Rubidia[Centrum miasta] We włosach wiatr, głosów gwar...

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Zablokowany
Myrna
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[Centrum miasta] We włosach wiatr, głosów gwar...

Post autor: Myrna »

Myrna właściwie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Po wyjściu z Mrocznej Puszczy błąkała się tu i tam, śpiąc w lasach, na polach, wszędzie, gdzie tylko mogła się zatrzymać i dokąd akurat zawędrowała. Gdy szybko męczące się nogi nie wytrzymywały i znowu odmawiały posłuszeństwa, robiła dłuższy postój, dając im trochę odpocząć. Krzywiła się i klęła w duchu, że jest słaba, nieporadna i że nie ma konia, ale nie mogła nic poradzić. Ważne, że w ogóle mogła iść. Chyba po prostu potrzebowała dłuższego odpoczynku, żeby zregenerować siły i odetchnąć świeżym powietrzem. Musiała dotrzeć do jakiegoś większego miasta i w nim znaleźć spokojne miejsce na sen.
A nogi poniosły ją do Rubidii, miasta zamieszkanego przez ludzi, a więc jej przyjaznego. Strażnicy pozwolili jej przejść bramę, dzięki czemu wkroczyła jakby do innego świata; świata drewnianych domków ciągnących się kilometrami wzdłuż dzielnicy portowej, tętniących życiem dziedzińcami, gdzie sprzedawano owoce i owoce morza, gwaru nieprzeliczonych głosów... Tu było zupełnie inaczej niż w Mrocznej Puszczy, gdzie cisza wibrowała w uszach, wwiercała się w nie i nie pozwalała się skupić. Człowiek mimowolnie poszukiwał czyjegoś głosu, instynktownie poruszony każdym, najmniejszym nawet dźwiękiem. Tutaj, w Rubidii, panowały zgoła inne prawa. Myrna cieszyła się z tego, cisza i samotność znacznie jej zbrzydły, choć normalnie nie miała im nic przeciwko - w nadmiarze jednak... No cóż, nawet ona mogła zwariować. Dlatego też cieszyła się, mogąc poobserwować pobratymców w zwyczajnych, codziennych sytuacjach. W dodatku morska bryza chłodziła twarz, przyjemnie rozwiewając włosy. Miłe miasto.
Zaszła do karczmy zapytać, czy mają wolne pokoje. Nie mieli, wszystkie pozajmowane. Miły karczmarz powiedział jej jednak, żeby została, czasami wieczorami zjeżdża się różne towarzystwo, niektórzy zaś mogą za grosze udostępnić jej swoje mieszkanie. Lub ją przenocować.
Awatar użytkownika
Egon
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Egon »

Egon w Rubidii bawił od dwóch dni. Przyjechał tam gnany wieścią, na którą wydał większą część zapłaty za pracę dla Fargoth. Podobno w mieście portowym kotwiczył jol, którego pierwszym matem był mężczyzna z poparzonym czołem. Egon spóźnił się jak zwykle - statek, zwany Brunatnym Wirem, wypłynął tydzień przed dotarciem mężczyzny na miejsce. Nie przejął się tym, nigdy się niczym nie przejmował. Wypytał nadzorcę portu, dokąd Brunatny Wir się udał, jednak ten nie wiedział. Przypomnienie w srebrze także niewiele dało, gdyż, jak się okazało, jol zniknął z portu nocą. Nadzorca podejrzewał kontrabandę. Nie mając wystarczających zasobów finansowych, by zakupić informacje w półświatku, postanowił chwilę odpocząć po podróży. Zmęczony był podróżą przez przeklęte góry Dasso i przepastny las.

Zatrzymał się w karczmie na rynku, Pod Gotowanym Omułkiem, gdzie wynajął pokój na tydzień z góry. Łoże było miękkie, odpowiadające jego wymaganiom. W gospodzie spędzał niewiele czasu, poświęcając cały dzień na szukanie intratnej pracy. Kobiety portowe śmierdziały, posiłki podawane przez karczmarza smakowały jak piasek. Ciało Egona domagało się odmiany.

Ten dzień był jednak inny. Raz, że udało się Egonowi zarobić kilka srebrnych orłów na przenoszeniu skrzyń z jakimś paskudnym narkotykiem, dwa, że zdobył także namiary na handlarza wiedzą. Następnego dnia zaplanował wycieczkę do jednego z drewnianych domków na obrzeżach miasta, by spotkać się z tym, który może znać docelowy port Brunatnego Wiru.

Teraz Egon siedział w karczmie i z uśmiechem zajadał się gulaszem z ryb, ostryg i krabów, podanym w chrupiącym chlebie. Zapijał to grogiem, którego korzenny zapach rozlewał się po całej wspólnej izbie. Na drewnianym talerzu leżały niewielkie zapiekanki z serem, macierzanką i majerankiem, które mężczyzna przegryzał co jakiś czas. Najwyraźniej jego zachłanności nie było dość, bo w kolejce grzecznie czekał kawałek pieczonego udźca wołowego w miodzie i cebuli oraz garniec ciemnego piwa. Uśmiech rozlewał się na pokrytej bliznami twarzy, całkowicie do niej nie pasując.
Awatar użytkownika
Forbi
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Forbi »

- No i ja mu wtedy na to... - ryczał krasnolud, obijając się poniekąd o towarzysza. - Co ja mu wtedy... A! To było chyba coś w rodzaju: " A wsadź sobie tą fajkę w dupę, u gnoma na rynku dostanę taką dwa razy taniej!
Forbi podetknął sobie manierkę z trunkiem do ust, pobierając solidnego, męskiego łyka. Jak przystało na przedstawiciela jego rasy droga w żaden sposób nie odbiła się na nim. Co najwyżej był bardziej pijany niż zwykle, ale to nie wina drogi, a alkocholu.
Mimo dość wstawionego stanu nadal zachowywał jasność umysłu, a nawet - ha-ha!- zdawałoby się, iż jest bardziej wyczulony niż na codzień. Była to ciekawa rzecz u krasnoludów- umiejętności bitewne wzrastały razem z ilością wypitego piwa. Forbi nigdy w zasadzie nie zastanawiał się co i dlaczego, tylko po prostu opróżniał następną beczkę.
- Patrz na tych cudaków, Sven - mruknął postawny młodzieniec do swojego komrata, siedzącego na beczce. - Facet przyprowadził własnego karła.
Krasnolud obruszył się na te słowa jednak nic nie powiedział, już widząc to spojrzenie Eriana przypominające mu co się stało w Turmalii... Zacisnął więc jedynie pięści i szedł dalej koło przyjaciela.
- Czemu nie trzyma go na łańcuchu? - odpowiedział tamtemu Sven, spoglądając z błyskiem w oku na Forbiego. - Taka chodząca beczka piwa może być niebezpieczna.
Cóż, każdemu kończy się kiedyś cierpliwość. Forbiemu znacznie szybciej niż innym.
- Ożesz ty mały skurczybyku, jak ci zaracy wypruję flaki i zatknę na... - warknął, łapiąc młot w obie ręce. Przebrała się miarka. Tak ich stłukę, że nie będzie co z nich zbierać, pomyślał, zgrzytając zębami.
Awatar użytkownika
Erian
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Erian »

Odkąd poznał krasnoluda niemal bez przerwy byli w drodze. Erian od czasu do czasu dyskretnie ziewał, zważywszy nie na to że krasnolud gadał bez przerwy, tylko na to, iż ciągle krążył wokół jednego tematu. Gdyby chciał mógłby w tym momencie napisać książkę: " Życie krasnoluda, vol 1-6", co w zasadzie nie byłoby takim złym pomysłem - miałby zajęcie. Nie narzekał jednak na towarzystwo Forbiego, bo jak to mówią " W kupie raźniej". Okoliczności ich spotkania były co najmniej ciekawe. Otóż pewnego razu, w dolinie oddalonej od ich obecnego położenia o kilkaset mil, Erian badał system kopalniany, gdzie ponoć ukryty został skarb goblinów. I fakt, od pierwszej chwili ciągle spotykał te małe gnojki, wrzeszczące w tym ich popapranym języku i rzucających w niego kamieniami. Raz prawie dostał też kilofem. W każdym bądź razie natknął się w tych ruinach na pewnego krasnoluda. Jak się później okazało, słyszał on tym samym co obieżyświat. Znaleźli wspólny interes, postanawiając podzielić się łupem po równo. Naturalnie, każdy z nich patrzył na drugiego podejrzliwie, czemu nie można się dziwić - zaufanie to bardzo droga w tym świecie rzecz. Wracając do tematu, błąkali się po jaskiniach przez kilkanaście godzin, jednak skarbu jak nie było tak niema. Znaleźli za to co innego: Kryształy skalne. W euforii złapali za porzucone przez górników narzędzia, jak opętani wydobywając cenne kruszce. Nie docenili jednak jednej rzeczy - zawiści goblinów. Małe stworzonka ponacinały belki podtrzymujące strop, chcąc ich pogrzebać żywcem. Zwiali stamtąd w ostatniej chwili, opuszczając nazbierane dotąd kamienie szlachetne. Krasnolud zauważył jednak, iż Erianowi błyszczy się coś na kapeluszu. Uradowani odkryli, że całkiem sporo małych fragmentów klejnotów odprysnęło od skały spadając w zagięcie nakrycia głowy człowieka. I tak mniej więcej zaczęły się ich przygody.
Stanął między krasnoludem a wypierdkami, tarasując szarżującemu Forbiemu drogę.
- Spokojnie panie Krasnoludzie. Wybaczcie panowie, mój przyjaciel jest trochę zbyt narwany - odparł z najmilszym uśmiechem na jaki go było stać. Młodziki jednak chyba za bardzo się wystraszyły wkurzonej mordy krasnoluda, gdyż prawie gubiąc buty pomknęli w stronę tutejszej tawerny, a przynajmniej tak się Erianowi wydawało, i wpadli do środka niczym demony. Erian obrócił się w stronę towarzysza i zgromił go wzrokiem.

Wtem stała się rzecz wręcz niesłychana. Zamrugał kilka razy, kontaktując. Spojrzał najpierw przed siebie, potem na krasnoluda stojącego obok.
- Kim oni sa? - mruknął, starając się ogarnąć zapętlony chaos w jego głowie. Gwizdnął zdziwiony i bez słowa oddalił się w sobie znanym kierunku. Doprawdy, dziwne rzeczy się w tych czasach przytrafiają!
Ciąg dalszy, Erian
Ostatnio edytowane przez Erian 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Egon
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Egon »

Usłyszał huk. Obrócił się, szybki niczym dzikie zwierzę, i przygotował się do ataku. Do karczmy wpadła dwójka młodzieńców, uciekając tak prędko, jakby ich demony goniły. Zmysły Egona uspokoiły się. Lecz tylko na moment. Nie patrząc przed siebie, lecz wypatrując zagrożenia za plecami, wpadli na ławę, przy której zasiadał najemnik i zajadał się przepysznymi wiktuałami. Spokojnie czekający na swoją kolej udziec spadł i z miodowym plaśnięciem przylepił się do podłogi, cebula wyleciała w przestrzeń i niczym pociski z onagera pacnęły w ścianę. Garniec przewrócił się i piwo pognało wściekłym strumieniem w stronę Egona. Ten jednak z wściekłością zerwał się na nogi i bez jakiegokolwiek słowa złamał jednemu nos, przewalając go jego własną siłą pędu na plecy, drugiego pozbawił tchu, wbijając łokieć w splot trzewny. Taki już błąd popełniali opanowani strachem - nie potrafili przewidzieć, że niebezpieczeństwo (które sami na siebie sprowadzili), może czekać także z przodu. Stojącemu jeszcze na nogach poprawił głową, rozkwaszając kolejny tego wieczoru nos, a następnie popchnął. Młodzik przewalił się na plecy i walnął głową o podłogę, tracąc przytomność.

Wszystko to trwało może ze trzy sekundy. No może pięć. Wtedy też dopiero zdołał zareagować karczmarz.

- Na kopę beczek rozlanego rumu! Uspokójcie się panowie! Ruaq! - krzyknął na oniemiałego osiłka, pilnującego wejścia. - Zrób coś, na jaja Prasmoka!

Ruaq wyjął pałkę i zaczął iść z groźną, lecz niepewną miną, w stronę Egona - jako jedyny stał na nogach w tym całym bałaganie. Ten jednak nie przejął się, lecz przyklęknął i zaczął przeszukiwać kieszenie młodych. Po chwili trzymał w rękach dwie sakiewki.

- Panowie zapłacą za szkody i za moją nową pieczeń z piwem - skierował swoje słowa do karczmarza i rzucił mu brzęczące woreczki, nie zwracając uwagi na ochroniarza. Spojrzał na swoje zakrwawione dłonie. Możliwe, że posiłek nadal będzie mu smakował.
Myrna
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Myrna »

Skorzystała z rady karczmarza i usiadła na pierwszym wolnym miejscu, nieco rozkojarzona, zmęczona i pragnąca się już jak najszybciej położyć. Miała nadzieję, że szybko znajdzie kogoś, kto ją przenocuje. Albo chociaż wskaże jakąś stodołę... Położyła głowę na blacie, już widocznie przysypiając. Jakby tego było mało, zaczęła ją boleć głowa. Już dawno nie spała zbyt dobrze i dłużej niż trzy godziny. Można się wykończyć, nawet jeśli jest się dosyć wytrwałym.
Nie musiała długo czekać, gdy usłyszała szurgot odsuwanego krzesła i dosyć ciepły głos, najwyraźniej przerywający jej drzemkę. Spać nie dają, pomyślała ze złością w pierwszej chwili. Później jednak się zreflektowała i uniosła głowę.
- Czy mogę w czymś pomóc? Wygląda pani blado. - Stał przed nią dosyć młody chłopak o brązowej czuprynie i oczach w kolorze płynnego miodu, ze szczerą chęcią pomocy wymalowaną na twarzy.
Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi.
- Tak, jeżeli ma pan jakieś wolne miejsca do spania... Wystarczy mi nawet siano w stodole.
- Będę miał coś lepszego. Tak się składa, że mam dom z wolnymi pokojami, ale to jest poza miastem. Jeżeli mimo tego chcesz skorzystać, będę zaszczycony, o pani. - Dawno nie widziała, żeby ktokolwiek obdarzył ją takim ładnym i ciepłym uśmiechem.
- Z chęcią skorzystam... O ile dojdę na miejsce. W tej chwili zachowuję się jak pijana... - Wstała z krzesła; nic nie zostało z jej zwyczajowej gracji, zmęczenie zrobiło swoje. - Przepraszam za kłopot.
- Ależ nic nie szkodzi. Rozumiem, każdy wędrowiec musi czuć się znużony po takiej długiej podróży. Sam kiedyś też wiodłem taki żywot, więc znam doskonale to zmęczenie. Chodźmy, zaprowadzę panią i w razie czego wesprę.

Obudziła się kilkanaście godzin później już w znacznie lepszym humorze. Zjadła śniadanie razem z gospodarzem i szczerze mu podziękowawszy, ruszyła w dalszą drogę.

[Ciąg dalszy: Myrna]
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości