RubidiaPrzybycie do Rubidii

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alinsa »

Wampirzyca nie spodziewała się odmowy ze strony Nestora. Jego słowa wręcz zszokowały bladą pannę. Ta zacisnęła pięści. Zawsze mogła zrobić awanturę, ale nie wypadało. Ostatecznie była jedynie gościem. Jej mentorka najprawdopodobniej skarciłaby ją za podobne zachowanie. Wszak krwiopijcy mieli ciągłości do upodobniania się do arystokracji. Oczywiście Alinsa była nieokrzesanym wyjątkiem. Z drugiej strony trudno było się temu dziwić. Nie miała nawet sześciu dekad na karku.
Z punktu widzenia elfów i wampirów nie była dorosłą osobą. Dziewczyna była dostatecznie rozdrażniona okrętem, który bujał się nieznośnie na falach. Na szczęście, ostatnio nie jadła za wiele. Odpowiedź zastępcy wywołała posępną atmosferę. Natomiast klepnięcie po tyłku, było jedynie iskrą, która wznieciła płomień.
- Nie jestem małą dziewczynką! - warknęła nerwowo wampirzyca do pokusy, która właśnie opuszczała pomieszczenie. Magia przestrzeni była niemal totalnie nieznana wampirzycy. Ta była jedynie nowicjuszką w owej dziedzinie. Alinsa splotła nerwowo, trzęsące się palce w inkantację. Pokusa, która właśnie wychodziła na pokład, poczuła mocne pociągnięcie za ogon. Było to niezbyt bolesne uczucie. Tak, jakby niewidzialna ręką szarpnęła zakończony grotem ogon.
Wampirzyca brała pod uwagę fakt, że piekielną może to rozdrażnić. Jednak w mniemaniu wampirzycy taka zagrywka była równie poniżająca, niczym klaps po tyłku, którego sama teraz doświadczyła. Taka forma rewanżu była jedynie dodawała pikanterii w relacjach pokusy-wampirzycy.
Nieumarła bez słowa podążyła za Nestorem, który wskazał lepsze kajuty. Te kwatery rzeczywiście były w nieco lepszym stanie. Jednak fakt, iż facet nie zaprowadził jej tutaj od razu rozzłościł dziewczynę. Wściekła wampirzyca zaczęła patrzeć na Nestora przez zupełnie inny pryzmat. Był młody, nie cuchnął niczym reszta tej zgrai... i ciepłokrwisty. To były wystarczające powody, aby zatopić w nim swe śnieżnobiałe kły. Niestety pobyt na statku odebrał jej apetyt na świeżą krew.
Wampirzyca nie zwróciła nawet uwagi na miłosne wspomnienia minotaurzycy. Nie wyobrażała sobie, aby takie stworzenie mogło kochać. Rzadko spotykała naturian i mało o nich wiedziała. Po chwili Urzaklabina nawiązała z nieumarłą dialog.
- Wybacz, ale warunki na jakimkolwiek okręcie wojskowym są beznadziejnie. Starałam się jedynie wyciągnąć jak najwięcej się da. Oczywiście twoja pomoc może mi się nawet przydać. Kto wie? Zawsze lepiej mieć krowę, niż nie mieć...

Dziewczyna lekko się wzdrygnęła się, kiedy minotaurzyca zapragnęła poznać jej historię. Z początku myślała, aby spławić dociekliwą albinoskę. Przecież znały się trochę za krótko, aby zadawać takie pytania.
- Kim jestem? Jestem sierotą, wychowaną przez wujka. Dorastałam w Wiosce Na Końcu Świata. Posiadam tajemnicze znamię, które w tajemniczy sposób wiąże się z równie tajemniczą przepowiednią... Co najmniej raz w miesiącu mam prorocze sny! - odparła wampirzyca nerwowym tonem. Najwyraźniej nie przepadała za rozmową na temat swej przeszłości. Po tych słowach dziewczyna wstała na łóżko kajuty, które było mocno przytwierdzone do podłoża. Trupie, blade ciało rozpłynęło się, a ekwipunek bezwładnie poleciał na posłanie. Czarny, wielki nietoperz w mgnieniu oka opuścił kajutę. Alinsa wyleciała pośpiesznie na pokład. Szybko zidentyfikowała pokusę i podleciała do niej, a następnie usiadła na jej ramieniu.
Rayla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rayla »

Piekielna mogła się tego spodziewać, że jej wampirzej piękności, drobny klapsik nie przypadnie do gustu. W sumie sytuacja ta była o tyle groteskowa, że wyglądała jak gdyby ta skarciła tak swoją... córeczkę? Nie żeby w ogóle myślała o posiadaniu takowej, na szczęście biologicznie było to niemożliwe, ale akurat tak jej się to skojarzyło, w końcu Alinisa miała nieco z jej charakterku. Wykryła też aktywność magiczną z jej strony, a że wychodząc nie było po drodze nikogo, pociągnięcie za ogon było czymś, czego krwiopijczyni dokonała. "Chyba będę musiała pociągnąć za coś innego..." Oh tak! Tylko tym razem całość będzie efektywniejsza...

- Wylewny jak zawsze - skomentowała słowa Kapitana. Może powinna przypalić mu nieco język, bo zamarzł? Takie przypadki się zdarzały, a radzić jakoś sobie trzeba. Przy okazji... Wyspa Syren brzmiała o tyle miło, bo tam był Syreny... a te są urodziwe, co ostatnio spotkana potwierdziła... szkoda tylko, że musiała zająć się czymś innym, bo już prawie się za nią zabrała... - A coś ciekawego toooooooo....? - specjalnie przeciągnęła końcówkę.
Żeby wzrok mógł zabijać, któryś z piratów byłby martwy... "Ubiję jak psa!" Aura piekielnej zaczęła się powoli zmieniać, znacznie więcej w niej było... pożogi. Strach w najczystszej postaci, cierpienie gwarantowane samą jej obecnością, choć całość jeszcze trzymana w ryzach, jednak już niedługo. I tak wykazała się ogromem cierpliwości i tolerancji wobec marności prezentowanej przez bandę pseudo rzezimieszków, głupców mizernych w porównaniu do choćby i najmniej wartych bytów Piekła.
- Cześć, Aliniso - zaśmiała się ze skrzętnie ukrytą ironią, jak ta wylądowała na jej ramieniu, w końcu nadal emanowała swoją aurą, więc trudno było nie poznać krnąbrnej wampirzycy.

Dopiero teraz zwróciła uwagę na... dzieciaka? W dodatku to to rzuciło jej wyzwanie na rapiery! Czyżby tylko jakiś młodzik potrafił się bić, a reszta z tego towarzystwa to leniwe bałwany? Aż zaczęła się zastanawiać, jakim cudem ta cholerna łódka jeszcze pływa... przecież załoga zostałaby pokonana przez pijanych handlarzy, nie wspominając o napotkaniu militarnego okrętu!
- No, dawaj - rzuciła od niechcenia, trzymając już za "darowaną" broń.

Piekielna szczerze mówiąc wcale nie przykładała się do pojedynki, który nastąpił od razu po zejściu z miejsca, gdzie znajdował się ster, czy jak to sobie tam marynarze nazywali. Jak by nie patrzeć, walczyć potrafiła, choć zamiast rapieru wolała szablę. Mimo to używała go dość... podobnie, unikając przy tym ciosów oponenta. Walka dla Rayli była nudna jak flaki z olejem, zero rozlewu krwi i innych piekielnych "dodatków", dlatego skończyła ją szybko... i niespecjalnie boleśnie, ot wymanewrowała go i przystawiła broń do gardła.
- Podejrzewam że i tak walczysz lepiej niż większość miernot z pokładu - skomentowała, po czym wbiła ostrze w pokład, aż do połowy. - Chyba się tu marnujesz.

- A teraz czas dorobić komuś rogi. - Oj tak, nie zapomniała ona o Panie Dorodna Mamuśka, a przy tym aura Pokusy kipiała już cierpieniem i nienawiścią, które doskonale działało na potępieńców, a ci mieli wyższy próg który należało osiągnąć, by ich przerazić. Osobnicy stojący blisko niej komfortowo się nie czuli z pewnością.
Kobieta spojrzała mu głęboko w oczy, paraliżując go magią umysłu tak, że pirat oprócz stania i obserwacji, nie mógł zrobić zupełnie nic.
- Na początek takie straszne - powiedziała, po czym wbiła mu w głowę magiczną emanację przypominającą róg, płytko by nie uszkodzić mózgu który zdawał się i tak szwankować, lecz całość mocno rozeszła się po skórze, co musiało boleć, sądząc po niemrawym wyrazie twarzy. - Ach,,, zapomniałam, rogi są dwa! - Drugie uderzenie, jeszcze więcej bólu i teraz mógł pochwalić się on prawdziwym porożem, takim strasznym i czerwonym!
- Wspomniałeś o piersiach, oto i one! - Dwa "bolce" wbiły mu się na takiej samej zasadzie jak rogi, jednak nieco głębiej, po czym odskoczyły na boki, cały czas emanując potwornym bólem. Momentalnie zalał się on łzami... łkający pirat! - Czas na nową ksywkę, Beksa Artelimrz, co ty na to?
Po chwili i bez żadnego ostrzeżenia poczuł tez ból w miejscu, gdzie plecy traciły swą szlachetną nazwę.
- Dorodne piersi nie mogą mieć monopolu na jędrne pośladki - po kilku sekundach cała magia jaką go naszpikowała... zniknęła. - To dopiero przedsmak tego, jak potrafimy bawić się w Piekle, z chęcią przedstawię ci dłuższą wersję. - Przez trzy sekundy szpikowała go wizjami, jakież to katusze można cierpieć i choć fizycznie nic mu już nie robiła, psychika odbierała to jak najbardziej realnie.

Pokusa odwróciła się, a ofiara usnęła się na ziemię, zwijając się w trzęsąc kłębek, który bał się nawet spojrzeć gdziekolwiek indziej niż podłoże. Rayla dobyła jeszcze Piekielnego Ostrza, które zaświeciło się delikatnie iście krwawą czerwienią.
- Ktoś jeszcze? - rzuciła do ogółu, mając na twarzy wypisaną rządzę mordu. - Jakieś słowa komentarza? A może któryś zechce rzucić mi wyzwanie, do ostatniej krwi, huh? - mówiąc to wodziła ostrzem po każdym z tu zgromadzonych "piratów".

Odczekała kilka, gdzie całe to towarzystwo siedziało cichutko jak myszki pod miotłą.
- Banda żałosnych tchórzy i nic poza tym - powiedziała, przejeżdżając lewą ręką po ostrzu, tym samym z lekka krwawiąc. Miało to jeden cel, bo niewiarygodnie szybko utworzyła ze spływającej krwi pentagram, który po chwili stanął w płomieniu, niewielkim i nierobiącym żadnej krzywdy okrętowi. Można by rzec, że dałoby się go wziąć w rękę a i tak nie sparzy. Po chwili na środku okrętu pojawił się portal, lecz jego magiczna emanacja nijak nie przypominała niczego piekielnego, a demonicznego.
- Chciałaś iść do Piekła, oto jest twoja szansa - zwróciła się do Alinisy. - Masz minutę na podjęcie decyzji, potem portal sam się zamknie - dodała, po czym przeszła przez niego, a za nim poleciała jej smocza miniaturka.

Ciąg dalszy: Rayla
Ostatnio edytowane przez Rayla 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Antar
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Antar »

Podczas prowadzenia panienek do kajut Krasula zadała Nestorowi pytanie. Przewrócił on oczami delikatnie. Miał zamiar pokazać lepsze kajuty, ale wampirzyca musiała wejść do pierwszej lepszej i teraz, by się kłóciła.

- Droga naturianko, od początku chciałem ukazać wam kajuty gościnne, jednak twoja piękna nieumarła koleżanka najwyraźniej była niecierpliwa i wyprzedzając jakikolwiek mój ruch weszła do pierwszej lepszej. To cała sprawa, przepraszam, jeśli czujecie się urażone – przemówił łagodnym, aczkolwiek stanowczym głosem.

Damy porozchodziły się w różne strony, spać, im się nie chciało, zastępca kapitana skrzywił się dość mocno. Cała akcja jaką zaplanował wraz z Antarem teraz musiała trwać o wiele wolniej. Dodatkowo zbliżał się wschód słońca, wtedy on przejmuje kontrole, więc będzie mieć mało czasu. Zastanowił się chwile, po czym ruszył w stronę kajuty kapitana. Otworzył ją kluczem, który jako jedyny prócz właściciela statku, posiadał. Znajdowało się to biurko zasypane wprost papierami i zapiskami. W kącie stały dwie skrzynie ze skarbami, które kapitan zachował tylko dla siebie. Nie były to skarby w postaci złotych monet, to walało się po całym statku. Wampir trzymał tu cenne przedmioty magiczne, artefakty, części czegoś co może dać wielką moc. Jednak nie do końca wiedział jak to wszystko użyć. Nestor czasem wykorzystywał te specjalne znaleziska oczywiście za pozwoleniem kapitana, któremu przysiągł lojalność.

Tymczasem na pokładzie, pokusa odpowiedziała kapitanowi sarkazmem. Nie lubił za dużo mówić, wiedział, że rozmowa skłania do emocji, a one prowadziły do zguby. Słyszał co dowalają jego piraci i nie podobało mu się to. Dlatego też palcem nie kiwnął, gdy Rayla zemściła się w całkiem ciekawy sposób za ich dziecinne wygłupy.

Spoglądając na horyzont zaczął dostrzegać pierwsze złotawe smugi, słońce wschodziło, co oznaczało, że teraz czas, by Nestor przejął kontrole nad Aquilonem. Jednak jego zastępca nadal nie przychodził. Antar postanowił dać mu chwilę.
Czarodziej po przeglądnięciu zapisków już wiedział co musi zrobić. Jednak wymagało to pośpiechu. Ruszył biegiem na pokład i na początek odszukał wzrokiem kapitana. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym pradawny zaczął rozglądać się za Krasulą. Nie było to trudne. Szukała towarzystwa, więc była w pobliżu wesoło rozmawiających piratów. Nestor podszedł tam szybkim krokiem. Nie dało się ukryć jego podenerwowania. Rozgonił załogę rozkazując, im zejście pod pokład. Zmęczona załoga jest do niczego. Jednak tym tutaj trzeba było przypominać to, jak małym dzieciom. Gdy w końcu się rozeszli przemówił do minotaurzycy.

- Wybacz mi, niestety, im czasem potrzeba przemówić do rozumu. Wschodzące słońce oznacza, że ja przejmuję stery, natomiast kapitan prosił, by ci przekazać, iż czeka na ciebie swej kajucie, łatwo trafisz. Pod pokładem na końcu korytarza –uśmiechnął się przyjaźnie.

Zastępca kapitana, kątem oka spoglądał na pokusę i wampirzycę. Ilość załogi na pokładzie zmalała do zera, nie licząc czarodzieja, pokusy oraz wampirzycy. W razie ataku mógłby bez problemu użyć magii. Choć, póki co kobiety nie stanowiły realnego zagrożenia.

- Alinso, sugeruje ci skrycie się pod pokładem, bowiem słońce już wstaje. Dobrze wiem, że dla wampirów nie jest ono bezpieczne – starał się być miły, przynajmniej tak na pokaz. Nieco się zląkł widząc płomienie. Jednak nie wyrządzały żadnej krzywdy statku. Grymas chwilowego zaniepokojenia zmienił się w lekkie zirytowanie. Czarodziej był zły że te dwie chcą uciec.

- Przynajmniej mamy Krasule, może wystarczy - pomyślał

Antar czekał w swej kajucie i w momencie przybycia oczekiwanej osoby natychmiast otworzył jej drzwi. Zaproponował, by usiadła na krzesło. Widząc zaciekawienie Krasuli zaczął wyjaśniać, o co chodzi.

- Otóż chciałem cię tu widzieć, ponieważ mam dla ciebie specjalne zadanie. Od dłuższego czasu szukam pewnej rzeczy i ty możesz mi pomóc – zawiązał jej przepaskę na oczy, by nic nie widziała.

Naturianka mogła słyszeć szczęk ze skrzyni, wampir coś z niej wyciągnął. Dziwny, zimny przedmiot wylądował w dłoni Krasuli.

- Trzymaj, to i zacznij myśleć o magii, silnej magii, a zobaczysz coś niezwykłego. Tylko nie puszczaj, powiem ci, kiedy przestać.

Wampir delikatnie się uśmiechnął, że jego plan zaczął się wypełniać. Nie wiedział jednak o tym, że ktoś płynie w jego stronę, tajemniczy mężczyzna na niewielkim stateczku, w którym jak na statku widmo wiosła poruszały się same za sprawą magii. A on stał przy sterze, nie mówiąc nic, był sam jeden. Jego twarz zdobił niepokojący uśmiech.

- Nie widzę cię Aquilonem, ale odnajdę a, wtedy poznasz gorzki smak porażki. Ma zemsta się dopełni – zaśmiał się złowrogo.
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

        Słysząc żale wypływające z ust wampirzycy, powoli rozumiała, iż jest to osoba nieprzystosowana do niektórych trudów życia. Na swój sposób było to trochę smutne, lecz nie zepsuło to humoru Krasuli. W końcu udało jej się zawiązać rozmowę, która mogła zaowocować czymś ciekawym. W międzyczasie Nestor odpowiedział na jej pytanie, a przy okazji przeprosił. Jako że nie czuła żadnej urazy wobec tego, kiwnęła łagodnie głową, na znak, iż ostanie jego słowa były zbędne, przynajmniej w odniesieniu do niej samej.

        I faktycznie, choć chwilę później konwersacja została przerwana poprzez taktyczną ucieczkę nieumarłej w stronę pokusy, a co za tym idzie - pokładu, to jednak Urzaklabina została obok kajuty z powodem do śmiechu. Alinsa rozbawiła minotaurzyce przypadkiem, wystarczyło jedynie, by spróbowała uciec od niezwykle niezręcznego dla niej pytania. I choć Krasula chciała poznać prawdę, to jednak nie miała za złe kobiecie, że, być może z nerwów, postąpiła inaczej. W ten oto sposób, przez kilka chwil w powietrzu rozlegał się jej śmiech. A gdy nastała cisza, Urzaklabina postanowiła pogadać, pośmiać się a może i wypić coś z tymi, którzy mieli okręt za dom.

        Na pokładzie tymczasem nastała swego rodzaju martwa cisza. Pokusa, zarówno wygraniem bez trudu walki na rapiery szybko i bez większego cackania się z przeciwnikiem, jak i zadaniem bólu temu piratowi, który na to zasłużył, wywołała postrach absolutny. Teraz każdy, kto był w załodze, a kto nie miał na imię Antar bądź Nestor, milczał, jeśli pokusa była na widoku, a jeżeli nie, to wtedy co druga osoba nerwowo spoglądała za siebie, jakby patrząc czy istota z piekła rodem tam nie stoi.

        Wracając do tego, który posmakował zarówno bólu, jak i wizji piekła, teraz był on na ziemi, bezradnie czołgając się w stronę swej kajuty, a i jednocześnie próbując nie sięgać pamięcią do tego, co miało miejsce przed chwilą. Biedaczek, bez wątpienia zasłużył, lecz i tak szkoda go było, widząc jego bezradność.

        Ostatecznie jednak pokusa z pomocą magii postawiła opuścić zarówno ten pokład, jak i ten wymiar, kierując się do piekła, jeśli to, co powiedziała, było prawdą. Jednocześnie to samo zaoferowała Alinsie, ta jednak najwyraźniej rozmyślała, czy przystać na to. W międzyczasie Nestor przemówił do wampirzycy, po tym, gdy skończył „polować” na Krasulę, która przeszła tuż obok, kierując się pod pokład. Nestor bowiem przerwał jej rozmowę z piratami, tyczącą się rytuałów godowych krów, z powodu faktu, iż Antar zdaje się mieć do niej sprawę. Krasula, nim ponownie znikła w odmętach statku, zatrzymała się, obserwując to tajemniczy portal ognia, to Alinse.

- Czyżby Rayla znikła? Szkoda, jej temperament był bez wątpienia czymś, co sprawiało, iż dzień stawał się wyjątkowy jak żaden inny. - Pokręciła głową, jakby nie wierząc do końca, iż pokusa znikła tak szybko, jak się pojawiła. Był to dosyć zaskakujący szlak, jaki wyrył przeznaczenie, to trzeba było przyznać. - Jeżeli idziesz za nią, to przekaż jej pozdrowienia. Niech wie, że Urzaklabina będzie czekać niecierpliwie na kolejne spotkanie. Wybacz teraz, kapitan mnie wzywa do swej kajuty

Po tych słowach znikła pod pokładem, udając się w stronę kajuty samego kapitana. Zastanawiała się po drodze, co ją może spotkać.

„Kto wie, może, jakimś cudem, będę gościem honorowym przy kolacji? Albo też składnikiem kolacji”

        Zachichotała, rozbawiona swoim tokiem rozumowania. Nim weszła do pomieszczenia, gdzie przebywał Antar, odetchnęła, uspokajając się. Ledwo się tam znalazła i usiadła, a jej oczy zostały zasłonięte, a na rękach znalazło się coś, od czego płynęła magia. Zgodnie z prośbą kapitana, chwyciła mocno w swe dłonie tajemniczy przedmiot, próbując w międzyczasie wyczuć jego kształt.

- Twoja bezpośredniość, a zarazem tajemniczość to dwie cechy, które są zarazem tak dla ciebie charakterystyczne, jak i dla siebie nawzajem sprzeczne. Wytłumaczysz mi, skąd w tobie ten paradoks, kapitanie Antarze?

        Ostatnie słowa powiedziała niby parodią oficjalnego, dworskiego tonu, próbując rozluźnić atmosferę na początek czegoś, co mogło, ale nie musiało być rozmową w zimny wieczór na oceanie.

~~~

        Tymczasem, Gwiazdozbiór odnalazł, co odnaleźć miał. Z tego powodu, cały rój wzbił się wysoko w powietrze, niczym wschodzące słońce, po czym ruszył w ślad statku Antara, gdzie przebywała Krasula, która tak przyciągała te istoty. A istoty te, o ironio, przyciągały rozwścieczonych chłopów, którzy postanowili dogonić świecące szkodniki i zemścić się za wyrządzone kłopoty. W prostych, rybackich łodziach rozpoczął się pościg, napędzany chęcią pomszczenia zmarnowanego czasu i nerwów. Tymczasem ci, co mieli choć trochę oleju w głowie, postanowili posprzątać bałagan w mieście, a nie marnować czas na morzu.
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alinsa »

Mimo pojedynku który stoczyła piekielna, Alinsa dalej pozostała na jej nieuzbrojonym ramieniu. Dysproporcje umiejętności bojowych były na tyle duże, że wampirzyca mogła bezpiecznie pozostać na swej pozycji. Nietoperz oglądał pojedynek na rapiery, który szybko zakończył się klęską mężczyzny. W zasadzie to od razu spodziewała się wyniku. Przecież przeciętny śmiertelnik miał nikłe szanse, by przechytrzyć diabła... chyba, że w grę wkraczała jakaś Boska Interwencja.

Z ramienia pokusy był całkiem niezły widok na ową szopkę, którą zgotowała piekielna. Wampirzyca nie miała najmniejszego zamiaru stawać w obronie pirata. Przecież niemal każdy z tej załogi musiał mieć coś na sumieniu. To też nieumarła miała gdzieś każdego członka załogi. O wy pirat zapewne rabował, mordował i gwałcił przez cały swój nędzny żywot. Dlatego też Alinsa z uśmiechem przyglądała się torturom, którym został poddany. Jednak siedzenie na ramieniu kobiety, w formie nietoperza nie należało do najprzyjemniejszych. W elfiej skórze dziewczyna czuła się bardziej komfortowo. Problemy z komunikacją były odczuwalne. Dlatego też wzbiła się w powietrze, aby znaleźć ustronne miejsce do transformacji. Nie musiała szukać długo. Wszystkie oczy na pokładzie gapiły się w mężczyznę, który został poddany zaklęciom. Nikt nie zwrócił uwagi na wampirzycę, która tuż po przemianie, poświęciła trochę sekund, aby okryć się iluzjonistyczną suknią.

Kiedy zaklęcie było gotowe, dziewczyna dołączyła do grona piratów gapiących się na nieszczęśnika. Wampirzyca przez chwilę miała problemy ze zidentyfikowaniem domeny czarów. Oczywiście poznała swą "złą" magie. Odczuwała pewną radosną satysfakcje. Mogła popatrzeć na cudze cierpienie. Takie upokorzenie z pewnością musiało negatywnie wpłynąć na jego psychikę. O ile coś z tego wraku zostało. Magia piekielna mogła szybko doprowadzić do szaleństwa osoby o słabszej woli.

Wampirzyca z niesmakiem przyglądała się autoagresji. Rayla poświęciła własną krew, mimo że miała tu tyle żywych istot. Jednak nieumarła syknęła z zaskoczenia, kiedy pentagram buchnął ogniem. Jako wampirzyca nie przepadała za ogniem. Natomiast ostrzeżenie Nestora zirytowało ją. Kolejna osoba, która obchodziła się z nią jak z dzieckiem. Dodajmy do tego tą sztuczną, wyuczoną uprzejmość. Taka opiekuńczość ze strony pirata była kpiną. Z niewiadomych powodów cała załoga zeszła pod pokład. To się robiło podejrzane.

- Nie martw się, nie zamierzam tutaj zabawiać. Większość z was to nawet ugryźć się brzydzę. Ciekawe skąd kapitan krew bierze? - odparła. Zdawała sobie sprawę z faktu, iż jej chamska odpowiedź jest na dziecinnym poziomie. Natomiast mogła sobie na nią pozwolić. Przecież gospodarzowi nie wypadało obrać gości. Poprzekomarzałaby się jeszcze dłużej, ale pokusa poinformowała ją o swoim odejściu.
- Tylko minutę... idź do diabła! - krzyknęła za uciekającą. Miała bardzo mało czasu. W dodatku nie miała na sobie nic, poza suknią, która była jedynie iluzją. Pośpiesznie zmieniła się w nietoperza i wleciała pod pokład. Prawie wpadła na kilku członków załogi, którzy wracali do swoich kajut. Kiedy dotarła do kwatery, nie miała wiele czasu. Gdyby znów przywołała swą suknię, zapewne portal by się zamknął. Nie miała nawet chwili do stracenie na tego typu zaklęcia. Zawinęła swój ekwipunek w ubranie, następnie przycisnęła do torsu, osłaniając piersi i wybiegła pędem z kajuty. Zasuwała z błyskawiczną szybkością. Po drodze ignorowała reakcje piratów. Wiedziała, że obecna sytuacja musi wyglądać komicznie. "Zabiję ją". Naga, trupio-blada dziewczyna wbiegła na pokład. Prędko podbiegła w stronę portalu. Bez chwili wahania wskoczyła we wrota między-wymiarowe. Nie upłynęło pięć sekund, a portal zamknął się. Po wampirzycy nie ostał się żaden ślad.

Ciąg dalszy: Alinsa
Ostatnio edytowane przez Alinsa 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Antar
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Antar »

Dziwny przedmiot powoli wciągała część magicznej energii należącej do Krasuli. Naturianka czuła się lekko zmęczona. Nie wyrządzało jej to jednak jakiejś większej krzywdy. Przez jakiś czas po prostu nie będzie mogła używać w pełni swych magicznych zdolności. Antar przyglądał się temu z uśmiechem, jak zwykle ledwo widocznym, ale jak na niego to naprawdę wiele.

- Bezpośredniość? Czasem nie warto czekać zbyt długo, bo cel może nam umknąć szybciej niż się spodziewamy. Tajemniczość? Nie warto mówić za wiele, ponieważ każde słowo, nawet to w dobrej intencji, może się obrócić przeciw temu kto je wypowiedział. Na świecie jest wielu którzy życzą sobie twojej śmierci. Może nawet ci którzy są najbliżej twego serca? Jedno wiem. Zaufanie należy ograniczyć, nawet to w stosunku do samego siebie – odpowiedział tymi słowami na pytanie Krasuli. To było dość niezwykłe że zrobił to w tak rozbudowany sposób.

Tymczasem Nestor, stojący przy sterze otworzył szeroko oczy widząc, przebiegającą , nagą wampirzycę. Po krótkiej chwilce zarówno ona jak i pokusa zniknęły w portalu prowadzącym do piekła.

- No cóż, została nam tylko jedna. I to w połowie krowa – pomyślał – ale może ma w sobie na tyle dużo magii by nasz cel został zrealizowany.

Słońce powoli wznosiło się ponad wody oceanu Jadeitów. Wiał przyjemny wietrzyk, wśród delikatnych fali dało się zauważyć niewielkie lecz liczne ławice ryb. Niebo przybierało coraz to błękitniejszy kolor. Temperatura dość szybko wzrastała. Oznaczało to że kapitan będzie musiał zostać w swej kajucie cały dzień. Czarodziej nigdy nie zamierzał tego wykorzystać, był mu niesamowicie wierny. Teraz stał tylko on na pokładzie statku, mógł pozostać sam na sam ze swymi myślami. Spoglądał to na białe obłoki to na horyzont. Ta cisza, przerywana tylko pluskiem wody i odgłosami ptaków od czasu do czasu relaksowała pradawnego. Niespodziewanie w oddali dostrzegł jakiś kształt, przypominał statek. Użył wiec lunety by się temu przyjrzeć. Nie pomylił się. Nie dość że okręt to ta bandera była znajoma. Czerwone, gadzie oko na czarnym tle. Nestor już raz miał do czynienia z ludźmi spod tego znaku. Niebezpieczeństwo nadciągało, użył magii by wiatr dmuchnął mocniej. Nie pochwalał ucieczki ale w tym wypadku to jedyne co można było zrobić. Zwłaszcza że kapitan miał już plan, którego za nic by nie porzucił.

Załoga Aquilonem smacznie spała pod pokładem w swych kwaterach. Od lat przyzwyczajona do takiego trybu życia nawet nie miała zamiaru zbudzić się szybciej niż przed zachodem słońca. Inna sytuacja panowała na wrogim statku. Podwładni tutejszego kapitana byli smokołakami. Każdy w postaci hybrydy uwijał się niczym mrówka. Sądząc po łańcuchach na nogach i rękach byli oni niewolnikami. Możliwe iż te kajdany blokowały ich rasową zdolność przemiany by nie byli zbyt silni jako smoki, ani zbyt słabi jako ludzie. Niewolnicy milczeli, bali się odezwać by w jakiś sposób nie podpaść. Okręt posiadał niesamowicie czerwone żagle, a na burcie widniał narysowany szkarłatny smok oraz nazwa „Dracosanguis”. Na dziobie stał dumny jak paw kapitan, wydający rozkazy które jako jedyne przerywały grobową ciszę. Solidnie umięśniony mężczyzna, odziany był w czarne szaty i czerwony płaszcz z symbolem widocznym na jego statku. Brakowało mu jednego oka więc nosił przepaskę, wzdłuż ust ciągnęła się blizna przypominający przerażający uśmiech. W jednej dłoni trzymał lunetę i obserwował Aquilonem w drugiej zaś berło z krwawym rubinem. Jego jedno oko posiadało barwę owego klejnotu. Z szatańskim uśmiechem poganiał swoich podwładnych, jeśli tylko mu się zachcieli przeciwstawić skazywał ich na biczowanie, lub groził swą laską z szlachetnym kamieniem. A tego zniewoleni zmiennokształtni bali się najbardziej, zdaję się ze bardziej niż samej śmierci.
Wracając do tego co się działo na Aquilonem można powiedzieć że niesamowity spokój. Takie coś nie może trwać wiecznie i niebawem miał zostać zakłócony. Kapitan zaś widząc że ma tyle ile trzeba zabrał Krasuli przedmiot który przypominał niewielkie pudełko. Antar schował je gdzieś po czym uwolnił naturianke.

- Mam nadzieję że po tym czujesz się mimo wszystko dobrze? – spytał przyglądając się mapie na jego biurku.
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

        Gdy jeszcze oczy Krasuli były zasłonięte, a Antar przemówił, ona nie odpowiedziała. Była skupiona na czymś innym, gdyż próbowała zrozumieć, co dokładnie robi jej przedmiot, który trzymała w dłoni. Powoli traciła energię magiczną, tego była pewna. Skupiła swój zmysł magiczny, jednak jedyne, co zrozumiała, to to, że to coś wysysa, a może i nawet kumuluje magię poprzez dotyk, tak długo, jak kontakt fizyczny z przedmiotem trwa. Jednak nic innego nie wywnioskowała, najwyraźniej zbyt rzadko natrafiała na tajemnicze artefakty, mając zasłonięte oczy. W końcu tylko praktyka czyni mistrza, a jej obecne osiągnięcie było co najwyżej średnie, jeśli nie słabe.

        W końcu jednak poczuła, jak ciężar znika z jej rąk, a ona sama nie czuje już tajemniczego obiektu. Antar zabrał ów „coś”, którego kształt, jaki wymacała, wskazywał na pudełko bądź też drobną skrzyneczkę. Zapewnę schował to w najgłębszych czeluściach piekła albo po prostu gdzieś w szufladzie, na wypadek, gdyby skrytka w piekle była już zapełniona przez jego wszechobecny, lodowaty temperament. Zaraz po tym uwolnił wzrok Urzaklabiny, który uwięził przepaską na oczy jakiś czas temu. Minotaurzyca przemówiła po kilku chwilach przyzwyczajania się do tego, iż znów widzi świat dookoła niej, a nie materiał przepaski.

- Cóż, zostałam, z tego, co czuję i rozumiem, wykorzystana, bez mojej wiedzy, w celu bliżej nieokreślonym. Czyli tak, wszystko dobrze, a nawet wspaniale, bo moja ciekawość szaleje przez ciebie niczym rumak młody w obliczu ognia walki.

        Odetchnęła głęboko, opierając się na krześle tak bardzo, jak to możliwe. Czuła się jak po odprawieniu słabszego rytuału, jednak nawet to sprawiło, iż zaczęła wyobrażać sobie cieplutkie łóżeczko. By spotęgować swe myśli, przymknęła oczy, chowając swą świadomość w swej krowiej głowie.

„O tak, miękka, wonna słoma, prosto ze stajni, tuż pod moimi pleckami, zaś między sianem a mną - warstwa pościeli, utkanej przez dłonie kobiet z północy. O tak, za ich pościel mogłabym nie jeść przez tydzień. Albo dzień. No dobra, nie odmówiłabym sobie jedzenia za żadne skarby, nawet tak kuszące, jak puchate niczym chmurki tkaniny z lodowych krain. W końcu nic tak nie sprawia przyjemności, jak świeży kęs krwistego mięsa...”

        Naturianka rozmarzyła się do tego stopnia, iż zamlaskała swym językiem, nieświadoma tego faktu. Był to dla niej odruch bezwarunkowy wobec jedzenia, nawet jeśli to tylko jej myśli. W końcu jednak, czyli po kilku minutach rozkosznie spędzonych w odmętach swej zboczonej na punkcie jedzenia wyobraźni, przypomniała sobie, iż jest na statku w gościach, a takiej okazja, w przeciwieństwie do tego, co teraz myślała, nie zdarza się często. Otworzyła oczy, następnie potrząsając energicznie głową, jakby próbując wytrząść te soczyste, smakowite myśli ze swej głowy.

- Wybacz mi, coś smacznego odwróciło moją uwagę od rzeczywistości. Tak to jest, jak nie jem co kilka minut, mózg zaczyna wariować na punkcie pożywienia. - Uśmiechnęła się wesoło w stronę kapitana, w międzyczasie siadając bardziej poprawnie. Nie miała pewności, czy aby jest on kimś, kto zwraca uwagę na kulturę, ale wolała upewnić się, że nie obrazi go niewłaściwą postawą. Chciała ostatecznie zdobyć przyjaciela, nie kogoś, kogo zna, a kto jej nie lubi. - Tak na wszelki wypadek, radzę nie spuszczać ze mnie oka. Jeszcze się zapomnę w swym pragnieniu i zjem kogoś. To możliwe, choć mało prawdopodobne, ale kto wie, czy przypadkiem nie taką ścieżką pokieruje mnie los.

        Wlepiła wzrok w swego rozmówcę, jakby badając go. I faktycznie, chciała go zbadać, lecz nie miała jak. Obca jej była sztuka czytania aur, choć zmysł magiczny ma do tego nadający się wręcz idealnie. A wygląd, choć wciąż sycący jej oczy oraz kuszący jej myśli, znała już dobrze i nie był niczym nowym, a co za tym idzie, niczym, co by zaciekawiło ją w znacznym stopniu. Postanowiła więc rozwinąć rozmowę, by zagwarantować sobie, jak i Antarowi, zajęcie godnie cywilizowanych istot.

- Wracając do twych poprzednich słów, opowiem ci pewną anegdotę o braku zaufania u pewnego uczonego. Czytałam jego autobiografie, jedyną książkę, jaką stworzył. Miał na imię bodajże Refnis, reszty nie pamiętam. Tak czy siak, słynął z tego, iż był uparty i nieufny, także wobec samego siebie. Krążyła wokół niego historia, iż nie ufał nawet temu, co sam pisze, więc po każdej wykonanej literze zatrzymywał się, sprawdzał magią, czy ta litera to nie iluzja, lizał kartkę, by upewnić się, że poczuje smak atramentu, a następnie odczekiwał dwa dni, powtarzając swoje „testy” co kilka godzin. To by wyjaśniało fakt, czemu wszystko w jego księdze wydawało mi się rozmazane, czy też raczej zlizane.

        Zaśmiała się, gdyż dla niej był to dosyć zabawny fakt historyczny. Czy też raczej plotka, gdyż w rzeczywistości nie była pewna, czy to prawda. Ostatecznie jednak to, co opowiedziała, miało być żartem, choć wątpiła, by zdobył on uznanie wampira.

- W każdym razie, rozumiem twój tok myślenia, przezorny zawsze bezpieczny. Tym bardziej, jeśli osiągnęło się tytuł kapitana pirackiego, to już na pewno chcesz pożyć długo, a to bez nieufności bez wątpienia byłoby trudne. Ja jednak mam inną filozofie życia, drastycznie inną, jeśli porównać do twojej. - Wstała z krzesła z pomocą swych rąk opartych o ów mebel, po czym stanęła przed obliczem Antara, wpatrując się w jego stronę. - Może umrę wcześniej, może zostanie ze mnie trup w obliczu zdrady mych przyjaciół, jednak ja ufam losowi, oraz temu, co on stworzył. A los stworzył sam siebie, a czym my jesteśmy, jeśli nie losem. Antarze, ja, Urzaklabina, ofiaruję ci moje imię, jako dowód mej ufności wobec ciebie i całej Alarani, jak i klucz do mych usług, byś więcej nie musiał męczyć się z przepaską na mych oczach. Zapragnij, a będzie ci dane. Przywołaj, a przyjdę. Rozkaż, a wykonam, lecz nie ślepo, a z sercem i duszą, które pragną pomagać dla samego faktu pomagania, bez względu na to, kim jesteś, bądź co planujesz. Zrozumiem jednak, jeśli twa twarda niczym lud północy upartość jednak będzie trzymać mnie z dala od twych myśli i planów. Jestem rozsądna i spokojna, więc nie martw się konsekwencjami, bez względu na to, co odpowiesz lub co zrobisz.

        Po tych słowach odczekała chwile, wzrok wbijając w jego twarz, być może w oczy, ale bezpiecznej powiedzieć, iż w twarz. Rozmyślała nad swymi dalszymi słowami.

- Nie żądam niczego w zamian, jednak szczerze mówiąc, melodią dla mych uszu byłyby twe słowa. Proszę uprzejmie, opowiedz coś poczciwej Krasuli. Może swe dawne życie, choć nie pogardzę opowieścią z pola morskiej bitwy. Równie dobrze dowcip piracki byłby powodem dla mnie do radości. Byleby ta rozmowa trwała, przepełniona tym, co oboje z chęcią wysłuchamy.

        Tymczasem statek piracki obsiadło nieszczęście. Dosłownie i w przenośni, gdyż rzucające się w oczy błędne ogniki, jasne nawet w świetle dnia, dogoniły statek i obsiadły go tak, iż wszystko, dosłownie wszystko, co było na pokładzie lub co było pokładem, zostało obsadzone. Ogniki jednak nie były głupie i gdy coś było bliskie ich zmiażdżeniu, te ulatywały na bok, przesiadując się gdzieś indziej, a i od morskich fal się trzymały daleko. W ten oto sposób Aquilonem stał się ogromnym krzesłem, dla równie ogromnego roju świecących owadów. Jednocześnie, przez to, że te żyjątka były celem chłopskiego pościgu w łodziach rybackich, także i statek został naznaczony piętnem wściekłości upartych mieszkańców Rubidii.
Awatar użytkownika
Antar
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Antar »

- Tak, powiedzmy, że pożyczyłem trochę twojej energii magicznej. Jest mi ona potrzebna do czegoś, co sama ujrzysz jak dopłyniemy do Wyspy Syren. Na razie nie chcę mówić, bo nie mam pewności, jak to będzie.

Użył mocy i obniżył temperaturę w jego kajucie poprzez wywołanie delikatnego śniegu spadającego z sufitu. Naturianka mogła zobaczyć niesamowite kształty śnieżynek, każdy wyjątkowy, inny. Nie sposób było znaleźć dwa takie same. Zatrzymywały się parę chwil na sierści minotaurzycy, by następnie zmienić się w najzwyklejszą wodę. Te, co spadły na ciało wampira nie topiły się tak szybko.

- Jeśli będzie ci zbyt chłodno, powiedz. Zatrzymam to.

Antar zauważył, iż jego rozmówczyni wlepia w niego przenikliwy wzrok. Nie przeszkadzało mu to, nieraz wielu tak robiło, nawet jego własna załoga. Nie przejął się tym, on również obserwował każdego, kto stąpa po jego okręcie, jednak robił to tak, że ciężko było się zorientować.

- Ograniczone zaufanie jest potrzebne, ale to o czym mówisz to już skrajność – odpowiedział jak zwykle bez okazywania emocji, jednak w rzeczywistości był zdziwiony tym, że mówi tak wiele. Jednak nie chciał zniechęcać swojego gościa, zwłaszcza że Krasula była mu potrzebna.
Kolejna wypowiedź jego towarzyszki zaskoczyła wampirata. Zaufała mu mimo tego, że nie wie o nim zbyt wiele. On szczerze, choć tez nie całkowicie ufał Nestorowi, tylko jemu. A ta naturianka ot, tak to zrobiła. Nie rozumiał tego. Choć ostatecznie nie każdy musi być taki ostrożny, jeśli chodzi o tego typu kwestie. Dodatkowo Krasula zdradziła mu swoje prawdziwe imię, takiego jak to jeszcze nie słyszał.

- Urzaklabina – powtórzył i upewnił się, że dobrze to wymawia – Usług? Powiedz mi dokładniej, co masz na myśli, dobrze? I jak to nie żądasz niczego w zamian? – miał wrażenie, że otwiera się przed nim jakaś ciekawa okazja, tylko jeszcze nie był pewien do czego.

- Powiedz mi o tym coś więcej, a w zamian ja powiem ci o mym życiu, zaś jeśli jesteś głodna, mogę cię zaprowadzić do kucharza.

Nestor na pokładzie widząc ogniki, skrzywił się mocno. Nie spodobało mu się, iż statek sprawiał wrażenie, jakby świecił. Przez to był mocno widoczny. Dracosanguis teraz miał łatwiej w pościgu. Dobrze widział Aquilonem mimo znacznej odległości. Na dodatek czarodziej wypatrzył łodzie zdenerwowanych chłopów.

- Ugh… - westchnął i użył mocy, by wywrócić każdą pojedynczą łódkę. Ludzie nie byli daleko od brzegu, więc nic im się nie stało, ale na pewno zostali spowolnieni. Pradawny, widząc pogróżki i wymachiwanie pięściami w kierunku Aquilonem roześmiał się głośno, po czym wywołał fale, by mieli podwójną kąpiel. Poprawiło mu to humor. Wywołał jeszcze wiatr, by zrobiło się im zimno. Zdenerwowanie przeszło, on wyżył się nieco na tych mieszkańcach Rubidii i mógł spokojnie sterować statkiem.

Spod pokładu wyszedł dość młody pirat. Wygląda na to, że wciąż nie mógł się przyzwyczaić do nocnego trybu życia. Krzątał się i nic nie robił. Zwróciło to uwagę Nestora.

- Dlaczego nie śpisz mały?

- Jestem Alin – powiedział oburzony, że zastępca kapitana nazwał go małym – I nie śpię, bo pragnę walki. Kiedy wreszcie coś zacznie się dziać?! Jak dołączyłem do załogi, liczyłem na jakieś porządne akcje!

Czarodziej przewrócił oczami. Nie lubił takich, co by tylko samą walkę chcieli iść.

- Na razie kapitan ma swój cel, a ty nie masz prawa go kwestionować, a teraz jazda szorować pokład! – krzyknął wskazując na wiadro z wodą i szczotki. Skutecznie uspokoiło to młodego.

Dracosanguis coraz szybciej zbliżał się do statku wampirata. Kapitan wrogiego okrętu zszedł pod pokład, W jego kajucie wszędzie znajdowały się papiery z zapisami i szkicami dotyczącymi Nestora i Antara. Widać, że od lat ich poszukiwał. Zaznaczał miejsca ich pobytu na wielkiej mapie. Te zaznaczenia były dość niepokojące, wyglądały jak plamy krwi. Obok leżał niewielki sztylet. Sądząc po nacięciach na dłoniach owego władcy smokołaków każdą porażkę w znalezieniu tego czarodzieja i nieumarłego oznaczał własną krwią.

- Tym razem was dopadnę – powiedział groźnie spoglądając na szkic Aquilonem.

Wtem wszedł jeden ze smokołaków. Zawiadomił o tym, iż ściągany statek świeci. Na początek jego pan i kapitan go wyśmiał, jednakże widząc powagę zmiennokształtnego, postanowił wyjść i sprawdzić. Okazało się, że niewolnik mówił prawdę.

- Co wy knujecie? –pomyślał, bo według niego to dość niedorzeczne rozświetlać statek w dzień i to w jakiś dziwny nieznany sposób.

- LEĆ TO SPRAWDZIĆ! – wydał rozkaz smokołakowi.

- Ależ panie, me skrzydło jest złamane, nie mogę latać. Proszę, poślij kogoś innego.

- Ty mi się sprzeciwiasz? I jeszcze wydajesz MNIE rozkazy?! POWIEDZIAŁEM, LEĆ!

Użył swojego berła, które uniosło biednego zmiennokształtnego w powietrze. Jego pan zamachnął się swą laską i wyrzucił niewolnika poza statek w kierunku Aquilonem.

-RATUNKU! NIE UMIEM PŁYWAĆ! – Zaczął krzyczeć po wpadnięciu do wody, bo przecież ze złamanym skrzydłem nie mógł latać.
Smokołaki chciały lecieć na pomoc towarzyszowi, jednak kapitan surowo zabronił, sam zaś przyglądał się z uśmiechem, jak biedak się topi i jak bardzo przerażona jest jego załoga.

Wracając na statek o czarnych żaglach, Alin widząc, że nestor skupił się na sterowaniu i wypatrywaniu czegoś w oddali, zbiegł pod pokład jednak przewrócił się i przypadkiem wpadł do kajuty kapitana, robiąc przed tym serie niezaplanowanych fikołków.

- Yym – złapał się za głowę, na której malował się wyraźny siniak i rosnący guz. Gdy tylko spostrzegł kapitana, stanął na baczność i zasalutował przerażony.

- Alin… - westchnął wampir, jakby coś takiego nie wydarzyło się po raz pierwszy.

- Wybacz kapitanie, wybacz, to był przypadek, potknąłem się i… i… wpadłem tu… przypadkiem! Daję słowo pirata!

- Te twoje słowo świeczki nie warte. – powiedział jak zwykle nie okazując emocji, więc dzieciak nie był pewien, czy przepraszać dalej, czy może uciekać.

- Bo ja nie mogłem spać, chciałem walki i… i…

- Niedługo będziesz mieć tę swoją walkę a teraz idź zrobić to, co kazał ci Nestor.

- Ale skąd kapitan wie, że…

Widząc lekkie zirytowanie wampira, nie oczekując dalszej odpowiedzi, wziął nogi za pas i wybiegł na pokład. Sprzątał najlepiej jak się da, by nie rozgniewać kolejny raz nieumarłego.
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

        Urzaklabina otworzyła oczy, nieco ze zdumienia, lecz także z powodu szczęścia, które dane było jej odczuć. Z sufitu zaczął padać śnieg. Chłodny, puszysty, przyjemnie lodowaty. Dawno nie doświadczyła go na swym futerku, teraz jednak pamiętała, jak bardzo kochała to uczucie. Każdy płatek, oddający jej swój chłód, by przemienić się w kroplę wody, przyprawiał ją o dreszcz. Na kilka chwil pozwoliła, by to cudowne uczucie opanowało jej umysł. Można by powiedzieć, że była naprawdę szczęśliwa, co wyrażały jej uśmiechnięte do granic możliwości usta. Dla Antara mogło to nieco przypominać suszenie zębów, ze względu na krowią budowę głowy jego rozmówczyni.

        Jednakże, coś znacznie cudowniejszego niż śnieg stało się kilka chwil temu. Antar przemawiał, i to pełnymi zdaniami, bogatymi w słowa, znaczenie oraz informacje. Czyżby otworzył się przed Krasulą niczym zbroja pod naciskiem siekiery? Dla naturianki tak to wyglądało. Gdy Antar jej odpowiadał, milczała. Była zbyt skupiona na zachwycaniu się tym, iż ta żywa kostka lodu okazała się rozmowna.

„Och losie wspaniały, dziękuje ci za twą decyzję. Na wieki wieków będę ci wdzięczna za tą okazję!”

        Tymczasem na pokładzie, tuż po tym, gdy mały chłopak znikł pod pokładem, ogniki postanowiły przenieść się gdzieś, gdzie będzie ciepło. Jeden ze świecących robaków usiadł na ramieniu czarodzieja, ciekawsko sprawdzając, czy jest tu wygodnie. I najwyraźniej było, bo po kilku chwilach wyglądał on, jakby nosił żywą zbroję, uplecioną ze światła słonecznego. Na całe szczęście, nie przeszkadzało to szczególnie w kierowaniu statkiem.

        Tymczasem, gdy Alin wrócił spod pokładu, spotkał go ten sam los, zresztą to, czym sprzątał pokład, również. Te małe żyjątka najwyraźniej były na tyle leniwe, iż nawet ludzie były idealnym leżem dla ich odnóży.

        Wracając do Urzaklabiny, w ciszy i milczeniu stałą, do momentu, gdy Alin opuścił kajutę Antara. Była zadziwiona, gdyż tak młodego pirata nie widziała, jak dotąd. Czy jest z niego jakiś pożytek dla wampira? Oto była zagadka, która wlazła do głowy naturianki.

- Niezwykłe. Już od małego uczysz go na pirata tylko dlatego, że potrzebujesz wyszkolonej załogi, czy też raczej kryje się za tym jakaś interesująca historia?

        Uśmiech na jej twarzy jednak nie pasował do sytuacji. Była uśmiechnięta, jakby jej szczęście graniczyło z szaleństwem. Nadmiar ciekawych sytuacji, można by rzec.

- I czyżbym o czymś nie wiedziała? Walka? Kapitanie Antarze, chyba nie powiesz, że ta krowia dama będzie świadkiem ognia bitwy. - gdy mówiła te słowa, udawała, zarówno gestykulacją, jak i tonem, pannę z dworu królewskiego, w sposób parodiujący obyczaje dworskie. Bez wątpienia był to rozśmieszający widok. - Ahh, jak ja dawno nie miałam takiej radości w swym życiu!

        Odetchnęła, tak głęboko, jak jej pierś na to pozwalała, w międzyczasie ponownie zwracając swą uwagę na przyjemny śnieg, po czym przemówiła ponownie.

- Jeśli pozwolisz, odpowiem ci na wszystkie twoje, zaległe pytania, oraz zadam nieco własnych. Wyspa syren? Słyszałam o tym miejscu, choć nigdy tam nie byłam. Ostatecznie jest mi to na rękę, w końcu zawsze musi być ten pierwszy raz. Bez obaw, nie jest mi chłodno. Mam futro, a to jest lepsze niż tysiąc warstw królewskich, zimowych szat. Tak, wiem, skrajność, dlatego też przywołałam do nas ten przykład. Jeśli chodzi o usługi…

        Sięgnęła ręką między swoje piersi, gdzie, niczym w kieszeni, skryte było miedziane wahadełko, które chwyciła za sznurek, czy też raczej nić, która zabłyszczała, gdy tknięta została przez płatek śniegu.

- Gdy wychylać się ono zacznie, wraz z każdym silniejszym wychyleniem, coraz większa będzie szansa na to, iż spełnię twoje marzenie, to, czego żądasz całym sercem, lub czymkolwiek innym. Dzierżę mą własną gałąź magii, Magię Gwiezdnych Darów. Jeden rytuał, w odpowiednim miejscu i czasie, a z pomocą czarów dokona się to, o czym powiedziałam kilka chwil temu. Potęga, władza, życie wieczne, miłość, co chcesz. W teorii nie ma granic dla tego, co możesz osiągnąć, pod warunkiem, że tego pragniesz wystarczająco mocno i że nic innego nie pragniesz mocniej. I tak, jestem głodna, lecz szczerze mówiąc, chciałabym poczekać. Chce wpierw zobaczyć, co ty jadasz, a kto wie, może najdzie mnie ochota na skosztowanie przysmaku kapitana.

        Oblizała swe usta na myśl, iż skosztuje pyszną krew, gdyż to na pewno jest w jadłospisie Antara. Chyba że ma dość niskie gusta, lecz wtedy i tak dużo nie straci.

- Teraz twoja kolej. Mów, jakby jutra nie było, Antarze.
Awatar użytkownika
Antar
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Antar »

Nestor widząc, że obsiadły go te małe stworki zaczął je odganiać ze złością, ale nie aż tak by zapomnieć o sterowaniu. Natomiast Alin zaczął panikować, gdy stało się to samo z nim. Czarodziej przyłożył rękę do czoła w geście irytacji. Młody tak bardzo pchał się do walki, a bał się świecących robaków.

- Przestań się wydzierać Alin, nie zjedzą cię.

Młody pirat słysząc słowa zastępcy kapitana, zawstydził się, że tak bardzo panikował i wrócił do sprzątania statku.
Wracając pod pokład, naturiankę zaciekawił młody pirat i zadała kilka pytań, wampir, zanim odpowiedział, poczekał, aż powie wszystko, co ją ciekawi odnośnie młodego.

- Ja go nie szkolę, samo życie na pokładzie uczy. Skoro ciekawi cię co tu robi taki dzieciak, to najlepiej jak on sam ci opowie i to z wielką chęcią. Straszny gaduła czasem. – powiedział chłodnym tonem oraz pilnował się, by nie mówić za dużo.

Minotaurzyce zainteresowała teraz walka, o której wspomniał na odczepnego chłopcu. Jej ton głosu zapewne rozśmieszyłby nie jednego, ale nie Antara, tego chłodnego wampirata sprawiającego wrażenie jakby nie posiadał emocji.

- Jak sama dobrze wiesz, los ma swoje kaprysy – odpowiedziała na jej pytanie prosto, zmrużył przy tym lekko oczy, jakby myślał o tym, co nadejdzie, jakby odczuwał złość na wspomnienie o swym przeciwniku.

Teraz zaś krasula zaczęła odpowiadać na pytania. Wampir słuchał jej uważnie jak zwykle bez choćby delikatnego uniesienia kącika ust. Gdy wspomniała o tych usługach Antar delikatnie, ledwo widocznie przechylił głowę w geście zaciekawienia. Przyjrzał się wahadełku, które trzymała.

- Gwiezdne dary, intrygujące. Hmm – zamyślił się chwilę.

- Do zostania elementalistą brakuje mi umiejętności władania magią ziemi, potrafiłabyś sprawić, bym władał ta dziedziną w równym stopniu jak pozostałymi? - Antar dobrze wiedział, iż magia żywiołów może mu się bardzo przydać tam na Wyspie Syren, nie mógł więc przepuścić takiej okazji, choć nie był pewien czy to możliwe dlatego zadał pytanie.

Wrogi statek Dracosanguis był już bardzo blisko. Nestor pomyślał chwilę, po czym krzyknął na cały głos.

- DO BRONIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!

Alin aż podskoczył ze szczęścia i naszykował swą szablę.

- Szykuj działa młody.

- TAK JEST! – pobiegł pod pokład zająć się armatami.

Piraci wybiegli na pokład uzbrojeni i gotowi do walki, choć dopiero co wstali, część została pod pokładem, ktoś w końcu musiał zająć się armatami. Nestor musiał wydawać rozkazy, ponieważ był dzień, ale dobrze wiedział, że kapitan nie będzie stał bezczynnie.
Statki były już naprzeciwko siebie. Wrogi dowódca rzucił Nestorowi spojrzenie, w którym malowała się pewność siebie. Kilka sekund w ciszy, która rozerwał krzyk obu dowódców.

- OGNIAAAAAAAAAAA!

Kule armatnie trafiały w oba statki, kraula mogła poczuć jak poruszył się cały Aquilonem. Antar podszedł do okna w swej kajucie, odsłonił je i użył magii powietrza, dzięki której kule zawracały i uderzały w Dracosanguis. Smokołaki przeskakiwały na okręt wampira i walczyły z piratami. Sprawę utrudniało to, że potrafiły ziać ogniem, Nestor więc zapobiegał temu z pomocą magii wody.
Walka więc przebiegła w jak najlepszym porządku, młody Alin doskonale sobie radził jak na swój wiek, kilku smokołakom uciął już głowę.
Kapitan Dracosanguis zdenerwował się i sam dostał się na Aquilonem. Podszedł do Nestora i nim ten zdążył zareagować, złapał go za szyję. U niósł w gorę jedną ręką podduszając czarodzieja.

- GDZIE JEST WAMPIR?!

- Khg…yhh...gh...nie…khg…nie wiem – powiedział z wielkim trudem.

- ŁŻESZ! – rzucił zastępca kapitana tak, że przejechał przez cały pokład, a na koniec uderzył głową o burtę, biedny Nestor stracił przytomność.

Czerwonooki władca smokołaków ruszył pod pokład, wywalił drzwi od kajuty kapitana z pomocą swego magicznego berła. Nieco zdziwił się, gdy spostrzegł minotaurzyce. Po chwili otrząsnął się z zaskoczenia i ukazał swój diabelski uśmiech.

- Antar, znalazłem cię nareszcie.

Nieumarły nie odpowiedział słowem i patrzył bez emocji. Znalazł go no i co? Wampir był gotowy na atak, więc czekał.
- Czas na twoją śmierć, tak długo cię szukałem, zagrażasz mojej pozycji na oceanie. Dodatkowo zabiłeś mojego syna!
Wampirata zaskoczyły te słowa, dlatego lekko uniósł jedną brew. Naprawdę nie wiedział, o czym ten mężczyzna mówi. Nie miał jednak zamiaru się zastanawiać i wyciągnął miecz, po czym ruszył na czerwonookiego ukazując swoje śnieżnobiałe kły.
Kapitan Dracosanguis również dobył swego miecza i zaczęli walczyć. Krasula musiała im schodzić z drogi, bo przemieszczali się po całej kajucie, nie oszczędzali mebli. To była walka na śmierć i życie. Co chwilę słychać zgrzytnięcia mieczy, Antar walczył w milczeniu, natomiast jego przeciwnik nie szczędził sobie przekleństw na nieumarłego.

W tej chwili do kajuty wszedł Alin i nie spodziewał się takiego widoku, akurat w tym momencie czerwonooki przejechał mieczem po nodze wampira dosłownie odkrajając mu kawał skóry. Krew była niemal wszędzie, lecz zamiast zadać jak największy ból wampirowi, wrogi kapitan go rozwścieczył i właśnie teraz walka stała się o wiele bardziej agresywna, w oczach złego kapitana można było dostrzec nutkę przerażenia. Gdy Antar zablokował jego broń, ugryzł przeciwnika w rękę, na co ten krzyknął z bólu a nieumarły miał okazję wbić mu miecz prosto w serce. Gdy to zrobił, w magiczny sposób całe ciało czerwonookiego zamarzło, po czym rozpadło się na kawałki.
Alin stał bez ruchu przerażony, jeszcze nie widział takiej walki. Kapitan rzucił mu pytające spojrzenie. Młody pirat podszedł do kawałków ciała w lodzie.

- To był mój… - zemdlał.

Na pokładzie nestor wreszcie się ocknął i ujrzał, że łańcuchy u smokołaków zniknęły a te przestały walczyć i uciekły z pomocą Dracosanguis. Pokład tonął w krwi zmiennokształtnych, ale też ludzi, nie obyło się bez ofiar z obu stron. Czarodziej nie miał siły wstać, więc patrzył, jak piraci powoli dochodzą do siebie.

Natomiast Antar znalazł jakiś kawałek materiały i opatrzył sobie nogę, krew nie chciała przestać lecieć. Zrobił więc większy prowizoryczny bandaż. Spojrzał za okno i ujrzał odpływający statek, jego kąciki ust delikatnie się podniosły. Teraz spojrzał na Krasulę.

- Mam nadzieję, że w tym szale walki nic ci się nie stało?
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

        Walka w mgnieniu oka, niczym potop, wylała się na pokład statku Antara, a wraz z walką, rwąca rzeka krwi, pochłaniająca istnienia za sam fakt swego istnienia. Chaos tańczył z instynktem przetrwania w rytm krzyków agonii oraz brzdęków, wydawanych przez oręż zderzający się z wrogim ostrzem. Złoty blask słońca ogrzewał zarówno tych, których krew gotowała się w żyłach, jak również i trupy, jakby chcąc tchnąć w nie jeszcze trochę tak wartościowego życia.

        I choć co chwila ktoś umierał, czy to zniewolony smokołak, czy też człowiek z załogi Antara, to atmosfera wciąż była niezwykle ożywiona, ze względu na walkę, oraz błędne ogniki. O tak, te świecące owady były w czasie starcia, mówiąc wprost, upierdliwe dla każdego, kto stał na pokładzie. Ów żyjątka siadały na wszystkim bez wyjątku, lecz odskakiwały na bok, gdy coś im groziło. I nie ważne czy coś jest okiem smokołaka, wnętrzem ucha, a nawet i orężem zakrwawionym - każde miejsce było dla Gwiazdozbioru miejscem odpowiednim do odpoczynku, choćby i kilkusekundowego.

        Cała ta sytuacja sprawiała, iż walka z kimkolwiek i po czyjejkolwiek stronie była uciążliwa, choć dla niektórych mogło to być motywacją, by zakończyć batalię jak najszybciej, choć niekoniecznie jako żywa istota. Trafił się taki desperat, który w ucieczce przed świecącymi owadami wyskoczył za burtę, by porozmawiać z rybkami, w tym z pewnym przyjemnym rekinem.

        Tymczasem w momencie, gdy kapitan zły do szpiku swych kości, podły niczym choroba żołądka oraz bezlitosny bardziej od diety wojskowej, odnalazł Antara, rozpętała się walka na śmierć, życie oraz inne stany egzystencji, których śmiertelnicy jeszcze nie odkryli.

        A jeszcze chwilę temu Urzaklabina podziwiała pokaz magii w wykonaniu Antara, który zwalczał wrogów ich własną bronią, czy też raczej, ich własnymi kulami armatnimi. Minotaurzyca aż zaklaskała, w geście podziwu wobec zdolności manipulacji powietrzem z taką precyzją. Jednak zostało to przerwane przez poprzednio wymienione zdarzenie, czyli pojawienie się wroga w kajucie. Minotaurzyca była równie zaskoczona co posiadacz magicznego berła, jednak nie zapomniała przez to, w przeciwieństwie do niego, o dobrych manierach.

- Witaj. Kimkolwiek jesteś i z jakiegokolwiek powodu napadłeś na statek kapitana Antara, zapraszam na ewentualną rozmowę po zakończeniu tego całego zamieszania, o ile żadne z nas nie umrze w międzyczasie. - Uśmiech był o tyle szczery, co rozbrajający. Beztroska oraz spokój w jej oczach było tak nie na miejscu, że aż szalone, lecz naturiance to najwyraźniej nie przeszkadzało. - Chętnie poznałabym nową osobę, jaką jesteś ty.

        Jednak jej słowa pozostały w powietrzu, samotnie, bez odpowiedzi od potencjalnego rozmówcy. Niestety, był on zajęty walką z Antarem, podczas której chciał mu flaki z brzucha wyciągnąć, a jelitem udusić nim wampir zdążyłby się wykrwawić.

„No cóż, bywa. Może w zamian będę miała przekąskę. Nie jestem jedynie pewna, kto będzie przekąską. Ścieżki losu, prowadźcie nas wszystkich, a niech słońce wam świadkuje”.

        Gdy, ku nieszczęściu skrzypiącej z bólu podłogi, skakała z miejsca na miejsce, unikając mordującej się nawzajem dwójki, coś wplotło się w jej myśli. Słowa, mówiące o tym, iż Antar jest dzieciobójcą. Było to zaskoczeniem, jednak nie sporym. Ktoś tak zimny i bezwzględy bez trudu poderżnąłby gardło każdemu, o ile było to w jego interesie. Jednak sam fakt tego, czemu to zrobił, zdawał się nie istnieć. Złe intencje, jak również te dobre, były mu raczej obce. Krasula zgadywała, iż jest on bezstronny wobec świata i wszystkich jego mieszkańców, bez wyjątku. W międzyczasie schowała w odmętach swej klatki piersiowej wahadełko, które dotychczas było w jej rękach.

        Nagle, stały się dwie rzeczy, obie tak samo zwróciły uwagę minotaurzycy, doprowadzając do tego, iż machała głową z jednego wydarzenia do drugiego. Z jednej strony, Antar został ranny. A rana tchnęła w niego siłę i zapał, godny osoby, której największy skarb został zadraśnięty. W tej furii zamienił wroga w lodowy posąg. A kilka sekund później, w roztrzaskany i martwy lodowy posąg. O ironio, ta śmierć stłukła na kawałki nadzieje naturianki na nowego rozmówcę.

        W tym samym czasie wszedł do kabiny mały chłopak, którego miała szansę ujrzeć wcześniej. Na widok całej tej sytuacji przeraził się, jednak przerażenie to było nietypowe dla oka Krasuli. Wiedziała, że coś, czego nie może zrozumieć teraz, trafiło w serce i umysł dziecka. To przekonanie wzmocniło omdlenie, poprzedzone niedokończonym zdaniem. Urzaklabina miała przeczucie, iż to wszystko miało przyczynę w emocjach, więc nie rzuciła się na pomoc chłopcu. Zamiast tego, postanowiła zająć się za priorytety.

        Antar, dotychczas zajęty na walce, zwrócił swą uwagę i swój wzrok na pół kobietę, pół krowę, dopiero gdy do niej przemówił. Widok, jaki zastał, był nienormalny, niczym ze snu, który dopada tych, co przedawkują halucynogenne zioła. Jego gość, Urzaklabina, klęczała na podłodze, w obu rękach trzymając to, co ostrzem zostało odkrojone od jego nogi. Najpierw polizała kawałek skóry z obu stron kilkukrotnie, by zasmakować krwi, po czym przeszła do przeżuwania. Przypominała przez to szczura, który swój pokarm chwycił w swe łapki, by szybkimi ruchami szczęki zjeść raz, a dobrze.

        Było widać po wyrazie twarzy naturianki oraz po dźwięku mlaskania, iż jest teraz w kanibalistycznym niebie. Wampirze ciało było jej pierwszym, kanibalistycznym posiłkiem i dotąd ma upodobanie do wampirów. Ten smak doprowadzał ją do stanu euforii ostatecznej, sprawiając, iż zapominała na chwilę o manierach, zdrowym rozsądku, czy choćby o tym, co się przed chwilą działo. I właśnie będąc w tym stanie, odpowiedziała Antarowi na jego pytanie, choć ciężko było uznać to za odpowiedź, gdyż mówiła w czasie, gdy przeżuwała swą przekąskę.

- Chlo? Niem, niec mie nie jelm

        Przez minutę czy dwie jeszcze się posilała tym drobnym kąskiem, po czym ten trafił do jej żołądka, kawałek po kawałku. Jeszcze przez chwile minotaurzyca klęczała, z ustami otwartymi szczęśliwie, jakby oczekując, że kolejny kawałek spadnie z nieba, czy też raczej z sufitu. Gdy to jednak nie nastało, zaśmiała się ze swego uzależnienia, po czym wstała, oblizując palce z resztek wspaniałego smaku.

- Wybacz mi, ale to była pokusa, której nie mogłam się oprzeć. Nie jestem istotą idealną, mam swe słabości, a twoja noga trafiła na ich listę. - wesoły chichot uleciał z jej ust, a tuż za nim, kolejne słowa. - Tak czy siak, pozwól, że powrócę do naszej rozmowy. Pozwolisz?

        Pytanie, które zadała, było dwuznaczne. Miało sens, odnoszący się do przywrócenia rozmowy, jak i również nawiązywało do tego, iż Urzaklabina podeszła do krzesła, a ręką swą przejechała po oparciu, wskazując, iż chętnie usiądzie ponownie. Nie czekała jednak na odpowiedź, zgadując, iż będzie ona pozytywna. Usiadła, po czym powróciła do rozmowy, w czasie gdy jej oczy wbiły się w jego, jakby próbując dotrzeć to tego, co zwie się duszą.

- Poprawiając moje dosyć, cóż, niewyraźnie słowa, chce powiedzieć, iż jest ze mną wszystko dobrze, a nawet lepiej. Nie zgodzę się z tobą, że los jest kapryśny. Jego ścieżki są wykute trwale, choć jest ich wiele. I szczerze mówiąc, cieszy mnie fakt, iż lubi mówić. Zasypie go pytaniami, gdy tylko wstanie, o ile wstanie o zdrowych zmysłach, dobrze?

        Do tego momentu, tryskała z niej wesołość. Niestety, w pewnym momencie pewna część tej radości ucichła. Nie można powiedzieć, by Krasula spoważaniała, lecz raczej, iż wpadła w zamyślenie.

- Jesteś pewien, że tego pragniesz? To jest to, co całe twoje serce pragnie? Są pewne prawa Gwiezdnych Darów, których nagiąć nikt nie może i którym każdy podlega. Tak długo, jak nie jest to twe najważniejsze marzenie, nie gwarantuje, że jestem zdolna to spełnić. Mogę spróbować, jednak nie dość, że jak powiedziałam, może to być trudne do spełnienia, to też nie widzę sensu w osiągnięciu tego. Możesz osiągnąć najwyższe szczęście, a prosisz o takie coś? Jest coś, o czym nie wiem, czy po prostu tego pragniesz i niczego więcej?

        W końcu powrócił uśmiech, szeroki jak świat znany, na jej usta, a ona odetchnęła głęboko.

- Nie, żebym narzekała. Po prostu zadziwiłeś mnie jak nikt inny dotąd. Spodziewałam się, nawet wiedząc, że ty to nieczuła bryłka lodu, czegoś bardziej ambitnego. Nie uraziłam cię, prawda? Jeśli tak, to wybacz mi, Antarze. Jednakże nie wiem, szczerze mówiąc, jak z tobą rozmawiać. Jesteś unikatem wśród myślących. Żywy, lecz martwy, inaczej niż śmiertelni zazwyczaj myślą.
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

Post autor: Sicissa »

Gdyby ktoś jej kilka dni temu powiedział, że będzie uczestniczyła w bitwie morskiej - wyśmiała by go z miejsca. Kto jak kto, ale ona unikała walki jak ognia. Prędzej by uciekła jak najdalej się da, niż zaryzykowała życiem. A skoro już przy uciekaniu jesteśmy...
Kula armatnia wybiła dziurę w poszyciu kadłuba statku, zaledwie o stopę od już i tak przerażonej dziewczyny. Jej krzyk zapewne w innych okolicznościach sprowadził by na nią dodatkowe nieszczęście, ale odgłosy rozrywanego kadłuba, wykrzykiwane rozkazy i ogólny rozgardiasz uratowały skórę zmiennokształtnej. wyjrzała przez nowo powstałą dziurę. Drugi statek wydawał się być w o niebo lepszym stanie niż Dracosanguis, jakby jakaś magiczna siła chroniła go przed zniszczeniem. A skoro tak, w miarę możliwości warto byłoby się na niego przenieść. Zatonięcie wraz z okrętem niestety nie było wysoko na liście marzeń dziewczyny, a w zasadzie w cale go tam nie było.
Chcąc nie chcąc przyszło jej więc opuścić pokład feralnego statku. Nawet jeśli nie będzie jej dane wypełnić zlecenia.
- Życie ważniejsze od złota. - Ta myśl przyświecała niezbyt dzielnej dziewczynie podczas próby wydostania się na pokład. Nie był to jednak przyjemny spacerek. Kawałki desek co i rusz latały w powietrzu. Zaowocowało to spotkaniem bliskiego stopnia z takową. Upadła na plecy, masa czarnych plamek przesłoniła jej wzrok. Kolejny huk zrobił jednak swoje, adrenalina zadziałała i dziewczyna rzuciła się do dalszej ucieczki - tym razem ignorując kompletnie wszelką ostrożność. Na szczęście szary strój roboczy pomagał się maskować w ciemniejszych zakątkach okrętu...

Na pokładzie wrzało. Smokołaki przeskakiwały, bądź też przelatywały na drugi okręt, by tam wdać w walkę. Nikt nie zwracał na nią uwagi, czy to z powodu wydanych rozkazów czy też bitewnej gorączki. To ie miało znaczenia... Sicissa idąc przykładem sobie podobnych zmiennokształtnych również dokonała abordażu... Na swój sposób. Nie przeskoczyła bowiem na pokład - za to wbiła pazurki w nadburtę, a stopami oparła o burtę. Trzymając się w ten oto sposób, zaczęła przesuwać się w stronę dziobu okrętu. Ręka za ręką... Modliła się tylko w duchu, by nikt nie zwrócił na nią uwagi. Plan był prosty, dostać się do tego długiego pnia wystającego z przodu okrętu i przesiedzieć pod nim do nocy. A potem coś się wymyśli...
Nawet nie zauważyła kiedy bitwa dobiegła końca, wciąż zajęta przesuwaniem się do przodu. Szczęście jej jednak nie dopisywało. Kilku co bardziej zapalczywych piratów rzuciło się do burty by wygrażać uciekającym zmiennokształtnym. Zauważenie zwisającej dziewczyny było tylko kwestią czasu. Po chwili została wciągnięta na pokład.
- Zabierać łapy! Ty! Przestań mnie obmacywać! Zabieraj łapy powiedziałam, ty zapchlony psi synu! - Prychnięcia podobne do rozwścieczonego kota, towarzyszyły każdej próbie dotknięcia jej. Czyli praktycznie cały czas, bo mężczyźni nie omieszkali jej dokładnie przeszukać. Znajdując tym samym komplet używanych wytrychów.
Nie pomogły ani obelgi, ani próby wyszarpania się czy walki. Z tym ostatnim poniosła zdecydowaną klęskę. Została natychmiast związana, zakneblowana i posadzona pod masztem. W tym czasie jeden z piratów pobiegł zameldować kapitanowi o znalezisku.
Ostatnio edytowane przez Sicissa 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Antar
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Antar »

Gdy Antar spostrzegł co robi minotaurzyca nie wypowiedział ani jednego słowa. Nie okazał żadnych emocji, może jakieś były, ale nie do zauważenia, ale raczej nie jak zwykle. Nawet gdy nie wyraźnie odpowiedziała, że nic jej nie jest. Gdy naturianka już się najadła, zechciała powrócić do poprzedniej rozmowy, na co wampirat delikatnie skinął głową na znak zgody.

Krasula usiadła tam gdzie wcześniej i wpatrywała się w kapitana, on patrzył na nią normalnie, oczywiście jak na niego. Bo czy normalne jest być do tego stopnia zimnym? Kapitan raczej wolał trwać przy swoim poglądzie, ale nie miał zamiaru tego drążyć, wiedział, że i tak by niewiele z tego wynikło. Ostatecznie każdy zostałby przy swoim. Na pytanie nie odpowiedział także, ponieważ odpowiedź była zbędna. Zdawało mu się oczywistym, iż będzie chciała porozmawiać z Alinem.

W pewnym momencie powróciła do tematu, który najbardziej intrygował nieumarłego.

- Posłuchaj… - zwrócił się do niej swym jak zwykle, chłodnym tonem głosu – Mówisz, że mogę mieć wszystko, zażyczę sobie niezliczonych bogactw no i co dalej? Nie będę miał co robić – lekko się uśmiechnął, jak zwykle ledwo widocznie – Nie jestem marzycielem, jestem realistą. Chcę tego, czego potrzebuję, a wiem, że szybko nie zdobędę.

Tymczasem na pokładzie Nestor nabrał już na tyle sił, iż mógł wstać, poszedł w stronę krzyku kobiety. Było to dość ciekawe, bo od czasu zniknięcia tej diablicy i wampirzycy została tylko naturianka z przedstawicielek płci pięknej, a ona raczej nie miała powodów do krzyku. Musiał być to ktoś obcy. Tak też było.
Czarodziej podszedł do rudowłosej, która już została związana. Przyglądał jej się wnikliwie. Szczególnie tym niezwykłym oczętom. Pradawny aż się uśmiechnął.

- Witaj na pokładzie moja droga, jestem zastępca kapitana, Nestor. A ty? – wyglądało na to, iż zmiennokształtna mu się spodobała.

Wracając do tego, co się działo pod pokładem, Antar nie zdążył odpowiedzieć na ostatnie słowa Krasuli, bo w tym momencie przybiegł Reltih i zawiadomił o gapowiczu.

- Wybacz mi, proszę, na chwilę – powiedział do naturianki i ruszył za swym piratem, sprawdzić co się dzieje.

Nieprzytomny Alin zaczął się lekko poruszać. Zdaje się, że wracał do żywych. Mamrotał coś pod nosem i wstał gwałtownie na, tyle iż zakręciło mu się w głowie, przez co prawie znów upadł. Rozejrzał się po kajucie.

- Pani krowa… - lekko się uśmiechnął, bo rozbawiło go to, co powiedział, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że mógł ją obrazić – przepraszam.

Teraz zaś zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił, inny pirat by nie przepraszał, gdyby ktoś to widział, zostałby pośmiewiskiem.

- Kapitan ma rację, iż milczenie czasem chroni od niepotrzebnych kłopotów – pomyślał.

Czekał na reakcję Krasuli i miał nadzieję, że nie będzie negatywna.

Słońce skryło się za chmurami dzięki czemu kapitan bez problemu dołączył do Nestora i spojrzał na niego bez słów, zastępcy to wystarczyło, już dawno do tego przywykł i wiedział, że czas na wyjaśnienia.

- Wygląda na to, że zmiennokształtna. Zdaje się, że uciekła z Dracosanguis. Wydawało mi się, iż są tam same smokołaki, ale może była pasażerem na gapę również tam. Najlepiej by było, gdyby sama nam powiedziała – uśmiechnął się Nestor w przeciwieństwie do kapitana, który nie wyraził żadnych emocji.
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

        Zauważenie kotołaczki na statku wywołało swego rodzaju zamieszanie. Można by powiedzieć, iż było to nagłe przerwanie obecnej rutyny życia pirackiego statku. O ile rutyną nazwać stan, jaki panuje tuż po wygranej bitwie. Jeszcze wykrzykiwano złośliwe uwagi w stronę odpływającego wroga, umierających wysłuchiwano, a rannych biło się w twarz, by przestali się mazgaić, gdy wciągnięto na pokład wierzgającą pannę. Dosyć szybko wszelkie resztki uwagi zostały skierowane na nią, na intruza, którego nikt nie zapraszał i, co za tym idzie, któremu nie przysługiwały żadne prawa.

        W końcu sznury i inne akcesoria obezwładniające poszły w ruch, w wyniku czego Sicissa wylądowała pod masztem, mogąc tylko patrzeć. A było na co patrzeć, gdyż dopiero teraz dotarło do niej, iż wszędzie dookoła, w powietrzu, na pokładzie, a nawet na innych osobach, znajdują się błędne ogniki, Od czasu, gdy słońce zakryła warstwa chmur, ich blask stał się znacznie wyraźniejszy, niczym płomyki świec w późny wieczór. I choć do tej pory, ze względu na wcześniejsze gwałtowne ruchy zmiennokształtnej, ogniki omijały ją, to teraz, gdy była nieruchoma, żyjątka zainteresowały się nią. Najpierw jeden ognik, przepełniony odwagą, usiadł na jej nosie. Zaczął wiercić się, łaskocząc przy tym kobietę, by sprawdzić, czy nie stanie się nic złego. A gdy po kilku chwilach ognik jeszcze żył, zamigotał on, dając znak całej reszcie roju. Po kilku chwilach co najmniej setka tych upierdliwych owadów obsiadła kotołaczkę, rozkoszując się nowym, żyjącym miejscem do przesiadywania. Omijały one twarz, choć wyjątkiem był pierwszy ognik, który upodobał sobie zadarty nosek uwięzionej kobiety, na którym siedział uparcie.

        Mimo wszystko, była ona wciąż obiektem zainteresowania. Piraci szeptali o niej, i to niekoniecznie o rzeczach właściwych. Niektórzy mieli nieokiełznane fantazje, które celowo mówili wystarczająco głośno, by osoba, o której była mowa, słyszała każde, najokropniejsze słowo. Niektórzy jednak zadowalali się samym patrzeniem lub też oczekiwaniem na dalszy kierunek wydarzeń. Ledwie garstka miała to gdzieś, wracając jednocześnie do swoich zajęć, takich jak choćby sprzątanie pokładu po bitwie, czy też odprawianie modłów, lub też przekleństw, nad zmarłymi towarzyszami.

        Moment, w którym zastępca kapitana przemówił po raz pierwszy do zakneblowanej kobiety, rozbawił część piratów. To, jak czarodziej patrzył na kogoś „maślanymi oczami”, jak to określone zostało przez załogę, było zjawiskiem rzadkim. W powietrzu rozległy się słowa zachęcające do ślubu tej dwójki. Jednak szybko głosy wszelkie zamilkły, gdyż nikt nie miał aż takiej odwagi, by żartować więcej niż jeden raz z Nestora, który mógł ich zdmuchnąć z pokładu, jak i również z tego planu rzeczywistości. Jednak wciąż było słychać szepty, których głównym tematem była nowa pasażerka oraz pradawny.

- W tym wypadku, Gwiezdne Dary nie dadzą ci nic. Jestem tego niemal pewna, kapitanie realisto, chcący tego, czego potrzebuje. - Krasula przemówiła do kapitana, gdy ten jeszcze, wraz z nią, przebywał pod pokładem. Powiedziała prawdę, doprawioną szczyptą żartu, gdyż tylko to mogła zrobić w obecnej sytuacji. Antar rzeczywiście był marnym kandydatem na rytuał Krasuli, być może najgorszym z możliwych. - Już większy sens miałoby obdarowanie twojego zastępcy, jak on miał, Nestora? Albo któregokolwiek z piratów.

        Krasula z chęcią mówiłaby dalej, jak to nawet deska statku byłaby bardziej odpowiednim kandydatem, lecz Antar przeprosił ją, po czym wyszedł na pokład, w bliżej nieokreślonej sprawie. Jedyne co usłyszała, to pojedyncze zdanie, wspominające o pasażeru na gapę.

„Czyżby Alinsa albo Rayla tylko udawały, że odchodzą, a w rzeczywistości skryły się na statku? Och, cóż za wspaniała okoliczność by to była! Jednak równie dobrze to może być jeniec z drugiego statku, który ocalał. Hmm, to może być całkiem ciekawa okazja. Gdyby nie słońce, to może i bym skorzystała…”

        Obróciła się w stronę okna, zasłoniętego przez lekko ozdobioną tkaninę, spod której spodziewała się ujrzeć, choć odrobinę promieni słonecznych. Ku jej zaskoczeniu, nic takiego nie ukazało się jej oczom. Podeszła do okna, powoli i ostrożnie przesuwając zasłonę na bok, by móc ujrzeć zachmurzone niebo, skutecznie blokujące wszelkie promienie słoneczne.

„Och, wspaniały losie, za ten dar jestem ci dozgonnie wdzięczna!”

        Gdy jej krowią głowę zdobił uśmiech, Alin obudził się, a jego słowa zostały skierowane w stronę minotaurzycy, która chętnie obróciła swój wzrok w jego stronę.

- A już myślałam, że będę mogła cię zjeść. - Zaśmiała się, a po chwili usłyszała, bezsensowne z jej punktu widzenia, przeprosiny. - Nie zamartwiaj się tak, dziecko. Nazywanie rzeczy po imieniu to nic złego. Przy mnie możesz mówić, co chcesz i jak chcesz. Właściwie, to nawet zachęcam do mówienia!

        Niczym erupcja wulkanu, Urzaklabina eksplodowała entuzjazmem. Podeszła do Alina, którego bez ostrzeżenia podniosła i usadowiła na swym ramieniu. Była wystarczająco spora, a on wystarczająco mały, by to było możliwe, choć póki byli pod pokładem, stwarzało to możliwość zderzenia się z sufitem.

- Masz może w swej pamięci skryte historie ciekawe, by podzielić się nimi z babcią Krasulą? Szczególnie te z udziałem Antara by mnie interesowały. Śmiało, nie gryzę, przynajmniej nie bez pozwolenia. - Zaszczękała zębami, wyszczerzając je w kierunku chłopca. Z miłą chęcią próbowała go nastraszyć lub przynajmniej rozbawić.

        Po kilku chwilach, na pokład, do Antara, Nestora, piratów i Gwiazdozbioru, który panoszył się wszędzie, wybiegła wesoło Krasula z Alinem na ramieniu. To, co wpierw przykuło uwagę minotaurzycy, to, że jej pupilek jest tutaj, gdyż nie była tego świadoma, znajdując się pod pokładem. Westchnęła, widząc, iż ogniki robią, co chcą i jak chcą, po czym postanowiła przywrócić je do porządku.

- Gwiazdozbiooooorze!

        Na głos naturianki, wszystkie ogniki, bez wyjątku, wzbiły się w powietrze, gdzie utworzyły z siebie ogromną kulę, niby słońce, które daje blask, lecz nie ogrzewa.

- Maniery, ile razy mam ci powtarzać o manierach, gdy jestem jako gość u kogoś?

        Blask Gwiazdozbioru osłabł po chwili, blednąc. Minotaurzyca westchnęła po raz kolejny, po czym znów przemówiła.

- Dobra, rozumiem. To co się mówi w takim wypadku?

        Kilka chwil ciszy minęło, nim nastąpiła reakcja na słowa Urzaklabiny. Ogniki momentalnie zmieniły kolor swego blasku na odcień czerwieni, przypominający w pewnym stopniu kolor różowy. Urzaklabina uśmiechnęła się radośnie.

- Ja ciebie też, ja ciebie też Gwiazdozbiorze. Teraz jednak chcę, byś coś zrobił. Oświetl nam drogę!

        W kilka chwil powrócił do ogników ich pierwotny blask latarni, a one same, wciąż jako zbita kula, uniosły się w stronę przodu statku, oświetlając morze przed nimi. Tymczasem Krasula z Alinem na ramieniu podeszła do Antara, Nestora i do nieznanej Urzaklabinie kobiety.

- Wybacz Antarze, że nie czekałam, ale nie chciałam przegapić tej wspaniałej pogody, jak również i... Hmm, kto to, jeśli można wiedzieć? Złodziejka? Twoja dawna dziewczyna? Wróg? - Zastanawiała się sama, kim może być tajemnicza postać, ubrana dosyć nietypowo. Po chwili jednak postanowiła zadać kolejne pytanie. - Możemy ją od kneblować? Trochę głupio tak rozmawiać o kimś, gdy można po prostu spytać.

        Odstawiła chłopaka, który dotychczas siedział wygodnie na jej ramieniu, po czym spojrzała na Antara. Ufając, że wampir nie zabije jej za to, co zaraz zrobi, uklękła obok zmiennokształtnej, po czym pozbyła się tego, co nie pozwalało jej mówić.

- Witaj, wiem, że to może wydać się dla ciebie trochę nie na miejscu, ale zechcesz opowiedzieć mi o sobie oraz o tym, jak się tu znalazłaś? - Swym uśmiechem i łagodnym głosem starała się wywrzeć jak najlepsze wrażenie, lecz ostatecznie ciężko było to osiągnąć, ze względu na krowią głowę oraz kolejne słowa przez nią wypowiedziane. - Pytam, gdyż szczerze mówiąc, nie wiem, ile jeszcze będziesz żywa, gdyż to zależy od nich, a nie ode mnie. Więc?
Ostatnio edytowane przez Urzaklabina 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

Post autor: Sicissa »

Zdecydowanie nie tak to wszystko miało się potoczyć. Zdecydowanie nie tak... Nie dość, że ją złapali, to jeszcze większość załogi miała ochotę ją przelecieć. Na domiar złego obsiadła ją chmara jakiś paskudztw, które świeciły jej prosto w oczy. Sczególnie jeden, który postanowił usadowić się na nosie zmiennokształtnej. Nic nie pomogły ani zirytowane pomruki, ani próby szarpania się i machania głową we wszystkie możliwe kierunki. Nabiła sobie tylko kolejnego guza gdy przywaliła potylicą w maszt.
- Chędożone, perwersyjni zboczeńcy. Wszyscy faceci są tacy sami... Gdyby spuścić ich ze smyczy urządzili by sobie orgię ze mną w roli głównej. O super... A ten ich zastępca kapitana nie lepszy, kolejny zwyrol choć przynajmniej lepiej ubrany. Wykastrowałąby was wszystkich... - Mimo tych niezbyt przychylnych myśli, nie dawała po sobie poznać jak bardzo się nimi wszystkimi brzydzi. Za to robiła do rzeczonego zastępcy maślane oczy. Niestety tylko na tyle pozwalał jej sznur w ustach.
Nie musiała nawet długo czekać na pojawienie się właściciela okrętu, na którym nieszczęśliwie przyszło jej teraz przebywać. Białas. To najlepsze co go określało na pierwszy rzut oka. Biała skóra, białe włosy, jasne oczy...
- Co on nie wyłazi z tej swojej kajuty przez cały dzień? O to mnie zaszczyt kopnął... Jaśnie wielmożny pan kapitan zainteresował się niespodziewanym gościem, psia jego mać... - kolejny zestaw pytań, wciąż skwitowany wymownym milczeniem zakneblowanej kobiety. - Co za idioci...

Całą sytuację uratowało pojawienie się niezwykłej istoty, wyglądała jak skrzyżowanie byka z człowiekiem. Zdecydowanie minotaur, bo o krowołakach Sicissa w życiu nie słyszała... Jedynym co było zadziwiające było to, że nieznajoma była kompletnie biała.
- Co oni z tym kapitanem siedzą razem całe dnie i noce pod pokładem? A na lądzie co, po jaskiniach się kryją jak jakieś dzikusy? - tak czy inaczej ta dziwna kobieta zdecydowanie przyniosła kotołaczce odrobinę szczęścia. Po pierwsze te świecące, upierdliwe prasmok jeden wie co w końcu się z niej wyniosło. Po drugie trochę speszona załoga łaskawie wyjęła jej sznur z ust. Dziewczyna przez chwilę udawała, że stara się rozruszać szczękę, w międzyczasie dyskretnie rozglądając się za możliwą drogą ucieczki. I nie wyglądało to zbyt różowo... W górę nie było co zwiewać, bo to jednokierunkowa droga, na ląd daleko... A nawet gdyby udało jej się ukraść łódkę, to pewnie by ją wpław dogonili szybciej niż ona poradziła sobie z wiosłowaniem. Pozostawał więc tylko jedno wyjście. Nieznacznie odchrząknęła...
- Ja... Jestem Sicissa... - Nie musiała nawet udawać przestraszonej. Już na samą myśl o tym co mogli jej zrobić, przechodziły ją ciarki, a teraz musiała jeszcze ostrożnie wybrnąć z tej sytuacji, najlepiej bez szwanku.
- Uciekłam z tamtego statku... Miałam się tam z kimś spotkać. Ale on odpłynął... Ukryłam się pod pokładem, a potem... - Specjalnie plątała się trochę w kolejności wydarzeń, mówiła lekko łamiącym się, przestraszonym głosem. Mieszała prawdę z kłamstwem. Byle tylko zrobić z siebie ofiarę, kogoś kim trzeba będzie się zająć.
- Kule rozrywały pokład. Myślałam, że to wszystko zaraz pójdzie na dno. Oni byli straszni...
Awatar użytkownika
Antar
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Antar »

Nestor był tak zajęty wpatrywaniem się w piękną kotołaczkę, iż nawet nie zwrócił uwagi na to iście dziecinne żarty. Czekał na kapitana, wykorzystując czas by przyjrzeć się jak najlepiej kocicy.
Kapitan będący jeszcze pod pokładem nie odpowiedział na słowa Krasuli, nie to nie i koniec rozmowy. Miał teraz na głowie nieproszonego gościa.

Alin, gdy wstał wystraszył się początkowych słów minotaurzycy, lecz po chwili słysząc jej śmiech, odetchnął. Nagle, gdy skończyła mówić podniosła go bez ostrzeżenia. Młody pirat aż krzyknął.

- AAAAAAA! PUŚĆ MNIE! – co chwile pochylał się, by uniknąć zderzenia z sufitem. Jego krzyk ustawał, co nie znaczy, że przerażenie też. Gdy Krasula zaczęła mówić o przeszłości, uczucie strachu ustąpiło zamyśleniu.
Jego mina była taka nijaka. Po chwili skrzywił się, chyba miał problem, by sobie przypomnieć. W pewnym momencie otworzył oczy szeroko.

- Byłem mały… nawet nie 10 lat na karku… Leżałem na piasku… czułem ból, chyba byłem ranny. Nawet nie zdołałem się ruszyć, widziałem mało co, mgła w oczach, jakaś sylwetka, granatowy płaszcz, to był Nestor, wyciągał nóż i chciał mnie dobić. Mówił, że będzie ze mnie jedzenie dla przynajmniej części załogi. Wiem, że wtedy Aquilonem miał problem z zaopatrzeniem. Powoli mgiełka zanikała i mogłem zobaczyć coraz to więcej szczegółów. Gdy pierwszy raz zobaczyłem Antara zląkłem się, ponieważ pierwszy raz widziałem tak bladą osobę. Powstrzymał czarodzieja, mówiąc, iż mogę się przydać. Kazano mi znaleźć pożywienie. Miałem szczęście, całkiem przypadkowo znalazłem skrzynie z jedzeniem! CUD! Potem zostałem zabrany na statek, zastępca mnie nie lubił. Kapitan zaś traktował jak pełnoprawnego pirata i członka jego załogi. Gdyby nie ten brak uczuć pewnie byłby mi jak ojciec.

Gdy wyszli na pokład, młody pirat patrzył na zmiennokształtną tak samo, jak większość, Nestor westchnął z ulgą, iż ogniki zostały odgonione. Krasula rozpoczęła rozmowę z Gwiazdozbiorem, pradawny aż rozdziawił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów.

Antar oczywiście nie gniewał się, iż minotaurzyca wyszła na pokład, ale po co miałby to mówić głośno, nie lubił mówić. Zastępca z trudem powstrzymywał śmiech, jak usłyszał, iż „pani krowa” jak to powiedział Alin, uważa ze zmiennokształtna mogłaby być dziewczyną wampirata.

- Pasażerka na gapę – powiedział rozbawiony czarodziej.

Na to, co zrobiła Urzaklabina załoga się zdziwiła, najbardziej tym iż kapitan pozwolił na to. Czy też, że nie zareagował. Po chwili milczenia kotołaczki, przedstawiła się.

- Sicissa – powtórzył zastępca kapitana, jakby wymówienie jej imienia sprawiło mu przyjemność – Masz bardzo ładne imię.
Alin w tym czasie zeskoczył z ramienia Krasuli i podbiegł do gapowiczki. Przyjrzał jej się tym razem nie jak inni, tylko nieufnie i podejrzliwie.

- A z KIM się miałaś tam spotkać?! I po co, co ciekawsze?? HMM? – jego wzrok uciekł na chwilę w stronę kapitana, dzieciak chyba chciał się podlizać. Większość piratów kiwała głowami, iż to słuszne pytania, jednak po chwili powrócili do gapienia się na kobietę i jej atuty.

- Leonard, Nestor – zawołał Antar – Zabierzcie ją do specjalnej kajuty.
Mężczyźni szybko i sprytnie odwiązali ją od masztu, po czym związali ją samą, by nie mogła uciec. Biedna dziewczyna musiała ścierpieć to iż nieśli ją jak worek ziemniaków. Nie trwało to na szczęście długo. Weszli do mocno zaciemnionego pomieszczenia. Było tam jakieś krzesło ze specjalnymi pasami do unieruchomienia nóg i rąk. Tam też została posadzona i uwięziona ponownie, zmiennokształtna.
- Radzę ci się nie szarpać, inaczej wysuną się kolce – zaśmiał się złośliwie Leon i wyszedł.
- Wytrzymasz – powiedział czarodziej, gdy wyszedł tamten i posłał dziewczynie buziaka.

Co do kolców raczej nie kłamali, faktycznie były tu specjalne dziury, z których mogły one się wysunąć, jednak ciężko stwierdzić jak to dokładnie działało. Sicissa została chwilkę sama.

- Proszę, byś tam nie wchodziła – zwrócił się Antar do Urzaklabiny stanowczym tonem, po czym ruszył pod pokład.

Alin stanął obok Krasuli i gdy kapitan poszedł, dopiero odważył się znów odezwać.
- Umiesz czarować prawda? Nauczysz mnie?? – zapytał się na poważnie z dużą doza entuzjazmu.

Tymczasem w zaciemnionej kajucie otworzyły się drzwi i wszedł wampirat. Usiadł na normalnym krześle przed kotołaczką, między nimi stało jakieś biurko. Antar oparł na nim ręce. Milczał, czekając, aż ona zacznie mówić. Patrzył jej prosto w oczy, przez co dziewczyna mogła się poczuć dość nieswojo. Zwłaszcza że nie mogła wychwycić żadnej emocji u niego.

Czarodziej zaś stał przy sterze podejrzanie szeroko uśmiechnięty, co jakiś czas westchnął, widać było aż z daleka, iż się zakochał. Piraci spoglądali na niego i robili sobie z tego żarty, oczywiście tak by nie słyszał.

Pirat na bocianim gnieździe wstał nagle, wziął lunetę i przyjrzał się temu zdziwiony, przed statkiem malowała się bardzo gęsta mgła i płynęli prosto w nią. Mimo iż każdy, kto był na pokładzie, już pewnie to zobaczył, ale obserwator zaczął krzyczeć, najgłośniej jak umiałby uświadomić to tym, którzy jeszcze nie wiedzieli.

Było tu strasznie cicho, praktycznie zerowa widoczność, można by pokusić się o stwierdzenie, że atmosfera stała się iście upiorna. Alin stracił swój entuzjazm i aż przytulił się do Krasuli. Jakiś pirat chodził z kompasem i twierdził, że urządzenie zwariowało. Nieco starszy pirat biegał, na tyle ile mógł, po statku i krzyczał, że to duchy zmarłych na oceanie oraz iż Aquilonem zostanie przeklęty. Na razie nikt nie zwracał na to uwagi, dopóki nie ukazała się sylwetka obcego okrętu…
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości