Równiny Theryjskie[Okolice Elfidranii] Piękna i Bestia

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

[Okolice Elfidranii] Piękna i Bestia

Post autor: Ayeesha »

        W miarę jak świetlisty krąg opadał coraz niżej, wychodząc na spotkanie ginącemu w oddali horyzontowi, cienie wypełzały spod drzew i wydłużały się stopniowo; wyciągały przed siebie czarne macki, aż w końcu cała okolica pogrążyła się w łagodnym mroku. Mgła z wolna gęstniała, by mlecznobiałym kokonem otulić las i ukryć w nim to, co powinno zostać niewidoczne dla cudzych oczu; choć gdzieniegdzie można było dostrzec delikatne smugi światła księżyca, przebijające się przez korony drzew. Przyjazną ciszę nocy od czasu do czasu przerywało stłumione pohukiwanie sów lub trzask gałązek, przydeptywanych przez leśną zwierzynę.
        I kokieteryjne szepty.
        Jeśli ktoś, zabłądziwszy w mglistych oparach, znalazłby się nagle nad jednym z okolicznych jezior, na polanie skąpanej w srebrzystym blasku, stałby się świadkiem niezwykle romantycznej sceny pomiędzy dwojgiem ludzi. Gdyby jednak potencjalny obserwator przyjrzał im się z bliska i dostrzegł lśniące rogi na głowie kobiety, zrozumiałby prawdziwe znaczenie oglądanego zajścia — a następnie albo dał się uwieść i dołączył do zabawy, albo zawiadomił kogo potrzeba i ściągnął piekielnej na głowę co najmniej kilku błogosławionych.
        Lecz Ayeesha zdawała się całkowicie pochłonięta swoją pokusią powinnością i nieszczególnie przejmowała się zagrożeniem, mało zresztą prawdopodobnym. Musiała się skupić, żeby tego wieczoru jak zawsze odegrać swoją rolę perfekcyjnie.
        - Dlaczego… zabrałaś nas w takie… odludzie? - wymamrotał uwodzony przez nią młodziutki mężczyzna w przerwach między pocałunkami, którymi hojnie ją obdarzał.
        Piekielna uśmiechnęła się, przeczesując dłonią włosy swej ofiary.
        - By twa małżonka mogła spać spokojnie.
        Sprawdzała go; sprawdzała jego determinację i oddanie. Gdyby w takiej sytuacji mężczyzna się zawahał, byłby to dla Ayeeshy sygnał, iż nie nadaje się on do wykonania zadania, które zamierzała mu powierzyć. Ale gdy nieszczęśnik przylgnął do niej z jeszcze bardziej żarliwym zapałem, niemal zrywając z siebie ostatni łachman, z ust pokusy wydobył się głęboki, zmysłowy śmiech. Z jego umysłu wyczytała jedynie pożądanie i fascynację.
        O to właśnie chodziło.
        - Doskonale. A teraz... - odezwała się z nieco przesadną artykulacją i pochyliła się nad mężczyzną… tylko po to, by po chwili, nawet go nie dotknąwszy, odsunąć śmiertelnika od siebie. Wyciągnęła rękę w stronę jeziora i czarniejszym od nocy, szponiastym paznokciem wskazała połyskującą taflę. - Teraz wskakuj do wody.
        W oczach biedaka odbiło się zaskoczenie tak wielkie, iż przez chwilę piekielna żałowała, że nie posiada płótna ani pędzla (ani większych zdolności plastycznych), aby uwiecznić jego wyraz twarzy. Ponownie zbliżyła się do mężczyzny, smukłymi palcami unosząc jego podbródek.
        - Gdzieś na dnie znajduje się pewien artefakt - wyjaśniła. - Widzisz, drogi chłopcze, bardzo zależy mi na tym, aby wejść w jego posiadanie. Zdobądź go dla mnie, a obiecuję, że wynagrodzę cię sowicie - na potwierdzenie swych słów, Ayeesha złożyła na ustach ofiary jeszcze jeden pocałunek.
        - Dla ciebie wszystko… Wszystko…
        Wystarczyło kilka sekund, by oszołomiony kochanek zniknął pod wodą. Pokusa zaś rozejrzała się za wystarczająco godnym miejscem, po czym zdecydowała się spocząć na możliwie najbardziej oddalonym od brzegu kamieniu. Westchnęła teatralnie, wznosząc oczy ku niebu. Przez chwilę wpatrywała się w milczeniu w srebrną tarczę księżyca. A kiedy otworzyła usta…
        - Jeśli znowu zaczniesz deklamować jeden z tych swoich okropnych wierszydeł, przysięgam, że utopię cię w tym jeziorze - odezwał się głos, dochodzący z większego mieszka, który piekielna nosiła przy pasku.
        Ayeesha zamarła, nie zdążywszy nawet wypowiedzieć pierwszego wersu. Przewróciła oczami i sięgnęła do worka, wyjmując z niego naturalnych rozmiarów ludzką czaszkę, która mogłaby uchodzić za zwykły kawałek truchła, gdyby nie czerwone znamię klątwy, pionową linią przecinające kość czołową. Czaszce brakowało dwóch trzonowców, a na lewej skroni, tuż przy łuku jarzmowym, widniała szeroka na pół palca dziura. Piekielna kilka razy podrzuciła czaszkę w dłoni, zanim ta uniosła się na wysokość twarzy kobiety.
        - I pomyśleć, że grozi mi coś, czego szczytem możliwości, jeśli chodzi o mobilność, jest bierna lewitacja w jednym miejscu.
        - Wypraszam sobie! - Lear zagrzechotał zębami z oburzenia. - To, że nie mam dwóch metrów idealnego ciała, nie znaczy, że możesz traktować mnie jak przedmiot. Ile razy, do wszystkich przeklętych, mam powtarzać, że jestem KIMŚ, a nie CZYMŚ…?!
        - Jeżeli jaśnie pan do tej pory nie raczył zauważyć, jestem pokusą. Przedmiotowe traktowanie innych to część mojej pracy. A jeśli masz ochotę wtrącić jeszcze jakieś komentarze odnośnie do moich recytacji, to radzę trzymać żuchwę nieruchomo, bo inaczej sam przywitasz się z okolicznymi rybkami.
        - Jasne, a kto potem będzie się tobą opiekował i dotrzymywał ci towarzystwa? - czaszka zawisła nieruchomo naprzeciw swej rozmówczyni. - A skoro już o towarzystwie mowa, chciałem tylko poinformować, że chyba wyczułem czyjąś obecność. I bynajmniej nie mam na myśli tego niewychędożonego głupca.
        - A więc to nie tylko moje urojenia - mruknęła Ayeesha, mrużąc oczy podejrzliwie. - Ja także odnoszę wrażenie, że nie jesteśmy tu sami...
        Oboje natychmiast spoważnieli.
        - Jesteś pewna, że powierzanie tej misji przypadkowemu plebejuszowi jest dobrym pomysłem? - zapytał Lear po chwili milczenia. - Jeżeli coś pójdzie nie tak, Feth znów będzie zatruwał mi życie swoim narzekaniem…
        - Zdajesz sobie sprawę, że inne wyjście nie istnieje, chyba że jednak zmieniłeś zdanie i miałbyś ochotę popływać.
        Pokusa przygryzła lekko wargę. (Nienawidziła tego nawyku, który niszczył jej piękne usta, lecz nijak nie umiała się go pozbyć). Oczywiście, sama miała poważne wątpliwości co do wysługiwania się osobą trzecią. Wątpliwości te nie miały nic wspólnego z podłożem moralnym, bowiem piekielna nie była zdolna do współczucia, a co za tym idzie - nie miała skrupułów, by wykorzystywać innych do swoich własnych celów. Ale kiedy pan, po raz pierwszy od dłuższego czasu powierzył jej zadanie, Ayeeshy nie podobał się fakt, iż w jej planie musiał pojawić się czynnik, nad którym kobieta nie miała całkowitej kontroli. Takie czynniki dają początek lukom, luki rodzą błędy, a błędy… cóż, to mściwe bestie. Niewiele jednak w tej sytuacji mogła zdziałać pokusa, której sam widok wody wystarczał, by każdy mięsień w jej ciele stał na baczność. Dlatego też jej strategia działania była bardzo prosta: znaleźć naiwnego chłopca o słabej woli, wykorzystać go, a zdobyty artefakt złożyć w ręce diabła, zgodnie z jego życzeniem.
        - Ten twój pionek coś długo nie wraca. Na twoim miejscu poszedłbym za nim, żeby sprawdzić, czy nie uciął sobie pogawędki z jakąś nimfą - w głosie Leara pobrzmiewała nuta złośliwości.
        - Wszystko idzie zgodnie z planem. Myśli tego człowieka zdradzają, iż jest godny zaufania.
        - Jego żona pewnie mówiła to samo…
        Ayeesha westchnęła raz jeszcze, po czym z właściwą sobie dystynkcją podniosła się z kamienia i zrobiła krok w stronę jeziora. Nie czuła typowego strachu ani zdenerwowania - te zjawiska również były jej obce - lecz nie umiała też całkowicie zachować swego zwykłego zimnego spokoju. Bo jeśli jej plan się nie powiedzie - mężczyzna zginie, oszuka ją lub wróci z pustymi rękami - piekielna nie będzie miała drugiej szansy. Nie było na to czasu. Stanie przed obliczem niemożliwego zadania.
         - Potrafisz to poczuć, Lear? - spytała, niezbyt jednak interesując się tym, co czaszka ma w tej sprawie do powiedzenia. Wzięła głęboki wdech przed nos. - To napięcie, niepewność, niepokój... Atmosfera aż sprzyja sztuce! Wśród siedmiu mgieł, nad jeziora brzegiem...
        Gdyby jej towarzysz mógł przewrócić oczami, na pewno zrobiłby to w tym momencie.
         - Zaczyna się...
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Głęboko pod powierzchnią jeziora, na jego samym dnie, otulone w płaszcz z roślin je porastające, spoczywało podłużne ciało, wtulone w twardy kamień. Klatka piersiowa co chwila unosiła się, to opadała w rytmie sennego oddechu, nie wzbudzając strachu w niewielkich rybkach, które pływały wokół, poszukując jedzenia i z zainteresowaniem badając tę nietypową emanację. Jednakże po zorientowaniu się, że nie jest niczym ciekawym, ani też groźnym, odpływały, a ich miejsce za jakiś czas zajmowały ich jeszcze nieuświadomieni bracia oraz siostry. Następował okres żerowania, więc ryby stawały się nieco bardziej aktywne, ale wciąż na tyle spokojne, aby niczym nie mącić spoczynku niezwykłego stworzenia, które – nawet w tej prezencji – podpierając głowę na złożonych ramionach, przedstawiało się niewinnie oraz nawet uroczo. Nozdrza co chwila wciągały do środka wodę, aby odfiltrować ją z potrzebnego tlenu i zwrócić z powrotem do zbiornika. Sarpedon leżał tak dobrych kilka godzin, zmęczony po wędrówce – podróż w głąb kontynentu okazywała się wyzwaniem, nawet pomimo tego, że starał się trzymać rzeki i mieć stały dostęp do wody. Brakowało mu tak dobrze znanej obecności morza, które to zdawało się dla niego być czymś tak naturalnym, co dla reszty świata wschodzące i zachodzące słońce. Jego brak straszliwie niepokoił. Ale przynajmniej teraz tryton mógł uciec myślami z dala od nieprzyjemnych kwestii oraz zapomnieć o tym, że wcale nie znajduje się w morzu. Odpocząć spokojnie i...
        Jego źrenica gwałtownie się otworzyła, gdy rozległ się plusk, a woda została znęcona. Wszystkie pobliskie ryby uciekły, wyczuwając przebudzenie się drapieżnika, który podniósł się i rozejrzał w poszukiwaniu źródła dźwięku. Na środku jeziora znajdowała się masywna, kamienna kolumna, wyrastająca aż ponad powierzchnie i tworząca niewielką, skalną wysepkę. Tutaj jednak ograniczała ona widoczność, dlatego tryton zaczął płynąć tuż przy dnie, skrywany przez rosnące tu wodorosty i spoglądając w górę, na tle świetlistej tarczy jeziora poszukując tego, co zakłóciło jego spokój. Musiało to być coś dużego. Po przespaniu kilku godzin tryton odczuwał głód. Doskonale sprawdzała się tutaj zasada drapieżnej uwagi – otaczające go rybki nie aktywowały owej, gdyż były zdecydowanie zbyt małe – nagroda nie warta była wysiłku. Ale to coś... instynkt od razu zadziałał.
        W końcu Sarpedon dostrzegł swoją ofiarę. Humanoid, dorosły, bez żadnych widocznych nadzwyczajnych oznak, radzący sobie w wodzie tak, jak przeciętny człowiek, czyli beznadziejnie. Wyglądało to wszystko na dosyć łatwą ofiarę. Mężczyzna – to chwilę potem dostrzegł tryton – płynął w stronę dna, rozglądając się na wszystkie strony i wyraźnie czegoś szukając. Sarpedon wiedział, że tak czy siak ofiara nie zdąży mu uciec – o ile nie ukrywała zdolności nadzwyczajnego pływania, tryton był w stanie dopaść do niej już teraz o wiele szybciej, niż ten osiągnie powierzchnię, nie mówiąc nawet o suchej ziemi. Dlatego czekał. Obserwował, co też zrobi. Jego druga natura była nadzwyczaj zaciekawiona tym nietypowym zachowaniem.
        Przemykał wśród roślin, nie wydając więcej hałasu niż pływające wokół ryby, umykające przed nim na wszystkie kierunki, podobnie jak to czyniły w przypadku człowieka, który tak gwałtownie wkroczył do ich królestwa. Przyglądał się z tego ukrycia, jak to mężczyzna osiąga dno i zaczyna przetrząsać rośliny, wyraźnie czegoś szukając i pływając na wszystkie strony. Sarpedon był jego cieniem. W końcu jednak człowiek dotknął swojej szyi, czując, jak zaczyna brakować mu powietrza i skierował się w górę, chcąc wypłynąć i wziąć kolejny haust. Był już w połowie długości, kiedy coś złapało go za kostkę. Spojrzał w dół, jego oczy rozszerzyły się, a usta rozwarły w stłumionym przez wodę, przerażonym krzyku; kilka bąbelków powędrowało w stronę powierzchni.
        Tryton mocno chwycił nogę człowieka i zaczął ciągnąć go z powrotem na dno, jednocześnie – zmieniając co chwila ręce – wspinać się coraz wyżej na kończynie mężczyzny. Kiedy dotarł do końca jego biodra, oparł się na nie i sięgnął kolejną łapą do jego szyi, stalowym uściskiem przytrzymując tę i uderzając jego głową o dno, które właśnie razem na powrót osiągnęli. Przez chwilę Sarpedon przyciskał ciało mężczyzny do zimnego kamienia, aż w końcu to całkowicie nie znieruchomiało. Tryton przystąpił do posiłku. Nie zjadł całego mięsa, zostawiając tylko kości, na to zdecydowanie nie miał tyle apetytu. Nawet połowy nie udało mu się oczyścić. Trup w wielu miejscach był poszarpany, szczególnie w okolicach organów wewnętrznych, które to naturianin dosyć sumiennie pożarł. W kilku miejscach skóra wciąż jednak była nienaruszona, choć nie było ich zbyt wiele. Woda wokół zabarwiła się na czerwono, ale krew pozostała pod wodą, niewidoczna z powierzchni.
        Sarpedon w końcu się pożywił, odpychając ciało człowieka na dno, a samemu wystrzeliwując w górę, mając zamiar wyjść z jeziora. Jego głowa wynurzyła się wraz z ramionami ponad powierzchnię, a on sam rozejrzał się. Zamarł, gdy dostrzegł drugą istotę, natychmiast znikając ponownie pod powierzchnią – gdy zanurkował, jego masywny, kolczasty ogon wystrzelił z jeziora, przez chwilę zataczając łuk w powietrzu, po czym z pluskiem schował się ponownie pod wodę – uderzenie wywołało wystrzelenie cieczy w powietrze, z której kilka kropel sięgnęło pokusę. Tryton, dryfując pod powierzchnią, przyglądał się nieznanemu stworzeniu, pływając w kółko, przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Co chwila jego ogon był widoczny, gdy jego kawałek wynurzał się na chwilę. Nie upłynęły dwie minuty, gdy ciało nieszczęsnego nurka wynurzyło się na powierzchnie, tworząc wokół siebie krwawą plamę i ukazując nieznajomej dzieło Sarpedona. Ten krążył tak jeszcze kilka minut, aż nie stwierdził, że jednak obca jest zbyt interesująca, aby ją zignorować.
        Wynurzył się przy skalistej wysepce, ponownie ukazując siebie piekielnym oczom. Chwycił się dwóch szczególnie strzelistych kamieni i podciągnął, wyciągając powoli swój długi ogon na suchy ląd. Trwało chwilę, zanim ten ostatecznie opuścił wodę, zamieniając się w parę nóg. Całe ciało trytona także uległo przemianie – potwór z koszmarów marynarzy zniknął, a zamiast niego pojawił się młodzieniec, całkiem przystojny, o wyróżniających się, białych włosach. Leżał na wyspie, oparty na boku, podpierając głowę o ramię wsparte na kamieniach i przyglądał się nieznajomej. Nic sobie nie robił z nagości, a jego wzrok z zaciekawieniem ją oceniał. Gdy przeszedł w świat aur, ku zdumieniu dostrzegł znajomą emanację. A przynajmniej pod jednym względem. Poprawił się, zajmując wygodniejszą pozycję, po czym zdecydował się odezwać.
        - Jesteś pokusą, co? - Ciało jej niedoszłego kochanka dryfowało dokładnie w połowie odległości pomiędzy nimi, przez co tak spokojne pytanie wyglądało naprawdę groteskowo. - Ładne rogi...
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ayeesha »

        Nie zważając na protesty swego towarzysza, Ayeesha kontynuowała deklamację. Dawno już przywykła do tego, że ktoś próbował przeszkodzić jej w oddawaniu hołdu jedynej słusznej wartości, jaką była sztuka; a to Feth, który, mimo bycia niekwestionowanym mistrzem podstępów, miewał zaskakująco spore problemy z brakiem zaradności, a to zniecierpliwiony ludzki mężczyzna - jeden z tych, którzy kierują się wyłącznie popędami swojego ciała i nie potrafią docenić głębi prawdziwego piękna - to zaś wspomniany wyżej Lear, wyjątkowo nieuprzejme indywiduum. Czasami pokusa poważnie się zastanawiała, dlaczego do tej pory wciąż znosi utyskiwania czaszki, zamiast porzucić ją w pierwszej napotkanej po drodze czeluści. Zazwyczaj dochodziła do wniosku, iż nawet kompletnie laicka publiczność jest lepsza niż żadna i w dalszym ciągu katowała towarzysza, wybierając co dłuższe poematy.
        Jednak i sam Lear musiał przyznać, że piekielna miała do tego talent. Choćby w spontanicznych występach, takich jak ten, każdy szczegół był perfekcyjny. Począwszy od tonu mowy samozwańczej artystki - każda głoska wypowiedziana z ogromną starannością, a ich całość brzmiała niemalże jak muzyka - na odpowiedniej pozie skończywszy. Nawet księżyc, w którego świetle popielata skóra pokusy mieniła się srebrnym blaskiem, sprawiał wrażenie zupełnie świadomego swojej roli w recitalu Ayeeshy. Może i kobieta posiadała całkowicie nieczułą, zimną jak lód duszę, której rdzeniem była mroczna pustka, za to doskonale potrafiła grać na emocjach innych, wzbudzając w nich dokładnie takie uczucia, jakie wzbudzić pragnęła. Barwa głosu pokusy, zniewalające spojrzenie na wpół przymkniętych oczu i subtelne gesty, wysycone dystynkcją w czystej postaci - wszystko to złożone w jedność było idealne jak zawsze.
        … do czasu, kiedy coś lub ktoś postanowił barbarzyńsko przerwać jej popisy w pełni księżyca. Mimo iż piekielna wydawała się być bez reszty pochłonięta wzniosłym monologiem, jej umysł wciąż bardzo dokładnie rejestrował wszystko, co działo się w otoczeniu. Do jej uszu dobiegł głośny chlupot, lecz zbyt zaabsorbowana sztuką Ayeesha prawdopodobnie byłaby go zignorowała, uznając ów dźwięk za sygnał powrotu zmanipulowanego wysłannika, gdyby nie inny szczegół, który gwałtownie wyrwał ją z artystycznego uniesienia.
        Poczuwszy na skórze dotyk wilgotnych kropel wody z jeziora, pokusa urwała swą wypowiedź w połowie zdania. Całe jej ciało natychmiast wyprostowało się jak struna. Zniknęła dystyngowana płynność ruchów; wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości. Również umysł kobiety błyskawicznie przeszedł w stan gotowości, by pozwolić jej na odpowiednio szybką reakcję, gdyby jakaś nieznana siła postanowiła znienacka złapać ją za dowolną kończynę i zaciągnąć w wodne odmęty.
        - Ucichłaś, kochana - odezwał się Lear ironicznie, przerywając nagłą ciszę. - Czyżbyś aż tak się bała drobnego deszczyku?
        Najczęściej po takim komentarzu piekielna zabiłaby czaszkę wzrokiem, a potem brutalnie wepchnęła z powrotem do worka, lecz tym razem nie zawracała sobie głowy posyłaniem morderczych spojrzeń i tylko uniesioną w górę, otwartą dłonią uciszyła towarzysza, równocześnie nie spuszczając z oczu zmąconej tafli wody. Zdawało jej się, że pomimo odbijającego się od lustrzanego jeziora światła, znacznie utrudniającego patrzenie, dostrzegała ruch blisko powierzchni. Zachowywała wzmożoną czujność; choć tożsamość podwodnego natręta pozostawała tajemnicą, Ayeesha nie miała wątpliwości co do jednej rzeczy: nie był to młodzieniec, którego wysłała w poszukiwaniu zatopionego skarbu. Co zresztą bardzo szybko znalazło potwierdzenie w rzeczywistości, bowiem po krótkiej chwili z głębi jeziora wypłynęło to, co pozostało z wspomnianego nieszczęśnika. Twarz pokusy wykrzywiła się w pełnym niesmaku grymasie; mimo iż wybebeszone truchło czy strumienie posoki nie robiły na piekielnej większego wrażenia - ostatecznie sama od czasu do czasu czerpała przyjemność z krwawych mordów na swoich ofiarach - jednak to dzieło nie miało w sobie ani krzty wyrafinowania, ani grama finezji… Wyglądało bardziej na robotę prymitywnego zwierzęcia niźli istoty rozumnej, a już z pewnością nie takiej, która by wiedziała cokolwiek na temat sztuki.
        Choć jej postawa wyglądała na spokojną i nadal pełną wdzięku, Ayeesha skoncentrowała się jeszcze bardziej. Skoro intruz w ciągu kilku minut zdołał tak bezlitośnie oporządzić biednego człowieka, istniało ryzyko, że owo coś - czymkolwiek by nie było - zaatakuje także pokusę. Niedostrzegalnym ruchem wyjęła sztylet z wysadzaną krwawymi rubinami rękojeścią zza posrebrzanego paska na udzie i położyła go na skale obok siebie, obserwując osobnika, który tymczasem najwyraźniej postanowił się ujawnić. Bacznie śledziła każdy ruch, mimo teoretycznie bezpiecznej odległości, jaka dzieliła ją od wynurzonej kreatury. Piekielna szybko odgadła rasę istoty, chociaż po części były to zwykłe domysły na podstawie zasłyszanych czy wyczytanych informacji, jako że stroniąca od wody kobieta z trytonami nigdy nie miała do czynienia; teraz zamierzała nadrobić te braki, przyglądając się naturianinowi tak, aby dostrzec jak najwięcej szczegółów odnośnie jego cech fizycznych. O ich zapamiętanie nie musiała się martwić.
        Kiedy ciało trytona uległo gruntownej metamorfozie, subtelna zmiana zaszła także w nastawieniu pokusy. Wcześniej, o ile było możliwe wyczytanie czegokolwiek z niemal zupełnie pozbawionej wyrazu twarzy piekielnej, była to namiastka zaciekawienia. Gdy jednak Ayeesha zlustrowała pozornie beznamiętnym wzrokiem nową postać mężczyzny, miejsce ciekawości zajęła niechęć i wzrastająca z każdą sekundą wrogość, którą kobieta potrafiła doskonale ukryć, by nikt, poza nią samą, nie znał jej prawdziwych myśli.
        Skinęła lekko głową, zarówno w odpowiedzi na retoryczne pytanie, jak i komplement, zasadniczo niebędący niczym niezwykłym.
        - Ładne oblicze - odwdzięczyła się tym samym.
        Mężczyzna nie mógł jednak wiedzieć, że podobne słowa w ustach Ayeeshy bynajmniej nie są pochlebstwem. Wręcz przeciwnie, dla wielu naiwnych istot oznaczały ni mniej, ni więcej jak wyrok śmierci. Lecz pokusa nigdy nie działała pochopnie, dlatego, mimo że na widok osobnika obdarzonego pięknym ciałem budziło się jej zimne pragnienie sprawienia mu bólu, przez ciągnącą się w nieskończoność chwilę piekielna siedziała nieruchomo na kamieniu, patrząc trytonowi prosto w oczy. Długo rozważała, jak powinna się zachować w obecnej sytuacji i która taktyka mogłaby przynieść najlepsze efekty; w końcu zrezygnowała z udawania damy w opresji, jak również bezwzględnej łowczyni skarbów i postanowiła grać prawdą. Była to gra ryzykowna, ale przeanalizowawszy wszystkie za i przeciw, piekielna doszła do wniosku, iż ta, odpowiednio poprowadzona, mogła być najefektywniejszą z wszelkich dostępnych metod manipulacji.
        - I cóżeś najlepszego uczynił? - posłała mężczyźnie tajemniczy półuśmiech i westchnęła teatralnie. - Nie dość, że przerwałeś mi recytację, w momencie gdy zbliżałam się do punktu kulminacyjnego, to jeszcze pożarłeś mojego potencjalnego kochanka, tym samym udaremniając mój plan zdobycia czegoś bardzo istotnego… Nie uważasz, że przewinienie to zasługuje na odpowiednią karę? - zarysowała skałę ostro zakończonym paznokciem.
        - Jeśli nie uda nam się zawrzeć porozumienia, będę zmuszona uciec się do bardziej nieprzyjemnych środków - uniosła leżący tuż przy jej nodze sztylet i niby nonszalancko zaczęła się nim bawić, przekładając go z dłoni do dłoni i przesuwając po nim palcami. - Naprawdę wolałabym tego uniknąć, gdyż wodne środowisko daje ci nade mną pewną przewagę i choć zapewne oboje odnieślibyśmy dotkliwe rany, istnieje możliwość, że przegrałabym tę walkę.
        - Możliwość? - parsknął nagle milczący dotąd Lear. - W twoim przypadku to nie jest możliwość, tylko stuprocentowa pewność.
        Pokusa pogroziła mu sztyletem.
        - A ty jesteś dzisiaj niebywale pomocny, dziękuję - odgryzła się. Jej głos ociekał sarkazmem, ale kiedy ponownie zwróciła się do trytona, po złośliwym tonie nie było nawet śladu. - Więc jak będzie? Jesteś kulturalnym mężczyzną i dogadamy się jak dwie cywilizowane istoty czy może tym nieskazitelnym ciałem nadal włada jaźń morskiej bestii i dojdzie między nami do paskudnej, nieestetycznej bitwy?
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Kiedy Sarpedon po raz pierwszy wynurzył się z jeziora, jego uszu dobiegł dziwny głos, nieprzypominający niczego, z czym tryton miał do czynienia – słowa wypowiadane były w dziwny, niezrozumiały przez drapieżny umysł sposób, mącąc mu w głowie. Dwa czynniki jednak sprawiły, że nie zwrócił na to większej uwagi – jednym był jego przytępiały słuch, niekoniecznie potrzebny w morskich głębinach, więc w znacznym stopniu otępiały. Po drugie, pożywny posiłek zdecydowanie wpłynął na jego czujność, a widok obcej istoty sprawił, że w mniejszym stopniu jednak zwrócił uwagę na wydawane przez nią dźwięki. Krążył spłoszony więc przez jakiś czas, a co chwila jego ogon pokazywał się tuż pod powierzchnią wody, wzburzając niewielkie fale, niosące się po całej powierzchni jeziora. Przyglądał się nieznajomej jeszcze kilka razy, a kiedy w końcu stwierdził, w jaki sposób chce załatwić tę sprawę, wyszedł na suchy ląd. Niewielki, ale jednak suchy. Suchość oznaczała mowę oraz mniejszą skłonność do rzucania się na innych bez powodu, a te dwie rzeczy bez wątpienia znacznie podnosiły szanse na sukces dyplomacji.
        Na komplement Sarpedon wyszczerzył zęby w uśmiechu – dosłownie; wykonał dosyć niejednoznaczny grymas, polegający na efektownym ukazaniu całego uzębienia, które przy dryfującym tuż obok trupie sprawiało dosyć mało apetyczne wrażenie, pomimo idealnej budowy i bieli. Wargi rozszerzone były też na tyle szeroko, że patrzący nie mógł mieć pewności, czy tryton chce się miło uśmiechnąć, czy też rzucić na drugą osobę i zatopić zęby w klatce piersiowej. Chciał tym przypomnieć, że obecne ciało jest tylko przebraniem, a zaraz pod nim kryje się prawdziwy potwór, ale zrobić to w nieco bardziej, hmm, subtelny sposób. Subtelny niczym wielki plusk do wody.
        Grymas jednak zniknął z twarzy trytona, a zamienił się na wyraz zaciekawienia oraz zdziwienia, gdy pokusa zaczęła mówić; doszło do tego, że Sarpedon przekrzywił głowę, wysłuchując jej słów. A dosłyszał ich całkiem sporo, szczególnie ciekawych. „Recytacja”... nie było to słowo, które mocno utkwiło w umyśle trytona i ten musiał się nieco wysilić, aby odnaleźć jego znaczenie. Na całe szczęście pożarł w swoim życiu nieco magów, więc maleńkie kawałki ich wiedzy, połączone razem, obdarzyły naturianina odpowiedzią. Recytacja była używana przez magów przy posługiwaniu się specyficznym rodzajem magii. Dlatego też Sarpedon doszedł do wniosku, iż kobieta próbowała rzucić jakieś zaklęcie. Ów „punkt kulminacyjny” oznaczał pewnie moment, w którym zaklęcie zostanie ostatecznie uruchomione. On sam potrafił posługiwać się magią jedynie za pośrednictwem własnej woli, ale podejrzewał, że w tym przypadku musi to być naprawdę uprzykrzające. Kolejnym ciekawym słowem był „kochanek”, choć z nim nie wiązało się wiele pozytywnych emocji; wielu marynarzy podejrzewało swoje żony o posiadanie takowego. Kiedy jednak Sarpedon przyjrzał się dokładniej znaczeniu tego słowa, stwierdził, że znowu nie musi być to taka zła rzecz... Chociaż... spojrzał jeszcze na trupa mężczyzny. Uważał, że pokusa mogła sobie jednak lepiej wybrać.
        Bardzo ciekawe fragmenty tyczyły się także „zdobywania czegoś cennego”. Tryton podejrzewał, że chodzi o to coś, czego niefortunny nurek poszukiwał na dnie jeziora. On sam pewnie zdołałby to znaleźć w okamgnieniu. Ale... „przewinienie”? „Kara”? Na te słowa Sarpedon prychnął i zdecydował się w końcu odezwać.
        - Zbrodnię i karę wymyśliły sobie społeczeństwa, aby trzymać swoich niewolników w ryzach bez nazywania rzeczy po imieniu – odpowiedział w końcu. - Naprawdę jestem zaskoczony, że istota taka jak ty posługuje się takimi słowami. Skoro istnieje zbrodnia, to oznacza, że jest coś złego. W subiektywnym społeczeństwie jest to to, co szkodzi społeczeństwu. Jednakże powiedz, wierzysz, że cokolwiek, co czynimy, może być złego? Ja niekoniecznie. Kiedy oddziela się od społeczeństwa, liczy się tylko to, co jest dla nas korzystne, a co nie. Moralność to rzecz ludzka, a żadne z nas nie jest człowiekiem. Tym bardziej aniołem. Więc nie. Nie uważam, że cokolwiek zasługuje na karę. Jeżeli chcesz ją wymierzać, to wymierzaj, ale we własnym imieniu, a nie tak, jakby było coś, co by sprawiało, że jakieś działanie na nią „zasługuje”.
        Na następne słowa uśmiechnął się, po czym przesunął, podciągając bliżej na skraj wysepki, zajmując nową pozycję – leżał teraz na brzuchu, dłońmi podpierając się pod szczęką i wpatrując się z zainteresowaniem w kobietę. Gdy ta wyjęła sztylet, cała powierzchnia jeziora jakby się zagotowała, gdyż woda zaczęła się burzyć. Sarpedon nie bał się sztyleciku pokusy, tym bardziej że znajdowali się w jego środowisku. Nie chciał jednak, aby ich znajomość zaczynała się tak, jak spotkanie z poprzednią piekielną. Nauczył się już, że trzymane do góry nogami przez wodne macki pokusy nie są zbytnio skore do współpracy.
        - Pierwsze widzę, aby ludzkie szczątki gadały – powiedział zdziwiony Sarpedon, wyraźnie widząc, jak lewitująca czaszka porusza szczęką i wydobywają się z niej słowa. - Urocza z was para.
        W końcu Sarpedon westchnął i ponownie zmienił pozycję – teraz siedział tuż na skraju wysepki, na płaskim głazie, a jego stopy dyndały kilka cali nad wodą, która zaczęła się już uspokajać. Przez chwilę wpatrywał się w pokusę nieodgadnionym spojrzeniem, po czym się odzewał.
        - Jestem Sarpedon. - Mógł użyć tego imienia stosunkowo bezpiecznie, bo choć na wybrzeżu wszyscy je znali, to w głębi lądu mało kto słyszał o bestii zatapiającej statki na Oceanie Jadeitów, a jeszcze mniej osób znało jej imię. - Porozumienia, hmm? Jak rozumiem, potrzebujesz czegoś z dna tego jeziora? Twój „kochanek” szukał tego, ale nieszczególnie mu się powodziło. Nawet zanim jeszcze się za niego wziąłem. Jednak nie musisz się obawiać, możesz nurkować śmiało, nie ruszę się z tej wysepki, obiecuję. No chyba, że... nie możesz... Po co potrzebowałabyś tego mężczyznę, jeżeli mogłabyś po prostu wziąć tę rzecz? Nie umiesz pływać, zgadza się? Cóż, to żaden problem. Mogę cię w mgnieniu oka nauczyć, znam się na tym, jak mało kto.
        Sarpedon wyszczerzył zęby; choć nie zdawał sobie z tego sprawy, jak większość seryjnych morderców, był narcyzem. Miał w naturze chwalenie się swoimi osiągnięciami oraz czerpanie z tego przyjemności. Dlatego też tak chętnie pogrywał z kobietą – obydwoje wiedzieli, jak skończyłoby się dla niej wejście do wody. Gdyby zdawał sobie sprawę, że pokusa boi się jego żywiołu... miałby jeszcze większą zabawę. Już teraz czuł się panem sytuacji, mogącym zażądać czegokolwiek tylko zechce, ale wtedy... Wtedy nie musiałby nawet żądać...
        - W porządku, rozumiem; mogę dla ciebie wyłowić to coś, nie będzie to większym problemem. Podejrzewam, że dlatego właśnie chcesz się dogadać? Jednak jest znaczące pytanie – co ja będę z tego mieć. Co takiego możesz mi zaoferować w zamian, co mnie zadowoli? Muszę przyznać, że to naprawdę przytulne jeziorko, mógłbym zostać w nim dobre kilka dni, tygodni, może miesięcy... Szkoda byłoby tak coś w nim zmieniać...
        Sarpedon jasno dał teraz pokusie do zrozumienia, że w razie niedogadania się jest gotów uprzykrzać jej życie jeszcze długi czas – w wodzie nikt nie był w stanie się z nim zmierzyć i zdawał sobie sprawę, że pokusa nie znajdzie szybko nikogo, kto zdołałby podołać wyzwaniu. Byłoby to w sumie dosyć ciekawe życie – nie musiałby się o nic martwić, kobieta regularnie dostarczałaby mu posiłek... był gotów nawet wcielić ten plan w życie. Więc pokusa musiała się naprawdę postarać w tych negocjacjach.
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ayeesha »

        Dopóki tkwiła na stałym lądzie, Ayeesha niewiele sobie robiła z wyeksponowanych zębów trytona ani zawoalowanych pogróżek, kryjących się w jego myślach. Gdyby przyszło mu do głowy znienacka zaatakować pokusę, potrafiłaby się ona skutecznie obronić - przynajmniej tak długo, jak długo jej ciało trzymało się z dala od jeziora i pozostawało suche - bo choć sztyletu, spoczywającego na kamieniu tuż pod ręką, używała głównie w celu zastraszania bądź torturowania swoich ofiar, jej umiejętność posługiwania się tym rodzajem broni nie była blefem. Może i piekielna nie należała do najszybszych, ale dzięki chłodnemu umysłowi i precyzji ruchów w niczym nie ustępowała innym amatorom walk. Co wcale nie oznacza, że takowe lubiła; chociaż umiała docenić eleganckie pojedynki na miecze, toczone przez wybitnych rycerzy tego świata, to jednak trudno doszukać się kunsztu w brutalnych szarpaninach, podczas których jasność myślenia zostaje zmącona przez pierwotny instynkt przetrwania.
        Na szczęście mężczyzna, póki co, nie wykonał żadnego agresywnego ruchu w kierunku pokusy, jednak Ayeesha nie dawała się zwieść jego pozornie neutralnemu nastawieniu. Po ponad dwóch stuleciach zdołała wyciągnąć odpowiednie nauki z popełnianych błędów i wiedziała już, że zbyt pochopna klasyfikacja osobnika, stanowiącego potencjalne zagrożenie, jako “przyjaciela” zazwyczaj nie kończy się dobrze dla żadnej ze stron.
        Wysłuchała słów trytona z większą uwagą, niż można by ją o to podejrzewać. Podczas jego przemówienia kilka razy zdarzyło jej się nawet delikatnie zmarszczyć brwi - widok należący do rzadkości w przypadku twarzy o kamiennej masce, w dodatku u osoby, która starannie dba o to, by nie pojawiła się na niej jakakolwiek zmarszczka - ale to tylko świadczyło o skupieniu, z jakim pokusa potraktowała wypowiedź swego rozmówcy. Kiedy zaś naturianin powiedział wszystko, co miał do powiedzenia, Ayeesha nie odezwała się od razu. Potrzebowała kilkunastu sekund ciszy, by we własnym wnętrzu przeanalizować stojące za wywodem mężczyzny pytania, a następnie znaleźć właściwe słowa, w które należało ubrać odpowiedzi.
        - Bardzo pięknie powiedziane - rzekła z niejakim uznaniem, gdy w końcu doszła do wniosku, że jej milczenie przeciąga się wystarczająco długo, by zbudować coś w rodzaju napięcia. Kąciki ust piekielnej nieznacznie się uniosły. - Niemal poetycko. Odnoszę jednak wrażenie, iż w twoim rozumowaniu dostrzegam kilka drobnych luk… Skoro twierdzisz, że zbrodnia i kara to wymysł ludzkości, wytłumacz mi, proszę, skąd wzięło się piekło i jaki jest sens jego istnienia? Czy istoty w nim cierpiące, cierpią za niewinność? Jeśli nie, to przeciwko czemu zawiniły? - Jej spojrzenie na moment stało się niezwykle intensywne, oczy pokusy zalśniły dziwnym blaskiem; trwało to może ułamek sekundy, po czym znów zagościła w nich stara, znajoma pustka. - Kolejnym błędem w twoim toku myślenia jest domniemana izolacja. Czy tego chcemy, czy też nie, jesteśmy integralną częścią społeczeństwa, nieważne jak bardzo staramy się od niego uciec. Jesteś tutaj. Rozmawiasz ze mną. Pożerasz ludzi… - wzrok piekielnej na krótką chwilę mimowolnie powędrował w stronę unoszących się na wodzie zwłok, które bardzo powoli dryfowały w jej stronę. - Możesz mnie sprowokować, a wtedy zrobię ci krzywdę. Mężczyzna nie żyje, więc jego bliscy zapewne będą cierpieć. Twoje działania przynoszą konsekwencje w życiu kogoś innego. Jeśli nie nazwiesz społeczeństwem wzajemnego oddziaływania istot na siebie, to co w takim razie nim jest? Może twierdzisz, że to tylko istniejąca w naszych umysłach idea? - rzuciła trytonowi przeciągłe spojrzenie. - Niezależnie od odpowiedzi, w jednej rzeczy muszę przyznać ci rację. Bardzo bym chciała wymierzać karę we własnym imieniu i tylko wtedy, kiedy sama uznam, że tego pragnę. Widzisz, wcale mi nie w smak mieszanie cię do tej sprawy, zwłaszcza jeśli to mieszanie miałoby polegać na dążeniu do konfliktu, lecz wiąże mnie powinność o priorytecie wyższym niż moje własne przekonania.
        Nie mogła nie zwrócić uwagi na nagłą zmianę w zachowaniu powierzchni jeziora. Gładząca sztylet dłoń zatrzęsła się lekko, zsuwając się z ostrza. Umysł Ayeeshy przeszyło gwałtowne ukłucie niepokoju, aczkolwiek w jej twarzy, tak bardzo przyzwyczajonej do aktorstwa, nie drgnął nawet najmniejszy z mięśni. Z pozornym spokojem mówiła dalej, aż do momentu, w którym Lear wybił ją z rytmu swoją kąśliwą uwagą.
        - Na moją udrękę, te akurat gadają.
        - Parą? Po trupie mojego trupa!
        Pokusa i jej towarzysz odezwali się równocześnie, w reakcji na słowa naturianina. W głosach obojga dało się wyczuć wzajemną awersję, lecz nawet ślepy natychmiast by zauważył, że w przedziwny sposób ta osobliwa para kompanów jest dla siebie stworzona, pomimo nieustannych kłótni, jakie ze sobą toczyli - a, kto wie, może właśnie dzięki nim...? Nawet w tej chwili niewiele brakło, by doszło między nimi do ostrej wymiany zdań, ale kiedy tryton postanowił ujawnić swoje imię, piekielna nie pozwoliła sobie na wielki nietakt, jakim byłoby przemilczenie tego faktu.
        - Ayeesha Hamlette - przedstawiła się, kładąc wyraźny nacisk na drugą sylabę swego nazwiska. Podkreśliła go dodatkowo pełnym gracji skinieniem głowy - chciała się upewnić, że mężczyzna zapamięta poprawną formę, z jaką powinien się do niej zwracać - po czym nieznacznie uniosła podbródek, wpatrując się w Sarpedona spod delikatnie zmrużonych powiek. Kiedy słuchała dalszych słów naturianina, usiłując równocześnie podejrzeć jego myśli, nie była pewna czy powinna odegrać sfrustrowaną sposobem, w jaki tryton z nią pogrywał - bo co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości - czy raczej udać, że jego złośliwości nie robią na niej najmniejszego wrażenia, a w ostateczności stanowią swego rodzaju rozrywkę. Wybrała ostatnią opcję i zmusiła się do niemal autentycznego śmiechu.
        - Cóż za uprzejma propozycja... - W jej głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia, którego piekielna wcale nie odczuwała. Włożyła sztylet z powrotem za pasek i przyciągnęła do piersi jedną z nóg, kładąc dłonie na kolanie, na dłoniach z kolei oparła brodę. - A może zanim zaczniesz mnie uczyć, najpierw ja pokażę ci, jak się tańczy w płomieniach, hm? - przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się niewinnie. - Nie powinno się zmuszać nikogo do przebywania w środowisku, do którego nie jest przystosowany. To okrutne. A tylko niemoralne istoty postępują okrutnie, nieprawdaż? - uśmiech Ayeeshy z uroczego zmienił się w cyniczny i bezlitosny.
        Ona także postanowiła nieco się zabawić. "Tak jakby pokusę, mającą na swoim sumieniu wiele ludzkich i nieludzkich istnień, w jakimkolwiek stopniu obchodziła moralność czy też dobro drugiej osoby…" Ale skoro Sarpedon najwyraźniej czerpał przyjemność z naigrywania się z niej, to czemu miałaby pozostać mu dłużna? Zaśmiała się raz jeszcze, po czym z wdziękiem zeskoczyła z kamienia. Powolnym, dostojnym krokiem ruszyła przed siebie, szerokim łukiem omijając brzeg jeziora; zatrzymała się przy pochylonej wierzbie i oparła się o nią plecami. Ani na chwilę nie spuszczała wzroku ze swojego rozmówcy, aż padło zdanie, którego od początku się spodziewała. Tryton nie był pierwszym lepszym naiwnym mężczyzną i piekielna wiedziała, że nie da się nim manipulować tak łatwo jak poprzednim. Wiedziała też, że cena za jego pomoc będzie znacznie wyższa niż kilka mizernych pocałunków, które wystarczały większości jej ofiar.
        - Podołam czy nie podołam - oto jest pytanie - odezwała się, bardziej do siebie niż do Sarpedona. - Pomyślmy, co takiego mogłabym ci zaproponować… Mogłabym obsypać cię złotem, ale nie wyglądasz na kogoś, komu zależałoby na wielkim bogactwie. Mogłabym zapewnić twemu ciału rozkosze, o jakich ci się nawet nie śniło, lecz nie wyglądasz też na kogoś, kogo ten rodzaj rozrywki usatysfakcjonowałby wystarczająco… Mogłabym nakarmić twoją duszę sztuką, ale czy umiałbyś ją należycie docenić…? - odsunęła się od wierzby, na odchodnym naznaczywszy ją jeszcze głęboką rysą za pomocą szponiastego paznokcia. - Powiedz mi, czym jest rzecz, której pragniesz? Mniemam, iż jesteś na tyle rozsądny, by nie prosić o rzeczy niemożliwe do spełnienia, choć jeśli okazałoby się inaczej… - Ayeesha zawiesiła głos, ruchem dłoni przywołując do siebie czaszkę, która ponownie zawisła tuż obok niej. Odwróciła się przodem do naturianina i nieznacznie wzruszyła ramionami. - Cóż, może i zdobycie artefaktu z jeziora ma dla mnie wysoki priorytet, ale nie jestem głupia. Ani aż tak zdesperowana. - Z jej głosu zniknął pobłażliwy ton, a twarz kobiety zdawała się teraz śmiertelnie poważna. Postanowiła zakończyć zabawę. - Zdobycie tego przedmiotu to dla trytona pestka, a w zamian masz szansę coś zyskać. Maksimum korzyści przy minimalnym wysiłku to chyba dobra oferta, nie uważasz? Zastanów się dobrze, nim odpowiesz. A jeśli odrzucisz moją propozycję, to ja nazwę ciebie głupcem.
        - Oboje jesteście świrniętymi głupcami - mruknął Lear. - Normalni ludzie dogadują się dzięki mieszkowi ruenów, ale ja oczywiście musiałem utknąć z hydrofobiczną ladacznicą i przeklętym węgorzem, których rozrywką jest komplikowanie każdej możliwej błahostki…!
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Tryton pozwalał sobie na naprawdę wiele, przekonany o swojej przewadze dzięki sprzyjającym okolicznościom międzyludzkim – pokusa go potrzebowała, on zaś nie potrzebował jej – a także dzięki zwykłemu potencjału bitewnemu, szczególnie w tym miejscu. Zdecydowanie nie odważyłby się zaatakować Ayeeshę na suchym lądzie, jednak zaletą sytuacji było to, że pokusa nijak nie była w stanie zmusić go do tego, aby na ów wyszedł. Jeżeli zaś chodziło o to, jak sprawa ma się w drugą stronę... cóż, tryton posiadał całe jezioro do swoich potrzeb. Gdyby chciał, mógłby wywołać falę, która zaleje kobietę oraz wciągnie ją do zbiornika wodnego, albo też nieco precyzyjniej – uformować z wody kilka macek, które następnie owinęłyby się wokół kończyn piekielnej, sprawiając, że ta znalazłaby się pełni mocy Sarpedona. Wrzucenie ją do wody w ten sposób nie było zbyt wielkim problemem. Naturianin jednak się powstrzymywał. Po pierwsze, ta pokusa wyglądała na znacznie groźniejszą od tej, na której miał okazję przetestować tę sztuczkę wcześniej, dlatego... mimo wszystko wolał nie ryzykować. Po drugie, tym razem chciał zacząć to wszystko znacznie mniej... konfliktowo. Co po części się nie udało, gdy Ayeesha odpowiedziała na jego śmiałą wypowiedź.
        Sarpedon przysłuchiwał się kontrze z uwagą, obserwując uważnie twarz pokusy; nie był w stanie wiele z niej wyczytać, ale miał takie zwierzęce wrażenie, że tym razem zdołał całkiem trafnie przykuć jej uwagę. Nie do końca podobało mu się to, co twierdziła. Kiedy skończyła, zmarszczył brwi, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
        - Nie wiem zbyt wiele o Piekle, nie jestem w stanie ci powiedzieć, dlaczego istnieje, ale... o ile dobrze się orientuje, kończą w nim tylko ludzie, prawda? - Zadowolony uśmiech pojawił się na twarzy trytona. - Nie nazwałbym tego społeczeństwem. Jeżeli społeczeństwo porównać do organizmu, to pies, który odgryzie rękę, nie staje się przecież jego częścią. Można twierdzić, że wszystkie rzeczy są połączone, ale tylko wzajemnymi relacjami. A społeczeństwo to zbiór relacji polegających na tym, że wiele ludzi chce siebie nawzajem utrzymać przy życiu. Społeczeństwo to życie z kimś, aby samemu się żyło. Czasem w ogóle, czasem lepiej. To synteza. Zabijanie kogoś, aby się żyło nie jest społeczeństwem. To drapieżnictwo. Wilk pożerający owcę nie staje się częścią stada owiec. Społeczeństwo to specyficzne oddziaływanie istot ze sobą. A ich rodzajów istnieje bardzo wiele.
        - Priorytet wyższy niż własne przekonania... - mruknął do siebie Sarpedon. Pokusa mówiła bardzo zawile, ale z tego, co udało się wywnioskować trytonowi, nie chciała zdobyć tego skarbu dla siebie. Naturianin nie lubił tego typu spraw; on, od kiedy działała jego pamięć, robił tylko to, na co sam miał ochotę. Nawet jeżeli – jak w ostatnich czasach się zdarzyło – miało to przynieść korzyści komuś innemu, to robił to tylko dlatego, że oczekiwał konkretnych korzyści. Bycie zależnym od kogoś drugiego... największy koszmar trytona. - Cóż, jak podejrzewam, skoro jest to sprawa tak ważna, tym bardziej będzie ci zależeć na uporaniu się z nią...         Według niego pokusa się teraz odsłoniła i miał zamiar to wykorzystać, wiedząc, jak bardzo jej zależy na tym czymś. Wcześniej jednak... rozbawiła go reakcja tej dwójki. Sarpedon miał okazję podglądać zakochanych z tych bardziej burzliwych istot i skojarzenie od razu pojawiło mu się w umyśle, przez co tylko cicho zachichotał. Po chwili udało mu się poznać imię pokusy. Było dosyć... specyficzne. Rozbawił go sposób, w jaki wypowiedziała swoje nazwisko. Ale stwierdził, że lepiej będzie tego zbytnio nie okazywać.
        Przechylił głowę, gdy pokusa zaczęła odpowiadać na jego propozycję. Na jego twarzy nie widać było, aby zbytnio się tym wszystkim przejął. Ogień... do ognia miał nie do końca ufne podejście, jednak nie bał się go aż tak – wiedział, że dzięki magii wody byłby w stanie taki zgasić. A na kolejne kazania kobiety przewrócił tylko oczami. Naprawdę powinna się wstrzymywać od używania w jego obecności słowa „powinno”. O ile rzecz jasna nie chciała się w nim podrażnić, co było całkiem prawdopodobne.
        Podążał uważnie wzrokiem za pokusą, przyglądając się jej kształtnemu ciału. Wywoływało u niego dwie myśli – obrzydliwe wywołałyby zgorszenie u kapłanów, ale przynajmniej jedna z nich była całkowicie naturalna i normalny mężczyzna nie potępiłby go za nią. Ciekawiło go, do jakich wniosków kobieta dojdzie – z tego, co słyszał, te piekielne były mistrzyniami dawania tego, czego naprawdę się pragnęło. Trytona ekscytowało to, co takiego może Ayeesha wymyślić w jego przypadku. Choć jednak nie uzyskał konkretnej odpowiedzi, to i tak zaciekawiła go. Złoto... cóż, Sarpedon nie śmierdział groszem, więc niby mogłoby mu się przydać, ale nie miał zamiaru marnować takiej okazji na coś tak przyziemnego. Jednak pozostałe dwie... Rozkosze... miał tylko jeden raz w życiu zakosztować tego niby zakazanego owocu i... zdecydowanie nie miał złych wspomnień. A pokusa mówiła o takich, których mu się nie śniło... interesujące. Sztuka? Tryton kojarzył to słowo tylko z ulicznymi występami i innymi zabawami – marynarze nie byli nazbyt wybrednymi ludźmi. Jednak wydawało mu się, że kobieta mówi o czymś zupełnie innym. Zaciekawiło go to. Jak zawsze robiło to nieznane. Podrapał podbródek, zastanawiając się. PZwłaszcza że pokusa stwierdziła, że nie da się aż tak łatwo wykorzystać. Wpatrywał się przez chwilę w wodę, zastanawiając się, aż w końcu zdecydował.         Wstał, prostując się i ukazując się pokusie w pełnej okazałości. Jego palce zaciskały się na krawędzi skały, a ciało nieco pochylało w przód – znajdował się na samym skraju, nagi, gotów w każdej chwili się opuścić i zanurkować pod powierzchnią jeziora w poszukiwaniu artefaktu. Wcześniej jednak...
        - Zrobimy to tak... - mruknął. - Jestem bardzo ciekaw twojej rasy, szczególnie iż te jej przedstawicielki, które spotkałem wcześniej... nie okazały się tak skore do współpracy, jak ty. Rzeczy, o których wspominałaś, także są interesujące, więc... Spędzimy razem trochę czasu, w którego trakcie pokażesz mi zarówno, czym jest ta rozkosz, jak i zaznajomisz mnie ze sztuką, którą tak zachwalasz. Nie przeczę, że zaciekawiłaś mnie. Nie musimy spędzać tego czasu tutaj, w sumie to raczej niezbyt przytulne miejsce. I zastrzegam, mamy spędzić ten czas w sposób przyjemny. Odwiedziny w sali tortur kuszą, ale... jednak chyba preferowałbym coś milszego. Spędzimy razem... tydzień? Wydaje mi się, że to znacznie mniej niż czas potrzebny ci, aby zdobyć ten artefakt w inny sposób.
        Sarpedon skrzyżował ręce na piersi, spoglądając na pokusę. Tydzień to był okres, który uważał za dosyć optymistyczny. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, był w stanie zmniejszyć nieco, o połowę, może nawet nieco więcej. Wolał jednak celować w górną granicę, aby ewentualnie później wyciągnąć z tego jak najwięcej. O ile rzecz jasna pokusa się zgodzi. Ale bardzo mu zależało, aby tak było. W ten sposób mógł poznać zarówno ją, jej rasę, rozkosz, którą ofiarowała, jak i sztukę. Nie wiedział nawet, czego najbardziej był ciekaw.
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ayeesha »

        Gdyby Ayeesha była zdolna do odczuwania jakichkolwiek emocji poza irytacją i niechęcią, na pewno w tej chwili jej umysł przepełniałoby podekscytowanie. Tak interesującej konwersacji nie prowadziła od dawna. Wprawdzie przerośnięte ego pokusy wciąż sprawiało, że uważała się ona za niesłychanie sprytną i błyskotliwą, lecz bynajmniej nie zmierzała lekceważyć swego dość niespodziewanego rozmówcy. Może i była pewna siebie - która to cecha w nadmiarze sprowadziła zgubę na niejedną istotę - ale na pewno nie zuchwała. Nie widziała trytona jako jednej z marionetek, którymi bez problemu można komenderować; traktowała go raczej jako prawie równego sobie. Prawie. Za bardzo bowiem denerwowała ją nieskazitelna uroda ludzkiej wersji Sarpedona, jak również fakt, że brakowało mu przymiotu, który zdaniem piekielnej był jednym z najważniejszych: poczucia estetyki.
        - Interesujące porównania - skomentowała odpowiedź mężczyzny. - Szkoda tylko, że, w mojej opinii, niezbyt trafne. Jeśli porównać społeczeństwo do organizmu, istoty takie jak my byłyby atakującą go chorobą. Z kolei wilk może żyć między owcami, o ile pasterz posiada odpowiednie umiejętności, by go oswoić. Zawsze będzie różnił się od reszty stada, ale nie znaczy to, iż nie będzie jego częścią. Chociaż muszę przyznać, że mało który pasterz miałby czas i ochotę na tresurę potwora, kiedy łatwiej pozbyć się problemu jedną celnie posłaną strzałą - Ayeesha zmrużyła oczy. - Zresztą, to nieistotne. Niespecjalnie mnie obchodzą twoje wierzenia; nie jestem tu po to, by nawracać cię na moją filozofię.
        Można byłoby się spierać o ilość prawdy zawartej w ostatnim zdaniu jej wypowiedzi. Piekielna należała do istot mających głęboko zakorzenione poczucie misji. A misją pokusy, zdaniem jej samej, było szerzenie mądrości i piękna - i kobieta nie przepuszczała absolutnie żadnej okazji do wypełniania swej powinności. Nie rozumiała tylko, dlaczego gdy oznajmiała tym biednym, prymitywnym stworzeniom, iż oto zamierza podzielić się z nimi swą łaską, ich reakcje bywały zaskakująco mało entuzjastyczne, a o czymś takim jak wdzięczność nie było nawet mowy…
        Subtelny, choć mający w sobie nutkę drapieżności uśmiech nie znikał z twarzy Ayeeshy. Wyczuwała, co mogło chodzić po głowie trytona; usłyszawszy o jej powinności względem potężniejszej od siebie istoty, Sarpedon zapewne miał nadzieję obrócić ten fakt na swoją korzyść, doprowadzając pokusę do sytuacji, w której znalazłaby się między młotem a kowadłem. Cóż, nie dało się ukryć - właśnie tak przedstawiała się rzeczywistość, jednak piekielna była święcie przekonana, iż potrafi tak poprowadzić swoją grę, że wyjdzie z tego z zyskiem. Musiała tylko się skupić i odegrać swoją rolę bezbłędnie.
        - Nie każdy ma szczęście być panem własnego losu… - rzuciła w przestrzeń. - Niektórzy wolą z niego drwić, tak jak on drwi sobie z nas wszystkich. Czyż to nie fascynujące?
        Widząc jak tryton podnosi się ze skały, Ayeesha upomniała się w duchu, by zachować czujność. Nadal nie była pewna co do jego zamiarów, a mimo silnej wiary we własne umiejętności dyplomatyczne - czy też manipulatorskie; jak zwał, tak zwał - wolała nie ryzykować, zwłaszcza że perspektywa bliskiego kontaktu z jeziorem przerażała ją do tego stopnia, że gdy choć na chwilę traciła koncentrację, jej mięśnie natychmiast sztywniały.
        Słuchała propozycji mężczyzny, lustrując go wzrokiem bardzo dokładnie. Na twarz zdążyła się już napatrzeć wystarczająco długo, aby utwierdzić się w przekonaniu, że jej niezdrowa obsesja na punkcie torturowania przystojnych mężczyzn nadal miała się dobrze. Znacznie bardziej interesowała ją cała reszta trytona. Podczas kiedy Sarpedon mówił, piekielna niespiesznie i bez najmniejszego skrępowania wodziła spojrzeniem po jego ciele. Oceniała jego postawę, muskulaturę i cały sprzęt - cóż, skoro już padła typowa dla pokusy propozycja, miło było wiedzieć, z czym będzie się miało do czynienia - przyłapując się na myśleniu o sposobach, w jakie mogłaby sprawić, by mężczyzna krzyczał, błagając o miłosierdzie. Gdyby nie coś na kształt litości, wzbudzonej przez wygląd trytona w formie bestii - no i przede wszystkim potencjalnie niebezpieczny zbiornik wodny w pobliżu - Ayeesha już dawno wprowadziłaby swoje wizje w życie.
        Wysłuchwaszy oferty Sarpedona, odrzuciła głowę do tyłu, a z jej ust wyrwał się niski, gardłowy śmiech.
        - Nie wiem czy powinnam się teraz obrazić, czy poczuć mile połechtana - rzekła powoli. - Odnoszę wrażenie, że mnie nie doceniasz; tydzień to aż nadto czasu, by dać ci nawet więcej niż potrzebujesz. Z drugiej jednak strony, ów czas nie gra dla mnie roli, a jeśli pragniesz spędzić go w moim towarzystwie aż tyle, ofiaruję ci go chętnie, tym bardziej, że będę mogła podzielić się z tobą tym, co najbardziej wartościowe. I może jednak pokazać ci trochę mojej filozofii.
        - Przepraszam, a mnie to już nikt nie spyta o zdanie? - wtrącił się Lear, grzechocząc żuchwą. - Nie mam zamiaru spędzać z tą podstępną kreaturą ani chwili dłużej, niż to konieczne. Tak, o tobie mówię, ty dwulicowy węgorzu, ty! - zawołał w stronę Sarpedona.
        - Lear - Ayeesha odezwała się niby spokojnie, ale w jej głosie było słychać wyraźną groźbę. Szponiastą dłonią chwyciła towarzysza i nie zważając na protesty, wepchnęła go do worka. Teraz, kiedy wszystko szło pomyślnie, nie mogła sobie pozwolić na zaprzepaszczenie okazji tylko dlatego, że pewna pyskata czaszka nie potrafiła utrzymać języka za zębami… Hm, niedosłownie. - Nie godzi się w ten sposób traktować dżentelmena, z którym zawieramy umowę.
        Jeśli Lear cokolwiek odpowiedział, gruby materiał sakwy skutecznie go zagłuszył. Może to i dobrze, bo z pewnością nie byłoby to nic miłego. Ayeesha oparła dłonie na biodrach, obserwując reakcję trytona. Miała nadzieję, że nie zachowa się on jak ci denerwujący ludzcy posłańcy, którzy za jeden nietaktowny gest potrafią obrócić wniwecz porozumienia dotyczące całych państw. Ludzie bywają tak głupi...
        - Jednakże aby umowa została zawarta, wypadałoby ją przypieczętować, choćby uściskiem dłoni; słowa to tylko słowa i łatwo je złamać. Ale też nie musimy od razu podpisywać cyrografu, prawda? - pokusa rozłożyła ręce w zapraszającym geście. - Jak pewnie się domyślasz, nie mam najmniejszego zamiaru wchodzić do jeziora, więc… byłabym niezmiernie wdzięczna, gdybyś pofatygował się do mnie, na brzeg.
        Czekała na niego, zastygła w majestatycznej pozie, gotowa w każdej chwili przywołać skrzydła, gdyby naturianin zmienił zdanie i jednak postanowił zrobić z niej mielonkę. Powodem, dla którego do tej pory jeszcze tego nie zrobiła, była duma, niepozwalająca pokazać Sarpedonowi, że mimo wszystko piekielna trochę się go obawiała. Choć musiała przyznać, że igranie z trytonem dawało jej całkiem sporo satysfakcji. Wreszcie na drodze pokusy stanął ktoś, kto stanowił prawdziwe wyzwanie, w przeciwieństwie do tych uległych ludzkich mężczyzn, którym wystarczyło kokieteryjne spojrzenie lub dotknięcie jednego ze strategicznych punktów na ciele - i wszyscy byli na każde skinienie jej palca. Żadnego wysiłku. Żadnej przyjemności z wieloaspektowej gry wstępnej ani występowania elementu zaskoczenia. Teraz przynajmniej Ayeesha mogła wysilić umysł i przekonać się czy jej zdolności aktorskie wciąż stoją na najwyższym poziomie.
        - Układ jest taki: wyłowisz teraz z jeziora artefakt, a ja czym prędzej złożę go w ręce tego, który go pragnie i wrócę we wskazane miejsce, najlepiej możliwie daleko od wody. Wtedy rozpocznie się nasz tydzień - oświadczyła twardo, usiłując zachować choć trochę kontroli nad rozwojem wydarzeń. - Nie martw się o gwarancję powrotu, jestem kobietą honoru. Nie złamałabym danego słowa. A jeśli to nie wystarczy, dam ci w zastaw moją sakiewkę - położyła dłoń na przytroczonym do paska worku, w którym uwięziona była czaszka. - Razem z zawartością. Wprawdzie Lear przez większość czasu jest kompletnie bezużyteczny, a przez pozostałą resztę tylko przeszkadza, lecz wolałabym nie wracać do Piekła bez niego…
        Sarpedonowi mogło się wydawać, że znajdował się w lepszej pozycji - może zresztą istotnie tak było - jednak piekielna dostrzegała korzyści, które dla niej płynęły z zawieranej umowy. Po pierwsze, nie musiała szukać kolejnego śmiertelnika i nakłaniać go do kąpieli w jeziorze. Co więcej, jej obecny wspólnik był o wiele efektywniejszy od najlepszych ludzkich pływaków. Po drugie, cena, jaką przyszło jej zapłacić za pomoc naturianina, wydawała się pokusie śmieszna, tym bardziej, że perspektywa wprowadzania kogoś w świat sztuki była jedną z nielicznych rzeczy - jeśli nie jedyną - które potrafiły wzbudzić w jej duszy coś na kształt radości. Nie była to wprawdzie rzeczywista radość, ale dobra i choćby jej namiastka… I w końcu po trzecie, Ayeesha jak dotąd nie miała okazji obcować z trytonem. Nie sądziła, by w ludzkiej postaci dawał wrażenie bardzo odmienne od zwykłego człowieka, ale nigdy nie wiadomo. Może trytony mają jakieś sekretne techniki, którymi jej nowy towarzysz mógłby się podzielić...? Jako pokusa, chciała to sprawdzić. Jako zdeklarowana erudytka - pragnęła zbierać doświadczenia i dodawać je do swojej bogatej kolekcji wspomnień.
        Przyjrzała się mężczyźnie raz jeszcze. Jej twarz pozostawała obojętna, jednak w myślach piekielna uśmiechała się do siebie. O ile do rana nie wyląduje z głową pod wodą, czekają ją interesujące chwile.
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Sarpedon stukał palcami o kamień, gdy pokusa posyłała kolejną kontrę do jego twierdzeń; zdecydowanie nie zdołała go przekonać i nie miał zamiaru poddać się tak łatwo jej rozumowaniu jednakże... kobieta zdecydowała, że ta rozmowa nie jest aż tak istotna. Słowa, że nie ma zamiaru nawracać go na własną filozofię, sprawiły, że tryton zmrużył oczy, uświadamiając sobie, że właściwie dlaczego on sam miałby robić podobnie w stosunku do niej? To, co było jedynie małą zaczepką odnośnie do użytych przez nią słów, szybko przerodziło się w dyskusję, pozbawioną może profesjonalnej wiedzy z dziedziny filozofii, odpowiednich określeń czy odniesień do wielkich myślicieli, jednakże prezentującą się interesująco oraz całkiem zawzięcie. Mimo to Sarpedon nie potrafił odnaleźć siebie rzeczywiście chęci, aby przekonać pokusę do swoich racji – może poza pierwotnym pragnieniem po prostu zwyciężania? Nie chciał, aby więcej istot myślało tak jak on. Szczerze, to lepiej, aby było ich jak najmniej. Konkurencja nie była tym, czego potrzebował, w szczególności na lądzie. No i wolał być poza.
        Dlatego tylko kiwnął głową, zgadzając się, że i on ma podobne zdanie. Można by powiedzieć, że dotarli do punktu w dyskusji, w którym się zgadzali – że nie trzeba jej dłużej ciągnąć. Jednakże po chwili... Zagryzł wargi, uświadamiając sobie, że ponownie wzbiera w nim chęć, aby rzucić coś abstrakcyjnego odnośnie do kolejnych słów pokusy. Tych byciu panem swojego losu. I tutaj miał zupełnie inne stanowisko, ale postanowił trzymać język za zębami, gdyż podejrzewał, że szybko może to wyewoluować w kolejne potoki słów. Zupełnie niepotrzebnych, przez które w dodatku odsłoniłby swój sposób myślenia. To nie było niebezpieczniejsze; jeżeli ofiara nie wiedziała, czego może spodziewać się po drapieżniku, tym mniejszą miała szansę na przeżycie. Dlatego też zachował milczenie.
        Dostrzegał wzrok pokusy i sprawiał on, że czuł dziwne, ale przyjemne dreszcze; nieco podobne do tych, które czuł podczas polowania na godną zwierzynę, ale nieco się od nich różniące. Uniósł wysoko brwi, gdy nagle kobieta się roześmiała. Przekrzywił głowę, wysłuchując jej słów. Jego początkowa konsternacja jednak minęła, gdy kolejne słowa Ayeeshy ukazały mu, że ta jak najbardziej zgadza się na warunki umowy. Czuł się ukontentowany. Nie musiał się nawet negocjować. Gdyby wiedział, że pójdzie tak łatwo, zażądałby pewnie jeszcze dłuższego czasu... ale cóż, liczba już padła i została zaakceptowana. Nie ma co próbować ugrać więcej, niż mu się udało. Potencjalnie zdobył wszystko, co mu ofiarowała pokusa wcześniej więc... było to całkiem niezłe osiągnięcie.
        Skrzyżował ręce na piersi, gdy odezwała się w jego stronę czaszka. Sarpedonowi nie podobała się ta – nie miał pojęcia, w jaki sposób ma się do niej odnosić. Istota najprawdopodobniej nie mogła zginąć, pozwalając sobie na tak wiele, a wisząca zawsze w obecności trytona groźba pożarcia drugiego stworzenia... cóż, samych kości nie miał prawa przeżuwać. To coś wychodziło poza zwyczajową naturę. Nie było ani drapieżnikiem, ani ofiarą. Nie miało ciała. Nie miało instynktów. Nie miało tego zewu. Tych naturalnych zależności. Tryton nie wiedział, jak ma z nim postępować. Jak go traktować. Ale obraża... gdyby był ofiarą, zignorowałby ją, gdyby był drapieżnikiem, uznałby to za wyzwanie i pokonał. Ale w tym wypadku... naturianin zdecydowanie słyszał o sobie gorsze rzeczy. Ale zawsze wiedział, jak zareagować. Dlatego teraz reagował tylko lekką konsternacją. Pokusa na szczęście szybko się zajęła swoim przyjacielem. Ta raczej doskonale wiedziała, jak z nim postępować. Uśmiechnął się, gdy kobieta wepchnęła go w sakwę. Tak... to miejsce wydawało się dla niego bardzo odpowiednie.
        Przekrzywił głowę, spoglądając na Ayeeshę, gdy ta zaczęła mówić o przypieczętowaniu umowy. Cyrograf... ”Czym jest cyrograf?” Zdecydowanie będzie musiał ją o to spytać. Nie pofatygował się od razu, poczekał, czy pokusa ma coś jeszcze do powiedzenia. Miała. Powiedziała treść całej umowy. Sarpedon zmrużył brwi, analizując jej słowa. Tak. Wszystko pasowało. Mógł wybrać miejsce? Uroczo. Możliwie daleko od wody... będzie musiał chwilę się nad tym zastanowić. Nie był przekonany, czy naprawdę może jej wierzyć, ale... uniósł wysoko brwi w zdumieniu. Chciała mu dać to coś? Jako zakładnika? W sumie całkiem miło. Postukał palcem o policzek, zastanawiając się, po czym na jego ustach pojawił się mało przyjemny uśmiech.
        Sarpedon zrobił krok do przodu.
        Rozległ się plusk, a potem świst wody, kiedy tryton, teraz w swojej prawdziwej postaci, zanurkował, szybko dobijając do samego dna i rozglądając się za artefaktem. Krążył wokół podstawy wysepki, rozglądając się na wszystkie strony oraz wzrokiem próbując wyłapać aurę artefaktu – zdążył zauważyć, że te obiekty emanują nią, niczym żywe istoty. Dostrzegł go po piętnastu sekundach. W połowie był zakopany w muł, całą resztę przykrywała gęsta roślinność. Sarpedon zagłębił w niej dłoń, czując łaskotanie podwodnych listków, po czym zacisnął ją na metalu. Szarpnął dwa razy, a przedmiot wydostał się z ziemi. Podniósł go do oczu i przyjrzał się. Złoty kielich. Wysadzany szlachetnymi kamieniami. Już sam w sobie pewnie mógł być nieźle sprzedany, jeżeli zaś wypełniała go magia... bez wątpienia był bardzo cenny. Tryton mógłby go sprzedać i pozwolić sobie na bardzo wiele, ale... ciekawość. Złoto interesowało go tylko w tym stopniu, w jakim mógł je użyć. A wątpił, aby był w stanie gdzieś kupić tydzień z pokusą.
        Wynurzył się najbliżej kobiety, jak tylko mógł; powoli, nie zaś gwałtownie, uniknął wielkiego plusku, który bez wątpienia sprawiłby, że całkiem sporo wody powędrowałoby na skórę pokusy. Nie chciał w takim momencie ją rozzłościć. Lewą ręką, w której trzymał kielich, podparł się o ląd i podciągnął; jego długi ogon w dużym stopniu znalazł się poza wodą. Opierając się na lewym ramieniu, które przyciskało artefakt do ziemi – bezpiecznie, za cienką nóżkę, nie zaś za zasadniczą jego część, która mogłaby pęknąć pod zbyt wielkim nacisku. Prawą rękę wyciągał w stronę pokusy, do ściśnięcia jej. Wyciągał się tak daleko w ląd, jak to tylko możliwe, znaczną częścią ogona wciąż pozostając w wodzie i zachowując swój makabryczny wygląd. Spoglądał na Ayeeshę z oczekiwaniem. Magią wody osuszył swoją obdarzoną w błony między palcami w dłoń, żeby ten fakt nie wpływał na decyzję pokusy. Był ciekaw, czy zaryzykuje uściśnięcie mu dłoni w tej formie. Tak, był skory nawet zdradzić, że zna magię wody, byle tylko się o tym przekonać.
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ayeesha »

        Mimo iż wyraz jej twarzy niczego nie zdradzał, umysł piekielnej pracował na najwyższych obrotach. Jak każda pokusa, była dobra w manipulowaniu innymi - w końcu nie było to nic trudnego; wystarczyło uważnie obserwować rozmówców, by następnie móc odpowiednio analizować ich zachowania na podstawie doboru słów oraz sposobu ich przekazywania. Dla Ayeeshy, która cały żywot poświęciła na szlifowanie sztuki aktorskiej i na wszelkiego rodzaju gestach znała się doskonale, nie było to trudniejsze niż czytanie zwyczajnej książki. Ale tym razem w ręce kobiety wpadła księga napisana w języku, który brzmiał obco - a to już wymagało pewnego wysiłku intelektualnego. Sposób, w jaki Sarpedon się z nią komunikował, był wyjątkowo oszczędny, co pozornie mogło wydawać się problematyczne, lecz nawet z tego samego faktu płynęła konkretna informacja: naturianin, podobnie jak piekielna, musiał zdawać sobie sprawę z potęgi słów i gestów. I tak jak ona, prowadził swoją własną grę. Co znaczyło mniej więcej tyle, że mężczyzna dostrzegał szansę zysku, ale równocześnie nie lekceważył pokusy.
        “Interesujące, doprawdy…”
        Ayeesha spodziewała się potoku wulgaryzmów, jaki będzie czekał na nią po powrocie do Piekła, kiedy zwróci wolność towarzyszowi. Poklepała go przez sakiewkę w miejsce, gdzie powinna znajdować się kość ciemieniowa; wiedziała, że w ten sposób wcale czaszki nie udobrucha - prędzej jeszcze bardziej rozsierdzi - ale trudno. Najpierw dyplomacja, potem znajomości. Spojrzała na trytona, lecz ten nie wydawał się szczególnie dotknięty nagłą impertynencją - choć kto go tam wie. Tak czy owak, lepiej było nie ryzykować i usunąć z otoczenia wszelkie czynniki stresogenne. Gdyby nie fakt, iż tryton był jej potrzebny bardziej niż skłonna była głośno przyznać, kobieta chętnie by się z nim podroczyła - z pomocą Leara lub bez - sprawdzając, jak daleko może się posunąć i jakie wynikną z tego konsekwencje. Jednak dziś miała inny cel, więc takie zabawy musiała odłożyć na inną okazję. Nie zdziwiłaby się, gdyby w obliczu takiego traktowania naturianin odmówił zawarcia układu. Większość samców, z tą swoją urażoną męską dumą, tak właśnie by postąpiła, rzuciwszy jeszcze kilkoma bluzgami, składającymi się głównie z najgorszych epitetów, jakie w takich chwilach przychodzą człowiekowi na myśl. Sarpedon jednak nie był człowiekiem. Może dlatego nie odpłacił pięknym za nadobne, być może rozumiał takie zachowania zupełnie inaczej niż zwykli, małostkowi ludzie - tego piekielna nie wiedziała, ale póki wychodziła na tym korzystnie, nie potrzebowała nic więcej.
        Kiedy tryton, z hałasem nie mniejszym niż poprzednio, zanurkował pod wodę, Ayeesha przewróciła oczami z teatralnym westchnieniem. Chociaż Sarpedon nie odpowiedział ani słowa na proponowane przez nią warunki, więc równie dobrze mógł uznać, że ma pokusę w głębokim poważaniu i dosłownie spłynąć, kobieta wiedziała, że powodem jego zniknięcia nie było ostentacyjne zakończenie rozmowy. Umiała czytać też między gestami. (I w myślach, ale uważała, że to przytępia zdolność samodzielnej interpretacji, dlatego rzadko zniżała się do korzystania z tej umiejętności.) Wiedziała, że miał zamiar zawczasu wypełnić swoją część prawie zawartej umowy. “I po co ta szopka?” - zastanawiała się. - “Lubisz się ze mną bawić?” - Uniosła rękę, przyglądając się swoim czarnym, ostrym paznokciom, błyszczącym złowieszczo w świetle księżyca; nie było na nich najmniejszej rysy. Przesunęła palcami po wewnętrznej stronie dłoni, aby upewnić się, że skóra jest miękka i odpowiednio nawilżona. Przecież nie mogła zawierać umów, podając partnerowi suchą, nieprzyjemną w dotyku rękę. Jej zmysł estetyki nigdy by nie pozwolił na takie niedopatrzenie. Gdy już nabrała przekonania, że wszystko jest tak, jak być powinno, uniosła wzrok ku niebu, bezcelowo wodząc wzrokiem od gwiazdy do gwiazdy. Migotały na czarnym niebie; tak piękne, a jednocześnie tak ulotne. Za kilka godzin zacznie się przejaśniać, a gdy nastanie świt, urokliwe światło stanie się niewidoczne; póki jednak trwał mrok, można było podziwiać ich urodę. Ayeesha wolała gwiazdy od pysznego księżyca, który nie dawał jej spać - chociaż musiała przyznać, że jego blask cudownie odbijał się w tafli jeziora, co w połączeniu z zasnutym mgłą lasem tworzyłoby doskonały krajobraz nocy, gdyby nie ruchy trytona, które mąciły wodę tuż przy brzegu.
        Bo właśnie przed chwilą Sarpedon wynurzył się z głębin, znacznie bliżej niż za pierwszym razem. Kobieta niespiesznie zdjęła wzrok z gwiazd i spojrzała na naturianina, znajdującego się teraz niemal na wyciągnięcie ręki. Wystarczył jeden szybki ruch, żeby pokusa poderżnęła mu gardło lub on wgryzł się w jej tchawicę. Ale teraz, kiedy widok przystojnej twarzy już piekielnej nie irytował, przeszła jej ochota na zabawę sztyletami. W milczeniu przyglądała się ociekającemu wodą trytonowi, utrwalając w pamięci jego dokładny obraz. Odnosiła wrażenie, iż stara się on do czegoś ją sprowokować, jednak nie wiedziała, na co liczył. Że ucieknie z krzykiem? Rzuci w niego pierwszym lepszym przedmiotem? Spodziewał się obrzydzenia na jej twarzy? Nawet gdyby takowe odczuwała, potrafiła panować nad mimiką do tego stopnia, iż nie byłoby ono zauważalne dla obserwatora. Lecz widok Sarpedona w jego szkaradnej postaci bynajmniej nie wywoływał u kobiety niesmaku; zamiast tego, przywoływał wspomnienia. Bardzo stare wspomnienia, które u kogoś innego z pewnością zdążyłyby się zatrzeć z biegiem czasu, jednak w umyśle Ayeeshy wciąż pozostawały tak żywe, jak gdyby wydarzyły się nie przed wiekami, lecz zaledwie kilka godzin temu.
        Ona sama wyglądała niegdyś podobnie - może nie aż tak odpychająco, jak morska bestia, ale jednak. Była wychudzona, szczerbata, a jej włosy przypominały pole po sianokosach. Kilka razy wzięto ją nawet za upiora… Wtedy jeszcze była nieszczęśliwą dziewczyną, która marzyła o skosztowaniu sztuki i miłości. Potwornie brzydką… i potwornie głupią. To należało do odległej przeszłości, ale pokusa nadal pamiętała ówczesną rozpacz, upokorzenie i samotność, choć teraz nie potrafiła już tego poczuć. Nie była już tamtą Alajellą. Sama nie wiedziała, kim się stała. Ani która z jej wielu masek była tą prawdziwą. Zakładała ich tak wiele, że gdzieś wśród nich zgubiła to, co nazywało się osobowością, jednak piekielnej nie zależało na tym, by ją odzyskać. Bez emocji, bez pragnień, życie było o wiele mniej skomplikowane. Sprawniejsze podejmowanie decyzji i łatwiej igrać z losem, nie zważając na nikogo i na nic. To pokusie odpowiadało.
        - “Jedna istota, a dwa oblicza; jedno przeraża, drugie zachwyca. Lecz kto przeciwko sobie zwrócony, niechaj na wieki będzie potępiony...” - wyrecytowała dostojnym głosem, wciąż wpatrując się w Sarpedona. Skrywała szczere zaintrygowanie. Ciekawiło ją, w jaki sposób osobnik, który przybiera tak odmienne formy, postrzega sam siebie. Nie wiedziała też, jak się dalej zachować. Ofiary do tortur klasyfikowała na podstawie ich wyglądu: albo ktoś, oględnie mówiąc, nie był cudem świata i tym samym nie wzbudzał morderczego zainteresowania pokusy, albo los obdarzył go darem urody - a przez to naraził na śmierć w męczarniach. Ale do tej pory piekielna nie spotkała się z mężczyzną, który łączyłby w sobie obydwie wersje i nie miała pojęcia, jak się ustosunkować względem trytona.
        Przeniosła spojrzenie na jego wyciągniętą dłoń, z której nagle zniknęły krople wody. Ayeesha poczuła powracającą falę niepokoju, choć jak zwykle nie dała tego po sobie poznać. Wiedziała, co to oznacza. Naturianin stanowił jeszcze większe zagrożenie, niż mogła przypuszczać. Z magią wody mógł wyrządzić jej wiele krzywdy, gdyby tylko naszedł go taki kaprys, lecz z drugiej strony jak na razie nie zrobił w jej kierunku żadnych agresywnych ruchów i pokusa nie sądziła, żeby miało to ulec zmianie w najbliższej przyszłości - a gdyby spełnił się najgorszy scenariusz, przecież nie była bezbronna, nawet w obliczu największego - i jedynego - lęku.
        Postąpiła krok w stronę mężczyzny i bez wahania uścisnęła jego dłoń; nobliwie, lecz pewnie. Uniosła kąciki ust w wystudiowanym uśmiechu, którym zamierzała podkreślić zadowolenie z porozumienia. Być może powinna była skłonić lekko głowę, ale wciąż trzymała ją uniesioną wysoko, chcąc w ten sposób pokazać Sarpedonowi, że ich współpraca nie działa na zasadzie pan-sługa, lecz wchodzą w układ jak równy z równym, by uniknąć późniejszych nieporozumień i niepotrzebnych roszczeń.
        - A więc wygląda na to, że zawarliśmy umowę - rzekła, odbierając kielich z rąk naturianina. Kiedy jej dłonie dotknęły zimnego metalu, piekielna poczuła, jak przez jej ciało przepłynęła dziwna energia; zapewne jakiś rodzaj magii. Nie spodobało jej się to. Ale czort sam najlepiej wie, po co mu kolejny podejrzany artefakt i co może zrobić za jego pomocą, pokusa nie zamierzała testować tego na własnej skórze. Odłożyła puchar na skałę i przyjrzała mu się krytycznie. - Podejrzany i zaskakująco niegustowny. Pretensjonalny. Jak jego przyszły właściciel - mruknęła.
        Nie chciała dotykać kielicha dłużej niż to konieczne, gdyż nie była do końca przeświadczona, że to bezpieczne dla niej i jej otoczenia. Znając Fetha, prawdopodobnie nie. Dlatego po krótkim namyśle Ayeesha podjęła pewną decyzję. Odpięła od paska skórzaną sakwę i uniosła ją na wysokość twarzy.
        - Wyciągnę cię teraz - oznajmiła Learowi. - Powiedz choćby jedno obelżywe słowo, a przerobię cię na żelatynę.
        Jej towarzysz musiał usłyszeć groźbę piekielnej, bo kiedy znowu zawisł w powietrzu, jego szczęka pozostawała w bezruchu… przynajmniej przez kilkanaście sekund. Bo kiedy pokusa ostrożnie umieściła w worku kielich, Lear postanowił zaprotestować.
        - A jak, w takim razie, zamierzasz przetransportować mnie, co?
        Zamiast odpowiedzieć, kobieta zacisnęła szpony na jego kości skroniowej i sięgnęła po dłoń Sarpedona, kładąc na niej czaszkę. Palcami drugiej dłoni ujęła brodę trytona, patrząc na niego rzeczowym wzrokiem. W jej geście nie było cienia agresji, nie była to też kokieteria… Co wcale nie znaczy, że piekielna zrezygnowała ze swojej gry wstępnej. Po chwili na mrocznym tle lasu zarysowały się ciemnoszare skrzydła. Nie były wprawdzie okazałych rozmiarów, ich rozpiętość wynosiła może ze dwa sążnie, ale w połączeniu z nienagannym ciałem pokusy, a także otoczeniem i oświetleniem, robiły imponujące wrażenie. Wyglądały jak utkane z samej esencji nocy. Świadoma swojego wyglądu Ayeesha cofnęła się o krok i ponownie rozłożyła ramiona, by tryton mógł podziwiać ją w całej okazałości, a kiedy uznała, iż napatrzył się wystarczająco, odwróciła się do niego tyłem, rzucając przez ramię:
        - Pilnuj dobrze swego zakładnika.
        Lear z pewnością zamierzał wyrazić swoją dezaprobatę w bardzo dosadny sposób, jednak wystarczyło pojedyncze spojrzenie z góry, żeby ostudzić jego zapał. Chyba zaczynał pojmować, że w takich chwilach pokusa była gotowa spełnić swoje groźby.
        - Powiedziałbym teraz, że kości zostały rzucone, ale nie dam wam tej satysfakcji - burknęła czaszka. - Jakby co, to właśnie marszczę brwi w wyrazie głębokiej pogardy. Brak mięśni twarzy trochę utrudnia sprawę, ale wspomóżcie się wyobraźnią.
        Ayeesha zignorowała tę uwagę i chwyciła w dłoń sakwę. Była znacznie cięższa niż przedtem. Dźwiganie jej na duże odległości byłoby uciążliwe, o lataniu nawet nie wspominając; w końcu kielich ze złota ważył o wiele więcej niż kilka suchych kości. Na szczęście pokusa nie musiała się tym przejmować. Jedyne, o co mogła się martwić, to to, w jaki sposób Lear dogada się z naturianinem. Co do tego, że Sarpedona czekały ciężkie chwile, piekielna nie miała najmniejszych wątpliwości. I, szczerze mówiąc, trochę bawiła ją ta myśl. Teraz, kiedy umowa została zawarta, a Ayeesha weszła w posiadanie artefaktu, mogła sobie pozwolić na drażnienie bestii. Była ciekawa, co czeka ją po powrocie. Nie mogła się już doczekać, aż zaznajomi Sarpedona ze sztuką. Zacznie powoli, od drobnej poezji, ale jak już da się porwać temu nurtowi...
        - Zatem gdzie oczekujesz mego powrotu? - zwróciła się do trytona. - Mam nadzieję, że podasz rozsądne miejsce.
        Nie chciała powiedzieć wprost, ale przywołanie portalu do Piekła kosztowało ją mniej więcej tyle energii, ile podróż o własnych skrzydłach, więc gdyby nie znajdowali się tak blisko jeziora, najchętniej skorzystałaby z tego samego. Jednak była skłonna otworzyć ich nawet dwadzieścia, byle tylko znaleźć się z dala od wody. Wiedziała, że jej obecność to as w rękawie narutianina, więc mężczyzna na pewno tak łatwo nie pójdzie na ustępstwa, ale z drugiej strony może liczył się z tym, że na suchym lądzie piekielna będzie bardziej… ugodowa. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Sarpedon przyglądał się pokusie zmrużonymi oczami, kiedy wydostał się z wody i wyciągał ku niej dłoń, zastygły w nie najbardziej wygodnej pozie. Kobieta spoglądała gwiazdy, zupełnie się nie przejmując jego obecnością, jednak nie trwało to na tyle długo, aby zaintrygowanie tym faktem przerodziło się u trytona w zirytowanie. W swej prawdziwej formie był znacznie bardziej zwierzęcy, dlatego o ile jako człowiek mógł przed długie kilkanaście minut znosić nietypowe zachowanie Ayeeshy, o tyle tej cierpliwości mu teraz brakowało. Pokusie udało się jednak podtrzymać to bezpieczne zainteresowanie – tryton zmarszczył to, co pozostało z jego brwi, kiedy wypowiedziała szereg dziwnych słów, brzmiących specyficznie. Nie mógł w nich dostrzec większego sensu, ale i nie miał teraz głowy do zastanawiania się nad nimi. Kobieta się zbliżyła, a Sarpedon uniósł wzrok – od nieco poniżej pasa w dół zanurzony był w jeziorze więc wciąż był o wiele niższy od pokusy, wyciągając dłoń w górę. Ta w końcu została uściśnięta, pewnie, bez żadnego drżenia, którego tryton mógłby się spodziewać.
        Dalsze poczynania pokusy tryton komentował milczeniem; teraz jego umysł zdecydowanie nie pracował w trybie umożliwiającym jakąkolwiek rozbudowaną konwersację. Oparł się na drugiej dłoni, podnosząc teraz kielich i wręczając kobiecie. W zamian otrzymał czaszkę. Spojrzał na nią przelotnie, ale nie była tak naprawdę tym, co najbardziej go interesowało. Wtedy jednak... poczuł palce pokusy na swoim podbródku. Spojrzał w jej oczy z drapieżnym wyrazem – nie udawanym, jacy potrafili przywoływać ludzie, ale spojrzeniem prawdziwego zwierzęcia. Ten sam wzrok przeskoczył na jej skrzydła, po czym ciało, lustrując je dokładnie. Ludzka część Sarpedona doceniała to, ale nie ona była teraz przy głosie. Drapieżnik bardzo chętnie by rzucił się na Ayeeshę, ale był od tej myśli powstrzymywany. Przekrzywił tylko głowę, gdy się odwróciła – stanie tyłem było dosyć wymownym gestem braku złych intencji. Nie odwracało się tak, jeżeli chciało się komuś coś zrobić.
        - Dolina Livaru – wycharczał tryton głosem zupełnie nieprzypominającym tego, który wcześniej mogła uraczyć pokusa; słowa wychodziły z trudem przez zdeformowane gardło i wargi, przypominając bardziej dźwięki wydawane przez potępione dusze niźli żywą istotę. Prawda była taka, że to pierwszy raz, kiedy Sarpedon przemówił w tej postaci; wcześniej nie widział nawet, że tak potrafi. - Miejsce, gdzie spotyka się z rzeką z Wodospadu Snów. Dopływ... Dolina, nie rzeka. Ale potrzebuję wody w pobliżu... co najmniej godzinę drogi... nie łudzę się na wspólną kąpiel... będę czekał.
        To były ostatnie słowa, jakie z siebie wydał. Zacisnął palce na czaszce, po czym wraz z nią ześlizgnął się do wody. Kiedy tylko ich dwójka znalazła się pod powierzchnią jeziora, Lear zaczął narzekać, że przemókł do ostatniej kostki, ale jego głos był dosyć skutecznie tłumiony. Tryton wykonał ostatnie okrążenie wokół kolumny pośrodku aby odpowiednio się rozpędzić, po czym wpadł w rzekę wypływającą z jeziora, dosyć niewielką i płytką, ale prowadzącą bezpośrednio do Livaru, płynąć z taką szybkością, że prędko zostawili pokusę daleko w tyle – zniknęła za kolejnymi ścianami drzew. Przez pierwszą godzinę Lear wrzeszczał, jak to taka sytuacja jest nieodpowiednia dla kogoś takiego jak on – potem się znudził i tylko marudził, „zachwycając” się kolejnymi mijanymi roślinami z dna rzeki. Sarpedon niezbyt się przejmował, podobnie jak nużącą podróżą. Był przyzwyczajony do takich rzeczy. W takich chwilach jego świadomość odpływała, zostawiając miejsce dla zwierzęcia, które nie nudziło się tak łatwo. Dopiero głód sprawił, że coś się zmieniło.
        Po kilku godzinach płynięcia tryton wyszedł z wody, aby rozejrzeć się za czymś do zjedzenia. Kiedy Lear próbował nawiązać „przyjazną” konwersację po jego przemianie w człowieka – widocznie nuda naprawdę się na nim odbijała – Sarpedon zmuszony był w końcu skonfrontować się z czaszką. Poinformował go, że idzie zapolować i jeżeli gadulstwo niedoszłego szkieletu spłoszy mu zwierzynę, to podaruje go jakiemuś magowi do eksperymentowania. Lear sądził, że blefuje, ale wzrok trytona powiedział mu, że ten gotów jest zrezygnować z pokusy, jeżeli miałoby to oznaczać głodówkę. Dlatego też nagi przemierzał las, trzymając w dłoni czaszkę, która mruczała tylko, w jaki niby sposób chce zabić jakieś zwierzę. Zakładnik przekonał się o tym, gdy Sarpedon cisnął nim w kark jelenia, zabijając go na miejscu. Położony potem na pniu Lear głośno dawał znać o swoich myślach – oburzeniu wywołanym tym czynem i obrzydzeniu spowodowanym widokiem trytona jedzącego upolowaną zwierzynę całkiem na surowo, odgryzającego kawałki mięsa.
        Dalsza podróż obfitowała w podobny rozwój relacji tej dwójki. Znużenie Leara zderzało się ze zwierzęcą determinacją Sarpedona. Trwało to dwa dni, aż nie dotarli na miejsce. Tam dopiero tryton postanowił, że należy się nieco przygotować – umówił się z pokusą w miejscu dopływu, dlatego odkładnie tam miał zamiar na nią czekać – a jeszcze jej tam nie było. Nie byłoby źle, gdyby zdobył jakieś ubrania. Rozejrzał się po dolinie i odkrył niewielką chatkę zbudowaną pomiędzy drzewami rosnącymi na jej zboczach. Była niezamieszkała, to jest prawie... tak czy owak, Sarpedon został jej nowym właścicielem po szybkiej „kłótni” oraz „pokojowym rozwiązaniu sprawy poprzez kompromis zadowalający obydwie strony”. W szafie znalazł dosyć typowe ubrania – białą koszulę, skórzane spodnie, dobre buty... Wszystko to na siebie nałożył i pokręcił się po okolicy z czaszką przypiętą do pasa. Lear próbował zabić nudę zagadywaniem do trytona, ale nie wychodziło mu to raczej zbyt dobrze. Zdesperowany przez to, że przez dwa dni musiał znosić takie warunki, postanowił sprowokować Sarpedona...
        W miejscu, w którym rzeka wypływająca z Wodospadu Snów łączy się z Livarem działo się coś niecodziennego. Ludzka czaszka wyskakiwała z wody, aby potem do niej z powrotem wpaść i ponownie wystrzelić w powietrze w innym miejscu, swoim lotem zakreślić interesujący kąt, po czym powrócić do rzeki. Jakby to nie było wystarczająco dziwne, czaszka darła się wniebogłosy za każdym razem, kiedy tylko udawało się jej wydostać z wody, skutecznie tłumiącej wszelkie dźwięki. Pod jej powierzchnią zaś tryton śmigał w tę i we w tę, dobrze się przy tym bawiąc. Obok rzeki zawieszone były ubrania, bezpiecznie pozostające suche. Sarpedon zabijał czas, czekając na pokusę. Był pewien, że usłyszy krzyki Leara z daleka; raczej nie będzie miała problemu ze znalezieniem ich dwójki.
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ayeesha »

        Gdyby ktoś odważyłby się wysunąć tezę, że Ayeesha Hamlette była zobojętniała na wszystko, odrobinę minąłby się z prawdą. Owszem, nie odczuwała ona emocji w ludzkim rozumieniu tego słowa, nie oznaczało to jednak, iż obce jej było na przykład zainteresowanie; choć nie miało ono nic wspólnego z wywołującą dreszcze fascynacją - raczej z chęcią do kolekcjonowania wiedzy. W końcu nigdy nie wiadomo, jaka informacja może okazać się przydatna i w jak finezyjny sposób można ją wykorzystać. Spotkanie z trytonem owocowało - i na pewno będzie owocować przez najbliższy tydzień - olbrzymią ilością świeżutkich wspomnień na zupełnie nowy temat. Pokusa wprawdzie miała świadomość tego, że będzie musiała te wspomnienia skrupulatnie posortować i pozbyć się tych najmniej istotnych, lecz nie przeszkadzało jej to w kontynuowaniu zbierania. Dlatego obserwowała naturianina bardzo uważnie, szukając odpowiedzi na nurtujące ją pytania i tworząc zarazem w głowie listę kolejnych, których poszuka niebawem.
        Kiedy Sarpedon do niej przemówił, pokusa odnotowała w myślach, że jego głos brzmiał na tyle chrapliwie, iż u istot całkiem zwyczajnych z pewnością wywołałby nieprzyjemne dreszcze. Ona jednak nie rozpatrywała go w tych kategoriach; kiedy zmrużyła lekko oczy, zrobiła to nie dlatego, że ów głos podrażnił jej uszy lub wywołał odrazę, lecz był to wyraz nagłego skupienia się na jednej myśli. Piekielna zastanawiała się, czy gdyby odpowiednio wysiliła swe struny głosowe, zdołałaby naśladować sposób, w jaki porozumiewał się naturianin. Prawdopodobnie musiałaby włożyć sporo wysiłku w prakykę, zanim osiągnie dźwięk podobny do tego, który teraz słyszała, choć wątpiła, by było to niemożliwe. Nie żeby sądziła, iż udawanie trytona miałoby kiedykolwiek jej się przydać, ale dobry aktor powinien być przygotowany na każdą ewentualność…
        Na propozycję lokalizacji skinęła tylko głową. Miejsce złączenia się dwóch rzek nie było wprawdzie szczytem jej marzeń, lecz godzina oddalenia powinna być wystarczającym zabezpieczeniem, by nie musieć w każdej minucie marnować wielkiej ilości cennej uwagi na utrzymanie stanu najwyższej czujności - w takiej sytuacji całe przedsięwzięcie mijałoby się z celem, bo jakkolwiek nie da się ukryć, że podzielność uwagi jest dobrym atutem, tak żadna pokusa nie może w pełni oddać się pokusim zabawom, kiedy w jej głowie pojawia się ostrzeżenie za ostrzeżeniem. Nie mówiąc już o uprawianiu sztuki w takich warunkach…
        Tryton w końcu zniknął Ayeeshy z oczu. Nie odczuła przez to ani ulgi, ani rozczarowania. Nawet nie raczyła się odwrócić, by odprowadzić go wzrokiem, była już bowiem zbyt zajęta przywoływaniem portalu; nie miał to być bardzo precyzyjny portal - takowe kosztują zbyt dużo czasu i energii, na których utratę pokusa w tym momencie nie mogła sobie pozwolić - wystarczył taki, co to wyrzuciłby ją gdzieś na granicach Czeluści. Stamtąd mogła już podróżować w bardziej tradycyjny sposób.
        Kobieta zamknęła oczy, całą siłę woli skupiając na piekielnej energii w jej ciele, po czym uniosła w górę otwarte ramiona. Był to gest zupełnie zbyteczny i w żaden sposób nie ułatwiał zadania, lecz w opinii pokusy wyglądał niezwykle efektownie; nie mogła więc zrezygnować z właściwej sobie egzaltacji, mimo że jedyną jej publicznością były okoliczne drzewa. Nie minęło kilka sekund, jak powietrze nasyciło się znajomym swądem siarki. Ayeesha wzięła głęboki oddech przez nos, a kącik jej ust nieznacznie się uniósł, kiedy wchodziła w stworzone przez siebie wrota; mogłaby teraz zamknąć za sobą portal i zapomnieć o obietnicy złożonej Sarpedonowi. Niezbyt interesowały ją losy Leara, nie uważała go za przyjaciela i byjanmniej nie miałaby skrupułów zostawić go na łasce półdzikiego trytona, dlatego, technicznie rzecz biorąc, nie istniał żaden ewidentny powód, by wracać nad wodę i ryzykować życiem. Piekielna dostała to, czego pragnęła i przy okazji pozbyła się denerwującego, przymusowego towarzysza… Ale umowa była umową. Niedotrzymanie swojej części stanowiłoby natychmiastową amputację honoru, zaś Ayeesha wolałaby umrzeć, niż go stracić. Nie kłamała, gdy mówiła Sarpedonowi, iż nie złamałaby danego słowa. Dlatego po przekroczeniu wrót do piekieł, pokusa westchnęła w głębi ducha. Gdyby była egoistyczną oszustką, dbającą wyłącznie o własne korzyści, życie byłoby o wiele prostsze. Lecz prostsze nie zawsze oznacza lepsze i jeśli w grę wchodziło pójście na łatwiznę lub pracochłonne piękno… Cóż, w przypadku Ayeeshy wybór był oczywisty.
        Tym razem jej zadanie istotnie było wymagające. Pomijając część, którą już wypełniła, pokusa miała jeszcze sporo do zrobienia. Musiała wdać się w interakcję z innymi piekielnymi pomiotami, by wyciągnąć od nich informację o miejscu przebywania czarciego pana Fetha, następnie odnaleźć tego nadętego diabła i zdać mu sprawozdanie z przebiegu misji. Zajęło jej to calutki dzień, w dodatku kiedy w końcu przed nim stanęła, Feth był w wyjątkowo złym humorze i zamiast obdarzyć Ayesshę nagrodą za wykonane zlecenie - lub choćby słowem podziękowania - burknął tylko coś pod nosem na temat durnych, nierentownych umów z podejrzanymi kreaturami i odszedł z nowym kielichem pod pachą. Piekielna nie przejęła się tym zbytnio Nie oczekiwała aprobaty z jego strony i nie była łasa na pochwały; zadanie było tylko zadaniem - miała je wykonać, bo według cyrografu taka była jej powinność - i na tym dyskusja się kończyła. A cena, jaką pokusa musiała zapłacić, by dane zlecenie wykonać, była wyłącznie jej własnym problemem.
        I w zasadzie to piekielnej odpowiadało.
        Po rozmowie z diabłem Ayeesha poświęciła ładnych parę godzin na doprowadzenie swojego ciała do idealnego stanu. Poddała je rozmaitym zabiegom, jakie tylko umiała przeprowadzić i zmieniła strój na bardziej… wyrafinowany. Oprócz czarnych pończoch, jedyną rzeczą, która odróżniała jej wygląd od zupełnej nagości, był długi pas materiału, drapowany gustownie na ciele pokusy. Tiul był jej ulubionym rodzajem tkaniny; niby zakrywał wszystko, ale dzięki półprzezroczystym właściwościom tworzył zmysłowe prześwity, które pobudzały wyobraźnię niejednego jegomościa. Kobieta doskonale o tym wiedziała i nie omieszkała się tej wiedzy wykorzystywać. Jeśli dodać do tego srebrną biżuterię, mieniącą się pięknie, gdy tylko padnie na nią odrobina blasku - można powiedzieć, że oto mamy przed oczami ucieleśnienie piękna. A przynajmniej tak myślała o sobie pewna snobistyczna pokusa.
        Zanim opuściła Czeluście, piekielna na powrót przytroczyła do pasa skórzaną sakiewkę - w której teraz znajdowało się kilka tomów poezji z jej prywatnej kolekcji, komplet bielizny na wszelki wypadek oraz kilka pomniejszych rzeczy mogących okazać się przydatnymi - i wsunęła sztylet za pończochę. Nie zamierzała go ukrywać i miała szczerą nadzieję, że nie będzie musiała w ogóle po niego sięgać - chyba że Sarpedon zgodziłby się na nieco bardziej brutalne zabawy; wtedy zrobiłaby to z nieskrywaną rozkoszą - ale dobrze było mieć go na podorędziu. W końcu nigdy nie wiadomo, co takiej morskiej bestii może przyjść do głowy, kiedy akurat mózg ustąpi władzy żołądkowi...
        Tak przygotowana, pokusa zebrała w sobie siły na otworzenie sobie bezpośredniej drogi do miejsca spotkania. Nie chciała otwierać portalu dokładnie tam, na oczach trytona, gdyż miała nieco inne plany w kwestii swojego wejścia. Kto jak kto, ale Ayeesha zdawała sobie sprawę z potęgi pierwszego wrażenia i w zgodzie z sobą musiała dopracować do perfekcji każdy szczegół. I, oczywiście, nie zamierzała zjawiać się punktualnie o czasie, bo jak wiadomo, odrobina spóźnienia jawi się jako oznaka wytworności. Dlatego też piekielna wyłoniła się w lesie, mniej więcej godzinę drogi od wyznaczonego miejsca. Odległość tę przebyła na piechotę - nie chciała ryzykować, że Sapredon dostrzeże ją podczas lotu nad koronami drzew i tym samym jej plan obróci się wniwecz - a na ostatnim odcinku do celu prowadziły ją znajome wrzaski. Naturianin najwyraźniej postanowił potraktować swojego zakładnika niezbyt delikatnie, bo przekleństwa różnej maści, wydobywające się z żuchwy Leara, słychać było na całą okolicę. Pokusa nie wydawała się zbytnio przejęta faktem, że tryton torturował jej towarzysza - równie dobrze mógłby go zjeść albo zakopać sześć stóp pod ziemią. Obserwowała całą scenę z ukrycia, czekając aż przyjdzie odpowiednia chwila, by to ona się popisała. Miała nadzieję, że do tej pory Sarpedon wyjdzie z wody, bo choć jego szkaradny wygląd w niczym piekielnej nie przeszkadzał, to jednak wolała ona porozumiewać się z czymś, co potrafiło posługiwać się mową artykułowaną nieco lepiej.
        Odczekawszy odpowiednią ilość czasu, Ayeesha postanowiła ostatecznie ujawnić swoją obecność - i zrobić to tak pretensjonalnie, jak potrafiła tylko ona. Dla lepszego efektu, gotowa była odkryć jedną ze swoich tajemnic i zafundować trytonowi niespodziankę. Ujawnianie się ze zdolnością do magii iluzji można by nazwać w najlepszym razie lekkomyślnością, w najgorszym głupotą - zwłaszcza że sens tej magii tkwi w elemencie zaskoczenia - lecz pokusa zgłębiła jej tajniki nie po to, by wykorzystywać je w walce (choć, rzecz jasna, robiła to, jeśli zachodziła taka potrzeba), ale właśnie dla oryginalnych efektów, które mogły zadziwić jej publiczność. I mimo iż Ayeesha nie wątpiła, iż Sarpedon szybko przejrzy jej grę, nie mogła sobie odpuścić, by nie zaprezentować mu swoich możliwości.
        Sprawienie, by niebo stało się ciemne, wciąż pozostawało poza zasięgiem jej umiejętności, ale z wodą, mającą namacalną strukturę, ta sztuczka była nieco łatwiejsza. Najpierw więc fragment rzeki przybrał barwę ciemnego szkarłatu, a potem… brzeg stanął w ogniu; nie takim zwyczajnym, lecz czarnym. Dało się wyczuć zapach siarki - lekki, gdyż większe natężenie efektów przekraczało zdolności piekielnej - ale nadal nie do pomylenia z jakimkolwiek innym zapachem. Spomiędzy płomieni wyłoniła się Ayeesha - w swej ulubionej pozie, z rozłożonymi rękami, uniesionym wysoko podbródkiem i skrzydłami w pełnej rozpiętości.
        - “I oto nadeszła Córa Mroku; w smolistej aurze blask zamiera. Jej dotyk więzi w sidłach szaleństwa, jej pocałunek sen odbiera…” - Gdy recytowała dalsze słowa wiersza własnego autorstwa, czarne płomienie przysunęły się do pokusy, niczym przyciągane niewidzialną ręką, i zlały w jedność z jej ciałem. Woda w rzece na powrót była przejrzysta, a powietrze pachniało okoliczną roślinnością.
        Introdukcja została zakończona.
        - Nie mogłaś sobie darować, co? - odezwał się Lear zrzędliwie, kiedy już znalazł się w rękach piekielnej. - Samolubna artystka od siedmiu boleści… Zostawiłaś mnie na pastwę tego potwora, który nie ma pojęcia, co znaczy humanitarne traktowanie zakładników. Zostałem potwornie upokorzony! Rozumiesz? U-PO-KO-RZO-NY!
        - Dostajesz to, na co zapracowałeś - zripostowała Ayeesha bez mrugnięcia okiem. - Może teraz zaczniesz wreszcie doceniać moje towarzystwo.
        - Jesteś próżna, nadęta i niezwykle irytująca, poza tym masz koszmarny gust i lekceważysz moją osobę... ale przynajmniej nie używasz mnie w charakterze kastetu!
        - Niegłupie zastosowanie - mruknęła, uśmiechając się okrutnie. - Chyba poproszę Sarpedona, żeby przeszkolił mnie w zakresie użytkowania ludzkich szczątków, bo widzę, że w jego rękach nawet ty możesz okazać się użyteczny…
        Przeniosła wzrok na trytona, wciąż z tym drapieżnym wyrazem twarzy, jednak już się nie uśmiechała. Kamienny wyraz twarzy był, w jej przekonaniu, bardziej elegancki.
        - Mam nadzieję, że spędziliście wspólny czas w miły sposób? Niezależnie od odpowiedzi, zapewniam, że prawdziwie przyjemny czas jest dopiero przed nami - dyskretnie przesunęła językiem po wargach. - Od teraz moje ciało i dusza są do twojej dyspozycji. Korzystaj mądrze z tego daru, bo zapewniam, że w takiej cenie siedmiu dni nie dostaniesz nigdzie. Pokusy są rozpustne, ale wbrew pozorom to skąpiradła jakich mało. Ja zaś zamierzam hojnie obdarzyć cię tym, czego zapragniesz. A zatem... “Jeno mów, a będzie ci dane” - czyż nie tak to szło…?
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Czekanie w końcu znużyło Sarpedona; nawet zwierzęta posiadają mechanizmy, które działają w chwilach, kiedy zbyt długo oczekują na coś, co ma nigdy nie nadejść. A zabawa czaszką powoli zaczynała być nudna. Chociaż krzyki zakładnika były prawdziwą melodią dla trytonich uszu, to jednak nawet najpiękniejsza melodia potrafi w końcu przemienić się w nieznośny jazgot. W pewnym momencie więc naturianin, zamiast złapać Leara, pozwolił mu z pluskiem wpaść do wody i opaść na dno, podczas kiedy on sam wynurzył się ponad powierzchnię i spojrzał na słońce, które przesunęło się znacznie od chwili, w której tu przybył. Westchnął po rybiemu, po czym wyłowił nieszczęsną czaszkę, która zdążyła się przerazić (a może mieć nadzieję), że Sarpedon ma zamiar ją tak zostawić na wiek wieków. Tryton jednak nie chciał denerwować pokusy, a pamiętał jej słowa dotyczące swojego nietypowego, dosyć niskiego towarzysza.
        Wyszedł na ląd, zrzucając z siebie zbroję z łusek i przybierając ponownie ludzkie kształty, dosyć przy tym niezgorsze. Zbliżył się do pozostawionych na brzegu ubrań i zaczął bez większego pośpiechu je na siebie nakładać, po uprzednim odłożeniu czaszki na pobliski głaz. Zdołał zapiąć jednak tylko pasek od spodni, kiedy nagle spostrzegł, że z wodą dzieje się coś dziwnego; nabrała zdecydowanie nietypowej barwy. Pozbawiony koszuli Sarpedon wyprostował się, rozglądając się za zagrożeniem; podejrzewał, że korytem musi spływać krew z jakiegoś pobojowiska albo innego miejsca rzezi, jaką ludzie często urządzają sobie nawzajem – on sam doskonale wiedział, jak szybko woda może przybrać podobną barwę. To jednak stało się... tak szybko, że aż nienaturalnie. Tryton chwycił więc czaszkę, gotów w każdej chwili cisnąć nią w zagrożenie; nawet jeżeli nie było w tym nic nadzwyczajnego, to sprawcy tej rzezi mogli w każdej chwili się pojawić i tutaj.
        Zapach siarki niespecjalnie na niego zadziałał – nieobdarzony przez naturę zbyt czułym węchem, Sarpedon nie zdołał wyczuć tej subtelnej zmiany w powietrzu, za to ogień na wodzie... to już zdecydowanie sprawiło, że tryton drgnął; stało się dla niego oczywiste, że zadziera z magiem. Ci zawsze byli najgorsi. A ogień w jego naturalnym środowisku... strasznie niepokojące. Wyrzucające z komfortu roztaczanego przez jego naturalne odruchy i myśli. Okazało się jednak...
        Okazało się, że to pokusa; tryton obrzucił jeszcze spojrzeniem otaczające je płomienie, zastanawiając się, czy są tylko iluzją, czy też gatunek kobiety jest odporny na ogień. Przyjęcie pierwszego założenia byłoby wygodniejsze – wszak tryton doskonale znał tę dziedzinę, jednak instynkty drapieżcy nakazywały mu nie lekceważyć potencjalnego przeciwnika. Lepiej było zakładać, że ten potrafi zrobić więcej. Ale po chwili to wszystko napłynęło na bok, a Sarpedon... przekrzywił głowę, spoglądając ze zdziwieniem na pokusę. Słowa, które wypowiedziała, wydawały mu się nie mieć sensu, a poza tym zabawnie brzmiały. Przypomniało mu się, jak wcześniej kobieta mówiła w podobny sposób; będzie musiał zdecydowanie ją o to zapytać. Ale... ale oto stała przed nim, w pełnej okazałości. Tak, jak się umówili. Otoczka zniknęła, z podobną efektownością, jak się pojawiła, przez co tryton był skłonny uwierzyć, że jednak pokusa dysponowała jedynie iluzjami. Tryton postąpił krok naprzód i podał jej Leara, którym jeszcze przed chwilą celował w głowę Ayeeshy. Komentarz tego ostatecznie go przekonał, że pokusa zna się najwyżej na iluzjach.
        Pozbawiony koszuli tryton cofnął się, opuszczając ramiona po bokach i przyglądając się ich dwójce; jego twarz pozbawiona była wyrazu, odbijało się na niej coś, co pośpieszny obserwator nazwałby obojętnością, ale pod tą maską skrywała się ciekawość. Wkrótce pokusa przybrała całkiem podobną minę, ale Sarpedon nie potrafił stwierdzić, co się pod nią kryje. Jego oczy, w których malowały się godziny spędzone w skórze potwora – godziny, które skutecznie potrafiły zabijać wszelkie iluzje człowieczeństwa.
        - Twoje ciało i dusza, tak?
        Te słowa dziwnie trafiły w myśli trytona, rozruszając je. Postąpił ponownie krok do przodu i uniósł dłoń, lekko zaciskając palce na podbródku pokusy i unosząc go delikatnie w górę, potem przesuwając na boki, przyglądając się jej twarzy z tym samym, pustym spojrzeniem. Widział kiedyś, jak jakiś możny oceniał w ten sposób swoją niewolnicę. Był... ciekaw, jak to jest się czuć, kiedy się to robi. Zdecydowanie dziwnie, ale było w tym coś wywołującego delikatny dreszcz na jego skórze. Długo jednak się tym nie zajmował, jako iż nie wiedział, co miałby oceniać. Puścił twarz Ayesshy i odwrócił się; zarzucił sobie koszulę na ramię i ruszył w las, skinąwszy ręką na pokusę, aby podążyła za nim.
        Szedł przez jakiś czas przez niezbyt gęsty las rosnący w dolinie rzeki, nie odzywając się ani słowem; swojego postępowania nie tłumaczył, jako iż wydawało mu się to oczywiste; pokusa nie lubiła wody, dlatego też nie miał zamiaru zmuszać ją do pozostawania w bezpośrednim otoczeniu rzeki. Naturalne było, że w takiej sytuacji należałoby nieco się wcześniej przejść. A dzień był doprawdy piękny. Ptaki śpiewały, rośliny rozkwitały; łagodny powiew niósł w powietrzu nasiona dmuchawców. Tryton myślał w milczeniu, czując wzrok pokusy na swoich plecach. W końcu zwolnił, pozwalając jej zrównać się ze sobą; wtedy spojrzał na nią ponownie tym spojrzeniem wyłuskanym ze współczucia.
        - Czym jesteście? Skąd pochodzicie? Gdzie jest wasze środowisko? Jak was najskuteczniej zabić? - Zadał te pytania, odnosząc się bezpośrednio do rasy Ayeeshy, o której nie wiedział zbyt wiele. Jako drapieżnik, wybierał dosyć specyficzne określenia i priorytety żądanych informacji. - W jaki sposób przetrwaliście?
        Ostatnie pytanie mogło równie dobrze brzmieć „jak zabijacie”, jako iż dla niego było to jedno i to samo. Przez dłuższą chwilę po zadaniu pytań Sarpedon nie wydawał z siebie żadnych odgłosów, skupiony na analizie tego, jak pokusa zareagowała na owo pytanie; po części też zastanawiał się w duchu nad tym wszystkim. Sytuacja nie była dla niego zdecydowanie typowa. Mało kto wiedział o jego prawdziwej tożsamości i nie stawał się jego kolejnym posiłkiem. Wszystkie jego drapieżnice zmysły alarmowały go, ale postanowił je ignorować. Nie czuł się z tym komfortowo.
        - Dlaczego czasami mówisz w taki dziwny sposób? - padło w końcu jego kolejne pytanie. - Jakbyś... utrudniała komunikację? Po co? Jaki jest w tym sens?
        Ta kwestia naprawdę intrygowała trytona, po części też nieco ignorując. Miał wrażenie, jakby nie rozumiał czegoś, co zdecydowanie powinien – niczym zagubione wspomnienie, o którym wiemy, że posiadamy. Nie mógł samemu znaleźć odpowiedzi, więc musiał otrzymać je od pokusy. W jego głowie kłębiło się jeszcze mnóstwo pytań, ale nie był w stanie wybrać żadnego, które chciałby zadać pierwsze. W chwili, w której poznała jego prawdziwą tożsamość i zgodziła się na towarzyszenie mu przez tydzień, Ayeesha stała się niezwykłym źródłem informacji zarówno o jej tajemniczej rasie, jak i całym świecie – odpowiedziami na pytania, które nie mógł jak dotąd zadać, wiedząc, że odsłoniłyby go. Mógł więc nareszcie załatać te białe dziury w swoim umyśle, te znane wszystkim sekrety, które tak bardzo...
        - Dlaczego właściwie chciałaś ten puchar?
        Sarpedon zatrzymał się akurat na środku niewielkiej polany, z której ich dwójka wypłoszyła wcześniej stadko jeleni. Obrócił się w stronę pokusy, przypatrując się jej z lekkim zdziwieniem, ale wynikającym z jego własnych działań – dlaczego zapytał akurat o to? Było to pytanie nieprzydatne w żaden sposób, a pomimo tego jakoś wydostało się z jego ust, najprawdopodobniej przepchane przez tłok o wiele sensowniejszych zapytań. Stał jednak teraz, oświetlany przez promienie przebijające się przez liście, oczekując na odpowiedź.
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ayeesha »

        Kontrast między groteskową sceną, rozgrywającą się w rzece, a pozbawioną wyrazu twarzą Ayeeshy, wyglądał prawie komicznie. Komuś innemu na jej miejscu ze zdziwienia zapewne opadłaby szczęka, pokusa jednak zdawała się być zupełnie nieporuszona całym zajściem. Nie wywołało ono u niej irytacji (nie dbała o samopoczucie Leara) ani rozbawienia (prymitywizm nie był w stanie jej rozśmieszyć), ani nawet szczególnego zaskoczenia - powiedzmy sobie szczerze, byłoby znacznie dziwniej, gdyby okazało się, że dla odmiany tryton i czaszka zostali najlepszymi przyjaciółmi.
        Absurd.
        Piekielna odczekała chwilę, widząc, że naturianin zamierza opuścić tę okropną rzeczną kipiel i obserwowała każdy jego najmniejszy ruch, gdy wychodził z wody. Uśmiechnęła się do siebie. Na to właśnie miała nadzieję; mimo to, kiedy Sarpedon stanął na lądzie na dwóch nogach, bezczelnie rażąc jej oczy swoim pretensjonalnym pięknem, kobieta poczuła jak resztki niemal doszczętnie stłumionego instynktu odzywają się w jej głowie przenikliwym szeptem.
        Zabij go.
        Jest zbyt przystojny, by pozwolić mu żyć.
        Zabij.

        Oczywiście Ayeesha nie zamierzała słuchać tego głosu. Jeszcze nie. Może w przyszłości, kiedy już wyrównają rachunki, kiedy nie będą obowiązywały ich żadne umowy - niewykluczone, że wtedy pozwoli sobie na spełnienie kaprysu mściwej podświadomości. Bo niby dlaczego miałaby oszczędzić akurat tego trytona? Pozbywała się wszystkich osobników, których ponadprzeciętna uroda ją drażniła; uwalniała świat od tych, którzy otrzymali w darze niesprawiedliwie obfity przydział piękna - nie żeby dzięki temu uroda nagle zaczęła rozkładać się równo między wszystkich, ale dla pokusy, która wciąż miała przed oczami niezwykle wyraźny obraz tego, jak szkaradną i żałosną wersją dla siebie była za żywota, jej krucjata była czymś w rodzaju wyrównywania rachunków. A rachunki nie będą się zgadzały, jeśli nie zlikwiduje się wszystkich zbędnych czynników. Tutaj nie było miejsca na wyjątki.
        Okoliczności jednak chwilowo niezbyt sprzyjały finezyjnym zabójstwom, więc na razie piekielna odsunęła od siebie wszelkie myśli, które mogłyby ją do tego nakłaniać. Musiała w końcu skupić się nad wypełnieniem swojej części zawartego z Sarpedonem porozumienia, a każdy kto zdążył ją poznać choćby przelotnie, wiedział, że Ayeesha rzadko kiedy podejmowała się działań zmuszających ją do nawiązywania interakcji społecznych, lecz gdy już zachodziła taka konieczność - robiła to tak, jak wszystko inne: perfekcyjnie. Właśnie takie było jej wejście; nie zabrakło w nim niczego - widziała to nie tylko w odbiciu na wodzie, ale przede wszystkim w reakcji trytona na jej gwałtowne preludium. Sposób, w jaki patrzył na otaczające ją efekty iluzji oraz to, że wyraźnie gotów był cisnąć w pokusę jej towarzyszem, sprawił, że piekielna poczuła satysfakcję i samą tylko siłą woli powstrzymała się od przybrania na twarz chełpliwego uśmiechu. To nie scenę triumfu zamierzała odegrać, tym razem nie taka była jej rola.
        Od teraz, przez najbliższy tydzień, przyjdzie jej grać niewolnicę. Niepokorną i wyrafinowaną, ale jednak niewolnicę. Normalnie większość kobiet w podobnej sytuacji najpewniej czułaby się upokorzona, lecz nie Ayeesha. Dla niej była to tylko kolejna maska, którą przyszło jej przywdziać na jakiś czas i zamierzała dać z siebie wszystko, bowiem w jej przekonaniu nie istniało rozgraniczenie między bardziej i mniej wzniosłymi rolami - wszystkie były tak samo ważne i każda z nich wymagała poświęcenia takiej samej ilości trudu: maksymalnej.
        Dlatego właśnie piekielna nie zareagowała, kiedy Sarpedon niespodziewanie podszedł do niej i chwycił ją za podbródek. Jej ciało należało teraz do niego - proszę bardzo. Mógł robić z nim, co chciał - oczywiście w granicach rozsądku; Ayeesha nigdy nie zgodziłaby się na okaleczanie jej urodziwej powłoki - niech zatem oceniał ją sobie dowoli. Pozwalała, by obracał jej głowę we wszystkie strony i patrzyła prosto w jego oczy o dwóch różnych tęczówkach; widziała jak wzrok trytona prześlizgiwał się po jej twarzy, pozornie całkowicie obojętny - i może rzeczywiście taki był. Nie poruszyła się i nie odezwała nawet słowem - ani w tamtej chwili, ani potem, kiedy naturianin stracił zainteresowanie jej obliczem i skierował kroki w stronę leśnej gęstwiny.
        Ayeesha o nic nie pytała. Nie obchodziło ją, dokąd tryton ją prowadził, zwłaszcza kiedy dzięki temu zwiększała się odległość dzieląca ich od wody. Posłusznie podążała za swoim tymczasowym panem, poruszając się niemal bezszelestnie; chwilę wcześniej ukryła skrzydła i ogon, aby nie zawadzały o gałęzie drzew. Wyglądała teraz prawie jak zwyczajna kobieta, jeśli nie liczyć popielatej skóry, pary pysznych, złocistych rogów, wystających z głowy i olśniewającej urody, którą zdecydowanie nie dało się nazwać ludzką. Szli w milczeniu, przerywanym jedynie łagodnymi odgłosami natury, a od czasu do czasu także odrobinę nieczystym nuceniem dochodzącym ze skórzanej sakwy pokusy; widocznie nagły przypływ dobrego humoru uciszył narzekanie Leara. Piekielna zdawała się nie zwracać uwagi na to wszystko i tylko podążała za trytonem, wpatrując się w jego sylwetkę, a w jej umyśle o prym walczyły niechęć i coś na kształt uznania.
        Trudno powiedzieć, które z nich wygrało, bo gdy Sarpedon znów się odezwał, zarzucając ją lawiną pytań, rozmyślania na temat jego fizycznej powłoki zeszły na dalszy plan. Udzielając mężczyźnie odpowiedzi, nie zaszczyciła go spojrzeniem; jej wzrok utkwiony był w jakimś punkcie gdzieś z przodu, między drzewami, a głos beznamiętny.
        - Pokusy są ucieleśnieniem paradoksu - rzekła tajemniczo, lecz zaraz potem pospieszyła z wyjaśnieniami. - Kobietami, które żyły w zgodzie z naturalnym instynktem i zostały za to ukarane, lecz ich kara, zamiast sprowadzać cierpienie, jest dla nich niekończącą się przyjemnością - mówiła to wszystko całkiem rzeczowo, głosem wypranym z emocji, dając w ten sposób do zrozumienia, że nie utożsamia się z wypowiadaną przez siebie definicją swej rasy. Celowo unikała użycia formy pierwszoosobowej. Bo przecież jej historia była zgoła inna. - Mówi się, że ich środowiskiem jest pożądanie; z niego zrodziły się pokusy i ono kieruje ich działaniami. Jak nas zabić…? Cóż, najlepiej z finezją. - Wiedziała, że nie o to chodziło Sarpedonowi, kiedy zadawał to pytanie, ale nie mogła sobie odmówić tego drobnego sarkazmu.
        Zanim odpowiedziała na kolejne pytanie, musiała chwilę się zastanowić. Przez większość czasu kwestia przetrwania była dla niej bardzo odległym pojęciem, majaczącym jedynie gdzieś daleko na horyzoncie jej myśli. Ayeesha kierowała się w życiu wyższymi wartościami niż instynkt samozachowawczy i rzadko zajmowała się tak przyziemnymi sprawami jak walka o przeżycie. Zabijała, bo chciała - upawała się ars moriendi - nie zaś dlatego, że musiała.
        - Robiąc to, co do nas należy; w czym jesteśmy dobre - odpowiedziała w końcu.
        Kolejne pytanie spodobało się pokusie. Wreszcie poruszony został temat, w którym czuła się jak tryton w wodzie. O sztuce i jej znaczeniu mogłaby rozprawiać godzinami, poprzeć teorię popisem recytacji i zalać rozmówcę niekończącą się afirmacją dla artyzmu. Na razie jednak postanowiła, że będzie naturainina wprowadzać w ten piękny świat stopniowo; rozumiała już, że mężczyzna do tej pory ze sztuką miał do czynienia niewiele lub nawet wcale i nie chciała ryzykować rzucania go na głęboką wodę.
        Zamknęła oczy.
        - Sztuka jest narzędziem, które służy do wypleniania prymitywizmu. Zmusza umysł do wysiłku, by móc czytać między wierszami. Jedni wolą iść na łatwiznę i używać prostych słów, lecz czy nie wspanialej jest zrobić tę samą rzecz w sposób, który odciśnie piętno w pamięci innych znacznie wyraźniej? - spojrzała w końcu na Sarpedona i po chwili namysłu przetłumaczyła swoje słowa na bardziej przystępny trytonowi język. - To jak różnica między zadaniem wrogowi natychmiastowej śmierci, a torturowaniem go. Przyznasz sam, iż druga wersja jest znacznie bardziej satysfakcjonująca, czyż nie?
        Zależało jej na tym, żeby jej przekaz dotarł do naturianina - musiała to przyznać. Nawet nie ze względu na niego, nie żywiła względem Sarpedona żadnych konkretnych uczuć, a sposób, w jaki go traktowała, wynikał tylko i wyłącznie z roli, jaką narzuciły jej okoliczności. Powodem, dla którego Ayeesha chciała przekazać nowemu towarzyszowi swoją fascynację sztuką, było jej głęboko zakorzenione przekonanie, że to właśnie powinna czynić, że takie jest jej przeznaczenie. Nawracanie błądzących w ciemności dusz na ścieżkę piękna i estetyki - w jej przekonaniu jedyną słuszną. Sarpedon był dla niej jedną z takich dusz, niezależnie od tego jak bardzo pobudzał mordercze żądze piekielnej swoją aparycją.
        Kiedy usłyszała pytanie o puchar, początkowo miała ochotę zbyć je milczeniem. Powstrzymała odruch przygryzienia wargi i odwróciła się do trytona, który tymczasem zatrzymał się w miejscu. Przez chwilę przyglądała mu się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, obserwowała grę świateł na jego ciele. Było w tym coś artystycznego, co sprawiło, że obraz Sarpedona jako morskiej bestii wydał się nagle odległy o całe wieki; przez tę jedną krótką chwilę Ayeesha pozwoliła sobie podziwiać jego piękno bez tego natrętnego głosu w głowie, namawiającego ją do wbicia sztyletu w pierś mężczyzny, tuż pod czwarte żebro. Gdzieś na granicy jej umysłu z wolna zaczęła formować się jakaś myśl, lecz przez jej ulotność nie została przez pokusę uchwycona i zaraz zniknęła, jakby nigdy się nie pojawiła.
        - “Chciałaś” to złe słowo - odezwała się piekielna, gdy uznała, że jej milczenie przeciągało się już zbyt długo. A potem odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Wspomniałam już, że nie każdy ma szczęście być panem własnego losu, prawda?
        Podeszła do sędziwego drzewa, którego rozwidlony pień zdawał się wręcz zapraszać do tego, by na nim spocząć. Usiadła więc, elegancko zakładając nogę na nogę i jeszcze raz przyjrzała się trytonowi, tym razem wnikliwiej. Miała ochotę dokładnie przeanalizować jego zachowania, lecz znajome pulsowanie w skroniach przypomniało jej o pewnej ważnej rzeczy, którą powinna była zrobić poprzedniego dnia. Jej pamięć absolutna w ciągu ostatnich kilkunastu godzin zebrała taką ilość nowych danych, że umysł piekielnej zaczynał odmawiać posłuszeństwa. Wiedziała, że jeśli nie doprowadzi go do porządku, niebawem ból stanie się nie do wytrzymania i będzie tylko narastał, do czasu kiedy Ayeesha straci przytomność i jej wspomnienia zresetują się same. Nie mogła do tego dopuścić, pod żadnym pozorem.
        Ale na razie miała wszystko pod kontrolą, a tajemnice umysłu Sarpedona interesowały ją w tym momencie bardziej niż jej własna jaźń.
        - Czego ode mnie oczekujesz? - spytała bezpośrednio, dając naturianinowi znak, by zbliżył się do niej. - Wciąż zadajesz mi pytania, lecz jak dotąd o nic jeszcze nie prosiłeś. Jakie są twoje zamiary?
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        Sarpedon westchnął, słuchając odpowiedzi pokusy na temat pokus; jak na kogoś, kto powinien doskonale znać własną rasę, Ayeesha odpowiadała wyjątkowo ogólnie oraz niejednoznacznie - tryton nie był typem osoby, która doceniałaby niejednoznaczne, zagadkowe odpowiedzi. Drapieżniczy umysł był o wiele bardziej pragmatyczny i jeżeli piekielnicy zależało, aby naturianin zaczął rozumieć, a tym bardziej doceniać sztukę, to zdecydowanie musiała spróbować innego podejścia. Oczywiście mogła też się tym nie przyjmować i po prostu postępować zgodnie ze swoją naturą. Sarpedon zerknął na pokusę z nieukrywanym niezadowoleniem na twarzy, choć nie przytłaczająco wielkim. Zastanowił się przez chwilę, czy nie powinien zażądać poprawniejszej odpowiedzi, ale w końcu porzucił tę myśl, stwierdzając, że nie ma po co. Ciekawość była w nim wypalana przez podobne niejednoznaczne odpowiedzi - najpewniej wbrew oczekiwaniom pokusy, dla której tajemnicza dama była pewnie jedną z ulubionych rul, a przynajmniej tak wydawało się trytonowi. Niestety dla niego jedyne intrygujące tajemnice do takie, które zmierzają ku ich odsłonięcia.
        - Każdy przeżywa w ten sposób - prychnął na kolejną odpowiedź Ayeeshy odnośnie do pokus; zaczynał mieć wrażenie, że może być trochę pod górkę. - W czym “jesteście dobre”? Czym was obdarzył świat takim, co odróżnia was od pozostałych ras? Co sprawia, że nie znikacie?
        Sarpedon zadawał pytania, którymi chciał sięgnąć do samego rdzenia natury piekielniej i zrozumieć, jakie miejsce ma w tym świecie; on sam rozpatrywał siebie i innych przez uwarunkowania naturalne oraz umiejętności zapewniające przetrwanie i gdyby pokusa jego spytała, czym takim jest, podałby jej wyjątkowo biologiczny opis siebie jako jednostki - oczywiście jedynie gdyby chciałby na coś takiego odpowiedzieć.
        Następnie przeszło do sztuki - ten temat akurat wydawał się czymś o wiele bardziej abstrakcyjnym niż sama postać pokusy, więc w tym przypadku był przygotowany na to, że nie otrzyma najprostszych odpowiedzi; tutaj nie miał punktu odniesienia co do tego, czego może się spodziewać, dlatego też pokusa nie miała żadnych oczekiwań, które mogłaby zawieść. Sarpedon wysłuchiwał jej słowa z niezrozumieniem oraz zamyśleniem, jednak z pewną dozą wątpliwości. Uniósł brwi, gdy dosłyszał porównanie i przez chwilę milczał, sprawiając wrażenie, jakby przetrawiał słowa pokusy. W końcu się odezwał.
        -Strach i stres psują smak mięsa - odpowiedział krótko na cały wywód pokusy.
        Kolejne pytanie sprawiło, że przez chwilę przypatrywali się sobie w milczeniu; Ayeesha obdarzała go spojrzeniem, którego nie potrafił rozszyfrować, więc jemu nie pozostawało nic innego, jak odwdzięczyć się tym samym - wpatrywał się więc w pokusę badawczym, zagadkowym spojrzeniem, jednak szybko z niego zrezygnował, bo stwierdził, że w ten sposób jedynie najdzie go apetyt, którego jednak wolałby uniknąć. W końcu jednak usłyszał pewną odpowiedź.
        - Nie jesteś panią swojego losu, więc kto nim jest? Tak często dobijasz podobnych targów do tego czy jest ktoś… silniejszy, kogo się trzymasz? Kim on tak właściwie jest?
        Pokusa w końcu zadała własne pytanie, nareszcie coś konkretnego; Sarpedon zbliżył się do niej, po czym na chwilę zamyślił, aż w końcu przekrzywił głowę, spojrzał jeszcze raz na kobietę, a następnie zabrał się do odpowiedzi:
        - Póki co odpowiadanie na moje pytania brzmi jak dobry początek. Czego oczekuję, hmm? Nie wiem, czym jest ta twoja sztuka, ale jest to coś, co mnie intryguje. Zdaje mi się, że to iluzja światła tańczącego na powierzchni wody, ale czuję, że pod tą powierzchnią coś się może znajdować. Poza tym… to nie mój świat. Spotkałem jedną z was już wcześniej, ale nie miałem okazji zbyt wiele porozmawiać, jednak wiem, że potraficie coś, co umyka ludziom. Skąd bierzecie tę moc? Jak działa? Da się ją jakoś poznać? No i chcę, abyś nauczyła mnie, jak funkcjonować wśród ludzi. Większość mojego życia spędziłem pod wodą, napędzany jedynie głodem. Opowiedz mi o tym świecie. I o tym, o co w nim właściwie chodzi. I powiedz mi, o co chodzi w byciu człowiekiem. I powiedz mi, jak można stać się kimś więcej, niż nim. Ale na to mamy dużo czasu. A teraz… teraz po prostu wyjdźmy z tego lasu, zaczynam mieć go powoli dość.

        Sarpedon dalej szedł raczej w milczeniu przez kilka minut, aż nie dotarli do jakże uroczej okolicy - naturalną mozaikę brzusek i sosenek urozmaicała niewielka, drewniana chatka, po której na pierwszy rzut oka dało się poznać, że należy do jakiegoś myśliwego - skóry zawieszone pod powałą daszka, stojaki do garbowania tejże oraz stół do wyrabiania strzał z kilkunastoma produktami jasno zdradzały ten szczegół. Tryton jak gdyby nigdy nic otworzył drzwi i wszedł do środka, zostawiając drzwi dla pokusy - wnętrze wypełnione było całkiem niezłymi, aczkolwiek niezbyt drogimi i wyjątkowymi meblami (dosyć logiczne, że polowa chatka myśliwska raczej takich rzeczy nie potrzebowała), ale rzeczą, która najbardziej rzucała się w oczy, były trofea. Skóry, poroża, rogi ozdabiały niemal każdy skrawek trójizbowego domu. Tryton podszedł do podwójnego łóżka - jedynego w budynku - i usiadł na nim, spoglądając za pokusą.
        - Czuj się jak u siebie…
        Przerwał mu hałas dobiegający za jednych z drzwi, dobrze zamkniętych na klucz, jak Sarpedon się wcześniej upewnił.
        - Zignoruj, to nic takiego. Co twoja sztuka sądzi o tym miejscu? Odkryłem, że istoty w tym świecie mają zwyczaj zbierać szczątki zwierząt. Czuję w tym jakiś rodzaj drapieżniczej dumy, ale trudno mi pojąć to do końca.
Awatar użytkownika
Ayeesha
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ayeesha »

        Zanim odpowiedziała na jego pytania, Ayeesha nie skupiała wzroku na trytonie. Dopiero gdy z jej ust padły słowa wyjaśnienia - które notabene nie wyjaśniały niczego - pokusa otaksowała go uważnym spojrzeniem. Nie odwracała jednak głowy i tylko kątem oka obserwowała jego zachowanie, śledząc każdy gest. Nietrudno było jej się domyślić, że Sarpedon nie był zadowolony z jej odpowiedzi; najpewniej oczekiwał konkretów. Niestety, na ten moment musiał obejść się smakiem. Kawa na ławę nie leżała w charakterze piekielnej i próżno było liczyć na rzeczowość z jej strony. Ayeesha nie dbała o to, czy jej rozmówcę irytowała przesadna enigmatyczność wypowiedzi. Liczył się tylko sposób jej przekazania, a nie ma nic bardziej uwłaczającego sztuce niż odrzeć myśli z tajemnicy. Poza tym… pokusa także zbierała informacje. Ciekawiła ją reakcja trytona na tak rozegraną rundę; mógł drążyć dalej, aż uzyskałby satysfakcjonujące wyjaśnienia lub też zrezygnować. Mężczyzna wybrał drugą opcję, co trochę piekielną rozczarowało. Mało brakło, a zgodnie ze swoim zwyczajem posłałaby mu spojrzenie pełne poczucia wyższości; opanowała się jednak zawczasu, pamiętając o tym, by nie wyjść z raz obranej roli.
        Na następne pytania odpowiadała w podobny sposób, choć starała się miarkować swoją podszytą nikłą złośliwością tajemniczość.
        - W czym pokusy są dobre? Cóż, każdy może rozumieć to na swój sposób, zależnie od punktu widzenia - stwierdziła. - Według niektórych jest to urok budzący pożądanie, którego nie sposób zwalczyć… Inni twierdzą, że to talent do wyjątkowo wprawnej manipulacji ludźmi. Osobiście się z tym zgadzam i dodaję od siebie, że chodzi o aktorstwo. Bo w końcu czymże jest aktorstwo, jeśli nie manipulacją każdym dostępnym środkiem przekazu…? Odpowiednie słowa, mimika, gesty… Ci, którzy do perfekcji opanują tę grę, są w stanie sprawić, że osoby postronne uwierzą we wszystko, co chce się im wmówić. Na tym, według mnie, powinien polegać dar pokus. I na tym opiera się wielka gałąź wysokiego rodzaju sztuki, jaką jest teatr.
        Ach, teatr… Przenikał całą jej egzystencję; zarówno jako Alajelli, jak i Ayeeshy. Czasem piekielna wysuwała przypuszczenia, że przeznaczenie tak naprawdę wcale nie schrzaniło sprawy, rujnując jej życie, ale nadal prowadzi ją po właściwej ścieżce. Przecież skoro pokusy z aktorstwem mają tyle wspólnego, a ona w tym fachu od zawsze czuła się jak ptak na niebie… może tamten nieszczęsny cyrograf był w istocie nie przekleństwem, lecz szansą. Szansą na realizację siebie i swoich najgłębszych pragnień. A bycie zmuszoną do usługiwania ekscentrycznemu diabłowi to tylko skromny efekt uboczny.
        Słysząc pragmatyczną odpowiedź trytona na jej wywód na temat sztuki, Ayeesha westchnęła w duchu. Zaczynały budzić się w niej wątpliwości odnośnie tego czy zdoła wyciągnąć z niego coś więcej niż lakoniczne stwierdzenia, w dodatku do reszty przesiąknięte myśleniem drapieżnika. Nie zamierzała się jednak poddawać. Za punkt honoru postawiła sobie indoktrynację nieszczęsnego naturianina, by choć w niewielkim stopniu wbić mu do głowy coś poza zwierzęcym instynktem. Na razie postanowiła chwilowo odpuścić; to była raczej długofalowa operacja, wymagająca czasu i wysiłku. Czy będzie warto? Może. A jeśli nie, zawsze zostaje opcja zasztyletowania opornego mężczyzny. Pod warunkiem, że będzie się znajdował z daleka od otwartych zbiorników wodnych…
        Rozmowa zeszła na samą osobę Ayeeshy. Pokusa nie miała nic przeciwko opowiadaniu o sobie - przynajmniej o swojej obecnej formie, nie tym żałosnym maszkaronie, którym była przed śmiercią - dlatego nie bawiła się w omijanie tematu czy udawanie, że poruszona została jakaś drażliwa dla niej kwestia. Kiedy odpowiadała na pytania, jej głos był, jak zwykle, pozbawiony emocji, a w jej spojrzeniu także nie kryło się nic poza znajomą pustką.
        - Nie trzymam się go. To raczej on trzyma mnie - sprostowała. - W poprzednim życiu podpisałam coś, czego być może nie powinnam była podpisywać i skazałam się na wieczną służbę diabłu. To nadęty megaloman z humorkami jak brzmienna szlachcianka, ale poza tym nie mam mu nic do zarzucenia. Jest niegłupi i nie tyranizuje swych sług. I potrafi docenić piękno prawdziwej sztuki. A ten puchar był tylko jedną z wielu jego irracjonalnych, snobistycznych zachcianek.
        Siedziała na omszałym pniu drzewa, kiedy tryton podchodził do niej. Patrzyła niby na niego, ale nie była już tak mocno skupiona. Owszem, nadal rejestrowała każdy niuans w jego zachowaniu, ale przestała już poddawać je tak szczegółowej analizie. Brzmiący niemal poetycko komentarz Sapredona o jego poglądach na sztukę sprawił, że na twarzy pokusy pojawił się pełen aprobaty uśmiech.
        Może jeszcze będą z tego ludzie…
        Zaraz jednak jej oblicze znów wróciło do normalnego wyrazu i pokusa odezwała się z powagą, porzucając jakąkolwiek rolę. Przez tę krótką chwilę mówiła zupełnie szczerze.
        - Nie wiem wszystkiego. Tak naprawdę moja wiedza jest zaledwie kroplą w wielkim oceanie prawdy. Nie potrafię wytłumaczyć, o co chodzi w byciu człowiekiem - zawiesiła na chwilę głos, bardziej po to, by zastanowić się jak ubrać w słowa to co chce powiedzieć, niż z powodu nadmiaru emocji, bo tych nie odczuwała wcale. - Nie jestem już człowiekiem, a kiedy nim byłam… tak naprawdę nie wiem, czym byłam. Poza tym, że bytem tak żałosnym, iż nie wartym nawet wspominania. Jeśli zaś chodzi o moc… Nie zdążyłam jeszcze zbadać jej źródła ani znaleźć konkretnej wiedzy na ten temat. Wciąż szukam wielu odpowiedzi. Podobnie jak ty. I każda istota rozumna na tym świecie. Albowiem życie, poza walką o przetrwanie, jest nieustannym poszukiwaniem wiedzy i poszerzaniem horyzontów myślowych, w czym sztuka jest bardzo przydatna…
        Ayeesha nie miała nic przeciwko lasowi. Nie była wielką miłośniczką natury, lecz potrafiła dostrzec kryjące się w niej piękno, więc darzyła ją swoistym szacunkiem. W jej interesie nie leżało jednak wywoływanie sprzeczek z trytonem, dlatego zsunąwszy się z gracją z pnia, dostojnym krokiem poszła za mężczyzną aż do chatki, w której ten najwyraźniej postanowił się zatrzymać. Nie był to szczególnie piękny przybytek i daleko mu było do posiadłości Fetha i wypełnionej aurą Sztuki części zamieszkiwanej przez Ayeeshę, ale piekielna nie zamierzała narzekać. Na słowa Sarpedona, po których do uszu piekielnej dotarł dziwny, stłumiony hałas, uśmiechnęła się ona jednak z sarkazmem i unosząc brew w wyrazie politowania, ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, by następnie sięgnąć po magię i na otaczające ich otoczenie nałożyć iluzję jej własnej sypialni. Była to odrobinę niedopracowana iluzja - gdyż stworzenie jej wymagało poświęcenia uwagi wielu szczegółom, a Ayeesha nie potrafiła jeszcze posługiwać się magią na tym poziomie - ale dało się wyraźnie dostrzec ściany z gładko oszlifowanego, brązowego kamienia, ciężkie meble obite królewską czerwienią i mnóstwo ciemnego tiulu porozciąganego niemal w każdym kącie. Ściany ozdabiały przeróżne płaskorzeźby, zaś na środku pomieszczeniu znajdował się kamienny cokół pozbawiony posągu - miejsce, gdzie piekielna zwykła przesiadywać i wygłaszać swoje monologi. Pokusa pozwoliła iluzji trwać przez jakieś dziesięć sekund, po czym chatka znów przybrała swój prawdziwy wygląd.
        - Jak widzisz, nie wygląda to tak, jak u mnie - rzekła. - Nie będę jednak narzekać.
        Nie zastanawiała się nad tym, co było źródłem tajemniczego hałasu. Nie sądziła, że mogłoby to być coś niebezpiecznego, a w razie czego zarówno ona, jak i naturianin potrafią się bronić. Zresztą, Sarpedon po chwili kazał jej nie zwracać uwagi na dochodzące zza drzwi dźwięki, więc najprawdopodobniej wiedział, co go wywołuje lub sam miał z nim coś wspólnego. Jakkolwiek by nie było, Ayeesha nie uznała tej wiedzy za priorytetową. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Ważniejsze było wyrażenie zdania na temat artystycznej interpretacji wyglądu wnętrza pomieszczenia. Pokusa zastanowiła się przez chwilę, jeszcze raz wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu.
        - Łowy, śmierć i trofea jako symbol siły to dość powszechne zjawiska w sztuce - stwierdziła w końcu, po czym lekko się skrzywiła. - Ale to miejsce wygląda nieestetycznie. W sposobie ułożenia tych wszystkich przedmiotów nie widać żadnego finezyjnego zamysłu, a zarazem nie jest to na tyle chaotyczne, by mogło zostać uznane za artystyczny nieład. Zmarnowany potencjał - podsumowała krótko. - Każdy szczegół się liczy, bo każdy ma na celu przekazać jakąś myśl. A tutaj… Tutaj widzę tylko potrzebę zatrzymania dowodów na swój sukces. Zupełnie jak Feth i jego niegustowne puchary.
        Po pewnym czasie Ayeesha poczuła gwałtowne zawroty głowy. Obraz przed jej oczami na krótką chwilę rozmył się, a dźwięki zlały w jedno. Kiedy zmysły pokusy wróciły do normalnego stanu, stanęła ona przed Sarpedonem.
        - Potrzebuję kilku minut dla siebie - oświadczyła. - Muszę uporządkować myśli, inaczej stracę ich część.
        Podeszła do łóżka i usiadła na nim, krzyżując nogi. Ręce złożyła na kolanach i rozluźniwszy mięśnie, zagłębiła się we własny umysł. Poświęciła nie kilka minut, ale niemal dwie godziny na segregację wspomnień - w końcu od ostatniego razu zebrało się ich bardzo dużo, a selekcja tych ważnych wcale nie była taka łatwa, jak mogłoby się to wydawać. Pozornie nieistotny szczegół mógł potem okazać się kluczowy do przetrwania. Dlatego Ayeesha podchodziła do tego zadania bardzo skrupulatnie, odrzucając tylko niezbędne minimum. Upewniła się, że wszystkie informacje na temat trytona zostały zapisane w jej pamięci, a mnóstwo niuansów, takich jak na przykład barwa głosu mężczyzny, którego truchło pewnie zostało już doszczętnie pożarte przez padlinożerców z jeziora, został zapomniany, zwalniając miejsce na nową porcję świeżych wspomnień.
        Po oczyszczeniu umysłu otworzyła oczy i posłała w stronę mężczyzny uśmiech, który wykreowała na zmysłowy.
        - Teraz jestem gotowa.
Awatar użytkownika
Sarpedon
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sarpedon »

        To, co Ayeesha powiedziała o pokusach sprawiło, że Sarpedon się zastanowił; zdecydowanie nie spodziewał się usłyszeć takiej odpowiedzi, mocne strony postrzegał nieco inaczej, ale jeżeli kobieta tutaj wciąż stała… manipulacja ludźmi… Może było to coś, co pozwalało osiągnąć cokolwiek ponad wszystko… tryton przypomniał sobie, jak to często on sam kieruje ludźmi, podsuwając im błędne iluzje, wiedząc, jak zareagują na podstawie współdzielenia z nimi zwierzęcych potrzeb oraz wnikliwej obserwacji… może to, co robiły pokusy nie różniły się od tego tak bardzo?
        Wśród kolejnych słów odnalazł kilka, które szczególnie go zainteresowały, ale w toku rozmowy nie miał szczególnie w jaki sposób zwrócić na nie uwagi, dlatego jedynie zapamiętał je sobie, powtarzając, że musi przy najbliższej okazji jeszcze dopytać o te rzeczy. W końcu nigdzie się im nie śpieszyło, mieli całkiem sporo czasu do spędzenia z sobą. Zamiast tego po prostu zaczął nakierowywać kobietę na odpowiedni kierunek, prowadząc do zajętego domku, aż w końcu nie znaleźli się w jego środku, nareszcie mogąc sobie pozwolić na przebywanie w zamkniętej przestrzeni. Sarpedon zdążył usiąść, kiedy pokusa zaczęła roztaczać wokół iluzję - tryton obserwował ją z zaciekawieniem, nie do końca rozumiejąc, co takiego widzi; rozproszone wspomnienia podpowiadały mu, że ten widok był imponujący, ale marynarze, od których je zabrał, za mało mieli okazji myśleć o takich miejscach i w nich przebywać, aby naturianin posiadał jakąkolwiek wiedzę związaną z tym. Czy jakiekolwiek wyczucie gustu większe niż tylko przeczucie, że jest to imponujący widok. Trwał jednak za krótko, aby był w stanie dokładniej zrozumieć, dlaczego się tak dzieje. Spojrzał na nią, wsłuchując się w jej słowa, po czym pod ich koniec zamknął oczy na chwilę, a gdy je otworzył, pomieszczenie ponownie się zmieniło.
        Tym razem przed ich oczami stanęła jaskinia o gładko-zaostrzonych ścianach, przypominających nieco ściśnięte żebra wielkiej ryby od środka. Powietrze stało się mętne i o dziwnej barwie, zanieczyszczeniach roznoszących się, falujących - iluzja przedstawiała dno morza, dlatego wolną przestrzeń zastąpiła wizualna ułuda wody. W jaskini panował półmrok, rozpraszany jednak w znacznym stopniu przez intensywne, zielone światło dochodzące z jednego kąta jaskini - na skale znajdował się artefakt, rozsiewający mistyczny niemalże blask, który nadawał całemu pomieszczeniu niezwykłego klimatu, odbijając się na ścianach i błyszcząc na nich. W owym niesamowitym świetle dało się także dostrzec porozrzucane na podłodze w kompletnym bezładzie szczątki ludzkie; tryton rzadko kiedy trafiał na morzu na kogoś z innej rasy.
        - Nie wygląda to również jak u mnie, jak widzisz - odpowiedział Sarpedon; uznał, że skoro pokusa pokazała mu swoje mieszkanie, to dlaczego nie miałby przedstawić i swojego? Ktoś inny pewnie przyjąłby to jako groźbę, jednak tryton robił to wszystko z czystej ciekawości. Dla zaspokojenia tej musiał w końcu też się dowiedzieć, co takiego pokusa sądzi o zwykłym pomieszczeniu, dlatego w końcu rozwiał iluzję, pozwalając jej “sztuce” na ocenienie wszystkiego, co widziała wokół siebie. Natomiast jej opis… jej opis był całkiem interesujący, jednak Sarpedon miał problem ze zrozumieniem wszystkiego. Zbudowany ze wspomnień marynarzy umysł niespecjalnie nadawał się do operowania artystycznymi pojęciami czy abstrakcyjnymi odczuciami, był o wiele bardziej przyziemny (bądź przywodny, hihi), dlatego też brakowało mu przestrzeni myślowej, aby w pełni pojąć to, co Ayeesha chciała mu przekazać. Gdyby jednak powtarzało się to odpowiednio długo… Sarpedon nie miał pojęcia, czy tydzień w jakimkolwiek w stopniu na to wystarczy.
        Nie odpowiedział nic na jej nietypową potrzebę, a także nie zareagował zbytnio na jej dalsze poczynania, obserwując ją uważnie w milczeniu, nie mając pojęcia, co robi. Mimo tego, że nieco już czasu spędzili ze sobą, wciąż wydawała mu się zupełnie obca. Przechylił głowę, zastanawiając się. Kiedy powiedziała, że jest gotowa, zbliżyła się bardziej, po czym przysunął twarz do jej twarzy, agresywnie wtargając w jej przestrzeń osobistą. Jednak odbyło się bez żadnych bliskich spojrzeń, ponieważ niemal natychmiast zaczął ją obwąchiwać; węch w ludzkiej postaci nie miał aż tak słaby, jak w przypadku jego prawdziwej formy, ale wciąż wiele mu brakowało od czułego nosa, dlatego też jeździł nim niemalże po skórze pokusy, w ruchach które niemal zawsze zostałyby uznane za intymne.
        - Wspomniałaś wcześniej, że podpisałaś coś, czego nie powinnaś - powiedział. - O co ci chodzi? Wiem, że ludzie mają umowy, ale wiele razy widziałem, jak łamali je bez wahania. I czemu to zrobiłaś, skoro uważasz, że to był błąd?
        Trytonowi brakowało doświadczenia, aby mógł stwierdzić, że po zmianie perspektywy pewne rzeczy przybierają zupełnie nową wartość. Przechodził niby przez etapy kilka razy, jednak jego umysł zbyt dużym szwankiem to przypłacał, aby mógł z tego wyciągać lekcje. W międzyczasie jednak tryton w końcu odsunął się od pokusy na w miarę bezpieczną odległość, wciąż jednak trzymając na jej ramieniu dłoń, którą wcześniej się o nią opierał.
        - Megaloman… sług… diabeł… tyranizować… wyjaśnij te słowa. - Umykało mu zbyt mocno znaczenie ich, aby mógł zrozumieć, o co właściwie chodzi. Bardzo się postarał, aby zapamiętać je. - Byłaś człowiekiem… nie pamiętasz tego, ale wciąż go udajesz? Nie musząc zbyt często ich zabijać, aby chronić swojej tożsamości. Mówisz, że nie wiesz wszystkiego, ale pewnie więcej ode mnie. Jeżeli spytasz mnie o morze, odpowiem ci, dlatego pytam cię o ląd. I…
        Sarpedon urwał, dostrzegając ruch - jego wzrok przeniósł się ponad ramię pokusy, za którą powoli szedł elf w skórzanym stroju myśliwskim z napiętym łukiem, wycelowanym prosto w plecy piekielnej. Tryton przeniósł ostrzegające spojrzenie na Ayeeshę, ale…
        - Nie ruszać się, potwory! - zawołał elf, samemu zdradzając swoją pozycję po zostaniu dostrzeżonym przez trytona; trzeba przyznać, że poruszał się wcześniej tak cicho, że inaczej byłoby to wyzwaniem. - Jak tylko zobaczę, że coś kombinujecie, to wpakuję wam żelastwo w głowy. Ty! Biały! Mów natychmiast, gdzie jest klucz do szafy!
        Naturianin spojrzał na pokusę z oczekiwaniem malującym się w jego spojrzeniu - jego myśli popłynęły w przestrzeń, zaciskając się wokół żył mężczyzny, gotowe w każdym momencie wyrwać mu jego całą krew z ciała. Ale tylko w ostateczności. Chciał zobaczyć, jak pokusa sobie poradzi z zagrożeniem. Jeszcze nie dostrzegł jej w bojowej sytuacji i dlatego teraz wpatrywał się w nią z zainteresowaniem, oczekując na jej ruch, z magią na pulsie elfa, który pojawił się w tak ciekawej chwili, aby spełnić ciekawość trytona.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości