Kryształowe Królestwo[Miasto] W sumie to nam się spieszy

Elfie pałace zbudowane głęboko w ukrytych leśnych polanach. Wieże strażnicze wznoszące się ponad chmurami, gdzieś wśród ostrych skał - to wszystko możesz spotkać tutaj w Kryształowym Królestwie, gdzie zbiegają się szlaki elfich książąt, magów i smoków.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

[Miasto] W sumie to nam się spieszy

Post autor: Rammi »

        Podróż z Rammonem przypominała trochę zorganizowaną wycieczkę. Jeśli nie miało się obycia z takimi sprawami jak rozmowy ze strażnikami na bramach miejskich, z załatwieniem noclegu późną nocą, z wszelką ewentualną biurokracją, wystarczyło się po prostu nie odzywać i dawać elfowi działać – sprawiał wrażenie, jakby był w stanie załatwić wszystko bez najmniejszego trudu. A co więcej nieustannie popisywał się swoją erudycją. Czasami godzinami gęba mu się nie zamykała, gdy rozgadał się na temat jakiś mijanych w oddali ruin. Innym razem zaś by sprowokować go do monologu wystarczyło przynieść jakieś świeżo zerwane zioła. Biała szałwia? Rammi na jej widok opowiedział o wszystkich znanych mu zastosowaniach tego zioła. Niekoniecznie medycznie poprawnych, ale na pewno kulturowo gdzieś umiejscowionych. W jednym rejonie było to zioło święte, w innym służyło do dezynfekcji, tam je palono, a w innym miejscu pito w postaci naparu, zaś jeszcze gdzieś indziej…
        Kwestia czarnej ręki za to jakby dla niego nie istniała. Nawet nie patrzył na swoją dłoń i zachowywał się tak swobodnie, jakby miał taki defekt od dziecka. To pomagało mu o tyle, że naprawdę mało kto dostrzegał tę różnicę – zwłaszcza, gdy nosił ubrania z długim rękawem. Czasami jego rozmówca dopiero podczas pożegnania dostrzegał kontrast między kolorem skóry badacza a swoim. Niektórzy odważyli się zapytać – tych Rammon zbywał lekkim machnięciem czarnej ręki i krótkim zdaniem o bliżej nieokreślonym wypadku z przeszłości. W żartach zawsze dodawał, że to nie jest zaraźliwe – to rozładowywało atmosferę albo chociaż uspokajało rozmówcę.

        A sama droga biegła od Demary, przez przełęcz w górach Dasso między Efne a Meot, prosto do Kryształowego Królestwa. Zgodnie z tym co Heike-Alsbeith zapowiedział w mieście początkowym, zamierzał wybierać jak najkrótszą drogę, często dostępną jedynie dla jeźdźca, a nie dla wozu. Dlatego często mijali duże miasta i dlatego zdecydował o podjęciu się górskiej przeprawy, zamiast nadkładać drogi szerokimi, płaskimi szlakami. Zresztą przełęcz, którą zdecydował się podróżować z Nalą i Hive, nie była wcale wymagającą przeprawą – wóz miałby tu trudności, bo było węziej i mimo wszystko troszkę pod górkę, ale na końskim grzbiecie pokonywało się ją jak każdą inną drogę.
        Hive zaś cały czas wyglądał na spiętego i lekko zrozpaczonego. Przyznał, że w sumie to w ostatni dzień buchnął coś jednemu ze strażników (przypadkiem!), dlatego poszukiwali go oni na targu i w sumie to dobrze, że się ulatniał, jednak…
        - Nigdy nie byłem tak daleko od domu – przyznał niepewnie drugiego dnia podróży, rozglądając się po okolicy, jakby obawiał się, że zaraz coś na niego wyskoczy.
        - Więc pora nadrobić zaległości – ocenił Rammon. – Nic tak nie otwiera człowieka jak podróże. Naprawdę. Dowiadujesz się wtedy, że na świecie są ludzie, którzy myślą inaczej niż ty, mówią inaczej niż ty, wyglądają inaczej… I że tak też da się żyć. A czasami wręcz wydaje ci się, że ich życie jest lepsze niż twoje, ich wierzenia piękniejsze, a tradycje chciałbyś zabrać ze sobą do domu. Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś pępkiem świata i na tobie Łuska się nie kończy. To uczy zdrowej pokory, otwartości i pewnej cywilnej odwagi. Nie patrz tak na mnie – obruszył się elf, gdy dostrzegł wątpiące spojrzenie lisołaka. – Co ty myślisz, że ja podróżuję od dziecka? Miałem trzydziestkę na karku, gdy pierwszy raz wyjechałem gdzieś dalej od domu!
        - Prawie drugie tyle co ja - mruknął Hive, jakby nadal nieprzekonany.
        - Chorowałem - odparł Rammon, jakby to była wyświechtana wymówka, której bezczelnie nadal używał, a nie najprawdziwsza prawda. - Ale od razu zostałem rzucony na głęboką wodę i to mi posłużyło. Zobaczysz, tobie też się spodoba.
        - A tobie co się wydarzyło? - zainteresował się lisołak.
        - Wieczorem przy ognisku opowiem.
        Rammon jednak nie opowiedział przygody, od której wszystko się zaczęło - jakoś tak zapomniał, a później nie było okazji. Nie by gnali na złamanie karku, ale po prostu się nie złożyło.

        - Wspominałem ci w ogóle kogo szukamy? Wydaje mi się, że nie…
        Rammon na chwilę się zadumał, klucząc tłocznymi o tej porze dnia - a niedawno minęło południe - alejkami Kryształowego Królestwa. Tego dnia odział się minimalnie inaczej niż w drodze - różnica polegała na tym, że zamiast typowej dla siebie praktycznej tuniki założył taką z trochę cieńszego materiału, białą, lekką,prawie elegancką, gdyby nie była trochę pognieciona od trzymania jej w jukach. Ten ubiór dziwnie kontrastował z jego wytatuowaną twarzą i fryzurą z wygolonymi bokami, jakby był jakimś wojownikiem, nic więc dziwnego, że ten i ów spoglądali na niego ciekawsko.
        - W każdym razie! - podjął Rammon po chwili zadumy. - Myosotis Sylvianthal, moja dobra znajoma. Trochę ponad sto lat temu była nadwornym archeologiem, później przeszła w stan spoczynku, chociaż nigdy byś nie pomyślała, że to emerytka. Jestem przekonany, że będzie wiedziała o każdym stanowisku archeologicznym na terenie Szepczącego Lasu, może zaprowadzi nas prosto do celu. Nie mam tylko zielonego pojęcia gdzie ją znajdziemy tu, w mieście, więc trzeba będzie się trochę powłóczyć. Ale spokojnie, lista miejsc jest ograniczona: jej dom, uniwersytet, pałac…
        - To może ja zajmę się końmi, a wy idźcie sami? - wtrącił się Hive. - Po co ja wam…
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Nala chętnie przyjmowała wszelkie poprawki, co do poprawności jej wspólnej mowy, ale tym razem niespecjalnie zrozumiała swojego znajomego. Ugotować czy przygotować, przecież to to samo. Poza tym wcześniej słyszała o przygotowywaniu potraw, stąd przyjęcie raczej drugiej formy, jednak i ta okazała się niepoprawna. Może dlatego, że koninę też się jadło? Więc i konia można przygotować? Śmiechem Rammiego się nie przejęła, tylko łagodnym spojrzeniem komentując tę wesołość i zapamiętując korektę na przyszłość.
        Na targowisku rozglądała się ciekawie, ale sama uzupełniła tylko swój skromny prowiant, wciąż nieco sceptycznie podchodząc do niektórych tworów środkowoalarańskiej kuchni. Z zainteresowaniem jednak wypytała Rammona o środek na komary, nieświadoma jeszcze skali problemu, do którego w swoich stronach nie przywykła.
        Podejrzliwe spojrzenie padło dopiero na Hive, gdy ten wyglądał jak podręcznikowy przykład uzasadnionego poczucia winy, a później Mozhan spojrzała niepewnie na Rammiego, już mniej przekonana, ale słowo się rzekło.

        Droga mijała jej raczej spokojnie, urozmaicana monologami elfa, które na zmianę ratowały ich od nudy i od użerania się z niewspółpracującymi jednostkami po drodze. Sama mina Mozhan sprawiała bowiem, że strażnicy chcieli czasem zajrzeć do juk, co raczej nie łagodziło spojrzenia cudzoziemki. Poza tym ona się uczyła języka a Hive faktów, czasami pomagając kobiecie coś zrozumieć, gdy Rammon był zbyt zaaferowany własną opowieścią. Nazahirka nie chciała się wtrącać, więc to chłopak tłumaczył jej znaczenie niektórych słów, jak również dlaczego do diaska ktokolwiek miałby chcieć „bić się w piersi”.
        Rozmowa zdawała się złagodzić stosunek kobiety do złodziejskiego lisa, ale ten i tak wolał jej już nie podpadać i jeśli już narzekał, to raczej Rammonowi. Mozhan bardziej interesowała choroba, którą wymówił się elf, nie wdając się w szczegóły, co zdecydowanie mu się nie zdarzało. Ktoś, komu nie zamyka się buzia na temat przydrożnego zielska nie powinien tak chętnie umykać od historii potencjalnie o wiele ciekawszej.

        Gdy dotarli do Kryształowego Królestwa, Nala nie mogła się napatrzeć. Miasto było przepiękne i tak odmienne od architektury, do której przywykła. Nie przeszkadzało jej nawet, że Rammon zdawał się gubić wątek, bo ona sama słuchała go trochę jednym uchem, oglądając się nawet za nietypowo ubranymi elfami. Tak samo niektórzy spoglądali na nieco lepiej niż zwykle odzianego rudowłosego elfa. Mozhan jak zawsze prezentowała się po swojemu i nawet gdy zmieniała stroje to trudno było to zauważyć przy jej i tak barwnych szatach. Bardziej to jej włosy wzbudzały zainteresowanie. Ogólnie parka w oczach mieszkańców Kryształowego Królestwa była charakterystyczna, jak również błogo tego nieświadoma.
        - Mysosotis? – powtórzyła niepewnie Navabi, nie chcąc plątać się z imieniem archeolożki przy niej. Kobiety jednak jeszcze nie poznała, a ta już utrudniała. – Mysostis? Mysostis Sss… och do diaska – prychnęła, sprawiając, że Hive znów przeszedł za Rammonem, by oddzielić się nim od cudzoziemki, a ostatecznie i tak zdezerterować.
        - Tylko nic nie kradnij – rzuciła mu jeszcze Nala, ewidentnie nie aspirując na przyjaciółkę chłopaka.
        - Dobrze Rammon, prowadź. Chętnie poznam twoją znajomą. Tutaj więcej kobiet robi naukę, prawda? Więcej niż w Na’Zahir?
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        - Myosotis - podpowiedział usłużnie Rammon, gdy Nala tak się trudziła z wypowiedzeniem imienia jego znajomej. - To znaczy “Niezapominajka”. Moim zdaniem bardzo pasuje osobie, która zajmuje się ratowaniem pamięci o dawnych czasach… Ale tak między nami to nie ma sensu uczyć się wymowy jej imienia, bo gdy tylko się poznacie i dowie się, że jesteście koleżankami po fachu, każe się nazywać Sylva. To już łatwiej zapamiętać, prawda?
        Rammi nie był wcale zdziwiony ani niezadowolony z powodu trudności Nali - tak po prawdzie sam miał z początku problem z karkołomnym imieniem archeolożki i przy pierwszym spotkaniu na pewno je przekręcił. Jak to było? Mostis? Chyba tak… Bardzo ją to wtedy rozbawiło, ale na pewno nie w sposób, którego rudy podróżnik by sobie życzył - uznała go po prostu za przygłupa i musiał się sporo natrudzić, aby udowodnić jej, że faktycznie wie co mówi i ta wpadka była jednorazowa. Ach, piękne, dawne czasy, gdy jeszcze jego gęba nie była tak rozpoznawalna wśród uniwersyteckich murów…
        - Znajdź karczmę u Sveni i zostaw u nich konie, byśmy mogli się jakoś odnaleźć - zastrzegł Rammon, mówiąc już do pleców Hive, który wykorzystał pierwszą okazję, aby nie mieć na głowie dorosłych, którzy mu przeszkadzali. Ten dzieciak naprawdę bawił etnografa, z jednej strony czasami słuchał ich jak cielak grzmotu, a z drugiej bardzo często miał ich serdecznie dość (szczególnie Mozhan - bez urazy). Ach, wzburzona nastoletnia krew…
        - Hm… - Heike-Alsbeith zadumał się przez chwilę nad pytaniem Nali. - Trudno mi mówić w liczbach bezwzględnych, ba, nawet we względnych trudno… Ale wydaje mi się, że elfie królestwa mają zdecydowanie najwięcej badaczek na uniwersytetach. Czy przeważają one nad mężczyznami… To chyba zależy od dziedziny. W Na’Zahirze faktycznie jest stosunkowo niewiele kobiet na stanowiskach naukowych - zauważył takim tonem, jakby dopiero teraz to do niego dotarło. Wiedział, że struktura tamtejszego społeczeństwa, ich wierzenia i kultura trochę wymuszały taki stan rzeczy, lecz przy swoich bardzo egalitarnych poglądach czasami zdarzało mu się zapominać, że nie cały świat myśli tak jak on…
        - W kwestii naszych poszukiwań Sylvy - zagaił po chwili elf, wkładając nonszalancko ręce do kieszeni. - Zacząłbym od jej domu, z dwóch prostych przyczyn. Po pierwszem tam mamy najbliżej, a po drugie: jeśli jej nie zastaniemy, domownicy powinni wiedzieć gdzie jest. Idziemy?
        Pytanie było retoryczne, gdyż rudzielec zaraz zmienił kierunek ich spaceru i poprowadził Nalę do posiadłości swojej znajomej. Tak, miejsce, gdzie mieszkała Myosotis należalo nazwać raczej posiadłością niż domem. Budynek, do którego dotarli po zaledwie pięciu minutach spaceru, był dość rozległy, pięknie wkomponowany w otaczającą go zieleń - wielkie pnie drzew stanowiły naroża domu, w dużych przeszkleniach widać było znajdujące się w środku oranżerie, a niewielkie fragmenty muru porastały ukwiecone pnącza. Na trawniku przed domem rosło wiele wonnych kwiatów, a między nimi uwijał się ogrodnik w kapeluszu z szerokim rondem i welonem, który chyba miał osłaniać jego kark przed ewentualnym słońcem, choć wyglądał też trochę jak rekwizyt pszczelarza. Pracownik z daleka ukłonił się przed Nalą i Rammonem, którzy po niskich stopniach wspinali się do drzwi wejściowych. Heike-Alsbeith zapukał niemal od razu, nie konsultując się ze swoją towarzyszką - jakby po prostu szedł do tak dobrych znajomych, że wręcz to pukanie było oznaką pewnej powściągliwości wynikającej z mającego wkrótce nastąpić zmieszania dwóch środowisk, dla których on był jedynym wspólnym mianownikiem. Może bez Nali wparowałoby do środka jak do siebie…
        Po pukaniu chwilę musieli czekać - naprawdę dłuższą chwilę, aż niejeden nabrałby wątpliwości czy ktoś jest w domu. Z tego powodu Rammi zapukawszy ponownie spojrzał na Mozhan z przepraszającym uśmiechem.
        - Mogli nie słyszeć… - rzucił, jakby chciał usprawiedliwić gospodarzy, choć w sumie nie miał ku temu specjalnego powodu. Jednak jego słowa zadziałały trochę jak magiczne zaklęcie, bo po chwili dało się słyszeć ruch po drugiej stronie drzwi i jakieś słowa wypowiadane kobiecym głosem. Wkrótce wejście stanęło przed nimi otworem, a w progu pojawiła się mieszkanka posiadłości. Była to elfka bardzo filigranowej, delikatnej urody - niziutka i drobna, ubrana w letnią białą sukienkę, z krótko obciętymi ciemnymi włosami, ciemnymi oczami jak u łani i malinowymi ustami. Trochę przypominała wyrośniętą wróżkę, brakowało jej tylko skrzydełek. Z początku wyglądała na niezmiernie zaskoczoną widokiem dwóch nieznanych jej osób, ale zaraz rozpoznała wytatuowanego badacza i aż pisnęła z radości.
        - Rammi! - zawołała. - Jak dobrze cię widzieć! Dawno cię u nas nie było!
        - Tak, tak, mnie również jest miło - odparł rozbawiony etnograf, gdy drobna elfka wycałowywała jego policzki. - No już, spokojnie, Hiru, bo plotki będą… Hiru, pozwól, że ci przedstawię moją znajomą po fachu, Mozhan Navabi. Nalu, to Hirundo Arandell.
        Elfka z promiennym uśmiechem minęła Rammona i stanęła przed nazahirską badaczką, podając jej rękę na powitanie i wypowiadając swoje imię chwilę po tym, jak została zaanonsowana. Dało się usłyszeć, że miała trochę inny akcent niż mówiący bardzo poprawnym wspólnym Heike-Alsbeith - może był to dla niej drugi język. Ciekawe jaki był pierwszy?
        - Zapraszam, wejdźcie do środka. - Hirundo wróciła do domu, by szerzej otworzyć drzwi i zaprosić gości do środka szerokim gestem.
        - Przepraszam, Hiro, ale troszkę nam się spieszy - usprawiedliwił ich Rammon, unosząc w powstrzymującym geście obie dłonie. - Szukamy Sylvy…
        - Jest na uniwersytecie, ale zaraz na pewno wróci, poczekacie na nią w ogrodzie. No, wchodźcie - ponagliła drobna elfka, jakby naprawdę opór nie wchodził w grę. - A co… Ach…
        Mina Arandell zrzedła, gdy w końcu przyjrzała się wyciągniętym w jej stronę dłoniom Rammona. Konkretnie tej czarnej. Przez moment wyglądała na zaskoczoną, lecz zaraz na jej twarzy pojawiło się współczucie. Obróciła wzrok na Nalę i już miała coś powiedzieć, gdy dostrzegła, że jej dłoń również jest czarna. Na jej drobnej twarzyczce odmalowało się dziecięce oburzenie.
        - Rammi! - pisnęła, oskarżycielsko wskazując palcem na nazahirską badaczkę. - W coś ty ją wciągnął?! Że ty pakujesz się wiecznie w kłopoty to twoja sprawa, ale czemu wciągnąłeś w to jeszce kogoś?!
        - To był przypadek!
        - Akurat - prychnęła Hiru, nadymając z urazą policzki. Dla Nali miała jednak zarezerwowany pokrzepiający uśmiech. - Tak mi przykro, że musiałaś trafić akurat na najmniej odpowiedzialnego badacza na Łusce…
        - Hiru! - Rammon wyglądał na dotkniętego, ale jednocześnie całkowicie pozbawionego możliwości obrony, jak dorosły kłócący się z rezolutnym dzieckiem.
        - Nic się nie martw, my kobiety sobie z tym poradzimy - kontynuowała niezrażona Arandell, wyciągając do Nali rękę, by poprowadzić ją do ogrodu. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. - Chodź, poczekamy na Sylvę, ona na pewno coś wymyśli. Napijesz się czegoś?
        Rammon - choć właśnie został bezczelnie zignorowany i niejako wykluczony z towarzystwa - nie wyglądał na obrażonego, a raczej na rozbawionego. Jakby nie pierwszy raz był uczestnikiem takiej manifestacji uczuć. Kręcąc głową wycofał się o pół kroku, zostawiając Nalę na pastwę Hirundo.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Navabi skinęła głową z wdzięcznością, słysząc specyficzne miano wymówione po raz kolejny, nieco wolniej i wyraźniej. I tak jednak go już nie powtórzyła, poirytowana trudną wymową. Uznała, że znajdzie wystarczająco innych zwrotów grzecznościowych, by w razie czego nie musieć używać imienia archeolożki. Kolejnym skinieniem zgodziła się jednak z elfem, że kobiecie o takiej profesji wyjątkowo pasowało takie miano. Na tyle poetyckie, że trudno było uwierzyć w zbieg okoliczności.
        Ze skupieniem słuchała dalszych słów Rammona, szybko dochodząc do wniosku, że elf wypowiada ogromną ilość zdań w stosunku do minimalnej treści jaką przekazuje, a ona od tego dorobi się zmarszczek na czole. Jakby znowu była w szkole.
        Miasto wyraźnie przypadło Nali do gustu, bo rozglądała się chętnie, chłonąc kompletnie inną architekturę, ale dopiero posiadłość Niezpominajki odebrała jej mowę. Cudzoziemka podeszła ze znajomym do drzwi, rozglądając się wciąż z zainteresowaniem, gdy Rammon pukał do drzwi.
        - Piękne – szepnęła, z lekkim niedowierzaniem śledząc wzrokiem ściany domostwa, tak naturalnie splatające się z otaczającymi je drzewami. Pnącza, kwiaty a nawet trawnik robił na niej wrażenie, gdy wciąż przyzwyczajała się do wszechobecnej w Alaranii zieleni. Nie zwróciła uwagi na to, jak długo czekają, dopóki elf sam tego nie zaznaczył. Skinęła zgodnie głową. Gdyby nikogo nie było w domostwie tajemniczy ogrodnik zwróciłby im na to uwagę, zamiast pozwolić pukać do głuchych drzwi.
        Te w końcu stanęły otworem, a Navabi wyjrzała w stronę gospodarza, którym okazała się dziecięcej urody elfka. To jest ta archeolożka? Oczy Mozhan otworzyły się szerzej pod wpływem niespodziewanie piskliwego głosu, a sama Nazahirka wyprostowała się niczym spłoszony koń, nim rozwikłała słowo spomiędzy wysokich decybeli. Zaskoczona cofnęła się krok w tył i zerknęła w stronę ulicy, jakby rzeczywiście dziki napad czułości elfki mógł wywołać co bardziej pruderyjnych do tablicy. Zaraz jednak wróciła spojrzeniem do gospodyni i zmierzała do ukłonu, gdy Rammon dokonywał wzajemnej prezentacji. Ręka elfki wystrzeliła jednak błyskawicznie w jej stronę i Mozhan ujęła podaną jej dłoń po zaledwie tchnieniu zawahania, cichym głosem powtarzając swoje imię.
        Zaproszenie do środka Nala przyjęłaby bez problemu, ale tym razem to Rammon się opierał, co uznała za wyjątkowo podejrzane. Widząc zaś uniesione w obronnym geście dłonie, w tym jedną wyglądającą, jakby ktoś za długo zostawił ją w piecu, prawie przywaliła sobie dłonią w czoło. Może i był jednym z inteligentniejszych i doświadczonych badaczy w naukowym świecie, ale czasem był okropnym bahk’un. Gdy zaś elfka dojrzała dłoń Nazahirki, tej też już odechciało się wchodzenia do środka. Dla własnego spokoju już schowała dłoń w kieszeń szaty, zerkając mimochodem na ulicę, ilu gapiów zebrała ich nietypowa szopka. Nie wdawała się w wykrzykiwaną piskami dyskusję, dopóki nie zorientowała się, że to chyba do niej mowa i próbowała szybko odnaleźć kontekst.
        - Och? – zapytała uprzejmie. To wszystko, na co było ją stać, gdy zastanawiała się, czy pomyliła się w ocenie Rammona, czy po prostu rozhisteryzowana elfka nieco odejmuje mu ze złości. Poza tym… „my kobiety”? Gdzie tu związek? Co się dzieje?
        Tak jak na początku Nala była wyjątkowo chętna do poznania innej badaczki, tak teraz z niechęcią przestępowała próg, ignorując również wyciągniętą w jej stronę rękę Hiru. Niepotrzebne dotykanie się uważała za… cóż, niepotrzebne. Po latach też nie przejmowała się reakcjami innych, ale akurat Hiru zdawała się w ogóle nie zauważyć chłodnego potraktowania, bo chętnie ruszyła przodem, podczas gdy Mozhan zerkała na Rammona przez ramię. Ciemne oczy pełne były pytań z desperacką potrzebą jeszcze większej ilości odpowiedzi.
        Gdzie te dostojne, stroniące od ludzi elfy? Gdzie ich samotnie, oziębłe powitania i ogólny dystans, o którym tyle czytała? Ba, niejednego elfa przecież znała i byli w najlepszym razie sympatyczni. Jednego z Elisii nazwałaby przyjacielskim, ale to było chyba tyle. No i Rammon, oczywiście, którego widok był zaskoczeniem, jednak owe niespodzianki zakrawały powoli na regułę.
        Mozhan westchnęła i podążyła za swoją przewodniczką do znajdującego się na tyłach ogrodu. Na pytanie o napój skłoniła się krótko z podziękowaniem. Chętnie się czegoś napije.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Rammon był świadomy tego jaka jest Myosotis i jej otoczenie, ale nie spodziewał się problemów z tytułu tego, że drzwi otworzy im Hirundo. Fakt, bywała nieco infantylna, a już na pewno nadmiernie emocjonalna, ale była przy tym całkowicie niegroźna – trzeba było znosić jej wybuchy jak szczekanie małego pieska (po prostu ją ignorować). Mógł to powiedzieć Nali… Ale już za późno. Oby tylko się dziewczyny mimo wszystko dogadały.
        Tak, mógł też w sumie wspomnieć, że przed Sylvą i Hiru nie ma potrzeby ukrywać się z klątwą, którą na siebie sprowadzili – filigranowa elfka może nie miała za wiele osobiście do czynienia z tego typu cudami, bo nie pracowała w terenie, ale jej partnerka owszem, a poza tym obie znały Rammona od lat i wiedziały, że on już naprawdę w niejedno się wpakował. I że zawsze udawało mu się wydostać z opałów.

        Droga do ogrodu nie była długa – dotarli do niego przechodząc przez urządzony samymi białymi meblami salon i przekraczając kolejne przeszklone drzwi. Tu – na sporym tarasie – stały plecione meble ogrodowe, ocienione nie tylko rozłożystymi drzewami, ale również zwiewnymi pasami tkanin zwieszonymi z gałęzi. Wszędzie na balustradach znajdowały się donice z kwiatami w pastelowych barwach, pachnącymi na tyle, aby ich zapach był wyczuwalny, ale nie bolała od niego głowa.
        Na stoliku, do którego podeszła Hiru, leżały stosy papierów, przyciśnięte różnymi niewielkimi figurkami zwierząt i mitycznych postaci. Elfka pozbierała wszystko, aby zrobić więcej miejsca, jednocześnie zachęcając Rammona i Nalę, aby usiedli sobie w jednym z wyłożonych poduchami foteli.
        - Wybaczcie bałagan, trochę za długo już tu pracuję – usprawiedliwiła się elfka, zgarniając z podłogi kolejne stosy papierów, aby nikt w nie przypadkiem nie wdepnął. Nie wiadomo, czy bała się bardziej o połamanie nóg gości, czy o to, że pomieszają jej kartki nieuważnym stąpaniem.
        - Czego się napijecie? – upewniła się, kończąc swoje zgrubne porządki. – Wina? Soku? Herbaty nie proponuję, bo jest za ciepło, ale jeśli chcecie… - zastrzegła, żeby nie było, że źle spełnia obowiązki gospodyni. Rammon machnął lekko ręką na jej propozycję.
        - To co wy – odparł. Ciężar decyzji spoczywał więc na Nali, ewentualnie na Hiru, która każdą odpowiedź przyjęła bez mrugnięcia okiem.
        - Mozhan, co powiesz na wino z czarnego bzu? Jest cudowne na taką pogodę! A zjecie coś? Mozhan, znasz tutejszą kuchnię? – upewniła się, idąc już powoli tyłem w stronę drzwi prowadzących do domu.
        - Nie, nie trzeba, nie będziemy się za bardzo rozsiadać - Rammon próbował nadać kierunek tej rozmowie. - Załatwimy tylko to co mamy do załatwienia z Sylvą i ruszamy dalej… To nie zajmie wiele czasu, prawda? – zapytał wprost, bo niestety znał partnerkę archeolożki na tyle, aby mieć pewność, że ta może chcieć przetrzymywać gości dłużej niż ci sobie tego życzą. I to nie przez jakiś wrodzony sadyzm tylko raczej nadmierną przyjacielskość.
        - Nie no, raczej nie – mruknęła niepewnie krótkowłosa elfka. – W sumie to nawet nie wiem kiedy ona wróci – wypaliła po chwili, jakby dopiero zebrała się na odwagę. – Ale na pewno przed kolacją – dodała.
        - Skąd ta pewność?
        - Bo tak powiedziała jak wychodziła, a wiesz jak ona szanuje sobie swoje słowo.
        - No fakt - zgodził się Rammon, choć nigdy jakoś nie zwrócił na to uwagi. Może przez to, że nigdy nie łączyły ich interesy. Mimo to chciał drążyć, ale Hiru chyba wyczuła jego intencje.
        - I tak nawet jakbyście ją tam złapali to by nie miała czasu z wami gadać - oświadczyła. - Ma dziś zebranie rektoratu…
        - Mogłaś mówić od razu - zauważył rudy podróżnik.
        - Nie pytałeś - odparła słodkim tonem filigranowa gospodyni i obdarzając go uśmiechem triumfu, poszła do domu, by przygotować poczęstunek.
        Gdy już zostali sami, Rammon rozsiadł się wygodnie w jednym z foteli, poprawiając sobie poduszki pod ramionami. Zerknął na Nalę, uśmiechając się do niej przyjaźnie i przepraszająco.
        - Cały czas zapominam, że Hiru się tu wprowadziła – zagaił w ramach wyjaśnień. – Myślałem, że co najwyżej zapytamy służby Sylvy gdzie ją znaleźć… Hirundo jest bardzo towarzyska i tak łatwo nas nie wypuści, skoro już weszliśmy. Poza tym to wielka orędowniczka kobiecej siły, co już pewnie zdążyłaś zauważyć. Gdybyś chciała kontynuować ten temat kobiet w nauce, ona powie ci najwięcej, jest doskonale poinformowana.
        I tak jakby ktoś ją wywołał, Hiru wróciła do swoich gości. Ręce miała puste, ale od progu zapewniła, że zaraz ktoś przyniesie im poczęstunek. Usiadła na fotelu naprzeciw swoich gości, wciągając nogi na siedzenie i okrywając je swoją sukienką, tak, że ta naciągnęła się w coś na kształt namiotu.
        - A tak w ogóle to jak się poznaliście, pracujecie nad czymś razem, że się wpakowaliście w tę klątwę? Mozhan, ty opowiedz, bo Rammi zawsze za dużo gada - zagaiła elfka.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Cudzoziemka przeszła za gospodynią przez dom, rozglądając się z umiarkowanym zainteresowaniem. Trzymając się co najmniej pół kroku za Hiru, dała elfce przestrzeń, by ta oporządziła miejsce swojej przerwanej pracy. Miejsce w fotelu zajęła posłuszna zaleceniom aktualnej pani tego domu, chociaż zdecydowanie się nie rozsiadła. Wzmiankę o bałaganie kulturalnie przemilczała, odzywając się dopiero na propozycję czegoś do picia.
        - Chętnie napiję się herbaty, jeśli to nie problem – odpowiedziała powoli, pilnując swojej wspólnej, przez co być może zabrzmiała jak z podręcznego słowniczka turysty. Brakowało tylko zapytać gdzie jest biblioteka.
        Za poczęstunek grzecznie podziękowała; dokładnie tak jak stwierdził Rammon, nie chciała się rozsiadać. W milczeniu przysłuchiwała się krótkiej wymianie zdań między znajomym naukowcem, a elfką, tę ostatnią wkrótce odprowadzając wzrokiem.
        - Hiru pracuje z Niezapominajką? – zapytała Nala, podłapując łatwiejsze i ciekawsze tłumaczenie imienia archeolożki.
        Młoda elfka wróciła szybko i Mozhan spojrzała na nią, wywołana do odpowiedzi.
        - Poznałam Rammona podczas… korespondencyjna wymiana… międzyuczelniana – wyjaśniła, powoli wymawiając trudniejsze słowa i znów przyspieszając, gdy poczuła się pewniej. – Trafił mi „do pary” i był interesujący, więc później dalej pisaliśmy. W końcu postanowiłam odwiedzić środkową Alaranię i Rammon zgodził się być przewodnikiem. Klątwa była przypadkiem.
        Im dłużej Navabi mówiła, tym mocniej odzywał się jej akcent, czasami nawet utrudniając zrozumienie niektórych słów. Co śmieszne, łatwiej było jej czasem wymienić kilka uprzejmości, nawet skomplikowanych językowo, ale przez to że stanowiły mniej więcej standardowe odpowiedzi, często się przewijały w księgach i łatwo było się ich nauczyć. Podczas gdy nawet najprostsze zdania, które trzeba było jednak samemu złożyć w tak odmiennej od nazahirskiej gramatyce, rodziły już pewien problem.
        Hiru zdawała się nie tylko doskonale cudzoziemkę rozumieć, ale też zupełnie nie pozwoliła się spławić tak oszczędnymi wyjaśnieniami. I spojrzenie chociaż uprzejme i okraszone uśmiechem, nalegało na kontynuację. Nala wyglądała jakby ktoś ją trącał kijkiem. Trzeba było zostawić opowieść Rammonowi.
        - Dotknęliśmy skradzionego przedmiotu – powiedziała niechętnie. – Teraz musimy znaleźć wykopaliska, z których był skradziony – dodała i spojrzała na rudowłosego efa, który całą tą klątwą kompletnie się nie przejmował.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Hiru wyglądała na zaskoczoną wieścią, że Mozhan jednak chce herbatę, ale wyraz niedowierzania na jej twarzy szybko zastąpił uprzejmy uśmiech.
        - Piękny akcent - pochwaliła zamiast tego, bo podręcznikowe zdanie wyszło Nazahirce naprawdę dobrze, nawet według oceny językoznawczyni.

        - Hm… Tak - odpowiedział Rammon na pytanie zadane gdy tylko zostali sami, lecz słychać było, że to nie koniec. Rudy nie zmuszał jednak Nali, by na niego naciskała, sam kontynuował.
        - Współpracują ze sobą, ale też mieszkają razem i żyją razem. Hirundo i Myosotis to partnerki. Wiesz, w romantycznym sensie - wyjaśnił, bo zdał sobie sprawę, że to słowo nie jest do końca jednoznaczne, a w każdym razie nie we wspólnym, bo Nazahirczycy mieli już odrębne określenia dla współpracowników i kochanków, nie uciekając się do zmysłowego nacechowania tych drugich. W sumie Rammi dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Nala może różnie zareagować na tę rewelację. Nie spodziewał się co prawda jakiegoś oburzenia czy obrzydzenia, ale może pewnego skrępowania - każdy różnie podchodził do kwestii związków jednopłciowych.
        Nie było jednak czasu na rozmowy światopoglądowe - wróciła Hiru i zaraz to ona nadała ton dyskusji. Wyglądała na jakąś taką nieprzekonaną słysząc o wymianie międzyuczelnianej. Spojrzała pytająco na Rammona.
        - Leonia - rzucił na odczepnego, bo domyślał się, że elfka nie miała problemu z korespondencyjną znajomością, a z tym, że on nie był pracownikiem żadnej uczelni. Zapomniała, że przecież Heike-Alsbeith miał kilka tytułów honorowych, między innymi właśnie w Leonii.
        Kolejna przerwa w rozmowie nastąpiła, gdy służąca przyszła z wózeczkiem, na którym znajdowały się wszystkie poczęstunki. Przed Nalą postawiła srebrny dzbanek, filiżankę stylizowaną na kwiat nenufaru i cukiernicę z brązowym, wilgotnym od melasy cukrem. Elfy dostały zaś po szklance z musującym winem zmieszanym z wodą i lodem, a między nimi na stoliku stanęły niewielkie miseczki z owocami - malinami, jagodami i poziomkami. Rammon jak ostatni troglodyta wsypał trochę owoców do swojej szklanki z alkoholem, gdy Hiru była akurat skupiona na odpowiedzi Nali. I to bardzo skupiona, bo pod koniec zaczęła podświadomie analizować jej akcent.
        - I właśnie w tej sprawie przyszliśmy do Sylvy - Rammi podsumował wypowiedź Mozhan, ośmielając się wtrącić w tę damską rozmowę, do której nie został wcześniej dopuszczony.
        - To ma sens - przytaknęła filigranowa elfka. - A macie tę figurkę przy sobie?
        - Została z rzeczami - wyjaśnił Rammon. - Tak żeby nikt więcej jej nie dotykał. Spokojnie, przecież wiesz, że potrafię identyfikować takie rzeczy, trochę wiary we mnie.
        - Wiesz, Sylva zna lepiej ludy z tych ziem.
        - Wiem, ale to było naprawdę proste, jak dla studenta pierwszego roku. No, drugiego, u was drugiego - poprawił się, bo na pierwszym nie przerabiało się jeszcze tak szczegółowo plemion.
        - Hm, dobrze - skapitulowała Hirundo. - Mozhan, a ty jesteś antropologiem? Kulturoznawcą? Specjalizujesz się pewnie w kulturze twojego kraju? Jaki okres?
        Rammon uśmiechnął się skryty za swoją szklanką z winem, które od owoców nabrało różowej barwy. Hiru nie była subtelna gdy dostrzegła możliwość nawiązania kontaktu z kimś kimś z innego uniwersytetu, a ktoś taki jak Nala byłby dla niej wprost bezcenny - między innymi dlatego tak skupiała na niej swoją uwagę.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Może gdyby Nala była z natury bardziej rozmowna to pokusiłaby się o wyjaśnienia, że wbrew pozorom herbata jest doskonała na upał i tylko pozornie gorący napar zdaje się nie pasować do ciepłych klimatów, a na pewno nie w towarzystwie potencjalnie orzeźwiających, chłodnych napojów. Cudzoziemka jednak milczała, zdając się nie dostrzegać zaskoczenia Hiru, czy to z taktu czy z nieuwagi. Podobnie komplement odnośnie jej akcentu rozbił się o bezbarwną twarz Navabi. Cóż, Nazahirka nie była łatwym towarzystwem.
        Gdy elfka wyszła, a Mozhan zapytała o nią Rammona, jego odpowiedź w pierwszej chwili odbiła się konsternacją na twarzy badaczki, ale uściślenie zaraz rozwiało wątpliwości i Nala po prostu skinęła głową, przyjmując fakt do wiadomości.
        Rozmowa z Hiru okazała się łatwiejsza, gdy został poruszony właściwy temat, czemu początkowo Nala się wewnętrznie wzbraniała. Sama klątwa była wystarczająco upokarzająca, a rozmawianie o niej z innymi nie przeszło jej wcześniej w ogóle przez myśl. Tutaj jednak została pozbawiona możliwości manewru, a poza tym, na podstawie wcześniejszych informacji, uznała że Niezpominajka i tak wszystkim podzieli się z Hiru.
        Nala zerknęła na Rammona, gdy ten się w końcu odezwał, a później zamyśliła się krótko, czy to był właściwie dobry pomysł, zostawiać figurkę pod opieką niefrasobliwego, małoletniego złodziejaszka. Dopiero pytanie Hiru odwiodło ją od snucia czarnych scenariuszy.
        - Skończyłam socjoantropologię na uniwersytecie w Na’Zahir, ale specjalizuję się bardziej w socjologii. Głównie w Na’Zahir, ale pod kątem tego jak otwiera się na Alaranię. Jakie ona ma wpływy. Kiedyś to był bardziej zamknięty kraj, ale ostatnie trzysta lat bardzo go zmieniło – wyjaśniała powoli, trochę zatracając się w próbach odnalezienia odpowiednich słów we wspólnej mowie. Przyszło jej też na myśl, że powinna się trochę podszkolić z elfickiego. Pozornie trudniejszy język był dla niej bardziej swobodny w mowie, nawet jeśli zawijasy elfickiego pisma potrafiły przyprawić o zawrót głowy.
        Osobna sprawa, że sytuacja w Na’Zahir była teraz dość… nietypowa. By nie powiedzieć delikatna. Navabi zaś milczeniem rozwiązywała wewnętrzny spór pomiędzy naukowym zainteresowaniem bieżącą sytuacją polityczną i monarchiczną, a wpojoną podczas szkolenia dyskrecją, jeśli chodzi o sprawy wewnętrzne państwa. Między innymi dlatego łatwiej było jej spędzać czas wśród ksiąg niż na rozmowach w naukowych kręgach.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Fakt, Rammon sam nie wiedział czy to rozsądne, aby zostawiać figurkę w jukach, ale wybór był jak między dżumą a cholerą - w torbie istniała pewna szansa, że nikomu nie będzie się chciało jej wyciągać i o ile lepkie ręce lisołaka nie sprawią, że wpakuje się w jakieś spektakularne kłopoty, powinno być dobrze… Powinno. Lepiej o tym nie myśleć, bo jeszcze się zgagi dostanie. Dobrze, że Hiru nie wiedziała o ich dodatkowym towarzystwie - pewnie chciałaby go poznać.
        Na zewnątrz jednak Rammon uśmiechał się i udawał, że wszystko gra. Dziewczyny sobie rozmawiały i zdawało się, że na razie nie grozi im krępująca cisza, choć Nala była - bez urazy - trudnym materiałem do rozmów. Po prostu trudno było wyrwać z niej więcej niż te najbardziej kluczowe informacje. Szczęście w nieszczęściu, że i Hiru i on byli gadułami.
        - Ooo! - Filigranowa elfka zdawała się być zachwycona specjalizacją Mozhan. Odstawiła swoją szklankę z napojem i nachyliła się do niej, opierając brodę na splecionych dłoniach. Oczka jej świeciły.
        - Ostatnio też są jakieś zmiany we władzy w Na’Zahirze, prawda? - upewniła się, z premedytacją używając eufemizmów i nie wspominając o najeźdźcach, ucieczkach i królobójstwie, choć o wszystkim wiedziała od rozmiłowanej w polityce Myosotis. - To mam nadzieję nie wpłynęło negatywnie na twoje studia? Ani na rozwój nauki w twoim kraju ogólnie?
        Hirundo mimo wszystko zdecydowała się ponownie sięgnąć po swoją szklankę i upić łyk wina, ale widać było, że całą uwagę poświęcała nowej koleżance, bo zerkała na nią nieustannie znad brzegu szklanki.
        - Masz w ogóle bardzo ciekawą specjalizację - zagaiła, gdy otrzymała odpowiedź na poprzednio poruszone kwestie. - Bardzo obfitą, pewnie nie brakuje ci materiałów i tematów do poszukiwań. Fascynujące. A twoje poszukiwania sięgają aż tu, do elfich królestw? Może chciałabyś nawiązać jakąś współpracę z tutejszym uniwersytetem? Na pewno nie brakowałoby chętnych do prowadzenia wymiany… Oczywiście jak już załatwicie swoje sprawy! - zastrzegła natychmiast, bo wiedziała, że klątwa to nie coś, co może czekać.
        Rammon zaś słuchając tej rozmowy uśmiechnął się z tryumfem - wiedział, że Hiru do tego dąży i w sumie to myślał, że trochę dłużej będzie udawać, że to tylko taka luźna pogawędka i że wcale nie szuka kogoś, by mieć kontakty na innych uniwersytetach. Pomyślał, że może to dobrze, że tu zostali - Nala również miała dzięki temu możliwość rozszerzenia kontaktów, a te zawsze były bezcenne w ich branży.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Nala uniosła brwi i wymusiła na ustach miły uśmiech, a przynajmniej miała nadzieję, że tak wygląda, gdy usłyszała podekscytowany okrzyk. Entuzjazmu elfki nie podzielała, a już na pewno nie względem poruszonego tematu. Skinęła jednak oszczędnie głową, a Hiru kontynuowała zadawanie pytań.
        - Nie, do uczelni nie weszli – odparła, ostrożnie dobierając słowa. – Nie interesuje go jeszcze – wyjaśniła, żeby być dobrze zrozumianą, gdy język wciąż stanowił barierę. Oczywiście nikt nie oblegał uczelni, ale było bardzo prawdopodobne, że z czasem nadzór nad ludźmi może uzurpatorowi nie wystarczyć i będzie chciał wpłynąć na edukację, by wychować sobie posłusznych poddanych. Nikt nie wiedział, jakie ma konkretnie plany, co do kraju, bo w tej chwili próbował go w ogóle opanować i ustabilizować.
        Mozhan nie chciała już drążyć tematu, więc starała się dać wciągnąć w rozmowę z elfką. Nie jej wina przecież, że ta rzucała samymi stwierdzeniami, a jeśli padało pytanie, to takie, na które można było wyczerpująco odpowiedzieć jednym skinieniem. Tym samym gestem podziękowała więc za uwagę odnośnie swojej specjalizacji, zgodziła się, że w istocie materiał jest wyjątkowo obszerny (jako że w większości i tak stanowią go ludzie sami w sobie), oraz że ze swoimi zainteresowaniami zapuściła się aż tutaj.
        Widziała, że Hiru mimo całego swojego entuzjazmu i tak zerka czasem na Rammona, jakby chciała się upewnić, że jej rozmówczyni po prostu jest jaka jest, a nie że to z nią ma jakiś problem. A Nala naprawdę nie próbowała zbywać jej zainteresowania, to był raczej skutek uboczny.
        - Może później, chętnie – powiedziała na propozycję zawiązania współpracy z lokalnym uniwersytetem. Jednocześnie jednak usłyszała swoje kalekie zdanie i westchnęła, nurkując w nie tak gorącej już herbacie.
        - My nie przeszkodziliśmy ci w pracy? – zapytała później, wzrokiem sięgając do „uprzątniętych” na bok papierów. – Nad czym pracujesz?
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Hiru chyba wyczuła, że tematy polityczne są albo drażliwe, albo zbyt trudne do poruszania we wspólny, dlatego zdawkowe tłumaczenia Nali przyjęła bez gadania i już do tej kwestii nie wracała, uśmiechając się nawet tak miło, jakby chciała tym egzotyczną badaczkę udobruchać. Za jedyny komentarz z jej strony posłużyło smutne kiwanie głową, gdy padło słowo „jeszcze”. Cóż, ona polityką się nie interesowała, ale wiedziała dość by wysnuć wniosek, że jeśli nowemu władcy będzie zależało na posłuchu to prędzej czy później zainteresuje się też uczelniami – głupim narodem wszak łatwiej się steruje.
        Spojrzenia, które – w swojej ocenie bardzo dyskretnie – posyłała Rammonowi, służyły nie tyle upewnieniu się, że z nią jest wszystko w porządku, co nabraniu pewności, że nie dotyka jakiegoś nazahirskiego tematu tabu. Nie była tak obyta w świecie jak ten rudy wesołek maltretujący owoce w swoim kieliszku (barbarzyńca) więc liczyła na jego wsparcie. Nie do końca je otrzymała, bo Heike-Alsbeith gdy tylko napotykał jej wzrok jedynie dyskretnie się uśmiechał – „nie przeszkadzajcie sobie”. Pięknie, a może by tak coś więcej?
        No i z tego wszystkiego temat współpracy tak jak szybko się narodził, tak również szybko skonał. Hirundo nie dała tego w żaden sposób do zrozumienia, ale odpowiedź Mozhan uznała za odmowę – tak jak wtedy, gdy proponujesz znajomym spotkanie, ale oni zamiast powiedzieć kiedy będą wolni odpowiadają „jasne, to się umówimy”. „Może później, chętnie” – brzmiało prawie tak samo. No ale cóż, może faktycznie to nie był najlepszy pomysł. Albo propozycja padła za szybko.
        - Och, ależ gdzie tam – zapewniła gorliwie Hiru, machając ręką na wzmiankę o przeszkadzaniu. – W sumie dobrze zrobić sobie przerwę, bo od rana tu tak nad tym siedzę. Tak mało do ludzi wychodzę, że zaraz zacznę szczekać od tego braku rozmów. A to… - Elfka kiwnęła głową w stronę sterty papierów. – Moje badania nad ewolucją akcentu. Kiedyś było znacznie więcej tonalnych dialektów elfickiego, jest w czym dłubać i sprawdź wpływy języków z różnych rejonów. Widać, że im bardziej izolowana była kultura tym jej język stawał się bardziej melodyjny, jak śpiew ptaków, że pozwolę sobie to tak poetycko ująć.
        - Jakbyś potrzebowała symultanicznego tłumaczenia…
        - Dzięki, Rammon, wiem o twoim świecidełku – zapewniła Hiru. – Ale sądzisz, że miałbyś czas?
        - Zależy ile byłabyś skłonna czekać na mój przyjazd – odparł swobodnie Rammi. – Będę się kręcić po Szepczącym Lesie przez najbliższe miesiące.
        - To może skorzystam…
        - O, nie spodziewałam się gości. Dzień dobry!
        Do rozmowy wtrąciła się kolejna osoba – elfka, która stanęła w drzwiach prowadzących na taras. Ta już bardziej wpisywała się w stereotyp dostojnej elfiej badaczki. Nie była co prawda wysoka, ale nadrabiała postawą, długie czarne włosy nosiła zaplecione w warkocz, a jej twarz dzięki pełnym ustom i dużym zielonym oczom pasowała raczej zmysłowej kobiecie niż dziewczynce. Tak jak jej partnerka, była ubrana w białą letnią sukienkę, sięgającą jednak ziemi – przypominała trochę jedną z tych stylizowanych na boginie kolumn w starych świątyniach. To musiała być Myosotis.
        - Dzień dobry – odpowiedział jej Rammon, natychmiast wstając i z uśmiechem lekko się przed nią kłaniając, jakby to był jakiś żarcik, który tylko oni rozumieli. Trochę tak było, bo badacz nawiązywał w ten sposób do lat, gdy pracowała na królewskim dworze i należały jej się większe względy niż zwykłej profesorce na uniwersytecie. Ona jednak nigdy się za to nie obrażała, bo wiedziała, że intencje jej przyjaciela były szczere i że mimo wszystko ją szanował.
        - Pozwolicie, że przedstawię – kontynuował Rammon, gdy Sylva już szła w kierunku Mozhan. Gdy robiła krok widać było, że nosiła złote sandały zdobione trójwymiarowymi motylami z kolorowych szkiełek. Duża ekstrawagancja zważywszy na to, że poza tym nie miała na sobie żadnej biżuterii.
        - Myosotis Sylvianthal, profesor archeologii na Królewskim Uniwersytecie, a to Mozhan Navabi z uniwersytetu w Na’Zahirze, socjoantropolożka.
        - Miło mi poznać – zapewniła gospodyni podając Nali rękę. Uścisk jej dłoni był konkretny, ale nie za mocny, jakby nie musiała udowadniać ani tego, że jest osobą na pozycji i należy się jej słuchać, ani tego, że jest kobietą.
        - Znajomi mówią do mnie Sylva – zakomunikowała zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami Rammona. Gdy już zakończyła formalności z Nalą, podeszła do rudego antropologa i przywitała się z nim buziakiem w policzek, po czym obeszła stolik, pocałowała również Hiru w policzek i zaraz usiadła obok niej. Tylko wprawne oko dojrzałoby, że faktycznie powitanie między obiema elfkami było trochę czulsze niż to między Myosotis a Rammim. Wymieniły ze sobą szeptem dwa zdania, ale w elfickim, więc Nala mogła ich nie zrozumieć.
        - Dawno cię u nas nie było – zauważyła Sylva, zwracając się już do gościa. – Co cię do nas sprowadza?
        Heike-Alsbeith skrzywił się lekko w mieszaninie zawstydzenia i przepraszania – naprawdę tak było widać, że nie wpadł tylko z przyjacielską wizytą?
        - Fakt, nie wpadliśmy tylko na herbatę – przyznał szczerze, bo nie było co się krygować. – Mamy do ciebie sprawę. Pilnie potrzebujemy listy wszystkich wykopalisk dotyczących kultury Shir-zaqu.
        - Z jakiego przedziału czasu? – zapytała konkretnie Myosotis. Rammon skrzywił się jakby sam nie wiedział, choć spodziewał się tego pytania i tak naprawdę miał gotową odpowiedź.
        - Z ostatnich dwóch lat najlepiej. I takich, w których brały udział ekipy z Adrionu.
        Sylva najpierw nadęła policzki, a później wydała z siebie rozbawione „pfff”.
        - Nie byłoby ci łatwiej iść od razu do nich? – zapytała.
        - Nie miałem po drodze, a trochę nam się spieszy – wyjaśnił, wskazując dobitnie siebie i Nalę.
        - Tak, zauważyłam – westchnęła Myosotis, choć Rammon wcale nie machał czarną ręką, a i wcześniej archeolożka nie dała żadnego sygnału, że dostrzegła ich klątwę. – Ile jeszcze macie czasu?
        - Nie jest źle, dwa i pół miesiąca, ale nie chcemy tego zostawiać na ostatnią chwilę.
        - No nie dziwię się – mruknęła Sylva, bawiąc się kitką swojego warkocza w zamyśleniu. Westchnęła. – Tak z głowy przypominają mi się tylko dwa wykopaliska, ale musiałabym sprawdzić kto tam był. Zostajecie na noc? Jutro rano sprawdziłabym z Samonem i mielibyście pewną odpowiedź – wyjaśniła.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Mozhan z ulgą zmieniła temat rozmowy z siebie na Hiru. Może i elfka była faktycznie nią zainteresowana, ale z pewnością nie przeszkadzało jej opowiadanie o własnych badaniach, z czego cudzoziemka postanowiła skorzystać. Naprawdę zainteresowały ją działania elfki, ale to że w żaden sposób nie umiała tego okazać to osobna sprawa.
        Uśmiechnęła się lekko, słysząc o szczekaniu. Domyśliła się, że to jakieś znajome dla nich porównanie i chociaż nie słyszała tego wcześniej to od razu zrozumiała. W Na’Zahir mówiło się, że zacznie się kłócić z wielbłądem.
        - Bardzo ciekawe – powiedziała Nala. Beznamiętny ton utrudniał szczere potraktowanie słów, które same w sobie brzmiały jak ironia. Na szczęście Mozhan kontynuowała.
        - To musi być trudne, badać akcent? Jak rozpoznajesz je w piśmie? Nie wszystkie są… - kobieta zacięła się, zerkając na Rammona.
        - Alrasm? Lahjat alrasm? – rzuciła krótko, jak gdyby we własnym języku nawet szybciej mówiła. Pomoc przyjaciela okazała się nieoceniona i Mozhan skinęła głową. Graficzny. Akcent graficzny. Nie mogła powiedzieć, by miała to na końcu języka.
        - Nie wszystkie są graficzne – powtórzyła słowo po elfie, starając się je zapamiętać.
        Teraz też trochę wyjaśniła się uwaga Hiru na temat akcentu Mozhan.
        Pojawienie się drugiej elfki zaskoczyło tylko pogrążonych w rozmowie Rammona i Hirundo. Mozhan dojrzała panią domu chwilę przed tym, nim ta się odezwała. Na szczęście jej rudy przyjaciel szybko się zreflektował i wstał, a po nim niezwłocznie podniosła się Nala. Ukłon elfa już ją mocno zaskoczył, ale objawiło się to na szczęście tylko krótkim spojrzeniem. Sama wyciągnęła w stronę Myosotis rękę, gdy Rammon je sobie przedstawił i badaczki uścisnęły sobie dłonie. Navabi skinęła głową, z ulgą przyjmując łatwiejsze do wymowy imię.
        - Nala – odwdzięczyła się tym samym, by również w razie czego ułatwić komunikację.
        Wróciła na fotel, pozostawiając Rammonowi ciężar konwersacji i przez chwilę obserwowała w ciszy wymianę zdań. Ogólnie nie dawała po sobie niczego poznać, poza lekkim zaciśnięciem czarnej dłoni na materiale spodni, ale ktoś bardziej zaznajomiony z kompletnym brakiem mimiki u Mozhan mógłby powiedzieć, że dziewczyna wygląda, jakby gotowa była sama sobie tę rękę uciąć. Jej nadzieje związane z szybkim załatwieniem sprawy runęły w momencie, w którym elfka zapytała, czy zostają na noc.
        Navabi się nie odzywała, spoglądając tylko na Rammona i mając nadzieję, że zrozumie niemy przekaz. Jej nie wypadało odmówić gościnności, ale w istocie im się spieszyło, a poza tym zostawili tego małego lisa z końmi. Właściwie nie wiedziała też, czy Sylva proponuje im nocleg u siebie czy po prostu upewnia się, że zostaną do jutra w Kryształowym Królestwie.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        - O, tak – Hiru zgodziła się z uprzejmym entuzjazmem. Pochlebiało jej, że Nala chociaż w niewielkim stopniu zainteresowała się jej badaniami i chwilę nad nimi pomyślała, by wskazać potencjalną trudność. Nie zrozumiała co prawda wypowiedzianego w nazahirskim słowa, ale dostrzegła też, że nie zostało ono wypowiedziane do niej. Spojrzała wyczekująco na Rammona, bo znała możliwości jego błyskotki – o ile był skupiony na ich rozmowie powinien bez problemu przetłumaczyć obcy zwrot. No i zaraz przetłumaczył, nie opatrując go nawet żadnym osobistym komentarzem – po prostu rzucił „akcent graficzny” i wycofał się na swoją poprzednią pozycję biernego słuchacza.
        - Tak, tak – potwierdziła szybko Hiru. – Nie wszystkie, ale większość jest. Poza tym przy odrobinie szczęścia można dotrzeć do osób, które znają starą wymowę, z reguły są to mędrcy w takich izolowanych społecznościach. Kontakt z nimi jest dość trudny… Ale czasami się udaj – podsumowała filigranowa elfka, nie wchodząc w szczegóły przygotowania takiej ekspedycji i negocjacji z rzeczonymi mędrcami, którzy czasami byli niechętni ogólnie wszystkiemu co obce, a czasami po prostu zazdrośnie strzegli swojej wiedzy.
        - Gdy już trafię na kogoś, kto posługuje się takimi starymi akcentami, sama spisuję zasady, ze słuchu… - ciągnęła Hirundo i nawet sięgnęła do swojego stosu papierów, pewnie by pochwalić się wynikami swojej pracy, ale przerwało jej pojawienie się Myosotis. Nie wróciła już do tematu badań nad akcentem, bo rozmowa naturalnie przeniosła się na grzeczności i powód wizyty pary badaczy.

        Rammonowi wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku i nawet trochę się cieszył, że Sylva tak dobrze wie o co chodzi i jest w stanie dostarczyć im odpowiednich informacji. No i jeszcze rozumiała ich pośpiech! Szkoda, że mimo to nie powiedziała im wszystkiego od razu, ale nie mógł przecież od niej wymagać, by znała na pamięć wszystkie wykopaliska i stanowiska badawcze w Szepczącym Lesie na wyrywki.
        - A Samon nie mógłby tego znaleźć bez twojej ingerencji? - upewnił się Rammon w ramach ostatniej deski ratunku dla nich. Archeolożka skrzywiła się i machnęła niedbale ręką.
        - Jak go znajdziesz to droga wolna, poproś go - oświadczyła Sylva, kończąc zdanie prychnięciem. - Ja nie mam pojęcia gdzie on jest o tej porze.
        Rammon wyraźnie poczuł, że nie ma szans drążąc w tym kierunku i skapitulował. Szybko uznał, że ten jeden dzień zwłoki im nie zaszkodzi, zjedzą dzięki temu porządny ciepły posiłek i dobrze się wyśpią przed dalszą drogą. Jednak wzrok Mozhan kazał mu ponownie przysłuchać się propozycji Myosotis. Miała jakieś drugie dno? Dopiero teraz zrozumiał, że to faktycznie mogłoby być zaproszenie. Uspokoił swoją towarzyszkę samym spojrzeniem – jemu również nie uśmiechałoby się zostawać w tej posiadłości. I może byłby skory ruszyć tego samego dnia, ale nie chciał denerwować znajomej po fachu.
        - Tak, zostajemy w mieście do jutra, ale mamy już nocleg u Sveni – wyjaśnił, choć przecież niczego nie mieli jeszcze zaklepanego. – Nie byłem pewny czy was zastaniemy i woleliśmy mieć już jakiś kąt, bo wiesz, wieczorem mógłby być już problem złapać porządne łóżko. No i wiesz, Nala nigdy tu nie była, chcę jej pokazać miasto – usprawiedliwił się, a Sylva chyba nie dość, że łyknęła jego drobne kłamstwo to jeszcze uznała je za wystarczający argument, bo nie dyskutowała i nie namawiała.
        - Jak tam chcecie – zbyła niedbale ich decyzję. – Na placu wierzbowym jest nowa nalewkarnia, polecam wam tam iść w ramach „zwiedzania” – zarekomendowała, puszczając im oko, no bo wiadomo co w takim miejscu się robi i wiadomo też, że nie jest to typowy element zwiedzania… A w każdym razie nie dla teoretycznie poważnych naukowców. Rammon poważny nie był, wielu zastanawiało się jakim cudem on nadal żyje i załamywało ręce nad niektórymi jego metodami badawczymi, ale cóż – dorobku i potężnego wkładu w antropologię, kulturoznawstwo i jeszcze paru pokrewnych dziedzin nie można było mu odmówić. Więc tak, jemu nalewkarnia powinna odpowiadać… A i Sylva nie mogła mieć jakiś poważniejszych obiekcji, skoro w ogóle to zaproponowała.
        - Chętnie - odparł na propozycję Rammi, szczerząc zęby w uśmiechu jakby już się cieszył na degustację. - A jak się nazywa?
        - Nie pamiętam, ale znajdziesz, to jedyny taki lokal przy placu. To… Rozumiem, że idziecie zwiedzać? - upewniła się Sylva, a Rammon tylko pokiwał jej głową. - W takim razie jutro spotkajmy się na uniwersytecie. Pamiętasz gdzie mam gabinet, prawda?
        - Jeśli nigdzie się nie przeniosłaś przez ostatnie pięć lat - zastrzegł Heike-Alsbeith.
        - Tak dawno u mnie nie byłeś? - Archeolożka nie ukrywała zaskoczenia. - Ale nie, nie przenosiłam się. Więc przyjdźcie do mnie rano, będę miała dla was spis. A jak mnie nie będzie to Samon wam da - dodała.
        Rammon nie przedłużał posiadówki - dopił swojego drinka i pożegnał się z obiema elfkami całując je w policzki. Twardo zapewnił, że sami trafią do wyjścia (nie muszą się kłopotać) po czym razem z Nalą wyszedł z posiadłości. Odezwał się dopiero na zewnątrz.
        - Nie było sensu poganiać Sylvę, jak ma taki ambiwalentny stosunek do wszystkiego to z reguły oznacza, że jest zmęczona i zaraz zacznie marudzić - wyjaśnił to jak szybko się wycofali. - Nam też się przyda porządny odpoczynek, nareszcie w porządnym łóżku… Chyba, że faktycznie masz ochotę pozwiedzać? - zagaił Rammon, jakby sam był chętny tylko głupio mu było zagaić.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Mozhan oddała ciężar konwersacji Rammonowi, zwłaszcza że już nie jej dotyczyła rozmowa. Przysłuchiwała się tylko, ciesząc się, że mimo dość beztroskiego podejścia rudowłosego elfa, nie zwleka on z byle powodu z odnalezieniem wykopalisk. Czasami naprawdę można było pomyśleć, że klątwa, która na nich spadła, to dla niego jedynie niedogodność, którą rozwiąże, gdy będzie mu po drodze. Jak widać był to po prostu jego sposób bycia, do którego wciąż się przyzwyczajała. Takich rzeczy nie dało się poznać w listach.
        Niejako znaczące spojrzenie Nazahirki Rammon też odgadł bezbłędnie i zgrabnie wybrnął z pytania, jednocześnie uprzedzając propozycje gościny. Zwiedzanie miasta traktowała jako byle wymówkę, dopóki Sylva nie wspomniała o nalewkarni. Nie był to bowiem wcale taki głupi pomysł. A przynajmniej w porównaniu do ich dotychczasowych dokonań był całkiem na miejscu.
        W końcu dotarli do pożegnań i Nala odczekała aż z elfkami pożegna się jej znajomy, a później sama uścisnęła im dłonie, z uśmiechem zapewniając, że naprawdę miło było je poznać, a Sylvie dziękując za pomoc i potwierdzając, że jutro przyjdzie z Rammonem.
        Sprawnie wyszli z posiadłości i Mozhan odetchnęła głęboko przez nos, ciesząc się ciszą i świeżym powietrzem.
        - Oczywiście – potwierdziła. Te parę godzin ich nie zbawi, a elfka też nie wyglądała na kogoś, kto pozwoli się ciągać po mieście nocą, by odpowiedzieć na kilka pytań.
        - Wiesz, chętnie odwiedzę ta nalewkarnia – powiedziała Nala z uśmiechem. – W Na’Zahir mamy lekki alkohol, ale próbowałam nalewka kilka razy, bardzo dobre – stwierdziła, z lekką nostalgią wspominając zarówno studia, jak i szkolenie. Szakalom w trakcie przysposobienia nie wolno było w ogóle spożywać alkoholu, więc oczywiście czarny rynek kwitł. Jak na studiach zaś wygląda, każdy wie, a ostatnimi laty alkohol bardzo pomagał jej też na migreny. Oczywiście w niewielkich ilościach, by sobie innego rodzaju bólu głowy nie przysporzyć.
        - Młody lis nie narozrabia w tym czasie? – upewniła się jeszcze, nim ruszyli w stronę placu, o którym mówiła Sylva.
        Lokal rzeczywiście znaleźli bez problemu – jako jedyny w okolicy był tak rozświetlony lampami i tak zatłoczony, że gwar słychać było już na ulicy. Dopiero to sprawiło, że Nala zmarszczyła nieznacznie brwi. Trochę kusiło ją wpadnięcie w nową kulturę, pozwolenie by ją dosłownie otoczono i przypomniano czasy studenckie, ale z drugiej strony zaczęła obawiać się ataku migreny. Na szczęście chyba znalazła złoty środek, bo gdy wszyscy tłoczyli się przy barze, zwolnił się jeden ze stoliczków na zewnątrz, w czymś na kształt ogródka dla gości.
        - Ty Rammon szybciej się tam dostaniesz. Ale ja stawiam! – zawołała, lekko przekrzykując już gwar, gdy byli przy stoliku, i podała elfowi monety. Sama zajęła im stolik, siadając na swoim krześle, a ten przeznaczony dla rudego przysunęła obok.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Rammon kątem oka widział reakcje Mozhan i zdawało mu się, że jego decyzje spotykały się z jej aprobatą - wybornie. Jeszcze tego by brakowało, żeby mieli mieć jakieś waśnie. Ale wszystko skończyło się dobrze, gładko opuścili posiadłość Sylvy, a że Nala nie nawiązała przy tym w żaden sposób do prowadzonej niedawno rozmowy i jeszcze przyjęła tłumaczenia bez dyskusji, Rammi był już spokojny. I co więcej wyglądał na bardzo ucieszonego, że jego towarzyszka chciała przejść się po mieście, a co więcej - odwiedzić nalewkarnię.
        - Nie pożałujesz - zapewnił ją. - Elfie nalewki są doskonałe i bardzo różnorodne. Przekonasz się - oświadczył i od razu poszedł w tamtym kierunku. Na pytanie o Hive wzruszył ramionami.
        - Wiesz jaki on jest. Narozrabia nawet jak się będzie go miało cały czas na oku. Mały złodziejaszek - parsknął, jakby to go bawiło, choć przecież mogli mieć z tego potężne kłopoty. Liczył tylko, że teraz będą mieli szczęście.
        Na plac wspomniany przez Sylvę dotarli bez przeszkód i co więcej - nie kluczyli specjalnie, choć Rammon i tak miał wiele do powiedzenia na temat mijanych budynków albo organizacji, które miały w nich siedzibę. Nie były to żadne osobiste opinie, a jedynie suche fakty - kto zaprojektował, kto zbudował, kto tu mieszkał, jaki to styl architektoniczny i jaka jest symbolika płaskorzeźb na froncie. Przewodnikiem jednoosobowej wycieczki był naprawdę idealnym. Lecz gdy dotarli na miejsce, darował sobie już wykłady. Porozumiewając się z Mozhan raczej wymownymi spojrzeniami niż pytań, wybrali stolik, a potem to ona była szybsza, jeśli chodzi o stawianie kolejki. Rammon bez oporów przyjął od niej pieniądze.
        - Jasna sprawa - zgodził się. - Za wszystko? - upewnił się jeszcze. - Wolisz słodkie czy wytrawne?
        Elfi etnograf po raz kolejny sprawiał wrażenie, jakby nic w życiu nie stanowiło dla niego problemu - klątwa, picie, podróż, obcy ludzie, wszystko traktował z taką samą swobodą. Może dzięki temu tak często wychodził ze swoich przygód obronną ręką - nie dawał się ponieść negatywnym emocjom.
        Nala z perspektywy stolika mogła dojrzeć jak Rammon przemyka w stronę baru i tam składa zamówienie, chwilę rozmawiając z barmanem, od którego bił uprzejmy profesjonalizm i przyjacielskie nastawienie tak przydatne w tym fachu. Po uzgodnieniu zamówienia w mig zaczął je przygotowywać i nim Nala zdążyłaby się znudzić, Rammon już wracał w jej stronę niosąc dwie podłużne drewniane tacki z wyżłobieniami na kieliszki.
        - Wyszło dziewięć smaków dla każdego - oświadczył, stawiając przed swoją towarzyszką barwną paletę beczułkowatych szkieł z zawartością we wszystkich kolorach tęczy.
        - To jest pycha, bez lilak z czarnym bzem - zarekomendował Rammi, wskazując palcem kieliszek z subtelnie fioletową zawartością, w którym pływały drobne białe kwiatki. - A to jest ponoć ich nowy produkt, róża z cytryną i miętą… nie mam pojęcia jak może to smakować - oświadczył z rozbrajającą szczerością, wskazując na kolejną kryształową beczułkę, tym razem z karminową zawartością i cieniutkim jak kartka plasterkiem cytryny na wierzchu. Poza tym barman nalał im kilka klasycznych smaków jak cytryna, wiśnia, orzech laskowy czy winogrono. Dostali również nalewkę… piwną. Barman zapewnił, że to coś zupełnie innego niż piwo, choć zawartość kieliszka przypominała kremową pianę zebraną z kufla.
        - To chyba pierwszy toast powinniśmy wznieść za szczęśliwe zakończenie naszej przygody? - upewnił się Rammon, sięgając po cytrynówkę. Stuknął się z Nalą, po czym jeszcze zasalutował jej kryształową beczułeczką i upił połowę jej zawartości. Cmoknął, bo nalewka była przepyszna.
        - Mówiłem ci jak to wszystko się zaczęło? - upewnił się, zagajając rozmowę. - Wiesz, że moje pierwotne wykształcenie to wykształcenie kupieckie? Wcale nie planowałem zajmować się etnografią…
        Zawiesiwszy głos rudy dopił swoją cytrynówkę i odstawił kieliszek.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Nala opadła na krzesło i skinęła głową, przekazując Rammonowi monety. Na drugie pytanie też odpowiedziała na migi, ze względu na przechodzącą akurat obok hałaśliwą grupę, ale z gestu łatwo było wyczytać, że Nazahirka nie ma jeszcze preferencji smakowych. Albo jest jej po prostu wszystko jedno i zdaje się na elfa.
        Gdy Rammon zniknął jej z oczu, oparła się wygodnie w krześle i przeciągnęła ręce nad głową, łapiąc na zmianę jeden i drugi łokieć. Później na powrót ukryła dłonie i obserwowała przemykającego w tłumie badacza, który wyglądał bardziej jak student jakiegoś artystycznego kierunku niż poważany etnograf. Uśmiechnęła się pod nosem.
        Nim jej towarzysz wrócił, Mozhan zdążyła już spławić dwie osoby - jedną która chciała porwać wolne (tyle że nie) krzesło, oraz chłopaka, który chciał dosiąść się do samotnej kobiety. Była jednak uprzejma i wystarczyło, że powiedziała, że trzyma miejsce dla przyjaciela.
        Jedną dłoń wciąż trzymała gdzieś w szatach, po raz enty żałując, że zostawiła rękawiczki do jazdy w bagażu. Wciąż byłoby widać wystające z nich czarne palce, ale nie rzucałyby się już tak w oczy.
        Niedługo później wrócił Rammon i Nala uniosła lekko brwi na widok imponującego sposobu podania nalewek. Wyprostowała się w krześle, gdy elf siadał, wzrokiem śledząc kolejne kieliszki, które wskazywał. Wszystko brzmiało pysznie, a Nazahirka nie miała obiekcji do żadnego z zaprezentowanych smaków. Alkohol traktowała zazwyczaj w kryteriach efektu, nie doznań smakowych, ale nie z wyboru, lecz… właściwie właśnie z powodu ograniczonego wyboru. Teraz chętnie spróbuje nowych smaków znajomego, lecz nieczęsto spożywanego trunku.
        - Bez brzmi dobrze – powiedziała i to ten kieliszek wybrała jako pierwszy. Wzniosła lekko szkło i przez moment wyglądała na zdziwioną, gdy Rammon stuknął się z nią drinkami, ale zaraz przypomniała sobie podobny zwyczaj i się rozluźniła.
        -Neh tu – dodała i również upiła połowę zawartości kryształowej beczułeczki. To nie była wódka; chciała wiedzieć jak smakuje. Musieli śmiesznie wyglądać, tacy zamyśleni nad kieliszkami, gdy każde analizowało nowe nuty smakowe. Późniejsze nikłe uśmiechy były tylko potwierdzeniem satysfakcji z trunku.
        Zagajenie rozmowy ze strony rudowłosego spotkało się z widocznym zainteresowaniem. Navabi oparła się na łokciach o blat stołu i pokiwała przecząco głową.
        - Raz napisałeś, że kiedyś handlowałeś przyprawami – wyjaśniła.
        W listach ciężko o większe autobiografie i przyjaciele trzymali się głównie spraw naukowych i bieżących. Mozhan nie chciała opowiadać o swoim „wcześniejszym” życiu, więc i Rammona o to nie wypytywała. Temat wypłynął przez szafran i na nim się skończył, ale Nala pamiętała tę wzmiankę.
        Dopiła resztkę swojej nalewki i na moment zawiesiła spojrzenie i „czystą” dłoń nad szeregiem kryształowych naczyń, wybierając odpowiednie. W końcu wzięła cytrynówkę, coś znajomego dla odmiany, ale nie piła tylko przystawiła sobie na razie, by mieć pod ręką. Na dłoni zaś chwilowo oparła brodę, spoglądając na elfa z pozycji słuchacza.
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości