Równiny TheryjskieNiebezpieczny skarb

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Na dole natknął się wyłącznie na zleceniodawcę. Ten nie wyglądał na osobę, która byłaby zaskoczona całą sytuacją, wręcz przeciwnie – sprawiał wrażenie kogoś, kto dobrze wie, co się dzieje. Calathal praktycznie nie wiedział niczego na temat ich celu, więc nawet nie mógł oszacować, czego mógłby się spodziewać i na jakie przeciwności mógłby się przygotować. Co więcej, nigdzie nie widział też drugiej osoby, która ochraniała starego mężczyzny – tej bladolicej dziewczyny.
         – Znalazła jeden z klejnotów. Wiedziałem, że są one ukryte w okolicy skarbca, jednak myślałem, że dopiero w środku dowiemy się, gdzie są ukryte – odezwał się mag. Cóż, elf niezbyt wiedział, co to może oznaczać, jednak mógł się już czegoś domyślić i stawiać pytania w swojej głowie, aby później jakoś uzyskać na nie odpowiedzi. Oczywiście, mężczyzna musiał mówić o dhampirce, i chyba tylko co do tego nie miał wątpliwości. O jaki klejnot i skarbiec chodziło? Czy liczba mnoga użyta w zdaniu oznaczała, że klejnotów jest więcej niż jeden? I… Co ukrywa ten skarbiec? Albo… Co spodziewa się tam znaleźć osoba, którą zgodził się ochraniać?
Cal usłyszał też coś, co mogło brzmieć jak przekleństwo, które mag wypowiedział pod nosem. Może powiedział to dlatego, że przypadkowo powiedział coś, co teraz sprawiło, że będzie musiał wyjawić jemu albo im, jeśli dołączy do nich dziewczyna, więcej informacji na temat miejsca, którego szukają.
         – Eh… Powiem wam więcej, gdy wróci dziewczyna – odezwał się starzec. Elf odpowiedział mu wyłącznie kiwnięciem głowy, mimo że nie do końca wierzył w te słowa. Naprawdę… Skoro do tej pory praktycznie nic im nie powiedział, dlaczego nagle miałby to zrobić teraz? Chyba, że pomyśli, że może zyska ten klejnot i trochę ich zaufania.

Cal wyszedł na zewnątrz, a zleceniodawca podążył za nim. Dopiero tam natknęli się na „Laurence”. Dziewczyna opowiedziała jemu i, chcąc nie chcąc, także staremu magowi o tym, co jej się przytrafiło.
         – On wiedział o tym, że znalazłaś jeden z klejnotów. Powiedział, że powie nam o tym wszystkim więcej, gdy ponownie do nas dołączysz – odparł elf, ruchem głowy wskazując na zleceniodawcę, który teraz zbliżył się do nich.
         – I dotrzymam słowa – powiedział dość głośno i z lekkim naciskiem, jakby wyczuł, że elf niezbyt uwierzył w te słowa. Jeśli tak było, to teraz najwidoczniej chciał pokazać mu, że wcześniej go nie okłamał.
         – Szukam, a raczej szukamy pewnego skarbca, który zabezpieczony jest przez cztery magiczne drzwi. Każde drzwi odpowiadają jednemu z podstawowych żywiołów i to samo dotyczy klejnotów. Klejnot ognia, wody, ziemi i powietrza. Każdy z nich ma drzwi, które mu odpowiadają i da się je otworzyć wyłącznie przy pomocy konkretnego klejnotu. Znam lokalizację skarbca, ale nie wiedziałem, gdzie szukać klejnotów i cały czas myślałem, że na miejscu dowiemy się tego, gdzie ukryte są „klucze”. Nadal tak uważam, chociaż nie oznacza to, że właśnie tak będzie – tym zdaniem mężczyzna skończył mówić i sięgnął po manierkę, z której napił się wody. To na pewno było więcej, niż powiedział im od początku ich wspólnej podróży – tyle dobrze, że rzeczywiście wywiązał się z tego, o czym wcześniej powiedział elfowi.
         – Hmm… A gdzie twój zwiadowca? - zapytał Cal, właściwie dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że wśród nich brakuje Morruna.
         – Wiem tylko tyle, że musiał nas opuścić – odpowiedział mu po chwili mag.
         – Jest jeszcze noc, więc proponuję, abyśmy jeszcze trochę odpoczęli i wyruszymy rankiem – dodał i skierował się z powrotem w stronę budynku. Co prawda, jego słowa mogły brzmieć jak propozycja, jednak wyglądało na to, że mężczyzna nawet nie chciał słyszeć o tym, żeby ktoś zaproponował zmianę tego planu i to, że może mogliby ruszać już teraz.
Calathal wzruszył tylko ramionami i też skierował się w stronę budowli. Tym razem nie zamierzał zaszywać się na piętrze, zamiast tego usiadł pod ścianą naprzeciw zniszczonego okna i to tak, żeby w zasięgu wzroku mieć także wejście do opuszczonej wieży.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Fikiria wybiegła z podziemi, po czym zachłysnęła się świeżym, nocnym powietrzem. Gdy natknęła się na elfa i usłyszała, co jej powiedział, bardzo się ucieszyła. Jej twarz wykrzywił grymas, przypominający uśmiech.
- Wreszcie jakieś konkrety - powiedziała podchodząc bliżej starca. Historia o zaklętych drzwiach i czterech żywiołach zaciekawiła ją na tyle, że z przyjemnością sięgnęłaby po jakieś zakurzone tomiszcze, by poznać jakieś związane z tym legendy.

Nagłe zniknięcie wojownika, zauważyła dopiero wtedy, gdy został wspomniany przez elfa. Kobiecie było już niemal przykro.
- Cholera, miałam się z nim bić, a teraz zwiał. Pewnie się mnie bał - mruknęła pod nosem, przeklinając w międzyczasie Morruna za jego niekonsekwentność. Kiedy następnie wspomniany został odpoczynek, dhampirka ponownie zaszyła się gdzieś na zewnątrz. Tym razem jednak nie zamierzała kombinować, ani zwiedzać opuszczonej strażnicy. Zasnęła bezproblemowo, jednak jej sen był bardzo lekki i czujny. Toteż, gdy tylko pierwsze promienie słońca dotknęły mokrej od rosy ziemi, nieumarła od razu otworzyła oczy.

Jak zauważyła, jej towarzysze również się nie ociągali i po szybkim posiłku, wszyscy wyruszyli w dalszą drogę. Nie była ona jednak długa, gdyż już po kilku godzinach jazdy natrafili na wspomniany wcześniej skarbiec. Była to miejsce niedaleko wąskiej rzeki. Wchodziło się tam przez wywierzysko, wysokie na trzy sążnie i szerokie na dwa. Dalej ciągnął się zdradziecki, śliski korytarz wypełniony soplami stalaktytów i stalagmitów. Niektóre łączyły się ze sobą tworząc kolumny. Na końcu ścieżki znajdowało się coś w rodzaju wklęsłych, półokrągłych schodów. Spływała po nich woda, przez co wyglądały jak elegancka, miejska fontanna. Wspinając się po nich, można było trafić do słabo widocznych, czarnych drzwi z duźą, mosiężną kołatką. Na drzwiach wyryty był jakiś napis w obcym dhampirce języku. Wtedy podekscytowany mag wysunął się na przód i jednym gestem dłoni, oświetlił sobie napis, po czym zaczął go głośno tłumaczyć :
"Tam gdzie niebezpiecznie, szukaj bezpieczeństwa
Tam gdzie chłód, szukaj ognia.
Ziemia w pobliżu, rozejrzyj się.
Powietrze hen w górze, choć nie tak wysoko.
Klejnotu łuna otworzy wrota
Wody w głębinach lepiej nie wypatruj.
Tam czeka zguba i żmudna żegluga
Gdy otworzysz wszystkie czworo drzwi
Skarb odkryjesz, który odmieni życie twe.
Lecz czyś gotów z prawdą zmierzyć się?
I przeznaczenie pragniesz przyjąć swe?"


Po obcemu może się to rymowało, ale we wspólnej mowie nie miało to wiele wspólnego z wierszem. Enigmatyczny utwór poniekąd zdradzał miejsce ukrycia "kluczy", a także poniekąd istotę skarbu, ale wszystko to było tak zagmatwane, że łatwo można było dojść do wniosku, że to prawdopodobnie tylko szaleńczy bełkot. Niemniej jednak byli już w posiadaniu jednego z klejnotów, co oznaczało, że na pewno istniały. Potwierdził to także starzec wczoraj wieczorem. Jednak z inskrypcji na drzwiach nie wynikało absolutnie nic. Chyba, że tylko kobieta tego nie rozumiała. Spojrzała przelotnie na Calathala, próbując dojrzeć jego reakcję, a także czekała aż mag wyda następne polecenia.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Nie skomentował pojedynku, o którym wspomniała Fikiria. Niby przez myśl przeszło mu, żeby żartobliwie rzucić, że może chciałaby walczyć z nim, jednak możliwe byłoby wtedy to, że dziewczyna pomyślałaby o tym, że propozycja jest jak najbardziej prawdziwa i przyjęłaby „zaproszenie”. Cal tego nie chciał, bo nie widział większego sensu w takiej potyczce – ta chyba miałaby jedynie służyć temu, żeby sprawdzić, kto jest silniejszy i lepiej wyszkolony. Dlatego też taką uwagę zatrzymał dla siebie i szybko o niej zapomniał, zajmując się czymś innym. Po prostu wybrał sobie odpowiednie miejsce, w którym później odpoczął.

Zbudził się rano, a gdy pozostali także to zrobili, wszyscy zjedli śniadanie i krótko po tym ruszyli w drogę. Po jeździe trwającej kilka godzin — gdzie ich zleceniodawca cały czas przewodził, bo przecież znał drogę to Skarbca — w końcu dotarli do czegoś, co prawdopodobnie było wejściem do miejsca, w którym znajduje się to, czego szuka ten starszy mężczyzna.
Konie zostawili przed wejściem, a sami poszli dalej. Mag nadal szedł z przodu, jakby spodziewał się jakichś pułapek lub zagadek, z którymi tylko on mógłby sobie poradzić. W końcu dotarli do miejsca, w którym prawdopodobnie znajdowało się wejście do skarbca… chociaż dalej na pewno znajdowały się inne „drzwi”, w końcu te z inskrypcją nie miały w sobie czterech otworów, które przynajmniej wyglądałyby na klucze – tylko ten tekst, który zresztą napisany był w nieznanym mu języku, i ta mosiężna kołatka. Na szczęście ich zleceniodawca rozumiał ten język i zdecydował się przeczytać na głos, to co zostało napisane na drzwiach. Calathal nie rozumiał przesłania zawartego w tekście. Wiedział, że jest tam ukryta informacja na temat miejsca, w którym mają szukać kluczy pod postacią klejnotów żywiołów, a może nawet na temat samego skarbu… ale nie widział nic łatwego w zrozumieniu tego. Dlatego też teraz wyglądał tak, jakby mocno zastanawiał się nad czymś – zmarszczone czoło, wzrok wlepiony w inskrypcję, a broda podtrzymywana przez rękę, która łokciem spoczywała na przedramieniu drugiej, zgiętej na wysokości klatki piersiowej.
         – Mamy już klejnot ognia, więc to trochę ułatwia całe zadania z szukaniem „kluczy”. Wiemy też, w jaki sposób klejnot ognia został zdobyty, więc możliwe, że do pozostałych można dostać się w podobny sposób, tylko że danego klejnotu będzie strzegł żywioł z nim związany – odezwał się mag, ciągle przyglądając się tekstowi na drzwiach. Może sam nie do końca go rozumiał i próbował czytać go teraz w myślach, przy okazji próbując też wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.
         – Woda, powietrze i ziemia. W takiej kolejności zdobędziemy klucze-klejnoty. Pierwszy jest najdalej od tego miejsca, drugi trochę bliżej, a trzeci najbliżej – odezwał się mężczyzna. Wyglądało na to, że już wiedział, gdzie szukać klejnotów żywiołów.
         – Wejście do miejsca ukrycia klejnotu wody znajduje się małym jeziorze, które mijaliśmy najwcześniej. Na niewielkim wzgórzu w połowie drogi z miejsca naszego noclegu do tej jaskini, dzięki magii ukryte jest przejście do klejnotu powietrza, a klejnot ziemi ukryty jest najbliżej i znajduje się gdzieś pod skupiskiem kilku drzew, które mijaliśmy najpóźniej. Możliwe, że kiedyś był tam las, jednak teraz pozostało po nim naprawdę niewiele – dopowiedział zleceniodawca. Możliwe, że każde z przejść było w jakiś sposób magicznie ukryte, jednak Cal domyślał się, że mag będzie wiedział, jak zdjąć z nich iluzje i odkryje je przed nimi.
         – To… w drogę – powiedział w końcu mag i zaczął iść w stronę wyjścia. Elf ruszył za nim, a gdy już byli na zewnątrz, odwiązał konia i wsiadł na niego. Był gotowy do drogi, jednak nie oznaczało to, że od razu wyruszą – w końcu teraz był jednym z członków grupy, więc mogli ruszać dopiero wtedy, gdy cała grupa będzie gotowa na podróż.
         – Znów będę prowadził, znam drogę do miejsc, których musimy teraz szukać – oznajmił im mag i, będąc już w siodle, stanął z przodu. Obejrzał się jeszcze, jakby upewniając się, że oni także są gotowi i w końcu ruszył. Musieli przebyć drogę tylko niewiele krótszą czasowo od tej, którą pokonali, aby od ruin strażnicy dotrzeć do Skarbca. Możliwe też, że w trakcie poszukiwań klejnotów będą musieli gdzieś przenocować. Z drugiej strony, może uda im się poświęcić na poszukiwania tyle czasu, że będą w drodze powrotnej do Skarbca, gdy słońce będzie już zachodzić.
Gdy już ruszyli, Calathal zaczął wypatrywać zbiornika wodnego, o którym wcześniej wspomniał mag. Jezioro miałoby być niewielkie, jednak nie oznaczało to, że nie było głębokie… chociaż możliwe, że właśnie takie nie będzie, bo w tekście na drzwiach wspomniane było coś o tym, że w wodnych głębinach czeka zguba. Właśnie to mogłoby oznaczać, że przejścia do miejsca ukrycia wodnego klejnotu należy szukać w płytkich zbiornikach wodnych.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Wszyscy intensywnie myśleli nad zagadką. Oprócz Fikirii. Ona nie chciała przemęczać się myśleniem nad sensem słów szaleńca. Kiedy mag tłumaczył coś sam sobie, wsłuchiwała się w jego monolog, aby na końcu wtrącić swoje zdanie :
- Dlaczego mamy zaczynać od tego, który znajduje się najdalej, zamiast tego najbliższego? Moglibyśmy jeszcze dziś przeszukać tereny jaskini. Po udanych poszukiwaniach odpoczęlibyśmy i dopiero wtedy udalibyśmy się dalej...

Po swojej odpowiedzi, starzec polecił ruszać w dalszą drogę. Dhampirka wypierała ze świadomości fakt, że jest podekscytowana. Dawno nie czuła tego uczucia poza walką. A tak nawiasem, to przydałaby się jakaś walka. Z tymi myślami wskoczyła na konia i razem z towarzyszami pojechała w nieznanym kierunku. Zdenerwowało ją, że to stare próchno wciąż kierowało wycieczką. To, że wciąż nie wiedzieli, czego mają się spodziewać. Bo że nie był to zwykły spacerek po górach to było wiadome. Wierzyła jednak w swoje możliwości i mimo niewiedzy, uważała że i tak sobie poradzi. Jeden klejnot zdobyła przecież samodzielnie, a teraz miała pomocników. Co z tego, że to ona była najemniczką i miała stanowić obstawę. Napaliła się nawet nie na skarb, a ciekawe zasady przygody. Gdyby okazało się, że skarbiec jest pusty, to i tak by się zdenerwowała, ale doceniła uroki wędrówki. Uhonorowałaby je głową starca w torbie.

Do niewielkiego, acz wielce urokliwego jeziorka dotarli, kiedy słońce minęło linię horyzontu. Księżyc w pełni już niedługo miał stać się jedynym, pewnym oświetleniem. Tafla zbiornika po chwili była tylko czarną, nieprzeniknioną powierzchnią. Coś jednak błyszczało. Coś w głębinach jeziora, w samym centrum. Już miała wskakiwać do wody, aby to coś wyłowić, gdy przypomniała sobie słowa wyryte na drzwiach.
Wody w głębinach lepiej nie wypatruj
Tam czeka zguba i żmudna żegluga


Jej tron nie był jeszcze gotowy, by ponownie oddać jej cząstkę swojej mocy, więc dziś musiała poradzić sobie bez użycia magii. Wydawało jej się albo zobaczyła parę żółtych oczu, które wpatrywały się w nią zza zarośli? Dhampirka rozejrzała się szybko, wypatrując innych. Mogło ich być więcej. Kim byli? Mimo dużych predyspozycji do tłumienia emocji, zaczęła odczuwać przeraźliwy strach. Spróbowała go zagłuszyć, czy strzelić się w mordę, ale nie było źródła lęku, które możnaby bagatelizować. Bo nie przeraziła się świecących oczu. To było coś głębszego. Coś, co jednocześnie chciało ją przyciągnąć do przedmiotu w centrum jeziora albo przynajmniej dotknąć wody...
Szybko się cofnęła, wyciągając miecz.
- Czujecie to? Ono mnie wzywa... Pragnie mnie...

Czy to była ich próba? Czy tym razem mieli się mierzyć z magicznym przyciąganiem? A może żółte oczy jednak były prawdziwe? Chwilę tak trwali nie zbliżając się, ani nie oddalając.
"Żywioł wody w starożytnych kulturach uważany był za symbol zmienności, ale jednocześnie świata emocji i uczuć. Właśnie dlatego był taki niebezpieczny[...]"
Słowa te nie pochodziły z jej myśli. Zobaczyła pożółkłą, zniszczoną księgę i blask świecy. Jej głowa zaczęła boleć od cudzych wspomnień. Czy to czarownik medalionu chciał jej coś przekazać?
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Elfa już nie ciekawiło, czy to wszystko jest prawdziwe – mieli jeden z klejnotów i znaleźli też skarbiec, w którym zresztą okazało się, że są też podpowiedzi co do znalezienia wszystkich klejnotów-kluczy. Po prostu wiedział, że rzeczy te są prawdziwe i wystarczyła mu taka wiarygodność. Teraz zainteresowany był tym, jak konkretniej wyglądają miejsca, w których będą mogli znaleźć pozostałe klucze i też tym, jakie niebezpieczeństwa będą na nich czekać przy każdym z klejnotu żywiołów. Calathal po prostu domyślał się, że przecież nikt nie zostawiłby takich rzeczy bez jakichś zabezpieczeń – bez różnicy, czy byłby to jakiś system pułapek, czy może niebezpieczne potwory, które żyłyby w okolicy i przy okazji pełniłyby funkcję strażników danego miejsca lub czegoś, co jest w nim ukryte.
W drodze do jeziora przejechali część trasy, którą już dzisiaj pokonali i przez to faktycznie okazało się, że ten niewielki zbiornik wodny mijali po drodze do skarbca. Woda była jakoś dziwnie ciemna, a przez to i przez nadchodzącą noc, wydawało się, że samo jezioro jest głębsze, niż mogłoby się wydawać. Elfowi wydawało się, że właśnie pod taflą wody ukryte jest jakieś przejście do miejsca, w którym ukryty jest klejnot żywiołu wody.
         – Klejnot ukryty jest pod wodą… albo przejście do niego tam jest, prawda? - zapytał Calathal, może trochę ciszej niż mówił normalnie. Spojrzał też na starego maga, który odpowiedział mu wyłącznie potwierdzającym kiwnięciem głowy.

Cal rozejrzał się, przeczucie podpowiadało mu, że ktoś lub coś może ich obserwować. Udało mu się dostrzec parę żółtych i lekko świecących oczu, które wypatrzył wśród pobliskich zarośli. Może za dnia byłoby je trudniej dostrzec, jednak w nocnej ciemności i przy słabym, księżycowym świetle były one widoczne lepiej, niż może nawet wydawało się ich „właścicielowi”. Elf już miał przyznać, że nie są tu sami i są też obserwowani, gdy tafla jeziora poruszyła się nagle i wyskoczyło z niej coś, co od razu schowało się w innych zaroślach – stworzenie to także miało żółte oczy i też im się przyglądało.
         – To chyba strażnicy klejnotu wody… Ciekawe, czy jest ich tu więcej niż dwóch – odparł, chociaż powiedział to tak cicho, że mogłoby wydawać się, iż bardziej mówi do siebie niż do towarzyszących mu osób. Chwilę później z wody wyskoczyły kolejne stworzenia, także chowając się w zaroślach, a przez to obserwowało ich dwie pary oczu więcej niż jeszcze niedawno. Możliwe, że więcej już ich tu nie było, więc można by było stwierdzić, że można spróbować wskoczyć do jeziora i poszukać tam czegoś, co może doprowadzić do klejnotu-klucza albo samego takiego przedmiotu. Calathal miał już zresztą pomysł na to, jak mogliby to zrobić.
         – Odwrócę uwagę tych stworzeń i je zabiję, jeśli nas zaatakują. Nasz zleceniodawca mam nadzieję, że mi pomoże, a ty spróbuj znaleźć klejnot – powiedział nieco głośnej, spoglądając na towarzyszy. Według niego nie był to taki zły plan, jednak chciał też poznać zdanie pozostałych, bo w końcu nie on tu podejmował ostateczne decyzje, a mag, którego mieli ochraniać. Jeśli o starszego mężczyznę chodzi, to znów kiwnął on głową, co powinno dać im do zrozumienia, że zgadza się na taki plan.

To, że te stworzenia są strażnikami, można było od razu stwierdzić po tym, jak zachowywały się, gdy dhampirzyca zbliżała się do zbiornika wodnego. Co prawda, nadal tylko się przyglądały, jednak wydawały z siebie gardłowe syczenie, wyrazie niezadowolone z tego, co się dzieje. W końcu zdecydowały się też wyjść i powoli zbliżały się do jeziorka i kobiety. Najpewniej były też gotowe na to, żeby zaatakować, a Calathal nie miał zamiaru czekać na to, aż to zrobią. Błyskawicznie wyciągnął strzałę, nałożył ją na cięciwę, która później napiął i wycelował dokładnie między żółte oczy jednej z bestii. Co prawda, światło księżyca pozwalało mu dostrzec zarysy ciał strażników, jednak elf wolał celować właśnie w miejsce między oczami – wtedy miał pewność, że trafił w głowę i od razu zabił. Niby nie mógł być pewien, że stworzenia te zbudowane są podobnie jak ludzie lub elfy, jednak przeczucie podpowiadało mu właśnie coś takiego. Szelest zarośli, odgłos ciała uderzającego o ziemię i trzy pary żółtych oczy, które nagle odwróciły się w stronę Cala i maga chyba dobrze wskazywały na to, że zabił jednego z nich i także odwrócił ich uwagę od dhampirzycy.
Zaczęły też iść w ich stronę, teraz niemalże zupełnie ignorując kobietę – jakby teraz nie stanowiła dla nich zagrożenia, bo bardziej niebezpieczny wydawał im się osobnik, który zabił jednego z nich. Fikiria miała teraz wolną drogę i nie musiała martwić się, że coś zaatakuje ją w wodzie, gdy będzie szukać klejnotu-klucza.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

- Zrozumiałam, jestem gotowa.
Kobieta natychmiast podeszła do jeziorka, czując na sobie przenikliwe spojrzenie żółtych oczu. Jednocześnie odczuwała ulgę, gdyż zniknęła presja, którą wywoływał zbiornik. Chęć dotknięcia go była tak wielka. Zsunęła z ramion kurtkę i rzuciła ją nieco dalej od brzegu. Koło niej wylądowały wysokie, ciężkie buty, spodnie i bluzka. Podeszła bliżej, a stworzenia zaczęły warczeć. Przypominały zdeformowane, jakby skarane przez los syreny, choć bardziej zdziczałe. Dhampirka nie znała się na filozofii tych istot, ale sądząc po zachowaniach, przyjazna to ona nie była.

Gdy jej elfi towarzysz zaczął walczyć, odciągając uwagę "syren" od nieumarłej, ta szybko wykorzystując okazję, skoczyła w czarną toń, zanurzając się w całości. Zamierzała skierować się w stronę światła, które widziała z brzegu, mimo uporczywego głosu w głowie, który nakazywał zawrócić. Chłód wody przenikał przez skórę, wnikał aż do kości. Zwykłego człowieka może by to powstrzymało, ale nie ją. Nie potomkinię wampira. Poruszała się szybko, jednak powoli traciła powietrze. Postanowiła ryzykować wynurzeniem tylko w ostateczności. Skorzystała z tej opcji, kiedy przez ciemną wodę zaczęła dostrzegać silniejszą poświatę. Szybko nabrała tchu, by ponownie zanurzyć się w mroku.

Błękitne światło, które było tak dobrze widoczne, powstawało na skutek dziwnego rodzaju ryb, które wabiły nim swoje ofiary. Ślepe, białe oczy odbijały blask wabików i hipnotyzująco się kręciły. Początkowo dhampirka myślała, że kryształ żywiołu wody, ukryty był, w którejś z nich, jednakże szybko porzuciła tę myśl, a głos w jej głowie ponownie przypomniał o tym, że insktypcja głosiła, by tu nie wypływać. Nagle jej oczy przesłoniła niewyraźna wizja, odłamek cudzych wspomnień. Turkusowy blask, pochodzący od jasnego niczym słońce kamienia, oświetlał niewielką jaskinię, w której było wiele spiralnych muszli. Ściany jaskini były gęsto pokryte runami. Nagle dziewczyna poczuła, że wie dokąd musi się udać. Ponownie zaczerpnęła powetrza i szybko popłynęła w kierunku brzegu.

Im bliżej celu była, tym gęściej rosły wodorosty, które łapały ją za nogi, próbując zatrzymać na dnie na dłużej. Wynurzyła się ostatni raz, a kiedy ponownie zanurkowała, zobaczyła wejście do jaskini. Było w połowie zasłonięte czymś, co wyglądało jak biały welon. Dzieliło ją od niego zaledwie 200 stóp. Nagle jakiś cień zagrodził jej drogę. Strażnik tego miejsca wyglądał z bliska jeszcze bardziej upiornie. Zakrzywione zęby wyrastały z ust o niemal niewidocznych białych wargach. Jego sina, pozbawiona włosów skóra, była pokryta dziwnymi bliznami. Złapał ją za szyję, niemal zmuszając, by wypuściła życiodajny tlen. Pokrywał go śluz. Fikiria zamachnęła się na niego ręką, a potem kopnęła zdezorientowanego w głowę. Nim zdążył się otrząsnąć, uciekła w stronę groty. Przeniknęła przez kolejną bolesną ścianę, jednak wcześniej poczuła pieczenie skóry i usłyszała dźwięk, który brzmiał jak rwany materiał. To pazury, które w kilku miejscach na lewej ręce stworzyły głębokie, równe kreski.

Jaskinia wyglądała dokładnie tak, jak ta z wizji. Nawet światło, czy żłobienia w ścianie były identyczne. W grocie krążyło powietrze, rzeźbiona kolumna, na której umieszczony był klejnot, stała w głębi korytarza. Nieumarła szybko pokonała większość drogi. Wtedy go zobaczyła. Był gładki i owalny. Gdy dhampirka chwyciła go w ręce, wydał jej się śliski i jakby niematerialny. Zwiększyła nacisk i przeszył ją ogrom zimna, jaki emanował od klejnotu. Jej palce pokryły się nawet białym szronem. Nie była w stanie go unieść, unikając całkowitego zamrożenia dłoni. Mogły się jeszcze na coś przydać. Kobieta rozejrzała się po jaskini, szukając czegoś przydatnego. Wszędzie dookoła leżały muszle różnego kształtu i rozmiaru. Bladolica wybrała dwie największe i delikatnie, uważając żeby kamień się nie wyślizgnął. Kiedy już w miarę stabilnie leżał, zacisnęła na nim ręce. Wstrzymała oddech i wróciła do jeziora. Było tu podejrzanie cicho. Podpłynęła do miejsca, z ktòrego wyruszyła. Powoli się wynurzyła, dzierżąc w dwóch muszlach klejnot żywiołu wody, który był gotowy zamrozić każdego, kto go dotknie. Na widok żółtych ślepi w najbliższej kępie wodorostów, kobieta wybiegła ze zbiornika, po czym nieco drżącym głosem powiedziała :
- Mam go.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Obserwował stworzenia z żółtymi oczami, jednak na chwilę przeniósł wzrok na dhampirzycę, gdy ta zaczęła ściągać z siebie ubranie, żeby nie zamoczyć go w wodach jeziora. Mimo wszystko, jego towarzyszka była niebrzydką kobietą, na której ciała po prostu przyjemnie się patrzyło – chociaż Calathal przyglądał jej się tylko przez krótką chwilą, żeby nie stracić z oczu potencjalnych przeciwników, jednak już po tak krótkim „kontakcie wzrokowym” mógł stwierdzić coś takiego. Strzałę wypuścił na krótko przed tym, jak kobieta zanurzyła się w jeziorze, tym samym odwracając od niej uwagę strażników tego miejsca i prowokując ich też do zaatakowania jego i maga. Zresztą, sam ich zleceniodawca powiedział później elfowi, że pomoże mu, ale weźmie aktywny udział w walce tylko wtedy, gdy Cal lub on sam będą w niebezpieczeństwie, które będzie groziło śmiercią jednego z nich. Jeżeli taka sytuacja nie będzie miała miejsca, będzie oznaczać to, że dobrze zrobił, iż zgodził się na to, żeby to właśnie Calathal był jednym z jego ochroniarzy. A jeśli chodziło o ich przeciwników… wykazali się oni czymś na wzór szczątkowej inteligencji, a może właśnie to podpowiadał im instynkt, ale przez krótką chwilę stali w miejscu, jakby zastanawiali się, czy atakować łucznika, czy może wskakiwać do wody i ścigać dhampirkę. W końcu wszystkie trzy zaczęły biec w stronę maga i elfa, wybierając niebezpieczeństwo, które miały przed sobą.

Pierwsza strzała przecięła powietrze i wbiła się między żółte oczy stworzenia, które było najbliżej. Druga wyleciała krótko po pierwszej, jednak przeciwnikowi udało się uniknąć śmiertelnej rany, a strzała wbiła się w prawie ramię stwora. Na szczęście kolejna strzała zakończyła jego życie, wbijając się w klatkę piersiową, w miejsce, w którym powinno być serce. Calathal nie był pewien, czy stworzenia te mają podobne rozłożenie organów wewnętrznych jak ludzie, elfy lub inne stworzenia humanoidalne, jednak okazało się, że właśnie tak jest. Kolejna strzała przeleciała gdzieś tuż obok ostatniego z jego przeciwników, który skoczył w stronę elfa i powalił go na ziemię, odrzucając jego łuk gdzieś na bok. Dobrze, że łuk nie był jego jedyną bronią – jedną ręką uniemożliwiał przeciwnikowi zostawienie na jego twarzy paskudnej blizny lub zwyczajne rozszarpanie jego gardła, a drugą sięgną po sztylet, który chwilę później wbił w bok stworzenia, później odepchnął je, gdy przez nagły ból straciło skupienie i dobił je, ponownie zagłębiając ostrze w jego ciele, chociaż tym razem wbił je w klatkę piersiową przeciwnika.
Z torby podróżnej wyciągnął niewielki kawałek tkaniny, którym wytarł ostrze sztyletu z krwi przeciwnika. Zaczął też zbierać strzały, które teraz wbite były w ciała pozostałych stworzeń, po tym, jak podniósł swój łuk. Zawsze je zbierał, mimo że teraz niekoniecznie musiał to robić – takiej rzeczy nauczył się na początku, gdy jeszcze nie zawsze było go stać na uzupełnienie braków w kołczanie i musiał wybierać pożywienie, a nie strzały. Teraz było go na to stać, jednak zbieranie strzał po walkach było już jego nawykiem. Akurat próbował wyciągnąć tą, którą wysłał na samym początku starcia, w stronę stworzenia znajdującego się dość blisko jeziora. Na chwilę przerwał czynność, gdy usłyszał plusk i zobaczył, że z wody wychodzi „Laurence”. Znów przyglądał jej się przez naprawdę krótką chwilę i kiwnął głową, gdy oświadczyła, że udało jej się zdobyć klucz-klejnot wody.
         – Dobra robota – odparł. Dopiero teraz zauważając, że nieżywe stworzenie miało głowę odwróconą prosto w stronę dhampirzycy, a jego żółte, świecące i martwe ślepia patrzyły prosto na nią. Trochę dziwne było to, że ich blask nie przygasł, gdy zginęło stworzenie, które patrzyło nimi na świat.

         – Tak, dobra. Ruszajmy dalej, po klejnot powietrza – odezwał się mag. Zaczął się też przygotowywać do dalszej drogi, chociaż tutaj wystarczyło jedynie wsiąść na grzbiet wierzchowca i poczekać na to, aż pozostali także to zrobią. Później ruszyli dalej, co prawda niby w drogę powrotną, jednak po jakimś czasie zatrzymali się, a zleceniodawca zjechał z drogi, kierując się w stronę niedużego wzgórza, pod którym zatrzymał się i zsiadł z konia.
         – Na szczycie tego wzgórza znajduje się magiczna brama. Jedno z was będzie musiało przez nią przejść i zdobyć klejnot powietrza… Zrobiłbym to sam, jednak będę musiał pilnować tego, żeby brama była ciągle otwarta, a to wymaga ciągłego dostarczania jej energii magicznej i skupienia – odparł starszy mężczyzna, zaczynając wspinaczkę na wzgórze. Nie było ono ani wysokie, ani strome, więc wspinanie się na nie nie było czymś wymagającym.
         – Ja to zrobię – od razu odezwał się Calathal. Nie wyglądało na to, że tutaj także znajdują się jacyś strażnicy… chyba, że wyjdą lub wylecą zaraz po otwarciu magicznego przejścia. W każdym razie, czuł, że powinien to zrobić nie tylko ze względu na to, że dhampirzyca zdobyła już dwa klejnoty, po prostu powietrze w jakiejś części było jego żywiołem, a sama magia związana z nim (którą przecież elf władał, mimo że w niedużym stopniu) może mu pomóc uporać się z przeszkodami, na które może się tam natknąć.
         – Dobrze… Przejście otworzy się na samym środku szczytu wzgórza… Usiądę dwa kroki przed nim i ty także ustaw się w takiej odległości – odezwał się mag i właśnie to zrobił. Nie przeszkadzało mu, że musi usiąść na trawie i zimnej ziemi, poza tym… nagle też zaczął wiać zimny wiatr. Nie był on silny, dlatego też bardziej dokuczało jego zimno, a nie prędkość.
         – Gotowy? - zapytał mag, a elf kiwnął twierdząco głową. Starszy mężczyzna przymknął oczy, nakreślił dłonią jakieś gesty w powietrzu i nagle przed nimi pojawiła się magiczna brama. Kamienny łuk – niemalże dwukrotnie wyższy od Calathala i szeroki tak, że jednocześnie mogłyby przez niego przejść — ozdobiony był pradawnymi inskrypcjami. Wewnątrz niego znajdowało się magiczne przejście, lekko falowało i miało kolor błękitu, chociaż nie dało się zobaczyć, co znajdowało się za nim. Cal poczuł, jak coś ukrytego za przejściem przyciąga go do siebie… Po chwili zrobił krok do przodu, później kolejny i jeszcze jeden, po którym zniknął w bramie.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Dhampirka poczuła duży napływ satysfakcji i poczucie spełnienia, kiedy usłyszała pochwałę z ust elfa. W pewnym stopniu zależało jej na jego zdaniu. Reakcja starca, choć była podobna, nie dała jej zadowolenia. Wręcz zamierzała mu powiedzieć, że jak mogłaby to nie być dobra robota, kiedy ma się tak wybutnego pracownika. Ale po co komu wchodzić konlikty z pracodawcą, w dodatku tak blisko wynagrodzenia?
- Radzę uważać na ten kamień. Jest bardzo... Zamraża. Na mojej skórze pojawił się lód od dosłownie sekundy trzymania go.
Pośpiesznie odsączyła bluzką nadmiar wody z ciała i energicznie pokręciła głową, susząc w ten sposób włosy. Na wilgotną bluzkę zarzuciła płaszcz, więc niestraszny jej był wiatr, który można było poczuć przy konnej podróży.

Wyruszyli. Nieumarła zastanawiała się, czy nie idzie im zbyt łatwo. Gdzieś w tym wszystkim musiał kryć się jakiś podstęp. Lokacje kluczy są znane magowi, mimo tego, że inskrypcja nie należała do zbyt zrozumiałych. Sama postać starca wydawała się nie pasować. Był dla nich mapą i przewodnikiem. Nie odzywał się za wiele, ale też nie robił za wiele, więc faktycznie mógł się kojarzyć z mapą. Lub aktorem, ktòremu powierzono tą rolę. Nie zdążyła się zastanowić, czy otworzenie skarbca będzie końcem zlecenia, czy dopiero początkiem kłopotów, gdyż dotarli na wzgórze, będące celem ich podróży. Nie wyglądało specjalnie, czy wyjątkowo, więc najwyraźniej trzeba było używać nadnaturalnych zdolności, by dostrzec jego szczególność. Kiedy starzec wspomniał o skupieniu, Fikiria ucieszyła się, że nie będzie musiała rozmawiać, czy przejmować się obecnością czarownika. Ten będzie zajęty, aż do powrotu Calathala. Zostanie więc sama. Z pagórka był dobry widok, więc żaden atak nie mógłby ich zaskoczyć.

Nie zaskoczyło jej, że to elf chciał zdobyć następny klejnot. W końcu mógł czuć się przynajmniej odrobinę zazdrosny. Z ogromną ciekawością oglądała otwieranie się bramy. Portal działał podobnie jak jezioro, a przynajmniej tak wydawało się dhampirzycy. Kusił swym wyglądem i przyciągał magicznym lśnieniem po to, żeby następnie pożreć w całości swoją ofiarę. Starzec momentalnie zapadł w letarg i przestał odczuwać rzeczywistość. Wiatr, który się zerwał, powoli dawał się kobiecie we znaki. Jego chłód przenikał wszelkie odzienie i skórę, i wkradał się do organizmu. Szeleścił on głośno, jednak mimo najgorszych obaw bladolicej, nic nie czaiło się w dole, a także nie próbowało zabić ich z góry. To był spokojny czas, choć wyjątkowo mroźny. Niemal tak mroźny, jak kryształ wody.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Silny wiatr od razu uderzył w niego, gdy tylko przekroczył portal i znalazł się… po jego drugiej stronie, bo jeśli miałby określić lokację jakąś nazwą, to nie byłby w stanie jej podać. Portal mógł przenieść go nawet gdzieś na drugi koniec kontynentu albo nawet jeszcze dalej. Wiatr podniósł poły jego płaszcza, jednak elfowi udało się utrzymać równowagę. Po chwili uspokoiło się nieco, jednak wichura nadal przeszkadzała Calathalowi w poruszaniu się, a jej powietrzne macki próbowały dostać się prosto do jakichkolwiek otworów, którymi mogłyby być nawet kieszenie lub niedomknięta torba – zupełnie jakby była to jakaś istota, która chciała zajrzeć w każdą skrytkę, ciekawa tego, czy coś tam ukrywa.
Dopiero teraz rozejrzał się i zobaczył, że otacza go wiatr wiejący tak silnie i szybko, że, razem z niesionym pyłem, stanowił barierę, której nie dało się przeniknąć wzrokiem. Przejście przez nią byłoby naprawdę głupim pomysłem, bo – jeśli nie skończyłoby się śmiercią – to wyszłoby się z tego z wieloma małymi ranami… Przy odpowiedniej prędkości nawet ziarno piasku może być zabójcze. Później zauważył też, że jego „strefa bezpieczeństwa” przemieszcza się razem z nim, tworząc wokół niego okrąg o średnicy jednego pręta (cztery metry i czterdzieści pięć centymetrów). W otaczającym go wietrze zaczął też zauważać – oprócz pyłu, ziemi i kamieni – większe głazy, krzewy porwane w całości lub fragmenty drzew, które wcześniej mogły zostać zniszczone przez tę samą siłę natury.
Cal szedł dalej, bo nie miał innego wyboru, jeśli chciał znaleźć klejnot powietrza. Ciągle patrzył przed siebie, więc bez problemu wypatrzył ciemny kształt lecący prosto w jego stronę – po chwili okazało się, że jest to kamień, a gdy odskoczył na bok i spojrzał na obiekt, zobaczył, że był to spory fragment drzewa, który na pewno mógłby go zmiażdżyć, gdyby nie postanowił tego uniknąć. Musiał też używać magii powietrza, aby sprawniej poruszać się w dokuczającym mu wietrze. Nie był on tak silny, jak ten szalejący poza okręgiem bezpieczeństwa, jednak nadal utrudniał manewrowanie. Przez dalszą część drogi, co jakiś czas musiał odskakiwać w lewo lub w prawo, aby unikać przedmiotów lecących prosto w niego – czuł się tak, jakby na końcu stało coś, co rzucało tym w niego i liczyło na to, że go trafi, zabijając i uniemożliwiając dotarcie do klejnotu-klucza.

W końcu przed sobą zauważył prosty, kamienny ołtarz, który lewitował dwie stopy (prawie sześćdziesiąt centymetrów) nad ziemią. Gdy elf podszedł bliżej, zauważył, że na ołtarzu tym znajduje się nieduży, biały klejnot – wystarczyło przyglądać mu się przez chwilę, żeby zobaczyć, że w jego wnętrzu szaleje ta sama wichura, która otacza to miejsce. Calathal szybkim ruchem dłoni zabrał klejnot powietrza, co sprawiło, że wiatr rozszalał się bardziej, jakby to właśnie sama siła natury była strażnikiem przedmiotu i rozgniewało ją to, że komuś udało się „ukraść” ten skarb.
Elf zaczął biec w stronę drogi powrotnej. Tym razem miał wiatr za plecami, który przyspieszał jego bieg, chociaż sprawiał też, że musiał bardziej uważać na to, żeby utrzymywać równowagę. Musiał też oglądać się za siebie, bo ciężkie przedmioty nadal latały w jego stronę, a on musiał ich unikać, bo przecież nie chciał stracić tu życia. Po jakimś czasie nareszcie zobaczył świecące wrota portalu. Wydawało mu się, że powrót z klejnotem zajął mu więcej czasu niż pójście po niego, jednak odrzucił taką myśl, gdy tylko zobaczył wyjście.

Wskoczył w przejście, dosłownie, bo gdyby nie wyskoczył skulony, lądując na plecach i turlając się przez ramię, już będąc po drugiej stronie i na trawie, to prawdopodobnie kłoda zabrałaby go ze sobą i sam stałby się częścią wichury. Wstał i otrzepał się, gdy zleceniodawca w tym samym czasie od razu zamknął portal. Wiatr przestał wiać, gdy tylko magiczne drzwi zniknęły.
         – Mam klucz. Jest w nim coś… hipnotyzującego – odparł i wyciągnął klejnot, aby pokazać go pozostałym. Też mogli ujrzeć w nim szalejący wiatr, którego białe „smugi” układały się w różnorakie wzory. Były one przypadkowe i próżno było doszukiwać się w nich obrazów przedmiotów lub zwierząt. Później przekazał go magowi, który jeszcze przez krótką chwilę spoglądał na klejnot żywiołu powietrza, aby po tym schować go do swojej torby podróżnej, kiwając przy tym głową.
         – Został klejnot-klucz ziemi. Możemy odpocząć w pobliżu miejsca, w którym się znajduje i zabrać go jutro… albo zdobyć go tej nocy i odpocząć później. Proponuję to pierwsze. Nie wiadomo na co możemy natknąć się, gdy będziemy próbowali zdobyć klejnot – odezwał się mag i zaczął schodzić w miejsce, w którym wcześniej zostawili wierzchowce. Wyglądało na to, że propozycja tak naprawdę była powiedzeniem im, co teraz zrobią i to bez różnicy, co o tym sądzili i, czy mieli inne zdania. Calathal ruszył za magiem i to bez słowa sprzeciwu, bo po prostu zgadzał się z jego zdaniem i też wolałby, żeby odpoczęli najpierw i później zajęli się ostatnim kamieniem. Dlatego też w milczeniu wsiadł na swojego konia i poczekał na sygnał do wyruszenia, który zresztą padł po tym, jak już wszyscy byli gotowi do dalszej drogi.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Mag zasłygł bez ruchu niczym posąg. Fikiria dokładnie obserwowała wzgórze i jego okolice, zwracając uwagę na każde, nawet najmniejsze zmiany wiatru, czy światło księżyca, gdy zachodził na nie jakiś cień, który okazywał się być spowodowany chmurą. Jednym słowem, każdy szczegół był przez nią natychmiast rejestrowany. Gdy zaczynało się jej już wyjątkowo nudzić i zamierzała usiąść niedaleko starca, coś zaczęło się dziać. Powoli zaczynała ich otaczać mgła, a wiatr jakby się wzmocnił. Także na twarzy maga dostrzegła jakiś dziwny grymas, jakby utrzymywanie bramy było dla niego coraz większym ciężarem. Dhampirka przeczuwała, że coś stało się po tamtej stronie portalu. Nie tylko mag, ale i siły natury reagowały na zdarzenia, które nie pochodziły z tego świata. Jednak prawdziwie zaniepokoiły Fikirię białe smugi mgły, które ślizgały się po ziemi w ich kierunku, jakby przynosiły ze sobą zagładę. Zaczął się z nich formować jakiś humanoidalny byt, a przez mgłę, można było dostrzec tylko jego żółte oczy, tak podobne do syrenich maszkar. Jeździec mgły galopował na równie niematerialnym koniu, trzymając przed sobą lancę zbudowaną tej samej materii. Celował prosto w maga, który obecnie był w stanie nieświadomości. Fikiria niewiele myśląc stanęła przed nim, zasłaniając go własnym ciałem. Nie wiedziała, czy ten byt stanowi realne zagrożenie, jednak wolała nie ryzykować. Wyciągnęła miecz i przyjęła bojową pozycję. Jeździec widząc jej przygotowania, zagwizdał silnym wiatrem, po czym lanca zmieniła się w proste, choć wciąż mgliste ostrze, które przeszło przez ostrze nieumarłej, a potem przez całe jej ciało. Bladolica poczuła jedynie dyskomfort, gdy duchowy cios ją przeszył. Potem jednak jej medalion zaczął błyszczeć i gasnąć, a jej umysł zalał krzyk. Później runy na pierścieniu zapalały się, by po chwili całkiem sczernieć. Wszystkie jej magiczne przedmioty zaczęły się aktywować i dezaktywować. W jednej chwili była krukiem, po czym natychmiast obejmowała władzę nad żywiołem. Przeciwnik wprowadził ją w stan ogromnej dezorientacji, przez co nie mogła reagować, kiedy Jeździec zbliżył się do czarownika. Uniósł w górę swoją broń, kiedy nagle mrok nocy został rozproszony przez białe światło, które wydobyło się z portalu.

Powracający Calathal sprawił, że duchowy wojownik zniknął. Cała mgła rozproszyła się wraz z wiatrem. Starzec otworzył oczy. Dhampirka natomiast przestała się chaotycznie przemieniać, jednak towarzyszył jej ogromny ból głowy, a także uczucie ogólnego rozbicia. W jej głowie dalej brzmiał krzyk, więc rozmowę mężczyzn mogła śledzić tylko wzrokiem. Smugi w klejnocie przypominały duchową mgłę, więc prędko odwróciła głowę. Z opóźnieniem zareagowała na polecenie zejścia, choć wrzaski duszy Tronu były coraz cichsze. Szła też nieco wolniej niż zwykle, przez co reszta musiała poczekać na nią kilka minut. Miała też problem by wsiąść na konia, ale po chwili udało jej się to zrobić. To zdecydowanie nie był najlepszy dzień jej życia.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Dotarli w pobliże czegoś, co kiedyś mogło być lasem, lecz teraz było to jedynie skupisko kilkunastu drzew. Mag zsiadł z konia i zaczął prowadzić go między drzewami, więc Calathal zrobił to samo i ich towarzyszka także powinna to zrobić. Dotarli do niewielkiej polany, którą otaczały drzewa widziane przez nich wcześniej. W jednym z jej rogów znajdowało się nieduże wzniesienie z kamieniem porośniętym mchem na lewo i lekko przechylonym drzewem na górze, którego korzenie obejmowały niewielkie – bo mające niecałe pięć stóp wysokości (około metra i pięćdziesięciu centymetrów) i dwie stopy szerokości (niecałe sześćdziesiąt centymetrów – wejście do jaskini, która mogłaby ciągnąć się dalej.
         – To powinno być wejście do miejsca, w którym ukryty jest klejnot ziemi – odezwał się mag, badawczo przyglądając się przejściu. Później odwrócił się w ich stronę i ponownie zaproponował odpoczynek, chociaż już w trakcie składania tej propozycji zaczął przygotowywać sobie miejsce, w którym będzie mógł się przespać. Cal zebrał też trochę drewna na ognisko, które zresztą mag i tak rozpalił, wykorzystując do tego swoją znajomość magii ognia. Nie mieli świeżego mięsa, które mogliby upiec nad ogniem, więc zostało mu posilenie się suszonym mięsem i innymi produktami, które zdążył kupić w mieście. Później poszedł spać, należało mu się trochę odpoczynku przed tym, co ich jutro czeka… A raczej jego, bo już postanowił, że zdobędzie ten klejnot. Dhampirzyca zdobyła dwa, więc on też może zdobyć taką samą liczbę kluczy.

Noc przebiegła spokojnie, tym razem nic nie zakłóciło ich snu. Cal zbudził się i zjadł śniadanie, przygotowując się na wyzwania czekające na niego dzisiaj.
         – Zdobędę klejnot – odparł krótko, wyprzedzając ewentualne pytania ich zleceniodawcy o to, kto chce tam wejść i, czy mają jakieś propozycje odnośnie do planu. Elf podszedł nawet bliżej wejścia, wiedząc, że i tak będzie musiał schylić się, żeby tam wejść.
         – Pilnujcie wejścia… Lepiej, żeby nie zawaliło się, gdy będę wewnątrz – dodał jeszcze, przy okazji widząc też, jak czarodziej tworzy niedużą kulę ognia, które po chwili przyleciała w pobliże elfa.
         – W środku pewnie będzie ciemno, więc przyda ci się źródło światła lepsze niż zwykła pochodnia – odezwał się zleceniodawca, a Cal podziękował mu skinieniem głowy. Później podszedł jeszcze bliżej przejścia i, najpierw kuląc się lekko, wszedł do środka.

Na początku nie działo się nic niezwykłego i miał wrażenie, że przemieszcza się zwykłą jaskinią. Dzięki „magicznej pochodni” widział, że sufit powoli podnosi się – po jakimś czasie mógł iść w pełni wyprostowany, a górna część jaskini nadal stopniowo tworzyła coraz większą przestrzeń między czubkiem głowy elfa, a sufitem. Przy tym, Cal ciągle czuł, że wędruje w dół, schodząc coraz niżej i niżej.
Nagle sufit wystrzelił w górę, a on znalazł się w długim korytarzu z posągami włóczników po lewej i prawej stronie. Rzędy kamiennych rzeźb ciągnęły się, aż do końca przejścia, które udało mu się dostrzec. Ostrożnie zrobił krok do przodu, a później kolejny, spodziewając się, że nagle włócznicy ożyją i będą próbowali go zabić… ale nic takiego się nie stało. Dzięki temu mógł przyjrzeć się samym statuom, które były stworzone naprawdę dokładnie i szczegółowo. Włócznie wyrzeźbione były w jakimś kamieniu o ciemnym odcieniu i przez to na samym początku wydawało mu się, że może są prawdziwe. Wiedział, że są oni strażnikami klejnotu, jednak teraz stali nieruchomo… czekając na sygnał aktywacyjny. Calathal wiedział, co może nim być – moment, w którym zabierze klejnot żywiołu ziemi z ołtarza, na którym ten będzie leżał. Wydawało mu się też, że było tu za mało miejsca, żeby posągi mogły zejść ze swoich miejsc i poruszać się, dlatego też mogło być tak, że jedynie górne części ich ciał będą „żywe” - tak, żeby mogli atakować włóczniami.
Ruszył dalej, mając cały czas w pamięci wnioski, do jakich doszedł w korytarzu. Po kilku chwilach dotarł do końca korytarza i wszedł do niedużej sali, na środku której znajdował się ołtarz – z podłoża wyrastały korzenie, które uformowały się w „półkę”, na której spoczywała kamienna płyta. Na niej znajdował się okrągły klejnot. On również stworzony został z kamienia, jednak na jego środku wyryte było drzewo, którego korzenie sięgały na granicę kamienia i zamieniały się w żywe, aby otoczyć sobą całość. Cal rozejrzał się i szybko zabrał klejnot-klucz z ołtarza. Gdy to zrobił, w pomieszczeniu rozległ się huk odgłosem przypominający głaz, który uderzył w ziemię, spadając wcześniej z wysoka. Można było odnieść wrażenie, że przejście zawaliło się, zwłaszcza, że na zewnątrz także można było to usłyszeć. Elf od razu ruszył w stronę wyjścia.
W korytarzu z kamiennymi włócznikami od razu dostrzegł to, że ich postawy zmieniły się, a ich oczy zaczęły świecić na żółto. Pierwsza para, która znajdowała się najbliżej, odwróciła się w jego stronę, mierząc też końcami włóczni prosto w jego klatkę piersiową. Musiał być szybki – nie tylko w poruszaniu się, ale także w analizowaniu otoczenia, żeby móc unikać ciosów włóczników. Ruszył. Przeturlał się pod włócznią jednego z nich, gdy ten zaatakował. Przeskoczył nad następną, uchylił się, zatrzymał na krótką chwilę i wykonał zwód, unikając kolejnych włóczni. Dwa lub trzy razy był blisko tego, żeby zostać poważnie rannym lub nawet zabitym przez jednego z kamiennych strażników, a ostatnią ich parę pokonał ślizgiem – przemykając pod ich włóczniami, ponownie narażając się na to, że mógłby zostać zabity.

Dotarł do końca, więc teraz czekała go jedynie spokojna podróż w stronę wyjścia z tego miejsca. Odprowadziły go spojrzenia strażników – gdyby byli żywymi istotami, pewnie patrzyliby na niego wściekłym wzrokiem, jednak ich kamienne twarze nie zdradzały żadnych emocji. Musiał też powoli kulić się, bo im bliżej był wyjścia, tym niższy był sufit. Widział też powiększającą się plamę światła, do której w końcu dotarł i znów znalazł się na polanie. Podszedł do maga i bez słowa wręczył mu zdobyty klejnot-klucz.
         – Dobrze, dobrze. Mamy wszystkie klucze. Wracajmy do skarbca – odezwał się starszy mężczyzna i zaczął kierować się w stronę wierzchowca, wcześniej oczywiście odsyłając kulę ognia – w końcu już nie będzie ona nikomu potrzebna. Znów odbyła się procedura, którą już znali. Mag wsiadł na wierzchowca, czekając na to, aż oni także to zrobią, a później poprowadził ich dalej, tym razem w stronę miejsca, w którym już byli.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Jej podróż wyglądała dość dziwnie, przynajmniej w porównaniu z tym, jak jeździła jeszcze kilka godzin temu. Przylegając całkowicie do wierzchowca, niemal się nie ruszała. Wliczając przeraźliwą bladość skóry, wyglądała jak trup. I tak też się czuła. Nie chciała jednak pokazać starcowi, że jest słaba, więc utrzymywała się w stanie przytomności. W dodatku wszystkie jej przedmioty przestały reagować. Co jakiś czas kobieta wzdrygała się, jakby przechodziła przez nią potężna siła, porównywalna do pioruna.

W końcu dotarli do następnego kamienia milowego ich podróży. Dhampirka aż westchnęła z zachwytu. Otaczał ich potężny las, zbudowany z grubych, silnych pni. Nie zdążyła krzyknąć, kiedy starzec właśnie w jeden z takich pni wjechał. Kobieta była zdezorientowana. Po chwili skupiła się na tyle, na ile ból głowy jej pozwalał i szybko mrugnęła. Las zniknął, a w jego miejscu została jedynie namiastka dawnej świetności. Nieco schorowane rośliny, znajdowały się w sercu puszczy, którą widziała przed chwilą. Możliwe, że byli to ostatni żyjący towarzysze klejnotu ziemi. Gdyby Tron nie uszkodziłby się na skutek duchowego cięcia, Fikiria zapewne dowiedziałaby się kilku ważnych szczegółów, dotyczących kamienia.

Zsiedli z koni, chociaż ona się zczołgała, w dodatku z niewielkim opóźnieniem. Przemieszczając się w lesie, dhampirka stale walczyła z iluzją, która starała się ukazać jej inny obraz. Rozejrzała się, kiedy doszli do polany. Zamierzała zrobić małe rozeznanie terenu, przeczesać teren dookoła jaskini, ale była wykończona. Widząc krzątającego się Calathala, sama miała wrażenie, że powinna coś zrobić, ale zupełnie nie miała pojęcia o czym mogła zapomnieć. Stała więc nieruchomo, wpatrując się przed siebie. Wydawało jej się, że znajduje się w odległym miejscu. Tak jakby stała teraz kilka staj dalej, ale widziała wszystkie szczegóły, jakby dzięki powiększeniu. Po chwili elf zaczął się posilać, mag udał się na odpoczynek, a ona wciąż była jakby przytwierdzona do swojego miejsca. Nagle podeszła do ogniska, poruszając się niemal dwa razy szybciej niż zwykle. Świat nabrał dla niej zwolnionego tempa. Skuliła się tuż przy ogniu i wpatrywała się w trzaskające płomienie z gniewem. Po czym ponownie zastygła.

Elf poszedł spać. Ona natomiast nie mogła, ciągle czuła jakieś wibracje w głowie. Teraz jednak, kiedy nikogo przy niej nie było, a przynajmniej nikogo w pełni przytomnego, mogła oddać się wizji. Może ujrzy tam coś przydatnego?
Jeszcze kilka godzin wcześniej, z trudem odepchnęła od siebie iluzję, teraz zaś, kiedy miała na nią czas, ta nie chciała się pojawić. Nagle usłyszała coś jak bicie ogromnego zegara. Potem dzwony. Zaczynały się układać w chaotyczną, ale jednak w pewien sposób kojącą melodię. Mogłoby się wydawać, że tworzyły unikalny wzór, a także, że mogły ukazać coś ważnego. Niezależnie od tego, czy były istotne, czy też nie, szybko ucichły. Wtem rozpoczęła się iluzja właściwa. Gęsty las, zajmujący niemal całą powierzchnię, niemal nieprzerwany, ciągły, niczym mur. W miejscu gdzie teraz przebywali, drzewa tworzyły kiedyś kręgi. Rośliny w samym centrum, na wzgórzu, były nieco nagięte do środka, tworząc kopułę. Rozbłyskiwało stamtąd zielone światło. Harmonicznie... w rytmie serca.

Kobieta poczuła się trochę lepiej, kiedy zakończyła eksploatację wizji. Zaczęła się też zastanawiać, co się stało z tym wszystkim, dlaczego rośliny zniknęły i czy ta jaskinia była tu od zawsze. I dlaczego nie słychać tu bicia serca.

Rano Calathal oświadczył, że to on zdobędzie klejnot. Bladolica nie protestowała, jako że wciąż nie była dobrym kandydatem na... cokolwiek. Kobieta myślała nad przyczyną powstania jaskini, bo kiedyś jej tu ewidentnie nie było. Powstała naturalnie, czy też ktoś ją wykopał? Czy wciąż jest tam to, czego szukają?
Nagle usłyszeli huk. Niczym grzmoty podczas burzy. Jak gniew wściekłych bogów. Kobieta zerwała się na równe nogi, z zamiarem pójścia po towarzysza. Chyba nikt nie myślał, że zostawi go teraz samego. Została jednak powstrzymana przez starca. Nie do końca zrozumiała co jej powiedział, ale nie chciała szukać zwady, przynajmniej teraz.

Po jakimś czasie elf wyszedł z jaskini, trzymając w dłoniach klejnot, który wydawał się nieco zmatowieć. Nie roztaczał już światła. Możliwe, że umierał razem z tym lasem i niedługo możnaby go znaleźć zwietrzałego, pośród uschniętych korzeni ostatniego strażnika.

Ponownie ruszyli w drogę. Skarbiec nie był daleko, więc też nie zajęło im to dużo czasu. Kiedy ponownie znaleźli się w jaskiniach, było dopiero popołudnie. Znowu stanęli przed drzwiami z czterema otworami. Przypominały nieco zabawkę dla dzieci. Ich mechanizmy były teraz bezsilne, kiedy posiadali wszystkie 4 klucze. Wizja nie dawała się już dhampirzycy we znaki, chociaż przy wrotach odczuła coś jakby łaskotanie piórkiem o umysł. W końcu było to naenergetyzowane miejsce.
Osłabienie kobiety także mijało, co dało jej nadzieję na to, że w przyszłości miną wszystkie skutki duchowego cięcia...
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Udało mu się zdobyć ostatni z kryształów-kluczy, chociaż nie brakowało wiele, a mógłby przepłacić to własnym życiem. Liczył na to, że nagroda będzie odpowiednia i będzie też równoważyła wysiłek, jaki włożyli w zdobycie potrzebnych przedmiotów, no i oczywiście poziom niebezpieczeństwa, na który byli wystawieni w trakcie ich zdobywania.
W każdym razie, grupka szybko zebrała się – gdy już weszli w posiadanie ostatniego z kamieni żywiołów – i wyruszyła do jaskini, w której ukryty był Skarbiec Żywiołów. Przez to, że tym razem mieli przy sobie klucze, same drzwi nie wyglądały tak tajemniczo i niepokonanie, jak wcześniej. Nadal miały w sobie magiczne tajemnice, jednak tym razem nie musieli czytać niczego i także nie musieli zastanawiać się nad tym, jak otworzyć wrota. Znajdowały się na nich miejsca na klejnoty, które nawet zaczęły świecić lekko kojarzącym się z danym żywiołem światłem – czerwony dla ognia, niebieski dla wody, biały dla powietrza i zielony dla ziemi – gdy tylko mag podszedł do wrót, właśnie z zamiarem otwarcia ich klejnotami-kluczami. Po chwili włożył kamienie żywiołów w miejsca dla nich przeznaczone i zrobił krok w tył, ciągle przyglądając się magicznej blokadzie przejścia.
Na początku nic się nie działo i dopiero po chwili – która, przez napięcie w powietrzu, zdawała się trwać dłużej, niż powinna – mogli usłyszeć pracę mechanizmu, na pewno zaklętego magicznie, chociażby po to, żeby nic się z nim nie stało przez lata nieużywania. Drzwi zaczęły przesuwać się w lewo, chowając się w ścianie, a raczej w otworze, który był tam ukryty, a oni mogli pójść dalej.

Przed ich oczami pojawił się duży korytarz ukryty w ciemności, jednak gdy tylko wrota w całości zniknęły w ścianie, pochodnie regularnie rozmieszczone po obu jego stronach zaczęły się zaświecać. Korytarz nie okazał się długo i nawet z miejsca, w którym teraz stali mogli dostrzec, że kończy się on rozległą komnatą, która także została oświetlona. Mogli też dostrzec, iż znajdują się tam półki i regały, jednak nie mogli zobaczyć, cóż takiego może na nich spoczywać.
         – Idziemy – zarządził zleceniodawca i ruszył przed siebie, prosto w stronę zawartości Skarbca.
Calathal ruszył za starszym mężczyzną, rozglądając się po ścianach i licząc na to, że może znajdzie tam jakieś rysunki, symbole albo tekst, który może udałoby mu się odczytać (a jeśli nie, to może ich zleceniodawca mógłby to zrobić) i, który mógłby powiedzieć im coś więcej na temat tego miejsca, a także zawartości samego Skarbca. Tyle tylko, że niczego takiego nie dostrzegł – kamienne ściany były gładkie, a jedynym, co je „ozdabiało” były pochodnie oświetlające korytarz.
Po tym krótkim marszu, dotarli w końcu do pomieszczenia, które… można powiedzieć, że było prawdziwym Skarbcem. Komnata ta była naprawdę dużo i część miejsca w niej zajmowały dość wysokie regały, na których znajdowało się to, czego można było spodziewać się jako zawartości takich mebli, czyli różnorakie książki, księgi, zwoje i pergaminy. Przy jednym z regałów stała nawet drabina, która rozwiązywała problemy dostania się do wyższych części. Jednak nie było to wszystko, bo pod przeciwległą ścianą znajdowały się inne skarby – kilka drewnianych i niedużych pudełek wypełnionych monetami i kamieniami szlachetnymi, a obok nich kolejne dwa, w których znajdowała się biżuteria. Obok stało też kilka beli jakichś materiałów, które najpewniej nie były czymś tanim, a także stojak na broń – akurat to ostatnie nie zainteresowało Calathala, gdyż znajdował się tam miecz, dwie włócznie, topór jednoręczny i wielki, dwuręczny miecz, czyli właśnie bronie, którymi on nie władał. Nie wyglądały na zniszczone i zardzewiałe, więc najpewniej one także musiały mieć w sobie jakąś magię, która możliwe, że wzmacniała je i chroniła przed zniszczeniem.
Akurat tych różnorakich kosztowności było zdecydowanie mniej niż regałów, więc łatwo można było domyślić się tego, że prawdziwym skarbem są tu właśnie księgi i to, co zostało w nich zapisane. Zresztą, ich zleceniodawca wyraźnie zainteresował się właśnie nimi, a nie złotem i klejnotami, dlatego mogli też stwierdzić, że stary mag poszukiwał wiedzy, a nie bogactwa.
         – Zapłacę wam, naturalnie, jednak jeśli będziecie uważali, że jest to za mało, zawsze możecie zabrać trochę kosztowności ze Skarbca… Uznajmy, że może to być dodatkową nagrodą – powiedział, odwracając się do nich i wyjmując zza pasa dwie sakiewki. Podszedł też bliżej elfa i dhampirzycy, aby im je wręczyć.
         – Dwa tysiące ruenów na głowę – odparł, przekazując im sakiewki. W ich wadze dało się wyczuć, że znajdują się srebrne orły i może jeden lub dwa złote gryfy, bo na pewno nie było tam czterech złotych monet, których wartość także wynosiłaby tyle, ile zaproponował im mag jako nagrodę za to, że mu pomogli.
         – Ja najpewniej tu jeszcze zostanę, ale wy, jeśli chcecie, możecie mnie opuścić. Nasz kontrakt kończy się w momencie, w którym bezpiecznie docieramy do wnętrza Skarbca żywiołów – powiedział do nich mag. Calathal kiwnął tylko głową i powiedział, że może jeszcze chwilę się tu pokręci i rozejrzy po skarbcu. Dopiero po tym ruszając w swoją stronę.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Drzwi otworzyły się w akompaniamencie szumów i brzdęków mechanizmu zabezpieczającego. Przeszli przez wyjątkowo gładki korytarz. Jego ściany były całkowicie płaskie. Pośpiesznie, bo jakżeby inaczej, doszli do tak długo wyczekiwanej komnaty, jaką był Skarbiec Żywiołów. Fikiria rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało dużo inaczej, niż sobie wyobrażała. Przede wszystkim przypominało raczej wyjątkowo ubogą pod względem umeblowania przestrzeń mieszkalną, niż typowy skarbiec, ociekający złotem. Właściwie część zasobna w bogactwa nie zajmowała nawet połowy przestrzeni. Tak samo i regały nie zajmowały więcej miejsca niż było to potrzebne, chociaż i tak uginały się od rozmaitych woluminów, co najwidoczniej zachwyciło ich zleceniodawcę, gdyż ten od razu skupił na nich całą swoją uwagę. Szybko się jednak opamiętał, przypominając sobie o obecności najemników. Zapłata zadowalała dhampirzycę. Mogła spokojnie przeżyć na niej jakiś czas. Jedyne, co stale ją dręczyło, to fakt, że Żywioły skrywały jakąś tajemnicę. Była o tym przekonana, ale nie mieli żadnych wskazówek, ani śladów. Tu kończyła się ich przygoda. Być może losy Fikirii i Calathala splotą się w przyszłości, w następnych poszukiwaniach, a może zupełnie ktoś inny zainteresuje się klejnotami i spostrzeże ich tajemnicze zdolności, które nie ograniczały się tylko do otwierania drzwi skarbca? Klejnot wody przykładowo, już w grocie uaktywnił swoje magiczne właściwości mrożące.

Następnie nieumarła skupiła się na praktycznych stronach dotarcia do celu. Zabrała ze sobą miecz i jedną z włóczni, które stały grzecznie na stojaku i czekały, aż staną się użyteczne. Następnie skierowała się w stronę skrzyń ze skarbami. Wzięła odrobinę złota, w końcu przyda jej się. Znalazła również podróżną torbę. Wyjątkowo trafiony prezent, kiedy chce się ze sobą zabrać więcej łupów. Przejrzała uważnie biżuterię. Część z nich dziwnie wibrowała lub mieniła się własnym blaskiem, toteż Fikiria sklasyfikowała je jako magiczne. A jako że jej czarodziejskie zabawki nieco się popsuły, możnaby było wzbogacić zapasy. Szkoda tylko, że przedmioty nie były opisane, przez co właściwości trzeba było odkrywać samemu. Niestety, Fikirii nie uśmiechało się gnić całą wieczność w tych podziemiach, więc uważnie przeglądając przedmioty, wzięła sobie trójkątny kamień w kolorze wieczornego nieba, oprawionego w złoto. Poza tym zabrała też zwykłą kolię, wykonaną z jakiegoś białego metalu, kilka drobnych kamyczków i jakiś sygnet, co by kiedyś sprzedać.

Na sam koniec odszukała swojego towarzysza. Podeszła bliżej niego i powiedziała tylko :
- Dziękuję ci za wszystko.
Uśmiechnęła się do niego promiennie. Gdy już zakończyli rozmowę, kobieta odeszła po prostu w swoją stronę. Obpakowana nowymi dobrami, wyszła z komnaty, a potem i z podziemi. Wietrzyk głaskał ją łagodnie, kiedy wczesnym wieczorem, w końcu poczuła się usatysfakcjonowana.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

W przeciwieństwie do dhampirki, on raczej nie miał zamiaru zabierać z tego miejsca dodatkowe nagrody za zadanie. No… może poza niedużą garścią monet, po które sięgnął niedługo po tym, jak stary czarodziej przekazał im zapłatę za zlecenie, którą przygotował już wcześniej. Na pewno nie miał zamiaru zabierać ze sobą tylu rzeczy, co kobieta – wystarczył mu jego zaufany łuk, konkretne strzały do niego i sztylet, który ciągle nosił przy pasie, więc nie potrzebował nowych broni. Nie przepadał także za biżuterią, dlatego też tylko spojrzał na naszyjniki i pierścienie – poza tym spojrzeniem, nie zrobił niczego więcej z nimi związanego.
Zanim jeszcze zaczął kręcić się po skarbcu – przyglądając się księgom i szukając czegoś, co mogłoby go zaciekawić – podeszła do niego dhampirka i podziękowała mu za „wszystko”, uśmiechając się przy tym, jakby Cal zrobił coś, co sprawiło, że ją uszczęśliwił. Przecież niczego takiego nie zrobił, po prostu pracował i robił to, za co później zapłacił mu zleceniodawca.
         – Nie ma za co… - odpowiedział, lekko zmieszany i jednocześnie zaskoczony jej słowami.
         – Dobrze się z tobą współpracowało – dopowiedział krótko po tym, już spokojnym i zwyczajnym głosem. Nawet uśmiechnął się lekko, chociaż uśmiech ten zniknął dość szybko i zastąpił go raczej neutralny wyraz twarzy.
         – Powodzenia na szlaku – powiedział na sam koniec, a później odprowadził dziewczynę wzrokiem. Nie chciał nic wspominać o tym, że „może kiedyś spotkają się ponownie”, bo jeszcze mogłoby to zabrzmieć jak jakaś obietnica czy coś, a on nie chciał, żeby to tak brzmiało. Zresztą, Alarania była duża, a oni nie mogli mieć pewności, że kiedyś na pewno znowu na siebie trafią – nie to, żeby mu na tym zależało, bo przecież znali się krótko i tak samo krótko współpracowali ze sobą.

Później, gdy już dhampirzyca opuściła Skarbiec, on zaczął przemieszczać się po pomieszczeniu. Nie spieszył się, dlatego też nie robił tego szybko, przy okazji stawiając ciche kroki, nie chcąc też przeszkadzać magowi i rozpraszać go. Właściwie, teraz nie byli już związani umową ze zlecenia, więc gdyby sytuacja zmieniła się tak, że zdenerwowałby czymś starca, to… zwyczajnie mogliby zacząć walczyć. Z drugiej strony, mogłoby to sprawić, że rzeczy w tym miejscu uległyby zniszczeniu, a starzec raczej nie chciałby tego. Zresztą, to wszystko i tak może skończyć się na tym, że Cal odejdzie stąd szybciej, niż mu się wydawało, bo może nie znajdzie niczego, co by go zainteresowało.
W końcu znalazł na jednej z wielu półek księgę dotyczącą magii powietrza. Wiedział, że przeczytanie jej nie sprawi, iż od razu będzie lepszy we władaniu nią, jednak może jeszcze lepiej zrozumie magię, której czasem zdarza mu się używać i może pozna też jakieś nowe zaklęcia. Zaklęcia, które później będzie mógł sprawdzić w terenie, jeżeli uzna, że mogę mu się przydać. Dlatego też usiadł pod regałem, na którym znalazł książkę i zaczął ją czytać, skupiając się na słowach i wiedzy, która była w niej zawarta. Lektura nie trwała bardzo długo, bo okazało się, że księga nie liczyła sobie zbyt wielu stron – może nawet kilka zostało wyrwanych, zanim jeszcze trafiła do zamkniętego Skarbca, jednak Cal nie miał wrażenia, że właśnie tak się stało – dlatego, gdy skończył ją czytać, odłożył ją na jej wcześniejsze miejsce i znów przeszedł się wśród regałów. Znalazł też wcześniejszego zleceniodawcę, przed którym leżało kilka ksiąg otwartych na różnych stronach i jakiś stary zwój, który był rozwinięty. Starzec widocznie szukał czegoś w tych tekstach, czegoś prawdopodobnie dla niego ważnego. Elf nie chciał go zagadywać i rozpraszać, dlatego bez słowa przeszedł obok. Skończyło się na tym, że udało mu się znaleźć kolejną księgę na temat magii żywiołów, w której zresztą i tak interesowała go tylko część poświęcona magii powietrza. Później postanowił opuścić Skarbiec, wcześniej żegnając się z magiem i życząc mu powiedzenia przy szukaniu tego, czego poszukuje.

Ciąg dalszy: Calathal
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości