Równiny Theryjskie[Okolice Elfidranii] Karczma "U Svena"

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

[Okolice Elfidranii] Karczma "U Svena"

Post autor: Aldaren »

        - Jesteś debilem - warknął z irytacją - ludzkim głosem - czarny przerośnięty wilk, zajmując się czyszczeniem z mięsa wysuszonych zwłok jakiegoś mężczyzny, pozostawiając jedynie nagi szkielet.
        - Co ja ci znowu zrobiłem? Znajdź sobie lepsze hobby, niż ciągłe krytykowanie tego co robię. - Obruszył się młody mężczyzna, siedzący w cieniu pod drzewem, wycierając grzbietem dłoni stróżkę krwi, spływającą mu z kącika ust na brodę. Obok niego leżały inny trup, równie co pozostała dwójka wyschnięty i pomarszczony, wyglądający jak suszona śliwka. Chłopak nie był przez słowa wilczego towarzysza ani zły, ani nie zrobiło mu się przykro. Nie od wczoraj podróżują razem, więc się już przyzwyczaił do ciągłego marudzenia drapieżnika.
        - Raczej czego NIE zrobiłeś... - prychnął odwracając się w końcu pyskiem w jego stronę, a następnie podszedł do ostatniego nieboszczyka, jak po poprzednich zostały tylko kości. - Opróżniłeś ich wszystkich z ostatniej kropli krwi i nawet nie przyszło ci do głowy, żeby zrobić sobie zapas na czarną godzinę. - Westchnął niezadowolony i zajął się swoim posiłkiem. Uwielbiał ludzkie mięso, z którego jeszcze nie wyparowała do końca energia życiowa.
        - Przecież wczoraj napełniałem piersiówkę.
        - Owszem, ale od dzisiejszego ranka co chwilę z niej popijałeś licząc mijane pod drodze sarny na równinach z braku lepszego zajęcia, pamiętasz? - wilk oblizał swój pysk i spojrzał krwistym okiem na chłopaka, jakby patrzył na kogoś niespełna rozumu i gorszego od siebie.
        - O cholera...! - wampir niemal jęknął, podnosząc się na równe nogi tak gwałtownie, że przywiązany do powalonego pnia koń, zarżał z niepokojem, przestępując z nogi na nogę. Z mężczyzna rozpaczą zaczął szukać po kieszeniach płaszcza swojej piersiówki, a następnie doskakując z kocią gracją do wałacha zajął się grzebaniem w jukach. W końcu uradowany znalazł swój skarb i z rosnącym napięciem zaczął ją bez pośpiechu odkręcać, jakby to miało zmienić jej zawartość. Miał nadzieję, że złośliwy Burek się myli, chciał żeby się mylił, ale niestety pożywiający się właśnie wilk miał rację.
        - I kiego grzyba tym trzepiesz na lewo i prawo, jak nie powiem czym? Pogódź się z tym dzieciaku, że wyżłopałeś wszystko duszkiem na przedbiegach i skazany jesteś obecnie na wstrzemięźliwość, albo łapanie sarenek, którymi byłeś tak oczarowany, że nie zauważyłeś kiedy wypiłeś całą krew z piersiówki. - Wcale nie przejął się udającym rozpacz i lament młodzieńcem, obsikał z pogardą ogołocone do czysta szczątki i ruszył przed siebie w las zatrzymując się, żeby poczekać aż wampir w końcu się zbierze w sobie.
        - Umrę z głodu... Dlaczego? Za co okrutny losie, za co?! - Histeryzował pokracznie jak jakiś aktor-amator. Westchnął w końcu wiedząc, że tym ani nic nie wskóra, ani nie zmieni nastawienia Zabora do siebie.

        Pogładził konia po gniadych chrapach odwiązując wodze od kłody, przerzucił je przez łeb zwierzęcia, poprawił strzemiona i popręg, a następnie z wyćwiczoną wprawą i bez wybijania się, wylądował w niewygodnym siodle. Nie zamierzał jednak wydawać pieniędzy na coś porządniejszego, ponieważ zawsze po dojechaniu do celu sprzedawał konia i zostawał jakiś czas w danym miejscu. Kiedy je opuszczał kupował innego wierzchowca z podstawowym wyposażeniem. Nie widział sensu w posiadaniu takiego zwierzęcia na stałe, w końcu tylko by się męczyło w miejskich stajniach, kiedy nie wiadomo na jak długo właściciel ma zamiar zostać w jednym mieście.

        Ruszył stępem równając się z towarzyszącym czarnofutrym drapieżnikiem i szedł w obranym przez niego kierunku. Słyszał nieopodal szum rzeki Livar, ale oprócz tego nie miał pojęcia gdzie się konkretnie znajduje, ponieważ przez atak ze strony bandytów, których szkielety zostawił właśnie za sobą, zboczył z purpurowego szlaku handlowego. Nie żałował tego, że ich zabił - sami się o to prosili, a on ich wcześniej uprzedzał, że to się źle skończy. Oczywiście wyśmiali niepozornie wyglądającego chłopaka, za co została po nich kupka kości. Szli przed siebie w milczeniu, wampir nie kłócił się z towarzyszem o to, że zwierz prowadził. Ufał mu, że wyprowadzi ich z powrotem na szlak i będą mogli pojechać do Elfidranii, gdzie Aldaren zamierzał się zatrzymać na jakiś czas i miał zagrać tam na jednym z dworskich bali. Chciał odpocząć od uciążliwego partnera podróży i w końcu wstąpić między ludzi, zyskać nowych znajomości i dowiedzieć się ciekawych nowinek z kraju.

        Wędrówki tej nie było końca i jeździec zaczynał podejrzewać, że Zabor wcale nie ma pojęcia gdzie idą i nawet potwierdzał to ciągłymi przekleństwami rzucanymi pod nosem. Wampir się roześmiał z rozbawieniem, ale po chwili przestał, skupiając wzrok na udeptanej drodze, na którą właśnie wkroczyli, a zaraz pojawiły się pierwsze wiejskie domki. Musiał przyznać, że i tym razem wilk się nie mylił. Może pobyt w tej wiosce nie był planowany, ale chłopak nie zamierzał przejechać przez nią jakby nigdy nic. Postanowił się zatrzymać w tutejszej karczmie i dowiedzieć, jak dojechać do interesującego go miasta, może nawet udałoby mu się napełnić piersiówkę i spędzić miło nadchodzący wieczór.

        Zatrzymał konia przed gospodą, przywiązał do słupka uprzednio poluźniając popręg, by wierzchowca nie cisnął, a po poprawieniu miecza na plecach i zabraniu torby z brzęczącą pieniędzmi sakiewką oraz swoimi skrzypcami, przestąpił przez próg, nakazując towarzyszącemu drapieżnikowi pilnować gniadego wałacha i pozostawionych juków. Zaborowi się to nie uśmiechało, ale nie miał nic do gadania skoro został mu wydany rozkaz. Nie podobało mu się, że pomiatany przez niego mężczyzna coraz swobodniej korzystał z władzy jaką dawał mu nad demonem sygnet z Piekielnym Rubinem "odziedziczonym" po zmarłym mistrzu. Aldaren rozejrzał się po zadbanym lokalu, będąc pod ogromnym wrażeniem jakie robił zadbany i przyzwoity zajazd. Wodził pobieżnie spojrzeniem po tłumie, szukając sobie jakiegoś towarzystwa, ale im dłużej wszystkich obserwował, tym bardziej był przekonany, że z uroczego wieczoru nici. Zrezygnował w końcu i poszedł usiąść przy barze.

        - Dobry - przywitał się przyjaźnie, zastanawiając się czy najpierw powinien zapytać o drogę, czy coś zamówić. O jedzeniu nawet nie myślał, ponieważ nie miało dla niego żadnego smaku i robiło mu się od niego niedobrze, ale dobrego trunku nie mógł odmówić. - Poproszę jakieś dobre piwo, na dobry początek wieczoru, gospodarzu. - W końcu zdecydował się pogodnie rozpocząć tę chwilową, jednostronną współpracę od zamówienia alkoholu.
        Noga mu lekko podrygiwała w rytm granej muzyki i przez chwilę miał taką myśl, aby dołączyć się do gry i śpiewu bardów, ale wolał nie rozstrajać swoich skrzypiec, ponieważ miał zagrać w Elfidranii. Nie dziwiło go, że był zapraszany przez szlachciców i arystokratów na przyjęcia, mimo że był wampirem, można powiedzieć, że sam był arystokratą w końcu wywodził się z dumnego rodu der Leeuwów, choć ostatni krwiopijca Czystej Krwi został zabity, a lazurowooki mężczyzna obecnie już jako jedyny nosił to nazwisko. A co najważniejsze, nawet jako amator bardzo dobrze grał na swoich ukochanych skrzypcach.
        - Pragnąłbym się jeszcze zapytać, jeśli nie masz nic przeciwko szlachetny panie - znów zwrócił się do karczmarza tym razem z lekko zagubionym i zawstydzonym wyrazem twarzy - zboczyłem po drodze ze szlaku i nieco zbłądziłem, wspomógłbyś mnie miły panie poradą jak mógłbym dojechać do Elfidranii? - spytał z zakłopotanym uśmiechem, że zgubił drogę, ale nie bał się przyznać do błędu. Uważał jednak by za długo się nie szczerzyć, żeby nie zdradzić, że nie jest człowiekiem. Mógłby wzbudzić niepotrzebną panikę, albo sprowokować do ataku, a tego nie chciał.
Awatar użytkownika
Edgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Edgar »

        Edgar siedział w rogu karczmy, dość wkurzony, nerwowo stukając palcami o blat stołu i popijając piwo z kufla. Normalnie był spokojny, ale tym razem była jedna myśl, która nie dawała mu spać. Wojska Maurii znów zbierały się na Ekradońskich granicach, gotowe do siania terroru i spustoszenia wśród ludzkich, żywych jeszcze ziem. Możnowładca został więc wysłany do Elfidranii, w ramach przyspieszania procesów dyplomatycznych, prowadzonych już od jakiegoś czasu. Miał wynegocjować wsparcie wojskowe dla garnizonów na Smoczej Przełęczy, a wszyscy na dworze króla Harvena wiedzieli, że Generał Rytugh i Premier Tryghaar nie przystaną na to bez korzystnych warunków. Takich, jak chociażby poparcie od Ekradonu na arenie politycznej Szepczącego Lasu. Do tej misji wybrano właśnie Edgara, ponieważ skorzystanie z usług jakiegoś królewskiego dyplomaty, bądź oficjalnego poselstwa zwróciłoby uwagę leśnych elfów. Zadanie natomiast było do wykonania w pełnej dyskrecji.
        Najważniejszą myślą jednak, która gryzła Edgara, było to, że jest z dala od swoich ziem, mimo nadchodzącego niebezpieczeństwa. Powinien być tam na miejscu, przygotowywać obronę i chociażby prowizoryczne fortyfikacje, na wypadek gdyby nieumarli przebili się przez przełęcz. Zamiast tego jest tutaj, kilkaset mil od swoich włości i od swoich ludzi. Siedział tak cały czas z nietęgą miną, aż z zadumy wyrwał go jego przyboczny, Roderyk. Młody, nie więcej niż dwadzieścia wiosen, niewysoki kawalerzysta w gęstych i rozczochranych blond włosach. Chłopak zdążył posłużyć jeszcze parę lat w chorągwi pod dowództwem Edgara, darzył go wielkim szacunkiem za jego umiejętności i doświadczenie, dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja towarzyszenia mu w wyprawie, bez wahania podjął się zadania razem z nim.
        - Coś nie tak, mistrzu? - spytał Roderyk, po tym, jak tylko opróżnił kolejny już kufel piwa.
        - Szkoda gadać, młody... - machnął ręką Edgar i także dopił zawartość swojego kufla. - Polityka mi głowę zaprząta, straszna rzecz. Jesteśmy pod cholerną Elfidranią, zamiast fortyfikować włości i organizować wojska. Wiem, że ta wyprawa jest ważna, ale widziałbym w mojej roli kogoś innego. Jest dużo dobrych dyplomatów, którzy...
        - Ściągnęliby na siebie swoją uwagę?
        - Tak, zapewne masz rację... - Edgar przyznał Roderykowi rację, wzdychając głęboko. - Dobra, nieważne młody. Zapomnij co mówiłem, po prostu o moich ludzi się martwię. Idę po kolejny kufel, chcesz coś?
        - Nie, już dzisiaj i tak za dużo wypiłem. - pokręcił głową chłopak.
        - Twoja strata. - wzruszył ramionami i wstał od stolika, ruszając pewnym krokiem w stronę baru.
        Przechodząc przez karczmę, widać było że nadchodził wieczór. Do lokalu schodziło się coraz więcej ludzi, już teraz trudno było się przecisnąć do lady. Okoliczni mieszkańcy zbierali się przy stolikach grali w karty i w kości, mierzyli się na rękę. Nie brakowało też na pewno przejezdnych, takich jak Edgar. Kilka godzin minie i przyjdzie ktoś opowiadać o swoich podróżach, przygodach, albo o wojnach które toczył a pół karczmy zejdzie się, żeby słuchać na wpół wyssanych z palca historii. Już teraz można było wypatrzeć parę wybijających się osobowości. Przy barze chociażby, jako jedyny, siedział młody, rosły, wysoki chłopak w czerwonym płaszczu, który rzucał się w oczy przy tym rodzaju towarzystwie, jakie oferowała wioska. Edgar przysiadł koło niego, kładąc na stół garść monet.
        - Karczmarzu, kolejnego kufla dla mnie. Mój towarzysz niestety już nie pije, ale spróbuję nadrobić za niego. - uśmiechnął się do barmana i przesunął pieniądze w jego stronę. Przy barze nie było zbyt gwarnie, chłopak był raczej cichy. W pewnym momencie jednak odezwał się nieco zawstydzony, na co Edgar dość szybko mu odpowiedział.
        - Poprowadzić cię może, młody? Też zmierzam do Elfidranii, jutro lub za parę dni, jeszcze nie wiem. Stąd droga prosta, ale jeżeli się nie orientujesz to ja i mój towarzysz - skinął głową na Roderyka, który zdążył już przysnąć przy stoliku - chętnie pomożemy. Nie wiem tylko czy nadążysz za dwójką sprawnych kawalerzystów.
Awatar użytkownika
Sven
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Opiekun , Chłop , Rybak
Kontakt:

Post autor: Sven »

Słońce już powoli miało się ku zachodowi, a wieczór był pogodny, nie ciepły, nie zimny. To też ruch w karczmie faktycznie był spory, momentami ciężko było nawet znaleźć wolny stolik, a ławy były w dużej części również zapełnione, co nie znaczy, że tutejsi stali bywalcy nie wołali ochoczo do niemal każdego nowego gościa, by przyłączył się do nich i zatopił smutki w kuflu najlepszego, zimnego piwa na całym purpurowym szlaku. Ogień trzaskał w rytm skocznej i radosnej melodii granej przez parę bardów. Była to młoda dziewczyna, która skończyła niedawno dwadzieścia wiosen i jej narzeczony. Mistrz lutni i drobna kobitka o anielskim niemal głosie tworzyli idealny duet, który jakieś dwa lata temu dołączył do "rodziny" karczmarza. Od tamtego czasu niemal co wieczór umilają oni pobyt kolejnym klientom.

Sven sam stał przy ladzie, a pomagała mu stara znajoma, która donosiła jedynie kufle pełne złocistego trunku bogów, by karczmarz mógł stawiać je na ladzie z charakterystycznym dla siebie, pozytywnym stuknięciem o blat, nie bojąc się przy tym, że nieco się uleje, bo naczynia były napełnione niemal do pełna. Nie ma tutaj miejsca na oszukiwanie, czy wyłudzanie pieniędzy za niepełne kufle. Bacznym wzrokiem Ners obserwował wnętrze budynku, robił to już niemal automatycznie, jak co dzień wypatrując, czy przypadkiem nie dzieje się nic strasznego, nikt nie wszczyna burd, albo bijatyk. W tym momencie do środka wstąpił młodzieniec w czerwonym płaszczu, wrzawa i ogólne zamieszanie, które dla stałych gości było czymś, do czego dawno się przyzwyczaili mogła być na początku nieco krępująca, ale kto wie... Przecież każdy inaczej może zareagować na takie bodźce. Przez drzwi, które zamykały się powoli, skrzypiąc nieco goście z ławy zapraszającej nowych dostrzegli futrzanego towarzysza wampira, więc przemilczeli jego wejście, bawiąc się dalej przy kartach.

Krwiopijca podszedł do lady, po czym od razu napotkał na sobie wzrok poczciwego brązowookiego właściciela przybytku, oraz dostrzegł zmierzającego do niego jednego z klientów, Edgara, wojskowego, który przy okazji jakiejś misji wstąpił tutaj przejazdem.
- Dobry, dobry. Wyście nowi to i taki kufel wam zaraz przyniese, że długo lepszego nie posmakujecie. - Odwrócił się, kątem oka jeszcze zobaczywszy dosiadającego się wojskowego. Wrócił więc dosłownie po chwilce niosąc dwa kufle, które stuknęły o blat przed gośćmi.
- Zdrowie panowie, zdrowie. I niech was długo nic nie trapi. - odrzekł spoglądając z uśmiechem na obu.
- Może jeszcze coś do jadła? Kuchary pracuję na cztery gary, ale dla panów na pewno coś szybko przyrządzimy. - Zaproponował, faktycznie ruch był na tyle duży, że kucharki miały co robić, gotowały potrawy bez przerwy, zapachy i aromaty tego wszystkiego przyjemnie roznosiły się wewnątrz drewnianej konstrukcji. Tego wieczoru póki co w karczmie było bardzo spokojnie.

Karczmarz zgarnął zapłatę od Edgara i spojrzał tylko w kierunku Aldarena. Już miał odpowiadać jak dostać się do celu podróży młodego krwiopijcy, kiedy wtrącił się wojskowy. Sven nie miał w zwyczaju przerywać, a nowe znajomości i relacje między klientami były mu bardzo na rękę, budowały dobrą atmosferę w karczmie i dzięki temu miał jedynie więcej gości.
- O proszę, ten tu pan z pewnością doprowadzi Waszą mość do miasta, można na niego liczyć, porządny człowiek. - w międzyczasie w karczmie jak to w karczmie, kelnerki biegały między stolikami, balansując z brudnymi naczyniami bardzo umiejętnie, by nic nie potłuc, donosiły kufle, zabierały brudne...
Goście wychodzili, a na ich miejsce przybywały inne twarze, czasem bardzo znajome, a czasem zupełnie nowe. Przy dwuosobowym stoliku nieopodal drzwi siedziała starsza kobieta, pomarszczona, okryta chustami. Za to tam w rogu karciarz i szuler, którego wszyscy już dobrze znali - tu nie miał już wielu ludzi do oskrobania. Tam natomiast, po drugiej stronie za rogiem jakaś parka w prawie romantycznym klimacie jadła kolację, kaczkę w sosie - jeden ze specjałów Svena.
Cały zajazd tętnił życiem i wprowadzał gości w niemal magiczną atmosferę tego miejsca. Sven przypalając swoją fajkę spojrzał po raz kolejny na siedzących przy ladzie.
- Mogę jeszcze jakoś pomóc?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Dziękuję serdecznie, tego mi było trzeba - odpowiedział karczmarzowi przyjaźnie, kiedy ten zapewnił o podaniu najlepszego piwa w okolicy, a może nawet na świecie.

        Aldaren zaraz po jego odwróceniu się, aby napełnić kufel zamyślił się podrygując nogą przy muzyce. Wypadałoby się wykąpać i może nawet zaryzykować wynajmując na noc pokój, a nóż udałoby mu się kogoś zaprosić do swojego łoża za zgodą ugaszenia jego wampirycznego głodu. Chociaż powinien zacząć na poważnie myśleć o nauczeniu się wstrzemięźliwości, o której napomknął Zabor. Niby jego nałóg jest tak samo niebezpieczny dla niego i otoczenia jak inne, ale jego narkotyk jakim jest krew, zdecydowanie trudniej zdobyć, jeśli chce się go uzyskać bez użycia siły, po dobroci. Nie dopuszczał do siebie myśli żywienia się zwierzęcą posoką. Raz próbował, nie zmieniło to w jego odczuciu, nic poza tym że jeszcze bardziej chciał się normalnie pożywić, w romantycznych okolicznościach.

        Mimo swojego myślowego oderwania od rzeczywistości, wampir pozostawał ciągle czujny i nie umknęło jego uwadze to, że ktoś się do niego przysiadł. Niedługo po tym pojawił się przed nim pieniący płyn, w drewnianym naczyniu. Chłopak podniósł wzrok na karczmarza i uniósł kąciki ust w łagodnym uśmiechu, tak żeby nie pokazać swoich nieludzkich zębów, albo raczej kłów, bo tylko one odstawały od normy.
        - Zdrowia to ja mam pod dostatkiem, miły panie. Szczęścia jedynie brakuje, ale nie można mieć przecie wszystkiego - powiedział unosząc nieznacznie kufel i nie odrywając spojrzenia od oberżysty lekko mu skinął głową. - Za pańskie zdrowie jednak wypiję, bo mnie szczęście jeszcze znajdzie - zaśmiał się z rozbawieniem i upił porządnego łyka. Kiedy odstawił do połowy pełne naczynie z powrotem na blacie, sięgnął jedną dłonią do wewnętrznej kieszeni w płaszczu i wyciągnął jedwabną chusteczkę, zdobioną koronką na krawędziach, którą otarł usta z piwnego wąsa jaki został mu po wypitym toaście.

        - Jeśli mogę, poprosiłbym o nieobrobioną sztukę surowego mięsa z kością dla mojego psa. Wiem że to specjalne zamówienie, przez które możecie ponieść straty, bo nie będziecie mogli zrobić z tego kawałka kilku pieczeni, albo garnka gulaszu, ale niech miłościwego gospodarza głowa o to nie boli. - Odparł spokojnie choć pogodę ducha, zastąpił powagą i głęboką zadumą. Sięgnął do swojej sakwy i wyjął z niej jednego złotego gryfa.
        Mistrz przekazał mu w spadku całkiem pokaźną sumkę z racji, że po zamczysku zostały tylko nagie fundamenty, więc Aldaren mógł sobie pozwolić na taką hojność. Przez to kim był i jaki prowadził tryb życia, i tak za wiele nie wydawał. Sypiać nie potrzebował, jeść nie potrzebował, nie potrzebował także płacić, by ktoś mu przez noc towarzyszył. Jego jedynymi wydatkami były: zakupienie konia oraz zapłacenie za alkohol, aby nie siedzieć przy pustym stole w karczmie i zwracać na siebie niepotrzebnie uwagę.
        - Ja ci dam psa! - Rozległo się wściekłe warknięcie z dworu, które wampir zignorował, nie dając po sobie poznać, że coś słyszał.
        - Bez reszty - zaznaczył pogodnie brązowookiemu mężczyźnie za barem.

        Raz jeszcze podziękował właścicielowi zajazdu, tym razem za zapewnienie krwiopijcy o pomocy ze strony zbrojnego, który dosiadł się do niego i, na którego właśnie zwrócił spojrzenie swoich lazurowych oczu, słuchając go uważnie z lekkim, łagodnym uśmiechem. Nie przerwał mu, ani na moment, wysłuchując do końca tego co wojskowy miał do powiedzenia. Nawet powędrował we wskazanym przez rozmówcę kierunku, by ujrzeć drugiego żołnierza siedzącego w rogu przy stole. Chwilę też milczał gdy ten skończył i zastanowił się nad wszystkimi za i przeciw. Za - było to, że mógłby w przyjaznym towarzystwie dotrzeć do celu, niestety Przeciw bardziej przemawiał do wampira - nie mógłby się przy nich pożywiać, a nawet myśleć o krwi. Nie chciał im robić krzywdy, ale nie chciał też ściągać na siebie kłopotów, które zapewne szybko dopadłyby go, ponieważ Zabor nie umiał trzymać swojego oślizgłego ozora za zębami.

        - Jestem niezmiernie wdzięczny, za twą propozycję, szlachetny panie, jednakże zmuszony jestem odmówić. - Odparł łagodnie, nie spuszczając wzroku, aby nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Teraz zastanawiał się nad sensowną wymówką bez konieczności kłamania. Nie był w tym mistrzem, w przeciwieństwie do demonicznego wilka, do tego brzydził się kłamstwa. Postanowił, że bezpieczniej będzie pominąć usprawiedliwienie swojej decyzji, w końcu nie musiał się tłumaczyć obcemu. - Wystarczy mi jedynie wskazanie odpowiedniego kierunku - uraczył go przyjacielskim uśmiechem, oczywiście nie szczerząc się jak głupi do sera. Nigdy nie pokazywał swoich zębów, a zobaczyć je można było kiedy był sam na sam, z kimś kto już wiedział, że młodzian jest wampirem, i dostał przyzwolenie skosztowania krwi swojego chwilowego towarzysza. Inaczej to się odnosiło do walki na śmierć i życie, w końcu ci co je ujrzeli, zawsze odchodzili z tego świata.

        Wilk leżał na zewnątrz, przy koniu swojego towarzysza, nieopodal drzwi i ze znudzeniem przyglądał się każdemu wchodzącemu i wychodzącemu z karczmy. Nie raz coś burknął dla rozrywki, kiedy lokal opuszczała wspólnie grupka ludzi. Jak się można domyślić, to co mówił nie było miłe i podejrzewający siebie nawzajem ludzie szli przed siebie sprzeczając się między sobą o to, albo ostatecznie bijąc się już jakiś kawałek od karczmy. To niezwykle bawiło demona, którego krwawy wzrok padł właśnie na chłopaka z heterochronią. Nie pachniał jak człowiek, ale tak wyglądał. To zaalarmowało Zabora, który się podniósł patrząc na niego z pomarszczonym w złości nosie i cicho warcząc. Wietrzył kłopoty, ale nie wiedział jak - i czy w ogóle - poinformować o tym wampira. Zaraz jednak z powrotem się położył, jak tylko przybysz zniknął w środku.
        - Nie jestem jego niańką, niech sam sobie radzi. - Burknął z obojętnością pod nosem i warknął na obwąchujące go, i zapraszające do wspólnej zabawy, psy strzegące przybytku i witające gości. Kłapnął kłami na jedną sukę, a futro mu się na grzbiecie zjeżyło. Zwierzęta z piskiem i podkulonym ogonem zrezygnowały z chęci zaprzyjaźnienia się z wilkiem.
        - Banda zapchlonych mięczaków. - Prychnął leżąc ze znudzeniem.

        Wampir w między czasie, wypił do końca kufel, poprosił o następną kolejkę i znów zastanawiał się nad wzięciem dla siebie pokoju, a nawet nad wspólną podróżą z wojskowymi. Może nie byłoby tak źle jak na początku zakładał, w końcu zdążył zauważyć, że współcześni mieszkańcy Alaranii stali się bardziej tolerancyjni dla innych ras. Podczas swojej podróży nie raz widział wampirzyce, pracujące jako kurtyzany, wampirzą arystokracje zapraszaną na ludzkie dwory, no i oczywiście sam był zaproszony właśnie, aby zagrać na balu. W obecnych czasach, oprócz bandytów i zgrai łowców wampirów, prawie w ogóle nie spotkał się z wrogością, co niezmiernie go radowało.
        - Miły panie, chciałbym jeszcze wynająć pokój na noc, najlepiej z dwuosobowym łożem i balią, jeśli macie takowe w tym pięknym lokalu. - Zwrócił się znów do karczmarza, nie wyglądał na specjalnie przekonanego co do swojego zamówienia, w końcu mogło wyjść tak, że wyrzucił właśnie pieniądze w błoto, ale tym zamierzał się martwić dopiero z rana.

        Zerknął z zaciekawieniem na siadającego obok, po swojej drugiej stronie mężczyznę wyglądającego na podobnego wiekiem. Robił pozytywne wrażenie, ale wampir jeszcze nie wiedział czy na pewno zostanie w karczmie do rana, więc nie zaczepiał sąsiada. Obrócił się na moment w stronę drzwi, aby spojrzeć czy Zabor niczego nie kombinuje, co zwaliłoby im na głowy kłopoty. Widząc jednak, że towarzysz leży i czuwa, choć miał zamknięte oczy, postarał się zrelaksować i skupić na sprawach ważniejszych niż pilnowanie demona. Wtedy do jego nosa dotarł, przyjemnie słodki, choć w rzeczywistości metaliczny zapach krwi i poczuł denerwujące uczucie, jakby swędziały go kły. Nie był z tego powodu zadowolony i kątem oka powędrował w stronę tego prowokującego zapachu, który wydobywał się od, przed chwilą przybyłego, chłopaka siedzącego obok. Wpatrzony z ukosa w poczynania przybysza, opierał głowę na dłoni, przytkniętej do własnych ust, tak aby grzbietem zatykała nos wampira, który potrzebował jakoś uciec od tej woni, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Ostatecznie, żeby skupić się na czymś innym wypił jednym haustem zawartość swojego kufla i poprosił jeszcze raz o to samo.
Awatar użytkownika
Edgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Edgar »

        - Również zdrowia karczmarzu, jak i powodzenia w interesach. Prowadzenie oberży to niełatwa sprawa, jak mniemam. A przy okazji, skoro już rozmawiamy, nie było okazji się wcześniej przedstawić. Edgar Wyndhelm z Ekradonu, wierny poddany króla Harvena. - odpowiedział Svenowi z uśmiechem, wyciągając rękę najpierw do niego, a po uściśnięciu także do siedzącego obok młodzieńca. Nie powinien pewnie się tak obnosić ze swoim pochodzeniem, gdyż mogłoby zaważyć to na misji, ale po kilku kuflach, Edgar średnio się tym przejmował. Wychłeptał piwo i odłożył puste już naczynie na blat, po czym zwrócił się do siedzącego obok Aldarena - Tobie chłopcze, w takim razie, szczęścia. A zdrowia mi możesz oddać - dodał ze śmiechem - u mnie z racji wieku go trochę brakuje. Kiedyś machałem mieczem aż miło, teraz niektórzy młodzi mnie powoli przewyższają. Choć swoje nadal potrafię.
        Po toaście, chłopak zamówił kawał surowego mięsa, rzekomo dla swojego psa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, prócz tego że podróżnicy, którzy nie są myśliwymi czy traperami, rzadko zabierają ze sobą psy, a na żadną z tych dwóch profesji nie wyglądał. Zaczęło się robić jednak dziwnie, gdy Aldaren zapłacił z góry bardzo wysokim nominałem, a chwilę wcześniej po karczmie rozległo się warknięcie zwierzęcia, i to dość nietypowe, bo we wspólnym języku. Zaintrygowany Edgar wychylił się, aby spojrzeć przez drzwi i przed karczmą ujrzał wielkiego, czarnego wilka o czerwonych ślepiach. Nigdy czegoś takiego nie widział, zwłaszcza gadającego, był więc naprawdę pod wrażeniem, ale także wydawało się mu dość podejrzane. Edgar miał nadzieję rozwiać swoje wątpliwości, zwrócił się więc jeszcze raz do chłopaka.
        - Pochwalicie się swoim towarzyszem? Jak żyję to ani razu nie widziałem gadającego wilka, zastanawiam się czy to jakiś egzotyczny zwierz z północy, albo zza morza, albo cholera wie. A może zaczarowany? Żeby gadał, albo żeby choćby sam dźwięk emitował? - spytał Aldarena, mając nadzieję na wyciągnięcie kilku ciekawych informacji.
        Później, gdy już uporał się z pytaniami o wilka, chłopak po dłuższym zastanowieniu odpowiedział mu na propozycję dotyczącą wspólnej jazdy do Ekradonu. Wojskowy spytał się w ten sposób, ponieważ chciał być miły, jednak po zachowaniu Aldarena, domyślał się, że odmówi. Skinął do niego głową i odpowiedział.
        - Jakbyście się rozmyślili, dajcie znać. A stąd już prosta droga, kilka staj na południowy zachód, po trakcie. Bez problemu powinniście dotrzeć.
        Edgar zamówił jeszcze w międzyczasie parę kufli, a do karczmy wszedł młody, na oko w podobnym wieku co Aldaren, szczupły jegomość. Był cichy, w zasadzie odezwał się tylko raz, prosząc karczmarza o wodę, mimo że przysiadł się do całej zgrai przy barze. Usiadł, a w oczekiwaniu na wodę, wyciągnął figurkę pajączka, którą nasączył krwią, a potem położył na blacie, gdzie chodziła i poruszała się dziwnie, rytmicznie, jak na rozkaz. "Kolejny cudak. Najpierw gadający wilk, potem magiczny pająk na krew..." westchnął Edgar, dopijając kufla i zagajając nowego przybysza.
        - A wy pochwalicie się swoją zabawką? Jakieś magiczne ustrojstwo, opowiedzcie o nim to i owo. Jestem dziś w nastroju, chętnie posłucham paru opowieści. O technikalia się nie martwcie, dam sobie radę ze zrozumieniem.
Awatar użytkownika
Sven
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Opiekun , Chłop , Rybak
Kontakt:

Post autor: Sven »

Można powiedzieć, że w karczmie właśnie trwały szczytowe godziny i była zapełniona dosłownie po brzegi. Mnóstwo ludzi, kilku, albo nastu nieludzi. Każdy bawił się jak mógł. Mimo tak znacznej ilości istot, które przebywały wewnątrz cały ten tłum wciąż nie był w żaden sposób naprzykrzający się, przynajmniej jeszcze nie póki godzina była młoda. Wnętrze było poza tym na tyle obszerne, że momentami nawet ciężko było odczuć ile tak na prawdę osób bawi się "U Svena". Do baru podeszła jedna z barmanek, która ze względu na wzmożony ruch pomagała karczmarzowi i przede wszystkim uzupełniała puste kufle, które stały na ladzie na życzenie klientów. Do dwóch wcześniej tu siedzących dołączył się młody chłopak, o dwukolorowych oczach, który od razu zwrócił uwagę właściciela zajazdu. Poprosił jedynie o wodę, Ners skinął uprzejmie na powitanie i dając do zrozumienia, że przyjął zamówienie...

Jakże ucieszył się poczciwy brązowooki mężczyzna jak każdy zamawiający u niego piwerko przy ladzie w tak miły sposób mu odpowiedział. Zawsze sprawiało mu to swego rodzaju satysfakcję. Czuł się dobrym karczmarzem, kiedy jego goście byli uprzejmi, zadowoleni, uśmiechnięci i bardzo hojni. Prawda nieco zaskoczyła go moneta złotego gryfa od kogoś, kto dopiero co raczył wejść do środka i od razu mu się zapaliła z tyłu głowy alarmująca lampka. Trzeba być nieco bardziej czujnym w stosunku do tego jegomościa. Nie oznacza to zamiany zachowania w jego obecności, albo innego traktowania. Po prostu trzeba uważać, na wszelki wypadek. Zdawało mu się przez chwilę, że Edgar jako starszy i doświadczony facet poczuł mniej więcej to samo, być może panowie wymienili się nawet krótkimi spojrzeniami w milczeniu, nie dając nic po sobie poznać.

Karczmarka uzupełniła kufle wojskowego i krwiopijcy, Sven natomiast po chwili przyniósł szklankę wody dla kolejnego gościa. Przystanął na przeciw i nachylił się przy ladzie stawiając ją przed Vexianem.
- Proszę, szklankę wody to macie na koszt firmy. - Po chwili ściszył jednak głos i uprzejmym tonem dodał.
- Prosiłbym tylko, żeby Pańskie zabawki nie przeszkadzały innym gościom, poza tym można się u nas radować na wszelkie sposoby. - Wzrokiem wskazał, by była jasność na tego pajączka stukającego po ladzie, którego stuknięcia swoją drogą ledwo było słychać nawet przy barze ze względu na trwającą cały czas wokół imprezkę.

Cała zabawa na całe szczęście zagłuszała również w znacznym stopniu nieuprzejmego futrzaka przed karczmą, który mając pilnować konia chyba zbytnio się nudził i postanowił nieco napsocić. Ludzie całe szczęście wychodząc byli już na tyle wstawieni, że nawet nie myśleli o tym, że to wilczur może takie odgłosy wydawać, nieraz śmieszne z tego sytuacje wynikały, ale raz to się chłopy prawie pobiły przez niego. Słońce już powoli zachodziło, ale było ciepło, więc oba psy karczmarza leżały pod karczmą po drugiej stronie wejścia z dala od nietypowego przypadku i raczej nie śmiały podchodzić bliżej, czując swoimi bystrymi psimi noskami, że to nie je nasz. Czasem mogłoby się zdawać, że zwierzęta również są w stanie wyczuwać magię, kto wie. Raczej z ostrożnością obserwowały jedynie czarnofutre stworzenie, nie mając przy tym zamiaru ustępować pola, bo w końcu były u siebie i w ich mniemaniu to bardzo silny argument, chociaż fakty były takie, że jakby demoniczny piesek chciał im zrobić krzywdę, to zrobiłby to bez problemu.

Mimo dość szybko zdjętej przez Svena z blatu złotej monety nie umknęła ona co bardziej wyostrzonym na takie rzeczy w karczmie parom oczu. Stojący pod ścianą w skórzanej zbroi i z nożem przy pasie mężczyzna o przyozdobionej szramami twarzy skrzywił się lekko i przyjrzał młodemu wampirowi, a po krótkiej chwili do baru podeszła kolejna ciekawa osobistość z głębi karczmy. Kobieta o dość intrygującym spojrzeniu błękitnych oczu, które wokół źrenic miały jeszcze obwódki w kolorze fuksji i nieco krótkich, ale szpiczastych uszach. Można by domniemać, że półelfka. Usiadła po lewo od Edgara, który dzielił ją teraz od Aldarena, ale nie przejmowała tym się.
- Czeeść chłopcy. - Akcent miała też nietutejszy, ale głos delikatny i przyjemny dla ucha. Nauczyła się też mówić na tyle głośno, by była dobrze słyszana przy karczemnych odgłosach. Twarz miała młodą, przyozdobioną jasnoniebieskimi piegami, z ustami pełnymi, wdzięcznie się do panów uśmiechającymi. Jej włosy natomiast były długie, choć aktualnie ładnie spięte w kolorze fioletu. Można powiedzieć z pewnością, że była na tyle atrakcyjna, iż każdy nie znający jej tu już od dłuższego czasu zwrócił by na nią uwagę. Założyła zgrabnie nóżkę na nóżkę i machała sobie jedną z nich w rytm muzyki, kładąc się niemal na blacie, by skierować wzrok na młodego wampira, prezentując przy tym dość pokaźny, jak na jej młody - sądząc po twarzy wiek, dekolt w kusym stroju. Poruszyła niewinnie rzęsami prosząc o atencję.

Robiło się coraz ciekawiej - to trzeba przyznać z pewnością, ale czy to dobrze? Przede wszystkim nikt raczej nie chciałby, by przy tych wszystkich gościach rozpoczęła się jakaś byle burda bez powodu. Przy stoliku, który cechował się przyjmowaniem bardziej obskórnego towarzystwa, gości podobnych do tego ze szramami na twarzy pod ścianą, atmosfera robiła się trochę cieplejsza. Były to zwykłe, pospolite szumowinki z paru grupek, które zresztą średnio przepadały za innymi rasami, lub zbyt magicznymi wydarzeniami. Zdarzyło się nawet kiedyś, że po paru głębszych czepiali się Svena o jego nieskończoną fajkę, ale póki co było na to za wcześnie, całe szczęście, że w karczmie było też paru stałych gości. Poczciwe to były chłopy i nie dość, że klienci, to dzięki umowie z karczmarzem w zamian za tańsze piwo zgodzili się pilnować tutaj porządku. Były to dwa stoliki, czyli tuzin zdrowych, mocnych chłopa jakby nie patrzeć. Z istotami magicznymi mogliby mieć problem, ale narazie nie zapowiadało się, by takowe miały jakieś złe zamiary, za to z bandą spitych szumowinek poradzą sobie bez problemu.

Sven zwrócił się do wampira chwilę po tym, jak do gości przy ladzie dołączyła Yassie. Wcześniej dziękując wszystkim za życzenia, zwłaszcza uprzejmie skinął wojskowemu, za powodzenie w interesach. Właśnie przybyła druga karczmarka, by zastąpić na chwilę właściciela.
- Proszę pana ze mną, pokażę nasze pokoje i znajdziemy jakiś kawał mięsa dla towarzysza. - Wskazał gestem dłoni kierunek, należało przejść za ladę, tam za rogiem były schody prowadzące na wyższe piętro. Karczmarz jednak poczekał najpierw na to, jaką decyzję podejmie Aldaren, bo widział, że nie tylko on pragnął z nim teraz zamienić parę słówek.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wampir uśmiechnął się szarmancko, z pewnością siebie godną arystokraty, do karczmarki napełniającej jego kufel. Nie liczył z jej strony na coś więcej, ale to nie znaczyło, że nie mógł być dla niej miły i uprzejmy. Ponadto nie zamierzał robić właścicielowi tego lokalu żadnych kłopotów, bo sam ich nie chciał ściągać sobie na głowę. Ciężkie jest życie wampira wśród ludzi, oj ciężkie. Nie podróżował przez to, że nie miał swojego miejsca na ziemi, ponieważ znajdowało się tam gdzie wszystko się zaczęło i skończyło, aby rozpocząć wszystko na nowo - w starym zamczysku der Leeuw'a jakiś kawałek drogi od Maurii, po którym zostały same ruiny, jednak krwiopijca otrzymał w spadku taką sumę, że na spokojnie starczyłoby mu na odbudowę i umeblowanie dworku, a nawet zatrudnienie służących i jeszcze zostałaby mu sakwa pełna złotych gryfów; ale nie został tam podejrzewając, że czułby się bardzo osamotniony, otoczony chłodnymi murami, choć co rusz ktoś by się tam krzątał. Aldaren miał jeszcze czas, aby wrócić i na nowo stworzyć to co zniszczyli ludzie, na chwilę obecną jednak wolał przebywać, wśród innych i cieszyć się swoim nie-życiem, z którego obiecał sobie brać garściami po ostatecznej śmierci jego Mistrza.

        - Miło mi pana poznać. - Odparł szczerze kiedy żołnierz się przedstawił i uścisnął jego dłoń z błyszczącą w oczach młodzieńczą radością z poznania kogoś nowego. - Aldaren z rodu der Leeuw'ów. - Przedstawił się z dumą. Nie bał się rozpoznania przez nazwisko, ponieważ z Mistrzem bardzo długo snuli się po świecie wracając do Alaranii dopiero niedawno, dlatego pamiętać o nich, albo kojarzyć mogli jedynie mieszkańcy Mrocznych Dolin, a w szczególności Maurii i okolic, czyli nieumarli. Jednakże pominął swoje pochodzenie wiedząc, że państwo, w którym dorastał nie cieszy się sympatią ze strony innych krajów. - Przedstawiłbym się w należyty sposób, ale karczma nie jest miejscem, w którym obowiązuje etykieta i tylko bym się ośmieszył. - Dodał pogodnie. - Co do mojego towarzysza, to zwykły, choć w Alaranii może uchodzić za niezwykłego, zwierzak, Sir Edgarze. Ani on zaczarowany, ani dźwięku nie emituje, po prostu gada. Nauczył się mówić tak jak ja czy pan, ponieważ nie pochodzi stąd, jak to trafnie waszmość zauważył. Sam o nim niewiele wiem, prócz tego, że ma paskudny charakter, a mnie to już w szczególności nie cierpi. Otrzymałem go po moim zmarłym opiekunie. - Wyjaśnił przyciszonym tonem, nie miał powodów dzielić się tymi informacjami z resztą gości w karczmie. Nie mówił jednak tak, aby tylko Edgar go usłyszał, bo nie musiał ukrywać tego przed światem, że Zabor nie należy do zwyczajnych pupili, tak więc słowa chłopaka słyszalne były dla jego bliskiego otoczenia. W swojej odpowiedzi na temat futrzaka, lazurowooki był szczery wobec wojskowego, nie znał za dobrze demona, a jedynie pominął informacje o tym, czym zwierzak naprawdę jest, że jest starszy od wampira i, że ten może go kontrolować za sprawą swojego sygnetu tkwiącego cały czas na palcu prawej dłoni, ukryty w ciemnej jeździeckiej rękawiczce, których Al nie zdejmował.

        Upił łyk z kufla, po czym znów przetarł usta z piwnego wąsa, chusteczką w kolorze kości słoniowej z wyhaftowanym w rogu inicjałem. W tym też momencie dosiadł do nich czarno włosy "rówieśnik" krwiopijcy - oczywiście mówiąc tu o wieku szacowanym po wyglądzie - a obok Edgara pojawiła się półelfka zagadująca do nich, ale wyraźnie skupiona na nieumarłym. Zwrócił ku niej swoje spojrzenie, zadowolony z tego, że skupi się na czymś innym, niż zapachu krwi drażniącym jego nos i nieznośnie prowokującym. Przywitał się miło z nią jak to na szlachcica przystało, nie szczędząc przy tym kwiecistej wiązanki wychwalającej jej urodę, ale przelotne skupienie na dziewczynie wzroku utwierdziło wampira w przekonaniu, że jest ona zainteresowana jego pieniędzmi, a nie nim samym. Zamyślił się przez dłuższą chwilę, a z tego stanu wyrwał go dopiero łagodny głos karczmarza. Wstał od lady przepraszając swoje towarzystwo z przyjaznym uśmiechem i powędrował za brązowookim właścicielem zajazdu, przewieszając przez ramię torbę ze swoimi drobnymi, acz najcenniejszymi, nie tylko przez sentyment, rzeczami.

        Długo nie szukał odpowiedniego dla siebie pokoju, prawdę mówiąc zgodził się na pierwszy zaproponowany przez mężczyznę, a wychodząc z pomieszczenia, zostawił przy łóżku swoją torbę i miecz. W końcu drzwi zostaną zamknięte na klucz, a wampir nie potrzebował pałętać się po gospodzie z całym swoim osprzętem. Sakwy też z sobą nie brał, w końcu zapłacił za piwo bardzo dużym nominałem i nie wymagał reszty, która nawet po wynajęciu pokoju i zamówieniu kilku kolejnych kolejek i tak była znaczna, ponieważ dla oberżysty zostało dwieście, bądź sto pięćdziesiąt ruenów. Następnie wrócił z karczmarzem do baru, ale nie zajął swojego miejsca przy ladzie. Poczekał cierpliwie, aż ten wróci z zamówionym mięsem dla Zabora, a młodzian w międzyczasie przysłuchiwał się rozmowie wojskowego z tym "czarodziejem" co się do nich dosiadł i ożywił drewnianą figurkę, wamp sam jednak gawędził z dziewką, o ile nie był wciągany do rozmowy przez mężczyzn. Wiedział już co powinien zrobić i pragnął zabrać ją na górę, zaraz po tym jak da wilkowi jeść i go uspokoi, by za wiele nie gadał.

        Wyszedł na zewnątrz po tym jak zostało mu przyniesione zamówienie. Położył naczynie z kawałkiem mięsa na ziemi i wymijając drapieżnika podszedł do konia, którego przyjaźnie zaczął głaskać po chrapach, choć miał poważną minę.
        - Byłbym wdzięczny, gdybyś był tak łaskaw trzymać przez jedną noc paszczę zamkniętą na kłódkę i nie otwierać jej nie proszony o to. - Mimo że skupiał się na głaskaniu wałacha, jego słowa były w pełni skierowane w stronę czarnego zwierzęcia, które właśnie podniosło się z wrogim spojrzeniem z ziemi i cicho warczało na wampira.
        - Za kogo ty się uważasz szczeniaku, żeby zwracać się do mnie takim tonem i to jeszcze bezczelnie odwrócony plecami. - Kłapnął z niezadowoleniem szczękami jeżąc futro na grzbiecie i pochylając głowę jakby gotowy do ataku.
        - Obecnie? Za nikogo, jestem tylko prostym podróżnikiem chcącym zwyczajnie miło spędzić czas i odpocząć sobie od nieprzyjemnego towarzystwa, zapchlonego futrzaka myślącego, że jest panem tego świata. - Odparł zerkając kątem oka na towarzysza, równie wrogim spojrzeniem, okazującym kto tu jest panem. - Jeśli jednak pytasz ogólnie, to jesteś mi podporządkowany i masz spełniać moje rozkazy tak długo jak będę sobie tego życzył. Skoro nie można się z tobą dogadać inaczej, niech tak będzie, że za każdym razem będziesz przeze mnie kontrolowany. - Burknął władczym tonem, ignorując niezadowolone ujadanie demona. - Przypuszczałem, że tak będzie, nie dajesz mi wyboru. Rozkazuję ci, abyś się zamknął, zajął jedzeniem i przez całą noc pilnował mojej własności jako zwykły pies.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, jedynie żądne mordu, krwawe oczy zwierzęcia, pełne nienawiści. Zabor bez najmniejszego piśnięcia dostosował się do polecenia, jednakże Aldaren nie był z tego powodu szczęśliwy. Nie lubił zmuszać innych do zrobienia tego o co prosił, ale z wilkiem nie szło obchodzić się inaczej.

        Chłopak wrócił do przybytku z wyraźnie popsutym humorem. Uraczył swoje towarzystwo jedynie lekkim uśmiechem, w tym tę półelfkę i dopił do końca swoje piwo, aby opuścić zajazd i się przejść. Nie wiedział czym sobie zasłużył na to, aby wilk niszczył każdą szczęśliwą chwilę w jego życiu, jaka tylko się nadarzyła, nawet jeśli to było głupim zawiązaniem znajomości z innymi klientami w karczmie. Nie chciał się jednak tym zadręczać i myśleć, czy nie byłoby mu lepiej w zamczysku. Przez to wszystko jedynie bardziej wzmogło się w nim pragnienie krwi, które zamierzał zignorować. W końcu nic złego nie powinno się stać, prawda?
Awatar użytkownika
Edgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Edgar »

        Uśmiechnął się szeroko do Aldarena, gdy ten uścisnął jego rękę i przedstawił się. Nie rozpoznał nazwiska, więc nie zwróciło ono specjalne jego uwagi, choć gdyby wiedział, że jest to ród z Maurii, prawdopodobnie sytuacja diametralnie by się zmieniła. Dowiedział się jednak, że chłopak jest z rodu szlacheckiego, co wzbudziło jego ciekawość. W stanie upojenia kompletnie nie myślał o tym, że obecność młodego szlachcica w takiej karczmie jest podejrzana.
        - Szlachecka krew widzę, panie Leeuw! A pochwalcie się może, skąd żeście panie przyjechali? Cholerniem ciekaw, co to za okolice gdzie mają gadające wilki i arystokratów puszczanych samopas. Nie zrozumcie mnie źle, ale mało kto ze szlachty w Alaranii jeździ samemu. Ja chociażby mam młodego swojego, Roderyka. - Wskazał wzrokiem śpiącego blondyna na krześle w rogu karczmy. - Dobry giermek z niego, choć krótko pode mną służył. Zdążył razem ze mną jedną walkę stoczyć, w mojej chorągwi. Kolejna potyczka o Smoczą Przełęcz, dwa lata temu, cholerne ścierwa z Maurii nigdy nie odpuszczają. Materiałów do nieumarłych wojsk to mają co nie miara, zawsze szeregi tych szkieletów i innego tałatajstwa pełne, ale odparliśmy ich, jak to zwykle. Chłopak jak lew walczy, mówię wam, panie Leeuw. Tak dumny z niego byłem wtedy, że mu całą kolejkę postawiłem. No dobra, ale koniec o mnie, teraz o sobie trochę opowiecie może? Czy o suchym pysku niezbyt lubicie?
        Po chwili, do baru, przy którym gawędziła cała drużyna, podeszła młoda, zgrabna dziewczyna o spiczastych uszach. Prawdopodobnie elfka lub półelfka. Edgar, z racji że był już trochę wstawiony, uśmiechnął się do niej i zagadał po elficku, chcąc się pochwalić swoją umiejętnością w gronie, w którym siedzieli. Jednak ona zignorowała go, kierując swój wzrok na Aldarena, uwodzicielsko mrugając oczami i eksponując swoje wdzięki tak, aby to on mógł je zobaczyć. Szlachcic natomiast odpowiedział na jej zaloty, więc wojskowy, nie chcąc przeszkadzać, dopił swoje piwo, wziął kolejny kufel i przesiadł się do innego stolika.
        - Można się tu przysiąść, drodzy panowie? - spytał, podchodząc do jednego z siedzących towarzystw, kogoś wyglądającego na wojów lub najemników. Mężczyźni byli w naprawdę dobrym nastroju, a jeden z nich, który wyglądał na prowodyra w drużynie, uśmiechnął się do niego i odpowiedział.
        - Jasne dziadku, widać żeś też woj. Siadaj z kumplami po fachu! Co nam ciekawego opowiesz?
        I tak Edgar rozsiadł się w ich towarzystwie, począł opowiadać o bitwach z Maurią, o służbie w straży przybocznej króla Harvena, o niezliczonych bitwach o Smoczą Przełęcz, o tym jak odrąbał lichowi głowę i dziesiątki innych opowieści, a jego nowi przyjaciele raz za razem wołali barmankę, aby dolała staremu weteranowi więcej piwa. Poklepywali go także po plecach, prawili komplementy i naprawdę byli pod wrażeniem jego przebiegu służby. W pewnym momencie jednak, wytrzymałość starego się wyczerpała i po kilkunastym tego wieczoru piwie, coraz bardziej blubrając z każdym kolejnym, w końcu padł pyskiem na stół i zasnął jak niemowlę.
Awatar użytkownika
Sven
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Opiekun , Chłop , Rybak
Kontakt:

Post autor: Sven »

Nim udał się na górę chcąc pokazać izbę osobie, która zostawiła mu na ladzie złotego gryfa poczuł na dłoni wystruganego pajączka. Odwrócił się więc jeszcze do nietypowego klienta i uśmiechnął uprzejmie.
- Dziękuję, oby taki jeden w kieszonce sprawił, by więcej się ich tu nie wylęgało w nadmiarze. Tylko prosiłbym, żeby się więcej nie ruszał. - Ukłonił się lekko i schował ciekawą zapłatę w jednej z wewnętrznych kieszonek swojego fraku, by dobrze czuć jakby ewentualnie miał się poruszać. Przypalił fajeczkę i poszedł na górę prowadząc kolejnego gościa.

Właściwie to karczmarz pominął zwykłe pokoje karczemne i od razu zaprowadził nieumarłego do izby na poddaszu, najdroższej i porządnie wyposażonej, która całe szczęście akurat była wolna. Wpuścił Aldarena do wewnątrz kłaniając się delikatnie i zapraszając go gestem dłoni. Poczekał, aż panicz sprawdzi wyposażenie pokoju, zostawi swoje rzeczy i wrócił z nim na dół, po drodze wręczając w jego dłonie klucze. Po jakimś czasie doniósł przed karczmę również kawałek mięsa, mierząc przy tym wzrokiem demonicznego zwierzaka z nieskrytą ciekawością, ale nie pytał o nic. Od razu poznał po wampirze, że nie jest zwyczajnym gościem i wyczuł również to, że na pewno nie chce ściągnąć ani na siebie, ani na karczmę żadnych kłopotów, więc był dość spokojny i można powiedzieć, że względnie zaufał młodemu krwiopijcy. Nie próbował nawet podsłuchać jego rozmowy z dziwnym zwierzem, chociaż doskonale wiedział, że takowa się odbyła.

Karczmarz nie mógł poprowadzić obu panów do pokojów na raz, co by nikt nie podejrzał za jego sprawą kto gdzie nocuje. Vexiana zatem do pokoju zaczęła prowadzić Helga, chwilę po tym jak Sven wrócił do lady i skinął jej głową. Kobieta wyglądała znacznie lepiej, niż brzmiało jej imię, więc młodzieniec na pewno nie był poszkodowany w żaden sposób, został mu okazany podstawowy pokój, a pracowniczka karczmy poczekała na jego decyzję i jeśli zechciał go wynająć wydała klucz i pobrała opłatę za jedną noc, po czym wróciła na dół.

Tymczasem przy ladzie Sven zdążył zauważyć, że bogaty panicz może być przypadkiem z okolic, z których wojskami walczył Edgar. Zaniepokoiło go to, ale miał nadzieję, że wampir w porę zda sobie z tego sprawę i nie popełni żadnej wtopy. Panowie ze stolika ochronnego cały czas czuwali, a tymczasem w karczmie robiło się już nieco ciszej, bo i pora późniejsza, a słońce zaszło jakiś czas temu. Co słabsze głowy powychodziły, albo zaczęły już o tej porze usypiać. Zatem i ruch stał się nieco mniejszy. Karczmarz oparł się dłońmi o blat i spojrzał na siedzących przy nim, spotykając się wzrokiem z półelfką.
- Jak tam Yassie? - zagadał ją jakby była jego dobrą znajomą.
- Po staremu. Niezły dziś macie ruch, co? - odpowiedziała, a jej delikatny głos mógł wydać się nieco niepasujący do słów i sposobu w jaki się wypowiadała.
- Z dnia na dzień coraz lepszy, wiedzie się.
- Widzę, widzę. Kwiatuszka widziałeś ostatnio?
- Nie, od paru dni go tu nie było.
- Yhm, to polej mi to co zwykle. - Mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem w głosie, chwilę po tym kiedy do karczmy wrócił Aldaren z również nieco słabszym humorkiem. Mógł usłyszeć całą ich rozmowę. Na stole przed elfką po chwili pojawił się kieliszek przeźroczystego alkoholu i szklanka soku z porzeczek.
Para grajków zdecydowanie zwolniła już sobie tempa, nie chcąc przeszkadzać niektórym usypiającym już gościom, poza tym ich gardła również były zmęczone, więc przygrywali już nieco wolniejsze pieśni, czy ballady na swoich instrumentach. Większość ciemnych i tajemniczych typów również opuściła salę. Pozostał z ciekawszych osobistości zakapturzony karciarz, jakaś stara pseudo wieszczka i może ktoś jeszcze, kto niespecjalnie zwracał na siebie uwagę gości.
- Dopisz do rachunku. - Odezwała się otrzymując zamówienie, a Sven przyjął to z uśmiechem na ustach i skinął, jak za najuprzejmiejsze dziękuję. Po jakimś czasie Edgar odłączył się od towarzystwa przy ladzie, co uspokoiło nieco właściciela zajazdu.

Fioletowowłosa wypiła zamówione trunki i wstała od lady, powoli i z gracją opuściła karczmę, a przed nią wsiadła na jednego z czekających tam koni. Odjechała w sobie jedynie znanym kierunku...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Jak już mówiłem mój towarzysz jest spoza granic tej krainy. I na pańskim miejscu zważałbym na język. - Odpowiedział zbrojnemu, kiedy wrócił do baru z dworu, wyraźnie tknięty wcześniejszymi słowami wojskowego na temat Maurii i jej mieszkańców. - Nie przystoi wyrażać swoich negatywnych opinii na temat nielubianego państwa. Można tym sobie zyskać jedynie wrogów. - Westchnął i na raz wypił cały kufel. Nie wiedział czy z jego tonu Edgar domyślił się jego pochodzenia, ale mało go to obchodziło. Był dumny z tego skąd przybył i gdzie miał swój dom. Wiedział, że Mariia nie jest lubianym państwem, ale jakoś innym ludziom z jakimi krwiopijca się spotykał to wcale nie przeszkadzało. Czasami się nawet zastanawiał, czy nie lepiej by mu było gdyby tam został. Miałby stały dostęp do świeżej krwi i nie byłoby to niczym dziwnym, a nawet było by przez niektórych pożądanym.

        Spojrzał pochmurnym, albo nawet zobojętniałym wzrokiem za odchodzącą półelfką, a po tym spojrzał na karczmarza. Nie był zadowolony przez to co powiedział Edgar, przez spotkanie z Zaborem na zewnątrz, kiedy zaniósł mu jedzenie i przez to, że prawdopodobnie teraz stracił szansę na jakąś kolację. Uśmiechnął się lekko do gospodarza, nie zamierzając być kłopotem.
        - Prosiłbym szanownego pana, o cztery kolejki czegoś mocnego, jeśli można. - Poprosił łagodnym tonem, acz obecnie jego wzrok był utkwiony gdzieś w próżni, tak samo sam chłopak, który był myślami gdzieś indziej. Obecnie krwiopijca skupiał się na tym, że napiłby się z przyjemnością krwi i spędził przy tym z kimś noc, ale w karczmie nie został nikt, kto przykuwałby uwagę wampira, chociaż towarzysz Edgara wydawał się być interesujący, choć ujawnienie przed nim tego kim Aldaren jest naprawdę, mogło się źle skończyć dla nieumarłego.
        - Wiem że to nie moja sprawa, ale tak z ciekawości, jaki jest dług tej uroczej niewiasty? - Zapytał chcąc myśleć o czymś innym niż o głodzie.

        Odprowadził wzrokiem zbrojnego odchodzącego do bandy jakiś najemników, a zaraz po tym sam wstał i dosiadł się do jego towarzysza. Po drodze zerknął w stronę obserwującego jego poczynania przez okno Zabora, który tylko z gniewem i irytacją kręcił głową, a jego wzrok był jednoznaczny: "Nie igraj z ogniem, kretynie, bo się poparzysz!". Nie mógł jednak tego wypowiedzieć przez rozkaz wampira. Ten natomiast właśnie dyskutował sobie przyjaźnie z młodszym żołnierzem, hipnotyzując go przy tym, a kiedy mu się udało, uśmiechnął się z satysfakcją obnażając swoje kły. Wiedział, że w półmroku nikt tego nie dostrzeże, a nawet jeśli to będzie na tyle pijany, że nie zwróci na to szczególnej uwagi. Chłopak cały czas wyglądał jakby flirtował z tym wojskowym i czekał jedynie na dogodny moment, aby pójść z nim w końcu na górę do swojego pokoju.

        Tam od razu wgryzł mu się w szyję nie mogąc się powstrzymać. Jedną ręką obejmował go w talii przyciskając jego plecy do swojej klaty, tak mocno by ten nie mógł uciec, a drugą zakrywał mu usta, prowizorycznie, żeby zahipnotyzowany młodzian nikogo nie zaalarmował. Aldaren cały czas uważał by nie pobrudzić swoich ubrań, ani odzienia swojego dzisiejszego kochanka, którego pozbawił ubrania kiedy już zaspokoił swoje pragnienie i razem z nim położył się na łóżku. W środku nocy upuścił mu nieco krwi z dłoni i napełnił tym samym swoją piersiówkę, a następnie zajął się raną, by nie został po niej żaden ślad, albo przynajmniej żeby była niewidoczna.

        Nad ranem wciąż zahipnotyzowany chłopak, zszedł na dół i wszczął burdę z ochroniarzem, aby siniaki zamaskowały ślady na szyi po wampirzych kłach, których wampir nie mógł całkowicie ukryć swoimi umiejętnościami medycznymi. Dopiero wtedy też wojskowy odzyskał własną świadomość, ale nie pamiętał niczego co miało związek z krwiopijcą, nawet tego, że nieumarły się do niego przysiadł.
Awatar użytkownika
Edgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Edgar »

        Odpowiedź Aldarena zdziwiła lekko Ekradońskiego wojskowego. Mauria w większości kręgów miała bardzo złą reputację. Miasto nieumarłych, rządzone przez nekromantów, zmarli zmieniani w pokraczne ożywieńce i żywe szkielety. A Edgar miał z nimi najbardziej na pieńku, gdyż to jego dom był wielokrotnie najeżdżany przez tamtejsze wojsko. To on musiał stawić czoła nieumarłym legionom Maurii. Wzruszył jednak ramionami, chłopak młody, to i głupi. Pewnie nawet nie wie o czym mówi, za daleko do frontu. A bycie podróżnikiem z cudacznym psem nie daje nagle tajemnej wiedzy świata. O całej sprawie jednak zapomniał, rozmawiając z najemnikami. Zanim jeszcze zasnął, widział swojego kompana, Roderyka, konwersującego z Aldarenem. Nie było w tym nic dziwnego, a przynajmniej dopóki nie poszli razem do pokojów na górze. "Nie wiedziałem, że chłopak jest ciepły...", pomyślał Edgar w swoim pijanym umyśle. "Matka by go za to na miejscu pewnie zdzieliła. Ale cholera, co tylko chce, ja się nie będę wtrącał.", wzruszył ramionami i kontynuował swoje konwersacje, żeby później paść na pysk ze zmęczenia i zasnąć.
        Edgar przebudził się gwałtownie, słysząc uderzenie kufla o stół, w żywej konwersacji przy stoliku obok. Kilku mężczyzn tłukło kuflami ile wlezie i przekrzykiwało się nawzajem, a kompani wojskowego już się rozeszli. Nic tu po nim, ruszył do swojego pokoju, aby się lepiej wyspać. Zapukał tylko do pokoju swojego kompana, lecz tam odpowiedziała mu głucha cisza. Albo spał tak mocno, albo siedział w pokoju Aldarena. Nie mu oceniać. Wzruszył ramionami, otworzył swoje drzwi i zmęczony rzucił się na łóżko, od razu zasypiając.

        Znowu obudziły go trzaski, tym razem jeszcze mocniejsze niż poprzednio. Wstał z łóżka, przeciągnął się i spojrzał przez okno, za którym słońce świeciło aż miło, wieszcząc nowy dzień. Było dość wcześnie, ale to, jak słychać, nie przeszkadzało ludziom w karczmie w zrobieniu burdy. Zszedł, ciekawy sytuacji, przy której mógł ewentualnie pomóc. Jakież było jego zdziwienie, gdy na pięści z ochroniarzem walczył... Roderyk. Jego kompan. Edgar szybko rzucił się na chłopaka, by odciągnąć go od walki i samemu przetrzepać mu skórę. Wszczynanie burd bez powodu jest nie tylko nierozważne z powodów zwykłych, ale także biorąc pod uwagę misję, którą mieli wykonać. Gdy uderzyli razem o ziemię, Roderyk rozłożył się na podłodze i wyglądał, jakby kompletnie opadła z niego adrenalina. Minę miał kompletnie zdezorientowaną, wydawał się być zbity z tropu, a Edgar chwycił go za kołnierz, podniósł i zaciągnął do stolika w rogu.
        - Co ty sobie myślisz? Mówiłem ci żeby nie potrzebnie nie zwracać uwa... O kurwa... - momentalnie przerwał, gdy zobaczył potencjalny powód zachowania chłopaka. Szyja, choć trochę upudrowana i ze złagodzoną skórą, miała widoczne ślady. Ślady po kłach. Dobrze znane i nienawidzone przez wojskowego. Czaił się tu wampir. I Edgar już chyba miał pierwszego podejrzanego.
        - Powiedz mi młody, co ty robiłeś z Aldarenem wczoraj, na górze?
        - Z Al... Z Al kim? - odpowiedział mu przestraszony, zdezorientowany Roderyk.
        - Nie zgrywaj głupa. Aldaren, ten szlachcic, co ma gadającego wilka na zewnątrz. Rozmawiał z tobą wczoraj, a potem poszliście razem na górę. Nie myślałem, że jesteś...
        - Nie jestem! - Roderyk nagle się ożywił, po czym zamilkł i znów zaczął zdezorientowanym głosem - Pamiętam że do mnie podszedł... i potem obudziłem się na podłodze. Przed chwilą. - spojrzał na weterana z przerażeniem - Czy on mnie...
        - Czyli mag. - westchnął Edgar, szybko ucinając temat - Nie brałem na tą podróż nic srebrnego, masz coś?
        - Eee... Chyba mam. - chłopak spojrzał na niego zdziwiony i wyjął szpikulec, wyglądający trochę jak gwóźdź. - Srebro z przydziału. Ale po co ci to?
        - Nieważne. - Edgar wstał od stołu i poklepał Roderyka po szyi - Zamaskuj szyję.
        Chłopak z przerażeniem zaczął dotykać się po szyi i poczuł malutkie wgłębienia, zrobione przez kły wampira. Przeraził się i jak strzała pobiegł do swojego pokoju, mijając przy tym Edgara, także zmierzającego na górę. Jednak stary wojskowy nie zmierzał do swojego miejsca odpoczynku, a do drzwi Aldarena. Wiedział które to, podpatrzył ich numer na kluczu, który szlachcic dostał. Teraz już wszystko co tajemnicze, znalazło swoją odpowiedź. To, jak mężczyzna bronił Maurii, skąd może mieć cudacznego wilka, czemu nie chciał jechać z wojskowymi do Elfidranii. Wampir, cholerny wampir. Oparł się o ścianę obok pokoju Aldarena i wyczekiwał jego wyjścia. A gdy w końcu wyszedł... Przyłożył mu szpikulec do gardła, w taki sposób, aby jego skóra chociaż minimalnie to odczuła.
        - Nie mam nic do wampirów spoza Maurii, van der Leeuw. Ale mam coś do wampirów, które wysysają krew z Ekradońskich wojskowych. Przy okazji ich także hipnotyzując. Mówiłem ci, że jesteśmy z Ekradonu, wiesz na pewno czym jest Ekradon, więc na pewno wiedziałeś, co nadejdzie jako następstwo głupich działań.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nie był z siebie dumny, że zahipnotyzował młodego wojskowego, żeby się z nim przespać i przy okazji napić się krwi. Źle się z tym czuł, ponieważ po raz pierwszy od dłuższego czasu użył na kimś swoich mocy, żeby tylko mieć pewność, że nie odmówi się jego zachciankom. Po wypuszczeniu ze swoich objęć i z pokoju młodzieńca w pomiętych, niedbale założonych ubraniach, wampir nie wiedział co z sobą począć. Jakiś czas chodził w tę i z powrotem po pokoju, a po tym przysiadł na parapecie otwartego okna i wpatrywał się w budzący się do życia krajobraz wioski i lasu jej otaczającego. Nie miał tu już nic więcej czego szukać, poza tym czas go naglił, gdyż za kilka dni miał zagrać na dworskim balu. Tam nie będzie musiał nikogo zmuszać, aby ktoś dotrzymał mu towarzystwa przez całą noc i poczęstował go swoją juchą. Prawie jak w domu, a był tego pewien, z tego powodu, że nie pierwszy raz został zaproszony na czyjś dwór, by umilić czas gościom swoją grą. Może nie miał zbyt dużego zainteresowania ze strony tej samej płci (co nie znaczyło, że się tacy nie zdarzali), ale nie miał też co narzekać, skoro młode szlachcianki lgnęły do niego jak ćmy do światła.

        Uśmiechnął się lekko na tę myśl i lekko przesunął językiem po górnej wardze. Uwielbiał to kim był i jaki tryb życia prowadził i nie zamieniłby tego za żadne skarby świata. Był wdzięczny swojemu Mistrzowi za przemienienie go, choć dobrze pamiętał, że na samym początku po staniu się krwiopijcą, nienawidził swojego opiekuna. Kiedy słońce zaczęło wyraźniej okazywać swoją obecność, chłopak przeciągnął się leniwie przerywając swoją kontemplację i zszedł z parapetu zamykając okno. Po tym zabrał swoje rzeczy, przewieszając przez tors i plecy po skosie pas, do którego przytwierdzona była pochwa z dwuręcznym mieczem wampira. Chwilę jeszcze się zakręcił po pokoju zostawiając go w takim stanie w jakim go zastał i upewniając się, że wszystko ma, wyszedł z pomieszczenia zamierzając ruszyć w dalszą drogę, w końcu czas go naglił.

        Dobrze nie zdążył zamknąć za sobą drzwi na klucz, a już został do nich przyparty ze srebrnym szpikulcem przytkniętym do gardła. Krwiopijca nie krył swojego strachu i wcale go nie udawał. Przełknął z obawą ślinę i spojrzał we wściekłe oczy starszego rycerza. Nie sądził, że wszystko się tak szybko wyda, choć sam był sobie winien. Nie dość, że przesadził przejmując kontrolę nad ekradońskim zbrojnym, którego oprócz tego, że wykorzystał seksualnie dla własnej rozrywki to jeszcze wypił z niego krew, wiedząc, że ci szykują się na kolejną bitwę z maurijską armią; to jeszcze po wszystkim dla zatuszowania własnego występku sprawił, żeby młodzian wszczął burdę z ochroniarzem. Srebro boleśnie parzyło jego skórę, co widać było po wykrzywionej z bólu i strachu twarzy arystokraty.
        - S-Sir Edgar... - Wydukał choć głos uwiązł mu w gardle. Było mu niedobrze. - Ja... Bardzo przepraszam, a-ale nie miałem wyboru... Byłem taki głodny. - Jąkał się w obawie o swoje nie-życie przypominając w tej chwili bardziej dziecko, niż dorosłego mężczyznę. - Ja na prawdę żałuję tego co zrobiłem. - Zmusił się do opanowania leku i zachowania powagi tej nieciekawej sytuacji. - Nie wiem, jak mógłbym naprawić całą sytuację. Mogę zapłacić w ramach odszkodowania. Dziesięć gryfów na głowę wystarczy? - Zapytał, choć wciąż widać było po nim niepokój. Nie wiedział co miałby począć. Nie chciał walczyć, bo nie miał ku temu powodów, nawet jeśli chodziło o jego życie, w końcu to wszystko było z jego winy i całkowicie zasłużył sobie na złość wojskowych.
        - Odwal się od szczeniaka ty parchaty dziadu! - Warknął za żołnierzem czarny wilk i nie czekając na nic skoczył od tyłu na plecy napastnika chwytając szczękami ramię, którego to dłoń trzymała niebezpieczne narzędzie. - A ty nie stój jak dziwka na rozjeździe tylko zabieraj dupę w troki i spieprzaj stąd! - Gniew zwierzęcia nie był jednostronny.

        Zmienił się w zwykłego kruka, pozostawiając po sobie jedynie opadające ze skrzydeł czarne pióra. Towarzyszący mu drapieżnik bezzwłocznie puścił weterana i wyskoczył przez okno wybijając je przez to i robiąc drogę ucieczki dla wampira, który wyleciał zaraz za nim. W miejscu gdzie jeszcze niedawno stał pozostał mieszek z odliczonym odszkodowaniem dla rycerzy, a przy wybitym oknie została zostawiona garść pieniędzy pokrywająca koszty zniszczonej szyby. Nie długo trzeba było czekać żeby usłyszeć zaskoczone rżenie konia, a następnie odgłos kopyt stukających w galopie o wiejską drogę.

        Aldaren nie był szczęśliwy z takiego obrotu spraw, mimo że Zabor najprawdopodobniej uratował mu skórę. Niestety teraz wilk wyzywał go od najgorszych i prawił mu iście ojcowskie kazania, od których wampirowi już niema uszy więdły, ale musiał się z tym pogodzić w końcu sam był sobie winny. Zwolnił wałacha dopiero kiedy byli w połowie drogi do celu podróży, a krwiopijca narzucił sobie dwa postanowienia. Jednym z nich była ostrożność, której zamierzał już w przyszłości bezgranicznie przestrzegać, a drugim - wstrzemięźliwość, albo chociaż umiar w spożywaniu krwi, ograniczenie się do jednego "posiłku" na kilka dni, albo chociaż jednego dnia.

Ciąg dalszy: Aldaren
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

        Ostatnio coraz częściej bywała w takich miejscach i nawet dorobiła się swojej własnej legendy o karczemnej centaurzycy. I to nie dlatego, że się tam upijała, czy coś. Pełna kultura. Nigdy nie piła aż tak dużo, żeby następnego dnia nie pamiętać co się wydarzyło ostatniego wieczora. I nie odwiedzała karczm dla picia. O nie. To było jej, szeroko rozumiane, hobby. Przecież to, że była centaurem, wcale nie znaczyło, że musi spać w drewnianym szałasie, chować się przed oczami ludzi, albo hasać po lesie z łukiem jak jakaś niewyżyta księżniczka.
        Na tą karczmę wpadła właściwie przypadkiem. Ale skoro już się z nią spotkała, to wypadało wejść do środka i się przywitać. Drzwi były jak zwykle za niskie, więc pierwsze co zobaczyli goście w środku, to przód konia, a potem byli przeświadczeni, że jakiś jeździec, co postradał zmysły postanowił wgramolić się do środka ze swoim wierzchowcem. Gdy na początku jasne światło oświetliło jej dziewczęcą twarz, oburzone głosy zaszemrały, a nawet gdzieniegdzie rozbrzmiały drwiące głowy "uwaga, kobieta prowadzi". No tak. Tylko jak już przetransportowała się cała do środka w całości, jakoś nagle wszystkim odechciało się nabijać z... centaura. Poprawka. Pięknej kobiety z pięknym końskim tułowiem.
        Cerrina omiotła wnętrze knajpy ostrożnym spojrzeniem. Wiele już nasłuchała się obelg i niewybrednych żartów w swoim kierunku. Wiadomo, że na początku wieśniacy potrzebowali trochę czasu, żeby wyjść z szoku. No bo w końcu centaury prawie wyginęły, aż tu nagle zwala się im do karczmy jakiś pół-koń pół-kobieta jak gdyby nigdy nic.
        Poszukała wzrokiem jakiegoś stolika w najdalszym rogu karczmy, ale pech chciał, że wszystkie były zajęte. Tylko te środkowe były wolne, nie licząc długiej lady i paru krzeseł przy niej. Jakoś nikt się nie garnął do karczmarza, który na pierwszy rzut oka wyglądał na jedynego tutaj normalnego. Stukając kopytami podeszła do lady.
        - Przepraszam. Mogę? - zapytała, lecz zanim dostała odpowiedź, odsunęła dwa krzesła robiąc sobie miejsce.
        - Poproszę jedno duże - poprosiła karczmarza zerkając na wpatrzone w nią pary oczu. Dźwięki rozmów powoli wróciły do izby, stopniowo coraz głośniejsze, aż po kilkunastu minutach wszystko powróciło do normalności. Cerrina otrzymawszy swój kufel zapłaciła karczmarzowi z góry, ale nie spieszyła się z piciem.
Awatar użytkownika
Sven
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Opiekun , Chłop , Rybak
Kontakt:

Post autor: Sven »

Tego dnia Sven Ners dotarł za ladę nieco później niż zwykle. Wynikało to z tego, że musiał wcześniej ugadać się z miejscowymi dostawcami odnośnie paru spraw, pozwolił więc swojej skromnej załodze zacząć bez niego. Dużo się rzecz jasna nie spóźnił, bo cenił sobie punktualność i sumienność, ale też nie mógł odmówić sobie krótkiego spaceru nad rzekę przed powrotem do karczemnej rzeczywistości. Pogoda sprzyjała, gdyż mimo jesiennej aury słońce delikatnymi promieniami obejmowało okolicę królując na jasnobłękitnym niebie.
Jak tylko karczmarz dotarł na miejsce przywitała go kucharka i swego rodzaju zarządca, którzy otworzyli przybytek już o poranku. Był środek tygodnia, więc wczesną porą raczej nie było tu dużo ludzi. Poza tym zdecydowaną większość stanowili miejscowi, gdyż z oczywistych względów wszyscy przejezdni prawdopodobnie znajdowali się aktualnie na trakcie, a takie miejsca stanowić będą ich schronienie, gdy tylko księżyc przejmie inicjatywę, a liczne gwiazdy pokryją ciemne niebo. Właściciel zajął się od razu drobniejszymi czynnościami porządkowymi. Przetarł ladę, co zawsze robił na pierwszym miejscu, sprawdził, czy wszystko w kuchni jest gotowe, oraz czy browar jest odpowiednio przygotowany. Nie stwierdził żadnych nieprawidłowości, no może poza tym, że jego frak wyglądał dziś na nieco bardziej pomięty, niż powinien. Zaśmiał się pod nosem, gdy zdał sobie sprawę z tego faktu i przeczesał palcami brodę, po czym wyszedł przed karczmę.
Popalając fajkę obszedł budynek wokół, by sprawdzić, czy nic nietypowego nie ma tam akurat miejsca. - Robi to codziennie, od kiedy pewnego dnia pracownicy usłyszeli dziwne odgłosy zza ściany karczmy i znalazł za przybytkiem duszę towarzystwa z zeszłej nocy w stanie przedagonalnym. - Wiadomo, że życie karczemne pisze bardzo różne i nietypowe historie. Tego dnia Sven znalazł tylko okolicznego burka, którego prawdę mówiąc się spodziewał. Psina dostała kawałek kości z zeszłodniowego rosołu i ucieszona pognała zakopać ją, wcześniej ze smakiem obgryzłwszy w jedynie sobie znanym miejscu.

Niektórym mogłoby się wydawać, że w takie spokojniejsze dni życie karczmy jest nudne, albo miejsca te nie robią aż takiego wrażenia, jak wieczorami, gdy zjeżdżają się tu najróżniejsze istoty i osobistości. Nic bardziej mylnego, poza tym mężczyzna potrafił czerpać radość nawet z małych rzeczy i podczas, gdy w innych tego typu zajazdach o takiej porze było po prostu smutno i ponuro, jego karczma wyglądała tak, jakby sama z siebie zapraszała do wstąpienia i poznania atmosfery tego miejsca. W obu kominkach żywo tańcowały płomienie, a i pochodnie rozświetlały gdzieniegdzie dodatkowo wnętrze. Zapachy dobiegające z kuchni, oraz od wiszących nad ladą przypraw i dodatków do dań przyjemnie kusiły, co ostrzejsze zmysły. Z rana jeszcze starannie ułożone stoły, ławy i krzesła tylko czekały na nowych gości. Pierwszymi z nich byli - a jakże miejscowi pracownicy, którzy wpadli zjeść coś i popić zimnym browarem podczas przerwy. Miejscowi dobrze znali Svena, wszyscy mieli tu różne zwyczaje, które z czasem, gdy zostały poznane nie dziwiły już, a większość stałych gości karczmarz mógł obsługiwać nawet bez słów - na pamięć. Cieszył się dzięki temu sporym szacunkiem i mimo, że oczywiście nie wszystkim podobała się jego karczma on uznawał to za sukces. Bo czymże byłby ten sukces bez paru zawistnych ludzkich istnień, prawda?

Grupki miejscowych zajęły odpowiednie sobie stoliki, zazwyczaj akurat te narożne, bo żadna z nich nie chciała sobie przeszkadzać w dyskusjach i swego rodzaju sprawach wyższej, w ich mniemaniu rzecz jasna wagi. Jak to chłopi rozmawiali o żonie ślepawego Heńka, biedzie, bądź bogactwie sąsiada i o tym, jakiego kto okonia złowił ostatnio na rzece. Sven czasem uprzejmie się uśmiechał, słysząc tę samą historię po raz wtóry. Był to jeden z aspektów, dzięki którym lubił pracę, jaką niektórzy mogliby uznać za nudną. Pociągnął i wypuścił dym ze swojej fajki, kiedy właśnie do karczmy ktoś zaczął wprowadzać... Chwila.

Ners widział już sporo w swoim życiu, ale akurat centaura nigdy nie gościł w swojej karczmie. Choć paru przemierzało swego czasu okoliczny trakt, więc karczmarz, chyba jako jeden z nielicznych mógł mieć wcześniej styczność z takimi istotami. Naturalnie nie mogło tak nietypowe wejście umknąć uwadze miejscowych, ale Sven nie zwracał na to uwagi. Właściwie bacznie obserwował nowego gościa. Wypuszczona przed chwilą chmura dymu z fajki mogła nieco skryć jego zamyślone spojrzenie, ale szybko machnął dłonią rozwiewając ją, na jego twarzy zagościł pogodny, zapraszający uśmiech. Faktycznie miejsce może nie było najlepiej przystosowane do nieco większych od humanoidalnych istot, ale centaurzyca zdawała nie robić sobie z tego kłopotów. Ludzie też szybko wrócili do swoich codziennych spraw, mimo, że po sali przeszło parę serii cichszych pomruków. - ciężko zaprzeczyć temu, że tułów centaurzycy zrobił na zwykłych chłopach spore wrażenie.

Sven bardzo subtelnie się skłonił, właściwie to raczej kiwnął głową, odłożył fajkę na bok i rzecz jasna pierwszy przywitał przybyłą dość donośnie i swojsko.
- Witamy w karczmie u Svena! Gdy trunku Ci trzeba, bądź jadła dobrego, przybywaj do Svena, tu nie brak niczego!
W międzyczasie grajek siedzący przy kominku dość umiejętnie brzdąkał na lutni, wplatając stukanie końskich kopyt o drewnianą posadzkę w dźwięczną leśną melodię. Karczmarz spróbował w jej rytm powitać kobietę, ale jako, że muzykalny za bardzo nie jest wyszło średnio, ale za to bardzo uprzejmie, w jego mniemaniu.
- Proszę, proszę, służę. - Większość ludzi już w tym momencie zaakceptowało nową istotę. Wcześniej wspomniany szacunek do osoby karczmarza nie pozwalał im nabijać się, czy w jakikolwiek sposób szydzić z osób, które z tak charakterystyczną dla siebie uprzejmością gościł. Na tyle dobrą już wyrobił sobie renomę otwartości.
Gdy mężczyzna odwrócił się, by nalać browaru do kufla zobaczył tylko przez ramię starszą kucharkę, która z nieco rozwartymi ustami patrzyła ze zdziwieniem nie do ukrycia na nową postać. Można powiedzieć, że to właśnie na kucharce centaurzyca zrobiła największe wrażenie, gdyż kobieta wcześniej praktycznie wcale nie miała styczności z nikim, poza ludźmi.
Sven spróbował jedynie nie zaśmiać się z miny swojej pracownicy, gdy z uśmiechem odwrócił się z powrotem do lady, a chwilę później kufel z zimnym złotawym trunkiem uderzył z charakterystycznym dźwiękiem o drewnianą ladę.
- Na trudy wędrówki i nie tylko, przyjemności droga pani! Hej!
Zakrzyknął radośnie. Parę osób przy dwóch stolikach uniosło kufle w swoistym geście powitania i toastu za zdrowie. Karczmarz zgarnął zapłatę na niższą ladę po swojej stronie i oparł się o blat, przypatrując się uważnie, ale w żaden sposób nachalnie przybyłej istocie.
- Więc co Panią sprowadza w nasze skromne progi w tak wspaniałe jesienne popołudnie?
Jak to karczmarz, Ners był dość ciekawski, ale jak najbardziej uprzejmie, nigdy wścibsko. Poza tym, któż by nie był, kiedy można za karczemną ladą usłyszeć tak wiele intrygujących, bądź niezwykłych historii. Mężczyzna zastanawiał się, czy Cerrina zechce opowiedzieć o jakichś swoich przygodach. Dla niego z pewnością byłoby to interesujące doświadczenie.
- Może ką strawę do chłodnego browara, zapewniam, że kuchnię mamy równie dobrą co chmiel!
Uśmiechnął się zachęcająco, wpatrując się w bystre spojrzenie i delikatne elfie rysy twarzy.
Ostatnio edytowane przez Sven 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

        Pomimo wielu już odwiedzonych miejsc tego typu, za każdym razem odczuwała ten sam stres, który towarzyszy jej od pierwszego razu, kiedy odważyła się wyjść na światło dzienne, albo raczej sztuczne, i pokazać ludziom. Bowiem nigdy nie wiadomo jak zareagują, albo jak zareaguje właściciel lokalu. Mimo w pełni kobiecej urody, której pozazdrościłyby jej księżniczki, to w dużej mierze, a właściwie w tej najbardziej lubianą przez płeć przeciwną, była... koniem. Czasami wywoływała zgorszenie, w większości przypadków ciekawość, ale nigdy nie udało się jej otrzymać tego czego szukała - traktowania jak zwykłej kobiety. Wcale to nie oznaczało, że tego żałowała. Przenigdy nie poczuła się źle z tym kim była. Mimo to byłby to bardzo miły gest.
        W tej karczmie było nadzwyczaj przyjemnie. Panował tu porządek, nie śmierdziało "wczorajszymi", ani nie więdły uszy od przekleństw służących za znaki interpunkcyjne. Nawet klienci zachowywali się kulturalnie nie wytykając ją palcami i nie podśmiewając się pod nosem z jej końskiego zadu. Och. Gdyby tylko Aralania miała więcej takich miejsc jak to!
        Lico kobiety rozjaśnił delikatny uśmiech. Gdyby nie zakrzywione rogi wyglądałaby jak normalna kobieta. Piękna, młoda kobieta, o ostrych rysach twarzy, ale bardzo rozumnym spojrzeniu od którego ciężko było się uwolnić. Zniewalająco hipnotyzowała swoimi wyrazistymi tęczówkami oczu, w których mieszały się barwy jak na palecie pogrążonego w amoku malarza. Artystyczna dusza w niej ożyła, kiedy prócz gwaru karczemnych rozmów dosłyszała melodię tkaną strunami zatrudnionego w tym przybytku grajka. Niestety Sven nie był urodzonym muzykiem, a na jego wyczucie dźwięku... bardzo delikatnie mówiąc - na poziomie początkującego. Niestety nie mogła powstrzymać delikatnego grymasu, ale w końcowym odruchu przemieniła go w pobłażający uśmiech. W końcu człowiek starał się i robił to od serca, a że mu to nie wyszło, to już mniejsza z tym.
        - Dzięku... och! - zadziwiona toastem grzmiącym zza pleców aż zaniemówiła. Odchrząknęła i uniosła swój kufel z malowniczą białą pianką na czubku. Po czym upiła dwa duże łyki browaru i wytarła wolną ręką usta ścierając z nich biały kożuszek. Zimne piwo było przepyszne, ale niestety moczopędne, więc uważała z jego ilościami.
        Cerrina wykorzystała przewagę wzrostu do zajrzenia nad głową Svena do zaplecza, gdzie zza wiecznie otwartych drzwi wyglądała na nią grubiutka kucharka. Kiedy ich spojrzenia zderzyły się ze sobą, Cerrina natychmiast odwróciła wzrok powracając nim na sympatycznego karczmarza.
        - Dziękuję Panie, ale jestem syta. Może tylko poproszę o skibę chleba ze smalcem - uśmiechnęła się do niego mile. Człowiek był bardzo uprzejmy i widać było, że wykonywał swoją pracę z przyjemnością i wielkim zaangażowaniem. Takich ludzi to ze świecą szukać na tym padole.
        - Bardzo tu ładnie - skomentowała wodząc wzrokiem po wystroju najważniejszego elementu karczmy, czyli wypolerowanego dębowego blatu za którym błyszczały poustawiane w rzędach butelki z rozmaitą procentową zawartością, pod nimi szereg kufli, szklanek i kielichów od których malowniczych kryształowych pejzaży aż trudno było odwrócić wzrok. Cerrina bardzo lubiła ten wyjątkowy klimat w takich miejscach. Zapach piwa, aromatyczne podmuchy prosto z kuchni, dźwięki trzaskającego ognia w paleniskach i bardzo przyjemny półmrok sprawiający wrażenie oderwania od świata za oknami.
Awatar użytkownika
Sven
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Opiekun , Chłop , Rybak
Kontakt:

Post autor: Sven »

Karczmarz jedynie odchrząknął cicho po swojej średnio udanej przyśpiewce, wrócił do zwyczajnej rozmowy, właściwie prób jej rozpoczęcia. Ciężko było nie dostrzec, że był zarówno dość ciekawskim i wygadanym mężczyznom. Nie bardzo wiedział, co krótka pauza, która nastąpiła po jego pytaniu miała oznaczać, ale postanowił z niej wybrnąć względnie szybko i sprawnie. Jakimś dodatkowym karczemnym zmysłem wyczuł, że chłodny trunek posmakował, w końcu nie mogło być inaczej!
- A może To Pani wolałaby zadawać pytania? Chętnie odpowiem na wszelakie, o karczmie, osadzie, okolicy, lub nawet jej mieszkańcach! -
Zagaił znów radośnie, a przy ostatnich dwóch słowach konspiracyjnie, bardziej na pokaz, niż serio obniżył głos.

Bard z kolei od razu poznał istotę nieco bardziej czułą na jego sztukę, niż podchmielone chłopy. Zainspirowany tym faktem począł grać odrobinę bardziej wymagające utwory, tak, że jego muzyka momentami nawet zdawała się trochę nie pasować do tak zwykłego miejsca, jakim koniec końców była karczma. Trzeba przyznać, że młody miał talent.

- Ten z lutnią to wędrowny grajek, przybył do nas z południa. Właściwie, to sam go wyhaczyłem jak podróżował tym traktem! -
Karczmarz wydał się zadowolony z siebie, brzmiało to jak zapowiedź jakiejś historii.

Wraz z mijającym czasem w karczmie zbierało się nieco więcej ludzi, chłopi pokończyli przerwy, a pod wieczór zaczęli zjeżdżać się pierwsi goście z traktów, aczkolwiek prawdopodobnie z powodu dobrej pogody i jeszcze panującego nad nieboskłonem słońca napływ ludzi do środka był dość powolny. Dawało to gościom na tyle swobody, że można było opowiadać sobie historie, grać w karty, kości, bądź wszelkie inne karczemne zabawy. Im później tym takie rzeczy bywają trudniejsze w takich przybytkach. - wszyscy wiemy, jak kufel za kuflem, beczka za beczką toczy się życie w takich miejscach.

Drobna kelnerka, która roznosiła od czasu do czasu dania z kuchni na stoliki gości urokliwie uśmiechała się do grajka, w którego stronę zerkała niemal za każdym razem, z kolei od spojrzeń niektórych musiała się niemal odganiać. Mimo, że starała się to nie wszystkich obdarowywała tym przemiłym dziewczęcym uśmiechem, ale gdy wracała z jednego z obejść z paroma brudnymi naczyniami spotkała się spojrzeniami z Cerriną i tej również posłała ciepły, prawdziwy uśmiech, jakby witając się, choć bez słów. Sven w tym czasie akurat postawił kolejny kufel na blat, dla mężczyzny, który usiadł na jego drugim końcu. Następnie karczmarz począł polerować kufle czystą jasną szmatką, obleciał wnętrze lokalu wzrokiem i powrócił przed centaurzycę.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości