Kryształowe KrólestwoSklep zielarski Iaskela

Elfie pałace zbudowane głęboko w ukrytych leśnych polanach. Wieże strażnicze wznoszące się ponad chmurami, gdzieś wśród ostrych skał - to wszystko możesz spotkać tutaj w Kryształowym Królestwie, gdzie zbiegają się szlaki elfich książąt, magów i smoków.
Awatar użytkownika
Hessan
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Elf leśny.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hessan »

Hessan z lekka opóźniony w reakcji skierował wzrok na przybyłych. Na jego twarzy mignął krótki odruchowy uśmiech, gdy witał skinięciem głowy mężczyzn. Wnętrze sklepiku nie było zbyt obszerne, ale gdy postawili kilka kroków w kierunku lady potwierdził tylko swoje podejrzenia, że są to powiedzmy zwykli podróżni. Przez chwilę nawet zastanowił się, czy nie minęli się już kiedyś na trakcie. Wtedy właśnie krótki uśmiech opuścił jego obliczę, a rysy twarzy pozostały naturalne, typowo elfie. Wiadomo, staruszek pamięć miał dobrą, nawet bardzo. Tylko krótką i dość chaotycznie poukładaną. Nieistotne, przynajmniej na teraz. Ustąpił Panom drogi do gospodarza, wcześniej zawinąłwszy mapę schował ją w odpowiednie miejsce. Przystanął z boku sklepu, nieopodal zwierzaków i dokańczał powoli przygotowanie samego siebie do drogi. Przyglądał się oczywiście wciąż z wrodzoną w rasę naturalną czujnością, może mniej wywoływaną przez lęki, a bardziej stonowaną i opanowaną, jeśli można by było tak porównać oba obecne w budynku elfy.
Jego podstawowa analiza aur mężczyzn nie wykryła niemal nic odbiegającego bardzo mocno od normy, co uspokoiło wędrowca. Natomiast dopiero z tej pozycji Sarx zauważył czarnowłosą elfkę przed witryną sklepową. Może to drobny i mało istotny szczegół, ale w niektórych elfich miasteczkach ten kolor włosów był bardzo... wyjątkowy. Wiadomo, że w stolicy to może mieć się trochę inaczej, ale prawdę mówiąc starsze elfie plemiona bardzo rzadko widywały takie okazy. Tam, skąd pochodził Hessan czarnowłose kobiety były na tyle wyjątkowe, że niemal z pewnością przybierały jakieś mistyczne rangi, były wyroczniami, bądź magicznymi opiekunkami całych ludów. Zaintrygowała go ta postać z pewnością... Może przyglądał się jej odrobinkę za bardzo.

- Hej, zielarzu, witajcie. - wyrzekł jeden z przybyłych, właściwie nieco zakrzyknął, ale niezbyt głośno. Wyraźnie zdawał sobie sprawę, że lecznica to nie gospoda, a to dobrze. Drugi był nieco mniej energiczny, właściwie ledwo utrzymywał równowagę. Ten pierwszy objął go ramieniem i pomagał mu doczłapać się do lady. Gdy zbliżyli się do Iaskela ten nie mógł mieć wątpliwości. Towarzysz był zdecydowanie wczorajszy. A i jego khm, opiekun również nie należał do idealnie trzeźwych.
- Heńka wczoraj tak porobiło, że żyć się z nim nie da teraz. Pomożecie? - zapytał, połowicznie żartobliwie, a z drugiej strony bardzo błagalnie.
- Khrmm.. - dodał jego prawie martwy towarzysz.
Nie trzeba dodawać, że po paru chwilach w sklepie nie pachniało najprzyjemniej. Czułe na tego typu ekscesy elfie noski z pewnością mogły być niezadowolone.
Hessan drobnym gestem uciszył swojego zwierzaka i nakazał mu zaczekać, a chwilę wcześniej dotknął prawą dłonią swojej skroni i lekko przymknął oczy. Zielarz zajęty rozmową prawdopodobnie nawet nie widział tego gestu. Elf odezwał się do niego, cicho i krótko:
- Za moment wrócę, Zielarzu. - skinął mu i wyszedł na zewnątrz. Spokojnym, ale nieco pośpiesznym krokiem. Może wadził mu zapach, albo zapomniał czegoś z karczmy... Prasmok wie tego starca.

Tymczasem kompan Heńka, któremu widocznie zależało na pomocy dla jego towarzysza położył na ladę mieszek. Lichy, bo lichy, ale brzdąknęło w nim kilka, może kilkanaście monet.
- Zielarr, zielasz.. Zielarzuu. Coś na oczyszczhenie, na rozbudzhenie. Na kaca coś, dla Heńka, prosimy! Choćby buteleczke, fioleleczke.
- Z kielicha też! - rozbudził się ten drugi słysząc o czymkolwiek do picia.
Poza swoim wyjątkowym stanem dnia wczorajszego panowie byli wyraźnie niegroźni. Pytanie tylko, jak czarnowłosy elf zapatrywał się na tego typu klientów. Być może miał już z takimi styczność, skoro w okolicy jest parę gospod.
Hessan natomiast, gdy wyszedł na zewnątrz rozejrzał się, podrapał po potylicy i chciał ruszyć w prawą stronę. Wtedy, gdy postawił ze dwa kroki zatrzymał się i obrócił. Elfka, która stała po drugiej stronie sklepu podeszła do niego. Prawdopodobnie zaczęli rozmawiać, ale z daleka nic nie można było z tego wyczytać. Jedynie bezdźwięczna mimika twarzy i spokojna gestykulacja starszego elfa i bardziej impulsywne ruchy młodej elfki. Ona zdawała się przewodzić rozmowie, jakby coś wyjaśniając, nakłaniając, tak przynajmniej mogło to wyglądać dla osób w tej rozmowie nieuczestniczących. Zresztą za chwilę, przez wiatr długie czarne włosy, targane jego siłami na Hessana zasłoniły nawet mimikę i gesty...
Pomijając fakt, że właściciel sklepu miał przed sobą dwójkę równie interesujących istot, jak elfy na zewnątrz, którą musiał się zająć, więc pewnie nie miał zbyt dużo czasu na analizowanie tego, co działo się poza wnętrzem lecznicy.
Awatar użytkownika
Iaskel
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mag
Kontakt:

Post autor: Iaskel »

A więc jego klienci byli zaledwie skacowani. Iaskel odetchnął z ulgą, czego zresztą zaraz pożałował – branie głębokich wdechów w pobliżu dwóch mężczyzn nie było czymś rozsądnym. Poza tym jednak wyraźnie mu ulżyło. Paradoksalnie, przy osobach wstawionych, czy odczuwających jeszcze skutki picia czuł się bezpieczniej. W jego opinii ich zachowanie było łatwiejsze do przewidzenia, a intencje jaśniejsze.
Pośpiesznie ocenił stan obu nieszczęśników. Rzeczywiście, ten nazwany Heńkiem był wyraźnie w gorszym, mając nawet trudności z mówieniem.
-Dobrze, proszę posadzić kolegę – zwrócił się do drugiego z nich. Zaraz też obrócił się ku swoim półkom, by wyszukać odpowiedni specyfik. To nie był pierwszy raz, kiedy przychodzono do niego po pomoc w leczeniu skutków upojenia alkoholem, dlatego miał przygotowanych parę środków o różnej mocy działania. Ich skuteczność mógł ocenić tylko teoretycznie – sam, choć pił, nigdy się nie upijał, przewidując, że straci wówczas swoją czujność.
W końcu zdecydował się na jeden z częściej używanych specyfików – z pigwą, cytryną, miętą i miodźcem. Ten słabiej dotknięty powinien poczuć się znacznie lepiej, natomiast drugiemu Iaskel zamierzał w tym trochę dopomóc. Tymczasem wlał eliksir do małych kubeczków z miarką ilości. Heńkowi dostało się dwa razy więcej, niż jego towarzyszowi. W międzyczasie też dyskretnie uchylił wieko jednego ze słojów, a po całym pomieszczeniu rozszedł się mocny zapach aloesu. Ennis, który nawet nie zmarszczył nosa, kiedy weszli mężczyźni, teraz zerwał się i popędził do drugiej izby jakby go Ranvil gonił.
-Proszę wypić – powiedział elf, podając naczynka mężczyznom. Kiedy wypili, odezwał się znowu.
-W pana przypadku – zwrócił się do Heńka – to może być za mało. Zewnętrznych objawów, takich jak ból głowy, pomagają pozbyć się inne mikstury, ale w pana przypadku raczej nie powinno się dawać do spożycia kolejnej – patrząc na swojego pacjenta Iaskel miał wątpliwości, czy jego przemowa w ogóle dociera do odbiorcy, jednak kontynuował. -Dlatego właśnie – elf westchnął, zapomniawszy czym to poskutkowało ostatnim razem – dlatego, za pana pozwoleniem, użyję magii.
Dał mężczyźnie czas na wyrażenie sprzeciwu, następnie umieścił ręce z obu stron jego głowy, skupił się i wypowiedział prostą inkantację. Następnie powiódł dłonią wzdłuż jego torsu i zrobił podobnie. Przyjrzał się swojemu pacjentowi. Jeśli wszystko poszło dobrze – jeśli dobrze ocenił jego stan – ból i zawroty głowy oraz nudności powinny znacznie zmaleć.
-To tyle – powiedział rzeczowo. -Jak się pan czuje? Uprzedzam, że zwykle nie leczę objawów kaca magią, następnym razem zaproponuję panom jedynie eliksir – Iaskel zdawał sobie sprawę, że mógłby nieźle w ten sposób zarobić, jednak nie chciał najazdu pijaków na swój sklep, kiedy dowiedziano by się, że zielarz może w mig usunąć objawy dnia wczorajszego.
-Odliczę sobie trzydzieści ruenów – powiedział, sięgając do mieszka i pokazując każdą monetę, żeby nie było wątpliwości. -Chyba, że panowie chcieliby kupić jeszcze ten eliksir, wtedy dziesięć ruenów za buteleczkę.
Spojrzenie Iaskela powędrowało od jego nieszczęsnych pacjentów do Hessana, który rozmawiał z elfką na zewnątrz. Kobieta zdawała się bardzo tamtego ciekawić, a więc i młodszy elf zainteresował się nią. Próbował wyczytać coś z ich ust i zachowania podczas rozmowy, jednak stali za daleko. Stwierdził jedynie z pewną ulgą, że przynajmniej ona nie musiała leczyć kaca.
Awatar użytkownika
Hessan
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Elf leśny.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hessan »

Otóż klienci byli bardzo grzeczni, co przy ich stanie wcale nie było oczywistością, nawet można by stwierdzić, że nie zdarzało się zbyt często. Faktycznie, po paru chwilach Iaskel już z łatwością mógł przewidywać ich zachowania. Osoby tego typu mają w takich momentach raczej mocno ograniczone spektrum zachowań i reakcji. W każdym razie opiekuńczy pan posadził Heńka na stoliku i pilnował go, jak własnego dziecka, gdy zajmował się nim pan doktor, to znaczy tutejszy zielarz. Heniu faktycznie, niby dziecko badane po raz pierwszy wytrzeszczył oczęta ze średnio obecnym wzrokiem w kierunku bogato doposażonym we wszelakiej maści specyfiki półkom. Wszystkie te fioleczki, słoiki, miseczki i preparaty zdawały się robić na nim wrażenie, aż rozdziawił z lekka usta mimowolnie. Niestety dla elfa o czułych zmysłach to nie było najprzyjemniejsze doświadczenie, ale kto powiedział, że będzie badał tylko atrakcyjne elfki w kwiecie wieku, wiedział na jaki zawód się decyduje.
Dalej panowie postępowali już zgodnie ze wszelkimi udzielanymi im instrukcjami. Poza drobnymi odstępstwami nie robili nic innego, no może za wyjątkiem śmiesznie krzywiących się min po przyjęciu preparatu. Na prawdę, zupełnie jak dzieci.
Ranvil zupełnie nie zareagował na bardzo nagłe pobudzenie Ennisa. Leżał dokładnie tam, gdzie wskazał mu Hessan zanim wyszedł. Podniósł jedynie łeb nieco ospale, by zorientować się w sytuacji, konkretniej w tym, co wywołało taką reakcję drugiego zwierzaka. Nie zanotował nic interesującego, więc wrócił do króciutkiej drzemki.

Leczenie Heniusia za pomocą magii było odważnym krokiem. Nie tyle dla samego leczenia, ale wrażeń z niego, jakie musiał mieć elf będąc tak blisko mężczyzny. Ten drugi pokiwał głową, chociaż bardzo niepewnie na wiadomość, że zostanie użyta magia. Chłop pewnie maksymalnie parę razy miał z nią do czynienia. Zamknął oczy i przełknął ślinę. Później mógł poczuć kojący dotyk elfa na skroniach. Gdy z czasem przybyło mu nieco sił i świadomości otworzył oczy i niefortunnie wbił wzrok w twarz Iaskela.
- Khm.. towarzyszu.. a byś mie zabrał do takiej.... Pani lekarki kiedy? - zaśmiał się do swojego kolegi.
- Heniek, stul dziób. - skarcił go stojący obok.
- Takieeej wiesz, z bimbałkami i buteleczką i magią... - rozmarzył się pacjent.
Drugi podróżnik jedynie pokręcił głową, pełną zażenowania i wstydu.

Tymczasem, gdy leczenie dobiegło końca mężczyznom przyszło zapłacić za ratujące ich marność tego poranka specyfiki i usługi.
- Śliihiicznie dzienkujem doktorze elfie. - skinął skacowany gość. Choć umysł miał już znacznie bardziej trzeźwy, to język jeszcze nie zdążył powrócić do dyspozycyjnej formy po wczorajszym wieczorze i magicznej terapii, to jest wciąż się nieco plątał.
- A daj pan spokój elfik, aż tak żem nie będę w Heńka inwestował. Wczoraj przechlał za dużo i skopał po całości. - odpowiedział z lekkim zawodem skierowanym do swojego kompana jego opiekun na propozycję zakupu buteleczki.
- Weź za ratunek ile się należy i zabieram tego fajtłapę. - dodał po chwili, ten drugi tylko wbił w niego swoje spojrzenie. Połowicznie pytające, a pół obrażone.

I faktycznie panowie po zapłacie zabrali swój mieszek i nieśpieszno opuścili lecznicę. Drzwi akurat otworzył im Hessan, gdy Iaskel zerknął w ich kierunku nie było tam już śladu po tajemniczej elfce.
Blondyn wszedł do środka zaraz po tym, jak gwiazdy wczorajszego wieczoru opuściły przybytek. Pomachał dłonią przed swoim nosem.
- Nieprzyjemnie. - skomentował krótko.
- Czego chcieli? - zapytał chwilę potem, dość chłodno i konkretnie, jak na staruszka, którego obraz mógł rysować się przez pryzmat wcześniejszej relacji w głowie czarnowłosego zielarza.
Elf w zbroi usiadł na ławie obok swojego towarzysza, gładził go po karku rozmawiając o klientach, którzy właśnie wyszli. Słowem natomiast nie odezwał się na temat tej istoty spod witryny.
- Także... na czym my skończyliśmy? - podrapał się po potylicy. Chyba mieli planować wyprawę, w końcu bez wymienienia kilku zdań konkretnych informacji głupio byłoby wybierać się na tak daleką i powiedzmy sobie szczerze niebezpieczną wędrówkę. Hessan nie ukrywał, że chciał najpierw usłyszeć wersję Iaskela, skoro napomknął przedtem, że sam wybierze się po te zioła i wróci w określonym terminie. Sarx postanowił zatem wysłuchać całości planu wyprawy, a ewentualne niezgodności przedyskutować, zmodyfikować i dostosować tak, by wszystko poszło sprawnie, szybko i bezpiecznie. Być może przy tym wszystkim nieco uwydatniło się jego podróżnicze ego, które wynikało z setek lat doświadczenia w tułaniu się po świecie, ale ani na moment nie był nieuprzejmy i przede wszystkim słuchał, słuchał idealnie, jak na elfa przystało.
Awatar użytkownika
Iaskel
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mag
Kontakt:

Post autor: Iaskel »

Iaskel ani słowem nie skomentował, ani nie odpowiedział na wszystkie mniej lub bardziej spójne wypowiedzi swoich klientów. W milczeniu podawał im lekarstwa, używał magii uzdrawiającej, po czym odebrał swoją zapłatę i pożegnał ich. Nie minęła chwila, a do pomieszczenia wrócił Hessan.
-Przepraszam za to – powiedział, kiedy tamten skomentował brzydki zapach, mimo iż nie było to winą zielarza. Widocznie zapach aloesu okazał się za mało skuteczny. Wypowiedział parę słów, które miały przywrócić stan powietrza sprzed wizyty dwóch mężczyzn. Wtedy też sam odważył się odetchnąć głęboko i stwierdził, że jest różnica.
-Cóż, panowie wypili trochę za dużo i prosili o pomoc w leczeniu złego samopoczucia – powiedział Iaskel rzeczowo. -Dałem im jeden ze swoich eliksirów i pomogłem trochę magią – elf nie był pewien, czy tego ostatniego nie powiedział, żeby dać do zrozumienia tamtemu, iż inni chętnie korzystają z jego umiejętności.
-Tak, wyprawa – coś w głosie Hessana i w jego postawie sprawiało, że Iaskel, choć sam chciał się pewnych rzeczy dowiedzieć, odpowiedział. -Rozumiem, że chciałby pan do niej dołączyć. Znakomicie, bo... - w tym momencie jednak elf urwał i popatrzył poważnie na swojego rozmówcę. Zielarza poirytowało nieco, że on sam odpowiedział posłusznie na banalne pytanie, czego napici mężczyźni szukali w miejscu, gdzie leczono różne dolegliwości, podczas gdy Hessan ani słowem nie zająknął się, kim była elfka, dlaczego stała na zewnątrz i o czym z nią rozmawiał.
-Proszę wybaczyć, ale zanim o tym, chciałbym zapytać o tę panią, z którą rozmawiał pan przed chwilą. Czy to była pańska znajoma? Szukała może usług medyka, albo chciała coś kupić? Dlaczego zatem tak szybko odeszła? - mówiąc to, starał się ukrywać zarówno stojącą za tym pytaniem irytację, jak i to, że po raz kolejny lękał się reakcji starszego elfa. Nie zamierzał jednak pozwolić, by ten lęk przeszkodził mu teraz. Nie mogli razem wyruszyć na wyprawę w niebezpieczne miejsce chwilę po tym, jak Hessan przeprowadzał jakieś sekretne rozmowy z nieznaną mu osobą.
Iaskel przeszedł w końcu do odpowiedzi na pytanie.
-Mgliste bagna znajdują się jakieś trzy dni drogi stąd, zakładając optymistycznie. Zamierzałem udać się tam, nocując po drodze w lesie i nie zatrzymując nigdzie po drodze, poza odpoczynkiem. Na miejscu planowałem jakieś pół dnia na zbieranie korzeni mglistego krzewu oraz kilku rzadkich ziół. W razie niebezpieczeństwa dysponuję paroma zaklęciami magii ziemi i mocy – nie dodał, że jest też w stanie wyleczyć zranienia czy inne dolegliwości. Powtórzył to już wystarczająco wiele razy; nie chciał wyglądać śmiesznie powtarzając to po raz kolejny. -Chciałby pan wiedzieć coś jeszcze? A, Ennis też idzie, ale to chyba już mówiłem – rozejrzał się za swoim towarzyszem.
Awatar użytkownika
Hessan
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Elf leśny.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hessan »

Starszy elf właściwie jedynie pokiwał głową na wstępne ustalenia Iaskela odnośnie przebiegu ich wycieczki. Plan był poprawny, nie było właściwie wiele do dodania, bo i tak większość z rzeczy wyjdzie w trakcie. Mimo wszystko jedna sprawa zdawała się być wyjątkowo ważna, zwłaszcza przy tak optymistycznych założeniach czasowych, jakie sobie panowie przyjęli.
- Rozumiem, że jazda konna nie sprawi problemu? Ani małemu zwierzakowi? - zapytał, zwłaszcza chyba z uwagi na tego drugiego. Ranvil, wiadomo mógł pewnie nawet przegonić galopującego konia, jakby nie był takim leniwym gadziskiem. Słowo dołączyć dziwnie zabrzmiało w szpiczastych uszach Hessana, ale akurat tego nie dał po sobie za nic poznać. Może po prostu nie przywykł, od lat nie wybierał się na taką wyprawę z kimś, w dodatku z kolegą po fachu, zielarzem. Mimo wszystko cieszył się, bo okolica faktycznie nie sprzyjała, zawsze dobrze mieć jakiegoś bardziej świadomego od zionącego ogniem przyjaciela towarzysza.
W międzyczasie podczas rozmowy jasnowłosy wyglądał na bardzo zaangażowanego w dopracowywanie swojego wyposażenia. Właściwie, po tej trwającej jakiś czas wymianie zdań był gotowy do drogi. Kwestia dotarcia do stadniny, gdzie został jego wierzchowiec... Właściwie elf nie wiedział, czy klacz, na której podróżował do teraz będzie zdolna do tak dalekiej drogi. Chyba potrzebował jeszcze krótkiej konsultacji z właścicielem stadniny.
- A, Anabel... Znajoma z dawnych czasów, z dzieciństwa właściwie. - skwitował odpowiedź subtelnym, uprzejmym śmiechem.
- Zamieniliśmy parę zdań, zamieszkała tutaj tak dawno, bardzo nietypowe spotkanie po latach. - dodał po chwili z uśmiechem.
Po tym zamyślił się. Wyglądało to, jakby faktycznie wspominał ubiegłe dzieje, sytuacje, czy dawne myśli związane z tą osobą.

- Ja potrafię korzystać z łuku, całkiem nieźle. No i mamy wsparcie płomyczka. - zerknął wymownie na Ranvila. Chociaż nie miał właściwie tylko i wyłącznie jego łuskowatej postaci na myśli. Odchrząknął cicho i przeciągnął się, jakby z lekką ulgą wchłaniając oczyszczone już powietrze.
- Poczekamy więc ze smokiem na zewnątrz, w końcu cały tutejszy dobytek musi zostać odpowiednio pozamykany, oraz zabezpieczony na czas nieobecności. Gdy będziecie gotowi, dajcie znać. - mówił w taki dziwny, bezosobowy sposób, nie chciał już zwracać się per Pan, ale też odnosił wrażenie, że wyjdzie na starca, któremu brakuje szacunku, gdy zacznie od razu mówić po imieniu. Składanie wypowiedzi więc było dla niego przez parę ostatnich chwil nieco niezręczne. Po dogadaniu ostatnich kwestii elf zagwizdał do Ranvila i wskazał mu wyjście gestem prawej dłoni. Jego pełna elfa zbroja dźwięcznie stukała o siebie poszczególnymi elementami, cicho, acz wzbudzając szacunek. Czerwona pelerynka była nieco wyblakła, a u dołu poszarpana, właściwie wymagała dość pilnie prania, ale że była na jego plecach to nie widział tego na tyle dobrze.
Czekali więc na Iaskela, a następnie ruszyli po mieście, prawdopodobnie w kierunku stadniny koni, jeśli na ten środek transportu się faktycznie zdecydowali. Hessan szedł po prawej stronie czarnowłosego elfa, nieco za nim. Pozwolił po prostu miejscowemu poprowadzić gromadkę po ulicach elfiej stolicy. Ranvil trzymał się blisko swojego Pana, ale miejscami też odbiegał, chcąc maszerować, jak najbliżej swojego nowego zwierzęcego przyjaciela, którego swoją drogą uznał za nieco upośledzoną wersję smoka.
Awatar użytkownika
Iaskel
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mag
Kontakt:

Post autor: Iaskel »

-Kon...na? - proste pytanie Hessana wzięło Iaskela z zaskoczenia. Jak długo żył, nigdy nie nauczył się jeździć. Wszystkie swoje długie wyprawy odbywał piechotą. Dawniej po prostu bał się nawet spróbować, obawiając się wielu większych od siebie zwierząt, potem długo wędrował po lesie i nie miał okazji się nauczyć. Od kiedy zamieszkał w Królestwie nie potrzebował tej umiejętności... albo po prostu tak sobie wmówił, gdyż nadal nie miał ochoty się zbliżać do koni. Zawsze dotąd starał się nie myśleć o tym, że przy takich dalekich wyprawach, jakie odbywał, ten środek transportu bardzo by mu się przydał. Na piechotę też dawało radę, co z tego, że kilka razy wolniej?
Ale co zrobić teraz? Nie chciał spowalniać swojego towarzysza ani zmuszać go do podróży w mniej wygodny sposób. Może... może by jednak spróbował? Ostatecznie, potrafił rozmawiać ze zwierzętami, więc może przekonałby konia, żeby nie zrzucił go od razu? Może mógłby jakoś ukryć fakt, iż nigdy tego nie robił przed Hessanem, który pewnie nie brał pod uwagę podobnej ewentualności? Lepsze to, niż przyznać się teraz do tego braku.
-Oczywiście – powiedział bez mrugnięcia okiem. -Ennis też się będzie dobrze zachowywał – powiedział, choć trochę w to wątpił. Cóż, ta przejażdżka będzie próbą dla nich obu.
-Znajoma? - elf powtórzył uprzejmym tonem. -Jak to się czasem szczęśliwie zdarza, prawda? Takie spotkanie... - Iaskel nie zadał pytania wprost, mając nadzieję, że Hessan się go domyśli. No, i że zechce na to ukryte pytanie odpowiedzieć, co nie było przecież takie pewne.
-W takim razie zaraz do was dołączymy – odpowiedział Iaskel. Zajrzał do drugiej izby.
-Ennis, idziemy już – powiedział do zwierzaka. Temu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zanim elf się obejrzał, kirpi już stał w drzwiach.
-Poczekaj, zamknę tylko – poprosił elf swojego małego towarzysza.
Obrzucił wzrokiem sklep. Nie pozostawił na wierzchu niczego, co mogłoby się zepsuć, ani co mogłoby przyciągnąć wzrok potencjalnego złodzieja. Jego praca wymagała utrzymywania porządku; zresztą, nigdy nie miał z tym problemu.
Kiedy nie było ich gości, nie mógł już milczeć na temat swoich pewnych obaw, a jego rozmówcą stał się, jak zwykle zresztą, Ennis.
-Będziemy jechać na koniu. Chyba – uściślił. -I co ty na to?
Ennis spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.
Centaur z dziwną głową? Ty na nim? Ty na nim nie. Ty na ziemi. On już daleko. Nie.
Iaskel zaśmiał się w duchu. Wychowany w lesie kirpi, który wychodził głównie, żeby polować, częściej widywał centaury, niż konie. Natomiast z równowagi wytrąciło go, jak szybko stwierdził, że sobie nie poradzi.
-Ja na nim, i ty też na nim – stwierdził i wyjął ze skrzyni klucze do domu. -Idziemy – powiedział, zabierając swoje wszystkie pakunki i zarzucając na plecy płaszcz.
Wyszedł na zewnątrz i zamknął drzwi na zamek u góry i u dołu. Rozejrzał się, czy nikt nie patrzy i wypowiedział kilka słów, jednocześnie czyniąc dłonią gest unoszenia do góry. Cichy dźwięk po drugiej stronie drzwi upewnił go, że się udało. Twarda ziemia uniosła się nieco, tworząc dodatkową blokadę drzwi u dołu i od strony izby. Ten drobny środek bezpieczeństwa zawsze nieco Iaskela uspokajał.
Wraz z Ennisem dołączyli do Hessana i Ranvila, po czym udali się w stronę stadniny. Elf kroczył w milczeniu, pozornie spokojny, natomiast kirpi szedł szybko, niemal podskakując, podekscytowany całą sytuacją. Odwzajemniał zainteresowanie małego smoka, a nawet czynił próby porozumienia się z nim.
Awatar użytkownika
Hessan
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Elf leśny.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hessan »

Hessan wręcz przeciwnie, zdecydowanie próbował korzystać z tego, że przytrafił mu się towarzysz podróży i zagadywał kilkukrotnie na błahe, różnorakie tematy. To pogoda, to akurat mijana dzielnica, bądź przybytek. Po prostu był jak poczciwy, gadatliwy staruszek. Którym technicznie rzecz biorąc był w rzeczywistości, pełnoprawnie już pewnie od stu lat, ale co tam. W końcu wciąż czuł się rześko z tą liczbą.
- Co poza potrzebnymi mi roślinami będziemy zbierać? - zapytał po jakimś czasie z ciekawości, bo wcześniej sklepikarz wspomniał, że przy okazji pozbiera w okolicach parę innych składników.
- Do czego to może zostać użyte, jakie ma właściwości? - dodał, za chwilę po otrzymaniu odpowiedzi. Być może była to okazja, by dowiedzieć się czegoś nowego. W końcu osoba, z którą się wybierał na wycieczkę zajmowała się alchemią i roślinkami zawodowo, a on tak tylko mieszał sobie ziółka dla własnych potrzeb. Nie powiedziałby pewnie, że jest mniej doświadczony, ale z pewnością mógł być doświadczony inaczej, a cieszył się za każdym razem, gdy mógł w jakiś sposób poszerzać swoją wiedzę i horyzonty.

Gdy dotarli do stadniny powitał Hessana znajomy elf. Kryształowe Królestwo miało to do siebie, co było w sumie bardzo zabawnym faktem, że nawet rolę właściciela stadniny, kowala, czy karczmarza pełnił ktoś z ich rasy. W zdecydowanej większości innych mieścin Alaranii elfów zazwyczaj przypisywało się do profesji łowczych, czasem bardów.
- Hessan, witaj. -
- Dzień dobry, przyjacielu. Będziemy potrzebowali parę wierzchowców, wybieramy się na północ. Powinniśmy wrócić przed tygodniem. -
- A dokąd to znów Cię wywiewa? Dopiero coś przybył do stolicy. -
- Mgliste bagna. Potrzebuję-my... zebrać tam parę składników, ziółek. No wiesz. A Ty nie potrzebujesz czegoś dla koni przy okazji?
- A... byłoby coś, ale to może jak wrócicie.. Tyle, że... Bagna to niebezpieczna okolica. Mam tylko jedną starszą klacz, która z pewnością nie zawiedzie. Doświadczona i jeszcze silna, reszta to młode konie i nie jestem pewien, nie były odpowiednio szkolone, wiesz...
- Nie szkodzi, ja pojadę na tym jasnym młodziku. Mój towarzysz, Iaskel zaprzyjaźni się z Blanką, czarną klaczą.
- W takim razie ona jest już gotowa, młodego zaraz przygotujemy do drogi. Silny jest i wytrzymały, tylko go dobrze pilnuj, Hessan.
- Nie ma sprawy, znasz mnie. Proszę Iaskel. - tutaj Hessan podał towarzyszowi lejce, wciąż kompletnie nieświadomy jego braku doświadczenia. Sam wraz z właścicielem podeszli nieco dalej, by przygotować drugiego konia. Elf zdejmował z siebie zasobniki i porozkładał je równomiernie po obu stronach wierzchowca. Ranvil nieprzyjemnie kręcił się między kopytami i nogami, więc krótkim gestem został w porę uspokojony i "wygnany" poza teren stadniny, by poczekał, aż wszystko będzie przygotowane. Starszy elf zdawał się zamienić jeszcze kilka słów, czy zdań z właścicielem stadniny, nim byli gotowi do wyjazdu, wyprowadził swojego konia przed główne wejście, na miejski bruk, po czym zerknął na postępy Iaskela. Jeśli udało mu się wejść na konia Sarx uczynił to samo, jeśli nie to pomógł młodszemu elfowi, a później sam wsiadł na swojego. Jeżeli wszystko poszło już dalej zgodnie z założonym planem, Hessan prowadził konia bardzo powoli przez miasto, kierując się do północnej bramy...
Kopyta poczęły delikatnie stukać o brukowaną dróżkę, ale czy z pewnością stukały kopyta obu koni?
Awatar użytkownika
Iaskel
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mag
Kontakt:

Post autor: Iaskel »

Iaskel spodziewał się, że tę drogę przebędą w milczeniu, jednak Hessan okazał się niezwykle rozmownym towarzyszem (pomijając jedynie kwestię swej starej znajomej, o której już się nie zająknął). Młodszy elf uprzejmie odpowiadał na uwagi o pogodzie, poproszony opowiadał o mijanych po drodze miejscach. Dopiero, kiedy rozmowa zeszła na zioła, zainteresował się nieco.
Od kiedy jego gość przedstawił mu w sklepie listę potrzebnych ziół, Iaskel wiedział, że ma do czynienia z kimś, kto wie co nieco na ten temat. Być może miał do czynienia z kolegą zielarzem, choć młodszemu elfowi z trudnością przychodziło nazwanie kogoś takiego jak Hessan „kolegą”, nawet w myślach.
-Będę zbierał żółcis, lestren śmiertelny i samonię. Te rośliny nie występują w żadnym innym, znanym mi miejscu poza Mglistymi Bagnami – mówił. Prawdopodobnie było więcej rzadziej spotykanych okazów, ale Iaskel wolał jak najbardziej skrócić swój pobyt tam, zamierzał się więc ograniczyć tylko do składników, których naprawdę nie dało się znaleźć nigdzie indziej.
-Żółcis zbieram głównie ze względu na korzeń. Wysuszony i sproszkowany można dodać do mikstur oczyszczających. To najsilniejszy znany mi taki składnik. A płatki są mocnym barwnikiem. Nie żółtym wbrew pozorom, raczej brązowawym. Lestren śmiertelny... Nazwa jest nieco myląca. To znaczy... zależy. Gdy się zje choćby kęs tej purpurowej trawy, można mówić o szczęściu, jeśli nie umrze się w męczarniach. Natomiast gdy się zagotuje niedużą ilość, wywar można podawać tym, którzy skarżą się na bóle serca – Iaskel miał już przejść do następnej rośliny, gdy nagle poczuł potrzebę uczynić pewne zastrzeżenie. -Ja w moim sklepie nie sprzedaję, ani nie podaję trucizny. Nikomu, nigdy – była to jedna z jego najważniejszych zasad. Zależało mu też, aby starszy elf o tym wiedział.
-Samonia to ciekawa roślina. Ma kształt kropli z wydrążonym środkiem, a jej barwa waha się od intensywnie niebieskiej do niebieskawoszarej w różnych momentach jej kwitnienia. W niewielkich ilościach koi nerwy i daje dobry, mocny sen, w zbyt dużych... cóż, sen zbyt mocny – elf spojrzał znacząco na swojego towarzysza.
Nawet nie spodziewał się, jak długo potrafi opowiadać chętnemu słuchaczowi o roślinach. Jego najczęstszy rozmówca, Ennis, nie wykazywał najmniejszego zainteresowania żadną rośliną, o ile nie dało się jej zjeść ze smakiem i w dużych ilościach. Cóż, miła odmiana, pomyślał Iaskel.


Im bardziej zbliżali się do stadniny, tym bardziej Iaskel robił się spięty, a odpowiedzi stawały się krótsze i bardziej zdawkowe. Kiedy wreszcie ujrzał konie, ku swojemu lekkiemu zaskoczeniu stwierdził, że nie budzą już w nim takiego lęku, jak kiedyś. Był nawet w stanie zbliżyć się, by popatrzeć na niektóre z nich. Jednak patrzeć to jedno, a wsiąść i jechać to drugie. Spojrzał na klacz, którą mu wskazano. Wyglądała na spokojną. Iaskel podszedł do niej powoli i poklepał ostrożnie po karku, mówiąc jednocześnie. -Witaj, koleżanko. Będziesz łagodna?
Koń parsknął. Będę, jeśli i ty będziesz usłyszał Iaskel.
-Obiecuję – odparł on i popatrzył niepewnie w górę. Na Prasmoka, zapomniał, że konie są takie duże. Jak niby miał na niego wejść? Obejrzał się, jak robi to Hessan. Nadszedł ten moment, pomyślał Iaskel, nieco patetycznie, zważywszy na okoliczności. Nie obejrzał się na Ennisa, ale jego pełne powątpiewania spojrzenie wręcz paliło go w plecy.
To nie tak, że elfowi brakowało zręczności. Na pewno widać to było w rzucanych przez niego zaklęciach. Natomiast kiedy się czegoś obawiał wiele z tej zręczności znikało. Tak było dawno temu, gdy próbował jeszcze polować za pomocą łuku, tak samo było i z końmi.
Iaskel włożył nogę w strzemię i energicznym ruchem spróbował przełożyć drugą. Coś mu się jednak nie powiodło, gdyż skończył leżąc w poprzek końskiego grzbietu na brzuchu. Przez chwilę szamotał się, próbując zejść, lecz na próżno. Wreszcie Hessan zauważył jego trudne położenie i młodszy elf ze wstydem musiał przyjąć jego pomoc. Jakimś cudem usiadł na koniu i chwycił wodze. Poza samym niebezpieczeństwem bał się jeszcze kpin, ale na szczęście ze strony Hessana chyba nie musiał spodziewać się czegoś podobnego.
To nie było łagodne zauważyła Blanka. Pięknie, pomyślał zielarz, ironizujący koń, ale mruknął jedynie: -Wybacz, koleżanko. Teraz już zdaję się na ciebie.
Rzeczywiście, wbrew obawom Iaskela, koń szedł spokojnie i utrzymanie się na jego grzbiecie nie sprawiało problemu. Klacz udała się za koniem Hessana zmierzającym ku wyjściu z miasta.
Awatar użytkownika
Hessan
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Elf leśny.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hessan »

Samo przedostanie się na drugi koniec miasta w rzeczywistości zajęło im kilkanaście minut. Wiadomo, że nie można było tutaj rozwijać pełnej prędkości, a miejscami, przy większym natężeniu ruchu, zwłaszcza pieszych wędrowcy musieli jeszcze dodatkowo zwalniać. Hessan prawdę mówiąc był już nieco stęskniony za traktem. Chociaż i tak planował zostać w mieście troszkę dłużej, ale skoro przygoda sama wzywała. On nigdy nie potrafił odmówić kolejnej wędrówce. Przez pierwszy etap drogi po ulicach Kryształowego Królestwa wracali tą samą drogą, którą szli do stajni, więc starszy elf przypomniał sobie wypowiedź drugiego o kwiatkach i zamyślił się na moment, jakby próbował znaleźć odpowiednie miejsce w swoim umyśle, w którym może te informacje zostawić tak, by nie zapomnieć ich jeszcze przed opuszczeniem murów. Ranvil po jakimś czasie zmęczył się bieganiem i korzystając ze skrzydełek podskoczył, by usadowić się za Sarxem na końskim zadzie. To drugie zwierzę zatrzymało się i zarżało krótko, ale szybko zostało uspokojone przez właściciela smoka i powróciło do galopu.

Jadąc dalej elf zdawał się przez dłuższy czas nie wypadać z zamyślenia, obserwował budynki po obu stronach uliczek, które przemierzali wraz z Iaskelem. Trochę swojego towarzysza, oraz oba ich zwierzątka. Podrapał się po potylicy, po paru chwilach, gdy minęli zatłoczony rynek znajdowali się niemal na ostatniej prostej przez wyjazdem z miasta, parę setek metrów i dzieliła ich tylko brama od wybitego traktu na zachód, wzdłuż Gór Dasso. Hessan zwolnił, jakby miał zamiar nacieszyć się jeszcze odrobinę miastem. Z zaangażowaniem obserwował fasady budynków, które mijali, zdobione okiennice i momentami mniej, a innym razem bardziej fikuśną architekturę elfich domostw.
- Gotowi na tę wycieczkę? - zapytał wręcz wesoło, jak na siebie swoich towarzyszy. Po chwili dodał też.
- Lepiej żebyście byli, bo następny przystanek dopiero w mieście Ekradon, przed Smoczą Przełęczą. Trakt po Szepczącym Lesie nie powinien być ani wymagający, ani niebezpieczny, ale przezorny zawsze ubezpieczony. - klepnął lekko dłonią w torby pozapinane na wierzchowcu, a konkretnie w tę, na której zawinięty był jeszcze pas trzymający sztywno jego łuk. Po broń praktycznie wystarczyło sięgnąć i odpiąć skórzane zabezpieczenie, by już była gotowa do użycia. Oczywiście kołczan już od jakiegoś czasu znajdował się na plecach elfa. Tym czasem mężczyźni właśnie dojechali do bramy.

Ku zdziwieniu starszego elfa musieli zwolnić, a nawet zatrzymać konie. Dwójka wysokich strażników skrzyżowała halabardy na przejeździe, byli w pełnym elfim rynsztunku i zdawali się zablokować przejazd z przyczyn póki co nieznanych. Hessan wyglądał na nieco zdezorientowanego.
- Wiesz coś o tym, że wyjazd jest zamknięty? - zapytał drugiego, nim jeszcze podjechali wystarczająco blisko. Nie spodziewał się konkretnej odpowiedzi. Właściwie to nie sądził, że młodszy elf może mieć na ten temat jakieś konkretne informacje. Zresztą, zaraz pewnie i tak przekonają się sami, oboje.

Uzbrojeni powitali jeźdźców jednogłośnie, po czym jeden z nich zabrał głos. Wypowiedź skierował do starszego elfa, między nimi wywiązała się krótka rozmowa.
- Dobry Poranek, wędrowcy. Jakim celem opuszczacie Królestwo tak wczesną porą?
- Witajcie, czeka nas daleka podróż, wyruszamy w poszukiwaniu za składnikami do sklepu Iaskela.
- Ah, miejscowy lekarz, cudowny, dobry elf. - Bardzo dobry. - zawtórował mu drugi strażnik. Prawdopodobnie byli nie raz łatani, bądź leczeni przez czarnowłosego, więc znali go dobrze z imienia. Nie mogli go może poznać od razu, gdyż pełne hełmy zasłaniały nieco widoczność.
- Możemy przejechać, dlaczego przejście jest zablokowane?
- Jeszcze chwilę, musimy sprawdzić parę rzeczy dla formalności. Taki rozkaz dowództwa na dziś, tylko krótka kontrola i możecie jechać Panowie. - staże zdjęły swoje hełm i podeszli do podróżników. Sprawdzili mocowanie siodeł, lejce, zajrzeli w kilka zasobników, ale to dopiero za pozwoleniem właścicieli. Konie bez większych kłopotów odbyły ten proces, natomiast kilka chwil wcześniej, kiedy Hessan śledził wzrokiem młodszego strażnika obchodzącego jego wierzchowca z tyłu, zbyt blisko końskiego zada, warto dodać, obok miejskiej bramy stanęła czarnowłosa elfka sprzed sklepowej witryny, podparła mur. Po kilku minutach straże wróciły na swoje miejsce, wtedy ona zabrała głos. Tym razem miała na sobie długą szmaragdową suknię, zdobioną czerwonawym kwiatowym motywem na krótkich, koronkowych ramionach. Wolnym krokiem zbliżyła się tak, by stanąć między końmi. Na szyi miała zawieszony wianuszek z kwiatów w bardzo wielu odcieniach żółtego koloru.
- Myślałeś, że ot tak pozwolę wam pojechać? - jej pierwsze zdanie nie zdradzało ani trochę jej intencji, ani tego, że to ona stała za zablokowaniem bramy wyjazdowej przez straż. Hessan, jak to Hessan miał kłopot z nadążeniem myślami za dynamiczną sytuacją. Zerknął na nią jedynie pytająco, nie zdawał się być w żaden sposób zlękniony, bądź zaniepokojony, po prostu nie bardzo wiedział, co powinien odpowiedzieć.
- Przecież beze mnie w ogóle byście daleko nie zajechali. Złaź z tego konia staruszku. - powiedziała to lekko ironicznie, ale w jakiś dziwny sposób przyjaźnie. Adresat zdawał się zdać z tego sprawę, gdy zgramolił się z wierzchowca krótki uśmiech zagościł na jego twarzy. Jakby coś sobie przypomniał, nachylił głowę, a znajoma elfka zdjęła swój wieniec i założyła go starszemu elfowi na szyję. Nie wyglądał, jakby idealnie pasował stylistycznie do uzbrojenia, ale kolorystycznie idealnie wpasował się w blond włosy i ciemnozłotą zbroję. Brudnozłotą właściwie, niech ktoś mu w końcu zwróci uwagę, że przy następnym przystanku musi porządnie odnowić wizualnie uzbrojenie.
- Dziękuję, moja droga. Nie spodziewałem się tutaj... Stare dobre czasy. - zdawał się chcieć rozgadać, ale przyłożyła jedynie smukły palec do jego ust, po czym zwróciła się do wciąż siedzącego na klaczy Iaskela.
- Proszę, daj mi swoją dłoń młodzieńcze. - Gdy tak zrobił objęła ją swoimi obiema dłońmi. Jej dotyk był bardzo delikatny, choć chłodny. W dłoni sklepikarza znalazł się zimny czarny kamyk w kształcie kropli wody, bądź łezki. Podarowała mu go w taki sposób, jakby nie chciała, by drugi elf zdał sobie z tego sprawę. Cicho powiedziała.
- Schowaj go i trzymaj blisko. Zapewni wam bezpieczną podróż. - dopiero ostatnie dwa słowa powiedziała pełnym głosem, cofnęła się i dodała do wszystkich, podsumowując.
- Już czas, moi drodzy. Czas w drogę. Oby była wam spokojna i bezpieczna, byście szczęśliwie wrócili niebawem do Kryształowego Królestwa. Skłoniła się delikatnie. Straże zasalutowały i cofnęły halabardy, stając na baczność i udostępniając przejazd. Hessan ukłonił się nisko, aż do pasa i z uśmiechem wskoczył ponownie na konia.
- Dziękujemy po stokroć! A teraz ruszajmy, póki jeszcze świta. - zwrócił się kolejno do straży i znajomej, a później swojego towarzysza wędrówki, powolnym, niemal paradnym tempem, uroczyście przekroczył miejską bramę i odbił na trakt na zachód... Czekała ich długa droga.
Awatar użytkownika
Iaskel
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mag
Kontakt:

Post autor: Iaskel »

Pierwszy etap ich podróży odbywał się w ciszy. Hessan znowu popadł w zamyślenie, Ranvil się uspokoił, Blanka już się nie odzywała, nawet Ennisowi udzielił się nastrój, bo cicho siedział na koniu za Iaskelem. Ten zaś wolał skupić się na trudnej sztuce utrzymania się w siodle, co łatwiej przychodziło mu w milczeniu. Jego palce mocno ściskały wodze, jakby miało mu to w czymkolwiek pomóc.
-A owszem, gotowi – odpowiedział towarzyszowi. -W tym zawodzie trzeba się nauczyć nieustannej gotowości: na całonocne czuwanie, na dodatkową pracę, na nieoczekiwane komplikacje... - mówiąc to, Iaskel zastanawiał się, czy nie przemawia zbyt poważnie. Hessan zagadywał go, a dostał w zamian pompatyczny wykład. To jednak było najwięcej, na co było młodszego elfa w tym momencie stać. Trudno o swobodę, gdy w każdej chwili walczy się, by nie spaść z końskiego grzbietu, a w dodatku rozmówca wciąż napawa nas pewną obawą, mimo swojej uprzejmej, wręcz dobrodusznej powierzchowności.
-O. Tak, rzeczywiście, zatrzymajmy się tam – Iaskel zauważył, że starszy elf już wziął na siebie planowanie ich podróży. Ponieważ jednak pomysł był rozsądny, Hessan doświadczony, a on sam niechętny do sporów, nie protestował.
Stopniowo elf uspokajał się. Początki ponoć bywają najtrudniejsze a on, bądź co bądź, odkąd usiadł na koniu jeszcze z niego nie spadł. Iaskel pomyślał, że może chociaż uda im się wyjechać z miasta bez żadnych przygód.
Akurat.

-Nie wiem. To się prawie nigdy nie zdarza – odpowiedział na pytanie starszego elfa.
Tym razem Iaskel był zadowolony, że jego towarzysz wziął na siebie zajęcie się całą sprawą. Nie wiedział, czego chcieli od nich strażnicy, a udowadnianie swojej niewinności było trudne, jeśli nie wiedziało się, o co się jest oskarżonym. Po chwili elf rozpoznał obu mężczyzn.
-Arden, prawda? - odezwał się, krótkim skinieniem głowy dziękując za pochwałę. -Widzę, że rana już się zagoiła. Dobrze. I... Idris – drugi strażnik popatrzył na niego z przestrachem, ledwo dostrzegalnie kręcąc głową. -Pana też dobrze widzieć... w zdrowiu – Iaskel ominął w ten sposób rozmowę o przypadłości, z którą przychodził do niego Idris, a o której tamten na pewno nie chciał mówić, zwłaszcza w obecności kolegi i obcego elfa.
Iaskel w milczeniu przyglądał się kontroli. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek mu się coś takiego przytrafiło. Czyżby więc chodziło o jego towarzysza? Spojrzał podejrzliwie na Hessana, ale nic nie mógł po nim poznać.
Przybycie nowej osoby Iaskel zauważył jeszcze zanim ją ujrzał – aura kobiety była trudna do zignorowania. Natomiast, gdy już ją zobaczył, nie spuszczał z niej oczu. Kim... kim ona była? Oczywiście, rozpoznawał w niej elfkę, która rozmawiała wcześniej z Hessanem, ale kto to był? Dlaczego najwyraźniej straże były jej posłuszne i, przede wszystkim, czego chciała od nich?
No, i się dowiedział. Elfka (Nazywa się Anabel, przypomniał sobie) najwyraźniej przybyła pożegnać się z Hessanem i upewnić się, że będą mieli bezpieczną podróż. Oczy Iaskela biegały od jednego do drugiego podczas tej sceny. A więc to tak, pomyślał. Ten wieniec, te gesty, wzmianka o „starych, dobrych czasach”... Elfowi przeszło przez myśl, że zbyt często chyba doszukuje się we wszystkim podstępu, podczas gdy wyjaśnienie bywa dużo prostsze.
Stulatek nazwany młodzieńcem przełknął nerwowo ślinę, kiedy Anabel wręczała mu prezent, a jej dłonie otoczyły jego dłoń. Nie był to jednak strach, raczej niezwykłe onieśmielenie wobec równie pełnej wdzięku i majestatu istoty.
-Dziękuję, pani. Tak zrobię – na swój prezent ośmielił się spojrzeć, kiedy ona patrzyła w inną stronę. Tym razem nawet przez myśl mu nie przeszło, że podarunek ten krył za sobą jakieś złe intencje.
Iaskel nie umiał tego wytłumaczyć, ale poczuł, że życzenia dobrej drogi rzeczywiście sprawią, że będzie ona lepsza. Coś jak... zaklęcie? Nie, nie sądził, że naprawdę je rzuciła – po prostu nie wierzył, że coś, co ona powie, może się nie spełnić. Również skłonił się nisko i chwilę jeszcze odprowadzał ją wzrokiem. Dopiero słowa Hessana sprawiły, że otrząsnął się z tego zapatrzenia.
-Ano, ruszajmy – powiedział. Niewątpliwie, konieczność skupienia się na jeździe odwróciła uwagę Iaskela od tajemniczej elfki, ale jego myśli jeszcze od czasu do czasu wracały do niej. Zielarz postanowił poczekać na okazję i jeszcze raz zapytać Hessana o jego znajomą.


Ciąg dalszy przygód
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości