Rubidia[Przystań portowa] Perfumy i jedwab

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

- Tak myślisz? – spytał, z nutą ironii w głosie. – był miły, bo nie miał pojęcia kim jesteś. Gdyby wiedział, nie próbowałby szukać u ciebie pomocy, tak jak to zrobił. Po prostu nie znasz go dość dobrze żeby to wiedzieć... Albo po prostu on nie zna ciebie. – mówił, choć z każdą chwilą przykładał coraz mniejszą wagę do swoich słów. Czy był sens w tym żeby ją przekonywać? Zgodziła się przecież mu pomóc, teraz już pewnie zwyczajnie się droczyła i coraz bardziej stawało się to dla niego oczywiste. Nie było potrzeby tłumaczyć ponownie, skoro doskonale to wiedziała. Z każdą chwilą też czuł się coraz bardziej jak dureń, zdając sobie powoli sprawę z tego jak bardzo dał się złapać.
Melouria zdała się jednak jakby tego nie zauważyć. Może poza niewielkim uśmiechem, którego cień udało mu się dostrzec, zupełnie po sobie tego nie pokazała. Jednocześnie zbliżyła się do niego Jeszcze bardziej, niby przypadkiem łaskocząc go po trochę odsłoniętym brzuchu fragmentem sukni. Skierra ponownie miał teraz podobne uczucie co wtedy, gdy wcześniej zetknęła się z nim w dość intymny sposób. Uczucie to było dla niego wciąż dość obce i nieznane, coś czego nie bardzo miał okazję wcześniej doświadczyć. Domyślał się trochę co mogło to znaczyć, ale do tej pory nie miał jeszcze pewności czy naprawdę było to celowe. Po prostu nie wiedział tego.
Chwilę później jednak jego wątpliwości rozwiały się zupełnie, potwierdzając przypuszczenia. Poczuł jak jej kobiece ciało zbliżyło się do niego, jej głowa zetknęła się z jego piersią. Gładkie, łagodne ręce zaplotły się za jego plecami, jeszcze bardziej zbliżając ją do niego. Teraz Skierra już był praktycznie pewien do czego to wszystko zmierza. Tak naprawdę to miał jeszcze nikłą nadzieję, że może jednak będzie to częścią tego czegoś, co miała zrobić z nim by pozbyć się jego kapłańskiego ja, lecz coś mówiło mu że to jednak tak nie będzie. Pierwszy raz jednak, kiedy pojawiła się w jego głowie ta myśl, nie zaprotestował, a przynajmniej nie od razu. Nagła, niespodziewana bliskość działała na niego kojąco, uspokajająco, a nawet przyciągająco. W końcu Melouria obiecała mu że to zrobi, a przecież nie było powodu, by nie mogło to poczekać przez niezbyt długi okres czasu, prawda? Skierrze wydawało się że tak. Tak naprawdę to nie tylko ona chciała to zrobić z nim, on również czuł coś podobnego wobec niej. A skoro już tu byli...
Wtem poczuł że coś w jego otoczeniu zaczęło się zmieniać. Wrażenie było głębokie i dziwne, lecz na pewno pochodziło z zewnątrz. Szybko zlustrował spojrzeniem otoczenie, szukając źródła owego dziwnego odczucia. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że to tak naprawdę pochodziło od zmieniającej się w jego ramionach kobiety. Wiedział że to wciąż ona, ale to co zobaczył sprawiło że aż zadrżał – sam nie wiedział czy ze strachu, podziwu, wrażenia, pragnienia, czy kombinacji wszystkich czterech. Włosy Melourii zaczęły się kręcić w lekko niepoukładane loki, zmieniając kolor na ciemnobrązowy. Kształt jej ciała również zaczął się zmieniać, widać było że stała się jakby większa, znacznie bardziej umięśniona niż jej wcześniejsza postać wątłej elfki. Kolor skóry stał się trochę jaśniejszy, choć nie zmienił się aż tak bardzo. Twarz dziewczyny również przeszła transformację, przybierając bardzo znajomy mu kształt. W jego ramionach spoczywała Jude. TA Jude.
- Nie jesteś nią... – mruknął, lecz jego słowa jakby utonęły w natłoku myśli a ich wydźwięk był tak słaby, że były ledwo słyszalne. – Nie jesteś Jude... Widziałem już twoje sztuczki...
Mimo tego co mówił, wszystkie jego zmysły zdawały mu się mówić inaczej. Wyglądała prawie dokładnie tak, jak ją zapamiętał, tylko odrobinę dotknięta upływem czasu. Nie zmieniła się jednak na tyle, by były jakiekolwiek wątpliwości że to ona. Wilczyca w ludzkiej postaci, a nadto całkowicie obnażona, tuż przy nim. Widział ją w takim stanie ledwie dwa razy, jednak doskonale wystarczyło to by w całości ją zapamiętał. Te gęste, kręcone loki, jędrne usta i gwiazdy zamiast oczu... To wszystko wydawało mu się takie realne... Takie prawdziwe... Zupełnie tak jakby była tu z nim, teraz...
Wtedy jednak niczym młot uderzyła go duża, znacząca różnica. Dziewczyna którą trzymał wydawała się być łagodna, słaba, jakby zawstydzona. To nie była Jude. Ona zawsze była silna, mocna i dominująca. Nigdy nie dawała sobie w kaszę dmuchać, niezależnie czy chodziło o mniejsze czy większe sprawy. Jeszcze nigdy nie widział by w czymkolwiek na dobre ustąpiła. Gdyby nie irracjonalność jaką czasami się kierowała, już dawno byłaby alfą. Tym samym Skierra nie potrafił dopasować wizerunku słabej i niepewnej Melourii do silnej i charyzmatycznej Jude. Nawet to, że wyglądała teraz zupełnie jak ona niewiele mu w tym pomagało. Wilczyca zawsze była dla niego unikalna głównie poprzez charakter, a nie przez wygląd. To, czego doświadczył teraz, znacznie odbiegało od tego czego by się spodziewał.
Niemniej jednak taka bliskość kobiety była dla niego czymś dużym, czymś wyjątkowym. To był jego pierwszy raz kiedy robił coś takiego i szczerze powiedziawszy już teraz czuł przedsmak tej wolności jakiej dopiero miał zasmakować. Tak bliskie ciepło w chłodną noc dawało mu do myślenia, sprawiało że zauważał jeszcze bardziej niż zwykle jak bardzo brakowało mu ordynarnych, ludzkich czynności, od których zawsze był odizolowany. Samo to, że mógł wreszcie przeciwstawić się narzuconej mu z góry doktrynie sprawiało, że napełniał się czystą ekscytacją na to, co miało za chwilę nadejść. Nawet jeżeli kobieta w jego rękach nie była Jude a Melourią, to nie mógł się już doczekać tego bliskiego spotkania. Pomimo tego że nigdy czegoś takiego nie robił, to nie obawiał się że będzie mu to trzeba tłumaczyć. Jego zwierzęce... a może nawet ludzkie instynkty już teraz podpowiadały mu co zrobić. Czuł że powinien najpierw pozbyć się koszuli, tak więc ściągnął ją z pleców i rzucił niczym łachman za siebie.
Wyraźnie już czuł reakcję swojego organizmu na to, co się działo wokół niego wewnątrz swoich spodni. Nie musiał wcale zbyt długo na to czekać. Dalej instynkt nakazał mu zejść na ziemię, w dosłownym znaczeniu tego wyrażenia, czego natychmiast Skierra się usłuchał. W zasadzie trochę rzucił się na plecy, ciągnąc Melourię razem ze sobą. Na grzbiecie czuł mokrą ziemię, której zapach wdzierał mu się w nozdrza swoją wieczorną intensywnością i walczył tam z trochę ludzkim, trochę bestialskim zapachem Jude. Nie przeszkadzało mu to, a wręcz przeciwnie, jedynie bardziej go to ekscytowało. Nie obchodziło go to, jak tak naprawdę ten zapach powstał. Nie mógł się doczekać tego kiedy wreszcie zaczną.
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Podczas oczekiwania na pokusę oraz wpatrywaniu się w morze, w głowie Sarpedona rodziły się i umierały myśli w tempie sprawiającym, iż życie mrówki zdawało się być niezwykle długim czasem. Tryton rozważał różne scenariusze, spoglądając głęboko w siebie oraz analizując, jak ta cała sytuacja może się dla niego skończyć. Owszem, podjął chęć współpracy z pokusą oraz nawiązania jakiejkolwiek więzi, którą mógłby wykorzystać, ale... ta zdążyła już poznać całkiem sporo pośród jego myśli. W dodatku także przez pewien czas była jego ofiarą, trzymana przez wodne macki. Później zaś, kiedy stanął w jej obronie... kolejny moment oznaczający się spartaczeniem sprawy. Sarpedon miał ochotę cofnąć czas i inaczej zacząć tę znajomość; kobieta szamocząca się w szafie miała stanowić znak dobrej woli, chęć prawdziwego zaczęcia na nowo, ale teraz, kiedy tryton stawiał się na jej miejscu... wiedział, że to nie będzie możliwe. Nasłuchiwał kroków pokusy, ale te się nie pojawiały. Spędzała z wilkołakiem całkiem sporo czasu. W Sarpedonei tkwiła myśl, że powinien zrobić to wcześniej, bo teraz za późno, ale w końcu... zdecydował się.
        Zszedł na dół i zdobył papier oraz atrament, wraz oczywiście z potrzebnym mu piórem. Następnie wrócił do pokoju, podsunął sobie krzesło i zaczął pisać. Przy akompaniamencie zduszonych przez knebel z lin jęków anielicy powstawał list pożegnalny. Co chwila tryton się zatrzymywał, po czym ruszał z jeszcze większym entuzjazmem. W końcu zamaszystym ruchem się podpisał, wyprostował zwój na stole, po czym wstał od niego. Zbliżył się do szafy.
        - Bardzo miło było poznać, moja droga, dziękuję także za wszystkie informacje, których to mi udzieliłaś – powiedział przyjaznym, tak bardzo niepasującym do okoliczności głosem, a szamotanie oraz jęki ucichły. - Zdecydowanie okażą się niezwykle przydatne, ale tymczasem jestem zmuszony cię pożegnać. Nasza znajomość zdecydowanie mogła nabrać tempa, ale niestety muszę ruszać dalej. Baw się dobrze z pokusą. Jestem pewien, że ona będzie świetnie.
        Szamotanie i jęki powróciły, znacznie silniejsze niż te wcześniejsze. Sarpedon uśmiechnął się, po czym wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi; stąd nie było słychać praktycznie nic. Ruszył, zostawiając w pokoju list.

        Melourio,
        Nasza znajomość zdecydowanie nie zaczęła się w najlepszy sposób. Wybacz, że właśnie tak zareagowałem, ale najpewniej wiesz doskonale, dlaczego tak się stało. W końcu wejrzałaś w moje myśli. Na taką możliwość zdecydowanie nie byłem przygotowany i stała się ona moim czułym punktem. Zaczęło się źle, ale chciałem zająć się naprawą tego. Jednakże mam wrażenie, że jest już po ptakach. Wolę więc uciec, zanim jeszcze bardziej się pogrożę.
        Jednak nie ograniczę się jedynie do samej ucieczki. W szafie czeka na ciebie mały prezent, nie wahaj się go otworzyć i zrobić z nim cokolwiek tylko zechcesz, pokuso. Ano właśnie, przy okazji zdobywania go dowiedziałem się też pewnego Twojego sekretu. I spokojnie, nie musisz się obawiać, że go zdradzę – po charakterze prezentu powinnaś mieć tę pewność, zresztą jestem pewien, że będzie stanowić odpowiedź na wiele spośród Twoich pytań. Mogę jedynie liczyć, że ten niewielki podarunek sprawi, że ja także nie muszę się niczego obawiać z Twojej strony; i tak mam zamiar oddalić się od morza, jednak gdybyś rozpowszechniła to wszystko, co o mnie wiesz, życie stałoby się zdecydowanie o wiele bardziej nieznośne.
        Mam nadzieję, że dogadasz się dobrze z mężczyzną; pomimo Waszych niesnasek wyglądało to tak, jakbyście mogli odnaleźć wspólny język. Życzę Wam wszystkiego dobrego.
        Sarpedon


        Tryton zszedł na dół, skrywając się za iluzją niewidzialności; nie chciał ryzykować, że wracająca pokusa trafi na niego akurat w takim momencie. Jednak nigdzie nie było po niej nawet śladu. Dlatego też Sarpedon zakradł się do kuchni, po czym zwinął stamtąd co nieco na ząb. Czekała go droga, musiał wcześniej zaspokoić apetyt, aby nie musieć troszczyć się o to po drodze – podczas tej zjedzenie czegoś znośnego mogłoby sprawiać prawdziwy problem. Kiedy już był pełen, wyszedł z karczmy oraz skierował się do bramy miejskiej; bez problemu opuścił miasto i udał się na klif, górujący ponad pobliskimi terenami. Stanął na jego krańcu, spoglądając na fale uderzające zaciekle w ziemię, po czym rozłożył ręce i skoczył. Wkrótce pochłonęła go znajoma toń, a drapieżnik wyruszył na żer.

Ciąg dalszy: Sarpedon
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

W ten chłodny, nieprzyjemny wieczór większość ludzi wolała zostać w domach, grzejąc zziębnięte palce przy ogniach palenisk, nie myśląc nawet o tym by się od nich odsunąć, nie potrafiąc sobie wyobrazić jak można by było znieść chłód tej nocy bez ciepłego ognia. Ukrywali się głęboko pod pierzynami, nie przypuszczając nawet, że pewna para osób byłaby skłonna, by dobrowolnie spędzić tę noc za miejskimi murami.
Oni jednak nie potrzebowali ani piecy, ani kołder. Im wystarczało samo gorąco pragnienia, prosta i silna emocja, która niemalże zupełnie pozwalała zapomnieć o kąsającym ich chłodzie. I choć każde z nich czuło je trochę inaczej, wystarczyło to żeby razem padli sobie w objęcia na samym środku pustej łąki.
Skierra, choć wiedział że w swych ramionach trzyma nie jest brązowowłosą Jude, którą tak dobrze pamiętał, lecz Melourię, nowo poznaną piekielną zdolną zamieniać swój wygląd wedle woli. Wiedział że przemieniła się celowo, to nie ulegało wątpliwości. W ogniu chwili jednak ta informacja zaczynała dla niego coraz mniej znaczyć, do tego stopnia, że najchętniej machnąłby na to ręką. Jego zwierzęce, wilcze instynkty szybko wzięły górę nad logicznym rozumowaniem, którym tamten i tak akurat teraz niewiele się przejmował. Melouria czy Jude, teraz nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Liczyły się tylko moment, bliskość, ciepło i żar pożądania, który mógł zaspokoić jedynie w jeden sposób.
Pokusa natomiast bawiła się dużo lepiej niż sama się tego spodziewała. Pomimo swoich wcześniejszych wątpliwości, teraz okazało się że nawet podoba jej się to w jaki sposób do tego doszło. Cała ta bliskość, zetknięcie z inną istotą okazało się nieść ze sobą naprawdę pozytywne wrażenie. Szczególnie przyjemny zdawał się być fakt, że to ona prowadziła jego, a nie na odwrót. Czy to było właśnie takie uczucie? Czy to właśnie coś takiego czuły inne pokusy w zasadzie na co dzień? Czy to co teraz robiła... w jakiś sposób ją do nich upodabniało? W głowie Melourii pojawiło się wiele pytań takich jak te, które to bardzo szybko przybrały postać ponurej chmury burzowej, która powoli zaczęła przesłaniać całą przyjemność jaką na początku z miała z tego aktu.
W sumie mogłaby wtedy przestać, uśpić wilkołaka i zostawić go tutaj na pastwę losu. I tak już pewnie nigdy go nie zobaczy, więc nie byłoby dla niej dużej różnicy. Mimo to postanowiła zostać, dokończyć to co już zaczęła. Niech już mu będzie, upartemu wilkowi. Niech ma to o co tak gorliwie ją prosił.
Melouria, która już wcześniej była trochę zagłębiona w umysł Skierry, teraz powoli zaczęła wchodzić weń głębiej, zyskując coraz większą kontrolę nad nim. Wiedziała dokładnie, czego chciał wilkołak. Musiała do pewnego stopnia rozgnieść jego świadomość, wyplenić to, co uważał za zbędne. Od razu zabrała się do pracy, gdyż chciała skończyć z tym jak najszybciej i wreszcie mieć natrętnego wilkołaka z głowy. Znalezienie jego drugiej osobowości nie było trudne, już wcześniej miała z nią do czynienia i wiedziała gdzie i jak powinna jej szukać. W sumie zdawała się ona być niewinna, niepozorna... ale czy to miało znaczenie? Melouria skupiła się, po czym uwolniła przygotowane wcześniej zaklęcie. Jej moc popłynęła silnym strumieniem, a w umyśle Skierry rozległ się pojedynczy, zbolały krzyk agonii, którego nie usłyszał nikt oprócz pokusy. I jeden problem z głowy.

Kiedy Skierra wreszcie się ocknął, nadciągał już poranek wraz z ciepłymi i jasnymi promieniami słońca, które wciąż jedynie zabarwiło horyzont. Wilkołak w pierwszym momencie zorientował się, że zdążył już trochę zmarznąć, leżąc całą noc w mokrej, zimnej trawie. Nie było mu z tym jednak źle, a jedynie trochę niekomfortowo. Uniósł się na łokciu i dopiero wtedy zauważył że leży tam sam, a Melourii nie ma nigdzie w pobliżu. Już miał się rozgniewać z tego powodu i ruszyć na jej poszukiwanie, kiedy zorientował się że jeszcze coś jest inne niż dotychczas. Przez moment jego zaspany umysł nie mógł do końca dotrzeć do źródła tego wrażenia, lecz już po chwili zdał sobie sprawę z tego o co chodziło. Był sam. Naprawdę sam, bez nikogo w jego własnej głowie, który mówiłby mu co ma robić. Pustka. Przez chwilę zastanawiał się, kiedy Melouria to zrobiła, lecz doszedł do wniosku że to bez znaczenia. W końcu nareszcie był wolny.
Jego wzrok na krótką chwilę padł na mały przedmiot zwisający mu z nadgarstka. Mały krzyżyk, ze zwykłego drewna, który kołysał się lekko przy każdym jego ruchu. Coś, co tak naprawdę nie należało do niego, coś czego wcale nie chciał. Święty znak kapłana, który teraz już nie istniał. Skierra chwycił przedmiot palcami drugiej ręki, po czym siłą zerwał go i rzucił na ziemię. „Już nie będzie mi potrzebny. Jemu potrzebny”. – pomyślał, po czym zaczął iść przed siebie, jeszcze nie do końca wiedząc gdzie tak właściwie zmierza.
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości