Jadeitowe Wybrzeże[Ocean Jadeitów] Ku przygodzie

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

[Ocean Jadeitów] Ku przygodzie

Post autor: Xenja »

Był spokojny wieczór, słońce już prawie że całkowicie zaszło, nie było jeszcze całkowicie ciemno, ale też nie zbytnio niebezpiecznie dla Xenji. Bez problemu więc wyszła ze swej kajuty i ogarnęła wzrokiem co też się wokół dzieje. Delikatna bryza przynosiła ukojenie po niebywale gorącym dniu. Fal niemal w ogóle nie było, a statek poruszał się bardzo powoli, ale to nikomu nie przeszkadzało, zapasy wciąż były na swoim miejscu. Przez wcześniejszy upał załoga jakby dopiero teraz budziła się do życia. Asteria i Arista ganiały po statku, bawiąc się w ganianego z Krakenią. O ile ta druga zwyczajnie biegła do przodu, to niebieskoskóra ubzdurała sobie, że zrobi pokładowej gosposi tor z przeszkodami. I tak nie zważając na innych, przestawiała beczki, skrzynie i co się jej tylko napatoczyło do utrudnienia ich złapania. Pani kapitan pokiwała głową i dziękowała w duchu za cierpliwość swojej przyjaciółki w opiece nad jej córeczkami.

- Spróbuj nas złapać! – Asteria wystawiła język w stronę zjawy.
- Co ty wyrabiasz? Przecież to niegrzeczne… - upomniała Arista.
- A ty co, że niby mniejsze rogi to już aniołek?
- ASTERIA!
- Pff, ej spójrz, kto tam jest? – niebieska siostra wskazała na stojącego nieopodal przy burcie lisołaka.
- Eneasz…! – elfka zatrzymała się natychmiast, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.

Jego skóra była blada, jednakże miał nietypowe fioletowo-błękitne futro, przez co wpadała ona bardziej w odcień liliowy. Podobnie było z jego lisimi uszami. Jego ogon zaś był całkowicie błękitny, podobnie jak długie włosy. Nosił ciemne spodnie i ciemnoniebieską poszarpaną koszulę odkrywającą jego lekko umięśnioną klatkę piersiową. Nietypowy kolor zawdzięczał pewnemu wypadkowi. Jak większość tego typu zmiennokształtnych został stworzony przez czarodzieja. Musiał mu służyć pomocą przy tworzeniu różnych eliksirów, jednak kiedyś przypadkowo wylał na siebie jeden, nic mu się nie stało, ale na stałe przestał być zwyczajnym rudym lisem. Do Xenji przyłączył się, gdy uciekł od swego stwórcy, którego miał dość, bo surowo go karał za każdą nawet drobną pomyłkę.
Oczywiście, gdy pojawiły się dziewczynki, od razu wpadł w oko tej grzeczniejszej. Sam Eneasz chyba nawet nie był świadomy, jak często bywał obserwowany przez Ariste, bez opamiętania wpatrująca się w jego złote oczy z ukrycia, ah te pierwsze zauroczenia. Teraz jednak zaskoczona przez siostrę wykrzyknęła jego imię, czego nie sposób było nie usłyszeć.

- Hmm? – spojrzał na dziewczynę.
- E… H… Hej Eneasz… - powiedziała drżącym głosem – Ja tylko… przywitać… Się chciałam!... Paa! – uciekła, jak tchórz, chowając się za grotmasztem, a serce jej biło jak oszalałe, podskoczyła przerażona, gdy Asteria perfidnie za jej plecami donośnie powiedziała „BU!” – Nie znoszę cię…
- Ja ciebie również kocham siostrzyczko – uśmiechnęła się diabelsko.

Tymczasem na bocianim gnieździe siedział panterołak pochodzący z mroźnej Północy, stąd też jego szara sierść z czarnymi cętkami. Jego błękitne oczy bez trudu wychwytywały zagrożenia już z daleka. Zazwyczaj na głowie nosił czerwoną wstęge przewiązaną wokół głowy, by sierść nie opadała mu właśnie na te cenne ślepia. Ponadto na statku wszyscy go uwielbiali, ponieważ potrafił rozbawić dosłownie każdego nawet w najgorszym stanie. Teraz jednak wygodnie układał się do drzemki, by odpocząć, bo całym dniu spędzonym jeszcze bliżej słońca niż ci w dole.

Wracając do sióstr, to nie tylko ta o normalnej barwie skóry, była zakochana w jednym z załogantów. Asteria także, tylko że ona aż tak się nie bała z nim rozmawiać. Był to Zahariel, upadły anioł o czarnych jak noc skrzydłach i ciemnych włosach sięgających karku. Nikt jednak nie wie, dlaczego odwrócił się on Pana, a każda próba uzyskania tych informacji powoduje wybuch złości anioła, ale poza tą jedną rzeczą jest raczej spokojny, córkę pani kapitan traktuje raczej jak dobrą znajomą i nic sobie nie robi z jej dziecinnych prób flirtowania. Przynajmniej jednak mogli sobie porozmawiać, a Arista i Eneasz pozostawali głównie na witaniu się.
Natomiast w wodzie tuż przy statku płynęła sobie Amadea. Nie jest to częste, by piratem była syrena, ale akurat ta bardzo źle pamięta zwyczajnych żeglarzy, uważa nawet, iż gorsi są od piratów, bo chcieli ją zwyczajnie sprzedać, a z korsarzami takich przygód nie doświadczyła. Ponadto ma ona dość osobliwy wygląd, posiada czarne łuski i czarne, długie włosy, nawet oczy mają taki sam kolor, co tworzy dość mroczną kompozycję z jej bladą skórą. Na prawym ramieniu ma szary tatuaż imitujący coś w rodzaju bransoletki, na szyi zaś medalik znaleziony wraz ze skarbem odnalezionym na ostatniej wyspie. Przy pasie zaś nosi drobny kluczyk od pomieszczenia pod pokładem będącym tymczasową skrytką na cenne znaleziska. Nie jest to jednak oryginał a kopia, pierwotną wersję dzierży Xenja.
Syrenka przy okazji sprawdzała, czy podwodą nie kryje się coś, co mogłoby uszkodzić statek, zresztą stale w ludzkiej formie być nie mogła. Pani kapitan często zerkała czy Amadea przypadkiem za bardzo się nie oddalała, każdy, kto przebywał na jej statku, był dla niej bardzo ważny.

Tymczasem do poobrażanych sióstr podeszła jedna z najmłodszych, kotołaczka Rita, nie przekroczyła ona nawet 20 lat, jednak wciąż była starsza od bliźniaczek. Miała fioletowe długie włosy, szare kocie uszka oraz koci ogon, na którego końcu ma zazwyczaj przywiązany jakiś kwiatuszek. Wraz z Asterią i Aristą bardzo się przyjaźni i właśnie teraz rozpoczęła próbę ich pogodzenia, co robiła dość często i praktycznie za każdym razem jej się udawało, tak było też w tym przypadku. Cała trójka postanowiła więc teraz zaciągnąć Krakenie do zabawy w chowanego i obwieściły jej to tak szybko, jak zniknęły, chowając się nie wiadomo gdzie.
Gdy czteroręka obserwowała całą sytuację, podszedł do niej Siergiej, jedyny przedstawiciel ludzkiej rasy na Błękitnym Księżycu. Miał ciemną skórę, czarne dredy zebrane w kucyk, oraz piwne oczy. Niegdyś był niewolnikiem, ale zdołał uciec i przekonać do siebie nie-ludzką grupę pani kapitan. Od pierwszego wejrzenia zakochał się w przemienionej, ale nie potrafił się nigdy do tego przyznać, choć należał do tych najsilniejszych i najodważniejszych.

- Przyjemny wieczorek dziś mamy – zagadał, zawsze tak robił, przynajmniej się z nią mógł przyjaźnić, a to już coś.
- O tak. Wreszcie można odetchnąć, ah nie wiem, skąd dziewczynki mają tyle sił na bieganie i dokazywanie Krakenii… Powiedz mi Siergiej, czy widziałeś gdzieś Selinę?
- Tak, siedzi na dziobie, jak zwykle.
- Dziękuję – przemieniona poszła w jej kierunku.

Ostatnio znaleźli mapę, na której znajdował się zawiły szyfr, a Selina dobrze się na takich rzeczach znała, choć była lodową elfką, ale jej przybraną rodziną była para czarodziei. Już z daleka dało się ją ujrzeć, błękitny, cienki płaszczyk z kapturem lekko powiewał targany przez nieco mocniejszą teraz bryzę. Nie kryła teraz głowy przed słońcem więc widoczne były także jej jasnoniebieskie włosy i spiczaste uszy. Gdy się odwróciła, jej oko o kolorze podobnym jej czuprynie, przenikało na wskroś, drugie zaś straciła w wypadku, przysłania jego brak granatowo-srebrnym paskiem materiału. Jako że jest osobą bardzo małomówną i skrytą wiadomo o niej znacznie mniej niż o Zaharielu, jednak ona się nie denerwuje pytaniami, po prostu zbywa je milczeniem.

- Wiesz pewnie, po co przyszłam – zaczęła Xenja poważnie, aczkolwiek z uśmiechem.
Elfka skinęła głową na tak, jednakże pokazała pustą stronę w swoim kajecie, co jednoznacznie mówiło, iż nadal nic nie ma, musieli trafić na coś dużego, bo raczej nikt nie ukryłby tak dobrze byle jakiego skarbu.

Przy sterze natomiast stała Alisena, fellariankao czerwonych włosach z białą grzywką i kilkoma piórkami wetkniętymi z tyłu, miała również błękitne oczy i niezmiernie się nudziła, czekała bowiem na kogoś, kto się z nią zamieni, jej towarzysz Koko, czerwony ptak już dawno latał przy masztach, a ona też chciała, ale musiała stać przy sterze. Była może nawet jeszcze bardziej żywiołową osobą od dziewczynek i potrzebowała stałego ruchu, już nawet rozwinęła swe rubinowe skrzydełka, by być w gotowości do wystartowania jak tylko znajdzie jakąś „ofiarę” na jej miejsce. Była gotowa, swoją chwilową rolę wcisnąć nawet Krakenii. Wtem napatoczyła jej się osóbka, za którą nie przepadała zbytnio – Nikodemia.

-Niko! – zawołała- Przejmujesz stery! – krzyknęła i nie czekając na odpowiedź wystartowała ku górze i latała sobie ponad żaglami.
Nikodemia westchnęła, nie mogła nic zrobić tylko wykonać zadanie i tak wiele osób za nią nie przepadało, bo była księżniczką, ponadto należała do rasy czarodziei. Nie pomagała nawet jej uroda, szmaragdowe oczy i złote włosy, nosiła też niewielki diadem z różowym diamentem, choć go lubiła, to nieraz ściągała, by nie wyglądać zbyt królewsko. Większość osób uciekła ze swych domów z jakiś konkretnych powodów, nie zawsze wiadomych, ale akurat Nikodemia otwarcie twierdziła, że znudziło ją dworskie życie i pragnęła przygód i żyć tak jak chce. Nie wszyscy jednak rozumieli, jak mogła uciec z takich luksusów i tak wydziwiać. Nie często w końcu się zdarza, by z księżniczki zrobiła się piratka, no i jeszcze trzeba ją było uczyć jak się posługiwać bronią, co niektórych nieco irytowało, ale przynajmniej w Xenji zawsze miała oparcie, a Ardalion zawsze poprawiał jej humor.

Do latającej w górze Aliseny dołączyła chętnie Dezyderia, była ona smokołaczką, zazwyczaj przebywała w hybrydziej formie, miała niebieskie łuski pokrywające jej całe ciało i smoczy ogon, również skrzydła były w tym odcieniu. Jej bordowe, niezbyt długie włosy stanowiły lekki kontrast. Obie dziewczyny lubiły robić psikusy śpiącemu w bocianim gnieździe panterołakowi, on przynajmniej się z nich śmiał, a nie obrażał jak Nikodemia. Tym razem jednak może nieco gwałtownie, ale w miarę normalnie go obudziły, chcąc zwyczajnie porozmawiać o skarbie, do którego prowadziła zaszyfrowana mapa.

Na statku praktycznie nikt już nie spał, bo właśnie teraz wstał największy śpioch wampir Edmund, aczkolwiek to nie do końca jego wina, wampiry muszą się bardzo wystrzegać słońca, a jak coś robić to zazwyczaj na pokładzie więc wychodził głównie, gdy już zapadł zmrok. Nie był nieumarłym o starożytnej krwi, został ugryziony i wygnany z rodzinnego domu, choć był wtedy jeszcze dość młody. Poczuł głód krwi, więc rozejrzał się za Sergiejem, ale nie było go w pobliżu, mina mu zrzedła. Przybrał formę nietoperza i poleciał go szukać, znalazł go na szczęście tam, gdzie zazwyczaj przebywał. W pobliżu pani kapitan. Znów przybrał ludzką formę i stuknął go swym kościstym palcem w plecy.

- Ekhem…
- Tak? – odwrócił się ciemnoskóry.
- Jestem głodny, przecież sam się zaoferowałeś, by być moim dawcą, ale o określonej porze ciebie nie ma w umówionym miejscu… - jego żółte oczy spoglądały gniewnie na mężczyznę.
- Oh tak… wybacz, zapomniałem.
- Pamiętaj, w umowie chodzi o to, by wypełniać ja obustronnie… - mieli całkiem dobry układ, Edmund pożywiał się krwią, a w zamian za to pilnował, aby nikt Sergiejowi „nie sprzątnął Xenji sprzed nosa”. Może i niezbyt adekwatna cena, ale dla zakochanego to już inna sprawa.

Zrobiło się nieco ciemniej, to i Amadea wróciła na pokład przy pomocy Eligii, będącej maie wody. Naturianka wyglądała zupełnie inaczej niż syrenka, miała białe włosy, niebieskie oczy, ale też nieco bardziej opaloną karnację. Zawsze niosła pomoc i można było na nią liczyć, nawet Niko nie odrzucała, a starała się zrozumieć. Próbowała też dodać odwagi Sergiejowi, wiedziała już co nieco, w końcu sama na tym statku odnalazła swoją wielką miłość, Serpensa. Mroczny elf, skórze i włosach jak węgiel, jedynie jego oczy były niczym fiołki. Jednak również należy do grona tych tajemniczych i stale nosi medalion z wężem, które nie zdejmuje nawet w nocy i nikomu go tknąć nie pozwoli, nawet Eligii.

Tymczasem Olimpia wraz z Asterią na tyłach pokładu tronowała strzelanie z łuku, wszyscy tłoczyli się raczej na przedzie, więc aż tak wielkiego ryzyka postrzelenia nie było. Olimpia w nocy raczej kryła się pod pokładem z racji bycia niedźwiedziołaczką, nie panowała nad przemianami, ale dziś w czasie nowiu się nie przemieniała, więc mogła sobie posiedzieć z resztą. Niektórzy śmiali się i mówili że gdyby była jak Dezyderia smokołaczką, mogłaby być jej bliźniaczką. Obie miały ten sam kolor, a nawet długość włosów i podobne rysy twarzy. Arista natomiast patrzyła z boku, ona nie lubiła za bardzo broni i walki.

Minęło trochę czasu, a już Ivan, morski elf o białych włosach i niebieskich oczach wznosił kufel rumu wraz Serpensem i Zaharielem, śmiejąc się jednocześnie z jedynie im znanych spraw. Wtem przyleciała do nich Róża, wróżka, która swe imię zawdzięczała różanej karnacji i nieco ciemniejszym od cery włosów. Oczy miała czerwone, a skrzydła niemal całkiem przeźroczyste, ale niebywale mieniące się przy jakimkolwiek świetle. Była malutka, jej wysokość dorównywała długości kobiecej dłoni.

- Hej, dacie mi też spróbować? – spytała cienkim głosikiem, wręcz dziecięcym, choć była dorosła.

Mężczyźni wybuchli śmiechem, wytykając, że jeden kufel jest od niej ze trzy razy większy, jak nie więcej. Róża poczerwieniała na policzkach, ale Zahariel uratował sytuację, dzięki jego znajomości magii istnienia, stworzył malutki kufel i podarował go naturiance, oczywiście wcześniej napełniając go rumem ze swego. Sytuacja od razu się rozluźniła i teraz w czwórkę sobie żartowali i się śmiali.
Xenja jednak aż tak wesoła nie była, okropnie bolały ją plecy i szukała Krakenii, by prosić ją o ich rozmasowanie.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Kolejny dzień mijał nieubłaganie. Świat powoli przekraczał ramy kolejnego cyklu, zawartego w innym, większym łańcuchu wydarzeń, który sam w sobie także był częścią znacznie większego porządku. Możnaby taki opis ciągnąć w nieskończoność. Ważne było to, że na dłuższą metę wszystko było równie drobne, mało znaczące. Wszystko było drobnym elementem w potężnej machinie, której żaden umysł nie był w stanie pojąć samodzielnie.

        Ten, kto pisał te słowa, musiał mieć doprawdy nudne życie. A przynajmniej tak uważała Krakenia. Nieumarła obecnie rozkoszowała się swoją pracą, która w chwili obecnej polegała na opiekowaniu się dwójką żywych jak nikt inny dziewczynek. Branie udziału w ich zabawie w końcu gwarantowało jej, że ma je na oku, a i przy okazji nuda nie doskwierała nieumarłej, gdy ta biegła oraz wyginała swoje martwe ciało, coby uniknąć zderzenia z coraz to kolejnymi przedmiotami lecącymi w jej twarz. A unikanie nudy było czymś, z czym długowieczna istota taka jak ona zmagała się niemal cały czas.

- Ładnie to tak, robić bałagan na pokładzie, nad którego porządkiem czuwam pieczę? Jak cię złapię, to poukładasz wszystko i wyszorujesz ten pokład, młoda damo! - Głos wydobywający się z trupich ust, któremu towarzyszyło duchowe echo, był przepełniony żartobliwą powagą, chociaż groźba mogła być jak najbardziej poważna. Przynajmniej ta pierwsza, bowiem kolejna jak nic była niegroźnym blefowaniem - A ten niegrzeczny język to wyrwę i oddam dopiero, jak w obecności swojej matki przeprosisz!

        Zjawa lubiła akcję, którą mogła doświadczyć na pokładzie Błękitnego Księżyca. Mając tysiąc lat i więcej, trzeba czasami rozruszać martwe kości i rzucić się w gonitwę od czasu do czasu. Szczególnie gdy tę gonitwę urozmaicała swoimi pomysłami. Tydzień temu podczas podobnej zabawy otoczyła się iluzją, która sprawiała, że dziewczynki goniła pół kobieta, pół ośmiornica, żądna ich krwi. Dzisiejszego wieczoru zdecydowała się na zemstę nieumarłej pokojówki. To znaczy, iluzja ubrania pokojówki, którą miała na sobie przez większość czasu, miała podczas gonitwy ślady, jakby została ona zamordowana, a jej ciało pokrywały fałszywe ślady krwi i ran. Temu wszystkiemu, jak zwykle, towarzyszyła magiczna złota nić, która jako jedyna nie była iluzją i przenikała przez fałszywe ubranie. W ten sposób zabawa stawała się fajniejsza z punktu widzenia zjawy, gdyż dziewczynki były zmotywowane do uciekania, a od czasu do czasu nieumarła miała okazję nastraszyć osoby postronne i mieć z tego niezły ubaw.

        Zauważenie przez siostry Eneasza, a co za tym idzie, ich zatrzymanie się, dało Krakenii szansę na bezproblemowe złapanie zarówno młodszej, jak i starszej dziewczyny. Nie zrobiła tego jednak z hukiem. Poczekała, nie chcąc przerywać ani krótkiej wymiany zdań Aristy z Eneaszem, ani też rozczulającej, siostrzanej miłości przy grotmaszcie. Chwilę po tym, jak niebiesko skóra wystraszyła młodszą, Krakenia uznała to za dobry moment do ataku. Wznowiła kroczenie w ich stronę, a następnie, gdy była dostatecznie blisko, bez słowa położyła dłonie na ich głowach, czochrając ich włosy, a w międzyczasie przywracając iluzję na jej ciele do należytego stanu, bez krwi czy ran.

- Eneaszu, póki wiem, gdzie jesteś, pozwól, że ci przypomnę, że dzisiaj przypada dzień twojej dodatkowej kąpieli. Znalazłam pod pokładem tyle twojego futra, że mogłabym je ożywić i byłoby cię dwóch. A jeśli nie wskoczysz do wody, to wystrzelę cię za burtę, bo w tym tempie to i trzech ciebie będzie wkrótce na statku. - Przyjacielska uwaga, przepleciona z żartem była normą przy rozmowach z Eneaszem. Dobry z niego rozmówca, ale jego futro, niestety, potrafi być wszędzie, nawet w miejscach, o którym bogom się nie śniło, że cudze owłosienie może tam trafić.

        Bliźniaczki tymczasem utrzymywały sprzeczkę między sobą, do czasu, kiedy to Rita przybyła, ratując napiętą sytuację. Zmiennokształtna potrafiła zdziałać cuda, jeśli chodzi o rodzeństwo, za co Krakenia była zawsze wdzięczna. Nigdy nie miała własnych dzieci, więc zdarzało się, że potrzebowała ręki zmiennokształtnej, by opanować dwie rozbrykane rogaczki. Teraz gdy wszystkie trzy, młode istoty były razem, rozweselone i gotowe na więcej zabawy, wpadły one na pomysł rozpoczęcia zabawy w chowanego. Krakenia ledwie mrugnęła, a już nie było młodocianych przed nią.

- Ah, wy dzieci nigdy nie macie dość, czyż nie? - Spytała powietrze, które pozostało po małolatach. Na nieszczęście kotołaczki i dwóch przemienionych, zjawa uznawała zabawę w chowanego za jedną z nudniejszych. Dlatego też, pod pozorem szukania ich, postanowiła pospacerować po statku. Wpierw jednak jako że miała pilnować Aristy i Asterii, postanowiła, że ułatwi sobie życie zaklęciem. Nie szkoda jej było stracić energii magicznej na rzecz ułatwienia sobie nie-życia, więc natychmiast zaczęła wykonywać gesty rękoma, z czego prawa ręka poruszała się w inny sposób niż lewa, w czasie gdy nieumarła przemawiała we Wspólnej mowie. Nie potrzebowała niczego wielkiego, więc nie musiała sięgać do innych języków.

- Przyzywam Wszechobecną Siłę, Tkaninę Świata. Wyryj w Strumieniu Istnienia Język Wszystkiego, Alfabet Bogów, Poezję Pradawnych.

        Magiczne runy, ukształtowane z trudnego do opisania materiału, za sprawą magii Istnienia, zmaterializowały się przed Krakenią, tworząc z grubsza sferę otoczoną przez różnorakie symbole mocy. Krakenia mogła skorzystać z prostych inkantacji, jednak te miały ograniczony czas działania, a ona chciała przez dłuższy czas powłóczyć się po statku bez potrzeby powtarzania czaru. Dlatego też postawiła na Inkantację Rytualną, którą wykorzystywała w większości przypadków.

- W imieniu Pierwszych Magów, rozkazuje ci, o Magio. Niech nastanie życie, a forma jego niech będzie niewidoczna dla Niewtajemniczonych. Niechaj runy mi świadkują, albowiem życie posłuszna będzie moim słowom. Przyzywam was, twory zrodzone z myśli czarodzieja Idefexa. Przyzywam was, Oczy Maga!

        Runy zaczęły błyskać, zmieniając swoje położenie w sferze oraz kolory. A gdy nagle znikły, w ich miejscu były dwie, niewidoczne śmiertelnym okiem, gałki oczne, lewitujące z pomocą energii magicznej. Ów pseudo świadome istoty były bez trudu dostrzegalne dla zjawy, która widziała nie tylko zakłócenia w magii, jakie wywoływane były przez nie, ale także przez słabą aurę wydzielaną przez to, że jej nowo utworzone kreacje były żywe.

- Znajdźcie dwie dziewczynki. Każde z was ma pilnować jedną z nich. Arista jest niska, ma bladą cerę oraz drobne rogi na swym czole. Asterie zaś charakteryzuje niebieska skóra, długie, zakrzywione w połowie rogi oraz średni wzrost. Gdyby coś się stało, powróćcie do mnie. W przeciwnym wypadku podążajcie za nimi i sprawujcie nad nimi pieczę.

        Ledwie skończyła mówić, a skryte magią iluzji twory wyruszyły spełniać swoją życiową misję. Krakenia wiedziała, że dziewczynki nie będą na nią złe, gdyż z ich punktu widzenia wygrają one zabawę, bo pokojówka ich nie znajdzie. Poza tym, gdyby faktycznie ich szukała, to nie trwałoby to długo. Aury nie przestrzegały tych samych zasad, co światło, emanując na wylot przez statek niczym latarnie morskie na nocnym horyzoncie. Szczególnie dla kogoś, kto głównie aurami kierował się podczas interakcji z innymi.

        Mając czas dla siebie, użyła magii teleportacji, by cichutko pojawić się na maszcie. Miała ochotę posłuchać żartów Ardaliona, gdyż ten nawet z pojęć magicznych potrafił upleść humor godny zawodowego komika. Jednak on, jak na złość, akurat drzemał sobie w najlepsze.

“Cóż, znajdę sobie inne zajęcie. Ale najpierw…”

        Naprawdę proste inkantacje nie wymagały słów, jeśli wiedziało się, co się robi. Kilka symboli utworzonych za pomocą rąk i Krakenia trzymała w ręku średniej jakości biały kocyk, ozdobiony wzorem w czarne cętki. Noc mogła być zimna nawet dla kogoś z jego futrem, a i nigdy nie wiadomo, kiedy może zacząć padać z nieba. A zgodnie z tym, czego nauczyła się Krakenia za życia, przeziębieniu lepiej zapobiegać, niż leczyć.

        Ponownie przeteleportowała siebie wraz z cielskiem, po czym postanowiła, że starczy zużycia magii na chwilę obecną. W ciągu kilku chwil wyczerpała połowę zapasów, które miały jej pozostać aż do końca następnego dnia. Nie chciała nadużywać gościnności Xenji i załogi, jeśli chodzi o pożywianie się cudzą energią życiową w celu odnowienia własnej. Dlatego też, od tego momentu, na własnych nogach chodziła po statku.

        Akurat ujrzała, jak Xenja oddala się od Siergieja. Podeszła do czarnoskórego, po czym przeszła od razu do rzeczy.

- Wciąż próbujesz? - Odpowiedział jej skinieniem głowy. Rozmowy między Krakenią a człowiekiem były dosyć jednostronne. Czarnoskóry chyba nigdy nie przyzwyczai się do gadania ze zwłokami. To cud, że jako-tako toleruje nieumarłą, chodzącą pod postacią trupa. - Postaram się dzisiaj porozmawiać o tym z Xenją, gdy będzie okazja. Dyskretnie, oczywiście. To w zamian za to, że deski w twoim pokoju zdają się lśnić jak lustro jeszcze zanim tam wpadnę sprzątać. Porządny z ciebie mężczyzna. - Uśmiechnęła się do niego, nie widząc jednak odpowiedzi, ruszyła w stronę, gdzie szła pani kapitan. Nie chciała zadręczać go swoją obecnością, choćby i mając dobre intencje.

        Gdy miała już Selinę w zasięgu wzroku, po Xenji nie było ani śladu. Cóż, jednym z uroków bycia trupem było niezwykle powolne chodzenie, co nie było pomocne w takich przypadkach. Zanim jednak zdołała nawiązać konwersację z lodową elfką, ujrzała felariankę i smokołaczkę wysoko nad podkładem. Pomachała im, a one jej, nim skryły się na bocianim gnieździe, gdzie postanowiły zająć wolny czas panterołaka. Zjawa rzadko kiedy nawiązywała kontakt z tymi uskrzydlonymi. Nie dość, że za szybkie, to i nie były ulubionymi rozmówcami Krakenii.

- Rzucisz okiem? - Przemówiła elfka, zwracając na siebie uwagę i wzrok nieumarłej. Będąc niezwykle elokwentną i wykształconą istotą, Selina najczęściej przemawiała do Krakenii. Obie kobiety łączył fakt długotrwałej znajomości z czarodziejami, a przez to często nadawały na tych samych falach, ułatwiając kontakt, a przy tym tworząc niezwykle mocną przyjaźń między nieumarłą a długouchą.

- Oczywiście, moja droga. Chodzi o mapę, prawda? - Podeszła natychmiast, nie chcąc niecierpliwić swojej towarzyszki. Gdy ujrzała skrawek materiału, nad którym głowiła się elfka, potwierdzone zostało jej pytanie. Podeszła od prawej strony, obejmując elfkę swoją lewą ręką. Wiedziała, że problemy z rozwiązaniem problemu potrafią zdenerwować, dlatego też w ten sposób uspokoiła Selinę. Następnie przez kilkanaście minut w milczeniu obie wpatrywały się w zagadkowy szyfr.

- Na pierwszy rzut oka to wygląda na zniekształcony albo niedbale napisany język runiczny. - Rozpoczęła w końcu Krakenia.
- Sprawdziłam. Zbyt nieprzypadkowe. - Zaprzeczyła lodowa elfka.
- Przesunięcie względem alfabetu runicznego?
- Sprawdziłam. Nic.
- Staroruniczny zapisany współczesnymi runami?
- Mało prawdopodobne. W starorunicznym nie ma wielu słów o takiej długości jak na mapie.
- Hmm… To. - przyłożyła martwy palec do jednego wyrazu, który znajdował się w mniej więcej w środku tekstu, a który był zapisany z niezwykłą dbałością. - Trzy symbole, zapisane z niezwykłą dbałością, w przeciwieństwie do reszty tekstu.
- … Oznaka szacunku wobec tego, co znaczy to słowo.
- Pamiętasz, jak opowiadałam ci o książce, która opisywała magię rytualną sprzed zarania obecnej ery? Autor pisał w dawnym języku elfickim, w którym…
- W którym jedną zasad było, aby wszystko, co było związane z magią, było traktowane z należytym szacunkiem.
- Co również było stosowane w…
- W tekście pisanym. Ale ta forma zdań nie pasuje do staroelfickiego.
- Autor najwyraźniej stosował się do współczesnej składni języka elfickiego. Spójrz, początek tej linii na to wskazuje.

        Selina popatrzyła jeszcze chwilę na mapę, po czym jej kąciki ust podniosły się nieznacznie. Natychmiast zanurzyła pióro w kałamarzu, z zamiarem zabrania się za tłumaczenie już rozgryzionego szyfru.

- Dzięki. - Rzekła elfka, zapisując pierwsze słowa w swoim kajecie.
- Dla ciebie wszystko, moja droga. - Trupi całus, który Krakenia złożyła na policzku Seliny, innych by zraził, jeśli by nie obrzydził, ale dla jednookiej było to niczym gratulacje od samej Xenji. Jej przyjaźń ze zjawą była bezcenna, jak i wszystko, co otrzymywała od swej przyjaciółki. - Nie śpiesz się z tym, dobrze? Skarb nie ucieknie, a nie chce, byś się przepracowała.

        Z lekkim rumieńcem na twarzy Selina kiwnęła głową na tak. Krakenia, nie chcąc jej rozpraszać, odstąpiła od niej, ruszając w dalszy spacer po pokładzie. Nadal chciała porozmawiać z Xenją na temat czarnoskórego, a i miała ochotę zabić czas babskimi pogaduchami, które tylko z nią udawało się utrzymać przez długie godziny.

        Udała się do steru, mając nadzieję, że tam spotka panią kapitan. Zamiast tego jednak natknęła się na księżniczkę, która wzdychała, zmuszona do swojej obecnej roli. Żywy trup spokojnie podszedł do niej, wcześniej oznajmiając swoją obecność.

- Księżniczko Nikodemio - Krakenia uklękła przed nią, jak na pokojówkę przystało. Chyba tylko ona miała wcześniej w życiu dłuższy kontakt z kimś z rodziny królewskiej. Z tego też powodu, a i przez fakt, iż była to także czarodziejka, nieumarła darzyła ją wielkim szacunkiem, graniczącym z posłuszeństwem. - Widzę grymas na twojej twarzy. Zastąpić cię?
- Dziękuje Krakenio, ale nie. Nie przybyłam tutaj, by być księżniczką. Nie przeszkadza mi twoje zachowanie wobec mnie, ale jednak wolałabym być częścią załogi, dobrze? Poza tym to i tak lepsze niż dostawanie wszystkiego na tacy.
- Oczywiście, rozumiem. W razie, gdybyś zmieniła zdanie, zawołaj mnie. - Uśmiechnęła się do niej, powstając z pokładu, aby następnie dalej spacerować po statku, zaczepiając coraz to kolejne osoby z załogi.

        Ominęła ją scena picia krwi przez wampira, jak i również sam wampir, na którego nie zdołała się natknąć. Może to z powodu iż ten unikał jej jak ognia. Gdy pierwszy raz się spotkali, pomylił ją za żywą osobę i wypił krew nieboszczyka, przez co chowa uraz do Krakenii, którą oskarża o to, że celowo go nie ostrzegła, żeby potem cierpiał on katusze żołądkowe. Zdołała jednak natknąć się na moment, kiedy syrena z pomocą maie wchodziła na pokład.

- Krakenia! - Przywitała się pierwsza syrena, która była z jakiegoś powodu zafascynowana tym, iż jednym z członków załogi jest topielec. - Masz ochotę jutro popływać ze mną? Woda ma być spokojna, z tego, co zaobserwowałam, a dawno nie miałyśmy okazji spędzić czas razem.
- A ty dalej swoje. - Zachichotała Eligia. Uważała ona ową fascynację za dziwaczną i bardzo młodą formę miłości. Czy się myliła, tego nawet syrena nie wiedziała. - Tak w ogóle, Krakenio, jak się czujesz? Musisz się podładować? Jakby co, jestem gotowa pomóc. Nie chcemy powtórki sprzed miesiąca, prawda?
- Nie, oczywiście, że nie. - Krakenia do dziś pamiętała moment, gdy tak bardzo skupiła się na dbaniu o oczyszczenie statku, iż prawie wyczerpała wszystkie swoje siły, niemal odchodzące w niepamięć. Maie ją uratowała, dzieląc się z nią swoją energią, której zawsze ma więcej, niż można się spodziewać. - Na razie jest dobrze. W razie czego znajdę cię, gdybym traciła siły.

        Nieumarła już zaczęła iść dalej, gdy dotarło do niej, że nie odpowiedziała Amadei. Natychmiast się obróciła, dając jakże wyczekiwaną odpowiedź swojej niby-adoratorce.

- Ależ oczywiście. Jeśli znajdę chwilę przerwy tak jak teraz.

        Syrena niemal skoczyła z radości, przez co zjawa przewróciła oczami, po czym ruszyła dalej. Przez przypadek natknęła się na Olimpię trenującą z Asterią strzelanie z łuku. Nie chcąc oberwać bądź wytrącić dziewczyny ze skupienia, zrezygnowała z nawiązania kontaktu, udając się w inną stronę. Wiedziała, że kilku członków załogi popija rum, ale do nich nie chciała dołączyć. Psuła atmosferę, gdyż nie dość, że nie potrzebowała ni jedzenie, ni napoju, to też czasami zapach zwłok nie zachęcał do kontynuowania pijackiej uczty. W końcu, po kilkunastu minutach błądzenia, natknęła się na panią kapitan. Xenja akurat przechodziła niedaleko dzioba statku, rozglądając się właśnie za nią.

- Oh, tu jesteś. Tak zastanawiałam się, gdzie się możesz podziewać. Od razu mówię, twoje dziewczynki mają się dobrze, zadbałam o to, by były pilnowane. - Ciepły uśmiech ze strony nieboszczyka przywitał przemienioną elfkę. Szybko jednak Krakenia zauważyła ból na twarzy Xenji. Z tego też powodu podeszła do niej i chwyciła jej dłonie swoimi. - Ciężki dzień dla twoich pleców, prawda? Mam teraz czas i siły, więc może udamy się do twojej kajuty? Będziesz mogła usiąść, położyć się, czy jak będziesz chciała, a ja zajmę problemem, dobrze? Przy okazji obgadamy ten dzień, bo mam kilka tematów na rozmowę, które mogą cię zainteresować. - Uśmiechnęła się szerzej, co by poprawić samopoczucie biednej pani kapitan. Dodatkowe obciążenie na jej kręgosłupie było powodem, dla którego Krakenia z całego serca jej współczuła. Z tego też powodu od początku służby na statku robiła co w jej mocy, aby złagodzić katusze przemienionej.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

- Oczywiście, że ładnie! Przynajmniej nikt nie będzie bezrobotny – zachichotała złośliwie Asteria – Martwi i rybi głosu nie mają, a rogate dziewczyny się ich nie słuchają! – zrymowała i pobiegła szybciej, ignorując upomnienia siostry, co do jej złego zachowania – Nie mam za co!
- Asteria proszę cię, bo Krakenia się jeszcze obrazi…
- Coś ty, za bardzo nas lubi – powiedział ze spokojem niebieska.

Gdy tak w trojkę biegły po pokładzie księżniczka Nikodemia omal zawału nie dostała widząc Krakenie, w takim stroju. Dopiero po chwili zrozumiała, że to tylko zabawa, aczkolwiek oddech wciąż miała ciężki a bicie serca przyśpieszone.
Później Arista przeżywała zażenowanie swym brakiem odwagi co do lisołaka, a Asteria wcale nie pomagała, a wręcz ją dobijała. Nie ma to jak siostra i to bliźniaczka! Wtem Krakenia ich dorwała, ruda krzyknęła, a czerwonowłosa westchnęła niezadowolona.

- Następnym razem nas tak łatwo nie złapiesz, zobaczysz! – powiedziała pewna siebie i z determinacją w głosie.

Później zaś zajęły się bardziej sobą, a zjawa Eneaszem. Lis spojrzał na nią pytająco, gdy zwróciła się w jego stronę. Można powiedzieć, że nieco się zawstydził z powodu tego oświadczenia.

- Nieee… - jęknął cicho – Ja tak nie lubię mieć mokrego futra – powiedział pirat – A może to nie moje tylko Ardaliona? Albo Rity? No i jeszcze jest Olimpia? – próbował się wytłumaczyć jakby całkiem zapomniał, że jako jedyny na tym pokładzie, posiada niebieską sierść.
W każdym razie zmiennokształtny nie miał najmniejszej ochoty na kąpiel i zaczął się targować czy może za tydzień, czy za pięć dni, czy za cztery, czy pojutrze, aż w końcu udało mu się wytargować, że umyje się jutro.

Asteria niestety słyszała co nieco z tego, co ją bardzo bawiło i dawało świetny powód do dokuczania siostrze na temat jej ukochanego, co skutkowało coraz to większym fochem Aristy. Rita, gdy tylko przyszła dała radę nawet zmusić wyższą do przeproszenia. Po chwili nieprzyjemnej ciszy znów rozbrzmiewały śmiechy, żarty, plotki.

- A tobie kto się podoba? – pytała ciekawsko ruda.
- Pewnie Ardalion, co? – dodała niebieska.
Kotołaczka pokiwała głową na nie i zastanowiła się solidnie nim dała konkretną odpowiedź.
- Chyba… Chyba całkiem fajny jest Ivan… - stwierdziła po namyśle.

I zaczęły się typowo babskie rozmowy o chłopakach. Trochę trwały, ale potem dziewczyny zapragnęły znów nieco się pobawić. Nikt nie mógł ich prześcignąć w szybkim znajdywaniu sobie kryjówek i znikania z oczu.

Rita chciała się ukryć za beczkami, ale wypatrzyła ją Dezyderia i dała zajęcie, a mianowicie mycie pokładu, tak to bywa z najmłodszymi, zawsze dostają najgorszą robotę. Arista i Asteria znalazły kryjówkę pod pokładem, ale gdy niebieskoskóra zobaczyła Olimpie przerwała zabawę, bo chciała poćwiczyć strzelanie z łuku i zmusiła siostrę, by poszła wraz z nią, choćby popatrzeć.

Tymczasem na bocianim gnieździe panterołak chrapał tak, iż dało się odnieść wrażenie, iż cały maszt się trzęsie. Gdy został obdarowany kocykiem, podobnym do jego futerka, przez sen uśmiechnął się i odruchowo nakrył mocniej.
Natomiast gdy powróciła na dół na pokład, natknęła się na Sergieja. Był nieco przygnębiony, ale pełny nadziei i gotowy czekać nawet wieki, jeśli tylko będzie trzeba. W końcu Edmund zawsze mógł go przemienić, przez co proces starzenia zostałby wydłużony i miałby więcej czasu. To, że Krakenia była po jego stronie to było miłe, ale ona sama w sobie była dla mężczyzny niczym demon. Nigdy nie chciał patrzeć w jej oczy, w jego stronach mówiono, że jak spojrzy się w oczy złego ducha to stanie się coś złego. Zjawa może nie należała do złych, ale była duchem i to jeszcze miała martwe ciało, to było takie dziwne i nienaturalne. Cóż innego niż siły nieczyste? Uśmiechnął się lekko słysząc pochwałę za jego porządność, ale nic nie powiedział, czuł się wyjątkowo niekomfortowo jej towarzystwie.
Ucieszył się więc jeszcze bardziej, gdy pokładowa gosposia poszła w stronę Seliny. Lodowa elfka przynajmniej lubiła z nią rozmawiać i miała o czym. Ponadto teraz dzięki wspólnym siłom dziewczyna zdobyła potrzebną jej wiedzę do złamania szyfru czy też raczej odkryła, którą ze znanych jej dziecin nauki ma wykorzystać, by go złamać. Wyglądało to tak, była mapa i był tekst, który wyglądał niezwykle zawile. Teraz z uśmiechem na ustach zabrała się do tłumaczenia, a jej serce biło coraz mocniej i mocniej w miarę dowiadywania się co też kryje ten stary i tajemniczy świstek papieru. Krakenia kazała się nie śpieszyć, ale te wszystkie emocje nie pozwalały zwolnić czy też się zatrzymać, tak blisko celu, już prawie!

Przy sterze stała Nikodemia podstępnie zwabiona przez fellariankę. Zamieniła parę słów ze zjawą, po czym skupiła się na tym, co miała robić. Pomyślała chwilę o pałacu, o wszystkich wygodach, o rodzinie… Usługiwanie było już do przesady i naprawdę po prostu nudziła się tam koszmarnie. Jedyne, za czym tęskniła to rodzice i młodsza siostrzyczka, niestety za młoda by mogła wyruszyć z nią. Pewnie jej poszukują, pewnie jest wystawiona nagroda za jej odnalezienie, ale nie chciała wracać i wiedziała, że mama i tato nie zrozumieliby jak mogła ot, tak zostać piratem. Jakby wiedzieli i jakby znalazła się u nich, już nigdy chyba by nie wyszła poza mury zamku.
Amadea zaś przejawiała niezdrową fascynację nieumarłą i wprost marzyła, by popływać z takim topielcem. Może to przez to właśnie, że to nie zwyczajny duch, a taki należący do osoby, która się utopiła? Syrena nigdy nie zrozumie, jak to jest utonąć, więc może to ją ciekawił, a może po prostu intrygowały ją wszystkie mroczne istoty lub tylko te związane z wodą? Ciężko stwierdzić, w każdym razie Edmunda lubiła, a Ivana też nieraz dopytywała o wspólne pływanie, jako że on to morski elf.
Eligia zaś stała z boku i uśmiechała się, patrząc na zafascynowaną syrenkę. Wtem pomyślała o swym ukochanym Serpensie i w energetycznej formie poleciała wprost do niego. Westchnęła, widząc, że faceci zdążyli już upić wróżkę.

- Brawo chłopcy no naprawdę pogratulować. Znowu ją upiliście! Nie wstyd wam? – skrzyczała całą trójkę i wzięła na ręce Róże, która leżała na burcie i śpiewała popijanemu szanty pirackie.

Serpens czuł się najbardziej winny, to jego dziewczyna i jemu się oberwie, a jeszcze koledzy mogą być źli, że maie się w ogóle wtrąca. Zahariel zaś czuł się po prostu głupio, był aniołem, stoczył się do poziomu korsarza upijającego drobniutkie wróżki… Katastrofa. Jedynie Ivan pozostał niewzruszony.

- Chciała się napić, to jej daliśmy, jest dorosła, to, że malutka nie znaczy, że dziecko. Powinna sama za siebie odpowiadać – stwierdził morski elf, a jego przyjaciele naraz przytaknęli bardzo chętnie, przyznając słuszność temu argumentowi. Eligia westchnęła i poszła zanieść Róże pod pokład, by się zdrzemnęła.

Tymczasem Krakenia wreszcie trafiła na panią kapitan. Xenja wysłuchała słów swej przyjaciółki, uśmiechając się mimo bólu.

- A wiesz, teraz to krążyłam po statku trochę jeszcze pod pokładem i w kajucie, musiałyśmy się mijać. To dobrze, były grzeczne, to znaczy Arista to wiadomo, ale Asteria jak tam? – spytała zaniepokojona, gdy nagle ta naturalna para rąk została chwycona przez nieumarłą – Niestety tak. Oh jestem jak najbardziej na tak, zdecydowanie mi tego trzeba.

Obie poszły do kajuty. W środku znajdowało się biurko, krzesło i drobne łóżko. Nie było tu żadnego przepychu, ale dla elfki całkowicie wystarczało. Położyła się na brzuchu na swym łożu, wcześniej przysuwając krzesło, by jej osobista masażystka nie musiała stać. Typową parę rąk złożyła sobie na poduszce natomiast druga użyła, by podeprzeć sobie głowę.

- Co tam ciekawego się dzisiaj działo co? Widziałam, że Selina rozgryza mapę… Ciekawe co też ona kryje. Martwię się też o Nikodemie, czy nie dokuczają jej za bardzo? No i Zahariel, mam nadzieję, że nie przyjmuje zalotów Asterii? Ona jest dla niego stanowczo za młoda, podobnie się sprawa ma z Eneaszem, ale Arista nie jest aż tak śmiała, jak jej siostra więc się nie obawiam aż tak. Zauważyłam też, że Róża ma skłonności do alkoholizmu… Myślisz, że to przez tych zbójów co ją porwali i chcieli sprzedać? Może zamiast wody dostawała alkohol… - gdybała Xenja, jednocześnie gestykulując rękami, które wcześniej bezczynnie opierały się na podusi.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Gdy pani kapitan spytała o swoją starszą córkę, nieumarła uśmiechnęła się szeroko, nie odzywając się przy tym ani słowem. To pytanie słyszy codziennie, czasami nawet kilka razy w ciągu jednej godziny. W każdym razie, z czasem wyrobiła w sobie nawyk, że po prostu uśmiecha się, jeśli rogata przemieniona nie rozrabiała bardziej, niż zwykle. W końcu nie ma co tracić słów na mówienie “jak zwykle”, nawet kiedy jest się długowieczną nieumarłą.

        Spacer do kajuty kapitańskiej nie był szczególnie ciekawy, podobnie zresztą to, jak Xenja szykowała się do chwili relaksu, jaka miała spaść na jej plecy pod postacią martwych rąk Krakenii. Dopiero kiedy przemieniona była gotowa, zjawa spokojnie usiadła na krześle, zabierając się od razu do pracy. Rozmasowywanie pleców powoli przynosiło ulgę, choć zjawa, jak sama wiele razy powtarzała, nie była uczona tego w żaden sposób. Była samoukiem od pierwszego masażu, który udzieliła czterorękiej.

- Ty to nigdy nie przepuścisz okazji, by porozmawiać o załodze, co? - Uśmiechnęła się pokojówka, kiedy Xenja skończyła wypowiadać swoje pytania, domysły i stwierdzenia. - Według moich standardów dziś był dzień jak co dzień. Tak, Selina rozgryza mapę i z tego, co wiem, od rozwikłania tajemnic tego pergaminu już niewiele ją dzieli. Mądra z niej lodowa elfka, nie zapomnij pochwalić jej, gdy skończy rozwiązywać zagadki tej mapy - Rzekła, ukrywając fakt, iż pomogła Selinie. Nie potrzebowała ani nagród, ani pochwał. Pomaganie osobom na statku uznawała za swój obowiązek, za który nie należały się jej ni owacje, ni zapłata.

- Nikodemia nie ma najłatwiej, ale myślę, że będzie dobrze. Nie można, poza tym, na siłę zmuszać załogę, by kogoś w pełni zaakceptowali. Daj im czas, wierzę, że prędzej czy później nie będzie problemu. Co do Asterii, Aristy i całej tej sprawy z miłością i chłopcami… Rozumiem cię, ale według mnie niepotrzebnie się martwisz. Daj im wolną rękę w tej sprawie, ucząc je w międzyczasie o tych, z czym wiąże się pielęgnowanie miłości. Chociaż, może lepiej mnie nie słuchaj. Nigdy nie miałam dzieci, dziewictwa także nigdy nie utraciłam, o posiadaniu głębszego uczucia do kogokolwiek nie wspominając. Plus, obecnie jestem tysiącletnią, nieumarłą zjawą, odciętą w znacznym stopniu od społeczeństwa oraz norm, które ze społeczeństwa wynikają. Więc, cóż, mogę się okazać złą doradczynią odnośnie do życia miłosnego twoich córek. - Uśmiechnęła się Krakenia, w międzyczasie kontynuując rozmasowywanie pleców Krakenii.

        Zimne, trupie ręce dobrze spełniały swoje zadanie. W pewnym momencie jednak zimno zyskało nadnaturalny charakter, a Xenja odczuła, jak niemal niewyczuwalne ilości jej energii były zabierane. Zjawa często uzupełniała zapasy swojej energii podczas tych spotkań, oczywiście nigdy nie brała więcej, niż potrzebowała, a i starała się, by pani kapitan nie odczuła braków, dlatego też ograniczała się do całkowitego minimum. Mogło to wywołać mrowienie bądź łaskotanie, choć przyznać przemieniona musiała, że dodatkowe zimno jeszcze bardziej złagodzić nieprzyjemne odczucia związane z bólem obciążonych pleców.

- Róży dzisiaj nie spotkałam i szczerze mówiąc, wcześniej nie zauważyłam skłonności, o których mówisz. Jeżeli nie jesteś pewna, radzę, abyś spytała się ją wprost, czy aby przypadkiem nie jest ona na łasce napojów procentowych. Nie ma sensu zgadywać, gdyż to grozi fałszywą opinią, a z tego nigdy nie wychodzi nic dobrego.

        W międzyczasie Krakenia rozmyślała nad rzeczą, o której wcześniej rozmyślała. Gdyby raz, a dobrze, z pomocą magii, zdołała pozbyć się źródła bólu pleców, Xenja nie cierpiałaby ani dnia dłużej. Wystarczyłoby zaklęcie wzmacniające kręgosłup. Albo takie, które zmniejszy masę jej ciała bez wpływu na jakikolwiek inny parametr. Niestety, rzeczywistość nie była taka prosta. Klątwa wywołała nietypowe mutacje Xenji. Nie wiadomo, czy przypadkiem nie wpłynęłaby ów klątwa na magię w sposób negatywny. Nie wspominając o tym, że nawet gdyby zdołała wyssać całą energię z załogi statku, to wciąż nie miałaby pewności, że taka ilość starczyłaby na dokończenie czaru. Nigdy wcześniej nie używała magii na żywej istocie na tak wielką skalę i jakoś nie kusiło ją, by wykorzystać przemienioną jako królika doświadczalnego.

- Hmm. - Wydała z siebie odgłos zamyślenia, w międzyczasie aż zwalniając z masażem. Dotarło do niej, że obiecała Siergiejowi, że porozmawia o jego uczuciach z niebieskoskórą w sposób dyskretny. - Tak w ogóle, moja droga, tak mnie zastanawiało ostatnio… Nie czujesz się przypadkiem samotna? Wiesz, raz zasmakowałaś miłości, a z tego, co przeczytałam, jest to niezwykle uzależniające uczucie. Może warto by było, byś w kogoś skierowała swoje uczucia, choćby i w kogoś z obecnej załogi? Twoje córki przy okazji miałyby ojca, którego mogłyby zadręczać. - Powiedziała nieumarła. Niezbyt kryła się z tematem rozmowy, jednak dzielnie skryła to, iż próbuje naprowadzić panią kapitan na konkretnego mężczyznę. - Co sądzisz? Jakby co, mogę pomóć ci wybrać.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Xenja westchnęła z ulgą już na początku masażu, był przyjemny i kojący ból, co od razu poprawiło humor pani kapitan, a raczej odjęło denerwujący czynnik, który uniemożliwiał uzyskanie pełni szczęścia.

- Ależ oczywiście. Muszę wiedzieć co w statku piszczy – zachichotała – I czy im jakieś bunty w głowie nie siedzą – dodała żartobliwie, wiedziała bowiem ich to nie tylko jej podwładni, ale i przyjaciele, nie miała więc podstaw do obaw. Ufała im, jednym mniej drugim bardziej, ale każdemu na tyle, by nie bać się o życie i swoją rangę.

Teraz jednak trzeba było się skupić i uważnie wysłuchać co też do powiedzenia ma poczciwa zjawa. Uśmiech czterorękiej stał się jeszcze bardziej szeroki, gdy usłyszała o postępach Seliny.

- No pewnie, taka dziewczyna to skarb, nawet mimo swego kalectwa daje sobie rady z tym dziwnym pismem – niebieska miała na myśli brak jednego oka u elfki, nie powiedziałaby tego tak przy Selinie, ale Krakenia była jej najlepszą przyjaciółką i wiedziała, że przy niej może mówić co myśli bez obaw, iż ją urazi – Ajej… Biedna Niko, skrycie wierzyłam, że jednak szybciej ją zaakceptują… No cóż, chyba faktycznie trzeba jeszcze poczekać. Wiedziała na co się pisze, piracki statek to nie pałac pełen wygód… Jeśli naprawdę chce takiego życia to wytrzyma, czyż nie? – mówiła pogodnie, choć naprawdę ciężko jej było sobie wyobrazić księżniczkę w wersji typowej piratki przeskakującej na linie z szablą w zębach na wrogi okręt, ale może kiedyś, kto wie co przyniesie los.

Przemieniona popadała w lekkie zamyślenie po słowach odnośnie do pierwszych miłostek swych córek. Niby Zahariel i Eneasz raczej by nie mogli ich skrzywdzić, ale co jeśli się myli. Faktem było, iż obiekt westchnień Asterii jest piekielnym, nie zwykłym aniołkiem, ale upadłym. Natomiast lisołak, jeśli zawładnęłyby nim jakieś zwierzęce instynkty… Xen skarciła się za te myśli, nie powinna posądzać ich o takie rzeczy, jednak była matką i musiała pilnować swych skarbów. Nie wszystko złoto co się świeci.

- Masz rację… Będę musiała to sprawdzić, choć mam złe przeczucia – skrzywiła się i nawet nie zauważyła zbytnio podbierania jej energii. Bardziej przykuł jej uwagę pomruk zamyślenia ze strony nieumarłej – Samotna… E – zaskoczyło ją pytanie zjawy i nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć, sama nawet nad tymi sprawami w swoim kontekście praktycznie nie myślała jakby zapomniała, iż ona również mogłaby się w kimś zakochać… Dziewczynki miałyby ojca przy okazji, może to nie takie głupie… - Cóż… Minęło trochę czasu… Owszem, miłość jest niezwykła, ale… W sumie to nie mam nikogo, że tak powiem, na oku. I nie mam pojęcia, kto mógłby to być… a nawet jakbym miała to, czy by zaiskrzyło? Jakby to mogło się potoczyć? Nie znam się zbytnio na flirtowaniu… - westchnęła.

Tymczasem na pokładzie wiele rzeczy się działo. Selina nie zważając na hałasy i głośne rozmowy nadal rozczytywała mapę, aż w końcu udało się, wystarczyło teraz tylko napisać tłumaczenie, więc z szerokim uśmiechem pobiegła pod pokład, znaleźć coś do pisania. Po drodze oczywiście wpadła na kilka osób, brak jednego oka skutecznie zawężał jej obszar widzenia, nawet nie patrzyła, kogo potrąciła, jedynie szepnęła ciche „przepraszam” i pędziła dalej podekscytowana. Po paru chwilach pozostał po niej jedynie podmuch i tyle ją widziano na pokładzie. Teraz potrzebowała ciszy.
Dezyderia oraz Alisena zaś postanowiły podroczyć się z księżniczką. Podleciały do niej z diablimi uśmieszkami i kpiącym wzrokiem. Nawet Koko wydawał się podzielać ich zdanie o Niko.

- Jak tam się czujesz Nikuś… O! Przepraszam, wasza wysokość. – zaczęła Alis.
- Chyba dobrze… Nie musisz zwracać się do mnie per wasza wysokość… A wy… jak tam? – spytała niepewna tego, jak potoczy się rozmowa.
- A dobrze, dobrze. Chciałyśmy tylko się nieco zabawić – smokolaczka i fellarianka wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.

Podeszły do pradawnej pewne siebie nie zważając na jej próbę wycofania się i chwyciły ją pod ramiona. Zamachnęły skrzydłami i bez trudu uniosły leciutką dziewczynę w górę ponad najwyższy maszt. Niko, krzyczała i piszczała ze strachu przed zwiększającą się wysokością. Natomiast skrzydlate miały z tego całkiem niezły ubaw. Zobaczył to na szczęście Ardalion.

- Ej! – zakrzyknął – Zostawcie ją!

Nic to jednak nie dało, bo dziewczyny wybuchły śmiechem. Jednak zmiennokształtny nie zamierzał się poddać i zagroził, iż powie o tym wszystkim pani kapitan. Dopiero to podziałało na psotnice. Odstawiły Nikodemie, nie na ziemie, ale przynajmniej do bocianiego gniazda.

- Coś ty taki nerwowy Ardalio… By swoją magiczną miotłę przywołała i jak to wiedźma poleciałaby sobie – zadrwiła.
- Nie jestem wiedźmą! – krzyknęła księżniczka, cała drżała i miała łzy w oczach.
- Naprawdę jesteście strasznie dziecinne, leć już sobie – powiedział poważnym tonem a Alisena i Dezyderia widząc, iż nie mają czego tu szukać, wykonały polecenie. Zmiennokształtny zwrócił się teraz do Niko – Wszystko w porządku?
- T…tak. Teraz… tak – odpowiedziała, dygocąc – Nie wiem, czemu mnie tak traktują… Nic im nie zrobiłam…
- Jesteś jakby to powiedzieć… najnowszym nabytkiem załogi, każdemu nowemu tak dokuczały, nie jesteś jedyna. Poza tym może są zazdrosne?
- Zazdrosne? O co?
- O twoją urodę na przykład – puścił jej oczko, a policzki czarodziejki aż oblał rumieniec – Chodź, pomogę ci zejść.
- Dz… Dziękuję – powiedziała, już nawet mogła się uśmiechnąć.

W ten sposób zaczęło się żmudne, powolne i bardzo ostrożne schodzenie w dół. Natomiast na dole reszta również miała ciekawe zajęcia. Eligia pod pokładem położyła Róże do jej małego łóżeczka, które specjalnie zrobił dla niej Zahariel. Położyła obok spory kufel wody, rano pewnie będzie umierać z bólu głowy. Głupiutka wróżka, w tym tempie zostanie alkoholiczką, a nietrzeźwy pirat niespecjalnie się przyda podczas możliwego abordażu. Nawet jeśli to ten najmniejszy i najdrobniejszy, ale zawsze lepiej jak do tej wody nie wpadnie.
Maie postanowiła dać jej spokój i wróciła sprawdzić jakie jeszcze cuda odchodzą na pokładzie. Eligia bardzo dbała, by nikomu nie działa się krzywda, oczywiście wśród w swoich, bo w walce była wręcz niepokonana dzięki swym zdolnościom rasowym jak przybieranie energetycznej formy, którą dość ciężko unicestwić. W każdym razie szybciutko znalazła się na górze. Odnalazła wzrokiem Serpensa i ruszyła w jego stronę. Był już nieco podpity, a nie chciała, by jej ukochany skończył jak Róża, więc trzeba było to natychmiast przerwać.

- Serpens! – zawołała groźnie.
- Szo moje pszyyyszła szonko? – nawet już nie pamiętał o tym, iż bał się co powiedzą koledzy na takie wtrącanie się jego lubej, w ich męskie sprawy, takie jak picie na umór.
- Zarządzam koniec zabawy… - chwyciła go za elfie ucho i zaczęła ciągnąć pod pokład nie zważając na jego co-chwilowe „au”.

Ivan i Zahariel zostali więc w dwójkę, spojrzeli na siebie nie wiedząc o czym gadać. Morski elf o dziwo wciąż zdawał się kompletnie niepijany jakby nic nie pił. Upadły również nie był zbytnio wzruszony, oboje mieli mocne głowy, nie to, co tamten mroczny elf.

- Będę leciał, obiecałem Amadei wspólne pływanie stwierdził po namyśle białowłosy.

Anioł kiwnął głową, w dwójkę już nie było tak rozmownie, dusza towarzystwa została im w bestialski sposób odebrana przez kobietę, a przy ich charakterach rozmowy już się tak nie kleiły więc Zahariel nawet nie protestował.
Syrenka już od pewnego czasu oddawała się przyjemnej kąpieli, ale w samotności więc gdy dołączył do niej elf zrobiło się jeszcze milej.
Wtem na pokład wyszła Xenja z Krakenią, szkoda było marnować noc w kajucie skoro w dzień i tak będzie musiała w niej siedzieć. Zahariel przeleciał tuż obok, oczywiście zawołał jakieś „dobry wieczór”, ale to tyle się go widziało. Przynajmniej w tej chwili.
Xenja zaczęła kierować się w stronę dziobu, po drodze spostrzegła Ritę oraz Ariste bawiące się w berka, przynajmniej o tą córkę nie musiała się aż tak obawiać, to Asteria przejawiała talent do pakowania się w kłopoty. Szybko jednak wypatrzyła piekielnego, jak rozmawia z wcześniej wspomnianą córką.

- Krakenio, chyba trochę przesadzam, ale aż chciałabym podejść i posłuchać, o czym oni mówią i, czy jest to odpowiednie… - westchnęła, ciężko było przełamać pokusę, wywołaną oczywiście jedynie z matczynej troski.

Młoda niebieskoskóra elfka znajdowała się z byłym niebianinem na drugim końcu statku prawie, ale po ich postawie widać było, że toczą jakąś poważną rozmowę. Wtem jednak Eneasz przyszedł z Sergiejem, a raczej wsparł go, by ten miał więcej śmiałości przy pani kapitan.

- Hej wam – uśmiechnęła się do nich, a ciemnoskóry miał problem, by wydusić jakiekolwiek słowo – Wszystko w porządku Sergiej? – zmartwiła się jego dziwnym wyrazem i znieruchomieniem.
- On się zamyślił tylko – lisołak dal mu kuksańca w bok – Każdemu się zdarza – wyszczerzył zęby w uśmiechu – ja na chwilę was opuszczę, miałem dołączyć do Rity i Aristy… - pomachał i się zmył.
Tymczasem jedyny tutaj ludzki pirat otworzył usta i zaczął wreszcie coś dukać.
- Pani kapitan… Xenjo, ja… Podczas ostatniego poszukiwania skarbów… Znalazłem coś… ładnego i… Ja chciałem ci dać, bo ładnie byś wyglądała… To znaczy cały czas wyglądasz ładnie, nawet bez tego, ale z tym jeszcze, ale aa… - zamotał się, ale uparcie mówił dalej – To… dla ciebie – podarował jej piękny złoty naszyjnik z błękitnym opalem, który mienił się na zielono i niebiesko niczym samo morze, jakby zaklęte w tym jednym kamyczku. Nastała chwila ciszy.
Przemieniona spojrzała na naszyjnik, zachwycił ją. Było w nim coś magicznego, przez dłuższy moment nie mogła oderwać wzroku od jego piękna.
- Dziękuję! – uściskała mężczyznę, a ten omal nie umarł ze szczęścia – Spójrz Krakenio jakie cudo – mówiła pełna zachwytu.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Póki jeszcze byli w kajucie kapitańskiej, Krakenia wysłuchiwała kolejnych słów Xenji, będących odpowiedzią na przydługi monolog nieumarłej. Krakenia już dalej nie kontynuowała tej rozmowy. Pozwoliła przemienionej się wygadać, uważnie słuchając jej słów i przytakując co jakiś czas. Wiedziała, że właścicielka Błękitnego Księżyca tego potrzebuje. Bycie kapitanem samo w sobie jest męczące, ale Xenja była także jednym z członków załogi, a przynajmniej tak to rozumiała zjawa. Nic dziwnego więc, że rozmowa z kimś zaufanym była dla niej potrzebna.

        W końcu jednak masaż przynajmniej na tą chwilę, został zakończony. Niemal bez słów obie kobiety zgodziły się ze sobą w sprawie tego, że szkoda tak chłodnej nocy, żeby przepadła przez to, że one siedziałyby w pomieszczeniu statku. Dlatego też pani kapitan wyszła na zewnątrz, a Krakenia, niczym najbardziej zaufany doradca króla, szła u jej prawicy, dotrzymując kroku swojej dobrej przyjaciółce.

        Zatrzymały się, gdy pochwyciły wzrokiem potomstwo Xenji. Matka wyżej wymienionych przemówiła, a Krakenia, po lekkim westchnieniu, przy którym duchowe echo zdawało się głośniejsze niż zwykle, odpowiedziała jej.

- Nie zatrzymam cię przed taką decyzją. Ale jeśli mam być szczera, to na twoim miejscu nie mieszałbym się. W końcu należy im się prywatność, nawet jeśli pochodzą z twego łona. Poza tym… - Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła dwóch mężczyzn idących w ich kierunku. - Teraz i tak będziesz zajęta czymś innym.

        Pokojówka tego statku nie wtrącała się w rozmowę tak długo, jak tylko mogła. Wolała najpierw nacieszyć oczy widokiem czegoś, co w przyszłości miało nadzieję przerodzić się w pełnoprawną miłość. Moment ten jednak, sądząc po tym, jak czarnoskóry składał słowa, był daleko, daleko w przyszłości. Dlatego też, gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiła popchać sprawy do przodu, po swojemu oczywiście.

- Patrzę patrzę Xenjo i przyznaję ci rację. Doprawdy, przepiękna biżuteria. Tak przepiękna, że aż coś sobie przypomniałam. - Uśmiechnęła się, ale nie był to zwykły, przyjacielski uśmiech. W końcu to szatański niemalże plan, mający na celu złączenie człowieka i przemienioną węzłem miłości, wywołał ten wyszczerz na martwej twarzy. - Czytałam, że w pewnym mieście na kontynencie, tradycją jest, że podarowanie naszyjnika kobiecie jest równoznaczne ze złożeniem propozycji zaślubin. Nie sądzicie, że to ciekawy zbieg okoliczności?

        Nieumarła zdawała się mówić prawdę, ale w rzeczywistości kłamała jak z nut. Choć słowo “kłamała” było zbyt negatywne, by poprawnie opisać zamiary tysiącletniej istoty. Po prostu chciała za wszelką cenę spełnić obietnicę wobec Sergieja. W razie czego, zawsze mogła obrócić wszystko w niewinny żart. Dlatego też nie wahała się przed kolejnym czynem. Wyszeptała kilka słów, a i machnęła ręką w sposób charakterystyczny dla czarowników, rzucających prostsze zaklęcia. Już po chwili iluzję, która spowijała ciało Krakenii ubraniem pokojówki, zastąpiło coś, co wyglądało jak szaty noszone w dawnych czasach przez kapłanki Najwyższego Pana.

- To jak, czekamy na resztę załogi, czy błogosławimy wasz nowo powstały związek małżeński tu i teraz, póki jeszcze emocje świeże i gorące?
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Gdy tak szły z Krakenią, ta nieco odciągnęła ją od pomysłu podsłuchania, o czym to rozmawia jej córeczka z Zaharielem. Nie miała nic przeciwko niemu, ale jednak był to piekielny, a wolałaby mieć nieco bardziej pewnego zięcia, taki po którym nie musi się obawiać czegoś złego.

- Chyba za bardzo wybiegam w przyszłość – pomyślała, była też na siebie zła z powodu tego nagłego uprzedzenia. Może i upadły, ale wciąż anioł, a nie jakiś diabeł – Chyba masz rację, moja droga, niech im będzie, obym tylko nie miała wnuków przedwcześnie – westchnęła – Zajęta, czym? – uśmiechnęła się zaciekawiona.

Po chwili podeszli do nich Eneasz i Sergiej. Xenja patrzyła pytająco to na zjawę to na nich. Gdy została obdarowana pięknym medalionem, aż serce zaczęło jej bić szybciej, to było takie urocze i romantyczne.

- Zaślubin, naprawdę? – zdziwiła się przemieniona, ale jeszcze nic nie podejrzewała, ah jakie to zabawne, gdy mężczyzna jest zakochany w kobiecie, widzi to każdy oprócz tej kobiety, zabawne, doprawdy, ciekawe czy działa to również w druga stronę?

Sergiej zaś doskonale łapał tę aluzję i zarumienił się, czego nie było jednak zbytnio widać, zalety ciemnej skóry.

- CO?! – zakrzyknęła kompletnie zbita z tropu pani kapitan, nie spodziewała się tego, nie wiedziała co się dzieję, czemu Krakenia robiła coś takiego? Spojrzała na Sergieja, poszukując wyjaśnień.
- X… Xenjo… Czy uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i została mą l…lubą? – powiedział w miarę gładko, aczkolwiek serce łomotało mu tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć. Ponadto zmieszał się odrobinkę, po przyklęknął i chciał złapać elfkę za rękę… Ale którą?! Na szczęście spiczastoucha widząc jego zakłopotanie, wysunęła do przodu jedną, by nie zawstydzać biedaka.
- Ja… um… - nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć, już opanowanie statku w czasie silnego sztormu wydawało się łatwiejsze, myśli przemykały jej przez głowę, przypomniała sobie te wszystkie momenty, jak Sergiej się starał a ona nie przykładała do tego większej wagi, teraz zrozumiała, to trwało tak długo, jak mogła być tak ślepa? W każdym razie jak teraz na niego spojrzała to… w sumie czemu nie, lubiła go, on lubił ją, czemu nie mogliby być kimś więcej? -… Tak…? – powiedziała zarumieniona, z uśmiechem i niepewnością, czuła się jak małolata, odpowiedź płynęła prosto z serca, jakikolwiek głos rozsądku nie miał teraz żadnych praw.

W tym samym czasie Selina niczego nieświadoma właśnie przetłumaczyła wszystko i okazało się, że powinni popłynąć w miejsce, gdzie… nie ma nic? Była pewna, że nieraz tam przepływali, a opisanej wyspy no po prostu tam nie było. Elfka westchnęła, czyżby to był jakiś stary żart dla przyszłych poszukiwaczy skarbów?

-Hmm… chyba że, a jeśli to jest tak stare, że może mówić o wyspie, która jest teraz… zatopiona…? AH! No jasne, to bardzo możliwe, muszę znaleźć Amadee i Ivana, albo najpierw pani kapitan dostarczę wieść… albo… - niebieskowłosa nie posiadała się z radości.

Jedno wiedziała na pewno, musiała wyjść spod pokładu i obwieścić swoje odkrycie. Gdy tylko wyszła, stanęły przed nią Dezyderia i Alisena.

- No co tam nasza mądralo? – spytała smokołaczka.
- Udało mi się rozszyfrować mapę, jeśli dobrze myślę, jest tak stara, że wyspa może się teraz skrywać pod wodą! Potrzebuję Ivana i Amadei, widziałyście ich?
- Podwodna wyspa, huh, moje piórka raczej by tego nie polubiły – stwierdziła Alisena.
- Przecież możesz je schować – zachichotała, wiedziała jak ta fellarianka kocha latać, a ukrywanie przez nią skrzydeł zdarzało się tak rzadko, że prawie nigdy.
- Oszalałaś… - skomentowała czerwonowłosa, a Koko usiadł na jej ramieniu i zakrakał, wtórując swej pani.
- Dobrze, dobrze, myślę, że razem z Niko mogłybyśmy wyczarować coś w rodzaju baniek z tlenem. O właśnie, ją też muszę znaleźć…
- Właśnie w żółwim tempie złazi z masztu razem z Ardalionem – westchnęła niebieska.
- Dziękuję dziewczyny – pobiegła dalej.

Natomiast Alisena i Dezyderia właśnie spostrzegły, co się wyprawia między Sergiejem i panią kapitan, oczywiście musiały rozprzestrzenić plotkę i zaczęły latać po całym pokładzie i zwoływać wszystkich w miejsce, gdzie właśnie działo się coś tak niebywałego!
Niestety Róża i Serpens kompletnie się nie nadawali do dalszej zabawy, polegli w walce ze snem, jutro będą pewnie umierać na ból głowy i pytać co się wczoraj wydarzyło. Selina zaś dotarła do masztu, z którego właśnie zeszła czarodziejka i panterołak.

- Hej Nikodemio, powiedz czy potrafiłabyś wraz ze mną połączyć siły i stworzyć spore bańki powietrza co byśmy mogli się zanurzyć w morskie odmęty?
- Whoa… Nie na co dzień słyszy się takie pytania – zachichotał Ardalion.
- O rety, to było nieoczekiwane, ale myślę, że tak, znam co nieco magię powietrza, razem raczej bez problemu.
- Cudownie, dziękuję Niko, a widzieliście Ivana i Amadee?
- Mieli chyba popływać z tego, co wiem – stwierdził zmiennokształtny.
- Oh… ojej… - westchnęła, szukać ich teraz poza statkiem w ciemności z jednym okiem! Cudownie… - W każdym razie dziękuję…
- Nie ma sprawy, słyszałem, że coś się dzieje na dziobie, idziesz zobaczyć? – zagadał mężczyzna.
- O, naprawdę? Za chwilę, nie czekajcie – oni poszli, a ona poszła do prawej burty i zaczęła się wychylać, szukając wzrokiem elfa i syreny, on miał białe włosy i bladą skórę to może jeszcze by wypatrzyła, ale Amadea ze swoimi czarnymi łuskami i włosami? To już był pewnego rodzaju kłopot.
- Za kim tak zaglądasz? – spytał zaciekawiony Edmund, a dziewczyna podskoczyła, prawie wypadając za burtę, dobrze, że wampir w porę ją chwycił – Wybacz, nie chciałem wystraszyć…
- E… Edmund, jestem nieco rozkojarzona, szukałam Amadei i Ivana…
- Możliwe, że nurkują, po co ci oni teraz?
- Chciałam o coś zapytać, czy mogliby gdzieś popłynąć…
- Później się tym zajmiesz, choć, Deźka krzyczała coś, że Sergiejowi w końcu się udało.
- Niemożliwe!
- Ha! A jednak – zaśmiał się – Ale muszę to zobaczyć na własne oczy, bo nie uwierzę, ty pewnie też, co?
- No pewnie.

Tymczasem cała reszta zaciekawiona wieścią niesioną przez skrzydlate zebrała się wokół Xenji, Krakenii i Sergieja. Zaczęli klaskać. Asteria była zachwycona, wreszcie mama może nie będzie się tak wtrącać w sprawy jej i Zahariela? Natomiast Zahariel, choć nie okazywał, zwyczajnie cieszył się szczęściem przyjaciela. Choć po chwili zniknął pod pokładem, tak, iż nawet jego adoratorka nie zauważyła kiedy.

- Ehh, faceci – pomyślała rozczarowana i przewróciła oczami.
Arista zaś patrzyła co chwilę na Ritę zestresowana, nie wiedziała jak to będzie i czy wyjdzie.
- Będę miała się do niego teraz zwracać tato? Ojej, a jeśli zerwą ze sobą i nie będę mogła w ogóle z nim rozmawiać, a jeśli…
- Ciii – syknęła kotołaczka.
- Huh?
- Spójrz, Eneasz – nakierowała przyjaciółkę we właściwą stronę, a lisołak nawet do niej pomachał, to było skuteczne ucieszenie zmartwień rudej, jedno spojrzenie zmiennokształtnego, by zobaczyć świat przez różowe szkiełka.

Olimpia i Eligia klaskały co sił w dłoniach zachwycone takim obrotem spraw, a z wody w końcu wyszedł Ivan i Amadea, byli kompletnie zaskoczeni całą sytuacją, ale również pogratulowali świeżo upieczonej parze.
Gdy wszystko się uspokoiło Selina podeszła nieśmiało do pani kapitan i opowiedziała o swoich przypuszczeniach na temat wyspy pochłoniętej przez ocean przed laty, a także zaproponowała, by Ivan i Amadea popłynęli to zbadać, aby na próżno się nie trudzić.

- Myślę, że to całkiem dobry pomysł i gratuluję ci, że w końcu sobie poradziłaś z tą starą mapą.
- Nie ma o czym mówić…
- To słyszałaś Amadea, chyba sobie dziś popływamy za wszystkie czasy – stwierdził elf.
- Na pewno dacie radę? – spytała Xen, syrenka jak syrenka, ale Ivan nie oddychał pod wodą, miał jedynie pojemne płuca.
- Z taką kobietą nic mi nie będzie – puścił syrence oczko – Postaramy się wrócić jak najszybciej.

Selina podała im rzekome położenie wyspy i po chwili oboje wskoczyli do wody. Alisena zaś wydawała się nieco niespokojna i posłała za nimi Koko, jak się zmęczy, to podryfuje chwilę na tafli wody, o to się nie martwiła, ale gdyby coś się stało, to ktoś musi wrócić i przekazać informację.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Świat spowolnił dla umarłej, zupełnie jakby wszechobecna radość była tak potężna, że zakrzywiła przepływ czasu. Radość załogi była czymś pięknym. Byli niczym jedna, wielka, bardzo różnorodna rodzina, teraz to widziała najmocniej. W porównaniu do czasu, kiedy żyła z czarodziejami, nie tylko było tłoczniej i weselej, ale i bardziej chaotycznie. Każdy dzień był zupełnie inny i ta myśl napełniła serce topielki determinacją.

“Zapowiada się bardzo, ale to bardzo ciekawy okres mojego nieżycia. Aż szkoda, że wszyscy nie są tak długowieczni, jak ja. No, ale cóż, nacieszę się tym, co będzie. A co będzie później, to będę się martwić gdy pochowam ostatniego członka załogi.”

        Czemu o tym myślała? Przecież już od dłuższego czasu służyła na tym statku. W miesiącach można liczyć jej obecność tutaj. W końcu czymże są miesiące dla tysiącletniej istoty? Taka cicha konwersacja dalej tłoczyła się po jej głowie. Aż całkiem zapomniała o pobłogosławieniu związku czarnoskórego i wielorękiej. Nie, żeby miała jakiekolwiek uprawnienia lub doświadczenie, by to czynić, ale byłby to miły akcent, dopełniający nowo zapieczętowany związek Sergieja i Xenji.

        Zamiast tego, z uśmiechem, wciąż z nietypowych szatach kapłanki, dołączyła się do oklasków i wiwatowania w wykonaniu niemal całej załogi. W końcu jednak oklaski ucichły, a znaczna większość osób wróciła do swoich zajęć.

- Niesamowite prawda? - Rzekła znienacka do Xenji, aby przerwać chwilową ciszę. - Nigdy nie myślałam, że on cię kocha. Po prostu drżę ze zaskoczenia, pani kapitan! - Słychać było, że żarty trzymają się Krakenii, która po tych słowach, po raz kolejny - z pomocą szeptu i określonych ruchów dłoni - powróciła do swojej standardowej iluzji, jaką jest ubranie pokojówki założone na jej w-praktyce-martwe ciało.

        Chwilę później, zgodnie z tym, czego domyślała się żywa truposzka, przybyła jej ulubiona towarzyszka rozmów, z wieścią o sukcesie na ustach.

- Zuch dziewczyna z ciebie, Selina, mówiłam ci to kiedyś? - Gdy tylko mogła, rozczochrała włosy lodowej elfki swoją dłonią w ramach przyjaznego gestu. Lodowa elfka przyjęła ten gest z uśmiechem na ustach, pozwalając swojej głowie na otarcie się o rękę nieumarłej. Co jak co, ale pochwały od Krakenii zawsze były dla niej ważne, w końcu tak stara istota, jak ona nie rzucała pochwał na wiatr. Poza tym cieplej było w sercu elfki za każdym razem, gdy coś takiego miało miejsce.

        Po tym momencie Krakenia pozwoliła, aby przemieniona dokończyła rozmowę z lodową elfką, co zaowocowało w wysłaniu Ivana i Amadei w głębiny morskie, coby później zdali raport z tego, co znaleźli na wskazanym przez mapę miejscu.

- Wygląda na to, że z każdą chwilą zbliżamy się do naszego celu podróży. - Rzekła, mówiąc coś dosyć oczywistego. - Xenjo, nie sądzisz, że byłby to rozsądny czas, by postawić załogę w stan gotowości? Jeśli nie w celu przygotowania się na niespodziewane okoliczności, to chociaż w celu rozruszania załogi w rytm twych rozkazów, co by sprawnie wszystko szło, gdy przyjdzie co do czego.

        Niemal natychmiast po tych słowach, była ludzka kobieta postawiła pierwsze kroki przed siebie, oddalając się od Xenji, a także od nadal stojącej nieopodal Seliny. Wciąż idąc, odwróciła się w tył, by przekazać swoje zamiary.

- Jeśli nie masz nic przeciwko, przejdę się po całym statku, upewnię się, że wszyscy są zdatni do służby. A jak ktoś nie będzie, to postaram się, by jak najszybciej to się zmieniło.

        Po czym ruszłya dalej przed siebie. Lecz nim znikła z oczu pani kapitan, zatrzymała się nagle, po czym dodała do swojej ostatniej wypowiedzi.

- A, bym zapomniała cię poinformować, droga Xenjo, dzisiaj znów przypada, jak to Asteria określa ten czas, “Dzień Gadającej za dużo Ciotki”. Postaram się tym razem, by nie zanudzić ich tak jak ostatnio - Uśmiechnęła się niemal złowieszczo, przypominając sobie o tym, jak to zagalopowała się do tego stopnia w opowiadaniu o zastosowaniach magicznych run, że bliźniaczki waliły pięściami w drzwi, błagając o to, by je wypuścić. Oczywiście nie zrobiła tego, dopóki nie wyczerpała tematu. Co jak co, ale nauka była bardzo, ale to bardzo ważna, nawet jeśli córki Xenji tego nie wiedziały. - Selina, będziesz tak dobra i przyjdziesz do mojej kajuty za jakiś czas? Będziesz mi potrzebna jako pomoc w nauce najmłodszych członków załogi, za co oczywiście będę ci dozgonnie wdzięczna. Ale, jak nie przyjdziesz, to się nie obrażę, więc jeśli nie chcesz brać w tym udziału, to nie ma problemu.

        Selina była oczywiście zaskoczona tymi słowami. Krakenia wyznawała starodawny, dosyć rygorystyczny styl nauczania, który objawiał się tym, że zamykała się wraz z dziewczynami w swojej kajucie, gdzie wciskała im wiedzę do głów, dopóki te jeszcze pozostawały przy zdrowych zmysłach. Nigdy wcześniej nie prosiła nikogo o pomoc w edukacji, nic więc dziwnego, że elfka milczała, nie określając swojej decyzji przed nieumarłą, która to obecne poszła wypełnić swoje wcześniejsze słowa.

        Panna Cthulhu najpierw przeszła się po pokładzie. Ivan i Amadea byli oczywiście na zwiadach, więc ich już nie liczyła. Szybkie spojrzenie w stronę Olimpii i Eligi, połączone z delikatnym skinieniem głowy wystarczyło, by Maie i Niedźwiedziołaczka zrozumiały, za czym rozgląda się nieumarła, dlatego też, by zaprezentować swoją gotowość, także pokiwały głową, dając znak, że w razie czego są gotowe na rozkazy od Xenji.

        Smokołaczka i Fellarianka gdzieś nad statkiem szybowały. Ciężko było ocenić, co robią, ale chyba ścigały się nawzajem, rywalizując o tytuł najlepszej uskrzydlonej istoty na Błękitnym Księżycu.

“Cóż, przynajmniej są gotowe na ewentualną akcję. Aczkolwiek sił to mogłyby pooszczędzać.”

        Eneasza widziała wcześniej, podszedł w końcu wraz z Sergiejem do pani kapitan, gdy doszło do “zaślubin”, nie musiała więc go sprawdzać. Z Seliną jeszcze przed chwilą rozmawiała, więc ją także skreśliła z listy, którą sobie wyobrażała. Po chwili jednak musiała aż odezwać się na głos, aby uporządkować sobie, kogo sprawdziła, a kogo nie.

- To oznacza, że została Róża, Serpens, Ardalion, Nikodemia, Edmund, Zahariel, bliźniaczki pani Kapitan, Rita i Eneasz. Hmm. Czyli jeszcze kawałek pokładu przejrzę, bo reszta pewnie pod pokładem buszuje, albo w kajutach odpoczywają.

        Zgodnie ze swoimi słowami, przebyła jeszcze kilkadziesiąt kroków na świeżym powietrzu. Wampir stał na dziobie statku, wpatrywał się w ocean.

- Edmundzie. - Rzekła powitalnie. Nie widziała go wcześniej, nie licząc jednej chwili, kiedy wszyscy klaskali w imię miłości, wtedy to przez moment widziała go, gdy klaskał powoli, ale z uśmiechem. - Nie głodujesz?

- Kochanek naszej Pani Kapitan zdołał mnie nakarmić. To znaczy, zanim doszło do jego wyzniania. Ale teraz coś czuję, że umowa między mną a nim tak jakby straciła na ważności. - Rzekł niechętnie. Nie za bardzo miał ochotę na rozmowę z niesmaczną Krakenią. Niesmaczną, bo to zawsze wpadało mu do głowy, gdy myślał o nieumarłej, przez co nie pałał do niej sympatią.

- Wiem, dlatego spytałam. - Powiedziała, dołączając do niego. Wpatrywanie się w ocean było uspokajające. - Jakby co bądź gotowy. Syrena i morski elf już popłynęli przodem, a to oznacza, że wkrótce będziemy na miejscu. Nie wiem, czy będziemy wszyscy schodzić ze statku, ale nigdy nie zaszkodzi być przygotowanym.

- Nie będę się z tym sprzeczał. - Powiedział, po czym dodał znienacka kolejne słowa do swej wypowiedzi. - Czemu tu nadal stoisz?

- W razie czego, mogę popytać kogoś z załogi o bycie twoim źródłem pożywienia. - Powiedzała wprost, wyznając swoją chęć pomocy skierowaną w stronę wampira.

- Sam dam sobie radę.

- A nawet jeśli nie, to jestem pewna, że dałabym radę…

- Podziękuje.

        Nie dał jej dokończyć, co było jasnym znakiem, że nie życzy sobie jej dalszej obecności w jego otoczeniu. Krakenia skinęła głową, po czym ruszyła pod pokład, gdzie miała nadzieję odnaleźć pozostałą część załogi. Nim zniknęła w czeluściach statku, ujrzała Ardaliona wspinającego się na bocianie gniazdo, dzięki czemu miała jedną osobę mniej do sprawdzenia.

        Róża i Serpens byli odpowiednio w swoich łóżkach, spali, a wokół nich wciąż roztaczały się opary alkoholu.

- Jestem w stosunku do nich stanowczo za miła. - Rzekła jakiś czas po tym, gdy użyła magii przestrzenii, by przeteleportować resztki alkoholowego zapachu w siną dal. Skorzystała też z magii życia, by nieco usprawnić proces odtruwania u wróżki i mrocznego elfa. Nie pierwszy raz dbała o nich w ten sposób. Nie miała jednak serca, by Xenji mówić o tym, że trzyma dwóch alkoholików na pokładzie, dlatego też milczała, albo mówiła nieprawdę na ten temat, w międzyczasie dbając o to, by pani kapitan nigdy nie miała okazji osobiście zobaczyć, do jakiego stanu doprowadzają się niektórzy członkowie jej załogi.

        Przechodząc po wnętrzu statku, dotarła do kajuty Nikodemii. Nie spodziewając się niczego, otworzyła drzwi do kajuty. Tam zastała Nikodemie, która bez ubrań przyglądała się swojej urodzie w lustrze stworzonym z prostej magii. Wyglądała na zmartwioną czymś, przynajmniej do czasu, aż sobie uświadomiła, że nie zamknęłą drzwi, co zaoowocowało w Krakenii, która jak nigdy nic wbijała w nią wzrok.

- AAAAA! Wyjdź, wyjdź! - Wypiskała z siebie księżniczka, która momentalnie odwróćiła się plecami. - Jestem zajęta!

- Właśnie widzę. - Krakenia aż zachichotała, ale nie trwało to długo. Weszła do środka niewielkiej kajuty, zamykając za sobą drzwi. Wzrok, którym czarodziejka patrzyła na swoje ciało, był bardzo znajomy. W czasach, gdy Krakenia nadal uczyła się zawodu pokojówki, inne dziewczyny, które także czerpały nauki, nieraz patrzyły tak na siebie, gdy nie były pewne swej urody. - Kto?

- …Wyjdziesz?

- Nikodemio, proszę o odpowiedź. Nie pozwolę, by załoga, której jestem częścią, doprowadzała do takich sytuacji.

- Krakenio… Ja… nie myśl o tym. Już rozmiawiałam o tym z Ardalionem. Po prostu musiałam się czegoś upewnić.

- Dobrze, aczkolwiek następnym razem, zamiast w samotności zastanawiać się nad czymś, przyjdź do mnie, dobrze? Albo do kogokolwiek z załogi, kto będzie w stanie cię wesprzeć, dobrze?

- Wiem, wiem… Wyjdziesz już? - Pisknęła po raz kolejny. Co jak co, ale czuła się niezwykle niezręcznie, kiedy na jej ciało patrzył umarlak.

- Już idę, spokojnie. Po prostu podziwiałam piękne widoki. - Rzuciła w stronę Nikodemii, żeby dodatkowo wzmocnić jej samoocenę. Po tych słowach natychmiast ewakuowała się z jej kajuty, oddając jej resztki prywatności.

        Chwilę później, spotkała Zahariela i Eneasza, idących obok siebie w stronę wyjścia na pokład. Widziała po nich, że nic ich nie rozprasza, ale nie mogła oprzeć się okazji, aby nastraszyć Eneasza.

- Czas kąpieli! - Krzyknęłą w stronę Eneasza, jednak za tymi słowami nie kryły się żadne czyny. Mimo tego lisołak podskoczył niczym dźgnięty mieczem w zad, po czym chwycił upadłego za ramiona, ustawiając go tak, że był niczym tarcza przeciwko potencjalnym strumieniom wody, które miałyby nadejść ze strony Krakenii.

        Krakenia natychmiast ruszyła dalej, chcąc uniknąć potencjalnej sprzeczki, jaką mogło wywołać wykorzystanie upadłego w roli mięsnej tarczy. Nie zaszła jednak daleko, bo tuż za rogiem zauważyła, że śladem mężczyzn podążają bliźniaczki, każda tak wpatrzona w swój obiekt westchnień, że nawet nie zauważyły tego, co się stało, ani nie zarejestrowały, że Krakenia stoi nad nimi.

- Dobra, starczy tego dobrego. - Złapała obie dziewczyny, każdą na inny sposób. Aristę, jako tą grzeczniejszą, chwyciła za rękę, delikatnie i grzecznie. Zaś drugą, tą słynącą z rozrabiania, chwyciła za jeden z rogów na głowie, tak, że nie było sposobu, aby wyrwała się z uścisku, w wyniku czego, gdzie Krakenia pójdzie, tam i Asteria zostanie zaciągnięta. - Planowanie potomstwa może poczekać, teraz czas na waszą naukę w wykonaniu waszej ulubionej cioci!

        Bliźniaczki oczywiście mogły prostestować, ba, nawet czynny opór mogły stawiać, ale nie miały na to szans. Jeśli nie fizycznie, to i magią mogłaby zaciągnąć żądne romansu bliźniaczki do swojej kajuty. Po drodze, gdy mijali pokładowy składzik jedzenia, dotarł do nich hałas. Zatrzymali się tuż przy drzwiach, które po chwili się otworzyły. Ze środka wyszła uśmiechnięta rita, której policzki wciąż były pełne ciastek, które zakupili podczas ostatniego postoju. Kotołaczka niemal się zadławiła, gdy tylko zobaczyła, że tuż obok stoi Krakenia.

- … - Przełknęła najszybciej jak mogła wszystko, co miała w ustach. - Em… Sprawdzałam, czy nie mamy żadnych szczurów w zapasach…

        Nie usprawiedliwiała się dalej, bo wyrok najwyraźniej już zapadł. Jedną inkantację później, Krakenia wciąż szła w stronę swej kajuty, trzymając bliźniaczki w swoich dłoniach. Tymczasem Rita, za swoje podjadanie, została przeteleportowana wprost do kajuty Krakenii, gdzie czeka ją co najmniej słuchanie tego, czego będą uczyły się bliźniaczki. Chyba że nieumarła wpadnie na bardziej adekwatną karę.

        Kilka chwil później, w ciasnej, ale własnej kajucie Krakenii, na podłodze siedziała całą czwórka. Rita, Arista i Asteria siedziały obok siebie, a naprzeciwko nich Krakenia, która szukała w swojej głowie dobrego tematu do nauczania. Drzwi oczywiście były zamknięte i to z pomocą prostej, ale skutecznej magii. Selina jeszcze nie przyszła, o ile w ogóle chciała przyjść, ale jeszcze był czas, nim lekcja się zacznie. Lekcja i możliwa dodatkowa kara dla łakomej kotołaczki.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Xenja i Sergiej nie byli źli o brak błogosławieństwa, pewnie i tak by nie miało istotnej wagi, bo Krakenia nie miała żadnych uprawnień z zakresu udzielania małżeństw. Jednak czarnoskóremu i elfce już co innego było w głowie. Pierwszy raz się pocałowali. Sergiej tak długo o tym marzył, a pani kapitan, cóż, od czasów, gdy porzucił ją tamten elf, bała się trochę nowego związku, ale teraz czuła po prostu motyle w brzuchu i była szczęśliwa, jej życie było cudowne. Wprawdzie początek nie był najlepszy, ale teraz, wspaniały mężczyzna, wspaniałe córki, cudowna załoga.
Miło było przytulić się do Sergieja, czule obejmował przemienioną, była dla niego wszystkim, a teraz gdy wreszcie udało mu się ją zdobyć, obiecał sobie być dla niej najlepszy na świecie.

- Oj Krakenio – zaśmiała się długoucha – Czy naprawdę cały czas o tym wiedziałaś? Jak ja mogłam tego nie zauważyć…
- Tak to często bywa Xenjo – uśmiechnął się czarnoskóry.

Wtem dotarła do nich też Selina z wiadomością o rozszyfrowaniu mapy, sprawy potoczyły się błyskawicznie, Ivan i Amadea ruszyli na zwiady jako najbardziej morskie istoty na tym statku. Lodowa elfka zaś zamilkła z rumieńcem na twarzy, oj, jaka w środku była zadowolona z tego, co powiedziała zjawa, aż nawet z trudem wycedziła zwykłe „dziękuję”.

- Myślę, że masz rację – Xen zwróciła się do nieumarłej – Dziękuję, że się tym zajmiesz, ja muszę się zająć pewną inną sprawą niecierpiącą zwłoki – uśmiechnęła się podejrzanie wesoło i złapała swojego świeżo upieczonego partnera, po czym ruszyła z nim w stronę kajuty – Jakby był z nimi jakiś problem, to wołaj! – zawołała w stronę odchodzącej już zjawy pani kapitan.

Tymczasem nieumarła zaczęła swój obchód. Nim jednak na dobre go rozpoczęła zwróciła się jeszcze ku Selinie, która próbowała ukryć swój uśmiech od ucha do ucha. Jednak słowa ciemnowłosej dosłownie ją zatkały, nie wiedziała co odpowiedzieć, że też taki zaszczyt ją kopnął. Z jednej strony się nieco obawiała, ale z drugiej… Była prawie pewna, że przyjdzie, musiała się nieco przygotować tylko najpierw i przede wszystkim, ochłonąć z emocji, których dziś było jak nigdy niesłychanie dużo. Poszła więc do swojej kajuty pod pokładem.
Olimpia i Eligia właśnie prowadziły rozmowę na temat zachowania niektórych mężczyzn na pokładzie, głównie to tyczyło się partnera Eli, który leżał pijany, a jak się obudzi, będzie pewnie niezdatny do niczego z powodu kaca mordercy. Mimo to one były gotowe, by w każdej chwili zakończyć pogaduchy i rozpocząć abordaż.

- W ogóle muszę się czymś pochwalić – zaczęła maie – Zrobiłam nam bandery odpowiadające tym ze statków handlowych, chcesz ocenić, nim zaniosę je do pani kapitan?
- Zrobiłaś? Sama? No pewnie! – zachwyciła się Olimpia.

Obie dziewczyny zeszły na dół. I chwilowa gotowość właśnie zniknęła. Deźka i Alis były w odrobinkę lepszej sytuacji, bo znajdowały się nad pokładem, a nawet nad statkiem i pędziły, z trudem łapiąc zakręty między żaglami. Widziały wszystko wokół, ale w praktyce to były okropnie skupione na wyścigu. Od czasu do czasu na pokład spadło drobne czerwone piórko ze skrzydeł fellarianki. W końcu jednak zmęczone kobiety usiadły na maszcie i rozpoczęły swe przekomarzania, odnośnie do tego, która jest szybsza, choć różnica między nimi wynosiła zaledwie kilka sekund.

- Gdybym się przemieniła w smoka, to byś mojego ogona nawet nie dogoniła!
- Ale wtedy to by było niesprawiedliwe, więc nie gdybaj nawet! Nie każdy może się zmieniać w wieką jaszczurkę!
- Jaszczurkę?! Nie zapomnę ci tego… ty, ty… ty… - Dezyderia nie była pewna, jak może obraźliwie nazwać przyjaciółkę, więc ostatecznie dała spokój.

W tym samym czasie Edmund, stojąc przy burcie, wpatrywał się w falującą wodę i odbijający się w niej księżyc. Martwił się wieloma rzeczami, marzył, myślał i wtedy przyszła panna Cthulhu. Westchnął w myślach, czasem lubił samotność, a ona mu właśnie popsuła jego chwilową ostoję. Na dodatek musiała go wymęczyć pytaniami, odetchnął z ulgą, gdy udało mu się spławić zjawę. W końcu mógł pobyć sam na sam z szumem oceanu, który przynosił mu odległe wspomnienia, tak jak fala wyrzuca na brzeg kolorowe muszelki, tak i on uśmiechnął się gdy w jego głowie pojawiły się obrazy z przeszłości, wesołe obrazy.
Ardalion zaś zrobiwszy wszystko, co trzeba, wspiął się na bocianie gniazdo i wygodnicko w nim wyłożył.

- Hej dziewczyny! – zawołał smokołaczkę i fellariankę – gracie w kości?
- Pewnie! – odpowiedziały chórem i przyleciały do panterołaka, jakimś cudem upchali się w trójkę na bocianim gnieździe, dobrze, że dziewczyny były szczupłe, bo inaczej brakłoby miejsca do grania.

Tak więc na pokładzie chwilowo trwała sielanka i pseudogotowość, ale nie u wszystkich, wróżka i mroczny elf spali jak zabici po wcześniejszym chlaniu. Po rzuceniu zaklęcia przez Krakenię, wróżka obróciła się na drugi bok z uśmiechem, jakby właśnie odczuła, że jest jej lepiej. Serpens natomiast nadal leżał z rozdziawionymi ustami i jedyne co się zmieniło to to, że przestał chrapać.
Nikodemia również była w kajucie, ale nie spała, tylko spoglądała na swoje ciało z niesmakiem. Prawie podskoczyła, gdy tylko ujrzała nieumarłą. Nie dość, że była kompletnie zawstydzona, to jeszcze musiała przeprowadzić z nią dialog, nim ta w końcu wyszła. Gdy to zrobiła, czarodziejka opadła na swój hamak z ulgą. Po chwili jednak wstała i ponownie podeszła do lustra.

- A może jednak nigdy nie powinnam była uciekać z pałacu… - szepnęła do siebie, czuła się jak kompletnie absurdalne zjawisko na tym statku, którego prawie nikt nie chce zaakceptować. Dobrze, że choć Ardalion był, on zawsze podnosił ją na duchu – A może potem będzie lepiej… - dodała cicho i zaczęła się ubierać – Hmm, ciekawe co by było, jakbym kiedyś spotkała na morzu swych rodziców… Ale by mieli miny – zachichotała, już było jej trochę lepiej, jakoś musiała odgonić od siebie te złe myśli.

Na korytarzu było spokojnie, dopóki zjawa nie postanowiła bezczelnie nastraszyć biednego lisołaka. Zahariel, gdy tylko został użyty jako żywa tarcza antykąpielowa, mruknął coś pod nosem i oderwał łapy Eneasza ze swoich ramion.

- Stary… Jesteś piratem, jak możesz bać się kąpieli? – spytał upadły, przewracając oczami.
- Nie wiesz, jakie to nieprzyjemne mieć mokre futro! - krzyknął oburzony i posłał gosposi pokładowej taką minę, by wiedziała, iż jest ewidentnie obrażony. Choć pewnie szybko o tym zapomni, aż do kolejnego takiego numeru.

Na nieszczęście bliźniaczek szpiegujących swych, w ich mniemaniu, przyszłych mężów, wpadły na Krakenie. Przypomniało im to, że nadszedł kolejny z tych strasznych dni, gdy muszą się uczyć, zamiast cieszyć psotami na statku.
Pochwycona Arista westchnęła, akceptując swój los, natomiast Asteria wkurzona złapaniem za róg próbowała się jak najszybciej wyrwać, aż do czasu, gdy weszły do kajuty Krakenii. Darła się przy tym niemiłosiernie i przeklinała to, że zmuszają je do nauki takich nieprzydatnych bzdur.
Gdy się w końcu uspokoiła, nadal była oburzona z wypiekami na policzkach, powstałych ze złości. Pokazała zjawie język i odwróciła się na bok, zadzierając głowę do góry. Nawet nie zwróciła uwagi, że dziś dołączy do nich także biedna Rita. Arista zaś uśmiechnęła się do kotołaczki, miło było dzielić te katorgi z kimś jeszcze.

- Uhh, musimy poczekać jeszcze trochę na tego dzieciaka, a wtedy będzie spokój przezconajmniej pierwsze sześć lat… - burknęła szeptem Asteria.
- Jakiego dzieciaka? – spytały również szeptem pozostałe dziewczyny.
- Nie rozumiecie? Mama jest teraz z Sergiejem więc… Prawdopodobnie za jakiś czas będziemy mieć braciszka albo siostrzyczkę.
- … Myślisz? – spytała zaskoczona Rita.
- Jestem pewna, byle pilnować by się nie rozeszli…

Arista wycofała się z rozmowy na chwilę i pogrążyła w myślach, cudownie byłoby mieć młodszą siostrzyczkę, aż się rozmarzyła. Co prawda razem z Asterią były bliźniaczkami, ale czasem miała wrażenie, jakby jej siostra była starsza. Możliwe, że to przez jej… niezbyt grzeczne zachowanie.

- Amadea! – zawołał Ivan, właśnie wynurzył się, by zaczerpnąć powietrza.
- Tak? – syrena również wypłynęła.
- Chyba coś widziałem… Tam na dnie, jakieś światło…
- Płyniemy, pociągnę cię nieco.

Zanurkowali, naturianka trzymała elfa za rękę, by przyśpieszyć czas dotarcia do dziwnego źródła światła. Im bardziej w głąb płynęli, tym wszystko stawało się coraz bardziej wyraźne. Na dnie znajdowała się lśniąca, półprzeźroczysta kopuła. Ivan postawił swoje stopy na piachu i odważnie dotknął magicznej bariery. Mógł przez nią przejść, a w środku było powietrze. Odetchnął z ulgą. Jednakże nie znajdowało się tu kompletnie nic, oprócz czegoś, co przypominało bardzo ozdobne wejście do piwnicy, nie było drzwi, jedynie schody w dół.

- Wchodzimy czy zawiadamiamy resztę Amadea?

Syrena trzymała się przed barierą, była nieco niepewna, słyszała doskonale Ivana i myślała przez chwilę, a gdy już miała dać odpowiedź… Zobaczyła jedynie, jak biedny długouchy jest wciągany w głąb dziwnych schodów.

- IVAN! – krzyknęła, chciała go ratować, ale co z resztą, co z Ivanem, ale jeśli jej się coś stanie… nigdy ich nie znajdą! – Płynę po Xenję, ona będzie wiedziała, co trzeba zrobić… - zamachnęła się z całych sił w swym rybim ogonie, musiała wypłynąć ponad taflę wody, sprawdzić otoczenie – Koko! – zawołała widząc czerwone ptaszysko Aliseny, które zmęczone usiadło jej na ramieniu – jak dobrze, że jesteś, wskaż mi drogę na statek – syrenka była całkiem roztrzęsiona, mogłaby nie znaleźć Błękitnego Księżyca w tym stanie, a może nawet jeszcze bardziej by się oddaliła? W każdym razie dziękowała w myślach temu, kto wysłał ptaka na zwiady.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

- Moja kajuta jest na tyle mała, a moje zmysły na tyle ostre, że słyszę wasze szepty, panienki. - Rzuciła znienacka Krakenia w stronę swoich rozmówczyń, to znaczy bliźniaczek i kotołaczki. - Szczerze, to dzięki wam mam pomysł dotyczący tego, o czym będziemy rozmawiać! - Powiedziała, lecz nim kontynuowała, postanowiła odwołać pewne zaklęcie.

- Oczy Maga, odsyłam was, wasze usługi nie są mi już potrzebne. - Te słowa, wraz z kilkoma ruchami rąk sprawiły, że wcześniej niewidoczne gałki oczne ujawniły się dziewczynom tylko po to, by obrócić się w niebyt niemal natychmiast po tym.

- Dobrze, skoro to mam z głowy, to pozwólcie, że opowiem wam o historii stosowania stosunków cielesnych w rytuałach. Nawet nie wiecie, jak wiele ksiąg zahaczało o ten temat. Jestem pewien, że spodoba wam się, szczególnie że to tego typu rzeczy krążą po waszych głowach ostatnimi czasy. Będzie szczególnie interesująco, gdy przejdziemy przez pierwsze dwa tysiące lat istnienia tego fenomenu! - Radośnie stwierdziła, z iskierkami w zamglonych, martwych oczach. Widać było, że jej gadanie ukradnie z życia trójki dziewczyn wiele, wiele godzin.

- ... Sama uważam, że zbyt wielu magów obecnie jest w zbyt ekstremalnym nastawieniu w stosunku do tego typu rytuałów. Owszem, potrafią być one użyteczne czasami, ale nie zasługują na szczególną uwagę, ani też na potępianie, chyba że są używane jako element czysto religijny, wtedy bowiem wypacza się powód, dla którego odkryto i udokumentowano ten sposób wywoływania efektów magicznych. Zgadzacie się ze mną?

        Żywa istota przestałaby kontynuować swój naukowy monolog po dwóch godzinach, ale Krakenia zdołała przez cztery torturować trzy młode, mniej lub bardziej niewinne duszyczki. Oczywiście nie dawała im przespać ani sekundy - gdy tylko zauważyła, że komuś mrużą się oczy, przykładała ona swoją rękę do ich twarzy, a lodowaty chłód sprawiał, że zmęczenie, jak i chęć życia w tej sytuacji, odpływały w siną dal.

- No, dalej, zadawajcie pytania, albo jeszcze lepiej, opowiedzcie, co wam najbardziej się podobało. Dla mnie na przykład najlepszy był okres w dziejach, kiedy panowały dosyć ostre stereotypy dotyczące tego typu rytuałów. W końcu nie co dzień dana sztuka magiczna jest uznawana za czyste wcielenie zła, czyż nie?

        Nagle rozległo się walenie do drzwi, które za nic nie przypominało pukania. Krakenia natychmiast odblokowała zaklęte drzwi, które po otworzeniu ukazały zmartwioną twarz Seliny.

- Spokojnie moja droga, wybaczam ci, że przybyłaś tak późn… - Krakenia nie zdążyła nawet skończyć, gdyż lodowa elfka przerwała jej gwałtownie.

- Powróciła Amadea, jest przy dziobie. Sama! Coś porwało Ivana w miejscu, do którego płyniemy! - Czysty strach o członka załogi - o przyjaciela - płonął w oczach jednookiej.

        Krakenia nie czekała ani słowa dłużej. Bez słowa wybiegła z kajuty w stronę dziobu. Selina tymczasem zaczęła biegać po reszcie statku - najpierw udała się do Krakenii, teraz jednak zaczęła przekazywać te wieści, krzycząc donośnie w stronę każdej osoby, którą zauważy podczas biegu przez pokład. Oczywiste było, że każdy, kto mógł, pobiegł na dziób - By wysłuchać Syreny, a później także decyzji pani Kapitan, gdy tylko ta także się pojawi na miejscu.

“I to tyle, jeśli chodzi o czas bez problemów i niespodzianek.”
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Wszystkie trzy dziewczyny skrzywiły się, gdy zostały przyłapane na ich poufnych rozmowach. Szczególnie Asteria nie była zbytnio zadowolona, chciała pogadać, a krakenia musiała temat ich rozmowy wziąć po naukowemu. Odmienne podejście wykazywała zaś Arista, kompletnie zestresowana, jakby popełniła jakieś przestępstwo, Ritę to trochę bawiło, bladoskóra bliźniaczka była aż zbyt grzeczna jak na piratkę.

- Ari, nie stresuj się tak, mówi się trudno – Rita próbowała ją trochę uspokoić – Jak na kogoś, kto ma rogi, nie wypada, aż tak się przejmować – zachichotała kotołaczka.

Wtem przed dziewczynami pokazały się oczy. Asteria westchnęła jeszcze bardziej niż wcześniej i rzuciła gniewne spojrzenie zjawie. Nie podobały jej się te prześladowcze sztuczki, co to za maniery!?
Gdy tylko nieumarła przytoczyła temat o stosunkach cielesnych w rytuałach zarówno Rita, jak i Arista spaliły buraka, a Asteria tylko pokręciła oczami kompletnie niewzruszona.

- W rytuałach? Nuuuuudaaaaaa! – zawyła, sprowadzając na siebie zdziwione spojrzenia pozostałych – Słyszałam, że podczas nich jest bardzo krwawo i w ogóle… To raczej nie chodzi po naszych głowach, tylko coś bardziej… uczuciowego – mówiła odważnie, choć nawet u niej na policzkach zagościł delikatny rumieniec.
- Cicho, cicho! – pisnęła Arista zażenowana tym wszystkim.

Rita zaś nerwowo poprawiała fioletowe kosmyki i nic nie mówiła, zastanawiała się skąd Asteria wie o takich rzeczach.
Na nic się zdało to wszystko, bo Krakenia zaczęła gadać i nie mogła przestać, a podczas tego tak się wciągnęła, że nie słyszała nikogo i niczego. Dziewczyny ziewały i wzdychały zmęczone jak najgłośniej. Momentami same przysypiały na zmianę, jednak na to już im nie pozwolono i brutalnie budzono. Innym razem by nie umrzeć z nudów, Asteria przedrzeźniała ruchy i zachowanie zjawy. Później z tego wszystkiego się o coś pokłóciły więc było szarpanie kotołaczki za ogon i za rogi bliźniaczek i za włosy i co się dało. Po dłuższym czasie milczenia zdołały się pogodzić, a wykład trwał nadal.

- Mhmmm… - mruknęły jednocześnie, wypompowane z życia, nawet nie miały siły się cieszyć, że nareszcie nastał koniec.
- Mi się szczerze mówiąc, podobało najbardziej ostatnie zdanie – zachichotała Asteria, nawet nie wiedziała już, do czego się ono odnosiło, ale było ostatnie!
- To trochę za trudne… chyba to nie było dla mnie… - stwierdziła nieśmiało Arista.
- Em… Mnie to samo co tobie – powiedziała kotołaczka do zjawy, próbując również jakoś wybrnąć z sytuacji.

Wtem rozległo się pukanie, nie było to zwykłe pukanie, każde stuknięcie było absurdalnie fascynujące, po tych kilku godzinach nudy, dziewczyny omiotły wzrokiem każdy kącik kajuty i już nie miały czym zająć zmysłów, więc teraz wszystkie spojrzały na drzwi z zaintrygowaniem.

- Selina! – zawołały uradowane, jednakże elfka nie niosła dobrych wieści. Zniknięcie Ivana również kompletnie wytrąciło z równowagi dziewczynki i wybiegły na pokład dowiedzieć się absolutnie wszystkiego, co się da.

Lodowa elfka poinformowała wszystkich i wróciła do zbiegowiska na dziobie. Amadea ciężko dyszała, płynęła co sił w ogonie, teraz nawet nie zmieniła swej postaci na ludzką, na statek wciągnęły ją Dezyderia i Alisena. Po chwili z kajuty wybiegła pani kapitan, dość mocno rozczochrana, ciekawe co tam robiła… Tuż za nią Sergiej.

- Amadeo, co się stało? – spytała, podchodząc, wszyscy ustąpili jej miejsca i szeptali między sobą zaniepokojeni.
- Dopłynęliśmy tam i… tam na dnie były jakieś drzwi, schody w dół w magicznej bańce powietrza i Ivan tam wszedł… I zastanawiałam się, czy was zawiadomić, czy zejść z nim razem i nagle… widziałam jak… jak coś go wciągnęło! – mówiła szybko, z trudem łapiąc oddech.
- Spokojnie – przemieniona położyła dłoń na jej ramieniu – Znajdziemy go i uratujemy. Selina! – zawołała i razem z nią podeszła do steru, obierając kurs na ów nieszczęsne miejsce – Powiedz mi moja droga, czy znasz jakieś czary, byśmy mogli spokojnie dopłynąć tam? To było bardzo głęboko, a nie każdy z nas potrafi wstrzymać oddech tak długo.
- Hmm, naradzę się z Nikodemią i coś wymyślimy.
- Dobrze, dziękuję.

Gdy tylko spiczastoucha i pradawna się znalazły. Zaczęły rozważać jakich czarów użyć, czy może zrobić jakiś eliksir, by wszyscy mogli spokojnie dopłynąć na dno.

- Bańki z powietrzem? To by było najprostsze, czyż nie? – spytała Niko.
- Tak, to na pewno prostsze od stworzenia skrzeli, ale czegoś mi tu brakuje… Będziemy płynąć w nieskończoność z tymi małymi stópkami, może płetwy stworzyć?
- A jak potem stanąć na dnie i iść?
- Racja…
- Myślę, że nasze zwykłe umiejętności pływackie wystarczą, zwłaszcza że płyniemy w dół, potem już nie będziemy musieli się śpieszyć.
- O ile Ivan nie będzie potrzebował natychmiastowej pomocy na powierzchni.
- Ale Amadea mówiła o tych drzwiach, że były w takiej właśnie bańce powietrza więc…
- Może i tak, ale mimo wszystko trochę się obawiam czy to starczy…
- Nawet jeśli jest możliwe tymczasowe stworzenie płetw, to jesteśmy na środku oceanu, brakuje składników, a musiałoby być ich sporo, spójrz, ile nas jest, nawet nie licząc nasze syrenki. To jak uważasz Selina?
- Bańki?
- Bańki. – skinęła głową czarodziejka – A… Przez te bańki przenikałoby wszystko prócz wody?
- Tak… a co? – spytała zbita z tropu elfka.
- Umm… - pradawna spojrzała na swoje piękne loki.
- No nie mów, że martwisz się włosami… NIKO!
- Em…
- Nikodemia… Teraz najważniejsze jest uratowanie Ivana, a ty… Po co właściwie do nas dołączałaś, skoro tak się martwisz o włosy?! – krzyknęła zdenerwowana spiczastoucha.
- Masz rację, ja wiem, wybacz… To stare przyzwyczajenia… - poddała się Niko – Rozczesanie tej szopy będzie okropne i jeszcze będą całe z soli… Ehh, czego się nie robi dla przyjaciół – westchnęła w myślach.

Tymczasem z Amadeą cały czas siedziała Alisena i Dezyderia. Wspierały ją i przynosiły czego, potrzebowała, nadal przebywała w swej prawdziwej postaci.

- To ty przysłałaś Koko? – spytała nagle.
- Mhm – skinęła głową fellarianka, głaszcząc ptaszka siedzącego na jej ramieniu.
- Dzielny, nie wiem, co by było, gdy nie on, z tych nerwów mogłabym stracić orientację…
- Nie ma sprawy, jak widać, to ptaszysko się na coś przydało, widzisz Deźka?
- No dobra, może faktycznie dobrze, że przygarnęłaś tego pisklaka wtedy… - przewróciła oczami smokołaczka.

Towarzysz fellarianki w odpowiedzi zaświergotał przyjemnie dla ucha. Natomiast pozostali na pokładzie krążyli tu i ówdzie przygotowując i się zbierając broń, nie wiadomo, czego mieli się spodziewać.

- Boję się o niego Sergiej – powiedziała pani kapitan, stojąc przy sterze.
- Na pewno go znajdziemy i wszystko będzie dobrze – mężczyzna objął ją delikatnie w talii, dodając otuchy.

Po dłuższym i bardzo stresującym czasie w końcu znaleźli się w miejscu wskazanym na mapie, gdzie zniknął elf. Zrzucono kotwicę, a pani kapitan wyszła na dziób i wszystkich zwołała, przedstawiając plan wspólnie obmyślony przez Selinę i Niko.

- Amadea popłynie pierwsza, jako że zna drogę no i oczywiście… najlepiej pływa.
- Tak jest! – odzyskawszy już siły, naturianka wskoczyła do wody i czekała na resztę.
- Dziewczyny, wasza kolej.
- Aj, aj! – zakrzyknęły obie i stworzyły bańki powietrza masowo dla wszystkich oprócz Eligii, która jako maie bez trudu przybrała postać syreny, z białym ogonem i najszybciej dołączyła do prawdziwej syrenki.

Gdy czary zostały skończone, pierwsze wskoczyć miały Selina i Niko, by zaprezentować jego skuteczność, jednakże wyprzedziły je podekscytowane bliźniaczki i Rita.

- Wszystko działa! – zawołała kotołaczka wynurzając się spod wody.

Słysząc to, reszta zaczęła także wskakiwać, Nikodemia wpierw oczywiście związała włosy, wzdychając na tym, jak będzie źle je potem ułożyć. Dlatego wyprzedziła ją Selina. Eneasz i Ardalion wskoczyli do wody bez wahania, jak to faceci dopiero potem będą myśleć, jak niefajna jest mokra sierść. Zahariel i Alisena ukryli skrzydła, nie jest łatwo pływać z taką ilością mokrych, a zatem niezwykle ciężkich piór. Koko z odleciał przed skokiem z ramienia swej właścicielki i przycupnął na burcie. Wróżka natomiast nieco martwiła się o swoje skrzydła, ale ostatecznie wskoczyła razem z niemal całą resztą, nie było tak źle, jej ważkowe skrzydła nie chłonęły tak bardzo wody.

- Sergiej? Czemu nie skaczesz? – spytała przemieniona.
- Czekam na ciebie – uśmiechnął się ciemnoskóry.
- Każdy wie, że kapitan ostatni opuszcza statek, no już – lekko się uśmiechnęła i pogoniła Sergieja, który ostatecznie poddał się i skoczył, chwilę później dołączyła do niego niebieskoskóra.
- Selina, Niko, czy dacie radę w jakiś sposób zabezpieczyć statek?
- Ja to zrobię – powiedziała lodowa elfka i nałożyła iluzję na Błękitny Księżyc, zniknął on całkowicie, jednakże, aby potem go znaleźć, jedyną widzialną rzeczą pozostała kotwica i łańcuch do niej doczepiony.
- Cudownie – pochwaliła ją pani kapitan – A teraz wszyscy za Amadeą.

Cała ekipa ratunkowa płynęła co sił, bliźniaczki martwiły się o Ivana, ale… Asteria trochę mniej, dogoniła Zahariela, nie traciła okazji by z nim pogadać i może subtelnie poflirtować.

- Szybko pływasz – powiedziała z uznaniem – Czy za nim dołączyłeś do załogi, dużo pływałeś? – dopytywała, zerkając na jego nagą klatkę piersiową.
- Nie szczególnie – zbył ją krótką odpowiedzią.
- A czy…
- To tutaj! – zawołała Amadea, pokazując dziwne coś, przypominające dość ozdobne zejście do piwnicy otoczone pęcherzykiem powierza, który naturalnie nie miał prawa się tu znajdować – Tu zniknął Ivan, w sensie coś go wciągnęło.

Większość już dopływała, było ciemno, ale tuż przy starych, solidnych drzwiach o licznych zdobieniach rosły świecące roślinki, nie przypominały ani wodnych, ani lądowych. Xen podeszła i sprawdziła poprzez pchnięcie czy wejście jest otwarte, było. Przed nimi malowały się długie schody, tu również ów zielsko obrastało co się dało, niczym jakiś specyficzny mech.
Wszyscy szli powoli ostrożnie, przynajmniej nie musieli już płynąć i mogli poruszać się z normalną prędkością. Im głębiej schodzili, tym odczuwali większa wilgoć, wchodzili jakby do zalanej części. Schody się kończyły i zmieniały w prosty i szeroki korytarz. Na ścianach znów te świecące mchy, nie przeszkadzał im nadmiar, czy brak wody. Na kamiennych ścianach wykute były różne, tajemnicze płaskorzeźby. Poziom wody z każdym krokiem wzrastał, aż w końcu znów musieli płynąć. Przed nimi ukazały się uchylone i mocno zniszczone wrota. Wysokie na trzy osoby. Na szczęście zostały uchylone.
Gdy wypłynęli przez tunel, spostrzegli coś niesamowitego, całe miasto, częściowo zburzone, częściowo nie, było na nienaturalnym podwyższeniu jakby… Ta podwodna wyspa, której szukali. W niektórych miejscach znajdowały się miejsca ze stworzonymi bańkami powietrza, takimi, jakie mieli teraz na głowach, ale te były wielkie, nałożone na jakby losowe kawałki terenu w kompletnie różnych miejscach. Jedna z nich była nawet na niewielkim wodospadzie, podwodny wodospad, nieczęsty widok. W innych miejscach na gruzach były potężne, szklane kulę, w nich rosły rośliny typowo lądowe. Natomiast jedynym źródłem światła był ten fluorescencyjny mech, rosnący, na czym się dało.
Gdy zaczęli się bardziej przyglądać, spostrzegli również przemykające tu i ówdzie syreny. Jednakże to wyglądało jakby byli dopiero na obrzeżach czegoś większego. Nie wiedzieli czego się spodziewać, więc nie próbowali szczególnie rzucać się w oczy. Po drodze napotkali jedna z ów szklanych kul, była pęknięta i zniszczona, postanowili to sprawdzić. W środku były resztki roślin, które obumarły nieprzystosowane do podwodnego życia, ludzkie, typowo ludzkie chatki drewniane. Już zaczynały gnić. Amadea podpłynęła i zajrzała do środka, jakby woda zalała tych, co tu mieszkali w najbardziej niespodziewanym momencie. Wszystko zatrzymane w czasie.

- Amadea! – krzyknęła Eligia, zakryła usta po chwili wystraszona i wskazała palcem na dach chatki. Leżał na nim trup, jeszcze nie szkielet, wciąż było dobrze widać skórę, rysy twarzy. Mężczyzna, najwyraźniej chciał uciec, ale nie zdążył i utonął pozbawiony tlenu.
- Co to za miejsce… - rozglądała się pani kapitan.
- Wygląda to dość podejrzanie – zmrużyła oczy Alisena.
- Amadeo, jesteś syrenką, najlepiej znasz sekrety podwodnego świata, może… - zasugerowała Eligia, szukając odpowiedzi.
- Niestety, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Przenigdy.
- Chwileczkę… - mruknęła Asteria i wpłynęła do domku, po chwili wypłynęła, trzymając porwaną i dość mocno sfatygowaną piracką banderę — Piraci? Selina, Niko, Krakenia wy jesteście te super mądre, wiecie, o co chodzi?

Wtem Zahariela coś tknęło, odwrócił się gwałtownie. Miał dziwne wrażenie, że ktoś ich obserwuje, ale nikogo nie widział. Jednakże męczyły go złe przeczucia i z tego, co widział, nie tylko on się co jakiś czas oglądał do tyłu i na boki.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Wiedziała, że prędzej czy później nadejdą takie chwile, gdy ktoś będzie zagrożony. Gdy życie kogoś z załogi będzie pod znakiem zapytania. Była istotą długowieczną, a może i nawet taka, która dożyje do końca wszelkiego istnienia, więc to powinno być naturalne dla niej, że czas innych prędzej czy później nadchodzi. Wiedziała o tym aż za dobrze, a jednak, mimo tego, czuła kłucie w miejscu, gdzie kiedyś biło jej serce.

“Nie teraz. Nie jestem gotowa. Nie mogę… nie chce…”

        Przez umysł przelatywały jej wspomnienia - jedne ze starszych, z czasów, kiedy jeszcze służyła magom w wieży. Z początku była to po prostu praca, ale gdy była już martwa i uczyła się magii, czarodzieje byli jej rodziną. Jedyną rodziną, jaką wtedy miała. Nic więc dziwnego, że gdy ujrzała w swej głowie moment ich pochówku, zacisnęła trupie ręce całych sił.

“Nie chcę znów stracić kogokolwiek!”

        Była bliska wykrzyczenia tych słów. Nie chciała jednak zwracać na siebie uwagi, dlatego też szła w ciszy i skupieniu na dziób, na którym - po kilku chwilach, zjawiła się praktycznie cała załoga. W czasie, kiedy Krakenia w ciszy szykowała się na najgorsze, oni robili coś niewyobrażalnego. - byli w bojowych nastrojach, wierząc, że jeśli zrobią wszystko, co w ich mocy, to zdołają uratować morskiego elfa. Byli zmartwieni, jednak z jakiegoś powodu nie myśleli o tym, że może być za późno. Albo nie chcieli zaakceptować tego, że może być za późno.

        To było zadziwiające dla Krakenii, głównie dlatego, iż tego dnia był pierwszy raz, jak ujrzała załogę statku gotową uratować przyjaciela. I chociaż poznawała każdego z przez ostatnie kilka tygodni, to jednak nie spodziewała się, jak bardzo wszyscy zaangażują się w uratowanie ivana, zachowując przy tym względny spokój. Można powiedzieć, że udzieliło się to nieumarłej pokojówce, ta bowiem przestała martwić się o śmierć aż tak, zamiast tego zastanawiając się nad tym, co mogło porwać ich przyjaciela.

        Z początku chciała pomóc w przygotowaniach, jednak zauważyła, że nie jest to potrzebne - załoga ułożyła plan i wcieliła go w życie tak szybko, że po chwili praktycznie wszyscy byli już pod wodą, z głowami otoczonymi szczelnymi bańkami powietrza. Krakenia była bardzo dumna z umiejętności magicznych Seliny i Nikodemii - tak bardzo, że nawet nie kwestionowała tego, że sama dostała także bańkę powietrza, choć jej nie potrzebowała. Cóż, przynajmniej nie wyróżnia się z tłumu aż tak, a to mogło oznaczać różnicę między nie-życiem a śmiercią, w przypadku, gdyby coś faktycznie czyhało na nich w morskich głębinach.

        W czasie, kiedy inni mniej lub bardziej sprawnie płynęli w kierunku wskazanym przez syrenę, Krakenia ciągnęła się na samym końcu. Nie była mistrzynią pływania, jeśli chodzi o prędkość, głównie z tego względu, iż dopiero po przybyciu na okręt zaczęto ją z tą aktywnością zapoznawać. Obecnie więc bardziej tonęła, niż płynęła, ale to nie było dla niej problemem - bycie z tyłu pozwalało mieć wszystkich na oku, więc gdy tylko zobaczy, że ktoś, lub coś, próbuje porwać kolejnego członka załogi…

        Wpadła w tak głębokie zamyślenie, że dopiero lądowanie na dnie wybudziło ją. Przez to, że nie miała tak dobrej kontroli nad swym kierunkiem, gdy unosiła się w wodzie, musiała nadrobić to, iż wylądowała kilkadziesiąt kroków od oświetlonych drzwi. Miała przy okazje rozglądnąć się po mrocznych głębinach, lecz te, na razie, nie były interesujące, więc skupiła się na dołączeniu do grupy, co też zrobiła w ciszy, obserwując wszystko, co było podejrzane i wszystkich, na których jej zależało.

        Sam fakt bańki powietrza znajdującej się przy wejściu do tej budowli nie był podejrzany - sama miała niemal taką sam rodzaj magii dosłownie na swej głowie, więc pewnie, z odpowiednią ilością czasu, sami mogliby uzyskać taki długotrwały efekt. Nie ciągnęło jej także do świetlistego mchu - najprawdopodobniej roślina albo przystosowała się do magii, albo z pomocą tejże została stworzona, ale na tym jej fantastyczność się kończyła. To, co przyciągnęło jej wzrok mocniej, to płaskorzeźby umieszczone na ścianach korytarza, który musieli pokonać, jeśli chcieli iść naprzód. Miała nadzieję, że może są w tych ukryte jakieś runy, może cokolwiek interesującego, te jednak, po starannej obserwacji ze strony zjawy, okazały się po prostu ukształtowanym kamieniem, a to wcale a wcale nie pociągało nieumarłej.

        To, co znaleźli za potężnymi drzwiami, nie było zaskakujące tak, jak mogłoby być. Krakenia wyobrażała sobie, kim musiałaby być, by chcieć przechować całą wyspę, która najwyraźniej była miejscem, gdzie się żyło, a także sporo roślin i innych cudów natury, pod wodą. Może czarodziejem, który chciał uchronić dzieło pierwotnego stworzenia przed ludźmi? A może ktoś o nieco gorszych intencjach pragnął tego wszystkiego dla samego faktu posiadania, bądź co gorsza, w celu niepoprawnych - według przeciętnego kompasu moralnego - eksperymentów? Trzecia opcja była najmniej prawdopodobna, gdyż jak na gust tysiącletniej pokojówki, to tutejsza atmosfera wydawała się zbyt pozytywna, choć wszystko ociekało nutką tajemnicy. Było tyle pytań, a tak niewiele odpowiedzi.

        W końcu nastał moment, kiedy cała załoga dotarła do pękniętej szklanej kuli. Pojawiło się jeszcze więcej pytań, na dodatek co niektórzy zaczęli je kierować w stronę Seliny, Niko i Krakenii. Reakcja dwóch z nich wydawały się wyrozumiałe - Selina chwilę przeczesała swoje wspomnienia, wzruszyła jednak ramionami w akcie niewiedzy. Nikodemia stwierdziła, iż słyszała kiedyś o bajce, jakoby istniało podwodne królestwo, ale na umiejscowieniu pod wodą podobieństwa się kończyły. Nic dziwnego, że gdy dwa z trzech źródeł wiedzy zawiodły, niemal wszystkie oczy jednostajnie zaczęły kierować się w stronę pokojówki. Ta jednak była wpatrzona w szkielet na gnijącym, drewnianym dachu. Patrzyła, lecz myślami chodziła po przeszłości.

“Tak pewnie będzie wyglądać, jeśli spóźnimy się...”

        Jak na długowieczną istotę przystało, próbowała zachować należyty spokój, ale czuła, że jej emocje chciały rozsadzić jej czaszkę, chociaż nawet nie była z tą fizycznie związana. Zdążyła polubić go tak jak i resztę załogi. Ivana, to znaczy. I nie ważne, jak próbowała uspokoić samą siebie, po jej duszy wciąż krążyło to narastające pragnienie…

- Nie mam odpowiedzi, która was zadowoli, ale chyba wiem, jak do niej dotrzeć. Jakby nie patrzeć, nasz problem to brak informacji, przez co nie mamy obrazu tego, gdzie dokładnie się znajdujemy ani co stało się z Ivanem. Dlatego też zdobędę dla nas te informacje.

        Zaczęła mówić, a ton jej głosu, wsparty duchowym echem, wydawał się spokojny, a nawet niepokojąco spokojny, biorąc pod uwagę to, jak wyrwała się ze swojego pokoju po usłyszeniu, że Ivan znikł. Prawą rękę podniosła i wyprostowała, jakby wskazując coś w oddali. Każdy po kolei poprowadził wzrokiem w kierunku, który wskazywała - gdzieś tam znajdowała się syrena, na tyle daleko, że wyglądała dla nich niczym czarna kropka w oddali, przez co oni, będąc blisko dna, byli niemal na pewno dla niej niewidoczni.

        Szybko okazało się, że ten gest nie miał na celu wyłącznie wskazanie obcej naturianki. Po chwili Krakenia zaczęła kreślić bardzo konkretne kształty w kierunku pół-rybiej istoty. Wpierw coś, co przypominało żywą istotę, następnie koło dokołaniej. Po tym podwodnym “rysowaniu” ukształtowała rękę tak, jakby to niewidoczne, nakreślone koło chwyciła i zacisnęła na nim palce.

- Niech magia ugnie się pod moją potęgą i ukształtuje to, co mam przed oczami tak, jak tego żądam. Niech przestrzeń zatraci na sensie i pod wpływem moich słów przyniesie mi to, co pragnę uchwycić w swoją dłoń… Niech się stanie, sfera teleportacji!

Pierwsza sekunda.

        Szarpnęła prawą ręką do tyłu, jakby przyciągała tą wyobrażoną sferę w swoją stronę. Jak na zawołanie, w oddali, dookoła syreny rozbłysła bańka magii, która po chwili znikła, zostawiając po sobie dosłownie nic - w wodzie pojawił się pęcherzyk próżni który natychmiast implodował pod naporem otaczającej wody.

Druga sekunda.

        Tymczasem tuż przed krakenią stała się rzecz odwrotna - nieznana im syrena, z wyrazem przerażenia i zaskoczenia na twarzy, jak i również cała woda, która ją otaczała, zmaterializowały się. Obecna wcześniej w tym miejscu woda została wypchnięta, tworząc coś na kształt słabej fali uderzeniowej rozchodzącej się we wszystkie strony. Nieumarła z lekkim trudem oparła się tej sile, pozostając na swoim miejscu.

Trzecia sekunda.

        Przez moment była okazja obserwować podwodną piękność - delikatna, blada cera, bardzo prymitywne ubrania uplecione z wodorostów, długie i pofalowane włosy w kolorze bardzo ciemnego złota, a także zielone łuski, pasujące kolorem do oczu, które obecnie w panice próbowały zrozumieć, co się stało, rozglądając się po wszystkich obecnych dookoła.

Czwarta sekunda.

        To jednak nie trwało długo, Krakenia bowiem robiła się niecierpliwa, a przez to bardzo nietaktowna. Nim pół kobieta zdążyła uciec, lewa ręka Krakenii, która nie brała udziału w korzystaniu z magii magii, niespodziewanie wystrzeliła. Martwe palce zacisnęły się na szyi, po czym nieumarła cisnęła złapaną przez nią istotą o najbliższą skałę na dnie tak, by ta uderzyła o twardą powierzchnię górną częścią pleców.

Piąta sekunda.

        Włożyła w to nieco za dużo siły, musiała przyznać - nigdy wcześniej nie miała okazji wypróbować swojej siły w fizycznym zadawaniu się z kimkolwiek w taki sposób, i choć znała możliwości swojego ciała, to jednak nie wzięła w pełni pod uwagę tego, że ciało pod wodą jest o wiele lżejsze, niż w powietrzu. To jednak nie miało znaczenia, uzyskała bowiem pożadany efekt. Nieznana im syrena otworzyła usta, z trudem łapiąc oddech wskutek nagłego i bolesnego uderzenia, jak i również przez wciąż znajdujące się na jej szyi palce. Pewnie była silniejsza od umarłej, ale teraz, gdy brakowało jej tchu, nie mogła pozbyć się trupiego uścisku ze swojego ciała.

Szósta sekunda.

        Krakenia kiedyś, jeszcze za czasów, kiedy żyła i była dzieckiem, została zaczepiona przez chłopca, który chcąc zwrócić na siebie jej uwagę, uderzył ją nieco za mocno to samo miejsce - do dziś pamięta, jak ciężko jej było złapać oddech. Uśmiechnęła się aż, widząc, że zdołała powtórzyć to na istocie, którą chciała przesłuchać wszelkimi dostępnymi środkami. Nic nie mogło stać na przeszkodzie między nią a tymi, co byli dla niej jak rodzina i jeśli trzeba będzie, Krakenia wyssie do cna energię życiową z ciała, które przygniatała do skał, byle by tylko dowiedzieć się czegokolwiek, co pomoże odnaleźć, nie, ocalić Ivana. Mogła więc sobie pozwolić na zgaśnięcie jednego bądź kilku żyć w trakcie, tak długo, jak nie miała z tymi żadnej emocjonalnej więzi.

- Opowiesz mi wszystko, co wiesz o tym miejscu, a następnie powiesz mi, czy widziałaś gdzie zniknął morski elf, którego tu szukamy. I lepiej się pośpiesz. - Nim uzyskała jakąkolwiek odpowiedź, syrena, której groziła, poczuła rozprzestrzeniający się od jej szyi chłód. - Sama nie wiem, jak długo pozostaniesz przy życiu, jeśli nie udzielisz mi odpowiedzi.

        Selina nie wiedziała, na co patrzy. Patrzyła więc, jakby licząc, że to się zaraz wyjaśni. Że to tylko gra, która nie ma na celu czynić faktycznej szkody. Nikodemia była przerażona, nawet gdy opowiadano jej o bandytach, którzy ją mogli porwać dla okupu, kiedy jeszcze była księżniczką, nie wyobrażała sobie takiej bezwzględności. Inni mieli bardzo podobne odczucia. Najgorsze było jednak to, że to wszystko stało się tak szybko, że załoga Xenji zrozumiała, co się dzieje, dopiero gdy nieumarła zaczęła wysysać życie z syreny. Najgorsze było jednak to, że ta syrena była równie mocno zaskoczona a jeszcze bardziej przerażona, przez co, nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Fakt, że miała wrażenie, jakby jej gardło zamarzało żywcem, nie pomagał.

Krakenia wiedziała, że może to być “drastyczne”, może i nawet “złe”. Nie drążyła tego jednak zbyt długo. Zło, dobro, to były słowa, których znaczenie zależy od tego, gdzie, kiedy i kto jest. Jako ktoś, kto ma tysiąc lat na karku, rozumiała ten aspekt życia. Dlatego też, jeśli złem jest chęć ocalenia przyjaciela bez względu na cenę, to ona nie chciała już być dobra w oczach załogi.
Awatar użytkownika
Peter
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Peter »

        To był dwudziesty trzeci dzień spokojnego rejsu do Arrantalis. Nic nie zapowiadało opóźnień. Gniewny Trójząb wesoło podrygiwał na małych falach pchany pomyślnym wiatrem rozwinął 3/4 swojej maksymalnej prędkości. Bez pośpiechu, ale żwawo przesuwając się po prostej linii do docelowego portu.
        Peter miał trochę papierkowej roboty, więc udał się do swojej kajuty, żeby w ciszy i skupieniu podliczyć rachunki, aby potem dobrze rozliczyć się z odbiorcami. Do tego musiał doliczyć odpowiednią prowizję, odjąć koszty i dodać podatek celny. Jednym słowem: magia cyfr. Chyba najtrudniejsza i najbardziej znienawidzona we wszechświecie. Albo piękna i tajemnicza, tylko zniewolona przez ludzką chciwość? Jedno i drugie nie miało znaczenia, kiedy liczydło zaczęło się delikatnie przegrzewać od rozgorączkowanych palców przeliczających równanie według skomplikowanego wzoru. Peter nie był najlepszym matematykiem i od jakiegoś czasu rozglądał się za chętnym do pracy na morzu rachmistrza. To byłoby największe szczęście dla Trytona - zrzucić to fascynujące zajęcie na barki kogoś kogo to bawi.
        Stos papierów powoli topniał, kiedy kolejne, wypełnione dokumenty lądowały do teczki przeznaczonej dla celników. Druga część papierów, przeznaczonych dla Kompanii lądowała poukładana do skrzyni pełniącej funkcję sejfu na najważniejsze dokumenty oraz pieniędzy przeliczonych co do jednej monety. Peter właśnie kończył pracę, kiedy odezwało się pukanie do drzwi jego kajuty.
        - Kapitanie? - odezwał się zza drzwi znajomy głos bosmana.
        - Wejdź - odpowiedział tryton podnosząc stos papierów i wyrównując, stukając ich krańcem o blat stołu. To oznaczało koniec pracy na dziś.
        Drzwi od kajuty otwarły się tworząc mały przeciąg we wnętrzu. Na szczęście Peter już skończył prace i podmuch chłodnego wiatru nie wyrządził jego biurokratycznej pracy najmniejszej krzywdy.
        - Przyniosłem te dwa zaginione spisy, których szukaliśmy.
        - Świetnie - ucieszył się Peter - Połóż je i prz...
Nie zdążył dokończyć zdania, gdy nagle ogłuszający huk połączony ze zgrzytem i pękaniem desek oraz bardzo silnym szarpnięciem w stronę dziobu wywrócił do góry nogami prawie wszystkie meble w kajucie i przewrócił praktycznie każdego stojącego i siedzącego załoganta w tym nawet trytona, który niczego się nie spodziewając przewrócił się na podłogę w ślad z sunącym na upadającego na tyłek bosmana. Zewsząd było słychać przerażający jęk zapewne poważnie uszkodzonego okrętu i krzyki załogi pod pokładem i na pokładzie. Łajba kołysała się w górę i w dół jak spławik na fali.
         - Szlag by to! Kurza twarz! Co za diabelstwo? - klął raz po raz rozwścieczony bosman przewracając się na bok żeby podnieść się z podłogi. Tymczasem kapitan już nad nim przeskakiwał wybiegając z impetem ze swej kajuty. Na pokładzie panował szaleńczy chaos. Maszty nie były połamane, jedna z latarni spadła na deski pokładu i rozbijając się wylała łatwopalny olej, który natychmiast zajął się ogniem.
         - Brytan! Ugaś ogień. Wszyscy na stanowiska! Zwinąć żagle. Ster prosto - wydawał rozkazy w biegu na dziób okrętu.
Chociaż to niemożliwe obawiał się, że osiedli na mieliźnie. Ale to było niemożliwe! Nie w tym miejscu. Tu nie było mielizn, wiedział to, bo pływał tędy nie pierwszy raz, a tak jak sternik, któremu nie brakło doświadczenia na tych i innych wodach.
        Coś było nie tak, kiedy dobiegał do dziobu. Uszkodzeń spodziewałby się na dnie statku, a tymczasem fordek wyglądał jakby go ktoś przełamał na pół. Deski były połamane, wystawały z nich ostre jasne drzazgi. Fokstensztaksel łopotał na wietrze trzymając się tylko na jednej linie. Kliwer wisiał za burtą, bomkliwera w ogóle nie widział. A grot statku po prostu przestał istnieć. Takie zniszczenia aż odebrały mowę Peterowi. Tryton zatrzymał się przed dziobem zastanawiając się co właściwie się tutaj wydarzyło. Odpowiedź przyszła sama, kiedy magiczna iluzja nie wytrzymała pęknięć w strukturze i odsłoniła straszliwą prawdę. Choć było ciemno, widział doskonale jak odpływają kolejne lustrzane fałdy mirażu.
        - Nie wierzę... - wysapał, ze zdenerwowania zaciskając pięści. Nie mógł uwierzyć, że miał aż takiego pecha. Tyle wody wokół i akurat on musiał wbić się w ten niewidzialny okręt! Właśnie! Jaki cofnięty umysłowo idiota rzuca na swój okręt czar niewidzialności i stawia go na kotwicy? Oj... miał zamiar pociągnąć głupca do odpowiedzialności i zedrzeć z niego wszystkie pieniądze na naprawę Gniewnego.
Zawrócił na pięcie i zatrzymał biegnących ku niemu marynarzy.
        - Trzech pod pokład i ocenić uszkodzenia. Reszta ze mną po szable - mówił przez zęby wściekły jak nie wiem co. Odzwierciedlenie jego frustracji odbiło się na morzu powodując spiętrzanie się fal. Gdy dochodził do swojej kajuty popatrzył w górę na bosmana i wydał rozkaz wydania szabel marynarzom, a sam udał się do środka swojej prywatnej kwatery po swoją szpadę i kapitański płaszcz, który narzucił na siebie z pominięciem koszuli. Gdy już wyszedł czekali na niego jego marynarze w liczbie pięciu. Reszta zajmowała się uporządkowaniem pokładu i zwijaniem żagli. Bosman pozostał przy sterniku i doglądał pracy pozostałych na Gniewnym Trójzębie.
        Zaskoczenie pogłębiało się z każdym krokiem, kiedy po wejściu na pokład obcego okrętu nie znaleźli na nim ani żywej duszy. Nie trzeba było chyba mówić, jak na to zjawisko zareagowali towarzysze kapitana. Zaczęli coś biadolić o statku widmo, o nieumarłych, o klątwie i innych bzdetach, czego Peter ani nie dementował, ani nie potwierdzał. Sam był bardzo ostrożny badając kolejne pokłady i kajuty. Nie znalazł na okręcie żadnych towarów. Tylko zapasy żywności, rzeczy osobiste, co potwierdziło pierwsze przypuszczenia trytona. Jako dowód pieczętujący domysły posłużyła chyba niedokończona bandera, która miała chyba imitować jakąś handlową kompanię, którą pierwszy raz na oczy widział. A nie było ich aż tak wiele, żeby nie wiedział o powstaniu nowej. Kazał swoim wystraszonym marynarzom wrócić na Gniewnego Trójzęba i pomóc załodze przy naprawach i jak najszybciej przeprowadzić naprawy. Uszkodzenia pirackiego okrętu nie były aż tak wielkie, natomiast na pewno miał uszkodzony ster, czego nawet nie musiał sprawdzać. To wystarczy, żeby piraci nie mogli ruszyć za nimi w pościg, kiedy wrócą na okręt.
        No właśnie. Gdzie oni byli? Nie zamierzał tego sprawdzać.
        Tryton postanowił sprawdzić stan kila i uszkodzenia dna okrętu. Zajęta załoga miała dość prac przy naprawie fokmasztu. W środku napotkano na parę przecieków, ale były już opanowane i zabezpieczane. Teraz zajmowano się głównie układaniem skrzyń, które przemieściły się w lukach i zagroziły przechyleniem statku na bakburtę.

        - Gregor, jak tylko będziecie w stanie ruszyć, ruszajcie i nie czekajcie na mnie. Później was dogonię - mówił, zdejmując spodnie. Miał mało czasu, bo nie chciał zostawiać załogi bez kontroli, ale sytuacja była na tyle poważna, że musiał na chwilę oderwać przyjaciela od ważnego zajęcia i w cztery oczy opowiedzieć co zobaczył na statku-widmo.
        - Jeśli to prawda, to może lepiej zostań na okręcie?
Peter już nagi i gotowy do wyskoku przez okno popatrzył na swojego druha z niepewną miną.
        - Nie mogę. Jeśli mamy uszkodzony kil złamiemy okręt na fali i pójdziemy na dno. Muszę go sprawdzić. Teraz idź.
Zaczekał aż bosman opuści jego kwaterę i zamknie za sobą drzwi na klucz, a potem podszedł do okrytej skrzyni i otworzył ją. Następnie z wyciągniętą z niej zawartością wyskoczył przez okno wprost do czekającej na niego toni oceanu. Natychmiast przeobraził się w swoją naturalną postać i podpłynął do spodu swojego ukochanego okrętu. Kil był cały, więc zdecydował odczepić swój okręt od pirackiego z małą pomocą magii pchając go prądem wody w przeciwnym kierunku aż wreszcie Gniewny oddalił się na kilkanaście stóp i dryfował w bezpieczną stronę. Miał już wrócić na swój statek, kiedy dopiero teraz zwróciło jego uwagę wyraźnie słyszalne brzęczenie metalu. Odwrócił się i zobaczył czarny łańcuch drugiego okrętu. Niby nie było w tym nic dziwnego. Tryton wahał się, czy nie sprawdzić, czy i czego mogliby szukać pirackie szczury na dnie oceanu.

        Zszedł na same dno wzdłuż kotwicy i już myślał, że nic tu nie znajdzie. Zrobił jeszcze mały rekonesans i miał wracać na górę, gdy niespodziewanie dostrzegł małe światełko przebijające się przez mrok oceanu. Zakręcił się jak spirala i obrał kierunek na źródło światła, czym okazały się potem dwa świetliki umieszczone pod kopułą z powietrza. Pchany ciekawością ruszył w ślad za swoimi poprzednikami, łagodnymi schodami w dół korytarza, aż wreszcie znowu mógł zmienić nogi w trytoński ogon i wypłynąć przez wielkie wrota. Jego oczom ukazało się podwodne miasto. Trochę inne od tych, które już widział, ale jak najbardziej nie było jakieś bardzo imponujące dla Aleantphilusa.
        Chciałby poświęcić trochę czasu, żeby poznać historię tego miejsca. Ale na zagadywanie i zwiedzanie nie było czasu, bo oto dostrzegł przed sobą w oddali kilka wyraźnie niepasujących tu sylwetek. Na chwilę obecną nie znał ich zamiarów, ani czemu tu byli. Co interesujące jedna z syren była bardzo blisko nich i rozmawiała z nimi. Wzrok córy oceanu zdradził jej pierwszą wizytę w tym miejscu, więc tryton zaczął przypuszczać, że jest z nimi.
        To co zobaczył potem było potwierdzeniem jego obaw. Tryton już naoglądał się wielu okrucieństw stosowanych wobec mieszkańców morza. O ile ludziom chodziło tylko o perły, czy inne skarby, to był w stanie zrozumieć ludzką chciwość, ale w żadnym wypadku nie było dla niego do zaakceptowanie krzywdzenie jego braci ani sióstr.
        Gdy nieznana kreatura uderzyła syreną o dno trzymając za szyję i coś do niej mamrocząc postanowił interweniować i uświadomić ją, że nie jest u siebie. Tryton miał łagodną osobowość i przyjazne nastawienie, ale to co zrobiła Krakenia było w oczach Aleantphilusa zwykłą napaścią i próbą zabójstwa. Nie widział, czy reszta zgrai zgadza się z czynami tej... istoty, ale na razie postanowił ich do tego nie mieszać, tym bardziej, że była wśród nich syrena. Mężczyzna uniósł Trójząb Oceanu i nakierował jego czubek na Krakenię. Niewidzialna moc uderzyła ją w plecy, chwyciła w wirującą garść, a potem przyciągnęła przed oblicze trytona, którego mina nie wróżyła nic dobrego. Bańka na głowie Krakenii pod wpływem ciśnienia i woli Trójzęba (która była pod rozkazami trytona), prysła, pozostawiając ją bez dostępu do tlenu i tym samym możliwości rzucenia zaklęcia.
        Tryton nie lubił używać Trójzęba Oceanu, szczególnie przy świadkach, ale teraz jak mu ocean miły, miał ochotę rozsadzić żywego trupa na strzępy. W jego oczach kryła się wściekłość i absolutny brak skrupułów. Jednakże! Wstrzymywał się ze względu na syrenę, która z nimi była. Nigdy bowiem nie zdarzyło się, żeby któreś z córek, czy synów oceanu sprzeniewierzyli się przeciwko swojej rasie. Zaciskając na Krakenii wodne szczypce spojrzał po całej zgrai, a potem na leżącej syrenie. Jeśli nie żyła, albo była ranna Aleantphilus nie zawahałby się wymierzyć Krakenii karę współmierną do jej czynów.
        - Ty ich tutaj sprowadziłaś? - zapytał gniewnym głosem spoglądając wprost na Amadeę. Był zły także na nią, ale nie wierzył, że chciała krzywdy dla swojej rodziny, jednakże to nie oznaczało, że była bez winy.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Wszyscy byli zmartwieni i ruszyli na poszukiwanie Ivana, a jednak był wyjątek w postaci Asteri, która wręcz bezczelnie i w kompletnie złym momencie próbowała flirtować z upadłym. Zaharielnie był z tego faktu zbyt rady, ogólnie to raczej ignorował zaloty małolaty, aczkolwiek teraz go denerwowały. Zwolnił on nieco, tak że znalazł się przy Krakenii i zaoferował jej pomocy, by nie została tak całkiem w tyle i się im nie zgubiła. Złapał ją za rękę i zaczął ostrożnie ciągnąć, by nieco dogonić resztę grupy. Zauroczona w nim elfka aż nadęła policzki, widząc, co zrobił, to tak jakby zamiast niej wolał ożywionego trupa z ilością lat na karku pewnie kilka razy przekraczającą wiek upadłego. To nie był miłe, obrażona dziewczyna popłynęła jak najbardziej do przodu, by być jak najdalej od tego zdrajcy.
Przeszli kawałek suchym korytarzem i znów musieli płynąć, Róża miała już trochę dość, nie była przystosowana do tak długiego pływania, ale nie dawała po sobie poznać, to, że była mała, wcale nie znaczyło, że słaba. Jednakże, gdy wpłynęli do tego niesamowitego, podwodnego miasta wszystkim zaparło dech w piersiach, no może oprócz Krakenii, która w swoim życiu wiele już widziała. Było piękne, choć im dłużej się mu przyglądali, tym stawało się mniej cudowne, a bardziej mroczne, co nasuwało coraz więcej pytań odnośnie do Ivana. Zwłoki jakiegoś człowieka wcale nie polepszała nastrojów załogi. Xenja zaczęła się bać, że go nie znajdą, a jeśli już to średnio żywego, ale nie mogła dać tego po sobie poznać. Niestety nawet Amadea, choć była syrenką, nie potrafiła odpowiedzieć na ów pytania. Nawet zjawa z całą swoją wiedzą nie zdołała pomóc, aczkolwiek miała pewien plan.

- Jak zamierzasz je zdobyć? – spytała Xenja zaciekawiona i z nadzieją w oczach. Spojrzała we wskazane miejsce i szybko spostrzegła syrenę w oddali, reszta również się tam wpatrywała.
- Myślę, że to dobry pomysł, ale może lepszym będzie, jeśli ja się nią… zajmę? – chciała zaproponować Amadea, ale Krakenia zdołała już użyć magii i przeteleportować syrenkę znacznie bliżej i specyficznie się nią zająć.
- Ej… czy ona, spuszcza łomot tamtej syrenie? – odezwała się zupełnie zaskoczona Alisena.
- I całkiem nieźle jej to wychodzi jak na sztywną – zachichotała Dezyderia, niezbyt przejęta tą sytuacją.
- O rety, musimy ją powstrzymać, bo jeszcze nam zabije jedyną poszlakę! – krzyknęła zmartwiona Eligia.
- Masz rację, ty i Amadea powstrzymajcie ją nim będzie za późno – rozkazała Xen, maie w postaci syreny i syrena w końcu były w tym miejscu najsprawniejsze.

Dziewczyny ruszyły czym prędzej. Eligia z trudem odciągnęła Krakenię, a Amadea przytrzymała tamtą naturiankę, by ta im nie czmychnęła nagle, o ile w ogóle miała na to siły. Jak się po chwili okazało była w tak wielkim szoku, że zemdlała.

- Czy tobie do reszty odbiło? – krzyknęła zezłoszczona Amadea, chwyciła truposzkę za ramiona i dosłownie nią potrząsnęła.
- Uspokój się – uciszyła czarnołuską - Krakenia, ja rozumiem, że jesteś zdenerwowana, ale jeśli ta syrena to nasz jedyny trop, to lepiej zachować ją przy życiu albo chociaż dać szansę na mówienie – zbeształa ją maie – Poza tym w razie czego może być naszym zakładnikiem, jeśli Ivan byłby gdzieś więziony… Swoją drogą naprawdę nie spodziewałam się tego po tobie, jesteś taka mądra, a nie wzięłaś pod uwagę tak oczywistych możliwości? – rzuciła gniewne spojrzenie nieumarłej, naprawdę miała w nosie życie tej złotowłosej piękności odzianej w wodorosty, ale chciała jak najszybciej odnaleźć morskiego elfa.

Po chwili dopłynęła do nich reszta. Edmund podpłynął do zdenerwowanej syrenki i wziął od niej tę nieprzytomną.

- Pozwolisz? – uśmiechnął się, choć też nie podobała mu się ta zaistniała sytuacja.

Wybuchła istna kłótnia, jedni byli zdania, że Krakenia dobrze zrobiła, między innymi Zahariel, inni zaś poparli Eligię i wybuchła wielka wrzawa. Xenja próbowała ich uspokoić, stając pośrodku i uznając, że każdy z nich ma po części rację, bo być może po dobroci syrena by nic im nie powiedziała. Niestety to nie pomagało, niektórzy już chcieli nawet skakać sobie do gardeł, co jednak nieco powstrzymywał fakt, że pod wodą istotom lądowym raczej ciężko się bić.
Zamieszanie przerwało nagłe zniknięcie Krakenii. Wtedy wszystko ucichło, zniknięcie jednego członka załogi, ale dwóch? To byłoby za dużo, na szczęście szybko spostrzegli, gdzie pojawiła się nieumarła pokojówka.
Amadea, widząc trytona, zirytowała się jeszcze bardziej, zacisnęła zęby, jeszcze tego im brakowało, jakby mieli na to czas. Podpłynęła do niego, wraz z Eligią, która pomogła Xenji znaleźć się przy nim szybciej niż reszta.

- Puszczaj ją! – krzyknęła do niego. Jego pytanie jednak zbiło ją z tropu, westchnęła – To nie twoja sprawa rybuś, oddaj nam ją, to może sobie pogadamy – zaczęła zadziornie.
- Ekhem – zakaszlała Xenja, na co Amadea wycofała się i „stanęła” bliżej Eligii – Xenja Hiasjen – przedstawiła się trytonowi – Mam nadzieję, że uda nam się jakoś sprawnie dogadać, nie zależy nam na wszczynaniu burd w waszym mieście, a jedynie na odnalezieniu jednego z naszych, który został tutaj porwany, a nie należy do waszego gatunku, więc nie mamy zbyt wiele czasu… Mówiąc wprost… Puść ją albo utnę ci te piękne płetwy – zagroziła ze śmiertelną powagą. Może i była pod wodą, ale nie sama, ponadto miała to swoje zdolne maginie.

Nikodemia w tym czasie odtworzyła bańkę wokół głowy zjawy i była gotowa zrobić to ponownie jakby naturianin ośmielił się zniszczyć ją po raz drugi. Róża miała już dość pływania to tu, to tam, bo coś, zamiast szukania Ivana więc korzystając ze swoich małych rozmiarów, niespostrzeżenie podpłynęła do trytona i agresywnie ugryzła go w ucho.
Większość nie wiedziała co powiedzieć i co się stanie, ale ich pokładowy śmieszek, Ardalion po prostu nie mógł wytrzymać, tak go to rozbawiło, że wybuchł głośnym śmiechem. Jednakże niezbyt przychylne spojrzenia reszty szybko przywróciły go do porządku.
Tymczasem bliźniaczki można powiedzieć, że żyły w swoim świecie, jak to dzieci.

- Całkiem niezły jest, nie? – szepnęła do siostry Asteria.
-… Oszalałaś? A co z Zaharielem?
- On… to przeżytek, piekielni są bezczelni – stwierdziła oburzona, nie miała ochoty wdawać się w szczegóły.
- Właściwie to dlaczego ja z tobą rozmawiam o chłopakach? A co z Krakenią i Ivanem – zmartwiła się Arista.
- Krakenia jest martwa, nie da się zabić kogoś, kto już nie żyje, a Ivan to morski elf, da sobie radę pod wodą – przewróciła oczami.
- Ale nawet morskie elfy nie mogą oddychać pod wodą – mruknęła pod nosem przygnębiona.
- Nie martwcie się, Ivan nie jest głupi, na pewno jakoś sobie poradzi – uspokoiła ją Rita, która wcześniej słyszała ciche rozmowy dziewczynek.

Tymczasem Edmunt wręczył nieprzytomną syrenkę Serpensowi, wróżka go zainspirowała, miał teraz naprawdę wielką ochotę sprawdzić jak działa ugryzienie wampira na takiego trytona. Powstrzymała go jednak Olimpia, która szybko odgadła jego zamiary, jak tylko zobaczyła jego chytry uśmieszek, który odsłaniał kły.

- Nigdzie nie idziesz pijawko, dajmy pani kapitan to załatwić – powiedziała w miarę cicho – Selina, dasz radę jakoś ją podleczyć? – spytała niebieskowłosą.

- Mhm – mruknęła i skinęła głową, po czym podpłynęła do Serpensa i zaczęła uzdrawiać biedaczkę, ale nie zamierzała jej na razie ocucać, niech sobie pośpi, oszczędzi jej te nerwów i im zamieszania.

Sergiej był w tym czasie tuż obok swej ukochanej, trochę się bał, że przecenia swoje możliwości w tej konkretnej sytuacji. Natomiast Eneasz zawiesił oczy na trójzębie. Był on całkiem ładnym potencjalnym łupem, tylko jego kradzież mogłaby być problematyczna.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Ekscytacja. Przez moment zatraciła się w tej niemalże nowej emocji. Wysysała siły życiowe z syreny swoim lodowatym dotykiem, dzięki czemu czuła jak jej własne zasoby energii rosną z każdym uderzeniem serca obcej naturianki. Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze była samotnie na Arrancie, to często wyssała życie z istot niezgadzających się na to, ale to, co działo się teraz, było całkiem innym doświadczeniem. Jakby nie patrzeć, nigdy wcześniej nie robiła tego w celu zadania komuś bólu. Dla samego faktu wywołania cierpienia. Umysł nieumarłej aż nie zwracał uwagi na resztę załogi i ich reakcje. Nowe doświadczenie było praktycznie odurzające, co dla kogoś, kto od setek lat nie posiadał prawdziwego ciała, było niemal obce, a przez to trudne do powstrzymania.

        Nawet to, że została odciągnięta przez pozostałych członków załogi, nie ocuciło jej z tego stanu. Patrzyła jedynie, półprzytomnie, kiedy jej czyny były karcone przez osoby, które były dla niej tak blisko, jak rodzina. Tyle dobrego, że gdy została potrząśnięta przez Amadeę, to spojrzała na nią, jakby Krakenia dopiero została wybudzona ze snu na jawie. Zaczęła nawet wzrokiem podążać za mówiącą w obecnej chwili osobą, tylko okazjonalnie rzucając bezlitosne spojrzenie w stronę syreny, którą chciała zaciągnąć do wczesnego grobu.

- Miałam wszystko pod kontrolą. - Półprzytomnie odpowiedziała Eligii, choć ton żywego trupa wskazywał, że sama nie była o tym pewna. Albo po prostu wciąż nie oprzytomniała po fali emocji, których dawno nie doznała, a które zaćmiły ją momentalnie.

        Rozpoczęła się sprzeczka, która podzieliła całą załogę. Nie wszyscy podzielali poglądy Krakenii. Nie miała im tego za złe, kiedy w końcu wróciła do zmysłów. Miała nawet zamiar powiedzieć coś, co by imitowało, chociaż przeprosiny dla tych, którzy byli urażeni przez jej, według niej uzasadnione, decyzje, ale nie pozwoliła jej na to magia, która nie była wobec niej delikatna. Wpierw było uderzenie, które nie sugerowało dobrych zamiarów, a następnie woda, niczym szpony bestii, unieruchomiły ciało nieumarłej, która nie była z tego zadowolona. Nim jednak zdążyła wygłosić swoje oburzenie, bańka wody prysła wokół jej głowy. Wtedy też zrozumiała, że tryton, przed którego oblicze została zaciągnięta, mógł w mgnieniu oka manipulować wodą. A że wyglądał na niezbyt… wesołego, jeśli to tak można ująć, to raczej nie zareagowałby ładnie na próby walki, bądź słowną sprzeczkę. Niechętnie więc, ale została grzecznie w wodnym uścisku, na łasce posiadacza trójzębu.

        Trzeba przyznać - Krakenia nie spodziewała się, że po jej wybryku inni tak szybko przypłyną jej “na ratunek”. Uśmiechnęła się lekko, pomimo wciąż rosnącego nacisku na jej fizyczne ciało, kiedy rozpoczęły się negocjacje z trytonem. Szczerze? Z każdą sekundą nieumarła coraz bardziej żałowała, że w ogóle przypłynęli po nią, bo co druga osoba tylko pogarszała sytuację. Żałowała, że mogła tylko przewracać oczami, ale w którymś momencie na ratunek przyszła czarodziejka, która swoją magią odnowiła bańkę. Była jej wdzięczna, ale nie było czasu na podziękowania, wpierw musiała rozbroić sytuację. W końcu, jakby nie patrzeć, marnowali teraz czas, który mogli poświęcić na ratowanie zaginionego morskiego elfa.

- Dobra, mam tego dość. SPOKÓJ! - Wydobyła z siebie te słowa najgłośniej, jak tylko mogła. Towarzyszące duchowe echo było przez to równie donośne i sprawiło wrażenie, jakoby temperatura wody dookoła nich spadła, co jednak nie było prawdą. - Słowo daję, jak nie opanujecie się, to obiecuję, że nie będę jedyną martwą istotą tutaj, zrozumiano?

        Słowa te, podobnie jak jej niezbyt przyjacielskie spojrzenie, były skierowane do Xenji i jej załogi. Widać było, że pod nieczułymi słowami chowała fakt, że nie chciała, by cokolwiek im się stało. Ich znała, a przez to byli dla niej ważni. Dlatego też nie mogła pozwolić na to, by w jej imieniu podpadli trytonowi. Poza tym chyba zaczęło docierać do niej, jak bardzo jej atak na syrenę był błędem pod każdym możliwym względem.

- Sprowadziła nas tu mapa, którą między innymi ja pomogłam rozszyfrować. - Odezwała się, przenosząc wzrok na trytona, na którego łasce obecnie była. Nie wiedziała, czy możliwe jest uspokojenie go, ale wiedziała, że zawsze może przekierować jego gniew. - To, co zrobiłam, czyli atak na syrenę, bo to pewnie zmusiło cię do reakcji, było moją samodzielną decyzją, której nie uzgodniłam z nimi. Więc jeśli bardzo chcesz zadośćuczynienia za mój atak, proszę bardzo, jestem gotowa twój gniew. Ale pozostałych puść wolno. Poszukują zaginionego członka załogi, który nie będzie czekał, aż ty skończysz swoją zemstę.

        Po części robiła to dla morskiego elfa, jak i również dla reszty załogi. Z drugiej strony jednak bardzo chciała zostać sama z tym nowo przybyłym trytonem. Kusiło ją bowiem, by zrzucić na niego najbrutalniejsze czary, jakie znała, w zamian za to, jak obecnie ją traktował przy pomocy swego trójzębu. Nie mogła tego zrobić teraz - Xenja i pozostali znowu przeszkodziliby jej. Znowu odebraliby ekscytację, którą chciałaby poczuć ponownie.
Awatar użytkownika
Peter
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Peter »

        Syreny…
        Pomyślał tryton patrząc na reakcję Amadei, z lekka obawiając się, że rozzłoszczona syrena rzuci się na niego z pazurami. Czarnołuska rzeczywiście na taką wyglądała, a jej reakcji pikanterii dodało wyzwisko, które w ustach syren nigdy nie powinno zagościć. Udawanie, że to nim nie poruszyło, było bezsensowne, a w jego oczach i na ustach pojawił się grymas zniesmaczenia. Nie żeby był jakimś tradycjonalistą, ale syrena przekroczyła granice, której nie powinno się naruszać.
        - Rybusi…? - zaczął zmieniając ton głosu w ciężki jak kotwica galeonu. Można by było pomyśleć, że każde jego słowo wywołuje niebezpieczne wibracje odczuwalne we wodzie jak i również drżenie w brzuchu. Ciemnooki tryton wysłał jej iście miażdżące spojrzenie, groźne, przywołujące do porządku córę oceanu. – Rybusi szukaj na talerzu w mesie okrętu na który się zamustrowałaś! Zapomniałaś, moja droga, gdzie twoje miejsce.
        Odpowiedzi pyskatej syreny nie musiał wysłuchiwać. Była młoda, buntownicza i jak wszystkie w jej wieku – myślała, że wszystkie rozumy pozjadała. Miała szczęście, że ktoś inny, bardziej dojrzały zajął się dyplomacją, choć i tu nie obyło się bez gróźb i kazań - ku jego zmartwieniu.
         Aleantphilus musiał wykazać się nadnaturalną cierpliwością znosząc kolejne groźby pod swoim adresem. Tryton należał do tych co najpierw słuchali, a potem działali. Wyjątek stanowiła Krakania. Półmartwej dziewczynie należała się natychmiastowa kara, aczkolwiek nie spieszył się z jej wymierzeniem.
        - Trzeba mieć nie lada odwagę, żeby grozić komuś kogo widzi się po raz pierwszy na oczy i to w jego królestwie – rzekł tonem dającym jasno do zrozumienia, że pani Kapitan Wieloręka postępuje bardzo nieroztropnie grożąc mu kompletnie go nie znając i nie wiedząc z kim ma do czynienia. Nie chciał otwarcie nazywać tego skrajną głupotą, bo gdzieś z tyłu głowy miał wyciosany obraz piratów niezwykle odważnych, szalonych i niezwykle walecznych. Ocean bez nich nie byłby tak różnorodny i ciekawy jak teraz. Aleantphilus uważał, że piraci są w pewien sposób pożyteczni, czasami pomocni i niekoniecznie tego świadomi mają wielki szacunek u mieszkańców morza. Oczywiście zdarzają się małe spięcia, ktoś upoluje syrenę, syrena upoluje pirata… to się zdarza w najlepszej rodzinie. A jako, że Peter nie udawał jakiegoś tam mnicha głoszącego pokój i dobro, zwyczajnie nie obchodziło go, kiedy ktoś ginie przez swoją głupotę. Przypadek, który miał przed sobą to inna para kaloszy. Opowieść niebieskiej kobiety tak go poruszyła, że brakowało mu dosłownie jeszcze jednego zdania, żeby ją przytulić. Na szczęście panował nad emocjami i nie pozwolił spłynąć gniewnej masce z twarzy.
        - Został porwany z Błękitnego Księżyca? – zapytał panią Kapitan mrużąc oczy i przekrzywiając głowę, a długie czarne włosy trytona zafalowały od tego ruchu. Dobrze wiedział, że syreny bardzo rzadko porywały marynarzy. Prędzej pomagały rozbitkom, czasami z własnego egoizmu rzeczywiście ściągały ich na dno, jednakże robiły to tylko z wielkiej miłości i na krótko, bo chłód i brak tlenu trochę przeszkadzały w podsycaniu płomiennych uczuć.
        Tryton odwrócił na chwilę wzrok obserwując nieprzytomną syrenę przekazywaną z rąk do rąk. Nie miał do czynienia z Magią Życia, ale wyczuwał jej działanie i pozwolił czynić Selinie swoje, ale ciągle obserwował działania błękitnowłosej szpiczastouchej kobiety. To był, z racji obecnie napiętej sytuacji, miły gest z jej strony i nie umknęła uwadze trytonowi podzielność zdań piratów na temat metod Krakeni, które niemal doprowadziło do bójki i pobiciu pani kapitan stającej w niedogodnej pozycji między nimi i której dodatkowa para rąk mogła nie wystarczyć do oddzielenia stron konfliktu.

        "SPOKÓJ!"
        Z niechęcią spojrzał na zniewoloną ożywioną kobietę, która zabrała głos. Po niej akurat nie spodziewałby się niczego dobrego, bowiem rzucała zaklęcia za pomocą inkanacji, a więc musiał się pilnować i nie dać się zaskoczyć. Gdyby jej słowa wydały się trytonowi podejrzane zareagowałby natychmiast i to w taki sposób, że żadna bańka z powietrzem już by jej nie pomogła.
        Ze zdumiewającym spokojem tryton słuchał jej tłumaczeń, zachowując dla siebie swoje wątpliwości. Przede wszystkim liczyło się dla niego bezpieczeństwo mieszkańców oceanu, na resztę mógł przymknąć oko. Kiedy jednak usłyszał jej deklarację, zgrabnie podpłynął do niej na odległość wyciągnięcia dłoni. Był absolutnie skupiony na wszystkim co ich otaczało. Za pomocą magii trójzębu wiedział nawet co się dzieje z ich okrętem, a także, że Gniewny Trójząb zgodnie z umową zaczął kontynuować podróż. Magiczny artefakt emanował swoim wewnętrznym światłem dobrze doświetlając pośmiertną cerę Krakenii. Oczy Aleantphilusa wbiły się w pustkę gałek ocznych ożywionego trupa, w miejsce, gdzie u żywych istot zwykle tli się maleńka i trudna do uchwycenia iskierka.
        - Nie jesteś gotowa na mój gniew - odpowiedział jej bez zbędnych achów i ochów: "jaki to ja potężny jestem", jednakże takim głosem, jakby zapewniał ja uczciwie iż rozgniewanie go oznaczało coś o wiele gorszego. No cóż... charyzmę to on miał, więc trudno było spodziewać się po nim rzucania słów na wiatr.
        W słowach Krakenii było jednak coś co pomogło mu podjąć decyzję. Czy słuszną? To się okaże.
        - Ale połóż jeszcze raz swoje zimne dłonie na jakiejś syrenie, to się doigrasz - zagroził całkiem poważnie i zacisnął dłoń mocniej na rękojeści trójzębu, a wątłe światełko z jego wnętrza zaświeciło mocniej i zanikło. Krakenia wolą trytona została oswobodzona i opuszczona na dno, gdzie stali jej kompani. Następnie spojrzał jeszcze raz na panią Kapitan i w efektownym stylu podpłynął do niej, jednakże zachował względnie bezpieczną odległość.
        Aleantphilus podejrzewał, że niektórzy z przybyszów mogą zacząć odczuwać działanie lodowatej wody i pozostanie tutaj za długo skończy się dla nich skrajnym wychłodzeniem.
        - Nie jestem stąd. Zauważyłem wasz pusty okręt i postanowiłem sprawdzić czego tutaj szukacie. Wasz towarzysz żyje i nie brak mu powietrza - zapewnił Xenję. Trójząb, który dzierżył w dłoni rozpłynął się na jej oczach jakby był tylko iluzją. W rzeczywistości rozpłynął się we wodzie, jednakowoż nadal był przy trytonie. Aleantphilus zrobił to specjalnie na widoku wszystkich ciekawskich par oczu. Nie mógł ryzykować jego utraty, gdyby padł ofiarą podstępu. W razie konieczności zawsze mógł go zmaterializować z wody. - Pomogę wam, ale moc oceanu nie wystąpi przeciw swoim mieszkańcom. Myślę, że rozumiecie.
        Następnie lekko obrócił głowę w kierunku czarodziejki, która przed chwilą uzdrowiła poturbowaną syrenę.
        - Możesz ją ocucić i zapytać... byle grzecznie, gdzie się podział wasz morski elf?
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość