Po tym co zobaczył, demon miał pewność, że niebianin od samego początku z nimi pogrywał i wyprowadzał w pole jak ślepców... Jak dwóch, tępych ślepców, którzy łyknęli jego słowa jak młode smoki, nie zastanawiając się nad nimi i pożerając je chciwie bez uprzedniego pogryzienia, w całości. To jeszcze bardziej wnerwiło wilka, niż fakt, że uciekła mu sprzed nosa niewinna i czysta dusza dziecka.
"Znowu to samo ilekroć mam okazję skosztować prawdziwego rarytasu, zawsze ktoś musi się pojawić i mnie od tego odwieść," zawarczał do siebie samego. Pierwszą taką okazję stracił kiedy Faust przyprowadził do zamku niemal umierającą sierotę i zabronił komukolwiek, skrzywdzić chłopca, z którego wyrósł jego obecny właściciel zabraniający zabijania niewinnych, i który teraz bez wątpienia sprzątnął mu sprzed nosa słodką esencję towarzyszącego im małego blondyna. Zacisnął mocniej kły, a krwawy blask wypełnił niemal całe oczodoły. To był jedyny znak tego, że demon był teraz bardziej niż wnerwiony.
Szczęśliwy, choć osłabiony przez utratę krwi, Aldaren nie mógł powstrzymać radości, jaka nim zawładnęła na widok tego, że chłopiec żyje, nawet jeśli było to umownym stwierdzeniem. Wiedział, że popełnił błąd zsyłając na malca przekleństwo, które sam nosił, ale przede wszystkim kierował nim strach przed gniewem archanioła na widok martwego dziecka.
- Jesteś dobrym chłopcem, przepraszam za to co ci zrobiłem... - mruknął zbliżając się do malca i przytulając mocno do siebie. - Chciałbym, abyś nie musiał się stać taką potworem jak ja i jestem pewien, że podołałbyś temu zadaniu... Ale nie mogę ryzykować - dodał ze zbolałą miną wpatrując się w oczy blondyna z dłonią na jego policzku. Ten był zaniepokojony przez to, że nie wiedział co jego "wampirzy ojciec" zamierzał, ale jego ton i wyraz twarzy bardzo mu się nie podobały.
Długo nie musiał czekać, aby dowiedzieć się o co chodzi, gdyż starszy wampir w mgnieniu oka pozbawił go kłów. Chłopiec krzyknął z bólu i zakrył krwawiącą buzię dłońmi. Wiedział, że wampirze kły nie odrastają, widział jak jego mistrz ukarał w ten sposób jednego ze swoich służących, który nie mógł zapanować nad sobą i zapragnął dobrać się do gardła pana van der Leeuw, głowy rodu i opiekuna małego wtedy Aldarena, który obecnie wolał na wieczność okaleczyć świeżo przemienionego nieumarłego, niż pozbawić go życia. Zaraz jednak został ukarany przez los i podniesiony za gardło przez anioła, który zaczął go dusić.
- Sir... - wysapał, łapiąc go za rękę, chcąc się uwolnić z tego chwytu, ale jedyne co mu się udało to pomajtać nogami nad ziemią. Chciał się tłumaczyć, chciał przepraszać, ale nie miał ku temu okazji przez miażdżoną krtań. - Ja nie... chc... - starał się wydukać, ale jedynie sprawiało mu to ból. Mimo to patrzył mu cały czas w oczy ze strachem, zrozumieniem i skruchą.
- Zostaw go w spokoju! To ty tu jesteś oszustem, chędożony obłudniku! - warknął Zabor, gryząc go dodatkowo w ramię po tym jak pazurami rozdarł skrzydła żniwiarza.
Zaraz jednak od niego odskoczył i zaczął atakować oraz odganiać od siebie kruki, co chwila jakiś ptak ginął w jego paszczy, ale demon miał wrażenie jakby łapał mgłę, albo dym z ogniska, jakby były to jedynie duchy lub iluzja.
Aldaren wydobył ze swojego gardła zduszony krzyk, tracąc siły, na co wskazywały jego kończyny, które zawisły bezwładnie. Przez moment pociemniało mu przed oczami i był bliski stracenia przytomności, ale z niewiadomych mu powodów anioł go puścił, poczuł jedynie, jak jego ciało opada i uderza o twardą ziemię. Słyszał jakieś dziwne głosy, ale ich nie rozumiał, nie widział także unoszących się nad nim napisów. Podniósł się otępiały i spojrzał najpierw w stronę archanioła, a po tym na wystraszonego wampirka. Uśmiechnął się lekko do niego, chcąc go jakoś tym pokrzepić i uspokoić.
- A może to ja cię uwolnię... I wyślę na tamtą stronę! - warknął demon z dziką satysfakcją i nienawiścią, chcąc zaatakować i zakończyć żywot niebianina. Jęknął jednak po chwili z irytacją i niezadowoleniem, gdyż krwiopijca go powstrzymał przed wykończeniem Gregeviusa. - Rozszarpię, kolejnego który przeszkodzi mi w posiłku! - przysiągł rozwścieczony. - Powinieneś brać nogi za pas, a nie... Co... Co ty robisz, debilu?!
Piekielny ogar nie wiedział jak ma zareagować widząc podchodzącego do anioła, skrzypka, który popełniał ogromny błąd zbliżając się do osoby, próbującej go przed chwilą zabić, nie zamierzał jednak patrzeć na tą głupotę. Aldaren z niepewnością i niepokojem na twarzy, przykląkł obok niebianina i spuścił głowę.
- Przepraszam sir, że cię zwiodłem. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że zabiłem niewinne dziecko... - odezwał się załamującym od łez głosem, a po tym zrobił coś, co go samego zaskoczyło. Ujął twarz żniwiarza i złożył na jego ustach zimny, ale delikatny pocałunek. Po tym bez zastanowienia, nie mając siły samemu podróżować usiadł na grzbiecie Zabora, który nawet nie protestował czując jak słaby jest jego właściciel.
- A ty zostań z nim. Jeśli jest ci przeznaczone istnieć na tym świecie jako wampir. Jestem pewien, że wam obu wyjdzie to na dobre. - Polecił blondynowi. Nie wiedział dlaczego, nie powiedział po prostu, że nie chce aby Gregevius był dalej samotny, może uznał, że tam będzie najlepiej. Nie zwlekając dłużej popędził wilka wgłąb Mrocznych Dolin, mając nadzieję, że niebianin kiedyś mu wybaczy i odnajdzie w końcu swoje szczęście na ziemi, w końcu każdy tego pragnął. Choć obecnie sam wampir pragnął jedynie chwili spokoju i odpoczynku, aby móc zregenerować swoje siły.
Chłopiec nie mając innego wyboru, spojrzał z przestrachem w stronę mężczyzny pod drzewem.
Ciąg dalszy: Aldaren