Ocean Jadeitów[Statek]Polowanie

Gdzie okiem sięgnąć turkusowa woda plącze się i zlewa z błękitnym niebem. Fale i wiatr szumią w tonie oceanu, na którego dnie znajdują się wręcz nieskończone pokłady jadeitu. Dom syren i trytonów, który skrywa skarby, zatopionych pirackich statków. Delfiny wyskakujące nad wodę. Ryby mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. I księżyc, który każdego dnia odbija się w tafli jadeitowych luster.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes zamilkł na dłuższą chwilę, myśląc nad pytaniem dziewczyny. Powiedzieć jej prawdę czy ubrać to w słowa tak, by było to łatwiejsze do przełknięcia dla zwykłego człowieka? W końcu mowa tu o istotach jej gatunku. Gdyby chodziło o innego maie, nie ważne jak zepsutego moralnie, czy on by pozwolił na jego morderstwo?
"Retoryczne pytanie..." uzmysłowił sobie druid. Żył już na tym świecie ponad osiem dziesięcioleci i jeszcze nigdy, ale to nigdy, nie spotkał przedstawiciela swojego gatunku. Albo spotkał, a nawet o tym nie wiedział. Nie odczuwał więc przywiązania wobec swojej rasy. Jakiejś wybitnej potrzeby bronienia jeden drugiego. Takie uczucia były mu obce. Jego pobratymcami byli mieszkańcy Ash Falath'neh - zwłaszcza driady i druidzi. Ich śmierć z pewnością by go poruszyła, ale czy śmierć obcej driady, czy też obcego druida byłaby dla niego równie osobista?
Nie był pewien...
- Zobaczmy... - powiedział, próbując zyskać trochę na czasie. - Mógłbym to nazwać zbiorową odpowiedzialnością, chociaż i ten termin raczej tu słabo pasuje... Hmm...
Potrzebował przykładu, jakiegoś porównania, które pomogłoby dziewczynie zrozumieć sytuacje, a nie zmusiłoby go do wyjawienia swojego pochodzenia. Bądź co bądź, dziewczyna wciąż była człowiekiem. A ludziom maie nigdy nie zaufa, nawet gdyby Szczyty Fellarionu miały się roztopić.
- Spróbuj wyobrazić sobie sytuację: Ty i twoja rodzina od pokoleń żyjecie na kawałku ziemi. Mieszkaliście tu od wieków, wasi przodkowie wznieśli tu domostwo, które przechodziło z rąk do rąk, z pokolenia na pokolenie. Uprawialiście ziemię, dbaliście by była żyzna i rodziła obfite plony. Broniliście tej ziemi ze wszystkich sił przed dzikimi zwierzętami i rabusiami. Łzy, wspomnienia, wysiłek, pot i krew. To wszystko ty i twoja rodzina przelewaliście w tą ziemię od pokoleń.
Darshes zasępił się na chwilę. Chyba powinien nieco zmienić rasę uzurpatora, by dziewczyna lepiej zrozumiała.
- Pewnego dnia pojawia się bogato odziany elf, który każe wam się wynosić z JEGO ziemi. Okazuje się, że ów długouchy kupił ten kawałek ziemi od elfiego monarchy, któremu wy nawet nie podlegacie. Wasza rodzina mieszkała tu na długo przed powstaniem elfiego królestwa. Elficki król nie ma więc żadnego prawa do waszej ziemi. Jawna napaść i próba zagarnięcia, nie sądzisz?
Odchyliwszy się lekko, maie spojrzał w niebo, jednak jego wzrok ledwie zauważał ognistą barwę poprzecinaną podpalanymi chmurami. Tłum ludzi rzedł z każdą chwilą, a portowe latarnie to tu, to tam rozbłyskiwały światłem, rozganiając powoli zapadający zmierzch.
- Przeganiacie więc elfa ze swojej ziemi w sposób jak najbardziej pokojowy - jest to co prawda wasza ziemia, ale nie chcecie ryzykować konfliktu z elfim władcą. Elf zaś nie szczędzi wam gróźb i obiecuje, że jeszcze wszyscy tego pożałujecie. Mija kilka tygodni. Wracasz właśnie z miasteczka z zakupami i swoim młodszym braciszkiem. To był ciężki dzień dla was obu. Jednakże to, co was wita, to nie uśmiechnięci członkowie rodziny, ale spalony dom i ziemia, a także stos zarżniętych członków rodziny. A pośród tego wszystkiego ów elf z mieczem, otoczony przez grono waszych sąsiadów, którzy zbyt późno przyszli z pomocą. Elf uśmiecha się do ciebie mściwie i znika.
- Tropisz więc mordercę twojej rodziny i wymierzasz mu sprawiedliwość. Wszakże oko za oko, a ząb za ząb. Nie zgadniesz jednak co znajdujesz w jego rzeczach.
Druid odczekał chwilę, pozwalając dziewczynie przetrawić informację. Owo znalezisko nie tylko go zszokowało ale i napełniło przerażeniem. Ludzie, tacy sami jak ci, którym druidzi nie raz pomagali, okazali się potworami. Nie jeden wyjątek.
- Listy. A w nich całe mnóstwo informacji. Jedną z nich jest to, że nie tyle była to sprawka jednego człowieka, co cały elficki ród wyraził zgodę na "użycie wszelkich dostępnych środków, by pozyskać pożądaną ziemię". Włącznie z eksterminacją drzewo... - Darshes gwałtownie zamilkł. Określenie "drzewojeby" nie bardzo pasowało do przedstawionej przez niego sytuacji. I choć usilnie szukał właściwej obelgi, ciężko mu było znaleźć coś dobrego. Według niego, określenie "człowiek" było już aż nadto obraźliwe, ale Shiru by tego nie zrozumiała. - Świnojebów..? Tak, sądzę że to dość dobre określenie. Włącznie z eksterminacją świniojebów.
Darshes zeskoczył z murka i z gracją obrócił się w stronę Shiru.
- Tak mniej więcej przedstawiają się moje powody. Dla ciebie mogą być one małostkowe, dla mnie jednak, są one wszystkim. I nie o pomoc, a o kooperację proszę. Jestem pewien, że uznasz magiczne laboratoria Iriadelów za miejsca niezwykle... interesujące. Szczególnie te należące do Avencila.
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Dziewczyna wysłuchała tłumaczeń druida w milczeniu, z opuszczoną głową. Darshes wyraźnie próbował oddziaływać na jej uczucia, przedstawiając całą historię i tłumacząc ją nawet na tyle, by mocniej przemawiała do człowieka. "Ach..." westchnęła w myślach. "Dyplomacja." Nigdy jej zbytnio nie lubiła. W zasadzie, to zwykle jej reakcją na żonglowanie słowami i niezwykle przekonujące argumenty było pójście w zaparte, gdyż czuła że inaczej zręczny rozmówca wiódłby ją jak po sznurku.

A teraz, gdy sprawa dotyczy tak delikatnych tematów, dość trudno byłoby odwrócić się i odejść, na co i tak Shiru wątpiła, by wystarczyło jej zdecydowania i twardego serca. Jednak cała ta tragedia wydarzyła się w przeszłości. Po co sprawiać by się powtórzyła, dla ukojenia żądzy zemsty druida? To i tak nie wystarczy, nigdy nie wystarcza.

Nadal nic nie mówiąc uniosła głowę, by odchylić ją i spojrzeć na lekko zachmurzone niebo. "Muszę szybko dołączyć do Basila i Dakina, żeby poszukać zaginionej nastolatki... I wrócić na drugi koniec kontynentu zanim skończy mi się urlop..."

- Nie interesują mnie labolatoria - stwierdziła głośno. - Co się stało z młodszym braciszkiem?
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Braciszkiem? - zapytał maie, nieco zbity z tropu. Minęła chwila, nim wreszcie pojął, o co dziewczynie chodziło i uśmiechnął się kwaśno. - Kto to wie? Zapewne dria... ekhm, sąsiedzi go przygarnęli i żyje sobie gdzieś tam, spokojnie. Dobre z nich istoty, ale chłopak nie będzie miał łatwo.
Uśmiech druida zrobił się nieco pogodniejszy gdy umysł zalała fala wspomnień z jego własnego dzieciństwa. Życie wśród driad nie było proste, zwłaszcza dla samca. Nie należało ono również do najbardziej 'cywilizowanych'. Dodatkowo dojrzewające leśne panny potrafią być prawdziwą zmorą, ale... Z westchnieniem, Darshes wyznał w duchu, że tamto życie wcale nie było takie złe, a sytuacje które wtedy wydawały mu się uciążliwe, teraz wspominał jako jeden z najlepszych okresów w swoim życiu. "Wszystko jest lepsze niż Mauria..." ciarki przeszyły go na samo wspomnienie upiornego miasta.
- Kto wie..? Może kiedyś starszy braciszek wróci do domu i weźmie szczeniaka pod skrzydła? - mruknął, zamykając oczy i odchylając się w tył. - To jest, jeśli ktoś go wcześniej nie ukatrupi...
Nastała chwila ciszy. Niezbyt długa. Wystarczająca jednakże, by maie mógł oczyścić umysł z marzeń oraz wspomnień, i wrócić do teraźniejszości. Gdy człowiek patrzy w letnie niebo, niechybnie potknie się o kamień - jedno z wielu powiedzonek jego starego nauczyciela. Uchyliwszy powieki, ponownie zwrócił się do dziewczyny, tym razem drapiąc się po gęstej czuprynie.
- Mówiąc szczerze, to nie jestem zbyt dobrym mówcą... - mruknął lekko zakłopotany. Należał raczej do tych cichych. Za kompanów wybierał zazwyczaj zwierzęta i rośliny. Były mniej skomplikowane od ludzi, a ich motywy prostsze i łatwiejsze do zrozumienia. Poza tym czuł z nimi o wiele większą więź. - Widzisz, próbuję cię jakoś przekonać do mojej sprawy, ale jak na razie słabo mi to wychodzi...
- Grrr... wcześniej szło mi to o wiele lepiej! - warknął podirytowany, a warknięcie owo nie miało w sobie nic ludzkiego. - Wiem że brzmię jak opętany rządzą zemsty szaleniec, może nawet jest w tym i odrobina prawdy, ale... Po prostu nie mogę zaakceptować faktu, że ludzie tacy jak Lord Iriadel mogą sobie żyć spokojnie, mając tyle niewinnej krwi na rękach! Ja... zrobiłbym wszystko, by dopaść przynajmniej jednego z nich...
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Shiru spojrzała ze zdziwieniem na rozmówcę, który nagle przestał brzmieć jak psychotyczny maniak. Nadal jednak pozostawała nie-do-ominięcia sprawa planowanego przez niego morderstwa z zimną krwią. Była absolutnie pewna, że nie zdoła odwieść druida od zemsty, która z pewnością kierowała jego poczynaniami od długiego czasu. Pewnie opamięta się nad krwawym trupem znienawidzonego maga i uświadomi sobie, że nic mu to nie dało, ale to będzie dopiero po fakcie. Albo oszaleje i zostanie seryjnym mordercą wyższej warstwy społeczeństwa.

"Takie życie." Zwęziła oczy, odcinając się mentalnie od całego problemu. Poznała już w zarysach dzieje druida, aczkolwiek niezbyt była przekonana co do jego człowieczeństwa. Niezbyt ciągnęło ją do doświadczenia dalszej, również krwawej ich części. Oczywiście, co innego, gdyby głównego bohatera nagle ogarnęły wątpliwości co do wykonania ostatecznego ruchu. O wiele bardziej pociągnęłaby naiwne dziewczęce serce historia o rozterkach i w końcu, wybaczeniu oraz rozpoczęciu życia na nowo, by znaleźć szczęście w mniej destruktywny sposób.

Jednak Darshes nie był roślinożercą jak kurierka, która poniesioną krzywdę zmilczała i zapomniała, zbyt przestraszona by się postawić. "Silni ludzie mają inne sposoby na załatwianie spraw..." stwierdziła z rezygnacją.

- Nie pójdę z tobą, by cię wspierać lub powstrzymać w tym, co zamierzasz zrobić - stwierdziła na wstępie. - Otrzymałam od lorda Avencila kartkę z jego adresem, sądzę jednak, że byłbyś w stanie odkryć go na własną rękę, przekazanie ci go skróciłoby jedynie czas poszukiwań. Nie wiem, czemu w ogóle potrzebujesz mnie do swojego planu. Ani ja, ani mój gryf nie jesteśmy wyszkoleni do walki i gdyby do niej doszło, tylko byśmy ci zawadzali. Przykro mi.

Wstała, zamierzając odejść, gdyż w oddali zamigotała jej sylwetka Dakina, co oznaczało, że Basil znalazł im już nocleg.
Ostatnio edytowane przez Shiru 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Druid wyciągnął dłoń w stronę pleców dziewczyny. Nie mogła zauważyć tego ruchu, a nawet gdyby jej się udało, nie zrozumiałaby, co się ma za chwilę wydarzyć. To byłoby takie proste - przejść w swoją naturalną postać, a następnie przejąć kontrolę nad ciałem dziewczyny. Bo skoro nie chciała mu pomóc dobrowolnie, to Darshes mógł ją jeszcze do tego zmusić. Żadnego proszenia i upokarzania się...
"Nie!" wrzasnął cichutki głosik w jego wnętrzu. A może mu się tylko wydawało? Może owo coś, co ludzie nazywają sumieniem, właśnie dawało o sobie znać w ten sposób? Jeśli tak rzeczywiście było, to odczucie owo było niesamowicie słabe i żałosne. Chociaż z drugiej strony, coś w tym było. Zabijanie ludzi było relatywnie normalne, ot trach i po delikwencie. Szybko, czysto i sprawno. Przed torturami, szczególnie istot takich jak Iriadelowie, maie też się nie wzbraniał. Jednak niewolenie postronnej osoby...
Nie! Wolność była największym darem, jaki Matka Natura zesłała swym dzieciom. Wolność, ale w sensie wybierania własnej drogi - dobrej czy złej, bez znaczenia. Narzucanie komuś sposobu postępowania w brew jego woli, mimo iż owa istota nie wadziła mu w żaden sposób, byłoby jak sprzeciwianie się samej Naturze. Wystarczyła owa myśl, by zjeżyć włosy na karku druida w niesamowicie wilczy sposób.
Pokonany przez samego siebie, z ciężkim westchnieniem opuścił ramię.
- Rozumiem... - odparł z rezygnacją. Niewiele mógł zrobić, skoro dziewczyna tak się przy swoim upierała. Wciąż jednak uważał, że jej pomoc byłaby niezwykle przydatna, może wręcz nieoceniona i wcale nie chodziło tu o jej możliwości bojowe. Jeśli jednak upierała się przy pacyfistycznym podejściu, Darshes powinien ją przynajmniej ostrzec. Tyle mógł dla niej zrobić.
- Shiru! - zwrócił się do dziewczyny nieco głośniej, mając nadzieje, że zwróci w ten sposób jej uwagę. Po raz pierwszy udzielał komuś porady. Po raz pierwszy od... sam nie był pewien jak dawna. Przez chwilę nawet poczuł się znowu jak druid, jeszcze z czasów Księżycowego Kręgu. - Uważaj! Magia bywa równie ślepa jak i jej użytkownicy.
"I ty to nazywasz radą?" zganiał sam siebie w myślach i roześmiał się ponuro. "No ale lepsze to, niż nic..." z ową myślą, naturianin wtopił się w zamierający tłum.
Miał bowiem jeszcze kilka spraw do załatwienia.
        
        
- Towar... trzeciej klasy. - mruknął Darshes, szperając w niemałej, skórzanej sakwie. Torba, jak i rzeczy w niej zawarte, należały do zielarza, który w obecnej chwili ucinał sobie drzemkę u jego stóp.
Sklepik, którego "gościem" był obecnie maie, leżał na granicy dzielnicy portowej i kupieckiej. Już z ulicy dało się wyczuć zapach zielska, informujący znacznie lepiej niż szyld, czym trudnił się właściciel przybytku. Po wejściu, klienta witała rozległa lada i podstarzały sklepikarz, a także półki z podsuszonymi ziołami, słoikami wypełnionymi maziami czy innymi substancjami, konserwującymi zawarte w nich składniki. Darshes szybko wyłapał wzrokiem to, co mogłoby okazać się mu przydatne, lecz nie zdążył wykonać nawet pojedynczego kroku w głąb pomieszczenia, gdy sklepikarz w grubiański sposób kazał mu się wynosić, wspominając coś o złodziejskiej psubraci. Nie będąc w nastroju do przepychanek słownych i fizycznych z byle człowiekiem, druid jednym zaklęciem rozwiązał problem upierdliwego sprzedawcy i obecnego braku funduszy.
Jednakże materiały, jakie udało mu się skolekcjonować, pozostawiały wiele do życzenia.
- Nie mogę uwierzyć, że ktoś naprawdę był wstanie wydać na to choćby kruka! - warkną oburzony, spoglądając na walające się po ladzie zielsko. Część była nadgniła, zakonserwowana w nieprawidłowy sposób lub po prostu okazała się zwyczajnymi chwastami. Tak więc minęło dobrych kilka minut, zanim Darshes zdołał oddzielić kompost od rzeczy naprawdę użytecznych. Zapakowanie ich do malutkich woreczków i ułożenie w torbie również zajęło odrobinę czasu, o odnalezieniu owych przedmiotów nawet już nie wspominając. Na sam koniec, spod lady udało mu się wygrzebać brązową, sięgającą kolan sukmanę. Przyodziawszy się w nią i przerzuciwszy sakwę przez plecy, maie pochylił się nad śpiącym starcem z jadowitym uśmiechem na twarzy. Delikatnym, niemal zmysłowym gestem dotknął pobrużdżonego zmarszczkami policzka i szepnął:
- I tak na przyszłość: pilnuj języka, dzika świnio, gdyż następnym razem mogę nie być taki łaskawy.
Następnie powstawszy i upewniwszy się, że ma już wszystko, druid spokojnym krokiem opuścił sklepik. W międzyczasie półmrok zdążył już zawładnąć miastem, wyludniając ulice i pogrążając je w odcieniach czerni i szarości. Świat zaczął tracić kolory, przynajmniej dla ludzkiego oka. Darshesowi to jednak nie przeszkadzało, bo nie oczu a magi miał zamiar użyć, by odnaleźć swój cel. Zamknąwszy więc powieki, dał się poprowadzić swojemu szóstemu zmysłowi.
        
        
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Oby przeklęte zostały tendencje Basila do oszczędzania na każdym kroku. To już nie mogła być już oszczędność, ale skąpstwo w czystej postaci.
- Nie mogłeś po prostu wynająć pokoju w jakiejś gospodzie? - jęknęła Shiru z rezygnacją stojąc przed bramą do dość wystawnej rezydencji. - Przecież z pewnością zdążyłeś już dostrzec, że to dzielnica bogaczy. Nie pasujemy tutaj, a jeśli Dakin coś narozrabia... - nie potrafiła sobie nawet wyobrazić konsekwencji. Z pewnością byłyby większe niż kiedy przyozdobił drzwi gospody krwawymi szczątkami jego ostatniego posiłku jakiś czas temu. Z pewnością nie miał złych zamiarów, jednak widok do połowy wypatroszonej sarny nie był zbyt przyjemny.

- Nie dramatyzuj - stwierdził rachmistrz nadzwyczaj dumny z zawartej transakcji, zacierając dłonie. - To letnia rezydencja, obecnie niezamieszkana. Tutejszy ogrodnik był mi co nieco winien, więc mamy darmowy nocleg i wyżywienie w małej chatce na tyłach. Gryf już sprawdził dach i nader mu się ta grzęda spodobała, ponadto jesteśmy tu odcięci od gwaru miasta i nikogo nie będzie w stanie tu przerazić.

- Oprócz ogrodnika, który może dokonać mordu, po tym jak odkryje, że Dakin wytarzał się w jego kwiatowych grządkach - pesymistycznie stwierdziła kurierka.

- Módl się, żeby nie miał tam kaktusów - mający wyśmienity humor Basil puścił jej oczko.

Rzuciła mu ponure spojrzenie i pobiegła za Dakinem który zdążył już radośnie popędzić na przód i zniknąć za budynkiem.
Ostatnio edytowane przez Shiru 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes od dawna uważał to za niezwykle interesujące, jak wieczorami ludzkie miasta potrafiły stać się zarówno upiornie opustoszałe, jak i niezwykle gwarne. W jednej chwili przechadzasz się niemal wyludnionymi uliczkami, by zaraz natrafić na gwarny bulwar. Oberże, karczmy i domy uciech cielesnych - każdy z tych budynków próbował przebić swego poprzednika, próbując zwabić zarówno podróżnych, jak i ludzi chcących się zabawić czy też szukających chwili wytchnienia od codziennych trosk. Wystarczyło jednakże skręcić w kolejną boczną uliczkę, a miasto znów zamierało i tylko odległe odgłosy muzyki oraz głosów świadczyły o tym, że gdzieś tam istnieje zupełnie inny świat.
        
Maie, jako wychowanek dziczy i mniej "cywilizowanych" ludów, nie bardzo rozumiał, jak jedno miejsce może być tak sprzecznie różne. W wioskach się tego nie czuło, ale już niewielkie miasta przestawały się mieścić w granicach jego pojmowania, a ich odmienną naturę przypisywał chaotycznemu sposobowi bycia ludzi i starał się ich unikać jak ognia. Tym razem jednakże okoliczności mu nie sprzyjały i cel swojego pościgu zlokalizował w dzielnicy kupieckiej.
        
Mieściło się tu kilka rezydencji - mniej lub bardziej zadbanych. Tym, co je jednak wyróżniało spośród pozostałych miejskich budowli, były rozmiar i wydzielona przestrzeń zielona wokół budynków, nazywana przez ludzi "ogrodami". Trawiaste dywany, skalne tarasiki czy ostrożnie wypielęgnowane i zaprojektowane ogrody - to wszystko wydawało się druidowi jakąś taką marną podróbką, zaledwie nieśmieszną parodią dzikiej i potężnej natury, jaką znał i kochał. Nie oznaczało to jednak, że okolica była Darshesowi całkowicie niemiła. W jakimś stopniu czuł się tu nawet jak w domu, a na pewno znacznie lepiej niż pośród szarości miejskich ulic. A choć było to wrażenie wątłe i ulotne, to maie mógłby przysiąc, że niemal wyczuwa niedostrzegalną obecność i moc sprawczą Matki Natury. Jak gdyby w odpowiedzi na jej zew, magia w jego ciele zaczęła krążyć nieco żwawiej, rewitalizując i dodając otuchy.
        
Niestety, mimo usilnych starań nie udało mu się zlokalizować dokładnego miejsca pobytu maga. Trop, a mówiąc dokładniej to pozostałości życiowej esencji Iriadela, urywały się gdzieś tutaj i rozpraszały na wszystkie strony. Avencil albo otoczył się jakąś magiczną barierą czy innym zaklęciem, albo po prostu rozpłynął się w powietrzu. Zważając na słowa Shiru, druid był raczej skłonny uwierzyć w to pierwsze.
        
Tu jednak pojawiał się problem. Bo o ile był wstanie wyczuć owo zaklęcie dzięki wyostrzonemu zmysłowi magicznemu, to jednak przełamanie go stanowiło problem, którego maie przeskoczyć nie potrafił. A mianowicie: Darshes nie był magiem. Brakowało mu wiedzy z zakresu Arkan Tajemnych - tego niestety nie uczą w Kręgu. Samą siłą i wrodzonymi zdolnościami może i by mógł przełamać niewidzialną magiczną ścianę - coś co ma jakąkolwiek formę - ale już barierę splecioną z urokiem? Taką, która mącił zmysły i uniemożliwia odnalezienie celu? Niewykonalne! Znalazłszy się więc w ślepym zaułku, druid mógł jedynie krążyć na oślep, kolejno przeszukując kolejne budowle i licząc na łut szczęścia.
        
- No chyba że uda mi się odnaleźć tą dziewkę od gryfa i przekonać, by zdradziła ten przeklęty adres...
        
Wiedział jednakże, że to nie możliwe. Po pierwsze: nie przyjrzał się jej esencji życiowej. Bez tego zlokalizowanie kurierki mogłoby potrwać równie długo, co szukanie samego Iriadela. Towarzyszącego jej gryfa szłoby zlokalizować znacznie łatwiej, gorzej jednakże, że skrzydlaty mógł się znajdować gdziekolwiek - niekoniecznie przy boku swego człowieka - a ponowne tropienie i bieganie za nim przez cały dzień, po całym mieście, byłoby równie wielką stratą czasu, co szukanie dziewczyny. Kolejnym powodem przeciw były wyraźne słowa kurierki, w których oświadczyła, że nie zamierza mu pomagać. A on uszanował jej wolę.
        
- Marudzisz jak dziewka na wydaniu! - zganiał sam siebie siebie po cichu. Chcąc odgonić resztki niezdecydowania, przeciągnął się niczym kot i zatarł ręce. Na swój pierwszy cel wybrał posiadłość nieco na uboczu. Żadnego z okien nie rozjaśniała świetlista łuna, co mogło oznaczać, że budynek jest albo opuszczony, albo ktoś by chciał, by wszyscy tak myśleli. Dodatkowo ogród zdawał się być dość zadbany, chociaż... Cóż Darshes mógł wiedzieć o ogrodowej estetyce? Tak czy inaczej owa rezydencja była równie dobra jak każda inna, więc czemużby nie zacząć od niej?
        
        
Awatar użytkownika
Paank
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Myśliwy
Kontakt:

Post autor: Paank »

        Paank przechodziła właśnie przez wątły las by oddalić się od ciasnych uliczek miast, które wieczorem stawały się mniej przyjazne, nawet mniej przyjazne od dzikiego zwierzęcia. Dzik potrzebuje powodu do ataku, a przyczyną agresji mogą być młode. Ludzie za to nie muszą mieć górnolotnych argumentów aby ich pięść skosztowała czyjejś szczęki. Cartier była za bardzo zmęczona by odnaleźć siłę na odwet albo ucieczkę. Człapała nogami po ścieżkach z kamieni, a gdy wewnętrzna udręka wzrosła do maximum stwierdziła, że czas się przespać. Z dala od miasta.
        Udrękę zaś młodej Cartier stanowiło uczucie nieprzerwanej obserwacji. Wydawało się, że wciąż spoczywają na niej baczne spojrzenia, kilka razy czyiś cień przemknął się po ścianach niewysokich budynków. Już sama nie wiedziała czy to wymysł jej wyobraźni czy też prawda, lecz lepiej dmuchać na zimne. Wykorzystała więc najbardziej tłoczne godziny i miejsca, aby swobodnie wydostać się z miasteczka i znaleźć dobrą kryjówkę poza nim. Z początku przygnała ją tu ciekawość, teraz zaś wyganiało przeczucie. Chciała być wolna, to teraz ma wszystko czego sobie zażyczyła. Choć z profesji myśliwy, to daleko było jeszcze Paank do miana podróżnika. Nie za bardzo wiedziała od czego zacząć, na czym się skupić, choć przecież znała szlaki i przespała niejedną noc w lesie. Wielokrotnie miała do czynienia z ekstremalnymi sytuacjami, ale zawsze miała dokąd wrócić i wylizać rany. Obecnie takie miejsce nie istniało. Była zdana wyłącznie na siebie.
        Z niemałym biciem serca opuściła miasto by udać się nieco dalej. Wciąż blisko cywilizacji, ale z dala od spojrzeń. Podziałało – Paank w lesie czuła się wyśmienicie. Skradała się i cichutko przemieszczała, by czasem nie napotkać innych obcych albo bandziorów. W ten sposób dotarła do rezydencji.
        Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Nim weszła na teren posiadłości dokładnie przyjrzała się temu miejscu. Bardzo specyficzne – piękny ogród bez mieszkańców. „Oby historie o duchach nie były prawdziwe” pomyślała w ramach wsparcia Paank. Wyczuwała tu również rozproszoną, słabą magię więc być może to ona utrzymywała kwiaty przy życiu.
        Dźwięk łamanego patyka przekonał łowczynię do tego by nie marnować zbyt dużo czasu na analizy. Wkradła się na teren, obejrzała kilka szopek oraz chatkę na tyłach. A może jednak ktoś tu mieszka?
        Paank zacisnęła usta. Jeżeli ktoś złapie ją na drzemce w pomieszczeniu to raczej długo nie pożyje na wolności...albo w ogóle linia jej życia nagle się urwie. Tuż przy chatce zauważyła stos gałązek, który wskazywał na jakąś oznakę życia. Przeszukała ponownie szopkę na dworze i znalazła w niej linę. Dach nie był spadzisty więc wydawał się idealny na krótki wypoczynek. Obok zresztą rosła wiśnia z rozłożystą koroną, która przysłaniała domek od strony samej rezydencji więc nikt jej nie dostrzeże.
        Paank wspięła się na dach bardzo szybko. Niemałe doświadczenie w pracy na wysokościach na coś się przydało. Ujrzała jednak coś dziwnego. Odrobinę leśnej ściółki i kilka gałązek. Jeszcze raz przetoczyła wzrokiem po okolicy. Nikogo tutaj nie ma, skąd te gałęzie na dachu?
        Łowczyni westchnęła. Doprawdy nie spotkała się z czymś podobnym, ale właściwie po ugnieceniu odpowiednio gałęzi miejsce stawało się nagle takie miękkie i przytulne... Paank szybko usnęła.
        Czuła się cudownie. Panowała tu idealna cisza i jedynie natura posyłała krótkie sygnały w postaci śpiewu ptaków czy szumu liści. Młoda Cartier, co jakiś czas się przebudzała, ale tylko po to by nabrać świeżego powietrza. Jednak przy jednym z kolejnych ocknięć zaniepokoił ją potężny trzepot skrzydeł. Dopiero po chwili do jej głowy wpadła myśl, że mogą być to właściciele rezydencji. Budzić się czy nie budzić? Nim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie przysłonił ją chłodny cień. Paank otworzyła opornie oczy, a gdy ujrzała gryfa momentalnie zerwała się na nogi. Gryf machnął skrzydłami i zaskrzeczał.
        -A! - pisnęła krótko łowczyni cofając się.
        Cała drżała na ciele. Ba, trzęsła się niczym galareta! Potężne stworzenie mogło ją swobodnie capnąć pazurami i przełknąć na dwa razy! Bestia zbliżyła się odrobinę i Paank od razu stwierdziła, że nie chce stać się pożywnym obiadem dla skrzydlatego stwora. Gryf zaskrzeczał drugi raz. Cartier sięgnęła strzały cofając się o kolejne kroki, a bestia wylądowała na skraju dachu. Paank miała wrażenie, że zaraz wszystko wyleci jej z rąk. Naciągnęła cięciwę, nie była gotowa do precyzyjnego strzału, po prostu celowała na oślep, gdy nagle próg się skończył. Gryf znów machnął skrzydłami i ciało dziewczyny zachwiało się.
        -O żesz!...- podniosła głos łowczyni.
        To nie był potężny wiatr, ale panika zrobiła swoje. Cartier zakołysała się na progu dachu i wymachując łukiem oraz strzałą starała się nie spaść, ale krótkie spojrzenie na gryfa starczyło by strach sam popchnął ją do tyłu. Czuła się teraz niczym listek na wietrze, któremu niewiele starczyło do zerwania. Noga ześlizgnęła się jej i Paank z głośnym krzykiem wylądowała w kupie gałęzi gubiąc po drodze wszystko, co trzymała.
        - Au... - zajęczała starając się wesprzeć na rękach mimo wpijających się i odstających ostrych zakończeń. Usłyszała gryfa i zaraz puściła się w składowisko stosunkowo miękkiej kupy gałęzi by w nich zanurkować. Marna nadzieja na to, że jej tu nie znajdzie.
        Paank chwyciła myśliwski nóż i zakryła się rękoma licząc na to, że bestia rozmyśli się, co do posiłku. Wyglądała doprawdy marnie przy tak silnym stworzeniu, ale jakiś odruch i chęć przeżycia wyraźnie jej towarzyszyła.
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Obszedłwszy i dokładnie obejrzawszy całą chatkę w przedostatnich promieniach dziennego światła, Shiru z nadzieją stwierdziła, że zgodnie z jej, co prawda nieistniejącą, znajomością podstaw architektury, przy odrobinie szczęścia Dakinowi uda się nie zmienić szopki w stos drzag, przynajmniej nie w ciągu najbliższych trzech dni. Dłużej i tak nie planowała tu pozostać. Ogrodnik, zasuszony staruszek, niewerbalnie wyrażał zupełnie inne zdanie, co chwila podejrzliwie zerkając na sufit i ani na chwilę nie porzucając pełnej napięcia postawy, jak gdyby gotował się, by w każdej chwili móc wybiec na zewnątrz w najkrótszym możliwym czasie. Jednak ani razu nie otworzył ust by zaprotestować. W ciągu zaledwie paru godzin znajomości kurierka ukształtowała sobie w umyśle jego obraz jako fanatycznego wyznawcy znanego, ale jedynie przez nielicznych docenianego powiedzenia: "mowa jest srebrem, lecz milczenie złotem". Shiru sama przyjęła je jako jedną z zasad w życiu, jednak w porównaniu do ogrodnika nagle poczuła się niezwykle gadatliwa. W ciągu godziny spędzonej w jego chatce zadała mu już z pewnością tysiąc pytań, co prawda wszystkie praktyczne i mające na celu uzyskanie nawigacji po gospodarstwie, jednak staruszek nadal nie wyrzekł ani jednego słowa, w milczeniu wskazując odpowiednie miejsca. Gdyby wyraźnie nie usłyszała jego przywitania, gdy Basil przedstawił ich sobie, dawno już stwierdziłaby, że jest niemy.

"Nawiasem myśląc, gdzie ten rachmistrz się szlaja? Mam nadzieję, że nie wyszedł na miasto tylko po to, by się upić..." zauważywszy, że zapada już zmrok, na chwilę zastygła w bezruchu, zanurzona w myślach. "Dakin również jeszcze nie wrócił... Czyżby Basil przekazywał mu swoje złe wzorce zachowań?"

Od niezdrowych podejrzeń szybko wybawił znajomy skrzek. "Znajomy?" Ciągle jeszcze usiłując pozbyć się z umysłu obrazu Basila, który usiłuje upić gryfa, Shiru zmarszczyła brwi z dezorientacją, z chmur jednak szybko ściągnął ją kolejny okrzyk, tym razem wydany jednak przez człowieka. "Tym tonem Dakin przepłasza bandytów i inny niepożądany element, który spotykamy na drodze!" Zaalarmowana, wybiegła z chatki jak strzała, by upewnić się że jej podopieczny nie będzie miał na swym koncie morderstwa. Uciekanie przed lokalnymi jednostkami stróżów prawa byłoby zbyt uciążliwe... Nie, nie tak. Aczkolwiek obecnie przebywa na urlopie, Shiru nadal w pewien sposób reprezentuje swoje państwo, poza tym nie chciałaby sprawiać jeszcze więcej kłopotów temu, w co nie wątpi, miłemu staruszkowi, który nieznanym jej sposobem zdołał się zadłużyć u Basila do tego stopnia by udostępnić mu swój dom na nieokreślony okres czasu, a jeśli takie będzie życzenie rachmistrza, to aż do jego (ogrodnika) śmierci.

Wybiegając z chatki usłyszała jeszcze głuchy odgłos, jak gdyby worek kartofli, lecz prawdopodobniej, i bardziej nieszczęśliwie dla niej, człowiek, spadł z dachu, który gryf obrał na swoją grzędę. Jednak w miejscu, w którym spodziewała się zastać jęczącego bólu lub skamlącego ze strachu złodziejaszka, zastała tylko stos gałęzi obserwowany przez Dakina z odrobiną pogardy, ale również wyraźną chęcią dalszej zabawy. Jedno spojrzenie na gryfa pozwoliło jej upewnić się że intruz nadal nie uciekł.

- Um... - zająknęła się, niepewna, czy chce zwracać na siebie uwagę osoby, której nie zdołało przerazić do utraty zmysłów bliskie spotkanie z nieprzyjaźnie nastawionym gryfem. Dakin, z doświadczenia wiedząc, że nie ma szans na "zabawę" z ludźmi, z którymi kurierka rozpoczęła rozmowę, z gracją zeskoczył z chatki i niczym przerośnięty kociak zaczął ocierać się o jej nogi, przymilając się, ale równocześnie osłaniając ją w razie ataku ze strony nieznanego osobnika. Nieco ośmielona duchowym wsparciem podopiecznego, Shiru nieco bardziej rozwinęła swoją wypowiedź.

- Myślę, że możesz wyjść... Tak sądzę. Tak długo jak nas nie zaatakujesz, chyba nic ci nie grozi. Dakin jeszcze nikogo nie zjadł, przynajmniej nie na moich oczach - ciągle jeszcze nie mogła się zdecydować czy chce przestraszyć i odpędzić intruza, czy zdobyć jego zaufanie.
Ostatnio edytowane przez Shiru 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Druid ostrożnie przekroczył próg rezydencji, a właściwie rzecz ujmując, to parapet. Skrzywił się niemiłosiernie, gdy kawałki szkła zachrzęściły mu pod butami. W teorii powinien był się tego spodziewać - zwłaszcza że sam wybił okno - ale jakoś taki szczegół umknął jego uwadze. Na domiar złego, ów odgłos poniósł się głośnym echem po obszernym pomieszczeniu, co wrażliwe uszy naturianina odebrały jeszcze głośniej.
Upewniwszy się, że nic zaraz nie wyskoczy nań znienacka i nie będzie próbowało odebrać mu życia, Darshes spiesznym krokiem ruszył w kierunku drzwi, nie zwracając większej uwagi na wystrój zakurzonego pokoju. Odrzwia ustąpiły dość niemrawo i z przeraźliwym zgrzytnięciem, informując każdego potencjalnego lokatora owego budynku o obecności intruza. Westchnąwszy ze zrezygnowaniem, maie porzucił wszelkie pozory ostrożności i otuliwszy się dla bezpieczeństwa kokonem magii, wyszedł na zewnątrz, rozpoczynając długie i żmudne przeszukiwanie.
        
Po sprawdzeniu parteru i nieznalezieniu nawet odrobiny magii, przyszedł czas na pierwsze piętro. Wspinając się schodami na wyższy poziom, z westchnieniem Darshes stwierdził, że to będzie długa i żmudna noc.
- Może powinienem był znaleźć jakiegoś nauczyciela albo coś... - mruknął pod nosem, smętnie wpatrując się w mijane okno.
Miał oczywiście na myśli kogoś, kto zdołałby nauczyć go odnajdywania źródeł magii. W Ash Falath'neh umiejętność ta nie była mu do niczego potrzebna. Las sam wiedział co niezwykłego czy nienaturalnego dzieje się w jego granicach i informował o tym każdego, kto był wstanie go wysłuchać. A posiadający szczególną więź z naturą maie, zawsze pierwszy poznawał takie nowinki. Tu jednak, gdzie wpływ natury był mocno ograniczony przez dzieła ręki ludzkiej, naturianin stał się równie ślepy co kret w blasku słońca.
Jednak płakanie nad rozlanym mlekiem nijak mu teraz mogło pomóc. Nie można było żałować czegoś, czego się nigdy nie miało. Jedynie nieustanne parcie naprzód, poparte własnymi zdolnościami i doświadczeniem, pomagało cokolwiek osiągnąć w życiu, a przynajmniej takie było jego zdanie. Co jednak nie oznaczało, że przyszłość kolorowała się różowo czy też była usłana kwiatami. Druid zdawał sobie sprawę, że takie podejście to żmudna harówka, która niekoniecznie musiała przynieść rezultaty. Ale jeśli jedynymi dostępnymi opcjami był ruch i bezruch, to wybór był oczywisty. Darshes nie zamierzał się poddawać czy opuszczać raz obranego celu. To po prostu nie leżało w jego naturze.
        
Tok rozmyślań przerwał mu stłumiony skrzek. Był on na tyle cichy, że maie w pierwszej chwili zignorował go podświadomie. Prawdopodobnie by go nawet nie usłyszał, gdyby nie wyczulony słuch. Do tego, do jego umysłu nieprzerwanie napływała symfonia "dźwięków" mentalnych, wydawana na przykład przez pobliskie rośliny czy zwierzęta, i gdyby automatycznie nie nauczył się ich wyciszać, już dawno by oszalał. Gdy jednak odgłos się powtórzył, druid zamarł w pół ruchu, wsłuchując się w okoliczne odgłosy.
Sam fakt, że usłyszał dźwięk zwierzęcia ale nie zrozumiał ani słowa, świadczyło o jednej z dwóch rzeczy: istota była zbyt daleko, poza zasięgiem jego komunikacji mentalnej; bądź był to tylko odgłos, podobny do warczenia czy ludzkiego chrząknięcia. Do tego, jeśli naturian miałby polegać na swojej wiedzy i zgadywać, wydała go istota - a dokładniej rzecz mówiąc ptakopodobna bestia - o niezwykle sporych rozmiarach. Czyżby to był..?
"Gryfie... Umm... Dakin..? To ty?" ~ wysłał na nici mentalnej w kierunku, z którego, jak mu się zdawało, nadszedł skrzek. Czyżby on i Shiru natknęli się na Iriadela? Co prawda mag nie powinien mieć powodu by ich atakować, jednakże...
Jeśli jednakże było inaczej, Dakin mógłby spróbować stawić mu czoła. Bestia była bez dwóch zdań potężna, czy jednak potrafiłaby się oprzeć potędze zaklęć Avencila? Darshesa nagle nawiedziła nieprzyjemna wizja wielkiego pieczonego kurczaka, na którą nałożył się obraz wielu zwęglonych ciał, leżących pośród zielska i kamieni. I człowiek w czerwonej szacie pośrodku tego wszystkiego. ~ "Zostaliście zaatakowani? Ktoś potrzebuje pomocy?"
        
        
Awatar użytkownika
Paank
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Myśliwy
Kontakt:

Post autor: Paank »

        Diana zauważyła, że przerośnięty ptak nie skubie gałęzi, w których obecnie utknęła. To był dobry moment aby zaplanować ucieczkę. Jednak gdy poruszyła się choć odrobinę to skupisko gałązek zachęcająco szeleściły, Paank wciąz czuła na sobie wzrok bestii. Była tylko jedna szansa z połowicznym powodzeniem by udało się jej uciec, ale kolce uschniętych różyczek nie pomagały ani trochę. Paank nie chciała tak szybko umrzeć na wolności. Zaraz zaczęła żałować, że ulotniła się z nieco bardziej bezpiecznych uliczek Kryształowego Królestwa. Tam przynajmniej nie było głodnych gryfów.
        Wówczas usłyszała coś... jakieś jęknięcie. Bestia obserwująca z góry swój niedoszły posiłek, zeskoczyła zbliżając się do jakiegoś punktu. Czy mogło być jeszcze gorzej? Całkowicie źle oceniła sytuację, albo przespała dotarcie właścicieli rezydencji i teraz będzie skazana na niełaskę. Nie miała nawet czasu wymyślić jakiejkolwiek wymówki na poczekaniu. Jeżeli obok gryfa stoi jeszcze gorszy drapieżnik – jakiś wampir albo piekielny, to jest stracona na starcie.
        Paank odsunęła bure myśli na bok, gdy usłyszała kobiecy, bardzo niepewny siebie głos. Opuściła sztylet i wciąż leżąc w gałęziach zmrużyła brwi w zastanowieniu. Żadnego więcej potwora?
        Łowczyni usiadła tak, aby jeszcze nikt jej nie dostrzegł. W pierwszej chwili pomyślała by skrupulatnie ukryć naszyjnik z małymi trofeami bestii, jakie miała okazję upolować. To też mocno zapięła pelerynkę skrywając pod nią rzemyk z kilkoma kłami i piórkami. Wolno sięgnęła łuku i strzały, która wypadła jej z rąk. Liczyła chyba jeszcze na to, że ucieknie w milczeniu, ale wówczas dojrzała młodą dziewczynę z ogromnym gryfem, który otacza ją swoją opieką.
        „Dakin jeszcze nikogo nie zjadł, przynajmniej nie na moich oczach” - to było na swój sposób pocieszające. Póki jest dziewczyna to przerośnięte piórko niczego człowieczego nie zaatakuje.
        Paank wsunęła myśliwski nóż do pochwy, przerzuciła łuk przez ramię, po czym wstała delikatnie unosząc ręce. Trzymała w dłoni strzałę, aby pokazać, że wsuwa ją do kołczanu i informując iż nie ma zamiaru nikogo zaatakować, choć stroszone piórka gryfa sprawiały, że chyba wolała trzymać broń w dłoni. Niemniej jednak, postanowiła podążyć drogą pokojową. Bez broni. Póki co. I oby tak dalej.
        - Wybaczcie pani, że przerywam wasz wypoczynek – zaczęła czysto politycznie Paank.
Co jednak mogła powiedzieć dalej? Że miejsce wygląda na zaniedbane? Raz, że obraziłaby gospodyni, dwa – budynki może już przeżyły lata swojej świetności, ale ogród pozostawał piękny. Ach, ta ludzka wyobraźnia, która każe jej łączyć takie miejsca z magicznymi zjawiskami.
        - Nie chciałam nikogo okraść – wybroniła się na wstępie. - Byłam niezwykle zmęczona, przebyłam długą drogę i usnęłam na dachu, gdzie widać było legowisko. Szukam ziół, które podobno można odnaleźć na Jadeitowym Wybrzeżu. Pomogą one uleczyć mego przyjaciela. Jestem z zawodu łowczynią, należę do myśliwych spod Kryształowego Królestwa. Mogę pokazać wyszyty herb królestwa oraz klanu owych myśliwych, do których przynależę.
        Łowczyni nie była pewno czy mówić coś dalej, ale postanowiła zagadać nieznajomą i przekonać ją do siebie zanim odejdzie pozostawiając ją sam na sam z gryfem.
        - Macie przepiękny ogród pani. Wygląda niebywale magicznie, aż dziw, że ktoś potrafi tak zadbać o rośliny. Jestem w pełni podziwu.
        „W takim razie, skąd aura tego miejsce? Czyżby coś ukrywała?”
        Paank przetoczyła spojrzeniem po okolicy. To niemożliwe by tak uporczywe, choć subtelne oznaki magii gromadzące się w niej były fałszywe. Kryła się w tym miejscu magia, ale Cartier nie była pewna czy chce dokładnie rozpracowywać tę zagadkę. Póki co, pragnęła jedynie przeżyć... i coś zjeść albo się czegoś napić. Czegoś, co nie jest słoną, morską wodą. Dopiero, co się obudziła, a już czuła, że przebywając tutaj szybko się zmęczy. To nie tak, że Paank specjalnie badała cały ogród swoim zmysłem. Magia w odczucia dziewczyny wydawała się rozpraszać po całej rezydencji drobnymi i niemrawymi wzmiankami, nie było to idealnie klarowne i wolne miejsce od zaklęć. Coś się tu wydarzyło i nie chciało dać o sobie zapomnieć. Gdzie jednak leżały irytujące źródła tychże niepokojących odczuć? Paank jeszcze nie wiedziała. Nie chciała tracić na to własnej energii. Dręczyły ją silne źródła, ale nie pisnęła choćby słowem by nie podpaść domniemanej gospodyni.
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Widok wyłaniającej się zza stosu drewna drobnej dziewczyny nieco uspokoił Shiru, a gdy niedoszła ofiara Dakina zaczęła wyrzucać z siebie informacje jeszcze zanim kurierka zdążyła o nie spytać, opiekunka gryfa poczuła, że nieco panuje nad sytuacją. "Żaden oszust nie rozpocząłby pierwszego kontaktu od natychmiastowego odkrycia swojego pochodzenia, zamierzeń i obecnej sytuacji"- stwierdziła przytomnie. "Jego celem byłoby wpierw zdobycie jak największej liczby informacji o drugiej osobie, by móc ją zmanipulować... Chyba, że wspomniany oszust spędził ostatni tydzień, śledząc mnie, ale nie nawiązując kontaktu... Co w obecnej sytuacji nie wydaje się być możliwe. Gdyby ta dziewczyna obserwowała mnie albo chociażby dom, wiedziałaby o gryfie, a żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie wszedłby świadomie do leżyska gryfa. Chyba, że nie jest człowiekiem, i/lub jest w stanie pokonać Dakina, a takim razie nie będzie miała problemów z unieszkodliwieniem również mnie..." Czując, że ponosi ją paranoja, Shiru wykrzywiła usta w lekko zakłopotanym uśmiechu. "Zobaczmy herb jej klanu, a jeśli uda mi się dożyć nocy, będę miała wtedy mnóstwo czasu na snucie teorii spiskowych. I tak nie mam nic wartego ukradzenia i wątpię, by ogrodnik również przejmował się czymkolwiek poza ogrodem"

- Istotnie, ogród jest godzien podziwu - zgodziła się z nieznajomą, uświadamiając sobie, że nie podała ona swojego imienia. - Jednak to nie mnie należą się pochwały. Jestem tutaj tylko gościem. A ty rzeczywiście wyglądasz jakbyś od dłuższego czasu była w podróży...

Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, czy może zaprosić dziewczynę do domu. W tym momencie uratował ją jednak milczący ogrodnik, który wychyliwszy się z drzwi, ukrytych przed oczyma samozwańczej myśliwej rogiem domu, niecierpliwym ruchem głowy nakazał jej sprowadzić niespodziewanego gościa do środka. Widząc, że ktoś starszy najwyraźniej ma sytuację pod kontrolą, Shiru z ledwie skrywaną ulgą dokończyła wypowiedź.

- Myślę, że możesz wstąpić na chwilę, właśnie przygotowywałam kolację. - Wtedy będziesz mogła przedstawić się, pokazać herb i wytłumaczyć czemu nie nocujesz w gospodzie jak normalny czlowiek, niewypowiedziana reszta zdania zawisła w powietrzu.

Lekkim klepnięciem dała znak Dakinowi, by wrócił na swoją grzędę, a sama skierowała się do chatki, mając nadzieję że nieznajoma za nią podąży, a nie strzeli jej w plecy.

"Niejadalna mysz?" - odezwał się tymczasem Dakin, przeciągając się leniwie. - "Kto potrzebowałby pomocy od małego gryzonia udającego człowieka? Ta drobna ludzka samica byłaby zaledwie przekąską. Jej wartość leży jedynie w rozrywce jaką mogłaby dostarczyć, gdyby moja pani nie zgarnęłaby mi jej sprzed nosa. Jednak ma w sobie niepokojącą nutę magii, która pochodzi od smoków... Teraz nie mam szans się nią zabawić, by to sprawdzić. Chyba jednak możesz się na coś przydać..."
Ostatnio edytowane przez Shiru 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Mysz, tak? Sposób, w jaki gryf go postrzegał, był zarówno irytujący jak i nieco zabawny. Nie było to też do końca kłamstwo. Wszak znaleziony przez srokę diament również można by nazwać "skarbem", "błyszczącym kamykiem" czy też po prostu "błyskotką". Na tej samej zasadzie Darshesa również uważać by można za "mysz", "wilka", "niedźwiedzia" czy nawet "człowieka". Bo przecież mógłby być tym wszystkim, a jednocześnie żadna z tych istot nie oddawała w pełni tego, kim w rzeczywistości był.
A dodatkowo takie niedomówienie było nawet wygodne. Pozwalało mu zatrzymać asa w rękawie.
        
"Cząstka smoczej magi, mówisz? Hmm, interesujące." - odparł po chwili milczenia.
        
Informacje przekazane przez gryfa rzeczywiście były intrygujące.
Istniała możliwość, że nieznajoma jest Pradawną, choć szanse na to były raczej niewielkie. Czasami jednak wśród różnych ras pojawiają się jednostki, które w magiczny bądź fizyczny sposób spokrewnione są z Pradawnymi, a w szczególności ze smokami. Te ostatnie zaś, choć znane w legendach z wielu rzeczy, wyróżniają się niesamowitymi zdolnościami magicznymi. Więc nawet kropla ich krwi mogłaby uczynić ludzkiego potomka istotą niezwykle wrażliwą na nadnaturalne zjawiska. Jeśli przy odrobinie szczęścia owa dziewczyna kimś takim była i na dodatek została przeszkolona w dziedzinie odnajdywania źródeł magicznej energii, to z pewnością mogłaby odszukać Iriadela pomimo jego zaklęć ochronnych czy barier.
Chociaż... Co jeśli dziewczyna była w zmowie z tymi kanaliami? Lub, co gorsza, była jedną z nich? Jej niespodziewane pojawienie wydawało się druidowi dość nieprawdopodobne i podejrzane. Dziewczyna mogłaby nie tylko okazać się niebezpieczna w sensie czysto fizycznym ale również sprawić niemałe problemy, jeśli na ten przykład poinformuje Iriadelów o jego małej zemście.
Tak więc jeśli miałby się z nią spotkać, to dobrze by było ostrożniej odsłaniać swoje karty. Nie ujawniać w pełni swoich zdolności, ale zbliżyć się na tyle by móc obserwować i ocenić. Mógłby nawet nawet zaproponować swoją pomoc i w ten sposób zapewnić sobie przykrywkę, która zamaskuje jego zamiary. Byłoby to nieco ryzykowne - Darshes wiedział, że wiele rzeczy mogło pójść nie po jego myśli, a i Avencil w każdej chwili mógł opuścić to miasto. Ponowne odszukanie go byłoby nieco uciążliwe, ale...
        
"...ale szukanie na ślepo to i tak jedna wielka strata czasu." - westchnął, nieświadom że wciąż nie przerwał nici łączącej go z Dakinem. Cóż, kontynuowanie obecnych poszukiwań nie miało większego sensu. W takim wypadku sprawdzenie nieznajomej wydawało się nawet nie takim głupim pomysłem.
        
"Gryfie?" - zagadnął ponownie, samemu wracając do holu i kierując się w stronę wyjścia z rezydencji. Niczego tu nie znalazł, nie było więc powodu by pozostawać w tej norze choćby chwili dłużej. - "Ten człowiek wzbudził moją ciekawość, chętnie go poznam. Przypomnij mi potem, że wiszę ci sporego dorsza."
        
        
Awatar użytkownika
Paank
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Myśliwy
Kontakt:

Post autor: Paank »

        Paank obróciła się za siebie, gdy Shiru dostrzegła w drzwiach staruszka. Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc zdając sobie sprawę z sytuacji w jakiej się pogrążyła. Nie widziała wcześniej ogrodnika, ale już w pewnym momencie miała tak posklejane oczy, że w sumie było jej wszystko jedno gdzie będzie spać. Teraz zaś nie mogła się tak po prostu wycofać, jakby nigdy nic. Została zaproszona do środka, a nerwy trzymające ją nie tylko z powodu obecności krwiożerczego gryfa obok, ale i z przyczyny głodu musiały zostać uspokojone. Przynajmniej na tym skorzysta. Miała taką nadzieję. Opuszczony dwór z ogrodnikiem, miłą dziewczyną i bestią brzmiała jak wstęp do horroru, chyba za dużo się nasłuchała bajek i naczytała nieodpowiednich książek.
        - Dziękuję – odpowiedziała cicho wciąż trzymając fason, po czym skierowała się w stronę chatki. Wciąż czuła na sobie oddech pierzastego towarzysza nieznajomej więc dopóki nie znalazła się w bezpiecznym miejscu, czyli w chatce przy stole z dala od gryfa, wciąż rzucała na niego krótkie spojrzenia dające jej pewność, że ten nie rusza się z miejsca i nie uchyla dzioba by poddusić ofiarę.
        - Nazywam się Paank Cartier – odezwała się, gdy drzwi za jej plecami się zamknęły. Chciała zwrócić na siebie uwagę i zapewnić, że nie jest żadnym szkodnikiem, w tym złodziejem, bandytą, albo zabójcą. - Pracuję... a być może raczej pracowałam, w siódmym oddziale leśnictwa podlegającemu Kryształowemu Królestwu. Nazwy leśnictwa nie mają szczególnego znaczenia, w papierach i tak zapisują nas numerami, stąd też na herbie znajduje się „V” i dwie pionowe belki na skrzydłach jaskółki. Jaskółka akurat już pochodzi od naszej nazwy... - wytłumaczyła łowczyni odsłaniając wyszyte na piersi dwa herby i pozwalając je obejrzeć, o ile wymagali tego gospodarze.
        - Takie herby wyszywane są połyskującą na fioletowo nicią, która mienić się ma w blasku słońca jako dowód przynależności. Rozumiecie... Znaki nie do podrobienia, ale nie spodziewajcie się oślepiających po oczach promieni. Po prostu widać fioletowy połysk. A pracowałam, bo właściwie decyzję o podróży podjęłam z dnia na dzień pozostawiając po sobie tylko list z informacją, że wyruszyłam w podróż. Zapewne z góry założyli, że nie uszłam dalej niż za Szepczący Las. Musiałabym wrócić, żeby się tego dowiedzieć, ale na ten moment nie jest mi to po drodze.
        Paank mogła odetchnąć z ulgą, gdy usiadła przy stole po przedstawieniu się i uciśnięciu dłoni (o ile na to pozwolili nieznajomi). Nawet nie rozglądała się po pomieszczeniach, jakby tylko i wyłącznie z grzeczności przyjęła zaproszenie. Wciąż dręczyła ją tląca się w okolicy magia. Krzesła wraz ze stołem znajdowały się blisko drzwi oraz okna, które mogły w razie konieczności pomóc jej w szybkiej ewakuacji. Siedziała w miejscu najbardziej wysuniętym na brzegu, to było jej naturalne stanowisko w społeczności – brzegi i kąty, choć teraz niemądrze byłoby usiąść otoczonym z każdej ze stron ścianami, dlatego też pozwoliła sobie na odrobinę przestrzeni.
        - Wybaczcie... - mruknęła, gdy zaburczało jej w brzuchu, a zapach jedzenie unosił się w powietrzu. Nieważne co by to nie było – nie truło (mam nadzieję) więc było wyśmienite.
        - A więc i ty nie jesteś mieszkanką tego dworu? - zaczęła ostrożnie kierując słowa do młodej dziewczyny.
Paank spojrzała badawczo na osoby znajdujące się w chatce. Zacisnęła usta przyglądając się im trochę bardziej niż powinna, czyli wytężając swoje magiczne, mierne zdolności. Wówczas fala gorąca zalała jej dłonie. Nie wykazywali krzty magii i wówczas zrozumiała, że nie są tu sami. Pytanie na ile te dwie osoby były tego świadome? Może to jedna z tych magicznych i nieznanych ziem, na których zbudowano tę posiadłość? A może ją kłamali?
        Łowczyni zmarszczyła brwi starając się oddzielić jedno od drugiego, ale drgnęła niespokojnie, gdy usłyszała jak gryf przewala się na dachu. Cartier wyraźnie się uspokoiła. Nie mogła wzbudzić w ludziach nieufności, musiała działać ostrożniej.
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Gdy weszła do chatki, ogrodnik zniknął jej z oczu, lecz po chwili wynurzył się ze swojego pokoju, by wysłuchać przedstawiania się łowczyni. Zaaferowana wizytą nieznajomej Shiru początkowo nie zwróciła na to uwagi, ale zaszła w nim na pierwszy rzut oka niedostrzegalna zmiana. Gdy przyszła pora, by to oni się przedstawili, ciche "Miło mi, jestem Shiru" zostało momentalnie zagłuszone.

- Jestem zaszczycony, mogąc gościć panienkę w swych skromnych progach - odezwał się pełnym głosem ogrodnik, ignorując ogłupiałe spojrzenie skamieniałej kurierki i złapał wyciągniętą do niego dłoń by ją ucałować. Rzucił przy tym nowo poznanej dziewczynie spojrzenie, które Shiru widziała tylko na balach u młodych szlachciców, biegłych w sztuce uwodzenia, rozpoczynających żmudne starania by usidlić niewinne serce kolejnego dziewczęcia. Zręcznie wykonany manewr był w stanie przyspieszyć puls nie tylko adresatce, ale też licznym obserwującym go damom. - Zwą mnie Racimir, do usług. Usłyszałem przypadkiem, że poszukuje panienka zioła. Dobrze panienka trafiła. Swego czasu znany byłem jako największy awanturnik, a przy tym najlepszy zielarz Jadeitowego Wybrzeża. Tak cieszącemu oczy kwiatu Kryształowego Królestwa z radością oddam się w posługę i zrobię wszystko, by pomóc panience... Oczywiście, jeśli zechce panienka przyjąć moją pomoc - zakończył gładko.

Oszołomiona Shiru, która przy poznawaniu ogrodnika dostąpiła jedynie zaszczytu usłyszenia niewyraźnego mruknięcia i do tej pory zastanawiała się, jak właściwie nazywał się jej gospodarz, drewnianym gestem uścisnęła dłoń Paank i sztywno usiadła do stołu, cały czas zerkając podejrzliwie na starszego mężczyznę.

Staruszek wyprostował się i zaczął poruszać, jakby nagle ubyło mu parę dekad. "Czy on... zmienił fryzurę?" Potargane wcześniej śnieżnobiałe włosy, zadziwiająco gęste jak na starszego człowieka, po zaczesaniu do tyłu i w połączeniu z podkręconym wąsem zmieniły wygląd ogrodnika na stylowy i nieco zawadiacki. "Podkręcił wąsy? Zdjął zabrudzony fartuch? Pokropił się wodą kolońską!?" Po pierwszym odkryciu kolejne narzucały się same. W ciągu zaledwie kilku chwil zmiany okazały się uderzające.

"Kwiat Kryształowego Królestwa? Czemu? Mnie zignorował i unikał jak zarazy, a do Paank leci jak mucha do miodu. Przecież nie wyglądamy nawet tak różnie... Ciemne włosy, szare oczy, pełne usta... No, może jest trochę niższa. Drobniejsza. To o ten efekt chodzi tak? Ja przy niej wyglądam jak, jak... strach na wróble? Drzewo?" Zacięcie analizując sytuację zagryzła wargi, obdarzając roztargnionym spojrzeniem łowczynię, która zadała jej pytanie.

- Słu... Ach, tak. Nie jestem stąd. Zawitałam w gościnie u Racimira zaledwie parę godzin temu - wygięła usta w lekko wymuszonym uśmiechu, równocześnie wbijając pełen ciekawości wzrok w rozmówczynię, jakby samym spojrzeniem chciała wydrzeć wszystkie jej tajemnice. Zaraz jednak speszyła się. "Czy właśnie dostałam ataku zazdrości z powodu sponiewieranej i wygłodzonej łowczyni i dziadka co najmniej cztery razy ode mnie starszego?" - stwierdziła ze znużeniem, zakrywając dłonią twarz.

Niezadowolony z utraty uwagi nowego gościa ogrodnik szybko spróbował znowu zawładnąć konwersacją.
- Niech panienka spróbuje, to tutejszy przysmak - zaproponował, podsuwając Paank talerz ze świeżo przyrządzoną rybą. - To flądra, świeżutka, złowiona dzisiaj jeszcze nawet niecałe pięć godzin temu, palce lizać.

Nikt nie mógł tego wiedzieć lepiej od Shiru. W końcu to ona sama zakupiła rybę podczas wizyty na mieście już po poznaniu ogrodnika. Ona też promowała ją niemal w tych samych słowach, próbując wkupić się w łaski zaciekle milczącego gospodarza poprzez przygotowanie lokalnego przysmaku.

"DYSKRYMINACJA!" Zapragnęła wrzasnąć, ale jako pokorna istota przyzwyczajona do życia w ucisku, pozostała grzecznie usadzona przy stole z przyklejonym uśmiechem obserwując Racimira, którego nagle zupełnie nie poznawała. "Mam nadzieję, że Basil wróci szybko..."

Obserwujący wszystko Dakin, z głową zwieszoną w dół z dachu, by dobrze widzieć przez okno, próbował również rozgryźć słowa druida. "Szuka czegoś. Czego?" W końcu jednak musiał się poddać i skupił się na bardziej interesującej części wypowiedzi maie. "Dorsza? Masz na myśli rubidiański przysmak, filet z dorsza zapiekany z tymi fikuśnymi warzywami przypominającymi pomidory, ale będącymi rzadkim lokalnym gatunkiem? Czy raczej całą rybę zasmażaną w panierce i podawaną w sosie z morskich jagód?" Jakie zwierzę wychowane przez rodzinę nadwornej kucharki nie stanie się smakoszem? W podróży może się pożywić byle czym, ale gdy człowiek oferuje mu przekąskę... Jakiś poziom trzeba utrzymać. "Poza tym, moja pani czuje się niekomfortowo z tym nowym człowiekiem... Jeśli chcesz interweniować, to masz moje pozwolenie na zrobienie tego w najbliższym czasie."
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- F-fileciki..? Panierka!?
Któż, na Matkę Naturę, doprawił temu kundlowi kanapowemu skrzydła, dziób i pióra?! - chciał wrzasnąć maie, lecz szybko zdusił w sobie ten odruch. Potrzebował sprzymierzeńców i nie mógł sobie teraz pozwolić na zniechęcenie ich do siebie. Poza tym odpowiedź na jego niezadane pytanie była raczej oczywista - Matka Natura. Zgrzytnąwszy zębami, a następnie westchnąwszy ciężko, Darshes mógł tylko wewnętrznie ubolewać nad losem dziecka, którego matka jest równie kapryśna, co nieprzewidywalna. Cuda, które tworzyła, albo zapierały go o dech w piersi, albo przyprawiały o ból głowy. Ludzie i udomowione gryfy należały do tej drugiej kategorii.
Cóż, tak czy inaczej, nigdy już nie spojrzy na Dakina w ten sam sposób.
"Hmm... Więc teraz potrzebuje twojego pozwolenia?" ~ przesłał swojemu rozmówcy, zatrzymując się przed bramą dość wystawnej rezydencji, zza której z pomocą magii wyczuwał siły życiowe bestii i kilku jeszcze osób. ~ "Ciekaw jestem czy partnerzy twojego człowieka również muszą takie otrzymać..." Było to jak najbardziej pytanie czysto retoryczne, chociaż obraz sytuacji, jakie ono nasuwało, wydawał się dość zabawny.
Z nieco lepszym humorem, maie pchnął bramę i nie zważając przy tym na jej cichy zgrzyt, wszedł na teren posiadłości. Tam jednakże przystaną zaskoczony.

Otaczający go i rezydencje ogród nie wyglądał dziwnie. Cóż, właściwie to można by powiedzieć, że wyglądał na o wiele bardziej "ujarzmiony" niż te, które dotychczas widział. Z krzakami przyciętymi, grządkami odchwaszczonymi i z równo ułożonymi na nich kwiatami, był wręcz esencją elegancji w prawdziwie ludzkim wydaniu. Lecz mimo to, w powietrzu wisiało coś eterycznego - ledwie wyczuwalna namiastka magicznej energii, obok której maie najprawdopodobniej przeszedłby obojętnie, gdyby nie jego niezwykle czuły szósty zmysł.
Czyżby to było zaklęcie ochronne Iriadela? Nie, ślad był zdecydowanie zbyt słaby... A może to właśnie była ta niepokojąca smocza aura, o której wspominał gryf? Ale przecież on nie posiadał zdolności wyczuwania aur... W takim razie co? Magiczny przedmiot? Hmm, to nie byłoby całkiem niemożliwe, tylko że... Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, choć wrażenie to było dość nieuchwytne.
Zirytowany, Dareshes zmierzwił brązową czuprynę. Bo chociaż mógł ocenić skalę zagrożenia dzięki magicznemu zmysłowi, to jednak brakowało mu umiejętności, by zrozumieć co właściwie wyczuwał. Jak na ironię, przybył tu właśnie dlatego, iż istniała możliwość iż znajdzie tu kogoś posiadającego takie zdolności...

- Ech, raz kozie śmierć... - westchnął maie cicho, przecierając przy tym twarz.
Nie chcąc używać dużych ilości magii, aby się nie zdemaskować przed istotami które mogły go wyczuć, naturianin zaczerpną jej odrobinę i wzmocnił swoje ciało, ot tak, na wszelki wypadek. Uznawszy że tyle musi na razie wystarczyć w razie ewentualnego zagrożenia, druid raźnym krokiem ruszył w stronę domku, z którego dobiegały go ludzkie głosy, a na dachu którego leżało olbrzymie skrzydlate cielsko. Odległość pokonał w kilku krokach, znacznie szybciej niż miał na to ochotę. Kiwając więc bestii potwierdzająco głową, przybrał najlepszy ze swoich ciekawskich wyrazów twarzy i otworzył drzwi, lustrując wnętrze pomieszczenia i jego lokatorów.
- Przeszkadzam? - zapytał niewinnie.
Zablokowany

Wróć do „Ocean Jadeitów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość