SerenaaBlaski i cienie.

Miasto kupców, szlachty i handlu. Położone w słonecznej części wybrzeża, stąd jego status Miasta Królewskiego. Znajduje się tu wiele dworów szlacheckich i oczywiście pałac króla.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        W drodze do miejskiego więzienia Escrim układała sobie w głowie możliwe scenariusze odnośnie tego jak wyciągnąć Salazara z lochów. Najprostszym rozwiązaniem byłoby zwyczajne wycofanie postawionych elfowi zarzutów. Wystarczyło wspomnieć, że w śledztwie pojawiły się nowe dowody które zdejmują oskarżenia z jeńca, a co za tym idzie w świetle prawa nie ma podstaw by dłużej trzymać go pod kluczem. Jednak owe legalne działania byłyby wodą na młyn dla Carso i jego spiskowej intrygi. Nawet jeśli Salazar dowiedziałby się czegoś istotnego, wiarygodność gwardzistki zostałaby mocno nadszarpnięta, przez co kolejne podważenie sukcesów kapitana – oszusta, mogłoby okazać się znacznie trudniejsze. Trzeba było wymyśleć coś innego. Być może wystarczy jak przekaże Mistrzowi Złodziei jego broń i komplet wytrychów? La Tranchte mogłaby to zrobić pod pretekstem kolejnego przesłuchania, ale obawiała się że samemu torując sobie drogę ku wolności, jej elf pozostawi po sobie krwawe ślady. Co więcej jeśli zostałby złapany, natychmiast pojawiłoby się pytanie skąd wziął swój ekwipunek. Escrim szybko doszła do wniosku iż wolałaby całą „ucieczkę” nadzorować osobiście.
        - W porządku, zrobimy tak. Spotkamy się z Salazarem, upewnimy się jak poszło jego dochodzenie, a przy okazji wykonam odcisk klucza, tak by następnie móc z uzyskanej formy zrobić odlew jego kopii. – Zdecydowała gwardzistka. – A ty w tym czasie zdobędziesz dla elfa strój miejskiego strażnika, po to by bezpiecznie opuścił nie tylko same lochy, ale i teren garnizonu.
        - Niby jak mam załatwić taki mundur? Sprzedają je na bazarze? – Peu wyraźnie nie był zachwycony powierzonym mu zadaniem.
        - Po prostu rusz głową i coś wymyśl. Mógłbyś zacząć od tego. – La Tranchte wskazała adiutantowi budynek znajdujący się na uboczu koszar, którego szyld informował zainteresowanych, że stoją przed pralnią.
        - Nie podoba mi się to. W ogóle cała ta współpraca z Salazarem to zły pomysł. – Narzekał chłopak. – Odkąd się na nią zgodziliśmy, zbyt łatwo idzie nam naginanie prawa.
        - Przecież tylko pożyczamy te rzeczy. Oddamy jak będzie po wszystkim, a poza tym wyciągamy z lochów osobnika który jest niewinny.
        - To Mistrz Złodziei, na pewno znajdzie się dowód aby na stałe został tam gdzie teraz siedzi! - Upierał się Frisson.
        - Od kiedy to działamy w ten sposób, że najpierw zamykamy podejrzanych, a później szukamy na nich paragrafów? – Ucięła dyskusje         Escrim, rozstając się z swoim pomocnikiem. Peu niechętnie udał się w stronę pralni, przekonany iż właśnie przyjdzie mu dokonać pierwszej w życiu kradzieży. Tymczasem gwardzistka skierowała się w stronę pokaźnej baszty pełniącej rolę miejskiego więzienia.
Z doświadczenie wiedziała, że strażnicy w takim miejscu nie tryskają optymizmem. Codzienna monotonia sprawia że słabo przykładają się do swoich obowiązków, zwykle są znużeni i ospali, a tym czego tak naprawdę pieczołowicie pilnują, jest czas dzielący ich do końca zmiany. Niestety ów stereotyp wcale nie działał na jej korzyść, ponieważ pojawienie się w lochach kogoś nowego, zawsze stanowiło nie lada atrakcję, a pobudzeni tym faktem strażnicy, nad wyraz chętnie patrzyli takiemu przybyszowi na ręce. Dlatego właśnie najlepiej było nie zwracać na siebie szczególnej uwagi, dać do zrozumienia że przeprowadza się rutynowa kontrolę, a sama wizyta to tylko kolejny biurokratyczny wrzód na ciężkiej doli więziennego oficera.
        La Tranchte właśnie w ten sposób planowała rozegrać swoje rozmowę z strażnikami, jednak gdy tylko przekroczyła próg więzienia, od razu przekonała się że jej rozmyślania nie mogły być bardziej błędne. Wewnątrz panowało poruszenie. Poszczególni gwardziści biegali w tą i z powrotem, tak jakby nie mogli znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Broń która w normalnej sytuacji powinna spoczywać gdzieś w kącie, teraz w większości noszona została przy pasie. Na twarzach zebranych widać było napięcie, podekscytowanie, a czasem również strach.
        - Szukam Salazara. Przyprowadzono go dziś rano. – Odezwała się Escrim gdy wreszcie udało jej się zwrócić na siebie uwagę jednego z strażników. – Mam obowiązek kontynuować przesłuchanie.
        - Za późno. Właśnie go przenoszą. – Padła zaskakując odpowiedź.
        - Jak to?
        - Przydupas Carso i jego para osiłków przynieśli nakaz. Że niby więzień jest niebezpieczny i trzeba go stąd zabrać na wyspę.
        - Łajdak! – Zaklęła gwardzistka natychmiast rzucając się w stronę schodów. Zlekceważyła swojego przeciwnika, błędnie zakładając że tylko ona ma określony plan działania. A przecież powinna się domyśleć że Salazar będzie dla Carso niczym drzazga w oku. Ambitny kapitan gotów był posunąć się do wszystkiego byleby tylko wyciągnąć z elfa informację o tym w co ten z nim pogrywa.
        - Które to piętro? – Cofnęła się Escrim uświadamiając sobie że nie wie dokąd biegnie.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Chwila, o którą poprosił mroczny elf przeciągała się już, a ten nadal nie odezwał się słowem. Salazar powoli zaczął uważać, że współwięzień nie przypomni sobie niczego, co pomogłoby z wyciągnięciem go z więzienia. Mimo wszystko, spojrzał na niego pytająco, licząc na to, że ten odzewie się teraz.
         – To wydarzyło się zbyt szybko… Gdy tylko zgodziłem się na to, co mi zaproponował, od razu obezwładnili mnie i zaprowadzili do więzienia. Nie miał czasu na to, żeby o tym komuś powiedzieć – powiedział w końcu. Właśnie tego obawiał się Salazar, jednak, z drugiej strony, nie zdziwiło go to, bo podejrzewał, że usłyszy właśnie coś takiego. Carso nie chciał, żeby Aren powiedział komuś o tym, co mu zaproponował, bo przecież, gdyby coś mu się stało albo „umowa” miałaby inne punkty, o których Carso mu nie wspomniał… to od razu znalazłby się ktoś, kto wskaże to oszustwo.
         – Cóż, tego się obawiałem, ale domyśliłem się też, że właśnie tak było – odpowiedział po chwili Salazar.
         – Carso nie chciał, żeby byli jacyś świadkowie, którzy mogliby pomóc w wydostaniu cię z więzienia – dodał. Nie wiedział, czy Aren domyśli się tego, dlatego też wolał wspomnieć o tym od razu, aby uniknąć niepotrzebnych pytań.
         – Tak… Pewnie masz rację – odparł Aren, a później westchnął. Mężczyzna doskonale wiedział, że zmniejsza to jego szanse na ponowne zobaczenie swojej rodziny.
         – Ktoś się zbliża – powiedział krótko złodziej, tym samym sprawiając, że jego współwięzień nie powiedział czegoś, co właśnie chciał powiedzieć. On także usłyszał kroki, co obaj zawdzięczali ponadprzeciętnemu słuchowi. Mroczni spojrzeli w stronę, z której usłyszeli kroki. Ujrzeli tam trzech mężczyzn, którzy szli dokładnie w ich stronę.

         – Przenosimy cię, zostałeś uznany za niebezpiecznego – odezwał się mężczyzna, który wcześniej szedł przed pozostałą dwójką. Salazar spojrzał tylko na niego i nawet nie ruszył się z miejsca.
         – Wie o tym osoba, która mnie załapała i tu przyprowadziła? Wydaje mi się, że powinna o tym wiedzieć, prawda? - zapytał, cały czas spoglądając na osiłka. Podejrzewał, że to wszystko dzieje się bez wiedzy Escrim, aby nie mogła zrobić czegoś, co przeszkodziłoby w przyspieszeniu i zakończeniu śledztwa, co teraz głównie opierało się na tym, aby jak najszybciej stracić osobę, która „przyznała się” do tych zbrodni. Mężczyzna wzruszył tylko ramionami.
         – Dostałem taki rozkaz razem z nakazem, nie moja sprawa, kto go widział i kto o nim wie – odparł dodatkowo. Wyglądało na to, że mroczny elf miał do czynienia z osobą, która ślepo wykonuje rozkazy, może licząc na to, że dzięki temu dostanie jakiś awans albo więcej ruenów za pracę.
         – A kto go podpisał? - zapytał Salazar, nadal drążąc temat.
         – A to już nie jest twoja sprawa. Nie powinno cię to interesować, więźniu – usłyszał to w odpowiedzi. Cóż, według niego, wszystko wskazywało na to, że nakaz został podpisany przez Carso, co ten zresztą ukrył przed Escrim, prawdopodobnie po to, żeby nie mogła się temu sprzeciwić.
         – Podejdź do krat – rozkazał osiłek. Oczywiście, że chcieli unieruchomić mu ręce, przecież musieli zadbać o swoje bezpieczeństwo i o to, żeby nie udało mu się uciec w trakcie przenoszenia z jednego więzienia do drugiego. Złodziej nie planował się ruszyć, może dzięki temu kupi trochę czasu gwardzistce. Oczywiście, będzie się to opłacało, jeśli dziewczyna dowie się o tym wszystkim i od razu zabierze się za to, żeby przeciwstawić się temu.
         – Podejdź do krat albo zmusimy cię do tego siłą – powtórzył, chociaż tym razem była to bardziej groźba, a nie rozkaz. Salazar spojrzał tylko na nich, starając się, aby jego spojrzenie nie mówiło do nich „Zapraszam, jeśli jesteście tacy odważni”. Elf patrzył też na nich dlatego, że chciał wiedzieć, kiedy przystąpią do działania. Wątpił w to, żeby chciało im się czekać, więc najpewniej szybko usłyszy klucze uderzające o siebie, a także dźwięk, który towarzyszy otwieraniu zamka. Wiedział też, że najpierw do celi wejdzie ta dwójka, która przyszła z osiłkiem… Nie wiedział tylko, skąd wyciągnęli drewniane pałki, którymi na pewno pomogą sobie przy doprowadzaniu do porządku więźnia, który nie chciał słuchać rozkazów.
Złodziej wstał dopiero teraz, przygotowując się do walki, którą na pewno stoczy z tą dwójką. Był bez broni… teoretycznie. Na pewno nie miał zamiaru wykorzystywać magii, bo nie chciał zdradzać tego, że ma jakieś umiejętności magiczne. Tak, jak przypuszczał – dwóch mężczyzn z pałkami weszło do celi, a ten, z którym rozmawiał wcześniej, stał przy kracie i obserwował.
Tamci zaatakowali pierwsi. Mroczny uniknął pierwszego ataku, a drugi musiał przyjąć na przedramiona, aby nie zostać ogłuszonym na samym początku walki. Od razu odpowiedział pięścią skierowaną prosto w brzuch i łokciem, którym uderzył w nos przeciwnika, który chciał teraz uderzyć go z tyłu. Ten drugi zatoczył się w tył, trzymając się za nos. Pierwszy zaatakował ponownie, jednak Salazar tego uniknął i ponownie uderzył pięściami – tym razem celując w twarz, a później w centralny punkt klatki piersiowej, gdy jego przeciwnik odruchowo zasłonił się przed pierwszym uderzeniem. Już miał uderzyć ponownie, gdy poczuł żelazny uścisk na obu rękach, które dodatkowo zostały wygięte w tył. Spodziewał się, że mężczyzna z uszkodzonym nosem nie będzie już dalej walczył, jednak on postanowił inaczej i teraz unieruchomił ręce mrocznego. Drugi zamachnął się już, żeby uderzyć złodzieja, jednak krótka komenda „Przestań”, wypowiedziana przez osiłka stojącego po drugiej stronie krat, od razu sprawiła, że ręka z drewnianą pałką powędrowała w dół i nie zadała ciosu.
         – Przytrzymaj go tak, żebym mógł związać mu ręce – powiedział i dopiero teraz wszedł do celi. Nawet nie brał pod uwagę tego, że Aren mógłby go zaatakować. Z kolei Salazar miał cichą nadzieję, że to wszystko nie poszło na marne i za chwilę ujrzy Escrim.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Wbiegając na wskazane jej piętro, Escrim dopiero teraz zaczęła zastanawiać się nad tym co robi. Prawdopodobnie właśnie wpakowała się w niezłe tarapaty, jednak nie przeszkadzało jej to ani trochę. La Tranchte lubiła sytuacje w których coś się działo, gdy trzeba było błyskawicznie podejmować decyzję, a jeszcze lepiej jak owe trudne chwile wymagały dobycia szpady. Rozsądek sugerowałby aby w walce przeciw ludziom Carso, wykorzystać strażników więziennych, którzy to z racji posiadanego przez kapitan stopnia, nie powinni odmówić wykonywania jej rozkazów. Z drugiej strony Escrim nie spodziewała się trafić na wielu przeciwników. Utrzymanie w tajemnicy uknutej przez siebie intrygi, siłą rzeczy musiało wiązać się z korzystaniem z usług jedynie najbardziej zaufanych wspólników. A tych ostatnich Carso raczej nie miał zbyt wielu. Jeśli nie chciał by wydało się że to on maczał palce w pozbyciu się niewygodnego Salazara, musiał ostrożnie dobierać swoich ludzi.
        Prawdziwy problem polegał na tym, że samo powstrzymanie sługusów kapitana, niczego nie załatwiało. Do czasu aż nie uwolni elfa z lochów, wszelkie tego typu działania będą stanowiły jedynie doraźne rozwiązania. Carso może spróbować pozbyć się Salazara w inny sposób. Mógłby wykorzystać w tym celu podległego sobie więźnia, truciznę, albo zwyczajnie kazać strzelić do Mistrza Złodziei z kuszy, a następnie upozorować jego ucieczkę. Z kolei gwardzistka nie mogła cały czas pełnić straży pod jego celą. Właśnie dlatego musiała schować swoją broń i zacząć działać inaczej.
        Będąc na górze Escrim słyszała podniesione głosy dochodzące z jeden z cel, dzięki czemu łatwo zorientowała się gdzie trzymają Salazara. Chwilowo jednak zdecydowała się nie reagować, pochłonięta szukaniem skrytki w której strażnicy powinni trzymać narzędzia pracy. W rzeczywistości istniało kilka metod by opornego więźnia potulnie wyprowadzić z celi. Używanie pałek i przemocy wcale nie było tą najpopularniejszą z nich, ale dla ludzi Carso bardziej niż ułatwienie sobie pracy, liczyło się sprawienie elfowi porządnego łomotu. Niektórzy zwyczajnie lubili podkreślać kto w danej sytuacji rządzi.
        Tymczasem la Tranchte przeszukiwała znalezione rekwizyty. Poza całym szeregiem pałek i obuchów, znajdowało się tu mnóstwo lin, kajdan, łańcuchów, worków na głowy czy wiader, którymi w zależności od potrzeb, można było zaczerpnąć zarówno wrzątku jak również lodowatej wody. Były tez dyby i różnego rodzaju pejcze, a dla bardziej opornych pręty umieszczone w rozgrzanym palenisku. Gwardzistka skupiła swoją uwagę na przedmiotach związanych z alchemią i bardziej wyrafinowanych sposobach zapanowania nad jeńcem. Była zdeterminowana działać szybko i po cichu. Strzałki z środkiem uspokajającym wyglądały obiecująco, jednak Escrim nie miała pojęcia w jaki sposób strażnicy aplikują je więźniom. Kojarzyło jej się to trochę z hodowlą bydła. Pozostawały zatem całe rzesze proszków o różnorakim działaniu. Na szczęście nie obyci z taką technika żołnierze, opisywali sobie wyraźnie, co jest co i jak dany środek zastosować. Kapitan uznała że tyle jej wystarczy. Musiała się spieszyć ponieważ Salazara właśnie wyprowadzano z celi.
        Plan la Tranchte polegał na tym aby to ludzi Carso obciążyć winą za ucieczkę Mistrza Złodziei. Podpisując dokument o przeniesieniu elfa, jej rywal sam się pogrążał. Zwłaszcza, że wyraźnie wydano w nim rozkaz by miejscowa straż nie wtrącała się w ową operacje. Jeśli Salazar teraz ucieknie, oskarżenie o niekompetencje i popełnione błędy spadnie na osiłków którzy przyszli wyciągnąć go z lochów. Rolą Escrim było jedynie pomóc elfowi, samej pozostając niezauważoną. Gwardzistka zasłoniła sobie twarz chustą, nie tyle dla kamuflażu, co w celu zabezpieczenia się aby drobiny paraliżującego pyłu nie dostały się jej do płuc. Pozostawało jeszcze w jakiś sposób przekazać informację Mistrzowi Złodziei by ten wstrzymał oddech.
        W tym temacie Escrim musiała liczyć na spostrzegawczość i bystrość umysłu elfa. Sama skazana była na improwizację i wykorzystanie tego co ma pod ręką. Gdyby to o nią chodziło, widok wystawionego na korytarz wiadra z wodą oraz naprędce skręconą z szmaty, utopioną w nim kukłą, na pewno nie skojarzyłby się jej z nurkowaniem i wstrzymywaniem powietrza. No ale może Salazar okaże się bardziej domyślny. Poza tym nic innego nie przychodziło jej do głowy więc musiała ryzykować, z nadzieję że elf w odpowiedniej chwili zachowa się właściwie. W przeciwnym razie przyjedzie jej cucić własnego wspólnika.
        La Tranchte nie miała czasu na dalsze rozważania. W porównaniu z całym tym planowaniem sama, akcja zdawała się trwać ułamki sekundy. Wykorzystując zaskoczenie, gwardzistka skoczyła miedzy idącego przodem strażnika, a dwójkę jego kompanów prowadzących jeńca. Swoją kryjówkę zawczasu dobrała tak, aby jednym uderzeniem zepchnąć mężczyznę z schodów, od razu eliminując dowódcę eskorty z walki, a następnie obracając się w stronę pozostałych, ruchem przypominającym sianie, rozsypać proszek bezpośrednio przed twarzami przeciwników.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Elf szarpnął się dwa czy trzy razy, żeby wyglądało to tak, jakby naprawdę stawiał opór. Jednak nie robił tego za mocno, aby strażnicy nie musieli niepotrzebnie używać na nim drewnianych broni, z którymi tu przyszli. Nie to, żeby obchodziło go to, czy się zmęczą, coś sobie zrobią, czy coś innego… po prostu wolał nie mieć obolałej jakiejś części ciała. Poza tym, na pewno zacząłby bronić się, gdyby zobaczył, że jedna z części jego ciała spotka się z drewnianą pałką.
Ostatecznie „pozwolił” na to, żeby związali mu ręce i tym samym unieruchomili nadgarstki. Dopiero po tym wyprowadzili go z celi. Aren spojrzał jeszcze na złodzieja, może dopiero teraz zrozumiał, że mógłby jakoś na to zareagować, jednak Salazar dyskretnie pokręcił głową i dał mu do znać, żeby nie podejmował żadnych działań. Mroczny dałby radę się wydostać, nawet z tego nowego miejsca, gdzie ta grupa planuje go zabrać. Teraz po prostu dawał trochę czasu Escrim, aby mogła odpowiednio zareagować na to, co się tu dzieje. Oczywiście, w trakcie ucieczki na pewno użyłby swoich zdolności magicznych, bo inaczej mogłoby się to nie udać i zostałby złapany ponownie. Dlatego też teraz nawet nie myślał o tym, że był więźniem i był też prowadzony do innego, może nawet bardziej zabezpieczonego, więzienia. Myśli mrocznego krążyły teraz przy ewentualnych planach ucieczki, gdyby Escrim postanowiła zostawić go w więzieniu, bo przecież i tak dopuścił się innych zbrodni, za które mógłby tam trafić.

Wymyślił wszystkie plany, jakie mógł i dopiero teraz zaczął zwracać większą uwagę na otoczenie. Nawet kilka razy rozejrzał się na boki, patrząc w stronę cel, w których niekiedy widział innych więźniów albo napotykał ich wzrok. Spojrzenia tych osób były różne, jednak żadne nie okazywało nawet odrobiny współczucia. Salazar nie oczekiwał go, ale przestał też patrzeć w stronę krat i cel, a większą uwagę skupił teraz na tym, co znajdowało się przed nim. Dzięki temu jakiś czas później udało mu się zauważyć wiadro z wodą, a w nim utopione coś, co wyglądało jak kukła. Było to coś, co na pewno nie powinno znajdować się w takim miejscu, dlatego też przedmioty te od razu przykuły jego uwagę. Coś podpowiadało mu też, że może mieć to związek z pojawieniem się gwardzistki w tym budynku, jednak nie mógł rozszyfrować znaczenia utopionej kukły. Mroczny zakpił w myślach z ludzkich, ograniczonych zmysłów, kiedy zauważył u osiłków brak zainteresowania wiadrem, wodą i tym, co się w nich znajdowało. Nie miał zamiaru otwarcie z nich kpić, bo zaryzykowałby tym walkę z nimi – na pewno nie dałoby im się bić pałkami, nie broniąc się przy tym. W każdym razie… Salazar postanowił zapamiętać to, co zauważył i teraz wypatrywał czegoś, co mogłoby mu wskazać, że Escrim jest w pobliżu i planuje wykonać ruch.
Wszystko wydarzyło się naprawdę szybko, jednak udało mu się zareagować odpowiednio. Właściwie, jakoś odruchowo odwrócił głowę tak, żeby ochronić się przed proszkiem, którym sypnęła gwardzistka. Poczekał tak chwilę i nawet wstrzymał oddech, tak w razie czego. Strażnicy nie zrobili tego, co mroczny, dlatego też proszek dostał się do ich dróg oddechowych, a oni po chwili padli na podłogę.
         – Rozumiem, że utopiona kukła to twoja robota? Nie zrozumiałem przekazu… Po prostu odruchowo odwróciłem głowę od czegoś, co wydało mi się niebezpieczną substancją – odezwał się, nadal trzymając odwróconą głowę. Nie był pewien, czy proszek już opadł i nie stanowi dla niego zagrożenia.
         – Jaki masz plan? - zapytał, powoli odwracając głowę w jej stronę. Cały czas badał wzrokiem powietrze, a także podłogę. Musiał wiedzieć, czy może bezpiecznie odwrócić głowę, rozmawiać i oddychać – nie chciał skończyć jak te dwa osiłki, które leżą teraz obok.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        La Tanchte w zupełności wystarczył fakt, że przynajmniej jedna część jej planu powiodła się bez komplikacji. Nie miała teraz czasu na wysłuchiwanie tłumaczeń Salazara. Później mogli sobie pogadać o tym w jaki to sposób złodziej domyślił się jej intencji, czy był odporny na działanie wszelkiego rodzaju toksyn, czy też zwyczajnie o wszystkim zdecydował łut szczęścia. W chwili obecnej wciąż mieli do wykonania mnóstwo pracy, z którą to musieli uporać się jak najszybciej.
        - To proste. Chcieli cię przenieść, a ty wykorzystałeś okazję i uciekłeś. – Wyjaśniła Escrim chwytając jednego z obezwładnionych strażników i ciągnąc go do wolnej celi, a jednocześnie dając elfowi znak by z pozostałymi uczynił to samo. Zdaniem gwardzistki im później ta trójka wróci do siebie i zda relację Carso z tego jak to spektakularnie spaprali zadanie, tym lepiej dla niej. - Jeśli zaś chodzi o mnie, to przewidziałam że tak się stanie i przybyłam tu ostrzec tych nieszczęśników iż spróbujesz wykorzystać okazję by się uwolnić. Jak widać za późno. Co więcej Mistrz Złodziei okazał się posiadać wyjątkowe poczucie humoru, zamykając tą trójkę w lochu i gubiąc klucze do cel. Z chwilę podniosę alarm i ściągnę tu resztę straży, tym samym torując ci drogę na zewnątrz. Możesz wykorzystać budynek pralni. Peu będzie tam miał dla ciebie mundur gwardzisty. Przynajmniej taki był pierwotny plan. Chyba że wolisz zrobić to po swojemu.
        Kończąc swoje tłumaczenie, Escrim przekazała w ręce Salazara wytrych który ten kazał jej przynieść do lochów. Chociaż być może teraz nie był mu potrzebny. La Tranchte uznała iż nie warto wspominać o tym iż elf wcale nie miał trafić do więzienia na wyspie. Według planu Carso, zostałby torturowany i skatowany na śmierć, chyba że wcześniej zgodziłby się na współpracę. Chociaż całkiem możliwe że w ogóle nie dostałby takiej oferty.
        - Dowiedziałeś się czegoś? – Spytała gwardzistka, zamykając celę z trójką nowych lokatorów. Oczywiście na obszerne wyjaśnienia z strony złodzieja również nie mieli czasu, więc chwilowo wystarczyła jej sama informacja czy poświęcenie Salazara przyniosło jakieś korzyści. Później będzie okazja zastanowić się jak ową wiedzę wykorzystać. Tymczasem pozostawała jeszcze sprawa drugiego z jeńców. Do pozorowanej historii łatwo było dopisać również i tą, że więzień Carso wykorzystał okazję i także rozpłynął się w powietrzu. Jednak ta decyzja należała do Salazara. Raz że tylko elf wiedział czy osobnik ten może się im do czegoś przydać, a co ważniejsze, biorąc sobie towarzysza, złodziej utrudniał własną ucieczkę. Samemu z pewnością łatwiej było przemknąć przez plac garnizonowy, niż zrobić to z kompanem przy boku. Zwłaszcza z takim który jest dla ciebie zupełnie obcy. Gwardzistka wątpiła by te kilka godzin rozmowy pozwoliło elfowi ocenić możliwości i motywy działania nieznajomego. Dlatego też Escrim nie chciała proponować mu kuli u nogi. Zresztą dużo bardziej interesowała ją inna kwestia.
        - Skąd wiedziałeś że przyjdę?
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Plan Escrim był prosty. Naprawdę. Właściwie, sam Salazar też o tym myślał, jednak zamierzał zostawić ucieczkę na czas, w którym już zostanie przeniesiony do nowego więzienia. Wątpił w to, żeby jego mury albo cele blokowały działanie magii – więzienia dla istot magicznych i posługujących się magią, są innym rodzajem niż te, w których można posadzić kogoś, kto nie ma z nią żadnego związku. Poza tym, strażnicy nie mogli wiedzieć, że mroczny elf zna jakąś magią. Nigdy im o czymś takim nie wspomniał, a inaczej nie mogliby się o tym dowiedzieć.
         – Mogłabyś rozciąć linę? - zapytał, wyciągając w jej stronę unieruchomione nadgarstki. Wcześniej próbował ją poluzować, a nawet całkiem wyswobodzić kończyny, jednak osiłek który go związał, poradził sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Złodziej poczekał chwilę, aż gwardzistka pomogła mu z liną i zaciągnął pozostałych strażników do celi.
         – Będę musiał dostać się też do magazynu, żeby zabrać stamtąd moje rzeczy. Bez nich nawet nie mam zamiaru opuszczać tego budynku – odezwał się po chwili. Torbę i jej zawartość mógłby tu zostawić, jednak musiał mieć ze sobą noże – były one zbyt cenne (nie tylko dla niego, bo także ich cena na pewno byłby niemała), żeby je tu tak zostawić i wrócić po nie „gdy nadarzy się lepsza okazja”. Podejrzewał, że i tak jego wszystkie rzeczy trzymane są w jednym miejscu, więc zabierze wszystko za jednym razem i nie powinien mieć z tym problemu.
         – Myślę, że nie będę potrzebował munduru strażnika… Nawet, jeśli będę miał go na sobie, i tak mogą rozpoznać moją twarz – dodał, przyjmując swój wytrych od dziewczyny. Może nie będzie musiał otwierać samych drzwi do magazynu, jednak wytrych na pewno przyda się do otwarcia zamku skrzyni, w której powinien znaleźć swoje wyposażenie. Noże były magiczne, a dzięki czemuś w rodzaju więzi między nimi i złodziejem, będzie on w stanie wyczuć je w konkretnej skrzyni. Dzięki temu nie będzie musiał tracić czasu na otwieranie każdej z nich i sprawdzanie tego, co znajduje się w środku.
         – Kilku rzeczy… Jednak opowiem ci o tym później – odpowiedział krótko. Teraz nie mieli na to czasu, chociaż mroczny już wiedział, gdzie mogą się spotkać po tym, jak zrealizują plan z ucieczką.
         – Nie wiedziałem – odparł, a przez jego usta przebiegł uśmiech. Ciężko było go zauważyć, jednak pojawił się tam na bardzo krótko.
         – Po prostu ten jeden raz musiałem ci zaufać i myśleć o tym, że nie postanowisz zostawić mnie za kratami za inne przestępstwa, których się dopuściłem – dopowiedział i odwrócił się w stronę korytarza, którym powinien dotrzeć do wyjścia. Do wyjścia i magazynu, który także miał zamiar odwiedzić.
         – Spotkamy się w karczmie, którą wskazałem wam jako miejsce przebywania Saia – powiedział szybko, na chwilę odwracając głowę w stronę gwardzistki i spoglądając na nią krwistoczerwonymi oczami.

Ruszył przed siebie. Nie miał zamiaru wracać i wyciągać z więzienia Arena, bo to tylko wskazałoby, że jednak ma on coś wspólnego z całą sprawą. Znaczy… coś więcej niż uczestniczenie w niej z przymusu. Poza tym, teraz straż skupi się bardziej na tym, że ktoś im uciekł – przynajmniej tak mu się wydawało. Właściwie, wiedział przecież gdzie powinien być magazyn, więc poczekał tylko na to, aż zniknie z oczu Escrim i… użył magii przestrzeni, aby znaleźć się bezpośrednio w nim.
Przeważnie, jeśli ktoś strzegł magazynu, znajdował się on na zewnątrz. Tym razem było inaczej i Salazar od razu dostrzegł jednego strażnika, który siedział niedaleko drzwi wejściowych do pomieszczenia. Odruchowo chciał sięgnąć po jeden z noży, jednak zdał sobie sprawę, że przecież właśnie po nie tu przybył… Dlatego też ruszył prosto w stronę mężczyzny, który zresztą również go zauważył. Ten, zamiast wezwać wsparcie, wstał i dobył broni. Widać było, że chce walczyć w pojedynkę – najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że nie powinien tego robić. Salazar był niebezpieczny nawet bez broni. Elf ruszył w stronę przeciwnika, uchylił się przed jego cięciem z łatwością i złapał go za rękę, wykręcając ją w tył. Sprawił też, że broń strażnika wypadła i po chwili znalazła się w jego dłoni. Następnie złodziej kopnął mężczyznę, a ten wywrócił się, leżąc teraz na brzuchu. Próbował wstać, jednak mroczny doskoczył do niego i wbił mu miecz w plecy – tym ruchem zakończył zarówno walkę, jak i życie przeciwnika. Szybko zlokalizował skrzynię, której szukał. Chwilę zajęło mu otworzenie zamka, jednak ostatecznie przed oczami miał zawartość kufra, czyli także swoje rzeczy. Uzbroił się i założył torbę tak, żeby znajdowała się na swoim miejscu. A później? Później po prostu użył magii i przeniósł się w pobliże „Karczmy w Cieniu Nocy”.
Właściwie, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest głodny. I tak czekałby na Escrim i, może, Peu w środku, więc równie dobrze może w tym czasie coś zjeść. Elf wszedł do karczmy, zamówił posiłek i usadowił się przy jednym z narożnych stolików.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Po tym jak mistrz Złodziei zniknął jej z pola widzenia, Escrim odczekała chwilę, by dać Salazarowi dodatkową przewagę nad ewentualnym pościgiem, a następnie podniosła alarm. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń nie mogła zwlekać z tą decyzją zbyt długo. Od tej chwili elf zdany był tylko na siebie. Co prawda udało jej się wywołać chwilowe zamieszanie, jednak zdawała sobie sprawę, że strażnicy więzienni na podobne sytuacje mają doskonale przygotowane procedury, przez co raz dwa się ogarną i znów zaczną działać metodycznie, co w praktyce oznaczało obstawienie wszystkich wyjść i skrupulatne przeszukanie całego więzienia. A jeśli Salazar nie wykorzysta tych kilku danych mu sekund, to szybko popadnie w tarapaty. La Tranchte zresztą również.
        Niewielkim sukcesem gwardzistki okazał się fakt iż udało jej się odwieść strażników od natychmiastowej próby ocucenia i przesłuchania ludzi Carso.
        - Banda przygłupów uważająca się za bohaterów, to ostatnie osoby jakie mogą wam teraz pomóc. – Escrim udawała oburzenie. - Przez nich wszyscy mamy kłopoty. Lepiej aby mieli dobre wytłumaczenie w jaki sposób chudy elf wyrwał się całej ich trójce. W przeciwnym wypadku będą mogli mówić o szczęściu, jeśli jeszcze kiedykolwiek dane im będzie czegoś pilnować. Choćby stajni. Zamiast tych zakutych łbów lepiej sprawdzić co ma do powiedzenia współwięzień uciekiniera. Być może para Salazarów wymieniła się informacjami.
        - Zrób to jeśli chcesz. Być może przyda się to w ewentualnym pościgu. Natomiast moim zadaniem jest sprawić by żaden pościg nie był potrzebny, a to znaczny by nie pozwolić zbiegowi wyjść poza mury więzienne. – Odparł oficer.
        La Tranchte przyjęła tą informację z uśmiechem na ustach, ponieważ sama zyskiwała w ten sposób możliwość przesłuchania kluczowego więźnia. Ufała Salazarowi, jednak uznała, że jeśli zacznie go sprawdzać, będzie mogła zaufać mu jeszcze bardziej. Niestety sam jeniec strasznie ją zawiódł. Mężczyzna sprawiał wrażenie zrezygnowanego, złamanego, pogodzonego z losem i bez woli walki. A przecież przebywał w lochu zaledwie dwa dni. Gwardzistce trudno było uwierzyć aby prawdziwy Mistrz Złodziei poddawał się tak szybko i łatwo, a jeszcze dziwniejszym wydawał jej się fakt, że cała reszta dała się nabrać na taką mistyfikację.
        Jeszcze większym rozczarowaniem okazała się sama rozmowa, którą nieznajomy uciął zanim Escrim zdążyła przejść do meritum swojej wizyty.
        - Daruj sobie wyświechtane gatki i pięknie brzmiące obietnice. Nie mam zamiaru rozmawiać z kimkolwiek kto nosi mundur gwardii. A już na pewno nie dam wiary w to co mówicie. – Była to dość stanowcza deklaracja, po której elf rzeczywiście nie wypowiedział ani słowa więcej, pomimo usilnego tłumaczenia z strony kapitan że w ten sposób jedynie pomaga Carso.
        Pozostawało mieć nadzieję że przy Salazarze jeniec był bardziej otwarty. Nieudane przesłuchanie sprawiło iż La Tranchte opuszczała więzienie w złym nastroju. Na zewnątrz natychmiast odnalazła Peu, który to z właściwym dla siebie brakiem wyczucia sytuacji, postanowił sprawdzić jak daleko sięgają granice irytacji jego przełożonej.
        - Naprawdę wybrał ten lokal? – Zdziwił się młody szermierz. – Gdy byłem tam wcześniej, ten cały Sal zwrócił mi uwagę, że to nie jest miejsce w którym stróże prawa są mile widziani. Może powinniśmy pójść tam w przebraniu? No wiesz, tak nieoficjalnie? W końca Salazar pewnie też nie chciałby aby kojarzono go z faktem iż współpracuje z Gwardią?
        - Że co? Bzdura! – Oburzyła się Escrim.- Jak w ogóle możesz sugerować cos takiego? Oczywiście że wszyscy szanują Gwardię. Może nie takie łajzy jak Carso, ale cała reszta nie ma się czego wstydzić. A tym bardziej nie powinna mieć nic do ukrycia. Pójdziemy tam tak jak teraz i koniec dyskusji.
        Decyzja La Tranchte podyktowana była w równym stopniu wiarą w przedstawicieli prawa, co własną niechęcią do strojenia się w cudze rzeczy. Podejrzewała, że jeśli tylko okaże odrobinę słabości, niechybnie skończy się na zakupach i wizycie u krawca. Peu potrafił być w tym względzie nad wyraz przekonywujący, a ona była zdeterminowana by nie błaźnić się dla Salazara!
        - Poza tym, to niech on się martwi. Pokazanie się w miejscu publicznym to kiepski pomysł, ale w końcu uczeń nie może wiedzieć więcej od mistrza. – Pomrukiwała niezadowolona gwardzistka. - Dziś rano ludzie chcieli go rozszarpać i tylko dzięki naszej interwencji skoczyło się na obelgach i zgniłych owocach. Ciekawe co powiedzą teraz jak ktoś go rozpozna?
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Salazar pojawił się w okolicy karczmy, o której wcześniej wspomniał Escrim. Nie mógł pojawić się w środku, bo to rozpoczęłoby serię pytań od klientów, którzy nie wiedzieli o tym, że dysponuje on takimi zdolnościami. Akurat pan Wilhelm, który był właścicielem budynku i karczmarzem, kiedyś dowiedział się tego od samego złodzieja. Elf powiedział mu też, że musi zachować to dla siebie i jest to dowodem na to, że należy on do niewielkiego grona osób, których mroczny może zaufać. Dlatego też wybierał on właśnie „Karczmę w Cieniu Nocy”, gdy akurat przebywał w mieście i wybrał ją też na spotkanie z gwardzistami.
Wszedł do środka, od razu podchodząc do lady i przywołując do siebie pana Wilhelma, co zrobił poprzez skinienie głową w jego stronę. Musiał mu wyjaśnić całą sprawę i powiedzieć o tym, kto może niedługo pojawić się w jego lokalu – nie chciał, żeby karczmarz nabierał podejrzeń, dlatego też musiał wspomnieć mu o tym, że został zmuszony przez sytuację do tymczasowej współpracy z dwójką gwardzistów, którzy i tak nie są z miasta.
         – Co prawda, widzę, że aktualnie nie panuje tu duży ruch, jednak nawet tych kilku klientów powinno zrozumieć, że nie ma co panikować, gdy zobaczą, jak ty reagujesz na widok pary strażników prawa – powiedział do niego Salazar. Mówił przyciszonym głosem, mimo że w pobliżu nie znajdował się nikt, kto mógłby podsłuchać ich rozmowę.
         – To ma związek z tym twoim sobowtórem i tym, co zrobił w tym mieście? - zapytał Willhelm, samemu też starając się mówić na tyle cicho, żeby tylko złodziej mógł go usłyszeć. Odpowiedzią było tylko oszczędnie i potwierdzające skinienie głową.
         – … Rozumiem – dopowiedział tylko.
         – Gdy zobaczysz ich w wejściu, przywołaj ich do siebie i wskaż im stolik, przy którym siądę. Mogą nie zauważyć mnie od razu, a wieść o tej współpracy i tak prędzej czy później rozejdzie się wewnątrz Półświatka – odparł Salazar. Już wcześniej wybrał sobie odpowiedni stolik – ukryty przy ścianie i w lekkim cieniu, a także pozwalający na obserwacje wejścia i prawie całej karczmy. Właściwie, obawiał się nawet, że może być on przez kogoś zajęty. Stwierdził, że tak nie jest po tym, gdy zobaczył niewielką ilość gości i to, że raczej nie ma tu kogo obserwować.
         – Tak, wiem, że moja reputacja może na tym trochę ucierpieć… I tak nie jest już taka, jak była kilka dni temu przez sprawę z moim sobowtórem. Na pewno są osoby, które nadal myślą, że odpowiadam za te zabójstwa – odezwał się, gdy zobaczył, że karczmarz zamierza coś powiedzieć. Po prostu domyślił się, że chce on wspomnieć o jego reputacji. Znaczy… nie był pewien, czy chodzi właśnie o to, jednak upewniło go w tym zrozumiałe kiwnięcie głową, które było odpowiedzią Wilhelma na to, co powiedział.
         – Poza tym, zjadłbym coś w trakcie oczekiwania, więc poprosiłbym o coś dobrego do jedzenia… Może być kacze mięso z jakimś sosem i dodatkami, a do tego zwykła woda – dopowiedział, sięgając po sakiewkę. Po chwili na ladzie wylądowała opłata za posiłek, a Salazar ruszył w stronę stolika, który sobie wypatrzył.
         – Tylko niech posiłek przyniesie mi ta córka, której się nie podobam, bo znowu będzie próbowała ze mnie rozmawiać, a nie mam na to czasu – rzucił, odwracając się na chwilę w stronę karczmarza, a ten zaśmiał się lekko i krótko, a później kiwnął głową. Naprawdę nie miał na to czasu.

Zajął stolik, który wybrał już wcześniej. Znajdował się on w rogu sali, był dość dobrze ukryty w lekkim cieniu, który utrudniał identyfikację osoby siedzącej przy nim, a także zapewniał dość spore pole do obserwacji. Oczywiście, jeśli usiadło się plecami do ściany – co Salazar zrobił. Najpierw został mu przyniesiony niewielki dzbanek z wodą i kubek. Przyniosła go najmłodsza z córek Wilhelma – Mia. Elf wiedział teraz, że najpewniej to właśnie ona także przyjdzie tu z jego posiłkiem.
Stało się to jakiś czas później, chociaż złodziej nie czekał długo na jedzenie. Podziękował uprzejmie, gdy dziewczyna życzyła mu smacznego, a później zabrał się za jedzenie. Nie był tak bardzo głodny, że od razu zacząłby pochłaniać wszystko to, co znajdowało się na talerzu. Nie wiedział też, jak długo będzie czekał na pojawienie się Escrim i Peu… Dlatego też jadł wolno, przy okazji rozmyślając nad niektórymi sprawami, które dotyczą go teraz i tymi, które mogą pojawić się w przyszłości.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Idąc przez miasto w stronę umówionego miejsca spotkania, Escrim próbowała dociekać z jakiego powodu Peu martwi się o reputację złodzieja, zupełnie zapominając o własnym wizerunku. Jej zadaniem współpracując z Salazarem ponosili większe ryzyko niż Mistrz Złodziei. O ile przestępcy, który skumał się z gwardią, łatwo było wytłumaczyć ów fakt doraźną korzyścią, to niestety w drugą stronę nie działało to tak prosto. Wszystko rozbijało się o etykę. La Tranchte powinna działać zgodnie z literą prawa, a to nie przewidywało pobłażliwości dla tych którzy je łamali. Nie istniało tez coś takiego jak „wyższe dobro”, usprawiedliwiające naginanie zasad i działanie poza oficjalnym protokołem. Między innymi dlatego gwardia wciąż była kilka kroków za wszelkiej maści oszustami, a winowajców niektórych zbrodni nigdy nie udało się dopaść. Carso idealnie wykorzystywał tę lukę. Raz że nie niczym nie ograniczał stosowanych przez siebie środków, a poza tym czuł się bezkarny, niezależnie od tego co zrobił.
        - Chyba specjalnie wybrał tak szemraną dzielnice, żeby nas upokorzyć. – Narzekała kapitan, rozglądając się po okolicy. – Slumsy, meliny i wylęgarnie kryminalistów. O tu, trzy zamtuzy obok siebie, a dalej jakieś walki kogutów. Pewnie nielegalne. Jak nic będziemy się gęsto tłumaczyć z wizyty w tym pięknym miejscu.
        - Myślisz że Salazar zdobył coś co pozwoli nam oskarżyć Carso? – Zmienił temat Peu. – Może ten drugi podstawiony więzień zdecydował się zeznawać?
        - I co to da? Słowo aresztowanego przeciwko temu który zakuł go w kajdany? Jak myślisz komu uwierzą? Potrzebujemy mocniejszego dowodu. Hej, jak leziesz ślepoto!? Patrz pod nogi! – Ostatnie zadania Escrim wykrzyczała w stronę jakiegoś mężczyzny, który przechodząc przez ulicę niemal staranował kapitan. Nieznajomy nawet się nie obrócił dalej przepychając się przez tłum. Liczne atrakcje zlokalizowane w tym miejscu przyciągały najróżniejszą klientelę, a ponieważ znaczna część oferowanych tu usług była na bakier z prawem, goście unikali rozgłosu, starając się jak najszybciej dotrzeć do wybranego przez siebie celu. Mimo wszystko nie usprawiedliwiało to tego typu chamstwa. – Prostak…
        - To był Sal. Ten od Salazara. – Zauważył Peu.
        - Tym bardziej powinien okazać trochę kultury. Chwila. Co to jest? – Dopiero teraz gwardzistka zauważyła wciśnięty w swoją dłoń skrawek pergaminu, na którym zostawiono krótką wiadomość. „Jesteście śledzeni. Zachowujcie się normalnie i zestawcie to nam”. – Ale jak to?
        La Tranchte odruchowo zaczęła rozglądać się wokół siebie, wypatrując sługusów Carso. Nie zauważyła nikogo podejrzanego, a dokładniej rzecz ujmując, nie była w stanie zlokalizować spiskowców ponieważ każda z licznych twarzy wokół niej wydawała się tak samo winna. Żałowała że nie zna lepiej sylwetek podwładnych swojego przeciwnika.
- Nie gap się! – Gwardzistka zwróciła uwagę Peu, który również uważnie lustrował okolice.
        - To co teraz robimy? – Spytał Frisson. Oczywiście w zaistniałej sytuacji wizyta w karczmie „W Cieniu Nocy” musiała zaczekać. Problem polegał na tym iż możliwe alternatywy również nie budowały dla kapitan najlepszej reputacji. No bo niby gdzie miała skierować swoje kroki. Jakiegokolwiek nie wybrałaby tu miejsca, do niemal każdego można było się przyczepić. Poza jednym. Warsztatem krawieckim połączonym z sklepem.
        - Niech będzie. Pozwalamy działać elfom. – Zdecydowała Escrim. – I pamiętaj. Jakby kto pytał, szukasz sukni dla swojej dziewczyny, a ja ci tylko służę radą. Żadnego przymierzania. Przy odrobinie szczęścia będzie tam drugie wyjścia, albo te łajzy wejdą do środka zaraz za nami.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Był cierpliwy, jednak nawet jemu oczekiwanie będzie się dłużyło, gdy nie ma nic do roboty oprócz wpatrywania się w drzwi wejściowe. Jadł wolno, naprawdę… Zupełnie jakby znalazł się na jakiejś królewskiej uczcie, gdzie powinien delektować się każdym kęsem pokarmu, a nie w zwykłej (i zaufanej) karczmie. Raz nawet pochwycił wzrok jednej z córek karczmarza, gdy ta zaglądała z kuchni i akurat „całkowicie przypadkiem” spoglądała właśnie w jego stronę. Dziewczyna od razu odwróciła wzrok, jednak nie wiedział, co mogło to spowodować – ogólnie to, że dostrzegł jej obserwacje, czy może sam jego wzrok, który do miłych na pewno nie należał. W każdym razie, Salazar zdecydował się podejść do lady i zapytać karczmarza o to, czy nie zaglądały tu osoby, na które czeka. Nie widział wszystkiego, więc mógł to po prostu przeoczyć, a oni mogliby nie zauważyć jego albo gestu, którym karczmarz zaprosiłby ich do siebie… albo po prostu ich tu nie było. Właśnie to ostatnie okazało się prawdziwe, więc elf był skazany na dalsze oczekiwania.
         – Może zjem jakieś ciasto… Dostałbym jabłecznik, czy tylko to bardzo słodkie ciasto z kaszą manną, jogurtem i syropem? - zapytał mroczny elf. Pamiętał, że raz próbował tego deseru, z którego słynie Serenaa i w ogóle mu nie posmakował. Jego zdaniem było to zdecydowanie za słodkie i dlatego też wolałby zjeść coś, co nie sprawi, że po trzech kęsach będzie mu niedobrze.
         – Nie powinno być z tym problemu, ale się upewnię. Poczekaj chwilę – odpowiedział mu mężczyzna, a po chwili zniknął w kuchni. Według Salazara minęło trochę więcej czasu niż „chwila”, jednak Willhelm wrócił i niósł ze sobą spory kawałek jabłecznika. Elf od razu sięgnął po sakiewkę i zapłacił odpowiednią sumę, a także podziękował za ciasto.

Złodziej podążał właśnie do stolika, przy którym siedział, gdy w drzwiach zauważył Saia. Młodszy elf także go zauważył i spojrzał na niego zaskoczonym spojrzeniem. Później podszedł i nie odezwał się, aż nie dotarli do stolika i nie zajęli miejsc naprzeciw siebie.
         – Myślałem, że siedzi pan w więzieniu – odezwał się Sai. Właściwie, Salazar czekał na jego reakcję i na to, co mu powie.
         – Już nie, chociaż teraz muszę się ukrywać, bo całkiem możliwe, że mogę być poszukiwany przez strażników – odpowiedział mu złodziej, w połowie robiąc przerwę na pierwsze, niewielki kęs jabłecznika. Przez jego oblicze przebiegł uśmieszek, który dość jasno świadczył o tym, że ciasto jest naprawdę dobre.
         – A jak idzie obserwacja Carso? Udało ci się już dowiedzieć czegoś ciekawego? - zapytał od razu, mimo że wydawało mu się, iż Sai także chciał coś powiedzieć.
         – Obawiam się, że nic ciekawego… No, może poza tym, że wysłał ludzi za Escrim i Peu, gdy ci opuścili siedzibę straży. Tutaj też docieramy do tego, co chciałbym, aby pan wiedział. Chodzi właśnie o to, że wasze spotkanie może się opóźnić… Bo rozumiem, że czeka pan właśnie na nich? - młody elf zdał mu raport, kończąc go pytaniem. Salazar odpowiedział mu kiwnięciem głowy, potwierdzając, że czeka właśnie na dwójkę gwardzistów.
         – Dobrze wiedzieć… Przekazali ci, że drugą część zapłaty dostaniesz, gdy już ta sprawa będzie zakończona, prawda? Wiesz, że w tej kwestii nie musisz obawiać się, że ci nie zapłacę – odparł mroczny, przy okazji zapewniając pomocnika, że może mu zaufać. Tym razem to Sai odpowiadał kiwnięciami głowy.
         – Znaczy… Chłopaki powinni już zająć się strażnikami, którzy ich śledzą, więc może dotrą tu, zanim skończy pan ciasto – poprawił się Sai, tym razem to Salazar kiwnął głową i zjadł kolejny kawałek jabłecznika.
         – A, co ty tu robisz? - zapytał, wiedziony ciekawością.
         – Przyszedłem zmienić ubranie i zaraz wracam do tego, co powinienem robić – odpowiedział szybko, a po chwili wstał z krzesła i ruszył w stronę schodów prowadzących na piętro. Salazar znów został sam i miał nadzieję, że Sai nie myli się i już niedługo zobaczy w drzwiach wejściowych osoby, na które tu czeka.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim zdołała pożałować swojej decyzji zanim na dobre przekroczyła próg niewielkiego butiku handlującego ubraniami. Od razu uderzył ją zapach tanich perfum, kojarzących się raczej z kulkami na mole, mozaika barw i wszechobecny bałagan. Zwykle wystawy tego typu prezentowane są w jakiś tematycznym porządku, czy chociażby dedykowane pod konkretnego klienta, natomiast tutaj panowała zasada wieszania rzeczy tam, gdzie jest akurat wolne miejsce. I to jakich rzeczy. Połowa z nich wyglądała na używane, żeby nie powiedzieć ściągnięte z nieboszczyka. Właściciel musiał skupować wszystko co akurat wpadło mu w ręce i rokowało nadzieje na ewentualne zyski. Jego wystawa bardziej niż z sklepem, kojarzyła się z zapleczem jakiegoś teatru, gdzie można znaleźć praktycznie wszystko, przy czym w przeważającej większości nie są to stroje w których normalny człowiek miałby odwagę pokazać się na ulicy. Z drugiej strony przedstawiciel każdej profesji znalazłby tu coś dla siebie. Na przykład rzeźnik, farmer czy myśliwy. Peu najbardziej podobały się kostiumy piratów, natomiast kapitan zamiast podziwiać koronkowe kreacje, skoncentrowana była na znalezieniu jakiegoś paragrafu, przy pomocy którego będzie mogła zamknąć ów burdel.
        Sam właściciel początkowo okazał się wyjątkowo nieufny, zachowując dystans na sam widok uniformów gwardii (swoją drogą identyczny mundur dało się znaleźć w oferowanym przez niego asortymencie), jednak gdy tylko dotarło do niego że ma przed sobą potencjalnych kupców, jego język natychmiast się rozwiązał. Kolejne uwagi dotyczące figury Escrim i tego co i jak by na niej leżało, sprawiły iż La Tranchte zwiększyła wysiłki mające na celu oskarżenie tego człowieka. Nawet jeśli miałoby to być pobicie. I nie ważne kto zaczął.
        Od kolejnej irytującej wymiany poglądów, kapitan ocalił gwar dochodzący z ulicy. Już wcześniej było na niej głośno, ale tym razem okrzyki przerażenia nie pozwalały mieć złudzeń co do tego, iż dzieje się coś poważniejszego niż typowe utarczki handlujących.
        - Co to za hałas? – Zainteresował się Escrim.
        - Zwykła awantura jakich tu mamy kilkanaście dziennie. Proszę się nie niepokoić. Polecam spojrzeć na ten model. Nowość jeśli chodzi o…
        - Nie mogę stać bezczynnie gdy obok łamane jest prawo. – Uznała La Tranchte ruszając w kierunku wejścia.
        - Zaczekaj! – Ostrzegł ją Peu, dodając szeptem. – To może być „nasza” burda.
        - Bez znaczenia. Zbrodnia jest zbrodnią! A ja na nią nie pozwolę!
        Kapitan energicznym krokiem wyszła na ulice. Niestety okazało się że przez ową chwilę zawahania, spóźniła się z interwencją. Uczestnicy bójki rozpłynęli się w tłumie niczym we mgle. Wszyscy poza jednym. Młody elf siedział na ulicy trzymając się za zakrwawiony bok. Peu od razu rozpoznał w nim Saia.
        - Jest tu jakiś medyk?! – Krzyknął Frisson. Niestety odpowiedziała mu ponura cisza.
        - Kto ci to zrobił? – Spytała Escrim widząc że wspólnik Salazara pozostaje przytomny. – Jesteś w stanie podać mi rysopis sprawców?
        - Gospoda. – Wycharczał Sai. – Pomóżcie mi się tam dostać.
Niewiele myśląc gwardzistka chwyciła elfa za ramiona i wspólnie z swoim adiutantem przeniosła młodzieńca do karczmy „W Cieniu Nocy”.
        - Potrzebujemy wolne łóżko i medyka! Byle szybko! – Wykrzyczała w progu.
Gospodarz natychmiast spełnił tą prośbę, prowadząc całą trójkę do pokoju na górze. Na miejscu ostrożnie posadzili elfa na posłaniu.
        - Jeśli to ktoś z zbirów Carso…
        - Spokojnie. To nie jest groźna rana. – Wyjaśnił Sai. – Ten cały Carso. Ludzie których wynajął znają się na swojej robocie. Ale chyba ich przepędziliśmy. W każdym razie jeśli został tam jakiś szpicel, to nie będzie się zastanawiał czemu trafiliście w to miejsce.
Dopiero teraz do kapitan dotarło iż cała ta scena mogła być udawana.
        - A Salazaar?
        - Czeka na dole. Choć pewnie lada chwila do was dołączy.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Jabłecznik naprawdę umilił mu czekanie, mimo że Salazar właśnie jemu poświęcał większość uwagi, to i tak zauważył moment, w którym Sai opuszczał karczmę – tym razem w innym stroju niż ten, w którym tu wszedł. Ubranie mrocznego elfa było… zwykłe, miało ciemne barwy i pozwalało łatwo zniknąć w tłumie, a brązowa chusta pod szyją mogła też zasłonić jego twarz, jeśli byłoby to potrzebne. Młody elf miał też przy sobie parę sztyletów, co do tego Salazar był pewien, jednak były one ukryte gdzieś na jego ciele. Najwidoczniej miał on brać aktywny udział w pozbywaniu się osób, które śledzą Escrim i Peu. Swoją drogą, złodziej był naprawdę cierpliwy, jednak chciał mieć już za sobą całą sprawę, dlatego też wolałby działać niż siedzieć bezczynnie i czekać na osoby, z którymi normalnie w ogóle by nie współpracował. Z drugiej strony, przecież wiedział też, że może być poszukiwany przez straż miejską i lepszym rozwiązaniem będzie, jeśli zostanie w ukryciu – przynajmniej przez jakiś czas. Zresztą, przecież i tak już nieraz działał w cieniu i tak, żeby nie zostać zauważonym lub złapanym, więc teraz też dałby radę. Możliwe, że niedługo właśnie to będzie robił, bo na pewno nie pozwoli gwardzistom na to, żeby sami się tym zajmowali.

Z rozmyślań wyrwał go głos Escrim, który dotarł do niego w tym samym czasie, w którym karczmarz wskazał im pokój, do którego gwardziści od razu zabrali Saia. Willhelm wysłał też córkę po zaufanego medyka, który mieszkał w okolicy. Salazar od razu wstał z krzesła i udał się na górę, a później do pokoju, do którego Escrim i Peu zanieśli rannego elfa. Akurat udało mu się usłyszeć, co zaszło, jednak już od początku podejrzewał, że chłopak dał się zranić w walce z ludźmi Carso. Dzięki temu nie musiał wpadać do pomieszczenia z pytaniem „Co się stało?”.
         – Trzeba zatamować krwawienie – powiedział, podchodząc do miejsca, w którym siedział Sai. Młody elf, jakby na jakiś niesłyszalny dla innych rozkaz, ostrożnie ściągnął górną część ubrań, odsłaniając ranę – nie wyglądała ona na głęboką, jednak i tak krwawiła dość… niebezpiecznie. Salazar wyciągnął bandaż z torby. Najpierw urwał nieduży kawałek, w który wsiąknęła krew zgromadzona już wokół rany, a później wykorzystał resztę to owinięcia nim brzucha młodego elfa, a także przykrycia rany. Owszem, bandaż w końcu zacznie przeciekać, ale do tego czasu medyk powinien już przybyć.
         – Ty się połóż, a my sobie porozmawiamy – odparł. Pierwsza część była skierowana do Saia, a druga do gwardzistów. Salazar odszedł na bok i gestem dłoni przywołał ich do siebie. Niby mógłby rozmawiać przy elfie, bo on i tak przecież wiedział o całej sprawie, jednak zachował się tak, chyba, z przyzwyczajenia.
         – Carso rzeczywiście zmusił tamtego elfa do podszywania się pode mnie. W zamian zaproponował mu nagrodę pieniężną, a także to, że jego wszystkie przestępstwa zostaną mu wybaczone… Zwabił go tymi obietnicami, nie wspominając o tym, że i tak czeka go kara śmierci. Niestety, Carso nie dał mu żadnej szansy na powiedzenie o tym komuś, kogo słowo liczyłoby się bardziej niż słowo przestępcy. Po prostu jego ludzie zgarnęli go od razu, gdy zgodził się na taką propozycję i zawlekli do więzienia – opowiedział im o wszystkim, czego udało mu się dowiedzieć. Nie starał się mówić cicho na tyle, żeby tylko oni go usłyszeli, jednak wszystko to, o czym mówił na pewno nie wydostawało się poza to pomieszczenie.
         – Wiem, że to utrudnia kwestię wydostania go z więzienia, ale właśnie tak wygląda sytuacja – dodał na koniec i zamilkł, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Po chwili do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku – miał bladą skórę, jednak jego włosy i oczy były ciemne, co stanowiło ciekawy kontrast. Jego wzrost był przeciętny i to samo można było powiedzieć o jego ciele. W jednej dłoni niósł dużą torbę, która najpewniej wypełniona była różnymi przyrządami medycznymi.
         – Ja się nim zajmę, a wy sobie nie przerywajcie – zwrócił się miłym głosem do złodzieja i gwardzistów. Salazar kiwnął tylko głową i przeniósł spojrzenie na Escrim i Peu, czekając na to, aż powiedzą mu, co sądzą na ten temat.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        La Tranchte nie kryła swojego zaskoczenia nie tylko w kwestii umiejętności medycznych Salazaara, o które nigdy nie podejrzewałaby złodzieja, ale również w odniesieniu do poświecenia Saia, ryzykującego swoim zdrowiem dla cudzej sprawy. Gwardzistka zastanawiała się czy współpraca dwójki elfów miała charakter epizodyczny, czy też stanowiła jakiś stały element ich znajomości, a to z kolei rodziło w jej głowie kolejne pytanie, odnoście ewentualnego posiadania przez Mistrz Złodziei podobnych oddanych pomocników w każdym mieście. Z punktu widzenia strażnika prawa powyższa wizja brzmiała dość ponuro, ponieważ mocno utrudniała ewentualną konfrontację z takim przeciwnikiem. Utrzymanie dużej siatki informatorów i ludzi do czarnej roboty, musiało wymagać potężnych nakładów finansowych. Escrim nie wykluczała również tego, że to renoma Salazaara sprawiała iż młodzi chętnie z nim współpracowali, próbując się wykazać gdy tylko nadarzała się taka okazja. Pod tym względem elf okazał się być niezłym organizatorem, przewidującym, drobiazgowym, a przy tym z obdarzony umiejętnością doboru właściwych osób. Sai natomiast mógł być zadowolony z faktu iż pokazał swoją wartość.
        Niestety dla kapitan, Mistrz Złodziej dużo słabiej sprawdził się w roli śledczego przesłuchującego więźnia. Widać było iż w tym przypadku Salazaarowi brakowało doświadczenia. Uzyskane przez elfa informacje nie powalały z nóg. Już na pierwszy rzut oka były niespójne, przez co nie mogły stanowić żadnego materiału dowodowego.
        - Kto normalny daje się zamknąć do więzienia za sakiewkę złota? Chyba tylko po to by bawić się monetami w zaciszu własnej celi. – Na głos powątpiewała Escrim. Fałszywy złodziej absolutnie musiał zdawać sobie sprawę do czego się przyznaje. Byle chłystek wie iż za morderstwo, a już szczególnie wielokrotne, grożą poważne konsekwencje. Jej zdaniem każdy trzeźwo myślący chłopina, słysząc podobną propozycję, natychmiast obróciłby się na pięcie i zaszył w najbardziej w najbardziej niedostępny zakamarek miasta. Pomijając oczywiście fakt, że nikt rozsądny nie bratałby się z Carso. Z tego samego powody argument o ewentualnym darowaniu win również okazywał się być nietrafionym.
        Pieniądze i czysta kartoteka miałyby sens tylko i wyłącznie w jednym przypadku, jeśli nie chodziłoby bezpośrednio o samego więźnia, ale o kogoś mu bliskiego dla którego jeniec Carso gotów był poświęcić swoje życie. Tłumaczyło by to również bierność drugiego elfa w sytuacji gdy ten mógł zbiec z lochów razem z Salazarem.
        - Powiedział chociaż jak się nazywa? – Dociekała kapitan.
        Gwardzistka nie znała się na złodziejach. Do tej pory bardziej skupiała się na działaniach związanych z ich ściganiem i osadzaniem w areszcie, niż próbie oceny motywacji tych którzy decydowali się wstąpić na drogę bezprawia. Podejrzewała że kluczem tu jest szybki zysk, być może adrenalina związana z niebezpieczeństwem, czy chęć sprawdzenia się. Ale ile można udowodniać światu własne możliwości? Kiedyś w końcu musi się to znudzić, a ryzyko towarzyszące tej pracy z wiekiem staje się coraz większe. Sama logika wskazywałaby na fakt, iż przy kolejnym włamaniu w końcu się wpadnie. Zwłaszcza gdy sprawność nie jest już ta co za młodu. La Tranchte uważała że kradzież działa jak narkotyk. Uzależniała, a co gorsze sprawiała, że tacy jak Salazaar z czasem okazywali się niezdolni do podjęcia uczciwej pracy. Teoretycznie Mistrz Złodziei mógł zaniechać swojej działalności kiedy tylko zechciał, stworzyć sobie nową tożsamości i wieść spokojne życie, ale kapitan trudno było wyobrazić sobie elfa szyjącego buty.
        Jeniec Carso musiał mieć jakąś inną silną motywację, a ustalenie jego nazwiska i powiazań rodzinnych mogło stanowić dobry krok do odkrycia tej zagadki. Być może elf właśnie tego chciał. Nie zaufał Salazarowi od razu, ale jeśli ten wykaże się determinację i odkryje prawdziwe intencje partnera z celi, przy kolejnym spotkaniu rozmówca złodzieja okaże się bardziej rozmowny.
        - To nie może tak działać. – Stwierdziła gwardzistka wskazując na Mistrza Złodziei. – Weźmy na przykład ciebie. Próbuję dociekać co w ogóle sprawiło iż wybrałeś taką profesje? I czy byłbyś zainteresowany propozycją ułaskawienia? Podejrzewam że nie. A tym bardziej nie narażałbyś dla tęgiego glejciku swojego cennego żywota. Wiec dlaczego tamten złodziej miałby być inny?
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Przymknął oczy na krótką chwilę i westchnął cicho, gdy usłyszał odpowiedź Escrim.
         – Nie siedzę w jego głowie, żeby wiedzieć, o czym myślał, gdy się na to zgadzał. Mówię wam o tym, co sam mi powiedział… Nawet nie jestem pewien, czy powiedział mi o wszystkim, bo całkiem możliwe, że nie do końca ufał mi i temu, co mówiłem – odezwał się w końcu. Czerwień oczu mrocznego elfa, która może nawet za bardzo kojarzyła się z krwią, spoczęła właśnie na gwardzistce. Tylko na chwilę, bo nie miał w zwyczaju przyglądać się osobie, z którą rozmawia. Zdecydowanie częściej patrzył w oczy rozmówcy, bo z nich można było wyczytać naprawdę dużo… oczywiście, jeśli osoba ta nie poświęciła lat na to, żeby panować nad sobą i swymi oczami.
         – Oh, zapomniałem też wspomnieć o tym, że sam Carso nieco nim manipulował, bo groził rodzinie elfa. Powiedział mu, że może stać im się coś „niedobrego”, jeśli ten mu odmówi – dopowiedział po chwili. Głos złodzieja rzeczywiście mógłby wskazywać na to, że naprawdę zapomniał wspomnieć o tym wcześniej, jednak równie dobrze mogłoby być to coś, co zrobił specjalnie.
         – Powiedział, że ma na imię Aren – dodał, wzruszając ramionami. Nawet nie próbował sprawiać pozorów, że zastanawia się nad tym, czy elf zdradził mu swoje nazwisko – jeśli jakiegoś używał – bo tak nie było.
         – Hmm… Bo nie wszyscy złodzieje są tacy jak ja? Tak, myślę, że to dobra odpowiedź. Znam złodziei, którzy zostali nimi, bo byli komuś dłużni przysługę, pieniądze albo jeszcze coś innego, co mogli zdobyć wyłącznie kradnąc. Później próbowali z tym skończyć, ale tylko niewielka część tych prób się powiodła – odpowiedział. W sumie, nawet nie wiedział, czy Escrim chciała znać odpowiedzi na swe pytania, jednak i tak postanowił to powiedzieć.
         – Ja… Cóż, nie jestem wyłącznie złodziejem. Tylko, że takie życie mi pasuje i już się do niego przyzwyczaiłem – dodał. Postanowił, że zachowa dla siebie uwagę, iż aktualnie w bankach może mieć zabezpieczone tyle pieniędzy, że gwardzistka nie zarobiłaby takiej sumy przez całe swoje życie. Z drugiej strony, życie ludzi było naprawdę krótkie, jeśli porównywałoby się je do długości życia elfów… Mniejsza z tym – Salazar zachował tę uwagę wyłącznie dla siebie również dlatego, że musiałby tłumaczyć ją pod tym względem, że chodziło mu o to, gdyby żyli dokładnie tyle samo lat i nadal robili to, co robią teraz. Wtedy straciłoby to swój urok i niekoniecznie mogłoby być uznane za złośliwą uwagę.
         – Aren może niekoniecznie sam podjął decyzję, może manipulował nim ktoś jeszcze oprócz Carso grożącemu jego rodzinie. Nie wiem, musimy zebrać więcej informacji – rzucił niezobowiązująco. Była to zwykła teoria, których mogli wysnuć naprawdę dużo, jednak on zdecydował się wypowiedzieć na głos właśnie tą.

Tymczasem Sai podniósł się do pozycji siedzącej na łóżku znajdującym się w pokoju, w którym rozmawiali i zwrócił na siebie ich uwagę słowami „Mógłbym coś powiedzieć?”. Mroczny odwrócił się w stronę informatora, czekając na to, aż rozwinie swoją myśl i zacznie mówić o tym, o czym chce powiedzieć.
         – Przypomniało mi się, że wcześniej widziałem jak Carso wchodzi do budynku, który niezbyt wyróżniał się od innych budynków mieszkalnych. Zajrzałem do środka przez okno, które zresztą było zasłonięte naprawdę niestarannie i okazało się, że wewnątrz jest pusto – zauważyłem tylko drzwi pomalowane czerwoną farbą, spod których wydostawało się światło. Na początku myślałem, że on tam mieszka albo odwiedza kogoś znajomego, jednak musiałem się upewnić i stąd wiem, że jeśli ktoś miałby tam być, to właśnie za tymi drzwiami. Niestety, nie udało mi się wejść do środka, bo zauważyli mnie strażnicy i szybko stamtąd przegonili – po tych słowach, młody elf położył się ponownie. Widocznie powiedzenie tego wszystkiego kosztowało go więcej wysiłku, niż przypuszczał na początku. Salazar przez chwilę analizował słowa informatora i dopiero po tym odwrócił się w stronę gwardzistów.
         – Może warto sprawdzić ten budynek? Lepsze to, niż siedzieć tu bezczynnie i czekać, aż informacje same przyjdą – odezwał się i już w jego głosie można było usłyszeć to, że i tak zamierza sprawdzić ten budynek i to nawet, jeśli Escrim i Peu nie będą chcieli z nim iść. Nie wiedzieli, co mogą tam znaleźć, bo Sai nie wszedł do środka. Nawet obecność strażników i to, że od razu go przepędzili mogła oznaczać, że tym bardziej powinni to sprawdzić.
         – Gdzie znajdziemy ten budynek? - to pytanie złodziej skierował do pomocnika. Nawet podszedł bliżej łóżka, żeby ten nie musiał podnosić się ponownie.
         – Północna część miasta. Znajduje się dokładnie naprzeciw sklepu alchemicznego – odpowiedział Sai po chwili. Co prawda, nie było to dokładna lokalizacja, jednak nie powinni mieć problemów ze znalezieniem budynku, którego szukają.
         – To co? Idziemy? - zapytał gwardzistów. Już wcześniej postanowił, że pójdzie sam, jeśli oni nie będą chcieli. Powoli zaczynał też odnosić wrażenie, że coś mu umyka i gdyby udało mu się to dostrzec, to cała sprawa zostałaby rozwiązana szybciej.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Salazar nareszcie zaczął mówić z sensem. Informacja o możliwym prześladowaniu rodziny Arena była cenna, ponieważ stanowiła element na którym można było oprzeć dalsze śledztwo. La Tranchte miała w pamięci podobny przypadek z rodzinnego Arturonu. Kilka lat temu miasto nękała cała plaga drobnych złodziejaszków. Dziennie dziesiątki osób zgłaszały utratę sakiewki, biżuterii, niewielkiej części towaru wystawianego na straganach, broni, a nawet rzeczy bardziej osobistych. Zdarzało się iż kobieta przymierzając parę nowych butów, nie była w stanie odnaleźć tej w której pojawiła się na targowisku. Chcąc walczyć z nasilającą się patologią, zarządzono drastyczne podwyższenia kar dla każdego schwytanego złodzieja. Zwykle obcinano dłoń, bez względu na skalę i szkodliwość popełnionej zbrodni, jednocześnie aby zagłuszyć wyrzuty sumienia związane z ewentualnym aresztowaniem dzieciaków, podnoszono pensję każdemu gwardziście solidnie przykładającemu się do swojej pracy. Tymczasem wątpliwości dotyczące tak brutalnego postepowania sięgały wszystkich , nawet osoby jak Escrim, działające dla idei, nie potrzebujące dodatkowej zachęty dla swojej pracy, twardo wierzące w literę prawa, a każdą zbrodnie traktujące równie surowo. Bez względu na to, kto za nią stoi.
        Gwardzistka doskonale pamiętała jak kilka godzin po tym gdy aresztowała zaledwie jedenastoletniego podrostka, do strażnicy przybył jego ojciec, z propozycją wymiany, oferując za ułaskawienie dzieciaka, możliwość schwytanie zbira za którym od miesięcy wystawiono listy gończe. Sam młodziak nie zrobił nic poza kradzieżą kilku guzików, jednak czekająca go kara miała sprawić iż na zawsze będzie mógł zapomnieć o karierze krawca. Gwardzistka długo się wahała, ostatecznie uznając że oferta jest ważna rozważenia. Jak się okazało mężczyzna nie tylko wskazał jej zbrodniarza, ale również zaprowadził do miejsca gdzie ten ukrywał swój łup. Problem polegał na tym, że ojciec dzieciaka wskazał na samego siebie, przyznając się do popełnionych zbrodni. Tego dnia gwardzistka zrozumiała, że kradzież jest jak narkotyk. Nawet jeśli stać cię na tysiące guzików i tak nie możesz się powstrzymać przed przywłaszczeniem sobie kolejnych, jednak najważniejszym wnioskiem wypływającym z tej historii był fakt, że jeśli Aren miał syna, to Carso łatwo mógł go wykorzystać by manipulować podstawionym przez siebie sobowtórem Mistrza Złodziei.
        - W porządku. A więc tak. Ty Peu dowiedz się jak najwięcej o tym Arenie. Gdzie mieszka. Czym się zajmuje. Jak dużą ma rodzinę i czy ostatnimi czasy mógł wejść w konflikt z prawem. – Zadecydowała Escrim, zaganiając do pracy swojego adiutanta. - Być może gdy zaproponujesz im przenosiny do Arturonu i gwarancje bezpieczeństwa przed takimi jak Carso, okażą się bardziej rozmowni. A my zyskamy argument by zachęcić do współpracy „kolejnego Salazara”.
        - Tak jest. – Odpowiedział Frisson. – Rozumiem że w czasie gdy sam będę prowadził wywiad, ktoś inny zabawi się w eksplorację opuszczonych budynków.
        - To już nie twoja sprawa. – Krótko ucięła kapitan. – I wcale nie oznacza to samych przyjemności. Sprawdzimy ten budynek, ale zanim postawimy tam choćby stopę, proponuje krótką wycieczkę do miejskiego archiwum, po to by dowiedzieć się co to za posiadłość, do kogo należy i pod jaką działalność została zakupiona. Może już na tym etapie uda się ją powiązać z Carso. A nawet jeśli nie, przynajmniej będziemy wiedzieć czego szukać. – Wyjaśniła gwardzistka mając na myśli zdobycie dowodów sugerujących, że rzeczywiste przeznaczeniu budynku może być inne niż te zadeklarowane w dokumentach. Przede wszystkim dużo mniej legalne.
        La Tranchte przyjrzała się uważnie sylwetce elfa, dopiero teraz zastanawiając się nad faktem, iż ma przed sobą jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w mieście. Jeśli sprawa ucieczki Salazara trafiła już na wokandę, prawdopodobnie podobizna elfa zdobi co drugi słup w mieście.
        - Zamierzasz dokleić sobie brodę, czy coś? – Spytała kapitan.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Przez oblicze mrocznego elfa przebiegł uśmieszek, który mógłby wskazywać na to, że już za chwilę odpowie czymś konstruktywnym, co jednocześnie może też zakpić z tego, co zaproponowała Escrim.
         – Nie – odpowiedział krótko, zamiast tego, co mogło zapowiadać jego wcześniejszy wyraz twarzy.
         – Żyję już tyle, że nie będzie to pierwszy raz, gdy jestem poszukiwany w mieście, w którym mam coś jeszcze do zrobienia… Po prostu wiem, jak się zachować, poruszać i na co zwracać uwagę, gdy muszę dostać się z jednego miejsca w drugie, a strażnicy mnie poszukują – dopowiedział. Przez krótką chwilę sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, jednak tego nie zrobił. Cóż… właściwie tak było, ale Salazar nie miał zamiaru wspominać gwardzistce o tym, że ma coś, co można też nazwać zmysłem wczesnego ostrzegania i ponadprzeciętną ostrożnością – zdawał sobie sprawę, że są ludzie, którzy po prostu nazwaliby to paranoją i właśnie dlatego nie wspomniał o tym Escrim. Obawiał się, że uzna go za osobę chorą psychicznie i nie będzie chciała z nim współpracować. Owszem, wcześniej myślał nawet o tym, żeby znów działać w pojedynkę, ale… dzięki współpracy z tą dziewczyną, tak jakby, miał po swojej stronie przedstawiciela prawa i osobę, która może łatwiej dostać coś, co on musiałby ukraść lub iść po to okrężną i dłuższą drogą.
         – Ciebie nie szukają, więc możesz iść po prostu do budynku archiwum i wejść tam drzwiami albo iść ze mną i robić to w ciszy, a później wkraść się tam oknem… Rób, co chcesz. Jeśli się rozdzielimy, to spotkamy się już w środku – odparł i spojrzał na gwardzistkę, czekając na jej odpowiedź. Od niej zależało to, jak będzie się poruszał i na co będzie zwracał uwagę… chociaż miał nadzieję, że dziewczyna zdecyduje się na rozdzielenie i spotkanie w budynku, wtedy poruszałby się szybciej albo nawet mógłby użyć magii, żeby przenieść się od razu do archiwum i zaczekać tam na Escrim, przy okazji szukając też tego aktu własności czy innych informacji na temat budynku, do którego niedługo się wybiorą.

Tak, jak przypuszczał – gwardzistka wybrała samotną drogę i taką, którą nie zaryzykuje tego, że ktoś zobaczy ją współpracującą ze zbiegłym złodziejem. Był pewien, że właśnie tak będzie, jednak i tak wolał zapytać… tak dla pewności. Właściwie, to ułatwiało też podróż jemu samemu, bo wystarczy, że poszuka sobie odpowiedniego miejsca, gdzie nikt nie będzie go widział, i właśnie tam użyje magii, która przeniesie go prosto do budynku archiwum. Może nawet dotrze w ten sposób prosto do pomieszczenia, w którym bezpośrednio znajdują się dokumenty, w których powinni szukać aktu własności tajemniczego budynku.
Gdy wyszedł z karczmy, od razu skierował się w małą i ciemną uliczkę – nie była ona ślepa i łączyła się z większą ulicą, jednak Salazar poszedł tam wyłącznie po to, żeby mieć pewność, że nie zobaczy go ktoś, kto nie powinien. Wcześniej i tak powiedział, że będzie poruszał się tak, żeby było jak najmniejsze prawdopodobieństwo na to, że dostrzeże go jakiś strażnik, więc gwardziści nie powinni niczego podejrzewać. Gdy już tam był, rozejrzał się, czy aby na pewno jest tu tylko on i… zniknął.

Pojawił się już w środku budynku, który był miejskim archiwum. Na pewno był tu wcześniej niż Escrim, jednak wiedział, że ona w końcu i tak znajdzie się w tym samym pomieszczeniu, więc wystarczyło, że poczeka na dźwięk otwieranych drzwi. Oczywiście, nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie, bo przecież mógł wykorzystać ten czas, żeby najpierw poszukać tu miejsca, w którym mogą znajdować się akty własności budynków w mieście, a później spróbować odnaleźć tam ten konkretny, który ich interesuje.
Salazar wiedział o tym budynku, to prawda, jednak właściwie to nigdy nie był w środku, bo niczego tu nie szukał. Dlatego też nie znał rozmieszczenia dokumentów – tyle dobrze, że regały i półki były podpisane. Wszystko to, włącznie z przemieszczaniem się, robił ostrożnie, skradając się i nasłuchując. Wiedział, że gdy usłyszy odgłos otwieranych drzwi, najpierw będzie musiał ukryć się tak, żeby móc sprawdzić, kto wchodzi do środka i dopiero później podjąć kolejne działania – bezpieczniej będzie, jeśli już za pierwszym razem osobą tą okaże się Escrim, bo nie będzie musiał tracić czasu na ukrywanie się i jednoczesne pilnowanie, aby osoba ta go nie zauważyła.
Zablokowany

Wróć do „Serenaa”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości