Równiny Theryjskie[Wioska przy rzece]

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Woodren
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Wioska przy rzece]

Post autor: Woodren »

Trójka podróżnych przybyła kwadrans po nastaniu ciemności. Ze względu na brak światła, Woodren nie widział wszystkich budynków, ale zauważył, że osada nie jest szczególnie duża. Młody wojownik nie dostrzegł żadnego ruchu między domostwami.
-"Bardzo dobrze, nie chciałbym przyciągać uwagi."
Zacisnął dłoń na rękojeści miecza - nawyk nabyty podczas pracy w półświatku. Gdy byli bardzo blisko zabudowań, Goldswern odetchnął z ulgą.
-"Wreszcie, nigdy nie miałem tak intensywnego dnia. Musze zapamiętać, że podróż od świtu do zmierzchu nie jest najlepszym pomysłem. Zastanawiam się, jaki typ ludzi tu mieszka. Słyszałem, że w wioskach żyje się inaczej niż w mieście, że wieśniacy pomagają sobie nawzajem, wierzą w dobro wspólne, każdy zna każdego. To wydaje się trochę zbyt piękne, aby było możliwe." - Puścił rękojeść i przeciągnął się. -"Jest tu zbyt spokojnie. Część Leonii była głośna nawet późno w nocy. Nie wiem, czy potrafiłbym tak żyć, lubię, gdy dużo się dzieje."
Woodren zatrzymał się przed ścianą pierwszego domostwa i dał znak pozostałym, żeby także się zatrzymali.
- W końcu dotarliśmy - powiedział, czując zadowolenie. - Riordianie, co powinniśmy wiedzieć o tym miejscu?
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Nie mógł Woodrenowi odmówić racji, jeżeli wcześniej się tam udadzą - to tam też wcześniej się znajdą. A jak się uda, to to wcześniej będzie przed zmrokiem. A to byłoby niewątpliwie coś dobrego. No tak, bardzo dobrze ich rozumiał. Pokiwał głową więc, zgadzając się z mężczyzną.
        Kiedy Merilah i Woodren składali swoje szybko przygotowane małe obozowisko, Riordian napełnił ich bukłaki wodą, a niewiele później byli już gotowi do drogi.
        - W pół godziny będziemy tam na piechotę, ale jeżeli chcecie to jedźcie przodem, a ja was dogonię. - Zaproponował. Jednak otrzymał odpowiedź sugerującą, że pójdą na piechotę razem z nim i nie będą dosiadać koni. Przez część drogi milczeli, przez kolejną część wymienili tylko kilka słów. Dłuższej rozmowy nie nawiązali.
        Riordian zauważył, kątem oka tak naprawdę, jak Woodren zacisnął dłoń na rękojeści miecza i już chciał coś powiedzieć, kiedy ten jednak puścił ją i zatrzymał się pod ścianą pierwszego domostwa, tak jak młody mężczyzna im pokazał - tak zrobili. Zarówno on jak i Merilah. Usłyszał pytanie skierowane ku niemu. Zastanowił się krótką chwilę.
        To niewielka osada. Wszyscy się znają, są otwarci dla podróżnych, sam tej otwartości doświadczyłem. To dobrzy ludzie. - Pokiwał głową. - Tam jest zajazd. - Dodał jeszcze, unosząc wolną dłoń i wskazując im budynek będący w zasięgu wzroku oraz nie zanikający w mroku.
Awatar użytkownika
Merilah
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merilah »

Merilah zatrzymała się, tak jak polecił Woodren. Rozejrzała się po wsi. Całe swoje życie spędziła w Leonii, nigdy nie była w takim miejscu. W centrum znajdowało się coś w rodzaju placu, wychodziły z niego cztery drogi, wzdłuż których zbudowano chaty. W kilku oknach paliły się świece, jednak większość z nich była pusta. Nie licząc kilku kotów i szczekającego psa, wieś była pusta. Chłopi pewnie spali po ciężko przepracowanym dniu.
Spojrzała w kierunku, który wskazał Riordian. Tuż obok centrum znajdował się większy niż reszta budynek.
- "Już stąd widać, że to musi być karczma" - pomyślała dziewczyna, próbując dostrzec więcej szczegółów.
Powoli podeszli do zajazdu. Obok głównego budynku znajdowało się coś na kształt małej stajni, dlatego tam zostawili konie. Merilah odwróciła się w stronę mężczyzn.
- Myślę, że Riordian powinien wejść pierwszy. Tutejsi go znają i nawet jeśli są przyjaźnie nastawieni do podróżnych, spojrzą na nas przychylniej. Woodren, sprawdź jeszcze raz ile mamy pieniędzy i czy wystarczy nam na jeden nocleg. Rano postaram zapytać się karczmarza o ewentualną pracę.
Weszli do środka. Merilah rozejrzała się po wnętrzu. Bywała w kilku takich przybytkach w Leonii i ten nie różnił się zbytnio. W sali stały wielkie stoły z ławami. Przy jednym z nich siedziało kilku mężczyzn, zapewne stałych bywalców. Na samym końcu pomieszczania znajdowało się dość spore palenisko, na którym coś się gotowało. Obok niego, za blatem, stał karczmarz, który przerwał wycieranie kufli i spojrzał na nich.
Awatar użytkownika
Woodren
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Woodren »

Po wejściu do środka poczuł gorąco na twarzy. Woodren rozejrał się po gospodzie, obok wycierającego kufle karczmarza i kilku stałych klientów nie dostrzegł nikogo. Usiedli przy jednym ze stołów, młodzian otworzył mieszek i jeszcze raz przeliczył pieniądze. Wciąż było tam dwadzieścia kruków. Goldswern spojrzał na kapłana.
- Riordianie, znasz tutejszych, może udałoby ci się załatwić nam nocleg w okazyjnej cenie? - Podał mu rueny. - Wystarczy nam sen, jeśli zabraknie na strawę, możemy wyjeść nasze własne zapasy. Ja tymczasem, lekko opłuczę się w rzece, skoro mamy jutro szukać pracodawcy, to powinniśmy wyglądać jak najlepiej. - Zerknął na Merilah i powiedział - tobie radzę zrobić to samo.
Wyszedł z gospody i udał się w kierunku stajni, po drodze zauważył niewielką jabłoń. Kilkoma ruchami pokonał pierwsze gałęzie i zabrał dwa owoce. Otworzył drzwi pomieszczenia i dał jabłka koniom.
-Należy się wam, za to co zrobiliście dzisiaj.
Woodren poszedł do brzegu i spojrzał na wodę. Rozpiął pas, zdjął koszulę oraz kurtkę i zaczął myć twarz, ręce i klatkę piersiową. Na końcu wyczyścił długie, czarne włosy. Wykręcił owłosienie i ubrał koszulę, kurtkę i pas trzymał w rękach.
Nie wrócił od razu do dużego budynku, zamiast tego rozejrzał się po wiosce. Kilka domów zostało zbudowanych blisko siebie i można było na nie wejść dzięki pobliskiemu drzewu. Obok rośliny stała stara szopa, wyglądała jakby mogła się rozlecieć od byle uderzenia. Poszedł kawałek dalej, znalazł dwie chaty, między nimi był wąski tunel, ściany domostw sprawiały, że tylko jeden mężczyzna mógł tam stać.
-"Niby zwykła wioska, ale gdyby przyszło co do czego, to można się bronić."
Woodren powrócił do gospody i podszedł do Riordiana.
- I co z naszym pokojem?
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Ruszyli w stronę zajazdu, a gdy już byli blisko to usłyszał propozycję z ust Merilah, faktycznie, tutejsi go znają i nawet sporo zawdzięczają. On oczywiście tej wdzięczności nie wykorzystywał, bo nie było to w jego stylu, jednakże pomóc tej dwójce mógł, a nawet uznał, że powinien. Więc też tak zrobi. Pokiwał głową.
        - Masz rację, wejdę pierwszy. - Jak powiedział, tak też tak zrobił. Niemalże od razu po wejściu przykuli uwagę kilku osób znajdujących się we wnętrzu, a mężczyzna stojący za ladą posłał krótki uśmiech Riordianowi. Ten kiwnął mu głową i już miał ruszyć w jego kierunku, jednak Merilah i Woodren skierowali się ku jednemu ze stolików. Kapłan wiele nie myślać, ruszył za nimi i również usiadł. Popatrzył pytająco na Woodrena, który przeliczał pieniądze. Po chwili mężczyzna mu je podał i poprosił o załatwienie im jakiegoś pokoju. A potem wyszedł. Popatrzył pytająco na Merilah, która jednak została przy stoliku.
        - Zaraz wrócę. - Uśmiechnął się delikatnie i wstał. Ruszył ku gospodarzowi i zagadał się z nim na dłuższą chwilę. Kiedy skończył rozmowę wrócił od razu do nadal siedzącej przy stole Merilah, jej brata nadal nie było.
        - Załatwione - Warto było wspomnieć, że wrócił z tą samą uszczuploną sumą ruenów. Odstawił dziesięc kruków na stół.
        - Dokąd zmierzacie? - Zapytał, jednak Merilah najprawdopodobniej nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż wrócił Woodren. Riordian zlustrował go spojrzeniem i odchrząknął znacząco.
        - Załatwiłem, za dziesięć ruenów nocleg i wyżywienie na jutro. Jeżeli będziecie chcieli zostać kolejny dzień to kolejne dziesięć ruenów. O pracę dla was nie zapytałem, to już sami powinniście załatwić. - Powiedział to co wytargował u karczmarza."Jeszcze o kolacji powiedz' Usłyszał w myślach głos Crusty'ego. Popatrzył na chomika siedzącego na jego ramieniu i pokiwał głową.
        - Zapomniałbym, kolację dzisiaj mamy za darmo. - Uśmiechnął się po tych słowach i na chwilkę wstał. Crusty zleciał z jego ramienia i slalomem wylądował na
        - Wybaczcie na chwilkę. - Powiedział i na chwilkę zniknął na piętrze. Po paru minutach wrócił. Nie miał już na sobie płaszcza i nie trzymał w ręce swojego kostura. Miał na sobie zwykłą, trochę za dużą koszulę i spodnie. Rzadki widok. Podszedł do stolika i jak gdyby nigdy nic, usiadł na swoim miejscu. Dosłownie pół minuty później do stolika podszedł karczmarz, kładąc na stolę tackę z trzema miskami z jakąś zwykłą zupą. Riordian zatarł ręce na samą myśl o posiłku. W sumie to też zgłodniał.
        - Dziękuję. - Uśmiechnął się do karczmarza i popatrzył na swoich towarzyszy. - Smacznego. - Wziął jedną miskę i postawił ją przed sobą, złapał drewnianą łyżkę i po prostu zabrał się za posiłek.
Awatar użytkownika
Merilah
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merilah »

Merilah wraz z Woodrenem i Riordianem usiadła przy stole. Nic nie mówiła, przyglądała się, jak jej brat przeliczał pieniądze, a następnie prosił maga o załatwienie noclegu. Następnie fuknęła ze złością, kiedy młody mężczyzna zasugerował jej kąpiel. Sama dobrze wiedziała, że jej potrzebuje, nie musiał o tym przypominać. Przez moment patrzyła na niego, kiedy wychodził z karczmy. Riordian posłał je pytające spojrzenie, jednak Merilah nadal nic nie mówiła. Odpowiedziała na jego uśmiech swoim uśmiechem i kiedy mag poszedł porozmawiać z karczmarzem, rozejrzała się po pomieszczeniu. Na ścianach widziało kilka obrazków i innych ozdób, natomiast na samym środku jednej ze ścian znajdowała się głowa wielkiego dzika. Oprócz nich w karczmie znajdowało się tylko kilku mężczyzn. Dopiero po chwili, w kącie przy jednym ze stołów zauważyła drobnego człowieka, który pilnie coś notował. Merilah wpatrywała się w niego, dopóki Riordian nie wrócił. Zapytał się jej o cel ich podróży, jednak nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ do pomieszczenia wszedł Woodren. Kiedy ponownie usiadł, mag powiedział, co udało mu się załatwić. Następnie na moment poszedł na górę. Po chwili Merilah szturchnęła swojego brata i wskazała głową w kierunku mężczyzny w kącie.
- Może powinieneś z nim jutro porozmawiać. Widzisz? Coś pisze. To może być jakiś kupiec albo alchemik. A co za tym idzie, istnieje możliwość, że będzie potrzebował pomocy kogoś takiego jak ty.
Po chwili Riordian zszedł na dół. W pokoju zostawił swój płaszcz i dopiero teraz Merilah przyjrzała mu się uważniej. Nie był bardzo wysoki, ale na pewno miał więcej wzrostu niż Merilah. Był blondynem, a jego brodę pokrywał kilkudniowy zarost. Nie był zbytnio umięśniony, jednak z całą pewnością mógł uchodzić za przystojnego.
Chwilę po tym kiedy mag usiadł, karczmarz podał im miski z jedzeniem. Merilah również życzyła swoim towarzyszom smacznego posiłku i sama zabrała się do jedzenia. Była niewyobrażalnie głodna i przypomniała sobie o tym, dopiero kiedy poczuła zapach zupy. Pierwsze kilka łyżek pochłonęła rozkoszując się smakiem. Dopiero po chwili przypomniała sobie o pytaniu zadanym przez Riordiana. Przerwała jedzenie.
- Pytałeś dokąd jedziemy. Nie pamiętam, czy Woodren o tym wspominał, ale pochodzimy z Leonii. Sprawy tak się potoczyły, że postanowiliśmy udamy się do Rubidii - powiedziała. Mag posłał jej pytające spojrzenie. - Po prostu nie było tam już niczego, co trzymałoby nas w tym mieście - wyjaśniła. Nie powinni mu mówić całej prawdy. Jeszcze nie teraz.
- Niestety, jak już pewnie wiesz, nie mamy zbyt dużo środków, a za coś żyć trzeba. I chociaż chcielibyśmy dotrzeć do Rubidii dużo szybciej, musimy się zatrzymać i coś zarobić.
Merilah skończyła jeść. Nie czekała na swoich towarzyszy. Marzyła o tym, aby w końcu położyć się spać. Postanowiła, że rano pójdzie nad rzekę się wykąpać. Wstała od stołu i zapytała się Riordiana, który pokój wynajął. Następnie udała się po schodach na górę i weszła do właściwego pomieszczenia. Pokój nie był duży, a oprócz małego obrazka na ścianie nie posiadał żadnych innych ozdób. Usiadła na łóżku, ustawiła lutnię obok niego, zdjęła buty, położyła się i przykryła kocem. Przez chwile bawiła się swoim naszyjnikiem, a następnie zasnęła.

Rankiem obudziła się pierwsza. Wstała, założyła buty i zaścieliła łóżko. Z jednej z toreb wyciągnęła kawałek chleba. Następnie wyszła z pokoju, zostawiając lutnię tam, gdzie postawiła ją wieczorem. Wyszła z karczmy, kiwając karczmarzowi głową na powitanie. Słońce już dawno wzeszło, jednak do południa zostało parę godzin. We wsi dało się słyszeć bawiące się gdzieś dzieci. Merilah skierowała swoje kroki w stronę rzeki. Po drodze zjadła chleb. W końcu doszła do miejsca, które wydawało jej się na tyle odległe, że nikt nie powinien się tam pojawić. Woda w rzecze była bardzo zimna, a dziewczyna nie wzięła se sobą nic do wytarcia ciała, dlatego zrezygnowała z planu kąpieli. Pochyliła się nad wodą, opłukała sobie ręce, szyję i umyła włosy. Następnie usiadła na brzegu, czekając chwilę, aż jej wyschną. Wpatrywała się w pola, ale nie widziała na nich żadnych ludzi.
Kiedy stwierdziła, że włosy już wystarczająco wyschły, skierowała się z powrotem w stronę wsi. W myślach zaczęła sobie układać argumenty, które wykorzysta, jeśli karczmarz nie będzie chciał jej w pierwszej chwili zatrudnić.
Awatar użytkownika
Woodren
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Woodren »

Woodren wstał jako ostatni. Założył buty i koszulę, kurtka została na łóżku. Zapiął pas, ale odłożył pochwy z nożem i mieczem oraz odrzucił bukłaki. Wyszedł z pokoju, zamknął drzwi i udał się na śniadanie. Dosiadł się do Riordiania, który jadł dziwny rodzaj pieczywa. Na stole obok miski siedział przerażający gryzoń. Wpatrywał się w czarnowłosego młodzieńca.
-"Czy on musi się tak gapić? Nie cierpię tej kulki sierści."
Goldswern zamówił prosty posiłek u karczmarza i rozsiadł się na drewnianym krześle. Szybkimi ruchami rozmasował obolałe plecy, sen dał mu wiele, ale wciąż był osłabiony ucieczką.
Zaczęli zwykły rozmowę, gdy gospodarz przyniósł pożywienie. Na tacy stał niewielki bochen i kilka kawałków kiełbasy, obok tego stał kufel z piwem. Woodren podał mężczyźnie trzy kruki i przyjrzał się dokładnie jedzeniu. Nie było to nic wielkiego, ani wykwintnego, ale i tak się cieszył. Czuł, że zjedzenie kolejnej porcji ich obrzydliwych racji podróżnych, skończyłoby się obowiązkowymi wymiotami.
Brat Merilah rozejrzał się po wnętrzu budynku. On i Riordian byli jedynymi gośćmi. Czuł się nieswojo, nie przywykł do takiej ciszy. W Leonii zawsze coś się działo.
-"Powinniśmy się stad wydostać. Tutaj jest zbyt nudno. " - skomentował w myślach.
Pociągnął porządny łuk złotego trunku i związał włosy w kuca. Zaczął jeść, kontynuując rozmowę z kapłanem.
- Czy chcesz z nami podróżować Riordianie? Nie sądzę, żeby chłopi mieli pieniądze, więc występ mojej siostry zapewni nam co najwyżej radość mieszkańców i może trochę jedzenia. Jeżeli nie znajdziemy żadnej pracy dla mnie, to odjedziemy dalej. Tak jak powiedziała ci Merilah, chcemy udać się do Rubidii. W każdym mieście portowym znajdzie się jakieś zajęcia dla szermierza, nie mówiąc o bardzie.
Jednak przed nami długa droga, a im więcej ludzi w naszej grupie tym lepiej, prawda? - napił się piwa i odgryzł kawałek kiełbasy - warto też dodać, że twoje umiejętności mogą nam bardzo po... - przerwał mu hałas dobiegający z zewnątrz gospody.
Wooodren stwierdził po dźwięku, że kilku konnych zatrzymało się pod budynkiem. Do środka weszło czterech zbrojnych, nie mieli żadnych herbów na tarczach. Dwóch ustawiło się przy drzwiach, a kolejni podeszli do karczmarza, nie zauważyli dwójki mężczyzn, którzy spożywali śniadanie.
-Wybaczcie nam najście gospodarzu - powiedział najwyższy z nich - poszukujemy koniokrada, więc uprzedzam, że dokonamy dokładnej rewizji twej stajni. Prosimy też, żebyś przekazał ludziom, że każdy kto wyda nam jakiekolwiek informacje na temat wysokiego mężczyzny w czarnych, długich włosach, zostanie sowicie wynagrodzony.
Wtedy jeden ze stojących przy wejściu żołnierzy zauważył Goldswerna.
-Szefie - powiedział dumnym głosem - chyba znalazłem naszego klienta.
-"Kurważ mać, dlaczego teraz? Nie ma szans, że mnie wezmą."
Woodren wyjął ukryty sztylet i położył go na kolanach w taki sposób, że nikt go nie widział.
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Riordian, chociaż często zbyt ufny oraz zdecydowanie osoba, która lubi pomagać innym, mimo wszystko jest bardzo spostrzegawczy, więc odpowiedź Merilah, na jego poprzednie pytanie już od razu mu się nie do końca spodobała. Albo raczej, domyślił się, że nie mówi mu całej prawdy. Zresztą... "Najpierw powiedziała, że sprawy się tak potoczyły, że postanowili udać się do Rubidii, chwilę później dodała, że już ich nic nie trzymało w Leonii... Ciekawe." Po prostu nie kleiło mu się to w całość. Ale... chyba nie miał powodu, by stwierdzić, że powinien się od nich odwrócić. Nie, zdecydowanie nie. Nie miał powodu. Pokiwał więc tylko głową, nie odzywając się dalej i kontynuując posiłek. Niewiele później go skończył. Coś zarobić, no tak, typowe problemy ludności tego świata. Westchnął cicho i zamknął na chwilę oczy pogrążając się równocześnie w delikatnym zamyśleniu. Jednak zaraz wytrąciła go z niego Merilah. Z lekkim zmieszaniem odpowiedział jej na pytanie. Po chwili już nie było jej w pomieszczeniu. Został sam z Woodrenem, ten jednak też zaraz się ulotnił do swojego pokoju.
        Wiele czasu nie minęło i Riordian razem ze swoim chowańcem również się tam wybrał.

        Wczesnym porankiem Riordian już przesiadywał w głównej sali karczmy. Co prawda, sala świeciła pustkami, jednak karczmarz powiedział mu, że jego wczorajsza towarzyszka już wstała i gdzieś poszła. No cóż, to nie jego sprawa. Pokiwał tylko głową i podziękował za informację. Poprosił mężczyznę o śniadanie, ten szybko prośbę spełnił. Pewnie dlatego, że nadal był wdzięczny Riordianowi za pomoc z poprzednich dni. Zarówno jemu jak i pozostałym mieszkańcom. Mag czasem aż był dumny z tego co robił.

        Ponownie został wyrwany z zamyślenia, tym razem jednak przez Woodrena. Ten zamówił prosty posiłek i przysiadł się do czarodzieja. Rozpoczęli prostą, zwyczajną rozmowę, nic specjalnego. Nadal było pusto. Po chwili usłyszał propozycję wspólnej podróży od czarnowłosego. Uniósł wysoko brwi.
        - Wiesz... - tutaj uniósł dłoń do włosów i zaczął się drapać po głowie - raczej nie podróżuję z kimś w grupie. No i przede wszystkim jestem raczej rzadkim bywalcem miast. Co prawda miałem jutro, lub dziś opuścić tą wioskę i ruszyć dalej... ale nie wiem czy trafiłbym do Rubidii... No, po drodze jest z tego co pamiętam parę mniejszych wiosek też. Gdybyście chcieli, bym z wami podróżował, musielibyście się zgodzić na postoje w każdej z nich. Jestem medykiem, kapłanem równowagi od ponad stu lat wędruję po całej Alaranii i zatrzymuję się w każdej wsi i pomagam ludziom. Po drodze staram się przywrócić równowagę tam, gdzie zaczynał panować chaos... no i najważniejsze, nigdy z kimś nie podróżowałem. - Co prawda przerwał mu, jednak po chwili dotarła do niego dalsza część jego wypowiedzi - jego umiejętności, no tak... W tej samej chwili tak jak Woodren zwrócił uwagę na hałas dobiegający z zewnątrz gospody. Po chwili do środka weszło czterech zbrojnych. Riordian z nieukrywanym zaciekawieniem przyjrzał im się. A w następnej chwili przysłuchiwał się rozmowie najwyższego z żołnierzy z karczmarzem. Wysoki mężczyzna w czarnych,długich włosach. Kapłan zmrużył oczy i obrzucił nagle dziwnym spojrzeniem Woodrena. Pasował do opisu. W następnej chwili jego podejrzenia potwierdził jeden z żołnierzy.
        - Wspaniale. - Mruknął tak, że dosłyszeć go mógł tylko Woodren, Riordian odwrócił wzrok. No i co teraz? Oczywiście nie dopatrzył się jak Woodren wyjmował sztylet.
        - Hej Ty! - rzucił najwyższy ze zbrojnych i od razu ruszył w ich kierunku. Mag kątem oka zauważył, że reszta zbrojnych ruszyła razem z nim. Kłopoty, wspaniale... Obrzucił spojrzeniem Woodrena i zbrojnych. "Mnie to chyba nie dotyczy... Ale nie mogę pozwolić, by doszło tu do walki. Ale poczekam, aż sytuacja się rozwinie, nie powinienem za szybko reagować." Przemknęło mu przez myśl. "Idiotą jesteś." Riordian usłyszał znowu w myślach głos Crusty'ego i obrzucił go karcącym spojrzeniem. No nic, co dalej?
Awatar użytkownika
Merilah
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merilah »

Nie spiesząc się Merilah kierowała się w stronę wioski. Po dłuższej chwili znalazła się przy pierwszych zabudowaniach. Od dłuższego czasu nuciła jedną ze swoich ulubionych piosenek. Gdy była już w centrum osady nagle przestała i rozejrzała się.
-"Coś się stało. Jest zdecydowanie za cicho."
Oprócz kilku osób na drugim końcu osady na zewnątrz nie było nikogo innego. Merilah szybkim krokiem ruszyła w stronę karczmy. W połowie drogi dostrzegła stojące przed budynkiem konie. Zatrzymała się i zaklęła. Więc jednak nie udało im się zgubić pościgu. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad tym, co powinna teraz zrobić. Przecież nie mogła tak po prostu tam wejść, bez żadnego przygotowania.
Nagle usłyszała głośny świst. Odwróciła głowę w stronę źródła dźwięku i zobaczyła małego chłopca, który pokazywał, aby do niego podeszła. Dziewczyna to zrobiła i po chwili zniknęła za rogiem jednej z chat. Za malcem stała dziewczynka, prawdopodobnie jego młodsza siostra. Merilah przez chwilę przyglądała się dzieciom, po czym chłopiec zaczął.
- Ja panią widziałem! Wczoraj, jak pani przyszła z tym panem i naszym czarodziejem! I ja wiem, że oni są teraz w karczmie. Ale nie wpuszczą pani. Ci w zbrojach nikogo nie wpuszczają, nawet starego młynarza nie chcieli wpuścić, tylko na niego nakrzyczeli. Wiem, bo patrzę co robią od kiedy przyjechali do nas! - wypiął dumnie pierś. - I mają czegoś szukać, tak przynajmniej mówił jeden z nich kiedy jeszcze wszyscy byli na zewnątrz.
- Wszyscy? Widziałeś ilu ich jest? - zapytała Merilah, próbując ułożyć plan.
-Jasne! Czterech! A wie pani czego oni oprócz tego szukania chcą? Muszę wiedzieć, bo potem opowiem kolegom, bo oni się bali i zostałem tylko ja z siostrą - tu wskazał na dziewczynkę, która wyglądała, jakby tak samo jak koledzy chłopca chciała uciec.
Merilah przez moment zastanawiała się, co powiedzieć chłopcu. W końcu zdecydowała, że dość mocno podkoloryzuje prawdę.
- Powiem ci, co tutaj robię, ale musisz obiecać, że nikomu nie powiesz! - powiedziała teatralnym szeptem Merilah. Malec wyprostował się i zaczął energicznie kiwać głową. Merilah westchnęła i udając, że przychodzi jej to z trudem, zaczęła mówić. - Ja i mój brat jesteśmy tajnymi szpiegami króla. Nie pytaj jakiego króla, bo już i tak mówię ci za dużo. Pewnego dnia, kiedy ów król polecił nam zdobyć informacje od innego władcy, musieliśmy zabrać konie ze stajni tego złego króla. I ci zbrojni są jego żołnierzami, którzy nas gonią, bo podobno to były ulubione konie złego króla.
-Naprawdę jesteś szpiegiem?! - chłopiec otworzył buzię słuchając historii.
Merilah pokiwała głową. Cały czas intensywnie myślała nad tym, co powinna zrobić. Znając Woodrena, jeśli nie uciekł to dosłownie za moment w karczmie zacznie się walka. W końcu stwierdziła, że powinna odwrócić uwagę zbrojnych. W tym momencie jej wzrok padł na dziewczynkę i wiedziała, co przyniesie zamierzony efekt.
- Mogę pożyczyć twoje chusty? - dziewczynka miała jedną na głowie, a drugą przewiązaną przez pas. Nadal przestraszona, zdjęła je i podała Merilah. Dziewczyna przewiązała sobie jedną tak jak siostra chłopca - na głowie. Druga zaś okazała się na tyle długa, że posłużyła Merilah za spódnicę, która zakryła spodnie.
-"No, można powiedzieć, że wyglądam jak chłopka."
Merilah już chciała ruszyć w stronę karczmy, kiedy zaczepił ją chłopiec.
-A ja? Co ja mogę zrobić?
Dziewczyna stanęła. Nie miała czasu, żeby myśleć nad zajęciem dla chłopca. Nagle przypomniała sobie o tym, że na górze pokoju zostawiła swoją lutnię.
- Umiesz się skradać? - kiedy chłopiec pokiwał głową, kontynuowała. - To dobrze. Do karczmy pewnie jest jakieś tylne wejście, na przykład przez kuchnię, co nie? Wejdziesz nim, następnie przekradniesz się na górę i z jednego z pokojów weźmiesz lutnię. Jak się wszystko skończy, oddaj ją mi lub czarodziejowi, dobrze? - chłopiec ponownie pokiwał głową i pobiegł, aby wykonać swoje zadanie.
Merilah wyszła zza chaty i prawie biegnąc do karczmy, wymyśliła, co powie. Miała nadzieję, że zbrojni nie wiedzą dokładnie, czy brała udział w kradzieży, bo inaczej jej plan mógł się nie powieść. Szybko pokonała odległość dzielącą ją od chaty do drzwi. Nie miała czasu, aby przysłuchać się temu, co się dzieje w środku. Z hukiem otworzyła drzwi i weszła do środka.
-Gdzie jest ten łachudra?! - wydarła się. - Gdzie mój mąż?! - jej wzrok padł na Woodrena. - Tu jesteś! To tak?! Zostawiasz mnie samą, z całym gospodarstwem, z jednym dzieckiem i drugim w drodze na miesiąc i znikasz nie wiadomo gdzie?! A jak się już raczyłeś pojawić, to postanowiłeś zatrzymać się w karczmie, żeby twoja żona od sąsiadki się dowiedziała, gdzie jesteś?! I co?! Może jeszcze oczekujesz, że ci się rzucę na szyję z okrzykiem, że tęskniłam?! Niedoczekanie twoje!
Wszyscy odwrócili się w jej stronę i patrzyli tylko na Merilah.
-"Błagam cię, Woodren, wykorzystaj to" - prosiła w duchu.
Awatar użytkownika
Woodren
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Woodren »

"No podejdź kmiocie." - Zasugerował w myślach Woodren, widząc idącego w jego stronę wojaka.
Goldswern złapał sztylet i wyczekiwał żołnierza. Zdążył przyjrzeć się wojskowym. Nie mieli żadnego herbu, ale byli bogato uzbrojeni.
-"To najpewniej najemnicy."
Młodzieniec ułożył sobie w głowie plan obrony. Pierwszy agresor miał dostać cios nożem w brzuch, wtedy młody wojownik zabrałby mu miecz i rozbroił kolejnego napastnika. Następnie zająłby się pozostałą dwójką.
-"Wiedzą, że jestem koniokradem, ale nie spodziewają się, że będę walczył. Tu tkwi moja przewaga."
Woodren już zamierzał atakować, gdy ktoś otworzył drzwi gospody. Do środka weszła kobieta ubrana w strój wieśniaczki. Goldswern potrzebował chwili, aby rozpoznać swoją siostrę.
-Gdzie jest ten łachudra?! - wydarła się. - Gdzie mój mąż?! - jej wzrok padł na czarnowłosego młodziana. - Tu jesteś! To tak?! Zostawiasz mnie samą, z całym gospodarstwem, z jednym dzieckiem i drugim w drodze na miesiąc i znikasz nie wiadomo gdzie?! A jak się już raczyłeś pojawić, to postanowiłeś zatrzymać się w karczmie, żeby twoja żona od sąsiadki się dowiedziała, gdzie jesteś?! I co?! Może jeszcze oczekujesz, że ci się rzucę na szyję z okrzykiem, że tęskniłam?! Niedoczekanie twoje!
Woodren po krótkiej chwili zmienił plany.
-"A więc tak to rozgrywamy? Całkiem nieźle młoda." - skomentował w myślach.
Gdy wszyscy patrzyli na jego siostrę, schował sztylet. Następnie wziął do ręki kufel i wypił całą zawartość duszkiem. Ostatni łyk zakończył głośnym beknięciem.
- Szy ty jesztesz asz tak pusta, szy jeno udajesz? - powiedział, udając stan upicia alkoholowego najlepiej jak potrafił. - Pszecie ja szem powiesział, sze brat mój chory, sze potszebuje opieki.
Wstał wywracając taboret i zatoczył się, oparł się o drewniany filar i kontynuował przemowę.
- Powinnasz być mi wszięczna lafiryndo ty jedna ty bowiem, ja szem siężko pracował i załatwił nam i naszym szieciom bogate szycie! - Wskazał palcem na Riordiana. - Oto mój przyjasiel najlepszy, mój jedyny Nemil - przerwał - Wemil? O, Newil! właśnie!
Oderwał się od słupa i udawanym chwiejnym krokiem podszedł do maga.
- Mój szyjaciel robotę mi sałatwił! A ja w dobrej intencji, szyjechałem po moją rodzinę, a moja roszina tak mi się odpłaca. Niedoszekanie powiadam, niedoszekanie! Pomówim o tym w chałupie! Newal, zapraszam do mnie, napijem się goszały - skończył zdanie kolejnym beknięciem.
Doczłapał do najemnika i objął go jedną ręką, opierając się na nim.
- Wybaćcie panie szołniesz, ale obowiązki wzywają - mówiąc to, regularnie prezentował alkoholowy oddech nosowi żołnierza.
- Bywajcie panie karszmarzu! - krzyknął w stronę lady.
Woodren już kierował się do wyjścia, gdy złapała go ręką wojownika.
- Spokojnie, panie biesiadniku. - Powiedział najemnik, odwracając głowę w kierunku szynkwasu. - Panie gospodarzu, kim są ci ludzie i gdzie mieszkają?
Zmieszany Karczmarz popatrzył na Goldswerna, potem jego wzrok powędrował do Riordiania, widać było, że właściciel tawerny nie wiedział, co ma powiedzieć.
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Czas, kiedy zbliżali się zbrojni dłużył się niemiłosiernie. Riordian przeżywał wewnętrzny dylemat, nie miał bladego pojęcia co powinien w tej sytuacji zrobić. Z jednej strony, jeżeli Woodren do spółki z Merilah faktycznie ukradli konie to nie pochwalał tego. Jednak nie chciał zgodzić się na to, żeby doszło tutaj do jakiegokolwiek rozlewu krwi. W końcu... Jako medyk był przeciwko każdemu rozlewowi krwi, niepotrzebnemu rzecz jasna. A w tym przypadku był on nie tyle co niepotrzebny, co niewskazany nawet. Kiedy zbrojni byli coraz bliżej, w jednej chwili otworzyły się drzwi do przybytku karczemnego. Ale jak to z drzwiami bywa - ktoś im pomóc w otwarciu się musiał pomóc. Tym kimś byla kobieta. Chłopka. Nie, nie chłopka... Merilah.
        Uniósł wysoko brwi. Nie miał bladego pojęcia skad ona wiedziała, że są tutaj zbrojni... chociaż, pewnie zostawili konie na zewnątrz, lub po prostu widziała jak tu wchodzili. Drugim faktem z któego zdał sobie sprawę było to, że ona nie spała, tylko była gdzieś na zewnątrz. Też kolejny ważny fakt do odnotowania. Jej słowa utwierdziły czarodzieja tylko w tym, że miała już jakiś plan i tym planem wcale nie było wytłumaczenie się i udowodnienie swojej niewinnosci. Ba, planowała ich po prostu oszukać. Riordian tego oczywiście nie pochwalał. Tak jak samej kradzieży. No ale w następnej chwili został przez Woodrena postawiony w dość niekorzystnej dla czarodzieja sytuacji. Musiał im teraz pomóc. Znaczy, tak czy siak by im pomógł, ale teraz został poddany manipulacji, tak jak zresztą wszyscy zbrojni, przez co musiał zrobić to co mu jakoś narzucono. A tego po prostu nie lubiał. W końcu lepiej coś zrobić z własnej woli niż zostać do tego zmuszonym, prawda?
        W następnej chwili już Woodren zaprosił go "do siebie" jednak, na tym się to nie skończyło. Zbrojny go zatrzymał i zadał pytanie karczmarzowi, który spojrzał od razu zmieszany na Woodrena. Wzrok zbrojnych też ku niemu powędrował. "Cholera, co robić, co robić?" Oj tak, w głowie miał kompletną pustkę. Takich sytuacji po prostu nie cierpiał, no i też szczerze mówiąc nie do końca wiedział co miał zrobić. Ale w tej chwili chyba obudził się Crusty, który postanowił się wtrącić. Można było usłyszeć trzepot jego skrzydeł i slalomem podleciał do najbliższego zbrojnego i lądując na jego głowie, ten go nie zauważył na początku. W tej chwili jednak zdał sobie sprawę z jego obecności.
        - Ej, co to!? - Sięgnął dłonmi do głowy, przepędzając z niej chowańca. Ten jednak szybciej się ulotnił, zwracając na siebie uwagę chyba wszystkich obecnych. Co prawda, to nie było najlepsze rozwiązanie, jednak lepsze niż milczenie ze strony Riordiana.
Awatar użytkownika
Merilah
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merilah »

Merilah uśmiechnęła się w duchu widząc, że wszyscy obecni w karczmie nie rozpoznali jej. Udało jej się zwrócić uwagę zbrojnych, co na szczęście Woodren zręcznie wykorzystał i idealnie wszedł w swoją rolę. Nadal udając wściekłą żonę, Merilah oparła dłonie na biodrach i dalej skupiała wzrok na swoim bracie, uważnie słuchać tego, co wymyślił.
- Twój brat chory?! Może i bym ci uwierzyła, gdybym go nie znała! Jedyne co go może powalić to gorzała, którą pewnie chlaliście na okrągło!
Stała cały czas w drzwiach, nie wychodząc ze swojej roli. W momencie gdy Woodren się zatoczył, Merilah z trudem powstrzymała śmiech. Na szczęście skupił wtedy na sobie wzrok uzbrojonych mężczyzn, więc nikt nie zobaczył momentu, w którym musiała się opanować. W końcu Woodren podszedł do Riordiana, który od chwili jej wejścia wyglądał na zakłopotanego. Kiedy jej brat zaprosił czarodzieja do siebie, zwróciła do niego oraz reszty zebranych.
- Ja przepraszam za jego zachowanie. Szczególnie panów - tu skierowała słowa w stronę zbrojnych. - Mam nadzieję, że niczego panom nie zrobił ani nie przeszkodził w niczym. To dobry chłop jest, dziecka ani razu bez przyczyny nie uderzył, tylko czasem za często pić mu się zdarza i potem robi takie przedstawienia.
Skierowała swój wzrok na Riordiana i zaczęła dalej mówić.
- Jeśli to prawda co ten mój mąż bredzi i naprawdę chce mu pan dać pracę, to naprawdę zapraszam. A ty... - tu znów spojrzała na Wodrena, piorunując go wzrokiem. - Masz rację, pomówim w chałupie, oj pomówim...! Za tą lafiryndę to tak dostaniesz, że zaraz wytrzeźwiejesz!
Już chciała się odwrócić i wyjść, kiedy jeden z żołnierzy zatrzymał Woodrena. Ten próbował zagadać karczmarza, jednak on, tak samo jak Riordian, milczał. Merilah już wydawało się, że zbrojni ich przejrzą, kiedy z pomocą przyszło im zwierzątko Riordiana. Korzystając z zamieszania złapała brata za rękaw i pociągnęła za sobą.
Wyszli z karczmy, jednak nie miała pojęcia, co powinni dalej zrobić. Odeszli kawałek od budynku. Wtedy zza rogu wyłonił się chłopiec, który wcześniej pomógł Merilah. Szybko podbiegł do młodej kobiety.
- Proszę pani! Mam! I pani lutnię i kilka innych rzeczy. Pomyślałem, że będzie je pani chciała wziąć, bo się pewnie przydadzą w dalszej misji!
- Świetnie. Dziękuję ci - Merilah zaczęła szybko zdejmować pożyczone chusty. - Proszę, oddaj je swojej siostrze. Bardzo nam dziś pomogłeś. Opowiem o tym mojemu królowi, który na pewno ci to wynagrodzi. A teraz zmykaj, bo jeszcze cię zobaczą!
Malec pokiwał głową i pobiegł w głąb wioski. Merilah przez moment na niego patrzyła, następnie zwróciła się do swoich towarzyszy.
- Riordianie, należą ci się wyjaśnienia i obiecuję, że wszystko ci opowiemy, bez zatajania prawdy, jednak teraz nie ma na to czasu. Jeśli po tym wszystkim nadal będziesz chciał nam zaufać, to proszę cię, zrób to - powiedziała do nadal zdezorientowanego czarodzieja. Spojrzała na swojego brata. - Co robimy? Wypuszczamy konie i próbujemy się ukryć w wiosce? Czy je bierzemy i próbujemy jakoś uciec?
Awatar użytkownika
Woodren
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Woodren »

-"Co powinniśmy zrobić, co powinniśmy zrobić" - gorączkowo zastanawiał się Woodren.
Spojrzał na stojących przed nim towarzyszy.
-"Zaraz, zaraz. Żołnierze zorientują się, że nas nie ma i rozpoczną poszukiwania."
- Musimy się pospieszyć. - Spojrzał na kapłana. - Wiem, możesz nam nie ufać, ale niestety zostałeś zamieszany w to wszystko. To nie czas na przeprosiny, musimy się stąd wynosić! - Czarodziej kiwnął głową na znak, że zrozumiał. - Stój przy gościńcu i odciągaj wieśniaków, nie chcemy, aby komuś coś się stało.
Riordian odszedł, więc wojownik spojrzał na swą siostrę.
- Znajdź kilka długich, wytrzymałych przedmiotów. Deski, pręty, cokolwiek. - Merilah pytająco spojrzała na brata. - Nie pytaj, po prostu je znajdź i przynieś mi pod drzwi gospody. Ja przypilnuję najemników.

Młody wojownik zabrał wszystkie przedmioty przyniesione przez chłopca i położył je pod stajnią. Szybko je przejrzał, była tam większość ich dobytku.
- "Bardzo dobrze, nie musimy wracać do środka."
Przez chwilę przeszukiwał stertę przedmiotów. W końcu zabrał dwie pochwy, następnie przypiął do pasa nóż i miecz. Woodren podbiegł na balustradę przed gospodą. Chciał przytrzymać drzwi barkiem, gdy ten nagle się otworzyły. Przed wyjściem stało czterech ustawionych w rzędzie żołnierzy. Pierwszy z nich miał kilka świeżych cięć na twarzy.
-"Zaczynam lubić tego przerażającego sierściucha."
Najemnik bez zastanowienia zaatakował. Godswern wykonał unik i złapał napastnika za przegub. Następnie kopnął go z całej siły w krocze i poprawił lewym sierpowym w podbródek. Koniokrad szybko rozbroił żołnierza i uderzył go ponownie w dolną część szczęki. Agresor stracił przytomność i runął na swoich towarzyszy.

Woodren wykorzystał powstałe zamieszanie do zamknięcia drzwi. Przycisnął bark do wejścia, aby blokował drogę wyjścia adwersarzy. W międzyczasie Merilah przyniosła trzy duże deski i cztery metalowe pręty. Goldswernowie zablokowali odrzwia wkładając przedmioty między drzwi, a drewnianą poręcze balustrady. Rodzeństwo podbiegło do stajni.
- Wliczając Leona i Elię mamy sześć koni - powiedział starszy z nich. - Jeżeli Riordian nam pomoże, to każdy będzie miał luzaka, jeśli mag tutaj zostanie, to dwa wypuścimy na wolność.
Zabrali się za pakowanie bagaży do juków, ich dobytek nie był wielki, więc uporali się z tym w niecałe dwie minuty. Koniokrad spojrzał na wejście do gospody. Najemnicy starali się wyważyć drzwi.
-"Mamy mało czasu".

Woodren i Merilah wyprowadzili wszystkie wierzchowce. Czarnowłosy wojownik skierował wzrok na stojącego nieopodal maga.
- Riordianie, czy jedziesz z nami?
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Kiedy korzystając z chwili zamieszania Merilah wyciągnęła Woodrena z karczmy, Riordian niewiele myśląc, poszedł od razu za nimi. Mogli uznać, że się przyczepił, czy coś. Ale mimo wszystko... czuł się przy nich bezpieczniej, niż w środku. W końcu najemnicy wzięliby go za ich współwinnego, no i pewnie nie pozwoliliby mu się wytłumaczyć. A co za tym idzie, tylko by ucierpiał. Nie podobało mu się to w jakiej sytuacji został pozbawiony, ale musiał robić tak, żeby jak najmniej osób tu ucierpiało. Albo najlepiej nikt nie ucierpiał. Uda się? Być może.
        Popatrzył na Woodrena, który się teraz do niego zwrócił. Mógł im nie ufać? Faktycznie. Stracił trochę zaufania, ale dalej był zdolny pomyśleć, że mogą się jeszcze dogadać.
- Dobra... - Skinął głową na znak, że zrozumiał. No i potwierdził, że mają rację. Nie czas na przeprosiny. Jak mu Woodren kazał, tak Riordian zrobił. To znaczy, stanął przy gościńcu i odciągał wieśniaków. Faktycznie, on nie chciał, żeby komuś coś się stało.
        W końcu wrócił do nich, kiedy już wyprowadzili wszystkie wierzchowce. "Riordianie, czy jedziesz z nami?" Stanął, zastanawiajac się przez chwilę.
- Jadę. Ale. - No tak, tutaj musiał postawić jakieś warunki.
- Muszę wrócić do karczmy, zostawiłem tam kostur, płaszcz i amulet, nie mogę bez tych rzeczy podróżować. To raz, dwa, macie mi wszystko wytłumaczyć, po drodze, na postoju, obojętne. No i muszę złapać Crusty'ego, mam nadzieję, że te zbiry nic mu nie zrobiły - westchnął głośno i pokiwał głową.
- Bez Crusty'ego i moich rzeczy się nie ruszam. - Dodał jeszcze dla efektu, o, no tak, płaszcz... po prostu był przyzwyczajony do niego. Może i stary, ale spełniał swoje zadania bardzo dobrze. Kostur? Bardzo mu potrzebny. Amulet? Potrzebny bardziej niż jego kostur. O wiele bardziej. Świadczył o tym, że był Strażnikiem w końcu.
Awatar użytkownika
Merilah
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merilah »

Nie zadając zbędnych pytań, Merilah zrobiła to, co polecił jej brat. W pierwszej kolejności postanowiła zajrzeć za budynek stajni. Szybko tam podbiegła, gorączkowo rozglądając się za czymś długim. Jej oczom ukazały się wystające zza płachty pręty. Odrzuciła materiał przykrywający stare, nieużywane materiały. Oprócz tych kilku prętów leżało tam sporo desek. Wybrała spośród nich te najmniej zniszczone i z niemałym trudem zaniosła je przed budynek stajni. Merilah pomogła Woodrenowi zablokować drzwi, a następnie pakować ich dobytek.
Dziewczyna ucieszyła się, słysząc że mag postanowił podróżować z nimi. Uczucie jednak po chwili zniknęło, kiedy Riordian wspomniał o tym, iż muszą wrócić po jego rzeczy. Merilah zaklęła, po czym zwróciła się do brata.
- Przeszukałeś wszystko dokładnie? Nie było tam chociaż amuletu?
Kobieta zaczęła przeszukiwać juki. W jednej z nich, na samym dnie udało jej się znaleźć amulet czarodzieja.
- Trzymaj - podała go Riordianowi. - Nadal brakuje nam płaszcza i kostura. A, i zwierzaka. Co robimy? - zwróciła się do swoich towarzyszy.
Merilah zaczęła się zastanawiać nad jakimkolwiek rozwiązaniem. Chłopiec zostawił na górze rzeczy Riordiana, a to znacznie komplikowało sytuację. Jedyne co można było w tej sytuacji zrobić, to jakoś przejść tyłem na górę. Merilah mogłaby się zakraść, jednak nie wiedziała skąd wychodzi tylne wyjście karczmy, przez które przeszedł chłopiec. Mogło się znajdować stosunkowo daleko od schodów, przez co żołnierze dużo łatwiej by ją wykryli. A nie mieli czasu na kolejne odwracanie uwagi zbrojnych.
- Masz jakiś plan? - zwróciła się do brata. - Mogłabym się zakraść, ale to bardzo ryzykowne i nie mamy zbytnio czasu. Do tego kostur musiałabym wam chyba z okna zrzucać, bo raczej ciężko pozostać niezauważonym trzymając długi kij - Merilah spojrzała na budynek. - O ewentualnej wspinaczce chyba też możemy zapomnieć. Na pewno musimy jakoś uchylić albo tylne drzwi albo któreś z okien, żeby Crusty mógł się wydostać.
Awatar użytkownika
Woodren
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Woodren »

-No i mamy kolejny problem.
Woodren spojrzał na drzwi tawerny.
-"Kilka minut i się przebiją."
Goldswern popatrzył na swoich towarzyszy i zaczął mówić.
- Mamy mało czasu, ale trzeba to wszystko przemyśleć. Znokautowałem jednego, co oznacza, że ... - przestał mówić i zaczął zbierać myśli.

Nic nie mówiąc, podszedł do swojego, białego luzaka. Szybko i niestarannie przeszukiwał juki znajdujące się pod i obok siodła. W końcu znalazł to, czego szukał. Podbiegł do swojej siostry i kapłana.
- W tawernie jest czterech najemników. Jeden z nich leży pozbawiony przytomności, co daje nam trzech sprawnych wojaków. Ale nigdy nie zostawia się rannego towarzysza broni na pastwę losu. Oznacza to, że tylko dwóch będzie chciało nas dopaść. Odciągnę ich.

Drzwi gospody były już niemal wyważone. Woodren rzucił znaleziony pod siodłem mieszek ze złotem kapłanowi.
- Riordianie, zapłacisz gospodarzowi, w środku jest rekompensata za straty i zachęta do trzymania języka za zębami. - Przeniósł wzrok na swoją siostrę. - Merilah, będziesz musiała zająć się jednym z najemników. Robiłaś już trudniejsze rzeczy, wierzę, że dasz radę. - Czarnowłosy wojownik złapał strzemiona jednego z białych koni. - Musimy schować je tak, żeby został Leon i dwa wierzchowce najemników. Wy też się schowajcie, wyjdźcie, gdy żołnierze pojadą za mną. Pojeżdżę trochę z nimi, będę na was czekał w południe, w miejscu w którym wczoraj po raz pierwszy się spotkaliśmy.

Z ukrywaniem zwierząt uwinęli się w niecałe pięć minut. Gdy towarzysze znaleźli kryjówkę się w stajni, Woodren stanął na plecu przed tawerną. Obok niego odpoczywał przygotowany do jazdy Leon, czarny rumak wyglądał jakby cieszył go fakt, że czeka go kilkugodzinna zabawa w kotka i myszkę z najemnikami. Przed balustradą był dwa przywiązane do słupa konie żołnierzy. Goldswern miarowo oddychał, starał się stłumić emocje, zawsze był spięty przed walką. Zaczął odliczać, aby zabić czas. Gdy dotarł do dziesiątej liczby, usłyszał głośny trzask - deski przytrzymujące drzwi zostały złamane. Chwilę później z gospody wybiegło dwóch wojaków. Woodren zaklął, udając zaskoczonego i wsiadł na wierzchowca. Wyruszył. Przed opuszczeniem wioski spojrzał za siebie. Zgodnie z tym co przewidział, poszukiwacze koniokrada ruszyli za nim.

Brat Merilah popatrzył przed siebie i skierował Leona na północ.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości