Rubidia[Południe, ulice miasta] W pogoni za człowieczeństwem

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Południe, ulice miasta] W pogoni za człowieczeństwem

Post autor: Charlotte »

        Minął dzień, odkąd opuściła Las Driad i zawitała do miasta. Starała się załatwić to możliwie jak najszybciej, żeby nie wdawać się w walkę z tygrysołakiem, który mianował się obrońcą tamtych ziem. Jej klątwa sprawiała wiele problemów, więc nawet mimo chęci musiała przeczekać noc schowana między zaroślami. Nie śmiała zbliżać się do miasta w tym stanie, więc dopiero, gdy słońce wzeszło, a ona odpoczęła i w miarę się ogarnęła wybrała się do miasta. Czuła się bardzo niepewnie, od tak dawna przecież uciekała od ludzkich spojrzeń. Teraz jednak, ubrana w znoszony podróżny płaszcz naciągnęła kaptur na głowę. Spomiędzy połów peleryny przebijały podarte w wielu miejscach ubrania oraz zabandażowane ręce od dłoni aż po same łokcie. Nie chciała pokazywać swoich blizn.
        Miała również nadzieję, że w mieście uda jej się znaleźć tutaj coś do jedzenia. Miasto ponoć słynęło z handlu owocami morza i nawet widziała po drodze kilka karczm, które nęciły jej nos smakowitymi zapachami. Niestety nie miała żadnych pieniędzy, więc jedyną reakcją na te wspaniałości było burczenie w brzuchu. Spinając jego mięśnie poprawiła kołczan oraz łuk na plecach i zastanawiała się co zrobić. Mogła w sumie kogoś okraść, obecnie na ulicy panował tłok i raczej mało kto zorientowałby się, że zginęła mu sakiewka. Już miała stwierdzić, że to całkiem dobry pomysł, gdy przypomniała sobie pewną obietnicę. Przyrzekła niegdyś swemu wybawcy, że jej twarz nie znajdzie się na listach gończych, tak więc pozostało jej już tylko jedno. Było to poniżające i bardzo uwłaszczające, jednak kim ona była, żeby narzekać? Usiadłszy pod ścianą jednego z budynków postawiła przed sobą niewielkie popękane pudełeczko, które znalazła wcześniej i schyliła głowę. Żebraczka, oto kim się teraz stała. Niemniej było to z pewnością lepsze niż atakowanie kogoś dla pozyskania pieniędzy, czyż nie? Pozostało jej już tylko czekać...
        Kilka godzin później, ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że tutejsi ludzie byli bardziej hojni niż mogła przypuszczać. Nawet pewna staruszka zatrzymała się na chwilę, by z nią porozmawiać i wrzuciła do jej pojemniczka kilka monet. Wszystko to sprawiło, że Charlotte była gotowa na powrót uwierzyć, że jednak nie wszyscy ludzie są źli. Głód nie dawał jej już spokoju, więc podniosła się i miała ruszyć w stronę karczmy, kiedy nagle ktoś ją pociągnął. Zaskoczona nagłym dotykiem dała się zaciągnąć w ciemną wąską uliczkę portową, a tak zobaczyła przed sobą trójkę mężczyzn. Nie znała ich, nigdy w życiu nie miała z nimi do czynienia, lecz pamiętała spojrzenie, jakim ją darzyli. W ten sam sposób patrzył na nią najemnik, który pragnął ją zgwałcić a potem brutalnie zabić.
        - Proszę, proszę, kogo my tu mamy! Szczur kanalizacyjny myśli, że może zabierać praworządnym mieszkańcom miasta ich pieniądze! Nie wiesz, że trzeba je zarobić? - spytał jeden z nich z kpiącym wyrazem twarzy, drugi bawił się nożem, a trzeci... tamten wyglądał jakby miał się na nią zaraz rzucić. Przeszedł na przód odgradzając jej drogę ucieczki i złapał boleśnie za szyję. Sama dziewczyna nie zauważyła nawet, kiedy zdarli jej broń z pleców i rzucili w kąt uliczki. - Znam dobry sposób, w jaki takie lafiryndy jak ty mogą zarobić. Chcesz tych pieniędzy, prawda? Na kolana!
        Siarczysty policzek zwalił ją z nóg. Chciała krzyknąć, lecz nie mogła. Na jej szyi znalazła się nagle ręka, która w silnym uścisku pozbawiła ją możliwości oddechu. Mężczyzna z nożem podszedł do niej i przejechał jej ostrzem po policzku zostawiając krwawą szramę na twarzy dziewczyny, natomiast ten, który ją wciągnął do zaułka właśnie opuszczał swoje spodnie...
Ostatnio edytowane przez Charlotte 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Wrócił z wyprawy morskiej z załogą statku handlowego. Na drewnianej burcie wymalowane miał strzępiącą się i łuszczącą farbą "Czarna Struna", co na swój prostacki i żeglarski sposób było piękne. Wygnaniec, jako zwyczajny szczur lądowy, przez całą wyprawę starał się trzymać na uboczu, nieustannie chodząc w kapturze, jako nie członek załogi, a raczej "turysta" - i tak też był traktowany. Mógł swobodnie przemieszczać się po okręcie oglądając przeróżne jego części oraz pracę mężczyzn, którzy nim operowali. Obserwował kapitana, który w kajucie oficerskiej z ogromnym wysiłkiem rysował kolejne części map. Quirritowi bardzo się podobała pracowitość tych ludzi, ich stałość i świadomość, że walczą z żywiołem, którego nigdy nie pokonają. Tak też było pewnego dnia, kiedy to rufami statku wstrząsnął sztorm. Magowi nakazano pozostać w kajucie, toteż Pradawny oglądał siłę wiatru i wody przez bulai.
        Te wydarzenia pozostaną w pamięci X'orr'dy na długo, choć tak na prawdę nic mu nie przyniosły, poza małym katarem. Gdy tylko Czarodziej zszedł z pokładu na stały ląd, stawiając trochę niepewne po chwiejących się deskach statku kroki, skierował się na rynek. Minął drobną istotę otuloną płaszczem, najwyraźniej kobietę, i choć samemu nie posiadał zbyt wiele, dorzucił do jej kubeczka złotą monetę. Żebraczka obdarzyła go dziękczynnym spojrzeniem, więc Quirrito ruszył dalej. Trafił do małej, zrujnowanej gospody. Zapłacił za skromne śniadanie, które składało się z bułki, kawałka masła i ryby w sosie pomidorowym, posiedział w niej jeszcze kilka minut, a następnie wyszedł postanawiając przespacerować się po tutejszym porcie. Płaszcz głęboko skrywał jego twarz pod nieprzeniknionym cieniem, więc mężczyzna nie obawiał się rozpoznania. Jednak gdy małe dziecko, biegnące w jego kierunku z odwróconą w przeciwną stronę głową, na niego wpadło, odzienie lekko podniosło się ukazując skalane oblicze Maga. Matka dzieciaka szybko podbiegła do niego, zaborczo chwytając jego dłoń i ciągnąc z dala od Pradawnego, który dosłyszał tylko słowa "...co tu robi Wygnaniec...".
        Mijał właśnie kolejną ślepą uliczkę pomiędzy budynkami i byłby ją przeszedł obojętnie, gdyby nie dostrzegł tamtejszej sytuacji. Otóż trzech facetów niezbyt poprawnie zajmowało się kobietą. Ofiara wydała się Dźwiękowcowi znajoma, więc postanowił nie ignorować tego. Ruszył do przeciwników, niczym sunący w środku dnia duch.
        - Panowie wybaczą. Zabieram dziewczynę. - rozległ się niespodziewanie damski głos spod kaptura. Quirrito manipulował dźwiękiem wydobywanym z jego gardła w taki sposób, aby złudzenie przypominało dziewczęcy głos. - Niewolnica należy do mnie.
        Jakby na rozkaz jeden z oprychów skoczył do Czarodzieja z nożem. Mag jednak na jego nieszczęście wyciągnął spod płaszcza dłoń i odrzucił go na kilkanaście łokci falą uderzeniową. Nieszczęśnik uderzył o ścianę rozbijając sobie głowę. Ten, który zdążył ohydnie zdjąć spodnie krzyknął coś w nieznanym języku, a za Wygnańcem pojawiły się trzy cienie, które zaatakowały go. Mężczyzna zdążył zrzucić płaszcz odkrywając bojową zbroję przeciwmagiczną.
        - Widzę, że będzie zabawnie! - krzyknął i wygłuszył obszar dookoła siebie i oponentów, aby nie zwracać zbędnej uwagi przechodniów i poddźwiękowymi, niesłyszalnymi dla człowieka, wibracjami zniszczył cienie.
        W tym samym momencie drugi z mężczyzn zaatakował szablą w plecy. Niestety jego atak nie dosięgnął celu, bowiem Pradawny zdążył cudem zablokować go wydobywając Hnch’yel, a zaraz za nim w drugiej ręce pojawił się Dhvani. Krótki pojedynek na broń zakończyłby się dla Maga tragicznie, gdyby ten nie wykorzystał ponownie magii wywołując nieznośny, skręcający z bólu pisk słyszalny tylko dla przeciwnika. Zamiast śmierci poniósł on tylko kilka ciętych, niezbyt groźnych ran na przedramieniu, szyi i prawym udzie, z których lekko sączyła się krew. Trzeci w tym czasie zdążył z powrotem założyć spodnie. Był najwyraźniej pobratymcem Quirrita - magiem, bowiem taka aura od niego emanowała. Zresztą - o tym też świadczyły jego niedawne umiejętności. Jego kolega, który przed chwilą próbował szermierki właśnie upadał na grunt z poderżniętym gardłem, z którego płynęła istną rzeką szkarłatna posoka.
        X'orr'da zdając sobie sprawę, że szybciej wykończy maga w zwarciu, najszybciej jak potrafił do niego doskoczył, jednocześnie uderzając obok niego falą uderzeniową. Facet zmuszony został do uniku w prawo, co ustawiło go dokładnie na torze lotu Quirrita. Ten, siłą rozpędu i impetem swojego ciała, wbił obie czarne klingi po rękojeści w ciało wroga.
        - I to by było na tyle... - rzekł Pradawny szarpiąc mieczem i mizerykordią w górę, a co za tym idzie, mordując ostatniego z napastników.
        Temu wszystkiemu przyglądała się niewinna dziewczyna, która po śmierci wszystkich oprychów osunęła się po ścianie do klęczek, opierając się o budynek plecami. "To ta żebraczka!" - olśniło Czarodzieja kiedy zbliżał się do niej. Po drodze złapał swój płaszcz z ziemi i narzucił go na siebie. Przykucnął obok zaatakowanej niewiasty i powiedział:
        - Pokaż tą ranę na policzku.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Plugastwo. To właśnie to słowo pojawiło się w głowie dziewczyny, gdy miała przed sobą trójkę mężczyzn. "Ten świat jest spaczony plugastwem ludzi. Kiedy tylko zdążę pomyśleć, że istnieje dobra część człowieczej natury za każdym razem przekonuję się, w jak wielkim jestem błędzie..." Zmagając się z klątwą powoli zaczynała tracić wolę walki. Od ponad roku, kiedy to opuściła rodzinną wioskę szukała jakiegoś sposoby, żeby znów żyć normalnie. Niestety znalezienie magów było o wiele trudniejsze niż się spodziewała, nie wspominając już nawet o tej, która ją przeklęła. Może więc nie warto walczyć? Może powinna pozwolić tym mężczyzną uwolnić ją od codziennego bólu, który towarzyszył jej na każdym kroku?
        Miała wrażenie, jakby się zagubiła. Wiedziała, że klęczy przed mężczyzną. Wiedziała, że boli ją jeden policzek, a po drugim spływa ciepła stróżka krwi. Wiedziała to, więc dlaczego jakby wcale tego nie czuła? Zupełnie jak gdyby jej ciało należało do kogoś innego. Powoli zaczynała wierzyć, że ta trójka to jej wybawcy, którzy mają zakończyć jej cierpienia. Zabawne, prawda? Ale wtedy już nie musiałaby się bać co wieczór i z przerażeniem wyczekiwać zachodu słońca. Nie musiałaby za dnia chować się po lasach czy pochylać głowę przed przypadkowymi ludźmi, żeby wspomogli ją pieniędzmi. Taki styl życia był trucizną, która powoli zabijała ją od środka, a dziewczynie zaczynało już brakować sił, żeby się jej przeciwstawiać. Zamknęła więc oczy i czekała na nieuniknione. Ból, który mieli jej zadać mężczyźni i tak z pewnością będzie mniejszy od tego, który odczuwała podczas każdej przemiany.
        Nie zauważyła od razu, że ktoś do nich dołączył. Pogrążona w swojej prywatnej ostoi nie analizowała bodźców zewnętrznych, dopóki nie wylądowała na ścianie, kiedy trzymający ją mężczyzna odrzucił dziewczę." Czyżby jednak stracili mną zainteresowanie? W sumie nic dziwnego, jestem odrażająca..." Niestety nie potrafiła pokonać swojej ciekawości i powoli rozchyliła oczy, by ze zdziwieniem spojrzeć na walczących przedstawicieli płci brzydszej. "Ktoś stanął w mojej obronie? Dlaczego?" Z jednej strony była wdzięczna za ratunek, a z drugiej... to oznaczało, że będzie musiała dalej żyć. Nie wiedziała tylko, czy jeszcze tego chciała.
        Wtem jednak zauważyła coś, co przykuło jej uwagę i wyciągnęło ze specyficznego nastroju, w jaki wpadła. Ten człowiek używał magii! Czyżby w końcu nareszcie spotkała czarodzieja? Przyglądając się walce starała się wyłapać jak najwięcej szczegółów. Po chwili jednak nie miała najmniejszych wątpliwości, iż walczący dwoma ostrzami mężczyzna używał magii. Jego przeciwnicy odbijali się od niewidzialnej ściany, zakrywali uszy ogłuszeni dźwiękiem, którego ona nie rejestrowała... i w końcu sam sposób, w jaki mężczyzna przywołał wcześniej swoją broń! Nie spuszczała z niego oczu, nawet kiedy zarzynał jej napastników. Problem polegał tylko na sprecyzowaniu jej wzroku, czy patrzyła na niego z podziwem czy dystansem?
        W końcu jednak walka się skończyła, a oni zostali sami w uliczce wraz z trzema trupami. Bez słowa przypatrywała się czarodziejowi, a kiedy do niej podszedł jakby nagle się ocknęła. Przez szarpaninę z nieżyjącymi już łotrami spadł jej z głowy kaptur, a podarte ubrania odsłoniły część ciała dziewczyny. Co mógł zobaczyć mag? Siateczkę srebrzystych blizn, które pokrywały skórę dziewczyny niczym nieregularna pajęczyna. Charlotte szybko jednak pociągnęła za materiał, by znów znalazł się na swoim miejscu i zacisnęła szczelnie płaszcz jednocześnie odwracając wzrok od swego wybawcy w momencie, gdy ten kucnął tuż obok niej.
        - To nic takiego, niedługo się zagoi... - I faktycznie. Gdyby mężczyzna zechciał zetrzeć krew z jej policzka zamiast świeżej rany znalazłby tam bliznę, która o dziwo była o wiele wyraźniejsza niż powinna. - Dziękuję za ratunek... - szepnęła cicho i niepewnie znów spojrzała na maga. Miała wrażenie, że skądś go zna, chociaż z pewnością nigdy się nie spotkali. Widziała go na jakimś plakacie? Czy może słyszała od mieszkańców którejś z osad? Nie mogła sobie przypomnieć. Zawiesiwszy wzrok na bliźnie na twarzy czarodzieja zdawałoby się, że wysila wszystkie swoje szare komórki, by skojarzyć jego twarz. I wtedy niczym olśniona przez niebiosa, prawdopodobnie ku zaskoczeniu maga, uśmiechnęła się z ulgą.
        - To Ty jesteś tym Magiem Dźwięku, o którym mówią ludzie? - Wcale nie zdawało się, jakby miała od niego uciec z przerażeniem, a w spojrzeniu dziewczyny nie było ani trochę pogardy. Wręcz przeciwnie, pradawny mógł zauważyć, że przygląda mu się z nadzieją.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Nieznajoma rozpoznała Maga. Nie mogło go to dziwić, tyle razy już się tak działo, że powinien przywyknąć. Jednak trochę spochmurniał. Tylko dlaczego? Zastanawiało go, dlaczego w jej oczach ujrzał, nie pogardę i niechęć, a zainteresowanie i nadzieję. Jej głos brzmiał niczym cichutkie światełko w ciemnym lochu. Wydawało się, że jest to przeznaczenie, że ona go potrzebuje. Trochę go to zlękło, już dawno bowiem nie miał styczności bliższej z żadną inteligentną istotą, a co dopiero z kobietą! Jego dawno uśpiona nadzieja na znalezienie kogoś, kto go zrozumie ponownie zapłonęła.
        - Tak, to ja - rzekł już swoim prawdziwym głosem, który drżał z lekkiego zmęczenia. Wszak gimnastyka nie należy do specjalności prawie tysiąctrzystuletnich mężczyzn. Niespodziewanie Czarodziej poczuł się staro. - Jestem Quirrito. - powiedział i podniósł się podając jej rękę. - Chodźmy stąd, bo jeszcze ktoś zauważy to wszystko - machnął ręką pokazując na trzy trupy. Łatwo było przewidzieć, że to on, jako zbiegły kryminalista, zastanie uznany za winnego, dlatego powinien jak najszybciej zniknąć.
        Jakby na zawołanie w wejściu do ślepej uliczki stanęło tworząc ścianę pięciu mężczyzn. Byli zakuci w żelazne, nieco zmatowiałe zbroje, przy pasach dzierżyli ciężkie, dwuręczne miecze. Tylko jeden z nich miał przygotowaną i wymierzoną do strzału kuszę.
        - Stać! Ręce do góry, Wygnańcu! I twoja koleżanka też! - jego głos był donośny, jednak dało się w nim wyłapać nutkę zwątpienia.
        - Wybacz, nie chciałem cię w to wplątać - Charlotte usłyszała głos Pradawnego, jednak jego usta pozostały niewzruszone, nawet nie drgnęły. Tak na prawdę tylko ona mogła te słowa zarejestrować, bowiem fala dźwiękowa została wytworzona dokładnie w jej uchu. - Panowie wybaczą, ale... - tym razem Quirrito krzyknął na prawdę w kierunku straży, objął kobietę i zniknął.

***

        Charlotte poczuła silne uderzenie pędu powietrza, światła i cienie mignęły jej przed oczami, i nagle stanęła na twardym gruncie, wciąż w ramionach mężczyzny. Teleportowali się, i choć była to niewielka odległość, bowiem wyłącznie za ścianę, o którą przed chwilą nieznajoma się opierała, zmęczyło to bardzo X'orr'dę. Znajdowali się w starym, zamkniętym magazynie na łodzie.
        - Mieliśmy szczęście. - powiedział, a jego oddech był nienaturalnie szybki. - Męczące...
        Quirrito, wciąż dzierżąc czarne ostrza w dłoniach, zetknął ich klingi ze sobą tworząc niewielką poświatę przebijającą mroki oświetlającą pomieszczenie błękitnym światłem. Stali najwyraźniej w biurze, świadczyły o tym stolik ze świecznikiem, miękkie, obite materiałem krzesło i kilka szaf. Wszystko pokryte kilkumilimetrową warstwą kurzu wołającą, że bardzo dawno nikt tu nie zaglądał. Gdy tylko złapał równomierny oddech, ruszył do drzwi pokoju, otworzył je, a te skrzypnęły niemiłosiernie. Taki donośny dźwięk zawołałby tutaj Strażników miasta w ciągu kilku minut, na szczęście Pradawny wcześniej wygłuszył dźwięki, które po przebyciu kilku łokci znikały. Za ścianą znajdował się główny hangar, obecnie jednak pusty. Wygnaniec wrócił do dziewczyny.
        - Gdybyś pozwoliła mi wcześniej zerknąć na ranę, zagoiłbym ją i nie byłoby blizny. - powiedział z lekkim wyrzutem.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        A więc jednak udało jej się! W chwili, kiedy nadzieja całkiem ją opuściła i chciała się poddać, Quirrito przybył na ratunek młodej dziewczynie. Prawie niczym książę na białym koniu. Wpatrywała się w mężczyznę dłuższą chwilę zupełnie, jakby jego widok był dla niej niczym odżywcze światło słońca, dzięki któremu rosły rośliny. Z drugiej strony w jej sercu zagościła niepewność. Czy aby na pewno powinna wyjawić mu swój sekret? Jakby nie patrzeć to magia uczyniła z niej odrażającego potwora. Czy naprawdę tylko dzięki czarom mogła wrócić do normalności?
        Cała sytuacja, w jakiej się znalazła, należała raczej do tych rzadziej spotykanych. Owszem, już raz ktoś stanął w jej obronie, lecz teraz, gdy przed sobą miała sławnego maga odrodziła się jej potrzeba powrotu do człowieczeństwa. Nie znała całej historii czarodzieja. Wręcz przeciwnie, wypadałoby rzec, iż jej wiedza na temat Wygnańca ograniczała się jedynie do tego, że postąpił wbrew prawu, lecz dysponował również sporą siłą magiczną. Może dzięki niej zdoła pomóc Lottie?
        - A ja nazywam się Charlotte... - przedstawiła się, lecz czarodziej mógł wyczuć, że się mocno krępuje wyjawiając swoje imię. Zazwyczaj nikomu go nie przedstawiała, a ostatnia przygoda z łucznikiem spotkanym w Lesie Driad utwierdziła ją w przekonaniu, że im mniej osób potrafiło ją zidentyfikować, tym lepiej. - Dobrze. - O dziwo nawet delikatnie się uśmiechnęła. To było takie miłe, gdy ktoś dbał o jej bezpieczeństwo. Tak dawno już czegoś podobnego nie czuła. Wiedziała, że nie powinna się przyzwyczajać, jednak to było silniejsze od niej.
        Zabrała swój łuk wraz z kołczanem i już była gotowa do drogi, gdy przejście zagrodzili im wojownicy. W pierwszej chwili przestraszyła się, że ktoś dowiedział się o jej przekleństwie i ludzie znów postanowili zabić "bestię z lasu". Dopiero kilka sekund później zdała sobie sprawę, że to nie ona była ich głównym celem. Spojrzała na maga zastanawiając się, co powinna zrobić, gdy wtem usłyszała jego głos. Drgnęła lekko, bo przecież wcale się nie odezwał. Widziała! Usta miał zamknięte, nawet na nią nie patrzył, a miała wrażenie, jakby wyszeptał jej to krótkie zdanie wprost do ucha. Już miała się odezwać, gdy ten chwycił ją mocno i... świat rozmazał się przed jej oczami. Nie wiedziała co się stało, lecz nagle poczuła się niczym zawieszona w pustce, gdzie nie było żadnych kierunków. W potem, zupełnie jakby jej się to wszystko przywidziało obraz znów zaczął nabierać ostrości, gdy przed dziewczyną pojawiło się wnętrze zakurzonego magazynu z zabitymi oknami i całą masą rupieci. Wszystko trwało raptem sekundę, lecz to wystarczyło, by poczuła się bardzo nieprzyjemnie. Pewnie gdyby nie ramiona czarodzieja osunęłaby się na ziemię, a tak tylko naparła na jego tors próbując utrzymać równowagę.
        - Dość... intrygujący sposób przemieszkania się... - W jej głowie pobrzmiewała skryta wesołość, gdy już pewniej stanęła na nogach odciążając Pradawnego. Widziała przecież, że on sam był zmęczony po stoczonej walce, a teraz jeszcze wykorzystał swoją moc, by mogli bezpiecznie uciec. Zaczęła się rozglądać dookoła próbując określić, gdzie właściwie się znaleźli. - Co to za miejsce?
        Nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dziewczę się spięło i odsunęło nieco od maga. Co się stało? Przecież tylko wspomniał o nowej bliźnie, którą zostawili jej trzej nieżyjący już mężczyźni. Odwróciła jednak twarz, żeby włosy zasłoniły jej poliki, na których poza blizną odznaczał się również duży siniak jako pozostałość po wymierzonym jej policzku.
        - Nie mam nad tym kontroli, moje rany zasklepiają się niezależnie od mojej woli. A blizny... one zawsze pozostają. - Nie patrzyła na niego. Swoje oczy o tak niespotykanym kolorze fioletu wbiła w podłogę. Czemu się tak zachowywała? Przeważnie była nieufna do obcych, stroniła od wszelkiego towarzystwa, a przebywając w miastach najczęściej była strasznie nerwowa. A teraz? Po roku poszukiwań nareszcie udało się jej znaleźć użytkownika magii i zamiast myśleć o konkretach ona wstydziła się swego oszpeconego bliznami ciała.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Poruszył się na wyznanie dziewczyny. Skryła twarz w burzy włosów, ale nie pomogło jej to ukryć się przed wzrokiem Pradawnego, który dopiero teraz z zaskoczeniem spostrzegł, że Charlotte jest niezwykle piękną istotą, niestety bardzo nieśmiałą, jakby miała na sumieniu ciężki sekret. "Jak ja..." z bólem pomyślał Mag i objął dziewczynę próbując ją pocieszyć.
        - Nikt się nie dowie. - odpowiedział na jej słowa o bliznach. - Kto cię tak ukarał i za co? - zapytał odsuwając się już od kobiety. Sam nie wiedział dlaczego o to zapytał, a tym bardziej dlaczego przed chwilą wtulił ją w swoje ramię. Najwyraźniej utożsamiał się trochę z nią. Byli podobni, choć nie do końca.
        Nagle za ścianą usłyszeć się dało uderzanie, dość mocne. "Wyczuwają aury?!" zdążyło przemknąć mu przez myśl, gdy nagle ceglana zasłona rozbiła się w drobny mak wzniecając chmurę kurzu i pyłu. Przez dziurę, która została utworzona, wpadł conajmniej tuzin zbrojnych rycerzy.
        - Nie ruszać się! - tym razem głos rozkazujący dochodzący z gwardii był o wiele potężniejszy i bardziej zdeterminowany.
        - A co jeśli nie? - zapytał Mag próbując zyskać na czasie. Nie miał już wystarczająco siły na teleportację wraz z dziewczyną, a nie chciał jej teraz tak zostawić. Po prostu nie mógł.
        - Kusznicy! Przygotować się! - krzyknął za siebie, najwyraźniej dowódca. - Bo otworzymy ogień!!! - skierował się do Wygnańca.
        "Chyba jeszcze nie połączyli jej ze mną... Może byłaby bezpieczna..." próbował wymyślić wyjście z kiepskiej sytuacji. Walka byłaby ciężka, na pewno nie odbije wszystkich bełtów, nie mówiąc już o szermierce z całkiem nie małą armią szkolonych rycerzy i strażników. Zapewne znaleźli się tu również jacyś najemnicy i łowcy nagród, a to nie wróżyło zbyt dobrze X'orr'dzie. A jak wyczuli aurę jego i kobiety? Czyli mają jeszcze szkolonego maga... "Nie jest wesoło...".
        - "Będę na ciebie czekał na dachu, przyjdź." - tylko Lottie mogła usłyszeć te słowa, co na pewno znowu ją zdziwiło, bowiem Czarodziej nie wykonał najmniejszego ruchu twarzą, na której nieprzerwanie malowała się zaciętość wymieszana z dobrą zabawą.
        - Chyba jednak dzisiaj nici z gwałtu na żebraczkach... - rzucił głupim tekstem mając nadzieję, że blef się uda i nic nie zrobią Charlotte. - Panowie, Panie? Żegnam. - rzucił i zniknął. Rycerze opuścili broń podbiegając do zaskoczonej towarzyszki Maga. Pytali się jeden przez drugiego czy nic jej nie jest, co jej zrobił. Finalnie wypuścili ją, uważając, że była nie przyjaciółką, a ofiarą Wygnańca.

***

        W tym samym momencie Quirrito wylądował kilka cali nad powierzchnią dachu tegoż samego magazynu i usiadł na klęczkach. Miał nadzieję, że Charlotte zrozumiała przesłanie i że zjawi się tutaj za chwilę. Pradawny dostrzegł, że gwardia wybiegła już z uliczki i rozdzielała się w poszukiwaniu go. Nie dojrzał wśród nich kobiety, co też znaczyło, że została puszczona wolno. "Teraz trzeba tylko czekać." pomyślał Czarodziej wzdychając ciężko i z nudów tworząc wymyślną melodię, którą tylko on mógł usłyszeć.
        - Tu jesteś! - krzyknął męski głos zza pleców Quirrita, a powietrze rozciął dźwięk metalu. Przeciwnik dobył ostrza. - Hej!!! Tutaj jest!!! - jego głos rozległ się tak głośno, że chyba nawet w porcie go powinni usłyszeć.
        - To na nic - powiedział Mag - nie usłyszą cię. Zostałeś sam. - spokojny ton Czarodzieja kontrastował z krzykiem oponenta.
        - Hej!!!
        - Uspokój się, nie usłyszą - powtórzył mężczyzna.
        - Tutaj!!! - nie przerywał napastnik.
        - Ehh, działasz mi na nerwy... - rzekł X'orr'da i nagle głos przeciwnika uwiązł w gardle. Nie mógł już wymówić żadnego słowa. Mag wygłuszył za wczasu odgłosy dookoła siebie, więc miał pewność, że przyjaciele tego tutaj nie usłyszą go. W dodatku teraz zablokował wszelkie dźwięki wydobywające się z gardła faceta. Quirrito dobył ostrzy, czarne klingi odbiły światło słońca. - Zabawmy się - powiedział najspokojniej na świecie, a wróg tylko wykrzywił usta w grymasie i ruszył do ataku. Dzierżył w prawej dłoni szablę, a w lewej chyba coś na wzór kuszy.
        Pradawny z łatwością sparował pierwszy atak i uchylił się przed strzałem w głowę. Pocisk poleciał daleko w przestrzeń, może niechcący ktoś oberwie rykoszetem. Teraz to Mag wyprowadził atak lewą ręką, w której trzymał hebanową mizerykordię. Wspomógł się falą uderzeniową, która rozległa się wkoło i uderzyła w uszy przeciwnika, zaś samo cięcie dzięki temu nabrało zaskakującej prędkości. Dhvani rozcinał powietrze i ciało jak po sznurku. Rana zadana - cios dosięgnął celu.
        Teraz nagle jednak poczuł ból. "Co jest, kiedy zaatakował?!" pomyślał mężczyzna i spojrzał na ranę, do której przyłożona była druga, dystansowa broń. Dopiero teraz niebieskooki spostrzegł, że to nie kusza. Coś o wiele gorszego - magiczna broń palna. Dziwny rodzaj pistoletu. Co tak rzadki artefakt tutaj robił? Nie potrafił na to odpowiedzieć. W dodatku wróg zdecydowanie potrafił tym władać, co nie wróżyło najlepiej.
        - I po zabawie - zaśmiał się atakujący, jakimś cudem przełamując zaklęcie uciszenia. Teraz to X'orr'da wykrzywił się, bardziej z bólu niż przez słowa oponenta.
        Wygnaniec jednak nie pozostawał dłużny. Jego cios wszak również dosięgnął najemnika, więc on również był odrobinę wolniejszy. Tysiąc trzysta lat ćwiczeń nie mogło pójść na marne. Mag zdecydował się na walkę dystansową, uderzając w przeciwnika falą uderzeniową, przez co zwiększył odległość pomiędzy nim, a właścicielem broni palnej.
        Obecnie walka polegała na wysyłaniu raz za razem kolejnych pocisków energii i odbijaniu strzałów oponenta. Raz za razem. Raz za razem. Pocisk, odbicie. Przez kilka sekund pomiędzy walczącymi przelatywały chybione ataki, strzały i kule. Quirrito miał dość. Krwawił i szybko tracił siły. W dodatku częste używanie magii go wycieńczało. Zebrał się w sobie, skumulował całą pozostałą siłę i zamknął przeciwnika w klatce energii, która uniemożliwiała mu jakikolwiek ruch. Najszybciej, jak teraz potrafił podbiegł do wroga, i choć nie było to wcale bardzo szybko, dopadł do bezbronnego i wybił mu broń z dłoni. Magiczny pistolet okazał się dosyć ciężki, ale jak inaczej poznać coś, czego nigdy wcześniej nie miało się w rękach? Czarodziej postanowił skorzystać z okazji i czegoś się nauczyć.
        - Żegnaj. - rzekł i wystrzelił z broni wroga w jego skroń. Głowa faceta wybuchła jak arbuz, a sam pistolet, podobnie zresztą jak szabla, rozsypał się w proch. - Cholera, i nici z eksperymentów... - zasmucił się Mag. Nagle spostrzegł, że kuca na kolanie trzymając się ręką za ranę postrzałową. Obficie krwawiła. "Cholera, nie jest dobrze..." pomyślał próbując choć delikatnie zaleczyć krwotok drganiami.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        W chwili, kiedy mężczyzna przygarnął ją do siebie i skrył w swoich ramionach od razu cała się spięła. Nie przywykła do kontaktów fizycznych, chociaż w sumie należałoby powiedzieć, że skutecznie się od nich odzwyczaiła. Quirrito bez trudu mógł wyczuć reakcję ciała dziewczyny, lecz fakt, iż nie odsunęła się od niego też coś świadczył. "Dlaczego...? Skąd to uczucie?" - nagle zdała sobie sprawę, że czuje delikatny ucisk w brzuchu i klatce piersiowej. Czy było to efektem bliskości Pradawnego? Z jakiegoś dziwnego powodu zachciało jej się płakać, gdy ten ją pocieszał. Blizny miały z nią zostać już na zawsze nawet po zdjęciu klątwy, tego była niestety pewna. Zadrżała w jego ramionach, lecz przełknęła ślinę starając się zapanować nad reakcjami własnego ciała. Nie chciała go do siebie zniechęcić zanim chociaż zapyta go o pomoc.
        - Rok temu w mojej wiosce było organizowane święto na koniec żniw. Zostałam wtedy wybrana królową, co widocznie ugodziło w dumę jednej z kobiet. Nikt z mieszkańców nie wiedział, że zna się na magii, a ja... - nie mogła powiedzieć więcej, nagle poczuła wielką gulę w gardle. - Musiałam opuścić wioskę, żeby nikomu nie stałą się krzywda. - Czy połączy jej cierpienie z tym wzrokiem pełnym nadziei, kiedy okazało się, że on sam jest czarodziejem? Nie wyjaśniła mu wszystkich aspektów klątwy, lecz i tak wiedział więcej niż wszyscy. Jeden jedyny "bezimienny", który ocalił ją przed najemnikami w chwili, kiedy zmieniała się ze swojej nocnej postaci w dzienną mógł się pochwalić pełną znajomością tajemnicy dziewczyny.
        Wtem nagle jedna ze ścian się zawaliła, a ona zaczęła kaszleć przez unoszący się w powietrzu pył. Był moment, że nie mogła złapać tchu, gdy w tym czasie do środka weszło pewno strażników. Chcieli zabrać jej jedyną obecną nadzieję na normalne życie? Nie mogli! Już chciała chwycić za łuk, by pomóc Pradawnemu walczyć, lecz znów usłyszała jego głos."Dach? Więc jednak może mnie wysłucha!" - Jej nadzieja w każdej chwili rosła. Może on zdoła zdjąć z niej klątwę i znów będzie mogła wieść zwyczajne, nudne życie? Niczego bardziej w ten chwili nie pragnęła. Zrozumiała też, że chce ją zostawić ze strażnikami. Czyżby wykorzystywał swoją niezbyt pochlebną reputację?
        - Pomocy, proszę! - krzyknęła w stronę przybyłych strażników. Rozległy siniak na jej twarzy oraz lśniące oczy od powstrzymywanych wcześniej łez teraz idealnie nadawały się, żeby stworzyć pozory. Zaskoczyło ją jedynie to, że Quirrito stwierdził, że jego zamiarem był gwałt. Czyżby kiepskie poczucie humoru? Zaraz potem zniknął z ich pola widzenia, a ona opadła na kolana szlochając głośno jednocześnie ukrywając twarz w dłoniach. Jeden ze strażników od razu do niej podbiegł, za nim niemal cała reszta oddziału. Wypytywali ją przez dłuższą chwilę. Czy wszystko w porządku? Czy nic jej nie zrobił? Gdzie go spotkała oraz czy nie mówił może o swoich dalszych zamiarach. Ona jedynie kręciła głową udając szok. Chcieli ją zabrać ze sobą, by pomóc dziewczynie, jednak ona stanowczo odmówiła mając w oczach wykreowany strach. Strażnicy wytłumaczyli sobie, że skoro próbowano ją zgwałcić teraz pewnie boi się mężczyzn. Po krótkiej naradzie zdecydowali, że nie została poważnie ranna, więc mogą ją zostawić. Jeden z członków oddziału, stojący za swoimi kompanami stwierdził pod nosem, że takich żebraczy jak ona powinni przepędzić z miasta lub pozbyć się w inny sposób, by nie zawadzali porządnym obywatelom. Myślał, że nikt tego nie słyszał, jednak jego słowa jeszcze bardziej ubodły Charlotte. Naprawdę musiała znaleźć sposób, by znów być człowiekiem.
        W końcu została sama, lecz nie podniosła się z klęczek jeszcze przez moment. Ot tak, na wypadek, gdyby jednak strażnicy postanowili ją poobserwować. Szlochała, i trzęsła się, żeby faktycznie uwierzyli w przypadkowość spotkania z Czarodziejem. I cóż, chyba jej się udało. Gdy miała już tego pewność podniosła się, otrzepała z kurzu i zaczęła szukać schodów na dach. Czy Quirrito naprawdę tam na nią czekał? Wspinając się po kolejnych stopniach zastanawiała się, czy dobrze robi. Nie znała go, lecz z jakiegoś dziwnego powodu czuła, że może mu zaufać. W końcu ją ocalił, prawda? Nie mógł mieć złych zamiarów. Poza tym... bardzo podobał jej się zapach czarodzieja, kiedy wcześniej przycisnął ją do swojej piersi. Nie wiedziała tylko, czy był to bardziej odruch typowo ojcowski, czy może wręcz przeciwnie. Jakby nie patrzeć ona miała raptem nieco ponad dwadzieścia lat dopiero, a on...?
        Nie, jednak nie powinna o tym rozmyślać! Poklepała się po policzkach, by nieco się ogarnąć, lecz zamiast tego skrzywiła się lekko. Jak mogła zapomnieć o tym siniaku? No nic, najważniejsze, że przestała myśleć o rzeczach niepotrzebnych. Otworzyła drzwi na dach, lecz to, co tam zobaczyła przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Na ziemi leżał mężczyzna w zbroi podobnej do tych, które nosili tamci strażnicy miejscy, lecz w miejscu, gdzie powinna być jego głowa ona widziała krwawą breję. Zarejestrowała co prawda, że mag jest ranny, lecz widok zmasakrowanych zwłok tak na nią podziałał, że tym razem naprawdę zadrżała. Owszem, widziała już śmierć człowieka, lecz była ona najczęściej spowodowana ranami ciętymi. Ten tu zdawał się mieć głowę rozsadzoną od środka, o ile to w ogóle możliwe. Poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, a w ustach zbiera się żółć. Dosłownie w ostatnim momencie odbiegła kawałek, by zwymiotować. W żołądku niemalże nic nie miała, więc nie trwało to długo, lecz gdy skończyła była jeszcze bardziej osłabiona. Zdecydowanie powinna coś zjeść, bo jeszcze gotowa była zemdleć na środku ulicy. Otarła usta, podniosła się nieśpiesznie z klęczek i niepewnie odwróciła się w stronę, gdzie leżał zabity strażnik. Tym razem udało jej się opanować konwulsje, podeszła ostrożnie do maga (o ile nadal klęczał w tym samym miejscu), a następnie oderwała czysty fragment swojej i tak podartej bluzki, by obwiązać mu ranę.
        - Niestety tylko tyle mogę zrobić... Wszystko w porządku? - Była blada, ani razu już nie spojrzała na leżące obok zwłoki, a jej wyraz twarzy był bardzo poważny. Czy była silna? W pewnym sensie na pewno, lecz jakby nie patrzeć ciągle pozostawała tylko młodą dziewczyną, którą los nie rozpieszczał.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Klęczał tak nad trupem faceta. Przeciwnik dosłownie stracił głowę dla czarodzieja, ale Mag wcale nie był z tego powodu zadowolony. Co prawda zaleczył krwotok drganiami pobudzając tkanki do samoleczenia, ale to tyle. Na całe szczęście zbroja spoczywająca na ciele Pradawnego zmniejszyła siłę wystrzału magicznego, dzięki czemu była tylko rana wlotowa energii, zaś nie było rany wylotowej. Mimo to, rana nie była niczym przyjemnym dla Quirrita. Nawet nie zarejestrował przybycia Charlotte, ani tego, że go opatrzyła, próbował się zamiast tego skupić, aby nie stracić przytomności. Nie było to jednak łatwe zadanie.
        Przez kilkanaście niemal minut trwał nieprzerwanie w jednej pozie w bezruchu - zamknięte oczy, ciało oparte na prawym ramieniu i prawym kolanie, lewe zaś utrzymywało mężczyznę sykając się z podłożem, głęboko skulony z wykrzywioną twarzą. Wyglądał, jakby już spał. Ale był tutaj, nieustannie walcząc ze swoim własnym, słabym organizmem.
        Dopiero po dłuższej chwili odezwał się:
        - Jesteś jednak. - jego głos był zupełnie niepasujący do sytuacji i otoczenia. Powinien być ochrypły, zasapany, zapewne pełen boleści. Ale to, co usłyszała Lottie było beztroskie, spokojne i opanowane, jakby nigdy nic się nie stało. A może znowu ingerował w drgania fal dźwiękowych tak, aby jego głos był jak najbardziej normalny, by nie powodować u dziewczyny zmartwienia? Tylko X'orr'da mógł to wiedzieć.
        Pogoń najwyraźniej nie zdołała ich już odszukać, więc Quirrito położył się na wznak na plecach. Improwizowany opatrunek przyjaciółki był już cały w szkarłatnym odcieniu, co wskazywało na to, że rana wcale nie jest czymś błahym. Wygnaniec spojrzał na nią jeszcze raz, po czy podniósł się na równe, choć nieco chwiejne, nogi. Poprawił płaszcz zakrywając zbroję, ciało, jak i ranę, a następnie narzucił na głowę kaptur; jego twarz zniknęła pod głębokim cieniem.
        - Ruszajmy. Tutaj wcale nie jest bezpiecznie. - powiedział zupełnie ignorując pytanie o jego samopoczucie, i ruszył do schodów na parter. Gdy wyszli z budynku szybko wtopili się w tłum, a Dźwiękowiec zmierzał do karczmy, gdzie ostatnio jadł śniadanie. Nikt tam raczej nie próbował przebywać, klientów było niezwykle mało, a tym bardziej, że chyba był czwarty dzień tygodnia - Untria. Kto niby w przedostatni dzień pracujący wybierałby się do gospody aby się napić? Najczęściej osoby, które nawet nie pomyślą o schwytaniu Maga.
        Dotarli spokojnie do celu, izba była mała, podniszczona, ale dosyć ciepła. Było popołudnie, pora obiadu, więc z kuchni dało się wyczuć ciekawe, choć nie wspaniałe, zapachy.
        - Głodna? - zapytał Pradawny i nie czekając na odpowiedź Charlotte, podszedł do lady, rzucił na stół mieszek piasku, ale ingerując w fale dźwiękowe stworzył iluzję, że jest on pełen złotych monet. - Dwa obiady. - rzucił szybkie zamówienie mając nadzieję, że karczmarz nie zerknie do worka. Na całe szczęście złapał na sznureczek mocujący i rzucił pod ladę z uśmiechem godnym szczerbatego, był niczym nieświadomy ślepiec. Kłamstwo tak łatwe, jak wmówienie dzieciakowi, że Dziadek Mróz robi lizaki. Blef się udał.
        - Już się robi - powiedział gospodarz i zniknął za ścianką działową do zaplecza. X'orr'da wrócił do towarzyszki i usiadł obok niej przy stoliku znajdującym się w najgłębszym cieniu. Pomieszczenie było puste - poza ich dwójką i karczmarzem nie było żadnych innych gości.
        Quirrito czuł się nieco winny obecnego stanu Lottie, w dodatku niechcący wmieszał ją w swoje sprawy, w swoje problemy. Teraz i ją mogą połączyć z jego własną osobą i ścigać. Poza tym interesowało go jej wyznanie o bliznach i ranach. "I o jakimś czarze też wspomniała..." zastanowił się Niebieskooki próbując połączyć fakty. Święto, żniwa, królowa balu. Klątwa? Odpowiedź była prosta - zazdrość. Ale Mag nadal niewiele wiedział. Jaka to klątwa? Jak silna? Nie dało się wszak takich rzeczy wyczytać z samej aury dziewczyny, co również go bardzo zastanawiało. Nieświadomy Czarodziej miał jeszcze tylko kilka godzin do zachodu słońca. Kilka godzin aby odkryć i rozwiązać zagadkę nieznajomej...
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Przez dłuższą chwilę dziewczę po prostu przyglądało się uważnie Pradawnemu. Jego rana zdawała się poważna, a on sam zużył dużo energii. Nawet ona, młoda kobieta ze wsi, która nie miała do czynienia z magią na codzień wiedziała, że robienie takich rzeczy jak Quirrito było męczące. Szczególnie, że walczył nie tylko ze Strażnikiem, ale również z bandytami, którzy wcześniej obrali za cel Charlotte. Nie chciała go zmuszać do dodatkowego wysiłku, więc po prostu klęczała obok mężczyzny i położyła mu dłoń na zdrowym ramieniu nie spuszczając z niego wzroku. Poniekąd czuła się winna jego stanu, bo gdyby jej wcześniej nie uratował nie zwróciłby na siebie uwagi.
        W końcu jednak Czarodziej jakby powrócił do życia i spojrzał na dziewczynę. Czy był zdziwiony jej obecnością, czy może raczej się cieszył? Ciężko było jej to zinterpretować.
        - Przecież prosiłeś mnie, żebym tu przyszła. - Uśmiechnęła się delikatnie. Czyżby doznał szoku z powodu utraty krwi? Jeśli tak powinna szybko mu pomóc! Miała przy sobie nieco świeżych ziół, których używała do opatrywania ran. Niestety, chociaż w obecnym przypadku na szczęście, z powodu swoich przemian często musiała zajmować się należycie swoim ciałem. Miała tylko nadzieję, że rana maga nie przekraczała jej kompetencji. Widziała, że ten był wycieńczony. Czy mogła mu w jakiś sposób pomóc?
        Swoją drogą zastanawiający był fakt, w jaki sposób reagowała na towarzystwo mężczyzny. Normalnie byłaby pyskata, odpychałaby swoim zachowaniem potencjalnego towarzysza, a przy Pradawnym jakby wracała jej dawna natura. Chociaż... czy na pewno wracała? Jej delikatność oraz łagodne usposobienie zostało jedynie zepchnięte na drugi plan, kiedy to musiała nauczyć się sama sobie radzić w życiu. Ciekawe dokąd zaprowadzi ich ta znajomość, skoro niecała godzina u boku Quirrito poskutkowała tak pozytywną zmianą w dziewczynie.
        - Jesteś ranny... - przypomniała mu marszcząc brwi. Niestety jak to mężczyzna również on był uparty jak osioł i gdy coś sobie postanowił nie słuchał jej. Pod tym względem przypominał jej nieco braci i ojca, oni zachowywali się identycznie. Jedyne co jej obecnie pozostało to stanąć blisko czarodzieja i pozwolić mu się chociaż częściowo oprzeć na sobie. Jeszcze tego jej brakowało, żeby przewrócił się gdzieś na ulicy albo co gorsza zemdlał. Pozwoliła mu się więc pokierować, a kiedy weszli do karczmy poleciła gospodarzowi, żeby przyniósł jej wyparzoną we wrzątku igłę razem z nicią, przegotowaną wodę oraz moździerz wraz z czystymi ręcznikami. Póki co nie skomentowała faktu, że mag postanowił zafundować jej obiad. Potrzebowała jedzenia i mimo, iż było jej wstyd żerować na łasce innych wiedziała, że bez tego jej nocna forma może być bardzo niespokojna. Gdy jednak na stole znalazło się wszystko, czego potrzebowała do opatrzenia swego towarzysza bez najmniejszego pytania o pozwolenie zaczęła odsłaniać ranę.
        - Straciłeś dużo krwi. Nie zachowuj się jakbyś tego nie zauważał, bo nawet Czarodzieje bez krwi długo nie pożyją... prawda? - Pod koniec nieco zwątpiła w swoje słowa. Może jednak dzięki magii mogli wybijać się poza reguły obejmujące zwykłych ludzi? W każdym razie zmoczyła jeden ręcznik w ciepłej wodzie i przyłożyła go do rany. - Przytrzymaj to mocno. - Zaraz też wrzuciła zioła odkażające i przyspieszające gojenie do moździerza ucierając je na gładką masę co jakiś czas dolewając nieco wody, żeby zyskały jednolitą konsystencję. - Może zaboleć, ale bądź dzielnym chłopczykiem i nie krzycz. - Całe szczęście, że byli sami w karczmie, a do tego zajęli miejsce niewidoczne z głównej części pomieszczenia oraz z wejścia. Odsunęła mokry ręcznik od rany i powoli, pewnymi ruchami zaczęła ją zaszywać. Starała się to zrobić możliwie szybko i sprawnie, żeby oszczędzić mężczyźnie niezbyt miłych doznań. Gdy jej się to udało posmarowała ranę przygotowaną wcześniej mieszanką ziół, zabezpieczyła czystą szmatką, a następnie owinęła bandażem, który miała przy sobie. Kto by przypuszczał, że uliczna żebraczka będzie znała takie rzeczy?
        Kiedy przyszła do nich kelnerka z zamówieniem pisnęła cicho na widok zakrwawionych ręczników oraz igły, która teraz leżała w miseczce. Nie zadawała jednak pytań. Widocznie zawartość mieszka zadowoliła karczmarza, a może po prostu była ona po prostu nauczona nie mieszania się w nie swoje sprawy. Zostawiwszy na stole dwa talerze gorącej potrawki oraz dwóch szklanek wody zabrała wcześniejsze "narzędzia tortur" Charlotte i zostawiła ich życząc smacznego.
        - Przepraszam... - szepnęła cicho nie patrząc na czarodzieja. Wzrok utkwiła w splecionych na kolanach dłoniach. - Gdybyś mnie wtedy nie musiał ratować nie ściągnąłbyś na siebie uwagi strażników. - Chciała go prosić o pomoc z klątwą, lecz teraz... nie mogła go jeszcze bardziej narażać. Nie chciała, żeby przez jej nieporadność w relacjach międzyludzkich a tym bardziej z powodu ciążącego na niej czaru musiał jeszcze bardziej cierpieć.
        Nagle jednak zaburczało jej głośno w brzuchu, na co dziewczę zarumieniło się bardzo i przycisnęło dłoń do swojego ciała próbując stłumić oznaki głodu. Niby kupił jej posiłek, jednak miała obiekcje przed przyjęciem go. Z drugiej strony jedzenie tak apetycznie pachniało, nie mówiąc już o wspaniałym wyglądzie! Może nie była to najlepsza jakość, lecz w porównaniu z dotychczasowym odżywianiem się dziewczyny był to niemal królewski obiad.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Nie protestował, gdy dziewczyna zaszywała mu ranę, która nawet okazała się całkiem znośna. Nie była śmiertelna, bynajmniej nie w tym stadium. Stan zagrożenia życia minął i, dopóki dziura postrzałowa zostałaby czysta i nie wdałaby się gangrena, nie było czym się martwić. Choć, co prawda, każdy ruch brzucha lub lewej nogi sprawiał ból.
        Charlotte jednak bardzo sprawnie posługiwała się masą z ziół i igłą. Wyraźnie widać było, że dla niej to nie pierwszy raz, kiedy widzi rany i kiedy je leczy. Również obecność bandaża w jej ekwipunku była zastanawiająca. Skąd ktoś, kto żebrze na ulicy o kilka ruenów ma takie zdolności, w dodatku bardzo przydatne? Przecież gdyby się zatrudniła w jakimś hospicjum całkiem nieźle mogłaby zarabiać! Czyżby to była faktycznie ta domniemana przez Maga klątwa?
        - No, to teraz kontynuuj swoją opowieść. I smacznego. - powiedział, gdy obiad stał już na stole, a kelnerka zabrała moździerz i igłę. Sama dziewczyna chyba nie chciała jeść, choć jej brzuch miał o tym nieco inne zdanie. Quirrito sam zajął się również posiłkiem, na który składał się pieczony królik w jakimś niezidentyfikowanym sosie, chyba z grzybów, i kilka liści sałaty przeplatanych kostkowaną marchwią.
        Lottie jednak nie zdecydowała się mówić, puki nie skończyła jedzenia. Pomimo niskiej ceny, bowiem wyłącznie piasku, dostali całkiem smaczne danie. I choć mięso królika było już nieco skruszałe, smakowało lepiej od wszystkiego, co nieumiejętny Pradawny próbował samemu ugotować w lesie.
        Po posiłku X'orr'da czekał jeszcze chwilę, aż towarzyszka zakończy opróżniać swój talerz, sam zaś zajął się oglądaniem rany, a następnie wydobył Dhvaniego z tatuażu i zaczął go ostrzyć osełką. Po ostatniej walce okazał się delikatnie wyszczerbiony przy rękojeści. Jego dłuższy brat nie miał właściwie okazji do potyczki, więc był niemal w nienaruszonym stanie. Czarna, wysokiej klasy stal jęczała i błyskała iskrami za każdym pociągnięciem osełki, jednak żaden dźwięk nie był słyszalny, jakby działo się to za szkłem.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Między dwojgiem zapadła niezręczna cisza. Ona robiła co mogła, żeby zabezpieczyć jego ranę przed ponownym otwarciem się, a on... cóż, widocznie pozwolił pochłonąć się własnym myślom. Ciekawe co tak zaprzątało jego głowę? Im dłużej Charlotte przebywała z Czarodziejem tym większą był on dla niej zagadką. Czy to dlatego nie mogła go po prostu zostawić i iść dalej? Coś ją ciągnęło do mężczyzny starszego od niej o kilkanaście wieków, lecz nie było w tym żadnych podtekstów. Może nieco fascynacji jego osobą oraz odrobina podziwu, że dla niej zmierzył się z trójką opryszków? No i nie zostawił jej po tym wszystkim, tylko zabrał z sobą zapewniając jej ciepły posiłek.
        Zachęcona przez Pradawnego do rozpoczęcia jedzenia chwyciła za sztućce i zaczęła jeść. Usłyszała kiedyś, nie pamiętała już nawet od kogo, że jedzenie może być jedną z największych przyjemności i patrzenie na błogi wyraz twarzy kobiety spożywającej pyszności było dla mężczyzny równie miłe co... czynności zupełnie odmiennej natury. Nie wiedziała ile w tym było prawdy, lecz faktycznie posiłek był wyborny. W porównaniu z surowym mięsem, w którym lubowała się jej nocna postać wizyta w karczmie była miłą odmianą. Gdy napełniła żołądek do tego stopnia, że więcej nie zmieściła oparła się na krześle i rozejrzała dookoła. Nadal byli sami, co tylko wskazywało na to, że życie w tej części miasta rozkwitało po zmroku.
        - Tak jak powiedziałam, ciąży na mnie klątwa. Moje rany leczą się w zadziwiającym tempie, trucizny mają na mnie mniejszy wpływ i nawet śmiertelne choroby nie są w stanie mnie zabić. To takie... zabezpieczenie, żebym nie znalazła zbyt szybko ukojenia. - Ciężko jej było o tym opowiadać, a Quirrito z pewnością mógł to łatwo zauważyć. Poza tym jeszcze nigdy nikomu nie opowiadała o swoim problemie tak jak teraz jemu. - Za każdym razem kiedy zajdzie słońce przestaję być człowiekiem i zamieniam się w ratakara. Nie panuję nad sobą, kontrolę przejmują pierwotne instynkty, a rankiem pamiętam to jako strzępki złego snu. Tyle, że ten koszmar powtarza się co noc bez przerwy...
        Nie zauważyła, kiedy mocno zacisnęła pięści na kolanach i zaczęła walczyć z łzami. Rozmyślała nad tym codziennie, a jej prywatna walka stała się codziennością. Kiedy musiała jednak ubrać swoje zmagania w słowa okazało się, że jest to nadal otwarta rana na jej sercu. W końcu komu nie byłoby z tym ciężko? Ona była młoda, miała raptem nieco ponad dwadzieścia lat, a już tyle bólu i strachu doświadczyła od świata. Ciągłe ukrywanie się, niekończąca się ucieczka, żeby nie pozostać zbyt długo w jednym miejscu. Najgorsze były jednak wspomnienia krwi na jej nocnych szponach, gdy nie wiedziała, czy nie zabiła przypadkiem jakiegoś człowieka.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Mag z uwagą przysłuchiwał się słowom Charlotte, każde z nich dokładnie analizując, szukając jakichkolwiek niezgodności i "dziury w planie" tego, kto klątwę zakładał. Twórca czaru musiał jakiś aspekt pominąć, dając niewielką, choć zawsze przydatną, furtkę, aby rozwiązać problem dziewczyny. Niestety Quirrito nie znał się za bardzo na klątwach, wiedział o nich odrobinę więcej, co zwyczajny mag, jednak wiedza ta w tym momencie nie wiele mu mogła pomóc.
        Jednak Pradawny wpadł na pewien pomysł. Był on stosunkowo niebezpieczny i nie dawał gwarancji powodzenia, w dodatku problematyczne byłoby utrzymanie go przez postać ratakara. W dodatku im Czarodziej mocniej rozmyślał nad tym rozwiązaniem, tym bardziej wydawało mu się ono zawodne i niepewne. Czy jego umiejętności wystarczą? Przecież nie do końca zna się na kreomagowaniu - tylko podsawowe umiejętności posiadł za sprawą wuja w jego wieży. "To przecież było tak dawno temu..." powątpiewał X'orr'da w swoje własne, nieco mniej niż szkolne, umiejętności. No i trzeba by wymyślić dobry sposób, aby nocna postać Lottie nie zgubiła takiego przedmiotu. Bransoleta? "Nie, jeśliby miała być pasująca do ratakara, to byłaby dużo za duża na jej ludzki nadgarstek...". Naszyjnik? "Za mały przedmiot, aby mógł mieć wystarczającą moc, a jeśliby miał być odpowiednio większy, ona wyglądałaby w nim jak pies na łańcuchu....
        Ten intensywny proces myślowy Pradawnego trwał już od kilku minut, w trakcie których mężczyzna zamknął oczy. Dla Charlotte wyglądało to, jakby zasnął, zignorował jej wyznanie. Ale tak nie było, o czym informował niewielki szczegół - silnie drgająca skroń. Dopiero po dłuższej, bezsłownej chwili Mag spojrzał na dziewczynę.
        - Mam pomysł. - rzucił jedynie, nierozważnie rozbudzając nadzieje towarzyszki. - Nie mamy dużo czasu, więc... - ściszył głos, a następnie krzyknął do karczemnego - Chcielibyśmy wypożyczyć jedną izbę na kilka minut.
        Pytanie zabrzmiało dla gospodarza bardzo niecodziennie. W jego głupiej główce chyba pojawiły się przeróżne zbereźne myśli, bowiem nagle poczerwieniał, szybko przytaknął wskazując dłonią na obite drewnem drzwi we wnętrzu izby, i odwrócił twarz. Quirrito bez sekundy zwłoki złapał Lottie za rękę i zaciągnął ją tam.
        Pokój okazał się najwyraźniej mieszkaniem właściciela gospody - łóżko z trochę zniszczonym materacem, biurko zawalone papierami i atramentem, szafa i kilka półek z książkami. "Dlaczego udostępnił nam swój prywatny pokój...?"
        - Dobrze, zaczynajmy. - powiedział poddenerwowanym głosem. Teraz i przyjaciółka niebieskookiego mogła mieć wątpliwości co do jego intencji. - Najpierw się rozbierz. - teraz zarówno Pradawny, jak i dziewczyna byli zalani intensywnym rumieńcem.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Cały czas biła się z myślami, czy aby na pewno dobrze zrobiła zdradzając Czarodziejowi swój sekret. Zawsze starała się nie dopuścić, żeby ktokolwiek dowiedział się o jej problemie. Jej nocna postać przysporzyła już wielu kłopotów ludziom, szczególnie farmerom i rolnikom, kiedy to polowała na kury i inne pomniejsze zwierzęta oraz wyjadała warzywa z pola. Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że próbując przepędzić szczurka ludzie sprowokowali ją do ataku. Gdyby ktoś niepowołany dowiedział się o jej przypadłości... czy byłaby jeszcze gdziekolwiek bezpieczna?
        Spojrzała niepewnie na Quirrito ciekawa jego reakcji na swoje wyznanie, lecz to co zobaczyła przerosło jej oczekiwania. Mężczyzna zupełnie niezainteresowany siedział na krześle obok z opuszczoną głową. Czyżby uśpiło go jej wyznanie? Poczuła w sobie złość. Ona miała naprawdę poważny problem, a mag kompletnie ją zignorował! Zacisnęła zęby w myślach posyłając w kierunku Pradawnego piękną wiązankę przekleństw i już miała wstać, kiedy jej towarzysz się odezwał. Zaskoczona spojrzała na twarz mężczyzny. Miał pomysł? Czyli... wychodziło na to, że chyba źle go oceniła. Przez cały ten czas zastanawiał się jak jej pomóc! Dopadły ją wyrzuty sumienia, że zwątpiła w maga. Nie można się jednak dziwić dziewczynie, przez tak długi czas mogła polegać jedynie na sobie i własnym doświadczeniu.
        Już miała się go zapytać co wymyślił, kiedy Czarodziej zażądał od karczmarza izby dla ich dwojga. Dlaczego w pierwszej chwili poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku? To zabrzmiało tak dwuznacznie...! Pamiętając jednak, że przed chwilą niesłusznie źle go oceniła starał się nie myśleć, co też ma na myśli. Tyle, że jego dłoń zaciśnięta na ręce dziewczyny wcale nie pomagała Charlotte się uspokoić. Mimo wszystko dała się grzecznie zaprowadzić na miejsce. Co on chciał jej zrobić? Spojrzała niepewnie na Quirrito, a ten z łatwością mógł stwierdzić, że była zdenerwowana.
        Gdy usłyszała z kolei jego prośbę otworzyła szeroko oczy. "Jak to mam się rozebrać?! Co on zamierza?!" - pomyślała automatycznie, a na jej policzkach wykwitły wielkie rumieńce zażenowania. Odruchowo przycisnęła mocniej swój podróżny płaszcz do ciała i odsunęła się od mężczyzny. Nie tylko karczmarz miał w głowie jednoznaczne sceny z udziałem tych dwojga. Tyle, że Charlotte wcale nie zamierzała robić... takich rzeczy!
        - Co proszę?! - Odsunęła się od niego kilka kroków, spojrzała niepewnie to na maga, to na łóżko i znów na maga. Była młoda, nigdy nie miała bliższego kontaktu z mężczyznami poza mieszkaniem w jednym z domostwie z trójką braci i ojcem, więc nic dziwnego, iż teraz nie miała bladego pojęcia jak się zachować. Nawet zaczęła się poważnie zastanawiać, czy nie wymierzyć w jego kierunku z łuku.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Spojrzał na jej reakcję szybko dedukując, jak to musiało wyglądać i zabrzmieć. Rumieniec zszedł z twarzy zastąpiony zakłopotaniem, zaś oczy Pradawnego nagle zabłysnęły biało-błękitną energią.
        - Nie to... - powiedział, gdy Charlotte spojrzała na niego i łoże. - To nie... - plątał się Mag w słowach. - Chcę założyć na tobie pewną runę. Ale w tym celu musisz się rozebrać od pasa w górę. Stanę za tobą, więc nie będę nic widział, przyrzekam. Ostrzegam, może zaboleć. - powiedział odwracając się do niej plecami i stając twarzą do okna.
        Za szkłem widział tłum ludzi przechadzających nieświadomie obok karczmy. Gdyby tylko spojrzeli przez okno, mogliby ujrzeć Quirrita. To samo zresztą tyczyło się Strażników. Już wiedzą, że tu jest, więc będą go szukać, przynajmniej jeszcze dzisiaj. A jeśliby znaleźli go ponownie z Charlotte, ostatni numer z porwaniem może już nie wypalić. Mag podrapał się po głowie.
        - Nic ci nie zrobię... - powiedział cicho, jakby próbował bardziej samego siebie w tym upewnić, niż rozwiać obawy dziewczyny.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Mimo jego zapewnieniom dziewczyna nie mogła się w sobie zebrać. Żaden mężczyzna jeszcze nie oglądał tyle jej ciała, ile za chwile miał zobaczyć czarodziej. Ta cała sytuacja była tak bardzo zawstydzająca! Rumieńce nie chciały zniknąć jej z twarzy, czy chociażby stracić na intensywności, sama Charlotte zaś uciekała wzrokiem od mężczyzny. Przed ucieczką z pokoju powstrzymywał ją jedynie fakt, że w ciągu roku ani razu nie była tak blisko ściągnięcia klątwy czy chociażby jej osłabienia.
        - Dobrze... ufam Ci - szepnęła cicho. Musiała mu zaufać, bo jak na razie był jej jedyną deską ratunku. A jak jej słowa odbierze sam mag? Raczej nie często słyszał tego typu wyznania kierowane pod swoim adresem. Dziewczyna mogła się domyślać, że częściej spotykał się z niezrozumieniem oraz odrzuceniem. "Zupełnie jak jak..." - przeszło jej przez myśl. Może byli bardziej do siebie podobni niż myślała na początku?
        Nadal nieco niepewnie odłożyła pod ścianę łuk z kołczanem i pozwoliła płaszczowi opaść na podłogę. Już teraz czuła się wyjątkowo obnażona, a przecież zbyt wiele nie odsłoniła. Drżącymi palcami ściągnęła z siebie podartą bluzkę będąc teraz już jedynie w bandażach oraz skrawkach materiału przewiązanego przez piersi, żeby je osłonić i przytrzymać. Bandaż zasłaniał jej brzuch i ramiona, a chwilę czasu minęło, nim pozbyła się swojego prowizorycznego gorsetu.
        - Możesz mi pomóc...? - niemalże się zakrztusiła, gdy to mówiła. Swoje długie czarne włosy przełożyła do przodu przez ramię, żeby nie przeszkadzały. Już teraz, kiedy Quirrito się odwróci, będzie mógł zobaczyć jej ciało pokryte całą masą blizn. Były dosłownie wszędzie, na plecach, ramionach, brzuchu, a także kilka ginęło pod jej spodniami biegnąc wzdłuż gości krzyżowej. Czegoż musiała doświadczyć ta dziewczyna, żeby teraz mieć tak bardzo oszpecone ciało? Po spotkaniu z bandytami w ciemnej uliczce doszła jej kolejna, na policzku.
        W momencie, kiedy poczuła na swojej skórze palce mężczyzny spięła się mocno i zadrżała. Odwykła od kontaktów fizycznych z innymi ludźmi, a do tego bała się samego zabiegu nakładania runy. Powiedział, że będzie bolało. Jak bardzo? Czy da radę to wytrzymać? I co ważniejsze czy naprawdę będzie działać? Jakby nie patrzeć mag do tej pory nie wyjaśnił jej zasady działania tego, co ma zamiar jej zrobić. Mimo to, kiedy bandaż został ściągnięty oczom Quirrito ukazała się kolejna, o wiele wyraźniejsza i szersza od innych blizna. Zupełnie, jakby jakieś zwierzę chciało przeciąć ją pazurami na pół. Skóra dookoła była sina.
        Nie chcąc słuchać komentarzy na temat jej ciała po prostu położyła się na łóżku na brzuchu i spojrzała przez ramię na czarodzieja.
        - Jestem gotowa... - tylko do czego? I czy aby na pewno była? Cały czas zastanawiała się, czy da radę wytrzymać nałożenie runy. Z drugiej strony to chyba normalne, że ludzie boją się nieznanego?
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Za oknem przechadzali się przechodnie z jakiegoś dziwnego powodu nie patrząc nawet w stronę okna, więc Mag pomógł w rozwiązywaniu bandaża dziewczyny zupełnie nie widząc w tej sytuacji już żadnych wątków erotycznych. Był zbyt zajęty swoim tokiem myślowym i raczej machinalnie rozbierał Charlotte. Martwił się. Dlaczego podjął się zadania, które może go przerosnąć? Najwyraźniej podświadomie chciał rozwiązać problem pokrewnej mu duszy.
        Rozważał nad konsekwencjami. Czy będą poważne? A co, jeśli pomyli jakieś zdanie z całej długiej inkantacji? W myślach próbował sobie ją powtarzać i wydawało mu się, że zapamiętał ją wystarczająco dokładnie. Ale czy aby na pewno? A jak narysuje błędną runę? Gdyby tylko miał przy sobie kilka ksiąg... Ale nie było na to nawet sekundy. Nadchodził wieczór, a z tego co wynikało ze słów towarzyszki, ma czas do zachodu. Biorąc pod uwagę, że sama czynność zabierze mu co najmniej godzinę, musiał się bardzo postarać.
        Charlotte, naga od pasa w górę, położyła się na łóżku, zaś Czarodziej klęknął obok na podłodze, wcześniej sięgając pędzel i kałamarz z czarnym atramentem. Miał nadzieję, że dzięki kreomagowaniu tatuaż z narysowanej runy utrwali się. W razie jednak, gdyby nie, miał plan awaryjny. Spojrzał ukradkiem na nagie ciało ponętnej dziewczyny, dopiero teraz rozumiejąc, że są sami w pokoju. Teraz również do niego dotarło, jak ciężkie musi być to dla niej; nawet się nie znali, a ona już mu zaufała. "Czyżbym faktycznie był jedynym Magiem, jakiego zna?" zastanawiał się X'orr'da maczając pędzel w czarnym płynie piśmienniczym.
        - Najpierw runa - rozpoczął proces od malunku mówiąc bardziej do siebie. Dłoń wykonywała dość precyzyjne jak na jego wiek ruchy. Od punktu startowego odrobinę w górę skośnie do prawej, następnie gwałtownie się załamała i wędrowała na południowy-wschód pleców dziewczyny, by tam zakręcić lekko w prawo i stworzyć niewielki trójkąt. Kreska znowu zaginała się pod większym kątem ciągnąc się w prawo i górę, przecinając swoją poprzedniczkę w połowie. Od punktu końcowego zawinął się mały "ogonek". Gotowa runa przedstawiała się jak kanciasty diabełek narysowany jednym pociągnięciem. Sam malunek utworzony został kilka cali ponad najpaskudniejszą blizną na plecach towarzyszki Pradawnego. Quirrito westchnął ciężko, jakby praca ta go zmęczyła. - Runa gotowa. Wyszła znośnie. - wstępny proces jedynie przyjemnie łaskotał Lottie po skórze. Najgorsze dopiero miało nadejść. - Teraz czarujemy... - dodał Wygnaniec.
        Odłożył flakonik z atramentem obok siebie, poczekał kilkanaście sekund aby czarny tusz wysechł i przyłożył czterdziestoletnie dłonie do runy. Charlotte poczuła delikatne muśnięcie energii, a jej ciało przebiegł dreszcz.
        - Zaciśnij zęby. - poradził jej mężczyzna i, emitując energię i skupiając ją na znaku, rozpoczął wygłaszanie suchej regułki z odpowiednią intonacją w odpowiednich miejscach i specjalnym akcentem na poszczególnych słowach. Przyjaciółka słyszała to niczym śpiew zgodny z molową melodią przypominającą podróż statkiem przez zamarznięte morze.

Dragon, som i en drøm du holde
alt unna oss, være nådig og gi meg
styrke til det som har blitt onde,
glitret med sølv. Å signere gitt makt
til den som innkaller deg.
Bli ett med energien til denne skapningen.
Fleece, som vil koble deg til deg livet,
og verden vil bli den luften som pustes ut av et lik.
La den døende av lyset, og i henhold
til din vil ikke falle. Slåss og ikke bli beseiret.


"Smoku, który we śnie trzymasz wszystko od nas z dala, bądź łaskaw i daj mi siłę, aby to, co stało się złem, mieniło się srebrem. Aby znak twój dał moc temu, który cię przyzywa. Stań się jednością z energią tej istoty. Runa, która cię więzi będzie ci życiem, a światem stanie się powietrze wydychane przez trupa. Niech światłość się mroczy, a zgodnie w twej woli nie upadnie. Walcz i nie stań się pokonanym."

        W czasie inkantacji ból dla dziewczyny był okropny. Na zmianę runa paliła ją niczym żywy ogień, to wrzynała się w skórę niczym ostrze, aby zaraz przejmować kującym zimnem, jakby ktoś położył na jej ciele lodowce z Gór Dasso. Jednak, pomimo jej krzyków, Quirrito nie przestawał.
        Niestety wydarzyło się coś okropnego. Nagle Mag usłyszał czyjeś ciężkie kroki w karczmie. Postarał się to zignorować, mając nadzieję, że to jednak nie są Strażnicy. Niestety przy ostatnich słowach drzwi do pomieszczenia nagle wyleciały z zawiasów przelatując przez pomieszczenie i o mały włos mijając Pradawnego uderzyły w szybę rozbijając ją na drobny mak. W futrynie stanął wysoki niczym dąb, zakuty w czarną zbroję mężczyzna. Spod jego przyłbicy emanowało pomarańczowe światło, jakby wewnątrz pływała żywa magma, a nie znajdowała się głowa napastnika. Czarodziej poczuł jego ciężkie spojrzenie na sobie i pomylił ostatnie słowo całej formułki. Coś buchnęło pod jego dłońmi, huknęło i nagle ręce Wygnańca zajęły się żywym ogniem!
        Quirrito nie musiał już dłużej czekać, bowiem nieznajomy rycerz ruszył na niego szarżą. Oderwał płonące dłonie od runy, która skutecznie została nałożona i wbiła się pod warstwę skóry powodując dookoła swojego konturu niewielkie zaczerwienienie. X'orr'da siłą podniósł Charlotte do pozycji półsiedzącej nim zdążyła zaprotestować i, zupełnie zapominając o jej nagości, objął ją wtulając w siebie. Następnie dziewczyna poczuła po raz drugi tego dnia szarpnięcie, coś przeskoczyło, mignęły jej kolory przed oczami, a następnie znajdowała się w zupełnie obcym sobie miejscu. Ściany schodziły się ku podłodze, jakby... Znajdowali się na statku!
        - Teleportowałem cię - powiedział wciąż nie odsuwając jej od swojego torsu. Jego dłonie syczały i dymiły. Przyjaciółka nie miała nawet najmniejszej szansy na ubranie się, więc Quirrito odwrócił głowę, odsunął się od niej i podał swój płaszcz stając tyłem. - Wybacz to wszystko. Znaleźli nas... - powiedział do wpółprzytomnej dziewczyny, która z bólu ledwo trzymała się o własnych siłach na nogach. - Jesteśmy na pokładzie "Czarnej Struny". Tym statkiem tu przypłynąłem, będzie stał nieruszony przez jeszcze dwa dni. - powiedział i odszedł znikając w cieniu. - Tutaj będziemy bezpieczni. Teraz poczekamy na zmrok. - rzekł najspokojniej w świecie, zupełnie rozbudzając towarzyszkę.
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości