Strona 1 z 1

[Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Sob Kwi 20, 2013 3:57 pm
autor: Sael
Dotarli w końcu po wyczerpującej dla obojga podróży do bram miasta. Już z daleka dało się poczuć odrażający swąd nieświeżych ryb. Jednak Saelowi to nie przeszkadzało, gdyż jego węch był przytępiony. Nie rozmawiali dotychczas ze sobą zbyt wiele. Jedynie mag pytał się towarzyszki, czy ta nie chciałaby się jednak zatrzymać, by odpocząć. Po drodze napotkali na niewielkie stado wilków, jednak nie stanowiły one dla nich żadnego zagrożenia.
Przechodząc przez bramę miejską, znaleźli się na niewielkim placu, na którego środku stała piękna fontanna. Na tabliczkach wiszących na ścianach domów stojących przy placu było napisane, gdzie prowadzi dana ulica. Znaleźli w końcu tabliczkę, która wskazywała na to, że droga prowadzi do karczmy. Bezzwłocznie udali się w jej kierunku.
Szyld był bardzo duży. Nawet w dużo większych miastach takich jak Denae, Sael nie widział bardziej pokaźnego szyldu. Widniał na nim lew, który w łapie trzymał kompas wskazujący południe. Drzwi były otwarte. Pewnym krokiem młody mag wszedł do środka, lecz uważnie przyglądał się, czy nie ma tam ludzi jego ojca. Podszedłszy do baru i uznał, że jest spokojnie.
- W czym mogę służyć? - zapytał barman miłym, gościnnym głosem.
- Chciałbym wynająć pokój na jedną noc oraz jakiś porządny obiad. Jesteśmy głodni i zmęczeni podróżą. Cena nie jest ważna, rozliczymy się za chwilę, na razie chciałbym usiąść spokojnie. - Barman wskazał drogę do pokoi oraz wręczył Saelowi mały kluczyk. Mag spojrzał na towarzyszkę, która wyglądała na zmieszaną i skrępowaną przez wszystkich w karczmie, którzy się na nią patrzyli. Chwycił ją za rękę i poszedł szybkim krokiem. Pokój nie był duży. Z lewej strony stała niewielka szafa, obok niej łóżko. Po drugiej stronie pokoju było okno, pod którym stał stół i cztery krzesła. Na stole stały dwie świeże świece oraz flakon z kwiatami. Sael usiadł na jednym z krzeseł. Powiesił swoją torbę na jego oparciu, po czym spojrzał po raz kolejny na Arewię.
- A więc w końcu możemy spokojnie porozmawiać. - Uśmiechnął się ciepło.

Re: [Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Sob Kwi 20, 2013 6:40 pm
autor: Arewia
Driada delikatnie stąpała po ziemi, prowadzona przez rosłego maga imieniem Sael. Z ciekawością rozglądała się dookoła, a w miarę jak wychodzili z lasu, czuła się coraz bardziej podekscytowana. Ostrożnie postawiła stopę na nagrzanej, kamienistej uliczce miasta. Obróciła się w miejscu, starając się dostrzec wszystko, co było dla niej nowe. W drodze do karczmy - idąc za towarzyszem - widziała mnóstwo kolorowych kramów i tajemniczych uliczek. Uśmiechała się szeroko, chłonąc nowe otoczenie. Przyglądała się nieśmiało ludziom, którzy kłócili się przy targowiskach. Co chwila przystawała dłużej, aby dokładnie obejrzeć nową rzecz; nie miała na to jednak dużo czasu. Bez Saela, który wskazywał jej drogę, z łatwością zgubiłaby się między ciasnymi domami.
Nie mogła pojąć, jak można żyć w takim zgiełku, hałasie i niezbyt przyjemnym zapachu. Te rzeczy odpychały ją, ale fascynacja miastami i innymi rasami nie słabła. Ludzie i ich liczba onieśmielały ją trochę, ale powoli się przyzwyczajała.
Po jakimś czasie usłyszała muzykę. Podbiegła do grajków, którzy przyjaźnie uśmiechali się do niej. Driada miała ochotę zostać tam dłużej i wtórować ich muzyce swoim fletem, ale Sael ją pogonił.
Spostrzegła również piękną, wielką fontannę na środku placu. Wzięła w garść trochę wody, ale widząc, że nie jest tak krystalicznie czysta jak źródła w jej lesie, zrozumiała iż nie jest ona zdatna do picia. Pośpieszona przez towarzysza, już bez zbędnego zatrzymywania się poszła za nim w stronę wielkiego szyldu.
- Oh, matko Ziemio... - szepnęła, widząc ogrom malowidła. Pewnie miną całe lata, a ona nadal nie przestanie zachwycać się wspaniałością miast.
Spostrzegła przez otwarte drzwi mnóstwo ludzi, podpitych, brudnych, wielkich - a niektórzy z nich wyglądali niebezpiecznie. Skrzywiła się lekko, chowając się za Saelem, żeby nikt jej nie zaskoczył. Podeszli razem do kogoś kto chyba pełnił rolę obsługi karczmy.
- Czym mogę służyć? - Zapytał. Driadę uspokoił jego miły, gościnny ton. Mimo to, zarumieniła się, czując na sobie wzrok zaciekawionych ludzi z karczmy.
- Chciałbym wynająć pokój, na jedną noc, oraz jakiś porządny obiad. Jesteśmy głodni i zmęczeni podróżą. Cena nie jest ważna, rozliczymy się za chwilę, na razie chciałbym usiąść spokojnie. - powiedział jej towarzysz.
Driada usłyszała za sobą jakieś szepty dość wulgarnie komentujące jej wygląd. Stłumiła pisk. Na szczęście Sael chwycił ją za rękę i zabrał z tamtego miejsca. Westchnęła z ulgą.
Pokój był malutki, była w nim szafa, łóżko, stół i cztery krzesła. Wszystkie te rzeczy driada uznała za zbędne. Za to ucieszyła się widząc okno. Miała dzięki niemu jakąś namiastkę nieba. Zwykle przecież spała na otwartej przestrzeni.
Jej ptak, który zatrzymał się przy grajkach, bez problemu znalazł ją teraz. Usiadł na parapecie okna i zaczął skubać swoje piórka. Sael usiadł na jednym z krzeseł i spojrzał na nią.
- A więc w końcu możemy spokojnie porozmawiać. - powiedział miłym głosem. Uśmiechnął się ciepło, co dodało Arewii nieco otuchy. Usiadła po turecku na podłodze, spoglądając na niego z dołu.
- To miasto jest takie... fascynujące! - powiedziała podekscytowana.

Re: [Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Nie Kwi 21, 2013 11:30 am
autor: Sael
- Jeżeli według ciebie to miejsce jest fascynujące, to na pewno bardzo mało w swoim życiu widziałaś. - Sael spojrzał na driadę, która siedziała na podłodze. Odprężył się, promienie słoneczne padały na jego twarz. Przeciągnął się ospale, po czym wstał i podszedł do okna, aby je otworzyć. Ptak, który siedział na parapecie wleciał do środka, po czym usiadł driadzie na ramieniu.
- Hmm, to ten twój... - Pukanie do drzwi przerwało magowi. Do pokoju wszedł barman, wraz z dwoma kelnerami, którzy nieśli tace z jedzeniem. Woń pieczonego mięsa przyprawiła Saela o deszcze. Już dawno nie jadł porządnego posiłku i nie zapowiadało się, żeby w najbliższej przyszłości miał okazję na zjedzenie takowego. Na stole znalazł się indyk w sosie własnym, różne ryby, mnóstwo przystawek i dodatków warzywnych. Cały pokój był wypełniony zapachem tak pięknym, że młody mag prawie uronił łzę. Wyszedł wraz z kelnerami i barmanem, aby uregulować płatności uprzednio biorąc ze sobą swoją torbę.

Schodząc do baru w głównej sali zobaczył człowieka swojego ojca, który siedział na jednym z krzeseł. Był to tylko zwiadowca, więc nie było żadnego zagrożenia. Jednak Sael wiedział, że traci przewagę nad pościgiem. Wiedział też, że Arewia nie jest bezpieczna. Nie chciał jej narażać ani na ludzi swojego ojca, ani na okrucieństwo tego świata. Mimo wszystko prędzej, czy później i tak by się spotkała z przykrościami rzeczywistości. W takim razie jedyną według niego możliwością było chronić ją z całych sił. Nie chciał już nikogo stracić.

Poczuł dotyk na swoim ramieniu. Zobaczył, że to człowiek jego ojca położył na nim dłoń. Spojrzał na niego. Był to średniego wzrostu, bardzo szczupły, wręcz wychudzony mężczyzna. Jego twarz wskazywała na to, że wiele już w swoim życiu doświadczył. Liczne blizny i przepaska na oku potęgowały wrażenie, że jest on jednak zaprawiony w boju. Sięgnął do pasa. Sael pomyślał, że chce wyjąć sztylet, żeby go zabić, więc odruchowo złapał szklany kufel, który stał przed oprychem i zdzielił go bo głowie. Oszołomiony bandzior padł na ziemie. Sael użył magii i wtopił przeciwnika do połowy w drewniany parkiet. Unieruchomiony otrząsnął się i dotarło do niego, w jakiej sytuacji się znalazł.
- Młodzieńcze wysłuchaj mnie, chciałem ci tylko przekazać list od twego ojca. - Mężczyzna wskazał głową na kawałek papieru, który wypadł, gdy ten chciał wyciągnąć go z kieszeni, lecz został obezwładniony.
- Nie mam zamiaru czytać tego listu. - Sael chwycił przeciwnika za twarz i wcisnął go całego w podłogę, zakopując go żywcem. Widocznie w tej okolicy podobne sytuacje zdarzały się stosunkowo często, gdyż nikogo ta sytuacja szczególnie nie zainteresowała. Mag wstał i podszedł do listu od ojca. Wziął go do ręki i zmiażdżył, po czym wyrzucił kamień, w który ten list przemienił. Podszedł ponownie do baru. Rzucił barmanowi dwie pełne sakwy złota, jedną za nocleg, a drugą za obiad, po czym wrócił do pokoju.

Zastał wszystko tak, jak było, kiedy wychodził. Arewia bez ruchu siedziała w tej samej pozycji na podłodze. Jedynie jedzenie trochę mniej parowało i pachniało.
- A więc może zacznijmy jeść? - Sael wskazał na krzesło, po czym sam usiadł na jednym i nałożył sobie porcję mięsa.

Re: [Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Nie Kwi 21, 2013 2:16 pm
autor: Arewia
- Jeżeli według ciebie to miejsce jest fascynujące, to na pewno bardzo mało w swoim życiu widziałaś. - skomentował mag.
Uśmiechała się mimowolnie, patrząc na łagodną twarz swojego towarzysza. Otworzył on okno, przez które wleciała Aria. Usiadła na ramieniu driady.
- Hmm, to ten twój... - zaczął, kiedy do pokoju wnieśli zamówione przez Saela jedzenie.
Driada chwyciła ptaka w dłonie, głaszcząc jego pióra. Ciekawie przyglądała się potrawom, które przyniosła obsługa.Aria zaćwierkała z uznaniem. Co prawda pachniały bardzo dobrze, ale kompletnie inaczej niż zapachy ognisk, na których posilała się z towarzyszkami. Chłonęła więc nowe zapachy. Westchnęła cicho.
Sael wyszedł z sali, żeby zapłacić rachunek. Młoda naturianka uznała to za dobrą sposobność, żeby porozciągać się trochę i obejrzeć dokładnie nowe miejsce zamieszkania. Wyjęła ze swojej torby flet, kilka razy zgięła i rozprostowała palce, a po chwili zaczęła grać spokojną, melancholijną nutę. W rytm melodii chodziła po pokoju, zakręcała się, podskakiwała. Nie grała długo. Gwałtownie przerwała, kiedy usłyszała brzdęk tłuczonego szkła. Szybko odstawiła instrument. Podbiegła do drzwi z nadzieją, że usłyszy wszystko co dzieje się na dole. Kiedy jednak okazało się, że nie ma żadnych szans aby cokolwiek posłuchać, jej ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
Powoli, cichutko zamknęła za sobą drzwi i zeszła ze schodów. Oniemiała widząc to, co działo się na dole.
- Nie mam zamiaru czytać tego listu. - powiedział jej towarzysz. Chwilę później zauważyła, jak grzebie żywcem jakiegoś mężczyznę z zakrwawioną twarzą.
Zachłysnęła się powietrzem. Nie czuła się już bezpiecznie. Przywarła do ściany; chciała przestać wreszcie patrzeć na miejsce, w którym zniknął przeciwnik młodego maga. Po kilku sekundach oderwała wzrok od tamtej podłogi i pognała na górę, siadając pośrodku wynajętego pokoju. Starała się zachować pokerową twarz.
Aria zaćwierkała ostrzegawczo. Sael wkroczył do pokoju.
- A więc może zacznijmy jeść? - powiedział, jak gdyby nigdy nic.
- Ja... straciłam apetyt. - szepnęła, siląc się na obojętny ton. Chwyciła torbę leżącą obok niej i cofnęła się kilka kroków od niego, siadając po turecku na łóżku.

Re: [Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Pon Kwi 22, 2013 6:53 pm
autor: Sael
Wyczuł, że coś jest nie tak. Driada nie nabyła umiejętności maskowania emocji. Zycie w lesie ma jednak również swoje wady. A może to życie poza nim jest złe. Tę kwestię Sael pozostawił sobie na później. Teraz musiał się jakoś dowiedzieć, co się stało. Nie śpieszyło mu się jednak. Spokojnie jadł swoją porcję, popijał każdy kęs sporą ilością piwa. Przez dłuższy czas nie odzywał się, ani nie zwracał uwagi na Arewię. Nie ruszała się za bardzo, więc nie musiał się nią przejmować. Kidy skończył jeść podszedł do okna i wyjrzał przez nie.
- Ładna dzisiaj pogoda. Chętnie poszedłbym na targ. - W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Mag podszedł do nich i ostrożnie otworzył. Za drzwiami stało dwóch kelnerów i barman. Zabrali resztę jedzenia, oprócz jakiejś sałatki, którą Sael kazał zostawić dla towarzyszki, gdyby jednak jej apetyt wrócił.

Mężczyźni wyszli z pokoju. Sael spojrzał jeszcze raz na drzwi, po czym odwrócił się i spojrzał na Arewię. Uśmiechnął się złowieszczo i zaczął bardzo powoli pochodzić do łóżka, na którym siedziała.
- Wyglądasz na przestraszoną. Czy coś złego się stało? - Spojrzał w jej oczy będąc jeszcze w połowie pokoju. Widział na jej twarzy wypisany strach.

Re: [Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Pon Kwi 22, 2013 7:41 pm
autor: Arewia
Przypatrywałam się mu z niedowierzaniem i z rozdziawioną miną, jakbym prezentowa swoje możliwości. Nie potrafiłam się ruszyć, chociaż i tak nie miałam gdzie uciec. Wygląda na to, że kończy się i zaczyna "największa podróż mojego życia". Ogółem mówiąc, jest źle. Może gdybym nie była taka odrętwiała, spróbowałabym go jakoś udobruchać. Minuty, w których podchodził do mnie, a ja jedynie siedziałam zastygła na łóżku, dłużyły mi się w nieskończoność. Mieszały mi się myśli. Za mało widziałam. Za bardzo się bałam.
Właściwie... czemu się boję?

- O..... skąd - driada zaprezentowała fałszywy, zmieszany uśmiech. Zarumieniła się. Nadal nie poruszała się swobodnie. Lewą ręką sięgnęła powoli do torby. - przecież nic się nie stało... Prawda, Saelu ? - przechyliła głowę, przez co włosy spłynęły na drugą stronę jej twarzy. Jej ton głosu był miękki, interesujący i bardzo pociągający. Próbowała za wszelką cenę przechylić sytuację na jej korzyść.
Zaczęła powoli szukać w torbie jakiegoś elementu, który pomógłby jej wyjść z opresji.

Re: [Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Czw Cze 27, 2013 10:28 pm
autor: Sael
Na twarzy Saela wciąż malował się ten sam szyderczy i złowieszczy uśmiech, jednak jego ton znacznie złagodniał i nie był już taki groźny, można by rzec, że był nawet lekko drwiący.
- No oczywiście, że nic się nie stało. - Jednym szybkim i gwałtownym ruchem usiadł na krześle, które stało obok. - Arewio, nie musisz się mnie obawiać. - Jego głos stał się szorstki, bezpłciowy, jakby nagle przestał się interesować tym co się dzieje. - To był zły człowiek, którego nasłał na mnie mój ojciec. On chce mnie znaleźć i zabić, gdyż ukradłem mu księgę, która jest skarbem naszego rodu i przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Nigdy nie wybaczę mojemu ojcu tego co zrobił, lecz to nie jest teraz ważne. - Sael usiadł wygodniej widząc, że driada również się uspokoiła. Pogładził się dłonią po podbródku. - Nie jesteś najpotężniejszą osobą jaką poznałem, ale jest w tobie pewien potencjał, który kiedyś możemy wykorzystać. Od kiedy nasze ścieżki się złączyły czuję, że pomiędzy nami zaistniała więź, której nie rozumiem. Wiem jednak, że nigdy nie czułem takiej więzi z nikim, mimo, że poznałem w swoim życiu bardzo wielu bohaterów. Ale nie ma potrzeby, bym opowiadał te historie dzisiaj, ponieważ jeżeli odnalazł mnie jeden z ludzi mojego ojca, to pewnie odnajdzie mnie reszta, a tego bym nie chciał. - Nachylił się w stronę driady i oparł się łokciami o kolana. - Teraz decyzja należy do ciebie. Masz dwa wyjścia, albo wrócisz do lasu, gdzie nie powinni cię znaleźć, a na pewno będą cię szukać, bo przesiąknęłaś już dawno moją magią, lub też możesz pójść wraz ze mną w stronę Łez Rapsodii. Często tam bywam, bardzo piękne miejsce, jednak musisz wiedzieć, że sama podróż jest bardzo niebezpieczna i wyczerpująca. Tylko zastanów się dobrze, bo nie będzie już później odwrotu nie ważne którą opcję wybierzesz. - Jego wzrok był skupiony na twarzy towarzyszki wyczekując chociaż najkrótszej odpowiedzi, której nie chciał znać. Znów naraża niewinną niczemu osobę na niebezpieczeństwo, lecz wciąż jego głównym celem było zabicie swego ojca, a do tego potrzebował towarzyszy.

Re: [Karczma "Lew z Południa"] Czyżby początek ?

: Pon Lip 15, 2013 10:49 pm
autor: Arewia
Stare, drewniane okno z cichym skrzypnięciem otworzyło się pod wpływem wiatru, wpuszczając do pokoju rześkie, nocne powietrze. Delikatny jego powiew otulił twarz młodej driady, poruszył kosmykami jej włosów. W przygaszonym świetle straciły nieco swój kolor, ale nadal błyszczały się rozpromieniając oblicze Arewii. Lekko pochylona przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. Stanęła przed wyborem, który zaważy nad jej dalszymi losami. Wpatrywała się w posłanie spod przymkniętych powiek. Niezręczne uczucie minęło zastąpione nowym. Obietnica doświadczeń, jakie kobieta widziała w propozycji podróży stawiała wszystko w innym świetle. Uczucie euforii na krótką chwilę wezbrało w niej; w duchu cieszyła się jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Podniosła wzrok na swojego towarzysza.
Zapatrzyła się przez chwilę na jego głębokie, błękitne oczy. Wodziła wzrokiem po jego twarzy. Była nieco surowa. Kilka mniejszych i większych skaleczeń dodawało jej wyrazu, tak jak nieco nieogarnięty (choć pociągający) trzydniowy zarost. Oprócz tego wydała się naturiance przystojna…
Zjechała wzrokiem w dół i spostrzegła torbę, skórzane buty; zauważyła też płaszcz. Swoją drogą, pomyślała, wyglądał na zimowy. Czy za lasem jest ten śnieg, o którym jedynie słyszała?
Oprzytomniała, ważąc jego słowa ponownie. Puściła mimo uszu uwagę o jej potencjale, jak i o tym, że mag wyczuł między nimi jakąś więź. Zamyśliła się na dłuższą chwilę; jednego była pewna. Nie chce narażać pobratymców wracając do lasu. Będą jej tam szukać. Zostało drugie wyjście, droga do Łez Rapsodii. Oprócz wspaniałej strony tej wyprawy istniało duże ryzyko. Ale przecież niemalże całe życie się przygotowywała do opuszczenia domu i poznania tego, co nieznane. Dlaczego teraz miała stchórzyć?
Myśląc, wodziła wzrokiem po martwych punktach pokoju. W którymś momencie ponownie zatrzymała się na spojrzeniu mężczyzny. Wyprostowała się i odpowiedziała mu miękkim jak puch dmuchawca tonem.
- Mam mnóstwo wątpliwości… ale mimo to bardzo chcę Ci towarzyszyć, Saelu. Chcę rozwinąć swoje umiejętności, chcę poznać te wszystkie miejsca o których słyszałam… - w jej głosie lekko narastała nutka euforii, i dziecinnej naiwności. Dodawało jej to niecodziennego uroku. – W dodatku, teraz przy Tobie, potężnym magu, chyba jestem bezpieczniejsza, niż gdyby mnie mieli szukać w lesie…
Szybko urwała, karcąc się w myślach za to, że za późno ugryzła się w język. Nie była pewna, czy aby mężczyzna nie poczuje się urażony tego typu komplementami. W końcu to pierwszy facet, jakiego poznała i z jakim w życiu gadała!