Mauria[Mauria i okolice] Pragnienie

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra czekał cierpliwie na powrót żabona i Aldarena. Jakie miał zresztą inne wyjście? Nigdzie by nie poszedł, a za wiele zrobić nie mógł. Siedział więc i z początku próbował jeszcze się zdrzemnąć - w czym pomagało mu trochę wypite piwo - ale jakoś sen nie nadchodził. Zaczął więc oglądać naszyjnik jednego z braci, Wergilusa. Nikt by nie pomyślał, że to może być jakikolwiek klucz, bo wyglądał jak najzwyklejszy wisior, po prostu bardzo bogaty i fikuśnie wykonany. Pasował jednak do jednej ze ścianek na kłódce zamykającej Czarną Księgę z Thulle. Z drugim naszyjnikiem było podobnie - piękna sztuka biżuterii, którą można było przyłożyć do drugiej strony kłódki. Co jednak dalej - tego Mitra dokładnie nie wiedział, bo co prawda miał pewien opis jak działało zamknięcie tego grymuaru, ale było ono mętne i tajemnicze, a co więcej w notesie Fausta nie było ani słowa na ten temat. Cóż się dziwić, Krazenfirowie zabezpieczyli swoją bezcenną księgę tak, by wampir, który przypieczętował ich los, nie mógł położyć na nim łap - temu służyło zamknięcie i ukrycie jej na tyle setek lat.
        Aresterra zmarszczył brwi, po czym westchnął i schował naszyjnik - będzie musiał wrócić do tego tematu później. Kątem oka dostrzegł jednak, że duchy krążące po krypcie zwracały na niego uwagę, gdy dotykał naszyjników. Przypuszczał, że to będzie w przyszłości istotne, ale na ten moment mógł jedynie gdybać i czekać, aż będzie mógł zabrać się za to na spokojnie.

        Na Aldarena trzeba było trochę czekać, ale nie tyle, by Mitra zaczął się niepokoić - te krypty były wszak ogromne, a żabon nie wiadomo czy potrafił tropić, czy tylko biegał po korytarzach i szukał wampira na chybił-trafił, co mogło mu trochę czasu zająć. Nekromanta zastanawiał się jednak przez moment, czy jeśli skrzypek stawiałby opór i nie chciał iść, ta mała pokraka próbowałaby go przekonać. Całe szczęście wyglądało na to, że nie było takiej potrzeby.
        Aresterra czujnie obserwował wampira. Maska zapewniała mu komfort, że nie musiał się tak pilnować i czuł się znacznie swobodniej podczas tej rozmowy - tego brakowało Aldarenowi. To było tak idiotyczne, ich porozumienie wyglądało tak, że najpierw robili krok w przód, a potem dwa do tyłu, niby obaj mieli szczere chęci, ale nie umieli się dogadać. Nekromanta zdawał sobie sprawę z tego, że to głównie kwestia jego dziwactw i gdyby był normalny już dawno mogliby być kumplami, ale… no właśnie, nie był.
        - Dobrze - uznał spokojnie, gdy wampir wytłumaczył mu swoje pobudki i przeprosił. Podniósł rękę do twarzy, jakby chciał zdjąć maskę, ale zawahał się i w końcu opuścił dłoń. Patrzył w podłogę, ewidentnie rozmyślając nad słowami skrzypka, ale cokolwiek roiło się pod tą złotą czupryną, pozostało tam, bo błogosławiony nie odezwał się już słowem. Dopiero po dłuższej chwili mruknął “nie ma sprawy”. Później zaś przyszła pora na zabranie się do zorganizowania powrotu na powierzchnię, w czym jednak Aresterra z wiadomych względów nie brał udziału, a jedynie obserwował poczynania Aldarena. Był pod wrażeniem tego co on robił, bo wyglądało na to, że gdy był skupiony i nie trawił go głód krwi, równie dobrze zajmował się demonologią co grą na skrzypcach.
        - O żesz… - wyrwało się nekromancie, gdy zobaczył to coś, co wylazło z portalu. Dzik skrzyżowany z waranem i krwawą kołyską, coś, co mogło się przyśnić jedynie opętanej przez diabły niani tuzina rozwydrzonych bachorów. Najwyraźniej jednak dokładnie o to chodziło wampirowi, a co więcej Aresterra szybko pojął jak miała wyglądać dalsza część planu. Nie pałał do tego entuzjazmem, ale że rozwiązanie było dobre i praktyczne, nie robił Aldarenowi pod górkę i bez słowa sprzeciwu współpracował.
        Mitra obserwując poczynania żabona dość szybko domyślił się, że ten chce się u niego schować by nie wracać do Otchłani, ale tego że pokraka będzie chciała wleźć mu pod ubranie absolutnie się nie spodziewał. Krzyknął krótko, nieporadnie próbując się obronić jedną ręką przed pełznącym mu pod odzieniem demonem, ale efekt był mizerny – jak zresztą nie było trudno się domyślić. Nekromanta uspokoił się dopiero, gdy żabon wylazł przy jego szyi i umościł się w kapturze, zupełnie nie zwracając uwagi na to jak Aresterra próbował się przed nim bronić. Błogosławiony patrzył na niego z niemałym szokiem – normalnie jakby mały brzydal uważał go za swojego kumpla a może nawet pana. Mitrze szybko przyszedł do głowy powód tego nagłego wybuchu sympatii.
        - Ty mała przekupna mendo – odezwał się do żabona, ale takim tonem, jakby w gruncie rzeczy nie miał nic złego na myśli i ostatecznie nie przegonił go ze swojego kaptura. Przypuszczał, że to tą słoniną kupił sobie względy tej małej paskudy. Albo po prostu pokraka widziała jak Aldaren trząsł się nad nekromantą i sprytnie to wykorzystywała, milej było jednak myśleć, że był w tym chociaż cień sympatii – i co z tego, że wynikającej z karmienia? Psy przywiązują się przecież na tej samej zasadzie.
        Później nastąpiła ta bardziej kłopotliwa operacja - zajęcie miejsca na grzbiecie demonicznej lochy. Widać było, że Mitra się spiął, gdy demon-strażnik do niego podszedł, by mu w tym pomóc. Aldaren słusznie domyślał się, że nekromanta prędzej pozwoli się dotknąć stworzeniu humanoidalnemu, ale bezwolnemu, ale i tak istniała pewna presja. Mimo to nie utrudniał - jedynie z subtelnej mowy ciało dało się odczytać, że czuł się odrobinę niekomfortowo. Gdyby nie troskliwość i zapobiegliwość Aldarena, Mitra pewnie nigdy nie poprosiłby o wsparcie i jak ostatnia kaleka próbowałby wszystko robić sam, nieważne ile czasu zajęłoby mu wdrapanie się do kołyski przy pomocy ledwie połowy swoich kończyn.
        Gdy było po wszystkim, Mitra nie powstrzymał westchnienia ulgi. Co prawda siedzenie w tym koszu z kości, ścięgien i mięśni mogłoby większości osób wydawać się obrzydliwe, ale jego to nie ruszało, a przynajmniej jego przestrzeń osobista już nie cierpiała. Ułożył się więc wygodniej, poprawił kaptur, w którym siedział sobie żabon zerkając ciekawsko nad jego ramieniem i na koniec skinął Aldarenowi, że wszystko w porządku i mogą ruszać.
        Droga przez krypty przebiegała spokojnie i bez żadnych zakłóceń - zgodnie z zapewnieniami wampira wszystkie pułapki zostały dezaktywowane, a nieumarli stali się ponownie zwykłymi zwłokami. Gdy jednak trafili na pierwsze miejsce, gdzie na ziemi leżały sztywne ciała, Mitra poprosił, by się zatrzymać.
        - Jakby co to moja sprawka, nie denerwuj się - uprzedził Aldarena, nim rzucił zaklęcie i poruszył zwłoki. Były tak bezwolne, że nie miał problemu nad nimi panować i nie kosztowało go to wiele wysiłku. Nie wydał im zresztą żadnego skomplikowanego polecenia, jedynie dwie proste instrukcje: by powrócili do swoich sarkofagów i zasunęli za sobą wieka. Gdy skończył, zerknął kontrolnie na wampira.
        - Sam wspominałeś o szacunku dla zmarłych - zauważył cicho. - Dla mnie może to narzędzia, ale i narzędzia trzeba po użyciu odłożyć na miejsce. Tyle jestem im winien za to, co mogę zyskać.
        Stojący przy Aldarenie duch Waleriusa Krazenfira uśmiechnął się jednym kącikiem ust, jakby chytrze, zerkając kątem oka to na wampira, to na niebianina, po czym znowu zniknął.

        - Nie zaszkodzi ci, gdy wyjdziesz na zewnątrz? - upewnił się ostrożnie Mitra, gdy dotarli już do ostatniego poziomu krypt i dojrzał słabe światło pochmurnego dnia sączące się przez otwór. Nie wiedział czy wypada pytać wampira o takie rzeczy, ale jednak zaryzykował, bo nie był aż tak bez serca jak mogło się wydawać. - Zdaje się, że jest jaśniej niż wczoraj…
        Aldaren jednak najwyraźniej był znacznie silniejszym wampirem niż większość przemienionych, bo nie musiał wcale czekać do nocy by wyjść. To nawet trochę zaimponowało Mitrze, ale nie powiedział tego na głos. Może też przez to, że szybko o tym zapomniał - wszystko przez widok, jaki zastali wokół wejścia do krypty. Mitra aż podniósł się w swojej krwawej kołysce, by się rozejrzeć.
        - Co tu zaszło? - wymamrotał. Nie umiał się doliczyć ciał i nie wiedział, czy leżeli tam wszyscy, z którymi biesiadowali poprzedniego wieczoru. Wolałby, żeby tak było, bo wtedy nikt by ich nie zaatakował, uspokoił się jednak gdy sprawdził aury i odkrył, że nie było w okolicy żadnej żywej, humanoidalnej istoty, a jedynie drobni padlinożercy czający się na obrzeżach cmentarza i czekający, by zacząć ucztować.
        - Aldaren… - wezwał cicho wampira widząc jego minę podczas rozsypywania prochów Fausta. - Przykro mi - powiedział, choć to nie było do końca to, co chciał wyrazić. Zaraz więc dodał jeszcze jedno zdanie. - Nie jest mi żal jego, a ciebie…

        W końcu opuścili Thulle - mieli już to po co przyszli, każdy z nich posprzątał ten bałagan, którym był w stanie się zająć, nic więc nie trzymało ich już na miejscu. Droga powrotna była dużo łatwiejsza niż poprzedniego dnia, znali już trasę i nie musieli aż tyle uwagi poświęcać otoczeniu, a co za tym idzie było więcej czasu na przemyślenia.
        - Jak nauczyłeś się gry na skrzypcach? - zagadnął nekromanta, by nie podróżować tak w ciszy, a że tematów, które byłyby bezpieczne i jednocześnie ciekawe dla niego nie było zbyt wiele, zdecydował się na muzykę.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Słysząc reakcję Mitry po pojawieniu się na ich scenie demonicznej lochy, Aldaren nie mógł się powstrzymać przed okazaniem rozbawienia jakie w nim wywołało zachowanie nekromanty. Tym bardziej, że było to dość nieoczekiwane - wampir mógł się założyć o swoje kły, że wśród podnoszonych z grobów umarłych można było natknąć się na większe dziwadła. A może się mylił? Albo Mitra był jeszcze za młody by na takie osobniki się natknąć? Wampir wolał zachować tę uwagę dla siebie wraz ze swoim zakładem. Co prawda bez kłów miałby bardzo utrudnione spożywanie krwi, a przez to jego najbliższe otoczenie byłoby bezpieczne, ale problem polegał na tym, że taki zabieg podobno niewyobrażalnie bolał wampiry, które wraz z tym traciły wszystkie swoje tytuły i pozycję społeczną. Jak kastrowane psy - gorsze nawet od omeg dla innych osobników swojego gatunku. Nie wiadomo czy w Maurii nie znalazłby się po czymś takim niżej w hierarchii niż ożywieńcy pełniący służbę na rzecz państwa, albo służący w tutejszych stronach jako tani w utrzymaniu i bezproblemowi niewolnicy. Aldaren wzdrygnął się na samą myśl, za co zaraz został zbesztany przez współlokatora we własnym umyśle.
        - "Choćbym miał nas zabić, nie dopuszczę do tego byś stracił swoje kły. Co prawda już i tak jesteś mięczakiem, ale nie musisz pogarszać naszej sytuacji w społeczeństwie."
        Choć wampir go wysłuchał, nic nie odpowiedział, nie chciał niepokoić Mitry i znów go straszyć, tym bardziej, że zdawało się jakby ich relacja nieco się ociepliła. Bardzo się teraz starał tego nie zepsuć, a miał wrażenie, że stąpa po bardzo cienkim lodzie.

        - Przekupna mendo? - zapytał z niemałym zaskoczeniem na twarzy, bo wyrwany nagle z zamyślenie pomyślał, że to do niego Mitra tak powiedział, ale zaraz się uśmiechnął jak tylko spostrzegł co wyprawia żabon.
        - Czyli to dlatego nie posłuchał mnie i nie wrócił z powrotem do Otchłani. Odzyskał wolną wolę i... Bardzo cię polubił - szczęście tym spowodowane niemal rozpromieniało twarz wampira i to nawet w takim półmroku. Oczywiście, że gdyby wampir się postarał, chochlika już by tu nie było, ale póki nekromancie nie przeszkadzał taki stan rzeczy, póki co mógł nie odsyłać małego demona. Do tego to był aż nadto cieszący oczy widok, tak jakby zagubiony psiak w końcu znalazł swojego pana, albo raczej przyjaciela.

        Po niedługim czasie byli gotowi do opuszczenia krypt. W milczeniu pokonywali kolejne poziomy ku powierzchni zapewne pogrążeni we własnych myślach, dopóki na jednym z nich Mitra nie poprosił o postój. Krwiopijca bez zbędnych pytań uszanował wolę towarzysza, myśląc, że może się źle poczuł, albo z jakiegoś innego równie niepokojącego powodu przez co wampir się z nim zrównał i chciał w jakiś sposób pomóc, lecz szybko został wyprowadzony z błędu. Niemałym zdziwieniem było dla skrzypka to, ze choć nie w pełni sił nekromanta chciał ułożyć wykorzystane i rozrzucone po tej komnacie zwłoki z powrotem do spoczynku w ich sarkofagach, a to po niedługim czasie wywołało u wampira również ciepły uśmiech z domieszką wdzięczności. Co prawda nieco go zadrasnęło stwierdzenie, że "to tylko narzędzia", ale chciał wszczynać dysput i kłótni na ten temat, szczególnie, że mimo wszystko błogosławiony okazał tutejszym zmarłym jakiś szacunek, nawet jeśli sprowadzał się do odesłania ich z powrotem spać. Łapiąc spojrzenie blondyna, nadal z przyjaznym grymasem na twarzy wampir skinął mu głową w podzięce i ruszył dalej korytarzami prowadząc demoniczną lochę.
        Przez myśl Aldarenowi przeszło w którymś momencie czy niebianin i nad nim miałby jakąś kontrolę gdyby tylko zechciał, w końcu skrzypek był nieumarłym, szybko jednak porzucił te myśli i postarał jak najszybciej o nich zapomnieć. Takie refleksje nigdy nie przynosiły niczego dobrego, jedynie nieufność, strach i wrogość, a wampir nie chciał mieć znów za wroga zamaskowanego mężczyzny. Zaczynał go lubić, a do tego obawiał się, że Mitra faktycznie mógłby być w stanie go kontrolować, a już na pewno gdy blondyn posiądzie całą wiedzę z zakresu nekromancji.

        - To miłe, ale nie musisz się martwić - uśmiechnął się łagodnie do towarzysza niesionego przez demoniczną lochę i założył na głowę kaptur od swojego płaszcza, rzucającego skromny cień na górną połowę twarzy nieumarłego. - Nie wiem czy to za sprawą czarowników, czy przez tutejsze ukształtowanie terenu, albo same ogromne bagna, ale Mroczne Doliny mają dla nieumarłych najlepsze warunki pogodowe, że tak powiem. Rzadkością jest by promienie słońca przebiły się choćby na chwilę przez te ciężki ołowiane chmury wiszące niemalże nad całą Doliną. Do tego wypijając krew mojego mistrza przejąłem część jego mocy, co nieco zwiększyło moje siły, dzięki czemu w bardziej nasłonecznionych regionach kontynentu słońce może albo wywierać na mnie mniejszy wpływ, albo w ogóle w żaden sposób mi już nie szkodzić, przy czym i tak wolę zachować wszelkie środki ostrożności. - Uśmiechnął się pogodnie jak dziecko, coraz bardziej się rozluźniając i czując się swobodniej w towarzystwie nekromanty.

        Zaraz jednak wdarł mu się na twarz posępny wyraz gdy tylko wyszli i ich oczom ukazał się ten ponury widok masy porozrywanych ciał i zbroczonej krwią oraz wnętrznościami polany. W oczach wampira zalśnił mrok, był wściekły na siebie, że dopuścił do takiej rzezi, że nie zapobiegł temu w pierwszej kolejności, a dopiero po tym nie wrócił do Miry. Nie mógł znieść tego widoku oraz myśli, że to jego wina. Odwrócił wzrok i przytknął rękaw do swojego nosa starając się odciąć w jakiś sposób od wszechobecnego odoru śmierci i krwi.
Nic nie odpowiedział na pytanie kompana. Zamiast tego odszedł kawałek od niego i rozsypał na wietrze prochy mistrza. Czy to mogła być sprawka zaklęcia starego wampira? Teraz to już nie miało większego znaczenia. Aldaren westchnął ciężko. Szczerze? Nigdy by się nie spodziewał, że jakakolwiek jego wyprawa mogłaby się tak skończyć. W prawdzie zabijanie wampirzych mistrzów przez ich przemienionych było dość częstym zjawiskiem wśród tego rodzaju nieumarłych, ale skrzypkowi wciąż z jakiegoś powodu ciężko było się z tym pogodzić. Nawet jeśli działał w obronie Mitry.
        - To nic takiego... - mruknął jakby nieobecny, gdy blondyn złożył mu coś w rodzaju kondolencji. Aldaren dobrze wiedział, że powinien raczej podziękować i zapewnić, że towarzysz nie musi się o niego martwić, albo powiedzieć coś dobrego o Fauście, ale słowa same wyrwały mu się z gardła. - Żegnaj ojcze... - szepnął pod nosem, nadal odwrócony tyłem do demonów i błogosławionego, zaraz jednak odetchnął kilka razy głęboko i otarł łzy, po czym wrócił do nich i wznowił wędrówkę. Musiał uspokoić emocje i skupić się na drodze, w końcu mieli przejść przez Bagna.

        Znów nastało dość długie milczenie między nimi, a jedynym dźwiękiem zakłócającym tę ciszę były plaskające odgłosy kroków na podmokłym terenie oraz skrzypienie mostu, którym wrócili na "stały" ląd. Z utwardzonego szlaku łatwa droga przez puszczę do stolicy, która mogłaby zająć tylko kilka godzin gdyby Aldaren przywołał wierzchowca dla siebie, lecz tego nie zrobił. Co prawda nie był wyczerpany, ale poważnie nadwątlił swoje siły od momentu pokonania Fausta. Nie mógł sobie pozwolić na wygodę i pośpiech, bo ten mógłby wytracić resztki jego energii przez co demony pod jego kontrolą mogłyby odzyskać własną wolę i nie byłoby wtedy zbyt przyjemnie dla podróżników. Szczególnie dla Mitry, który podróżował niemal we wnętrzu jednego z nich. Do tego po drodze mogą natknąć się na jakieś niebezpieczeństwo i właśnie, dlatego wampir postanowił od teraz bardziej oszczędzać swoje siły.

        - Hmm... sam nie wiem... - mruknął sennie jakby właśnie wyrwano go z głębokiej zadumy i jeszcze nie do końca jego duch wrócił na ziemię, po chwili jednak się znacznie ożywił i zamyślił przez moment grzebiąc w bibliotece własnych wspomnień. - Odkąd pamiętam uwielbiałem nie tyle słuchać, co podpatrywać grę grajków na wampirzych wieczorkach, na które Faust mnie z sobą zabierał jak byłem mały - zaczął opowiadać delikatnie uśmiechając się pod nosem na to wspomnienie. Nie dość, że było dla Aldarena jednym z najważniejszych, to jeszcze bardzo szczęśliwym. - Któregoś razu jeden z muzyków do dziś nie wiem czy zirytowany moim nieustannym wpatrywaniem się w niego, czy poruszony zachwytem dla niego w moich oczach w przerwie między swoimi kolejnymi utworami dał mi na moment swoje skrzypce, a ja zupełnie tracąc kontrolę nad swoim ciałem zacząłem grać zasłyszane prze momentem jego utwory, nim on udzielił mi jakichkolwiek wskazówek. Po tym Faust kupił mi pierwsze skrzypce i sprowadzał do zamku najlepszych muzyków z kraju by uczyli mnie grać. Wtedy już na kolejnych wieczorkach nie zatrudniano żadnych grajków, jeśli gospodarze wiedzieli, że Faust przyjdzie razem ze mną i choć stałem na uboczu, mając tylko grać i robić przyjemne dla ucha tło, nie czułem się wcale wyalienowany. Bardzo dużo osób do mnie podchodziło, chcąc porozmawiać i lepiej poznać. Z czasem coraz rzadziej uczestniczyliśmy w wieczorkach, a moja gra zamknięta została w murach zamczyska, a konkretniej czterech ścianach komnaty Fausta. Nie wiedziałem czemu kazał mi grać tylko dla niego z dala od innych, ale widziałem w jego oczach jakie to dla niego ważne, więc usłuchałem. Nie chciałem sprawiać mu przykrości. W tawernach i na festynach przysłuchiwałem się muzyce innych, a co wieczór w zamku ją odtwarzałem na skrzypcach tylko i wyłącznie dla niego...
        Zamilkł nagle i się zmarszczył niemiło, by po chwili uśmiechnąć się z zakłopotaniem i spojrzeć na Mitrę.
        - Wybacz, rozgadałem się i zboczyłem z tematu. Słuchałem i obserwowałem, a po tym sam grałem. - Postanowił się zrehabilitować i może nie miało już to sensu, gdyż niepotrzebnie zajął towarzyszowi dłuższą chwilę swoim nudnym wywodem, ale przynajmniej udało mu się to w porę przerwać i może choć odrobinę naprawić swój błąd ograniczając odpowiedź na pytanie jedynie do tego ostatniego zdania.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra łypnął na Aldarena jakby nie podzielał jego szczęścia w związku z nagłym wybuchem sympatii żabona, ale zaraz złagodniał.
        - Po raz pierwszy widzę cię takiego zadowolonego - zauważył tonem, jakby mówił mu komplement. - Coś mi jednak mówi, że Żabon polubił nie mnie a słoninę, którą się z nim podzieliłem - dodał, ale bez złości i bez niezadowolenia, zerkając przez ramię na usadowionego w kapturze demona. I tak nic nie dojrzał, bo maska skutecznie ograniczała jego pole widzenia, ale cały czas czuł na plecach ciężar tej małej pokraki. Faktycznie trochę przypominał kota…

        W kryptach Mitra milczał większość czasu. Miarowy krok lochy kołysał go, jakby faktycznie był dzieckiem w prawdziwej kołysce, dlatego jego powieki robiły się coraz cięższe i coraz trudniej było mu trzymać szeroko otwarte oczy. Szczególnie przy panującym w podziemiach półmroku i ciszy… Ale całe szczęście mieli jeszcze wiele do zrobienia i istniały jakieś cele, które trzymały go w przytomności. Tak jak to odesłanie zwłok, jak i sam moment opuszczenia krypty. No i obecność Aldarena. Mitra obserwował go prawie nieustannie. Spostrzegł, że wampir był jakiś taki zadowolony, co chwilę się uśmiechał, a jego ramiona nie były już tak spięte. Wyglądał inaczej. Był tą błękitnooką wersją samego siebie.
        - Aldaren - zwrócił się do niego nekromanta, lecz nagle dotarło do niego jak głupie pytanie chciał zadać. No bo jak by to zabrzmiało: dlaczego raz masz niebieskie oczy, a raz czerwone? Skrzypek jednak już zwrócił na niego uwagę. Wtedy jednak nekromanta wybrnął z sytuacji pytając o jego możliwości wytrzymania w ten niezbyt słoneczny, ale jednak dość jasny jak na Mroczne Doliny dzień. Nie, by była to udawana troska, bo faktycznie go ten temat frapował, ale pewnie podjąłby go dopiero za jakiś czas.
        - Rozumiem - przyznał krótko, gdy Aldaren wytłumaczył mu jakie moce zyskał i jak generalnie działała ta jego wrażliwość na słońce. Faktycznie go to przekonało i uspokoiło, wprawiło go to również w pewien podziw, bo ze słów skrzypka wynikało, że stał się jeszcze potężniejszy.

        Już w drodze naprawdę długo milczeli - musieli najpierw przebyć część terenu, która nawet za dnia była niebezpieczna, bo może potwory o tej porze w większości spały, ale bagna pozostały bagnami i wystarczył jeden nieostrożny ruch, by wpaść do czarnej i gęstej jak smoła wody, aby nigdy już z niej nie wypłynąć… Mitra był cholernie spięty podczas tej przeprawy. Poprzednim razem był w pełni sprawny i całkiem wypoczęty, a w jego żyłach płynęły galony adrenaliny, która naprodukowała się w wyniku spotkania z mimikiem… Czy czymkolwiek była tamta bestia. Tym razem zaś był o wiele bardziej świadomy tego jak strasznie ten most skrzypiał, jak bardzo spróchniałe były deski, a on - cóż - niedołężny. Mocno zaciskał palce sprawnej ręki na jednym z żeber demonicznej lochy i starał się jakoś balansować ciałem, ale mając sparaliżowaną całą jedną stronę nie był w stanie efektownie tego uczynić. Z tego też powodu zdawało mu się, że ta część drogi była znacznie dłuższa i trudniejsza niż w rzeczywistości, a gdy już udało im się dotrzeć na stały grunt, nie powstrzymał westchnienia ulgi, a co więcej dyskretnie wytarł też pot spod maski, bo naprawdę nieźle się do tej pory denerwował. No a gdy już odzyskał względny spokój i ich mała dziwaczna grupa dotarła na ubity trakt, można było w końcu porozmawiać. Padło na muzykę.

        Mitra nie nalegał - dał Aldarenowi czas do namysłu a może nawet do tego, by nie podejmować tematu. Nie wydawało mu się co prawda, by z nauką gry na skrzypcach mogła wiązać się jakaś traumatyczna historia, ale kto wie - z takim ojcem, w tym kraju, przy tej rasie, wszystko mogło pójść nie tak. Jednak oby nie, bo już zbyt wiele gaf popełnili w swoim towarzystwie mimo najszczerszych chęci.
        Wampir zaczął jednak mówić i co więcej gdy już się rozkręcił, opowiadał jakby były to raczej przyjemne wspomnienia. Nekromanta słuchał go zaś z przyjemnością. Oparł przedramię na koronie żeber stanowiących kołyskę i złożył na niej głowę, cały czas patrząc na Aldarena. Nawet lekko drgnął mu kącik ust, gdy słuchał jakim tonem skrzypek opowiadał o swoim pierwszym kontakcie z instrumentem, na którym tak pięknie grał. Najwyraźniej był samorodnym talentem, co tak naprawdę nie powinno dziwić nikogo, kto słyszał jego pełną emocji muzykę. Faust słusznie postąpił ściągając dla swojego syna nauczycieli. Na swój sposób o niego dbał i darzył go uczuciem, lecz jak wiadomo, czasami to wcale nie jest dobre.
        - Nie mam ci czego wybaczać - odparł cicho nekromanta, gdy już wampir skończył opowiadać. - Chętnie cię słuchałem… To dobre wspomnienia. W większości. Widzę, że sprawiały ci przyjemność. Rozumiem też poniekąd Fausta, grasz tak pięknie, że można się w tym zakochać i być zazdrosnym… Ale to ty powinieneś decydować przed kim chcesz grać, a sam mówiłeś, że pragniesz dzielić się swoim talentem ze wszystkimi. To dobrze o tobie świadczy - mruknął, obracając wzrok i jakby popadając w zamyślenie. Jego zdaniem gdyby teraz Aldaren zaczął grywać na różnych wieczorkach czy balach, momentalnie zdobyłby sobie pozycję, grono wielbicieli i nowych znajomych. Na pewno miał możliwość się rozwinąć i otaczać się ludźmi, którymi sam by chciał, bo naprawdę chętnych by nie brakowało. Sam Mitra był skłonny przyznać, że skrzypek był czarujący.
        ”Czarujący… Dla mnie tak długo aż nie otworzę grymuaru”, pomyślał nekromanta, a ta myśl pojawiła się w jego głowie tak niespodziewanie, że sam był z tego powodu zaskoczony. To miało jednak sporo sensu - w końcu Aldaren był synem Fausta, którego może nie kochał tak bezgranicznie, może na koniec samodzielnie pozbawił go życia, ale jednak wychowywał się u niego. I pokazał już, że potrafi być dwulicowy… Aresterra zacisnął wargi, bo nie chciał w to wierzyć, ale musiał to brać pod uwagę. Odruchowo sięgnął przez to do naszyjnika, który wyniósł z krypty. Dotarło do niego przy tym, że od kiedy znajdowali się na powierzchni, nie widział już żadnego z duchów i trochę go to nurtowało, bo nie wiedział czy upatrywać w tym jakiegokolwiek znaku czy zwykłego zbiegu okoliczności, bo i wcześniej nie pokazywali mu się oni regularnie - znikali i pojawiali się jak im się żywnie podobało.

        - Aldaren - odezwał się po pewnym czasie nekromanta, w palcach obracając jeden z naszyjników należących do braci Krazenfir. - Nie wiem czy myślałeś już o tym, ale moja umowa z Faustem jest już nieaktualna, obiecałem mu swoje umiejętności by wspólnie móc wykorzystać wiedzę z grymuaru, bo byłem lepszym nekromantą niż on, ale… - Mitra wzruszył ramionami, bo nie musiał raczej kończyć, lepiej przejść od razu do rzeczy. - Ale chciałbym ci jakoś wynagrodzić to, że mi towarzyszyłeś i pomogłeś gdy tego potrzebowałem najbardziej. Zastanów się czego chciałbyś w zamian za pomoc. Oczywiście nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć za to, że uratowałeś mi życie, chociaż może kiedyś, kiedyś… Za pomoc z grymuarem chyba byłbym w stanie spłacić swój dług - zakończył. Ton jego głosu był lekko nerwowy i przez to jeszcze cichszy niż zwykle, bo obawiał się, że wampir może wcale nie zareagować dobrze na jego propozycję i nie zrozumieć jego intencji, ale może akurat się mylił. Mógłby oczywiście wytłumaczyć, że emocje i interesy to dwie różne rzeczy i nie patrzył na niego jedynie przez pryzmat tego jak był przydatny podczas wyprawy, że po prostu chciał się zrewanżować… Ale to wymagałoby znacznie lepszych umiejętności społecznych niż te, które posiadał Mitra.

        - Aldaren - wezwał go po raz kolejny, gdy byli już bardzo blisko miasta. - Udajmy się do mnie. Jest jeden mag, któremu ufam na tyle, by mnie obejrzał, ale musi to zrobić u mnie. Nie musisz ze mną zostawać, jeśli uważasz, że powinieneś wrócić do posiadłości ze względu na Fausta, rozumiem, odstaw mnie tylko do domu - poprosił nekromanta.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        "Chciałbym byś i ty się rozchmurzył" - pomyślał, lecz starannie dopilnował, by myśl ta nie zmieniła się w słyszalne słowa. Po kilku uderzeniach serca przyszło mu do głowy jak inaczej mógłby to ubrać w słowa, może nie tak dosadnie, ale przynajmniej nie musiał się obawiać wypowiedzenia tego na głos.
        - Cieszę się jedynie szczęściem otaczających mnie istot, a ten mały gałgan jest obecnie bardzo szczęśliwy - powiedział szczerze dopatrując się w żabonie podobnych cech co miał jego syn jako dziecko. Do tego w pewnym sensie bawiło wampira to, że nekromanta przypisał takie zachowanie demona ofiarowanemu mu poczęstunkowi, ale przecież nawet wśród mauryjczyków znane było powiedzenie "przez żołądek do serca". Aldaren w przeciwieństwie do blondyna nie wątpił, że mały demon mógłby go polubić i to nawet bez pomocy jedzenia. Przez moment się jeszcze uśmiechał beztrosko, lecz po chwili jego uśmiech nieco zbladł. - Wybacz jeśli cię tym uraziłem. Mogę spróbować tego aż tak bardzo nie okazywać - dodał uprzejmie i faktycznie starał się aż tak bardzo nie promienieć szczęściem.
        W sumie Mitra miał rację, nie na miejscu było aż takie uzewnętrznianie radości szczególnie, że niedawno zabił swojego mistrza, a i bez tego wszędzie wokół otaczała ich śmierć... Sam wampir był pomiotem śmierci, z której szponów go wyrwano, a błogosławiony bez trudu mógł nad nią panować, bez mrugnięcia okiem zsyłać śmierć na żywych i ożywiać martwych. Może nie wszyscy to zauważali, ale nekromanci nie tylko byli najważniejsi w całych Mrocznych Dolinach, oni bez większego trudu mogli by trzymać w garści większą część, tą nieżyjącą część, tutejszych mieszkańców.
        - "Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że oni już wszystkimi i wszystkim kierują, a twój koleżka wcale nie różni się i nie będzie się niczym od nich różnił" - mruknął ponuro mentalny współlokator.
        Jego słowa wiele mówiły, nawet tego co nie zostało wypowiedziane wprost, ale jednocześnie zionęła z nich niebezpieczna otchłań tajemnicy i tego co nie zostało wypowiedziane. Sugerowało natomiast, że znacznie przewyższa swoją wiedzą tę, którą posiadał Aldaren i choć wcześniej nie obchodziło wampira co zagnieździło się w jego głowie, teraz miał co do tego obawy. Nie był jednak do końca pewien czy chciałby się tej drugiej obecności pozbyć i czy byłoby to w ogóle możliwe. Zbyt dużo niepokojących, które teraz zaczął sobie uświadamiać i stanowczo za dużo niewiadomych odnośnie nich, chłostających okrutnie jego dobry jeszcze nie tak dawno, humor. Skrzypek zacisnął pięść i odrzucił od siebie te myśli, to nie była najlepsza pora na nie, jeszcze Mitra by zauważył, że coś jest nie tak i zacząłby się martwić, albo co gorsza udowodnił prawdziwość słów Gościa i podejrzenia Aldarena.

        Najgorsze dla nieumarłego w tej podróży były ciągnące się niemiłosiernie długo, nawet jak dla niego, chwile milczenia, podczas których czy wampir tego chciał czy też nie, był zmuszany do wysłuchiwania spiskowych uwag tego Drugiego oraz pochłaniały go jego same czarne myśli. Nie małą więc ulgą było dla niego, gdy choć na moment mógł się od tego odciąć i udzielić Mitrze odpowiedzi na interesujące go tematy. Tak chyba nie powinien zachowywać się ktoś, kto zamierzał w przyszłości przejąć nad tobą kontrolę wbrew twojej woli i wykorzystać do własnych celów, prawda? A może skrzypek chciał sobie tylko wmówić, że jego towarzysz naprawdę jest miły i zaciekawiony obranymi tematami. Im dłużej o tym myślał i większy miał mętlik w głowie, a ponad to obawiał się nagłego ataku ze strony nekromanty. To wszystko było bez sensu!
        - "Uspokój się pijaweczko, gdybym wiedział, że popadniesz w aż taką paranoję prawiłbym ci na temat pogody, albo tutejszej przyrody. Jeśli nie chcesz zrobić z nekromanty żarcia dla swoich przywołańców lepiej trzymaj nerwy na wodzy, bo jeszcze moment, a mama świnia zamknie swoje grzbietowe ramiona i zachowa blondyna tylko dla siebie" - prychnął na wampira z pogardą dla jego zbytniego poddawania się emocjom, acz nie chciał doprowadzić do nieplanowanego zabójstwa, bo to przecież on będzie musiał później jakoś przeżyć użalanie się nad sobą krwiopijcy.
        Aldaren na jego słowa natychmiast się otrząsnął oczyszczając swój umysł z mrocznych wizji jakie go nawiedziły i zerknął ukradkiem na demoniczną lochę. Faktycznie nie wydawała się zadowolona i była raczej niespokojna, lecz zaraz się uspokoił gdy tylko wampir się wystarczająco skupił by narzucić jej swoją niezmąconą już niczym wolę. Na szczęście tak się złożyło, że akurat przeprawiali się przez bagna, więc jeśli Mitra by zauważył jej niepokojące zachowanie, mógłby pewnie bez trudu usprawiedliwić rozkojarzenie się krwiopijcy wspomnieniami ich wczorajszej przygody w tym miejscu. Wprawdzie Aldaren nie był zadowolony z takiego stanu rzeczy, że nie mógł mu powiedzieć niektórych rzeczy by go nie niepokoić, ale w opozycji do tego znów pojawiały się podejrzenia "a co jeśli...?".

        Na utwardzonej glebie również wampir odetchnął głęboko, choć jego powód był zupełnie inny - byli na prostej drodze do stolicy i znów zadane zostało mu pytanie. Odpowiedź na nie tak pochłonęła skrzypka, że całkowicie zatracił się w tych wspomnieniach, nawet gdy już skończył mówić. Dzięki temu skutecznie zajął czymś swoje myśli i się uspokoił nie dając dość do głosu Drugiemu i pogrążyć się w czarnych myślach, odnośnie zdrady i niebezpieczeństwa ze strony tego, któremu tak pomagał przez cały czas.
        - Dziękuję Mitro za miłe słowa... - Delikatnie się do niego uśmiechnął, nie do końca wiedząc co odpowiedzieć. Chciałby wierzyć w nieszkodliwość jego słów, w to, że wampir od tak jak zwykły człowiek mógłby grać i cieszyć się towarzystwem innych i był towarzyszowi naprawdę wdzięczny za taką opinię, ale po tym wszystkich co się wydarzyło, do czego on sam doszedł we własnych refleksjach szczerze wątpił w powodzenie takiej przyszłości dla siebie. Z jakiegoś nieznanego powodu nie podzielił się z nekromantą swoim planem na kilka najbliższych godzin po przybyciu do Maurii, obejmujących przede wszystkim odwiedzenie banku krwi, gdzie zrobi niewielkie zapasy oraz spakowanie najważniejszych dla siebie rzeczy, by raz na zawsze opuścić te tereny i zaszyć się gdzieś na odludziu z dala od wszystkiego.
        - "Argh...!!! Skończ żesz z tym w końcu!" - wybuchnął rozwścieczony Drugi, tak, że wampir lekko się wzdrygnął, a następnie z wyrazem boleści na twarzy chwycił się za obolałą głowę. Ta reakcja ze strony współlokatora zabiła skrzypkowi ćwieka i zmusiła do tego, że jego świadomość skuliła się bezradnie w kącie umysłu. Aldaren jednak nie mógł jasno określić czy był bardziej przygnębiony czy sfrustrowany tym, że nie może być zgodny i nie może się bez żadnego skrępowania oddać własnym rozmyślaniom, tak aby nikogo nie urazić, bądź by nikt na niego zaraz nie fuknął z reprymendą.

        Tego co zaraz doszło jego uszu, a co wydobywało się z ust Mitry, nawet ten Drugi się w ogóle nie spodziewał. Skrzypek się mimowolnie zatrzymał z kompletną pustką w głowie i zwrócił lazurowe spojrzenie w stronę częściowo sparaliżowanego towarzysza. Miał szeroko otworzone oczy i nieco mniej usta, co było chyba najlepszym dowodem na to jak zaskoczyły go słowa błogosławionego. Musiała minąć dłuższa chwila, po której się otrząsnął i odzyskał zdolność mówienia. Odetchnął głęboko jakby od początku wstrzymywał powietrze i uśmiechnął się ciepło do blondyna.
        - Po tym co ci uczyniłem, nie mogę o nic prosić, ale bardzo dziękuję - odparł łagodnie i uprzejmie, zmieniając w słowa to co dyktowało mu serce w tej kwestii. Mógłby w zamian prosić Mirę o wybaczenie i odpuszczenie winy, ale miał swój honor, a on zabraniał wampirowi o to prosić. W końcu sam wystrugał ten krzyż, więc postanowił go nieść już do końca swojego istnienia.
        - Chociaż... możesz coś dla mnie zrobić. Dopilnuj by ten grymuar nie wpadł w niepowołane ręce, w porządku?
        Oderwał od kompana swój wzrok i wznowił podróż. Nie był pewien czy to podchodziło pod tę przysługę w zamian, czy raczej rozumiało się samo za się, ale nieumarły naprawdę nie miał lepszego pomysłu i szczerze mówiąc nic nie chciał od błogosławionego, nie tylko dlatego, że krwiopijca na nic nie zasługiwał, po prostu nie był typem, który mógłby prosić o jakąkolwiek zapłatę za swoją pomoc. W końcu wspieranie innych w potrzebie było odgórnym obowiązkiem każdej współegzystującej istoty... A przynajmniej według Aldarena tak było.

        - Słucham cię Mitro - odezwał się łagodnie skrzypek, czekając na to co ma mu do powiedzenia niebianin, nawet jeśli na niego nawet nie zerknął zbyt skupiony na ostatniej prostej, na której końcu widać już było zabudowania podmiejskich wiosek i zapadającym zmrokiem. Bardziej jednak niż niebezpieczeństwem lub czekającym na niego celu, rozmyślał o tym jaką muzyką dla jego uszu było gdy Mitra wypowiadał jego imię dla zwrócenia na sobie uwagi nieumarłego w ramach podzielenia się jakimś ważnym spostrzeżeniem, lub czymś podobnym. Było to jednocześnie dziwne i miłe uczucie, ale zaraz je zignorował dla przybrania bardziej formalnej postawy, w końcu jak się okazało sprawa była niezwykle poważna, bo dotyczyła zdrowia i opieki medycznej nekromanty. - Oczywiście - odparł krótko, bez żadnej skargi czy niezadowolenia.
        Zmarszczył się lekko gdy z opóźnieniem dotarła do niego uwaga, że nie musi zostawać ze sparaliżowanym, a której zupełnie nie rozumiał. Spojrzał przenikliwie na zamaskowanego jakby na metalowym licu było wyryte jakieś wyjaśnienie, ale nic nie jest w życiu takie łatwe. Szybko zrezygnował ze swych starań i uznał, że albo on się przesłyszał, albo Mitra chciał mu przekazać coś zupełnie innego, tyle że ze zmęczenia się przejęzyczył.
        - Jeśli nie będzie ci przeszkadzać moja obecność, poczekam przed twoim domem na przybycie tego maga i zostawię z tobą demona do pomocy - mruknął kierując się w stronę domu nekromanty, garbiąc się i zaciągając bardziej na głowie swój kaptur gdy tylko przechodził obok jakiegoś mieszkańca.
        Niektórzy posyłali mu chłodne spojrzenia, inni witali go serdecznie, wszystkim jednak rzucał jałowym powitaniem, gdy wymagała od tego sytuacja, czyli jak ktoś go powitał. Od przybycia w pobliże miasta bardzo spochmurniał i z chęcią zmieniłby się w cień jeśli byłoby to tylko możliwe. W prawdzie mógł przybrać kruczą formę i lecieć nad eskortą z Otchłani, albo poczekać już przed domem blondyna, ale wtedy jego reakcja na zaistniałe zagrożenie nie mogłaby być natychmiastowa.

        - Co to za nekromanta...yyy... - pogubił się we własnych myślach i tym co chciał powiedzieć - ...to znaczy mag i gdzie go znajdę? - zapytał nieobecnym tonem dochodząc ze spuszczoną głową do azylu Mitry.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Nie uraziłeś, tak tylko powiedziałem… - mruknął, gdy okazało się, że po raz kolejny powiedział coś, co zostało źle zrozumiane mimo jego dobrych intencji. Naprawdę nie umieli się dogadać mimo szczerych chęci… Może to kwestia ostrożności? Gdy jeden próbował być swobodny, drugi tego nie pojmował i się asekurował, a gdy odpuszczał, drugi przyjmował obronną postawę i tak w kółko. ”Cholera, czy to naprawdę jest takie trudne czy to tylko ja mam jakiś problem?”, irytował się w myślach Aresterra, ”Czy naprawdę nie da się inaczej niż bez alkoholu?”. Nekromanta westchnął i ukradkiem sięgnął do swojego ramienia, by pogłaskać Żabona po uchu.

        Mitra skinął Aldarenowi głową z ukontentowaniem, w ten sposób reagując na jego podziękowania. Gdyby tak spojrzeć bardzo głęboko w otwory jego maski, dojrzeć oczy i to co się w nich kryło, można by dostrzec odrobinę zadowolenia, dosłownie nutkę, która była reakcją na zadowolenie skrzypka - to było po prostu zaraźliwe.
        - Nigdy nie spotkałem osoby, która czerpałaby tyle szczęścia z radości innych - powiedział szeptem Aresterra, ale nie ciągnął tej myśli, bo wampir gwałtownie obrócił głowę, jakby nie chciał o tym rozmawiać albo poczuł jakiś ból. No i tyle po miłej rozmowie - Mitra przestał się odzywać aż do momentu, gdy faktycznie miał coś wartościowego do powiedzenia. Nie przeszkadzało mu milczenie, był do niego przyzwyczajony i dobrze czuł się w ciszy, zdawało mu się jednak, że Aldaren był bardziej towarzyski i lubił rozmawiać, ale skoro nie dawali rady, nie było co się męczyć. Dlatego nekromanta odezwał się jeszcze tylko te kilka razy, gdy było to potrzebne. Za pierwszym razem by ustalić warunki ich współpracy, które z przyczyn obiektywnych musiały ulec zmianie. Nie spodziewał się, że tak tym zszokuje wampira, który tyle lat żył w Maurii - przecież tutaj każdy bardzo pilnował tego, by rachunek się zgadzał, by nie robić sobie przysług, które mogłyby za drogo kosztować i zostać odebrane w niewłaściwym czasie. W Maurii trzeba było być sprytnym i przedsiębiorczym… Ale no tak, przecież Aldaren miał na to za dobre serce, on potrafił być bezinteresowny.
        - Po “tym” czyli po tym, jak mnie zaatakowałeś? Dajże spokój - parsknął Aresterra. - Ty próbowałeś mnie zabić, a ja wcale nie byłem ci dłużny. Uznajmy ten rachunek za wyrównany… - Już na końcu języka miał to, by o przykrym incydencie zapomnieć, ale nie, nie powiedział tego, bo wiedział, że kiedyś będzie chciał do tego wrócić i zapytać Aldarena o to co nim kierowało i co czuł.
        - Ten warunek oczywiście spełnię - zgodził się na prośbę by pilnować grymuaru. - Pytanie tylko czy moje własne ręce są “powołane”, hm? - zapytał wyjątkowo jak na niego zaczepnie, znowu wspierając się na brzegu demonicznej kołyski.

        Drugi raz Mitra odezwał się w sprawie tego co zrobią, gdy już dotrą do miasta, bo nadszedł czas na poruszenie tej kwestii. Znowu jednak najwyraźniej powiedział coś nie tak, bo na twarzy skrzypka pojawił się grymas jakiegoś jakby niezadowolenia, zaskoczenia… Aresterra znowu poczuł się głupio. Nie chciał wchodzić Aldarenowi w drogę i wymuszać na nim pomoc, bo był w stanie sobie poradzić. Skrzypek chyba nie zdawał sobie do końca sprawy z możliwości nekromanty.
        - Weź się nie wygłupiaj - westchnął Mitra. - Jeśli wolisz zostać ze mną zamiast wracać do siebie, to wejdź do środka, nie będziesz siedział u mnie na wycieraczce jak jakiś sługus… Ale świnia zostaje na dworze - dodał. - No chyba, że nie chcesz wejść, bo przeszkadza ci bałagan? - zastrzegł, bo faktycznie, ostatnio skrzypek chyba coś kręcił nosem na nieład w salonie nekromanty.
        Błogosławionemu wydawało się, że postawił sprawę dość jasno, by nie musieć się dalej sprzeczać, tym bardziej, że obaj znaleźli się w niekomfortowej sytuacji, bo wokół zrobiło się gwarno i tłoczno. Że Mitra nie lubił ludzi i ich uwagi, to o tym już było wiadome, ale dopiero teraz nekromanta spostrzegł, że o dziwo skrzypek również był spięty. Cóż, Aresterra nie był na bieżąco z wieloma wydarzeniami w stolicy i nie wiedział w jakiej niełasce był teraz jego towarzysz. Trochę mu współczuł, że mimo prób ukrycia się zostawał rozpoznawany, bo on sam nie miał tego problemu - maska ukrywała go przed światem, choć i tak gapił się na niego niemal każdy. Kto by się nie gapił widząc kogoś w tak dziwnym wierzchowcu?
        Nagły gwar obudził śpiącego do tej pory grzecznie Żabona. Mała pokraka przebudziła się i podniosła łepek, rozglądając się ciekawsko i skrzecząc od czasu do czasu, a później zaczęła się strasznie wiercić, pewnie by lepiej widzieć.
        - Ej, bądź grzeczny - upomniał go Mitra. Zdrową ręką sięgnął za siebie, by złapać Żabona za uszy i mimo protestów przełożyć go sobie na przód, aby móc założyć okupowany przezeń do tej pory kaptur. Demon oczywiście miał swoje zdanie i skoro nie mógł już siedzieć w swoim wygodnym legowisku, przeniósł się na ramię nekromanty, gdzie usadowił się z zadowoleniem, bo był to znacznie lepszy punkt obserwacyjny. Nawet próbował wleźć niebianinowi na głowę, ale ten konsekwentnie go przeganiał. W tej jakże przyjaznej atmosferze dotarli na ulicę, przy której mieszkał Aresterra i wtedy to Aldaren zdecydował się przerwać milczenie. Blondyn parsknął cicho.
        - Jeszcze nie potrzebuję nekromanty - zauważył Mitra lekko, najwyraźniej właśnie rzucając najlepszy żart, na jaki go było stać. Zaraz potem spoważniał. - Nazywa się Adam dell Amerda. Powiedz mu, że miałem wypadek i nie mogę się ruszyć, nie wchodź w szczegóły nawet gdy będzie nalegał… Choć nie powinien.
        Mitra podał jeszcze Aldarenowi adres, gdzie rzeczony dell Amerda mieszkał, a w razie czego również wskazówki jak do niego trafić, choć nie była to ani długa, ani skomplikowana droga. Skończył mówić dokładnie w chwili, gdy dotarli pod jego dom. Aresterra w pierwszym odruchu pozwolił, by to demon przywołany przez skrzypka pomógł mu wydostać się z kołyski na grzbiecie demonicznej lochy (Żabon w międzyczasie zeskoczył i kręcił się pod nogami), lecz gdy tylko ten pomógł mu w miarę stanąć na nogach, Aresterra się zaparł.
        - Chwila - oświadczył, spoglądając na drzwi do swojej posiadłości. Nagle dało się słyszeć dźwięk odbezpieczanych zamków, a po chwili klamka odskoczyła i ze środka wyszedł manekin. Tak to w każdym razie wyglądało: drewniana figura przypominająca jednego z tych lepszej klasy manekinów z ruchomymi stawami, lecz bez żadnych szczegółów anatomicznych, może poza dłońmi, które zapewniały pełnię władz manualnych. Kukła ta podeszła do Mitry i przejęła go do demona.
        - Mój sługa - wyjaśnił Aresterra, gdy z pomocą drewnianej figury szedł w stronę posiadłości. Poruszał ją własnymi zaklęciami, co odbierało mu trochę sił, był to jednak ubytek minimalny, gdyż był to bezwolny przedmiot, któremu własną wolę narzucało się bez cienia oporu.
        - Gdy wrócisz z Adamem, będę na górze - oświadczył Aldarenowi w progu.
        Po wejściu do posiadłości Mitra nie zatrzymał się na parterze, tylko od razu kazał się zaprowadzić na piętro, a tam do sypialni. Było to pomieszczenie zaskakujące na tle reszty domu, bo było niezwykle czyste i puste. Stało tu jedynie duże łoże nakryte granatową kapą oraz kilka komód i szaf, w granicach rozsądku. Nic jednak na nich nie było ustawione i odnosiło się wrażenie, że w środku też pewnie nie było żadnych ubrań. O dekoracjach, poduszkach czy obrazach nie było mowy. Po prostu taka trochę bardziej luksusowa cela klasztorna, większa i z większym łóżkiem. Na nim to spoczął w końcu Mitra. Gdy tylko usiadł, od razu zwalił się do tyłu z westchnieniem. Powoli, mocując się niemożliwie z klamrą, zdjął w końcu z pasa sakwę z grymuarem. Schował ją w pustej szufladzie szafki nocnej, aby Adam jej nie widział. To samo zrobił z amuletami, te jednak pochował w innych szufladach, tak przez swoją czystą paranoję. Później zaś buty… Z tym był problem, jedna sprawna ręka i jedna sprawna noga nie przydawały mu sprawności manualnej. Mimo to w końcu zzuł te cholerne trepy. Sięgnął do maski, by i jej się pozbyć, ale wtedy przypomniał sobie, że ma do niego przyjść dell Amerda, przez to ją jednak zostawił.
        Nagle po drugiej stronie łóżka pod osłaniającą ją kapą pojawiło się całkiem spore wybrzuszenie. Wzgórek pod materiałem zaczął się przemieszczać w losowych kierunkach, cały czas jednak przesuwając się coraz bliżej Mitry, aż w końcu dotarł do brzegu narzuty i tam przycupnął. Aresterra westchnął i podniósł brzeg kapy.
        - Zadowolony z siebie jesteś? - zapytał Żabona, który z radością mościł się na poduszce, przerywając tylko na chwilę, by zaskrzeczeć w odpowiedzi.

        Dom Adama dell Amerdy był o wiele mniej okazały niż ten, w którym mieszkał Aresterra. Tak jak posiadłość nekromanty można było uznać za posiadłość mieszczańską, tak siedziba maga była parterową kostką przypominającą raczej barak niż dom. Sam gospodarz zaś był elfem o długich, przetłuszczonych i zaniedbanych włosach oraz twarzy i posturze, które świadczyły o znacznym niedożywieniu. Pod jego oczami odznaczały się spore cienie. Ubrany był zaś w niechlujną tunikę, a na jego szyi wisiały jakieś trzy, może cztery tuziny naszyjników, amuletów i wisiorów, które szeleściły przy każdym jego ruchu. Cóż, nie robił dobrego wrażenia, zwłaszcza gdy myślało się o tym, że ponoć może być lekarzem.
        - Hm? - odezwał się, wznosząc lekko głowę by spojrzeć na stojącego na progu wampira.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Oczywiście, że tak! - uniósł się wampir od razu połykając haczyk towarzysza odnośnie tego, czy on sam jest godny posiadania grymuaru. Zaraz jednak się speszył i poprawił na głowie kaptur, choć ten nawet o włos mu się nie zsunął, a do tego z powrotem skupił całą swoją uwagę na drodze. - Jesteś dobrym człowiekiem... To znaczy tak mi się wydaje... - zaczął się motać i tłumaczyć jak zakłopotane dziecko, które zostało przyłapane na czymś niekoniecznie właściwym.
        - To, że spotkało cię w życiu wiele zła nie znaczy, że jesteś złym człowiekiem. Nikt ci po prostu nie pokazał, nie dał szansy na to by żyć inaczej - dodał po chwili zastanowienia i odetchnął cicho z ulgą, że udało mu się ubrać we właściwie słowa to co naprawdę myślał w tej sprawie, choć nie był przekonany czy czasem nie uraził Mitry. Może on chciał być uważany za osobę nikczemną na przekór swojej niebiańskiej krwi. Albo Aldaren się po prostu pomylił w swojej ocenie zamiarów nekromanty, lub nie dostrzegał tego, że kompan ma tak naprawdę złą naturę.
        - "To nekromanta! Oni zawsze są na wskroś źli i spróchniali, jak zwłoki, które wskrzeszają!" - wybuchnął Drugi, widząc do czego zmierzają myśli wampira, a raczej od czego się oddalają. - "Nekromanci to parszywe zagrożenie i największy wróg wszystkich nieumarłych! Oni ich niewolą dla własnych korzyści i nim się spostrzeżesz sam staniesz się ich marionetką, o ile już ten blondas nie przejął nad tobą władzy!"
        - "A jaka to różnica?" - zapytał w myślach Aldaren, uśmiechając się blado pod nosem. Drugi chyba zapomniał, jak jeszcze przed chwilą mówił, że już wszyscy są marionetkami nekromantów, a teraz "już" zmieniło się na "prawdopodobnie". To nieco uspokoiło skrzypka i przekonało go do opinii, że Mitra może być w głębi duszy dobrym człowiekiem. Nie mniej krwiopijca, postanowił podjąć grę swojego mentalnego współlokatora.
        - "Co masz na myśli?" - zdziwił się Drugi wyraźnie wybity z rytmu i swojego wezwania do nienawiści.
        - "Przez cały czas praktycznie Faust sprawował nade mną kontrolę, a on jako nieumarły również był pod wpływem nekromantów, więc co za różnica, że i mnie to spotka? Nikt jedynie nie będzie pośredniczył" - odparł beztrosko z powracającym zadowoleniem.
        Pilnował się tylko by nie wybuchnąć śmiechem, gdy wyczuł jak Drugi zaczyna się wysilać nad przeanalizowaniem tego i wymyśleniem odpowiedniej kontry by wyszło na jego jak wcześniej. Niedługo trzeba było czekać aż obecność ostatecznie się wnerwi i zrezygnuje z tego typu gierek, a co za tym idzie da na jakiś czas wampirowi spokój. Aldaren był szczęśliwy z tego typu ciszy i postanowił się nią nacieszyć tak długo jak tylko mógł.

        Radość, choć tłumiona by znów nie wprowadzać niekomfortowej atmosfery i nie wywoływać konfliktów z Mitrą, szybko opuściła młodego krwiopijcę jak tylko zaczęli ich otaczać pierwsi ludzie i zabudowania, a do tego jeszcze nekromanta wydawał się poirytowany odpowiedzią skrzypka w sprawie ich planów gdy już dotrą na miejsce. Na domiar złego z jego winy snów powstało napięcie między nimi, przez co Aldaren zadziałał instynktownie, nie do końca rozważając swoje słowa.
        - Nie... Oczywiście, że nie... Sam strasznie bałaganię... - powiedział mając na myśli to, że nie zawsze odwieszał swój płaszcz do szafy zaraz po tym jak wrócił do swojego pokoju, albo zamiast odłożyć skrzypce do futerału po skończonej grze dość często stawiał je oparte o ścianę obok łóżka, aby w środku nocy zżerany wyrzutami sumienia wstać i je z czułością schować na miejsce, przy wcześniejszym nastrojeniu ich. Bo jaki inny bałagan może stworzyć wampir, który podpisuje i ustawia w kolejności alfabetycznej woreczki ze składnikami alchemicznymi, a fiolki ma ustawione i posegregowane według wielkości i objętości.
        - To znaczy... Absolutnie mi nie przeszkadza wasz, twój bałagan p... Mitro... Z chęcią ci potowarzyszę... - wybełkotał zakłopotany uśmiechając się nerwowo.
        - "Winszuję. Jesteś debilem..." - prychnął Drugi z kipiącym drwiną uznaniem w głosie.
        Od tego momentu Aldaren starał się jak mógł unikać wzroku błogosławionego. Był na siebie wściekły i załamany, że zrobił z siebie takiego idiotę, a Drugi nie musiał mu tego wcale mówić. Skrzypek sam doskonale rozumiał jakiego błazna z siebie zrobił, a wszystko przez nerwową sytuację i przytłaczający go gwar stolicy. Żałował, że zamiast w kruka nie potrafił zmieniać się w kreta, bo tak już dawno byłby kilka sążni pod ziemią. Niestety z braku tej możliwości postanowił jak najszybciej o tym zapomnieć, bo jak zauważył od ostatniego czasu naprawianie przez niego błędów powodowało jedynie, że te jeszcze się pogarszały, albo bardziej komplikowały, a przez to lazurowooki tylko się ośmieszał.
        Szedł przygnębiony obok lochy kierując ją w stronę domu Mitry. Ta znajomość nie wychodziła mu na zdrowie, ale podobnie miałby każdy, któremu zależy na dobrej opinii i przyjaźni otaczających go osób. Westchnął ciężko i nagle odwrócił głowę dostrzegając coś kątem oka. Punktu, który przykuł jego uwagę nigdzie nie dostrzegł, ale jego spojrzenie padło mimowolnie na dokazującego Żabona i Mitrę, który wykazywał się sporej dawki cierpliwością i delikatnością wobec małego demona. Ten widok skutecznie uspokoił rozszalałe myśli krwiopijcy i pomógł mu się wyciszyć.
        - Zyskałeś prawdziwego przyjaciela - zauważył Aldaren z subtelnym, acz pełnym szczęścia uśmiechem na twarzy, zanim zdążył się powstrzymać od wypowiedzenia tego na głos. Po chwili odwrócił od nich wzrok wracając do rzeczywistości i skupiając się na lawirowaniu między ludźmi. Szedł jakby nic kilka uderzeń serca temu nie powiedział, ale choć Mitra to niewątpliwie usłyszał, nie było pewności czy wampir ze swoimi słowami zwrócił się do małego demona, czy do nekromanty.
        Po uwadze błogosławionego odnośnie gafy skrzypka, zrobiło mu się naprawdę głupio, że coś takiego wydobyło się z jego ust i choć Mitra odebrał to jako żart i na swój sposób wydawał się rozbawiony, lazurowookiemu nie było do śmiechu. Nie mógł jednak zostawić tego w tym surowym stanie bez najmniejszej reakcji, choćby przez wzgląd na samą etykietę, dlatego zerknął na kompana i nieznacznie się doń uśmiechnął, acz wiedział, że dowcip, przynajmniej według niego, był raczej niesmaczny i nigdy nie powinien zostać zapoczątkowany.
        - Adam dell Amerda - powtórzył wampir, kodując sobie to nazwisko w głowie i jednocześnie szukając w pamięci czy miał z nim kiedykolwiek styczność, albo czy chociaż o nim słyszał. Szybko zrezygnował z tych mentalnych poszukiwań, na które obecnie nie był ani najlepszy czas ani okoliczności. Od razu również przyswoił gdzie go znajdzie i był już gotowy na realizację powierzonego mu zadania, lecz Mitra kazał mu zaczekać, a poza tym jeszcze nie znalazł się wewnątrz bezpiecznych murów swojego domu.
        Aldaren cierpliwie czekał i przyglądał się z ciekawością co kombinuje nekromanta. Westchnął kiedy w drzwiach stanął drewniany manekin poruszony za pomocą magii błogosławionego, a z którego pomocy niebianin postanowił teraz skorzystać, zamiast dalej polegać na demonie przywołanym przez krwiopijcę. Nie powiedział jednak nic na ten temat choć poczuł się nieco urażony, nie mniej w pewnym sensie rozumiał jak mógł czuć się Mitra i właśnie dlatego wolał tego nie komentować oraz skinąć jedynie głową. Gdy błogosławiony wszedł do domu, nieumarły odesłał pozostałe z nim na zewnątrz demony (z wyjątkiem Żabona, który poszedł z blondynem i nad którym wampir nie miał już władzy), po czym przemienił się w kruka i poleciał w stronę domu dell Amerda.

        Na miejscu wrócił do swojej postaci i zapukał kilka razy mając nadzieję, że zastanie maga i ten zechce mu pomóc, a raczej Mitrze. Przy czym poczuł się odrobinę bezwartościowy, bo jego lata nauki z dziedziny medycyny tak naprawdę w obecnych realiach pełnych wybitnych, niemal boskich uzdrowicieli i magicznych znachorów wszelkiej maści były już po prostu niepotrzebne. Magią można było załatwić wszystko i wyleczyć wszystko...
        - Hm...? - zapytał wyrwany z zamyślenia gdy jakiś zabiedzony elf otworzył przed nim drzwi. Szybko jednak oprzytomniał przypominając sobie po co tu przybył i pospiesznie skłonił się z szacunkiem. - Przepraszam za najście miłościwy panie, ale mój przyjaciel potrzebuje natychmiastowej pomocy Adama dell Amerda, nie może się ruszać. Zastałem go może w domu? - zapytał uprzejmie nie biorąc pod uwagę możliwości, że mężczyzna przed nim może być rzeczonym magiem, w końcu nigdy go nie spotkał, nie umiał czytać aur jak Mitra, no i nekromanta nie wspomniał choćby jakiej rasy jest mag, a co dopiero o tym jak wygląda.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra leżał na swoim łóżku i odpoczywał. Jednak zdjął z twarzy maskę, bo dotarło do niego, że trochę przyjdzie mu poczekać na powrót Aldarena, a chociaż przyzwyczaił się do jej noszenia, zawsze było mu wygodniej bez niej. Dlatego teraz jego metalowe oblicze leżało na szafce nocnej, dosłownie na wyciągnięcie ręki, gdyby trzeba było je założyć. Mitra zaś ułożył się - z lekkim trudem, ale jednak - na sparaliżowanym boku, twarzą do Żabona. Mały demon umościł się z zadowoleniem na poduszce i zasnął, wyściubiając spod kapy jedynie nos. Niebianin jednak odsłonił cały jego łeb i pogłaskał go, co za każdym razem wywoływało ciche sapnięcie małej paskudy. Aresterra nie wyglądał przy tym na zadowolonego, bo myślami był gdzieś daleko, a te czułości były kwestią jakiegoś odruchu. W końcu jednak przestał i zapatrzył się w ścianę. Choć wkrótce miał się u niego zjawić dell Amerda i postawić diagnozę, błogosławiony sam zastanawiał się co mu się stało i jak sobie z tym poradzić. Wiedział, że nie będzie mógł powiedzieć Adamowi wszystkiego. Uzdrowiciel być może zrozumie i nie będzie drążył, ale też przez to nie będzie mógł powiedzieć nic pewnego, a jedynie rzucić kilkoma domysłami, wśród których być może Mitra znajdzie rozwiązanie swojego problemu.
        Aresterra westchnął. Po raz kolejny sprawdził, czy nie odzyskał czucia w sparaliżowanych kończynach, ale tym razem nie brał do ręki ostrych przedmiotów, a tylko własnymi palcami powiódł po tych najbardziej wrażliwych rejonach drugiej ręki. Nic, zupełnie nic. Nawet gdy spróbował wbić paznokcie w skórę, nie poczuł tego. Co dziwne, jakoś specjalnie go to nie martwiło - może przez to, że nadal żył myślą, że wkrótce mu odpuści. A może przez to, że nigdy nie szanował własnego ciała.

        Wsparty o framugę elf wyglądał z początku na sceptycznego - jakby nie wierzył, że ktoś tak dobrze ubrany jak Aldaren może od niego czegoś chcieć i go przy tym nie wykiwać albo nie chcieć wydać straży miejskiej za niewinność. Na pokaz kultury w jego wykonaniu patrzył jakby z jednej strony mu to imponowało, a z drugiej walczył ze sobą, by nie zatrzasnąć drzwi, a już zupełnie mieszane uczucia pojawiły się na jego obliczu w chwili, gdy wampir się odezwał. Pewnie po raz pierwszy ktoś nazwał go “miłościwym panem”. Patrzył na Aldarena czujnie, a jego palce poruszały się, jakby próbował sobie przywrócić w nich czucie. W końcu sapnął przez nos i rozejrzał się po ulicy, jakby sprawdzał czy skrzypek przyszedł sam.
        - To ja - oświadczył. - To mnie szukasz. A ty kim jesteś? Co to za przyjaciel? - zapytał nie kryjąc się ze swoim sceptycznym podejściem do nietypowo eleganckiego i dobrze wychowanego rozmówcy. Nazwisko niebianina sprawiło jednak, że szeroko otworzył oczy z zaskoczenia, a jego postawa zmieniła się na odrobinę bardziej przychylną.
        - O! - mruknął. - Co mu jest? - dopytywał. - To uraz magiczny czy fizyczny?
        Adam nie był aż tak dociekliwy jak można było się spodziewać po wcześniejszych zastrzeżeniach Mitry. Spróbował wyciągnąć z Aldarena jakie były konkretne przyczyny paraliżu, ale zapytał o to jedynie raz, po czym machnął lekceważąco ręką mrucząc “nie to nie”.
        - Muszę się przygotować, możesz pan czekać ale sam trafię - oświadczył. Nie wpuścił wampira do środka swojego domu, nawet jeśli ten uznał, że na niego poczeka - zamknął mu drzwi przed nosem, ale słychać było, że faktycznie krzątał się i przygotowywał do wyjścia. Gdy w końcu wyszedł, miał na sobie płaszcz, włosy związał w koński ogon, a w dłoni dzierżył sporą torbę medyka. Nie wyglądał przez to ani odrobinę schludniej, ale najwyraźniej było w nim coś, przez co Mitra mu ufał i to właśnie niego wybrał spomiędzy wszystkich uzdrowicieli w Maurii.

        Mitrze zdawało się, że przysnął oczekując na wampira i medyka. Ocknął się dopiero słysząc skrzypienie prowadzących na górę schodów. Można by uznać, że to niefrasobliwe - zostawił otwarte drzwi i poszedł spać. Jednak gdyby to ktoś nieoczekiwany chciał przekroczyć próg jego domostwa, drogę zagrodziłby mu jeden z ożywionych sług, którym Aresterra wydał odpowiednie dyspozycje.
        Niebianin miał tylko tyle czasu, by jako-tako się pozbierać. Z westchnieniem obrócił się na plecy i podciągnął do pozycji półsiedzącej. Sięgnął po maskę i założył ją na twarz, jeszcze poprawiając by dobrze leżała.
        - Tu jestem - zawołał w stronę korytarza na wypadek, gdyby tamci mieli go szukać. Do jego sypialni prowadziły co prawda jedyne otwarte drzwi na piętrze, ale oni mogli się nie domyślić, że to wskazówka gdzie powinni iść. Co więcej Aldaren był na tym piętrze pierwszy raz, Adam zaś nigdy nie dotarł do prywatnych pokoi, a jedynie do biblioteczki, która była tuż obok schodów.
        - Witajcie - odezwał się do wampira i elfa, gdy ci pojawili się na progu pokoju. - Dzięki, że przyszedłeś… - zwrócił się do Adama, który taksował go bardzo czujnym spojrzeniem.
        - Nie wyglądasz źle - zauważył.
        - Oprócz tego, że nie mam czucia w prawej połowie ciała - odpowiedział Mitra, patrząc jak elf rozstawiał swoją torbę medyczną w nogach łóżka. Adam pokiwał głową, bo przecież był z grubsza zaznajomiony ze sprawą, po czym założył na dłonie rękawiczki z cielęcej skóry.
        - Nie masz czucia czy władzy w ciele? - upewnił się.
        - Oba - odpowiedział Mitra.
        - Jak do tego doszło?
        - Rytuał. Dopiero po fakcie dowiedziałem się, że osoba go odprawiająca musi zginąć. Miałem szczęście, że wywinąłem się tylko z tym paraliżem.
        - Ciekawe - mruknął uzdrowiciel, ze skórzanej tuby wydobywając długą, grubą igłę. - Jak ci się to udało?
        - Chyba nikomu nie przyszło do głowy, że niebianin będzie zajmował się nekromancją… Ale to moje przypuszczenia. Do czego ci te narzędzia tortur? - zapytał, patrząc na wszystkie przedmioty wyciągane przez Adama.
        - Jeśli faktycznie nie masz czucia, nie masz czego się obawiać - oświadczył dell Amerda, w ten sposób unikając konkretnej odpowiedzi na zadane pytanie. Zerknął kątem na Aldarena, potem zaś wrócił wzrokiem na Aresterrę.
        - On powinien wyjść - powiedział, ale decyzję pozostawił Mitrze. Nekromanta chwilę zastanawiał się co też miał na myśli Adam, ale nie spodziewał się, by kryło się za tym coś niecnego, więc postanowił mu zaufać. W końcu do tej pory uzdrowiciel nie dał mu powodu do nabierania podejrzeń, a znali się praktycznie tak długo, jak długo Mitra mieszkał w Maurii. Lecz mimo tego długiego stażu znajomości, Adam nie był tak bliski nekromancie, by ten pozwolił mu się oglądać bez maski, bez kaptura.
        - Aldaren, mógłbyś…? - Mitra zwrócił się do skrzypka, nie kończąc zdania, bo wcale nie było to potrzebne. - Ale poczekaj, dobrze? - dodał jeszcze. - Czuj się jak u siebie.
        Słysząc ostatnią uwagę Adam od razu łypnął na wampira z ciekawością, ale nie odezwał się słowem.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Aldaren van der Leeuw, a pomocy potrzebuje Mitra Aresterra - odpowiedział pospiesznie nie czując się zbyt komfortowo. Nie tylko źle ocenił stojącego w progu elfa, to jeszcze nieświadomie go uraził nie biorąc pod uwagę możliwości, że to on może być poszukiwanym medykiem. Do tego jeszcze wampir widział, że długouchy nie był zbyt optymistycznie nastawiony do niego, ale na szczęście, gdy padło nazwisko nekromanty większość uwagi, o ile nie cała została przeniesiona właśnie na niego.
        - Częściowy paraliż - powiedział tylko pamiętając by nie wdawać się w szczegóły choć jak się okazało nie były potrzebne. Na kolejne jednak pytanie odnośnie typu urazu pokręcił jednak z przygnębieniem głową, bo naprawdę nie był pewny. Co prawda ten rytuał wydawał mu się czysto magiczny, ale to nie znaczyło, że nie mógł uszkodzić nerwów niebianina na poziomie fizycznym. Tak samo jak w dawnych czasach dość często wampir spotykał się z przypadkami na pozór chorymi psychicznie, które jednak przy dokładniejszym zbadaniu okazywały się poważnie ranne fizycznie. Nic więc w życiu nie było tak naprawdę proste i nieskomplikowane.
        Wrócił do rzeczywistości i skrzywił się, gdy elf na niego burknął. Drugiemu się to nie spodobało, więc otaksował maga oczami Aldarena, po czym zmusił swojego nosiciela do odwrócenia się i odejścia.
        - "Żałosny robak, niczym nie różniących się od tych żywych trupów żebrzących i zdychających w uliczkach cuchnących fekaliami. Ty tu z sercem na dłoni, a on do ciebie gorzej niż do psa. Toż to się tak nie godzi!" - oburzył się Drugi, przez którego słowa oczy wampira zaczęły nabierać szkarłatnego odcienia, a jego pięści się zacisnęły gdy znalazł się kilka sążni od drzwi.
        Wampir jednak nie dał się tak łatwo podpuścić i odetchnął głęboko.
        - Odpuść - mruknął bezradnie zatrzymując się nieopodal domu i zwrócił spojrzenie w stronę wejścia do mieszkania elfa czekając na niego choć w takiej odległości. - Mauria potrafi wyciągnąć ze wszystkich to co najgorsze. - Zwrócił oczy ku niebu poddającemu się zachodzącemu zmrokowi. "Może to przez brak słońca?" - pomyślał, choć wiedział jak niedorzeczny jest ten wniosek. Oczywiście, że chodziło o wszechobecna śmierć i sprawowaną przez nią władzę w tej części Alaranii.
        - "Nawet z ciebie" - uśmiechnął się chytrze Drugi.
        Skrzypek nic nie odpowiedział, nie było sensu. Taka była kolejąca w oczy prawda. To jeszcze bardziej przybiło wampira, który stracił poczucie czasu i nie zorientował się kiedy elf wyszedł ze swojego domu. Ocknął się dopiero gdy postać medyka przeszła obok i ciągnąc się z tyłu powędrował w stronę domu Mitry.
        Podczas tej drogi dotarło do niego jak nazwał nekromantę gdy tylko dell Amerda otworzył drzwi swojego domu. Zrobiło mu się teraz strasznie głupio, gdyż nie był pewien czy tak powinien powiedzieć. Czy w przyszłości byłaby możliwa przyjaźń między nimi? Szczerze w to wątpił, nawet na czysto zawodowym poziomie się nie dogadywali, a co dopiero przy bardziej koleżeńskich stosunkach. Może powinien teraz naprawić swój błąd i wyjaśnić, że omyłkowo nazwał Mitrę przyjacielem, nie chciał wyjść na kłamcę. Chociaż czy tak naprawdę miało to jakieś znaczenie?
        - "Oczywiście, że nie!"
        - "Przymknij się" - syknął w głowie wampir na Drugiego.
        - "O! I takiego cię lubię." - Nie mógł sobie odpuścić tej uwagi.

        Gdy byli już na miejscu, mimo niechęci, a może wrogości Adama do skrzypka, Aldaren otworzył szeroko przed nim drzwi i wpuścił pierwszego do domu Mitry. Wcześniej przekazał mu to, co powiedział Mitra, by szukać go na górze, więc wskazał elfowi schody, po których wszedł za nim, a na piętrze już łatwa droga do poszkodowanego, gdyż nekromanta zawołał gdzie jest.
Wampir nie wszedł do pokoju. Nie chciał przeszkadzać, więc został w progu. Słowem się nie odezwał odkąd przybyli do nekromanty i jedynie pobieżnie zerknął na przyrządy wyciągane przez medyka. Co prawda widział tylko ich fragmenty pod ramieniem, ale i tak nie było to nazbyt istotne. Musiał jednak przyznać, że szpiczastouchy się dobrze przygotował. Nie dziwił się, że Mitra ufał temu mężczyźnie i posłał po niego, wierzył, że może się elfowi udać przywrócić nekromancie władzę w kończynach. Szczerze mu tego życzył.

        Po niedługim czasie został poproszony o zostawienie ich samych, co krwiopijca bez sprzeciwu uczynił. Nim zamknął za sobą drzwi od pokoju, zerknął na niebianina.
        - Załatwię sprawy na mieście i wrócę - obiecał przywołując na swoje lico wymuszony, blady uśmiech, po czym zostawił ich samych i wyszedł z domu niedawnego towarzysza.

        Szczerze nie wiedział co ze sobą począć, a jednocześnie zastanawiał się czemu błogosławionemu tak zależało na tym by krwiopijca z nim został. Może jego zadanie nie zostało jeszcze zakończone? W końcu umowa obejmowała chyba również otworzenie grymuaru, a do tego jeszcze nie doszło. Na pewno o to chodziło. Zamknął ostrożnie za sobą drzwi do azylu nekromanty i zaciągnął kaptur na głowę, bo jak na złość zaczęło padać. Zastanawiał się nad pójściem do zamczyska żeby się chociaż przeprać w niezniszczone i czyste ubrania, ale wiedział, że szybko stamtąd nie wyjdzie nie ważne jak bardzo by się starał. Nie odwiedzi też grobu swojej rodziny, bo wątpił by zdążył wrócić nawet gdyby przybrał krucza formę.

        - "A żeś się go uczepił jak pchła psa..." - zauważył z niezadowoleniem Drugi. - "I po cholerę?"
        - Nie uczepiłem się, chcę mu tylko pomóc póki zadanie nie zostanie wypełnione do końca.
        - "Pomóc... nie rozśmieszaj mnie. Kręcisz się wokół i tylko dmuchasz i chuchasz jak na bachora, rzygać mi się chce kiedy to wszystko widzę"
        - To twoja sprawa. Póki co jednak jestem to winny Mitrze
        - "Agh....! Na wszystkie nie świętości tego świata, znowu zaczynasz z tym ukąszeniem?!"
        - Nie, teraz chodzi mi o to co zrobił mu Faust
        - "Trzymajcie mnie bo nie zdzierżę i zabiję..." - Drugi wydał z siebie dziki ryk. - "Może jeszcze weźmiesz na siebie winę za to co spotkało go za młodu, za to że się urodził i może najlepiej za to że ten chędożony świat w ogóle istnieje?! Przestań w końcu pieprzyć!" - warknął wściekle, jego cierpliwość właśnie osiągnęła punkt krytyczny.

        W całej tej kłótni nie zorientował się kiedy doszedł do centrum. Nie dostrzegał tego, że inni mieszkańcy patrzyli na niego z niepokojem kiedy odpowiadał Drugiemu na głos, a nie w myślach, ale w końcu to Mauria, można było spotkać na ulicach dziwniejsze rzeczy i osoby. Ta wewnętrzna walka szybko jednak została przerwana, gdy tylko wampir został przez kogoś potrącony i upadł na ziemię z braku równowagi. Wybudzony z poprzedniego stanu powiódł spojrzeniem za tamtym przechodniem, ale on nawet się nie obejrzał i pobiegł dalej znikając wśród spacerujących i między uliczkami. Jednakże nie to było najgorsze. Kiedy spotkał się z ziemią miał dziwne wrażenie że usłyszał niepokojący trzask i gdy tylko całkowicie wróciły mu zmysły podniósł się i spojrzał na miejsce, w które się przewrócił. Z dziury przedartego futerału wyleciał kawałek lakierowanego drewna, a wampir poczuł jak jego serce rozsypuje się na miliardy kawałków. Był wściekły na siebie, że nie zostawił swoich rzeczy u Mitry skoro wiedział, że wróci do jego domu, wtedy nigdy by do tego nie doszło. Mógł też w ogóle nie wychodzić od niego, albo nawet nie opuszczać na odległość palca Faustowego zamczyska. Zacisnął zęby i odwrócił się idąc drogą wzdłuż rynku. W tej chwili ulewa i smagający, mroźny wiatr nie były już tak dokuczliwe, za to o dziwo pomagały mu jakoś trzymać emocje w ryzach i nie wybuchnąć. Drugi na tę chwilę zamilkł na amen, ale Aldaren wiedział, że wciąż tam gdzieś jest w odmętach jego umysłu.

        Spacer w tak paskudną pogodę był niezwykle kojący, a podczas niego kupił pięć butelek specjalnie zakonserwowanej krwi, które brzęczały w jego pustej - odkąd wysypał prochy Fausta - torbie oraz niewielką sakwę z jedzeniem i piciem dla Mitry, w końcu sparaliżowany zapewne nie będzie w stanie nic sobie ugotować ani pójść do karczmy, a ostatnim jego posiłkiem był suchy prowiant zabrany z obozowiska archeologów. Co prawda nie wiedział co nekromanta lubi, więc wziął po trochę wszystkiego, jakiejś kiełbasy, dwie słodkie bułki, trochę owoców - nawet pomarańczę, które sprowadzał jego znajomy - połówkę świeżego chleba, mleko, miód i wodę. Przy czym do domu Mitry wszedł mając o połowę mniej zakupionej kiełbasy i bez płaszcza, ale nie mógł patrzeć jak jeden chłopiec wraz ze swoim psem mokli w jednej z uliczek. Nic więcej nie mógł dla niego zrobić... Dla nikogo...

        Po wejściu do domostwa usłyszał dochodzące z góry odgłosy, z czego łatwo wywnioskował, że dell Amerda dalej jest z Mitrą, więc nawet nie zachodził na górę. Zgarnął zalegające na kanapie rzeczy nekromanty na drugą jej stronę i usiadł dając się pochłonąć myślom. Ani dobrym, ani złym, tak po prostu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Ten Aldaren van der Leeuw nazwał cię przyjacielem, gdy mi o tobie mówił - oświadczył niby mimochodem Adam, wodząc szpikulcem po sparaliżowanej dłoni niebianina i od czasu do czasu lekko go dociskając.
        - Yhm. - Mitra nie dał się wciągnąć w dyskusję i nie dał się ciągnąć uzdrowicielowi za język. Dell Amerda był ciekawskim i bardzo czujnym obserwatorem, choć jego obserwacje niekoniecznie musiały być poprawne. Aresterra nie zamierzał mu niczego ułatwiać, ale przez przypadek dowiedział się czegoś, czego sam nie wiedział. Przyjaciel… Ciekawe na ile świadomie skrzypek użył tego słowa? Naprawdę tak go odbierał? Czy po prostu łatwo przychodziło mu nazywanie w ten sposób innych?
        - A ty powiedziałeś, by czuł się jak u siebie - drążył elf, kontynuując swoje oględziny. Wiedział, że nekromanta nie lubi dotyku i pokazywania się, dlatego jego czucie sprawdzał przez ubranie, robiąc przy tym co prawda niewielkie dziurki w jego tunice gdy dociskał szpikulec, ale błogosławiony go za to nie ganił. Coś za coś w końcu.
        - Owszem - przytaknął Mitra patrząc, jak ogromna igła dźga go w bok. Powinien to poczuć, a jednak nic z tego, nawet odruchowo nie był w stanie się wzdrygnąć.
        - Lubisz go - drążył śmiało elf. Aresterra milczał, więc Adam podniósł na niego wzrok. Nekromanta jednak nie patrzył na niego, a na jego dłonie przeprowadzające oględziny.
        - Mitra?
        - Wścibski jesteś - zripostował nekromanta.
        - Bo znam cię już parę lat - zauważył dell Amerda, słysząc jednak ostry ton w głosie błogosławionego odpuścił. Skończył również zabawy ze szpikulcem i schował go z powrotem do ochronnej skórzanej tuby.
        Aresterra jednak cały czas rozmyślał nad tym, co powiedział mu Adam. Może faktycznie miał rację. Może Aldaren nie był taki jak wszyscy.

        Mitra zaciskał zęby i ciężko oddychał, a wokół jego ciała jarzyła się błękitna mgiełka zaklęcia, nad którym panował Adam. On również wyglądał na skupionego, na jego obliczu malował się wysiłek, a gdy nagle przerwał zaklęcie, odsunął się jakby odepchnęła go jakaś niewidzialna siła, dysząc by ustabilizować oddech.
        - O na wszystkie kręgi piekieł, ale to głęboko siedzi - parsknął.
        - Ale co to jest? - naciskał go Mitra.
        - Klątwa. Dziedzina śmierci jak nic. Jakimś cudem twój organizm stawia jej odpór, ale jak długo to potrwa nie wiem. Przy twojej kondycji raczej krócej niż dłużej, bez urazy.
        - Dasz radę to zdjąć?
        - Spróbuję. Ale lepiej by było, gdyby zrobił to ten, kto ją rzucił.
        - Wykluczone, dawno nie żyje. I raczej nie dam rady go wskrzesić.
        - W co się wpakowałeś, Aresterra?
        - Okradałem cmentarze - odpowiedział Mitra, wbrew pozorom zgodnie z prawdą, ale jednak Adam potraktował to jako jeden z tych czerstwych żartów o nekromantach.
        - No niech ci będzie. Spróbuję to z ciebie zdjąć, ale potrzebna byłaby do tego jeszcze potężna magia śmierci albo życia, jako kontra by cofnąć już wypracowany efekt. I nie chcę cię straszyć, ale to może zostać, jeśli po zdjęciu klątwy nie zajmiesz się tym w miarę szybko.
        - Czyli to są trwałe uszkodzenia?
        - Mogą stać się trwałe - doprecyzował Adam. - Jak z każdym fizycznym urazem, nawet poważny można wyleczyć tak, by nie było po nim śladu, ale jeśli nic się nie zrobi, ślady pozostaną. Mam się brać za zdejmowanie tej klątwy?
        - Zrób to.
        Wbrew pozorom nie bolało. Mitra czuł mrowienie podobne do tego, które towarzyszy cierpnięciu nóg, ale obejmujące całe ciało. Nie tylko zdrową połowę, ale całość - to dawało mu nadzieję na to, że jednak odzyska czucie. Nie miał co prawda pomysłu jak sobie z tym poradzić, ale uznał, że będzie walczył z jednym demonem na raz. Miał jednak pomysł na to jak przywrócić sobie czucie, skąd wziąć magię wystarczająco silną, by mu ona posłużyła.
        A tymczasem Adam nucił swoje zaklęcia. Dłońmi wodził nad ciałem Aresterry w bardzo metodyczny sposób, z aptekarską dokładnością trzymając się kolejności, kierunku i czasu. Jego alikwotowy śpiew to cichł, to stawał się głośniejszy, a gdy osiągał maksimum swojej siły, prawie czuło się wibracje na własnym ciele.
        "Może pomóc?"

        W końcu na piętrze zrobiło się cicho. Ustały rozmowy, od czasu do czasu słychać było jedynie jakiś szelest. W końcu jednak dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi, kilka pojedynczych słów wypowiedzianych przez dell Amerdę - pewnie jakieś pożegnanie, może połączone z ostatnimi zaleceniami - a na koniec medyk we własnej osobie zszedł po schodach. Przeszedł przez korytarz zaglądając do wszystkich pomieszczeń, a gdy dojrzał wampira, skinął mu odruchowo głową.
        - Powiedział, że nie chce cię widzieć - oświadczył, po czym pożegnał się gestem i poszedł. Zawrócił jednak po trzech krokach i znowu stanął w progu salonu, opierając się ręką o futrynę jak to uczynił w swoim domu.
        - Żartowałem - przyznał się. - Jest przytomny, możesz do niego iść jak masz ochotę. Miłego dnia.
        I tym razem dell Amerda faktycznie opuścił posiadłość Aresterry, idąc całkiem dziarskim krokiem, jakby obawiał się, czy za ten swój niewinny żart nie oberwie. Wkrótce trzasnęły za nim drzwi, a Mitra i Aldaren zostali w posiadłości nekromanty sami, nie licząc oczywiście nieumarłych sług, którzy stali nieruchomo w kątach pomieszczeń.

        Mitra nadal przebywał w tej samej półleżącej pozycji, którą przyjął wcześniej, gdy ledwo Aldaren i Adam weszli do jego sypialni. Tym razem jednak nie miał maski na twarzy i kaptura. Był trochę bledszy niż do tej pory, a pod jego oczami widoczne były lekkie cienie, ale najprawdopodobniej nic, czego nie wyleczyłaby porządnie przespana noc. Wyglądał na zmartwionego.
        - Miło, że jesteś - przywitał się. - Pomyślałem, że chciałbyś się dowiedzieć jaką diagnozę postawił Adam… Siadaj - zaproponował, przesuwając się niezgrabnie na środek materaca, by przy brzegu było więcej miejsca. Ten moment wykorzystał jednak Żabon. Demon, gdy Adam zaczął odprawiać swoje czary, schował się pod łóżko, a teraz wystawił łeb i widząc, że już po wszystkim, wydał z siebie dźwięk podobny do chichotu, po czym zaczął wspinać się po kapie. Gdy już dotarł na szczyt (Mitra patrzył na niego z zainteresowaniem, ale nie pomagał i nie komentował), zaczął biegać w tę i z powrotem, a na koniec wiercił się i kokosił, majtając w powietrzu łapami. Aresterra wywrócił teatralnie oczami.
        - Zjeżdżaj, paskudo, to Aldaren miał tu usiąść - oświadczył, popychając lekko Żabona zdrową ręką, by się przesunął. Demon posłuchał oczywiście tylko w połowie, bo po prostu się uspokoił i leżał w jednym miejscu, zostawiając wampirowi trochę przestrzeni do siedzenia.
        - Klątwa jest zdjęta, już gorzej nie będzie - wyjaśnił Mitra. - Ale Adam był za słaby, by cofnąć to, co już się stało. Powiedział, że potrzebna jest do tego magia na naprawdę eksperckim poziomie. Magia życia albo śmierci - doprecyzował, patrząc na Aldarena wymownie. - Mam pewien pomysł… Zresztą pewnie się domyślasz... Wydaje mi się, że z tym grymuarem dałbym radę. Ale nie mam teraz siły, by sobie z tym poradzić. Ale może nigdy bym nie miał? Zrobię to albo zginę próbując - uznał, wzruszając ramionami, unikając wzroku wampira.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        One były jedynie instrumentem, zwykłą rzeczą, czymś martwym i pozbawionym uczuć, a nawet woli... Więc skąd tak głęboki stan apatii u niego? "Czymś martwym i pozbawionym uczuć..." - pomyślał raz jeszcze starając się pocieszyć tą myślą, jakoś załagodzić tę stratę. Niestety nitka, którą chwycił nie zaprowadzi go do niczego dobrego. "Też jestem tylko instrumentem? Zwykłą rzeczą, którą nie powinno się przejmować? Mam jakieś uczucia? Tak sądzę... Ale jestem martwy jak te skrzypce... A jeśli one miały więcej uczuć ode mnie?" Siedział bez życia na kanapie pogrążając się z coraz głębszej czeluści tych myśli. W pierwszej chwili gdy tylko zobaczył zniszczone skrzypce wraz z wściekłością dopadł go wielki głód, ale choć nie wypił ani kropli od tamtego momentu teraz nie miał nawet chęci by spojrzeć na butelki. To był jakiś koszmar. Przeżywał zniszczenie ukochanego instrumentu bardziej niż śmierć bliskich, a przecież nie powinien! Czy to znaczy, że nigdy ich nie kochał? Czy w ogóle cokolwiek do nich czuł? A teraz, czy nie powinien zastanawiać się nad tym co z Mitrą, zamiast rozdzierać swoją dusze na strzępy z powodu jakiś tam skrzypiec?

        Jego świadomość była daleko, tak daleko, że głos i obecność Drugiego w jego umyśle były po prostu niesłyszalnym echem, jakby znajdował się głęboko pod wodą a ktoś starał się do niego krzyczeć. Nagle jednak poczuł jakby wynurzał się z dużą prędkością, skrzywił się i cicho sapnął czując gorący ból rozlewający się od jego lewego ramienia. Jakaś czarna, zakończona szponami, których nie powstydziłaby się żadna bestia, wbijała je właśnie w jego ramię bardzo głęboko, czuł jak pazury rysują jego kość. Zacisnął zęby i otępiały się rozejrzał chcąc pozbyć się zagrożenia zanim to postanowi rzucić się na Mitrę. Nikogo nie znalazł, a tajemnicza dłoń jakby poluźniła swój uścisk. Czuł się dziwnie skrępowany, ale gdy tylko odetchnął głęboko by się uspokoić zorientował się, że to przecież jego własna ręka. Ale... Uniósł nieco zakrwawioną dłoń i się jej przyjrzał nie była czarna i zakończona pazurami. Zlizał koniuszkiem języka odrobinę krwi z boku swojego palca. Smakowała jak jego własna, czyli on sam to sobie zrobił?

        Odwrócił głowę i zerknął przez ramię w stronę schodów, z których słyszał dochodzące kroki. Ktoś schodził, a to skutecznie wybudziło wampira do końca z tego transu, w którym się znalazł. Popatrzył na maga bez emocji. Nic nie powiedział jedynie z powrotem przeniósł spojrzenie na bliżej nieokreślony punkt przed sobą i trwałby tak gdyby nie słowa elfa. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, a może tylko mu się zdawało? Nie ważne.
        - W porządku - mruknął machinalnie, podnosząc się z miejsca niewątpliwie gotowy by odejść, już podnosił z ziemi swoją torbę, gdy Adam postanowił go poinformować, że był to tylko niewinny dziecinny dowcip. Śmieszny? Nie był pewien, wiedział jednak, że nie zdziwiłby się gdyby to była faktycznie prawda, podejrzewał że mogłoby to być bardzo prawdopodobne bo po cóż on tutaj? Po cóż wampir poszkodowanemu? To jak zostawienie jagnięcia z przetrąconymi kończynami by nie mogło uciec i zostawienie go przed jaskinią jakiegoś monstrum. Wyjdzie z pieczary czy może nie?
        - Miłego... - odpowiedział jedynie stojąc tak i gapiąc się niewiadomo na co jak debil.

        Znów jakiś szmer, jakieś niewyraźne echo.

        Spojrzał w stronę schodów prowadzących na górę do pokoi Mitry. "Jestem jedynie czymś martwym..." - przemknęło mu znowu przez myśl, zwrócił się w stronę drzwi i postąpił krok przewracając niechcący sakwę z jedzeniem dla nekromanty, z której po ziemi potoczyło się kilka jabłek i pomarańczy. "Nie da rady po nie tu zejść... Pewnie się zepsują." Przykucnął i zaczął wszystko zbierać. Zawiązał porządnie sakwę i poszedł z nią na górę. Uniósł dłoń do drzwi, ale się zawahał, po chwili jednak zapukał, a słysząc przyzwolenie przekroczył próg, lecz dalej niż od drzwi nie odszedł. Gdyby ktoś z miasta to zobaczył, bez trudu stwierdziłby, że Aldaren nie jest wampirem a jedynie kolejną poruszaną magią marionetką w rękach nekromantów. Jakież byłoby ich zdziwienie gdyby ktoś wyprowadził ich z błędu i powiedział, że to cieszący się życiem, często uśmiechnięty krwiopijca.

        Otworzył usta by powiedzieć, że przyniósł mu tylko coś do jedzenia, ale szybciej Mitra polecił mu by usiadł, co wampir zaraz spełnił bez słowa.

        - "... nij... cu... lu...!" - rozległo się kolejne niezrozumiałe echo w jego głowie, a rana po pazurach potwornie zapiekła. W matowych oczach znów zatliła się iskierka, wampir zamrugał kilka razy otrząsając się z tego stanu. - "Obudź się złamasie inaczej rozerwę cie na kawałki!!!"
        Aldaren skrzywił się gdy w głowie rozległ się okrutny wrzask Drugiego. Nie rozumiał o co mu chodziło, ale... nigdy nie rozumiał o co chodziło Drugiemu. Zignorował jego wyzwiska i skupił się na Mitrze i obecnie poczynaniach radosnego demona. Miał wrażenie, że Mitra coś do niego mówił, ale chyba nie było to nic ważnego... a może jednak to on powiedział co znajduje się w sakwie? Przez Drugiego głowa pękała mu w szwach, był zdezorientowany, zmęczony i szczerze miał wszystkiego dosyć.

        - "Zjeżdżaj gówniarzu" - rozległo się w umyśle skrzypka, a on nie miał pojęcia czemu to było tak żałośnie znajome, poczuł również jak serce mu niepokojąco zapulsowało.
        "Co to było u licha?" Przełknął ślinę. Zerknął z niepokojem na Mitrę i demona, z jakiegoś powodu miał dziwne wrażenie, ze nekromanta zaraz uderzy Żabona, ale jedynie go lekko przesunął. Znów to dziwne uczucie w piersi. W wampirze rósł niepokój wprost proporcjonalnie co dezorientacja. Nie czuł się najlepiej i poczuł nagle wielkie pragnienie.

        - Grymuar - powtórzył jedynie osowiały. Chciał zaproponować udania się do świątyni Najwyższego, by tam pomogli nekromancie, ale... nie przypominał sobie by kiedykolwiek jakaś była na tych terenach, a mimo to miał wrażenie, że się mylił. Nawet jeśli to jak by to wyglądało? Nekromanta proszący o pomoc magią z dziedziny życia - co najmniej jak słabej klasy kabaret. - Powinieneś wpierw coś zjeść i nieco odpocząć - powiedział cicho, jakby bał się wyrazić swoje zdanie. Z resztą... czy miało ono jakieś znaczenie? I co on tu w ogóle robi? Czemu Mitra z nim tak po prostu rozmawia? Czy nekromanta nie mówił, że nie chce go widzieć? To wszystko było bez sensu.
        - Służę pomocą... - mruknął nieco głośniej, wbijając wzrok w podłogę. Miał wrażenie jakby stracił duszę, albo przynajmniej spory jej kawał, ale czy nieumarli mogą mieć duszę? Czy mają w ogóle serce? Czy są tak naprawdę zdolni cokolwiek czuć? "Martwy, nic nieznaczący przedmiot, zwykły instrument."
        - Kiedy planujesz go otworzyć? - spytał niemrawo zerkając na blondyna jedynie kątem oka i na uderzenie serca.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra słyszał, że na parterze coś się działo. Adam zamienił z Aldarenem więcej słów, niż zwykłe pożegnanie, ale co konkretniej mówił, tego nekromanta nie słyszał. Zakładał jednak, że to nic złego, bo żaden z nich nie podniósł głosu, a ton uzdrowiciela był raczej spokojny, może wręcz wesoły? Błogosławiony przez moment myślał, czy przypadkiem na parterze nie harcuje Żabon albo czy ta mała łajza nie próbowała wybrać się na wycieczkę w torbie dell Amerdy, ale mały demon jakby ściągnięty jego myślami zaskrzeczał pod jego łóżkiem.
        - Jednak ty to wiesz gdzie ci będzie lepiej - sarknął Aresterra pod adresem ukrytej pod łóżkiem pokraki. Pewnie, że ten dom był dla niego lepszy, bo może i Mitra nie był słodką niewiastą, która będzie karmiła swojego pupila frykasami i głaskała go przesiadując na ganku, ale żarcia mu na pewno nie zabraknie, a i kąt do spania się dla niego znajdzie. U Adama zaś mogłoby być i z jednym i z drugim ciężko, gdyż uzdrowiciel sam o siebie niespecjalnie dbał przez problemy finansowe (długi hazardowe będą dziedziczyć jeszcze jego wnuki, jeśli nie nastąpi jakiś cud).

        Później nastąpił jednak moment ciszy. Mitrze zdawało się, że nie słyszał, by elf i wampir razem wyszli z posiadłości, ale i tak nabrał wątpliwości, czy przypadkiem nie został sam. Po chwili zastanowienia uznał jednak, że by go to nie zdziwiło, bo przecież Aldaren miał pewnie wiele swoich spraw na głowie… Ale po co by wtedy zostawał aż tak długo? Rytuał oczyszczający trwał praktycznie w nieskończoność, przez ten czas wampir mógłby pewnie udać się do siebie, załatwić kilka najpilniejszych spraw i wrócić jakby nigdy nic… No właśnie, mógł też nie wrócić, zbyt zajęty swoimi sprawami, no bo kim dla niego był Mitra? Po co miałby z nim siedzieć? Ich misja się zakończyła, nie układało się między nimi, a jeszcze Aldaren miał swoje problemy…
        A jednak po chwili dało się słyszeć jakiś ruch na parterze. Rumor, ale cichy, a potem kroki na schodach. Nekromanta spojrzał wyczekująco w stronę drzwi prowadzących do sypialni, które Adam wychodząc odruchowo zamknął, zamiast zostawić otwarte tak jak były do tej pory.
        I w końcu skrzypek zapukał. Mitra zawołał, że może wejść, ale zaskoczyło go to jak wampir fatalnie wyglądał. Był strasznie zbolały, jak zbity pies. Aresterra był trochę zaniepokojony, ale nie wnikał, poprosił by wampir usiadł przy nim, a potem jego uwagę przykuł harcujący Żabon. Mitra obserwując go od jakiegoś czasu odniósł wrażenie, że demon to taki bardzo brzydki szczeniak - widywał, jak małe psiaki dokazywały w podobny sposób. Nawet to jak spał zwinięty w kulkę pasowało do psa. A może do kota? W sumie co za różnica, skoro i tak najbardziej to on był paskudny…
        Mitra podniósł wzrok na wampira, gdy ten usiadł. Aż trochę się zaniepokoił widząc jego ściągnięte boleścią oblicze, te zaciśnięte usta i dziwny wzrok. Nie czerwony, ale… dziwny. Matowy, jakby skatowany. Aż zastanawiał się czy mówić, ale w końcu po to go tu przywołał, a kto wie, może Aldaren by się zdenerwował, gdyby Mitra zamiast przejść do sedna pytałby o jego samopoczucie? Teraz wyglądał na takiego, który może reagować przeróżnie.
        A mimo to po wypowiedzeniu wszystkiego co chciał mu przekazać, Mitra czuł się niezbyt pewnie. Nie był pewien, czy skrzypek go w ogóle słuchał i czy go to obchodziło. A to było bardzo ważne. Tak naprawdę nawet brak zainteresowania był szalenie istotny… Ale niepożądany.
        W końcu jednak Aldaren się odezwał. I pierwsze co go zainteresowało to grymuar, bo to było jedyne słowo, jakie wypowiedział. ”Do przewidzenia…”, pojawiła się w jego głowie gorzka myśl. ”W końcu syn van der Leeuwa”.
        A jednak później skrzypek zainteresował się nim osobiście. Poradził, by coś zjadł i się przespał - były to rady proste, ale sensowne i na pewno wynikające z troski. Może gdyby był śmiertelnikiem, wpadłby na coś konkretniejszego, bo znałby potrzeby własnego ciała, ale liczyły się chęci.
        - Myślałem, by wziąć się za to jutro - odpowiedział cicho nekromanta na ostatnie pytanie wampira. - W nocy, o północy. Wiesz jakie to istotne dla magii, by pracować w odpowiedniej fazie księżyca… Dzisiejszej nocy nie dam rady na pewno, pojutrze - może akurat.
        Mitra odetchnął, jakby był cholernie zmęczony. Oparł głowę o zagłówek i ucisnął palcami zdrowej ręki nasadę nosa. Nadal trzymając rękę przy twarzy zerknął na Aldarena.
        - Mogę mieć do ciebie prośbę? - upewnił się. - W salonie jest barek, a tam taka kryształowa karafka. Przynieś ją, proszę. I dwie szklanki, jeśli masz ochotę napić się ze mną czegoś mocniejszego.
        Gdy wampir zniknął, Mitra patrzył przed siebie. Nie zyskał odpowiedzi, na której mu zależało. Co miał zrobić, rzucić monetą? To nie było coś, co mógł pozostawić ślepemu przypadkowi. Zdawało mu się jednak, że z Aldarenem było coś nie tak, jakby zupełnie się załamał. Może gdy tak siedział sam dotarło do niego co wydarzyło się w przeciągu ostatniego dnia? Co utracił? I… Na czyją rzecz? Pewnie żałował, że przez głupi honor stracił kogoś, kto tyle dla niego zrobił. Według jego opowieści Faust był dziwny, zaborczy i szalony, ale w końcu był jego ojcem, mistrzem. Mitra zastanawiał się jakie to jest uczucie, czy takie przywiązanie faktycznie potrafi być tak silne, że przyćmiewa całą resztę.
        Ocknął się, gdy Aldaren wrócił z karafką koniaku. Poprosił go, by mu nalał, lecz nie od razu się napił - najpierw ogrzał trochę szklankę w dłoni, czujnie zerkając na wampira spod pojedynczych loków, które spadły mu na czoło.
        - Aldaren, co jest? - zapytał bez ogródek. - Wyglądasz jak po sesji tortur, co się dzieje? Jeśli to przeze mnie, nie musisz tu ze mną zostawać. Nie jesteś mi nic winien... Poprosiłem wcześniej byś został, bo myślałem, że będziesz chciał wiedzieć co powie Adam, ale nie trzymam cię tu. Chyba, że to ty chcesz dopilnować, bym spłacił swoje długi? Nie musisz się o to obawiać - zapewnił z pewną goryczą w głosie, po czym upił spory łyk koniaku, jakby chciał za kieliszkiem schować wyraz swojej twarzy.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        To co działo się z Aldarenem niepokoiło nawet Drugiego. Widział pogrążającą się w mroku świadomość wampira, któremu wystarczyłby tylko krok by się od tego uwolnić, ale on jedynie siedział skulony dając się temu pochłonąć. Nie podobało mu się to wszystko. Krzyczał i groził Aldarenowi by się otrząsnął, lecz nie wiedział tak naprawdę jak miałby mu pomóc. Zaklął paskudnie i zanurzył się w bezwzględnej ciemności spowijającej umysł nieumarłego, by odkryć co go tak ściąga na samo dno. Gdyby przedstawić to za pomocą słów, można byłoby rzec, że Drugi w pewnym momencie odbił się od jakiejś starej bariery, może muru, który uniemożliwiał pełną swobodę w poruszaniu się po umyśle skrzypka i faktem było, że nie został wzniesiony przypadkiem. Krwiopijca nie zdawał sobie sprawy z tego, że może mieć taką blokadę w swojej głowie, a Drugiemu nie potrzeba było nic mówić by osądzić kto maczał w tym palce. Na powierzchni bariery było pojedyncze pęknięcie z czego coś się sączyło leniwie, jak z nieszczelnej tamy czy skaleczenia, ale najwidoczniej to wystarczyło by aż tak zachwiać psychiką wampirzego muzyka.

        - Rozumiem - mruknął niemrawo w odpowiedzi na przedstawiony przez Mitrę plan odnośnie tego kiedy chciał spróbować zająć się grymuarem i całkowicie pozbyć się nałożonej na siebie klątwy.
        Gdzieś tam w głębi duszy czuł, że otwarcie przez nekromantę księgi w tym stanie, ani trochę mu nie pomoże, a całkowicie go pochłonie, ale wampir nie miał siły odwieść go od tego pomysłu. Podejrzewał, że nawet gdyby spróbował niewiele by to dało, bo czemu miałby posłuchać krwiopijcy, skoro od samego początku błogosławiony dążył tylko i wyłącznie do tego celu - do otwarcia tomiszcza z Thulle. Po co tak w ogóle była mu ta księga, dla której by zabił i samemu zginął. Zdawać by się mogło, że nawet teraz tylko to się dla niego najbardziej liczyło.
        - Pomogę jak tylko będę umiał - rzekł to zamiast spróbować namówić niebianina na porzucenie tego pomysłu.

        Wampir w stanie głębokiej apatii nawet nie zauważył, że nekromanta mu się ukradkiem przygląda i podejrzewa, że coś z nim nie tak, a zaraz też padła kolejna prośba z jego ust.
        - Oczywiście - odparł posłusznie od razu wstając i kierując się bez słowa w stronę wyjścia z pokoju. Zatrzymał się by wysłuchać do końca instrukcji, po czym wyszedł nie zamykając za sobą drzwi.
        - "Ocknij się do diabła!" - warknął Drugi, tłukąc ile popadnie świadomość chłopaka.
        To również nie przynosiło, żadnego efektu, więc rozwścieczony postanowił wziąć sprawy w swoje szpony. Bez większego problemu przejął kontrolę nad siałem skrzypka, którego oczy skąpały się w szkarłacie, przez co przystanął przy schodach na dół rozglądając się badawczo.
        - Spróbuj mi chociaż westchnąć z niezadowoleniem, a wytłukę twoimi rękami wszystkich w pień, a na końcu zajmę się tobą. Kh... Gorzej niż z dzieckiem, strasznie upierdliwy jesteś - burknął pod nosem i wysilił się przez chwilę, starając się przypomnieć co też Mitra przed chwilą przekazał Aldarenowi. - Ah tak, koniak... - Westchnął ciężko i zszedł na dół.

        Skrzywił się na parterze, gdy znów zastał wszechobecny chaos i kopnął od siebie jakąś książkę, a następnie przeszedł jakby nigdy nic po stercie papierzysk walających się po podłodze. Nie dziwota, że nekromanta wolał uganiać się za jakimiś śmiercionośnymi książkami i sprawdzać prawdziwość tutejszych legend - kolejne utrapienie. Drugi prychnął z pogardą gdy sobie uświadomił, że aż nazbyt jego żałosny nosiciel i zarozumiały nekromanta są siebie warci.
        - Dlatego powinno się zakazać porodów, później wyrastają tacy nieudacznicy - burknął do siebie w końcu docierając do wspomnianego barku. Denerwował go ten cały bałagan i z ledwością się powstrzymywał by tego wszystkiego nie spalić, ale nie zamierzał wykorzystywać okazji. Tym bardziej, że i tak już pozwolił sobie przejąć władzę nad skrzypkiem, a przynajmniej w obecnej chwili co było jedynie dla jego dobra.

        Wziął butelkę koniaku i szklanki tak jak poprosił Mitra, po czym zawrócił w stronę schodów przez to wysypisko, lecz nie wszedł po nich. Zamyślił się przez moment i spojrzał przez ramię na salon. Postawił wszystko na jednym ze stopni i cofnął się do kanapy, przy której została torba wampira. Bez zastanowienia wyjął jedną z butelek z krwią, odkorkował zębami i pozwolił sobie wypić całą zawartość na raz i to duszkiem. Co prawda trochę poleciało mu po brodzie i pobrudziło mu kamizelkę oraz koszulę, ale jakby nie patrzeć one i tak już były brudne i nadawały się jedynie na śmietnik. Wraz z tą myślą, przyszła również ta odnośnie powrotu do zamczyska, a Drugiego ciekawiło co Aldaren pocznie jak już się tam znajdzie.
        Oblizał sobie usta, rękawem wytarł brodę i wrócił do schodów, biorąc znów koniak i szklanki. Krew z butelki była paskudna, nawet bardziej niż paskudna, stara, mało odżywcza i trąciła rozkładem. Jeśli w Banku dbali o odpowiednie przechowywanie to niewątpliwie ta kobieta nie za długo nacieszyła się zapłatą za oddanie swojej krwi.
        Zrobiło mu się niedobrze, a zawartość żołądka w jednej chwili podeszła mu do gardła jak wtedy, po wypiciu krwi błogosławionego, z tą różnicą, że Drugi nie czuł teraz okropnego bólu, a gardło wampira nie paliło żywym ogniem.
        - Kurwa! - syknął rozwścieczony powstrzymując nudności, mocniej ścisnął szyjkę koniaku. - Dlatego powinno się w tym kraju obowiązkowo zabijać ludzi po pięćdziesiątce. Zatłukę debila, który sprzedał takie szczyny...

        Kiedy wchodził z powrotem do pokoju Mitry wciąż był wzburzony, ale rozlewając im do szklanek alkohol nieco ochłonął. Swój wypił niemal natychmiast, coby zabić ohydny smak niedawnej przekąski i pozwolił sobie napełnić naczynie raz jeszcze. Dopiero po tym zbliżył się do łóżka, ale nie siadał na nim. Usadowił się obok na podłodze i oparł o ścianę sącząc co chwila trunek. Zastanawiał się po co to wszystko i czemu w ogóle tu został zamiast wrócić do zamku i dać tam Aldarenowi dość do siebie, a nóż by mu się tam poprawiło.
        Teraz jednak siedział jak kretyn i czekał jak na skazanie, a konkretniej na nieuniknioną rozmowę, na pewien, całkowicie bezsensowny i drażniący go temat. Czemu ludzie zawsze muszą drążyć, zamiast zostawić innych w spokoju i zająć się swoimi sprawami? Nie pojmował tego, jak również tego czemu ten Nekromanta tak się interesuje. Jeszcze z tą niepewnością w głosie i niewypowiedzianą skruchą. Drugi zacisnął zęby zaciskając palce na szklance w swojej dłoni. Oboje mogli by się już w końcu ukonkretyzować, a nie ciągłe podchody i przepraszanie. Czerwonooki już chciał przerwać i warknąć, że gówno go to obchodzi, ale się powstrzymał czując, że Aldaren minimalnie, ale jednak zareagował na słowa nekromanty, najbardziej na pewność, że wampir chciałby wiedzieć co z jego towarzyszem. A po tym na kwestię odnośnie długu. Wyczuł delikatną irytację swojego nosiciela i uśmiechnął się paskudnie pod nosem opróżniając do końca naczynie z koniaku.
        - Ma wielką ochotę ci przywalić, ale to wbrew jego naturze i brak mu śmiałości. Żałosny mięczak - prychnął Drugi nie kryjąc się z tym i wcale nie starając by Mitra nie usłyszał jego uwagi. - Ciekawe czy by się wściekł jakbym go w tym wyręczył. - Wyszczerzył kły w paskudnym uśmiechu i spojrzał na nekromantę. Zaraz jednak prychnął i się podniósł.
        - Pozwolisz, ze sobie jeszcze naleję? - mruknął naśladując Aldarenową grzeczność, ale i tak mało go obchodziła zgoda błogosławionego. Bo co niby paralita mógłby mu zrobić w swoim obecnym stanie? Dogonić i złapać raczej nie był w stanie, to może przygwoździć wzrokiem do ściany? Dobre sobie! Zwłaszcza, że zerkał jedynie ukradkiem i unikał dłuższego kontaktu wzrokowego. Kolejny bezwartościowy nieudacznik z problemami.
        Nie była to jednak nazbyt przyjemna myśl, bo zaraz po niej skrzywił się i złapał z bólem za głowę. Aldarenowi nie spodobało się to co Drugi sądzi o błogosławionym i jak się wobec niego odnosi. Niby dobry znak, bo wampir chciał odzyskać kontrolę nad własnym ciałem, ale czy to naprawdę musiało aż tak cholernie boleć?!
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra westchnął cicho. Bez sensu. To było absolutnie bez sensu. Aldaren zupełnie go nie słuchał, nie obchodziło go to co słyszał. Po co w ogóle się starał? Źle to rozegrał od samego początku, miał się pożegnać na progu swojego domu, a później wysłać do Adama jednego z nieumarłych sług. Polegać na nich, na ożywieńcach i manekinach, a nie na wampirze. Był głupi, że tak się starał, to nie było tego warte. Aldaren jakiś czas temu powiedział, że Aresterra nie był zły, tylko trafił na złych ludzi. Tylko gdzie byli ci dobrzy? Nekromanta myślał, że może skrzypek miał na myśli samego siebie - przecież mówił o tylu dobry rzeczach gdy rozmawiali przez te drzwi w krypcie braci Krazenfir… Ale cóż, piękne słowa pięknymi słowami, a czyny mówiły co innego. Mitra na końcu języka miał, by Aldaren po prostu wyszedł, bo to było bez sensu. Sam sobie poradzi, dokładnie tak jak czynił to przez ostatnie lata.
        Nekromanta wydał z siebie niezidentyfikowany pomruk w odpowiedzi na zapewnienie o tym, że wampir mu pomoże. Mowa-trawa, zwłaszcza jak słyszało się ten ton - jakby mówił “pomogę, ale nie mam na to strasznie ochoty”. Żeby nie stracić do Aldarena resztek cierpliwości i poukładać sobie myśli w głowie, bo nie wiedział czy jest jeszcze sens rozmawiać.

        Przez całą nieobecność wampira błogosławiony nie doszedł do żadnych konkretnych wniosków. W jednej chwili chciał wrócić do tego jaki był wcześniej, a w drugiej wyrzucał sobie, że przecież chciał coś zmienić, chciał się przełamać. Szanse były wyrównane, ale gdy Aldaren wkroczył z powrotem do pokoju, wygrywać zaczęło postanowienie, by wykopać go z posiadłości i zapomnieć o tym, co wydawało mu się, że mogło ich łączyć. A jednak gdzieś tliła się jeszcze iskierka nadziei, która kazała nekromancie zadawać pytania. Wampir zachowywał się jednak dziwnie - jeszcze bardziej go unikał, nie usiadł nawet obok tylko na ziemi pod ścianą, a wzrokiem uparcie uciekał wszędzie, byle tylko nie patrzeć na błogosławionego. W tym pokoju nie można tego było nijak usprawiedliwić, bo było to wnętrze wyjątkowo ascetyczne, prawie puste, bez żadnych ozdób, pamiątek ani osobistych akcentów. Chodziło więc konkretnie o niego - Aldaren nie chciał na niego patrzeć. Cudownie.
        Chociaż może to było lepsze niż to, co wampir powiedział później. I to jak się zachowywał. Mitra był z początku trochę zdezorientowany i pozwolił, by skrzypek mówił na co ma ochotę, by dolał sobie koniaku. Później błogosławiony spuścił wzrok i dopił swój kieliszek.
        - Tak? - warknął w końcu. Niezbyt zgrabnie przechylił się w stronę brzegu łóżka i odstawił puste szkło na szafkę nocną, po czym wrócił na swoje miejsce. Zarzucił głową, by zabrać z twarzy kilka niesfornych lochów.
        - To wal - oświadczył. Patrzył przy tym na Aldarena z byka, lekko się pochylając i ściągając brwi. Jawnie prowokował, a w jego głosie słychać było złość.
        - Uderz mnie, śmiało. Nie miałeś jakoś skrupułów by rzucić się na mnie w krypcie, więc co cię teraz powstrzymuje? No wal! Nie krępuj się, pokaż mi jaki naprawdę jesteś, ile warte jest twoje słowo!
        Nekromanta podniósł głos do krzyku. Słowa wampira były dla niego może nie do końca zrozumiałe, nie rozumiał dlaczego Aldaren mówił o sobie w trzeciej osobie, ale przekaz był jasny.
        Mitra nie wiedział czy był bardziej wściekły, czy zawiedziony. Łudził się przez długi czas, że skrzypek jest inny, że nie jest bezwzględnym, obłudnym drapieżnikiem, że ten incydent w kryptach wynikał z głodu, ale nie był taki na co dzień. A tymczasem teraz na pewno nie brakowało mu krwi, ale nie było śladu tego emocjonalnego, dobrego mężczyzny, który opowiadał o sobie, swoim życiu i rodzinie, który z taką radością wspominał o tym jak uczył się grać na skrzypcach. Przemoc, pogarda, lekceważenie - po prostu był sobą, wampirem i drapieżnikiem w kontaktach z kimś, kto był dla niego tylko zwierzyną. Więc niech to teraz pokaże i niech zniszczy te wszystkie nadzieje, jakie miał Aresterra.
        W niebieskich oczach nekromanty oprócz złości i prowokacji widać było blady ślad żalu.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - "Oczywiście, że bym się wściekł!" - wrzasnął wnerwiony Aldaren w końcu wracając do żywych. Mrok już go nie obejmował, ale Drugi wiedział, że to co go doprowadziło do wcześniejszego stanu dalej siedzi i czeka w odmętach umysłu wampira na kolejną szansę do wychynięcia na wierzch. Póki co nie miało to większego znaczenia, liczył się efekt jaki przyniosła jego nieszkodliwa prowokacja. - "Czy ty nie masz za ruena honoru, żeby chcieć zaatakować bezbronnego i przykutego do łóżka?!"
        Robiło się naprawdę ciekawie, ale Drugi nie zamierzał tylko na tym poprzestać, musiał mieć pewność, że to co się stało Aldarenowi tak szybko nie dopadnie go znowu. Nalał sobie koniaku.
        - "To nie ja zachowuję się jak mięczak, poza tym chciałeś go walnąć" - Wypił duszkiem i odstawił szklankę obok butelki. Zerknął kątem czerwonego oka na Mitrę i się zastanowił czy faktycznie było to coś warte, czy tylko nie potrzebnie chciał poprzedni stan rzeczy.
        - "Wiesz co miałem na myśli, więc nie odwracaj kota ogonem!"
        - Hę? - odwrócił się kiedy usłyszał za plecami warknięcie Nekromanty.
        Spojrzał na niego uważnie i wyszczerzył kły w zadowolonym z siebie uśmiechu. Podobał mu się ten wyraz twarzy i przez moment nie był skory do przekazania Aldarenowi pałeczki, by ten mógł sobie wszystko odkręcić i porozmawiać z błogosławionym. Jeszcze mu za to podziękują. Postanowił jednak jeszcze nieco wykorzystać sytuację, więc z drapieżnym uśmiechem, strzelając przy tym delikatnie kostkami zagniatanych drugą dłonią pięści zbliżył się do łóżka.
        Cofnął jedną rękę przygotowując się do zadania ciosu i wtedy chichocząc podstępnie oddał władzę nad ciałem Aldarenowi, co przywróciło skrzypkowi naturalny - lazurowy kolor oczu. Nie były już one martwe jak w chwili gdy przyszedł tu po wyjściu tego długouchego sukinkota, za to skrzyły się w nich determinacja i gniew, zastąpione zaraz całkowicie wyrzutami sumienia oraz żałością. Drugi ulotnił się w głąb umysłu skrzypka akurat w momencie, gdy Mitra postanowił rzucić w nie-żyjącego towarzysza ostrymi słowami.
        - Naprawdę myślisz, że mógłbym coś takiego zrobić? - zapytał ochrypłym głosem, wbijając w niego niebieskie spojrzenie. - Czyli pan dell Amerda mówił prawdę, gdy poinformował, że nie chcesz mnie widzieć. - Westchnął ciężko i się cofnął od łóżka przeczesując palcami w zamyśleniu swoje włosy.

        Nagle odwrócił się od niego plecami i wyszedł z pokoju, zostawiając Mitrę zupełnie samego. Nie na długo. Na dole przełknął dobre wychowanie i szperał przez chwilę w rzeczach nekromanty, a konkretniej w torbie, którą miał z sobą na niedawnej wyprawie. Wyjął rdzawy w niektórych miejscach od krwi srebrny sztylet i wrócił z nim na górę. Zbliżył się do łóżka towarzysza i przykucnął by się z nim zrównać.
        - Wybacz - powiedział wciskając mu do sprawnej ręki ostrze, choć dobrze wiedział, że Mitra źle znosi dotyk innych, ale nie miał innego wyboru.
        Zacisnął jego dłoń i przytrzymując ją, by nie wypuścił broni, chwycił go drugą za nadgarstek, mając na uwadze by nie zrobić mu krzywdy, po czym uniósł jego kończynę tak, by szpikulec sztyletu dotknął wampirzej piersi w miejscu serca, nie naciskał jednak jeszcze by przebić materiał kamizelki i wejść w ciało. To było zadanie dla nekromanty.
        - Nie powinieneś mieć z tym problemu jeśli naprawdę mnie nienawidzisz i nie chcesz więcej na oczy widzieć. Wiedz tylko, że mam świadomość, iż sobie na to zasłużyłem i nie mam do ciebie żadnego żalu - powiedział poważnie, ale jego spojrzenie złagodniało. W niebieskich oczach połyskiwała radość.
        - "C-Co ty zwariowałeś?!" - Zaniepokoił się Drugi i chciał uniknąć śmiertelnego dla nich obu pchnięcia, jednakże wampir nie dał mu już sobą zawładnąć. Teraz była jego kolej na pięć ruenów od siebie.
        - Nie martw się to żaden podstęp, nie będziesz miał też żadnych konsekwencji za to. Nie ma na świecie nikogo kto mógł by się za mnie zemścić, a znaczna część tutejszych mieszkańców postawi ci kolejkę za to. Dodatkowo dzięki tobie będzie jednego potwora mniej na tym świecie, więc nie krępuj się.
        Westchnął ciężko, a przytknięte ostrze minimalnie przebiło materiał jego odzienia i nieznacznie nakłuło skórę nieumarłego. Jego ciało się spięło w przypływie palącego bólu, ale skrzypek powstrzymał nieodpartą chęć ucieczki i nie ruszył się z miejsca. Zastanowił się przez moment czy coś jeszcze powinien dodać, ale chyba nie było sensu niepotrzebnie przedłużać. Puścił dłoń Mitry oddając mu pełną władzę nad kończyną i czekał aż zapadnie w wieczny sen.
        - Zawsze myślałem, że umrę samotnie gdzieś na nieznanych terenach albo we własnym domu. Wybacz, że cię wykorzystam, do tego by nie odchodzić samotnie i przez to również nie powinieneś mieć oporów. Co prawda w ten a nie inny sposób, ale liczy się sam fakt, że cię wykorzystałem, jak inni, od których najwidoczniej wcale się nie różnię. Nie mniej... cieszę się, że cię poznałem, że zginę z twojej ręki, że ostatnim co zobaczę będzie twoja twarz i choć pewnie masz mnie za najgorszego z najgorszych, wiedz, że ci dziękuję za wszystko, a zwłaszcza, że choć przez chwilę mogłem się uważać za twojego przyjaciela, nawet jeśli niesłusznie i bez wzajemności.

        Uśmiechnął się z prawdziwą ulgą i promieniejącym szczęściem na twarzy, po czym zamknął oczy czekając już tylko na ostatni etap swojej wędrówki. Był przygotowany na śmierć i całkowicie spokojny, choć Drugi rozsadzał mu czaszkę wijąc się w panice i starając jakoś zapobiec ich egzekucji. W jednym z kącików błysnęła mu łza, która zaraz postanowiła spłynąć po jego policzku i spaść na dłoń nekromanty, jakby ponaglając go do odebrania wampirowi jego nie-życia.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Słysząc trzeszczące stawy wampira Mitra zrozumiał, że ta prowokacja może go słono kosztować. Aldaren nie był starym zniedołężniałym nekromantą, nie był czarodziejką ani nie był też przemęczonym lekarzem, któremu puściły nerwy. Był młodym mężczyzną, przedstawicielem rasy, która słynęła z nadnaturalnej siły. Jeśli więc zechce, pobije błogosławionego tak, że ten nigdy nie zdoła się uleczyć. Jednak mimo tego przekonania graniczącego niemalże z pewnością, Aresterra nie odwołał swoich słów i nie prosił, by Aldaren odpuścił. Teraz miał się w końcu przekonać jaki wampir był naprawdę i ile warte było to wszystko, co się do tej pory wydarzyło.
        A mimo swojej determinacji Mitra zamknął oczy, gdy miał spaść na niego cios – to był czysty odruch, który błogosławiony szybko zwalczył i znowu podniósł wzrok na skrzypka. Złość, żal – to było w spojrzeniu ich obojga i również w ich słowach. Mitra zarzucił mu wiele złego, a skrzypka najwyraźniej bardzo to zraniło.
        - Co? – nekromanta był zaskoczony, że właśnie w tym momencie Aldaren wspominał uzależnionego od hazardu uzdrowiciela. I to jeszcze takimi słowami. Przecież Aresterra nigdy nie powiedział nic takiego, nigdy nawet nie dał Adamowi do zrozumienia, że mógłby nie chcieć widzieć się z wampirem, po prostu unikał rozmów o Aldarenie, jak zresztą rozmów o każdej innej osobie, z którą elf mógłby chcieć go powiązać więzią znacznie bardziej zażyłą, niż ta istniejąca.
        - Co ty masz na myśli… Czekaj! Aldaren! – wezwał skrzypka, lecz on po prostu obrócił się i wyszedł. Mitra ze złości uderzył pięścią w posłanie, bo niestety pod ręką nie miał nic twardszego, na czym mógłby wyładować frustrację.
        - Czekaj, niech tylko odzyskam władzę w ciele – zagroził w przestrzeń. – Odechce ci się tak wychodzić w połowie rozmowy… - cedził swoje groźby przez zęby, bo teraz tylko to mógł tak naprawdę zrobić. Przecież nie będzie Aldarena gonił, no bo jak? A krzyczeć też nie zamierzał, bo coś mu mówiło, że to nie ma sensu. Wampir już pewnie wyszedł z domu, więc i tak nikt by go nie usłyszał. Nekromancie nie pozostało nic innego, jak leżeć i pielęgnować swój gniew i żal.
        A jednak Aldaren nie wyszedł – po chwili Mitra usłyszał jego kroki na schodach i wtedy podniósł się na zdrowej ręce, w oczekiwaniu co teraz nastąpi. Poza niepokojem nie miał żadnych przypuszczeń co to może być, nie gdybał, miał totalną pustkę w głowie. Lecz gdy zobaczył wampira, który wszedł do jego sypialni z nożem, momentalnie pobladł. Instynktownie cofnął się, choć nie miał szansy uciec. Gdzieś na parterze dało się słyszeć łomot drewnianego manekina, który pędził na wezwanie swojego pana, ale i tak nie miał szans dotrzeć do niego na czas, bo przecież musiał jeszcze przebyć schody i spory szmat korytarza, a wampir był już tuż obok. Mitra zasłonił się zdrową ręką, jakby to miało go przed czymś uchronić, ale nie prosił o litość.
        ”W końcu to van der Leeuw”.
        Cios jednak nie nadszedł. Aldaren złapał błogosławionego za dłoń, a ten instynktownie chciał mu ją wyrwać. Podniósł na wampira szeroko otwarte oczy i z niedowierzaniem patrzył, jak wampir wciskał mu do ręki sztylet. Opierał się, ale był to opór niemrawy, raczej formalny niż taki czyniony z zamiarem faktycznego wyrwania się. Później jednak przestał walczyć. Z niedowierzaniem patrzył, jak skrzypek przytrzymując jego uzbrojoną wbrew woli rękę, nakierowuje ją na własne serce. Wtedy Aresterra podniósł wzrok na jego twarzy, a w jego oczach widać było niedowierzanie, pytanie i przerażenie. Z lekko otwartymi w zaskoczeniu ustami słuchał deklaracji i obserwował jak zmieniał się wyraz twarzy skrzypka. To był Aldaren, którego za każdym razem wypatrywał – ten skrzypek o niebieskich, czułych oczach, który obiecywał, że świat jest dobry. Teraz jednak nie było w jego spojrzeniu za grosz ciepła, a jedynie smutek. Rodzące się z niego zaś szczęście przerażało.
        ”To jest zbyt łatwe”.
        ”Jeszcze się wahasz?”.

        Mitra zacisnął zęby, uspokoił oddech. Drgnął, gdy łza wampira spadła na jego dłoń, lecz to jakby pomogło mu podjąć decyzję. Z pewnością wymalowaną na twarzy wzniósł sztylet do ciosu.
        Brzdęk!
        Ostrze zabrzęczało uderzając w ścianę za plecami wampira, gdy nekromanta cisnął nim nad jego ramieniem, zamiast zagłębić nóż w sercu skrzypka. Oblicze nekromanty wykrzywiał grymas złości i desperacji, co znalazło też upust w jego gestach - tak mocno złapał Aldarena za kołnierz, że nikt nie podejrzewałby go o tak mocny chwyt. Aż mu ręka od tego drżała.
        - Jak możesz tak mówić?! – krzyknął na Aldarena, mając twarz na odległość dłoni od jego twarzy. – Jak możesz wkładać w moją głowę myśli, których nigdy nie miałem?! Gdybym cię nienawidził, patrzyłbym na ciebie bez maski?! Prosił, byś zaczekał, o cokolwiek cię prosił?! Pytał o twoje życie i słuchał?! Chciałem, byś był częścią mojego życia! Chciałem…
        Mitrze nagle jakby zabrakło tchu. Zamilkł, po czym rozluźnił chwyt, a jego dłoń zsunęła się po torsie wampira aż w końcu błogosławiony ją zabrał.
        - Chciałem byś był moim przyjacielem - dokończył.
        ”Pożałujesz tej decyzji”.
        ”Już żałujesz, prawda?”.
        Mitra nie odpowiedział, jego spojrzenie nawet nie uciekło w stronę duchów, które do niego przemawiały. Może jakoś sobie poradzi bez ich pomocy.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wychodząc z pokoju doskonale słyszał krzyk Mitry, ale nie mógł tam wrócić i odbyć tej rozmowy. Wiedział, że niewiele by to zmieniło, a na pewno odwiodłoby go to od jego planu. Skrzypek nie miał żadnego celu, ani nie widział większego sensu swojej egzystencji, a nekromanta go nienawidził. Po co mieli się oboje męczyć skoro Aldaren mógł przyczynić się do ulżenia im obu. Skoro błogosławiony z jakiegoś powodu nie był w stanie wygonić wampira albo go zabić, ten postanowił wziąć sprawy we własne ręce. A może Mitra się bał, w końcu widział co skrzypek zrobił ze swoim mistrzem. Albo obawiał się konsekwencji jeśli ktoś by się dowiedział o tym zabójstwie... Nie było innego wyjścia, lazurowooko musiał sięgnąć po radykalniejsze środki. W tym właśnie celu zszedł na dół w poszukiwaniu srebrnego sztyletu, który wcisnął blondynowi w dłoń, gdy wrócił do jego pokoju.

        - "Powstrzymaj go imbecylu!" - wydarł się Drugi rozsadzając Aldarenowi czaszkę od wewnątrz, ale ten w ogóle nie słuchał czekając teraz już tylko aż śmierć wyciągnie po niego swe ramiona.

        Wstrzymał oddech i... Otworzył zdezorientowany oczy słysząc brzęk uderzającego w ścianę, a następnie upadającego na ziemię metalu. Z rozdziawionymi z zaskoczenia ustami wpatrywał się pytająco w Mitrę, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Nie był jednak w stanie dłużej znieść gniewnego spojrzenia niebianina, przez co uciekł wzrokiem.

        - "W pacholęctwie musiałeś poważnie na głowę upaść, na świecie przecież nie ma istoty tak głupiej, albo chociaż porównywalnie, co ty!" - szamotał się we wściekłości intruz w jego głowie.

        Niemałym szokiem było dla nich obojga to, jak przykuty do łóżka towarzysz szarpnął za kołnierz wampira. Nigdy by się nie spodziewał, że ktoś tak delikatnej budowy, byłby zdolny do użycia takiej siły. Aldarena zamurowało, z resztą nie tylko jego, bo nawet Drugi. Po chwili nic już więcej nie miało znaczenia jedynie słowa wydobywające się z ust Mitry, których skrzypek na początku nie rozumiał, a ostatecznie stały się muzyką dla jego uszu. Szok zmienił się w niewyobrażalne szczęście, a to rozlało się po pokoju falą rozbawionego, szczerego śmiechu. Wampir wiedział, że nie powinien się śmiać - przed chwilą omal nie umarł na własne życzenie, ale przede wszystkim mogło to zostać źle odebrane przez nekromantę, może nawet jako obraza, ale krwiopijca po prostu nie mógł się powstrzymać, musiał rozładować napięcie i nieco rozluźnić atmosferę.
        - Jestem całkowicie pewien, że uda ci się otworzyć grymuar i odzyskać zdrowie - powiedział łagodnie, a zaraz uśmiechnął się łobuzersko z roześmianymi oczami. - Chciałeś, a czy chcesz nadal mieć wampira za przyjaciela? - zapytał zaczepnie, absolutnie nie mając niczego złego na myśli, zwyczajnie chciał osłabić gniew blondyna, tym bardziej, że wiedział jaka będzie odpowiedź na jego pytanie.
        Mira nawet nie wiedział jak wiele znaczyły dla skrzypka jego słowa, które cały czas odbijały się echem w jego głowie, a szczególnie to jedno zdanie: "Chciałem, być był częścią mojego życia!". Co prawda w życiu zdarzyło mu się usłyszeć pod swoim adresem równie wzniosłe i wyjątkowe wypowiedzi, jednakże żadna nie miała takiej wartości jak właśnie ta jedna. Czemu? Bo Mitra zdawał się stronić od wszelkiego rodzaju relacji z innymi "ludźmi", zachowywał dystans i wszystkimi kończynami zapierał się by nie wyjść poza poziom zaodowo-formalny, czego Aldaren doświadczył na samym początku ich znajomości i współpracy, a czemu się nie dziwił, gdy nekromanta wyjawił mu nieco swojej przeszłości. Rozpogodzony wstał, podszedł do komody z koniakiem i wlał alkohol do pustej szklanki błogosławionego, podejrzewając, że chciałby się trunkiem wspomóc, aby szybciej ochłonąć po tym co właśnie się stało. Z powrotem zajął miejsce przy łóżku niebianina.
        - Dziękuję ci za to co powiedziałeś, wiem jak trudne musiało to dla ciebie być, dlatego jestem ci za nie niezmiernie wdzięczny - powiedział łagodnie nadal ostrożnie ważąc każde ze swoich słów, ale po prostu nie chciał przez przypadek zniszczyć ich przyjaźni, tym bardziej, że ledwo się zaczęła. Ale przynajmniej nie był już tak spięty jak wcześniej.
        - Wybacz mi, że cię dotknąłem i za to, że cię zdenerwowałem. Wybacz mi również, że zmusiłem cię do takiego wysiłku i nie dałem w spokoju odpocząć. Może nie działa to na moją korzyść, ale wiedz, że naprawdę mi przykro. Przysięgam, że więcej się to nie powtórzy - uśmiechnął się do nekromanty ciepło, a zaraz z zakłopotanym rozbawieniem.

        - Podać ci maskę? Nie krępuj się, jeśli pomoże ci poczuć się nieco pewniej - zaproponował łagodnie i znów wstał tym razem by przysunąć i zostawić w zasięgi ręki worek z jedzeniem dla niebianina.
        - Kiedy byłem w mieście kupiłem ci coś na ząb, nie wiedziałem jednak co lubisz, więc wziąłem wszystkiego po trochu. Nadal sądzę, że powinieneś porządnie napełnić żołądek i wypocząć. Nie chcę się zbytnio narzucać, dlatego nie zmuszam cię do tego, ale wiedz, że jestem do twoich usług jeśli będziesz potrzebował pomocy. - W jego głosie pobrzmiewała troska i coś co można byłoby nazwać bezgranicznym oddaniem.
        Wywołało to falę niezadowolenia u Drugiego, ale jego zdanie nie miało, żadnego znaczenia w tej kwestii, acz musiał mu podziękować, bo może gdyby nie on pozabijaliby się nawzajem, albo odeszliby w gniewie każde w swoją stronę jak najszybciej zapominając o tym drugim.
        - Dla mnie i tak nie ma żadnego miejsca w świecie - dodał ciszej, ale Mitra byłby w stanie dosłyszeć co wymamrotał krwiopijca, gdyby tylko zechciał. Mimo tego jak brzmiały te słowa, w głosie Aldarena nie było nawet cienia smutku, co prawda nie cieszył się z takiego stanu rzeczy, ale przynajmniej nie był tym przybity.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości