Równiny TheryjskieDroga do przeszłości.

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg stała u boku przyjaciółki spoglądając , jak rzesza mieszkańców, głównie złożonych z driad, ale także i elfów, gromadzi się tuż przy jeziorze. To była jedna z tych chwil, gdy rudowłosa panna wiedziała, że znajduje się w odpowiednim czasie i na odpowiednim miejscu. Lampiony oświetlały cienkie sylwetki pięknych postaci szepczących do siebie łagodnie, radośnie. Budowali napięcie, jakby naprawdę za chwilę mało wydarzyć się coś wielkiego.
Wieth stała się małą wisienką na torcie tego zebrania. Silje uśmiechnęła się pogodnie do dziewczynki teraz rozluźniając skrzyżowane na piersi ręce.
- No brawo, trochę się naczekaliśmy, ale najważniejsze, że ci się udało. – Odpowiedziała z żartem, ale z pochwalą poczochrała młodsza driadę po włosach.
Dla Silje była to niemalże codzienność, poczucie odpowiedzialności za te społeczeństwo. Teraz naprawdę płynął od niej spokój i pewność siebie. Czuła się odmieniona tym widokiem. Przestała się bać, przestała walczyć z Sonią, z tajemnicą. Mogłoby się wydawać, że odrzuciła wszelkie spory ze swojego serca, ale było zupełnie inaczej. Frigg właśnie w tej chwili podjęła się walki.
Bardzo uparcie się broniła, bała, nie wiedziała, którą drogą podążyć, a teraz stojąc tu i patrząc na ogrom tego niewielkiego królestwa wiedziała co chce zrobić. I chociaż nie rozumiała mowy roślin to czuła jak las głaska jej twarz zapachem, jak wiatr pieści kosmyki jej włosów, jak rozmawia z nią poprzez swoje ruchy oraz oddech. Frigg nabrała powietrza próbując zachłystnąć się tą mową. Natura dała jej ukojenie, odpowiedź. Odpowiedź na to by słuchać serca.
Na samą tę myśl niemalże przyłożyła dłoń do klatki piersiowej, ale w tedy poczuła zaciśnięcie na niej i ciepło.
Driada zerknęła w dół i dostrzegła, że Sonia ją trzyma. Opiekunka uniosła wzrok, ale nie taki pusty, zwykły, skryty, zimny. Wyrażał gotowość do działania, prowokację i odwagę.
- Nasza podróż dopiero się zaczyna – zapewniła jasnowłosą. – Chociaż nadal nie twierdzę, że moje imię to Frigg…
Oddalająca się Opiekunka puściła oczko w stronę Roe, która jak na rozkaz przystanęła tuż przy złotowłosej.
- Odgórny rozkaz by się tobą zaopiekować… - szepnęła cicho do Soni. – A właściwie to się zgłosiłam na ochotnika do twojego towarzystwa w razie potrzeby. – Dodała z lekkim uśmiechem. Roe w przeciwieństwie do większość była ubrana jak strażniczka, w końcu porządek musi panować zawsze i wszędzie, a ona nie miała zamiaru zmieniać swojego stanowiska.
Frigg zbliżyła się do całego stara wielobarwnych wianków. Głowa ją rozbolała na sam widok tych wszystkich pięknych sztuk.
- Matko Naturo, las mamy chory, a wianków więcej niż kiedykolwiek – zażartowała by zagłuszyć ciszę i śmiejąc się głośno, ale chwilę później starała się wytężyć wzrok.
Wybrała wianek, który chyba najbardziej odzwierciedlał obecny stan lasu, a i który miał dla Rudej o wiele więcej znaczeń. Nieco rozlazły, upleciony z zerwanych i zniszczonych kwiatów. Kilka mieszkanek wyraziło swoje zdziwienie tą decyzją, ale kto będzie podważał wybór Opiekunki?
- Moi drodzy, moja przemowa nie będzie długa. Tym razem oczekiwanie na te chwilę było o wiele większe i o wiele bardziej potrzebne niż kiedykolwiek. Nasz las został struty i choć słyszymy jęki cierpienia, i choć kosztuje nas to wiele energii to stajemy się kolejnym dowodem na to, że siła leży w nas, czyli w naturze. Nie gardźmy więc naszymi siostrami, nieważne skąd, nieważne gdzie… Każda z nas ma trudną przeszłość, ale… Ten las powstał dzięki naszym pragnieniom. Tak… Tak, jak każdy.
Po tych kilku słowach, tak jak zapowiadała Roe, Silje miała zanurzyć się w rzece i był to zaraz najprzyjemniejszy i najmniej przyjemny moment tego całego święta. Niby wzniosła i chwalebna chwila, ale woda cholernie zimna!
Na ciele driady pojawiła się gęsia skórka i naprawdę dłuższy czas ze sobą walczyła by chociaż zanurzyć się do bioder, a jak już biodra dotknęły zimnej tafli, to mogła nawet już cała się zamoczyć. Niemniej jednak zrezygnowała z szalonego pomysłu i przystanęła na wysokości pępka. Frigg złożyła ręcę delikatnie pochylając głowę, wówczas wszyscy mieszkańcy zrobili to samo, a Roe delikatnie szturchnęła Sonią by nie odbiegała od reszty. Minutę ciszy zdawał się odliczyć sam las, bowiem mocniejszy wiatr zerwał się na chwilę porywając płatki kwiatów z wianków i wzniósł je ponad głowy mieszkańców. Wszyscy spojrzeli ze zdumieniem na deszcz wolno opadających okrągłych i cienkich kształtów, a ostatecznie zaczęli klaskać i cała atmosfera nagle stała się zupełnie inna. Luźna, swobodna, pełna rozmów i życzliwości, szczególnie gdy wszyscy dookoła zaczęli podarowywać sobie prezenty.
Wieth pociągnęła Sonię za rękę by zwrócić na siebie swoją uwagę.
- Ehm… Jesteśmy przyjaciółkami, no nie? – Zagaiła nieśmiało. – Mam coś dla ciebie… - mruknęła pod nosem, po czym zza pleców wyciągnęła bransoletkę splecioną z kwiatów. – Silje dała mi sznurek i… mi doradziła jak zrobić bransoletkę… Proszę. Żebyś o mnie nie zapomniała, gdy wrócisz do Lasu Driad! – Dodała nieco głośniej nie wiedząc czy raczej z pretensją czy może z zachwytem.
W międzyczasie Frigg wytropiła moment, w którym dosłownie mogłaby wreszcie uciec z rzeki. Wyszła szybko, nieco mniej zgrabnie niż w drugą stronę, gdy wchodziła, ale ważne, że już nie musiała się moczyć. Kilkoma dosyć zabawnymi susami podbiegła do Soni ocierając się rękoma by wzbudzić w swoim organizmie odrobinę ciepła. Chuchnęła w dłonie, potarła nimy, przeskoczyła kilka razy z nogi na nogę.
- Brrrr! – Uśmiechnęła się nieco rozbawiona samą sobą. Ach teraz te strzępy sukni strasznie się lepiły do jej ciała!
Uśmiech poszerzył się rudej na widok kwiecistej bransoletki, ale Wieth udała, że nic nie widzi nieco zawstydzona.
- Dobra Roe – ponagliła Opiekunka swoją siostrę gestem ręki, a driada, jak na rozkaz podała wcześniej już pięknie uszykowany różowy wianek, który Lysberg plotła jeszcze tego dnia na polanie, tylko poprawiła o kilka szczegółów.
Frigg delikatnie ujęła go w ręce i skierowała się w stronę Sonei, stając pierwszy raz od kiedy się zobaczyły, przed nią na wprost nie unikając wzroku, nie kombinując (aż tak bardzo) i cicho westchnęła zbierając się do kolejnej wypowiedzi. Sonia chociaż była niska, to nadal wyższe od Opiekunki o te kilka centymetrów, ale zanim nałożyła kwiaty na głowę złotowłosej poprzedziła ten gest kilkoma słowami.
- Proszę bądź gotowa jutro do podróży. Może być ona długa. – Powiedziała bardzo oficjalnie i stanowczo, lecz w pełni poważnie.
- Niechaj czuwają nad tobą duchy. Duchy lasu. Oby pieczę nad twoją postacią sprawował dobry strażnik i nigdy z tej opieki nie zrezygnował. Sonea… Należą ci się dary wdzięczności za twą pomoc, lecz nie mając nic więcej, a może raczej mając tak wiele, przyjmij ode mnie ten wianek. Nie tylko jako od Opiekunki, ale i ode mnie, osoby całkowicie prywatnej.
Frigg uniosła ręce. Chciało się jej nawet zaśmiać ze swojej postury, bo blondynka mimo wszystko musiała się pochylić, czy jak wolała - ukłonić. Cokolwiek nie zrobiła, Silje postarała się idealnie osadzić wianek na głowie dziewczyny. Ułożyła dłoń na jej ramieniu równając z nią wzrok i zbliżyła twarz.
- A teraz… Teraz możemy poszaleć. – Zachęciła ją ruda kołysząc fiolką z niebiesko-fioletową zawartością.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Dziewczyna obserwowała zgromadzenie driad z mieszaniną ciekawości i zdenerwowania. Również jej udzielał się postępujący, wniosły nastrój, nadal jednak nie czuła się tyle bezpiecznie, by w zupełności się mu poddać. Miłe dla jej ucha były jednak szepty, delikatne zawodzenie wiatru w koronach drzew i pojedyncze okrzyki ptaków, zmieniających warte z dziennych, na nocne drapieżniki. Przymknęła oczy, odcinając się od widoku wielu głów swoich, mimo wszystko, sióstr i ograniczyła odbieranie bodźców do dźwięków i ciepła dłoni najważniejszej osoby w jej życiu. Miły, spokojny uśmiech rozlał się na jej ustach, łagodząc rysy i przydając jej już zupełnie wyglądu małej dziewczynki, a gdy usłyszała głos Frigg, rozpromieniła się jeszcze bardziej, nie odpowiadając jej jednak, tylko spoglądając na nią złotymi oczami.
        Stała więc grzecznie koło Roe, obserwując rozgrywające się przed nią przedstawienie raczej obojętnie. Nigdy nie docierały do niej żadne wzniosłości, symbolika czy znaki. Dla niej Frygga niepotrzebnie właziła do tej zimnej wody, i to w takiej ładnej sukni! Przeziębi się bankowo, a później będzie kichać, smarkać i będzie wredna, bo taka jest, jak jest chora. Bez sensu.
        Szturchnięta lekko w bok zmarszczyła brwi i spojrzała na Roe, dostrzegając po chwili identyczne zachowanie u niej i u pozostałych driad. Wyjątkowo szybko domyśliła się, czego od niej oczekiwano i pochyliła również głowę, zerkając jednak spod rzęs dookoła, by kontrolować sytuację. Średnio wygodna była bowiem ta pozycja. Zaraz jednak podniosły moment się skończył, a usta blondynki rozjaśnił uśmiech, gdy spoglądała na fruwające w powietrzu płatki kwiatów. Sonea pozostała równie radosna, gdy przeniosła swoją uwagę na Wieth. Zdążyła już polubić tą małą driadę, nawet jeśli wydawała jej się nieco dziwaczna. W sumie większość ludzi i istot wydawała jej się dziwaczna, a dziewczynka miała chociaż prężny umysł.
        - Oczywiście, że jesteśmy – odparła i odebrała z widocznym zachwytem bransoletkę. – Jest śliczna! – powiedziała szczerze, a dziewczynka jakby jednocześnie napuchła z dumy i zapadła się w sobie z zażenowania, mamrocząc coś pod nosem, że to nic takiego. Blondynka jednak pokręciła gwałtownie głową, wprawiając w ruch świeżo ułożone loki.
        - Naprawdę jest śliczna – powtórzyła i ku zadowoleniu dziewczynki, od razu założyła sobie ozdobę na dłoń. Co jak co, ale nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, by zorientować się, że córa lasu lubi takie ozdoby.
- Też chcę ci coś dać – powiedziała złotooka jakby do siebie i, nim Wieth zdążyła otworzyć usta, by zaprotestować, pociągnęła ją za rękę po jedno z drzew, dopiero tam ją puszczając.
        - Nagi – szepnęła, wyciągając dłoń w kierunku jednej z młodszych gałązek, która posłusznie zbliżyła się do niej. Sonea wyjęła jedno z długich piórek we włosach, od ptaka pochodzącego z Lasu Driad i wykonała gest, jakby podawała je drzewu.
        - Man padėti sukurti – powiedziała, a gałązka drgnęła i rozgałęziła się na cztery cienkie witki, szybko oplatające piórko, nadając powstającej w zawrotnym tempie wyjątkowo ekstrawagancki, lecz naturalny kształt. Gdy była wystarczająco długa, witki zwolniły, a driada ułamała powstałą ozdobę u nasady gałązki, na co Wieth westchnęła głośno, zakrywając usta dłonią.
        - Ačiū – blondynka skinęła lekko głową i uszkodzona odnoga drzewa odrosła momentalnie, jak gdyby nic jej nie było. Dziewczyna odwróciła się i zawiązała bransoletkę zszokowanej młódce na ręce, po czym spojrzała na nią z zadowolonym uśmiechem i klasycznie nieruchomymi miodowymi oczami. Wieth jednak stała nadal z rozdziawioną buzią, patrząc to na Sonię, to na swoją bransoletkę.
        - Nas tego nie uczą.. – powiedziała cicho, z wyraźnym żalem i podziwem w głosie jednocześnie, a starsza driada uśmiechnęła się, jako że nie potrzebowała lepszych podziękowań.
        Dalszą konsternację dziewczynki przerwało przybycie trzęsącej się z zimna Frigg. Blondynka widząc to skoczyła zaraz do przyjaciółki, pocierając z troską jej ramiona, ale ta zaraz sięgnęła po jakiś nowy wianek i założyła go Soni na głowę, okraszając sytuację jak zwykle swoimi wzniosłymi słowami. Ta jednak zupełnie nie zwracała na nie uwagi, gdyż zatkało ją pierwsze zdanie rudowłosej. Podróż? Jaka podróż? Wyrzuca ją?! O nie, nie moja droga, tak się nie bawimy, gdzie ty, tam ja, gdzie ja, tam ty.. ale zaraz moment, wróć! Sonea mrugała szybko, stojąc jak wryta w różowym wianku, po czym westchnęła nagle głośno i runęła w ramiona Frigg niczym załamująca się przy brzegu morska fala.
        - Fryga! To my razem wyruszamy w podróż tak?! Razem?! – złapała Rudą za ramiona, wyciągając swoje przed siebie i przyglądając się przyjaciółce z wyczekiwaniem. Po chwili jednak najwyraźniej jej emocje sięgnęły zenitu i odpowiedziała sobie sama, zaczynając podskakiwać jak sprężynka.
        - Tak! Sonea i Frigg, kolejna podróż pełna przygód!
        Zamarła na widok małej fiolki ze znajomą zawartością w środku i utkwiła w niej spojrzenie niczym polujący kot, gdy buteleczka bujała się w drobnej dłoni driady. W końcu kąciki ust blondynki uniosły się znów lekko w drapieżnym uśmiechu, a złote oczy przeniosły się na Opiekunkę.

        Parę godzin później polana, na której wcześniej driady z namaszczeniem oddawały cześć Matce Naturze była nie do poznania. Pochylone wcześniej głowy podskakiwały w rytmie muzyki stworzonej głównie z bębnów, piszczałek i uderzeń o ziemię ich własnych stóp. Sonea niewiele pamięta poza tym, że nie wypuszczała z ręki dłoni Frigg, na której ustach wreszcie pojawił się szczery uśmiech, gdy razem weszły pomiędzy tańczących. Blask księżyca wciąż oświetlał polanę w lesie, lecz teraz idealna gładź tafli jeziora zburzona była radosnymi pluskami, przez co odważniejsze driady, decydujące się na chłodną kąpiel. Dzieciaki już jakiś czas temu wysłano spać, a nucone wcześniej tego dnia pieśni ku uzdrowieniu drzew zamieniły się w chóralne śpiewy i okrzyki, którym towarzyszył tupot bosych stóp i uderzenia dłoni. Korony drzew wokoło drżały niczym wstrząsane uderzeniami, kwiaty rozkwitały mimo pory nocnej, a na skraju lasu przystanęły zwierzęta, z wyraźną fascynacją obserwując spokojne dotąd driady, które teraz z pomalowanymi twarzami i okrzykami na ustach, miały zamiar przetańczyć całą noc. Tym razem chyba nikt nie ograniczał tajemniczego fioletowego płynu, bo nie szczędzono go nawet niedoświadczonej w spożywaniu go Sonei. Zafascynowana, oglądała świat na nowo, słuchała jak rośnie trawa, wisiała do góry nogami na gałęziach drzew i próbowała chodzić po wodzie, przekonana że liście lilii ją utrzymają. Było idealnie.

Ciąg dalszy: tutaj
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości