Strona 1 z 9

[Mauria i okolice] Pragnienie

: Pią Cze 29, 2018 9:34 pm
autor: Mitra
        Mitra cisnął księgą o ścianę z siłą, o którą nikt by go nie podejrzewał, po czym złapał się za głowę, mocno zaciskając palce na włosach. Oddychał przez nos, głęboko i głośno, jakby ledwo tłumił swój gniew. Pobladł, jeśli to było jeszcze w jego przypadku możliwe, a źrenice jego oczu były wąskie, jakby był pod wpływem środków odurzających. Jednak jedyne co go napędzało to gniew - był trzeźwy jak niemowlę, nie pił ani nie brał żadnych używek, a za jego stan odpowiadały jedynie emocje. Był to dla niego stan rzadki, lecz spotykany - kto dobrze znał Mitrę ten wiedział, że nekromanta mimo swej codziennej uległości i spokojowi potrafi tak wybuchnąć, a wtedy staje się nieobliczalny. Teraz ledwo nad sobą zapanował, aby nie zdemolować swojej biblioteki - jedyne co ucierpiało to księga… Chociaż nie, oczywiście ona była nie do ruszenia. W przeciwnym razie przecież nie byłby tak wściekły.
        Błogosławiony podszedł do leżącej pod ścianą księgi. Masując sobie kark i nadal starając się uspokoić oddech, patrzył na nią jak na plugawe ścierwo. Po dłuższej chwili podniósł wzrok ku sufitowi i westchnął w jawnej manifestacji braku cierpliwości. Podniósł w końcu wolumin z podłogi. Księga była duża i ciężka - zawierała pewnie z jakiś tysiąc stronic z grubego papieru, a oprawiona była w twardą okładkę z metalowymi okuciami i zdobieniami, które przedstawiały spisane ozdobnym pismem inskrypcje w Czarnej Mowie i symbole jasno kojarzące się z okultyzmem i nekromancją. Nie dało się jej otworzyć - obejmował ją zamek przypominający szczęki, zwieńczony dodatkowo czymś, co wyglądało jak kulista kłódka, lecz nie miało otworu na klucz ani żadnej ruchomej części, by uznać ją za jeden z tych szyfrowych zamków krasnoludów. Mitra spędził wiele czasu próbując dociec, jak rozbroić ten zamek i dostać się do zawartości tej księgi. Wedle opisów, które znalazł w swej bibliotece, trzymał właśnie w rękach Czarną Księgę z Thull, jedną z dwunastu, które się zachowały. Co do tego nie miał wątpliwości, bo aż czuł mrowienie w palcach pochodzące od magii, jaką przesycony był ten tom. Jej treść pozostawała jednak dla niego niedostępna, a to doprowadzało go do furii - tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Od wiedzy i potęgi zawartej w tym grymuarze dzieliła go tylko warstwa drewna i żelaza, nie grubsza niż jakakolwiek inna okładka…


        Mitra długo wzbraniał się przed szukaniem pomocy u innych - z mieszkańcami Maurii nie miał szczególnie dobrych stosunków i nie było nikogo, komu ufałby na tyle, by powiedzieć o tym jaki skarb trafił w jego ręce. Skoro więc nie mógł polegać na zaufaniu, pozostało mu jedynie poleganie na wspólnych interesach. Musiał znaleźć kogoś, dla kogo wiedza z Księgi będzie równie cenna co dla niego i nie zechce dzielić się nią z kimś z zewnątrz… Długo szukał takiej osoby. Sam nie miał w kraju specjalnie rozbudowanych koneksji - paranoja skutecznie odizolowała go od innych jemu podobnych magów - lecz cały czas w mocy były pewne koneksje starego Aresterry. Rozważając kwestię wspólnych interesów Mitra zdecydował się w końcu zaproponować współpracę niejakiemu Faustowi. Był on co prawda wampirem, co niespecjalnie podobało się niebianinowi, który zawsze czuł się przy tych krwiopijcach jak dziewka w koszarach, ale reszta informacji na temat tego jegomościa czyniła z niego potencjalnie najlepszego sprzymierzeńca. Niedawno powrócił do życia i nadal był na etapie odbudowywania swojej potęgi - może dzięki temu będzie chętniejszy do zawierania sojuszy. Poza tym Faust robił wrażenie wytrawnego gracza, który lubił mieć wiele możliwości w odwodzie, może więc zechce odnowić znajomość z rodziną Aresterra i pomoże jej jedynemu żyjącemu członkowi w zamian za wiedzę i umiejętności… Większego wyboru nie było, Mitra postanowił więc zaryzykować i złożyć rzeczonemu wampirowi propozycję.

        Parę dni później błogosławiony nekromanta zawitał na próg posiadłości Fausta. Zapowiedział się listownie, kreśląc w wiadomości krótką historię o tym, że ma źródło wielkiej wiedzy magicznej, lecz nie posiada do niej klucza i liczy na wsparcie. Nie napisał co konkretnie wpadło mu w ręce, nie zabrał też księgi ze sobą - przez ostrożność. Bardzo dobrze ją ukrył, by nawet gdyby ktoś chciał przeszukać jego posiadłość pod nieobecność gospodarza, nie miał szans jej znaleźć. Jednak mimo to nierozważnie wchodził do leża drapieżnika bez żadnej obstawy, mając tylko własne czary i nadzieję, że wampir będzie chętny do rozmów.
        Stanął na progu jego posiadłości odziany w czarną togę z kapturem i żelazną maskę bez wyrazu osłaniającą całą twarz, lecz nie szyję - nie bał się ukąszenia, po prostu jak to on nie chciał, by na niego patrzono. Nie chciał, by oceniano go po wyglądzie. Co prawda Faust miał swego czasu okazję zobaczyć oblicze nekromanty, lecz to było lata temu, mógł zapomnieć, a Aresterra nie miał najmniejszego zamiaru mu się w ten sposób przypominać. I tak zbyt często doświadczał chciwego wzroku krwiopijców.
        Mitra zapukał i czekał na odzew.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Śro Lip 11, 2018 5:38 pm
autor: Aldaren
        Od dwóch tygodni panował względny spokój w Maurii. Wszyscy zapominali i kończyli sprzątać po choróbsku, albo raczej klątwie jaka przetoczyła się przez miasto. Straty, zwłaszcza gospodarcze, były zatrważające, ale liche i władcy poszczególnych dzielnic zdawali się tego nie zauważać, a nawet cieszyć ostatnią epidemią, wszak ofiary śmiertelne były najcenniejszym materiałem w tych stronach, gdyż można było wcielić je do armii, jako mięso armatnie, albo do służb porządkujących miasto i jako tanią siłę roboczą. Dla Aldarena wciąż wydawało się to okrutne, mimo że większość swojego życia spędził w tym państwie i był czystej krwi mauryjczykiem. Według niego zmarli powinni spoczywać w spokoju i w końcu odpocząć od życia, a nie jeszcze pracować po śmierci. Nie dziwił się, że niewielu przejezdnych zatrzymuje się w Maurii, choć to również nikogo nie obchodziło. No, może z wyjątkiem tych, co mają chrapkę skosztować odrobinę innej krwi niż ta mauryjska.

        Do rzeczywistości przywołał Aldarena odgłos kroków, rozchodzący się coraz silniejszym echem po lochach oraz irytująco skapująca mu na głowę i obolałe ciało woda ze sklepienia. Podniósł ciężkie powieki i półprzytomnym spojrzeniem omiótł ciemną celę, w której był przykuty do ściany. Niemal boleśnie znajomą celę.
        - Przywołuje wspomnienia, co? - spytał oschle Faust stając w otwartych drzwiach lochu. Nie było sensu go zamykać, skoro skrzypek był skuty ściennymi kajdanami i przez to nie miał możliwości ucieczki.

        Łańcuch lekko zaszeleścił, kiedy młody wampir postanowił wstać, ale był to wyjątkowo zły pomysł, gdyż mięśnie i stawy w rękach uniesionych od kilku dni do góry od razu boleśnie wzniosły swój sprzeciw dla tego typu działań. Skrzypek jednak nie odezwał się ani słowem.
        - Niby dorosły, a wciąż głupi jak dziecko - westchnął ciężko starszy krwiopijca i podszedł ostrożnie do pół nagiego (od pasa w górę) syna, który od razu odwrócił wzrok i zamknął oczy, z zamiarem ponownego odcięcia się od rzeczywistości. Znów miał przemożną ochotę odebrać sobie nie-życie, jednakże nie był w stanie ze względu na obecną sytuację. - Wtedy też byłeś nieposłuszny i mnie zdradziłeś, pamiętasz? Też długo przymykałem oko na twoje wybryki, ale czara musiała się w końcu przelać.
        Usiadł na mizernym, pordzewiałym łóżku zaledwie kilka kroków od przykutego wampira i przyglądał mu się ze zmęczeniem oraz politowaniem. Nie miał pojęcia co z Aldarenem zrobić, by wszystko wróciło do normy, a zwłaszcza skrzypek. Faust nie chciał przechodzić ponownie przez to piekło, które nastąpiło, gdy świeżo przemienił chłopaka. Nie chciał ponownie mierzyć się z tą bestią, jaką wtedy się stał. Co prawda nie da się drugi raz przemienić wampira, ale szkarłatne tęczówki adoptowanego syna jasno dawały do zrozumienia, że jest coś bardzo nie w porządku. Choć tego akurat się domyślił, po tym jak skrzypek dla samej krwi zabił tuzin jego ludzi pomagających przy odbudowie zamczyska. Dwójkę starał się nieudolnie przemienić, ale żądza krwi była znacznie silniejsza. Do tego dochodził jeszcze jego lekceważący stosunek do Fausta i nieposłuszeństwo. Młody van der Leeuw wolał całymi dniami i nocami przesiadywać w kryptach rodowych i snuć tam przygnębiającą muzykę na swoich skrzypcach podczas, gdy inni urabiali się po łokcie starając się przywrócić rezydencję do stanu sprzed zburzenia przez łowców. To pierwsze nie było aż tak strasznym przewinieniem dla Fausta, dzięki temu zyskał bezwolnych i bezrozumnych "pomocników", ale stosunek z jakim syn się do niego zaczął odnosić był już nie do przyjęcia i za to teraz siedział w lochach, przykuty do ściany, poobijany i pokąsany. Nie mówiąc już o upokorzeniu i wykorzystywaniu wbrew jego woli. W sumie tak samo jak tych kilkaset lat wstecz.

        - Teraz będziesz milczał? Rozczarowujesz mnie, liczyłem na kolejną kąśliwą uwagę z twojej strony. No cóż... - mruknął bez emocji, starannie ukrywając iskierkę nadziei, która w nim się pojawiła, że w końcu lazurowooki się uspokoił i odpuścił swoją buntowniczość, a teraz wróci wszystko do normy. Takiego właśnie stanu i uległości Faust od niego oczekiwał.
        - Chciałbym cię stąd wypuścić i znów gościć w swojej komnacie... - Jego głos aż przesycony był czułością, kiedy zsunął się z więziennego łóżka i kucnął przed Aldarenem, mając jego nogi między własnymi. Przez moment taksował jego nagi tors uważnym spojrzeniem, a po kilku poważniejszych siniakach i ranach od kłów przesunął swoją zimną dłonią. Drugą ujął i podniósł podbródek młodszego, by ten na niego spojrzał. Faust uśmiechnął się, kiedy lazur zaczął powoli przebijać szkarłat oczu chłopaka i z tej radości nie mógł się powstrzymać od złożenia namiętnego pocałunku na ustach kochanka. Wiedział, że nie może liczyć na żadną odpowiedź na tę pieszczotę z jego strony, przez przyjęcie przez skrzypka biernego, poddańczego stanu, jednakże starszy wampir nie potrzebował do szczęścia niczego więcej.

        Po chwili był już tak zaabsorbowany ukochanym ciałem, obecnie przykutym i poobijanym, oraz własną przyjemnością, że nie zauważył nadchodzącego niebezpieczeństwa, zwiastowanego dzikim, krwawym błyskiem w umęczonych oczach skrzypka, pełnych nienawiści i żądzy krwi. Gdy po lochu rozległ się odgłos pękających ogniw przepalonych kajdan, a Mistrz poczuł brutalne szarpnięcie za włosy i drugą rękę obejmującą go w pasie, było już za późno na jakąkolwiek reakcję, acz Faust i tak, nie zamierzał żadnej podejmować, myśląc, że jego partner w końcu się "przebudził" i postanowił dołączyć do wspólnych igraszek.

        Nawet po zaspokojeniu swojego głodu krwią Mistrza, Aldaren nie był w stanie spuścić z tonu i w efekcie postanowił odkryć swoje prawdziwe zamiary. Każde miejsce na ciele, które zostało dotknięte czy to dłońmi czy to ustami Fausta, niemiłosiernie go paliło, pociągało do jeszcze większego szaleństwa i złości, a przez to w końcu nie spalił mentorowi niemal połowę twarzy, aż do nagiej kości. Wtedy, wykorzystując jego szok, mógł wyrwać się z tych przeklętych objęć i uciec, poprawiając i zapinając w biegu spodnie, by się nie zabić po drodze.
        - Nigdy więcej mnie nie dotykaj, ani się nie zbliżaj do mnie! Nienawidzę cię! - krzyknął do niego Aldaren, zanim zniknął z pola widzenia.
        - Będę musiał poważnie porozmawiać z Gregeviusem przy następnym spotkaniu i porządnie zganić za to, że zepsuł mi syna - zawarczał z niezadowoleniem przykładając dłoń do zwęglonej połowy twarzoczaszki. Przez to, że skrzypek przed chwilą wypił niemal całą jego krew, Faust nie był w stanie się tak szybko zregenerować jakby chciał, więc skazany był na oszpeconą prezencję aż do chwili, gdy się nie posili.
        - Złap go i przyprowadź do mnie - powiedział w eter i podniósł się z ziemi, aby wrócić do głównej części zamku i tam uzupełnić niedobór krwi. "Zmuszę cię byś na nowo mnie pokochał," przemknęło przez myśl starszemu wampirowi, który uśmiechnął się paskudnie. Podobał mu się ten pomysł i postanowił podjąć się tego wyzwania.

        Biegnąc przez zamek, Aldaren kilkakrotnie starał się zmienić w kruka, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie był w stanie. Dopiero kilka sążni przed drzwiami na dziedziniec dostrzegł na kajdanach wciąż ciążących mu na nadgarstkach jakiś dziwny grawer, albo raczej ciąg nieznanych sobie symboli. Przeraziło go to i jeszcze bardziej rozjuszyło, tak, że wypadając na zewnątrz omal nie spadł ze schodów z jakimś dziwnym, zamaskowanym jegomościem stojącym po drugiej stronie. Na szczęście w ostatniej chwili zdołał go wyminąć i zeskoczyć na brukowaną ścieżkę, przecinającą odradzające się ogrody i prowadzącą wprost do bramy na miasto. Nie uciekł jednak daleko, gdyż kawałek od schodów powalił go na ziemię i przygniótł sobą Zabor, w delikatnie zmienionej wersji z płonącą wilczą czaszką zamiast głowy, dodatkową parą łap, albo raczej rąk, gdyż przednie właśnie w ręce się zmieniły i był zabójczy zarówno na czterech (sześciu) jak i dwóch "nogach". Demon powarkując dziko był w pełni pochłonięty swoim zadaniem, więc mało go obchodziła obecność obcego w posiadłości. Jedną z dodatkowych dłoni chwycił skrzypka za gardło i prostując się oraz stając na tylnych łapach zaczął zmierzać, z nim szamoczącym się, z powrotem do zamczyska, w którego drzwiach stanął Faust. Nadal miał tylko połowę swojej twarzy nieruszoną, tą którą strawił ogień powoli zaczynały na nowo powlekać mięśnie, ale kości dalej były widoczne w niektórych miejscach.

        - Słucham waszmościa - rzucił oschle do zamaskowanego nieznajomego. Starał się ukryć targający nim gniew, ale nie bardzo mu to wychodziło, a było widoczne właśnie na tej połowie twarzy i niebezpiecznie szkarłatnych oczach. Miał masę własnych problemów i jeszcze czekał na przybycie syna starego znajomego, przez co nie zamierzał gościć, ani poświęcać swojego czasu jakimś przybłędom.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Śro Lip 11, 2018 5:45 pm
autor: Mitra
        Mitra nie stał długo na progu posiadłości Fausta, a mimo to poczuł jakiś specyficzny niepokój, który nakazywał mu się cofnąć od drzwi. Słyszał jakiś ruch w środku, szybkie nerwowe kroki, może wręcz bieg, co nie było typowe - gdyby ktoś miał mu normalnie otworzyć, po prostu by podszedł, może nawet wtedy Aresterra by go nie usłyszał. Gdy więc szczęknęła klamka i drzwi gwałtownie odskoczyły, Mitra jednak się cofnął. Mógł podziękować swojemu instynktowi, bo gdyby stał w tym miejscu gdzie wcześniej, zderzyłby się z istotą, która wypadła na zewnątrz, jakby goniły ją wszystkie bestie piekielne. Jemu jednak udało się zejść nieco z kolizyjnej pozycji, a tamten mężczyzna - błogosławiony kątem oka wychwycił niektóre detale jego fizjonomii - również zdołał odrobinę skręcić. Złotowłosy nekromanta odprowadził go lekko zaskoczonym wzrokiem. Cóż to? Zbiegły przedmiot jakiś eksperymentów? Może kontraktor, którego jednak przerosły zobowiązania, jakie zaciągnął? Wyglądał niezwykle marnie, odziany w same spodnie, z wyraźnymi śladami przemocy na ciele, z dzikim i oszalałym spojrzeniem. Kajdany na jego przegubach dzwoniły przy każdym ruchu, ułatwiając pościg za nim.
        Mitra drgnął, gdy nagle jakby znikąd na dziedzińcu pojawiła się bestia rodem z ilustrowanej księgi potworów. Ogar z płonącą czaszką i dodatkową parą rąk, wielki i przerażający - tylko w Maurii można było spotkać coś takiego i uwierzyć, że to istnieje naprawdę, a nie, że ma się omamy. Aresterra patrzył, jak potwór dopada uciekiniera i przygważdża go do ziemi. Nie zamierzał interweniować - to nie były jego włości, nie jego problem. Pomyślał jednak, że to dobre przypomnienie o tym, dlaczego sam wolał pracować z martwymi - ci tak żwawo nie uciekali i mógł ich zostawić na chwilę bez nadzoru… O ile oczywiście sam nie nadał im pozorów życia.
        Ciche, ledwo słyszalne kroki poprzedziły głos dobiegający od strony drzwi, przez co Aresterra nie wzdrygnął się słysząc kogoś tuż obok siebie. Powoli obrócił spojrzenie w stronę wejścia, a w otworach jego maski bez wyrazu dało się dostrzec szeroko otwarte z zaskoczenia, intensywnie błękitne oczy. Przez krótki moment patrzył i nie dowierzał. Spodziewał się, że nie przypomni sobie Fausta z tych mglistych wspomnień sprzed trzydziestu lat, lecz nie - wiedział, że to był on, choć poznał go po niskim, bardzo męskim głosie, tak innym w stosunku do starczego rzężenia innych znajomych starego Aresterry. Lecz twarz… cóż, w tym momencie była nie do poznania. Połowa wyglądała w miarę normalnie poza tym, że wykrzywiał ją grymas gniewu, druga zaś stanowiła zmieniającą się mieszankę zwęglonej i świeżej tkanki - znak, że wampir powoli się regenerował po niedawnym wypadku. Aresterra od razu pomyślał, że ta żałosna ucieczka, której przed chwilą był świadkiem oraz te poparzenia mają ze sobą wiele wspólnego.
        - Byłem umówiony z panem tego domu - wyjaśnił Mitra melodyjnym głosem, spokojnym jakby nic z tego co widział nie zrobiło na nim wrażenia. - Lecz zdaje się, czy przyszedłem nie w porę? - upewnił się, spoglądając wymownie na wleczonego przez bestię skutego młodzieńca. Dopiero teraz zwrócił uwagę na czerwoną barwę jego oczu, która mogła stanowić jakieś wyjaśnienie tego napadu szału… Lecz to nie jego sprawa.
        - Jestem Mitra Aresterra - zwrócił się jeszcze raz do gospodarza. Zawahał się nagle, czy zirytowany Faust będzie chciał uwierzyć mu na słowo. Szybko zastanowił się, czy stać go na luksus częściowej anonimowości i zdecydował, że chyba jednak nie. Sięgnął więc drżącą dłonią do maski, drugą ręką lekko odchylając jej zaczepy. Dyskretnie odsłonił twarz, ukazując oblicze tylko swemu rozmówcy i maską osłaniając się przed pochwyconym młodzieńcem, który nadal był w pobliżu. Przez te trzydzieści lat prawie w ogóle się nie postarzał - może trochę schudł, lecz nadal był rozpoznawalny. Anielsko piękny, nie wpasowywał się w stereotypy krążące na temat jemu podobnych magów. Uciekał wzrokiem przed oczami Fausta i zaraz, gdy tylko zorientował się, że ten miał już dość czasu, by mu się przyjrzeć, na powrót założył maskę. Zza niej mógł już patrzeć na wampira swobodnie. Nie była to kwestia obrzydzenia zdeformowanym obliczem, bo z tym Mitra nigdy nie miał żadnego problemu, przeszkadzał mu sam bezpośredni kontakt wzrokowy. Nie lubił, gdy na niego patrzono, gdy cudze oczy go oceniały, gdy ktokolwiek zbyt intensywnie się w niego wpatrywał… A gdy jeszcze w tych oczach widoczne było pragnienie… Tego nienawidził najbardziej. Dlatego liczył, że Faustowi wystarczy to jedno spojrzenie, by go poznać i więcej nie wnikać.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Śro Lip 11, 2018 5:58 pm
autor: Aldaren
        - Ah! Młody Aresterra - odezwał się Faust niemal od razu, gdy tylko zamaskowany jegomość się przedstawił. Jego ton i nastrój od razu się również poprawiły. Już nie pałał namacalną wrogością i gniewem, choć te nie do końca zniknęły, ale przynajmniej w stosunku do swojego gościa stał się uprzejmy i łagodny. - Wybacz młodzieńcze, nie poznałem cię od razu, proszę wejdź. - Nawet postanowił nieco pożartować dla rozluźnienia ciężkiej atmosfery, jaka zaczęła wypełniać zamczysko i, choć to nie wydawało się potrzebne, jednoczesnego odwrócenia uwagi od sytuacji jaka właśnie miała miejsce, a której Mitra był światkiem.
         - Na rozmowę i pomoc przyjacielowi, każda pora jest odpowiednia, jedynie sytuacja ją poprzedzająca może niekoniecznie być sprzyjająca, ale nie jest to twoją winą. Raczej moją, bo nie brałem pod uwagę takiego obrotu spraw. Przepraszam za to, panie Aresterra.
        Skłonił się z gracją godną wampira i szacunkiem gospodarza przyjmującego do siebie gościa, którego zaraz poprowadził do okazałej wielkości salonu w klasycznym dla nieumarłego, przestarzałym wystroju wnętrz, obfitującym w ciemne, dębowo-mahoniowe odcienie, będących idealnym podłożem dla niemal przelewającej się krwistej czerwieni pokrywającej ściany. Pod sufitem wisiał przepięknie wykonany kandelabr z kości (ludzkiej na pierwszy rzut oka) i białego złota. Dookoła pomieszczenie rozświetlały również kinkiety, zdające się być fragmentami jak i uzupełnieniem tegoż pierwszego źródła światła. Były tu również poustawiane w kilku miejscach na meblach i palące się wesoło świeczki, które nadawały wnętrzu przytulny i romantyczny klimat, z nutką drapieżności. Przez to pokój w większości wypełniony był wonią wiekowego, solidnego drewna oraz topionym woskiem, jak również ledwo wyczuwalnym, wietrzejącym zapachem siarki.

        Wampir gestem dłoni wskazał młodemu gościowi wytworny, mahoniowy szezlong z karmazynowym obiciem, przed którym stała ciemno dębowa, niska ława z pięcioramiennym świecznikiem z białego złota, które miało do złudzenia przypominać srebro. Sam Faust zajął miejsce w jednym z wygodnych foteli, mogącym być równie dobrze tronem, stojącym frontem do tychże i skupił swoją uwagę na zamaskowanym chłopaku. Przez moment przypatrywał mu się uważnie, walcząc z sobą, by nie wedrzeć mu się do umysłu i nie wyrwać od niego interesujących nieumarłego informacji, ale byłoby to niegrzeczne i nieetyczne. Poza tym nie mógł uciekać się do podstępów, które mogłyby zniszczyć jego reputacje kogoś w rodzaju "dobrego wujka" (mogącego w każdej chwili i z łatwością ukręcić komuś kark, ale to tylko szczegół).

        - A więc słucham cię młody Aresterro, jak mogę ci pomóc? - Zaczął uprzejmie, mając nadzieję, że niebianin swoimi wyjaśnieniami odpowiednio zaspokoi jego ciekawość i niczego nie zatai. W końcu byli przyjaciółmi, nieprawdaż?

        - Ehgem... Panie... - chrząknął Zabor, przerywając niepewnie i dalej trzymając syna swojego władcy, z tą różnicą, że teraz trzymał za gardło bezwładne ciało. Nie miał wyboru. Aldaren za bardzo się szamotał i gdyby nie posiadanie jeszcze trzech rąk, najpewniej wyślizgnąłby się demonowi, co nie ucieszyłoby jego pana. Ogar po prostu musiał go ogłuszyć, aby Mistrz mógł w spokoju i ciszy zająć się gościem. Właśnie przez tę ciszę, Faust zapomniał o ich obecności i teraz spojrzał w stronę bestii, ze zdziwieniem i wzbierającym na nowo gniewem.
        - "Zamknij go w jego alkowie, daj mu butelkę krwi, przekaż służącym, by przygotowali mu kąpiel i nowe ubranie. Niech doprowadzą go do porządku. Po wszystkim przyprowadź do mnie, skuj jeśli będzie taka konieczność i pilnuj przez cały czas dopóki nie rozkażę inaczej" - przekazał mu w myślach swoje żądania, na które demon skłonił się bezgłośnie i opuścił salon od razu przystępując do wykonania rozkazu.

        - Wybacz mój brak manier, napijesz się czegoś? - Faust uśmiechnął się przyjaźnie do Mitry, gdy zostali już sami.

        Aldarena, gdy znalazł się już w swojej komnacie, ocucono i od razu przystąpiono do spełniania woli pana tej posiadłości. Młody dziedzic nie chciał współpracować i nieoceniona w tej sytuacji była pomoc ze strony potężniejszego, niż kilka tygodni temu, demona. Co prawda nie nakazano mu bycia delikatnym w stosunku do skrzypka, ale wolał nie ryzykować gniewu Fausta, choćby minimalnym uszkodzeniem jego syna. Z tego powodu starał się trzymać gniew na wodzy i temperować go w inny niż fizycznie, sposób. Choć przytrzymywanie na siłę w jednym miejscu, albo niemal brutalne wlewanie lazurowookiemu krwistej zawartości butelki do gardła nie podchodziły pod niefizyczne, ale przynajmniej na jego ciele nie zostawały żadne widoczne oznaki takiego działania. Wszak u napojonego wampira siniaki znikną niemal natychmiast jak się pojawią. Przy kąpieli mógł się posiłkować podtapianiem nieumarłego, nawet jeśli nic by mu się nie stało. W końcu Aldaren kiedyś był człowiekiem i jako uczące się pływać dziecko zdarzyło mu się nie raz podtopić. Zaborowi właśnie wystarczyły te wspomnienia, aby złamać bojowość skrzypka.
        - "Nie jesteś przecież taki słaby, więc czemu do diabła nie walczysz?!" - ganił młodego wampira wrogi głos w jego głowie, za którego sprawą chłopak znów zaczynał się sprzeciwiać i utrudniać obowiązki służby, obecnie go ubierającej.

        Ogarowi powoli kończyły się pomysły, przez co dla świętego spokoju znów pozbawił Aldarena przytomności. Kiedy było już po wszystkim, a lazurowooki (obecnie nadal czerwonooki), znów się obudził, demon zaprowadził skutego nieumarłego pod drzwi do salonu, gdzie trwała żywa rozmowa między Faustem i zamaskowanym przybyszem.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Śro Lip 11, 2018 5:59 pm
autor: Mitra
        Zmiana, jaka zaszła w obliczu Fausta po tym, jak błogosławiony mu się przedstawił, sprawiła, że Mitra uznał swoje nazwisko za magiczne zaklęcie - w jednej chwili przemiana o pół obrotu, z warczącego drapieżnika w kochanego wujka. To wyglądało tak nienaturalnie… Lecz na razie nekromanta nie umiał określić, czy dla wampira taka gwałtowna zmiana nastroju to coś normalnego i po prostu ma trochę nierówno pod kopułą, czy wręcz przeciwnie - wszystko z nim w porządku i to tylko gra. Mitra jednak był z natury dość powściągliwy, więc tak naprawdę na razie to niewiele zmieniało. Przyszedł w to miejsce w interesach i nic się w tej kwestii nie zmieniło.
        Parsknął kurtuazyjnie w odpowiedzi na trochę słaby żart gospodarza.
        - Dziękuję - odpowiedział, lekko skłaniając głowę, gdy przekraczał próg posiadłości.
        - Wypadki się zdarzają, gdy przekracza się pewne granice - zauważył sentencjonalnie. - Tak zginął Sarazil… Zabity przez coś, co sam stworzył. Igrał ze śmiercią i w końcu się doigrał… Proszę wybaczyć mu więc nieobecność - mówił nekromanta jakby sam do siebie, dopiero na koniec spoglądając bezpośrednio na swego rozmówcę. Mógł to przemilczeć, lecz uznał, że jeśli Faust i jego przyszywany ojciec się znali, może go zainteresować los dawnego znajomego i dlaczego kontaktował się z nim jego syn, a nie on osobiście. Poza tym Mitra nie oczekiwał kondolencji ani współczucia - nie przeżył śmierci starego Aresterry jakoś specjalnie. Dom był przez kilka dni dziwnie pusty i spokojny, ale to tyle, później się do tego przyzwyczaił. Choć mówił o nim jak o własnym ojcu, nie czuł w stosunku do niego żadnych wyższych uczuć. Może po prostu nie był do nich zdolny.
        Salon, do którego zaprowadził go Faust, przypominał w pewien sposób gospodarza. Elegancki, staromodny, a przez ten kościany kandelabr odrobinę niepokojący. Mitra zupełnie otwarcie zawiesił wzrok na tej niecodziennej ozdobie zastanawiając się, czy może było to dzieło wampira, czy też już je takie kupił. Mógł sobie wyobrazić Fausta, jak skrupulatnie oczyszcza i poleruje kości swojej ofiary…
        Usiadł na wskazanym szezlongu zagarniając do przodu szatę, by jej sobie nie przysiąść. Pieszczotliwym gestem pogładził przyjemny w dotyku materiał obicia, ale uwagi na temat prezencji tego miejsca zachował dla siebie, uznając je za zbędną grzeczność. Faustowi zdaje się, że było to na rękę, bo również nie pieścił się z rozmowami o pogodzie i od razu przeszedł do sedna: z czym przychodzi tak niecodzienny gość? Nie było już co ukrywać.
        - Tak jak napisałem w liście, posiadam pewną księgę, grymuar, wszystko wskazuje na to, że może to być egzemplarz Czarnej Księgi z Thulle… Ale nie mam takiej gwarancji, dopóki jej nie otworzę. Jak wiadomo księgi te nie były nigdy podpisane. Ci, którzy je spisali, bracia Krazenfir, potrafili zadbać o to, by ich nauki przetrwały, mimo iż oni sami zostali poświęceni płomieniom przez tych, którzy boją się śmierci. Przez to księga jest niemożliwa do otwarcia… A ja posiadam jedynie poszlaki, jak można to uczynić. Sam biję już jedynie głową w ścianę i dlatego zwracam się do was o pomoc… Istnieje ryzyko, że to falsyfikat albo zupełnie inna księga, jest ono jednak niewielkie - zastrzegł z wyraźną pewnością siebie. Nie po to tyle dni ślęczał nad księgami i porównywał wszystkie detale, by na koniec okazało się, że to jakiś pośledni grymuar, których stosy zalegają u antykwariuszy.
        Nim Mitra przeszedł do rzeczy, Faust nagle zreflektował się, by zaproponować mu coś do picia. Nekromanta skinął przyzwalająco głową.
        - Koniak - zastrzegł jednak od razu, nie kłopocząc się żadnymi wyjaśnieniami. Większości osób nie mieściło się w głowie, że niebianin, istota tak pozornie delikatna i wrażliwa, może gustować w mocnym alkoholu i z reguły reagowali zaskoczeniem, próbowali dyskutować albo dociekać. Jeśli ktoś jednak miał wątpliwości czy Mitra przypadkiem nie robi tego na pokaz, zmieniał zdanie, gdy błogosławiony trzymał już kieliszek w ręce. Pił w sposób bardzo naturalny, nie krzywiąc się, potrafił docenić dobry trunek i odpowiednio go celebrować. Teraz jednak nie była na to pora: właśnie przechodzili do meritum.
        - Chcę prosić was o pomoc w otwarciu tej księgi, jak się zapewne domyślacie, nie jest to możliwe tradycyjnymi metodami… Czego jestem jednak świadomy, żadna pomoc nie jest bezinteresowna, ale też nie wszystko można kupić pieniędzmi, więc tego nie zaproponuję. Księga jest moja, więc dysponuję nią jak chcę, gdyby więc udało się nam ją otworzyć, wiedza w niej zawarta byłaby dobrem wspólnym… Wraz z wiedzą, jeśli istnieje taka potrzeba, proponuję też ręce, które mogą wprawić te czary w ruch, gdy zajdzie potrzeba - dodał, pokazując swoje delikatne, białe dłonie. - Przysługa za przysługę to moim zdaniem uczciwa wymiana. Nie szukam najemników, lecz sojuszników - dodał, patrząc czujnie na Fausta przez wąskie otwory w masce.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Śro Lip 11, 2018 6:27 pm
autor: Aldaren
        - Oh, nic tych rzeczy. Po prostu zbytnio rozpieściłem syna i teraz mam tego efekty. - Uśmiechnął się lekko, choć w głębi zaczął się zastanawiać czy faktycznie to on popełnił gdzieś błąd w wychowaniu Aldarena, czy po prostu młody wampir nie został zepsuty w jakimś stopniu przez pewnego niebianina, który aż za bardzo lubił mieszać Faustowi w jego nie-życiu. Zaraz jednak jego uśmiech zniknął, zastąpiony szczerym grymasem boleści i współczucia kiedy usłyszał, że jego przyjaciel nie żyje. - Moje najszczersze kondolencje w takim razie, choć takie słowa z ust wampira, pewnie wydadzą ci się niesmaczne, albo nieszczere - powiedział od razu jak tylko Mitra przedstawił, dlaczego to on, a nie jego mentor, przyszli do krwiopijcy. - Niestety takie są już prawa natury, przed śmiercią nikt nie ucieknie, a ona o nas wszystkich się prędzej czy później upomni - dodał z równą sentencjonalnością w drodze do salonu.

        Tam nie mogło ujść jego uwadze, zainteresowanie błogosławionego jego kościanym kandelabrem i zaraz też pozwolił sobie na podzielenie się krótką historią tejże ozdoby.
        - Mój ojciec od zawsze miał jakieś dziwaczne wymysły, jak to artysta. Lubił rzeźbić i podobno dopiero w tej postaci naprawdę pokochał moją matkę. - Uśmiechnął się znów, tym razem z błyskiem rozbawienia w oczach i melancholią w głosie. To było milenia temu, a on był wtedy poza domem, w końcu pięćset letni wampir nie będzie siedział non stop w rezydencji i na utrzymaniu rodziców. Gdy zamczysko zostało zburzone, jego radość była niezmierna, kiedy przy odbudowie okazało się, że kości matki - ten niecodzienny żyrandol - były niemal w nienaruszonym stanie. Jego ojciec za to zalany kamienną masą pilnuje jako pomnik podziemnych krypt, w których spoczywają członkowie rodu Van der Leuuw.

        Wampir był wielce rad, że przy swojej odpowiedzi Mitra również nie zamierzał owijać w bawełnę i od razu przedstawił jak wygląda sytuacja i z czym przychodzi. To było po pierwsze bardzo praktyczne, bo oboje zaoszczędzą cenny czas, a po drugie w pewnym stopniu także miłe przez może świadome (albo nieświadome) zaufanie niebianina wobec nieumarłego. W końcu, gdyby gospodarzowi nie ufał, starałby się jakoś wykręcić, albo zamydlić oczy jakąś ckliwą bajeczką. Faust słuchał swojego gościa z należytą uwagą i rosnącym zaciekawieniem, pogrążając się równocześnie w stan podobny do zamyślenia. Co prawda takie księgi były jednymi z potężniejszych artefaktów i prawdziwym diamentem wśród kolekcjonerów, jednakże stary Aresterra nigdy nawet nie napomknął o posiadaniu takowego przedmiotu, a mu nie zdarzyło się zobaczyć u przyjaciela czegoś takiego. Z tego też powodu jego zainteresowanie było tym większe, choć w nieumarłych, łagodnych obecnie oczach kryło się powątpiewanie czy możliwym byłoby posiadanie tego białego kruka. Nie wyraził jednak otwarcie swoich podejrzeń, gdyż po pierwsze nie mógł przegapić takiej okazji, jeśli grymuar okazałby się autentykiem, a po drugie się tyle nażył, że życie dostarczało mu już naprawdę tylko niewielu rozrywek. Choć po swoim ostatnim powrocie do żywych zaczął na nowo cieszyć się nim, a przynajmniej tak, jak na wampira przystało.

        Gdy Mitra odpowiedział na propozycję napicia się czegoś, Faust swobodnie podszedł do zabytkowego barku, stojącego pod ścianą za szezlongiem i po znalezieniu odpowiedniego trunku w dość okazałej kolekcji butelek z różnymi alkoholami, wyjął z szafeczki obok szeroki, pół okrągły kieliszek na krótkiej nóżce, który po napełnieniu podał młodzieńcowi. Nie był zbytnio zaskoczony jego życzeniem, życie było pełne niecodziennych zjawisk. Na przykład jeden ze Starszych wampirów, który z taką ilością różnych trunków na spokojnie mógłby przeprowadzić w swoim domu prawdziwą degustację. Tak zaopatrzony barek był niemal podstawą w mieście, gdzie każdy wampir ustawiony wysoko w hierarchii był niemal codziennie odwiedzany przez niezliczoną ilość ludzi, oferujących swoją krew w zamian za pieniądze, albo chcących podpisać kontrakt z jednym z nieumarłych arystokratów na kilkudziesięcioletnią służbę pod ich skrzydłami. A przecież od dawna wiadomo, że interesy bądź poważne rozmowy najlepiej prowadzić przy dobrym alkoholu, odpowiadającym gustom niemal każdego. Gospodarz nalał również i sobie, po czym wrócił na swoje miejsce i do sedna rozmowy.

        Propozycja współpracy, a zwłaszcza wynagrodzenie jakie mu zostanie za nią ofiarowane, były niezwykle kuszące, jednakże wciąż trzymały się go wątpliwości, czy księga rzeczywiście jest prawdziwa. Choć także propozycja odnosząca się do samego błogosławionego i jego umiejętności, również była nie do odrzucenia. Zwłaszcza, że Fast nie miał nigdy okazji przyjrzeć się uważniej błogosławionym.

        - Cóż, z tego co mi wiadomo, również miejsce ma znaczenie dla księgi by ją otworzyć, ale to już pewnie wiesz. Z chęcią pomogę synowi zmarłego przyjaciela, choć nie bezpośrednio - powiedział po dłuższej chwili namysłu i z niepokojąco poważną miną. - Pokażę ci, gdzie znajdują się prawdopodobne miejsca na odprawienie należytego rytuału, jedno z nich będzie tym odpowiednim, jednakże... Może być też konieczność znalezienia innych egzemplarzy i zniszczenia ich, by została tylko jedna, najpotężniejsza księga... - Znów się pogrążył w myślach, z niezwykła dokładnością ważąc każde swoje słowo, aby nie zniechęcić młodego niebianina do podjęcia tak trudnej i ryzykownej podróży. Choć starał się to ukryć, widać po nim było, że nie mówił wszystkiego co wie na ten temat, ale w sumie po co, skoro blondyn wkrótce sam się o wszystkim przekona na własnej skórze. - Również...

        - Wybacz, że przeszkodziłem, panie... - skłonił się z szacunkiem Zabor, który właśnie postanowił wejść do salonu, na nieme polecenie Mistrza, który wyczuło ich obecność za drzwiami. Aldaren nie wydawał się być zadowolony z sytuacji w jakiej się znalazł - skuty i niemal ubezwłasnowolniony. Starał się unikać patrzenia na swojego ojca, czując do niego niemal namacalną niechęć.

        - Również mój syn z tobą wyruszy, jako mój reprezentant i wsparcie. Może nie wygląda za specjalnie, ale jest silny i potrafi walczyć. Poza tym we dwójkę raźniej, a ja niestety jestem zawalony pilnymi sprawami, które należałoby załatwić niemal od razu, jednakże jak wiadomo jest mało możliwe rozdwojenie się, a nawet większe zwielokrotnienie. - Ponownie postanowił zaszczycić gościa mało udanym żartem.

        Skuty chłopak wbił gniewne spojrzenie w krwiopijcę, a w głowie huczało mu od wzburzenia i prowokacji ze strony wewnętrznego głosu.
        - "Jak mięso na targu. Najwidoczniej nie jesteś dla niego niczym więcej, jak tylko towarem do zaoferowania, bądź na sprzedaż. A mówiłem żebyś się tam w lochu nie oszczędzał, to nie! Bo po co mnie słuchać?" - Skrzypek westchnął cicho pod nosem na własne myśli i naprawdę zaczął żałować, że nie zabił Fausta kiedy miał okazję, a tylko spalił mu pół twarzy. Może jeszcze kiedyś dane mu będzie naprawić ten błąd. Na razie jednak postanowił się nie sprzeciwiać, skoro ma okazję uwolnić się od zaborczo-zazdrosnego kochanka i apodyktycznego ojca, choć nie wiedział na co się tak naprawdę pisze i na jakie niebezpieczeństwo się naraża. Mistrzowi również ten brak sprzeciwu ze strony syna był na rękę. Podejrzewał, że Aldaren mógłby planować jakąś ucieczkę, ale szczerze wątpił w to, by faktycznie się tego podjął. Wadą lazurowookiego było to, że był wręcz nieprzyzwoicie honorowy i uczciwy, więc podstępy i różnego rodzaju wymigania od podjętych działań, nie były w jego stylu.

        - Może zostaniesz na noc, skoro wszystko ustalone? Wypoczniesz przed podróżą, a jutro z samego rana każę przygotować wam konie i odpowiednie zaopatrzenie na drogę, jak również wcześniej wspomnianą mapę i przekażę ci jeszcze swój notatnik z zapiskami na ten temat, z czasów gdy jeszcze zajmowałem się badaniem historii braci Krazenfir i ich niezwykłych ksiąg. Wdzięczny byłbym również, gdybyś kontynuował to na czym tam skończyłem i regularnie zapisywał swoje spostrzeżenia. Może dzięki temu sam wydasz książkę i staniesz się równie sławny co oni. - Pogodny i przyjazny uśmiech znów zagościł na twarzy starszego nieumarłego, który czekał już tylko na decyzję gościa, nie zwracając w ogóle uwagi na demona i skutego mężczyznę.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Śro Lip 11, 2018 6:48 pm
autor: Mitra
        - Dziękuję.
        Tylko tyle powiedział Mitra w odpowiedzi na kondolencje, które otrzymał mimo swoich przypuszczeń i potrzeb. Uznał słowa Fausta za grzeczność, rytuał, który należało odprawić i wypowiedzieć standardowe formułki. Do tematu już nie wracał.
        Za to wypowiedziana już w salonie uwaga na temat kościanego kandelabru spotkała się z zainteresowaniem błogosławionego - na moment opuścił wzrok na Fausta. Jego oczy otworzyły się szerzej, gdy usłyszał czyj szkielet podziwia, a potem znów podniósł ku niemu spojrzenie.
        - Interesujące, naprawdę - zgodził się, patrząc na kości i starając się w nich dostrzec coś kobiecego. Niezły był z anatomii, gdyby miał ten szkielet w zasięgu ręki, pewnie poznałby płeć po budowie miednicy… ”Ciekawe czy zabił ją specjalnie dla tego dzieła, czy wykorzystał to, że była martwa z jakiś innych przyczyn… A może wtedy jeszcze żyła? Była człowiekiem, czy wampirem? Faust zdaje się jest czystej krwi wampirem, więc pewnie to drugie...“, gdybał wpatrując się jeszcze chwilę w kandelabr, nim odegnał od siebie swoją niezdrową fascynację śmiercią i zajął się aktualnymi interesami. Cały czas widać było jednak, że spoglądał na szkielet zaaranżowany jak dzieło sztuki.
        Przez cały czas Mitra mówił wolno, nie dając się ponieść emocjom i tworząc sobie okazję, by dobrze widzieć reakcje Fausta. To co z początku wziął za zainteresowanie, przerodziło się w zwątpienie, które zagościło momentalnie i w jego sercu. Może źle uczynił pokładając swoje nadzieje w wampirze. Nieumarłemu zdawało się pewnie, że niemożliwe jest by taki smarkacz był w posiadaniu czegoś tak cennego. Nie doceniał go, jak wielu w Maurii. Ba, pewnie jak wszyscy. Mitra swoją osobą naruszał wiele stereotypów na temat tego, jak powinien wyglądać przykładny nekromanta i przykładny Mauryjczyk, więc nie był uważany ani za jedno, ani za drugie - patrzono na niego i zastanawiano się kim jest, choć prawda była oczywista. A młody Aresterra za każdym razem obiecywał sobie, że wszystkim pokaże, że skrzydła na jego plecach nie są żadnym ograniczeniem i źle uczynili, oceniając książkę po okładce… Dlatego teraz nie przerwał i nie wyszedł urażony, a kontynuował.

        Ziarno trafiło jednak na urodzajną glebę - Faust okazał się być zainteresowany współpracą. Nawet ujawnił niewielki skrawek wiedzy, którą sam posiadał na temat grymuaru, co wywołało swego rodzaju uznanie widoczne w oczach Aresterry. Lubił rozmawiać z wykształconymi osobami, przytaknął więc skinieniem głowy, że jest świadomy pewnych komplikacji w rytuale otwarcia księgi, lecz daje gospodarzowi ciągnąć jego wypowiedź, by wrócić do tego tematu w stosowniejszej chwili. Zadowolenie szybko jednak zblakło, a zastąpiło je czujne spojrzenie rzucane spod lekko ściągniętych brwi - nie podobała mu się ta zmiana tonu wampira. Spodziewał się, że teraz nastąpi stawianie warunków, targowanie się i chociaż był gotowy na pewne ustępstwa, to jednak nie na wszystkie. Faust ciągnął jednak swoją wypowiedź i tylko prezentował to, co może wnieść do rozwiązania tej sprawy, jaką wiedzę posiada, jakie przewiduje trudności i środki zaradcze… Czyżby miało być aż tak dobrze? Mitra aż wychylił się lekko do przodu, jakby nie potrafił powstrzymać gromadzącego się w nim napięcia.
        Oczywiście nie mogło być tak łatwo. Ktoś im przerwał, przez co Mitra natychmiast się cofnął i otrzeźwiał. Spiął się, widząc demona z sześcioma kończynami w progu salonu - nie miał pojęcia co miała znaczyć jego obecność, ale raczej nic dobrego. Co więcej stworzenie przyprowadziło ze sobą swoją ofiarę, pochwyconą przed posiadłością. Mitrze przypomniało się, że Faust nazwał tego zbiega swoim synem, poświęcił więc chwilę, by przyjrzeć się młodzieńcowi. Teraz prezentował się znacznie lepiej - był domyty i godnie ubrany. Z pewnością cieszył się powodzeniem wśród niewiast, bo był wysoki i proporcjonalnie zbudowany, a jego oczy miały przepiękny kolor, choć w tym momencie te hipnotyzujące niebieskie tęczówki wyrażały tylko gniew, frustrację i niechęć. Gdyby mógł, zabijałby samym spojrzeniem, lecz był skrępowany i pilnowany, mógł więc tylko knuć zemstę… ”Te oczy…”, myślał Mitra wpatrując się w młodszego wampira, ”Musiał bywać w domu Aresterry, lecz nie pamiętam go. A przecież takie oczy bym pamiętał. Musieliśmy nie mieć okazji zamienić ze sobą nawet słowa - może to był ten czas, gdy maniakalnie unikałem obcych…”, zastanawiał się. Z krainy myśli wyrwała go jednak uwaga Fausta. Błogosławiony nekromanta drgnął, jakby ktoś klasnął tuż obok jego ucha i spojrzał na gospodarza, jakby spodziewał się blefu. Zaraz jednak znowu utkwił spojrzenie w spętanym wampirze.
        - Och - westchnął, nie kryjąc zawodu. Czy naprawdę musiał mówić, że ten chłopak nie zrobił na nim dobrego wrażenia? A na dodatek argument o towarzystwie był nietrafiony? ”Ygh… Lecz czy mam inne wyjście?”, pomyślał Mitra z niechęcią. W końcu odstawił kieliszek ze swoim koniakiem na stolik i spojrzał na gospodarza.
        - Niechaj będzie - przyznał z wyraźnym ociąganiem. Uśmiechnął się niemrawo w odpowiedzi na czerstwy żart Fausta, ale i tak nie było tego widać spod jego maski. Wstał powoli ze swojego miejsca na szezlongu i podszedł do demona i młodszego z wampirów. Stanął naprzeciw tego drugiego i podniósł na niego wzrok - był niższy, by ich spojrzenia się spotkały musiał trochę zadrzeć głowę. Kontakt wzrokowy trwał zresztą krótko, bo nie była to dyscyplina, w której Mitra czuł się specjalnie dobrze - momentalnie uciekł oczami gdzieś w kierunku własnych butów. Od niezręcznych tłumaczeń uchronił go jednak Faust i jego propozycja. Nekromanta obrócił się momentalnie w stronę gospodarza. Powstrzymał odruch odstąpienia od syna właściciela posiadłości, spodziewając się, że ten z rękami skrępowanymi na plecach niczego nie wywinie.
        - Chętnie, jeśli to nie kłopot, dziękuję - przystał bez oporów na zaproszenie Fausta. - Po prawdzie chętnie już teraz rzuciłbym okiem na zgromadzone przez was materiały… O ile to oczywiście nie kłopot. Nieskromnie powiem, że dysponuję całkiem bogatym księgozbiorem, ale z pewnością są w nim braki, zwłaszcza jeśli porównać go ze zbiorami osoby o takim doświadczeniu… - dodał odrobinę przymilnie, nim parsknął po raz kolejny, tym razem na wzmiankę o hipotetycznej rozpoznawalności, jaka mogła go spotkać.
        - Tak… - mruknął. - Sławę chętnie przygarnę, lecz ich losu wolałbym nie podzielić. Nie póki sam o tym nie zdecyduję - zastrzegł, bo kto wie, może kiedyś będzie dysponował wiedzą, dzięki której własnowolnie i z zachowanie pełni sił umysłowych przekroczy granicę między życiem i śmiercią… Błogosławiony lich… Czy ktoś tego przed nim próbował? Kiedykolwiek?
        - Liczę na owocną współpracę - zwrócił się łagodnym, odrobinę zblazowanym tonem do młodszego wampira, ponownie obracając na niego wzrok. - Zdaje się, że nie zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni. Jestem Mitra Aresterra - przedstawił mu się z lekkim skinieniem głowy, nie zdejmując jednak maski. Na taką poufałość jeszcze przyjdzie czas.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Pią Lip 13, 2018 12:22 am
autor: Aldaren
        Nadmierne zafascynowanie Mitry niecodziennym żyrandolem cieszyło Fausta, ale nie dziwiło. W Maurii nie takie cuda można było zobaczyć, a poza tym blondyn byłby raczej kiepskim nekromantą, gdyby nie interesował się śmiercią i szczątkami zmarłych. Ciekawe czy wiedział jak ciężko jest dbać i konserwować takie dzieła sztuki, aby jak najdłużej zachwycały swoim pięknem i niezwykłością, jednocześnie przypominając o tym, że i tak na każdego w końcu przyjdzie pora, choćby się właśnie było nieumarłym, albo jedną z innych, teoretycznie nieśmiertelnych, ras. Dostrzegając głębokie zamyślenie u gościa, wpatrującego się cały czas w kandelabr, gospodarza niemiłosiernie korciło, by wedrzeć mu się do głowy i sprawdzić co jeszcze myśli o tej ozdobie, a czego nie mówi, jednakże udało mu się powstrzymać, przypominając sobie, że przecież mają ważną sprawę do omówienia.

        Krwiopijca lekko się uśmiechnął podczas swojego monologu, delikatnie ukazując otoczeniu swoje zadbane, białe zęby z widocznie wydłużonymi kłami, gdy Aresterra mimo posiadania własnej wiedzy w tym temacie, okazał się godnym i uważnym słuchaczem, nawet jeśli Faust nie mówił wszystkiego co wiedział. Po co miał straszyć młodego nekromantę? Jeszcze postanowiłby odpuścić sobie tą misję, a wtedy on zostałby bez cennej wiedzy z grymuaru, albo chociażby samej księgi w swoich rękach. Co prawda wciąż wątpił w autentyczność artefaktu i powodzenie tego zadania, ale ryzyko i tak zawsze warto podjąć. Zwłaszcza jeśli czeka cię jakaś nagroda, a nie musisz narażać siebie samego na niebezpieczeństwo. A może po wszystkim Aldaren, jeśli wróci cały i zdrowy, znów będzie taki jak dawniej? Nie mógł przepuścić takiej okazji i odwieść Mitrę od tego planu. Błogosławiony musiał otworzyć księgę i wrócić z powrotem, jeśli nie po dobroci, to on go do tego zmusi. Choć mimo ostudzonego entuzjazmu niebianin i tak podjął się wyruszenia na tę wyprawę. Przez cały czas nie odrywał od swojego gościa wzroku, zwłaszcza kiedy ten postanowił podejść do Aldarena i Zabora, i uważnie przyjrzeć się swojemu przyszłemu towarzyszowi.

        Skrzypkowi nie podobało się, gdy zamaskowany mężczyzna postanowił do niego podejść i przebiec spojrzeniem od góry do dołu, a jego niezadowolenie było aż nadto widoczne na twarzy, starał się jednak ze wszystkich sił jak najdłużej znieść to upokorzenie, choć łańcuch kajdan znów zaczął się nagrzewać i powoli mięknąć. "Przestań się na mnie tak gapić!" - zawarczał w myślach na nieznajomego, zaciskając pięści za swoimi plecami, po chwili jednak i on zażenowany odwrócił swój wzrok, a wyraz twarzy z gniewu, zmienił się w zwykłą bezradność i bierność. Bo co innego mógł zrobić? Może i kajdany znów by się roztopiły, ale Zabor przecież zareagowałby szybciej, niż wampir pomyślałby co następnie zrobić. Poza tym jak już wcześniej pomyślał, mógłby nie mieć drugiej szansy na uwolnienie się od swojego Mistrza, choćby i na krótki czas.

        - Wybornie! Niezwłocznie każę służbie przygotować dla ciebie pokój i posiłek. - Uśmiechnął się Faust, może nawet bardziej niż powinien w takiej sytuacji. Jakby spędzenie nocy w jego zamku przez Mitrę, było jednym z największych marzeń nieumarłego i właśnie miało się spełnić. Mogło to być wręcz niepokojące, ale Mistrz nie bardzo się tym przejmował, skoro decyzja już została podjęta. - Ależ oczywiście, poczekaj momencik... - Starszy wampir odszedł w stronę jednego z okazałych regałów stojących pod ścianą i zaczął przebierać między stojącymi tam na półce książkami. Z początku mogło dziwić, czemu osobisty notatnik z takimi zapiskami robi na biblioteczce w pomieszczeniu, gdzie zazwyczaj są przyjmowani nieznajomi ludzie z ulicy, chcący podpisać kontrakt, albo sprzedać swoją krew. - Gdzie ja to...? Ah...!
        Jednakże po przesunięciu jednej z książek, mebel zaraz się przesunął z charakterystycznym, kamiennym zgrzytem i w niewielkim przejściu ukazał się wypełniony wszechobecną czerwienią i kośćmi, pokoik, z którego bił duszący odór siarki. Gospodarz zniknął na moment w odkrytym pomieszczeniu, lecz zaraz wrócił do salonu z niepozornym zeszycikiem oprawionym w czarną, twardą, łuskową skórę. Zdjął zaklęcie zabezpieczające i szyfrujące zapiski, po czym wręczył notatnik błogosławionemu.
        - Mam nadzieję, że okaże się pomocny - powiedział przyjaźnie, nie tracąc uśmiechu z twarzy i zaraz się zaśmiał szczerze rozbawiony. - Nikt nie chciałby podzielić ich losu, choć niektórzy chcieliby być w ich skórze, jeśli chodzi o wiedzę i dokonania.
        - Aldaren van der Leuuw - mruknął pod nosem od niechcenia, nawet kątem oka nie zerkając na niebianina. Był zły, bo myślał, że właśnie został komuś sprzedany jako niewolnik, albo gorzej, nie wiedząc, że rzeczywistość była inna. Niby nazwisko zamaskowanego coś mu mówiło, ale nie mógł sobie nic przypomnieć. Zaraz też rozległo się za nim ciche warczenie.
        - Kolejny parszywy niebianin... - burknął Zabor wbijając krwiste iskierki jarzące się w oczodołach płonącej, wilczej czaszki w nekromantę.
        - Zabor, zaprowadź proszę Aldarena do jego komnaty, rozkuj i pilnuj by niczego nie wywinął. - Odezwał się zaraz z naganą w swoim tonie Faust do demona, a po chwili zwrócił się do syna. - Wyszykuj się na jutrzejszą podróż, naostrz miecz i jeśli będziesz potrzebował czegoś jeszcze, na przykład ziół ze szklarni, powiadom o tym służących. - Odwrócił się do nich i spojrzał przyjaźnie na młodego Aresterrę. - Ciebie młodzieńcze poproszę za mną. Pokażę ci twoją komnatę, gdyż jak sądzę wolałbyś już się zapoznać z tymi zapiskami. Proszę tędy w takim razie - powiedział łagodnie i gdy Zabor z Aldarenem udali się korytarzem w prawo, Faust skręcił w lewo i szedł spokojnie do wschodniego skrzydła, gdzie znajdowały się komnaty gościnne.
        W każdym znajdował się jakiś kościsty element, zdawać by się mogło, że Faust to zamiłowanie do upraktyczniania szczątków zmarłych po śmierci przez zmianę ich w meble, albo elementy wystroju, odziedziczył po ojcu. Na szczęście w komnacie, w której miał spać Aresterra, był to tylko kościany stelaż i kolumny łóżka z baldachimem o niecodziennej barwie, jakby kilkudniowej skóry rozkładającego się nieboszczyka.
        - Za niedługo służący powinni ci dostarczyć posiłek i zaraz też przyjdzie jedna ze służek, gotowa na każde twoje skinienie. W razie potrzeby nie krępuj się też posłać po mnie, z chęcią poświęcę ci mój czas i... pomogę jak tylko będę potrafił najlepiej - powiedział z tajemniczym błyskiem w oku i drapieżnym uśmiechem. Widać było, że nie mówił szczerze tego co miał na myśli.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Wto Lip 17, 2018 6:49 pm
autor: Mitra
        Kły… Na Mitrę ich widok zadziałał jak przypomnienie, ale nie straszak - cały czas był świadomy tego, że przebywa w domu drapieżnika. Gdy Faust mówił normalnie, nie było ich widać, lecz grymas zadowolenia podnosił jego górną wargę i odsłaniał wydłużone zęby. Gdyby nekromanta nie był tak czujny, mógłby ich nie dostrzec.

        Jakże nieświadomy niebezpieczeństwa ze strony Aldarena był Mitra - tak po prostu do niego podszedł, przekonany, że jeśli chłopak nie będzie w stanie go ugryźć, nie zrobi mu też nic innego. Zapomniał o tym, jak Faust wyglądał w chwili ich spotkania i najwyraźniej nie skojarzył, że jego stan i gniew jego syna mogą mieć ze sobą coś wspólnego. Mógł skończyć jak starszy wampir, lecz w jego przypadku skutki byłyby znacznie gorsze - nie posiadał tak rozwiniętej regeneracji jak nieumarli, a czy zachowałby dość przytomności, by podreperować się magią…
        Jak na komendę obaj obrócili wzrok. Faust musiał mieć z tego ubaw - jak para nastolatków na spotkaniu ze swatką. To jak na razie wyglądała ich wzajemna interakcja, nie wróżyło dobrze ich przyszłym relacjom, lecz może gdy opadną aktualne emocje, będą mieli szansę się dogadać. Teraz mieli to szczęście, że Faust pełnił rolę odgromnika, zgrywając przy tym podekscytowanego wujaszka, co trochę już Mitrę męczyło - on naprawdę taki był? Jakim cudem w takim razie zaprzyjaźnił się z Sarazilem, tym starym, obleśnym piernikiem?
        Widok ukrytej biblioteczki sprawił jednak, że Mitra momentalnie odzyskał szacunek do gospodarza - podobały mu się takie rzeczy. A tym bardziej podobało mu się to, co można w takim pomieszczeniu trzymać - aż lekko wyciągnął szyję, by spojrzeć, ale nie poszedł za Faustem, z góry zakładając, że i tak nie zostanie wpuszczony - przecież nie po to robi się takie pomieszczenia, by wpuszczać tam kogo popadnie. Z drugiej jednak strony gospodarz sam niefrasobliwie pokazał jak uruchomić przejście, może więc jednak nie miał nic przeciwko, by gość tam spojrzał? Mitra w końcu zrobił krok w stronę ukrytej pracowni, lecz wtedy wampir wyszedł i wręcz mu swój notes. Przepadło. Ale co tam, notatki też były swoje warte. Błogosławiony ujął w obie dłonie niewielki notes, kłaniając się w podzięce Faustowi.
        - Na pewno zrobię z tego dobry użytek - zapewnił, resztkami sił powstrzymując się, by nie zacząć od razu kartkować tych zapisków.
        Widać było, jak Mitra gwałtownie obrócił wzrok na demona z płonącą czaszką - usłyszał jego uwagę na temat “parszywych niebian”. Lecz to nie obelżywy epitet tak zwrócił uwagę blondyna, a to pierwsze słowo - “kolejny”. To znaczyło, że Faust miał do czynienia z innymi potomkami aniołów - ciekawe. Do tej pory Aresterra był przekonany, że jest jedynym niebianinem w Maurii, ale najwyraźniej się mylił. Poczuł lekkie ukłucie żalu, bo każdy poczułby zawód dowiedziawszy się, że wcale nie jest tak wyjątkowy jak uważał. Ale to rodziło pytanie: kto był tym pierwszym… i czemu demon mówił o nim z takim jadem. Intrygujące. Nie było jednak okazji, by o to zapytać, bo momentalnie odezwał się Faust, chyba właśnie po to, by zapobiec ewentualnej dyskusji.

        Tak, Mitra szybko spostrzegł, że gospodarz ma pewien szczególny sentyment do dekoracji z kości - chyba nawet większy niż niektórzy nekromanci. Błogosławiony na przykład nie miał w domu żadnego takiego bibelotu, choć teraz zastanawiał się, czy jednak czegoś sobie nie sprawić - krzesło z wysokim, smukłym oparciem stworzonym z kości piszczelowych, które dojrzał w jednym z mijanych pokoi, wyglądało naprawdę imponująco. Odrobinę pretensjonalnie, ale taka poniekąd była kolej rzeczy w Maurii…
        Łóżko w pokoju nekromanty również było nie byle jakie. Mitra nie krępował się, podszedł do kościanej konstrukcji i dotknął kolumn wykonanych z kręgosłupów, powiódł palcami po karbach kręgów. Kości były gładkie, jakby nie tylko je wypolerowano, ale również nawoskowano, ich ciepła powierzchnia przywodziła na myśl jakąś lekką odmianę drewna. Zaś przypominający skórę materiał był tak sugestywny, że Mitra aż próbował dojrzeć na nim charakterystyczne bruzdy i kropki porów. Z tej samej tkaniny uszyto również kapę na łóżko, której nekromanta przyglądał się myśląc ile to osób wolałoby spać na podłodze, niż odrzucić taką narzutę i położyć się wśród kości zmarłych… Jemu na pewno nie zakłóci to wypoczynku.
        - Piękny mebel - skomentował z uznaniem. - Niezwykły gust. To również dzieło waszego ojca?
        Mitrze zapewniono wszelkie wygody i służącą do osobistej dyspozycji i to było całkiem miłe. Na tyle miłe, że nekromanta chyba się zapomniał i dopiero ten uśmiech Fausta sprowadził go na ziemię. Błogosławiony momentalnie się spiął, patrząc czujnie na wampira, zastanawiając się, co też on knuje i co kryje się za jego propozycją. Przeklęty drapieżnik. Mógł nie mieć nic złego na myśli, a mógł też kombinować coś znacznie gorszego niż to, o co posądzał go Mitra.
        - Dziękuję - mruknął zza swojej maski. - Ale raczej wątpię, bym was kłopotał… Mam co robić - dodał, wymownie podnosząc trzymany w ręce notes z zapiskami Fausta. Powstrzymał się od wyrażania na głos odczuwanego dyskomfortu.
        - Aldaren… - zmienił szybko temat, podchodząc do okna, by wyjrzeć na mroczny pejzaż. - Ma do zaoferowania coś poza siłą? Zna się na magii? Jego aura ma dźwięk, tak, to słyszałem, lecz nie były to głosy, których bym oczekiwał. Jak wygląda jego znajomość teorii? Chcę wiedzieć, czy ma sens… zmuszać go do współpracy - dokończył po chwili wahania. Westchnął. - Nie ukrywam, że chłopak wydaje się oporny. Liczę, że to tylko chwilowy bunt, lecz jeśli więcej będę miał z niego utrapień niż pożytku, odeślę go.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Śro Lip 18, 2018 6:42 pm
autor: Aldaren
        Skarcony demon z niemałym ociąganiem wykonał polecenie swojego pana, nie ogrywając od blondyna wrogiego spojrzenia dopóki się nie odwrócić do niego grzbietem. Szarpnął Aldarena za ramię, nie przejmując się, pękającym w tym momencie łańcuchem kajdan i wyprowadził milczącego wampira z salonu, zostawiając gospodarza wraz z gościem samych. Idąc korytarzem, skrzypek wyszarpnął się z uścisku Zabora i wygładził pomięty rękaw swojego płaszcza po czym spojrzał surowo na ogara ze szkarłatem na nowo przejmującym lazur jego tęczówek.
        - Sam trafię, dzięki - mruknął, starając się nie okazywać gniewu, ale było to cholernie trudne.
        - Nikt cię nie pytał, smarkaczu. Robię tylko to co mi rozkazano...
        - Jak zawsze. - Uzupełnił wypowiedź demona i zerknął kątem oka na jego reakcję. - Może i Faust jest chyba jednym z najpotężniejszych demonologów w Maurii, ale czy ty czasem nie zaczynasz przewyższać go potęgą? Popatrz jak się zmieniłeś i jakiej mocy nabrałeś przez ostatnich kilka set lat. A przecież ledwo różniłeś się od zwykłego burka ze wsi, kiedy byłem dzieckiem. Naprawdę myślisz, że on wciąż ma nad tobą taką samą kontrolę jak wtedy?
        Co prawda mogły to być jego ostatnie słowa w jego egzystencji, ale po pierwsze musiał spróbować, a po drugie szczerze nie dawało mu to spokoju. Zabor stał się naprawdę potężny, a jego obecny wygląd zdawał się to tylko potwierdzać, więc czy naprawdę nie byłby w stanie sprzeciwić się temu, kto go tu ściągnął z Otchłani? A jeśli ogar obróci się przeciwko Faustowi, może i mu się uda wyrwać spod jarzma pana tego domu i uciec tak daleko, aż Starszy wampir nie będzie miał już żadnej władzy nad skrzypkiem. O ile uda się Mistrzowi przeżyć bunt ze strony swojego najgroźniejszego pupilka, który obecnie starannie analizował to co właśnie usłyszał. Takie wahanie z jego strony i przeciągające się zastanawianie mogło być zgubą dla Aldarena, dlatego zdeterminowany wampir postanowił nieco bardziej zmotywować go do podjęcia natychmiastowej decyzji.
        - Może mi się tylko wydawać, ale czy Faust nie ma trochę za dużo znajomych wśród niebian? Znaczy, mogę się mylić, ale on zdaje się bardziej polegać na nich niż na tobie. Poza tym, czy nie dziwi cię to, że w całej rezydencji odkąd pamiętam jedynym demonem byłeś tylko ty? Czemu zamiast pomniejszych wampirów, w zamczysku nie służą twoi współbracia skoro Faust jest tak potężnym demonologiem... A może on nie ma wystarczająco siły, aby cię odesłać i szuka pomocy wśród niebian? - Cały czas mówił, a na jego twarzy zaczął gościć coraz większy niepokój, choć w głębi był z siebie zadowolony, gdy spostrzegł, że futro ogara się zjeżyło niebezpiecznie.

        Po korytarzu rozniosło się ciche warczenie zdenerwowanego demona, a Aldaren nie musiał dolewać więcej oliwy i postanowił się oddalić. Udało mu się przejść zaledwie kilka kroków w głąb ciągnącego się "tunelu", gdy Zabor znów niebezpiecznie zwrócił na niego swoją uwagę.
        - Przecież idę do siebie, o co te nerwy?
        Przewrócił poirytowany oczami i nie będąc fizycznie zatrzymywanym przez ogara, kontynuował wędrówkę do swojej komnaty, w której po chwili się zamknął i z niechęcią zaczął pakować się do czekającego go nazajutrz podróży, nie myśląc o gniewie Zabora i kłopotach, jakie mogłoby to przysporzyć Faustowi. Nienawidził go, a co za tym idzie nie przejmował się za bardzo jego losem. Żałował jedynie, że dawniej poświęcił wampirowi tyle swojego czasu i uwagi, a nawet darzył go szczerym uczuciem, popadając w depresję i rozpacz po tym jak łowcy zabili jego mistrza. Myśl o tym wywoływała teraz w skrzypku jeszcze większą złość, ale przecież czasu już nie cofnie i nie naprawi błędów młodości, teraz należało myśleć tylko o przyszłości i o tym by ich więcej nie popełnić.

        W tym samym czasie Faust właśnie wpuszczał do pokoju Mitrę i obserwował jak ten się w nim rozgaszcza, a szczególnie poświęca uwagę niezwykłemu łożu, na którym błogosławiony miałby spędzić najbliższą noc. Nieumarły przez cały czas ukrywał swoje zafascynowanie niebianinem tak odbiegającym od swojej rasy i wyjątkowym, że gospodarz z trudem się powstrzymywał, aby nie zamknąć go w lochu i bliżej mu się nie przyjrzeć, nie poznać lepiej tego niezwykłego gatunku. A może Mitra był okazem jedynym w swoim rodzaju? I na taką ewentualność miał odpowiednie sposoby, jednakże obecnie wolał zyskać jego zaufanie i uśpić czujność. No, jeszcze pozostawała kwestia odprawienia śmiercionośnego rytuału i otworzenie niezwykłego grymuaru, którego zawartość w postaci wiedzy została mu zaoferowana jako zapłata za udzieloną pomoc.
        - To już nieskromnie się przyznam dzieło moich rąk... - odpowiedział sennym głosem, jeszcze nie do końca wyrwany ze swoich nieprzyzwoitych rozmyślań, których cień ukazywał się niebezpiecznym błyskiem w jego intensywnie bursztynowych oczach, niemal świecących własnym blaskiem w tym pogrążonym w pół mroku pokoju, oświetlanym jedynie nastrojowym płomieniem świec, które zapaliły się od razu jak wampir przekroczył próg pomieszczenia.

        Łagodny wyraz okazywanej przyjacielskości i zadowolenia, zszedł na ułamek sekundy z ocalałej połowy twarzy gospodarza, zastąpiony grymasem zawodu, kiedy Mitra sprawnie się wymigał od "przeszkadzania w razie potrzeby" nieumarłemu.
        - Ah, tak... Oczywiście - mruknął niechętnie i zaraz z powrotem uśmiechał się ciepło i sympatycznie, jak na dobrego wujka przystało. Jednakże i to nie trwało długo, gdyż zaraz spoważniał, jak tylko rozmowa zeszła na temat czekającej młodych mężczyzn podróży, a zwłaszcza towarzystwa tego lubującego się w ludzkiej krwi.
        - Zdawać by się mogło, że najlepiej wychodzi mu władanie magią ognia i robi to niemal odruchowo - nieświadomie dotknął dłonią regenerującej się części twarzy - ale przekazałem mu również swoją wiedzę na temat magii umysłu i demonów, choć szczerze przyznam, że wątpię by był choćby miernym demonologiem. Podstawy jakieś w tej dziedzinie ma, ale trzeba mieć też do tego odpowiednią naturę i z bólem przyznaję, że w tej kwestii poległe. On jest zbyt ludzi i dobry, zakładam, że właśnie przez to nie radzi sobie w tej dziedzinie. - Westchnął ciężko, naprawdę zawiedziony faktem, że jego syn nie posiada nawet najmniejszych perspektyw na zostanie tak wybitnym demonologiem jak Faust. Z tym nie dało się jednak nic już zrobić. - Miał ostatnio ciężki okres i choć jest od kilkuset lat wampirem, wciąż powodują nim typowo ludzkie zachowania i uczucia. Przez to jest raczej łatwym egzemplarzem, choćby do manipulowania, więc nie powinieneś mieć większych problemów. - Zamyślił się przez moment, aż po chwili nie zagościł na jego licu niebezpieczny uśmiech. - Wierz mi, nawet jeśli jakieś by sprawiał, lepiej wyjdziesz jeśli go przy sobie zatrzymasz. Zawsze może posłużyć jako tarcza w razie niebezpieczeństwa, a zaufaj mi, taka przyda ci się niejednokrotnie podczas tej wyprawy. - Dokończył niewinnie i beztrosko, jakby los Aldarena był mu całkowicie obojętny, a stosunek do niego aż nadto przedmiotowy. Bo czym miał się przejmować, skoro jego syn miał opatrzność samej śmierci i to od najmłodszych lat?

        - FAUST!!!
        Rozległ się w głębi korytarza, mrożący krew w żyłach ryk dzikiej bestii, dla którego delikatne tło stanowiła stłumiona przez grube ściany melodia grana na skrzypcach. Najwidoczniej Aldaren postanowił uciec od swoich problemów i odpocząć przed podróżą, grając na ukochanym instrumencie. Co prawda nie zabarykadował się całkowicie w swoim pokoju, bo miał jedynie zamknięte na klucz drzwi. A przynajmniej tak było na pierwszy rzut oka, gdyż po drugiej stronie nałożył na nie zaklęcie, które uaktywni się, gdy ktoś je tylko otworzy.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Sob Lip 21, 2018 11:45 pm
autor: Mitra
        Jeśli Faust szukał nowego sposobu na to, by zaimponować Mitrze, właśnie go znalazł. Widać było, jak przesuwające się po kolumnach baldachimu pajęcze palce błogosławionego zatrzymały się, a on obrócił wzrok na gospodarza. Chwilę milczał, przyglądając mu się uważnie, jakby próbował wyczuć blef.
        - Och… - mruknął w końcu. - Chylę czoła… I trochę zazdroszczę kunsztu.
        Mitra po raz ostatni uważnie przyjrzał się kolumnie z kości, na końcu języka mając te wszystkie techniczne pytania o metody preparowania szkieletów, by wyglądały tak zjawiskowo. Gdyby Faust byłby chętny odpowiadać, mogliby się tak zapomnieć aż do samego rana, gdy mieliby wyruszać, a on nawet nie spojrzałby na ten notes, który być może zawierał cenne wskazówki.

        - W istocie, widać… - zgodził się bezczelnie Mitra, również spoglądając na twarz Fausta po usłyszeniu wzmianki o magii ognia. To była dość przydatna dziedzina, lecz nadal nie pokrywała się z oczekiwaniami nekromanty. Nie zrażało go to jednak - już bardziej po prostu zrazić się nie mógł, skoro od samego początku nie darzył tego młodzieńca sympatią. Cóż, pozostało mu słuchać dalej w nadziei, że jednak coś go zadowoli.
        - Hm… Najwyraźniej krwi nie da się oszukać. Ludzki, bo zrodzony z człowieka, nawet jeśli tyle lat jest już wampirem. Bo Aldaren jest przemieniony, dobrze pamiętam? - upewnił się kurtuazyjnie nekromanta, nim parsknął nad własną głupotą. - Choć może nie, to nie kwestia krwi. Wszak mnie spłodził anioł, a cóż… Oto jestem. Ze skrzydłami, które prędzej docisnęły mnie do ziemi niźli pozwoliły wznieść się ku niebu - zauważył z lekkim przekąsem.
        - Mniejsza - uciął nagle, wykonując nerwowy ruch ręką. Chciał coś jeszcze wtrącić, lecz propozycja posłużenia się Aldarenem jak żywą tarczą odebrała mu mowę. Tego się trochę nie spodziewał. Nie, by czuł przed tym opory, ale relacja Fausta z jego uczniem zaczynała jawić mu się jako coś wyjątkowo dziwacznego. Zdawało mu się, że słyszał o nich raczej pozytywne słowa, ale jak długo przebywał w tej posiadłości, tak nie dostrzegał tej czułości. W tym domu relacje były chyba równie pokręcone co u niego, gdy jeszcze żył Sarazil. Zabawne, bo to mogła być ta pojedyncza nić porozumienia między nimi - trudne relacje z ojcami. Ale z Faustem lepiej się tą myślą nie dzielić.
        - Huh, przekonamy się - zbył w końcu cały temat, nie obiecując przy tym ani tego, że da Aldarenowi szansę, ani też nie trwając uparcie przy tym, że się go pozbędzie przy pierwszej nadarzającej się okazji.

        Mitra aż cofnął się, gdy usłyszał wykrzyczane imię swego gospodarza. W głosie, który go wzywał, była siła, gniew i groźba. Jednocześnie wydawał się znajomy - błogosławionemu zajęło chwilę nim zorientował się, iż wcześniej dane mu było go usłyszeć w nieco innych okolicznościach. Konkretniej gdy warczał obelgi pod jego adresem. Demon z płonącą czaszką najwyraźniej był tego dnia nie w humorze i teraz chyba czara jego goryczy miała się wylać prosto na Fausta. Mitra spiął się lekko słysząc to wezwanie - nie uśmiechało mu się ani trochę, by tych dwoje skoczyło sobie do gardeł w jego pokoju. Mimo to łypał na drzwi, gotowy by w razie czego nie dać się złapać między młot a kowadło i jakoś się wywinąć.
        - Ekhm… - mruknął nekromanta, spoglądając na gospodarza. - Chyba was wołają… Proszę się nie krępować, potrafię zająć się sobą - zapewnił, wykonując gest jakby odprawiał wampira, choć nie mówił władczym tonem. Nawet mu pasowało, że miał dobry pretekst, by wygonić Fausta z pokoju, bo wampir zaczynał działać mu na nerwy. Coraz bardziej żałował, że przyjął to zaproszenie - lepiej było chyba wrócić do siebie i przynajmniej mieć święty spokój, a nie wściekłe demony biegające po korytarzu, starego obleśnego wampira (szybko doczekał się epitetów zarezerwowanych dla Sarazila) i młodego z kryzysem emocjonalnym. Żywi byli tak irytujący…

Re: [Doliny] Pragnienie

: Nie Lip 22, 2018 11:31 pm
autor: Aldaren
        - To wcale nie takie trudne jak się wydaje, chłopcze. A najlepiej nabrać wprawy przez praktykę, wtedy najłatwiej jest wyrobić sobie swój własny styl i poznać na czym chcesz się tak naprawdę skupić przy wykonywaniu takiego dzieła - czy na wydobyciu tego magicznego uroku kości, czy nad ich odpowiednim oprawieniem by były elastyczne i idealne do tworzenia kreatywnych rzeźb, czy twarde i wytrzymałe. Jeśli chwila będzie bardziej odpowiednia i będziemy mieć więcej czasu, będę mógł ci zademonstrować choćby podstawy - powiedział przyjaźnie, w porę samemu się korygując nim się całkowicie zatracił w tym temacie i po prostu rozgadał.

        - Tak został przeze mnie przemieniony, ale nie jestem pewien czy to jest kwestia krwi. Bardziej jego natury i mojego rozpuszczenia go. - Westchnął wampir i lekko skinął błogosławionemu głową, również nie bardzo chcąc rozwijać ten temat. - Mógłbym przydzielić ci do towarzystwa podczas twojego zadania Zabora, ale mogłoby się to źle skończyć. Z Aldarenem wiem przynajmniej, że nie będziesz miał większych trudności, a i będzie bardziej pomocny niż ten stary ogar. - Zaśmiał się cicho z rozbawieniem na jakąś własną myśl, nie wiedząc, że nieświadomie wywołał wilka z lasu, gdyż zaraz po tej rozmowie, korytarz wypełnił się rykiem wspomnianego demona. Faust zmarszczył się z surowością i lekkim zaskoczeniem, nie wiedząc o co może chodzić demonicznemu towarzyszowi, a ten był coraz bliżej. Wampir skłonił się młodzieńcowi, zostawił go sam na sam ze służką, która właśnie przyniosła mu kolację na a'la srebrnym wózku na kółkach i życzył mu dobrej nocy przed zamknięciem za sobą drzwi. Akurat zrobił to w porę, bo gdy się odwrócił stał przed nim Zabor we własnej, rozwścieczonej okazałości.
        - Mów co cię tak rozsierdziło stary druhu. - Rozbrzmiał za drzwiami poważny, zmartwiony głos Fausta, a później głuchy huk spowodowany uderzeniem i przygwożdżeniem nieumarłego do ściany naprzeciw drzwi.
        - Nie jestem twoim druhem, nie masz nade mną żadnej kontroli! - zawarczał wściekle ogar i zamierzył się, aby rozszarpać pana domu na strzępy.
        - Oh, doprawdy? - wymruczał tylko z powątpiewaniem, unosząc jedną brew.
        Jego oczy zalśniły, a demon z przeraźliwym krzykiem odskoczył od niego cały zajęty czarnym, cuchnącym ogniem. Nie mógł jednak daleko uciec od Fausta, gdyż ten jedną ręką cały czas trzymał go mocno za jeden z nadgarstków. Wszystko trwało zaledwie chwilę - wampirzy mistrz w pełni się zregenerował i nabrał sił, a po demonie została praktycznie kupka popiołu i mały, czarny szczeniak z czerwonymi oczami i wyrastającymi z kręgosłupa niewielkimi, tępymi kolcami. - Ah, trzy tysiące lat minęło odkąd cię ostatnim razem widziałem w tej postaci, przyjacielu. Może za kolejne trzy znów do niej wrócisz? - uśmiechnął się niebezpiecznie i wziął przerażone zwierze na ręce. Zabor już nie wydawał się taki straszny, kiedy została mu odebrana i wchłonięta przez Fausta, cała jego moc. Można nawet powiedzieć, że demon był teraz rozkoszny. - Domagam się wyjaśnień - dodał zaraz władczym tonem i udał się wzdłuż korytarza wysłuchując relacji szczeniaka.

        Aldaren nie opuszczając swojego pokoju, cały czas grał smętną melodię na swoich skrzypcach i nawet w najmniejszym stopniu się nie przejął, gdy rozległo się pukanie do jego drzwi. Chwilę po tym, zaraz po naciśnięciu z drugiej strony klamki, zaklęcie się uaktywniło i nastąpiło coś w rodzaju eksplozji, posyłając mistrza na równoległą do drzwi ścianę. Przez tą pułapkę miał zniszczone ubranie i niemal całkowicie spaloną przednią część swojego ciała, ale to niemal natychmiast się zregenerowało. Jedyne co skrzypek zdołał wychwycić zza drzwi przy nieprzerwanym graniu, to niezbyt sympatyczne przekleństwa z ust swojego ojca, ale nie był tym za specjalnie przejęty. Cieszyło go jedynie, że starszy wampir dał mu spokój i po kilku uderzeniach serca postanowił odejść do siebie. A może Faust się przeliczył i jego syn faktycznie umiał obchodzić się z demonami? W końcu Zabor nie był jakimś tam poślednim, słabym pionkiem, a dość potężną figurą, którą skrzypek zadziwiająco łatwo zdołał zmanipulować i nastawić przeciwko ich Mistrzowi.

        Aż do rana nie wychylił głowy zza drzwi swojej komnaty i niemal do samego świtu ciągnął różne melodie na swoim instrumencie, który ostatecznie spoczął w zadbanym futerale wśród skromnego bagażu jaki nieumarły przygotował na tę wyprawę. Założył na plecy swój miecz, na ramię zarzucił plecak z medykamentami, które mogą się przydać i opatrunkami, a także lekko wystającym futerałem, po czym udał się na dziedziniec przed zamczyskiem. Tam czekały już na niego i jego nowego towarzysze dwa osiodłane demoniczne konie z płonącą grzywą i ogonem. Mógł się domyślić, że Faust przywoła dla nich zmory, ale i tak był zaskoczony, bo staruszek się postarał. Nie były to byle jakie wierzchowce, a wyszkolone do walki w razie konieczności, a co za tym idzie bezwzględne i okrutne. Oczywiście lazurowookiemu z początku ciężko było się dogadać z demonicznym zwierzakiem i wymóc na nim posłuszeństwo, ale w końcu krnąbrny ogier stracił wszelkie chęci zabicia młodego wampira i zwyczajnie postanowił go tolerować, o ile nie całkowicie ignorować. Przymocował swój plecak do juków zmory i trzymając zaklęte wodze wymuszające na zwierzęciu poddaństwo i pozostanie w tym świecie, czekał na swojego towarzysza, aby móc wreszcie ruszyć jak najdalej od tego miejsca. Na Fausta nawet nie spojrzał, gdy ten się pojawił, aby upewnić się czy mężczyznom niczego nie brakuje.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Sob Lip 28, 2018 12:15 am
autor: Mitra
        Mitra sapnął cicho za swoją maską - to przyznanie się do rozpieszczenia własnego podopiecznego było rozbrajające. Jednocześnie świadczyło jednak o tym, że wbrew pozorom Faustowi zależało na chłopaku: gdyby było inaczej, nie przygarnąłby go, nie przemienił i nie folgował mu. Błogosławiony miał to spostrzeżenie na końcu języka wraz z pytaniem, czy na pewno gdyby zrobił z Aldarena żywą tarczę, pozostałby bezkarny, jak to wcześniej sugerował wampir. Teraz można było mieć co do tego spore wątpliwości… Lepiej więc może nie decydować się na taki krok zbyt pochopnie.

        Na ukłon Mitra odpowiedział ukłonem, usatysfakcjonowany, że pozbył się w końcu gospodarza. Poszedł za nim dwa kroki w stronę drzwi, jakby chciał go odprowadzić, zatrzymał się jednak widząc wchodzącą służkę. Stał w miejscu i tylko śledził ją wzrokiem, gdy wprowadziła do pokoju wózek i podniosła pękatą pokrywę, która utrzymywała temperaturę jedzenia. Mitra nie zwracał na nią specjalnie uwagi, zaciekawiony tym, co działo się za drzwiami. Nie wyjrzał, nie był tak bezczelny by wystawiać głowę na korytarz, ale nasłuchiwał. Drgnął, słysząc głuche łupnięcie ciała o kamienną ścianę - przeszło mu przez myśl, że to musiało zaboleć. Wytężył słuch, nie zaprzątając sobie na razie głowy tym, czy powinien w razie czego interweniować czy też zostawić Fuasta na pastwę demona: czekał do ostatniej chwili. I dobrze uczynił, gdyż wampir najwyraźniej poradził sobie sam - donośny krzyk demona dało się słyszeć chyba w całej posiadłości, a co dopiero tu, tuż za drzwiami. Mitra uśmiechnął się tajemniczo pod maską - cokolwiek gospodarz zrobił ze swoim pupilem, świadczyło to o spektakularnej sile i umiejętnościach. Gdy wszystko ucichło, a w uszach niebianina w końcu przestało dzwonić, ośmielił się on wyjrzeć na korytarz. Dojrzał jedynie plecy Fausta i grubą warstwę popiołu na podłodze przed drzwiami. Demona nigdzie nie było.

        - To wszystko, wyjdź - oświadczył nagle, obracając się do służącej, która po rozstawieniu kolacji zaczęła przygotowywać łoże dla nekromanty. Wyglądała na lekko skonsternowaną.
        - Panie… - zaczęła, pewnie chcąc się upewnić co do jego decyzji.
        - Wyjdź - warknął na nią nekromanta. Służąca nie miała już większego wyboru, szybko złożyła więc trzymaną w rękach narzutę i odłożyła ją na bok, po czym skłoniła się i udała do wyjścia.
        - Zawołam cię, jeśli będziesz potrzebna - zastrzegł, gdy już praktycznie stała w progu. Dziewczyna skinęła głową i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Wtedy nekromanta pozwolił sobie na chwilę oddechu. Sprawdził, czy na pewno wszystko jest porządnie zamknięte i wtedy zdjął kaptur, a maskę przesunął na czubek głowy, by w razie czego móc ją szybko zsunąć z powrotem na twarz. Przetarł oblicze dłońmi - zawsze lekko się pocił pod tym ustrojstwem, ale nie zamierzał z niego zrezygnować, bo zapewniała mu ona zbyt duży komfort w trakcie rozmów z obcymi.
        - Zobaczmy… - mruknął sam do siebie, gładząc okładkę notesu Fausta. Idąc, zzuł buty i położył się na kościanym łożu, by oddać się lekturze. Nim to jednak zrobił, na krótki moment oddał się kontemplacji tego niezwykłego mebla. Było bardzo stabilne i wygodne, nawet gdy na próbę trochę się wiercił nic w nim nie zgrzytało ani nie jęczało. Siennik zaś był trochę za miękki, ale to kwestia gustu: Mitra miał taką naturę, że najlepiej spałoby mu się chyba na katafalku i to nie tylko przez związek ze śmiercią i zmarłymi, ale też przez odpowiednią twardość.
        Błogosławiony po raz ostatni poprawił się na łóżku - podciągnął się lekko na poduszkach, podkulił jedną nogę i trzymając notes oburącz rozpoczął swoją lekturę. Była niezwykle pouczająca i wciągająca, styl Fausta wbrew temu o co posądzał go Mitra był wręcz akademicki, bez żadnych głupich insynuacji, choć niepozbawiony pewnych domysłów.
        Nim nekromanta się zorientował, był już środek nocy, a świece przy jego łóżku wypaliły się do połowy. Kolacja już dawno wystygła, lecz on dopiero poczuł głód, wstał więc i zjadł co było, zimne, nie przejmując się specjalnie smakiem. Popił szczodrze winem, a gdy zrobiło mu się ciepło od alkoholu, zdjął swoją szatę. Pod spodem nosił spodnie i cienką tunikę, w jakich nie paradowałby na pewno przed obcymi, skoro jednak był sam… Wyciągnął z sekretarzyka nowe świece na wszelki wypadek i wrócił do lektury. Nim jednak zatonął w słowach, do jego uszu dotarł kolejny łomot.
        - Cholera jasna! - syknął, zrywając się na równe nogi i rzucając notesem o podłogę. - Patologia, ciężka patologia, ileż tak można… - irytował się, zakładając na siebie z powrotem szatę. Przywykł do spokoju i ciszy, bo od dziesięcioleci mieszkał całkowicie sam i stan ten bardzo mu odpowiadał, a tu wiecznie rozgrywały się jakieś dramaty między mieszkańcami, jakby mieszkał w żeńskim akademiku, gdzie wszystkie dziewczęta mają zsynchronizowaną menstruację - oszaleć szło. Zirytowany Mitra nie był w stanie dalej czytać, wybrał się więc na spacer po posiadłości, ubrany równie szczelnie co wcześniej. Cicho wrócił po własnych śladach do salonu, gdzie wcześniej przyjął go Faust i zaczął przyglądać się bogatemu księgozbiorowi gospodarza. Wodził palcami po grzbietach ksiąg i korciło go, by może poszukać tego jednego tomu, który otwierał przejście do tajnej pracowni… ale nie był aż tak głupi. Spodziewał się, że wampir na pewno odpowiednio zabezpieczył swoje skarby przed intruzami i gdyby tam wszedł w najlepszym przypadku padłby trupem, w najgorszym… tego nawet wolał sobie nie wyobrażać. Znalazł jednak kilka ciekawych pozycji dotyczących nekromancji i starych rytuałów, których sam nie posiadał w swoich zbiorach - przejrzał je pobieżnie, tak by uspokoić myśli. Gdy miał już jednak piasek pod powiekami, a w posiadłości zrobiło się w miarę cicho, wrócił do siebie. Przez moment stał jeszcze na korytarzu, nasłuchując smętnego grania skrzypiec, ale nie szukał jego źródła: poszedł do sypialni i zaraz udał się na spoczynek, bo w przeciwieństwie do gospodarzy on potrzebował snu, co jednak czasami sam zaniedbywał, tak jak teraz, bo powinien już dawno spać, by nabrać sił przed drogą, ale pokusa poznania zawartości notesu Fausta była zbyt silna…

        Po przebudzeniu Mitrze zdawało się, że nadal słyszy wygrywaną na skrzypcach muzykę, w posiadłości było jednak cicho, a jemu w uszach dźwięczało jedynie wspomnienie nocnego koncertu. Pozbierał się i praktycznie od razu udał do wyjścia - nie zabrał do Fausta żadnych osobistych rzeczy, bo nie spodziewał się, że tak od razu wyruszą, więc i nie miał czego teraz pakować. Notes wampira wsunął do wewnętrznej kieszeni szaty - prawie się nie odznaczał pod grubym materiałem.
        Na zewnątrz czekał już zarówno Aldaren, jak i Faust. Gospodarz poczuł się w obowiązku, by zapewnić im odpowiedni transport, za co Mitra podziękował mu odruchowo i niestety stanowczo przedwcześnie, bo gdy tylko zbliżył się do demonicznego ogiera, ten jakby nagle dostał szału. Wierzgał, rżał i próbował ugryźć nekromantę - najwyraźniej zapach niebianina doprowadzał go do furii. Mitra z początku uciekł przed zębami, które mogłyby pozbawić go ręki, ale nie zamierzał bawić się z tą chabetą w berka. Z pomocą magii nadał pozory życia uprzęży i sprawił, że jak wąż-dusiciel zaczęła zaciskać się na ciele zmory. Demoniczny wierzchowiec szybko zaczął odczuwać ból i tracić oddech, a nekromanta nie odpuszczał mu tak długo, aż ten nie zaczął się potykać - czarował mocami, a teraz był bardzo zły, więc i jego zaklęcie miało odpowiednią siłę.
        ”Nie będzie jakiś durny koń ze mną zadzierał”, obiecał sobie, dosiadając potulnego już ogiera.
        - Musimy jeszcze udać się do mojej posiadłości, muszę zabrać kilka rzeczy - oświadczył Aldarenowi, nim zwrócił się do Fausta. - Dziękuję za pomoc, przekonamy się teraz ile prawdy leży w historiach z zamierzchłych czasów… Do zobaczenia.
        Mitra spiął konia i popędził go w stronę miasta. W tym pędzie nie było szans na rozmowę, co nawet mu pasowało. Spoglądał jednak co jakiś czas na Aldarena, zastanawiając się co też przyjdzie z tego przymusowego towarzystwa - pozostawał sceptyczny, pocieszając się jednak tym, że z dwojga chyba wolał tego chłopaka niż jego mistrza, który napawał go obrzydzeniem.

        Dom Aresterry był jedną z tych klasycznych posiadłości w kształcie kostki zwieńczonej dachem o ostrym spadzie, z przyklejoną doń ośmiokątną wieżą niewiele wyższą od samego budynku. Połowę przedniej ściany pokrywał gęsty gobelin winobluszczu w barwach ciemnej zieleni i czerwieni - nadawał pozorów życia tej budowli z czarnego kamienia, w której wszystkie okiennice były zamknięte na głucho.
        - Wejdź do środka - Mitra zaprosił wampira, przywiązując swojego wierzchowca na zewnątrz. - Muszę zebrać kilka rzeczy, to potrwa.
        Niebianin nie był gospodarzem nadskakującym swoim gościom, a szczególnie nie wtedy, gdy się spieszył. Wskazał Aldarenowi salon zagracony wszelakimi księgami, zwojami, figurami i przedmiotami rytualnymi o wartości jedynie dekoracyjnej, po czym zasugerował, by sobie spoczął i poczęstował się alkoholem z barku (część kieliszków i butelek pokrywała warstwa kurzu sugerująca, że nikt tu nie sprzątał od co najmniej kilku tygodni). Sam udał się do piwnicy - tam trzymał to, co mogłoby mu się przydać po pouczającej lekturze notatek Fausta. No i jeszcze sam grymuar...

Re: [Doliny] Pragnienie

: Nie Lip 29, 2018 4:29 pm
autor: Aldaren
        Początkowe przygotowanie się do jazdy - przypięcie plecaka do juków, sprawdzenie popręgu i ogłowia, dopasowanie długości strzemion, a zwłaszcza wygodne usadowienie się w siodle - nie były wcale takie łatwe jak mogłoby się z początku wydawać. Co prawda zmory pochodziły z osobistej "stajni" Fausta i nie pierwszy raz były ujeżdżane, a Aldaren praktycznie na demonicznych koniach uczył się jeździectwa, jednakże te wierzchowce nie przepadały za okazywaniem komukolwiek swojego poddaństwa, z resztą podobnie jak inne demony i jedynie jego mistrz radził bez problemów radził sobie ze swoimi pupilkami, skrzypek musiał się namęczyć, żeby go choćby nie chciały zabić. Niby gospodarz zadbał o łatwiejsze wymuszenie uległości u koni, właśnie zaklętym ogłowiem, jednakże lazurowookiemu i tak zwierze nadpsuło krwi podczas wszystkich przygotowujących do jazdy czynności. Dlatego gdy już dosiadł swoją zmorę, odetchnął głęboko ze zmęczeniem, choć jeszcze nawet nie wyruszyli, i czekał cierpliwie na swojego towarzysza. Wciąż nie miał najmniejszej ochoty uczestniczyć w tej podróży, szczególnie, że czuł się jakby został sprzedany jak jakiś niewolnik i to za poniżająco niską cenę. Problem jednak polegał na tym, że jak zwykle nie miał za wiele do gadania i nie mógł sprzeciwić się swojemu mistrzowi, w końcu ten jako jego wampirzy stwórca mógłby go do tego zmusić i zrobić z Aldarena swoją marionetkę, a tak przynajmniej młody mógł zachować własną wolę i kontrolę nad własnym ciałem. Nie miał więc żadnego wyjścia.
        - Jeśli coś się stanie, postaraj się wrócić z grymuarem i ciałem młodego Aresterry. O nic więcej nie proszę, a w zamian pozwolę ci pójść, gdzie tylko sobie wymyślisz - powiedział do niego Faust, chwilę przed tym jak przybył wspomniany mężczyzna. Słowa ojczyma tak go zaskoczyły, że wbrew swojemu postanowieniu i niechęci skrzypek spojrzał na niego ze zdziwieniem. Nie spodziewał się z jego strony takiego polecenia, tym bardziej, że ostatniej nocny zdawał się być taki uprzejmy dla gościa. Myśl ta straciła jednak jakiekolwiek znaczenie, gdy dostrzegł trzymanego przez Fausta na rękach czarnego szczeniaka, dziwnie znajomego, choć już nie takiego przerażającego.
        - Odezwij się, a cię wypatroszę i rozrzucę ścierwo po całej Alaranii cobyś się tak szybko nie pozbierał! - zawarczał zwierzak, dziecięcym, złowrogim głosikiem.
        Skrzypek przełknął z obawą ślinę i nie śmiał się choćby uśmiechnąć przez kłębiące się w nim rozbawienie. To była kolejna niespodzianka, jeszcze nigdy nie widział Zabora w takim stanie. Westchnął ciężko, chcąc wyrzucić z siebie tłumione emocje i z niechęcią kiwnął Faustowi głową, niemal niezauważalnie, a następnie odwrócił od niego wzrok na rzecz przedstawienia jakie się przed nimi rozgrywało. W roli głównej błogosławiony nekromanta i charakterna zmora. I tym razem powstrzymał się od śmiechu, w końcu on również nie miał lekko ze swoim wierzchowcem i musiał się nieźle namęczyć, żeby móc teraz spokojnie siedzieć w siodle.
        - Poczekaj, pomogę c... - Gospodarz nie zdążył dokończyć, jak Mitra postanowił posłużyć się magią na demonicznym zwierzęciu.
        Aldaren wiedział, że ze zmorami najlepiej obchodzić się twardą ręką, ale z jakiegoś powodu nie był w stanie dłużej się temu przyglądać, zwłaszcza, gdy wierzchowiec zaczął cierpieć. Jeszcze bardziej przygnębiającym był fakt, że zmora Mirty po tym pokazaniu kto jest panem, stała się potulna jak zwykły koń, a jego wierzchowiec jedynie nie chciał go już zrzucić i zabić, ignorując całkowicie osobę młodego wampira i to, że siedział w siodle, a przecież on miał wiedzę z zakresu demonologii i odpowiednich zaklęć do władania mieszkańcami Otchłani.
        - W porządku - mruknął pod nosem, dobity tym stanem rzeczy. W jego głosie było słychać całkowite zobojętnienie i bierność. Co innego miał robić skoro jego zadaniem była jedynie ochrona tego zamaskowanego dziwaka - nikt normalny przecież się tak szczelnie nie ubierał, żeby nikt nie mógł zobaczyć choćby fragmentu ich skóry. Nawet w takiej Maurii, gdzie każda odkryta część ciała, mogła być potraktowana przez wampira jako prowokacja do wgryzienia się w nią i skosztowanie kilku kropel życiodajnego, szkarłatnego płynu prosto ze źródła.
        - Powodzenia, wróćcie cali i zdrowi - zaćwierkał niewinnie Faust machając im wysoko uniesioną jedną ręką. Aż wstyd było się przyznawać, że było się wychowywanym przez taką osobę, a tym bardziej zostało się przez nią przemienioną w dziecię nocy. Aldaren westchnął zażenowany i ruszył za Mitrą, dopiero po tym, jak zawładnął umysłem zmory i nakazał jej ruszenie się w końcu.
        - Jesteś żałosny - prychnął Zabor, patrząc za odjeżdżającymi mężczyznami.
        - Powtórzysz to, gdy zdegraduję cię do postaci dżdżownicy? - zapytał niepokojąco miłym tonem, a jedyne co rozległo się w odpowiedzi, to zrezygnowane "Echh..." ze strony szczeniaka.

        Również Aldaren nie podejmował żadnej próby nawiązania rozmowy i w milczeniu podążał kilka kroków za zmorą swojego towarzysza. Kiedy zatrzymali się pod jego domem, także zsiadł i przywiązał swojego wierzchowca, a po tym podążył za tym, którego miał chronić, choć z miłą chęcią zostawiłby go teraz samemu sobie i po prostu poszedłby w swoją stronę, jednakże był niemal całkowicie pewny, że Faust wysłał za nimi kogoś do doglądania ich postępów w wyprawie i składania mu na ten temat raportu na bieżąca, więc jego mistrz mógłby od razu zostać poinformowany o wykorzystaniu przez skrzypka okazji i ucieczce, a wtedy młody wampir na pewno nie miałby już tak łatwego i lekkiego życia. Pogłaskał swojego ogiera lekko po boku szyi i od razu zabrał rękę, gdy zwierz spróbował go ugryźć. "To będzie ciężka i strasznie długa podróż..." - westchnął ciężko do swoich myśli i spojrzał w stronę swojego towarzysza, za którego zaproszeniem wszedł do budynku. "Mam tylko nadzieję, że wszystko się szybko skończy".
        - Nie ma pośpiechu, panie Aresterra - odpowiedział, wodząc od niechcenia wzrokiem po całym wszechobecnym bałaganie kiedy był już w środku. - Jaki mistrz taki uczeń... - mruknął do siebie i pogrążył w zadumie.
        - Sam nie jesteś lepszy - odparł samemu sobie, ale zaraz się zdenerwował przez własną odpowiedź.
        - Zamilcz, nie jestem taki jak Faust! - warknął trochę zbyt głośno, by dalej pozostać dyskretnym ze swoją rozmową z samym sobą. - Podobno ludzie otaczający się chaosem, są chaotycznej natury - rzucił od niechcenia do błogosławionego, chcąc tym odwrócić uwagę niebianina od jego wybuchu sprzed chwili i uspokoić własne myśli.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Sob Sie 04, 2018 3:09 pm
autor: Mitra
        Gdyby Aldaren spełnił swoje pragnienie i faktycznie obrócił się i odszedł, Mitra nie powstrzymałby go nawet jednym słowem. Najcenniejszą w swojej ocenie pomoc już otrzymał: notes Fausta, który cały czas nosił przy sobie, ta mała książeczka niosła ze sobą wiele nowych informacji i wskazówek wartych sprawdzenia. W przydatność młodego wampira nadal jednak śmiał wątpić, więc jego obecność nie była niezbędna, nie zabiegałby o nią. Był jednak błogo nieświadomy rozważań skrzypka, więc nie musiał go powstrzymywać ani zachęcać - po prostu nadal robił wszystko po swojemu.
        Aresterra - chociaż zależało mu na tym, by wyruszyć jak najszybciej - miał w sobie resztki społecznych odruchów, które nakazywały mu poczekać w salonie, aż Aldaren skończy mówić. Stał więc niedaleko drzwi i czekał, nie zdradzając się z żadnym zniecierpliwieniem. W otworach maski widać było jednak, jak zaczął trochę intensywniej mrugać, gdy zachowanie chłopaka stało się… nietypowe. Był oczywiście ostatnią osobą, która mogłaby oceniać pod tym względem innych, ale czy Aldaren naprawdę gadał do siebie? Czy też może to było do niego, tylko czegoś nie zrozumiał? ”Dziwny jest…”, uznał w duchu.
        - Doprawdy? - odezwał się tonem uprzejmego zainteresowania, całkowicie ignorując to jak wampir warczał sam do siebie i skupiając się tylko na ostatniej uwadze. - Wolę myśleć o sobie jako o istocie harmonijnej, która nie lubi sprzątać. Ostatnio miałem zresztą ciekawsze zajęcia niż to - zauważył, o dziwo dość lekkim tonem. - Zresztą… czy jestem harmonijny, czy też chaotyczny, powie ci moja aura - dodał, kończąc w ten sposób temat. Nie przejmował się tym czy jego rozmówca w ogóle posiada odpowiednie umiejętności. Udał się do wyjścia, lecz przystanął w progu, przez moment wyraźnie wahając się czy coś powiedzieć. Machnął jednak ręką i wyszedł.

        Bałagan w domu Mitry miał tę zaletę, że sam bałaganiarz doskonale się w nim odnajdywał, dlatego gdy przyszło do kompletowania przedmiotów na drogę, szło mu jak z płatka. Przeszedł się przez pracownie w piwnicach pod domem, zbierając wszystkie przybory do niewielkiej sakwy. W podjęciu decyzji w kwestii tego co może okazać się im potrzebne pomógł notes Fausta, który rzucił nowe światło na pewne rytuały, które być może przyjdzie im przeprowadzić. Na samym dnie wylądowały więc owinięte w płótno czerwone świece i rylce do kreślenia rytualnych kręgów. Mitra zabrał też cały przybornik sakralnych noży, z których pewnie użyje tylko jednego czy dwóch, ale był ich jakiś tuzin - złoty, srebrny, obsydianowy, taki z ostrym końcem do przebicia serca i kolejny z ostrzem do poderżnięcia gardła oraz kilka innych, do bardziej specyficznych rytuałów. Nekromanta delikatnie powiódł dłonią po kolejnych rękojeściach, a na koniec wyjął z futerału nóż z ostrzem pokrytym srebrem i wsunął go za pasek. Zaraz zabrał się za zbieranie kolejnych przedmiotów przeznaczonych do odprawiania rytuałów.
        Cenny grymuar zabrał na samym końcu - był on schowany w skrytce na najniższym poziomie piwnic. Mitra nie wiedział, kto kazał zamontować to ustrojstwo, czy była to robota Saraliza, czy jakiegoś jego poprzednika, bo nigdy nic tam nie trzymano. Była to jednak dobra krasnoludzka robota, ciężka, toporna i nie do sforsowania, jeśli nie znało się szyfrów i sposobów na otwarcie kolejnych zamków. No można było wysadzić skrytkę, ale z zawartością... Nie była to jednak nawet w połowie tak finezyjna robota, jak kłódka zamykająca Czarną Księgę.

        Mitra na moment zapomniał, że nie jest sam w domu. Zajęty metodycznymi przygotowaniami chodził po piwnicach, nucąc bez skrępowania melodię, którą słyszał w nocy w posiadłości Fausta. Maskę zdjął i zawiesił przy pasku, a kaptur odrzucił na plecy, rękawy podwinął. Nie przerwał ani nie poprawił się nawet gdy wrócił na parter, z przewieszoną przez ramię sakwą i tulonym do piersi grymuarem. O tym, że nie jest sam, przypomniał sobie za późno - mijał właśnie wejście do salonu i oczywiście odruchowo spojrzał do środka, od razu dostrzegając czekającego tam wampira. Błyskawicznie odwrócił wzrok i przyspieszył kroku. Nie chodziło jednak o to, że bał się samego Aldarena - może nawet byłby w stanie chodzić przy nim bez maski, lecz świadomość tego, że ten młodzieniec był wychowankiem Fausta i mógł być do niego podobny charakterem… To było już trochę obrzydliwe. Najpierw musiałby go lepiej poznać.
        Błogosławiony przyszedł do salonu chwilę później. Czarna Księga, którą wcześniej tak tulił, znalazła swoje miejsce w skórzanym futerale na lędźwiach - nie krępowała ruchów i cały czas była pod ręką. Nie dało się jej również tak łatwo podwędzić, gdyż zabezpieczały ją solidne sprzączki, a w razie czego zawsze można było pas odwrócić, by mieć ją przed sobą. Gdyby była mniejsza czy poręczniejsza, Mitra nosiłby ją na udzie albo przy biodrze, jednak przez pancerne okładki była ona całkiem pokaźnych rozmiarów.
        - Możemy ruszać - oświadczył wampirowi, skryty za swoją maską bez wyrazu. - Nie wiem na ile jesteś zaznajomiony ze sprawą… Jeśli masz jakieś pytania, to chyba jest odpowiedni moment na zadanie ich. Nie mamy jednak całego dnia na rozmowę: chcę jeszcze dzisiaj przed zmrokiem dotrzeć w miejsce, gdzie stała posiadłość Krazenfirów, więc nie mamy zbyt wiele czasu do zmarnotrawienia.

Re: [Doliny] Pragnienie

: Wto Sie 07, 2018 5:39 pm
autor: Aldaren
        Aldaren z natury nie lubił się kłócić, więc w milczeniu przyjął odpowiedź nekromanty i lekko pokiwał głową, jako znak dla niego, że został wysłuchany, a nie zignorowany. Odezwał się jednak cicho do samego siebie zaraz po opuszczeniu przez Mitrę salonu.
        - To już drugi niebianin z chaotyczną naturą, czy oni wszyscy są tacy? Dawniej przecież byli uosobieniem dobroci i miłosierdzia, a teraz? Czy to kwestia ewolucji? Hmmm... - mamrotał pod nosem, myśląc na głos i odchodząc duchem gdzieś poza obręb zabałaganionego salonu.
        - Za dużo myślisz, skupiłbyś się na obecnym zadaniu. Im szybciej je skończysz, tym szybciej wrócisz do domu... - Przywrócił samego siebie z powrotem na ziemię, ale już po chwili przez jego twarz przeszedł grymas wielkiego niezadowolenie i zniesmaczenia. Tak, chciał mieć już za sobą całą tą wyprawę, jednakże całym sercem nie chciał wracać do Fausta. Może kiedy to wszystko się skończy, a on dobrze wywiąże się ze swoich obowiązków, to mistrz pozwoli mu opuścić Mroczne Doliny. Jeśli nie, po prostu sam się wymknie, jak to kilkakrotnie czynił w przeszłości, setki lat temu gdy jeszcze był człowiekiem. Co prawda nie miał dokąd pójść, ani żadnego celu w życiu, ale to było jedynie kluczem do wielu możliwości. Może udałoby mu się osiąść na jakimś zapomnianym przez Najwyższego pustkowi, gdzie nie będzie w stanie nikogo skrzywdzić i nikt go nie zrani, albo będzie udawał zwykłego człowieka i zaciągnie się do wojska jako medyk. Podczas wojny nie będzie się musiał martwić o pożywienie, bo nikt się przecież nie dopatrzy braku śladowych ilości krwi. Tylko... czy gdzieś na ziemiach Alaranii obecnie trwała wojna?
        - Tak, w twojej głowie. - Westchnął ciężko i wpatrzył się smętnie we wszechobecny bałagan.
        Pomysł ten tak mu się spodobał, że nie zwrócił uwagi na to, jak bardzo "wymarzone" przez niego miejsca są podobne do Maurii, albo atmosfery w niej panującej. A przecież on chciał od niej uciec, pogrzebać żywcem w bezlitosnym zapomnieniu wraz z całą jego przeszłością i wszystkim co związane było z nim i tym miastem. Nie powinno więc dziwić, że kiedy to sobie uświadomił był sfrustrowany i rozdrażniony jeszcze bardziej. Już nic nie mówił, a jedynie pogrążył się w myślach, siedząc na o dziwo ominiętym przez obecną dookoła "harmonię" Mitry fragmencie sofy, którego nie było potrzeby naruszać swoją ingerencją, skoro miejsca dla wampira starczyło. Nawet oparł się łokciem na podłokietniku, a następnie głowę na dłoni, gdy tak wpatrywał się ze znudzeniem i cierpliwością w... we wszystko co się na podłodze znajdowało. Nie to, że obawiał się ataku ze strony niewykrywalnych w tym bałaganie gryzoni, albo jakiś zabójczych drobnoustrojów, bo przecież nie był pedantem, sam u siebie ścierał kurz i pajęczyny raz na tydzień. Chodziło po prostu o to, że nie chciał nic ruszać by jeszcze bardziej nie zniechęcić do siebie przymuszonego towarzysza. Ten już i bez tego wydawał się nie przepadać za wampirzym skrzypkiem, choć to akurat z wzajemnością. Jednakże dla powodzenia ich misji najlepiej byłoby utrzymać w miarę neutralne stosunki, a nie je jeszcze pogarszać sprzeczkami o byle chaos... To znaczy harmonię.

        Czekał i czekał, a czekając dopadło go potworne uczucie, jakby swędziały go kły. Na szczęście wiedział co na to zaradzić i wyjął swoją piersiówkę z zamiarem upicia jednego bądź dwóch łyczków. A przynajmniej takie było początkowe założenie, gdyż chwila zaczęła się przedłużać, a on dalej nie odrywał ust od odkręconego dzióbka poręcznej, metalowej menzurki. Nie pomagało nawet wmawiania sobie, że nie będzie miał nic na później jeśli teraz wszystko wypije. Za to skuteczny był nasilający się odgłos kroków, które nagle się zatrzymały. Aldaren nie czuł się w żaden sposób zakłopotany tą sytuacją, bo nie było widać co znajduje się w metalowej piersiówce skrzypka, acz po jego skrzących się, krwistoczerwonych oczach nie trudno było się domyślić. Kiedy zerknął na gospodarza, był zdumiony. Nie tyle tym, że pierwszy raz widział go bez tej całej maskarady, ale bardziej wrażenie, że gdzieś go już widział. Problem tkwił dodatkowo w tym, że skoro nosił nazwisko mistrza Saraliza to musiał być z nim spokrewniony, ale gdy młody wampir z polecenia Fausta odwiedzał starca, aby ten nauczył go nekromancji, nigdy nie widział u niego mężczyzny podobnego do Mitry. Fakt, był tu tylko dwa razy, raz właśnie ze swoim mentorem, a drugi już na pierwszych zajęciach z tej dziedziny, którą okazała się jeszcze bardziej toporna niż demonologia, z magii zmarłych nawet podstaw nie pamiętał, jednakże ani razu nie zdarzyło mu się zobaczyć niebianina w tych murach czy właśnie z Saralizem. Ale cóż było to obecnie najmniej ważne, zwłaszcza, że speszony blondyn znów postanowił zniknąć. "Dziwak..." - przeszło mu przez myśl, lecz mimo to dalej cierpliwie czekał.

        Po powrocie Mitry nawet słowem nie skomentował wyraźnie niewygodnego dla błogosławionego incydentu, ale od jednego nie mógł się powstrzymać.
        - Jedną nutę wykonałeś zbyt nisko, ale i tak masz dobre ucho - rzucił, jakby do bliżej nieokreślonego odbiorcy wychodząc z domu do czekających przy słupku ogierów.

        - Mam pilnować byś dobrze przeprowadził rytuał, a po "nieszczęśliwym wypadku" mam zabrać grymuar i twoje ciało z powrotem do mistrza - odparł od niechcenia ze wzruszeniem ramion. Nie obchodziło go, że zdradził plany Fausta, po prostu poczuwał się do odpowiedzialności, że Mitra powinien wiedzieć ile tak na prawdę znaczyła łagodność i niezwykła gościna starszego wampira. Po za tym, choć nie lubił błogosławionego, tak jak i on go, po prostu nie mógł zataić tego co miał tak na prawdę zrobić. Miał swój honor, a dodatkowo Mitra ładnie zapytał.
        Odwiązał i wsiadł bez trudu na swoją zmorę, a następnie skierował konia w stronę północnej bramy miasta. Siedząc wygodnie w siodle, zaciągnął na głowę własny kaptur i zawiesił wzrok na głowie wierzchowca. Po zdarzeniach jakie się niedawno w mieście odbyły, a w jakie został podstępem wplątany, wciąż nie był zbyt tolerowany przez co poniektórych, jednakże ich liczba była już znacznie mniejsza niż po zabójstwie ojca Birona.