SerenaaBlaski i cienie.

Miasto kupców, szlachty i handlu. Położone w słonecznej części wybrzeża, stąd jego status Miasta Królewskiego. Znajduje się tu wiele dworów szlacheckich i oczywiście pałac króla.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Oddał gwardzistce swój magiczny wytrych, chociaż wewnętrzny głos podpowiadał mu, żeby tego nie robił. Właściwie to, co Salazar słyszał wewnątrz siebie, nie zgadzało się z tym planem od samego początku i cały czas mówiło mu, żeby zrobił podobnie i wrócił do działania na własną rękę. Wydawało mu się, że w tym pomieszczeniu, jeśli nie liczyłby siebie, znajdują się wszystkie osoby, które nie są przestępcami i zależy im na tym, aby sprawa ta została doprowadzona do końca… A ten nastanie, gdy złapią prawdziwego sobowtóra Mistrza Złodziei, a nie tego, którego podstawił dowódca straży.
Salazar w milczeniu słuchał dialogu między Escrim i Peu, który mówił im o kolejnych trudnościach, które mogą napotkać, gdy zaczną realizować swój plan. Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo i wszystko pójdzie po ich myśli. Ponadto, samo to, że mroczny elf zgodził się na taki plan sprawiło, że od tamtego momentu toczy ze sobą wewnętrzną walkę i najpewniej będzie ona trwała tak długo, jak będą realizować ten plan. Powstała też nowa część planu, która miała im zapewnić wiarygodność, a także to, że więcej ludzi zacznie uważać, iż straż poszła na łatwiznę i podstawiła sobie kogoś, kto jest podobny do sprawcy. Co prawda, może to skończyć się gorzej, niż przypuszczają, bo mogą znaleźć się osoby, które uznają to za prawdę i zaczną aktywnie działać przeciwko straży miejskiej… Może nawet wywoła to podział wśród samych strażników, to także stanie się prawdopodobne. Zależy, jak dobrze rozniesie się informacja, co już zależy w głównej mierze od Gavina, któremu Escrim powierzyła to zadanie.

         – Eh, niezbyt chcę to przyznać, ale Escrim ma rację – odpowiedział po chwili. Na pewno mniej podejrzeń przyniesie to, gdy przyprowadzą go poobijanego i wyglądające tak, jakby walczył przed tym, gdy udało im się go pochwycić. Salazar miał już nawet pewien pomysł, który dotyczył drobnej walki między nimi, jednak nie brał pod uwagę broni, którą mogliby się porządnie zranić albo nawet zabić, gdyby zaangażowali się w to zbyt mocno.
         – Umiesz walczyć wręcz? Myślę, że lepiej będzie zrobić to w ten sposób, a nie od razu chwytać za broń – odparł, od razu wyjawiając jej swój pomysł. Co prawda, przeczuwał, że pewne instynkty mogą wziąć nad nim górę, co wiązało się też z pamięcią mięśni i tym, że walczył wręcz naprawdę dobrze, jednak będzie musiał nad nimi panować, aby w końcu pozwolić się trafić.
Ostatnio edytowane przez Salazar 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        La Tranchte w duchu gratulowała sobie sprytu i przebiegłości. Wciąż daleka była od tego by uwierzyć że rozmawia z prawdziwym Mistrzem złodziei. Poza przekonaniem, że jest on zapatrzonym w siebie bufonem, gwardzistka nie wiedziała zbyt wiele o tajemniczym elfie. Skłonna była przypuszczać iż ma przed sobą jakiegoś kawalarza, który postanowił zabawić się kosztem przedstawiciela władzy. Escrim była ciekawa, czy po tym jak usłyszał że przyjdzie mu przyjąć na twarz kilka ciosów, ów jegomość wciąż uważa swój występ za śmieszny.
Mała intryga wymierzona przeciwko elfowi zapowiadała się wybornie. Niestety okazało się, iż rzekomy Salazar nie tylko świetnie sparował cios wymierzony przez kapitan, ale popisał się nader celną ripostą. Propozycja pojedynku, a właściwie brutalnego lania się po mordach, jako iż trudno było coś takiego przyrównywać do szlachetnej sztuki szermierki, sprawiła iż Escrim na moment zaniemówiła, zastygając z szeroko otwartymi ustami.
        - Że co…? – Wydukała w końcu gdy dotarło do niej znaczenie słów wypowiedzianych przez elfa. Gwardzistka zupełnie nie miała pojęcia jak powinna zareagować. W swojej pracy spotykała się z różnymi groźbami, oskarżeniami, przejawami wrogości, pogardą czy brakiem szacunku, jednak nigdy dotąd podobnej propozycji nie składał jej ktoś, kto przynajmniej teoretycznie był po jej stronie.
        Paradoksalnie Escrim najbardziej zła była na to iż jeszcze przed samą walką, Salazar pozbawił ją możliwości zwycięstwa, jawnie deklarując, że nawet jeśli kapitan wyjdzie z owego pojedynku obronną ręką, to będzie to efekt tego iż on sam na takie rozstrzygnięcie się zgodził. La Tranchta od razu przypomniał się Rainie, który podobnymi zagrywkami zwykł wyprowadzać ją z równowagi, jeszcze przed pojedynkiem. Tym razem musiała być gotowa i nie dać się sprowokować. Doświadczony szermierz był w jej oddziale jedynym co publicznie zachwalał umiejętności zdobyte w czasie karczmanych bijatyk, traktując je jako element, który może wyciągnąć cię z opresji, gdy stracisz swoją broń. Tymczasem sama Escrim uważała iż dobry fechmistrz nigdy nie traci swojej szpady, a walka na pięści to bzdura.
        W każdym razie po kimś takim jak Salazar nie mogła spodziewać się honorowej postawy. Już sam fakt, że na swojego przeciwnika elf wybrał kobietę, stawiał go w marnym świetle. Swoją drogą ugodziło to bardzo w samoocenę jaką gwardzistka miała na temat własnego wyglądu. Najwyraźniej w oczach elfa prezentowała się tak źle, że kilka dodatkowych siniaków, otarć czy zadrapań nie robiło różnicy. Na szczęście Peu i Gavin byli w tej kwestii innego zdania, chociaż Escrim nie wiedziała czy ich natychmiastowy protest wynikał z troski o nią jako o płeć słabszą, czy też z obowiązku wynikającego z hierarchii.
        - Niedoczekanie – zaprotestował Frisson – kapitan nie może zgodzić się na tak rynsztokową propozycję. Jeśli chcesz mieć godnego siebie przeciwnika, to niech będę nim ja. W ogóle jak możesz proponować coś takiego damie? Głupi prostak!
        La Tranchte nie miała by nic przeciwko sprawdzeniu swoich sił w tak niecodziennej dyscyplinie, ale jeśli miałoby to nastąpić to na równych warunkach. Bez udawania, czarowania i innych dupereli.
        - Peu, nikt nie będzie się tu z nikim bił, a już na pewno nie będziemy się nokautować. To by oznaczało iż przez resztę drogi do Strażnicy musielibyśmy ciebie nieść, a na to nie mam ochoty. – Wyjaśniła kapitan, przekonana że jeśli ma się zmierzyć z elfem, to przede wszystkim musi pozbyć się stąd swoich podwładnych. – Jeszcze zdążymy popracować nad autentycznością naszego planu. Mordobicie jest tu akurat najłatwiejsze. Musimy dać Gavinowi trochę czasu, tak aby plotka o aresztowaniu kolejnego Salazara zdążyła nas wyprzedzić. Ty lepiej pomyśl skąd weźmiemy konia i te przeklęte kajdany.
        - Nie możemy wrócić do Strażnicy, bo tam już na nas czekając, więc pozostaje poszukać jakieś liny tutaj.
        - To bierz się do pracy.
        - W porządku. Tylko … nie będziesz się biła prawda?
        - Nie. – Skłamała Escrim. Zresztą to nie miała być walka tylko inscenizacja, więc gwardzistka nie poczytywała sobie tego stwierdzenia za oszustwo.
        Peu jeszcze przez chwile wahał się czy aby na pewno może odejść zostawiając elfa i swoją przełożoną sam na sam. Ostatecznie uznał za konieczne wysforować w stronę złodzieja kolejną groźbę.
        - Bo jeśli ją skrzywdzisz, lepiej módl się aby to Gavin dopadł cię pierwszy. W przeciwnym wypadku ja się z tobą rozliczę.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Salazar westchnął, gdy usłyszał „Że co…?” wypowiedziane przez gwardzistkę – mogło to sprawić, że zgromadzeni w pomieszczeniu mogli pomyśleć, że mroczny elf podważa tym jednym odgłosem zarówno jej inteligencję, jak i zmysł słuchu. Właściwie… nie byłoby to tak daleko od prawdy, chociaż, z drugiej strony domyślał się też, że dziewczyna może mieć pewne obiekcje związane z jego pomysłem.
         – Jeśli chcesz, możemy zmierzyć się z bronią białą. Ja użyję dwóch noży do walki wręcz, a ty tej szpady, co ją masz przy pasie… Ewentualnie zmniejszę liczbę noży do jednego, a ty będziesz walczyć sztyletem. No i zostaje jeszcze kwestia walki bez broni, którą już zaproponowałem – odparł po chwili. Sprawiał wrażenie osoby, której było to bez różnicy. Właściwie, tak rzeczywiście było. Salazar ostatecznie i tak miał się podłożyć i przegrać ten pojedynek, więc było mu obojętne, czym będzie walczył on i Escrim. Walka wręcz była dla niego troszeczkę lepsza, bo nie musiałby martwić się o to, że na jego ciele pojawią się rany cięte lub kłute. Wolał, żeby tak się nie stało, bo ranny miałby mniej siły na walkę ze swoim wewnętrznym głosem, a to mogłoby skończyć się tym, że wycofałby się z walki i, prawdopodobnie, także z tego pomieszczenia. Oczywiście, gwardzistka i jej kompanii nie dowiedzą się tego, bo elf nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się z nimi takimi informacjami o sobie.

Złodziej wzruszył ramionami, gdy usłyszał propozycję zmiany przeciwnika.
