Kryształowe KrólestwoWycieczka na misji ratunkowej

Elfie pałace zbudowane głęboko w ukrytych leśnych polanach. Wieże strażnicze wznoszące się ponad chmurami, gdzieś wśród ostrych skał - to wszystko możesz spotkać tutaj w Kryształowym Królestwie, gdzie zbiegają się szlaki elfich książąt, magów i smoków.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Mitrelin jeszcze przez jakiś czas podejmował desperackie próby otwarcia portalu, a jego mina z każda chwilą zdradzała coraz to większa rozpacz. Świadomość utkwionego w nim wzroku trójki towarzyszek, zwłaszcza Nireth, powodowała presję która dodatkowo komplikowała sytuację. Krople potu pojawiające się na czole maga zdradzały intensywny wysiłek jaki bibliotekarz wkładał w swoje działania. Czarodziej nagle zmienił taktykę, intensywnie strzelając palcami tak jakby chciał wskrzesić iskry samym pocieraniem kciukiem o palec wskazujący. Owe gesty przyniosły równie mizerny efekt co sama próba otwarcia przejścia do Kryształowego Królestwa.
        - No tak, wszystko jasne. – Zawołał uradowany Mitrelin. – Teraz rozumiem.
        - A zatem? – Niecierpliwiła się elfka.
        - Ta ziemia została wyjałowiona. Coś wyssało z niej całą magię. Dlatego właśnie wygląda jak olbrzymie pogorzelisko. Nie da się tu rzucić nawet najprostszego zaklęcia, ponieważ jego zasoby magiczne zostały wyczerpane. Nawet mistrz Olwe byłby tu bezradny. – Wyjaśnił bibliotekarz.
        - I to cię cieszy?
        - Jest to objaw działania tutaj potężnych zaklęć, ale co ważniejsze obserwowany przez nas efekt na skończony zasięg terytorialny, więc jeśli pójdziemy za radą Nemain, to w końcu trafimy na miejsce gdzie znajdziemy wystarczającą ilość energii.
        - Rozumiem że chcesz nam powiedzieć, iż nie cała Otchłań wygląda jak przestrzeń pod szafą. – Domyślała się Jarzębina.
        - Żeby ująć to bardziej obrazowo, a przy tym w sposób zrozumiał dla laików, to co nazywacie Otchłanią w rzeczywistości jest jak wielkie śmieciowisko. To takie miejsce gdzie znajdują się byty zbyt niebezpieczne, dziwne, radykalne, niedopasowane, zagrażające harmonii naszego świata i wszystkie takie która Matka natura mogła uznać za swoje nieudane pomysły. Weźmy dla zasady krzyżówkę człowieka z… z… - Miterlin spojrzał na Kopytną z zakłopotaniem - … nie, nieważne. Zły przykład. Zapomnijcie. W każdym razie zmierzam do tego że powinna być tu olbrzymia różnorodność tajemniczych stworzeń, a nie cos co przypomina pustynię. A wszystko to, bez względu na to jak abstrakcyjne i szalone, ma w sobie jedną wspólną cechę, zasoby energii potrzebne prostemu magowi by otworzyć portal.
        - Czyli szukamy czegoś co najpewniej przypomina las. Może niezupełnie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale czegoś w ten deseń. – Podsumowała Faelivrin.
        - Wróżkowy transport? – Zaproponowała Groszek.
        - Nie. Wolałbym iść o własnych siłach. – Natychmiast zaprotestował Mitrelin, przerażony wizją powrotu na grzbiet centaura.
        - Ruszamy.
        - Cudownie. Ciekawe czy spotkamy miejscowe wróżki. I żołędzie. Ziemia nie wygląda na urodzajną, ale skoro są wróżki to powinny tez być hodowane przez nich bukowate.
        - Nie słuchałaś ani słowa z tego co starałem się wytłumaczyć? – Westchnął bibliotekarz.
        - Skoro twoja magia nie ma tu z czego czerpać, to dlaczego Groszek emanuje mocą jakby ta wylewała jej się uszami? – Mimo podjętej decyzji Nireth nie wyglądała na przekonaną.
        - Nie mam pojęcia. – Odpowiedział Mitrelin. – Być może chodzi o to że rolą wróżek jest dbanie o to by świat pozostał uporządkowany według określonych prawideł, a gdy stają one w konfrontacji z nadmiarem chaosu, ich czynności życiowe naturalnie przyspieszają, tak aby spróbować poradzić sobie z wyzwaniem.
        - Od zawsze byłeś taką mądralą?
        - Yyy… - mag pominął uwagę elfki milczeniem nie bardzo wiedząc czy traktować ją jako komplement czy obrazę.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Gdy elficki czarodziej podejmował usilne próby uratowania zespołu przed marnym zgonem w otchłani, jak zawsze świadoma inaczej Nem rozglądała się po okolicy wypatrując czegoś ciekawego. Niestety jakby wzroku nie wytężała, to wszędzie dostrzegała jedynie doskonałe przestrzenie do zapomnienia się w cwale, ale nic nowego, co mogłoby umilić jej czekanie na dalsze decyzje.
Nawet książka zamknęła się w sobie. Tak jak Kara potrzebowała chwili spokoju by się namyślić, to tomiszcze gadało jak najęte, gdy mogłoby się chociaż trochę odezwać dla urozmaicenia choćby, to milczało uparcie nie wydając nawet najmniejszego dźwięku, nawet jeśli centaur cały czas niezmiennie odczuwał jej obecność.
Pozostało więc skupienie się na drużynie i jej co najmniej osobliwych dialogach. Nagle kopytna się ocknęła. Elf radził iść za jej radą. Wyprostowała się dumnie, zadowolona z siebie. Kolejny raz podczas tej wyprawy szanowano jej zdanie. Proszę, czyż nie dowodziło to jaką w gruncie rzeczy roztropną była istotą, a wszystkie inne centaury zawsze powtarzały inaczej. Ucieszyła się kolejny raz, z tego jak starszyzna się myliła, podrygując w miejscu jak koń gotowiący się do gonitwy. Wycieczka to jednak był świetny pomysł. Wreszcie ją doceniano.
        Teraz właśnie Nemain skupiła całą uwagę, którą Mitrelin zyskał trochę przez przypadek, na drużynie, uważnie słuchając każdego słowa. Co prawda znowu się zgubiła. Śmieciowisko… Czemu uszaty nazwał miejsce śmieciowiskiem, gdy było ono wręcz całkiem uporządkowane i puste. Gdzie te śmieci… Przecież wolnego miejsca mieli aż nadto, podczas gdy w umyśle Nem od razu odtwarzały się wspomnienia z życia pośród krasnoludów. Śmietnik wyglądał zdecydowanie inaczej. W zależności od rodzaju odpadów można było tam znaleźć rozmaite rzeczy, ale miejsce zawsze było typową graciarnią. Jak tu się więc dziwić, że uszaci nie dogadywali się z mieszkańcami gór?
Słuchając o mieszkańcach otchłani przechyliła głowę, jeszcze bardziej wysilając umysł by zrozumieć czarodzieja. Niebezpieczne byty… Do tej pory to właśnie elficki dzieciak okazał się największym postrzeleńcem. Przez niego oszalały te miłe stworzenia, dopasowujące swój kształt do sytuacji, a potem było już tylko gorzej. Znowu Matka Natura. Co się wszyscy tak uczepili? Tak jakby wszystko kręciło się wokół niej. W mieście pod górą, nawet słowa o niej nie wspominali, w zamian mieli innych, znacznie rozsądniejszych bogów. Co więc ona robiła i tutaj, w takim ładnym piaszczystym miejscu?
No i jeszcze jąkanie się Mitrelina. Nem odwróciła się gwałtownie, myśląc że dostrzegł za nią coś ciekawego. Ale było pusto. Może dziwak miał zwidy, a może zwyczajnie mu się przewidziało. No nic. Wzruszyła ramionami, szykując się do wyruszenia w drogę. Bo tyle to przynajmniej zrozumiała, idą zwiedzać.
Drobiła jeszcze chwilę czekając aż ekipa ruszy przed siebie, nawet później podrygując jak cyrkowy kucyk, tylko po to by iść energiczniej niż wlokące się według centaura elfy.

        Ciężko stwierdzić jak długo szli. Czas mogli mierzyć jedynie na podstawie własnego zmęczenia, ponieważ krajobraz wciąż się nie zmieniał, a niebo zasnute gęstymi chmurami czy dymem, pozostawało takie samo. Słońca nie dostrzegali, chociaż chyba jakieś powinno gdzieś być, skoro nie panowały całkowite ciemności.
Nemain przestał podrygiwać już jakiś czas temu. Szła wolnym wyciągniętym krokiem, ostatnio rozglądając się z coraz większą ciekawością. O dziwo otoczenie powoli ulegało zmianom. Najpierw musieli zsunąć się w dół wąwozu, po osypującym się gruzowisku. Samo to znacznie urozmaiciło podróż. Każdy nieostrożny krok mógł zakończyć się upadkiem w dół, siniakami, otarciami a nawet złamaniami, jeśli miało by się mało szczęścia lub refleksu. Potem przybyło głazów i rozpadlin, jakby weszli do starego, wyschniętego koryta dawnej rzeki. Strome zbocze które majaczyło przed nimi było ostatnią rzeczą jaką widzieli dokładnie. Za nią rysowała się rozmyta ciemność, ale by lepiej się przyjrzeć należało wdrapać się na brzeg.
        Nagle całkowitą ciszę w której rozbrzmiewały jedynie odgłosy ich kroków, przerwało brzęczenie. Najpierw ciche z czasem coraz głośniejsze i natrętne, a przypominało trochę brzęczenie dużego komara. Kilka uderzeń serca później, zjawił się gość odpowiedzialny za ów dźwięk.
Podleciało do nich stworzenie niewiele większe od Groszek. Miało dwie pary skrzydełek identycznych jak skrzydła ważki, cztery ręce z palcami zakończonymi pazurkami, dwie kończyny przypominające nóżki, a na wątłym, wychudzonym tułowiu i szczupłej szyjce znajdowała się spora owalna główka z dwojgiem wielkich czarnych oczu. Początkowo stworzonko latało szybkim zygzakiem jakby próbowało podjąć jakąś decyzję, po czym wystartowało niczym wystrzelona strzała, prosto w stronę gajłaka. Wilk nawet nie zdążył się obrócić, gdy główka okazała się mieć wielką paszczę pełną szpilkowatych zębów, którą rozdziawiła dosłownie na połowę swej szerokości i dziabnęła zad drapieżnika. Baal podskoczył z piskiem, szybko przechodząc we wściekłe warczenie z którym próbował złapać lub chociaż przegonić skrzydlatego stworka. Ale skrzydlate i rządne krwi coś szybko zmieniło obiekt swojego afektu. Kaszląc i plując pozbyło się czarnych kudłów i poleciało w kierunku czarodzieje. Ten zaczął machać i wierzgać wszystkimi kończynami by tylko odstraszyć napastnika.
        Wreszcie tak gwałtownie jak przyleciało, stworzonko postanowiło się oddalić znikając za wzniesienie.
        - Szybko - zakrzyknęła podekscytowana kara - To na pewno tutejsza wróżka! - przecież gdzie wróżki, miał być i las. Jaki on powinien być ciekawy. Nie czekając na ekipę Nem żwawo dopadła do zbocza i ciężkimi susami poczęła wspinać się po osypujących się kamieniach.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Podróż w poszukiwaniu lasu dłużyła się niemiłosiernie. Monotonna i pusta okolica, nie zachęcała podróżnych do dyskutowania na jej temat, dlatego też cała drużyna przemieszczała się w ciszy, tym bardziej że para elfów bardziej skupiona była na dręczących ich wątpliwościach, niż prowadzeniem jakiejkolwiek konwersacji. Dokładniej rzecz ujmując była to nie tyle cisza co monolog Groszek. Skrzydlata starała się przypodobać zarówno Nireth jak i Mitrelinowi, a ponieważ zdawała sobie sprawę, że długouche kochają naukę i zgłębianie tajników przyrody, samą siebie postanowiła zaprezentować jako wybitną badaczkę zjawisk zachodzących w naturze. Po części było to zresztą zgodne z prawdą, ponieważ to Jarzębina była, tą która usiłowała zrozumieć dlaczego niektóre prawidła pozostają stałe i niezmienne, a inne zdają się kierować logiką chaosu. Groszek natomiast uczestniczyła w wszystkich badaniach przyjaciółki, nie koniecznie będąc o to poproszoną. No ale od czego ma się przyjaciół, jeśli nie po to by ci zawsze służyli pomocą. Rzecz jasna sam wykład szybko sprowadził się do opowieści o żołędziach, Sokowniku i zwyczajach wróżek.
        - Moja Jarzębina przykłada olbrzymią wagę do kwestii bezpieczeństwa. – Mówiła wróżka. – A za największe zagrożenie dla latających, skaczących, pełzających czy tupiących stworzeń, uważa żołędzie spadające z naszego Sokownika. Dlatego stara się obliczyć ich trajektorię i wyznaczyć miejsce gdzie i kiedy taki uderzy. A potem cały teren znaczymy kamieniami na których znakujemy też datę możliwej katastrofy. Latanie z miarką to świetna zabawa. Ona to wszystko zapisuje, analizuje i uśrednia, a czasem wspólnie przeprowadzamy eksperymenty. Za to jaką ma zabawną minę gdy coś jej nie wyjdzie …
        Nireth starała się tego nie słuchać. Pod pretekstem obserwacji czy nie nęka ich ewentualny pościg stworów z którymi jeszcze niedawno walczyli, elfka pchnęła czarodzieja do roli tego, któremu powierzona zostanie dyskusja z Skrzydlatą. Dopiero wrzaski Mitrelina zwróciły uwagę Faelivrin na to co dzieje się bezpośrednio w szeregach drużyny. Młody bibliotekarz biegał w kółko niczym opętany, wymachując ramionami na wszystkie strony. Elf wrzeszczał, błagając o pomoc, chociaż sama Nireth nie była w stanie dostrzec żądnego zagrożenia. Nagle do ogólnego chaosu włączyły się również Nemain i Groszek. Centaur rzucił się od pościgu za jakimś latającym stworzeniem, wykrzykując coś o wózkach, co oczywiście było niczym woda na młyn dla drugiej Skrzydlatej.
        - Jak to wróżka! Trzeba ja zatrzymać! – Cieniutkim głosem nawoływała Groszek, pędząc za swoją wydumaną krewną. – Stój. Zaczekaj za mną! Jak masz na imię!?
        Tu w Otchłani Skrzydlata latała naprawdę szybko, toteż nim się zorientowała, znalazła się na skraju najbardziej niezwykłego lasu jaki kiedykolwiek widziała. Wszystko było w nim inne i zachwycające. Po oczach biła cała gama intensywnych kolorów. Część drzew wyglądała niczym cebule, inne z kolei były chude i cienkie, przypominając raczej ogromne kwiaty niż drzewa w tradycyjnym rozumieniu. Jeszcze inne zdawały się rosnąć korzeniami ku górze, niektóre pniaki przypominały bardziej skały niż drewno, natomiast samej wróżce najbardziej podobały się, których liście zamiast wyrastać z gałęzi, po prostu wirowały wokół korony drzewa, tworząc osobliwe formy. Same liście również były różnego koloru, wielkości i kształtu. Niektóre cienkie i podłużne przypominały węże, a inne wielkie i szerokie, najeżone kolcami, kazały trzymać się od siebie z daleka.
        - Artystyczne. A mówią że to ja robię bałagan. – Zauważyła Groszek, po czym dostrzegając tą którą goniły, wskazała Kopytnej ich cel. – Tam jest!
        - Zaczekajcie! To może być niebezpieczne! – Starała się ostrzec nadbiegająca Nireth. Elfka co prawda nie była w stanie dotrzymać kroku centaurowi, jednaj jej bystry wzrok przewyższał możliwości Nemain, dzięki czemu nawet z tak dużej odległości Faelivrin zauważyła coś co mogło być pajęczą siecią. Zdecydowanie zbyt dużą i rzadką by zatrzymać taką Groszek, która swobodnie mogła przelecieć miedzy splotami. Natomiast łatwo dałoby się w nią złowić centaura. W sumie elfki nie zdziwiłoby wcale gdyby tutaj to wróżki polowały na pająki, a nie odwrotnie.
        - Działa! – Krzyknął uradowany Mitrelin wyczarowując niewielki płomień. – Magia jest tu obecna. Możemy otworzyć portal.
        - Nie teraz. Musimy zatrzymać te dwie szalone Naturianki.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nemain nie musiała dwa razy powtarzać. Groszek okazała się być drugą najbystrzejszą osobą w ekipie i w lot pojęła konieczność podążenia za tubylcem. Okazała się też szybką kompanką, co tylko dodatkowo uradowało Nem. Ledwie wygramoliła się na szczyt zbocza a zaczęła przyspieszać, w krótkim czasie rozwijając pełną prędkość. Wróżka nie tylko dzielnie dotrzymywała tempa centaurowi, ale prześcignęła Karą lecąc w przedzie. To dopiero była zabawa. Móc ścigać się z kimś szybszym od siebie.
Nemain składała się do każdego skoku wkładając całe serce w rajd, co poskutkowało radosnym zmęczeniem centaura. Dawno nie miała okazji biec dla samej przyjemności ścigania się z wiatrem. Ciągle gdzieś szli, uciekali, walczyli, a teraz mogła beztrosko rozprostować nogi. Pylista równina była do tego idealna. A, że usiana niespodziankami i ewentualnymi pułapkami, to już Nem nie przeszkadzało. Ratowała się skokami w ostatniej chwili i nagłymi zwrotami, nie zwalniając nawet na moment, zupełnie nie przejmując się jak karkołomne były podobne wyczyny. Nim dobiegła do ściany lasu, zdążyła się zaziajać, co tylko pogłębiało centaurzą radość. Zwolniła dopiero dokładniej widząc kolorowe cienie i zaczęła przyglądać się dziwom.
        Kolejna ciekawa rzecz w tym niesamowitym świecie. Jaki to był las… Wszystko na opak, a radowało kopytną jak festyn cieszy dzieci. Obiegła pierwsze cebulowe drzewo mierząc jego szerokość. Zaraz potem powtórzyła ten wyczyn na kolejnym pniu, tym razem trącając palcem łuskowatą korę. Drzewo zatrzęsło się, szeleszcząc liśćmi i wywołując wielki uśmiech na twarzy naturianki. Chętnie ponowiłaby manewr, ale już skupiła się na czymś innym. Liście zupełnie nie były przytwierdzone do gałęzi. Złapała za jeden z nich, sprawdzając czy bez problemu da się zabrać. Otóż nie dał się. Wokół ręki centaura zgromadziła się reszta pobliskich listków szeleszcząc groźnie na podobieństwo roju pszczół. Nem przysiadła na zadzie, z rozbawionym piskiem. Coraz bardziej jej się tutaj podobało. Pewnie poświęciłaby się dalszemu poznawaniu lasu, gdyby nie wołanie Groszek.
        - Lecę! - odkrzyknęła zrywając się do galopu. Wystartowała z miejsca, pędząc wąską ścieżką w ślad za wróżkami.
Faelivrin miała sokoli wzrok, ale centaur nie miał tak doskonałego słuchu. A na pewno nie centaur zaintrygowany masą innych rzeczy. Zresztą nawet gdyby Nemain słyszała, jakie szanse miał rozsądek w starciu z ciekawością. W przypadku Karej niestety niewielkie. Tak więc ostrzeżenia dowódczyni przeleciały gdzieś obok głowy kopytnej, bez żadnego echa.
Pajęczyny Kara nie dostrzegła dokładnie tak jak łuczniczka przewidziała. Wpakowała się całą swoją czarną masą w cienkie lepkie nici, mocniejsze niż niejedna lina, którą rozpędzony centaur mógłby zerwać nawet specjalnie nie zwalniając.
Sieć rozciągnęła się razem z kopytną wykonującą kolejny skok galopu, naprężyła się z niespotykanym brzękiem i wróciła do pierwotnej formy razem z pojmaną w swoje prawie niewidoczne objęcia, Nemain. Kara zawisła w powietrzu, przyklejona do pajęczyny w pozie dość ciekawej i zupełnie nienaturalnej dla czworonożnych stworzeń. Tylne nogi znajdowały się nad przednimi, Przednie zwisały bezwładnie, zupełnie jak ludzki tułów Nem, który również przywarł do sieci.
        - A może niech one sobie tutaj zostaną - szepnął Mitrelin, zbliżając się do wklejonego centaura. Elfka spojrzał na niego karcącym wzrokiem.
        - Krzyczałam, że może być niebezpiecznie - odezwała się oskarżycielskim tonem w stronę Nem, która nie miała innego wyjścia jak słuchać. Tak się przynajmniej wydawało na początku.
        - Nie słyszałam - odezwała się Kara, tłumacząc nie stosowanie się do ostrzeżeń.
        - Bo nie słuchasz - łuczniczka rozzłościła się jeszcze bardziej.
        - Nie zastanawiacie się co zrobicie. Nie próbujecie dopasować się do grupy. Wszystko robicie na łapu-capu, ty i ta wróżka.
Mitrelin rozglądał się niespokojnie podczas gdy Faelivrin łajała karego centaura, gdy kopytna już nie słuchała, rozpatrując się wokół jakby wszystko było ciekawsze niż uszata.
        - O tym właśnie mówię! - elfka nie wytrzymała i krzyknęła. Dopiero głośniejszy ton głosu wyrwał Nem z podziwiania okolicy, którą oglądała z innej niż zwykle perspektywy.
        - Uwolnisz mnie? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
        - Czy cokolwiek do ciebie dotarło? - zapytała zdruzgotana łuczniczka. Mina Nemain była najlepszą odpowiedzią. Kara mrugała powoli, wpatrując się w twarz uszatej, jakby rozmawiały w obcych językach.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Groszek leciała ile sił w skrzydłach. Całą swoją uwagę poświęcała ściganemu przez siebie stworzeniu, przez co nawet nie zdawała sobie sprawy z kłopotów towarzyszki. W swojej ocenie gabarytów rzeczy, Skrzydlata zwykła dzielić przedmioty na „wróżkowe” i „duże”, przy czym te ostatnie nie podlegały już żadnemu skalowaniu. Nemain była duża, tak samo jak duży był smok czy pałac w Kryształowym Królestwie, albo na przykład prześwit w pajęczej, sieci przez który Groszek właśnie przefrunęła. Zgodnie z tą logiką, Kopytna zwyczajnie nie mogła utknąć w czymś, co według wróżki było tych samych rozmiarów. Poza tym w chwili obecnej najbardziej liczyło się dogonienie tej, która zamieszkiwała śmieszny las, a która to najprawdopodobniej była krewną Skrzydlatej. Tylko dlaczego uciekała?
        Zabawna wróżka wykorzystywała przewagę związaną z znajomością terenu, raz za razem skręcając gwałtownie, w nadziei zgubienia pościgu. W skutek podobnych manewrów, Groszek co chwila zderzała się z jakimś pniem lub wpadała w gęste zarośla, na powrót będąc zmuszoną do nabierania szybkości. Na szczęście owe braki nadrabiała zapałem, entuzjazmem i faktem iż generalnie to właśnie ona rozwijała większą prędkość. Ostatecznie o losach pościgu zadecydował moment, w którym tajemnicze stworzenie zaczęło oglądać się za siebie w poszukiwaniu napastnika, w skutek nieuwagi samemu kończąc lot, uderzając w twardą skałę.
        - Mam cię! – Krzyknęła uradowana Groszek, rękoma przyciskając ofiarę do podłoża. Z bliska Skrzydlata szybko doszła do wniosku iż trafiła się jej najbardziej owadzia wróżka jaką kiedykolwiek widziała. Przy tych wielkich oczach, szerokiej buzi i nad wyraz pełnym uzębieniu, nowa znajoma mogła wydawać się nieco odpychająca, jednak wróżkę wcale to nie zniechęcało. Nie zamierzała rezygnować z zawarcia niezwykłej przyjaźni. Okazało się zresztą iż to wróżka z Otchłani bardziej boi się swojej odpowiedniczki. Owadzia nieustannie próbowała wyrwać się z serdecznego uścisku, pomimo faktu iż Groszek starała się przyjąć najbardziej perlisty wyraz twarzy na jaki tylko byłą ją stać.
        - Tak w ogóle to cześć. Ja jestem Groszek. Tak jak kwiat, ale … tu akurat takiego nie widzę, więc nie mogę ci pokazać. U nas wszystkie wróżki dostają imiona na cześć czegoś co rośnie. Na przykład moja najlepsza przyjaciółka to Jarzębina, no i pewnie wolałabym być dębem, bukiem albo żołędziem, chociaż Groszek też brzmi ślicznie, prawda? – Zagadnęła Skrzydlata.
        Niestety w odpowiedzi nie usłyszała nic co dało się zrozumieć. Mowa nowo poznanej wróżki przypominała raczej cykanie świerszcza niż jakikolwiek sensowną zbitkę słów. Groszek i ta przeszkoda nie zrażała. Nie był to pierwszy raz gdy w nawiązaniu dialogu zmuszona została do użycia innych środków komunikowania się niż mowa.
        - Patrz. – Delikatnie zwalniając uścisk w jakim trzymała towarzyszkę, wróżka przyłożyła dłoń do czubka swojej głowy, po czym kreśląc nią linię, pokazała nieznajomej że obie są tego samego wzrostu. Obie miały też skrzydła, co stanowiło kolejny element Groszkowej prezentacji. Podobnie stało się z kończynami, oczyma, uszami a nawet zębami. – Widzisz, jesteśmy takie same. A jak dam ci czapkę z żołędzia, to nikt nas nie rozpozna.
        Chociaż nie mówiła tego głośno, Nireth miała wielką ochotę zostawić irytującego centaura. W odróżnieniu od gapowatej wróżki, Nemain nawet nie próbowała udawać że chce pomóc. Wszystko robiła na przekór, ponieważ uważała że tak będzie najlepiej. Elfka natomiast doskonale zdawała sobie sprawę że teraz potrzebuje tylko zabrać stąd przeklętą księgę i zamknąć portal do Otchłani na cztery spusty. Kopytna niech tu sobie biega skoro ma na to tak dużą ochotę. Z drugiej strony odkąd obie stoczyły bój z doppelgangerami, walcząc ramię w ramię, Nireth czuła się zobowiązana wspomóc towarzyszkę broni, nawet jeśli ta ostatnia nie zdawała sobie sprawy, że takiej pomocy potrzebuje. Podobną więź, a być może nawet silniejszą, strażniczka czuła w stosunku do Groszek, a co za tym idzie małą wróżkę również musiała uratować.
        - Odniosłam wrażenie że tobie się tu podoba i wolałabyś zostać. – Stwierdziła Nireth nie kwapiąc się do uwolnienia towarzyszki.
        - Faelivrin, patrz! Nadlatuje więcej tych przeklętych szerszeni! - Krzyknął Mitrelin wskazując w niebo gdzie zbierało się coraz więcej owadów.
        Łuczniczka od razu sięgnęła po swoją broń, tylko po to by przypomnieć sobie, że po ostatnim pojedynku jej kołczan pozostawał pusty.
        - Co jeszcze…. Stwórz jakąś osłoną, tak aby te paskudy nie dały rady się tu zbliżyć. – Poleciła Nireth.
        - Nie mogę!
        - Dlaczego zawsze jak proszę cię o coś pożytecznego, ty przezywasz załamanie wiary w własne możliwości?
        - No bo … moje ręce… próbowałem uwolnić Nemain i sam przykleiłem się do tego czegoś. – Wydukał zakłopotany bibliotekarz.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Tymczasem wbrew przypuszczeniom Groszek, Kara wcale nie zmieściła się między lepkimi nićmi o wytrzymałości stali i widowiskowo w nich utknęła, podczas gdy wróżka kontynuowała pościg. Podczas gdy skrzydlata wreszcie dopadła gonione stworzenie, pozostawiona w tyle reszta drużyny dobiegła do miejsca w którym Nemain uwięzła.
Centaur zupełnie nie podzielał rozgoryczenia elfki, ani zaniepokojenia elfa, ciesząc się większością nowości i chwilowo wstrzymując się od radości z powodu unieruchomienia. Tak samo nie pojęła ironii jaką przesycona była wypowiedź Fealivrin.
        - Tak, jest tutaj ciekawie - przytaknęła zupełnie nieświadomie, nie pomagając swojej sytuacji. Łuczniczkę trzymała tylko jej lojalność, ale niewiele brakowało by czara przechyliła się na niekorzyść kopytnej, skłaniając wojowniczkę do porzucenia wszystkich ideałów i zabrania siebie, Mitrelina oraz Groszek, zostawiając nierozumne stworzenie z tyłu. Tymczasem Nem kontynuowała niezrażona kwaśną miną rozmówczyni.
        - W sumie mogę tu zostać, ale nie w tej pułapce - dodała pogodnie.
Mitrelina podobne rewelacje zszokowały i przeraziły na raz. Jak można było chcieć pozostać w tej niegościnnej i zniszczonej krainie. Co w niej niby było ciekawego. Zdewastowane i wyczerpane z całej magicznej energii pustynie. Czy może niebezpieczne lasy rosnące wbrew wszelkim normom i zasadom jakby stworzone przez jakiś wynaturzony magiczny wybuch. Zupełnie nie pojmował. Wiedzę o Naturianach posiadał, może podstawową, ale jednak ich rasy i ogólny zarys kultury nie były obce młodemu bibliotekarzowi. Zdawał sobie sprawę z różnic ich dzielących, które mogły utrudniać porozumienie się miedzy rasami elfów a Naturian właśnie. Tego centaura jednak nie potrafił zakwalifikować w żadne kategorie ani chociaż próby rozumienia. Dla odmiany doskonale rozumiał frustrację Fealivrin. Oczywiście, że chętnie by się stąd wynosił, niezależnie czy z centaurem czy bez i nie zwracając uwagi na obecność Groszek lub nieobecność.
        Gdy jednak dostrzegł chmurę gryzących stworów, w uszatym przeważył pragmatyzm. Centaur był szalony i bezrozumny, ale potrafił walczyć, a w razie potrzeby może dałoby się go użyć do odwrócenia uwagi, gdy on ratując dowódczynię, zniknąłby w bezpiecznym portalu.
Dlatego właśnie szarpnął za nici pajęczyny. Niestety zrobił to zanim pomyślał. Przecież jeżeli coś tak ciężkiego jak centaur przykleiło się do nici, to wielce prawdopodobnym było, że i on utknie. Teraz było posprzątane.
Nemain popatrzyła na elfa z zaciekawieniem dodając wyjątkowo elokwentne - O! Też utknąłeś.
Elf zarumienił się mocno, ciężko stwierdzić czy ze złości, czy ze wstydu, a może z obu powodów, ale nie odezwał się słowem spuszczając wzrok.
Tymczasem brzęczenie nasilało się z każdą chwilą, dając coraz mniej czasu na ucieczkę. Jakby na domiar złego sieć zaczęła delikatnie drgać. Nem rozejrzała się najpierw wokół, a potem powoli spojrzała w górę. To samo czynił elfi czarodziej, jak na sygnał spoglądając ponad ich głowy razem z centaurem. Oczy elfa rozszerzyły się do granic możliwości, a on sam zaczął jęczeć i piszczeć, drżąc ze strachu.
        - Pająk... Jaki duży... Znowu... - odezwała się Kara gdy uszaty wtórował swoimi piskami nasilającymi się z każdym oddechem i szarpaniną, przez którą motał się w sieć coraz bardziej.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Nireth dobyła miecza. Spoglądała raz za razem to na olbrzymiego pająka, to na unoszący się w powietrzu rój owadów, usiłując zdecydować którym z zagrożeń powinna zająć się jako pierwszym. Spróbowała najbardziej oczywistego w tej sytuacji rozwiązania, a mianowicie przecięcia sieci krępującej centaura. Niestety ostrze odbiło się od nici, tak jakby elfka uderzyła w stalowy łańcuch. W Otchłani nie działały żadne znane łuczniczce prawidła przyrody. Wyglądało na to, iż zjawiskami wokół Faelivrin kierowała jedna zasada, polegająca na uprzykrzaniu elfce życia.
        Mimo ewidentnego niepowodzenia, łuczniczka odniosła pewien sukces. Uderzenie w sieć wywołało drgania, które z kolei sprawiły, iż tłusty, włochaty stwór nieco się cofnął, wyraźnie zaskoczony faktem że jego zdobycz wciąż wykazuje werwę do walki. Nireth nie czuła strachu. Była wojowniczką przygotowaną na różne sytuacje w których sprawy mogły wyglądać źle. Problem Jarzębiny polegał na tym, że jej wiara w własne możliwości nie była w stanie wygrać z ogarniającą elfkę rozpaczą, poczuciem bezradności i osamotnienia. Jak żywe stanęły jej przed oczyma wydarzenia minionych tygodni, kiedy to bezskutecznie usiłowała przekonać mieszkańców Kryształowego Królestwa o grążącym im niebezpieczeństwie, trafiając na mur drwin, naiwności, zapatrzenia w siebie i braku odpowiedzialności. W tej chwili, swoją beztroską postawą, Nemain uosabiała wszystko to co tak bardzo irytowało elfkę. Przez głowę Nireth przebiegły myśli podpowiadające jej, iż być może powinna zostawić tu centaura i Mirelina. Martwi przynajmniej nie robią żywym wyrzutów.
        - Jest sposób! – Nieoczekiwanie krzyknął bibliotekarz.
        - Co?
        -Wiem jak możemy się z tego wyplątać. – Zaskoczona niespodziewaną pomocą, Faelivrin potrzebowała kilka dodatkowych sekund aby przetrawić słowa towarzysza.
        - To gadaj, byle szybko! – Poleciła gdy tylko odzyskała trzeźwość umysłu. W każdej chwili spodziewała się ataku, dlatego też każda zwłoka wydawała się czymś co może zdecydować o ich porażce.
        Mitrelin najwyraźniej był innego zdania, z stoickim spokojem rozpoczynając swój wykład.
        - Bezpośredni kontakt z tą substancją, pozwolił mi zbadać jej molekularną strukturę oraz jednoznacznie określić iż charakteryzuje się ona wysokim stopniem higroskopijności …
        - A co mnie to obchodzi!? Nie mamy na to czasu! – Natychmiast zaprotestowała łuczniczka. – Jakbyś nie zauważył, zaraz tu zginiemy!
        - Na naukę zawsze powinien być czas. Cierpliwość jest podstawą sukcesu w badaniach opartych na empirii. No dobrze. Dla twojej jasności posłużę się przykładem. Próbuję ci wytłumaczyć dlaczego pająk nie klei się do pajęczyny. Tak jak ciasto drożdżowe do misy. Znaczy się w pierwszej fazie urabiania tegoż ciasta jest dokładnie odwrotnie, ale …
        - Do cholery Mitrelin! Na gotowaniu tez się nie znam! Mów co robić! – Na szczęście krzyk dziewczyny zdołał wyrwać bibliotekarza z naukowego zauroczenia.
        - Oblej nas jakąś formą tłuszczu. Zmniejszy to napięcie miedzy… znaczy się po prostu będziemy wolni. Dokładniej rzecz ujmując te kielichowate rośliny nad nami powinny być pełne takich substancji. – Wyjaśnił zapytany. Mitrelin z natury był panikarzem, jednak gdy w grę wchodziła nauka, potrafił zapomnieć o całym świecie, łącznie z wiszącym nad jego głową zagrożeniem.
        Nie czekając na dalsze wyjaśnienia, czy też obawiając się że te mogą nastąpić, Niteth błyskawicznie zaczęła wspinać się po drzewach, wykonując polecenie młodego czarodzieja. Musiał działać szybko, ponieważ gdy tylko oddaliła się od dwójki przyjaciół, ośmielony pająk ponownie ruszył do ataku. Z tajemniczej rośliny rzeczywiście wyciekło coś co na pierwszy rzut oka przypominało olej. Teraz pozostawało mieć nadzieję, że teoria elfa jest słuszna, a sama Nemain będzie wiedziała co robić.
        Faelivrin spojrzała w górę chcąc sprawdzić co się dzieje z znajdującymi się tam krwiożerczymi owadami. Ku ogromnemu zaskoczeniu, zauważyła iż chmara niebezpiecznych insektów, zamiast sposobić się do ataku, zebrała się wokół Groszek, brzęcząc donoście. Po chwili zadowolona z siebie wróżka, sfrunęła w pobliże elfki, z uradowaną miną tłumacząc co zaszło.
        - Nieporozumienie wyjaśnione. Ale musicie cos zrobić z tym zapachem. – Powiedziała roześmiana Skrzydlata.
        - Jak to możliwe że udało ci się dogadać z tymi stworami?
        - Eee to nic wielkiego. Ja potrafię porozumieć się z każdym. No może z ślimakami jest ciężko, bo one tak wooolno odpowiadają. A te tu, jak już się połapiesz co znaczy które „cyt, cyt” okazują się być całkiem przyjazne.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nemain wisiała sobie wyglądając prawie beztrosko w pajęczej sieci. To przypominało nieco latanie. Zawsze zastanawiała się jakby to było latać. Szybowanie przypominało pewnie takie bieganie, tylko bez ograniczeń. Z drugiej strony o ile nudniejsze byłoby takie cwałowanie gdyby co chwila nie napotykało się przeszkód, które trzeba było pokonywać na bieżąco. Gdy nie było czasu na myślenie gdyż ledwie starczało go na reakcję. Ryzyko i adrenalina, to było całe sedno biegania. Ale mimo wszystko latanie czasem zajmowało centaurze myśli. Tak jak właśnie w tej chwili gdy przyglądała się zbliżającemu pająkowi. Niby podobny był do poprzednich, spotkanych w lesie ze strażniczym drzewem, a jednak coś go odróżniało. Może zdawał się głodniejszy... Albo oczu miał więcej... Ciężko stwierdzić. Gorzej, że mógł być problem nie tylko z dokładnym jego obejrzeniem ale też ze znalezieniem skutecznego sposobu na jego unicestwienie. Przecież jak ubić pająka, gdy większość kończyn przykleiła się do jego sieci. Wolne miała co prawda ręce, ale już plecy z przewieszonym doń mieczem, niekoniecznie. Wtedy właśnie usłyszała krzyk Mitrelina i Kara ucieszyła się niepomiernie. Mieli sposób, wspaniale! Owszem ciekawa była tego świata i latania, ale wiszenie w bezruchu było co najmniej nie komfortowe, nie wspominając już o głodnym pająku skradającym się u szczytu.
        Nemain liczyła na jakieś konkretne informacje i wskazówki, ale otrzymała znowu litanię niezrozumiałego bełkotu. I wcale fakt, że chyba Faelivrin nie rozumiała więcej niż ona, nie poprawiał nastroju centaurowi. Już miała dołączyć się do pokrzykiwań łuczniczki, ale używając słów "na Wspólny proszę", gdy czarodziej pokazał wielkie kielichowate kwiaty.
Kopytna przekrzywiła głowę na bok i wnet coś zaiskrzyło w rozczochranej łepetynie. No przecież nie raz w kuźni używało się najróżniejszych smarowideł. Jedne miały zabezpieczyć gotowy oręż, inne na przykład względnie ochronić własną skórę, jeszcze inne izolowały odlewniczą formę od wlewanego metalu by otrzymać powierzchnię znacznie gładszą niż inni rzemieślnicy.
No tak, jakby się polali zawartością roślin może udałoby im się uwolnić, o ile oczywiście nie okażą się lepkie, ale Mitrelin zdawał się być bardzo pewnym swego.
        - Możesz rzucać - zawołała Kara widząc moment gdy elfka znajdowała się tuż obok pękatego celu - złapię!
Nie do końca przekonana łuczniczka po chwili wahania uczyniła, jak zachęcał centaur. Odcięła pierwszy kwiat, nawet nie patrząc gdzie wylądował. Nie usłyszała jednak plaśnięcia ani chlupotu, więc z niekrytą obawą zerknęła w dół. Tam kopytna właśnie polewała bibliotekarza, który powoli zaczynał odklejać się od pajęczych nici. Z pewną ulgą odcięła drugi z kwiatów, który znowu zgrabnie wylądował w centaurzych rękach.
Niewiele później felerna dwójka była wolna, umorusana cieczą plasującą się między fioletem jagód a brązem... powiedzmy błota. Pachnieli również nienajlepiej, czyli jakby właśnie wyszli z bajora pełnego szlamu. No ale nie siedzieli w pajęczej pułapce. W tym czasie Groszek okiełznała bandę zębatych tubylców ratując drużynę może nie przed śmiertelnym, ale na pewno dotkliwym pokąsaniem.
        - Umyjemy się zaraz po powrocie - Nem odpowiedziała wesoło skrzydlatej. Normalnie pewnie poszukałaby źródła wody w okolicy, ale wędrowali od dłuższego czasu i nie natrafili nawet na jedną maleńką sadzawkę ani rzeczkę, a nawet tak ciekawski podróżnik jak Nemain, wiedział, że niektórych rzeczy nie dało się znaleźć nie ważne jak długo by nie szukał i zaangażowanie nie mogło nic zmienić. Jako, że zapach przeszkadzał jej nie mniej niż wróżce, chwilowo chęci podróży zeszły na drugi plan na pierwszy wyciągając kąpiel.
        - Widzisz, daliśmy radę - zawołała jeszcze na podsumowanie, pogodnie klepiąc Faelivrin po plecach. Pokonali dopelcosie, znaleźli dzieciaka, który co prawda nie był ich dzieciakiem. Po drodze dowodzenie ze starego elfa kolaborującego z gadatliwą książką przejęła łuczniczka i znaleźli las tak jak chciała ona i Mitrelin.
        - Czy czujesz się uratowana? - dodała nie widząc absolutnie nic złego w podobnym pytaniu. Kara stanęła naprzeciw elfki z pogodnym uśmiechem przyciągając bibliotekarza pod pachą, by dołączył się do radosnego wyznania, oboje utytłani jak nieboskie stworzenia, jednocześnie wzrokiem szukając małej Groszek by dołączyła się do dumnej prezentacji.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Nireth z niedowierzaniem przyglądała się twarzom swoich towarzyszy. Paradoksalnie w tym tajemniczym, niezwykłym, dziwnym, nieco groteskowym i absurdalnym miejscu, tym co najbardziej zszokowało elfkę były naiwne miny Nemain, Groszek i Mitrelina. Łuczniczka nie miała pojęcia skąd cała ta trójka brała swój optymizm i pewność siebie, chociaż jak do tej pory wszystko co robili, robili źle. Właśnie dlatego Faelivrin wolała działać sama. Z drugiej strony nie mogła zlekceważyć atutów jakie dawały im siła centaura, spryt Skrzydlatej, czy mądrość bibliotekarza. Niestety ona jako przywódczyni tej grupy nie potrafiła wykorzystać owych zalet. Podobnie zresztą jak nie była w stanie motywować swojej kompani inaczej niż poprzez ciągłe utyskiwanie na wszystkich. Tym bardziej, że jeśli już starała się powiedzieć coś miłego, nagle okazywało się że w odróżnieniu od swoich naiwnych towarzyszy, łuczniczka nie jest w stanie beztrosko ignorować wydarzeń wokół siebie.
        Na przykład tego iż wielki pająk wcale tak łatwo nie zrezygnował z swojego posiłku. Niedoszłe ofiary co prawda uwolniły się z śmiercionośnej sieci, ale okazały się tak głupie, że zamiast rzucić się do ucieczki, postanowiły świętować tuż pod jego odnóżami. Bestia, nie czekając na lepszy rozwój sytuacji, od razu przystąpiła do ataku. Mimo wrodzonej szybkości, Nireth nie zdołała nawet zareagować. Nie musiała. Okazało się iż skrzydlate przyjaciółki Groszek były pierwsze. Zanim elfka zdążyła zrozumieć co się dzieje, chmara niewielkich istot obsiadła pająka, tak iż po chwili z tamtego nie został nawet szkielet.
        W tym samym czasie sama wróżka radośnie trzepotała skrzydełkami, całkowicie lekceważąc brutalność sceny jaka rozgrywała się za jej plecami.
        - Nie, teraz jest dobrze. – Groszek tłumaczyła coś Nemain. – Teraz pachniecie jak kwiaty. Za to wcześniej czuć od was było woń tych zębatych dziwadeł z pustyni, a moje przyjaciółki chyba za bardzo za nimi nie przepadają. To przez krew z początku trochę się pogubiły, no i … zdradzę wam sekret, ale nie mam pewności czy one są prawdziwymi wróżkami. Znaczy się niby wszystko paskuje. Są małe, miłe, latają i dbają aby wszystko rosło, to znaczy głównie zajmują się tym co przeszkadza rosnąc czemuś innemu. Tylko że… one nie wiedzą co to są żołędzie?
        - W porządku! Niech sobie będą czym chcą! – Ucięła Nireth. – Skupcie się proszę. Musimy zniszczyć księgę i wydostać się z tego miejsca. A potem, no potem przyznam wam że czuję się uratowana.
        - Jeśli mógłbym coś zasugerować… - Nieśmiało wtrącił bibliotekarz.
        - Nie! Tym razem robimy to po mojemu. Spalimy ją. Wrzucimy do wody by przegniła, pozwolimy tym wszystkożernym insektom ją pożreć, albo znajdziemy jakąś roślinę po brzegi wypełnioną kwasem i tam ją wrzucimy. W ostateczności zamierzam podrzeć każdą stronnice tego woluminu na tycie kawałeczki i rozrzucić je z najwyższej góry jaką tu znajdę.
        - To nic nie da. – Zaprotestował MItrelin. – Ale jest inny sposób.
        - Słucham. Tylko proszę o coś z sensem. I bez przydługich gadek. Tak aby wszyscy zrozumieli. – Ostrzegła Faelivrin.
Jak się okazało na próżno. Bibliotekarz był już w swoim żywiole.
        - Po pierwsze wcale nie musimy zniszczyć książki jako przedmiotu. Jej mocą jest treść zapisana na stronach, a nie same strony. Poza tym ona posiada magiczną ochronę, dzięki której staje się odporna na wszelkie niepożądane działania jakie właśnie zasugerowałaś. Dlatego też musimy zrobić coś zupełnie przeciwnego.
        - Czy ja wspominałam że ma być prosto i jasno? – Irytowała się Nireth.
        - Staram się aby było jak najprościej. Na przykład drzewo. Ono stworzone jest tak aby rosło. I nie może z tym procesem walczyć. A książki się pisze i czyta, dlatego właśnie jeśli mamy ją pokonać musimy zrobić to tym! – Mitrelin z dumą pokazał towarzyszom gęsie pióro.
        Jednak zamiast braw, wyrazu entuzjazmu czy radości, jego wywodowi towarzyszyła pełna niezrozumienia cisza. Bibliotekarz zmienił więc swoją strategię.
        - Groszek, czy mogłabyś w tej książce narysować siebie, swoją Jarzębinę, Sokownika i kogo ty tam jeszcze masz…
        - Koniczynkę, Malinkę, Kropelkę, Śnieżynkę, Płatka, Pyłka, Igiełkę, Jagodę… - Natychmiast nakręciła się wróżka.
        - Otóż to. Je wszystkie. A nawet Nemain, mnie i Nireth. Do tego byka, Lotkę, wilka, driady i wszystkie twoje nowe znajome. – Zasugerował Mitrelin.
        - Cofam to co przed chwilą prawie powiedziałam. Wcale nie jesteś mądry. – Oburzyła się elfka. – Że niby Groszek pobazgroli księgę, a ta od tego zamiast o zniszczeniu świata, będzie mówiła o wróżkach?
        - Na pewno nie będzie mogła się przeciw temu bronić, a czy stanie się po tej operacji mądrzejsza tego dowiemy się od Nemain. Tylko ona może się z nią komunikować. – Z przekonaniem potwierdził bibliotekarz, w czasie gdy wróżka ochoczo zabrała się do swojej pracy.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Centaur razem z bibliotekarzem, stali beztrosko pod pająkiem zupełnie nie przejmując się potencjalnym zagrożeniem. Jedynie wiecznie spięta elfka dostrzegła niebezpieczeństwo. Nim jednak zdążyła zareagować, zębate fruwające istotki pożarły pająka żywcem, tak, że nie spadł z niego nawet okruszek.
Proces pewnie pozostałby niezauważony gdyby nie chmara nie-wróżek nadlatująca i odlatująca ponownie w stronę Groszek. Za pierwszym i za drugim razem Nem podskoczyła zaskoczona gwałtownym ruchem, podreptując na końskich nogach, ale to był jedyny przejaw instynktów. Nawet nie przerwała rozmowy z wróżką.
Co prawda nie zgadzała się ze stwierdzeniem, że teraz pachnie ładnie. Była uklejona wcale nie mniej niż wcześniej posoką, a i metaliczna woń nie była ani lepsza ani gorsza od szlamistej nuty. Jednak nawet centaur zrozumiał, że chwilowo ważniejsze było, by to nowe przyjaciółki skrzydlatej były zadowolone. Jeśli błotnisty zapach miał zapewnić ochronę przed ich ostrymi zębami i żarłocznymi buźkami, to Kara mogła w tej chwili udawać nawet i kałużę.
        O książce słuchała ostrożnie starając się wyłapać coś istotnego W końcu księga była taka ciekawa. Czy elfy zwyczajnie nie mogły dać jej woluminu by mogła nauczyć się czytać, zamiast chcieć ją zniszczyć? Księga szybko podłapała rozterki koniowatej
        - Dobrze myślisz. Co za strata... A wyobraź sobie, ja naprawdę mogę nauczyć cię czytać - szepnęła najprzymilniej jak tylko potrafiła.
        [/T]- To zupełne marnotrawstwo, tyle wiedzy, tyle zapisanych stron a oni to wszystko chcą zniweczyć - żaliło się tomiszcze, a Nem prawie zauważalnie nastawiła uszu. No przecież, że to była wielka strata… Ale z jakiegoś powodu dziwaczne elfy wydawały się zdeterminowane i Nemain nie była pewna czy powinna podważać ich działania. W końcu wszystko było dla niej do tej pory dość niezrozumiałe. Krasnoludy zaś zdążyły wpoić krnąbrnemu kopytnemu stworzeniu jedną z niepodważalnych prawd, która brzmiała, nie rozumiesz czegoś, nie tykaj, a Nem szanowała swoich braci i ich wiedzę.
        Wcześniejsza złość kopytnej na uszaty lud opadła równie szybko jak się wcześniej pojawiła i centaur gotów był współpracować i tak też czynił. Wbrew temu co sądziła Faelivrin, przecież współdziałała cały czas, tylko na swój sposób. Ale nie odbiegła chociaż wielokrotnie bardzo chciała, gdy wzywały ją przestrzenie. Nie ukradła księgi, chociaż ta zachęcała po cichu. Tak więc i teraz stała jednocześnie wysłuchując tłumaczenia bibliotekarza i błagań książki, aż konikowe myśli same zaczynały się gubić co kto powiedział, a co ona sama pomyślała. Z zagubienia i splątania ocknęła się słysząc ostatnie słowa Mitrelina.
Bardzo ostrożnie skinęła głową, specjalnie nie rozumiejąc co może pomóc jej zdolność do rozmawiania z książką, ale skoro elfom miało się to przydać, nie chciała się sprzeczać, ale książka zapowietrzyła się gwałtownie. Głupi centaur! Dlaczego przysłano jej tak tępego i niewspółpracującego sprzymierzeńca, bardziej kłopot niż wsparcie. Zaraz jednak księga pojęła prawdziwą skalę zagrożenia.
        - Nie! Nie pozwól im, słyszysz, nie pozwól im mnie popisać! Nie wolno! Tak się nie robi! To jest wbrew prawom natury, świata, biblioteki… - księga wrzeszczała rozkręcając się coraz bardziej, aż Nem zmarszczyła czoło i zatkała uszy, chociaż zupełnie to nie pomogło. Książka krzyczała dalej a jej słyszalność nie spadła w najmniejszym stopniu.
        - Chyba jej się to nie podoba - odparła Kara z cierpiącą miną. Taki wrzask..., kto mógł znieść podobne marudzenie. Normalnie wstawiłaby się pewnie za tomem, ale ten odstawiał taki koncert, że jeszcze chwila a Kara która tak bardzo chciała nauczyć się czytać, rozważała malowanie razem z Groszek
        Gdy tylko pióro dotknęło stron księgi ta zaczęła wyć niczym wszystkie dusze piekła skazane na potępienie. Centaur aż skulił się w sobie, zakrywając głowę ramionami, chociaż nic to nie pomagało. Raptem w połowie pierwszej strony tom zaczął rechotać jak opętany. Śmiał się, krzyczał, że ma łaskotki, a cały ten czas Nemain spędzała niezmiennie pod jednym z dziwnych drzewa, skulona tak mocno jak tylko stojący na czterech nogach centaur potrafił się zwinąć.
Potem nagle wszystko umilkło. Co ważniejsze znikła też część niepokojącej obecności, a Nem poczuła jakby zdjęto z niej wielki ciężar. Zamrugała oczami zupełnie jak ktoś budzący sie ze snu i próbujacy przyzwyczaić swoje źrenice do jasności.
        - Zamilkła - odezwała się cicho, patrząc po drużynie, a Groszek nawet nie narysowała jeszcze minotaura.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Groszek ani przez chwilę nie wahała się wykonać powierzonego jej zadania. Malując po książce nie miała wrażenia że cos niszczy. Wróżki stanowiły rozwiniętą społeczność, w której doceniano korzyści jakie daje gromadzenie i przekazywanie raz zdobytej wiedzy, dlatego też szanowały informację zawarte w księgach i rozumiały konieczność opieki nad nimi, jednak sprawami takimi jak biblioteki zajmowały się tylko nieliczne z nich, natomiast zdecydowana część populacji praktycznie nie miała z nimi nic wspólnego. Większość Skrzydlatych wiedziała tylko tyle, że książki są czymś czym opiekują się „inne” wróżki. W powyższym schemacie były tez wyjątki. Takie jak na przykład Jarzębina, która choć oficjalnie nie pełniła role nauczycielki, sama była autorką wielu cennych opracowań. Po pierwsze dlatego, że lubiła porządek i wszystko dokładnie zapisywała, a po wtóre wyznawała zasadę że nawet jeśli na pierwszy rzut oka coś wydaje się być mało istotne, kiedyś może okazać się nad wyraz ważne, dlatego jej zadaniem należało notować każde nawet najmniejsze odkrycie. Groszek w tym czasie wolała ścigać mszyce. Dlatego właśnie nadawała się do obecnej misji znacznie bardziej niż jej zorganizowana przyjaciółka.
        Wróżka była szczęścia z faktu, iż reszta drużyny doceniła jej talent rysowniczy, a dodatkowo wszyscy chcą poznać jej świat i przyjaciółki znad Błyszczącego Jeziora. Choć w rzeczywistości poszczególne postacie kreślone przez Skrzydlatą wyglądały identycznie, więc wartość edukacyjna tworzonego właśnie pamiętnika była niewielka. Nawet minotaura ciężko było tu rozpoznać.
        - Nie miałam pojęcia że to taka zabawa. – Groszek z fascynacją spojrzała na zamalowane strony. Ledwie zaczęła swoje dzieło, a już stało się coś dziwnego. Istniejący tekst zaczął się przesuwać, tak jakby za wszelka cenę usiłował uniknąć kontaktu z kreślonymi przez wróżkę liniami. Początkowo litery szukały „ schronienia” na obrzeżach własnej kartki, a w miarę jak Skrzydlata nabierała weny twórczej, poszczególne zdania uciekały na wolne strony, cisnąć się tam, byle tylko zachować sensowną formę. Powyższy zabieg ochronny stosowany przez książkę nie miał jednak szans powodzenia. Groszek znała zbyt dużo wróżek, by starczyło miejsca na coś innego. – Jarzębina nigdy mi o tym nie opowiadała.
        - Wiedziałem! – Krzyknął Mitrelin. – Znaczy się czułem, że to może zadziałać.
        Tymczasem Nireth podchodziła dużo bardziej sceptycznie do ogłoszonego przez Nemain sukcesu.
        - Zamilkła? – Zastanawiała się elfka. – Skoro oto dzieło Groszek, powinna raczej gadać dużo i bez sensu. A jeśli to podstęp?
        - To nie jest podstęp, tylko tryumf nauki i dowód na to że nie wszystkie sprawy powinno rozwiązywać się siłą. – Przekonywał bibliotekarz.
        - Tryumf czego? Skoro to było takie proste, czemu dopiero teraz na to wpadłeś?! – Oburzyła się Faelivrin. – Zdajesz sobie sprawę ile elfów oddało swoje życie w walce z plagą której mogłeś zapobiec.
        - Nie krzycz na mnie. – Bronił się Mitrelin. – Ja… w Kryształowym Królestwie nigdy bym czegoś takiego nie wymyślił. Tam wszystko jest uporządkowane, zgodne z logiką i utartym wzorcem. Dopóki nie znaleźliśmy się tutaj, nie miałem pojęcia czym jest kreatywność i oryginalne podejście do problemu. Nawet nie wiedziałem że potrafię rozumować w ten sposób.
        - I najwyraźniej dobrze ci to idzie. – Posumowała Nireth, po raz pierwszy obdarzając swojego towarzysza czymś na kształt komplementu. – Chociaż mimo wszystko wolałabym wrócić do domu w tradycyjny sposób. O ile magiczne portale można tak nazwać. Otwieraj i zabieramy się stąd!
        Mitrelin zrobił nieszczęśliwą miną. Dumny z otrzymanej pochwały, za wszelka cenę nie chciał zawieść Faelivrin właśnie teraz. A już z całą pewnością nie chciał być tym przez którego reszta drużyny będzie miała kłopoty. Niestety jego możliwości magiczne w żaden sposób nie umywały się do tych jakie posiadał mistrz Olwe. Mimo olbrzymiego wysiłku, intensywnego rozmyślania o „żołędziach”, skupieniu uwagi na precyzji wykonywanych ruchów i wymawianych zaklęciach, przywołany przez bibliotekarza lustrzany portal okazał się być dość skromnych rozmiarów. Na upartego Nireth mogła wejść weń idąc na czworakach.
        - Wszystko w porządku? – Spytała łuczniczka?
        - Jak my tam zmieścimy Nemain? – Groszek wypowiedziała na głos wątpliwości które nasuwały się wszystkim.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nie łatwo było wytrwać tortury w postaci wrzasków, jęków i złorzeczeń księgi, będąc stworzeniem z jednej strony różnym od koni z drugiej mającym z nimi wiele wspólnego i to nie tylko w kwestiach wyglądu. Gdy centaur nie mógł walczyć, uciekał, a jego życie warte było tyle co rącze nogi. To one właśnie decydowały o powodzeniu zarówno potyczki, jak i ucieczki. Tak więc, chociaż to głowa decydowała w większej mierze o poczynaniach kopytnych naturian, tak chęć pomykania jak najdalej od dyskomfortu i poczucia zagrożenia była olbrzymia. Z wielkim trudem Nemain wytrwała w miejscu, starając się bronić przed wrzaskami tak jak umiała. Całę szczęście Groszek lepiej szło malowanie piórem, niż Nem zatykanie uszu. Księdze nie było dane zbyt długo koncertować i Kara rozejrzała się po drużynie, a później zerknęła na zamazane strony, które wyglądały jakby literki powpadały w sieci z wróżkowych malunków, stając się zupełnie nieczytelnym zlepkiem bazgrołów.
        - Może się pogubiła i nawet bełkotać bez sensu nie daje rady - zasugerowała kopytna. Patrząc na te wszystkie zawijasy, chociaż czytać nie umiała to potrafiła rozpoznać rysunki, a teraz już nie potrafiła, więc chyba i książka mogła się zaplątać w tych wszystkich liniach.
        - Zresztą - wzruszyła ramionami Kara, kopytem trącając okładkę. - Wcześniej było czuć, że gdzieś tam siedzi, teraz jej nie ma - dodała poważnie kiwając głową, przytakując Mitrelinowi, który radował się swoim triumfem.

        Nemain przedreptała trochę na bok, czekając aż elfy się dogadają, a później, aż zostanie otwarty portal. Patrzyła na uszatego jak majta coś łapkami i z ekscytacją wyczekiwała otwarcia przejścia, ale to co powstało, przerosło oczekiwania centaura i chyba nie tylko jej.
Nem popatrzyła na bibliotekarza, na łuczniczkę i Groszek, a na koniec na portalik. Nawet przychyliła się tak bardzo, jak tylko pozwalał jej koński tułów, ale było to stanowczo za mało. Musiała szeroko rozstawić przednie nogi by końska pierś prawie dotknęła ziemi i dopiero mogła zajrzeć w lustrzane przejście.
        - Trochę mały - odezwała się jakby wszyscy inni nie widzieli, że portal ledwie wystarczał na elfy, ale o przechodzącym centaurze nie było mowy. Nem nie zmieściłaby się z żadnej strony, nawet pełznąć.
        - Nie zmieścimy - odparła Kara, bez najmniejszego żalu, wręcz przeciwnie. Szeroki uśmiech wykwitł na twarzy centaura, który już rozmyślał jak przegalopowuje wszystkie te nieogarniane wzrokiem równiny.
        - Uratowaliśmy Jarzębinę, to chętnie tutaj zostanę - odezwała się wesoło. - Tutaj jest tak ciekawie, tyle rzeczy do obejrzenie, a kto wie kiedy znów tutaj trafię - rozprawiała wesoło, zupełnie nie zastanawiając się, że jeśli zostanie, to może mieć problem z powrotem do Alarani.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Jednoznaczna deklaracja Namain co do pozostania przez nią w Otchłani, zaskoczyła wszystkich. Oczywiście łatwo było się domyślić, że jest to decyzja podyktowana raczej koniecznością niż pragnieniem realizacji jakiś planów. Być może centaur nie chciał być ciężarem dla reszty drużyny. W końcu bez niej, dwójka elfów i wróżka mogliby bez przeszkód wrócić do Kryształowego Królestwa, jednak pozostawienie Karej w takim miejscu dla nikogo nie było łatwe, a już zwłaszcza dla osób takich jak Nireth, mających świadomość niebezpieczeństwa i ilości potencjalnych zagrożeń jakie czekają na samotną Kopytną. Łuczniczka szybko oceniła szansę Nemain na przetrwanie, oceniając je jako „zginie przed wieczorem”. Elfka zrozumiała również, że to ona powinna podjąć decyzję, ponieważ w niezręcznych sytuacjach Mitrelin i Groszek nagle zaczęli uznawać ją za pełnoprawnego dowódcę wyprawy. Paradoksalnie zamiast myśleć nad znalezieniem wyjścia z sytuacji, Faelivrin nie mogła skupić się nad niczym innym niż samej argumentacji centaura. „Uratowaliśmy Jarzębinę”. Niby jaką? Kiedy i gdzie? Czy to oznacza że dwójka Naturian przekonana o wykonaniu swojej misji, wreszcie da elfce spokój? Za coś takiego warto byłoby walczyć.
        - Nie ma mowy. Nikogo nie zostawiamy! – Zdecydowała Nireth. – Jak będziesz chciała tu sobie pobiegać, Mitrelin lub inny mag otworzy ci ten portal ponownie, ale na tej wyprawie nikogo już nie tracimy.
        Łuczniczka nie znała się na magii. Prawidła fizyki również stanowiły dla niej zagadkę. Była za to przekonana, że do pewnych rzecz wystarczy podejść zdroworozsądkowo, a odpowiedzi same się znajdą. Zaczęła od zbadania krawędzi niewielkiego portalu. Te nie wyglądały na ostre. Całość przypominała raczej worek o ograniczonej rozciągliwości. Pozostawało tylko pytanie co się stanie jeśli tą wartość przekroczyć. Snując owe rozważania elfka jednocześnie dokonała szybkiego pomiaru. Średnica portalu wydawała się nieco większa niż tułów Nemain w najbardziej okazałym miejscu.
        - Według mnie jednak się zmieści. – Postanowiła Faelivrin. – Być może nie przejdziesz tam po kolanach, ale jeśli ja pójdę pierwsza, podasz mi swoje zadnie kopyta i cię wciągnę. Przednie nogi rozłóż przed siebie, a głowę połóż miedzy nimi. Groszek, z tutejszą mocą po prostu cię wepchnie.
        - Damy radę. – Wróżka ucieszyła się faktem iż jednak istnieje jakieś rozwiązanie. Nieważne jak bardzo mogłoby się ono zdawać niedorzeczne. – I nie bój się . Nie zrobimy z ciebie korka.
        - Mitrelin. Tak hipotetycznie. Co by się stało gdyby portal się rozpadł w czasie tej operacji?
        - Że co? Nie mam pojęcia. – Bibliotekarz wyglądał jakby właśnie zaczął się krztusić. Podsunięta mu wizja wyraźnie przekraczała jego możliwości pojmowania. – Czegoś takiego nie opisują żadne księgi. To niedorzeczne. Portale są niezwykle delikatną i skomplikowaną materią. Naruszenie powyższej struktury miałoby katastrofalne skutki. Jeśli płaszczyzny różnych wymiarów nie współgrają z sobą…
        - Po prostu powiedz co twoim zdaniem może się stać.
        - Myślę że Nemain cofnęło by na stronę z której usiłowała wejść. Nie. Raczej nie. Prędzej przeważy masa i zassie ją tam gdzie będzie jej więcej. – Po namyśle zdecydował młody mag.
        - Tak myślałam. A więc nawet nie musimy przepychać jej całej tylko większy kawałek. – Uradowała się Nireth.
        - Istnieje tez prawdopodobieństwo że portal przetnie ją na dwie części. – Szybko wtrącił Mitrelin.
        - Skrajne teorie proponuję od razu odrzucić. Opuść portal niżej i zaczynamy. Gotowa Nemain?
        - Chwileczkę. Czekaj. Ja… tak jak ostrzegałem wcześniej, nie mam pojęcia w którym miejscu znajdziemy się po drugiej stronie. To może być niebezpieczne.
        - Dlatego idę pierwsza. Jeśli zacznę wciągać naszą Kopytną to znaczy że wszystko jest w porządku. – Nie czekając na kolejne argumenty po jakie mógł sięgnąć bibliotekarz, elfka przykucnęła i ostrożnie weszła w portal, który wróżce nieustannie kojarzył się z źle ustawionym jeziorem.
        Faelivrin doskonale znała większość niebezpiecznych miejsc znajdujących się w Kryształowym Królestwie, dlatego też nie specjalnie obawiała się, że za sprawą pomyłki Mitrelina może znaleźć się w jednym z nich. Na przykład na trujących bagnach albo w zamkowych lochach. Była przekonana że poradzi sobie z wszystkim. Otworzyła oczy, by natychmiast zorientować się że klęczy na elegancko zastawionym stole, otoczona przedstawicielami dworskiej arystokracji. Zakładane przez nią możliwości raczej nie obejmowały zakłócenia eleganckiego przyjęcia, ale przecież nie wycofa się teraz gdy nagłym wtargnięciem wywołała zamieszanie, oburzenie i niesmak, zniszczyła elegancką zastawę i poczucie gustu zebranych poprzez swój niezbyt szykowny wizerunek. Pojawienie się łuczniczki sprawiło że kilka dam o słabszych nerwach ledwie trzymało się na nogach, a przecież główną atrakcje Nireth dopiero zamierzała ciągnąc przez portal.
        - Uszanowanie szanownemu państwu. – Grzecznie przywitała się elfka. Cóż. Ratowanie świata co do zasady nigdy nie było proste.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Radosny pomysł zwiedzania nie spotkał się z poparciem drużyny, oczywiście ku zdziwieniu Karej. Początkowo spoglądali na nią dziwnie, ale to Faelivrin utrudniała najbardziej. Najpierw oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem, że jej nie zostawią. Potem wykoncypowała jakiś zupełnie absurdalny pomysł, nawet w postępowym Nemkowym umyśle, niezbyt odpowiedni dla centaura. Nie dość, że kłaść się kazali, to jeszcze tyłem przechodzić przez portal. Nawet chciała wyrazić swoje obiekcje i wszelkie trudności jakie mogły nastąpić podczas realizacji, tylko, że nie było kiedy. Nikt nie dostrzegł wahania centaura, który przestępował z nogi na nogę, starając się odezwać. W trakcie trwała niezrozumiała (znowu) dyskusja o zbyt ciasnym portalu i o tym co mogło się stać gdyby. Stanowczo za dużo na konikowy umysł.
Gdy już myślała, że uda jej się zabrać głos, łuczniczka przeskoczyła na drugą stronę a Mitrelin zaczął popychać Nem w kierunku portalu, powtarzając, jak mantrę, że powinni się spieszyć oraz oby się udało.
        Kopytna coraz mniej pojmowała co właściwie się działo w tej przygodzie, powoli traciła kierunek i rozumienie sensu. Nim się obejrzała już wpychano ją tyłem do mini portalu. Zanim zdążyła pomyśleć, coś ciągnęło ją za tylne nogi, podczas gdy przód popychał bibliotekarz wraz z pomocą wróżki.
        Portal wyginał się i prężył brzęcząc jak napinana cięciwa, podczas gdy przeciągano przez niego centaura.
Wreszcie najszersza część Kopytnej znalazła się po drugiej stronie portalu i zawisłą ciężko w powietrzu, przeciągając resztę naturianki. Zaraz za nią wpadł zassany przez magiczne przejście czarodziej i wróżka. Portal zaczął się chybotać a jego brzegi zafalowały niespokojnie. Potem rozprysł się niczym bańka mydlana, wraz z hukiem lądujących podróżników.
        Nikt nie mógł przewidzieć, że znajdą się w samym środku bankietu. Od uczty większość wyprawy się zaczęła i jak się okazało, na uczcie również się kończyło.
Faelivrin wylądowała z lekkością i gracją. Mitrelin jakoś złapał równowagę, rozrzucając stołową zastawę. Jednak to Nemain zrobiła największe wrażenie. Przeciągana przez teleport nie miała szans zlądować na własne nogi. Ubrudzony wcześniej centaur, spadł całym swoim ciężarem na elegancki stół. Talerze, wazy i salaterki podskoczyły wznosząc się w powietrze. Goście odskoczyli z piskiem i zniesmaczeniem. Stół zaś nie wytrzymał i zarwał się z głośnym tąpnięciem lądując w drzazgach na podłodze razem z Karą.
Nem podniosła się na nogi wzdychając ciężko pod nosem i otrzepała się z resztek porcelany, jedzenia i zaschniętego wcześniej brudu. Potem rozejrzała się po otoczeniu dostrzegając wiele niezbyt wesołych twarzy. Te elfy bywały ogólnie jakieś smutne albo złe, chyba zwyczajnie na przemian. Pomachała ostrożnie uśmiechając się nieco nieśmiało.
        - Dzień dobry - odezwała się niepewnie, w razie potrzeby gotowiąc się do walki lub chociaż ucieczki.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Nireth starała się ignorować utkwione w nią, pełne pretensji spojrzenia uczestników niewielkiego przyjęcia. Przywykła do tego że większość jej działań spotyka się z niezrozumieniem, jednak tym razem zdecydowała się ignorować oskarżycielskie głosy innych elfów i po prostu robić swoje. Ostatecznie to właśnie dzięki niej, grupa beztroskich biesiadników mogła oddawać się swoim rozrywkom, dlatego też w odczuci łuczniczki, żaden z nich nie miał prawa wyrażać oburzenia niewielkimi zniszczeniami jakich dokonała Nemain. Jak się komuś nie podoba to niech sam spróbuje wejść do Otchłani i zniszczyć gadającą księgę. Faelivrin chętnie zobaczyłaby czy ów śmiałek wróci stamtąd w nieskazitelnym ubraniu i z przypudrowanym nosem.
        Niestety nie wszyscy podzielali ów pogląd.
        - Co to ma znaczyć! To skandal! – Buntował się gospodarz, złowrogo wymachując widelcem w stronę nieproszonych gości. – Nie macie prawa zakłócać naszej kolacji! Jeśli wydaje się wam, że będę tolerował to bezczelne wtargnięcie, to jesteście w błędzie. Zamierzam zgłosić wasze barbarzyństwo…
        Mężczyźnie nie dane było skończyć swojej płomiennej przemowy, ponieważ stojąca obok niego elfka w wytwornej sukni, nagle dokonała niezwykłego odkrycia, rozpoznając jednego z niechcianych intruzów.
        - Mitrelin, synku, co ty tu robisz? Dlaczego cały jesteś umorusany jakimś sosem, nosisz na sobie obrzydliwe futro i wałęsasz się z tymi, no z tymi .. tu… - kobiecie najwyraźniej zabrakło odpowiednich epitetów, dlatego też ograniczyła się do wskazania turlającego się po stole centaura i całej reszty. – Takie zachowanie nie przystoi twojej pozycji.
        - To nie jest futro, tylko wilk. – Odpowiedział bibliotekarz, prezentując zebranym pysk Baala przewieszonego przez swoje ramie. – Nie chciał sam wejść w portal wiec musiałem go ponieść.
        Zaskakujące tłumaczenie młodego elfa przelało miarę trwogi jaka zalała domowników. Z głośnym westchnieniem kobieta osunęła się na podłogę. Większość zebranych stała niczym zamurowana. Nawet szanowny małżonek przypomniał sobie o swojej lubie, dopiero wówczas gdy ta z hukiem pacnęła o twardą posadzkę. Jednak znaleźli się też tacy którym nowy, wojowniczy wizerunek Mitrelina wyraźnie przypadł do gustu. Zwłaszcza siedzący z boku senior rodu, bawił się w najlepsze, uśmiechając się szeroko na widok wilka, miecza przy pasie swojego wnuka, a przede wszystkim towarzyszącej mu dziewczyny, wyglądającej na taką co to zdecydowanie wie czego chce.
        - Powodzenia chłopcze. –Mruknął elf gdy Nireth chwyciła Mitrelina za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
        - Przepraszamy za najście. Już nas tu nie ma. Niestety nie mamy czasu wszystkiego tłumaczyć. – Najuprzejmiej jak mogła starała się pożegnać Faelivrin, jednocześnie dając znak Nemain że ta powinna pozbierać się z podłogi. – Groszek, zostaw te winogrona!
        - Nic nie poradzę. Po całym tym wysiłku mam apatyt jak gąsienica. – Wyjaśniła wróżka z wysiłkiem dźwigając za sobą kiść owoców.
Wykorzystując brak oporu spowodowany zakłopotaniem domowników, Nireth zdołała wypchnąć członków swojej drużyny na zewnątrz. Pozostawało jej jeszcze umyć centaura, tak aby ten wędrując przez Kryształowe Królestwo nie straszył dzieci. Dlatego też od razu poprowadziła całe towarzystwo nad rzekę.
        - Jak już wrócisz do swojej Jarzębiny, powiedz jej że ja wreszcie zrozumiałam. – Elfka zwróciła się do Skrzydlatej. – Nieważne co robi i z jak wielkim spotyka się przez to niezrozumieniem, powinna pamiętać że przecież nie działa dla poklasku, zapewne lubi swoja pracę, a co najważniejsze gdzieś tam obok siebie ma kogoś dla kogo warto się trudzić. Poza tym zawsze znajdą się tacy którzy ją zrozumieją i okażą się przydatną pomocą. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka lepiej nie dawać im do ręki łuku.
        - Cały czas jej powtarzam, że przecież ma mnie. – Odpowiedziała zadowolona Skrzydlata.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Sytuacja nie jawiła się w zbyt jasnych barwach. Byli osaczeni przez grupę zupełnie nieprzyjaźnie nastawionych elfów. Nie pomogło sympatyczne powitanie. Wszyscy zglądali na nich nieprzychylnie, co łagodniejsi mdleli, zmniejszając ilość potencjalnych wrogów. Chociaż tak po prawdzie to poza srogimi minami, elfy nie wyglądały na zbyt zdolne do walki. Dodatkowo ku wątłej, ale wciąż kiełkującej uldze centaura nikt nie zbliżał się do niej, co najwyżej spoglądając na nią jak na jakieś dziwadło. Większość oczu skupiło się na Mitrelinie i Faelivrin, co powstrzymało Nemain przed zrobieniem czegoś, co zapewne reszta uznałaby za głupotę. Stała więc grzecznie w miejscu, przestępując z nogi na nogę wraz ze zgrzytem resztek zastawy i stołu, ale ani nie stanęła dęba, ani nie zaczęła machać mieczem, sugerując by dano jej trochę więcej przestrzeni ponieważ czuła się niekomfortowo.
Tak więc Nem rozglądała się ostrożnie, gdy Mitrelin nie tylko taszczył Bala, ale i wyjaśniał całe zajście. W tym czasie łuczniczka pozbierała ekipę do kupy i dosłownie wypchnęła z pomieszczenia, a później przeciągnęła przez miasto na jego obrzeża do pobliskiego zagajnika.
        Dopiero tam Kara odetchnęła pełną piersią, wolna od elfich spojrzeń. Miasta i zabudowy ją przyciągały, ale wciąż miała dusze dzikiego stworzenia, które zbyt długo zamknięte w miejscu, zaczynało czuć się źle i tęsknić za przestrzeniami.
        No co za przygoda. Tyle czasu marzyła o poznaniu elfów, a one okazały się… co najmniej dziwne. Patrzyły na wszystkich z góry, chociaż wcale nie były wyższe od niej. Jak im się to udawało…? O wszystko się złościły, dosłownie o wszystko. Mówiły niezrozumiałym językiem, chociaż używały wspólnego. Zupełnie nie tak ciekawe stworzenia jak jej się najpierw wydawało. A szkoda… Takie ładne rzeczy robili. Miasto było takie piękne, zdobione, niby z kamienia i kryształu a wyglądały one jak utrwalone rośliny. No i sami byli tacy śliczni, przynajmniej na zewnątrz…
        Przychyliła się by pogłaskać wilka, który jak tylko został postawiony na ziemi, podbiegł do centaura by się łasić popiskując cicho. Nemain poklepała czarny łeb, ale zamiast skupić się na tuleniu wilka, który ewidentnie tego żądał, weszła do rzeki starając się zmyć z siebie… wszystko co do tej pory przykleiło się do sierści, skóry i ubrań. Woda była dość głęboka by wystarczyło nieznacznie ugiąć nogi i się przychylić, by przyjemnie chłodny strumień obmywał całe ciało centaura, względnie doprowadzając kopytną do porządku.
Opłukana, orzeźwiona i znów pełna energii i entuzjazmu Nemain, wyszła z wody otrzepując się zupełnie jak koń i ochlapując wszystkich wokół, z wyjątkiem wilka, który już przyzwyczajony, wiedział co nastąpi i schował się w pobliskich krzakach.
        - Ale była przygoda - odezwała się wesoło, spoglądając na zroszonych towarzyszy. - Tak zupełnie wam się nie podobało w tej Otchłani, nic a nic? - zapytała wielce ciekawa. Skoro już nie mieli nic innego do roboty, ciekawskość Nem dała o sobie znać w zdwojonej sile. Kara przeciągnęła się jeszcze i znów zaczęła spoglądać po drużynie, zastanawiając się, co jeszcze wymyślą.
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości