I takich właśnie ludzi szuka Armadas, wysoko postawiony szlachcic, którego ojciec był głową rodu Malleus, a matką, oficjalnie, córka bogatego kupca. Dopiero gdy oboje zmarli, a dziedzic zdawał się nie starzeć przez kolejnych kilkadziesiąt lat, ktoś na dworze królewskim podpowiedział, że senior musiał wrócić z synem z jednej ze swych dłuższych podróży. Jednak wtedy nikt już nawet nie próbował czegokolwiek z tym robić, gdyż arystokrata posiadał zbyt duże wpływy nie tylko w Rubidii, ale także w miastach mających istotne znaczenie dla polityki tutejszego rodu królewskiego. Z tego właśnie powodu (nie wspominając o licznych szantażach i groźbach), teraz półelf cieszy się spokojem i niemal pełną niezależnością.
Ludzie Armadasa poszukują właśnie, głównie w karczmach, ludzi nadających się do powzięcia niebezpiecznej wyprawy, prowadzącej przez morza i oceany, której cel może być niemożliwy do znalezienia. Pytanie tylko, czy ktokolwiek się na to pisze.
Jen i Patronicus przemieszczali się między drewnianymi zabudowaniami, należącymi głównie do biedniejszych mas miasta. Dziewczyna próbowała sobie przypomnieć właściwą drogę do posiadłości, lecz póki co nie poznawała żadnej z uliczek.
- Mówiłeś, że jesteś posłem, prawda? - zwróciła się do swego towarzysza. - W takim razie powinniśmy się chyba rozdzielić, aby nie tracić czasu. Ja poszukam Armadasa i dowiem się, o co dokładnie mu chodziło, a ty później do mnie dołączysz.