         – Weź pod uwagę, że w walce z tobą nawet nie będę próbował się powstrzymać. Zaproponowałem pojedynek Escrim, bo jej pomysłem było obicie mnie przed aresztowaniem – odpowiedział po chwili. Już samo jego spojrzenie w stronę Peu wystarczyło, aby mężczyzna wiedział, że elf nie żartuje.
Więcej się nie odezwał, póki co. Akurat w tej rozmowie nie musiał uczestniczyć, bo dotyczyła ona tego, co mają zrobić towarzysze gwardzistki.
         – Proponuję, żebyś mi nie groził – znów odezwał się do Peu, chociaż od ostatnich słów elfa skierowanych do tego człowieka minęło już kilka chwil. Powiedział to spokojnie, jednak dało się wyczuć napięcie, które wprowadziła ta „prośba”, a przez to brzmiała też jako ukryta groźba - „lepiej ze mną nie zadzieraj, bo nie skończy się to dla ciebie dobrze”.

         – Z drugiej strony, możesz powiedzieć, że jakoś udało wam się mnie zaskoczyć, czy coś, a przez to aresztowanie odbyło się bez oporu z mojej strony – odezwał się, gdy został z Escrim sam na sam. Co prawda, według niego była to trochę naciągana wersja zdarzeń, jednak mógłby się na coś takiego zgodzić, jeśli gwardzistka byłaby pewna, że pozostali w to uwierzą.
         – Wolałbym nie walczyć na ostrza, żeby niepotrzebnie nie niszczyć sobie ubrania – dopowiedział. Nawet szpada, będąca bronią służącą do kłucia, może uszkodzić jego ubrania, przez co powstałyby tam dziury.
         – Ostatecznie kończymy z tym, że mamy kilka sposobów na rozwiązanie tego… Twoja sprawa, co wybierzesz. Ja się dostosuję – dodał. Dla niego to i tak skończy się tak samo, bo z unieruchomionymi rękami i w więzieniu. Tymi słowami wyraził także gotowość do działania i ewentualnej walki. Salazar i tak nie planował atakować, a jeśli to tak, żeby nie skończyło się to poważną raną. Chciał bardziej skupić się na unikach i parowaniu ataków dziewczyny, może nawet będzie w stanie kilka przepuścić, aby na koniec podłożyć się i przegrać walkę. Tak, nie zakończy się to dla niego zwycięstwem, jednak do przegranej dojdzie na jego zasadach.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Pycha i arogancja Salazara zdawały się wypełniać całe pomieszczenie. La Tranchte parsknęła słysząc kolejne propozycje walki do jakiej miałaby stanąć. Pojedynek szermierczy w czasie którego elf poradzi sobie tylko przy użyciu noży? A czemuż nie łyżki do herbaty? Rozdrażniona kapitan w ostatniej chwili zdecydowała nie wdawać się w tą pyskówkę. Uznała iż przechwałki są dobre dla tych którzy gadulstwem muszą nadrabiać brak umiejętności. Poza tym niektórzy, jak chociażby Rainie, zwyczajnie mieli tak irytujący sposób bycia, co wcale nie przeszkadzało im ginąć za szlachetną sprawę. Oczywiście istniała tez trzecia możliwość, mianowicie taka że Mistrz Złodziei rzeczywiście był zwykłym prostakiem.
        Być może elf wypowiadałby się dużo bardziej powściągliwie gdyby widział jak Escrim przy pomocy szpady potraf rozpiąć guziki w koszuli przeciwnika, nawet go nie zarysowując, ani nie niszcząc przy tym materiału. Co prawda sztuka ta udawała jej się tylko z Peu, a okupiona została kilkoma wyrzuconymi przez okno manekinami i wielogodzinnym kursem szycia, zarówno oficjalnym mundurów gwardii jak i nieszczęsnego adiutanta który w sprawie owych lekcji nie miał nic do gadania.
        - Skoro nie posiadasz szpady, to najuczciwszy wydaje mi się pojedynek bez broni. – Postanowiła kapitan, odpinając swój pas i odkładając na jednej z skrzyń swoją ulubioną broń oraz krótki sztylet którym okazjonalnie wspierała się w walce. Początkowo zdjęła też rękawice, ale po namyśle zdecydowała się założyć je ponownie.
        Teraz pozostawało jej spróbować zaatakować elfa tą samą psychologiczną zagrywką. Oczywiście nie miał być to żaden pojedynek, a jej fikcyjne zwycięstwo z góry zostało już zapowiedziane, jednak Escrim miała nadzieję, że jeśli sama sprowokuje przeciwnika, być może nakłoni elfa do tego by ten walczył serio i być może chciał spróbować wygrać. La Tranchte nie interesowały łatwe sukcesy, podane na tacy. Była córką arystokraty więc teoretycznie mogła prowadzić wygodny żywot, ale zdecydowała się na karierę w gwardii, ponieważ lubiła wyzwania.
        - Dlaczego nie Peu? – Spytała. – Jestem pewna że poradziłby sobie nawet lepiej niż ja. Zawsze proponujesz nowo poznanej dziewczynie by ta obiła ci twarz? Są inne sposoby na zawarcie znajomości.
Kapitan nie podejrzewała elfa o jakieś wyjątkowe umiejętności. Większość znanych jej złodziei charakteryzowało się tym iż doskonale potrafi unikać walki, niekoniecznie radząc sobie dobrze gdy do takowej dojdzie.
        - Więc tak jak mówiłam wcześniej, ja nie radzę sobie w takich sprawach najlepiej. Ale z drugiej strony mam taki charakter, że gdy już się za coś biorę, to staram się osiągnąć w tym perfekcję. Mam tez słabość do zakładów, dlatego zanim skończymy proponuję mały układ. Do trzech trafień. Jeśli wygrasz, przyznam oficjalnie, że jesteś tu najlepszy, natomiast jeśli sama zwyciężę, dobrowolnie udzielisz mi kilku lekcji jak radzi sobie w tym całym fechtunku bez broni.
        Escrim zastanawiała się czy nie pozwolić elfowi samemu wybrać spodziewanej nagrody, jednak po namyśle postanowiła iż wystarczy że sama walka odbywa się na zasadach zaproponowanych przez złodzieja.
        - A i jeszcze jedno. Nie waż mi się mdleć. Jestem za słaba aby złościć cię po schodach latarni, więc jeśli wywiniesz mi coś takiego, po prostu cię z nich zepchnę.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Elf wzruszył tylko ramionami, gdy Escrim zdecydowała się na pojedynek bez broni. Trochę dziwne dla niego było to, że nie chciała walczyć z nim przy użyciu broni, gdy on sam nie władał tym samym orężem, co ona.
         – Niech będzie – zgodził się krótko. Powoli zaczynało mu się wydawać, że spędzają nad tym zbyt dużo czasu, a przez to chciał to już mieć za sobą, aby przejść do kolejnej części planu.
         – Też muszę to zrobić, prawda? - zapytał, gdy dziewczyna odłożyła na bok szpadę i sztylet. Salazar pościągał z siebie te noże do rzucania, które były widoczne i położył je obok oręża Escrim. Nie miał zamiaru korzystać z broni, skoro zgodzili się na walkę wręcz i to taką, w której nawet nie będzie walczył o swoje życie. Później wrócił na miejsce, w którym stał wcześniej. Właściwie, nie musieli nawet oddalać się od siebie przed rozpoczęciem pojedynku, bo i tak dzieliła ich odległość kilku kroków.
         – Jakbym usłyszał od niego zgodę na walkę ze mną i chęć do takiego działania, mógłbym walczyć nawet z nim – odparł po chwili, wzruszając też lekko ramionami.
         – Tak najlepiej poznać umiejętności nowo poznanej dziewczyny – dodał, a przez jego twarz przebiegł uśmieszek. Cóż, jeśli gwardzistka chciała go jakoś wyprowadzić z równowagi i zmusić do tego, aby zmienił swoje postanowienia związane z ich pojedynkiem… to nie wychodziło jej to tak, jakby tego chciała. Później wysłuchał propozycji dziewczyny i powstrzymał się przed tym, żeby się nie zaśmiać. Właściwie, to mógł się nie hamować i wypuścić z siebie salwę śmiechu, ale mniejsza z tym.
         – Blokowanie ciosów też liczymy jako trafienie? - zapytał, dla pewności. To pytanie było dla niego dość ważne, bo na odpowiedzi na nie oprze defensywną część taktyki. Informacja na ten temat, którą usłyszał od Escrim była niejasna na tyle, żeby zaczął zastanawiać się nad tym, co ma rozumieć przez „trafienie”.
         – Nic na tym nie zyskuję… Poza tym, jestem słabym nauczycielem – odpowiedział jej zgodnie z prawdą i tym, co myśli na temat tego zakładu. Mroczny nie potrzebował słów uznania od jakiejś młodej gwardzistki, bo wiedział, jak jest z nim i jego umiejętnościami.
         – Powiedzmy, że zastanowię się nad tym w czasie naszej walki – dodał, dając jej nadzieję na to, że może jednak spróbuje ją czegoś nauczyć, jeśli to jej uda się wygrać. Na ostatnie słowa dziewczyny kiwnął tylko głową, potwierdzając, że nie ma zamiaru mdleć.

W końcu zaczęła się walka i to Escrim zdecydowała się zadać pierwszy cios. Salazar po prostu zablokował uderzenie i odbił je w bok. Teraz poświęcał czas na obronę, aby poznać przeciwniczkę, wyczuć jej taktykę walki, jeśli jakąś ma i, w końcu, zaatakować w odpowiednim momencie. Kontrataku uniknął, przesuwając się w bok i od razu podcinając dziewczynę kopnięciem w dolną część jej nóg. Zmienił też swoją pozycję, stając teraz w miejscu, z którego gwardzistka ruszyła na niego, gdy zaatakowała pierwszy raz. Escrim już teraz mogła dostrzec, że naprawdę szybko, a przy tym precyzyjnie wymierza ciosy. Poczekał, aż wstanie i zaatakuje znów. Teraz stosował różną taktykę, która głównie polegała na tym, że część ciosów parował, a części unikał. Przy przyjmowaniu ciosów na ręce, którymi je blokował, mógł też wyczuć siłę, jaką Escrim w nie wkłada. W końcu zdecydował się na kontratak, od razu wyprowadzając cios od lewej strony, a gdy ten został zablokowany… złodziej niemalże od razu uderzył z drugiej strony. Jego ciosy były mocniejsze, jednak i tak nie wkładał w nie całej swej siły. Nie zależało mu na szybkim zakończeniu walki, bo lubił ją przedłużać w celu poznania przeciwnika, jego atutów, słabości, a także umiejętności.
         – Liczysz w ogóle te punkty? - zapytał w tym samym czasie, w którym wyprowadził kolejne, tym razem proste, uderzenie pięścią. Celował prosto w brzuch dziewczyny, chociaż różnica wzrostu sprawiła, że musiał się nieco skulić, żeby to zrobić. Później wyprowadził serię złożoną z kilku, szybkich cisów. Były one proste i, raczej, niezbyt silne, jednak ich prędkość… to właśnie ona była niebezpieczna. Nawet, jeśli Escrim zdecydowała się je zablokować, to i tak na pewno odczuje te uderzenia.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim nie widziała powodu dla którego w walce na pięści miałaby stosować inną taktykę niż tą, którą wykorzystywała w pojedynkach szermierczych. Dlatego też od razu przystąpiła do ataku, rzucając się na przeciwnika z pasją, determinacją i zaangażowaniem. Lubiła przejmować inicjatywę, spychać rywala do obrony, zamęczając go poprzez swoją agresję i nieustanny napór. Zablokowana, gwardzistka natychmiast starała się ponawiać atak, tak aby nie dać przeciwnikowi szansy na ripostę. La Tranchte usiłowała rozstrzygać walki efektownie, a do tego w jak najkrótszym czasie. O cennych naukach swoim mistrzów, sugerujących iż nie zawsze trzeba dominować, a cierpliwość może być najlepszą z broni, Escrim przypominała sobie dopiero wówczas gdy jej ulubiona strategia nie przynosiła wymiernych rezultatów, lub też gdy było już na to za późno, a ona sama schodziła z pola jako pokonana.
        W pojedynku z Mistrzem Złodziei miała też jedną wyraźną przewagę, która mówiąc najprościej, polegała na niedopowiedzeniu wszystkich zasad. Kapitan zapowiedziała walkę do trzech trafień, przy czym jako trafienie, tak jak w szermierce, liczyło się dla niej samo dotknięcie. Nie koniecznie trzeba było walnąć rywala tak aby obić mu płuca, czy złamać kilka żeber. Dzięki temu Escrim dodawała sobie punkty, nawet w sytuacjach gdy elf był przekonany iż bezbłędnie sparował cios, minimalizując jego siłę.
        Gwardzistka była zadowolona z faktu że udało jej się skłonić elfa do poważniejszego potraktowania tego starcia. Uznała, że po kilkudniowym, nieustannym ślęczeniu nad dokumentami opisującymi sprawę morderstwa, nudnym, ciągnącym się w nieskończoność przesłuchiwaniu świadków i obalaniu kolejnych teorii w przytłaczającej atmosferze swojego gabinetu, intensywny wysiłek fizyczny jest dokładnie tym czego potrzebuje najbardziej. Nawet jeśli uczciwie musiała przyznać iż przegrywa ową potyczkę, to w żaden sposób nie traktowała tego jako ujmy na swoim honorze. W końcu to była pierwsza taka walka w jej karierze. La Tranchte nie miała pojęcia czy przyjęła więcej ciosów od przeciwnika, za to z całą pewnością czuła że ich siła była dużo bardziej znacząca. Zwłaszcza iż sama Escrim niedawno została pchnięta nożem, a rana szyta przez Gavina zwykła odzywać się przy ekstremalnym wysiłku.
        - Myślałam że to ty liczysz. – Wydyszała kapitan, cały czas próbując wyprowadzić kolejne ciosy. Czuła się świetnie więc nie chciała odmawiać sobie dodatkowych przyjemności.
        Niestety w tym momencie pojawił się Peu niosący z sobą linę do skrępowania jeńca, a jego okrzyk natychmiast przerwał walkę.
        - Co wy wyprawiacie? - Młody adiutant od razu wtargnął pomiędzy parę przeciwników usiłując rozdzielić zwaśnione strony.
        - Spokojnie. Tylko coś sprawdzaliśmy.
        - Tak. Pewnie to ile wytrzymają twoje szwy. Pokaż. – Przerażony faktem, że jego przełożonej mogło stać się cos złego, chłopak na chwilę zdawał się zapomnieć o dobrych manierach i wszelkiej przyzwoitości, usiłując sprawdzić stan rany na ciele Escrim.
        - Peu, zestaw te guziki. I moją koszulę. Mówiłam że nic mi nie jest. – La Tranchte usiłowała bronić się przed publicznym obnażeniem. – Peu! Przestań!
        Krzyk przełożonej przywołał Frissona do porządku. Młodzieniec błyskawicznie cofnął ręce, a jego twarz przybrała barwę purpury.
        - Yyyy… przyniosłem linę. – Wydukał chłopak chcąc przerwać krępująca ciszę. – Jeśli nasz plan ma się powieść, to musimy się pospieszyć, ponieważ mieszkańcy domagają się natychmiastowa egzekucji zbrodniarza, przez co nie wykluczone iż wyrok zostanie wykonany już za godzinę. Za to Gavin wspominał że ma pomysł. Nie do końca go zrozumiałem, ale chyba chodzi o to, że skoro nie możemy liczyć na dobrą wolę Dowódcy Garnizonu, to odwołamy się jeszcze wyżej. Jeśli trzeba będzie nawet do samej rodziny królewskiej. W końcu musi tu być ktoś, komuś bardziej zależy na prawdzie niż uznaniu poddanych i pokazaniu siebie w dobry świetle.
        -W porządku chodźmy. – Zadecydowała Escrim, biorąc od Peu sznur, a następnie zwracając się do Salazara. – Ręce, poproszę.
        Wiążąc pętle na nadgarstkach złodzieja, gwardzistka wyszeptała mu do ucha. „Według mojej rachuby, wygrałam”.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Walka nie była dla niego trudna, jednak i tak postanowił nie poświęcać umysłu i, może, trochę własnej uwagi na to, żeby liczyć niejasne punkty. Poza tym, były one pomysłem Escrim, który jakoś niezbyt spodobał się mrocznemu elfowi. Mimo wszystko, i tak nie pokazał jej, że mogłoby zaskoczyć go to, że dziewczyna myślała, że to on liczył punkty.
         – Punkty były twoim pomysłem, więc żadnym zaskoczeniem nie byłoby to, gdybyś to ty je liczyła – odpowiedział, wyprowadzając kolejny cios, który trafił gwardzistkę w ramię, mimo że Salazar celował w bok jej klatki piersiowej. Cóż… zasłoniła się po prostu, a on mógł w ten sposób zdobyć punkt tak czy inaczej, bo trafienie liczyło się, gdyż nawet nie zostało ono zablokowane – po prostu trafił nie do końca w to miejsce, w które celował na początku.
Możliwe, że walka trwałaby jeszcze trochę, gdyby nie Peu i jego reakcja na to, co robili. Mężczyzna od razu wszedł między nich i rozdzielił ich. Złodziej przestał walczyć od razu, w końcu nie było to wywołane tym, że stali się nagle wrogami, a po prostu planem ich działania i doprowadzenia prawdziwego oszusta do kary, na którą sobie zasłużył.

To, co Peu zrobił następnie, na pewno podchodziło pod naruszenie granicy prywatności, która powinna występować między gwardzistami pracującymi ze sobą. Salazar nawet nazwałby to nagłym dobieraniem się do Escrim, gdyby był kimś, kto nie usłyszał tego, co powiedział wcześniej. Chociaż… nawet wiedząc, że mężczyzna chciał sprawdzić tylko to, jak trzymają się jakieś szwy na ciele dziewczyny, Salazar i tak przyglądał się temu z lekko przymrużonymi oczami, niezbyt wiedząc, co o tym sądzić. Dlatego też stał sobie w ciszy i czekał spokojnie na to, aż skończą.
         – Rozmowa z kimś stojącym wyżej, niż Dowódca Garnizonu to dobry pomysł – odparł elf, chociaż powiedział to w taki sposób, że brzmiało to bardziej, jakby rozmawiał z samym sobą. Nie miał też zamiaru pozwolić na to, żeby „ktoś” nagle postanowił zmienić zdanie, co skończyłoby się tak, że wylądowałby w więzieniu i miał odsiadywać jakąś karę niezwiązaną z ich planem. Wtedy, po prostu, wykorzystałby swoją magię i uciekł. To była ta jego „tajna broń” o której, może, Escrim i Peu w ogóle nie dowiedzą się w czasie, gdy będzie z nimi współpracował.
Bez słowa wystawił przed siebie ręce, aby gwardzistka mogła je związać. Nadal zastanawiał się nad tym, czy na pewno chce to zrobić… Niby dotarli już do tego etapu, w którym będzie musiał zdać się na gwardzistów i Gavina. Oczywiście, tylko wtedy, gdy cały plan miał wypalić i mieli odnaleźć osobę odpowiedzialną za podszywanie się pod niego, a także za te morderstwa w willi. Jeśli nie uwolnią go w ciągu kilku dni, wtedy sam zadba o to, żeby nie siedzieć w więzieniu dłużej, niż zakładał. Może okazać się, że będzie wtedy troszeczkę zdenerwowany i zacznie zabijać strażników, na których się natknie, ale wcześniej uprzedzał gwardzistów o tym, że coś takiego może zajść, jeśli sam będzie musiał zatroszczyć się o opuszczenie więzienia.
         – A według mojej rachuby, ja zdobyłem więcej punktów – powiedział cicho do dziewczyny.
         – Takie coś nie ma sensu, bo możesz szacować wynik na własną korzyść – dodał, tak samo cicho. Nie powiedział już niczego więcej na ten temat, od samej Escrim zależało, co sądzi na ten temat, jednak on nie miał zamiaru uczyć jej nowych rzeczy. Znaczy, na pewno nie teraz, bo mieli co innego do zrobienia, ale podejrzewał, że później będzie myślał o tym w ten sam sposób.
         – Miejmy już to wszystko za sobą – odparł głośniej, gotów na przystąpienie do kolejnej części ich planu.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        La Tanchte nie przykładała specjalnej wagi do wyniku walki. Dla swojej wygody przyjęła, że pojedynek jeszcze się nie skończył, dlatego też nie ma sensu ogłaszać w nim zwycięzcy i pokonanego. Oczywiście jeśli Złodziej chciał się honorowo przyznać do porażki, to sama gwardzistka nie miała zamiaru mu tego utrudniać. Jednak po Salazarze nie było widać choćby cienia gotowości by tak postąpić. Za to uparcie czepiał się każdego słowa kapitan. Escrim zaplatała na jego nadgarstkach najlepszą pętlę na jaką było ją stać. Ścisnęła mocno. W tym aspekcie nie zamierzała ryzykować iż cokolwiek może zdemaskować ich plan.
        - Gdy już wejdziemy do gry i wywołamy zamieszanie, będziemy potrzebowali jeszcze jednego. – Przypominała sobie gwardzistka, krępując jeńca. Zastanawiała się na ile może dodatkowo wykorzystać tak niecodziennego wspólnika? Powierzanie wszystkich ważnych zadań Gavinowi mogło w tym przypadku nie zadziałać. W końcu jej ukochany znał te miasto równie słabo co ona, więc ciężko było liczyć iż podobnie jak w Arturonie, również tutaj ma swoją sieć wywiadowczą. A przecież czarodziej nie mógł wszystkiego robić osobiście. – Przydałby się ktoś kto mógłby z ukrycia obserwować Carso i śledzić jego reakcję. Być może uda nam się go sprowokować i sprawić że zacznie popełniać błędy. A przede wszystkim chciałabym wiedzieć z kim spróbuje się kontaktować. Mógłbyś kogoś takiego polecić?
        Kapitan miała nadzieję że Mistrz Złodziei będzie posiadał zaufanych ludzi oraz zdradzi im sposób w jaki Peu mógłby do nich dotrzeć. Poza tym chciała dać elfowi do zrozumienia, że wciąż jest dla nich kluczowym elementem planu i na pewno o nim nie zapomną. Nawet jeśli będzie to oznaczało koniczność sprzeniewierzenia się pewnym regułom.
        Tymczasem młody Frisson poruszył jeszcze jedna ważną kwestię.
        - Gdy już dotrzemy do miasta, proponuje wejście od wschodniej strażnicy. Tylko tam znajdziesz sojusznika. Zdaje się ze nad wyraz przychylny ci kapral Falgin ma dziś wartę.
        - Niech to szkwał pochłonie. Naprawdę nie ma innego wyjścia? – Przeklęła Escrim.
        Gdy tylko uporała się z więzami, przywiązała do nich krótki odcinak sznura za który mogła prowadzić Salazara. Następnie przypięła do pasa pozostawioną wcześniej broń. Ponieważ Złodziej nie wyraził specjalnych życzeń, jego arsenał zdecydowała się pozostawić w Morskiej Latarni. Będzie je musiał jakoś odebrać. Sama wizja spotkania z kapralem nie napawała ja optymizmem, choć pewnie niejedna kobieta na jej miejscu byłaby dumna faktem, iż zaledwie kilkudniowy pobyt w mieście sprawił że już zdobyło się zalotnika.
        - Moja ukochana pani Kapitan! – Krzyknął Falgin gdy cała trójka zbliżyła się do murów miasta. – Nie miałem pojęcia że wybierasz się na długi spacer. Z pewnością zaoferowałbym ci własne towarzystwo. Cóż mogę dla ciebie zrobić najdroższa?
        - Prowadzę jeńca, którego chciałabym czym prędzej odstawić do garnizonu. – Krótko wyjaśniła Escrim.
        - A cóż to za łajza?
        -Salazar. Samozwańczo nazywany tez Mistrzem Złodziei.
        - Co? Jeszcze jeden? Chyba nie jesteś na bieżąco z plotkami od których huczy cała Serenaa. No ale co tam. Carso się wścieknie, a widok drgającego podbródka tej mendy to wystarczający powód by służyć ci pomocą mon capitaine. Nasz oddział jest na twoje rozkazy.
        - Obejdzie się. – Natychmiast zaprotestowała la Tranchte. – Sama go aresztowałam i jestem pewna że nie ucieknie mi w drodze do lochów.
        - Nie o to się martwię. – Wyjaśnił kapral. – Nie ty potrzebujesz ochrony tylko twój jeniec. Ludzie w mieście są wściekli. Spróbują ci go wyrwać i dokonać samosądu gdy tylko ujrzą cię na ulicach.
        Gwardzistka nie miała pojęcia iż nastroje w społeczeństwie są aż tak złe. Lud domagał się reakcji na brutalne morderstwo, a fakt iż władza zwlekała z ukaraniem winnych, tylko podburzał owe nastroje. Chwilowo nikt zdawał się nie myśleć że sam sprawca był tylko narzędziem, a samo śledztwo warto pociągnąć chociażby po to by zdemaskować tych którzy go wynajęli. Serenaa domagała się igrzysk, a jej mieszkańcy krwi. Gdy tylko Salazar pojawił się na widoku, zaczęto obrzucać go najróżniejszymi obelgami, opluwać, rzucać weń błotem, zgniłym jedzeniem, a nawet kamieniami. Podkomendni kaprala Falgin robili co mogli aby żaden z tych gapiów nie zbliżył się do więźnia na odległość przy której dałoby się skorzystać z ukrytego w rękawie noża. Jednocześnie cały czas rozpychali tłum przed sobą tak aby utorować sobie drogę do lochów.
        Escrim miała wrażenie iż słyszy jak jej wspólnik pluje sobie w brodę iż w ogóle zgodził się brać udział w takim planie.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Wszystko poszło dość sprawnie, gdy już Escrim zaczęła obwiązywać jego nadgarstki liną, aby je unieruchomić. Salazar nie miał zamiaru wyrywać się lub układać ręce tak, żeby później mógł łatwiej pozbyć się więzów. Mimo, że w środku cały czas ze sobą walczył, to wiedział, że jest to część ich planu i musi pozwolić na to, żeby gwardzistka zaprowadziła go do więzienia.
         – Myślę, że mogę znać taką osobę… Młody, mroczny elf o imieniu Sai. Niższy ode mnie, ubrany w czerń i stal, jego oczy i włosy są kolorystycznie podobne do moich i powinnaś znaleźć go w budynku, co się zwie „Karczma w Cieniu Nocy”. Musisz powiedzieć mu, że cię przysłałem, bo inaczej ci nie zaufa. Przygotuj też jakieś pieniądze, bo możliwe, że będzie chciał otrzymać z góry połowę zapłaty za to, co ma zrobić – odparł po chwili. Z tego, co wiedział mroczny elf, Sai aktualnie niczym się nie zajmował, więc mógłby poobserwować Carso, a także śledzić go, co zrobiłby tak, żeby mężczyzna nie zorientował się, że ktoś go szpieguje. Escirm powinna też domyślić się, że nie poleciłby jej kogoś, kto nie byłby dobry do tego zadania, więc, raczej, nie powinna pytać o to, czy jest pewien, że młody elf da sobie radę.
         – Drugą połowę zapłaty Sai dostanie ode mnie, co też możesz mu powiedzieć – dodał po chwili. Taka informacja możesz też sprawić, że informator Salazara szybciej zaufa gwardzistce.
         – Jeśli młody nie uwierzy w to, że przychodzisz ode mnie, możesz pokazać mu ten wytrych, który ci dałem. On na pewno go rozpozna i będzie wiedział, że dostałaś go ode mnie – powiedział na sam koniec. Po czymś takim, Sai powinien uznać, że Escrim współpracuje z Salazarem i powinien zgodzić się na zadanie, które dziewczyna mu zleci.

Chwilę po tym, jak opuścili latarnię, złodziej przypomniał sobie o nożach, których nie zdążył zabrać.
         – Mogłabyś wysłać kogoś, żeby zabrał moją broń z latarni? Za bardzo obawiam się, że ktoś ją ukradnie w czasie, w którym będę siedział w więzieniu… Peu mógłby się wrócić po moje noże… - odparł, sugerując także, że chciałby, żeby stało się to właśnie teraz.
         – Wolałbym nie sprawić trudności przy maszerowaniu w stronę więzienia, ale mogę je sprawić, jeśli nie będę pewien, że moje noże są w więziennej zbrojowni czy tam magazynie, w którym trzymają broń osób przetrzymywanych w budynku – dopowiedział, sugerując gwardzistom to, co mogłoby się stać, gdyby teraz nie zatrzymali się na chwilę, aby poczekać na Peu, który wkroczyłby raz jeszcze do latarni i zabrał broń Salazara. Już sama ta prośba mogła sprawić, że gwardziści mogli pomyśleć, iż broń ta nie była czymś zwykłym, bo wtedy na pewno Salazarowi nie zależałoby tak na tym, aby noże zostały zabrane z latarni. Cóż, nie myliliby się, bo przecież Rzutki miały w sobie trochę magii, która wzmacniała je i dawała pewną magiczną zdolność.

Mroczny elf spojrzał tylko na strażnika, gdy ten określił go słowem „łajza”. Nie należał do osób, które mszczą się za coś takiego, jednak jednocześnie nie przepadał za sytuacjami, w których ktoś go nie docenia, a ten człowiek właśnie to robił.
         – Nie porównuj mnie do siebie, człowieku – odpowiedział Salazar, zanim jeszcze Escrim zdążyła się odezwać, żeby przedstawić go strażnikowi. Powiedział to spokojnie, może nawet wręcz bez uczuć w głosie, więc nawet nie dało się stwierdzić, czy naprawdę poruszyło go to, co powiedział mężczyzna. Doskonale zdawał sobie sprawę, że teraz mógł zabrzmieć jak typowy przedstawiciel mrocznych elfów, które znane są przecież z gardzenia innymi rasami… jednak właśnie o to mu chodziło. Później już się nie odezwał, przysłuchując się dalszej części rozmowy, a także ostrzeżeniu, które padło z ust strażnika.
         – Poradzę sobie – odparł, jakby w ogóle nie przejmował się tym, że jego ręce są skrępowane i jest prowadzony przez Escrim, co może nieco ograniczyć jego ruchy.

Weszli na odcinek drogi, na którym natknęli się na tłum… i rzeczywiście, ostrzeżenia strażnika nie były przesadzone. Salazar nie miał zamiaru stać się czymś, w co trafią owoce, często zgniłe, wyrzucane z tłumu, a także błoto, wydzielina ustna mieszczan no i kamienie, które mogły zaszkodzić mu bardziej. Dlatego też mroczny elf przechylał się na boki, kucał i skakał, a także przyspieszał tempo marszu i nagle spowalniał je. Wszystko to robił tylko po to, żeby nie zostać trafionym… i udawało mu się to. Elfy ogólnie były zwinniejsze niż ludzie, i nie trzeba było dzielić długouchych na bardziej konkretne rasy, żeby to powiedzieć. W dodatku sam Salazar był kimś, kto polegał na zwinności i szybkości, dlatego też te jego atrybuty fizyczne były jeszcze lepiej rozwinięte, a to spowodowało, że jedyne, co sobie pobrudził to buty, na których lądowały resztki zgniłych pomidorów, które lądowały i rozbryzgiwały się akurat niedaleko miejsca, którym przechodził. Zdawał sobie sprawę, że takie zagranie sprawi, że tłum rozwścieczy się jeszcze bardziej, jednak nie miał zamiaru dać im satysfakcji trafienia go tym, czym rzucali.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim nie miała najlepszego zdania jak chodziło o ocenę charakteru Salazara, jednak nawet przez chwilę nie podejrzewała że odegranie roli jeńca może sprawić elfowi tak duże problemy. Był przecież profesjonalistą, a co za tym idzie, w imię konicznej gry aktorskiej, powinien potrafić przynajmniej na chwilę odłożyć wrodzoną dumę, upór, pewność siebie, a nade wszystko zrezygnować z tej jakże irytującej przypadłości, polegającej na udowadnianiu wszystkim że cały czas panuje się na d sytuacją, a wszystko co dzieje się wokół, przebiega zgodnie z moim życzeniem. Gwardzistka była przekonana że wygrażanie kapralowi Falginowi nie miało sensu, podobnie zresztą jak cały ten egzotyczny taniec, mający za zadanie udowodnić mieszczuchom że i tak nie są w stanie trafić Mistrza Złodziei, nawet gdy ten znajduje się w okowach. Oczywiście niejeden aresztowany postępował podobnie, często odgrażając się strażnikom, opluwając ich, posuwając się do gróźb, czy też przekonując o swojej niewinności, jednak co do zasady Salazar powinien udawać winnego, tak aby jak najszybciej dostać się do lochów. La Tranchte musiała zaufać w to, że elf wie co robi i cieszyć się z faktu że nikt w tłumie nie nabrał podobnych jej podejrzeń.
        Dzięki temu ich orszak dotarł wreszcie do garnizonu, gdzie znajdowało się również miejskie więzienie. Jak się okazało był to dopiero początek czekających ich kłopotów. Escrim miała nadzieje wprowadzić Salazara do środka, możliwie po cichu i bez zbędnych formalności, ale widok kapitana Carso czekającego na progu, od razu uświadomił strażniczce że nic z tego. Co gorsza, obok ambitnego dowódcy, gwardzistka dostrzegła również nieco przygarbioną sylwetkę starego generała, który to zdaniem Peu, również dążył do tego by sprawie jak najszybciej uciąć łeb. A ona obu przynosiła jedynie komplikacje i problemy. Pozostawało robić dobrą minę do złej gry. La Tranchte doskonale zdawała sobie sprawę, że jej obecny zwierzchnik jej nie lubi. Ich współpraca została poniekąd wymuszona poprzez koneksje polityczne i związek jaki łączył miasta Serenaa i Arturon. Mężczyzna najchętniej natychmiast odesłałby kapitan w rodzinne strony, jednak sama Escrim miała poparcie na Dworze Królewskim i chcąc czy nie właśnie teraz musiała się na nie powołać.
        - Żarty sobie stroisz? Pewnie uważasz to za wielce zabawne? – Przemówił Carso, od razu przechodząc do sedna.
        - Generale, miło pana widzieć. – Celowo ignorując rozmówcę, gwardzistka zwróciła się od razu do swojego przełożonego. – Kapitan la Tranchte melduje wykonanie zadania! Przekazuję panu najbardziej poszukiwanego przestępcę Alaranii, mości Salazara w całej okazałości.
        - Nie pozwolę robić z siebie głupca! – Krzyknął Carso. – Zabieraj się stąd do swojego zapchlonego Arturonu wraz z tym elfickim ścierwem!
        - Cisza! Dość tego! – Urwał generał. – Oboje zamknąć gęby i słuchać. Mam nadzieję, że nie będę musiał powtarzać tego dwa razy. Wasza niekompetencja nadszarpnęła reputacje tego garnizonu, do tego stopnia iż nie powierzyłbym wam nic więcej poza sprawdzaniem czystości latryn. Przez nieudolne śledztwo staliśmy się pośmiewiskiem w pałacu. Ale to… - mężczyzna wskazała na Mistrza Złodziei – to już jest kpina! Ile jeszcze rzekomych Salazarów chcecie tu przyprowadzić by zatuszować swoje partactwo!?
        - Generale, mój oskarżony przyznał się do winy. Wykonajmy egzekucje i sprawa załatwiona.
        - Przyznał po torturach. – Natychmiast wtrąciła Escrim. – Daj mi jeden wieczór, a wymusimy na tym nieszczęśniku odpowiedzialność za zeszłoroczną suszę.
        - A niby jaki ty masz dowód, że twój Salazar faktycznie odpowiada za zbrodnię? – Zakpił Carso.
        - Mam świadka. Takiego który widział go w posiadłości ofiary, gdy próbował wykraść to czego nie udało mu się przy pierwszej próbie. – Bez wahania odpowiedziała kapitan, wykorzystując w tym celu wcześniej przygotowaną mowę.
        - Phi. Zaznania świadka znacznie łatwiej podłożyć. Nawet nie potrzeba do tego tortur. Wyciągnij pierwszą lepszą gnidę portową i każ jej mówić…
        - Mój świadek ma nieposzlakowaną opinię, potwierdzoną reputację, a jego słowom można zawierzyć.
        - Niby kto to taki?
        - Ja sama.
        - Kazałem wam się zamknąć! – Generał po raz kolejny przerwał dyskusję. – Do jutra rana oczekuje konkretnej propozycji jak rozwiązać obecny problem. W przeciwnym razie oboje możecie się stąd pakować! I niech was nawet nie kusi by próbować korzystać z dworskich koneksji. Ja również mam znajomości, a póki co żaden z was nie posiada stosownych argumentów na własną obronę. Tego tu zamknąć do lochów. – Ostatnie zdanie dotyczyło Salazara, którego natychmiast odprowadzono zgodnie z rozkazem.
        - Generale, niechętnie przyznaję kapitanowi Carso racje, ale niewykluczone iż ta dwójka jest z sobą w zmowie. A jeśli to wspólnicy, to nasza sytuacja przedstawiałaby się w bardziej logicznym świetle. Może gdyby trzymać ich w jednej celi i spróbować podsłuchać o czym będą mówili… - Przedstawiając ów pomysł, Escrim miała nadzieję ułatwić w Salazarowi poszukiwanie właściwego więźnia.
        Po jej słowach zapadła cisza. Pomarszczone czoło dowódcy przez chwilę zdradzało oznaki intensywnej refleksji. Najwyraźniej plan zyskał akceptację, gdyż generał skinął głową w stronę żołnierzy którzy prowadzili elfa. Dalsza część zdania należała do Mistrza Złodziei. Natomiast la Tranchte musiała się zastanowić w jaki sposób mogłaby wyciągnąć Salazara z lochów. Sama zamierzała śledzić Carso, jednak ani przez chwilę nie wątpiła, że drugi z kapitanów również będzie patrzył jej na ręce.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Salazar nie spodziewał się, że „przywita go” sam kapitan Carso, a także jakiś starszy mężczyzna, który wyglądał na kogoś, kto jest dość ważny, a jego zdanie liczy się w różnych sprawach. Zaczął zastanawiać się, co stanie się już za chwilę i, jak rozegrają to Escrim, Peu, a także mężczyzna, który szedł z nimi od bramy. Dlatego też mroczny elf nie odezwał się słowem, gdy dotarli już do dwójki, która stała przed nimi, a jego spojrzenie było zwyczajnie neutralne, nie wskazując na jakieś emocje, które mogłyby się u niego pojawić.
Mimo, że Salazar chciał wtrącić się do rozmowy i, może, namieszać jeszcze bardziej, to udało mu się powstrzymać przed tym samego siebie. Dlatego też nadal stał w milczeniu, bo i tak nikt nie zwracał się bezpośrednio do niego. Chyba najbardziej odczuwał potrzebę powiedzenia czegoś, gdy Escrim oznajmiła, że sama jest swoim świadkiem. Właśnie teraz chciał zaśmiać się jej prosto w twarz i wyśmiać to, co powiedziała, jednak skończyło się na tym, że przez jego wargi przebiegł tylko lekki uśmieszek, którego prawdopodobnie i tak nikt nie zdołał zauważyć. Przynajmniej, jak na razie, nie napotkali żadnych większych problemów w realizacji planu. Złodziej obawiał się, że usadzenie go w tej samej celi, w której siedzi ten inny, zapewne fałszywy, „Salazar” może być czymś niemożliwym, jednak wydawało mu się, że ten pomysł, który Escrim zaproponowała jednemu z mężczyzn, spotkał się z jego aprobatą. Cóż, elf nie będzie wiedział, jak to się skończyło, dopóki nie znajdzie się w celi.

W środku więzienie niezbyt różniło się od innych, a przynajmniej od tych, w których był, gdy już pozwalał się złapać. Na początku został poddany dokładnemu przeszukaniu. Wtedy też strażnicy odebrali mu wszystkie noże, które miał ukryte, a także torbę podróżną. Widział, jak sprawdzali jej zawartość i nawet pokusili się o to, żeby zajrzeć do sakwy, którą tam znaleźli. Błysk ruenów, chyba, dodał im odwagi, a przez to, jeden z nich wyciągnął kilka srebrnych monet z sakiewki nienależącej do niego i równo rozdzielił je między siebie, a także dwójkę innych, którzy byli obecni przy przeszukiwaniu go. Może wydawało mu się, że Salazar tego nie widzi, jednak on to widział i, właściwie, nawet nie obchodziło go to, że stracił te monety… Prawdziwe pieniądze miał na zdeponowane w banku, a to, co nosił przy sobie, było jedynie „drobniakami”, które wystarczają mu na wszystko to, co chciałby kupić. Cóż, oni nie mogli tego wiedzieć, więc cieszyli się, gdy zabrali złodziejowi pieniądze, które przecież i tak zdobył niezgodnie z prawem. Co było trochę dziwne, całość odbyła się bez zbędnego obrażania jego osoby, jego zawodu, a także rasy i uszu. Mężczyźni po prostu przeszukali go, zabrali mu broń i torbę, a później został poprowadzony w głąb więzienia.
Zatrzymali się dopiero przy jednej z cel, która miała już lokatora. Salazar zauważył tylko zarys, wydawało mu się, że męskiej, sylwetki. Nie widział żadnych szczegółów, gdyż osobnik ten siedział w cieniu, w rogu celi. Złodziej domyślił się, że może to być ten jego sobowtór, który został przyprowadzony tu wcześniej. Coś podpowiadało mu, że został przekupiony albo ktoś zagroził mu tak, że mężczyzna ten zgodził się udawać kogoś, kim nie był. Z jednej strony ciekawiła go jego historia, ale z drugiej podejrzewał, że mężczyzna nie będzie chciał mu tego wyjawić. Może… Zawsze może spróbować zmusić go do tego, aby powiedział mu to, co chciałby wiedzieć. Musiał podejść do tego w odpowiedni sposób, może nawet sam będzie zmuszony do podzielenia się pewnymi informacjami z tym więźniem, a w zamian ten odpowie na jego pytania. W każdym razie, na początku będzie musiał się z nim zapoznać i sprawiać wrażenie osoby, która jest tak samo pokrzywdzona, jak on sam. W międzyczasie Salazar został wepchnięty do środka, a krata zamknęła się za nim. Strażnik powiedział mu, żeby wystawił skrępowane nadgarstki, a po chwili przeciął więzy nożem. Później odszedł i zostawił elfa sam na sam z mężczyzną ukrywającym się w rogu celi. Mroczny elf dopiero teraz rozejrzał się po celi, a później podszedł do jednej z dwóch pryczy i usiadł na niej. Nie miał zamiaru odzywać się od razu po tym, jak został tu przyprowadzony, bo to mogłoby być podejrzane.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Godzinę później, zamknięci w swojej kwaterze, Escrim i Peu spierali się odnośnie własnych podejrzeń na temat możliwego odkrycia jakiego Salazar mógł dokonać w miejskich lochach. Kapitan i jaj adiutant jak zwykle mieli diametralnie inne spojrzenie na sprawę. La Tranchte lubiła proste rozwiązania. Krótkie, logiczne, szybkie, bez specjalnych udziwnień, komplikacji, a nade wszystko bez mieszania się magii w sprawy zwykłych obywateli. Już sam fakt, że w przestępstwo mógł być zaangażowany jeden z przedstawicieli straży, stanowił dla gwardzistki niechciany element układanki, z którym musiała się jakoś uporać. Dlatego właśnie uparcie obstawiała przy tym, iż podstawiony przez Carso drugi Salazar tak naprawdę nie ma nic wspólnego z zbrodnią, a niegodziwy kapitan wykorzystuje jakiegoś biedaka by przy okazji zbudować własną karierę. Takie rozumowanie miało jednak mnóstwo wad. Przede wszystkim taką, iż na wolności wciąż pozostawał faktyczny sprawca, który w każdej chwili mógł ponownie uderzyć, tym samym w jednej chwili podważać reputację o jaką zabiegał Carso. Przecież nie dało się wszystkiego zwalić na naśladowców. Poza tym nie jest łatwo przekonać kogoś by ten położył swoja głowę pod katowski pieniek, a najwyraźniej właśnie taki miał być koniec fałszywego więźnia. Zdaniem Escrim człowiek ten, czy też raczej elf, został przez kapitana zastraszony. La Tranchte obstawiała uprowadzenie kogoś z rodziny i groźby tego co się stanie jeśli mężczyzna nie będzie współpracował. A to z kolei oznaczało, że jak tylko Salazar dowie się szczegółów, ona sama uratuje porwanego, zapewni ofierze bezpieczeństwo, a więzień będzie mógł spokojnie zeznawać. I tyle.
        Tymczasem Peu lubił udziwniać, drążyć temat, doszukując się wszędzie drugiego dna. W odróżnieniu od swojej zwierzchniczki, zbierał i analizował każdą informację, a im więcej ich posiadał, do głowy przychodziły mu coraz to bardziej skomplikowane rozwiązania. Chłopak nie lekceważył intelektu i możliwości planowania stojących po stronie zbrodni. Wychodził z założenia że dla osiągniecia zaplanowanego celu ludzie są zdolni do najgorszych rzeczy. Zwłaszcza ci którzy niegodziwość mają w krwi. A mówiąc o rzeczach najgorszych na pierwszym miejscu miał właśnie wykorzystywanie mocy magicznych. Zgodnie z teorią Frissona, Carso mając za wspólnika jakiegoś maga, manipulował swoim więźniem niczym marionetką, nie tylko zmuszając go do popełnienia zbrodni, ale także do późniejszego przyznania się do winy, tak aby z kapitana uczynić bohatera. Peu obstawiał też przy tym, że aby wyjaśnić tą intrygę, Salazar będzie musiał wyciągnąć w więzienia nie tylko siebie ale również swojego dublera, tak aby dało się z niego zdjąć zaklęcie, najlepiej zawczasu udowadniając komuś ważnemu istnienie takiego spisku.
        Gwardzistce ów pomysł zdecydowanie się nie podobał, a ponieważ w tym duecie to ona była zwierzchnikiem, przynajmniej do czasu zdania relacji przez Mistrza Złodziei, teoria Escrim miała większą siłę przebicia.
        - Przestań filozofować, znajdź mi tego Saia i przekaż mu co ma robić. Tylko nie waż mi się zgubić tego Salazarowego wytrycha. Będę go jeszcze potrzebowała. Znaczy się nasz elf wspominał że będzie go potrzebował. A przynajmniej tyle że mam mu go dostarczyć. – Zdecydowała La Tranchte.
        - A więc mamy pilnować Corso? On to pewnie wie. I dlatego nigdzie się nie ruszy. – Ironizował Peu. – Pewnie jak to zwykle w takich przypadkach, dowódca spróbuje wyręczyć się swym pomocnikiem. Problem w tym iż nawet nie wiem jak wygląda przyboczny naszego kapitana.
        - Krzywy nos, zaciśnięte usta, sucha skóra i włosy zaczesane tak iż zakrywają jedno oko. Chodzi chwiejnym krokiem jakby właśnie zszedł z okrętu. – Podpowiedziała Escrim.
        - Nie miałem pojęcia że masz tu takie rozeznanie. Gratuluję. Skąd wiedziałaś że jego rysopis może się przydać?
        - Nie wiedziałam. Ktoś taki właśnie tu idzie.
        Przypuszczenia gwardzistki szybko potwierdziły się w rzeczywistości. Wspomniany przez nią człowiek przyniósł zaproszenie od kapitana Carso, który rzekomo miał jej do zaproponowania poważną ofertę dająca możliwość wyjścia z impasu. Z korzyścią dla ich obojga.
        - Nie jestem zainteresowana. – Stwierdziła gwardzistka. – Poza tym nie mam czasu. Prowadzę śledztwo.
        - Czyżby? Wydawać by się mogło że zakończyłaś je wraz z posadzeniem więźnia w lochu. – Zauważył posłaniec.
        - Sama zadecyduje kiedy skończę. Serenaa to nie jest miasto Salazara. Ktoś go tu sprosił. I ten ktoś pociąga za sznurki. Dowiem się kto to jest. Powiedz kapitanowi Carso że przyjdę. – Zakończyła La Tranchte.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Musiał wymyślić jakiś plan, jak podejść osobę, która siedzi z nim w celi. Osoba ta, całkiem możliwe, że została w jakiś sposób zmuszona do tego, aby odegrać rolę złodzieja i mordercy. Może obiecano mu spłatę długów, wymazanie win, a może zagrożono, że coś stanie się jego rodzinie, jeśli się na to nie zgodzi. Z drugiej strony, nawet jeśli usłyszy to prosto od tego elfa, to i tak nie będzie mógł tego udowodnić. Nie będzie miał niczego poza słowem tego mężczyzny, a przecież kapitan Carso może po prostu powiedzieć, że „jego więzień” został jakoś namówiony na to, żeby powiedział, że został w to wrobiony. Nie przepadał za takimi rzeczami… nigdy nie był dobry w używaniu słów ostrożnie i na swoją korzyść tak, żeby dostać informacje, których potrzebował. Może nie miałby tego problemu ktoś o innym zestawie umiejętności i z inną wiedzą, a przy tym możliwe, że do tej pory miałby już jakiś plan. Tymczasem Salazar siedział na więziennym łóżku i dość intensywnie myślał nad tym, jak podejść do tego wszystkiego. Oczywiście, najpierw musiał trochę lepiej zapoznać się z fałszywym sobą, a dopiero później powinien zacząć zadawać pytania, krążąc przy tych, na które chciałby uzyskać odpowiedzi.

Nagłe poruszenie powietrza i ciężar, który spoczął obok niego, wyrwały go z ciągu myśli związanych z tym, co miał zrobić. Odruchowo chciał sięgnąć do jednego z noży tak, żeby ta druga osoba tego nie zauważyła, jednak przypomniał sobie, że znajduje się w więzieniu i broń została mu zabrana — dlatego też jego palce napotkały pustkę, a nie rękojeść jednej z Rzutek. Wiedział, kogo zobaczy obok siebie, gdy spojrzy w bok. Nie mógł być to ktoś inny, niż mężczyzna, który ukrywał się w cieniu od momentu, w którym Salazar został wepchnięty do celi.
         – Ty… Ty… Jesteś tym prawdziwym, prawda? - zapytał go mężczyzna. Bał się albo samej postaci złodzieja przez to, co słyszał na jego temat, albo po prostu bał się odezwać. Cóż, mroczny musiał przyznać, że taki przebieg sytuacji nieco ułatwiał mu zadanie. Może okazać się, że współwięzień będzie chętny do rozmowy bardziej, niż mu się wydawało na początku.
         – Złapali cię? - od razu zapytał, gdy zauważył, że Salazar spojrzał na niego i, może, będzie chciał z nim rozmawiać.
         – Pozwoliłem na to. To część mojego planu – odpowiedział po chwili. Nie chciał zdradzać mu zbyt wielu informacji, jednak może warto będzie być trochę szczerym, bo może w ten sposób uda mu się czegoś dowiedzieć. Czegoś, co może okazać się naprawdę ważne. Słysząc te słowa, fałszywy Salazar zaczął cofać się, aż nie wpadł na ścianę, do której przywarł plecami. Jego spojrzenie stało się nagle pełne strachu, a mroczny widział to, bo te oczy były skierowane właśnie na niego.
         – Nie mam zamiaru cię zabijać. Wiem, że nie jesteś osobą odpowiedzialną za zabójstwa w rezydencji – odpowiedział elf spokojnie, nawet nie ruszając się ze swojego miejsca.
         – Co? Skąd…? To nieprawda. Jestem tym, którego szukasz – odpowiedział po chwili więzień, nawet wysilił się na to, żeby w jego głosie dało się usłyszeć pewność siebie, a także to, że wiedział, iż jego słowa są prawdziwe. Salazarowi natomiast wystarczyły te pierwsze, krótkie pytania, które padły z jego ust – już był pewien, że osobnik ten naprawdę został jakoś zmuszony do tego, żeby odegrać osobę, która zabiła mieszkańców tamtego budynku.
         – Wiesz, że chcą cię zabić, prawda? Jeśli powiesz mi o tym, jak zmusili cię do wcielania się w rolę pojmanego przestępcy, może będę w stanie cię stąd wyciągnąć – odezwał się złodziej. Właściwie, nie było to kłamstwo, bo przecież Escrim, z tego, co pamiętam, wspomniała wcześniej coś o tym, że spróbuje wyciągnąć z więzienia osobę, którą Carso zmusił do odegrania roli mordercy i złodzieja.
Na początku wydawało mu się, że ten elf tego nie zrobi, jednak w końcu kiwnął głową, jakby zgadzając się na propozycję, a później znów usiadł niedaleko Salazara. Przez chwilę w ogóle się nie odzywał, jednak wizja wolności i wydostania się stąd, musiała rozwiązać mu język, bo w końcu zaczął mówić.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Spotkanie z kapitanem Carso okazało się stratą czasu. La Tanchte od początku zdecydowała się na ową wizytę tylko dlatego by poprzez prywatną rozmowę z głównym podejrzanym, spróbować rozwiać własne wątpliwości. Escrim z trudem dopuszczała do siebie myśl, że gwardziści mogą być skorumpowani, a nawet jeśli przyjąć taką możliwość, w wyobraźni kapitan nigdy nie sięgała ona dalej niż wzięcie łapówki w zamian za przymknięcie oczu na jawną niesprawiedliwość. Istnienie w Straży Miejskiej kogoś kto dla własnych ambicji posunąłby się do morderstwa, burzyło jej światopogląd. Gardziła Carso, a spojrzenie mu prosto w oczy, tak by jednocześnie nie walnąć go w obłudną mordę, wymagało od niej sporo wysiłku. Z całą pewnością nie spodziewała się po tym człowieku jakiś przełomowych propozycji, które mogłyby rozwiązać problem śledztwa. Podejrzewała raczej próbę prowokacji, jakąś awanturę i poszukiwanie czegokolwiek, co mogłoby podważyć pozycję kapitan w opinii tych którzy mieli wydać wyrok.
        W powyższym aspekcie Escrim dała się nieco zaskoczyć, uprzejmym powitaniem i pojednawczym tonem swojego gospodarza. Już na wstępie Carso przeprosił za swój wcześniejszy wybuch złości, proponując nowe rozdanie w wzajemnych kontaktach. Zaoferował również wino, którego gwardzistka natychmiast odmówiła. Kapitan wysilił się nawet na pochwałę la Tranchte, przytaczając pierwsze z brzegu plotki jakie musiał posłyszeć z Arturonu. Szybko zresztą przeszedł do rozwinięcia tematu związanego z faktem że Escrim jest tutaj jedynie gościem. Starał się delikatnie podkreślać, że skoro oboje służą w różnych miastach i zupełnie innym władcom, to nie ma powodu dla którego mieliby wzajemnie rywalizować. W swojej przemowie Carso wielokrotnie akcentował fakt iż gwardzistka w rzeczywistości pełni funkcję ochrony ambasadora, a jej zaangażowanie w sprawie śledztwa miało mieć jedynie charakter dobrowolnej współpracy. Wszystko na zasadzie „zobacz czy możesz pomóc”, bez narzucania się, a nade wszystko bez próby przejęcia dochodzenia. Jednocześnie cytując słowa zwierzchnika La Tranchte, Carso dyplomatycznie przemilczał to, że osobą której Escrim miała pomagać wcale nie był on sam.
        Potem było jeszcze gorzej.
        - Oczywiście rozumiem że nikt nie lubi wracać na tarczy. Zresztą wcale nie ma powodu aby tak było. Możemy oficjalnie uznać twój wkład w ujęcie przestępcy. Ja i śledczy Dawbon potwierdzimy jak ważna okazała się twoja pomoc. Serenaa będzie ci wdzięczna, przekaże oficjalne podziękowania, nie wykluczam również jakieś nagrody, a na koniec z honorami odprawi do Arturonu, który z pewnością wyczekuję swojej bohaterki. – Kapitan złożył swoją niecną propozycję nie bawiąc się w ubieranie jej w zawiłe słowa, czy mówienie między wierszami. Nie był dyplomatą i doskonale rozumiał że jego rozmówczyni też woli prosty język.
        - Więc to jest twoja waluta? – Odpowiedziała wyraźnie zbulwersowana Escrim. – Fałszywy poklask i wyłudzone nagrody? Pozostaje mi zatem stwierdzić że nie jestem zainteresowana.
        - W ten sposób nic nie ugrasz. Masz tylko swoje słowa, które tutaj nic nie znaczą! – Krzyknął Carso.
        - Żegnam, kapitanie. Czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy. – Ignorując wyzwiska rzucane pod swoim adresem, La Tranchte wstała od stołu i opuściła pokój kapitana.
        Dalsza część dnia okazała się dla gwardzistki równie nieudana. Rozmowa z prowadzącym śledztwo tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że nie znajdzie wokół siebie wielu chętnych aby rzetelnie wyjaśnić zbrodnie. Pod pretekstem skuteczności, wszyscy zainteresowani parli do tego by jak najszybciej uciąć sprawie łeb. Serenaa wydawała się dziwnym miastem. Ludzie byli tu strasznie praktyczni, zasady moralne interpretowali dość luźno, za to wykazywali się niespotykaną nigdzie indziej żyłką do interesu, obliczoną na doraźny zysk. Gdy tylko straż zaczęła płacić za informację o potencjalnym Mistrzu Złodziei, natychmiast pojawiły się rzesze chętnych, gotowych sprzedać wyssane z palca wiadomości byleby tylko skorzystać z sprzyjającej okazji. Najwyraźniej miejscowi wykreowali swojego Salazara tylko dlatego że gdzieś tam istnieje za nim list gończy oraz osoby gotowe zapłacić za jego głowę, wiec czemuż by im go nie upchnąć? Escrim nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć, czując ze jest sama na morzu szaleńców. Paradoksalnie to właśnie elf którego zamknęła w celi, wydawał się jedynym normalnym. Przynajmniej miał zasady i się ich trzymał. Kapitan rzecz jasna się z nim nie zgadzała, ale potrafiła docenić fakt że ktoś postępuje według przejrzystych reguł. Jej zdaniem gdyby wszyscy tak robili świat byłby lepszym miejscem.
        - Czasem tak już jest że o wyniku śledztwa decyduje zwykły przypadek, a nie szczegółowa analiza zdarzeń. – Wyjaśnił jej śledczy Dawbon. – Więzień Carso nie tylko się przyznał. Znał też mnóstwo szczegółów z miejsca zbrodni, które nawet my przegapiliśmy przy oględzinach. Musiał tam być, a to dla mnie wystarczający dowód by zamknąć śledztwo.
        - I nikogo tu nie zastanawia dlaczego ktoś tak chętnie pcha się na szafot? – Głośno wyraziła swoje wątpliwości Escrim.
        - Nasza rolą jest eliminować takich osobników, a nie zajmować się ich wypaczoną psychiką.
Na szczęście godzinę później pojawił się Peu z garścią pozytywnych wiadomości. Jego spotkanie z Saiem zakończyło się deklaracją pomocy z strony młodego elfa. Adiutant La Tranchte przyniósł też z sobą narzędzia i broń złodzieja. Teraz pozostawało im jedynie wysondować jak idzie Salazarowi. No i wyciągnąć go z lochów.
        - Jak chcesz to zrobić? – Spytał Peu, milcząco wyrażając swoje obawy. Wspólnie z kapitan mierzyli się z różnymi wyzwaniami, jednak jeszcze nigdy nie mieli okazji działać przeciwko temu co należało do ich obowiązków.
        - Zdamy się na Salazara. W temacie ucieczek to on powinien być ekspertem. Zobaczymy czy ma jakiś plan. – Zdecydowała Escrim.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Salazar postanowił posłuchać, co też ma mu do powiedzenia elf, z którym siedział w celi. Tak naprawdę… nie obchodziło go to, co stanie się z tym osobnikiem, a jego historii wysłuchał głównie dlatego, że powinna ona zawierać przydatne informacje. A gdyby jego działania doprowadziły też do tego, iż współwięzień nie zostanie stracony… to, cóż, można to dopisać do listy z jego dobrymi uczynkami, która i tak okazałaby się krótka.
Właśnie w ten sposób Salazar dowiedział się, że mroczny elf, który siedział obok niego, miał na imię Aren i miał na sumieniu kilka, mniejszych lub większych, przestępstw, ale miał też rodzinę, dla której zarabiał właśnie w ten sposób. Nie wspomniał nic więcej o swej rodzinie, a złodziej nawet nie dopytywał, bo informacje te nie były mu potrzebne. Aren powiedział mu, że spotkał się z Carso, który złożył mu propozycję – mroczny miał przez jakiś czas udawać przestępcę, którego kapitan szukał, a w zamian miałby dostać sporą nagrodę pieniężną, a także uniewinnienie, które pozwoliłoby mu na rozpoczęcie nowego życie, które, może tym razem, nie byłoby pobrudzone przestępstwami. Aren dopiero, gdy znalazł się w celi, dowiedział się, że ma zostać zabity, o czym oczywiście jego „zleceniodawca” nie raczył wspomnieć mu wcześniej. Złodziej słyszał w głosie mężczyzny i widział w jego oczach to, że ten nie chce umierać i na pewno nie zgodziłby się na coś takiego, gdyby miał wybór i wiedziałby o ryzyku śmierci.
         – Niczego nie podejrzewałeś? Nie pomyślałeś, że ta oferta może być zbyt dobra, żeby była prawdziwa? - zapytał Salazar. Mimo wszystko, ten mężczyzna mógł nie mieć kogoś, komu mógłby się wygadać, a to, że została mu zaoferowana pomoc i możliwość ratunku sprawi tylko, że pewnie będzie chciał mu powiedzieć tyle, ile będzie mógł.
         – Myślisz, że jestem tak naiwny? Oczywiście, że wydawało mi się to podejrzane, jednak gdy postanowiłem odmówić albo wypytywać o szczegóły, to Carso zaczął grozić mojej rodzinie… Musiałem się zgodzić – odpowiedział po chwili. Lashai nawet nie musiał wysilać się, żeby spróbować określić, czy Aren kłamie, czy może mówi prawdę – w jego słowach bardzo łatwo dało się wyczuć to, że mężczyzna nie próbuje go okłamać. Odpowiedział mu kiwnięciem głowy, którym dał mu znać, że rozumie jego sytuację.
         – Masz na to jakieś dowody? Oprócz twoich słów, oczywiście. Bo wiesz… jeśli chodzi o takich, jak my, to często słowa nie wystarczą, bo ktoś, kto nie zna sytuacji, łatwiej uwierzy w słowa osoby stojącej po stronie prawa, nawet jeśli ta osoba kłamie – odezwał się Salazar po dłużej chwili, którą poświęcił na analizę tego, co usłyszał od Arena. Będzie musiał opowiedzieć o tym Escrim, gdy dziewczyna zdecyduje się na odwiedzenie „swojego więźnia”.
         - Jeśli miałbym odpowiedzieć od razu, powiedziałbym ci, że nie. Jednak... potrzebuję chwili na to, żeby pomyśleć — odpowiedział współwięzień, a mroczny złodziej nie miał nic przeciwko temu. Lepiej, żeby Aren zastanowił się nad tym, bo może przypomni sobie o czymś, o czym wcześniej niezbyt pamiętał.


Aren wiedział tylko tyle, że Salazar współpracuje z kimś, kto może pomóc w uwolnieniu go… ciekawe, jak zareaguje na to, że osoba ta jest gwardzistką. Na pewno będzie zaskoczony, ale cóż, czasami trzeba pracować z kimś, z kim normalnie nie robiłby się tego. Są sytuacje, które tego wymagają, jeśli chce się z tego wyjść w… świetle lepszym niż to, które zapaliłoby się, gdyby działało się na własną rękę. Może, gdyby sam złodziej zdał sobie z tego sprawę wcześniej, może nie utrudniałby tak tej ich tymczasowej współpracy. Z drugiej strony, ostatnio nie miał zbyt wiele czasu na to, żeby spokojnie pomyśleć o tej całej sytuacji i przeanalizować ją pod różnymi względami. Wtedy mógłby zdać sobie sprawę, że działanie w pojedynkę i sam plan, który chciał zrealizować, mógłby niekoniecznie być tym, który byłby najlepszy. Oczywiście, wątpił w to, żeby częściej decydował się na współpracę ze strażą miejską lub innymi osobami, które stoją po stronie prawa, bo oni prędzej wsadziliby go do więzienia, niż zdecydowali się na wspólną pracę… jednak teraz będzie musiał szybciej zabierać się za rozmyślanie na temat tego, co chce zrobić, jeśli w grę wchodzi inny przestępca, a także możliwość spotkania osób, które nie będą miały nic przeciwko złapaniu go.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        W drodze do miejskiego więzienia Escrim układała sobie w głowie możliwe scenariusze odnośnie tego jak wyciągnąć Salazara z lochów. Najprostszym rozwiązaniem byłoby zwyczajne wycofanie postawionych elfowi zarzutów. Wystarczyło wspomnieć, że w śledztwie pojawiły się nowe dowody które zdejmują oskarżenia z jeńca, a co za tym idzie w świetle prawa nie ma podstaw by dłużej trzymać go pod kluczem. Jednak owe legalne działania byłyby wodą na młyn dla Carso i jego spiskowej intrygi. Nawet jeśli Salazar dowiedziałby się czegoś istotnego, wiarygodność gwardzistki zostałaby mocno nadszarpnięta, przez co kolejne podważenie sukcesów kapitana – oszusta, mogłoby okazać się znacznie trudniejsze. Trzeba było wymyśleć coś innego. Być może wystarczy jak przekaże Mistrzowi Złodziei jego broń i komplet wytrychów? La Tranchte mogłaby to zrobić pod pretekstem kolejnego przesłuchania, ale obawiała się że samemu torując sobie drogę ku wolności, jej elf pozostawi po sobie krwawe ślady. Co więcej jeśli zostałby złapany, natychmiast pojawiłoby się pytanie skąd wziął swój ekwipunek. Escrim szybko doszła do wniosku iż wolałaby całą „ucieczkę” nadzorować osobiście.
        - W porządku, zrobimy tak. Spotkamy się z Salazarem, upewnimy się jak poszło jego dochodzenie, a przy okazji wykonam odcisk klucza, tak by następnie móc z uzyskanej formy zrobić odlew jego kopii. – Zdecydowała gwardzistka. – A ty w tym czasie zdobędziesz dla elfa strój miejskiego strażnika, po to by bezpiecznie opuścił nie tylko same lochy, ale i teren garnizonu.
        - Niby jak mam załatwić taki mundur? Sprzedają je na bazarze? – Peu wyraźnie nie był zachwycony powierzonym mu zadaniem.
        - Po prostu rusz głową i coś wymyśl. Mógłbyś zacząć od tego. – La Tranchte wskazała adiutantowi budynek znajdujący się na uboczu koszar, którego szyld informował zainteresowanych, że stoją przed pralnią.
        - Nie podoba mi się to. W ogóle cała ta współpraca z Salazarem to zły pomysł. – Narzekał chłopak. – Odkąd się na nią zgodziliśmy, zbyt łatwo idzie nam naginanie prawa.
        - Przecież tylko pożyczamy te rzeczy. Oddamy jak będzie po wszystkim, a poza tym wyciągamy z lochów osobnika który jest niewinny.
        - To Mistrz Złodziei, na pewno znajdzie się dowód aby na stałe został tam gdzie teraz siedzi! - Upierał się Frisson.
        - Od kiedy to działamy w ten sposób, że najpierw zamykamy podejrzanych, a później szukamy na nich paragrafów? – Ucięła dyskusje         Escrim, rozstając się z swoim pomocnikiem. Peu niechętnie udał się w stronę pralni, przekonany iż właśnie przyjdzie mu dokonać pierwszej w życiu kradzieży. Tymczasem gwardzistka skierowała się w stronę pokaźnej baszty pełniącej rolę miejskiego więzienia.
Z doświadczenie wiedziała, że strażnicy w takim miejscu nie tryskają optymizmem. Codzienna monotonia sprawia że słabo przykładają się do swoich obowiązków, zwykle są znużeni i ospali, a tym czego tak naprawdę pieczołowicie pilnują, jest czas dzielący ich do końca zmiany. Niestety ów stereotyp wcale nie działał na jej korzyść, ponieważ pojawienie się w lochach kogoś nowego, zawsze stanowiło nie lada atrakcję, a pobudzeni tym faktem strażnicy, nad wyraz chętnie patrzyli takiemu przybyszowi na ręce. Dlatego właśnie najlepiej było nie zwracać na siebie szczególnej uwagi, dać do zrozumienia że przeprowadza się rutynowa kontrolę, a sama wizyta to tylko kolejny biurokratyczny wrzód na ciężkiej doli więziennego oficera.
        La Tranchte właśnie w ten sposób planowała rozegrać swoje rozmowę z strażnikami, jednak gdy tylko przekroczyła próg więzienia, od razu przekonała się że jej rozmyślania nie mogły być bardziej błędne. Wewnątrz panowało poruszenie. Poszczególni gwardziści biegali w tą i z powrotem, tak jakby nie mogli znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Broń która w normalnej sytuacji powinna spoczywać gdzieś w kącie, teraz w większości noszona została przy pasie. Na twarzach zebranych widać było napięcie, podekscytowanie, a czasem również strach.
        - Szukam Salazara. Przyprowadzono go dziś rano. – Odezwała się Escrim gdy wreszcie udało jej się zwrócić na siebie uwagę jednego z strażników. – Mam obowiązek kontynuować przesłuchanie.
        - Za późno. Właśnie go przenoszą. – Padła zaskakując odpowiedź.
        - Jak to?
        - Przydupas Carso i jego para osiłków przynieśli nakaz. Że niby więzień jest niebezpieczny i trzeba go stąd zabrać na wyspę.
        - Łajdak! – Zaklęła gwardzistka natychmiast rzucając się w stronę schodów. Zlekceważyła swojego przeciwnika, błędnie zakładając że tylko ona ma określony plan działania. A przecież powinna się domyśleć że Salazar będzie dla Carso niczym drzazga w oku. Ambitny kapitan gotów był posunąć się do wszystkiego byleby tylko wyciągnąć z elfa informację o tym w co ten z nim pogrywa.
        - Które to piętro? – Cofnęła się Escrim uświadamiając sobie że nie wie dokąd biegnie.
Zablokowany

Wróć do „Serenaa”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości