Rubidia[Przystań portowa] Perfumy i jedwab

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

Opór ze strony kobiety zdecydowanie nie ułatwiał mu tego wszystkiego. A, co za tym szło, nie poprawiała i swojej sytuacji. W obecnej sytuacji znalazła się przez to, że poruszyła delikatną strunę paniki, która w obecnej sytuacji może przerodziła się w satysfakcjonujące poczucie kontroli nad drugą istotą, jednak ciekawość oraz obawa wciąż były obecne w głowie Sarpedona. A zdawkowe odpowiedzi oraz żądania uwolnienia niezbyt przypadały im do gustu. Ale w końcu tryton zrozumiał, że chyba nie ma innego wyjścia, jak zgodzić się na stawiany mu warunek. Jednak nie czułby się dobrze, gdyby po prostu opuścił elfkę na ziemię, byłoby to oznaką słabości, której jego drapieżna natura nie zamierzała okazywać. Szybko jednak wpadł na pewien pomysł, który wielce mu się udał. ”Nie potrafi pływać? Pewnie mała kąpiel by jej nie zaszkodziła.” Nie chciał utopić kobiety, a jedynie nieco nastraszyć. Był pewien, że gdy wrzuci ją do morza, będzie w stanie kontrolować fale, które po chwili wyrzucą ją na brzeg. Zmokniętą, pewnie przerażoną, ale wciąż żywą.
        Zdołał jednak jedynie rozkazać wodnym mackom wygiąć się w łuk, który, prostując się, miał cisnąć elfkę na dość daleką odległość, kiedy nagle jego otępiały słuch coś zarejestrował. Bardzo głośne coś. Gwałtownie się odwrócił i dostrzegł lecącego w jego stronę przeciwnika. Element zaskoczenia sprawił, że jego nadzwyczajnie szybkie odruchy stały się, przynajmniej z jego perspektywy, straszliwie ślamazarne. Zwłaszcza, że nie był przyzwyczajony do walki na lądzie. Napastnik uderzył go z wielką siłą, posyłając na ziemię. Macki rozpadły się, gdy nagle uleciało całe jego skupienie, a trzymana przez nie uprzednio istotka musiała doświadczyć dosyć bolesnego uderzenia. Całe szczęście, że nie stało się to gdy wisiała nieruchomo głową w dół, piasek co prawda nie był aż tak twardy, jednak wystarczyłby, aby zapewnić jej co najmniej drobny uraz. Jednakże Sarpedon nie martwił się teraz o swoją niedoszłą ofiarę. Został zaatakowany, a to zaowocowało gwałtownym skokiem adrenaliny, a co za tym idzie, przebudzeniem się jego drugiego ja. Warknął z bólu i zaczął się podnosić, rozglądając się za przeciwnikiem. Ten, o dziwo, także wylądował na ziemi. Szybko jednak się podniósł, a tryton zauważył, że nie ustępuje mu szybkością.
        Po chwili nieznajomy ponownie zaatakował, a Sarpedon, tym razem przygotowany, stanął na nogach przygotowując się do zagłębienia szponów w czaszce napastnika. Wtedy dopiero się zorientował, że nie posiada takowych. Za późno było, aby móc uniknąć ataku, dlatego zdecydował się jak najbardziej zaszkodzić przeciwnikowi. Odsunął się na tyle, na ile mógł, sprawiając, że mężczyzna nie wpadł na niego centralnie, jednocześnie celując pięścią w jego głowę. Trafił, ale po chwili porwał go impet napastnika, posyłając ich na wilgotny piasek. Przetoczyli się dobre kilka stóp, złączeni uściskiem, ale ostatecznie to nie tryton znalazł się na górze. Wściekły zorientował się, że jest słabszy. Jednocześnie jednak dostrzegł swoją szansę w tym, że jego przeciwnik niezbyt wiedział, jak należy walczyć – w przeciwieństwie do niego.
        Nawet jeżeli wilkołak chciałby poprzestać na obaleniu trytona, to ten niezbyt pozwalał mu na zrealizowanie tego celu. Bowiem Sarpedon zaczął stawiać zaciekły opór, wykorzystując wszystkie swoje umiejętności w obliczu silniejszego wroga. Oznacza to, że rozpoczęła się szamotanina, podczas której co chwila drugi znajdował się na górze, powoli tocząc się w stronę morza. Tryton nie byłby w tym stanie odgonić kropel wody od swoich skóry, nie mówiąc o większych jej ilościach. Uwolniona pokusa musiała zdawać sobie sprawę, co się stanie, jeżeli walczących sięgnie morska fala. Pytanie tylko, co z tym faktem zrobi.

Tymczasem na pokładzie okrętu zauważonego przez kobietę kapitan testował swoją nową lunetę. Przeszukiwał nią wybrzeże, zaskoczony oraz zadowolony z tego, jak dobrze sprawowało się jego narzędzie. Było warte wszystkich wydanych pieniędzy oraz chwil zmagań ze starym, pomatowiałym szkłem. Nagle jednak dostrzegł coś, co go nadzwyczaj zadziwiło. Przybliżył obraz, wpatrując się w dwójkę walczących na plaży.
- Karyl? - Podał stojącemu obok bosmanowi lunetę oraz wskazał na miejsce, które go interesowało. - Powiedz mi, co takiego widzisz.
        Karyl przyjął lunetę, rzucił okiem na wybrzeże, po czym uśmiechnął się i natychmiast oddał ją kapitanowi.
- Pokłócili się o dziewczynę. To chyba oczywiste.
- No tak... - Kapitan Fontor zadziwiony był agresją, jaka biła z obydwu mężczyzn, sam nigdy dla żadnej kobiety nie rzuciłby się na drugiego człowieka z taką wściekłością, ale miłość ponoć zrobiła swoje. - Jak myślisz, który z nich wygra?
        Bosman przyjął lunetę ponownie, po czym przyjrzał się im dokładniej.
- Trudno stwierdzić. - Nagle w jego głowie pojawiła się pewna myśl. - A gdyby tak zorganizować zakłady, miałby kapitan coś przeciwko? Pewno rozweseli to załogę, a morale są wszak najważniejsze.
        Fontor się zgodził, a Karyl ruszył na obchód statku wraz z lunetą, ukazując każdemu z załogi walczących. Po chwili niemal wszyscy ruszyli do zakładów, obstawiając zwycięzce pojedynku. Załoga była dosyć podzielona w ocenie szans, dlatego szybko rozpoczęły się waśnie, ale w wyjątkowo radosnej atmosferze beztroski przed wypłynięciem na otwarte morze. W dodatku walka toczyła się o kobietę, więc każdemu z marynarzy jakoś od razu zrobiło się weselej, może wspominając własne podboje?
Awatar użytkownika
Melouria
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Melouria »

Czy dużo od niego wymagała? Nie, jeśli był pewny swojej siły. Chciała mu wygarnąć jak wiele jej już zawdzięcza. Wszak mogła go zdradzić w mieście. Zaprowadzić pod sam szafot, a jednak tego nie zrobiła. Oczywiście nie wszystko poszło świadomie według jej planu, ale przynajmniej w części specjalnie trzymała buzię na kłódkę.
Widziała jego wahanie, chciałaby wiedzieć co planuje, ale do tego musiałaby go znowu dotknąć. Po ostatnich gromach jakimi spiorunował jej umysł, za drugim razem musiałaby się chyba mocno zastanowić. Z jednej strony przyciągała ją ciekawość, a z drugiej lekki strach. Zastanawiała się czy nie powinna wcześniej uchylić rąbka tajemnicy, żeby dać mu dowód swoich dobrych intencji. Może powinna zagrać inaczej, przestać odgrywać ofiarę i przejąć inicjatywę? Trochę nagiąć fakty i mu pogrozić? Wystarczyło te kilkanaście minut, żeby poznała jego tożsamość. Wystarczyłoby jej kilkanaście sekund, żeby to wykorzystać.
Okazało się to niepotrzebne, bo całkiem znienacka na plaży pojawił się jakiś mężczyzna. Z początku na niego patrzyła, odruchowo przez przypadek narażając go na zauważenie przez Sarpedona. W głowie Pokusy zrodziło się mnóstwo pytań. Nie znała intencji tego drugiego. Mógł być to zwykły, dzielny – ale głupi – przechodzień, co zechciał się zabawić w bohatera i oczywiście przyklasnęłaby mu z ulgą, gdyby nie to, że w jej głowie zrodziła się wizja padającego Sarpedona ze sztyletem sterczącym z pleców. Powinna mieć to gdzieś, ale chciała mieć swoją, hucznie przez nią nazwaną: „zdobycz”, w stanie nienaruszonym. Odzywała się w niej dzika natura, która nie pozwalała jej dzielić się zdobyczą. A jeśli ktoś miałby wątpliwości – tak, była gotowa zabić Sarpedona gdyby się znudziła swoją „zabawką”. Wiedziałby o niej zbyt wiele, żeby mogła go zostawić przy życiu. Kto wie, czy Sarpedon nie miał wobec niej podobnych planów.
Więc chciała się uwolnić, ale niekoniecznie w ten sposób. Podjęła więc decyzję o zdradzeniu napastnika – oczywiście gdyby wiedziała co planuje Sarpedon, to zmieniłaby zdanie. Nabrała w płuca powietrza, żeby krzyknąć i ostrzec trytona, lecz zrobiła to tuż przed tym jak macka woda znienacka poderwała ją do góry i siłą odśrodkową wyciągnęła z jej płuc zgromadzone powietrze. I tuż przed napadnięciem nieznajomego na trytona. Wszystko działo się tak szybko, że się w tym wszystkim pogubiła. Całe szczęście, że po upadku na ziemię niczego sobie nie złamała. Piasek był miękki, ale zazwyczaj, kiedy padały na niego promienie letniego słońca, a tymczasem była zima – tylko bezśnieżna i umiarkowanie ciepła. Nic więc dziwnego, że upadek z kilkunastu metrów był dla niej bardzo bolesny. Szczęście w nieszczęściu. Leżała na boku i zaciskała usta, żeby jakoś zdusić w sobie jęki, które samoistnie wezbrały w niej i spłynęły do gardła od obolałych części ciała o których istnieniu już zapomniała. Patrzyła na szamotaninę dwóch facetów, ale nie w głowie jej było przerywać teraz ich bitkę. Nawet zapragnęła żeby Sarpedon zaliczył kilka siniaków w ramach pokuty za te na jej ciele, której autorem był on.
Miała ochotę tak patrzeć bezczynnie aż któryś z nich przegra, aż do momentu, kiedy poczuła uderzenie lodowatej wody na plecach. Syknęła i wzdrygnęła się w miejscu podrywając z nieco spóźnioną reakcją z wody. Przypływ ciskał fale coraz dalej w głąb lądu. Dzięki bystrości umysłu od razu powiązała żywioł z nieludzką naturą białowłosego. Wiedziała, że bestia jest zbyt niebezpieczna, żeby pozwolić jej teraz na przebudzenie się. Tylko co robić? Co robić?
Rozejrzała się w panice na boki. Odpowiedź przyszła sama. Niemal zrządzeniem losu podrzucił ją jej żywioł, który zdradził Sarpedona. Długa belka na dwa łokcie została wypchnięta przez fale tuż pod jej stopy. Elfka bez namysłu podniosła ją z wody. Cała przemoczona popatrzyła na przedmiot trzymany w rękach i jeszcze raz na bijących się mężczyzn. Przez myśl przeszedł jej nawet pomysł zdzielenia po głowie całej dwójki, ale szybko ją porzuciła. A przynajmniej zepchnęła do planów na przyszłość. Nieznajomy mężczyzna mógł się jej przydać.
Podkradła się do całej dwójki od tyłu akurat w momencie, kiedy Sarpedon używając swojej zwinności przetoczył Sierrę na ziemię i miał akurat zadać mu cios w szczękę. Tryton nie zauważył jej zbyt pochłonięty walką z przeciwnikiem. Elfka z niemałym wysiłkiem zamachnęła się ciężką belką i z całych sił – raczej teraz nie przejmując się, czy nie za mocno to zrobiła – z okrzykiem wielkiego wysiłku, uderzyła Sarpedona w tył głowy. Kilka mokrych glonów spadło mu na plecy, a impet uderzenia wytrącił jej śliską i ciężką belkę z rąk. Sarpedon miał szczęście – drewno było na tyle miękkim materiałem, że nie spowodowało to pęknięcia czaszki, a siła Melouri też nie była jakaś wybitna. Upadł na twarz na Skierrę, pozbawiony przytomności. Zdyszana elfką pociągnęła nosem i spojrzała na pobojowisko. Choć zdawało się, że jest w szoku, w rzeczywistości już musiała układać w głowie plan jak to wszystko wytłumaczyć nieznajomemu mężczyźnie. O ile przemiana Sarpedona jeszcze się nie rozpoczęła, a powinna się zacząć, bo belka aż ociekała morską wodą, to mogła chwilowo zdobyć się na kilka chaotycznych słów.
- Ty… Jesteś odważny, dziękuję – odrzuciła do tyłu mokre włosy, o ich ład zadba później. Chwilowo miała inne zmartwienia. – Nieźle walczysz. Jak się nazywasz? – zapytała Skierrę.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Uczucie było trochę takie, jakby powoli lecz z każdą chwilą odpływał coraz bardziej w nicość, w otchłań senną z której nie wiedział czy istnieje wyjście. Z każdą chwilą czuł się tam spychany i mimo tego, że ani trochę nie chciał do tego dopuścić, otchłań wołała go po imieniu, kusząc niemiłosiernie, choć tak naprawdę nie miała mu nic do zaoferowania. Dlatego Skierra wciąż rozpaczliwie trzymał się swojego ciała, nie pozwalając wilkowi na przejęcie pełnej kontroli. Ulokował się w tylnej części własnego umysłu, z ogromną nadzieją że może zdoła przeczekać największą jego furię, a dopiero kiedy trochę osłabnie to wtedy interweniować i z powrotem przejąć kontrolę nad ciałem. Teraz jednak Skierra stał się w sumie nikim więcej, jak tylko biernym obserwatorem, który nie mógł zrobić wiele ponad ruch własnymi oczyma. To wilk kontrolował jego ruchy i reakcje. To właśnie on z wściekłością łypał na chłopaka, niemalże tocząc śliną z ust. Na szczęście Skierra wciąż był jeszcze w ludzkiej postaci. Była to bowiem jedyna rzecz, która tak naprawdę jeszcze była przez niego półprzytomnie chroniona. Wilk wprawdzie jeszcze nie pragnął się przemienić, jednakże Skierra wiedział że on tutaj całkiem niedługo przyjdzie by zażądać od niego i tego, a wtedy strącić go w czeluści otchłani... kapłan jednak nie zamierzał tak łatwo odpuszczać. Trzymał się uporczywie tej myśli i co chwilę usilnie przypominał sobie dlaczego nie może przestać walczyć. Nie mógł sobie pozwolić na utratę tego ciała, jeszcze nie teraz gdy jeszcze musiał znaleźć kogoś kto może mu pomóc. Starał się jednakże nie zwracać na siebie uwagi wilka, gdyż ten był teraz tak rozjuszony, że wątpił by zdołał go teraz powstrzymać. Mógł jedynie patrzeć swoimi... nie, jego oczami na dalszy przebieg wydarzeń.
Drugi cios był zdecydowanie jeszcze bardziej agresywny niż pierwszy. Skierra odruchowo zapragnął spróbować go zatrzymać, jednakże przypomniał sobie że nie jest w stanie tego dokonać. Musiał skupić się jedynie na tym, by nie pozwolić mu przybrać wilkowi bestialskiej formy, bo gdy to się wydarzy, jego oponent bez najmniejszych wątpliwości pozostanie prawie bez szans. Skierra wcale nie chciał go zabijać, jedynie obezwładnić i następnie w spokoju porozmawiać. To był jego błąd, że pozwolił wilkowi się wtrącać. Kapłan żałował, że jego wiara aż tak bardzo się opuściła. Powinien był zaufać i podejść bez obaw, że coś złego się przydarzy. Teraz jednak stało się i już nic nie mógł na to poradzić.
Skierra poczuł zderzenie. Wilk uderzył na oślep, nie celując w żadne szczególne miejsce, stawiając na impet i siłę uderzenia. Nieznajomy natomiast wziął na nim odwet i z rozmachem uderzył go w twarz, nie zdążył się jednak zasłonić przed atakiem i wilk zdołał powalić go na ziemię. Ból eksplodował w jego twarzy gdzieś w okolicach nosa, oraz poczuł sączącą się zeń krew. Zapach ten zdał mu się dużo potężniejszy niż go zapamiętał, zaciemnił on bowiem wszystkie inne i intensywnie pulsował, nie pozwalając skupić się na niczym innym prócz samego metalicznego smaku krwi, której zaledwie odrobina znalazła się w jego ustach. Skierra poczuł narastającą weń wściekłość. Wiedział, że to nie jego uczucie, jednak nie potrafił oddzielić go od swojego jestestwa. Zapach ten dosłownie doprowadzał go do furii, sprawiając że miał ochotę rozszarpać na kawałki tego głupca który ośmielił się z nim walczyć. Zawył wściekle, słysząc jak jego głos dziwnie się zniekształcał. Zapragnął przyjąć drugą formę, aby pokazać mu swoją prawdziwą potęgę.
Nagle jednak potknął się o własne myśli. W jego umyśle ukazała się potrzeba, by powstrzymać się od przemiany, żeby pozostać tak jak był. Skierra nagle poczuł, jak znów był w stanie niejako ustalić, które myśli rzeczywiście należały do niego. Chciał zostać tu, bronić się przed atakami wilka. Chciał zachować choćby cień kontroli i nie zostać zepchniętym jeszcze głębiej. Powoli odzyskiwał przytomność umysłu, jednak jedynie własnego. Wilk wcale nie był usatysfakcjonowany z takiego stanu rzeczy. Rzucił się na niego, usiłując wypchnąć go poza kręgi świadomości. Skierra próbował się przeciwstawiać, jednak ze średnim skutkiem. Wiedział, że długo już nie wytrzyma.
Nagle jednak poczuł, że świadomość wilka trochę się rozdzieliła. Część dalej była tu, z nim, nie pozwalając mu zapomnieć o obecności kapłana. Druga jednak przyciągnięta została z powrotem do rzeczywistości. Skierra wsłuchał się w jego myśli. Ból, wściekłość, kontratak - tak właśnie mniej więcej brzmiało to, co rozgrywało się w tamtej świadomości. To nieznajomy musiał ich zaatakować. Skierra z trudem otworzył się na bodźce zewnętrzne, z ledwością jedynie omijając pilnującą go część świadomości. Zobaczył chaos ciosów, zadawanych zarówno przez chłopaka jak i przez siebie samego. W tle przetaczały się na zmianę widok nieba i plaży. Woda z każdym obrotem zdawała się do nich przybliżać. Potem uderzył go ból całego ciała, które pod nierównomiernym atakiem intensywnie wydawało się być jednym wielkim jego kłębowiskiem.

Kiedy na dłuższą chwilę obracający się widok zatrzymał się na zachmurzonym błękicie nieba, Skierra zdał sobie sprawę z tego że wilk przynajmniej na chwilę dał się przygnieść przeciwnikowi. Poczuł wtedy jak nacisk wilka na niego samego osłabł znacząco, kiedy ten skupił się w pełni na zrzucaniu oponenta. Skierra wykorzystał ten fakt i bez dłuższego zastanowienia zaatakował od strony mentalnej, zmuszając wilka do walki na dwóch frontach jednocześnie. Wtedy jednak poczuł, jak uścisk mężczyzny zaciska się bardziej na jego ciele. Skierra zdążył pomyśleć, że to mógł być wcale nienajlepszy pomysł. Teraz jednak nareszcie jakby odzyskał, przynajmniej częściowo władzę w swoim ciele i wahał się przed podjęciem decyzji, która niewątpliwie wiązała się z ponownym jej utraceniem. Minęła bolesna i nieprzyjemna chwila, nim kapłan postanowił jednak nie ustępować pola i spróbować znów zająć miejsce za sterami. Wilk jednak również nie zamierzał się poddać, co niejako czuł we własnych myślach. Skierra skupił się i...
Trach! Rozległ się głuchy łomot i zupełnie nagle cały nacisk w fizycznym świecie ustąpił. Wilk nawet nie zdążył zorientować się co się stało, co kapłan wyczuł w jego, czy też raczej swoich myślach. Skierra nie zwlekał ani chwili, tylko z całą pozostałą mu siłą woli zaczął zmuszać go do wycofania się. Zanim tamten zdołał przejść do defensywy, Skierra zdążył znacznie zniwelować jego wpływy. Wciąż czuł go w środku swej głowy, lecz teraz już ciszej i mniej wyraźnie. Wiedział jednak, że nie wypchnął go całkowicie i musiał zachować pełną czujność, aby nie pozwolić mu znów zapanować nad jego ciałem.
Dopiero wtedy Skierra zdołał uważniej i z jakimkolwiek skupieniem przyjrzeć się temu co się wydarzyło. Mężczyzna leżał w tym momencie obezwładniony, zwieszając mu się ramieniem na klatce piersiowej. Widok ten niemalże od razu rozjuszył wilka, który zajątrzył w ich myślach pragnieniem aby rozerwać mu gardło. Skierra jednak był w stanie odróżnić jego wolę od swojej własnej i poza sporym drgnięciem prawej dłoni i napięciem mięśni wilkowi nie udało się nic osiągnąć. Z trudem, używając całkiem zmęczonych ramion przesunął ogłuszonego mężczyznę w bok, jednocześnie gramoląc się spod niego. Zaraz nad nim stała dziewczyna. Gdzieś w swojej zmaltretowanej pamięci zdołał odszukać obraz który odpowiadał jej widokowi. To była ta sama osoba, którą uratował przed tą dziwaczną magią którą posłużył się mężczyzna. Wilk z miejsca zbombardował go okrutnymi wizjami z nią właśnie w roli głównej. Najgorsze było to, że Skierra zaczynał powoli gubić się w nich i nie był już pewien, czy wszystkie należały do jego mentalnego oponenta. Może to były jego własne, czarne scenariusze? Wprawdzie próbował sobie tak wmawiać, ale kiedy je oglądał to autentyczna przyjemność zaczęła pojawiać się w jego umyśle. Znów nie potrafił odseparować jej od własnych uczuć. A może ona była jego własna? Nie był pewien co się dzieje. Czyżby znów tracił kontrolę? A może to wilk uczył się jak coraz lepiej na niego wpłynąć? Skierra nie miał pojęcia, lecz w obydwu tych przypadkach musiał jak najszybciej znaleźć kogoś kto mógł pomóc mu to jakoś opanować.
Kiedy usłyszał głos tamtej dziewczyny, który zdecydowanie wydał mu się przyjemny, nagle jego mięśnie samoistnie się napięły i jego ręka mimowolnie poleciała do przodu w stronę dziewczyny z paznokciami wystawionymi do ataku. Na szczęście Skierra jeszcze półleżał i zdążył dość szybko się powstrzymać. Ponownie upadł na piasek i tyłem zaczął odsuwać się od niej na w miarę bezpieczną odległość. Spojrzał na dziewczynę ze strachem w oczach, po czym zamknął powieki. Musiał upewnić się że wciąż pilnuje wilka aby ten nie przejął zbyt dużej kontroli. Ten jednak zdawał się być tak samo silny jak wtedy kiedy zdobył nad nim znaczną przewagę. Jakim sposobem jego rozkazy były aż tak sugestywne? Skierra spróbował jeszcze raz z całej siły wypchnąć go ze swej głowy, jednak wilk trwał tam uparcie i nie dał mu się wypchnąć.
Kapłan przynajmniej na chwilę musiał podzielić swoją uwagę. Czuł się w obowiązku żeby wyjaśnić swój nagły atak na dziewczynę. Nie mógł przecież tego ot tak zostawić w ten sposób, prawda? Ona na pewno nie miała pojęcia co się dzieje. Chociaż z drugiej strony był pewien że sam wiedział niewiele więcej.
- Przepraszam... ja... - zaczął drżącym głosem, dopiero teraz zdając sobie sprawę że dyszał niczym niedźwiedź, a jego głos sprawiał wrażenie że brzmiał inaczej. Wogóle cały chyba był roztrzęsiony. Czy było to spowodowane walką z bluźniercą, czy z wilkiem, a może obydwoma jednocześnie, nie potrafił powiedzieć. Może to sam fakt, że na samym początku zaprezentował aż taką głupotę tak na niego wpłynął? - Ja przepraszam... Jestem Skierra. - dodał jeszcze na samiutkim końcu, przypominając sobie, że dziewczyna go o to wcześniej zapytała. Teraz już tak naprawdę chciał jak najszybciej stąd pójść, zaszyć się gdzieś gdzie go nikt nie znajdzie i jakoś dojść do siebie. Nie chciał nawet żeby jego przeprosiny odniosły jakikolwiek skutek. Po prostu chciał już stąd odejść.
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

Sarpedon nie mierzył się z problemem, który tak bardzo rozdzierał jestestwo wilkołaka. Owszem, i on posiadał swoją mroczniejszą, drapieżną, prymitywną stronę, jednakże różnica pomiędzy nim, a Skierrą była taka, że zupełnie nie uznawał jej za swojego wroga. Ataki trytona były więc zdecydowane i jednomyślne, kierowane tylko jednym celem – by zabić napastnika. Co pewnie byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby był w swojej bardziej przystosowanej po zabijania formie. Wtedy każdy z ciosów byłby odczuwalny o wiele, wiele mocniej. W tej chwili jednak zupełnie do głowy nie przyszła mu myśl, aby użyć magii wody i dzięki temu nieco „udoskonalić swoje ciało”.
        Jednakże mimo to Sarpedon zaczynał powoli zdobywać przewagę, dzięki umiejętnościom ukradzionym z pożartych przez niego umysłów. Mimo to walka ze silniejszym przeciwnikiem sprawiała, że jego ciało doświadczało coraz silniejszego wyczerpania. Nawet jeżeli uda mu się wygrać, to będzie cierpiał na poważne zakwasy. Ale drapieżnik nie przejmował się tym – w jego mniemaniu toczyła się tutaj walka na śmierć i życie. I kto wie, czy nie było tak naprawdę. Skierra starał się kontrolować swego wilka, ale agresja trytona zdecydowanie mu nie ułatwiała uspokojenie go. Sprawy przybierały naprawdę zły obrót, kiedy nagle... kiedy nagle wszystko pochłonęła czerń.

- Ouu! - krzyknął jeden z żeglarzy, który akurat trzymał lunetę. Reszta z nich natychmiast przypadła do burty, okrążając go ze wszystkich możliwych stron, także od góry, wpatrując się na wybrzeże. Większość z nich przekrzykiwała się, zadając pytania o to, co się stało, kto wygrał. - Ta dziewka... a, niech ją kule biją, przywaliła jednemu z nich.
        Na statku zapanowało milczenie. W końcu dało się słyszeć głos: „któremu?” Kiedy tylko żeglarz to doprecyzował, wybuchły awantury. Ci, którzy postawili na wciąż przytomnego mężczyznę argumentowali, że wygrali zakład, gdyż to on podbił serce kobiety, natomiast ta część, która zdecydowała się zaufać drugiemu z nich, twierdziła, że nie o to był zakład i żądała jego anulowania. Kapitan starał się uspokoić załogę, ale niezbyt był w stanie cokolwiek zrobić. Wkrótce w ruch poszły szable i rozpoczęła się właściwa bitwa, która z każdą kolejną sekundą coraz bardziej wymykała się spod kontroli. Wkrótce ktoś zaprószył ogień i połowa okrętu stanęła w płomieniach, niedługo potem rozległ się huk, gdy jeden z masztów pękł, po czym runął na spotkanie z morską taflą. Zadziwiające, w jak przekorny sposób potrafią ułożyć się nicie przeznaczenia.

Tymczasem na brzegu Sarpedon leżał pozbawiony świadomości, jednak jego ciało nie było równie spokojne. Kiedy tylko mokra od morza belka dotknęła jego skóry, zostawiając sporej wielkości, mokry ślad na jego głowie, wstrząsnęły nim drgawki. Jego nogi zaczęły się wydłużać, łączyć i pokrywać łuskami, podobnie jak spora część jego ciała. Kształt szczęki zmienił się znacząco, przemieniając nawet przystojnego młodzieńca w szpetną kreaturę, rozciągniętą na morskim wybrzeżu.
        Przemiana nie obudziła go, ale sprawiła, że zaczęły działać niektóre z jego naturalnych reakcji, gdy przebywał pod wodą. Dlatego też długi ogon zaczął powoli poruszać się na boki, rozgrzebując piasek, a pazury zaciskać się na owym, jakby próbując pochwycić ofiarę. Na jego twarzy dało się też ujrzeć bardzo nieprzyjemny grymas, ukazujący doskonale rzędy drapieżnych kłów, których niejedno zwierze mogło pozazdrościć.
Awatar użytkownika
Melouria
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Melouria »

Odpowiedź od przytomnego mężczyzny nie była taka jakiej się spodziewała. W sumie nie wiedziała jak na nią zareagować, bo żaden z przećwiczonych scenariuszy nie zakładał, że facet rzuci się na nią z pazurami jak jakiś niewykastrowany kocur! Momentalnie i odruchowo sięgnęła prawą ręką za plecy, gdzie za pasem owijającym suknię w talii, chowała mały, poręczny sztylet. Widząc popłoch i rozpaczliwą ucieczkę na wstecznym, Skierry, doszła do wniosku, że chyba się jej boi. Jedno tylko nie pasowało jej do nieznajomego. Gruby, wręcz charczący ton wydobywający się z jego gardła. No dobrze. To nie była jedyna rzecz, która ją niepokoiła. Do tego doszła jeszcze przedziwna furia z jaką tłukł się z Sarpedonem, zupełnie jakby wyzwolił z siebie brutalność sięgającą szczytu wątpliwie szlachetnej sztuce walki podłego potwora. Zanim zrozumiała, że przeciąga ciszę zbyt długo, a jej ręka za plecami za długo zwraca na siebie uwagę bohatera, zdążyła usłyszeć jego imię. Ten mały gest dawał jej cząstkę wiary, że nie rzuci się na nią i jej nie zabije tu na miejscu obok Sarpedona.
Kątem oka spojrzała na nieprzytomnego. Obawiała się, że go zabiła. Że cios w głowę mógł być za silny. Poczułaby się zawiedziona lub nawet smutna z tej przyczyny, jak mała dziewczynka, która popsuła najukochańszą lalkę. Pochyliła się nad chłopakiem i obróciła go na bok, aby mieć dostęp do jego twarzy. Nachyliła się nad jego twarzą i przysunęła policzek do jego ust. Łaskotanie lekkiego podmuchu utwierdziło ją w przekonaniu, że żyje, lecz coś zaczęło się z nim dziać. Białowłosy zaczął się ruszać, co bardzo ją zaskoczyło. Spodziewała się raczej, że poleży kilka godzin w spokoju, ale ten zaczął się wiercić. Wstała i odsunęła się od niego by podziwiać niesamowitą przemianę człowieka. Wybuch na morzu nawet na chwilę jej nie rozproszył. Mogłaby teraz patrzeć tylko na ten proces. Spodnie mężczyzny rozerwały się w nogawkach, buty ześlizgnęły ze stóp, a koszula w oka mgnieniu stała się śmiesznie krótka. Podziwiała ten proces czując podniecenie i niedosyt, bo chciałaby go widzieć w tej formie przytomnego. Chciałaby spojrzeć tej bestii w oczy i zobaczyć w nich nieokiełznaną naturę stwora, które kiedyś było rozumnym, niewinnym trytonem. Słyszeć o tych istotach opowieści, a widzieć je na żywo, to dwie różne bajki.
Musiała oderwać wzrok od wijącego się na brzegu potwora, by spojrzeć w oczy drugiemu. Niechcący stał się niewygodnym świadkiem, którego zwyczajnie w takich sytuacjach usuwało się z opowieści w niezbyt delikatny, ale skuteczny, sposób. Musiała coś naprędce wykombinować, żeby go uspokoić (cokolwiek go denerwowało). Nienawidziła swojej roli w tym spektaklu, Wolałaby podrywać jakiegoś debila liczącego na seks z małoletnią, niż stać na plaży pomiędzy dwoma niebezpiecznymi typami.
Elfka zrobiła krok nad ogonem trytona, krok zbliżający ją do Skierry. Spojrzenie jej zmieniło się diametralnie. Z wystraszonej, drobnej kobiety zmieniła się w zdecydowaną, kojącą każdym gestem gładkiej dłoni, którą każdy chciałby mieć na wyłączność. Nie wiedziała jak to robi, ale roztaczała wokół siebie wabiącą aurę. Przychodziło jej to tak naturalnie, że nie musiała się nad tym mocno skupiać. Być może to jedna z umiejętności swojej rasy, aczkolwiek nigdy nie spotkała się z podobnym przypadkiem.
- Spokojnie - wyciągnęła dłoń ku piersi mężczyzny. Nienachalnie, żeby nie poczuł się atakowany. - Chcę pomóc - powiedziała szepczącym, niemal kuszącym głosem. Patrzyła mu prosto w oczy. Jej elfia twarz wyrażała spokój i opanowanie wzbudzające zaufanie. Co chciała w ten sposób osiągnąć? Może jej piekielny instynkt teraz przejął nad nią kontrolę, albo była do tego stworzona. Była pokusą, nektarem dla spragnionych kobiecego uniwersum. Miała wszystko czego pragnęła bestia ukryta w mężczyźnie. Potrafiła oswoić jego zmysły samym dotykiem. Zwabić go i uśpić samym głosem. Do tego musiała go... Dotknąć. Nie zrobiła tego siłą. Zaczekała aż jej pozwoli. Dała mu czas oswoić się z tym uczuciem. Palcami sunęła po jego klatce piersiowej wzmagając kontakt telepatyczny, który niestety działał tylko w jedną stronę. Dostrzegła w nim wilka. Potężnego, silnego łowcę. Od razu się jej spodobał. Uśmiechnęła się delikatnie. Wycofywała się, kiedy miał dość. Nie drażniła go. Chciała go poznać, co mógł wyczuć w jej spojrzeniu. Spod lekkich rzęs wyzierało podejrzane światełko, jak pojedyncza gwiazda na środku nocnego sklepienia.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Czuł jak piasek nachalnie wdzierał się w każde możliwe miejsce i każdą przestrzeń jego ciała jaką tylko mógł. Znajdował się wszędzie: we włosach, pod koszulą, w spodniach, bieliźnie, a nawet w śladowych ilościach w jego ustach. Na szczęście nie był mokry i nie przylepił się do niego wilgotną warstwą niczym błoto, ponieważ pozbycie się czegoś takiego jest niezwykle problematyczne. W sytuacji w jakiej się znalazł wystarczyło w sumie wyjść poza plażę i porządnie ze wszystkiego otrzepać. Skierra dopisał w myślach to pragnienie do listy rzeczy, które wolałby teraz robić zamiast znajdowania się tutaj.
Kiedy z dużą dozą lęku wpatrywał się w reakcję kobiety, bez najmniejszego pudła zobaczył to, czego spodziewał się zobaczyć. Przestraszyła się jego, tak samo jak i tego nagłego wybuchu, przerwanego w połowie ataku. Nie mógł jej za to winić, nie było to przecież coś nadzwyczajnego, ale przez chwilę miał nadzieję że tak się nie stanie. Mimo wszystko jakaś niewielka jego część chciała pozostawić po sobie przynajmniej częściowo dobre wrażenie. Mimo wszystko nie chciał, żeby postrzegała go jak szaleńca. Z jakiegoś jednak powodu ona nie uciekła zaraz po tym, kiedy rzucił się na nią z pazurami. Wciąż była tam, choć wciąż pełna obaw i w całkowitym napięciu. Skierra wyczytał z tej postawy, że poczytywała go za zagrożenie. Chciał jej jakoś wytłumaczyć, a przynajmniej spróbować powiedzieć co się stało. Wciąż czuł jednak bardzo intensywny wpływ wilka na całe jego ciało. Miał takie uczucie, jakby cały jego język nie należał do niego. Zanim więc zdołał uformować skołatane myśli w słowa, a następnie ułożyć z nich zdania i jeszcze na dodatek wypowiedzieć, zdołał dostrzec że coś w tej sytuacji zdążyło się zmienić. Z jej mimiki wyczytał zdenerwowanie i poczucie presji. Skierra zauważył, jak jej oczy na chwilę poleciały w bok, spocząwszy na tamtym mężczyźnie. Martwiła się. Czyżby przez przypadek zrobiła więcej niż z początku przypuszczał? Może wcześniej już go znała i stąd to uczucie? A może uznała jego, Skierrę, za presję otoczenia, kogoś nieproszonego? Nie, to niemożliwe, przecież wcześniej skomplementowała jego odwagę... nawet pomimo tego że była to nadzwyczajna wręcz głupota. Więc musiała się o niego martwić. A jednak pomimo tego przerwała ich walkę, nie pozwoliła mu wtedy jej dokończyć. Skierra miał wiele pytań i żadnych odpowiedzi.
Nagle jego uwagę przyciągnął jasny rozbłysk światła gdzieś daleko, na powierzchni morza. Skierra natychmiast spojrzał w tamtym kierunku, jedynie po to aby zobaczyć rozprzestrzeniającą się ognistą łunę, która w zastraszającym tempie trawiła jakiś znajdujący się w oddali statek. Skierra uniósł się trochę, powoli stając na nogach. Te również zdawały się być inne, nie do końca należące do niego. Wrażenie jednak ustąpiło po wykonaniu paru kroków. Potem uniósł dłoń do oczu, starając się skupić wzrok na płonącej w oddali galerze. Starał się wypatrzeć jakiś ruch na pobliskich wodach, jakikolwiek znak że komuś udało się wskoczyć do szalupy, czy chociaż wyskoczyć do wody. Nie potrafił jednak ani jednej łodzi, nic prócz fal które z furią opłukiwały płonący kadłub, jednak wcale nie gasząc płomieni. Skierra obawiał się że nikomu nie udało się stamtąd uciec. Kapłan przeżegnał się, po czym odmówił grupową modlitwę za umierających. Po chwili przeżegnał się ponownie i pochylił lekko głowę. Nie miał pojęcia co spowodowało pożar, jednak bardzo żałował tych ludzi. Żałował też że nie był w stanie im w żaden sposób pomóc.
Wtem jego uwagę przyciągnęło coś, co działo się o wiele bliżej, na tej samej plaży na której się znajdował. Jego wilczy instynkt natychmiast wychwycił ruch kątem oka i skierował tam jego wzrok nawet bez jego szczególnej intencji. Bardzo zdenerwowało to Skierrę, była to bowiem kolejna oznaka tego, że nawet teraz kiedy był na wierzchu nie był w stanie nad sobą zapanować. Zdecydowanie wolałby sam decydować o ruchach swojego ciała.
W wyniku tego działania jednak jego oczom ukazał się dziwaczny widok. Dziewczyna, której imienia jeszcze nawet nie znał, pochylała się z widocznym zainteresowaniem nad znokautowanym mężczyzną. Chłopaka natomiast bezustannie przechodziły boleśnie wyglądające fale drgawek, które przypominały te przy bardzo wysokiej gorączce. Jego twarz bardzo się teraz zmieniła w porównaniu do tej, którą widział podczas starcia z nim. Nie chodziło nawet o jakiś dziwny, nieokreślony jej wyraz, który zresztą również się na niej znalazł. Wręcz na jego oczach zdawała się ona w niektórych, dziwnych miejscach wydłużać i rozszerzać. Całkiem możliwe że rzeczywiście tak było. Nie wspominając już o całej reszcie jego ciała. Wydawał się teraz znacznie dłuższy, a proces zdawał się jedynie ciągnąć. Po chwili Skierra zorientował się, że stwór właściwie już nie miał nóg. Zamiast tego była jedynie długa, potężnie umięśniona kończyna, na samym końcu zwieńczona sporą płetwą. Ponadto całe jego ciało pokryło się dziwacznie wyglądającą i zdecydowanie zbyt mocno śmierdzącą łuską, której zapach nawet z tej odległości drażnił jego wyczulone na zapachy nozdrza, niejako ponownie bez jego zgody wywołując wilka na powierzchnię jego świadomości. Skierra postarał się wprawdzie, aby nie pozwolić mu na jak najwięcej tylko potrafił, jednakże poczuł jak wilk powoli zaczynał wypływać z dziury do jakiej wcześniej go zepchnął. Przynajmniej morski twór na szczęście wciąż jeszcze wydawał się być nieprzytomny, jednakże lekkie ruchy ogona i skurcze mięśni dłoni zwiastowały że nie pozostanie w takim stanie przez zbyt długi okres czasu.
Skierra nie był pewien co powinien zrobić w takiej sytuacji. Człowiek z którym przed chwilą stoczył walkę właśnie okazał się czymś w rodzaju morskiego potwora, czymś w rodzaju tego czym opowiadano głównie krwawe, nieprzyjemne legendy. Skierra nie miał pojęcia w jakim stopniu te historie mogłyby być prawdziwe, lecz ten osobnik wyraziście zaprezentował przed nim swoje bardzo negatywne intencje. Nie miał pojęcia co wcześniej robił z dziewczyną, ale w najlepszym razie planował tortury albo gwałt. Co jednak jeżeli miał to być rytualny mord? Wprawdzie nie wydawało się to aż tak bardzo prawdopodobne, ale nie mógł wykluczyć tej opcji. W takim wypadku Skierra wręcz powinien założyć, że jest to osobnik skrajnie niebezpieczny, nienawracalny na dobrą drogę. Albo nawet bezrozumna bestia, demon jakiś, ponieważ prócz bluźnierczej magii nie zdołał dostrzec w nim ludzkiej inteligencji. Nie miał pewności która z tych tez była bliższa prawdy, a także brakowało mu dowodów by wykluczyć którąkolwiek z nich. Miał jednak pewność co do tego, że był niebezpieczny, w dodatku nie tylko dla niego i tej dziewczyny ale dla wszystkich których napotkałby na swojej drodze. Najbezpieczniejszym rozwiązaniem tego problemu byłoby stałe unieszkodliwienie potwora. Skierra miał jednak wątpliwości co do tego, czy coś takiego wogóle dałoby się gdzieś uwięzić. Gdyby przygotować specjalną celę to może udałoby się go tam zamknąć na stałe... oczywiście zakładając że uporaliby się z tym zanim jeszcze by się ocknął.
"Zawsze pozostaje jeszcze ta druga opcja..." - pomyślał, podświadomie przejeżdżając językiem po zębach. Byłoby to nawet sensowne rozwiązanie i zaoszczędziłoby wielu późniejszych problemów. Nie wymagało nawet zbyt wiele wysiłku z jego strony...
Nagle Skierra zorientował się że nie powinien myśleć takimi kategoriami. Nie chodziło nawet o to, że to nie było szczególnie prawe i poprawne zachowanie. Zdał sobie sprawę że on przecież nigdy by tak o nikim nie pomyślał. Jeszcze dwa lata temu w zasadzie każdemu skłonny był dać drugą szansę, a czasem nawet i trzecią. Co się z nim działo? Czy to naprawdę wilk aż tak mieszał mu w głowie? Nie potrafił stwierdzić nawet czy tamten przypadkiem nie chciał żeby doszedł do takiego wniosku. Może naprawdę zaczynał myśleć nie tak jak powinien? Może to z nim był jakiś problem? Teraz już naprawdę nie potrafił stwierdzić.
Z rozmyślania o tym, co właściwie jest dobre a co złe, wyrwała go sama dziewczyna. Powoli zaczęła zbliżać się do niego, zupełnie tak jakby z jakiegoś powodu nie zdawała sobie sprawy jak duże zagrożenie stanowił. Wilk niemalże natychmiast wyczuł jego obawy, nagle ponownie atakując. Skierra warknął, zaciskając powieki i jednocześnie zmuszając się do zataczania się do tyłu. Intensywny pierwszy ból zaczął odrobinę słabnąć wraz z czasem, jednak Skierra czuł że nacisk wcale się nie zmniejszał. Nie mógł w tym momencie mieć pewności, że uda mu się zachować sprawność umysłu.
- Nie... Nie zbliżaj się bardziej... Jestem chory! - warknął nienaturalnie niskim basem, który z trudem jedynie można było rozpoznać jako ludzką mowę. Liczył na to że może ją odstraszy, że się odsunie dopóki nie odzyska przynajmniej częściowo kontroli nad samym sobą.
Z jakiegoś powodu jednak dziewczyna zdawała się puścić mimo uszu jego wyraźne ostrzeżenie. Wydawała nic sobie z tego nie robić, jakby jakoś szczególnie zależało jej na tym żeby nawiązać z nim kontakt z bliska. Próbowała uspokoić go swoim głosem, zapewniając go że nie ma złych zamiarów. Skierra nagle z jakiegoś powodu poczuł odrobinę ufności w jej stronę, pomimo faktu że było to zupełnie irracjonalne. Dziewczyna ostrożnie wyciągnęła rękę do przodu i powoli się do niego zbliżała. On natomiast z jakiegoś powodu przestał się przed nią cofać, pozwalając się przybliżyć. Z jakiegoś powodu jej gest niesamowicie mocno zdawał się go uspokajać, zupełnie jakby był zapewnieniem że nic złego się nie wydarzy, zupełnie niczym swoisty znak pokoju.
Kiedy wreszcie go dotknęła, Skierra poczuł nagle jakby wewnętrzny spokój. Nie miał pojęcia, dlaczego nagle ogarnęło go takie uczucie. Dla niego sam ten dotyk był dziwnym, fizycznym wręcz doznaniem, którego wcześniej w zasadzie nie było mu dane poznać. Na ten czas cały jego umysł był zaskakująco cichy. Dopiero kiedy łagodnie się od niego odsunęła, Skierra na powrót poczuł stopniowo wzmagającą się aktywność gdzieś z tyłu swojej głowy, jednakże teraz wydawała mu się ona słabsza, bardziej rozproszona. Dopiero wtedy się zorientował co właściwie się wydarzyło. Jakimś zupełnie niewyjaśnionym dla niego sposobem zdołała uspokoić jego drugą, agresywną świadomość.
- Zaczekaj, jak to zrobiłaś? - zapytał Skierra, tym razem jednak jego głos nie był już aż tak niski i dudniący, lecz normalny i ludzki. Teraz nagle zupełnie zapomniał o problemie, który właśnie w tym momencie wił się nieprzytomnie na piasku zaledwie kawałek dalej. W tym momencie znaczenie miało dlań jedno pytanie, do którego nie potrafił dopasować żadnej racjonalnej odpowiedzi: - Kim ty właściwie jesteś?
Awatar użytkownika
Melouria
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Melouria »

Może to była zasługa elfiej rasy, że udało się jej podejść tak blisko Skierry, a może to jakaś niewytłumaczalnie silna moc o źródle wabiącej słodkimi fantazjami? Nie! To zdecydowanie nie to uspokoiło wilka. Bestia nie pragnęła słodkich buziaczków, ani czułych słówek. Nie. Na pewno nie z ust czystej elfki, czy nieskalanego anioła. Bestię poskromi tylko bestia. Być może ta, zamknięta w Skierze była osamotniona, podziwiała świat przez małe szczeliny w oczach człowieka, łaknęła powietrza, pragnęła wolności... albo kobiety. Jeden mały dotyk wystarczył, żeby Pokusa poznała zdziczałą naturę Skierry. Zanurzyła się w odmęty jego myśli, nie bojąc się obecności tego drugiego. Czuła się tam zaproszona i wiedziała, że jest obserwowana. Ilekroć chciała dotknąć mentalną ręką, czarnej jak smoła istoty, ta umykała spod jej palców i dość agresywnie ją odpychała. Bawiła się z nim w ten sposób. Powtarzała tą czynność tyle razy, aż druga obecność się do niej przyzwyczaiła i sama zaczęła się tego domagać. Chociaż czuła, że mogłaby spróbować czegoś więcej. Trącić delikatne struny emocji, pozostawiła drżącą tylko jedną strunę... jakby musnęła ją zbłąkana kropla. Była to nić... niedosytu. Pragnienia, które mogło się przerodzić w pożądanie. Wycofując się słyszała za sobą niezadowolony warkot, który tracił na sile, aż wkrótce zmienił się w spokojne sapanie. Zasiała ziarno. Wiedziała, że niekiedy udawało się jej skomunikować z myślami osób, które dotykała, ale nigdy jeszcze nie odczuwała takiej interakcji. Było to strasznie ekscytujące i pragnęła to kontynuować, bo sama nie była zbyt cierpliwa. Myśli człowieka były zupełnie inną stroną medalu. O... kapłan. Biedaczek. Pewnie sam siebie nienawidzi za to co nosi w sobie. Intrygowało ją, czym sobie biedak zasłużył na tą klątwę, której to pozwoliłaby rozerwać go na strzępy. Z jakiegoś powodu od teraz ona poczuwała się panią wilka. Skierra patrzył w oczy elfki, jak w groteskowo czyste lustro za którym drzemał chaos i kolejna bestia, znacznie gorsza niż on i tryton razem wzięci. Znacznie bardziej bezwzględna, bo pochodząca z samego piekła, gdzie nie ma miejsca na słabości. Ale teraz bestia spała. Od zawsze. Nie wiadomo na co czekała.
Elfka dopiero teraz zwróciła uwagę na widok ponad ramieniem Skierry, Na rozhuśtanej fali dryfowały dymiące kawałki okrętu. Sam kadłub był już pożerany przez morze, a część załogi płynęła do brzegu wpław. Co zrobić? Przypływ sięgał coraz dalej wgłąb plaży, podmywał już ogon trytona, który leżał nieprzytomny. Jeśli ludzie go znajdą prawdopodobnie zabiją go od razu. I ten, którego z początku uznawała za niewygodnego świadka mógł się okazać jedynym ratunkiem.
- Jestem Melouria i chcę ci pomóc, ale ty też musisz mi pomóc. Zwiążmy temu tutaj ręce i zanieśmy go jak najdalej od wody. Tam już nikogo nie skrzywdzi - powiedziała głosem trochę już mniej kojącym, za to delikatnie proszącym. Nieświadomie zasugerowała odpowiedź na wewnętrzne rozterki kapłana względem trytona, który w tej formie mógł przypominać bezwzględną bestię, ale Melouria niezwykle się spodobał. Oboje byli ciekawymi egzemplarzami.
- Patrz tam - wskazała palcem za plecy Skierry, wprost na na marynarzy popychanych przez przypływ ku brzegowi. Z miejsca, gdzie stali można było już dostrzec kilka ciemnych głów tańczących na fali, sunących ku lądowi. - Nie mogą go znaleźć. A jak go znajdą, to od razu zabiją. A ja chcę mu pomóc, nauczyć go dobra i jak żyć wśród ludzi jak równy z równym. To zagubiony chłopak i potrzebuje naszej pomocy - mówiła głosem ocierającym się o błaganie. Chciała przekonać kapłana do swego, nawet drobnym kłamstwem. Owszem, życie Sarpedona nie było dla niej aż tak ważne, a ratując jego rybi tyłek, mogła obserwować jakie to wywrze na nim wrażenie. Wcześniej jednak musiała ugłaskać kapłana. Chciała odegrać kolejną scenę, w której chwyciłaby oburącz jego dłoń i prosiła dalej. Nawet już po nie sięgała prostując palce, lecz w ostatnim momencie, zanim jeszcze wykonała jakiś większy ruch, wycofała się i położyła dłonie na fałdach sukni. - Proszę. Pomogę jemu i tobie - obiecała znowu zaglądając w jego oczy. Nie sposób było uciec przed tym spojrzeniem. Jakby mógł to zobaczyć poeta, to zabrakłoby mu słów do opisania goryczy jaką mogłaby ją zalać, gdyby cokolwiek ją zasmuciło.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Kiedy go dotknęła, Skierra miał wrażenie że poczuł coś więcej niż tylko jej dłoń na swojej koszuli. Czuł jakby jej dotyk wnikał w niego, jakby jej ręka wcale nie zatrzymała się na warstwie materiału. Wrażenie to sięgnęło głębiej, znacznie dalej, gdzieś do samego jego środka. Wtedy nieszczególnie właściwie zwrócił na to uwagę, obawiał się bowiem o to, że wilk nagle zerwie się i zaatakuje ją, dlatego jak najbardziej skupił się na tym, żeby tak właśnie się nie stało. Miraż jej dotyku jednak nie wydawał się przejmować tym faktem, był pewny siebie i wyrafinowany, zupełnie jakby kierująca nim osoba wiedziała co robi. Kiedy jednak wyraźnie poczuł jak esencja wilka dotknęła tamtej, spanikował prawie i drgnął, gwałtownym ruchem lewej ręki sięgając w jej stronę z zamiarem jej oderwania od swojej piersi. Nagle jednak poczuł, że wilk nie wydawał się jakoś szczególnie rozjuszony. Może i był zirytowany, ale na pewno nie wściekły. To na pewno by poczuł. Z jakiegoś jednak powodu poczuł wtedy że nie powinien był na to reagować, że lepiej było raczej pozwolić jej dokończyć to, co właśnie robiła. Mimo faktu iż głos rozsądku podpowiadał mu co innego, Skierra uległ tamtemu wrażeniu i odsunął swoją rękę na bok i przestając ją zatrzymywać.
O dziwo, przeczucie wcale się nie pomyliło w swoim założeniu. Czuł jej dotyk na sobie i wewnątrz siebie, wilk tak samo, ale pomimo tego nie poczuł jego agresji. Przeciwnie wręcz, im dłużej trzymała tak swoją rękę, tym bardziej wilk zdawał się być jej przychylniejszy, zupełnie tak jakby jej dotyk mógł zaskarbić sobie pozytywne uczucie jego wewnętrznego zwierzęcia. Nie miał właściwie pojęcia jak zdołała to osiągnąć, ani gdzie się tego mogła nauczyć, jednak ta zdolność wydawała się być niczym zesłana przez niebiosa. Nie miał jednak wtedy nawet najmniejszego pojęcia jak bardzo się mylił.
Dziewczyna, po usłyszeniu jego pytań na jej temat nie odpowiedziała od razu. Z początku myślał, że go zignorowała, lecz szybko zorientował się że w rzeczywistości tak nie było. Jej wzrok skierowany był w morze, przypatrując się falom, co sugerowało że była skoncentrowana na czymś innym. Skierra bez dłuższego wahania poszedł za jej przykładem, pomimo tego że widział już wcześniej tamto makabryczne zdarzenie. Tym razem jednak dostrzegł coś więcej, ponieważ na wzburzonym morzu dryfowały lub rozchlapywały wodę całkiem liczne, nieduże sylwetki. To byli marynarze, którzy ocaleli z katastrofy. Z tej odległości nie potrafił ocenić ilu przeżyło, jednak zdawało mu się że ci których widział mogli stanowić ponad połowę załogi. Teraz walczyli z żywiołem o przetrwanie na bujających nimi falach. Gdyby tylko istniał jakiś sposób żeby mógł im pomóc... Skierra jednak nie potrafił zbyt dobrze pływać, więc próby dostania się do nich wpław byłyby raczej bezsensowne. Jedynym słusznym sposobem żeby ich stamtąd wyłowić było ruszyć w tamtą stronę łodzią, lecz i tutaj pojawiał się problem, ponieważ kapłan zwyczajnie takowej nie miał. Może gdyby ruszył teraz do portu i spróbował coś nająć...? Tak, to mogłoby się nawet udać. O ile oczywiście miałby dość pieniędzy przy sobie... Skierra wywołał z pamięci skromną sumkę monet którą miał ze sobą. Nie wiedział jednak ile by to mogło kosztować. Z pewnością już połowa miasta usłyszała o tym wydarzeniu. Dlaczego jeszcze nikt nie pośpieszył im na ratunek? Dlaczego żadna, najmniejsza nawet łódka nie wyszła im naprzeciw? Skierrze trudno było w to uwierzyć.
Dopiero wtedy usłyszał odpowiedź na wcześniej zadane pytanie, pomimo tego że jego umysł zdążył już niemal całkiem zapomnieć o tym jakie ono właściwie było. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że pytał się jej o tożsamość. Dziewczyna w zasadzie nie wyjaśniła mu zbyt wiele, podała jedynie swoje imię. Melouria. Z niczym mu się właściwie nie kojarzyło i nie pamiętał też, żeby kiedyś się z takowym spotkał. W sumi chyba nawet nic dziwnego...
- Pomocy? Zaraz, o co chodzi? - zapytał Skierra, w zasadzie pragnąc wyjaśnienia w jakiej kwestii to ona chciała pomóc jemu, a nie odwrotnie. Możliwe jednak, że został opacznie zrozumiany, ponieważ Melouria opowiedziała jedynie o tym, co ona chciałaby od niego. Miał wprawdzie przypuszczenia co do tego, co on miałby otrzymać w zamian. Wyobraził sobie właśnie to, jak dziewczyna pokazuje mu jak wykonać tą dziwną sztukę której wcześniej na nim użyła, która może umożliwiłaby mu względnie normalne życie. Skierra zdecydowanie zrobiłby bardzo wiele, byle tylko posiąść taką umiejętność.
Kiedy usłyszał czego Melouria chciała od niego, mimowolnie wzdrygnął się lekko. Na pewno nie chciał dotykać tego... kogoś. Nie chodziło tu nawet o jego okropnie odpychającą aparycję, ale także o fakt że próbował skrzywdzić dziewczynę, przez co nie za bardzo chciał mu pomagać w jego obecnej sytuacji. To w końcu była jego własna decyzja, czyż nie? Dlaczego właściwie Melouria chciała mu pomóc? Mimowolnie z pamięci wypłynął mu obraz samego siebie sprzed dwu lat, kiedy z chęcią pomocy i czynienia dobra sam na siebie wydał wyrok. Cudem tylko uniknął śmierci i tym samym został tym kim był teraz. Nie chciał żeby coś podobnego przydarzyło się jej. Chociaż z drugiej strony, tak długo jak był w pobliżu... zresztą może uda im się go przekonać co do tego że nie chcą dla niego źle? Skierra właściwie to trochę w to wątpił, ale z drugiej strony właściwie czemu nie mogłoby tak być? Powinien być przygotowany na taką ewentualność. Wreszcie dochodziła do tego jeszcze jego wyuczona potrzeba do ratowania życia, a to monstrum na plaży było definitywnie zwiastunem wcale nie tak odległej rzezi. Trudno było wprawdzie określić czyjej, ale najlepszym wyjściem byłoby jej zapobiec poprzez znalezienie odizolowanego miejsca, w którym możnaby go umieścić.
- Dobrze, dobrze, pomogę. - zaoferował kapłan, widząc jeszcze jak bardzo Melouri na tym zależy. Była to w sumie szlachetna pobudka i aż trudno było znaleźć ku temu jakieś kontrargumenty. Jedyne co to sam wolałby się do niego nie zbliżać, ale tak poza tym w sumie jednak mu zależało. A już szczególnie jeżeli chodziło o tę jej pomoc dla niego. Nawet wilk wydawał się nie protestować, pomimo faktu że najprawdopodobniej bez żadnych trudności czytał jego myśli niczym otwartą księgę, co wydawało się nieco dziwne skoro znał jego motywy. Chyba wciąż był pod wpływem tego dziwnego zaklęcia... To tylko bardziej go zmotywowało. Podszedł ostrożnie do stwora, który wcale nie wydawał się aż tak nieprzytomny jak powinien. Szpony trochę nieporadnie drapały piach, jednak nie pozostawiało wątpliwości że wciąż mogłyby zacisnąć się na czyimś ciele. Ciągnięcie go w ten sposób mogłoby nie być najlepszym pomysłem. Może i byłoby za co chwycić, ale perspektywa poharatania do krwi nie była najprzyjemniejsza. Trzeba było coś wymyślić, żeby tymczasowo je unieruchomić...
- Melourio, nie masz przypadkiem jakiegoś mocnego rzemienia? Trzeba go będzie najpierw związać, bo jest strasznie ruchliwy jak na nieprzytomnego. - powiedział Skierra, obracając na krótko głowę w stronę dziewczyny. - I jeszcze jedna kwestia, gdzie ty go właściwie chcesz zaciągnąć?
Awatar użytkownika
Melouria
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Melouria »

To co dla niej wydawało się naturalne jak oddychanie, czy chodzenie, dla Skierry było niezwykłą mocą, mogącą ocierać się o wyuczoną umiejętność. Szkoda, że teraz nie czytała mu w myślach, bo na porównanie jej do pomiotu niebiańskiego, miała by miłe wspomnienia, wywołujące u niej nigdy nie kończący się śmiech. Tymczasem była nieświadoma rozgrywających się w jego myślach dylematach moralnych i rosnącej ciekawości. Chciała mu pomóc, naprawdę. Temu drugiemu rzecz jasna. Los duchownego był jej całkowicie obojętny, a nawet bardziej nastawiony na wrogość. Co chyba nie jest niczym nowym na linii piekielni - kapłani, z tym, że u Melourii to raczej była wrogość wywołana nieufnością.
O tym, że czasu mieli coraz mniej, przypomniała im silna fala, dłuższa niż poprzednie, która ze spienioną wściekłością wdarła się na brzeg zalewając całą trójkę i omal nie porywając trytona, który jakimś niewyjaśnionym sposobem zaczął dryfować z prądem z stronę morza wraz z powracającą wodą. Melouria, zamoczona po pas w wodzie - z racji, że klęczała przed kapłanem - widząc to rzuciła się na rękę stwora niewątpliwie ryzykując życie. Bała się z dwóch powodów. Po pierwsze, że porwie ją morze i utonie, po drugie, że tryton ocknie się i rozszarpie jej ciało. Obawiała się go co było naturalne biorąc pod uwagę to co widziała w jego wspomnieniach szybka śmierć na powierzchni byłaby chyba najmilszą w tym wypadku. Złapała go na dłoń utrzymując go w miejscu. Poświęciła się zamaczając całą suknię w wodzie.
Kiedy sytuacja się ustabilizowała mogła wreszcie odpowiedzieć na jego pytanie. Tylko zanim to zrobiła, musiała dobrze zastanowić się nad odpowiedziami. Nic nie zaplanowała, była w potrzasku.
Elfka wzruszyła ramionami. Ten gest mógł mówić wszystko. Przede wszystkim, że nie jest przygotowana na tą sytuację. Jej suknia była za słaba, żeby robić za rzemień. Ale miała coś innego. A właściwie nie ona. Jej wzrok machinalnie opuścił się do miejsca, gdzie nie powinna zaglądać. Bez słowa wyciągnęła dłoń do brzucha Skierry. Chwyciła za sprzączkę paska u jego spodni i pociągnęła ją do siebie, a potem puściła.
- To się nada. Ściągaj go. Zaniesiemy go za wydmę. Jak wyschnie, to zmieni się w człowieka i nie będzie zwracał na siebie uwagę. W mieście jest pełno pokoi gościnnych do wynajęcia. Coś wynajmiemy i pomyślimy co dalej. Przede wszystkim musimy uspokoić tego tutaj - pokazała kiwnięciem głowy na pół człowieka - pół rekina. - Musimy go tylko osuszyć.
Chciała mu zaoferować jakiś konkretniejszy plan, ale nie miała takowego, na razie czuła, że zostając w Rubidii, naraża ich na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Jeszcze by tego jej brakowało, żeby oboje rzucili się sobie do gardeł przy publice i jeszcze wciągnęli ją do walki. Ona nie była stworzona do walki, do zabijania znienacka - owszem, ale to nie był jej życiowy cel. Zdecydowanie lepiej wychodziło jej ciche intrygowanie i posyłanie do piekła bydlaków, którzy na to zasługują. To co się działo teraz, było ciężkim tematem, tak zwaną "grubą sprawą", być może przerastała ją ta sytuacja i potrzebowała wsparcia. Tego jednak nigdy by nie przyznała. Była samodzielna i dobrze zorganizowana. Przede wszystkim bardzo surowa dla siebie.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Skierra spojrzał jeszcze raz na leżącego przed nimi stwora. Pomyślał o tym, co właśnie zamierzał zrobić. Czy była to właściwa decyzja? Starał się wsłuchać czy nie usłyszy głosu z góry od Tego, któremu był posłuszny, który powiedziałby mu co ma robić. W myślach poprosił o odpowiedź, o radę, jednak nie usłyszał Jego głosu. Była po prostu cisza. Skierra zdawał sobie jednak sprawę, że nie oznaczało to że został zignorowany. Po prostu był to sygnał, że to co planował zrobić nie było złe. Co znaczyło że w ostateczności podjął dobrą decyzję. Kapłan spojrzał na łuskowatego stwora. Czyli jednak dało się jeszcze sprowadzić go na dobrą drogę... Niekoniecznie w stronę wiary, bo to nie zawsze jest możliwe, ale po prostu w stronę dobra. Z samego obrazu który widział przed sobą aż trudno było w to uwierzyć. Chociaż z drugiej strony przecież wcale nie był wiele lepszy od niego, prawda? Gdzieś w środku niego również tkwił potwór.
Pochłonięty swoimi myślami trochę poniewczasie zorientował się, że fala przypływu sięgała coraz dalej i jedna, wyjątkowo wysoka wodna fałda niemalże przykryła stwora, zmywając go powoli razem ze sobą w stronę otwartej morskiej toni. Melouria na szczęście zdążyła zareagować na czas i pochwyciła go gdzieś za nadgarstek by im nie odpłynął. Skierra przez krótką chwilę zawahał się, rozważając czy może jednak nie byłoby lepiej oddać go morzu, jednak zaraz potem uznał to za raczej średni pomysł. Zaraz też sam wkroczył do wody i pochwycił stwora w innym miejscu, starając się nie pokaleczyć za bardzo o kolce i łuski. Potem wspólnymi siłami razem z dziewczyną udało im się wytargać go w końcu na suchy ląd.
Dopiero wtedy Skierra doczekał się właściwej reakcji na swoje wcześniejsze pytanie. Z początku wprawdzie nawet się nie zorientował, ponieważ dziewczyna zwyczajnie wzruszyła ramionami w wymownym, niemym geście znaczącym dokładnie tyle co: "Nie wiem". Odniósł jednak wrażenie że po prostu nie zdążyła przemyśleć jego słów, ponieważ przez chwilę zdołał zauważyć na jej twarzy grymas zastanowienia. Poczekał więc jeszcze chwilę cierpliwie, z nadzieją że może sobie przypomni, lub wpadnie na jakiś pomysł. Kiedy jednak to nastąpiło, było to zgoła coś innego niż się spodziewał. Melouria przybliżyła się do niego i ruchem odrobinę przywodzącym coś na myśl skierowała swoją dłoń w stronę jego brzucha, a dokładniej trochę bardziej w dół. Skierra niemal odruchowo poczuł potrzebę żeby ją zatrzymać i odsunął się od niej. Dopiero po chwili dotarło do niego to, co właśnie chciała mu przez to przekazać. Naraz poczuł się głupio że pomyślał sobie coś takiego, jednakże na swoje usprawiedliwienie musiał sobie przyznać, że w jej towarzystwie dużo częściej nachodziły go takie myśli. Zmusił się do tego, by popłynąć myślami w stronę pozostałych jej słów. Dziewczyna powiedziała, że należałoby go zabrać za wydmę, a następnie zaczekać aż wyschnie. Z jakiegoś powodu miało to rozwiązać problem jakim była obecna postać chłopaka. Możliwe że to był czynnik, coś co zmuszało go do przemiany? Trochę jak w jego przypadku pełnia księżyca? Nie znał się na tego typu rzeczach, nigdy w życiu nie widział takiego stwora na oczy. Melouria jednak miała o tym jako takie pojęcie,a przynajmniej tak wyglądała, więc postanowił jej zaufać w tej kwestii. Poza tym zasugerowała jeszcze, żeby potem udali się razem do miasta i wynajęli jakiś pokój. Kapłan zgadywał, że miałoby to służyć przyszłej edukacji stworzenia, chociaż nie miał co do tego pewności. Z jakiegoś powodu poczuł wtedy obecną na skraju świadomości istotę wilka, który wydawał mu się zadowolony z takiej decyzji. Nie potrafił jednak powiedzieć dlaczego.
Skierra w zasadzie bez słowa odpiął pas na jej polecenie i zabrał się za związanie łap stworowi. Jego spodnie w zasadzie na tym nie ucierpiały, głównie z tego tytułu, że były to te same które otrzymał w prezencie kiedy obudził się po ostatniej pełni i nie były one na niego wcale za duże. Dlatego też nawet pozbawione zaciśniętego na nich paska nie zdawały się one wisieć na nim w jakiś szczególnie luźny sposób. Skierra wprawdzie wolałby mieć na sobie szatę, jednakże w tym konkretnym wypadku nie miał na co narzekać.
Natomiast co do wiązania istoty szło mu to odrobinę opornie. Jak się okazało, przytrzymanie obydwu kończyn blisko siebie, a potem związanie pasem wymagałoby co najmniej czterech rąk by zrobić to sprawnie. W innym wypadku stwór morski zwyczajnie przesuwał je sobie w dowolne inne miejsce, nieszczególnie pozwalając mu na spełnienie tego planu. Dopiero kiedy nogami zablokował mu ręce w takim miejscu, by tamten siłą rzeczy musiał je trzymać za sobą, udało mu się wreszcie w miarę sensownie je unieruchomić.
Chwycenie stwora w sposób, który umożliwiał jako taki jego transport również chwilę trwało. Najtrudniejsze było w zasadzie nie uniesienie go, ponieważ i tak większa jego część ciągnęła się po ziemi, ale znalezienie dobrego chwytu tak, by nie zdołał się zbyt łatwo wyślizgnąć. Po dokonaniu paru niezbyt udanych prób doszedł do wniosku że sam zwyczajnie do niczego nie dojdzie. A nawet jeśli, to przebycie tego niezbyt dużego dystansu zajęłoby mu co najmniej godzinę, może dłużej.
- Chwyć go z drugiej strony pod rękę, ja wezmę z tej. - powiedział Melouri tak, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie. W końcu nigdy nie mówił że będzie go targał za tamtą wydmę samodzielnie. Poza tym Skierra wcale nie wyglądał na szczególnie umięśnionego, toteż zdziwiłby się gdyby dziewczyna tego właśnie po nim oczekiwała. Miał jednak odrobinę dziwne wrażenie że nie powinien był tego mówić, zupełnie tak jakby mogło to Melouri w jakikolwiek sposób ubliżyć. A właściwie nie powinno, w końcu to był jej pomysł żeby socjalizować tego... stwora, powinna się więc liczyć z tego konsekwencjami. A jednak... Poznał wtedy to specyficzne uczucie, które znaczyło że dziewczynie coś może nie odpowiadać, pomimo tego że nie zarejestrował żadnych widzialnych tego sygnałów. Nie wiedział dlaczego, ale wydawała mu się po prostu jakaś inna niż wszystkie kobiety jakie do tej pory widział. A widział ich już niemało, mimo to żadna do tej pory nie budziła w nim aż tylu mieszanych uczuć co Melouria. Nie była to jednak sprawka wilka, jak w pierwszej chwili myślał, ten bowiem dalej sterczał na skraju świadomości niesamowicie cicho, zupełnie jakby nagle usnął. Nie żeby mu to nie odpowiadało... W sumie to właśnie dlatego zdecydował się na pomoc tej istocie. Chciał po prostu dowiedzieć się jak to robić i tyle. Nic więcej. Musiał skupić się na tym jako swoim głównym, najważniejszym celu. Doprowadzić do ukończenia zadania, a potem nauczyć powtarzać na sobie to, co ona zrobiła jemu. Zrozumieć jak kontrolować wilka. I tyle.
Awatar użytkownika
Melouria
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Melouria »

Mężczyzna wciąż się wahał. Widziała to w jego oczach, w ściągniętych brwiach, a przede wszystkim w przedłużającym się oczekiwaniu na pomoc z jego strony. To zabawny widok. Mogła tylko wyobrazić sobie z jaką burzą teraz zmaga się jego wiara. Gdyby mogła mu ulżyć, powiedziałaby mu, że w porównaniu z tym co mu zgotuje, to tylko letni deszczyk. Idealnie byłoby gdyby trwał w nieświadomości do samego końca. Przy nim czuła, że budzi się w niej ta "zła" strona zdolna boleśnie okaleczyć jego duszę i naznaczyć jego ciało, tak, że je znienawidzi. To byłby pierwszorzędny plan, gdyby była tylko ona i on. Ale był tu ktoś jeszcze. Bardzo różny od wilkołaka, o zupełnie innych charakterach. Tylko ktoś niebywale szalony wchodziłby między wilkołaka, a trytona-ludojada. W cożeś się wpakowała Melouria?
Ani na chwilę nie spuszczała wzroku z trytona. Mimo, że wyglądała na zajętą innym tematem, była gotowa w każdej chwili odskoczyć, gdyby nagle zaczął odzyskiwać przytomność. A wyczułaby to pierwsza, bo trzymała go za rękę. Czy posunęłaby się do ucieczki - ależ owszem i oczywiście. Wiedziała z kim ma do czynienia.
Puściła potwora tylko na chwilę, żeby umożliwić przytomnemu kompanowi związanie trytonowi rąk. Niecierpliwie spoglądała na jego niezgrabne ruchy, ale w żadnym wypadku go nie popędzała. Tryton zachowywał się zupełnie jakby śnił na jawie. Ruszał rękoma zanurzony w odmętach innej świadomości skutecznie utrudniając Skierze wypełnienie prostego na pierwszy rzut oka zadania. Kiedy jej cierpliwość się wyczerpała pochyliła się do przodu, żeby pomóc mu go przytrzymać, ale duchowny sam wpadł na lepszy pomysł i pomógł sobie nogami. Na moment, na ustach elfki pojawił się drobny uśmiech. Nie przeciągała go dłużej, żeby go nie zauważył i się nie rozproszył. Zapomniała na moment o marynarzach zbliżających się do plaży, może dlatego, że według jej wstępnych kalkulacji mieli jeszcze dużo czasu.
Związanie rąk Sarpedona było znakiem, że był gotów do transportu. Chociaż Skierra rzeczywiście nie wyglądał na kulturystę, Melouria popełniła fatalny błąd. Omyłkowo powiązała jego wilczą istotę z ludzką, obu przypisując siłę tego pierwszego, choć ciało duchownego przeczyło tej pośpiesznie wysnutej teorii. Może fantazja ją poniosła, może po prostu nie znała Skierry, ale na pewno nie spodziewała się po nim, że będzie chciał od niej pomocy w niesieniu Sarpedona. Zaniemówiła i zrobiła zdziwione oczy. Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego, ale tylko przez nadinterpretację jej reakcji. Lecz zanim niezręczność wywołana złymi myślami wyciągnęła się w zauważalną w czasie ciszę, bez słowa podniosła się i bez wahania chwyciła Sarpedona za rękę zarzucając ją sobie na kark. Obróciła głowę w stronę przeciwległego boku trytona starając się nie pokazywać rozbawienia całą tą sceną. Nie wiadomo dlaczego, ale wydawało się jej to zabawne.
Dotrzymując tempa Skierry, zmęczona bądź co bądź, ciężkiego trytona, udało się im zaciągnąć go za wydmę, gdzie ich oczom ukazała się pofałdowana polana kilkoma drzewami rosnącego wzdłuż jednej z dróg prowadzących do miasta portowego. Melouria nie była pewna, czy jej teoria z wysuszeniem trytona zadziała, ale musiała spróbować. Tak naprawdę nie miała zielonego pojęcia,czy to zadziała, kiedy tryton był nieprzytomny. Jej plan szlag trafi, kiedy okaże się, że do tego jest jeszcze potrzebna jakaś cząstka świadomości trytona. Wtedy będą mieli duży problem.
- Czekaj. Ja już nie mogę dłużej - powiedziała do Skierry. Mówiła prawdę. Tryton był ciężki i wyślizgiwał się jej z rąk. Pokusa nie miała aż tyle sił i wyraźnie było widać, że dalej nie da rady. Po tych słowach po prostu ugięła nogi w kolanach i uklękła na sukni puszczając Sarpedona, przewróciła się na plecy ciężko dysząc. Potrzebowała dłuższej chwili zanim była zdolna znowu coś powiedzieć.
- Musimy go wytrzeć - powiedziała w eter nie przywiązując wagi do tego, czy Skierra ją usłyszał, czy nie. W pewnym momencie intrygujące pytanie zawładnęło jej myślami. Ciekawe, czy po przemianie będzie nagi jak go natura stworzyła? Oczywiście wiadomo dlaczego, długi czas jej fantazja starała się jakoś przezwyciężyć ochotę zmaterializowania sobie tego widoku w wyobraźni, ale poległa na tym polu jeszcze zanim zdążyła usłyszeć odpowiedź wilkołaka...
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Melouria naprawdę wydała mu się zirytowana tym co powiedział. Zdawał sobie sprawę z tego, że popełnił drobny błąd prosząc ją o pomoc. Z drugiej jednak strony jej reakcja również nie była najbardziej przekonującą do siebie rzeczą, toteż postanowił zagrać hardego i spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Jeżeli jej nie zależy na tym żeby go przenieść, to czemu po prostu nie ocucić go tutaj? Zastanawiał się chwilę czy nie powiedzieć jej tego na głos, okazało się jednak że wcale nie było to już konieczne, samo spojrzenie wystarczyło aby ją przekonać. Dziewczyna podniosła się, przysunęła, po czym uniosła stworzenie pod drugie ramię. Dopiero wtedy ruszyli w stronę wydmy.
Marsz był dość niewygodny. Skierra radził sobie nienajgorzej, lecz nie mógł tego powiedzieć o Melourii. Z tego też powodu, wprawdzie nic jej o tym nie wspominając, uniósł stwora od swojej strony bardziej do góry, aby trochę ułatwić jej drogę. Największy kłopot zdawał się powodować jednak nie sam ciężar, ale piasek po którym musieli iść. Tutaj był sypki, zapadał się pod stopami zdecydowanie bardziej niż zwykle i generalnie utrudniał chodzenie. Parę razy on lub dziewczyna potykali się na tym nieprzyjaznym podłożu, przez co siłą rzeczy drugie z nich też się chwiało. Oprócz tego teraz Skierra dostrzegł fakt, jak bardzo od tego stwora śmierdziało. Wcześniej jakoś nie zwrócił na aż tyle uwagi, a morska bryza rozpraszała zapach, jednak teraz w zasadzie nic nie powstrzymało rybiego smrodu od dostawania się do jego bądź co bądź czułego nosa. Ponadto zdawało mu się, że odczucie to zaczyna powoli, lecz nieubłaganie zbliżać moment w którym wilk znów spróbuje przejąć kontrolę. Zupełnie tak jakby zdołał go on jakoś rozbudzić. Zapach ten kusił go niemiłosiernie by zatkał sobie nos albo jak najszybciej odsunął się od jego źródła, jednakże żadnej z tych rzeczy nie mógł w tej chwili uczynić, gdyż obydwie ręce miał zajęte, a upuszczenie stwora mogłoby rozgniewać dziewczynę i pozbawić możliwości nauki tego, czego tak bardzo teraz potrzebował.
Droga dłużyła się niemiłosiernie, jednakże w końcu udało im się pokonać szczyt wydmy i wygramolić jakoś na trawę i zwyczajną już ziemię. Tutaj teren trochę opadł, więc ułatwiło im to ciągnięcie przez jeszcze kawałek, po czym stanęli w zagłębieniu terenu i generalnie dalej już nie ruszyli. Melouria wysapała coś że już nie może i nie daje rady dalej, po czym puściła swoją część stwora i zwaliła się na ziemię, dysząc ciężko. Skierra nie był aż tak bardzo zmęczony, jednak dość mocno odczuł tę drogę w swoich mięśniach. On jednak zdołał w miarę sensownie położyć stwora na ziemi, zamiast od razu nim rzucać. Potem lekko schylony, z rękami na kolanach zaczął uspokajać swój oddech dając wypoczynek mięśniom. Nie kładł się jednak żeby odsapnąć, ktoś kiedyś wytłumaczył mu że to nie jest na to zbyt dobry sposób i od tamtej pory starał się do tego stosować.
Dopiero po chwili Skierra zwrócił uwagę na ich otoczenie. Wbrew pozorom bowiem za uskokiem nie znajdowała się wyłącznie płaska równina. No, przynajmniej nie do końca, co pozwalało na zwrócenie uwagi na dłużej na trochę bardziej wyróżniające się faktory okolicy. Niedaleko znajdował się niewielki lasek, zagajnik, czy też raczej większa kępka drzew, które dość zgodnie postanowiły sobie wyrosnąć przy drodze prowadzącej do miasta. Kawałek na północ z trawy wystawało kilka pionowych skał, które z tej odległości wyglądały niczym zęby, a patrząc linią wzdłuż wybrzeża można było dostrzec wyciągniętą na brzeg rozklekotaną i wysłużoną łódeczkę. Gdy natomiast spojrzało się w stronę murów miejskich można było zobaczyć wartujących na blankach strażników, którzy dumnie prezentowali swoje kusze, tak że było je doskonale widać. Oprócz tego mniej więcej w ich kierunku zmierzała chyba kilkunastoosobowa grupa ludzi... Nie, to też byli strażnicy. Skierra już się obrócił, mając w planach zapytanie Melourii co teraz właściwie powinni zrobić z tą rybą leżącą na ziemi, kiedy nagle uderzyła go poprzednia obserwacja. Gdzie i w jakim celu mogła zmierzać ta uzbrojona grupa? Tu było w zasadzie zupełne pustkowie, nic prócz jego, Melourii oraz pochwyconego stwora. Nie było więc właściwie wątpliwości gdzie zmierzali. Skierra teraz zauważył też, że ludzie czatujący na murach z bronią właściwie mogli mieć ją przygotowaną do strzału w ich kierunku. Czego oni od nich chcieli? Przestraszyli się potwora i przyszli ich odeskortować gdzieśtam? Mało prawdopodobne. Może złamali jakieś dziwne prawo o którym nie mieli pojęcia? Na przykład choćby polowanie na potwory bez licencji? W to już prędzej byłby w stanie uwierzyć. Tak czy owak nie zapowiadało się szczególnie kolorowo dla nich, a dla stwora to już w szczególności.
- Melourio, wstawaj! - syknął Skierra, orientując się nagle że ona wciąż leżała dysząc, prawdopodobnie nie wiedząc jeszcze niczego o potencjalnym nadchodzącym zagrożeniu. Nie miała powodów żeby się czegoś takiego spodziewać... Chyba że tak naprawdę nie była tym, za kogo wziął ją na pierwszy i drugi rzut oka. Może tak naprawdę chłopak był tylko bogu ducha winnym odmieńcem jak on, a ona jakiegoś sortu przestępczynią, którą udało mu się pochwycić? A Skierra tymczasem tylko pojawił się znikąd i niczym nie motywując swoich działań powstrzymał go... przed zrobieniem dobrej rzeczy? To by sporo tłumaczyło... ale z drugiej strony nie bardzo potrafił uwierzyć że Melouria miałaby być tą złą. Nie zauważył u niej żadnych podejrzanych zachowań... Jeśli nie liczyć tamtego zaklęcia którego na nim użyła. Nie wiedział przecież czym to dokładnie było... Musiał być w jej towarzystwie bardziej ostrożny, o ile będzie mu to jeszcze dane po tym spotkaniu.
- Chyba mamy towarzystwo, no wstawaj! - pogonił ją jeszcze jeden raz.
Awatar użytkownika
Melouria
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Melouria »

Potrzebowała kilku minut odpoczynku, bo wbrew pozorom nie była tak silna. Była mokra, zmęczona i bolały ją nadgarstki, powykręcane przez wodne macki. Miała serdecznie dość dzisiejszych przygód, ale nie zaprzeczyła, że nie było to ciekawe przeżycie. Prawdę mówiąc nie odmówiłaby powtórki, gdyby nadarzyła się do tego okazja. Lubiła ryzyko i przyjemny dreszczyk emocji. Przez to często wpadała w tarapaty, lecz zawsze udało się jej wyjść z nich obronną ręką. Niestety prawie zawsze musiała przez to zmieniać wygląd, żeby móc znowu się pokazać w tym mieście. To rodziło pewne kłopoty, bo musiała prowadzić w głowie notes w którym mieście jaką postacią się nie pojawiać. Nie spodziewała się, że w Rubidię też będzie musiała dopisać do tej listy. Wysłała stąd tylko jednego dupka. Nikogo ważnego, wręcz znienawidzonego przez sąsiadów i lokalne wymiary sprawiedliwości. Zasłużył sobie na wizytę w piekle dokąd osobiście wysłała jego zaskoczoną duszyczkę.To był nikt. Jego nagie, okaleczone zwłoki powinny raczej ucieszyć, niż zmartwić. W końcu miał tylu wrogów... Kto by podejrzewał małą dziewczynkę za tak makabryczny czyn?
Tym bardziej zdziwiła ją ta mała armia maszerująca w ich stronę. Sami dorodni mężczyźni. W innych okolicznościach skakałaby z radości. Taki komitet powitalny schlebiał jej. Lubiła przebywać w otoczeniu mężnych wojowników, zawsze ją to kręciło. Bawiło ją to jak na nią patrzyli, jak rozbudzała w nich pożądanie i owijała ich wolę wokół swoich zręcznych paluszków bawiąc się ich zazwyczaj przerośniętym poczuciem honoru i godności. Sprawiała im ból niespełnienia, jak i sobie okropne uczucie niezaspokojenia drzemiącej w niej mocy. Nigdy bowiem nie posunęła się do pójścia do łoża z kimkolwiek, co przeczyło jej naturze i dusiło od środka. Odnajdywała w tym swoją misję i powołanie do kontroli nad sobą. Mimo to zawsze istniało niebezpieczeństwo, że sprawy wymkną się jej spod kontroli i obudzi się kiedyś ze świadomością, że nigdy już nie będzie taka jak wcześniej.
Czasu było niewiele, a grupka mężczyzn była coraz bliżej. Melouria wpadła na pomysł, który podsunęli jej właśnie oni sami. Spojrzała na Skierrę i na Sarpedona. - Nie uciekniemy im - zawyrokowała i sięgnęła rękoma do ramiączek swojej mokrej sukni. Była przemoknięta, zimna i nieprzyjemnie przyklejała się jej do skóry. Nie zwracając uwagi na kapłana zaczęła pośpiesznie ściągać mokry materiał. Z racji tego, że nie znosiła bielizny nie miała pod nią nic co zakryłoby jej kobiece wdzięki. Jasna skóra pozbawiona jakichkolwiek niedoskonałości uderzała po oczach. Jej młode piersi przyciągały wzrok nawet najlepiej wychowanego dżentelmena, chociażby przez swoją zjawiskową jędrność i idealną wielkość. Próżno było szukać na skórze na brzuchu jakichkolwiek fałd, a na umiarkowanych krągłości pośladków, rozstępów, czy cellulitu. Wszystko było wzorowo uformowane, tak, że nawet sam stwórca byłby zachwycony swoim dziełem. Choć nie to teraz było w jej głowie, wiedziała, że to ciało jest tylko przykrywką. Nie ukrywała lekkiego zmieszania tym występkiem, ale nie miała wyboru. Na szczęście chociaż newralgiczne miejsca miała zasłonięte. Nie zamierzała w tym ciele nic zmieniać, prócz ubioru. Odtworzyła w pamięci stroje gwardzistów Rubidii wprowadzając w nim tylko lekkie zmiany kosmetyczne, dopasowując go do kobiecej anatomii. I tak jak znikąd skóra na nagim ciele elfki zaczęła ciemnieć pokrywać się czymś co na pierwszy rzut oka wyglądało jak strupy. Gdyby kapłan miał dość odwagi i jeszcze więcej nietaktu, ale zachowałby w sobie ciut ciekawości, zauważyłby, że elfka patrzy na niego z lekkim przestrachem, a jej oczy lśnią jasnym płomieniem dwóch żółtych źródełek. Jak mógł zauważyć (gdyby patrzył), jej ciało pokryło się czymś w rodzaju elastycznego materiału, żyjącego własnym życiem, bo ciągle zmieniającego kolor, fakturę i kształt. Cały proces potrwał może kilkadziesiąt sekund, podczas których uszy elfki zaokrągliły się, włosy zmieniły barwę na jasny-blond lekko zakręciły w loki opadające jej na srebrne naramienniki z przypiętą na wysokości obojczyka, błękitną peleryną. Dziewczyna wyglądała teraz jak zwykła strażniczka. Nie zmieniła się tylko jej twarz. Oczy przygasły, kiedy zakończyła proces tworzenia stroju. Wymagało to od niej wielkiego skupienia i to był szczyt jej umiejętności. Dotknęła swojego nowego stroju i spojrzała na Skierrę, który teraz pewnie zaniemówił. Kiedy obróciła głowę w stronę strażników, była już w stanie dojrzeć ich twarze, a to oznaczało, że mężczyźni mogli wypatrzeć trytona. Zarzuciła więc na Sarpedona swoją suknię zakrywając go jak najdokładniej. Będąc świadomą, że gwardziści widzą Skierrę i ją zrobiła coś, co uważała za najsłuszniejsze. Na czworakach pochyliła się do przodu w stronę zdezorientowanego kapłana i zetknęła swoje usta z jego. Nie był to jej pierwszy pocałunek, ale pierwszy, którym ratowała czyjeś życie. Zmysłowo, a jednak pośpiesznie, wystarczająco długo, aby był zauważalny z daleka. Z małym oporem, nad którym zawsze trudno było jej zapanować, oderwała ich usta od siebie, cofając się do tyłu i wstała z klęczek.
- Ja to załatwię. Leż tutaj i nie ruszaj się - powiedziała tym samym, melodyjnym głosem trącającym o westchnienie zirytowania jakie występuje w chwili przerwania konsumpcji miłości dwóch kochanków. Była zdeterminowana, ale niepewna. Nikt nigdy nie przygotowywał jej do tak intensywnej walki o swoje zdobycze. To nie było fair. Nie mogła się na to odpowiednio przygotować i wszystko musiała obmyślać na szybko improwizując i zdradzając się przed obcym mężczyzną. Otrzepała mundur i poprawiła włosy. Następnie sprężystym krokiem skracając dystans między nimi, zatrzymała grupkę zaskoczonych mężczyzn zanim doszli zbyt blisko do Skierry i Sarpedona. Z ich perspektywy widoczny był tylko Skierra i coś leżące na ziemi. Przykryte czymś w rodzaju koca.
Melouria nie traciła czasu i od razu przejęła inicjatywę. Kołysząc lekko biodrami i zbliżając się do zaskoczonych gwardzistów nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak zjawiskowym była dla nich widokiem. Jak ponętnie wyglądała w obcisłych spodniach z wypolerowanymi ochraniaczami i lekko zarysowanymi na przodzie piersiami. Błękit peleryny pasował jej. Różne wygrawerowane zdobienia na sprzączkach i miecz przy udzie nadawał jej powagi i siły. Nic to jednak przy jej urodzie i przenikliwym spojrzeniu ocierającym się o drapieżność. Zdolna była swoim wzrokiem zetrzeć na proch każdy przejaw nieposłuszeństwa. A jeśli już byli przy nieposłuszeństwie. Kapitańskie insygnia na ramionach mówiły same za siebie.
- Mam nadzieję, że zmierzacie tu w jakiejś ważnej sprawie... - powiedziała w kierunku pierwszego mężczyzny gromiąc go wzrokiem. Była pewna, że tylko stanowczością uda się jej ich przegonić. - Czy nie mogę już liczyć na odrobinę prywatności? - stanęła w miejscu zagradzając sobą widok za nią na Skierrę. Prawą rękę oparła na głowicy miecza. Przyjęła nieustępliwą postawę.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Skierra nie miał pojęcia co powinien o tym wszystkim sądzić. Przecież był praworządnym człowiekiem, nie powinien się bać nadchodzącej straży. Przecież on zupełnie nic złego nie zrobił! Dlaczego więc trząsł się bez opanowania, dlaczego ściekał po nim pot? Nie mogli przecież w żaden sposób dowiedzieć się o jego wilczej naturze. Nikt, zupełnie nikt kto tutaj przebywał, nie miał o tym pojęcia. Musiało to przecież znaczyć, że w żadnym wypadku nie przybyli po niego... Prawda?
Te drgawki, pot, wszystko to świadczyło że mimo tego się bał i to wcale nie na żarty. Na pewno jednak nie był to strach się o samego siebie, o nie. No może nie jedynie, gdyż nie wykluczał, że w sytuacji krytycznej mógłby stracić kontrolę i z furią rzucić się do ataku, a na taką właśnie się zanosiło. Strach i ból bowiem bardzo dobrze potrafią wyciągnąć z człowieka na sam wierzch to co najgorsze i najniebezpieczniejsze, to co skrywane było skrupulatnie by nigdy nie ujrzało światła dziennego. Nie tylko to było jednak obiektem jego obaw. Co jeżeli przyszli po Melourię? O niej przecież wiedział praktycznie tyle co nic, skąd mógłby wiedzieć czego powinien się spodziewać? On wcale nie chciał żeby ją aresztowali. W jego głowie rozbrzmiewał cichy szept, wspomnienie z plaży. Ona przecież potrafiła nauczyć go kontroli, pokazać mu jak to zrobić. Nie okazałoby to możliwe gdyby ją schwytali, wtedy wszystko byłoby stracone. Kto wie, może i nawet na zawsze? Gdyby jednak przyszli po potwora... Mogłoby się to skończyć różnie. Ich mogliby nawet zostawić w spokoju, jego zabierając, co szczerze powiedziawszy byłoby nawet pozytywnym wynikiem takiejż sytuacji, szkoda tylko że mało prawdopodobnym. O wiele więcej sensu miałoby, gdyby aresztowali również i ich dwójkę. Przecież nie było wiadomo jaki oni mają z tym wszystkim związek i dla "bezpieczeństwa" wypadałoby zająć się także i tym. Dlatego też obawiał się, że zdążyli już zauważyć co właśnie tu przytaszczyli, bo to mogłoby oznaczać dla nich definitywny koniec.
Dopiero wtedy którymś ze swoich zmysłów wreszcie zarejestrował, że zaraz za nim coś się dzieje. Może to dlatego że coś usłyszał, coś czego w zasadzie nie był w stanie zidentyfikować? Może to był zapach, dziwaczny i pokręcony, odrobinę trącący dymem? A może to jego szósty zmysł nakazał mu się obrócić? Kto wie, może wszystkiego tego po trochu? W każdym razie coś co nim spowodowało, zdecydowanie miało rację co do tego że coś się dzieje. Pierwszym co zauważył było to, że Melouria pozbyła się ubrania, które teraz spoczywało na ziemi. Naturalnie w takiej sytuacji natychmiast przeprosiłby i obrócił z powrotem, jednak tej zdecydowanie sporo brakowało choćby do względnie normalnej i to na zbyt wielu frontach. Ciało dziewczyny bowiem pokryte było teraz... czymś. Miało to jakiś ciemny odcień szarości i wydawało się nie tylko poruszać ale i zarazem bulgotać, zupełnie jakby się gotowało. Może to stąd brała się ta nietypowa woń? Tego akurat nie potrafił powiedzieć, zapach był ledwie śladowy i z tym nosem prawdopodobnie trudno byłoby mu określić jego źródło. Mógł jednak powiedzieć że narastająca substancja wyglądała dość ohydnie, kiedy tak kumulowała się na jej ciele i dziwacznie narastała. Jego niewielka, mało istotna część zwróciła uwagę na to jak okropnie wyglądało to na bardzo urodziwych pod względem kształtu piersi dziewczyny. Zaraz jednak zbeształ się za taką myśl i zmusił do myślenia o bardziej przyziemnych sprawach.
- Czy... wszystko w porządku? - zapytał Skierra, unosząc lekko rękę do góry, jakby szykując się na jej odpowiedź przeczącą. Nie wiedział właściwie co zrobiłby w takiej sytuacji, ale miał odrobinkę nadziei że Melouria może jednak mu to powie. No, zakładając że mógłby w jakikolwiek sposób to z niej zdjąć, w co w sumie wątpił. Chociaż kto wie? Z drugiej strony jednak narośl wydawała mu się magiczna. Kto wie co to właściwie miało robić? Nie byłoby zbyt przyjemnie gdyby przeszło też na niego, a tak sobie przynajmniej wyobrażał.
Wydawało się jednak że dziewczyna wszystko to właściwie miała pod kontrolą, co potem jedynie się potwierdziło. Lekko skinęła głową na jego pytanie, pokazując mu wtedy że nie potrzebna jest jego pomoc. Kapłan uspokoił się wtedy trochę, znaczyło to bowiem że to też magia Melourii. Wprawdzie pierwszego z tych nie szanował i wolałby ograniczyć z nim swój kontakt do minimum, ale dziewczynie jednak postanowił zaufać i dać jej działać według jej zamierzeń. Ona przynajmniej chyba miała plan jak wyjść obronną ręką z tej sytuacji. Skierra obrócił się z powrotem, pozwalając jej na trochę prywatności, tym bardziej że patrzył się na nią już przez dobrą chwilę. Wprawdzie usłyszał w swoim umyślę pokusę, która nakazywała mu patrzeć dalej, jednak udało mu się ją jakoś zignorować, pomimo że spowodowała jego krótkie zawahanie. Nie można w tym wypadku mówić o niczym konkretnym, jednak on odczuł to jako o wiele za dużo.
W pewnym momencie proces, jakiemu czarodziejka się poddała, zakończył się. Kiedy znów zwrócił się do niej twarzą, zobaczył jak wiele rzeczy w niej zmieniło jej zaklęcie, o ile to wciąż jeszcze była ta sama osoba. Jej włosy były teraz jasne, o piaskowym kolorze i zawinięte lekko przy końcach. Jej ciało teraz, zamiast strupowatej, dziwacznie pachnącej substancji teraz osłonięte było pełną metalową zbroją, za którą powiewało coś w rodzaju błękitnej peleryny. U jej boku natomiast zwisał najwyraźniej sprawny i może nawet funkcjonalny miecz. Pancerz oczywiście był przeznaczony dla kobiety, prawdopodobnie właśnie specjalnie dla Melourii. Z tego powodu właśnie doskonale widać było dwie, odstające półkule pancerza z przodu, które całkiem wyraźnie reprezentowały co jest pod spodem. Twarz dziewczyny jednak jakoś szczególnie się nie zmieniła, jej rysy wciąż były te same. Możliwe że Skierra coś przeoczył, ale z tej strony wyglądała według niego zupełnie normalnie.
Naraz zdarzyło się coś, czego za nic się nie spodziewał. Dziewczyna złapała go i pociągnęła w dół, co udało jej się bez problemu z powodu zaskoczenia. Skierra jednak nie zdążył w ogóle zorientować się co się dzieje, zaprotestować, stawić opór, czy choćby o coś zapytać. Nie minęła chwila a poczuł jak Melouria przycisnęła go do siebie i zawarła ich w długim, soczystym pocałunku. Z początku był w całkowitym szoku i nie miał pojęcia jak zareagować. Jej usta zetknęły się z jego, kiedy z emocją przysunęła go do siebie. Uczucie to było dla niego zupełnie nowe, nieznane i nieodkryte. Nigdy właściwie nie był z kobietą, nigdy tego nie planował, a nawet nie powinien. Kiedy już ta myśl pojawiła się w jego głowie, zechciał przez chwilę się od niej oderwać, jednak czuł też potrzebę by jej na to pozwolić. Co jeżeli nie była pewna swojego planu i zakładała że mogą zostać tu poszatkowani, lub związani i zaciągnięci do jakichś lochów przed egzekucją? To mogły być ich ostatnie chwile wolności. Dziewczyna mogła chcieć po raz ostatni zasmakować życia, a on nie miał serca by jej na to nie pozwolić.
Kiedy wreszcie się rozdzielili, w jego umyśle szalały emocje, z których każda była niczym ognik - nieuchwytna i błyszcząca kolorowym blaskiem. Nawzajem przekrzykiwały się i przesłaniały jedna drugą, nie pozwalając żadnej by stała się ważniejsza od pozostałych, jednocześnie pozostawiając mu straszny mętlik w głowie. Nie potrafił nawet powiedzieć, skąd właściwie wzięła się większość z nich. Chciał pochwycić Melourię i pocałować ją raz jeszcze, by poczuć jej aksamitne usta. Chciał wykrzyczeć się na nią, pytając co ona właściwie sobie myśli. Jednocześnie chciał zapomnieć o tym zajściu, jak i tego, by wydarzyło się jeszcze raz. Nie wiedział które z tych pragnień było mocniejsze. Spoczął więc na kolanach i usiadł na piętach, podpierając głowę obiema rękami. Jednocześnie Melouria poprosiła go, żeby został tutaj i się nie ruszał. Naszła go ochota, by jednak wstać i ruszyć za nią, jednak zdrowy rozsądek przeważył.
I właśnie w tym momencie to poczuł. Coś jak macka w jego umyśle, co zaczynało coraz bardziej się do niego zbliżać. Było powolne, ostrożne, lecz pewne swego. Nie minęło dużo czasu, jak Skierra zorientował się z kim ma do czynienia. Wilk wrócił.
Kapłan starał się zachować resztki spokoju. Niewiele tego już jednak w nim pozostało. W panice spróbował odgrodzić się od niespodziewanego intruza, jednak tamten znalazł się już tak blisko niego, że zdążył go zaledwie odrobinę spowolnić. Nie było to wystarczająco... Skierra już zaczął żałować że przez tę chwilę stracił ostrożność. Teraz przyjdzie mu za to zapłacić bolesnymi konsekwencjami. Ale w jaki sposób Wilk zdołał przeniknąć aż tak daleko bez zaalarmowania go w żaden sposób? Przecież chyba powinien był go zauważyć... prawda? Wtedy jednak przypomniał sobie pocałunek i nawał jego uczuć, które go wtedy zalały. I zrozumiał. Te uczucia tak naprawdę nie były tylko jego własnymi. Kiedy on był zajęty interpretacją tych mu nieznanych, Wilk widział że złapał przynętę i zaatakował. A teraz, mimo iż jeszcze miał nad nim przewagę, Skierra czuł że to nie skończy się dobrze.
Wtedy usłyszał Melourię. Słowa, pełne pewności siebie i stanowczości. Nie były jednak skierowane do niego. Zmusił się by obrócić lekko głowę. Dziewczyna stała teraz naprzeciwko całej grupie rosłych, uzbrojonych mężczyzn, całkiem sama. Mimo to zdołała jakoś zabrzmieć tak, jakby to ona miała przewagę. Skierra liczył na to że tak było, jednakże nie można było powiedzieć by szczególnie to wierzył. "Ale z drugiej strony przecież nie była sama. Był jeszcze on... Wystarczyłoby tylko..." Nie! To nie były jego myśli! Skierra złapał się mocniej za głowę, zupełnie tak jakby mogło mu to w jakiś sposób pomóc. Poczuł jednak że Wilka zaledwie to rozbawiło. Ponownie spróbował się odeń odgrodzić, jednak mentalna ściana runęła nim jeszcze rzeczywiście powstała. Nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie...
Od strony strażników nadeszła jakaś odpowiedź. Skierra, będąc zaabsorbowanym walką z wewnętrznym najeźdźcą, nie zdołał jej zrozumieć nawet pomimo dobrego słuchu, jednak podświadomie wychwycił że komunikat był przekazany z co najmniej ukrywaną wrogością. Ach gdyby tylko mógł coś zrobić... Ale przecież mógł! Nie trzymały go przecież żadne łańcuchy. Razem z czarodziejką bez problemu by sobie poradzili! Przecież nie mógł pozwolić, żeby jej grozili! Nie Melouri! Nie! Nie mógł tak przecież. Rozlew krwi... był... był zły prawda? Tak mówiły zasady. Czemu trzymał się zasad? Bo były potrzebne, bez nich świat waliłby się w posadach! A jednak nic nie mówiły o takiej sytuacji! Powinien ratować Melourię zanim jej coś zrobią! Czuł narastający w nim gniew. Tam, zaraz za tym drzewem była krew, która domagała się rozlania w imię sprawiedliwości. Tak było bezpieczniej i rozsądniej. Ale przecież... Nie, musiał to zrobić. I nie było absolutnie żadnego powodu by się przed tym powstrzymywać.
Nim jednak zdążyło wydarzyć się cokolwiek co akurat zdarzyć się mogło, znalazł się jeden, całkiem sensowny powód. Do tej pory przykryty wcześniej zdjętym ubraniem potwór morski nagle drgnął dziwacznie i stęknął, skutecznie przyciągając uwagę zarówno Skierry jak i Wilka, którzy wyjątkowo na tę jedną chwilę przestali walczyć między sobą. Ich wzrok powędrował do tej odsłoniętej części ciała stwora, tej której suknia nie zdołała zakryć. Wydawało się że na powierzchni łusek zaczynała zachodzić dziwna, niespodziewana reakcja. Nie wyglądało to w żaden sposób naturalnie, przeciwnie wręcz, było dziwaczne i pokręcone. Łuski zdawały się wsiąkać w ciało niczym jakaś ciecz, zaczynając powoli lecz zdecydowanie zmieniać kształt ogona na coś co przypominało ludzkie nogi. Z początku były niekształtne i powykręcane, ale powoli zyskiwały normalny, zrozumiały dla człowieka kształt. Skierra przez chwilę zapragnął zsunąć z niego suknię całkowicie, jednak powstrzymał się, wyobrażając sobie jaki widok mógłby go czekać. Sam wiedział, jakie to uczucie się przemieniać i wcale go nie lubił. Nie chciał nawet wyobrażać sobie jak odczuwał to stwór. Poza tym, Melouria okryła go nie bez powodu. Chyba nie chciała żeby został zauważony, kiedy będzie rozmawiać z tamtymi. W sumie nie było w tym nic dziwnego i lepiej gdyby tak zostało...
- Nie ruszaj się i czekaj. - wysyczał Skierra przez zęby, nie bardzo wiedząc co chciał przez to przekazać. Gdyby stwór się obudził, dobrze byłoby żeby nie zdradził swej obecności. Skierra go części chciał go ostrzec, aby wiedział że jeżeli się nie zastosuje to może zrobić się dość groźnie. Z drugiej jednak strony jego słowa można było zinterpretować jako groźbę, co w sumie nie byłoby nawet szczególnie dziwne. Skierra, czy też Wilk, trudno powiedzieć który z nich, mieli powody aby mu grozić. I jeżeli poddać wątpliwość można by groźbę od samego Skierry, to jednak słowa Wilka bez dużego pudła stanowiły również krwawą obietnicę, której raczej nie zamierzał łamać. Nie ulegało bowiem wątpliwości że do morskiego stwora żaden z nich nie pałał szczególną sympatią, a on to już w szczególności.
Awatar użytkownika
Melouria
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Melouria »

Nawet gdyby wiedziała jakie dramaty odgrywały się za jej plecami, to nie mogła w zasadzie nic na to poradzić, bo miała trudniejsze sprawy na głowie niż ugłaskiwanie wilkołaczej bestii. W danej chwili była skupiona tylko i wyłącznie na odgrywaniu roli pewnej siebie dowódczyni przed podejrzliwymi spojrzeniami żołnierzy. Szybko zorientowała się, że nie ma przed sobą żadnego wyższej rangą oficera, co dodało jej odwagi. Widząc zmieszanie mężczyzn, a szczególnie tego na przedzie oddziału, ściągnęła groźnie brwi specjalnie przeciągając chwilę ciszy, którą nieroztropnie spróbował przerwać, chyba dowódca oddziału.
- My tylk... - nie zdołał dokończyć nawet drugiego słowa, kiedy wtrąciła się mu w zdanie przebrana pani kapitan. Uniosła dłoń, a mężczyzna zaniemówił na chwilę. Potem widząc, że nic się nie dzieje próbował kontynuować, ale Melouria wydała z siebie głośny syk znowu mu przerywając. Zdezorientowany strażnik popatrzył po swoich towarzyszach szukając w nich jakiejś pomocy, ale doskonale wiedział, że to na nic się zda.
- Doprawdy niewiarygodne, żeby się trafił mi taki nierozgarnięty dzieciak. Zanim cokolwiek powiesz, sprawdź ze swoim oddziałem czy was nie ma was przy północnej bramie. Odmaszerować - w jej głosie nie było ani drżenia, ani wahania. Zachowywała się tak pewnie, że trudno było uwierzyć, że to tylko gra aktorska. Zbrojni uwierzyli temu oszustwu, zasalutowali, a następnie wykonali rozkaz swojego dowódcy i odmaszerowali z powrotem w stronę miasta, a następnie, tuż przed murami odbili w prawo i udali się wzdłuż murów w stronę północnej bramy, gdzie, istotnie, zawsze był duży ruch, bo północne wrota były głównym wejściem do Rubidii.
Pokusa stała w miejscu jeszcze chwilę, zanim odwrócił się od niej ostatni ze strażników. Czasami sama się sobie dziwiła jak bardzo podniecała facetów dominacja kobiety. Odważyłaby się nawet o stwierdzenie, że kobiety są lepszymi wodzami od swojej płci przeciwnej. Od zawsze uważała, że groźba z ust kobiety jest straszniejsza, od pogróżek pewnych siebie barbarzyńców.
Skręciła na pięcie w stronę Skierry i kłopotliwego trytona. Gdy się powoli do nich zbliżała zauważyła pot na czole Skierry i zbolałą minę, która nie wróżyła nic dobrego. Nic dobrego dla trytona. Od razu podeszła do kapłana i przyklękła przed nim. Na chwilę nie zawracała sobie głowy trytonem skupiając swoje - teraz żółte - oczy.
- Nie krzyczysz. To coś nowego - zauważyła uśmiechając się do niego ciepło. Zastanawiała się jak mu teraz pomóc. Nie było to miejsce ani czas na spotkanie z bestią, choć z całego serca nie mogła się tego doczekać. Pragnęła go znowu dotknąć i znowu spotkać się z jego dziką połową. To nie byłoby takie trudne, a jednak bardzo skomplikowane jeśli brało się pod uwagę cel jaki chciała osiągnąć. Tylko, że najwyraźniej, ten "drugi" chciał wolności, co Melouria doskonale rozumiała, ale nie mogła mu tego dać teraz, jednocześnie sama torturując się kolejną zwłoką. Chciała mu pomóc, naprawdę, o ile nadal chodziło o tego "drugiego". O ile, rzecz jasna, nie przeceniała swoich umiejętności. O ile chodziło tu o umiejętności i jej pragnienia. Widząc szalejące w oczach duchownego, dwa kryształy rozszczepionej duszy, obudziła się w niej samozachowawcza troska. Ostrożnie, jakby lękała, że zbyt gwałtownym ruchem może sprowokować bestię do wynurzenia się i nieodwracalnego odzyskania przewagi nad kapłanem, zbliżyła swoją jasną dłoń do jego twarzy. Zdarzyło się to, czego się spodziewała i co nie wywarło na niej wrażenia. Zęby kapłana zacisnęły się mocniej, a z gardła wyrwał się mu słaby, ostrzegawczy warkot. Dobrze wiedziała, że to nie jego sprawka. Jego wilcza natura buntowała się nawet wobec jej kojącego dotyku. Ustępując okazałaby słabość i strach, czego w żadnym razie nie chciała robić. To zburzyłoby ich kruchą relacje i "terapia" stałaby się praktycznie niemożliwa. Tak więc zwalczyła w sobie wszystkie lęki i nie ustąpiła. Co więcej - dalej zbliżała do niego rękę, dopóki miękkie opuszki szczupłych palców nie zetknęły się z jego skórą. Gdy to nastąpiło poczuła od razu obecność wilka. Był zaskakująco blisko. Wcześniej musiała go "wywoływać", tupaniem po zmysłach. Teraz została zaskoczona. Skupienie na twarzy dziewczyny osiągnęło maksymalny, wyrażalny mimiką poziom. Zanim zdążyła odczytać jego myśli poczuła najpierw wielką grozę, której się nie ulękła. Przesunęła długie palce po policzku mężczyzny obejmując go już całą dłonią. Palce minęły ucho i wtargnęły w gąszcz włosów i tam ustała ich niezapowiedziana inwazja. Połączenie jakie z nim nawiązała było nie tylko jednostronnę. Dobrze czuła oplatające ją macki nieswojego umysłu. Wyciągnęła zmysłowe eteryczne ramiona i oplotła je wokół ciemnej eterycznej masy, a ta zamiast atakować, nie zareagowała. Unosiła się w jaźni kapłana jak mydlana bańka, tak delikatna, ale jednocześnie niezwykła jak on sam. Uczucie temu towarzyszące nie mogła nazwać przywiązaniem, choć w pewnych kategoriach było temu pokrewne. To było coś znacznie ciekawszego, rozbijającego się o hierarchię. Z rozbawieniem zauważyła, że to porównanie jest zaskakująco trafne! Postanowiła spróbować odegrać w tej relacji rolę, która dla wilka była aż nazbyt kuszącą propozycją. Dała mu do zrozumienia, że da mu to, czego chce, jeśli będzie go słuchać, istotnie przejmując w tym chorym układzie rolę alfy. Co najciekawsze, to nie była propozycja, tylko najnormalniejszy fakt, na który musiał przystać - ponieważ był tylko wolą, nie rozumem. Zauważyła, że wilk wycofuje się, ale nie chce się z nią rozstawać. A to wywołało na jej ustach zmieszanie. Z jednej strony też tego nie chciała, a z drugiej: nie miała innej opcji. Powiodła spojrzeniem po twarzy kapłana doszukując się w nim jakiś oznak wiedzy na temat tego co się właśnie wydarzyło. Biedny, nawet nie wie kim jest - pomyślała zachowując tą myśl tylko dla siebie. Wyplątała palce z jego włosów i opuściła rękę.
- Odwagi. Niedługo wszystko ci wyjaśnię. Jeśli bestia będzie zbyt silna, zawołaj mnie, to ci pomogę - powiedziała i przesunęła ręką po trawie aż zahaczyła palcami o suknię, którą okryła trytona. Od początku, od kiedy do nich wróciła, zauważyła, że nie wystaje z niej płetwa bestii. Uniosła materiał, żeby zajrzeć pod spód i było tak jak myślała. Chłopak był już człowiekiem, tyle, że nagim. A to znacznie komplikowało sprawę. Pierwszy raz widok nagiego mężczyzny wzbudzał u niej lekki zawód. Wniesienie go do miasta w takim stanie było niemożliwe bez wywołania jakiejś sensacji. No chyba, że zależało im na sławie na kilka dobrych lat. Opuściła materiał sukni i spojrzała na nią. To była jej ulubiona suknia...
- Chyba mam pomysł... - powiedziała wolno i spojrzała na Skierrę. - Podamy go za jednego z rozbitków tamtego statku. Szkoda, że nie mogła użyć miecza, który był tylko iluzją. Wszystko więc musiała wykonać ręcznie - jako, że nie chciała zdradzać posiadania sztyletu, który miała ukryty w sukni, którą zdjęła.
Nie czekając na odpowiedź kapłana, chwyciła za suknię i z wielkim bólem serca rozerwała delikatny materiał gołymi rękoma. Sukno pruło się gładko i nawet równo. Niestety to co z niej zostanie nie będzie się już nadawało do noszenia, ale za to Sarpedon nie będzie świecił czterema literami przed mieszkańcami Rubidii. Ze skupieniem na twarzy wyrwała z sukni kawał materiału, a następnie bez skrępowania odkryła nagie ciało chłopaka. Zerknęła na chwilę tam, gdzie inna dziewka by się wstydziła, no i jej piekielna fantazja miała pełne pole do popisu podsuwając jej bardzo niegrzeczne obrazy. No takie zboczenie zawodowe. Uśmiechnęła się w myślach, lecz minę miała jakby niewzruszoną. Pamiętała, że nie była tu tylko z trytonem. Trochę szkoda, bo kto wie jakby to się skończyło dla nieprzytomnego trytona...
Zakryła go od pasa w dół przepaską z delikatnego jedwabiu zachowując przynajmniej trochę prywatności nieprzytomnego chłopaka. Spojrzała na kapłana.
- Podnieś go pierwszy. Zaraz Ci pomogę - poinstruowała go, a następnie, gdy ten wykonywał swoje zadanie zwinęła suknię i płaszcz w gruby rulon skrzętnie chowając w nim sztylet, a następnie dołączyła do kapłana i weszła do drugie ramię Sarpedona pomagając Skierze.

Na szczęście do miasta nie mieli już daleko. W wejściu nie obyło się jednak z niepotrzebnej dla nich atencji. Podbiegło do nich trzech strażników i jeden cywil. Melouria wytłumaczyła im uprzejmie, że dadzą sobie radę i niech biegną na wschodnią plażę, bo do brzegu płyną kolejni rozbitkowie. Dzięki sprytowi pokusy udało się skutecznie odwrócić od nich uwagę. Strażnicy posłuchali rozkazu wyższego stopniem i pobiegli gromadą w stronę wydm. Od tamtej pory szli uliczkami miasta ściągając na siebie pytające spojrzenia mieszkańców. Dziewczyna dobrze znała Rubidię i doskonale wiedziała gdzie ich prowadzi. Gdy zaszli do gospody w której wynajmowała swój apartament oparła o ścianę Sarpedona odciążając jednocześnie zmęczonego Skierrę. Rozejrzała się i weszła w zaułek każąc zaczekać na siebie. Skierra nie miał pojęcia jak to zrobiła, ale kiedy wróciła, znowu była elfką, którą tak dzielnie bronił na plaży. Miała na sobie tylko inną suknię, zieloną, pięknie przystrojoną złotą nicią, kształtującą obraz wijących się na obrzeżu bluszczu. Na sobie miała płaszcz, a na plecach spuszczony płaszcz. Jak się mógł domyślić kapłan, była to kolejna iluzja, lecz była to tak doskonała sztuczka, że mogła wprawić w osłupienie, tym bardziej, że towarzyszyła jej prawdziwie nieskazitelna uroda i iskrzący energią pewien błysk w oczach elfki.
Dziewczyna bez słowa podeszła do mężczyzn i chwyciła pod ramię Sarpedona. Zaprowadziła obojga do pokoju na górze rzucając rozbrajający uśmiech zdziwionym gościom gospody. Gdy już byli w pokoju, dosłownie zachwiała się na nogach, a cała ta energia zniknęła z jej twarzy zastępując się ogromnym zmęczeniem. Nie mogła już dłużej targać takich ciężarów. Starczyło jej tylko sił żeby zamknąć za nimi drzwi na klucz i oprzeć się plecami o ścianę. Jej klatka piersiowa unosiła się od głębokich oddechów.
Apartament dzielił się na trzy dość spore pokoje. Dwa podwójne łóżka, jedną sofę przed kominkiem, który w tej chwili dogasł. Chłód wdzierał się do pokoju przez praktycznie każdą szczelinę w oknie, czy drzwiach. Mimo to, nie było teraz jej w głowie rozpalanie ognia. Była zbyt zmęczona, a mieli jeszcze dużo ro zrobienia. Przede wszystkim musiała sprawić jak czuje się jej wilczek.
- Połóż go w tamtym pokoju - poprosiła wskazując na pokój po prawej. Nie chciała go związywać, chociaż na początku to planowała. Doszła jednak do wniosku, że to kiepski pomysł. Sarpedon nie był niewolnikiem, Melouria chciała, żeby jej zaufał i wierzyła, że osiągnie to tylko w jeden sposób... Ale póki co, chciała zająć się wilkołakiem.
Zrobiła mostek z rąk i oparła na nim brodę, utkwiwszy spojrzenie w widoku za oknem dostrzegła wyczekiwaną przez nią banderę. A więc jej statek przypłynął.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Skierra właściwie czuł ból. Rzeczywisty, rozchodzący się z głowy po całym ciele, nieokreślony i nieustępujący. Nie do końca potrafił powiedzieć, skąd on się wziął. Wiedział tylko tyle, że to wszystko było zasługą Wilka, który za wszelką cenę chciał zepchnąć go jak najdalej, na drugi plan. Nie wiedział jednak skąd posiadł umiejętność przekazywania mu rzeczywistego, czy też raczej wymyślonego bólu. Kapłan nie mógł jednak zaprzeczyć że to niemalże fizyczne uderzenie mocno nim zachwiało i bardzo niewiele brakło by to Wilk przejął stery. Skierra w zasadzie trzymał się już tylko ostatkiem sił, a i tak wiedział że cała sprawa już jest stracona. Czuł nieswoje myśli i uczucia, które zaczynały zapełniać jego umysł w dramatycznie szybkim tempie. Nie był w stanie nic z tego zatrzymać. Czuł się zupełnie bezsilny, niczym ostatni żołnierz zabarykadowany w bastionie, broniący się przed wielotysięczną armią. Zdawał sobie też sprawę z tego, że to porównanie wcale nie było aż tak dalekie od prawdy. Skierra znacznie osłabł na duchu od kiedy musiał nieustannie walczyć z Wilkiem o przetrwanie swojego człowieczeństwa. Jego oponent natomiast zdawał się jedynie rosnąć w siłę kiedy karmił się jego trudem i cierpieniem. Skierra mógł próbować, ale nie pozostało mu już zupełnie nic. Wilk szykował się już do kolejnego natarcia, którym bez żadnych wątpliwości uzyskałby kontrolę. A to bez wątpienia oznaczało przemianę.
Skierra widział wyraźnie ciemne, nieprzyjemne myśli, które zalewały jego umysł. Jego własne myśli. Nie, nie mogły przecież należeć do niego. To były myśli Wilka. Widział jak bardzo były silne w porównaniu z tymi, które należały do niego. Nawet pragnienia Wilka zdawały się górować nad jego własnymi, a Skierra nie wyobrażał sobie by ktokolwiek mógł mieć potężniejszą dedykację w życiu niż on do czynienia dobra. Wilk jednak miał o wiele prostsze, bardziej prymitywne pragnienie, które swoim gigantycznym rozmiarem zaczęło zapełniać cały jego umysł. Pragnienie wolności.
Skierra zostawał już zepchnięty w tył swego umysłu, z trudem jedynie przychodziło mu rozpoznawanie bodźców pochodzących z jego własnych zmysłów. Zdołał jednak rozpoznać, że do jego ciała zbliżała się Melouria. Nie poznał jednak tego po wyglądzie, nie, cały obraz jaki widział był okropnie rozmyty. Zbliżała się tylko jedna osoba, więc to musiała być ona. Nie słyszał żadnych dźwięków, wszystkie odgłosy towarzyszące ruchowi gdzieś wsiąkły, nie pozostawiając po sobie niczego. Nie było także zapachu, który może mógłby czuć. Nie pozostało mu nic oprócz zamazanej, niemalże nierozpoznawalnej sylwetki. Poczuł jak zbiera się w nim wszechogarniający gniew, kiedy patrzył w tamtą stronę. Gniew jednak nie był skierowany na Wilka, lecz Melourię. "To nie moja wściekłość" - zdołał jeszcze pomyśleć Skierra, zanim i ta myśl gdzieś zaginęła pod natłokiem niewypowiedzianego, bezpodstawnego gniewu.

Poczuł dotyk. Nie pamiętał, nie potrafił powiedzieć czyj. Ale nie potrzebował, żeby wiedzieć że mu się to nie spodobało. Minęła chwila nim zorientował się że przed nim stoi jakaś dziewczyna. Miała na sobie jakieś błyszczące w słońcu rzeczy, których nazw nie potrafił wygrzebać z pamięci. Wydał z siebie warknięcie, wyraźnie sugerując jej że nie jest wcale zadowolony z tego co właśnie robiła. Jej dłoń jednak się nie cofnęła, wędrując wyżej aż do jego włosów, gdzie dopiero się zatrzymała. W ogóle mu się to nie spodobało. Miał już cofnąć się i siłą odsunąć jej dłoń, kiedy poczuł jej obecność.
Pojawiła się jakby znienacka, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia. Wtargnęła siłą do jego umysłu, wsiąkając całkiem głęboko. Jej esencja była dziwna... Nie wiedział co powinien o niej myśleć. Była ciemna, choć nie czarna, elastyczna, chociaż twarda. W pierwszej chwili miał swoiste wrażenie, że poczuł dym i siarkę, choć momentalnie znikło, pozostawiając po sobie niemalże niewidoczny cień. Nie potrafił powiedzieć co dokładnie to oznaczało. Nie wiedział jednak czy chciał ją tu wpuścić. Przecież właśnie był zajęty uzyskiwaniem pełnej kontroli nad swoim umysłem, a ona jeszcze musiała się tu wtrącać! Zupełnie mu się to nie podobało. Już chciał zacząć budować mentalną barierę i odgrodzić się od niej, kiedy nagle, zupełnie niespodziewanie sobie przypomniał. Tak, przecież już spotkał się z jej myślami. Pamiętał teraz jak go dotknęła, tam, na plaży. To było przyjemne uczucie, relaksujące. Wtedy nie poczuł agresji z jej strony. A więc czy teraz powinien się tego spodziewać? Chyba nie. Powoli, ostrożnie aby nie zostać znów czymś zaskoczonym, sięgnął do jej esencji z zamiarem wybadania o co właściwie chodzi w tym wszystkim. Poczuł jak ona też sięgnęła do niego, dotyk kontaktu został nawiązany, powodując dziwne, nieznane mu uczucie. Nie było ono przyjemne, ale do tych złych też nie należało. Było to tak jakby swędzenie w miejscu, o istnieniu którego nawet nie wiedział.
Na chwilę zwrócił uwagę na ten nędzny fragment ludzkiej duszy, który lewitował gdzieś z tyłu umysłu, próbując wciąż pozbierać się po jego ataku, niewątpliwie po to by wkrótce uderzyć z nadzieją na odzyskanie władzy. Bez większego wysiłku był w stanie go zatrzymać, zanim zdążyłby poczynić jakieś szkody. Wciąż chyba jednak był świadomy swojego otoczenia i otaczających go emocji. Nie można mu chyba było pokazać, o czym niby miała być ta rozmowa, dlatego też wpadł na genialny pomysł. Wprawdzie wykorzystał sporo swojej energii aby go zrealizować, jednak udało mu się osłonić tę część najważniejszą. Tę, w której przeprowadzali razem rozmowę, on i byt z zewnątrz. Jeżeli dotknęła go bez agresji, znaczyło to że zależało jej na Nim, a nie tym który zwijał się tam dalej. Lepiej było też nie pokazywać mu nic z zewnątrz, tym bardziej wtedy kiedy dochodziło do ich kontaktu. Mógłby to potem jakoś wykorzystać, a on tego ani trochę nie chciał. Liczyło się tylko to by zachować przewagę nad tym słabszym, by mieć kontrolę, uzyskać wolność! Tylko to było ważne, nic poza tym.
To, co zechciała mu wyjawić było odrobinę skomplikowane i w normalny sposób zajęłoby chwilę nim zdołałby pojąć o co właściwie chodzi. Teraz jednak poczuł komunikat pochodzący z jej esencji całym sobą, widział jak wypełnia jego myśli... I zrozumiał. Pierwsze wrażenie go nie omyliło, rzeczywiście chodziło jej o niego. Chciała pomóc mu uzyskać wolność, przynieść zdolność kontroli. Nie wymagała od niego dużo. Miał jedynie zaczekać jeszcze trochę, na odpowiedni moment. Musiał jednak pozwolić tamtemu wrócić za ster na ten czas, jakby pozwalając się zrehabilitować. Ta część jej planu akurat nie przypadła mu do gustu. Wolałby gdyby uwolniła go od razu. Widać potrzebowała jeszcze tamtego na jakiś czas... To nie było przecież zbyt skomplikowane. Ustąpić mu na chwilę, zebrać swoje siły i zaczekać na dobry moment. Wprawdzie teraz miał już przewagę i to znaczną, jednakże nie potrafił pozbyć się swojej drugiej części. Nie dlatego że coś do niej czuł, po prostu nie umiał się go pozbyć raz a dobrze. Mógł jedynie utrzymywać nad nim przewagę. Jednak jeżeli ona mogłaby mu w tym pomóc, to chyba warto byłoby spróbować...

Ocknął się w jakiejś niezbyt wygodnej pozycji, półsiedząc bokiem na ziemi. Przed nim była Melouria, dalej wyglądająca tak jak zapamiętał, z wyraźnie zatroskanym wyrazem twarzy. Jedną rękę miała gdzieś przy jego skroni, jednak już ją odejmowała, co sygnalizowało że zdążyła już skończyć to co robiła przed chwilą. Używała magii? Skierra nie potrafił stwierdzić. Nie umiał w żaden sposób tego rozpoznać, choć wydawało mu się że właśnie tak było. Przez chwilę jeszcze z tego powodu czuł niesmak jednak uczucie szybko znikło wraz z tym jak powoli wracała mu pamięć wcześniejszych wydarzeń.
- Boże... Zjawiłaś się w samą porę. - wysapał Skierra, unosząc prawą dłoń do twarzy. Nadal jednak wyglądała całkiem ludzko, nie wydawała się zbytnio zmieniona. Może i włosy wyglądały na bardziej siwe, czy też szare, a paznokcie odrobinę sczerniały, jednak poza tym wszystko było normalne. Skierra dotknął swojej twarzy, chcąc wyczuć czy tam nastąpiły jakieś zmiany. Prócz zwyczajnego zarostu jednak nie czuł się jakby zmieniło się coś jeszcze. Rysy twarzy chyba były takie jak powinny, nic nie wystawało w dziwny sposób, po czym wnioskował że Wilk nie zdążył do końca zapanować nad jego ciałem... Melouria zdążyła idealnie w porę.
- Dziękuję ci... Ja... chciałbym żebyś mnie tego nauczyła. Nie mam wprawdzie wiele by móc dać ci w zamian, lecz konieczne potrzebuję byś pokazała mi jak to się robi. - Powiedział Skierra, finalnie czując że jest to dobry moment by o to poprosić. Teraz, kiedy Wilk znów go zaatakował, wiedział że musiał coś przedsięwziąć by zapobiec podobnej sytuacji. Nie potrafił sobie pozwolić na bierność, a liczył także na to że i Melouria zda sobie sprawę z powagi obecnej sytuacji i zdecyduje się odrobinę z tym pośpieszyć. Odpowiedziała mu jednak jedynie tyle żeby powiedział jej kiedy znów będzie tracił kontrolę. Najwidoczniej powstrzymanie Wilka nie stanowiło dla niej aż tak dużego problemu jak można było przypuszczać, a ponadto nie chciała się za bardzo spieszyć. No tak, był przecież jeszcze ten potwór... Nim też chciała się jakoś tam zająć. Chyba to też musiał wziąć pod uwagę... Zdawało się też to on był dla niej w tym momencie istotniejszy. Skierrę odrobinę to zabolało, jednak po krótkim zastanowieniu musiał przyznać jej rację. On, jako iż dało się łatwo zatrzymać jego drapieżne zapędy, stanowił mniejsze zagrożenie niż chłopak który był niebezpieczny z własnego wyboru.
Rzeczywiście chyba trafił w sedno ze swoimi przewidywaniami. Melouria gdy tylko trochę się od niego odsunęła zaraz przeniosła całą swą uwagę na wciąż częściowo zakrytego suknią mężczyznę. Przez chwilę nic nie mówiła, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. Ach, przecież ona dopiero teraz zauważyła że on znowu jest człowiekiem! To chyba trochę zmieniało ich obecną sytuację. Skierra pozwolił jej przez chwilę pomyśleć, nie przeszkadzając. W końcu to od niej zależała decyzja co właściwie chcieli z nim zrobić. Jemu osobiście było zupełnie wszystko jedno, byle tylko jakoś dotrwać do tej części w której zacznie go uczyć tego dziwnego zaklęcia ułatwiającego utrzymanie się na powierzchni własnego umysłu.
Melouria w pewnym momencie oświadczyła że ma jakiś pomysł. Wyjaśniła mu pokrótce że zamierza podać tamtego za jednego z rozbitków tonącego statku, którego zagarnęli z plaży. Było to jednak wszystko co miała mu do powiedzenia, nie było żadnych dodatkowych szczegółów ani nic z tych rzeczy. I w sumie chyba nie było mu ich trzeba. Skierra domyślił się, że postanowiła jednak zabrać stwora do miasta, teraz kiedy już wyglądał jakby normalnie. Może tam będzie jej łatwiej się nim zająć, może szybciej, a może po prostu wygodniej? Tak czy siak, planowała go tam zaciągnąć i prawdopodobnie powinien jej w tym pomóc, jeżeli miał potem oczekiwać jej wdzięczności.
Dziewczyna wtedy przyklęknęła nad chłopakiem okrytym materiałem chłopakiem, po czym z pozoru bez powodu zaczęła drzeć suknię. W pierwszej chwili pomyślał, że była to jej reakcja na jakieś zdarzenie, jednak po chwili doszedł do wniosku że to nie o to chodziło. Od ostatniej rzeczy która, jak sobie wyobrażał, mogłaby doprowadzić ją do takiego stanu minęła więcej niż minuta. Nie powinna tak po prostu nagle wybuchnąć z emocjami. Dlatego też Skierra przyjrzał się dokładniej i zauważył, że darcie tkaniny miało jakiś głębszy cel. Powoli okazywało się, że rozerwane kształty rzeczywiście zaczynały coś przypominać. Skierra, korzystając z okazji i chwili w której nic nie próbowało przejąć nad nim kontroli, postanowił rozwiązać nadgarstki stwora i odzyskać swój pas. Wpierw zmuszony był go trochę bardziej odsłonić, jednakże udało mu się z tym uwinąć na tyle szybko by zachować względną prywatność tego... stworzenia. Chwilkę potem obrócił się tyłem i zaczął powoli wkładać pas z powrotem do spodni. Zrobił to między innymi dlatego, że nie chciał patrzeć na nagiego człowieka dłużej niż to było absolutnie konieczne. A także dlatego że naprawdę chciałby mieć pewność że nagle nie zlecą mu spodnie. Nie spieszył się jednak szczególnie, dając Melouri czas na dokończenie tworzenia tego za co się zabrała. Tak długo jak nie chciała jego pomocy, nie widział potrzeby żeby znów się obracać. Przypuszczał też że okazałby się pewnie nieszczególnie pomocny przy robieniu prowizorycznej przepaski.
I rzeczywiście minęła chwila, nim znów usłyszał głos czarodziejki. Zdążył przez chwilę nawet poprzyglądać się okolicy, zanim znowu otrzymał od niej polecenie. Poczuł się trochę głupio, zdając sobie nagle sprawę z tego że technicznie był teraz zupełnie uzależniony od niej i jej decyzji, ironicznie zupełnie niczym pies na smyczy. Nie lubił być ograniczany w ten sposób, ale wiedział że jest to absolutnie konieczne by mógł w ogóle myśleć o swojej przyszłości. Nadal miał bowiem wrażenie, że jeżeli tylko raz, jeden jedyny zatraci się w swojej przemianie, może już nigdy nie wrócić taki jaki był. O ile w ogóle wróci. Nie było bowiem wątpliwości że jeżeli tylko zgubi gdzieś Melourię, właśnie taki koniec go czekał.
Z tymi ponurymi myślami ponownie chwycił ramię stwora, choć tym razem już było ono ludzkie, co znacznie ułatwiało sprawę. Teraz mógł spokojnie zarzucić je sobie na kark i w ten sposób w zasadzie samodzielnie go nieść, bez obaw o to że zaraz rozszarpią go jego szpony. Dalej trochę obawiał się że tamten może znów przemienić się w trakcie podróży, wciąż bowiem nie bardzo wiedział na czym to właściwie polega, lecz w tej kwestii ufał swoim zmysłom, które powinny na czas zorientować się o zagrożeniu. Zaczekał jeszcze chwilę na Melourię aż chwyci stwora po drugiej stronie, lecz mimo to nadal wziął na siebie większą część ciężaru. Mimo wszystko przecież należało się jej jakoś odwdzięczyć za ratunek, a poza tym sam widział jak bardzo była zmęczona po poprzednim odcinku trasy.

Cała droga zleciała mu tak szybko że prawie nawet jej nie zauważył. Pamiętał dobrze moment jak wyruszyli, lecz poza tym całe to noszenie zdawało mu się jakieś zdecydowanie zbyt szybkie. Pamiętał wprawdzie tempo z jakim się przemieszczali, rytm kroków i wszystko pozostałe, a jednak coś wydawało się nie na miejscu. Może to jakieś zaklęcie Melourii, mające ułatwić mu zadanie? Chyba będzie się musiał jej o to później spytać. Wolałby żeby wpierw konsultowała z nim takie rzeczy. A może to było po prostu takie wrażenie? Nie potrafił dokładnie stwierdzić.
Na chwilę zatrzymali się kiedy byli już przy bramie. No, nie do końca z własnych intencji, gdyż trochę wkładu w tę decyzję mieli miejscowi strażnicy, lecz sęk w tym że stanęli. Skierrze nie za bardzo podobała się ta sytuacja. Nadal miał przerażająco silne wrażenie że są tu nie na miejscu, pomimo tego że mieli całkiem sensowne wytłumaczenie na targanie nieprzytomnego i półnagiego faceta. Kiedy się tam zbliżyli, serce Skierry przyspieszyło ze zdenerwowania. Nie lubił ukrywać faktów, tym bardziej jeżeli mogło to zaowocować niezbyt przyjemnymi skutkami. I pomimo tego że do prób ukrywania wilczej natury się przyzwyczaił, to co robił teraz było czymś zupełnie nowym i wydawało mu się naprawdę nie w porządku. Przemycanie potwora do miasta... No dwóch w sumie, jeśliby liczyć razem z nim.
Na szczęście, a kto wie czy nawet nie na odwrót, wytłumaczenie Melourii okazało się być idealne. Ludzie w bramie natychmiast pozwolili im przejść, a następnie zaczęli wyznaczać tych którzy mieli się udać do eskortowania rozbitków. Nie zwrócili większej uwagi na prowizoryczny ubiór chłopaka, który prawdopodobnie nie powinien być odziany w pozostałości sukni, no bo przecież skąd mieliby ją wytrzasnąć na środku plaży? Nikt z nich zdawał się nie zauważać tego, że jego paznokcie były trochę nienaturalnie czarne. Może nie byli zbyt bystrzy, albo spostrzegawczy? Mimo tego Skierra chciał bardzo mocno schować je z widoku, tak na wszelki wypadek. Melouria, nie tracąc czasu, zaraz pociągnęła stworem do przodu, nie wykazując zainteresowania w zostawaniu tu ani chwili dłużej. W sumie to nawet miała słuszność i Skierra zaraz podążył za nią.
Reszta drogi była w zasadzie niczym się nie wyróżniająca. Nikt ich nie zatrzymywał i nikt nie przeszkadzał. Wprawdzie wszyscy bez wyjątku się gapili, no ale w sumie czego innego można się było spodziewać? Trzeba go było już w całą suknię przystroić, wtedy przynajmniej wyglądałoby na to że to tak miało wyglądać, czymkolwiek by nie było to co robili. Skierra słyszał kiedyś o człowieku, który robił bardzo dziwne i zupełnie niewytłumaczalne rzeczy na oczach publiki, a potem nazywał się artystą. Wprawdzie Skierra by tych wyczynów sztuką nie nazwał, no ale... Od biedy by uszło.
W pewnym momencie zatrzymali się przed jakimś sporym budynkiem, którego przeznaczenia Skierra w pierwszej chwili się nie zorientował. Dopiero kiedy do jego nozdrzy dotarł intensywny zapach z wewnątrz, zorientował się że ma do czynienia z instytucją zajmującą się zakwaterowaniem i zaopatrzaniem w żywność i napoje osoby goszczące w mieście, lub te którym pieniędzy nie szkoda. Czarodziejka przysunęła chłopaka do ściany budynku, opierając go o nią plecami po czym na chwilę znikła gdzieś z boku, pozostawiając Skierrę samego. Kapłan musiał wciąż go przytrzymywać, gdyż w innym wypadku tamten zwyczajnie by się przewrócił. W sumie... gdyby mu tak na to przypadkiem pozwolić... Nie zdążył jednak dokończyć tej myśli, gdyż Melouria zjawiła się z powrotem. Tym razem jednak czarodziejka nie miała już na sobie twardej, metalowej zbroi. Miała na sobie zieloną suknię przyozdobioną w jakieś roślinne wzory, oraz okrywający plecy płaszcz. Teraz już zdecydowanie bardziej przypominała tą dziewczynę którą widział jeszcze zanim przywołała na siebie ten dziwaczny, magiczny strój. Szczerze powiedziawszy wolał ją widzieć w taki sposób, tamten ubiór wydawał mu się być jakiś strasznie sztywny i nieprzyjemny. Wiedział że do przebrania się użyła magii, postanowił tego jednak nie komentować, pomimo że cisnęło mu się na język parę słów na ten temat.
Melouria ponownie pomogła mu podnieść stwora, którego ciężar i tym razem w większości wziął na siebie. Potem popchnęła drzwi wejściowe i weszli do środka gospody. Skierra nie zdążył się nawet przyjrzeć pomieszczeniu, zdołał jedynie zobaczyć parę zdziwionych twarzy ludzi wewnątrz, nim nie znaleźli się już w jednym z pokoi. A dokładniej apartamentów, ponieważ za drzwiami przez które weszli pokoje były aż trzy. Mieszkanie wyglądało jakby było przeznaczone na cztery osoby, co wnioskował po dwóch dużych łożach ustawionych w pokojach bocznych. W środkowym natomiast, mniej więcej w centrum stała sofa, z której był piękny widok na całkiem ładny kominek, który teraz wprawdzie nie był rozpalony. W całym mieszkaniu zdawało się być dość chłodno, choć zdecydowanie cieplej niż na dworze.
- Co to za miejsce? Mieszkacie tutaj? - Zapytał Skierra, kiedy czarodziejka zajmowała się zamykaniem drzwi. Nie był pewien dlaczego, ale chciał nawiązać między nimi jakąś rozmowę. Nie bardzo wiedział jak powinien postępować w sytuacji takiej jak ta, ale wydawało mu się że to było dobrym pomysłem.
Samodzielnie zabrał się za przeniesienie chłopaka do jednego z bocznych pokoi. Nie sądził, by Melouria była na siłach żeby jeszcze mu pomagać, a poza tym jaki byłby sens pozostawiania go na podłodze, skoro ledwie parę kroków dalej stało łóżko? Wprawdzie miał z tym odrobinę większy problem z powodu braku równowagi, lecz nie okazało się to aż tak trudne jak spodziewałby się tego na początku. Zrzucił chłopaka na materac, kładąc go mniej więcej po ludzku, po czym wrócił do środkowego pokoju, który bez większych trudności można by w sumie nazwać salonem. Melouria siedziała przy oknie, wpatrując się w coś w oddali. Skierra milczał przez chwilę, nie chcąc jej tak szybko przerywać. Wykorzystał ten czas żeby zastanowić się nad tym co powinien teraz powiedzieć żeby nie wypaść nietaktownie. W końcu to przecież była czarodziejka, czyż nie?
- W takim razie co teraz? - zapytał Skierra, mimowolnie kierując wzrok za okno, próbując wypatrzeć to, czemu ona się przyglądała.
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości