Jadeitowe WybrzeżeNiesieni na falach...

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Aweker wciąż na wpół leżał na łóżku w tej lecznicy tak, jak podczas rozmowy z Kiraie. Miał posępny i zamyślony wyraz twarzy kiedy przyszedł do niego wampir, na którego zwrócił uwagę dopiero po chwili. Musiał intensywnie nad czymś się zastanawiać, gdyż oznaki tego wciąż były widoczne w jego szarych oczach, wpatrujących się uważnie wrogiemu kapitanowi. Dziwić jedynie mogło to, że prócz niechęci oraz wrogości kryło się w nich również wahanie z dobrze widoczną rozterką, jaką teraz admirał niewątpliwie przeżywał.

        - Kto by pomyślał, że kiedyś dożyję dnia kiedy zobaczę jak Postrach Jadeitów się waha - zaczął od razu, pomijając zbędne uprzejmości i nawet nie starał się być nawet odrobinę łagodniejszy dla nieumarłego, choć gdyby nie jego szybka reakcja w udzieleniu otrutemu pierwszej pomocy, Rion niewątpliwie by umarł, a przynajmniej tak wynikało z relacji Rafaela, którą leończyk został poczęstowany praktycznie zaraz po swoim wybudzeniu się. - Nie martw się Barbarossa, obaj jesteśmy w tej samej sytuacji. - Zasępił się przez moment, a po chwili westchnął ciężko. Wciąż był pełen obaw do tego co postanowił i do końca nawet w to nie wierzył, że kiedykolwiek byłby zdolny do czegoś takiego, ale... Nie miał większego wyboru. Jak to się mówi, zawsze lepiej wybrać mniejsze zło.

        - Dbaj o nią i chroń choćby za cenę własnego... nieżycia, jak przystało na prawdziwego mężczyznę - wydusił z siebie z widocznym trudem. - Jeśli dojdą do mnie wieści, że była przez ciebie nieszczęśliwa, przysięgam ci, że cię dopadnę i zatłukę jak psa - warknął groźnie znów przypominając starego siebie, dumnego i surowego.
        - Nie licz też, że cię polubię tylko przez to, że uwiodłeś i omamiłeś moją córkę. Przez to mam jeszcze więcej powodów by cię nienawidzić, ale nie bież sobie tego do serca. Taka już ojcowska rola, by gnębić i upuszczać krwi mężczyźnie, który zabiera jego małą dziewczynkę.

        Ponownie zamilkł na dłuższy moment i wydawać by się mogło, że to co teraz zamierzał powiedzieć było dla niego jeszcze trudniejsze do przełknięcia niż ofiarowanie Barbarossie ręki Kiraie i dość oryginalne pobłogosławienie ich związkowi. Elfka nie musiała mówić Rionowi, że nieumarły kapitan zagościł w jej sercu, ponieważ sam się tego domyślił. W końcu był jej ojcem i do tego jeszcze nie ślepym, zwłaszcza, że dziewczyna, która jeszcze jakiś czas temu bała się, a nawet gardziła piratami, których bez wahania oddała by na szafot, teraz starała się ich bronić i udowodnić ojcu, że obie strony konfliktu tak bardzo się od siebie nie różnią. Awerker powoli zaczynał dostrzegać te podobieństwa i może właśnie to zaważyło na podjętej przez niego decyzji, z której nie zamierzał tak łatwo zrezygnować.

        - Mam do ciebie tylko jedną prośbę, Barbarossa, za to, że bez problemu przystałem na wasz związek - odezwał się nagle z przyprawiającą o gęsią skórkę surowością oraz stanowczością w głosie. - Pozwól mi i moim ludziom, jeśli tylko takie będzie ich życzenie, tu zostać. - Wbił w niego swoje poważne spojrzenie. Nie wyglądało na to by miał to być tylko kiepski żart. - Tak przecież będziesz mieć pewność, że położenie waszej wyspy wiąż będzie nieznane władzom Jadeitowych Miast, prawda? - Tak jak Kiraie, tak i Rion podjął decyzję o swoim przyszłym losie i nic nie było w stanie jej zmienić.
        Dla niego proszenie o to i dostosowanie się do tej społeczności było chyba jeszcze trudniejsze niż wydanie werdyktu w tej sprawie przez wampira. Jak już zostało wcześniej wspomniane, były admirał nie miał większego wyboru. W Leonii był skończony nie tylko jako zdrajca, ale jeszcze renegat, a co za tym idzie cały jego majątek i posiadłość nie są już dla niego dostępne. Zapewne też obok listów gończych z podobizną Barbarossy i jemu podobnych, wiszą już szkice przedstawiające członków załogi Wyzwolenia z kapitanem na czele. I wątpił by król zechciał okazać mu jakąkolwiek łaskę, bo nie był osobą honoru. Dla niego liczyła się tylko rozrywka i pieniądze, a co jest bardziej rozrywkowe niż widok byłego admirała dyndającego w odcieniach szarości na szafocie wraz z jakimiś podrzędnymi rabusiami i oczywiście piratami? Nie był jednak w stanie poprosić o wcielenie go i jego ludzi do pirackich szeregów, choć ciężko mu było z myślą pożegnania się z bezkresem oceanu pod kochanymi żaglami Wyzwolenia wygrywającymi na wietrze przepiękną muzykę. Wiedział, że prosiłby o zbyt wiele, zwłaszcza, że dla wszystkich z wyspy jest czołowym wrogiem publicznym. Z resztą... Nawet nie wiedział czy byłby w stanie wykonywać rozkazy jakiś piratów.

        - Jeśli mi nie wierzysz, czemu się nie dziwię, rozbierz Wyzwolenie na części, albo oddaj jednemu ze swoich podwładnych na własność, zostawiając odholowany bryg dla tych z mojej załogi, którzy postanowią podjąć ryzyko udobruchania króla i powrotu do domu - dodał jeszcze, przerywając przedłużającą się ciszę.

***
        Po wyjściu z lecznicy, Kiraie skorzystała z podanego przez Rafaela ramienia i pełna obaw poszła wraz z nim. Przebywanie w ogrodzie działało na nią niezwykle uspokajająco, co też od razu można było dostrzec na jej twarzy, z której powoli zaczynało uciekać całe napięcie. Dodatkowo jeszcze bardziej się rozweseliła, gdy zobaczyła lewitującą przyjaciółkę, więc bez większego wahania usadowiła się wygodnie na ławce pod dachem altanki. Nie mogła się jednak długo nacieszyć spokojem ducha, gdyż Tamika postanowiła przypomnieć o swojej wścibskości.
        - A skąd w ogóle o tym wiesz? - starała się ukryć irytację i niepokój, do których doszła również nutka złości, gdy zjawa postanowiła wyciąć numer Silvie, na co ptak zaskrzeczał z wyraźnym oburzeniem. Otrzepał się z ziemi i poleciał, aby usiąść na oparciu ławki przy Kiraie. - Myślę, że jeśli będzie taka możliwość to zostanę w komnacie, którą do tej pory zajmowałam - odparła z nieukrywaną nadzieją, że to nieco ugasi entuzjazm nieumarłej.

        Nie minęła dłuższa chwila, gdy w zasięgu ich wzroku pojawił się okazały puchacz, który zaraz przed nimi wylądował. Silva nastroszył ostrzegawczo swoje pióra, w każdej chwili gotów do walki z nieznanym osobnikiem, aczkolwiek od razu zrezygnował po pierwszym skrzeku. Patrzył z uznaniem na drugiego ptaka i zdawał się rozumieć powody jego przybycia.
        - Piękny jesteś - powiedziała spokojnie z zachwytem Kiraie, wyciągając dłoń w stronę czarnej sowy, aby spróbować ją pogłaskać.
        - Irina Barbarossa? - powtórzyła pod nosem ze zdziwieniem. Nie do końca rozumiejąc, a przynajmniej do momentu, gdy Tamika nie postanowiła rozwiać nieco tej tajemnicy. - ...Narzeczona? - spytała równie cicho, zasępiając się i lekko spuszczając głowę, a zaraz ziewnęła teatralnie udając zmęczenie. - Przepraszam was, to był ciężki dzień... Chyba pójdę się położyć - powiedziała pośpiesznie, chcąc odejść w stronę rezydencji i zamknąć się w komnacie, z której jak dotąd korzystała. Może ten list był sygnałem od losu, że nie podjęła dobrej decyzji i powinna jak najszybciej wracać z ojcem do Leonii zapominając jak najszybciej o Barbarossie i całej jego zgrai. Pilnowała cały czas żeby się nie rozpłakać, dopóki nie znajdzie się w bezpiecznym, według siebie, pomieszczeniu.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- A ja nie sądziłem, że kiedyś będę pić z człowiekiem, który przez tyle lat życzył mi śmierci - odpowiedział pirat, przykładając zlewkę do ust i cały czas mierząc Awerkera podejrzliwym spojrzeniem, jakby w każdej chwili miał nastąpić z jego strony zdradziecki atak. Jednak w zniszczonym mundurze i twarzy, powoli usuwającej objawy zatrucia, starszy elf nie prezentował się już tak godnie, jak kiedyś. Wydawał się zagubiony, jak dziecko, które w ciemnym tunelu straciło ostatnią zapałkę. Mimo to wciąż towarzyszył mu status wroga wszystkich piratów i każdy mieszkaniec wyspy z przyjemnością widziałby go na szafocie.
- Jednak życie uwielbia nas zaskakiwać - westchnął wampir, odkładając naczynie na stół i stając przed byłym admirałem z dłonią opartą na szabli. - Obaj marzyliśmy o tej chwili, prawda? By stanąć twarzą w twarz z bronią w ręku i na śliskich od krwi deskach naszych okrętów rozstrzygnąć, który jest silniejszy. Dziś mam okazję udowodnić, że to ja jestem górą. Mógłbym cię teraz zabić, ciało strącić z klifu i okrzyknąć światu nowinę, że największy łowca piratów w końcu poległ. Tego jednak nie uczynię. Nie kiedy leżysz bezbronny niczym prosię czekające na przyjście rzeźnika.

Już miał odwrócić się i wyjść, życząc mu wcześniej szybkiego powrotu do zdrowia i domu, kiedy to niespodziewanie elf wyprzedził jego intencje, udzielając błogosławieństwa jemu i swojej córce. Barbarossa nie ukrywał swojego zdumienia, choć fakt, że Awerker o wszystkim sam musiał się domyśleć postawił go w nieco krępującej sytuacji. W końcu gdy on tu walczył z trucizną o życie, wampir, jak gdyby nigdy nic, oddawał się rozkoszy z jego najcenniejszym skarbem, który przez ostatnie dni u niego gościł. Teraz dowiadywał się, że odwieczny wróg nie zamierza mu go odbierać, lecz nawet z przychylnością losu pozostawić pod opiekę, której ojciec nie mógł już zapewnić.
- Ma być przy mnie szczęśliwa? - powtórzył pytanie, by je lepiej zrozumieć, lecz i nawet to nie pomogło. Robiąc krok w tył, Barbarossa rozłożył bezradnie ręce, jakby zaraz miało nadejść śmiertelne pchnięcie srebrnym kołkiem. - Nawet nie wiesz o co prosisz. Jestem piratem, nie porządnym marynarzem. Zabijam, torturuję, sprawiam, że ludzie zapominają co to szczęście. Twoja córka nie jest mi obojętna i nie jest też na tyle głupia, by nie wiedzieć, że z każdym powrotem do portu będę miał na rękach cudzą krew. Jeśli mimo tego wciąż będzie chciała przy mnie trwać, nie odtrącę jej, ale nie mogę ci przyrzec, że znajdzie przy moim boku takie szczęście, o którym zawsze dla niej marzyłeś.
- Będzie za to bezpieczna i wolna - kontynuował po krótkiej przerwie. - O resztę będzie musiała sama się pomartwić.

Barbarossa nie zamierzał ukrywać przed admirałem gorzkiej prawdy i jeśli ten chciałby go teraz utłuc, to lepsza okazja niż ta, już mu się nie trafi. Takie były jednak fakty. Kiraie, która przez te wszystkie lata żyła w zamknięciu czterech ścian, nawet na porwaniu nie widziała dość, by wiedzieć co może ją spotkać. Jeśli zostanie, przeżyje z pewnością wiele rozczarowań, nie raz przyjdzie jej jeszcze płakać. Żywot pirata nie opływał luksusami, choć własna wyspa i posiadłość ze służbą mogły temu przeczyć, to Barbarossa sam nie życzył elfce takiego życia. Trwałaby w ciągłej niepewności, co przyniesie jutro, jednocześnie marząc bardziej niż kiedykolwiek o złotej klatce w bezpiecznym mieście z dala od oceanu i przy boku ojca. Gdy jednak i ten wystąpił z prośbą o azyl dla siebie i załogi, kapitana Nautiliusa zamurowało. Do niedawna on i Awerker gryźli się, jak dzikie kundle, a teraz miałby go przygarnąć pod swój dach. Po tych wszystkich latach?

- Masz rację, nie wierzę ci - odpowiedział zamiast wyśmiać jego prośbę, po czym podsunął sobie krzesło, by spotkać się z admirałem na jednym poziomie. - I prędzej wszystkim wam poderżnąłbym gardła, gdybyście tylko postawili nogę w moim porcie. Ale znam granice dobroci. Rządasz ode mnie za wiele, Rionie. Twoi ludzie mordowali moich, nasze okręty ścierały się wielokrotnie, jak myślisz, co się może stać kiedy wypłynę zatapiać statki, a ty i twoi marynarze zostaniecie na łasce Wyspy Czaszek?
Barbarossa wstał, robiąc długą i mroczną przerwę. Cisza, która zapadła była bardziej nieznośna niż wszystkie inne. W końcu jednak przerwał ją skrzyp zawiasów otwieranych drzwi i odgłos wychodzącego wampira.
- Idź do swoich i wróć z tymi, którzy zechcą tu zostać razem z tobą - padło już z korytarza, a następnie ucichło.
Dla wampira spotkanie dobiegło końca, nie chciał on mówić tego Awerkerowi w twarz, by przypadkiem nie odkryć słabości. W gruncie rzeczy nie życzył mu już śmierci, a skoro Rion sam zaproponował zakopanie topora wojennego, to pirat pomoże mu wykopać odpowiednio głęboki dół.

Teraz jednak samotnie podążał korytarzami rezydencji, chcąc jak najszybciej znaleźć się we własnej komnacie. W głowie huczało mu od myśli, figury na szachownicy stały bez porządku, a on nie miał już asów w rękawie na dokończenie tej partii. Mógł jedynie czekać.

***

- O to należy spytać samego kapitana - odpowiedział czarodziej, chowając list za pazuchą szaty, by przy najbliższej okazji oddać go kapitanowi. - Barbarossa niechętnie rozprawia o swojej rodzinie. Do niedawna sam żyłem w przekonaniu, że poza nami żadnej nie posiada.
- To smutne - wtrąciła Tamika, przyglądając się puchaczowi. - Ale Irina Barbarossa to raczej nie jest zwykła przyjaciółka, skoro zna położenie wyspy. Inaczej ten ptak nigdy by tu nie trafił.
- To prawda - zgodził się Rafael. - Ale to wciąż za mało, by sądzić, że to jego narzeczona - dodał, widząc na twarzy Kiraie malujący się smutek, który dawał do myślenia. - Raven i Adewall na pewno będą wiedzieć więcej. Znają naszego kapitana najlepiej z całej wyspy. Ja jestem tylko medykiem, z resztą nigdy nie czułem potrzeby wypytywania go o rodzinne strony.
- Ja tak, ale zawsze mnie zbywał - dorzuciła swoje zjawa, która na widok odchodzącej elfki, rzuciła się za nią, zostawiając czarodzieja i oba ptaki samych sobie.

- Hej, zaczekaj! Przepraszam za to, co powiedziałam. I za moje wścibsko. Na swoją obronę dodam, że was nie podglądałam. Znam granicę. I nie chciałam mówić tego przy Rafaelu, choć pewnie sam się już domyślił, ale uważam, że dobrze się stało. Pasujecie do siebie. Ty i kapitan. Od początku wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
Trajkotania nieumarłej nie było końca, nawet wtedy, gdy obie kobiety znalazły się pod dachem posiadłości. Idąc jej kolejnymi korytarzami, Tamika próbowała przekonać elfkę do współlokatorstwa, raz czy dwa napominają przypadkiem, że pewnie wampir zaprosi ją do siebie. Jako dobra koleżanka odradzała jej też odmowę, powołując się na swoją martwą zdolność swatania ludzi. W końcu niebawem cała wyspa się dowie, po co mieliby się z tym kryć?
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Wybacz moją uwagę, ale użyłeś nietrafionej metafory - zaczął wyniośle, co było nie dość, że charakterystyczne dla elfów, to jeszcze dla ludzi jego pokroju i rangi. - Największym rzeźnikiem jakiego znam jest jeden tryton z twojej załogi, któremu, znów wybacz moją opinię, w okrucieństwie i szaleństwie nie dorastasz nawet do pięt. Jednakże nie to jest teraz najważniejsze, nie przeszkadzaj więc sobie i kontynuuj - powiedział z nutą aroganckiej żartobliwości i niewiadomym było czy zrobił to z czystej złośliwości, by pokazać, że jeszcze długi czas minie nim zmieni swoje nastawienie do wrogiego kapitana, czy po to, aby rozluźnić gęstniejącą wokół nich atmosferę.

        - Tak jak powiedziałeś. Ona nie jest głupia i ma własny rozum. Jeśli jej się narazisz, wierz mi, że może być wtedy bardziej okrutna niż ja bym był, gdybyś w Leoni wpadł w moje ręce, w najlepszym wypadku wątpię by się wahała z odejściem od ciebie. Chodzi mi tylko o to byś o nią dbał - podsumował wypowiedź Barbarossy, nie odrywając od niego, pełnego niechęci wzroku. Ciężko będzie mu się pogodzić z faktem, że jego mała córeczka zakochała się w takim draniu i mordercy, ale zabraniając jej tego unieszczęśliwiłby ją jeszcze bardziej niż ostatnim razem. Kto wie jaka wtedy by nastąpiła tragedia, może nawet coś gorszego niż porwanie przez piracką zgraję. Awerker wolał tego nie sprawdzać i z pokorą przyjąć to co dawał mu los. Zawsze mógł mieć nadzieję, że Kiraie szybko przejrzy na oczy i pośle tego łotra w trzy diabły tam, gdzie jego miejsce.

        - A jednak, mimo swoich słów ręce cię w mojej obecności świerzbią, aby sięgnąć po ostrze. Wiem, że jesteś człowiekiem...honoru, ale skoro ma cię to męczyć to po prostu nas wszystkich zabij i poślij Wyzwolenie na dno oceanu, dla nas i tak cała przygoda ma tylko jedno zakończenie - śmierć. Różnicą jest tylko to gdzie ona nas spotka, czy tu, czy w Leonii. Nie naciskam na ciebie, zrobisz co będziesz uważał za słuszne. Przy podjęciu decyzji bądź jedynie dalej dobrym przywódcą i podstępnym strategiem, kierującym się jedynie dobrem swoich ludzi. - W jego głosie pobrzmiewała całkowita kapitulacja, nawet na dalszą wędrówkę ścieżkami swojego życia. Był całkowicie pogodzony ze swoim losem i faktem, że poniósł sromotną klęskę w swojej odwiecznej walce z piratami, zwłaszcza tym jednym. Awerker jak nigdy dotąd był zdecydowany złożyć broń i się poddać, choć nie mógł zrezygnować z jednego - rozciągającego się przed nim widoku bezkresnego oceanu. Miał świadomość, że właśnie postawił wampira w piekielnie trudnej sytuacji, dlatego nie oczekiwał od niego podjęcia natychmiastowej decyzji.
        - Wiedz jednak, że obecnie największym zagrożeniem dla ciebie i całej wyspy nie jestem ja, lecz jeden zdradziecki szczur, który tylko czeka, by wrócić do leońskiego portu i zdać królowi raport - dodał na zakończenie, a po tym, wciąż osłabionym wzrokiem, obserwował jak jego rozmówca odchodzi.

        Ostatnie słowa Barbarossy, które rozbrzmiały nim zniknął za zamkniętymi drzwiami, tym razem zamurowały byłego admirała. Szczerze? Nie spodziewał się czegoś takiego z jego strony i nawet doszukiwał się kryjącego w tym podstępu, jednakże nie mógł zmarnować otrzymanej szansy. Odetchnął głęboko i zebrał nadal lekko nadwątlone siły by zwlec się z łóżka, doprowadzić do względnego porządku i pójść do swoich za poleceniem nieumarłego, którego nigdzie nie było widać, gdy kroczył korytarzem w stronę wyjścia. Nie chciał się jednak samopas panoszyć po rezydencji wampira, więc poprosił jedną ze służek - kuzynek Raven, o odprowadzenie go do wyjścia z posiadłości.

***

        Kiraie w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół na temat nieznanej nikomu Iriny Barbarossy, a obawy i podejrzenia tylko w niej narastały. Co prawda Rafael miał rację, aby zbyt pochopnie nie wyciągać takich wniosków, ale argumenty Tamiki potwierdzające silną relację z nieznajomą Barbarossówną były równie przekonywujące. W ostatecznym rozrachunku elfka oprócz wzbierającej w niej zazdrości, nieznanej do tej pory, czuła się również zagubiona, zrozpaczona i wykorzystana. Coraz trudniej było jej się powstrzymać od płaczu, ale wciąż mocno się trzymała, aby nie uronić przy nich ani jednej łzy. Pomysł z wypytaniem Raven (bo do Adewalla bez żadnych przychylnych jej świadków wolała nie podchodzić) wydawał się dobry i naturalnie sensowny, jednakże świadczyłoby to jedynie o brakach w jej wychowaniu i podobieństwie do Tamiki. Była niemal całkowicie przekonana, że na wyspie wystarczy jedna chorobliwie wścibska osoba, a raczej zjawa, bo przecież o takie rzeczy najlepiej chodzić po odpowiedzi do źródła, a nie szukać ich z drugiej ręki.

        - Dziękuję ci Rafaelu za opiekę nad moim ojcem i miło spędzony czas, ale późno się robi i pójdę już do siebie - powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, mającym ukryć pod sobą, że dziewczyna była bardziej przejęta tą sytuacją niż się wydawała. Uściskała go jeszcze przyjacielsko na pożegnanie i poszła do rezydencji, nie oglądając się za zjawą, której towarzystwa szczerze sobie w tej chwili nie życzyła.

        Idąc korytarzem, cierpliwie znosiła cały ćwierkany potok słów jaki wydobywał się z ust nieumarłej i w ostateczności zadowalała ją jedynie zdawkowymi odpowiedziami, acz powoli zaczynało ją to irytować. W końcu, wchodząc po schodach, westchnęła głośno, chcąc wyrzucić z siebie natłok negatywnych emocji, zatrzymała się i odwróciła do niej z tym samym przyjaznym uśmiechem co wcześniej.
        - Wybacz Tami, ale czy mogłabyś mnie zostawić przez chwilę samą? Jestem zmęczona, ale jeśli chcesz możesz znaleźć Raven i ją o to zapytać. Może uda ci się ją nawet do mnie przyprowadzić i zrobimy sobie babski wieczór, z nocowaniem i rozmowami przez całą noc. Co ty na to? - zapytała chcąc jak najskuteczniej odnieść się do niemal nastoletniej mentalności zjawy. W prawdzie wolałaby tę noc spędzić samotnie, ale może nocowanie w gronie przyjaciółek nie byłoby takie złe? A nóż polepszyłby się jej przez to humor.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Zjawie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Głośne westchnienie, wzruszanie ramionami i przyjazny, choć z lekka wymuszony uśmiech wystarczyły, by Tamika zrozumiała ukryty przekaz i oddaliła się pośpiesznie, zostawiając elfkę sam na sam z myślami. Oczywiście nie miała jej tego za złe, sama doskonale zdawała sobie sprawę, iż jej gadulstwo i wścibstwo potrafią poważnie zirytować wszystkich dookoła, ale w końcu lepszego pomysłu na swoje nieżycie nie posiadała. Była ciekawska z natury i gdyby tylko mogła pewnie napisałaby nie jedną książkę o prywatnym życiu każdego pirata na wyspie. Zanim jednak przeszła przez najbliższą ze ścian, do końca wysłuchała propozycji elfki i uraczyła ją szerokim uśmiechem, zatwierdzającym plan na zbliżający się wieczór.
- Już nie mogę się doczekać - zapiszczała, pozwalając nogom przekroczyć barierę z cegieł, podczas gdy głowa, która nie skończyła jeszcze konwersacji, wciąż lewitowała pomiędzy Kiraie, a olejnym obrazem o marynistycznym motywie. - Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz brałam udział w takim nocowaniu. Zaraz odnajdę Raven i wszystkim się zajmiemy.
Gdy zniknęła, korytarz na piętrze stał się najcichszym miejscem w całej posiadłości. Kiraie mogła nawet odnieść wrażenie, że przeniosła się w inny wymiar, gdzie jedynym dźwiękiem był ten towarzyszący oddychaniu. Nie trwało to jednak długo, kiedy na końcu korytarza pojawiły się sylwetki służących, zajętych pracami porządkowymi. Widząc samotnie stojącą elfkę, podeszły się przywitać oraz wypytać o samopoczucie, a następnie przeprosiły, gdyż czekały na nie kolejne obowiązki.

W tym samym czasie Barbarossa, omijając szerokim łukiem wszelkie osobistości, z którymi mieszkał pod jednym dachem, udał się do miejsca, w którym mógłby spokojnie przemyśleć pewne sprawy, a w którym nikt by mu nie przeszkadzał. Nieużywana od ponad wieku komnata kapitana Xeratha była ku temu najbardziej odpowiednia, a po złamaniu pieczęci na drzwiach i ich otwarciu, nie było już odwrotu. Przekraczając próg, nawet najpotężniejszy wampir musiałby ulec i solidnie odkaszlnąć, co Barbarossa właśnie uczynił, gdy uderzył w niego zebrany tu przez lata kurz. Jednak po za tym, że zalegał on nawet na suficie, pokój mentora niewiele się zmienił. Regały uginające się od nadmiaru ksiąg wciąż się nie połamały, podobnie jak wielkie łoże, szafy i komódka na alkohol do przyjmowania gości. Wszędzie na podłodze leżały ubrania oraz broń, lich nigdy nie nazwałby tego bałaganem, a po jego śmierci nikt nie miał serca tu wejść i posprzątać toteż następstwem było to, że w najdalszym kącie gniazdo uwiła sobie parka pająków. Stając pośrodku chaosu, Barbarossie zebrało się na wspomnienia. Pierwsze wyjście w morze u boku kapitana i jego zepsutej - dosłownie - załogi. Xerath, co tu dużo mówić, uwielbiał towarzystwo ghuli i zombie, posiadał wiedzę jak ożywiać zwłoki wzorem nekromantów z Maurii, tworzących żołnierzy dla kraju i taką załogę też kompletował. Na morzu nie było lepszych marynarzy, tak bezgranicznie posłusznych i sumiennych w obowiązkach, co z tego, że w walce nieco topornych. Przynajmniej słowo bunt na pokładzie było dla nich tym, czym dla wampira dotykanie srebra - zakazane i nie do pomyślenia. Podnosząc z ziemi jedną ze starych ksiąg, Barbarossa przetarł jej grzbiet i ze zdziwieniem stwierdził, że na okładce odcisnęły się ślady ptasich nóżek. A dokładniej kruczych. Podnosząc wzrok, wampir szybko zlokalizował okno, za którym, na szerokim parapecie, siedział, czy też raczej siedziała sprawczyni całego zamieszania.
- Nie wstydź się - powiedział pirat, uchylając okno tak, by ptak mógł spokojnie wlecieć do środka i zmienić się w kobietę o czarnych włosach i śmiertelnie bladej cerze.
- Wybacz - mruknęła dhampirka, poprawiając suknię i stając naprzeciwko kapitana. - Czasami się tu zakradam, by powspominać i pomyśleć. Jedyne miejsce w domu, gdzie nikt nie przeszkadza.
- Nie przepraszaj. W końcu dom należy do ciebie.
- Wiem, ale jakoś nie potrafię inaczej. Ojciec przepisał go tobie bo wierzył, że z czasem wrócę na kontynent i nie będę miała nic wspólnego z jego pirackim życiem. Chciał dla mnie jak najlepiej.
- To mnie zawsze w nim intrygowało. Nie było dnia, żeby kogoś nie zabił, ale podjął się wychowywania córki i zrobił to, jeśli mogę, cholernie dobrze.
- Dziękuję - odparła Raven, uśmiechając się radośnie. - Ale chyba nie przyszedłeś tu rozpamiętywać mojego ojca, prawda?
- Nie. Awerker poprosił mnie o udzielenie azylu jemu i jego ludziom. W Leonii czeka na nich szafot, a tutaj mają szansę na nowe życie. Mniej godne, a jakieś na pewno.
- Rion powiesił, a następnie spalił mojego ojca żywcem bez sądu - przypomniała kobieta. - Wuja Karsa też zabił. A przez kolejne pół wieku próbował dorwać i ciebie. Chcesz ot tak wpuścić go pod dach?
W ciszy, jaka zapadła słychać było jedynie jak para pająków uwija się przy powiększaniu gniazda.
- To przez Kiraie, tak? - zapytała w końcu Raven, a później dodała: - Chcesz to zrobić dla niej?
- Tak...
Tylko tyle wydusił z siebie wampir, zanim jego ciało postanowiło poddać się przemianie. Zrobiło to jednak w sposób bezbolesny, tak że mężczyzna nawet nie poczuł wyrastania ogona, uszu i sierści. Dwa uderzenia serca później dhampirka patrzyła już nie na kapitana piratów, a na czarnego kota w stercie ubrań, niezdarnie próbującego się wygrzebać. Biorąc go na ręce, Raven wyszła z pokoju i udała się na obchód, wpierw zaglądając do elfki. Wolała zostawić kota w jej rękach.
- Witaj. Mogłabyś przypilnować kapitana? - zapytała, uwalniając zwierzę, które spadło na cztery łapy i podreptało na łóżko. - Tu są jego ubrania - dodała, kładąc spodnie, koszulę i płaszcz na oparciu krzesła. - A gdy dojdzie do siebie, przekaż mu że Irina przysłała list. Tamika zdążyła mnie poinformować.

***

Tymczasem na Wyzwoleniu zdołano uporać się już z rannymi oraz zabrać tych, których rany okazały się zbyt rozległe na jakąkolwiek pomoc. Trzeba było przyznać, że piraci wykonali kawał dobrej roboty, stawiając na nogi znaczną liczbę leońskich marynarzy, którzy, o dziwo, wysilili się wobec nich na miłe gesty podziękowania. O wiele mniej przyjemna atmosfera miała miejsce w kajucie, gdzie Adewall, Jokar i Kasino w towarzystwie Menurki, Horonera i elfa-zdrajcy próbowali dotrzeć do prawdy, kto z całego tego łajdactwa odpowiadał za otrucie admirała Awerkera. Większość śladów wskazywała na ofiarę trytońskich tortur, lecz po wysłuchaniu nowych faktów wychodziło na to, że w zbrodnię może być zamieszanych więcej głów. Dla prywatnego kata Barbarossy nie była to wielka różnica, pociąć na kawałki jednego, a trzech spiskowców to bułka z masłem, jednak w domu czekało na niego małe stadko młodych żon, którym obiecał wrócić przed wieczorem, a ten z kolei zbliżał się już wielkimi krokami. W podobnej zadumie trwał minotaur, który pod nieobecność kapitana sprawował tu władzę i na równi z nim mógł decydować o wszystkim. Jednakże otrucie admirała obchodziło go równie mocno, co zeszłoroczny śnieg, tak więc zostawił to w rękach towarzyszy.
- Póki co nie wskazujemy nikogo palcem - powiedział pokojowo krasnolud, pokazując młodzikowi stołek. - Chcemy tylko dotrzeć do prawdy, kto otruł kapitańskiego gościa. Panie Horoner, jeśli tak bardzo wierzy pan w chłopaka, nie powinien mieć pan nic przeciwko małemu spacerowi do naszego czarodzieja. Rafael zna się na truciznach, a ja na kucharzeniu i wiem, że jeśli coś się przyrządza, śladów na rękach nie sposób tak łatwo zmyć. Wiem co mówię. Kiedyś marynowałem ośmiornicę w occie z cytryną i nie mogłem zmyć tego zapachu przez kilka dni.
- To chyba nie będzie potrzebne - odezwał się nagle Jokar, dając niemy znak kwatermistrzowi, który złapał elfa za ramię i usadził w krześle. Tryton niemal natychmiast znalazł się przy nim i z całych sił przebił mu udo nożem, celowo chybiając, by nie rozerwać tętnicy.
- Powiedziałeś tojad - stwierdził głosem pełnym grozy. - Tylko garstka wie, co zostało podane admirałowi. Jak to wyjaśnisz?
Oczy elfa momentalnie zaszły łzami, kiedy jego oprawca naciskał na ostrze z całych sił i pewnie robiłby to dalej, gdyby drzwi do kajuty nie otworzyły się nagle, ukazując postać admirała Awerkera. Jego przybycie zostało radośnie powitane ze strony załogi i z lekką pogardą ze strony piratów. Adewall, jako największy z towarzystwa, postąpił krok naprzód, a następnie wskazał na więźnia.
- Pewnie ucieszy cię fakt, że znaleźliśmy odpowiedzialnego za ten incydent. Jest twój. My wracamy do swoich spraw - oznajmił, dając znak Kasinowi i Jokarowi do opuszczenia okrętu.
Los elfa znajdował się teraz w bardziej odpowiednich rękach.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Niemałą ulgę wywołała u elfki chwila, w której w końcu została sama, acz zrobiło jej się wstyd, że tak potraktowała przyjaciółkę, zwłaszcza, że ta z wielkim entuzjazmem zareagowała na pomysł wspólnego nocowania ich trójki w jednym pokoju. Radość nieumarłej nawet minimalnie udzieliła się Kiraie i nieco poprawiła jej humor, lecz jak już zostało wspomniane, długoucha zaczęła żałować, że odprawiła zjawę. Podjętej decyzji już niestety nie cofnie, a rozpaczliwe zawrócenie do siebie Tamiki oraz niezdecydowanie w kwestii czyjegokolwiek towarzystwa najpewniej byłoby jeszcze bardziej gorszące, niż jedynie grzeczne poproszenie o chwilę samotności. Westchnęła ciężko i wznowiła wędrówkę korytarzem do swojego pokoju. Nie miała już chęci cię rozpłakać i szczerze powiedziawszy nawet nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. O tajemniczej Irinie Barbarossie, o swoim nowym życiu na pirackiej wyspie, o najgorszym piracie ze wszystkich, którego czuła, że kocha całym swoim sercem. Może i nie było tego wiele, ale niewątpliwie były to nazbyt poważne sprawy do przemyślenia, ale nie miała odwagi, ani siły się w nie zagłębić.

        Wróciła do komnaty, której wciąż nie była pewna i mogłaby nazwać "swoją". Rozsunęła ciężkie zasłony, aby wpuścić do pomieszczenia trochę ostatnich promieni światła i otworzyła drzwi od balkonu, wpuszczając do środka Silvę, który od razu usadowił się swojej nowej właścicielce na ramieniu i łebkiem ocierał się o jej policzek, domagając się pieszczot. Kiraie drapała go lekko pod delikatnie zakrzywionym dziobem, idąc w stronę łóżka, na którego oparciu ptak sobie zasiadł, umożliwiając elfce położenie się i odpoczynek. Oczywiście martwił się o nią, bo widział, że coś jest nie tak, nawet jeśli wszystko słyszał, acz nie do końca rozumiał o co było to całe zamieszanie.

        Nim jednak dziewczyna zdążyła usnąć na dobre, po pokoju rozległo się pukanie do drzwi i o ile Silva nie ruszył się ze swojego miejsca i nie przerwał drzemki, o tyle Kiraie musiała się pofatygować do wejścia i je otworzyć. W końcu nie mogła się tu czuć jak u siebie, a poza tym mogło to być coś ważnego, na przykład na temat jej ojca. Szczerze, widok Raven ją zaskoczył, ale jeszcze mniej spodziewała się ujrzenia kapitana w kocim stanie. Myślała, że Barbarossa mógł już zapomnieć o tej dolegliwości, bo jednak od kilku dni w ogóle nie widziała go takim. Otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając kocura do środka i odprowadziła go wzrokiem w stronę łóżka, a następnie skupiła się na dhampirce przewieszającej przez oparciu krzesła, stojącego pod ścianą nieopodal wejścia, jego ubrania.
        - Co się stało? - zapytała, jednakże sądząc po pośpiechu w jakim nieumarła przekazała rzeczy kapitana i jego samego, oraz brak jakichkolwiek wyjaśnień czy odpowiedzi, widać było, że albo się gdzieś spieszyła, albo była niezwykle zajęta.

        Pozostawiona praktycznie sama sobie dziewczyna westchnęła i ponownie zamknęła drzwi, po czym wróciła na łóżko do kota i feniksa. Uprzednio też starannie poskładała i ułożyła na skrzyni przed łóżkiem ubrania wampira. Położyła się z powrotem obserwując uważnie poczynania czarnego dachowca, którego wciąż nie wiedziała jak tak naprawdę traktować. Nie mogła się oprzeć przed wyciągnięciem w jego stronę dłoni i pogładzeniem jego mięciutkiego futerka, drapiąc go za uszkiem i pod bródką.
        - Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne wrażenie, że zrobiłeś to specjalnie, kapitanie - mruknęła, a z wezgłowia zeskoczył na poduszki Silva, sadowiąc się obok Barbarossy i również domagając się pieszczot, których Kiraie zaraz mu dostarczyła. - Czy to przez mojego ojca? Chyba nie powinnam was zostawiać samych, teraz nie musiałbyś tak cierpieć. - Mimo głaskania i zwracania uwagi także na feniksa, i tak najbardziej skupiona była na piracie, za którego obecny stan zaczęła się obwiniać, a do oczu napłynęły jej łzy. - Przepraszam, kapitanie - wyrzuciła cicho z siebie przytulając go do siebie. Był niezwykle ciepłu i miał przyjemnie mięciutkie futerko, ale największym zaskoczeniem dla elfki było to, że mimo obfitego owłosienia i przemienionego ciała, miała wrażenie, że pachniał tak samo, jak mężczyzna, któremu jeszcze nie tak dawno się oddawała, przeżywając z nim wspólną rozkosz. W sumie nie powinno być w tym nic dziwnego skoro dachowiec i Barbarossa byli jednym i tym samym, ale spodziewała się, że jako kot będzie po prostu pachniał jak zwierze, albo wyda jej się bezwonny.
        - A może to na wieść, że Irina do ciebie napisała i zdenerwowałeś się przez obecną sytuację ze mną. - Uśmiechnęła się smutno na własne słowa, których nie bała się wypowiedzieć głośno do kota, acz najpewniej do kapitana w swojej ludzkiej formie, nie miałaby odwagi się tak odezwać.

***
        Awerker nie miał najprzyjemniejszej drogi z zamku do portu, zwłaszcza kiedy pokonywał miasto. Co prawda nikt go nie zaatakował, ani nie przerywał jego marszu, ale czego się na słuchał za swoimi plecami to było jego. I miał świadomość, że jeśli tu zostanie nie będzie wcale lepiej, a za to sprawi również niemały kłopot tutejszemu włodarzowi - Casterowi Barbarossie. Jeśli będzie taka konieczność, a wampir nie pozbawi go Wyzwolenia, przy jednoczesnym zaufaniu elfowi, że nie wykorzysta go do popełnienia głupstwa, mógłby nawet całe swoje życie spędzić na tym okręcie dożywotnio zacumowanym w tutejszym porcie, nawet gdyby miał zostać na nim sam i to codziennie obrażany oraz wyszydzany. Naprawdę nie miał innego wyjścia, gdyż pozbawienie się życia było by w tej sytuacji dla niego jednoznaczne z tchórzostwem.

        Przechodząc po głównym pokładzie w stronę kapitańskiej kajuty, szczerze podziękował piratom pomagającym jego załodze, która na widok swojego kapitana niezmiernie się ucieszyła i jeszcze bardziej ożywiła. Odgłosy tego przebijały się nawet przez dębowe drzwi kajuty, za którymi atmosfera była dużo chłodniejsza i cięższa. Elfi zdrajca biegał ukradkiem przerażonym wzrokiem po pomieszczeniu, niczym jakiś szczur szukając dla siebie odpowiedniej kryjówki albo drogi ucieczki, Menurka był bliski płaczu, a Horoner wysłuchiwał uważnie rady krasnoluda, traktując tą sprawę śmiertelnie poważnie, co nie powinno dziwić skoro pod nieobecność Riona to on był obecnie tu kapitanem. Otworzył usta i nabrał powietrza, aby wyrazić swoje zdanie na temat zaproponowanego pomysłu, lecz nie dane mu było choćby pół słowa z siebie wyrzucić, gdyż młodzik postanowił wyrwać się z szeregu.
        - Zrobię wszystko by dowieść swojej niewinności. Co tylko panowie rozkażą - wtrącił rozpaczliwie, gotów nawet w tej chwili udać się do wspomnianego maga i poddać się testom jakie by one nie były.
        - Milcz, kiedy nikt od ciebie nie oczekuje odpowiedzi - wysyczał karcąco przez zęby leoński tryton, starając się odnaleźć w sobie resztki cierpliwości do młodego kamrata. - Z chęcią poddałbym tych obu do oglądu waszemu czarodziejowi, albo nawet i całą załogę... - Chciał dodać jeszcze coś, jednakże tym razem odezwał się Jokar, a wzrok Horoner od razu się w niego wbił z widocznym zaskoczeniem. Opuścił ręce i przyglądał się poczynaniom piratów. Zapach krwi wypełnił całe pomieszczenie, podobnie jak pełen bólu krzyk jednorękiego zagłuszył okrzyki radości z zewnątrz. Menurkę sparaliżowało na stołku, a zastępujący Riona tryton nie zdążył ani zapytać o powody takiego działania, ani tym bardziej im zapobiec, gdy zaraz też otrzymał odpowiedź.

        Jego wzrok znów powędrował na zdrajcę i tym razem nie miał już najmniejszej ochoty przerywać w sadystycznych zabawach pirackiego pobratymcy. Zwłaszcza, że okaleczony elf na nowo zaczął kręcić, rzucając na lewo i prawo bezsensownymi wyjaśnieniami, które jakby się nad nimi bardziej zastanowić nie miały żadnego związku z tą sprawą, ani choćby odzwierciedlenia w rzeczywistości. Brakowało do tego tylko wytłumaczenia, że zrobił to dla swojej ciężarnej żony i piątki głodujących dzieci wyczekujących jego powrotu. Żyjąc w cieniu Awerkera i przez swój paskudny, dwulicowy charakter nie miał żadnego powodzenia u pań, a nawet gdyby z jakąś miał dzieci, na pewno nie były by głodujące przez fakt, że członkowie leońskiej floty, a zwłaszcza kapitanowie, również ci z niższymi rangami i pośledniejszych jednostek zarabiali tyle, by starczyło na godne życie średniej klasy szlachcica, więc nikt z jego rodziny by nie głodował. Na szczęście cała szopka się skończyła, gdy przez drzwi przeszedł główny kapitan tego okrętu. Przerażony młokos nie mógł się powstrzymać i od razu zerwał się w stronę byłego admirała od razu obejmując go w pasie i wypłakując się w jego tors, tuż pod mostkiem. W końcu z tego co się wszyscy orientowali chłopak miał poniżej piętnastu lat, może dwanaście albo trzynaście. Rion pogładził mniejszego od siebie po bujnych, potarganych włosach na głowie i powiódł wzrokiem po zgromadzonych, od razu dostrzegając malującą się na twarzy swojego zastępcy ulgę.
        - Dziękuję wam i przepraszam za oderwanie od waszych zadań. Obiecuję, że odpowiednio zajmę się tą sprawą - skinął im z uznaniem i wdzięcznością głową i poczekał aż wyjdą, ignorując skomlenie jednorękiego.
        - Horoner, przyjacielu, pozwól ze mną - zwrócił się po chwili do trytona i delikatnie odkleił od siebie Menurkę. - A ty chłopcze, nie krępuj się. Kiedy dojdziesz do siebie, wyjdź na główny pokład i przypilnuj okrętu.
        Raz jeszcze pogładził go po czuprynie, po czym wyszedł z naturianinem, zostawiając chłopca samego z kaleką. - Pod żadnym pozorem nie otwierajcie tych drzwi, a przynajmniej dopóki nie rozkażę inaczej - poinformował po wyjściu resztę swojej załogi i odchodząc z pierwszym oficerem na mostek, oddał się długiej rozmowie z nim na temat swojej decyzji i polecenia Barbarossy, ani trochę nie przejmując się przeraźliwym krzykiem pełnym agonii dochodzącym z kajuty i mrożącymi krew w żyłach odgłosami prawdziwej bestii.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Caster Barbarossa jako czarny kot niewiele miał wspólnego z dzikim, drzewnym łowcą polującym na wszystko co się rusza. Jego drapieżnej egzystencji przeczył fakt, że gdy tęczowy feniks wylądował na łóżku tuż obok niego, ten nawet na niego nie spojrzał, zbyt skupiony na dłoni, która dostarczała mu pieszczot. Skierowany ku górze ogon tylko utwierdzał w przekonaniu, że ta część kociego umysłu, która odpowiada za uczucie szczęścia, nie ma zamiaru dopuścić do głosu uwięzionego w podświadomości wampira. Nie teraz, kiedy uszy są tak przyjemnie masowane. Wzięty na ręce kot zamruczał jeszcze głośniej i zaczął pocierać głową o ciało elfki, a następnie zeskoczył na jej kolana i przekręcił na grzbiet, odsłaniając wrażliwy brzuch. Komuś, kto nie miał zielonego pojęcia o drugiej naturze dachowca ciężko byłoby uwierzyć, że ten miły sierściuch to tak naprawdę zakapior, który na co dzień stoi za sterem i prowadzi pirackie bandy ku kolejnym abordażom. A przecież wyglądał tak uroczo, gdy wyciągał do Kiraie swoje włochate łapy i muskał wąsatym noskiem jej skórę. Gdyby tylko istniało urządzenie zdolne uwiecznić ten moment, by pokazać wampirowi co wyczynia jego kocia strona medalu, ten z całą pewnością chodziłby zawstydzony, nie mówiąc już o tym, że jego i innych szacunek do samego siebie strasznie by zmalał.

Kiedy jednak, w trakcie swojego monologu, Kiraie wypowiedziała imię Iriny, uszy czarnego kota zastrzygły wyraźnie, a on sam utracił resztki chęci na wspólną zabawę. Teraz siedział naprzeciwko elfki, wsłuchany i zaciekawiony, przekrzywiając głowę za każdym razem, gdy nie rozumiał jakiegoś słowa. A trochę ich było, zważywszy na fakt, iż do wampira docierała co trzecia sylaba lub pozbawiony kontekstu wers. Trwał więc tak w nieruchomej pozie, co jakiś czas machając ogonem, by pokazać że żyje, lecz zastanawia się nad czymś ważnym. Umysł Barbarossy pod tą postacią działał znacznie wolniej niż normalnie. Pierwszeństwo zawsze miały zwierzęce instynkty, potrzeby natury fizjologicznej, rozrywkowej i własne bezpieczeństwo. Reszta się nie liczyła. Kiedy w końcu pirat przeanalizował to, co do niego mówiono, zamiauczał z cicha i opadł na przednie łapy, cały czas nie spuszczając oczu z elfki. A chwilę później zaczął się przemieniać.

Trwało to dłuższy czas, ale tak jak pierwsze tego dnia przeobrażenie i to nastąpiło bezboleśnie. Cofnięty w linię kręgosłupa ogon zabrał ze sobą całą sierść, łapy przywróciły palcom ich naturalny kształt, a uszy zmalały do rozmiarów ludzkich i ukryły się w burzy rozczochranych, czarnych włosów. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział kot, znów zaistniał wysoki i umięśniony mężczyzna, tyle że w stanie półprzytomnym, z głową opartą na udzie towarzyszącej mu dziewczyny.
Unosząc ociężałe powieki, wampir ponownie ujrzał świat ze swojej łajdackiej perspektywy i uśmiechnął się lekko, gdy znów poczuł czucie w kończynach. Nie od razu zorientował się jednak, że jest zupełnie nagi i w dodatku w łóżku z elfką, którą miłował. Do tego doszedł po złapaniu dłuższej chwili oddechu, kiedy próbował wstać, ale skręt żołądka ponownie przygniótł go do jej kolan.
- Powiedz, że nie zmieniłem się w kota, kiedy my... no wiesz - westchnął, starając się zachować swoją młodzieńczą brawurę i jednocześnie przypomnieć sobie co wywołało przemianę. Widząc jednak, że Kiraie miała na sobie ubrania, zdał sobie sprawę, że raczej nie byli w trakcie romansowania. Ale bardzo szybko mogli to naprawić.
- Słońce wschodzi czy zachodzi? - zapytał, zerkając na żółtą tarczę za oknem, a następnie, unosząc się na łokciach, odnalazł oczy elfki, by w nie spojrzeć i usta, by ich posmakować.

Jednakże tym razem wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się być przeciw niemu. Nie odnajdując w tym pocałunku ze strony Kiraie chęci podzielenia z nim łoża, Barbarossa odsunął się od niej i chwiejąc się jak boja na morzu, usiadł na skraju łóżka, przecierając twarz dłońmi. Ze wzrokiem utkwionym w podłodze, wampir zaczął się zastanawiać jak daleko ona jest i czy jeśli wstanie, to czy zdoła wyciągnąć rękę, by zamortyzować upadek. Czuł jak pod czaszką wzbierały siły, których nie zagłuszy się butelką rumu. Uderzyła w niego rzeczywistość. Był samotną beczką w pustej ładowni, którą ktoś zapomniał przywiązać, a okręt właśnie wpłynął w sam środek sztormu. Potrzebował solidnego kawałka liny, który go utrzyma w pionie.
- Potrzebuję krwi - oznajmił słabym głosem, zaciskając zęby. - Poślij po Rafaela.
Choć głód w nim wzbierał, Barbarossa za nic w świecie nie chciał skierować tej prośby do elfki. Za bardzo się bał, że może wyrządzić jej krzywdę, wypić za dużo lub kompletnie się zatracić. A tego by sobie nie wybaczył.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Z początku miała obawy, czy Barbarossa w tej postaci nie rzuci się na Silvę, ale na szczęście jej obawy szybko się rozwiały. Szczególnie, że kociak praktycznie wymuszał okazywanie mu całkowitej uwagi i zgarniał dla siebie wszystkie pieszczoty, nie dając elfce choćby spojrzeć na jej pierzastego przyjaciela. Ptak zaskrzeczał urażony tym i zeskoczył z łóżka, a następnie wyleciał przez otwarty balkon, zostawiając "zakochanych" samych w pokoju. Nie odlatywał oczywiście na zawsze, bo szczerze mówiąc nie miał gdzie się podziać. Po prostu skoro nikt się nim nie interesował w obecnej chwili nie zamierzał przeszkadzać.
        Kiraie zrobiło się przykro z tego powodu, ale nie mogła zostawić Barbarossy samego w takim stanie. Postanowiła odszukać feniksa, gdy będzie miała chwilę i wynagrodzić mu to zaniedbanie. Na razie jednak zalewała kocura pieszczotami i poddawała się jego niemym prośbom, masując jego cieplutki brzuszek. Nie trwało to jednak długo, gdyż po wypowiedzeniu "Irina", koci kapitan "spoważniał" i nie przejawiał już dalszej ochoty, aby być głaskanym. Spowodowało to jeszcze większe zmartwienie u dziewczyny, ale co ona mogła, oprócz żałosnego rozpłakania się z tej niewiedzy i bezsilności. Nim jednak łzy zebrały się w jej oczach, dachowiec postanowił odsunąć się od niej i poddać przemianie, od której Kiraie nie mogła oderwać oczu. Było to równie zaskakujące, co niepokojące zjawisko, którego istoty nie była w stanie pojąć. Odwróciła jednak wzrok, gdy wampir leżał już we własnej, nagiej okazałości i czerwieniąc się z zawstydzenie nakryła go niedbale narzutą pościeli, gładząc na wpół przytomnego pirata delikatnie po jego włosach. Miękkich niemal tak samo jak kocie futerko sprzed chwili.
        - Raven cię takiego przyniosła, nic nie robiliśmy - odpowiedziała mu, jakoś nie mogąc się nawet lekko uśmiechnąć przez rozbawienie jego słowami. Miała pochmurny wyraz twarzy i ciężko jej było ukryć, że czymś się zadręcza. - Zachodzi - odparła na kolejne pytanie, a po chwili zamarła jak sparaliżowana, gdy nagle postanowił ją pocałować.
        Niechętnie oddała tę czułostkę i jednocześnie też lekko odepchnęła od siebie nieumarłego. Była bliska płaczu, zagubiona w tym co się działo, a czego nie wiedziała. W ogóle nie rozumiała zachowania pirata, który nie powinien jej całować, nie powinien jej tak kochać skoro miał już narzeczoną. A może to wszystko wciąż było tylko grą, aby pozbyć się jej ojca, a na niej samej się niewyobrażalnie wzbogacić. Ta myśl sprawiła, że z jej oczu w końcu wypłynęły łzy, jak woda z tamy, która nie była już w stanie jej dalej zatrzymywać.
        - Irinę też byś posłał po Rafaela, czy jednak jej osobą zaspokoiłbyś swoje pragnienia i głód krwi? - zapytała kąśliwie, uśmiechając się słabo ze złośliwością. Kiraie była oszołomiona swoim zachowaniem, bo przecież jak mogła go tak potraktować skoro był dla niej miły, albo przynajmniej stwarzał takie pozory. - Niech pan się ubierze do tego czasu, panie kapitanie - powiedziała oschle, przecierając rękawem swojej koszuli oczy i wstając z łóżka.
        Pospiesznym, energicznym krokiem ruszyła w stronę drzwi, mając nadzieję, że uda jej się wymknąć nim do pirata dotrze to co powiedziała i nie będzie w stanie jej tu zatrzymać, ani pociągnąć za język o co jej chodziło. Okropnie się czuła będąc o niego zazdrosną i nie chciała tego uzewnętrzniać, acz denerwował ją fakt, że Irina mogła być jego narzeczoną i może jeszcze dodatkowo tą, przez którą stracił dłoń. Elfka nie chciała się mieszać w ich związek i życzyła im tylko szczęścia w miłości. Bała się, że mogłaby zostać zmuszona do służenia im, zostałaby ich kolejną zabaweczką, którą zawsze można zastąpić kiedy zostanie przez przypadek popsuta, albo byłaby po prostu jedną z wielu, które miały mu tylko umilić czas poza domem i prawdziwą miłością. A jeśli Barbarossa miał w Maurii swój harem, a ona miała zostać nowym okazem w jego kolekcji i tylko czekał, aby ją wywieść do złotej klatki? Musiała stąd uciec, musiała od niego uciec. Łapiąc za klamkę od drzwi nawet nie czuła jak łzy jedna za drugą spływają intensywnie po jej policzkach.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Odtrącony pirat dopiero po czasie zdał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak i postanowił się przejąć. Jednak nie tak, jak należało. Zamiast poważnej miny, Barbarossa uśmiechnął się jeszcze szerzej, na tyle na ile pozwalał mu osłabiony organizm, a następnie sięgnął po spodnie i sprawnie naciągnął je na tyłek, coby nie gorszyć wzroku tej, której jeszcze nie tak dawno to nie przeszkadzało. No, ale co mógł w tej sytuacji zrobić? Kobiety były zmienne jak pogoda na otwartym morzu i jeśli Kiraie nie życzyła sobie go takiego oglądać, to musiał to uszanować. Zatrzaskując klamrę pasa, wampir poderwał się w górę i w dwóch, chwiejnych skokach dopadł do drzwi, by uniemożliwić swojej kochance ucieczkę. Wciąż uśmiechnięty, bosy i z obnażonym torsem złapał ją stanowczo w pasie i przyciągnął do siebie, za nic mając jej protesty. Nawet w stanie pół trzeźwego myślenia był od niej silniejszy i zamykając jej słodkie usta w czułej pieszczocie, pochwycił jej ciało i zawrócił z powrotem do łóżka. Kładąc ją na miękkim materacu, Barbarossa wyciągnął ramiona i napinając wszystkie mięśnie, zawisł nad porwaną.
- Nie musisz się mnie obawiać - zaczął szeptem przy jej uchu, czując jak cała drży, najpewniej w obawie przed tym, co mógł z nią teraz zrobić. Jednak żadna z koszmarnych wizji, jakie elfka miała przed oczami, nawet na cal nie ruszyła się ku spełnieniu. Celem Barbarossy było bowiem jedynie przypomnienie Kiraie kogo tak naprawdę pokochała. Pirata, drania bez serca, który porywa, morduje, kradnie i robi wiele innych okropności, ale też człowieka, który nigdy nie splamił się gwałtem na kobiecie. I nawet gdyby zabrzmiały rogi wzywające na sąd ostateczny, on tego nie uczyni.
- Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy, prawda? - zapytał, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Cierpliwie zaczekał jednak aż dziewczyna potwierdzi to mrugnięciem lub krótkim skinieniem głowy i dopiero wtedy kontynuował.
- Więc przestań płakać i spójrz na mnie. Nie wiem co sobie ubzdurałaś, ale nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Jako kot słyszę dość, by łączyć pewne fakty i imię Irina nie pada w tych murach przypadkowo.
Następnie Barbarossa zamknął oczy i wsłuchał się w rytm bicia serca swojej lubej, jednocześnie walcząc z potrzebą posilenia się nią. Chciał sięgnąć głębiej, do podświadomości i odczytać jej myśli zanim oboje powiedzą coś, czego będą później żałować. Okazało się to niestety trudniejsze niż wtedy, gdy byli na okręcie. Tam myśli elfki wirowały jak szalone, wystarczyło jedynie wybrać sobie jedną i się jej chwycić, a teraz to ona sama nie wiedziała co myśleć, przez co gdy tylko wampir łapał jeden wątek, ten od razu znikał lub maskował się za ścianą emocji. W końcu jednak znalazł to, czego szukał i odczytując frazę, wybuchł śmiechem, opadając na łoże obok elfki.
- Więc to o to chodzi? - zapytał rozbawiony, próbując zachować powagę, co w ogóle nie pasowało do roli, jaką prezentował na co dzień. - O Irinę? Kiedy to z ofiary porwania stałaś się moją skrytą wielbicielką, zazdrosną o inne? Czy naprawdę myślisz, że gdzieś tam, na lądzie mam inną kobietę?
Wszystkie pytania, choć trafne i rozwiewające obawy, były wysyłane jakby w przestrzeń, a nie do samej Kiraie, która najwyraźniej nie wiedziała, co ma powiedzieć. Barbarossa za to humor miał lepiej niż dobry, że aż na krótką chwilę zapomniał o swoim głodzie krwi.
- Irina Barbarossa jest ostatnią kobietą w Alaranii, którą prosiłbym o użyczenie swoich żył. Z resztą nie pijam krwi innych wampirów, a już zwłaszcza krewnych. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ilu moich ludzi o nich wie. Widać, że do tego grona muszę włączyć i ciebie. Myślisz, że skąd pochodzę? Nie zawsze byłem piratem. Urodziłem się w Maurii i tam jest mój dom, moja rodzina. Irina jest moją najstarszą siostrą, dziedziczką rodzinnej fortuny, a nie trzymaną w sekrecie narzeczoną. Gdybym takową posiadał, nie starałbym się o ciebie.
Po tym wyjaśnieniu Barbarossa, odnajdując w sobie jeszcze trochę sił, dźwignął swoje ciało i usiadł na skraju łóżka, ciężko przy tym oddychając. Potrzebował się napić i to nie rumu, a świeżej krwi. Tylko ona postawi go teraz na nogi. Problem w tym, że z najbliższego źródła nie chciał pić przez wzgląd na samego siebie. Casterowi zależało na Kiraie dość, by nie prosić ją o tego typu przysługę.
- A teraz proszę, wezwij Rafaela.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Była zupełnie zaskoczona jego reakcją i to dość błyskawiczną, bo gdy chciała nacisnąć klamkę i pchnąć drzwi, on pojawił się za nią i zamknął w swoich objęciach. Nie chciała go oglądać, nie chciała być tak blisko niego jeśli faktycznie gdzieś tam była jego ukochana, a ona jedynie jej substytutem i zabawką, którą albo mógłby się znudzić, albo przez przypadek, od dla zabawy i z poczucia realizacji własnych fantazji, popsuć. To była okropna myśl i niestety jedna z wielu, które obecnie zatruwały jej rozum oraz serce.
        - Zostaw mnie! Wypuść! - szlochała starając się mu wyrwać, lecz co ona mogła w porównaniu do tak silnego wampira, nad którym jej jedyną przewagą był wyczuwalny puls. Gdy ją położył na łóżku i uwięził pod sobą, zamarła obawiając się już najgorszego i zaczęła szczerze żałować, że nie postanowiła bez żadnych sprzeciwów wrócić z ojcem do Leonii.
        - Nie wiem... - wyszeptała podciągając nosem, wciąż mając głowę pełną niestworzonych wyobrażeń o nim i tajemniczej Irinie oraz tym kim Kiraie dla niego w rzeczywistości była. Nie liczyło się dla elfki w tej chwili to kim był Barbarossa, bo po co o tym myśleć, kiedy się nawet nie wie czy on naprawdę był tylko jej, a nie jakiejś innej dziuni na stałym lądzie. A może miał również radosną gromadkę dzieci, które chciały pójść w jego ślady, widząc w nim swojego idola... Nie chciała niszczyć mu tego szczęśliwego życia, dlatego wolała odejść póki jeszcze miała czas. Ale... okazja na to już chyba dawno jej przepadła. Sama nie wiedziała dlaczego, ale posłuchała się jego twardego polecenia, wstrzymała swój szloch i wbiła w niego wzrok, podobny do tego, którym patrzy zbite zwierze, nie mające innego wyjścia jak tylko z poddaniem i w ciszy czekać na kolejny rozdzierający skórę i łamiący kości cios.

        Otworzyła szeroko oczy w zdumieniu, nie rozumiejąc jego kolejnych słów. Nic nie mówiła, a on jakby nagle zrozumiał o co jej chodzi. Zaraz jednak sobie przypomniała kim był i że prawdopodobnie włamał jej się do umysłu. Nie spodobało jej się to i w jednej chwili była gotowa mu się odwinąć i z ofiary stać się drapieżnikiem, ale... to co mówił i jego rozbawienie po prostu wbiły ją w materac. Co prawda jego wypowiedź nie była choć w połowie nasycona pretensjami o jej zazdrość, a jednak w jakimś stopniu uraziła elfkę, która niczym oburzone dziecko, nadęła policzki. Powstrzymała też silną chęć zdzielenia go w twarz otwartą dłonią, a to tylko dlatego, że przygważdżał ją do posłania swoją osobą. Oparła się również chęci odpowiedzenia chociaż na to ostatnie jego pytanie, obawiając się, że swoją odpowiedzią mogłaby go tylko urazić i byłoby jeszcze gorzej. Postanowiła więc w ciszy i spokoju czekać aż wampir przejdzie w końcu do konkretów i wyjaśni kim była Irinia Barbarossa, bo jeśli nie narzeczoną to kim? Sierotką zgarniętą z ulicy i odchowaną, z którą później miał gorący romans pełen wulkanu emocji i nagłych zwrotów akcji? A może jakąś daleką krewną, z którą miał podtrzymać czystość rodowej linii krwi? Wszystko wydawało się teraz jeszcze bardziej sensowne, niż to, że była jego narzeczoną.

        Słuchała uważnie jego wypowiedzi z niecierpliwością czekając na rozwikłanie jej zagadki i przypomniała sobie, że już jej chyba wspominał o swoim maurijskim pochodzeniu, co było całkiem logiczne skoro był wampirem czystej krwi. W końcu to tam podobno znajdowała się kolebka najznamienitszych, najstarszych i najpotężniejszych wampirzych rodów na tej Łusce. Jednakże informacja o tym, że była jego siostrą całkowicie zbiła Kiraie z tropu i zaskoczyła. Nie spodziewała się takiej ewentualności i była na siebie wściekła, że nie wzięła tego pod uwagę, tylko ślepo zawierzyła teoriom spiskowym Tamiki. Elfce aż nazbyt widocznie ulżyło, choć znów wybuchła płaczem, tym razem pełnym wstydu i szczęścia, że jednak jej przypuszczenia były niedorzeczne. Ogromnie się z tego cieszyła, a przez to oplotła ramionami szyję wampira i pociągnęła go na siebie, tuląc najmocniej jak tylko mogła. Była też dumna z siebie, że postanowiła się nie odzywać w strategicznych momentach co mogłoby niechybnie doprowadzić do rozpadu ich związku, a tego nie chciała, gdy się już wszystko wyjaśniło.

        Czując, że chce się podnieść, puściła wampira i także usiadła patrząc na niego i ocierając dłonią oczy z łez, a gdy ponowił swoją prośbę, zareagowała niemal instynktownie. Co prawda wiedziała, że igra z ogniem i nie powinna tego robić, jednakże miała też wrażenie, że dzięki temu uczucie między nimi może drastycznie wzrosnąć równie co zniknąć na wieki. Granica była bardzo cienka, ale musiała zaryzykować. A nóż dzięki temu nigdy nie będzie już miała takich wątpliwości jak właśnie sprzed chwili. Chwyciła Barbarossę za ramiona i z hardym wyrazem twarzy usiadła na nim okrakiem, popychając osłabione przez głód krwi ciało kochanka na materac, by następnie wtulić się całą sobą do jego wyrzeźbionego z mistrzowską pasją i precyzją, torsu.
        - Nie chcę byś w takich chwilach wzywał do siebie Rafaela. Chcę by również moja krew była tylko twoja, nie tylko ciało i serce, więc proszę - odchyliła lekko na bok głowę, odsłaniając delikatnie opaloną, miękką i gładką skórę na boku szyi, zgarniając na kark kosmyki swoich płowych włosów. - Uznaj to jako przeprosiny za moje zachowanie i lepiej się przyzwyczaj, bo jeśli faktycznie nie masz żadnej innej i tylko ja jestem tą jedyną, to chcę byś pił tylko moją krew. Ufam ci - wymruczała w jego usta, nie mogąc się powstrzymać i jakby poprawiając swoje wcześniejsze nieodwzajemnienie jego czułości.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Wampir nie stawiał żadnego oporu. Bez słowa sprzeciwu pozwolił się posłać na "deski", a gdy elfka postanowiła do niego dołączyć, jedynie uśmiechnął się zawadiacko i objął ją w niższych partiach ciała. Jego twarz momentalnie zalały fale jej miękkich włosów, pachnących kwiatami i solą, którą zdążyła przesiąknąć na pokładzie Nautiliusa. Przez chwilę, która zdawała się trwać wieki, Barbarossa delektował się tym zapachem i ciepłem kobiecych dłoni, myszkujących po jego nagim torsie. Niestety złowrogi pomruk pustego żołądka musiał zepsuć cały nastrój, ściągając krwiopijcę z powrotem do rzeczywistości.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał z troską, przesuwając palcami po jej odsłoniętej szyi, a właściwie po jednej, nabrzmiałej żyle, która uwydatniła się w miejscu niedawno odniesionej rany po ostrzu minotaura.
Dla nieumarłego pirata napicie się krwi drugiej istoty nigdy nie było problematyczne, ani nigdy nie budziło w nim wątpliwości. Aż do teraz. W końcu Kiraie nie była już porwaną i uwięzioną admiralską córką, śmiało wchodziła na tory stałej lokatorki rezydencji i wampirzego serca i to właśnie przez to drugie Barbarossa zastanawiał się czy powinien uczynić z niej swoją żywicielkę. Do tej pory jego dieta składała się z krwi kapitanów zatopionych statków i Rafaela, który znając się na magii życia, w ogóle nie odczuwał tego, że był żywicielem. Spłacał jedynie swój dług wdzięczności za oszczędzenie go wtedy na statku. Chociaż z perspektywy przyjaźni pomiędzy wampirem, a czarodziejem, Caster już dawno powinien zwolnić go z tego obowiązku. Tylko czy naprawdę chciał obarczać tym ciężarem Kiraie?
- I nie pytam tylko o to - zakomunikował po chwili przerwy, stukając ją lekko w naczynie transportujące krew. - Jeśli tu zostaniesz, przekreślisz swoją szansę na spokój. Będziesz żyć na wygnaniu, ścigana jedynie za to, że jesteś moja... - W chwili na złapanie oddechu, Barbarossa wykorzystał bliskość dziewczyny i z namiętną pasją pochłonął jej usta. Nie chciał stwarzać jej wątpliwości co do dokonania słusznego wyboru, choć możliwe, że właśnie nakłaniał ją tym do zostania, ale nie mógł się powstrzymać przed okazaniem jej, co do niej czuł. Że też wtedy Jokar musiał ją porwać. Bycie łotrem na czele innych łotrów to było dotychczas całe jego życie, jego miłość. A teraz dołączyła jeszcze Kiraie, o której nie sądził, że mógłby się nią zainteresować. Jednak jej upór, determinacja, to jak od początku stawała mu ością w gardle zamiast grać wystraszoną owieczkę sprawiło, że zagościła w jego ledwo drgającym sercu.
W całej burzy emocji i uczuć Barbarossa nawet nie spostrzegł, kiedy znów znalazł się na "górze", mając pod sobą rozpaloną kochankę. Z palcami wciąż na jej szyi wampir doskonale wyczuwał przyśpieszony puls i buzowanie krwi w jej ciele. Przypominało to koncert tuzina bębniarzy próbujących znaleźć jeden, wspólny rytm.
- Kocham cię - wyszeptał na sekundę przed zatopieniem się w jej szyi.
Skóra na ciele elfki również nie stawiała oporu. Pojedynczy, wampirzy kieł bez problemu dotarł do żyły, rozcinając ją i kierując strumień krwi wprost do ust nieumarłego. Ciepła i słodka w smaku posoka momentalnie ugasiła odczuwane pragnienie. Po palcach i kręgosłupie Castera przeszedł przyjemny dreszcz, wprowadzając go w kolejne etapy euforii. Cały czas zachowywał jednak powściągliwość, pił wolno i z umiarem, a przestał w chwili, gdy objęcia elfki znacząco osłabły. Wtedy to powoli oderwał się od szyi kochanki i sięgnął po chustę trzymaną w tylnej kieszeni, by zatamować to lekkie krwawienie.
- No i stało się - powiedział, zawiązując materiał wokół szyji Kiraie. Cały ten czas patrzył na nią z uczuciem i odzyskanym blaskiem niebieskich oczu. - Jak się czujesz?
- Nie wstawaj - polecił po chwili. - Leż i odzyskuj siły. Poproszę, by ktoś zaraz przyniósł ci coś do jedzenia. Sen też dobrze ci zrobi.
Następnie wstał i zakończył proces ubierania się, narzucając na kark koszulę i płaszcz, lecz nawet ich nie zapinając. Kto wie, może jeszcze dzisiaj przyjdzie mu je ponownie zrzucić. Z tą myślą wampir uśmiechnął się kusząco do Kiraie, by po chwili odstąpić od łoża na dźwięk pukania do drzwi. Uchylając je w znacznym stopniu jego wzrok napotkał wzrok czarodzieja, który z uprzejmym "przepraszam" na ustach wszedł do środka i zza połów szaty wyjął lekko przygniecioną kopertę.
- Raven powiedziała, że cię tu znajdę - wyjaśnił, wręczając kapitanowi list.
Rafael, jako jeden z wykształconych na wyspie nie miał w zwyczaju dziwienia się sytuacjom. Widok roztrzęsionej jeszcze elfki na łóżku i prowizorycznego opatrunku na jej szyi wszystko mu wyjaśnił, a przynajmniej tę część, w której zastanawiał się na jak długo dziewczyna tu zostanie. W ciągu tych kilkunastu dni czarodziej zdążył polubić elfkę i miał nadzieję, że z wzajemnością, a co do życiowych wyborów przyjaciela starał się nie ingerować zbyt mocno. Jedynie tyle, ile leżało w obowiązku lekarza. Nie mniej i nie więcej.
Barbarossa tymczasem przerwał woskową pieczęć i wydobył pożółkły papier zapisany czarnym atramentem. Dość szybko objął wzrokiem jego treść, po czym uśmiechnął się i schował całość do głębokiej kieszeni.
- Zostałem uroczyście zaproszony do Maurii, aby świętować okrągłe, dziewięćsetne urodziny ojca - oznajmił i spojrzał na Rafaela. - Czy w Turmalii wciąż ciąży na tobie wyrok za dezercję i zdradę stanu? - zapytał, jakby nigdy miał nie dopuścić, by przyjaciel zapomniał o swoich grzechach.
- Tak - odpowiedział mag, uśmiechając się z przekąsem. - Gdy tylko moja stopa stanie w porcie, strażnicy odeskortują mnie wprost na szafot. Bez sądu i bez ostatniego posiłku.
- W takim razie kotwicę rzucimy na jeziorze Rina. Dopłyniemy tam rzeką, która w tym okresie jest dość głęboka i szeroka, więc Nautilius nie będzie miał problemu z jej pokonaniem. Odszukaj naszego byczego kamrata i powiedz mu, że za dwa dni wypływamy. Czeka nas żmudny rejs, więc niech przygotuje okręt oraz ludzi. Po drodze na pewno spotkamy "przyjacielskie" bandery.
- Aj, aj kapitanie.
- Popłyniesz ze mną? - to pytanie Barbarossa zadał dopiero, gdy jego sekretarz wyszedł w lekkim ukłonie, by spełnić żądanie. Mimo to wampir nie patrzył na elfkę, a w jeden znany tylko sobie punkt za oknem, jakby po tym wszystkim co się między nimi wydarzyło bał się ujrzeć w jej oczach odmowę.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Odetchnęła w duchu z ulgą, że Barbarossa nie zamierzał jej odepchnąć i pogonić, dalej stojąc przy swoim, tylko poddał się jej, a przez to nie miała już żadnych obaw by się do niego przytulić, splatając palce jednej dłoni z jego i drugą delikatnie wodząc po boku jego nagiego torsu. Wtem rozległ się bliżej nieokreślony dźwięk, dochodzący wprost z jego trzewi, na co wampir spoważniał, zapominając o miłej chwili sprzed sekundy. A może był tym zażenowany?
        - Jestem absolutnie pewna i to wszystkiego. Chcę to zrobić nie tylko dla ciebie, ale również dla samej siebie - odpowiedziała hardo i odwzajemniła rozpoczęty przez niego pocałunek. Owszem, bała się, ale każdy na jej miejscu by się bał, tym bardziej, że teraz jej przyszłość będzie niepewna jak morze. Raz będzie istną sielanką rodem z Arkadii, innym zaś prawdziwym Piekłem przepełnionym bólem, rozpaczą i strachem, ale póki on będzie przy jej boku, da sobie radę ze wszystkim. Nie... Wystarczy jej sam fakt, że to ona może być przy nim. Jego słowa: "jesteś moja", odbijały się echem od ścian jej umysłu, powodując przypływ gorąca i niewyobrażalnego szczęścia jakie poruszyło jej serce, nawet jeśli wampir mógł sobie nie zdawać sprawy z tego co właśnie powiedział i ile to dla Kiraie znaczyło. Mogłaby dla niego zrobić absolutnie wszystko.

        Cicho jęknęła, gdy podczas pocałunku on bez ostrzeżenia, nagle zamienił ich miejscami. Co prawda to ona teraz miała być cały czas na górze, aby jeszcze bardziej wyrazić swój sprzeciw i żądania jakie miała wobec niego, a będąc na dole raczej jest się przegranym, lecz w sumie czy to miało jakieś znaczenie, gdy to on był tym, który ściąga ją na ziemię. Kochała go, a przez to nie miało znaczenia czy jest na górze i może wyrazić swoje zdanie, czy raczej na dole, oddając się i ulegając mu w pełni... Choć może nie do końca, tak dla nadania nudnemu życiu odrobiny smaczku.
        - Też cię kocham... Uhhh - wyszeptała i cicho jęknęła obejmując go i wbijając lekko paznokcie w jego skórę na plecach, gdy jego kieł przebił jej skórę, a on zaczął pić jej krew.

        Co najdziwniejsze i co ją najbardziej zaskoczyło, bolało ją jedynie na początku, gdy przebijał kłem jej skórę, a po tym zrobiło się nawet przyjemne. Czuła jak po jej ciele zaczyna rozlewać się cudowne ciepło, a ciało robi się bardzo leciutkie, wraz z opuszczającymi ją siłami. Miała wrażenie jakby znajdowała się pod wodą, wszystko zaczynało stawiać opór i jednocześnie się zamazywać, robić nie wyraźne. Nie była w stanie już dłużej obejmować, a co dopiero wbijać palców w jego skórę na plecach, a przez to jej dłonie bezwładnie się po nim osunęły i opadły po jej bokach. Ciało jej przeszył jednak dreszcz i przymknęła oczy, gdy się od niej "odrywał", lecz zaraz na niego spojrzała i się słabo uśmiechnęła cała zarumieniona na twarzy.

        - W porządku, cieszę się, że mogłam pomóc odzyskać ci siły. - Wyciągnęła z trudem dłoń w jego stronę i lekko pogładziła po policzku. Było jej słabo i chciała zasnąć, ale gdy tylko organizm przyzwyczaił się do braku części krwi i zaczął go uzupełniać, przestała mieć zawroty głowy i zrobiło jej się nieco lepiej. Nie podnosiła się, nie tylko za jego poleceniem, ale przez niewystarczającą ilość sił potrzebną do takiego wyczynu, nie traciła jednak pogody ducha.
        - Gdybym wiedziała, że będziesz mi po tym tak matkował, chyba nigdy bym się na to nie zgodziła - zaśmiała się osłabiona, choć z rozbawieniem i przymknęła oczy, by uciąć sobie drzemkę.
        Docierały jednak do niej słowa obu mężczyzn znajdujących się w komnacie. Starała sobie przypomnieć czy już kiedyś wspominał o swojej rodzinie i maurijskim pochodzeniu, ale w obecnym stanie było to raczej trudne, wiedziała jednak, że bez względu na okoliczności Barbarossa powinien spotkać się z rodziną, tym bardziej z takiej okazji.
Gdy doszedł ją odgłos zamykanych drzwi i oddalających się kroków, zmusiła się do podniesienia ciężkich powiek, akurat w momencie, gdy tak przez nią miłowany głos zwrócił się do niej z pytaniem.

        - Jeśli to nie będzie problemem, chciałabym popłynąć z tobą. Nacieszyć się stałym lądem, gdy będziesz z rodziną - odparła cicho wpatrując się w baldachim. Z tego co kojarzyła jej kochanek był wampirem czystej krwi, arystokratą chyba bardzo poważnego i wpływowego rodu... Zapewne wstydem byłoby, gdyby wyjawił krewnym, że darzy uczuciem zwykłą "śmiertelniczkę". Nie chciała być jabłkiem niezgody i przyczyną rodzinnego sporu, dlatego postanowiła z nim popłynąć, ale przy miejscu docelowym pozostać na Nautiliusie.

        A w porcie Rion porządnie zabrał się za wykonywanie barbarossowego polecenia odnośnie zebrania tych, którzy chcieli zostać na Wyspie Czaszek, na łasce pirackiego tałatajstwa. Kilku nie było z tego faktu zadowolonych i postanowili zaatakować byłego admirała, okrzykując go zdrajcą i renegatem, lecz gdy rapiery i noże miały już sięgnąć jego postaci, zbuntowani marynarze zbroczeni krwią popadali na deski u stóp elfa. Awerker przeniósł spojrzenie ze stygnących ciał jeszcze nie tak dawnych kamratów, na trytona u swego boku, który powoli zwijał swój łańcuchowy kańczug z trzema ramionami zakończonymi ząbkowanymi jak piła zębami jakiejś morskiej bestii. Nie znał nikogo, kto tak sprawnie posługiwałby się tą bronią. Kazał Hornerowi poczekać na Menurkę i przypilnować wejścia do kajuty, a trzem innym marynarzom posprzątać pokład i pochować zabitych przed chwilą z należytym szacunkiem, z pozostałą częścią załogi (niecałymi dwoma tuzinami, tych którzy przeżyli leońską obławę na oceanie i nie podali się zakażeniu) wybrał się na spacer do zamku wampira.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Nie próbuję ci matkować, a jedynie zachować się odpowiedzialnie - odparł wampir, uśmiechając się do elfki, której dobry humor zdawał się stać wyżej niż osłabiony duch. - Nie każdy na moim miejscu potrafiłby się powstrzymać. Niektóre wampiry nie znają umiaru w piciu lub też nie chcą go przestrzegać. Są łakomi i nieostrożni, a przez to bardziej niebezpieczni dla siebie i otoczenia. Zagrażają w ten sposób naszej społeczności, niszcząc reputację i zniechęcając do nas ludzi, a przecież nie chcemy wybuchu kolejnej wojny. Pijąc twoją krew znów przypomniałem sobie, jak to jest mieć trzydzieści lat. Młodość zawsze pierwsza przed rozsądkiem, konsekwencje daleko w tyle, a przed oczami maksyma: nie oglądaj się za siebie.
- Niestety do mety jeszcze daleko i zdaje mi się, że konsekwencjom wszystkich moich grzechów udaje się mnie dogonić. Ale ja tak łatwo się nie dam. Trzydzieści lat czy czterysta, jestem tak samo niepoważny i nieostrożny. Z pewnymi wyjątkami oczywiście.
Barbarossa nie pamiętał kiedy ostatni raz tak się rozgadał. I uzewnętrznił. Na co dzień cechowała go prostota wypowiedzi, krótkie odzewy i myśli, jasne przekazy, po których nikt nie miał wątpliwości co kieruje jego skromną osobą. W dowodzeniu piratami, z których większość wpisywała się w ramy analfabetyzmu i rozumu zamroczonego alkoholem, ciężko by było formułować filozoficzne debaty oraz złożone rozkazy. Należało zatem przyjąć formę akceptowalną przez wszystkich, w czym wampir doszedł niemalże do perfekcji.
- Z resztą nie dziw się, że się martwię. Chciałbym się jeszcze trochę tobą tego wieczoru nacieszyć - dodał, pochylając się nad leżącą dziewczyną i szczerząc się do niej sympatycznie. - Chyba, że masz inne plany. Gdy byłem z Raven wpadliśmy na Tamikę, z ćwierkotu której zrozumiałem jedynie, że macie spotkać się we trzy. Czyżby szykował się babski wieczór? - zapytał z lekkim chichotem, a następnie wstał i zabrał resztę swoich rzeczy. - To dobrze. Cieszę się, że zawiązałaś tu przyjaźnie, skoro postanowiłaś zostać i choć będę nie pocieszony faktem, że tę noc spędzę sam, to od przyszłej chciałbym, żebyś przeniosła się do mojej komnaty. O ile oczywiście sama tego zechcesz. Nigdy nie zamykam trumny na klucz.
O fakcie, iż pozwolił on ojcu Kiraie pozostać na wyspie; jemu i jego ludziom, Barbarossa nie chciał na razie wspominać, dopóki sam się do tego nie przekona. Wpuszczenie, byłych już co prawda, łowców piratów na wyspę mógł przeboleć, ale dziwnie się czuł wiedząc, że jego największy wróg będzie od teraz na wyciągnięcie ręki, strzegąc swojego skarbu i jednocześnie próbując cieszyć się jego szczęściem. Czy taka sytuacja nie zrodzi nowych konfliktów i skąd pewność, czy Awerker nie wbije mu srebrnego kołka w serce, gdy ten będzie zbyt zajęty swoją przyszłością. Postrach Jadeitów mógł ufać w tej opinii jedynie samemu sobie, że dopóki będzie ostrożny nic złego się nie wydarzy. A mimo to miał na tej drodze sporo pytań bez odpowiedzi.
Nim wyszedł, by posłać po kogoś do opieki nad elfką, Barbarossa sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej mosiężny i gruby klucz do swojego azylu, który następnie podał dziewczynie. Tym, jakże mało wymownym gestem przekazał jej chyba dostatecznie wiele, by nie musieć używać słów. Następnie, uśmiechając się w sposób mówiący "wszystko będzie dobrze", podszedł do drzwi i nacisnął klamkę.
- Spodoba ci się w Maurii. Żadne inne miasto na Łusce nie potrafi sprawić, by czerń i widmo wiszącej nad głową śmierci było zjawiskiem wyjątkowo pięknym.
I już miał wyjść, kiedy przez jego pierś przeszła zjawa, uśmiechnięta od ucha do ucha, która nawet tego nie spostrzegła. Jak zawsze o najlepszej porze i czasie, Tamika zastała Kiraie lekko rumianą i zdenerwowaną obecnością wampira, lecz tym razem, o dziwo, nie przyleciała tu szukać sensacji do kolejnych plotek. Podlatując bliżej łóżka, zjawa przedstawiła jej plan na dzisiejszy wieczór, nie zapominając wspomnieć o towarzystwie, w jakim będą się bawić. Ona, elfka, Raven i jej przyjaciółki oraz te żony Jokara, które darzą ją sympatią.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Miło mi, że mogłam cię odmłodzić staruszku - zachichotała z rozbawieniem i, zbierając w sobie siły, pocałowała go czule. Kochała go nad życie i czuła, że byłaby w stanie zrobić dla niego naprawdę wiele, byleby tylko móc trwać cały czas przy jego boku. Miała również nadzieję, że od teraz, gdy tylko głód dopadnie Barbarossę, wampir bez wahania przyjdzie do niej i posili się jej krwią, a nie będzie posyłał po Rafaela, czy korzystał ze zlewek, które zawsze miał pochowane po barkach w kryształowych karafkach.

        Cała zazdrość jaką jeszcze do niedawna aż kipiała i smutek, całkowicie ją opuściły zastąpione niewyobrażalnym szczęściem, które nie pozwalało jej w obecnej chwili zachować powagi, z jaką starał się wypowiadać jej ukochany. Nie znaczyło to jednak, że jego słowa były przez nią lekceważone. Uważnie go słuchała i brała do serca wszystko co powiedział, szczególnie, że miała wrażenie jakby się jej zwierzał.
        - Dlatego będę zawsze przy tobie, by wpierać i pomagać ci od nich uciec - zamruczała słabym głosem, znów na moment złączając z nim swoje usta. Dobry humor nie opuszczał Kiraie, ale jej słowa brzmiały jak obietnica, którą chciała by były. Nie chciała być dla niego kulą u nogi i jedynie miłym urozmaiceniem męczącego dnia pracy, czy też ładnym dodatkiem do jego pirackiej działalności. Pragnęła być jego przyjaciółką, podwładną, towarzyszką i jedyną kochanką i to nie tylko na bezkresnych wodach, czy w nieznanych portach.

        - Wybacz kapitanie, ale spóźniłeś się ze swoimi żądaniami - odparła zadziornie, szczerząc się do niego łobuzersko, podobnie jak on nieraz do niej. Miał niezwykle "dobry" wpływ na jeszcze do niedawna niewinną elfkę. - Szczerze to pomysł wyszedł z tego, że chciałam być przez moment sama, a nie wiedziałam jak się pozbyć Tamiki. Nie miałam najlepszego humoru, ponieważ to było po tym jak przyleciała sowa z tym listem od twojej siostry i ona zasugerowała, że jest twoją narzeczoną. Chciałam trochę pomyśleć w samotności i ucie... - w porę ugryzła się w język. Po co w ogóle mu się tłumaczyła?! Uśmiechnęła się niewinnie. - Ale teraz kiedy wszystko się wyjaśniło, a ja im to obiecałam, chyba z przyjemnością spędzę z nimi ten wieczór. No wiesz, bitwa na poduchy, dłuugie rozmowy o chłopakach - puściła mu oczko i znów zadziorny grymas pojawił się na jej twarzy. Widać było, że lubiła się z nim droczyć. - Następnym razem postaraj się jednak przyjść z takimi propozycjami o wiele wcześniej, dobrze? Bo gdybym wiedziała wcześniej, nie pomyślałabym o zorganizowaniu babskiego wieczoru - szepnęła mu na ucho i je lekko przygryzła. Ułożyła się po tym wygodnie w pościeli i chciała się chwilę zdrzemnąć, odzyskać siły po utracie krwi.

        - Każde miejsce będzie piękne, jeśli ty będziesz obok, kapitanie - mruknęła z zamkniętymi oczami i lekko się uśmiechnęła, wtulając policzek w poduszkę i powoli odpływając do krainy snów, mocno ściskając w dłoni otrzymany od niego klucz. Niestety jak zawsze nie w porę musiała się zjawić Tamika i tyle było z jej drzemki. Ucieszyła się niepewnie na wieść, że towarzystwo będzie jeszcze większe, a to dlatego, że nie znała przyjaciółek Raven i wciąż pamiętała o plotkach krążących wokół żon Jokara, że z zazdrości bez wahania zabijają w okrutny sposób. Co prawda już spędziła z nimi dłuższą chwilę na czyszczeniu ich zbiornika i to na ich własne życzenie, ale... mimo wszystko wciąż się ich trochę bała.

        Wysłuchała cierpliwie całego trajkotania zjawy i zwlekła się z łóżka z niemałymi zawrotami głowy po wyjściu wampira. Co prawda miała odpoczywać, ale jak tu regenerować siły, gdy babski wieczór zbliżał się wielkimi krokami i ktoś musiał zadbać o jakąś skromną chociaż strawę. Poleciła Tamice sprawdzić szybko czy kuchnia jest wolna od Kasina, by ona mogła się tam trochę popanoszyć i przygotować jakieś jedzenie na cały wieczór. Chciała jedynie wierzyć, że zdarzył się w kuchnio-kuźnio-warsztacie jakiś cud i choć trochę będzie w stanie się tam odnaleźć, bez większego ingerowania w "porządek" krasnoluda.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Po czułym pożegnaniu elfki, Barbarossa postanowił osobiście zająć się nadzorem załadunku oraz doborem załogi na zbliżający się rejs. W tym celu udał się wraz z czarodziejem do portu, gdzie sytuacja spowodowana pojawieniem się na wyspie admirała Awerkera zdążyła już ostygnąć, pozostawiając po sobie jedynie dymiące kratery. Widok zacumowanego galeonu, którego cień padał właśnie na ściany najbliższego magazynu, nie napawał mieszkańców miasteczka optymizmem. O wiele przychylniej widzieliby jak płonie pod ostrzałem dział lub tonie w starciu z lasem ostrych skał, które otaczały azyl, czyniąc go naturalną fortecą przed istniejącym prawem. Niestety dla nich rozkazy wampira były jasne, proste i nie podlegały jako takiej dyskusji. Chyba że ktoś miałby ochotę stanąć z nieumarłym do pojedynku w celu zdobycia władzy. Oczywiście nikomu nie zabraniano krytykować jego rządów, nawet otwarcie do tego zachęcano, ale jeśli rozkaz padł w odpowiednim tonie, to automatycznie stawał się prawem. Ten dotyczył chwilowej nietykalności osób jakimi był Rion oraz jego najbliżsi towarzysze broni, którzy postanowili zostać na wyspie i tym samym dołączyć do grona wyjętych spod prawa. Konsekwencje tej decyzji mieli poznać już wkrótce, bowiem nawet najgorsze mendy społeczeństwa wiedzą, że nie ma nic za darmo. Za wszystko przyjdzie im zapłacić. Na dzień dzisiejszy jednak sprawa byłych łowców mogła poczekać do czasu, aż Barbarossa powróci z udanej grabieży, wybawi się w towarzystwie rodziny i powróci z grabieży powrotnej, wynagradzając tym samy swoim ludziom ten czas nikłej aktywności na otwartym morzu.

- Dziwnie milczysz, przyjacielu - stwierdził kapitan, przerywając niezręczną ciszę jaka trwała w drodze od bram posiadłości do pierwszych zabudowań miasteczka. - Jeśli to na moją wzmiankę o twojej dezercji z turmalskiej floty to przepraszam, ale dobrze wiesz, że nie jestem z tych, którzy pozwalają zapomnieć. Swoje grzechy człowiek winien mieć cały czas przed oczami. To sprawia, że jest zdeterminowany, by walczyć dla nowych ideałów.
- To nie to - odpowiedział Rafael, wymijając zaprzęgnięty w woła wóz, wyładowany sianem i drewnianymi klepkami do zbijania beczek. - Zastanawiam się, co chcemy osiągnąć zachowując Awerkera przy życiu? Co ty chcesz tym osiągnąć, mówiąc ściślej.
- Takie zwątpienie z ust pacyfisty? Zaskakujesz mnie. - Wampir uśmiechnął się serdecznie, po czym wskazał na maszt Wyzwolenia, obecnie jeden z najwyższych punktów w porcie. - Ten okręt prześladuje nas od lat. Jego załoga odpowiada za śmierć wielu dobrych marynarzy. Większość z nich znałem osobiście, razem pływaliśmy, rabowaliśmy i piliśmy. Nie było okrętu, czy kapitana, który dałby nam radę na otwartych wodach. Aż tu nagle zwodowano ten galeon, a na admirała wybrano człowieka, który ma dość odwagi, by się nie bać naszego okrucieństwa. Jego sława dorównuje mojej i moich mentorów, więc jego śmierć z mojej ręki uczyniłaby z niego męczennika. A to zwaliłoby nam na głowy kolejne kłopoty.
- Więc pozwolę mu żyć - dokończył Barbarossa po chwili oddechu. - I patrzeć, jak piraci znowu nękają ten skrawek świata.
- A co z jego córką? Nie sądzę żeby to był tylko przelotny romans.
- Kiraie pragnie tu zostać - odpowiedział wampir, trochę zmieszany, gdy temat zszedł na jego prywatne uczucia, ale koniec końców rozmawiał on z człowiekiem, któremu nie mógł nie ufać, skoro z taką łatwością powierzał mu życie, jako medykowi. - I ja również chcę, żeby została. To dziewczyna inna niż te, które dotychczas spotkałem. Boi się, ale nie tak, jak powinna. Nie umiem tego wyjaśnić.
- Kochasz ją?
- Nie wiem. Powiedziałem, że tak, ale chciała to usłyszeć. Te kilka ostatnich dni było... wszystko działo się tak szybko. Ona kocha mnie, tego jestem pewny. Chyba istnieje na to jakieś określenie.
- Syndrom Porwanej - odpowiedział czarodziej. - Taki stan, w którym ofiara zaczyna odczuwać sympatię w stosunku do oprawcy. Zazwyczaj trwa on kilka dni, może tygodni, rzadko utrzymuje się latami. To, co ona czuje do ciebie teraz może ulec zmianie, powinieneś więc zachować ostrożność.

Dalszą rozmowę przerwało im pojawienie się minotaura, trytona i krasnoluda, opuszczających statek, na którym doszło do ostrej selekcji tych, którzy postanowili zostać na wyspie. Wszyscy siedzieli teraz na pokładzie Wyzwolenia, dyskutując między sobą o tym co zaszło i czy aby na pewno dobrze zrobili. Ich wspólnym wnioskiem podsumowującym było jednak to, że żaden nie miał zamiaru sprzeciwiać się dowódcy, u boku którego zawsze dzielnie walczyli. Stąd, gdy tylko wampir i czarodziej znaleźli się w zasięgu słuchu, zajęli oni miejsca przy burcie w oczekiwaniu na kolejną dawkę rozkazów "za" lub "przeciw" ich dalszej egzystencji.

- Czas zebrać załogę - oświadczył kapitan piratów, nie zwracając uwagi na kilka dodatkowych par oczu. - Za dwa dni wypływamy do Maurii. Po drodze, nie chciałbym, aby spotkały nas przykre niespodzianki.
- Nasi zapewne piją już którąś kolejkę - stwierdził poważnie kwatermistrz, odwiązując od pasa u spodni bat. - Zaraz zgonię wszystkich na Nautiliusa.
- Nie. Popłyniemy na Wyzwoleniu.
- Cooo?!
- To, co słyszałeś. Wpadła nam w ręce niespodziewana okazja do sprawdzenia z czego wykonano ten kawał kadłuba i nie zamierzam z niej zrezygnować. Nawet jeśli to drugi, najbardziej charakterystyczny okręt na Oceanie Jadeitów.
- A co z sojuszem morskim?
- Tym bardziej powinniśmy przybrać barwy Leonii - wyjaśnił Rafael. - Turmalia i Rubidia na pewno nie wiedzą jeszcze o zdradzie Awerkera, dlatego nie będą próbowały nas zatrzymać.
- Ale zadbamy o to w drodze powrotnej - zapewnił wampir i skinął głową Jokarowi i Kasinowi, by ci zaczęli zbierać swoich siepaczy. - Za dwa dni odbijamy. Pakować broń, jedzenie, rum i... moją trumnę.
- Aj, aj kapitanie - zasalutował Adewall i zniknął między domami. Niewzruszonym okiem zdążył jeszcze dostrzec, jak Barbarossa wchodzi po trapie, by odwiedzić swojego największego wroga.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Przygotowania do wieczorku szły pełną parą, co niezmiernie cieszyło i dziwiło elfkę. Z jednej strony była szczęśliwa, że w końcu może się pokręcić po kuchni i samodzielnie coś przygotować, z drugiej właśnie była zaskoczona tym, że stosunkowo dobrze orientowała się w kuchnio-warsztato-kuźni Kasina i dała radę przezwyciężyć chęć porządnego uporządkowania tego całego chaosu. Fakt, pomoc Tamiki okazała się w tym wypadku nie oceniona, choć tylko snuła się po pomieszczeniu i podpowiadała co gdzie leży. Po każdym umyciu niepotrzebnego już przedmiotu, Kiraie odkładała je na miejsce, z którego je wzięła, tak by w ogóle nikt nie zwrócił uwagi, że był tu ktoś inny niż nieprzyjemny w obejściu, przynajmniej dla niej, krasnolud. Przyrządzanie posiłków na babski wieczór pomogło jej również nieco odciąć się od stresujących wydarzeń dnia codziennego i uporządkować myśli, po prostu skupiając się na czymś innym.

        Po tym gdy jedzenie było już niemal gotowe, wróciła do swojego pokoju, by w nim uprzątnąć i wprowadzić jakiś ład, przez który nie musiałaby się wstydzić przed koleżankami. Tutaj pomógł jej Silva, robiąc za dodatkową parę "rąk", w końcu Tamika mogła ich jedynie dopingować i wspierać duchem. Raven dzięki poselstwu zjawy, miała zorganizować i przenieść do komnaty elfki odpowiednią ilość materacy, by wszyscy mieli gdzie spać, jeśli zacznie ich morzyć zmęczenie. Co prawda wątpiła by tej nocy udało jej się choć na chwilę zamknąć powieki, ale lepiej dmuchać na zimne, niż później kombinować, wstydzić się i tłuc po nocach w poszukiwaniu rozwiązania. Wciąż głowę zaprzątały jej ciche słowa Barbarossy stale odtwarzane w kółko w jej głowie odnośnie ich wspólnego spania od następnych dni. Z tego powodu było jej trochę głupio, że wyskoczyła z tym pomysłem o wieczorku, choć może i dobrze się stało, że będzie mogła spędzić pierwszy i ostatni raz noc w taki sposób, nim w jej życiu pojawią się ogromne zmiany. Mogła się na nie psychicznie przygotować w ten sposób.

        Po jakimś czasie przybyła majordomuska ze swoimi koleżankami i z ich pomocą Kiraie była w stanie przenieść półmiski z jedzeniem i zastawę z kuchni do komnaty na czas nim przybyły ostatnie zaproszone do wspólnej zabawy - syrenie żony Jokara. Nadal się ich bała, mając nadzieję, że nie wezmą jej za swoją rywalkę walczącą o względy ich męża, a co za tym idzie będzie się mogła jeszcze nacieszyć życiem. Nie chciała jednak psuć ciepłej i miłej atmosfery, więc starannie pilnowała by tych obaw po sobie nie pokazać, aż w końcu całkowicie o nich zapomniała i się po prostu dobrze bawiła z dziewczynami, w głównej mierze oddając się niewinnej rozmowie i wszelkiego rodzaju plotkom i ploteczkom, choć w tym przypadku była jedynie słuchaczką, a Tamika główną mówczynią. To uświadomiło elfkę w przekonaniu jak bardzo zjawie musi się nudzić, jak bardzo musi być sfrustrowana, że nic nie może zrobić prócz tego, iż po prostu była, no i szczerze mówiąc wydawała się być samotną istotą. Kiraie było skoda niematerialnej kobiety i przez to bardziej rozumiała czemu widmo uwielbiało być wszędzie, wszystko wiedzieć i wtykać nos tam gdzie nie powinno, choćby ze zwykłej przyzwoitości. Ogółem rzecz biorąc dobrze się bawiła i czuła w tym towarzystwie, nawet szczerze zaczynała lubić syreny.

***
        Nikt nie niepokoił wchodzącego na pokład pirackiego kapitana. Na pokładzie Wyzwolenia panował ruch jak w mrowisku, ci co zdecydowali się przejść na mroczną stronę i tym samym pozostać przy życiu, sprzątali z zapałem ukochany okręt, który mogli by bez skrępowania nazwać swoim domem, ze szczątek niedawnych kamratów i dowodów na to co tu zaszło.

        W kapitańskiej kajucie nie było inaczej, lecz przesiadujący w niej mężczyźni zdawali się nie przejmować za specjalnie bałaganem i praktycznie wszystkim zbrukanym krwią. Przy stole z porozrzucanymi mapami stał Horner i Awerker, dyskutując żywo o jakiś mało znaczących sprawach, a w kącie siedział skulony i drżący Menurka okryty płaszczem byłego admirała. Nastała jednak między nimi cisza, gdy rozległ się odgłos otwieranych drzwi, przez które przeszedł wampir. Jedynym co było słychać oprócz jego pewnych siebie kroków, był przyspieszony, nerwowy oddech chłopca w kącie, na którego elf zerkał kontrolnie co jakiś czas.
        - Nie krępuj się wejdź - mruknął z ironią w głosie Rion. - W czym rzecz Barbarossa? - zapytał nieco spokojniejszym, bardziej pozbawionym emocji tonem.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Powiedz mi, Awerker, jak wiele jesteś w stanie poświęcić dla dobra córki? - zapytał wampir, kiedy wstępne i wymuszone okolicznością uprzejmości pomiędzy mężczyznami zostały w końcu zakończone. Niestety wyraz twarzy admirała sugerował, iż nie będzie on skory do udzielenia odpowiedzi na to pytanie, podobnie z resztą co lekceważąca postawa Barbarossy, który nie miał zamiaru go słuchać. Pytanie to padło więc jedynie dla czystej formalności. Caster wiedział, że w ten sposób pewność siebie leończyka zostanie osłabiona, a on sam znów zakosztuje strachu o życie swoje i swojego najcenniejszego skarbu. Jego uwagę w całości pochłaniała jednak przestrzeń gabinetu, w którym to do niedawna oficjalnie urzędował jego zagorzały prześladowca. I musiał przyznać, że był on większy niż sugerowały wykradzione przed laty plany konstrukcyjne. Niebieskooki pirat przechadzał się z wolna po kajucie, oglądając wszystko, co w tym momencie nie było zachlapane krwią. Głównie więc patrzył na zakurzone księgi na oddalonych bezpiecznie półkach, marynistyczne dekoracje na ścianach i suficie oraz na imponującą kolekcję szabel pokonanych wrogów.
- Jak mniemam, brakuje ci tylko mojej - zaczął wampir, stukając palcem o rękojeść i ucichł, gdy nagle jego wzrok napotkał jeszcze jeden, maleńki detal. Był to, ukryty pomiędzy tomiszczami, szklany słój, którego wieko stylizowano na mocno spłaszczony kufer skarbów. I choć był on zamknięty, przelewająca się w nim ciecz nie pozostawiała żadnych złudzeń. Był to ocet wymieszany z formaliną i rumem, najlepszy specyfik pod słońcem do konserwacji ludzkich kończyn. Usta wampira same uniosły się ku górze.
- Identyczny mam u siebie. I też stoi pusty - zaśmiał się serdecznie, po czym poczęstował Awerkera i Hornera ich własnym alkoholem, wydobytym z ciemnych zakamarków starego barku. - No, ale nie przyszedłem tu, by podziwiać pusty słoik na głowę. Przyszedłem, aby poinformować, że za dwa dni twoja krypa przejdzie chrzest podczas rejsu do Maurii. Mam tam kilka spraw do załatwienia i tak sobie pomyślałem, że Wyzwolenie znacznie lepiej sprawdzi się w roli okrętu flagowego. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko - zakończył ironią, przechylając szklankę, by rdzawy trunek zwilżył jego gardło.
Następnie, posilając się jednym z leżących na stole piór, Barbarossa zmodyfikował trasę jednego ze szlaków, zaznaczając na nim miejsca zwiększonej aktywności patroli okrętów morskiego sojuszu. Jak nie trudno było się domyślić, narysowana przez wampira linia była trasą rejsu, umiejętnie omijającą wyżej wymienione punkty. Nie omieszkała ona jednak zahaczyć o nie w drodze powrotnej, która zapowiadała się niezwykle ekscytująco, zważywszy na fakt, że naniesiono na mapę również punkt zbiórki Wyzwolenia, Nautiliusa, Hawany i Kormorana.
- Liczę, że opanuje pan ten materiał przed podniesieniem kotwicy - dodał Barbarossa, wręczając panu Hornerowi skrawek nieco mniejszej mapy, przedstawiający jedynie deltę rzeki Rina, usianą tak gęstą siatką skał, że przypominała grzbiet psa zwanego dalmatyńczykiem. Przez labirynt biegła jednak ledwie dostrzegalna, szara linia, będąca niczym innym, jak najbezpieczniejszym sposobem na uniknięcie rozbicia o rafę.
- Właśnie awansował pan na sternika - wyjaśnił wampir. - Słyszałem o pańskiej pewnej ręce i zamierzam zweryfikować plotki. Kiedy mapa zapadnie panu w pamięć, proszę spalić ten dokument. Mój dotychczasowy sternik jest już za stary, by służyć na okręcie, ale chętnie udzieli panu kilku dobrych rad. Jak na zwykłego człowieka, jego pamięć jest niezawodna. Poznał setki tras i do dziś żadnej nie zapomniał. Mam cichą i skromną nadzieję, że godnie go pan zastąpi.
- A co do ciebie, Awerker... mam już kwatermistrza, kucharza i dwóch bosmanów, ale brakuje mi oficera. Nie Pierwszego, nie myśl sobie, ale oficera ogólnie. Zadbasz o stan załogi i zmiany przy wiosłach oraz o to, by Adewall nie zapominał się z batem. Co ty na to?
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości