Kryształowe KrólestwoWycieczka na misji ratunkowej

Elfie pałace zbudowane głęboko w ukrytych leśnych polanach. Wieże strażnicze wznoszące się ponad chmurami, gdzieś wśród ostrych skał - to wszystko możesz spotkać tutaj w Kryształowym Królestwie, gdzie zbiegają się szlaki elfich książąt, magów i smoków.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Ekipa powoli zaczynała się gromadzić po przeciwnej stronie portalu, a centaur próbował skupić się na czekaniu na drużynę. Dookoła był wyjątkowo ciekawie, choćby z uwagi na to, że wszystko czego Kara nie miała okazji poznać, było dla niej interesujące. Stanie w miejscu było nudne, gdy puste piaszczyste przestrzenie ciągnęły się po horyzont. Och jak miała ochotę pocwałować przed siebie aż starczy tchu. Aż zobaczyłaby co kryje się za horyzontem. Otrzepała głowę zupełnie jak końscy krewniacy, jakby chciała pozbyć się natrętnych myśli. W oczekiwaniu zaczęła iść w zataczając pętlę, wokół między-wymiarowej bramy. Idąc łatwiej było jej utrzymać myśli w ryzach. W ślad za centaurem dreptał wierny Gajłak oraz piekielny stwór. Zrodzonej ze zła kreaturze raczej ciężko było zarzucić wierność. Nie mniej jednak szła za kopytną niczym oswojone psisko. Kaprawe ślepka spoglądały co jakiś czas na twarz centaura wyraźnie oczekując dalszych wskazówek. Zupełnie jakby coś przyciągało go do Nemain, przeciwdziałając ogólnie panującym w świecie zasadom oraz odstraszającej energii talizmanów.
Jakby nie dość było wewnętrznego głosu, który nakazywał jej gnać bez celu, odezwał się i książka, która o dziwo milczała do tej pory.
        - Otwórz mnie - przemówiła, wyrywając Nemain z własnych myśli i przyciągając uwagę stwora w stronę juków.
        - Dlaczego? - odparła kopytna nie pojmując w jakim celu miałaby otwierać księgę, jeśli nie może jej przeczytać.
        - A dlaczego nie? - kłócił się tom.
        - Bo nie - równie elokwentnie spierała się Kara.
        - Masz mnie otworzyć! - wściekła się książka. Stworzyła ją czarna magia. Teraz gdy wróciła na drugą stronę, mogła zrobić to do czego ją wykreowano. Utworzyć pierwotny portal, połączyć plany i ściągnąć czysty Chaos na królestwa elfów. Będąc po przeciwnej stronie jej czary były ograniczone. Otwierała drobne przejścia, niewielką namiastkę tego czego potrafiła dokonać.
        - Nie otworzę! - odkrzyknęła rozzłoszczona Nem, niezmiennie spacerując podczas rozmowy.
        - Dlaczego?! - zapytała księga, starając się znaleźć lukę w obronie kopytnej.
        - Bo mi każesz - odparła bezczelnie. Wolumin zamilkł. Jak spierać się z takim argumentem. Inteligentów, tak jak elfy można było kusić obietnicą wiedzy i potęgi. To konio-podobne stworzenie, ani nie pragnęło wiedzy, ani potęgi a spierało się chyba dla samej zasady spierania... i wtedy księgę olśniło.
        - Nie otwieraj mnie! - krzyknęło piekielne tomiszcze, najbardziej dobitnym tonem na jaki pozwalał widmowy głos rozlegający się w głowie Nemain. Kopytną aż zapowietrzyło.
        - Nie jestem tak durna! - odparła oburzona, uderzając pięścią w tę sakwę, w której znajdowała się książka.
Tom sapnął zaskoczony. Spierałby się z tą deklaracją. Przecież dlatego właśnie spróbował oklepanej i banalnej zagrywki, licząc, że może zakaz zadziała na uparciucha. Dlaczego Ona wybrała na wykonawcę swej woli kogoś czy może coś, tak tępego, upartego i niewspółpracującego. O ile łatwiej byłoby wprowadzić przepowiednie w czyn gdyby niezbędny do tego siewca chaosu, był świadom swojego zadania. Albo gdyby chociaż tkwiło w nim pragnienie szerzenia Jej woli. W tym przypadku kare stworzenie nie pasowało do żadnych kategorii, nie dając się ani manipulować ani kontrolować.
W tym czasie bestia czując nasienie chaosu trzymała się przy centaurze, jakby zahipnotyzowana. Nawet Baal szedł w większej odległości od karej, obserwując nowego człona ich stada, podczas gdy potwór zachowywał się niby przyklejony do karego boku.
Dla odmiany, gdy tylko Nem zamknęła jedno koło i znalazła się przy elfce, oraz wróżce, paskuda zerkała nieprzyjaźnie na naturiankę i długouchą, wyraźnie największą uwagę poświęcając małej skrzydlatej istotce. Pierwszy raz widział coś takiego, ale budziło to w nim wstręt i niezrozumiały lęk. Stwór nigdy wcześniej się nie bał i nie rozumiał swoich emocji, wiedział jednak, że nie powinien zbliżać się do czegoś takiego.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Poczciwy Yrinjakis nie dał pannie Faelivrin zbyt długo czekać na swoją odpowiedź, aczkolwiek zaczął od drobnej złośliwości.
- Jak to dlaczego? Musimy uratować małą ofiarę łupieżczej turystyki złych impów do naszego Kryształowego Królestwa. – Uśmiechnął się uprzejmie, w swoim mniemaniu uznając to widocznie za świetny żart na rozładowanie atmosfery. Ponieważ jednak nie poznały się na jego poczuciu humoru szybko spoważniał, jakby urażony, i od razu zaczął opowiadać:
- To cholerstwo, które adoptowała czteronożna – wskazał na rogatego zwierza chroniącego się za Nemain – pajacuje na zagubionego i nieszczęśliwego chowańca, ale to wstrętny doppelganger, zdolny przybierać dowolne kształty. Tak naprawdę stoi w piekielnej hierarchii całkiem wysoko i wie naprawdę sporo, a jako próżniak nie mógł się powstrzymać, żeby się tym przede mną nie pochełpić. Dlatego dowiedziałem się to i owo.
Przerwał na chwilę, żeby może usłyszeć jakąś pochwałę, ale gdy wszyscy uparcie milczeli, on nieco zawiedziony wrócił do tematu.
- Okazuje się, że mały Sivith jest dzieckiem szczególnym. Nie ze względu na swoją magię czy walory umysłowe, ale czystą fizyczność. Jako płód rozwinął się prawidłowo… ale inaczej niż normalnie… - podparł podbródek ręką, drugą podrapał się za uchem i zmarszczył czoło w ciężkim zamyśleniu. - Jakby ci tu wyjaśnić na czym polega „situs inversus”? – zadumał się obserwując ciągle skupioną twarz łowczyni. Od początku kierował swe słowa prosto do Nireth. Całkiem logicznie. Raczej trudno było się spodziewać zrozumienia skomplikowanych kwestii anatomicznych przez dwie infantylne naturianki.
- W skrócie… - kontynuował wreszcie swoją opowieść. – …chodzi o to, że chłopiec ma całkowicie odwrócone trzewia. Bardzo rzadka przypadłość, a wśród elfów to już w ogóle zdarzająca się raz na kilka pokoleń. Zresztą nieważne. Nie jest najistotniejsze jak to wszystko u niego działa, tylko jakie ma znaczenie dla diabłów.
Zamilknął na chwilę, jakby dla w miarę oględnego, ale ciągle wiernego przełożenia plugawej mowy czarciego pomiotu na język, który byłby zrozumiały dla elfki.
- Według starych zapisów w czarnych księgach władcy grzechu, elf z situs inversus jest potężnym przekaźnikiem mocy międzygwiezdnej i jako taki stanowi niezbędny element rytuału sklonowania chyba najbardziej obrzydliwego potwora w całym piekielnym bestiariuszu, a mianowicie behemota. Upadli planują go zwielokrotnić i zsyłać to monstrum na Alaranię.
        Znów przerwał, tym razem jednak chyba dla nabrania rozpędu, by jego głos nie ugrzązł w trudnym temacie lub nie załamał się. Musiał zebrać w sobie sporo siły, by bez wahania wypowiedzieć to co powinni w takiej sytuacji zrobić.
- Wybacz, bo to co teraz powiem będzie brutalne. – zastrzegł. – Oczywiście, że szkoda nam dzieciaka, ale trzeba to powiedzieć jasno: musimy go uratować przede wszystkim dlatego, że bez ofiary z młodego elfa diabelstwom nie uda się powielić Pogromcy Światów. – westchnął niemrawo, po czym dokończył. – Uratować albo zgładzić…
        Tym razem cisza trwała zdecydowanie dłużej. Inglorion zastanawiał, czy powiedział wszystko w tej kwestii, a gdy nabrał co do tego pewności, to podjął temat poruszony w drugim pytaniu łuczniczki.
- Ale wszystko to wiedziałem zaraz po wywiadzie z potworem, więc od momentu przesłuchania nie był nam on już do niczego więcej potrzebny. Sam się dziwiłem czemu tego czegoś od razu nie ubiliście, skoro tam był osłabiony, a tu znacznie szybciej będzie odzyskiwać siły. No ale… ja tu jestem tylko od transportu. Od zabijania jesteście: ty… – dotknął delikatnie jej białego łuku – …kawaleria... – spojrzał na Karą – …i nasz wspaniały tucznik bojowy. – Przezornie złagodził nieco zaczepkę wobec szamana, rozejrzał się, ale nie dostrzegłszy nigdzie Agelatusa, popatrzył zdziwiony na Nireth i szeroko rozłożył ramiona. – …któremu wygląda na to, że zabrakło odwagi, by opuścić swoją bezpieczną strefę komfortu w Alaranii. – dokończył złośliwie.


        - „Coś tu nie gra” – pomyślał muskularny barbarzyńca rozglądając się po okolicy, w której się znalazł. Nie wszystko zgadzało mu się z tym, na co się nastawiał. Poznając nieco światy, z których pochodziły obiekty jego alarańskich polowań wyrobił w sobie przeświadczenie, że muszą to być całkiem nieprzyjemne miejsca. Tu było może nie, że przyjemnie, ale na pewno całkiem znośnie. Nie zawracał sobie jednak tym za długo rogatego łba.
- Gdzie dziewczyny? – wyartykułował zwięzłe pytanie. Jeszcze chwilę temu, tuż przed wejściem do portalu mógłby przysiąc, że los upośledzonych siostrzyczek to byłaby to ostatnia rzecz, jaka by go interesowała, ale gdy już się zdecydował na dalszy udział w ratowaniu groszkowej urojonej koleżanki, to był nieco zdezorientowany, że nie trafił tam gdzie one.
- „Szukają chłopca w piekielnych otchłaniach” – spokojny, głęboki głos Matki Natury odezwał się jak zwykle w jego głowie.
- Same?
- „Tak same."
- Biedny dzieciak. – prychnął szaman. – Już po nim. – wieszczył czarny scenariusz mając na uwadze przerażający niedobór zdrowych komórek mózgowych w głowach centaurzycy i wróżki.
- „Niekoniecznie” – Natura zakwestionowała jego stwierdzenie. – „Są z nimi przecież jeszcze Nireth i Yrinjakis.”
- Tak tak… – półbyk pokiwał wielkim czerepem. – I Mitrelin, i Sinfee… - dodał kolejne postacie, które w sposób niebanalny mogły się przyczynić do malowniczej katastrofy misji ratowania porwanego elfiątka przy okazji ratowania Jarzębiny. – Naprawdę sądzisz, że ten cały Sivith przeżyje? – poddał w wątpliwość chyba najistotniejszą kwestię.
Bogini przejawiała znacznie więcej optymizmu.
- „Poradzą sobie świetnie bez ciebie.” – ofuknęła go.
- To akurat to mówiłem ci to od razu – przerwał jej. – Ale i tak mnie przydzieliłaś do takich dupereli, zamiast dać poważne zadania. – dodał, kolejny raz skarżąc się wprost na błahość powierzanych mu do tej pory zleceń i zupełną ich nieadekwatność w stosunku do jego (skromnie mówiąc) ponadprzeciętnych możliwości. Westchnął jednak przeciągle, co chyba miało oznaczać: „było minęło”, bowiem był przekonany, że skoro Matka ich rozdzieliła to teraz wreszcie przyszła pora na prawdziwe wyzwania. Momentalnie puścił więc tamto w niepamięć, a nastrój wyraźnie mu się poprawił.
- Skoro ciućmoki zajęły się pierdołami…
- „Pozwolisz, że to ja będę oceniać co jest ważne, a co jest pierdołą?” – niemal wrzasnęła kolejny raz ostatnimi czasy doprowadzona do stanu, w którym całkiem poważnie zastanawiała się nad unicestwieniem aroganckiego sługi.
- …to co ja mam robić? – druid nie przerwał, gdy bogini weszła mu w słowo, tylko pewny siebie jak gdyby nigdy nic dokończył swoje pytanie.
-„A ciebie przekierowałam tutaj, żebyś odpokutował za swoją bezczelność!” – powiedziała po dłuższej chwili głosem zimnym jak lodowiec, ale wspomnienie o czekającym rogatego zadośćuczynieniu znaczyło, że mimo wszystko nie zamierza go jeszcze tym razem zgładzić. Minotaur kolejny raz uratował skórę, i to niezależnie, czy był świadomy tego czy nie.
        Sam Agelatus natomiast zdziwił się na takie stwierdzenie Matki. Nawet nie tyle tym, że musi coś odpokutować, choć sam sobie nie miał nic do zarzucenia. Bardziej zastanawiało go co niby ma go skłonić do tej całej ekspiacji. Jeszcze raz rozejrzał się po okolicy, aby się upewnić, czy może przez nieuwagę nie pominął czającego się gdzieś jakiegoś podstępu. Ale nie. Świat wydawał się dokładnie taki, jak za pierwszymi oględzinami. Bezludny płaskowyż pokryty szumiącymi sennie nieprzebytymi łanami wybujałych traw. Ich zieleń była tak wściekła i oczojebna, że można było ulec złudzeniu, iż nie jest naturalna. W smaku jednak roślinność zdradzała się pełną gamą tradycyjnych soków, których nie dało się podrobić, a nawet jeśli mogłaby oszukać oczy czy węch, to i tak byle jaka magiczna sztuczność na pewno nie przeszłaby niezauważona przez wyczulone akurat na trawy kubki smakowe w wielkim pysku (bądź co bądź) przeżuwacza.
        Fauna również bardzo typowa dla tego typu obszarów, z paroma zaledwie wyjątkami. Gazele i antylopy, żyrafy i zebry, strusie i marabuty, surykatki i góralki, zupełny brak mięsożerców, ale za to dostrzegało się tu i ówdzie wałęsające się po stepie stadka tęczowych kucyków i różowych jednorożców. Słowem: sielanka. Słodko, aż do porzygu. To był ewidentnie świat bez zagrożeń. Owszem: nudny, przejaskrawiony, denerwujący, ale nic ponadto.
- Phi – sapnął wreszcie półbyk. – Też mi pokuta.
- „Zaczekaj…”– zaśmiała się tajemniczo. – „…aż zobaczysz najlepsze.”
        Szaman lekceważąco wzruszył ramionami.
- Zaczekam – mruknął, i z głośnym tąpnięciem położył się na soczystej murawie, a potężne łapy zaplótł pod karkiem. Żując leniwie pojedyncze źdźbła obserwował niespieszną wędrówkę obłoków po niebieskim firmamencie. Machinalnie jak zawsze podczas rzadko zdarzających się mu okresów nicnierobienia klepał pod nosem monotonną mantrę. Taka już niestety proza mnisiego żywota. Nie przeszkadzało mu to jednak wcale, aby jednocześnie z modłami zadumać się nad matczynym stwierdzeniem. Cóż to miało być to coś „najlepsze”, którym na pokutę straszyła go Natura? Czym wszakże zastraszyć nieustraszonego? Czym pognębić nieugiętego? Jak nieposkromionemu przygiąć kark? Mełł byczą mordą kolejne łodyżki, medytował starymi druidycznymi surami i nadal rozmyślał, a choć trwało to już dość długo nic nie przychodziło mu do głowy. On, szaman klanu Pradrzewa, strażnik Harmonii, matczyny komandos do zadań specjalnych. Do najbrudniejszej roboty. Do najkrwawszych zleceń. Widział już wszystkie możliwe okropieństwa innych światów. Najgorsze ohydztwa załatwiał gołymi rękami. Tysiącami łupał kości nieumarłych, diabły rozgniatał na drobny pył i odsyłał z powrotem w czeluście ich mrocznemu władcy, wampirom wyrywał łby razem z płucami, anioły wyskubywał z piór albo opalał nad ogniskiem, a demony rozdeptywał jak karaluchy. Nie widział żadnej okoliczności, którą Pani mogłaby go złamać.
        - „Co Ty mi w zasadzie możesz zrobić Matko?” – zapytał w myślach, może nieco zuchwale, ale nawet na moment nie przestając klepać swoich psalmów, co nieco łagodziło zadziorny wydźwięk buńczucznych słów. Można się było zatem domyśleć, że zadał to pytanie kierowany raczej ciekawością, a nie wyłącznie w pysznym poczuciu swojej samowystarczalności nawet w obliczu samej Bogini. Szybko jednak pożałował, że zapytał.
        Odległe bzyczenie powoli, ale nieustannie zbliżało się i potężniało. Początkowo druidowi nie chciało się nawet podnosić. Cóż to za wielka sprawa, zobaczyć owada na sawannie? Kiedy jednak dźwięk przybrał natężenie i siłę huku kręcącego się na maksymalnych obrotach śmigła gnomich wirnikowych konstrukcji fruwających przy krążowniczym locie koszącym, wtenczas nawet indolentny naturianin zainteresował się owym zjawiskiem. Niezgrabnie podniósł się, ale to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
        W jego kierunku zmierzała… Groszek, albo raczej mówiąc ściślej jej olbrzymia projekcja, chyba w stukrotnym powiększeniu. Wyglądała identycznie. Ta sama poszarpana kiecka, żołędziowa czapeczka, rozrzucone na boki rdzawe włosy powiązane w kucyki, młoda buzia, na której nieodmiennie gościła niezachwiana pewność siebie, oczywiście niepoparta ani wiedzą, ani lotnością umysłu, ani magią, ani brutalną siłą fizyczną, ani w ogóle niczym. Łopot motylich skrzydeł zagłuszał już niemal wszystko inne i powodował porywy wiatru o sile huraganu. Gęba się jej oczywiście nie zamykała, bredząc jak zwykle jakieś dyrdymały. Głos miała łudząco podobny do małego pierwowzoru, choć w niektórych słowach pobrzmiewała zdecydowanie zbyt majestatycznie jak na wróżkę, co zdradzało niechybnie, że to Matka urządziła sobie kosztem szamana niezłą zabawę. Górowała nad nim porównywalnie, jak on dotychczas górował nad drobniutką Sinfee. Była mniej więcej cztery do pięciu razy wyższa od dumnego ze swoich dwunastu stóp wzrostu minotaura.
        Zbliżyła się do oniemiałego barbarzyńcy, pochyliła nad nim z czułością i przytuliła. Jakby odnalazła cenny skarb, który przez swoje roztargnienie gdzieś zapodziała. Jakby od zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi. Jakby się stęskniła. Przytuliła go jak szmacianą kukiełkę. Zazgrzytał zębami wściekły na monstrualnego klona jednej z najbardziej nierozgarniętych istotek na świecie, a jeszcze bardziej wściekły na Matkę Naturę, za to pohańbienie, którego się na nim dopuściła. Nic jednak nie rzekł. Cóż miałby rzec. Był całkowicie zdany na jej łaskę. Nie bał się zupełnie, bo nie da się przestraszyć kogoś w kapeluszu z żołędzia na głowie, niezależnie jak wielka jest różnica wzrostu. Zresztą zaprawiony w bojach barbarzyńca nie wiedział co to strach. Nie z takich rozmiarów bestiami z piekła rodem się zmagał i wychodził jak dotychczas zawsze obronną ręką. „Grosiozilla” - jak ją pieszczotliwie nazwał - nawet pomimo swojego formatu nie była groźna. To tylko wróżka. A cóż mu mogło od niej grozić? Zagłaskanie na śmierć? Cukrzyca od tego jej landrynkowatego śwargolenia? Osiwieć już bardziej nie mógł, wyłysieć też. Ewentualnie mógł dostać kociokwiku, ale skoro nie dostał go przez pięćdziesiąt lat siedzenia w szamańskich pieczarach, to teraz też mu to raczej nie groziło. Przezornie jednak na poziomie podświadomości wyłączył słuchanie groszkowego bełkotu. Oczywiście problem z niebosiężną skrzydlatą można byłoby szybciej i znacznie prościej rozwiązać, gdyby nie jedno stare prawo mówiące, że naturianie nie mogą zabijać się między sobą. Dlatego minotaur nawet nie rozważał tej możliwości.
        - „Nic, trzeba przeczekać.” – doszedł wreszcie do całkiem słusznego wniosku. Zacisnął pięści aż pobielały i nadal powtarzał swoje litanie, dopóki się zupełnie nie wyciszył. Wprowadził się w stan tak głębokiej medytacji, że jego ciało i duch zapadło w szczególny rodzaj letargu, coś jakby świadomej śpiączki, komy wywołanej przez szamana samodzielnie, niejako dla przetrwania niesprzyjających warunków. Siłą woli w zasadzie wygasił płonący mu w sercu płomień barbarzyńskiej furii, który dotychczas kierował wszystkimi jego poczynaniami, a skupił się wyłącznie na skrupulatnej recytacji niekończących się psalmów. Wszystko to sprawiło, że nie protestował nawet wtedy, gdy skrzydlaty demon słodkości i gadulstwa w zielonej kiecce wiązał mu na potężnym porożu różnokolorowe kokardki.
- „Więc tak wygląda piekło…” - przemknęło mu jeszcze tylko przez myśl. – „Nic więc dziwnego, że te wszystkie diabelstwa pchają się do Alaranii”.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Nie przywiązując większej wagi do tematu rozmowy prowadzonej przez elfy, Skrzydlata szybko rozejrzała się za innym zajęciem. Z fascynacją przyglądała się skupisku unoszących się w nad ziemią drobnych ziaren piasku, które połączone razem, kreśliły w powietrzu kontury przypominające Rogatego Pyszczka. Wyglądało to tak jakby Agelatus bezskutecznie usiłował zmaterializować się w danym miejscu, jednak z jakiegoś powodu, jego potężna sylwetka nie mogła nabrać realnych kształtów. Wykorzystując nieuwagę Nireth, zbyt zajętą dyskusją z mistrzem Yrinjakisem aby pochylić się nad ciekawostką nurtującą małą wróżkę, Groszek wzbiła się w powietrze, lecąc w stronę tajemniczego zjawiska, z zamiarem samodzielnego zbadania problemu. Niestety gdy tylko wyciągnęła rękę, dotykając pierwszej z tysięcy drobinek, całe zjawisko rozpadło się w pył, który niczym ziarenka w klepsydrze rozsypał się po ziemi.
        „Zepsułam Mino-aura” – Z przerażeniem pomyślała Skrzydlata, błyskawicznie rozglądając się po twarzach towarzyszy, chcąc się przekonać czy ktokolwiek mógł zauważyć jej szkodniczą działalność. Sądząc po ilości piasku znajdującego się wokół nich, wielgachny druid musiał być nie pierwszą istotą obrócona tu w proch.
        - Jednego nie rozumiem – kontynuowała Faelivrin najwyraźniej nie zwracając uwagi na poczynania wróżki – Sivitha uprowadzono kilka tygodni temu. Jeśli te całe doppelgangery chciały doprowadzić do jakiegoś rytuału, najpewniej zrobiły to już dawno.
        Mistrz Olwe również skoncentrowany był na sprawach dużo bardziej doniosłych, a z kolei Mitrelin podekscytowany bliskością Nireth, znajdował się obecnie w stanie, w którym ciężko byłoby mu zauważyć stado wędrujących mamutów. Groszek uznała że ma szczęście, szybko wracając na ramię elfki.
        - Potrzebują do tego pewnej księgi. Wyjątkowo przebiegłej, złośliwej i niebezpiecznej. Księgi mającej własną dusze i świadomość otaczającego ją świata. – Odpowiedział bibliotekarz.
        - A nie mają jej ponieważ …. – Naciskała łuczniczka
        - … ta znajduje się w moich zbiorach. – Niechętnie dokończył Yrinjakis.
        - To dlaczego na wszystkie demony jeszcze jej nie spaliłeś? Byłoby po sprawie.
        - Niestety. To paskudztwo dobrze się przede mną maskuje, udając zwykły tomik. A przecież nie mogę spalić całej biblioteki.
        - A to zabawne. – wtrąciła się Skrzydlata. - Książka udająca inną książkę. Widziałam już owady imitujące rośliny, kwiaty które tylko na pozór są milusie, a jak się do nich podleci, to brrr…, ale o czymś takim pierwszy raz słyszę. Chociaż niektóre żołędzie są tak sprytne, że udają niedojrzałe tylko po to by jak najdłużej posiedzieć sobie na Sokowniku. Ale na mnie to nie działa. Jak tylko takiego namierzę, biorę pałkę i …
        - Groszek! Nie pomagasz mi w ten sposób. – Nireth ucięła przemowę wróżki. Leśna strażniczka zorientowała się, że jest w stanie zapanować nad gadulstwem małej skrzydlatej jeśli będzie odnosić się do rzekomego ratowania swojej osoby.
        Przynajmniej chwilowo ta strategia działała. Elfka dopiero teraz rozejrzała się po pozostałych członkach drużyny, z rozczarowaniem przyjmując nieobecność minotaura. Wyglądało na to iż cała misja spocznie na jej barkach. Lojalność Kopytnej była wątpliwa. Centaur zachowywał się tak jakby jeszcze nie wiedział po której stronie zamierza stanąć. Odwaga Mitrelina, czy przydatność małej Groszek, również wydawały się być kiepskimi atutami. A Yrinjakis i jego magia pozostawały zagadką. Nireth westchnęła ciężko, zdejmując z siebie część arsenału, po czym wcisneła miecz i krótki sztylet w dłonie zaskoczonego adepta magii. Mitrelin aż jęknął z bólu.
        - Trzymaj. Nie mogę wszystkiego robić sama, a wygląda na to że więcej rąk do pracy nie będziemy tu mieli.
        - Nie zawiodę ciem obiecuje. Jeśli będzie trzeba, oddam ży… - Wyjąkał wzruszony Mitrelin.
        - Nie prosiłam o kolejna przemowę tylko o trochę męstwa. – Ucięła Faelivrin.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Pogrążona we własnych rozmyślaniach i oczekując konkretnego planu Kara rozpoczęłaby pewnie drugie koło, gdyby nie nagła ulga jaką odczuła. Stanęła w pół kroku i odetchnęła głęboko. Uparte uczucie nakłaniające do zerwania się biegiem i gnania jak najdalej, rozproszyło się niczym mgła pod podmuchami wiatru. Ciężar odczuwany w umyśle i sercu, dokuczliwy niby brzęcząca mucha, ulotnił się jakby wcale go nie było. Wreszcie odczuła spokój. Centaura zawsze gdzieś ciągnęło, ale zwykle były to pozytywne emocje, ciekawość, żądza przygód. Tym razem jednak czuła się jakby ktoś podpalił równinę za jej plecami. Nogi rwały się do biegu, a duch szarpał się niespokojnie niczym spłoszony dziki koń. Wszystko to znikło. Nem otrzepała się niby z lodowatego deszczu i rozejrzała się powoli, próbując zrozumieć co właśnie się stało i skąd wzięło się poczucie ukojenia, którego brakło jej już od dłuższego czasu. Niepokój nasilał się wraz z przedłużaniem misji, teraz zaś wszystko wróciło do normy, gdy wcale się na to nie zanosiło.
Brakowało minotaura i Nemain w lot wszystko zrozumiała. Wraz z nim natrętna obecności tej którą zwali matką, tej, której magia tak ją irytowała. Bez rogatego wojownika ulotniło się i bezpośrednie źródło siły od lat budzącej centaurzy opór i sprzeciw. Razem ze zniknięciem obciążającej i irytującej Nem magii, Kara znacznie lepiej mogła się skupić. W najmniejszym stopniu nie przejęła się, iż bez wielkiego wojownika mogliby nie podołać zadaniu. Nie odczuwała też tęsknoty za dziwacznym stworzeniem. Nie zwykła tęsknić, jeżeli już to za tymi, których zwała rodziną, a i to uczucie bywało chwilowe. Kopytna była typowym wolnym duchem żyjącym obecną chwilą niezbyt przywiązując się do miejsc czy osób.
        Teraz gdy jej myśli wreszcie na powrót były klarowne, stanęła na uboczu i obserwowała uważnie wymianę zdań pomiędzy uszatymi oraz wróżką. Analizując informację, przechyliła głowę i myślała poważnie. Dużo zdań i słów brzmiało co najmniej bezsensownie. Nijak nie potrafiła powiązać ich z misją ratowania Jarzębiny.
W czasie gdy Nem skupiała się na próbach pojęcia dyskusji elfów, piekielny potwór przysunął się do juków. Ostrożnie trącił je nosem, a po chwili powoli wyciągnął łapę w ich stronę.
        - Zostaw - mruknęła kopytna, jednocześnie tylną nogą odtrącając poczwarę. Bestia warknęła, ale nie odważyła się zaatakować i odsunęła się nieznacznie od centaurzego boku, wciąż słysząc cichą zanętę magicznej księgi.
W uszach centaura, rozmowa elfów nabrała sensu dopiero gdy zaczęli rozmawiać o książce. Nem zamyśliła się jeszcze intensywniej, a dialog toczył się dalej. Nireth zdążyła dojść do zaangażowania Mitrelina w nadchodzącą walkę, gdy wszystkie trybiki zaskoczyły pod czarną czupryną.
        - Magiczna książka, która udaje niewinną? - zapytała, wtrącając się do rozmowy sporo po fakcie. Elfy spojrzały na koniowatą, jakby właśnie spadła z nieba.
        - Nie wyciągaj mnie, nie rób tego - zaczął drzeć się tom, podejrzewając co centaur zamierza.
        - Ratuj mnie! - zawył do stwora, w którym była jego ostatnia nadzieja. Może nie taka ostatnia. Elficki mag zdawał się być bardzie podatny na perswazję niż próbował udawać, ale księga nie chciała ryzykować. Stwór podkradł się do centaura niczym drapieżnik i już miał skoczyć, gdy na rogaty łeb z impetem wylądował nie wyjęty z pochwy miecz. Bestia przypadła do ziemi nieco zamroczona i solidnie oszołomiona wrażeniem jakie wywołało niespodziewane zderzenie z bronią.
        - Mówiłam zostaw - Kara odparła pogodnie, jak do kanapowego pieska co zupełnie nie pasowało do zastosowanego subtelnego argumentu. Oparła oręż na barku, a drugą ręką wyjęła księgę, która momentalnie zamilkła.
        - A przypadkiem nie ta książka? - zapytała wesoło, ale mina jej trochę zrzedła, gdy zobaczyła twarz Yrinjakisa. Długouchy zbystrzał, a oczy lśniły mu zainteresowaniem, które nie podobało się centaurowi.
        - To co dalej robimy? - znów odezwała się nie tracąc wesołego nastawienia, ale kątem oka obserwując to stwora, to maga, gdyż w tej chwili ufała im na jednakowym poziomie.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Yrinjakisa z przerażeniem przyglądał się przedmiotowi w dłoniach Nemain. Księga była niezwykłym artefaktem. Potrafiła w takim samym stopniu skutecznie manipulować swoimi czytelnikami, jak również ukrywać zawartą w sobie moc przed czujnym zmysłem tych, którzy mogli jej zaszkodzić. Sam mistrz Olwe nie wyczuwał w tej chwili niczego co mogłoby wskazywać na to, iż ma przed sobą akurat ten tom, którego od lat poszukiwał, jednak setki przeżytych lat i zdobyte doświadczenie, podpowiadały mu iż w podobnych sytuacjach nie ma czegoś takiego jak przypadek.
        - Oszukała nas. – Wyszeptał bibliotekarz. - Daliśmy się podejść. Od początku chodziło tylko o to by przynieść tą księgę do Otchłani. Niechętnie to przyznaję acz byłem głupcem tworząc ten portal.
Nireth podeszła do sprawy z dużo większą dawką pozytywnego myślenia, od razu znajdując rozwiązanie typowe dla wojownika.
        - W takim razie zniszczmy ją tu i teraz. – Zaproponowała elfka.
        - W tym miejscu księga stała się znacznie potężniejsza. Moja magie nie jest w stanie zrobić jej krzywdy. Zresztą w Otchłani magia elfów w ogóle nie funkcjonuje. Obawiam się iż ja nie okażę się w tej walce pomocny. Otwarcie portalu prowadzącego do naszego świata, będzie jedyna rzeczą którą mógłbym was wesprzeć. – Westchnął Yrinjakis.
        - Eh tam, jest wiele sposobów by zniszczyć książkę. Kartka po kartce. Wcale nie potrzeba do tego magii. – Uznała łuczniczka, po czym zwróciła się do Kopytnej. Nadszedł czas na prawdziwy test i ustalenie kto po czyjej jest stronie. – Nemain, oddaj mi księgę. – Poprosiła elfka wyciągając rękę w kierunku Centaura.
        Po tych słowach nastała przejmująca cisza, w czasie której uczestnicy wyprawy mierzyli się wzajemnie podejrzliwym wzrokiem. Nieoczekiwanie tym, który jako pierwszy przerwał milczenie, był stojący za Kopytną doppelganger.
        - Nigdy jej nie dostaniecie. Nie macie do niej prawa. – Wycharczał stwór którego głos przypominał chichot dobiegający z studni. – Księga należy się Wielkiemu Władcy, a was czeka tu jedynie śmierć. Czworonoga jako jedyna będzie mogła doświadczyć zaszczytu służbie tego który zniszczy królestwo elfów.
        - Gadający. – zauważyła wróżka, w chwili gdy bestia zawyła przeciągle. Po chwili wokół trójki elfów i Naturian zaczęły pojawiać się inne stwory, łudząco podobne do niedawnego pupila Nemain.
        Nireth chwyciła za łuk. Nosiła przy sobie wystarczającą ilość broni by obdarzyć nią niewielki oddział, toteż bez wahania rzuciła kolejny krótki miecz w stronę mistrza Olwe. W oczach elfki fakt iż Yrinjakis nie mógł posługiwać się magią, w żaden sposób nie wykluczał go z walki. Tym bardziej że strażniczka potrzebowała teraz każdej mogącej się na coś przydać pary rąk.
Prawie każdej.
        - A ja? Co mam robić? – Próbowała dociekać Groszek.
        - Po prostu schowaj się gdzieś i nie przeszkadzaj. – Ucięła Nireth.
        - Chcę walczyć. Patrz, mam tu taką plujkę i igły jeża…
        - Nie przeszkadzaj mi teraz. Jak chcesz się na coś przydać, to przejmij księgę i gdzieś ją ukryj. – Zaproponowała coraz bardziej poirytowana elfka.
        Groszek to nie wystarczało. Wróżka uznała powierzoną jej rolę za niezbyt ważną. Poza tym musiała ratować Jarzębinę, a nie uciekać z jakąś głupią księgą. Chcąc udowodnić Faelivrin swoją wartość, załadowała jeden kolec do swojej plui, po czym wkładając w dmuch całą swoja złość, wystrzeliła malutki pocisk w kierunku jednego z doppelgangerów. Skrzydlata sama zdziwiła się efektem sowich poczynań, jako że igła nabrała niespotykanej dotąd prędkości, bez trudu pokonała dystans kilkudziesięciu kroków, na koniec wbijając się w czaszkę zaskoczonej bestii. Co dziwniejsze masywny łeb potwora po chwili eksplodował, zmieniając się w krwawy stek.
        - Ojej. Nie miałam pojęcia że tak można. – Stwierdziła zaskoczona wróżka.
        - Zmiana planów. – Szybko podjęła decyzję Nireth. – Groszek wchodzi do formacji, a ty mistrzu Olwe zajmij się księgą.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nemain spoważniała na moment, gdy słuchała uważnie tego co mówiły elfy. Z tego co zrozumiała, znaczyło, że źle zrobili wchodząc do tego innego świata. Więcej, okazywało się, że ledwie dadzą radę wrócić. Gdy uszaci doszli do części tyczącej się zniszczenia księgi, nawet przechyliła głowę, starając się skupić, gdyż właśnie w tej chwili tom ponowił zawodzenie.
        - Nie pozwól im! Kto niszczy książki, wtedy już nikt mnie nie przeczyta. Nie oddawaj mnie! - darła się książka, porzucając próby urobienia centaura w standardowe sposoby, skupiając się na zwykłym wzbudzaniu litości. Kara zaś starała się podjąć własną decyzję. Nie chciała by elfy zniszczyły książkę. Wydawała się ciekawa. Poza tym liczyła nauczyć się czytać by zobaczyć co miała w środku. Ale nie chciała też być przyczyną tragedii. Nawet jeśli srodze zawiodła się na elfach, na tym jak je sobie wyobrażała, a jakie były naprawdę, to póki nie zrobiły jej krzywdy, nie chciała być przyczyną nieszczęścia dla żadnego z nich. Kara zwyczajnie chciała pomóc uratować Jarzębinę i pogalopować zwiedzać świat.
Z kolei z tego co mówił Olwe i Nireth, książka miała przynieść coś złego. Właśnie miała zadecydować, gdy niemówiący wcześniej stwór odezwał się zwykłym językiem. Zerknęła na potwora lekko zagubiona, gdy ten wyrażał swoje zdanie. Początkowo tylko zdziwiona, spokojnie patrzyła na stwora. Nawet przechyliła głowę w drugą stronę słysząc roszczenia co do tomu. Dziwne stworzenie. Jak nie dostaną, skoro ona ją miała, nie tylko dziwny, ale i bezczelny udawacz. To jednak nie rozdrażniło kopytnej tak jak następne zdanie.
        - Nikomu nie będę służyć! - zakrzyknęła oburzona, a księga aż jęknęła, gdy zorientowała się jak cały plan runął, przez jedną nieprzemyślaną wypowiedź. Kopytna wspięła się na tylne nogi by przednimi zdzielić doppelgangera po grzbiecie. Stwór jednak szybko zorientował się w sytuacji. Śmiech umilkł, a bestia skoczyła w bok ledwie ratując się przed podkowami. Nemain wylądowała z poirytowanym sapnięciem, gdy udawacz oddalał się w rączych podskokach, jak najdalej od ewentualnego pościgu. Gdy znalazł się poza zasięgiem wznowił rechot widząc nadciągające posiłki.
        - Zginiecie marnie plugawe istoty! - wrzasnął z bezpiecznej odległości.
W Nem aż się zagotowało. Uratowała paskudę, a ten tak się odwdzięczał. W tym momencie postanowiła, że solidnie przetrzepie mu skórę. Decyzja jednak nie mogła być wprowadzona w życie. Za chwilę na horyzoncie dostrzegła nadciągające inne paskudy, na których się skupiła. Później zaś do akcji wkroczyła Groszek, trafiając zdradzieckiego oszukańca igłą ze swojej plujki.
Nem aż otworzyła usta ze zdziwienia i pomacała się po trafionym wcześniej zadzie. Strzelcy i łucznicy zawsze byli według niej niebezpieczni, ale najwyraźniej możliwości wróżek były znacznie bardziej przerażające. To cud, że przeżyła poprzedni postrzał. Poklepała się po sierści dodając sobie otuchy i uznała, że postara się trzymać jak najdalej od wróżkowego zasięgu. Tu skończyło się zamartwianie karej. Rzuciła księgę Yrinjakisowi z krótkim „łap” , nawet nie zerkając w jego stronę. Zamiast rozczulać się nad magiem, podeszła do Nireth.
        - Pilnuj Groszek by trafiała tylko tych przeciwnych - uśmiechnęła się wesoło i następnym co elfy dostrzegły, był czarny zad galopujący wprost na nadchodzącą grupę potworów. Oczywiście przeciwną niż ta, którą właśnie ostrzeliwała Skrzydlata.
Zaraz jak tylko rozpoczęła szarżę, poczuła dziwne zadowolenie. Znów odezwał się trzask płomieni i szczęk broni. Melodia która była przerażająca i nęcąca zarazem. Muzyka, którą przypisywała księdze, a która chyba nie całkiem była od tomu zależna.
Dobyła miecza i wpadła między doppelgangery do wtóru widmowego brzęku dzwoneczków, które szarpały się pod wpływem obecności tak licznych potworów.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Nireth wypuszczała strzałę za strzałą, kładąc na ziemi kolejne bestie nadbiegające w jej stronę, jednocześnie zaciskając zęby przyglądała się straceńczej szarży, jaką Namain przypuściła w stronę grupy doppelgangerów. Czy to właśnie miała być ta legendarna dyscyplina centaurów? Elfka rozumiała, że tylko działając razem, mają szansę wydostać się z pułapki jaką zastawiły na nich stwory z Otchłani, z kolei Kopytna zdawała się być zgoła odmiennego zadania, w pogoni za chwałą zapominając, o reszcie drużyny. Tymczasem Faelivrin, w chwili gdy potrzebowała wszystkich, nie miała nikogo. Centaur pogalopował sobie beztrosko, Yrinjakis wpatrywał się w rzuconą mu księgę jakby znalazł w niej swoją przyszłość, Mitrelin trząsł się z strachu, a Groszek, zamiast robić użytek z swojej śmiercionośnej broni, usiłowała zgłębić tajemnice drewnianej rurki, przystawiając jej koniec do swojego oka i zaglądając do wnętrza.
        - Wygląda dokładnie tak jak wcześniej. Nie rozumiem o się dzieje. – Podsumowała Skrzydlata.
        - Do licha Groszek! Nie musisz tego wiedzieć! W tej chwili najważniejsze jest to czy potrafisz powtórzyć wybuchowy strzał? – Poganiała łuczniczka.
        Wróżka nie miała pojęcia jak daleko sięgają jej nowe umiejętności, ale oczywiście chciała to sprawdzić. Tym razem do wnętrza plujki, włożyła nie jeden a tuzin niewielkich igieł, po czym wydmuchując je w stronę nadbiegających bestii, jedną salwą rozbiła w pył całą grupę doppelgangerów. Trafione stwory niemal natychmiast eksplodowały niczym mydlane bańki. Te z igieł, które nie sięgnęły swojego celu bezpośrednio, również powodowały wybuchy, a ich siła wzbudzała popłoch wśród złowrogich stworów.
        - W każdym razie więcej tego jeża nie dotknę. – Podsumowała Skrzydlata widząc efekt swoich działań. – I mam nadzieję że staruszek nie jest pamiętliwy. Bo kiedyś dla zabawy wrzuciłam mu na grzbiet olbrzymiego żołędzia, tak że…
        - Proszę cię nie teraz. – Wtrąciła Nireth, obawiając się ze opowieści z życiorysu wróżki mogą stać się równie zabójcze co jej broń. – Potem mi opowiesz.
        Mimo poniesionych bolesnych strat, stwory wciąż nacierały, a Faelivrin powoli zaczynało brakować pomysłu jak trzymać paskudy na dystans. Gestem nakazała Mitrelinowi przesunąć się w stronę pobliskich głazów, tak aby napastnicy nie mogli ich okrążyć. Jednocześnie łuczniczka rozglądając się wokół siebie, desperacko poszukiwała bibliotekarza. Coś tu było nie tak. Mistrz Olwe już dawno powinien zniszczyć księgę, tym samym powstrzymując zapał doppelgangerów. Zamiast tego ten ostatni gdzieś zniknął. I tyle było pożytku z magów.
        - Yrinjakis co z tobą? Czemu jeszcze nie przemieliłeś tego czegoś na stertę wiórów? – Dociekała elfka.
        - Ponieważ jest na to za słaby. Żaden z was nie ma w sobie wystarczające mocy by przeciwstawić się woli księgi. – Odpowiedział jej drwiący głos. Nireth spojrzała w kierunku z którego dobiegły owe słowa, ku swojemu zdziwieniu zauważając że mówca jest Sivith.
        W przeklętej Otchłani nic nie było takie jak powinno. Poszkodowane przez los, niewdzięczne bachory, zamiast skończyć jako ofiara, stawały na czele armii zła, minotaury okazywały się tchórzami, wielcy magowie razili bezradnością, wróżki były śmiercionośne, a centaur w rzyci miał los swojego stada. Łuczniczka zastanawiała się czy z nią i MItrelinem również jest coś nie tak.
        - Przekonamy się. – Zaprotestowała Nireth. Sytuacja powoli zaczynała ją przerastać. Najchętniej posłała by kolejną z swoich strzał małemu niewdzięcznikowi, którego rzekomo mieli tu ratować. Póki co nie wierzyła a ani jednio słowo wypowiedziane przez Sivitha. Przecież Kopytna wykazywała się odpornością na działanie księgi, wiec dlaczego z nimi miało być inaczej?
        - Mitrelin. Weź ta cholerną książkę i ją zniszcz.
        - Nie mogę. Przecież to mój mistrz. Jak miałbym … - próbował protestować uczeń bibliotekarza.
        - Proszę cię. - Dodała Faelivrin. Patrząc jak adept magii rusza wykonać powierzone mu zadanie, łuczniczka doszła do wniosku iż sama również oszalała. Niespodziewanie zamiast twardych rozkazów, nagle zaczęła wykorzystywać swoje kobiece wdzięki.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nemain pognała przed siebie tnąc zapalczywie pojawiające się wokół stwory. Okaleczała lub zabijała na miejscu. Bestii było zbyt wiele by przykładać się do drobiazgów. Może Kara nie należała do najlepszych strategów. Nie najlepiej radziła sobie w grupie. Wiedziała jednak dwie rzeczy. Walka w zasięgu strzał łuczników nie należała do najbezpieczniejszych formacji. Nem nienawidziła łuków i łuczników. Ciężko było powiedzieć, czy ową nienawiść rozpoczęła broń sama w swej osobie, w postaci łuku. Czy może kopytna nie współgrała z bronią miotającą bełty a ta odwzajemniała się jej tym samym. Jedną prawdę można jednak było powtarzać i za nią ręczyć, a przynajmniej Nem była o niej święcie przekonana - strzały bardzo chętnie obierały ją za swój cel. Choćby bycie postrzeloną przez wróżkę było kolejnym na to przykładem. Wolała uniknąć tak nieprzyjemnych komplikacji. Po drugie zawsze dobrą zagrywką było wzięcie wroga w dwa ognie.
Gdy więc tylko przebiła się przez grupę doppelgangerów ściągających do podróżników, zrobiła ciasny zwrot na zadzie i zaczęła trzebić wrogów od tyłu.
Część stworów zorientowała się w taktyce centaura i teraz niewielka wataha oddzieliła się od całości i otoczyła kopytną starając się pokrzyżować jej plany. Zacięcie atakowały boki i zad Karej, starając się ją unieruchomić. Nem wyciągnęła łańcuch i teraz walczyła na dwie ręce. Kopała i wierzgała, tnąc mieczem i kręcąc młynki obciążonym łańcuchem. Bestie okazały się wyjątkowo uparte. Widząc brak namacalnych efektów, zmieniły taktykę. Poczęły atakować nogi centaura, by go wywrócić i osłabić.
Nem może nie była zbyt silna, ale była nie mniej uparta od piekielnych stworów i nie zamierzała lekko oddać skóry. Powoli też złość zaczynała opanowywać pogodne i zazwyczaj pokojowo nastawione stworzenie. Centaur zdwoił wysiłki i jeśli wcześniej walczył zawzięcie, teraz atakował niczym najprawdziwszy kopytny demon. Myśli uciekły z głowy Karej. Zastąpił je trzask płomieni, szczęk broni i jęki konających. Nie miała pojęcia czy słyszała to co działo się do koła, czy znów słyszała dziwne rzeczy. Przez chwilę jakby przestała istnieć a stała się walką samą w sobie.
        Z całych sił kopnęła zadnimi nogami. Dwa stojące z nią doppelgangery nie zdążyły uciec i ostro podkute kopyta położyły je trupem na miejscu. Rozsierdzona Kara miała dość patowej sytuacji natarła na mur cielsk swoją piersią, tnąc mieczem i kopiąc wściekle. Skok przez ciżbę nie byłby zbyt wymagającą przeszkodą. Pewnie wylądowałaby "czesząc" kilku napastników. Problem tkwił więc nie w samym wyzwaniu, a w ryzyku. Na dłuższy moment odsłoniłaby brzuch i w tym momencie jej walka mogłaby się zakończyć. Wybrała więc mniej widowiskową i wolniejszą drogę, ale bardziej pewną.
Gdy wreszcie powaliła kilka potworów z ostatniego rzędu, rzuciła się powrotnym cwałem w kierunku zostawionej grupy. Szybko dopadła do towarzyszy, zostawiając za sobą cielska potworów. Nie wiele wody upłynęło, a znalazła się obok Faelivrin.
        - O dzieciak się znalazł - odezwała się zaskoczona patrząc na dziwne dziecko. Cięła szeroko głownią, mordując kolejnego potwora i wróciła spojrzeniem na elfkę.
        - Czyli możemy wracać skoro go znaleźliśmy? - zapytała atakując kolejne dwie bestie.
Chociaż początkowo sytuacja wydawała się beznadziejna, a ilość stworów przytłaczająca, stawiany im opór okazywał się być dziwnie skuteczny, nawet jeżeli wciąż brakowało światełka w tunelu a następne bestie niezmiennie napływały bogowie wiedzieli skąd.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Pomimo tego iż Nemain bawiła się wybornie siekąc kolejne doppelgangery, sytuacja jej drużyny nie prezentowała się dobrze. Nireth gotowa była wręcz , że sprawy mają się dramatycznie źle. Nawykła do dowodzenia, starała się wydawać rozkazy, ignorując przy tym niedoskonałości swojego oddziału, na czele z samowolą centaura, tchórzostwem Mitralina i wątpliwego zaangażowania Skrzydlatej. Wróżki nie były stworzone do walki. Nawet wówczas gdy z niewiadomych powodów w ich ręce wpadała broń mogąca zniszczyć świat, a wrodzone zdolności fizyczne zostały pomnożone przez milion, istoty pokroju Groszek, dochodziły do wniosku iż w rzeczywistości istnieją znacznie ciekawsze rzeczy niż sprowadzenie zagłady na swoich wrogów. Na przykład zbieranie żołędzi, patrzenie jak rosną żołędzie, zabawa żołędziami, rozmyślanie o żołędziach i całe rzesze innych czynności mających żołędzie w nazwie.
        Konieczność nieustannego motywowania małej, by ta robiła swoje, była jedynie wierzchołkiem problemów z jakimi musiała mierzyć się elfka. Przede wszystkim ilość posiadanych przez nią strzał kurczyła się w znacznie szybszym tempie niż ilość otaczających ją bestii. Poza tym panna Faelivrin borykała się z buntem w własnych szeregach. Wbrew wszelkiej logice, Yrinjakis postanowił sprzeciwić się zniszczeniu księgi, będącej źródłem ich kłopotów.
        - Nie pozwolę! – krzyczał mistrz Olwe. – To źródło olbrzymiej wiedzy które może okazać się bezcenne. I nader użyteczne. Jeśli je okiełznać, możemy sprawić by działało na naszą korzyść.
        Bibliotekarzowi nie dane było dokończyć przemowy. Skoncentrowany na odpieraniu ataków Mitrelina, zdeterminowanego aby odebrać księgę, Yrinjakis nie zauważył stwora skradającego się w jego kierunku. Doppelganger nagle zaatakował, sięgając swoimi kłami do gardła zaskoczonego elfa. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, głowa mistrza potoczyła się po ziemi. Na szczycie swojej listy trudności, Nireth mogła właśnie dopisać brak maga, który byłby w stanie wyciągnąć ich z Otchłani.
        - Zdychaj bestio! – Strzała posłana w kierunku stwora, który zabił Olwe, szybko położyła kres żywotowi obrzydliwej poczwary. Tymczasem Sivith patrzył na to wszystko z nieukrywanym rozbawieniem.
        - Nie macie szans. Bez względu na to ile moich sług miałoby tu polec, prędzej czy później dopadniemy was. Jedno po drugim.
        Faelivrin nie zamierzała wdawać się w zbędne dyskusje z wrogiem.
        - Nemain, to nie jest nasz dzieciak! W każdym razie nie ten którego chcieliśmy ratować. Najwyraźniej nasz Sivith ma poprzewracane nie tylko kiszki, ale również w głowie. Po prostu zabieramy się stąd. Jak najdalej od spraw magów. Ale najpierw zniszczymy ta cholerna księgę. Groszek dawaj mi ja tutaj. – Rozkazała łuczniczka, zbyt podenerwowana by zdać sobie sprawę, że sama księga było dwukrotnie większa od wróżki.
        Skrzydlata zdawała się również zapomnieć o fakcie iż jeszcze kilka godzin wcześniej ona i Lotka nie były w stanie zepchnąć starego woluminu z postumentu. Groszek zorientowała się że cos jest nie tak, dopiero wówczas gdy wraz z księgą znalazła się naprzeciwko Nireth. I rzeczywiście cos było nie w porządku. Księga za nic nie dała się otworzyć.
        - Przeklęte miejsce! – Irytowała się elfka, siłując się z okładką. – Dlaczego wszyscy tu są przeciwko mnie!? Dobrze. Posłuchajcie. Uciekamy stąd. Później zastanowiły się jak to cholerstwo zniszczyć. Nemain, weź z sobą Mitrelina. Na grzbiet, pod pachę, jak wolisz. Tylko go pilnuj. To nasza jedyna szansa na powrót do Kryształowego Królestwa. Doppelgangery są szybkie, ale żaden z nich nie da rady centaurowi w galopie.
        - Ale ja nie pota… - usiłował protestować młody bibliotekarz.
        - Chicho! Groszek ty opiekuj się księgą. Uciekajcie by wyrwać się z oblężenia. Ja postaram się kupić wam trochę czasu, a potem do was dołączę. – Sprecyzowała swój plan elficka Jarzębina.
        - Nie mogę cię zostawić. Przecież obiecałam uratować. Jak chcesz to wezmę cię w powietrze, tak wysoko by żadna ta bestia cię nie dosięgła. – Zaprotestowała Skrzydlata.
        - Litości, nie teraz. Jakbyś jeszcze nie zauważyła jesteś wróżką. Wielkości mojej dłoni… - Nireth nie zdążyła skończyć swojej cynicznej uwagi gdy nagle poczuła szarpniecie za kołnierz, a po chwili jej stopy oderwały się od ziemi.
        - Nie pytaj. – Radośnie odpowiedziała Groszek. - Kazałaś mi nie zastanawiać się nad tym co się dzieje, tylko działać. No to lecimy.
        Łuczniczka nie kryła zaskoczenia. Przynajmniej jedna przeklęta anomalia Otchłani działała na jej korzyść. Skrzydlata okazała się silna jak minotaur i pewnie szybka jak driada. Brzmiało to absurdalnie, ale do licha skora tak jest, to należało z tego skorzystać.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Radość Karej nie trwała długo. Centaur popatrzył na wydającą rozkazy elfkę, jakby przed oczyma miał największe dziwo od dłuższego czasu. Przechyliła głowę i otworzyła usta ze zdumienia, wlepiając się w długouchą bezrozumnie, co jakiś czas spoglądając na dziwne dziecko i tnąc potwory mieczem na odlew, jakby lekko od niechcenia.
        - Jak to nie ten dzieciak? To więcej wam zaginęło? - zapytała całkiem skołowana. Niestety elfka nie wyglądała, jakby chciała wyjaśniać sytuację. Gadała tylko coraz dziwniej. Jak to dzieciak miał poprzewracane w kiszkach razem z głową, czy w głowie jak w kiszkach, coś takiego. Nem nie specjalnie mogła pojąć o co chodziło łuczniczce. Przecież dzieciak głowę miał na miejscu. Nie dopytywała jednak, zakładając, że i tak nic więcej się nie dowie.
Zamiast tego skupiła się na działaniu. Podeszła do uszatego, trzęsącego się jak osika i przytrzymała go za kołnierz, by zaopiekować się nim, jak dowódczyni kazała. Właśnie też miała oponować, że nie zamierza zostawiać Faelivrin, ale nie zdążyła.
Powiodła wzrokiem za wznoszącą się wraz z wróżką elfką.
Umysł kopytnej również ulotnił się na moment, podczas gdy Nem zastanawiała się, jak ciekawie byłoby latać. W tym czasie stwory korzystając z rozproszenia czworonożnej wojowniczki, zaczęły zacieśniać krąg.
        - Gonić uciekinierów - zakrzyknął dzieciak, widząc, jak wróżka odlatuje razem z elfką i co najważniejsze z księgą. Głośny jazgot, zupełnie nie przypominający dziecięcego głosu, przywołał Nemain do rzeczywistości.
        - Wsiadaj - rozkazała Mitrelinowi.
        - Ale ja nie chcę - miauknął, zestresowany. Nie potrafił jeździć konno, a tym bardziej nie wiedział jak się jeździ na centaurach.
        - Wolisz zostać? - całkiem pogodnie zapytała Kara.
        - Nie - cichutko mruknął elf.
        - To właź - odezwała się wesoło, ciągnąc uszatego za kołnierz, by wgramolił się na grzbiet. Młody czarodziej niepewnie usadowił się na jukach, chwytając się paska centaura.
        - Trzymaj się mocno, tylko nie kop - zastrzegła jeszcze krótko, a młodzian aż pisnął gdy kopytna wyskoczyła wprost na potwory.
Musiała wydostać się z oblężenia, ale stwory zdążyły szczelnie okrążyć pozostałych na ziemi. Wilk stosując swój ulubiony taktyczny manewr wszedł pod koński brzuch i obracał się razem z Nem, gdy ta zawracała na zadzie szukając prześwitu.
        - Zbić ich, nie pozwolić im uciec! - krzyczał "nie ich dzieciak" podchodząc coraz bliżej z grupą potworów. O dziwo najluźniej było właśnie przy dziwnym chłopcu. Kara zatrzymała się gwałtownie, a w jej głowie rozległ się znajomy głos.
        - Zabij uzurpatora - wybrzmiała komenda. Brzmienie było przyjemne, przypominało szalejące płomienie i ostrzenie miecza. Zerknęła uważniej na dzieciaka. Na moment wszystko jakby ucichło. Mały elf wykrzykiwał rozkazy wściekle gestykulując, podczas gdy centaur szykował się do szarży.
        - Nemain co ty robisz, czemu nie biegniemy? - rozpaczał zestresowany uczeń maga, gdy Kara dreptała w miejscu. Potem rozległ się pisk, gdy kopytna wyrwała w stronę Sivitha otoczonego przez potwory.
Atak był zupełnym zaskoczeniem i czymkolwiek było dwunogie stworzenie o ciele elfiego chłopca, skończyło swój żywot.
Księga jęknęła przeciągle i boleśnie. Jak to, czemu? Przecież Ona obiecała jej pomóc, a teraz kazała zabić marionetkę i posłańca? Co teraz?
Tymczasem Nem korzystając z chwilowego zagubienia stworów przebiła się przez kordon i pocwałowała za lecącymi towarzyszkami. Bestie po chwili odzyskały rezon, ale centaur gnał już pełną prędkością, zostawiając je w tumanach kurzu do wtóru stękania Mitrelina podskakującego niczym worek na czarnym grzbiecie.
Pylisty grunt tłumił łoskot, niosąc się jedynie głuchym tętentem wśród pustkowia. Gajłak ledwie dotrzymywał kroku Karej, ale trzymał się dzielnie i lekko z boku, by nie pędzić w chmurze piachu.
Zachlapany krwią i coraz bardziej zakurzony elf, trzymał się kurczowo paska, starając się nie myśleć co może mu się stać, gdyby spadł przy takiej prędkości. Co jakiś czas w bardziej stresujących sytuacjach, gdy Nem skakała przez głazy czy rozpadliny, profilaktycznie zamykał oczy by łatwiej opanować czarnowidztwo.
Dość sprawnie dogonili Groszek i drugą Jarzębinę, galopując teraz tuż pod nimi.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Z każdą chwilą Nierth rozumiała coraz mniej. Okazało się ze tu w Otchłani wróżki nie tylko dysponują siłą Minotaura, ale dodatkowo potrafią być przy tym niezwykle szybkie, latając z elfką w dłoniach, z lekkością jakby rozpylały pyłki kwiatowe. Groszek bez trudu była w stanie pogubić ścigającą ich zgraję doppelgangerów, a jej zadanie ułatwiał fakt iż po śmierci przywódcy, gromada bestii wpadła w panikę. Wśród ogólnego chaosu, stwory zaczynały wpadać na siebie, zajadle walcząc o ustalenie nowego przewodnika stada. Strażniczka szybko doszła do wniosku, że wcale nie chce zrozumieć panujących tu zasad. Jedyne co ją interesowało, to jak najszybszy powrót do Kryształowego Królestwa. No może jeszcze zniszczenie głupiej księgi stanowiącej źródło problemów elfki.
        Faelivrin od razu zabrała się do działa. Wyciągając nóż, z zapałem zaczęła dźgać nim okładkę woluminu, z zamiarem podzielenia go na jak najwięcej drobnych części. Właściwie wcale się nie zdziwiła, gdy okazało się że swoim ostrzem nie jest w stanie nawet zarysować grzbietu księgi. Czułaby się dużo bardziej zaskoczona, gdyby chociaż raz cos poszło tu zgodnie z logiką.
        - No co jest? Przecież To papier a nie kamienna tabliczka! Groszek, możesz to coś spalić albo wysadzić w powietrze?
        - Nie mam już tych fajnych igieł. – Odpowiedziała wróżka. – Ale czekaj.
        Skrzydlata zbliżyła się do magicznego przedmiotu i z całych sił zaczęła weń dmuchać, jednak jedyną rzeczą jaką osiągnęła tym dziwacznym sposobem było usunięcie pyłu z okładki.
        - Co ty wyprawiasz? – Spytała Nireth.
        - Myślałam że mogę zionąc ogniem. Jak smoki. – Powiedziała uradowana wróżka, która przynajmniej sama wykluczyła jedna z rodzących się w jej głowie teorii, na temat tego iż zmienia się w wielkiego jaszczura.
W tym czasie do Jarzębiny i Groszek podjechała nie mniej zadowolona z siebie Kopytna z bibliotekarzem na plecach.
        - Nemain, ty potrafisz gadać z tą księgą. Może wiesz jak ją zniszczyć?
        - W Otchłani nie damy rady tego dokonać. Musimy wracać. – Zasugerował Mitrelin, po czym, po jego słowach wśród kompani zapanowała krepująca cisza.
        - No to na czekasz? Otwieraj portal. – Poleciła Nireth.
        - Nie potrafię.
        - Jak to nie? Przecież jesteś magiem? tak? W dodatku takim co to przeczytał wszystkie księgi w królewskiej bibliotece! Chcesz powiedzieć ze po tym wszystkim nadal nie wiesz nic na temat otwierania portali? – Faelivrin nie kryła swojej irytacji.
        - Nie chodzi o to że nie wiem jak. Nie dysponuję taką mocą jak mistrz Olwe. Próbowałem wielokrotnie. To wymaga skupienia się na wielu bardzo drobnych detalach. W przeciwnym wypadku mógłbym wysłać nas na przykład prosto pod wodę, gdzieś na środku oceanu. A nie dam rady się skoncentrować, gdy na samą myśl o tych stworach, nogi drżą mi jak galareta.
        - To myśl o czymś innym. Czymś przyjemniejszym. – Już znacznie łagodniej zaproponowała elfka.
Mitrelin rzeczywiście spróbował, jednak szybko podał się zrezygnowany.
        - Jakoś ostatnimi czasy nie spotyka mnie nic przyjemnego. – Westchnął bibliotekarz.
Nireth przygryzła się w język. Była zdesperowana. Posunąć się do każdej możliwej rzeczy byleby tylko się stąd wydostać
        - To prawda że śledzisz mnie gdy biorę kąpiel? – Zapytała.
        - Proszę, takie rzeczy mi nie pomogą! Teraz jeszcze ciężej mi się skupić, niż jak myślę o tych krwiożerczych bestiach.
        - To myśl o żołędziach. – Zaproponowała Groszek. - Dużych, pełnych, dojrzewających, gotowych do tego by je zerwać.
        - Przestań! Przecież to wychodzi na to samo. – Bronił się Mitrelin.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Jeszcze dobrze się nie zmęczyła, chociaż z Mitrelinem na grzbiecie biegło się ciężej, a już dogonili resztę ekipy. Zatrzymała się wzniecając resztki tumanów kurzu, które powoli opadały razem z odstawianą na ziemię elfką i elfem, którego dla jego własnego bezpieczeństwa sama zsadzała z własnego grzbietu. Mitrelin tak kombinował plątał się i wahał, że Nem zwyczajnie nie wytrzymała i złapała go za kołnierz, ściągając na dół. Młody czarodziej dołączył do Faelivrin a zwolniona na chwilę Nemain zaczęła rozglądać się po okolicy.
        Wyglądała praktycznie tak samo. Te głazy były trochę inne niż widziane wcześniej, ale ogólnie nic się nie zmieniało. Dużo, nawet bardzo dużo pylistego piachu. Trochę kamieni, trochę głazów i skał. Chmury przykrywające słońce. Kara obracała się powoli na zadzie, ale w którą stronę by nie spojrzała, orientacja w terenie była ograniczona przez brak urozmaiceń. Kopytna zaczęła się nawet zastanawiać czy jakby biegła ciągle przed siebie pejzaż uległby zmianie. Zawsze w końcu coś się zmieniało, ale tutaj aż po horyzont była pylista monotonia. Co prawda powietrze nie było dość przezierne by móc dokładnie dostrzec widnokrąg. Zasłaniały go smugi dziwnej mgły.
Fascynujące. Ten świat był tak ciekawy, że Nemain nie mogła się powstrzymać i zamiast słuchać uważnie jak wróżka sprawdzała czy jest smokiem, dreptała w miejscu jak koń wstrzymywany przed swobodnym galopem. Ocknęła się dopiero słyszeć swoje imię.
        - W zasadzie to ona gada ze mną... - odpowiedziała lekko niezorientowana Kara.
        - Jak cię zniszczyć? - odezwała się w myślach do księgi. W odpowiedzi najpierw dosłyszała stękanie i fukanie jakby księga próbowała powstrzymywać się przed rozmową, dopiero po chwili w głowie Karej wybrzmiał poirytowany głos
        - Nie zniszczycie mnie! I oczywiście, że nie powiem wam jak to uczynić! I powiedz tej uszatej by przestała mnie dźgać, bo zaraz ją ugryzę! - zakrzyknął złośliwy tom.
        - Ona mówi, że nie powie i że cię ugryzie jak nie przestaniesz jej dźgać - odezwała się Kara, przekazując łuczniczce słowa przeklętej książki.
Głośne lamenty Mitrelina, przeciwnie do wcześniejszych rozmów elfki i Groszek, nie umknęły centaurowi, który stanął bez ruchu, słuchając pilnie.
Elf jęczał i stękał ale nic z tego nie przychodziło. W pewnym momencie Nem aż przechyliła nierozumnie głowę, próbując pojąć problemy uszatego. Znowu przewijały się żołędzie, było coś o kąpielach, ale nic z tego nie brzmiało logicznie. Jedyne co zrozumiała, to, że chyba nie mogli wrócić do Kryształowego królestwa. Nem nawet nie martwił ten fakt. Było tu tak ciekawie i co ważniejsze zdawało się być znacznie przyjaźniej niż w państwie elfów.
        - Czyli póki się nie skupisz nie rzucisz zaklęcia? - zapytała błyskotliwie, trochę uważniej patrząc na plączącego się elfiego młodzieńca.
        - To albo weź się i skup - szybko udzieliła bardzo odkrywczej rady. Dla dodatkowego wsparcia, z szerokim uśmiechem, klepnęła elfa w plecy, aż ten wykonał krok w przód.
        - Albo weźmy się za coś ciekawszego - zaproponowała jak zawsze pełna entuzjazmu, gdy wzrok znów uciekł na intrygujący ją horyzont.
        - Skoro nie możemy wrócić, to może pozwiedzajmy? - rzuciła wesoło, aż paląc się na tę opcję. Przy okazji liczyła, że w ten sposób rozluźni napiętą atmosferę. Oraz, że może w czasie wycieczki Mitrelin się pozbiera. Co prawda chyba nie miała by nic przeciw by powędrować tutaj dłużej, ale chyba reszta drużyny nie patrzyła na tę możliwość tak lekko i radośnie.
        - Nie wrócicie, zginiecie marnie! Tak słaby mag was nie uratuje... - nagle książka odzyskała rezon i dobry humor, dzieląc się nim z Nemain.
        - Och zamknij się, jak nie masz nic mądrego i przydatnego do powiedzenia. - prychnęła oburzona Kara. Odpowiedział jej tylko śmiech.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Mitrelin jeszcze przez jakiś czas podejmował desperackie próby otwarcia portalu, a jego mina z każda chwilą zdradzała coraz to większa rozpacz. Świadomość utkwionego w nim wzroku trójki towarzyszek, zwłaszcza Nireth, powodowała presję która dodatkowo komplikowała sytuację. Krople potu pojawiające się na czole maga zdradzały intensywny wysiłek jaki bibliotekarz wkładał w swoje działania. Czarodziej nagle zmienił taktykę, intensywnie strzelając palcami tak jakby chciał wskrzesić iskry samym pocieraniem kciukiem o palec wskazujący. Owe gesty przyniosły równie mizerny efekt co sama próba otwarcia przejścia do Kryształowego Królestwa.
        - No tak, wszystko jasne. – Zawołał uradowany Mitrelin. – Teraz rozumiem.
        - A zatem? – Niecierpliwiła się elfka.
        - Ta ziemia została wyjałowiona. Coś wyssało z niej całą magię. Dlatego właśnie wygląda jak olbrzymie pogorzelisko. Nie da się tu rzucić nawet najprostszego zaklęcia, ponieważ jego zasoby magiczne zostały wyczerpane. Nawet mistrz Olwe byłby tu bezradny. – Wyjaśnił bibliotekarz.
        - I to cię cieszy?
        - Jest to objaw działania tutaj potężnych zaklęć, ale co ważniejsze obserwowany przez nas efekt na skończony zasięg terytorialny, więc jeśli pójdziemy za radą Nemain, to w końcu trafimy na miejsce gdzie znajdziemy wystarczającą ilość energii.
        - Rozumiem że chcesz nam powiedzieć, iż nie cała Otchłań wygląda jak przestrzeń pod szafą. – Domyślała się Jarzębina.
        - Żeby ująć to bardziej obrazowo, a przy tym w sposób zrozumiał dla laików, to co nazywacie Otchłanią w rzeczywistości jest jak wielkie śmieciowisko. To takie miejsce gdzie znajdują się byty zbyt niebezpieczne, dziwne, radykalne, niedopasowane, zagrażające harmonii naszego świata i wszystkie takie która Matka natura mogła uznać za swoje nieudane pomysły. Weźmy dla zasady krzyżówkę człowieka z… z… - Miterlin spojrzał na Kopytną z zakłopotaniem - … nie, nieważne. Zły przykład. Zapomnijcie. W każdym razie zmierzam do tego że powinna być tu olbrzymia różnorodność tajemniczych stworzeń, a nie cos co przypomina pustynię. A wszystko to, bez względu na to jak abstrakcyjne i szalone, ma w sobie jedną wspólną cechę, zasoby energii potrzebne prostemu magowi by otworzyć portal.
        - Czyli szukamy czegoś co najpewniej przypomina las. Może niezupełnie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale czegoś w ten deseń. – Podsumowała Faelivrin.
        - Wróżkowy transport? – Zaproponowała Groszek.
        - Nie. Wolałbym iść o własnych siłach. – Natychmiast zaprotestował Mitrelin, przerażony wizją powrotu na grzbiet centaura.
        - Ruszamy.
        - Cudownie. Ciekawe czy spotkamy miejscowe wróżki. I żołędzie. Ziemia nie wygląda na urodzajną, ale skoro są wróżki to powinny tez być hodowane przez nich bukowate.
        - Nie słuchałaś ani słowa z tego co starałem się wytłumaczyć? – Westchnął bibliotekarz.
        - Skoro twoja magia nie ma tu z czego czerpać, to dlaczego Groszek emanuje mocą jakby ta wylewała jej się uszami? – Mimo podjętej decyzji Nireth nie wyglądała na przekonaną.
        - Nie mam pojęcia. – Odpowiedział Mitrelin. – Być może chodzi o to że rolą wróżek jest dbanie o to by świat pozostał uporządkowany według określonych prawideł, a gdy stają one w konfrontacji z nadmiarem chaosu, ich czynności życiowe naturalnie przyspieszają, tak aby spróbować poradzić sobie z wyzwaniem.
        - Od zawsze byłeś taką mądralą?
        - Yyy… - mag pominął uwagę elfki milczeniem nie bardzo wiedząc czy traktować ją jako komplement czy obrazę.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Gdy elficki czarodziej podejmował usilne próby uratowania zespołu przed marnym zgonem w otchłani, jak zawsze świadoma inaczej Nem rozglądała się po okolicy wypatrując czegoś ciekawego. Niestety jakby wzroku nie wytężała, to wszędzie dostrzegała jedynie doskonałe przestrzenie do zapomnienia się w cwale, ale nic nowego, co mogłoby umilić jej czekanie na dalsze decyzje.
Nawet książka zamknęła się w sobie. Tak jak Kara potrzebowała chwili spokoju by się namyślić, to tomiszcze gadało jak najęte, gdy mogłoby się chociaż trochę odezwać dla urozmaicenia choćby, to milczało uparcie nie wydając nawet najmniejszego dźwięku, nawet jeśli centaur cały czas niezmiennie odczuwał jej obecność.
Pozostało więc skupienie się na drużynie i jej co najmniej osobliwych dialogach. Nagle kopytna się ocknęła. Elf radził iść za jej radą. Wyprostowała się dumnie, zadowolona z siebie. Kolejny raz podczas tej wyprawy szanowano jej zdanie. Proszę, czyż nie dowodziło to jaką w gruncie rzeczy roztropną była istotą, a wszystkie inne centaury zawsze powtarzały inaczej. Ucieszyła się kolejny raz, z tego jak starszyzna się myliła, podrygując w miejscu jak koń gotowiący się do gonitwy. Wycieczka to jednak był świetny pomysł. Wreszcie ją doceniano.
        Teraz właśnie Nemain skupiła całą uwagę, którą Mitrelin zyskał trochę przez przypadek, na drużynie, uważnie słuchając każdego słowa. Co prawda znowu się zgubiła. Śmieciowisko… Czemu uszaty nazwał miejsce śmieciowiskiem, gdy było ono wręcz całkiem uporządkowane i puste. Gdzie te śmieci… Przecież wolnego miejsca mieli aż nadto, podczas gdy w umyśle Nem od razu odtwarzały się wspomnienia z życia pośród krasnoludów. Śmietnik wyglądał zdecydowanie inaczej. W zależności od rodzaju odpadów można było tam znaleźć rozmaite rzeczy, ale miejsce zawsze było typową graciarnią. Jak tu się więc dziwić, że uszaci nie dogadywali się z mieszkańcami gór?
Słuchając o mieszkańcach otchłani przechyliła głowę, jeszcze bardziej wysilając umysł by zrozumieć czarodzieja. Niebezpieczne byty… Do tej pory to właśnie elficki dzieciak okazał się największym postrzeleńcem. Przez niego oszalały te miłe stworzenia, dopasowujące swój kształt do sytuacji, a potem było już tylko gorzej. Znowu Matka Natura. Co się wszyscy tak uczepili? Tak jakby wszystko kręciło się wokół niej. W mieście pod górą, nawet słowa o niej nie wspominali, w zamian mieli innych, znacznie rozsądniejszych bogów. Co więc ona robiła i tutaj, w takim ładnym piaszczystym miejscu?
No i jeszcze jąkanie się Mitrelina. Nem odwróciła się gwałtownie, myśląc że dostrzegł za nią coś ciekawego. Ale było pusto. Może dziwak miał zwidy, a może zwyczajnie mu się przewidziało. No nic. Wzruszyła ramionami, szykując się do wyruszenia w drogę. Bo tyle to przynajmniej zrozumiała, idą zwiedzać.
Drobiła jeszcze chwilę czekając aż ekipa ruszy przed siebie, nawet później podrygując jak cyrkowy kucyk, tylko po to by iść energiczniej niż wlokące się według centaura elfy.

        Ciężko stwierdzić jak długo szli. Czas mogli mierzyć jedynie na podstawie własnego zmęczenia, ponieważ krajobraz wciąż się nie zmieniał, a niebo zasnute gęstymi chmurami czy dymem, pozostawało takie samo. Słońca nie dostrzegali, chociaż chyba jakieś powinno gdzieś być, skoro nie panowały całkowite ciemności.
Nemain przestał podrygiwać już jakiś czas temu. Szła wolnym wyciągniętym krokiem, ostatnio rozglądając się z coraz większą ciekawością. O dziwo otoczenie powoli ulegało zmianom. Najpierw musieli zsunąć się w dół wąwozu, po osypującym się gruzowisku. Samo to znacznie urozmaiciło podróż. Każdy nieostrożny krok mógł zakończyć się upadkiem w dół, siniakami, otarciami a nawet złamaniami, jeśli miało by się mało szczęścia lub refleksu. Potem przybyło głazów i rozpadlin, jakby weszli do starego, wyschniętego koryta dawnej rzeki. Strome zbocze które majaczyło przed nimi było ostatnią rzeczą jaką widzieli dokładnie. Za nią rysowała się rozmyta ciemność, ale by lepiej się przyjrzeć należało wdrapać się na brzeg.
        Nagle całkowitą ciszę w której rozbrzmiewały jedynie odgłosy ich kroków, przerwało brzęczenie. Najpierw ciche z czasem coraz głośniejsze i natrętne, a przypominało trochę brzęczenie dużego komara. Kilka uderzeń serca później, zjawił się gość odpowiedzialny za ów dźwięk.
Podleciało do nich stworzenie niewiele większe od Groszek. Miało dwie pary skrzydełek identycznych jak skrzydła ważki, cztery ręce z palcami zakończonymi pazurkami, dwie kończyny przypominające nóżki, a na wątłym, wychudzonym tułowiu i szczupłej szyjce znajdowała się spora owalna główka z dwojgiem wielkich czarnych oczu. Początkowo stworzonko latało szybkim zygzakiem jakby próbowało podjąć jakąś decyzję, po czym wystartowało niczym wystrzelona strzała, prosto w stronę gajłaka. Wilk nawet nie zdążył się obrócić, gdy główka okazała się mieć wielką paszczę pełną szpilkowatych zębów, którą rozdziawiła dosłownie na połowę swej szerokości i dziabnęła zad drapieżnika. Baal podskoczył z piskiem, szybko przechodząc we wściekłe warczenie z którym próbował złapać lub chociaż przegonić skrzydlatego stworka. Ale skrzydlate i rządne krwi coś szybko zmieniło obiekt swojego afektu. Kaszląc i plując pozbyło się czarnych kudłów i poleciało w kierunku czarodzieje. Ten zaczął machać i wierzgać wszystkimi kończynami by tylko odstraszyć napastnika.
        Wreszcie tak gwałtownie jak przyleciało, stworzonko postanowiło się oddalić znikając za wzniesienie.
        - Szybko - zakrzyknęła podekscytowana kara - To na pewno tutejsza wróżka! - przecież gdzie wróżki, miał być i las. Jaki on powinien być ciekawy. Nie czekając na ekipę Nem żwawo dopadła do zbocza i ciężkimi susami poczęła wspinać się po osypujących się kamieniach.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Podróż w poszukiwaniu lasu dłużyła się niemiłosiernie. Monotonna i pusta okolica, nie zachęcała podróżnych do dyskutowania na jej temat, dlatego też cała drużyna przemieszczała się w ciszy, tym bardziej że para elfów bardziej skupiona była na dręczących ich wątpliwościach, niż prowadzeniem jakiejkolwiek konwersacji. Dokładniej rzecz ujmując była to nie tyle cisza co monolog Groszek. Skrzydlata starała się przypodobać zarówno Nireth jak i Mitrelinowi, a ponieważ zdawała sobie sprawę, że długouche kochają naukę i zgłębianie tajników przyrody, samą siebie postanowiła zaprezentować jako wybitną badaczkę zjawisk zachodzących w naturze. Po części było to zresztą zgodne z prawdą, ponieważ to Jarzębina była, tą która usiłowała zrozumieć dlaczego niektóre prawidła pozostają stałe i niezmienne, a inne zdają się kierować logiką chaosu. Groszek natomiast uczestniczyła w wszystkich badaniach przyjaciółki, nie koniecznie będąc o to poproszoną. No ale od czego ma się przyjaciół, jeśli nie po to by ci zawsze służyli pomocą. Rzecz jasna sam wykład szybko sprowadził się do opowieści o żołędziach, Sokowniku i zwyczajach wróżek.
        - Moja Jarzębina przykłada olbrzymią wagę do kwestii bezpieczeństwa. – Mówiła wróżka. – A za największe zagrożenie dla latających, skaczących, pełzających czy tupiących stworzeń, uważa żołędzie spadające z naszego Sokownika. Dlatego stara się obliczyć ich trajektorię i wyznaczyć miejsce gdzie i kiedy taki uderzy. A potem cały teren znaczymy kamieniami na których znakujemy też datę możliwej katastrofy. Latanie z miarką to świetna zabawa. Ona to wszystko zapisuje, analizuje i uśrednia, a czasem wspólnie przeprowadzamy eksperymenty. Za to jaką ma zabawną minę gdy coś jej nie wyjdzie …
        Nireth starała się tego nie słuchać. Pod pretekstem obserwacji czy nie nęka ich ewentualny pościg stworów z którymi jeszcze niedawno walczyli, elfka pchnęła czarodzieja do roli tego, któremu powierzona zostanie dyskusja z Skrzydlatą. Dopiero wrzaski Mitrelina zwróciły uwagę Faelivrin na to co dzieje się bezpośrednio w szeregach drużyny. Młody bibliotekarz biegał w kółko niczym opętany, wymachując ramionami na wszystkie strony. Elf wrzeszczał, błagając o pomoc, chociaż sama Nireth nie była w stanie dostrzec żądnego zagrożenia. Nagle do ogólnego chaosu włączyły się również Nemain i Groszek. Centaur rzucił się od pościgu za jakimś latającym stworzeniem, wykrzykując coś o wózkach, co oczywiście było niczym woda na młyn dla drugiej Skrzydlatej.
        - Jak to wróżka! Trzeba ja zatrzymać! – Cieniutkim głosem nawoływała Groszek, pędząc za swoją wydumaną krewną. – Stój. Zaczekaj za mną! Jak masz na imię!?
        Tu w Otchłani Skrzydlata latała naprawdę szybko, toteż nim się zorientowała, znalazła się na skraju najbardziej niezwykłego lasu jaki kiedykolwiek widziała. Wszystko było w nim inne i zachwycające. Po oczach biła cała gama intensywnych kolorów. Część drzew wyglądała niczym cebule, inne z kolei były chude i cienkie, przypominając raczej ogromne kwiaty niż drzewa w tradycyjnym rozumieniu. Jeszcze inne zdawały się rosnąć korzeniami ku górze, niektóre pniaki przypominały bardziej skały niż drewno, natomiast samej wróżce najbardziej podobały się, których liście zamiast wyrastać z gałęzi, po prostu wirowały wokół korony drzewa, tworząc osobliwe formy. Same liście również były różnego koloru, wielkości i kształtu. Niektóre cienkie i podłużne przypominały węże, a inne wielkie i szerokie, najeżone kolcami, kazały trzymać się od siebie z daleka.
        - Artystyczne. A mówią że to ja robię bałagan. – Zauważyła Groszek, po czym dostrzegając tą którą goniły, wskazała Kopytnej ich cel. – Tam jest!
        - Zaczekajcie! To może być niebezpieczne! – Starała się ostrzec nadbiegająca Nireth. Elfka co prawda nie była w stanie dotrzymać kroku centaurowi, jednaj jej bystry wzrok przewyższał możliwości Nemain, dzięki czemu nawet z tak dużej odległości Faelivrin zauważyła coś co mogło być pajęczą siecią. Zdecydowanie zbyt dużą i rzadką by zatrzymać taką Groszek, która swobodnie mogła przelecieć miedzy splotami. Natomiast łatwo dałoby się w nią złowić centaura. W sumie elfki nie zdziwiłoby wcale gdyby tutaj to wróżki polowały na pająki, a nie odwrotnie.
        - Działa! – Krzyknął uradowany Mitrelin wyczarowując niewielki płomień. – Magia jest tu obecna. Możemy otworzyć portal.
        - Nie teraz. Musimy zatrzymać te dwie szalone Naturianki.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nemain nie musiała dwa razy powtarzać. Groszek okazała się być drugą najbystrzejszą osobą w ekipie i w lot pojęła konieczność podążenia za tubylcem. Okazała się też szybką kompanką, co tylko dodatkowo uradowało Nem. Ledwie wygramoliła się na szczyt zbocza a zaczęła przyspieszać, w krótkim czasie rozwijając pełną prędkość. Wróżka nie tylko dzielnie dotrzymywała tempa centaurowi, ale prześcignęła Karą lecąc w przedzie. To dopiero była zabawa. Móc ścigać się z kimś szybszym od siebie.
Nemain składała się do każdego skoku wkładając całe serce w rajd, co poskutkowało radosnym zmęczeniem centaura. Dawno nie miała okazji biec dla samej przyjemności ścigania się z wiatrem. Ciągle gdzieś szli, uciekali, walczyli, a teraz mogła beztrosko rozprostować nogi. Pylista równina była do tego idealna. A, że usiana niespodziankami i ewentualnymi pułapkami, to już Nem nie przeszkadzało. Ratowała się skokami w ostatniej chwili i nagłymi zwrotami, nie zwalniając nawet na moment, zupełnie nie przejmując się jak karkołomne były podobne wyczyny. Nim dobiegła do ściany lasu, zdążyła się zaziajać, co tylko pogłębiało centaurzą radość. Zwolniła dopiero dokładniej widząc kolorowe cienie i zaczęła przyglądać się dziwom.
        Kolejna ciekawa rzecz w tym niesamowitym świecie. Jaki to był las… Wszystko na opak, a radowało kopytną jak festyn cieszy dzieci. Obiegła pierwsze cebulowe drzewo mierząc jego szerokość. Zaraz potem powtórzyła ten wyczyn na kolejnym pniu, tym razem trącając palcem łuskowatą korę. Drzewo zatrzęsło się, szeleszcząc liśćmi i wywołując wielki uśmiech na twarzy naturianki. Chętnie ponowiłaby manewr, ale już skupiła się na czymś innym. Liście zupełnie nie były przytwierdzone do gałęzi. Złapała za jeden z nich, sprawdzając czy bez problemu da się zabrać. Otóż nie dał się. Wokół ręki centaura zgromadziła się reszta pobliskich listków szeleszcząc groźnie na podobieństwo roju pszczół. Nem przysiadła na zadzie, z rozbawionym piskiem. Coraz bardziej jej się tutaj podobało. Pewnie poświęciłaby się dalszemu poznawaniu lasu, gdyby nie wołanie Groszek.
        - Lecę! - odkrzyknęła zrywając się do galopu. Wystartowała z miejsca, pędząc wąską ścieżką w ślad za wróżkami.
Faelivrin miała sokoli wzrok, ale centaur nie miał tak doskonałego słuchu. A na pewno nie centaur zaintrygowany masą innych rzeczy. Zresztą nawet gdyby Nemain słyszała, jakie szanse miał rozsądek w starciu z ciekawością. W przypadku Karej niestety niewielkie. Tak więc ostrzeżenia dowódczyni przeleciały gdzieś obok głowy kopytnej, bez żadnego echa.
Pajęczyny Kara nie dostrzegła dokładnie tak jak łuczniczka przewidziała. Wpakowała się całą swoją czarną masą w cienkie lepkie nici, mocniejsze niż niejedna lina, którą rozpędzony centaur mógłby zerwać nawet specjalnie nie zwalniając.
Sieć rozciągnęła się razem z kopytną wykonującą kolejny skok galopu, naprężyła się z niespotykanym brzękiem i wróciła do pierwotnej formy razem z pojmaną w swoje prawie niewidoczne objęcia, Nemain. Kara zawisła w powietrzu, przyklejona do pajęczyny w pozie dość ciekawej i zupełnie nienaturalnej dla czworonożnych stworzeń. Tylne nogi znajdowały się nad przednimi, Przednie zwisały bezwładnie, zupełnie jak ludzki tułów Nem, który również przywarł do sieci.
        - A może niech one sobie tutaj zostaną - szepnął Mitrelin, zbliżając się do wklejonego centaura. Elfka spojrzał na niego karcącym wzrokiem.
        - Krzyczałam, że może być niebezpiecznie - odezwała się oskarżycielskim tonem w stronę Nem, która nie miała innego wyjścia jak słuchać. Tak się przynajmniej wydawało na początku.
        - Nie słyszałam - odezwała się Kara, tłumacząc nie stosowanie się do ostrzeżeń.
        - Bo nie słuchasz - łuczniczka rozzłościła się jeszcze bardziej.
        - Nie zastanawiacie się co zrobicie. Nie próbujecie dopasować się do grupy. Wszystko robicie na łapu-capu, ty i ta wróżka.
Mitrelin rozglądał się niespokojnie podczas gdy Faelivrin łajała karego centaura, gdy kopytna już nie słuchała, rozpatrując się wokół jakby wszystko było ciekawsze niż uszata.
        - O tym właśnie mówię! - elfka nie wytrzymała i krzyknęła. Dopiero głośniejszy ton głosu wyrwał Nem z podziwiania okolicy, którą oglądała z innej niż zwykle perspektywy.
        - Uwolnisz mnie? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
        - Czy cokolwiek do ciebie dotarło? - zapytała zdruzgotana łuczniczka. Mina Nemain była najlepszą odpowiedzią. Kara mrugała powoli, wpatrując się w twarz uszatej, jakby rozmawiały w obcych językach.
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości