Skarby i szczury
: Śro Gru 27, 2017 7:21 pm
Wcześniejsze losy Yvy i Gongpao (a także Borysa i Petro)
Yva siedziała na wozie, kiwając się w takt końskich kroków. Listonosz, który zgodził się ich podrzucić, zerkał co jakiś czas nerwowo do tyłu. Dziewczyna zastanawiała się, co takiego powiedziała mu Gongpao.
Jej sympatyczny, dosyć duży szczurek siedział na powiązanych sznurkiem listach i wpatrywał się w drogę. Petro ziewał z nudą, skubiąc małym nożykiem jabłko. Koła podskakiwały na kamieniach, podrzucając wszystkich co jakiś czas do góry.
Udało im się wyjechać z miasta, a ku uldze Yvy nigdzie nie było ani śladu Małego Szu. Opuścili przyległe do Rubidii wzgórza i ruszyli w spokojną podróż nadmorskim traktem. Droga wiła się kamienistym wężem na wzniesieniu, z którego roztaczał się przepiękny widok. Za pojedynczymi drzewami wydmy porośnięte nadmorską trawą opadały łagodnie w dół, schodząc na plażę o którą rozbijały się białe fale. W słonecznym, ciepłym powietrzu leniwie bzyczały owady. Wszystko wydawało się spokojne, nawet nudne.
Yva wyciągnęła mapę, przyglądając się jej znowu ze zmarszczonym czołem. Wybrzeże Lasu Driad było tylko strzałem, ale może faktycznie trafionym? Trzy rzeki i ukształtowanie linii brzegowej rzeczywiście pasowało. Podróż tam powinna im zająć kilka dni. Uprzejmy listonosz zgodził się zawieźć ich wgłąb Lasu. W jego minie było jednak coś takiego, że dziewczyna wolała się nie zastanawiać dlaczego.
W międzyczasie wyciągnęła księgę magii, którą wepchnęła do torby. Kilka dni leniwego bezruchu było idealną okazją do przećwiczenia paru zaklęć nad którymi pracowała. Z torby z jedzeniem wygrzebała bukłak z wodą i odkorkowała go. Obróciła nadgarstek, powodując że duża kropla wody zawisła w powietrzu. Otuliła ją dłońmi, spłaszczając jej kształt do niemal przejrzystego dysku. Wetknęła nos do książki, upewniając się czy dobrze to robi, po czym zamachnęła się i posłała dysk w pobliskie drzewko. Woda przebiła się przez nie i z chlupotem wylądowała na ziemi, zostawiając na korze głęboki ślad. Yva niezadowolona pokręciła głową. Powinna ściąć tę roślinkę. Zeskoczyła z wozu i podbiegła do kałuży. Czubkami palców uniosła ją w górę i kręcąc wokół wskazującego palca mały wir, zapakowała ją z powrotem do bukłaka.
- Ja na pewno nie będę tego pił - oznajmił Petro, wskazując na naczynie
- Daj spokój! Przecież nie jest brudna. Zebrałam samą wodę!
- Akurat! - prychnął chłopak, unosząc zadziornie podbródek - A tak swoją drogą czy kiedykolwiek zamierzasz to wykorzystać i spuścić komuś łomot?
- Nie uczę się żeby zrobić komukolwiek krzywdę. Chcę opanować magię wody. Dobrze o tym wiesz - fuknęła, zdając sobie sprawę, że chłopak ją podpuszcza - A poza tym nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać - dodała już pogodniej. Wskoczyła na wóz i wróciła do obserwacji Borysa, który pieczołowicie czyścił wąsiki.
- Skąd właściwie masz swojego szczura? - zapytała Gongpao, podpierając brodę dłońmi - Czy to typowe zwierzątko domowe w twojej wiosce?
Przeniosła wzrok na błękitne niebo, usiane pojedynczymi chmurkami.
- Jak myślicie, co znajdziemy w skrzyni piratów? - zapytała.
- Jak to co? Złoto! - zawołał z entuzjazmem Petro. Jego głos poniósł się echem po okolicy. Jak powszechnie wiadomo wykrzykiwanie słowa “złoto” podczas samotnej wędrówki przez puste trakty wcześniej czy później może sprowadzić nieszczęście na nierozważnego krzykacza. Być może woźnica zdawał sobie z tego sprawę, bo rozejrzał się nerwowo dookoła, jednak trójka podróżnych beztrosko kontynuowała rozmowę
- Tyle żeby mój tata mógł żyć w spokoju. Mam nadzieję, że znajdzie się tam też jakiś artefakt… - dodała rozmarzona Yva. Tajemnicza skrzynia z wybitą czaszką otoczoną pnączami rysowała się w jej wyobraźni z niesamowitą ostrością. Już niemal widziała jak otwiera jej wieko… Ścisnęła w dłoni klucz, który dyndał spokojnie na sznurku, ukryty pod jej koszulą.
- Ciekawe jak jest w tym Lesie Driad. Myślicie, że spotkamy tam jakieś nimfy? - zapytał Petro, również rozmarzony, choć z nieco innego powodu.
- Nawet jeśli, to wszystkie uciekną na twój widok - rzuciła z przekąsem Yva, pokazując chłopakowi język.
Sprzeczali się jeszcze przez chwilę, a ich śmiech burzył południową ciszę. Ogryzek od jabłka wylądował na ziemi, gdzie pracowicie zajęły się nim mrówki
- Nie trafiłeś! - zawołała triumfalnie Yva.
Nagle gwałtowne szarpnięcie zrzuciło ją z wozu. Podniosła się z ziemi i otrzepała, z dezaprobatą patrząc na plamy brudu, które zostały na niebieskim materiale.
- Co się stało? - spytała podchodząc do listonosza. Przed nimi drogę zagradzało potężne, powalone drzewo.
Yva siedziała na wozie, kiwając się w takt końskich kroków. Listonosz, który zgodził się ich podrzucić, zerkał co jakiś czas nerwowo do tyłu. Dziewczyna zastanawiała się, co takiego powiedziała mu Gongpao.
Jej sympatyczny, dosyć duży szczurek siedział na powiązanych sznurkiem listach i wpatrywał się w drogę. Petro ziewał z nudą, skubiąc małym nożykiem jabłko. Koła podskakiwały na kamieniach, podrzucając wszystkich co jakiś czas do góry.
Udało im się wyjechać z miasta, a ku uldze Yvy nigdzie nie było ani śladu Małego Szu. Opuścili przyległe do Rubidii wzgórza i ruszyli w spokojną podróż nadmorskim traktem. Droga wiła się kamienistym wężem na wzniesieniu, z którego roztaczał się przepiękny widok. Za pojedynczymi drzewami wydmy porośnięte nadmorską trawą opadały łagodnie w dół, schodząc na plażę o którą rozbijały się białe fale. W słonecznym, ciepłym powietrzu leniwie bzyczały owady. Wszystko wydawało się spokojne, nawet nudne.
Yva wyciągnęła mapę, przyglądając się jej znowu ze zmarszczonym czołem. Wybrzeże Lasu Driad było tylko strzałem, ale może faktycznie trafionym? Trzy rzeki i ukształtowanie linii brzegowej rzeczywiście pasowało. Podróż tam powinna im zająć kilka dni. Uprzejmy listonosz zgodził się zawieźć ich wgłąb Lasu. W jego minie było jednak coś takiego, że dziewczyna wolała się nie zastanawiać dlaczego.
W międzyczasie wyciągnęła księgę magii, którą wepchnęła do torby. Kilka dni leniwego bezruchu było idealną okazją do przećwiczenia paru zaklęć nad którymi pracowała. Z torby z jedzeniem wygrzebała bukłak z wodą i odkorkowała go. Obróciła nadgarstek, powodując że duża kropla wody zawisła w powietrzu. Otuliła ją dłońmi, spłaszczając jej kształt do niemal przejrzystego dysku. Wetknęła nos do książki, upewniając się czy dobrze to robi, po czym zamachnęła się i posłała dysk w pobliskie drzewko. Woda przebiła się przez nie i z chlupotem wylądowała na ziemi, zostawiając na korze głęboki ślad. Yva niezadowolona pokręciła głową. Powinna ściąć tę roślinkę. Zeskoczyła z wozu i podbiegła do kałuży. Czubkami palców uniosła ją w górę i kręcąc wokół wskazującego palca mały wir, zapakowała ją z powrotem do bukłaka.
- Ja na pewno nie będę tego pił - oznajmił Petro, wskazując na naczynie
- Daj spokój! Przecież nie jest brudna. Zebrałam samą wodę!
- Akurat! - prychnął chłopak, unosząc zadziornie podbródek - A tak swoją drogą czy kiedykolwiek zamierzasz to wykorzystać i spuścić komuś łomot?
- Nie uczę się żeby zrobić komukolwiek krzywdę. Chcę opanować magię wody. Dobrze o tym wiesz - fuknęła, zdając sobie sprawę, że chłopak ją podpuszcza - A poza tym nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać - dodała już pogodniej. Wskoczyła na wóz i wróciła do obserwacji Borysa, który pieczołowicie czyścił wąsiki.
- Skąd właściwie masz swojego szczura? - zapytała Gongpao, podpierając brodę dłońmi - Czy to typowe zwierzątko domowe w twojej wiosce?
Przeniosła wzrok na błękitne niebo, usiane pojedynczymi chmurkami.
- Jak myślicie, co znajdziemy w skrzyni piratów? - zapytała.
- Jak to co? Złoto! - zawołał z entuzjazmem Petro. Jego głos poniósł się echem po okolicy. Jak powszechnie wiadomo wykrzykiwanie słowa “złoto” podczas samotnej wędrówki przez puste trakty wcześniej czy później może sprowadzić nieszczęście na nierozważnego krzykacza. Być może woźnica zdawał sobie z tego sprawę, bo rozejrzał się nerwowo dookoła, jednak trójka podróżnych beztrosko kontynuowała rozmowę
- Tyle żeby mój tata mógł żyć w spokoju. Mam nadzieję, że znajdzie się tam też jakiś artefakt… - dodała rozmarzona Yva. Tajemnicza skrzynia z wybitą czaszką otoczoną pnączami rysowała się w jej wyobraźni z niesamowitą ostrością. Już niemal widziała jak otwiera jej wieko… Ścisnęła w dłoni klucz, który dyndał spokojnie na sznurku, ukryty pod jej koszulą.
- Ciekawe jak jest w tym Lesie Driad. Myślicie, że spotkamy tam jakieś nimfy? - zapytał Petro, również rozmarzony, choć z nieco innego powodu.
- Nawet jeśli, to wszystkie uciekną na twój widok - rzuciła z przekąsem Yva, pokazując chłopakowi język.
Sprzeczali się jeszcze przez chwilę, a ich śmiech burzył południową ciszę. Ogryzek od jabłka wylądował na ziemi, gdzie pracowicie zajęły się nim mrówki
- Nie trafiłeś! - zawołała triumfalnie Yva.
Nagle gwałtowne szarpnięcie zrzuciło ją z wozu. Podniosła się z ziemi i otrzepała, z dezaprobatą patrząc na plamy brudu, które zostały na niebieskim materiale.
- Co się stało? - spytała podchodząc do listonosza. Przed nimi drogę zagradzało potężne, powalone drzewo.