Równiny Theryjskie[Gdzieś na Równinach] Poszukiwanie Księstwa

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

Co prawda elfce udało się uspokoić wierzchowca, jednak hałasował on dość długo i kto wie czy nie udało mu się już kogoś lub czegoś ściągnąć w stronę hałasu, czyli w stronę miejsca, w którym grupka założyła nocne obozowisko. Drago miał przeczucie, że mimo wszystko to Lycande za późno uspokoiła konia i możliwe, że to wszystko skończy się walką z wilkołakiem... lub ich grupą. W razie czego wyciągnął obydwa miecze z pochw, zrobił to dość cicho, a po chwili dwa ostrza znalazły się w jego obydwu dłoniach. Po prostu wolał być przygotowanym na walkę.
- Cholera... - odparł tylko, gdy Avalon powiedziała, że coś zbliża się w ich stronę.
Nie musieli długo czekać, aby z gąszczu wyskoczył jeden z wilkołaków. Łowca miał nadzieję, że ten jest samotny lub oddzielił się od stada, bo domyślał się, że walka z wilkołakiem może być ciężka, a co mówić o walce z ich grupą... Ich trójka po prostu nie miałaby większych szans na przetrwanie starcia z grupą tych stworzeń. Drago nie wątpił w umiejętności swoje i Lycande, jednak wydawało mu się, że Avalon nie zbyt potrafi walczyć, o ile w ogóle potrafi. Wiedział, że nie każdy jest stworzony do walki i, że nie każdy miał możliwości do nauki walki, ale nie miał jej tego za złe- po prostu obniżała ich szanse na przeżycie.
Drago wymierzył ostrze jednego ze swoich mieczy dokładnie na wysokości głowy wilkołaka, a mieczem zrobił w jego stronę gest, który po prostu wskazywał "zwierzęciu", aby zawrócił i odszedł, bo w przeciwnym razie czeka go walka. Jeżeli nie posłucha, a chyba było to bardziej prawdopodobne od tego, że posłucha, odwróci się i odejdzie, to będą musieli walczyć.
Awatar użytkownika
Lycande
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lycande »

Gdy tylko usłyszała odgłos pękającej gałązki, wiedziała już, że wilkołaki był świadome ich obecności. "Cholera..." - rzadko kiedy przeklinała, ale w obecnej sytuacji trudno było jej się dziwić. W końcu mało kiedy istniała niesamowita "oferta" zostania rozszarpaną przez stado krwiożerczych bestii. Już chyba lepiej było zostać w tamtej zapchlonej tawernie, marnie bo marnie, ale zawsze to bezpieczniej niż tutaj. A do całości brakowałoby tylko słuchania jej narzekań przez resztę towarzyszy...
Już miała wymierzyć w wilczura, który własnie się przed nimi pokazał, gdy z przeciwnej strony wyłonił się kolejny z ich gromady. Siłą rzeczy, jej łuk był skierowany prosto w jego łeb. Może i był szybkim stworzeniem, ale elfka również nie należała do najwolniejszych. Mogła nawet pokusić się o stwierdzenie, iż dałaby radę wpakować mu strzałę, nim ten zdoła zareagować. Oczywiście jej nieskuteczność równałaby się z powaleniem jej osóbki na ziemię i rozszarpaniem... ewentualnie ciężkimi obrażeniami, jeśli miałaby szczęście.
- No to mamy problem - stwierdziła, raczej retorycznie. Już teraz mieli szanse wyjścia z tego żywi poniżej pięćdziesięciu procent. A co jeśli reszta stada też się tu zjawi? Wtedy nie będą mieli żadnych szans... Co tu dużo mówić, zaczęła mieć obawy o swoje życie. Nie żeby pierwszy raz znajdowała się w podobnej sytuacji, ale jakoś nie paliła się specjalnie do przejścia na drugą stronę... Była zdenerwowana? Na pewno. Nawet nieco przestraszona. Mimo to panowała nad sobą. Panika była niewskazana.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

"Więcej was tam nie było, do cholery!?" - zapytał Drago sam siebie, gdy zobaczył, że na polanę wkracza kolejny wilkołak.
- Mamy problem, i to dość spory - odparł do elfki.
Z każdą sekundą wojownik miał wrażenie, że cała trójka ma coraz mniej szans na przeżycie tego wszystkiego. Nie, żeby tego chciał, ale gdyby na polanę wkroczył jeszcze jeden wilkołak lub dwa takie stworzenia to wtedy on i elfka byliby praktycznie bez szans na przeżycie. Avalon również by tego nie przeżyła, chyba, że jakimś nieprawdopodobnym szczęściem udałoby jej się uciec czy coś. Chyba nie pozostało im nic innego jak walka z tymi stworzeniami, tym bardziej, że ten, który pojawił się pierwszy zaczął "skradać się" w kierunku Drago. Wilkołak najwidoczniej nie zrozumiał, że może uciec i nie walczyć, a wystawione jego stronę ostrza potraktował chyba jako zachętę do podejścia i walki.
Drago przeżył już trochę, więc mógłby zginąć nawet teraz- jednak bez walki nie da się zabić, nie, i tyle. Szybkim i wyćwiczonym ruchem sięgnął po drugi miecz, bo teraz walka była po prostu nieunikniona. Łowca ruszył w stronę wilkołaka, dość powoli. Zmiennokształtny musiał być chyba dość młodym, bo on i Drago byli do siebie podobnie wzrostem.

Przeciwnik zdecydował się, że zaatakuje pierwszy i chybił, za to Drago udało się ranić go w bok, co prawda nie było to najgłębsze cięcie, jednak w pewnym stopniu i tak będzie przeszkadzało. Teraz miał więcej pewności, że ma do czynienia z dość młodym osobnikiem. Wojownik spróbował szybko wyprowadzić drugie cięcie, jednak tym razem wilkołak wykonał unik i wyprowadził cios- tym razem trafił, a Drago nabawił się kolejnej blizny na twarzy, która krwawiła i, szczerze mówiąc, to utrudniała nieco widoczność. Następnie podwójne cięcie nie zostało uniknięte przez wilkołaka przez co na jego łapie pojawiły się dwie, dość paskudne rany. Drago również nie udało się uniknąć ciosu wilkołaczej łapy i oberwał w klatkę piersiową, na chwilę stracił dech, jednak poza tym to nic mu się nie stało, bo przeciwnik uderzył łapą, a nie pazurami. Następne cięcie Drago zostało sparowane, a kontratak ze strony wilkołaka spowodował, że łowca doznał dość poważnych ran klatki piersiowej, jednak nie miał zamiaru poddać się do czasu, aż nie zabije tej bestii.
Przygotował się do cięcie obydwoma mieczami na raz i wykonał je- z, na szczęście, pozytywnym skutkiem, bo na torsie zmiennokształtnego pojawił się krwawy "X", którego tworzyły głębokie i bolesne rany. Wydawało mu się, że przeciwnik skrzywił się z bólu. Drago wykorzystał wszystkie siły jakie miał i wykonał pojedyncze cięcie na wysokości szyi przeciwnika- włożył w nie najwięcej siły ile mógł z siebie wykrzesać i sprawił, żeby było ono szybkie- trafił. Głowa wilkołaka podskoczyła lekko w górę i padła na trawę, jednak w ferworze walki łowca nie zauważył, że jego przeciwnik, w tym samym momencie co on, również zaatakował i oczywiście trafił.
Wojownik poczuł jak zaczyna widzieć jakby przez mgłę, a nogi odmawiają mu posłuszeństwa- ukląkł i podparł się jednym z mieczy. Po krótkiej chwili poczuł jak krew spływa mu po szyi. Nie trwało długo, gdy po prostu zaczął dusić się swoją krwią, bo ta zaczęła napływać mu do gardła, najwidoczniej rana na szyi była tak rozległa i głęboka, że otworzyła krwi drogę do gardła i płuc. Był gotowy na śmierć, więc nawet nie walczył. Wiedział, że nikt po nim nie zapłacze, więc bez różnicy było mu to czy zostanie mu odprawione coś na wzór pogrzebu, czy jego ciało zgnije w miejscu, w którym poległ.
Miał nadzieję, że elfka i kotołaczka sobie poradzą, chociaż szczerze w to wątpił. Ostatecznie ogarnęła go bezkresna ciemność, a jego ciało upadło bez życia na poplamioną krwią trawę...

Ciąg dalszy nie nastąpi.
Awatar użytkownika
Lycande
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lycande »

- Nie musisz mnie o tym uświadamiać - odparła najemnikowi. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Dwoje przeciwko wilkołakom, bo Avalon nie liczyła, gdyż jej przydatność w walce byłaby znikoma. W dodatku przeciwników było dwóch, a ich ustawienie uniemożliwiało wzajemną pomoc. Byli zdani na siebie samych.
Chwilę później usłyszała, jak Drago wdał się w walkę z jednym z nich. W ty samym momencie wypuściła strzałę w kierunku bestii, która chciała na nią zaszarżować. Strzała wbiła się wpierw w oko, a później dalej, prosto w mózg oponenta, zabijając futrzaka na miejscu. Szczęście lub umiejętności... zapewne obydwie te rzeczy... "Dobrze, że się udało..."
Następnie miała zamiar pomóc mężczyźnie z jego przeciwnikiem, strzelając mu w jakieś czułe miejsce, zależnie od możliwości. Naciągnęła cięciwę, nałożyła na nią strzałę, i dokładnie przymierzyła, co by nie spudłować. Niemalże z chwilą, gdy najemnik otrzymał cios w klatkę piersiową, ta miała już idealną pozycję do strzału. Niestety, los postanowił spłatać im kolejnego figla i na ułamek sekundy przed zadaniem wilkołakowi bolesnej rany, Lycande została dosłownie staranowana przez jedną z tych poczwar. Nie odnotowała nawet jego obecności, aż do tej chwili. Boleśnie grzmotnęła ob ziemię, upuszczając łuk, bo nie była w stanie go utrzymać."Cholera! Jeszcze jeden." Miała wrażenie, że całość była kiepskim żartem... Może niech od razu wyskoczy na nich całe stado...
Elfka momentalnie przeturlała się na bok, tym samym ratując się przed przygwożdżeniem, co najpewniej skończyłoby się jej rychłą śmiercią. Wykorzystała tę chwilę by dobyć miecza i wbić go prosto w podbrzusze bestii. Stwór zawył tylko, po czym uderzył kobietę swą łapą, pazurami zadając bardzo bolesne rany w okolicach żeber po lewej stronie, jeśli spojrzeć na to z jej perspektywy. Całość krwawiła, i to dość mocno. Ku przerażeniu dziewczyny, przeciwnik najzwyczajniej w świecie wyciągnął z siebie jej broń po czym połamał niczym suchą gałązkę, bez żadnego wysiłku. Następnie podbiegł do niej, po czym chciał dokończyć dzieła, rozszarpując jej kłami szyję. Ona sama nie wiedziała nawet kiedy udało jej się chwycić za sztylet i wbić go prosto w włochate cielsko... gdzieś w okolicy głowy. Ten desperacki akt ocalił jej życie, gdyż oponent padł martwy na ziemię.
Lycande z trudem mogła ustać na nogach. Miejsce po uderzeniu bolało jak diabli. Rozejrzała się wokół siebie. No cóż... Drago nie miał tyle szczęścia, co mogła tylko potwierdzić, gdy przybliżyła się do jego martwego już ciała. Prawą dłonią musnęła go po twarzy, zamykając oczy, gdyż te miał cały czas otwarte.
- Obyś był teraz w lepszym miejscu... - W zasadzie nie wiedziała nawet, czemu to powiedziała... Oprócz tych słów, niewiele mogła zrobić, gdyż w obecnej sytuacji nie było nawet mowy o jakimkolwiek pochówku... W pewnym sensie, wręcz odruchowo, zgarnęła jego ostrza, bo do obrony miała tylko sztylet oraz łuk, a nie była w stanie nawiązać przy ich pomocy jakiejkolwiek walki.
- Powinniśmy ruszać nim pojawi się reszta stada... - powiedziała do Avalon, mając na twarzy grymas bólu.
Awatar użytkownika
Avalon
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Avalon »

Gdy tylko ujrzała przed sobą wilkołaka, odruchowo niemalże nad tym nie panując przybrała postać czarnego kota, którego futro idealnie komponowało się z mrokiem, tak, że gdyby nie żółte ślepia byłaby zupełnie niewidoczna. Nie zapewniało to jej jednak bezpieczeństwa całkowitego, bo tak dobrze jak ona znała zapach i dźwięki wydawane przez wilkołaki, tak dobrze one znały ją.
Naglę w powietrzu błysnęła stal, a Drago wymierzył cios swoimi sztyletami prosto w bestię. Nie były to jednak poważne rany. Wilkołaka bardzo ciężko poważniej uszkodzić, jeśli nie ma się pod ręką srebra więc szanse były bardzo nierówne.
Wilkołak najeżył się, a z ust zaczęła mu lecieć piana. W jego złowrogich ślepiach odbijało się światło księżyca, dzięki któremu nie pozostali w całkowitych ciemnościach.
Gdy obnażył swoje kły, kotołaczce serce podeszło do gardła. Gorąco pragnęła, aby jej towarzysz wyszedł z tego cało, aby to on wygrał to starcie nie bestia. Z chęcią pomogłaby mu w jakikolwiek sposób, gdyby tylko mogła. Lecz cóż jej marne kocie pazurki mogły zdziałać w walce wilczych kłów i ludzkich ostrzy?
Gdy wilkołak zdecydował się zaatakować, Drago zrobił skuteczny unik i przez chwilę zyskał sobie przewagę. Niestety tylko przez chwilę. Zaraz potem znowu dało się słyszeć skomlenie wilka i ludzki krzyk.
W tym właśnie momencie druga bestia weszła na polanę, z tym, że za cel obrała sobie elfkę. Avalon w duchu modliła się, aby nic poważnego się jej nie stało... Jednak zaraz znowu skierowała swoją uwagę w stronę człowieka, który ostatkiem sił wbił sztylet w ciało wilkołaka, pozbawiając go życia. Przez chwilę Avalon wypełniła radość... ale tylko przez chwilę...
Drago osunął się na ziemie i padł bez życia.
Przez dłuższy czas do kotołaczki nie dotarło co się stało, gdy elfka, ubrudzona krwią zarówno swoją jak i jednego ze stworzeń zamieszkujących te lasy, podeszła do człowieka i zasunęła mu powieki...
Ale... jak to?
Dopadł ją smutek, lecz nie płakała. Ciężko płakać po śmierci człowieka, którego zna się niecałe dwa wschody i zachody Słońca... Ciężko tez zostawiać jego ciało, mając świadomość, że zawdzięcza się mu życie.
Avalon było wstyd... Przez cały czas tylko obserwowała. Gdy Drago i Lycande walczyli, ryzykując swoje życie, ona tylko stała i patrzyła. I nawet nie zrobiła nic aby im pomóc. Była zupełnie bezużyteczna... lecz największe pretensje miała do siebie o to, że nic jej się nie stało. Nawet nie drasnęła swojego futra, podczas gdy Drago zginął, a Lycande była poważnie ranna...
Zupełnie nie miała pojęcia co teraz robić, a smutek, przygnębienie i wyrzuty sumienia nie pozwalały jej na racjonalne przemyślenie wszystkich opcji...
-C..czyli, że go t...tt...tu zostawimy?- powiedziała roztrzęsionym głosem, gdy przybrała już swoją ludzką postać. Następne stwierdzenie elfki pomogło jej trochę oderwać się od przygnębiających myśli...
- N...nie t..to nie jest dobry pomysł... Nie znamy lasu, nie wiemy również z której strony przybiegły wilkołaki, ani też czy nie czai się tam coś gorszego... wędrówka w o...obcym lesie w n...nocy i to w dodatku w p..pe...pełnię nie jest najlepszym pomysłem - dodała wciąż jeszcze drżąc...
Byli w naprawdę beznadziejnym położeniu, nie mówiąc już o tym, że w razie walki kotołaczka byłaby bezużyteczna, a elfka ranna...
Właśnie ranna.
Avalon rozejrzała się po polance... Było tam pełno szkarłatnej posoki zarówno ludzkiej jak i zwierzęcej... A wilkołaki potrafią ja wyczuć na odległość.
W oddali rozległo się kolejne wycie jednego z tych stworzeń...
-... To mogą b...być tylko moje przypuszczenia.. ale krew ściągnie tu zapewne więcej tych stworzeń, a kto wie czy może nie czegoś gorszego...Miejmy nadzieję, że się mylę, ale jeśli mam rację to... -tu urwała, nie wiedząc co powiedzieć...
-Wilkołaki nie potrafią się wspinać na drzewa...więc może to jest najbezpieczniejsze miejsce w całej okolicy, w którym można spędzić noc?
Miała nadzieję, że elfka w swoim stanie da radę wejść na drzewo... Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w ogóle nie zwróciła uwagi na stan zdrowia towarzyszki...
-Dasz radę wejść na drzewo? Może lepiej najpierw opatrzyć rany...
Awatar użytkownika
Lycande
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lycande »

Rany dawały się elfce coraz bardziej we znaki. Już nawet nie chodziło o sam ból, jaki powodowały, ale o utratę krwi, bo tej miała z każdą sekundą coraz mniej. Jednak opatrywanie się w tym miejscu było niebezpieczne, bo za parę chwil zapewne zbiegłaby się tu reszta stada, a odgłosy walki już dawno rozniosły się po okolicy. Co prawda znała się nieco na leczeniu za pomocą magii, ale w tym stanie nie dałaby rady rzucić nawet najbardziej prostego zaklęcia, skoro samo chodzenie szło jej z olbrzymim trudem.
- Nie mamy... wyjścia - powiedziała. - Poza tym, niebawem zleci się tutaj... reszta stada. - Mówiła z przerwami, gdyż samo mówienie zaczęło sprawiać jej trudności. Z trudem też łapała oddech.
- To na nic się nie... zda - kontynuowała. - Nawet jeśli nie potrafią się wspinać... To kwestią czasu będzie... aż nas... zrzucą...
Lycande poczuła się słabo. Straciła równowagę, szczęśliwie znajdując oparcie w drzewie. Chwilę później osunęła się na ziemię. Wcześniej sądziła, że da radę oddalić się nieco od tego miejsca i opatrzyć, ale wychodzi na to, że jest w dużo gorszym stanie niźli się tego spodziewała. Dopiero teraz do niej dotarło... że to koniec. Nie rozpaczała jednak, choć może powinna? I tak nic by to nie dało, a pozostawała jeszcze kwestia kotołaczki, która zdawała się być tym bardziej zagubiona.
- Avalon... łap za miecze... - tutaj resztką sił skinęła na leżące nieopodal jej ostrza, które należały do Drago. Tak jak i jemu, Lycande również nie będzie z nich miała żadnego pożytku. Poza tym, gdyby na zmiennokształtną wyskoczył wilkołak, to miałaby się przynajmniej czym bronić. Co prawda nie była wojowniczką, ale z nimi miała cień szansy na przeżycie. - Uciekaj... - Resztką sił wydusiła z siebie ostatnie słowo.
Zabawne... Ostatnim, o czym pomyślała, to dom i rodzina. Wolała nawet nie wiedzieć, jak by przyjęli wiadomość o jej śmierci... o ile w ogóle się kiedykolwiek o niej dowiedzą. Może byłoby lepiej, by tak się nie stało... by zostało to tajemnicą... "Przepraszam..."
Chwilę później osunęła się bezwładnie na ziemię... a jej żywot dobiegł już końca... odeszła.
Awatar użytkownika
Horus
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Horus »

Zbliżała się noc. Horus spokojnie zaszywał dziury na swoich łachmanach w swoim prowizorycznym obozie. Ów baza była naprawdę niewielka - małe ognisko, sterta liści wraz z jelenią skórą służące jako posłanie i dziwna konstrukcja, której nazwanie szałasem byłoby pochlebstwem. Młodzieniec musiał czym prędzej udać się do jakiegoś miasta. Jego ubranie było już wystarczająco wysłużone, aby kupić nowe. Nie można ciągle polegać na łataniu. Gdy koszula nie zawierała ani jednej dziury więcej niż powinna chłopiec przyjrzał się jej. Zacerowana niedbale... ale nie rozpadała się i jakoś przykrywała ciało. Horus dorzucił do ognia trochę chrustu i udał się na spoczynek. Jednak nie spał spokojnie. Przez wycie wilków nie mógł zmrużyć oka, a nawet jeśli jakimś cudem to zrobił budził się kilka sekund później. Choć darzył te zwierzęta ogromnym sentymentem tej nocy miał ochotę zamordować jedno z nich. W pewnym momencie usłyszał czyjeś kroki. Najwyraźniej jakiś wędrowiec przybył tu, skuszony blaskiem ognia. Jednak równie dobrze to mógł być zbój - ostrożności nigdy za wiele. Młodzian dobył swe niewielkie ostrze i powoli wyczołgał się z "szałasu". To co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Na zewnątrz grasował wilkołak i w najlepsze delektował się niedawno upolowanym borsukiem! A pomimo, że Horus sam potrafił przybrać postać wilkołaka na widok maszkary serce stanęło mu w gardle. Jednak znalazło się szczęście w nieszczęściu - potwór jeszcze nie wiedział o obecności młodzieńca, który postanowił ten fakt wykorzystać. Powoli i spokojnie ruszył w stronę wilkołaka... Jeden krok... Drugi krok... i... TRZASK. Horus nadepnął na gałąź, a ta pękła. W tym momencie wilkołak przestał konsumować borsuka i skoczył w stronę chłopca nim ten zdążył się obronić. Potwór przygniótł go do ziemi swym ciężarem. Bestia zbliżyła swój łeb do Horusa ukazując błyszczące ślepia i ostre jak brzytwa zęby. Chłopiec przestraszony nie na żarty szybko szukał jakiegoś sposobu na przeżycie nim monstrum wyprowadzi śmiertelny cios. Ostrze? Nim po nie sięgnie umrze. Przemiana? Nie, również trwa za długo. Nagle przyszło oświecenie. Nos! Czuły punkt zarówno dla psa, wilka jak i wilkołaka! Młokos szybko uderzył monstrum w jego nochal. Zdezorientowana bestia cofnęła się skowycząc z agonii. Chłopiec natychmiast skierował swoją broń w stronę wijącej się bestii i przygniatając oręż całym swoim ciężarem zatopił ostry koniec klingi w cielsku wilkołaka. Nim skonał zdążył ranić Horusa dwa razy tworząc niewielkie zadrapanie na policzku oraz nieco bardziej poważną ranę na klatce piersiowej (przy okazji rozszarpując dopiero co zaszyte dziury na ubraniu...) Młodzik zaklął pod nosem. Zostawił swój obóz, zabrał tylko skóre jelenia i ruszył przed siebie. A co jeśli gdzieś obok grasuje następny wilkołak? Im prędzej opuści to zdominowane przez dzikie wilkołaki miejsce tym lepiej!
Po kilku minutach marszu do uszu Horusa dotarły odgłosy walki.
"Dobywanie miecza, strzał z łuku i... skowyt. Czyli nie tylko ja zostałem zaatakowany. A w towarzystwie kogoś kto umie walczyć mam większe szanse na przeżycie... A przynajmniej dopóki ten ktoś nie obróci się przeciwko mnie."
Mimo obaw młodzieniec ruszył do miejsca z którego dochodziły ów odgłosy. Słyszał wszystko coraz głośniej i wyraźniej. Po chwili dźwięk bijatyki zastąpiła rozmowa. Był już stosunkowo blisko i mniej więcej zrozumiał o czym mowa. Gdy dotarł do celu ujrzał kilka nieżywych wilkołaków, umierającą elfkę, martwego już mężczyznę i trzęsącą się ze strachu młodą kobietę, prawdopodobnie ludzką. Po chwili martwe ciało elfi spadło bezwładnie na ziemię. Przybył za późno, o tak. Gdyby przyśpieszył choć odrobinę być może zdążyłby uratować zarówno elfkę jak i człowieka. A jeśli mieliby w sobie choć odrobinę empatii przyjęliby Horusa pod swoje skrzydła.
Jednak użalanie się na sobą jest bezcelowe, młodzieniec doskonale o tym wiedział. Jest jeszcze jedna żywa osoba dla której jest nadzieja. Horus zbliżył się do dziewczyny.
- Tu... tutaj! - wykrztusił z siebie Horus. - mnie również zaatakowała jedna z tych... bestii. Jakiś czas później usłyszałem odgłosy potyczki. Postanowiłem je sprawdzić. W grupie zawsze jest większa szansa na przeżycie. Niestety chyba troszeczkę się spóźniłem...
Chłopak powoli podchodził do dziewczyny. Kto wie, czy go nie zaatakuje?
- Przykro mi z powodu twoich towarzyszy. Słyszałem fragment waszej rozmowy. Nie wchodź na drzewo, jak taki skubaniec się uprze to pewnie wejdzie. O ile prędzej nie przewróci biednej rośliny.
Horus zdyszany oparł się o pobliskie drzewo.
- Powinniśmy stąd uciekać. Wilkołaki wyczuwają krew, a w tym miejscu jest jej aż nadto...
Faktycznie, krwi było aż za dużo. Czerwona maź sączyła się z ciał poległych wilkołaków oraz nieszczęśliwych ofiar. Szkarłatny płyn pokrywał ziemię, rośliny. Młodzieniec stojąc wśród rzezi czujnym wzrokiem wpatrywał się w Avalon czekając na jej reakcję.
Awatar użytkownika
Avalon
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Avalon »

Gdy Avalon usłyszała ostatnie słowa elfki miała nadzieję, że to tylko sen...
To tylko sen... To tylko jeden z tych koszmarów, które nawiedzają mnie często... To się nie dzieje naprawdę... Zaraz się obudzę i będę znowu w jednym a pokoju w karczmie z obdrapanymi ścianami... zaraz pewnie znowu znajdę się obok Drago i Lycande..
Jednak to nie był sen, a kotołaczka dobrze o tym wiedziała, po prostu odsuwała od siebie myśl, że to wszystko się dzieje naprawdę...
Gdy elfka oparta o pień drzewa, zaczęła się powoli osuwać na ziemię, Avalon nie chwyciła broni tak jak ja Lycande prosiła - nie od razu.
Wpadła w panikę, w końcu na co jej nawet najlepsze ostrza, skoro nie umie zrobić z nich użytku, a ostatnia istota w całej okolicy, która mogła jej pomóc właśnie odeszła...
Z oczu kotołaczki zaczęły ciec łzy, będące mieszanką smutku i przerażenia. Zamknęła oczy elfce, tak jak to ona uczyniła wcześniej z Drago.
Avalon zupełnie nie wiedziała co zrobić - była sama. Sama na polanie w nieznanym jej lesie, w którym na pewno nie ma przyjaznej istoty, została sama na polanie razem z ciałami jej dwóch towarzyszy, którzy teraz byli już na tamtym świecie.
Wzięła łuk elfki, po czym włożyła jej go do ręki Wojownik powinien mieć przy sobie swoją broń... Był to straszny widok,jej blade ciało ubrudzone krwią leżące obok wilczych trupów poległych z jej ręki... Obok leżał Drago z wielką raną na brzuchu, z której przestała już wyciekać krew- równie blady, a może jeszcze bardziej niż elfka.
A za ile ja do nich dołączę?
To przygnębiające pytanie kołatało się w jej głowie. Nie dawała sobie szansy na przeżycie - to musiałby być istny cud...
A jeśli o cudach mowa... Tylko ona przeżyła spośród ich trójki - ona, najsłabsza, najmniejsza, najmłodsza, najmniej przydatna. Drago i Lycande zabrali ze sobą niejednego wilkołaka a ona co zrobiła? Jeden umarł walcząc za drugiego, ale też za nią... Podczas gdy ona stała tu teraz żywa, poplamiona krwią - ale nie swoją... Nic nie zrobiła aby oni przeżyli, nie pomogła im w żaden sposób...
Jednak użalanie się nad sobą to najgorsze co mogła teraz zrobić.
Wzięła noże najemnika, oglądając je z każdej strony. Jeden był wyszczerbiony - zapewne przez kieł, lub pazur jednego z mieszkańców tego lasu, drugi wydawał się być w dobrym stanie...
Widziała jak Drago nimi walczył, były one przedłużeniem jego ręki, to one zadały bolesny cios wilkołakowi i to one odebrały mu życie... Były zabójczą bronią, lecz gdy dzierżyła ją odpowiednia osoba... W rękach Avalon stanowiły jedynie kawałek metalu, którym nie potrafi nawet wymachiwać.
Nagle usłyszała ludzki głos dobiegający zza drzew. Zaskoczona obróciła się w tamtą stronę, zaskoczona, że gdzieś tutaj była jeszcze jakaś ludzka istota.
Następne jego słowa niemniej zaskoczyły Avalon, jednak ja trochę otrzeźwiły... Czy miał rację, czy nie nie miała zamiaru się z nim spierać, po prostu przytaknęła, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce...
-A znasz... wiesz jak wyjść z tego przeklętego lasu? - zapytała rozstrzęsionym głosem, gdy zostawiali w tyle polanę oraz towarzyszy Avalon - którzy zostaną ty na zawsze...
Awatar użytkownika
Horus
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Horus »

Horus oddychał coraz szybciej i głośniej. Zapach krwi nie dawał mu spokoju. Delikatna woń wdzierała się przez nozdrza wilkołaka w głąb ciała wystawiając na próbę jego opanowanie. Żądza mordu i łaknienie mięsa narastały w tym z pozoru niewinnym ciele. Horus z trudem powstrzymywał swoje drapieżne odruchy. Rozmowa częściowo odwróciła jego uwagę od pożywienia ułatwiając samokontrolę.
Opuszczenie polany dobrze zrobiło młodzieńcowi, choć ciągle oglądał się porzuconymi zwłokami. Mimo wszystko coś nie dawało mu spokoju. Był to lęk. Bał się, że pod wpływem emocji wbrew swojej woli zabije kotołaczkę. Starał się o tym nie myśleć, satarł się utrzymać trzeźwość umysłu.
Gdy usłyszał pytanie Avalon stanął osłupiały. Zostawił w swojej prowizorycznej bazie mapę. Zabierając skórę jelenie pamiętał tylko o wygodzie i zaniedbał priorytet - przetrwanie. Z drugiej strony nie jest tragarzem i nie mógł zabrać ze sobą wszystkiego. Powrót to obozu, a raczej próba powrotu była bezcelowa. Po pierwsze narazi siebie i towarzyszkę na ataki wilkołaków, po drugie nie pamiętał drogi i pewnie zabłądzi, dodatkowo istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że obóz został już dawno zniszczony.
- Jak wyjść z lasu... Hmmm...
Horus zaklął w myślach i zaczął szybko kreślić na ziemi prowizoryczną wersję mapy. Starał się przypomnieć położenie swojej bazy, miejsca mordu i kilku innych charakterystycznych punktów. Jednak jego wysiłek był bezcelowy. Przez stres nie mógł się skupić, rysował krzywo. Nawet przez przypadek jego pierścień ześlizgnął się z palca, jedna Horus szybko go podniósł i założył. Po chwili poddał się przy okazji niszcząc swoje "dzieło".
- Nie... Nie wiem. Zostawiłem gdzieś swoją mapę, a uciekając przed wilkołakami straciłem orientację w terenie. Mógłbym wspiąć się na jakieś drzewo i rozejrzeć się po okolicy, lecz to głupi pomysł. Być może tylko stracimy czas, a wilkołaki lada chwila mogą nas dogonić. Lepiej się nie zatrzymujmy.
Po tych słowach młodzieniec ruszył przed siebie.
Awatar użytkownika
Avalon
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Avalon »

Przez jakiś czas wędrowali w milczeniu, a ciszę panującą w lesie przerywał tylko ich nierówny oddech. Avalon z każdym krokiem szła coraz szybciej, byle dalej od tej przeklętej polany, od tego przeklętego lasu... Jednak najtrudniejsze było dla niej zostawienie ciał towarzyszy gdzieś daleko w tyle, bez chociażby symbolicznego pochowku. W jej głowie kłębiły się setki myśli, które utrudniały jej skupienie się na tym co się dzieje dookoła. Nie zwróciła nawet uwagi, że księżyc powoli zaczął chylić się ku pniom drzew, a wycia wilkołaków ucichły, wciąż myślała o Drago i Lycande... Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju.
Oprzytomnił ją dopiero głos człowieka... którego imienia nie znała. Dopiero teraz zwróciła na niego większą uwagę. Wyglądał on bardzo młodo, można mu dać na oko nie więcej niż szesnaście wiosen. Miał na sobie podarte ubranie, którego stan wskazywał na to iż nie żył on w dostatku... Zaczął kreślić na ziemi jakieś rysunki bez ładu i składu. czyżby chciał w ten sposób narysować mapę? Jednak po chwili zniszczył swoje dzieło, przysypując je warstwą wilgotnej od deszczu ziemi. Gdy ruszył przed siebie Avalon zatrzymała go chwytając za ramię.
-Nie, kroczenie po nieznanym lesie na ślepo też wiąże ze sobą ryzyko, a kto wie czy właśnie nie zmierzamy wprost na watahę wilkołaków? Spójrz na pnie tych drzew.. Są gładkie i... - dotknęła ręką szarawej kory jednego z monstrualnych drzew - wilgotne. Wątpię aby jakiś wilkołak był w stanie na nie wejść teraz. Czas... tak owszem każda sekunda jest cenna, więc jeśli ja wejdę zrobię to o wiele szybciej. Czekaj tu na dole - po tych słowach przybrała swoją kocią postać. Wspinaczka była dla niej rzeczą naturalną, a zdarzało jej się wchodzić na o wiele wyższe i nie stabilniejsze rzeczy. Mimowolnie w jej głowie pojawiły się obrazy podestów oraz innych cyrkowych przedmiotów, na których miała występować...
Nie... nie będę o tym myślała... nie teraz...
Bo od widoku martwych towarzyszy leżących gdzieś tam w lesie jedne wspomnienia były tylko gorsze - wspomnienia z cyrku.
całą swoją uwagę skupiła więc na wspinaczce. Ślizga kora utrudniała całe zadanie i Avalon była pewne, że żaden wilkołak nie wszedł by na to drzewo. Jako kot była mniejsza i zwinniejsza, więc paroma szybkimi skokami znalazła się na pierwszej gałęzi. Drzewa w tym lesie miały rozłożyste korony, które splatając się ze sobą kilka metrów nad ziemią tworzyły niemal całkowitą osłonę przez światłem, czy deszczem. Dlatego im wyżej wspinała się Avalon, tym trudniej było iść dalej.
Widać całkiem niedawno padało...
Gdy dotarła na ostatnia gałąź i wychyliła głowę ponad liście. niemalże natychmiast zamknęła oczy. Mimo, że była noc to księżyc w pełni dawał całkiem sporo światło, które było dokuczliwe po nie wiadomo ile trwającym marszu w ciemnościach. Minęła dłuższa chwila nim mogła się dokładniej rozejrzeć. A widok stąd był niesamowity. Ponad koronami drzew latały motyle, których skrzydła mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Aż ciężko pomyśleć, że tak piękne stworzenia zamieszkują korony tych dziwnych drzew...
Jednak nie przyszła tu by podziwiać motyle.
Rozejrzała się na wszystkie strony. Daleko w tyle, tam gdzie księżyc stykał się z ziemią dostrzegła ledwie widoczny zarys... rzeki, która wylała zmuszając ich do spędzenia nocy tutaj... ale nie miała pewności, że to ta rzeka... Z drugiej strony zobaczyła pola i kilka chat rozrzuconych od siebie w znacznej odległości, a zza nich powoli wychylały się pierwsze promienie słońca.
Z żalem zeszła z drzewa, powodując przy tym lawinę liści i kropli wody, a gdy dotknęła nogami ziemi przybrała znowu swoją ludzką postać.
- Powinniśmy iść w tamtą stronę, aby jak najszybciej wyjść z tego lasu... - wskazała ręką kierunek na lewo od drzewa, z którego zeszła.
- Słońce zaczęło wschodzić, więc nie powinniśmy spotkać już... wilkołaków, chociaż kto wie co czai się w tym lesie...
Awatar użytkownika
Horus
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Horus »

Gdy Horus poczuł na swoim ciele cudzy dotyk przypomniał mu się pewien nieprzyjemny incydent z czasów kiedy jeszcze żył w wiosce. Avalon dotknęła ramię dokładnie w miejscu ugryzienia. Choć ucisk nie był bolesny (ba, był ledwo wyczuwalny) młodzieniec doznał strasznej retrospekcji. Gdy Avalon przemieniwszy się w kota zaczęła wspinać się na drzewo, Horus oparł się o pobliski dąb i zasłonił twarz dłońmi. Miał ochotę krzyczeć, uciekać. Zrobiłby wszystko, aby wspomnienia odeszły. Mimo wszystko reminiscencja nie dawała mu spokoju. Miał wrażenie, że jeśli otworzy oczy znowu będzie w tym samym lesie, znowu ugryzie go ten sam wilkołak, znowu upadnie nieprzytomny i znowu obudzi się jako bestia. I choć w głębi duszy wiedział, że to niemożliwe i tak nie mógł się uspokoić.
Horus starał się znaleźć coś, co odwróci jego uwagę od dręczących go ewokacji. Wysiłek był daremny, nic nie przychodziło mu do głowy. Chwilę później usłyszał wycie. Nie było to nieco zdeformowane wycie wilkołaka, ale czyste wycie normalnego wilka. W uszach Horusa ten dźwięk brzmiał niczym poezja, dodawał otuchy. Młodzieniec przypomniał sobie jak to szlachetne zwierzę uratowało go przed samobójstwem. Jak polował w towarzystwie innych wilków. Dobre wspomnienia zaczęły wypychać wszystkie złe myśli. Gdy Horus oprzytomniał akurat Avalon zeszła z drzewa i przekazała mu bezcenne na ten moment informacje. Chłopak bez słowa ruszył w skazanym przez nią kierunku.
Nie minęło dużo czasu, a podróżnikom udało się opuścić las. Widok osady nie zadowolił Horusa. Niedawno o mało co nie stracił panowania nad sobą, a teraz będzie musiał przebywać w dość gęsto zaludnionym miejscu. Osada nie była duża, ot kilka domów nieregularnie porozrzucanych po płaszczyźnie, skromne farmy i niewielki znajdujący się na środku plac, zapewne pełniący funkcję czegoś na kształt targowiska.
Młodzieniec postanowił trzymać język za zębami i nie podzielił się z Avalon swoim niezadowoleniem. Westchnąwszy ciężko powolnym krokiem pomaszerował w stronę wioski.
"Muszę wytrzymać..."
Awatar użytkownika
Avalon
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Avalon »

Z każdą minutą marszu las się zmieniał. Były to ledwie widoczne szczegóły, jednak po pewnym czasie trudno je było przeoczyć. Tu i tam drzewa rosły rzadziej, a ich korony przepuszczały pojedyncze promienie słoneczne. Pnie nie były już szare, a lekko zielonkawe oraz cieńsze. Ziemia z każdym krokiem była bardziej wilgotna, a na kilku krzakach można było dostrzec krople wody. Jakiś szósty zmysł mówił kotołaczce, że lada chwila i stąd wyjdą. Avalon myślami była już na skraju lasu, skąpanym w promieniach wschodzącego słońca, skąd niedaleko do małej osady... Widząc światło między pniami drzew przyspieszyła kroku, byleby szybciej wyjść z tego przeklętego lasu.
Gdy w końcu znalazła się na otwartym polu, dzielącym las od osady była szczęśliwa jak nigdy. Przystanęła na chwilę czekając na chłopaka, który został trochę w tyle.
ciepłe promienie słoneczne padły na bladą twarz kotołaczki, na której malowało się zmęczenie. po godzinach spędzonych w mroku lasu światło w pierwszej chwili było bardzo nieprzyjemne, więc Avalon zamknęła oczy, zaczerwienione od łez, spływających po utracie towarzyszy. Oparła się o pień pobliskiego drzewa, które tak bardzo różniło się od tych, rosnących w środku lasu... Stała tak chwilę, aż nie usłyszała nieopodal kroków chłopaka.
- Widzisz tamte domy, tam w oddali - pokazała ręką kilka chat, leżących w dość dużej odległości od nich, mrużąc przy tym oczy, które nie przywykły jeszcze do intensywnego światła. - chciałabym się udać do tamtej osady, idziesz ze mną? - zapytała. Było to po części pytanie retoryczne, a kotołaczka domyślała się odpowiedzi, wiedziała że chłopak nie zawróci do lasu. swoją droga ciekawe co tam robił...
- Avalon - powiedziała, wyciągając rękę w stronę młodzieńca - a ciebie jak zwą?
Zorientowała się, że wciąż trzyma w ręce nóż należący do Drago. W świetle słońca można było zobaczyć, że nie jest to broń najwyższej klasy, ale można ja było uznać za solidną, ot zwykły sztylet, na którym widniało parę rys - pamiątki po walkach jakie stoczył poległy już najemnik.
Miejmy nadzieję, że nie będę musiała go używać... Nawet nie mam pojęcia jak to się powinno trzymać. a szkoda, bo w dobrych rękach ta broń byłby bardzo przydatna.
Po krótkim odpoczynku Avalon zaczynała odczuwać brak snu tej nocy oraz posiłku, w końcu ostatnim co miała w ustach była ryba, złowiona przez elfkę, przy ognisku rozpalonym przez Drago. Teraz, stojąc w świetle dnia, nie chciało się wierzyć, że jeszcze kilka godzin wcześniej... Widok wilkołaka, padającego Drago i umierającej elfki, to było za dużo jak na młodą kotołaczkę...
Awatar użytkownika
Horus
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Horus »

Zachowanie Avalon nieco zdziwiło Horusa. Las... las był dla niego czymś pięknym. Od ucieczki z domu Horus spędził większość życia wśród drzew. Knieja zapewniał mu pożywienie, schronienie. Czuł się w nim znacznie swobodniej niż w jakimkolwiek gęsto zaludnionym miejscu. Nie musiał aż tak martwić się o swoje i cudze życie. Podczas pobytu w mieście w razie ataku paniki mógłby zabić kogoś niewinnego. Takie historie roznoszą się dość szybko, a łowcy głów i najemnicy na karku to ostatnia rzecz jakiej Horus potrzebuje do szczęścia.
Gdy dogonił dziewczynę natychmiast usłyszał pytanie, na które szybko odpowiedział.
- Tak. Od dłuższego czasu błąkam się po dziczy bez celu i przydałaby mi się wizyta w osadzie.
Młodzieniec odruchowo spojrzał się na swoje ubranie. Wyniszczone, poplamione, ciągle zszywane i rozpruwane. Łachmany wysłużyły już swoje. Choć Horus nie miał przy sobie dużo pieniędzy mógł zastosować handel wymienny, przecież ciągle miał przy sobie skórę jelenia. Chwilę później usłyszał imię kotołaczki i kolejne pytanie. Nieco zdezorientowany spojrzał się na wyciągniętą w jego stronę dłoń. Przez chwilę zastanawiał się jak zareagować. Oczywiście wypada się przedstawić, jednak w pełni nie ufał kotołaczce. Nagle niepewnie uścisnął dłoń Avalon. To było dziwne uczucie. Dawno nie dotykał czyjegoś ciała, a jeśli już to robił to pazurami przy okazji rozszarpując ofiarę. Przywykł do dotyku wilczego futra i skóry zwierzyny łownej.
- Jestem H... Horus.
Po przedstawieniu się momentalnie cofnął rękę jakby go ktoś poparzył. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę osady. Krajobraz otaczający Horusa nieco go przygnębiał. Otwarta przestrzeń, nie było za czym się schować. Tylko w niektórych miejscach rosły jakieś drzewa, które i tak były naprawdę małe w porównaniu do tych z lasu. W niektórych miejscach rósł czerwony mak, którego kolor przypominał młodzieńcowi o niedawnej katastrofie. Znudzony postanowił nieco poznać Avalon.
- Co cię tu sprowadza? Ja... od 3 lat błąkam się po świecie starając się przeżyć.
Horus w oczekiwaniu na odpowiedź zaczął rozglądać się po polu. A nuż znajdzie jakąś przydatną roślinę.
Awatar użytkownika
Avalon
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Avalon »

Avalon była mocno zdziwiona reakcją chłopaka, który po uściśnięciu jej dłoni odskoczył jak oparzony zupełnie bez powodu - jak się wydawało.
To on pierwszy wyszedł do mnie w lesie, a teraz... Dziwna to osoba z całą pewnością...
Droga przez zarośnięte pole zdawała się trwać trochę dłużej niż godzinę. W tym czasie obłoki zdążyły stracić swoją pomarańczowo różową barwę, a słońce wspięło się wyżej po niebie. Trawa, która w niektórych miejscach sięgała Avalon ponad talię, była mokra od deszczu, a krople, znajdujące się na źdźbłach przeskakiwały na jej koszulę i spodnie, ubrudzone ziemią z lasu i podarte w niektórych miejscach. Z każdym krokiem coraz bardziej marzyła o nocy pod dachem, o miejscu gdzie będzie mogła w spokoju najeść się - choćby najgorszego jadła i zasnąć bez obaw o swoje życie, choćby na stercie siana w stodole.
Całą drogę przemierzali w ciszy, którą niespodziewanie przerwał Horus.
To w sumie tak jak ja, z ta różnicą, że ja błąkam się po świecie od kilku lat dłużej... Jednak nadal nie tłumaczyło to, co taka młoda istota robiła w lesie i to w dodatku podczas pełni... Ona natomiast nie wiedziała co odpowiedzieć na to pytanie. Rzadko się zdarzało, że przemierzała Alaranię w jakimś określonym celu, a skoro taka okazja się nadarzyła nie widziała powodu, by od razu opowiadać o celu swej wędrówki zupełnie nieznajomej osobie.
- Ja również włóczę się po świecie bez określonego celu...
Kontury chat stały się coraz wyraźniejsze, a dwójka wędrowców mogła już dostrzec dym ulatujący z kominów. Przyspieszyli kroku, zmierzając ku osadzie. Im bliżej podchodzili, tym więcej szczegółów widzieli. Z bliska widać było iż osada otoczona jest prowizorycznym murem z drewna, w którym nie widzieli bramy... Avalon jęknęła. Oznaczało to, że będą musieli obejść wszystko dookoła za nim znajdą się w środku.
Przy 'bramie' (jeśli tak można nazwać po prostu większą dziurę w murze) stał osadnik, który bynajmniej nie wyglądał przyjaźnie. Jego strój był w nie najlepszym stanie, załatany w niektórych miejscach, w niektórych zaś wystrzępiony i tak z pewnością wyglądał lepiej od tego co Avalon miała na sobie. Dopiero teraz dotarło do niej jak wygląda, po całej nocy spędzonej w lesie...
-Czego tu szukacie?- odezwał się ochrypłym tonem mężczyzna w podeszłym wieku, wymachując przy tym zardzewiałymi grabiami.
Prędzej zrobi tym żelastwem krzywe sobie, niż nam. A jest to bardziej śmieszne niż straszne
-Jesteśmy dwójką wędrowców, szukających miejsca, gdzie można odpocząć i się najeść... - powiedziała Avalon.
-Phi, umiem przecie liczyć, to widzę, że jest was dwójka, a że wędrowcami jesteście to się domyślił, zanim mnie o tym poinformowałaś... - powiedział śmiejąc się przy tym, co brzmiało jakby właśnie się dusił - a wątpię aby ktoś was tu chętnie ugościł. Idźcie tam, skąd przyszliście!
Zachowanie starca wyraźnie zirytowało kotołaczkę, która nie spodziewała się takiego 'powitania", nie wiedziała również co było tego przyczyną.
-Możemy zapłacić... - powiedziała czując w swojej kieszeni sakiewkę z kilkoma złotymi monetami. Majątek to nie jest, ale oni tez na najbogatszych nie wyglądają...
Ten argument najwidoczniej dotarł do mężczyzny, któż ten po dłuższym namyśle rzekł:
-no... nad tym można by się zastanowić... - po czym wszedł do osady i nie pojawiał się przez jakiś czas.
-Co o tym wszystkim myślisz?- zapytała Horusa, który być może wiedział coś o przyczynie dziwnego zachowania osadnika...
Awatar użytkownika
Horus
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Horus »

Choć wędrówka przez pole nie wymaga dużego wysiłku, to z powodu nieprzespanej nocy dla Horusa była istną mordęgą. Wszechobecna rosa tylko bardziej dobijała chłopaka. Był brudny, głodny, wycieńczony i na dodatek mokry.
Odpowiedź, którą uzyskał od Avalon była nieco wymijająca. Horus postanowił dłużej nie drążyć tematu, sam równie niechętnie dzielił się szczegółami o swojej przeszłości. Dalszą drogę do wioski przebył w absolutnej ciszy, co szczerze mówiąc bardzo mu się podobało.
Wędrowcy zbliżywszy się do osady ujrzeli otaczającą ją palisadę. Konstrukcja była kiepsko wykonana, drewno w niektórych miejsca zaczęło próchnieć. W razie ataku agresorzy mogliby bez problemu zniszczyć ostrokół... lub po prostu go podpalić wywołując w wiosce panikę. Znajdujące się po drugiej stronie grodu wejście również pozostawiało po sobie wiele do życzenia. Zamiast solidnie zbudowanej, otwieranej z jednej strony bramy podróżnicy zastali mający około 3 sążnie szerokości wyłom w częstokole.
Horus swobodnym krokiem ruszył w stronę przejścia nawet nie patrząc na stojącego przed wejściem człowieka, jednak gdy ten się odezwał młodzieniec gwałtownie się cofnął.
"Czyżby ten nędzarz pełnił rolę strażnika? Nie wygląda na kogoś takiego..."
Teoria młodego wilkołak była słuszna - "strażnik" (jeśli tak można nazwać tego człowieka) zamiast odpowiedniego pancerza nosił kiepsko wykonaną płócienną koszulę. Z powodu wieku pewnie nie byłby w stanie unieść miecza, jednak to nie powód, aby do obrony używać... pokrytych rdzą grabi. Włócznia byłaby równie lekka, a dużo bardziej niebezpieczna.
Gdy Avalon wspomniała o pieniądzach Horus nerwowo zaczął przeglądać zawartość swojej sakwy. Sznurek... Igła... Kilka już dawno uschłych liści... i kilka miedzianych kruków. Stanowczo za mało pieniędzy na łapówkę, a szanse, że starzec przyjmie zapłatę w postaci skóry jelenia są naprawdę minimalne. Pytanie kotołaczki odciągnęło uwagę Horusa od oglądania swojego skromnego ekwipunku.
- Nie wiem jakim cudem ktoś taki został przydzielony do pilnowania wejścia. Mieszkańcy wioski muszą być pogrążeni w niezwykłej desperacji. Tylko dlaczego? Być może ostatnimi czasy ktoś napada na osadę? Jednak strażnik nie powinien samotnie pilnować bramy. Tym bardziej, jeśli jest nim niemalże bezbronny starzec. Z drugiej strony możliwe, że nasz "przyjaciel" jest zwykłym naciągaczem próbującym wydoić z ruenów podróżników.
Po tych słowach Horus sięgnął po leżący nieopodal kijek i z nudów zaczął kreślić w ziemi pysk wilka.
Awatar użytkownika
Avalon
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Avalon »

Avalon przyglądała się obrazkowi, który rysował Horus patykiem na ziemi, która jeszcze nie do końca wyschła od deszczu. Siedzieli tak dłuższą chwilę, aż przy "bramie" (jeśli tak można było nazwać większą dziurę w murze) znowu nie pokazał się "strażnik" (jeśli tak można nazwać mężczyznę z grabiami)
-No to... Po dłuższym zastanowieniu stwierdziliśmy, że możecie wejść - powiedział i przesunął się, aby Avalon i Horus mogli spokojnie przejść. Kotołaczka wstała, otrzepując się z ziemi, chociaż parę grudek piasku mniej nie robiło wielkiej różnicy w jej obecnym wyglądzie. Gdy postawiła nogę za progiem, starzec znowu zagrodził jej drogę.
-Ale najpierw zapłata...
Avalon niechętnie wyjęła z kieszeni sakiewkę i sięgnęła po dwie srebrne monety, po które starzec natychmiast wyciągnął dłoń. Przyglądał się im przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy nie zażądać więcej, jednak po chwili przepuścił wędrowców.
-Trzecia chata na lewo od wejścia, tam możecie dostać strawę, a czy gdzie was ugoszczą na więcej niż jeden posiłek, to już nie mój problem - Rzucił na pożegnanie, po czym wrócił pilnować wejścia.
Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest to bardzo uboga wioska. Strzecha pokrywająca dachy domów, którą można było zobaczyć już z daleka z bliska wyglądała naprawdę żałośnie, a widać że nie stanowiła przed deszczem skuteczniejszej ochrony niż grube korony drzew. Paru mieszkańców krzątało się na "placu",(jeśli tak można nazwać większy obszar wydeptanej ziemi, na którym nie stał żadne domu), a ich ubiór niewiele różnił się od ubioru strażnika. Ludzie wydawali się zajęci swoimi obowiazkami, jednak co chwilę któryś z nic odwracał się aby rzucić spojrzenie na przybyszy. Avalon czuła na sobie ich spojrzenia i miała wrażenie że nikt z mieszkańców nie jest do nich przyjaźnie nastawiony.
Skierowali się za rada osadnika do trzeciej chaty na lewo, która nie wyglądała lepiej od pozostałych...
Gdy przekroczyli próg, zobaczyli, że wnętrze również nie jest w najlepszym stanie...
Przez dwa małe okna pozbawione szyb, do środka wpadały małe strużki światła, przy których można było dostrzec w powietrzu wirujące obłoki kurzu. Wnętrze było skromnie urządzone a jedyne jego wyposażenie stanowił jeden kamienny piec, w którym trzaskał wesoło ogień oraz kilka stolików. Usiedli przy jednym z nich i dłuższą chwilę czekali w milczeniu... Kotołaczka była znużona podróżą i niewiele brakowało aby zasnęła, gdy nagle skrzypnęła podłoga.
Zwrócili głowy w stronę drzwi, przez które weszła starsza kobieta niskiego wzrostu, niosąca w rękach garnek ciepłej strawy. Postawiła go, razem z dwoma drewnianymi miskami i łyżkami na stole, po czym odeszła od przybyszy, jakby ci roznosili jakąś zarazę.
- Można zapytać, co tu się stało? - zapytała Avalon, jednak jak się domyślała nie uzyskała odpowiedzi, a kobieta Równie szybko jak weszła, wyszła z budynku.
-Im szybciej stąd wyjdziemy tym lepiej dla nas... i z tego co widzę dla nich tez - powiedziała, przypatrując się dwójce wieśniaków, którzy przystanęli w pobliżu pogrążeni w rozmowie, co chwila odwracając się aby zerknąć na Avalon i Horusa...

-Z takimi jak ci są same problemy... Ostatnio mówiłem to samo i co? nikt nie posłuchał... - skarżył się drugiemu osadnikowi, żywo przy tym gestykulując...
-ciii, nie tak głośno, jeszcze usłyszą!- odpowiedział jego towarzysz, odwracając się, aby zerknąć czy tamta dwójka nie przysłuchuje się im uważniej...-Tamtej gorzej wyglądał, nikt nie przypuszczał, że to może być... - sam wiesz co. - rzekł do swojego towarzysza, próbując go uspokoić...
-Phi, a ci to co? Wędrowcy od siedmiu boleści, przyszli z T E G O lasu... A co było wczoraj jeśli już zapomniałeś?.. Pełnia - ostatnie słowo powiedział trochę za głośno i zarówno Avalon jak i Horus usłyszeli je. Kotołaczka nadstawiła swoje kocie uszy, przysłuchując się ich rozmowie...
- Moje psy od początku zaczęły na nich szczekać, dokładnie jak na tamtego...dopiero niedawno pozbyliśmy się kłopotów, a sami sobie je znowu na głowę ściągamy...
-One na każdego szczekają, a kłopoty były i to niemałe, ale w końcu lepiej na tym wyszliśmy... Zresztą następna pełnia za miesiąc, a tej nocy było wyjątkowo cicho...Jak ta dwójka to...
-Ciszej! - Krzyknął mężczyzna, który najwidoczniej domyślił się, że ktoś przysłuchuje się ich rozmowie, nie dając dokończyć zdania drugiemu wieśniakowi ... - lepiej już stąd chodźmy...
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości