SerenaaWładczyni piersi i cieni.

Miasto kupców, szlachty i handlu. Położone w słonecznej części wybrzeża, stąd jego status Miasta Królewskiego. Znajduje się tu wiele dworów szlacheckich i oczywiście pałac króla.
Awatar użytkownika
Beatrice
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:

Władczyni piersi i cieni.

Post autor: Beatrice »

        Gwałtowna, krótka poranna burza i deszcz odświeżyły powietrze na krótko. Bryza od strony morza zdusiła cuchnące odpadki psujących się ryb. Smród stał się mniej dokuczliwy dla mieszkańców portowego miasta. Beatrice ostatni raz przenocowała w swoim starym domu. Zanim wstała, kilka razy przeciągnęła się leniwie.
"Dzisiaj w końcu zamieszkam w dzielnicy szlacheckiej, w moim nowym domu. Muszę się szybko ogarnąć, aby zjeść śniadanie i spakować resztę rzeczy. " Zajmowana przez nią sypialnia była przytulna... ale wydawała jej się za mało przestronna. Nowy dom miał dwa piętra, w którym mieścił się obszerny salon, dwie duże sypialnie, biblioteczka, dwa pokoje gościnne, dwie łazienki, spora kuchnia i pomieszczenia dla służby oraz piwnica i magazyn. Zatrudniła nową kucharkę, kamerdynera i pokojówkę. Były to osoby polecane, a więc zaufane i przede wszystkim dyskretne.

        Gdy już była całkiem gotowa do przeprowadzki, przyszli wynajęci robotnicy i przenieśli co cenniejsze rzeczy do nowego domu, który na szczęście znajdował się niedaleko, na głównej ulicy. Nie chciała wyprowadzać się z Serenaei. To miasto tętniło życiem. Miało swój urok i klimat, który bardzo jej odpowiadał. Niewielki kompleks portu, doki, obejmował małą stocznię i warsztaty, jak też przetwórnie, magazyny, składy, targi i bazary. Położone na środku słonecznego Wybrzeża Cienia zawsze ją fascynowały. Legendarna Wyspa Maar przyciągała wielu śmiałków, ale póki co, żaden jej nie odnalazł. Tajemnicze wody Morza Cienia wabiły nieodnalezionymi skarbami wielu poszukiwaczy przygód. Poza tym było to miasto królewskie z pałacem, arystokracją, kupcami na czele. Przez nie przebiegał główny szlak handlowy, co było dla niej bardzo istotne i ważne.

        Ale Serenaa... tak jak i inne miasta, miała swoją ciemną stronę. Na obrzeżach zamieszkiwała biedota w swoich budach, chatach, z małymi uliczkami, na których stały domy i kramy drobnych handlarzy, rzeźnie, jatki oraz liczne ożywające po zmroku lokale i przybytki. Kiedy stanęła przed nowym domem z uwagą przyjrzała się ogrodowi i postanowiła wymienić płot na mur, oddzielający dom od sąsiedniej posiadłości. Weszła do środka. Robotnicy układali dywany, meble, zawieszali obrazy na ścianach. Gdy ostatni robotnik opuścił budynek nowego domu, kamerdyner o imieniu Alfred starannie zamknął za nim drzwi.

        Beatrice usiadła wygodnie na fotelu w salonie. Przyjrzała się nowej komodzie, zrobionej z grubych dębowych desek i miedzianych zdobień,mającej na każdym rogu ręcznie rzeźbione gałki. Komoda ta sprawiała wrażenie topornej, ale zarazem bardzo eleganckiej. Za chwilę weszła pokojówka, która uchyliła okna. Beatrice zastanawiała się, czy dobrze umieściła okrągły, rozkładany stół z drewna i cztery misternie rzeźbione krzesła, z widoczną dbałością o każdy szczegół.
Po chwili usłyszała dźwięk kołatki do drzwi. Niebawem kamerdyner przekazał jej zapieczętowany list. Okazało się, że właściciel z sąsiedniej posesji zapraszał ją następnego dnia na podwieczorek. Beatrice przyjęła zaproszenie, zainteresowana poznaniem szlachcica.
Ostatnio edytowane przez Beatrice 9 lat temu, edytowano łącznie 7 razy.
Awatar użytkownika
Revan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revan »

...
Ostatnio edytowane przez Revan 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Nawet nie zauważyła, kiedy nogi zaniosły ich do głównej ulicy, ba, do tej jej części, którą zdobiły okazałe domy mieszkalne. Większość skryta za ścianami żywopłotów, pokazywała róg albo dwa, niczym kusząca dama podnosząca troszkę spódnicę. Inne zaś, bezwstydne, przyklejały się do ulicy frontową ścianą; i wydawałoby się, że tym samym zapraszają do odwiedzin, gdyby nie strażnicy stojący po obu stronach drzwi.
Tak czy siak - niezależnie, czy widać było ogród, czy dom w całej okazałości - okolica robiła wrażenie nie tylko pięknej, ale przede wszystkim bogatej. Momentami obrzydliwie bogatej. Nawet po ulicy kręciło się w tym miejscu jakoś mniej podejrzanych ludzi. Anabde trochę bawiło, że zawędrowali aż tutaj.
Przybyli z placu targowego. Jej towarzysz, handlarz ziołami i innymi specyfikami, miał dość zabawny zwyczaj spacerowania podczas ubijania większego targu. Splatał dłonie na plecach i szedł przed siebie z lekko uniesioną brodą; zawsze fascynowało ją, że mimo zamyślonego spojrzenia omijał wszystkie przeszkody na swojej drodze.

Tym razem przyszła do niego z prośbą o sprowadzenie wyjątkowo rzadkiej rośliny, której liści potrzebowała do dobrze opłacanego zlecenia. Długo ociągał się, twierdząc, że jego źródła nie będą w stanie wykonać aż tak nietypowego zlecenia. Z każdym krokiem jednak Anabde udawało się coraz bardziej przekonać go do pomocy.
- No dobrze - mruknął w końcu, zatrzymując się. Spojrzał w niebo, zanim przeniósł wzrok na kobietę. - Powinno mi się to udać do końca tygodnia.
- Wspaniale - odpowiedziała z uśmiechem, który sugerował, że inna odpowiedź nie byłaby zaakceptowana. - Czyli cena również ci odpowiada?
- Ja... - zaczął, ale nie skończył.
Wyglądał, jakby strzelił go grom z jasnego nieba. Wytrzeszczył oczy, pobladł nieco, a jego wargi rozchyliły się w niemym zdumieniu. Nagle spojrzenie zaiskrzyło, jak u szczeniaka obdarowanego kością.
- Cóż to za zjawisko - westchnął. - Jaka piękna kobieta. Bogini.
Anabde podążyła za jego wzrokiem i dostrzegła dość młodą blondynkę, która opuszczała najbliższą posesję. Faktycznie, nie mogła jej odmówić atrakcyjności; co tu dużo mówić, powalała swoim wyglądem. Handlarz nie był jedynym mężczyzną, który zwrócił na nią uwagę, niemal pół ulicy obróciło się, oniemiałe.
Dama prawie perfekcyjna - o pięknej twarzy, bujnych włosach w kolorze złota; ewidentnie drogie, ale dobrane z gustem ubrania podkreślały jej kobiece kształty, dekolt wydawał się prawie że pułapką na głupich mężczyzn. No cóż, bardzo dobrze, że potrafi wykorzystać swoje atuty.
Tym razem jednak miało się to obrócić przeciwko niej.
- Moja żono! - wykrzyknął jakiś mężczyzna.
Był to wysoki człowiek, może przystojny z twarzy, ale zaniedbany. Ubrania sugerowały straconą fortunę - dobrze skrojone, ale noszące ślady zużycia. W oczach tkwiło jakieś szaleństwo.
- To nie jest Elenor - powiedziała mu głośno towarzyszka, kobieta bardzo do niego podobna, być może siostra? - Elenor nie żyje.
Ale mężczyzna nie słuchał. Dopadł biednej damy i ujął jej dłoń w obie ręce.
- Najdroższa, wiedziałem, że do mnie wrócisz! - zawył głosem, który mógł należeć tylko do kogoś, kto postradał zmysły.
Jeśli wcześniej kobieta zwróciła na siebie uwagę, to teraz z jej powodu zamarła cała ulica. Wszyscy przypatrywali się tej dziwnej scenie, choć bardziej jak przedstawieniu teatralnemu, niż z zamiarem pomocy.

- Cóż za maniak! - powiedział nerwowym szeptem towarzysz nekromantki. - Anabde, powinnaś go powstrzymać!
Kobieta przeniosła na niego leniwe spojrzenie. Uniesione brwi wyraźnie sugerowały pytanie "Słucham? Ja?".
- Możesz przyzwać jego żonę! Może to go opamięta.
Anabde wróciła do obserwowania sceny. Poczeka na rozwój wydarzeń. Być może mężczyznę uda się opanować bez jej udziału, nie lubiła wyróżniać się z tłumu. Bo na strażników miejskich nie ma co liczyć, zanim pofatygują się na miejsce zdarzenia, wszyscy zdążą o nim zapomnieć.
Awatar użytkownika
Beatrice
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:

Post autor: Beatrice »

        Pierwsza noc na nowym miejscu... Zawsze należała do ważnych. Beatrice otworzyła oczy, rozkoszowała się zapachem cedrowego łoża z jedwabnym, jasnoróżowym baldachimem, przyozdobionym karminowymi, maleńkimi wstążeczkami. Uwagę jej przykuł ozdobny wazon z kryształu, który w słonecznych promieniach, wdzierających się przez sute, jasnobrązowe zasłony na oknach, mienił się różnokolorowymi barwami.

Przez moment kobieta mrużyła oczy, bawiąc się kolorami. Po chwili rozległo się dyskretne pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedziała Beatrice.
- Dzień dobry, jak się spało, Lady - w drzwiach ukazał się kamerdyner Alfred, odsłonił zasłony i z uśmiechem na twarzy czekał na odpowiedź.
- Witaj, Alfredzie - odrzekła rozbudzona do końca kobieta. - Dziękuję, dobrze - odezwała się, przeciągając się w adamaszkowej jednobarwnej pościeli, puszczając oczko w jego kierunku.
- Mam nadzieję, że sen był równie ciekawy - kontynuował kamerdyner, grzecznie skłaniając głowę.
- Oczywiście, że tak.
- Czy życzy sobie pani zjeść w salonie czy tutaj? - zapytał z troską w oczach.
- Raczej tutaj... - stwierdziła cicho. - Niech Donata przygotuje dla mnie kąpiel w ziołach rumianku i melisy.
- Tak jest, Lady - oznajmił grzecznie kamerdyner, bezszelestnie zamykając drzwi.

Kąpiel stała się codziennym rytuałem dnia. Spełniała ważną rolę w pielęgnacji całego ciała, poprawiając krążenie krwi i przyśpieszając regenerację organizmu. Toteż Beatrice, w trosce o swoją urodę, tak wielką wagę przywiązywała do niej.
Dzień zapowiadał się naprawdę pięknie.

"Dzisiaj miały nadejść skrzynie z książkami, kufry z nowo zakupioną garderobą i instrumenty." Wstała, nakładając na siebie zwiewną, błękitną, luźną podomkę. Podeszła do okna, spojrzała w dal, dostrzegając pałac królewski zbudowany z białego kamienia, wysoki na ponad 4 piętra, z mnogością wysokich, strzelistych i wąskich wież. Dookoła ogromny park, oraz ogrody umiejscowione po wschodniej i zachodniej jego części.

        Niebawem zapukała pokojówka zapraszając kobietę na przygotowaną kąpiel. Po śniadaniu, Beatrice postanowiła wybrać się na miejscowy targ, aby zorientować się co do rodzajów kwiatów, które chciała mieć w swoim ogrodzie. Kiedy zbliżała się do placu, na którym znajdowało się targowisko, podbiegł do niej mężczyzna z jakąś kobietą i myląc ją ze swoją żoną, ujął jej dłonie w swoje, wykrzykując przy tym, sprawiając wrażenie niemalże... obłąkanego. Beatrice zareagowała spokojnie, ale natychmiast.

- Nie jestem pańską żoną! - jednym ruchem wyrwała swoje dłonie z jego i niezadowolona udała się dalej przed siebie. Nie miała najmniejszej ochoty wdawać się w rozmowę z tym dziwnym towarzystwem. Nie pierwszy raz nieznajomi zaczepiali ją na ulicy, ale nie w tak nachalny i bezczelny sposób. Zamieszkując w szlacheckiej dzielnicy, liczyła na coś więcej. Nieopodal dostrzegła kobietę o ostrych rysach twarzy i włosach w kolorze wina, która wyraźnie obserwowała wydarzenie...
Awatar użytkownika
Ewan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ewan »

Wóz przemierzał kolejne zakręty, radośnie podskakując na gruntowej drodze. Okolica nie zmieniała się już od dłuższego czasu, pozostając przy monotonnych, równinnych terenach. Gdzieniegdzie zawstydzone, samotne drzewa, próbowały swą obecnością ożywić znużonych żmudną podróżą wędrowców. Elf żałował, że nie ma tu większej ilości lasów - domów tak istotnych dla rozmaitego gatunku fauny, ale i istot rozumnych, humanoidalnych. Z drugiej jednak strony, był to prawdopodobnie jedyny szlak, na którym nie zanotowano wielu napaści na karawany. Roztaczająca się otwartość terenów i niemal całkowity brak miejsc umożliwiających zasadzkę na samotnych kupców, polepszało gospodarkę w tych rejonach. Nic więc dziwnego, że Serenaa pnie się do góry w nieumownych rankingach ekonomicznych, zachwycając różnorodnością dóbr, a także ich interesującą ceną.

- Mówiłeś, że czego to szukasz? - odezwał się dość gruby, silny głos mężczyzny kierującego karawaną.
- ...Słucham? - Wyrwany z rozmyślań Ewan spojrzał na rozmówcę. Monotonia tego miejsca go usypiała, wprowadzając w stan zadumy. Prawdopodobnie by usnął, gdyby nie zadanie, które musiał wykonać... i ta przeklęta, nierówna droga... i jeszcze brak miejsca na wyłożenie się... i jeszcze wiele innych rzeczy.
- Wy, elfy, to tak macie. Zajmujecie się zupełnie nieistotnymi rzeczami, żyjecie w innym świecie! Przyjedzie taki do miasta i nie może się odnaleźć. Marzyciele...
- Przynajmniej potrafimy dostrzec piękno w każdym calu tego świata...
- Już mi tu nie praw poetycką gadką, masz mnie chronić a nie opowiadać o swoich przemyśleniach. To czego tam szukasz w tej Serenaa'i? - Mężczyzna wyraźnie niezainteresowany rozmową o sposobie bycia Elfów uciął temat zdegustowany. Dla niego istotne były zarobki czy godne życie swej córki, a nie jakieś liryczne śpiewy o zachodzącym słońcu.
- Tego, czego nie mogę znaleźć u siebie - odpowiedział Ewan, ale zauważył, że woźnica spojrzał na niego z politowaniem. Chyba znowu ujął to w niewłaściwy dla jego uszu sposób. - Specyficzne zioła, księgi, tabulatury, zobaczymy. Mam tam jeszcze kilka spraw do załatwienia więc dobrze by było, gdybyśmy zajechali przed zmrokiem.
- Aaaaa, zioła... Mają tam swoje charakterystyczne ziółka, świetne do fajek, jeśli wiesz o czym mówię. - Mężczyzna zaśmiał się, a po chwili rozległo się huknięcie kół, które zwiastowało zmianę drogi na brukowaną. - Widzisz, już prawie jesteśmy!

Elegancka, wyłożona kamieniem droga, rozciągała się od miejskich bram, informując wszystkich podróżnych o bogactwie i majętności tutejszych mieszkańców. Była szeroka na tyle, że spokojnie mogły się na niej wyminąć dwa solidnie obładowane wozy, pozostawiając między sobą miejsce dla grupki ludzi. Karawana zajechała pod bramy, gdzie powitało ją dwóch majętnych szlachciców, sprawdzając dokumenty kupca. Po krótkiej rozmowie grupki mężczyzn powóz ruszył ponownie, przekraczając bramy Serenaa'i. Początkowo widok miasta wzbudzał w elfie negatywne odczucia. Budynki zupełnie nie pasujące do opisywanych mu przez wielu ludzi wprawiały go w niemałe zdziwienie. Były zaniedbane, niektóre z powybijanymi szybami, czy też zabitymi deskami oknami. Wszędzie walały się przedmioty codziennego użytku, gdzieniegdzie można było spotkać żebraków, próbujących zarobić na kolejny kufel piwa. Im dalej w stronę centrum, tym bardziej okolica się zmieniała. Zaczęły ujawniać się domy wybudowane z rozmachem, o bogatych, zdobionych bramach, wysokim żywopłocie i marmurowych chodnikach. Okna były ogromne, przyozdabiane w jedwabne, wielobarwne zasłony, zaś ich całokształt dopełniały liczne, wyryte na budynkach mozaiki. Niektórzy zainwestowali nawet w kamienne lwy, które ponoć mają chronić ich dobytku przed bandytami. Wóz zatrzymał się przy karczmie, zaś Ewan zaczął zabierać swoje rzeczy.
- Dzięki za eskortę, nawet tutaj mogło się coś wydarzyć. Nie wiem jak zamierzasz wrócić, ale będziesz musiał co wymyślić, bo ja za dwa dni wyruszam. Oczywiście jak zdążysz, możesz się zabrać ze mną - rzekł do Elfa mężczyzna.
- Coś wymyślę, gdybyś mnie nie zastał - jedź sam. Również dziękuję, trzymaj się - odpowiedział mu Ewan, zakładając na siebie cały swój ekwipunek. Kupiec odjechał w swoim kierunku, prawdopodobnie na nocleg gdzieś w najbogatszej dzielnicy. Choć elf miał przy sobie wystarczająco pieniędzy, aby opłacić sobie równie ekskluzywną kwaterę, postanowił jednak trochę zaoszczędzić i wybrać nieco tańszą noclegownię. Nie było to miejsce szczególnie piękne, ale ważne, że gospodarze dbali o jego ogólny stan i nie zalatywało tu stęchlizną. Młodzieniec, choć wieloletni, zapłacił za pokój i udał się na piętro. Tam zdążył jeszcze dokonać kilku wpisów do swej Księgi nim zmorzył go sen.

Nazajutrz, rozbudził go gwar w dolnej części budynku, gdzie to pozostali klienci jedli swój pierwszy tego dnia posiłek. Choć hałas nie był w stanie uniemożliwić komukolwiek sen, mężczyzna nie potrafił zmusić swojego organizmu do zaśnięcia, stąd niemal natychmiast zwlekł się z łóżka. Po kąpieli przy pomocy wiadra z wodą i sprawdzeniu, czy aby na pewno nic mu nie zginęło, skierował się na dół. Natychmiast poczuł roztaczający się po pomieszczeniu odór ryb - jakby aura tego miejsca nie była wystarczająco śmierdząca! Zamówił danie dnia, czyli to, co akurat miał na zbyciu karczmarz, a co przy okazji było najtańsze. Musiał zachować jak najwięcej monet, nie wiedząc dokładnie ile zdoła nakupić. Po skończonym posiłku natychmiast skierował się w miejsce będące sercem handlu tego miasta. Po drodze, napotkał na dziwaczną scenę rozgrywającą się między jakąś parą. Urodziwa kobieta wyraźnie zaprzeczała insynuacjom mężczyzny, a może po prostu się do niego nie przyznawała? Sama blondynka przypomniała mu o rozmowie Elfa z bardem, który opisywał młodzieńcowi pewną kobietę, nazywając ją "słońcem Serenaa'i". Kto jednak mógł wiedzieć, o kogo mu dokładnie chodziło?
Awatar użytkownika
Revan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revan »

...
Ostatnio edytowane przez Revan 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

No i po bólu. Kiedy inicjator zamieszania w końcu odpuścił (choć przez chwilę wydawało się, że nie przerwie nagabywania kobiety), jego towarzyszka szybko przeprowadziła go przez ogłupiały tłum gapiów; zniknęli, skręcając w jedną z małych uliczek.
Zebrani ludzie wyglądali na wyjątkowo nieusatysfakcjonowanych. Cóż im jednak pozostało; każde ruszyło w swoją stronę, wracając do przerwanych obowiązków. A zapowiadało się tak ciekawie!

- Widzisz? - wymruczała Anabde, zwracając spojrzenie na swego towarzysza. Jego uwadze umknął triumfalny uśmieszek, który na moment zagościł na twarzy kobiety.
Och, uwielbiała mieć rację.
Nie doczekała się odpowiedzi. Handlarz był zajęty mordowaniem wzrokiem mężczyzny, który akurat podszedł do jasnowłosej "bogini", jak to zostało wcześniej określone. Ta kobieta ma dar do ogłupiania panów, to pewne.
Chwilę tak stali - handlarz to wgapiał się w kobietę wzrokiem pełnym zachwytu, to planował okrutny mord, zerkając na jej rozmówcę. Anabde czekała, przyglądając mu się intensywnie. Zazwyczaj trudno było zignorować jej spojrzenie, ale ten tutaj delikwent dawał radę.
- A może tak spuścisz jeszcze z ceny piętnaście ruenów? - zaproponowała nagle lekkim głosem.
- Mhm, mhm - odpowiedział mało przytomnie handlarz, zbywając kobietę gestem.
Ona tylko się uśmiechnęła. Trzeba umieć wykorzystywać sytuację.
- Doskonale. W takim razie zgłoszę się do ciebie za cztery dni - oznajmiła.
Już miała udać się z powrotem w stronę targowiska, jednak powstrzymało ją niepokojące zachowanie handlarza. Najpierw poprawił zapięcie płaszcza, potem podwinął rękawy, położył jeszcze dłoń na udzie, jakby chciał upewnić się, że wziął ze sobą broń - zapewne nieduży sztylet. No ten facet chyba zgłupiał, chyba nie chce...?
Odetchnął i ruszył w stronę interesującej go kobiety, choć wpatrzony był raczej w jej rozmówcę. Oczywiście, że zgłupiał.
- Opanuj się - syknęła Anabde, łapiąc go za nadgarstek i przytrzymując. Chwilę walczył z jej uściskiem.
- Mam zamiar tylko się przedstawić - zapewnił, zerkając na kobietę przez ramię.
- Aha. A ja mam zamiar otrzymać swoją dostawę w terminie. Możesz popełniać samobójstwo dopiero wtedy, kiedy przywieziesz mi zioła - fuknęła, mrużąc oczy. Często to robiła w napływie irytacji, wyglądała wtedy jak ktoś, kto chce zgnieść karalucha. Wyjątkowo irytującego karalucha.
- Nie popełniam samobójstwa. Tylko się przedstawię - powtórzył cierpliwie. W tej chwili przypominał jej raczej upartego dzieciaka, niż poważnego handlarza.
- Och, i wierzysz, że zainteresujesz tę damę? - odpowiedziała Anabde, nagle zmieniając ton głosu z ociekającego jadem na "och, ty głupiutki i naiwny".
Chyba trafiła, bo mężczyzna opuścił ramiona i obrócił się bardziej w jej stronę, przejęty.
- Co masz na myśli?
Uśmiechnęła się złośliwie.
- To przepiękna kobieta - zaczęła, teraz obracając się w stronę nieznajomej i przyglądając jej uważnie. - I z pewnością wyjątkowo bogata. Spójrz na te ubrania, na dom, z którego wychodzi. Tak urzekająca pani z pewnością ma już męża. A nawet jeśli nie, to zarabia. Dużo. Dużo więcej niż ty. - Anabde wróciła spojrzeniem do rozmówcy. - A ty wierzysz w nagły strzał miłości? I że pieniądze, pozycja społeczna, to wszystko przestanie się liczyć?
Najpierw go zatkało. Odwrócił wzrok - przez chwilę pomyślała, że może była dla niego za ostra - posmutniał wyraźnie, minę miał jak skarcony szczeniak.
- Tak - stwierdził nagle trochę obcym głosem. - Zgłoś się po zamówienie za cztery dni. Wrócę już do pracy, mój syn z pewnością rozdał połowę towaru pięknym paniom.
Anabde tylko skinęła głową w odpowiedzi, jej spojrzenie złagodniało. Popatrzył na nią, uśmiechnął się bez przekonania i westchnął, chyba rozumiejąc swoją głupotę.
- Najwyraźniej odziedziczył to po mnie - skomentował pogodnie. - Do zobaczenia, Anabde - pożegnał się i ruszył w swoją stronę.
Nie byłby jednak sobą, gdyby nie przeszedł obok pięknej damy i nie potrącił ramieniem jej towarzysza, niby przypadkiem. Nawet nie przeprosił, poszedł dalej, rzucając jasnowłosej ukradkowe spojrzenie.
- I on jest żonaty - mruknęła pod nosem Anabde, kręcąc z politowaniem głową.
Awatar użytkownika
Beatrice
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:

Post autor: Beatrice »

        Mimo wszystko... oglądnęła się za siebie, upewniwszy się, czy jest bezpieczna. To wszystko rozegrało się tak szybko, a ona była... jakby nieobecna, zajęta swoimi myślami nad projektem ogrodu. Na szczęście, mężczyzna, który najwidoczniej pomylił ją ze swoją żoną, dał jej spokój. Udał się dalej wraz z towarzysząca mu kobietą, dziwnie przyśpieszając kroku.

        To całe wydarzenie wydało jej się nagle podejrzane. Przezornie sięgnęła ręką do swojej torebki, która była, o dziwo, otwarta... Kilka zgrabnych ruchów upewniło ją, że nie ma w niej damskiego portfela, który był arcydziełem zamorskiego kaletnika. Zakupiła go niedawno po zawyżonej cenie, gdyż bardzo jej przypadł do gustu i chciała go mieć za wszelką cenę. Poręczny, niewielki, wykonany z ekskluzywnej skórki w jasnoróżowym kolorze, wysadzany maleńkimi topazami w kolorach złotym, srebrnym i różowym.
Był dla niej tak samo ważny jak torebka. W jednej chwili cała zdrętwiała... gdyż, zdała sobie sprawę, że została okradziona... w biały dzień, na głównym placu w bogatej dzielnicy.

        W tej samej chwili, gdy tak rozmyślała, patrząc w stronę kobiety o włosach w kolorze wina, jak spod ziemi wyrósł... mężczyzna, pytając o hrabiego Pendelta... Odruchowo mocniej przycisnęła torebkę do siebie. Ale nieznajomy prezentował się elegancko wzbudzając mimo wszystko zaufanie.
Był wysoki, miał długie do ramion kruczoczarne włosy. Do tego zauważyła, że lustruje ją od stóp do głów, dłużej zatrzymując wzrok na bujnym dekolcie.
- Znam hrabiego i wiem, gdzie mieszka... ale przed chwilą zostałam okradziona - wypowiedziała to jednym tchem. - To ten jegomość, który oddala się z tą kobietą - wskazała wzrokiem w kierunku oddalającej się pary. - Ukradli mi portfel... miałam w nim 5000 ruenów.

        Naprawdę nie wiedziała, co zrobić. Była ubrana zbyt elegancko, aby udać się w pościg za nimi, ponieważ miała na nogach obuwie będące kwintesencją kobiecości czyli buty na cienkim, wysokim obcasie... ostatni krzyk mody w Alaranii.
Kiedy je tylko zobaczyła, natychmiast straciła dla nich głowę. Buty były z cienkiej, czarnej skóry ze srebrnymi, delikatnymi zdobieniami z przodu. Optycznie wydłużały nogi, sprawiając, że stopy wyglądały w nich niezwykle zgrabnie. Spojrzała na nie... z pewnym zakłopotaniem. Tupnęła kilka razy nogą, zwracając uwagę jegomościa na swoje piękne nogi i damskie czółenka.

- Najbardziej... żal mi nowego portfela, który jest nie tylko cenny, ale i niezwykle oryginalny... - odrzekła, patrząc głeboko w oczy rozmówcy.
Jej spojrzenie wyrażało jakiś rodzaj nadziei i wiary, że go jednak odzyska. Nie śmiała prosić nieznajomego o pomoc, ale gdyby jej udzielił, na pewno byłaby mu wdzięczna.
Coraz bardziej nerwowo obejmowała wzrokiem nieznajomego mężczyznę o kruczoczarnych włosach... jednocześnie śledząc oddalającą się złodziejską parę. Obok z kolei przechodził osobnik, który rozmawiał przed chwilą z kobietą o włosach w kolorze wina. Potrącił ramieniem jegomościa wypytującego o hrabiego Pendelta... nic sobie z tego nie robiąc. Natychmiast wyczuła, jak jeszcze do tego pożądliwe patrzył na nią, ale zignorowała to.
"Nawet nie przeprosił... to jakiś prostak" - pomyślała. Dostrzegła kątem oka, że całej sytuacji przyglądał się elf o jasnych włosach, który stał niedaleko i uchwyciła jego wejrzenie pełne rozbawienia... Z daleka ujrzała przechodzący mały oddział toporników, ubranych w skórzane pancerze. Zastanawiała się, co oni tutaj robią o tej porze w samym środku miasta... odwróciła głowę w ich stronę.
Ostatnio edytowane przez Beatrice 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Revan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revan »

...
Ostatnio edytowane przez Revan 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Ewan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ewan »

Mężczyzna przyglądał się wszystkiemu z niemałą ciekawością - w jego ojczystych stronach nie dochodziło do takich sytuacji, ale być może ludzie mają jakieś swoje dziwne zwyczaje. Tajemniczy "mąż" na pijanego nie wyglądał, a czy był odurzony w jakiś inny sposób - tego nikt nie wiedział, być może nawet i on sam. Elf już miał ruszyć dalej, kiedy to akcja zaczęła się rozkręcać, bo do zabawy włączył się kolejny osobnik, chyba chcący wymierzyć sprawiedliwość po swojemu. Jak to zwykle mawiała hołota spod ciemnej gwiazdy, zamierzał, delikatnie mówiąc, "obić gębę" nachalnemu człowiekowi. Z tego wszystkiego Ewan postanowił dowiedzieć się o co tu chodzi, ale nie planował szczególnie się w sprawę zagłębiać. Co innego, gdyby wynikła z tego jakaś interesująca przygoda, których ostatnio mu brakowało. Nawet ostatnia podróż nie sprawiła mu wielkiej przyjemności, w końcu jechał wozem bezpieczną drogą, otoczoną nudnym, monotonnie równinnym terenem. Brakowało mu tej szczypty adrenaliny. Podszedł więc do urodziwej blondynki, kiedy ta obserwowała ginącego w tłumie Revana.

- Uszanowanie pięknej pani. Nie wiem, co opowiedziała pani temu mężczyźnie, ale widać umie pani wpływać na facetów. Tak szybko wyleciał, że pewnie już jest na drugim końcu miasta - mówił z uśmiechem przystojny młodzieniec, wcześniej kłaniając się uprzejmie kobiecie. W jego głosie słychać było, że cała sytuacja go rozbawiła. Sam nie wiedział, że ta cała niewinna intryga zakończyła się dla blondynki tragicznie. Żeby tylko nie dostał za to po głowie.
- Mam na imię Ewan. Proszę mi wybaczyć, że wtrącam się w nie swoje sprawy, ale nie na co dzień spotyka się coś takiego. O co chodziło temu mężczyźnie, bo chyba pijany nie był, a pani dość wiarygodnie trzymała swoje stanowisko? Jeśli oczywiście można wiedzieć, nic na siłę - dodał, spoglądając na nią z niemałym zaciekawieniem, bo "zainteresowanie" brzmiałoby tu dwuznacznie. Kobieta była wzrostu elfa, ale tym razem przewyższała go o kilka centymetrów, a to za sprawą butów na szpilkach. Całość jej ubioru wskazywała, że nie jest osobą niższego stanu, a wręcz znajduje się na samym szczycie. Zapach drogich perfum doleciałby nawet do najsłabiej rozwiniętego zmysłu węchu. Intensywność woni wpływała na niego podwójnie, kumulując się z zapachem jej specyficznej, tajemniczej aury, momentami przyprawiającej go o zawrót głowy. Jakby tego było mało, jej ciało kusiło mężczyzn swą perfekcyjnością, wzbudzając u kobiet uczucie zazdrości. Nic dziwnego, że nie mógł oderwać od niej oczu.

W międzyczasie, po pościgu zakończonym fiaskiem, nadszedł wcześniejszy rozmówca Beatrice. Elf skinął mu lekko głową na powitanie.
- Witam. Zgaduję, że nie poszło za dobrze. Być może mógłbym pomóc, ale łatwiej by było, gdyby ten facet nie był stąd. - Złapał się za podbródek, symulując wyglądem wielkiego myśliciela-filozofa. Ze swoim darem mógłby łatwo go namierzyć, ale jeżeli babiarz jest tu miejscowym, to cała jego aura będzie rozlana po całym mieście i nie pozostanie nic innego, jak szukać do skutku po każdym zakątku tego miejsca. Ewan, tkwiący myślami w swym pomyśle niemal zapomniał, że ktoś tu jeszcze poza nim stoi i w końcu zapytał:
- Przepraszam, przeszkadzam państwu? - W swym sposobie bycia nie przypominał dorosłego, dojrzałego elfa, mimo tego, że był z pewnością starszy od rozmówców. Bliżej mu było do rozbrykanego nastolatka, chcącego pokazać wszystkim swoje istnienie, zwracając na siebie uwagę w każdy możliwy sposób.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Doszła do wniosku, że nic tu po niej. Na targ też lepiej nie wracać, bo jeszcze handlarz ją dopadnie, dochodząc do wniosku, że będzie idealnym ramieniem do wypłakiwania się z powodu okrutności tego świata (i z powodu portfela zbyt mało zasobnego, by zaimponować pewnej pięknej złotowłosej damie). Nic bardziej mylnego. Pewnie palnęłaby kilka okrutnie prawdziwych uwag i z dostawy byłby nici.

Pusty brzuch przypomniał o sobie cichym burczeniem, wobec czego oczywistym stało się, że następnym celem Anabde będzie karczma. Miała nawet konkretną na myśli; przybytek znajdował się niedaleko, a serwowane tam dania, przy niskiej cenie, były zaskakująco smaczne. Przypadkiem najkrótszą drogą była ta, którą niedawno oddalili się twórcy zamieszania - szalony mężczyzna ze swoją towarzyszką.
Anabde poprawiła zapięcie lekkiego płaszcza i ruszyła w drogę. Powolnym spacerkiem, bo przecież nigdzie się nie spieszy.

Ulica, którą teraz szła, była bardziej zatłoczona i brudna - dookoła walały się puste, rozwalające się wiadra, połamane deski czy koła od wozu. Trzeba było uważać, by nie nadepnąć na szkło lub nie poślizgnąć się na owocu, który komuś upadł i został zapomniany. Anabde kluczyła tym torem przeszkód z wysoko uniesioną brodą, krokiem pewnym, dumna jak zwykle.
Tuż przed nią zebrało się kilka osób, dyskutujących nad czymś żywo. Obok stał wóz cały wyładowany beczkami (wydobywający się z nich odór świadczył o transporcie ryb). Człowiek, który wyglądał na woźnicę, zamiast siedzieć na koźle tłumaczył się komuś, wyraźnie zakłopotany.
Anabde podeszła bliżej i pewnie nie zwróciłaby na zamieszanie uwagi. Kątem oka dostrzegła jednak, że woźnica tłumaczy się kobiecie, która towarzyszyła wariatowi. Jak się okazało za chwilę, rzeczony wariat leżał pod kołami wozu, zamroczony.
- Jak żesz pan jeździsz! - fuknęła zirytowana kobieta, z której twarzy zniknęła już dobrotliwość i szczerość. Teraz wyglądała nie tylko na zirytowaną, ale na złą w szerszym tego słowa znaczeniu. Pochmurnie zmarszczone brwi i grymas na twarzy zdecydowanie nie wzbudzały zaufania; kojarzyła się teraz raczej z szumowiną.
Tym gorzej wyglądał jej towarzysz, który własnie powoli podnosił się z ziemi.
- Żądam odszkodowania! - wykrzyknął wściekle, wymachując pięścią w powietrzu. Aż się od tego zachwiał, musiał przytrzymać się wozu.
Uwadze Anabde nie umknęło, że to osłabnięcie było słabo zagrane, a mężczyzna-wariat wykorzystał chwilę, by porwać spomiędzy beczek na wozie jakiś mieszek.
- Ale proszę państwa, proszę państwa, tylko spokojnie - poprosił przestraszony woźnica, unosząc dłonie. - Na pewno jakoś się dogadamy. Zawołam zaraz strażników i rozstrzygną nasz spór, określą szkodę.
- ŻADNYCH STRAŻNIKÓW! - wrzasnęła naraz para.
Chwilę się wahali, po czym mężczyzna przyłożył woźnicy solidnie w ucho, a kobieta porwała sakwę z kozła. Uciekli, przepychając się przez ludzi.
- Straż, straż! - zaczął ktoś nawoływać, inny przytrzymał ogłuszonego woźnicę.

Anabde zmrużyła oczy, widząc coś pod wozem, w miejscu, w którym upaść musiał jednak nie wariat, a sprytny przestępca. Podeszła tam i wyciągnęła zza koła pięknie zdobiony portfel. Nie wyglądał jej na własność woźnicy, ale dla wszelkiego porządku zapytała:
- To pańskie?
Mężczyzna rozmasował obolałe ucho i nachylił się do Anabde, lustrując portfel wzrokiem.
- Nie, panienko. Musiało wypaść temu zbójowi - odpowiedział.
- Pewnie tak, choć nie sądzę, by było jego własnością - stwierdziła kobieta. - Chociaż chyba mam pomysł, czyją może być...
- To idź, panienko. Oddaj. A jeśli się mylisz, cóż, znalezione nie kradzione. - Woźnica uśmiechnął się miło, puszczając do niej oczko.
Anabde skinęła głową w odpowiedzi, zamyślona.
Awatar użytkownika
Beatrice
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:

Post autor: Beatrice »

        W krótkim czasie podszedł do niej Elf, który - jak zauważyła - przyglądał się całemu wydarzeniu z pewnym rozbawieniem w oczach. Przywitał się i przedstawił. Na imię miał Ewan. Sprawiał wrażenie delikatnego młodzieńca, któremu wyraźnie nudziło się... a może i szukał przygody oraz nowych znajomości.
W międzyczasie dostrzegła, zbliżający się mały oddział toporników. Był już na tyle blisko, że wśród straży bez trudu rozpoznała górującego nad pozostałymi pod względem wzrostu, brodatego mężczyznę.
- Goran - wykrzyknęła. - Chodź tu do mnie, natychmiast.
Strażnik rozpoznał Beatrice i opuścił grupę podbiegając do kobiety.
- Przed chwilą zostałam okradziona. Idź, zrób coś z tym. Okradł mnie mężczyzna z kobietą... weszli w tamtą uliczkę - wskazała ręką.
- Pani, co oni ukradli? - nerwowo zapytał strażnik.
- Czy ty rozumiesz... mój portfel... jasnoróżowy wysadzany kolorowymi kamyczkami. I do tego zawierał 5000 ruenów - szybko zdawała jemu relację.
- Pani... taką sumę pieniędzy nosić przy sobie, to nieroztropnie. Ale dobrze, zobaczę, co da się zrobić.

Strażnik wraz z oddziałem ruszył biegiem, skręcając we wskazaną uliczkę.
Beatrice powróciła do rozpoczętej rozmowy z elfem. Tymczasem zbliżył się mężczyzna, z którym wcześniej prowadziła konwersację. Był niezadowolony z pościgu, ale zrobił wszystko, co było w jego mocy. Poinformował, że uciekającego złodzieja trafił z kuszy w łydkę, ale zdążył uciec. Natomiast przy okazji oberwało mu się laską od hrabiego i odczuwa ból w plecach. Po chwili skłonił się nisko.
- Revan Kross - przedstawił się, całując ją szarmancko w dłoń.
- Beatrice Morgana - odpowiedziała pewnym głosem. - Dziękuję panu za pomoc i zapraszam do siebie. Hrabia Pendelt jest moim dobrym znajomym - oznajmiła z lekkim uśmiechem na twarzy.

        W czasie, kiedy zajęta była rozmową... zjawił się Goran z portfelem i triumfująco oznajmił.
- Mamy złodziejkę. A to skubana bestia o czerwonych włosach... nie dość, że złapałem ją na gorącym uczynku, jak trzymała portfel w ręku, to jeszcze była w zmowie z woźnicą, który stanął w jej obronie, zwalając winę na innych. Sprytna szelma... myślała, że się wywinie. Wtrąciłem ją i woźnicę do lochu.... już tam więzienne szczury dadzą im popalić i przyznają się do wszystkiego - dalej przechwalał się strażnik.
Beatrice była wyraźnie zadowolona i szczęśliwa z odzyskanej rzeczy. Wiedziała, że tak naprawdę strażnik liczy na nagrodę... w końcu jest poniekąd na jej usługach i "wtyczką" w straży miejskiej. Otworzyła portfel i wręczyła mu 1000 ruenów. Uradowany mężczyzna aż podskoczył z radości i zaczął dziękować, całując kobietę po rękach. Beatrice patrzyła na niego rozbawiona. Niemniej zdziwiło ją, że złodziejka miała włosy w kolorze wina..." To niemożliwe, chyba mu się przewidziało" - pomyślała.
- Jutro wpadnij do mnie - szepnęła do niego.
- Tak, Madame - potwierdził i oddalił się.

Rzuciła okiem na swoich nowych znajomych. Revan próbował rozmasować bolącą łopatkę, dotykając ramienia.
- Mój kamerdyner jest dobrym masażystą i na pewno panu pomoże - stwierdziła, patrząc na niego. - Zatem zapraszam panów na gorącą czekoladę - zakomunikowała wesołym tonem.
Ewan przesunął się w prawo, aby kobieta znalazła się w środku pomiędzy mężczyznami. W momencie, kiedy to czynił... został ugodzony strzałą w plecy. Zdążył tylko krzyknąć, osuwając się bezwiednie na ziemię. Beatrice złapała go za ramię.
- Coś jest nie tak - krzyknęła do Revana, który wyczuł powagę sytuacji.
- Nie mogę go tu tak zostawić - powiedziała do Revana, który podniósł elfa, przerzucając go przez ramię. Oboje w jednej chwili porozumieli się wzrokiem, zdając sobie sprawę ze śmiertelnego zagrożenia.
- Szybko uciekajmy do mnie... mieszkam niedaleko.
I pobiegli w stronę domu kobiety.
Awatar użytkownika
Revan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revan »

...
Ostatnio edytowane przez Revan 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Ewan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ewan »

No i sprawa szybko się wyjaśniła i bez jego pomocy. Sam fakt kradzieży go tak nie zaskoczył, jak zapłata za usługi udzielona strażnikowi. Skoro była w stanie wydać aż tyle, to torebka musiała być albo niezwykle droga, albo kobieta ma majątek pozwalający na życie w luksusie jeszcze przez jej wnuki. W każdym razie, nie ośmielił się nie przyjąć zaproszenia na gorącą czekoladę - w końcu ostatni raz pił ją kiedy był jeszcze w Kryształowym Królestwie. Nie zdążył się jednakże nacieszyć wizytą u pięknej damy czując, jak coś z impetem wbija mu się w plecy. Chciał w jakiś sposób zareagować, ale przed oczami miał tylko mroczki, spowodowane narastającym bólem z okolic łopatek. Z dalszych wydarzeń nic nie pamiętał. Znajdując się w nieznanym miejscu przy nieznanych ludziach, walczył ze sobą aby przynajmniej nie stracić przytomności...

Otrzeźwił go huk energicznie otwieranych drzwi, który ponownie przypomniał o bólu towarzyszącemu postrzałowi - jeżeli można to tak nazwać. Rozejrzał się pospiesznie gdzie jest, ale nie był w stanie skupić się na analizowaniu pomieszczenia. Jego wystrój z pewnością kosztował tonę pieniędzy, przy którym pracowali najwybitniejsi architekci, budowlańcy i inni, a on tak po prostu zapaskudzi swoją krwią piękne posadzki i meble.
- Cholera! - rzucił nerwowo, kiedy został ułożony na mahoniowym stole. Tak dawno nie otrzymał strzału w plecy, że aż zapomniał jakie to parszywe uczucie. Elf z wrodzonym talentem do łucznictwa, leży teraz i jęczy na stole, bo go postrzelili. To musi być naprawdę przykry widok. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść, w końcu strzały trzeba się w jakiś sposób pozbyć, czyli najprościej rzecz ujmując - wyrwać ją. Zobaczył, jak kamerdyner przygotowuje sprzęt do tej mini operacji.
- Ugh... tylko szybko proszę... - Zacisnął zęby, łapiąc coś pod ręką, żeby mógł sobie to nerwowo potrzymać. Najbliżej znajdowała się noga uroczej damy, ale nie wypada dotykać nieznajomych pań w taki sposób, toteż pozostało mu mocno chwycić blat stołu. Kamerdyner zaczął powoli wyciągać strzałę, ale haczyki w grocie skutecznie mu to utrudniały. Ewan musiał naprawdę wyglądać w tym momencie jak ostatnia sierota. Wszystko zakończyło się głośnym krzyknięciem młodzieńca, po którym nastąpiła nieznaczna ulga, bowiem rana dalej dawała o sobie znać. Elf nie pogardził pomocą, przyjmując nawet bandaże i inne środki lecznicze. Przy okazji mógł jeszcze wspomóc się odrobinę magią.
- Dzięki za pomoc - rzekł do wszystkich, bo przecież nie byli mu nic winni i równie dobrze mogli zostawić go na środku ulicy. - Ktoś chyba pani nie lubi, bo wątpię, żebym to ja był czyimś celem - stwierdził, zgodnie ze swoimi przekonaniami. W końcu prawdopodobnym celem była Beatrice, a on zwyczajnie stał na linii strzału - ale zawsze mógł się mylić.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Więzienie. Wspaniale. Chyba nie może być gorzej.
No dobrze, w porządku, mogło być gorzej. Przynajmniej tego dnia cele nie pękały w szwach i zajmowała swoją sama, a nie z jakimś wymagającym spacyfikowania rabusiem. Warunki pozostawiały wiele do życzenia - właściwie nie miała pod ręką nic, a za miejsce do noclegu służyć miała kupka nadgnitej słomy w rogu. To już wolała ryzykować "złapaniem wilka" i siedzieć na wilgotnej posadzce.
Jej wrażliwy nos cierpiał katusze; smród w celi był nieznośny, najwidoczniej poprzedni lokator nie przyjaźnił się z mydłem. Oczy przyzwyczaiły się już do półmroku, choć trochę piekły, ale za to w gardle jej zaschło i chętnie by się czegoś napiła. Ale najbardziej bolał sam fakt więzienia - bo kto jak kto, ale Anabde w niewoli?! To jakiś mało śmieszny żart.
Nie mogła jednak zawołać strażnika, poprosić go o szklankę wody lub chociaż otwarcie drzwi na korytarzu, by powietrze zrobiło się trochę bardziej rześkie. Nie pozwalała jej na to duma. Siedziała więc tak, cały czas tłumacząc sobie w myślach, że organizowanie wielkiej ucieczki to nie najlepszy pomysł. Liczyła na to, że przy wieczornym obchodzie uda jej się przekonać głównego strażnika do ponownego przyjrzenia się dowodom. Miała kilka monet w kieszeni, mogło się udać.
Ale zawsze dało się przecież ożywić zamek w drzwiach i wymknąć się, gdy wartownik przyśnie. Można było ożywić kluczyk i zmusić go do przyskoczenia pod jej celę. A nawet, w skrajnej sytuacji, ożywić szal, którym wartownik owinął sobie szyję... Tylko wtedy na pewno będzie im zależało, aby ją znaleźć. Nie chciała uciekać z Serenaa tak szybko.
Na pewno siedziała tu już kilka godzin. Ile jeszcze?
Awatar użytkownika
Beatrice
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:

Post autor: Beatrice »

        Nie chciała rozmawiać z ledwo co poznanym elfem na temat tego czy ją ktoś lubi czy nie, ale faktów nie da się zmienić. A one w tej kwestii są jednoznaczne, że to jednak ona była celem ataku. Ale teraz zastanawiała się... dlaczego?
Kamerdyner fachowo opatrzył ranę Ewanowi, który nawet odzyskiwał dobry humor. Przeniesiono go do innego pokoju, gdzie dostał mikstury ziołowej i zasnął. Beatrice przykryła go białym pledem z grubej puszystej wełny, zostawiając lekko uchylone drzwi. Była mu wdzięczna za to co zrobił, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że to był przypadek i to on uratował być może jej życie. Od tej chwili postanowiła mieć się na baczności i uważać na wszystko.
Łasiczka Mila już na dobre zaznajomiła się z wszystkimi pomieszczeniami nowego domu. Najpierw obwąchała nowych gości a potem kręciła się obok swojej właścicielki, nie odstępując jej ani na krok. Ponieważ zbliżała się pora obiadowa, gospodyni zaproponowała Revanowi posiłek, na który chętnie się zgodził.
- Dziękuję panu za okazaną pomoc. Wszystko wydarzyło się tak nagle, że chyba uległam instynktowi przetrwania i jak dzikie zwierzę... zaryzykowałam ucieczkę - mówiąc to patrzyła na jego czyste, wypielęgnowane ręce.
W tym samym czasie wszedł kamerdyner Alfred informując o wizycie strażnika Gorana.
- Przecież kazałam mu przyjść jutro - odpowiedziała Alfredowi.
- Pani... on bardzo nalega - odrzekł grzecznie, skłoniwszy głowę.
- Dobrze, wobec tego wpuść go tutaj... może jest głodny - rzekła jakby do siebie.
W drzwiach ukazał się strażnik Goran, który oznajmił, że nie może przyjść jutro, bo ma jakieś ważne sprawy w mieście. Ponadto aresztowana kobieta za nic w świecie nie przyznaje się do kradzieży i że ona wie, jak wyglądali złodzieje, bo widziała ich na własne oczy i, że ma natychmiast mnie o wszystkim powiadomić. W jednej chwili Beatrice doznała olśnienia...
- Czy tak kobieta ma włosy w kolorze wina?!
- Tak, skąd pani wie? - zapytał zdziwiony strażnik.
- No i wszystko jasne! Masz ją natychmiast wypuścić i niech przyjdzie jak najszybciej do mnie - kontynuowała podniesionym głosem.
Strażnik pożegnał się i odmaszerował. Beatrice wzięła na ręce łasiczkę i przytuliła ją. Ta od razu skoczyła jej na plecy, układając się na ramieniu. Widać było, że obie przepadają za sobą.
- Przepraszam pana za to całe zajście, ale czasami tak się zdarza - rzekła uśmiechając się w stronę Revana. Następnie zawołała Alfreda, aby podał obiad.
Zablokowany

Wróć do „Serenaa”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości