W miarę jak świetlisty krąg opadał coraz niżej, wychodząc na spotkanie ginącemu w oddali horyzontowi, cienie wypełzały spod drzew i wydłużały się stopniowo; wyciągały przed siebie czarne macki, aż w końcu cała okolica pogrążyła się w łagodnym mroku. Mgła z wolna gęstniała, by mlecznobiałym kokonem otulić las i ukryć w nim to, co powinno zostać niewidoczne dla cudzych oczu; choć gdzieniegdzie można było dostrzec delikatne smugi światła księżyca, przebijające się przez korony drzew. Przyjazną ciszę nocy od czasu do czasu przerywało stłumione pohukiwanie sów lub trzask gałązek, przydeptywanych przez leśną zwierzynę.
I kokieteryjne szepty.
Jeśli ktoś, zabłądziwszy w mglistych oparach, znalazłby się nagle nad jednym z okolicznych jezior, na polanie skąpanej w srebrzystym blasku, stałby się świadkiem niezwykle romantycznej sceny pomiędzy dwojgiem ludzi. Gdyby jednak potencjalny obserwator przyjrzał im się z bliska i dostrzegł lśniące rogi na głowie kobiety, zrozumiałby prawdziwe znaczenie oglądanego zajścia — a następnie albo dał się uwieść i dołączył do zabawy, albo zawiadomił kogo potrzeba i ściągnął piekielnej na głowę co najmniej kilku błogosławionych.
Lecz Ayeesha zdawała się całkowicie pochłonięta swoją pokusią powinnością i nieszczególnie przejmowała się zagrożeniem, mało zresztą prawdopodobnym. Musiała się skupić, żeby tego wieczoru jak zawsze odegrać swoją rolę perfekcyjnie.
- Dlaczego… zabrałaś nas w takie… odludzie? - wymamrotał uwodzony przez nią młodziutki mężczyzna w przerwach między pocałunkami, którymi hojnie ją obdarzał.
Piekielna uśmiechnęła się, przeczesując dłonią włosy swej ofiary.
- By twa małżonka mogła spać spokojnie.
Sprawdzała go; sprawdzała jego determinację i oddanie. Gdyby w takiej sytuacji mężczyzna się zawahał, byłby to dla Ayeeshy sygnał, iż nie nadaje się on do wykonania zadania, które zamierzała mu powierzyć. Ale gdy nieszczęśnik przylgnął do niej z jeszcze bardziej żarliwym zapałem, niemal zrywając z siebie ostatni łachman, z ust pokusy wydobył się głęboki, zmysłowy śmiech. Z jego umysłu wyczytała jedynie pożądanie i fascynację.
O to właśnie chodziło.
- Doskonale. A teraz... - odezwała się z nieco przesadną artykulacją i pochyliła się nad mężczyzną… tylko po to, by po chwili, nawet go nie dotknąwszy, odsunąć śmiertelnika od siebie. Wyciągnęła rękę w stronę jeziora i czarniejszym od nocy, szponiastym paznokciem wskazała połyskującą taflę. - Teraz wskakuj do wody.
W oczach biedaka odbiło się zaskoczenie tak wielkie, iż przez chwilę piekielna żałowała, że nie posiada płótna ani pędzla (ani większych zdolności plastycznych), aby uwiecznić jego wyraz twarzy. Ponownie zbliżyła się do mężczyzny, smukłymi palcami unosząc jego podbródek.
- Gdzieś na dnie znajduje się pewien artefakt - wyjaśniła. - Widzisz, drogi chłopcze, bardzo zależy mi na tym, aby wejść w jego posiadanie. Zdobądź go dla mnie, a obiecuję, że wynagrodzę cię sowicie - na potwierdzenie swych słów, Ayeesha złożyła na ustach ofiary jeszcze jeden pocałunek.
- Dla ciebie wszystko… Wszystko…
Wystarczyło kilka sekund, by oszołomiony kochanek zniknął pod wodą. Pokusa zaś rozejrzała się za wystarczająco godnym miejscem, po czym zdecydowała się spocząć na możliwie najbardziej oddalonym od brzegu kamieniu. Westchnęła teatralnie, wznosząc oczy ku niebu. Przez chwilę wpatrywała się w milczeniu w srebrną tarczę księżyca. A kiedy otworzyła usta…
- Jeśli znowu zaczniesz deklamować jeden z tych swoich okropnych wierszydeł, przysięgam, że utopię cię w tym jeziorze - odezwał się głos, dochodzący z większego mieszka, który piekielna nosiła przy pasku.
Ayeesha zamarła, nie zdążywszy nawet wypowiedzieć pierwszego wersu. Przewróciła oczami i sięgnęła do worka, wyjmując z niego naturalnych rozmiarów ludzką czaszkę, która mogłaby uchodzić za zwykły kawałek truchła, gdyby nie czerwone znamię klątwy, pionową linią przecinające kość czołową. Czaszce brakowało dwóch trzonowców, a na lewej skroni, tuż przy łuku jarzmowym, widniała szeroka na pół palca dziura. Piekielna kilka razy podrzuciła czaszkę w dłoni, zanim ta uniosła się na wysokość twarzy kobiety.
- I pomyśleć, że grozi mi coś, czego szczytem możliwości, jeśli chodzi o mobilność, jest bierna lewitacja w jednym miejscu.
- Wypraszam sobie! - Lear zagrzechotał zębami z oburzenia. - To, że nie mam dwóch metrów idealnego ciała, nie znaczy, że możesz traktować mnie jak przedmiot. Ile razy, do wszystkich przeklętych, mam powtarzać, że jestem KIMŚ, a nie CZYMŚ…?!
- Jeżeli jaśnie pan do tej pory nie raczył zauważyć, jestem pokusą. Przedmiotowe traktowanie innych to część mojej pracy. A jeśli masz ochotę wtrącić jeszcze jakieś komentarze odnośnie do moich recytacji, to radzę trzymać żuchwę nieruchomo, bo inaczej sam przywitasz się z okolicznymi rybkami.
- Jasne, a kto potem będzie się tobą opiekował i dotrzymywał ci towarzystwa? - czaszka zawisła nieruchomo naprzeciw swej rozmówczyni. - A skoro już o towarzystwie mowa, chciałem tylko poinformować, że chyba wyczułem czyjąś obecność. I bynajmniej nie mam na myśli tego niewychędożonego głupca.
- A więc to nie tylko moje urojenia - mruknęła Ayeesha, mrużąc oczy podejrzliwie. - Ja także odnoszę wrażenie, że nie jesteśmy tu sami...
Oboje natychmiast spoważnieli.
- Jesteś pewna, że powierzanie tej misji przypadkowemu plebejuszowi jest dobrym pomysłem? - zapytał Lear po chwili milczenia. - Jeżeli coś pójdzie nie tak, Feth znów będzie zatruwał mi życie swoim narzekaniem…
- Zdajesz sobie sprawę, że inne wyjście nie istnieje, chyba że jednak zmieniłeś zdanie i miałbyś ochotę popływać.
Pokusa przygryzła lekko wargę. (Nienawidziła tego nawyku, który niszczył jej piękne usta, lecz nijak nie umiała się go pozbyć). Oczywiście, sama miała poważne wątpliwości co do wysługiwania się osobą trzecią. Wątpliwości te nie miały nic wspólnego z podłożem moralnym, bowiem piekielna nie była zdolna do współczucia, a co za tym idzie - nie miała skrupułów, by wykorzystywać innych do swoich własnych celów. Ale kiedy pan, po raz pierwszy od dłuższego czasu powierzył jej zadanie, Ayeeshy nie podobał się fakt, iż w jej planie musiał pojawić się czynnik, nad którym kobieta nie miała całkowitej kontroli. Takie czynniki dają początek lukom, luki rodzą błędy, a błędy… cóż, to mściwe bestie. Niewiele jednak w tej sytuacji mogła zdziałać pokusa, której sam widok wody wystarczał, by każdy mięsień w jej ciele stał na baczność. Dlatego też jej strategia działania była bardzo prosta: znaleźć naiwnego chłopca o słabej woli, wykorzystać go, a zdobyty artefakt złożyć w ręce diabła, zgodnie z jego życzeniem.
- Ten twój pionek coś długo nie wraca. Na twoim miejscu poszedłbym za nim, żeby sprawdzić, czy nie uciął sobie pogawędki z jakąś nimfą - w głosie Leara pobrzmiewała nuta złośliwości.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Myśli tego człowieka zdradzają, iż jest godny zaufania.
- Jego żona pewnie mówiła to samo…
Ayeesha westchnęła raz jeszcze, po czym z właściwą sobie dystynkcją podniosła się z kamienia i zrobiła krok w stronę jeziora. Nie czuła typowego strachu ani zdenerwowania - te zjawiska również były jej obce - lecz nie umiała też całkowicie zachować swego zwykłego zimnego spokoju. Bo jeśli jej plan się nie powiedzie - mężczyzna zginie, oszuka ją lub wróci z pustymi rękami - piekielna nie będzie miała drugiej szansy. Nie było na to czasu. Stanie przed obliczem niemożliwego zadania.
- Potrafisz to poczuć, Lear? - spytała, niezbyt jednak interesując się tym, co czaszka ma w tej sprawie do powiedzenia. Wzięła głęboki wdech przed nos. - To napięcie, niepewność, niepokój... Atmosfera aż sprzyja sztuce! Wśród siedmiu mgieł, nad jeziora brzegiem...
Gdyby jej towarzysz mógł przewrócić oczami, na pewno zrobiłby to w tym momencie.
- Zaczyna się...