółmi i usiłując odnaleźć rozum, który zdawał się utonąć w oceanie strachu. Na miękkich bucikach (i miękkich ze strachu kolanach) stąpała bezszelestnie, ale oddech miała spanikowany i nie umiała go wyciszyć, samej zatykając sobie usta ręką, gdy kryła się za biblioteczką. Przesuwała się wzdłuż jej długości, próbując dojrzeć między półkami intruza, a jednocześnie bojąc się, że go tam nie będzie. Może znów jest za nią?
        Odwróciła się gwałtownie, wpadając na drugi regał, z którego wtedy spadła książka. W głuchej ciszy brzmiało to jak wystrzał z armaty. Lilly znów zamarła. Serce waliło jej okrutnie, ale w końcu udało jej się skupić. Skoro włamywacz był wtedy za nią, to raczej nie uda jej się wybiec głównym wejściem. Zanim by odkluczyła drzwi to na pewno by ją dopadł! Tak się zawsze dzieje w horrorach. Ucieczka na górę była jedyną opcją, chociaż Lilly wiedziała, że to ślepy zaułek. Ale może wyszłaby oknem? Tak czy siak, tutaj nie może zostać. Zebrała się w sobie i popędziła biegiem równoległym korytarzem między regałami.
Amarok
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Amarok »

        Późne odwiedziny sprawiły, że mieszaniec zastał całkiem klimatyczny i estetyczny obrazek. Drobna postać siedziała nad księgami, oświetlona wątłym i ciepłym światłem świecy. Powiódł spojrzeniem po sylwetce oburdanej w zbyt luźne ciuchy. Odruchowo zakradł się bezgłośnie, a dzięki temu teraz niezauważony mógł bezkarnie przyglądać się siedzącej. Płomyk drżał lekko, animując cienie, i rzucając złote rozbłyski, które tańczyły w brązowych włosach. Kosmki i ciepła poświata zarysowywały smukły kark uwidoczniony przez pochyloną w skupieniu głowę. Jakby dla dopełnienia obrazka, opadający sweter podkreślał i odsłaniał obficie ramię, dając uciechę żyjącemu światłu i oczom przemienionego, które beztrosko pełzały po delikatnej skórze. Aż się prosiło by przesunąć palcem sprawdzając czy była tak aksamitna na jaką wyglądała. Może następnym razem. Wypadało się wszak przywitać.
        W zamian więc odezwał się, cicho obwieszczając swoją obecność i wywołując reakcję jeszcze bardziej widowiskową niż niegdysiejszym napadem szarmanckości. Zaskoczenia oczywiście, że się spodziewał, ale chyba czasami powinien trochę więcej myśleć, chociażby, że aktualnie nie był rozbójnikiem na trakcie i niekoniecznie powinien wywoływać efekty jak takowy gość. W zamian mógłby wpaść na pomysł, że był właśnie włamywaczem w cudzym domu co mogło powodować uzasadniony stres jego mieszkańców...?
        Zamarła, jak łania przed strzałem. Nie raz widział przerażenie, i Lilli zdecydowanie całkowicie spanikowała w swoim zaskoczeniu. W sumie chyba nic dziwnego, obcy głos po nocy… Już miał dotknąć szatynki dla uspokojenia, (tak na marginesie ktoś powinien pogratulować zbójowi doskonałego pomysłu, podobnego do szeptania za cudzymi plecami znienacka, który zapewne przyprawiłby Lilly o zawał), ale całe szczęście uprzedził go smoczek. Zwierzątko otworzyło ślepka i wrzasnęło, a wtedy dziewczyna zerwała się przerażona, bez względu na wszystko rzucając się do ucieczki.
        Amarok syknął przez zęby i ruszył między regały. Masz ci los. Narobi rabanu, wezwie straż miejską i dopiero wynagrodzą mu troskę o cudze dobro.
        Brunet nie znał otoczenia, ale sama świadomość, że byli w antykwariacie, ten zaś miał wiele półek, szybko przekonały demona, iż gonienie dziewczyny nie miało najmniejszego sensu. Mogli bawić się w kotka i myszkę w nieskończoność, chociażby okrążając wciąż ten sam regał. Za dużo komplikacji, zbyt czasochłonne.
        Zamarł przywierając do grzbietów książek, niemal wstrzymał oddech i nasłuchiwał. Stłumiony oddech dziewczyny przebijał się w całkowitej ciszy to zatrzymując się, to przemieszczając nieznacznie. Lilly wypatrywała zagrożenia, zastanawiała się co robić, a rozbójnik na nią polował, dokładnie tak jak się obawiała.
        Uderzenie spadającej książki był niczym wybuch przecinający złowrogą ciszę. Krótki wystraszony tupot gwałtownie odwracającej się szatynki, poprzedzający strącenie tomu, tylko utwierdzał Amara w przekonaniu jak skrajnie przerażona była. Należało to jak najszybciej zakończyć. Widział wiele różnych ludzkich reakcji. Widział też wielu wystraszonych ludzi. Naprawdę powinien tę dziewczynę powstrzymać zanim narobi głupot. Ale wciąż jeszcze wyczekiwał aż Lilly wykona kolejny krok, żeby móc zadziałać raz i skutecznie.
        Dokładnie w chwili, gdy zdesperowana dziewczyna podjęła decyzję i popędziła w stronę swojego bezpiecznego bastionu, uszaty zerwał się aby jej w tym przeszkodzić.
Wyskoczył zza regału tuż za dziewczyną. Większych cwaniaków nie raz ścigał i nie takich kozaków łapał. Tak jak teraz wystarczyło dobrze się zaczaić i wyczuć właściwą chwilę. Zwinności mu nie brakowało. Siły w porównaniu z wątłą niewiastą, również. Bez wysiłku dopadł Lilly w kilku krokach. Ramieniem pochwycił dziewczynę mocno w talii i poderwał z ziemi, rozpędem obracając się razem z szatynką zanim postawił ją na ziemi. Wolną dłonią zasłonił jej usta już w momencie gdy ją łapał, żeby nie narobiła niepotrzebnej wrzawy.
        - Ciii - szepnął prosto w ucho dziewczyny, przytulając policzek do jej włosów, w ten sposób tylko mocniej ją unieruchamiając. Poprawił uchwyt przyciskając szatynkę mocniej do siebie i stanął pewniej na nogach.
        - Nic złego się nie dzieje - szeptał dalej, dodając wreszcie - To ja Amar.
        - Nie będziesz krzyczeć? - zapytał, powoli odsłaniając usta szatynki. Ramię demona wciąż ciasno obejmowało Lilly, pozwalając co najwyżej na rozpoczęcie zbędnej szamotaniny. Tę zawsze mógł ograniczyć unosząc antykwariuszkę. Jeszcze ani myślał dziewczynę puszczać. Wpierw musiał upewnić się, że nie będzie jej znów gonił, gdyż każdy kolejny pościg, jak każda kolejna próba, miał mniejsze szanse powodzenia, chociażby ujawniając taktykę ścigającego.
        - Już dobrze nic ci nie grozi, chciałem się upewnić, że nic ci nie jest po całej tej pokręconej historii - tłumaczył możliwie łagodnie.
         - Poza tym gdzieś tutaj został mój nóż, a go lubię...,więc wróciłem - dokończył stopniowo i ostrożnie rozluźniając obięcie.
Awatar użytkownika
Mimosa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Kolekcjoner , Opiekun , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Mimosa »

        Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak jest już ciemno. Był późny wieczór, czy już noc? Jak długo siedziała sama nad książkami? Kim jest ten człowiek w jej antykwariacie? To był mężczyzna. Oby nic nie zrobił Nesbo. Czego tu szukał? Jak tu wszedł? Czemu się skradał? Przyszedł ją okraść? Albo zabić? Oby tylko nie chciał spalić antykwariatu by ukryć jej zwłoki!
        Nad takimi rzeczami dumał spanikowany umysł, zamiast zmobilizować się do działania, opanować drżenie i obmyślić lepszy plan, niż chowanie się między regałami. Oczy wielkie jak spodki od filiżanki, błyszczały w wąskiej przerwie między rzędem książek a kolejną półką nad nimi. Mim jednocześnie szukała swojego zwierzęcego przyjaciela i próbowała zlokalizować intruza, chociaż część niej wcale nie chciała go dostrzegać. Więc może trochę jej ulżyło, że nie dostrzegła żadnej sylwetki przemykającej cieniem ani żadnego obcego kształtu we wnętrzu, które znała jak własną kieszeń. Nic też nie słyszała, ale przez to sama wyobrażała sobie rzeczy, których wcale nie było i co jakiś czas obracała się nagle, jakby spodziewała się dojrzeć za sobą znowu te oczy. Za którymś razem zrobiła to tak gwałtownie, że straciła równowagę i próbując ją złapać, opierając się o jeden z regałów, zrzuciła z niego książkę.
        Huk przerwał ciszę, a Lilly znowu wszystkie włoski stanęły dęba. Była absolutnie pewna, że nie jest tu sama. Nawet jeśli teraz nikogo nie widziała to teraz czuła czyjąś obecność. Gdyby się uspokoiła i skupiła, może byłaby w stanie zlokalizować intruza, co do kroku, może nawet rozpoznać… Niestety umysł zalany był strachem i wymuszał tylko jedną reakcję – nie było „walcz albo”, było tylko „uciekaj!”
        Lilly ruszyła biegiem, tylko kątem oka rejestrując mijane alejki regałów i ciemny kształt skryty za kolejnym z nich. Ledwo oddychała ze strachu, ale nim zdążyła przyspieszyć, coś złapało ją w pasie i szarpnęło. Pisnęła, odruchowo wyciągając ręce w stronę przejścia na zaplecze, które wydawało się już tak blisko, ale zaraz z impetem odwrócono ją w drugą stronę. Krzyk odbił się od męskiej dłoni zasłaniającej jej szczelnie usta i spanikowana dziewczyna skupiła się na oddychaniu przez nos, co wcale nie było teraz takie proste. Drobne dłonie sięgnęły do otaczającego ją w pasie ramienia, drapiąc bezradnie materiał płaszcza, gdy uspokajający szept sięgnął ucha Mim i wywołał kompletnie odmienną reakcję. Dziewczyna znów krzyknęła, ale już nie szarpała się na zewnątrz, a jakby próbowała zapaść się w swoim za dużym swetrze, planując chyba opuścić wrogi uścisk dołem. Tylko że nie mogła. Bo ten ktoś trzymał ją za mocno, bo za bardzo się bała i nie mogła się skupić i dlatego, że generalnie była do niczego.
        Skuliła się więc, przestraszona ciężarem na ciele. Nawet nie usłyszała deklaracji, że nic złego się nie dzieje i dopiero znajome słowo, a właściwie imię, przebiło się przez zlękniony umysł. Zamrugała, próbując zrozumieć to, co usłyszała, a co nie dotarło do mózgu. „Amar? – pomyślała skołowana, a przed oczami przeleciały jej obrazy mężczyzny, nachodzącego ją nagle w antykwariacie, później nieprzytomnego, a później przykładającego jej sztylet do szyi. Na szczęście ostatnim wspomnieniem był lekki uśmiech i palec w dziurze płaszcza. Jednocześnie próbowała przypomnieć sobie kontekst, w którym znalazło się teraz to imię. Zaraz. To był Amar?
        Pokręciła przecząco głową, odpowiadając na pytanie. Szorstkie palce powoli odpuściły, zsuwając się z jej twarzy, ale Mim nie krzyknęła, łapiąc tylko głębszy oddech. Nie mogła spojrzeć za siebie, więc nieświadomie wciąż zaciskała palce na otaczającym ją ramieniu. Bo trochę jej ulżyło, że to nie ktoś obcy, tylko znajomy, ale jednak Amarok, którego poznała, był zbójem i włamywaczem, więc czy na pewno nic jej nie grozi? Może wtedy był miły, ale teraz się do niej zakradł, wystraszył, gonił i co gorsza ją złapał!
        Ale ta pokręcona historia… to prawda, to było straszne! Przecież sama odruchowo zawołała jego imię, gdy Czas wyrzucił ją znów w jej antykwariacie. Lękliwie, ale zawołała. No i to bardzo miłe z jego strony, że się o nią martwił. Czy może nie martwił zaraz, no ale chciał sprawdzić, czy nic jej nie jest. Na dodatek oplatające ją ciasno ramię rozluźniło chwyt, uwalniając błogosławioną. Ta oczywiście nie wykorzystała okazji do ucieczki, dalej stojąc jak trusia, bo słowo „nóż” wystarczyło, by zaczęła się obawiać, że Amarok ją zaraz nim dźgnie. Głowa wciąż sobie nie radziła z sytuacją. Lilly obróciła się, wycofując o krok, by spojrzeć na mężczyznę, ale niestety dalej wyglądała na przestraszoną.
        Bo on jakby wciąż nie rozumiał, że jest noc, a on był obcy i znów się włamał. Że jest bardzo wysoki, zamaskowany i ogólnie groźnie wygląda, a łagodny ton brzmi teraz trochę tak, jakby oswajał owieczkę przed rzezią. Więc niezupełnie uspokajało to wszystko naszą błogosławioną, która cofając się o kolejny krok, znowu wpadła plecami na regał. Tym razem nic z niego nie spadło, ale nagłe odcięcie drogi dziewczyny sprawiło, że ta zgubiła jeden oddech.
        Ale przynajmniej nie uciekała znów, wpatrując się teraz ciągle w błyszczące oczy. Bo przypomniało jej się, że jedno wygląda inaczej (co tłumaczyło niespodziewany kontakt wzrokowy z jej strony). I że zauważyła to już wcześniej, ale ze strachu nie skojarzyła faktów. I że pod tą maską włamywacz wygląda, jak normalny człowiek. No może trochę straszniej niż inni mężczyźni, ale nie jak demony, o których tyle się naczytała. A którym przecież chyba był, tak wyczuła za pierwszym razem, gdy się spotkali – wtedy na szczęście był nieprzytomny. Wtedy też kuknęła za chustę.
        - Nic mi nie zrobisz? – zapytała, spoglądając na Amaroka. Naiwnie, ale nie potrafiła tego pominąć. Słowa były trochę, jak zaklęcia, więc nawet jeśli skłamie to będzie lepsze niż niewiedza.
        - Wystraszyłeś mnie – powiedziała cicho, jakby przepraszała za swoje zachowanie, chociaż to on przecież powinien się tłumaczyć. Poza tym wciąż stała przyklejona do regału. Poprawiła tylko odruchowo sweter, który prawie cały z niej zjechał bokiem podczas szarpaniny i znów spuściła ręce wzdłuż ciała. Wystające z rękawów palce skubały nerwowo półkę za plecami.
        - Widziałeś gdzieś Kerhje albo Ace’a? – zapytała nieśmiało i spuściła wzrok na swoje buty. – Nie wiem co się stało – przyznała łamiącym się głosem. – I nie mam twojego noża – dodała zupełnie nie na temat, wyraźnie poruszona, bo nagle wszystko znowu do niej wróciło i nie mogła już udawać, że to był tylko jakiś dziwny sen.
Amarok
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Amarok »

        Uścisk zamknął się na drobniutkim ciałku, a dłoń zdusiła cichutki pisk. Zgrabnie i skutecznie, dokładnie tak jak powinno sie chwytać uciekinierów.
        Tylko Lilly była lżejsza i bardziej krucha niż mieszaniec się spodziewał. Może to z winy swetra? Na pewno to wszystko ułatwiało. Docisnął dziewczątko ciasno do siebie, dawno już nie doświadczając wyrzutów sumienia przy podobnych akcjach, cóż, każdemu praca z czasem powszednieje, a ciężko byłoby rabować wzdychając nad sensem swego istnienia i brzemieniem zachowań. Ot robił co robił, więc i teraz zbójowi przyświecał cel wyższy niż chwilowy dobrostan emocjonalny straszonej - nie zostać wykrytym. Od paru momentów przyspieszonego tętna jeszcze nikt nie umarł, za to od krzyków wołających strażników jak się nietrudno domyślić niejeden… Sąd i szafot z otwartymi ramionami witał takich jak on.
        Uwolnił usta dziewczyny, a szatynka całe szczęście okazała się współpracująca. Zresztą tak grzecznego zakładnika ze świecą można było szukać. Wiedział co myślał. Nie raz się uszarpał i umęczył, i niejednokrotnie musiał przyduszać trzymanego bądź trzymaną, którzy mieli być cicho a wbrew rozsądkowi zbierało im się na wrzaski.
Lilly zaś już drugi raz grzecznie podążała za wskazówkami. Skarb w tej robocie normalnie. Tak na marginesie, zupełnie nie wiedział skąd przekonanie, że walką można było coś wskórać. Tak po prawdzie jeśli rabuś czy inny typ spod ciemnej gwiazdy coś sobie postanowił, to o ile nie był totalnym nieudacznikiem czy żółtodziobem, to raczej to osiągał czy pechowiec walczył czy współpracował. Co najwyżej pracującemu szczędzono zbędnej fatygi i dodatkowej frustracji. Ewentualnie tym właśnie, czasami można było coś ugrać. Lub nie... To już zależało tylko i wyłącznie od dobrej woli polującego.
        Tak czy inaczej Amar powoli rozluźnił uścisk, chociaż Lilly dopiero po chwili skorzystała z okazji i z nieodmiennym przestrachem malującym się na twarzy umknęła pod bezpieczną osłonę najbliższego regału. Trochę zbyt szybko by dało się ukryć lęk, jeśli twarz nie zdradzałaby dziewczyny aż tak dobitnie. W sumie normalna i nawet rozsądna reakcja.
Słysząc ostrożne pytanie, demon uśmiechnął się półgębkiem i dopiero go olśniło. Dłonią zrzucił kaptur, a za nim ściągnął maskę, odsłaniając uśmiech.
        - Nie obawiaj się, nic ci nie grozi - odpowiedział naturalnie, opuszczając wzdłuż płaszcza uwolnione ręce, pod maską rozluźnienia i nonszalancji kryjąc uważne śledzenie poczynań dziewczyny. Mogła być cichutka i współpracująca, ale wciąż jeszcze jej nie ufał. Przerażeni i postawieni pod murem ludzie reagowali najróżniej, mimo wszystko rzadko kiedy racjonalnie.
        - Wiem przepraszam - przeczochrał włosy na tyle głowy, odzywając się z uśmiechem, gdy usłyszał wyrzut, który nim nie był, a chyba normalnie powinien brzmieć jak oskarżenie a nie przeprosiny.
        - Nie wiedziałem czy kogoś z tobą nie ma, a wolałem żeby postronne osoby mnie nie spotkały - dodał pogodnie, nie poczuwając się do winy. A szatynka stała pod książkami wyglądając jakby zaraz miała się rozpłakać chociaż potencjalne zagrożenie już minęło. Przynajmniej tak ono zapewniało.
        - Nie, wyrzuciło mnie zaraz w lesie za Turmalią, ale byłem sam - odpowiedział na pytanie. W półmroku źrenice demona były niemal równe, i dokładnie śledziły palce skubiące niewinny mebel.
        - Wiem, myślę, że upadł gdzieś na podłogę i zawieruszył się podczas całego zamieszania - mówił najłagodniej jak potrafił. Babki lubiły jak mruczał ochrypłym tonem, ale chyba nie ta... Lilly wyglądała jakby ją mieli rozstrzelać, tylko była już po ogłoszeniu wyroku, bo zamiast desperacji pojawiło się przerażone zrezygnowanie. Przynajmniej tak prezentowała się w oczach mieszańca. Aż żal brał.
        Niewiele myśląc (cóż za nowina) brunet długim krokiem podszedł do szatynki. Przynajmniej tyle dobrego, że antykwariuszka nie posiadła zdolności wtapiania się w półki choćby bardzo chciała. Zagarnął dziewczynę w ramiona ale w zupełnie inny sposób. Łagodnie, niemal delikatnie, gdyby odjąć nieustępliwość, która nie różniła się niczym od chwytania uciekinierki. Przytulił Lilly pozbawiając ją jakiejkolwiek możliwości decydowania czy tego chciała czy nie. Raczej nie. Ale antykwariuszka co najwyżej mogła się trochę poszarpać a efekt i tak był niezmienny. Uszaty zamknął ją w ramionach, na koniec delikatnie głaszcząc głowę dziewczątka.
        - Już wszystko dobrze, nic ci skarbie nie grozi. Powalona cała ta sprawa, ale nie pozwolę żeby coś złego ci się stało - mruczał zerkając z ukosa w dół, nieustannie głaszcząc dziewczynę, czekając az ta rozluźni się chociaż trochę.
Awatar użytkownika
Mimosa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Kolekcjoner , Opiekun , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Mimosa »

        Mim pod regałem czuła się bezpiecznie. Mogła się o niego oprzeć, gdy nie ufała nogom i pocieszyć się dotykiem grzbietów książek. Lavender załamałaby ręce, widząc że wszystkie nauki o nieodcinaniu sobie drogi ucieczki poszły w las, ale Lilly już taka była – potrafiła wszystko obrócić do góry nogami i odnaleźć w tym swój własny sens. Wciąż była zaniepokojona i tylko wsparcie za plecami powstrzymywało ją od nerwowego oglądania się za siebie.
        Zamiast tego jak zaczarowana obserwowała, jak włamywacz zrzuca kaptur i zsuwa chustę z twarzy, odsłaniając poczochrane włosy i swobodny uśmiech. Niemal przechyliła lekko głowę, jak zaskoczone zwierzątko, gdy uosobione niebezpieczeństwo zyskało nagle znajomą i przyjazną twarz. Może nawet trochę się rozluźniła, gdy usłyszała zapewnienie, że nic jej nie grozi, ale palce wciąż zaciskały się na półce za jej plecami, jakby bez tego miał runąć regał albo ona. Przełknęła ślinę, próbując oswoić się z nagłą zmianą atmosfery i przestać spoglądać lękliwie na uśmiechniętego Amaroka. Przeprosiny też zrobiły więcej niż myślał, a kolejne wyjaśnienia miały oczywiście sens, jako że Lilly w tej chwili nie odważyłaby się po prostu uważać inaczej.
        - Jestem tu sama – powiedziała, chcąc uspokoić mężczyznę, że nie spotka nikogo, kogo nie chce. Tylko w momencie, gdy to powiedziała, nawet ona uznała, że nie była to najrozsądniejsza deklaracja, a obraz jej siostry w głowie właśnie przywalił sobie w twarz z otwartej dłoni. Sama taka myśl wystarczyła, by Mim na nowo się zakłopotała.
        Dopiero wieści, a właściwie ich brak, o pozostałych uczestnikach ich poprzedniej przygody sprawiły, że na swój sposób dziewczyna znów się uspokoiła. Pogrążyła się po prostu w myślach, martwiąc czy Kerhje nic się nie stało. Właściwie Ace’a mogła poszukać u niego w domu, ale… właśnie do niej dotarło, że nawet nie wie, gdzie bankier mieszka. To znaczy wiedziała, że na ulicy Serdecznej, tak kiedyś wspominał, ale przecież nie będzie chodziła od domu do domu, pytając o mężczyznę. Na samą myśl najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
        Pewnie dlatego na kolejne słowa Amaroka dotyczące jego noża, mruknęła tylko „uhm” w roztargnieniu i wróciła do rzeczywistości dopiero, gdy zobaczyła kątem oka, że ten się do niej zbliża. Zdążyła zadrzeć głowę i spróbować mimo wszystko jednak wtopić się w regał, a mężczyzna już był przy niej. Wyciągnęła ręce przed siebie, próbując go zatrzymać, ale te tylko oparły się o brzuch Amaroka i złożyły się w łokciach pod jego impetem, gdy znów ją złapał. To jak bardzo jej opór nic nie znaczył było przygnębiające. Skuliła się, opuszczając głowę, a dłonie zacisnęła na materiale koszuli, próbując go odepchnąć, ale nawet nie wiedziała, czy zauważył. A później zamarła zaskoczona, czując głaskanie po głowie.
        W głowie coś przeskoczyło niepewnie, a Lilly próbowała ogarnąć sytuację, spoglądając z boku. On ją… przytulił? Nie złapał? To znaczy złapał, ale nie zatykał buzi, by nie krzyczała (chociaż już wyjaśnił, czemu wtedy tak zrobił) tylko głaskał po włosach, co sprawiało, że dziewczyna zdrętwiała jak kołek, nie wiedząc co się dzieje, ani co ma robić. Przytulała ją czasem siostra jak były małe i raz dziadek. A teraz jakiś obcy (prawie) facet? Tego było za wiele, a jej osobę szarpał z jednej strony odruch ucieczki, a z drugiej zatrzymywała jakaś głęboko zakopana potrzeba bycia otoczoną opieką. W efekcie tylko drgnęła, na nowo próbując wydostać się z uścisku, gdy dobiegł ją mruczący ton.
        Nie uspokoiło jej to wcale. Nie potrzebowała teraz rewidować całej swojej osoby, by zaraz dojść do wniosku, że to w sumie jest nawet miłe, gdy ktoś się tobą opiekuje. A „skarbie” brzmiało zdecydowanie bezpieczniej, gdy tak nazywały ją starsze panie, nie obcy mężczyźni. Wymknęła się w końcu dołem, uginając nogi i wyślizgując się spomiędzy mężczyzny a regału. Cofnęła się o krok. Twarz miała zarumienioną, a włosy rozczochrane po tym manewrze.
        - Przepraszam – bąknęła zawstydzona, skubiąc palcami rękawy swetra. Wydawała się w jeszcze większym szoku niż po wcześniejszej domniemanej napaści. I bliska była już zapadnięcia się pod ziemię, gdy sytuację uratował Nesbo.
        Smoczek wybiegł z zaplecza skrobiąc pazurkami po ziemi i dopadając nogi błogosławionej, wspiął się po niej na biodro dziewczyny, a później po swetrze na jej ręce.
        - Hej, maluchu – przywitała go czule dziewczyna, głaszcząc po łebku, o wiele spokojniejsza, gdy wiedziała, że nic mu się nie stało. Nesbo skrzeknął z zadowoleniem i spojrzał na Amaroka, ale wtedy pisnął spanikowany i wdrapał się na ramię Mim, kryjąc pod jej włosami.
        - Nie bój się, to Amarok. Pamiętasz go? – zapytała, ściągając smoczka z ramion i odstawiając na ziemię, a zwierzątko podeszło niepewnie do buta rozbójnika, obwąchując go uważnie. Wtedy chyba coś zaskoczyło i Nesbo z piskiem skoczył w górę, uczepiając się płaszcza i pakując do kieszeni. Lilly zachichotała cicho, skubiąc teraz kitkę warkocza.
        - Hm, napijesz się herbaty? – zaproponowała nieśmiało, wymijając najpierw Amaroka. Przypomniała sobie bowiem o tej, którą zrzuciła ze stolika, uciekając przed włamywaczem. Musiała posprzątać zbity kubek i wytrzeć plamę, ale później może zaparzyć nową. A Amarok znajdzie swój nóż i pójdzie. Prawdopodobnie.
Amarok
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Amarok »

        Amarok należał do tych raczej spontanicznych, jak to się mawiało, wylewnych jednostek. To czy kogoś obdarowywał zaufaniem czy też nie, nawet jeśli zazwyczaj nie, nie miało z tym nic wspólnego. Mieszaniec raczej nie miewał oporów przed nawiązywaniem kontaktów, miał też sporą słabość do ładniejszej płci, co nie raz skutkowało wszelakimi flirtami, śmianiem się czy tańczeniem z całkiem obcymi pannami, w końcu jakoś trzeba się było poznać. Spontaniczny czy też bardziej zaplanowany całus nie małżeństwo, również nie sprawiały demonowi problemów, co więc mówić o ciepłym słowie czy przytuleniu kruszynki.
        Tylko, że Lilly nie wyglądała na zbyt zadowoloną. Zapadła się w sobie, zamarła i zesztywniała. Słowa ani głaskanie również nie pomogły. Szatynka spięła się ponownie i chociaż miał nadzieję, że za moment zaufa, o ironio kto to mówił, i się rozluźni, dziewczyna wysmyknęla się dołem z uścisku. Nawet już nie próbował jej zatrzymywać i dalej pocieszać.
Demon pokręcił głową z pogodną miną, opuszczając swobodnie ręce żeby dłonie schować w kieszeniach. Potencjalnie niezręczną chwilę przerwał mały i wszędobylski smoczek. Wpierw równie zestrachany gościem jak Lilly. No przynajmniej z zawodowej wprawy nie wypadał i robił nieustannie właściwe wrażenie.
        - Cześć bestio - mruknął wesoło do zwierzątka obwąchującego but, które momentalnie zakojarzyło zapach z właściwymi wspomnieniami.
        - Nie ma nic więcej, pożarłeś wszystko co było to wszamania - zaśmiał się brunet podążając po chwili za dziewczyną ze smoczkiem nadal zawzięcie przetrzepującym mu kieszenie. Pogratulować uporu.
        - Chętnie napiję się herbaty - odpowiedział wesoło, na chwilę oddzielając się od właścicielki przybytku, idąc w stronę wejścia i lady, gdzie prawdopodobnie upadł nóż.
        - Upewniłeś się już, że naprawdę nic nie mam? - prychnął gdy Nesbo z rozczarowanym sapnięciem, wtreszcie wytknął głowę z kieszeni, dyndając teraz wczepiony pazurkami w jej obszewki.
        - To dobrze, bo chciałbym zdjąć mokry płaszcz - wymamrotał. Z dyskutowaniem ze zwierzakami też nigdy nie miał problemów. Nie raz, nie dwa, koń (zazwyczaj, a w zasadzie to chyba zawsze, ukradziony) stanowił jedynego partnera do rozmowy.
        - No dobrze, to gdzie może być mój nóż... - gadał ze sobą i zerkającym na niego stworkiem, jednocześnie biorąc zwierzaka w pół i ściągając płaszcz, żeby po chwili przerzucić nasiąknięty ciuch przez ramię. Zaraz potem Nesbo zeskoczył na ziemię i towarzyszył rozglądającemu się rozbójnikowi już na własnych łapkach.
        Zgubić łatwo, znaleźć trochę trudniej, szczególnie w takim miejscu. Jaskinia skarbów normalnie, książkowa ale jednak.
Pewnie szukałby jeszcze długo i bezowocnie, gdyby Nesbo nie zatrzymał się z zaciekawieniem spoglądając pod jeden z regałów. Moment później, i demon dostrzegł pod meblem niewielki błysk.
        - Mądry zwierzak - pochwalił uszaty, a Nesbo oblizał się łakomie. Za mądrość i pomocność były nagrody. Niestety w ramach zapłaty mieszaniec poczochrał łepek, który mlasnął rozczarowany.
Amar wyciągnął nóż, który spoczął na swoim miejscu w pochwie, i swobodnym krokiem, z cichym stukotem obcasów ruszył do miejsca, w którym wystraszył Lilly.
        - Mogę? - zapytał spoglądając na oparcie fotela, w ręku trzymając płaszcz, który chciał na nim powiesić.
        - Dziękuję - już wolnymi rękoma sięgnął po parujący kubek.
        - Paskudna pogoda - zagaił brunet, zerkając na dziewczynę wesoło.
        - Jak się zmarznie, ciepła herbata jest jak skarb, ale nic tak nie rozgrzewa jak dobry grog... - w tym momencie Amar zawiesił głos, w myślach wspominając pirackie życie. Chcąc czy nie, do tamtych lat czuł pewien sentyment. I właśnie go olśniło, przecież na taką obrzydliwą aurę nosił coś specjalnego.
        - Grogu co prawda brak... - wymamrotał na chwilę odstawiając kubek na stolik, w zamian zatapiając się na powrót w płaszczu, w poszukiwaniu czegoś wyraźnie ważnego. Aż znalazł. Piersiówka. Niezbędnik podróżnika i nie tylko. Sprawnie odkorkował cenne naczynie i sięgnął do kubka dziewczyny, nawet nie pytając jej o zgodę. Nalał jej kapeczkę do herbaty, sobie lejąc znacznie bardziej od serca.
        - Rum - wyjaśnił uczynnie.
        - Zacny trunek, rozgrzewa jak nic, a dobrze przyrządzony z niego grog chroni przed szkorbutem - wyjaśnił ponaglającym gestem zachęcając Lilly do upicia łyku - I pomaga przetrwać monotonne miesiące na statku - opowiadał dalej, upijając łyk gorącego napoju. Od razu lepiej.
        - Co czytałaś? - zapytał, zerkając na rozłożone książki.
Awatar użytkownika
Mimosa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Kolekcjoner , Opiekun , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Mimosa »

        Lilly, otuliwszy się ramionami, obserwowała, jak Nesbo odzyskuje nieco animuszu i dzielnie zapoznaje się znów z Amarokiem. Trochę tak, jak ona. Gdy tylko stworek wskoczył na mężczyznę, dzielnie pnąc się ku skrywającym często przysmaki kieszeniom, błogosławiona uśmiechnęła się delikatnie i skierowała w stronę porzuconych ksiąg i rozlanej herbaty. Zaraz zmieniła jednak kierunek, idąc po szmatkę za ladę i dopiero wtedy wracając do porządków, za tło mając monologi Amaroka, któremu zdawały się nie przeszkadzać ani protesty dziewczyny wcześniej, ani brak odzewu ze strony zwierzaka teraz. Bez chusty na twarzy i kaptura na głowie, mężczyzna nagle wydał się Lilly bardzo pogodny. Oczywiście nie zapomniała, że właśnie szukał swojego noża, który jeszcze nie tak dawno trzymał jej przy szyi. Ale jeszcze nie przeszkadzało jej jego towarzystwo i już się go tak nie bała. Odnosiła też wrażenie, jakby czuł się tu jak u siebie, a przecież spędził w antykwariacie raptem kilka chwil, zarówno teraz, jak i wcześniej. Dziwne.
        Zanim demon z nieodzowną pomocą Nesbo odnalazł nóż, Lilly zdążyła pozbierać skorupy po kubku, przeciąć sobie palec jednym z ostrzejszych fragmentów, wytrzeć plamę po herbacie i zrobić dwie świeże. Herbaty, nie plamy na szczęście. Wracała ostrożnie z parującymi kubkami, gdy zobaczyła, że Amarok znalazł już swoją zgubę. Pokiwała głową, na pytanie czy może zawiesić płaszcz na fotelu, bo skupiała się, by nie wylać nic po drodze. Dopiero, gdy oddała jeden kubek mężczyźnie, a ten napomknął o pogodzie, wyjrzała za okno mrużąc lekko oczy (jak już ciemno!), a później spojrzała na jego mokre odzienie.
        - Może chcesz powiesić go przy kozie na zapleczu? Szybciej wyschnie - zaproponowała, tuląc do siebie parujące naczynie, które obejmowała obiema dłońmi. Pokiwała głową na potwierdzenie, wpatrując się w ulubiony napój, a później upiła łyk i zmarszczyła lekko brwi. Grog? Kojarzyła to słowo, ale za nic nie mogła sobie teraz przypomnieć co to było.
        Zerknęła na Amaroka, gdy ten szukał czegoś po kieszeniach i nagle przyszło jej do głowy, że on może słodzić. Zapomniała zapytać! Włamy… to znaczy jej gość wyjął jednak zza pazuchy piersiówkę i nim zdążyła zaprotestować, nalał jej czegoś do herbaty. Lilly wpatrywała się przerażonym wzrokiem w swój napój, a później z wahaniem podniosła go do nosa, wąchając czy zmienił zapach, ale nic nie poczuła. Amarok sobie nalał o wiele więcej, a później wyjaśnił. Rum! Rany julek, miała alkohol w herbacie. No to koniec. A jak będzie niesmaczne? Nie mogła teraz odstawić kubka, to byłoby niemiłe. Na szczęście pamiętała słowa matki, że alkohol nie będzie im szkodził, więc chociaż tym nie musiała się przejmować.
        Jej wątpliwości było chyba widać, bo Amarok pogonił ją gestem i Lilly upiła łyk, marszcząc się na zapas, jakby miała wypić lekarstwo. Zaraz jednak buzia jej się rozluźniła, a dziewczyna spojrzała zaskoczona w swój kubek i oblizała powoli usta, podejrzliwie doszukując się zmiany w smaku. Może była trochę bardziej gorzka? Ech, teraz i tak nie jest w stanie stwierdzić, bo połowę już sobie wmawia. Poza tym właśnie dotarło do niej, co mężczyzna przed chwilą powiedział. „...pomaga przetrwać monotonne miesiące na statku”. Mim spojrzała na niego szybko.
        „PIRAT!”, zarządził umysł bezdyskusyjnie, odrzucając każdą inną ewentualność, z tą najbardziej logiczną na czele. Przecież zbój i włamywacz nie może być tak po prostu marynarzem, musi być piratem. A poza tym miał szablę! Piraci zawsze mają szablę. Co prawda zazwyczaj nie mają też jednego oka albo nogi, a Amarok wydawał się wyjątkowo kompletny, ale coś przecież musiały legendy dopowiedzieć. No i nie miał brody. Ale miał szablę, rum i pływał statkiem, a to jej w zupełności wystarczyło.
        Więc w czasie, gdy rozbójnik spoglądał na zarzucony książkami stolik, Lilly wpatrywała się w niego wielkimi oczami, jak w układankę, do której próbowała dopasować kawałki. Prawdziwy pirat! W jej antykwariacie! Niesamowite. Na pewno opłynął cały świat i miał mnóstwo opowieści! Westchnęła cichutko z wrażenia, wpatrując się wciąż w Amaroka i dopiero, gdy napotkała jego pytające spojrzenie, zdała sobie z tego sprawę. Spłoniła się momentalnie i spuściła wzrok, tuląc do siebie herbatę tak mocno, że zaraz zamoczy tam sweter.
        - Emm… – zająknęła się, próbując szybko przypomnieć sobie, o co ją pytano, a jej wzrok padł w końcu na książki. Tak, o to pytał, co czytała! A co czytała?
        - Och, szukałam informacji o Asgardzie. Był tu wcześniej jakiś żołnierz i pytał o to miejsce, ale później wyszedł zupełnie bez słowa, a że miałam już wszystko uszykowane, to… pomyślałam, że poczytam sobie o tym jeszcze raz – odpowiedziała i spojrzała na Amaroka, a wtedy chyba coś jej zaświtało, bo odstawiła kubek na stół i zaczęła szukać czegoś wśród pootwieranych książek, dzienników, notatek i map. W końcu wyciągnęła jedną ze spodu, prawie zahaczając o kubek, i rozłożyła ją na wierzchu stolika.
        - Właściwie każde źródło umiejscawia tę krainę gdzieś indziej, ale wspólnym mianownikiem zawsze jest daleka północ, a najczęściej pojawiająca się lokalizacja to gdzieś za Górami Thargorn – odruchowo popukała odpowiednie miejsce na mapie palcem i zaraz powędrowała opuszkiem na wschód.
        - We wszystkich opowieściach podróżnicy wspominają o przyportowych wioskach, więc być może ten odcinek jest jedną z granic. Byłeś… może kiedyś w tych okolicach? – zapytała nagle, naturalnie nieśmiałym głosem, ale wyraźnie wyczekując odpowiedzi.
Amarok
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Amarok »

        Poszukiwania Amara zwieńczył sukces i mieszaniec razem ze znalezionym nożem i mokrym płaszczem na ręku, skierował się wprost do stolika w zaciszu gdzie Lilly już nadchodziła z herbatą. Prawie zdążył usiąść gdy padła propozycja wysuszenie odzienia. Tę uszaty powitał z entuzjazmem. W domu płaszcz by trochę przeschnął, ale prawdopodobnie groziłoby mu ponowne zakładanie wciąż wilgotnego okrycia, tymczasem przy kozie powinien całkiem wyschnąć. Taka wizja dalszej podróży brzmiała znacznie lepiej.
Bez większej zwłoki do wędrówki po herbatę dodał jeszcze pętle dla odwieszenia płaszcza, a potem usadowił się wygodnie w fotelu. Jak tylko Amar się rozgościł, dosmakował herbatę przy użyciu rumu, sobie i Lilly oczywiście również.
        Dziewczątko zostało tym wyraźnie zbite z tropu, bo dobrą chwilę patrzyło w napój zanim raczyła go powąchać, zupełnie jakby planował ją otruć. Dopiero ponaglona raczyła upić ostrożny łyk, chociaż i wtedy emocje wypływały na twarz szatynki sprawiając, że antykwariuszkę można było czytać jak jedną z jej ksiąg.
        Może dlatego właśnie zagaił o książki, żeby rozluźnić atmosferę, a może też i ze zwykłej ciekawości gdy ryciny i pismo widział do góry nogami i niewiele potrafił rozszyfrować. W każdym razie pytanie nieoczekiwanie wzrok utkwiony bezpośrednio w nim, chociaż lekko nieobecny, zupełnie jakby Lilly znajdowała się zupełnie gdzie indziej. Przynajmniej do czasu aż dziewczyna zdawała się wybudzić.
Momentalnie spłynęła rumieńcem i uciekła spojrzeniem w swój kubek. Jakby mogła, to schowałaby się za tym kubeczkiem, albo chociaż całkiem zatopiła w za duży sweter. Całkiem urocze.
        Z Amaroka był jednak trochę lepszy pokerzysta niż z Lilly i demon z pogodną miną wyczekał aż dziewczyna się pozbiera i przypomni sobie pytanie. Albo i nie. Cóż w razie czego gotów był pospieszyć z pomocą, ale całe szczęście dla szatynki bo pewnie zmieszała by się jeszcze bardziej, Evans pomału z pirackiego statku wracała do rzeczywistości. Oczyska wodzące po kartach razem z wstępnym westchnięciem były niczym transparenty.
        Demon się uśmiechnął i wysłuchał bardziej artykułowanych odpowiedzi, samemu pomrukując twierdząco.
Legendy o Asgardzie… Może nie należały do najpopularniejszych, ale miały swoich zwolenników, szczególnie pośród większych wagabundów i zawadiaków. Nie dziwota, że akurat żołnierz ich szukał. Żądza przygód, chwały i bogactw, coś w sam raz dla kamasza.
        Z uśmiechem złowił krótkie spojrzenie spojrzenie, i z rozbawieniem, powolnym ruchem poprawił kubek, żeby przestał przeszkadzać książkom i przypadkiem nie narobił ambarasu spadając ze stolika, albo przewracając się o jakąś okładkę, gdy Lilly zaaferowana wyciągnęła mapę układając ją na szczycie sterty.
        - Zapewne dlatego, że nikt z poszukiwaczy nie wrócił stamtąd żywy, chyba, że nie znalazł nic, więc ciężko znaleźć bezpośredniego świadka - zagaił swobodnie, zerkając na mapę. Wszystko znów widział do góry nogami.
        - Jedynym pewnikiem jest, że na dziką północ za łańcuchem Thargorn mało kto się zapuszcza, więc podobnie mityczna kraina faktycznie mogłaby się uchować - zamruczał zamyślając się na chwilę. Nic nie widział, zupełnie, mapę miał w głowie, tylko dlatego wiedział o czym gdybają.
        Podniósł się z krzesła i stanął za Lilly spoglądając na mapę wreszcie z właściwej pozycji. Teraz lepiej.
Kubek trzymał w jednej ręce, palec drugiej położył na pergaminie.
        - To zależy - zaczął powoli, segregując wspomnienia tak by dało się z nich wykrzesać coś spójnego.
        - Gdy się zaciągałem, pływaliśmy po Morzu cienia. Raz jedynie zapuściliśmy się do portu w okolicach Thargorn i Borów zimowych, ale szybko wialiśmy na powrót do Alaji - Amarok przesunął palcem zgodnie ze swoją opowieścią.
        - To nie była zbyt, nazwijmy to, gościnna okolica - dokończył.
        - Niedługo później kapitan zadecydował o zmianie wód. Mieliśmy ruszyć na ocean Jadeitów, ale chociaż północ kusiła, popłynęliśmy bezpieczniejszymi i spokojniejszymi wodami od wschodu - uszaty przepłynął wzdłuż lądu, aż znaleźli się we właściwym akwenie.
        - Stamtąd zaś zdarzało nam się pływać po Oceanie Jadeitów, między Archipelagiem Farrahin, aż do Portu solnego. Dalej kapitan starał się nie zapuszczać - wyjaśniał, za każdą lokalizacją wodząc po mapie.
        - To jednak co najciekawsze, mówi się, że niektórzy Nordowie pływają statkami w kształcie morskich bestii i smoków. A gdy raz czy dwa jednak odważyliśmy się popłynąć aż w okolice Villket, wtedy widzieliśmy taki statek. Jedynie z daleka, kapitan starał się nie dopuścić do kontaktu. Nie było to trudne, bo nie wypływał na otwarte wody, trzymał się raczej stosunkowo blisko wybrzeży, ale w legendach o Asgardzie znajdziesz właśnie takie drakkary - dokończył, prostując się i upijając łyk herbaty zanim wrócił na swój fotel.
        - Nie znam tamtejszych portów ani mieszkańców, ale zapewne znalazłoby się jakąś lokalizację w sam raz jako bazę wypadową dla takich statków, a w jej okolicy można by szukać Asgardu. Bory zimowe są dostatecznie rozległe i nieprzebyte, żeby mogły posłużyć za lokalizację. Albo nawet same góry Thargorn - dokończył siedząc wygodnie, dopijając herbatę nim zdążyła wystygnąć.
        - Czyżbyś się wybierała na wycieczkę? Bo jeśli tak, to jestem niemal pewien, że można zaleźć wiele bezpieczniejszych miejsc - zażartował wesoło.
Awatar użytkownika
Mimosa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Kolekcjoner , Opiekun , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Mimosa »

        Lilly zupełnie nie przeszkadzało, że Amarok czuł się tu tak swobodnie i rozgaszczał się, jakby bywał tu nie raz. To zwalniało ją od konieczności zajmowania się gościem, który doskonale radził sobie sam. Co prawda problemem może być pozbycie się później zasiedziałego demona, ale dziewczynie wcale jego towarzystwo nie przeszkadzało, a uwaga od późnej już pory była skutecznie odwracana. Niczym bowiem nie można się tak było wkupić w łaski młodej antykwariuszki, jak pytaniem o książki. Jej praca była jej życiem i dziewczyna zupełnie jednego od drugiego nie umiała odróżnić. Wykazanie zainteresowania akurat rozłożonym przez nią tematem było strzałem w dziesiątkę też dlatego, że mimo całego zawirowania związanego z pojawieniem się Amaroka, Lilly wciąż jedną nogą była w swoich historiach i z łatwością znów w nie zanurkowała.
        Przestawienia jej kubka nawet nie zarejestrowała i zorientuje się pewnie dopiero, gdy będzie chciała po niego sięgnąć. Teraz nie zwróciła uwagi nawet na to, że brunet może nie widzieć tego, co z takim przejęciem pokazywała. Powierciła się trochę niepewnie, gdy mężczyzna uznał, że nikt stamtąd żywy nie wrócił, bo ona wiedziała, że tak! Miała dziennik! Ale nie przerywała mu, a gdy wstał, by lepiej widzieć mapę, nagle miała go za plecami i nie znalazła odpowiedniego momentu, by się odezwać, zbyt zaciekawiona tym, co Amarok widział, gdy pływał na pirackim statku! Dzielnie zignorowała sięgające zza niej męskie ramię i głos nad uchem, zamiast tego ze skupieniem śledząc wskazywaną na mapie trasę.
        - W jakim sensie niegościnna? – zapytała przedramię swojego gościa. Przecież to za mało informacji! – Warunki były niesprzyjające, czy… ludzie? – dodała, mając w pamięci człowieka rozciągniętego linami, z własnymi płucami na ramionach.
        Dalej z naukowym zafascynowaniem obserwowała i słuchała, jak kapitan zdecydował się na dłuższą trasę, najwyraźniej aż tak zaniepokojony północnymi wodami. Dlaczego? Czy chodziło o pogodę, czy wybrzeże, czy może jakieś morskie stwory? Ale Amarok znów pominął interesujące detale i przesunął palcem po długiej trasie, aż do Oceanu Jadeitów. Ona zaś posłusznie za nim. Pokiwała lekko głową na wzmiankę o statkach wikingów. Czując że mężczyzna się trochę od niej odsunął, obróciła się trochę, by nie mówić ciągle do stolika, chociaż wciąż to tam miała utkwione spojrzenie.
        - Czytałam, że Nordyjczycy nie są najlepsi z nawigacji, dlatego zawsze trzymają się na odległość wzroku od brzegów. Dlatego też ich drakkary nawet nie są przystosowane do większych wypraw – wtrąciła Lilly. – Oczywiście mogliby stosować powszechne przyrządy do nawigacji, ale chyba nie mają do nich zaufania, albo są zbyt dumni by przyznać, że nie umieją ich obsługiwać. A że nie przyjmują obcych, to nie mają jak się nauczyć – dodała z półuśmiechem. Dopiero teraz rozejrzała się za herbatą i napiła się, dalej słuchając Amaroka.
        Wzmianka o „nieprzebytych borach” była jak bodziec dla jej umysłu, który chciałby natychmiast poznać te sekrety. Świeżo mianowany pirat nie wiedział jednak, że każda wyprawa Mim ogranicza się do tych czterech ścian, wśród których się znajdują. Na wzmiankę o wycieczce dziewczyna najpierw spojrzała zaskoczona, już po chwili robiąc wielkie oczy.
        - Ojej, nie, nie – zaprotestowała. – To znaczy to na pewno byłyby fascynujące doświadczenia, ale ja… nie podróżuję – dodała ciszej, z trudem klecąc słowa.
        Nie umiałaby bowiem jednym zdaniem wyjaśnić całej swojej miłości do świata, przy jednoczesnym zamiarze niewyściubiania nosa z domu. Czasem nachodziła ją oczywiście ochota, by spakować tobołek i z nim na ramieniu przemierzać łuskę i podziwiać najpiękniejsze jej obrazy, ale wystarczyło, by po drodze na sprawunki natknęła się na więcej osób niż zwykle i szybko odechciewało jej się podróżowania. Wystarczą jej dni i wieczory przy książkach, zazwyczaj w domu, a czasem na plaży, gdzie na widok horyzontu wyobraźnia pędzi trochę bardziej zuchwale. Zawsze jednak wraca potulnie do swoich zakurzonych przyjaciół, pogrążając się w literaturze i ciesząc, że może chociaż czytać o czyichś przygodach.
        - Właśnie – przypomniała sobie, odstawiając znów kubek. Nic dziwnego, że regularnie dopija zimne herbaty, skoro ciągle o nich zapomina.
        - Wiem, że na pewno ktoś z Asgardu wrócił, bo mam dziennik podróżnika – wyjaśniła, szybko odnajdując właściwy tomik.
        Gruba skórzana okładka była tak wyrobiona, że dawno utraciła sztywność, wyginając się teraz tak samo jak strony w środku. Jej właściciel z pewnością miał ją zawsze przy sobie, bo poza zwykłymi śladami wieloletniego użytkowania były na niej plamy, zadrapania, a nawet jakiś przypalony fragment. Rzemień, którym owijana była książka wydawał się w tym porównaniu względnie nowy (czyli góra kilkudziesięcioletni), więc pewnie bywał wymieniany, gdy jego poprzednik się zużył. Strony zaś były praktycznie szare albo brązowe ze starości, utrudniając nieco odczytanie rozlanego w nich atramentu. Jednak w opinii Mim, od zapachu nowej książki lepszy był tylko zapach starej. Tak, pewnie ten, który inni nazywają stęchlizną. W każdym razie dziewczyna traktowała swoją zdobycz jak prawdziwy skarb i trzymała go teraz ostrożnie, zerkając na Amaroka.
        - Nigdzie nie ma podpisu, ani imienia i nazwiska podróżnika, tylko inicjały M.J. Ale podróżnik relacjonuje tu wiele swoich wypraw, chociaż najwięcej miejsca poświęca właśnie tej do rzekomego Asgardu. Chcesz poczytać? – zapytała z błyskiem w oku.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości